12572

Szczegóły
Tytuł 12572
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

12572 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 12572 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

12572 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

TYSIĄC LAT HISTORII POLSKIEGO NARODU Tom II Jędrzej Giertych TYSIĄC LAT HISTORII POLSKIEGO NARODU Tom II WERJ WYDAWNICTWO Poznań 1997 © Copyright by Maciej Giertych Wydanie I: Londyn 1986 Wydanie II: Warszawa 1988 (podziemne) Wydanie III: Poznań 1997 (reprint z wydania londyńskiego) Wydawnictwo WERS 60-962 Poznań 22 skr. poczt. 59 Printed by Veritas Foundation Press, 63 Jeddo Rd, London W12 Fotoskład "Unicom Studio", 63 Jeddo Road, Londyn W12 9EE CZASY SASKIE Czasy, gdy królowała w Polsce dynastia Wettynów, elektorów (w wieku XIX i XX królów) Saksonii, była okresem, gdy władza królewska wyrwana została z rąk narodu polskiego, nie znalazła się jednak także w ręku jakiegoś rodu obcego, Polsce życzliwego, ale znalazła się po prostu w ręku Niemców, takich samych, jak ci, kórych usiłowały Polsce narzucić intrygi wrogów Polski z epoki, poprzedzającej politykę Olszowskiego. Czasy saskie były okresem długim: z niewielkimi przerwami trwały 66 lat (1697-1763). Czasy saskie były epoką, gdy Polska, bezsilna, bo pozbawiona sprawowania władzy w swoim państwie przez polski naród, staczała się stopniowo w położenie, grożące zagładą. Istotą pomysłu wybrania Sasów na tron polski była idea ustanowienia polsko-saskiej unii. Są Polacy, którzy uważają, że była to myśl zarazem oryginalna i zdrowa: Saksonia była krajem, stanowiącym rywalkę Brandeburgii , a zarazem pragnącym uniezależnienia się od cesarstwa, a więc związek Polski z nią był znalezieniem sobie sojusznika jakoby dość naturalnego.* W istocie, jest to ocena oparta na złudzeniach. Saksonia, tak samo, jak Brandeburgia i Austria, była państwem niemieckim, a jej rywalizacje z tymi dwoma państwami, to były rywalizacje w obrębie świata politycznego niemieckiego, a bynajmniej temu światu nie przeciwstawne. Nie ma żadnego porównania miedzy unią polsko-litewską, a polsko-saską: już choćby dlatego, że przez unię z Litwą Polska zdobywała sobie rozległy teren swojego wpływu, bo Litwa dostała się pod wpływ Polski, a nie odwrotnie, natomiast przez unię z Saksonią Polska stawała się terenem wpływu Saksonii, czyli wpływu niemieckiego. Prusy i Austria to były dwa państwa niemieckie, których potęga wynikała między innymi stąd, że podporządkowały one sobie rozległe terytoria ludności słowiańskiej, tak, że w pewnych okresach czasu posiadały wiąkszość Słowian i innych nie-Niemców wśród swojej ludności, a jednak nie przestawały być państwami niemieckimi. (Dotyczy to nie tylko Austrii, ale i Prus: np. w latach 1795-1807 ludność Prus składała się w druzgocącej większości z Polaków, • Ciekawa jest ocena projektu stałej unii polsko-saskiej w reskrypcie króla pruskiego Fryderyka Wilhelma z dnia 13 marca 1792 roku: „Nic w świecie nie mogłoby być bardziej przeciwne większym interesom moich państw i ich przyszłych władców, jak istnienie mocarstwa takiego, jakie utworzono by przez połączenie trwałe Polski i Saksonii, co przecięłoby, że tak powiemy, ciało monarchii pruskiej. (...) Bez wątpienia, byłby to najgroźniejszy sąsiad moich państw. (...) Jednym, słowem, nie mogę i nie mógłbym w żadnym wypadku zgodzić się na plan tej natury." (Lord). ale mimo to Prusy były państwem na wskroś niemieckim, rządzonym absolutystycznie przez Niemców-protestantów w duchu niemieckim i protestanckim). Ludność polska (także czeska, węgierska, wioska itd.), stanowiąc poddanych Prus i Austrii, istnieniem swoim ogromnie pomnażała potęgę tych dwóch państw, ale nie odbierała im cechy państw niemieckich, gdyż nie wywierała wpływu na sprawowanie w nich rządów. Jest wielkim złudzeniem wyobrażać sobie, że Saksonia w unii z Polską mogłaby stać się przeciwstawieniem dla tych dwóch państw, niemieckich, a czerpiących część swojej siły z oparcia się o podstawę ludnościową częściowo słowiańską. Saksonia w unii z Polską, gdyby miała być zjawiskiem trwałym, byłaby po prostu trzecim z tych państw niemieckich, opierających swoją potęgę o posiadanie rozległych ziem słowiańskich. August Mocny, wstępując na tron polski, wcale nie wyobrażał sobie swojej roli w ten sposób, że poprowadzi Polskę, jako następca Sobieskiego i długiego łańcucha poprzednich polskich królów, ku nowemu okresowi jej historycznego bytu. Wyobrażał sobie coś całkiem innego. Że wykroi sobie z tej Polski rozlegle terytorium pod swoją dziedziczną, absolutną władzą, które połączy z Saksonią, tworząc z tych dwóch krajów razem nowe, potężne państwo dynastyczne, niemieckie, ale korzystające z polskich zasobów. Myślą przewodnią jego panowania był „grand dessein", czyli „wielki plan". Plan ten polegał na zorganizowaniu państwa absoluty stycznego, pod dziedziczną władzą rodu Wettynów, wcale nie będącego dalszym ciągiem państwowości polskiej, lecz będącego jakby „wielką Saksonią". Nieodzownym składnikiem tego „wielkiego planu" był częściowo rozbiór Polski, to znaczy kupienie sobie dla tego planu zgody mocarstw ościennych, także Prus i Austrii, za cenę oddania im niektórych polskich prowincji. Istotą polityki Augusta Mocnego nie była chęć wzmocnienia Polski, lecz był program częściowego rozbioru Polski (przy czym to, co miało być zachowane, miało się w istocie stać częścią Saksonii.). „Dążenie do doprowadzenia do skutku rozbioru Polski snuje się przez cały czas panowania Augusta (Mocnego). Prof. Wacław Sobieski wymienia lata 1698, 1700, 1701, 1702, 1703, 1704, 1706, 1708, 1709, 1710 w których August pracował nad urzeczywistnieniem planów rozbiorowych".* „W roku 1708 opracowany był między Augustem, a Fryderykiem pruskim plan, według którego Inflanty otrzymałby Leszczyński, Prusy Królewskie, Warmię i protektorat nad Kurlandią — Prusy, a resztę Polski i Litwy — August. W tymże roku plan ten zmieniony został w tym sensie, że Prusy otrzymają ponadto Żmudź i część Wielkopolski. W roku 1710, w wyniku pertraktacji Augusta z Fryderykiem ustalono, że Rosja otrzyma Inflanty i duży szmat Litwy. Okrojona reszta Polski, wraz z Saksonią, miałaby stać się dziedziczną własnością Augusta".** August „pragnął ją (Polskę) przekształcić na sposób jedynie racjonalny, w niewolne, posłuszne patrimonium (państwo dziedziczne), a jeżeli się to nie uda z całością Rzplitej, to wykrajać z niej mniejsze państewko absolutne. * Cytata z innej mojej książki. •• Tamże w ślad za Kazimierzem Marianem Morawskim. Zgodnie z tym, od pierwszego postawienia stopy na ziemi polskiej ułożyły się drogowskazy polityki augustowej. Zdobył tron skomplikowanym naciskiem Austrii, Brandeburgii i Rosji; wjeżdżał na karki rokoszan, wiedząc, zeza rubieżą stoi wojsko carskie, gotowe do okazania pomocy (...). W razie buntu, który zawsze łatwo będzie sprowokować, sąsiedzi przyjdą w roli żandarmów, a nagrodę wezmą ewentualnie w pogranicznych powiatach Rzplitej. Tej treści rokowania zaczęto z Fryderykiem III brandeburskim już w r.1698, z Rosją pod koniec tegoż roku, z Austrią w r. 1700, projekty okrojenia Polski, skombinowane z zamysłami absolutystycznymi, snują się odtąd w polityce Augusta z roku na rok, w r. 1702, 3, 4, 6, 8, 9, 10, potem rzadziej (1715, 1721, 1725), ale go nie opuszczą aż do śmierci. Śledząc je dziś, trudno nie wzruszyć ramionami nad rozumem politycznym króla, który tak uparcie myślał, że sąsiedzi (...) zechcą wzmacniać jego rządy — choćby nawet za terytorialną zapłatę, a nie zdwoją, przeciwnie, czujnej opieki nad polskim nierządem, aby z czasem rozdrapać tym pewniej całość Rzeczypospolitej" (Konopczyński). Do wykrojenia sobie z Polski obszaru władzy absolutystycznej August Mocny dążył także i w ostatnich latach przed śmiercią. „A właśnie w ostatnich latach panowania król obarczał swoje sumienie nową intrygą (...). Kiedy cała Europa odmawiała mu poparcia, on knował < wielki plan> (le grand dessein), tj. ten sam co dawniej, już szablonowy i wytarty plan absolutystyczny, z przewidzianą na rzecz pruskiego wspólnika nagrodą terytorialną. (...) W początku (1733 roku) zjechał się (August) na drodze do Warszawy w Krośnie (Odrzańskim) z pruskim ministrem Grumbkowem. Urządzono na postoju konferencję i pijatykę. Król Prusom hojnie ofiarował Toruń i wielki pas przygraniczny wraz z miastami Prus Królewskich z wyjątkiem Gdańska; dla siebie zatrzymał Wielkopolskę i Małopolskę, z Wilnem, reszta miała przypaść Rosji. Bez tego— dodawał z pasją — „Nic życzę sobie wcale sukcesji w Polsce; mój syn niezdolny jest przenieść tego wszystkiego com ja wycierpiał w ciągu tych lat trzydziestu" (Konopczyński). Umarł — w Warszawie — w tymże styczniu. Jest w Polsce całkiem sporo ludzi, których ta polityka Augusta wcale do niego nie zraża i wydaje się niemal korzystną dla Polski. Przyczyną tego jest mniemanie, że główną słabością Polski był brak silnej władzy królewskiej i że dążenie Augusta do ustanowienia władzy absolutnej wiodło do wzmocnienia Polski. Publicysta historyczny Jasienica pisze: August „pragnął rzeczywistej mocy, rwał się do przodującej roli w centrum Europy. Zreformowana w duchu absolutyzmu federacja polsko-litewska miała mu posłużyć za fundament potęgi, płacąc oczywiście wszystkie koszty zamierzonej odmiany. Historycy od dawna twierdzą, że August przyzwyczaił dwory europejskie do myśli o rozbiorze Rzeczypospolitej. Od początku panowania nosił się z myślą odstąpienia sąsiadom części jej terytorium, a to w zamian za poparcie. (Ale) wydaje się niesporne, że lepiej było oddać duże i cenne nawet obszary, by za tę cenę zachować resztę państwa i uzdrowić je. Kazimierz Wielki zrzekł się kiedyś pod przymusem Śląska i Pomorza". „August II od początku zamyślił radykalną i potrzebną reformę. Chciał narzucić Rzeczypospolitej absolutyzm monarszy". ,,A jednak wszystkie dotychczasowe matactwa augustowe (...) przynieść mogły błogosławione skutki". „Z ciała Rzeczypospolitej chciał wykroić dla siebie monarchię dziedziczną i absolutną, obejmującą Małopolskę, Wielkopolskę, szmat Litwy z Wilnem i enklawę nadmorską — Gdańsk. Całe Pomorze wraz z Toruniem miały wziąć Prusy, resztę Rosja. (...) Dzisiejsi historycy ostrzegają przed nadmiernym postponowaniem postaci pierwszego z naszych Sasów. Wskazują, że jego dążenie do absolutyzmu było zgodne z ogólnoeuropejską tendencją (...). August miał wszelkie widoki na wysoką i zaszczytną rangę króla-diabła, co piekielnymi sposobami, nawet za cenę zrzeczenia się pewnych obszarów, poskromił w Rzeczypospolitej anarchię'1. (Wszystko Jasienica). Poglądy wyżej przytoczone, wcale nie są dziś wśród Polaków odosobnione, świadczą one o wykolejeniu pojęć politycznych i o braku zrozumienia dla podstawowych zasad życia narodowego. Gdyby się Augustowi udało zdobyć „przodującą rolę w centrum Europy" — co zresztą było nadzieją raczej złudną — owa rola byłaby rolą niemiecką, a nie polską. Siły i zasoby polskie byłyby poświęcone celom tego nowego, niemieckiego tworu. Polska wcale nie zostałaby przez operację augustową „uzdrowiona", przeciwnie, zostałaby obezwładniona i zdezorganizowana i miałaby przełamany kręgosłup. Absolutyzm monarszy wcale nie byłby zbawiennym rozwiązaniem trudności ustrojowych: na dalszą metę nie okazał się najlepszym systemem ani we Francji, ani w Prusach, ani w krajach włoskich, ani w Hiszpanii, ani w Austrii, ani w Rosji. Polska była krajem o ustroju wolnościowym (podobnie jak np. Anglia) i reforma jej ustroju mogła być dokonana w sposób pomyślny tylko pod warunkiem uszanowania wolnościowego charakteru tego ustroju.* Między Augustem Mocnym a Kazimierzem Wielkim nie ma żadnej analogii. Kazimierz nie zrzekł się żadnego skrawka terytorium już istniejącej Polski; zrzekł się tylko — doraźnie — dalszej na razie bezskutecznej walki o odzyskanie ziem, utraconych od dawna. Natomiast August gotów był zrzec się dzielnic, należących do Polski od wieków i to tak ważnych, jak Pomorze i jak niektóre części Wielkopolski. Co więcej, Kazimierz Polskę wzmacniał, podnosił ją gospodarczo, powiększał jej siłę wojskową, budował w niej fortece i miasta, stworzył w niej uniwersytet, natomiast August tylko ją dezorganizował i osłabiał, a także na rzecz Saksonii eksploatował.** • ,,Myślę, że zgoła nie mamy powodu być tak bardzo zawstydzeni i zmartwieni, żeśmy w procesie ewolucji w kierunku absolutystycznym w wieku XVII i XVIII nie wzięli udziału" — pisałem w książce, wydanej w roku 1953. •• Innym polskim autorem, który szczególnie żarliwie stanął w obronie polityki Augusta Mocnego jest Aleksander Bocheński. W wydanej w roku 1947 książce pt. „Dzieje głupoty w Polsce", w rozdziale „Konopczyński — Giertych", zaatakował on to, co w roku 1936 pisałem a Auguście. Napisał on: ,,W rzeczywistości 'wielki plan1 Augusta był przede wszystkim planem wprowadzenia absolutnej i dziedzicznej monarchii w Polsce. Odstąpienie pewnych dzielnic Rosji i Prusom było nie tylko środkiem koniecznym dla uzyskania pomocy, lub zgody sąsiadów na tę rewolucję (...). August II wszystko co czynił, czynił w swoim i swojej dynastii interesie, tak zresztą, jak to czynili wszyscy monarchowie dziedziczni na całym świecie. Najpierw pragnął umocnić władzę i tym samym wzmocnić i Polskę i siebie. Potem, gdy ujrzał, że egoizm i zaślepienie szlachty do tego nie dopuści drogą reformy legalnej, zaczął robić plany przewrotu przy pomocy wojsk saskich i mocarstw sąsiednich, za cenę cesji pewnych ziem. Można sądzić, że udanie się tego planu i unia z Saksonią byłaby nas ocaliła od późniejszych rozbiorów, zdławiła możność 8 Nie było w polityce saskiej w Polsce ani śladu dążenia do wzmocnienia Polski. Polityka saska w Polsce była całkowicie niszczycielska. Wyraża się to najjaskrawiej w dziedzinie wojskowej. Sasi zniszczyli polskie wojsko, a pod najrozmaitszymi pretekstami wprowadzili do Polski wojsko saskie i uczynili okupację Polski przez zdyscyplinowane i dobrze wyposażone pułki saskie faktem trwałym. Konopczyński pisze: „Państwa upadające, albo spóźnione w rozwoju, dążąc do zrównania się w sile z niebezpiecznymi sąsiadami, zwykły zaczynać pracę nad odrodzeniem od ulepszenia wojskowości i finansów; potem dopiero za osłoną armat i bagnetów przeprowadzały one reformy społeczno- państwowe. Tak postępowała za Piotra Wielkiego Rosja, tak samo w XIX wieku Turcja i Japonia. Podobny proces wewnętrznej przebudowy czekał Rzplitą Polską za Augusta III". Za czasów Sobieskiego Polska potrafiła być wielką potęgą militarną. A nawet jeszcze w roku 1698, w dwa lata po śmierci Sobieskiego, w rok po koronacji Augusta Mocnego, na rok przed pokojem karłowickim, hetman polny Feliks Potocki potrafił odnieść pod Podhajcami duże zwycięstwo nad Tatarami. Ale pod rządami saskimi polskie wojsko niemal przestało istnieć. Nominalnie, według ustaw sejmu Niemego z 1717 roku miało liczyć 24.000 żołnierza, tymczasem „siła zbrojna Rzplitej spadnie faktycznie do 10-12 tysięcy" (Konopczyński). A „około tegoż czasu Prusy osiągnęły liczbę 145.000, Anglia 91.000, Francja 211.000, Saksonia 30.000, Austria 139.000, Dania 34.000, Holandia blisko 40.000, a Rosja 331.000 żołnierzy. Innymi słowy, Polska w porównaniu z Francją robiła 10 razy mniejszy wysiłek militarny, w porównaniu z Rosją — 15 razy mniejszy, w porównaniu z Prusami — 30 razy mniejszy". (Konopczyński). A co więcej, owe polskie wojsko w czasach saskich i bezpośrednio po saskich posiadało bardzo małą wartość bojową. Niektóre jego formacje — to były jakby przytułki weteranów dawnych wojen. Brak im było dyscypliny, wyszkolenia i sprawności, a także i uzbrojenia. „W 1769 roku w chorągwi husarskiej referendarza koronnego oprócz namiestnika znajdował się pod znakiem tylko jeden towarzysz i 24 pocztowych. W 1774 r. chorągiew husarska króla Jegomości w partii wielkopolsko-pruskiej pełniła służbę na kresach wschodnich w składzie: siedmiu pocztowych i to zupełnie rozwoju Prus i doprowadziła w szybkim tempie nie tylko do odzyskania strat ale i do dominującej pozycji na wschodzie Europy". Na powyższe poglądy p. Bocheńskiego odpowiedziałem już 31 lat temu (w książce „Jan III Sobieski", Londyn 1953, w przypisku na str. 310-311)., nie potrzebuję tu całości mych ówczesnych wywodów powtarzać, zacytuje tu jednak co następuje: „Polityka Augusta Mocnego była polityką o celach dynastycznych i osobistych, ale polityką mieszczącą sie w ramach szerszego, wrogiego Polsce nurtu polityki ogólnoprotestanckiej i pólnocnoniemieckiej. Dążył on do zbudowania dla siebie i dla swej dynastii silnego państwa dziedzicznego i absolutystycznego, złożonego z Saksonii i niektórych dzielnic polskich. Państwo to mogło sie nawet nazywać Polską, ale już by Polską nie było, ani z ducha, ani z cywilizacji, ani z oblicza politycznego, ani może nawet z przeważającego w życiu państwowym języka. P. Bocheński mówi beztrosko o 'cesji niektórych dzielnic'; ale te dzielnice, do których należało Pomorze, a nawet Wielkopolska, decydowały o pozycji geograficznej państwa, oraz o jego narodowym obliczu. (...) Plan jego, gdyby się był udał, (...) był (...) w innej formie urzeczywistnieniem tych samych dążeń, których wyrazicielką była polityka pruska: byłby ustanowił w tej części Europy hegemonię państwa o niedołężnych starców".(Cichowski i Szulczyński). W roku 1769 — już w pierwszych latach panowania Stanisława Augusta — jeden z polskich pułków kawalerii — powtarzam: kawalerii — miał 25 oficerów, 4 podoficerów, 41 szeregowców, 1 konia i 1 kulbake (Kalinka). Nie należy przypuszczać, że polskie społeczeństwo nie chciało utrzymywania i powiększania polskiej siły zbrojnej. „Społeczeństwo szlacheckie (...) wzięło do serca postulat, który Stanisław Szczuka* głosił był w piśmie pt.<Eclipsis Poloniae> (Zaćmienie Polski). Podkanclerzy żądał był dla Polski 36.000 wojska i czynnego udziału w polityce światowej (...). Wyrugowany Leszczyński poszedł w swych żądaniach do 100.000, a inny jakiś patriota podczas przedostatniego bezkrólewia wyrachował na podstawie mniemanego dochodu narodowego, ze Rzplita mogłaby za przykładem Rosji i Brandeburgii wystawić 276.000 wojska.(...) Czy naprawdę, jak niektórzy sądzą, aukcji (powiększenia) wojska chciał szeroki ogół szlachty polskiej, ale statyści, tj. zagryzający się nawzajem oligarchowie, czynili ją niewykonalną? Byłby to dziwny przykład jakiejś demonicznej siły stu, albo tysiąca ludzi nad milionem" (Konopczyński). Wojsko polskie zostało zniszczone — bo Sasi woleli, by go nie było, gdyż łatwiej im było panować nad Polską, posługując się wojskiem saskim. Obok tego — rządy saskie zniszczyły ustrój Polski. Rozpowszechniony jest pogląd, że w czasach saskich panoszyło się „sejmowładztwo", czyli anarchia, powodowana przez władzę i błędną politykę sejmów. Tymczasem sejmy pod rządami saskimi były bezsilne. „Z trzynastu sejmów zwołanych za Augusta II zerwano dziesięć, za Augusta III — wszystkie" (Jasienica). „W ciągu trzydziestu lat panowania Augusta III ani jeden sejm nie dotrwał przeważającym obliczu protestancko-niemieckim. W dodatku, plan ten mógłby się udać także i połowicznie — w postaci podzielenia się hegemonią (i polskimi ziemiami) przez Saksonię i Prusy. Przypuszczenie, że po ustanowieniu absolutyzmu przez Sasa i 'cesję pewnych ziem' Polska mogłaby przejść do kontrataku i odzyskać i te ziemie i utraconą pozycję, jest zupełnie pozbawione realnych podstaw.". Oraz: „Zrozummyż wreszcie tę prostą prawdę: że nieudane, a tylokrotnie ponawiane próby zaprowadzenia w Polsce — ewolucyjnie, lub przez zamach stanu — absolutyzmu więcej Polskę zanarchizowały i bardziej zdezorganizowały jej ustrój, niż wszystko, co mogło być naturalną słabością czy chorobą tego ustroju". Dodam do tego, że August w ogóle nie próbował dokonać w Polsce czegokolwiek „drogą reformy legalnej". Jego polityka była w całości i od początku polityką zamachów nielegalnych. Pisarzem, który w istocie pochwala dążenia Augusta Mocnego był także i Bobrzyński. Pisał on: „Było dla niej (Polski) korzyścią, że na jej tronie zasiadł panujący znacznego księstwa Rzeszy Niemieckiej, który przyniósł jej własny skarb, wojsko i stosunki i mógł je oddać na jej cele. Sąsiedzi musieli się z nim liczyć więcej, niż z rozstrojoną Rzeczpospolitą. Nie ulega też wątpliwości, że August wybór swój na króla polskiego traktował na serio i rozlegle wiązał z nim plany. (...) Dopiąwszy pierwszego celu, to jest tronu polskiego, umiał też August zwrócić się wszystkimi siłami ku dalszemu celowi: ku złamaniu swawoli polskiej, a narzuceniu Polsce silnych, jeśli można absolutnych rządów. (...) Raz wiec jeszcze błysnęła dla Polski nadzieja wydobycia się z głębokiego upadku. Zadanie było wielkie, a możliwe dla króla, który by umiał (...) nareszcie w chwili stanowczej z siła swoją saską przeciw buntownikom wystąpić. Na nieszczęście August Ii nie byl takim człowiekiem; hulaka i rozpustnik trwonił swoje dochody. (...) Dawał Polsce tylko odstraszający przykład, do czego prowadzić mogą absolutne rządy. Wojsko saskie, wprowadzone do Polski, zamiast pilnować porządku i ładu, dopuszczało sie zdzierstw, grabieży i gwałtów, jakby w nieprzyjacielskim kraju, a tak społeczeństwo polskie, zamiast o dobroczynnym wpływie silnego i dbałego o nie rządu praktycznie się przekonać i użyczyć królowi w jego zamiarach 10 do końca przewidzianego czasu. Wobec tego, że sejmy zbierały się tylko raz na dwa lata i tylko na sześć tygodni (o ile uniknęły <zerwania>) i jako że każdy sejm był ogólnie doprowadzony do gwałtownego i przedwczesnego końca, nie osiągnąwszy niczego, rezultatem było, że narodowy parlament w istocie przestał funkcjonować" (Lord).* Tak więc Polska owych czasów nie posiadała ustroju parlamentarnego, a sejm nie rządził nią, ani w rządach nie uczestniczył. (Sejm istniał, zbierał się i prowadził debaty, a więc nie nastąpiła żadna przerwa w historii polskiego sejmu. Natomiast bez przesady powiedzieć trzeba, że nastąpiła przerwa w historii rządów, lub współrządów sejmowych w Polsce). Owo zrywanie sejmu, które sprawiło, że sejmy za obu Sasów w istocie żadnego wpływu na losy Polski nie wywierały, nie było winą ogółu obieranych na te sejmy posłów. Sejmy zrywane były z reguły przez jeden z dwóch czynników: przez króla, lub przez którąś z antynarodowych klik magnackich. Oczywiście, samego zerwania dokonywał — na podstawie zasady „liberum veto", czyli „wolnego nie pozwalam" - jakiś jeden poseł, przez przedstawicieli króla lub kliki magnackiej do tego skłoniony, lub wręcz w tym celu przekupiony. „Sejmowładztwo" zostało w czasach saskich obezwładnione, czyli w praktyce toicestwione, przez królów-Sasów, przy współdziałaniu klik magnackich. Jak za czasów saskich wyglądało polskie państwo, opisał dobitnie, ale całkiem ściśle Feliks Koneczny: „Nigdy a nigdy nie miała Polska rządu tak silnego jak za Augusta II i gdyby silny rząd byl wszystkim, trzeba by te czasy uznać chyba za wiek jakiś złoty historii polskiej. Król ten postarał się najpierw 0 to, żeby nie było wojska narodowego w Polsce, a tylko królewskie. Nie uzupełniał zgoła wojska, złożonego jeszcze z dawnych wiarusów Sobieskiego. Dobierano oficerów jak najgorszych, nieuków, hulaków, żeby polskie wojsko zepsuć. Po prostu August II Polskę rozbroił. A ponieważ państwo bez wojska istnieć nie może, więc wprowadził do kraju swoje niemieckie wojsko z Saksonii. (...) Rząd królewski zapełnił Polskę żoldactwem, jakim mu się pomocy, musiało go znienawidzić i do uwolnienia się spod ucisku dążyć". Tak, więc zdaniem Bobrzyńskiego, polityka Augusta Mocnego była w teorii dobra, a tylko nieszczęśliwa w wykonaniu. Doprawdy, trudno pojąć, jakim sposobem polski, bądź co bądź, patriota mógł wyobrażać sobie, że „panujący księstwa Rzeszy Niemieckiej", mający Polsce „narzucić" swoje „silne" rządy przy pomocy niemieckiego „wojska i skarbu" mógł przynieść Polsce „nadzieję wydobycia się z głębokiego upadku". Tej Polsce, która zaledwie na 14 lat przed elekcją Augusta okazała swoją potęgę odsieczą wiedeńską, a nawet na 11 lat przed nią swoją wyprawą mołdawską. Wywód Bobrzyńskiego świadczy, do jakiego stopnia polska myśl polityczna uległa w czasach najnowszych wykolejeniu. * Warto przypomnieć, że Szczuka (1654-1710, od roku 1699 podkanclerzy litewski), byl ongiś, za czasów Sobieskiego, jednym z przywódców narodowego stronnictwa szlacheckiego 1 zwolennikiem ponownego zwołania „sejmu konnego". * W roku 1973, w 58 lat po ogłoszeniu w Ameryce angielskiego oryginału, ukazał się w Warszawie, nakładem Paxu, przekład książki Lorda pt. „Drugi rozbiór Polski", w tłumaczeniu Andrzeja Jaraczewskiego, ze wstępem Jerzego Łojka. Zacytowane wyżej słowa Lorda nie znalazły się niestety w przekładzie, gdyż z nieznanych mi przyczyn „Wstęp" do książki Lorda, obejmujący 53 niezwykle bogate w treść stronice (3-55), został w polskim wydaniu pominięty. Czyżby Panowie Łojek i Jaraczewski (o ile wiem rodzony wnuk Józefa Piłsudskiego) uważali treść tego wstępu za nieodpowiednią, czy też mało ważną dla polskiego czytelnika? 11 podobało, nakładał kontrybucje na opozycjonistów, aż wreszcie był taki silny, że.mógł rządzić bez sejmu, a podatków wybierał, ile chciał; siła rządu doszła do tego, że zawierał umowy, dla Polski wielce szkodliwe, aż w końcu umawiał się o rozbiory — i kto mu co zrobił? Od tego było w Polsce królewskie, własne wojsko, króla samego tylko słuchające, żeby król siedział mocno na tronie i żeby się nie musiał bać nikogo". Czyżby to taki porządek polityczny w Polsce wydawał się ideałem publicystom historycznym takim jak Jasienica i Aleksander Bocheński? „August Mocny rządził Polską w oparciu o wojsko saskie, o pomoc mocarstw ościennych i o koterie magnackie. Społeczeństwo polskie, uosobione w szerokiej masie szlacheckiej i w duchowieństwie, było odsunięte od wszelkiego wpływu"* W licznych polskich środowiskach ustalił się pogląd, że Polska w czasach saskich była w stanie rozkładu, spowodowanym przez anarchię wewnętrzną i że jej ostateczny upadek był czymś nieuniknionym, tak jak nieunikniona jest śmierć człowieka nieuleczalnie chorego, stopniowo coraz głębiej zapadającego w symptomy fizycznej ruiny. Cytowany tu wielokrotnie Jasienica dal poświęconemu czasom saskim i stanisławowskim tomowi swego dzieła o historii Polski podtytuł: „Dzieje agonii", tak jakby uważał, że śmierć Polski przedrozbiorowej była czymś nieuniknionym, a wiek osiemnasty w jej historii był tylko stopniowym, nieuchronnym umieraniem. W istocie, Polska zgoła umrzeć nie musiała. Jej nieszczęściem w osiemnastym wieku było nie to, że była dotknięta jakąś nieuleczalną chorobą, ale to, że przez 66 lat nie miała niezależnego rządu, lecz rządzona była przez władców, będących w istocie jej wrogami. To prawda, że była pod wieloma względami wyniszczona i osłabiona. Największym źródłem jej słabości było wyniszczenie wojnami: Polska była nieprzerwanie w wojnie co najmniej od roku 1648, a pokój karłowicki (1699) nie przyniósł jej wytchnienia, gdyż wojna północna (1700-1717, a właściwie 1721) w dalszym ciągu ją rujnowała. Tak więc Polska znajdowała się w stanie nieustającej wojny przez lat około 70. Trudno, by nie była przez to pod każdym względem wyniszczona. Przypomnijmy sobie, że wojny napoleońskie trwały 22 lata. Jakże została Francja wyniszczona przez te lata! A Polska była wyniszczona nie tylko przez te 70 lat wojny. Była w trudnym położeniu politycznym, gdyż była otoczona pierścieniem wrogów. To wszystko nie pociągało jednak za sobą konieczności ostatecznego upadku, ani trwałego wewnętrznego rozstroju. Polska owych lat wcale nie była w stanie agonii. Była w położeniu trudnym — ale bynajmniej nie beznadziejnym i mogła się wytrwałym wysiłkiem z tego położenia stopniowo wydobyć. Największą ku temu przeszkodą było sprawowanie w niej władzy przez króla-Niemca i przez jego w istocie antypolski aparat wykonawczy. Czego potrzeba jest narodowi wyniszczonemu i znajdującemu się w trudnym politycznym położeniu? Pytanie to jest ważne nie tylko ze względu na ocenę czasów saskich, ale i ze względu na czasy dzisiejsze. Powiedziałbym, że naród w takim położeniu potrzebuje trzech rzeczy: dobrego rządu (to znaczy dobrego króla lub rządu republikańskiego), a dobrego przez to, że jest niezależny i mocny, potrzeba dobrej polityki zagranicznej, a więc Cytata z innej mojej książki. 12 panującej w nim dobrej szkoły politycznego myślenia; oraz potrzebuje zdrowego narodu, bo nawet najlepszy rząd, prowadzący najlepszą politykę zagraniczną niewiele osiągnie, jeśli naród jest zdemoralizowany, złożony z ludzi bezideowych, nie kochających ojczyzny, niezdolnych do poświęceń, tchórzów, ludzi nieuczciwych, leniwych, niemoralnych, nie umiejących gospodarować i pracować. Oczywiście, naród i jego państwo potrzebują także i dobrego aparatu wykonawczego, a więc przede wszystkim dobrego wojska i zasobnego w pieniądze podatkowe skarbu, ale dobry rząd na czele zdrowego, patriotycznego i gospodarnego narodu sobie bez trudu taki aparat wytworzy. Naród polski w czasach saskich był o wiele zdrowszy, niż się dzisiaj zwykło mniemać; jeszcze do tej sprawy powrócę. Miał natomiast zły rząd, w postaci dynastii i kliki rządzącej saskiej, a w rezultacie pozbawiony był dobrej polityki zagranicznej, gdyż Sasi prowadzili politykę nie polską, lecz dynastycznie saską, która była z polskiego punktu widzenia samobójcza. Oczywiście, naród polski nie posiadał także i dobrego aparatu wykonawczego, a więc wojska, skarbu, systemu podatkowego, administracji, oraz dobrze funkcjonującego sejmu i dobrej polityki gospodarczej, wszystko to bowiem zostało przez rządy saskie zniszczone, lub sparaliżowane. Szczególną, dodatkową komplikacją ówczesnego życia polskiego było istnienie klik politycznych magnackich, co było z jednej strony faktem ułatwiającym Sasom ich rządy dyktatorskie, z drugiej utrudnieniem wysiłków patriotycznego społeczeństwa, zmierzających do zorganizowania skutecznej, narodowej opozycji. Każdej z owych okoliczności, dotyczących sytuacji politycznej, polityki zagranicznej i stanu narodu w czasach saskich trzeba poświęcić omówienie osobne. MAGNACI Polska czasów saskich była w szczególniejszy sposób zdezorganizowana i sparaliżowana przez istnienie w niej klik magnackich i aparatów politycznych, jakimi te kliki dysponowały. Rzeczpospolita „już od dawna przetworzyła się w polsko-litewską Rzeszę prawie suwerennych państewek magnackich" (Jasienica). „Chociaż w teorii wszyscy członkowie tej warstwy (tj. szlachty) byli sobie równi (...), w rzeczywistości ta wychwalana równość była w znacznym stopniu farsą. Szlachta była podzielona na kilka słoi, ostro różniących się zamożnością, wykształceniem i pozycją społeczną. Na szczycie było szesnaście, czy siedemnaście wielkich rodów, takich jak Potoccy, Czartoryscy, czy Radziwiłłowie; rodów, które posiadały bezmierne bogactwa i których posiadłości niekiedy przewyższały obszarem niejedno udzielne księstwo we Włoszech, czy w Niemczech. Niektórzy z tych magnatów utrzymywali dwory, które zaćmiewały blaskiem i sztywną etykietą dwór królewski; utrzymywali własne, stałe wojsko (dworską milicję), prowadzili korespondencję z obcymi monarchami i coś w rodzaju polityki zagranicznej; małpowali maniery 13 królewskie jak tylko umieli i podpisywali się: My, Wojewoda (lub Kasztelan) taki a taki, z Bożej laski. Krótko mówiąc, zachowywali się jak udzielni panujący i rzeczywiście mieli nieraz więcej prawdziwej władzy niż król Polski. Uważając się za urodzonych do panowania i do zajmowania wszystkich lukratywnych stanowisk, magnaci byli z sobą w bezustannej walce o władzę, o wpływy, o lup. Ich rywalizacje utrzymywały Rzeczpospolitą w nieustannym zamęcie i były demoralizujące i niebezpieczne nie tylko dlatego, że nie miały nic wspólnego z jakimikolwiek pobudkami zasadniczymi i względami patriotycznymi, ale także i dlatego, że każda frakcja, by pokonać swych krajowych oponentów, była zawsze gotowa wezwać na pomoc ościenne mocarstwa. (...). Większość szlachty należała do arystokratycznego proletariatu, który albo w ogóle nie posiadał ziemi, albo nie był w stanie z ziemi tej wyżyć. Biedni, obdarci, brudni, żyjący jak chłopi, lub gorzej, byli oni wciąż napełnieni kastową pychą. (...). Setki i tysiące tych ludzi żyły na dworach magnatów, służąc w wielkopańskiej milicji, pracując w administracji dóbr, lub nawet pełniąc posługi służebne. Było to punktem honoru i prawie koniecznością dla każdego wielkiego pana w Polsce mieć do swojej dyspozycji . rzesze takich klientów. (...). Z tej klasy rekrutowali magnaci owe hordy obdartych i pijanych ?*obywateli?, którzy zbiegali się na każdy sejmik, gotowi gardłować za wszystkim, <czego sobie życzy Imć Hetman, czy też Imć Wojewoda> i gotowi w razie sprzeciwu dobyć szabel. (...) Było rzeczą konieczną mieć motłoch po swojej stronie. To magnaci zgubili Polskę — oraz bosa szlachecka < hołota ^», która stanowiła ich stałe i skuteczne narzędzie". (Lord). Jednym z czynników siły magnackich klik było to, że miały one w swym rozporządzeniu liczne zastępy szlacheckiego proletariatu, posiadającego jak reszta szlachty prawa obywatelskie, ale bezideowego i całkowicie zależnego od magnatów, którzy byli ich pracodawcami. Należy tu jednak podkreślić rzecz bardzo ważną: szlachta zaściankowa, żyjąca jak chłopi na malutkich kawałkach ziemi (całkowicie własnej), nie należała do klienteli magnackiej. Zazwyczaj gorąco patriotyczna, a gospodarczo niezależna (choć uboga), stała ona politycznie w jednym szeregu ze szlachtą średnią. Magnaci stanowili w Polsce wielką potęgę już w wieku siedemnastym, a nawet jeszcze wcześniej. Ale wielką klęską polskiego życia, toczącą to życie jak rak, stali się zwłaszcza w czasach saskich. Sparaliżowanie ich odśrodkowej roli byłoby też i w osiemnastym wieku najzupełniej możliwe, gdyby stanął przeciw nim — jak np. przez większą część panowania Sobieskiego — solidarny front króla i patriotycznej masy szlacheckiej. Ale w czasach saskich król-Niemiec stawał we wspólnym froncie raczej z tymi czy innymi koteriami magnackimi, niż z polskim społeczeństwem. Polityka klik i dworów magnackich bardzo często była tak dalece sprzeczna z interesami i dążeniami polskiego narodu, że zasługuje na nazwę polityki zdrady. „Mimo woli nasuwa się dręczące pytanie: skąd się wzięła w zdrowym narodzie tak potężna fronda zdrajców? Fronda, która w erze <« potopu > stanęła po stronie najeźdźcy, a w dziesięcioleciach następnych stale 14 współdziałała, wbrew ojczyźnie, z tajnymi machinacjami mocarstw ościennych? <Miały zdrajców, nawet niepospolitych, inne narody (...), ale też wszędzie tam na zachodzie państwo brało odwet na żywiołach anarchii i wychodziło z kryzysu jeszcze zdrowsze, jednolitszo (Konopczyński). Odpowiedź brzmi bardzo prosto. Fronda ta miała dwa źródła, wyrosła na podłożu dwóch faktów. Po pierwsze, źródłem jej była magnateria litewska, a więc środowisko, przechowujące tradycje opierającego się Polsce, litewskiego separatyzmu. Po wtóre, była nim reformacja, a więc mentalność wojny domowej i duch obozu międzynarodowego, w dążeniach swoich przechodzącego ponad patriotyzmem poszczególnych narodów. (...) Wszak pamiętamy, że w erze unii lubelskiej możnowładztwo litewskie było unii przeciwne, i stawiało jej zacięty opór. Unia przeprowadzona została przez Zygmunta Augusta w oparciu o drobną szlachtę, a wbrew możnowładztwu. Możnowładztwo litewskie czuło się warstwą rządzącą odrębnego państwa i zgoła sobie tego nie życzyło, by państwo to rozpłynęło się w sąsiedniej Polsce. Trudno wątpić, że również i po okresie unii możnowładztwo nie stało się naraz zwolennikiem rozpłynięcia się Litwy w Rzeczypospolitej. Proces zlewania się Polski i Litwy w jeden naród toczył się niepowstrzymanie — język polski szerzył się na Litwie, wytwarzało się poczucie wspólnego patriotyzmu, jednoczyła oba kraje wspólna religia, od czasu kontrreformacji nabierająca nowego rozmachu i siły atrakcyjnej — ale proces ten szerzył się od dołu i do szczytów politycznej hierarchii sięgał najsłabiej. Usposobieni opozycyjnie wobec unii i niechętni Polsce magnaci litewscy widzieli, jak narasta od dołu, od drobnej masy szlacheckiej, prąd zlewania się z Polską i polskością i jak toczy się proces scalania obu organizmów politycznych w jedno państwo od samej góry: od dworu królewskiego i od centralnego ośrodka rządowego. Postawa, jaką wobec tego z dwóch stron się posuwającego procesu przyjęli, była postawą biernego oporu. A możliwości uprawiania sabotażu mieli oni wiele: wszak większość rządowych dygnitarstw litewskich skupiała się w ich ręku, oraz potężne możliwości dawała im ich własna, feudalna potęga rodowa. Ich programem stało się: nie dać się, nie poddać się procesowi scalania się państwa, zachować jak najwięcej niezależności, rozbudować potęgę domową rodów magnackich i rozwinąć odśrodkową samodzielność poszczególnych ziem. Magnaci litewscy nie chcieli poddać się państwu, ani zgodnemu w swych dążeniach z państwem drobnoszlacheckiemu społeczeństwu; ich dążeniem, ambicją i nadzieją była niezależność i potęga ich rodów. Swej polityki rodowej nie uważali zgoła za prywatę; przeciwnie, widzieli w niej patriotyczną zasługę — widzieli formę walki o odrębność Litwy, formę walki z unią. Gdy żył i działał Olszowski — od unii lubelskiej minęło zaledwie sto lat. Zmagania czasów unii — to była żywa jeszcze, trwająca w świeżej pamięci tradycja. (...) Ośrodki litewskiego separatyzmu magnackiego z pewnością jeszcze trwały jako świadome i bynajmniej nie pozbawione pobudek ideowych ośrodki czynnej politycznej akcji. Jeśli szukały one kontaktu z Brandeburgią — szukały choćby w sposób tak jawny i kompletny, jak to czynił np. Bogusław Radziwiłł — to było to zdradą z punktu widzenia Rzeczypospolitej, 15 ale bynajmniej nie musiało być oceniane jako zdrada z punktu widzenia ich własnych pojęć i dążeń. A magnateria litewska miała sojuszników i przyjaciół w Koronie. Sojusz Litwy z Wielkopolską przeciwko Krakowowi był faktem tradycyjnym już od piętnastego stulecia. Koronne ziemie ruskie pod wieloma względami przypominały Litwę, oraz były z nią związane wielu węzłami; dużo tam było elementu ruskiego — także i wśród możnowładztwa; dużo tam było rodów, które świeżo wyrosły i miały kolonialne poczucie niezależności. Magnaci litewscy poszukiwali w Koronie sojuszników dla swej polityki rodowej. A z drugiej strony — rody koronne zazdrościły rodom litewskim ich potęgi; mimo woli wzorowały się na nich i starały się je naśladować. Magnateria, jako zjawisko społeczne i polityczne, stała się zjawiskiem jednolitym, obejmującym dwie połowy Rzeczypospolitej, związanym wspólnymi węzłami, mającym wspólne dążenia, wspólne interesy i wspólne pojęcia. Narodził się w życiu polskim fakt nowy: magnateria, warstwa społeczna <królewiąt>, mających pozycję feudalnej samodzielności i potęgi, warstwa, której nie znało nasze średniowiecze, a która w XVII wieku i zwłaszcza w XVIII nadała życiu Rzeczypospolitej ton. (...) To magnateria stała się siedzibą frondy, zwróconej przeciwko centralnym władzom państwowym (królowi i rządowi) i przeciwko społeczeństwu (masie szlacheckiej, dającej wyraz swym dążeniom na sejmikach, sejmach i elekcjach). Warstwa ta niekoniecznie składała się z wrogów Polski: było w jej szeregach niemało polskich patriotów i niemało zacnych ludzi, a również i wchodzące w jej skład elementy litewskie i ruskie stopniowo ogarniane były toczącym się powoli, lecz bez przerwy procesem polonizacji. Ale ogólny ton i styl życia tej warstwy był inny, niż reszty narodu; inny byl ogólny poziom, inna etyka, inna opinia publiczna. Więcej w niej było egoizmu i prywaty — a nawet znaczna ich przewaga. W dodatku, do skrystalizowania się odrębnego oblicza tej warstwy przyczynił się czynnik, będący drugim jej źródłem, mianowicie reformacja. Reformacja była ruchem ogólnoeuropejskim, mającym cele ponadnarodowe i silnie podszytym międzynarodową konspiracją polityczną. Wymagała ona od swoich zwolenników poparcia, choćby wbrew interesowi własnej ojczyzny i wbrew dotychczasowym obowiązkom lojalności. (...) Ludzie, którzy raz przeszli przez szkołę agitacji protestanckiej i protestanckich spisków — już byli wykolejeni w swej ideowej postawie, byli już skłonni stawiać interes swojej akcji, swojej propagandy, swojej partii, wyżej niż dobro kraju i niż obowiązek wierności wobec ojczyzny i króla. Polska magnateria XVII i XVIII stulecia była w Polsce siłą odśrodkową, opozycyjną wobec państwa i społeczeństwa (chociaż opanowała dużą część władzy państwowej i w niemałym stopniu zdławiła społeczeństwo) — i to ona była jednym z głównych czynników, który Polskę rozłożył i powalił. Mówi się często, że Polskę powaliły rządy szlacheckie, a rozłożył szlachecki egoizm. Twierdzenie to jest błędne; zarzuty te należy skierować nie pod adresem szlachty, lecz magnaterii. (...) Nie jest prawdą, że szlachta 16 Polską rządziła. Polska była tylko pozornie republiką szlachecką. W istocie od załamania się polityki Olszowskiego, rządziły nią koterie magnackie.* Zjawisko wyrośnięcia magnaterii jako kasty potężnej, a o dążnościach odśrodkowych, było w stuleciach historii nowożytnej zjawiskiem ogólnoeuropejskim. Rządy królewskie musiały we wszystkich krajach europejskich przez cale pokolenia walczyć — skutecznie, albo bezskutecznie __z potęgą odśrodkową rodów i dworów magnackich. Znany jest np. potężny wysiłek, jaki poświęcić musiała walce z potęgą rodów magnackich Francja. Potęga ta została złamana, a pełne zwycięstwo odniósł tam królewski absolutyzm. Tak samo w Anglii, w Hiszpanii, w Austrii, w Prusach, władza centralna odniosła zwycięstwo nad magnatami. Natomiast w Zachodnich Niemczech i w niektórych częściach Włoch magnaci stali się niepodległymi, lub prawie niepodległymi (tj. tylko podległymi czasem — jako lennicy — cesarstwu) władcami, a kraje te zaroiły się od niepodległych ksiąstewek, a nawet hrabstw i baronii (Freiherr). Gdyby dzieje potoczyły się były odmiennie, mogło także i w Polsce dojść do samodzielnych owych „szesnastu czy siedemnastu" księstw Radziwiłłów, Sapiehów, Paców, Potockich czy innych. Nie doszło do tego — bo potężne było w narodzie polskim poczucie narodowej jedności, oraz poczucie zagrożenia ze strony państw ościennych — i poczucie to sparaliżowało idące zbyt daleko skłonności separatystyczne. Ale jest faktem, że w czasach saskich odśrodkowa potęga wielu dworów magnackich bardzo się przyczyniła do osłabienia państwa. Tylko sojusz króla ze społeczeństwem szlacheckim (i w ogóle ze społeczeństwem, a więc także i z duchowieństwem i z czołowymi grupami mieszczaństwa) mógł dla tej potęgi stanowić skuteczną przeciwwagę. Ale to się nie stało, bo Polska nie posiadała w owym czasie własnego, narodowego króla. Władzę królewską pochwycili w Polsce na lat mniej więcej 66 niemieccy wrogowie Polski. ROLA PRUS Nie sposób jest oceniać położenie Polski w osiemnastym wieku bez równoczesnego wzięcia pod uwagę faktu wyrośnięcia potęgi pruskiej. Wiek * Cytata z innej mojej książki. Tamże piszę o czasach późniejszych: „Trzeba (jednak) stwierdzić, że (...) arystokracja utraciła częściowo swe odrębne cechy i przybliżyła się do reszly społeczeństwa, przejąwszy się jego pojęciami i ideałami". Nie ulega wątpliwości, że w czasach późniejszych: porozbiorowych — napoleońskich i najnowszych — odegrała w życiu polskim rolę dodatnią i lo wybitną. W innej mojej książce piszę o nowoczesnej polskiej arystokracji: „Jak dalece nowa 10 warstwa - świadczy najlepiej fakt, że skrystalizowała się ona w sposób formalny dopiero pod zaborami. Przed rozbiorem istniała ona faktycznie, jako warstwa potentatów ekonomicznych i politycznych, ale formalnie, poza nielicznymi rodzinami lilewsko-ruskich kniaziów nie różniła się od ogółu szlachty niczym. Rzeczpospolita przedrozbiorowa nic znała tytułu hrabiego; był to tytuł cudzoziemski. A tymczasem Polska pod zaborami roi się od hrabiów i uważana jest w świecie za naród hrabiów. Polscy magnaci uzyskali tytuły hrabiowskie od mocarstw zaborczych (tylko nieliczni od papieża) — i to najczęściej już po rozbiorach. Dopiero pod zaborem warstwa ta znalazła wyraz prawny, w postaci uzyskania tylułóu. różniących ich od szlachty. Warstwa hrabiów, choć tyle w życiu polskim w ostatnim stuleciu znaczyła, jesi w narodzie polskim warstwą nową, sformowaną pod zaborami, obcą polskim tradycjom i polskiemu historycznemu ustrojowi". 2 — Hist. Nar. Poi., t. II 17 ów przyniósł ze sobą w środkowej Europie dwa wydarzenia: rozbiory Polski i narodziny królestwa pruskiego. A wydarzenia te były ze sobą najściślej związane. Kanclerz (premier) Rzeszy Niemieckiej z lat 1900-1909 napisał w roku 1916, a więc w czasie toczącej się pierwszej wojny światowej: „Nie możemy zapomnieć, że monarchia pruska doszła do wielkości dzięki rozpadowi Rzeczypospolitej Polskiej i że czarny orzeł (...) wyrósł w walce z orłem białym" (Książę Bernhard von Biilow). Amerykański historyk napisał w roku 1915: „Przez zagarnięcie polskich ziem Hohenzollernowie po raz pierwszy zdołali zjednoczyć i zaokrąglić swoje rozrzucone posiadłości, czyniąc z nich dziedzinę zwartą i dającą się obronić; i jeżeli te nabytki były, jak się to często twierdzi, nieodzowne dla skonsolidowania Prus, w takim razie rozbiór Polski i zjednoczenie Niemiec zdają się pozostawać ze sobą w bardzo ścisłym związku" (Lord). Oraz: „Prusy były w sposób konieczny trwałym wrogiem Polski. Jako spadkobiercy Zakonu Krzyżackiego, Hohenzollernowie stali się spadkobiercami dawnej rywalizacji między tym zakonem a Polską o posiadanie wybrzeża wokół ujścia Wisły, którym władanie miało życiowe znaczenie dla obu rywali. Nie było miejsca na istnienie obok siebie silnej Polski i silnych Prus: jedno mogło wyrosnąć tylko kosztem drugiego. Więcej niż jakiekolwiek inne mocarstwo w sąsiedztwie, Prusy były zainteresowane w tym, by popierać rozstrój Rzeczypospolitej, bo rozrzucone terytoria pod władzą Hohenzollernów mogły być połączone ze sobą tylko przez zabór ziem polskich, Prusy Polskie (Królewskie —J.G.) były potrzebne, by połączyć Prusy Wschodnie z Pomeranią (Pomorzem Zachodnim - J.G.); a część Wielkopolski — by połączyć Śląsk z Prusami Wschodnimi. Już Wielki Elektor ustalił tradycję polityki wobec Polski, którą następcy jego kontynuowali z godną uwagi wiernością, wytrwałością i konsekwencją. Z pokolenia na pokolenie dostrzec można wytrwały wysiłek, zmierzający do utrzymania <swobódp- Rzeczypospolitej, do przeszkodzenia królowi polskiemu w ustanowieniu następstwa dziedzicznego i «den absoluten dominat> (władzy absolutnej), do utrzymania niesfornych Sarmatów w stanie nieszkodliwym dla sąsiadów. Myśl o rozbiorze Polski, dziedziczna w domu Hohenzollernów od czasów Wielkiego Elektora była wysuwana i podawana w odnowionej postaci przy okazji każdego, odnowionego kryzysu na północy (...). Fryderyk 11 („Wielki" — J.G.), gdy był jeszcze następcą tronu, oświadczył, że zagarnięcie Prus Zachodnich (Królewskich — J.G.) jest konieczne; zdawał się mieć nadzieję, że zdobędzie tę prowi