13413

Szczegóły
Tytuł 13413
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

13413 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 13413 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

13413 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

PODANIA I LEGENDY POLSKIE zebra�a HANNA KOSTYRKO drzeworyty ZBIGNIEWA RYCHLIGKIEGO NASZA KSI�GARNIA. WARSZAWA 1970 NIE TAK PR�DKO BA�� SI� BAJE, JAK SI� PR�DKO DZIW TEN STAJE... W krain� dziw�w, w krain� za g�rami, za lasami, na lataj�cych dywanach i siwkach z�otogrzywkach przenosi nas ba�� � marzenie. �� Od najdawniejszych czas�w cz�owiek marzy� i snu� ba�nie* Ba�nie, legendy by�y Zawsze krain�, gdzie mo�na by�o uciec od smutku i udr�ki �ycia. Pogr��ony w niedoli cz�owiek oczekiwa� cudownej pomocy: g�odny wyobra�a� sobie zaczarowany stoliczek, na kt�rym na s�owa zakl�cia zjawiaj� si� najpyszniejsze potrawy, uciemi�ony niewolnik pragn�� uciec na dywanie lataj�cym, bity i poniewierany szuka� ratunku w kijach-samobijach, kt�re pomaga�y mu si� zem�ci� na silniejszych i pot�niejszych prze�ladowcach. W ba�niach i legendach dobry cz�owiek nigdy nie jest samotny ani opuszczony; wr�ki i czarodzieje opiekuj� si� sierotami, a �wi�ci i anio�owie w�druj� po �wiecie spe�niaj�c �yczenia, nagradzaj�c dobrych, a karz�c z�ych. W�r�d postaci fantastycznych spotykamy i diab�y; ale diabe� nie jest tu straszny. Jest najcz�ciej g�upi i zabawny, daje si� przechytrzy� m�dremu cz�owiekowi, kt�rego pr�bowa� oszuka�. W ten spos�b cz�owiek zwyci�a� z�o, kt�re wyobra�a� sobie w postaci diab�a. I anio�owie � z kolei uosobienie dobroci � wyst�puj� czasem w �artobliwych sytuaqach, jak cho�by anio� z �Legendy o Podhalu". Bo cudowne rzeczy dziej� si� nie zawsze w tajemniczej dalekiej krainie za siedmioma g�rami, za siedmioma rzekami, ale i na bliskiej ojczystej ziemi. W znanym podaniu dzielny Krak, kt�ry zwyci�y� smoka, zamieszka� w zamku na Wawelu, krasnoludki czuwa�y nad skarbami w polskich g�rach, syrena z dalekich m�rz pokocha�a Wis��, a �pi�cy rycerze Boles�awa Chrobrego oczekiwali w tatrza�skich grotach na znak wzywaj�cy do walki o wyzwolenie ojczyzny... Tak wi�c ba��, legenda i podanie � powstaj�c w owych czasach, kiedy o szcz�liwej odmianie losu mo�na by�o tylko marzy� � stworzy�y cudown�, dalek� krain�, gdzie ludziom pomagaj� wr�ki i anio�owie, a dobro zwyci�a z�o. Czy jednak, gdy ludzie b�d� �yli w szcz�ciu i sprawiedliwo�ci nie tylko w ba�ni, ale i we w�asnym spo�ecze�stwie � czy wtedy zniknie ba�� i marzenie? Czy cz�owiek syty, odziany, wolny, panuj�cy nad przyrod�, zdobywca innych planet niczego nie Zapragnie ? Zawsze chyba b�dzie marzy� o wiecznej m�odo�ci i nie�miertelno�ci i t�skni� Za now�, wielk� przygod�... S. W. OBJA�NIENIA WYRAZ�W OZNACZONYCH GWIAZDK� ZNAJDUJ� SI� NA KO�CU KSI��KI PODANIE O LECHU A W N O ju�, bardzo dawno, mo�e z tysi�c lat temu, trzech braci, Lech, Czech i Rus, rozesz�o si� w trzy strony �wiata, aby za�o�y� sobie nowe pa�stwa* Lech uda� si� na p�noc* Szed� d�ugo przez wielkie, nieprzebyte puszcze, kt�re okrywa�y w�wczas nasz� ziemi�, przedziera� si� przez g�szcze, przebywa� moczary, kieruj�c si� jedynie s�o�cem lub biegiem w�d, a� wyszed� na r�wnin� nad brzegami Warty* Zachwycony pi�kno�ci� kraju, �yzno�ci� ziemi, obfito�ci� ryb i zwierzyny, postanowi� tu si� zatrzyma� i gr�d* sobie zbudowa� [**�] Kiedy w puszczy Z rozkazu Lecha �cinano drzewa na budow� grodu, znaleziono ca�e gniazdo bia�ych or��w* Lech wzi�� to za dobr� wr�b� i bia�ego or�a obra� sobie za znak wojenny, a gr�d, kt�ry zbudowa�, nazwa� Gnieznem* CECYLIA NIEWIADOMSKA PODANIE O POPIELU IEDALEKO od Gniezna, nad jeziorem Gop�em, wznosi� si� gr�d Kruszwica. Tam mieszka� ksi��� Popiel, jeden Z nast�pc�w Lecha, i rz�dzi� krajem gro�nie i surowo. Chcia� wi�kszej w�adzy, ni� mieli jego poprzednicy. Chcia� rz�dzi� sam, nie pytaj�c nikogo o rad�. �ona Niemka opowiada�a mu nieraz, �e tak rz�dz� ksi���ta w Niemczech. A w Polsce z dawna by� obyczaj, �e knia� w wa�niejszych sprawach zwo�ywa� na rad� starszych kmieci, czyli gospodarzy, w�a�cicieli ziemi. Taka rada, z kmieci z�o�ona, nazywa�a si� wiecem. Popiel nie chcia� zwo�ywa� wiec�w, a kmiecie rozgniewani o to, nie chcieli z nim chodzi� na wojn�, odmawiali mu pos�usze�stwa. Popiel si� obawia�, �e z tego zatargu skorzystaj� jego stryjowie: po��cz� si� z kmieciami i odbior� mu w�adz�. Zaprosi� wi�c stryj�w na uczt�, �ona przyprawi�a trucizn� mi�d i wino i otru�a wszystkich. Trupy wrzucono do Gop�a. Zbrodnia jednak zosta�a pr�dko ukarana. Z cia� potopionych stryj�w wyl�g�y si� tysi�ce myszy i wyruszy�y wszystkie do Kruszwicy, prosto na dw�r zbrodniarza. Przera�ony Popiel, nie umiej�c walczy� z takim nieprzyjacielem, ratowa� si� ucieczk� i Z ca�� rodzin� szuka� schronienia w murowanej wie�y, wznosz�cej si� po�r�d jeziora na wyspie. Lecz myszy pop�yn�y za nim, dopad�y go na wie�y i zagryz�y. CECYLIA NIEWIADOMSKA PIAST O D C Z A S rz�d�w Popiel� niedaleko Kruszwicy mia� w�asn� zagrod� zamo�ny kmie�, Piast ko�odziej** Szanowali i kochali go s�siedzi, bo ch�tny by� do rady i pomocy, uczynny dla ka�dego, m�dry i gospodarny* Opr�cz chaty i roli mia� du�� pasiek�, kt�ra dostarcza�a mu miodu i wosku* Zarabia� tak�e ko�odziejstwem, wi�c pracy mia� niema�o, lecz i dostatek wszystkiego* Dobra �ona Rzepicha pomaga�a mu w gospodarstwie, a weso�e i zdrowe dzieci stanowi�y szcz�cie rodzic�w* Poeta polski Niemcewicz* kt�ry przed stu laty prawie w pi�knych �piewach historycznych opisa� s�awnych ludzi i wa�niejsze wypadki Z naszych dziej�w, tak o tym kmieciu m�wi�: Po�r�d Kruszwicy spokojnych wie�niak�w By� Piast, co bog�w i ludzi mi�owa�. Dom jego szczup�y, ale zewsz�d czysty, Za Gop�em ma�� pasiek� posiada�, Cieni� lepiank� jawor* wiekuisty, A na nim bocian gniazdo swe zak�ada�* W�a�nie podczas spor�w z Popielem o wiece sko�czy� lat siedem najstarszy syn Piasta* By�a to dla rodziny bardzo wa�na uroczysto��, gdy� ch�opiec z r�k matki przechodzi� pod opiek� ojca* W dniu urodzin dziecka obchodzono tak zwane postrzy�yny, to jest ojciec po raz pierwszy obcina� synowi d�ugie w�osy, nadawa� mu imi� i wzywa� dla niego b�ogos�awie�stwa przodk�w* * 9 * Na ten obrz�dek spraszano s�siad�w i ugaszczano ich hojnie, aby upami�tni� dla nich to zdarzenie i zapewni� dziecku ich �yczliwo��* Tote� Piast i Rzepicha zawczasu przygotowali dostateczny zapas mi�sa i pieczywa, miodu i owoc�w le�nych* Uprz�tni�to chat�, przystrojono zieleni�, zastawiono obficie sto�y* W�a�nie sproszeni go�cie zasiedli za sto�em, kiedy w progu stan�li nie znani nikomu podr�ni* Byli to dwaj m�odzie�cy o jasnych i pogodnych twarzach; zakurzone ich szaty �wiadczy�y wyra�nie, �e dalek� przebyli drog� � prosili o wypoczynek* Byli przed ksi���cym dworem, ale ich tam nie wpuszczono, mo�e znajd� go�cinno�� pod wie�niacz� strzech�* Go�cinno�� i w poga�skiej Polsce by�a naj�wi�tszym prawem, obowi�zkiem* Go�� w dom � B�g w dom � m�wi stare przys�owie, a maluje ono wiernie, co czu� i my�la� ka�dy* Z rado�ci� te� powita� Piast przyby�ych, poda� im wody, aby obmyli si� z kurzu, i posadzi� za sto�em, prosz�c, aby jedli* Tymczasem rozpocz�y si� obrz�dy* Matka przyprowadzi�a bia�o ubranego ch�opca, w p��ciennej koszuli, z rozczesanymi d�ugimi w�osami, i powiod�a go przed ojca* Ch�opak pad� mu do n�g, a Piast go podni�s�, u�ciska�, pokropi� wod� ze �r�d�a i uj�wszy no�yce, przystrzyg� mu w�osy nad czo�em* Odda� potem no�yce najstarszemu z go�ci, ten uci�� znowu d�ugi pukiel i tak kolej� co starsi krewni i s�siedzi strzygli po trochu w�osy wko�o g�owy dziecka* Kobiety je zbiera�y, aby zakopa� w ziemi�* Wtedy podnie�li si� obcy podr�ni, a jeden z nich przem�wi�: � Pozw�lcie i nam, bracia, pob�ogos�awi� ch�opca w imi� naszego Boga* I zrobiwszy znak krzy�a, doda�: � W imi� Ojca i Syna, i Ducha �wi�tego chrzcz� ciebie, Zie-mowicie* Niech b�ogos�awie�stwo Bo�e b�dzie z tob�, nad domem twoim i dzie�mi twoimi. Obecni s�uchali tego ze zdziwieniem, wzruszeni i pe�ni wdzi�czno�ci* B�ogos�awie�stwo Bo�e jest przecie� najwi�kszym darem* * 10 * Imi� Ziemowita podoba�o si� te� wszystkim, Piast dzi�kowa� serdecznie. Rozpocz�y si� teraz pie�ni obrz�dowe. Matka przynios�a wieniec ze �wie�ych zi� upleciony i w�o�y�a postrzy�onemu synowi na g�ow�, ojciec wzi�� go za r�k� i powi�d� na �wi�te miejsce na cmentarzu, aby modlitw� uczci� duchy dziadk�w i zostawi� ofiary na ich grobach. Przez drog� �piewano pie�ni, groby polano mlekiem, poustawiano na nich misy z jad�em. Kiedy wr�cono na koniec do domu, spostrze�ono, �e obcy m�odzie�cy znikn�li. Kiedy odeszli, nikt nie zauwa�y�, nikt nie wiedzia�, w kt�r� stron� si� udali. Musieli by� to ludzie �wi�ci, gdy� zostawili �wi�ty dar bog�w: b�ogos�awie�stwo. Rozeszli si� na koniec go�cie, ale nazajutrz wr�cili z wie�ciami, �e kmiecie si� zbieraj�, aby obra� innego ksi�cia; Popiel� nikt s�ucha� nie chce. Ze wszystkich stron schodzi�y si� liczne gromady, jedni szli pieszo, inni jechali na wozach, tamci zn�w konno, a nikt zagrody Piasta nie omin��. Ka�dy rad by� us�ysze� jego m�dre s�owa i pokrzepi� si�y Za go�cinnym sto�em, W Kruszwicy bardzo pr�dko g��d zacz�� dokucza�: okolica nie mog�a wy�ywi� tylu ludzi, wielkich zapas�w nikt z sob� nie przywi�z�, a to, co by�o, nie wystarcza�o dla wszystkich. Go�cinny ko�odziej wita�, podejmowa�, lecz w duszy ros�a mu troska i trwoga: sk�d�e dla tylu stanie? I co pocz��, skoro zabraknie �ywno�ci? Z niepokojem pyta �ony, co ma jeszcze w spi�arni. Biegnie Rze-picha zaraz do komory, ale po chwili wraca i opowiada z najwi�kszym zdziwieniem, �e zapas�w nic nie ubywa, wszystkie statki pe�ne jedzenia, jak by�y. Cieszy si� Piast i dziwi, dzi�kuje bogom za ten dar ich �aski i �mielej zaprasza, cz�stuje, � Dobry z ciebie gospodarz � chwal� ze zdziwieniem go�cie � kiedy wystarczysz na takie gromady, * 11 * % � Nie moja w tym zas�uga � t�umaczy si� wie�niak* � Bo�a to wola i b�ogos�awie�stwo: �wi�tych snad� ludzi ugo�ci�em w chacie, bo odt�d nie ubywa mi zapas�w* Zdumieli si� wszyscy, spojrzeli na siebie* � A jakiego� nam szuka� ksi�cia, je�li nie takiego, kt�remu bogowie sami b�ogos�awi� I Nad Piastem boska r�ka i opieka, Piast szcz�liwie nami rz�dzi� b�dzie. I zasiad� Piast ko�odziej na tronie w Kruszwicy* Ju� wdzia� purpur�, wzi�� miecz wojowniczy, �wietn� koron� uwie�czy� swe skronie, A wdzi�czny, pragn�c uczci� stan rolniczy, Rozkaza� p�ug sw�j postawi� przy tronie. CECYLIA NIEWIADOMSKA PIE�� S�OWANA I S � O bia�a, matko bia�a, czemu m�tne wody twoje? Jak�e m�tne by� nie maj�, kiedy do nich Izy padaj�? Lud u brzega r�ce �amie, r�ce ' �amie i ratunku wo�a, a ratunku nie ma.�t Smok w pieczarze siad� pod g�r�, co zobaczy, to poch�onie, co pochwyci, to po�era* Kiedy z g�odu ryczy w�ciek�y, ca�a g�ra dr�y od ryku* Kiedy syty dyszy w jamie, oddech powietrze zara�a*,* Noc i dzie� spoczynku nie ma � pola puste, lud ucieka, zwierz do lasu goni z trwog���� Trzody wypleni� i ludzi, d�awi niewiasty i dzieci, a nigdy pastwy niesyty, ci�gle ryczy, ci�gle dyszy* � Czym�e zg�adzi� �mij�, smoka? Miecz mu sk�ry nie przebije, pa�ka czaszki nie roztrzaska, gard�a mu nie zdusz� d�onie i piorun go nie zabije, i woda go nie poch�onie, i ziemia go nie przykryje* Krak na grodzie smutny siedzi, my�li, duma, brod� zwija, podpar� si� i patrzy w ziemi�* �Jak mam po�y�* tego smoka, jak potwor� t� umorzy�?" My�li miesi�c, my�li drugi, smok �re ludzi, my�li trzeci, a smok ryczy��� Rady! rady! P�acze, r�ce za�amuje* � Jak mam po�y� tego smoka, jak potwor� t� umorzy�* Siedem razy miesi�c ro�nie, siedem razy si� roztapia, a� Krak Skub� wo�a� ka�e* * 13 * � Skubo, cz�ecze, r�b, co� rzek�: zabij wo�u, owc� zabij, wn�trzno�ci wyrzu� do wody, a smo�y we�mij gor�cej, a siarki nabierz pal�cej, a w�gli nabierz czerwonych* Wypchaj �cierwo siark�, smo��, podrzu� je pod smocz� jam�, kiedy �mij* zaryczy Z g�odu* Smok niech ogie� ten poch�onie, niech mu wn�trzno�ci przepali* Niech p�knie dzika potwora* Poszed� Skuba i tak czyni, jako m�dry kr�l rozkaza�* Zabi� wo�u, owc� zabi�, nadzia� siark�, w�glem, smo��, do pieczary je przy wieka*. Gdy smok wyje z g�odu w�ciek�y i g�odn� paszcz� otwiera: � Na�ci straw�, �miju-smocze! � Po�yka straszna paszcz�ka, ryknie, al dr�y g�ra ca�a i gr�d z sto�bami* si� chwieje* W smoku pal� si� wn�trzno�ci, trzewia ogie� mu wy�era* I z jamy g�ow� wywleka, leci do Wis�y i ��opie* ��opie, a� si� nad�� ca�y i rycz�c rozpuk�, i zdycha- Wtem Krak z mieczem idzie z grodu, �eb �mii strasznej ucina,, na �erd� go wtyka wysoko* � Patrzaj, narodzie m�j mi�y, �e si� twe m�ki sko�czy�y* Ptacy nios� wie�� weso��, wiatry polami z ni� biega, niech rolnik wychodzi Z p�ugiem, niech pastuch byd�o wy�enie, niech dzieci, id� na ��ki � nie ma ju� smoka na ziemi* Nad smocz� jam� na g�rze gr�d si� kamienny podnosi, tam Krak kr�luje spokojny, na cztery strony spoziera, cztery zwojowa� narody-A broda ro�nie mu siwa i ju� mu piersi zakrywa, ju� i do kolan mu si�ga* A kiedy dotknie si� ziemi, kr�l wie, �e umrze� mu pora* Ni. si� weseli, ni smuci, �e swe kr�lestwo porzuci, dwu syn�w ma ju�; u boku i c�rk� Wand� ma jedn�* Broda doros�a ju� ziemi* � Przysz�a ju� na mnie godzina; we�cie kr�lestwo na dwoje* Siostrze da� kr�lewskie wiano i �yjcie w braterskiej zgodzie* P�acz po swym ojcu, narodzie! � Nar�d zap�aka� i cia�o niesie na g�r� Las-sot�, na stosie go posadzili* tryzn�* z obiat�* sprawili, popio�y Kraka zebrali, ka�dy wzi�� po gar�ci ziemi, szli i sypali, dop�ki mogi�a w g�r� nie wzros�a* Kraj na p� bracia dzielili, poczn� panowa� Krak z Lechenu I Krak ma ziemi po�ow�, i Lech po�ow� ma ziemi* Lech patrzy na brata z trwog�: �starszy mi kark zgniecie nog�"* * 14 * � Jed�my do lasu na �owy, bracie, na zwierza dzikiego, jed�my razem w puszcz� ciemn�*�� b�dziemy goni� jelenie, b�dziem zabija� nied�wiedzie* Siedli na ko�, siostra z wie�y prosi: � Nie jed�cie na �owy � krucy dzi� rano krakali i sen mia�am w nocy krwawy* We�cie czelad�, we�cie z sob�, zwierz jest dziki,, las jest czarny* A Krak �mieje si� i rzecze: � Zwierz i las niestraszny dla nas* A� w puszcz� ciemn� wjechali � wtem m�odszy staje i rzecze: � Tutaj ci, bracie, umiera�, ja ca�e pa�stwo zagarn�* � Rzek� i m�otem w skro� mu ciska, a� krew szkar�atna wytryska i Krak na ziemi� upada* Co tu czyni� z cia�em brata? Z ziemi wilcy je wygrzebi�, po trupie poznaj� ludzie* Mieczem go r�bie na �wierci, tnie go na drobne kawa�y i na rozstajach je grzebie* Piaskiem bia�ym przysypuje, nogami ubija ziemi�. Ksi�yc i gwiazdy patrza�y, puszcza ich widzia�a ciemna; ksi�yc, gwiazdy nie wyda�y, puszczy nikt nie s�ucha� g�osu* Jedzie na gr�d Lech i p�acze, sukni� rozdar�, r�ce �amie* � Biada mi � oto zwierz srogi brata zagryz� w ciemnym lesie* Krew widzicie na mej szacie, bom go broni� nadaremno* Lech wzi�� po nim ziemi� ca�� i sam panowa� na grodzie* Na rozstajach, k�dy cia�o bia�ym piaskiem przysypane, jasne liii je wyros�y, kwitn� i z wiatrem bujaj�, wiatrom j�cz�c powiadaj�: � Tutaj jest Kraka mogi�a, r�ka brata go zabi�a* Ludzie id� noc�, drog�, dziwne g�osy s�ysz� Z trwog�, wiatr od-wiewa Kraka cia�o* Na zamek nios� je ludzie, starszyzna na gr�d si� zbiera* Niechaj ten, co zabi� brata, idzie z ziemi na kraj �wiata, k�dy oczy go ponios�* Wanda zosta�a jedyna, kt�ra bogom �lubowa�a* � Ona b�dzie nam kr�low�* � Jak mam by� kr�low� wasz�, kiedym bogom �lubowa�a, �e m�a nie b�d� mia�a?*�* Wanda morza, Wanda ziemi, Wanda powietrza kr�lowa, nar�d �piewa i wykrzyka: * 15 * � C�rka Kraka niech panuje I Na granicy, na rubie�y* Niemiec siedzi jak lis w jamie, wie�� do niego szybka bie�y: dziewka siedzi na stolicy, wianek ma miasto korony, k�dziel miasto miecza trzyma, m�a- nie chce, pana nie mai Rytgar kupy zbiera zbrojne, na bezbronny kraj, na wojn�* I stan�li na granicy, i �le pos�y do dziewicy* � M�em twoim chc� by�, Wando, lub twe ziemie ogniem, mieczem przejdziem, spalim i wysieczem* Ju� pola wojsko zalewa i las oszczep�w si� je�y, �wiec� tarcze, chrz�szcz� bronie* Przysz�y pos�y, Wanda staje* � �lubowa�am bogom wiar�, m�a nigdy mie� nie b�d�* Chcecie wojny? Wojsko sprawi�, niech rozstrzyga bitwa krwawa* Pos�y posz�y, wojska p�yn�, pola, g�ry wnet obsiad�y* Wanda Z mieczem, skronie w wianku, przodem jedzie, twarz� �wieci* Pa-trzaj, Niemcze, licz swe si�y* Pojrza� Rytgar, k�dy by�y; ani �ladu, ani s�ychu, pierzch�o wojsko w lasy, g�ry* Sam si� zosta� Rytgar srogi* Losy swoje klnie i bogi, miecza doby�, pier� przeszywa, kr�luj�e, Wando szcz�liwa! Zwyci�ska wraca kr�lowa*** I na gr�d sw�j nar�d wo�a* Wysz�a z wianuszkiem u czo�a, w sukni bia�ej, z kwiatkiem w d�oni* � Pozdrawiam was, cni ojcowie* Przysz�a na mnie ma godzina, �yciem bogom �lubowa�a, na raz oddam im je ca�e, ni� o r�k� bi� si� maj� ci, co ziemi po��daj�* Wied�cie mnie do Wis�y brzega, nad g��bin�, nad wir wielki* � Rzek�a i w Wis�� si� rzuca* Nar�d p�acze swej kr�lowej, ca�y si� zbiega do cia�a i sypie pani mogi��, i pie�� o niej wieczn� �piewa* B�g wam zdrowie niechaj daje � a pie�� przy mnie niech zostaje*�� J�ZEF IGNACY KRASZEWSKI WIANO �WI�TEJ KINGI i OLES�AW Wstydliwy [** J posta� ?panuj�cym w sz�stym roku swojego �y-j\ cia, a panowie rz�dzili za niego* Wyli r�s� z niego cz�eczyna cichy, spokojny, obyczajny, ale prawie na zakonnika, a nie na wojownika i ksi�cia* Za �on� wybrali mu King�, c�rk� kr�la w�gierskiego, tak�e panienk� cich�, spokojn� i pobo�n�* Wi�c pojechali pos�owie polscy na W�gry, prosi� kr�la ojca o on� dzieweczk�* Kr�l w�gierski przyj�� ich bardzo dobrze, bo Polak�w szanowa�, jako nar�d m�ny* Ot� chcia� pokaza� przed naszymi pos�ami, jako jest bardzo bogaty; kaza� ze skarbca znie�� du�o z�ota i srebra i sypa� na wiano kr�lewnej* Kinga za� m�wi ojcu: � Ojcze m�j, na co dajesz Polakom z�oto i srebro: maj� go oni za dosy�, a gdy zabraknie, to go sobie poszukaj� z or�em na wojnie* Daj�e im to, czego nie maj�, �eby sobie zapami�tali szczodro�� kr�la w�gierskiego* � C� im mam da�? � pyta kr�l zdziwiony* � Soli, ojcze m�j, bo w ich kraju nie ma ani bry�eczki i tutaj przyje�d�aj� kupowa�* Podaruj im jedn� g�r� soln�, a ja j� zabior� Z sob� na wiano do Polski* Roze�mia� si� kr�l na t� mow� dzieweczki i powiada: �Klechdy domowe" 2 * 17 * � We� sobie, kt�r� chcesz* Tedy kr�lewna posz�a ku kopalniom, a zdj�wszy pier�cie� zr�ko-winowy rzuci�a go w g��bok� otch�a�, gdzie s�l dobywano. Panowie polscy przywiedli swemu ksi�ciu oblubienic�, a gdy si� odby�o wesele na krakowskim zamku, Kinga rzecze do swego m�a: � Kochany m�u, jed�my szuka� pier�cienia, kt�ry� mi przys�a� do W�gier* Jechali oboje do miasteczka Wieliczki i tam �r�d rynku Kinga kaza�a bi� g��bok� studni�* D�ugo kopali g�rnicy, a� nareszcie natrafili na opok� i rzekn� kr�lowej: � Oto ju� dalej kopa� nie mo�na, bo szczery kamie� � a Kinga rzecze: � Odbijcie kawa� tego kamienia, niechaj go ogl�dami Wi�c odbili i wyci�gn�li, a jeden z nich, przyjrzawszy si� po dniu, zawo�a: � Q kr�lowo! To� nie kamie�, ale szczera s�l I � Rozbij t� bry��! � rozkazuje kr�lowa* Wi�c rozbili, a z onej bry�y, ze �rodka, wypad� b�yszcz�cy pier�cie� kr�lowej, kt�ry wrzuci�a w kopalni� w�giersk�* Ot� to takie by�o wiano �wi�tej Kingi, kt�re do dzi� dnia zbogaca Polsk�* W�ADYS�AW LUDWIK ANCZYC KAZIMIERZ WIELKI KUMEM ORAZ ch�odniej i ciemniej, deszcz pada� dzie� ca�y, wi�c i drogi rozmi�k�y, wreszcie s�o�ce zasz�o i noc nasta�a, �adnym nie rozja�niona �wiat�em* Do ma�ej ubogiej chaty, w ko�cu wioski, kto� zapuka�* Gospodarz drzwi otworzy�, a do izby wszed� �ebrak, z kijem w r�ku i workiem p��ciennym na plecach, mokry i zab�ocony* � Niech b�dzie pochwalony I � Na wieki wiek�w* � Przenocujcie mi�, gospodarzu, strudzony jestem bardzo, z drogi id�* Kmie� pokiwa� g�ow� i westchn��* � Ju�ci osta�cie, kiedy nie macie schronienia* Na dworze ciemno i mokro; wygodnie wam tutaj nie b�dzie, bo chata ma�a, dzieci siedmioro, a obok w drugiej izbie chora �ona* Ale z serca was prosz�: czym chata bogata* Podr�ny musia� by� bardzo zm�czony, bo zaraz usiad� i patrza� doko�a po ubogiej izbie* Wie�niak przyni�s� mu chleba, miodu, mleka troch�, pos�a� �wie�ego siana i zn�w po co� wyszed�; ale za chwil� wr�ci�, nios�c ma�e dziecko na r�ku* � B�g mi da� �sme � rzek� pokazuj�c je ubogiemu* Dziad popatrza� na dziecko i rzek� do wie�niaka: * * 19 * � Ono wam przyniesie szcz�cie, zobaczycie* Zatrzymajcie si� ze chrztem jutro do po�udnia, a przy�l� wam chrzestnego ojca, bardzo dobrego cz�owieka* Kmie� zgodzi� si� zaczeka�* Zasiedli za sto�em, obcy rozpytywa� ciekawie o wszystko: co s�ycha� we wsi, co ludziom dokucza, czego im brak najbardziej, jak mo�na by zaradzi� z�emu* Wreszcie spa� si� pok�adli* Nazajutrz ubogi wcze�nie znikn�� z chaty, ale kmie� do po�udnia czeka� na ojca chrzestnego* A� tutaj od Krakowa jad� pi�kne kolasy i dworzanie na koniach, a wszyscy zatrzymuj� si� przed biedn� chat�* Wie�niak oczom nie wierzy; wtem z pierwszej karocy wysiada pan wspania�y, bogato ubrany, a zupe�nie podobny do biedaka, kt�rego wczoraj przyj�� tak go�cinnie* By� to sam kr�l Kazimierz, zwany Kr�lem Ch�op�w* � Podzieli�e� si� wczoraj ze mn� chlebem i chat�, ja ci dzi� do chrztu syna trzyma� b�d�; siadaj z dzieckiem do pojazdu* Ch�op nie wiedzia�, co z sob� robi�: i nie �mia�, i szcz�liwy by� okrutnie, i nie umia� dzi�kowa� tak dobremu panu* Kr�l posadzi� go obok siebie i pojechali do ko�cio�a* Ale nie na tym koniec* Poznawszy potrzeby ludu, Kazimierz stara� si� im zaradzi�, pom�c, os�oni� go przed uciskiem, wymierzy� sprawiedliwo��, da� ulg� w pracy a mo�no�� zarobku* Bo rozumia� doskonale ten kr�l ch�op�w, �e kraj dopiero wtedy b�dzie bogaty, pot�ny, kiedy lud w nim b�dzie zamo�ny i szcz�liwy* Dlatego zwiedza� chaty w ubogim przebraniu; chcia� w�asnymi oczyma widzie� dol� wie�niaka, pozna� prawd�, aby wiedzia�, co robi�* Naturalnie, �e nie zapomnia� i o go�cinnym kumie: chrzestnego syna wychowa� na ksi�dza* By� to m�� bardzo uczony, nazywa� si� Kazimierz Trzaska* CECYLIA NIEWIADOMSKA STOPKA KR�LOWEJ JADWIGI KRAKOWIE buduj� �wi�tyni�, """ Kr�lowa Jadwiga wielkie da�a skarby, aby pi�kny ko�ci� wystawi� Bogu w stolicy. Sama cz�sto przychodzi spojrze� na robot� dzielnych murarzy* S�onko jasno �wieci, robota idzie �wawo, Jeden z robotnik�w pod�piewuje, inny co� weso�ego opowiada, Snad� im dobrze na sercu. Ale nie wszyscy tak s� rado�ni. Oto jeden z nich, cho� pracuje pilnie, od rana s��wka nie rzek�, smutny, nie s�ucha weso�ych rozm�w, cz�sto wzdycha, a nawet �z� ukradkiem ociera. Nikt tego nie widzi* Wtem robotnik, stoj�cy wysoko na rusztowaniu, zawo�a�: � Kr�lowa, pani Jadwiga, idzie! Stukn�y ra�niej m�otki, zadzwoni�y kielnie, rozja�ni�y si� twarze murarzy, � Kr�lowa, pani nasza, idzie. Dalej, ch�opcy, do roboty! � wo�ali weso�o, * 21 * Niebawem ukara�a si� Jadwiga kr�lowa* Wita�a u�miechem �askawym pracownik�w, ogl�da�a roboty* Dojrza�a smutnego cz�owieka; nachylony ociosywa� pilnie kamie�, nie zwa�a�, co si� wko�o dzieje* Podesz�a do� kr�lowa Jadwiga* � Co wam dolega, przyjacielu? � zapyta�a �agodnie* � Czy was kto skrzywdzi�? Czy choroba dolega? � bo bladzi i wyn�dzniali jeste�cie* Murarz otar� szybko �zy p�yn�ce z oczu* � Nikt mnie nie skrzywdzi�, Mi�o�ciwa Pani, i zdr�w jestem* �ona moja ci�ko zachorowa�a, moja pomoc i opiekunka dziatek na-sZych le�y w niemocy*** Jeszczem nie zarobi� tyle, by jej lekarstwo kupi�, by jej ul�y�* I �zy ci�kie sp�ywa�y po strapionej twarzy murarza* Kr�lowa postawi�a nog� na le��cym obok kamieniu, odj�a pi�kn�, z�ot� klamr� od swego sanda�a* � We�mij to � rzek�a � id� zaraz* kup, co potrzeba chorej i dziatkom twoim* Nie smu� si�* B�g ci� pocieszy* I posz�a kr�lowa Jadwiga na Zamek, a robotnik pobieg� do domu uradowany wielce* Gdy wr�ci� do pracy, by� wes� jak inni* Chwyci� sw�j m�ot, przyst�pi� do kamienia, by ko�czy� robot�* Patrzy !��� Oto na kamieniu stopa ludzka odci�ni�ta jak w glinie 1 Stopa niedu�a* , Wo�a innych � patrz� i dziwi� si�, sk�d ten znak* Kto go zrobi� w twardej skale*** � To stopa kr�lowej Jadwigi I � zawo�ali* � Ona na tym kamieniu nog� wspar�a, odpinaj�c klamr�, by pocieszy� ubogiego, by pom�c chorej* I wzi�li kamie�, wmurowali w �cian� �wi�tyni* I m�wili mi�dzy sob�: � Tak, tak � kamienie mi�kn�, gdy ich dotknie nasza Kr�- lowa[***] STEFANIA M. POSADZOWA WIEtE KO�CIO�A MARIACKIEGO W KRAKOWIE DUM� patrzyli krakowianie, jak w Rynku ros�a wspania�a �wi�tynia, kt�r� po�wi�cili czci Naj�wi�tszej Marii Panny* Dzia�o si� to za czas�w Boles�awa Wstydliwego, gdy Iwo Odrow�� by� biskupem krakowskim* Wznosi�y si� w g�r� pot�ne mury, zamyka�y �ukami wysokie a smuk�e okna, zawis�o na wysoko�ci �mia�e sklepienie wsparte na sze�ciu kolumnach, a ci�kie mury wie�yc d�wiga�y si� i d�wiga�y codziennie wy�ej i budzi�y nadziej�, �e wierzcho�kami chyba ob�ok�w dosi�gn�* Bogaci mieszczanie chcieli mie� �wi�tyni�, jakiej jeszcze �adne miasto nie wznios�o dot�d, wi�c nie �a�owali pieni�dzy i stara�, a wystawienie dw�ch wie� przy ko�ciele, kt�re mia�y by� chlub� miasta, oddali dwom s�awnym budowniczym, braciom rodzonym* Wystawili oni ju� niejeden ko�ci�, niejeden zamek ksi���cy w dalekim �wiecie, ale tu dopiero, w Krakowie, mieli pokaza�, co * 23 * umiej� w swojej sztuce, tutaj mieli si� okry� s�aw� nie�mierteln�* Tote� jeden drugiego chcia� prze�cign�� w robocie, jeden od drugiego chcia� postawi� wie�� wy�sz�, cudowniejsz�* Krakowianie cieszyli si� tym wsp�zawodnictwem braci budowniczych; wszak ko�ci� stanie w mie�cie Krakowie, wszak to dla nich, dla ich dzieci, wnuk�w i prawnuk�w buduje si� �wi�tynia olbrzymia, wspania�a nad podziw. Brat starszy budowa� wie�� po�udniow�* Za�o�y� fundamenta szersze i mocniejsze, wi�c cieszy� si�, �e wystawi wie�� wy�sz� ani�eli brat jego m�odszy i wi�ksz� od niego okryje si� chwa��* Spostrzeg� brat m�odszy, co si� sta�o, ale ju� za p�no; mury wie�yc d�wiga�y si� wysoko i ros�y wci��, ros�y szybko ku g�rze* Niepok�j ogarn�� go z pocz�tku, p�niej z�o�� na siebie, na robotnik�w, potem rozpacz za utracon� s�aw�, wreszcie nienawi�� do brata starszego za to, �e ten b�dzie m�g� wspanialsz� wie�� postawi�, �e oka�e si� zdolniejszym budowniczym przed �wiatem* Widzieli podmajstrzy, widzieli robotnicy, �e budowniczy m�odszy martwi si� czym�, ale nie wiedzieli, co mu dolega, bo wstydzi� si� przyzna� do tego* Zaciska� tylko usta, mizernia�, blad�, ze��k� nareszcie; oczy przedtem weso�e, bystre, przed siebie �mia�o patrz�ce spuszcza� w d�, nikomu w oczy nie spojrza�* W duszy knu� co� niedobrego* A wie�e ros�y i ros�y, bo robota wrza�a na budowie* A serca mieszczan radowa�y si�, �e pi�kna �wi�tynia ju� na uko�czeniu* A� tu jednego dnia rozesz�a si� wie�� dziwna po mie�cie: starszy budowniczy Zgin��* Ju� od kilku dni nie pokazywa� si� na budowie, w domu go nie ma, szukano go i wypytywano o niego u tych wszystkich, z kt�rymi mia� liczne sprawy budowlane, ale nikt nie umia� powiedzie�, co si� sta�o z budowniczym starszym* Jedni m�wili, �e poszed� do wapiennik�w dopilnowa� przysposobienia wapna, inni opowiadali, �e musia� i�� do cegiel�, aby przy�pieszy� wypalanie cegie�, inni wreszcie widzieli go, gdy jecha� do las�w wybiera� belki do budowy* * 24 * Czekano na pr�no; budowniczy starszy nie wraca� � stan�a robota oko�o wie�y po�udniowej* Mieszczanie zaniepokoili si� powa�nie* Kt� uko�czy budow� zacz�t�? M�odszy budowniczy pracuje oko�o wie�y p�nocnej* R�wnie zdolnego budowniczego* jak zaginiony, nie by�o* Nawet plan�w dalszej budowy wie�y nie mo�na by�o odszuka�* W tym strapieniu przyszed� mieszczanom z pomoc� brat m�odszy* Poradzi�, aby budow� po�udniowej wie�y ju� uko�czy�, wskaza�, co jeszcze nale�y zrobi�, zakre�li� plan wyko�czenia, a sam prowadzi� dalej budow� swoj�* Wie�� po�udniow� nakryto wnet dachem, a p�nocna d�wiga�a si� jeszcze w g�r�, smuk�a, kszta�tna, pi�kna jak m�oda dziewoja* Nakryto j� wysokim dachem, z wie�cem wie�yczek nad czo�em, ozdobiono z�ocist� koron�, aby ju� Z daleka mo�na by�o pozna�, �e ko�ci� ten po�wi�cony jest czci Kr�lowej Niebios Marii � i budow� wreszcie zako�czono* Pi�kno�� wie�y okazywa�a si� coraz wyra�niej, gdy rozbierano rusztowania* Zachwytu by�o co niemiara; zachwyca� si� lud pi�kno�ci� wie�y, zachwyca� si� biskup, zachwyca� si� ksi���* Wszyscy wychwalali budowniczego, podziwiali jego zdolno�ci, g�osili jego s�aw�* Tylko sam budowniczy nie cieszy� si� dzie�em w�asnym* Od czasu utraty brata nie zazna� chwili spokoju* Zmizernia�, schud� i przyczer-nia�; sen go odbieg� * Ludzi unika�, zamyka� si� sam ze swymi my�lami* Czy�by za bratem tak rozpacza�? R�ni r�nie m�wili* Byli tacy, kt�rzy opowiadali, jak nocami w zamkni�tej izbie sam ze sob� rozmawia�, krzycza�, jakby kogo� chcia� wyrzuci�, jak gdyby przed kim� usprawiedliwia� si�* Zauwa�ono, �e budowniczy bywa cz�sto tak zamy�lony, i� nie s�yszy, co do niego m�wi�, i� cz�sto toczy b��dnym wzrokiem, cz�sto patrzy tak dziko, �e cz�owieka mrowie przechodzi* Oczywi�cie, jak�� straszn� tajemnic� chowa� w sercu* Zacz�to si� go ba�, zacz�to go unika�* Zbli�a� si� czas po�wi�cenia ko�cio�a* Przygotowania czyniono wielkie, zebra�o si� moc ludu z bliska i z daleka* * 25 * Rano, zanim si� jeszcze zacz�y uroczysto�ci ko�cielne, a Rynek przed ko�cio�em zape�ni� ju� t�um ludu, na wy�szej wie�y w oknie zjawi� si� jej budowniczy* Wnet go spostrze�ono, pokazywano go sobie palcami i zacz�to wo�a� na cze�� jego s�owa pochwa�y* Da� znak r�k�, �e chce m�wi�, a gdy si� t�um uciszy�. Z pocz�tku cicho, potem coraz g�o�niej j�� opowiada�, jak pragn�� s�awy wielkiej, s�awy bezmiernej, kt�ra by imieniem jego nape�ni�a �wiat ca�y od ko�ca do ko�ca, kt�ra by nie przebrzmia�a do ko�ca �wiata* A oto brat starszy chcia� mu wydrze� t� s�aw�, chcia� wybudowa� przy ko�ciele wie�� wy�sz�, wspanialsz�* I by�by j� postawi�* Ale serce m�odszego nape�ni�o si� zawi�ci� tak straszn�, �e postanowi� usun�� brata rodzonego Z drogi do s�awy* Oto gdy po pracy wyszli za miasto wieczorem, aby si� przej��, rzuci� si� brat m�odszy na starszego w miejscu odludnym i przebi� go no�em, a cia�o zepchn�� do Wis�y* Przera�ony lud s�ucha� w milczeniu tego wyznania, patrzy�* jak budowniczy wyci�gn�� n� d�ugi i potrz�sa� nim w r�ce � n�, na kt�rym krew brata zaledwie przysch�a* Zab�jca m�wi� dalej, jak po zbrodni dokonanej nie m�g� zazna� spokoju ni we dnie, ni w nocy; sumienie zas�ania�o s�aw�, my�l o strasznej zbrodni dokonanej na bracie �ciga go wsz�dzie* � Niechaj si� wi�c sko�czy to n�dzne �ycie! � krzykn��, wbi� w pier� w�asn� ten sam n�, kt�rym zabi� brata, i z okna wie�y rzuci� si� na Rynek* Okrzyk przera�enia rozleg� si� w�r�d t�umu* Po�pieszono na miejsce wypadku* Budowniczy zbroczony krwi� le�a� martwy na ziemi* Taki by� koniec historii budowy wie�y Mariackiego ko�cio�a w Krakowie; a histori� t� opowiadaj� do dnia dzisiejszego, pokazuj�c n�* zawieszony na odrzwiach bramy w Sukiennicach naprzeciw ko�cio�a � n�* kt�rym brat zabi� brata, a nast�pnie odebra� sobie �ycie* SEWERYN UDZIELA KRZYSZTOFORY AMIENICA stoj�ca w Rynku na rogu ulicy Szczepa�skiej nazywa si� Krzysztoforami, bo tam na froncie mia� by� umieszczony kamienny pos�g �wi�tego Krzysztofa. Jest to kamienica bardzo stara, kr��� te� o niej r�ne cudowne podania* Pod kamienic� znajduj� si� obszerne sklepione piwnice, kt�re, jak m�wi�, maj� si� ci�gn�� pod Rynkiem a� do ko�cio�a Mariackiego* Razu jednego kucharka mia�a zar�n�� koguta, ale ten wyrwa� si� jej z r�k, uciek� i wpad� przez otwarte drzwi do piwnicy* Kucharka za nim* Z piwnicy do piwnicy ucieka� kogut, kucharka goni�a go, wreszcie gdzie� si� jej zatraci�* Nie mog�c go znale�� i z�apa�, chcia�a powr�ci� do kuchni, ale w�r�d tych piwnic zab��dzi�a* Wtem niespodziewanie pokaza� si� jej kogut z rogami na g�owie. Przera�ona, pozna�a, �e to by� diabe�* Kogut odezwa� si� ludzkim g�osem: � Za to, �e� mi darowa�a �ycie, dam ci tyle pieni�dzy, ile uniesiesz* I do fartucha nasypa� jej z�ota i srebra dosy�, pokaza� drog� do powrotu i nakaza�, aby si� poza siebie nie ogl�dn�a* Kucharka bieg�a szybko, wpad�a na schody i ju� mia�a wyj�� z piwnicy, gdy na ostatnim stopniu b�d�c, ciekawa, odwr�ci�a si�* Wtem * 27 * nagle drzwi zatrzasn�y si� z wielkim hukiem i przyci�y jej pi�t�. Za kar� tej ciekawo�ci wszystkie otrzymane pieni�dze zamieni�y si� w �mieci* Opowiadaj� tak�e, �e w tych piwnicach siedzi bazyliszek* Ma to by� taki potw�r o g�owie koguta, aniele gada* Za� wzrok ma taki, �e na kogo spojrzy, wzrokiem tym go zabija* Gdyby kto by� tak odwa�ny, opowiadaj�, i poszed� do tych piwnic trzymaj�c lustro przed sob�, to bazyliszek, zobaczywszy si� w lustrze, zabi�by si� sam w�asnym wzrokiem* A wtedy mo�na by by�o zdoby� wielkie skarby, kt�rych on pilnuje* SEWERYN UDZIELA TWARDOWSKI WARDOWSKI by� dobry szlachcic, bo po mieczu i k�dzieli** Chcia� mie� wi�cej rozumu, ni� maj� drudzy poczciwi ludzie, i znale�� na �mier� lekarstwo, bo nie chcia�o mu si� umrze�* W starej ksi�dze raz wyczyta�, jak diab�a przywo�a� mo�na, o p�nocnej przeto dobie cicho wychodzi Z ,Krakowa, k�dy leczy� w ca�ym mie�cie, i przybywszy na Podg�rze zacz�� biesa g�o�no wzywa�* Stan�� pr�dko zawezwany; jak w one czasy bywa�o, zawarli z sob� umow�. Na kolanach zaraz diabe� napisa� d�ugi cyrograf, kt�ry w�asn� krwi� Twardowski, wyci�ni�t� z serdecznego palca, podpisa�* Mi�dzy wielu warunkami by� ten g��wny: �e dop�ty ni do cia�a, ni do duszy czart �adnego prawa nie ma, dop�ki Twardowskiego w Rzymie nie u�api* Na mocy tej to umowy diab�u, jako swemu s�udze, rozkaza� naprz�d, by z ca�ej Polski srebro zani�s� w jedno miejsce i piaskiem dobrze przysypa�* Wskaza� mu Olkusz; pos�uszny s�u�ka dope�ni� rozkazu wydanego i z tego srebra powsta�a s�awna kopalnia srebra w Olkuszu* Drug� rzecz kaza�: do Pieskowej Ska�y by przyni�s� ska�� wysok�, * 29 * przewr�ci� na d� najcie�szym ko�cem, a�eby tak wiecznie sta�a* Po-W s�uszny giermek*, jako pan kaza�, postawi� ska��, co dot�d stoi i zwie si� Ska�� Sokol�* Wszystko, co jeno za��da� �ywnie, mia� na swoje zawo�anie; je�dzi� na malowanym koniu, lata� w p^ietrzu bez skrzyde�, w dalek� drog� siada� na koguta i pr�dzej bie�a� ni� konno; p�ywa� po Wi�le ze swoj� kochank�, wstecz wody bez wios�a i �agli, a jak szk�o wzi�� do r�ki, zapala� wioski na sto mil odleg�e* Upodobawszy jedn� pann� chcia� si� o�eni�; ale panna chowa�a we flaszce robaka i pod tym warunkiem obiecywa�a odda� temu r�k�, kto zgadnie, co to za robak* Twardowski, w ciemi� nie bity, przebra� si� w dziada �achmany i przyszed� do �adnej panny* Pyta go zaraz, ukazuj�c z dala flaszk�: Co to za zwierz�, robak czy w��? Kto to odgadnie, b�dzie m�j m��* A Twardowski odrzek� na to: � To jest pszcz�ka, mo�ciwa panno! Zgad� w istocie i wnet si� o�eni�* Pani Twardowska na Rynku Krakowa ulepi�a z gliny domek, w nim przedawa�a garnki i misy* Twardowski za bogatego przebrany pana, przeje�d�aj�c z licznym dworem, t�uc je zawsze czeladzi kaza�* A kiedy �ona ze z�o�ci wyklina�a w pie�, co �yje, on siedz�c w pi�knej kolasie �mia� si� szczerze i weso�o* Z�ota mia� zawsze by piasku; bo co chcia�, to diabe� znosi�* Kiedy d�ugo dokazuje, raz by� zaszed� w b�r ciemnisty bez narz�dzi czarnoksi�skich* Zacz�� duma� zamy�lony; nagle napada go diabe� i ��da, aby niezw�ocznie uda� si� prosto do Rzymu* Rozgniewany czarnoksi�nik moc� swojego zakl�cia zmusi� biesa do ucieczki; zgrzytaj�c k�ami ze z�o�ci, wyrywa sosn� z korzeniami i tak silnie Twardowskiego uderza po nogach obu, �e jedn� zgru-chota� ca��* Od onej doby by� kulawy i zwany odt�d powszechnie kuternog�* * 30 * W ostatku sprzykrzywszy sobie z�y duch, czekaj�c do�� d�ugo na dusz� czarnoksi�nika, przybiera posta� dworzana i jak bieg�ego lekarza zaprasza niby do swojego pana, �e potrzebuje pomocy* Twar-dowski za pos�a�cem �pieszy do pobliskiej wioski nie wiedz�c, �e w niej si� gospoda nazywa�a�zymem* Skoro tylko pr�g przest�pi� onego mieszkania, mn�stwo kruk�w, s�w, puchaczy osiad�o dach ca�y i wrzaskliwymi g�osy nape�ni�o powietrze* Twardowski od razu pozna�, co go mo�e tutaj spotka�, wi�c Z ko�yski dzieci� ma�e, �wie�o dopiero ochrzczone, porywa dr��cy na r�ce, zaczyna piastowa�, gdy w w�asnej postaci wpada diabe� do izby* Chocia� by� pi�knie ubrany � mia� kapelusz tr�j graniasty, frak niemiecki, z d�ug� na brzuch kamizelk�, spodnie kr�tkie i obcis�e, a trzewiki ze sprz�czkami i wst��kami, wszyscy go poznali zaraz, bo wygl�da�y rogi spod kapelusza, pazury z trzewika i harcap* z ty�u* Ju� chcia� porwa� Twardowskiego, gdy spostrzeg� wielk� przeszkod�, bo ma�e dzieci� na r�ku, do kt�rego nie mia� prawa* Ale bies wnet znalaz� spos�b; przyst�pi� do czarnoksi�nika i rzecze: � Jeste� dobry szlachcic:zatem verbum nobile debet esse stabile*. Twardowski, widz�c, �e nie mo�e z�ama� szlacheckiego s�owa, z�o�y� w ko�ysk� dzieci�, a wraz ze swym towarzyszem wylecieli wprost kominem* Zawrza�o stado rado�nie s�w, wron, kruk�w i puchaczy* Lec� wy�ej, coraz wy�ej* Twardowski nie straci� ducha; spojrzy na d� � widzi ziemi�, a tak wysoko polecia�, �e wsie widzi takie ma�e jak komary, miasta du�e jakby muchy, a sam Krak�w by dwa paj�ki razem* 2al mu szczery serce �cisn��; tam zostawi� wszystko drogie, co polubi� i ukocha�; a wi�c podleciawszy wy�ej, gdzie ni s�p* ni orze� Karpat skrzyd�em wiatru nie poruszy�, gdzie zaledwo okiem si�gn��, Z zmordowanej piersi silnie dob�dzie ostatku g�osu i zanuci pie�� pobo�n�* By�a to jedna z kantyczek*, kt�re dawniej w swej m�odo�ci, kiedy nie zna� �adnych czar�w, dusz� jeszcze mia� niewinn�, u�o�y� na cze�� Marii i �piewa� zawsze codziennie* * 31 * G�os jego niknie w powietrzu, cho� �piewa z serca serdecznie, ale pasterze g�rale, co pod nim na g�rach pa�li, zdziwieni podnie�li g�owy, chc�c wiedzie�, sk�d pie�� nabo�na s�owa im z chmur� przynosi* G�os jego bowiem nie poszed� w g�r�, ale przyleg� do tej ziemi, by zbudowa� ludzkie dusze* Sko�czy� pie�� ca��, zdziwiony wielce patrzy, �e w g�r� nie leci wy�ej, �e zawis� w miejscu. Spojrzy doko�a � ju� towarzysza nie widzi swojej podr�y; g�os jeno mocny nad sob� s�yszy, co zagrzmia� w sinawej chmurze: � Zostaniesz do dnia s�dnego, zawieszony tak jak teraz! Jak zawis� w miejscu, dotychczas buja, a cho� mu s�owa w ustach zamar�y, cho� g�osu jego nikt nie dos�yszy, starcy, co dawne pami�taj� czasy, gdy miesi�c w pe�ni zab�y�nie, przed niewielu jeszcze laty wskazywali czarn� plamk� jako cia�o Twardowskiego, zawieszone do dnia s�du. KAZIMIERZ W�ADYS�AW W�JCICKI JAK MAGIK Z KRAKOWA NABRA� �L�SKIEGO ZB�JNIKA DYBY nawet kto� nie wierzy�, �e im� pan Micha� S�dziw�j zna sekret fabrykacji z�ota, to jednak prawdy co� w tym by� musia�o, bo mia� go zawsze w br�d* Dba� o to kr�l polski Zygmunt III Waza, skoro pozwoli� alchemikowi w osobnej izbie na Wawelu urz�dzi� sobie pracowni�* Sma�y� tam S�dziw�j dniem i noc� r�ne metale szlachetne, wytapia� je w dziwacznych tyglach i retortach* M�wili ludziska, �e to kuchnia czarnoksi�ska, a S�dziw�j widno Z ciemnymi mocami w zmowie* Niejednego ciekawo�� pali�a podpatrzy�, co te� mistrz wawelski w swej ciemnicy za czary wyprawia, ale rozkaz kr�lewski srogo zakazywa� progu komnaty przest�pi�* Tylko jedno pachol� nieroztropne raz o p�nocy podkrad�o si� pod pracowni� czarnoksi�nika, ale uciek�o w trwodze przeokropnej, jakby je sam Czarny goni�* A co widzia�o, �Klechdy domowe" 3 * 33 * nikomu powiedzie� nie chcia�o, jeno si� przysi�ga�o na zbawienie duszy, �e p�ki �ycia wi�cej Pana Boga kusi� nie b�dzie* Odt�d nikt na Zamku wawelskim nie odwa�y� si� zak��ca� spokoju tajemnych bada� pana S�dziwoja* Nieraz wyje�d�a� w dalekie kraje i wraca� przystojnie ob�adowany* Co tam przywozi� w sakwach i tobo�kach, nikt nie wiedzia� dok�adnie, tedy gadki biega�y po Krakowie rozmaite* Jedni m�wili: z�oto i per�y, drudzy, �e rudy kruszc�w, jakich u nas nie masz* Trzecia zasi� gadka godzi�a wszystkich* Z�oto i�cie i per�y, ale zakl�ciem czarnoksi�skim i magicznym za�egnaniem w czas wym�wionym w kruszec b�ahy zmienione! I tak dwoist� mia� posta� im� pan Micha� S�dziw�j* W oczach kr�la i uczonych wawelskich bieg�y do zadziwu alchemista, uskuteczniaj�cy trudne, innym niedost�pne stopy i po��czenia metal�w w ogniu, w oczach gminu czarnoksi�nik, kt�rego sam diasek wyposa�y� w moc tajemn�, oddaj�c mu na us�ugi ca�� sfor� duch�w ciemnych ni�szego rz�du 1 Jak by�o naprawd�, nie mamy czasu dochodzi�, bo spieszno nam za S�dziwojem, kt�ry wybra� si� w podr� do Czech po rozmaite potrzebne do tygl�w kruszce, jakich ziemia krakowska nie rodzi�a* Pojecha�, naby�, czego mu trzeba by�o, i wraca� do domu* Przez lasy przyodrza�skie, raciborskie wypad�a mu droga* Bardzo niebezpieczna: bo nie tylko bagniska i grz�zawy nieprzebyte, ale groza dw�ch srogich zb�jnik�w, kt�rzy tam mieli kryj�wki* Czarny Piotr zwa� si� jeden, Czarny Paw by�o drugiemu* Nie obawia� si� przecie zb�jc�w S�dziw�j, bo i kto by si� tam �akomi� na starzyka kruchego, kt�ry, kolebi�c si� wolno na lichej szkapinie, �adnych nie wi�z� dostatk�w, jeno � �miech wyzna� � jakie� margle*, krzemienie i piargi pieprzowatego koloru* A zreszt� sk�d�e by wiedzieli? Czy li�cie na drzewach mia�y uszy, czy sroki na p�ocie zdradzi�y sekret, do�� �e Czarny Piotr i Czarny Paw w czas doszli dnia i godziny* �atwa to sprawa by�a i bez czar�w w raciborskiej ziemi, kt�ra od furman�w w�drownych, od �ak�w szkolnych mia�a wszystkie nowiny krakowskie* Ledwo kichn�� pan rektor rano w Akademii Ja- * 34 * giello�skiej, a wieczorem mu w Nysie i Raciborzu wo�ali w odpowiedzi szkolarze: Pomaga B�g, Magnificencjo, na zdrowiu i urz�dzie I 0 S�dziwoju wiedzieli lepiej ni� on sam nawet, co si� tam sma�y w jego tyglach! I o tym, �e diab�u dusz� zapisa�, I �e do Czech pojecha�* Czarny Piotr z Czarnym Pawem ju� poprz�d ugodzili si� po po�owie, a przez kt�rego dziedzin� przejedzie, ten go oprawi�* powinien* Dychawiczna szkapina S�dziwoja wybra�a dro�yn� wiod�c� w kraj Czarnego Pawa* Nie min�a zdrowa�ka jedna, a ju� pacho�y zb�jnika obskoczyli S�dziwoja* � Sp�jrz w wod� na m� urod� 1 � wo�a� skurczony wiekiem po�amaniec, lecz nie pomog�o* Innego wyko�czyliby od razu na szaro, jego mieli przyka� dostawi� �ywcem! I wnet wielki st� d�bowy w jaskini zape�ni� si� stert� kamieni alchemika* � Ty pewnie my�lisz, �ajdaku � wrzeszcza� dziki zb�j � �e joch prawdy nie zna? Co to jest, gadaj! � Widzicie przecie sami, kamienie i rudy czeskie do prac moich przydatne* �� Zatrzaska� si� w pi�ci ze z�o�ci Czarny Paw* � K�amiesz! To z�oto, brylanty i per�y przez ciebie w kamie� zonaczone*! Tak d�ugo b�dziesz w lochu gni�, p�ki ich nie odczarujesz i Z nami si� nie podzielisz! � Bodaj�e ci� sucha jod�a zgniot�a! � lamentowa� magik nieszcz�sny, w lochu na chlebie suchym i wodzie szczyrej siedz�cy* Bo 1 tak si� sp�ni�* Na �wi�ta chcia� by� w domu, tu masz Wielki Tydzie� za pasem, a jemu w tej jamie wilgotnej kichy marsza tatarskiego wygrywaj� ju� trzeci dzie�* Narobi� ha�asu i kaza� si� duchem prowadzi� przed oblicze herszta, kt�remu usmarkane sople zwisa�y a� do g�by* � Namy�li�em si� � powiada S�dziw�j � ju� prawd� powiem* Jestem czarownikiem, a z�oto moje zakl�te. Ale teraz nie pora, by je odkl��* � Nie pora? A to po jakiemu, ty zdechlino zdechli�ska? � Nie mam mocy nad duchami* Wielki Tydzie� si� zacznie za tydzie�* Nie s�uchaj� mnie w tym czasie* * * 35 * � Nie s�uchaj� ci�? No to schro�cie go z powrotem do lochu! � Nie s�uchaj�, ale b�d� s�ucha� � m�wi� jakby do siebie S�dziw�j* � Po jakiemu b�d�? Co mi tu szklisz, ty �wi�ska �winio, pieronie zapieronowany* � Bo to, wicie, tak przyjdzie: najpierw ��ty poniedzia�ek, potem modry wtorek i krzywa za nim �roda, i zielony czwartek��� � ��� i bia�a sobota na koniec* To�e wiem sam! Nie szklij, bo*** � ��� bo niech jeno sko�czy si� ten czarny tydzie�, i dzwony Z Rzymu powr�c� i znowu zadzwoni�, to i moja w�adza powr�ci! � I odczarujesz z�otko! � Odczaruj�* Lecz pod warunkiem, �e do tego czasu b�d� mia� jad�a i napitku w br�d* � Zgoda* Ale musisz mi tu przysi�c na siedem upior�w nocnych, �e s�owa dotrzymasz* � Przysi�gn�* Powstawszy wymawia� zb�jca uroczy�cie, a S�dziw�j powtarza� za nim: � Przysi�gam na siedem upior�w nocnych, kt�re niechta mnie dr�cz� przez siedem nocy z rz�du, a w �sm� noc niech mi krew �yw� wypij� do kropli, je�li kamieni w z�otko nie zamieni�! Odt�d u�ywa� S�dziw�j lepiej ni� u siebie w domu* Do zamczy-stej, ale widnej komnaty znosi� mu Czarny Paw najsmakowitsze k�ski i napitki, rybki sztucznie w�dzone, ma�mazyje i r�ne migda�y niebieskie* Potem wyprawi� pod jakim� pozorem swych kompan�w, aby si� nie dzieli� z nimi z�otym skarbem, i czeka� oskomliwie pierwszych dzwon�w wielkanocnych* Wsta� wreszcie u�miechni�ty s�onecznie ranek Wielkiej Niedzieli* Czarny Paw przyd�wiga� sam wory z kamieniami* Zadycha� si�, spoci�, ale rad by�* � Teraz musisz � rozkazywa� gromko S�dziw�j � zaprowadzi� mnie w takie miejsce, sk�d najlepiej s�ycha� dzwony ko�cielne Z Raciborza* * 36 * Podsun�li si� cichcem na polank� na skraju lasu* Magik zacz�� wykre�la� tajemnicze ko�a na murawie* Po�rodku najwi�kszego ko�a ustawi� Czacnego Pawa, kaza� mu po�kn�� duszkiem siedem szpilek Z jod�owego drzewa i mrucza� przy tym jakie� niezrozumia�e* egipskie zakl�cia* Na koniec odm�wi� paciorek na wspak* I s�ucha� pilnie* Obaj s�uchali* Nareszcie nadp�yn�� z daleka po powietrznej fali pierwszy metaliczny odg�os* Gdy tylko przebrzmia� i w ciszy uton�� � sta�a si� rzecz nigdy nies�ychana* Nie by�o ju� na murawie zgrzybia�ego starucha* Przedzierzgn�� si� w oka mgnieniu w m�odzie�ca* Ten szumny ch�opak do cudu skin�� d�oni� i wraz szare kamieniska zmieni�y si� w kosztowne* od kwiat�w pi�kniejsze klejnoty! A� rykn�� chrapliwie Czarny Paw ujrzawszy tyle brylant�w, pere� i z�ocisto�ci* Wyci�gn�� po nie r�k� �akomie* wtem � hukn�� grom* ziemia, si� otworzy�a i po�ar�a go na wieki wraz Z ca�ym zb�jeckim plemieniem**� Im� pan S�dziw�j, przywr�cony swej zwyk�ej postaci* odszuka� w�j w�z i konika wiernego i poci�gn�� w dalsz� drog�* STANIS�AW WASYLEWSKI DIABELSKI MOST OJCOWIE, gdzie z obu stron doliny wartkiego Pr�dnika wznosz� si� stromo nagie ska�y, mo�ny pan Kasztelan wybudowa� sobie na szczycie zamek i zapragn�� po��czy� go mostem powietrznym z wysok�, prawie pionow� przeciwleg�� g�r�* Wzywa� wszystkich majstr�w, co si� na takiej robocie znali, obiecywa� masy z�ota, ale daremnie, nikt nie chcia� si� podj�� tak trudnej budowy* A� przyszed� raz do Ojcowa m�ody murarz i kiedy mu pan opowiedzia�, czego chce, zapali� si� tak do projektu, �e podj�� si� go wykona�* Wyobrazi� sobie, jak pi�knie most zawi�nie w powietrzu mi�dzy ska�ami, nad bystr� rzek� g�rsk� rado�nie szemrz�c�, i wzi�� si� ra�nie do dzie�a* Nie jad�, nie spa�, tylko my�la�, rysowa�, oblicza�, ale coraz wi�kszy go strach ogarnia�, �e nie wykona zamiaru, coraz wi�cej spostrzega� trudno�ci* Wstyd mu by�o kr�la, wstyd samego siebie; nieraz a� �zy �alu i w�ciek�o�ci dusi� na my�l, �e b�dzie musia� ust�pi� przed trudno�ciami* �Cho�by z diab�a pomoc�, a postawi� most musz�" � rzek� wreszcie sam do siebie* A cho� wypowiedzia� to bardziej my�l� ni� s�owy, kusy us�ysza�* I ju� go masz: w czarnym fraku, zr�cznie * 38 * przykrywaj�cym ogon, w kr�tkich spodenkach, pantoflach i w peruce, aby mu rog�w zna� nie by�o; zjawia si� przed murarzem, k�ania si� kapeluszem i doprasza si� do sp�ki* Murarz pozna� diab�a, ale tak zawzi�� si� do roboty, �e ju� na nic nie zwa�a�. Zaczynaj� rozprawia� o mo�cie, grzeczny jegomo�� Z daleka zatr�ca, �e na t� i tamt� trudno�� znajdzie rad�, ale chcia�by mie� jak�� korzy�� ze sp�ki* � Czego chcesz? � pyta murarz* � E, niewiele, na ma�ym przestan�* Gdy most uko�czymy, zabior� sobie pierwsz� istot� �yj�c�, kt�ra po nim przejdzie* � Zgoda! � zawo�a� murarz, niewiele my�l�c o warunkach, bo a� si� pali� do roboty* Jak z bicza trz�s�, stan�� most, doskonale zbudowany, a murarz napatrze� mu si� nie mo�e, r�ce zaciera z rado�ci. Tymczasem kusy usiad� w dolinie nad Pr�dnikiem i czeka na murarza, kt�ry musia� przej�� po mo�cie, aby si� samemu przekona� o jego dobroci i innym moc jego pokaza�* Niecierpliwie rwa� si� sam do tego i by�by zapomnia� o warunku sp�ki, ale na szcz�cie prze�egna� si� i westchn�� Z wdzi�czno�ci do Boga, a� tu s�yszy, jakby nad sob�, g�os: �Daj pok�j, nie idil" Dopiero przypomnia� sobie wszystko i z�apawszy �wini�, kt�ra si� nawin�a, na most j� wp�dzi� Z wielkim �miechem i uciech�* A diabe� na widok �wini, id�cej po mo�cie przodem, strasznym si� gniewem zapali�* Wzni�s� si� znad Pr�dnika, rogiem w most od spodu uderzy�, dziur� w nim wybi�, biedne zwierz� porwa� za nogi i rzuci� z w�ciek�o�ci� w dolin�, a� m�zg si� rozprysn��* Murarz dziur� chcia� naprawi�, ale daremnie* Wszystko, czym j� Zapycha�, wali�o si� w przepa��, gdy tylko nog� postawi�* Ca�e szcz�cie, �e by� ostro�ny i nie szed� �mia�o, lecz kroku pr�bowa�, boby go kusy dosta� by� w swe szpony* A� w ko�cu murarz naprawy zaniecha� i w mo�cie zosta�a si� dziura* Dziwowali si� jej ludzie, zje�d�aj�cy si� zewsz�d, aby most ogl�da�, i st�d powsta�o przys�owie: ��Potrzebny jak dziura w mo�cie"* WG OSKARA KOLBERGA SKARBY W T �C ZYNIE A R D Z O starzy ludzie opowiadali zawsze, �e w ruinach zamku w T�czynie ukryte s� skarby* � Ho, ho � powiadali � skarby to s� tak ogromne, �e gdyby je kto znalaz�, to do ko�ca �ycia by mu wystarczy�o na wszelki dostatek* Pr�bowali wi�c r�ni �mia�kowie odnale�� drog� do podziemi, w kt�rych te drogocenno�ci mia�y by� schowane, ale nikt nie o�mieli� si� wej�� bodaj do pierwszej piwnicy* A� wreszcie, jak powiadaj� starzy ludzie, znalaz� si� jeden taki ch�opak, kt�ry sobie powiedzia�, �e niczego si� nie boi, a skarby odnajdzie* I wybra� si� do ruin zamkowych* Noc by�a wtedy ksi�ycowa, jasna, droga do zamku w T�czynie �atwa do znalezienia. Ch�opiec szed� �mia�o i wcale, a wcale si� nie ba�* Gdy stan�� przy wej�ciu domu, zdumia� si� ogromnie* Wej�cie by�o przystrojone, jakby na jego przybycie, schody wiod�ce do piwnic wy�o�one pi�knym czerwonym suknem, zatkni�te w �cianach �uczywa o�wietla�y mu drog�* Zszed� wi�c szybko w d� i znalaz� si� w pierwszej piwnicy* By�o tam pe�no cennych szat i drogich sprz�t�w, a na stra�y sta�y trzy du�e czarne psy* Warcza�y gro�nie i z