3183

Szczegóły
Tytuł 3183
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3183 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3183 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3183 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ANNA BRZEZI�SKA Zb�jecki Go�ciniec ROZDZIA� PIERWSZY Przed p�noc� sp�on�a kolejna wied�ma. �sma, jak si� Twardok�sek dorachowa� z uderze� mosi�nego gongu. - Rych�o przyjdzie i wasza kolej. - W drzwiach pokaza� si� �ysy �eb oprawcy. - Niech was tylko dobrze wypytaj� i pro�ciutko w ogie�. A tymczasem go�cia macie. Z samej �wi�tyni. Przybysz str�ci� podniszczony hiszpa�ski but i sapi�c, opad� na zydel. Zsun�� kaptur. Oblicze mia� nalane, spocone z wysi�ku. I bardzo dobrze zb�jcy znajome. Oblicze Mroczka, ongi� kupca sukiennego, a potem zb�jeckiego kamrata. - Zdziwiony�, Twardok�sek? - niedbale spyta� Mroczek. - A pami�tasz, co mi w G�rach Sowich powiedzia�e�? Co komu pisane, to go nie minie. Tak mi rzek�e� i sztyletem nielicho po �ebrach zmaca�e�... - Czego chcesz? - warkn�� zb�jca. - Pogaw�dzi� - Mroczek wyszczerzy� nadpsute z�by. - Bo ty� ju�, Twardok�sek, nie pospolity zb�jca. Ty teraz z bogami i ksi���tami za pan brat. �al tylko, �e ci� z tego spoufalenia jutro na placu ogniem pali� b�d�. Z wied�m� pospo�u - ukradkiem zmaca� pod koszul� chroni�cy przed urokiem medalik. - Dw�ch nas ju� tylko z ca�ej kompanii zosta�o, postanowi�em wi�c kamrata odwiedzi�, powspomina� stare czasy. - Czemu ci� powro�nicy do wie�y wpu�cili? - spyta� niespokojnie zb�jca. - Bo zap�aceni - wykrzywi� si� drwi�co - by�my tu sobie mogli w spokoju porozmawia�. Przy tym wied�my si� boj�. Wol� siedzie� za �elaznymi drzwiami, z dala od plugastwa. - Widz� ja, Twardok�sek, co ci teraz po �bie chodzi -podj�� Mroczek. - Maj� mi jutro prawo katowskie czyni�, my�lisz, jaka dla mnie korzy�� j�zyk strz�pi�? Ano taka, �e nielekko cz�ekowi na stosie zdycha�. - By� ju� tu wcze�niej kto� - szyderczo odezwa� si� Twardok�sek - co mi lekk� �mier� za pogaw�dki obiecywa�. Sam ksi��� Evorinth. I z niczym precz poszed�. - Ale wr�ci, Twardok�sek - pokiwa� g�ow� Mroczek. -Wr�ci niezawodnie. A wiesz, co wtedy b�dzie? Poty ci� ka�e kleszczami szarpa�, p�ki wszystkiego nie wy�piewasz. Zb�jca niepewnie popatrzy� ku wied�mie rozci�gni�tej na d�bowej �awie. - Jej nie s�uchaj, ona ci� od ka�ni nie wybawi. A ja tak. Ot, okowit� przynios�em, popijemy, powspominamy... - Mroczek doby� z sakwy solidny buk�ak. - Mo�e zamroczysz si� i l�ej b�dzie zdycha�... A mo�e pr�cz okowity jeszcze co w sakwie si� znajdzie. Ale pierwej mi opowiesz. Wszystko, wedle porz�dku. Od tamtego dnia, kiedy z naszym skarbczykiem na grzbiecie z kompanii czmychn��e�. Gonili�my za tob�, Uchacz nas prowadzi�, ale nie zgonili�my. Mo�e by�oby lepiej, gdyby�my zgonili... *** Przychodzi kiedy� taki czas, gdy cz�ek chce posmakowa� bezpiecznego �ywota. Twardok�ska �w czas zasta� na Prze��czy Zdech�ej Krowy, w po�udniowym pa�mie G�r �mijowych. Kompania wraca�a do obozowiska, z�upiwszy o zmierzchu bogaty konw�j gildii jedwabnej. Twardok�skowi wlekli si� ospale, niech�tnie, bo zaci�ni z kupieckiej stra�y zdo�ali porz�dnie kompani� poszarpa�. Dw�ch zb�jc�w sczez�o: jeden mia� w oku u�omek spisy, a drugiemu najemnicy rozp�atali brzuch i dar� si� straszliwie, p�ki znudzony Mroczek nie poder�n�� mu gard�a. Twardok�sek kaza� wrzuci� �cierwo do rozpadliny, a potem cichaczem wymkn�� si� przed �witem. Sp�dzi� w G�rach �mijowych ze trzy tuziny lat. Zaczyna� od czyszczenia kocio�k�w w obozowisku, ale na koniec doszed� do w�asnej kompanii, ma�ej fortunki i nagrody, na�o�onej na jego g�ow� we wszystkich Krainach Wewn�trznego Morza. Wiedzia�, �e jest s�awny, ale po tym, jak w pierwszej karczmie przy trakcie zobaczy� przybity na drzwiach sw�j konterfekt, sk�ra mu �cierp�a na grzbiecie i postanowi� ucieka� jak najdalej od rodzinnych stron. Pospiesznie znalaz� statek p�yn�cy na Szcze�upiny, archipelag rozci�gni�ty wzd�u� wschodniego kra�ca G�r �mijowych, i szcz�liwie wyl�dowa� na Tragance. Co prawda, bogini Szcze�upin, Fea Flisyon Od Zarazy, nie cieszy�a si� najlepsz� s�aw�, jednak Twardok�sek nie by� szczeg�lnie pobo�ny. Ka�dej wiosny odprawia� �wi�teczne ceremonie, lecz nie oczekiwa� zbyt wiele w zamian. Wiadomo, jak jest z bogami. Stolica Fei Flisyon spodoba�a si� Twardok�skowi od pierwszego wejrzenia. Znalaz� gospod� na po�udniowym stoku g�ry, wysoko, gdzie nie dochodzi� smr�d portowej dzielnicy, zakopa� w ogrodzie kuferek ze zrabowanym kamratom �upem i uwierzy�, �e reszt� swych dni prze�yje w spokoju. Po pierwszych nerwowych tygodniach coraz �mielej opuszcza� zau�ki starego portu i wychodzi� nawet na g��wne ulice. Nikt go nie zna�, nigdy nawet nie s�yszeli jego imienia. A przynajmniej z pocz�tku tak my�la�. Miasto by�o wielkie, �wiatowe. Na nabrze�u j�zyki Krain Wewn�trznego Morza miesza�y si� z narzeczami po�udniowych r�wnin i chrapliw� mow� Pomortu. Z wie�yc po obu stronach traktu bacznie obserwowano przybysz�w. Ci za�, czuj�c zrozumia�y respekt przed sinoborskimi �ucznikami, spokojnie przechodzili przez Spi�ow� Bram�, ku s�ynnym targowiskom. Fea Flisyon, zwana przez posp�lstwo Zara�nic� lub Morow� Pann�, wytrwale znosi�a wrzaski przekupni�w, obelgi pijanych marynarzy, od�r gnij�cych ryb i sztormy zsy�ane przez szalon� morsk� bogink�, Sandaly�. Nie miesza�a si� ani w zatargi bog�w, ani w walki �miertelnik�w. I w�a�nie jej rzekoma �agodno�� zmyli�a Twardok�ska. Tamtej nocy wia� paskudny wiatr. W karczmie starego Stulichy, gdzie podawano najlepsz� w mie�cie ja�owc�wk�, siedzia�a tylko grupa sta�ych bywalc�w. Twardok�sek zna� ich z widzenia, lecz bynajmniej nie kwapi� si� do pogaw�dki, b�d�c bowiem cz�owiekiem rozwa�nym, nie pytany nie otwiera� g�by. Zaszy� si� w k�ciku, obmacywa� ry�� pos�ugaczk� i popija� ja�owc�wk�. Na sto�eczku przy palenisku rozsiad� si� mizerny cz�owieczek: suszy� przy ogniu ci�my, poci�ga� z garnca i gard�owa�. Zb�jca spotyka� go wcze�niej. By� to dobry znajomek karczmarza Stulichy, Krupa go wo�ali. Dawniej pono� s�u�y� w �wi�tyni Morowej Panny, p�ki go kap�ani na dziedzi�cu za blu�nierstwa nie o�wiczyli i wygnali. - Po niebie to oni wtedy g�adko, jako krowy po ��ce, chadzali - rozprawia� Krupa. - Gwiazdy rozpalali wed�ug porz�dku, aby ludziom �wieci�y, i s�onko, by ich grza�o. Dobry by� czas, jad�a dostatek wszelaki, ludzie z bogami pospo�u �yli... Na wp� pijani rybacy przycichli nad poszczerbionym sto�em. Z rzadka tylko jeden czy drugi potakuj�co potrz�sn�� g�ow�, dola� ja�owc�wki. - P�niej wszako� ci, kt�rzy stworzyli �wiat, a by�o ich pi�cioro, rozeszli si� i oddalili od siebie - ci�gn�� Krupa. - I powsta� w�r�d nich sp�r za spraw� tego, kt�ry sp�tany spoczywa� w otch�ani. I w zapalczywo�ci swej tworzyli bez miary stwory poczwarne a silne, i nazywali je Dzie�mi Gniewu. Za� najpot�niejsza z nich by�a Annyonne. Rudow�osa dziewka wzdrygn�a si� na kolanach Twardok�ska. Zb�jc� te� trwoga zdj�a, a troch� i niech�tny podziw, bo w Krainach Wewn�trznego Morza ma�o kto wa�y� si� wspomina� przekl�te imi� Annyonne. Lepiej tedy uszu nadstawi�, cho� rozs�dek podpowiada� mu, �e z podobnego gadania nic dobrego by� nie mo�e, tylko zam�t i zgorszenie. - I podarowano jej skrzyd�a jasnopi�re, by j� po niebie nios�y, a tak�e, na w�asn� i innych zgub�, miecz o podw�jnym ostrzu, wykuty w otch�ani, sk�d wy�onili si� Stworzyciele; nikt nie m�g� oprze� si� owemu ostrzu, nikt pr�cz tego, kto je wyku�. A� zdarzy�o si�, �e zaw�drowa�a Annyonne do owej g��bi przepastnej, gdzie spoczywa� Sp�tany. Przem�wi� do niej, ona za� s�ucha�a i s�owa jego wzbudzi�y w niej pych� bezbrze�n� i pragnienie pot�gi. Zasiad�a na szczycie �wiata i pocz�a gromadzi� wok� siebie inne spo�r�d Dzieci Gniewu i podburza� je, by powsta�y przeciwko swym panom, Stworzycielom. Dzieci Gniewu za� s�ucha�y ch�tnie, gdy� blask niezmierny bi� od jej skrzyde� i ca�ej postaci, g�os za� mia�a s�odki i czarowny. - Wtenczas bogowie spu�cili z nieba deszcz ognia i siarki. Dzieci Gniewu rozbieg�y si� w przestrachu, szukaj�c schronienia w podziemnych grotach. Lecz szale�stwo i pycha Annyonne by�y tak wielkie, i� pozosta�a na nagim szczycie g�ry, wygra�aj�c tym, co j� stworzyli, p�ki ognisty deszcz nie poch�on�� jej skrzyde� i nie wypali� oczu. Jednak nawet w�wczas nie wypu�ci�a z d�oni nios�cego zgub� miecza. Strach wielki tedy pad� na Stworzycieli, gdy� wiedzieli, �e w owym ostrzu drzemie ich zag�ada. - A bodajby suka sczez�a! - mrukn�� kto� twardo. - Szale�stwo Annyonne by�o tak bezmierne, �e nawet o�lepiona ruszy�a ze swymi sprzymierze�cami przeciwko Stworzycielom. Sz�a dalej i dalej, �lepa i potworna, poprzez siedem bram, ku owym kra�com, gdzie ciemno�� przesypywa�a si� niczym zakrzep�y, s�ony piach. U jej boku za� kroczy�y ogie� i w�d wielkie spi�trzenie, szara�cza i pom�r... Za to tedy, nerwowo pomy�la� Twardok�sek, za to Krup� kap�ani o�wiczy� kazali, a ze �wi�tyni precz wygnali za blu�nierstwo i przeciwko bogom wygra�anie. Bo to� i g�upi wyzna�by si�, �e ogie�, nic to, jeno Kii Krindar Od Ognia, a w�d spi�trzenie to Mel Mianet Od Fali. �adnemu, �cierwo, bogowi nie przepuszcza, ani samej Zara�nicy, co si� u niej pod dachem chowa�, jakby z�o w niego jakowe� wst�pi�o. Et, zbiera� si� trza, pomy�la�, wysup�uj�c z sakiewki p�grosz�wk�, nie �pi licho, nie pr�nuje. W tak� noc, gdy wicher od Pomortu wieje, nie wiedzie�, co on przynie�� mo�e. Kto teraz dojdzie, jak ze Stworzycielami by�o? Za to dobrze wiadomo, �e ani z kap�anami zadziera� nie warto, ani z bog�w sobie nieprzyjaci� czyni�. D�ugo jeszcze mia� potem wspomina�, jak to sobie wszystko m�drze a przemy�lnie u starego Stulichy obiecywa�. Ani si� spodziewa�, �e stra�nicy �wi�tynni, co wida� na Krup� dobre baczenie mieli, zd��yli ju� osaczy� gniazdo herezji. Przy�o�yli zb�jcy w �eb na samym progu gospody i wraz ze wszystkimi, kt�rzy si� przys�uchiwali bezbo�nym wygadywaniem, powlekli do �wi�tyni. I tak si� zacz�y k�opoty Twardok�ska. Wi�ni�w trzymano pod ni�sz� �wi�tyni�, w �elaznych klatkach wpuszczonych w kana�y �ciekowe. Stra�nicy ich nie torturowali, co to, to nie. Po prostu pozwalali im tkwi� ca�ymi dniami w kanale, rozmy�la� i przygl�da� si� wielkim jaszczurom, od kt�rych roi�o si� w �ciekowisku. Z tymi gadami to by�o tak: niegdy� pewien niefortunny kupiec sprowadzi� do Traganki ca�y ich statek. Ale kiedy nikt nie kwapi� si� kupowa�, a �yj�tka by�y �ar�oczne, wyrzuci� je do najbli�szego kana�u. Jaszczury tak si� wkr�tce rozmno�y�y, �e w �aden spos�b nie da�o si� ich wygubi�. Poniewa� jednak by�y bardzo zajad�e na szczury, niegdy� najgorsze utrapienie Traganki, mieszczanie skwapliwie wyrzekli si� kosztownych us�ug magik�w szczuro�ap�w i pozostawili jaszczury w spokoju. Zb�jc� otoczy�y trzy poka�ne, wyg�odzone sztuki. I tak siedzieli sobie po przeciwnych stronach �elaznej kraty, trzy bestie i Twardok�sek, dzie� za dniem gapi�c si� na siebie bezsilnie. Gdy wi�c pojawi� si� pierwszy stra�nik, zb�jca ochoczo wy�piewa� swoj� histori�. Pocz�wszy od rozpadaj�cej si� sadyby w G�rach �mijowych, gdzie przyszed� na �wiat -co akurat nikogo nadmiernie nie zaj�o, natomiast opowie�� o swych p�niejszych wyczynach na Prze��czy Zdech�ej Krowy musia� powtarza� raz za razem. Sko�czy�o si� tym, �e kap�ani po�o�yli �ap� na jego kuferku, a samego Twardok�ska, z r�kami pomazanymi na czarno, jak zwyczaj ka�e czyni� ze z�odziejami, w oczekiwaniu na ka�� oprowadzono po placach Traganki. Twardok�sek by� roz�alony. Marzenie o spokojnej staro�ci sko�czy�o si� tym, �e on, Twardok�sek, postrach G�r �mijowych, mia� zosta� po�wiartowany niczym pospolity rzezimieszek. I to bynajmniej nie z powod�w, dla kt�rych za jego g�ow� wyznaczono nagrod� w Krainach Wewn�trznego Morza, lecz dlatego, �e nie ui�ci� z rabunku stosownej daniny. Kap�ani, ludzie skrupulatni i praworz�dni, odczytali mu rozwlek�� sentencj� wyroku. Zb�jca tyle zapami�ta�, �e najpierw mieli mu obci�� d�onie, jako �e zagarn�� nimi trybut nale�ny Zara�nicy, i ku przestrodze przyozdobi� nimi Spi�ow� Bram�, dalej odj�� nogi, kt�rymi pokala� �wi�t� ziemi� Traganki, i wrzuci� je do Kana�u, potem wyrwa� j�zyk, kt�rym z�orzeczy� bogini, i uszy, co si� blu�nierstwu przys�uchiwa�y. Co dalej, nie pomnia�. Liczy�, �e kat nie b�dzie w rzemio�le zbyt wprawny i przed czasem umorzy ofiar�. Prawd� powiedziawszy, podczas lat sp�dzonych na Prze��czy Zdech�ej Krowy nie raz i nie dwa przemkn�o zb�jcy przez g�ow�, �e na ostatek zawi�nie na stryku. Spodziewa� si� jednak, �e nast�pi to ze stosown� ceremoni�, z werblistami, eskort�, obwieszczeniami na murach - s�owem, �e b�dzie umiera�, jak przystoi zb�jowi o jego pozycji i s�awie. Tymczasem kap�ani Zara�nicy byli osch�ymi, sk�pymi biurokratami, a ka�� mia�a si� odby� na wewn�trznym dziedzi�cu �wi�tyni, podczas wieczornego bicia dzwon�w, aby wrzaski skaza�ca nie zak��ci�y obywatelom drzemki. Dzie� by� upalny. Pot zalewa� Twardok�skowi oczy, za� stra�nicy, dwaj spragnieni rozrywek prostacy, urz�dzili sobie zabaw�, odp�dzaj�c go korbaczami od fontanny. Stali u Spi�owej Bramy, przy g��wnym trakcie Traganki. Pstrokate budy kupieckich smatruz�w t�oczy�y si� po obu stronach go�ci�ca, przekupnie wrzaskliwie nagabywali wje�d�aj�cych, naganiacze polecali najta�sze karczmy i najlepsze burdele, a neofici Fei Flisyon wychwalali bogini�, nie trac�c nadziei na zwabienie nowych wyznawc�w. Twardok�sek mia� by� przyk�adem zgubnych skutk�w wyst�pku, ale lekcewa�y� owo zadanie. W przeciwie�stwie do z�odzieja po drugiej stronie go�ci�ca, kt�ry dono�nie biada� nad swym losem, wzbudzaj�c raczej powszechn� weso�o�� ni� wsp�czucie. Wreszcie stra�nicy zaj�li si� butelk� taniego porzeczkowego wina i gr� w ko�ci. Twardok�sek za� wsun�� si� w g��b bramy tak daleko, jak pozwala� �a�cuch, i usi�owa� ignorowa� spluni�cia przechodni�w. Chyba przysn�� na s�o�cu. Obudzi�o go lekkie pacni�cie w rami� i kilka s��w wypowiedzianych z mi�kkim, cudzoziemskim za�piewem. - Kt�r�dy do pa�acu? Pochyla� si� nad nim wojownik norhemne, odziany w nabijany �elazem sk�rzany kubrak, przyci�kawy na upaln� wiosn� Wysp Szylkretowych, z g�b� po barbarzy�sku os�oni�t� czarn� szmat�. Po�udniowym zwyczajem, przy haftowanym srebrem pasie nosi� dwa miecze. Kilka krok�w z ty�u przystan�� b��kitny, czarnogrzywy skrzyd�o�. Wi�cej Twardok�sek nie dostrzeg�, przybysz mia� s�o�ce za plecami. Zmru�y� oczy. Wierzchowiec niecierpliwie ta�czy� w miejscu, potrz�sa� na wp� zwini�tymi skrzydliskami, a przechodnie odsuwali si� z respektem. Wcze�niej Twardok�sek raz tylko widzia� �ywe skrzyd�onie. Nie mia� jeszcze ni sze�ciu lat, gdy norhemni, rabusie z po�udniowych barbarzy�skich plemion, przedarli si� do jego wioski. Wyr�n�li w�wczas wszystkich, kt�rzy nie mieli do�� rozumu, by uciec w g�ry, i ruszyli dalej. Matka nios�a go na plecach, a on patrzy� w d�, gdzie nad pogorzeliskiem, kt�re by�o kiedy� ich wiosk�, ko�owa�y trzy b��kitne skrzydlate wierzchowce. Je�li norhemni wolno po Szcze�upinach chadzaj�, to �wiat do reszty zszed� na psy, pomy�la� ze z�o�ci� Twardok�sek. I nagle w oci�a�ej od upa�u g�owie b�ysn�a mu wredna my�l. - Trakt was zawiedzie do samiu�kich pa�acowych wr�t - mrukn��. - Tam dri deonema wo�ajcie. On wierzejami sprawuje. Wojownik norhemne lekko skin�� g�ow� i odszed�. - A co tak krokorasz, jako kokosz na gnie�dzie? -m�odszy ze stra�nik�w oderwa� si� od flaszki i wymierzy� Twardok�skowi pot�nego kopniaka. - O drog� do dri deonema pyta� - burkn��. - I�cie? - ucieszy� si� stra�nik. - To i my spieszmy popatrze�. Traga�ska biedota, wyg�odzona i pozbawiona rozrywek, zawsze by�a gotowa pobiec do pa�acu na wie�� o nowej bijatyce, tote� wkr�tce zebra� si� znaczny t�umek gapi�w. Nast�powali na pi�ty nieszcz�snemu norhemne, kt�ry z pewno�ci� s�ysza� wrzaw� podnieconych tubylc�w, ale ani razu nie obejrza� si� za siebie. Kiedy wszed� w kolumnad�, dla wszystkich sta�o si� jasne, �e jego los jest przes�dzony. Starszy stra�nik w przyp�ywie dobrego humoru da� zb�jcy poci�gn�� z butelki. Wino by�o kwa�ne i ciep�e. Opiekunowie Twardok�ska hojnie rozdzielali kuksa�ce, a� wreszcie ca�a tr�jka wdrapa�a si� na podstaw� kolumny, sk�d rozci�ga� si� najlepszy widok. Nie czekali d�ugo. Dri deonemem by� w owych czasach pewien wygnaniec, poniek�d krajan Twardok�ska, kt�ry s�yn�� na Szcze�upinach ze skrupulatnego wype�niania swych obowi�zk�w. Norhemne nie zd��y� nawet dotkn�� ko�atki u wr�t pa�acu, kiedy dri deoneme ra�no wkroczy� na plac. T�um truchcikiem rozsypa� si� wko�o. Co �mielsi �ladem stra�nik�w Twardok�ska wdrapywali si� na kolumny. Nieopodal kostropaty ptasznik przyjmowa� zak�ady. Podobno niegdy�, gdy Szcze�upiny by�y m�ode i dzikie, Kretko z Traganki ubi� kochanka Zara�nicy, Dri Deonema. Bogini podnios�a wielki lament. P� miasta wygubi�a pomorkiem, potem jednak nieco si� opami�ta�a, po cz�ci zapewne dlatego, �e jej przypisa�cy gwa�tem pakowali dobytek na �odzie i straszyli emigracj�. Zwo�a�a wiec na miejscu, gdzie potem pobudowano pa�ac dri deonem�w, i obwo�a�a tego� Kretko, co jej kochanka zaszlachtowa�, nowym wcieleniem zmar�ego. Co rozumniejsi z traga�skich mieszczan popukali si� w czo�o, lecz nikt si� nie zamierza� bogini sprzeciwia�. Kretko, roztropny sinoborski skrytob�jca, nie miesza� si� ani do handlu, ani do teologii. Czas jaki� na Tragance panowa� spok�j. Kretko kaza� budowa� pa�ac, z pomocnikami murarskimi w ko�ci grywa�, nocami za� pi� po gospodach. Od czasu do czasu szed� na g�r� do Zara�nicy; co tam czynili, nie chcia� gada�, ale wielce sobie chwali� s�u�b� u bogini. P�ki Krzywoszyj, rze�nicki pomocnik, kt�ry wedle bramy konie kle�ni�, nie ugodzi� go zdradziecko no�em. Tym razem bogini mniej p�aka�a. Kaza�a przyprowadzi� strwo�onego, zasmarkanego Krzywoszyja, wsadzi�a mu na �eb obr�cz dri deonema i odes�a�a do �wie�o wybudowanego pa�acu. O ka�ni i pom�cie za Kretka ani kto rozprawia�. Odt�d sta�o si� tradycj�, �e z Krain Wewn�trznego Morza zbiegali si� do Traganki wszelkiego rodzaju wyrzutkowie, mordercy, bratob�jcy i blu�niercy, by spr�bowa� si� w walce z dri deonemem. Wedle Twardok�ska wszyscy le�li jako kuropatwy w sie�, bowiem ch�tnych do pojedynku by�o wielu i zwyci�zca nie cieszy� si� �ask� bogini d�u�ej ni� p� tuzina lat. A Szylkretowymi Wyspami po staremu kap�ani trz�li. Norhemne wyra�nie nigdy o tym nie s�ysza�. - Chuderlawy ten dzikus jako pa�dziorko - mrukn�� stra�nik. - Nie chuderlawy, a �ylasty - poprawi� go drugi. - Oni tylko wygl�daj� tak niepozornie, ale straszne to rze�niki, zajad�e. Potem dri deoneme przem�wi� i wszyscy zacz�li si� powoli ucisza�. - Radem ci bardzo, norhemne. Zawdy �acniej dzikiego ni�li swojaka zaszlachtowa� - zarechota� oblubieniec bogini. - Szukam kogo� - rzek� norhemne. - M�czyzny, wojownika. Zw� go Eweinren. - Mnie szukasz! - �achn�� si� ura�ony dri deoneme. - Wszyscy mnie szukacie! Przybysz bez s�owa potrz�sn�� g�ow�. - Tedy - dri deoneme splun�� na wyschni�ty py� go�ci�ca - trza ci by�o, norhemne, we w�asnym chlewie w spokojno�ci le�e�, a nie w miasto i��. Bo w mie�ciech, norhemne, ludzie z�e a niegodziwe - doda�, wyci�gaj�c d�ugi obur�czny szarszun. Skrzyd�o� zasycza� w�ciekle. Zako�czone czarnymi miote�kami uszy po�o�y� po sobie, wypr�y� si�, szyj� w prz�d wyci�gn��, a� si� ludzie pocz�li cofa� z przestrachem. - Udobne �ywiszcze! - mlasn�� stoj�cy obok Twardo-k�ska nosiwoda. - Nie b�d� z tob� walczy� - powiedzia� dziki. - Nie znam ci�, cz�owieku. W t�umie odezwa�y si� pogardliwe okrzyki. Kto� cisn�� na �rodek placu obgryzion� sk�rk� dyni. - Te� mi rze�nik... - zarechota� stra�nik. Nie doko�czy� jednak, bo dri deoneme z wrzaskiem run�� na przybysza. Wszyscy wyci�gn�li szyje, by nie uroni� ani chwili z maj�cego nast�pi� widowiska. Norhemne odskoczy� zwinnie. - Czego czekasz?! - rycza� nosiwoda. Wtedy w�a�nie norhemne szybko si�gn�� do pasa i kochanek bogini zwali� si� na bruk. W jego czole tkwi�a niewielka metalowa gwiazdka. Traganka mia�a nowego dri deonema. - Oszustwo! - wrzasn�� usadowiony na podstawie kolumny ch�opak w pstrokatym kubraku. - To� to nie walka, jeno czyste oszuka�stwo by�o! Odpowiedzia� mu ochoczy poszum t�umu. Ludzie byli zawiedzeni. Oczekiwali czego� d�u�szego. - Kijami takiego t�uc, nie na g�r� prowadzi�! - rozdar�a si� t�ga niewiasta w ��tej sukni. - Sztuk� jakow��, nie �elazem pana �ycia zbawi�! - Czarownictwo! Przeniewierstwo plugawe! - podchwycono skwapliwie. - Ogniem prawo mu uczyni�! Nosiwoda pochwyci� pust� ju� butelk� po porzeczkowym winie, zgrabnie odbi� denko o trzon kolumny i pocz�� wywija� w powietrzu owym napr�dce wykoncypowanym or�em. Nie bacz�c na rozpaczliwe ujadania przekupek, w mig po�amano na pa�ki dwa stragany z wizerunkami Morowej Panny, rozchwycono flaszki z cudown� wod�, co bije u wej�cia do groty bogini, a jakowy� �mia�ek wydar� w��czni� z r�k pos�gu. W niejednym miejscu pocz�o pob�yskiwa� �elazo. Co prawda, otwarcie na pa�acowy dziedziniec broni wnosi� nie dozwalano, ale nieotwarcie wszyscy wnosili i teraz u�ytek zamierzali z niej uczyni�. Twardok�sek u�miechn�� si� szeroko. Wtem pot�ne wierzeje pa�acu rozwar�y si� i stan�o w nich kilku kap�an�w. T�uszcza zafalowa�a niepewnie, przycich�a, a je�li nawet kto� rzuci� jeszcze jakie� przekle�stwo, to z cicha i bez przekonania. S�udzy Zara�nicy dzier�yli miasto tward� r�k�. - No, my te� p�jdziem, Twardok�sek - postanowi� pospiesznie starszy stra�nik. - Szybko si� uwin�li, nie? - Ano - przytakn�� drugi. - �adnej rozrywki cz�owiek nie mia�, psiakrew. Ale m�wi�em, to straszne rze�niki. Norhemne niespiesznie czy�ci� metalow� gwiazdk� o koszul� martwego dri deoneme. Przy wej�ciu do pa�acu zamiatacz ulic czeka� ju�, by uprz�tn�� �cierwo. At, jako si� to jednemu z przygody rozkosz i �wi�towanie trafi, pomy�la� zawistnie zb�jca, a drugiemu przede zmierzchem na skrzypcu kruk oczy wykol�. - Nie oci�gaj si�, Twardok�sek! - Szarpni�cie �a�cucha zako�czy�o zb�jeckie filozofowanie. - Jak si� sp�nim do wie�y na wieczerz�, to ci flaki wypruj� jeszcze przed ka�ni�. - Panie - kap�an w bia�ej, �wi�tynnej kapicy poci�gn�� norhemne za skraj kubraka. - Panie, zda ci si� teraz oporz�dzi�, nim przed zachodem s�o�ca wst�pisz na stok g�ry. - Po co? - zdziwi� si� norhemne. - Szukam kogo� i nie mam czasu na g�upoty. Kap�an a� si� zach�ysn�� na my�l o teologicznych skutkach niefrasobliwo�ci barbarzy�cy. - W�a�nie �e� zosta� wybra�cem miejscowej bogini - wyja�ni� nie bez zgry�liwo�ci zb�jca. - P�ki kto� inny ci� nie utrupi. Barbarzy�ca wykrztusi� kilka niezrozumia�ych s��w. - W �adnym razie - oznajmi� twardo. Wydar� struchla�emu stra�nikowi �a�cuch, krzepko uj�� w po�owie, owin�� wok� ramienia i zwisaj�cym ko�cem raz a pot�nie zb�jc� uderzy�. - To w podzi�ce za wskazanie drogi, �cierwojadzie. Twardok�sek zaskowyta�, kiedy ogniwa �a�cucha przeora�y mu czo�o. Gapie wiwatowali rado�nie. - Dosy�! - ozwa� si� gromki g�os Mierosza, najwy�szego kap�ana Fei Flisyon. Za jego plecami mierzy�o z �uk�w sze�ciu jasnosk�rych niewolnik�w o rysach ludu Sinoborza. Na czo�ach mieli pi�tna z rodzaju tych, kt�re wypala si� na targowiskach u podn�a G�ry Ha�u�skiej. Norhemne bez dalszych spor�w pozwoli� si� poprowadzi� w g��b pa�acu, co, jak zauwa�y� Twardok�sek, dobrze �wiadczy�o o obyciu i rozs�dku dzikusa. �a�cucha jednak z gar�ci nie wypu�ci�. Pa�ac by� nader obszern� budowl� na po�udniowym stoku g�ry, gdy�, jak s�usznie zauwa�y� Twardok�sek, ka�dy dri deoneme niezw�ocznie po zaszlachtowaniu poprzednika zaczyna� odczuwa� nieprzeparty poci�g do murarki. Kolumnada przed pa�acem pochodzi�a z czas�w, gdy kochankiem bogini by� zdradziecki ksi��� Skalmierza i nale�a�a do najwyborniejszych dzie�. Wie�cz�ce kolumnad� pos�gi przodk�w ksi�cia by�y daleko mniej udatne. Jeszcze gorsze wra�enie sprawia�a przysadkowata wie�a z szarego granitu, gdzie zamieszka� pewien przybysz z Wysp Zwajeckich: jak wszyscy Zwajcy, okaza� si� cz�ekiem nieufnym i ostro�nym, tote� bezzw�ocznie wzgardzi� go�cin� kap�an�w. By�a tam jeszcze palisada z zaostrzonych drewnianych ko��w, jakimi grodzi si� chutory na trz�sawiskach W�ownika, i most zwodzony nad do�� p�ytkim, do cna poros�ym zielskiem wykopem. Ostatnimi za� czasy pa�ac wzbogaci� si� o dachowe powietrzniki, rzek�by�, rodem z wiejskiej sadyby w G�rach �mijowych. Mierosz powi�d� ich do niewielkiego rosarium, gdzie czeka�a uczta przygotowana dla poprzedniego dri deonema. �ucznicy skromnie przycupn�li w cieniu okalaj�cego ogr�d muru. Twardok�sek za� niepostrze�enie dopad� baraniego ud�ca i wbi� z�by w mi�siwo. - Chcia�bym zobaczy� wasz� twarz - poprosi� Mierosz. - I pozna� imi�, je�li �aska. - Po c� wam moje imi�? - Bo zostali�cie w�a�nie naznaczeni �ask� bogini - oschle powiedzia� kap�an. - Przed zmierzchem p�jdziecie si� jej pok�oni�. W odpowiedzi barbarzy�ca si�gn�� po flaszk� wina. Kap�an posinia� na twarzy. - Nie rozumiesz, prostaku?! - wrzasn�� wysokim g�osem trzebie�ca. - To nie tw�j rodzinny chlew! To Traganka, siedziba Fei Flisyon! I albo do niej p�jdziesz, albo zaraz ka�� ci� naszpikowa� strza�ami! Prawd� na straganach gadali, pomy�la� Twardok�sek, �e kap�ani pod �wi�tyni� niewolnik�w trzymaj�, dobrze wy�wiczonych w rze�nickim rzemio�le. I jak si� kt�ry dri deoneme za bardzo rozbestwi, to mu cichaczem �eb �cinaj�. Nie, p�j�� to on do Zara�nicy niechybnie p�jdzie, nie dopu�ciliby kap�ani, by jej podobn� zniewag� uczyni�. Inna rzecz, czy potem za ow� hardo�� czego� mu kap�ani do jad�a nie dosypi�. - Nie uraduje m�j widok waszej pani - rzek� na koniec barbarzy�ca i powoli odsun�� zaw�j. Mi�siwo ugrz�z�o Twardok�skowi w gardle, gdy� oblicze, kt�re si� wy�oni�o spod czarnej szmaty, niezawodnie nale�a�o do niewiasty. Jeden z �ucznik�w poderwa� si� spod muru. Jak wi�kszo�� stra�nik�w �wi�tynnych, by� niemow�. Przyci�ty j�zyk chrapliwie trzepota� si� w jego gardle, lecz nie zdo�a� powiedzie� ani s�owa. Twarze pozosta�ych by�y oboj�tne i nie wyra�a�y niczego. Kobieta, kt�ra zabi�a dri deonema, nie mia�a wi�cej ni�li dwa tuziny lat. I z pewno�ci� nie jest norhemnem, pomy�la� Twardok�sek. Gdyby nie te ry�e w�osy, wygl�da�aby jak niewiasta z p�nocnych wysp. Jednak prowadzi�a ze sob� b��kitnego skrzyd�onia, a jej str�j uszyto w namiotach norhemn�w, daleko od Wewn�trznego Morza. - Szukam m�czyzny - wyja�ni�a. - Niegdy� nosi� imi� Eweinren. Eweinren z Karuat i mam wiadomo�� niezawodn�, �e go spotkam na Tragance. Nie dalej jak rankiem przyp�yn�am na wysp� i nie znam waszych zwyczaj�w. Ten cz�owiek - niedbale machn�a ku zb�jcy -kaza� mi spyta� o dri deonema. Nie bez zamiaru zapewne, aby mnie na tym dziedzi�cu usieczono. Ja do was urazy �ywi� nie b�d�, jednak nie mieszajcie mnie do tutejszych spor�w. Trosk mam do�� w�asnych. Twarz kap�ana z nag�a przybra�a przebieg�y wyraz. Twardok�sek s�ysza�, �e ju� wcze�niej trafiali si� ludzie ma�ego serca, kt�rzy, zamordowawszy dri deonema i zrabowawszy nale�ycie pa�ac, nie mieli zamiaru po�o�y� g�owy w s�u�bie bogini. Jednak za ka�dym razem Zara�nica znalaz�a spos�b, by ich zatrzyma�. Nale�a�o tylko zagna� oporn� dzikusk� przed oblicze bogini. - Tak czy inaczej id�cie si� naszej pani pok�oni� - rzek� Mierosz. - Je�li zdob�dziecie jej przychylno��, mo�e wiele w poszukiwaniach pom�c, bo zna imi� ka�dego cz�owieka na Tragance. A na razie i my musimy zwa� was jakim� mianem. Przez chwil� niemo mierzyli si� wzrokiem. Oczy niewiasty by�y zielone, wpadni�te i opuch�e ze znu�enia, jak dziury wypalone w kocu. Z�e oczy, my�la� Twardok�sek, a od w�ciek�o�ci a� si� w nich skrzy. W drodze wida� od dawna, przyodziewek na niej n�dzny, nawet ta gunia, co ni� skrzyd�oniowi grzbiet za�ciela, dziurawa i wyblak�a na s�o�cu. Po tutejszemu gada, ale z po�udnia idzie. O dri deonemach widno nie s�ysza�a. I nie wie�niaczka to z byle przysi�ka, tylko dziewka dufna a pyskata, miecze dwa nosi, a w tych jukach na skrzyd�oniu te� pewnikiem nie fasola. Ani chybi, najemniczka, zdecydowa�, z owym Eweinrenem w Tragance zm�wiona. - By� mo�e masz racj� - przyzna�a wreszcie kobieta. - By� mo�e p�jd� do twojej bogini. Je�li za� idzie o imi�, jak je nazywacie? - po�o�y�a na d�oni metalow� gwiazdk�, kt�r� zabi�a traga�skiego pana. - Szarka, szarotka - podsun�� Twardok�sek. Nie wiedzie� czemu, wyda�o mu si�, �e przez jej twarz przesun�� si� cie�. - Wi�c nazywajcie mnie Szarka. A jego gdzie w ciemnicy dobrze zawrzyjcie - wskaza�a na Twardok�ska. - Jeszcze z nim nie sko�czy�am. Dw�ch rzeza�c�w bogini o g�adko wygolonych czaszkach zaprowadzi�o Twardok�ska do niewielkiej, ciemnej klitki. Poprzez okienko u powa�y zb�jca widzia� schody, prowadz�ce do grot, gdzie Fea Flisyon oczekiwa�a nowego dri deonema. Jednak, cho� z ca�ych si� wyt�a� wzrok, nie zdo�a� dostrzec Szarki. *** - Jako� si� to dziwnie po �wiecie plecie - zacmoka� ze zdumieniem Mroczek. - �eby� ty, Twardok�sek, s�ysza� ile deliberowano, jakim sposobem ta twoja dziewka dosz�a do obr�czy dri deonema. Jak si� spierano, po co j� sobie Fea Flisyon upatrzy�a. Ot, knowania, ot, spiski tajemne! Ca�a tajemnica taka, �e ty� j� za norhemne wzi�� i na rze� pos�a� - pokr�ci� g�ow�. - Zda�oby ci si� raczej gdzie przytai�. Ziemi szmat kupi� i kapust� sadzi�, nie bogom przed oczy le��. Ale polaz�e�. Dziewce obr�cz na �eb wepchn��e�. Suty go�ciniec. A�e�my od tej twojej nag�ej hojno�ci ma�o nie scze�li. Zb�jca nie odpowiedzia�. Popatrzy� na rozci�gni�t� na szrobie wied�m�. G�owa opad�a jej na bok, ale oczy mia�a przytomne, po�yskiwa�y spoza na wp� uchylonych powiek. S�ucha�a. Bo te� nigdy jej nie rzek�em, pomy�la� nagle Twardok�sek, jak to si� wszystko zacz�o. Jake�my si� z Szark� na wyspie Zara�nicy spotkali. - Radbym ninie pos�ucha�, jak ci si� za �w go�ciniec dziewka wywdzi�czy�a - oznajmi� drwi�co Mroczek. - Co by�o dalej, Twardok�sek? - Posz�a do Zara�nicy - zb�jca obliza� pop�kane wargi. - O czym po pieczarach ze sob� rozprawia�y, nie opowiada�a si� przede mn�, a ja pyta� nie chcia�em. Tyle �e tamtej nocy musia�a si� widzie� z Ko�lim P�aszczem, odst�pc� przekl�tym. I potem ju� o Eweinrenie wi�cej nie m�wiono. Niby wesz psiej sier�ci, �alnickiego ksi�cia si� ninie czepi�a. Tyle, �e on z ni� ani gada� chcia�, ani j� rozpoznawa�. Mo�e jej do cna bogini we �bie zamiesza�a? - A bo to bogini potrzebna? - zarechota� Mroczek. - Pomnisz, Twardok�sek, t� so�tysi� c�rk�, co� do niej do sio�a chadza�? T�, co ci� przydyba�a z Vii w stodole i cepem po grzbiecie ot�uk�a? Urodziwa by�a, ale harda straszliwie, jak psa ci� potem p�dzi�a. A kiedy precz poszed�e�, wyk�adasz sobie, �e w �wiat chcia�a za tob� le��, szuka�, ledwo jej to ojciec rzemieniem przez rzy� wyt�uk�? Tak to i jest. On chce, ona nie chce. Ona chce, to jemu ju� niesporo. Mi�o�� tragiczna. *** - Nie jeste� nim - powiedzia�a skulona na szczycie schod�w posta�. Jej g�os by� mieszanin� wyrzutu, rozczarowania i z�o�ci. Przede wszystkim z�o�ci. - Zn�w nim nie jeste�. Przycupni�ta na kraw�dzi ostatniego stopnia Fea Flisyon nie odrywa�a wzroku od migocz�cych na nabrze�u �wiate�ek. W�ska twarz Zara�nicy i opasuj�cy czo�o kryszta�owy diadem �wieci�y w mroku tak mocno, �e wkr�tce Szarka musia�a odwr�ci� wzrok. Dostrzeg�a jednak, �e z lewej, kurczowo zaci�ni�tej na naszyjniku r�ki bogini wyrasta�o sze�� palc�w. Za drobn�, roz�wietlon� postaci� otwiera�a si� szczelina. Po wyspie kr��y�a pog�oska, �e bogini trzyma w pieczarach niezmierne skarby i wielu kusi�o si� je odnale��. �aden nie wr�ci�. - Ol�niewaj�ce miasto, prawda? - spyta�a z drwin� Zara�nica. - Najwi�ksze spo�r�d tych, kt�re widzia�am - przytakn�a Szarka, lecz bogini ju� odwr�ci�a si� ku wej�ciu do jaski�. Szarka zawaha�a si�, patrz�c, jak tamta z wolna pogr��a si� i ginie w ciemnych trzewiach g�ry. W dole miasto szumia�o setk� przyciszonych g�os�w, za� kroki Fei Flisyon chrz�ci�y w�r�d lodu, coraz dalej i coraz ciszej. Szarka jeszcze raz obejrza�a si� za siebie i ostro�nie wesz�a w podziemia, w �lad za odleg�ym blaskiem bogini. Wewn�trz g�ry panowa�a cisza, m�cona jedynie monotonnym pluskiem kropel spadaj�cych w rumowisko ska� i wielkich kryszta�owych ob�am�w. - Widzisz? - dobieg� j� g�os Zara�nicy. - Kiedy� mia�am tu tuzin kryszta�owych sal i wiele tuzin�w wojownik�w drzemie w tym rumowisku. A przecie� ka�de z was, kt�rzy tu wchodzicie, my�li, �e jest jedyne. - A nie jest? - Szarka tr�ci�a czubkiem buta pogi�te, przerdzewia�e resztki sztyletu. - Nie, nie jest. Jedyna jest tylko obr�cz, kt�r� nosicie. Wchodzi�y coraz dalej i dalej w zimne wn�trze g�ry. Przodem bogini, przepowiadaj�c co� wida� do siebie, bo jej g�os pobrzmiewa� raz ciszej, raz g�o�niej, a ty�u Szarka, kln�c za ka�dym razem, gdy musia�a przeciska� si� pomi�dzy zwalonymi g�azami. Na koniec przej�cie rozszerzy�o si� w grot�, przeci�t� wartko p�yn�cym strumieniem. Z g�ry, przez odleg�� szczelin� wpada�a smuga �wiat�a. Bogini siedzia�a wysoko na kraw�dzi oszronionej p�ki, pomi�dzy �nie�nymi sowami. Kosmyk jej czarnych w�os�w wysun�� si� spod diademu i opad� na rami�. Po�wiata przyblad�a nieco, a Zara�nica macha�a bosymi nogami, str�caj�c w szczelin� lodowe sople. Jej twarz by�a twarz� dziecka, lecz oczy, bursztynowe i b�yszcz�ce jak od gor�czki, patrzy�y wzrokiem bogini, prastarej i z�owrogiej. - Kiedy wieje wschodni wiatr - powiedzia�a, spogl�daj�c ku g�rze - szczelina �piewa jak �mijowa harfa. Us�yszysz, gdy nadejdzie czas deszcz�w. Je�eli do�yjesz. Szarka przygl�da�a si� jej bez s�owa, os�oni�ta ciemnym strojem norhemn�w. - Pewnie na dole zn�w rzecz zmilczeli, partacze -skrzywi�a si� Zara�nica. - To obr�cz dri deonema. Pierwszego. Prawdziwego. I, skoro ju� nie mog� mie� z ciebie innego po�ytku, b�dziesz dla mnie walczy� na placach Traganki. - Dlaczego? - Poniewa� - oczy Zara�nicy sta�y si� nagle bardzo ciemne i bardzo odleg�e - tak w�a�nie postanowi�am. Sopel lodu zmieni� si� pod jej dotkni�ciem w przezroczysty kielich. Bogini zsun�a si� w d�, na brzeg strumienia, jej suknia zawirowa�a jak skrzyd�a olbrzymiej �my. - Wypij - zaczerpn�a wody. Szarka nie poruszy�a si�, pozwalaj�c, by kielich wysun�� si� z palc�w Fei Flisyon. Nim si�gn�� ziemi, druga d�o� bogini, karz�ca, lewa d�o� o sze�ciu palcach, wykona�a nieznaczny ruch. Dziewczyna us�ysza�a przenikliwy d�wi�k. Jak bzyczenie osy. Odskoczy�a. Dwie cienkie, przejrzyste ig�y prawie otar�y si� o jej w�osy. Kielich uderzy� w ska��. - To wbrew prawid�om! - zawy�a Fea Flisyon. Jej twarz rozmy�a si� nagle w jasn�, bezkszta�tn� smug�. Kiedy skrzep�a na nowo, sk�r� pokrywa�y drobne, purpurowe c�tki, a rysy wyostrzy�y si�, spos�pnia�y. I nie by�o ju� w nich ni �ladu beztroski, tylko odwieczne oblicze, przed kt�rym wzdragano si� we wszystkich Krainach Wewn�trznego Morza. Sine, sp�kane wargi, pomi�dzy kt�rymi po�yskiwa�y drobne z�by. Spotnia�e czo�o, oczy rozszerzone gor�tw� i sza�em, m�tne. Oblicze Morowej Panny, gdy znienacka cz�eka zajdzie, po�rodku snu najg��bszego u wezg�owia stanie, palcem z lekka w plecy stuknie, na zgub� wieczn�, na zatracenie. - Podobni tobie nie przychodz� t� �cie�k�! Kto ci�, dziwko, na mnie nas�a�? - wysycza�a, szczerz�c ostre jak u rosomaka z�bki. Jej lewa, karz�ca d�o� drga�a i kurczy�a si� spazmatycznie. - Nikt! - hardo odpowiedzia�a Szarka. - I nie nale�� do twojego przekl�tego plemienia, parthenoti. - Parthenoti?! - wrzask Zara�nicy str�ci� ze �cian groty resztki sopli. - Parthenoti?! I zaraz jej gniew nieoczekiwanie opad�, lewa r�ka znieruchomia�a. - Sk�d jeste�? - spyta�a przytomnym g�osem. - I czego szukasz w mie�cie? - Co ci do tego? - mrukn�a pod nosem Szarka. - My�la�am, �e jeste� tamt�. P�ki nie zobaczy�am igie�. Fea Flisyon zagapi�a si� na ni�, nie rozumiej�c. Czerwone c�tki blak�y i znika�y. - Koncept i�cie Delajati godzien - rzek�a wreszcie. -Czeg� chce moja m�odsza siostrzyczka? Matczyne b�karty wygubi�? - Nie znam zamys��w Delajati - odpar�a Szarka. -Szukam kogo�. Zwali go Eweinren. Eweinren z Karuat. - Sk�d�e pewno��, �e go na Tragance znajdziesz? - Jadzio�ek mi wyjawi� - z oci�ganiem przyzna�a dziewczyna. - Skoro tylko wiosna nasta�a, nagli� pocz��, bym si� do drogi gotowa�a. Przez stepy mnie przeprowadzi� a� nad sam Kana�, a potem statek na Tragank� wybra�. - Tak bardzo pragniesz owego Eweinrena odnale�� - k��liwie spyta�a bogini - �e us�ucha�a� roje� na wp� ob��kanego plugastwa? I to takiego, co si� nocnym mamid�em pasie? Co ci� dla owych zwid�w sennych w szale�stwo niezawodnie wp�dzi? Nie, nie s�ysza�am ani o Eweinrenie, ani o Karuat - spojrza�a na Szark� bursztynowymi oczami - a ja wiele s�ysz�. Szarka bez s�owa poda�a bogini obr�cz dri deonema. Opaska by�a w�ska, wykuta z czerwonego z�ota. - Zatrzymaj j� - wzruszy�a ramionami bogini. - Wedle obyczaju. - Nie b�d� nosi� znak�w parthenoti. Niczyich znak�w. - Nie dozwol�, by �miertelna odrzuci�a moje dary. Popatrz! - W lewej d�oni bogini zab�ys�a gar�� cienkich, kolorowych igie�. - Niekt�re nios� tr�d, inne dur, czerwon� �mier� albo zgorzel... Dzisiaj zdo�a�a� si� obroni� przed czarem, kt�ry przywi�za�by ci� do Traganki. Czy i jutro b�dzie ci sprzyja� szcz�cie? - Grozisz mi? - krzywo u�miechn�a si� rudow�osa. -Grozisz czy ostrzegasz? - Ni jedno, ni drugie. Co wolisz. Cokolwiek zamy�la Delajati, we� obr�cz i id� na p�noc. I nie wracaj na Tragank�. Nieco powy�ej g�owy bogini jadzio�ek poruszy� si� lekko i za�opota� skrzyd�ami. By� drobny, niewiele wi�kszy od go��bia. We wn�trzno�ciach czu� znajome, pal�ce uczucie g�odu i nie by� w przyjaznym nastroju. Ciemnooliwkowe, zako�czone haczykami pi�ra unios�y si� i nastroszy�y. Na ko�cu ka�dego po�yskiwa�y drobne krople. Jak zawsze, gdy rusza� na polowanie. W dole drobna, jasna posta� poda�a co� jego rzeczy. Szpony jadzio�ka zazgrzyta�y o ska��, zakrzywiony dzi�b klekota� z rozdra�nienia. Nie powinna tego bra�, my�la�, wie, �e nie powinna. Dogadza� jej, piastowa� i ho�ubi�, ale pozosta�a, jak by�a, niewdzi�czna i nieostro�na. I uparta. Zawsze by�a uparta, od tamtej chwili, gdy pochwyci� j� na spalonych s�o�cem ska�ach. Ale potrafi�a �ni� i by�a tylko jego. A jej sny by�y pe�ne ognia. - Jeste� do niej bardzo podobna - rzek�a Szarka. - Tak �atwo wzi�� ci� za Delajati. - Jestem jej b�karci� siostr� - wyja�ni�a bogini - ale s�absz� i bardziej trwo�liw�. Nie chc� wszczyna� wojny. B�d� cicho i nie wy�ciubi� nosa poza Tragank�, cho�by�cie pospo�u obr�ci�y reszt� Krain Wewn�trznego Morza w perzyn�. Pozostali jednak b�d� �ci�ga� do ciebie jak muchy do lepu - doko�czy�a znacz�co. Szarka odwr�ci�a si� tylko i ruszy�a w d� pomi�dzy ciemnych zwa�ami kamieni. Jadzio�ek te� si� poderwa� i zatacza� w ciemno�ci szybkie ko�a. - I tyle? - za�mia�a si� drwi�co bogini. - Nie b�dziemy rozprawia� o zgubie �wiata? O czasie szeflin�w i siekier, o krwi na darmo przelanej i ogniu za plecami? Potem Zara�nica stan�a w smudze ksi�ycowego �wiat�a, unios�a do g�ry w�skie, ostre d�onie i rozpocz�a inwokacj�: Witaj, jasna gwiazdo zmierzchu, zaklinam ci� przez pot�ne imiona, poprzez dwunastu, kt�rzy umarli od stali, poprzez dwunastu, kt�rych powieszono, poprzez dwunastu, kt�rych po�wiartowano, poprzez chleb i s�l, poprzez dwana�cie gwiazd, kt�re s� jedno, zaklinani ci�, jasna gwiazdo zmierzchu... By�o to zakl�cie stosowne raczej w ustach wioskowej wied�my, nie bogini Traganki, ale ten, kt�rego przywo�ywa�a, nie pojawi�by si� na inne wezwanie. Podmuch wiatru przyni�s� ku niej znad szczeliny smr�d portu i gorzk� wo� kwiat�w - w dole kwit�y migda�owce. *** - Patrz, gdzie idziesz! - kwikn�� z ziemi pryszczaty wyrostek, wyrywaj�c po�� kubraka spod buta Szarki. Ladacznica w ��tej telejce zajadle obmacywa�a jego sakiewk�. Niewiasta nosz�ca obr�cz dri deonema rozejrza�a si� wok�. Od pa�acu dzieli�a j� rozleg�a, roz�wietlona feeri� �wiate�ek po�a� ogrod�w. Z rezygnacj� podesz�a do niewielkiej fontanny. Sta�a ona nieco na uboczu i przez niedopatrzenie nie nape�niono jej winem. Nachyli�a si� nad wod�, op�uka�a twarz i wyj�a z w�os�w d�ugie szpile, z kt�rych ka�da zosta�a zanurzona w truj�cej �linie jadzio�ka. Ostro�nie od�o�y�a na bok obr�cz i pozwoli�a w�osom opa�� na plecy. Noc by�a parna, gor�ca. Szarka zrzuci�a ci�ki, nabijany �wiekami kubrak i zamierza�a wymo�ci� sobie pos�anie w trawie nieopodal, licz�c, �e zwieszone nisko nad ziemi� ga��zie �wierku zas�oni� j� przed co bardziej rozochoconymi mieszczanami. Krzaki po przeciwnej stronie fontanny zatrzeszcza�y i wynurzy� si� z nich wysoki m�czyzna. W przeciwie�stwie do miejscowych nie nosi� brody, w�osy mia� kr�tko przystrzy�one, oczy szare. Odziany by� pospolicie, w kaftan z barchanu natkany zgrzeb�ami i poplamione sk�rzane portki. Na plecach przytroczy� pot�ny, obur�czny miecz. - Znalaz�a� wod�? Szarka nie poruszy�a si�. Sta�a z oczyma odwr�conymi w bok, w stron� sadzawki, gdzie jego odbicie rozpada�o si� na drobne od�amki - strz�py twarzy, �wiat�a i opad�e p�atki migda�owca. W blasku latarni jej d�ugie, rozpuszczone w�osy po�yskiwa�y barw� czerwonego z�ota. - Ko�larz! - krzykn�� kto� zza k�py �wierk�w. - Gdzie�e� ty si� podzia�, Ko�larz? Z zaro�li wyjrza�o kilku spitych �ak�w, ale widok miecza m�czyzny skutecznie ich odstraszy� i odeszli, na ca�e gard�o rycz�c spro�n� piosenk�. Sko�czy� pi� i poniewa� dalej sta�a przy fontannie, odezwa� si� ponownie: - Nie zarobisz, dziewczyno. Nie mam wiele srebra. Pochyli�a si� ni�ej, by przez chwil�, poprzez odbicie, kt�re dr�a�o od sp�ywaj�cej z fontanny wody i powstrzymywanych �ez, spojrze� w dal, w miejsca niesko�czenie odleg�e od Traganki. Wi�c kiedy wjechali na most, pod czarno-zielon� chor�gwi� i znakami Karuat, i kiedy wreszcie j� zobaczy� - rozwiane w�osy na schodach, zakasana suknia, szybki tupot n�g - ludzie krzyczeli wok�, a ona bieg�a, jak jeszcze nigdy w �yciu nie bieg�a do �adnego m�czyzny. �miech i szloch jednocze�nie, kiedy ca�owali si� na dziedzi�cu, bezwstydnie, na oczach wszystkich - nic nie m�w, prosz�, nic nie m�w, nie my�la�am, �e mo�na tak czeka�, czeka� i pragn�� a� tak, do utraty tchu, do zatracenia. I p�niej - dwa puste miejsca na uczcie, miejsca, do kt�rych spe�niano toasty, i smugi �wiat�a pod okiennicami, i twoje spojrzenie spod ledwo uchylonych powiek. I ju� wiem, �e odda�abym... odda�abym wszystko... ale wszystko zosta�o zabrane ju� dawno temu... Mia�a znu�on�, blad� twarz, z wielkimi, zielonymi oczyma. Zbyt wielkimi, pomy�la�, jeszcze jedna odurzona przyprawnym napojem dziwka. Wiele ich widzia� w porcie. Niewolnice kupione od frejbiter�w na targach pod G�r� Ha�u�sk�. Otumanione, wiotkie dziewki o oczach wielkich od belladonny i szaleju. Nie potrafi�y przypomnie� sobie nawet w�asnego imienia po tym, jak Zird Zekrun Od Ska�y dotkn�� ich karz�c� r�k� o sze�ciu palcach i odebra� wszystko, czym by�y. Przysz�o mu na my�l inne dziecko. R�wnie bezradne, daleko na p�nocy. Br�zowooka dziewczynka, kt�ra p�aka�a w cytadeli o oknach wychodz�cych na Cie�niny Wieprzy - odleg�e, ch�odne wichry, jedna z tych rzeczy, kt�rych nie chcia� pami�ta�. Dziwki i ja�owc�wka, pomy�la�, przyci�gaj�c j� bli�ej, tyle dobrego na tych przekl�tych wyspach. Ja�owc�wki mia� na dzisiaj dosy�. Zerwa� z szyi g�adko spleciony, srebrny �a�cuszek. Zielony kamyk b�ysn�� z wyrzutem, kiedy wciska� go w gar�� dziewczyny. Jej palce by�y lekkie, najl�ejsze, a powieki mocno zaci�ni�te, i domy�la� si�, �e wsp�lne po��danie zaniesie ich w zupe�nie inne, odleg�e miejsca. Jednak po�rodku gor�cej po�udniowej nocy nie mia�o to �adnego znaczenia. Jadzio�ek z cienkim wrzaskiem zanurkowa� z ciemno�ci ponad drzewami prosto ku jego oczom. Odskoczy�, o w�os unikaj�c ostrego dzioba. Odepchni�ta Szarka zatoczy�a si� gwa�townie, niemal upad�a na traw�. - Ty dziwko! - powiedzia� bez z�o�ci. - Ty podst�pna dziwko! Z g�ry dobieg� kolejny gwizd, gdy jednak z�e zn�w pojawi�o si� w kr�gu �wiat�a, Szarka wyda�a gniewny, nakazuj�cy trel. Jadzio�ek zawaha� si�. Krople jadu l�ni�y olei�cie, lecz jedynie zakre�li� �uk wok� fontanny i znikn��. - Nie poznajesz mnie? Naprawd� nie poznajesz? -spyta�a. - Jak mog�e� zapomnie�? - Pami�ta�bym - u�miechn�� si� krzywo. Cofn�� si� kilka krok�w, powoli, wci�� wygl�daj�c ptaszyska, i zahaczy� butem o porzucon� w trawie obr�cz dri deonema. - Chyba jednak powinienem pami�ta� - przyzna�. - Dzisiejsza walka? Nie, nie ruszaj si� - ostrzeg�. - St�j tam, gdzie jeste� - Powoli cofa� si� ku �cie�ce, sk�d dobiega�y rozbawione krzyki. - C�, je�li Zird Zekrun dogada� si� z Zara�nic�, spotkamy si� jeszcze. To nie miejsce i czas. - Mylisz si�. - Nie w tym - potrz�sn�� g�ow�. - Nie w sprawach Zird Zekruna. Tak samo, jak nie spos�b pomyli� z czymkolwiek znak, kt�ry nosisz na czole, i stworzenie, kt�re ci� prowadzi. - Nie s�ysza�am o Zird Zekrunie - zaprotestowa�a. - O nim ka�dy s�ysza�. Nie, nic nie m�w. Daj mi odej��. Nic wi�cej. Patrzy�a, jak si� cofa, bez po�piechu, czujnie, i nie pr�bowa�a go zatrzyma�; cho� wci�� mia� na twarzy nieznaczny, rozbawiony grymas, zna�a go wystarczaj�co dobrze - a przynajmniej wierzy�a, �e tak jest - by nie pr�bowa�. Kiedy znikn�� pomi�dzy drzewami, z rozmachem uderzy�a pi�ci� w jadeitow� kraw�d� sadzawki. - Plugastwo. - S�owa nie by�y potrzebne, ale przywyk�a przywo�ywa� je g�osem. - Wyt�umacz mi. Zr�b to naprawd� szybko. Z g�ry, spoza wierzcho�k�w �wierk�w i migda�owc�w nap�yn�a fala z�o�ci i przestrachu. Jadzio�ek pozwala� si� unosi� fali ciep�ego powietrza ku portowej dzielnicy i w g��bi jego ma�ego, plugawego umys�u Szarka nie znalaz�a �adnej odpowiedzi. *** - ...jakby wszystko z�o zlecia�o si� tamtej nocy na Tragank� - doko�czy� ci�ko zb�jca. - Rudow�osa dziewka ubi�a dri deonema i pow�drowa�a na g�r� bogini, ale szcz�liwie nie przypad�y sobie do smaku. Za to spotkanie z owym �alnickim wywo�a�cem, z Ko�larzem, d�ugo mieli�my potem op�akiwa�. - Czego ty chcesz, Twardok�sek? - zarechota� Mroczek. - Spotkali si� i rozmi�owali w sobie okrutnie, jako to w bajkach bywa. Zda nam si� teraz wszystkim czeka�, by ksi��� w�adztwo niecnie zagrabione odzyska�. I by w szcz�liwo�ci po kres wiek�w �yli... - A mo�e i na ciebie, Twardok�sek, gdzie� w�adztwo rozleg�e czeka... - podj�� szyderczo. - Bo to widzisz, nim w bajce czas na �wi�towanie przyjdzie, ksi�niczka musi si� pierwej okrutnie namordowa�. P� �wiata o kiju przej��, upokorze� i poniewierki zakosztowa�, z g�odu o chleb suchy prosi� i s�onymi �zami go okrasza� - za�mia� si� ur�gliwie. - Za to kiedy ona na dziedzinie swojej osi�dzie, to tak wyszlachetnieje, �e ledwo j� b�d� rozpoznawa�. Bo nie b�dzie ju� szlachciank� wynios�� i okrutn�, jeno pani� dobr� a mi�osiern�, pospolitakom przychyln�. I wtedy ka�demu sprawiedliwo�� b�dzie czyni�, dobrami wielkimi wynagrodzi tych, co jej w niedoli pomoc� s�u�yli. Znaczy si�, ciebie, Twardok�sek. Musi tylko ksi�niczka zd��y�, nim ci� powro�nicy na dobre uw�dz�. Ale mo�e i tobie panowanie przeznaczone. - Nie przeznaczone - cicho powiedzia�a wied�ma. - Ni jemu, ni mnie, ni tobie. Bo my s� jeno te plewy, co je wicher po go�ci�cu p�dzi. Prosto w ogie�. Mroczek podszed� do niej, z rozmachem trzasn�� j� w g�b�. - Nie kracz, wied�mo! - sykn��. ROZDZIA� DRUGI Dobrze przed �witaniem, nim jeszcze dzwon pocz�� zwo�ywa� kap�an�w na poranne mod�y, do pa�acu przygna�a gromada �ak�w i tak d�ugo wrzeszczeli na dziedzi�cu, a� dopuszczono ich do Szarki. �acy byli, s� i b�d� zaka�� Traganki. Zawsze gnie�dzi�o si� ich w mie�cie kilka setek, wszyscy biedni, wyg�odzeni i k��tliwi. Wymuszali haracz od przekupek na targowisku, z�orzeczyli kap�anom i odcinali sakiewki pijanym marynarzom. Nikt nie o�mieli� si� im narazi�, a i tak w pobli�u uniwersytetu raz po raz wybucha�y zamieszki. Szczeg�lnie odk�d otworzono fakultet teologii. Pozostali studenci, dotychczas sk��ceni, zacz�li zasadza� si� na przysz�e s�ugi bogini. Nocami po mie�cie pa��ta�y si� bandy podpitego ta�atajstwa, wlok�c po bruku pot�ne morgensterny i zardzewia�e szarszuny, a rozs�dni obywatele pospiesznie schodzili im z drogi. Nie tyle z obawy przed �elastwem, bo �acy nie bardzo wiedzieli, co z nim zrobi�, ale ze strachu przez wyzwiskami i nieczysto�ciami, kt�rymi hojnie mieszczan obrzucali. Rejwach szybko poderwa� Twardok�ska z wyra. W pa�acu roi�o si� od obdartych, wyg�odzonych �otrzyk�w, kt�rzy rozbiegli si� na wszystkie strony, usi�uj�c co� zw�dzi� i napcha� brzuchy. Twardok�sek widzia�, jak zgorszeni akolici wywlekaj� jednego z krypty z relikwiami pierwszego dri deonema. Szkolarz mia� na grzbiecie kolorowy, po�atany cha�at i przytroczony do pasa poka�ny, juchtowy worek. Wyrywa� si� akolitom i wrzeszcza�: - No id�, przecie� id�! To� piwniczki szuka�em, a Kretka pies liza�! �acy zawsze w g�bie mocni, bo jakby kt�rego za blu�nierstwo kap�ani zamkn�li, to reszta taki tumult w mie�cie uczyni, �e wnet go wypuszcz�, pomy�la� z zazdro�ci� Twardok�sek. Tego ranka zb�jca sprzyja� szkolarzom mniej ni� kiedykolwiek. Zrozumiawszy bowiem, �e �wiartowanie si� odwlecze, postanowi� wypr�bowa� sw� now� pozycj�. S�owem, za��da� od stra�nik�w piwnej polewki, zrazik�w i kaczki z truflami. Kaczki nie by�o. Ani piwnej polewki. Znalaz�a si� za to micha flak�w z majerankiem i poka�ny buk�aczek ja�owc�wki, kt�ry pospo�u z dwoma pacho�kami opr�ni� przed �witaniem, Nie, tego ranka Twardok�sek nie sprzyja� nikomu, kto po podw�rcu wrzeszcza�. Kiedy zaprowadzono go do Szarki, pora wci�� by�a wczesna i w komnacie panowa� przyjemny ch��d. Dziewczyna siedzia�a na wyk�adanym czarnym aksamitem karle i karmi�a jadzio�ka surowym mi�sem, a jej r�ki nie chroni�o nic pr�cz mi�kkich r�kawic z jeleniej sk�ry. Kropelki jadu obesch�y ju� na pi�rach z�ego, lecz skoro je Twardok�sek ujrza�, kap�an musia� go przemoc� wepchn�� do �rodka. Wiele gadek o po�udniowych potworach powtarzali po Krainach Wewn�trznego Morza. O wilko�kach, co si� dzionkiem ludzk� sk�r� okr�caj�, a po nocach z wilcz� sfor� ludzi �cigaj�. O odszczepie�czych norhemnach, kt�rzy parz� si� z w�asnymi krowami i p�odz� rogate monstra. O skrzydlatych potworach morskich, niewie�cim g�osem wabi�cych �eglarzy na podwodne ska�y. I o bestii zagnie�d�onej pod urwiskiem kra�ca ziemi, kt�ra ka�dego zmierzchu pr�buje po�kn�� s�onko. Twardok�sek zaw�dy przys�uchiwa� si� owym gadkom ciekawie. Raz nawet kaza� w�drownego grajka �ywcem z Prze��czy Zdech�ej Krowy pu�ci�, tak udatnie rozprawia�. Ale �eby mia� kiedy w bia�y dzionek jadzio�kowi si� przygl�da�, to mu ani we �bie posta�o. Jadzio�ki rzadko si� widywa�o w G�rach �mijowych. Raz tylko zb�jca s�ysza�, �e si� jaki� po okolicy pa��ta�. Zdarzy�o si� to w czas najazdu norhemn�w i widno z�e z po�udnia za barbarzy�cami laz�o, niezgorzej po drodze na �cierwie, co nim poch�d znaczyli, popasaj�c. Wioskowa wied�ma pr�bowa�a odp�dzi� je od niemowl�cia. By�a to prawdziwie prawowierna wied�ma, wyj�tkowo g�upia, cho� pe�na dobrych ch�ci. Kiedy jadowite pi�ro uderzy�o j� w twarz, w�asnor�cznie wydrapa�a so