TYSIĄC LAT HISTORII POLSKIEGO NARODU Tom II Jędrzej Giertych TYSIĄC LAT HISTORII POLSKIEGO NARODU Tom II WERJ WYDAWNICTWO Poznań 1997 © Copyright by Maciej Giertych Wydanie I: Londyn 1986 Wydanie II: Warszawa 1988 (podziemne) Wydanie III: Poznań 1997 (reprint z wydania londyńskiego) Wydawnictwo WERS 60-962 Poznań 22 skr. poczt. 59 Printed by Veritas Foundation Press, 63 Jeddo Rd, London W12 Fotoskład "Unicom Studio", 63 Jeddo Road, Londyn W12 9EE CZASY SASKIE Czasy, gdy królowała w Polsce dynastia Wettynów, elektorów (w wieku XIX i XX królów) Saksonii, była okresem, gdy władza królewska wyrwana została z rąk narodu polskiego, nie znalazła się jednak także w ręku jakiegoś rodu obcego, Polsce życzliwego, ale znalazła się po prostu w ręku Niemców, takich samych, jak ci, kórych usiłowały Polsce narzucić intrygi wrogów Polski z epoki, poprzedzającej politykę Olszowskiego. Czasy saskie były okresem długim: z niewielkimi przerwami trwały 66 lat (1697-1763). Czasy saskie były epoką, gdy Polska, bezsilna, bo pozbawiona sprawowania władzy w swoim państwie przez polski naród, staczała się stopniowo w położenie, grożące zagładą. Istotą pomysłu wybrania Sasów na tron polski była idea ustanowienia polsko-saskiej unii. Są Polacy, którzy uważają, że była to myśl zarazem oryginalna i zdrowa: Saksonia była krajem, stanowiącym rywalkę Brandeburgii , a zarazem pragnącym uniezależnienia się od cesarstwa, a więc związek Polski z nią był znalezieniem sobie sojusznika jakoby dość naturalnego.* W istocie, jest to ocena oparta na złudzeniach. Saksonia, tak samo, jak Brandeburgia i Austria, była państwem niemieckim, a jej rywalizacje z tymi dwoma państwami, to były rywalizacje w obrębie świata politycznego niemieckiego, a bynajmniej temu światu nie przeciwstawne. Nie ma żadnego porównania miedzy unią polsko-litewską, a polsko-saską: już choćby dlatego, że przez unię z Litwą Polska zdobywała sobie rozległy teren swojego wpływu, bo Litwa dostała się pod wpływ Polski, a nie odwrotnie, natomiast przez unię z Saksonią Polska stawała się terenem wpływu Saksonii, czyli wpływu niemieckiego. Prusy i Austria to były dwa państwa niemieckie, których potęga wynikała między innymi stąd, że podporządkowały one sobie rozległe terytoria ludności słowiańskiej, tak, że w pewnych okresach czasu posiadały wiąkszość Słowian i innych nie-Niemców wśród swojej ludności, a jednak nie przestawały być państwami niemieckimi. (Dotyczy to nie tylko Austrii, ale i Prus: np. w latach 1795-1807 ludność Prus składała się w druzgocącej większości z Polaków, • Ciekawa jest ocena projektu stałej unii polsko-saskiej w reskrypcie króla pruskiego Fryderyka Wilhelma z dnia 13 marca 1792 roku: „Nic w świecie nie mogłoby być bardziej przeciwne większym interesom moich państw i ich przyszłych władców, jak istnienie mocarstwa takiego, jakie utworzono by przez połączenie trwałe Polski i Saksonii, co przecięłoby, że tak powiemy, ciało monarchii pruskiej. (...) Bez wątpienia, byłby to najgroźniejszy sąsiad moich państw. (...) Jednym, słowem, nie mogę i nie mógłbym w żadnym wypadku zgodzić się na plan tej natury." (Lord). ale mimo to Prusy były państwem na wskroś niemieckim, rządzonym absolutystycznie przez Niemców-protestantów w duchu niemieckim i protestanckim). Ludność polska (także czeska, węgierska, wioska itd.), stanowiąc poddanych Prus i Austrii, istnieniem swoim ogromnie pomnażała potęgę tych dwóch państw, ale nie odbierała im cechy państw niemieckich, gdyż nie wywierała wpływu na sprawowanie w nich rządów. Jest wielkim złudzeniem wyobrażać sobie, że Saksonia w unii z Polską mogłaby stać się przeciwstawieniem dla tych dwóch państw, niemieckich, a czerpiących część swojej siły z oparcia się o podstawę ludnościową częściowo słowiańską. Saksonia w unii z Polską, gdyby miała być zjawiskiem trwałym, byłaby po prostu trzecim z tych państw niemieckich, opierających swoją potęgę o posiadanie rozległych ziem słowiańskich. August Mocny, wstępując na tron polski, wcale nie wyobrażał sobie swojej roli w ten sposób, że poprowadzi Polskę, jako następca Sobieskiego i długiego łańcucha poprzednich polskich królów, ku nowemu okresowi jej historycznego bytu. Wyobrażał sobie coś całkiem innego. Że wykroi sobie z tej Polski rozlegle terytorium pod swoją dziedziczną, absolutną władzą, które połączy z Saksonią, tworząc z tych dwóch krajów razem nowe, potężne państwo dynastyczne, niemieckie, ale korzystające z polskich zasobów. Myślą przewodnią jego panowania był „grand dessein", czyli „wielki plan". Plan ten polegał na zorganizowaniu państwa absoluty stycznego, pod dziedziczną władzą rodu Wettynów, wcale nie będącego dalszym ciągiem państwowości polskiej, lecz będącego jakby „wielką Saksonią". Nieodzownym składnikiem tego „wielkiego planu" był częściowo rozbiór Polski, to znaczy kupienie sobie dla tego planu zgody mocarstw ościennych, także Prus i Austrii, za cenę oddania im niektórych polskich prowincji. Istotą polityki Augusta Mocnego nie była chęć wzmocnienia Polski, lecz był program częściowego rozbioru Polski (przy czym to, co miało być zachowane, miało się w istocie stać częścią Saksonii.). „Dążenie do doprowadzenia do skutku rozbioru Polski snuje się przez cały czas panowania Augusta (Mocnego). Prof. Wacław Sobieski wymienia lata 1698, 1700, 1701, 1702, 1703, 1704, 1706, 1708, 1709, 1710 w których August pracował nad urzeczywistnieniem planów rozbiorowych".* „W roku 1708 opracowany był między Augustem, a Fryderykiem pruskim plan, według którego Inflanty otrzymałby Leszczyński, Prusy Królewskie, Warmię i protektorat nad Kurlandią — Prusy, a resztę Polski i Litwy — August. W tymże roku plan ten zmieniony został w tym sensie, że Prusy otrzymają ponadto Żmudź i część Wielkopolski. W roku 1710, w wyniku pertraktacji Augusta z Fryderykiem ustalono, że Rosja otrzyma Inflanty i duży szmat Litwy. Okrojona reszta Polski, wraz z Saksonią, miałaby stać się dziedziczną własnością Augusta".** August „pragnął ją (Polskę) przekształcić na sposób jedynie racjonalny, w niewolne, posłuszne patrimonium (państwo dziedziczne), a jeżeli się to nie uda z całością Rzplitej, to wykrajać z niej mniejsze państewko absolutne. * Cytata z innej mojej książki. •• Tamże w ślad za Kazimierzem Marianem Morawskim. Zgodnie z tym, od pierwszego postawienia stopy na ziemi polskiej ułożyły się drogowskazy polityki augustowej. Zdobył tron skomplikowanym naciskiem Austrii, Brandeburgii i Rosji; wjeżdżał na karki rokoszan, wiedząc, zeza rubieżą stoi wojsko carskie, gotowe do okazania pomocy (...). W razie buntu, który zawsze łatwo będzie sprowokować, sąsiedzi przyjdą w roli żandarmów, a nagrodę wezmą ewentualnie w pogranicznych powiatach Rzplitej. Tej treści rokowania zaczęto z Fryderykiem III brandeburskim już w r.1698, z Rosją pod koniec tegoż roku, z Austrią w r. 1700, projekty okrojenia Polski, skombinowane z zamysłami absolutystycznymi, snują się odtąd w polityce Augusta z roku na rok, w r. 1702, 3, 4, 6, 8, 9, 10, potem rzadziej (1715, 1721, 1725), ale go nie opuszczą aż do śmierci. Śledząc je dziś, trudno nie wzruszyć ramionami nad rozumem politycznym króla, który tak uparcie myślał, że sąsiedzi (...) zechcą wzmacniać jego rządy — choćby nawet za terytorialną zapłatę, a nie zdwoją, przeciwnie, czujnej opieki nad polskim nierządem, aby z czasem rozdrapać tym pewniej całość Rzeczypospolitej" (Konopczyński). Do wykrojenia sobie z Polski obszaru władzy absolutystycznej August Mocny dążył także i w ostatnich latach przed śmiercią. „A właśnie w ostatnich latach panowania król obarczał swoje sumienie nową intrygą (...). Kiedy cała Europa odmawiała mu poparcia, on knował < wielki plan> (le grand dessein), tj. ten sam co dawniej, już szablonowy i wytarty plan absolutystyczny, z przewidzianą na rzecz pruskiego wspólnika nagrodą terytorialną. (...) W początku (1733 roku) zjechał się (August) na drodze do Warszawy w Krośnie (Odrzańskim) z pruskim ministrem Grumbkowem. Urządzono na postoju konferencję i pijatykę. Król Prusom hojnie ofiarował Toruń i wielki pas przygraniczny wraz z miastami Prus Królewskich z wyjątkiem Gdańska; dla siebie zatrzymał Wielkopolskę i Małopolskę, z Wilnem, reszta miała przypaść Rosji. Bez tego— dodawał z pasją — „Nic życzę sobie wcale sukcesji w Polsce; mój syn niezdolny jest przenieść tego wszystkiego com ja wycierpiał w ciągu tych lat trzydziestu" (Konopczyński). Umarł — w Warszawie — w tymże styczniu. Jest w Polsce całkiem sporo ludzi, których ta polityka Augusta wcale do niego nie zraża i wydaje się niemal korzystną dla Polski. Przyczyną tego jest mniemanie, że główną słabością Polski był brak silnej władzy królewskiej i że dążenie Augusta do ustanowienia władzy absolutnej wiodło do wzmocnienia Polski. Publicysta historyczny Jasienica pisze: August „pragnął rzeczywistej mocy, rwał się do przodującej roli w centrum Europy. Zreformowana w duchu absolutyzmu federacja polsko-litewska miała mu posłużyć za fundament potęgi, płacąc oczywiście wszystkie koszty zamierzonej odmiany. Historycy od dawna twierdzą, że August przyzwyczaił dwory europejskie do myśli o rozbiorze Rzeczypospolitej. Od początku panowania nosił się z myślą odstąpienia sąsiadom części jej terytorium, a to w zamian za poparcie. (Ale) wydaje się niesporne, że lepiej było oddać duże i cenne nawet obszary, by za tę cenę zachować resztę państwa i uzdrowić je. Kazimierz Wielki zrzekł się kiedyś pod przymusem Śląska i Pomorza". „August II od początku zamyślił radykalną i potrzebną reformę. Chciał narzucić Rzeczypospolitej absolutyzm monarszy". ,,A jednak wszystkie dotychczasowe matactwa augustowe (...) przynieść mogły błogosławione skutki". „Z ciała Rzeczypospolitej chciał wykroić dla siebie monarchię dziedziczną i absolutną, obejmującą Małopolskę, Wielkopolskę, szmat Litwy z Wilnem i enklawę nadmorską — Gdańsk. Całe Pomorze wraz z Toruniem miały wziąć Prusy, resztę Rosja. (...) Dzisiejsi historycy ostrzegają przed nadmiernym postponowaniem postaci pierwszego z naszych Sasów. Wskazują, że jego dążenie do absolutyzmu było zgodne z ogólnoeuropejską tendencją (...). August miał wszelkie widoki na wysoką i zaszczytną rangę króla-diabła, co piekielnymi sposobami, nawet za cenę zrzeczenia się pewnych obszarów, poskromił w Rzeczypospolitej anarchię'1. (Wszystko Jasienica). Poglądy wyżej przytoczone, wcale nie są dziś wśród Polaków odosobnione, świadczą one o wykolejeniu pojęć politycznych i o braku zrozumienia dla podstawowych zasad życia narodowego. Gdyby się Augustowi udało zdobyć „przodującą rolę w centrum Europy" — co zresztą było nadzieją raczej złudną — owa rola byłaby rolą niemiecką, a nie polską. Siły i zasoby polskie byłyby poświęcone celom tego nowego, niemieckiego tworu. Polska wcale nie zostałaby przez operację augustową „uzdrowiona", przeciwnie, zostałaby obezwładniona i zdezorganizowana i miałaby przełamany kręgosłup. Absolutyzm monarszy wcale nie byłby zbawiennym rozwiązaniem trudności ustrojowych: na dalszą metę nie okazał się najlepszym systemem ani we Francji, ani w Prusach, ani w krajach włoskich, ani w Hiszpanii, ani w Austrii, ani w Rosji. Polska była krajem o ustroju wolnościowym (podobnie jak np. Anglia) i reforma jej ustroju mogła być dokonana w sposób pomyślny tylko pod warunkiem uszanowania wolnościowego charakteru tego ustroju.* Między Augustem Mocnym a Kazimierzem Wielkim nie ma żadnej analogii. Kazimierz nie zrzekł się żadnego skrawka terytorium już istniejącej Polski; zrzekł się tylko — doraźnie — dalszej na razie bezskutecznej walki o odzyskanie ziem, utraconych od dawna. Natomiast August gotów był zrzec się dzielnic, należących do Polski od wieków i to tak ważnych, jak Pomorze i jak niektóre części Wielkopolski. Co więcej, Kazimierz Polskę wzmacniał, podnosił ją gospodarczo, powiększał jej siłę wojskową, budował w niej fortece i miasta, stworzył w niej uniwersytet, natomiast August tylko ją dezorganizował i osłabiał, a także na rzecz Saksonii eksploatował.** • ,,Myślę, że zgoła nie mamy powodu być tak bardzo zawstydzeni i zmartwieni, żeśmy w procesie ewolucji w kierunku absolutystycznym w wieku XVII i XVIII nie wzięli udziału" — pisałem w książce, wydanej w roku 1953. •• Innym polskim autorem, który szczególnie żarliwie stanął w obronie polityki Augusta Mocnego jest Aleksander Bocheński. W wydanej w roku 1947 książce pt. „Dzieje głupoty w Polsce", w rozdziale „Konopczyński — Giertych", zaatakował on to, co w roku 1936 pisałem a Auguście. Napisał on: ,,W rzeczywistości 'wielki plan1 Augusta był przede wszystkim planem wprowadzenia absolutnej i dziedzicznej monarchii w Polsce. Odstąpienie pewnych dzielnic Rosji i Prusom było nie tylko środkiem koniecznym dla uzyskania pomocy, lub zgody sąsiadów na tę rewolucję (...). August II wszystko co czynił, czynił w swoim i swojej dynastii interesie, tak zresztą, jak to czynili wszyscy monarchowie dziedziczni na całym świecie. Najpierw pragnął umocnić władzę i tym samym wzmocnić i Polskę i siebie. Potem, gdy ujrzał, że egoizm i zaślepienie szlachty do tego nie dopuści drogą reformy legalnej, zaczął robić plany przewrotu przy pomocy wojsk saskich i mocarstw sąsiednich, za cenę cesji pewnych ziem. Można sądzić, że udanie się tego planu i unia z Saksonią byłaby nas ocaliła od późniejszych rozbiorów, zdławiła możność 8 Nie było w polityce saskiej w Polsce ani śladu dążenia do wzmocnienia Polski. Polityka saska w Polsce była całkowicie niszczycielska. Wyraża się to najjaskrawiej w dziedzinie wojskowej. Sasi zniszczyli polskie wojsko, a pod najrozmaitszymi pretekstami wprowadzili do Polski wojsko saskie i uczynili okupację Polski przez zdyscyplinowane i dobrze wyposażone pułki saskie faktem trwałym. Konopczyński pisze: „Państwa upadające, albo spóźnione w rozwoju, dążąc do zrównania się w sile z niebezpiecznymi sąsiadami, zwykły zaczynać pracę nad odrodzeniem od ulepszenia wojskowości i finansów; potem dopiero za osłoną armat i bagnetów przeprowadzały one reformy społeczno- państwowe. Tak postępowała za Piotra Wielkiego Rosja, tak samo w XIX wieku Turcja i Japonia. Podobny proces wewnętrznej przebudowy czekał Rzplitą Polską za Augusta III". Za czasów Sobieskiego Polska potrafiła być wielką potęgą militarną. A nawet jeszcze w roku 1698, w dwa lata po śmierci Sobieskiego, w rok po koronacji Augusta Mocnego, na rok przed pokojem karłowickim, hetman polny Feliks Potocki potrafił odnieść pod Podhajcami duże zwycięstwo nad Tatarami. Ale pod rządami saskimi polskie wojsko niemal przestało istnieć. Nominalnie, według ustaw sejmu Niemego z 1717 roku miało liczyć 24.000 żołnierza, tymczasem „siła zbrojna Rzplitej spadnie faktycznie do 10-12 tysięcy" (Konopczyński). A „około tegoż czasu Prusy osiągnęły liczbę 145.000, Anglia 91.000, Francja 211.000, Saksonia 30.000, Austria 139.000, Dania 34.000, Holandia blisko 40.000, a Rosja 331.000 żołnierzy. Innymi słowy, Polska w porównaniu z Francją robiła 10 razy mniejszy wysiłek militarny, w porównaniu z Rosją — 15 razy mniejszy, w porównaniu z Prusami — 30 razy mniejszy". (Konopczyński). A co więcej, owe polskie wojsko w czasach saskich i bezpośrednio po saskich posiadało bardzo małą wartość bojową. Niektóre jego formacje — to były jakby przytułki weteranów dawnych wojen. Brak im było dyscypliny, wyszkolenia i sprawności, a także i uzbrojenia. „W 1769 roku w chorągwi husarskiej referendarza koronnego oprócz namiestnika znajdował się pod znakiem tylko jeden towarzysz i 24 pocztowych. W 1774 r. chorągiew husarska króla Jegomości w partii wielkopolsko-pruskiej pełniła służbę na kresach wschodnich w składzie: siedmiu pocztowych i to zupełnie rozwoju Prus i doprowadziła w szybkim tempie nie tylko do odzyskania strat ale i do dominującej pozycji na wschodzie Europy". Na powyższe poglądy p. Bocheńskiego odpowiedziałem już 31 lat temu (w książce „Jan III Sobieski", Londyn 1953, w przypisku na str. 310-311)., nie potrzebuję tu całości mych ówczesnych wywodów powtarzać, zacytuje tu jednak co następuje: „Polityka Augusta Mocnego była polityką o celach dynastycznych i osobistych, ale polityką mieszczącą sie w ramach szerszego, wrogiego Polsce nurtu polityki ogólnoprotestanckiej i pólnocnoniemieckiej. Dążył on do zbudowania dla siebie i dla swej dynastii silnego państwa dziedzicznego i absolutystycznego, złożonego z Saksonii i niektórych dzielnic polskich. Państwo to mogło sie nawet nazywać Polską, ale już by Polską nie było, ani z ducha, ani z cywilizacji, ani z oblicza politycznego, ani może nawet z przeważającego w życiu państwowym języka. P. Bocheński mówi beztrosko o 'cesji niektórych dzielnic'; ale te dzielnice, do których należało Pomorze, a nawet Wielkopolska, decydowały o pozycji geograficznej państwa, oraz o jego narodowym obliczu. (...) Plan jego, gdyby się był udał, (...) był (...) w innej formie urzeczywistnieniem tych samych dążeń, których wyrazicielką była polityka pruska: byłby ustanowił w tej części Europy hegemonię państwa o niedołężnych starców".(Cichowski i Szulczyński). W roku 1769 — już w pierwszych latach panowania Stanisława Augusta — jeden z polskich pułków kawalerii — powtarzam: kawalerii — miał 25 oficerów, 4 podoficerów, 41 szeregowców, 1 konia i 1 kulbake (Kalinka). Nie należy przypuszczać, że polskie społeczeństwo nie chciało utrzymywania i powiększania polskiej siły zbrojnej. „Społeczeństwo szlacheckie (...) wzięło do serca postulat, który Stanisław Szczuka* głosił był w piśmie pt. (Zaćmienie Polski). Podkanclerzy żądał był dla Polski 36.000 wojska i czynnego udziału w polityce światowej (...). Wyrugowany Leszczyński poszedł w swych żądaniach do 100.000, a inny jakiś patriota podczas przedostatniego bezkrólewia wyrachował na podstawie mniemanego dochodu narodowego, ze Rzplita mogłaby za przykładem Rosji i Brandeburgii wystawić 276.000 wojska.(...) Czy naprawdę, jak niektórzy sądzą, aukcji (powiększenia) wojska chciał szeroki ogół szlachty polskiej, ale statyści, tj. zagryzający się nawzajem oligarchowie, czynili ją niewykonalną? Byłby to dziwny przykład jakiejś demonicznej siły stu, albo tysiąca ludzi nad milionem" (Konopczyński). Wojsko polskie zostało zniszczone — bo Sasi woleli, by go nie było, gdyż łatwiej im było panować nad Polską, posługując się wojskiem saskim. Obok tego — rządy saskie zniszczyły ustrój Polski. Rozpowszechniony jest pogląd, że w czasach saskich panoszyło się „sejmowładztwo", czyli anarchia, powodowana przez władzę i błędną politykę sejmów. Tymczasem sejmy pod rządami saskimi były bezsilne. „Z trzynastu sejmów zwołanych za Augusta II zerwano dziesięć, za Augusta III — wszystkie" (Jasienica). „W ciągu trzydziestu lat panowania Augusta III ani jeden sejm nie dotrwał przeważającym obliczu protestancko-niemieckim. W dodatku, plan ten mógłby się udać także i połowicznie — w postaci podzielenia się hegemonią (i polskimi ziemiami) przez Saksonię i Prusy. Przypuszczenie, że po ustanowieniu absolutyzmu przez Sasa i 'cesję pewnych ziem' Polska mogłaby przejść do kontrataku i odzyskać i te ziemie i utraconą pozycję, jest zupełnie pozbawione realnych podstaw.". Oraz: „Zrozummyż wreszcie tę prostą prawdę: że nieudane, a tylokrotnie ponawiane próby zaprowadzenia w Polsce — ewolucyjnie, lub przez zamach stanu — absolutyzmu więcej Polskę zanarchizowały i bardziej zdezorganizowały jej ustrój, niż wszystko, co mogło być naturalną słabością czy chorobą tego ustroju". Dodam do tego, że August w ogóle nie próbował dokonać w Polsce czegokolwiek „drogą reformy legalnej". Jego polityka była w całości i od początku polityką zamachów nielegalnych. Pisarzem, który w istocie pochwala dążenia Augusta Mocnego był także i Bobrzyński. Pisał on: „Było dla niej (Polski) korzyścią, że na jej tronie zasiadł panujący znacznego księstwa Rzeszy Niemieckiej, który przyniósł jej własny skarb, wojsko i stosunki i mógł je oddać na jej cele. Sąsiedzi musieli się z nim liczyć więcej, niż z rozstrojoną Rzeczpospolitą. Nie ulega też wątpliwości, że August wybór swój na króla polskiego traktował na serio i rozlegle wiązał z nim plany. (...) Dopiąwszy pierwszego celu, to jest tronu polskiego, umiał też August zwrócić się wszystkimi siłami ku dalszemu celowi: ku złamaniu swawoli polskiej, a narzuceniu Polsce silnych, jeśli można absolutnych rządów. (...) Raz wiec jeszcze błysnęła dla Polski nadzieja wydobycia się z głębokiego upadku. Zadanie było wielkie, a możliwe dla króla, który by umiał (...) nareszcie w chwili stanowczej z siła swoją saską przeciw buntownikom wystąpić. Na nieszczęście August Ii nie byl takim człowiekiem; hulaka i rozpustnik trwonił swoje dochody. (...) Dawał Polsce tylko odstraszający przykład, do czego prowadzić mogą absolutne rządy. Wojsko saskie, wprowadzone do Polski, zamiast pilnować porządku i ładu, dopuszczało sie zdzierstw, grabieży i gwałtów, jakby w nieprzyjacielskim kraju, a tak społeczeństwo polskie, zamiast o dobroczynnym wpływie silnego i dbałego o nie rządu praktycznie się przekonać i użyczyć królowi w jego zamiarach 10 do końca przewidzianego czasu. Wobec tego, że sejmy zbierały się tylko raz na dwa lata i tylko na sześć tygodni (o ile uniknęły ) i jako że każdy sejm był ogólnie doprowadzony do gwałtownego i przedwczesnego końca, nie osiągnąwszy niczego, rezultatem było, że narodowy parlament w istocie przestał funkcjonować" (Lord).* Tak więc Polska owych czasów nie posiadała ustroju parlamentarnego, a sejm nie rządził nią, ani w rządach nie uczestniczył. (Sejm istniał, zbierał się i prowadził debaty, a więc nie nastąpiła żadna przerwa w historii polskiego sejmu. Natomiast bez przesady powiedzieć trzeba, że nastąpiła przerwa w historii rządów, lub współrządów sejmowych w Polsce). Owo zrywanie sejmu, które sprawiło, że sejmy za obu Sasów w istocie żadnego wpływu na losy Polski nie wywierały, nie było winą ogółu obieranych na te sejmy posłów. Sejmy zrywane były z reguły przez jeden z dwóch czynników: przez króla, lub przez którąś z antynarodowych klik magnackich. Oczywiście, samego zerwania dokonywał — na podstawie zasady „liberum veto", czyli „wolnego nie pozwalam" - jakiś jeden poseł, przez przedstawicieli króla lub kliki magnackiej do tego skłoniony, lub wręcz w tym celu przekupiony. „Sejmowładztwo" zostało w czasach saskich obezwładnione, czyli w praktyce toicestwione, przez królów-Sasów, przy współdziałaniu klik magnackich. Jak za czasów saskich wyglądało polskie państwo, opisał dobitnie, ale całkiem ściśle Feliks Koneczny: „Nigdy a nigdy nie miała Polska rządu tak silnego jak za Augusta II i gdyby silny rząd byl wszystkim, trzeba by te czasy uznać chyba za wiek jakiś złoty historii polskiej. Król ten postarał się najpierw 0 to, żeby nie było wojska narodowego w Polsce, a tylko królewskie. Nie uzupełniał zgoła wojska, złożonego jeszcze z dawnych wiarusów Sobieskiego. Dobierano oficerów jak najgorszych, nieuków, hulaków, żeby polskie wojsko zepsuć. Po prostu August II Polskę rozbroił. A ponieważ państwo bez wojska istnieć nie może, więc wprowadził do kraju swoje niemieckie wojsko z Saksonii. (...) Rząd królewski zapełnił Polskę żoldactwem, jakim mu się pomocy, musiało go znienawidzić i do uwolnienia się spod ucisku dążyć". Tak, więc zdaniem Bobrzyńskiego, polityka Augusta Mocnego była w teorii dobra, a tylko nieszczęśliwa w wykonaniu. Doprawdy, trudno pojąć, jakim sposobem polski, bądź co bądź, patriota mógł wyobrażać sobie, że „panujący księstwa Rzeszy Niemieckiej", mający Polsce „narzucić" swoje „silne" rządy przy pomocy niemieckiego „wojska i skarbu" mógł przynieść Polsce „nadzieję wydobycia się z głębokiego upadku". Tej Polsce, która zaledwie na 14 lat przed elekcją Augusta okazała swoją potęgę odsieczą wiedeńską, a nawet na 11 lat przed nią swoją wyprawą mołdawską. Wywód Bobrzyńskiego świadczy, do jakiego stopnia polska myśl polityczna uległa w czasach najnowszych wykolejeniu. * Warto przypomnieć, że Szczuka (1654-1710, od roku 1699 podkanclerzy litewski), byl ongiś, za czasów Sobieskiego, jednym z przywódców narodowego stronnictwa szlacheckiego 1 zwolennikiem ponownego zwołania „sejmu konnego". * W roku 1973, w 58 lat po ogłoszeniu w Ameryce angielskiego oryginału, ukazał się w Warszawie, nakładem Paxu, przekład książki Lorda pt. „Drugi rozbiór Polski", w tłumaczeniu Andrzeja Jaraczewskiego, ze wstępem Jerzego Łojka. Zacytowane wyżej słowa Lorda nie znalazły się niestety w przekładzie, gdyż z nieznanych mi przyczyn „Wstęp" do książki Lorda, obejmujący 53 niezwykle bogate w treść stronice (3-55), został w polskim wydaniu pominięty. Czyżby Panowie Łojek i Jaraczewski (o ile wiem rodzony wnuk Józefa Piłsudskiego) uważali treść tego wstępu za nieodpowiednią, czy też mało ważną dla polskiego czytelnika? 11 podobało, nakładał kontrybucje na opozycjonistów, aż wreszcie był taki silny, że.mógł rządzić bez sejmu, a podatków wybierał, ile chciał; siła rządu doszła do tego, że zawierał umowy, dla Polski wielce szkodliwe, aż w końcu umawiał się o rozbiory — i kto mu co zrobił? Od tego było w Polsce królewskie, własne wojsko, króla samego tylko słuchające, żeby król siedział mocno na tronie i żeby się nie musiał bać nikogo". Czyżby to taki porządek polityczny w Polsce wydawał się ideałem publicystom historycznym takim jak Jasienica i Aleksander Bocheński? „August Mocny rządził Polską w oparciu o wojsko saskie, o pomoc mocarstw ościennych i o koterie magnackie. Społeczeństwo polskie, uosobione w szerokiej masie szlacheckiej i w duchowieństwie, było odsunięte od wszelkiego wpływu"* W licznych polskich środowiskach ustalił się pogląd, że Polska w czasach saskich była w stanie rozkładu, spowodowanym przez anarchię wewnętrzną i że jej ostateczny upadek był czymś nieuniknionym, tak jak nieunikniona jest śmierć człowieka nieuleczalnie chorego, stopniowo coraz głębiej zapadającego w symptomy fizycznej ruiny. Cytowany tu wielokrotnie Jasienica dal poświęconemu czasom saskim i stanisławowskim tomowi swego dzieła o historii Polski podtytuł: „Dzieje agonii", tak jakby uważał, że śmierć Polski przedrozbiorowej była czymś nieuniknionym, a wiek osiemnasty w jej historii był tylko stopniowym, nieuchronnym umieraniem. W istocie, Polska zgoła umrzeć nie musiała. Jej nieszczęściem w osiemnastym wieku było nie to, że była dotknięta jakąś nieuleczalną chorobą, ale to, że przez 66 lat nie miała niezależnego rządu, lecz rządzona była przez władców, będących w istocie jej wrogami. To prawda, że była pod wieloma względami wyniszczona i osłabiona. Największym źródłem jej słabości było wyniszczenie wojnami: Polska była nieprzerwanie w wojnie co najmniej od roku 1648, a pokój karłowicki (1699) nie przyniósł jej wytchnienia, gdyż wojna północna (1700-1717, a właściwie 1721) w dalszym ciągu ją rujnowała. Tak więc Polska znajdowała się w stanie nieustającej wojny przez lat około 70. Trudno, by nie była przez to pod każdym względem wyniszczona. Przypomnijmy sobie, że wojny napoleońskie trwały 22 lata. Jakże została Francja wyniszczona przez te lata! A Polska była wyniszczona nie tylko przez te 70 lat wojny. Była w trudnym położeniu politycznym, gdyż była otoczona pierścieniem wrogów. To wszystko nie pociągało jednak za sobą konieczności ostatecznego upadku, ani trwałego wewnętrznego rozstroju. Polska owych lat wcale nie była w stanie agonii. Była w położeniu trudnym — ale bynajmniej nie beznadziejnym i mogła się wytrwałym wysiłkiem z tego położenia stopniowo wydobyć. Największą ku temu przeszkodą było sprawowanie w niej władzy przez króla-Niemca i przez jego w istocie antypolski aparat wykonawczy. Czego potrzeba jest narodowi wyniszczonemu i znajdującemu się w trudnym politycznym położeniu? Pytanie to jest ważne nie tylko ze względu na ocenę czasów saskich, ale i ze względu na czasy dzisiejsze. Powiedziałbym, że naród w takim położeniu potrzebuje trzech rzeczy: dobrego rządu (to znaczy dobrego króla lub rządu republikańskiego), a dobrego przez to, że jest niezależny i mocny, potrzeba dobrej polityki zagranicznej, a więc Cytata z innej mojej książki. 12 panującej w nim dobrej szkoły politycznego myślenia; oraz potrzebuje zdrowego narodu, bo nawet najlepszy rząd, prowadzący najlepszą politykę zagraniczną niewiele osiągnie, jeśli naród jest zdemoralizowany, złożony z ludzi bezideowych, nie kochających ojczyzny, niezdolnych do poświęceń, tchórzów, ludzi nieuczciwych, leniwych, niemoralnych, nie umiejących gospodarować i pracować. Oczywiście, naród i jego państwo potrzebują także i dobrego aparatu wykonawczego, a więc przede wszystkim dobrego wojska i zasobnego w pieniądze podatkowe skarbu, ale dobry rząd na czele zdrowego, patriotycznego i gospodarnego narodu sobie bez trudu taki aparat wytworzy. Naród polski w czasach saskich był o wiele zdrowszy, niż się dzisiaj zwykło mniemać; jeszcze do tej sprawy powrócę. Miał natomiast zły rząd, w postaci dynastii i kliki rządzącej saskiej, a w rezultacie pozbawiony był dobrej polityki zagranicznej, gdyż Sasi prowadzili politykę nie polską, lecz dynastycznie saską, która była z polskiego punktu widzenia samobójcza. Oczywiście, naród polski nie posiadał także i dobrego aparatu wykonawczego, a więc wojska, skarbu, systemu podatkowego, administracji, oraz dobrze funkcjonującego sejmu i dobrej polityki gospodarczej, wszystko to bowiem zostało przez rządy saskie zniszczone, lub sparaliżowane. Szczególną, dodatkową komplikacją ówczesnego życia polskiego było istnienie klik politycznych magnackich, co było z jednej strony faktem ułatwiającym Sasom ich rządy dyktatorskie, z drugiej utrudnieniem wysiłków patriotycznego społeczeństwa, zmierzających do zorganizowania skutecznej, narodowej opozycji. Każdej z owych okoliczności, dotyczących sytuacji politycznej, polityki zagranicznej i stanu narodu w czasach saskich trzeba poświęcić omówienie osobne. MAGNACI Polska czasów saskich była w szczególniejszy sposób zdezorganizowana i sparaliżowana przez istnienie w niej klik magnackich i aparatów politycznych, jakimi te kliki dysponowały. Rzeczpospolita „już od dawna przetworzyła się w polsko-litewską Rzeszę prawie suwerennych państewek magnackich" (Jasienica). „Chociaż w teorii wszyscy członkowie tej warstwy (tj. szlachty) byli sobie równi (...), w rzeczywistości ta wychwalana równość była w znacznym stopniu farsą. Szlachta była podzielona na kilka słoi, ostro różniących się zamożnością, wykształceniem i pozycją społeczną. Na szczycie było szesnaście, czy siedemnaście wielkich rodów, takich jak Potoccy, Czartoryscy, czy Radziwiłłowie; rodów, które posiadały bezmierne bogactwa i których posiadłości niekiedy przewyższały obszarem niejedno udzielne księstwo we Włoszech, czy w Niemczech. Niektórzy z tych magnatów utrzymywali dwory, które zaćmiewały blaskiem i sztywną etykietą dwór królewski; utrzymywali własne, stałe wojsko (dworską milicję), prowadzili korespondencję z obcymi monarchami i coś w rodzaju polityki zagranicznej; małpowali maniery 13 królewskie jak tylko umieli i podpisywali się: My, Wojewoda (lub Kasztelan) taki a taki, z Bożej laski. Krótko mówiąc, zachowywali się jak udzielni panujący i rzeczywiście mieli nieraz więcej prawdziwej władzy niż król Polski. Uważając się za urodzonych do panowania i do zajmowania wszystkich lukratywnych stanowisk, magnaci byli z sobą w bezustannej walce o władzę, o wpływy, o lup. Ich rywalizacje utrzymywały Rzeczpospolitą w nieustannym zamęcie i były demoralizujące i niebezpieczne nie tylko dlatego, że nie miały nic wspólnego z jakimikolwiek pobudkami zasadniczymi i względami patriotycznymi, ale także i dlatego, że każda frakcja, by pokonać swych krajowych oponentów, była zawsze gotowa wezwać na pomoc ościenne mocarstwa. (...). Większość szlachty należała do arystokratycznego proletariatu, który albo w ogóle nie posiadał ziemi, albo nie był w stanie z ziemi tej wyżyć. Biedni, obdarci, brudni, żyjący jak chłopi, lub gorzej, byli oni wciąż napełnieni kastową pychą. (...). Setki i tysiące tych ludzi żyły na dworach magnatów, służąc w wielkopańskiej milicji, pracując w administracji dóbr, lub nawet pełniąc posługi służebne. Było to punktem honoru i prawie koniecznością dla każdego wielkiego pana w Polsce mieć do swojej dyspozycji . rzesze takich klientów. (...). Z tej klasy rekrutowali magnaci owe hordy obdartych i pijanych ?*obywateli?, którzy zbiegali się na każdy sejmik, gotowi gardłować za wszystkim, i gotowi w razie sprzeciwu dobyć szabel. (...) Było rzeczą konieczną mieć motłoch po swojej stronie. To magnaci zgubili Polskę — oraz bosa szlachecka < hołota ^», która stanowiła ich stałe i skuteczne narzędzie". (Lord). Jednym z czynników siły magnackich klik było to, że miały one w swym rozporządzeniu liczne zastępy szlacheckiego proletariatu, posiadającego jak reszta szlachty prawa obywatelskie, ale bezideowego i całkowicie zależnego od magnatów, którzy byli ich pracodawcami. Należy tu jednak podkreślić rzecz bardzo ważną: szlachta zaściankowa, żyjąca jak chłopi na malutkich kawałkach ziemi (całkowicie własnej), nie należała do klienteli magnackiej. Zazwyczaj gorąco patriotyczna, a gospodarczo niezależna (choć uboga), stała ona politycznie w jednym szeregu ze szlachtą średnią. Magnaci stanowili w Polsce wielką potęgę już w wieku siedemnastym, a nawet jeszcze wcześniej. Ale wielką klęską polskiego życia, toczącą to życie jak rak, stali się zwłaszcza w czasach saskich. Sparaliżowanie ich odśrodkowej roli byłoby też i w osiemnastym wieku najzupełniej możliwe, gdyby stanął przeciw nim — jak np. przez większą część panowania Sobieskiego — solidarny front króla i patriotycznej masy szlacheckiej. Ale w czasach saskich król-Niemiec stawał we wspólnym froncie raczej z tymi czy innymi koteriami magnackimi, niż z polskim społeczeństwem. Polityka klik i dworów magnackich bardzo często była tak dalece sprzeczna z interesami i dążeniami polskiego narodu, że zasługuje na nazwę polityki zdrady. „Mimo woli nasuwa się dręczące pytanie: skąd się wzięła w zdrowym narodzie tak potężna fronda zdrajców? Fronda, która w erze <« potopu > stanęła po stronie najeźdźcy, a w dziesięcioleciach następnych stale 14 współdziałała, wbrew ojczyźnie, z tajnymi machinacjami mocarstw ościennych? , mających pozycję feudalnej samodzielności i potęgi, warstwa, której nie znało nasze średniowiecze, a która w XVII wieku i zwłaszcza w XVIII nadała życiu Rzeczypospolitej ton. (...) To magnateria stała się siedzibą frondy, zwróconej przeciwko centralnym władzom państwowym (królowi i rządowi) i przeciwko społeczeństwu (masie szlacheckiej, dającej wyraz swym dążeniom na sejmikach, sejmach i elekcjach). Warstwa ta niekoniecznie składała się z wrogów Polski: było w jej szeregach niemało polskich patriotów i niemało zacnych ludzi, a również i wchodzące w jej skład elementy litewskie i ruskie stopniowo ogarniane były toczącym się powoli, lecz bez przerwy procesem polonizacji. Ale ogólny ton i styl życia tej warstwy był inny, niż reszty narodu; inny byl ogólny poziom, inna etyka, inna opinia publiczna. Więcej w niej było egoizmu i prywaty — a nawet znaczna ich przewaga. W dodatku, do skrystalizowania się odrębnego oblicza tej warstwy przyczynił się czynnik, będący drugim jej źródłem, mianowicie reformacja. Reformacja była ruchem ogólnoeuropejskim, mającym cele ponadnarodowe i silnie podszytym międzynarodową konspiracją polityczną. Wymagała ona od swoich zwolenników poparcia, choćby wbrew interesowi własnej ojczyzny i wbrew dotychczasowym obowiązkom lojalności. (...) Ludzie, którzy raz przeszli przez szkołę agitacji protestanckiej i protestanckich spisków — już byli wykolejeni w swej ideowej postawie, byli już skłonni stawiać interes swojej akcji, swojej propagandy, swojej partii, wyżej niż dobro kraju i niż obowiązek wierności wobec ojczyzny i króla. Polska magnateria XVII i XVIII stulecia była w Polsce siłą odśrodkową, opozycyjną wobec państwa i społeczeństwa (chociaż opanowała dużą część władzy państwowej i w niemałym stopniu zdławiła społeczeństwo) — i to ona była jednym z głównych czynników, który Polskę rozłożył i powalił. Mówi się często, że Polskę powaliły rządy szlacheckie, a rozłożył szlachecki egoizm. Twierdzenie to jest błędne; zarzuty te należy skierować nie pod adresem szlachty, lecz magnaterii. (...) Nie jest prawdą, że szlachta 16 Polską rządziła. Polska była tylko pozornie republiką szlachecką. W istocie od załamania się polityki Olszowskiego, rządziły nią koterie magnackie.* Zjawisko wyrośnięcia magnaterii jako kasty potężnej, a o dążnościach odśrodkowych, było w stuleciach historii nowożytnej zjawiskiem ogólnoeuropejskim. Rządy królewskie musiały we wszystkich krajach europejskich przez cale pokolenia walczyć — skutecznie, albo bezskutecznie __z potęgą odśrodkową rodów i dworów magnackich. Znany jest np. potężny wysiłek, jaki poświęcić musiała walce z potęgą rodów magnackich Francja. Potęga ta została złamana, a pełne zwycięstwo odniósł tam królewski absolutyzm. Tak samo w Anglii, w Hiszpanii, w Austrii, w Prusach, władza centralna odniosła zwycięstwo nad magnatami. Natomiast w Zachodnich Niemczech i w niektórych częściach Włoch magnaci stali się niepodległymi, lub prawie niepodległymi (tj. tylko podległymi czasem — jako lennicy — cesarstwu) władcami, a kraje te zaroiły się od niepodległych ksiąstewek, a nawet hrabstw i baronii (Freiherr). Gdyby dzieje potoczyły się były odmiennie, mogło także i w Polsce dojść do samodzielnych owych „szesnastu czy siedemnastu" księstw Radziwiłłów, Sapiehów, Paców, Potockich czy innych. Nie doszło do tego — bo potężne było w narodzie polskim poczucie narodowej jedności, oraz poczucie zagrożenia ze strony państw ościennych — i poczucie to sparaliżowało idące zbyt daleko skłonności separatystyczne. Ale jest faktem, że w czasach saskich odśrodkowa potęga wielu dworów magnackich bardzo się przyczyniła do osłabienia państwa. Tylko sojusz króla ze społeczeństwem szlacheckim (i w ogóle ze społeczeństwem, a więc także i z duchowieństwem i z czołowymi grupami mieszczaństwa) mógł dla tej potęgi stanowić skuteczną przeciwwagę. Ale to się nie stało, bo Polska nie posiadała w owym czasie własnego, narodowego króla. Władzę królewską pochwycili w Polsce na lat mniej więcej 66 niemieccy wrogowie Polski. ROLA PRUS Nie sposób jest oceniać położenie Polski w osiemnastym wieku bez równoczesnego wzięcia pod uwagę faktu wyrośnięcia potęgi pruskiej. Wiek * Cytata z innej mojej książki. Tamże piszę o czasach późniejszych: „Trzeba (jednak) stwierdzić, że (...) arystokracja utraciła częściowo swe odrębne cechy i przybliżyła się do reszly społeczeństwa, przejąwszy się jego pojęciami i ideałami". Nie ulega wątpliwości, że w czasach późniejszych: porozbiorowych — napoleońskich i najnowszych — odegrała w życiu polskim rolę dodatnią i lo wybitną. W innej mojej książce piszę o nowoczesnej polskiej arystokracji: „Jak dalece nowa 10 warstwa - świadczy najlepiej fakt, że skrystalizowała się ona w sposób formalny dopiero pod zaborami. Przed rozbiorem istniała ona faktycznie, jako warstwa potentatów ekonomicznych i politycznych, ale formalnie, poza nielicznymi rodzinami lilewsko-ruskich kniaziów nie różniła się od ogółu szlachty niczym. Rzeczpospolita przedrozbiorowa nic znała tytułu hrabiego; był to tytuł cudzoziemski. A tymczasem Polska pod zaborami roi się od hrabiów i uważana jest w świecie za naród hrabiów. Polscy magnaci uzyskali tytuły hrabiowskie od mocarstw zaborczych (tylko nieliczni od papieża) — i to najczęściej już po rozbiorach. Dopiero pod zaborem warstwa ta znalazła wyraz prawny, w postaci uzyskania tylułóu. różniących ich od szlachty. Warstwa hrabiów, choć tyle w życiu polskim w ostatnim stuleciu znaczyła, jesi w narodzie polskim warstwą nową, sformowaną pod zaborami, obcą polskim tradycjom i polskiemu historycznemu ustrojowi". 2 — Hist. Nar. Poi., t. II 17 ów przyniósł ze sobą w środkowej Europie dwa wydarzenia: rozbiory Polski i narodziny królestwa pruskiego. A wydarzenia te były ze sobą najściślej związane. Kanclerz (premier) Rzeszy Niemieckiej z lat 1900-1909 napisał w roku 1916, a więc w czasie toczącej się pierwszej wojny światowej: „Nie możemy zapomnieć, że monarchia pruska doszła do wielkości dzięki rozpadowi Rzeczypospolitej Polskiej i że czarny orzeł (...) wyrósł w walce z orłem białym" (Książę Bernhard von Biilow). Amerykański historyk napisał w roku 1915: „Przez zagarnięcie polskich ziem Hohenzollernowie po raz pierwszy zdołali zjednoczyć i zaokrąglić swoje rozrzucone posiadłości, czyniąc z nich dziedzinę zwartą i dającą się obronić; i jeżeli te nabytki były, jak się to często twierdzi, nieodzowne dla skonsolidowania Prus, w takim razie rozbiór Polski i zjednoczenie Niemiec zdają się pozostawać ze sobą w bardzo ścisłym związku" (Lord). Oraz: „Prusy były w sposób konieczny trwałym wrogiem Polski. Jako spadkobiercy Zakonu Krzyżackiego, Hohenzollernowie stali się spadkobiercami dawnej rywalizacji między tym zakonem a Polską o posiadanie wybrzeża wokół ujścia Wisły, którym władanie miało życiowe znaczenie dla obu rywali. Nie było miejsca na istnienie obok siebie silnej Polski i silnych Prus: jedno mogło wyrosnąć tylko kosztem drugiego. Więcej niż jakiekolwiek inne mocarstwo w sąsiedztwie, Prusy były zainteresowane w tym, by popierać rozstrój Rzeczypospolitej, bo rozrzucone terytoria pod władzą Hohenzollernów mogły być połączone ze sobą tylko przez zabór ziem polskich, Prusy Polskie (Królewskie —J.G.) były potrzebne, by połączyć Prusy Wschodnie z Pomeranią (Pomorzem Zachodnim - J.G.); a część Wielkopolski — by połączyć Śląsk z Prusami Wschodnimi. Już Wielki Elektor ustalił tradycję polityki wobec Polski, którą następcy jego kontynuowali z godną uwagi wiernością, wytrwałością i konsekwencją. Z pokolenia na pokolenie dostrzec można wytrwały wysiłek, zmierzający do utrzymania (władzy absolutnej), do utrzymania niesfornych Sarmatów w stanie nieszkodliwym dla sąsiadów. Myśl o rozbiorze Polski, dziedziczna w domu Hohenzollernów od czasów Wielkiego Elektora była wysuwana i podawana w odnowionej postaci przy okazji każdego, odnowionego kryzysu na północy (...). Fryderyk 11 („Wielki" — J.G.), gdy był jeszcze następcą tronu, oświadczył, że zagarnięcie Prus Zachodnich (Królewskich — J.G.) jest konieczne; zdawał się mieć nadzieję, że zdobędzie tę prowincję w czasie wojny siedmioletniej, a w swoich testamentach politycznych z 1752 i 1768 roku oznaczył zagarnięcie jej jako jedno z naczelnych zadań pruskiej monarchii. Trzecią fazą tradycyjnej polityki Prus było dążenie do przeszkodzenia któremukolwiek nieprzyjacielskiemu mocarstwu w zdobyciu przewagi nad Rzecząpospolitą" (Lord). • Cytowane tu oceny Lorda są wszystkie nieobecne w niedawno wydanym, polskim przekładzie jego książki. Warto przypomnieć, że w swoim testamencie z roku 1768 Fryderyk „Wielki" napisał: „Kto posiada Gdańsk i ujście Wisły, ten jest bardziej panem tego kraju (tj. Polski) niż król, który króluje w Warszawie". 18 Niemiecki historyk pisze: „Odkąd to państwo (brandebursko-pruskie) wzmocniło się po wstrząśnięciach wojny trzydziestoletniej, zaczęli jego władcy brać współwyznawców (w Polsce) pod swoją opiekę. (...) Z zadziwiającą dokładnością pokrywa się ta polityka protektoratu (Schutzpolitik), uprawiana przez półtora stulecia z polityką protektoratu Rzeszy Niemieckiej nad Volksdeutschami w Polsce" odrodzonej (Rhode). „Wykazaliśmy, że ten protektorat na przełomie XVII i XVIII stulecia przybrał jeszcze ściślejsze formy, niż przedtem i pod panowaniem Fryderyka Wielkiego wyrósł nawet na czas pewien do roli zagadnienia politycznego pierwszego rzędu. (...) Protestanckie poczucie solidarności (...) w pewnych okresach było tak silne i przeważające, że wywierało ono wpływ decydujący na politykę, w o wiele wyższym stopniu niż względy narodowe lub gospodarcze. Znaczenie tego wyznaniowego poczucia łączności jako działającego i ważnego czynnika w wydarzeniach dziejowych ujawnia się przez cały wiek XVII i również w początkach XVIII, religijnie o wiele bardziej obojętnego i tolerancyjnego". (Rhode). „Zasadą brandeburskiej polityki było i być musiało, nie pozwolić wschodniemu sąsiadowi zamienić się w spoiste państwo, które byłoby w stanie Brandeburgię zgnieść. Zachowanie wolności stanowych w Polsce było dlatego dla Wielkiego Elektora rzeczą konieczną, w tym celu potrzebował mieć w Polsce — i miał — stale własną partię, na której mógł się opierać. Było rzeczą zrozumiałą samo przez się, że protestanci w Polsce — mianowicie właśnie szlachta kalwińska — którzy przed rokiem 1660 wciąż jeszcze grali w Polsce pewną, chociaż skromną rolę w życiu politycznym, wchodzili w pierwszym rzędzie w rachubę jako stronnicy elektora, w którym widzieli swego opiekuna i przedstawiciela. Dążenie Fryderyka Wielkiego, by wkraczać czynnie i decydująco w życie Polski było zasadniczą podstawą jego polityki protektoratu. (...) Fryderyk III wzgl. I przyjął tę postawę i te linie wytyczne pozornie bez żadnej zmiany" (Rhode*). W okresie, gdy panowali w Polsce Sasi, dokonały się w Europie dwa równoległe procesy dziejowe: upadek Polski, kraju, który na kilkanaście lat przed wstąpieniem Augusta Mocnego na polski tron miał jeszcze rangę wielkiego mocarstwa, a który pod rządami saskimi stał się bezsilnym,nieuzbrojonym miejscem wędrówek wojsk państw ościennych — oraz wyrośnięcie Prus, które właśnie wtedy zamieniły się z wprawdzie żywotnego, ale jednak drugorzędnego państewka w potęgę może jeszcze nie * Tenże autor podaje, że przed „potopem" było około 140 kościołów kalwińskich na Litwie, po „potopie" nastąpił duży spadek ich liczby. W roku 1696, tj. w chwili śmierci Sobieskiego, było ich już tylko 48, a pod koniec panowania Augusta II Sasa tylko 45. Bracia czescy mieli w Polsce w roku 1767 już tylko 7 parafii. W roku 1640 na 71 senatorów było w Polsce 6 protestantów, w 1648 nawet 11, ale już w roku 1658, w trakcie „potopu" było ich tylko 3, a w roku 1666 umarł ostatni kasztelan gdański Zygmunt Giildenstern i odtąd już nigdy protestant w Polsce nie został senatorem. Z protestanckich rodzin magnackich Firleje wymarli. Leszczyńscy w osobie Bogusława przeszli w r. 1652 na katolicyzm, ostatni Radziwiłł protestant, Bogusław, nie miał męskich potomków. Natomiast ŚUziński twierdzi, że „już tylko 18 zborów liczyła Jednota braci czeskich w Polsce na początku XVIII wieku." Czyżby w ciągu mniej niż stulecia, liczba tych zborów spadła z 18 na 7? 19 wielkomocarstwową, ale na tyle znaczną, że mogły sięgnąć po rangę królewską. W roku 1701, w cztery lata po wstąpieniu Augusta Sasa na tron polski, elektor brandeburski ogłosił się królem. Główną podstawą jego potęgi była Brandeburgia, a siedzibą jego i stolicą Berlin, stolica Brandeburgii. Ale ogłosić się królem Brandeburgii nie mógł, gdyż Brandeburgia podlegała jako lenno cesarstwu, była „elektoratem" albo „księstwem elektorskim", a wiec jednym z księstw niemieckich. Natomiast Prusy „książęce", ze stolicą w Królewcu, nie podlegały od czasu traktatów welawsko-bydgoskich z roku 1657, czyli od 44 lat, nikomu. Elektor Fryderyk III nie miał śmiałości nazwać się „królem pruskim" z uwagi na to, że „Prusy Królewskie" należały do Polski. Ogłosił się więc „królem w Prusach" (Kónig in Preussen). Stał się więc królem dotychczasowych „Prus Książęcych". 18 stycznia 1701 roku nastąpiła w Królewcu jego koronacja. Fryderyk III brandeburski — znany odtąd jako król pruski Fryderyk I — sam sobie włożył koronę na głowę. Ale asystował przy tej ceremonii pruski kaznodzieja nadworny, Daniel Ernst Jabłoński, rodzony wnuk Jana Amosa Komensky'ego, o którym już wyżej pisałem, współorganizatora „potopu" szwedzkiego. Przez koronację tę narodziło się więc królestwo pruskie, niepodległa potęga niemiecka, będąca dalszym ciągiem państwa zakonu krzyżackiego, stawiająca sobie za jeden z głównych celów swojego istnienia zniszczenie Polski, a mająca stać się w przyszłości — w więcej niż półtora wieku później, w roku 1871 — nowym cesarstwem niemieckim, a zniszczona (decyzją sprawującej władzę nad Niemcami komisji sojuszniczej) dopiero w roku 1947, a wiec w z górą dwa i pół wieku po owej koronacji. Narodziny królestwa pruskiego były wielkim ciosem w pozycję Polski. Małe ksiąstewko, do niedawna lenno Polski, będące w unii personalnej z elektoratem brandeburskim, stawało się teraz królestwem, a więc państwem równym rangą Polsce. Co więcej, godziło ono w terytorium Polski i w wybitny czynnik polskiej niepodległości, jakim byl polski dostęp do morza, bo nazwą „Prusy" dawało mimo wszystko do zrozumienia, że rości sobie pretensje do Prus Królewskich, czyli polskiego Pomorza. Wzięło ono Polskę faktycznie za gardło już w roku 1648 (zagarnięcie znacznej części Pomorza Zachodniego, a więc opasanie polskiego Pomorza z dwóch stron, od Prus Książęcych i od Pomorza Zachodniego), ale swym przekształceniem się w królestwo nadało swej intencji odepchnięcia Polski od morza charakter jawny i formalny. Polska powinna była z miejsca tej koronacji, więc temu wyrośnięciu Brandeburgii-Pnis do roli potęgi równorzędnej z Polską, stanowczo się sprzeciwić. Rzeczpospolita Polska uznała tytuł królów pruskich dopiero w roku 1764, a więc już po skończeniu się rządów saskich w Polsce, a w 63 lata po owej koronacji. Współcześnie zrobiła przynajmniej tyle, że na sejmie polskim wygłoszono protesty przeciwko tej koronacji. Natomiast August II po cichu wyraził wobec Prus już z góry zgodę na tę koronację, a po jej dokonaniu nadesłał nowemu królowi pruskiemu formalne gratulacje. Byl „pierwszym monarchą, który złożył gratulacje elektorowi brandeburskiemu 20 jako królowi pruskiemu". (W.Sobieski). Złożył je nie jako elektor saski, lecz jako król polski. Zamiast króla polskiego, zaprotestowały inne czynnki w ówczesnym świecie przeciwko temu przewrotowi w pozycji Prus.Nie tylko zaprotestowały! ale stawiły temu przewrotowi długotrwały opór. Papież Klemens XI w breve z dnia 16 kwietnia 1701 roku ogłosił, że „uchybilibyśmy naszym obowiązkom, gdybyśmy wobec podobnego faktu milczeli" — i aktem tym „zajął postawę nieuznawania królestwa pruskiego, w której Stolica Apostolska wytrwała aż do roku 1787, czyli przez 86 lat. (...) Ta konsekwentna wytrwałość antypruskiej polityki papieskiej jest zaiste godna najwyższego podziwu: Stolica Apostolska nie uznawała królestwa pruskiego nawet wówczas, gdy było ono już bezspornie mocarstwem, uznała je dopiero wtedy, gdy nie uznawać go nadal było już po prostu nie sposób: w 47 lat po zaborze Śląska przez Prusy, w 24 lata po zakończeniu wojny siedmioletniej, w 14 lat po pierwszym rozbiorze Polski. Jakże tragicznie w porównaniu do tego 86- letniego oporu papieskiego rysuje się upadek Polski, która królewskość Prus uznała natychmiast".* W istocie nie Polski — w istocie prawdziwa Polska uznała tytuł królów pruskich z opóźnieniem 63-letnim — ale jej niemieckiego króla. Także i Francja dość długo, bo przez 12 lat, uznania tytułu królewskiego Prus odmawiała. Uznała ten tytuł dopiero traktatem w Utrechcie w 1713 roku. Francuski historyk Jacques Bainville pisze: „Elektor brandeburski został królem pruskim i było sądzone, że Hohenzollernowie, najaktywniejsi i najambitniejsi z książąt niemieckich, będą się starali zapanować nad Niemcami i odbudować na swoją korzyść jedność niemiecką, co się nie udało Habsburgom. (...). To była wielka przemiana w układzie sił europejskich. Ludwik XIV, tuż przed śmiercią, zrozumiał, że walka z domem austriackim była anachronizmem. Zgodnie z prawdziwym duchem polityki francuskiej (...) należało pilnować państwa, które będzie zdolne do zamachu naśjwolności Rzeszy niemieckiej^, a dla wyćwiczonego oka tym państwem były Prusy. Taki był testament polityczny Ludwika XIV, który uznał nowego, berlińskiego króla dopiero po długim oporze (..). (Co prawda) Ludwik XIV nie był (przez następców) usłuchany". Oraz: „Ludwik XIV (...) byl stanowczo wrogi narodzinom królestwa, ktdre, jak przewidział, nie omieszka stać się ośrodkiem skupiającym dla Niemiec północnych i Niemiec protestanckich. Ludwik XIV przewidział, że zjednoczenie Niemiec dokonane zostanie nie przez Austrię, lecz przez Prusy w sposób tak ścisły, jak tylko to było możliwe. Dlatego też przez lat dwanaście, aż do pokoju w Utrechcie (...) odmawiał uznania nowej pruskiej królewskości". I jeszcze: „Tak wiec Prusy określone zostały przez papieża i przez króla Francji, to jest przez dwa główne czynniki (europejskiego) ładu, jako niebezpieczeństwo publiczne w Europie. To królestwo, powstałe poza nawiasem społeczności narodów (...) miało cechę prawdziwie rewolucyjną. Popychane, jak wszystko co żyje, do tego, by się rozwijać i rosnąć, mogło to osiągać tylko za cenę wstrząśnień najbardziej głębokich i najbardziej krwawych. Mogło ono torować sobie drogę tylko przez * Cytata z innej mojej książki. 21 deptanie nogami wszystkich ustalonych zasad, a wojna stawała się od tej chwili jego 'przemysłem narodowym'. Jest faktem, że ponura przyszłość, jaką niosły ze sobą Prusy światu europejskiemu, została przeczuta przez monarchie francuską i przez papiestwo" (Bainville). Napisałem w związku z tym przed laty: .,Do tych słów znakomitego francuskiego pisarza dodać możemy fakt, o którym on nie wie, że przyszłość ta została przeczuta dużo wcześniej i dużo przenikliwiej niż przez monarchię francuską, która początkowo długo Brandeburgię popierała, przez Polskę — uosobioną w Olszowskim i w jego katolickim, drobnoszlacheckim stronnictwie".* Niektórzy Polacy uważają, że August Mocny był dla Polski cenny przez to, że był rywalem i współzawodnikiem Prus. Nie było to jednak prawdą. Najlepszym tego dowodem jest, że wyraził zgodę na przekształcenie się Brandeburgii w pruskie królestwo, a po fakcie pierwszy złożył nowemu królowi gratulacje, tym samym uznając jego królewskość. Między Augustem Mocnym, a elektorem brandeburskim, królem pruskim bywały spory i rywalizacje w sprawach drugorzędnych, ale w rzeczach podstawowych szli oni w tym samym kierunku. Zmierzali do przekształcenia Europy w kraj o obliczu niekatolickim, czy też raczej antykatolickim, a do tego celu chcieli użyć Polski jako kraju, który miałby być w swej roli politycznego czynnika katolickiego obezwładniony i pozbawiony cech wielkiego katolickiego mocarstwa. (Nie przeszkadzało temu to, że August przeszedł na katolicyzm: jego nawrócenie było czysto nominalne i pozorne.) August Mocny i król pruski nie walczyli ze sobą, lecz byli sojusznikami. Nie znaczy to, że służyli sprawie protestanckiej: byli to religijni indyferenci. Służyli sprawie antykatolickiej nie w interesie innej religii, lecz w interesie religijnej obojętności, jak byśmy dziś powiedzieli: wolnomyślicielstwa. Polityka Augusta Mocnego nie zmierzała do położenia jakiejkolwiek tamy antypolskiej polityce pruskiej: dążyła do zbudowania, obok Prus, wielkiej Saksonii, która być może rywalizowałaby potem z Prusami jako kandydatka do pierwszeństwa w Niemczech, ale na razie, zgodnie z Prusami, pracowałaby nad obezwładnieniem Polski i nad wcieleniem jej ziem w system panowania północno-niemieckiego i protestanckiego w środkowej Europie. Jednym z dowodów przyjaźni i politycznego współdziałania Augusta Mocnego z władcami królestwa pruskiego, Fryderykiem I, w owym czasie już od dawna królem pruskim (dawniej Fryderykiem III, elektorem brandeburskim), oraz późniejszym Fryderykiem II Wielkim, w owej chwili młodym jeszcze następcą tronu, w tajnej organizacji o cechach masońskich, zwanej stowarzyszeniem, czy bractwem wrogów wstrzemięźliwości. Bractwo to zostało założone w Dreźnie w roku 1728, a więc w jedenaście lat później niż otwarta w roku 1717 wielka loża wolnomularska w Londynie. Pisze o tym Kazimierz Marian Morawski: „Zamachy króla (Augusta Mocnego) na całość terytorialną Polski były już znane i badaczom dawniejszym, uszedł przecież ich uwagi szczegół nader ważny, a ujawniony • Cytata z innej mojej pracy. 22 nie tak dawno przez jednego z badaczy saskich. Okazało się, że w okresie dojrzewania królewskiego planu rozbiorowego między Saksonią a Prusami, wtedy, kiedy polityka zagraniczna sasko-polska koncentrowała się faktycznie w ręku jednego z najprzedniejszych ówczesnych masonów, Manteuffla, założona na początku roku 1728 w Dreźnie loża dworska otworzyła swoją filię w Berlinie. Loża ta, do której należeli i August Mocny, i Fryderyk Wilhelm I, i późniejszy Fryderyk II (Wielki), i Manteuffel, miała charakter niektórych wczesnych lóż masońskich, a rytuał, podobnie jak w 'Zakonie Palmowym', żartobliwie pijacki, dla którego to powodu nosiła miano: 'Societ/des antisobres*. Bractwo to, mimo żartobliwych form zewnętrznych, miało zgoła nieżartobliwe cele. 'Za całą tą swawolą — pisze saski wydawca materiałów o tym bractwie, Beschoner — kryła się powaga życia politycznego.' (...) Dojrzewał 'wielki plan' (grand dessein) panowania augustowego" (Morawski). Owo bractwo nie było tylko aktem zbliżenia korespondencyjnego. W bractwie tym król polski i król pruski stykali się osobiście ze sobą i wiązali się rzeczywistymi stosunkami. ,,Na zjeździe w Dreźnie (1728) związali się Wettyriczyk i Hohenzollern osobliwą przyjaźnią, którą pielęgnowali dalej — na szkodę Polski — w pijacko-mistycznym związku 'wrogów wstrzemięźliwości'" (Konopczyński). Jasienica drwi sobie z tego wszystkiego. „Czyżby naprawdę — pisze — warto było fundować tajne loże wolnomularskie tylko po to, aby układać w nich projekty, o których mówiło się i pisało jawnie?" Oraz: „Naprawdę można się lobejść bez domnienań co do masońskich zakusów na szczęśliwy żywot katolickiej Rzeczypospolitej". W istocie, jest rzeczą normalną, że do tych samych celów dążą czynniki różne i że im więcej jest czynników zmierzających do tego samego, tym więcej jest widoków, że ich cele zostaną osiągnięte. Ród Hohenzollernów mógł dążyć do zniszczenia Polski i do wydźwignięcia Prus z przyczyny ambicji rodowych, ale narodzenie się ośrodków organizacyjnych dążących do tego samego z przyczyn mających uzasadnienie światopoglądowe, bardzo dążenia Hohenzollernów wzmacniało. Zważmy: władcy, a wraz z nimi główni mężowie stanu dwóch ościennych państw spotykają się ze sobą potajemnie na wspólnych posiedzeniach pijackich, nie przypadkowych jednak i doraźnych, lecz zorganizowanych, nazywających się bractwem czy też stowarzyszeniem i mających przyjęty rytuał, a zapewne i statut, a do tego zostawiający po sobie trwały ślad, przechowany w archiwach przez dwieście lat. Charakter posiedzeń może być żartobliwy, ale przecież istotą tych posiedzeń jest — spotkanie. Władcy Saksonii i Prus, w towarzystwie niektórych ze swych współpracowników politycznych spotykali się ze sobą potajemnie i tworzyli razem trwałe stowarzyszenie. Trzeba być bardzo naiwnym, by nie rozumieć, że nie o wspólne picie tu chodziło, lecz o sposobność do potajemnego rozmówienia sie. Prusy dążyły do rozbioru Polski, August do swego „grand dessein"; dążenia te trochę kłóciły się ze sobą, ale miały też i wiele wspólnego — i można było ułożyć się co do urzeczywistnienia ich w sposób zgodny. Nie był to temat do oficjalnych rokowań dyplomatycznych. Ale był to w całej pełni temat do 23 poufnego, nieoficjalnego, zakulisowego, może nawet tylko ustnego porozumienia. Tak więc na polskim tronie siedział w owym czasie Niemiec, przyjaciel Prus. Fakt jego władania Polską w wysokim stopniu przyczynił się do posunięcia naprzód dwóch głównych, urzeczywistnianych stopniowo i powoli w ciągu kilku pokoleń celów polityki pruskiej: wydźwignięcia Prus i zniszczenia Polski. Saksonia Augusta Mocnego nie była rywalką i współzawodniczką Prus. Była ich cichą sojuszniczką i wspólniczką. PROTEKTORAT ROSYJSKI Jedną z cech rządów saskich w Polsce była błędna, a awanturnicza polityka zagraniczna. Początek tych rządów przypadł na czasy, gdy toczyła się w Europie — w latach 1701-1714 wojna o sukcesję hiszpańską. Powodem tej wojny był spór o to, czy królami Hiszpanii mają być nadal, po wygaśnięciu w r. 1700 hiszpańskiej linii Habsburgów, Habsburgowie, to znaczy ich gałąź austriacka, czy też królestwo to ma przejść, drogą dziedziczenia w linii żeńskiej, w ręce Burbonów, to znaczy rodu francuskiego. W wojnie tej Francja wraz z Hiszpanią biły się przeciwko Austrii, Prusom, innym księstwom niemieckim, Holandii, Anglii i Portugalii. W liniach głównych była to wojna Francji i Hiszpanii przeciwko światu germańskiemu. Zakończyła się w istocie kompromisem, polegającym na tym, że królami hiszpańskimi zostali Burboni (panują oni w Hiszpanii i dziś), a więc Hiszpania utrzymała się w roli stałego sprzymierzeńca Francji, ale utraciła na rzecz Austrii swe posiadłości w Niderlandach i we Włoszech, a wiec dzisiejszą Belgię (wraz z Brukselą) oraz takie miasta włoskie, jak Mediolan, Mantue i Neapol i wyspę Sardynię. Polska w sposób oczywisty była w owym czasie zainteresowana w przewadze obozu francuskiego i w ukróceniu potęgi obozu państw germańskich. Nie mogła wziąć czynnego udziału w wojnie, to znaczy zbrojnie uderzyć na państwa niemieckie od tyłu; była wyczerpana poprzednimi, długotrwałymi wojnami i potrzebowała przede wszystkim długiego pokoju, by się odbudować i wzmocnić. Ale mogła była być sojuszniczką Francji. Zachowując neutralność w wojnie, mogła była stanowić dla obozu niemieckiego stałe zagrożenie. Byłaby tym sposobem osiągnęła zarówno wzmocnienie Francji i osłabienie państw niemieckich, jak pokój dla siebie i możność gruntownej w warunkach pokojowych wewnętrznej odbudowy. Ale August Mocny nie prowadził polityki polskiej, lecz politykę własną, dynastyczną, oraz politykę saską. Nie dbał o to, że Polska potrzebuje pokoju. Wdał się w awanturniczą politykę wojenną. A sympatiami stał po stronie państw niemieckich. Wyobrażał sobie, że może skorzystać z wojny na zachodzie dla zaatakowania sprzymierzonej z Francją, a obecnie osamotnionej Szwecji. Przyłączył się do zaczynającej się zarysowywać antyszwedzkiej koalicji, złożonej przede wszystkim z Danii i z Rosji. Koalicja ta postawiła sobie za 24 cel rozbiór imperium szwedzkiego. Razem z Augustem Mocnym wszczęła wielką wojnę, która w historii nosi nazwę „wielkiej wojny północnej" (1700-1721), o której Konopczyński pisze, że była to wojna „niesprawiedliwa i niepolityczna". Do wojny tej także i Polska została w końcu wciągnięta Wojna ta okazała się dla Polski nie tylko katastrofalna i rujnująca, ale całkowicie zmieniająca — na gorsze — jej położenia polityczne August Mocny.po cichu współdziałał z Prusami, co wyraziło się między innymi w poparciu w roku 1701 planu Prus przekształcenia się w królestwo Ale równocześnie wszedł w porozumienie z Rosją, dla wspólnego działania przeciwko Szwecji. Miał on zresztą podwójnego pecha: okazało się, że dwaj ludzie, z którymi się związał, z jednym jako z wrogiem, z drugim jako ze sprzymierzeńcem okazali się ludźmi niezwykłego talentu i pokrzyżowali jego polityczne i wojskowe plany. Trzeba przyznać, że trudno to było Augustowi przewidzieć- miał do czynienia jako człowiek dojrzały z niedoświadczonymi młodzieńcami' (W roku 1700 August miał 30 lat, jego wróg Karol XII szwedzki 18 lat, jego sprzymierzeniec , Piotr moskiewski, późniejszy Piotr Wielki, wprawdzie 28 lat ale uchodził za niedoświadczonego.) W pierwszym okresie wojny Karol XII okazał się druzgocąco zwycięski, a August, a wraz z nim Polska, znaleźli się w obozie krajów pobitych. W drugim okresie wojny Szwecja okazała się ostatecznie pokonana, ale zwycięzcą była jedna tylko Rosja. Zdobyła ona przewagę me tylko nad Szwecją, ale i nad swoją sojuszniczką, rządzoną przez Augusta Polską. W wyniku wmieszania Polski przez Augusta w wojnę północną Polska dostała się pod całkowitą zależność od Rosji. Zależność ta zamieniła się stopniowo w protektorat. Polska znajdowała się odtąd przez większą część osiemnastego wieku w położeniu zupełnej zależności od Rosji. Powodem wmieszania się Augusta w wojnę północną był jego zamiar zdobycia na Szwecji Inflant, nie dla Polski jednak, ale dla dynastii Wettynów Chciał by Inflanty stały się posiadłością dziedziczną władców Saksonii' Początkowo tylko wojska saskie - przeprowadzone przez ziemie polskie - atakowały szwedzkie Inflanty i ich stolicę, Rygę.. Zostały jednak przez Szwedów pobite - a rezultatem tego było uwikłanie się także i Polski w woine ze Szwecją. J v Pretekstu do zaatakowania Inflant dostarczył Jan Reinhold Patkul niemiecki szlachcic inflancki, który zwalczał rządy szwedzkie w Inflantach i prosił Augusta o pomoc w walce o zrzucenie tych rządów. Nie Jał on jinak za sobą poparcia większości inflanckiej ludności - ani niemieckieji sz?Tv ani łotewskiego i estońskiego ludu. "«niecKiej szlachty, Do walki ze Szwecją August związał się z carem moskiewskim, Piotrem Piotr dwukrotnie przyjechał do Polski, spotykając się z Augustem w sierS 1698 roku w Rawie Ruskiej pod Lwowem i w lutym 1701 roku w Krzach na Litwie. «««u.u Wojna zaczęła się najpierw na terenie duńskim. (August 25 Estonie, a wojska saskie pod wodzą Augusta zaatakowały od południa Inflanty i miasto Rygę. Ale Karol przerzucił swe wojska na wschodni brzeg Bałtyku i pod Narwą w Estonii pobił na głowę wojska rosyjskie (30 listopada 1700 roku), a w pół roku później pobił wojska saskie nad Dźwiną (19 lipca 1701). Ścigając pobitych Sasów król szwedzki wkroczył ze swym wojskiem do Kurlandii, a więc na terytorium podległe Polsce. Było to naruszenie granic polskich, a więc wybuch polsko-szwedzkiej wojny. Ani naród polski, ani naród szwedzki nie chciał wojny. Polski senat wystał do króla szwedzkiego poselstwo z zadaniem doprowadzenia do pokoju. A równocześnie szwedzka rada państwa przysłała swemu królowi memoriał, usilnie apelujący do niego o zawarcie pokoju z Augustem. Ale tu stała się rzecz nieoczekiwana. Król Karol chciał wojny — i tak swoją polityką pokierował, że wojna stała się nieunikniona. W sierpniu 1701 roku oświadczył Polakom, że gotów jest mieć z nimi pokój, ale tylko pod warunkiem, że zdetronizują króla Augusta. August Mocny był złym polskim królem. Ale żądanie szwedzkie było mieszaniem się w wewnętrzne sprawy Polski. Na to Rzeczpospolita zgodzić się nie mogła. Żądanie szwedzkie zostało więc przez Polskę odrzucone. Król szwedzki odpowiedział na to zbrojną wyprawą na Polskę. Nagłym pochodem zajął Warszawę i Kraków (24 maja i 7 sierpnia 1702 roku) i w bitwie pod Kliszowem (19 lipca) pobił wojska saskie i polskie. Zażądał od Polaków, by zrzucili Augusta z tronu i ogłosili bezkrólewie. Pociągnęło to za sobą fakt tragiczny: polską wojnę domową. Niektórzy Polacy byli zdania, że August Sas jest królem tak złym, iż trzeba skorzystać nawet z tak niepomyślnego faktu, jakim jest obcy najazd, by się go pozbyć i obrać innego króla. Inni — a byli oni w znacznej większości — uważali, że choć August jest królem złym, to jednak jest królem ukoronowanym, a więc prawowitym. Co więcej, nasza sprawa wewnętrzna nie może być załatwiana naciskiem obcego mocarstwa. Ci ostatni skupili się przy królu Auguście i na sejmie w Lublinie w czerwcu i lipcu 1703 roku uchwalili wystawienie 48 000 wojska, oraz upoważnili króla do wejścia w przymierze z Rosją dla uzyskania pomocy celem obrony Rzeczypospolitej. Nieco później, 20 maja 1704 roku ogłoszona została przy królu Auguście potężna konfederacja w Sandomierzu, poparta przez większą część narodu, która powzięła uchwały podobne do tych, które powziął sejm lubelski. Opierając się na tych uchwałach, król August zawarł dwukrotnie przymierze z Rosją (10 października 1703 i 30 sierpnia 1704), zobowiązując się do udziału we wspólnej wojnie ze Szwecją, oraz zezwalając Rosji na prowadzenie działań wojennych także i na terytorium Polski. Ustalono również, że Rosja będzie Polsce płacić zasiłki pieniężne na koszta prowadzenia wojny. Natomiast nieprzejednani przeciwnicy Augusta Sasa zwołali pod opieką szwedzką w Warszawie (16 lutego 1704 roku) inną konfederację, która uchwaliła złożenie Augusta z tronu. Konfederacja ta działała pod szwedzkim naciskiem, który był bardzo brutalny. Rządy szwedzkie były równie okrutne, jak w czasie „potopu" szwedzkiego przed pól wiekiem, zaznaczyły się wielkimi rekwizycjami i łupiestwem, paleniem wsi i aresztowaniami. 26 ; Konfederacja warszawska stała się bezwolnym narzędziem szwedzkiej okupacji. Zwołała ona elekcję. Elekcja ta odbyła się w warunkach zupełnej zależności od woli króla szwedzkiego. Ten ostatni nosił się pierwotnie z zamiarem spowodowania obioru królewicza Jakuba Sobieskiego na króla polskiego, ale gdy się okazało, że jest on wraz ze swoim bratem Konstantym uwięziony przez Augusta w Saksonii, nakazał Polakom obrać 27-letniego Stanisława Leszczyńskiego, członka magnackiej rodziny Leszczyńskich, znanej jeszcze od czasów „potopu" ze swych proszwedzkich sympatii. (Jeden z członków tej rodziny — Bogusław — przyczynił się w wybitnym stopniu do poddania się Szwedom w roku 1655 pod Ujściem wielkopolskiego pospolitego ruszenia.) Obiór ten dokonany został 12 lipca 1704 roku przez około 800 szlachty, w obozie otoczonym szwedzkim wojskiem. Jak nieprawidłowa była ta elekcja, świadczy porównanie owej liczby 800 wyborców z obiorem np. Michała Korybuta-Wiśniowieckiego 35 lat przedtem przez sto razy więcej wyborców, mianowicie przez 80 000. Jeszcze do sprawy obioru Leszczyńskiego powrócę. Tak więc Polska miała w owej chwili dwóch królów, dwa rządy i dwie polityki zagraniczne: politykę przymierza z Rosją - i zależności od niej - i politykę przymierza ze Szwecją — i zależności od niej. Polska była w stanie wojny domowej — ale nie była to tylko sprawa w całości lub głównie wewnętrzna jak wojny domowe hiszpańska w latach 1936-1939, rosyjska 1918-1920 i amerykańska 1861-1865. Była to zarazem wojna międzynarodowa, którą Szwecja i Rosja prowadziły na ziemi polskiej. Wojna ta utkwiła mocno w pamięci polskiego narodu i jest dotąd wspominana w zwrocie przysłowiowym „od Sasa do Łasa (Leszczyńskiego)". Trwała — w wyniku owych powiązań międzynarodowych — kilkanaście lat. Większość polskiego narodu stała w tej wojnie po stronie rosyjskiej przeciwko Szwedom. Przyczyniło się do tego stosunkowo niedawne jeszcze wspomnienie „potopu" szwedzkiego sprzed pół wieku: wszak żyli jeszcze starzy ludzie, którzy nie tylko „potop" pamiętali, ale w walce z nim brali udział. Także i za czasów „Sasa i Łasa" nie tylko szlachta, ale i powstania chłopskie (np. na Kurpiach) walczyły ze Szwedami jak w czasach „potopu". A jednak głównym nieszczęściem owych czasów nie był najazd szwedzki, lecz przymierze z Rosją, dające Rosji prawo do działań wojennych na ziemiach polskich. W wyniku tej wojny Rosja zdobyła sobie władzę nad Polską. „Jest to fakt niedostatecznie uznawany, że jednym z najważniejszych wyników drugiej wielkiej wojny północnej było ustanowienie przeważającego wpływu Rosji w Polsce". (Lord). Jasienica pisze całkiem słusznie: „Nie było żadnego przymusu sprzymierzania się z Rosją przeciwko Szwecji, rozpoczynania wojny zaczepnej. Tak zwana konieczność dziejowa domagała się wtedy pokoju i ratowania równowagi międzynarodowej. Ambicje ludzkie chciały (jednak) inaczej". Pisze także: „Nasz los państwowy, rolę historyczną, a więc i możność normalnego rozwoju kultury na samym początku XVIII wieku zaprzepaściła jedna niepotrzebna wojna". Pisze wreszcie: „Prowokując wojnę, August zmusił państwo do samobójstwa" (Jasienica). To August spowodował poddanie Polski pod wpływ rosyjski. Mylą się ci, którzy sądzą, że zdobycie przez Rosję przewagi nad Polską było faktem 27 nieuniknionym. Zostało ono spowodowane przez awanturniczą politykę króla—Niemca, który sprawował nad Polską władzę. To on wepchnął Polskę w niepotrzebną, a nieszczęśliwą wojnę. I to on zawarł z Rosją i jej bardzo wybitnym i utalentowanym władcą, Piotrem Wielkim, zbyt daleko idące, uzależniające Polskę przymierze. To wielka wojna północna, a więc August wciągnął Rosję w sprawy polskie. Wcale nie było konieczne, by Rosja zapragnęła władzy nad Polską i by czuła się na siłach tę władzę zdobyć. To dopiero August Mocny to spowodował. ,,W czasach Piotra rosyjskie armie nauczyły się po raz pierwszy przebiegać Polskę od krańca do krańca, czuć się w kraju jak u siebie i lekceważyć siłę wojskową Polaków. Rosyjscy dyplomaci stali się obeznani z tajemniczymi, ale — dla nich — bardzo dogodnymi arkanami polskiej konstytucji, oraz ze splątaną siecią polskiej polityki partyjnej. Dowiedzieli się, w jaki sposób można kupić magnatów, ministrów, a nawet sam dwór królewski; jak pokierować sejmikami; jak rządzić konfederacją; jak ugłaskać, zmusić, lub zerwać sejm. A przede wszystkim, rosyjski rząd zdobył sztukę wygrywania polskiego narodu przeciw królowi i króla przeciw narodowi i tym sposobem trzymania i jednego i drugiego w zależności od siebie" (Lord). Niektórzy Polacy, a przynajmniej polscy magnaci, okazali „przed Piotrem Wielkim swój brak orientacji politycznej, swą bezduszność i apetyt na rosyjskie ruble. Odtąd car znał Polaków, wyzbył się dawnego szacunku dla ich zachodniej wyższości i wiedział, za co ich można uchwycić" (Konopczyński). Tylko członkowie warstw nazywanych niższymi służyli Augustowi z pobudek ideowych. Nie zamieszkiwali Polski sami tylko sprzedaj ni „magnaci i posesjonaci grubego kalibru. Dla drobiazgu szlacheckiego, dla mieszczanina i chłopa August II nie był jednak kontrahentem, który dobrze zapłacił za wybór (...), lecz prawowitym, namaszczonym i ukoronowanym monarchą. Korupcja przeżarła w Rzeczypospolitej same wierzchołki struktury społecznej, co stało niżej, to było ciemne (niekoniecznie — przyp. J.G.), lecz wcale nie zdradzieckie" (Jasienica). Więcej: było uczciwe, patriotyczne i gotowe do poświęceń — ale nie miało dobrych przywódców i jasno wytkniętej drogi. Wynik tej wojny nie zależał od przebiegu walki Polaków z Polakami. Wojna ta rozstrzygnęła się w zmaganiu międzynarodowym, głównie między Szwecją a Rosją. „Polska w latach 1717-1795 (z krótkimi iluzorycznymi przerwami sejmu czteroletniego i powstania Kościuszki) (...) posiadała pozory suwerenności na terytorium, którego granice były respektowane, w istocie jednak była pod obcą okupacją, miała rząd podporządkowany woli obcych i nie miała swobody prowadzenia ani własnej polityki zagranicznej, ani własnej polityki wewnętrznej. Katastrofa Polski, katastrofa, która przekształciła Polskę z silnego państwa o ambicjach mocarstwowych, świeżo wsławionego Chocimiem i Wiedniem, w 'chorego człowieka' w rodzaju Turcji i Chin z początków XX stulecia, w bezwolny i bezwładny, stopniowo tonący, polityczny wrak, nastąpiła w 20 lat po objęciu w Polsce władzy przez Sasa i w 21 po śmierci Sobieskiego, a więc (...) katastrofa ta jest zarówno rezultatem rządów Sasa, jak i końcowego okresu rządów Sobieskiego. U 28 podstawy jej leży rok 1690, leży związanie się Sobieskiego z blokiem państw niemieckich, uwidocznione w małżeństwie królewicza Jakuba, i zerwanie Sobieskiego z polskim narodowym stronnictwem. Rządy Augusta Sasa są pod wielu względami kontynuacją końcowego okresu rządów Sobieskiego. W polityce zagranicznej, zwycięstwo Sasa oznaczało trwanie nadal w systemie politycznym państw niemieckich i przekreślenie reprezentowanej przez prymasa Radziejowskiego polityki, zmierzającej do przerzucenia się na stronę Francji. W polityce wewnętrznej oznaczało ono dyktaturę królewską w oparciu o koterie magnackie i w walce z masą szlachecką, zarówno jak z obozem katolickim — dyktaturę o tyle zaostrzoną, że mającą do swej dyspozycji obce (saskie) bagnety." Król Karol szwedzki wojował najpierw w Polsce, starając się utrzymać Stanisława Leszczyńskiego w roli króla, tracił i znów zdobywał Warszawę, zajął przelotnie Lwów, był ze swoim wojskiem (w r. 1705) w Grodnie, Pińsku i Łucku, ale w końcu uderzył w główną bazę Augusta, Saksonię. Pokonany August zawarł 24 września 1706 roku w Altranstadt w Saksonii pokój, w którym zrzekał się korony polskiej na rzecz Stanisława. Stanisław stawał się odtąd jedynym, prawowitym królem polskim. Uznały go odtąd jako takiego Francja, Anglia, Austria, Prusy, Turcja. Nie uznali go tylko papież, rosyjski car Piotr Wielki i polscy wrogowie Szwedów, stronnicy konfederacji sandomierskiej. Ci ostatni stali się tym więcej uzależnieni od Rosji. Polska wojna domowa — i także i wojna międzynarodowa — trwały dalej. A tymczasem Piotr Wielki znowu dotarł do Bałtyku, założył (w 1703 roku) Petersburg (dzisiejszy Leningrad), pustoszył Inflanty, zajął nawet Kurlandię. Zajął jako sprzymierzeniec także i sporą część Polski, między innymi część Ukrainy i Wołyń. Zachowywał się jak w kraju nieprzyjacielskim. W zajętym przez siebie Połocku własnoręcznie zabił (przebijając rapierem) przeora unickich bazylianów oraz kazał zamordować czterech innych zakonników, a zwłoki ich wrzucić do Dźwiny. (Przypomnijmy sobie, że w tymże Polocku, w roku 1563, a więc o półtora wieku wcześniej, zwycięskie wojska Iwana Groźnego utopiły w tejże Dźwinie wszystkich miejscowych Żydów. Jak widać, istniała tradycja topienia w tym mieście i w tej rzece wyznawców religii, szczególnie przez Rosjan znienawidzonych.) Zresztą, w niewiele tygodni potem, Piotr Wielki odwiedzi) Grodno i okazał się tak dla Polaków-katolików przyjazny, że był obecny na Mszy świętej w katolickim kościele i uklęknął tam na Podniesienie. Król Karol szwedzki pomaszerował w końcu 1707 roku na Moskwę, odniósł nad Rosjanami zwycięstwa w polu, ale ostatecznie przekonał się, że droga do Moskwy jest dlań skutecznie zagrodzona. Ruszył więc poprzez Siewierszczynę ku Ukrainie. Oczekiwał tam współpracy z Mazepą, hetmanem kozackim ongiś pod władzą rosyjską, który przeszedł na stronę szwedzką i polską i zawarł ze Stanisławem Leszczyńskim umowę, zbliżoną do hadziackiej, wedle której Ukraina — na obu brzegach Dniepru — miała się * Cytata z innej mojej książki. 29 stać państwem na pół niepodłegłym, związanym z Polską podobnie jak Litwą.* Wojska szwedzkie i rosyjskie, pod wodzą królów Karola XII i Piotra Wielkiego, starły się wreszcie w wielkiej bitwie pod Połtawą 8 lipca 1709 roku. Ze strony rosyjskiej brało udział w tej bitwie około 42 000 żołnierzy (Piotr miał w rezerwie dalszych dwadzieścia kilka tysięcy), ze strony szwedzkiej 31 000, w czym tylko 19 000 Szwedów, kilka tysięcy kozaków Mazepy i garść Polaków. Poległo w tej bitwie około dziesięciu tysięcy żołnierzy armii szwedzkiej. Uzupełniła tę bitwę w kilka dni później kapitulacja resztek armii szwedzkiej, 16 000 ludzi, na przeprawie dnieprowej pod Perewołoczną. Karol XII, ranny, oraz Mazepa, a także Stanisław Poniatowski, ojciec przyszłego króla Stanisława Augusta, łącznik z królem Stanisławem Leszczyńskim, uciekli przez stepy do Bender nad Dniestrem, naonczas w Turcji (dziś w republice mołdawskiej w Związku Radzieckim.) Mazepa wkrótce tam umarł, natomiast król Karol pozostał w Turcji pięć lat, aż do roku 1714, gdy w przebraniu powrócił do Szwecji. (Poległ w 1718 roku w wojnie z Norwegią.) Wojna północna ciągnęła się aż do roku 1721 i zakończyła pokojem w Nystad, w którym ani Polska ani August nie wzięli udziału, a który oderwał od Szwecji i przyłączył do Rosji Inflanty i Ingrię (gdzie leży Petersburg.) Bitwa pod Połtawą jest jedną z tych bitew w historii świata, które stanowią w tej historii momenty zwrotne. Bitwa ta ustanowiła przewagę Rosji we wschodniej połowie Europy. Od dnia tej bitwy Rosja stała się mocarstwem, sprawującym we wschodniej Europie hegemonię. August, dowiedziawszy się o tej bitwie, ogłosił manifest, w którym wypowiedział traktat w Altranstadt, oraz uznał swoje zrzeczenie się korony polskiej za wymuszone i niebyłe, przez co stawał się na nowo polskim królem. Zaraz też wyruszył do Polski. (Przebywał od czasu swej abdykacji w Saksonii.) Król Leszczyński, pokonany, wyjechał na emigrację. „Szybko i bez przeszkody odbyła się teraz restytucja rządów wettyńskich (saskich). Car, witany jak zbawca wolności polskiej, kroczył przez Lublin i Warszawę do Torunia na spotkanie z Augustem. (...) Prawdziwym panem Polski był teraz nie August, lecz Piotr Wielki; jego wojska brały Elbląg (...), przyciskały Gdańsk, dzierżyły Połock, Witebsk, Białą Cerkiew, Chwastów, Bracław, Bohuslaw, Niemirów. On też sam jeden, a nie August, umiał odeprzeć podszepty (...) Fryderyka I (króla pruskiego), który, przystępując niby do koalicji (...) próbował od cara wyżebrać Prusy Zachodnie, Żmudź i Kurlandię. Car odpowiedział 'es sei nicht praktikabel' (to nie jest wykonalne) i na tym stanęło" (Konopczyński). * Mazepa, w istocie Jan Kolodyński (ok. 1640-1709), byl szlachcicem polskim wyznania prawosławnego, a więc zapewne Rusinem. W młodych latach byl paziem polskiego króla Jana Kazimierza. Jego rozliczne przygody, zarówno z młodych lat, jak z czasów tu opisywanych, stały sie tematem szeregu utworów literackich w różnych jeżykach (wśród nich poematów lub dramatów Słowackiego, Puszkina i Byrona). W roku 1687 został on ukraińskim hetmanem w służbie rosyjskiej. Był początkowo wiernym podwładnym Piotra Wielkiego i cieszył sie jego zaufaniem. Z powodu swego przejścia na stronę Szwedów i Polaków Leszczyńskiego, uważany jest przez Rosjan za zdrajcę, przez Ukraińców za wielkiego bohatera narodowego. 30 Wojna, w którą August wepchnął Polskę, doprowadziła z jednej strony do skłócenia polskiego narodu i do wytworzenia w nim na długie lata atmosfery wojny domowej, czego skutkiem były nie kończące się intrygi i spory, z drugiej — do zdobycia sobie nad Polską obrzymiej przewagi przez Rosjan i jej cara, Piotra Wielkiego. „Wobec różnych wstrząśnień wewnętrznych, wobec stwierdzonych apetytów zachłannych Prus, car wyrósł na łaskawego opiekuna polskiej ojczyzny i jej swobód" (Konopczyński). Przez całe lata Polska była potem za wichrzona sporami, przy czym Rosja zdobywała sobie w Polsce coraz większe wpływy, a król August coraz bardziej zbliżał się do Prus i dążył do urzeczywistnienia swego „grand dessein", połączonego z rozbiorem Polski. Ostatecznym wynikiem politycznego rozstroju Polski pod rządami Augusta Mocnego i pod faktycznym wpływem rosyjskim był — obok patriotycznej, ale nieudolnej „konfederacji tarnogrodzkiej" z 1715 roku, stawiającej sobie za cel detronizację Augusta Mocnego i usunięcie z Polski wojsk saskich, a będącej czymś w rodzaju narodowego powstania — tak zwany Sejm Niemy. Między Augustem a konfederacją tarnogrodzką zawarte zostało tzw. „warszawskie porozumienie", przy czym nie był to wynik rokowań Polaków z polskim królem, lecz wynik pośrednictwa Piotra Wielkiego. Porozumienie to zostało potwierdzone przez sejm, znany w historii pod nazwą Niemego. Był to sejm jednodniowy, odbyty w roku 1717 pod naciskiem rosyjskim, na którym dopuszczono do głosu jednego tylko mówcę. Sejm ten milcząco przyjął do wiadomości zasady porozumienia warszawskiego, do których należały amnestia oraz uznanie rządów saskich i szereg ograniczeń w sposobie ich sprawowania, oraz niewielkie reformy ustrojowe. Istotą Sejmu Niemego było jednak to, że nie był to sejm niezależny, lecz że potulnie uchwalił on to, co car rosyjski kazał. Na uchwałach tego sejmu położył podpis jako mediator i przedstawiciel Piotra Wielkiego, Rosjanin kniaź Dołgoruki. „Pośrednictwo to, rzecz prosta, nie oznaczało (jeszcze) gwarancji, niemniej stosunki po Sejmie Niemym ułożą się tak, iż bez zgody Rosji uchylenie (...) przepisów 1717 roku okaże się niepodobieństwem" (Konopczyński). Jednym z postanowień Sejmu Niemego - które potem pozostawało w mocy przez długie dziesięciolecia - było zmniejszenie liczby wojska do 24 000 (18 000 Korona, 6000 Litwa). W dodatku, było to fikcją: uchwalono tylko „porcje" dla żołnierzy, ale nie uchwalono pieniędzy na inne potrzeby wojskowe, a w szczególności na utrzymanie oficerów. Te inne potrzeby pokrywano później z owych 24 000 „porcji", wskutek czego rzeczywista siła zmniejszyła się do 12 000. 1 to wtedy, gdy Prusy miały 145 000, a Rosja 331 000 wojska. Sejm Niemy nie był jeszcze aktem „gwarancji" stosunków w Polsce przez Rosję. Ale już w trzy lata później car Piotr zawarł — w 1720 roku w Poczdamie — układ z królem pruskim Fryderykiem I, wedle którego do spółki z nim miał gwarantować dotychczasowy ustrój Polski, a w szczególności nie dopuszczać do zniesienia „liberum veto". Tak więc Polska znalazła się pod wspólną gwarancją rosyjską i pruską. A co więcej, znalazła się w obliczu współdziałania obu swych głównych sąsiadów, zachodniego (zarazem 31 północnego) i wschodniego. Miało się to okazać stanem trwałym. „Między Berlinem i Petersburgiem opiekuńcze sojusze ciągną się od traktatu poczdamskiego do końca Rzeczypospolitej (1726,1729,1730,1732, 1740, 1743, 1762, 1764, 1769 itd.), coraz trwalsze, coraz skuteczniejsze i coraz bardziej zabójcze" (Konopczyński). A równocześnie król polski August nieprzerwanie, mimo wielkich przeszkód, pracował nad urzeczywistnieniem swego „grand dessein", to znaczy planu przekształcenia części Polski na dziedziczne państwo dla swojego rodu, związane z Saksonią, z tym, że połączone to będzie z częściowym rozbiorem Polski. Rezultatem wielkiej wojny północnej dla Polski stał się trwały protektorat rosyjski, to znaczy gwarancja jej ustroju, pozbawionego odtąd możności naprawienia, oraz gwarancja jej położenia politycznego. W latach od Sejmu Niemego do, powiedzmy, konstytucji 3 maja (1717-1791, czyli przez 74 lata, a więc trzy ćwierci stulecia) Polska była tylko formalnie państwem niepodległym, gdyż niezależność jej była poważnie, w niektórych latach więcej, w innych mniej, ograniczona. Nie należy twierdzić, jak to czynią niektórzy, że było to nieuniknione wobec potęgi Rosji.' Owo podporządkowanie sobie Polski przez Rosję w XVIII wieku wcale nie było koniecznością dziejową. Było skutkiem posiadania przez Polskę króla-Niemca, który był w istocie wrogiem Polski i który rozgrywką polityczną w interesie dynastycznym wettyńskim (saskim), w trójkącie trzech ludzi (August — Karol XII — Piotr Wielki) Polskę w położenie rozpaczliwe wprowadził.* ŻYDZI W okresie, gdy rządzili w Polsce Sasi, dokonała się w życiu wewnętrznym Polski przemiana, współcześnie prawie nie zauważona, ale która na dalsze życie Polski wywarła niemały wpływ, mianowicie ugruntowanie się roli Żydów. Żydzi obecni byli w Polsce mniej więcej od początku jej dziejów. Zdaje się, że zjawiali się — jako handlarze niewolników — już w Polsce pogańskiej. Mieszko Stary w dwunastym wieku używał Żydów jako pracowników w mennicy i wydawał pieniądze (brakteaty) z napisami w hebrajskim alfabecie. * Wcale nie jest koniecznością nieuchronną, by państwa słabe musiały być pochłonięte przez potężniejszych sąsiadów. Słaba Portugalia, otoczona ze wszystkich, poza morzem, stron przez potężną Hiszpanię (dzisiejszy stosunek ludności 10 i 36 milionów) i mająca w swoich ręku ujścia kilku głównych hiszpańskich rzek, żyje od wieków zgoła w swej niepodległości nie zagrożona. Słaba Kanada, mimo zupełnie bezbronnej, nie wytkniętej przez naturę granicy, zupełnie nie czuje się zagrożona przez potężne Stany Zjednoczone (proporcja 22 i 20S milionów ludności). Chile nie jest zagrożone przez Argentynę, Urugwaj przez Argentynę i Brazylię, Norwegia przez Szwecję, nawet w istocie Finlandia przez Rosję. Polska i Rosja, mimo dysproporcji sil (dzisiaj 36 i 250 milionów ludności) mogiy i mogą żyć obok siebie jako państwa szanujące swą niepodległość i przyjazne. 32 Od rozmaitych władców Polski lub polskich dzielnic (także i Litwy), otrzymywali Żydzi w różnych czasach przywileje, dzięki którym mogli się w Polsce (i na Litwie) osiedlać i zdobywać sobie pozycję gospodarczą, czasem nawet znaczną. Okolicznością, która ułatwiła wyrośniecie w Polsce dużej społeczności żydowskiej, był polski duch tolerancji: pozwalano w Polsce Żydom się osiedlać nie tylko z powodów gospodarczych, ale także i dlatego, że chciano ich uratować przed prześladowaniami w innych krajach. Tak jak wyznawcom rozmaitych sekt protestanckich, tak i Żydom udzielano w Polsce gościny, bo chciano im przyjść z pomocą jako ludziom cierpiącym prześladowanie. Przybywali oni do Polski w wielkich masach zwłaszcza w wieku XVI i XVII. Stopniowo, na okres kilku stuleci, Polska stała się głównym skupieniem żydowskim w świecie i miejscem przetrwania żydowskiej kultury. Zastąpiła w tym Hiszpanię, która w średniowieczu aż po wiek XV tę rolę spełniała, ale skąd w roku 1492 Żydzi zostali wygnani. O ile Hiszpania wydała takie żydowskie postacie historyczne jak filozof Majmonides (1135-1204), o tyle na ziemi polskiej narodził się i rozrósł, prócz zjawienia się szeregu wybitnych przywódców talmudycznych, taki prąd religijny i filozoficzny jak chasydyzm (jego nowoczesnym przedstawicielem jest lwowianin Marcin Buber, profesor uniwersytetów berlińskiego i jerozolimskiego). Także i syjonizm, choć zrodzony nie w Polsce, miał w niej później główną podstawę ludnościową i wydał liczną grupę przywódców, w Polsce urodzonych, takich jak np. Chaim Weizman, długoletni prezes światowej organizacji syjonistycznej i pierwszy prezydent republiki izraelskiej, urodzony w Motolu pod Pińskiem. Główna masa Żydów przybyła do Polski z Niemiec. Żydzi w Polsce w średniowieczu posługiwali się zdaje się językiem polskim. Ale później, Żydzi niemieccy przywieźli do Polski mowę swoją, tak zwany „jidysz" (dawniej nazywany w Polsce „żargonem"), będący dialektem niemieckim, pisanym hebrajskimi literami. Był to język nie tylko potoczny, ale i literacki Żydów w Polsce do mniej więcej połowy XX wieku, a w niektórych krajach, np. w skupieniach żydowskich w Stanach Zjednoczonych, używany jest po dziś dzień. W osiemnastym wieku, a zwłaszcza w czasach saskich, Żydzi stali się w Polsce ogromną potęgą, zwłaszcza gospodarczą, lecz także i polityczną. Polscy historycy jakoś nie zainteresowali się historią Żydów w Polsce; żaden z wybitniejszych, polskich badaczy historycznych nie badał archiwów instutucji żydowskich w Polsce (w języku hebrajskim i „jidysz"), mimo że z pewnością zawierały one wiele wiadomości, dotyczących stosunków w Polsce, np. popierania lub zwalczania interwencją żydowska, często przy pomocy łapówek, takich czy innych decyzji państwowych polskich. Dzisiaj archiwa te po większej części już nie istnieją: zniszczyła je okupacja niemiecka w drugiej wojnie światowej. Jeśli coś o ich treści wiemy — to głownie dzięki dociekaniom historyków żydowskich, którzy je badali. Należą do nich zwłaszcza H.Graetz („Geschichte der Juden") i Dubnow („History of the Jews in Russia and Poland"). Żydzi stali się w Polsce wielką potęgą gospodarczą. Wynikło to stąd, że w dużym stopniu zajęli miejsce mieszczan. Polityka szlachecka — także 3 — Hlst. Nar. Poi., t. II 33 i magnacka — od dawna ograniczała uprawnienia gospodarcze mieszczan, utrudniając operacje handlowe mieszczańskie, a zwłaszcza prowadzony przez mieszczan handel zagraniczny. Miasta polskie już od dłuższego czasu staczały się ku gospodarczej ruinie. W mniejszych miastach mieszkańcy po prostu schłopieli: w coraz większym stopniu zaczynali żyć z rolnictwa, z uprawiania przylegającej do miasta ziemi. (Oczywiście, żyli także i z rzemiosła, ale rzemiosła małej, nie przemysłowej skali.) W większych miastach zakazy sprawiały, że nie mogły tam wyrosnąć większe fortuny handlowe. Natomiast szlachta korzystała z przywileju sprowadzania towarów zagranicznych na własne potrzeby bez cła. Ale sama prowadzić handlu nie mogła i nie umiała. Posługiwała się, jako swoimi agentami, Żydami. A Żydzi tymi ograniczeniami co mieszczanie nie byli objęci. „Każdy szlachcic ma swojego Żyda" — mówił zwrot przysłowiowy. Stopniowo wyrosły wielkie majątki żydowskie, dzięki poparciu szlacheckiemu, a zwłaszcza magnackiemu. Żydzi stali się w Polsce wielką potęgą gospodarczą, zajmując to miejsce, jakie w innych krajach zajmowali mieszczanie.* Zdobyli sobie w Polsce wielkie przywileje. Posiadali w Polsce rozległy samorząd. Składał się on z kahałów (gmin żydowskich) oraz z organizacji ogólnokrajowej w postaci „sejmu żydowskiego", czyli „waadu", osobnego w Koronie i osobnego w Litwie, który załatwiał sprawy wspólne całej społeczności żydowskiej, a więc kultu religijnego, dobroczynności, oświaty, spraw gospodarczych (np. prawa o procentach i prawa o upadłościach), sporów między kanałami, oraz miał władzę sądową, a także reprezentował ogól Żydów wobec państwa polskiego. Żydzi sądzeni byli w sprawach cywilnych i karnych przez sądy żydowskie (chyba, że chodziło o spór Żyda z Polakiem). Podatków (zwanych pogłównym i podymnym) nie wpłacali wprost do urzędów polskich: naznaczane one były ryczałtowo na całą ludność żydowską w Polsce, a uiszczał je wobec władz polskich waad, który rozkładał je między ludność żydowską i kontrolował ich pobór przez kahały. „Dawało to waadowi i w ogóle samorządowi żydowskiemu wielką niezależność — i uniemożliwiało ingerencję władz polskich w wewnętrzne sprawy żydowskie.* Szczególną funkcją kahałów i waadu było udzielanie przez nie tak zwanej „chazaki". Polacy o chazace nie wiedzieli. Był to monopol eksploatowania poszczególnych Polaków, lub polskich instytucji (np. klasztorów), udzielany (sprzedawany) przez samorząd żydowski poszczególnym Żydom. Jeśli chazaka na takiego a takiego Polaka udzielona była przez kahał, lub waad określonemu Żydowi, żaden inny Żyd nie miał prawa handlowania i prowadzenia interesów z tym Polakiem; dany Żyd np. oferował temu Polakowi szczególnie niską cenę za jego wytwory (zboże, bydło itd.), ale żaden * „Domami magnackimi rządzą Żydzi" — cytuje Konopczyński opinie Fryderyka Wielkiego o Polsce. Pisałem przed laty, że w omawianych tu czasach wytworzyła sie w Polsce „swoista symbioza szlachecko-żydowska, w której stroną, mająca prawa formalne była szlachta, lecz stroną inspirującą sposób korzystania z tych praw byli Żydzi". * Cytata z innej mojej książki. 34 inny Żyd nie miał prawa zaproponować mu ceny wyższej lub nawet takiej samej. Przy kahałach znajdowali się specjalni urzędnicy, tak zwani „sztadlanowie", których zadaniem było utrzymywanie stosunków z polskimi dygnitarzami, a także sejmikami i sejmami i załatwianie interesów społeczności żydowskiej, zwykle przy pomocy „podarunków", to znaczy łapówek. Mieszczanie nie mieli takiej jak Żydzi organizacji ogólnokrajowej; stanu zorganizowanego, obejmującego cały kraj, nie tworzyli. Pruski badacz polskich spraw wewnętrznych, który jako młody człowiek pisał o tych sprawach na podstawie danych pruskich (później jako marszałek w wojsku pruskim, był zwycięzcą w wojnie Prus z Francją w latach 1870-71), Helmuth von Moltke, napisał w roku 1832, że w przedrozbiorowej Polsce „Żydzi stanowili obok szlachty najbardziej poważany i najwpływowszy stan w kraju".* Żydowski historyk H. Graetz napisał, że samorząd żydowski w Polsce stanowił „państwo w państwie". Potęga samorządu żydowskiego w Polsce przyczyniła się w wysokim stopniu do zdezorganizowania polskiego aparatu państwowego, a więc do osłabienia Polski w przededniu rozbiorów.* Żydzi w Polsce nie tylko dbali 0 interesy bezpośrednie swojej społeczności, ale także usiłowali osiągnąć daleko idące cele polityczne. Na przykład „Dwaj jego (Augusta Mocnego) Żydzi nadworni, Lehmann i Meyer, w r. 1721 zakręcili się między Dreznem 1 Berlinem, obwożąc augustowski plan rozbioru Polski; już była na to zgoda saska, zgoda pruska, podobno i cesarzowa Karolowa (... austriacka) maczała w tym ręce. Oparł się znów sam jeden protektor Rzeczypospolitej, Piotr Wielki, głosząc, że cały plan przeciwny jest Bogu, sumieniu i uczciwości. Poczem zaraz (...) odsłonił car intrygę niemiecko-żydowską Polakom" (Konopczyński. Tenże autor dodaje: „Czyż dziwna, że po takich doświadczeniach nie tylko zdrajcy magnaci, ale i setki przeciętnie uczciwej, a ciemnej jak noc szlachty uznały w carze opiekuna wolności i całości Polski, skoro ów mógł nas zdusić i ograbić, a nie uczynił tego sam i przeniewierczego króla od tego powstrzymał".) Konopczyński pisze także, że w przededniu swojej elekcji, w 1697 roku, August Mocny „zadłużył się u nadwornego Żyda Bernarda Lehmanna". Żydzi odegrali ogromną rolę w operacji finansowej króla pruskiego Fryderyka II (Wielkiego) fałszowania polskich pieniędzy. Fryderyk Wielki wszedł w zdobytej przez siebie na pewien czas Saksonii w posiadanie stempli mennicy królewskiej polskiej, „gdzie August III i Briih! fabrykowali od kilku lat nielegalnie i niezbyt rzetelnie — polskie tynfy, szóstki i trojaki" (Konopczyński). Przy pomocy tych stempli król Fryderyk zaczął wyrabiać polskie monety, wyglądające jak prawdziwe, lecz zawierające zmniejszoną Warto tę ocenę przeczytać w oryginale niemieckim: „Die Israeliten bildeten nachst dem Adel die angesehnste und machtigste Kórperschaft im Lande". Szczegółowe dane w języku polskim o samorządzie żydowskim w Polsce zawarte są przede wszystkim w książce Jana Kucharzewskiego „Od białego caratu do czerwonego", w łomie szóstym, poświeconym sprawie żydowskiej. 35 ilość szlachetnego kruszcu. Te fałszywe monety przemycał potem do Polski, wymieniając na prawdziwe. Jak bezprzykładnym to było bezprawiem i pogwałceniem przyjętej powszechnie etyki postępowania międzynarodowego, możemy zrozumieć wyobrażając sobie, jakby to było, gdyby dzisiaj np. Niemcy, lub Anglia lub Francja zaczęły fabrykować w swoich zakładach drukarskich i rzucać na rynek międzynarodowy, fałszywe amerykańskie dolary. Konopczyński pisze o tym procederze: „W lipcu tego (1753) roku zawarto kontrakty z Żydami Efraimem i Francklem o prowadzenie mennic we Wrocławiu, Aurich i KJiwii, w kwietniu 1755 umowy z Mojżeszem i Abrahamem Francklami w sprawie dostawy srebra do mennic, po czym wkrótce zaczęto bić w Królewcu i Wrocławiu tynfy siódmej próby, wartości ledwo pół-pięta trojaka, gorsze od saskich i brandeburskich o 33 proc. W październiku t.r. kontrakt generalny z paru dalszymi spółkami żydowskimi pod firmą Moses Gumpertz et consortes, Moses Isaac und Daniel Itzig. Nazwiska firmantów mówią jasno, jaki to gatunek ludzi miał ściągać kruszce z zagranicy, a rozmieszczenie mennic wskazuje kierunki eksportu. Ze strony rządu pruskiego firmował umowy nikt mniejszy, jak (...) Jan Filip Graumann, naczelny dyrektor mennic państwowych. (...) W krytycznym wrześniu 1757 roku Fryderyk zdecydował się bić pieniądz dla zagranicy poniżej 50 proc. nominalnej ceny. Później, do r. 1760 wybijano z grzywny srebra zamiast normalnych 12-13 talarów — 19, 20, 31, 33, na koniec 40 talarów. Zarazę ekonomiczną szeroko roznosili po Polsce ajenci (...żydowscy) których głównym zresztą zadaniem było ściągnięcie dobrej, starej monety do Prus (...). Pod patronatem Reimera w Gdańsku operowali królewsko- pruscy Schutzjuden (Żydzi pod ochroną) Aleksander Moses i Moses Pinkus Schlesinger. (...) Ten nordycko-semicki polip o niezliczonych główkach i mackach dostarczył skarbowi Fryderyka 20 milionów talarów, tyle samo, ile wpłacił sprzymierzeniec Pitt Starszy — a ile wyssano z Polski, jak zrujnowano wszystkie warstwy ludności (boć zarabiali i przedsiębiorcy, i pośrednicy, i różni miłośnicy fałszerstwa), o tym w przybliżeniu tylko napisał w Pamiętnikach ostatni król polski: że strata społeczna wyniosła 200.000.000 złotych (25 milionów talarów)" (Konopczyński). Była to na owe czasy suma olbrzymia. Dodać należy, że świat ówczesny wiedział o machinacji falszerskiej Fryderyka Wielkiego, choć jej nie pochwalał. Znajomość tego faku stwierdziła także i cesarzowa rosyjska, Katarzyna, mówiąc do Diderota, który wspomniał z odrazą o Fryderyku jako fałszerzu pieniędzy: „Ach, i ja dostałam sporo tych falsyfikatów".* Tak więc operacje falszerskie przeprowadził Fryderyk Wielki i rząd pruski. Ale uczestniczyła w tych operacjach społeczność żydowska w Polsce, zajmując się rozprowadzaniem fałszywej monety po Polsce. Potęga żydowska w Polsce pod rządami saskimi stała się tak wielka, że wzbudziło to zaniepokojenie także i poza Polską. Papież Benedykt XIV * Konopczyński oblicza na innym miejscu, że Polska straciła na operacjach fałszerskich Fryderyka Wielkiego, bezpośrednio i pośrednio, wcześniej i później, 200 milionów złotych polskich. ,,Za takie pieniądze — dodaje — można było utrzymać przez dwa lata sześćdziesiąt tysięcy doborowego wojska — i podyktować taki lub inny pokój Europie". 36 /. -*m ? wydał w dniu 14 czerwca 1751 roku, czyli na 12 lat przed śmiercią króla Augusta III Sasa, a na 21 lat przed pierwszym rozbiorem Polski, encyklikę, zwaną od pierwszych słów „A quo primum", zwróconą do „Prymasa, arcybiskupów i biskupów królestwa polskiego", wzywającą ich do przedsięwzięcia kroków, zmierzających do zmniejszenia ucisku ubogich Polaków przez bogatych Żydów, oraz położenia tamy nienaturalnie wielkiemu wpływowi politycznemu Żydów na życie polskiego państwa. Później, w okresie zaborów, Żydzi w Polsce byli narzędziem państw zaborczych, używanym przez nie dla przeciwstawienia się polskości. Szczególnie w większych miastach skupiona została pod rządami zaborczymi tak liczna masa żydowskiej ludności, że polskość tych miast zaczęła się znajdować pod znakiem zapytania.* W ostatnich przed upadkiem rosyjskiego caratu wyborach w roku 1912 do Dumy (rosyjskiego parlamentu) w Warszawie i w Łodzi, dwóch największych polskich miastach, wybrani zostali glosami żydowskimi, wespół z niewielką ilością głosów polskich, posłowie, którzy nie należeli w Dumie do Koła Polskiego, ale do stronnictw rosyjskich.* Tym sposobem wybory te zademonstrowały, że Warszawa i Łódź nie są już politycznie miastami polskimi, lecz są organiczną częścią imperium rosyjskiego. To polslka Żydówka, działaczka Socjal-Demokracji Królestwa Polskiego i Litwy, Róża Luksemburg (później działaczka rewolucyjna w Niemczech, zamordowana w roku 1919 przez bojówkę nacjonalistyczną niemiecką) wys;tąpiła z programem, że Polski niepodległej ma w ogóle nie być i że Polacy powinni się zlać z Rosjanami oraz Niemcami. Duży odłaim Żydów polskich sprzeciwiał się odbudowaniu niepodległej Polski w latach 1918-19. Gwałtowną akcję przeciwpolską prowadziły żydowskie grupy nacisku w czasie rokowań wersalskich. Autorem tak zwanej * W Warszawie, stolicy Polski, w roku 1781, a wiec jeszcze w Polsce niepodległej, Żydzi stanowili 4 i pół procent ludności. Ale w roku 1810, po 12 latach rządów pruskich i tylko 3 latach wznowionej polskiej wolności (w Księstwie Warszawskim) było ich już w Warszawie 14 procent. Pod rzadaimi rosyjskimi, w latach 1859, 1882 i 1897, czyli po 28, 51 i 66 latach rządów rosyjskich, ludności żydowska w Warszawie wynosiła 24,3 proc., 33,4 proc. i 33 proc. Nawet w roku 1931, po 13 latach niepodległości Polski, spis ludności wykazał 30 proc. Żydów, czyli blisko jedną trzecisą ogółu ludności. W drugim co do wielkości polskim mieście, Łodzi, było 5,7 proc. Żydów w iroku 1793, w przedrozbiorowej Polsce niepodległej, ale pod rządami rosyjskimi w roku 1856, 1897' i 1910 — 12,2, 31,8 i 40,7 procent. Nawet w Polsce odrodzonej, w roku 1931, Łódź miała ich wciąż jeszcze 35 procent. Miasta takie jak Białystok i Pińsk miały w chwili odzyskania przez Polskę niepodległości żydowską większość. (Powyższe dane;, poza danymi polskiego spisu ludności z roku 1931, zaczerpnięte z tomu 13 „Encyclopaedia, Judaica", Jerozolima 1971.) W Wilnie, wedle rosyjskiego spisu ludności z 1897 roku, Żydzi stanowili 45 procent. Obok nich było wtedy w Wilnie 54,6 proc. chrześcijan, w przytłaczającej większości katolików-Polaków Wedle spisu z rokm 1931 miasto Wilno miało 28 proc. Żydów, 66 proc. Polaków (65 proc. katolików), 0,81 piroc. Litwinów, oraz 4 proc. Rosjan, Białorusinów i innych). W Warszawie olbrany został polski komunista Jagiełło, który w Dumie należał do rosyjskiego Połączonego stronniictwa bolszewików i mieńszcwików. W Łodzi obrany został żydowski liberał. Żyd o języku ojczyistym jidysz, dr. Bomasz, który w Dumie należał do rosyjskiego liberalnego stronnictwa „kadeltów" (konstytucyjnych demokratów). 37 „linii Curzona", która miała odciąć od Polski — i ostatecznie odcięła — Lwów i Wilno, był polski Żyd Ludwik Bernstein-Namierowski, znany w Anglii jako Louis Namier, syn żydowskiej ziemiańskiej rodziny w Polsce, w czasie wojny doradca rządu brytyjskiego w sprawach wschodnio- europejskich, a nienawistny wróg Polski. ŻYCIE POLSKIEGO NARODU POD SASKĄ OKUPACJĄ Panuje w polskiej nauce historycznej, zarówno jak w pojęciach ogółu polskiego społeczeństwa przekonanie, że czasy saskie były w Polsce epoką powszechnego upadku moralnego, kulturalnego i intelektualnego. Cytowałem już zdanie Konopczyńskiego, że szlachta ówczesna „była przeciętnie uczciwa, a ciemna jak noc". Jasienica pisze, że „staropolszczyzna dogasała na wszystkich polach, a zmierzch jej nie wyglądał heroicznie. To był żałosny i brzydki uwiąd, rozkład. (...) System państwowy spróchniał, totalnie panująca doktryna zabiła deskami okna na świat, strzegła stęchłej atmosfery od przeciągów. (...) Bezwładna, jałowa Rzeczpospolita stała się dziwolągiem na kontynencie." Oraz: co stało niżej od skorumpowanych wierzchołków społecznych „to było ciemne, religijnie sfanatyzowane, przeważnie apatyczne', lecz wcale nie zdradzieckie". „Dziwna ciemnota ogarnęła umysły polskie — pisze Bobrzyński — Społeczeństwo, nie tylko pozbawione (...) wykształcenia, ale prawdziwej ambicji, odsunięte od wszystkiego, co by myśl jego i uczucia mogło podnosić, a hartować wolę, musiało nie tylko w grubym zamknąć się egoizmie, ale zarazem stracić chęć i siłę nawet do pracy ekonomicznej (...). Ani powszechne pijaństwo i rozpusta, ani frymarczenie sprawiedliwością, ani jawna sprzedaż ojczyzny" — nie napotykały oporu. W ocenach tych jest tylko częściowe ziarno prawdy. W istocie, są to oceny przesadne i jednostronne. W stanie upadku moralnego — także i intelektualnego — była duża część warstwy magnackiej, oraz był zdezorganizowany i zdemoralizowany przez rządy saskie aparat władzy państwowej. Główna jednak masa społeczeństwa, którego trzonem była średnia i mniejsza szlachta, była zdrowa. „Poniżej magnatów znajdowała się liczna rzesza szlachty znośnie zamożnej, która brała tylko mały udział w polityce, zajęta była głównie gospodarowaniem w swoich majątkach i prowadziła życie proste, pracowite i ożywione bojaźnią Bożą za przykładem jej przodków. Mimo braku wiedzy i mimo swoich uprzedzeń, ta średniozamożna szlachta stanowiła zapewne najwartościowszy żywioł w narodzie" (Lord). Szlachta drobna, mniej niż średniozamożna, była taka sama. „Względnie najwyżej stała jeszcze moralność średniozamożnego ziemiaństwa, które stroniąc od hulaszczego życia dworu królewskiego i magnackich, hołdowało w swych dworkach 'sarmatyzmowi', jak nazywano dawny, staropolski obyczaj. (...) Ponieważ demoralizacja szła z zagranicy, a objawiała się także w lekceważeniu polskiego obyczaju i stroju, przeto 'Sarmata' w kontuszu i żupanie oburzał się nie tylko na zagraniczny, francuski strój, ale uważał w ogóle za szkodliwe wszystko, co przychodziło z zagranicy" (Lewicki). 38 Moltke, późniejszy pruski marszałek i pogromca Francji w wojnie 1870-71 roku, napisał w swej bardzo ciekawej pracy o Polsce przedrozbiorowej, wydanej w roku 1832, i niewątpliwie opartej na danych, którymi rozporządzały Prusy, o przedrozbiorowej szlachcie polskiej, że odznaczała się rycerskością, prostotą życia i obyczajów, gościnnością, przywiązaniem do ogniska domowego, ścisłym wykonywaniem przepisów religijnych, serdecznością i szczerością we wzajemnych stosunkach, oraz tolerancją religijną.* „Upadek i rozkład Polski przedrozbiorowej był o wiele mniej głęboki, niż się dziś ogólnie sądzi. Także i za Sasów, a więc w epoce, która nastąpiła bezpośrednio po okresie panowania królów-'piastów', Polska była o wiele zdrowszym krajem i narodem, niż sądzi dzisiejsze dziejopisarstwo, niż sądziła współczesna opinia europejska i niż modne było twierdzić w Polsce w erze odrodzenia stanisławowskiego. Kasta magnacka, nawet wraz z jej klientelą — to była w Polsce tylko cieniutka warstewka. Jej wpływ moralny nie docierał do szerokiej masy szlacheckiego społeczeństwa. Po wiejskich dworkach, a także po klasztorach i plebaniach, czy w kamienicach mieszczańskich, życie płynęło dawnym trybem. Było to życie uczciwe, katolickie i zgoła nie pozbawione uczuć obywatelskich. Ton nadawało temu życiu wychowanie w szkołach jezuickich; można tym szkołom stawiać wiele zarzutów — przede wszystkim zarzut skostnienia i parafiańskiego zasklepienia, a wreszcie nieumiejętności zaprawienia swoich wychowanków do czynnej postawy obywatelskiej i do skutecznej walki o naprawę Rzeczypospolitej — nie można ich jednak oskarżać o wychowywanie tego typu ludzkiego, który dominował na szczytach ówczesnej polskiej drabiny społecznej i politycznej: typu warchoła i zdrajcy."* „Ostoją ducha narodowego, zdrowych instynktów patriotycznych, a nawet i politycznego rozumu, była w XVIII wieku nie magnateria, lecz drobniejsza szlachta. Magnateria prowadziła Polskę wbrew narodowi. U schyłku stulecia, magnaci (Ignacy Potocki) poprowadzili Polskę do współpracy z Prusami, magnaci (Szczęsny Potocki, Branicki, Rzewuski) poprowadzili ją w Targowicy w rydwanie polityki rosyjskiej. I jedni, i drudzy są sprawcami rozbioru. Z opinią tą jest sprzeczna opinia pruskiego męża stanu Steina, który napisał w 1814 roku 0 Polakach, że „nie mają oni czystości obyczajów". Oraz generała Grolmana w roku 1832, że „szlachta polska (...) należy do warstw najbardziej zepsutych, jakie tylko może wykazać starzejąca się Europa. (...). W obrębie swego domu, swojej rodziny zupełnie rozprzężona (zerruttet), zna tylko rozkosz rozwiązłości i bezprawia, intrygi i żądz zmysłowych, uciskania, sprowadzania na manowce i poniżania swych poddanych". Opinie te zapewne wynikały z tego, że autorzy nie rozróżniali między polskimi magnatami a polską szlachtą. Pochodzą one zresztą z pierwszej połowy dziewiętnastego wieku, a więc z epoki o dwa pokolenia późniejszej niż czasy saskie. Jest faktem, że w czasach stanisławowskich 1 napoleońskich zepsucie polskich górnych warstw bardzo się rozszerzyło wśród warstw średnich — zanim się znowu nie zmniejszyło. Cytata z innej mojej książki. 39 Polska osiemnastego stulecia była krajem zdrowym i zdolnym do życia. Upadla nie z winy narodu jako całości, lecz z winy królewskiej dyktatury Sasów i z winy magnackiej prywaty."* Jedną z głównych przyczyn lekceważącego ustosunkowania się ówczesnej i dzisiejszej opinii tak zwanych przewodnich kól intelektualnych w Polsce i w świecie do ówczesnego szerszego społeczeństwa polskiego (pozamagnackiego i znajdującego się poza aparatem politycznym królewskim) jest to, że owo społeczeństwo żyło w całej pełni pojęciami kontrreformacji, a tymczasem czołowe koła w Europie zachodniej, zarówno jak warstwa w Polsce (cieniutka zresztą) w te koła zapatrzona, już od kontrreformacji odeszła, a nawet wręcz była jej przeciwna. Nie w tym rzecz, że ówczesne społeczeństwo polskie miało cechy ujemne, ale w tym, że — jakiekolwiek było — ówczesnemu światu „modnemu" i „postępowemu" się nie podobało. • Francuski historyk, Paul Hazard, opisujący owe czasy w Europie w dziele pt. „Kryzys świadomości europejskiej" napisał, że mniej więcej w latach 1680-1715 nastąpił przewrót w postawie i pojęciach francuskich i europejskich: to w owym czasie skończyła się „kontrreformacja", a zaczął się wiek „oświecenia". „Co za kontrast, co za nagła przemiana! Hierarchia, dyscyplina, porządek (...), dogmaty (...) oto, co kochają ludzie siedemnastego wieku. Skrępowania, autorytet, dogmaty, oto czego nienawidzą ludzie osiemnastego wieku. Pierwsi są chrześcijanami, drudzy antychrześcijanami; pierwsi wierzą w prawa Boże, drudzy w prawo natury; pierwsi czują się dobrze w społeczeństwie, które dzieli się na nierówne klasy, drudzy marzą tylko o równości. (...) Większość Francuzów myślała jak Bossuet; nagle, Francuzi zaczynają myśleć jak Voltaire: to była rewolucja". To był przewrót w krajach katolickich, takich, jak Francja, Austria, Bawaria, oraz może w niektórych wyjątkowych kołach polskich, włoskich, hiszpańskich. Nie potrzebuję dodawać, że nie było żadnego przewrotu umysłowego w krajach protestanckich, takich jak Prusy i Anglia: one w kontrreformacji nie uczesniczyly, nie potrzebowały jej więc odrzucać. Zważmy: ów przewrót według Hazarda dokonał się w latach 1680-1715. A tymczasem czasy saskie, to były lata 1697-1763. A więc ów przewrót dokonał się w świecie pod koniec panowania Sobieskiego i w pierwszych osiemnastu latach panowania Sasów. Później — to już były w całej pełni lata tak zwanego „oświecenia". A tymczasem Polska w owych czasach i później, można powiedzieć, że do końca rządów saskich, to była w dalszym ciągu Polska kontrreformacji. I dlatego wśród „nowych" ludzi „oświecenia", budziła pogardę i uważana była za „ciemną". Polska już przez cały wiek siedemnasty była ogarnięta przez kontrreformację, była jednym z najbardziej katolickich krajów Europy. Ale istniała wciąż w Polsce potężna opozycja. Opozycja ta była mniejszością, ale była zdolna nie tylko w poważny sposób stawić opór panującemu duchowi katolickiemu, ale przyczynić się do takich katastrof, jak „potop" szwedzki. W czasach jednak saskich mniejszość protestancka i dyzunicka stopniała w Cytata z innej mojej książki. 40 Polsce tak dalece, że sama w sobie żadnej poważnej opozycji już nie stanowiła i budziła wśród katolików niepokój tylko przez to, że związana była z obcymi mocarstwami i stanowiła całkiem jawnie ich ekspozyturę — protestanci Prus, dyzunici Rosji. Polska przestała być krajem religijnie mieszanym, z katolicką przewagą, stała się krajem mniej więcej jednolicie katolickim, tyle tylko, że z dużą mniejszością żydowską, stanowiącą w niej jednak ciało obce, oraz z mniejszością protestancką i dyzunicka, tak niewielką, że nie miała znaczenia. Obok Hiszpanii i większej części Włoch była jednym z trzech głównych krajów, nadających Europie cechę katolicką. (Francja i Austria były o wiele mniej katolickie.) Także i unici nie osłabiali swoją obecnością katolickości Polski: nie tylko, że się przez przyłączenie do unii diecezji przemyskiej i lwowskiej liczebnie kosztem dyzunitów powiększyli, ale także unickim synodem zamojskim z roku 1720 mocno się do kościoła łacińskiego duchem i organizacją przybliżyli. To wszystko budziło — i dotąd budzi — niechęć wśród panujących wśród kól polskiej „liberalnej" inteligencji przeciwników tradycji Polski katolickiej. Głośny publicysta historyczny Jasienica pisze: „Kontrreformacja przyczyniła narodom i społeczeństwom katolickim wiele szkód, nas kosztowała najdrożej. Była prądem wręcz wrogim samej istocie wielozwyznaniowej federacji". Nie będę tracić wiele słów na zbijanie tej charakterystycznej wypowiedzi. Powiem tylko tyle, że kontrreformacja uratowała chrześcijańską Europę przed ideowym i kulturalnym rozkładem i odrodziła ją jako „rzeczpospolitą narodów chrześcijańskich"; że przywróciła pion ideowy Hiszpanii, Francji, Włochom, katolickim krajom niemieckim, takim jak Austria, Bawaria, Nadrenia; że dała pion ideowy Polsce. Polska to wcale nie była „wielowyznaniowa federacja", jak sobie wyobrażają niektórzy wrogowie katolicyzmu, ale wielki naród katolicki, jeden z głównych krajów katolickich w Europie, taki sam za czasów Mieszka i Bolesława Chrobrego, jak za czasów Canossy, i świętego Stanisława, i synodu w Łęczycy, i królowej Jadwigi, i Jagiełły, i kardynała Oleśnickiego, i świętego Kazimierza, i króla Zygmunta III, i unii brzeskiej. Zasadą polskiego życia politycznego była idea tolerancji; zarówno wobec pogan, jak Żydów i protestantów. Ale tolerancja wobec ludzi odmiennej wiary nie oznaczała, że Polska — także i Litwa Jadwigi i Jagiełły — ma rezygnować ze swego katolickiego charakteru i stać się krajem „wielowyznaniowym", to znaczy w istocie religijnie obojętnym i pozbawionym wyraźnego oblicza. Jest do pewnego stopnia prawdą, że katolicyzm polski zrobił się za czasów saskich mniej tolerancyjny. Tradycyjna tolerancja polska uległa osłabieniu. Przejawiło się to zarówno w różnych szykanach prawnych wobec i,dysydentów", w niedopuszczaniu ich do niektórych urzędów, jak — przede wszystkim — w zdarzających się od czasu do czasu rozruchach przeciwko niektórym instytucjom protestanckim, urządzanych głównie przez uczniów szkól jezuickich. Usprawiedliwieniem tego było, że protestanci rzeczywiście stanowili ekspozyturę państw Polsce wrogich, a zwłaszcza Prus i że czujność wobec nich, a także wychowanie młodzieży w duchu nieprzejednania wobec ich światopoglądu narzucała się w sposób nieunikniony ludziom o gorętszym temperamencie i bardziej bezkompromisowej postawie. 41 ,vin przejawem nietolerancji wobec protestantyzmu, K • ^zagranicznej-byia tak zwana sprawa 1 sprawie, oraz jego wykonanie, nie były wynikiem niezależnej, polsko-katolickiej części g depesza ! 'tkości należy mu pomóc d0 zaprowadzenia -b^^"^^^ - toruńska krwawa łaźnia) Sprawat reńska (der l->° . 2,0rzeczeń d, na odbiła sic «;V,ec.e gto*«J< J^ » otestanckiej Europie, że wyrok jezuicką Pobte nikogo to ^ (Konopczyński) z prześladowaniami (...toruński)W ruczym * poJJ ^ ?^ do interwencji zbrojnej ^ S NawrtniePrzyjazny kontrreformacji i życzliwy planom absolutystycznym Jasienicapi J kanclerski, którego skład dobrano specjalnie, za /.ająisę oprawą S3" ( } drzucii wszelkie krajowe i zagraniczne wiedz4izgod4k;róla (..)Augu V ^ na ^^ nuncjusza prośby o IKjcMtawc*• ?^jesj, egzekucję o dwa tygodnie, ^ SeJ-i-wa, swoją kreaturę (...,. Nie można . ?, ..... Toruniu uczniowie kolegium jezuickiego podobno sprowokowali Wczuieproeni katokhej w Toru_ ^ ^^ ^^ (Mianowicie pobili kilkunastu rotestancki licznie niem.ecK Tł protestancki - licznie niem.ecK ^^ ^ Najświctszym Sakramentem.) Tłum Protestantów,g.yjedenZnichn.ecn ^ m kjego . zdemolowaI g0, niszczac wśród ten w odwecie midsitn. 8"13;" j ksiąźki katouckie, oraz świętokradczo znieważając Matkę niugrywan obr^^czyma btur»^ ucieklj na dach oboz katolicki ^ surowego Boską. N.e byleof-ur w ludziach, 8 ^ ^ u miasta_ k(óry ^ próbowa, ich ukrócić ukarania winowy, tych ^bn* M w w^k6w> jak «,,,«, miasta bardzo surowo: W wyn>ku tegoa^ra„o zarówno « q ^ ^^ . publicznii ścict0] innych winowajców burm.strza .9^t^ów rozruchu .sk. ^^..^ nje kus^c ^ bynajmniej Q ukarano mmej^> kanm.. K°n°^ umia^ch, musi „protokółować fakta: za podobne przedstawenKSd^w (...) jako lud y ^ domu ^^^ prot?Stan[a ^ Krakowem wykroczerue(z^'Brogu' *^ fa kat0,icki z taką samą surowościa. (...) w r 1641) mo A lltohckl zOstal ^ ^ nje wp]ywa( ^^ ^ cudzoziemiec„ Tak wyrokowali Pilscy scdz,ow.e^ oskarzonycn, ale „król udaremnił interwencje Nuncjusz papek* i.„erweniowal " ^^ ^^ dopUnowa, egzekucjr nuncjusza (...)i Jjostaral sic, W (Konopczyński) 42 wątpić o prowokacyjnej grze Augusta podczas sprawy toruńskiej. Król przyspieszył wykonanie wyroku, jego zausznicy dopilnowali każdego szczegółu masakry. Jednocześnie akredytowani przy dworach europejskich dyplomaci sascy otrzymali nakaz wyjaśniania, że król polski jest bezsilny, nie może powściągnąć fanatyzmu własnych poddanych, a więc jedyny sposób zapobieżenia okropnościom polega na zaprowadzeniu w Polsce i na Litwie absolutyzmu. (...) Plany króla Augusta raz jeszcze doznały klęski, prowokacja nie przyniosła żadnego zysku ustrojowego, lecz rozgłos sprawy toruńskiej obciążył Rzeczpospolitą straszliwie. Uznano ją powszechnie za kraj zaludniony przez dzikich, okrutnych barbarzyńców. Już wtedy nabyła Europa intelektualnego nawyku, za który po dziś dzień płacimy bardzo ciężko. Słowa 'Polak' i 'fanatyk katolicki' kojarzą się tak dalece, że znaczą niemal to samo. Można przytaczać nazwiska mężów wybitnych i szlachetnych, którzy świadczyli dobrodziejstwa ludzkości i kochali ją całą — z wyjątkiem nacji polskiej. Niemieckie, angielskie, francuskie czy rosyjskie wyczyny nacjonalistyczne ulegają przedawnieniu, bywają zapomniane — polskie nie doznają tej łaski." (Jasienica). Opinia publiczna w Polsce, po fakcie, stanęła w obronie wydania i wykonania wyroku. Było to jednak przede wszystkim sprzeciwem przeciwko naciskom zagranicznym, to jest wtrącaniu się obcych w sprawy polskie. „Na konferencjach z przedstawicielami wrogich dworów umiało nasze młode ministerium (...) przemawiać tonem nieugiętej godności narodowej" (Konopczyński). Sprawa toruńska, wrew rozpowszechnionym poglądom,nie jest dowodem polskiej nietolerancji. Była ona więcej dziełem króla-Sasa niż polskiego obozu katolickiego. Panuje powszechne przekonanie, że katolicyzm czasów saskich w Polsce był wprawdzie powszechny i zwycięski, ale płytki. Przeczą temu najnowsze odkrycia dotyczące religijności polskiej owych czasów. Tak na przykład bez rozgłosu szerzyła się w Polsce znajomość mistyków hiszpańskich. Tłumaczenia tych mistyków drukowane były w trzech epokach: za czasów Zygmunta III, w epoce królów-,.piastów" i saskiej i w czasach nowych, w drugiej połowie wieku XIX i w. XX. Za czasów saskich drukowano ich wprawdzie niewiele — ale z pewnością czytano wydania z czasów Sobieskiego.* „Przekłady mistyków hiszpańskich w literaturze polskiej są nie tylko wkładem bibliograficznym. Są wyrazem tendencji wzbogacenia życia religijnego, próbą kształtowania psychiki polskiej według wzorów o wysokiej wartości, której świadomość mieli już ludzie w XVI i XVII wieku. (...) Jest to stopniowe wychowywanie człowieka na mistyka. (...) Polski wiek XVII nawracał silnie do średniowiecza. Mistyka hiszpańska, jak wiadomo, • Ludwik z Granady miał w Polsce 12 wydań za Zygmunta III w latach 1567-1613, potem po dłuższej przerwie dwa wydania za Sobieskiego (1687-1688) i 1 w czasach saskich (1730) i wreszcie 6 wydań w latach 1858-1894. Święta Teresa z Avila — 7 wydań w latach 1623-1679, jedno bez daty z końca XVII wieku, dwa z czasów saskich lub prawie (1731 i 1764) i 9 z wieku XIX i XX. Święty Piotr z Alkantary 1 z roku 1750, 3 w wieku XIX i XX. Św. Jan od Krzyża — 1 z roku 1639, 1 — z 1766, 7 — w wieku XIX i XX (dane Ciesielskiej-Borkowskiej). 43 nawiązuje również do tradycji średniowiecza, stąd grunt podatny do infiltracji. (...) Przenikanie mistycyzmu hiszpańskiego zaczyna się w Polsce w okresie kontrreformacji. Szło wtedy o skonsolidowanie świata katolickiego, 0 odrodzenie religijne tak w Hiszpanii, jak w Polsce. (...) 'Okwit' mistyki hiszpańskiej jest (...) przede wszystkim zjawiskiem społecznym i z tego stanowiska społeczno-moralnego ma duże znaczenie. Tłumaczenia te były świadomym czynem religijnym (kontrreformacja) i narodowym (podnoszenie moralne społeczeństwa polskiego)" (Ciesielska-Borkowska). W dziedzinie religijnej czasy saskie są dalszym ciągiem wieku siedemnastego i częścią epoki polskiej kontrreformacji. „Mistyka hiszpańska była trudna i paradoksalna dla człowieka wieku Oświecenia. Polska nigdy nie stanowiła dobrej gleby dla mistyki. Trzeba było sporego czasu, by barokową, ale i sarmacką, staroszlachecką Polskę doprowadzić do przyswojenia sobie tego mistycznego owocu. Proces przyswajania — trwał wiek. (...) I poezja konfederacji barskiej i X. Marek — by nie rzec Wernyhora — i (...) wreszcie Słowackiego mistyka (... może 1 rację ma prof. Backvis z Brukseli, kiedy wskazuje na jakieś głębokie związki uczuciowo-wyobrażeniowe między Słowackim, a 'polskim barokiem', epoką saską i konfederacją barską ...) każą się nam dopatrywać — to się ledwie zaczyna zarysowywać — pewnych wątków i ukrytych nurtów, które między pokoleniami się wiążą i snują, przygotowując atmosferę nowych czasów" (Folkierski). „Tak więc pod 'plugawą skorupą' życia (saskiego...) płynął nurt inny, niewidoczny a głęboki i mocny, uderzający nas nieoczekiwaną czystością. Toczyły się silne i świadome, katolickie procesy duchowe; dokonywała się praca, cicha, przeważnie bezimienna, ale szeroko zakreślona, mająca na celu pogłębienie w Polsce życia religijnego. Procesy te wywarły na życie polskie trwały wpływ i odezwały się w późniejszych pokoleniach. (...) Odezwały się (...) w na wskroś katolickiej postawie naszego narodu, na przekór pozornie przeważającym — na szczytach politycznej i nawet kulturalnej hierarchii — prądom katolicyzmowi obcym lub nawet świadomie przeciwstawnym. Godne uwagi jest jedno z odkryć najnowszych badań nad dziejami polskiej kultury, jakim jest (...) stwierdzenie wpływu mistyki hiszpańskiej na polskie życie duchowe. Wpływ ten nie był przypadkowy; był on rezultatem świadomego wysiłku. Praca nad przyswojeniem utworów mistyki hiszpańskiej polskiej literaturze zadziwia swoimi rozmiarami. Jest ona godnym uwagi wkładem w nasze życie kulturalne."* Czasy saskie wcale nie były jałowe w dziedzinie twórczości literackiej. Dwa zwłaszcza stosunkowo nowe odkrycia zasługują na wymienienie. Jednym z nich jest jezuita Józef Baka. Do niedawna znano tylko jego utwór „Uwagi o śmierci niechybnej", które znany podręcznik literatury polskiej (Wojciechowski) określa jako „komiczne", a popularna, wydana w roku 1975 encyklopedia jako „nieudolne". Tymczasem na parę lat przed wybuchem drugiej wojny światowej jeden z polskich uczonych (S.Estreicher) * Cytata z innej mojej książki. 44 odkrył spory zbiór innych wierszy Baki. „Utwory te w charakterze ąwoim tak odmienne od 'tradycyjnego' Baki (...) że (..) nasuwać się może przypuszczenie, że ta część książki wyszła spod innego pióra (...). Dość jest racyj. aby obie części uznać za dzieło jednego pióra". „Część pierwszą swojego zbiorku pisał (...) autor (...) z myślą o innych czytelnikach, niż czytelnicy części drugiej. (...) Część druga przeznaczona była dla kół najszerszych, dla całej niejako współczesności, i dlatego zastosowane w niej zostały środki literackie, które przystępne były dla wszystkich i podobać się mogły tłumowi. (...) Część pierwsza, to były utwory dla koła mniejszego, dla ludzi wrażliwych literacko, do których pobożność mogła przemówić wyrazem lirycznym". „Siła, z jaką umiał je (tj. uczucia religijne) wyrazić świadczy o tym, że obfite u nas w XVII i pierwszej połowie XVIII wieku piśmiennictwo religijne, tłumaczone i oryginalne, nie tylko krzewiło formalizm dewocyjny, ale czasem sięgało i do głębokich pokładów duszy, wytwarzając niepospolitą kulturę uczuciową" (Borowy). „Okazuje się, że i tu szastała się po polskich podręcznikach i ocenach — legenda. (...) Niespodziewanie, Baka wyrasta na wcale głębokiego, może i wstrząsającego na nizinnym tle epoki saskiej — piewcę miłości Bożej, samej dla siebie, nie dla nagrody zbawienia. (...) Trochę przecieramy oczy: gdzież chłód, gdzie oschłość XVIII wieku?" (Folkierski). „Tak więc Baka był poetą nie pozbawionym talentu, a nawet nie pozbawionym głębi. Nie uprawiał on jednak sztuki dla sztuki. Pisał na chwałę Bożą — oraz oddawał swój talent w służbę bliźnim, nie uchylając się przed układaniem (obok utworów poetyckich większej miary) poczciwych, pobożnych wierszyków dla prostaczków, które zrobiły go potem pośmiewiskiem snobów."* Drugim takim odkryciem jest poetka religijna Konstancja Benisławska. Ściśle biorąc, nie należy ona do epoki saskiej: urodzona w r. 1747, na 16 lat przed jej końcem, zmarła (1806) już w epoce napoleońskiej, a wydała swoją książkę „Pieśni sobie śpiewane" w roku 1776, gdy jej ziemia rodzinna, Inflanty, była już od czterech lat pod zaborem, a epoka saska była, wraz ze śmiercią Augusta III skończona od trzynastu lat. Ale nie mówiąc już o tym, że zapewne wiersze jej napisane były wcześniej niż ich wydanie książkowe, jej Inflanty były daleką prowincją i prądy epoki stanisławowskiej docierały tam z Warszawy czy Wilna z wielkim opóźnieniem. Duchem swej twórczości należy ona w całej pełni do epoki saskiej, nie do stanisławowskiej. „Borowy Benisławska wysuwa — słusznie — na jedną z najprzedniejszych pozycji poezji religijnej (... w literaturze polskiej) i największego prawdopodobnie liryka epoki stanisławowskiej. (...) Wiersze Benisławskiej są oczywistym, a w Polsce, na tym poziomie poetyckim, jedynym refleksem wspaniałej mistyki hiszpańskiej. (...) Poezja Benisławskiej jest późnym rezultatem rozczytywania się polskich katolików w porywającej mistyce hiszpańskiej (...). Trwało to od lat stu, od polowy wieku XVII do połowy wieku XVIII, w czasie więc również (...) i epoki saskiej. Pod Cytata z innej mojej książki. 45 powierzchnią bezdusznej i odrażającej ery saskiej — krył się ten głęboko ukryty nurt". „Właściwie, duchem bliska jest Bace" (Folkierski). Tak więc epoka saska wcale nie była okresem upadku ducha polskiego, jalowości kulturalnej i płytkości uczuć i pojęć katolickich. Dowodem polskiej ówczesnej żywotności kulturalnej jest także powstanie w owej epoce szeregu wybitnych dziel naukowych. „Marazm czasów saskich był marazmem uczuć, wyobraźni, myśli. Nie był marazmem energii. Pisano dużo, nie szczędząc trudu. Gdyby wytwórczość i pracowitość miały same przez się znaczenie w literaturze, okres saski zajmowałby w jej dziejach bardzo poczesne miejsce. Produkowano obszerne dzieła, z maszynową systematycznością, ale też i z maszynową martwotą" (Borowy). Słowa powyższe dotyczą literatury pięknej, ale można je zastosować i do literatury naukowej, choć stwierdzić trzeba, że literatura naukowa właśnie potrzebuje systematyczności, którą można trochę lekceważąco określić jako „maszynową". „Epoce saskiej kultura polska zawdzięcza niejedno dzieło, wykonane 'z maszynową systematycznością', z którego dziś jesteśmy dumni. Dziełem epoki saskiej są 'Volumina Legum', których wydawnictwo zaczęto w roku 1732, a którego szósty tom ukazał się w roku 1739; jest obszerne źródło do wewnętrznych dziejów Polski, jakim był herbarz Kacpra Niesieckiego (1728-1733), są prace statystyczno-geograficzne Władysława Aleksandra Łubieńskiego (zmarłego w roku 1767). Są opracowania, dotyczące dziejów sejmów i sejmików: Dawida Brauna (...) 1723 i Franciszka Pułaskiego (.••) 1740. Epoka ta wydała całkiem sporą literaturę polityczno-reformatorską (...Stanisława Konarskiego, Stanisława Leszczyńskiego, Franciszka Radzewskiego, Stanisława Poniatowskiego i inne). Że Polska epoki saskiej nie musiała być krajem barbarzyńskim, świadczy fakt, <*że współczesna Polska w osobie Leszczyńskiego wydatnie przyczyniała się do ukulturalnienia tego kąta Francji, jakim są Nancy i Luneville> (Folkierski). Także i szkolnictwo polskie w czasach saskich wyglądało zgoła inaczej, niż głosi uformowana w końcu XVIII wieku, wolnomularska legenda".* Zwracam szczególną uwagę na wybitne dzieło polskiej nauki prawniczej, jakim jest ,,Volumina Legum" (tomy praw). Opracowanie i wydanie takiego dzieła wymagało systematyczności nie tyle „maszynowej", co mrówczo dokładnej i wytrwałej. Także gdyby je opracowano dopiero dzisiaj, uważalibyśmy je za chlubę polskiej nauki. Dzieło to, opracowane przez księży, pijara Konarskiego i biskupa Zatuskiego, doprowadzone było do ich czasów. W czasach stanisławowskich wydano potem tomy 7 i 8, w wieku XIX (1889) tom 9, a w czasach dzisiejszych (1952) tom 10, przy czym doprowadzono teraz materiał tylko do roku 1793. Jasienica słusznie zwraca uwagę, że na wydanie pierwotnych sześciu tomów tego dzieła, a więc w czasach saskich, zgłosiło się półtora tysiąca prenumeratorów, czyli liczba „zdumiewająco wysoka". Nie ulega wątpliwości, że gdyby na tego typu wydawnictwo dzisiaj zgłosiło się półtora tysiąca nabywców, uważalibyśmy, że świadczy to o Cytata z innej mojej książki. 46 godnych podziwu zainteresowaniach intelektualnych szerokich kół czytelników. A przecież naród polski liczy dziś sześć razy więcej członków niż w czasach saskich, a jeszcze większą proporcję ludzi wykształconych lub po prostu umiejących czytać. Trudno przeczyć, że w epoce saskiej miało miejsce „obniżenie kultury po względnym rozkwicie epoki królów-'piastów"\ Ale „jest to (...) cechą wszystkich epok powojennych, że raczej łatają one dziury, naprawiają gruzy, gromadzą i porządkują metodycznie i pilnie to, co pozostało z ruin dawnej świetności, aniżeli tworzą wiele rzeczy naprawdę oryginalnych i nowych. Jest to także cechą epok, które walczą o zachowanie dawnej tradycji i przeciwstawiają się prądom rozkładowym, że boją się one wszelkich nowinek; a wszak rozkwit kultury idzie zwykle w parze z odważnym torowaniem nowych dróg. Epoka saska nie była kulturalnie oryginalna i twórcza — ale to nie znaczy, że była pozbawiona kulturalnego wysiłku i że wysiłek ten nie zasługiwał na szacunek albo był bezpłodny".* „Wraz z rozejściem się Sobieskiego i obozu Olszowskiego — a więc poczynając od roku, mniej więcej, 1690 — urywa się wyraźna, mająca szeroki rozmach i jasne cele linia polskiej polityki, a zarazem cały kraj pogrąża się w coraz głębszym upadku. A jednak — uważne przypatrzenie się życiu tego kraju pozwala stwierdzić, że nie znikła tam ani myśl obywatelska, ani troska o dobro ojczyzny, ani godne szacunku, pełne samozaparcia, ogarniające szerokie masy, niejednokrotnie po prostu tragiczne swoją bezsilnością wysiłki. Dźwięczy w tym wszystkim myśl przewodnia — zarysowuje się jakiś dający się odszukać ład, jakiś dający się odgadnąć plan działania. Co się właściwie stało? Nic określonego o tym nie wiemy. Ale rzeczy głównej możemy się jednak domyślić. Stała się, zdaje się, rzecz bardzo prosta. Przywódcy narodu zobaczyli, że swą walkę polityczną przegrali. Przekonali się, że przeciwnościom nie są w stanie na razie poradzić i postanowili złe czasy przeczekać. Nie zrezygnowali z walki na dalszą przyszłość, gdy okoliczności się zmienią — i dlatego, na chwilę bieżącą, za najważniejsze dla siebie zadanie uznali zachować dla lepszych czasów posiadane siły i środki, a więc przede wszystkim główną swą siłę: swe oparcie w masach. Nie chcieli, by im się masy wymknęły; postanowili utrzymać je w dyscyplinie i w bojaźni Bożej. Istotą życia polskiego obozu katolickiego, istotą życia zorganizowanego polskiego społeczeństwa, stała się praca wewnętrzna, praca wychowawcza; oraz stało się wycofanie się na pozycje obronne — zamknięcie się jak ślimak w skorupie, odgrodzenie się od świata. Nietrudno było odciąć się od świata społeczeństwu, żyjącemu po wiejskich dworkach i dworach, do których słabo tylko docierały echa tego, co się działo w świecie i na które nie wywierała żadnego nacisku nikła, nie rozwinięta jeszcze machina państwowa. A nurty rozkładowe szły przez świat potężnie — odcięcie się od tych nurtów wydawało się rzeczą (...) rozsądną, Cytata z innej mojej książki. 47 (...) takie odcięcie się, by nic o nich nie wiedzieć, nic o nich nie słyszeć — nie odpierać ich argumentów, lecz po prostu argumentów tych nie znać. Właśnie kończyła się kontrreformacja. (...) Polska Sobieskiego miała tak wiele styczności z Francją! Nie tylko dwór królewski, nie tylko koterie magnackie, ale z pewnością i przywódcy zakonu jezuitów, a nawet przywódcy szlachty na sejmach i co ważniejszych sejmikach wiedzieli dobrze, co się w świecie święci, wiedzieli, jakie prądy idą ze świata na Polskę. Obrali metodę — zatkania uszu. Polska kolegiów jezuickich, Polska dworów i dworków, Polska czytająca tłumaczenia mistyków hiszpańskich i patrząca ze zgrozą na płynący górą, zarażony wpływem francuskim i brandeburskim, zarażony zepsuciem, wolnomyślicielstwem, korupcją i zdradą nurt życia państwowego i warstwy magnackiej, zasklepiła się w sobie, jak w tym samym czasie Japonia, czy Chiny. Przeczekać! Nie słuchać tego, co mówią głosiciele prądów destrukcyjnych — trzymać się swego, ufać, wierzyć, kroczyć karnie za swoimi przywódcami, żyć życiem cnotliwym — i oczekiwać, aż nadejdą lepsze czasy. Jest rzeczą oczywistą, że taki byl program — co najmniej polskich jezuitów. Owo skostnienie jezuickiego szkolnictwa w osiemnastym stuleciu, o którym tyle się w Polsce pisało, na tym właśnie polegało: na odcięciu się od świata, na zamknięciu się w kręgu tradycyjnych pojęć, na unikaniu jak ognia wszelkich nowinek. Czy był to program trafny? Niestety, widzimy dziś jasno, że nie. Jest rzeczą niebezpieczną odgradzać się od życia! Bo życie potrafi przechodzić ponad głową. Kto nie umie odważnie stawić życiu czoła, kto zamiast z przeciwnościami walczyć, zamyka na te przeciwności oczy i jak struś chowa głowę w piasek, ten naraża się na to, że stanie w pewnej chwili bezradny. Obóz katolicki czasów saskich wychował w Polsce kilka kolejnych pokoleń ludzi wprawdzie poczciwych, ale którzy dawali się skorumpowanej i łajdackiej warstwie rządzącej prowadzić bezradnie za nos, którzy nie zdobyli się na szersza, skuteczniejszą, cały kraj ogarniającą polityczną akcję, którzy byli po parafiańsku naiwni, wąscy, nie znający świata, nie rozumiejący nowożytnych duchowych i politycznych problematów. A jednak — nawet te pokolenia osiemnastowiecznej parafiańszczyzny nie były zdaje się tak politycznie bezczynne i bierne, jak mogło by się wydawać na pozór. Nić poczynań politycznych, będących wyrazem zdrowych dążeń narodowych snuje się — bezsilnie, ale nieprzerwanie — przez całe osiemnaste stulecie. I nawet w szerokich masach — czuje się obecność nie tylko wychowawczego i kulturalnego wpływu jezuitów i ich rozgałęzionego szkolnictwa, ale także i zorganizowanej, obejmującej owe szerokie masy akcji politycznej."* Oczywiście, nie należy przypuszczać, że cała średnia i drobniejsza szlachta w Polsce była cnotliwa i ożywiona duchem katolickim i patriotycznie polskim. Nie trzeba negować, że spory jej odłam nie był dotknięty wpływem życia katolickiego i narodowego, natomiast byl egoistyczny (co się wyrażało w ucisku chłopa), byl niewykształcony i dość ciemny, oddawał się pijaństwu * Cytata z innej mojej książki. 48 i był za przykładem zarówno magnackim, jak i kozackim - warcholski. Feliks Koneczny twierdzi, że część polskiej szlachty - także i magnatów, takich jak książę Radziwiłł „Panie Kochanku" - to byli w Polsce wyraziciele „cywilizacji turanskiej".* Ale ujemne zjawiska bardziej od uczciwego życia rzucają się w oczy. Główna masa polskiego społeczeństwa w czasach saskich — musimy sobie z tego zdawać sprawę — była jednak zdrowa. Ważną i dobrze się przedstawiającą dziedziną życia polskiego była w owym czasie dziedzina wychowania. Pierwotnie główną rolę odgrywali tu jezuici. Wygłasza się w nowszych czasach przeciwko jezuitom wiele oskarżeń „Zamiast opierać sie złu — pisze Bobrzyriski — zastosowywali (jezuici) swe szkoły do pojęć zepsutego społeczeństwa. (...) Nauczanie jezuickie trzymało młodzież przede wszystkim (...) z dala od wszelkiej prawdziwej, samoistnej wiedzy, bo ta wiedza prowadzić mogła na bezdroża herezji i niewiary. Karmiono ją tylko okruchami nauki, z których zdarto (...) wszelki cień swobodnego badania i myśli". Inni — od czasów stanisławowskich po dziś — patrzą na jezuitów podobnie. Polemizował z tą oceną już historyk zakonu jezuitów w Polsce, ks. Załęski. „Anarchia, ożeniona z opilstwem, obniżyła poziom intelektualno- moralny szlacheckiego społeczeństwa, z którego zakon (jezuitów) brał swych członków. Nie wyszło mu to na dobre. On nie upadł, anarchią, ani opilstwem się nie skaził, owszem rósł w domy i ludzi; zagnał się w swej pracy aż do szałasu karpackiego górala, aż do namiotu krymskiego Tatara. Nie mając dosyć na kolegiach i domach, otworzył sto kilkadziesiąt stacyj misyjnych- na cztery rozdzielił się prowincje, aby się swobodniej mógł poruszać ( ) Wszelako powszechny na całej linii upadek narodu nie mógł nań nie oddziałać ujemnie; wady narodowe, 'szlachetczyzna', wszystkimi szparami cisną się do nawy zakonnej. Sternicy jej, prowincjałowie i wizytatorowie, z trudnością tylko ją zatykają, ale zatkali przecie — gdy burza, idąca od zachodu strzaskała ją piorunem kasacyjnego breve 1773 roku. Jak wszędzie, tak w Polsce, zakon nie upadł, ale runął". Działalność jezuitów była różnostronna (jeden z polskich jezuitów Męcmski, zginął w 1643 roku śmiercią męczeńską jako misjonarz w Japonii co prawda nie w czasach saskich, lecz za panowania Władysława IV), ale icn główną rolą była rola wychowawcza. Pierwotnie, kierowali się oni Poglądem, że trzeba młode pokolenie odgrodzić od złych wpływów. Później szkoły średnie pozakładali w Polsce pijarzy, którzy rywalizowali z jezuitami "stan na stanowisku, że trzeba wręcz przeciwnie dać młodzieży pełną znajomość nowych kierunków i poglądów naukowych, nawet jeśli się sprzeciwiają poglądom katolickim, choćby po to, by umiała je zwalczać Po pewnym czasie, także i jezuici przekonali się do tego poglądu i wprowadzili u" Programu swych szkół najnowsze poglądy naukowe, nie zważając na to, Po ' PÓł "a PÓł eks-kozaQy- nie zdołal' nabyć lacińskości na tyle, iżby sie wyzbyć y*™ Wytworzy! sie z tego sarmatyzm, szerzący sie wkrótce na Litwie. (...) tnrTV'.t?rirZySZyla Clemnota- znajdująca sprzyjające warunki w straszliwej pauperyzacji iupie (Koneczny). Hist. Nar. pol., t. II 49 że — na pozór — podważają one utrwalone pojęcia filozoficzne katolickie. Szkoły polskie w czasach saskich i w ogóle w wieku osiemnastym były nadzwyczaj dobre. To prawda, że w początkowym okresie saskim także i ich poziom uległ obniżeniu w wyniku ogólnego zubożenia kraju wskutek siedemdziesięcioletniego (1648-1717) okresu wojen. W zakonie jezuickim „wszystkie niemal kolegia i szkoły doznały przerwy w naukach, uszczerbku w zbiorach i bibliotekach, zubożały; inne uległy chwilowemu zniszczeniu, inne wreszcie znikły zupełnie. Najdzielniejszych członków zakonu jednych rozegnał, drugich pomordował wróg; inni padli ofiarą poświęcenia swego w obozach, szpitalach, służąc zadżumionym; inni wreszcie szli apostołować na wschód" (Ksiądz Załęski). „W wyniku działań wojennych, a zwłaszcza zdezorganizowania szkolnictwa musiało w Polsce wyrosnąć całe pokolenie szlachty, zarówno zubożałe, jak niewykształcone. Ludzie epoki Olszowskiego i Sobieskiego — to byli wszystko ludzie, którzy pokończyli szkoły przedwojenne — przed 'potopem' i przed wojnami kozackimi. Ale nadeszła chwila, gdy to pokolenie wymarło. Generacja, która przyszła po nim, nie miała tego co oni wykształcenia, ani tej znajomości świata, zdobytej podróżami zagranicznymi w młodym wieku. (...) Szlachta epoki saskiej — a wraz z nią zapewne i epigoni politycznego obozu Olszowskiego — spadła na poziom parafiańszczyzny, ludzi o zdrowym instynkcie, lecz bez szerszych widnokręgów. Także i szkoły jezuickie — obniżyły się i skostniały".* A jednak — szkolnictwo polskie, zarówno jezuickie, jak pijarskie, także i za czasów saskich było bardzo dobre.* Rzecz ciekawa — że wszyscy uczestnicy „odrodzenia stanisławowskiego" (o którym niżej) — to byli dawni uczniowie szkól * Cytata z innej mojej książki. * Oto ciekawy wywód o polskim szkolnictwie w osiemnastym wieku: ,,Wielki reformator szkolnictwa, pijar Stanisław Konarski, patrzał na szkole również jako na cząstkę naprawy Rzeczypospolitej. Jego 'collegium nobilium', naśladowane niebawem ogólnie, stało się nowym typem szkoły średniej, opartej przeważnie o tzw. realia. A zasługi pedagogiczne Konarskiego tyczą się wszystkich katolickich krajów Europy, bo we wszystkich odegrali w dziejach szkolnictwa wybitną role pijarzy, zreformowani przez Konarskiego; on to bowiem dopiero zrobił z nich zakon szkolny, on był sprawcą zmiany ich reguły zakonnej, gdyż z jego inicjatywy dodali sobie do zwykłych trzech ślubów zakonnych jeszcze czwarty: 'nauczania aż do śmierci'. (...) Ażeby stwierdzić nadzwyczajną postępowość ówczesnych szkół polskich, nie trzeba bynajmniej szukać dowodów w słynnym jakim zakładzie; dostarczy ich każda szkoła, choćby na zapadłej prowincji. (...) W takiej drugorzędnej szkole pijarskiej w zapadłym kącie Polesia (owej najbardziej ustronnej i zacofanej prowincji), w mieścinie, będącej właściwie dużą wsią, w Lubieszowie, kształcił się bohater narodu, Tadeusz Kościuszko — i stąd znamy bliżej jej urządzenia, dzięki szperaniom biografów Naczelnika. Takich szkół położonych w zaciszu prowincji, było tyle, że stanowiły one większość polskiego szkolnictwa średniego na wiek przeszło wcześniej, zanim pedagogika europejska zaczęła głosić, że tak być powinno. Opis zakładu lubieszowskiego czyta się dziś jakby jakiej szkoły angielskiej z początku XX wieku. Niemieckie szkoły nie zdobyły się dotychczas na nauczanie geometrii jako miernictwa w polu, a tymczasem w Lubieszowie około roku 1755 'w maju zdarzało się większe ożywienie z powodu praktyki mierniczej, na którą z nauczycielem geometrii kilka razy wychodzili za miasto uczniowie klas IV, V i VI, robili pomiar okolicy i rysowali plany'. Znamiennym jest fakt, że sama szkoła była jednopiętrowa, ale dwupiętrowy był budynek ze zbiorami narzędzi do nauki fizyki, chemii, matematyki, tudzież 50 v. ? ..•? -, :; • pijarskich i jezuickich. Otrzymali w tych szkołach dobre wykształcenie. Ale widocznie nie nauczono ich w nich odporności przeciwko wywrotowym prądom antychrześcijańskiego „oświecenia". Czasy saskie — to byte epoka wielkiego ruchu umysłowego w Polsce w dziedzinie pomysłów reformatorskich. Faktycznie dyktatorskie rządy królów saskich, w połączeniu z odśi/odkową i anarchizującą rolą kilkunastu wyposażonych w prawie niepodległą władzę dworów magnackich sprawiały, że państwo polskie, jako narzędzie woli polskiego narodu było w czasach saskich sparaliżowane i bezsilne. Rodziło to pragnienie znalezienia na tę bezsilność lekarstw. Wyobrażano sobie, że istota upadku Polski polega na wadach jej ustroju —- i że zreformowanie tego ustroju, na przykład usunięcie „liberum veto" — Polskę uzdrowi. Narodził się więc wówczas cały szereg prac, proponujących reformę polskiego ustroju. Najwybitniejszym pisarzem reformatorskim był ksiądz Stanisław KOnarski, ten sam, który zreorganizował i szeroko rozwinął szkolnictwo zakonu pijarów. Jego dzieło „O skutecznym rad sposobie", wydane w kilku tomach w latach 1761-1763, zawierało program zorganizowania przyszłego Mądu polskiego na modłę przypominającą wzory angielskie. Nie było to tylko programem teoretycznym. „Wielki pijar unieśmiertelnił swe imię na dwóch polach, jako wychowawca i jako pisarz" (Konopczyński). Dodam do tego trzecie pole: praktycznie polityczne; był on bowiem także — zwłaszcza nieco później — praktycznym działaczem politycznym. Jego wielkim osiągnięciem było wychowanie sobie setek uczniów, którzy odgrywali potem wielką rolę z biblioteką szkolną. Szkoła miała swój ogród botaniczny z oranżeriami, cieplarnią, a dalej nad rzeką ogród owocowy, zwany Wenecją, bo 'cały w kanałach zarybionych'; jeden z nich wychodził bezpośrednio na rzekę, stanowiąc tam przystań, w której były utrzymywane czółna. W zakładzie były: stolarnia, kuźnia, młyn, deptak, łaźnia itd. (...) W połowie XVIII wieku zaczyna się w Polsce piecza nad powszechną szkołą elementarną. (...) Pierwszy z pisarzów zajął się nią Stefan Garczyński (1695-1755), który już wówczas pragnął widzieć w każdej wsi ochronkę (poprzedniczkę 'freblówek', czyli tzw. ogródków dziecięcych Frobla, 1782-1852) i szkole elementarną. Dzieło jego, poświęcone reformom w ogóle i traktujące sprawę szkoły ludowej na tle ogólnym poprawy Rzeczypospolitej, 'Anatomia Rzplitej Polskiej', wyszło w roku 1751. W następnym pokoleniu Komisja Edukacyjna zajęła się tym gorliwie i pierwsza w dziejach wychowewania organizuje na szerokich podstawach szkolnictwo ludowe. (...) Jakaż nagła odmiana na gorsze pod rządami państw rozbiorowych! Pod rządem pruskim zmniejszyła się zaraz ilość tych szkół, a jakość pogorszyła się wielce, jak posiadamy na to świadectwa Niemców współczesnych" (Koneczny). A w czasach o nie całe sto lat późniejszych? ,,W krajach Zabranych, tj. w prowincjach litewskich i ruskich dawnego państwa polskiego zamknęli Rosjanie szkół średnich polskich, klasztornych i świeckich, męskich i żeńskich, 589 (wyraźnie: pięćset osiemdziesiąt dziewięć) — liczba, która starczy na świadectwo mocy kultury polskiej w tamtych ziemiach, antykulturalności zaś rządu rosyjskiego" (Koneczny). „W r. 1814 posiadała Kongresówka szkół średnich 48, w roku 1838 tylko 33, a w roku 1889 nawet tylko 31, chociaż i ludność wzrastała (...) i dobrobyt powiększał się (...) a poczucie potrzeby wyższego wykształcenia szerzyło się bardzo". (Koneczny). Jednym z rysów polskiego szkolnictwa średniego w XVII i XVIII wieku był nadzwyczaj wysoki w nich poziom nauczania łaciny. 51 w odrodzeniu stanisławowskim". „Wychowywał sobie Konarski zastęp czytelników-prozelitów, którzy zrozumieją myśl prawdziwą mistrza; w tym celu tępił zaśniedziałą scholastykę, jałową dialektykę jezuitów (...), urządzał dysputy (...) głosił (...) zasady patriotyczno-postępowe C - -•)• Dopiero kiedy z konwiktów wyszły w świat setki Polaków nowego pokroju, ośmieli! się Konarski rozpocząć propagandę swoich idei konstytucyjnych (Konopczyński).* Obok Konarskiego wybitnym myślicielem-reformatorem był w owych czasach król-wygnaniec, Stanisław Leszczyński. Z dalekiej Lotaryngii przysłał on swe główne dzieło „Głos wolny wolność ubezpieczają.cy". Szereg innych pisarzy, Jan Jabłonowski, Franciszek Radzewski, Stanisław Poniatowski, gdańszczanin Gotfryd Lengnich i inni piszą prace w duchu podobnym. Można powiedzieć, że proponują oni dwie główne reformy: zreformowanie sejmów przez skasowanie „liberum veto" i wprowadzenie zasady uchwalania większością, oraz powiększenie liczby wojska. Były to reformy bardzo słuszne. Także i inne, proponowane przez nich reformy były dobrze pomyślane. Cała ta twórczość pisarska świadczy o wysokim poziomie ówczesnej polskiej myśli politycznej i prawniczej. Wiele z tego, co zawarte było w tej literaturze, znalazło potem zastosowanie w konstytucji trzeciego maja. Cóż, kiedy współcześnie niemożlwe było wprowadzenie tych reform w życie. Wbrew panującemu powszechnie poglądowi, uważam, że słabość Polski wynikała wcale nie głównie ze złego ustroju, ale z tego, że władza w Polsce była w ręku wrogów Polski (Sasów), oraz że w wyniku tego Polska prowadziła błędną politykę zagraniczną.* Trzeba było objąć w Polsce władzę, to znaczy osadzić na tronie polskim króla służącego naprawdę Polsce i otoczonego ludźmi rzeczywiście się o Polskę troszczącymi, a w wyniku tego trzeba było prowadzić prawdziwie narodowo-polską politykę zagraniczną, to znaczy wiedzieć, że głównym niebezpieczeństwem dla Polski jest potęga pruska; czyli prowadzić taką politykę, jaką wytknął już Olszowski, obierając królów-,, piastów" i walcząc z Prusami. Gdyby sytuacja w Polsce przybrała była taki kierunek — doszłoby także i do reformy ustroju. W sprzyjających warunkach skasowano by także • Zadaje sobie pytanie, czy Konarski, obok zasługi wychowania całego pokolenia ludzi ideowych i czynnych, nie ponosi także i trochę winy przyczynienia się mimo woli do nabrania przez odrodzenie stanisławowskie cech antykatolickich, co potem doprowadziło do rozrostu masonerii, do polityki propruskiej i ostatecznie do rozbiorów. Zwalczanie „zaśniedziałej scholastyki" i głoszenie zasad nazywanych postępowymi było z pewnością kierunkiem pedagogicznym niebezpiecznym. „W przyszłym 'Sejmie Czteroletnim' znalazło się (...) około 100 wychowanków Collegium (Nobilium, założonego przez Konarskiego), a była to grupa najbardziej aktywna" (Woner). A Sejm Czteroletni to było przecież „odrodzenie stanisławowskie" — masońskie i propruskie. • Jest jednostronnością uważanie, że główną słabością Polski było „liberum veto". Gdyby w polskich sejmach nie obowiązywało „liberum veto", królowie-Sasi, oraz najpotężniejsi magnaci sparaliżowaliby polskie sejmy środkami gwałtowniejszymi, a nielegalnymi: byliby zajęli w decydującej chwili salę sejmową wojskiem, sejm rozpędzili i rządzili potem bez sejmu. To, że istniało w Polsce „liberum veto", pozwoliło im osiągać ten sam cel metodą pozornie legalną. 52 i „liberum veto". Albo ustalono by, że każdy sejm ma być sejmem konfederackim.* Warto jest zdawać sobie sprawę z tego, że istotą „liberum veto" było zdobywanie przewagi przez mniejszość nad większością. Jeśli na przykład sejm, będący wyrazem polskiej patriotycznej opinii publicznej, uchwalał jakieś ważne postanowienie, dotyczące polityki zagranicznej lub pomnożenia wojska, pojedynczy człowiek, wyrażający dążenia antypatriotycznej, lub po prostu zdradzieckiej mniejszości, mógł takie postanowienia uniemożliwić przez proste powiedzenie: nie pozwalam (veto). Takimi pojedynczymi warchołami posługiwali się, zwykle przekupując ich, królowie Sasi, oraz najbardziej wrogie polskim dążeniom patriotycznym kliki magnackie. Nie w tym rzecz, że ustrój sejmów pozwalał na takie sparaliżowanie większości przez mniejszość, a nawet przez poszczególnego człowieka, ale w tym, że taka mniejszość w postaci klik magnackich oraz obozu królewskiego, wyrażającego dążenia antypolskie, w ogóle istniała. Należało złamać rolę tej mniejszości. Jeśli roli tej mniejszości nie złamano, obalenie „liberum veto" o ile by do niego doszło, byłoby zwycięstwem papierowym, które rzeczywistej poprawy by nie przyniosło.* Nasuwa się w związku z tym pytanie, co się stało w czasach saskich z obozem politycznym drobnoszlacheckim zorganizowanym przez Olszowskiego, który odgrywał tak wybitną i tak dodatnią rolę w latach, mniej więcej, 1669-1690? Poza Stanisławem Szczuką, ongiś bliskim współpracownikiem Sobieskiego, zmarłym w roku 1710, czyli w trzynastym roku rządów saskich w Polsce — autorem dzieła „Eclipsis Poloniae" (Zaćmienie Polski) i bojownikiem o posiadanie przez Polskę 36 000 stałego wojska — nie znajdujemy wśród ludzi działających pod rządami saskimi nikogo, o kim można by myśleć, że jest może przywódcą organizacji, będącej dalszym ciągiem organizacji Olszowskiego. Także i w archiwach i znanych pamiętnikach z owych czasów nie znaleziono jak dotychczas żadnych wiadomości o tej organizacji. A jednak, przecież jest niepodobieństwem, by organizacja, ongiś tak potężna i sprawami polskimi kierująca tak skutecznie, a jeszcze na elekcji * W tradycyjnym polskim ustroju był zwyczaj wprowadzania w chwilach przełomowych „konfederacji", to znaczy instytucji wyjątkowej, o cechach jakby rewolucyjnych. W czasie konfederacji zwykłe zasady ustroju były na czas pewien zawieszone. Na sejmach konfederackich obowiązywało głosowanie większością. Szczególnie znane konfederacje, to są konfederacja gołąbska za czasów króla Michała Wiśniowieckiego, oraz sejm czteroletni, który uchwalił konstytucję 3 maja. W zasadzie, konfederacje były wydarzeniami legalnymi. Choć ustanawiania ich nieraz nadużywano: na przykład kształt konfederacji przybierały rokosze, a także bunty wojskowe w wypadkach, gdy nie wypłacano wojsku należnego mu żołdu. * „Każdy nieuprzedzony przyzna, że tyle sejmów zepsutych, tyle prac pogrzebanych stale według instrukcji z Berlina, to było coś więcej, niż czatowanie na okazję. Na Polskę szła świadoma, nieubłaganie konsekwentna akcja niszczycielska, a jej narzędziami byli zmieniający się w Warszawie dyplomaci pruscy" (Konopczyński). Konopczyński podkreśla szczególnie niszczycielską przy szeregu okazji rolę polskiego polityka magnackiego, Antoniego Potockiego. 53 1697 roku w sposób widoczny tak aktywna, choć w rozgrywce pokonana, znikła bez śladu. Co się z nią stało? Być może nie wybił się w jej szeregach żaden przywódca, dostatecznie uzdolniony i mający dostatecznie dużą pozycję, który by sformułował program celowej akcji, wokół którego potrafiłby skupić przeważającą część narodu i naród za sobą poprowadzić. Najwidoczniej, zabrakło myśli przewodniej: po prostu, najwybitniejsi przywódcy polskiego społeczeństwa jakoś nie zdołali zdać sobie sprawy, co trzeba robić. Byli widocznie niezdolni obmyślić program skutecznej akcji — i dlatego pozostali bezczynni. Być może także, organizacja się rozszczepiła, pojawiły się w niej różne koncepcje, różni przywódcy i nastąpiły rozłamy, w wyniku czego wpływ tej organizacji się nie zaznaczył. Jezuici i pijarzy wychowywali młode pokolenie, prowadzili także walkę z rozkładowym wpływem nowych prądów filozoficznych. Koła intelektualne zastanawiały się nad reformą ustroju. Ale zadaniem organizacji, założonej ongiś przez Olszowskiego, o ile nadal istniała, była walka polityczna. Organizacja ta powinna była walczyć przede wszystkim o dwa cele: o władzę polityczną, oraz o dobrą politykę zagraniczną. Rządy saskie niełatwo było obalić i zastąpić innymi, choć na dalszą metę należało do tego dążyć. Ale cele do osiągnięcia w polityce zagranicznej były jasne i w istocie osiągalne: należało nadal, jak za czasów Olszowskiego, rozumieć, że głównym niebezpieczeństwem dla Polski są Prusy i całą politykę zagraniczną wokół tej głównej zasady rozwijać. Tak więc nie należało się wdawać w awanturniczą politykę spychania Szwecji z Inflant, co wychodziło w praktyce na korzyść nie Polski, lecz Rosji i zachowywać postawę zbrojnej neutralności, zwracającej się frontem przeciwko Prusom, a sprzyjającej Francji. To by nie pozwoliło na uzależnienie się od Rosji i oszczędziło Polsce najazdu szwedzkiego. Polska ostałaby się wówczas jako czynnik niezależny, niezaangażowany w spory innych państw, a rosnący w siłę. Postulatem naczelnym polityki polskiej mogłoby w tych warunkach nadal być dążenie do zdobycia Prus Wschodnich — w stosownej chwili — a związane z zerwaniem umów welawsko-bydgoskich. Taka powinna była być polityka sejmów, oraz być może zwoływanych konfederacji. Przeprowadzona w sposób stanowczy i wytrwały, byłaby zmusiła do ugięcia się przed nią także i królów Sasów. Niestety, takiej polityki w wydarzeniach pod rządami saskimi nie widać. Widać pod tymi rządami rzecz jedną: stałą aktywność sil opozycyjnych wobec rządów saskich. To już było coś: była najwidoczniej w narodzie energia, było poczucie że trzeba działać i była świadcząca o zdrowiu społeczeństwa gotowość do poświęceń i do służby ojczyźnie. Ale nie było myśli przewodniej, nie było jakiegoś wyraźnego planu i nie było wyraźnego przywódcy. Na Litwie miała miejsce wojna domowa między obozem drobnoszlacheckim (do którego przylgnęli niektórzy drobniejsi magnaci) a wielkim obozem magnackim Sapiehów, dawnych wrogów Sobieskiego i przyjaciół Austrii i Brandeburgii. W bitwie pod Olkienikami (1700 roku) siły 54 szlacheckie druzgocąco pobiły regularne wojsko Sapiehów, co złamało potęgę tego rodu. W czasie wojny północnej większość narodu zajęła stanowisko przeciw najeźdźcom szwedzkim, przypominającym najazd „potopu" sprzed pół wieku, dobrze jeszcze pamiętany. Partyzantka (także chłopska, na Kurpiach) świadczyła o woli społeczeństwa przeciwstawienia się najazdowi. Sejm lubelski 1703 roku uchwalił wystawienie 48.000 wojska. Konfederacje (w Sandomierzu 22 sierpnia 1702, w Wielkopolsce 30 października 1702, na Litwie 7 marca 1703, w Środzie 9 lipca 1703, w Warszawie 16 lutego 1704, w Tarnogrodzie 26 listopada 1715), były wyrazem wielkiego rozbicia w narodzie. „Szlachta skonfederowana jawną miała nad Augustem przewagę" — pisze Konopczyński o konfederacji tarnogrodzkiej. „Oddziały saskie, gromione partiami, cofały się na całej linii za Wisłę. (...) Do czego ruch ten zmierzał, tego nie wiedział ani dwór, ani może nawet sam wódz Ledóchowski. (...) Ruch był demokratyczno-szlachecki i ogólnonarodowy. Magnaci nie mieli tu już nic do powiedzenia, cała Polska-Litwa szła z Ledóchowskim i Sulistrowskim przeciwko złemu monarsze" (Konopczyński). W wojnie domowej po podwójnej elekcji Augusta III i Leszczyńskiego w 1733 roku „operacje w Polsce od razu przybrały charakter partyzantki. Wiązały się naprędce przy Stanisławie konfederacje: wołyńska (7 listopada), sandomierska (...) (3 grudnia), krakowska, wołyńska, kijowska, podolska. Zasilane oddziałami konfederatów i pospolitaków wojska komputowe zabiegały gdzieniegdzie drogę ciągnącym (...) Moskalom" (Konopczyński). „Należy przypuszczać, że organizacja Olszowskiego — może w formie zdegenerowanej, może podzielona na jakieś nurty dzielnicowe i lokalne.— długo jeszcze żyła. Przez cały wiek osiemnasty czuje się w życiu Polski obecność jakiejś zorganizowanej akcji, zabarwionej katolicko i narodowo, wyrastającej od samego dołu, od szerokich mas społeczeństwa — rozpaczliwej i przeważnie tragicznie bezsilnej, ale tętniącej nieraz wcale żywym tętnem. Akcja ta widoczna jest w drugim potopie szwedzkim (w czasie wojny północnej) i w innych wydarzeniach epoki saskiej. Widoczna jest w konfederacji barskiej. Widoczna jest — być może — nawet w takich zjawiskach, jak zjawienie się na sejmie grodzieńskim 1783 roku zorganizowanej grupy około 25 posłów z Mazowsza (na ogólną liczbę 140 posłów), tzw. zelantów, 'garści śmiałych i nieprzekupnych obywateli, którzy zdołali wygrać wybory (...) i zjawić się na Sejmie z jednym celem stawienia rozpaczliwego oporu rozbiorowi' i 'których hasłem było: jeśli mamy zginąć, zginiemy przynajmniej z honorem, nie z hańbą'. 'Uratowali oni ten sejm przed zupełną niesławą, udowadniając, że są jeszcze wciąż w Polsce ludzie dzielni i ludzie uczciwi'" (cytaty z Lorda). Jak długo przetrwał zorganizowany obóz Olszowskiego — nie wiadomo. To jednak jest pewne, że nigdy nie znikła w Polsce, wychowana przez kontrreformację, a ostatecznie skrystalizowana politycznie przez wysiłki czasów „potopu" i przez akcję Olszowskiego warstwa społeczno-polityczna 7- uczciwa, patriotyczna, rozumna (choć przeważnie bezsilna), oraz mająca Wiadomość upadku Polski i poczucie potrzeby reform. 55 Jest rzeczą uderzającą, że przez cały wiek osiemnasty i dziewiętnasty trwa w Polsce potężny, podskórny nurt ustalonych pojęć, instynktownych dążeń i nie zawsze uświadomionego, ale mocnego światopoglądu, wyraźnie identyczny ideowo z obozem Olszowskiego. Zasób pojęć tego nurtu składa się z przeświadczenia o nierozerwalnym związku polskości z katolicyzmem, z wielkiej świadomości niebezpieczeństwa pruskiego, z czujności wobec wyznań dysydenckich (protestantyzmu i prawosławia), ze świadomości niebezpieczeństwa żydowskiego, z wrogości wobec prądów nieortodoksyjnych (np. masonerii), a wreszcie z tradycjonalizmu i konserwatyzmu, ale połączonych z duchem demokratycznym i z przekonaniem o sile dobroczynnej, tkwiącej w polskich szerokich masach. Mogło w wielu okresach chwilowo nie być w Polsce zorganizowanego obozu politycznego, wyrażającego powyższe poglądy — ale jako dążność instynktowna prąd taki w społeczeństwie polskim trwał zawsze. I odradzał się natychmiast w formie żywiołowego oddźwięku i poparcia, okazywanego jeśli tylko zjawiała się zorganizowana akcja i program, idące w wyżej wyłuszczonym kierunku".* AUGUST II MOCNY Nie pisałem dotąd o elekcji pierwszego Sasa, Augusta zwanego Mocnym, oraz o jego panowaniu, potraktowanym oddzielnie. Uzupełniam to zaniedbanie obecnie. Gdy umarł Sobieski, było rzeczą naturalną, by pokierowało elekcją stronnictwo drobnoszlacheckie, to samo, które wsadziło na tron Michała Korybut-Wiśniowieckiego i Sobieskiego. Ale znalazło się ono w położeniu nieoczekiwanie kłopotliwym: nie miało odpowiedniego kandydata. Miało ono, dotychczas, dwa cele: osadzić na tronie Polaka (króla- „piasta"), oraz zająć postawę wrogą Brandeburgii-Prusom, z myślą o zdobyciu — może prędzej, może później — Prus Książęcych. Były to czasy, gdy zanosiło się już na wojnę o sukcesję hiszpańską, a więc Europa dzieliła się na dwa wielkie obozy: francuski i niemiecki, ten ostatni złożony przede wszystkim z cesarstwa (Austrii) i Brandeburgii-Prus. Było więc oczywiste, że w dziedzinie polityki zagranicznej miejsce Polski, w myśl dążeń stronnictwa drobnoszlacheckiego, jest w obozie francuskim i antyniemieckim. Ale stronnictwo drobnoszlacheckie nie mogło osadzić na polskim tronie króla-,,piasta". Naturalnym następcą Sobieskiego był jego starszy syn, Jakub. Ale stal się on niemożliwy. Był ożeniony ze szwagierką cesarza, a więc był związany węzłami rodzinnymi z obozem niemieckim. Już dzięki królowi Sobieskiemu, który w ostatnich latach swego panowania związał się w sposób jawny z tym obozem, „idea dynastii narodowej" „poniosła klęskę"- „Niegodny jej przedstawiciel, Jakub Sobieski, od kilku lat torował sobie drogę do korony przez konszachty z Wiedniem, Sztokholmem i Berlinem, a im mniej mógł liczyć na miłość Polaków, tym skorszy był, według • Cytata z innej mojej książki. 56 powszechnego mniemania, do użycia obcego gwałtu, choćby zań przyszło płacić kosztem Polski" (Konopczyński). Innego kandydata-Polaka, nadającego się do tego, by go stronnictwo drobnoszlacheckie mogło wysunąć, nie było. Wobec tego stronnictwo to powróciło do dawniej uprawianego w Polsce - a obalonego przez Olszowskiego - zwyczaju, by wysunąć członka jakiejś królewskiej rodziny cudzoziemskiej. W istniejącej sytuacji, takim kandydatem mógł być tylko kandydat francuski. A kandydatem francuskim był książę Conti, kuzyn króla francuskiego. Obóz więc drobnoszlachecki popart kandydaturę Contiego. Na elekcji, przywódcą tych, co głosowali na Contiego, był prymas Polski, Michał Radziejowski, rodzony syn zdrajcy, stronnika Szwedów, Hieronima Radziejowskiego, to prawda, że nie przez nieobecnego ojca wychowany i zdaje się poczuwający się do obowiązku ekspiacji za winy ojca. Nie umiem powiedzieć, czy stał się on szczerym zwolennikiem stronnictwa drobnoszlacheckiego i działał na elekcji jako jego stronnik lub przywódca, czy też był tylko magnackim stronnikiem cudzoziemskiego kandydata, a stronnictwo drobnoszlacheckie jego akcję w istniejącej sytuacji .poparło. Obóz proniemiecki, na który składali się stronnicy Austrii, Brandeburgii a także i Rosji, wysunął jako kandydata księcia-elektora Saksonii, Augusta. „Na polu elekcyjnym pod Warszawą Niemcy, protestanci i katolicy, walczyli z Ludwikiem XIV" (Jasienica), to znaczy z Francją. Nie tylko z Francją, ale z przeważającą częścią polskiego narodu. Obliczano na elekcji, że na 250 zgromadzonych chorągwi po stronie Contiego jest 210. Prymas Radziejowski przeszedł do porządku nad faktem istnienia proniemieckiej, opozycyjnej mniejszości i w przekonaniu o druzgocącej przewadze stronników Contiego ogłosił jego wybór. Elekcja była skończona, wyborcy się rozjechali. Ale nie rozjechali się zwolennicy kandydata-Niemca. Gdy znaleźli się sami, należący do nich biskup kujawski, Dąmbski, ogłosił 27 czerwca 1697 roku wybór tym razem jednogłośny Augusta Sasa. Tak więc obrano dwóch kandydatów. „Zwyciężyła ta strona, której kandydat skorszy był do działania" (Konopczyński). Trzeba stwierdzić, że Conti nie miał osobiście wielkiej ochoty zostać królem polskim i nie okazał energii w walce o pokonanie niemieckiego kandydata. W sposób oczywisty, to on był legalnie wybrany, a nie August. Ale August, poparty przez wpływy cesarstwa, Prus i Rosji, oraz posługujący się z wielką energią naciskiem swego własnego, saskiego wojska, dokonał — posługując się, jako uzasadnieniem, wyborem jednogłośnym przez zgromadzenie wyborcze niekompletne — czymś, co było w istocie zamachem stanu. W miesiąc po owej uzurpatorskiej elekcji dnia 27 lipca (owa jednomyślna elekcja wśród opozycjonistów, sprzeciwiających się woli większości, miała miejsce 27 czerwca), August przybył ze swojej Saksonii na pogranicze Polski i złożył w Piekarach, na austriackim wówczas Śląsku, przysięgę na pada conventa. W 19 dni później, 15 września, biskup Dąmbski ukoronował go 57 w katedrze wawelskiej w Krakowie na króla. To znaczy August stworzył fakt dokonany, że jest polskim królem. W dniu koronacji Augusta, 15 września, eskadra francuska, złożona z 6 okrętów wojennych i wioząca obranego legalnie Franciszka Ludwika Contiego, ale nie wioząca wcale francuskiego wojska, dopiero przejeżdżała przez cieśniny duńskie. W kilka dni później przybyła do Zatoki Gdańskiej. „Ujrzawszy zamiast dwustu chorągwi pospolitego ruszenia garść ruchawki, pierzchającą przed żołnierzami Brandta i Gałeckiego i doznawszy wstrętów od gdańszczan, książę prędko wrócił na pokład i za pozwoleniem swego monarchy (tj. króla francuskiego — przyp. J.G.) odpłynął do Francji" (Konopczyński). Gdańszczanie byli stronnikami Niemca, Augusta Mocnego. Ale rzecz ważniejsza, „na wybrzeżu pojawiła się kawaleria saska" (Jasienica). Tak więc kandydat francuski został w istocie obrany — ale nie umiał władzy objąć. Został obalony przez Augusta — który naprawdę obrany nie został, ale umiał narzucić Polsce swą władzę przy pomocy szybko użytej siły fizycznej w postaci wojska saskiego i sprzymierzonych z nim wojsk niemieckich (pruskich i austriackich) i rosyjskich. August był w istocie królem-uzurpatorem. Utrzymał się jednak na tronie. To, że był w katedrze wawelskiej ukoronowany, czyniło go w oczach dużej części polskiego narodu królem prawowitym. „August Sas koronował się na króla polskiego nie z myślą kontynuowania dziejów Polski, tej Polski, której potęgę sam miał jeszcze sposobność własnymi oczyma oglądać, uczestnicząc jako młody człowiek wraz z wojskami saskimi w bitwie pod Wiedniem. (...) Koronował się on na króla Polski — z myślą o jej unicestwieniu. Bo planowane lub dopuszczane pozbawienie Polski oparcia o Bałtyk, utrata (...szeregu ziem), to nie były rzeczy na miarę pokoju buczackiego czy paktów Grzymultowskiego (..'), lecz to było zadanie śmiertelnego ciosu samym podstawom jej bytu".* „August II Sas nie był, ściśle biorąc, narzędziem pruskim i nieraz w swej - polityce z Prusami rywalizował, był jednak wyrazicielem tej samej, antypolskiej tendencji, którą Prusy reprezentowały. Istotą zdobycia przez Sasa polskiego tronu było zwycięstwo w rozgrywce elekcyjnej obozu, popieranego przez Prusy, nad obozem Olszowskiego. Nie było to pełne pruskie zwycięstwo: właśnie dlatego, że nie było to pełne i ostateczne, lecz tylko połowiczne pruskie zwycięstwo, Polska mogła jeszcze przetrwać sto lat... Był to jednak przewrót, który o katastrofie Polski rozstrzygną!."* Trzeba stwierdzić, że ani Francja, ani polski obóz drobnoszlachecki, nie okazali zbytniego zapału w walce o zwycięstwo swego kandydata i walkę tę przez niewykazanie należytego wysiłku przegrali. W rezultacie królem polskim został Niemiec i. wróg Polski, Sprawa została źle rozegrana. Można doprawdy żałować, że Jakub Sobieski zamknął sobie przez swe niemieckie, dynastyczne małżeństwo drogę do polskiej korony. Gdyby był ożeniony z jakąś Polką nie dynastycznego pochodzenia, byłby z pewnością, • Cytata z innej mojej książki. • Tamże. 58 wysiłkiem stronnictwa drobnoszlacheckiego, skutecznie obrany. Muszę się zgodzić ze zdaniem Jasienicy: „Mały i szary człowieczek nie wymyśliłby prochu, ani nie odmieniłby stosunków. Jednak nie sprowokowałby zapewne państwa do skoku w przepaść". August Mocny był najgorszym z dających się pomyśleć kandydatów na polskiego króla. Nie tylko, że był Niemcem i członkiem obozu protestanckiego. Był także i osobiście człowiekiem marnego charakteru. Miał on spore zdolności i bardzo wiele ambicji. Ale zdolności jego używane były zwykle w złej sprawie — i właśnie dlatego, że były to spore zdolności, przynosiły bardzo wiele szkody. A ambicje jego nie były połączone z ambicjami królewskimi polskimi: nie dążył on do pomyślności Polski, lecz do swego „grand dessein", to znaczy do wykrojenia sobie z ziem polskich państwa absolutystycznego, związanego z Saksonią — w połączeniu z rozbiorem Polski. Był to człowiek o dużej energii i umiejętności narzucania swej woli. Jego rysem charakterystycznym była niezwykła siła fizyczna: potrafił on łamać podkowy. Stąd pochodzi jego przydomek Mocnego. (W Saksonii: der Starkę.) Rezultatem jego rządów w Polsce jest osłabienie Polski jako państwa oraz jej takie związanie z Rosją, że Polska stała się wasalem tej Rosji. Bez jego awanturniczej polityki, jego wdania się w wielką wojnę północną po to, by zdobyć Inflanty nie dla Polski, lecz jako własność dziedziczną dla dynastii Wettynów, Polska nie uzależniłaby się od Rosji i nie poddałaby się na kilka pokoleń rosyjskiemu protektoratowi. Wewnątrz, zdezorganizował aparat polityczny Polski i uczynił z Polski państwo w stanie rozkładu i ruiny. Całkowicie zniszczył polskie wojsko — sprawując władzę w Polsce w oparciu o wojsko saskie. Zdemoralizował i prawie że zniszczył polskie sejmy. Rządził Polską, posługując się politykami i administratorami niemieckimi, przywiezionymi z Saksonii, takimi, jak Flemming i Briihl. Był to członek rodziny od dawna protestanckiej i władał dziedzicznie Saksonią, kolebką i twierdzą protestantyzmu, ojczyzną Lutra. Ale jako luteranin królem polskim nie mógł zostać. Przeszedł więc 2 czerwca 1697 roku na katolicyzm, na 25 dni przed dniem jego uzurpatorskiej elekcji. Uczynił to w Baden pod Wiedniem. „Przyjął katolicyzm w największym sekrecie, aby móc wyprzeć się go w razie niepowodzenia" (Konopczyński). Oczywiście, przez całe życie, choć zachowując pozory przynależności do Kościoła katolickiego, był katolicyzmowi najzupełniej obcy. Skłonił do przejścia na katolicyzm w r. 1712 swego syna, przyszłego króla Augusta III, gdy był on już szesnastoletnim chłopcem. * Ale jego żona, Krystyna Eberhardyna, pozostała wierna protestantyzmowi, potępiła męża-odstępcę, nie pojawiła się nigdy w Polsce, nie była koronowana na polską królową i z mężem więcej nie żyła. h jed"ak pokoleniach' lektorzy, a potem królowie sascy, urodzeni w katolicyzmie 8dv k ńiyWan' PrZeZ wychowawcow katolików, byli już katolikami naprawdę. W roku 1918 > roiestwo Saksonii uległo skasowaniu, Saksonia była państwem protestanckim, rządzonym vaz dynastię katolicką. 59 August II Mocny nie tylko zdezorganizował Polskę, nie tylko przygotował opinię światową na rozbiór Polski, nie tylko przez swój udział w wojnie północnej uzależnił Polskę od Rosji i spowodował, że został nad Polską ustanowiony rosyjski protektorat, ale nadto jeszcze przyczynił się do zdemoralizowania polskiej warstwy rządzącej w sensie seksualnym, co wybitnie się przyczyniło do chwilowego zwycięstwa w Polsce prądów niekatolickich. Był to człowiek o życiu bezprzykładnie rozwiązłym. Według jednych danych pozostawił on 98 dzieci nieślubnych, wedle innych 354. Możliwe, że obie liczby są prawdziwe: że zostawił 98 dzieci z matek wybitnych i wskutek tego odgrywających rolę wybitną i w przyszłości, a znacznie większą liczbę dzieci z dziewczynami i kobietami z ludu.* Rozwiązłe życie Augusta Mocnego wytworzyło modę na taki sam tryb życia na polskich dworach magnackich. ,.Zaraza moralna promieniowała z tego ogniska na arystokrację, a wydała bujny plon w następnych pokoleniach, współczesnych Stanisławowi Augustowi. Średnia i drobna szlachta zachowała czystość obyczajów rodzinnych, ale ugrzęzła głęboko w obżarstwie i pijaństwie, a nie uniknęła zgorszenia w postaci korupcji rządowej" (Konopczyński). August Mocny przyczynił się — swoim przykładem — w sposób wybitny do moralnego rozłożenia, w krytycznym historycznym okresie, polskiej górnej warstwy społecznej. August Mocny byl polskim królem właściwie dwa razy. Panował najpierw przez lat 9 w latach 1697-1706, do pokoju w Altranstadt, gdy pod naciskiem Szwedów abdykowai, a potem, gdy Szwedzi zostali przez Rosję pokonani, odwoławszy swoją abdykacje, przez lat 24 (1709-1733). To znaczy panował razem przez lat 33, w okresie lat 36. Zawdzięczał swój powrót na tron w roku 1709 nie tylko temu, że miał poparcie zwycięskiej Rosji, ale i temu, że rywalem jego był Leszczyński, osadzony na tronie przez najazd szwedzki i że naród polski, z dwojga złego, wolał przeciwnika znienawidzonych Szwedów, zwłaszcza, że byl koronowany na Wawelu i miał pozory króla prawowitego. Trzeba przyznać, że miał szczęście: udało mu się, dzięki sprzyjającym mu okolicznościom powrócić na tron po paroletnim wygnaniu, mimo, że nie byl przez naród polski kochany i że był w istocie od początku królem uzurpatorem. * „Król przodował całemu krajowi w przepychu i pijaństwie (...). W łożnicy Mocnego donżuana gościły, zmieniając się co parć lat, Aurora Kónigsmarck (...)> hrabina Esterle, Gruzinka Fatyma, Konstancja z Bokumów Lubomirska (...), zwana księżną Cieszyńską; hrabina Hoym, głośna pod nazwą hrabiny Cosel (...), madame Rcnard, żona francuskiego handlarza win, baletnica Duparc, podkomorzyna litewska Marianna Denhofowa z domu Bielińska i jeszcze jakaś Dieskau i jakaś Osterhausen" (Konopczyński). Obok tych stałych — w pewnych okresach — kochanek August Mocny często wchodził w stosunki przelotne. Nieślubnym synem Augusta Mocnego byl słynny wódz francuski, marszałek Francji. Maurycy Saski, syn Aurory Konigsmarck, a obok niego „kawaler saski" Jan Jerzy, syn Lubomirskiej, oraz Rutowski, syn Fatymy. 60 Byl to z pewnością najgorszy z królów, jakich Polska w swej historii posiadała. Co był wart jako człowiek, określił najlepiej on sam, na swym łożu śmierci, mówiąc: „Cale moje życie było jednym, nieprzerwanym grzechem. Boże, zlituj się nade mną!". „Polska powinna była ulec rozbiorowi już w wyniku rządów Augusta Mocnego — i to raczej ich początku, niż ich końca. Jeśli to się nie stało — to dlatego, że uratowała nas Rosja. Brzmi to jak paradoks — a jednak to jest prawda. Rosja nie była naszym przyjacielem. Przeciwnie, była naszym wrogiem. Wrogiem jeśli nie w tym stopniu, co współcześnie Prusy, to w każdym razie nie mniejszym niż nieco wcześniej Turcja. Jej polityka wobec Polski była polityką zaciętego wroga, dyktowaną zarówno ambicjami ekspansjonistycznymS, jak nienawiścią wobec obcej, katolickiej i zachodniej cywilizacji, oraz chęcią odwetu za dawne klęski. (...) Ale będąc naszym wrogiem, Rosja była nim na inny sposób niż Prusy i niż cały w ogóle obóz protestancki. Jej dążenia były inne i jej polityka była inna. Polityka jej skrzyżowała się z polityką pruską — i to nas, do czasu, uratowało. Prusy dążyły do rozbioru Polski. Ale Rosja była rozbiorowi przeciwna. Rosja pragnęła zamienić Polskę w swojego satelitę i wpływami w Polsce z nikim się nie dzielić. < Piotrowi Wielkiemu należy się sława zainaugurowania polityki, która zmierzała do umieszczenia Rzeczypospolitej pod rosyjskim protektoratem (...). Ustalił on tradycje rosyjskiej polityki wobec Polski na blisko stuleciem (Lord)"* Także i August Mocny ustalił tradycje polityczne jeśli nie na stulecie, to na długie dziesiątki lat. Uczynił Polskę bezbronną wobec Prus. Oraz wepchnął Polskę w protektorat rosyjski. LESZCZYŃSKI * Cytata ; S^^^ przez 3 lata O733-1736) - Polska * Stanisław L^zyński, choć więc Leszczyński byl przez 3 ? krÓlem> 3 P°nadt0 Prz" 5'a gdy Polska P°dz^ona była „od krÓIem Praw°witym.) "*80 w sprawowaniu ej mojej książki. 61 Gdy Szwedzi, z królem Karolem XII na czele, najechali Polskę w roku 1702, zajęli Warszawę (24 maja) i Kraków (7 sierpnia) i pobili wojska Augusta pod Kliszowem (19 lipca), dążeniem ich było podporządkować Polskę Szwecji, a do tego celu spowodować, by królem polskim został ktoś, kto będzie rządom szwedzkim zupełnie powolny. Zwołana pod naciskiem Szwecji konfederacja ogłosiła złożenie Augusta II 14 lutego 1704 roku z tronu, a 12 lipca tegoż roku zgromadzenie elekcyjne, złożone z 800 szlachty, otoczone przez wojsko szwedzkie, ogłosiło go królem. Był to wybór oczywiście bezprawny, ale przy poparciu okupacji szwedzkiej mógł Leszczyński sprawować władzę na dużej części terytorium Polski, a więc Polska miała równocześnie dwóch królów i była w stanie wojny domowej. Gdy pod naciskiem szwedzkim, pokojem w Altranstadt w 1706 roku August II zrzekł się na jego rzecz polskiego tronu, został on jedynym polskim królem i był nim przez 3 lata. Po bitwie pod Połtawą, gdy Rosjanie złamali potęgę szwedzką, musiał z Polski uciec, a królem polskim został ponownie August Mocny. Leszczyński tułał się potem po świecie, był w Szwecji, był w Turcji, zarządzał z ramienia króla szwedzkiego dziedzicznym księstwem królów szwedzkich w Niemczech, księstwem Dwóch Mostów (Zweibriicken), a potem mieszkał w Alzacji, jako wygnaniec bez znaczenia. Nagły zwrot w jego położeniu nastąpił w roku 1725. Mianowicie córka jego, Maria, wyszła za mąż za młodzieńczego króla Francji, Ludwika XV, został więc on teściem króla Francji. Małżeństwo to zostało urządzone przez francuskie koła polityczne dworskie i miało dużego znaczenia skutki polityczne. Król francuski miał 15 lat. Zachodziła obawa, że w razie możliwej śmierci, wygaśnie główna linia dynastii francuskiej. Myślano pierwotnie o ożenieniu go z królewną hiszpańską, dzieckiem sześcioletnim; ale oznaczało to czekanie jeszcze przez długie lata na możliwość narodzenia się następcy tronu. Zdecydowano więc ożenić go z Marią Leszczyńską, starszą od niego o 7 lat, panną 22-letnią, a wiec mogącą już być matką. Była ona córką króla, a więc posiadała rangę, odpowiadającą kandydatce na królową Francji. (Wnukowie tej Polki, a prawnukowie Leszczyńskiego, byli później królami Francji kolejno jako Ludwik XVI, Ludwik XVIII i Karol X. Ich ojciec, syn Marii Leszczyńskiej i króla Ludwika XV, umarł, zanim został królem.) Ale obok troski o przedłużenie francuskiej dynastii istniał jeszcze drugi powód, dla którego stworzono powinowactwo między Stanisławem Leszczyńskim a rodziną królewską francuską. Francja nie chciała, by Polska, wschodnia sąsiadka Niemiec, rządzona była w duchu niemieckim; chciała by, w wyborach po śmierci Augusta Mocnego, mającego już lat 55 i mogącego wkrótce umrzeć, obrany został na króla polskiego kandydat francuski. Stanisław Leszczyński był tu kandydatem idealnym. Był to zdetronizowany król, który powrócić na tron polski gorąco pragnął i gotów był o odzyskanie tego tronu walczyć. Łączył on w sobie dwie zalety: był rodowitym Polakiem, a więc odpowiadał wymaganiom tych, co chcieli mieć „króla-piasta". A zarazem był teściem króla Francji, a więc członkiem rodziny królewskiej francuskiej; odpowiadał więc życzeniu tych, co chcieli mieć króla, związanego z którymś z domów panujących w Europie. 62 Znaczenie jego przez wyniesienie jego córki do godności królowej Francji bardzo wzrosło. Trzeba stwierdzić, że początkowo był to człowiek niegodny polskiej korony królewskiej. Szwedzi zrobili go polskim królem, gdy miał lat 29, a więc był jeszcze niezbyt doświadczonym młodzieńcem. Zachowywał się początkowo po prostu niegodnie, ulegając Szwedom we wszystkim, odgrywając rolę szwedzkiej kukły i płaszcząc się przed szwedzkim królem jak przed zwierzchnikiem. Był członkiem rodziny Leszczyńskich, która i w czasie „potopu" okazywała sympatie szwedzkie i budził w narodzie nieufność jako narzędzie Szwedów. (Jego ojciec, Rafał, był jednym z przywódców stronnictwa przyjaznego Szwedom.) Był on katolikiem, ale jego przodkowie byli do niedawna protestantami. Ale z czasem, oblicze Stanisława Leszczyńskiego uległo całkowitej zmianie. Niepowodzenia życiowe, oraz trudne początkowo warunki życia na emigracji pogłębiły go duchowo, zrobiły z niego myśliciela i uczonego. Nazywano go potem królem-filozofem. Lotaryńscy Francuzi nazywali go i nazywają „Stanislas le Bienfaisant", Stanisław Dobroczynny. August Mocny umarł w roku 1733. Stanisław Leszczyński był już od ośmiu lat teściem króla francuskiego. Pojawiła się dlań nowa szansa zostania polskim królem. Popierały go, tak jak ongiś księcia Conti, dwa czynniki: polskie stronnictwo drobnoszlacheckie oraz magnacka partia stronników Francji. Ale sprzeciwiały się temu zarówno proniemieckie i prosaskie koła magnackie polskie, jak — rzecz ważniejsza — państwa sąsiednie, a przede wszystkim Austria i Rosja, które wyraziły gotowość poparcia siłą zbrojną kandydatury syna Augusta Mocnego. Leszczyński domagał się od swego zięcia, króla francuskiego, by armia francuska, maszerując przez Niemcy, wprowadziła go w razie szczęśliwego wyboru do Polski. Ale czołowe czynniki francuskie nie zdecydowały się na ten krok. Leszczyński pojechał więc do Polski w przebraniu, potajemnie jako zwykły podróżnik. Czynna pomoc francuska wyraziła się więc tylko w wysłaniu — znowu — eskadry okrętów do Gdańska. Na sejmie, poprzedzającym elekcję, uchwalono jednomyślnie, że obrany zostanie tylko rodowity Polak, król-,,piast". Leszczyński — nieoczekiwanie — zjawił się na elekcji, wywołując powszechny zapał. Został obrany, przy czym złożono na jego korzyść 13 i pół tysiąca podpisów — co zasługiwało na porównanie z jego obiorem pod opieką szwedzką, 37 lat wcześniej, gdy jednomyślne zgromadzenie elekcyjne składało się tylko z 800 wyborców. Ale stronnicy Sasa opuścili zgromadzenie elekcyjne i przekroczywszy Wisłę, zrobili we wsi Kamień drugie pole elekcyjne > dokonali tam obioru Sasa jako króla polskiego Augusta III. Twierdzili, że było ich tam 3 tysiące, ale zdołali zebrać podpisów tylko mniej niż tysiąc. ..Wybór Stanisława i walka w jego obronie to jakby pospolite ruszenie wszystkiego, co było jeszcze jakoś coś niecoś warte w Rzeczypospolitej" (Jasienica). Wojska niemieckie i rosyjskie wkroczyły do POlski, by poprzeć obiór Sasa (10 000 i 30 000 Rosjan). Francja, w imię honoru króla 63 francuskiego, wypowiedziała Austrii wojnę; przyłączyły się do niej Hiszpania i Sardynia. Wojska austriackie były przez Francuzów bite — nad Renem i we Włoszech — i wobec tego uderzyć na Polskę nie mogły. Ale i bez nich — siły regularne Polski, nie mającej licznego wojska, oraz szlacheckie oddziały nieregularne zwolenników Leszczyńskiego były za słabe, by stawić skuteczny opór najazdowi saskiemu i rosyjskiemu. Leszczyński z gronem swoich czołowych zwolenników wyjechał do Gdańska, czekać na pomoc zbrojną francuską. Gdańsk został oblężony przez wojska rosyjskie; jego mieszkańcy, stojący gorąco po stronie Leszczyńskiego, dzielnie i długo się przeciwko Rosjanom bronili. Eskadra francuska wreszcie przybyła i przywiozła kilka tysięcy wojska francuskiego, ale wojsko to nie wylądowało, uznając sprawę swoją za beznadziejną. Francuskie okręty wyruszyły w drogę powrotną przez cieśniny duńskie. Francuski ambasador w Kopenhadze, de Plelo, uznał to za sprzeczne z honorem Francji, zawrócił część tych okrętów z powrotem do Gdańska i sam z nimi pojechał. Francuzi po bohatersku wylądowali i bezskutecznie uderzyli na szańce rosyjskie, przy czym hrabia Plelo poległ, przebity rosyjskimi bagnetami. Także i kilkuset Szwedów, sojuszników Francji, przybyło na odsiecz Gdańska. Przybyły również posiłki z głębi Polski. Gdańsk jednak padł. Leszczyński uciekł więc w przebraniu do Królewca. W obronie Leszczyńskiego i jego królowania zawiązała się w Dzikowie ogólnopolska konfederacja, która zdobyła się na wiele wysiłków,* ale nie była w stanie nic istotnego osiągnąć zbrojnie przeci\)^p wojskom rosyjskim i saskim. Także i w Europie zachodniej rozkołysała się „wojna o sukcesję polską", która trwała potem aż do 1738 roku, ale w której nie chodziło już o sprawy polskie, lecz pod ich pretekstem o różne inne sprawy, obchodzące Francję i Hiszpanię. Ostatecznie, utrwaliła się w Polsce władza Augusta III Sasa. (Rzecz ciekawa, że Prusy popierały nie Sasa, lecz Leszczyńskiego.) Na zachodzie wojnę zakończył pokój, zawarty w Wiedniu w sposób tymczasowy w roku 1735 i ostateczny w roku 1738, który przyniósł różne korzyści Francji i Hiszpanii, ale w sprawach polskich polegał na uznaniu Augusta III za króla, na abdykacji Leszczyńskiego z zachowaniem jednak dożywotnim tytułu króla oraz na oddaniu Leszczyńskiemu w dożywocie księstwa Lotaryngii (która przedtem była zależna od cesarstwa, a po śmierci Leszczyńskiego miała być przyłączona do Francji). * Konfederacja dzikowska kladla szczególny nacisk na sprawę zupełnej niepodległości Polski tj. uwolnienia Polski — zwłaszcza w chwilach elekcji królów — od nacisku obcych mocarstw. „Na tym podniesieniu idei niepodległości narodowej, bez utopienia jej w „złotej" swobodzie jednostek polega niewątpliwie zasługa dziejowa konfederacji dzikowskiej ; przez nie okazał się ruch 1734-35 krokiem naprzód w rozwoju moralnym od Tarnogiodu do Baru" (Konopczyński). Zarówno treść ideowa konfederacji dzikowskiej, jak uchwała w 1733 roku o wyborze króla- ,.piasta" zdają sie wskazywać, że organizacja, założona przez biskupa Olszowskiego, chyba wciąż jeszcze w owych czasach istniała. „Jeszcze przez rok potem stawiali opór uzurpatorowi konfederaci dzikowscy, którzy na wiarę Francji próbowali obstawać przy legalnym królu Leszczyńskim i bronili niepodległości na przekór Sasom, Moskwie i Austriakom" (Konopczyński). 64 Leszczyński panował odtąd przez 31 lat (1735-1766) w Lotaryngii, rezydując głównie w miastach Nancy i Luneville. Zaznaczył się tam jako bardzo dobry gospodarz. Pod jego zarządem zwłaszcza Nancy stało się bardzo pięknym miastem, a jego główny plac, Place Stanislas, z pomnikiem króla Stanisława Leszczyńskiego pośrodku, jest dziś jednym z najpiękniejszych placów miejskich we Francji. Król Stanisław nie tracił nigdy łączności z Polską i z polskością. Skupił wokół siebie grono emigrantów z Polski i utworzył ognisko studiów nad sprawami polskimi, a zwłaszcza nad ustrojem Polski. Zasłynął potem jako autor dzieła „Głos wolny, wolność ubezpieczający". Zaznaczył się między innymi tym, że zwalczał poddaństwo osobiste chłopów. Przez całe życie marzył o powrocie do Polski i zostaniu znowu polskim królem. Zgłosił nawet — bezskutecznie — swoją kandydaturę na ostatniej polskiej elekcji w roku 1764, gdy miał już lat 87. (Umarł w dwa lata później jako człowiek 89—letni, gdy panował już w Polsce Stanisław August Poniatowski.) Był on dość żarliwym katolikiem. Ale nie przeszkodziło mu to zostać członkiem masonerii. Być może nie doszło do jego świadomości, że papież Klemens XII zakazał w roku 1738 katolikom należenia do masonerii. (To dopiero od roku 1738 Kościół katolicki, poznawszy dokładniej istotę masonerii, zajął wobec tej założonej w Londynie oficjalnie w roku 1717 organizacji postawę nieprzejednaną.) Rzecz ciekawa, że jego córka, królowa Francji, postarała się o to, by jego spowiednikiem w ostatnich latach życia został ksiądz Stefan Łuskina, jezuita, jeden z największych w Polsce wrogów masonerii, późniejszy założyciel „Gazety Warszawskiej". Znała go osobiście z jego poprzednich pobytów we Francji i najwidoczniej uważała go za szczególnie odpowiedniego do wykonywania roli przewodnika jej ojca w chwilach, poprzedzających jego śmierć. (Łuskina przebywał w Luneville jako spowiednik króla Stanisława Leszczyńskiego dokładnie przez rok, od lutego 1765 roku do jego śmierci w lutym 1766.) Cechy osobiste królowej Marii Leszczyńskiej rzucają dodatkowe światło na osobę jej ojca. Była to kobieta wielkiej pobożności i zacności. Mimo że urodzona poza granicami ówczesnej Polski, z gośćmi z Polski, także w czasie swego francuskiego królowania, rozmawiała wyłącznie po polsku. A władała językiem polskim dobrze. Król Stanisław widocznie dobrze ją wychował. AUGUST III ' August III Sas, syn Mocnego, panował w Polsce przez 30 lat, w latach 1733-1763. O panowaniu jego pisałem już sporo w rozdziałach poprzednich. Był to Niemiec, zupełnie sprawom polskim obcy. Przebywał stale w Saksonii, do Polski przyjeżdżał rzadko i na bardzo krótko. Językiem polskim, a także łaciną nie władał, posługiwał się prawie wyłącznie językiem niemieckim. Rządził Polską przez dygnitarzy Niemców (najdłużej przez 5 —Hist. Nar. Poi., t. II 65 ministra Bruhla — który też nie umiał mówić po polsku) i przy pomocy wojska saskiego. Ani jeden sejm w czasie jego długiego panowania nie odbył się normalnie, były one zrywane przy pomocy „liberum veto", prawie zawsze z inicjatywy Bruhla — a więc były bezskuteczne. Był to człowiek o malej inteligencji i o braku jakichkolwiek ideałów i politycznych dążeń. Szkodził Polsce przede wszystkim przez bezwładne zajmowanie miejsca, na którym ktoś inny mógłby dokonywać rzeczy pożytecznych. Trzeba przyznać, że czasy Augusta 111 były epoką jakiego takiego dobrobytu. Nie było wojen przez większą część jego panowania; także i za panowania jego ojca, po Sejmie Niemym 1717 roku, wojen nie było zbyt wiele. W warunkach jakiego takiego pokoju dobrobyt stopniowo się podnosił. Miasta znajdowały się w ruinie, chłop był uciskany, ale szlachta i magnaci żyli w rosnącym, a łatwo osiąganym dostatku. Rodziło to pokusę do płytkiego używania życia. Zrodził się nawet zwrot przysłowiowy: ,,za króla Sasa jedz, pij i popuszczaj pasa". Rodziło to zadowolenie wśród bardziej bezmyślnych i krótkowzrocznych żywiołów między polską szlachtą. Zjawił się w Polsce — między ludźmi usposobionymi egoistycznie i pozbawionymi szerszych widnokręgów — prąd uważania rządów saskich za rządy pomyślne dla Polski, a samych Sasów za prawowitą dynastię polskich królów. Polska pod rządami Augusta III stawała się oazą zastoju i bezwładu, zarazem niesłusznego zadowolenia z siebie, oraz poczucia, że nie da się osiągnąć żadnej poprawy, nic większej miary zrobić się nie da i wobec tego nie trzeba próbować. A tymczasem dookoła rosły coraz większe potęgi i toczyły się wielkie, historyczne zmagania. Jednym z nich była „wojna siedmioletnia". Stopniowo, sąsiedzi Polski zdali sobie sprawę z tego, że Polska jest ciałem bezwładnym, pozbawionym wiedzącego czego chce rządu, oraz sprawnego aparatu rządowego — i zaczęli ją traktować jak ziemię niczyją, jak kraj bezpański, po którym można swobodnie hulać. Całe wielkie armie państw ościennych zaczęły maszerować na przełaj przez Polskę, tak jakby to był niczyj ocean, po którym floty różnych państw pływają, nie pytając się nikogo o zezwolenie. To w czasach Augusta 111 król pruski Fryderyk II, fałszował miliony polskich pieniędzy i tym sposobem wyciskał z Polski oszukańcze zyski, idące w dziesiątki, a nawet w setki milionów polskich złotych. Agenci sąsiednich mocarstw, mianowicie Prus i Rosji, wybierali w Polsce bezprawnie podatki, nakładali kontrybucje, rekwirowali żywność dla wojska i paszę dla koni, a nawet porywali polskich chłopów (i żołnierzy polskich oddziałów wojskowych) do swojego wojska. Polska zrobiła się „karczmą zajezdną". To nie znaczy, że nie było w Polsce odruchów oporu. Wobec słabości stronnictwa szlacheckiego, coraz większą rolę zaczęły odgrywać kliki magnackie. Miały one swoje dążenia partykularne, rodowe i dzielnicowe, ale coraz więcej zaczęły myśleć kategoriami całości kraju. Ich silą było to, że miały w ręku niezależne od administracji królewsico-saskiej czynniki władzy i działania: oddziały wojska (milicje magnackie), rozgałęzioną sieć agentur politycznych, a wreszcie pieniądze. 66 Z grubsza można powiedzieć, że kliki magnackie w Polsce dzieliły się na dwa obozy. Na czele jednego z nich stał ród Potockich. Zwano ich potocznie „patriotami". Na czele drugiego stali książęta Czartoryscy.* Nosili potocznie nazwę „familii", czyli magnackiej rodziny. Różniła te dwa obozy przede wszystkim polityka zagraniczna. Patrioci" byli blisko związani z Prusami, „familia" uważała, że Polska jńusi szukać politycznego oparcia w Rosji. Inny był jednak ton i charakter polityki zagranicznej tych dwóch obozów. „Patrioci" dążyli przede wszystkim do własnej potęgi, a w Prusach szukali oparcia w dużym stopniu z pobudek prywaty, znajdując w tym oparciu wielką pomoc dla swych poczynań, a nie wahając się stawać się powolnym pruskim narzędziem. U „familii" więcej było poczucia odpowiedzialności za całość Polski, a ich związek z Rosją nie był zależnością, lecz raczej czymś w rodzaju sojuszu. Uważali oni, że w istniejącej sytuacji Polska nie może być politycznie samotna i musi być w przymierzu z jakimś innym państwem, a państwem tym powinna być, jako najmniej dla Polski niebezpieczna, Rosja. W praktyce jednak, także i oni byli od Rosji w niemałym stopniu uzależnieni. Tak więc epoka Augusta III była epoką walki i intryg partyjnych dwóch obozów, przy czym obozy te w wielu chwilach stawały się zmaganiami dwóch agentur zagranicznych. Na ogół, „familia" w owym czasie w polityce polskiej przeważała. Dało to powód Konopczyńskiemu do zatytułowania jednego z rozdziałów swych „Dziejów Polski nowożytnej" — „Czartoryscy dochodzą do władzy". Owo dochodzenie do władzy — to było przede wszystkim zdobywanie sobie wpływu na króla i obóz królewski. Charakterystyczną różnicą między „patriotami" a „familią" było to, że większość Potockich to byli masoni, natomiast starsi Czartoryscy masonami nie byli, choć w młodszym pokoleniu także i oni znaleźli się w szeregach masonerii. To za panowania Augusta III zaznaczył się wśród rozumniejszej i ideowszej części polskiej politycznej i kulturalnej elity prąd odrodzeńczy. To w czasie tego panowania Konarski założył warszawskie Collegium nobilium (1740), zreformował szkoły pijarskie (1750-55), wydał, wraz z biskupem Załuskim, sześciotomowe „Volumina legum" (1732-1739), wydał traktat „O skutecznym rad sposobie" (1744—48). W tym samym czasie tworzyli i wydawali swoje dzieła także i liczni inni głosiciele potrzeby reform w Polsce. Szczególnie ważny był w owym czasie rozwój polskiego szkolnictwa (pijarskiego, ale także i jezuickiego), które wychowało całe setki polskich działaczy i myślicieli, mających się stać wkrótce wielką kadrą tak zwanego odrodzenia stanisławowskiego. Mimo bezradności politycznej Augusta III, jego czasy były — całkiem poza nawiasem działań i dążeń króla i królewskiego dworu — epoką przygotowywania się wielkiego wydarzenia w naszej historii, jakim było „odrodzenie stanisławowskie". Byli to potomkowie Giedymina. Z upoważnienia jeszcze króla Zygmunta Augusta, używali om tytułu „Fratres et consanguinci" (bracia i krewniacy) Jagiellonów. 67 WOJNA SIEDMIOLETNIA Gdy panował w Polsce August III, rozegrała się w pobliżu jej granic wojna, zwana siedmioletnią, która była jednym z najważniejszych wydarzeń w nowożytnej historii europejskiej i wywarła wielki wpływ także i na historię Polski. Miała ona miejsce w latach 1756-63. Była to wojna dwóch koalicji. Po jednej stronie stały Prusy i Anglia. Po drugiej Austria, Francja, Szwecja, Rosja, Saksonia i inne państwa niemieckie. Dokonała ona olbrzymiej przemiany w układzie politycznym w Europie i w świecie. Wydawało się, że obóz francusko-austriacki jest silniejszy. Tymczasem wynikiem wojny było, że Prusy i Anglia odniosły całkowite zwycięstwo. Były to państwa protestanckie. Ich zwycięstwo oznaczało zdobycie hegemonii przez Prusy jeśli nie w całej Europie, to w Europie środkowej, a przez Anglię w świecie; a więc hegemonię państw protestanckich. Dotychczas, Europa miała charakter kontynentu katolickiego, na którym kraje protestanckie były jakby tylko opozycją. Także i w świecie pozaeuropejskim państwa katolickie: Hiszpania, Portugalia i Francja miały zdecydowaną przewagę, nie równoważoną przez ambicje ruchliwych, młodszych rywali protestanckiej Anglii i Holandii. Zwycięstwo angielskie całkowicie przeważyło tu szalę na stronę obozu protestanckiego. W Europie, Prusy, zwyciężając Austrię, ostatecznie utrwaliły swoją władzę na Śląsku. Stały się przez to dużym państwem i to położonym w samym środku Europy. Narzucały one odtąd swoją wolę nie tylko pokonanej Austrii, nie tylko bezwładnej Polsce, nie tylko państwom niemieckim, jak Saksonia, ale w niemałym stopniu także Francji i Rosji. Wojna siedmioletnia była wielkim przewrotem w Europie — ale pamiętać trzeba o tym, że był to przewrót niekompletny. Aby Europę przekształcić, trzeba było drugiego etapu. Tym drugim etapem było zniszczenie Polski. Dopiero przez zniszczenie Polski hegemonia Prus w Europie stawała się kompletna. Nastąpiło to niedługo: pierwszy rozbiór Polski nastąpił w 9 lat po zakończeniu wojny siedmioletniej. Nowa Europa i nowy świat, w których hegemonia należała do Prus i Anglii, narodziła się w końcu wieku osiemnastego, a miała za początek dwa przewroty: wojnę siedmioletnią i rozbiór Polski. Ta nowa Europa i ten nowy świat miały trwać w zasadniczych zrębach do pokoju wersalskiego (1919), który przywrócił niektóre elementy porządku europejskiego sprzed wojny siedmioletniej i sprzed rozbioru Polski, a został ze swej strony obalony w roku 1945, gdy świat został podzielony między wpływ dwóch mocarstw pozaeuropejskich, już nie protestanckich w duchu osiemnastego wieku: Ameryki i Rosji, mianowicie będących pierwsze dalszym ciągiem cromwellowskiej, purytańskiej rewolucji angielskiej, zwracającej się przeciwko potędze Anglii anglikańskiej, a drugie mocarstwem jawnie antychrześcijańskim. (Byl to jakby drugi etap przekształcenia Europy katolickiej w niechrześcijańską.) Jeśli idzie o angielską część wojny siedmioletniej, toczyła się ona przede wszystkim w Kanadzie i w Indiach. Francja panowała pierwotnie nad większą częścią Ameryki Północnej: należała do niej Kanada, całe dorzecze Mississipi 68 (z takimi francuskimi miastami, jak Nowy Orlean i Święty Ludwik, czyli St Louis) i niektóre wyspy Morza Karaibskiego. (Z obszarem panowania francuskiego graniczyło na południu imperium hiszpańskie w Meksyku, Teksasie, Florydzie i na wyspach.) Posiadłości angielskie w Ameryce — to pierwotnie był tylko wąski pas ziemi nad Atlantykiem, z takimi miastami, iak Boston, Filadelfia, Nowy Jork i Richmond. Anglia odebrała Francji część jej posiadłości w Kanadzie (tzw. Akadię)* już pokojem w Utrechcie (1713). Ale wojna siedmioletnia sprawiła, że cała Kanada przeszła w ręce angielskie. Zdobycie miasta Quebec, ówczesnej stolicy Kanady, przez Anglików w bitwie 13 września 1759, stało się dla francuskiej Kanady taką klęską, jak bitwa na Kosowym Polu dla Serbów, a Maciejówkę dla Polski. Cała Kanada znalazła się odtąd pod panowaniem angielskim i została potem przez Anglików stopniowo skolonizowana (była dotąd krajem stosunkowo pustym), tak że zrobiła się, poza prowincją Quebec, także i etnicznie krajem angielskim. Choć aż po granicę amerykańskiej (dawniej rosyjskiej) Alaski żyją w niej wszędzie odosobnione grupki starej, francuskiej (często zmieszanej z Indianami) ludności. Francuszczyzna w Kanadzie była przez długie pokolenia uciskana. Francuzi uporczywie trzymali się i częściowo trzymają swej narodowości, broniąc się tak, jak w XIX i XX wieku Polacy na Śląsku i na Pomorzu. Jeszcze w roku 1885 wybuchło tam w prowincjach Manitoba i Ontario francuskie powstanie, zbrojnie przez Anglików stłumione (jego przywódca, Riel, mieszaniec francusko-indiański został przez Anglików powieszony). Ale dzisiaj jest w Manitobie tylko około 9 procent, a w Ontario 10 procent Francuzów. Jedynie w prowincji Quebec, o 5 milionach ludności, francuszczyzna przeważa zwycięsko (82 procent); istnieje tam nawet dość silna dążność do politycznego oderwania się od Kanady i utworzenia osobnego państwa Quebec, mającego charakter francuski.* W Indiach zmagały się wpływy angielskie z francuskimi (także i z portugalskimi). W wojnie siedmioletniej wojska francuskie w Indiach zostały pobite, a posiadłości francuskie zredukowane do mało znaczących resztek.* * Dawna Akadia — to są dzisiejsze prowincje kanadyjskie Nowy Brunświk, Nowa Szkocja ? Wyspa Księcia Edwarda. Rząd angielski wysiedlił z Akadii ludność francuską, która wygnana została głównie do Luizjany, gdzie jej potomkowie żyją po dziś dzień. (W dawnej Akadii żyją dziś tylko resztki ludności francuskiej.) Amerykański poeta Longfellow (1808-1882) opisał wygnanie Akadyjczyków w słynnym poemacie „Evangeline". * Rzecz ciekawa, że Francja nie utraciła maleńkiej grupki wysepek u wybrzeży kanadyjskich, St.Pierre et Miquelon. Wysepki te, o 5 tysiącach ludności, dotąd należą do Francji i stanowią bazę francuskich połowów ryb u wybrzeży amerykańskich. * Francja posiadała do niedawna cztery miasta na indyjskich wybrzeżach, z których największym Mo Pondichćry, o łącznej liczbie ludności z górą 400 tysięcy. Oddane one zostały Indiom traktatem z 1956 roku. Portugalia posiadała w Indiach kilka sporych terytoriów, mających razem około 700 tysięcy ludności, z których największym jest Goa. Zostały one podbite przez Indie w roku 1961. Miasto Goa o pięknej, portugalskiej architekturze jest wielkim ośrodkiem katolicyzmu i zawiera grób świętego Franciszka Ksawerego. 69 W Europie - wojna siedmioletnia, to była przede wszystkim wojna o k dzielnica staropolska, podbity przez Czechów w XIII wieku, był potem S władzą czeską i wraz z Czechami dostał się pod władze austriacką. Miał oT charakter dzielnicy polskiej (z dużą przym.eszką ludność, niemieckiej), pozostającej poza granicami Polski i znajdującej się tak samo Sk^zecny pod rządami Austrii. Pod względem kościelnym Śląsk (diecezja wrocławska) podlegał zawsze arcybiskupom gnieźnieńskim (prymasom P°1Sprusy zapragnęły zagarnąć Śląsk dla siebie. Król Fryderyk H poLdanych zasobów. Ale Fryderyk okazał się zarówno^bardzo zręcznym i posiadającym niezwykle mocny charakter polityk.em, który mgdy nie trac.i S!nfe uginał się przed niepowodzeniami, jak utalentowanym wodzem który potrafił odnieść szereg błyskotliwych zwycięstw często bijać przeciwników, silniejszych od niego. Jednym z jego "^^^Z było druzgocące zwycięstwo nad połączoną arrmą austnacko- Rossbach 5 listopada 1757 roku (22 000 Prusaków z 72 armatami p 43 000 Francuzów i Austriaków z 109 armatami). Natomiast doznał pod Kunowicami (KunersdorO 12 sierpnia 1759. (68 000 Rosjan i Austriak wobec 49 000 Prusaków). 70 Miał jednak wyjątkowe szczęście. Nie tylko szczęście bitewne, w rozlicznych bitwach, ale i polityczne. Około roku 1761 zdawało się, że położenie Prus jest beznadziejne i że Fryderyk musi kapitulować. Ale 5 stycznia 1762 roku umarła rosyjska cesarzowa Elżbieta, władzę w Rosji objął cesarz Piotr III, wielki wielbiciel Prus i Fryderyka. Przeszedł on w wojnie ze strony austriacko-francuskiej na stronę pruską. Zawarł z Prusami nie tylko pokój, ale i przymierze. Wojska rosyjskie, których duży korpus znajdował się w Prusach, z wrogów Prus stały się ich przyjaciółmi. Sytuacja ta trwała bardzo krótko, ale to wystarczyło, by przywrócić Fryderykowi przewagę w wojnie. Piotr III, w około pół roku po objęciu w Rosji władzy, został zamordowany (9 lipca 1762), a władzę objęła tam wdowa po nim, Katarzyna II. Nie utrzymała ona Rosji w wojnie po stronie pruskiej, ale przybrała postawę neutralności, co już i tak stanowiło zapewnienie przewagi w wojnie Prusom, walczącym odtąd już tylko przeciwko Austrii i Francji. Ostatecznie, Fryderyk okazał się w tej wojnie całkowitym zwycięzcą tak samo jak Anglia okazała się zwycięzcą w Kanadzie i w Indiach. Francja i Austria wraz ze sprzymierzeńcami uznały, że są pokonane i bezsilne, zawarty w roku 1763 pokój, osobny z Anglią (w Paryżu) i osobny z Prusami (w Hubertsburgu). Odtąd Anglia stała się bezspornym panem północnej Ameryki i Indu, Prusy bezspornym panem środkowej Europy. Zwycięstwo Prus w wojnie siedmioletniej było wielkim nieszczęściem dla Polski. Państwo, które już od stu lat zmierzało do zniszczenia Polski, a było spadkobiercą antypolskiego państwa krzyżackiego, stało się teraz najpotężniejszym państwem w tej części Europy. Ogromnie wzrosło ono terytorialnie: przez zabór Śląska stało się ono państwem, jak na skalę europejską dość dużym. Ze 118 000 kilometrów kwadratowych obszaru wzrosło do 156 000 kilometrów kwadratowych, z 2 i pół miliona ludności do 4 milionów. Ale rzecz najważniejsza: otaczało ono teraz Polskę z kilku stron sama geografia rodziła teraz w nich pokusę do dalszego rozszerzenia się kosztem Polski, by obszar Prus zaokrąglić. Śląsk był starą polską dzielnicą, utrzymującą zwłaszcza przez Kościół n^nt ZW1 ó 'Z P°lską- Duża czcść Śląska by'a wciaz etnicznie polska, a życie po sKie na S ąsku jeśli nie kwitło, to w każdym razie wegetowało całkiem Dujnie, a polska dynastia królewska Piastów utrzymała się przy lenniczo- 167S ^CJBT 3 y na Czeici Ślaska , o cały 'cud domu brandeburskiego'. (...) Rzesza Niemiecka zaczynała się obracać ku berlińskiemu słońcu, grzejącemu skuteczniej od wiedeńskiego" (Jasienica). Natomiast „Polska bezczynna w wymarzonej dla niej koniunkturze, zdeptana fizycznie i moralnie, nawet w dość życzliwych oczach francuskich, okazała się bezpańskim terenem, z którym się nie wchodzi w sojusze, a którego się tylko strzeże przed jednostronnym zaborem — w imię równowagi europejskiej" (Konopczyński). 73 Wielkimi krokami Polska zaczęła kroczyć ku rozbiorom.* • Jak traktowały wówczas Polskę nawet siły, które z samej konieczności politycznej i geograficznej powinny byty być jej przyjazne, takie jak Francja, świadczy postawa Choiseula, sternika polityki francuskiej w owym czasie (wybitnego masona, jednego ze sprawców kasaty zakonu jezuitów): „Choiseul w rozkazie do Duranda z dnia 19 grudnia 1759 r. (a wiec w pełnym toku wojny siedmioletniej, w roku klęski pruskiej pod Kunowicami, a zarazem w roku zdobycia Quebecu przez Anglików — J.G.) wypowiada zasadę, że interes Francji wymaga utrzymania anarchii w Rzplitej, gdyby zaś znalazł się wyższego polotu monarcha na tronie polskim, który by chciał wzmocnić swój rząd, to Francja powinnaby łożyć pieniądze na to, i tylko na to, aby pokrzyżować jego plany" (Konopczynski). Jeszcze przed wojną siedmioletnią, w czasach saskich, zarówno za Augusta 111, jak i za Augusta II Mocnego, zanosiło się kilkakrotnie na to, że Polska będzie mogła odegrać w polityce międzynarodowej rolę czynną i przez to odzyskać, przynajmniej częściowo, swoją pozycję. Jeszcze w roku 1719, w dwa lata po Sejmie Niemym, w czasach zaczętej przewagi rosyjskiej nad Polską, w okresie panowania Augusta Mocnego, ,,S stycznia, Flemming i Saint Saphorin, poseł angielski, podpisali w Wiedniu z ks. Eugeniuszem (mężem stanu austriackim — J.G.) i innymi ministrami traktat przymierza pierwszorzędnej ? doniosłości. W artykule ósmym powiedziano tam, iż celem przymierza jest także (obok obrony Węgier) obrona Królestwa Polskiego i utrzymanie na tronie króla Augusta (...) a to w ten sposób, że królestwo ma być utrzymane w całości z wszystkimi swymi przynależnościami i dependencjami i że najmniejsza cząstka nie ma być od niego oderwana. Artykułem dziewiątym zapewniono Polsce opiekę przeciw intrygom i machinacjom państw obcych; alianci mieli wyprosić z Polski carskie wojska, nie pozwalać na ich przemarsze, razem bronić Gdańska przed każdym zamachem, razem karać tych książąt Rzeszy, którzy by ułatwiali Rosjanom marsz do Niemiec. August występował w tej stypulacji nie tylko jako elektor, ale też z tytułem króla polskiego. (...) Wszystko to zwiastowało przystąpienie Rzplitej do traktatu wiedeńskiego. Bo też jak Polska Polską, nigdy jeszcze żadnemu jej królowi nie udało się zyskać przeciwko Moskwie tak potężnej, tak szczerej pomocy Zachodu. Już samo zbliżenie króla polskiego do cesarza i Jerzego I (angielskiego) wywołało silne wrażenie w Europie" (Konopczynski). W systemie tym znalazła się w końcu także i Szwecja, a nawet Tatarzy. „Było więc na kim się oprzeć, Europa utworzyła silny łańcuch przeciwko Moskwie; zajął było tylko swe miejsce w tym łańcuchu, okazać zrozumienie własnego interesu i nieco męskiej determinacji — a car, wyczerpany dwudziestoletnią wojną, jak trudno było wątpić, ustąpi na całej linii" (Konopczynski). Z nieoczekiwanego splotu wydarzeń, spowodowanego nagłym ustawieniem się propolskim Anglii i Austrii, nic nie wyniknęło. Polska pod rządami saskimi skutecznie przeciwstawić się Rosji i prowadzić polityki doraźnego oparcia się o Anglię i Austrię, nie potrafiła. Polski sejm nie ratyfikował traktatu wiedeńskiego. Wspólna akcja moskiewska i pruska, wsparta przez intrygę niektórych klik magnackich w Polsce, sparaliżowała tę politykę — która w taki pomyślny sposób ustawiła w jednym szeregu króla Augusta II i prawdziwą Polskę. Druga taka, sprzyjająca okazja do poprowadzenia przez Polskę czynnej polityki, miała miejsce w roku 1744. Tym razem zarysowywała się możliwość skutecznego wystąpienia bezpośrednio przeciwko Prusom. „Sejm grodzieński 1744 roku stanowi po traktacie wiedeńskim r. 1719 drugi moment (...w czasach saskich), kiedy wyjątkowy zbieg okoliczności zdawał się otwierać Polsce wrota ocalenia i kiedy tylko od nas zależało, czy przez te wrota zechcemy iść naprzód. Ze wszystkich stron zanosiło się na ukrócenie zuchwałego zaborcy Śląska. Austria, uporawszy się z Bawarią i jej elektorem, cesarzem Karolem VII, przygotowała odwet; Bestużew pouczał Elżbietę PiotrownC (cesarzową rosyjską) o niebezpieczeństwie pruskiej ekspansji ku wschodowi; Anglia trwała * przymierzu, równoważąc siły francuskie. Wobec przewidywanego znów wystąpienia Prus, Bruh) postanowił dać mu odpór nie tylko siłami Saksonii, lecz Polski. (...). Co uczyniło tę chwil* 74 CZASY STANISŁAWOWSKIE Czasy stanisławowskie są tragicznym momentem, gdy nastąpiło załamanie przedrozbiorowej Polski, która — jako państwo — uległa od owych czasów na lat 123 całkowitemu unicestwieniu. Ten tragiczny koniec z górą trzydziestoletniego (1764-1795) panowania króla Stanisława Augusta Poniatowskiego sprawił, źe to panowanie zostawiło w pamięci narodu złe wspomnienie. W istocie, potępiający pogląd na to panowanie jest krzywdzący; był to okres wytrwałego dźwigania się Polski, uporczywej, systematycznej pracy nad wydostaniem się z upadku czasów saskich. Nie była to wcale epoka zła. Mimo że się zakończyła katastrofą i że osiągnięta w tej epoce naprawa nie zdołała przynieść oczekiwanych owoców, była to w dziejach Polski epoka twórcza, o osiągnięciach godnych szacunku. Także i Stanisław August nie był złym królem. Miał on niemałe wady — jedną z jego wad była słabość i chwiejność, które sprawiały, że w niektórych zwrotnych momentach okazał on brak charakteru w obraniu właściwej drogi i wytrwania na niej — ale mimo tych wad okazał się sternikiem polskiej nawy państwowej, rozumiejącym czego Polsce potrzeba, głęboko Polsce oddanym i mającym cele wytknięte mądrze i trafnie i w dążeniu do tych celów wytrwałym, niezmordowanie pracowitym i sumiennym. O ile o rządach saskich można mówić, że to były rządy zdecydowanie złe (zresztą, po prostu obce, niepolskie, a przez długie okresy antypolskie), o tyle o rządach stanisławowskich trzeba powiedzieć, że to były ogólnie biorąc rządy dobre, rozumne i dyktowane troską o dobro Polski. Gdyby Poniatowski żył w innych czasach, uważalibyśmy, że był to król dobry, pod niektórymi względami — raczej nie politycznymi, lecz kulturalnymi i administracyjnymi — jeden z najlepszych doprawdy wyjątkową, to zacietrzewienie Rosji przeciwko Prusom, posunięte tak daleko, że i ona, i Austria wprost teraz nalegały o pomnożenie sil zbrojnych Polski. (...) Ujawnił się zapał powszechny do aukcji (pomnożenia wojska). (...) Aukcja (...) jeżeli miała nastąpić, to musiała zaraz wyjść na użytek Wettynów (Sasów) i koalicji; w oczach ludzi Pokroju Poniatowskiego takie użycie wojsk polskich przy boku Austriaków, Sasów i może Rosjan, ze wszelkimi widokami zwycięstwa, stanowiło samo przez się wybitną korzyść. Inaczej patrzeli na sprawę Potoccy (...) i spółka. (...). Może by i pozwolili na zbrojenia, gdyby wiedzieli, że "a tym zyska władza hetmańska, a nie ucierpi łaskawy protektor Prusak; ale tak, jak rzeczy stanęły Potoccy wbrew najsolenniejszym obietnicom postanowili razem z aliansem cesarskim Pogrzebać reformę i sejm. (...) Poseł Wilczewski (na sejmie) rzucił nagle kiesę z dukatami na stół marszałkowski, wołając, że jego i innych Prusacy starali się przekupić. Owi inni milczeli. (•?•) Główny jego (propruskiego zwycięstwa — J.G.) sprawca, Antoni Potocki, za 4000 dukatów ocali) Prusy, dogodził Francji,, wystrychnął Austrię, Rosję i Anglię, poniżył dwór saski, a mimochodem wdeptał w błoto dźwigającą się do lepszego życia Polskę"1 (Konopczynski). 75 królów, jakich Polska miała. Jego los był tragiczny przez to, że wypadło mu doczekać się największych klęsk. To prawda, że panowanie jego naznaczone było niezmazanym piętnem haniebnych okoliczności, które towarzyszyły jego początkom. Te haniebne początki zarówno odbierały Poniatowskiemu autorytet w narodzie i czyniły go w oczach tego narodu nieprzydatnym i nie zasługującym na posłuszeństwo — jak zapewne wpływały i na niego samego, odbierając mu poczucie własnej wartości i przekonanie o słuszności jego poczynań, a więc czyniąc go bezsilnym. Los sprawił, że właśnie za jego życia siły wrogie Polsce osiągnęły to, do czego zmierzały od lat stu, a może i dwustu. Zniszczenie Polski, to znaczy jej rozbiór, były zamiarem lub marzeniem tych sił już od dawna. Pretekstem do zniszczenia Polski była wprawdzie jej słabość, jej wewnętrzny, zwłaszcza od czasów saskich,rozstrój,ale gdyby chodziło o inne państwo, pretekst ten nie byłby powodem dostatecznym do sprzymierzenia się kilku państw na zadanie temu państwu śmiertelnego ciosu. Powodem zamordowania Polski — bo był to akt dokonanego na Polsce politycznego morderstwa — była żywiona wobec niej nienawiść. Już Oliver Cromwell, wódz sekciarsko-purytańskiej rewolucji angielskiej składał w roku 1655 czy też 1656 królowi szwedzkiemu Karolowi Gustawowi życzenia z tego powodu, że pokonawszy (chwilowo) Polskę, „wyrwał jeden róg papieżowi".* Polska była znienawidzona w licznych kołach w świecie. Sławny angielski pisarz katolicki, G.K. Chesterton, napisał już w początkach dwudziestego wieku, mianowicie w roku 1922, że nie znał Polski, ale nauczył się ją cenić, przekonawszy się, że jest ona znienawidzona przez ludzi, których oceniał ujemnie. A więc jest czymś, zasługującym na sympatię, skoro wzbudziła nienawiść w takich ludziach.* Polska była w osiemnastym wieku znienawidzona przez tak zwaną nowoczesną opinię publiczną filozofów. Ludzie, myślący kategoriami filozoficznymi owych czasów — to znaczy usposobieni wrogo do chrześcijaństwa i jego tradycyjnych pojęć — krytykowali Polskę za jej anarchiczny ustrój, czy za liberum veto, ale w istocie Polska gniewała ich przede wszystkim z całkiem innego powodu, mianowicie że była — mimo „filozoficznego" oblicza swej górnej warstwy — krajem na wskroś • Słowa te doszły do nas — w piśmie Des Noyersa z kwietnia 1656 roku — w brzmieniu francuskim:,,arrache une corne au papę". * Dosłownie: ,,Zawsze byłem stronnikiem polskiego ideału, nawet wtedy, gdy moja sympatia opierała się głównie na instynkcie. Mój instynkt nie wynikał z uprzedzenia, ani z 'sentymentu'. Nie był również stronniczy: bo nie słyszałem prawie nic z polskiej strony. Nie był on oparty na pochwałach Polski; bo (...) pochwały Polski są w naszym kraju nienaturalnie rzadkie. Był on prawie całkowicie oparty na oskarżeniach Polski, które wcale nie są rzadkie. Wyrobiłem sobie sąd o Polsce wedle jej nieprzyjaciół. I przekonałem sie, ze było to prawdą niemal zawsze niezawodną, że jej wrogowie byli wrogami wielkoduszności i męstwa. Jeśli ktoś kochał niewolnictwo, kochał lichwę, kochał terroryzm i cale podeptane błoto materialistycznej polityki, zawsze przekonywałem sie, ze on do tych zamilowań dołączał namiętną nienawiść do Polski. Polska mogła być oceniana w świetle tej nienawiści. I ocena ta okazywała się trafna" (Z przedmowy do książki profesora Sarolea o Polsce). 76 katolickim. Niektórzy tak nie lubili Polski i tak byli radzi ze spadających na nią klęsk, że otwarcie składali gratulacje zaborcom z powodu tego, że dokonali rozbioru, dokładnie zresztą tak samo, jak Cromwell o więcej niż sto lat wcześniej składał gratulacje królowi szwedzkiemu z powodu pokonania Polski w „potopie". „Jakkolwiek współczującym nieszczęściom Polski stał się świat od owego czasu, w czasach Pierwszego Rozbioru sumienie Europy nie zdawało się być zbytnio poruszone. Ton nadal Voltaire przez posłanie swej pochwały Katarzynie i swych gratulacji Fryderykowi. Ogól publiczności zgadzał się z jego opinią" (Lord). Zrozummy to wreszcie: tak zwana postępowa opinia publiczna Europy, także i Francji, nie tylko nie sprzeciwiała się rozbiorom, ale pochwalała je i cieszyła się z nich. Wolter (Voltaire — 1694-1778), czołowy „postępowy" i antychrześcijański filozof owych czasów, prowadzący stałą, przyjacielską korespondencję z królem Fryderykiem Wielkim pruskim i z cesarzową Katarzyną II rosyjską, był zwolennikiem zniszczenia Polski — a zapatrzony z niego światek osiemnastowiecznego „oświecenia" podzielał jego pogląd. Nienawiść do Polski, rzecz ciekawa, była równoległa z uwielbieniem dla Prus. Fryderyk, zwycięzca w wojnie siedmioletniej, był dla ówczesnych „postępowców" w tym samym stopniu symbolem nowego, „oświeconego" świata, jak Polska była symbolem znienawidzonej „staroświecczyzny". ,,We Francji - pisze Piotr Gaxotte - < filozofowie jawnie oklaskiwali zwycięstwa Fryderyka, który w ich oczach reprezentował myśl wolną i walkę z obskurantyzmem religijnymi" (Jasienica). O pierwszym rozbiorze Polski pisał: „W stuleciu Encyklopedii, któż mógłby się interesować tymi pobożnymi katolikami?" (Gaxotte). Tylko katolicka Hiszpania sprzeciwiała się rozbiorom Polski. „Jak pisze (hiszpański polityk i pisarz) Madariaga, pierwszy < rozbiór Polski spotkał się z głębokim oburzeniem w Hiszpanii, do tego stopnia, że skłoniło to Karola III (króla hiszpańskiego) do zwrócenia się (do Francji) z propozycją zbrojnej interwencji w obronie Polski, którą d'Aigujllon (francuski minister spraw zagranicznych) zdecydowanie odrzucił, co pogorszyło stosunki między obu dworami burbońskimi >.* Wiele dyskusji toczono w nowszych czasach w Polsce na temat, jakie polskie winy spowodowały upadek Polski i rozbiory. Dyskusje te wyświetliły niejeden szczegół historii Polski; zapewne mieli w tych dyskusjach cząsteczkę racji wyraziciele nawet poglądów pozornie sprzecznych. W dyskusjach tych zapomniano jednak o jednym: że Polska miała potężnych wrogów i że to ogólna w świecie atmosfera wrogości wobec niej pozwoliła na dokonanie wobec niej aktu politycznego zabójstwa. Popełnione przez Polaków te czy inne błędy mogły dostarczać wrogom Polski pretekstów, mogły położenie Polski w tym czy innym szczególe pogarszać, ale główną przyczyną upadku Polski zgoła nie były. Także i rządy Poniatowskiego i popełnione przez niego Pomyłki nie były ani trochę rzeczywistą przyczyną rozbiorów. W sensie już nie tylko ideologicznym, ale czysto politycznym, głównym wrogiem Polski był Fryderyk Wielki i były Prusy. Ale Prusy były wrogiem Cytata; innej mojej książki. 77 Polski nie tylko z przyczyn geograficznych. Były sztandarową silą tych prądów ideologicznych, które wrogie były Polsce z zasady. Polska otoczona była wrogami. Wraz z Prusami szła w istocie Rosja. A także i formalnie katolicka Austria nie solidaryzowała się z duchem, któremu w istocie była wierna Polska; że nie była skłonna — tak jak Hiszpania — stać w obronie Polski, świadczy to, że wzięła udział w rozbiorach. Do katastrofy Polski w erze panowania Stanisława Augusta przyczyniło się także i to, że była ona tak osamotniona geograficznie: że nie miała w sąsiedztwie żadnych przyjaciół. Ale rzecz główna w tym, że była ona twierdzą katolicyzmu — otoczoną wrogami tego katolicyzmu. Nie tylko w polskiej nauce historycznej, ale w szerokiej polskiej opinii publicznej panuje od kilku pokoleń spór co do tego, które z dwóch głównych państw rozbiorczych, Prusy czy Rosja, przyczyniły się do rozbiorów w sposób główny. Muszę tutaj zająć wobec tego sporu stanowisko. Wielu historyków przyjmuje, że postawa Prus i Rosji w owej epoce różniła się tym, że Prusy chciały dokonać rozbioru Polski, zabierając tyle ziem polskich, ile mogły, a oddając innym państwom — Rosji i Austrii — resztę, by je tą drogą kupić dla programu rozbioru; natomiast Rosja, która od czasów wojny północnej, a zwłaszcza od czasów Sejmu Niemego, ustanowiła rodzaj swojego protektoratu nad całością Polski, nie chciała się z nikim, także i z Prusami, dzielić swoim wpływem nad Polską przez oddawanie im na własność części polskiego terytorium, a więc była przeciwniczką rozbioru. Wielu natomiast Polaków jest zdania, że Rosja w istocie nigdy przeciwniczką rozbioru Polski nie była, że zawsze łakomie patrzała na wschodnie ziemie Polski, mające liczną ludność ruską, a więc pokrewną narodowi rosyjskiemu, a także dyzunicką (prawosławną) i że teoria, iż Rosja chciała mieć protektorat nad całą Polską, a więc sprzeciwiała się zaborowi części Polski przez inne państwa, jest legendą. Że także dążyła ona do ekspansji w kierunku zachodnim, ku Europie i że wobec tego musiała dążyć do zniszczenia Polski. Muszę się tym poglądom sprzeciwić. Że były w Rosji dążności do zagarnięcia niektórych ziem polskich, jest faktem. Ale tak samo jest faktem, i nie jest żadną legendą to, że istniał w Rosji prąd do podporządkowania sobie całej Polski, a więc sprzeciwiania się zabieraniu którychkolwiek ziem polskich przez jej zachodnich sąsiadów. Te dwa kierunki ścierały się ze sobą w Rosji. Istniała dla Polski możliwość oddziaływania na ten spór w Rosji, zwalczania na gruncie rosyjskim kierunku rozbiorowego. To, że ostatecznie doszło do rozbiorów, było nie tylko klęską Polski, ale także i bardzo silnego i wpływowego kierunku w samej Rosji. Nie można, oceniając sprawy międzynarodowe, ograniczać się do patrzenia na obce państwa zawsze jako na zjawiska jednolite: w państwach tych istnieją czasem dążności sprzeczne. Polityka zagraniczna musi czasem stawiać na jedne z tych dążności, zwalczając nie cale dane państwa, jako jednolite bloki, ale tylko niektóre dążności w tych państwach. Istniała w czasach stanisławowskich dla Polski możliwość oddziaływania na Rosję w tym kierunku, by nie przyłączała się ona do polityki rozbiorowej Prus. 78 upadek. Kaunitz, zimny Kaunitz (minister austriacki), miałów o gdy się spowiadał przed Anghkiem Stormontem z moramo-poIitSi jaką mu zadał król pruski" (Konopczyński) pwmycznej Jest prawdą, że polityka Moskwy już od średniowiecza zmierzała do "^r/?" rUSklCh • ^^wala pod tym wyględem z UtwT Ta skłonność do ściągania poszczególnych gałęzi plemieniaTosyjskiego Siego oraz wyznawców prawosławia pod skrzydła państwowość moSiewskief a Tak więc w Rosji były dwie tendencje: podtrzymać uszczuploną terytorialnie i nominalnie niepodległą,"ale podZ, faktycznemu protektoratowi, oraz zeodzić (...)? Nie wiemy. On sam okaże się dla młodego Fryderyka (...) narzędziem nieocenionym" (Konopczyński). Fryderyk Wielki nie był, tak jak w Polsce Stanisław Leszczyński i Stanisław August Poniatowski, masonem tylko mimochodem. Był to mason do gruntu, można powiedzieć: całą duszą. Był to jeden z największych w swojej epoce masonów świata i jeden ze światowych wodzów masonerii. Jego stosunek do masonerii był dwojaki: był to wyznawca pojęć masońskich, którym chciał zapewnić zwycięstwo w świecie i używał zasobów i potęgi państwa pruskiego dla osiągnięcia tego zwycięstwa; traktował więc masonerię jako wielki cel sam w sobie i jako zadanie swego życia. A z drugiej strony, posługiwał się masonerią i jej wpływami dla wzmocnienia potęgi państwa pruskiego, a wiec używał masonerię za środek dla celów polityki pruskiej. Była więc ona dla niego zarazem środkiem i celem. W literaturze masońskiej i poświeconej masonerii istnieje teoria, że był on założycielem i światowej skali kierownikiem tej gałęzi czy też obrządku masonerii, która znana jest pod nazwą masonerii szkockiej, a głównemu nurtowi masonerii, mającemu swoje źródło i swoje ognisko w Anglii, nie podlega lub podlega tylko częściowo. Teoria ta ma wielu zwolenników, ma także, miedzy historykami masonerii i stanowczych przeciwników. Nie chcę 90 wdawać się w szczegóły tego sporu. Stwierdzam jednak, że nie ma dymu bez ogrua, że związki masonerii szkockiej z Prusami i polityką pS a w nowszych czasach niemiecką) są niewątpliwe i że dla Polski maWeria Sw szkocka, odgrywająca wielką role także i w życiu politycznym dSsieiS' wydaje się jeszcze niebezpieczniejsza niż wszystkie inne gałęTe maST* Jednym z podstawowych faktów historii europejskiej końcowych lat osiemnastego wieku było przeciwieństwo i utajona watta Prus°~ " Wielkiego z Polską i - świadomie, m tviir___uLj» a™ S; Jeden jeszcze szczegół warto jest o Fryderyku Wielkim posługiwał s,ę on z upodobaniem językiem francuskim, ™ lekceważył uważając go za mowę niższych warstw. Ale mimo enuCy budownic^h niemieckiej potęgi * Zacytuje tu kilka ciekawych wiadomości i ocen, dotyczących związków Fryderyka Wielkiego z masonerią szkocką, z prac, przeważnie historycznych, dotyczących masonerii, zarówno masońskich, jak przeciwnych masonerii. Wydawnictwo w jeżyku niemieckim „Internationaler Frdmaurerlecicon" (Międzynarodowy Leksykon Wolnomularski), którego autorami są Eugen Lennhoff i Oskar Posner (Amalthea Verlag, Monachium-Zurych-Wiedeń, rok 1966, przedruk bez zmian wydania z roku 1932), donosi: „Ryt szkocki (...) opracowuje masonerie w 33 stopniach. W obecnej swojej budowie pochodzi ten ryt z Ameryki. (...) Od dawna przyjmowany i także i dzisiaj tu i ówdzie się wyłaniający pogląd (o wywodzeniu sie rytu szkockiego) od Fryderyka Wielkiego nie okazał się na dalszą metę możliwy do utrzymania" (str. 14OS). „Około przemiany wieków wyłoniła sie w Ameryce konstytucja nosząca datę 1786 roku, która podniosła ilość stopni z 25 na 33 (...) i mniemała, że wywodzi swoje pochodzenie od Fryderyka Wielkiego, który postanowił, że stopnie, udzielane dotychczas przez rozmaite ryty szkockie (...) połączone zostają w nowy, trzydziesJotrzySopniowy (...) ryt. Ponieważ Fryderyk Wielki wówczas wśród rożnych masońskich korporacji starego i nowego {wiata uważany był za coś w rodzaju głowy całej masonerii, nie było powodu, by wątpić o prawdziwości dokumentu. (...) Wydaje sie dziś całkiem obojętnym, czy pochodził on od Fryderyka Wielkiego, decydujące jest natomiast to, że okazał sie on znakomicie nadającym sie do tego, by służyć systemowi, obejmującemu cały świat" (str. 1408). Tenże Leksykon przynosi historie womomularstwa polskiego (str. 1216-1221), w której zawiera wiele informacji o masonerii polskiej zarówno czasów Stanisława Augusta, jak późniejszych i donosi (str. 1220) o odbudowaniu polskiej wielkiej loży i uznaniu jej przez instancje masonerii światowej po pierwszej wojnie światowej, przy czym pracuje ona „nach dcm A.u.A.Schottischen Ritus" (wedle starożytnego i uznanego rytu szkockiego). Podaje również (str. 1220) trzy nazwiska czołowych polskich masonów w chwili wydania Leksykonu. Są nimi lekarz i profesor dr. Rafał Radziwiłłowie*, historyk Józef Dąbrowski i Stanisław Stempowski. Encyklopedia Brytyjska („Encyclopaedia Britannica"), w tomie 9, w obszernym artykule o masonerii, podaje pod podtytułem „The Scottish Rite" (Ryt szkocki), że „stopnie Starożytnego i Uznanego Rytu szkockiego zostały wpierw rozwinięte na kontynencie Europy i jego koncepcja jako organizacji została wyłożona w tym, co znane jest jako Wielkie Konstytucje (Grand Constitutions) z lat 1762 i 1786, ta ostatnia tradycyjnie uważana za mającą zatwierdzenie (Sanction) Fryderyka Wielkiego w Niemczech, też masona. Nazwa < szkockiej > jest niejasna, ?"ofiwe że pochodzi od wpływu wczesnej masonerii szkockiej w Europie, zwłaszcza we Francji" (str. R46). Historia masonerii Mackeya (,,M«ckey's History of Freemasonry by Robert Ingham Clegg "". tj. mason 33-go stopnia, przy współpracy „widu wybitnych autorytetów", m.in. masona 91 MASONERIA Faktem, który odegrał ogromną rolę w życiu Polski w epoce stanisławowskiej, było rozkrzewienie się w Polsce w owym czasie masonerii (wolnomularstwa) oraz opanowanie przez masonerię dużej części polskiej warstwy rządzącej. Co to jest masoneria? Jest to organizacja w zasadzie tajna, w rzeczywistości najzupełniej jawna, stawiająca sobie za cel przekształcenie ludzkości w duchu sprzecznym z tradycjami i pojęciami katolickimi. Jest to organizacja wielostopniowa. Główna masa masonów należy tylko do pierwszych trzech stopni: ucznia, czeladnika i mistrza. Większa część nawet w ogóle o tym nie wie, iż istnieją oprócz nich wyższe stopnie. W istocie, angielskiego William James Highan, Chicago, Nowy Jork, Londyn — The Masonie History Company, 1921 — wcześniejsze wydania 1898 i 1906) podaje w tomie szóstym: ,,W roku 1762 mniema sit, że Fryderyk Wielki, który wziął pod swój patronat całą masonerię w Niemczech, ukształtował i wydał to, co odtąd zawsze było znane jako Wielkie Kostytucje z roku 1762. Badaczowi trzeba przypomnieć, ze wiele różnicy zdań zjawiło się na temat związku Fryderyka Wielkiego ze szkockim rytem wolnomularstwa. Można się zapoznać z argumentami brata Alberta Pikę w Historical lnąuiry in regard to the Grand Constitutions of 1786 (Badanie historyczne dotyczące wielkich konstytucji z roku 1786), ogłoszonym w Waszyngtonie, D.C., i wydrukowanym w latach 1872 i 1873 przez Najwyższą Radę Południowej Jurysdykcji Masońskiej w Stanach Zjednoczonych Ameryki. Inne i przeciwstawne źródło informacji znaleźć można w < Der Alte und Angenommene Schottische Ritus und Friedrich der Grosse> (Starożytny i uznany ryt szkocki, a Fryderyk Wielki) Wilhelma Begemanna, wydanym w roku 1913 w Berlinie w Niemczech" (str. 1828-1829). Autorzy informują nadto, tamże, że „przez te konstytucje z 1786, Fryderyk Wielki zrzekł się władzy, jaką sprawował od roku 1762 (...) jako najwyższy zwierzchnik rytu szkockiego (Supreme Chief of the Scottish Rite) (,..)". Należy przypomnieć, że Fryderyk Wielki w tymże 1786 roku umarł, z czego — moim zdaniem — wynika, że być może zrzekł się swej funkcji, oraz dokonał reform, w przewidywaniu śmierci. Wydawnictwo francuskie „Dictionnaire universel de la Franc-Maconnerie — Hommcs Illustres — Pays — Rites — Symboles", pod redakcją Daniel Ligou i przy współpracy Daniel Beresniak i Myriam Psachin (Francja, bez podania miejscowości, 1974, Edition de Navarre i Editions du Prisme) podaje, pt. „Frederic II (roi de Prusse)" że << Wielki Fryderyk *> byi niewątpliwie masonem. (...) Ale •*legenda masońskai>, która go miesza z cesarzem Fryderykiem II (1194-1250) nadaje tej osobistości inny wymiar. Tradycja - (...) mówi, że Fryderyk zredagował Wielkie Konstytucje w 1786 roku. To się nie zgadza z faktami, gdyż Fryderyk umarł 17 sierpnia tegoż roku po jedenastu miesiącach choroby, a wiemy, że nie opuszczał pałacu Sans-Souci w Poczdamie od 9 września 1785. Imię -• 21-go stopnia Szkockiego Rytu Starożytnego i Uznanego (noachity i rycerza pruskiego — -. Ten stopień ezoteryczny nawiązuje do krucjat, jest więc rzeczą widoczną, że pomieszanie ze sobą dwóch władców było mniej więcej nieuniknione. „Rytuały 33 stopnia tego samego rytu zawierają dewizę przejętą przez Prusy z Anglii ?< Deus Meumąue Ius> i wymagają ?* krzyża krzyżackiego *• (Croix teutonique) i ?< złotego diademu > 92 istnieje szereg wyższych stopni, z których szczególnie ważne są 18—ty, 30- ty 31-szy, 32—gi i 33—ci, które stanowią w obrębie masonerii jakby osobną organizację. Inne stopnie, poza wyżej wymienionymi, są jakby tylko tytularne, przyjmowane równocześnie z innymi, wyższymi. Przy przyjmowaniu do wyższego stopnia, odbywa się caJa uroczystość, jakby nabożeństwo, a mason ubiera się w masoński strój rytualny, którego częścią składowa jest masoński „fartuszek". SkJada on równocześnie masońskie ślubowanie, w każdym stopniu inne. Oraz zostaje „wtajemniczony", to znaczy dowiaduje się „sekretów", dotyczących tego, w co masoneria wierzy i celów i zadań, którym służy. Członkowie niższych stopni dowiadują się bardzo niewiele o tym, co to jest masoneria i jakie są jej cele. Są oni potem urabiani w ciągu długich lat i czynieni podatnymi do przyjęcia tego, co jest masońskim sekretem i wtajemniczani stopniowo, zwłaszcza przy przechodzeniu ze stopnia na stopień. Większa część masonów niższych stopni wstępuje do masonerii z pobudek osobistych. Masoni mają za zasadę popierać się wzajemnie. (Np. pruskiego. Tradycyjna ceremonia wymaga, by ?< Oficer, który przewodniczy, reprezentował Jego Czcigodną Mość Fryderyka II, króla Prus, który był władcą (souverain) całego Zakonu masońskiego. Druga część ?«hasła> (rr.ot de passę) brzmiała ?«Fryderyk*>, na co odzewem byto «król Pruss>. <« Historia > (l'historique) precyzuje, że stopień ten byl ustanowiony i nadany (formę et presente) 1 maja 1786 przez monarchę. Rzecz prosta, te aluzje pseudohistoryczne znikły z rytuałów dzisiejszych". (Str. 525). Należy zauważyć, że nie ma nic niemożliwego w tym, że król, nawet bardzo chory, ustanowił stopień 33 i nową konstytucję masońską dnia 1 maja 1786 roku, skoro umarł 17 sierpnia tegoż roku, a więc w więcej niż 3 i pół miesiąca później. W wydawnictwie antymasońskim księdza Clarence Kelly „Conspiracy against God and Man" (Spisek przeciwko Bogu i człowiekowi), Belmom Mass., Stany Zjednoczone, 1974, zawarte są informacje następujące: ,,W roku 1761 wprowadzony został inny system Była to czerwona masoneria we Francji. W roku tym (tym samym, w którym Fryderyk Wielki został potwierdzony jako głowa Rytu Szkockiego) (itd.)" (str. 55). „Wygląda na to, że planem Fryderyka było użyć masonerii jako pokrywki dla jego intryg. (...) W roku 1786, gdy Ryt Doskonałości (Rite of Perfection) został zreorganizowany i przemieniony na Starożytny i uznany Ryt Szkocki (...) uważa się, że to Fryderyk prowadzi) całą operację, opracował nową konstytucję Zakonu, oraz tak przerobił stopnie, że osiągnęły one liczbę 33 (...). Tak wiec w trzydziestym drugim stopniu Wzniosłego Księcia Królewskiego Sekretu Fryderyk opisany jest jako głowa masonerii kontynentalnej; w trzydziestym trzecim stopniu (...) Suwerennym Wielkim Komendantem jest Fryderyk. (...) Od roku 1786 francuska masoneria została całkowicie sprusaczona, a Fryderyk został zaiste bożyszczem masonerii wszędzie" (str. 75). Nesta H.Webster (,,Secret Societies and Subversive Movements" — Tajne stowarzyszenia i mchy wywrotowe, Londyn 1936, piąte wydanie) pisze (na str. 156): „Fryderyk (Wielki) uznany za głowę Rytu Szkockiego". Możemy się nie wdawać w dyskusję co do tego, czy Fryderyk Wielki był, czy nie był światowym naczelnikiem, i założycielem tzw. masonerii szkockiej, oraz autorem tych czy innych masońskich konstytucji. Ale jedno jest pewne: że był to wielki mason na skalę światową, jeden z historycznych wodzów masonerii. Tytuły prac, cytowanych w niniejszym przypisku, nie są powtórzone w bibliografii na końcu książki. 93 popierają awanse innych masonów w wojsku, administracji i sądownictwie, starają się, o ile to możliwe, przychylnie traktować masonów w procesach przed sądem, dawać im pierwszeństwo w zamówieniach i dostawach w stosunkach handlowych itd.) Żyją wspólnym życiem towarzyskim: w regularnych odstępach czasu zbierają się na wspólne obiady, połączone z rytualnymi obrzędami, stanowiące podobno wielką przyjemność, a zwłaszcza będące okazją do towarzyskich zetknięć na równej, koleżeńskiej stopie ludzi, którzy inaczej nie mieliby sposobności obcować ze sobą; miało to szczególnie wielkie znaczenie w dawnych czasach, gdy przedziały społeczne były duże; mieszczanin miał dzięki temu sposobność stykać się na stopie koleżeńskiej z arystokratą, dowiadywać się, co arystokraci i koła rządowe zamierzają, znajdować dostęp do kół inaczej niedostępnych, załatwiać różne swoje sprawy; a arystokrata mógł się dowiadywać, co mieszczanie i inni ludzie średniego i niższego stanu myślą. Masoneria uprawia trochę działalności dobroczynnej i także i to przyciąga do masonerii niektórych ludzi. Ale głównym czynnikiem, jednoczącym masonów, są i były wspólne poglądy. Nawet na najniższych stopniach, masoni byli usposobieni krytycznie wobec tradycji i zwyczajów religijnych, byli „liberalni" w sprawach moralnych, byli „postępowi" w sprawach filozoficznych, gospodarczych i politycznych, walczyli z „przesądami". Nie narzucano im w lożach określonych poglądów na sprawy konkretne; w ślubowaniach przy przyjęciu do poszczególnych stopni mowa była tylko o zasadach ogólnych. Ale masoni mieli podobne do siebie poglądy; ludzi o innych poglądach do lóż nie przyjmowano. Same tylko przygodne rozmowy przy obiedzie w lożach sprawiały, że o różnych sprawach dowiadywano się w określonym oświetleniu i słyszało się oceny, jak te sprawy były, lub powiny być załatwione. Tym sposobem tworzyła się wśród masonów jednolita opinia „liberalna" i „postępowa", a wobec tradycyjnych pojęć sceptyczna i opozycyjna. Na niższych szczeblach wtajemniczenia podstawową, przyjętą wiarą była wiara w „Wielkiego Architekta Wszechświata". Ogół członków tych niższych stopni uważał, że była to wiara w Boga. Stosunek do religii na tych niższych stopniach polegał na tym, że masoni, mimo krytycznego stosunku wobec dogmatów i „przesadnych" wymagań moralnych, starali się być dobrymi członkami swoich kościołów i swoich religii: mason-luteranin powinien był być dobrym luteraninem, mason-anglikanin dobrym anglikaninem (choć mason-katolik nie mógł być dobrym katolikiem, bo katolikowi być masonem nie było wolno, a wiec mason-katolik z natury rzeczy nie był dobrym katolikiem, przeciwnie, był katolikiem zbuntowanym). Postawa ta była charakterystycznie masońska: oznaczała ona obojętność wyznaniową, przeświadczenie, że wszystkie religie są jednakowo dobre i że żadna religia nie jest w sposób wyłączny prawdziwa. (Były jednak gałęzie masonerii — należał do nich „Wielki Wschód" w krajach łacińskich — które nawet na najniższych swoich szczeblach miały postawę ateistyczną i w Boga, ani w „Wielkiego Architekta" nie wierzyły.) Natomiast na wyższych stopniach wtajemniczenia okazywało się nastawienie całkiem inne. Okazywało się, że masoneria — tak samo, jak 94 religia manichejska w starożytności i w początkach średniowiecza — wierzy w istnienie dwóch równych sobie Bogów: dobrego i złego. (A więc stawia szatana na równi z Bogiem.) A na najwyższych stopniach wtajemniczenia, wtajemniczeni" masoni dowiadywali się, iż „Wielki Architekt" to jest Lucyfer, czyli Szatan i że masoneria służy Szatanowi i uwielbia Szatana. To prawda, że członkowie tych wyższych, głęboko wtajemniczonych stopni, byli bardzo nieliczni. Stephen Knight, najnowszy badacz masonerii angielskiej, powiada, że w Anglii i Walii, jest około 600 000 masonów, a w Szkocji 100 000, zaś w Irlandii 50 000 do 70 000, razem wiec na Wyspach Brytyjskich 750 000. Ale liczba członków 31 stopnia jest ograniczona do 400, członków 32 stopnia do 180, członków 33 stopnia do 75. Tak wiec masoneria jest organizacją masową na której czele stoi tylko mała garstka ludzi, rzeczywiście wtajemniczonych. Owa wielka masa ludzi prawie nie wtajemniczonych urabiana jest w sposób niepostrzeżony i stopniowy i tworzy opinię publiczną, zabarwioną w sposób umiarkowany, ale określony i jednolity. Oddziałuje ona potem pośrednio na opinię całego kraju. Nikt z masonów niższego stopnia nie jest zmuszony do podzielania poglądów masońskich we wszystkim. W sprawach politycznych, społecznych, gospodarczych, a nawet filozoficznych może mieć, w rzeczach konkretnych, poglądy, jakie chce. Ale w praktyce ulega on naporowi poglądów masońskiego ogółu. A jeśli jest w sposób trwały i konsekwentny usposobiony w rzeczach ważnych opozycyjnie, jest następnie dyskretnie usuwany z pełnego życia masońskiego. W masonerii obowiązuje w rzeczach ważnych posłuszeństwo. Jest to posłuszeństwo wobec „nieznanych przełożonych". Masonom nie wolno jest zdradzać sekretów masońskich. Składają oni — lub dawniej składali — przysięgę w tym duchu. Na wypadek, gdy mason „zdradzi sekrety Bractwa, uczeń przyjmuje z góry, że obok innych kar, poniesie karę wyrwania mu języka, czeladnik wydarcia mu serca z piersi, mistrz spalenia mu wnętrzności na popiół, członek Arki Królewskiej (wyższego stopnia), ponadto odcięcia mu górnej części czaszki. Ale jak rytuały same stwierdzają,^ bardziej skuteczną karą >za robienie czegoś, co się nie podoba masonerii, jest spychanie na bok przez całe Bractwo, co się równa doprowadzeniu człowieka do ruiny" (Knight).* Groźne kary zabójstwa i okaleczenia nie są dzisiaj zbyt często stosowane — i może nie były często stosowane nigdy. Główną karą masońską jest zniszczenie człowieka przez rozpowszechnianie o nim po cichu a uporczywie, a najczęściej oszczerczo, zlej opinii, oraz psucie mu wszystkich jego poczynań. Ale historia wykazuje, że wypadki zabójstw, dokonywanych przez masonów, najczęściej za karę zdradzenia jakichś sekretów, miały jednak rzeczywiście Inne źródła, np. brazylijski franciszkanin niemieckiego pochodzenia, dr Bonawentura j™°Ppenburg w książce wydanej w roku 1957, podaje te same kary masońskie, które Stephen n'ght wymieni! w swojej książce, wydanej w roku 1984, wyliczając jeszcze jedną karę: „mój P b«dae pochowany na brzegu morza", na miejscu zalewanym regularnie przez przypływ. Ojciec Kloppenburg podaje, że masonów w Brazylii jest 150 000. 95 czasami miejsce. Zagadkowe zabójstwa, w których podejrzewać można podkład masoński, miewają miejsce i w najnowszych czasach. 18 czerwca 1982 zwłoki Roberta Calvi, wybitnego włoskiego masona, prezydenta zbankrutowanego Banku Ambrozjańskiego w Mediolanie, zamieszanego w tajemnicze, oszukańcze afery finansowe, związane z lożą masońską P2, zostały znalezione powieszone w Londynie pod mostem Blackfriars (Czarnych Braci, to znaczy dominikanów, ale może symbolicznie znaczy to też i co innego). Usiłowano przedstawić jego śmierć jako samobójstwo, ale jego wiek i nieatletyczna budowa ciała i tryb życia wyłączają możliwość, by mógł się sam pod wysoki most wspiąć, a niektóre okoliczności wskazują wyraźnie na masoński mord rytualny. (Powtórna rozprawa sądowa, będąca wynikiem apelacji, uznała, że to jednak nie jest samobójstwo, a więc widać, że to było jakieś zagadkowe morderstwo.) Także cały szereg samobójstw w Ameryce, zwykle przez wyskoczenie z wieżowców o kilkudziesięciu piętrach, polskich polityków i zwykle masonów, tuż po ostatniej wojnie lub pod koniec wojny, nasuwa podejrzenie, że przynajmniej niektóre z nich nie były samobójstwami, lecz zabójstwami z jakiegoś tajnego wyroku. Uporczywe przestrzeganie przez masonerię jej sekretów kazałoby przypuszczać, że sekrety te nie są niemasońskiemu ogółowi znane. W istocie, nie udało się masonerii utrzymać dużej części jej sekretów w tajemnicy. W ciągu dwóch i pół wieków oficjalnego istnienia masonerii (w chwili pisania niniejszych słów 267 lat, 1717-1984), wielu masonów zerwało z masonerią i — często na łożu śmierci — różne tajemnice masońskie pozdradzało, wiele archiwów masońskich przeszło w niemasońskie ręce, także i sama masoneria uznała za stosowne ogłosić wiele faktów historycznych o swojej przeszłości, tak że dzisiaj historia masonerii, zarówno jak jej życie wewnętrzne jest powszechnie mniej więcej dokładnie znana. Literatura, dotycząca masonerii, jest dziś we wszystkich językach olbrzymia. Są wśród niej bezwartościowe publikacje propagandowe, o cechach demagogicznych. Ale przede wszystkim — zawiera ona dzieła naukowe, wydawane zarówno przez masonów, jak przez przeciwników masonerii, oparte na dokumentacji historycznej.* Co dziś o masonerii wiemy, to nie są tylko domysły i podejrzenia, ale udowodnione fakty historyczne. Jakie jest pochodzenie masonerii? Oficjalnie uznanym jej początkiem jest założenie w roku 1717 Wielkiej Loży w Londynie. Ale rzeczywisty początek ruchu masońskiego jest o wiele wcześniejszy. Sami masoni twierdzą o sobie, że wywodzą się z jakichś tajnych organizacji staroegipskich, a więc sprzed trzech, czterech, a nawet pięciu tysięcy lat, ale jest to, w sposób oczywisty, legenda. Dające się wyraźniej stwierdzić zjawiska, które wywarły wpływ na narodzenie się masonerii, to są średniowieczne sekty, głęboko tajne, bo obawiające się prześladowań za herezje, o charakterze manichejskim, a więc wrogie wobec Kościoła • Dużo dziel o masonerii ukazało sie w świecie w ostatnich kilku latach. Należy do nich wymieniona wyżej książka Knighta o masonerii angielskiej, wydana w roku 1984. W Polsce kilka godnych uwagi prac o masonerii Ludwika Hassa i Leona Chajna ukazało sie poczynając od roku 1975, ale zwłaszcza w latach 1980-1984. 96 katolickiego, a wierzące w istnienie dwóch przeciwstawnych sobie bóstw: dobrego i złego. Także i społeczność żydowska wywarła jakiś wpływ na masonerię. W dzisiejszej masonerii i jej rytuałach snuje się bardzo żywe wspomnienie dwóch zwłaszcza zjawisk średniowiecznych i tuż po średniowiecznych, mianowicie: templariuszy, a więc zapewne istniejących w łonie tego zakonu spisków antykościelnych, oraz różokrzyżowców, tajnej organizacji czy też sekty, czynnej zwłaszcza w wieku siedemnastym, ale której początki zdają sie sięgać wieku piętnastego, zawzięcie antychrześcijańskiej, a związanej z naukami żydowskiej księgi Kabały. Wielką rolę w powstaniu masonerii odgrywał cech, czyli korporacja zawodowa, mularzy, czyli, jakbyśmy dzisiaj powiedzieli, budowniczych i architektów. Mieli oni swoje sekrety, mianowicie wiedzę architektoniczną, którą pielęgnowali, a której nie mieli ochoty dzielić z byle kim. Ich umiejętnością było budowanie — głównie kościołów, ale także ratuszy, zamków, fortec i innych budowli — w stylu gotyckim. Była to umiejętność niezwykła, której dzieła podziwiamy i dziś niemal z osłupieniem. Pracowali oni nie tylko dla Kościoła katolickiego: pracowali dla tych, co dają pieniądze, a ci nie zawsze byli wiernymi sługami Kościoła, a czasem jego wrogami. Nurtowały także i wśród „mularzy" jakieś prądy sataniczne i manichejskie, bo w mało dostępnych zakątkach budowanych przez nich świątyń umieszczali czasem jakieś dziwne, rzeźbione figury, chyba przedstawiające szatana. Byli bogaci, stanowili cech, który posiadał pieniądze i zasobne „loże", cechowe budynki. Dość wcześnie zaczęli do siebie przyjmować ludzi, bliskich im intelektualnie czy ideowo, a wcale nie będących „mularzami". Członkowie lóż zaczęli się dzielić na „operatywnych" (roboczych) i „spekulatywnych" (filozofujących), nie zajmujących się „robotą", tj. budownictwem. Z czasem antychrześcijańscy sekciarze, prawdopodobnie głównie różokrzyżowcy, całkiem opanowali cech mularzy, jego budynki i pieniądze. „Loże" stały się przybytkami ruchu antychrześcijańskiego. To w nich narodziła się nowa, wyraźnie zarysowana organizacja „wolnych mularzy", dziedzicząca po prawdziwych mularzach podział na uczniów, czeladników i mistrzów i niektóre symbole, takie jak fartuszki. Rokiem pod tym względem przełomowym był rok 1717, rok założenia Wielkiej Loży londyńskiej, a więc była epoka atakowania chrześcijańskiej Europy przez prądy antychrześcijańskiej filozofii. Loże i organizacja wolnomularska stały się dogodnym narzędziem, dogodną formą organizacyjną dla tej filozofii — i szybko rozpowszechniły się, ogarniając ówczesny świat.* Jako próbkę roli masonerii w świecie ogłosiłem — kilkakrotnie, a opierając się na angielskim almanachu masońskim „Masonie Year Book" z roku 1949 — zestawienie ilości angielskich lóż •nasońskich, istniejących w brytyjskim imperium kolonialnym w roku 1949. Z zestawienia tego widać, w jaki sposób masoneria stanowiła zakulisowy szkielet rządów brytyjskich. Wedle tego zestawienia, na Złotym Wybrzeżu (w dzisiejszej Ghanie) było 11 lóż w 5 różnych miastach, w Nigerii 19 lóż w 12 miastach, w Afryce Wschodniej (Kenii, Tanzanii i Ugandzie) 23 loże w 14 miastach, w Egipcie i Sudanie 17 lóż w 9 miastach, w Rodezji 12 lóż w 11 miastach, w Afryce Południowej 200 lóż w 143 miastach. Nadto w Birmie 20 lóż w 14 miastach, na Cejlonie 9 lóż * 6 miastach, w dzisiejszej Malezji i Singapurze 16 lóż w 11 miastach, w dzisiejszych Indiach, ? Hist. Nar. Poi., t. II 97 Stanęły one od razu w walce z Kościołem katolickim. Kościół katolicki szybko zdał sobie z tego sprawę, że masoneria jest wrogiem chrześcijańskiej religii, a przy tym, grupując w całym świecie liczne zastępy ludzi wpływowych, polityków, uczonych, członków rodów panujących, także ludzi bogatych, bankierów, przemysłowców i innych, jest dużą i niebezpieczną potęgą. Kościół katolicki uznał, że trzeba się masonerii przeciwstawić, Papieże ogłosili szereg encyklik i innych dokumentów, którymi potępili masonerię, zabronili katolikom pod groźbą ekskomuniki (wydalenia z Kościoła) należenia do masonerii i powołali do życia front walki z masonerią. Najważniejsze wystąpienie Kościoła katolickiego przeciwko masonerii to są bulle „In Eminenti" z roku 1783 papieża Klemensa XII i encyklika „Humanum Genus" z roku 1884 papieża Leona XIII. Wystąpień antymasońskich Kościoła katolickiego, zarówno papieży i urzędów watykańskich, jak episkopatów poszczególnych krajów i pojedynczych biskupów, było bardzo wiele. Najnowszym, wielkim wystąpieniem Kościoła katolickiego przeciwko masonerii jest oświadczenie Stolicy Apostolskiej w wigilię wprowadzenia nowego Kodeksu prawa kanonicznego Gesienią 1983 roku), że zakaz należenia do masonerii przez katolików nadal obowiązuje i że należenie do niej jest ciężkim grzechem. Kościoły protestanckie nie zabraniają swoim członkom należenia do masonerii. Wielu pastorów i biskupów anglikańskich, luterańskich i innych należy do masonerii, tak że można uznać, iż niektóre kościoły protestanckie są przez masonerię po prostu opanowane. Tak więc stwierdzić trzeba, że masoneria jest potężną siłą antychrześcijańską i antykatolicką. Pakistanie i Bangladeszu 194 loże w 16 miastach. Niektóre z tych lóż były bardzo stare: „Gwiazda Wschodu" (Star of thc East) w Kalkucie założona została w roku 1740, a wiec tylko o dwa lata później niż pierwsza loża w Polsce, „Przedsiębiorczość i Wytrwałość" (Industry and Perseverance) w Kalkucie w roku 1786, „Doskonała Jednomyślność" (Perfect Unanimity) w Madrasie w roku 1786, „Prawdziwa Przyjaźń" (True Friendship) w Kalkucie w roku 1797 — i istnieją nieprzerwanie po dziś dzień, a przynajmniej istniały po rok 1949. W Hongkongu w cziery lata po uwolnieniu tego miasta spod japońskiej okupacji — istniało 10 lóż. W Chinach — w samym roku zwycięstwa komunistów w chińskiej wojnie domowej — istniało wciąż jeszcze 11 lóż angielskich (nie licząc amerykańskich i innych) w S miastach (3 w Szanghaju, 3 w Tientsinie). Pisałem w związku z tym: „Proszę sobie wyobrazić 11 lóż w 5 miastach dzisiejszej Ghany, gdy byta ona kolonią brytyjską, a 19 takich lóż w 12 miastach Nigerii. Jest jasne, że loże te grupowały elitę administracji brytyjskiej, że należało do nich w każdym z tych dwóch krajów po kilkaset, a może po kilka tysięcy angielskich wyższych urzędników, sędziów, wyższych wojskowych, najbogatszych plantatorów, kupców, przemysłowców, bankierów, lekarzy itp., a wśród nich także i garstka może kilkunastu członków najwybitniejszej elity murzyńskiej. Nie potrzeba suponować żadnych tajemniczych intryg, by zdać sobie sprawę, że loże te nadawały ton życiu administracji kolonialnej brytyjskiej tych krajów, że kształtowały poglądy i opinię publiczną tej administracji, że zapewniały karierę i przewagę materialną w tych krajach swoim członkom. Bez żadnych szczególniejszych, podstępnie uplanowanych intryg, przeciwnik masonerii, albo po prostu wyznawca religii katolickiej był w brytyjskiej warstwie rządzącej tych krajów zepchnięty na drugi plan, był człowiekiem od wielu spraw odsuniętym i pozbawionym wpływu" (Cytata z innej mojej książki). 98 I to w służbę tej siły oddała sie elita polityczna i kulturalna polska czasów stanisławowskich, wstępując masowo w szeregi masonerii. Niewątpliwie, przytłaczająca większość polskich masonów końca XVIII wieku to byli ludzie o dobrych intencjach. Poddali się oni wpływowi filozofii ówczesnej i sądzili, że filozofia ta, zwalczająca „zabobony" przeszłości i rzekomą średniowieczną ciemnotę niesie z sobą prawdziwsze od dawnego spojrzenie na świat. Wielu z nich utraciło wiarę; ówczesny stan nauk przyrodniczych sprawiał, że zdawało im się, że nauka jest w sprzeczności z wiarą i że wiara została przez naukę obalona. Sądzili oni, że Polska, trwająca przy światopoglądzie katolickim, jest krajem zacofanym i że, aby ją z zastoju wydobyć, trzeba ją wyrwać z jej przestarzałego sposobu myślenia. Wstępowali do lóż, bo myśleli, że masoneria jest czynnikiem, który Polskę ze stanu zacofania wyprowadzi. Uważali, że stając się masonami, dobrze Polsce służą. Oczywiście, byli najzupełniej w błędzie: oddawali się w służbę sił, wrogich Polsce. Tak się złożyło, że niektóre archiwa masońskie dostały się na początku XIX wieku w ręce ludzi, których ojcowie byli masonami, ale którzy sami masonami nie byli. Trafiły także do archiwów i bibliotek publicznych. Archiwa te stały się potem przedmiotem szczegółowych badań ze strony historyków niemasońskich. Najwybitniejszymi badaczami tych archiwów byli jezuita, ks. Stanisław Załeski i świecki badacz, Stanisław Małachowski-Łempicki. * Badania te ustaliły, że pod koniec XVIII i na początku XIX wieku istniało w Polsce 316 lóż masońskich i należało do nich 5748 członków. Znamy nazwiska tych członków. Okazuje się, że główne ośrodki życia politycznego i odrodzenia kulturalnego Polski stanisławowskiej opanowane były przez masonerię. Z wybitnych polityków w Polsce masonami byli król Stanisław August Poniatowski (a przedtem królowie August Mocny i Stanisław Leszczyński), Andrzej Mokronowski, August Moszyński, dwóch Mniszchów, Stanisław Lubomirski, Józef Hylzen (Hiilzen), St. Sołtyk, Michał Kleofas Ogiński. Partię propruską stanowili masoni Ignacy Potocki, Piattoli, Michał Ogiński, Kazimierz Nestor Ogiński, Stanisław Małachowski, M.Walewski. Wojskiem dowodzili masoni Stanisław Szczęsny Potocki, książę Józef Poniatowski, Józef Zajączek. (Tadeusz Kościuszko na liście Małachowskiego-Łempickiego nie figuruje. Natomiast figuruje na niej — na str. 325 — inny Tadeusz Kościuszko, kapitan 5 pułku Legionów.) Z rodu Potockich — biorę ten ród dla przykładu — należeli do masonerii — prócz Ignacego i Stanisława Szczęsnego — Aleksander, Antoni, Artur, Feliks, drugi Ignacy, Jan, Józef, Ksawery, Marceli, Seweryn, Stanisław, Stanisław Kostka, Włodzimierz, Maksymilian, Mikołaj. W lożach pomocniczych kobiecych: Potocka Aleksandra z Lubomirskich, Anna z Sapiehów, Joanna Karolina z Sapiehów, Józefa z Mniszchów i dwie bez podania imion i nazwisk panieńskich, Ignacowa i Piotrowa. (Niektórzy już po epoce stanisławowskiej, ale zawsze Ks. Załeski ogłosił wyniki swoich badań w latach 1889 i 1908. Małachowski-Łempicki — "składem Archiwum Komisji Historycznej Polskiej Akademii Umiejętności — w roku 1930. 99 przed rokiem 1822.) Rzecz ciekawa: „Dwaj najwybitniejsi Potoccy, Ignacy, wódz Sejmu Czteroletniego i współtwórca konstytucji 3 maja, zarówno jak przymierza polsko-pruskiego, oraz jego przeciwnik, Stanisław Szczęsny, wódz Targowicy, byli nie tylko obaj masonami, ale obaj pełnili w masonerii ten sam urząd wielkiego mistrza Wielkiego Wschodu, tyle tylko, że w różnych czasach, mianowicie Ignacy w latach 1781-1784, a Stanisław Szczęsny w latach 1785-1789".* Nie ma żadnej nieścisłości w stwierdzeniu, że gdy rządy Polską zostały objęte przez członków masonerii, Polska uległa rozbiorowi. Masoni u steru Polski — to znaczyło przekształcenie się polityki polskiej w duchu, odpowiadającym życzeniom masonerii. A życzeniem masonerii nie mogło być nic innego, jak zniszczenie Polski.* Niektórzy pisarze historyczni nie wierzą, by objęcie steru życia politycznego w Polsce stanisławowskiej przez masonów mogło mieć jakiś wpływ na dojście do skutku katastrofy politycznej Polski. Jasienica pisze: „W r. 1738 założono u nas, przeniesioną wkrótce do Drezna, pierwszą lożę masońską. W kilka lat później tajny nurt powraca. (...) Masoneria ówczesna oficjalnie (...) głosiła humanitaryzm, braterstwo, deizm. Czy i co istniało ponadto, w całkowitym już ukryciu? Same powiązania międzypaństwowe zdają się wskazywać na przenikanie wpływów nie tylko moralistycznej i filozoficznej natury. Czy rzeczywiście lęgły się wśród masonów pomysły zagłady Rzeczypospolitej, wojująco katolickiej? Tezę tę wysuwało i nadal wysuwa wielu znanych pisarzy. Bliski chyba prawdy jest Jean Fabre, który powiada, że w tym czasie loże mogły być istotnie wrogie państwu ortodoksyjnemu, zacofanemu przeraźliwie i grzęznącemu w anarchii. (Nie wstydźmy się prawdy! Polska i Litwa znajdowały się w takim stanie, że nie tylko masoni, lecz sami świeci apostołowie uknuliby przciw nam spisek.) Filozofowie, racjonaliści Zachodu przeważnie ze wstrętem spoglądali w naszą * Cytata z innej mojej książki. Podana powyżej garść nazwisk zebrana niemal na chybił trafił przy przeglądaniu spisu 5748 nazwisk w pracy Malachowskiego-Łempickiego. Warto ten spis oglądać! Występuje w nim ogromna liczba nazwisk tych samych, co wśród dzisiejszej polskiej inteligencji i stanów pokrewnych. To polska warstwa górna była na przełomie wieku XVIII i XIX opanowana przez masonerię. W wyniku tradycji rodzinnych wpływy masońskie, antykatolickie przetrwały wśród ogromnej części polskiej górnej warstwy do dziś. * Rzecz znamienna: to samo powtórzyło się w wieku dwudziestym. Gdy w roku 1926 dużą część władzy objęli w Polsce masoni, 13 lat ich rządów zakończyło się nowym rozbiorem Polski. Jest stwierdzone, że pośród 9 ludzi, którzy w latach 1926-1939 byli w Polsce premierami (niektórzy z nich po kilka razy), 7 z nich to byli masoni (Bartel, Świtalski, Sławek, Prystor, Jędrzejewicz, Kozlowski, Zyndram-Kościalkowski). Co do pozostałych dwóch (Pilsudski, Slawoj- -Skladowski), nie ma dowodów, by byli masonami. Ale polityk socjalistyczny, Adam Pragier, twierdzi, że widział nazwisko Sławoja-Składkowskiego na jakowejś liście masonów. Nie jest to jednak wystarczającym dowodem. Co zaś do Pilsudskiego, istnieją tylko bardzo niepewne poszlaki, że mógł być masonem. Sowiecki polityk Litwinów twierdzi w swoich pamiętnikach, że Piłsudski był masonem 30 stopnia. Ale nie można mieć do tego źródła zaufania. Leon Chajn twierdzi, że w roku 1938 było w Polsce 520 do 540 masonów oraz, że na 511 ministrów, jakich Polska miała w całym okresie międzywojennym, 200 było masonami. Według danych Ludwika Hassa, było w Polsce międzywojennej (zapewne przedmajowej, a więc o kilkanaście lat wcześniej) około 300 masonów, co porównać można z 1600 masonami 100 stronę, chętnie przenosząc pełen uznania wzrok na Rosję, której władza i górne sfery umiały przynajmniej dbać o pozory. (...) Jean Fabre przypomina, ze w roku 1760 (...) La Condamine opracował dla króla Prus, Fryderyka Wielkiego, projekt pacyfikacji, lub rozbioru Rzeczypospolitej, w której wszystko 'jest tak absurdalne, iż nie może dłużej trwać'. Proponowane dzieło 'przyniesie zaszczyt ludzkości, a dla Majestatu Pruskiego stanie się tytułem do sławy'. Lepiej zawczasu dokonać operacji, zalecanej przez sam rozum, niż czekać na 'ponurą rewolucję', która prędzej czy później musi nastąpić. (...) Wywody p. La Condamine pouczają, jaki związek zachodzić potrafi pomiędzy złą sławą a czynną polityką. Ta pierwsza usprawiedliwia po prostu najbardziej nawet niesprawiedliwe zamierzenia i dokonania drugiej, niekiedy zachęca do nich. Ale czyżby naprawdę warto było fundować tajne loże wolnomularskie tylko po to, aby w nich układać projekty, o których mówiło się i pisało jawnie? Takie czy inne plany rozbioru snuły się po gabinetach europejskich od czasów Augusta II, który sam tworzył i propagował owe zamysły." zamysły." Oraz: „Fakty całkowicie potwierdzają tezę Jean Fabre'a, (że) 'godność Brata w żaden sposób nie przesądzała o orientacji politycznej człowieka'. Pora zaprzestać rewelacji i odkryć, które tylko ośmieszają naszą publicystykę, nadając jej znamię grubo parafiańskie. Loże sprzyjały duchowi Oświecenia, przyczyniły się do szerzenia jego idei, to prawda, lecz (to) całkiem inna sprawa. Od postawy filozoficznej i pewnych przekonań o charakterze ogólnym do konkretu politycznego prowadzi wiele i w różne strony skierowanych dróg, po których można iść do skrajności, lub zatrzymać się oględnie w bezpiecznym miejscu". Wreszcie: „Wielu Polaków lubuje się w upraszczaniu spraw złożonych. (...) Pewni polscy publicyści, nieustannie zajęci tropieniem śladów masońskich, twierdzą, że to machinacje wolnomularskie sprawiły tak dziwny obrót wypadków. W rzeczywistości, decydującą rolę odegrały okoliczności znacznie bardziej prymitywne" (wszystko Jasienica). Jasienica — i inni, patrzący tak samo, jak on, przeciwnicy poglądu, że masoneria wywarła rozstrzygający wpływ na dokonanie się rozbiorów Polski w Czechosłowacji, 1600 w Austrii, 900 w Jugosławii, 900 w Rumunii, 40 800 we Francji, 80 000 w Niemczech (Hass), oraz dzisiejszymi 750 000 na Wyspach Brytyjskich (Knight) i niedawnymi 150 000 w Brazylii (Kloppenburg). Napisałem w roku 1979: „Było więc w Polsce międzywojennej nie więcej niż około pół tysiąca ,'inicjowanych' masonów, a zapewne drugie tyle 'filomasonów'. A jednak w 16 polskich rządach inicjowani masoni byli premierami (niektórzy po kilka razy, np. Bartel 5 razy — przyp. obecny), a 200 masonów znaleźć można na listach ministrów w tych rządach. Trzeba stwierdzić, że rządziła katolicką Polską niezmiernie drobna mniejszość ludzi, duchowi Polski obcych i organizacyjnie związanych z międzynarodowym stowarzyszeniem, zarówno zakazanym przez Kościół katolicki, jak w sposób oczywisty Polsce nieprzyjaznym. W swojej najnowszej książce („Polskie wolnomularstwo 1920-1938", Warszawa 1984) Chajn streszcza swoje dłuższe rozważania o Piłsudskim i masonerii: „stosunek Piłsudskiego do wolnomularstwa ulegał zdecydowanej ewolucji w zdecydowanym kierunku. Od sprzyjania wolnomularstwu w okresie przed przewrotem majowym 1926 r. do otwartej wrogości, której punktem kulminacyjnym stały się lata 1929-1930". Zdaniem Chajna wygląda na to, że Piłsudski do masonerii osobiście nie należał. 101 — nie przeczą, że Polska była znienawidzona przez świat filozofów i polityków „oświecenia" i że świat ten pragnął unicestwienia tej twierdzy katolicyzmu, „zacofania" i „starzyzny" (słowa Jasienicy). Jest faktem, że pewien gatunek ludzi w świecie patrzył na Polskę „ze wstrętem". Tak samo w 150 lat później, jak zaświadcza Chesterton, ten sam gatunek ludzi okazywał zawsze „namiętną nienawiść" wobec Polski. A z górą 100 lat wcześniej, angielski sekciarz, rewolucjonista i dyktator, Oliver Cromwell, gratulował królowi szwedzkiemu, że zwyciężywszy Polskę, „wyrwał jeden róg papieżowi". Byliśmy — i jesteśmy po dziś dzień — znienawidzeni i budzimy wstręt u ludzi, którzy ze wstrętem i nienawiścią odnoszą się do Kościoła katolickiego i w ogóle do chrześcijaństwa, oraz do europejskiej tradycji i cywilizacji. Zdaje się, że jesteśmy wraz z p. Jasienicą i wszystkimi innymi zgodni co do tego, jak się do nas w całym świecie odnosił obóz, który w XVIII wieku uważany byl, lub sam się uważał, za „postępowy", a także jak się do nas odnoszą dzisiaj obecni następcy tego obozu. Różnica zdań dotyczy nie obcych krajów, lecz masonów polskich. Panuje szeroko w polskiej opinii historycznej przekonanie — któremu daje wyraz też i Jasienicą — że polscy działacze i politycy osiemnastego wieku, którzy wstąpili do masonerii, w żadnych „machinacjach wolnomularskich" nie wzięli udziału, oraz że będąc polskim masonem, można było mieć przed sobą „wiele w różne strony skierowanych dróg", natomiast odmienny pogląd jest „parafiańszczyzną" i publicystów polskich „ośmiesza". Temu punktowi widzenia się przeciwstawiam, nie dbając o to, że narażam się na lekceważące zarzuty „ośmieszenia" i „parafiańszczyzny". Dodam mimochodem, że jest to częsta, bardzo brzydka, a osłaniająca brak rzeczowych argumentów metoda polemiczna, obezwładniać przeciwnika, zarzucając mu „śmieszność", oraz przyjmować postawę, że się z nim nie dyskutuje, bo się jest „wyższym ponad to". Krytykowanie masonerii jest dla niektórych bardzo śmieszne. Ale masoneria wcale nie jest śmieszna i zasługuje na to, by ją traktować poważnie. Nikt nie twierdzi, że Polacy, którzy pracując w osiemnastym wieku nad odnowieniem Polski i zreformowaniem różnych jej instytucji i dziedzin życia, wstąpili do masonerii — wzięli w wyniku tego świadomy udział w „machinacjach wolnomularskich", których celem była „zagłada Rzeczypospolitej wojująco katolickiej". Nikt nie wątpi, że takich celów polscy masoni nie mieli. Byli to ludzie do Polski i polskości przywiązani i wyobrażali sobie, że działalnością swoją polskiej ojczyźnie służą. Ich intencje były jak najlepsze; tyle tylko, że jak mówi przysłowie, dobrymi intencjami piekło jest wybrukowane, a działalność ich, na wielu polach bardzo użyteczna i zasługująca na wdzięczność narodu, w podstawowej dziedzinie politycznej była błędna i zaprowadziła Polskę ku zagładzie. Śmieszni i parafiańscy publicyści (tacy jak autor niniejszej książki) twierdzą całkiem co innego, niż to, co im p.Jasienicą i jemu podobni zarzucają. Twierdzą mianowicie, że wcale nie potrzeba „machinacji" i „spisków", by skierować politykę narodu na błędne drogi: wystarczy do tego poddanie się światopoglądowi, który tak na swoich wyznawców oddziałał, 102 że przestali rozumieć położenie ojczyzny i w najlepszej wierze, bez żadnych machinacji, poszli po drodze politycznej, dla ojczyzny szkodliwej. Wstąpienie do masonerii — to było wejście w krąg iudzi o określonym sposobie myślenia, obcym i przeciwstawnym polskiej tradycji. Nie nawiązywali oni do Mieszka i Bolesława Chrobrego, ani do królowej Jadwigi, ani do Olszowskiego i królów-„piastów". Także i nie do Długosza czy Skargi. Ich wzorem i ideałem były współczesne im państwa absolutystyczne, także i francuska literatura „oświecenia", z Wolterem na czele. A już szczególny zachwyt budziły w nich Prusy i ich ówczesny wódz, Fryderyk Wielki. Byli oni tak wpatrzeni w Prusy jak „filozofowie" francuscy. Chcieli, by Polska została przerobiona na coś podobnego do Prus. Uważali także, z całą naiwnością ludzi zakochanych, że to Prusy mogłyby być im pomocą w ich odrodzeńczych poczynaniach. Zupełnie o tym nie mieli pojęcia, że Prusy to jest największy, nienawistny wróg Polski. Bynajmniej nie snuli świadomie intryg, które miałyby zaszkodzić Polsce. Natomiast, niewinnie i bezinteresownie, dawali się do takich intryg wciągać. Ostatecznie, to oni spowodowali pójście przez Polskę po linii polityki, która zaprowadziła Polskę do rozbiorów. Pan Jasienicą jest przeciwnikiem kontrreformacji — o czym już zresztą wyżej pisałem. W książkach swoich systematycznie tę kontrreformację zwalcza. Pisze on dosłownie: „Wyliczając przyczyny -^upadku Polskie (...) z reguły zapomina się o kontrreformacji". Oraz: „Nieszczęścia, jakie się zwaliły na nasz kraj wskutek tryumfów i podbojów kontrreformacji". Polska, poczynając od szesnastego wieku, była krajem kontrreformacji. To w czasach kontrreformacji wydała z siebie Hozjusza, Skargę i Sarbiewskiego. To kontrreformacja doprowadziła do skutku unię lubelską i unię brzeską. Rozwinęła nasz oryginalny ustrój polityczny. Szczególnie gorąco oddała Polskę pod opiekę Matki Boskiej, co się wyraziło w ślubach Jana Kazimierza i w obronie Częstochowy. A przedtem, przed kontrreformacją Polska była krajem stale związanym z Rzymem, krajem Dagome iudex, zjazdu łęczyckiego, polityki Łokietka i panów małopolskich. Polska taka była — i tego, czym była, powinna była się trzymać. Dała się przez rozbiory pokonać nie dlatego, że była wciąż wierna kontrreformacji, ale dlatego, że była jej za mało wierna. Była urzeczona urokiem antykatolickich Prus — i ześlizgnęła się przez to ku polityce propruskiej w taki sposób, w jaki mysz, urzeczona zapachem szperki, wsuwa się do pułapki. To bardzo dobrze, że Polska zdobyła się w owych czasach we wszystkich dziedzinach życia na wszechstronne, twórcze odrodzenie. Ale istotą rzeczy nie było odrodzenie wewnętrzne, lecz była polityka zagraniczna. Trzeba było dokonać odrodzenia wewnętrznego — ale w duchu katolickim. 1 przez to być odpornym na niebezpieczeństwo pruskie i niebezpieczeństwo to odeprzeć. Polska mocniej kontrreformacyjna, odbudowująca swoje zdezorganizowane życie w duchu katolickim, myślę, byłaby w stanie się obronić i rozbiorów ~ przynajmniej całkowitego rozbioru — uniknąć. 103 PRZECIW MASONERII Czy byli w Polsce ludzie, którzy by widzieli niebezpieczeństwo ogarnięcia Polski przez masonerię i przez antychrześcijańską filozofię „oświecenia" i którzy by pracowali nad tym, by Polska była nadal niezłomnym filarem Kościoła katolickiego i kontrreformacji? Owszem, byli. Zanim jednak coś o tym napiszę, muszę wpierw opowiedzieć o wydarzeniu, które się z tym wiąże. Mianowicie o kasacie zakonu jezuitów. Przez cały niemal czas istnienia kontrreformacji jedną z najważniejszych jej podpór w skali światowej byl założony przez świętego Ignacego Loyolę w Hiszpanii w roku 1534 zakon jezuitów. Odgrywał on potem wielką rolę także i w Polsce, głównie na polu szkolnictwa i wychowania, oraz walki z propagandą protestancką i w ogóle przeciwkatolicką. Rola i działalność zakonu jezuitów budziła w całym świecie wielkie niezadowolenie, najpierw protestantów, a w osiemnastym wieku też i masonerii oraz związanego z nią prądu „filozoficznego". Cała nawałnica krytyki — a także i oszczerstw — spadła wtedy na jezuitów. Obóz „filozoficzny" i masoński zaczął głosić — że świat wyglądałby lepiej, gdyby jezuitów w ogóle nie było. Została zmontowana cała kampania walki o to, by zakon ten został całkowicie skasowany. Do kampanii tej przyłączyły się rządy trzech państw, tradycyjnie katolickich, ale w owej chwili rządzonych przez masonów: Francji, Hiszpanii i Portugalii. Główną rolę odegrali szefowie tych trzech krajów, wszyscy trzej wybitni członkowie masonerii, Choiseul* we Francji, Aranda w Hiszpanii i Pombal w Portugalii; ten ostatni odegrał rolę największą. Ci trzej ludzie zaczęli żądać, w imieniu swoich krajów, od papieża, by zakon jezuitów rozwiązał. Papież Klemens XIV (nazwisko rodowe: Ganganelli) w dniu 21 lipca 1773 roku (w rok po pierwszym rozbiorze Polski) zakon jezuitów rzeczywiście rozwiązał, składając tym dowód wielkiej, osobistej słabości i uległości wobec „potęg tego świata". Burzliwa epoka następnych lat sprawiła, że ten nieopatrzny krok słabego papieża został naprawiony dopiero w roku 1814 (7 sierpnia), w 41 lat później. Zakon ten został wówczas wznowiony. Kasata zakonu była wielką klęską dla Polski. Zniszczyła najpotężniejszą podporę katolicyzmu i kontrreformacji w Polsce, a w szczególności zadała wielki cios polskiemu szkolnictwu. Zniszczyła w szczególności rozgałęziony aparat oddziaływania na sposób myślenia w duchu katolickim polskiej szlachty i w ogóle polskiej warstwy wykształconej. „Nawę zakonną — pisze nowoczesny historyk zakonu jezuitów — burza, idąca od zachodu, strzaskała (...) piorunem kasacyjnego breve 1773 roku. Jak wszędzie, tak w Polsce, zakon nie upadł, ale runął" (Ks. Załęski). Zakon jezuitów nie został jednak na czas owych 41 lat unicestwiony całkowicie. Utrzymał się on przez cały ten czas — na skrawku kresów wschodnich Polski. " * ,.Choiseul, wszechpotężny minster (..) liczył na to, ze ona (masoneria) stanie się doktryn państwową, że zmieni ona obyczaje kraju i że zastąpi przestarzałe chrześcijaństwo przez rozuW! filozofie" (Fay). 104 Było to właśnie po pierwszym rozbiorze Polski. Ziemia witebska, mohylowska, połocka i Inflanty znalazły się pod zaborem rosyjskim. Na zajętym przez Rosję obszarze jezuici sprawowali ważne funkcje, zwłaszcza oświatowe. Było dla Rosji administracyjnie niewygodne stwarzać na miejsce jezuitów jakieś nowe instytucje, które by jezuitów zastąpiły i ich zadania przejęły. Cesarzowa Katarzyna zwróciła się więc do papieża z prośbą o pozwolenie, by w państwie rosyjskim, to znaczy na obszarze ziem polskich, zajętych przez Rosję w pierwszym rozbiorze, zakonu jezuitów nie rozwiązywać, odkładając to na później. Ale to „później", ciągle odkładane, nigdy nie nastąpiło. Przez tych 41 lat zakonu jezuitów w całym świecie nie było — z wyjątkiem kawałka dawnej Polski. Rozwinęli się tam oni i ustabilizowali, mając w Połocku swoje kolegium i swój nowicjat, oraz wikariusza generalnego, przekształconego w roku 1801, z uwagi na odrodzenie się zakonu w kilku innych punktach świata, np. na Sycylii, na generała całego zakonu.* Gdy zakon został w całym świecie wznowiony, żyli we wszystkich krajach świata tylko starzy ludzie, którzy w młodości byli jezuitami. Ale wśród jezuitów polskich było wielu młodych. Odegrali oni potem dużą rolę, kształcąc wszędzie nowe pokolenie jezuitów. Można powiedzieć, że o ile pierwotnie jezuici uformowali się w Hiszpanii, o tyle po przerwie 1773-1814 wielką rolę w odbudowaniu zakonu odegrali jezuci-Polacy.* To ze środowiska jezuickiego czy dokładnie eks-jezuickiego wyszła akcja zmierzająca do stworzenia przeciwwagi dla wpływu masonerii i filozofii „oświecenia" w Polsce. Głównym przywódcą tej akcji był były jezuita, ksiądz Stefan Łuskina. Założył on w rok po kasacie zakonu jezuitów „Gazetę Warszawską", pismo, będące jednym z najstarszych pism europejskich.* Wikariuszami generalnymi w Połocku byli, za zezwoleniem papieskim, w latach 1782-1785 Stanisław Czerniewicz, 1785-1798 Gabriel Lenkiewicz i 1799-1802 Franciszek Karen, od 7 marca 801 awansowany na generała całego zakonu. Generałami byli następnie, wciąż rezydujący w Polocku, Gabriel Gruber (1802-1805) i Tadeusz Brzozowski (1805-1820). r°ku 1820 jezuici zostali wygnani z państwa rosyjskiego, a już w roku 1805 ze stołecznego etersburga. (Z Połocka zdążyli się już rozkrzewić na inne ziemie polskie, np. na Wilno, jak na wlaściwa Rosję.) To wygnanie z państwa rosyjskiego sprawiło, że tym łatwiej zjawili się innych punktach świata, np. licznie w zaborze austriackim, stwarzając ważne ośrodki zialalności jezuickiej m.in. we Lwowie i w Tarnopolu. wnież i w zaborze pruskim, z tych samych powodów co na Białorusi i na Inflantach, jezuitów przetrwał czas pewien i po jego ogólnej kasacie w r. 1773. Na życzenie rządu , e^°' ze wzg'edu na potrzeby oświatowe, kasata zakonu została opóźniona do roku 1780. n=,L'. ,aZeIa Warszawska" jest starsza o 11 lat od londyńskiego „The Times", o 80 lat od ". o R7 lat od rzymskiego „Osservatore Romano", o 92 lata od niemieckiej urter Zeit ung" w .,____------. .1v,i,anu , u 7z laia oa niemieckiej , —"ung ". Wprawdzie niektóre pisma europejskie były starsze od „Gazety o dwa |WS "' np- londyńskie „The Morning Post" było starsze od „Gazety Warszawskiej" war«aa'^' a'e przestały one wychodzić na wiele lat przed zamknięciem w 1939 roku „Gazety starsza ' ' ''e wiem, tylko kopenhaska „Berlingske Tidende" (Czasopismo Berlinga), dawno' • azel^ Warszawskiej" o 25 lat, a dotąd wychodząca, góruje nad nią swoją czcigodną 105 Wielki wróg księdza Łuskiny i „Gazety Warszawskiej", Jerzy Łojek, napisał: „On (Łuskina) pierwszy założył i prowadził stalą i systematycznie redagowaną gazetę polską. Przez 20 lat wydawał numer za numerem regularnie i bez przerw, ani razu nie zaniedbał wypuszczenia gazety w terminie". Pismo to zostało założone jawnie i otwarcie po to, by walczyć z masonerią i filozofią „oświecenia". I było ważnym ośrodkiem polskiej opinii publicznej niemasońskiej. Stało się wskutek tego przedmiotem zaciekłego zwalczania przez wszystkich zwolenników kierunku ideologicznego, jakiego nabrało odrodzenie stanisławowskie. Poeta-libertyn czasów stanisławowskich, Tomasz Kajetan Węgierski, napisał: .Pocieszny Łuskina, (...) zły na Ganganellego, szkaluje Pombala. I będąc w ostrzeżeniu każdej rzeczy pilnym, powiada, że choć Papież, Klemens był omylnym". A więc krytyk Pombala, jednego z głównych sprawców kasaty jezuitów, był „pocieszny". A Papież Ganganelli (Klemens XIV) rozwiązał zakon jezuitów najwidoczniej nieomylnie, choć dogmat o nieomylności papieskiej, ogłoszony dopiero około stu lat później, nie dotyczył spraw politycznych i administracyjnych i choć decyzja papieska z roku 1773 została po 41 latach cofnięta przez innego papieża. Międzywojenna Encyklopedia Gutenberga pisze, że gazeta „osławionego" Łuskiny była „dla dziennikarstwa politycznego niepożądaną zawadą" i że szerzyła „reakcję i wstecznictwo". Juliusz Bartoszewicz w połowie XIX wieku pisał, że Łuskina „pisał dla podobnych sobie mnichów i ludzi starych, co to już raz przyjąwszy pewne wrażenia, nie pozbywają się ich wcale", że „nie lubił także filozofii XVIII wieku, która odniosła świetne zwycięstwo nad jego zakonem" oraz że wykazywał „obojętność na światło". W czasach najnowszych Jasienica pisze: że „nieoceniony Łuskina (...) zwijał się jak jaszczurka, gryzł łydki". „Nieugięty wróg swobody myśli, eks-jezuita Łuskina (...) w sierpniu 1793 roku nareszcie osierocił ten świat." „Górą — we względzie merytorycznym — był pisarz mniejszego polotu, Tomasz Kajetan Węgierski, (...) wykpiwający rozwrzeszczancgo redaktora. . Wiek był już rzeczywiście nie ten, Rzeczpospolita przestała tonąć w martwocie, w letargu myśli" (wszystko Jasienica). Łuskina nie szerzył „reakcji i wstecznictwa", ani nie był „wrogiem swobody myśli", lecz bronił Polski przed naporem światopoglądu, który spowodował zwycięstwo w Polsce polityki, wiodącej Polskę do rozbioru. Bronił kontrreformacji i niezmiennych prawd i zasad katolickich. Był postacią tragiczną. Jego wytrwała walka okazała się ostatecznie przegrana. Umarł — w wieku lat 69 — nie „nareszcie", lecz niestety. Walczył on jednak, odważnie i żarliwie, aż do ostatniej chwili życia, o sprawę słuszną — choć Polski uratować nie był w stanie. Oskarżany jest on nie tylko o to, że bronił „wstecznictwa" i był wrogiem „swobody myśli", ale i o to, że był wyrazicielem „ciemnoty" (słowo Węgierskiego i Jasienicy). „Taka jest od dwustu lat communis opinio (powszechne zdanie) polskiego politycznego i kulturalnego < establishment *? 106 (sił ustanowionych) że był to człowiek , lecz jej przeciwstawieniem. <śGazeta Warszawska> odżyła dopiero za powstania Kościuszki".* Twierdzenie Jasienicy, że Łuskina wyrobił sobie u Targowicy „monopol prasowy" jest całkowicie fałszywe.* Mimo wyśmiewania przez zwolenników obozu masońskiego, Łuskina wywierał w narodzie polskim wielki wpływ i miał wielu zwolenników. W jego wspaniałym pogrzebie, obok warszawskiej kapituły, wzięły udział rzesze „mnogiego ludu" (Łojek). A gdy w rok potem, po powstaniu Kościuszki, Warszawa, zdobyta przez Rosjan, płonęła, ludowi temu zdawało się, że widzi unoszącą się nad miastem jego smutną zjawę (Łojek). Jego dzieło dziennikarskie okazało się trwałe. Łuskina wychował sobie zastęp współpracowników, którzy to dzieło prowadzili dalej. „Gazeta Warszawska" utrzymała się przy życiu i była następnie przez kilka pokoleń prowadzona przez rodzinę Lesznowskich. W ogólnej linii, wyznawała zawsze kierunek, wytknięty przez Łuskinę. Była jednym z czołowych polskich pism i ośrodków polskiej myśli i kultury. (Parokrotnie pod naciskiem władz musiała przez kilka lat wychodzić pod zmienionym tytułem.) Pisywali w niej J.I.Kraszewski, Z.Miłkowski (T.T. Jeż), W.Syrokomla, T.Lenartowicz, N.Żmichowska, J.Korzeniowski, Z.Kaczkowski, J.Bartoszewicz, a w późniejszym okresie Henryk Sienkiewicz. W roku 1909 Stanisław Lesznowski, wnuk pomocnika Łuskiny, Antoniego Lesznowskiego starszego, tuż przed śmiercią przekazał pismo Lidze Narodowej w osobie ordynata Maurycego Zamoyskiego. „Gazeta Warszawska" była odtąd przez 30 lat (1909-1939) oficjalnym, głównym organem Ligi Narodowej i Stronnictwa Narodowego. Jej naczelnym redaktorem był w tym okresie przez czas pewien Roman Dmowski. Pismo zostało zamknięte we wrześniu 1939 roku, po wkroczeniu Niemców. Jego ówczesny redaktor naczelny Stefan Sacha został w maju 1943 * Cytata z innej mojej pracy. • Łuskina miał przywilej połączony z monopolem wydawania w Warszawie pisma od roku 1774 od króla Stanisława Augusta. W czasie Sejmu Czteroletniego monopol ten został faktycznie przekreślony: wychodziły-wtedy także i inne pisma; „Gazeta Warszawka" wychodziła jednak nadal. Nie było także~powodu, by Łuskina przestał wydawać ją po 23 lipca 1792 roku, gdy król Stanisław August przystąpił do Targowicy, a także i potem, gdy Targowica rzeczywiście objęła w Polsce władzę, sprawując ją zresztą raczej z Grodna niż z Warszawy. Ale 21 sierpnia 1793 roku, w rok po przystąpieniu Stanisława Augusta do Targowicy, Łuskina umarł. Na 18 dni przed jego śmiercią, 3 sierpnia 1793 roku, komisarz policyjny, targowiczanin, Tadeusz Włodek. otrzymał od sejmu grodzieńskiego monopol na wydawanie pisma. „Dawnego przywileju eks-jezuity nie brano wcale pod uwagę" (Łojek). Nie zważając na przywilej Włodka, a może nawet o nim nie wiedząc, „Gazeta Warszawska" wychodziła nadal, najpierw pod redakcją Łuskiny, a po jego śmierci redagowana przez grupę jego uczniów i współpracowników. Ukazywała sie do 28 września tegoż 1793 roku, gdy ukazał się jej ostatni numer. Wychodziła więc jako pismo „łuskinowskie" jeszcze przez 5 tygodni po śmierci Łuskiny. W końcu września została jednak przez Włodka zagarnięta. Wychodziła potem przez 3 miesiące pod dotychczasowym tytułem, ale będąc całkiem innym pismem. Tak więc — najwidoczniej — Wlodek „dokonał (...) rabunku cudzej własności, zagarnął pojezuicką placówkę jako łup" (cytata z innej mojej pracy). Po trzech miesiącach zamkną) on „Gazetę Warszawską" i od nowego roku 1794 zalożł „Gazetę Krajową". „Gazeta Warszawska" odrodziła się jednak w 4 miesiące później, po upadku Targowicy. Wznowili ją uczniowie Łuskiny. 108 roku przez Niemców rozstrzelany, a jego dyrektor (wydawca), ksiądz Jerzy Chudziński, jeszcze 20 września 1939 roku przez Niemców zamordowany. W roku 1974 grupa byłych członków redakcji tej „Gazety", przebywających w Londynie, wydała jej numer jubileuszowy na dwustolecie. Jako ognisko myśli i ideologii dzieło Łuskiny istnieje po dziś dzień. Żyją jeszcze ludzie, którzy byli członkami jej redakcji w 1939 roku i gotowi są wznowić wydawanie tego pisma, gdy okoliczności pozwolą. „Gazeta Warszawska" jest dziełem księdza Łuskiny, ale w szerszym znaczeniu jest dziełem rozwiązanego zakonu jezuitów. Jezuici posiadali przywilej i monopol wydawania czasopisma (było w owych czasach zasadą, że aby móc wydawać czasopismo, trzeba było mieć przywilej od króla) i wydawali pismo „Wiadomości Warszawskie". W wyniku kasaty jezuitów, upadł posiadany przez nich przywilej. Łuskina, który przestał być rektorem zwiniętego, jezuickiego kolegium i postanowił pracę nauczycielską porzucić, uzyskał w roku 1774 od króla Stanisława Augusta osobisty przywilej — i monopol — na wydawanie nowego pisma, „Gazety Warszawskiej". Była ona dalszym ciągiem zwiniętych „Wiadomości Warszawskich", pisma zresztą, które jeszcze nie było wydawnictwem tak skrystalizowanym, jak łuskinowska „Gazeta". „Wiadomości" wydawał jezuita ks. Franciszek Bohomolec; Łuskina trochę mu w tym pomagał, na ile mu obowiązki nauczycielskie pozwalały. Przez kasatę jezuitów i założenie „Gazety Warszawskiej" role się zmieniły: to ks. Bohomolec stał się pomocnikiem Łuskiny i był nim potem przez 10 lat, do śmierci w roku 1784. To nie tylko Łuskina, ale cale środowisko byłych jezuitów, pozbawionych oparcia w skasowanym zakonie, stworzyło ten ośrodek walki 0 ukształtowanie opinii publicznej w duchu przeciwnym masonerii i filozofii „oświecenia", którego wyrazicielem była „Gazeta Warszawska". Był to ośrodek bardzo twórczy i odgrywający dużą rolę w dziejach polskiej kultury. Dość wymienić działalność księdza Bohomolca: był on nie tylko dziennikarzem (współredagował także i niejako oficjalny organ króla Stanisława Augusta „Monitor"), ale także wybitnym komediopisarzem, oraz systematycznym wydawcą dzieł polskiej literatury, zwłaszcza poezji i dzieł historycznych. (Wydał utwory Kochanowskiego, Lubomirskiego, Sarbiewskiego, kroniki Bielskiego, Stryjkowskiego i Kromera, kilka prac, częściowo swoich własnych, o życiu Jerzego Ossolińskiego, Jana Zamoyskiego, Jana Tarnowskiego.) Zarówno Łuskina, jak Bohomolec nie tylko byli głęboko zmartwieni kasatą zakonu jezuitów, ale czynili starania, by ten zakon przywrócić do życia, oraz okazywali pomoc zachowanej gałęzi tego zakonu w ziemiach połockiej 1 witebskiej: zarówno Łuskina, jak „Gazeta Warszawska" przyłożyli swoją cegiełkę do tego, że jezuici w Połocku przetrwali. Do ich sympatii dla jezuitów w najstarszym zaborze rosyjskim przyczyniło się i to, że stamtąd pochodzili. Zarówno Łuskina, jak Franciszek Bohomolec, oraz jego brat, ksiądz Jan Bohomolec, profesor matematyki i filozofii w warszawskim Collegium nobilium, pochodzili z Witebska i byli pierwotnie witebskimi jezuitami. Ziemie witebska i połocka nie tylko przechowały w swoich granicach zakon jezuitów i nie tylko wydały z siebie wybitną, katolicką poetkę, Konstancję 109 Benisławską, ale także odegrały wybitną rolę w wytworzeniu się w czasach stanisławowskich ogniska kulturalnego o duchu katolickim i niemasońskim w Warszawie, którego wpływ zaznaczył się aż do naszych czasów. Braci Bohomolców było w istocie trzech. Trzeci Bohomolec, Piotr Tadeusz, był posłem na sejm i zaznaczył się przeciwstawianiem się ambasadorowi rosyjskiemu Repninowi. Jego syn, Romuald, był merem (burmistrzem) miasta Witebska w roku 1812, w epoce napoleońskiej. Także i jeden z Łuskinów, krewniaków księdza, odegrał pewną rolę w administracji napoleońskiej w Witebsku.* Środowisko „Gazety Warszawskiej", Łuskiny i Bohomolców nie było jedynym ogniskiem oporu przeciwko masońskiemu charakterowi odrodzenia stanisławowskiego. Przeważająca masa narodu, nie tylko nieoświeconego ludu, ale i warstw świadomych politycznie, a więc szlachty, mieszczaństwa i oczywiście duchowieństwa, a także skupiających się wokół duchowieństwa najoświeceriszych chłopów, była nie tylko katolicka, ale i świadoma zagrażających religii katolickiej i życiu katolickiemu niebezpieczeństw. Ale wobec tego, że szczyty władzy państwowej, a więc dwór królewski i szczyty aparatu państwowego, a także dwory magnackie, były ogarnięte wpływami masońskimi, a do tego, że obalona została taka twierdza działalności w duchu katolickim, jaką był zakon jezuitów, owa masa katolicka nie posiadała skutecznego, politycznego kierownictwa i przejawiała swoje dążenia raczej tylko w odruchach instynktownych i niezorganizowanych. Nieszczęściem Polski było, że nie posiadała w owym czasie mocnego, świadomego, katolickiego obozu politycznego. Nie wszystko, co było rezultatem odruchów prymitywnego, katolickiego instynktu było skuteczne i dobre. Czasem objawiało się w niepotrzebnym i przesadnym katolickim fanatyzmie, oraz w wystąpieniach niezręcznych i nawet wręcz szkodliwych. Było jednak dowodem, że Polska jest w istocie wciąż krajem i narodem niezłomnie katolickim. * Jasienica pisze: „Grzegorz Piramowicz (...) rzewnie, ale spokojnie pożegna! się z rozwiązanym zgromadzeniem. (...) Zupełnie inaczej zachował się Szczepan Łuskina. (...) Walii wszelkiej dobrej robocie kłody pod nogi, ujadał namiętnie i wytrwale, broniąc rozwiązanego zakonu nie cofał się przed obrażaniem papieża. Za to Katarzyna II znajdowała w Łuskinie wielbiciela: <, jak zapisał naoczny świadek. Bar został łatwo zdobyty, nic nie pomogło -^zaślepienie w cudzotwórstwie Marka>."* Tak się działań wojennych i powstańczych nie prowadzi. O zwycięstwo trzeba się modlić — pieśni pobożne i suplikacje są w ciężkiej sytuacji bardzo chwalebne i potrzebne — ale są one tylko prośbą o pomoc Bożą dla naszego własnego wysiłku. Pan Bóg pomaga usilnemu i rozumnemu wysiłkowi, ale liczenie na to, że pomoc Boża zastąpi własny, ludzki wysiłek i przyjdzie z pomocą lenistwu i bezmyślności, jest nadużywaniem łaski Bożej. (Tak samo załoga statku, który najechał na skałę podwodną i wybił sobie dziurę, musi się modlić, ale modlitwa ta nie zwalnia jej od obowiązku zatykania całą siłą tej dziury. Nie może ona bezczynnie się modlić, czekając, że Pan Bóg ją bez jej wysiłku uratuje.) Oczywiście, jest możliwe, że oblężeni w Barze mogli chcieć po prostu okazać, że rokować nie chcą i że gotowi są zginąć. Pobożna masa, uczestnicząca w konfederacji barskiej stworzyła przykład dla przyszłych powstań polskich, wszczynanych bez planu i z doktryną strategiczną, wyrażoną w postaci pieśni powstańczej: „poszli nasi w bój bez broni". Spisek, szykujący konfederację barską, zaczął się jeszcze w okresie sejmu konfederacji radomskiej. Jednym z organizatorów tego spisku był biskup Sołtyk. Stawiał on sobie za cel obronienie przewagi katolickiej w Polsce. Nie wziął on jednak w konfederacji udziału, bo przeszkodziło mu w tym wywiezienie go do Kaługi. Na czele konfederacji stanęli więc inni ludzie. Mieli oni dwa główne cele polityczne: wygnać wojsko rosyjskie z Polski i obalić Stanisława Augusta jako króla i powołać na tron polski znowu jednego z Sasów, potomka Augusta III i Augusta Mocnego. Hasło katolickie, podchwycone tak gorąco przez masę konfederacką, było dla spiskowców raczej tylko pretekstem. Mieli oni zamiar zapewnić sobie pomoc Turcji — dlatego na miejsce zaczęcia akcji obrali Podole, graniczące z Turcją przez Dniestr. Szereg okoliczności sprawił, że wystąpienie swoje przyspieszyli i dokonali go 29 lutego 1768 roku w małym miasteczku Barze, ongiś miejscu wybitnych poczynań w imieniu królowej Bony. Warto zauważyć przy okazji, jak bardzo skurczył się zasięg wpływu polskości od strony wschodniej na ziemiach, które za czasów konfederacji Ksiądz Marek dożył do około 1804 roku. A więc doczekał się wszystkich Irzech rozbiorów Polski, zarówno jak panowania Stanisława Augusta przez dalszych 27 lal po konfederacji barskiej, czyli niespełnienia się jego proroctw. Po pobycie w rosyjskim wiezieniu wrócił jako przeor do klasztoru w Barze. 115 barskiej stanowiły jeszcze nierozerwalną część Polski. Bar był małym miasteczkiem (nawet dzisiaj ma tylko 9000 mieszkańców), a jednak był on dostatecznie dużym polskim ośrodkiem, by mógł stanowić miejsce narodzn ogólnopolskiego, historycznego ruchu. (To samo można powiedzieć o dalej jeszcze na wschód położonym Berdyczowie, liczącym dziś kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców, w którym się pierwotny etap walk konfederacji barskiej zakończył.) Bar leży dziś daleko od granic Polski. Nie tylko nie należał do Polski po traktacie ryskim, tj. w latach 1921-39, ale nawet nie był objęty „linią Dmowskiego", tj. Polska nie żądała go. To prawda, że Lenin, Cziczerin i Trocki proponowali ustanowienie polsko-sowieckiej linii rozejmowej, która miała się następnie stać linią graniczną, w pobliżu Baru.* Przeciwko konfederatom barskim wystąpiły zarówno regularne wojska polskie, posłuszne władzy króla Stanisława Augusta, jak obecne w granicach Polski wojska rosyjskie. Oddziały konfederacji barskiej, zorganizowane na Podolu, zostały pobite w bitwach pod Ułanowem (7 maja 1768) i pod Podhajcami (11 maja). Kazimierz Pułaski, późniejszy bohater wojny niepodległościowej amerykańskiej, bronił się po bohatersku w klasztorze w Berdyczowie, ale 14 czerwca musiał się poddać. 20 czerwca zdobyty został oblężony Bar, a ksiądz Marek dostał się do rosyjskiej niewoli. Reszta wojsk konfederacji barskiej przeszła pod Mohylowem przez Dniestr na terytorium tureckie. Ale przykład wysiłków konfederackich na Podolu podziałał na całą Polskę. Konfederacje, solidaryzujące się z konfederacją barską, potworzone zostały w całej Polsce — najpierw w Lubelskiem, Braclawskiem i Halickiem, a zaraz potem w Wielkopolsce, na Litwie i w Krakowskiem. Niektóre chorągwie polskiego wojska regularnego przeszły na stronę konfederatów. Cała Polska ogarnięta została ruchem zbrojnym o charakterze partyzanckim. Na ogół, oddziały konfederackie biły się niezbyt dobrze; sztuka wojenna bardzo się w osiemnastym wieku posunęła naprzód, konfederaci nie posiadali większej ilości nowoczesnej na owe czasy broni, oraz stosowali taktykę przestarzałą. Ale braki organizacji i uzbrojenia zastępowali odwagą i poświęceniem. Wojna partyzancka konfederacji barskiej trwała prawie cztery lata. Konfederaci zdobyli w ciągu swojej walki niektóre punkty obronne i bronili się w nich na ogół po bohatersku, ale czy to w wyniku szturmu, czy przez kapitulację, punkty te w końcu padły: Wawel w Krakowie 28 kwietnia 1772 roku, Lanckorona 8 czerwca, Tyniec w lipcu tegoż roku, Częstochowa, jak za czasów oblężenia szwedzkiego dzielnie się broniąca, a dowodzona przez Pułaskiego, dopiero 18 sierpnia. Za koniec tej wojny — częściowo domowej, a częściowo zewnętrznej, z Rosją — uznać można noc z 17 na 18 maja 1772 • W oświadczeniu Rady Komisarzy Ludowych RSFR z dnia 28 stycznia 1920 roku, podpisanym przez Lenina, Cziczerina i Trockiego wymieniono linie „prochodiaszczej wblizi m. Czudnowa, m. Piliawy, m.Deratni i g. Bara" (przechodzącej w pobliżu miejscowości Cudnowa, Pilawy, Deraźni i miasta Baru.) W kilku sowieckich wypowiedziach w 1920 roku i później (m.in. Lenina i Trockiego), przedstawiciele Związku Sowieckiego oświadczyli, że proponowana 28 stycznia 1920 linia rozejmowa pojmowana była jako mająca sie stać linią graniczną. 116 roku, gdy najwybitniejszi wodzowie uznali sprawę za przegraną i postanowili wyjechać na emigrację. Jednym z tych, co z konfederacją walczyli, był sławny później wódz rosyjski Suworow. Rosja miała z konfederacją barską więcej kłopotu, niż się spodziewała. „Takiego rozlewu rebelii nie spodziewał się pyszny prokonsul rosyjski (ambasador Repnin). On, który z początku kładł przedsięwzięcie Pułaskich na karb księżowskiego fanatyzmu, spostrzegł po pół roku, że sprawa jest stokroć poważniejsza i że salwy karabinowe buntu nie uspokoją, przeciwnie, obudzą dalszych buntowników" (Konopczyński). „Partyzanci (...) w najlepszym razie znosili forpoczty i furwachty, a tymczasem (... Rosjanie) bili i wycinali jedną partię po drugiej" (Konopczyński). „Walka stawała się podobną do polowania doskonale zaopatrzonych i krwiożerczych Rosjan na nieostrożnych i niedołężnych konfederatów. (...) Tysiące konfederatów, śpiewając żałosne pieśni, ciągnęły do obozu jeńców w Połonnem, a stamtąd w głąb Rosji" (Konopczyński). W wyniku konfederacji barskiej Syberia po raz pierwszy napełniła się rzeszą polskich wygnańców; wygnańcy epok późniejszych nieraz potem spotykali na Syberii konfederatów barskich, lub ich tam urodzone dzieci.* Konfederaci barscy, kierowani przez spiskowców, stawiających sobie raczej cele partyjne niż patriotyczne ogólnopolskie — w szczególności zmierzający do obalenia rządów Stanisława Augusta i do ponownego wprowadzenia na tron polski dynastii saskiej — popełnili kilka politycznych błędów, które sprawie konfederacji i sprawie Polski przyniosły wielką szkodę. W szczególności, najpierw ogłosili detronizację króla Stanisława Augusta, przez co wyraźnie nadali konfederacji cechę wojny domowej, a zarazem popchnęli Stanisława Augusta mocniej w objęcia Moskwy, a potem nawet — 3 listopada 1771 roku — porwali króla w Warszawie i wywieźli go za miasto, gdzie zresztą jakoś odzyskał wolność, co nie przeszkodziło temu, iż w oczach opinii międzynarodowej, a także i opinii polskiej konfederaci uzyskali reputację niedoszłych do celu królobójców. Konfederacja barska miała mocne powiązania międzynarodowe, które wcale nie przynosiły pożytku Polsce, lecz tylko polskim celom partyjnym, oraz obcym mocarstwom. Tak więc była w łączności z rodziną elektorską saską. Współpracowała bardzo ściśle z Austrią i niektóre swoje ośrodki kierownicze umieściła na terytorium austriackim, w Cieszynie i Preszowie. Przede wszystkim jednak była w sojuszu z Turcją. Turcja przystąpiła w końcu do wojny z Rosją — nazywała tę wojnę „polską wojną" — została jednak * Warto tu wspomnieć dzieje Maurycego Augusta Beniowskiego, szlachcica węgierskiego, a właściwie Słowaka, w polskiej służbie. Jako konfederat barski dostał sie on do niewoli rosyjskiej i wywieziony został na Kamczatkę. Na czele zastępu polskich jericów-konfederatów zorganizował bunt na Kamczatce w mieście Petropawlowsku, które na krótki czas opanował. Na zdobytym okręcie zamachowcy uciekli z Kamczatki i jadąc wzdłuż Japonii dotarli do osad europejskich *e wschodniej Azji i mogli wrócić do Europy. W niewiele lat potem, w roku 1786 Beniowski zginął na Madagaskarze w walkach tamtejszych tubylców z Francuzami. Najpierw zdobywał Madagaskar dla Francji, a potem był madagaskarskim władcą wbrew Francji. Dzieje jego były Potem przedmiotem wielu poematów i powieści, m.in. Słowackiego i Sieroszewskiego. 117 pobita i musiała się w końcu z tej wojny wycofać. A sojuszniczką Turcji była Francja. Kierownik jej polityki, słynny francuski mason i wkrótce potem współsprawca kasaty zakonu jezuitów, Choiseul, poparł konfederację barską, przysyłając do Polski francuskich instruktorów wojskowych, wśród nich pułkownika, później generała, Dumourieza (w przyszłości wodza francuskich wojsk rewolucyjnych i zwycięzcę spod Valmy) i zasilał konfederatów bronią i pieniędzmi. Nie było to jednak ze strony francuskiej popieranie Polski jako takiej, lecz tylko posunięcie w międzynarodowej grze politycznej, dyktowane przyjaźnią wobec Turcji i mające na celu zrobienie na rzecz Turcji dywersji wobec Rosji. Ani Choiseul, ani Dumouriez nie byli przyjaciółmi Polski, choć inni, przysłani do Polski instruktorzy byli nieraz ludźmi szczerze oddanymi swemu zadaniu i zasłużonymi w szkoleniu wojsk konfederacji i w niektórych rolach dowódczych. Choiseul pisał w memoriale dla hrabiego Mercy w roku 1769, że „małe ma dla niego znaczenie, kto będzie królem Polski, pod warunkiem, że Polska będzie utrzymana w stanie zamieszania i że Rosja będzie przez pewną liczbę lat zajęta Polską i Porta (turecką)" (Kapłan). W instrukcji ze stycznia 1769 r. dla kawalera de Chateaufort, wysłanego do Polski, polecał, by „kontynuował podburzanie Polaków przeciwko Rosjanom; przekonywał ich o potrzebie uznania polskiego tronu za wakujący; by pomagał w połączeniu poszczególnych (...) konfederacji w jedną konfederację generalną i by działał na rzecz okupacji większych polskich fortec przez wojska tureckie" (Kapłan). W innej instrukcji dla tegoż Chateaufort pisał o konfederatach barskich: „ich rozdźwięki, ich niedołęstwo, ich zmienność nie zasługują na nasze zaufanie. (...) Zasługiwaliby tylko na naszą pogardę i zapomnienie, gdyby interesy Polski i konieczność przeciwstawienia się Rosji nie były zasadniczo związane z ich sprawą" (Kapłan). Kapłan pisze od siebie: „Choiseul zalecał, by Polskę zostawić własnemu losowi i nie mieszać się w sprawę sukcesji w Polsce. Nie wierzył, by Polska mogła być zreformowana i możliwość rozbioru Polski nie budziła w nim lęku". Polityka Francji wobec Polski w związku z konfederacją barską nie była zgoła dyktowana przyjaźnią wobec Polski. Dla zwalczania konfederacji barskiej rząd rosyjski podburzył ludność prawosławną-ruską na ziemiach południowo-wschodnich Polski przeciwko polskiej ludności. Na czele tego ruchu, który przybrał nazwę ,,hajdamaczyzny", albo „koliszczyzny", stał Zaliźniak, zaporożec spod władzy rosyjskiej i Gonta, zbuntowany setnik kozaków pod władzą polską. Hajdamacy dokonywali rzezi Polaków, bez względu na wiek i pleć, a także i Żydów. W wielu widocznych miejscach, na placach miast i przy drogach, wieszali wspólnie szlachcica, księdza, Żyda i psa i głosili: „Lach, Żyd i sobaka — wse wira jednaka". (Polak, Żyd i pies — to wszystko jednakowa wiara.) Przed rzezią, poświęcali w cerkwiach przeznaczone do rzezi noże. Tłum polskich uchodźców zebrał się w mieście Humaniu. Miasto to, niezbyt umiejętnie bronione, zostało przez hajdamaków zdobyte, a znajdujący się 118 w nim uchodźcy, mężczyźni, kobiety i dzieci, w liczbie 20 000 do nogi wymordowani, często w mękach. * W całym kraju rzeź spowodowała 100 000 ofiar. Rozmiary rzezi przestraszyły także i Rosjan. Wojska rosyjskie wzięły udział w zwalczaniu hajdamaczyzny. Polskie wojska królewskie, oraz wojska rosyjskie wspólnie stłumiły ruchawkę Zaliźniaka i Gonty i pomściły „rzeź humańską", stosując przy tym środki karania (wbijanie na pal), których naród polski musi się dziś wstydzić. PIKRWSZY ROZBIÓR Konfederacja barska, politycznie nie wiodąca do żadnego, dobrze zaplanowanego celu i budząca w świecie oburzenie takimi czynami, jak rzekoma próba królobójstwą, pociągnęła za sobą takie przekształcenie się sytuacji międzynarodowej, że rozbiór Polski stał się możliwy. Jednym ze skutków konfederacji barskiej był przewrót w polityce rosyjskiej, polegający na tym, że obóz rosyjski, broniący nienaruszalności polskiego terytorium (wodzem tego obozu był Panin), został częściowo obalony, a częściowo pozyskany dla pruskiego poglądu, iż trzeba dokonać rozbioru Polski. „Rozbiór Polski stał w sprzeczności z Panina" (Kapłan). „Katarzyna, której głównym doradcą byt Panin, nie życzyła sobie rozbioru Polski, lecz raczej pragnęła ją utrzymać w stanie wasalnej podległości i jako członka <^systemu północnego^" (Kapłan). Solms, pruski ambasador w Petersburgu, pisał do Fryderyka Wielkiego: ,,< Zachowanie tej Rzeczypospolitej (Polski) zdaje się władać sercem tutejszego dworu >, przynajmniej odkąd Panin kieruje jego polityką zagraniczną. Panin . Panin < przyjął zasadę, że byłoby szkodliwe dla Rosji dokonywać podbojów. > Zdaniem Panina (...) odstąpienie od zasady obrony nienaruszalności terytorialnej Polski zniszczyłoby wszystko, co (Rosja) starała się zbudować". (Kapłan). Wszystko to się zmieniło w wyniku konfederacji barskiej. Polityka Panina została porzucona. Rosja przerzuciła się do programu rozbioru Polski, będącego marzeniem Fryderyka Wielkiego i celem polityki pruskiej. Rzecz ciekawa, że dyplomatyczną inicjatywę rozbioru Polski dały nie Prusy, lecz Austria. Kto wie, czy przyczyną tego nie było spotkanie cesarza austriackiego Józefa II z pruskim Fryderykiem Wielkim w Nysie na Śląsku w dniach 25-27 sierpnia 1769roku. Urzędowe dane, które posiadamy, nie * Z książki Henryka Cybulskiego „Czerwone noce" dowiadujemy sie, że we wsi Przebraze na Wołyniu w roku 1943 i 1944 zebrało się 25000 polskich uchodźców, głównie chłopów, którzy utworzyli lam obóz warowny, broniący sie, jak ongiś Humari, przed atakami oddziałów Ukraińskiej Armii Powstańczej, chcącymi ich wymordować. Obrona Przebraza była skuteczna. Jakoś chłopi polscy w wieku XX bronili sie sprawniej i skuteczniej niż szlachcice polsc\ » Humaniu w wieku XVIII! 119 wspominają o tym, by na spotkaniu tym mówiono o Spiszu — spotkanie to było przede wszystkim aktem prusko-austriackiego zbliżenia — ale kto wie, czy Fryderyk Wielki nie uzyskał od Józefa II ułatwienia mu urzeczywistnienia jego planów przez nadanie sprawie Spiszą cechy kroku, wiodącego ku rozbiorowi Polski. Spisz był obszarem (grupą miast), będącym w posiadaniu Polski od czasów średniowiecza. (Otrzymany został od Węgier tytułem zastawu i ostatecznie przy Polsce pozostał.) W lutym 1769 roku — na 6 miesięcy przed spotkaniem się Józefa II z Fryderykiem Wielkim — Austria obsadziła Spisz wojskiem po to, by ustanowić kordon sanitarny z racji rzekomo panującej w Polsce zarazy. W lipcu i sierpniu 1770 roku Austria rozciągnęła swój kordon sanitarny i wojskowy na starostwa nowotarskie, sądeckie i czorsztyńskie. W grudniu 1770, „dwór wiedeński formalnie ogłosił wcielenie Spiszą do królestwa węgierskiego. Był to początek rozbioru Polski" (Kapłan).* Było to w chwili, gdy Częstochowa, krakowski Wawel, Lanckorona i Tyniec były wciąż jeszcze w ręku konfederatów barskich; Okupacja i zabór Spiszą, a potem niektórych starostw małopolskich przez Austrię były momentem zwrotnym, od którego Rosja przerzuciła się ku myśli podzielenia się częścią ziem polskich z Prusami i Austrią. „Pod jesień r.1770" Frvdervk Wielki Dosłał do Petersburga swego brata, księcia Henryka celem zasadniczych rokowań. Wiadomo już było o zajęciu przez Austrię nie tylko Spiszu, lecz także i Lubowli, Nowego Targu, Nowego Sącza i Czorsztyna. W rozmowie Katarzyny z księciem Henrykiem ,,z ust imperatorowej wyrwało się zapytanie: < Czemuż by wszyscy nie mieli brać tak samo? > — Książę Henryk podziękował. Przeczekano jeszcze desperacką próbę pacyfikacyjną Salderna — i w czerwcu 1771 zapadła klamka w Petersburgu między dwoma północnymi dworami. Drugą połowę tego roku zajęło ustalanie rozmiaru przyszłych zaborów" (Konopczyński). Zważmy, że konfederacka Częstochowa broniła się do 18 sierpnia 1772 roku, a więc jeszcze z górą rok po owym „zapadnięciu klamki" w Petersburgu, a w półtora roku po formalnej aneksji Spiszu przez Austrię. Jest faktem niewątpliwym, że inicjatorem rozbiorów Polski była Austria. „Prusy i Rosja przekonały się, że Austria idzie zawsze o krok przed nimi" (Kapłan). W niektórych kołach polskiego narodu panuje dziś pogląd, że Austria była najmniej winnym i najłagodniejszym z trzech zaborców. W istocie, w latach 1772-1866, a więc przez blisko sto lat zabór austriacki był obszarem • Spisz byl dawnymi czasy częścią Węgier; razem z nim Austria przyłączyła do Węgier małopolskie miasto Lubowlę. Nowy Targ, Nowy Sącz i Czorsztyn znalazły się potem w granicach Galicji. Ani jeden skrawek ziemi z obszaru grodów spiskich, także i Lubowla, nie należą dziś do Polski, mimo że miały w roku 1918 ludność polską i częściowo niemiecką — dawnych kolonistów — a nie ludność słowacką. W pierwszych dniach listopada 1918 roku, obszar ten, aż po miasto Kieżmark, został zajęty przez oddziały polskie z Podhala, ale rozkazem Piłsudskiego z 12 listopada 1918 roku oddziały te zostały wycofane na dawną granice galicyjsko-węgierską i tak już pozostało. Polscy mieszkańcy Lubowli, Gniazd, Podolińca, Kieżmarku itd. stali się już dziś Słowakami. 120 najzawziętszego ucisku polskości, a w erze „józefianizmu" także i prześladowania Kościoła katolickiego.* Klęski austriackie w wojnach 1859 i 1866 roku sprawiły, że Austria uległa wewnętrznej przebudowie i że zabór austriacki (Galicja) otrzymał około roku 1870 spory zakres autonomii, przy czym jednak autonomia ta pozostawała daleko w tyle za samodzielnością Królestwa Polskiego w latach 1815-1830,a także i w czasach Wielopolskiego w latach 1862-1863, oraz Finlandii przez cały czas jej przynależności do cesarstwa rosyjskiego. Jasienica pisze: „W siedemdziesiąt lat po maciejowickim pogromie monarchia habsburska ukazała światu oblicze tak odmienione, że niewielu ludzi miota dziś na jej pamięć złorzeczenia. (...) Po długim i mocno kosztownym oporze Wiedeń przyjął jednak istotę z Oświecenia się wywodzących zasad. Komitetu Ocalenia Publicznego nad Dunajem nie było, cesarza nie zgilotynowano, ale parlamentaryzm, swobody obywatelskie i narodowe uznano za obowiązujące. Mieszkańcy c.k. krajów Galicji i Lodomerii nie uskarżali się przesadnie na tyranię. Do suwerenności brakowało im właściwie tylko rodzimego ministerstwa spraw zagranicznych i wojska." Jest to zupełne nieporozumienie. Galicja przed rokiem 1914 nie miała nie tylko własnej polityki zagranicznej i wojska, ale także i skarbu, polityki gospodarczej i celnej, własnej poczty i pieniądza, odrębnego rządu i wielu innych rzeczy. Była po prostu częścią Austrii — z niektórymi odrębnościami.* • Kukieł pisze: „Aczkolwiek monarchia była katolicka, położenie Kościoła stało się za Józefa II (w zaborze austriackim) gorsze, niż w protestanckich Prusiech. I tu odcięto biskupów i zakony od znoszenia się z Rzymem, poddano kontroli pisma papieskie, sądownictwo w sprawach małżeńskich przeniesiono na sądy świeckie. Wprowadzono regulację parafii, ograniczono liczbę świąt, określono iura sto/ae. Ale kuratela szła dalej; zakazano kapliczek przy drogach, przepisywano porządek pogrzebów i nabożeństw, przepisywano brzmienie składu apostolskiego. Proboszczowie musieli z ambon obwieszczać rozporządzenia rządowe. Dobia pojezuickie zabrano na skarb. W r. 1780 zniesiono 74 klasztory, głównie kontemplacyjne, zabierając ich majątki". Oraz: zabór austriacki był „od początku przeznaczony na zupełną asymilację państwową, a stopniową germanizację. Jedno i drugie leżało w systemie najświatlejszego z ?< oświeconych >• despotów, cesarza Józefa II. (...) Dla Austrii były to już rzekome jej ? na wzór i podobieństwo innych. Polskość ich była w oczach Wiednia reprezentowana przez szlachtę tylko. (...) Szkołę zupełnie zniemczono, cenzura i dozór policyjny zdławiły życie umysłowe. Obca a liczna biurokracja opanowała życie, zaczęli napływać kupcy niemieccy. Zaczęło się osadnictwo niemieckie na wsi. Zamiana zamku wawelskiego na koszary miała wymowę nie mniej symboliczną jak grabież insygniów koronnych przez Prusaków i ich późniejsze zniszczenie" (też Kukieł). Dodałbym do tego, że podporą rządów austriackich była liczna ludność żydowska. Tak się składa, że autor niniejszych słów był jako chłopiec z rodzicami w czasie ferii wielkanocnych 1914 roku w stolicy Austrii, Wiedniu i odbył podróż między Wiedniem a Krakowem, a w lipcu tegoż 1914 roku, jeszcze przed wojną, był w stolicy Rosji, Petersburgu > w zimie z 1914 na 1915 rok, już w czasie wojny, odbył podróż z Petersburga do Helsingforsu (Helsinek). Może więc zrobić porównanie. Podróż z Wiednia do Krakowa była podróżą w obrębie jednego państwa; Kraków byl wyraźnie pod zaborem. Natomiast podróż z Rosji do Finlandii robiła wrażenie przejechania do innego państwa. Przekraczało się granicę, gdzie sprawdzano paszporty i badano bagaż. Urzędnicy finlandzcy (także i kolejarze), nosili inne mundury. Mówili Po szwedzku i po fińsku, nie po rosyjsku. Pieniądze (także i znaczki pocztowe) były inne. Tylko w Helsinkach stało trochę - niewiele - rosyjskiego wojska, jakby okupacyjnego. Autonomii w rodzaju finlandzkiej Galicja w 1914 roku nie miała. 121 Trzeba zresztą przyznać, że była w Austrii różnica zdań co do stosunku do Polski. Cesarzowa Maria Teresa była przeciwniczką rozbioru, natomiast jej syn i współregent, cesarz Józef II, wróg Kościoła katolickiego, był jednym z organizatorów rozbioru. W rozmowie z ambasadorem brytyjskim w Wiedniu, Stormontem, 1 lipca 1771 roku, a więc w pół roku po aneksji Spiszu i na krótko przed wojskowo-sanitarnym obsadzeniem Podhala i Sądecczyzny, Maria Teresa powiedziała: „tego (rozbioru Polski) nigdy nie ścierpimy. (...) Nie mam zamiaru zatrzymywać ani jednej wsi, która do mnie nie należy. Nie będę robić żadnych zawłaszczeń i o tyle, o ile to jest w mojej mocy, nie dopuszczę do tego, by zrobili je inni. Żaden plan rozbioru, choćby nie wiem jak ponętny, nie skusi mnie. Odrzucę wszystkie takie projekty z pogardą. Nie roszczę sobie z tego powodu żadnej zasługi; działać będę w ten sposób wedle zasad roztropności i polityki, zarówno jak z motywów słuszności i sprawiedliwości" (Kapłan). Ale Austria — to nie była tylko Maria Teresa. Na politykę austriacką oddziaływały i inne siły. Austria wzięła udział w rozbiorze w sposób gorliwy i wybitny. Gdy przyszło do podpisywania ostatecznych dokumentów rozbiorowych, Maria Teresa płakała — ale podpisała. Ostateczną konwencję co do rozbioru Polski podpisano w Petersburgu 5 sierpnia 1772 roku, a więc o 13 dni wcześniej niż upadła — 18 sierpnia — broniona przez konfederatów barskich Częstochowa. Po różnych wahaniach i sporach rozbiór wypadł w ten sposób, że Austria zagarnęła 11,8 procent terytorium Polski (89 670 kilometrów kwadratowych) i 18,6 procent jej ludności (2 130 000), Rosja 12,7 procent terytorium (96 509 km. kw.) i 11,5 procent ludności (1 310 000), zaś Prusy 5 procent terytorium (37 996 km. kw.) i 5,1 procent ludności (580 000). Austria zagarnęła dużą część pierwotnej Małopolski i Ruś Czerwoną, po górną Wisłę na północy, po Zbrucz na wschodzie, a w tym przedmieścia Krakowa na prawym brzegu Wisły, Wieliczkę, Bochnię, Tarnów, Rzeszów, Przemyśl, Podhale, Bełz, Zamość, Lwów, Tarnopol, Trembowlę, Stanisławów, Kołomyję. Rosja zagarnęła polskie Inflanty i ziemie białoruskie za Dźwiną i Dnieprem (ze skrawkiem i przed Dnieprem), w czym Połock, Witebsk, Orszę, Mohylów, Mścislaw, Homel i Dyneburg. Prusy Pomorze, Ziemię Chełmińską, Warmię i część Kujaw, z Chełmnem, Puckiem, Elblągiem, Malborkiem, Chojnicami, Starogardem, Inowrocławiem, Kruszwicą, Bydgoszczą, Grudziądzem, Tczewem, ale bez Gdańska i Torunia. Jest oczywiste, że oba państwa germańskie, Prusy i Austria, okaleczyły Koronę w sposób bolesny. Blisko jedna czwarta część ludności Rzeczypospolitej — a o wiele większy odsetek polskiego narodu — znalazła się pod panowaniem tych dwóch państw. Wawel, dawna siedziba polskich królów oraz miejsce ich wiecznego spoczynku, stał się odgrodzony od terytorium państwa zaborczego tylko nurtem rzeki, a więc tylko odległością, mierzoną nie w kilometrach, lecz w metrach. Nowa granica pruska przebiegała tuż koło Gniezna, Korona była odcięta od morza, dolna Wisła byta w całym 122 swym biegu w ręku Prus. Gdańsk był polską enklawą, bez terytorialnego połączenia z resztą państwa. Jeszcze dotkliwiej przedstawiało się dla Korony okrojenie przez zabór pod względem gospodarczym. Austria zabrała kopalnie soli w Wieliczce i gdzie indziej, co miało w owych czasach duże znaczenie gospodarcze, oraz duże obszary żyznej ziemi i kwitnącego rolnictwa, zwłaszcza na Rusi Czerwonej. Prusy zabrały ziemie dość żyzne, kilka ważnych miast handlowych — ale przede wszystkim zawładnęły całym handlem zamorskim Korony, odbywającym się przez Wisłę do Gdańska. Natomiast zabór rosyjski miał stosunkowo mniejsze znaczenie. Objął on tylko dalekie kresy Litwy, już nie mówiąc o tym, że były to tym dalsze kresy Rzeczypospolitej wziętej jako całość. Ogarnął on jedną dziesiątą ludności Rzeczypospolitej, przy czym była to tylko w drobnej części ludność rdzennie polska, a jeszcze mniej litewska, natomiast w znacznej większości była to ludność białoruska, a obok niej przede wszystkim katolicko-lotewska (latgalska). Były w zaborze rosyjskim spore centra polskiej kultury — już wkrótce w zaborze tym, głównie w Połocku, miał się wytworzyć ośrodek przetrwania jezuitów — ale centra te nie mogły być porównywane co do znaczenia z takimi centrami litewskimi, jak Wilno, Grodno, Kowno i Brześć, już nie mówiąc o centrach koronnych. Tak więc pierwszy rozbiór był wielkim ciosem, zadanym Koronie, ale był stosunkowo mniejszego znaczenia dla Litwy. Z państw zaborczych główną, ogromną korzyść osiągnęły Prusy, dokonując terytorialnego połączenia właściwych Prus z Brandeburgią i sadowiąc się w pozycji geograficznej, pozwalającej trzymać Polskę geograficznie za gardło. Prawie żadnej korzyści o znaczeniu geopolitycznym, ale sporą korzyść gospodarczą odniosła Austria. Małą korzyść, ale uzyskanie granic naturalnych na Dźwinie i Dnieprze osiągnęła Rosja. Prusy stały się odtąd państwem o zakroju mocarstwowym, Rosja i Austria pozostały w istocie tym, czym były. Rozbiór, aby nabrać prawnej ważności, wymagał uznania przez zachowaną jeszcze resztę Polski niepodległej : to ona musiała zabrane obszary prawnie odstąpić. Państwa rozbiorcze zażądały zatwierdzenia nowych granic przez polski sejm. Sejmiki zostały sterroryzowane przez obce (głównie rosyjskie) wojska, które im asystowały i wybrały wielu posłów najbardziej ustępliwych. A na posiedzeniach sejmu grożono, że jeżeli sejm polski się na utratę ziem objętych rozbiorem nie zgodzi, to państwa rozbiorcze zabiorą więcej. Debaty sejmu, wybieranie specjalnej komisji, powołanie konfederacji, znowu debaty, sprawiły, że sprawa ciągnęła się od 19 kwietnia 1773 roku do 18 września tegoż roku, gdy komisja przyjęła traktat, oraz do 30 września, gdy sejm ten traktat ratyfikował (zatwierdził). Tak więc ostateczną datą formalną pierwszego rozbioru jest 18 września 1773 roku, choć faktycznie, rozbiór dokonał się przez konwencję petersburską z 5 sierpnia 1772 roku i jej zaraz potem wykonanie w praktyce. Przeciwko pogodzeniu się z rozbiorem protestowała na sejmie grupa posłów, nie chcących pozwolić na podpisanie traktatu rozbiorowego. Wsławił 123 się tu zwłaszcza poseł z Nowogródka, Tadeusz Rejtan, który rzucił się we drzwiach na ziemię, usiłując nie przepuścić przez te drzwi posłów, gotowych podpisać traktat. W kilka lat później popełnił samobójstwo. Zaborcy usiłowali uzasadnić swój zabór propagandą, powołującą się na to, że dane ziemie należały kiedyś do nich, np. Prusy powoływały się na to, że był czas, gdy Krzyżacy władali Pomorzem i przyległymi ziemiami, a Austria na to że Ruś Czerwona, czyli ziemia halicka (Halicja, albo Galicja), należała w latach 1372-1387, czyli przez 15 lat, do Węgier. (Rosja skarżyła się przede wszystkim na to, że Polska przyjęła do polskiego poddaństwa 300 000 rosyjskich chłopów, którzy uciekli do Polski, bo uważali poddaństwo rosyjskie za o wiele uciążliwsze.) Nie dla zmienienia położenia, bo to było niemożliwe, ale ze względów moralnych, by światowej opinii publicznej okazać prawdę i by napiętnować propagandę historycznego kłamstwa, nadworny historyk i publicysta Stanisława Augusta, szambelan Feliks Łojko, napisał prace historyczne, którymi miażdżąco odparł wszystkie twierdzenia antypolskiej propagandy, starającej się uzasadnić zabór. Pisałem już o tym, że tylko Hiszpania okazała gotowość czynnego przeciwstawienia się pierwszemu rozbiorowi Polski, wyrażając to zamiarem króla hiszpańskiego Karola III wystąpienia w obronie Polski zbrojnie — czemu się sprzeciwiła Francja. Pisałem także, że obóz „oświecenia" w Europie poparł rozbiór z zapałem, co się wyraziło między innymi w liście Woltera do Fryderyka Wielkiego. Warto na tym miejscu list ten — datowany z 18 listopada 1774 roku — przytoczyć w pełnym brzmieniu swego najważniejszego punktu. „Najjaśniejszy Panie, mówią, że to Pan obmyślił rozbiór Polski: wierzę temu, ponieważ objawia się w tym geniusz".* PO PIERWSZYM ROZBIORZE Pierwszy rozbiór nastąpił w 1772 roku, a drugi w 1793, tak więc między tymi rozbiorami minęło 21 lat, dokładnie tyle samo, co okres „drugiej Rzeczypospolitej" w latach 1918-39. Każdy, kto pamięta czasy drugiej Rzeczypospolitej wie, jak dużo może się ważnych rzeczy zdarzyć w ciągu takiego około dwudziestoletniego okresu i jak wielkie w takim okresie mogą się dokonać przemiany historyczne. Polska, okrojona przez pierwszy rozbiór, stała się państwem mniejszym i przez mniej liczną ludność zamieszkanym niż przedtem, ale jednak była wciąż państwem dużym i ludnym, a o życiu bujnym i pełnym ruchu i twórczości. Zasługuje więc na to, by jej ówczesne, ponad dwudzestoletnie dzieje osobno opisać. Polska była okrojona. Tworzyła kadłub geograficznie dość bezkształtny. Ale w owych czasach wiele państw w Europie było geograficznie bezkształtnych. A przecież Polska mogła i musiała myśleć, a przynajmniej • W oryginale: „On dit, Sire, que c7est vous qui avez imaginć le partage de la Pologne: je le crois, parce qu'il y la du gćnie". 124 marzyć o tym, że w jakiejś nowej koniunkturze politycznej będzie w stanie odzyskać utracone ziemie, zwłaszcza zabory austriacki i pruski. Była skrępowana gospodarczo: nie miała porządnego dostępu do morza. Miała port i miasto nad Bałtykiem, mianowicie Gdańsk, ale nie miała z nimi terytorialnego połączenia, gdyż Prusy przecięły do nich drogę z Polski. Ale duża część jej terytorium, mianowicie Litwa, miała dostęp do Bałtyku przez lenną wobec Polski Kurlandię. Co więcej, Rosja, inaczej niż Prusy,, nie chciała dławić Polski gospodarczo i pozwalała na łatwy kontakt ziemiom litewskim przez Dźwinę z portem w Rydze, a wkrótce, po usadowieniu się u ujść Dniepru, Bohu i Dniestru, zaczęła ułatwiać handel południowo- wschodnich ziem koronnych z portami nad morzem Czarnym. Główne miejskie centra życia polskiego, Warszawa, Kraków, Wilno, Poznań były wciąż częścią Polski. I w tych miejskich centrach i na szerokiej prowincji, gdzie kwitło rolnictwo i gdzie żyła polska szlachta i działał polski kościół, a przecież mimo wszystko jakoś także żyło (tak samo jak w wielkich miastach) polskie mieszczaństwo, życie polskie też i nadal, po dokonanym rozbiorze, tętniło mocno i bujnie. W ciągu tych 21 lat Polska uległa wielkim przemianom i wiele osiągnęła. Była wciąż silnym i żywotnym narodem. I wstrząśnięta moralnie taką straszliwą katastrofą jak rozbiór, doszła w niemałym stopniu do opamiętania i na zmniejszonym obszarze zabrała się energicznie do odbudowy i umocnienia swego życia. Programem polskim owych lat było „przeczekać Katarzynę", to znaczy doczekać się jej śmierci i z jej następcą na tronie cesarskim rosyjskim ułożyć stosunki Polski na innych podstawach. Przez tych z górą dwadzieścia lat rządził Polską Stanisław August. Jego stałym dążeniem było drogą systematycznego i wytrwałego wysiłku osiągnąć ogólną poprawę stanu Polski. W tym samym kierunku — czasem we współpracy z królem, a czasem w opozycji wobec niego — działał ogólny ruch „stanisławowskiego odrodzenia", to znaczy poczynań społeczeństwa. Polska znajdowała się bez zmiany w stanie zależności od Rosji, mającej charakter faktycznego protektoratu. Ale jednak metody i ton tego protektoratu uległy widocznej zmianie: rosyjskie czynniki decydujące oceniły widać, że Polska doznała wielkiej klęski i musi być w nastroju wielkiego przygnębienia i gniewu i doszły do wniosku, że nie trzeba przeciągać struny i wpychać polskiego narodu w jeszcze większe wzburzenie. Zaczęły więc prowadzić wobec Polski politykę oględniejszą i bardziej tolerancyjną. Rosja wykonywała swój protektorat przez swoich ambasadorów. Ambasadorzy ci byli czymś więcej niż dyplomatami: odgrywali oni faktyczną rolę nieoficjalnych wielkorządców. Sprawowali oni duży zakres rzeczywistej władzy przez naciski na króla i wielu polskich dygnitarzy oraz na sejmy, którymi manipulowali, zarówno przez oddziaływanie na obrady, jak przez wywieranie wpływu na obiór posłów. Przed konfederacją barską ambasadorem rosyjskim w Warszawie był Mikołaj Repnin (1764-1769); po 125 tej konfederacji ambasadorem byl przez lat 18 Otto Stackelberg (1772-1790), narodowości niemieckiej.* Najważniejszym czynnikiem Jadu w państwie był stały rząd, pod nazwą Rady Nieustającej, ustanowionej w roku 1774, w dwa lata po pierwszym rozbiorze. ,,W skład Rady weszli: król, 18 senatorów (3 biskupi, 4 ministrowie po jednemu z każdej kategorii, 9 senatorów, tj. wojewodów lub kasztelanów i 2 senatorowie lub ministrowie) i 18 członków stanu rycerskiego (...). Wybory odbywały się co dwa lata, kiedy ustępowały dwie trzecie Rady. Wyborów dokonywały większością tajnych wotów obie izby (sejm i senat). Rada dzieliła się na pięć departamentów: interesów cudzoziemskich, policji, czyli dobrego porządku, wojskowy, sprawiedliwości i skarbowy" (Kutrzeba). Był to rzeczywisty rząd. A kierował nim w istocie król, odgrywający główną rolę przez to, że reprezentował czynnik ciągłości, należąc do Rady stale, podczas gdy inni jej członkowie ciągle się zmieniali, a także będąc głową państwa, a więc dokonując nominacji urzędniczych i innych czynności naczelnych. Rada byJa nominalnie organem wykonawczym sejmu (senatu i izby poselskiej), faktycznie jednak była narzędziem króla. Odebrała ona faktyczną władzę hetmanom, podskarbim itd., mianowanym dożywotnio i wobec nikogo dotąd nie odpowiedzialnym. Rządziły odtąd całym aparatem państwowym, a przede wszystkim wojskiem i skarbem, „departamenty" Rady, a więc stałe ciała kierownicze. Np. wojsko podlegało odtąd departamentowi wojskowemu Rady, a w konsekwencji mianowanemu przezeń generałowi Komarzewskiemu, a nie butnym, samowolnym, a wojskowo do niczego nie zdatnym hetmanom. „Nie tyle hetmani, zajęci wielką, a jałową polityką, ile skromny generał Komarzewski jako dyrektor przybocznej kancelarii wojskowej króla, pracował nad ulepszeniem według pruskich wzorów kadry stałej kilkunastotysięcznej. Sam król czuwał nad kompletowaniem arsenałów, (... inni, podwładni Komarzewskiego) doskonalili artylerię; kawalerię <*narodową> (...) przekształcono na strzelców konnych" (Konopczyński). „Do niej (do Rady) należały sprawy dyplomatyczne; wysyłała posłów, dawała im instrukcje, odbierała relacje" (Kutrzeba). To pod firmą Rady wytworzył się stopniowo umiejętny, fachowy aparat dyplomatyczny króla Stanisława Augusta. „Formalnie politykę zagraniczną prowadził Departament Interesów Cudzoziemskich Rady, ale faktycznie każdy poseł czy rezydent polski przy dworach obcych czerpał istotne wskazówki z gabinetu królewskiego. Dwaj z nich zasłużyli się najlepiej królowi i ojczyźnie: Augustyn Deboli w Petersburgu i Franciszek Bukaty w Londynie" (Konopczyński).* * Przy katedrze luterańskiej w Tallinie w Estonii znajduje się jego grób, z napisem w języku niemieckim: „Hier ruht Otto von Stackelberg, kaiserlich russischer Botschafter zu Warschau". (Autor odtwarza treść tego napisu z pamięci.) * Kościół katolicki w Anglii byt przez całe wieki prześladowany. Posłowie państw katolickich w Londynie mieli w swoich eksterytorialnych (wyjętych spod władzy angielskiej) domach i urzędach katolickie kaplice dla siebie. Z czasem, gdy prześladowania nieco zelżały, także i katolicy angielscy zaczęli na Mszę świętą do tych kaplic potajemnie, a potem jawnie uczęszczać. Z kaplic tych zrobiły się stopniowo duże kościoły, wciąż na eksterytorialnym gruncie. Wyrosło z nich kilka katolickich parafii, dziś nie związanych już z państwami, przy których w ich poselstwach 126 Posłem polskim w Turcji był Karol Boskamp-Lasopolski. Pod naciskiem Rosji, Stanisław August musiał go odwołać. Ale założył on w Konstantynopolu jeszcze w roku 1766 szkołę orientalną, która utrzymała się tam i była nadal nieoficjalnym łącznikiem między obu państwami. Wybitną rolę odegrał także departament skarbu. Uporządkował on gospodarkę finansową państwa, a w szczególności systematyczne zbieranie podatków — i spowodował powiększenie ich wymiaru. Oraz pokierował umiejętnym gospodarowaniem posiadanymi finansami państwowymi. Rada Nieustająca była skutecznym aparatem wykonawczym, przy którego pomocy król mógł prowadzić systematyczną politykę administracyjną, wojskową, skarbową i zagraniczną. A było to w czasach, gdy instytucja centralnego rządu, związanego z parlamentem, a więc ze społeczeństwem, ale uzupełniającego swoją władzą władzę głowy państwa, jeszcze prawie nie była w świecie znana; tylko w Anglii pierwszy prawdziwy gabinet ministrów powstał za rządów Roberta Walpole w latach 1721-1742, a więc zaledwie na parę dziesiątków lat przed rządami Rady Nieustającej u boku Stanisława Augusta w Polsce. Istnienie Rady Nieustającej i wykonywanych przy jej pomocy rządów było możliwe tylko dlatego, że Rosja na to zezwoliła i że ambasador Stackelberg patrzył na okrzepnięcie Polski w takim systemie życzliwym okiem. Budziło to niezadowolenie tych sił w kraju, które nie mogły się pogodzić z tym, że królem polskim jest Stanisław August. Siły te uważały, że pod pozorem króla i Rady Nieustającej rządzi w Polsce w istocie Rosja i jej ambasador-wielkorządca. Nawet i dzisiaj niektórzy publicyści mówią z przekąsem o ustroju, polegającym na rządach króla i Rady Nieustającej jako 0 „konstytucji stackelbergowskiej", w przeciwieństwie do „konstytucji repninowskiej", która stosowana była przed konfederacją barską. W istocie ustroje owe były tworem polskim, doprowadzonym do skutku własnym polskim, organizacyjnym wysiłkiem, któremu Rosja nie uznała za stosowne przeszkadzać. „Stanisław (August) zdecyduje się znosić wszystkie kaprysy 1 humory pysznego Stackelberga, a nawet okupację rosyjską, byle ocalić ów członek (tj. okrojony kadłub) państwa dla potomności. Zdeklaruje się jako dobry patriota przyjacielem Rosji, to samo czynią (... ludzie z otoczenia króla i) pomagają królowi na nowej drodze. (...) Słabe to były siły i nie dałyby sobie rady z niezadowolonym, niedawno jeszcze buntowniczym ogółem, gdyby nie to, że właśnie najszersze warstwy szlacheckie, widząc uczciwą walkę Poniatowskiego z rozbiorcami i kliką Ponińskiego, nabrały teraz doń zaufania" (Konopczyński). Król miał ciągle do czynienia z potężną opozycją, złożoną głównie z klik magnackich. „W utworzeniu Rady Nieustającej odczuła magnateria początek nowej oligarchii, która odpychać ją będzie od władzy nad państwem. wyrosły. Najbardziej znany jest wśród nich kościół Wniebowzięcia Matki Boskiej i św. Grzegorza przy ulicy Warwick Street, z cudownym obrazem Matki Boskiej, założony w 1730 i rozbudowany w 1788 roku, na gruncie poselstwa początkowo bawarskiego, a potem portugalskiego. Także i przy poselstwie polskim Bukatego istniała taka eksterytorialna katolicka kaplica, choć nie ma dziś po niej śladu. „19 stycznia 1782 roku papież Pius VI podpisał breve, skierowane do Franciszka Bukatego, przedstawiciela dyplomatycznego Stanisława Augusta w Londynie. 127 (...) Opozycja rozdzierała szaty nad upadkiem ojczyzny, nad gwałceniem praw, zatratą niepodległości; Branicki z Rzewuskim wznowili dawne hasło prerogatyw hetmańskich. A ponieważ widomym znakiem wszelkiego zła wydawała się Rada Nieustająca, tej rady ostoją Stackelberg, a narzędziem jego król, więc patrioci nowego zaciągu uwzięli się, by obalić Radę, wygryźć z Warszawy Stackelberga i uwolnić Polskę od słabego, skompromitowanego władcy. O tym, aby frontowym atakiem złamać wpływ Rosji, nie mogli malkontenci marzyć; więc próbowali (... drogi) kuchennymi schodami. Latem 1775 roku Branicki jedzie do Petersburga z A. Czartoryskim, aby (...) podważyć zaufanie carowej do Panina i Stackelberga, a Polskę znów uszczęśliwić Repninem. (...) Wszystko to razem świadczyło, że opozycja nie ma jeszcze zasad politycznych, (ale) ma wstręt do istniejącego stanu rzeczy" (Konopczyński). Rządy Stanisława Augusta, mające za narzędzie Radę Nieustającą, pozostały więc nie podważone aż do czasów Sejmu Czteroletniego, a więc, licząc od założenia Radyrprzez 13 lat, a w innej postaci trwały i przy Sejmie Czteroletnim i potem. Dokonały się w owym czasie wielkie zmiany w Polsce. Mimo odcięcia od morza i utrudnień w handlu zagranicznym, ogromnie się Polska rozwinęła gospodarczo. Nie tylko rozwinęło się bardzo polskie rolnictwo. „Sądząc z rejestrów wywozu przez Gdańsk, produkcja zbożowa Korony od czasów pierwszego Sasa wzmogła się kilkakrotnie, a i po pierwszym rozbiorze kraj uszczuplony wywoził więcej, niż przedtem nietknięty" (Konopczyński). W wysokim stopniu rozwinął się przemysł. Magnaci jeden po drugim wysilali się na zakładanie fabryk; powstawały — najczęściej z inicjatywy magnackiej lub królewskiej — fabryki włókiennicze, huty i kuźnice, odlewnie żelaza i spiżu, fabryki broni (w Kozienicach), porcelany i fajansu, kopalnie soli (w Busku), miedzi, marmurów. „Postęp ekonomiczny w okresie < stackelbergowskim? ujawnił się na każdym polu, ale na żadnym nie osiągnął takiego tempa, by Rzplita wyprzedziła któregokolwiek z sąsiadów. Ulgę niosła wśród ciężkich warunków wewnętrznych taniość życia; nadzieję lepszej przyszłości budził przyrost ludności: z 7,4 do 8,8 milionów" (Konopczyński). Niejakiej poprawie uległo położenie chłopów. W roku 1768 — a więc jeszcze w chwili początku konfederacji barskiej — uchwałą sejmu zmniejszono władzę szlachcica nad chłopem, w szczególności odbierając szlachcicowi prawo karania chłopa śmiercią. Większych reform, dotyczących położenia chłopów, w owym czasie nie przeprowadzono, ale pojawił się szeroko rozpowszechniony prąd postanowień indywidualnych, polegających Bukaty w korespondencji z Watykanem proponował, że przy poparciu swego króla postawi kościół na użytek nie tylko swego poselstwa (...) ale także i katolików angielskich. Stolica święta miała — jak pisa) Papież w swym breve — otoczyć to przedsięwzięcie opieką prawa kanonicznego. (...) Z powodu trudności pieniężnych i innych wspomniany w papieskim breve plan nie został zrealizowany. Przy Manchester Square Nr. 19 Bukaty miał tylko prywatną kaplice. (...) Do tej domowej kaplicy prócz państwa Bukatych i turystów z kraju chodzili też i ludzie z miasta" (Toporowski). 128 na zamienianiu pańszczyzny na czynsz w gotówce, co było dla chłopów korzystne — o ile umieli z tego korzystać. Pojawiła się także rozległa propaganda publicystyczna w obronie chłopów, która wywierała wpływ na opinię publiczną i skłaniała dziedziców do lepszego ich traktowania. Wielkie zmiany nastąpiły w sprawie mieszczan. Wielka reforma, dotycząca mieszczaństwa nastąpiła dopiero za sejmu czteroletniego. Ale i przed nim, administracja Rady Nieustającej zrobiła wiele dla poprawy stanu miast i położenia mieszczan. „Nie miały nasze miasta większego przyjaciela po Batorym, może nawet po Kazimierzu Wielkim, jak Stanisław August. Dzięki niemu rozkwitła Warszawa nawet w ponurej epoce barskiej, aż z 30 000 mieszkańców doszła za Sejmu Wielkiego do 120 000. Dzięki niemu też (pracowały gorliwie komisje...) pod zwierzchnością Departamentu Policji Rady Nieustającej (...). Komisji tych było co najmniej 22. Głównym ich zadaniem było uporządkowanie finansów miejskich; poza tym oświetlenie, bruki, higiena, ordynacje samorządowe" (Konopczyński). „Dla trzeciego, teraz najgroźniejszego wroga mieszczan — dla Żyda — okazały się komisje pobłażliwymi, jakkolwiek żywioł ten już podczas konfederacji barskiej wyświadczył bez porównania więcej posług najeźdźcom, niż obrońcom" (Konopczyński). Próbowano zreformować polskie prawo. Były kanclerz koronny, Andrzej Zamoyski, przy pomocy kilku innych wybitnych ludzi, prawników i polityków, opracował „Zbiór praw sądowych", który nie tylko skodyfikował polskie prawo, ale przy tej okazji zaprojektował ważne reformy, dotyczące chłopów i mieszczan. Choć popierany przez króla, projekt ten został dnia 31 października 1780 roku odrzucony przez sejm. Szczególnie ważnym dziełem owych czasów było szkolnictwo i założona w roku 1773 Komisja Edukacji Narodowej, będąca pierwszym w świecie urzędem, mającym charakter ministerstwa oświaty. Komisja ta podlegała bezpośrednio sejmowi. Do powstania jej w znacznym stopniu przyczyniło się skasowanie w roku 1773 zakonu jezuitów, a przez to powstanie próżni na miejsce działalności oświatowej, wykonywanej przez ten zakon. Wielkie zasoby pieniężne, które ten zakon posiadał, zostały przeważnie poprzekazywane tej komisji. „Najprzedniejsze umysły tego pokolenia wysiliły się, aby w tej jedynej dziedzinie, żadną gwarancją nie krępowanej, stworzyć dla państwa siłę obronną i zdobywczą. (...) Tu podali sobie ręce rusofile i rusofobi, duchy podległe i niepodległe. Co się zaczęło w Collegium Nobilium i w Szkole Rycerskiej, to kontynuowała Komisja Edukacyjna" (Konopczyński). W pracach tej komisji odegrał wybitną rolę cały zastęp ludzi, a na ich czele „ks. Grzegorz Piramowicz, ex-jezuita, największy obok Konarskiego pedagog polski XVIII wieku. (...) Tworząc pod względem organizacji jako całość pierwsze w świecie ministerstwo oświaty, Komisja czerpała (...) całą garścią z doświadczeń (...) i teorii zagranicznych. (...) Np. zasadę organizacyjną : że szkoły wyższe, średnie i niższe mają stanowić jeden organizm, jednolicie kierowany" (Konopczyński). „Zaczynała Komisja od lustrowania stanu istniejących w Polsce szkół, głównie zakonnych i pojezuickich i od ciężkiej walki z Komisją rozdawniczą, która (...) marnotrawiła fundusze pojezuickie. —Hist. Nar. Poi., t. II 120 (...) Komisja podzieliła swój teren pracy na 10 «wydziałów> wedle liczby szkół wojewódzkich; w powiatach były średnie szkoły niższego typu, zwane podwydziałowymi. Powyżej wznosiły się akademie krakowska i wileńska (brakło trzeciej dla Wielkopolski); poniżej miały się mnożyć szkoły parafialne. (...) Akademię krakowską zreformował H.Kołlątaj z pomocą Michała Poniatowskiego, a na przekór Sołtykowi. (...) Reforma polegała na zredukowaniu teologii, dostosowaniu nauczania na innych wydziałach do poziomu nauki europejskiej, przy czym ufundowano szereg zakładów, po dziś dzień istniejących. Akademię wileńską starał się tak samo naprawić astronom ks. Marcin Poczobut. Najmniej zrobiono dla szkolnictwa ludowego, bo i zakony trzymały się od tej pracy z dala, i szlachta się na nią boczyła i chłopi lekceważyli naukę, która im jednak nie dawała praw obywatelskich. W całej Koronie (...) założono szkół parafialnych tylko sto kilkanaście; w diecezji wileńskiej hulaka-oświatowiec Massalski doszedł do liczby 300, cóż kiedy tak trwonił pieniądze, że Komisja musiała mu odebrać ich administrację, poczem szkółki Massalskiego podupadły" (Konopczyński). Działalność Komisji Edukacyjnej ogromnie podniosła poziom oświaty w całej Polsce. Także i oświatę ludu: kilkaset szkół dla chłopów, to bądź co bądź było wielkie pójście naprzód w dziele upowszechnienia oświaty także i wśród szerokich mas. Dzieło Komisji Edukacyjnej dało pod tym względem impuls także i następnym pokoleniom: także i w wieku XIX naród polski ożywiony był dążeniem do tego, by oświata ogarnęła nie tylko warstwy wyższe i średnie, lecz lud polski. Ujemną st oną działalności Komisji Edukacyjnej był jej świecki charakter. Szkoły tej komisji ogarnięte były wpływem filozofii „oświecenia", to znaczy duchem niekatolickim, lub po prostu antykatolickim. Także i to wywarło następnie wpływ na duch następnych pokoleń polskiego narodu. „Trudno dziś orzec, czy Komisja Edukacyjna wybrała (po części pod wpływem wolnomularzy Mokronowskiego i Potockiego) najwłaściwszą drogę, gdy na krajowy sarmatyzm i parafiańszczyznę szukała lekarstwa u najradykalniejszych nowatorów zachodu. Ogół patrzał na nią nieufnie, jej szkoły obsyłał słabo; śmiał się z kusych mundurów świeckich pedagogów; tęsknił do łaciny i do dawnych konwiktów, pomimo, że Komisja na różne sposoby okazywała szacunek dla religii i duchowieństwa i z konieczności posługiwała się przeważnie wychowawcami w sutannach" (Konopczyriski). Komisja Edukacji Narodowej działała w latach 1773-1794, a więc 21 lat. Jak wiemy, Łuskina pod jej zwierzchnictwem pracować w zawodzie nauczycielskim nie chciał. Dla scharakteryzowania atmosfery duchowej owych czasów pozwolę sobie zacytować dwa głosy, reprezentujące przeciwstawne światopoglądy. Karol S. Frycz napisał w roku 1934: „Zasadnicza myśl tych czasów była błędna, ani katolicka, ani Boża, ułudna pod każdym względem i zganiona już współcześnie przez takie wybitne jednostki jak Mickiewicz, czy Krasiński, a jednak była ona niewątpliwie narodowa i tak zespolona z duchem narodowym, że od niej wyszło narodowe odrodzenie. Ten splot jest doprawdy tragiczny i wycisnął swoje piętno na całej 130 nowoczesności polskiej. Zaczyna to się już od bojów barskich, kiedy zdrowie narodu, jego tężyznę i właściwego ducha reprezentują konfederaci, ale źródła ocalenia i rozumu politycznego są po innej stronie, narodowej i nienarodowej zarazem. To samo jest z Komisją Edukacyjną, którą dlatego potępił Mickiewicz. Ten fatalny dualizm snuje się przez wszystkie powstania (dzięki temu... one... upadły) z największą szkodą dla narodu — a zaczął się już u kolebki nowych czasów, kiedy rozbito naturalną solidarność ideałów. Ideał katolicki czasów saskich zgubiono i skompromitowano w obskurantyzmie politycznym — dzięki czemu duch naprawy narodowej znalazł się po innej stronie i sczepił z inną ideologią. Raz oddzielony od właściwego podłoża, nieprędko mógł już się doszukać wspólnej z Kościołem drogi, a sfiliowany z międzynarodową rewolucją, schodził co trochę na bezdroża. Doszło więc do paradoksu, że duch narodu znalazł się w obozie międzynarodówki i ten nienaturalny paradoks wiele nas klęsk i niepowodzeń kosztował. Tragiczne zaiste nieporozumienie oparcia idei narodowej na fałszywej filozoficznej podstawie charakteryzuje naszą nowoczesność pod względem ideowym i politycznym." Przedstawiciel odwrotnego światopoglądu, Władysław Smoleński, napisał w roku 1923: „Wyzwolenie człowieka z więzów opieki kościelnej stanowiło zasadniczą dążność ruchu, który w miejsce objawienia apostołował religii rozumu, etykę katechizmową zastąpił humanitaryzmem, fanatyzmowi przeciwstawił tolerancję, dla owładnięcia zaś ogółem społecznym stworzył szkołę państwową świecką". Na powyższe słowa Smoleńskiego odpowiedziałem w roku 1936: „My, ludzie wieku XX, wiemy bardzo dobrze, jaka rzeczywistość kryje się za tak pięknie brzmiącymi hasłami, jak < humanitaryzm >, < tolerancja > itp. i jakim celom ci, co się tymi hasłami zwykli posługiwać, w istocie służą. Wśród haseł walki z i figurował m.in. i postulat oddania pod jurysdykcję trybunalską (a więc wyjęcia spod jurysdykcji kościelnej) spraw rozwodowych. To znaczy — ułatwienia rozwodów, wprowadzenia tak zwanego dzisiaj Ożycia ułatwionego i rozluźnienia więzów najmocniejszej podstawy społeczeństwa, tj. rodziny. Cała atmosfera końca osiemnastego wieku w Polsce — to już była atmosfera masońska. Masoński był panujący wówczas światopogląd filozoficzny, masońskim duchem ożywiona była cała twórczość umysłowa, masońskim wpływom poddane całe życie polityczne. Pod koniec panowania Stanisława Augusta, osobistości nie należących do masonerii nie było już w czynnym życiu politycznym w ogóle". Na zakończenie, dodać tu jednak trzeba, że opisywana tu epoka odznaczała się w dziejach Polski niewątpliwym wielkim rozkwitem kultury. działali wtedy w Polsce malarz-Polak Smuglewicz i malarze-cudzoziemcy '-analetto, Bacciarelli, Lampi, Norblin, Lebrun. Działał muzyk Ogiński, Poeta Ignacy Krasicki, poeta i historyk Naruszewicz, teatr Bogusławskiego. °Iska zasypana została w owym czasie licznymi budowlami w „stylu stanisławowskim". 131 SEJM CZTEROLETNI Momentem zwrotnym panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego byl sejm czteroletni, nazywany przez niektórych sejmem wielkim. Przyniósł on wielkie przemiany w polskich stosunkach wewnętrznych — i w polskiej polityce zagranicznej. Główne dzieło sejmu czteroletniego w sprawach wewnętrznych, jakim jest konstytucja 3 maja, jest powodem chluby dla polskiego narodu po dziś dzień. Także i niektóre inne akty polityki wewnętrznej tego sejmu są jego zasługą. Natomiast polityka zagraniczna tego sejmu, do gruntu błędna, stała się przyczyną zagłady polskiego państwa na okres 123 lat. Początek sejmu czteroletniego wywodzi się z zamiaru Stanisława Augusta przyłączenia się do Rosji w jej wojnie z Turcją, przy czym rezultatem tego miało być wzmocnienie i uniezależnienie Polski, oraz zdobycie dostępu do Morza Czarnego przez uzyskanie portu Akermanu i „korytarza" wzdłuż Dniestru (jakieś 150 kilometrów w linii powietrznej), łączącego ten port z polskim Podolem, ale przede wszystkim powiększenie liczebne polskiego wojska,"co by oznaczało ugruntowanie polskiej niepodległości. Pisałem już o tych sprawach w związku z podróżą Stanisława Augusta do Kaniowa, celem spotkania się z Katarzyną. Rozmowa obojga władców miała miejsce 6 marca 1787 roku, pierwsze posiedzenie sejmu czteroletniego odbyło się 6 października 1788 roku, czyli w 19 miesięcy później. W ciągu tego czasu Stanisław August prowadził z Rosją rokowania dyplomatyczne. W czerwcu 1788 roku otrzymał z Petersburga ostateczną odpowiedź, że Rosja niektóre z jego propozycji i żądań odrzuca, ale zgadza się na udział Polski w wojnie z Turcją i na wystawienie przez Polskę w tym celu wojskowego korpusu posiłkowego. Stanisław August zgodził się na to. Był to z jego strony krok słuszny. Pociągał on za sobą od razu dwa pomyślne skutki wielkiej wagi: zgodę Rosji na powiększenie polskiej siły zbrojnej oraz rozerwanie solidarności rosyjsko- -pruskiej. Na dalszą metę, w zależności od tego, jak się wojna potoczy, krok ten mógł przynieść także i stopniowe przekształcenie się ogólnego położenia w myśl pierwotnych planów i propozycji Stanisława Augusta.* Właśnie dla uchwalenia przez sejm współdziałania z Rosją oraz podatków na wystawienie liczniejszego wojska, Stanisław August spowodował rozpisanie wyborów do sejmu, który stal się następnie sejmem czteroletnim. Już 7 października, na drugi dzień po pierwszym posiedzeniu sejmu, „spisano akt konfederacji przy królu dla aukcji wojska i skarbu" (Konopczyński). • Pisałem w roku 1936, opierając się na Kalince: „Rosja chętnie by widziała polskie posiłki, lecz nie dogadzał jej (...) warunek (polskiego dostępu do Morza Czarnego), który zresztą niektórym czynnikom rosyjskim wydawał się możliwym do przyjęcia, gdyż polski •< korytarz* czarnomorski oddzielałby Rosję od Austrii. Po długich pertraktacjach, cesarzowa Katarzyna zgodziła się na zamieszczenie w traktacie warunku wynagrodzeń terytorialnych dla Polski bez bliższego atoli ich oznaczenia. Ostatecznie, do traktatu sprzymierzeńczego i do udziału Polski w wojnie z Turcją nie doszło. Pozostał jednak owoc pertraktacji w postaci zgody Rosji na swobodne zwiększenie armii polskiej, oraz na przeprowadzenie reform". 132 Nadanie sejmowi cechy konfederacji oznaczało, że obowiązywać będzie na tym sejmie zasada głosowania większością, bez liberum veto. Okazało się jednak, że polityka Stanisława Augusta nie ma w tym sejmie większości. Sejm ten opanowany został przez stronnictwo, zwane patriotycznym", które było w istocie stronnictwem propruskim. Co więcej, stronnictwo to było popierane także i przez klikę przyszłych targowiczan, związanych wprawdzie nie z Prusami, ale z niektórymi klikami rosyjskimi, wcale nie popierającymi polityki Stanisława Augusta. „Właściwie, to były dwie opozycje: jedna pod kierunkiem Ign. Potockiego i A. Czartoryskiego spoglądała ku Prusom; druga, mniej liczna, z Branickim — czekała komendy od Potiemkina" (Konopczyriski). Sejm był w istocie opanowany przez masonerię. A członkowie masonerii darzyli sympatią Prusy. I myśl, że Polska mogłaby przedsięwziąć większej miary akcję polityczną w łączności z Rosją, budziła w nich wstręt. Czasy sejmu czteroletniego są jednym z tych momentów naszych dziejów, gdy losy Polski się rozstrzygały. Starły się wtedy ze sobą dwie polityki i dwa prowadzące tę politykę obozy. Jeden z tych obozów, powodujący się przezornością i sporym zasobem rozumu — choć po części także i uległością i jawną od ościennego mocarstwa zależnością — uważał, że znajdując się między dwoma kamieniami młyńskimi Rosji i Prus, nie można prowadzić walki na dwa fronty, lecz wybierając jedno z dwojga złego, trzeba szukać oparcia w Rosji. Drugi, złożony w dużej części z ludzi młodych i ogarnięty nastrojami „postępowymi" i „oświeconymi", przejęty entuzjazmem i optymizmem, widział lepszą przyszłość Polski w łączności ze wzbudzającymi jego sympatię Prusami. Przeciwieństwo tych dwóch obozów było tak zawzięte, jak niemal w wojnie domowej. Zawziętość ta trwa po dziś dzień. Zwłaszcza obóz chwalący politykę propruską jest tak przejęty duchem krytyki, a nawet nienawiści wobec obozu przeciwnego, że skłonny jest nie tylko zwalczać go rozumowaniem politycznym, ale i oskarżeniami uczuciowymi najzupełniej niesprawiedliwymi. Na przykład po dziś dzień używany jest w odniesieniu do obozu królewskiego na sejmie czteroletnim przydomek „pieczeniarze". Stanowi on aluzję do tego, że członkowie tego obozu, posłowie, często korzystali z gościnności marszałka nadwornego i w dzień posiedzeń jadali u niego obiady, czyli pieczeń. Korzystanie natomiast przez działaczy opozycyjnych z takiejże gościnności u ks. Radziwiłła i u ks. Czartoryskiego nikomu za złe brane nie było, ani nie stawało się powodem żadnych przydomków. Więcej: jakoś nie Kalinka pisze dosłownie: „Cóżkolwiekbądi, było za co dziękować Bogu, że wśród trudności, * jakich mocarstwa zaborcze były zawikłane, zostawiono nam w domu nieco folgi i że wpośród wojny sąsiedzkiej naród mógł dźwigać się ostrożnie, w neutralności nie zbrojnej jeszcze, ale Już zbrojącej się; że coś przecie istotnego dla wzmocnienia Rzplitej można było przedsięwziąć * tym czasie z wyraźnym przyzwoleniem Rosji, a nawet współdziałaniem jej ambasadora, z c'chym przyzwoleniem Austrii. To chwilowe ugłaskanie sąsiadów było zasługą Stanisława Augusta. A dlaczego z niej nie korzystano, za czyją sprawą, przez jaki zbieg okoliczności, przez Jaką znowu polityczną fantazję, czy patriotyczną niecierpliwość ten program doznał tak stanowczej odmiany i w swej podstawie i w swoich rozmiarach (..?) 133 psuły politykom „patriotycznym" opinii ich zażyłe stosunki z agentem i posłem pruskim, Lucchesinim. (Trzeba przyznać, że byli wówczas także i tacy posłowie, którzy nie tylko jedli „pieczeń" u marszałka nadwornego, ale przyjmowali subwencje pieniężne z ambasady rosyjskiej, albo rzekome „pożyczki" od posła pruskiego.) Głębokie przeciwieństwo poglądów, ale także i namiętności, dotyczących obozu prorosyjskiego i propruskiego w czasie sejmu czteroletniego znalazło uderzający wyraz także i w polskiej nauce historycznej. Jaskrawym dowodem tego jest przeciwieństwo Kalinki i Askenazego. Pisałem w książce, wydanej w r. 1936, a więc blisko pół wieku temu: „Dzieje sejmu czteroletniego — to jest jeden z okresów, stanowiących klucz do zrozumienia naszej narodowej historii. (...) Dzieje te zostały już dawno w sposób wyczerpujący i niezwykle jasny wyłożone w polskiej historycznej literaturze. Wykład tych dziejów, który i dzisiaj powinien być każdemu wykształconemu i interesującemu się losami ojczyzny Polakowi znany — to jest kilkutomowe dzieło uczonego z krakowskiej szkoły historycznej księdza Waleriana Kalinki . Dzieło to przygłuszyło < Sejm czteroletni > Kalinki. Przeciętny, wykształcony Polak, interesujący się historią ojczystą, dzieło Askenazego zwykł czytać — ale o dziele Kalinki wie niewiele ponad to, co się z ostrych przeciw temu dziełu wycieczek w dziele Askenazego dowiedział. (Askenazy). -^Traktat był zawarty. Zawarty przez Rzplitą w dobrze rozumianym interesie własnym. Zawarty przez Prusy nie dla pustego brzmienia, lecz z istotnej potrzeby, w chwili przełomowej, dla nieodwłocznego czynu. Chwila zawiodła, bo zawiódł czyn. Stąd, i tylko stąd,: zawiódł traktatu (Askenazy). 134 Oto są podstawowe tezy dzieła tego (... autora), który stał się znakomitością w polskiej nauce historii i mentorem polskiego społeczeństwa, a zarazem wybitnym polskim politykiem. Nie potrzeba dodawać — jak dalece są one gołosłowne. Tym, którzy odnoszą się z niedowierzaniem do naszych twierdzeń (...), można by zalecić przeczytanie równoczesne dzieła Kalinki i dzieła Askenazego — i porównanie ich ze sobą".* Aby porównać istotną treść ówczesnych dwóch orientacji, trzeba sobie zdać sprawę z odmienności celów obu naszych głównych sąsiadów. Rosja chciała podporządkować sobie Polskę politycznie, równocześnie strzegąc jej terytorialnej nienaruszalności, a w tym celu stosowała system „gwarancji" jej ustroju, to znaczy niepozwalania na żadne w niej reformy wewnętrzne bez jej zgody. Prusy chciały dużą cześć terytorium Polski zagarnąć dla siebie, a państwo polskie całkowicie unicestwić przez danie reszty jego terytorium innym sąsiadom. Jeśli się wybierało między wiązaniem się z jednym, albo drugim sąsiadem, trzeba było tę różnicę w podstawowych rosyjskich i pruskich tendencjach rozumieć. Jeśli się tego nie rozumiało — to znaczy, że się było kimś naiwnym i nie mającym pojęcia o polityce. O gwarancji pisałem: „Żaden Polak, mający jakie takie poczucie dumy narodowej, nie może bez rumieńca wstydu myśleć o tym, że Polska doznała takiego ograniczenia swej suwerenności, jakim była gwarancja jej urządzeń wewnętrznych przez obce mocarstwo. Ale jeszcze gorszym i powodującym jeszcze większy wstyd upokorzeniem były — rozbiory. Gwarancję trzeba się było starać zrzucić — ale nie wolno było czynić tego w sposób tak nieudolny, by dostać się z deszczu pod rynnę i zamiast zrzucenia gwarancji osiągnąć — obalenie państwa. Nad usunięciem takich rzeczy, jak obca gwarancja, rozbiory itp., z chwilą, gdy się raz dopuściło do nich, pracować trzeba następnie umiejętnie, wytrwale i przede wszystkim — cierpliwie. Wybuchy zniecierpliwienia, gwałtowne szamotania nigdy tu celu nie osiągną — raczej położenie pogorszą. Pamiętając o okresie w Polsce, pamiętać musimy zarazem, że takie same okresy przeżyły i niektóre inne państwa. Prototypem gwarancji rosyjskiej w Polsce była nieco starsza gwarancja rosyjska w Szwecji. Rosja tak samo gwarantowała anarchię szwedzką, jak polską, ambasadorowie .rosyjscy odgrywali tak samo wielką rolę w Sztokholmie, jak w Warszawie, Inawet nazwa gwarancji użyta była jednakowo tu i tam. (...) Gwarancja obcego mocarstwa jest rzeczą krępującą i upokarzającą. Ale ostatecznie, nie jedna tylko Polska przeżyła w swych dziejach takie skrępowanie i upokorzenie. Lecz jedna tylko Polska poradziła sobie z tym upokorzeniem w ten sposób, że rzuciła się na oślep, z prawdziwie histeryczną nierozwagą, w wir wydarzeń, rzekomo mających ją od tego upokorzenia uwolnić, a w I rzeczywistości będących prostą drogą do daleko większego upokorzenia, upokorzenia, jakiego żaden inny wielki naród prócz Polski nie doznał: blisko półtorawiekowych rozbiorów."* Cytaia z innej mojej książki. ? " Cytata z innej mojej książki. 135 Warto uświadomić sobie, że Węgrom po roku 1919 nie wolno było — w wyniku czegoś w rodzaju gwarancji mocarstw ościennych — przywrócić w swym ustroju wewnętrznym monarchii Habsburgów, Niemcom w tymże czasie nie wolno było mieć więcej niż określoną liczbę wojska i nie wolno było mieć niektórych broni, takich jak lotnictwo i czołgi, ani określonej liczby i jakości okrętów wojennych. Niektóre państwa po roku 1945 nie mogą zmieniać swego ustroju wewnętrznego w sposób dowolny. Wszystko to jest ograniczeniem suwerenności takim samym, jak „gwarancja" Katarzyny w Polsce. Szczegółowy przebieg wydarzeń po zwołaniu sejmu czteroletniego wyglądał jak następuje. 13 października 1788 roku, w tydzień po otwarciu sejmu, „poseł pruski Buchholz odczytał na posiedzeniu notę, w której protestował przeciw sojuszowi Polski z Rosją i ofiarował alians polsko-pruski. Wrażenie było niesłychane. Zaraz król i Stackelberg wycofali swój projekt przymierza. (...) Odtąd entuzjazm głuszy rachubę, partia pruska, forytowana przez kobiety, rośnie; rusofile obu odcieni topnieją" (Konopczyński). Sam fakt zaproponowania przez Prusy sojuszu z Polską doprowadził do zawalenia się programu polityki Stanisława Augusta, to znaczy wycofania się króla — i także i Rosji — z tej polityki. Sejm czteroletni prowadzi odtąd przez cały czas swego istnienia politykę propruską. Sejm ten, który miał trwać kilka tygodni, własną uchwałą przedłużył swe istnienie w nieskończoność, tak że w praktyce urzędował potem przez cztery lata. Po dwóch latach, zarządził on nowe wybory, przy czym nie rozwiązał się, lecz nowo wybranych posłów, a więc drugi ich komplet, włączył do swego kompletu pierwotnego, czyniąc się liczebnie podwójnym. Nowe wybory przyniosły zwycięstwo stronnictwu patriotycznemu, a więc oblicze polityczne sejmu się nie zmieniło. Sejm postanowił odebrać w praktyce władzę królowi, a więc stać się w Polsce władzą naczelną nie tylko w znaczeniu prawodawczym, ale także i wykonawczym. Nie powoływał jednak rządu, który by Radę Nieustającą zastąpił. Sprawował odtąd swe rządy jako ciało kolegialne, co najwyżej powołując komisje sejmowe, także o charakterze kolegialnym. W wyniku tego zniszczył administrację, mozolnie zbudowaną przez Stanisława Augusta. Pierwszym krokiem na drodze walki sejmu czteroletniego ze Stanisławem Augustem była debata sejmowa w sprawach wojskowych. Debata ta zaczęła się 16 października, w 10 dni po pierwszym posiedzeniu. Jej pierwszym etapem była uchwała, by wojsko składało przysięgę nie królowi, lecz sejmowi. Następnym etapem, po następnych czterech dniach, było demonstracyjne postanowienie podwyższenia liczby wojska do stu tysięcy. Był to jeden z przedmiotów konfliktu między królem a stronnictwem patriotycznym. Król z dwóch powodów był przeciwny powzięciu przez sejm takiej uchwały. Po pierwsze, chciał podwyższać silę wojskową Polski stopniowo i nie ostentacyjnie, a nie robić z tego podwyższenia demonstracji, budzącej niezadowolenie i zaniepokojenie u sąsiadów, a zwłaszcza w Rosji. Po wtóre rzeczywiście nie widział możności takiego szybkiego wzrostu siły zbrojnej, bo nie było warunków do zapewnienia na ten cel potrzebnych pieniędzy, już nie mówiąc o trudnościach technicznych, jak brak dostatecznej liczby 136 wyszkolonych oficerów. Radził więc „wprzód ustanowić, jaką część majątku svvego chce naród ofiarować na potrzeby publiczne, a dopiero postępnym krokiem iść do udeterminowania liczby wojska" (Kalinka). Natomiast stronnictwo „patriotyczne" właśnie chciało zrobić demonstrację w postaci ogłoszenia ambitnego zamiaru, a nie dbało o to, czy będzie rzeczą możliwą zamiar ten urzeczywistnić i nie myślało o uchwaleniu środków pieniężnych na wykonanie swej uchwały. „Dnia 20 października miało miejsce głosowanie w tej sprawie. Głosowano nad dwoma wnioskami. < Czy armia ma być podniesiona do stu tysięcy^- oraz «czy należy na teraz zatrzymać się na 60-ciu tysiącach, zostawiając na czas późniejszy dalsze jej uzupełnienie? >. Sejm, w nastroju wielkiego zapału, przyjął wniosek pierwszy. Uchwalił, uwierzył że dokonał wielkiego dzieła — i spoczął na laurach. Wnioski podatkowe poszły w odwlokę."* Nie mówiłem jeszcze o związkach stronnictwa patriotycznego z poselstwem pruskim. Posłem pruskim w Warszawie był w początkach ery sejmu czteroletniego Buchholz, przydzielono mu jednak do pomocy Włocha, wybitnego masona, markiza Lucchesini. Po pewnym czasie Buchholz został odwołany, a Lucchesini został posłem na jego miejsce. Był to bardzo zręczny i sprytny, dyplomatyczny intrygant, który był w stałych, potajemnych stosunkach z wodzami polskiego stronnictwa patriotycznego. Jak te stosunki wyglądały, przytoczę dla przykładu — za Kalinką — kilka cytat z jego raportów, posyłanych do króla pruskiego. „Gdyby wybuchła nowa konfederacja, przez Waszą Królewską Mość poparta (...) to można liczyć, (... że Czartoryski przystąpi) wraz z całym stronnictwem do nowego związku. Tymczasem, ci co się do tego gotują, pracują w cichości. Byłem obecny na ich tajnym posiedzeniu i zwierzyli mi się, że chcą prosić WKMość, aby korpus pruski zbliżył się pod Warszawę i zajął Kraków. Dziś wieczór (pisze to 29 października 1789 r.) będę miał z nimi powtórną naradę i zobaczę, z czym do mnie przyjdą, tak jednak, aby WKMości nie narazić, a ich nie zniechęcić". Kalinka streszcza inny raport Lucchesiniego. „Zapowiedziana tajna schadzka odbyła się nazajutrz w nocy (z 30 na 31 października). Sesja z 30 tak przeraziła opozycję, że zażądano od niego, aby Buchholz podał nową deklarację, że WKMość nie mógłbyś patrzeć obojętnie na powiększenie armii polskiej, gdyby naród nie zatrzymał przy sobie zwierzchności nad nią."* * Cytata z innej mojej książki. Cytując pół wieku temu powyższe słowa Kalinki, a pośrednio Lucchesiniego, napisałem: „Chodzi tu,o to, by skasować departament wojskowy i władzę nad wojskiem odebrać królowi, a oddać sejmowi. Na to, aby te wewnetrznopolityczną sprawę przeprowadzić, ?> używają dyplomatycznej interwencji pruskiej, która ma zastosować groźbę przeszkodzenia Powiększeniu polskiej armii!" W raporcie, zacytowanym tu poprzednio, Lucchesini posłał królowi pruskiemu dane o stanie garnizonu warszawskiego, który wynosi 3700 ludzi, oprócz pułku ułanów (500 koni) 137 — => o o S-2 Ł3 Hal T> O ~ o to 03 »' °^5'3 23 ° Uli O O tA N -O o-s-es o c o- — O-oo O- O O- n. _ 3 ra n -E-s-S-S Cl ra oo oo ra o _. o o x li. _ N. — •5 o §!CS N ^ ™ 8-sr h * 2 f 8 5 s 5^ Crt n> o* ° P 3 O P « c a ?O 3 5 ra'* C C. i P 5 3- * ra CA P 3 N 3 2- o —? C ra a S S. ?a — • t± -i 3 o p 3- •ra o' 2, >Tra- -5 * ?s s x- o- o tj XJ S.2 3 3 S ni &% as * 0Q CO t« O* 2prar>!A3-NNP?T liii H Bi d H 5-3 3-n cą,Ę.p ra g 5-gS. III ^ ";' ra" O O CL p 3> - S-r O 3" ^ ra 2. Ł 5' H n c « O óo 2. -. O ra ra s a- s-a ra 5 O '2 00 ' p»« "2 5 :»-S:S§g o ? N-' C' 2 ?• N' ? * er CA p -a oo p 3 3. S.S *^ 3* Cl 3 Cl O a -t 5:°- I" 2.1 ra 3 1! li -Ora. E'3 P ni 2: 3 " Ł32*S n> 'w' UJ 3 a N 3 -i * O ?-- N N CA CA §••§?^"?2. &. o |^^3§i g-i^S^i 3 R 3. ST *" S 3 3 ra o ?a o--. ^Pg 3 Ł Ęi SSUsM! *)'ts j;>< - ^ ^ . ™ 3 m P p %.&.?. o "" 2 § * 5 S TA & 3 2. « ca' ra i O P 2. C C cl o P. S. "' ^ ° "< "S: -"' * 3- r n>" ? ^ 4» N N „ **. O- 9T ', I *5e5.S-3l2.S ? s. S B ę « 3 o p ^i ca ra 3 „ I! Cl 2. " 3 o. ^ p 2 CL 2. - N 1 ~ 2. 2. 3 $s!* S. o" ra 3- 2. 5" K" *" p Bg." J r>. o -• p ra ra c ^ ra r i!, o b-ś ^.Hóo jf D° o- —. p" p" "o •"" O ?< li" ^ 3-o o ** 3 ^ c S '• 8 o » •to ?a 00 O ra o w: CA s y > ra 3 Cl E' O o O > O er CL O ust 3 3 5" ,2. 2. S c 3 P 3 2. 3 3 o g: 3 3§- s* s; n -i ™ E^ P < P n Cl 2 3 3" N 3 ^.^ tu - a s flis a 3 ^ O O CA M ci a *? <» » 3 o' 3 o ?-. p * " 5' a p n- S 2. n- ra ,5 o 3 ? << p CP 3 ' ,_ «" ra C O P §B"g C ra o' -i n 3 p o n &? O o JI. sin er ~ —• O p O 2 3 - 2 1 ^ 3 S 3 Nieustającej, a więc królowi. A król by} zwolennikiem przymierza z Rosją. Postanowiono więc władzę nad wojskiem królowi odebrać. 3 listopada (a więc w dwa tygodnie po uchwaleniu 100 tysięcy wojska) po uporczywej walce w sejmie, uchwalono oddać wojsko pod komendę komisji wojskowej, wyłonionej z sejmu, a departament wojskowy Rady Nieustającej skasować. 18 listopada, a więc w około dwa tygodnie później, usunięto dotychczasowego, umiejętnego kierownika wojska, generała Komarzewskiego. „Wojsko polskie znalazło się pod zarządem gromady poczciwych hreczkosiejów, urzędujących kolegialnie i niesystematycznie oraz zupełnie się na sprawach wojskowych nie znających".* Równocześnie sejm sprzeciwił się uchwaleniu na wojsko podatków. Posłowie zapowiadali, „że na podatki wieczyste nie pozwolą, dopóki istnieje Rada, nieprzyjaciółka wolności, matka nierządu, córka gwarancji. Złóżmy tylko wieczyste podatki, a wnet nam wytłumaczą, żeśmy juś wszystko zrobili i każą nam się rozejść" (Kalinka). Poseł Stanisław Potocki mówił w sejmie: „Nic z tego wszystkiego nie będzie, jeśli Rada zostanie. Ani podatków, ani wojska nie damy, bo któżby chciał dopomagać Radzie do utrwalenia przemocy nad narodem i do tępienia najwierniejszych sąsiadów naszych". (Wzmianka o tępieniu sąsiadów dotyczy planów wojny z Turcją. Turcy byli niedawno sojusznikami konfederatów barskich, ale nie całej Polski. Król i obóz królewski walczyli z konfederatami i także i z Turcją i nie mieli wobec Turcji żadnych moralnych zobowiązań. A przecież Turcja była odwiecznym wrogiem Polski.) „9 grudnia, pod dyktandem Berlina skasowano Departament Interesów Cudzoziemskich i zastąpiono go sejmową Deputacją Spraw Zagranicznych, a 19 stycznia w ogniu surowej, aż nienawistnej krytyki padła sama Rada, jako dzieło obcej przemocy i intrygi" (Konopczyński). Tak więc władza wykonawcza przeszła z rąk króla i Rady Nieustającej w ręce sejmu. Wydarzenia te odbiły się od razu na położeniu międzynarodowym i to w sposób jawny. Stackelberg w imieniu Rosji oświadczył, że „cesarzowa najmniejszą zmianę ustroju 1775 roku uzna za złamanie traktatu". A Buchholz, poseł pruski, notą do sejmu oświadczył w imieniu króla pruskiego, że ten ostatni „wcale nie myśli krępować jej (Polski) woli ustawodawczej". Ukazała się więc rywalizacja Rosji i Prus o Polskę. „Ostatecznie podatki (na wojsko) uchwalono — ale w takiej formie, że w praktyce przyniosły niesłychanie mało. Wojsko zaczęto werbować na razie bez pieniędzy. Werbowano je bez planu, tworząc przede wszystkim oddziały tzw. < kawalerii narodowej >, formacji dość mało przypominającej wojsko regularne — a zaniedbując formacje inne, a zwłaszcza piechotę".* * Cytata z innej mojej książki. • Cytata z innej mojej książki. 140 „Zgromadzono żołnierzy w Koronie 34 000, w Litwie 11 000. Wszakże, z wyjątkiem dawnych pułków, nie było to wojsko, lecz zbieranina -^bosa, gola i głodna>. < Widziałem sam, mówi Kitowicz (...) w Łowiczu, rekrutów regimentu gen. Raczyńskiego, po ćwierć roku w służbie będących, chodzących jeszcze bez obuwia i sukien, tylko w kitlach i szlafrokach >. Że przy takim niedostatku nie pomyślano o porządnym rozkładzie na pułki i brygady; że 0 karności, o ćwiczeniach wojskowych nie mogło być mowy, to rzecz jasna. (...) Słowem chaos, zmitrężenie czasu i ludzi, niezadowolenie ogólne. (...) Sejm pisze uchwały, które zostaną bez egzekucji i przyczynią tylko kłopotu 1 zamieszania" (Kalinka). „Uchwalono 26 marca 1789 podatek dziesiątego grosza (od dochodu) pod nazwą < ofiary ojczyste stanu rycerskiego (duchowieństwo miało płacić podwójnie). (...) Podatek, ściągany według niepewnych zeznań i lustracji, zawiódł. (...) Dopiero, kiedy zdołano zainteresować obroną państwową mieszczan, udało się zaciągnąć dziesięciomilionową pożyczkę w Holandii. Wobec takich trudności zmniejszano stutysięczny komput do dwóch trzecich (65 000) i tworzono go z wolna pod kierunkiem ociężałej, niegroźnej dla wolności Komisji Wojskowej, gdzie przewodniczyli cywilni. (...) Uformowane w końcu roku wojsko (46 000) stanowiło mieszaninę typu staropolskiego z zachodnim, pruskim (jedna trzecia część konnicy), a wśród generalicji także obok nadętych miernot w rodzaju Szczęsnego Potockiego, znaleźli się i ćwiczony w armii austriackiej bratanek króla, ks. Józef Poniatowski, bohater Stanów Zjednoczonych Kościuszko, młody Józef Wielhorski, Stan. Mokronowski, eks-konfederat Zajączek i inni dzielni wojskowi. Osłabiała energię militarną zbytnia nadzieja w Prusiech, Turcji i Szwecji" (Konopczyński). „Sejm czteroletni nie urzeczywistnił ani w części tych zamierzeń wojskowego wzmocnienia Rzplitej, które Stanisław August (...) urzeczywistnić zamierzał i mógł. Główne zadanie sejmu czteroletniego: pomnożenie polskiej siły wojskowej — pozostało niespełnionym, a przynajmniej nie spełnionym jak należy".* Owe sto tysięcy wojska — to była tylko demonstracja i frazes. W praktyce nie zorganizowano nawet owych 60 000 wojska, o których mówił król. Istotą polityki zagranicznej sejmu czteroletniego było dążenie do sojuszu z Prusami. Prusy — jak już pisałem — zaproponowały taki sojusz już 13 października 1788 roku. Ale dopiero w półtora roku później sojusz ten doszedł rzeczywiście do skutku. Wyobrażano sobie, że w wyniku tego sojuszu Prusy i Polska napadną na Austrię, przy czym w rezultacie tego Polska odzyska Galicję (zabór austriacki), a Prusy zdobędą należące do Austrii Morawy, przy czym otrzymają także i od Polski Gdańsk, Toruń i skrawek ziemi dodatkowy, zapewne w Wielkopolsce. Rosja, zaprzyjaźniona z Austrią, zapewne wystąpi zbrojnie w obronie Austrii, a więc znajdzie się w wojnie z Polską i Prusami. „Polityka pruska czuła się zbyt słaba na to, by dokonać nowego rozbioru Polski wbrew woli Rosji. Toteż celem jej wysiłków było wyrwać Polskę z Cytata z innej mojej książki. 141 systemu polityki rosyjskiej, skłócić ją z Rosją — i tym samym uzyskać zgodę Rosji na rozbiór".* „Gdańsk i Toruń, oto tajemnica dziejów czteroletniego sejmu z ich zewnętrznej s'. rony, oto klucz polityki dworu berlińskiego od czasu wybuchnięcia wojny tureckiej! I opieka jego nad Turcją i związanie się z Anglią i Holandia i przymierze z Polską nie miało innego, a przynajmniej ważniejszego zadania, jak zabór tych miast. Z żelazną konsekwencją, z wytrwałością, żadnym niepowodzeniem nie dającą się zrazić, a giętką aż do podziwienia, dążył on do tego celu, nowych wciąż próbując środków i po każdej porażce inne układając kombinacje" (Kalinka). „Każdy pruski mąż stanu czuł dobrze, że rola, jaką Prusy odgrywały w Europie, była za górną na ich wielkość; że jej brakowało podstawy w ziemi; że jedynie zdobycz nowych posiadłości i zaokrąglenie granic mogły nadać państwu rzeczywistą trwałość. A gdzież zdobyć łatwiej, jeśli nie w Polsce? Dość na to porozumieć się z sąsiadami, a właściwie dość tylko zyskać przyzwolenie jednej Rosji. Wprawdzie Rosja nie potrzebowała ziemi polskiej, miała swojej aż nadto, nie było zatem żadnego powodu, by zabór pruski cierpiała; ale mogły się zdarzyć takie okoliczności, podobnie jak przy pierwszym rozbiorze, które by na Rosji to przyzwolenie wymusiły. Takie okoliczności przygotować było pierwszym zadaniem dworu berlińskiego, a jako wstęp do nich — Polskę z Rosją poróżnić. I to właśnie odbywało się w Warszawie w początkach tego sejmu" (Kalinka). „Celem (polityki pruskiej) było wywołać zerwanie między Polską a Rosją, wywołać zaś dlatego, że na żaden wpływ trwały w Polsce liczyć nie może, że król pruski potrafi go zburzyć, kiedy zechce, że Rosja nie ma żadnego interesu oszczędzać tak lekkomyślnego i zmiennego narodu, a tym samym zasłaniać Polski od nowego rozbioru; jednym słowem, celem było pozyskać przyjaźń Polaków, aby ich później sprzedać Moskwie za kawałek ziemi polskiej" (Kalinka). Na przedstawienie austriackie, by Rosja nie brała przymierza polsko- pruskiego zbytnio do serca, rosyjscy ministrowie Osterman i Bezborodko „odpowiedzieli, że przymierze polsko-pruskie, czy w wojnie, czy w pokoju, byłoby dla Rosji bardzo szkodliwe, bo wzmocniłoby znacznie potęgę Prus. Rosja wolałaby w takim razie przystać na podział Polski, bo wtedy równowaga byłaby zachowana. Co znaczy, że Rosja pragnie utrzymania Rzplitej, a nawet gotowa jej bronić w potrzebie, ale pod warunkiem swojej w tym kraju przewagi. Jeżeli zaś wpływ swój w Polsce utraci, musi dążyć do jej zniszczenia, chociażby nawet z pruską pomocą. W tych kilku słowach zawarty był cały program polityczny gabinetu petersburskiego. Nie domyślano się go w Warszawie" (Kalinka). Warto przy tej okazji zrobić — dziś, w 1984 roku — uwagę, jak dalece ten opisany przez Kalinkę program petersburski z XVIII wieku był błędny właśnie z rosyjskiego punktu widzenia. Istnienie i siła Polski leżała wówczas — tak samo, jak leży dzisiaj — w interesie Rosji. Ale jeśli Rosja chce zapewnić Cytata z innej mojej książki. 142 sobie przyjaźń Polski przez „swoją w tym kraju przewagę", to znaczy przez panowanie nad Polską swoimi agenturami, odnosi skutek odwrotny od zamierzonego. Mianowicie budzi w Polsce nienawiść do siebie i rzuca naród polski automatycznie w objęcia kierunku antyrosyjskiego. Warunkiem ustalenia się w Polsce świadomości, że Rosja jest naturalnym sojusznikiem polski, jest całkowite zaniechanie przez Rosję organizowania swoich agentur w Polsce, starających się o sprawowanie tam władzy oraz pogodzenie się z całkowitą niezależnością Polski — po to, by naród polski doszedł do przekonania o potrzebie przyjaźni z Rosją wyłącznie własną, samodzielną oceną swych interesów. Dnia 29 marca 1790 roku, w półtora roku po zwołaniu sejmu czteroletniego, formalne przymierze polsko-pruskie zostało zawarte. „Obiecały sobie Polska i Prusy (...) na wypadek czyjejś napaści na początek po kilkanaście tysięcy wojska, w potrzebie nawet wszystkie siły rozporządzalne. W szczególności Polska miała korzystać z takiej pomocy, gdyby sąsiednie państwo podniosło rękę na jej niezawisłość i nie dało się od napaści wstrzymać przez kroki dyplomatyczne" (Konopczyński). Ostentacyjne przejście Polski z obozu rosyjskiego do obozu pruskiego zostało dokonane. Kalinka napisał o tym przymierzu słowa, które warto zapamiętać. I które umieszczać trzeba w podręcznikach historycznych i zbiorach tekstów dyplomatycznych. „Ważąc dobrze nasze słowa musimy powiedzieć, że był to akt zdradziecki, z góry obliczony na to, by nadużyć cudzego zaufania; akt z gruntu niemoralny i świadczący, na jaką wiarę zasługiwał rząd, który sie go dopuszczał". Godna uwagi jest także ocena tego przymierza przez historyka amerykańskiego — w wiele lat zarówno po Kalince, jak po Askenazym. . „Gdy patrzymy na nie teraz wstecz (w 1915 roku — przyp. J.G.), przymierze pruskie rysuje się nam jako najwyższy i tragiczny błąd sejmu czteroletniego. Ci, którzy w ostatniej godzinie przedsięwzięli uratować Rzplitą, umieścili swe nadzieje w jednym mocarstwie, a to mocarstwo ich zdradziło. Prusy zachęciły Polaków, by śmiertelnie obrazili Katarzynę; napełniły ich fałszywymi nadziejami i związały się z nimi najbardziej uroczystymi zobowiązaniami; prowadziły ich raz po raz z jednego niebezpiecznego przedsięwzięcia w drugie; a w końcu opuściły ich i sprzedały Rosji. Oto jest historia prusko-polskiego przymierza, oglądana od polskiej strony. (...) A oceniając je wedle wyników, cala polityka tego przymierza wydaje się nieroztropna, fałszywa i po prostu samobójcza. (...) Ale co oni (stronnictwo patriotyczne) mogli innego zrobić? (...) Oni nie przewidzieli najwyższej zdrady 1792 roku — i jakże mogli, skoro to porzucenie ich jesl Prawie bez przykładu w historii" (Lord). Jest prawie bez przykładu w historii, ale było dokonane przez Prusy. Polscy politycy powinni byli wiedzieć, cc to są Prusy. Winą stronnictwa patriotycznego jest, że Prusom zawierzyło Wojna została Polsce przez Rosję wypowiedziana w dniu 18 maja 1792 roku, a więc w około dwóch lat po podpisaniu polsko-pruskiego przymierza. Prusy nie tylko nie wsparły Polski pomocą kilkunastu tysięcy żołnierza, czy I 143 wszystkich sil rozporządzalnych, ale wbiły Polsce nóż w plecy, porozumiewając się z Rosją co do nowego rozbioru Polski. Askenazy napisał w swojej książce, że Prusy nie dotrzymały swoich zobowiązań, „bo zawiódł czyn". Traktat nie był zawarty warunkowo dla dokonania „czynu", ale obowiązywał oba państwa do tego, by przyjść sobie wzajemnie z pomocą, gdy któreś z nich zostanie napadnięte. To był typowy „casus foederis" (wypadek przewidziany sojuszem). Prusy, nie wypełniając zobowiązań traktatowych sprzed zaledwie dwóch lat, dokonały aktu zdrady. Będę jeszcze o tym pisać.* REWOLUCJA FRANCUSKA I NIEPODLEGŁOŚĆ STANÓW ZJEDNOCZONYCH W czasie, gdy odbywał się w Polsce sejm czteroletni, miało miejsce poza Polską wydarzenie, które wywarło ogromny wpływ na przebieg historii całej Europy i w szczególności także i na losy Polski. Wydarzeniem tym była rewolucja francuska. Muszę to wydarzenie pokrótce opisać. Tłem, na którym ta rewolucja miała miejsce, był przestarzały ustrój społeczny Francji, polegający na absolutyzmie królewskim i nadmiernym uprzywilejowaniu szlachty, oraz ucisku chłopów i proletariatu miejskiego, a także — rzecz bardzo ważna — na ograniczeniu praw mieszczaństwa, nieraz bardzo zamożnego i wpływowego, a od pełnego udziału w życiu kraju odsuniętego. Do tych ogólnych powodów niezadowolenia przyłączył się chwilowo kryzys gospodarczy i finansowy, który przyniósł duże kłopoty rządom królewskim oraz spowodował niezadowolenie ogółu, a zwłaszcza mas ludowych w miastach, nieraz pozbawionych regularnych dostaw zboża, a więc chleba. Do wywołania rewolucji w dużym stopniu przyczynił się wpływ masonerii, oraz poglądów „filozoficznych" tak zwanego „oświecenia". Było intencją masonerii obalić istniejący ustrój państwowy i społeczny, w szczególności obalić monarchię i religię katolicką. Politycy masońscy i „filozoficzni" odegrali dużą rolę jako przywódcy rewolucji w jej pierwszym okresie. Rewolucja ta miała początkowo charakter mieszczański i inteligencki, z dużym udziałem drobniejszej szlachty oraz usposobionej wywrotowo i opozycyjnie części duchowieństwa. Wkrótce jednak rozkołysały się nastroje rewolucyjne mas ludowych, zwłaszcza proletariatu miejskiego w Paryżu i innych większych miastach. Dużą rolę w wystąpieniach rewolucyjnych tych * Dla oświetlenia ówczesnej sytuacji warto przytoczyć następujący fakt. W początku roku 1789 rząd francuski w osobie swego ministra spraw zagranicznych, hr. Montmorin, wystąpi! za pośrednictwem ambasadora francuskiego w Petersburgu, hr. Segura, z radą wobec rządu rosyjskiego, „że aby przekonać Polaków, co warta przyjaźń pruska, dwory cesarskie (Rosja i Austria) powinnyby oświadczyć, że oddadzą wszystko, co w r. 1772 Polsce zabraty, byleby król pruski zrobił to samo. Niwecząc traktat z r. 1773, jeszcze by dwory cesarskie zrobiły doskonały interes, a odpowiedź króla pruskiego zdarłaby zeń maskę w oczach Polaków" (cytata z Kalinki). ,,Do rady tej dwory cesarskie się nie zastosowały — już sam jednak fakt, że wytrawna i dobrze się w sytuacji politycznej orientująca dyplomacja francuska mogła z podobną rada wystąpić, rzuca na tę sytuację jaskrawe światło" (komentarz mój z roku 1936). 144 miast odgrywały żywioły awanturnicze, a ubogie, które nazywano początkowo pogardliwym, a potem ogólnie przyjętym przydomkiem ,sankiulotów" (sans-culottes), czyli „bezportkowców", dlatego że chodzili ńie tyle bez spodni, co bez ogólnie przyjętego, modnego rodzaju krótkich spodni, zapiętych pod kolanami (culottes), a w proletariackich, luźnych „pantalonach". Początkowo kierowała rewolucją umiarkowana partia „żyrondystów", zwolenników monarchii konstytucyjnej, przeważnie zamożniejszych mieszczan; przywódcy tej partii pochodzili głównie z departamentu (województwa) Żyrondy (Gironde), stąd nazwa. Później władza przeszła w ręce partii skrajnie rewolucyjnej, „jakobinów". Prowadzili oni rozległą, demagogiczną propagandę przy pomocy „klubów", to jest sal wiecowych. Na wielką skalę uprawiali terror. Początkiem rewolucji było zwołanie przez króla Ludwika XVI, 4 maja 1789 roku, a więc w około pół roku po zebraniu się w Warszawie sejmu czteroletniego, tzw. Stanów Generalnych, ciała, będącego czymś w rodzaju sejmu, mającego za zadanie uchwalenie nadzwyczajnych podatków, ale od 1614 roku, czyli od 175 lat, nie zwoływanego. Powodem tego zwołania były plany mające na celu opanowanie kryzysu finansowego państwa. Zwołane zgromadzenie posiadało jednak większość zwolenników umiarkowanej rewolucji. Ogłosiło się samo 9 lipca 1789 roku konstytuantą, czyli ciałem, mającym uchwalić konstytucję dla Francji. Nastroje rewolucyjne tego zgromadzenia przeniosły się wkrótce na ulicę, powodując wielkie rozruchy. Dnia 14 lipca 1789 roku miały miejsce w Paryżu zaburzenia uliczne, które zakończyły się tym, że tłum uliczny napadł na Bastylię i zdobył ją. Bastylia była dawną twierdzą w środku Paryża, już od dawna nie mającą znaczenia wojskowego, ani obsady wojskowej i używaną jako więzienie. Zdobywcy Bastylii uwolnili więźniów, przeważnie zresztą przestępców kryminalnych i wymordowali straż więzienną. Wydarzenie to stało się symbolem zwycięstwa tłumu rewolucyjnego nad władzą królewską. Dzień zdobycia Bastylii przez tłum rewolucyjny, 14 lipca, stał się świętem narodowym Francji rewolucyjnej i jest nim po dziś dzień. Konstytuanta uchwaliła szereg reform gospodarczych i społecznych, skasowała różne przywileje feudalne, oraz ogłosiła Deklarację praw człowieka i obywatela. Wystąpiła bardzo ostro przeciw Kościołowi katolickiemu, zaczynając od konfiskaty dóbr kościelnych i od skasowania wielkiej liczby klasztorów, przy czym wkrótce podporządkowano Kościół państwu, a kończąc na „skasowaniu" chrześcijaństwa i wprowadzeniu nowej religii w postaci kultu „bogini Rozumu", któremu poświęcono paryską katedrę Panny Marii. Religię katolicką oraz wierne jej duchowieństwo poddano prześladowaniom. Stopniowo, drogą szeregu przemian i kryzysów, zapanowały we Francji rządy jakobinów, przy czym Francja została przekształcona w republikę. Poszczególne kliki rywalizowały ze sobą, posługując się terrorem. Na głównych placach Paryża i innych wielkich miast poustawiano gilotyny (maszyny do obcinania głowy, będące ulepszeniem w stosunku do dotychczas Mywanych miecza i topora jako sposobu wykonywania kary śmierci) i setkami zabijano publicznie tymi gilotynami zarówno przedstawicieli dawnego lfl T-. 10 "Hist. Nar. Poi., t. II 145 porządku społecznego, a więc arystokratów i dawnych dygnitarzy państwowych i ich żony, jak przywódców poszczególnych klik rewolucyjnych, wśród nich takie osobistości, jak jakobini i bliscy jakobinom Marat i Robespierre. Krew całymi strumieniami płynęła po bruku francuskich miast. Aresztowano króla, skazano go na karę śmierci i obcięto mu głowę gilotyną, a wkrótce potem tak samo stracono jego żonę, królową Marię Antoninę, córkę cesarza austriackiego. (Warto zauważyć, że Ludwik XVI, ów król, ćwierć krwi Polak, wnuk Marii Leszczyńskiej, prawnuk Stanisława Leszczyńskiego, wbrew oskarżeniom, że był „tyranem", w istocie był bardzo dobrym królem, dbającym o losy Francji i francuskiego ludu, a przy tym dobrym człowiekiem, cnotliwym, szlachetnym i umiarkowanym.) Rewolucja skończyła się po latach w ten sposób, że zdobył we Francji władzę, najpierw częściową, a potem całkowitą i przywrócił panowanie prawa i porządku młody generał, Napoleon Bonaparte. Jego dyktatura zaczęła się w istocie w roku 1799. W roku 1804 ogłosił się on cesarzem Francuzów. Ale Polska niepodległa już w owym czasie nie istniała. Rewolucja francuska odbiła się wielkim echem w Polsce i wywarła wpływ na polskie wydarzenia. Z jednej strony wzbudziła wielki lęk wśród polskich magnatów i wyższej szlachty, przerażonej francuskim terrorem i śmiercią na gilotynie wielkich zastępów francuskich arystokratów, z drugiej strony wzbudziła zazdrość i chęć naśladowania usposobionych rewolucyjnie Polaków, w wyniku czego narodził się polski obóz „jakobinów", który dokonał aktów terroru, zwłaszcza w czasie powstania Kościuszki. Trzeba także wspomnieć o innym wydarzeniu z dziedziny historii powszechnej, które miało miejsce nieco wcześniej niż polski sejm czteroletni i niż rewolucja francuska, gdy jednak już od 12 lat panował w Polsce Stanisław August: o narodzinach Stanów Zjednoczonych. Na atlantyckim wybrzeżu Ameryki Północnej powstał, poczynając od początków XVII wieku, szereg kolonii brytyjskich. Wielka rolę odgrywały wśród nich osady „purytanów", sekciarzy, którzy pokonani w rewolucji angielskiej (1640-1660), w znacznej liczbie wyemigrowali z Anglii, tworząc w Ameryce skupienia ludnościowe mówiące po angielsku, ale usposobione niechętnie do królewskiej Anglii. W wyniku sporów natury gospodarczej, kolonie angielskie w Ameryce wdały się w XVIII wieku w zbrojną walkę z Anglią i w roku 1774 ogłosiły niepodległość, jako związek 13 osobnych kolonii, nazywanych odtąd państwami lub stanami, pod wspólną nazwą Stanów Zjednoczonych Ameryki. Weszły do tego związku zarówno kolonie pochodzenia purytańskiego (kraje tak zwanej Nowej Anglii, z największym miastem Bostonem), jak kolonie pierwotnie holenderskie (Nowy Jork,1 pierwotnie zwany Nowym Amsterdamem) i szwedzkie (Delaware i Pensylwania), ale potem opanowane przez Anglię, jak angielsko-katolickie (Maryland), oraz szlacheckie, założone przez młodszych synów angielskiej szlachty, szukających więcej ziemi dla gospodarstw typu ziemiańskiego, uprawianych głównie przy pomocy niewolników sprowadzonych z Afryki (Wirginia, Georgia, Południowa i Północna Karolina). Tylko angielska już wówczas Kanada nie przyłączyła się do amerykańskiej rewolucji, a po: 146 zakończeniu wojny stronnicy Anglii w owych 13 stanach przenieśli się, jako wiern' poddani angielskiego króla, do Kanady. Amerykańska wojna o niepodległość trwała dziewięć lat, przy czym wojska angielskie zostały w niej pokonane. Pokojem wersalskim z roku 1783 Anglia uznała niepodległość Stanów Zjednoczonych. W amerykańskiej wojnie o niepodległość brali udział wybitni ochotnicy polscy, generałowie Tadeusz Kościuszko, ongiś wychowanek warszawskiej Szkoły Rycerskiej, który przebywał w Ameryce w latach 1775-1783 oraz Kazimierz Pułaski, były konfederata barski, który przebywał w Ameryce w latach 1777 do śmierci w bitwie pod Savannah w 1779 roku. KONSTYTUCJA 3 MAJA Sejm czteroletni dokonał kilku dużych reform w dziedzinie wewnętrznej - społecznej i politycznej. Jego wybitnym dziełem było „prawo o miastach" uchwalone 21 kwietnia 1790 roku. Przyznawało ono mieszczanom pod wielu względami równouprawnienie ze szlachtą, dawało im, w ograniczonym zakresie, dostęp do sejmu, prawo do obejmowwania urzędów świeckich i duchownych, prawo nabywania ziemi, władzę nad szlachtą przebywająca w mieście, a z drugiej strony prawo dla szlachty zajmowania się w miastach handlem i rzemiosłem. Największym jednak osiągnięciem prawodawczym sejmu czteroletniego była konstytucja 3 maja 1791 roku. Stanowiła ona przewrót tej miary i będący takim pomyślnym wstrząsem w życiu polskim (także i wydarzeniem w stosunkach międzynarodowych), że utrwaliła się w pamięci polskiego narodu jako jeden z najchlubniejszych faktów jego historii, a jego data, 3 maja, jest po dziś dzień świętsm narodowym polskiego narodu, przy czym Stolica Apostolska powiększyła jeszcze znaczenie tej daty, czyniąc ją — już w XX wieku — świętem Matki Boskiej Królowej Polski. Znaczenie uchwalenia konstytucji 3 maja jest wielorakie. Przede wszystkim — była to wielka reforma polskiego ustroju. Kasowała ona monarchię elekcyjną i wprowadzała monarchię dziedziczną, co w"owej chwili, w czasach panującego w świecie absolutyzmu, uważane było za krok nieodzowny dla wzmocnienia państwa, a co nawet i w czasach obecnych niektórzy historycy i politycy za taki nieodzowny krok uważają. (Jako polską dynastię, mającą w Polsce - po śmierci Stanisława Augusta - panować dziedzicznie, konstytucja 3 maja uznała dynastię saską Wettynów, która dała Polsce królów już przez dwa poprzednie pokolenia i do której rządów naród polski już się przyzwyczaił — co zresztą trudno uznać za dodatnią decyzję twórców tej konstytucji, zważywszy, że była to dynastia niemiecka, ani trochę nie spolszczona, oraz że poprzednie rządy jej żadną miarą nie mogą być uznane za rządy dobre.)* Zreformowała sejm, przewidując w jakich ? ?W rachubach stronnictwa patriotycznego elektor saski, podobnie jak król pruski, angielski 2y szwedzki miał nie tylko gwarantować całość ziem polskich, ale również udzielić Polsce w azie potrzeby pomocy wojskowej" (Kocój). Oczywiście, było to złudzeniem. 147 terminach i okolicznościach ma się on odbywać oraz postanawiając, że uchwały jego będą dokonywane większością, a „liberum veto" zostanie skasowane. Skasowane także zostaną konfederacje. Ustanowiła ona władzę wykonawczą, a więc rząd, pod nazwą „Straży Praw", urzędujący wespół z królem, złożony z prymasa i 5 ministrów (policji, pieczęci, wojny, skarbu i spraw zagranicznych) przy czym ci ministrowie stanowić będą wzorem od niedawna przyjętym w Anglii i tylko w Anglii — gabinet, odpowiedzialny przed sejmem, to znaczy obowiązany do ustąpienia w wypadku wspólnej, żądającej tego uchwały połączonego sejmu (senatu i izby poselskiej) większością dwóch trzecich głosów. Straży Praw podlegać będą 4 komisje: Edukacji, Policji, Wojska i Skarbu. Postanowiła, że co 25 lat zwoływany będzie sejm „ekstraordynaryjny" (nadzwyczajny), którego zadaniem będzie rewidowanie konstytucji. (Sądownictwo pozostawiła na razie nie zmienionym — czym okazała, że poglądu filozofa Monteskiusza, na którego się powoływała, o podziale naczelnych władz państwowych na trzy części, ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą, nie traktuje w sposób doktrynerski.) Dokonała także niejakich reform społecznych. Potwierdziła mieszczanom zdobycze niedawnej ustawy o miastach. Wzięła w opiekę prawną umowy chłopów z dziedzicami. (Było to bardzo niewiele, jeśli idzie o zreformowanie sprawy chłopskiej. Ale przewidywano, że sejm „ekstraordynaryjny" za 25 lat pozwoli dokonać reformy chłopskiej na wielką skalę. Co więcej, dyskusja w sejmie wykazała, że reformy, dotyczące chłopów, nie będą 25 lat czekać.) Określiła także, w sposób wolnościowy, uprawnienia cudzoziemców nieszlacheckiego pochodzenia, osiadających w Polsce. Uznała katolicyzm jako religię panującą oraz zapewniała tolerancję i opiekę rz&dową; innym wyznaniom. Konstytucja 3 maja, uchwalona przez ciało złożone wyłącznie ze szlachty (sejm), pod wielu względami sprzeczna z interesami stanowymi szlachty, była dowodem troski nie o cele egoistyczne jednej tylko warstwy społecznej, lecz 0 dobro narodu jako całości, tak jak je sobie wedle najlepszej woli wtedy wyobrażano. Przygotowała konstytucję, w tajemnicy, grupa kilkunastu ludzi, którzy zbierali się w mieszkaniu marszałka Małachowskiego, a w ich liczbie i król. Byli to w znacznej części członkowie masonerii. Największą rolę w opracowaniu tekstu konstytucji odegrali: Stanisław August, który wniósł do obrad swoje wybitne doświadczenie w sztuce rządzenia i administracji, Scipione Piattoli, wybitny włoski mason, czynny ód dłuższego czasu w potajemnym życiu politycznym Warszawy, dopuszczony do obrad jako sekretarz, dwaj Potoccy, Krasiński i Kołlątaj; także Matuszewicz, Niemcewicz 1 Stanisław Sołtyk. Fakt, że konstytucję opracowała grupa ludzi, należących do masonerii świadczy, że masoneria nie była spiskiem, jawnie zmierzającym do zniszczenia Polski. Twórcy konstytucji 3 maja byli rzeczywiście patriotami, ożywionymi dobrymi intencjami, kochającymi Polskę i zmierzającymi do jej pomyślnego zreformowania. Reformy, jakie przeprowadzili, były przeważnie 148 korzystne dla Polski i dobrze, szczęśliwie pomyślane. Konstytucja 3 maja świadczy, że kierowali wówczas Polską ludzie, osobiście mający jak najlepsze intencje i w wielu sprawach przeprowadzający postanowienia w całej pełni pożyteczne. Nie można mierzyć konstytucji 3 maja pojęciami dzisiejszymi, na przykład krytykować jej za to, że zrobiła tak mało dla chłopów. Trzeba ją mierzyć pojęciami i warunkami wieku osiemnastego. Mierząc miarą osiemnastego wieku zrobiła bardzo dużo — i zrobiła tyle, z wielką energią i z nakładem dobrej woli, ile zrobić było można. Jedyną większej miary, ale bardzo istotną oznaką przynależności twórców tej konstytucji do masonerii jest to, że przygotowana ona została i uchwalona w systemie polityki zagranicznej propruskiej. Gdyby nie byli oni masonami i gdyby ich myślą przewodnią było obronienie Polski przed niebezpieczeństwami, grożącymi ze strony Prus, przebieg wydarzeń byłby inny. Byliby dążyli do uchwalenia takiej samej konstytucji — ale robiliby to w innym systemie polityki zagranicznej. Kto wie? Może mielibyśmy w rezultacie konstytucję podobną do konstytucji 3 maja, uchwaloną za zgodą, lub przynajmniej bez sprzeciwu lub bez gniewu Rosji, wprowadzoną w związku ze wspólną polsko-rosyjską wojną przeciw Turcji i może nie stawiającą sobie za cel ustanowienia w Polsce dziedzicznej władzy rodu saskiego. Konstytucja 3 maja uchwalona została drogą zaskoczenia, w warunkach czegoś w rodzaju zamachu stanu, ale przeprowadzonego legalnie. Przeprowadzono ustawę w chwili, gdy część posłów się rozjeżdżała, a obecnych było w Warszawie 182 posłów, co było dostateczną liczba do tego, by uchwała mogła być dokonana w sposób ważny. Wśród nich wiadomo było, że 110 jest zjednanych zawczasu zwolenników ustawy, a 72 niepewnych, być może przeciwnych. Aby wzmocnić nastrój przychylny ustawie postanowiono zmobilizować ulicę mieszczańską i „zaskoczyć różnorodnych przeciwników, stłumić ich zbytnią elokwencję, (...) obsadzić galerię swoimi ludźmi, samą zaś izbę zelektryzować wiązanką nie zmyślonych, ale odpowiednio dobranych depesz zagranicznych. Chciano urządzić (...) parlamentarny zamach większości na mniejszość" (Konopczyński). Na nastrój izby oddziaływano nie tylko dyskusją posłów, ale i oklaskami, lub sprzeciwami tłumu na galerii, oraz nastrojem jeszcze większego tłumu na ulicy. „Prawie wszystko odbyło się według planu. (...) Nad odczytanym projektem dopus'cili patrioci do dyskusji, ale nie pozwolili na obstrukcję. (...) Wśród ogromnego podniecenia, wśród ciżby demonstrantów przyjęto ustawę i wezwano króla, by ją zaprzysiągł. (...) Zakończyły uroczystość pochód przez Plac Zamkowy do katedry, przysięga i Te Deum. Nazajutrz kasztelan Antoni Czetwertyński i 27 posłów wniosło protestację do grodu warszawskiego, ale 5 maja na sesji nikt już nie protestował, bo malkontenci albo przystąpili do uchwały, albo rozjechali się na prowincję. Nowy ustrój nadany został krajowi, jak to zwykle bywa, przez świadomą celu mniejszość, z zachowaniem jednak prawa większości (stu kilkudziesięciu przeciw 28), po nieskrępowanej dyskusji, ale nie bez nacisku na głosujących i zaskoczenia" (Konopczyński). Cechą tego przewrotu politycznego, jakim było uchwalenie i zaprzysiężenie konstytucji 3 maja, była imponująca zgoda i harmonia, w jakiej się to dokonało. Nowa konstytucja miała, rzecz prosta, swoich 149 przeciwników, chociaż niezbyt licznych — i zamanifestowali oni swoje stanowisko opozycyjnym wystąpieniem w izbie, między innymi teatralną demonstracją posła Suchorzewskiego, który oświadczał, że zabije swego przyprowadzonego do sejmu, sześcioletniego syna, bo nie chce, by żył on w nowym ustroju. Na demonstrację tę zezwolono, ale nie przeszkodziło to uchwale przytłaczającej większości, która w potężny sposób okazywała swą wolę wprowadzenia nowej konstytucji. Uchwała w sejmie była uchwałą większości, której się mniejszość, po krótkim sprzeciwie, podporządkowała, okazując tym ducha zgody. Co więcej, konstytucja została przyjęta z zapałem, nie tylko przez tłum mieszczański Warszawy, ale przez opinię publiczną wszystkich dzielnic. Na coś takiego, na reformę tego rodzaju, kraj cały od dawna czekał. Uchwalenie tej konstytucji zostało przyjęte z uczuciem ulgi, zadowolenia i solidarności. Opozycja przeciwko tej uchwale została przygłuszona przez głos większości. I wkrótce zaczęła wygasać: oponenci dochodzili do wniosku, że jednak zwolennicy konstytucji mieli rację — i przechodzili na ich stronę. Nadanie Polsce przez sejm nowej konstytucji zostało przez naród polski przyjęte w duchu zgody i niemal jednomyślności.* Konstytucja 3 maja w Polsce była jedną z pierwszych pisanych konstytucji w świecie. Anglia pisanej konstytucji nie miała i nie ma po dziś dzień. Rewolucyjna Francja dopiero pracowała nad obmyśleniem pisanej konstytucji. Tylko Stany Zjednoczone miały już od czterech lat — od roku 1787 — pisaną konstytucję. Konstytucja 3 maja skasowała odrębność państwową Litwy. Do dnia ustanowienia owej konstytucji Rzeczpospolita była w istocie federacją dwóch państw. Polski i Litwy, które miały wprawdzie wspólnego króla i wspólny sejm, ale miały dwa odrębne rządy (odrębnych hetmanów, kanclerzy itd) i wiele odmiennych urządzeń. Konstytucja ustanowiła jeden wspólny rząd i skasowała mnóstwo litewskich odrębności. Cała Polska, złożona z Korony i Litwy, stała się odtąd jednym państwem. Nie znaczy to zresztą, że niejakie, mniejszej miary odrębności się nie zachowały i że świadomość tej odrębności nie przetrwała. Mickiewicz o jedno pokolenie później pisał (w „Panu Tadeuszu"): „Litwo, ojczyzno moja". A więc miał świadomość tego, że Litwa jest zjawiskiem o swoistym, odrębnym obliczu.Ale zarazem pisał (w „Księgach Pielgrzymstwa"): „Litwin i Mazur bracia są. Czyż kłócą się bracia o to, że jednemu z nich na imię Władysław, a drugiemu Witowt? Nazwisko ich jedne jest, nazwisko Polaków''. Pisał także (w „Panu Tadeuszu'') że do litewskiego dworu, do Soplicowa, jeździło się „jak w centrum polszczyzny". A także, że „Gdańsk, miasto nasze będzie znowu nasze". Oczywiście, nie litewskie, lecz polskie. A więc czuł się Litwinem — zarazem uważając, że • Jednym z objawów przyjęcia konstytucji 3 maja przez polską opinię publiczną byt fakt poparcia jej w początku 1792 roku przez ogól sejmików w Polsce. Pruski dyplomata Gessler w Saksonii pisai w depeszy z 3 marca 1792 roku: „Według wiadomości, które dziś nadeszły, sześćdziesiąt sześć sejmików zaakceptowało konstytucje w Polsce, a cztery inne, o których nie ma jeszcze danych, prawdopodobnie postąpią w analogiczny sposób" (Kocój). 150 tym samym jest Polakiem. To taką, mickiewiczowską Polskę ustanowiła konstytucja trzeciego maja: już nie dwa, połączone państwa, ale jedno państwo i jeden naród, choć o dzielnicowych odrębnościach. „Przywódcy patriotów postanowili narzucić krajowi wielki wysiłek wewnętrzny, a zarazem stworzyć wobec zagranicy fakt dokonany, który podniesie koronę polską w oczach świata, zmusi sprzymierzeńców Prusaków i przyjaciół Austriaków do ujęcia się za nowym porządkiem rzeczy, a wszystkim Polakom da nowy sztandar bojowy (...). Polska musi nadać sobie ustawę rządową: nie deklarację praw obywatelskich, bo obywatele i tak o sobie pamiętali, nie opis sejmu, bo sejm, co umiał, to z siebie wydobył — ale właśnie ustawę rządową, obejmującą ustrój naczelnych władz państwa" (Konopczyński). Sejm czteroletni skasował Radę Nieustającą. Ale nauczony doświadczeniem, przekonał się, że administrować państwem bez ciała wykonawczego, to jest bez rządu, nie można i po kilku latach, przez konstytucję 3 maja, ustanowił inny rząd, bardzo podobny do Rady Nieustającej, mianowicie Straż Praw. „Prawodawcy, którzy oddychali atmosferą na wskroś narodową, wracali od peruk do wąsów i od żakietów do kontuszów, od francuszczyzny do starannej polszczyzny, stworzyli dzieło narodowe w tym znaczeniu, że narodowi podporządkowali króla, rząd, sejm, wojsko, wszystko. Z obcych wzorów zapożyczyli to, co się od dawna nadawało do przeszczepienia na grunt polski. Poświęcając wolność jednostek, starali się ugruntować wolność narodu (...). Jeżeli dali rządowi oparcie w czynniku niezawisłym od sejmu, to jednak wzięli z Anglii taką formę odpowiedzialności rządu przed sejmem, jaka na pewno mniej była wadliwa niż dawne rwanie sejmów i rokosze, a kontrolę narodową nad rządem opisali z niezwykłą, może nawet przesadną starannością. Dali Rzplitej rząd jednolity, w przeciwieństwie do przestarzałego dualizmu polsko-litewskiego i w jeszcze jaskrawszym przeciwieństwie do tego rozgardiaszu władz królewskich, hetmańskich, podskarbińskich, kanclerskich i jeszcze podrzędniejszych, jakie istniały przed powstaniem Rady Nieustającej. (...) Spotkała się też konstytucja w całym kraju z przejawem niekłamanej radości, budząc nowe emocje, nowe poświęcenia. Choćby też wszyscy uczestnicy -4spisku> 3 maja okazali się członkami lóż wolnomularskich, ich wiekopomne dzieło było tworem polskiego, oświeconego i niepodległego ducha, wielkim zwycięstwem nad swojską słabością, szczęśliwym rozwiązaniem tych ustrojowych zagadnień, które wszystkie narody lądowo- -europejskie miały dopiero w XIX wieku podjąć za przewodem Francji" (Konopczyński). A jednak, pomimo tego, co twierdzi Konopczyński i co wyżej zacytowałem, fakt, że kierowali sejmem czteroletnim członkowie lóż wolnomularskich i że konstytucja 3 maja, przy całej wartości swych odważnych i celowych dokonań ustrojowych, wprowadzona została w ogólnych ramach propruskiego, dyktowanego przez masonerię systemu polityki zagranicznej sprawił, że konstytucja 3 maja okazała się wyzwaniem, rzuconym Rosji i stała się jedną z przyczyn ostatecznego rozbioru Polski. Wojna polsko-rosyjska 1792 roku, a w jej wyniku wydarzenia ostatnich lat 151 niepodległości i drugi i trzeci rozbiór Polski były skutkiem tego, że sejmem czteroletnim kierowała masoneria, że sejm ten umieścił Polskę w systemie polityki propruskiej i że konstytucja 3 maja, dzieło samo w sobie niezwykle udane i pożyteczne, dokonane zostało w tym systemie, stając się bezpośrednią przyczyną poróżnienia samotnej i wciąż jeszcze bardzo słabej Polski z Rosją. Sejm czteroletni był kierowany przez masonerię. Jak wyglądał mechanizm tego kierowania, świadczy dobrze sprawa „Towarzystwa przyjaciół konstytucji 3 maja". Była to poufna organizacja, mająca za zadanie kierowanie sejmem. „W bibliotece kórnickiej zachował się rękopiśmienny protokół posiedzeń tego towarzystwa, z którego wynika, że towarzystwo liczyło 213 członków (14 senatorów, 125 posłów i 74 < arbitrów >, tj. bywalców galerii sejmowej). Z górą pół setki spośród członków — to są notoryczni członkowie lóż. Wśród figurujących w protokołach posiedzeń członków towarzystwa, zabierających głos, lub referujących wnioski, przeważają wolnomularze. (...) Towarzystwo odbyło pierwsze posiedzenie 21 maja, ostatnie zanoto.wane 14 grudnia 1791 roku, ale początki towarzystwa sięgają epoki przedmajowej. Posiedzenia sejmu były więc przygotowywane przez to towarzystwo. A kto przygotowywał posiedzenia tego towarzystwa? Jak widać z tego, kto na tych posiedzeniach rej wodził — byli to masoni."* Tak więc widzimy drabinkę szczebli wpływu: masoni mieli większość w towarzystwie przyjaciół konstytucji i mogli całość tego towarzystwa urabiać. A to towarzystwo miało większość lub prawie większość w sejmie. Sejm robił więc w praktyce to, co poprzednio uchwaliła, w swoim szczupłym gronie, masoneria i na co kazała lub radziła głosować ludziom pod swoim bezpośrednim lub pośrednim wpływem. Tak wygląda wpływ masonerii w wielu wypadkach i w wielu środowiskach. Także i dzisiaj. Wywiera ona wpływ szerszy przez organizacje „pomocnicze", w których tylko część członków jest masonami, a reszta wcale do masonerii nie należy, ani nieraz nic o niej nie wie, ale jest przez masonerię manipulowana. A z drugiej strony, także i nie wszyscy masoni o tym wiedzą, do czego masoneria w poszczególnych sytuacjach zmierza i są przez „braci" głębiej wtajemniczonych manipulowani. Myślę, że nie popełnię błędu, wyrażając przekonanie, że masoneria w sejmie czteroletnim wcale nie stawiała sobie za główne zadanie dokonania reform i w tym celu uchwalenia konstytucji 3 maja. To był tylko pretekst; środek do zdobycia sobie licznego zastępu stronników. Jej istotnym głównym celem było utrzymanie Polski w systemie polityki pruskiej i poróżnienie jej z Rosją. Nie wiem, nie śmiem tego twierdzić w sposób stanowczy, ale podejrzewam że na szczytach obozu masońskiego byli ludzie — niekoniecznie • Cytata z innej mojej pracy. Protokół owego towarzystwa przyjaciół konstytucji 3 maja odkrył prof. A.Skalkowski. Ogłosił on swoje odkrycie w Poznaniu w roku 1930 w „Pamiętniku Biblioteki Kórnickiej", a wiec w wydawnictwie mało znanym i dla polskiego ogółu czytelniczego trudno dostępnym. 152 rodowici Polacy — którzy dobrze wiedzieli, do czego w istocie zmierzają: do rozbioru i unicestwienia Polski.* Konstytucja 3 maja nie mogła się długo utrzymać w mocy, bo uchwalona została w systemie polityki zagranicznej, która prowadziła Polskę ku rozbiorowi. „Utrzymała się ona w mocy przez czternaście miesięcy i trzy tygodnie. (...) Czternaście miesięcy i trzy tygodnie tylko" (Jasienica). Taki był ówczesny los Polski. W warunkach wdania się w system pruski ani Polska, ani żadna reforma w Polsce, także i konstytucja 3 maja, utrzymać się przy życiu nie mogła. Trzeba zresztą przyznać, że w tym końcowym okresie niewiele więcej niż roku sejm czteroletni zdobył się na dużą i godną uznania działalność ustawodawczą. „Odrabiano w pośpiechu wiekowe zaniedbania; wychodziły szczegółowe ustawy o sejmie, o straży, o komisjach, o reaorganizacji sądów, o wewnętrznym urządzeniu miast itd. Pozwolono dyzunitom na synodzie w Pirisku utworzyć kościół autokefaliczny, niezależny od Moskwy (...), a pod względem dogmatycznym podległy patriarsze carogrodzkiemu. Metropolitę unickiego, Rostockiego, wprowadzono do Senatu" (Konopczyński). TARGOWICA. WOJNA 1792 ROKU. DRUGI ROZBIÓR Rosja była wściekła na Polskę za to, że ostatecznie uchyliła się ona od współdziałania z Rosją - choćby w wojnie rosyjskiej z Turcją - i że oparła się politycznie o Prusy. Postanowiła więc rozprawić się z Polską zbrojnie, używając za pretekst uchwalenie konstytucji 3 maja, a więc dokonanie przez Polskę reformy ustroju bez uprzedniej zgody Rosji, to znaczy z pogwałceniem rosyjskiej „gwarancji" polskiego ustroju. Jako szeroko głoszone przez Rosję uzasadnienie swego oburzenia na konstytucję 3 maja użyte zostało twierdzenie — całkiem zresztą pozbawione podstaw — że uchwalenie tej konstytucji było echem wydarzeń rewolucji francuskiej i że chcąc się teraz przeciwstawić * Na czym polega błędność polityki zagranicznej Sejmu Czteroletniego, możemy dość jasno zrozumieć, czytając list Stanisława Augusta do Debolego, posła polskiego w Petersburgu, odnaleziony i ogłoszony przez Kalinkę: „Wszak w tym sensie cierpię jedynie za to, żem był w tej systemie, że Polska bez jakiegoś związku obcego utrzymać sie sama przez się bezpiecznie nie może i że z tych obcych potencji, które nas otaczają, jednak najmniej dla nas niebezpieczną byłaby taż sama Moskwa. Największe dobro, a przynajmniej najmniejsze złe Ojczyzny mojej było i będzie zawsze jedyną wskazówką moją. Za tą wskazówką chciałem się trzymać Moskwy, za tą wskazówką nie przeciwię się temu, cokolwiek oswobadza nas od zbytniego jej u nas przemagania, ale o ile podobne, odwracać będę, aby do ostatecznego zerwania z nią nie przyszło. Gdyby jednak, czego strzeż Boże, narodowy jaki krok otwarty przeciw niej nastąpił, ja domowej wojny przeciw własnemu narodowi podnosić nie będę, bo z narodem żyć i umierać mam powinność". Ratunkiem dla Polski było trwać, szukając bezpieczeństwa we współpracy z Rosją. Sejm czteroletni nie dopuszczał do tej współpracy, a umieszczał Polskę w systemie sojuszu z Prusami. 1 polityką tą prowadził Polskę prostą drogą ku zagładzie. 153 wpływowi ducha rewolucyjnego francuskiego, trzeba zdławić gniazdo tego wpływu, jakim się stała Warszawa. Faktycznym początkiem wojny polsko-rosyjskiej 1792 roku, będącej w istocie wojną o konstytucję 3 maja, była deklaracja rosyjskiego męża stanu (Bułgakowa) z dnia 18 maja 1792 roku, będąca w istocie wypowiedzeniem Polsce wojny. Formalną podstawą do tego zbrojnego wystąpienia Rosji przeciw Polsce był akt zdrady grupy magnatów polskich, którzy zwrócili się do Rosji z prośbą o zbrojne wkroczenie do Polski celem dopomożenia im do obalenia konstytucji 3 maja. Chcieli ją obalić dlatego, że „uzurpatorzy warszawscy za pomocą spisku i gwałtu przez < zuchwałą zbrodnię > 3 maja obalili wszystkie kardynalne prawa Rzplitej, znieśli wolność i równość szlachty, a narzucając na kraj zarazę demokratycznych idei paryskich, wprowadzili w Polsce despotyzm. (...). (Autorzy oświadczenia) łączą się przy wierze katolickiej, przy wolności i równości szlacheckiej, przy całości granic państwa i dawnej republikańskiej formie rządu. (...) Ujarzmiona Rzplita ucieka się o pomoc do « Wielkiej Katarzyny >" (Konopczyński). Akt powyższy, znany pod nazwą Targowicy, jest największym, obok zdrady stronników najazdu szwedzkiego w roku 1655 w czasach „potopu" aktem zdrady, jaki zna historia Polski. Stał się on w języku polskim niemal przysłowiowy. Kto czytał „Pana Tadeusza" Mickiewicza, ten wie, dzięki opisowi koncertu Jankiela, jakie znaczenie ma słowo „Targowica" w uczuciach polskiego narodu. Należy, w imię narodowej pamięci, znać nazwiska głównych sprawców Targowicy. Byli nimi wojewoda Szczęsny Potocki, hetman wielki koronny Franciszek Ksawery Branicki, hetman polny koronny, Seweryn Rzewuski oraz dawny konfederata barski, Szymon Kossakowski. Wezwanie pomocy jakiegoś obcego mocarstwa w walkach politycznych wewnętrznych nie jest w historii powszechnej czymś nieznanym i nie zawsze stanowi zdradę. Ale tylko wtedy, gdy chodzi o zewnętrzną pomoc w wojnie domowej. Stronnicy króla, a więc powstańcy monarchiczni wandejscy, południowofrancuscy i inni, wzywając w czasie rewolucji francuskiej pomocy angielskiej i austriackiej, nie popełniali zdrady. Nie popełniali jej także w czasie wojny domowej hiszpańskiej w latach 1936-1939 „czerwoni", wzywając odsieczy komunistycznych brygad międzynarodowych i pomocy w sprzęcie lotniczym i pancernym Francji i ZSRR, a „biali" oddziałów włoskich i niemieckich. Ani „biali" w wojnie domowej rosyjskiej w latach 1918-1920 pomocy angielskiej, francuskiej i innej. Choć także i w tych wszystkich wypadkach strona moralna korzystania z interwencji zewnętrznej nie jest absolutnie wolna od wątpliwości. Ale w roku 1792 nie było w Polsce wojny domowej. Mniej więcej cały naród polski stał po stronie konstytucji 3 maja, a ci nieliczni, którzy się jej początkowo sprzeciwiali, pogodzili się z nią z chwilą gdy wprowadzenie jej stało się faktem dokonanym; a już w każdym razie żaden godny wzięcia w rachubę odłam polskiego narodu nie życzył sobie interwencji zewnętrznej. Zwolennicy Targowicy stanowili początkowo znikomą garstkę 13 osób. A Targowica prowadziła — i istotnie doprowadziła — nie do samych tylko zmian politycznych wewnątrz Polski, ale do rozbioru. Tylko ludzie 154 I zacietrzewieni mogli nie zdawać sobie z tego sprawy, czym interwencja rosyjska może grozić. Tak więc to, co zrobili targowiczanie było bezspornym i jaskrawym, ze złą wolą popełnionym aktem zdrady. Co więcej, warto zauważyć,, że Targowica wcale nie zmierzała do przywrócenia w Polsce tego stanu rzeczy, który został przez konstytucję 3 maja skasowany, ale do gruntownego przekształcenia porządku wewnętrznego w Polsce, tyle że w sposób inny niż to konstytucja 3 maja zrobiła. Mianowicie do przekształcenia Polski w rzeszę małych, samodzielnych państewek na modlę udzielnych księstw w ówczesnych Włoszech i Rzeszy Niemieckiej, rządzonych samowładnie przez rody magnackie. Można powiedzieć, że w starciu politycznym obozu konstytucji 3 maja i obozu Targowicy starły się ze sobą dwie koncepcje przebudowania Polski jako organizacji państwowej: konstytucja 3 maja, zacieśniając związek Polski z Litwą i kasując różne dzielnicowe ośrodki odrębności, czyniła z Polski państwo bardziej jednolite, natomiast Targowica odwrotnie dążyła do tego, żeby Polskę jako jednolite państwo właściwie całkowicie skasować, zastępując je grupą państw w znacznym stopniu usamodzielnionych. „Seweryn Rzewuski i Szczęsny Potocki od dawna opracowywali projekty ustrojowe. Pierwszy chciał powrotu dawnej anarchii, symbolizowanej przez wszechwładzę hetmańską (sam był hetmanem, nie zapominajmy czasem), drugi pragnął urzeczywistnienia ideału magnackiego, czyli podziału Rzeczypospolitej na trzy, czy sześć, czy osiem prowincji składowych, przemiany państwa w rzeszę wielkopańską" (Jasienica). Szczęsny Potocki wystąpił „ze swoim planem przeobrażenia Polski w związek luźnych, niezależnych prowincyj" (Konopczyński). W okresie sejmu grodzieńskiego „nie rozbito Rzplitej na federację województw, jak chciał Rzewuski (...) ani nie podzielono jej na trzy prowincje z osobnymi wojskami, jak świeżo chciał Szczęsny (Potocki)" (Konopczyński). „Rzewuski chciał przywrócić konstytucję z roku 1773, z pewnymi zmianami, zmierzającymi do oddania prawdziwej władzy w państwie w ręce czterech hetmanów, z których on był jednym. Potocki z drugiej strony proponował plan nie mniej rewolucyjny w swoim charakterze niż zmiany wprowadzone trzeciego maja. Kraj ma być zreorganizowany jako republika federalna pod nazwą < Niepodległe i zjednoczone prowincje Polski >, na wzór szwajcarski lub holenderski; każda prowincja miała mieć swoją własną armię, skarb, administracje i sądownictwo; król miał być usunięty i zastąpiony prezydentem, obranym na dwa lata. Wszyscy Polacy byli zgodni, że pierwszym aktem wyzwolonej Rzeczypospolitej powinno być zawarcie < wieczystego przymierzaj* z Rosją; i wszyscy kładli nacisk na to, że cesarzowa musi w najuroczystszy sposób zagwarantować terytorialną całość ich kraju" (Lord, „generalny plan Potockiego i Rzewuskiego"). Nie potrzeba długich wywodów, by stwierdzić, że plany Szczęsnego Potockiego przebudowy Polski były niszczycielskie. Nie zostały one jednak urzeczywistnione. To nie ci, co podpisali akt Targowicy byli rzeczywistymi autorami tej Targowicy; była nimi Rosja. 155 Szczęsny Potocki i Seweryn Rzewuski pierwsi zwrócili się do Rosji — do Potiomkina — z propozycją opartej o Rosję akcji przeciw konstytucji 3 maja. W rezultacie, omijając terytorium polskie, przez mołdawskie Jassy i rosyjską część Ukrainy udali się do Petersburga. Tam carowa, przechodząc do porządku nad republikańskimi projektami magnatów, kazała im podpisać i zaprzysiąc akt konfederacji, nazwanej później targowicką, opracowany przez niejakiego Popowa. Było to dnia 17 kwietnia 1792 roku w Petersburgu. Ale aktu tego nie ogłoszono ani wówczas, ani tam. Miał on być ogłoszony na terytorium polskim. Ci, co go podpisali, udali się na Ukrainę, do pogranicznego miasteczka Targowica, na samej granicy polsko-rosyjskiej, ale jednak w Polsce nad rzeką Siniuchą, dopływem Bohu, na wschód od Humania, mniej więcej na pół drogi w linii powietrznej między Kijowem a dzisiejszą Odessą. Pod fałszywą datą 14 maja tekst, podpisany o blisko miesiąc wcześniej w Petersburgu, został ogłoszony w Targowicy — i odtąd znany jest pod nazwą konfederacji targowickiej. W 4 dni później, deklaracją Bułgakowa z. 18 maja, Rosja uznała się za będącą z Polską w wojnie. Wystąpienie grupy zdrajców w Petersburgu i Targowicy doprowadziło do ostatecznego zerwania między Polską a Rosją. Przyczyną tego zerwania była konstytucja 3 maja, a więc przewrót sprzeczny z rosyjską gwarancją polskiego ustroju. Ale wcale nie było nieodpartą koniecznością odpowiedzenie przez Rosję wojną na ten akt odzyskanej przez Polskę pełnej niepodległości. Rosja była z pewnością niezadowolona z konstytucji 3 maja i oburzona na jej uchwalenie. Ale to nie musiało być powodem wojny między Rosją i Polską. Było możliwe starać się w drodze dyplomatycznej o to, by Rosja ostatecznie dokonany w Polsce przewrót uznała. Ale zostało to uniemożliwione przez wystąpienie grupy zdrajców. Od uchwalenia konstytucji 3 maja do ogłoszenia aktu Targowicy minęło nieco więcej niż rok. A więc rosyjska reakcja zbrojna na uchwalenie tej konstytucji wcale nie była natychmiastowa, co dowodzi, że można się było starać jej uniknąć. Wysiłki zmierzające do spowodowania pogodzenia się Rosji z konstytucją 3 maja czynione były przede wszystkim przez Austrię i przez długoletniego sternika jej polityki, kanclerza Kaunitza. Jak wywodził Kaunitz dnia 25 maja 1791 roku depeszą do ambasadora austriackiego Cobenzla w Petersburgu. „Jak na razie, rewolucja polska przyszła bardzo a propos, by zwiększyć zaambarasowanie Jego Pruskiej Mości. (...) Jeżeli Austria i Rosja, przez wzięcie nowej konstytucji pod swoją protekcję, mogłyby natychmiast pozyskać Polskę i Saksonię, dodałoby to dotkliwy cios dyskomfiturze (niepowodzeniu) Berlina" (Lord, streszczenie depeszy Kaunitza). „Natychmiast po otrzymaniu wiadomości o rewolucji, pośpieszył się on (Kaunitz), by polecić de Cache'mu w Warszawie i Hartigowi w Dreźnie (dyplomatom austriackim) wyrażenie kompletnej aprobaty cesarza dla nowej konstytucji i dla następstwa tronu Domu Saskiego" (Lord). „W swoich depeszach do Ludwika Cobenzla z 24 i 25 maja, austriacki kanclerz zrobił pierwszy krok w tym, co miało się stać długą serią wysiłków zmierzających do pozyskania aprobaty Katarzyny dla nowej konstytucji w Polsce. Z wielkim 156 nakładem zręcznie dobranych argumentów pracował on nad udowodnieniem, że wzmocnienie Rzeczypospolitej było teraz tak samo z korzyścią dla Rosji, jak poprzednio było z korzyścią jej osłabienie; że utrzymanie dawnej anarchii mogło (teraz) tylko służyć podstępnym planom dworu berlińskiego; że nawet pod nowym reżimem Rosja zawsze będzie mogła wywierać tyle wpływu w Polsce, ile będzie potrzebowała. (...) Wielkim zadaniem jest dziś przelicytować prusy w Warszawie i Dreźnie. Było by to kapitalne uderzenie, gdyby dwory cesarskie (tj. Austria i Rosja — J.G.) mogły przeciwstawić rzekomym dyktatorom Europy poczwórne przymierze Rosji, Austrii, Saksonii i Polski. Byl to program w najlepszym stylu Kaunitza, jasny, logiczny, wszystko obejmujący, imponujący. Nic nie mogło być lepiej dostosowane do podstawowej zasady polityki austriackiej ostatnich pięćdziesięciu lat, bo jakąż potężniejszą barierę można było zbudować przeciwko pruskim ambicjom, niż ponownie wzmocniona Polska, poparta przez całą potęgę Austrii i Rosji? Była to ostatnia z wielkich kombinacji Kaunitza przeciwko Prusom i jak tak wiele jego najlepszych tworów, miała ona jeden poważny defekt. Był on w grubym błędzie oceniając prawdziwe uczucia, które panowały nad Newą" (Lord). „Im więcej zastanawiał się nad sytuacją, Kaunitz pisał dalej, tym więcej był przekonany, że w tej sprawie interesy obu dworów są identyczne. Obydwu zależało na tym, z jednej strony, by osłonić Rzplitą przed pruską żądzą powiększenia terytorialnego, a z drugiej strony na przeszkodzeniu staniu się przez nią dostatecznie silną, by mogła zrobić się niebezpieczną dla sąsiadów. Wynika z tego, że nowy rozbiór Polski wyszedłby na korzyść tylko Prusom, a na pozytywną szkodę domów cesarskich; że zaiste jest potrzebne, by władza króla pozostała nadal ograniczoną i by nie pozwolono na to, by stary duch republikański wśród szlachty wygasł; ale że jest równie ważnym, by Polska przestała być teatrem ciągłych zaburzeń, zawsze otwartym polem dla pruskich planów rozrostu terytorialnego, jakim była przy starej konstytucji. Nowa konstytucja jest znakomita przez to, że obiecuje zrobić Rzplitą w sam raz silną, ale nie za silną. Zmiana monarchii elekcyjnej na ograniczenie dziedziczną jest specjalnie godna uznania, nie tylko dlatego, że kładzie kres periodycznym wybuchom anarchii nie dającym się oddzielić od < wolnych wyborów >, ale i dlatego, że od dziedzicznego władcy dwory cesarskie mogłyby oczekiwać bardziej stałego i szczerego przywiązania niż od każdego króla elekcyjnego, co do którego zawsze można być pewnym, że będzie ślepym na swoje własne interesy, lub bezsilnym, by postępować zgodnie z nimi. Co więcej, jeśliby Polsce nie pozwolono na mocniejszy rząd monarchiczny i na niejaki zakres reform, należałoby się obawiać, że francuskie zasady demokratyczne zapuściłyby tam korzenie i że Warszawa stałaby się drugim Paryżem. Wszystkie te względy prowadzą, rzecz prosta, do wniosku, że dwory cesarskie muszą natychmiast oświadczyć się otwarcie i niedwuznacznie po stronie konstytucji trzeciego maja. (Tu kończy się streszczenie depeszy 'Kaunitza do Cobenzla z 12 listopada.) Z austriackiego punktu widzenia depesze te były arcydziełem. Powołanie się na stare zasady, od tak dawna uzgodnione między dworami cesarskimi — nienaruszalność terytorium Polski, niebezpieczeństwo pozwolenia Prusom na dalsze powiększenie ich terytorium, 157 uważanie za pożądaną ligi austriacko-rosyjsko-polskiej; odwoływanie się do wciąż trwającej niechęci cesarzowej do Fryderyka Wilhelma (króla Prus — J.G.) i do jej nowej nienawiści do «idei francuskich S>; nie pozbawiona powodzenia próba wykazania nieszkodliwości nowej konstytucji — oto były argumenty, które — jeśli to było możliwe — mogły przekonać Katarzynę. Ale przy całej swej wierze w siłę swych własnych depesz trzeba wątpić, czy Kaunitz żywił wielką nadzieję, że cesarzowa pozwoli na to, by ją przekonano; i fakt, że uczynił on ten decydujący krok pomimo ostrzeżeń Ludwika Cobenzla świadczy, jak mocno i on i (cesarz) Leopold pragnęli utrzymania nowego porządku rzeczy w Polsce" (Lord). Rzeczywista postawa Austrii wobec konstytucji 3 maja jest najdobitniej wyrażona w instrukcji Kaunitza z 12 grudnia 1791 roku dla Landrianiego, Włocha, nieoficjalnego agenta cesarskiego w Dreźnie i w Warszawie, jadącego w podróż do Drezna. „Polecono mu, by porozumiewał się bezpośrednio z elektorem (saskim) i z jego ulubieńcem Marcolinim, unikając źle usposobionych saskich ministrów o tyle, o ile to będzie możliwe i otaczając swoje działania najgłębszą tajemnicą, tak aby nie skompromitować swego dworu wobec Rosji lub Prus. Tajna instrukcja dla niego jest dokumentem niezwykle ciekawym; bo w niej, wolny od przezorności i powściągliwości koniecznych w przesyłkach do Berlina lub do Petersburga, Kaunitz odsłania podstawowe myśli i utajone pragnienia, które kierowały polską polityką Austrii w owym czasie. Wynika z niej mocne przekonanie kanclerza, iż stanowcze ugruntowanie nowego reżimu w Polsce leży w szczególniejszy sposób w interesie Austrii i że jest to dla Austrii interes najwyższego rzędu. Pragnął on konsolidacji nowej konstytucji, ponieważ umożliwiłaby ona Rzeczypospolitej uwolnienie się od wszelkich niebezpieczeństw i wszelkiej zależności zarówno od Rosji, jak od Prus. Pochwalał on sukcesję saską, gdyż dwór drezdeński zawsze mógł być uważany za bardziej oddany Austrii niż innym mocarstwom. Najlepsze byłoby, uważał, ustanowienie stałej unii personalnej między Saksonią a Polską, tak jak tego chciał Fryderyk August (elektor saski — J.G.); bo utworzonoby w ten sposób dość silne państwo, które w sposób naturalny szukałoby przymierza z Austrią, jako z tym sąsiadem, z którym miało najwięcej wspólnego i którego najmniej się potrzebowało bać. Ale austriackie interesy wymagały także, by odrodzenie Polski nie posunę/o się poza pewien punkt; bo jeśli Rzplita stanie się o tyle silna, że będzie mogła wdać się w przedsięwzięcia zaczepne, wzrok jej może paść na Galicję. Tak więc Kaunitz pragnął, by prerogatywy królewskie nie zostały rozszerzone ponad to, co zostało ustalone w nowej konstytucji" (Lord). Jak widzimy, Austria w zasadzie popierała konstytucję 3 maja. W układzie międzynarodowym była to ważna okoliczność, ułatwiająca rozgrywkę, zmierzająca do uznania przez społeczność międzynarodową nowego porządku w Polsce. Ale także i w Rosji nie wszyscy byli przeciwnikami konstytucji 3 maja. „Gdy wiadomość o trzecim maju dotarła do Petersburga, Cobenzl znalazł Katarzynę, Potiomkina i wszystkich ministrów napełnionych gniewem i zaniepokojeniem. Mówiono o łącznym działaniu trzech sąsiednich mocarstw 158 dla odrobienia tego dzieła rewolucji, o przeciw-konfederacji i o nowym ozbiorze. Po pierwszym wybuchu gniewu jednak, Osterman (wicekanclerz __ J.G.) zaczął zmieniać ton. Ostatecznie, oświadczył, rewolucja dostarcza dworom cesarskim szeregu korzyści, a w szczególności szansę zawarcia przymierza z Polską i Saksonią, które byłoby bolesnym ciosem dla Prus. Był bardzo ciekaw wiedzieć, co dwór wiedeński myśli o tej zmianie i był pełen zapewnień, że Rosja nie przedsięweźmie w tej sprawie żadnej akcji bez najściślejszego uzgodnienia tego z Austrią. Gdy nadeszły depesze Kaunitza, wicekanclerz zapewniał, że były one w doskonałej zgodzie z tym, co on już sam proponował cesarzowej; ale on jeszcze nie może powiedzieć, jaka będzie ostateczna decyzja Jej Cesarskiej Mości. Potiomkin również oświadczał, że całkowicie się zgadza z Kaunitzem. Inne sprawy zdawały się absorbować uwagę rosyjskiego ministerstwa, które było wówczas w toku rokowań z Anglią i Prusami. Dopiero w połowie lipca Cobenzl otrzymał na pół ostateczną odpowiedź w sprawach polskich, tej treści, że cesarzowa odkłada decyzję dotyczącą nowej konstytucji do zakończenia wojny tureckiej i że uzgodni wówczas kierunek swej akcji z Austrią. Na tym sprawa na razie spoczęła. Zarówno Cobenzl, jak Kaunitz pozostawali przez pewien czas w wygodnym przekonaniu, że w sprawie polskiej rosyjski punkt widzenia nie różni się bardzo od austriackiego. Jakie były prawdziwe zamiary cesarzowej (...) okazało się później" (Lord). Wszystkie powyżej wyłuszczone dane świadczą, że Katarzyna była nieprzyjaźnie usposobiona do konstytucji 3 maja, ale że ogólna sytuacja dyplomatyczna w owej chwili nie była ostatecznie skrystalizowana i że istniało pole do politycznej rozgrywki, mającej za cel pogodzenie się państw ościennych, a przede wszystkim Rosji, z polskim faktem dokonanym. Zostało to obalone dopiero przez Targowicę, to znaczy przez akt zdrady grupy polskich magnatów. Targowica była wspólnym dziełem polskich zdrajców i rządu rosyjskiego. Inicjatywa spowodowania rosyjskiej interwencji wyszła równocześnie z dwóch stron. Jest prawdą, że ostateczne sformułowanie programu polskiego protestu przeciwko dokonanemu w Polsce przewrotowi nastąpiło w Petersburgu i przybrało ostateczny kształt w wyniku tego, co zrobiła Katarzyna i wykonujący jej wolę rosyjscy dygnitarze. Ale nie byłoby to możliwe, gdyby grupa polskich zdrajców nie stanęła Katarzynie i jej urzędnikom do dyspozycji. To oni przekształcili sytuację, wystąpieniem swoim przecięli dyplomatyczny kryzys, rozrąbując go jak węzeł gordyjski. Gdyby nie oni, Katarzyna dalej by się wahała, w kołach rządowych rosyjskich trwałaby dyskusja, Austria dalej by namawiała Rosję, by konstytucję 3 maja uznać, Stanisław August i jego aparat dyplomatyczny dalej by o to samo zabiegali. Zgłoszenie się Szczęsnego Potockiego, Branickiego i towarzyszy wszystkie wahania przecięło: stworzyło nową sytuację, w której Katarzyna zrobiła to, na co już od dawna miała ochotę, ale czego wobec wszystkich trudności zrobić nie śmiała. I nie należy mówić, że jeśliby nie było Potockiego i towarzyszy, znaleźliby się inni. Targowica była wielkim wydarzeniem, bo była zrobiona przez ludzi o wielkim politycznym ciężarze. Tych 13 ludzi — to byli wielcy polscy dygnitarze, obaj koronni hetmani, wojewoda ruski, kandydat na 159 hetmana litewskiego i inni, mało co mniejsi. Wystąpienie tych ludzi byjo wystąpieniem części dotychczasowego aparatu politycznego, który Polską rządził. Działając w oparciu o Targowicę Rosja działała we współdziałaniu z odłamem polskich sił ustanowionych. Gdyby tej polskiej grupy nie było, wystąpienie Rosji nie miałoby pozoru współdziałania z odłamem Polaków, ale byłoby czystym wystąpieniem napastniczym przeciwko polskiemu narodowi, co wcale nie byłoby łatwe z uwagi na postawę Austrii i na inne trudności. A nie było bynajmniej możliwe uformować inną Targowicę z innych ludzi. Ci inni ludzie byliby bez znaczenia. Jeśli Rosja miałaby szukać jakichś innych polskich zdrajców — mogli to być tylko ludzie małego kalibru, nie stanowiący dostatecznego pretekstu. A w dodatku nie było takich ludzi pod ręką, trzeba by ich dopiero szukać. Tak więc jest prawdą, że wojnę 1792 roku i drugi rozbiór (a w dalszej konswkwencji, w dwa lata po drugim rozbiorze też i trzeci) spowodowała Targowica. Spowodowała akcja trzynastu ludzi ze Szczęsnym Potockim, Ksawerym Branickim, Sewerynem Rzewuskim i Szymonem Kossakowskim na czele. Należy tu także rozpatrzyć aspekt masoński sprawy Targowicy. Jest godne zauważenia, że Ignacy Potocki był wielkim mistrzem Wielkiego Wschodu Narodowego Polski w latach 1781-1784, a Szczęsny Potocki był wielkim mistrzem tejże samej loży w latach 1785-1789. Tak więc w czołowej loży masońskiej obaj zajmowali to samo kierownicze stanowisko, następując jeden po drugim. A przecież to byli przedstawiciele dwóch odmiennych polityk. Ignacy Potocki był głównym twórcą przymierza polsko-pruskiego i jednym z twórców konstytucji 3 maja. A jego stryjeczny brat Szczęsny Potocki był marszałkiem konfederacji targowickiej i najwybitniejszym jej wodzem, a więc ostentacyjnym stronnikiem Rosji. Przez przymierze polsko- -pruskie i konstytucję 3 maja stworzony został powód do rosyjskiego wystąpienia przeciw Polsce. Przez Targowicę Rosja została wezwana do tego, by z tego powodu skorzystała i na Polskę uderzyła. Jedno i drugie stworzone zostało przez działających w przeciwnych obozach krewniaków — i to sprawujących w tej samej loży ten sam, czołowy urząd, jeden po drugim, razem przez 9 lat, a kończący ten dziewięcioletni okres na rok przed przymierzem polsko-pruskim, na dwa lata przed konstytucją 3 maja i na trzy lata przed Targowicą. Nie trzeba być szczególnie podejrzliwym, by podjąć przypuszczenie, że chyba wszystko to było ukartowane, że jeden postępował tak, by drugi mógł postępować inaczej. Ukartowane po co? Po to, by Polskę poróżnić z Rosją, by Rosja Polskę pobiła i by nastąpił drugi rozbiór, będący czymś szczególnie korzystnym dla Prus. Jestem jak najbardziej daleki od posądzenia Ignacego i Szczęsnego Potockiego o to, że umyślnie działali na szkodę Polski i że ukrytym ich celem był rozbiór i zniszczenie ich ojczyzny. Myślę, że obaj, także i Szczęsny, mieli złudzenie, że mają dobre intencje i że wina ich była raczej niepoczytalnym błędem niż aktem świadomej złej woli; choć błąd Szczęsnego polegał na niedopuszczalnym akcie oczywistej zdrady. Trzeba błąd jednego i drugiego potępić. Ale myślę, że nie można ani jednego, ani drugiego oskarżać, czy posądzać o świadome dążenie do zniszczenia Polski. 160 Ale czy do celu zniszczenia Polski nie dążyli jacyś ludzie, którzy mieli na obu Potockich wpływ? Na czele masonerii, czy też jej szkockiego odłamu, stały czynniki pruskie, stał do śmierci, czyli do roku 1786, a więc do chwili poprzedzającej Targowicę o niecałe 6 lat, Fryderyk Wielki. A obaj Potoccy należeli do masonerii i podlegali obaj, jako mistrzowie w tej samej loży, jakoś pośrednio tajnej władzy Fryderyka Wielkiego, Ignacy przez 4 lata, Szczęsny przez z górą rok. (Nie było w owych czasach konfliktu między Wielkim Wschodem i lożą szkocką.) A przecież wiemy o tym, że Fryderyk Wielki nienawidził Polski i dążył do jej zniszczenia. Czy nie pochodziły od niego zlecenia, czy rady, by zrobić w Polsce posunięcia polityczne, na pozór służące czy to interesom polskim, czy też tylko interesom niektórych polskich magnatów, ale na dalszą metę mające służyć unicestwieniu Polski? Badania historyczne dotąd stanowczej odpowiedzi na te pytania nie dostarczyły. Wypowiadany jest niekiedy pogląd, że wspólne należenie obu Potockich do masonerii ma akurat takie samo znaczenie, jakie mogłoby mieć ich wspólne należenie do klubu cyklistów, lub jakiejś innej, podobnej korporacji. Można by wtedy mówić zamiast że „Polskę zgubili masoni" — że „Polskę zgubili cykliści". Ale to jest rozumowanie niesłuszne. Masoni to nie są cykliści. Organizacja cyklistów (albo też klub pływacki czy piłki nożnej) nie zajmuje się polityką, ani nie ma żadnej ideologii. Natomiast masoneria ma wyraźną ideologię. I stawia sobie cele polityczne. W owych czasach sprzyjała Prusom, a sprzeciwiała się prorosyjskiej polityce króla Stanisława Augusta. A więc wspólne należenie do masonerii — i to do tej samej loży i w tej samej funkcji — oznacza, że się podlegało tym samym wpływom. Co więcej, można dodać, że nawet i wspólne należenie do tego samego klubu cyklistów także nie bywa wolne od niebezpieczeństwa poddania się tym samym, niepożądanym wpływom; tak samo zresztą, jak należenie do tej samej rodziny. Jest ono bowiem okazją do spotkań i rozmów. Członkowie Targowicy prosili Katarzynę o zbrojną interwencję w sprawy wewnętrzne Polski. W cztery dni po oficjalnym akcie Targowicy, Rosja, deklaracją Bułgakowa, wypowiedziała Polsce wojnę. „Blisko 100 000 zahartowanego, zwycięskiego wojska rzuciła Katarzyna do Polski i Litwy, z czego dwie trzecie wkroczyło zza Dniestru i Dniepru na Ukrainę (...), a reszta na Litwę z lnflant i Białorusi. (...) Stanisław August — bo on był wszak wodzem naczelnym — mógł im przeciwstawić na froncie około 30 000. (...) Robiono dużo, aby podtrzymać w wojsku otuchę: toż cały kraj tak uroczyście obchodził dzień 3 maja 1792 r. (rocznicę), toż król upewnił całą publiczność warszawską (...) że na czele wojska Ostanie i wystawi się>; toż sejm jedną z ostatnich uchwał kazał uzupełnić wojsko do 100 tysięcy, a zdradzieckim hetmanom odebrał buławy! Jednak cały opór trwał tym razem tylko 2 miesiące (nie 4 lata, jak za konfederacji barskiej)" (Konopczyński). Najazd rosyjski stanowił oczywisty „casus foederis" (wypadek przewidziany przymierzem) dla Prus. Prusy mogły uważać, że sytuacja jest dziś inna niż dwa lata temu, w czasie zawierania przymierza; ale to nie zwalniało ich od zaciągniętych przez nie zobowiązań. Ich elementarnym obowiązkiem, choćby kosztem ryzyka i uszczerbku własnych interesów, było przyjść Polsce z pomocą i wypowiedzieć Rosji wojnę. Prusy nie zrobiły tego; U~ Hist. Nar. Poi., t. II 161 co więcej, już wkrótce sprzymierzyły się z Rosją przeciwko Polsce, zawierając w 8 miesięcy po wybuchu polsko-rosyjskiej wojny traktat z Rosją o rozbiorze Polski,* a więc ostentacyjnie przeszły na stronę nieprzyjaciela Polski. „Ów sprzymierzeniec (Prusy) (... popełnił) zdradę. (...) Kiedy Ignacy Potocki, jako główny twórca przymierza pruskiego, udał się do Berlina na beznadziejne rozmowy, usłyszał od Fryderyka Wilhelma i jego doradców obłudne frazesy i nędzne wykręty; opuścił Berlin jako moralny pogromca Hohenzollernów, lecz bankrut polityczny wobec własnego narodu" (Konopczyński). Potwierdziło się to, co w wiele lat później historyk Kalinka napisał o przymierzu polsko-pruskim: „to był akt zdradziecki z góry obliczony na to, by nadużyć cudzego zaufania, akt (...) świadczący, na jaką wiarę zasługiwał rząd, który się go dopuszczał". O czym napisałem:* Był to „jeden z tych faktów, takich samych, jak złamanie traktatu o neutralności Belgii w roku 1914 (-^świstek papieru>), wyróżniających niemoralną politykę pruską od polityki większości innych państw, uznających, że również i w polityce obowiązuje etyka, uczciwość, lojalność i honor".* „Gdy zbliżała się wojna o konstytucję 3 maja, rząd berliński oświadczył, że nie uznaje < casus foederis >, gdyż konstytucję uchwalono już po zawarciu przymierza" (Wojtkowski). Jest to wykręt, gdyż przymierze wcale nie nakładało na Polskę obowiązku wstrzymania się od reform wewnętrznych. Wojna 1792 roku była, mimo swego bardzo krótkiego trwania, wielką polsko-rosyjską wojną. Otrzymało w niej chrzest bojowy wojsko odtworzone po saskiej ruinie przez administrację Stanisława Augusta i pomnożone liczebnie przez sejm czteroletni. Wsławili się w niej młodzi generałowie, którzy mieli już w najbliższych latach odegrać wielką rolę jako polscy czołowi wodzowie, książę Józef Poniatowski, bratanek króla, wychowanek armii austriackiej i Tadeusz Kościuszko, wychowanek założonej przez króla Stanisława Augusta szkoły rycerskiej i bohater wojny amerykańskiej. • Jak wygląda dotrzymywanie przymierzy, pokazuje rok 1939. Anglia i Francja miały obowiązek przyjść Polsce z pomocą w razie napadu niemieckiego na Polskę. Niemcy napadli na Polskę bez wypowiedzenia wojny, 1 września 1939 roku. Francuskie i angielskie wahania i formalności trwały 2 dni. 3 września oba te państwa wypowiedziały Niemcom wojnę. Nie byta to czcza demonstracja. Oba te państwa wdały sie w jedną z największych i najbardziej pełnych niebezpieczeństw wojen w swojej historii. • W mojej książce z 1936 roku. • Za naszych czasów tyle państw popełniło akt podeptania swoich zobowiązań jako „świstków papieru", wśród nich przede wszystkim Niemcy hitlerowskie, ale także i alianci zachodni w Jałcie, że niektórzy Polacy zaczęli uważać, iż postawa tych niszczycieli „świstków papieru" jest moralnie dopuszczalna. „Uchodzi za pewnik, że w polityce wszystko wolno", pisze Jasienica, choć łagodzi to powiedzenie stwierdzeniem, że „niepodobna rządzić społecznością pozbawioną poczucia przyzwoitości". Nie. To nieprawda. W polityce wcale nie jest wszystko wolno. Moralność i honor obowiązuje także i w polityce. Tak mniemają uczciwe i cywilizowane narody. A co więcej, gwałcenie tej zasady wcale się na dalszą metę nikomu nie opłaca. 162 Można tylko żałować, że wojny ten nie poprowadzono dłużej. Wojna ta zaczęła się od wydarzenia, które niesłusznie jej obraz na późniejsze lata splamiło, mianowicie od aktu zdrady, popełnionego przez wodza litewskiej części polskiej armii w tej wojnie. Wodzami w tej wojnie mianowani zostali bratanek królewski, książę Józef Poniatowski, jako dowódca armii koronnej i frontu południowego, który spisał się w tej wojnie bardzo dobrze i książę Ludwik Wirtemberski, jako dowódca armii litewskiej i frontu północnego. Ten ostatni dostał się na to wysokie, polskie dowódcze stanowisko, ponieważ był zięciem jednego z przywódców zarówno familii Czartoryskich, jak stronnictwa patriotycznego, księcia Adama Kazimierza Czartoryskiego, ongiś kandydata na tron polski. Był to Niemiec, a w dodatku szwagier rosyjskiego następcy tronu. „Zdradził świadomie, na zimno. Celowo rozproszył swe siły, sam udał obłożną chorobę" (Jasienica). „Zdradę popełnił Wirtemberg, o czym się przekonano z przejętego lisu do Fryderyka Wilhelma (króla pruskiego), gdzie się tłumaczył, że umyślnie trzyma wojsko w rozproszeniu, aby je wróg tym łatwiej zdusił. Odebrano mu tylko komendę i pozwolono ujść za granicę — aby nie drażnić sprzymierzeńca" (Konopczyński), to znaczy Prus. Choć powinno się go było rozstrzelać lub powiesić. Wojskami litewskimi dowodzili teraz Judycki i Zabiełlo. Mieli do czynienia z trzykrotną przewagą przeciwnika. Bili się dzielnie, cofając się na zachód i doznając po drodze szeregu nieuniknionych niepowodzeń. Twardy opór stawili dopiero nad Bugiem. „Wysiłki Litwinów miały bądź co bądź tę wartość, że zapobiegły wzięciu we dwa ognie głównych sił koronnych nad Bugiem" (Konopczyński). Wojsko koronne natomiast, dowodzone przez Józefa Poniatowskiego, miało lepsze warunki do stawienia najazdowi skutecznego oporu. Poniatowski bił się, unikając oskrzydlenia, pod Połonką, pod Boruszkowcami, a wreszcie pod Zieleńcami, 18 czerwca 1792 roku, gdzie Polacy odnieśli nad wojskami rosyjskimi spore zwycięstwo.* Przeciwnikiem Józefa Poniatowskiego w tych operacjach był sławny później rosyjski generał, zwycięzca Napoleona w 1812 roku, Kutuzow. Dowódca dywizji Kościuszko stoczył 18 lipca pierwotnie zwycięską bitwę pod Dubienką. „Narodziła się pod Dubienką wielka, rodzima już, nie tylko amerykańska sława Tadeusza Kościuszki. Bronił pozycji mężnie, oddał ją tylko dlatego, że Rosjanie oskrzydlili go, przechodząc swobodnie przez neutralne terytorium austriackie. Dubienką leżała nad samą granicą, wytyczoną przez pierwszy rozbiór" (Jasienica). Wojsko koronne i litewskie broniło linii Bugu, a potem cofnęło się w Lubelskie, „wciąż niepokonane" (Jasienica). „Rychło mógł się zakończyć żywot armii koronnej, bez mała trzy razy słabszej od sił (... rosyjskich). Wysunięta była katastrofalnie daleko na Południowy-wschód aż po Berszadę,* podzielona na trzy części, Na uczczenie tego zwycięstwa ustanowiony został polski order Virtuti Militari, istniejący do dzisiaj. Berszada leży na Ukrainie, na południowy zachód od Humania (przyp. J.G.). 163 przeskrzydlona od zachodu przez korpus Kutuzowa. Józef Poniatowski wyprowadzi! jednak cało swe rekruckie, nieostrzelane wojsko, 1 czerwca skoncentrował je pod Lubarem. Wkrótce potem znowu musiał wyskakiwać z kleszczy, zamykanych przez zaprawnych, zawodowych żołnierzy. Zaszachował Rosjan dywizją Kościuszki, ciężko walczył na grobli boruszkowskiej oddziałem Michała Wielhorskiego i w drodze do Zieleniec został wyprzedzony przez generała Markowa. Od zachodu nadszedł jednak w porę Michał Lubomirski ze swą dywizją wołyńską i Polacy osiągnęli przewagę liczebną nad przeciwnikiem. Nazajutrz przezwyciężyli najpierw chwilę własnej słabości, potem zarówno jezdne, jak piesze pułki Markowa. Odparli ich ataki, zmusili wroga do odwrotu. Bitwa pod Zieleńcami stoczona 18 czerwca 1792 roku to pierwsze od czasów Jana III polskie zwycięstwo w polu. Czasy sasko-konfederackich ruchawek, które bijał, kto chciał, skończyły się. Pamiętający barzan weterani rosyjscy stwierdzali, że Lachowie ulegli metamorfozie" (Jasienica). „Wojna w obronie konstytucji 3 maja nie była przygotowana ani militarnie, ani dyplomatycznie, a przeto wynik jej łatwy do przewidzenia. Rozstrzygnęła się nie na Litwie, ani na Ukrainie, ale w Berlinie; losy jej były przesądzone z chwilą, gdy zawiodło przymierze pruskie. Miała już tylko osłonić odwrót dotychczasowych kierowników polityki i dać czas do rokowań z Rosją. Ignacy Potocki ustępował miejsca Szczęsnemu. Nie dojrzano jeszcze grozy nowego podziału. Trzeba było tylko coś zrobić dla honoru młodej broni. Gen. dr. Marian Kukieł w <* Zarysie historii wojskowości w Polsce> kampanię r. 1792 nazywa po prostu < próbą ogniową >. A i ona była niezmiernie trudną, jeśli ma się na uwadze ogromną niewspółmierność sil jak się ona przedstawia nie jedynie w zestawieniu liczb, ale i ocenie rzeczywistych wartości, które te liczby wyobrażały". (Skałkowski). Po wycofaniu się polskich wojsk za Bug „sytuacja nie była absolutnie rozpaczliwa. Pod pewnymi względami była nawet lepsza niż we wcześniejszych stadiach kampanii. To prawda, że najbogatsze województwa i większa część terytorium Rzplitej były najechane przez nieprzyjaciela, a Rosjanie dotarli prawie do bram Warszawy. Ale im więcej scena operacji posuwała się ku zachodowi, tym więcej najeźdźcy byli oddaleni od swojej bazy, a więc tym trudniejsza stawała się dla nich obrona straszliwie długiej i odsłoniętej linii połączeń. Z drugiej strony, liczne polskie siły przybliżały się coraz bardziej jedne do drugich i mogły coraz lepiej sobie pomagać. Wisła ofiarowywała dosyć silną linię obrony, a poza nią znajdowały się zasoby zachodnich województw, jeszcze nie zużyte. 30 000 regularnego wojska było wciąż do dyspozycji. Armia w istocie nie była pobita ani razu. Stoczone zostały tylko dwie większej miary bitwy, a z nich jedna była polskim zwycięstwem, druga zaś nie była wcale rzeczywistą klęską. Wojska, początkowo dzielono, twardniały, nabierały doświadczenia i pewności siebie; i pomimo nieustannych odwrotów, wcale nie były zniechęcone. Oficerowie i żołnierze byli chciwi dalszej walki i pragnęli powtórzyć czyny spod Zieleniec i Dubienki. Kościuszko pisał potem z goryczą: ".* „Wobec zdrady Prus, Stanisław August w liście do niej (do Katarzyny — J.G.) zaproponował, aby następcą tronu został wnuk Katarzyny II, ks. Konstanty, byle zatrzymał konstytucję 3 maja. Katarzyna szorstko to odrzuciła i zażądała, aby Stan. August przystąpił do Targowicy. Po naradzie ministrów (a także podkanclerza Kołłątaja), król podpisał przystąpienie do Targowicy jako król i jako wódz całej armii i kazał wojskom swoim zahamować kroki wojenne" (Sobieski). Jest to trwały spór w polskim narodzie: czy Stanisław August, Przyłączając się do polityki grupy zdrajców, popełnił zdradę? Myślę, że nie zasługuje on na ten zarzut. „Między spowodowaniem jakiegoś faktu, a pogodzeniem się z nim z chwilą gdy stało się już niepodobnym odwrócenie go, zachodzi zasadnicza różnica".* Stanisław August, przystępując do * Cytata z innej mojej książki. Cytata z innej mojej książki. 165 Targowicy, popełnił wielki błąd. Ale był to polityczny błąd, będący wynikiem słabości i błędnego rozumowania. Nie był to już akt zdrady. „Król przystąpił do Targowicy za daną mu dn. 24 lipca 1792 roku radą tak wybitnej postaci stronnictwa patriotycznego, < szarej eminencji > sejmu czteroletniego i przypuszczalnie dużej figury masońskiej, jaką był Hugo Kołlątaj. Sam Kołlątaj również zgłosił na piśmie akces do Targowicy: ?(???) Objęcie w Polsce rządów przez Targowicę nie uratowało jednak Polski przed nowym rozbiorem. Rosji nie chodziło już o odzyskanie wpływu w Polsce — wespół z Prusami przeprowadzała ona plan nowego podziału. (...) Targowiczanie dotychczas myśleli (...) że chodzi tylko o walkę z polskimi. (...) Nie przeczuwali rozbiorów".* Gdy król przystąpił do Targowicy, wojsko, gotowe do dalszej walki i nagle obezwładnione, „zaczęło szemrać; książę Józef, Kościuszko i paruset oficerów podało się do dymisji — ale już było za późno" (Konopczyński). Okoliczności przystąpienia króla Stanisława Augusta do Targowicy są smutne. „List cesarzowej nadszedł 22 lipca. Był zimny, nieustępliwy, władczy, jak jedna tylko Katarzyna umiała pisać. Każda z propozycji króla została odrzucona. Radziła mu ona — lub raczej rozkazywała — przystąpić do konfederacji targowickiej bez dalszej zwłoki. (...) Król zwołał radę nadzwyczajną. Postarał się o to, by uzupełnić zwyczajny gabinet, w którym mógłby nie mieć wyraźnej większości po swojej stronie, dodając różnych wyższych urzędników, na których uległość wiedział bez wątpienia, że może liczyć. Przed tym starannie dobranym ciałem odczytał list cesarzowej, a potem przeszedł do przedstawienia sytuacji kraju — naturalnie w najczarniejszych barwach. Nie było wątpliwości, mówił, że sąsiedzkie mocarstwa połączyły się przeciwko Polsce. Dalszy spór prowadziłby do natychmiastowej inwazji armii pruskich, już zmasowanych u granic. Dalszy opór był w każdym razie niemożliwy z powodu całkowitego braku pieniędzy i przytłaczającej wyższości sił nieprzyjacielskich. Nikt nie jest głębiej zmartwiony od niego z powodu warunków, postawionych przez cesarzową; chętnie oddałby życie dla utrzymania konstytucji: ale poczucie odpowiedzialności większe niż miłość własna zmusza go do zastanowienia się, czy jakiekolwiek postanowienie rozpaczliwe może teraz przynieść krajowi jakąkolwiek rzeczywistą korzyść. Stawia wobec tego pytanie, czy nie byłoby lepiej przystąpić do konfederacji targowickiej zgodnie z życzeniem dworu petersburskiego. Brat króla, prymas, stronnik Rosji od dawna, dorzucił uwagę, że jest niemożliwe uratować konstytucję, ale konieczne uratować kraj. Inni mówili w tym samym duchu, łącznie z Kołlątajem, dotąd zawsze najśmielszym i najradykalniejszym z reformatorów. Tylko Małachowski, marszałek sejmu wielkiego, Ignacy Potocki i dwóch innych opowiadali się niezłomnie za oporem do upadłego. Potocki przeczył, by położenie wojskowe było beznadziejne. Opisywał on entuzjazm i oddanie wojsk. Wzywał on króla, by sam stanął na czele armii i przez to dał przykład narodowi, by powstał jak jeden człowiek; a jeśli nie chce tego zrobić, niech przynajmniej złoży koronę • Cytata z innej mojej książki. 166 j opuści kraj, raczej by miał się wiązać z bandą zdrajców. Ostrowski (...) wzywał króla, by współzawodniczył z dzielnością i wytrwałością Jana Kazimierza, pod którym Polska prawie cudownie została wyzwolona z klęsk gorszych niż obecne. (...) Król oświadczył (...), że zdecydował się zastosować do woli większości i zgłosić akces do konfederacji (targowickiej). (... Uczynił to) następnego dnia (24-go). (...) Haniebna dezercja króla spowodowała nieopisane uczucie wściekłości, bólu i konsternacji w stolicy, w armii i w całym kraju. Mimo to niezwłocznie przecięła ona opór przeciwko najeźdźcom" (Lord). Decyzja króla była z pewnością spowodowana z jednej strony słabością i słabym charakterem jego samego, niezdolnego do decyzji odważnej i pełnej ryzyka, ale z drugiej rozumowaniem, że sytuacja jest beznadziejna i że trzeba szukać wyjścia choćby trochę lepszego, niż całkowita klęska. Trzeba stwierdzić, że rozumowanie jego, choć zapewne ożywione uczciwą intencją, było błędne, a decyzja jego była nie tylko błędem, lecz jednym z największych błędów w naszej historii. Istnieją sytuacje, gdy nawet całkowita klęska, ale poniesiona w nieustępliwej walce, jest czymś lepszym od poddania się, ale nie zapewniającego uratowania tego, co podstawowe. Co byłoby najgorszym, dającym się pomyśleć wynikiem oporu do upadłego? Czy bylibyśmy wyszli na tym gorzej niż na zwycięstwie Targowicy? Targowica przyniosła nam drujii rozbiór i takie osłabienie okrojonej reszty, że skończyło się w dwa lata potem na rozbiorze trzecim i ostatecznym; i na 123 latach niewoli. Czy opór do upadłego mógł przynieść coś gorszego? A co mógł za sobą przynieść w razie jakiego takiego powodzenia? Zapewne wobec gotowości Prus do wdania sio w wojnę po stronie Rosji przynieść prawdziwego zwycięstwa rzeczywiście nic mógł. Ale mógł trwać długo. I stworzyć taką sytuację, że Polska stałaby się imponującą, broniącą się po bohatersku ofiarą nie osłoniętego żadnymi pretekstami, brutalnego, obcego najazdu. W polityce nie jest „wszystko wolno". Także i Katarzyna musiała się liczyć z własnym sumieniem i z opinia swego otoczenia i politycznego aparatu. Podbić i zniszczyć naród, który ma za sobą 800 lat historii i chce żyć, a broni się po bohatersku, to nie była sprawa moralnie i politycznie łatwa. Tak łatwa, jak stała się po Targowicy, gdy cześć napadniętego narodu stała po stronie najeźdźcy, a głowa państwa skapitulowała. A w dodatku — należało się spodziewać rychłej śmierci Katarzyny. Katarzyna umarła w 4 lata po Targowicy i swoim najeździe na Polskę. Czy dalszy opór mógł trwać cztery lata i mógł się tej zmiany politycznej doczekać? Zapewne nie. Ale przy oporze, sytuacja nie byłaby z pewnością dyplomatycznie zakończona i utrwalona także i po czterech latach. Formalnie, Polska w granicach ustalonych po pierwszym rozbiorze, z Gdańskiem, Toruniem, Gnieznem, Poznaniem, Krakowem, z granicą wschodnią na Dnieprze i Dźwinie, wciąż by jeszcze istniała, choć byłaby okupowana. A przecież wiemy, że syn i następca Katarzyny, Paweł 1, nie zgadzał się z antypolską polityką swej matki i stojąc w obliczu Polski, jeszcze formalnie nie unicestwionej, nie byłby zapewne dokonał rozbioru. Toczy się w narodzie polskim nieprzerwanie dyskusja, co było lepiej: bić się do upadłego i przez to zapewne zginąć; ale zginąć z honorem. Czy 167 ' też uległością, potulnością wobec zaborczych sąsiadów, unikaniem reform takich jak konstytucja 3 maja i polityki takiej jak opór zbrojny wobec najazdu 1792 roku przetrwać jako państwo nominalnie niepodległe w wymienionych przed chwilą granicach pierwszego rozbioru? Co by to było, gdyby Napoleon, dotarłszy nad Wisłę i Warte w 1806 roku, a wiec w 14 lat po wojnie o konstytucje 3 maja, zastał tam jeszcze Polskę choćby tylko formalnie niepodległą? Byłby z pewnością nie ograniczył się do zbudowania Księstwa Warszawskiego, lecz dopomógł Polsce do pełnego odbudowania swej niepodległości, a także do odzyskania zarówno Pomorza, jak Galicji. Tak jest, to zapewne prawda. Ale po pierwsze, ludzie 1792 roku nie mogli przewidzieć, że w 1806 roku Napoleon przyjdzie nad Wisłę; a nawet że Katarzyna umrze w 1796 roku, a jej syn będzie prowadził inną niż ona politykę; polityka bezczynnego czekania na to, że sytuacja się zmieni, jest polityką bardzo ryzykowną i niepewną. A po wtóre, czy jest naprawdę pewne, że Napoleon przybyłby w 1806 roku do Polski, gdyby Polacy nie byli się bili w 1792 roku i w powstaniu Kościuszki 1794 roku? Ugruntowanie się rewolucji francuskiej, które było podstawą do wyrośnięcia w kilka lat później Napoleona i jego wielkiej kariery, było w znacznej części rezultatem odciągnięcia sił pruskich a także i austriackich z Francji ku Polsce. Gdyby Polacy się nie byli bili, może nie byłoby warunków ku temu, by wyrósł Napoleon? I by w 1806 roku mógł przybyć na przełaj przez powalone Prusy do Polski? Może zapanowałoby w całej Europie zwycięstwo Prus, Rosji i Austrii, a więc naszych trzech zaborców? Wszak była taka chwila, gdy zanosiło się nawet na rozbiór Francji.* W takim razie o żadnym wkroczeniu Napoleona do Polski nie byłoby mowy. Jestem zdania, że w takich sytuacjach jak sytuacja Polski w 1792 roku (tak samo, jak we wrześniu 1939 roku) trzeba bić się do upadłego. Pomijając już to, że ratuje się wówczas ducha narodowego i jego poczucie godności, co samo w sobie jest osiągnięciem cennym, zmusza się przeciwników do dokonania wyboru między decyzjami łajdackimi, a ustępowaniem przed wymaganiami sumienia. (A przecież nikt nie chce zostać łajdakiem i nie chcąc nim zostać, musi liczyć się z opinią choćby własnego narodu.) I co ważniejsze, ratuje się jakieś tytuły prawne, a co więcej, ma się okazję doczekania się jakiejś zmiany ogólnej sytuacji. Jestem zdania, że trzeba było w 1792 roku bić się do upadłego. To znaczy połączyć wysiłek narodowy 1792 roku z późniejszym wysiłkiem powstania Kościuszki z 1794. Czyli zdobyć się na jedną wielką wojnę narodową, która zakończyłaby dotychczasową historię Polski takim wielkim, heroicznym wstrząsem, jakim było na przykład zakończenie historii Bizancjum upadkiem oblężonego Konstantynopola w roku 1453. Powstanie Kościuszki dlatego miało miejsce, że wojna 1792 roku została przedwcześnie przerwana, a więc trzeba było ją wznowić. Wskutek tego obrona skazanej przez wrogów na zniszczenie Polski odbyła się na dwa takty, oba nie dość mocne. Ale „mało narodów, zapewne, musiało prowadzić s\vą walkę w bardziej niesprzyjających *Pisze o takiej możliwości Lord w swym wielkim dziele na str. 322. Streszcza on tam pogląd Katarzyny, że lepiej zaspokoić Prusy rozbiorem Polski, niż dokonywać rozbioru Francji. 168 warunkach" (Lord). Choć „sumą całej sprawy wydaje się być to, że — pomimo gorącego i powszechnego zapału patriotycznego — naród nie znalazł w sobie, ani w swych przywódcach, ani najmniej w swym królu tej żelaznej woli; tej niepokonanej rezolucji; tej gotowości do zaryzykowania wszystkiego; ani tego niezatrzymywania sie przed niczym, co jedno — być może — mogło jeszcze go uratować. Brak wielkiego człowieka czynu u szczytu był odczuwany okrutnie, ale morale narodu też nie dopisało" (Lord). Amerykański historyk dodaje: „Konstytucja trzeciego maja, i wysiłek polskiej armii w roku 1792, i nowa walka o wolność pod Kościuszką w 1794 — rzeczy te przyniosły przynajmniej tę bezcenną korzyść, że zaopatrzyły one naród przynajmniej w skarbiec dóbr duchowych, dzięki którym nógł on żyć i zachować wiarę w siebie i w swoją przyszłość nawet po utracie niepodległości. Dzięki tym tragicznym, lecz uszlachetniającym doświadczeniom późniejsze pokolenia mogły przekonywać same siebie i bezstronny świat zewnętrzny, że ten naród nie zasłużył na to, by zginąć. A więc, myślimy, że Patrioci w roku 1788 dobrze się zasłużyli swojemu krajowi. Nie udało im się uratować polskiego państwa — być może nikt nie był w stanie tego dokonać; ale udało im się uratować polską narodowość i życie duchowe swego narodu, co było przecież ostatecznie ważniejsze" (Lord. Proszę zważyć, że słowa te były wydrukowane w roku 1915, a napisane zapewne nieco wcześniej, a więc gdy niewola Polski była u szczytu.) W powyższych słowach Lorda jest wiele racji. Ale jest w nich podstawowy błąd: brak w nich stwierdzenia, że głównym źródłem katastrofy dziejowej Polski jest przymierze polsko-pruskie 1790 roku, a więc wejście Polski na fałszywą drogę polityczną. A gdy przymierze to przyniosło swoje nieuniknione skutki: osamotnienie dyplomatyczne Polski i najazd rosyjski 1792 roku, „patrioci" nie potrafili zdobyć się wtedy na wyciągnięcie właściwych wniosków z niepowodzenia swej polityki i poprowadzić naród do nie oglądającej się na nic walki zbrojnej do upadłego. Trzeba było w 1792 roku walczyć — powtarzam — do upadłego. „Patrioci" potrafili w 1788 roku wpędzić Polskę w ślepy zaułek błędnej polityki. Ale nie potrafili poderwać jej potem drogą ekspiacji do totalnej na życie i śmierć walki. Polska upadła w latach 1792-1795 trochę za blado i za nikle. Odrodziła swego ducha dopiero w latach następnych. W czasie, gdy nad Bugiem wojska polskie broniły się przed rosyjskim najazdem, w zajętej przez wojska rosyjskie wschodniej Polsce, na Litwie i na Ukrainie zapanowały rządy Targowicy. Dygnitarze Targowicy wjeżdżali do poszczególnych polskich miast w ślad za Rosjanami i obejmowali tam władzę, jako przedstawiciele Generalności konfederacji targowickiej (a później konfederacji grodzieńskiej, która tamtą na rozkaz Katarzyny zastąpiła). „Szczęsny (Potocki) i towarzysze zagarnęli od razu dyktaturę dla celów zemsty, bali się jednak ją praktykować z dekertowskiej Warszawy; woleli rozkazywać krajowi z Brześcia, później zaś, przed zimą, przenieśli rezydencję Generalności do Grodna" (Konopczyński). To z Grodna przez czas dłuższy rządzona była Polska pod władzą Targowicy. To do Grodna zwołany został targowicki sejm „grodzieński", złożony z posłów, wybranych pod bagnetami rosyjskimi, za rosyjskie 169 pieniądze i przy aresztowaniach (przez Rosjan) posłów, usposobionych niezależnie. A jednak sejm ten zdobył się na mężną opozycję 25 posłów z Mazowsza, oraz przynajmniej na dwunastogodzinne milczenie na nocnej sesji, które było powtórzeniem sejmu „niemego" z 1717 roku. Nominalnie, Targowica przywróciła stosunki sprzed sejmu czteroletniego, Radę Nieustającą, odebranie praw mieszczanom itd., oraz skasowała konstytucję 3 maja.* A tymczasem Rosja i Prusy, nie wdając się na ten temat w rozmowy z jakimikolwiek Polakami, opracowały szczegóły nowego, drugiego rozbioru. 23 stycznia 1793 roku podpisano w Petersburgu konwencję podziałową rosyjsko-pruską. (Austria w drugim rozbiorze nie brała udziału.) Natychmiast też przystąpiły do wcielenia objętych rozbiorem ziem do swego obszaru państwowego. Targowiczanie byli faktem rozbioru bardzo zdziwieni. Nie zdawali sobie sprawy, do czego ich polityka prowadzi. Prusy zagarnęły 58 300 kilometrów kwadratowych, w czym Gdańsk, Toruń, Poznań, Gniezno, Kalisz, Częstochowę, Piotrków, Łęczycę, Sieradz, Płock, Sochaczew, Łowicz, Rawę Mazowiecką. Rosja zagarnęła 250.000 kilometrów kwadratowyh, ogromny obszar Ukrainy oraz wielką część Białorusi, Polesia, Wołynia i Podola, mianowicie Żytomierz, Humań, Winnicę, Berdyczów, Bar, Bracław, Kaniów, Kamieniec Podolski, Pińsk, Mozyrz, Słuck, Mińsk, Bobrujsk, Borysów, Dzisnę. Rozbiór został pozornie ratyfikowany (zatwierdzony) przez ową „niemą" sesje sejmu grodzieńskiego, którą uznano za milczącą zgodę. Pozostał więc, jako nominalnie niepodległa Polska, okrojony kadłub terytorialny, obejmujący Warszawę, Kraków (bez przedmieść za Wisłą), Wilno, Grodno, Kowno, Brześć, Łuck, Lublin, Sandomierz, Kielce i lenną Kurlandię. „Jeżeli rok 1772 pozbawił Polskę dostępu do morza, przez co podciął jej siłę rozwoju, ale poza tym okaleczył jej członki zewnętrzne, to rok 1793 pozostawił z niej już tylko krwawiący tułów z głową i sercem, całkiem do życia niezdolny" (Konopczyński). Pozostawiony kadłub składał się z trochę większej części ziem litewskich, trochę mniejszej — koronnych. Rządzony był najpierw z Brześcia i Grodna, potem z Warszawy. „W Warszawie mieszkał znów król, ale bez sejmu i rządu. Ustawy sejmu grodzieńskiego zawisły w powietrzu" (Konopczyński). Ten kadłub, obejmujący trzy stolice: Warszawę, Kraków i Wilno, ale nie obejmujący Gniezna, przetrwał potem, jako nominalnie niepodległa Polska, dwa lata. Nie napisałem jeszcze o wpływie wydarzeń w Polsce na wypadki francuskie. Z rewolucyjną Francją prowadziła wojnę przeciwrewolucyjna koalicja, złożona z Austrii, Prus, Anglii i innych, mniejszych państw. „Drugi rozbiór (Polski) odciążył od grożącego jej niebezpieczeństwa Francję. (...) Francuscy przeciwnicy rewolucji, znajdujący się na emigracji, zorganizowali interwencję * „Poseł rewolucyjnej Francji w Warszawie, Maria Louis Descorches, w swej depeszy z 10 sierpnia 1792 roku, tak zobrazował rozpaczliwą i ponurą sytuację ówczesnej Polski: «, to jest nieograniczonego poddaństwa. Zamiast opieki prawa wprowadzono knuty i Sybir za skargę chłopa na swego pana. Wszędzie, gdzie było oczynszowanie, wracała pańszczyzna" (Kukieł). Oraz: ,,W roku 1950 w Moskwie, na naradzie historyków sowieckich i delegatów z Warszawy nad projektem rosyjskiej -*Istorii Polszi > ustalono, że przy podziale tej historii na epoki czy ery (...) daty takie jak upadek państwa polskiego nie stanowią granicznego słupa, (...) bo i przedtem i później była pańszczyzna. (...) Trzyma się tego i dotąd < Historia Polski *•, wydana przez (...) Polską Akademię Nauk, dopatrując się zasadniczego słupa granicznego miedzy tysiącletnią dziejów Polski, a epoką. (pisze S. Płoski ...). Wacław Tokarz (... pisze): < Bitwa o Warszawę stała się jednym z najdobitniejszych dowodów żywotności i wartości moralnej oraz rozwojowej narodu polskiego na schyłku istnienia Rzplitej, a równocześnie najsilniejszym wyrazem nowych prądów, które powstały za Sejmu Wielkiego, w imię których podniósł chorągiew insurekcyjną Kościuszko (.-.)?? Faktycznie insurekcja warszawska była rozpaczliwym i zwycięskim aktem samoobrony ludu warszawskiego przed obcą przemocą i poniżeniem, zgotowanym przez targowiczan. Był to krwawy protest, wynikły z instynktu samozachowawczego narodu. W dniach 17 i 18 kwietnia wyrastali nowi przywódcy. Jednym z nich stał się Jan Kiliński. Poeta Julian Ursyn Niemcewicz (...) wcale nieskory do pochwał, tak pisał w swych pamiętnikach o Kilińskim: . Ten szewc z ulicy Dunaj 145 przeszedł do historii zasłużenie. Jego postać owiała trwała i żywa legenda, którą nadal żyje cały naród" (Kocój). 22 kwietnia, czyli w 5 dni po powstaniu warszawskim, a w niecały miesiąc po ogłoszeniu powstania na krakowskim rynku, wybuchło powstanie w Wilnie. Pułkownik Jasiński. zresztą nie Litwin, lecz Wielkopolanin, z siłą 380 ludzi, żołnierzy i cywilnych, uderzył na osiem razy od jego oddziału liczniejszą załogę rosyjską i dzięki zaskoczeniu pokonał ją od razu, biorąc do niewoli rosyjskiego generała Arseniewa i przeszło tysiąc rosyjskich żołnierzy, oraz opanował arsenał. Reszta rosyjskiego wojska wycofała się z miasta, ostrzeliwując je z Góry Bouffałowej i odmaszerowując w kierunku Grodna, Po drodze paląc wsie, mordując ludność i obracając w perzynę miasteczka Orany i Merecz. — Hlst. Nar. Poi., t. II 177 Powstania w Warszawie i Wilnie przybrały od razu cechę rewolucyjną. Dużą rolę odegrali w nich „polscy jakobini", w Warszawie już po walce, w Wilnie nawet jeszcze w czasie samej walki, gdyż dowódca tamtejszego powstania, pułkownik Jasiński, sam był jakobinem. Zaraz w chwili wybuchu powstania w Wilnie powstańcy aresztowali (zastając go w łóżku) Szymona Kossakowskiego, jednego z głównych wodzów Targowicy, z ramienia Targowicy hetmana wielkiego litewskiego, a zarazem rosyjskiego generała. Powołany na poczekaniu sąd powstańczy skazał go za zdradę na śmierć przez powieszenie. Wyrok wykonano publicznie, na rynku, w dniu 25 kwietnia, w dwa dni po wybuchu wileńskiego powstania. Rewolucyjne wieszania zaczęły się w Warszawie 9 maja, w 14 dni po powieszeniu Kossakowskiego w Wilnie, a w 21 dni po wybuchu powstania w Warszawie. Tłum zmusił rządzącą w Warszawie kościuszkowską Radę Zastępczą Tymczasową do postawienia przed sądem powstańczym znanych stronników Targowicy, biskupa inflanckiego Józefa Kossakowskiego (brata powieszonego w Wilnie Szymona Kossakowskiego) oraz Piotra Ożarowskiego, hetmana wielkiego koronnego pod rządami Targowicy, Józefa Ankwicza, marszałka Rady Nieustającej pod rządami Targowicy, oraz Józefa Zabiełłę, hetmana polnego litewskiego z ramienia Targowicy. Sąd powstańczy skazał ich na śmierć i w tymże dniu zostali oni powieszeni publicznie na warszawskim rynku. W dniu 28 czerwca, czyli w 50 dni później, tłum rewolucyjny wywlókł z więzienia i powiesił już bez żadnego sądu i wyroku „Boskampa, instygatora (urząd podobny do dzisiejszego prokuratora) Roguskiego, szpiegów Piętkę i Grabowskiego (...), przypadkowo aresztowanego adwokata Wulfersa, biskupa wileńskiego, Massalskiego i kasztelana Czetwertyńskiego (tego ostatniego na batogu furmańskim). Dodatkowo powieszono instygatora Majewskiego, który nie chciał wydać tłumowi aktów oskarżenia. Wypadkom (... tym) przewodził sekretarz Kołłątaja, Konopka. Wygłaszał on przemówienia podburzające i prowadził tłum za sobą".* „Egzekucje, dokonane w dniu 9 maja 1794 zachowały przynajmniej pozór wymiaru kary sądowej i dotknęły ludzi mniej, lub więcej winnych; zupełnie inaczej przedstawiają się wypadki dnia 28 czerwca, przypominające zupełnie wrześniowe mordy 1792 r. we Francji" (Tokarz). „Powieszono publicznie (...) kilku (...) zdrajców, lecz wraz z nimi niestety i ludzi prawdopodobnie lub nawet na pewno niewinnych" (Jasienica). Kościuszko był już pod Warszawą. Stłumił on w sposób energiczny rozruch żywiołów rewolucyjnych. Spowodował on, że sześciu ujętych „wieszacieli" skazano na śmierć i powieszono. „Za to podżegacze, ks. Mejer i Kaz. Konopka znaleźli obrońcę w Kołłątaju" (Konopczyński). Chciano także powiesić biskupa Skarszewskiego, lecz do tego nie doszło. Uderza duża proporcjonalnie liczba powieszonych biskupów (dwóch, a trzeci uratowany). Z pewnością nie znaczy to, że tak duży odsetek stanowili biskupi wśród stronników Targowicy. Jest faktem, że episkopat polski w XVIII wieku nie składał się ze zbyt wielu ludzi o wielkiej zasłudze i wielkiej cnocie. Ale * Cytata z innej mojej książki. 178 mściwość jakobińska wobec biskupów nie była spowodowana winami tych biskupów, lecz usposobieniem polskich jakobinów wrogim wobec Kościoła j duchowieństwa. Konopka „żądał zapędzenia do fabryk broni zakonów płci obojga" (Jasienica). Nawet sam Kościuszko jeszcze przed powstaniem, będąc w Paryżu, zajmował stanowisko antykościelne (Lord). Należy w związku z tym wspomnieć o śmierci Prymasa Michała Poniatowskiego, brata królewskiego. Umarł on 11 sierpnia, więc w 44 dni po rozruchach wieszacielskich w Warszawie. Polska nauka historyczna jednomyślnie powtarza jako rzecz mniej więcej pewną współczesną pogłoskę, że popełnił on samobójstwo, bojąc się, że będzie powieszony. „Wolał proszek od powroza". W istocie nie ma nie tylko żadnego dowodu, ale nawet żadnej poszlaki na to, że to mogła być śmierć samobójcza. W 44 dni po rozruchach, których sprawcy zostali przecież ukarani śmiercią, Prymas nie miał powodu nagle ulec obawie, że wybuchną nowe rozruchy, których się stanie ofiarą. Nic także nie wiadomo o jakiejś jego winie, która mogłaby być powodem oskarżenia sądowego. Jeśli krytykował to powstanie — nie było to żadną zbrodnią. Czy był dobrym księdzem, biskupem, prymasem? Sprawy tej nie badałem i nie wiem. Być może, jak niektórzy inni księża i biskupi jego czasów, był pod wpływem filozofii „oświecenia". Trudno mi jednak uwierzyć, by mógł być aż tak dalece przeciwny zasadom wiary i moralności katolickiej, by mógł popełnić samobójstwo. Sekcji zwłok, celem szukania obecności trucizny, nie robiono — i w owych czasach nie robiono nigdy. Należy więc uznać to, co jest najprawdopodobniejsze i co dyktuje zdrowy rozsądek: że umarł śmiercią naturalną. Posądzany jest o samobójstwo przez wrogów Kościoła, dla popsucia temu Kościołowi opinii. Należy to na niczym nie oparte posądzenie odrzucić. Kościuszko wkrótce dotarł do Warszawy i objął w niej władzę. Pragnieniem jego było utworzyć armię powstańczą 300-tysięczną,* ale tego osiągnąć nie zdołał. Zorganizował jednak 70 000 wojska, co już i tak było osiągnięciem bardzo dużym, zwłaszcza, że terytorium pod władzą Kościuszki było niewielkie. Samych tylko kosynierów i pikinierów w samej tylko ziemi warszawskiej utworzył 12 000. „Uzbrojeniem, wyżywieniem i zaopatrzeniem wojska zajmował się pełen inicjatywy i energii Kołłątaj. Majątków prawie nie konfiskowano, (...) za to na dzwonach i naczyniach kościelnych, dachach metalowych i na kapitałach kładł Kołłątaj bezwzględną rękę. On to stworzył z Kapostasem -. (...) W jesieni 1792 król pruski zaczyna przesuwać siły na wschód, by zabezpieczyć swój dział w przygotowywanym rozbiorze; w rok później, w jesieni 1793 roku decyduje się na zupełne wycofanie swych wojsk z Francji wobec komplikowania się spraw polskich i oporu przeciw drugiemu rozbiorowi. Według opinii historyka wojen rewolucyjnych, Artura Chuquet, wtedy t0 < sprawa polska ocaliła armie francuskie od pewnej katastrofy. Z powodu Cytata z innej mojej książki. 185 spraw polskich Prusacy dali nieznaczną tylko pomoc Austriakom, zakrawającą na drwiny >. Pomocy nawet dyplomatycznej, nawet pieniężnej Kościuszko ani wtedy, ani później nie otrzymał z rewolucyjnego Paryża. Gdy Polska w roku 1794 była w walce na śmierć i życie, w biurach Komitetu Ocalenia Publicznego wytykano połowiczność naszych działań, tolerowanie króla, niestosowanie terroru itd., odmawiając po prostu najmniejszej nawet pomocy. Zaklęcia Kościuszki były daremne. (...) Zawiązywały się układy pokojowe z Prusami, które chciały mieć ręce wolne w Polsce. Uwieńczył je w kwietniu 1795 pokój w Bazylei, w czasie, gdy w pełni była sprawa trzeciego rozbioru. Jak stwierdza paryska zapiska urzędowa, < Komitet Ocalenia Publicznego w rokowaniach bazylejskich rozważnie się powstrzymał od poruszania sprawy polskiej. > Gdy Fryderyk Wilhelm II złamał sojusz ze współzaborcami przez zawarcie pokoju z Francją, a spór z nimi o Kraków zagrażał wojną, polityka francuska dążyła do sprzymierzenia się z Prusami, Turcją i Szwecją przeciw Austrii i Rosji. Oczywiście, nie mogło być mowy o odbudowie Polski inaczej, jak pod królewskim berłem pruskim. (...) Gdy Prusy zaniechały myśli o wojnie i ugodziły się co do Krakowa, zaznaczyło się w Paryżu dążenie do obłaskawienia Katarzyny. (...) Na miesiąc przed podpisaniem traktatu trójdzielczego, Boissy d'Anglas głosił w Konwencji Narodowej chwałę Katarzyny, z którą < długo zasiadały na despotycznym tronie filozofia i rozum>. Uspokajał ją: «Nasza rewolucja nie może jej niepokoić** i perswadował: < Powinniśmy być przyjaciółmi >, wyjaśniając, że jej nie zależy przecież na zniszczeniu Francji, tylko na podboju Polski i Turcji. (...) Oznaczało to po prostu milczącą zgodę na unicestwienie Polski" (Kukieł). Nieco inaczej, ale w istocie podobnie ujmuje rzecz Konopczyński. Pisze on: „Jednocześnie z Polską runęła stara monarchia francuska, a z jej pożaru powstał przy dźwiękach Marsylianki wolny naród Francuzów. Byłże to przypadek, czy akcja tych samych, światem rządzących sil? Chciałoby się spytać — oczywiście bez celu i skutku — czy rozbiór Polski byłby nastąpił, gdyby w Wersalu panował jeszcze król-Slońce (Ludwik XIV), albo gdyby Napoleon pojawił się o kilka lat wcześniej. Co do pierwszego przypuszczenia, niestety taki hipotetyczny optymizm byłby podobno złudzeniem. (...) Natomiast zbieżność chronologiczna kościuszkowskich bojów z okresem terroru we Francji więcej daje do myślenia. Podobnie jak w r. 1772 upadkiem swym uchroniliśmy od wielkiej klęski Szwecję i poniekąd nawet i Turcję, tak samo, tylko bardziej samowiednie, w 1792-93 zasłoniliśmy Francję i wszystko to, co ona niosła nowemu światu. Smutna misja, ale na wskroś rzeczywista. Ostateczny rozbiór trzeba było przyspieszyć, aby dwom głównym ogniskom demokracji, czynnym nad Sekwaną i nad Wisłą, nie dać rozgorzeć do tego stopnia, aż ich żar roztopi wiązania starego, gabinetowo-koszarowego porządku rzeczy w Europie środkowej i wschodniej. Zapewne, wstrząs idący z sali Konwencji (z Paryża) udzielał się także stosunkom międzynarodowym; (...) ale do uskutecznienia traktatów 1793-95 roku nie trzeba było anarchii sankiulotów, ani anarchii Sarmatów — zdziałała je anarchia międzynarodowa Hohenzollernów, gottorpskich Romanowów i lotaryńskich Habsburgów- 186 Despoci wschodu znaleźli w zniszczeniu Polski cel wspólny, który ich połączy na dziesiątki lat". Są tacy, co uważają, że ratując rewolucję francuską, Polska ma z tego powodu wielką zasługę. Jasienica pisze: „W niczym nie ubliżając talentom cesarza Napoleona, przyznać trzeba, że za czasów jego skromnego kapjtaństwa Francja wyszła cało między innymi właśnie dzięki katastrofie Rzeczypospolitej. Przyznają to historycy francuscy. Nasza kampania 1792 roku, drugi rozbiór, no i Kościuszko, który zatrudniał część sił austriackich, (króla pruskiego) Fryderyka Wilhelma osobiście i jakieś pięćdziesiąt tysięcy jego wojowników. Suworow pokazał się na zachodzie, wjechał do Mediolanu z krzyżem na szyi i z nahajem w prawicy dopiero w roku 1799. Gdybyśmy siedzieli cicho, nie ściągali na siebie uwagi Berlina i Wiednia, gdybyśmy usłali się Rosjanom wygodnym pomostem, (... Napoleona w Warszawie w 1806 roku) mogłoby w ogóle nigdy nie być. (...) Polska nierządem stała? Ależ święta prawda! Stała, stała owszem i według wszelkiego prawdopodobieństwa byłaby dostała do lepszych czasów. Rzeczpospolitą przyprawiła o zgon nie anarchia wcale, lecz gorączka reformatorska, rozpalająca państwo przez ostatnie półwiecze jego dziejów. Powstanie kościuszkowskie to jej najwyższy paroksyzm". Oraz: „Antoni Trębicki wcale rozsądnie deliberował: gdybyż czasów Pawła i Aleksandra doczekała Rzeczpospolita okrojona, lecz większa jednak od Szwajcarii i Holandii! Drugi rozbiór nie tknął grodów stołecznych — Krakowa, Warszawy i Wilna. Koniunktura pewnie by pozwoliła odzyskać z czasem i prastolice — Gniezno i Poznań" (Jasienica). Rozumowanie to nie głosi idei doczekania się przez niepodległą Polskę zwycięstw Napoleona, ale ideę ostania się tej niepodległej Polski do czasów zmienienia się w kierunku życzliwym Polsce polityki rosyjskiej. Zwolennicy rewolucji uważają, że główną zasługą powstania Kościuszki było uratowanie rewolucji francuskiej. Bez tego powstania rewolucja francuska byłaby zmiażdżona. Dzieje Europy byłyby się potoczyły inaczej. Przede wszystkim nie byłoby potem zwycięstw i osiągnięć Napoleona. Tak więc: Polska ofiarowała się, czy też została złożona w ofierze, by uratować rewolucję i uratować Francję. Polska jako środek, nie jako cel. Powstanie Kościuszki było w niedawnych czasach przedmiotem sporu w polskiej nauce i w polskiej publicystyce. Spór ten sprowadza się do pytania: czy należało, czy też nie należało tego powstania robić. Jednym z najwybitniejszych krytyków faktu wszczęcia powstania był profesor A.M. Skałkowski (1877-1951). Autor niniejszej książki był także dawniej zwolennikiem i wyrazicielem poglądu, że wszczynać tego powstania nie należało. Dzisiaj poglądu tego nie podziela. Uważa, że są sytuacje, gdy bić się trzeba do upadłego. Uważa, że nie należało, przez przystąpienie króla Stanisława Augusta do Targowicy — przerywać wojny 1792 roku, a wiec należało bić się do upadłego już wówczas. A potem, skoro polityka przedsięwzięta w owej chwili Przez Stanisława Augusta żadnych owoców nie przyniosła i zakończyła się drugim rozbiorem — należało wojnę wznowić. Powstanie Kościuszki było tym wznowieniem wojny — i reakcją na drugi rozbiór. 187 Pogodzić się bez oporu z utratą ziem, objętych drugim rozbiorem, nie było można. Nie można poddawać się takim klęskom bez walki. Pogodzenie się potulne z taką klęską byłoby tak ujemnie oddziałało na duszę polskiego narodu, że byłoby to gorsze od poniesienia całkowitej klęski na polu walki. A przecież w dodatku, gdy się toczy walkę, nigdy nie jest z całą pewnością wiadomo, jaki będzie ostateczny jej wynik. Jakieś okoliczności nieprzewidziane mogą położenie odwrócić. Ryzykować nie należy bez powodu — ale w obliczu najazdu lub rozbioru trzeba się bronić choćby kosztem wielkiego ryzyka. „Dzięki powstaniu państwo polskie schodziło z widowni świata z orężem w dłoni, z chwałą męstwa, które rozbłysło na polach Racławic i na bruku Warszawy" (Śliwiński, cytata z Kocója). Przez powstanie Kościuszki — to znaczy wznowienie wojny 1792 roku — Polska okazała, że się nie poddaje. Zginęła z bronią w ręku, z honorem. Miało to wielki wpływ przede wszystkim na nią samą, na jej duszę. Polska zachowała potem swoje oblicze tak samo, jak naród grecki po klęsce 1453 roku. Miało to także wpływ na położenie międzynarodowe: Polska jako państwo została zniszczona, ale sprawa polska nie zginęła. W opinii publicznej światowej Polska pozostała jako wyrzut sumienia i jako świadomość popełnionej niesprawiedliwości i zbrodni — co nie było bez wpływu na dalsze losy polskiego narodu. Powstanie Kościuszki ma także to znaczenie w historii Polski, że — w chwili zakończenia jego wysiłkiem walki o uratowanie bytu Polski przedrozbiorowej — zaznaczyło wielostanowość Polski jako narodu i przekreśliło złudzenie, że dawna Polska to była tylko rzeczpospolita szlachecka. ,,Dzięki insurekcji kościuszkowskiej do panteonu zasłużonych — obok bohaterów herbowych — (...) weszli: chłop Wojtek Bartos z Rzędowic, szewc Jan Kiliński, rzeźnik Józef Sierakowski, kupiec Krieger, Żyd Berek Joselewicz" (Kocój). Jako zsumowanie oceny, czym był ostateczny rozbiór Polski, zacytuję tu słowa Kukiela: „Rzeczpospolita (była) wspólnotą ugruntowaną na wolności i zgodzić się można z Lelewelem, że nigdzie prawie w Europie kontynentalnej poza Szwajcarią, Holandią, Szwecją nie było tyle wolności co w Polsce, tylu , obywateli mających polityczne prawa, tyle rękojmi praw tej wolnej części j narodu, reprezentującej naród — a było ich u schyłku Rzeczypospolitej z j rodzinami coś koło miliona, a dwieście tysięcy elektorów.* Nigdzie również j nie było takiej równości w prawach stanu szlacheckiego jak u nas, gdzie j szlachcic na zagrodzie był równy wojewodzie, choć sam orał i gnój; wyrzucał. Nigdzie nie było takiej dumy z posiadanej wolności i tyle zarazem skłonności do dzielenia się swoim Ius civitatis (prawem obywatelskim) — jak niegdyś obywatele rzymscy, z każdym równym, który zapragnie być j poddanym polskiego króla. Gdy już ustał wzrost terytorialny państwa, trwały nadal pokojowe podboje polskości. Mowę polską na ziemiach litewsko-ruskich przyjmowali • „Prawo udziału w wyborach w Polsce w XVI, albo XVII, albo XVIII wieku było szersze ! niż w Anglii na początku XIX wieku" (Cytata z innej mojej książki). 188 stopniowo wszyscy ludzie wolni, Litwini, Białorusini, Rusini, Tatarzy, Ormianie.* Polonizowali się osiadli w miastach Niemcy. Proces ten był niemal zakończony w początku osiemnastego wieku, ale przybywający później na nasze ziemie nowy element napływowy ze wschodu i zachodu jeszcze w dobie rozbiorowej i porozbiorowej ulegał temu samemu procesowi asymilacyjnemu ze zdumiewającą szybkością. Polskość zwyciężała najpierw siłą przyciągającą swej wolności, a później, gdy już wolności nie było, duchem, wolności w narodzie i jej umiłowaniem. To było częścią dziedzictwa upadającego państwa." Po klęsce powstania Kościuszki wojsko polskie zostało rozwiązane. Części żołnierzy polskich udało się rozsypać i wrócić do domu. Większość ich jednak została wcielona do wojsk państw zaborczych. Wedle Skałkowskiego, 3000 polskich żołnierzy zostało wcielonych do armii pruskiej, 10 000 do armii rosyjskiej, 20 000 do armii austriackiej. Austria toczyła w owej chwili wojnę z rewolucyjną Francją. Żołnierze polscy wcieleni do armii austriackiej, przedostając się na froncie walki francusko-austriackiej na stronę francuską, stali się głównym kontyngentem liczebnym legionów polskich, utworzonych po stronie Napoleona. Rozważając rolę i znaczenie powstania Kościuszki, wypada także dokonać oceny osoby samego Kościuszki jako wodza tego powstania. Były pod tym względem w polskiej literaturze zdania sprzeczne: „Oceniając T.Kościuszkę, W.Dąbkowski stwierdził, że do prawdziwej wielkości jednego mu tylko brakowało — talentu wielkiego wodza. Sąd, że Kościuszko nie był wodzem pierwszego rzędu, pochodzi od Prądzyńskiego. (...) Opinia Prądzyńskiego nie wytrzymała próby czasu, powstała bez znajomości wszystkich zdarzeń i okoliczności mu towarzyszących" (Gomulski). „Generał Prądzyriski krytycznie pisząc o sposobie dowodzenia przez Kościuszkę, tak ocenił obronę Warszawy: < Obrona Warszawy jest czynem wojennym, uświetniającym imię Kościuszki jako wodza i przynoszącym jak największy zaszczyt wojsku polskiemu i ludności warszawskiej ?" (Gomulski). A więc także i Prądzyński nie we wszystkim oceniał ujemnie rolę Kościuszki jako wodza. Gomulski w rozprawie o Kościuszce pod charakterystycznym tytułem ..Improwizator czy strateg?" cytuje artykuł Emesta Cuneo, „który Kościuszkę przedstawił jako jednego ) na lewy brzeg Dniepru, skąd je akademicy poniosą dalej do Moskwy, razem z "Podobaniem do polskiego stroju i sprzętu. A nieszczęśliwi brancy tatarscy nie tylko pouczali * Scytów ? języka polskiego (w tym jeżyku szły wszelkie z ordą rokowania) — ale zaszczepili ?"•?Burzom* pewien smak do sarmackiej wolności" (Konopczynski). 189 wywodzi, że Kościuszko byl w istocie wybitnym wodzem. „Pod Racławicami (...) manewr oddziałów polskich dowodzonych przez Kościuszkę — wysunięcie się z kleszczy dwóch przeważających kolumn nieprzyjacielskich i przerzucenie sił na inny kierunek — był nowatorski. S. Herbst dostrzegł tu podobieństwo z bitwami kampanii włoskiej Napoleona Bonapartego, zwłaszcza z bitwą pod Rivoli. Nowa taktyka Kościuszki polegała na użyciu masy wojska ludowego — uzbrojonego ludu" (Gomulski). „Nieszczęśliwa bitwa pod Maciejowicami zasługuje na uwagę jako przejaw oryginalnej myśli naczelnika. Kościuszko zamierzał pobić przeciwników przez czołowe związanie sił wroga z równoczesnym uderzeniem na tyły jego korpusu. Z niewyjaśnionych jeszcze do końca powodów generał Poniński nie zdążył przybyć na czas pod Maciejowice. Nie zmienia to jednak oceny, że Kościuszko zaplanował tu manewr typowy właśnie dla armii rewolucyjnej tego okresu, a nieosiągalny dla armii pruskiej, czy austriackiej tego okresu" (Gomulski). Ten sam autor przytacza opinię W. Tokarza: Kościuszko „mógł się mylić jako wódz, ale na jednej rzeczy nie zbywało mu nigdy: na inicjatywie, na niezmordowanym, ochoczym szukaniu rozstrzygnięć (.•?)• Zdaje się, że w dziejach ludzkości ludzie tego rodzaju znacznie częściej prowadzą do zwycięstw, niż ludzie genialni". Mimo krytyk, częstych w ciągu ostatnich blisko 200 lat, oraz mimo zakończenia się jego kampanii całkowitą, wojskową klęską, uznać musimy Kościuszkę za jednego z wielkich wodzów naszej historii. A osiągnął on niemało: na skurczonym przez obcy zabór i obcą okupację terytorium i na czele szczupłego liczebnie i słabo uzbrojonego wojska stawiał on skuteczny opór na dwa fronty przeciwko dwóm ówczesnym wielkim potęgom przez siedem miesięcy, odnosząc w swej walce niejedno zwycięstwo oraz wydobywając z polskiego narodu wiele bohaterstwa. POLSKA POD ZABORAMI CZASY NAPOLEOŃSKIE LEGIONY Przez klęskę powstania Kościuszki polska walka o zachowanie niepodległości nie została zakończona. Żołnierze polscy bili się dalej — tam, gdzie bić się było można. Mianowicie u boku Francji. Francja biła się z Austrią, Prusami i Rosją. Jest rzeczą naturalną, że nieposkromione pragnienie wolności polskiego narodu znalazło wyraz w opowiedzeniu się po jej stronie. To nie było solidaryzowanie się z rewolucją francuską. To było solidaryzowanie się z narodem, który był w wojnie z naszymi zaborcami. Opór zbrojny Polski w postaci powstania kościuszkowskiego skończył się 18 listopada 1794 roku, gdy — w Radoszycach koło Końskich — następca Kościuszki, naczelnik Wawrzecki dostał się - pod kurtuazyjnymi pozorami — do niewoli, a resztka powstańczej armii uległa likwidacji. Nominalna niepodległość Polski trwała nieco dłużej: układ rozbiorowy rosyjskó- austriacki nastąpił 3 stycznia 1795 roku, rosyjsko-pruski 24 października 1795, abdykacja króla Stanisława Augusta 25 listopada 1795 roku. Ale już 3 grudnia 1796 roku, nieco więcej niż w rok po trzecim rozbiorze i po abdykacj i ostatniego polskiego króla, a w 2 lata i 15 dni po ustaniu — w Radoszycach — resztek polskiego zbrojnego oporu i w 2 lata i 29 dni po zdobyciu przez Rosjan i rzezi Pragi, polski generał Jan Henryk Dąbrowski stanął w Mediolanie we Włoszech przed młodym, 27-letnim generałem francuskim, Napoleonem Bonaparte, wodzem naczelnym francuskich wojsk rewolucyjnych we Włoszech i zawarł z nim układ o utworzeniu, w ramach armii francuskiej, polskich legionów. Był to ten sam generał Dąbrowski, który w erze powstania Kościuszki pomaszerował spod Warszawy do Wielkopolski 1 zajął na czas pewien Bydgoszcz, a cofnął się stamtąd tylko na rozkaz, by pomóc oblężonej Warszawie. Był on obecny i pod Radoszycami, w ostatnim dniu niepodległości polskiej armii i proponował, by z tą szczątkową polską armią przebić się przez Niemcy i pomaszerować do Francji, co jednak okazało S'C niemożliwe. Razem z Dąbrowskim znalazł się we Włoszech i uczestniczył w utworzeniu Legionów Józef Wybicki, ziemianin z ziemi kaszubskiej, ongiś Poseł do sejmu czteroletniego, poeta i uczestnik powstania Kościuszki. Napisał °n we Włoszech wiersz, który stał się najpierw hymnem Legionów, a potem Polskim hymnem narodowym. Hymn ten zaczyna się od słów: „Jeszcze "olska nie zginęła, póki my żyjemy" (w pierwotnej wersji: „jeszcze Polska I 13- ' Hist. Nar. Poi., t. II 193 bezspornym, wyraźnie lewicowym panem sytuacji w Paryżu. W roku % mianowany wodzem naczelnym liczących tam 37000 żołnierzy wojsk francuskich we Włoszech, zaczął prowadzić tam wojnę z armiami austriackimi i państw włoskich takich, jak Piemont, Państwo Kościelne i inne, przy czym odniósł szereg świetnych zwycięstw (takich jak pod Lodi 10 maja 1796, pod Arcole 17 listopada 1796 i pod Rivoli 14 stycznia 1797) i zajął takie miasta włoskie jak Mediolan i Mantua. 17 października 1797 roku zawarł z Austrią pokój w Campo Formio, którego mocą Francja zdobyła austriacką Belgię, lewy brzeg Renu w Niemczech i Wenecję. To w owym czasie zaczęła się działalność Legionów. W roku 1798 Napoleon przedsięwziął wyprawę do Egiptu, aby tym sposobem uderzyć w Turcję i zagrozić interesom angielskim, a po drodze zajął Maltę. Pobił Mameluków (Egipcjan) w bitwie pod piramidami w Gizeh (6 lipca 1798 roku), zajął 25 lipca Kair, dotarł w lutym 1799 roku do Akko w Palestynie (dziś w północnej części Izraela), ale zważywszy, że flota francuska w Egipcie została 1 sierpnia 1798 roku zniszczona pod Abukir przez flotę angielską, uznał położenie armii francuskiej w Egipcie za beznadziejne, opuścił tę armię i w dwa małe okręty wyjechał z Egiptu i przemykając się szczęśliwie wśród obszarów panowania floty angielskiej, stanął 9 października 1799 znów we Francji. W wyprawie egipskiej poległ polski, niezwykle uzdolniony adiutant Napoleona, Józef Sulkowski, jakobin, ongiś uczestnik wojny 1792 roku i powstania Kościuszki. W wyniku szeregu politycznych komplikacji doszło w Paryżu w dniu 19 brumaire (10 listopada) 1799 roku do zamachu stanu, przeprowadzonego przez wojsko, które obsadziło gmach tak zwanej rady pięciuset, czyli rodzaju parlamentu i wywarło nacisk na posłów (którym przewodniczył Lucien Bonaparte, rodzony brat i oczywiście stronnik Napoleona). Zamach polegał na oddaniu władzy we Francji w ręce komitetu, złożonego z trzech osób, zwanych konsulami, którymi byli Sieyes, Ducos i Napoleon. Już w grudniu ten „konsulat" został przekształcony: Napoleon uzyskał tytuł „pierwszego konsula" ustanowionego na 10 lat i wyposażonego w olbrzymią władzę, dwaj pozostali konsulowie ustąpili i zostali zastąpieni przez dwóch innych (Cambaceres i Lebrun), tylko z głosem doradczym. Dzięki przewrotowi temu Napoleon stał się w istocie dyktatorem. (W nieco więcej niż w dwa lata, później, drogą plebiscytu, czyli głosowania powszechnego, dnia 11 maja 1802 roku, w którym 3 miliony głosów padły za, a tylko kilka tysięcy przeciw, Napoleon został konsulem dożywotnim.) Władza Napoleona została chętnie, > a nawet skwapliwie przyjęta przez większą część francuskiego narodu, zmęczonego rewolucyjną anarchią i terrorem i spragnionego powrotu mocnej władzy i politycznego i prawnego porządku, ale zarazem gotowego zachować niektóre społeczne i inne reformy, wprowadzone przez rewolucję, co wszystko było właściwością rządów Napoleona. Szczególnie ważnym krokiem Napoleona było zawarcie 15 lipca 1801 roku konkordatu z Papieżem i w wyniku tego zakończenie rewolucyjnego ucisku religii katolickiej i Kościoła katolickiego we Francji. W roku 1799 wybuchła na nowo wojna rewolucyjnej Francji z tak zwaną drugą koalicją, złożoną z Anglii, Austrii, Rosji, Turcji, Państwa Kościelnego i innych państw włoskich i Portugalii. Gdy Napoleon był jeszcze w Egipcie 1% większa część zajętej przez Francuzów części Włoch została przez wojska koalicyjne z Francuzów oczyszczona, przy czym wkroczyła do Włoch (przechodząc przez Alpy) armia rosyjska pod wodzą Suworowa. Napoleon po powrocie z Egiptu i po objęciu we Francji faktycznej, naczelnej władzy, stanął znów na czele armii francuskiej mającej walczyć we Włoszech, przekroczył on z tą armią Alpy, wyszedł Austriakom na tyły i zadał im w bitwie pod Marengo (14 czerwca 1800 roku) druzgocącą klęskę. Inni generałowie francuscy pobili Austriaków nad Renem, w kilku bitwach, z których największa była pod Hohenlinden (3 grudnia 1800). Rezultatem tego było zawarcie 9 lutego 1801 roku pokoju austriacko-francuskiego w Luneville, którego mocą Austria pogodziła się ze swymi stratami na rzecz Francji we Włoszech, nad Renem i w Belgii. We wszystkich francuskich operacjach włoskich, także i wtedy, gdy Napoleon był w Egipcie, brały już udział polskie Legiony. Francuzi zorganizowali w okupowanych przez siebie północnych Włoszech, usuwając księstwa dziedziczne książąt włoskich oraz rządy austriackie, w roku 1796, republikę Cyspadańską („przed rzeką Pad") i Transpadańską („za rzeką Pad"), zjednoczone i przekształcone w roku 1797 w republikę Cysalpińską („przed Alpami"), a w roku 1802 przekształconą w „republikę włoską". Po pokoju w Campo Formio 1797 roku Legiony stały się częścią armii republiki Cysalpińskiej, zresztą tylko formalnie. Nosiły mundury zbliżone do polskich przedrozbiorowych. „Nie całkiem jasna jest sprawa wtargnięcia Dąbrowskiego w grudniu 1797 do papieskich < legacji >, zajęcie fortecy San Leo i miasta Pesaro, a później (...) jego samowolny marsz na Rzym. (...) Dnia 3 maja 1798 wkroczył uroczyście do Rzymu z legią pierwszą Kniaziewicza; druga legia Rymkiewicza stała załogami w Cysalpinie. Legia pierwsza okupuje odtąd nową Republikę Rzymską w uciążliwych chwilami walkach z powstaniami chłopskimi. (...) W listopadzie (1798) zaczęła się wojna francusko-neapolitańska (...)• Czterokrotna przewaga liczby była po stronie neapolitańskiej, w artylerii jeszcze większa. Wojska republikańskie musiały oddać Rzym; dookoła wybuchały powstania. Ale już w parę dni przegrupowane siły (... francuskie, republikansko-włoskie i polskie) przechodziły do przeciwnatarcia. (...) Tu narodziła się wspaniała reputacja bojowa Legionów" (Kukieł). Legiony biły się potem w ziemi neapolitańskiej, we Włoszech Północnych, nad Renem i pod Hohenlinden. Siły polskie w Legionach topniały wskutek strat bojowych, ale rosły wskutek dopływu nowych ochotników, głównie byłych żołnierzy armii austriackiej. Głównym wrogiem rewolucyjnej Francji — i Napoleona — była Anglia. W istocie główną treścią wojen napoleońskich były — w latach 1793-1815, czyli przez 22 lata z krótką przerwą pokoju w Amiens — wojny Napoleona z Anglią. To Anglia chciała Francję rewolucyjną i napoleońską zdławić, to z Anglią Napoleon musiał walczyć, by nadać cechę trwałości swoim zdobyczom i swoim rozstrzygnięciom politycznym, to Anglia była główną sojuszniczką walczących z Napoleonem w różnych czasach sił kontynentalnych, Austrii, Rosji czy Hiszpanii. Napoelon ustanowił system ? ?blokady kontynentalnej" w portach Europy po to, by sparaliżować handel 197 samobójstwo. 19 okrętów francuskich i hiszpańskich zostało zatopionych, 10 000 marynarzy tych dwóch państw, wśród nich admirał hiszpański Gravina,' poległo. Bitwa ta w sposób ostateczny utrwaliła zupełną przewagę angielską na morzu. Od owej chwili Napoleon nie mógł już marzyć o wysłaniu swego wojska za morze, na podbój Anglii, jego pole działania ograniczało się już odtąd tylko do kontynentu Europy. „Villeneuve jest być może tym człowiekiem, który zmienił bieg historii Napoleona, co jest trwałym dowodem wpływu działania osobistego jednostek na dzieje. Niedojście do skutku jednego z największych projektów cesarza (Napoleona) — i w rezultacie fatalne przekształcenie się wojny, w której Anglia była wciąż głównym wrogiem — było wynikiem poczynań marynarza (...). (...) Było to straszliwe zdarzenie, przez które zniszczona została nadzieja na przeciwstawienie się Anglii w walce o panowanie na morzu. (...) Marynarka francuska została unicestwiona wraz ze swoją siłą pomocniczą hiszpańską. Nie podniesie się ona już więcej. Także i sam Napoleon, po obalonych nadziejach, po próbach, które go będą drogo kosztować, przestanie się pią interesować" (Bainville). Napoleon szykował w sierpniu 1805 roku wyprawę poprzez kanał La Manche do Anglii. Czekał on na wykonanie przez marynarkę francuską szeregu operacji po to, by odciągnąć marynarkę angielską od brzegów Anglii — z tym że wtedy szybko zjawi się ona w kanale La Manche i wówczas, mając lokalną przewagę, dokona on przeprawy 132.000 francuskiego wojska z Boulogne we Francji do Duvru w Anglii. Admirał Villenueve nie zdołał wykonać tego, czego od niego żądano. Został osaczony przez Nelsona i w rozpaczy wdał się z nim w końcu w bitwę pod Trafalgarem, która okazała się przegraną. A tymczasem w Niemczech gromadziły się siły „trzeciej koalicji", której osią był sojusz austriacko-rosyjski. „Czas mija, sezon się posuwa. Bonaparte, przybyły od dziesięciu dni do Boulogne, gdzie wszystko jest gotowe do wyprawy za morze, niecierpliwi się nad brzegiem La Manche. Villenueve (...) nie przybywa. (...) Napoleon (... dochodzi do wniosku), że jeśli nie będzie w Londynie w ciągu 15 dni, trzeba będzie, by był w Wiedniu Sprzed listopadem>. (...) Dowiaduje się, że Villenueve wjechał do portu Ferrol i nie wydostał się z niego. (...) Jest wściekły. (...) Natychmiast (...) dyktuje (sekretarzowi) Daru (...) plan kampanii przeciw Austrii. (...) W dziesięć dni później (...) rozpoczyna wprowadzać armię w ruch, aby, odwracając się tyłem do morza, wkroczyła do Niemiec" (Bainville). Armia napoleońska w sile 200 000 ludzi pomaszerowała z błyskawiczną szybkością w głąb Niemiec. 20 października 1805 roku armia austriacka pod Ulm w sile 24 000 ludzi, otoczona skapitulowała przed nią. Armia rosyjska, sprzymierzona z Austriakami, połączyła się z wciąż jeszcze potężną armią austriacką i te dwie armie oczekiwały Napoleona na Morawach, w kraju czeskim. 2 grudnia 1805 roku, pod Austerlitz (po czesku SIavkov u Brna) rozegrała się jedna z największych bitew epoki napoleońskiej, zwana bitwą trzech cesarzy, gdyż brali w niej udział osobiście cesarz francuski Napoleon, austriacki Franciszek II i rosyjski Aleksander I. (Cesarzowi rosyjskiemu towarzyszył w tej bitwie polityk polski, w owej chwili minister spraw 200 zagranicznych Rosji, książę Adam Czartoryski.)* W bitwie tej wojska r0Syjsko-austriackie doznały druzgocącej klęski. Po bitwie resztki wojsk rosyjskich wycofały się do Rosji, Austriacy w 4 dni po bitwie zawarli kapitulacyjny rozejm, Napoleon wkroczył już w dniu 13 listopada 1805 roku do Wiednia, a 26 grudnia zawarty został pokój austriacko-francuski w Bratysławie OPressburgu), który uczunił Napoleona panem Europy Środkowej. Bitwa morska pod Trafalgarem (21 października) nie miała na położenie wewnątrz kontynentu Europy żadnego wpływu. Gdy Napoleon porzucił plan najazdu na Anglię i pomaszerowałswą „wielka armią" w głąb Europy Środkowej, zarysowywała się w sposób naturalny koalicja trzech państw, wrogich Napoleonowi: Austrii, Rosji i Prus. Królowa Prus, słynna zarówno z piękności, jak z energii Luiza (z pochodzenia księżniczka meklemburska) chciała wejścia pruskiego do takiej koalicji i urządziła spotkanie w krypcie grobowej Fryderyka Wielkiego w Poczdamie celem zorganizowania koalicji trzech państw. 4 listopada 1805 „w krypcie tej (...) scena godna odegrania. Pod reżyserią królowej car Aleksander i Fryderyk Wilhelm (pruski) przysięgli sobie wierną przyjaźń przeci^0 (•/• Napoleonowi). Prusy wzmocnią dwóch cesarzy. (...) Zimna kalkulacja znajdowała się jednak pod powierzchnią: " (Belloc). Ale Prusy się pomyliły. Rosja i Austria, choć połączyły swe siły, zostały przez Napoleona pobite. Prusy stały teraz samotnie oko w oko z Napoleonem' W rok potem wybuchła wojna francusko-pruska. W podwójnej bitwie pod Jena i pod Auerstedt 14 października 1806 roku dwie armie pruskie zostały unicestwione przez dwie armie francuskie, a potęga pruska została zJ3mana' (Napoleon dowodził osobiście pod Jena, marszałek Davout pod Auerstedt.) * Obecność Czartoryskiego u boku cesarza w bitwie pod Austerlitz oraz jego rola jako sternika rosyjskiej polityki zagranicznej w owym czasie były wyrazem jego akcji politycznej, stawiającej sobie za cel odbudowanie Polski w oparciu o Rosję. W owej chwili Napoleon nie f0*"' mc wyraźnego, służącego dobru Polski. Akcja Legionów nie była oparta o żadne obietfl'ce' CZX plany Napoleona na rzecz Polski: starała się tylko — na razie bez większych skutków - NaP0'60"2 dla sprawy polskiej pozyskać i do niej przekonać. Było rzeczą usprawiedliwioną prót>owac w owej chwili takie i odmiennej polityki i mieć nadzieje, że przyniesie ona polityczne owoce. W jakim kierunku starał się Czartoryski popchnąć Rosję, świadczy jego program zniszczema prus, przecież głównego wroga Polski i sprawcy jej zagłady. W momencie, gdy Prusy pol>tycznie s'e wahały i skłaniały się na stronę Napoleona, oraz zagarnęły Hanower, będący dziedz'ctwern angielskiego króla, „Czartoryski pozyskał nie tylko Londyn, ale i Wiedeń dla myśli rozprawienia S'C z nimi (Prusami). Aleksander zgodził się na jego plan: jeśli (Prusy) odmówią wojskom r°syjskim przejścia przez swe terytorium, opanować to terytorium szybką ofensywą i ogłosić * Warszawie przywrócenie Królestwa Polskiego. Był to tzw. < plan puławski ?; historycy pruscy nazwali go ?< Czartoryski's Mordplan gegen Preussen*-" (Kukieł). Ale Prusy zajęły Ostatecznie stanowisko przeciwko Napoleonowi i „Plan zamordowania Prus" nie doszedł do skutku ' okazał si? złudzeniem. 201 i czterech miesiącach druzgocące zwycięstwo Napoleona nad Rosjanami dnia 14 czerwca pod Frydlandem (dzisiaj w Rosji, nazwa zmieniona na Prawdinsk). W owym okresie zmagań Napoleona z Rosją i broniącymi się jeszcze, pozostającymi pod rosyjską opieką Prusami, wojsko polskie w kraju szybko wzrosło do siły 50.000 żołnierza. Dołączyły do nich ponadto dalsze, później przybyłe do kraju z zachodniej Europy pułki legionowe. „Pułki, które w połowie listopada zaczęły się tworzyć w Poznańskiem i Kaliskiem, już w połowie stycznia były w akcji nad Notecią i Brdą; oddziały pospolitego ruszenia i regularnej jazdy biły się już w grudniu" (Kukieł). Wojska polskie biły się przez następne miesiące do końca maja pod Tczewem (gdzie Dąbrowski został ranny), pod Grudziądzem, pod Gdańskiem i pod Kołobrzegiem. Napoleon utworzył także kilka formacji wojskowych polskich, nie podlegających warszawskiej Komisji Rządzącej, lecz tylko jemu osobiście, jako cesarzowi Francuzów. Jedną z tych formacji był słynny pułk lekkokonnych gwardii cesarskiej (,,chevaux-le'gers", szwoleżerowie), wsławiony bitwą pod Somosierrą, a inną „legia polsko-włoska", później przemianowana na „nadwiślańską", w sile czterech pułków piechoty i jednego pułku ułanów, która m.in. brała udział w oblężeniu Saragossy w Hiszpanii (co opisał Żeromski w powieści „Popioły"). Napoleon nie zdobył się jednak na odbudowanie Polski. Danego przyrzeczenia na razie nie dotrzymał. Jego głównym wrogiem była Anglia. Dla pokonania Anglii uważał, że potrzebna mu jest jako sojusznik Rosja. Wojnę z Rosją uważał za niepotrzebną komplikację i koniecznie chciał ją zakończyć i zawrzeć z Rosją pokój, a następnie przeciągnąć Rosję na swoją stronę jako uczestniczkę swojej „blokady kontynentalnej". (Nawet we Francji kupowano jak dotychczas swobodnie kawę i cukier, przemycane z Rosji, a przywożone do Rosji, pod osłoną angielskiego panowania na morzu, przez port w Rydze.) „Sto pięćdziesiąt statków pod banderą amerykańską, a w istocie angielskich, właśnie zawinęło do portów rosyjskich" (Bainville). Aby pozyskać dla swej polityki Rosję, nie chciał odbudowywać Polski, ze względu na sprzeciwy Rosji. Ale także i wzgląd na Austrię, która posiadała w swoich ręku Galicję, powstrzymywał go od wysuwania sprawy polskiej. Ale nie tylko te ważne zresztą względy polityczne czyniły go powściągliwym w sprawach polskich. Być może, że byłby te trudności przezwyciężył, gdyby naprawdę był sprawie Polski oddany. Ale przez długie, początkowe lata swojej działalności nie był on bynajmniej rzeczywistym przyjacielem Polski. Rzecz ciekawa: był on raczej przyjacielem Prus. „Napoleon był za bardzo człowiekiem osiemnastego wieku, by nie • zachwycać się Prusami Wielkiego Fryderyka i by (...) nie szukać ich przyjaźni" (Bainville). Napoleon „nie doceniał tego, że utrzymywanie protestanckich Prus przy żyiu, chociaż mógł tak łatwo je zniszczyć, oznaczało utrzymanie przy życiu tego, co było w sposób najbardziej trwały i bezwzględny wrogiem kultury, do której on sam należał oraz wrogiem ideału Europy Zjednoczonej. Nie doceniał tego, że pełna niezawisłość katolickiej Polski byłaby na dalszą metę najpewniejszą obroną tego, co sobą przedstawiał1' (Belloc). Po Jenie „Prusy — gdyby powziął taką decyzję — mogłyby przestać 204 istnieć" (Belloc). „Przymierzu z Rosją Napoleon poświecił Szwecję, Turcję, Polskę, dawne przyjaciółki Francji" (Bainville). Przed Jena „Prusy, te Prusy fryderycjańskie , z którymi się jeszcze (Napoleon) nie zmierzył, imponują mu mimo wszystko, bo tak wiele zachowały prestiżu militarnego. Od młodości miał na ich temat uprzedzenie, właściwe osiemnastemu wiekowi. A tymczasem pod jego ciosami Prusy zawaliły się w piętnaście dni" (Bainville). „Trzyma Prusy pod swym butem, a jednak oszczędza je" (Bainville). „Odbudować Polskę byłoby łatwo i w mocy Napoleona, tak samo, jak unicestwić Prusy" (Bainville). „Napoleon posługiwał się Polską, ale nie chciał, by to on miał jej służyć" (Bainville). „13 lutego generał Bertrand otrzymuje polecenie zawiezienia do (króla) Fryderyka Wilhelma, teraz znajdującego schronienie w Kłajpedzie, propozycji cesarza (Napoleona), który za jednym zamachem ofiarowuje mu przywrócenie jego tronu w Berlinie oraz zwrócenie mu jego posiadłości po Łabę. (Jest to) porzucenie Polski, tym razem bez ogródek, ponieważ zajęcie Warszawy nie zrobiło żadnego wrażenia na Aleksandrze. Napoleon nie waha się wyrzec się Polaków i podaje do wiadomości, że zamieszkawszy wśród nich poznał ich i więcej go go nie interesują". (Bainville). „Co znaczyli Polacy (...) w obliczu (jego) kombinacji? On Polaków potrzebował. I będzie ich dalej potrzebował jako siły pomocniczej. Ale (...) on nie zrobi nic nieodwracalnego, nic, co naraziłoby jego politykę. Wyrzucano mu (potem) że nie usunął rozbiorów, że nie odbudował polskiego narodu, że zadowolił się dla niego nikłym wynagrodzeniem, cieniem, niepodleglością- okruchem. Że nie przygotował sobie poparcia wielkiej Polski, na dzień, gdy narody powstaną przeciwko niemu. Ale on nie patrzy tak daleko i oceny jego są z punktu widzenia chwili natychmiastowej praktyczne. Poprzeć sprawę Polski, to znaczy uczynić niemożliwym pokój z państwami rozbiorowymi, Rosją, Prusami i Austrią. To znaczy, mieć je wszystkie trzy za wrogów. W umyśle Napoleona Polska jest już poświęcona jego wielkiemu planowi kontynentalnemu, który poddany jest celowi podstawowemu: pokonaniu Anglii. Toteż, podczas gdy cesarz podczas swych leży zimowych zachęca Polaków do tworzenia legionów i powoduje stworzenie w Warszawie rządu tymczasowego, unika jakiegokolwiek zaangażowania się po ich stronie. Pozwala im mieć nadzieję na niepodległość, ale nie robi obietnic wyraźnych, owijając swoje słowa w przezorne . (...) Rzeczą poważną jest, że w tym samym czasie Napoleon powiadamia Austrię, na której neutralności mu zależy, że cokolwiek się stanie, zagwarantuje dworowi wiedeńskiemu posiadanie jego części łupu polskiego, Galicji" (Bainville). „Wyrzec się zmartwychwstania wielkiej Polski, to nie dość. Napoleon ma tego świadomość. (...) Niewątpliwie, trzeba poświęcić, razem z Polakami i Turków, którzy są także aliantami Francji i którzy, w czasie kampanii frydlandzkiej, przedsięwzięli użyteczną dywersję przeciw carowi" (Bainville). ..Łatwo jest powiedzieć, że Prusy trzeba było albo całkowicie unicestwić, albo całkowicie odbudować, ale usunięcie ich całkowite oraz pozbawienie tronu ich króla było niemożliwe bez przyniesienia dyshonoru (carowi) Aleksandrowi. Z drugiej strony, Prusy udowodniły przed dziesięciu miesiącami, że są niebezpieczne ze wszystkimi swoimi siłami i z całym swym terytorium. Byłoby nieroztropnym zostawiać je nietknięte i przywracać je 205 hiszpańskiemu wedle recepty, jaką dal królom, swoim braciom: przynieść ma oświecenie, wolność, równość, kodeks cywilny. Człowiek osiemnastego stulecia, ideolog wbrew samemu sobie, wierzy w nieodparty wpjyw rozumu i tworzy sobie o kraju płonących stosów ten sam pogląd co Wolter. Jest przekonany, że skupi przy sobie Hiszpanię, oznajmiając jej, że przychodzi, by obalić feudalizm i inkwizycję" (Bainville). „Nie znal on (...) usposobienia jej mieszkańców, ich namiętnego przeciwstawienia się cudzoziemcowi, braku u nich tego nowego ducha, mającego źródło we francuskich filozofach, który wywarł wpływ na wszystkie inne kraje, w których dotąd prowadził swe kampanie. Hiszpania nigdy nie będzie patrzeć na niego jako na wyzwoliciela. Posępna i nieposkromiona odwaga narodu, obojętnego na bogactwo i prawie obojętnego na wszystkie rzeczy materialne.byla czynnikiem nieznanym mu. Główną przeszkodą było tu to, o czym się najmniej mówi: religia. (...) Armie rewolucyjne były w opozycji do religii, łupiły one miejsca święte — i nawet teraz, następcy ich pod władzą cesarza zachowywali się tak samo jak one w obliczu rzeczy świętych, a więc tak samo zwalczali je i łupili. Cesarz, nie doceniając uczucia (religijnego Hiszpanii), źle oceniał cały problemat. Mówił lekceważąco o buntach pobudzanych przez mnichów i księży" (Belloc). Napoleon wdał się na szereg lat w wielką wojnę w Hiszpanii, w której miał przeciwko sobie cały naród hiszpański, a musiał walczyć nie tylko z armiami hiszpańskimi, ale z partyzantką hiszpańską, w której brała udział cala ludność. Dał on sposobność Anglii do wysadzenia w Hiszpanii — a więc na europejskim kontynencie — licznych wojsk angielskich, które popierały wojsko i powstania hiszpańskie. Jak wyglądała rola wojsk francuskich w Hiszpanii, dobrze opisuje Mickiewicz w trzeciej części „Dziadów", powtarzając opowiadanie — zapewne prawdziwe — polskiego kaprala, dawnego żołnierz*1 wojsk napoleońskich, wcielonego w końcu do armii rosyjskiej. Był on z Napoleonem w Hiszpanii. W gospodzie „Francuziska: ten gra w kości, ten w karty, ten dziewczęta ściska", a w końcu zaczynają najpierw „bredzić na świętych", a potem „bluźnić na Pannę Najświętszą". Tego nie mógł ścierpieć polski kapral: „stulcie pysk, do bisa! Więc umilkli, nie chcąc mieć ze mną do czynienia". Potem poszli wszyscy spać. W nocy Hiszpanie wszystkich wymordowali — z wyjątkiem Polaka. Obudził się między trupami i znalazł w czapce kartkę z napisem po łacinie: „Vivat Polonus, unus defensor Mariae" (niech żyje Polak, jedyny obrońca Marii). Wojska Księstwa Warszawskiego oraz wojska polskie podlegające bezpośrednio Napoleonowi, brały udział w wojnie hiszpańskiej. Szwadron polskich lekkokonnych ("szwoleżerów") z gwardii Napoleona wsławił się 30 listopada 1808 roku w wąwozie Somossiera (nie „Samosierra" jak piszą niektórzy niedbali Polacy), będącym drogą poprzez góry Guadarrama do Madrytu. Broniły tej drogi cztery, ustawione po kolei baterie artylerii hiszpańskiej. Napoleon kazał zaatakować te baterie konną szarżą Polaków. Blyskawiczność i odwaga tej szarży sprawiła, że kosztem wielkich ofiar w ataku wprost na armaty, polscy szwoleżerowie zdobyli po kolei wszystkie cztery baterie i dzięki temu droga do Madrytu została dla armii Napoleona 208 otwarta. Wojska polskie w Hiszpanii biły się nie tylko z Hiszpanami, ale i z silnymi ugrupowaniami wojskowymi angielskimi, zwłaszcza w bitwach pod fuengirolą i pod Albuhera. Naród polski wspomina te boje z mieszanymi uczuciami: były to boje bohaterskie, ale toczone w złej sprawie, przeciwko narodowi, broniącemu swej niepodległości, a także i przeciwko religii Katolickiej. „Wojska nasze, choć ponosiły ofiary i to w walkach za obcą sprawę, o zabór cudzej ojczyzny, kompensowały to wspaniałym wyrobieniem bojowym i sławą żołnierską. Natomiast zabrakło tych kilkunastu tysięcy doborowego wojska w Księstwie, gdy spadł na nie w roku 1809 najazd austriacki" (Kukieł). O walkach Napoleona z Hiszpanami warto dodać, że rezultatem pomocy angielskiej dla Hiszpanii stała się ruina imperium hiszpańskiego. Anglia skorzystała ze swego wkroczenia w sprawy hiszpańskie, by położyć ręce — niby jako przyjaciel, a w istocie jako wróg — na posiadłościach hiszpańskich w Ameryce, które dostały się pod angielski wpływ. Początkiem procesu odrywania Ameryki Łacińskiej od Hiszpanii były wybuch ruchu przeciwhiszpańskiego w Caracas w Wenezueli 19ł kwietnia 1810 roku, i utworzenie „junty narodowej" w Santiago w Chile 18 września 1810 roku, a więc w dwa lata po najechaniu Hiszpanii przez Napoleona. W uformowaniu się w krajach Ameryki Łacińskiej sil rewolucyjnych, które przeciwstawiły się Hiszpanii, czołową rolę odegrali ludzie przygotowani przez Anglię, częściowo w samej Anglii, lub pod władzą angielską w czasach wojennych w Hiszpanii: Miranda, San Martin, Bolivar, 0'Higgins, przeważnie masoni, byli nie tylko „niepodległościowcami" krajów południowoamerykańskich, ale i ludźmi Anglii. Nie tylko oni, ale także flota angielska i wojsko angielskie odegrały w emancypacji republik hiszpańsko-amerykańskich dużą rolę. Wielki cios wpływowi Hiszpanii na kraje amerykańskie o ludności hiszpańskiej zadała także „doktryna Monroego" ogłoszona przez prezydenta Stanów Zjednoczonych Monroego w roku 1823, w 15 lat po wkroczeniu Napoleona do Hiszpanii, zabraniająca krajom europejskim zwalczania republik amerykańskich, której praktyczną skuteczność zapewniała flota brytyjska, a która pozbawiła Hiszpanię możności posłania wojska dla poparcia tych sił w Ameryce hiszpańskiej, które chciały pozostać wierne Hiszpanii. (Hiszpańskie imperium kolonialne pod koniec XIX wieku składało się już tylko z Kuby i Puertorico w Ameryce i Filipin w Azji, z takimi dodatkami jak Guam, Mariany i Karoliny. Wojna amerykańsko-hiszpańska 1898 roku sprawiła, że Puertorico, Filipiny i Guam stały się amerykańskimi koloniami, Kuba nominalnie niepodległa, faktycznie pod amerykańskim Protektoratem, Karoliny i Mariany pozostały hiszpańskie, ale w roku 1899 zostały przez Hiszpanię sprzedane Niemcom. Dzisiaj, jako terytorium Powiernicze są administrowane przez Stany Zjednoczone). Hiszpania, ongiś Jedno z najpotężniejszych mocarstw świata, została zredukowana do roli Państwa średniej miary, na krańcu Europy. Uniknęła jednak losów Polski, 'o znaczy całkowitego rozbioru. Celem interwencji hiszpańskiej Napoleona, spowodowanej w istocie Wzez masonerię, było doprowadzenie do „oderwania posiadłości amerykańskich od Hiszpanii i Portugalii po to, by uczyniwszy je 14 — Hlst. Nar. Poi., t. II 209 I I niepodległymi, oddać je pod względem ekonomicznym pod zwierzchnictwo Anglii" (Lombard).* WOJNA 1809 ROKU A tymczasem, gdy siły Napoleona były w znaczym stopniu zajęte w Hiszpanii, nagromadziła się nowa opozycja przeciwko niemu w Europie Środkowej. W roku 1809 wybuchła nowa wojna francusko-austriacka, którą po walkach ze zmiennym szczęściem Napoleon zakończył, wkraczając po raz drugi do Wiednia (13 maja 1809) i bijąc Austriaków w sposób druzgocący w bitwie pod Wagram niedaleko Wiednia (6 lipca 1809). W bitwie tej odznaczyli się znów polscy szwoleżerowie służący w napoleońskiej gwardii. W wojnie tej, jako siła najzupełniej odrębna wzięło udział Księstwo Warszawskie, leżące na tyłach potęgi austriackiej i Niemiec. Stoczona tu została osobna kampania wojenna. Księstwo zostało najechane przez wojska austriackie. Starły się tu wojska austriackie w sile 30.000 ludzi z wojskami „warszawskimi" dowodzonymi przez księcia Józefa Poniatowskiego w sile 15.000. (Więcej niż połowa wojsk „warszawskich" była w Hiszpanii oraz na garnizonach w Gdańsku i w okupowanych fortecach pruskich.) Wielka bitwa pod Raszynem (19 kwietnia 1809 roku) była bitwą nierozegraną, choć wojsko polskie wybitnie się w niej odznaczyło, a Poniatowski okazał się znakomitym wodzem. Wojska austriackie wkroczyły do Warszawy, ale polska kontrofensywa doprowadziła do zajęcia przez Polaków Sandomierza i Zamościa, a nawet do wkroczenia polskich ułanów do Lwowa. W całym zaborze austriackim wybuchło powstanie. Tworzono tam nowe polskie wojsko, które dla niedrażnienia Rosji nazwano „pułkami francusko- galicyjskimi". Mobilizację dalszych sił przeprowadzono także i w Księstwie, tak że pod koniec wojny było w kraju (nie licząc Hiszpanii itd.)52.OO0 wojska • ,.Masoneria w istocie dobrze pracowała. (...) Loże masońskie się podzieliły (jedne po stronie Napoleona, drugie przeciw niemu — J.G.) (...) (A w końcu) wodzowie masonerii wezwali Anglików na pomoc. (...) W istocie to Anglia podsyca opór i kieruje nim. W końcu września (1808 roku) posiała już 35 milionów subsydiów 20.000 mundurów, 80.000 karabinów. (...) Brytyjscy doradcy techniczni są wszędzie: lord William Bendinck w Aranjuezie, pułkownik Doyle w Madrycie, major Cox w Sewilli, Duff w Kadyksie, (...) Charles Stewart w La Coruna, Hunter wGijon, kapitan Patrick w Owiedo, (...)generałowie-majorowie Leilh, Broderick na północy; major Green w Katalonii, pułkownik Graham w armii nad Ebro; sir Thomas Dyer i major Roche przy generale la Cuesta; kapitan Whintingham z generałem Castańos. To samo w Portugalii, gdzie pułkownik Brown i Sir Robert Wilson są w Porto, gdzie organizują legion -- (...) Aby się wydobyć z pięciu lat zasiewu masońskiego, Hiszpania będzie potrzebowała stu lat. (...) Anglia, biorąc mocno w swe ręce kierownictwo masonerii, osiągnąła swe dwa pierwsze cele: w momencie, gdy ruch za niepodległością jej posiadłości amerykańskich wybucha, Hiszpan'a znajduje się zarazem pozbawiona jakiegokolwiek rządu prawowitego oraz podzielona na dwa obozy, jednakowo masońskie: Wielki Wschód Aranzy po slronie francuskiej, a po stronic brytyjskiej obediencja tradycyjna i obediencja Najwyższej Rady Charlestonu. Trzecim cele"1 osiągniętym będzie: otworzyć drugi front i utrzymać w pułapce półwyspu część poważną Wielkiej Armii" (Lombard). 210 „warszawskiego" i „francusko-galicyjskiego". Postawę budzącą niepokój zajmowała Rosja, niby sprzymierzona z Napoleonem, a w istocie sprzyjająca Austrii. Pokój zawarty w Schónbrunie 14 października 1809 roku byt z jednej strony wyrazem konieczności liczenia się Napoleona z faktem samodzielnych osiągnięć Księstwa Warszawskiego, a z drugiej strony skutkiem jego liczenia się z niechęcią Rosji. Całość ziem zaboru austriackiego, objętych trzecim rozbiorem oraz skrawek ziem objętych pierwszym rozbiorem, mianowicie Zamość, zostały przyłączone do Księstwa Warszawskiego. (W drugim rozbiorze Austria udziału nie brała.) Obszar tego Księstwa został niemal podwojony. Znalazły się odtąd w jego granicach Kraków, Lublin, Siedlce, Zamość, Sandomierz, Kielce i Radom. Ale pozostały we władaniu austriackim Lwów, ziemia Halicka, Pokucie, Przemyśl, Tarnów, Rzeszów, Podhale, Żywiec, Biała, a nawet przedmieścia Krakowa za Wisłą. Rosja zagarnęła Tarnopol i całe tzw. „galicyjskie Podole". Wojna 1809 roku i pokój w Schónbrunie wywarły ogromny wpływ na samopoczucie polskiego narodu. Naród ten został naraz oganięty nową falą optymizmu. Okazało się, że Księstwo Warszawskie w granicach 1807 roku, owoc pokoju w Tylży, wcale nie jest zakończeniem wysiłków i osiągnięć polskich w obozie Napoleona. Jest ono raczej tylko początkiem. Po dwóch latach istnienia obszar tego Księstwa został prawie podwojony. A więc można będzie dalej powiększać to Księstwo w etapach następnych? Zaczęto się w Księstwie i w całej Polsce szykować do owego etapu następnego. A w trzy lata po wojnie z Austrią zaczęło się w 1812 roku zanosić na to, że rzeczywiście odzyskają wolność nowe ziemie polskie, mianowicie zabór rosyjski lub jego część. Tak więc odbudowanie prawdziwej, zjednoczonej Polski zarysowało się przed polskim narodem jako perspektywa najzupełniej realna. I to pomimo, że Napoleon wcale nie miał zamiaru spełniać polskich życzeń. „W Petersburgu kazał on powtórzyć zupełnie wyraźnie, i to powtórzyć z naciskiem, że wcale nie jest myślą cesarza, który . A jednak powiększenie się Księstwa Warszawskiego, nawet najmniejsze, niepokoiło Rosjan i służyło im jako zażalenie przeciwko francuskiemu przymierzu" (Bainville). Car Aleksander myślał i przedtem i potem o rozwiązaniu sprawy polskiej w duchu odbudowania jakiejś Polski, ale chciał to zrobić sam, w zasięgu wpływu Rosji, natomiast myśl, że Polska odrodzi się jako siła mu wroga w obozie napoleońskim, była mu nienawistna. Po ponownym odniesieniu zwycięstwa nad Austrią, Napoleon bardzo się do Austrii zbliżył. Wyraziło się to w szczególności w tym, że zapragnął ożenienia się z córką austriackiego cesarza — i cel ten osiągnął. Był od dawna ożeniony ze starszą od siebie o sześć lat wdową, Józefiną Beauharnais i sprawił, że w roku 1804 została ona koronowana na cesarzową (wraz z nim, koronowanym na cesarza). Chciał jednak wejść jako cesarz do świata rodów królewskich, a więc zapragnął ożenienia się z prawdziwą królewną. Postarał się więc najpierw o unieważnienie kościelne w dniu 19 stycznia 1810 roku swego ślubu kościelnego, zawartego tuż przed koronacją. (Miał z Józefiną- od roku 1794 — tylko ślub cywilny. Dnia 16 grudnia 1809 211 ii roku otrzymał rozwód cywilny.) Unieważnienie to uzyskane było nie od papieża, lecz od czynników kościelnych we Francji, a oparte na tym, te Napoleon w istocie brać ślubu kościelnego z Józefiną nie chciał. Wystarczyło to cesarzowi Austrii, choć nie było aktem regularnym z punktu widzenia Kościoła. 1 kwietnia 1810 roku Napoleon ożenił się z arcyksiężniczką Marią Ludwiką, córką cesarza austriackiego. 20 marca 1811 narodził im się syn, a więc następca tronu znany później jako „orlątko", zmarły (w 1832 roku) na dworze austriackim jako pól-wygnaniec, noszący nazwisko księcia Reichstatu, a przez bonapartystów uważany za króla Rzymu i wygnanego Napoleona II.* Napoleon poróżnił się w tym czasie z papieżem. W roku 1809 skasował Państwo Kościelne, a papieża uwięził. W roku 1810 zaanektował dla Francji Holandię i północne Niemcy aż do Lubeki, czyli do Morza Bałtyckiego. POCHÓD NAPOLEONA NA MOSKWĘ A tymczasem z Rosją stosunki Napoleona psuły się stopniowo — aż stało się jasne, że musi dojść do francusko-rosyjskiej wojny. Doszło do niej wreszcie. Napoleon zgromadził armię 450 000* ludzi (która idąc przez Księstwo Warszawskie dokonała tam niezwykłych zniszczeń, rekwizycjami i samą tam swoją obecnością, „Przyszło nagle żywić ćwierć miliona wojska, 70 000 koni, zakładać magazyny. Wtedy i srebra jasnogórskie (...) poszły na zakup żywności" (Kukieł). Księstwo Warszawskie, wedle Kukiela, wystawiło 98.000 żołnierza, nie licząc rekruta wcielonego w toku kampanii, wojsk przybyłych z opóźnieniem z Hirzpanii i wojsk utworzonych na Litwie. Napoleon skłania się coraz więcej do odbudowania dużej Polski - ale jeszcze nie mówi tego publicznie. 24 czerwca 1812 roku Napoleon przekroczył Niemen, graniczną rzekę między Księstwem Warszawskim a Rosją. Wkrótce potem znalazł się w Wilnie. A potem maszerował na Smoleńsk — i na Moskwę. • Wspomnę tu, ze w latach 1807-1810 Napoleon miał romans z Polką, mężatką, osiemnastoletnią hrabiną Marią Walewską. Byli tacy Polacy, którzy niejako pchali te młodą Polkę w objęcia Napoleona, wyobrażając sobie, że za jej pośrednictwem będzie można oddziałać na politykę Napoleona w kierunku przyjaźniejszym dla Polski, co oczywiście było myślą zarówno niemoralną, jak nieskuteczną. Pani Walewską miała z Napoleonem syna, który nosił potem nazwisko jej prawowitego męża, Walewskiego. Ów hrabia Aleksander Walewski (1810-1868), po młodości spędzonej w Polsce i po udziale w powstaniu listopadowym (w bitwie pod Grochowem), wyemigrował do Francji i wszedł w życie francuskie. Był ambasadorem francuskim w Londynie w roku 1854, francuskim ministrem spraw zagranicznych w latach 1855-1860, prezesem francuskiego zgromadzenia ustawodawczego w latach 1866-67. • Liczbę tę przyjmuje wielu autorów, wśród nich zarówno Kukieł, jak Belloc. Są autorzy, którzy uważają że „wielka armia" Napoleona liczyła 600.000 ludzi .Obliczenie to zapewne obejmuje różne siły rezerwowe i osłonowe, które faktycznego udziału w pochodzie na Moskwę nie brały' 212 Napoleon z jednej strony zachęcał Polaków do wysiłków wojskowych, z drugiej strony wciąż jeszcze nie chciał — przez podniesienie sprawy polskiej _ palić mostów do porozumienia z Rosją. „Cesarz potrzebuje Polaków. Trzeba ich zachęcać — ale nie za bardzo, gdyż może się zdarzyć, że < trzeba ich będzie porzucić > oraz że < trzeba, by było jak najmniej powieszonych ? " (Bainville). „Jeszcze 14 lipca w Wilnie, gdy delegaci polskiej konfederacji przyszli doń podziękować mu jako oswobodzicielowi i prosić 0 kontynuowanie jego dzieła, owija swą odpowiedź w i - i przez to przygotować dla Rosji jakby Wandeę, czy Hiszpanię" (Bainville). I istotnie, Litwa, po wkroczeniu wojsk francuskich, a wraz z nimi wojsk polskich, stanowiących przecież około jednej piątej całej napoleońskiej „Wielkiej Armii" wpadła w szal uniesienia z powodu odzyskiwania wolności. Mickiewicz napisał potem w „Panu Tadeuszu": „Konnica! Dziwne stroje, nie widziane bronie, Pułk za pułkiem, a środkiem jak stopione śniegi Płyną drogami kute żelazem szeregi; Z lasów czernią się czapki, rząd bagnetów błyska, Konie, ludzie, armaty, orły dniem i nocą Płyną; na niebie górą tu i ówdzie łuny. Ziemia drży, słychać, biją stronami pioruny. (...) Wojna, wojna! (...) wszyscy pewni zwycięstwa, wołają ze łzami: nowej budowli europejskiej. Te wypowiedzi wygnańca (...) nie są ogólnie biorąc zgodne z jego działalnością dawniejszą. Odpowiedzialności, wynikające z władzy, nie hamowały już marzeń Cesarza- -wygnańca" (Dundulis, powołując się na Las Cases, 0'Meara, Gonnarda i korespondencję archiwalną francuską.)* * Las Cases pisze: ,,Co się tyczy Polski, tego zwornilca wszystkiego, zgadzałem sie, by to król Prus, albo arcyksiąże austriacki, lub ktokolwiek inny zajął jej tron. Nic nie zamierzałem zagarniać". Oraz: „Prawdziwy król Polski, to byl Poniatowski: łączył on wszystkie tytuły' miał ku temu wszystkie talenty. I milczał". 216 Do wielkiej „bitwy narodów" doszło pod Lipskiem 17-19 października 1813 roku. Walczyło w tej bitwie 150.000 (najpierw 176.000) wojsk napoleońskich i 276.000 jego przeciwników. W trakcie bitwy wojska saskie (3.000 ludzi z 19 armatami — wedle innych danych 10.000 ludzi) i oddział witemberski (500 ludzi) przeszły od Napoleona na stronę nieprzyjacielską. Polacy bili się w tej bitwie zaciekle i stracili w niej 10.000 zabitych, rannych i jeńców (w czym 3.000 oficerów). Polski wódz, książę Józef Poniatowski, kilkakrotnie ranny, cofając się wpław konno przez rzekę Elsterę, utonął. Napoleon walczył jeszcze potem, trochę w Niemczech, głównie we Francji, przy czym wciąż towarzyszyły mu wojska polskie, przez dalsze pół roku .Zdetronizowany przez senat francuski 1 kwietnia 1814 roku, zrzekł się tronu ze swej strony 11 kwietnia. Wojsko polskie oddał specjalnym listem pod władzę i opiekę rosyjskiego cara Aleksandra. Sprzymierzeni przyznali mu wyspę Elbę (na Morzu Śródziemnym , między Korsyką a stałym lądem włoskim) jako księstwo udzielne, z zachowaniem tytułu cesarskiego i z garnizonem 400 ludzi, w czym jeden szwadron polskich szwoleżerów. Został on zawieziony na Elbę 4 maja 1814 roku. Dowiadując się o niezadowoleniu we Francji z nowych rządów królewskich, zdecydował się raz jeszcze spróbować objąć rządy we Francji i stawić czoła państwom, z którymi dotychczas walczył, a przede wszystkim Anglii. Korzystając z chwilowej nieobecności okrętów angielskich w pobliżu Elby, uciekł z Elby ze swoimi 400 żołnierzami, wylądował dnia 1 marca 1815 roku na brzegu Francji — i ruszył w pochód ku północy. Wojsko i ludność oraz urzędy po drodze przechodziły entuzjastycznie na jego stronę. Jego siła wojskowa z dnia na dzień potężnie rosła. Dnia 20 marca wkroczył on do Paryża i został na nowo obwołany cesarzem. Panował potem we Francji — w duchu wyraźnie rewolucyjnym — przez okres, który przyjęto nazywać epoką „stu dni". Państwa antynapoleoriskiej koalicji przedsięwzięły na nowo akcję przeciwko niemu. Dla walki z tą akcją zorganizował nową, potężną armię i pomaszerował z nią do Belgii. Pobił, ale nie zdołał całkowicie zniszczyć w dniu 16 czerwca pod Ligny armię pruską pod wodzą Bliichera, a w dniu 18 czerwca stoczył pod Waterloo krwawą, ogromną bitwę z Anglikami pod wodzą Wellingtona i zanim ta bitwa została rozstrzygnięta, został z boku uderzony przez jakoś zreorganizowaną pruską armię Bliichera, co sprawiło, że w ostatecznym wyniku został druzgocąco (więcej przez Anglików niż przez Prusaków) pokonany. Polski szwadron szwoleżerów, który mu towarzyszył z Elby i przez cały czas jego „stu dni" stanowił jego straż przyboczną, wsławił się pod Waterloo skuteczną szarżą przeciwko Anglikom. 20 czerwca Napoleon wrócił do Paryża i 22 czerwca ponownie abdykował. 13 lipca oddał się w niewolę Anglikom, wstępując na angielski okręt. Anglicy — w porozumieniu ze swymi sprzymierzeńcami — wywieźli go 16 października na wyspę Świętej Heleny, na Atlantyku, pomiędzy Afryką j Południową Ameryką, skąd już nie można było uciec. Przebywał tam jako Jeniec internowany przez 5 i pół lat i umarł tam 5 marca 1821 roku. Żył lat 52. Zwłoki jego, po dłuższym pobycie w grobie w miejscu wygnania, zostały 217 w roku 1840 przywiezione do Francji i umieszczone w paryskim Domu Inwalidów. SKUTKI ZAWIERUCHY NAPOLEOŃSKIEJ Rządy i wyprawy wojenne Napoleona w wybitny sposób przekształciły życie Europy i europejską historię. Były w tej historii ogromnym wstrząsem i przewrotem. Należy tu omówić znaczenie ideowe i cywilizacyjne historii napoleońskiej. Władza Napoleona wyłoniła się z rewolucji. Był on dowódcą wojsk rewolucyjnych i rozwoził po Europie idee i porządki rewolucyjne. Z biegiem jednak czasu doszedł do wniosku, że Francja i Europa potrzebują porządku i silnej władzy — i niepostrzeżenie stał się obrońcą całkiem odwrotnych dążeń niż dążenia rewolucyjne. Punktem zwrotnym było jego ogłoszenie się cesarzem. Dążenia rewolucyjne były republikańskie. Ale przez ogłoszenie się cesarzem Napoleon stał się zwolennikiem podstawowej zasady tradycyjnej, którą była monarchia. Co więcej, Napoleon przywrócił tytuły książąt i królów i uformował nową kastę uprzywilejowaną i rządzącą, złożoną głównie z członków jego rodziny, oraz z generalicji jego wojsk. Pogodził się również — jako tako — z Kościołem. Co więcej, przez małżeństwo z córką cesarza austriackiego niejako wszedł do kliki starych rodów monarchicznych; przecież stał się bliskim powinowatym pary królewskiej francuskiej, ściętej przez rewolucję na gilotynie. Maria Antonina, ścięta królowa francuska, była ciotką ojca jego nowej żony, Marii Ludwiki. Ale nawet jako cesarz i zięć cesarza austriackiego był on uważany za wyraziciela dążeń rewolucyjnych. Był on cesarzem-uzurpatorem. Ze starym domem królewsko-francuskim poróżnił się już w roku 1804 w sposób ostentacyjny przez porwanie i rozstrzelanie wybitnego członka tego domu, księcia d'Enghien. W istocie utrzymał on wiele zdobyczy rewolucji. Te masy ludowe francuskie, które go jako cesarza poparły, miały dość rewolucyjnego nieładu, rozprzężenia i terroru, ale obok tego chciały „zachowania wyników rewolucji, mianowicie równości i dóbr państwowych" (Bainville). Jego skłonność do ugody z Kościołem nie świadczy o jego prawowierności; była raczej dyktowana względami politycznymi. Wielu uważa go za ateistę — może w najlepszym razie za „deistę" który wierzył w istnienie Boga, ale nie wierzył w dogmaty katolickie. „Bonaparte nie jest wierzącym. Nawet nigdy nim nie zostanie. Aby wierzyć, naznaczony on jest za bardzo piętnem osiemnastego wieku. W głębi duszy, można powiedzieć, że jest on -^deistą z mimowolnym szacunkiem i predylekcją dla katolicyzmu >. Oto wszystko, ale jest to dosyć dla spraw bieżącego dnia. A więc ideologom ateistycznym pokazuje on gestem ręki gwiazdy i pyta: «Kto to wszystko zrobił? > Politykom przedstawia, że (...) trzeba zużytkować siłę idei i instytucji religijnych dla dobra państwa" (Bainville). „Spieszył się (...) by odebrać sprawie Burbonów tę potęgęjaką stanowi uczucie katolickie mas. (...) Trzeba było jeszcze spowodować zaakceptowanie idei konkordatu przez tych ideologów, spadkobierców 218 filozofów, którzy cieszyli się widząc, że <śl'infame*>, < nikczemnica> (czyli Kościół, wedle wyrażenia Woltera — J.G.) została i przez tych ateistycznych wojskowych, gardzących zgrają klechów, którzy pilnie baczą, by mieć czapkę na głowie, gdy wstępują do miejsca świętego" (Bainville). „Uznawał on istnienie Boga. (...) Wierzył w nieśmiertelność duszy" (Bainville). Przed śmiercią wyspowiadał się i umarł jako katolik. Był jednak dostatecznie wielkim cynikiem i wywrotowcem w rzeczach filozoficznych i moralnych i dostatecznie wielkim spadkobiercą rewolucji w rzeczach politycznych, by nie dawać okazji zwolennikom starego reżimu do uważania go za burzyciela trwałego europejskiego ładu i cywilizacji. W przekonaniu wielu ośrodków myślowych konserwatywnych był on wielką siłą rewolucujną i burzycielską. MASONERIA A NAPOLEON Wielu badaczy dziejów myśli europejskiej i zakulisowych dziejów polityki europejskiej uważa go za narzędzie masonerii i bojownika o ustanowienie masońskiego porządku w Europie i na świecie, a tych, co go obalili, za świadomych lub nieświadomych i mimowolnych przeciwników masonerii. Muszę się temu poglądowi przeciwstawić. Rewolucja francuska była niewątpliwie dziełem masonerii. Złożyło się na nią wiele przyczyn, ale czynnikiem, który ostatecznie z tych przyczyn skorzystał i przewrotem rewolucyjnym pokierował, była masoneria. Także i rządy Napoleona w pierwszej fazie były popierane przez masonerię. Masoneria wiedziała, że chaos rewolucyjny nie może trwać wiecznie i że trzeba ustanowić nowy, trwały rewolucyjny porządek, a Napoleon właśnie taki nowy porządek budował. Ale to się wkrótce zmieniło. Masoneria politycznie popierała państwa protestanckie, zwłaszcza Anglię i Prusy, a zwalczała państwa o obliczu przeważnie katolickim. Jeśli początkowo popierała rewolucję, to także i dlatego, że Francja, mimo szerzących się w niej prądów rozkładowych i mimo roli francuskich „filozofów", była krajem w istocie katolickim i prowadzącym przeważnie politykę katolicką, a rewolucja niszczyła i dezorganizowała Francję. Masoneria rada była niszczyć Francję — i dlatego całą siłą popierała rewolucję. Jakobini wyłonili się w znacznym stopniu z masonerii. („Wolnomularze i iluminaci utworzyli jakobinów" — Barruel.)* Ale w miarę utrwalania się rządów Napoleona stawało się jasne, że Napoleon odbudowuje francuską potęgę. Wielu badaczy dziejów i wpływu masonerii nie zdaje sobie z tego sprawy, że w późniejszych latach rządów Ksiądz Augustyn Barruel(1741-1820) byl podobnie jak starszy od niego o jedno pokolenie siądź Łuskina w Polsce (1724-1793) byłym jezuitą i bojownikiem przeciwko masonerii i innym s' °m antychrześcijańskim. Byl to wybitny pisarz. Wywarł w swej ojczystej Francji wielki wpływ. 219 Napoleona masoneria w całej Europie i w samej Francji z całą energią zwalcza Napoleona, a Napoleon w istocie walczy z masonerią. Na arenie polityki międzynarodowej głównym wrogiem Napoleona była Anglia. Politycznie, Napoleon walczył przede wszystkim z Anglią: to ona była organizatorką kolejnych koalicji przeciwko niemu oraz kręgosłupem istniejącego przez długie lata obozu antynapoleońskiego w świecie. To Anglia ostatecznie Napoleona pokonała — pod Waterloo — i to ona go wreszcie uwięziła na Wyspie Świętej Heleny i trzymała go tam, w całkiem ostrym rygorze, aż do jego śmierci. A Anglia — to była główna twierdza masonerii i główna bojowniczka o urządzenie świata w duchu masońskim. A jej pomocnicą i narzędziem, przedstawicielką tej samej polityki na europejskim kontynencie, były Prusy, też zacięty wróg Napoleona i współsprawca — pod Waterloo — zadanego mu, ostatecznego ciosu. W istocie, Napoleon, sani o tym nie wiedząc — walczył o zwycięstwo sił katolickich w Europie i świecie. Walczył przede wszystkim o niezależność i potęgę Francji; a Francja, mimo swych kryzysów hugenockich, filozoficznych i rewolucyjnych, była krajem katolickim i na dalszą metę, pod władzą Napoleona, byłaby mocarswem broniącym przewagi sił katolickich. Walczył także — rzecz to niezmiernej wagi — o Polskę. A ponadto, początkowo zwalczał, ale potem popierał siły katolickie w zachodnich Niemczech i we Włoszech. Usiłował dogadać się z Austrią, bądź co bądź mocarstwem katolickim i gdyby się był okazał w skali europejskiej zwycięzcą, byłby ostatecznie przeciągnął Austrię, której królewnę wziął sobie za żonę, na swoją stronę. Jego rola w Hiszpanii wcale nie była taka, jak to wygląda na pozór. Jego polityka wobec Hiszpanii była bezsensowna i wiodąca tylko ku klęskom, a najazd jego na Hiszpanię był najazdem sił rewolucyjnych i antychrześcijańskich. Ale jeśli się jego roli w Hiszpanii przypatrzeć uważnie, okazuje się, że pomimo jego błędów i jego fałszywego ogólnego poglądu na sprawy hiszpańskie, bronił on, mimo woli, interesów Hiszpanii, przecież wielkiego katolickiego mocarstwa, przeciw największemu dla niej zagrożeniu, mianowicie Anglii. To nie Francja, ale Anglia była, ze swoją polityką, śmiertelnym dla Hiszpanii niebezpieczeństwem. Ostateczne zwycięstwo w Hiszpanii sil wrogich Napoleonowi było w ostatecznym wyniku zwycięstwem Anglii i źródłem rozbioru imperium światowego hiszpańskiego, w którym ongiś słońce nie zachodziło. A pod Trafalgarem zginęła nie tylko potęga morska Francji, ale i potęga morska Hiszpanii. Ostateczna klęska Napoleona była ostatecznym, wielkim zwycięstwem masonerii w polityce światowej. Była także i wielkim zwycięstwem masonerii we francuskiej polityce wewnętrznej. Upadek Napoleona przyniósł ze sobą wprowadzenie na tron francuski wielkiego masona, króla Ludwika XVIII, którego osadził na tym tronie wpły* angielski i o którym mówiono, że przyjechał do Francji w angielską wojskowych taborach. Rządy Ludwika XVIII (1815-1824) były w istocie rządami masońskimi. W rządach tych brali udział dwaj wybitni członkom" rządów napoleońskich i początkowo ich podpory: napoleoński min's policji, niewątpliwy mason, Fouche (krótko) i napoleoński minister spra 220 zagranicznych, Talleyrand,* przypuszczalny mason (dość długo w roli wybitnej). W końcowym okresie rządów Napoleona masoneria niewątpliwie z całą zawziętością rządy te zwalczała i dążyła do obalenia ich. Do obalenia rządów Napoleona przyczynił się także i jego konflikt z Żydami: Napoleon dążył do ograniczenia roli gospodarczej Żydów we Francji (było ich tam 80.000 i byli wielką potęgą finansową) i narzucił im nową organizację, ze stworzonym przez siebie „Sanhedrynem" na czele, co spotkało się z żydowskim niezadowoleniem. BŁĘDY NAPOLEONA W polityce swej popełnił Napoleon dwa błędy z dziedziny strategii wojennej i dwa olbrzymie błędy z dziedziny wielkiej strategii politycznej. Jego błędy wojenne były te, że wdał się całkiem niepotrzebnie w wojnę hiszpańską oraz że w swej wojnie z Rosją pomaszerował w głąb rosyjskiego terytorium aż do Moskwy. Powinien był w sprawy hiszpańskie się nie mieszać. Żaden żywotny interes francuski nie zmuszał go do troszczenia się o to, kto ma być królem hiszpańskim i jak się ma rozwijać wewnętrzna sytuacja polityczna hiszpańska. Interwencja francuska w Hiszpanii była przede wszystkim wyrazem jego nieposkromionej ambicji — oraz jego nienależytego orientowania się w sprawach hiszpańskich. Jeszcze większym jego wojennym błędem było pomaszerowanie na Moskwę. Nawet dzisiaj, przy dzisiejszych środkach transportu i łączności, możliwości wojenne nawet największych mocarstw są ograniczone. Były one tym bardziej ograniczone więcej niż półtora wieku temu. Tylko przesadna ufność w siebie i w swą potęgę mogła nie rozumieć, że jego olbrzymia armia, znalazłszy się późną jesienią w środku bezkresnego, nieprzyjacielskiego kraju, a nie mając do dyspozycji dzisiejszych pociągów, ciężarówek, samolotów, telefonu i radia, znajdzie się w położeniu rozpaczliwym. Powinien był tylko wyzwolić dawne terytorium polskie, to znaczy dotrzeć na Białorusi do Dniepru i Dźwiny, lub może iść tylko trochę poza nie. Może — by okazać Rosji, że Godna to uwagi postać, historyczny okaz łajdaka, odnoszącego wielkie sukcesy w życiu Politycznym (1754-1838), potomek rodu arystokratycznego, kaleka, skłoniony przez rodzinę zostania bez powołania księdzem i potem przez stosunki rodzinne zrobiony biskupem w małej 'ecezji Autun. Po wybuchu rewolucji poparł tę rewolucję. Poparł cywilną konstytucję kleru. Ekskomunikowany. Ożenił się, związał się z Napoleonem i był w latach 1797-1807 ministrem spraw zagranicznych przy Napoleonie. Potem zdradzał Napoleona i był w stałej, cichej zmowie carem rosyjskim, cesarzem austriackim i Anglią przeciw Napoleonowi. Przyczynił się do obalenia aPoleona i do osadzenia Ludwika XVIII na tronie. Był początkowo ministrem spraw ^granicznych przy Ludwiku XVIII. Odegrał wielką rolę na kongresie wiedeńskim. Był si • , ^ le bardzo zręcznym dyplomatą — ale zarazem intrygantem bez sumienia. Wsławił prz ° zupe'n'e nieprzeciętny lapownik, przekupywany przez wszystkich przy każdej okazji, lipc ? sumy' jakie otrzymywał, były milionowe. Przyczynił sie do zwycięstwa rewolucji WeJ 1830 roku. Był wielkim wrogiem Polski. 221 potrafi wkroczyć też i na jej właściwe terytorium — zająć jeszcze i Smoleńsk. I tam się zatrzymać. Na zdobytym terytorium zbudować niepodległą Polskę. Pozwolić Rosji na to, by to ona jego zdobycze, to znaczy linię Dniepru, jeśli chce, atakowała, ale samemu Rosji w jej mateczniku nie atakować. Objęty swoją władzą obszar europejskiego kontynentu, z jego dwoma, na dwóch krańcach filarami, Francją i Polską, organizować gospodarczo i politycznie — i zarówno wobec Rosji, jak i wobec Anglii zająć postawę jeża, to znaczy odważnie obronną, ale wcale nie troszczącą się o to, że ta Rosja i Anglia są jego potędze wrogie, mniej więcej tak, jak właśnie jeż, który nie troszczy się o to, że pies, nie mogąc mu nic zrobić, na niego szczeka. Powinien byl także nie przejmować się za bardzo częściowym tylko powodzeniem jego „blokady kontynentalnej". Panowanie na morzu ma wielkie znaczenie, ale wobec potęgi kontynentalnej jest bezsilne. Tak jak potęga morska Japonii jest bezsilna wobec Chin, tak i Anglia musiała na dalszą metę być bezsilna wobec zjednoczonego, europejskiego kontynentu. Ale największe jego błędy były z dziedziny wielkiej strategii politycznej. Aby osiągnąć pełne, w skali politycznej zwycięstwo, powinien on był zrobić dwie rzeczy: odbudować dużą, potężną Polskę oraz unicestwić Prusy. Nie zrobił tego. A miał możność to zrobić. Oczywiście, robiąc to musiałby pokonać wielkie trudności. Zapewne wszedłby w konflikt z Rosją o kilka lat wcześniej niż w rzeczywistości. Naraziłby się też na wielki sprzeciw Austrii, choć miałaby ona, po dwukrotnej nauczce, po Austerlitz i Wagram, świadomość że lepiej z Napoleonem nie zadzierać i choc nietrudno ją było za utratę Galicji wynagrodzić jakąś rekompensatą, na przykład w Niemczech, w postaci Bawarii, albo też Uirią. Ale mając w swoich ręku Poznań, Warszawę i Gdańsk, mając także później w swoich ręku, albo mając łatwy dostęp do Krakowa, Lwowa, Tarnopola i Kołomyi, mając wreszcie, jak się potem okazało, łatwość zdobycia Wilna, Kowna, Mińska i Witebska, w istocie panował, lub miał możność panowania nad całą Polską. Było najzupełniej w jego mocy utworzyć Polskę obejmującą całość zaboru pruskiego i austriackiego w granicach sprzed 1772 roku oraz większą część zaboru rosyjskiego, może na Białorusi po Dniepr i Dźwinę (a więc z Połockiem, Witebskiem, Orszą i Mohylewem) i może tylko szczupłej ujętą na ziemiach ruskich, a więc może bez Humania, Białejcerkwi czy Braclawia. Zważywszy rewolucyjne pochodzenie jego armii i jego systemu politycznego, mógł byl także zaapelować do mówiących po polsku mas ludowych na Śląsku i na Mazurach i także i te kraje w całości lub w części przyłączyć do Polski. Tak samo miał możność unicestwić Prusy. Zmiażdżył je wojskowo pod Jena, zajął Berlin, zajął Królewiec, dotarł aż do Tylży. Mógł był tak je skasować, jak skasowała je 2 lutego 1947 roku uchwała sojuszniczej, okupacyjnej rady rządzącej w Niemczech: amerykańsko-sowiecko- angielskiej „Komisji Kontrolnej". Gdyby Napoleon te dwie rzeczy, niepodległość zjednoczonej Polski i skasowanie Prus, był urzeczywistnił, całe dzieje Europy byłyby się potoczyły inaczej. Napoleon okazałby się ostatecznie zwycięzcą. Nie byłoby ani jego klęski nad Berezyną, ani jego klęski pod Lipskiem, ani jego klęski pod Waterloo. Ale on tych rzeczy nie zrobił, bo w istocie ich nie chciał. Byl 222 wychowankiem „filozofów" XVIII wieku i zwolennikiem ich światopoglądu. Polski nie doceniał, ani nie rozumiał, a nawet jej nie lubił. Lekceważył ją, choć nauczył się — przez osobiste doświadczenie — doceniać wartość polskiego wojska. Natomiast dla Prus odczuwał sympatię i szacunek, charakterystyczne dla „filozofów" osiemnastego wieku. Nie rozumiał tego, że dla Europy, takiej do jakiej dążył, nieodzowna była zarówno odbudowana siła wielkiej, niepodległej i zjednoczonej Polski, jak zniszczenie siły fryderycjańskich, a dziedziczących tradycje krzyżackie Prus. Zaczynał te rzeczy rozumieć dopiero na Świętej Helenie: zaczął wtedy mówić o Polsce, jako o „zworniku" sklepienia Europy. SKUTKI POCZYNAŃ NAPOLEONA W POLSCE Polacy byli gorąco, żywiołowo oddani Napoleonowi. Ale on traktował Polskę i Polaków zimno i brutalnie, jak narzędzie, którym można się czasem we własnym interesie posługiwać, ale nie jak partnera, o którego dobro trzeba się troszczyć. Zarówno na szczeblu zwykłej troski o los oddanych sobie, wiernych ludzi, potrafił Polaków bezlitośnie krzywdzić, na przykład wysyłając ich na San Domingo w służbie nic ich nie obchodzącej, francuskiej polityki kolonialnej, jak na szczeblu wielkiej polityki, nigdy na serio nie pracując nad rozumnym rozwiązaniem sprawy polskiej. Napoleon nie był przyjacielem Polski. A jednak naród polski niezachwianie z nim szedł. I trzeba to stwierdzić: iść był powinien. Opieranie się o Napoleona było z polskiego stanowiska polityką słuszną. Napoleon mógł początkowo nie rozumieć sprawy polskiej i nie darzyć Polaków szczególną życzliwością. Ale burzył porządek europejski, którego jednym ze składników były rozbiory Polski — i dlatego leżało w interesie polskiego narodu dopomóc mu do całkowitego zwycięstwa. „Współpracę z Napoleonem dyktował prostolinijny instynkt patriotyczny polskiego narodu i dyktował także rozum: było w tej współpracy ryzyko, ale była też ogromna, rozsądnie uzasadniona nadzieja. To prawda, że w otoczeniu Napoleona zabrakło rozumnej polskiej polityki: współpracowali z Napoleonem polscy wyznawcy i wielbiciele, a nie umiejętni sternicy polskiej politycznej nawy. Gdyby istnieli wówczas w narodzie polskim politycy wolni od czadu •* filozofii > osiemnastego wieku, nie rewolucjoniści, nie masoni, nie jakobini, ale katolicy i tradycjonaliści, byliby zrozumieli, że Napoleon wchodzi z wolna z obozem «< filozoficznym ? w konflikt, że jest przez ludzi takich jak Talleyrand zdradzany, że jest osamotniony i Popełnia błędy — i byliby może skuteczniej go wsparli, dopomogli mu do dogadania się z papieżem, do uniknięcia błędu popełnionego w Hiszpanii, do mocniejszego oparcia się (wbrew Talleyrandowi i innym) o Polskę i w konsekwencji, być może, do zwycięstwa, a w rezultacie do zbudowania Europy nie rewolucyjnej, ale wszechstronnie odnowionej i zreformowanej, raczej katolickiej niż protestanckiej i masońskiej. Ale nawet jeśli takich ludzi w narodzie polskim nie stało — z Napoleonem trzeba było iść. Geniusz jego 223 był tak wyjątkowy, zwycięstwa jego tak niezwykłe, przewrót, jaki w Europie wywołał, tak głęboki, że istniała możliwość, iż Napoleon wyjdzie z zawieruchy zwycięzcą".* Narodziła się wprawdzie na Litwie idea oparcia się nie o Napoleona, lecz o Rosję. Była to w ówczesnej sytuacji idea nieuzasadniona. Stała się ona ideą słuszną dopiero po upadku Napoleona, gdyż wówczas stała się ideą jedynie możliwą. I dlatego zapewne dobrze się stało, że jakieś początki polityki opierania się o Rosję już wówczas się narodziły i że wyrośli ludzie — Czartoryski, Ogiński, Drucki-Lubecki — którzy mogli tę politykę podjąć. Ale dopóki Napoleon miał szansę osiągnięcia zwycięstwa, prawdziwa polska polityka to mogła być tylko polityka popierania Napoleona. Pomijam już to, że politykę tę dyktował instynkt polskiego narodu: że przytłaczająca masa Polaków czuła, iż wszystkie trzy państwa zaborcze okazały się przez fakt rozbiorów wrogami Polski (Rosja i Prusy były wrogami Polski także przez cały wiek osiemnasty i wcześniej) i że życzyć trzeba zwycięstwa i dopomagać do zwycięstwa i budować polityczne nadzieje na zwycięstwie tego, kto walczy przeciwko wszystkim trzem państwom rozbiorczym. Iść z jednym z państw zaborczych przeciwko temu, co faktycznie rozbiory obalał — to było coś, co instynktowne odczucie każdego normalnego Polaka uważało za absurd. Nie może osiągnąć powodzenia polityka, która sprzeciwia się uczuciom przytłaczającej większości narodu. „Bóg jest z Napoleonem, Napoleon z nami" — pisał Mickiewicz i tak czuł każdy z tych Polaków, którzy nadstawiali zapłakani uszu i mówili do swej Basi, że to chyba nasi biją w tarabany. Ale zupełnie niezależnie od zbiorowego instynktu i uczucia — to była polityka słuszna także i w świetle najchłodniejszych rozważań rozumowych. Napoleon burzył za jednym zamachem cały ten system polityczny, w którym miejsca dla Polski nie było i miał szansę zwycięstwa. Czartoryski i towarzysze nie wierzyli w zwycięstwo Napoleona — i to ich usprawiedliwia. Czartoryski był pod Austerlitz z cesarzem Aleksandrem — bo chciał być u boku przyszłego zwycięzcy. Możemy mu to wybaczyć. Ale wielka polityka nie polega na tym, że się stawia, jak na wyścigach, na dobrego konia, lecz na tym, że się popiera tego, czyje zwycięstwo leży w naszym interesie — i zwiększa się przez to poparcie jego szansę. Napoleon miał naprawdę szansę zwycięstwa, a sprawa jego nie była beznadziejna. A niósł ze sobą widoki na całkowite zwycięstwo naszej polskiej sprawy. I dlatego trzeba go było poprzeć. Niestety, przegrał. Przegrał z własnej winy, z powodu kilku błędów, jakie popełnił, a które wyliczyłem wyżej. Ale nawet poniósłszy klęskę, stal się on wielką postacią nie tylko dziejów Francji, ale i dziejów Polski. Jego czyny były wielkim wydarzeniem, wielkim wstrząsem w historii polskiego narodu. Przez szereg lat sprawował on władze nad sporą częścią Polski, sprawował także i przedtem i potem — dowództwo nad licznym zastępem Polaków, którzy oddali mu się w służbę wierząc, że tą drogą idą ku odbudowaniu Polski. Należy on i do polskiej, a wcale nie do samej tylko francuskiej historii. W opisie dziejów Polski należy mu sie wybitne miejsce. * Cytata z innej mojej książki. 224 Pozostawił po sobie w naszych dziejach dużo skutków — częściowo dodatnich, a częściowo także i ujemnych. Wyliczmy te skutki. Przede wszystkim — przedłużył ciągłość istnienia polskiego państwa. Księstwo Warszawskie narodziło się w dwanaście lat po trzecim rozbiorze, był to więc okres tak krótki, że nie zdążył jeszcze nic ze stanu rzeczy Polski przedrozbiorowej skutecznie zniszczyć. Ani ludzie przecież nie powymierali, ani instytucje nie znikły lub nie przestały być, po uśpieniu, gotowe do obudzenia się na nowo do życia. Księstwo Warszawskie było maleńką Polską i pod każdym względem stanowiło, na bardzo zmniejszonym terytorium, dalszy ciąg Polski przedrozbiorowej. Napoleon odżegnywał się długo, że Polski odbudowywać nie będzie, ale faktycznie ją odbudował. Jego Księstwo Warszawskie to była mała Polska. A dziełem jego było nie tylko Księstwo Warszawskie, ale także i takie dalsze ciągi Polski przedrozbiorowej, jak małe Królestwo Kongresowe do roku 1831, a nawet jeszcze mniejsze wolne miasto Kraków (Rzeczpospolita Krakowska) do roku 1846. Dzięki Napoleonowi można powiedzieć, że państwowość polska w formie szczątkowej przetrwała do roku 1846. Nie była to czysta fikcja: w owej mikroskopijnej Rzeczypospolitej Krakowskiej przetrwał polski uniwersytet krakowski, przetrwało polskie szkolnictwo, przetrwała polska administracja, przetrwał nawet — w tak zwanym Zgromadzeniu Reprezentantów — polski parlamentaryzm. (Okres całkowitego nieistnienia polskiej państwowości trwa! wiec 72 lata, od roku 1846 do 1918. Należy przypuszczać, że gdy polska niepodległość zaczęła się w październiku 1918 roku znów w Krakowie, żyli tam jeszcze ludzie urodzeni przed 1846 rokiem w niepodległej Rzeczypospolitej Krakowskiej, a więc którzy przeżyli okres zaboru w swoim mieście od początku do końca.* Dzięki Napoleonowi przetrwała głęboko w wiek XIX ciągłość nie tylko polskiej państwowości, ale i kilku ważnych polskich instytucji. Szkolnictwo przedrozbiorowej Komisji Edukacyjnej miało swój dalszy ciąg w szkolnictwie Księstwa Warszawskiego i Królestwa Kongresowego. To samo trzeba powiedzieć o sądownictwie* oraz o administracji. Order wojskowy „Virtuti Militari", stworzony w roku 1792, starszy o 9 lat od francuskiego orderu ..Legii Honorowej", pochodzącego z roku 1801, utrwalił się i stał się wielką polską narodową instytucją, a jego nieprzerwane nadawanie trwało potem do roku 1831 i mogło być całkiem naturalnie wznowione w roku 1920. Ałe największą polską instytucją, która się utrzymała i rozwinęła dzięki Napoleonowi, było wojsko. Polska była wielkim narodem żołnierskim, a jej wielkie czyny wojskowe, wojny Bolesława Chrobrego, Legnica, Grunwald, Nie należy jednak zapominać, że rodzaj niepodległego polskiego państewka istniał w pierwszej Połowie 1918 roku także i w Bobrujsku na Białorusi. Fragmenty Kodeksu Napoleona (obok rozdziałów Kodeksu Królestwa Polskiego) obowiązywały Królestwie Kongresowym przez cały czas zaboru rosyjskiego, a potem także i w Polsce ^podległej, aż po rok 1946. Rzecz ciekawa, że Kodeks Napoleona jest po dziś dzień owiązującym prawem w stanie Luizjana w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej, a u "00 obowiązywał też i w zachodnich Niemczech. ? ,.,, 15- ? Hist. Nar. Poi., t. II 225 Warna, Kircholm, Kłuszyno, Cecora, oba Chocimy, Beresteczko,Wiedeń należą do wielkich wydarzeń wojennych w historii świata. Ale w osiemnastym wieku być narodem żołnierskim przestała. Polska czasów saskich, a nawet czasów konfederacji barskiej to był kraj pod względem wojskowym nie tylko zacofany, ale i niedołężny. Zaczęła się pod względem wojskowym odradzać pod koniec panowania Stanisława Augusta. Zaczęli się na nowo rodzić Polacy 0 zaletach żołnierskich, o wojskowym talencie, odwadze i umiejętności. Wojna 1792 roku i powstanie Kościuszki — to już było pod względem wojskowym coś. Bitwy pod Zieleńcami, Dubienką, Racławicami, Szczekocinami, Maciejowicami, na Pradze, nie były wielkimi bitwami, ale były to bitwy stoczone z honorem. Ale rehabilitacja narodu polskiego jako narodu żołnierskiego w ostatnich latach panowania Stanisława Augusta była jeszcze bardzo nikłym przejawem przemiany, jaka się w tym narodzie dokonała. Naród polski okazał na nowo wielkie zalety żołnierskie dopiero w czasach napoleońskich. Ludzie roku 1792 1 powstania Kościuszki (1794) dopiero w wojnach napoleońskich okazali, co potrafią. Czymże był książę Józef Poniatowśki w roku 1792 i 1794? Spisał się wtedy dobrze — ale to nie było nic większego niż generalska przeciętność. Ale Raszyn, rola w wyprawie napoleońskiej na Moskwę i Lipsk sprawiają, że ukazuje się on w naszej historii jako wielki bohater. Czymże był w powstaniu Kościuszki Henryk Dąbrowski? Wsławił się on w czasie tego powstania swą wyprawą do Wielkopolski. Ale naprawdę bohaterem narodowym — którego nazwisko weszło do hymnu narodowego — stał się dopiero jako wódz Legionów polskich we Włoszech, jako dowódca wkraczający w 1798 roku do Rzymu oraz zaczynający w 1806 roku powstanie w Poznańskiem. To nie tylko zresztą uczestnicy wojny 1792 roku i powstania Kościuszki zabłyśli zaletami żołnierskimi w czasach napoleońskich. O wiele liczniej stanęło u ich boku pokolenie ich synów. Polacy stali się na nowo wielkim narodem żołnierskim. Walki Legionów we Włoszech, Somosierra, Raszyn, udział w wyprawie na Moskwę, Poniatowśki pod Lipskiem, nawet i poświęcenie na San Domingo, to są czyny oręża polskiego, które w polskiej historii wojskowej zapisały się całkiem mocnymi zgłoskami. Nie były to także czyny drobnej mniejszości: Polska, a raczej tylko Księstwo Warszawskie zdobyło się na wielki wysiłek wojenny także i pod względem liczebnym. Napoleon maszerując na Moskwę, miał pod sobąokoło 100.000 polskich żołnierzy. Taką siłą zbrojną nie dowodził przed nim żaden z polskich wodzów, ani Sobieski, ani Jan Kazimierz, ani Żółkiewski czy Chodkiewicź, ani Jagiełło pod Grunwaldem, ani Henryk Pobożny pod Legnicą. Odrodzenie wojskowe polskie, zaczęte za Stanisława Augusta, toczyło się dalej w czasach napoleońskich. Dzięki Napoleonowi wojsko polskie przetrwało do roku 1831, a pojedynczy żołnierze regularnego polskiego wojska bili się potem w wojnach (w Polsce, na Węgrzech i w Zachodniej Europie) w roku 1848, w wojnie krymskiej (1853-1856), a nawet w powstaniu styczniowym (1863-1864). Życie polityczne i kulturalne polskie w Księstwie Warszawskim, a potem w Królestwie Kongresowym, było dalszym ciągiem „odrodzenia stanisławowskiego". 226 Wydarzenia czasów napoleońskich przyczyniły się z pewnością do skrystalizowania się sprawy polskiej jako wielkiego problematu politycznego Europy i do zorganizowania się życia polskiego na nowo po upadku czasów saskich i w pierwszym okresie czasów stanisławowskich. Wykazały także i światu i samemu polskiemu narodowi, że „jeszcze Polska nie zginęła" i że unicestwienie państwa polskiego przez rozbiory było tylko katastrofą chwilową. Związek polityki polskiego narodu ze sprawą napoleońską przyniósł jednak dla narodu polskiego także i niemałe skutki ujemne. Przede wszystkim — utrwalił ujemną stronę odrodzenia stanisławowskiego, jaką był związek polskiej elity politycznej i kulturalnej ze światowym obozem „filozofów" osiemnastego wieku i masonerii. Jeśli upadek Polski stanisławowskiej i rozbiory były w niemałym stopniu skutkiem opanowania odrodzenia stanisławowskiego przez masonerię, to stosunkowe niepowodzenie polskich wysiłków epoki napoleońskiej i ponapoleońskiej byló także w niemałym stopniu skutkiem tej samej przyczyny. Mimo, że rola Napoleona była na dalszą metę rolą człowieka sprzeciwiającego się ustanowieniu masońskiego (angielsko-pruskiego) porządku w Europie, oblicze duchowe jego wojsk i ustanawianej przez niego w całej Europie administracji i porządku politycznego było niechrześcijańskie i sprzeciwiające się katolickim tradycjom. Rządy napoleońskie przyczyniły się do utrwalenia się w Polsce przewagi elity politycznej i umysłowej masońskiej. To dzięki rządom ustanowionym przez Napoleona mogło się zdarzyć, że Stanisław Kostka Potocki (1755-1821), brat propruskiego polityka epoki sejmu czteroletniego, Ignacego, wielki mistrz masońskiego Wielkiego Wschodu Polski, członek lóż Astrea i Zjednoczonych Przyjaciół w Petersburgu, „autor książki antyreligijnej , znany (...) ze swej działalności antykatolickiej zwłaszcza na polu oświaty"*, mógł zostać członkiem Komisji Rządzącej, prezesem Rady Ministrów i dyrektorem Izby Edukacyjnej Księstwa Warszawskiego oraz potem ministrem Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego w Królestwie Kongresowym. Zarówno w aparacie rządzącym Księstwa Warszawskiego, jak potem Królestwa Kongresowego wybitną rolę odgrywali masoni. Już od samego początku w Legionach zdobył sobie przewagę w ich warstwie dowódczej kierunek masoński i antychrześcijański. Tylko masa szeregowych była tradycyjnie po polsku katolicka, wierząca i moralna, okazując swoje oblicze jak w opowiadaniu owego kaprala z „Dziadów" Mickiewicza, który był jedynym „defensor Mariae". Oficerowie i wyżsi dowódcy — to byli w całej pełni stronnicy francuskiej rewolucji, wychowankowie „odrodzenia stanisławowskiego", przesiąknięci poglądami .?filozofów" i propagandą masonerii i okazujący teraz w sposób otwarty, jakie są naprawdę ich rzeczywiste uczucia. ,,Z korespondencji jego (Dąbrowskiego), Wybickiego i innych, choć o *moderatyzm> pomawianych, przebija się zdecydowana wrogość do Papieża, nie tylko jako panującego, ale i jako głowy Kościoła — i do samego Cytata z innej mojej pracy. 22? r Kościoła. Służba Legionów była służbą w sprawie rewolucji, zarówno de facto, jak bardziej jeszcze we własnym przekonaniu. Było to zresztą przekonanie tylko < oświeconych ? elementów. Wśród szeregowych uparcie trzymało się przywiązanie do wiary ojców. Ze strony francuskiej niepokojono się później, że takie szachowanie się prostych żołnierzy polskich rokuje nadzieje arystokratom>" (Kukieł). Wyrosła wskutek tego w narodzie polskim warstwa ludzi czy też pokolenie działaczy, których więcej obchodziło zwycięstwo rewolucji w skali światowej niż przyszłość Polski i którzy nie zawahali się utopić w katastrofie sprawy polskie, by ratować francuską rewolucję lipcową 1830 roku, albo którzy obecni byli, bez żadnego pożytku dla Polski, we wszystkich „komunach paryskich" we Francji, we wszystkich spiskach związanych z „dekabrystami" w Rosji, we wszystkich ruchach zbrojnych na Sycylii czy w Badenii — choć do niepodległości Polski w niczym się to nie przyczyniało. Takie oblicze „elity" polskich działaczy i polityków sprawiło, że dziwny nurt faktycznej obojętności religijnej czy nawet antyreligijności połączonej z ostentacyjnym deklarowaniem swej prawo wierności pojawił się w polskim katolicyzmie. W całym świecie stał się znany typ Polaka mającego poglądy tak zwane wolnomyślne, w polityce skłonnego do przeciwstawiania się Kościołowi, w moralności bardzo liberalnego — a jednak uchodzącego za katolika. „ < Oświecona >? wolnomyślność i silne wpływy wolnomularskie wśród elity społecznej i intelektualnej narodu przetrwa ostatnie rozbiory państwa, przejdzie jako spuścizna na dzieje porozbiorowe. (...) W ciągu życia trzech przynajmniej pokoleń zaznaczać się będzie nowy przedział między masą narodu, chrześcijańską i wierzącą, a jego warstwą kierowniczą i przywódczą, w której przeważa indyferentyzm religijny, a silnie występuje negatywny stosunek do Kościołów — zwłaszcza katolickiego — czy w ogóle do religii objawionych. (...) Przy ostrym , jak to później nazywano, zachowano powszechnie pozory (podkreślenie moje — J.G.) j przynależności do Kościoła. Z wolna się spostrzeżono, że by lud mieć za sobą, nie w imię Wielkiego Budowniczego zwracać się doń trzeba, ale w imię Boże. Ten kryzys wierzeń i wynikłe zeń rozterki sumień i nienawiści odziedziczy po Polsce stanisławowskiej porozbiorowa" (Kukieł). Pod względem duchowym Polska napoleońska i ponapoleońska bylaj dalszym ciągiem, a nawet ideologicznym zaostrzeniem Polski „odrodzenia stanisławowskiego". „Odrodzenie stanisławowskie" zapewne nie przekształciłoby Polski pod względem duchowym tak gruntownie, gdyby na* miejsce jego wpływu nie pojawił się potem wpływ tych, którzy przez i^ napoleońskie i działalność polityczną pod sztandarem napoleońskim dosta się pod oddziaływanie nie tyle samego Napoleona, co będącej tłem i źródle jego historycznej roli rewolucji francuskiej. Czasy stanisławowskie — to byloj jeśli liczyć dokładnie czasy panowania Stanisława Augusta, 31 MI (1764-1795). Ale czasy te łącznie z epoką napoleońską i bezpośrednio ponapoleońska, to było lat 67 (1764-1831), czas dostateczny, by urodziy si^ i wychowały dalsze dwa lub nawet trzy pokolenia, zupełnie już nie znając 228 wspomnień końcowego okresu kontrreformacji. A co więcej, wpływy nastrojów epoki stanisławowskiej nie skończyły się z upadkiem powstania listopadowego. Dźwięczały one mocno w uczuciach i sposobie myślenia dużego odłamu polskiej inteligencji i polskiej warstwy czy też „aktywu" politycznych działaczy i na paryskiej emigracji polistopadowej, i w powstaniu styczniowym, i w roku 1905, i w roku 1914, i w Polsce międzywojennej, i w roku 1945, i później. Wpływ bezpośrednio lub pośrednio masoński na sposób myślenia licznych Polaków był dwojaki. Po pierwsze, pojawił się w Polsce otwarty antykatolicyzm i prąd antychrześcijański. Przejawami jego są utwory literackie propagandowe, takie jak „Podróż do Ciemnogrodu" Stanisława Kostki Potockiego i „Rękopis znaleziony w Saragossie" Jana Potockiego. Oraz później, nie tyle w literaturze, co raczej na łamach niektórych odłamów prasy, oraz w cichej, ale rozchodzącej się szeroką falą propagandzie szeptanej, czy w ogóle ustnej. Po wtóre, zjawił się nurt obłudnego, nieszczerego czy udawanego katolicyzmu. Wyznawcy pojęć masońskich, a nawet formalni członkowie masonerii deklarowali się, by nie być w konflikcie z ludem, jako katolicy — robiąc i w świecie i w społeczeństwie polskim reputację polskiemu katolicyzmowi jako obłudnemu i nieszczeremu.* Rzecz ciekawa, że prądy niekatolickie lub obłudnie katolickie były w Polsce zawsze najsilniejsze tam, gdzie ongiś tętniaJo „oświecenie" stanisławowskie i po nim napoleońskie i ponapoleońskie, natomiast duch najbardziej katolicki i wierny tradycjom polskiej kontrreformacji był na ziemiach najwcześniej od Polski oderwanych. Prądy antykatolickie najsilniej tętnią w Warszawie, dużo słabiej w Krakowie, Poznaniu i Wilnie, nie ma ich prawie wcale na Pomorzu i Warmii, nie było ich na ogół na dalekich kresach białoruskich i inflanckich, a nawet także i na przeoranej przecież przez józefinizm Galicji. Wielką twierdzą katolicyzmu okazał się ponadto tak dawno od Polski oderwany Śląsk, ojczyzna całego zastępu wybitnych polskich, nowoczesnych biskupów, takich jak kardynał prymas Hlond albo jak Gawlina czy Kubina. Mocny, prawowierny katolicyzm przechował się w objętych prądami tak zwanymi „postępowymi" i „oświeconymi" dzielnicach Polski przede wszystkim wśród warstw mniej politycznie i intelektualnie wpływowych, ale za to niezachwianie wiernych i obdarzonych tradycyjnym, katolickim instynktem. Pomijam już czytelników założonej przez księdza Łuskine „Gazety Warszawskiej", którymi była uboższa szlachta i skromniejsza inteligencja; mam na myśli przede wszystkim lud wiejski i niższe duchowieństwo. Ciekawe na ten temat uwagi wypowiedział ksiądz Walerian Meysztowicz. Pisał on głównie o Litwie, ale ocena jego odnosi się w istocie do całego zaboru rosyjskiego. Przykładem wielkiego i naprawdę szczerego polskiego patrioty, będącego w swoim pokoleniu *odzem polskiej prawicy i uchodzącego za dobrego katolika, jest książę Adam Czartoryski (1770-1861), który przez całe życie był czynnym członkiem masonerii i potajemnym działaczem m«ońskim. 229 Dziełem rządu rosyjskiego było „obniżenie poziomu kleru katolickiego Stąd redukcja kursów seminaryjnych do dwóch lat; stąd także żaka? przyjmowania do nich kandydatów posiadających wykształcenie wyższe, niż << cztery klasy > — równe mniej więcej europejskiej szkole powszechnej. Stąd krótki, dwuletni kurs na przeniesionym do Petersburga wileńskim wydziale teologicznym, oderwanym od wszechnicy, zdegradowanym na < Akademię Duchowną > i ogromnie utrudniony dostęp nawet i do tej akademii. Stąd zakaz wyjazdów na studia zagraniczne. W wyniku (...) doszło do tego, że w zaborze rosyjskim za Aleksandra III księża katoliccy teologii nie znali ledwie rozumieli modlitwy łacińskie, ulegali < kompleksom niższości > wobec ?* inteligencji >. I tu się okazało bankructwo tego niszczycielskiego programu. Bo (...) księża katoliccy w ogromnej większości mieli szczerą wiarę i prawdziwą pobożność, mieli poczucie własnego powołania, odczuwali potrzebę dokształcania; skromność, która umożliwia powodzenie samouctwa i pokorę, otwierającą im dostęp do wiernych były im właściwe. Było też na pewno poza tym Coś, czego żadnymi materialnymi czynnikami wytłumaczyć się nie da. (...) Ten kler utrzymał lud przy wierze; spełnił swoje zadanie całkowicie, mogąc służyć za wzór księżom Francji i innych krajów, gdzie wysokie wykształcenie kleru nie ocaliło ludu przed stoczeniem się w bezbożność." O niektórych księżach, wymienionych z nazwiska, ksiądz Meysztowicz napisał: „Nie wiem, jak to się stało, ale w tym okresie, gdy wykształcenie kleru zostało przez rząd okupacyjny doprowadzone do minimum — mało wykształceni księża, ale mający inne zalety (...) utrzymali lud przy wierze." „Był z pokolenia tych księży, którzy pod władzą rosyjską przed 1916 rokiem nie mogli mieć wyższego wykształcenia. (...) Wykształcenie (...) kleru było zupełnie niewystarczające, o wiele, wiele niższe niż we Francji, Włoszech czy Niemczech, czy nawet w Polsce pod zaborem niemieckim czy austriackim. Zdolniejsi (...) uczyli się dalej sami. Czytali Ojców Kościoła, dopełniali ze słowników brakliwą, seminaryjną łacinę, czytali książki teologów i historyków Kościoła (...); widywano na parafiach pisma jezuitów polskich, O. Mohla, O. Morawskiego". „Na wspomnienie zasługuje (...) całe to pokolenie niewykształconych księży, którzy znacznie lepiej niż uczeni księża innych narodów potrafili utrzymać głęboki katolicyzm swoich wiernych." O rektorze seminarium duchownego w Wilnie, tym samym za czasów carsko-rosyjskich, niemieckich, polskich i w początkach sowieckich: „Sam był uczniem petersburskiej akademii — za główne swoje zadanie uważał (jednak) nie naukę teologii, ale wychowanie kleryków w pobożności, poczuciu obowiązku, pokorze i posłuszeństwie biskupowi. Nam młodym, którym właśnie < Nauka > przez wielkie < N >, < die Wissenschaft >, szczególnie imponowała, wydawał się ksiądz rektor zaśniedziałym reliktem dawnych czasów. A mimo to jego wpływ na nas był duży. (...) (Mówił:) " (wszystko ksiądz Meysztowicz). 230 „Le Christ parfume, le Christ mis a la portee des salons" (Chrystus uperfumowany, Chrystus umieszczony w zasięgu salonów) — powtarzał ks. Meysztowicz czyjeś zdanie o niektórych dzisiejszych zjawiskach, w przeciwieństwie do dawnych.* Podobne dane o księżach w zaborze rosyjskim, którym nie dano większego wykszałcenia, podał ks. arcybiskup Szczęsny Feliński, który objął arcybiskupstwo warszawskie w roku 1862, ale sprawował tę godność faktycznie tylko do roku 1863, gdy został przez Rosjan uwięziony, a potem wygnany. Napisał w swoich pamiętnikach: „Do grupy duchownych wyrobników zaliczamy ogromną większość polskiego duchowieństwa, co wyszedłszy z włościan albo zagrodowej szlachty, przybywali do seminariów zaledwie umiejąc czytać i pisać, a poduczywszy się tam przez kilka lat lada jakiej łaciny i odbywszy kurs teologii, nie przewyższający dobrego katechizmu, przyjmowali kapłańskie święcenia, śpiesząc wnet wrócić do skromnej, ludowej sfery, która ich wychowała, gdzie też przepędzali najczęściej cale swe kapłańskie życie. Zaczerpnąwszy z łona ludu gorącą wiarę i szczere do Stolicy Apostolskiej przywiązanie, zachowywali oni te zasadnicze cnoty i w życiu kapłańskim, a nie wdając się w szerokie rozprawy, wierzyli i żyli po katolicku, dosięgając niekiedy wysokich szczebli chrześcijańskiej doskonałości, a bardzo rzadko dając z siebie zgorszenie".* • Cytując kiedyś — nieco zresztą obszerniej — wypowiedzi księdza Meysztowicza, napisałem m.in. „Oczywiście nie należy stąd wyciągać wniosku, że nie powinno się dawać księżom zbyt dużego wykształcenia. Ksiądz dzisjszy musi stać intelektualnie na poziomie dzisiejszego, normalnie wykształconego inteligenta. Przecież aby mógł swe obowiązki spełniać, musi być w stanie dyskutować z tymi, co wiarę atakują. Musi nie tylko być uzbrojony w dostatecznie duży arsenał argumentów apologetycznych, ale musi mieć wykształcenie ogólne, orientować się w sprawach, które mogą być przedmiotem dyskusji, nie mieć wobec ludzi wykształconych kompleksu niższości, nie robić w oczach swoich wiernych wrażenia ignoranta czy prostaka. Ale coś w tym jednak jest, że księża-prostacy na Litwie, a także w niektórych innych okolicach Polski lud przy wierze utrzymali, a wysoce wykształceni księża francuscy i inni tego nie potrafili i nie potrafią. Rzecz nie polega na tym, jakie się księżom daje wykształcenie, ale na tym, w jakim kierunku się w nich budzi ambicję i aspiacje. (...) Myślę, że nie popełnię pomyłki próbując określić, na czym polega ich (księży francuskich itd.) słaba strona. To są za mało duszpasterze, a za bardzo intelektualiści. Ich myśli, ich zainteresowania zwracają się ku nauce, ku sztuce, ku muzyce, ku liturgii jako przejawowi piękna i jako dorobkowi kultury, a także: w wysokim stopniu ku sprawom społecznym, ku ekonomii, ku zabarwionej wpływem marksistowskim polityce, także: ku wszelkim w ogóle nowościom, ku książkom, które są nowe i rewelacyjne, ku teoriom, które torują drogi przyszłości. A czy jest w nich dużo rzeczywistej troski o zbawienie dusz? 1 czy dużo się modlą? Czy telewizja — i choćby tylko poważna, naukowa lektura — trochę ich od modlitwy nie odciągają? Nie wiem. (...) Wśród dzisiejszej (...)za dużo jest tych, co są, wedle cytowanych przez 1 ks. Meysztowicza słów, -«a la portee des salons»>, a dodałbym także, i i -4des cercles de discussion *> i . Nie budzą oni, jako duszpasterze, zaufania. Nie wyczuwa się w nich szczerości. A już tym bardziej: żarliwości. Żarliwej wiary" (cytaty z innej mojej pracy). * Napisałem w związku z tym: „Oczywiście, ten typ księży przestał wystarczać, gdy podniósł się poziom oświaty . (...) Ale byli to księża prawowierni. A o wielu ?*błyskotliwych młodych 231 I 1 Tak więc ani „oświecenie stanisławowskie", ani epoka napoleońska i bezpośrednio ponapoleońska nie zdołały odebrać narodowi polskiemu cech narodu katolickiego, choć wytworzyły w tym narodzie — zwłaszcza wśród warstwy inteligencji — silny prąd antykatolicki i drugi, pozornie, lecz tylko udawanie katolicki, usiłujący na życie polskie wywierać wpływ liberalny. 2e wpływy te nie były zbyt duże, dowodem jest to, że nie zaznaczyły się w sposób wyraźniejszy w polskiej literaturze. Polska literatura jest zaiste literaturą narodu katolickiego. „Pan Tadeusz" — to jest obraz katolickiego społeczeństwa. Mógł Mickiewicz w młodych latach okazywać rodzaj jakby tęsknoty do starolitewskiego pogaństwa, mógł także mieć trochę skłonności do ruchów podziemnych związanych z węglarstwem, ale gdy przychodziło do opisywania życia polskiego w „Panu Tadeuszu" czy choćby w III części „Dziadów" i także w utworach drobniejszych, ujawniało się jego oblicze jako prawdziwego katolika. I w twórczości Sienkiewicza, zarówno w „Trylogii" jak w „Quo vadis", jak w powieściach współczesnych mimo, że autor nie waha się opisywać wielu ciężkich grzechów i ludzkiej słabości, dźwięczy w sposób potężny nurt życia narodu katolickiego. Tak samo Słowacki, Krasiński, Norwid, Wyspiański, Kasprowicz, Prus, Weyssenhoff, Reymont, Rodziewiczówna, Orzeszkowa, Kossak-Szczucka, Małaczewski, to są przy wszystkich swoich wahaniach, słabościach i opisywanych grzechach pisarze narodu katolickiego, a ludzie, o których tego powiedzieć nie można, jak Zeromski, czy Przybyszewski, czy Dąbrowska, tego charakteru polskiej literatury nie są w stanie zmienić. Pod tym względem literatura polska różni się w sposób wybitny od literatury francuskiej, w której taką rolę odgrywają Zola, Hugo, Balzac, Flaubert, Baudelaire, nie mówiąc o dawniejszych — Wolterze, Rousseau czy Diderocie. Albo o niemieckiej, gdzie ton nadaje „Faust" Goethego, w którym dźwięczą akcenty sataniczne. Albo także i angielskiej. Oblicze polskiego narodu, w którym przywódcza warstwa została w czasach „oświecenia" stanisławowskiego i napoleońskich pzerobiona w duchu masońskim, ale którego główna masa, a zwłaszcza lud, pozostały na wkroś katolickie, ujął trafnie Mickiewicz — myśląc zresztą odrobinę nie o tym — słowami w „Dziadach": Nasz naród jak lawa Z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa, Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi, Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi. Tak więc epoka napoleońska przyczyniła się do utrwalenia w polskim narodzie prądu niekatolickiego i antykatolickiego, sprzecznego z tysiącletnimi (w napoleońskich czasach z górą osiemsetletnimi) tradycjami polskiego narodu. To jest niewątpliwie główny ujemny skutek rządów i wpływów napoleońskich w Polsce. ludziach ? wśród duchowieństwa dzisiejszego tego powiedzieć nie można*' (cytata z innej mojej pracy). 232 Ale obok tego rządy te — a raczej wydarzenia w epoce tych rządów — wywarły w sposób zresztą nie zamierzony, ujemny wpływ polityczny. Mianowicie spowodowały ukształtowanie się w czynnej politycznie masie polskiego narodu, a nawet w umysłach niektórych polskich czołowych przywódców, błędnych pojęć o strategii, jaką naród polski, dążąc do niepodległości, powinien się powodować. Przypomnijmy sobie, co naród polski w oparciu o działalność Napoleona osiągnął. Stworzył, w postaci Legionów, odrodzoną kadrę polskiego wojska. Potem, już w Księstwie Warszawskim, powiększył to wojsko do liczby przekraczającej 100.000żołnierza, a więc takiej, jakiej przedrozbiorowa Polska osiągnąć nie zdołała. Utworzył w roku 1807 zawiązek polskiego państwa w postaci maleńkiego Księstwa Warszawskiego. W dwa lata później powiększył to odbudowane polskie państewko dwukrotnie. Po dalszych trzech latach rozpoczął dalsze powiększanie obszaru tego państewka, i to bardzo znacznie, przez udział w wojnie z Rosją. I dopiero w wyniku klęski w tej wojnie wszystko to w znacznym stopniu utracił. Doświadczenie tych około 19 lat wysiłków (1796-1815) i tych, przyznać trzeba, niemałych osiągnięć, wytworzyło w narodzie polskim następujące błędne wyobrażenia strategiczne. Po pierwsze, wyobrażenie, że niepodległość odzyskać można etapami, to znaczy tworząc najpierw małe państewko, a potem to państewko powiększając przez nowe zdobycze, w taki sposób, w jaki maleńkie Księstwo Warszawskie z roku 1807, obejmujące Warszawę, Poznań, Toruń, Kalisz, Łomżę i Suwałki, powiększyło się w roku 1809 o Kraków, Lublin, Kielce, Sandomierz, Zamość i Siedlce, a w roku 1812 było na najlepszej drodze do powiększenia się o Wilno, Kowno, Grodno, Brześć, Mińsk i Witebsk. To ta strategia stała u podstawy powstań listopadowego i styczniowego: myślano w tych powstaniach nie o niepodległej Polsce, lecz o niepodległym Królestwie Kongresowym, oczywiście nie rezygnując na zawsze z innych dzielnic polskich, lecz wyobrażając sobie, że się je odzyska kiedyś później, przy jakiejś innej okazji i że się je wtedy do niepodległego Królestwa przyłączy. To taka była strategia Piłsudskiego w roku 1914, gdy dążył on do niepodległości Królestwa Kongresowego i to znacznie na rzecz Niemiec okrojonego, oraz Lednickiego i następnie znowu Piłsudskiego w roku 1918, gdy dążyli oni do niepodległej Polski, obejmującej Królestwo Kongresowe i zachodnią Galicję. W odniesieniu do Polski XIX i XX wieku była to strategia błędna i prowadziła wysiłki wyzwoleńcze polskiego narodu na manowce, narażając ten naród na takie klęski jak w roku 1831 i 1864. Polskie państewko, o ile by powstało, miałoby przeciwko sobie solidarny front trzech państw zaborczych, a byłoby za słabe, by walczyć na trzy fronty. Nawet Napoleon nie zdołał umożliwić Księstwu Warszawskiemu rozszerzenia się na wschód, a był on w sytuacji wyjątkowej, bo panował nad całą Europą. Polska nie mogła marzyć o odzyskaniu wolności taką metodą, gdy nie było już Napoleona. Taką metodą odzyskała swoją niepodległość Grecja. Grecy zrobili powstanie w roku 1821, osiągnęli uznaną niepodległość na malutkim terytorium w roku 1829, odzyskali Korfu w roku 1864, Tesalię w roku 1881, 233 Samos w roku 1912, Macedonię i Kretę w roku 1913, Dedeagacz w 1919, Dodekanez (Rodos itd.) w roku 1945. (Nie zdołali odzyskać w roku 1922 Smyrny, a w roku 1975 Cypru.) Ale Grecja miała w zasadzie tylko jednego wroga, Turcję, a myśmy mieli trzech. A ponadto, Grecja miała stałego protektora w postaci panującej na Morzu Śródziemnym Wielkiej Brytanii i była czymś w rodzaju jej satelity (dziś opiekują się nią Stany Zjednoczone), a myśmy mogli mieć takiego protektora tylko w potędze Napoleona. Potem — byliśmy zdani tylko na siebie. Możliwość odzyskania niepodległości etapami nigdy się już dla nas po Napoleonie nie powtórzyła. Po drugie, doświadczenie czasów napoleońskich wytworzyło w naszym narodzie przekonanie, że głównym naszym wrogiem i główną przeszkodą do odzyskania niepodległości jest Rosja. Napoleon zdobył dla nas w 1807 roku większą część zaboru pruskiego, a w roku 1809 całkiem sporą część zaboru austriackiego, ale na próbie odebrania Rosji części zaboru royjskiego sie wywrócił. Pobił Austrię pod Austerlitz i Wagram i Prusy pod Jena, ale pobić Rosji ostatecznie nie zdołał. Stąd wniosek, że Prusy i Austria były słabe, a naprawdę groźnym wrogiem była Rosja. Tymczasem przekonanie, że Rosja jest naszym głównym wrogiem, jest błędne. Cala Korona z wyjątkiem Ukrainy, Wołynia i części Podola była w czasach napoleońskich pod zaborem państw niemieckich i Napoleon dużą część Korony od Prus i Austrii wyzwolił, natomiast Rosja panowała przede wszystkim nad Litwą. Uwolnienie Polski, to było przede wszystkim wyzwolenie Korony. To prawda, że po roku 1815 poważna część Korony znalazła się także pod władzą cesarza rosyjskiego (a Białystok nawet w roku 1807), ale to nie zmieniło faktu, że także i po roku 1815, a już zwłaszcza w roku 1914 i później, główne ziemie polskie znalazły się pod władzą państw niemieckich i że naród niemiecki był naszym wrogiem głównym. Widzenie w Rosji, a nie w Niemczech naszego wroga głównego wypaczyło nasze pojęcia polityczne. Po trzecie, doświadczenie czasów napoleońskich wytworzyło w nas przeświadczenie, że niepodległość naszą musimy zbrojnie wywalczyć i że tworzenie licznego polskiego wojska jest najskuteczniejszą drogą do tego celu. „Autorem •>< strategii ? polegającej na dążeniu do tworzenia wojska, wojska i jeszcze raz wojska był historyk, polityk i konspirator polski dziewiętnastego stulecia, Joachim Lelewel. W swoim dziele < Polska odradzająca się> napisał on, co następuje: > (...) Pułkownik Cialowicz dodaje (...) . (...) Głosi dzisiaj (pisane w 1968 roku) tę strategię jako źródło odzyskania przez Polskę niepodległości (...) sędziwy ambasador Michał Sokolnicki: «* Argument miliona pod bronią. Logicznym następstwem tej doktryny były powstania: można im było zarzucie sposób przygotowania, wybór momentu, nieskuteczną metodę walki — niepodobna było kwestionować samejże drogi działania. (...) Dowodem stal się zryw lat 1914-1918, który zakończył się powodzeniem; gdyby zaś kto 234 jeszcze wątpił o obranej drodze i nie uznawał prawa ciągłości w logice, odpowiada mu bezstronny polski historyk (mowa o Kukielu — J.G.) cyfrą miliona żołnierzy postawionych pod broń i zwołanych aż po rok 1920 pod narodowe sztandary>."* Odpowiedziałem już na ten wywód, co następuje: „Jest zadziwiające, jak mogą ludzie wykształceni, doświadczeni i orientujący się w polityce brać na serio podobnie nie trafiającą w sedno argumentację. Czy naprawdę milion ludzi pod bronię w roku 1920 oznacza postęp we wzroście sił bojowych narodu? Przecież liczb takich nie można brać w oderwaniu; inne czasy wymagają innych wysiłków i siłę zbrojną polską oceniać należy w stosownej proporcji zarówno do siły liczebnej i zasobów materialnych narodu, jak do siły wojskowej mocarstw ościennych. (...) Siły polskie (w roku 1812) wobec całości sił napoleońskich miały się mniej więcej jak 1 do 5. Nasz milion żołnierza (nie tylko frontowego) w roku 1920 miał się jak 1 do 42 do sił alianckich w pierwszej wojnie światowej, a jak 1 do 22 do sił obozu państw centralnych. Proporcja naszego wysiłku bynajmniej więc w ciągu stu lat nie wzrosła, choć wzrosły liczby bezwzględne. Bo w wojnach wieku dwudziestego regułą był wysiłek o wiele bardziej totalny. Jest to zresztą całkiem naturalne. Dzisiejszej armii nie da się wystawić bez pomocy państwa: wymaga ona olbrzymiego zaplecza gospodarczego i administracyjnego, którego rządy typu powstańczego zapewnić nie mogą. Jeśli wystawiliśmy w roku 1920 blisko milion żołnierza pod bronią — to właśnie dlatego, że mieliśmy już oparcie we własnym państwie, jego aparacie, jego skarbie, jego zasobach, jego przemyśle, jego dostawach zagranicznych, wreszcie na jego terytorium. Nie możemy się dziwić temu, że Francja wys' 'viła w 1914 roku 8 i pól miliona żołnierzy, a my, naród nie o wiele od Franc. ów mniej liczny, wystawiliśmy w tymże roku tylko kilka tysięcy we wszystkich trzech powstałych wówczas formacjach (Legiony galicyjskie po stronie Austrii, legion pułaski po stronie Rosji, legia bajoriska we Francji). I nie potrzebujemy się tego wstydzić, Wystawienie przez nas wtedy — w myśl doktryny Lelewela — kilkumilionowej armii było technicznym niepodobieństwem, a nie należy się wstydzić tego, że się nie dokonuje niepodobieństw. Doktryna Lelewela była w założeniu błędna. Nasza niepodległość nie była zależna od wystawienia przez nas armii proporcjonalnej swoją liczebnością do siły liczebnej naszego narodu. Wystawienie przez nas armii, która by coś znaczyła, było zarazem niemożliwe — i niekonieczne. Imprezy zbrojne 1914 roku były tylko demonstracjami. Miały znaczenie tylko polityczne, nie wojskowe. (...) Ich wartość — dodatnia lub ujemna — zależała od tego, jakiemu celowi, to znaczy jakiej polityce dana demonstracja służyła. Argument doktryny lelewelowskiej zawiera ponadto w swych dzisiejszych sformułowaniach — także i w (...) wersji ambasadora Sokolnickiego — jeden zadziwiający łamaniec logiczny. Przypisuje on naszą niepodległość owemu milionowi polskich żołnierzy w roku 1920. Ale to przecież nie dlatego odzyskaliśmy na przełomie lat 1918-19 niepodległość, żeśmy w 1920 roku wystawili blisko milion żołnierza, ale dlatego mogliśmy w 1920 roku wystawić * Cytata z innej mojej książki z cytatami z Lelewela, Ciałowicza i Sokolnickiego. 235 na wojnę z Rosją, na ubezpieczenie granicy niemieckiej i na zapewnienie bezpieczeństwa wewnętrznego blisko milion żołnierza, żeśmy już od półtora roku byli państwem niepodległym i mieliśmy te środki i możliwości, którymi państwo niepodległe dysponuje. Owo wojsko nie było przyczyną niepodległości, lecz jej skutkiem. Wojna 1920 roku nie dała nam niepodległości, lecz już istniejącą niepodległość obroniła przed ponownym zagrożeniem. W chwili gdyśmy zdobyli niepodległość, nie tylko nie mieliśmy miliona żołnierza, ale właśnie na odwrót, nie mieliśmy wojska prawie wcale. Nasza główna siJa wojskowa, jaką wówczas mieliśmy, Armia Hallera, licząca 80.000 żołnierza, znajdowała się daleko od Polski. (...) Jedynym polskim wojskiem w kraju była znikoma garsteczka 9.225 żołnierza w Warszawie i w zasięgu Warszawy, stanowiąca siłę zbrojną utworzonego w roku 1916 przez Niemców polskiego państewka. A jednak brak realnej siły wojskowej nie przeszkodził nam w odzyskaniu niepodległości. I rzecz ciekawa, nie przeszkodził nam nawet w działaniach zbrojnych: tam, gdzie to się okazało potrzebne, potrafiliśmy jakie takie formacje na poczekaniu zaimprowizować. Jedyne poważne walki, jakie musieliśmy na przełomie 1918-19 roku stoczyć, stoczyliśmy siłami, które w chwili obalenia rządów zaborczych jeszcze nie istniały. (...) Walki te — to było powstanie poznańskie oraz obrona i odsiecz Lwowa. Poznańskie zaimprowizowało swoje siły zbrojne dosłownie z niczego. (...) Już w styczniu (1919 roku, w miesiąc po wybuchu powstania) miała Wielkopolska 20-30 tysięcy, a w kwietniu 60 tysięcy żołnierza, nie licząc i była gotowość ludności do natychmiastowego chwytania za broń.) Polska nie została odbudowana zwycięstwem zbrojnym. Strategia ««frontalnego ataku> na system zaborczy, w duchu tradycji napoleońskiej, zastosowana nie została. Polska niepodległa wyłoniła się z faktu wojny między zaborcami, a że ta wojna przyjęła taką postać i miała taki przebieg i rezultat __ to było w niemałym stopniu owocem (polskiej) polityki."* Innymi słowy, to nie wytwarzanie siły zbrojnej było właściwą strategią do odzyskania polskiej niepodległości — choć rzecz prosta siła zbrojna była cennym, mimo że nie głównym, wspomożeniem polskiej akcji politycznej. Polska niepodległość mogła być tylko rezultatem akcji politycznej; no i sytuacji ogólnej, mianowicie pęknięcia solidarności miedzy zaborcami i wojny między nimi. A tymczasem nauką, jaką większa część polskiego narodu wyciągnęła z doświadczeń napoleońskich było, po lelewelowsku, tworzenie wojska, wojska i jeszcze raz wojska. NIEDOSTATECZNOŚĆ AKCJI POLSKIEJ PRZY NAPOLEONIE Na zakończenie rozważań o działalności polskiej w krótkim, ale ważnym okresie napoleońskim i opisu tej działalności muszę wymienić jeszcze jeden aspekt tej działalności, mianowicie jej niedostateczność w ważnym punkcie, która przyczyniła się w znacznym stopniu do tego, że wysiłki polskie w owym okresie okazały się w istocie bezowocne. Niedostateczność ta polega na tym, że naród polski nie zdobył się w owym okresie na potrzebną i trafiającą w sedno akcję polityczną. Wysiłki polskie przy Napoleonie były dwojakiego rodzaju. Po pierwsze, tworzono wojsko; przez cały czas współdziałania polskiego z Napoleonem od 1796 roku w Mediolanie do działań wojennych w okresie „stu dni" w 1815 roku, Polacy organizowali przy Napoleonie wojsko i jako to wojsko bili się — bili się początkowo jako kilkutysięczna garstka, a potem stutysięczna armia, na samym końcu znowu jako garstka — ofiarnie, mężnie, po bohatersku, rozumnie — we Włoszech i w Egipcie, w wąwozie Somosierra i pod Saragossą, pod Wagram i pod Raszynem, pod Borodino, i nad Berezyną, wreszcie pod Lipskiem, a w końcu nawet i pod Waterloo. Po wtóre, budowano administrację wszędzie tam, gdzie Napoleon przywrócił polską wolność. Gromadzono, kosztem olbrzymiego wysiłku, żywność i inne potrzebne rzeczy dla wojska polskiego i olbrzymiego francuskiego. Uwalniano chłopa z niewoli. Odbudowywano polskie urzędy, polskie sądy, polskie szkoły. * Tamże. 237 Ale nie robiono jednej rzeczy: nie umiano, nie zdołano, nie próbowano oddziałać na wielką politykę Napoleona. Napoleon, aby zwyciężyć, powinien byJ — pisałem już o tym — zrobić dwie rzeczy: odbudować dużą, silną Polskę i unicestwić Prusy. Napoleon nie zrobił tego. Nie zrobił — bo potrzeby tego nie rozumiał. O Polsce mało wiedział — i to rzeczy tendencyjne i nieprzyjazne; wyraźnie Polski nie doceniał. A wobec Prus żywił utajoną sympatię. Trzeba mu to było wybić z głowy. Trzeba było, by polscy doradcy siedzieli mu na karku — i stale, systematycznie mu wyjaśniali polski pogląd na sytuację, objaśniali mu świat środkowo-europejski, po prostu go uczyli. Uczyli go, że cala jego przyszłość wymaga istnienia mocnej Polski i nieobecności Prus. Takich doradców u jego boku zabrakło. Jakoś nie znalazł się nikt dostatecznie zdolny i dostatecznie rozumny, który by mu się jako doradca polityczny narzucił; który zdobyłby na niego wpływ, zdobył u niego autorytet człowieka, którego należy zawsze wysłuchać i z którego zdaniem trzeba się liczyć. Książę Józef Poniatowski i generał Henryk Dąbrowski to byli tylko żołnierze. W sprawach wojskowych spisywali się dobrze, także i doradzali mu dobrze. Ale na polityce się nie znali. Nie wiedzieliby w istocie, co doradzać. Książę Adam Czartoryski? To był mądry polityk. Ale czy rozumiał to, co najważniesze? Nie wiem. Rzecz jednak główna to to, że stał po przeciwnej stronie frontu. Do obozu napoleońskiego nie należał, a więc nie mógł w nim wywierać wpływu. Narzuca się nazwisko Kościuszki. To był człowiek o ogromnym autorytecie. Był ongiś w Polsce dyktatorem. Sprawował w Polsce rządy — w Polsce wciąż jeszcze niepodległej — oraz był naczelnym wodzem w ostatniej polskiej wojnie. Było to jego obowiązkiem pochwycić nagle nadarzoną okazję, stać się doradcą Napoleona, starać się wywrzeć wpływ na to, co Napoleon będzie robił. Napoleon z pewnością liczył się z jego autorytetem i byłby brał pod uwagę jego zdanie. Czy Kościuszko rozumiał położenie? Zapewnię nie rozumiał. Ale rozumieć je było jego obowiązkiem. Człowiek o takim osobistym znaczeniu i w takiej chwili dziejowej ma obowiązek ogólne położenie i swoje zadania rozumieć. Jeśli sam ich zrozumieć nie może — powinien sobie znaleźć właściwych doradców. Takich, co jego pozycji nie mają i sami nic zrobić nie mogą — ale są zdolni być doradcami ludzi potężniejszych od siebie. Niestety, Kościuszko nie dopisał. Wybrał drogę bezczynności i biernego stania na boku. Napoleon mu się nie podobał — wybrał więc drogę nie przykładania ręki do jego akcji. A był w wieku, gdy mógł jeszcze zrobić dużo. Miał lat 52, gdy wrócił z Ameryki do Paryża, lat 54, gdy wydał swą broszurę, lat 61, gdy powstało Księstwo Warszawskie, lat 66, gdy Napoleon ruszał na Moskwę. Umarł — w Solurze w Szwajcarii, gdzie stale później mieszkał — w roku 1817, w wieku lat 71, a więc gdy Napoleon już od dwóch lat przebywał na Świętej Helenie. Był to w istocie zwolennik rewolucji. Popierał Legiony, dopóki współdziałały one z rewolucją francuską. Przestał jednak mieć sympatię do 238 Napoleona z chwilą, gdy ten został najpierw dyktatorem, a potem cesarzem. A przecież to Napoleon pobił Austriaków i Prusaków pod Austerlitz, pod Jena, pod Wagram, zajął Wiedeń i Berlin, zwycięsko wjechał do Poznania j Warszawy, bił także i Rosjan. Krzywić się na Napoleona za to, że nie był francuskim rewolucjonistą i że w pewnej formie przywrócił francuską monarchię? To jest doprawdy uznawanie ocen natury francuskiej, a więc cudzoziemskiej, za ważniejsze od względów politycznych polskich. „Od połowy 1798 roku był w Paryżu Kościuszko. Przybył tam z Ameryki z nieoficjalną misją od Jeffersona i republikanów (...). Był przyjęty przez koła rządowe i polityczne francuskie z wszelkimi honorami i wpływ jego, za czasów Dyrektoriatu, w latach 1797-99, był poważny. Zameldował mu się pisemnie z posłuszeństwem Dąbrowski, adresy powitalne przesłały obie legie. Odpowiedział osobno oficerom, osobno żołnierzom, podnosząc znaczenie Legionów jako zawiązku siły zbrojnej narodowej na moment powrotu do Polski, nalegając na braterstwo broni z Francuzami i <, na zasady republikańskie, konieczność kształcenia się, nauczania żołnierzy. (...). Wybickiemu zalecał szerzenie pieśni wśród wojska i ułożenie < katechizmu republikańskiego >, którym chciał wypierać * zabobon > katolicki. Dbał też ogromnie, by przysięgano nienawiść królom. Francuski Dyrektoriat Wykonawczy uznawał jego zwierzchnictwo nad Legionami; był on póloficjalnym ministrem do spraw polskich. On decydował o weryfikacji stopni, mianowaniach, awansach, sprawach organizacyjnych Legionów. Uważany też był za powagę w sprawach zbliżającej się wojny z Rosją" (Kukieł — podkreślenia moje, J.G.). Ale w listopadzie 1799 roku nastąpił we Francji przewrót, zwany zamachem 18 brumaire'a, w którego wyniku generał Bonaparte został dyktatorem jako pierwszy konsul. (W roku 1801 został zawarty pokój w Luneville, w 1802 roku znaczna część polskich Legionów została wysłana na San Domingo, w 1804 roku Napoleon koronował się na cesarza.) „Kościuszko, wzburzony do głębi zamachem stanu (zamachem 18 brumaire'a — J.G.), całą duszą po stronie odsuniętej od władzy lewicy republikańskiej, oddalał się od nowej Francji; już w roku 1800 poddawał rewizji swój stosunek do Legionów i do służb w obcych krajach. W pamiętnej broszurze , wydanej w Paryżu w roku 1800, (...) wzywał, by przestać się oglądać na obcą pomoc, by liczyć na siły własne i powstać o własnych siłach; wtedy, gdy się okaże, że naród walczy i potrafi zwyciężać, znajdzie się i pomoc obca. W roku 1801, po traktatach w Luneville i Paryżu r stosunek jego do Bonapartego stal się jawnie wrogi. (...) Broszura (jego) zawiera systematyczny wykład poglądów polityczno- wojskowych Kościuszki, a znaczenie jej na tym polega, że uformowała ona Poglądy całego obozu rewolucyjno-patriotycznego w następnych Pokoleniach. W niej zawiera się doktryna polskich ruchów podziemnych i Powstań aż do styczniowego włącznie. (...) Myślą jest przewodnią broszury, °y naród ufał w swoje siły, a nie w obce wsparcie lub łaskę. Siły te wydobyte °yć mają z całej masy ludu przez ogłoszenie wolności włościan. Armie trzech 'aborców, mogące wystąpić w Polsce, ocenia Kościuszko na 450.000. Chce 239 im przeciwstawić co najmniej jedną trzecią część zdolnych do broni Polaków, szacowaną na jeden milion, oczywiście bardzo wysoko. (...) Dowodzi (...)[ te jakoby nie ogień w bitwach zwycięża, że (...) nie broń ogniowa, lecz bagnet lub pałasz je wygrywał. (...) Przez połączenie kosynierów ze strzelcami (broń myśliwska) i jazdą uzbrojoną w piki i szable rozwiązać się ma zagadnienie uzbrojenia mas narodu pod bronią. (...) W roku 1806, gdy orły napoleońskie dotarły do Warty i Wisły, całe zagadnienie inaczej już się przedstawiało Polakom: historia zdawała się potwierdzać koncepcje legionowe, Polska powstawała przy obcej pomocy, a koncepcje Kościuszki poszły w niepamięć. Sięgnęło do nich podziemie polskie w dobie przedlistopadowej, a broszura była za rewolucji listopadowej dwukrotnie przedrukowana w wolnej Warszawie" (Kukieł — podkreślenia moje). Wolno było Kościuszce mieć poglądy republikańskie. Wolno mu było zwątpić o sprawie Legionów po pokoju w Luneville, a zwłaszcza w okresie wyprawy na San Domingo. Ale gdy w kilka lat później Napoleon, już nie republikański generał, lecz cesarz, wkraczaj na ziemie polskie i budował polskie państewko, obowiązkiem Kościuszki pomimo, że nienawidził królów, było rzucić swój autorytet na szalę, wystąpić jako wódz polskiego narodu i w tej roli stać się doradcą i mentorem Napoleona, jako tego obcego monarchy, który — świadomie czy mimowoli — Polsce pomaga i oświecić go w sprawach polskich, których nie rozumiał. Kościuszko nie spełnił tu swego zadania. Nie odegrał tej roli, której odegranie było jego obowiązkiem. A broszura jego odegrała w historii Polski rolę szkodliwą. Budzi ona sympatię zawartymi w niej dobrymi chęciami i ukazanym w niej optymizmem. Ale wyłożona w niej strategia jest błędna. Samotna walka przeciwko połączonej sile trzech zaborców była beznadziejna. Przypuszczenie, że można będzie, nie mając własnego państwa, wystawić siłę obejmującą trzecią część Polaków zdolnych do noszenia broni było wyrazem braku realizmu. Myśl, że sprawę uzbrojenia można będzie rozwiązać zastąpieniem armat kosami, była pięknym echem Racławic, ale poglądem naiwnym, nie opartym na rozumieniu ówczesnej techniki wojskowej. Broszura ta zawartymi w niej myślami wypaczyła sposób myślenia strategicznego Polaków na kilka pokoleń. Dla odbudowania niepodległej Polski potrzebna była wojna między zaborcami. A więc potrzebna była korzystna sytuacja polityczna. Także i polityka polskiego narodu powinna była dążyć do pokłócenia Rosji z państwami niemieckimi, a nie wysilać się na poczynania, których podwaliną było marzenie o nowych, o wiele większych niż pod Racławicami atakach kosami na armaty. Ogólnie przyjętym poglądem jest, że Kościuszko nie był członkiem masonerii. Jest prawdą, że nazwisko jego nie figuruje w znanych spisach członków masonerii polskiej. Okazuje się jednak, że był przyjęty w Ameryce do masonerii amerykańskiej, a więc masonem był. Nieodparcie nasuwa się przypuszczenie, że jego wrogość do Napoleona może pochodzić z ulegania przez niego wpływowi anglosaskiemu, w interesie angielskim. Tak wiec Kościuszko doradcą i informatorem Napoleona w sprawach polskich nie został. Napoleon polskiego politycznego doradcy w istocie w ogóle nie miał. W sprawach wojskowych i polskich państwowo- organizacyjnych miał polskich doradców, pomocników i wykonawców dobrych, a nieraz znakomitych, ale jeśli idzie o doradców politycznych, nie miał ich w istocie wcale. Wielką politykę polską w owych czasach prowadził naprawdę on sam. A poprowadził ją jeśli nie źle, to w każdym razie w sposób niedostateczny. II 240 — Hlst. Nar. Poi., t. II KONGRES WIEDEŃSKI Epokę napoleoską w europejskiej historii zakończyło wydarzenie jedyne w swoim rodzaju, jakim był kongres wiedeński. Zwołany był - w latach 1814-1815 — dla urządzenia Europy na nowo po 26-letniej zawierusze wojennej i poprzedzającej ją rewolucyjnej. Zwołały go zwycięskie mocarstwa z udziałem takich państw pokonanych, jak Francja i z dopuszczeniem do wspólnej narady także i państw mniejszych. Była to więc konferencja dyplomatyczna, podobna do innych kongresów powojennych takich, jak kongres w Oliwie, 1660, po „potopie" szwedzkim, albo jak konferencja paryska, zwykle zwana wersalską, 1919, po pierwszej wojnie światowej. (Od konferencji „wersalskiej" różniła się w ten zasadniczy sposób, że „wersalska" była tylko naradą państw zwycięskich, natomiast w wiedeńskiej uczestniczyły w zasadzie państwa stanowiące obie strony wojujące.) Ale zarazem był to zjazd towarzyski tych, co odetchnęli po powaleniu Napoleona. Napoleon wraz z poprzedzającą jego epopeję rewolucją francuską zadat cios całej warstwie społecznej, która w całej mniej więcej Europie sprawowała poprzednio rządy, mianowicie wyższej arystokracji, a więc licznej rzeszy książąt udzielnych (niemieckich i włoskich) i magnatów władcami udzielnymi nie będących, ale na tyle potężnych i wpływowych, że towarzysko i społecznie byli książętom udzielnym mniej więcej równi. Upadek Napoleona oznaczał odzyskanie przez tę warstwę utraconego w Europie miejsca, jeśli nie w polityce, to w życiu społecznym i towarzyskim. Zaczynała ona trochę odzyskiwać swoje dawne miejsce już za czasów Napoleona-cesarza, ale tylko w bardzo małym stopniu. Natomiast upadek Napoleona odczuty był przez tę warstwę jako jej całkowite, tryumfalne zwycięstwo. Westchnienie ulgi, jakie ogarnęło wówczas tę warstwę, da się porównać z westchnieniem ulgi, jakie ogarnęło ogół ludności większej części Europy w roku 1945 po upadku Hitlera. Członkowie tej warstwy zjechali się gremialnie do Wiednia nie tyle po to, by uczestniczyć w politycznym urządzeniu Europy i bronić swoich interesów, ile po to, by się razem spotkać i wspólnie klęskę swego wroga świętować. „Na kongres wiedeński przybyli przedstawiciele pięciu rządzących dynastii, 216 mniejszych i większych książąt. Bezpośredni w obejściu Bliicher powiedział po prostu: -* zjechali się do Wiednia jak chłopi na jarmark>• Subtelniejszy był Metternich, który (...) napisał: <(...) cała Europa przebywa w moim przedpokoju *>" (Wiesław Paweł Szymański). Śmietanka monarchiczna i arystokratyczna całej Europy, ogarnięta radością i upojona tryumfem zjechawszy się w Wiedniu, uczyniła ten Wiedeń miejscem nieustannych, towarzyskich spotkań, balów, przedstawień 242 f tralnych j koncertów. Pod tym względem kongres wiedeński był ydarzeniem jedynym w swoim rodzaju w historii. Był on nie tylko kongresem dyplomatycznym, ale i świętem towarzyskim, jakiego ani rzedtem, ani potem nigdzie i nigdy nie było, przeglądem elegancji panów, strojów i piękności pań, pięknych tańców, wytwornych zebrań salonowych, pokazu towarzyskiego, którego ludzie wytworni także i w następnych pokoleniach bezskutecznie zjazdowi wiedeńskiemu zazdrościli. Cesarz austriacki Franciszek I i austriacki minister spraw zagranicznych Metternich czuli się gospodarzami na tym radosnym zjeździe europejskiej elity towarzyskiej i starali się ten zjazd uświetnić organizowanymi przez siebie uroczystościami. Trzeba tu zauważyć, że arystokracja polska na ogół w tym zjeździe ludzi cieszących się z upadku Napoleona udziału nie brała, to znaczy była w Wiedniu nieobecna. Po prostu — Polacy po upadku Napoleona nie mieli się z czego cieszyć, Dodać tu należy, że zakłóceniem tego zjazdu i jakby przerwą w nim było napoleońskie „sto dni" — ucieczka Napoleona z Elby i nowe jego rządy, zakończone klęską pod Waterloo. W ciągu tych „stu dni" wrogowie Napoleona cieszyć się nie mieli z czego. Kongres wiedeński otoczony jest u licznych miłośników anegdotycznej strony historii sławą jako wydarzenie pełne świetności. Ważniejsze jednak dla poważnej oceny historycznej są rezultaty polityczne tego kongresu. Owocem tego kongresu jest utrzymanie rozbiorów Polski i doprowadzenie do skutku rozbioru Księstwa Warszawskiego (które na kongres jako partner dopuszczone nie było i które unicestwione zostało metodą „debellatio", to jest podboju i odsunięcia od udziału w rozważaniach na temat swej przyszłości). Oraz jest takie urządzenie Europy, że główną siłą w tej Europie jest naród niemiecki, a zwłaszcza Prusy, a potęgą niemiecką jest w sposób umiarkowany zrównoważona przez Francję i Rosję, zaś wewnętrzno-niemiecka potęga pruska przez Austrię. Prusy po klęskach epoki napoleońskiej czuły się jakby spokorniałe, za słabe do odgrywania głównej roli na kontynencie Europy, ale wsparła je w ich ambicjach Anglia, niejako budując potęgę pruską wbrew samym Prusom. Porządek europejski poddany został opiece Anglii. Anglia była już od więcej niż stu lat silą, czuwającą nad trwaniem „równowagi" na kontynencie europejskim, to znaczy wzajemnego równoważenia się tam sił sprzecznych ze sobą, ale kongres wiedeński w sposób ostateczny utrwalił jej rolę jako strażnika „europejskiej równowagi." Decyzje tego kongresu zostały w ważnym punkcie, jakim był rozbiór Księstwa Warszawskiego, przesądzone przez tak zwany „układ w Reichenbachu"* z dnia 27 czerwca 1813 roku, a więc na kilka miesięcy przed bitwą pod Lipskiem, czyli w chwili gdy Napoleon był jeszcze potężny. Postanawiał on rozbiór Księstwa Warszawskiego między Rosję, Prusy i Austrię. Te trzy mocarstwa podpisały ten układ, ale stała za tym układem Ówczesny Reichenbach, miasto na Śląsku liczące dziś ponad 30000 ludności i położone Pomiędzy Wrocławiem a Kłodzkiem, nosi dziś nazwę Dzierżoniów. 243 Anglia. Rosja przypuszczalnie zawarła ten układ nieszczerze, sprzeciwia) on bowiem jej dążeniom, ujawnionym w dwa lata później. Car Aleksaiw^ „przyjmował w stosunku do Prus i Austrii maskę lojalnego współrozbio er Zdecydowany prowadzić wojnę aż do powalenia Napoleona musiał dba^ ich solidarność" (Kukieł). Ale zawarta w tym układzie zgoda na rozbió° Księstwa Warszawskiego była potem na kongresie wiedeńskim dla ca ' Aleksandra pełnym skrępowaniem.* Kongres wiedeński postanowił, że Księstwo Warszawskie ulegn' rozbiorowi, przy czym car Aleksander osiągnął to, że z większej jego częś * utworzone zostanie państwo pod nazwą Królestwa Polskiego, którego królem zostawał on, Aleksander, a więc znalazło się ono w unii personalnej z Rosja Mniejsza część, jako Księstwo Poznańskie, wyposażone w pewien zakres autonomii, obejmujące cały zachód dotychczasowego księstwa Warszawskiego, wraz z Poznaniem, Bydgoszczą i Kępnem (ale bez Kalisza) zostało przyłączone do Prus. Inna część, obejmująca Toruń, Chełmno Grudziądz, Brodnicę i Lubawę, także została przyłączona do Prus, ale nie włączona do Księstwa Poznańskiego. A wreszcie Kraków z niewielką okolicą został przekształcony w osobne, maleńkie państewko pod nazwą Rzeczypospolitej Krakowskiej, znajdujące się w sferze wpływów Austrii. Kongres wiedeński zarządził także, że okrąg tarnopolski, który w latach 1772-1807 wchodził \$ skład zaboru austriackiego, ale który poczynając od roku 1807 był pod władzą Rosji, powróci znowu pod rządy austriackie. Trzeba przyznać, że wysiłki polskie epoki napoleońskiej nie pozostały bez śladu. W latach 1795-1807, a więc przez 12 lat, żadnego w ogóle państwa czy państewka polskiego nie było, a mocarstwa zaborcze, nie zważając na okazany polski opór, wyrażony w wojnie 1792 roku i w powstaniu Kościuszki (nie mówiąc już o konfederacji barskiej) uznały, że można Polskę całkowicie skasować. Ale po blisko 19 latach polskich wysiłków zbrojnych w oparciu o Francję i Napoleona, wrogowie Polski przekonali się, że jednak Polski zupełnie unicestwić nie sposób i zdecydowali się utrzymać przy życiu dwa polskie twory państwowe, mianowicie Królestwo Polskie i Rzeczpospolitą Krakowską. Rzecz ciekawa, że uznali oni za możliwe pierwszemu z tych tworów nadać nazwę „polskiego" mimo, iż Napoleon tej nazwy użyć się nie odważył i swoje dzieło nazwał księstwem „warszawskim" i mimo, że owo ustanowione na kongresie wiedeńskim królestwo było od Księstwa Warszawskiego dużo mniejsze i że powstało w istocie z jego rozbioru. Owo • Jerzy Łojek uważa, że zamiarem Rosji byl rozbiór Księstwa Warszawskiego, a nie utworzenie państwa polskiego w unii z Rosją i że to było powodem jego udziału w układzie w Reichenbachu. Pisze: Aleksander „chciał pozyskać dla Rosji cześć ziem polskich, lecz tyle tylko, ile dałoby Polakom możliwość egzystencji ograniczonej i niezdolnej do emancypacji. Przeistoczenie całego Księstwa Warszawskiego w Królestwo Polskie w przekonaniu Aleksandra I groziło zapewne skutkami niebezpiecznymi dla utrwalenia na zawsze zależności Warszawy od Petersburga. (•••) Przez swoją decyzję oddania Prusom znacznej części Księstwa Aleksander 1 zmniejszył potencja! przyszłego Królestwa Polskiego co najmniej o jedną trzecią." Jest to ocena niezgodna z faktami. Oderwanie Poznania, Torunia i Krakowa od Księsf*a nie było dziełem Aleksandra, lecz jego dyplomatyczną klęską. 244 v ólestwo Polskie" wydało się Polakom i zawsze się następnie wydawało " k maleńki i tak nieproporcjonalne do wyobrażenia o Polsce, że potocznie zVwano je królestwem nie „Polskim", lecz „Kongresowym" ^Kongresówką"). Także i spory zakres samorządu i wolności nadany Kięstwu Poznańskiemu draż jaka taka swoboda nadana Rzeczypospolitej V. akowskiej, były przejawami liczenia się przez wrogów Polski z polskim nragnieniem wolności i odrębnego bytu państwowego. Rozważając okoliczności utworzenia Królestwa Kongresowego trzeba należycie ocenić rolę cara Aleksandra I, Po powaleniu Napoleona, koalicja państw, które go pokonały, rozbiła się, grupując się w całkiem nowy sposób, mianowicie w dwa przeciwne sobie obozy, z których jeden stanowiła Rosja, a do drugiego należały Anglia, Prusy, Austria i także Francja. Rosja — to byl w istocie car Aleksander. (Sprzeciwiała mu się częściowo opinia publiczna rosyjska, to znaczy opinia rosyjskiej warstwy rządzącej, biurokratycznej i wojskowej.) A car Aleksander postawił sobie za cel odbudowanie Polski jako dużego państwa, którego on byłby królem. „Wiadomo było w Berlinie (...), że rzeczywistym celem Aleksandra było odbudowanie Królestwa Polskiego przez wcielenie do niego tych prowincji, które Austria i Prusy anektowały w wyniku rozbiorów 1772,1793 i 1795 roku. Prusacy ze swej strony byli skłonni pogodzić się z tym rozwiązaniem pod warunkiem, że w zamian otrzymają Saksonię" (Nicolson). „Granica między Prusami a Rosją z r. 1815 była więc wynikiem kompromisu, gdyż Rosja pragnęła pierwotnie posunąć się bardziej na zachód, Prusy natomiast, m.in. pod naciskiem Anglii chciały uznać Wartę i Narew za wskaźniki przy wytyczaniu granicy" (Geiss). Aleksander dla utrzymania zgody międzynarodowej godził się z tym, te Prusy zagarną Poznańskie oraz Toruń i Chełmno, oczywiście także godził się z tym, że nie wrócą do Polski te części zaborów pruskiego i austriackiego, które nie należały także i do Księstwa Warszawskiego (Pomorze wraz z Gdańskiem i Warmia, Galicja w granicach po 1809 roku) ale w zamian za to gotów był przyłączyć do Królestwa Polskiego większą część zaboru rosyjskiego, to znaczy przede wszystkim Litwę. Polityce Aleksandra w Wiedniu sprzeciwiała się przede wszystkim Anglia. „Aleksander rzeczywiście dążył do odbudowania pod swoim berłem Polski jak największej i rzeczywiście zamierzał przyłączyć do tej Polski ziemie wschodnie, ku czemu czynił przygotowania w postaci spolszczenia administracji tych ziem, stworzenia na nich (pod zarządem Czartoryskiego) polskiego szkolnictwa* i założenia Korpusu Litewskiego, będącego w istocie I * „Już w lutym 1803 roku (Aleksander) spolszczył (..) szkolnictwo we wszystkich ośmiu guberniach, wykrojonych z ziem zagarniętych w trzech rozbiorach i powierzył administrację 'ego szkolnictwa kuratorowi wznowionego polskiego uniwersytetu wileńskiego Adamowi Czartoryskiemu. Po wojnie 1812 roku i okupacji francuskiej wyodrębnił pod każdym względem Politycznie pięć guberni zachodnich (z wyjątkiem witebskiej, mohylewskiej i kijowskiej) w sposób widoczny przygotowując oddanie ich Polsce. (...) Zabór rosyjski w latach późniejszych obejmował w istocie dziewięć, nie osiem guberni (Wilno, Grodno, Kowno, Mińsk, Witebsk, Mohylew, Wołyń, Podole, Kijów). Ale o ile nie jestem w błędzie, w początkach wieku XIX osobna gubernia kowieńska jeszcze nie istniała, stanowiąc część wileńskiej" (cytata z innej mojej książki). 245 formacją wojskową polską i podporządkowanego dowództwu wielkje księcia Konstantego, to znaczy Warszawie.* Także i Konstanty, przy caf° swej dzikości i prymitywizmie był — wbrew utartym poglądom __ nJ wrogiem, lecz przyjacielem naszej sprawy. W erze kongresu wiedeńskiej naszym rzeczywistym, nieprzejednanym wrogiem była polityka brytyjs^ reprezentowana przez Castlereagha, która otaczała swą opieką Prusy Sekundował polityce brytyjskiej nasz dawny wróg z otoczenia Napoleona mason i stały stronnik Anglii, Talleyrand. To polityka brytyjska uparcie dążyła do rozbioru Księstwa Warszawskiego i sprzeciwiała się odbudowaniu Polski opartej o Rosję. To ona przecież sprzeciwiła się utworzeniu osobnego królestwa z katolickiej Nadrenii, przeniesienia na nadreński tron katolickiej dynastii królów saskich i wcielenia całej Saksonii do Prus, a przez to jakiemu takiemu zaspokojeniu Prus i zahamowaniu ich aspiracji do odzyskania ziem polskich, wyzwolonych spod ich władzy przez Napoleona i stanowiących część Księstwa Warszawskiego; polityka brytyjska sprawiła, że Nadrenia została przyłączona do Prus, przez co Prusy zostały potężnie wzmocnione, ze Saksonia — okrojona na rzecz Prus o połowę — została utrzymana jako odrębne państwo i że Prusy zagarnęły dużą część Księstwa Warszawskiego.* Postanowienia i debaty kongresu wiedeńskiego są pod jednym względem zadziwiające: że cechuje je większa niż w jakimkolwiek innym akcie dyplomatycznym obłuda. Każda z uchwał i każda z dyskusji kongresu wiedeńskiego uzasadniana jest argumentacją zupełnie inną niż motywy rzeczywiste, które były jej prawdziwym powodem. A ta obłudna argumentacja jest tak stanowcza i uporczywa, że nawet dzisiaj, po upływie 170 lat, wielu historyków i polityków daje jej wiarę, zupełnie nie widząc, że stanowi ona tylko zasłonę dymną dla względów interesu mocarstwowego i ideologicznego odmiennego. Nie będę w tej chwili wypadków tej rozbieżności między rzeczywistością a propagandą wyliczać. Ale zwrócę na niektóre z nich uwagę w toku dalszego opowiadania. Jedną z tych sprzeczności jest pogląd, iż Anglia, a wraz z nią kilka innych państw, domagała się rozbioru Księstwa Warszawskiego, a co najmniej okrojenia go o Poznań, Toruń i Kraków dlatego, że nienaruszalność terytorialna tego Księstwa oznaczałaby wtargnięcie wpływu rosyjskiego w głąb Europy w wyniku tego, że Rosja miałaby to księstwo (czy też Polskę) pod swoim wpływem, a więc im dalej Polska sięgałaby na zachód, tym dalej sięgałby wpływ rosyjski. Jest to pogląd zupełnie niesłuszny. Im większa byłaby spadkobierczyni Księstwa Warszawskiego, Polska, tym większa byłaby jej siła, a więc także i niezależność od Rosji. Rosja wywierałaby duży wpływ w środku Europy, gdyby Polska była tworem słabym i całkowicie jej poddanym. Silna Polska w istocie byłaby barierą odgradzającą Rosję od Europy. Trudno, by Castlereagh czy Talleyrand tego nie rozumieli. Ich istotnym dążeniem było nie tyle odepchnięcie Rosji, co osłabienie Polski. * „W roku 1817 wyodrębnił (Aleksander) te same pięć guberni pod względem wojskowym, tworząc na nich odrębny „korpus litewski" w polskich mundurach, z polskim językiem komendy i pod polskim dowództwem, podporządkowany nie Petersburgowi, lecz Warszawie" (tamże). • Cytata z innej mojej książki. 246 ^ rozpowszechnionym wyobrażeniom odmiennym (...) Rosja w ? tocie nie była zwolenniczką rozbiorów; koncepcją przeważającą w polityce 'osyjskiej było utrzymanie Polski nie podzielonej, ale uczynienie z niej oSyjskiego satelity. Z polskiego punktu widzenia była to oczywiście koncepcja niezadowalająca, bo nieskończenie gorsza od pełnej niepodległości. Była to jednak koncepcja znacznie lepsza od rozbiorów i bardzo pożądana jako etap na drodze do wyzwolenia się z tych rozbiorów. Z chwilą, gdy upadł program wyzwolenia Polski przez zwycięskiego Napoleona, jedyną rozumną koncepcją polityki polskiej stało się zjednoczenie Polski przez Rosję i odbudowanie polskiej państwowości w oparciu o nią."* Ciekawym przykładem obłudy angielskiej i ponapoleońsko-francuskiej okazanej w odniesieniu do sprawy polskiej jest formuła stosowana przez Anglie i Francję po upadku Napoleona, której wynalazcą jest zdaje się Talleyrand. Polega ona na tym, że się mówi, że chcemy pełnego zaspokojenia polskich dążeń i odbudowania Polski całkowicie niepodległej w granicach sprzed 1772 roku; ale ponieważ to jest niemożliwe, nie możemy się zgodzić na załatwienie pośrednie, decydujemy się więc na całkowite przekreślenie sprawy polskiej i na przywrócenie rozbiorów. Każdy, kto się nad tą formułą zastanowi, musi przyznać, że jest to formuła całkowicie antypolska i zgoła niezdarnie osłaniającaantypolską politykę, boć przecież jest jasne, że dla Polaków lepsza jest Polska nawet trochę okrojona i niekompletna, ale będąca samodzielnym państwem, od rozbiorów i że zrezygnowanie z niektórych ziem, które przed rokiem 1772 do Polski należały, nie jest wcale przekreśleniem programu odbudowania niepodległej i w istocie wielkiej Polski. A jednak są Polacy, którzy i dzisiaj uważają, że formuła ta, głosząca ideał Polski w granicach sprzed 1772 roku jest dowodem, iż w roku 1815 Anglia i Francja, wbrew Rosji — były przyjaciółkami Polski. Talleyrand był ministrem spraw zagranicznych Francji pod władzą króla Ludwika XVIII. W tej roli napisał instrukcje pisemne dla francuskiego delegata na kongres wiedeński, którym był on sam. W instrukcjach tych, które sam dla siebie ułożył, napisał: „Odbudowanie Królestwa Polskiego byłoby dobrodziejstwem i to wielkim dobrodziejstwem; ale tylko pod trzema następującymi warunkami: 1) że będzie ono niepodległe; 2) że będzie mieć silną konstytucję; 3) że nie będzie trzeba dawać dawać Prusom i Austrii kompensaty za terytoria, jakie utraciły" (Duff Cooper). „Wszystkie te warunki — pisze angielski biograf Talleyranda — były w owym czasie niemożliwe do wypełnienia. Wykazawszy, że tak się rzeczy mają, Talleyrand dochodzi z żalem do wniosku, że kontynuowanie stanu rzeczy, jaki istniał przed wojną, to znaczy rozbiorów, jest najlepszym rozwiązaniem (...). Polacy (...) pod obcym panowaniem osiągną wiek dojrzałości, jakiego nie zdołali osiągnąć w ciągu dziewięciu wieków niepodległości" (Duff Cooper). Warto zauważyć przy okazji, ile antypolskiej nienawiści dźwięczy w rozumowaniu tego francuskiego przyjaciela Anglii, „filozofa" ze szkoły XVIII wieku i ekskomunikowanego, zbuntowanego przeciw Rzymowi, * Tamże. 247 żonatego eks-biskupa. Polacy w jego przekonaniu w ciągu dziewięciu wieków niepodległości nie stali się narodem dojrzałym. Widocznie dlatego, że byli tradycyjnie — pomimo odmiennych wysiłków niewielkiej, lecz wpływowej mniejszości — tak niezachwianie katoliccy. A może i dlatego, że byli społecznością o światopoglądzie wolnościowym, w którym rządy sprawowane były tradycyjnie przez milion (wraz z rodzinami) szlachty, a więc przez potężną masę ludzi, wolnych i odpowiedzialnych i mających cechę jakby ludu i w którym inne warstwy ludności, zarówno mieszczanie, jak nawet i chłopi (nie tylko pod Racławicami, lecz i np. w „potopie" szwedzkim) politycznie solidaryzowały się ze szlachtą. Tak samo i Anglia posługiwała się formułą, że chcielibyśmy dać Polsce wszystko, ale skoro tego nie możemy, nie damy jej nic. „Castlereagh oświadczył, że jego rząd zwidziałby z dużym zadowoleniem przywrócenie niepodległości Polski ? ale że < rozróżnia on wyraźnie między utworzeniem Polski połączonej z koroną Rosji a odbudowaniem całości lub większej części jako osobnego i niepodległego państwa*. Książę Regent nie proponuje jednak tego ostatniego rozwiązania, ponieważ nie chce żądać < nierozsądnych poświęceń > od swoich aliantów" (Kukieł). „Castlereagh robił frazeologiczny ukłon (was paying lip service) pod adresem zasady niepodległości Polski. Wysuwane były kontrpropozycje: całkowite zjednoczenie Polski pod niezależnym monarchą (jak przed rokiem 1772) albo odbudowanie status quo z roku 1791, albo kompletny rozbiór Księstwa Warszawskiego z Wisłą jako proponowaną granicą" (Kukieł). „Polityka angielska głosiła frazes o kompletnej niepodległości Polski, która w roku 1815 była celem nieosiągalnym, po to, by storpedować program wykonalny, jakim było odbudowanie Polski pod berłem Aleksandra".* Formuła, że chcemy dać Polsce wszystko, ale ponieważ nie możemy jej tego dać, nie damy jej nic i uchylimy się od dania jej tylko trochę była potem stosowana przez Anglię i Francję stale, na przykład w związku z wybuchem powstań listopadowego i styczniowego. „Wszystko albo nic, a wobec tego, że < wszystko >? osiągnąć się nie da, trzeba za podstawę tego rozstrzygnięcia przyjąć . Wedle tej formuły traktowali potem sprawy tej Polski we wszystkich światowych kryzysach aż do drugiej wojny światowej włącznie."* Niektórzy polscy historycy ulegają złudzeniu, że formuła ta była w intencji propolska. Łojek pisze: „Polityka brytyjska (...) stawiała sprawę polską w kategoriach alternatywnych: albo — albo. Albo odbudowa niepodległej Rzeczypospolitej sprzed 1772 roku, albo nawrót do sytuacji porozbiorowej z lat 1795-1797. Tej niewątpliwie sprzecznej z realiami sytuacji międzynarodowej lat 1814-1815 polityce rządu brytyjskiego nie można odmówić swoistej uczciwości historycznej i ostatecznej racji moralnej- w końcu dwór brytyjski, a wraz z nim austriacki i francuski godziły sie n odbudowanie całej niepodległej Rzeczypospolitej, byle tylko zgodziły się n * Cytata z innej mojej książki. • Cytata z innej mojej książki. 248 to również dwory Petersburga i Berlina. Jeżeli te ostatnie na rozwiązanie takie przystać nie chciały czy nie mogły, nie było winą Londynu, że z kolei nie chciał się zgodzić na rozwiązanie połowiczne i rzekomo dające Polakom pozorną satysfakcję, natomiast dworowi petersburskiemu preponderencję w całej Europie." W rzeczywistości, głównym wrogiem Polski była w Wiedniu Anglia. Oczywiście, wybitnym — i tradycyjnym — jej wrogiem były także Prusy. Nie trzeba twierdzić, że istniał w Wiedniu jakiś wspólny obóz Prus i Rosji. Były chwilami miedzy tymi dwoma państwami momenty łączności taktycznej. Ale w postawie zasadniczej, Prusy były w obozie Anglii, ich w owym czasie opiekunki. To Prusy i Anglia zwyciężyły w Wiedniu politykę cara Aleksandra, która była „połowicznie" propolska. A popierał politykę angielską jej niezachwiany stronnik, Talleyrand. „Przez cały okres kongresu wiedeńskiego (Talleyrand) koncentrował swoje wysiłki na pokrzyżowaniu planów polskich Aleksandra. (...) Króla Aleksandra w Gdańsku, Toruniu, Poznaniu, Krakowie nie chciał widzieć za nic. Aleksander jednak okupował wschodnią Europę łącznie z Saksonią i ustąpić nie chciał. Wspólnym wysiłkom Talleyranda, Castlereagha i Metternicha udało się w końcu zmusić cara do oddania Prusom zachodniej części Księstwa Warszawskiego i do zrezygnowania z Krakowa. (...) Gdyby to zależało od Talleyranda, Prusacy wróciliby do Warszawy, a Austriacy do Lublina. Car wysuwał przeciw Talleyrandowi argument samostanowienia narodów. Saksonię, mówił, należy oddać Prusom, bo Sasi są Niemcami i radzi znajdą się pod rządami Hohenzollernów. Polacy niewątpliwie nie chcą wrócić pod obce panowanie, trzeba wskrzesić Polskę. (...) Talleyrand (...) teraz, w okresie pokoju wiedeńskiego jechał na legitymizmie i odrzucał dążenia narodowe" (Wasiutyński). „W Wiedniu (car Aleksander) natknął się od razu na potężną opozycję zmobilizowaną porzez Castlereagha, który jechał na kongres z decyzją, by (nie obalać, ale modyfikować istniejącą zasadę rozbioru) i w tym duchu obrabiał Francuzów w Paryżu, a w Wiedniu dogadał się nie tylko z Metternichem, ale i z rosyjskim ministrem spraw zagranicznych Nesselrode (narodowości niemieckiej - J.G. co do -śfolly* (szaleństwa) obstawania przy odbudowaniu Polski. W rozmowie z carem oświadczył, że Anglia chętnie by widziała odbudowanie niepodległego państwa pod osobnym monarchą, ale nie chciałaby żądać od swych sprzymierzeńców nierozsądnych ofiar (; (...) był on (...) głównie odpowiedzialny za położenie tamy rozrostowi rosyjskiego wpływu w środkowej Europie (...). Castlereagh i Metternich nie tylko zmobilizowali większość mocarstw europejskich przeciwko polskiemu planowi Aleksandra, ale opozycją swoją poważnie wpłynęli na postawę Rosjan i zwiększyli ich niechęć do oddania rosyjskich prowincji polskiemu Królestwu. Zamiast być zachęconym przez mocarstwa zachodnie do przedsięwzięcia tego wspaniałomyślnego kroku, Aleksander spotkał się z przestrogami i odradzaniem. W rezultacie, przyłączenie polskich wschodnich prowincji do nowego Królestwa nie zostało nawet w traktacie wyraźnie wspomniane" (Kukieł). i (Castlereagh przeszkodził rozszerzeniu się ograniczonych i pośrednich wpływów rosyjskich na zachód od Kalisza, ale zarazem przeszkodził zamienieniu rosyjskiego bezpośredniego panowania w Bobrujsku i Mińsku, już nie mówiąc o Wilnie i Grodnie, na wpływ ograniczony i pośredni.) „Castlereagh był w dużym stopniu < w sprawie polskiej osobą główną >. Został on (w roku 1814) opuszczony nawet przez Hardenberga, musiał więc bronić prawa Prus do ziem polskich nie tylko bez pomocy Prus, lecz nawet zawzięcie się z Prusami spierając; i bojował o interesy Austrii tylko "połowicznie popierany przez Metternicha" (Kukieł). „Castlereagh (...) ostrzegał cara przed wrogą reakcją jego własnych, rosyjskich poddanych („..). Zrobił wszystko, co mógł, by usztywnić opór obu mocarstw niemieckich", tj. Prus i Austrii (Kukieł). „Był on świadomy stanowczości Aleksandra w jego dążeniu do urzeczywistnienia jego polityki polskiej i przedsięwziął w ostatniej chwili wysiłek, by doprowadzić oba mocarstwa niemieckie do wspólnego stawienia Rosji czoła. Starał się pogodzić je ze sobą, apelując do ich wspólnego interesu w sprawie rozbioru Polski" (Kukieł). „Castlereagh został ostrzeżony (...) przez memorandum barona von Steina (polityka pruskiego — J.G.) przeciwko niebezpieczeństwu wpływu Rosji na Europę Środkową, jeśli przez unię z Polską posunie ona swe granice ku Karpatom, Śląskowi i Pomorzu" (Kukieł). Rzeczywiście zgodna z interesami narodu polskiego była polityka cara Aleksandra. Dążył on do odbudowania dużego państwa polskiego — pod swoim berłem. Miało to być państwo całkowicie odrębne, będące własnością narodu polskiego, nawiązujące do tradycji Polski przed rozbiorowej, żyjące polską kulturą i polskim językiem, katolickie — ale mające króla w jego osobie, a więc będące w unii personalnej z Rosją. Byłoby to oczywiście państwo zależne politycznie od Rosji — zapewne bardziej zależne od Rosji 250 •7 napoleońskie Księstwo Warszawskie od Francji — do czego n yCZyniałoby się terytorialne sąsiedztwo oraz obecność w Polsce licznej ? dności prawosławnej. Ale jednak byłoby to państwo polskie i w dodatku całkiem duże. Godny podziwu jest fakt, że Aleksander chciał przyłączyć do tego oaństwa ziemie, już od 7, lub 20, lub 22, lub może nawet od 42 lat należące do Rosji- Zapowiedział to w Wiedniu. A prawdziwość jego zamiaru potwierdzają jego rzeczywiste czyny. Pisałem już o tym, że spolszczył on administrację na terenie pięciu guberni utworzonych na obszarze całości terytorium trzeciego rozbioru zaboru rosyjskiego i otrzymanego od Prus obwodu białostockiego, zarówno jak większej części terytorium drugiego rozbioru oraz spolszczył szkolnictwo także i na obszarze terytorium pierwszego rozbioru i pozostałej części drugiego rozbioru. Utworzył także — już w kilka lat po kongresie wiedeńskim — osobny korpus wojskowy litewski, będący wojskiem polskim i podporządkowany wielkiemu księciu Konstantemu, a więc Warszawie. „Ze strony rządu zaznaczyło się w stosunku do pięciu guberni zachodnich (wileńska, grodzieńska z obwodem białostockim, mińska, wołyńska, podolska) wyraźne dążenie do oparcia się na żywiole polskim; w pozostałych (witebskiej, mohylewskiej, kijowskiej) trwała natomiast tendencja do ich asymilacji z wewnętrznymi (guberniami) Cesarstwa, chociaż jeszcze nie były wydzielone z okręgu uniwersyteckiego wileńskiego i sięgała tam polska sieć szkolna. Ta odrębność w traktowaniu pięciu < polskich *> guberni znajdowała wyraz w obsadzaniu Polakami urzędów gubernatorów cywilnych.* (...) Wicegubernatorami byli również Polacy i oni przeważali w administracji i sądownictwie, gdy w trzech pozostałych guberniach byli na tych stanowiskach wyłącznie Rosjanie (...) Ta linia zasięgu restytucyjnych zamiarów cara wystąpiła jaskrawo w jego (cara Aleksandra) ukazie z 13 lipca 1817 roku o utworzeniu oddzielnego korpusu litewskiego, podległego rozkazom w. księcia Konstantego jako wodza naczelnego armii polskiej, a korpus ten miał być uzupełniany wyłącznie rekrutem z tych pięciu guberni (z obwodem białostockim), żołnierze zaś, uprzednio z nich wyrbani i służący w wojsku rosyjskim, mieli być do niego przekazani. Pogoń litewską (zamiast Św. Jerzego) wprowadzono na sztandary i czaka, umundurowanie upodobnione do armii Królestwa. Co do znaczenia tych postanowień nie miał wątpliwości trzeźwy polityk, jakim był Lubecki. Pisał do Czartoryskiego: <(...) Gdzie pierwszy krok od wojska się zaczyna, tam słabych nie ma fundamentów ?. W rezultacie korpus litewski stawał się w swym składzie wojskiem polskim. Liczebnie przedstawiał siłę większą od armii Królestwa. (...) W roku 1819 nastąpił krok dalszy: na całym tym wojskowo wyodrębnionym obszarze Konstanty otrzymał zwierzchność nad administracją państwową: sprawy rządu Litwy, Wołynia i Podola rozstrzygały się odtąd w pałacu Bruhlowskim ..Generałem-gubernatorem wileńskim byt (Rosjanin) generał Rimskij-Korsakow, ale gubernatorem cywilnym do roku 1821 byl Ksawery Drucki-Lubecki, grodzieńskim Andrzejkowicz, mińskim Kazimierz Sulistrowski, wołyńskim Bartłomiej Giżycki, podolskim Pawlowski, w obwodzie białostockim Wołkowicz" (Kukieł). 251 w Warszawie. Aleksander podkreślił jeszcze wicekrólewskie de fact stanowisko brata, stwarzając przy nim ekspozyturę ministerstwa snra zagranicznych" (Kukieł). * Jest jasne, że zarówno w czasie kongresu wiedeńskiego, jak i w kilka lat po nim, car Aleksander nosił się z zamiarem przyłączenia owych pięciu guberni do Królestwa Kongresowego, a więc uczynienia z tego Królestwa całkiem dużej Polski. Gdy spojrzymy na mapę, widzimy, że wschodnią granicą Królestwa Polskiego w intencji cara Aleksandra, to znaczy granicą między Polską a Rosją miały być mniej więcej Dźwina, Dniepr i nieco wygicta linia, biegnąca gdzieś od ujścia Teterewa do Dniepru ku Dniestrowi w okolicy chyba gdzieś Jahorlika. W granicach Polski miałyby się znaleźć Wilno Kowno, Grodno, cała Żmudź, Brześć Litewski, Pińsk, Slonim, Mińsk, Bobrujsk, Sluck, Mozyrz, Łuck, Zwiahel, Włodzimierz Wołyński, Żytomierz' Kamieniec Podolski, Winnica, Bar, Jampol, Bracław, Bałta. Zachodzi pytanie, jakie względy skłaniały Aleksandra do tak ujętych zamiarów dotyczących Polski. Nie były to cele i zamiary polityki rosyjskiej. Wiemy o tym, że istniał wyraźny konflikt dotyczący spraw polskich między carem Aleksandrem a tym, co można by nazwać opinią rosyjskiej warstwy rządzącej. Polityka utworzenia dużej i mniej więcej samodzielnej Polski nie była polityką rosyjską, ale polityką osobistą cara Aleksandra. Ale w Rosji owych czasów rola i władza cara była tak wielka, że musiał się on jedynie w ograniczony sposób liczyć ze zdaniem swoich doradców, wykonawców i podkomendnych i mógł w znacznym stopniu prowadzić politykę własną, to jest politykę cara-samodzierżcy, który wszystkie ważne decyzje pobiera sam, nie licząc się z niczyim zdaniem. Ocena polityki cara Aleksandra wobec Polski musi się powodować więcej argumentami z dziedziny psychologii niż polityki, geopolityki czy historii. Czym się powodował Aleksander, wbrew zdaniu ówczesnego, niewielkiego społeczeństwa rosyjskiego? Myślę, że powodował się w znacznym stopniu sumieniem i poczuciem sprawiedliwości. Był on zdania, że rozbiory były aktem niesprawiedliwości i że trzeba je naprawić. Naprawiał je jak umiał. Był to człowiek dość niezrównoważony i chaotyczny. Należał w młodych latach do masonerii i był liberałem. W okresie kogresu wiedeńskiego i późniejszym skrystalizował się jako wróg liberalizmu i także jako wróg masonerii. W roku 1821 nakazał rozwiązanie wszystkich lóż masońskich w państwie rosyjskim, łącznie U Królestwem Polskim i dopilnował tego, że zarządzenie jego zostało — przjf pomocy policji — rzeczywiście wykonane.* Popełnił on w swej działalności ublicznej, zarówno jak w życiu prywatnym, niejeden grzech. Ale był to w cie rzeczy człowiek uczciwy. I przypisywanie jego czynom pobudek * To dzięki temu wiemy dziś tak wiele o polskiej masonerii XVIII wieku i początku XIX. Archi* masońskie zostały szybko pochowane w prywatnych mieszkaniach poszczególnych masonó* zwykle zamożnych ziemian. Ale gdy ci poumierali, przeszły one w ręce ich potomków, którZ często masonami nie byli. Często dostały się potem do różnych zbiorów publicznych. To tam w archiwach publicznych, albo wciąż w zbiorach prywatnych, mogli je później dokładnie zba< pod koniec wieku XIX i już w wieku XX, jezuita ks. Załeski i świecki bada Malachowski-Łempicki. 252 wcale nie jest fantazją. jedną z przyczyn poczuwania się Aleksandra do obowiązku troszczenia się o sprawy polskie było to, że Napoleon oddał będące pod jego rozkazami wcale niemałe polskie wojsko pod jego opiekę. „W rokowaniach o abdykację Napoleon postawił jako jedną z naczelnych spraw (nawet przed sprawami własnymi i swej rodziny, obok zaś sprawy utrzymania Legii Honorowej) sprawę wojska polskiego i zalecił dowódcom polskim oddać je pod opiekę Aleksandra" (Kukieł). Aleksander przejął od Napoleona wojsko polskie i uczynił je potem armią Królestwa Polskiego. Myślę, że fakt ten wiązał go potem uczuciowo ze sprawą polską. Ale obok względów moralnych, które skłaniały go do rozwiązania sprawy polskiej w sposób w ówczesnych warunkach i w granicach jego możliwości najsprawiedliwszy, były zdaje się w jego postępowaniu wobec Polski i Polaków i inne jeszcze pobudki. Aleksander poprowadził swoją politykę polską w wyraźnym konflikcie z petersburską warstwą rządzącą, z tymi, co kierowali rosyjskimi ministerstwami, wojskiem i polityką zagraniczną. Dlaczego? Czy tylko dlatego, że kierował się duchem sprawiedliwości, a oni nie mogli tego zrozumieć? Myślę, że było tu jeszcze coś więcej. On się tej warstwy rządzącej bal. Na 14 lat przed kongresem wiedeńskim miał w Petersburgu — w roku 1801 — miejsce zamach stanu, który obalił rządy Pawła I — nie tylko odsuwając go od władzy, ale go mordując, mianowicie przez uduszenie go w jego sypialni — oraz wprowadził na tron jego syna, Aleksandra. Jest powszechnie przyjęte, że Aleksander brał udział w spisku, który tego zamachu dokonał, choć nie wiedział o zamiarze zamordowania ojca. Czy taka ocena jego roli w tym zamachu odpowiada prawdzie? O takich sprawach zwykle nic się nie wie na pewno. Aleksander był człowiekiem, który wielokrotnie okazał wrażliwość sumienia. Czy rzeczywiście brał udział w zamachu mającym na celu obalenie władzy jego ojca i zajęcie przez niego jego miejsca? Jakoś nie jestem przekonany, że tak rzeczywiście było. Istnieją pogłoski czy też przypuszczenia, że za zamachem tym kryła się Anglia, niezadowolona z tego, że car Paweł zbliżył się do Napoleona. W każdym razie, czy Aleksander uczestniczył, czy nie, w spisku przeciwko swojemu ojcu, można chyba przyjąć za pewne, że miał z powodu tego zamachu wyrzuty sumienia, czy po prostu uczucie przykrości, że zawdzięcza temu zamachowi — i związanemu z nim zamordowaniu ojca — objecie rosyjskiego tronu. Przecież to był fakt: że jest rosyjskim carem dzięki temu, iż grupa spiskowców należących do rosyjskiej warstwy rządzącej zamordowała jego ojca, a jego na tron wsadziła. Myślę, że świadomość tego musiała mieć wielki wpływ na niego, na jego uczucia i psychologię, a także i na jego politykę. Przede wszystkim — nie chciał on być od owej warstwy zależny, nie chciał być kukłą w jej ręku. Być może niejedno, co robił, było po prostu aktem przekory: postępował inaczej, ?uż mu dyktowali ci, co go wsadzili na tron. Na pewno tej warstwy nie kochał; miał do niej żal i urazę, a być może jej nienawidził. 253 ?H i A obok tego na pewno dźwięczał w nim strach. Jeśli petersburskie otoczenie cesarskie mogło w nocy udusić jego ojca, dlaczego nie miałoby w podobny sposób udusić kiedyś i jego, cara Aleksandra? Ta obawa zapewne dźwięczała w nim przez cale życie. Dźwięczala w nim także utajona nienawiść do Anglii, która się być może do śmierci jego ojca przyczyniła? Budując państwo polskie pod swoim berłem budował on sobie alternatywną dziedzinę władzy i królowania. W razie, gdyby się poczuł zagrożony, miałby gdzie sie schronić. Schronić nie jako emigrant, ale jako król. To mógł być także tylko atut w rozgrywkach: nie sprzeciwiajcie mi się, jestem monarchą nie tylko waszym. Co więcej, manipulując sprawą polską, mógł pod niejednym względem zdobywać przewagę w rozgrywkach wśród rosyjskiego dygnitarstwa. Mógł rozbić skupienie tego dygnitarstwa w stołecznym Petersburgu, przenosić budzących w nim podejrzenie urzędników i wojskowych gdzie indziej, znajdować w innych ludziach bezpieczeństwo i ochronę. Że jego zamiar oderwania pięciu „polskich" guberni od Rosji i przyłączenia ich do Królestwa Polskiego był na serio jego zamiarem, świadczy stanowczość, z jaką doprowadził do skutku inny podobny zamiar, mianowicie oderwania od właściwej Rosji i przyłączenia do autonomicznej Finlandii prowincji karelskiej. Być może i Finlandię, jak Królestwo Polskie, budował sobie jako alternatywną, niezależną dziedzinę władzy. Finlandia była pierwotnie częścią Szwecji. Po uporczywych wojnach szwedzko-rosyjskich przeszła w roku 1809 pod rządy rosyjskie jako odrębne „wielkie księstwo" w unii personalnej z Rosją. (Car rosyjski był zarazem wielkim księciem Finlandii.) Kongres wiedeński potwierdził odstąpienie przez Szwecję Finlandii Rosji. Car Aleksander przyłączył w 1811 roku do Finlandii prowincję Karelii ze stolicą Wyborgiem. Prowincja ta należała do Rosji od roku 1721, a przedtem do roku 1617, a więc należała do Finlandii tylko w latach 1617-1721. Przyłączona przez Aleksandra do Finlandii pozostała potem częścią Finlandii aż do roku 1945.* Jest oczywiste, że polityka cara Aleksandra była po upadku Napoleona najlepszym wyjściem dla polskiego narodu. Należało ją z całej siły poprzeć. Królestwo Polskie w granicach od Kalisza do Żytomierza i Bobruj ska, nawet pod władzą króla Aleksandra, będącego równocześnie carem rosyjskim, • „Nie było to z punktu widzenia rosyjskiego ustępstwo bez znaczenia. Bo po pierwsze miato ono wielkie znaczenie strategiczne: granica fińska, dzięki temu ustępstwu, przysunęła sie na odległość 40 kilometrów w linii powietrznej do ówczesnej stolicy Rosji, Petersburga, co było faktem nieblahym zważywszy, że Finlandia miała własną armie i była właściwie odrębnym państwem, choć pod władzą rosyjskiego cara. Po wtóre, odstąpione terytorium należało do Rosji od roku 1721, a więc od 90 lat, a nie jak Wilno, Mińsk czy Żytomierz od lat 20, czy 20-kilku. Po trzecie, była to dawna posiadłość moskiewska (...). Karelia należała do roku 1617 (...) <>0 Rosji i została zdobyta przez Szwecję i przyłączona dó szwedzkiej wówczas Finlandii w pokoju stolbowskim 1617 roku. Ludność Karelii była wprawdzie karelska, to znaczy mówiąca dialektem języka fińskiego, ale była prawosławna i kulturalnie związana z Rosją, a nie z luterańską (a przedtem katolicką) Szwecją. Król szwedzki Karol Gustaw nakazał ludności Karelii być c° 254 byłoby potężnym czynnikiem polskiej siły i niezależności i byłoby miało szansę pomyślnej ewolucji ku pełnej niepodległości i zjednoczeniu. Niestety, do przyłączenia do Królestwa Polskiego owych „pięciu guberni" nie doszło. Opory w Rosji przeciwko temu — a także opory u mocarstw zachodnich — były tak wielkie, że Aleksander na ten krok się nie zdecydował. „Królestwo Polskie" pod władzą Aleksandra — to było ostatecznie tylko to, co zostało z Księstwa Warszawskiego po okrojeniu go na rzecz Prus i oderwaniu od niego Krakowa. Można by twierdzić, że szukanie oparcia w Aleksandrze byłoby dla Polaków zbyt wielkim ryzykiem: nie miał on ze swej strony zbyt wielkiego oparcia w swej rosyjskiej • ojczyźnie, a mocarstwa zachodnie były mu wrogie. Ale w wielkich zmaganiach trzeba także ponosić i ryzyko. „Na dalszą metę związek dynastyczny Polski z Rosją nie mógł się utrzymać: musiało kiedyś dojść do jego przecięcia. Ale na razie związek ten zapewniałby Polsce w jej walce o odzyskanie swego miejsca w Europie oparcie mocniejsze niż w Napoleonie. Był to ciekawy i wręcz opatrznościowy obrót sytuacji; na pewno nie cała Rosja, nie wszyscy ludzie w jej kołach rządowych byli zwolennikami takiego przyjaznego ułożenia stosunków polsko- rosyjskich, ale u władzy był w Rosji — w osobie cara Aleksandra — kierunek, który na stosunki polsko-rosyjskie tak właśnie patrzył. (...) Może byłby on na dalszą metę dla Polski oparciem kruchym. Ale fakty dokonane, jakie by stworzył, byłyby się pewnie utrzymały. Przecież wiemy, że żył on i panował w Rosji i Królestwie Polskim do roku 1825, czyli przez lat 10 po kongresie wiedeńskim, co było dostatecznie długim okresem czasu, by się te fakty mogły utrwalić. Ale Aleksander przegrał. Nie przegrał (ostatecznie) w Rosji: nie zaznaczyła się przeciwko niemu w Rosji opozycja naprawdę poważna (powstanie dekabrystów w roku 1825 miało miejsce już po jego śmierci). Natomiast przegrał w rozgrywce z Anglią. I rzecz ciekawa: właściwie przegrał także w Polsce, bo Polacy przyjęli jego plany bez szczególnego entuzjazmu. Oficjalny wyraziciel polityki polskiej, idącej mu na spotkanie, Adam Czartoryski, był w istocie stronnikiem Anglii i po cichu porozumiewał się z nią, a Aleksander się tego domyślał. Wielkie zmaganie epoki napoleońskiej rozstrzygnęło się nie tylko na polach Rosji i Hiszpanii i na pobojowiskach Lipska i Waterloo, ale i w batalii niedzielę na kazaniu luterańskiego pastora. Część ludności nie chciała się temu poddać i wolała wyemigrować do prawosławnej Rosji. 10.000 rodzin prawosławnych Karelijczyków mówiących Po fińsku otrzymało wówczas azyl w Rosji i zostało osiedlonych wokół miasta Tweru (dzisiejszego KaHnina), gdzie obecnie żyje ich około 160.000 i gdzie w latach trzydziestych bieżącego stulecia istniał skasowany w roku 1939 karelski „okrąg narodowy". Karelia zrosła się narodowo z "formowaną pod wpływem kulturalnym szwedzkim i rządząną aż po początki XX wieku przez szwedzką szlachtę Finlandią dopiero w latach 1617-1721, a w sposób ostateczny w latach 2-1939. Rosja mogła uważać, że przed rokiem 1617 należała ona do rosyjskiego obszaru narodowego i że zlewała się na nowo z Rosją w latach 1721-1811. A jednak Aleksander odstąpił en kraj Finlandii i cesja ta nie była potem przez carską Rosję kwestionowana" (cytata z innej °jęj książki.) Także i Rosja sowiecka nie kwestionowała tej cesji w latach 1917-1939. 255 dyplomatycznej rozegranej — i to w sposób ostateczny — na kongresie wiedeńskim 1815 roku. Istotnym panem tego kongresu i zwycięzcą, który podyktował zasady nowego porządku w Europie, była Anglia."* Rzecz ciekawa, że w rozgrywce wiedeńskiej zabrakło akcji polskiej, to znaczy polskiego działania politycznego, zmierzającego do jedynego osiągalnego wtedy dla polskiego narodu politycznego celu, jakim było utworzenie dużego państwa polskiego, opartego o Rosję i mającego Aleksandra za króla. Nie w tym rzecz, że Polska (czy też Księstwo Warszawskie) nie była na kongresie reprezentowana w sposób oficjalny. Jest faktem, że spośród licznych kongresów i konferencji pokojowych w osiemnastym i dziewiętnastym wieku Polska nie brała udziału w żadnym. (Ostatni raz brała udział w konferencji w KarJowicach w roku 1699, a następny raz dopiero w Wersalu w roku 1919.) Ale nie będąc dopuszczoną do kongresu w sposób oficjalny, powinna była wywierać na ten kongres wpływ w sposób nieoficjalny. Było to zadaniem Adama Czartoryskiego: stał on zawsze w obozie przeciwnym Napoleonowi, był ongiś rosyjskim ministrem spraw zagranicznych i kuratorem szkolnictwa w zaborze rosyjskim, byl osobistym przyjacielem Aleksandra, któremu towarzyszył w bitwie pod Austerlitz. Miał on nie splamioną kartę z punktu widzenia obozu wrogów Napoleona. Powinien był wesprzeć Aleksandra w jego dążeniu do utworzenia, wbrew Anglii, dużego państwa polskiego. Niestety, był to stronnik Anglii. Postawił sobie za cel przeciągnięcie Anglii na stronę polską — co było celem nieosiągalnym i opartym na złudzeniach. „Polityka tego niewątpliwie znakomitego męża stanu nie była wcale tak prosta i jasna, za jaką jest powszechnie uważana. Byt to żarliwy przyjaciel Anglii — wynikało to niewątpliwie z jego formacji ideologicznej jako masona — i w polityce swojej stawiał na rosyjsko-angielsko-polską współpracę, co w najmniejszym stopniu nie odpowiadało realnym możliwościom istniejącej sytuacji. W rezultacie nie tylko, że nie prowadził po klęsce Napoleona stanowczej i wyraźnej polityki współpracy z Rosją, ale wręcz prowadził politykę dwulicową, przez co zraził sobie cara Aleksandra i wyrwał spod nóg polityki tego ostatniego wobec Polski główną podstawę, na której była ona oparta. Czartoryski powinien był po klęsce Napoleona iść z Rosją bez żadnych niedomówień i dwuznaczności i iść tak, by pociągnąć naród za sobą. Czasy napoleońskie były epoką wielkich ruchów masowych i wpływu opinii publicznej na politykę rządów: nie tylko w obozie napoleońskim, ale także w obozie jego przeciwników, a wiec w Rosji, w Prusach, w Hiszpanii itd. powstania ludowe i wybuch uczuć patriotycznych odegrały dużą rolę dziejotwórczą i trzeba się było z uczuciami mas liczyć. Czartoryski powinien był nie tylko prowadzić zakulisowe rozgrywki dyplomatyczne, ale poprowadzić naród. Gdyby wydaniem manifestu do narodu albo zorganizowaniem komitetu narodowego zainaugurował byl zrozumiałą dla ogółu nową polską politykę, gdyby ogłosił, że czasy współpracy narodu z Napoleonem się skończyły, że polityka tej współpracy, aczkolwiek w istniejących warunkach była konieczna i nieunikniona, przegrała i naród musi teraz poprowadzić politykę nową, stawiając na współpracę z Rosją i broniąc się przy pomocy Rosji przed pruskimi i austriackimi zakusami rozbiorowymi — naród byłby za nim poszedł i byłoby to polityce Aleksandra zapewniło siłę i powodzenie. Także i Aleksander musiał się liczyć z rozkołysanymi w roku 1812 nastrojami patriotycznymi w Rosji i chcąc oderwać Litwę i inne ziemie polskie od Rosji musiał być w stanie dać za to Rosji w zamian jakąś korzyść. Taką korzyścią mogło być tylko przeciągnięcie narodu polskiego na swoją stronę i ugruntowanie, przy pomocy Polski, wpływu politycznego rosyjskiego w Europie. Ale Czartoryski nie dał Aleksandrowi i Rosji współpracy politycznej polskiego narodu; dał tylko swoją własną, osobistą współpracę, w dodatku nieszczerą. Polityka Aleksandra w istocie napotkała próżnię, narodu polskiego nie pozyskała, a więc straciła logiczne podstawy. Konsekwencją tego było wepchnięcie Aleksandra i Rosji w politykę Świętego Przymierza. Święte Przymierze, to znaczy współpraca Rosji z państwami niemieckimi, nie było nieuchronną koniecznością; było ono w niemałym stopniu rezultatem tego, że do rzeczywistej współpracy polsko-rosyjskiej nie doszło. Ale Święte Przymierze stało się faktem. (...) Przyczyniła się do tego w niemałym stopniu polityka polska. Przyczyniła się tym, że nie próbowała rozdzielić obozu zaborców, że nie doceniała wagi ciążącego na Polsce brzemienia dążeń niemieckich, a zwłaszcza pruskich i że nie widziała potrzeby oderwania Rosji od państw niemieckich i nie usiłowała do niego doprowadzić."* I * Cytata z innej mojej książki. 256 • Cytata z innej mojej książki. Jak dalece Czartoryski byl nastawiony na współdziałanie z Anglią,' przecież głównym » owej chwili wrogiem Polski, niech zaświadczą następujące cytaty z książek profesora Kukiela, wybitnego badacza polityki Czartoryskiego. Jeszcze w czasie zjazdu w Reichenbachu (Dzierżoniowie) w 1813 roku, na którym wodzowie koalicji antynapoleońskiej uchwalili rozbiór Księstwa Warszawskiego, „książę Adam (Czartoryski) zdecydował się przedsięwziąć własną kampanię dyplomatyczną i starać się zdobyć poparcie brytyjskie dla swojego kraju i dla jego unii z Rosją jako jedynego sposobu zabezpieczenia istnienia państwa przed wrogością Austrii i żarłocznością Prus. Pragnął on jeszcze więcej: tajnego porozumienia polsko-angielskiego i trwałego zainteresowania Wielkiej Brytanii istnieniem Polski jako osobnego państwa, jeśli byłoby ono zagrożone przez swojego potężnego partnera, Rosję. Dążenia jego były w jaskrawej sprzeczności z polityką Castlereagha przywrócenia < sprawiedliwej równowagi > w Europie przez wzmocnienie Austrii i Prus i przez zwrócenie im — a Prusom przede wszystkim — całości lub większej części ich poprzedniego udziału w rozbiorach Polski. Czartoryski jeszcze nie zdawał sobie z tego sprawy, do jakiego stopnia Foreign Office nastawione było na prowadzenie tej polityki i jak było zdecydowane przeszkodzić ekspansji Rosji w basenie Wisły i ku Odrze, nawet jeśli dokonałaby się pod postacią unii personalnej z Królestwem Polskim." W czasie pobytu w roku 1814 wespół z carem Aleksandrem w Londynie ..Czartoryąki porobił kontakty na własną rękę. Zawarł ciepłą przyjaźń z księciem Sussex, wielkim ?nistrzem masonerii." „Zwierzał się w swoim dzienniku (...): •. Teraz postanowi! działać sam, apelując do opinii brytyjskiej i szukając tam oparcia. Jego zaufany emisariusz, Biernacki, zdołał (...) postawić mocno sprawę polską w prasie i kołach opozycyjnych, przy czym nie była to wcale propaganda na rzecz Aleksandra; była to obrona państwowości polskiej, atak 17 — Hist. Nar. Poi., t. II 257 Tak więc rezultatem kongresu wiedeńskiego było, że Poznańskie oraz Toruń z przyległościami wróciły pod zabór pruski, a Kraków jako Rzeczpospolita Krakowska dostał się w sferę wpływów austriackich, ale Aleksander otrzymał większą część Księstwa Warszawskiego jako Królestwo Polskie. Nie przyłączył jednak do tego Królestwa ziem zaboru rosyjskiego, to znaczy owych pięciu guberni sięgających po Dźwinę i Dniepr. Ustąpił tu pod naciskiem oporu dygnitarzy rosyjskich, podburzonych w tej sprawie przez Anglię. A być może, także i sam się do sprawy polskiej zniechęcił, napotykając opór mocarstw europejskich, a nie widząc zbytniego entuzjazmu wśród samych Polaków. W każdym jednak razie rzecz niemałą osiągnął: państwo polskie, to prawda, że nieduże, pod jego berłem powstało. Mówi się dziś, że takie państwo nie miało dla narodu polskiego znaczenia, bo nie było naprawdę niepodległe. A jednak to nie niepodległe państwo było w stanie, po 15 latach — rozumnie czy nierozumnie — zdetronizować rosyjskiego cara, wypowiedzieć Rosji wojnę i prowadzić potem tę wojnę przez prawie rok. „Bądź co bądź pierwsze dwudziestolecie dziejów porozbiorowych dało jednak w wyniku wznowienie polskiej państwowości poręczonej przez całą Europę. Uznane zostały prawa narodu polskiego do istnienia i w uroczystych deklaracjach stwierdzili to sami rozbiorcy. Traktaty i konwencje rozbiorowe z lat 1795 i 1797 zostały unicestwione przez te same mocarstwa, które je zawierały" (Kukieł). A jednak rezultatem kongresu wiedeńskiego nie było zwycięstwo Aleksandra czy Rosji. Nie było przywrócenie w sposób trwały — w związku z Rosją — polskiej państwowości. Było nim utrwalenie rozbiorów, a więc zwycięstwo państw niemieckich i Anglii. ,,Na kongresie wiedeńskim to nie same tylko Prusy, a nawet nie głównie Prusy, ale polityka angielska pracowała nad storpedowaniem planów cara Aleksandra zbudowania jako tako dużej Polski, to prawda, że opartej o Rosję, a zarazem nad uczynieniem z Prus dużego mocarstwa. Gdyby Księstwo Warszawskie utrzymało się było w swoich pełnych granicach (...) Aleksander, stając się jego władcą, łatwiej pokonałby trudności, jakie napotkał (...) na na politykę rozbiorów, nie szczędzący Rosji. Gdy później Aleksander dowiedział się szczegółów tej działalności przyjaciela, przyczyniło się to do zerwania ich współpracy i przyjaźni." Aleksander wobec Czartoryskiego „zrobił się zimny i obcy. Być mole było lo rezultatem (...) informacji (...) o niezależnych poczynaniach Czartoryskiego i jego tajnych powiązaniach z Anglią. W każdym razie, nieufność Aleksandra rosła." „Co do zdradzenia przez F. Biernackiego poufnego kontaktu księcia Adama z Anglią (.-?) sam fakt został ujawniony w r. 1819, ale alarmujące symptomy pojawiały się w r. 1818, a związek Biernackiego z Nowosilcowem być może można wyśledzić już w 1815." „Zaufanie (...) cara do niego (Czartoryskiego) było podważone, odkąd Nowosilcow okazał dowody jego działań na gruncie angielskim w obronie Polski przed nowym rozbiorem, (...) wprost oskarżycielskich w stosunku do polityki Aleksandra z okresu Kalisza i Reichenbachu" (wszystko Kukieł). . . Trzeba tu zauważyć, że gotowość Aleksandra do oddania Prusom Poznania, już nie mówiąc 0 utracie Torunia i Krakowa, wcale nie była przejawem jego stałej polityki, lecz tylko ugięciem się przed siłą jego przeciwników. Aleksander walczył o całość Księstwa Warszawskiego także 1 w Wiedniu. 258 drodze do przyłączenia do tego Królestwa polskich Ziem Zabranych, a zwłaszcza Litwy. Odbudowane pod jego berłem Królestwo Polskie byłoby dużej miary politycznym faktem — i połączenie z nim polskich ziem pod rosyjskim zaborem byłoby czymś naturalnym i dla jego rosyjskich poddanych zrozumiałą zapłatą za takie powiększenie potęgi rosyjskiego cara; Gdańsk i Lwów byłyby w tej sytuacji naturalnym celem polskiego państwa, a przecież unia personalna między Polską i Rosją nie mogłaby trwać wiecznie. Ale planom tym sprzeciwiła się Anglia — i plany te zostały storpedowane. Rozbiór Księstwa Warszawskiego (...) był(y) jaskrawą demonstracją niepowodzenia polityki Aleksandra, a tytuł Królestwa Polskiego na tak okrojonym terytorium zakrawał na drwiny. W rezultacie, także i przyłączenie doń Ziem Zabranych stało się niemożliwe. Dlaczego Anglia do odbudowania jakiej takiej Polski nie dopuściła? Można to tłumaczyć tym, że nie chciała dopuścić do nadmiernego rozszerzenia sfery wpływów rosyjskich w Europie. Ale (...) to dopiero przekreślenie planów Aleksandra umożliwiło mocne ustawienie stopy rosyjskiej w Warszawie, a nawet w Kaliszu. Anglia nie życzyła sobie odbudowania Polski, bo nie żywiła sympatii do niej jako państwa katolickiego. Na odwrót, to ona, a nie kto inny spowodowała, że Prusy wyrosły w wyniku kongresu wiedeńskiego do roli czołowego niemieckiego mocarstwa. Kongres wiedeński dał Prusom nie tylko Poznańskie i południową część polskiego Pomorza, ale także połowę Saksonii oraz Nadrenię, Westfalię i szwedzkie Pomorze. Prusy stały się wielkim, sięgającym od granicy rosyjskiej do granicy francuskiej państwem (, od Niemna do Mozy)* i to państwem o obliczu wyraźnie niemieckim i protestanckim, o dość zaokrąglonych granicach, które tylko związany z Anglią Hanower przedzielał na dwie części, co, nawiasem mówiąc, zapewniało Anglii wpływ na nie. Szczególnie znamienny jest los, jaki wyznaczono katolickiej Nadrenii: istniał projekt zrobienia z niej katolickiego królestwa z katolicką dynastią saską na tronie, ale nie dopuszczono do tego, Wettynów pozostawiono w okrojonej, a protestanckiej Saksonii, a Nadrenię oddano Prusom, przez co wybitnie wzmocniono przewagę protestancką w świecie niemieckim. Prusy roku 1815 w istocie nie były same gotowe do tej roli, jaką im kongres wiedeński wyznaczył; to Anglia je w tej roli stworzyła. Były potem przez czas dłuższy dość słabe, przetrawiały swe zdobycze i przystosowywały się do nowej swej roli, zanim zdołały okrzepnąć. Wyrosły pod opiekuńczymi skrzydłami Anglii. Dopiero w czasach Bismarcka stały się zdolne do wyciągnięcia ze swej nowej pozycji wszystkich korzyści i stania się tym, czym się w latach 1866-1871 stały i czym potem do roku 1918 albo właściwie do roku 1939 pozostawały. Wiek XIX, a zwłaszcza jego druga połowa, to było panowanie Anglii i Prus w Europie, Prus bezpośrednio, a Anglii z daleka, metodą pilnowania równowagi, przeważaniem szali, kiedy trzeba. Był to system zdecydowanie anty katolicki. Rzeczywista postawa Prus znalazła najlepszy wyraz w * Wedle słów niemieckiego hymnu: „Deutschland, Deutschland iiber alles" (Niemcy, Niemcy Ponad wszystko). 259 < Kulturkampfie ?. Jakie były rzeczywiste uczucia Wielkiej Brytanii —. dowiadujemy się nieraz z odezwań królowej Wiktorii, jej księcia-malżonka i wielu brytyjskich mężów stanu. Także Austro-Węgry istnieniem swoim j polityką wzmacniały ten system; ich ostentacyjna katolickość była tylko fasadą. Włochy, zbudowane w walce z polityką papieską i głęboko ze Stolicą Apostolską skłócone, należały jawnie do obozu antykatolickiego. Francja (...) coraz wyraźniej sterowała ku przybraniu oblicza tak samo antykatolickiego. Dopełniają obrazu Rosja i Stany Zjednoczone, też przecież Rzymowi w sposób oczywisty wrogie, jedna łamiąca u siebie unię j prześladująca katolicyzm łaciński, drugie wyrastające na walce ze spuścizną i ideologią katolickiej Hiszpanii. Nawet czynnikidrobne.Szwecja, Holandia, Szwajcaria, w której fronda kantonów katolickich złamana została wojną domową, Belgia rządzona przez masonów i będąca satelitą angielskim, wspierały swym istnieniem ten sam system polityczny i ideologię. Hiszpania i Portugalia się nie liczyły, to były zjawiska marginesowe; a zresztą i tam wielki głos miała masoneria. (...) Cały świat ówczesny był rządząny w duchu antykatolickim. W świecie tym nie tylko dla Polski, ale nawet dla samej idei Polski — Polski prawdziwie niepodległej, zjednoczonej z trzech zaborów, sięgającej od gór aż do morza — nie było miejsca."* O kongresie wiedeńskim panuje w świecie — także i w Polsce — swoista legenda. Że było to wydarzenie pełne świetności — co jest prawdą. Że na długie lata utrwaliło rozbiory Polski — co także jest prawdą. I że było dziełem i terenem działania Metternicha i rosyjskiego cara Aleksandra, przy udziale przeciwnika naszej sprawy, Talleyranda. O roli Anglii i Prus jest w tej legendzie głucho. W istocie jest prawdą, że główną rolę na tym kongresie odgrywali Metternich, Talleyrand, car Aleksander, Prusak Hardenberg i Anglik Castlereagh. Metternich był osobą główną jako — obok cesarza Franciszka — gospodarz w Wiedniu; także jako stróż w następnych latach ustalonego w Wiedniu porządku. Na samym kongresie jego czołowa rola była głównie towarzyska. Talleyrand odegrał ogromną rolę jako zakulisowy intrygant. Jego głównym osiągnięciem jest, że wyprowadził Francję z jej położenia państwa pobitego, mającego słuchać dyktanda zwycięzców, do roli mocarstwa pertraktującego z państwami zwycięskimi na równej stopie. Istotą jednak politycznej rozgrywki na kongresie była batalia między carem Aleksandrem a Castlereaghem, a więc głównymi z politycznego punktu widzenia aktorami na tym kongresie byli oni dwaj. Metternich odegrał wielką rolę zwłaszcza już po kongresie wiedeńskim — był kanclerzem i ministrem spraw zagranicznych Austrii do roku 1848, a więc przez dalsze 33 lata — jako stróż ustanowionego przez kongres wiedeński porządku, a więc w szczególności „świętego przymierza" i rozbioru Polski. Był zresztą głównym twórcą „świętego przymierza",tak jak się ono ostatecznie ukształtowało. Był organizatorem władania austriackiego w * Cytata z innej mojej książki. 260 północnych Włoszech. Jego metodą rządzenia był ucisk policyjny. Stal się on przez długie lata swoich rządów niejako symbolem ducha „reakcji", to jest utrzymywania siłą władzy państwowej systemu politycznego nie tyle broniącego tradycji i odziedziczonego porządku, co istniejącego w danej chwili układu sił, mianowicie porządku ustanowionego przez kongres wiedeński. Był on jednym z głównych twórców „nowego anglo-austriackiego porozumienia" (Algeron Cecil), wprawdzie nie będącego formalnym sojuszem, ale będącego ścisłym, chociaż cichym systemem współpracy, który wywarł potem wielki wpływ na stosunki europejskie na więcej niż sto lat, bo odzywał się jeszcze po pierwszej wojnie światowej w próbach Lloyd George'a uratowania bytu monarchii austriackiej. Znamienny był stosunek Metternicha do sprawy polskiej. Był on rzekomym przeciwnikiem rozbiorów — a równocześnie strażnikiem utrzymania tych rozbiorów na zawsze. Angielski biograf jego pisze: „Nie żywił on sympatii (...) do rozbiorów Polski ale uważał, tak samo zresztą jak mężowie stanu nawet usposobienia liberalnego, jeszcze w sześćdziesiąt i więcej lat po jego zejściu ze sceny politycznej, że zniszczenie polskiego państwa weszło jako fakt składowy nieodwracalny do ustroju nowoczesnej Europy" (Algeron Cecil). Stanowisko Metternicha, uważającego rozbiory Polski za fakt ostateczny, jakoś zresztą nie bardzo się zgadza z prawdziwymi faktami historycznej rzeczywistości. Za jego życia naród polski wielokrotnie wykazał swoją upartą wolę walki z „faktem" rozbiorów. A w 70 lat po jego dymisji, a w 59 lat po jego śmierci Polska została w końcu odbudowana i w chwili, gdy piszę te słowa, jest już od 67 lat znowu „faktem składowym ustroju Europy." Metternich przyczynił się w wysokim stopniu do utrwalenia potęgi finansowej żydowskiej w Europie dziewiętnastego stulecia. Faktycznym sekretarzem kongresu wiedeńskiego (i innych, mniejszych kongresów w latach następnych) był z jego woli wrocławski Żyd, Friedrich Gentz, o którym Disraeli, żydowski premier brytyjski w latach 1868 i 1874-80 napisał w rozdziale jednej ze swych książek: „poświęconej gloryfikowaniu rasy hebrajskiej (...), że (... Gentza) wybór (...w Wiedniu) jest dowodem trwałego władania Żydów nad losami ludzkości" (Algernon Cecil). Metternich był blisko i stale związany węzłami stosunków finansowych i politycznych z żydowską, bankierską rodziną Rotszyldów (Rotschild). Założycielem i głową tej rodziny był Majer Amszel Rotszyld (1743-1812), bankier we Frankfurcie nad Menem, który umieścił swoich czterech synów jako bankierów w Londynie, Paryżu, Wiedniu i Neapolu.* Rodzina Rotszyldów doszła do ogromnej potęgi finansowej w czasach Napoleona i po jego upadku i odgrywała potem ogromną rolę w życiu finansowym Europy, m.in. finansując budowę sieci kolejowej w Europie oraz wspierając pożyczkami rządy poszczególnych mocarstw. Są oni — zwłaszcza w Anglii i we Francji — i dziś jeszcze wielką potęgą finansową, choć pierwszeństwo * Przedstawicielem domu Rotszyldów w Berlinie byl później Gerson Bleichróder (1822-1893), także Żyd, blisko związany z Bismarckiem i jego polityką. 261 w kapitalistycznym, międzynarodowym świecie przesunęło się raczej nieco ku rodzinie Warburgów, też żydowskiej, pochodzącej z Niemiec, ale dziś amerykańskiej. Gentz „był pierwotnym pośrednikiem między Metternichem j Rotszyldami. Wojny napoleońskie, jak świat wie, położyły fundamenty, a bitwa pod Waterloo postawiła wysoko mury domu finansowego pięciu sławnych braci. Restauracja (Burbonów we Francji) stała się ich ogrodem (...). Cała Europa potrzebowała pieniędzy, a każdy rząd potrzebował możności swobodnego przelewu kapitałów. Rotszyldowie mogli dostarczyć i jedno, i drugie. (...) Obie strony, (Rotszyldowie i Metternich) mogły coś wygrać, (... Rotszyldowie potrzebowali obrony przed uroszczeniami zarządu miejskiego we Frankfurcie). Metternich mógł im dać to i więcej. Mógł wyjednać dla nich tytuł (baronów); uzyskał dla nich prawo posiadania własności ziemskiej w austriackim imperium; mógł nawet wprowadzić ich do najlepszego austriackiego towarzystwa. (...) Nie zapomnieli oni o tych usługach; a on zwracał się do nich o finansową'pomoc zarówno w dziedzinie publicznej, jak prywatnej. Urządzili oni sprawy Marii Ludwiki (wdowy po Napoleonie); ułatwili dziwne transakcje pieniężne między dwoma wielkimi mocarstwami niemieckimi i niemiecką konfederacją, urządzili pożyczki dla Austrii i odmówili pożyczki Rosji; dawali pożyczki Metternichowi, które rzetelnie spłacał. (...) Zarówno Rotszyldowie, jak Metternich pragnęli pokoju i pracowali dla niego. (...) Możemy zakonkludować, razem ze Stadionem (politykiem austriackim), że istnienie domu Rotszyldów Ostało się najściślej związane z austriacką monarchią> (Algernon Cecil).* Metternich był więc wybitnym stróżem postanowień kongresu wiedeńskiego i twórcą systemu politycznego i gospodarczego Europy ponapoleońskiej, a na samym kongresie odgrywał wielką rolę jako gospodarz • Warto w związku z tym przytoczyć to, co o wpływie żydowskim w Austrii pisał Roman Dmowski: ,,W Austrii przy niejednolitym składzie narodowościowym państwa Żydzi obecni byli we wszystkich jej krajach, i to w znacznej ilości, stawali się coraz bardziej cementem łączącym państwo w jedną całość i coraz bardziej je opanowywali. (...) Wiedeń i Budapeszt były najbardziej żydowskimi ze stolic i z finansowych centrów Europy. (...) Żydzi uważali Austro-Węgry niejako za swoje państwo i (...) obrona tego państwa była jednym z głównych punktów polityki żydowskiej. Tu się uważa Austro-Wegry za państwo najbardziej katolickie — mówiłem w r. 1916 w Watykanie do jednego z tamtejszych dyplomatów — jest to wszakże państwo najbardziej żydowskie i coraz bardziej żydowskim się staje". Także od siebie dodałbym, że Austro-Wegry lat 1815-1918 były państwem rządzonym przede wszystkim przez masonerię (austriacką i węgierską), przez Żydów i przez węgierską arystokrację, która była przeważnie kalwińska (zresztą równocześnie masońska). Węgry miały przed 1914 rokiem ludność w 52 procent katolicką obrządku łacińskiego, 10 proc. unicką, 14 proc. prawosławną, 19 proc. protestancką (w czym 13 proc. kalwińską), pół proc. ariańską i 5 proc. żydowską. Połowa ludności — to byli katolicy. Ale to był głównie lud. A rządziła ówczesnymi Węgrami przede wszystkim szlachta, która była głównie kalwińska. Dynastia i cesarski Wiedeń okazywały ostentacyjnie swą katolickośc, a niektórzy politycy i członkowie dynastii potrafili być szczerze, a nawet żarliwie katoliccy, ałe państwo było pod osłoną pozorów zgoła niekatolickie. Wiedeń był miejscem rodzenia się i kwitnienia także i takich prądów o światowym znaczeniu, jakie charakteryzują nazwiska Freuda, Herzla czy Kafki. 262 w Wiedniu, goszczący wspaniałe zgromadzenie gości, ale większej miary uczestnikiem toczącej się na kogresie rozgrywki nie był. Istotna walka o przyszłe losy Europy rozegrała się w Wiedniu między Anglikiem Castlereaghem i carem rosyjskim Aleksandrem. Wielkim zwycięzcą, choć w niejednym musiał ustąpić, był Castlereagh. To on, w imieniu Anglii, Europę urządził. Ale pomagali mu w wybitny sposób Metternich i Talleyrand, którzy obaj popieraniem polityki angielskiej kupili sobie miejsce dla Austrii i Francji w stworzonym przez Anglię systemie i wzięcie w tym systemie udziału. I oczywiście, Prusak Hardenberg. Owocem kongresu wiedeńskiego stał się system solidarności mocarstw, w którym obok Anglii uczestniczyły, pommo wszystkich dzielących je różnic, wszystkie ówczesne europejskie mocarstwa, a więc Prusy, Austro-Węgry, Francja, a z biegiem czasu i Rosja. Kongres wiedeński ustanowił to, co nazywano odtąd systemem, czy też , porządkiem wiedeńskim. System ten przetrwał w istocie prawie sto lat. (Ściśle biorąc 99, od roku 1815 do 1914.) Był to system w istocie masoński. Ustanowił on panowanie mocarstw protestanckich — z udziałem także i Rosji. Państwa o ludności przeważnie katolickiej, jedne, jak Austro-Węgry, Francja, a także i Piemont, włączyły się w ten system jako posłuszne jego uczestniczki, a inne zostały zepchnięte na margines życia zbiorowego Europy i stopniowo, lub od razu częściowo okrojone terytorialnie, a częściowo całkowicie skasowane. (Hiszpania i Portugalia pozbawione swych posiadłości w Ameryce, Państwo Kościelne, Królestwo Neapolu wzg. Obojga Sycylii i inne stare państwa włoskie, a także i dawne elektoraty kościelne w Niemczech, unicestwione.) Główną zresztą podstawą tego systemu było to, że unicestwiona została Polska. System ten uległ w ciągu XIX wieku niejakiemu przekształceniu przede wszystkim przez olbrzymie wzmocnienie potęgi pruskiej w latach 1864-1871 i utworzenie niemieckiego cesarstwa pod pruską hegemonią, a także przez skasowanie istotnej samodzielności Królestwa Polskiego w roku 1831 i zjednoczenie Włoch w latach 1860-1870. Zmiany te jednak nie obaliły systemu wiedeńskiego, ale go przeciwnie umocniły, wprowadzając w jaskrawy sposób zasady, które w uchwałach kongresu wiedeńskiego były tylko umiarkowanie zaznaczone, mianowicie dając Prusom ostateczną przewagę w narodzie niemieckim i w Europie, miażdżąc ostatecznie naród polski i kasując polityczno-państwową rolę papiestwa. System wiedeński obaliła dopiero pierwsza wojna światowa, mianowicie przez to, że zniszczyła solidarność państw rozbiorowych (Rosji, Prus i Austrii), spowodowała wojnę między zaborcami i doprowadziła do unicestwienia „świętego przymierza". Nawet jeszcze pod koniec tej wojny i po jej zakończeniu sternik polityki brytyjskiej Lloyd George usiłował szczątki tego systemu uratować, walcząc o uratowanie Austro-Węgier przed rozbiorem oraz o jak największe zredukowanie odradzającej się Polski. A zwłaszcza wyobrażając sobie, że w nowej Europie nadal rozstrzygającą rolę odgrywać będzie Anglia jako strażniczka równowagi europejskiej dzięki temu, że „hegemonia" francuska będzie obalona przez przeciwstawienie jej 263 uchronionych od zbyt wielkiego pognębienia Niemiec, a także, że ciążyć nad Europą będzie odbudowana potęga rosyjska. Porządek wiedeński zastąpiony zosta) w roku 1919 przez porządek wersalski. Istotą porządku wersalskiego byJo odbudowanie dużej, sięgająCe- od gór aż do morza, obejmującej trzy zabory i całkowicie odgradzając^ Niemcy od Rosji Polski, całkowite zniszczenie Austro-Węgier i wielkie ograniczenie potęgi niemieckiej. Należy tu podkreślić wielką rolę polityki polskiej i jej przedstawiciela, Romana Dmowskiego. Można niemal twierdzić że to Dmowski doprowadził do ustanowienia na kontynencie Europy systemu wersalskiego. Wbrew rozpowszechnionemu pojęciu, że w przebiegu historii o wszystkim decydują procesy zbiorowe, nieuniknione i mniej więcej samorzutne, inicjatywa poszczególnych ludzi potrafi nieraz odgrywać wpływ rozstrzygający. Splot wydarzeń politycznych sprawił, że Dmowski został dopuszczony, czy też umiał sobie dopuszczenie wywalczyć do narad tych, co o urządzeniu świata po zakończonej wojnie decydowali. Zdobył on równie stanowczo miejsce dla Polski w naradach kongresu wersalskiego jak Talleyrand dla Francji w naradach kongresu wiedeńskiego. A miał on skrystalizowaną koncepcję, jak Europa powinna być po zakończeniu wojny urządzona. Koncepcję tę wyłożył w formie poufnego tekstu, który jeszcze latem 1917 roku, na półtora roku przed końcem wojny rozpowszechnił wśród polityków alianckich. A tymczasem politycy alianccy własnej czy własnych koncepcji nie mieli. Francja przygotowana była na to, że wschodnia połowa Europy urządzona będzie przez Rosję, a tymczasem rewolucja rosyjska sprawiła, że Rosja jako partner w obozie alianckim znikła; Francja znalazła się więc w sprawach wschodnio i środkowoeuropejskich bez planu i w pustce. Anglia wyobrażała sobie, że wojna europejska będzie czymś o wiele mniejszej skali, niż to się stało naprawdę i po katastrofach straszliwego ubytku krwi żołnierza angielskiego i klęskach na morzu, okazała się bezradna i zdezorientowana. A Ameryka nie rozumiała spraw Europy i troszczyła się głównie tylko o nowe urządzenie całego świata w formie Ligi Narodów; a w osobie prezydenta Wilsona była podatna do przyjęcia planu Dmowskiego, jako na ogół zgodnego z jego osobistymi ideałami o samostanowieniu narodów. W rezultacie uczestnicy narad paryskich 1919 roku w praktyce, w braku wyraźnych planów własnych, przyjęli gotowy plan urządzenia Europy, jakim był druk Dmowskiego i dyskusje swe skierowali ku szczegółom takiego czy innego wcielenia tego planu w życie. W rezultacie na miejsce porządku wiedeńskiego zapanował w roku 1919 w Europie porządek wersalski. Plan ten okazał się zadziwiająco zdatny do tego, by być trwałym. Pomimo prób obalenia go przez najrozmaitsze czynniki w czasie drugiej wojny światowej i tuż po niej, geograficzne wyniki pokoju zwanego wersalskim (ustalonego nie tylko przez traktat wersalski, ale i przez kilka innych traktatów, takich jak w Saint-Germain i w Trianon) pozostały w zasadniczym zrębie nie zmienione także i w wyniku drugiej wojny światowej. Mianowicie utrzymały się dwie podstawy pokoju wersalskiego: niepodległość dużej Polski, sięgającej od gór aż do morza i skasowanie Austro-Węgier. Utrzymała się w szczególności większa część granic Czechosłowacji, 264 Jugosławii, Węgier, a także i Rumunii. Tylko Polska utraciła po drugiej wojnie światowej swoje ziemie wschodnie, a równocześnie zyskała ziemie zachodnie. Oraz Rumunia utraciła Besarabię i Bukowinę. (Inne zmiany terytorialne były tak niewielkie, że wspominać o nich nie warto.) Trzeba jeszcze, w związku z kongresem wiedeńskim omówić dwie sprawy, mianowicie Świętego Przymierza i tak zwanego legitymizmu. Święte Przymierze było sojuszem Rosji, Austrii i Prus, zawartym w Wiedniu w dniu 26 września 1815 roku, a więc w 3 i pół miesiąca po akcie końcowym kongresu wiedeńskiego (9 czerwca), który był istotnym zakończeniem tego kongresu i ustanowieniem „wiedeńskiego" porządku w Europie. Inicjatorem tego przymierza był car Aleksander. Jego intencją było ustanowienie ośrodka, który broniłby panowania chrześcijaństwa w polityce oraz strzegł porządku międzynarodowego i tradycji. Jego koncepcja, której źródłem były jego dobre intencje i jego pogłębiające się przywiązanie do chrześcijaństwa i do tradycyjnych pojęć o prawie, praworządności i europejskiej cywilizacji, była w istocie dość mętna i nadająca się do sprzecznych interpretacji. Inicjatywę Aleksandra podchwycił Metternich i zużytkował ją jako środek do zmontowania bloku państw gotowych podtrzymywać w Europie zarówno system polityczny ustanowiony przez kongres wiedeński, jak zasady i metody rządzenia i życia zbiorowego, cechujące osobisty światopogląd Metternicha, a określane terminem „reakcyjności".* W praktyce święte przymierze stało się w następnych latach narzędziem politycznym Metternicha w jego dążeniu do zwalczania rewolucji i liberalizmu oraz do umocnienia rządów monarchicznych mających za cel nie tyle dobro poszczególnych narodów, co interesy i władzę poszczególnych dynastii. Stało się także — mimo że z czasem przystąpiła do niego Francja i inne kraje — sojuszem państw rozbiorczych i aktem utwierdzającym rozbiory Polski. Po 15 latach, gdy znikła odrębność Królestwa Polskiego, a owo Królestwo stało się po prostu częścią zaboru rosyjskiego, a także gdy Aleksander już nie żył, akt ten stał się przede wszystkim stwierdzeniem solidarności mocarstw, które rozebrały Polskę. W pierwszej fazie „Święte Przymierze" doprowadziło w latach 1820-1822 do kongresów w Opawie, Lublanie i Weronie, które zajmowały się nie tyle Polską, co przeciwstawieniem się dążnościom konstytucyjnym w różnych państwach. Z czasem, mniej więcej od roku 1830, święte przymierze utraciło jednak znaczenie jako czynnik solidarności monarchów i ustrojów absolutystycznych w walce z liberalizmem i dążeniami konstytucyjnymi, a stało się już wyłącznie wyrazem solidarności Prus, Rosji i Austrii wobec poddanej rozbiorom Polski. Pomimo chrześcijańskiej inicjatywy, która była jego punktem wyjścia, przymierze to było zgoła nie święte, lecz przeciwnie, w obłudny i cyniczny sposób stało na straży aktu zbrodniczego, jakim było ujarzmienie Polski. * Jeszcze w roku 1966 francuski filozof Jacques Maritain (w książce „Le paysan de la Garonne") Powiada, że zwolennicy skrajnej prawicy w dzisiejszym świecie to są ,,les mminants de la Sainte- -Alliance" (ci, co przeżuwają — miłe im widać — wspomnienie Świętego Przymierza.) 265 Legitymizm — słowo to zostało zdaje się ukute przez Talley to była ideologia kongresu wiedeńskiego, polegająca na szanouT ~ tradycyjnych uprawnień rodów królewskich. Z pojęciem ' ani j gitym obłudnie wiązano — i dotąd się w niektórych kołach wiąże — przekona ^U że kongres wiedeński, wbrew prądom rewolucyjnym, był obrońcą porzadlf' tradycyjnego starej Europy. u „Uważa się powszechnie, że kongres wiedeński był zwycięstwem reak ' i przywrócenia w Europie -^starego porządkuj. Nic dalszego od prawd^ Kongres ten nie odbudował starej, chrześcijańskiej Europy, ale Euron < filozofów > i masonów, system ustanowiony przez wojnę siedmioletni i rozbiory Polski. Jeśli coś było w kongresowym porządku nowego w porównaniu do stanu z okresu, który nastąpił bezpośrednio po wojnie siedmioletniej i unicestwieniu Polski, to były to tylko rzeczy, które odpowiadały poglądom < filozofów > i dalej posuwały proces niszczenia Europy tradycyjnej. Były to przeważnie przemiany spowodowane już przez Napoleona, ale właśnie w tych punktach zostały one utrzymane. Likwidacji uległy < elektoraty > kościelne i księstwa biskupie w Niemczech Zachodnich, które stanowiły przed rewolucją ośrodki politycznego wpływu katolickiego^ to prawda, że drobnej skali; terytoria ich oddane zostały protestanckim Prusom. Nie została odbudowana tradycyjna chrześcijańska potęga, Wenecja, zdobyta w roku 1797 przez Napoleona, a w 1815 wcielona do Austrii. Nie została zwrócona zakonowi joannitów (rycerzy maltańskich) mała, ale ważna strategicznie i nie pozbawiona politycznego prestiżu, będąca osobnym, katolickim państewkiem wyspa Malta, zagarnięta w 1798 roku przez Napoleona, a w roku 1800 odebrana mu przez Anglików. Północne Włochy stały się ponownie sferą wpływów niemieckich, mianowicie austriackich. Jeśli idzie o rzeczy, których nie zrobił Napoleon, katolicka Belgia, dotąd rządzona po kolei przez Hiszpanię, Austrię i Francję, oddana została przez kongres wiedeński pod władzę protestanckiej Holandii. (Nie utrzymało się to zresztą i zostało w 1830 roku przekreślone.) Saksonia, królestwo protestanckie, ale rządzone przez katolickich królów, w wyniku stu lat związków z Polską silnie duchowo spolszczonych i rzeczywiście nawróconych, została zmniejszona do połowy. Organizatorzy kongresu wiedeńskiego bardzo zręcznie ubrali się w szaty rzekomych obrońców tradycji. Ukuli termin . Ale legitymizm, obrona uprawnień dynastycznych, nie był obroną tradycji; nie bronił on praw Polski, ani Wenecji, ani Papieża, ani zakonu maltańskiego, ani arcybiskupów-elektorów w Koloniii i Trewirze, ani książąt-biskupów w Monastyrze i Paderborn. Szeroko posługiwali się terminem «Świętego Przymierza >, zapożyczonym od cara Aleksandra, ale nadając mu znaczenie zupełnie inne niż on: w istocie owo « Święte Przymierze** wcale nie było, wbrew rozpowszechnionym złudzeniom, sojuszem tych, co chcieli bronić tradycji, ale sojuszem tych, co stali na straży rozbiorów Polski. Posłużono się hasłem Aleksandra odbudowy Polski i stworzono «śKrólestwo Polskie*', ale owo królestwo było tylko jednym z fragmentów operacji politycznej, której celem było rozładowanie sprawy polskiej i stopniowe unicestwienie Polski. Rzekomy główny bohater kongresu wiedeńskiego i potem strażnik 266 nowionego na tym kongresie systemu, Metternich, nie był żadnym u?taońc4 tradycji. Był to krótkowzroczny, austriacki polityk dynastyczny, rzyjaźniony z Anglią, mocno uzależniony politycznie od finansowej potęgi o tszyldów i całkowicie pozbawiony jakiejś szerszej wizji urządzenia świata •Europy w sposób rozumny, trwały i słuszny. porządek kongresu wiedeńskiego był porządkiem rewolucyjnym. To , -pjero ustanowienie tego porządku zniszczyło starą, chrześcijańską Europę sposób ostateczny. Do wojny siedmioletniej i rozbiorów Polski ta stara Europa jeszcze istniała. Te dwa wydarzenia dziejowe zadały jej cios, który się okazał śmiertelny. Ale okres, który zaczął się wraz z zakończeniem tej wojny i wraz z dokonaniem się po wstrząsach konfederacji barskiej, powstania Kościuszki i polskich starć zbrojnych z Rosją i Prusami, ostatecznego upadku Polski, był okresem zbyt krótkim, by można było wyniki tych dwóch wydarzeń uważać za rozstrzygnięcie ostateczne. Ani zagłada polski, ani skonsolidowanie się potęgi Prus, ani zwycięstwo morskie i kolonialne Anglii nad Francją, ani upadek roli istniejących państw katolickich, to nie były jeszcze pod koniec osiemnastego wieku fakty nieodwracalne. Trzeba było znacznie większego zmagania, znacznie obfitszego rozlewu krwi, znacznie głębiej sięgających rozstrzygnięć, trzeba było bitwy morskiej pod Trafalgarem i klęski Napoleona w Rosji i w Hiszpanii, bitew lądowych pod Lipskiem i Waterloo, by się porządek, będący prowizorycznym owocem wojny siedmioletniej i rozbiorów Polski skonsolidował i utrwalił. Kongres wiedeński jest ukoronowaniem zwycięstwa tego obozu w świecie, któremu przewodziła protestancka, antykatolicka, masońska i < filozoficzna > Anglia. Zwycięstwo wojny siedmioletniej i rozbiorów Polski było tylko angielskim i pruskim zwycięstwem tymczasowym. Ostateczne zwycięstwo obozu, do którego te dwa kraje należały, to było dopiero pokonanie żywiołowych, potężnych sił, które uruchomił i zmobilizował Napoleon — i to był kongres wiedeński. Warto zwrócić uwagę na nagły zwrot w polityce angielskiej, jaki się dokonał po tym kongresie. W wojnach napoleońskich i na owym kongresie Anglia walczyła z rewolucją i była obrończynią jeśli nie tradycji, to . Cala frazeologia kongresu wiedeńskiego, a zarazem Anglii, była frazeologią < reakcyjną > i antyrewolucyjną. Ale zaraz po kongresie Anglia stała się bazą, główną kwaterą i kierowniczym sztabem rewolucji. To prawda, że wyraziło się to i w przesunięciu się osób: wyrazicielem polityki Anglii legitymistycznej był Castlereagh, wyrazicielem polityki Anglii porewolucyjnej był Palmerston. Anglia stała się podstawą działalności takich ludzi, jak Mazzini, Garibaldi, Kossuth, a później Marks, Engels, Bakunin i Herzen. Zjednoczenie Włoch w duchu antypapieskim dokonało się pod opiekuńczymi skrzydłami polityki brytyjskiej. Najgłośniejsze ruchy wolnościowe, zarówno rewolucyjne, jak nacjonalistyczne, wśród nich wojny wyzwoleńcze greckie, rewolucja węgierska, konspiracje polskie korzystały z poparcia brytyjskiego. Ale najważniejsze jest to, że to właśnie przy pomocy brytyjskiej doszła do skutku rewolucja lacińsko-amerykańska i rozbite zostało hiszpańskie imperium kolonialne. 267 Polityka angielska wobec Hiszpanii w epoce napoleońskie" ponapoleońskiej jest jaskrawym przykładem polityki nieuczciwej J. ! niemoralności w polityce. Anglia postąpiła wobec Hiszpanii wyraźnie ze i' wolą, jako przyjaciel pozorny, który znienacka wbił swemu sojusznikowi nń* w plecy. Przyszła ona Hiszpanii z pomocą przeciw Napoleonowi. ąi pozwoliło jej to usadowić się swoimi wpływami na tych terytoriach hiszpańskich, do których władza Napoleona nie sięgała, mianowicie w posiadłościach hiszpańskich w Ameryce. Naiwnie ufni hiszpańscy patrioci w krajach Nowego Świata pozwolili na to, że wtargnął do tych krajów angielski handel, i co gorsza, angielski wpływ polityczny. Jak tylko runął Napoleon i zakończył się kongres wiedeński, Anglia pokazała Hiszpanii swe prawdziwe oblicze. Oblicze nie przyjaciela, lecz wroga."* „Ciekawym rezultatem kongresu było (pomimo kieski Napoleona) jakie takie odbudowanie pozycji Francji. To nie sam tylko talent dyplomatyczny Talleyranda na kongresie, ale także i poparcie angielskie przyniosły ten rezultat. Ustanowione zostały we Francji rządy masońskie: zarówno król Ludwik XVIII, jak sternik polityki francuskiej Talleyrand (...) byli wybitnymi masonami i przyjaciółmi Anglii. W układzie europejskiej równowagi Francja, posadzona niżej w hierarchii narodów niż za Napoleona, ale jednak będąca czynnikiem poważnym, była Anglii potrzebna. Pogodziła się ze swoją nową rolą — i w nowym układzie znalazła sobie miejsce bezpieczne. Niemniej ciekawym rezultatem kongresu była pozycja Austrii. To prawda, że szczególną wagę dawał Austrii na kongresie fakt, że kongres odbywał się w austriackiej stolicy. Ale w istocie także i Austria czerpała znaczną część swej siły z poparcia angielskiego. Do czasu — Austria to była główna siła w narodzie niemieckim i dlatego zapewniono jej wpływ i potęgę. W dalszym ciągu równowaga na kontynencie europejskim polegała na przeciwstawianiu sobie wzajemnym Francji i Niemiec (reprezentowanych przez Austrię) i dlatego oba te kraje, z natury potężne, osiągnęły na kongresie pełną swobodę mocarstwowego rozwoju, w taki jednak sposób, by się wzajemnie ze sobą równoważyć. Należy jednak przypuszczać, że Anglia uznawała pozycję Austrii jedynie do czasu. Na dalszą metę przygotowywała wyrośnięcie Prus, potęgi protestanckiej. Osiągnięcia Bismarcka w latach 1864-1871 nie były przekreśleniem czy zmodyfikowaniem tego, co ustanowiono w Wiedniu; były tego ukoronowaniem i pełnym rozwinięciem."* Kongres wiedeński nie był aktem przywrócenia tradycyjnego porządku w starej Europie. Był on aktem przywrócenia czegoś całkiem innego. Mianowicie porządku ustanowionego przez wojnę siedmioletnią i rozbiory Polski. To znaczy ustanowionego przez te dwa wydarzenia, budujące system przewagi w Europie ducha ?* filozoficznego ?? i protestanckiego oraz hegemonii Anglii i Prus. To raczej Napoleon, sam o tym nie wiedząc, bronił porządku starej Europy. Aby utrwalić nowy porządek zrodzony z wojny siedmioletniej i • Cytata z innej mojej książki. • Tamże. 268 t,nrów Polski, trzeba było pokonać Napoleona, to znaczy pokonać zryw r ,, orzeciw porządkowi angielsko-pruskiemu, masońskiemu i Op0/^tanckiemu. Napoleon został pokonany - i porządek angielsko-pruski ?r°«nńsko-protestancki został utwierdzony - na sto lat - przez uchwały LSsu wiedeńskiego. Także i przez zawarty w ćwierć roku po tych uchwałach układ „Świętego Przymierza." POWSTANIE LISTOPADOWE Jednym z rezultatów kongresu wiedeńskiego było utworzenie Królestwa Polskiego. Objęło ono obszar okrojonego Księstwa Warszawskiego (a więc bez Poznańskiego, bez Krakowa i bez Torunia wraz z Ziemią Chełmińską). Było z jednej strony dalszym ciągiem Księstwa Warszawskiego, a więc skrystalizowanego już od 8 Jat odnowionego polskiego państwa, z drugiej cząstkowym urzeczywistnieniem zamiarów cara Aleksandra przywrócenia do życia dawnej Polski. Było to w istocie samodzielne* polskie państwo. Pozostałości porządku zaborczego pruskiego i austriackiego (pruskiego 14 lat w Płocku, Łęczycy, Kaliszu i Częstochowie, 12 lat w Warszawie, Łomży i Suwałkach, austriackiego 39 lat w Zamościu i 14 lat w Lublinie, Kielcach, Radomiu, Sandomierzu i Siedlcach) zostały już zatarte przez 8 bądź 6 lat wznowionych polskich pod nazwą Księstwa Warszawskiego rządów. Żadnych śladów wpływu rosyjskiego jeszczeiam nie było, gdyż żaden skrawek owego nowego Królestwa Polskiego dotychczas nigdy pod rządami rosyjskimi nie był. (To prawda, że zjawienie się rządów księcia Konstantego przyniosło od razu, od samej góry, rosyjskie pierwiastki samowoli i brutalności.) Cała organizacja i całe życie tego Królestwa nawiązywało bądź bezpośrednio, bądź poprzez etap Księstwa Warszawskiego do polskiej Rzeczypospolitej przedrozbiorowej. Na czek Królestwa stał rząd pod nazwą Rady Administracyjnej, złożony z pięciu ministrów (wyznań religijnych i oświecenia publicznego, sprawiedliwości, spraw wewnętrznych, wojny, przychodów i skarbu) Polaków i przeważnie dawnych członków rządu Księstwa Warszawskiego. Do rządu tego dokooptowano, to prawda, też i Rosjanina, Nowosilcowa. Nad Radą Administracyjną stał namiestnik, którym został generał Zajączek, stary polski zasłużony weteran od czasów konfederacji barskiej, wojny 1792 roku, powstania Kościuszki i wojen napoleońskich, ongiś gorąco oddany Napoleonowi, teraz schorowany po odniesionych ranach i wysoce uległy cesarzowi Aleksandrowi. Władze ustawodawczą sprawował sejm złożony z króla i z dwóch izb, to znaczy senatu i izby poselskiej. Podstawą prawną życia Królestwa była konstytucja, w której opracowaniu, obok Polaków, brał udział osobiście sam car Aleksander. * W niemieckiej terminologii prawniczej z czasów istnienia cesarstwa wyraz „samodzielny oznacza położenie takich państw, jak królestwa Bawarii, Saksonii czy Wirtembergii w obrębie niemieckiego cesarstwa, w przeciwieństwie do „niepodległy" oznaczający pełną suwerenność- Myślę, ze terminologii tej używać możemy i w jeżyku polskim. 270 „Była to jedna z najlepszych, jeśli nie najlepsza z konstytucji wówczas istniejących- ograniczająca władzę monarszą, dająca poważne prawo reprezentacji narodowej, prawa wyborcze znacznej liczbie obywateli (w małym Królestwie 100.000, gdy we Francji ówczesnej tylko 80.000) oraz gwarancje wolności obywatelskiej i praworządności. Była nieporównanie bardziej liberalna niż konstytucja Księstwa. Rzecz tylko w tym, że (...) Lelewel stwierdzał, że za Księstwa nie było gwarancji wolności osobistej i wolności słowa, ale nikt jeakoś nie odczuwał ich braku; za Królestwa były gwarancje, ale nikt jakoś nie odczuwał ich istnienia" (Kukieł).* Konstytucja stwierdzała, że „Królestwo Polskie jest na zawsze połączone z Cesarstwem Rosyjskim". Herbem Królestwa był dwugłowy czarny orzeł rosyjski z umieszczonym na piersi, mniejszym orłem białym. „Car tłumaczył to koniecznością uspokojenia Rosjan" (Kukieł). Liberalny w teorii system był częściowo doprowadzony do fikcji przez to, że faktyczny wybitny udział we władzy miał rezydujący stale w Warszawie brat cesarski, wielki książę Konstanty. Nominalnie był on wodzem naczelnym polskiego wojska. Faktycznie, wtrącał się do wszystkich dziedzin życia państwowego w Królestwie Polskim, bedec nieoficjalnym, zakulisowym dyktatorem. Był to człowiek usposobienia despotycznego i samowolnego, o turańskich (azjatyckich) poglądach o uprawnieniach władzy. Władzę nad wojskiem sprawował tak brutalnie, że niektórzy oficerowie i żołnierze czując się znieważeni i dotknięci na honorze, popełniali samobójstwa; w jednym wypadku znieważony oficer popełnił samobójstwo w czasie publicznej rewii. Dopiero po latach Konstanty złagodniał, a ożeniwszy się z Polką trochę się spolszczył i przywiązał do Polski i polskiego społeczeństwa. Wojsko, nad którym objął dowództwo, było dawnym wojskiem Księstwa Warszawskiego, przyzwyczajonym do napoleońskich form demokratycznych i do napoleońskiego rodzaju dyscypliny. W wojsku tym Konstanty zaprowadził dyscyplinę w stylu rosyjskim, a w tym „bicie w wojsku i poniewieranie zasłużonymi oficerami" (Kukieł). „Po dziesięciu latach Konstanty dał się przekonać generałom polskim, wyzyskującym jego zachwyt nad dziełem dokonanym i zniósł kary cielesne w piechocie i artylerii. Z jazdy widać był * Angielski historyk inaczej to ocenia. „Wszyscy ministrowie i urzędnicy mianowani byli przez króla. (...) Nie było w tym nic liberalnego. Była to konstytucja umieszczająca całą rzeczywistą władzę w ręku ministrów mianowanych przez króla, ale pozwalająca na periodyczną naradę z przedstawicielami zamożnej szlachty" (Leslie). Oraz: ,,W rzeczywistości celem Aleksandra * obdarzeniu Polski instytucjami reprezentacyjnymi było nie tyle pozyskanie wszystkich grup ludności, co raczej przywiązanie do siebie klas posiadających. Nie było na to lepszej metody niż przyjęcie z niektórymi zmianami systemu, który był w mocy w Księstwie Warszawskim w 1813 roku. Konstytucja 1815 roku wykazywała ścisłe podobieństwo z konstytucją, jaką Napoleon ułożył dla Księstwa w roku 1807 w Dreźnie. (...) W teorii cala zbiorowość szlachty i mieszczaństwa I ? ^fe (w sejmie) reprezentowana, ale w praktyce wymagania majątkowe (...) skutecznie zmniejszały wpływ wszystkich z wyjątkiem najwybitniejszej szlachty" (Leslie). A gdzie po roku 1815 wpływ polityczny ludu był większy? Trzeba wszystko mierzyć warunkami epoki. Co do mianowania ministrów przez króla: gdzie było i jest inaczej? Ministrów at>gielskich i dzisiaj mianuje królowa. 271 chwilowo mniej zadowolony, ale i w niej wyszły te kary z użycia" (Kuki „Mimo swych szczupłych rozmiarów, była to dobra armia, jej duch zost i odbudowany przez Konstantego po załamaniu się dyscypliny towarzyszącym klęsce lat 1812-13, chociaż trzeba uznać, że osiągnął to metodą -^plucj . czyszczenia >. Udało się Konstantemu wzmocnić koncepcję zaczerpnie/ przez Polaków od Napoleona, że armia stanowi państwo w państwie" (Leslie). „Mistrz w wyszkoleniu wojska, zwłaszcza formalnym, Konstanty srogością i wymaganiami przechodzącymi możliwość ludzką, doprowadzi! oficerów i szeregowych do rozpaczy; ale ambicją wszystkich stało doprowadzić do tego, żeby nie miał okazji do wybuchów furii. Wojski osiągnęło doskonałość nie tylko zewnętrzną w mustrze, służbie wewnętrzni i polowej, ale również wysoki stopień sprawności bojowej" (Kukieł). Armia Królestwa Polskiego liczyła w stanie pokojowym 30.000czy tez 40.0001udzi. Składała się z gwardii królewskiej (w której skład wchodził pułk grenadierów, pułk strzelców konnych i bateria artylerii konnej), korpusu piechoty, złożonego z dwóch dywizji (każda z czterech pułków piechoty liniowej i dwóch pułków strzelców pieszych), korpusu kawalerii, złożonego z dwóch dywizji (każda z czterech pułków, ułanów i strzelców konnych), dwóch brygad artylerii konnej i jednej pieszej, batalionu saperów i korpusu pociągów (taborów). Było to wojsko polskie. Mimo roli odgrywanej w nim przez Konstantego, Rosjanina i członka rosyjskiej dynastii, ożywione ono było duchem wojsk polskich ongiś będących pod władzą napoleońską, a przedtem uczestniczących w ostatnich wojnach Polski przedrozbiorowej. Szczyty jego hierarchii składały się z dawnych żołnierzy i bohaterów epoki napoleońskiej i dawniejszej jeszcze epoki kościuszkowskiej i wojny 1792 roku. Było wielkim osiągnięciem polskiego narodu, że wyniósł z epoki napoleońskiej i końcowego okresu bytu Rzeczypospolitej niepodległej takie wojsko. Mimo swej liczebnej szczupłości, mogło ono być na przyszłość cennym narzędziem polskiej polityki. A powiększał jego znaczenie fakt, że obok, na Litwie, istniał korpus litewski, liczebnie nawet od armii Królestwa Polskiego większy, wprawdzie nie wywodzący się z wojsk pod władzą Napoleona, ale jednak będący wojskiem polskim i podlegający Konstantemu, to znaczy ośrodkowi dowódczemu w Warszawie. Wielkim osiągnięciem było również polskie państwo, jakim było Królestwo Kongresowe. Było ono bardzo małe w porównaniu do Polski przedrozbiorowej. Ale obiektywnie biorąc było to państwo europejskie średniej miary. Okazało się, że stało się ono państwem dobrze gospodarowanym, a więc stanowiącym niejaką polityczną i gospodarczą siłę. Rozpoczęło ono swoje istnienie jako kraj w kompletnej ruinie. Było ono pogrążone w nędzy i upadku przez przetoczenie się przez jego ziemie olbrzymich wojen, a zwłaszcza napoleońskiego pochodu na Moskwę 1812 roku i tragicznego odwrotu w tymże roku i najazdu rosyjskiego. Było także wyczerpane kosztami wystawienia własnej armii w sile stu tysięcy żołnierza na tę wojnę. Było zadłużone; a olbrzymie długi zagraniczne miało zarówno państwo, jak ludzie prywatni, mianowicie wielka rzesza właścicieli ziemskich. 272 ło pognębione przez utrudnianie eksportu przez rząd pruski, korzystający tego> ze Pfusy odgradzały Królestwo od morza. Polski lud, wielka masa z. jops'ka, był po prostu głodny. A w pierwszych kilku latach rządy w Królestwie były w dziedzinie gospodarki dość nieumiejętne. Ale sytuacja całkiem się odwróciła, odkąd w roku 1821 ministrem skarbu Królestwie Kongresowym został Franciszek Ksawery Drucki-Lubecki, ongiś nolityk prorosyjski na Litwie, przeciwny Napoleonowi. Okazał się on nadzwyczajnie umiejętnym administratorem i oddanym budowniczym Królestwa jako samodzielnego państwa. „Mocno niepopularny, miał (...) uznanie tych, którzy umieli ocenić osiągnięte wyniki. Bilans dziewięciu lat jego działalności podsumowuje Askenazy. < Zastał kasy puste, zastał skarb przywalony deficytem, zostawił aktywa pięćdziesiąt milionów >. Przez utworzenie Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego (1825) uzdrowił stosunki kredytowe i umożliwił rozwój gospodarki rolnej; przez założenie Banku Polskiego (1828) otwierał wielką akcję inwestycyjną na rzecz uprzemysłowienia kraju. Wygrał wojnę celną z Prusami, uzyskując stawki korzystne dla eksportu polskiego. Powiadał u progu swej działalności: < Polsce trzech rzeczy potrzeba: szkół, to jest oświaty i rozumu; przemysłu i handlu, to jest zamożności i bogactwa; fabryk broni. (...) Mam nadzieję, iż przeprowadzić to zdołam?. Realizację programu przerwały wypadki w listopadzie 1830" (Kukieł). W urzeczywistnieniu swego programu był on od początku bezwzględny, ustanawiając nowe podatki i ściągając je bez skrupułów. Pretensje finansowe pruskie skutecznie odparł, przeciwstawiając im pretensje polskie i doprowadzając do ich wzajemnego umorzenia. Bardzo posunął naprzód rozwój gospodarczy kraju, zarówno dopomagając do rozwoju rolnictwa, jak kładąc podwaliny pod rozwój w Królestwie przemysłu. (Łódź, gdzie rodził się pod jego rządami przemysł tkacki, miała w 1821 roku 112 domów i 799 mieszkańców, ale po ośmiu latach, w roku 1829, miała 369 domów i 4273 mieszkańców). Pod koniec jego rządów Królestwo Polskie było krajem pod każdym względem kwitnącym i górowało rozwojem nad niejednym państwem, położonym na zachód od niego. Godna uwagi jest zacytowana już wyżej w skróconej przez Kukiela postaci, wypowiedź Druckiego- Lubeckiego do Ludwika Platera, w której mówił, że Królestwo potrzebuje trzech rzeczy, w tym fabryk broni. W tej samej wypowiedzi powiedział, że Królestwo „mając te rzeczy, nawet w łączności z Rosją, zdoła utrzymać swą niepodległość i swą całość". Wynika z tego, że celem jego była całkowita niepodległość i że myślał także i o wojskowym ubezpieczeniu tej niepodległości, skoro uważał za potrzebne stworzyć fabryki broni, a więc uniezależnić polskie wojsko od obcych dostaw. Słabą stroną rządów w Królestwie była niedostateczna troska o reformy społeczne, a mianowicie o pełną wolność chłopa i o jego uwłaszczenie i całkowite zniesienie pańszczyzny. Na szachownicy stosunków międzynarodowych Królestwo Polskie stało w sposób automatyczny w obozie stronników Rosji. Jego nieoficjalne, ale potencjalne aspiracje terytorialne zwracały się przede wszystkim przeciwko państwom niemieckim. Pod władzą Prus znajdowało się Poznańskie wraz 18—Hlst. Nar. Poi., t. II 273 ze stolicą prymasowską Gnieznem i inne ziemie etnicznie i historyc • polskie, nadto Prusy odcinały Królestwo od morza. Pod wpływem Aust"'6 samorządna zresztą, stara stolica Polski, Kraków, a pod jej bezpośred"'' władzą rozległe, inne ziemie polskie. Korona, z wyjątkiem ziem ukrainnych? była w całości objęta Królestwem, Rzecząpospolitą Krakowską i zaboram1 pruskim i austriackim. Tylko Litwa i ziemie ukraińne stanowiły właściw" zabór rosyjski. W dodatku zanosiło się na to, że duża cześć zaboru rosyjskiej; — owe „pięć guberni" — zostanie w sposób pokojowy do Królestwa przyłączona. A miała już polskie szkolnictwo, polskie miejscowe wojsko ' częściowo polską administracje oraz pod wielu względami podlegała ośrodkowi rządowemu w Warszawie. Było oczywiste, że swoją siłą wojskowa i swymi tęsknotami politycznymi Królestwo zwraca się przede wszystkim frontem w kierunku zachodnim, a nie przeciw Rosji. Królestwo było chwilowym surogatem prawdziwej, całej Polski. Wcale nie stanowiło zamkniętej w sobie całości, która sama sobie wystarcza. Było jak owa Grecja w roku 1829 zaczątkiem mającej się odrodzić Polski zjednoczonej. A nie było samotne: jak Księstwo Warszawskie, które miało za swoimi plecami potęgę Napoleona, miało, póki żył car Aleksander, potęgę życzliwej sobie w owym czasie Rosji. „Warszawa była nie tylko stolicą Królestwa Polskiego. Stanowiła ona centrum dla młodych ludzi z całego obszaru dawnej Rzeczypospolitej. Była głównym miejscem postoju armii i szlachta jechała tam szukając zatrudnienia jako żołnierze. Będąc ośrodkiem świata literackiego miała atrakcje, jakich nie można było znaleźć w innych polskich centrach, w Wilnie, Kijowie, Lwowie, Krakowie, Poznaniu. Dopływ młodych ludzi był szczególnie duży z Galicji" (Leslie). „Polacy z roku 1815 nie byli tym samym, co Polacy z roku 1772. Polski naród szlachecki był w Europie pojęciem równoznacznym z partykularyzmem i niestałością, ale do roku 1815 inne składniki zostały wprowadzone do narodowej mistyki. Państwo i armia stały się przedmiotem uwielbienia, a przestały być czymś, czego trzeba się obawiać. Wolność stała się synonimem narodowej niepodległości, a nie uprzywilejowania osobistego" (Leslie). „Młodsza generacja w Polsce, która doszła do dojrzałości po wielkich walkach w przeszłości, czuła się ograniczona przez wąskie ramy Królestwa Kongresowego. Wspominała z żalem Rzeczpospolitą i idealizowała napoleońską próbę odbudowania jej. Starsza generacja mówiła z tęsknotą o dawnych dniach, choć bez przekonania. Mimo to wizerunek Napoleona wisiał we dworach. Łatwo zrozumieć, dlaczego Napoleon (...), który upokorzył monarchów absolutystycznych, którzy dokonali rozbioru Polski, przemówił do przekonania zwykłej szlachty w Polsce. To raczej Napoleon- -żołnierz niż Napoleon organizator i prawodawca przemawiał do ich wyobraźni. Tak jak we Francji, tak i w Polsce bonapartyzm miał mało wspólnego z racjonalizmem osiemnastego wieku. Była to raczej nostalgia za dawną chwalą i dawnymi bitwami" (Leslie). Szereg okoliczności psychologicznych sprawił, że uczucia i nastroje społeczeństwa w Królestwie Kongresowym zwracały się nie przeciwko zaborcom niemieckim (pruskim i austriackim), ale przede wszystkim przeciwko Rosji. To Rosja pokonała Napoleona i Księstwo Warszawskie w 274 tatniej, strasznej wojnie. To zresztą głównie lub wyłącznie z Rosją walczono ° taniu Kościuszki, wojnie 1792 roku i konfederacji barskiej. To carowi yjs podlegało obecnie Królestwo, a samowolni i brutalni wyraziciele rbceg0 ucisku, to byli Konstanty i obok niego Nowosilcow, a więc Rosjanie °przedstawiciele rosyjskiego cara. W dodatku wiadomości napływające z obszarów pod bezpośrednim, zaborczym panowaniem, były jaskrawsze i budzące więcej oburzenia, gdy naplywaly z zaboru rosyjskiego, a więc przede wszystkim z Litwy, niż z zaborów pruskiego i austriackiego. Wilno stało się miejscem najuciążliwszego ucisku. Po początkowym okresie, pod rządami Czartoryskiego jako kuratora uniwersytetu i okręgu szkolnego, kwitnące polską kulturą i życiem społecznym, stało się nagle miejscem skrępowania polskości i surowych represji. .Wykrycie tajnych organizacji spowodowało surowe wyroki wobec tamtejszej młodzieży, kary więzienne i zsyłki na Syberię, o których i dzisiaj dobrze wiemy dzięki opisowi ich w III części „Dziadów" Mickiewicza. Zarówno w Królestwiejak na wschód od niego, zwłaszcza w Wilnie, roiło się od spisków. Ich dążenia były patriotyczne, ale ich podkład był wolnomularski albo ideowo spokrewniony z wolnomularskim, węglarski.* Niektóre z tych spisków pociągnęły za sobą skutki tragiczne. Major wojska Królestwa Kongresowego, Walerian Łukasiński, współzałożyciel w Warszawie tajnego Wolnomularstwa Narodowego (1819) i Towarzystwa Patriotycznego (1821), wykryty, skazany został na 9 lat więzienia, ale w istocie więziony był w twierdzy Schliisselburg nad jeziorem Ładoga w Rosji aż do śmierci w 1868 roku, czyli przez 44 lata, jako że był aresztowany w roku 1824. (Miał kontakty z rosyjską organizacją rewolucyjnych dekabrystów, być może nie wypuszczono go nigdy na wolność, gdyż znał jakieś kompromitujące kogoś sekrety.) O dotkliwych represjach rosyjskich, które spadły na tajne stowarzyszenia filomatów i filaretów w Wilnie wiemy, jak już wspomniałem, z III części „Dziadów" Mickiewicza. Królestwo Polskie było miejscem uporczywych zmagań kierunku katolickiego i antykatolickiego w życiu zbiorowym. Wyrażało się to szczególnie jaskrawo na polu walki o obowiązujące prawo, a zwłaszcza prawo małżeńskie. W Księstwie Warszawskim wprowadzony został Kodeks Napoleona, który zezwalał na rozwody i regulował sprawy małżeńskie w duchu niekatolickim. (Kodeks Napoleona obowiązywał po roku 1815 też i w Królestwie, a w swoich głównych częściach obowiązywał potem do roku 1945.) Już pod rządami Królestwa Kongresowego polscy katolicy, a zwłaszcza biskupi, rozpoczęli starania o to, by prawu małżeńskiemu na obszarze tego Królestwa przywrócić cechę katolicką. Opracowany projekt prawa małżeńskiego, zastępujący odpowiednie rozdziały kodeksu Napoleona, a * Węglarze (carbonari, karbonariusze) byli tajną, antychrześcijańską organizacją Międzynarodową pochodzena włoskiego. O rzeczywistym obliczu tej wywrotowej i wysoce antychrześcijańskiej i moralnie niszczycielskiej organizacji wiemy dużo, gdyż policja Państwa Kościelnego zdołała pochwycić jej archiwa, zawierające obfite dane o jej życiu i działaniu. Dane z tych archiwów opracował szczegółowo francuski historyk Jacques Cretineau-Joly w dziele ..L'Eglise Romaine en face de la Revolution" (1859). 275 r będący kompromisem, uwzględniającym wymagania katolickie, został dwukrotnie odrzucony przez sejm Królestwa Kongresowego, mający większość wyznającą poglądy masońskie. (Został on wprowadzony dekretem rządowym już po powstaniu listopadowym, w roku 1836. Obowiązywał on potem jako „Prawo Małżeńskie" na obszarze byłego Królestwa Kongresowego, do roku 1945.) Położenie Królestwa uległo niejakiemu pogorszeniu, gdy umarł car Aleksander i na tron cesarski w Petersburgu i królewski w Warszawie wstąpij jego dużo młodszy brat Mikołaj I. Był on w poglądach całkiem inny od Aleksandra. „Polska była dlań po prostu krajem podbitym, jej byt państwowy szkodliwą mrzonką starszego brata. Nie chciał zrazu naruszać formalnych zobowiązań przez Aleksandra przyjętych. Konstanty, po oddaniu tronu Mikołajowi, nalegał, by nie zmieniał nic z tego, co zrobił Aleksander i uważał się za < pełnomocnika woli zmarłego dobroczyńcy >. Proklamacja Mikołaja do Królestwa Polskiego z 25 grudnia 1825 roku zapewniała, że instytucje nadane /przez Aleksandra będą niezmienione; monarcha < przyrzekł przed Bogiem >, że będzie przestrzegać konstytucji. Ale nie chciał już słyszeć o jakimś rozszerzeniu dzieła Aleksandra. Co do Litwy, kategorycznie oświadczył Konstantemu, że uważa ją za część nierozdzielną Rosji, że póki życia nie może dopuścić żadnego ośmielenia myśli 0 jej połączeniu z Polską. Konstanty na próżno dopominał się o wypełnienie przyrzeczeń zmarłego cesarza i ujmował się mocno za Polską. Jego władza na Litwie i wojskowe tam dowództwo stawały pod znakiem zapytania, a przecież ta rola wicekrólewska w Polsce miała być kompensatą za jego zrzeczenie się tronu (rosyjskiego — J.G.). Tak więc od razu zarysowuje się konflikt o ziemie zabrane między Rosją a Polakami, przy czym Konstanty jest — o czym mało Polacy naówczas wiedzą — po ich stronie" (Kukieł). Ale i pod rządami Mikołaja Królestwo Kongresowwe było odrębnym polskim państwem, dobrze się rozwijającym wewnętrznie, a nie zagrożonym zewnętrznie. „Król (Mikołaj) zachowywał się rzuciia się na rosyjską ij Plki bł d p ą $su główną ?, ale uczucia ich wobec poświęconej Polski były podobne do uczuć tych, co jadą saniami wobec owej owcy: ot, trochę im było żal".* Zamorski pisał w roku 1930: „Półgębkiem tylko wspomina się o jednej przyczynie (wywołania powstania), którą niestety trzeba będzie uznać za istotną. Mianowicie tajne związki europejskie miały zwrócić się do swoich ?4braci > w Polsce z żądaniem wywołania rewolucji, aby zatrudnić Mikołaja w domu i nie dopuścić do jego interwencji w sprawach belgijskiej* i francuskiej. Wolnomularze przypomnieli to dzisiaj (tj. w roku 1930) mimochodem przy okazji stulecia belgijskiego, a przygotowywana w Paryżu wystawa pamiątek powstania listopadowego wychodzi już wyraźnie z tego przypuszczenia.'' Poglądom takim, jak zacytowane wyżej poglądy Zamorskiego i mój, sprzeciwiali się wielbiciele powstania listopadowego, powołując się przede wszystkim na to, że nie jest całkowicie udowodnione, iż rewolucjoniści francuscy rzeczywiście zwrócili się do spiskowców polskich z wezwaniem, by przyszli im z pomocą przez zrobienie powstania. Odpowiadając na to pozwalam sobie stwierdzić, że gdyby nawet żadnych poszlak nie było wskazujących na to, że powstanie polskie zostało przez rewolucjonistów fancuskich „zamówione", zależność wybuchu powstania listopadowego od francuskiej rewolucji lipcowej polega nie tylko na formalnym „zamówieniu", ale na poczuciu solidarności i na samorzutnym pragnieniu przyjścia z pomocą ruchowi rzekomo bratniemu. Widzimy to w sposób jaskrawy, przypominając sobie słowa pieśni „Warszawianka", która była przecież jakby obwieszczeniem haseł, którym powstanie listopadowe służyło. W pieśni tej mowa jest o tym, że „orzeł biały" jest wpatrzony w „tęczę Francji" i podniecony „słońcem lipca", to znaczy rewolucji lipcowej. Jest także obwieszczenie pod adresem Polski: „dziś twój triumf albo zgon", to znaczy, że po karciarsku rzucamy na szalę byt Polski (w istocie: Królestwa Kongresowego) jako stawkę w hazardowej rozgrywce i dopuszczamy do tego, że w razie przegranej może ona zginąć. To nie są uczucia patriotyczne polskie, wyrażające chęć osiągnięcia jakichś narodowych celów albo wolę obrony jakichś zagrożonych dóbr. To jest zapatrzenie się w „słońce" rewolucji francuskiej oraz gotowość poświęcenia dla dobra tej rewolucji bytu jako tako * Cytata z innej mojej książki. • Kongres wiedeński odda) dzisiejsza Belgię (ziemie mowy francuskiej i flamandzkiej, tworzące dawne Niderlandy hiszpańskie, a potem austriackie) pod władze Holandii. W miesiąc po wybuchu „rewolucji lipcowej" we Francji w roku 1830 wybuchła rewolucja antyholenderska w Belgii, której rezultatem stało się utworzenie osobnego królestwa belgijskiego, niezależnego zarówno od Francji, jak od Holandii, a będącego satelitą angielskim i mimo katolickości większej części swej ludności, rządzonego przez masonerię. Organizatorami nowej armii belgijskiej stała się grupa emigrantów polskich, oficerów wojska Królestwa Kongresowego z generałem Skrzyneckim na czele. 278 samodzielnego, istniejącego polskiego państwa.* Sama tylko treść pieśni Warszawianka" jest dowodem, jakie uczucia i jaka inspiracja kierowały wystąpieniem tych, co gotowi byli narazić na ,zgon" — i rzeczywiście doprowadzili do zgonu — konkretną wartość narodową, jaką było Królestwo Kongresowe. Ale nie brak jest także i zupełnie wyraźnych poszlak, że nastąpiło „zamówienie". „W roku 1831 ówczesny minister francuski, Cazimir Perier, oskarży wyraźnie Lafayette'a (czołowego węglarza — J.G.) o zachęcanie Polaków do powstania i to samo da w roku 1832 do zrozumienia w Izbie Gmin sekretarz stanu spraw zagranicznych (Anglii) lord Palmerston" (Kukieł). „Jest nie do pomyślenia, by od węglarskiego < Wielkiego Namiotu Świata > w Paryżu, przez Lafayette'a i Chodźkę nie szły wskazówki i postulaty do braci węglarzy w Polsce, zwłaszcza, gdy grozić zaczęła Francji interwencja Mikołaja" (Kukieł). „Sytuacja jest zupełnie jasna: nowemu rządowi francuskiemu groziło obalenie przez interwencję cara Mikołaja. (...) Naród polski przyszedł temu rządowi z pomocą, paraliżując interwencję Mikołaja przez zrobienie antyrosyjskiego powstania. Powstanie zrobili węglarze: ostateczna decyzja zapadła na zebraniu u Lelewela, wodza polskich węglarzy. We Francji rewolucja lipcowa była także dziełem węglarzy. To prawda, że to nie węglarze doszli w wyniku tej rewolucji do władzy: korzyść z przewrotu wyciągnęła masońska i związana silnymi węzłami z Anglią młodsza gałąź Burbonów, a więc wyłoniło się rozwiązanie kompromisowe. Ale rola węglarza Lafayette'a była w rewolucji rolą czołową. Nawet gdyby polscy węglarze nie otrzymali od francuskich żadnych zachęt i żadnych wezwań i gdyby tylko (...) podburzeni przez przykład rewolucji lipcowej francuskiej pospieszyli nowemu rządowi francuskiemu z pomocą z własnej pilności i inicjatywy, byłoby to dostateczną podstawą do wypowiedzenia poglądu, że powstanie listopadowe w Polsce zrobione było nie w interesie Polski, ale w interesie rewolucji francuskiej. Ale jak się okazuje z pracy Kukiela, między węglarzami francuskimi i polskimi były bezpośrednie nici związków. Kukieł nie podaje, czy Leonard Chodźko ostatecznie w 1830 roku przyjechał do Polski, czy nie. * Dmowski napisał: „Iluż ludzi w trzech pokoleniach słuchało z rozrzewnieniem patriotycznym słów pieśni: Powstań Polsko, skrusz kajdany Dziś twój triumf albo zgon. Co do mnie, to te słowa obrażają moje najgłębsze uczucia, mój zmysł moralny. Człowiek, który w tym wypadku myśli to, co śpiewa, jest przestępcą. Sama myśl o lym, że Polska może skonać, jest zbrodnią. Wolno każdemu, może być obowiązkiem, zaryzykować wszystko, co jest jego osobistą własnością, oddać majątek, przynieść życie w ofierze. Ale bytu Polski ryzykować, jej przyszłości przegrywać nie wolno ani jednostce, ani organizacji jakiejkolwiek, ani nawet całemu pokoleniu. Bo Polska nie jest własnością tego czy innego Polaka, tego czy innego obozu, ani nawet jednego Pokolenia. Należy ona do całego łańcucha pokoleń, wszystkich tych, które były i które będą. Człowiek, który ryzykuje byt narodu jest jak gracz, który siada do zielonego stołu z cudzymi Pieniędzmi". 279 (...) Stwierdza jednak, że byl on w zrewolucjonizowanym Paryżu adiutantem Lafayette'a, że urządzał w Paryżu tuż przed rewolucją manifestacje polslco- -francuskiego braterstwa broni, że nawiązywał nici między Polakami i Lafayettem i że były o nim pogłoski, że wybierał się do Polski z intencją wywołania powstania. Jeśli to powiążemy z napomknieniami rządowymi francuskimi i angielskimi oraz z tradycjami belgijskimi, że powstanie wywołali Francuzi w swoim interesie — możemy uznać, iż wywołanie powstania nie t myślą o Polsce, ale dla pięknych oczu Francji, a raczej francuskiej rewolucji, jest faktem udowodnionym".* Francuski premier i prezydent Rzeczypospolitej — oraz historyk — Adolphe Thiers oświadczył w 1871 roku: „Przed czterdziestu już laty mówiłem i powtarzałem z trybuny parlamentarnej, że rachuby na dawną Polskę są w stosunku do niej nielojalnością, a w stosunku do nas samych wielkim oszustwem. My sami gubiliśmy Polskę od lat czterdziestu, nie chcąc jej podtrzymać, a z Rosji zrobiliśmy sobie nieprzejednanego wroga." „Zapewniał, że Francja nie będzie sie już wtrącać do spraw polskich" (Kukieł). Trzeba się zastanowić nad początkiem powstania listopadowego jako nad aktem polityki zagranicznej. Pisałem w roku 1936: „Powstanie listopadowe (...) nie było właściwie powstaniem, ale wypowiedzeniem wojny, z równoczesnym dokonaniem przewrotu rewolucyjnego (obaleniem rządu) w państwie, wojnę wypowiadającym". „Powstanie listopadowe było wojną, wypowiedzianą Rosji w imieniu istniejącego naówczas, niewielkiego państwa polskiego — i to wojny bez określonego celu i programu. Wojna ta nie mogła — absolutnie nie mogła — skończyć się inaczej, jak klęską. Bo jej sprawcy zupełnie nie brali pod uwagę niesłychanie ważnej konsekwencji tej wojny, jaką byłoby w razie większych powodzeń polskiego oręta wmieszanie się w nią Prus". „Z wybuchu listopadowego wyłoniła się niejako automatycznie wojna z Rosją * Cytata z innej mojej książki. Co do Leonarda Chodźki, wiele informacji o nim zawiera Polski Słownik Biograficzny, Kraków 1937. W rewolucji lipcowej francuskiej uczestniczy! on w stopniu kapitana jako adiutant Lafayette'a i był ranny w nogę. Z powodu tej rany w rctku 1830 do Polski nie pojechał. Byt blisko związany z Lelewelem. Jako szczegół należący do wspomnienia osobistego, świadczący o żywości wspomnienia 0 Chodźce w Polsce dodam, że przed rokiem 1914 istniały w Kielcach obok siebie ulice Tadeusza 1 Leonarda. Mieszkałem blisko rok w roku szkolnym 1913-14 w Kielcach w domu mojej babki przy ulicy Tadeusza. Pod okupacją austriacką okazało się, że ulica Tadeusza nazywa się w istocie ulicą Tadeusza Kościuszki. Nie wiem, jak się dziś nazywa ulica Leonarda, ale domyślam się, że ci, którzy — gdzieś w wieku XIX — nadali jej ówczesną nazwę, myśleli w istocie o Leonardzie Chodźce. Tak wiec — w pewnej epoce i dla pewnych ludzi — Kościuszko i Chodźko stali jako tradycja niejako na równi i wspólnie byli uczczeni. Zgromadziłem wiele dowodów i poszlak bezpośredniego wpływu francuskiego na wybuch powstania listopadowego w mej książce „Kulisy powstania styczniowego" na str. 208-237, powołując się na kilka — częściowo mało znanych — prac Kukiela oraz m.in. na prace Lubomira Gadona, Jana Bielatowicza, Tokarza, Zamorskiego, Harbuta, Blocha, a nawet Lelewela i Askenazego. 280 f __wojna bez celu i nadziei — której jednak sam poryw patriotyczny dał jaki taki ład i rozmach. Ale w swoich początkach — powstanie listopadowe jest przykładem zwykłej, bezmyślnej, politycznej burdy".* Pisałem wyżej w związku ze sprawą powstania Kościuszki, a także i kampanii wrześniowej 1939 roku, że są sytuacje, gdy nie ma innego wyjścia, tylko trzeba się bić, i to bić do upadłego. Ale rok 1830 taką sytuacją nie był. Żadne nowe nieszczęście narodowi polskiemu — ani jego szczątkowemu państewku — w owej chwili nie zagrażało. Nie chodziło o ratowanie Polski (czy Królestwa Kongresowego), ale o ratowanie rewolucji francuskiej. W dodatku dla tego obcego celu było się gotowym byt owego Królestwa i wielu innych polskich interesów narazić. A narażanie podstawowych dóbr narodowych bez potrzeby i konieczności jest lekkomyślnością tak wielką, że z narodowego punktu widzenia zasługuje na nazwę zbrodni. Cele wojny polsko-rosyjskiej wszczętej przez wybuch listopadowy mogły być tylko dwa: po pierwsze zerwać unię personalną Królestwa Polskiego z Rosją, a wiec uczynić Królestwo państwem całkowicie niepodległym, a po drugie powiększyć je o ziemie wschodnie lub ich część, to znaczy o Litwę i może niektóre ziemie ruskie. Pomijam to, że osiągnięcie tych celów było w warunkach 1830 i 1831 roku niemożliwe. Ale gdyby było możliwe, czy było ono warte zachodu? Zamorski napisał: „Inicjatorzy i kierownicy powstania byliby się znaleźli w największym kłopocie, gdyby im się udało wygrać. Co robić z Kongresówką odciętą od morza i świata, która liczyła wtenczas 3 miliony ludności, otwarta jak stół i otoczona zewsząd przez przemożnych wrogów?" Idea niepodległej Kongresówki nie była urzeczywistnieniem pragnień polskiego narodu. To nie tego naród polski chciał. A w dodatku, niepodległa Kongresówka nie była zdolna do życia. Mogła w latach 1815-1830 istnieć, a nawet w końcowym okresie być w stanie kwitnącym — ale tylko dlatego, że miała oparcie w Rosji; tak samo, jak Księstwo Warszawskie mogło istnieć, bo miało oparcie w Napoleonie i jego imperium. Ale całkowicie suwerenna Kongresówka — suwerenna nie tylko formalnie, lecz faktycznie — jest geopolitycznym niepodobieństwem. Gdyby się narodziła — stałaby się w sposób nieunikniony satelitą któregoś z państw niemieckich — Prus, Austrii lub ich obu razem. Myśl o niepodległości na wzór grecki małego skrawka polskiej ziemi snuła się niejednokrotnie w polskich głowach w XIX i XX wieku, ale była to myśl zarazem nierealna — i zbyt nieśmiała. Celem prawdziwym narodu polskiego była niepodległość Polski zjednoczonej, a nie jednej tylko jej dzielnicy. W praktyce, program niepodległości Królestwa Kongresowego oznaczał umieszczenie tego Królestwa w systemie politycznym niemieckim. A więc trwałe zredukowanie narodu polskiego do roli narodu małego i zależnego. Co zaś do programu przyłączenia do Kongresówki Litwy, czy np. Wołynia — osiągnięcia tego w wojnie z Rosją, a nie w drodze pokojowej, jak projektował car Aleksander i jak w istocie pragnął Konstanty — * Trzy cytaty z tej samej mojej książki sprzed pól wieku. 281 oznaczałoby ono powzięcie decyzji w dziedzinie polityki zagran> polegającej na zrezygnowaniu z dążenia do odzyskania utraconej ^i' Korony (Poznania, Gniezna, Gdańska, Torunia, Krakowa, Lwowa) i U2nan: ' że ważniejszą dla Polski od jej wielkopolsko-małopolskich pierwotny^ korzeni jest Litwa. Kongresówka uległaby oczywiście pewnemu wzmocnieniu przez odzyskanie Litwy lub jej części, ale nie byłoby to wzmocnienie tak znaczne, by zmieniało jej sytuację geopolityczną. Rzecz najważniejsza. powiększając się o Litwę, a rezygnując z zaboru pruskiego, Kongresówka nadal byłaby pozbawiona dostępu do morza. (Żmudzka Połąga, leżąca nad morzem, nie byłaby dla Kongresówki żadnym rzeczywistym dostępem do morza.) Wszczęcie wojny polsko-rosyjskiej w 1830 czy 1831 roku oznaczało ustawienie się zorganizowanej państwowo części polskiego narodu frontem przeciwko Rosji, a nie przeciw państwom niemieckim. Oraz zrezygnowanie z dużej części Korony — dla odzyskania Litwy. Oczywiście — tylko w intencjach, a zgoła niekoniecznie w możności urzeczywistnienia. Spiskowcy, którzy powstanie wszczęli, zapewne wszystkiego tego nie rozumieli, ani nawet nad tym się nie zastanawiali. Ale w polityce, tak samo jak w życiu prywatnym, konsekwencje popełnionych czynów zjawiają się z żelazną nieuchronnością bez względu na to, czy się je przewiduje, czy nie. Powstanie listopadowe jest jednym z głównych wcieleń „ideologii powstańczej", która była wyznawana przez dość dużą część polskiego narodu w XIX i XX wieku. Ideologia ta polega na przekonaniu, że trzeba jak najczęściej się bić, to znaczy co najmniej raz na pokolenie wszczynać powstanie, nie zważając na to, czy ma ono szansę powodzenia i czy nie narazi narodu na wielkie straty. I że nie trzeba się kłopotać tym, iż może ono leżeć w interesie jakiegoś czynnika obcego i być przez wpływ tego czynnika wzniecone. Powstanie listopadowe wzniecono, by pomóc Francji, ale zarazem by dać ujście pragnieniu wyładowania narodowej energii, by bić się i dać przez to upust chęci okazania bohaterstwa. Było ono po części wcieleniem haseł wyłuszczonych w broszurze Kościuszki. Ale więcej jeszcze, daniem wyrazu irracjonalnym uczuciom pokolenia i klasy ludzi spragnionych „czynu" i „bohaterstwa" — choćby żadną myślą polityczną nie kierowanych. Co więcej, w motywach tych ludzi, co wszczęli powstanie, były także i okoliczności brzydkie, mianowicie czysto osobiste. Powstanie zostało wszczęte przez spisek w Szkole Podchorążych. A podchorążowie — to byli kandydaci na oficerów. Ich osobista przyszłość — to było zostanie oficerami. Ale jak dotąd, nie zostawali oni oficerami. Całymi latami byli oni tylko podchorążymi. „Przeszło jedna trzecia wychowanków (Szkoły Podchorążych), 35 procent, służyło w wojsku dziewięć i więcej lat, niektórzy aż do 13-tu" (Tokarz). Wojsko Królestwa Kongresowego było dalszym ciągiem wojsk polskich pod władzą Napoleona, etaty oficerskie w tym wojsku były obsadzone przez ludzi stosunkowo młodych, wskutek czego wakansów dla młodego narybku było bardzo mało. Podchorążowie spodziewali się, że wojna otworzy dla nich widoki zostania oficerami. Tokarz znalazł sprawozdanie o autentycznej rozmowie z początków października 1830 roku- „Cóż, wkrótce będziesz oficerem!" „Dlaczego?" „Była rewolucja we Francji 282 i w Belgii i u nas wkrótce nastąpi. (...) Jest zamiarem uwięzić Wielkiego cia. wojsko rosyjskie rozbroić, generałów pozabijać, dowódców wojska h ć" gsię. polskiego, starych i żonatych oficerów usunąć". Można współczuć losowi ludzi, których młodość uciekała bez wszelkiej nadziei na poprawę losu. Ale dla poprawienia swego osobistego losu nie wpycha się narodu i państwa w odmęt wojny. Był też i inny motyw brzydki. „Władze były na tropie spisku (Konstanty wiedział już o nim) — spiskowcy zdecydowali się na wybuch powstania między innymi i dlatego, ponieważ obawiali się, że w przeciwnym razie ulegną aresztowaniu. Aby ratować siebie samych, popchnęli w odmęt ryzykownych wydarzeć ojczyznę. Zachowało się wspomnienie rozmowy odbytej 21 listopada przez Zaliwskiego, Wysockiego i Bronikowskiego z historykiem Lelewelem: (...) (Tokarz). < Stopniowo wymusił i to, że mobilizację wojska polskiego oraz korpusu rezerwowego gwardii odroczono do końca grudnia. Liczył, że tymczasem opór Prus i Austrii przeciw krucjacie oraz zmiana położenia międzynarodowego Cytata z innej mojej książki. 283 udaremnią plan Mikołaja, ocalą dotychczasowy stan rzeczy w Królestwie, a z nim i jego stanowisko udzielne*-" (Tokarz).* Ale ostatecznie mogło się zdarzyć, że wysiłki zarówno polityków polskich, jak Konstantego okażą się bezskuteczne. Co wtedy? Rozważana jest możliwość zrobienia wtedy powstania — ale nie w Królestwie, lecz w Wielkopolsce oraz nie przeciw Rosji, lecz przeciw Prusom. (A może w Galicji przeciw Austrii.) „Jeżeli wrzenia umysłów w Warszawie niepodobna było opanować, można było skierować tę nienawiść przeciw Austrii dla wyzwolenia rodaków z prawdziwie egipskiej niewoli* i to byłby program istotnie narodowy. Wszelako najrozumniejszą myślą, najbardziej dalekowzrocznym programem byłoby podówczas skierowanie narodu polskiego przeciwko Prusom. Odzyskanie własnego brzegu morskiego dla Kongresówki i przyłączenie Poznania (o polskości Śląska nie wiedziano wtedy niestety) byłoby tak nieobliczalnym w następstwa zyskiem, że warto było hazardować. A sprawa nie była tak trudna, jak się wydawało. Jeszcze ziemie zaboru pruskiego nie zostały włączone do Rzeszy niemieckiej, tylko stanowiły jakby zagraniczne posiadłości Prus. (...) Prusacy, którzy mądrze o sobie myśląc, przypisują wrogom także rozumne plany, prawie od kongresu wiedeńskiego brali w rachubę możliwość wojny z Kongresówką, a ich ministrowie myśleli o przygotowaniu się na tę ewentualność. (...) Strachajlo polityczny gotów zawołać: A cóżby na to powiedział cesarz Mikołaj jako król polski i naczelny wódz wojska polskiego? — Z pewnością nie byłby tego rodzaju programem politycznym więcej obrażony niż powstaniem, które w prawnym rozumieniu było tylko buntem przeciw swojemu monarsze" (Zamorski). Ale mniejsza o broniony przez Zamorskiego program powstania w zaborze pruskim czy austriackim, zapewne jednak mimo wszystko nierealny. W najgorszym razie — lepszą od wszczynania wojny polsko-rosyjskiej ewentualnością było pogodzenie się ź tym, że Mikołaj pomaszeruje przeciw rewolucyjnej Francji i poprowadzi tam wojsko polskie. W ostatecznym razie można było „podporządkować się woli Mikołaja i pogodziwszy się z myślą nieuniknionej wyprawy na Francję, wywalczać szczegół po szczególe złagodzenie ujemnych dla Polski skutków mikolajowskich zamierzeń. Ostatecznie wyprawa na Francję nie mogła nam grozić całkowitą zagładą samodzielności Królestwa, lecz tylko dokonaniem niejako mimochodem, ukradkiem, pod rozmaitymi pretekstami samodzielności tej ograniczeniem. Po ukończeniu wyprawy zapewne wojska polskiego byłoby mniej niż poprzednio i jego organizacyjna niezależność od armii rosyjskiej uległaby zwężeniu, garnizony rosyjskie w Królestwie zostałyby zwiększone, niezależność cywilnych władz warszawskich od Petersburga uległaby zredukowaniu, konstytucja Królestwa zostałaby zmieniona drogą interpretacyjną lub nawet drogą poprawek pisanych. Ale mimo wszystko, to co by po tych zmianach pozostało, byłoby jeszcze i tak wartością • Cytata z innej mojej książki. • Galicja była wówczas najbardziej uciskaną dzielnicą Polski. 284 dostatecznie dużą, by warto jej było bronić i by można ją było narażać na zagładę drogą ryzykanckich awantur. W dodatku wyprawa na Francję nie wyłączała dalszych możliwości, takich jak np. sprowokowanie awantury z Prusami przez wojska wracające z wojny. Wcale nie było rzeczą niemożliwą, że krucjata przeciw rewolucji francuskiej skończy się wprawdzie zmniejszeniem samodzielności Królestwa, ale za to znacznym powiększeniem od strony zachodniej jego terytorium. A to byłoby już wszak niewątpliwie raczej zyskiem, niż stratą."* Dodać tu trzeba, że braterstwo broni z Mikołajem w wyprawie wojennej mogło zmienić uczucia Mikołaja i przybliżyć jego sposób ustosunkowania się do Królestwa do sposobu myślenia jego zmarłego brata Aleksandra (a także jego żyjącego brata Konstantego). W ówczesnych stosunkach postawa kilku czołowych osobistości miała nie mniejsze znaczenie niż nastroje mas, a wiec czynnik przemian psychologicznych mógł odgrywać bardzo wielką rolę. Powstanie listopadowe, jak można było z góry przewidzieć, ani nie przyniosło pełnej niepodległości i suwerenności Królestwa Kongresowego, ani nie powiększyło obszaru tego Królestwa o ziemie wschodnie, a więc o Litwę czy Wołyń. Przyniosło natomiast dwa całkiem inne skutki. „Dziwnym zbiegiem okoliczności poprowadzone ono zostało tak, że za jednym zamachem uratowało ono rewolucję francuską przed interwencją Mikołaja — oraz doprowadziło do likwidacji państwowości polskiej, utrzymującej się pod nazwą Królestwa Kongresowego",* to znaczy do celów odpowiadających dążeniom obozu antykatolickiego w Europie. Hasłem, pod którym wzywano ludność Królestwa Kongresowego do chwycenia za broń, nie były żadne cele czy uzasadnienia polityczne, ale stwierdzenie, że w istniejącym położeniu „już nie można wytrzymać". „Nastąpił (...) bieg po linii najmniejszego oporu — każdy minister, poseł, senator, generał mówił mniej więcej to samo: < wprawdzie nie pochwalam tego, co się stało, widzę, że z tego nic dobrego nie wyniknie, ale naprawdę trudno już było wytrzymać, nie można potępiać, że cierpliwość się wyczerpała, no więc stało się i trudno, odstać się nie może ?. Tą drogą chodzi zwykle tchórzostwo cywilne" (Zamorski). Jakoś nie myślano o tym, że w warunkach wytworzonych przez powstanie, po roku 1831, jeszcze trudniej będzie wytrzymać, ale jakoś się wytrzyma, bo nie będzie innej rady. „Historycy rozczulają się i unoszą nad nieskazitelnością duszy, siłą i wzniosłością uczuć tych kilkunastu młodzieńców, którzy uderzyli na Belweder. Być może, iż mają słuszność. Niemiec ma na to trafne określenie: Gute Leute, aber schlechte Musikanten (dobrzy ludzie, ale źli muzykanci). My byśmy powiedzieli: zacni ludzie, ale marni politycy. Po co się więc brali do polityki?" (Zamorski). „Na ogól organizatorom spisku i wybuchu nie można odmówić dobryclfc chęci i ideowości. Ale, jak mówi przysłowie, dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. (... Choć co prawda) ideowość ' bezinteresowność organizatorów powstania nie była bynajmniej całkowita Cytata z innej mojej książki. * Cytata z innej mojej książki. 285 (...bo mieli oni) poważny, osobisty interes w tym, by powstanie doszło d skutku."* ° Organizatorzy spisku i powstańczego wybuchu zgoła nie mieli planu jak powstanie dalej poprowadzić, gdy ono wreszcie wybuchnie. Widi dzier oni tylko tyle, że chcą powstanie wszcząć. Ale jaki będzie jego dalszy przebieg — zgolą nie wiedzieli. „Organizatorzy powstania (...) myśleli tylko o tym, by powstanie zacząć Nad tym, co będzie dalej, zgoła się nie zastanawiali. Przypuszczali oni, że najwybitniejsze autorytety w narodzie z chwilą, gdy powstanie wybuchnie od razu na jego czele staną i poprowadzą je dalej. Gdy po wybuchu nikt z wybitnych autorytetów samorzutnie kierownictwa nie objął, organizatorzy wybuchu uporczywie i rozpaczliwie zwracali się do coraz to nowych osób z prośbą o objęcie władzy. Wytworzyła się przy tym paradoksalna sytuacja, że najuporczywiej błagano o pokierowanie powstaniem tych, co byli jego orzeci wnikami." * To, że powstanie wszczęli młodzi ludzie o niskich stopniach w hierarchii wojskowej oraz pozbawieni autorytetu w narodzie, nie jest niczym niezwykłym. To się zdarza. Ale jest z tym zwykle połączone objęcie władzy przez tych, którzy przewrotu dokonują. Jeśli się robi pierwszy krok — to jest się odpowiedzialnym i za kroki dalsze. Skoro potrafiło się walkę wszcząć — to trzeba było potrafić walkę tę dalej poprowadzić. Byłoby przynajmniej logiczne, gdyby spiskowcy nocy listopadowej stanęli na czele państwa i wojska, ogłosili się dyktatorami i poprowadzili ten kraj i wojsko do energicznej, śmiałej i natychmiastowej wojny. Byliby tę wojnę przegrali. Ale byłaby to walka ożywiona przynajmniej jakimiś złudzeniami. Ale w rzeczywistości to było przedsięwzięcie, które zasługuje na to, by je nazwać dziecinnym. To było tak, jakby dzieci odkręciły kran z wodą, ale ani nie potrafiły go z powrotem zakręcić, ani nie potrafiły poprowadzić płynącej wody w jakimś użytecznym kierunku. W czasach dzisiejszych, w ostatnim więcej niż dziesięcioleciu, miały miejsce w różnych punktach świata przewroty, których sprawcami były spiski młodych oficerów lub nawet podoficerów. Najważniejsze z nich były przewroty w Portugalii i w Abisynii (Etiopii). Możemy te spiski krytykować — możemy np. dziwić się, że młodzi oficerowie portugalscy wyrzekli się od razu imperium kolonialnego portugalskiego w Afryce i w Azji, które należało do Portugalii przez 500 lat. Może nas także śmieszyć, że w szeregu wypadków porucznicy, kapitanowie i sierżanci (w Liberii nawet kaprale) pomianowali się sami generałami. Ale jest faktem, że sprawcy tych wszystkich przewrotów objęli w swoich krajach władzę i losami tych krajów wedle z góry powziętego planu, dobrze czy też źle pokierowali, biorąc za to, co zrobili, odpowiedzialność. Spiskowcy „nocy listopadowej" nie zdobyli się na to, by Polskę w jakimkolwiek kierunku poprowadzić. Wszczęli rozruch — a potem • Cytata z inne) mojej książki. * Cytata z innej mojej książki. 286 umyli ręce. Prosili innych, by wypili nawarzone przez nich piwo, a gdy ci odmówili, niektórych z nich na miejscu pozabijali. Należy teraz po kolei wypadki „nocy listopadowej" opisać. ,,W listopadzie nastąpił kryzys podwójny. Sprzysiężenie było wykryte. Konstanty ociągał się z represjami, ale raport, choć niechętnie, złożył Mikołajowi, z prośbą o (...) pobłażliwość dla winnych. Tymczasem Mikołaj nakazał już 17 października mobilizację gros armii rosyjskiej z wojskiem polskim i korpusem litewskim; 6 listopada ogłosił komunikat o tym w gazetach; 13 listopada zarządził mobilizację wojska polskiego z terminem gotowości na 22 grudnia. (...) Gdy prasa warszawska ogłosiła komunikat, na zebraniu u Lelewela uznano konieczność wystąpienia; 26 listopada Zaliwski wymógł decyzję powstania z datą 10 grudnia. Gdy jednak nazajutrz, 27 listopada, rozeszły się wiadomości, że car nakazał areszty i śledztwa, na gwałt zaimprowizowano powstanie na 29 listopada" (Kukieł). A więc to młodzi wojskowi, a nie starzy węglarze w rodzaju Lelewela, spowodowali decyzję. Chcieli ratować swoje głowy. I ani nie pomyśleli o tym, że mogliby je ratować chowając się lub wyjeżdżając za granicę, a więc nie narażając całego kraju. To samo się powtórzy w roku 1863. „Plan spiskowców sprowadzał się do zabicia Konstantego, opanowania Warszawy i wezwania kraju do broni. Nie mieli ani przygotowanej nowej władzy, ani wodza. Nie pozyskali żadnego starszego oficera służby czynnej, poza kilku kapitanami" (Kukieł). Było w Warszawie około 6000 żołnierza gwardii rosyjskiej, w czym dwa pułki piechoty i trzy kawalerii. (Artyleria rosyjska była w Górze Kalwarii.) Wojska polskiego było w Warszawie około 8000, czyli więcej niż Rosjan, ale tylko cząstka jego objęta była spiskiem i nie wiadomo było, jak się reszta zachowa. Przebieg wydarzeń wypadł całkiem inaczej, niż spiskowcy projektowali. Jakoś wszystko potoczyło się nie tak, jak było planowane. Hasłem do wybuchu miało być podpalenie kilku budynków. Podpalono je za wcześnie i większość spiskowców tego nie zauważyła. Natomiast zauważyła to rosyjska gwardia konna i wszczęła alarm. Objęta spiskiem Szkoła Podchorążych nie zdołała zaskoczyć trzech pułków kawalerii rosyjskiej, a inny oddział polski nie zdołał rozprawić się z rosyjskimi pułkami gwardii pieszej. Wojsko rosyjskie, a wraz z nim niektóre oddziały polskie wycofały się pod Belweder, pod dowództwo Konstantego. Na zbiórkę cywilnych spiskowców, którzy pod dowództwem Ludwika Nabielaka, a prowadzeni przez kilku podchorążych znających teren, mieli uderzyć na pałac belwederski, gdzie mieszkał Konstanty i Konstantego zabić, stawiło się tylko kilkanaście osób. Mimo to skutecznie na Belweder uderzyli. Belweder nie miał ochrony wojskowej, nie było tam żadnych straży. Wtargnęli do pałacu, ale Konstantego nie znaleźli, bo się schował. Zamiast niego zabili rosyjskiego generała Gendre'a. Przez szereg godzin spiskowcy wadzili się z poszczególnymi członkami Polskiej generalicji. Mieli w tym dwa cele. Po pierwsze, wszystkich tych generałów prosili po kolei, by objęli dowództwo wszczętego powstania, a oni odmawiali. Po wtóre, starali się odebrać tym generałom dowództwo nad 287 poszczególnymi oddziałami polskimi, którym oni z tych czy innych powodów przewodzili. Gdy spiskowcy spotykali się z odmową, generałów tych poprzednio ich dowódców, na miejscu pozabijali. Tak więc pozabijali generałów Haukego, Trębickiego, Blumera, Siemiątkowskiego, Nowickiego a wreszcie Stanisława Potockiego. Wszystko to byli zasłużeni patrioci' umiejętni dowódcy polskiego wojska. Wiedzieli oni, że wojna z Rosją zwycięstwa nie da, a powstanie jest przedsięwzięciem szkodliwym — \ usiłowali się temu powstaniu przeciwstawić. Zostali za to pomordowani. Wśród nich zginęli generał Blumer, którego pchnięto bagnetem i dobito wystrzałem, a to był „świetny, niezrównany prawie oficer piechoty z wojen lat 1809 i 1812, dawny żołnierz kościuszkowski, legionista z tych, co byli na San Domingo" (Tokarz). I generał Siemiątkowski, „bardzo zdolny oficer z czasów napoleońskich, pełniący obowiązki szefa sztabu głównego" (Tokarz). I generał Trębicki, „świetny (...) oficer i właściwy wychowawca piechoty naszej, wysyłany stale na manewry zagraniczne, (który) był najwybitniejszym bodaj przedstawicielem generalicji ówczesnej. Reprezentował w niej dużą naprawdę wiedzę i tężyznę zawodową oraz charakter niepowszedni, był przy tym stosunkowo młody, liczył zaledwie lat 38" (Tokarz). General St. Potocki „znany i powszechnie lubiany, (...) były uczestnik powstania Kościuszki"*, długo opierał się powstaniu, „przez szereg godzin był energicznym organizatorem kontrakcji przeciwko powstaniu. Z pewnością nie czynił tego z miłości do Rosji, lecz z przekonania, iż jak najszybsze zduszenie powstania leży w interesie Polski. (...) Mimo to powstańcy (...) ponawiali próby, by go postawić na czele powstania."* „Generale! prowadź nas dalej! — wołali podchorążowie. Jeden z nich, Nereusz Różański, miał przypaść podobno do jego ręki" (Tokarz). Mimo to, o godzinie 1 w nocy powstańcy go zastrzelili. Zabito także szefa sztabu artylerii, płk. Meciszewskiego. „Zabicie Haukego, Meciszewskiego i Trębickiego nie było usprawiedliwione niczym. Nie stali oni na czele oddziałów, nie reprezentowali w danej chwili żadnej siły oporu, tak jak ją reprezentowali Blumer, Siemiątkowski lub St. Potocki. (...) Zabiła ich też nie rzeczywista potrzeba, ale zawiedziona miłość tej młodzieży powstańczej, szukającej tak natarczywie wodza wśród starszyzny własnej" (Tokarz). Ładna miłość, która wymordowała prawie całą starszyznę polskiego wojska! Kukieł zresztą uważa, że niektóre z tych mordów były z góry uplanowane. ,,Co do Haukego i Blumera jest wskazówka Lelewela, że byli skazani na śmierć, oczywiście przez kapturowy* trybunał węglarski" (Kukieł). A więc to węglarze mścili się na nich za coś i podstępnie postanowili ich zgładzić. • Cytata z innej mojej książki. • Cytata z innej mojej książki. • „Kapturowe sądy: (...) sądy potajemne, wydające wyroki śmierci na przeciwnik*" politycznych" (Lam, „Podręczna encyklopedia powszechna", Paryż 1954.) . Zaoczne wyroki śmierci wydawane przez AK w czasie wojny 1939-1945 roku miały na og cechę wyroków kapturowych, oskarżeni bowiem nie mieli możności obrony, tj. odpiMan'. stawianych im zarzutów. Byli to przeważnie ludzie winni zdrady — ale niestety nie zawsze. Wyro śmierci, wydawane i wykonywane w „podziemiu" w latach wojny są smutną kartą historii pols"1 288 Niektórzy z tych, których chciano zabić, jakoś uszli śmierci. Jaką przedstawiali wartość, okazała ich późniejsza rola w polsko-rosyjskiej wojnie. Dowódca 4 pułku piechoty, pik. Bogusławski, później wsławiony (w bitwach) pod Grochowem, Dembem, Iganiami, potłuczony został kolbami. Generał Sowiński, inwalida bez nogi, legendarny bohater szańca wolskiego, ocalał tylko trafem od wymierzonego weń bagnetu" (Kukieł). Został zakłuty bagnetami rosyjskimi dopiero w roku następnym, gdy bronił — ostatni — szańca Woli w Warszawie. Był to były żołnierz legionów, który stracił nogę w kampanii 1812 roku i uczesniczyl w wojnie 1831 roku, mając już tylko nogę drewnianą. Przeciwnikiem powstania był generał Chłopicki, który jednak zamordowany nie został. Podporucznik Dobrowolski „zwracając się do Chlopickiego, podał mu swój pałasz, mówiąc: •< Zastanów się pan — odpowiedział Chłopicki — co pan fcfc robisz! > < Generale, nie czas się już zastanawiać >. < Dajcie mi spokój — ? powiedział wreszcie Chiopicki — idę spać. ? I poszedł do Komisji Rządowej H Wojny. Potępił brutalnie wybuch: < Półgłówki zrobiły burdę, którą wszyscy H ciężko przypłacić mogą. Mieszać się do tego nie należy >" (Tokarz). JB „Chłopicki stanął później na czele powstania, ale dopiero wówczas, gdy wojna z Rosją była już faktem nie dającym się odwrócić."* Wojska rosyjskie pod wodzą Konstantego, a wraz z nimi niektóre oddziały polskie, a z drugiej strony przez nikogo nie dowodzone polskie siły powstańcze, stały w ciągu nocy po wydarzeniach „nocy listopadowej" oko owych lat. Pisałem o tym obszerniej na innym miejscu. Akty terroru, zresztą być może czasem rzeczywiście nieuniknione, przedstawiane były jako akty wymiaru sprawiedliwości, co wypaczało polskie pojęcia o prawie i sprawiedliwości. Kukieł pisze gdzie indziej: „Był Lelewel czynnym rewolucjonistą w wyższym stopniu, aniżeli widzą to jego biografowie, nawet najnowsi, aniżeli on sam się przyznawał. On to wyrobił o sobie legendę: człowiek nauki i myśli, którego inni wciągają w role czynną wbrew jego woli. (...) Maskę taką zachował, jakby wrosła w jego oblicze. Ale wiemy dzisiaj ze żródel dawno dostępnych, a pomijanych, że był on w r. 1822 w Wilnie , czyli węglarzy. (...) Wiemy, że miał powiązania z węglarstwem w Niemczech, we Francji i ze związkami rosyjskimi, z Petersburgiem, Kijowem. (...) Łatwo dostrzec jego kontakty z Najwyższą Wenia Świata w Paryżu. Węglarstwo działać zwykło z ukrycia, nie ujawniając własnego istnienia, a Przez organizacje pokrywkowe i pochodne. (...) Jest więcej niż prawdopodobne, że spisek podchorążych był związany z węglarstwem (...) Jak patrzył Lelewel na sprawę wybuchu, wiemy z jego własnych słów: (...) pisał: (...) powstanie . (...) Musiał więc zgodzić się na wystąpienie. Wiedział °, kióry sądzi '"rogów ludu. Łatwo się domyśleć, że Konstanty musiał być tam skazany za męczeństwo Łukasinskiego. Hauke — za przewodniczenie w sądzie nad Łukasinskim, Blumer — jako pskarżyciel w tej sprawie. A trybunałowi rewolucyjnemu z urzędu przewodniczył może sam Łe>*wel. O takim trybunale pisał Mierosiawski w młodzieńczej, francuskiej historii powstania." z innej mojej książki. 19 — Hist. Nar. Poi., t. II 289 w oko naprzeciwko siebie, gotowe do walki. „O północy stan rzeczy był taki że Konstanty miał zdecydowaną przewagę i mógł stłumić rewoltę w zaczątku' Ale (...) za nic nie chciał się wdawać w walkę, powtarzał, że Polacy muszą to załatwić sami" (Kukieł). We wczesnych godzinach rannych zebrała się Rada Administracyjna Wyłoniły się z tego rokowania między tą Radą a Konstantym. Ostatecznie zaczęło się krystalizować przeciwieństwo dwóch obozów. Dokooptowano do Rady Administracyjnej kilka nowych osób, wśród nich Chłopickiego Początkowo wydawało się, że ta Rada, będąca teraz legalnym rządem, będzie usiłowała dojść do porozumienia z Mikołajem jako polskim królem. Konstanty odesłał polskie oddziały stojące przy nim do obozu powstańców. Stan rzeczy był taki, że „Warszawa (była) w ręku powstania, a Konstanty z wojskiem u rogatek" (Kukieł). Konstanty ,,w raportach do cara nalegał o miłosierdzie dla swych niedoszłych zabójców" (Kukieł). Zmierzał do tego, by kryzys został zakończony przez jakiś kompromiis między powstaniem a królem Mikołajem, połączony z amnestią dla sprawców. Ale wydarzenia rewolucyjne, raz zaczęte, toczyły się własnym impetem dalej. 4 grudnia, a więc w piąty dzień po „nocy listopadowej" komitet wykonawczy Rady przyjął nazwę Rządu Tymczasowego, a Chłopickiego mianował wodzem naczelnym. Chlopicki odpowiedział na to zamachem stanu. Ogłosił się 5 grudnia „dyktatorem", obejmując całą władzę w kraju. Celem jego było „przywrócenie porządku i oddanie kraju królowi Mikołajowi" (Kukieł). Ten „tęgi żołnierz, wsławiony za legionów i później w wojnie hiszpańskiej, był faworytem sprzysiężonych, ale bez wzajemności" (Kukieł). Ale kompromis był już niemożliwy. „O układach, ustępstwach, rękojmiach (ze strony cara) nie było mowy. Już odezwą z 17 grudnia żądał (on) po prostu zdania się na łaskę. Od Chłopickiego oczekiwał, że go uwolni od przykrego porachunku ze sprawcami zamachu, tj. że sam ich wystrzela. Wojna z Zachodem od razu została zaniechana. Wszystkie przeznaczone na nią, zmobilizowane już wojska szły teraz na Polskę" (Kukieł). Prawdziwy cel powstania został wreszcie osiągnięty: wyprawa Mikołaja na Francję została zaniechana, rewolucja francuska została uratowana. 18 grudnia zebrał się sejm, zwołany jeszcze poprzednio. 20 grudnia zaakceptował on wybuch „nocy listopadowej" ogłaszając rewolucję jako „narodową". Zatwierdził także dyktaturę Chłopickiego, ale przydzielił do jego boku „Radę najwyższą" z Czartoryskim na czele. Chłopicki znalazł się w całkowitym rozdźwięku z ową Radą i osobiście z Czartoryskim, a także z opinią publiczną kraju, ogarniętą zapałem rewolucyjnym i wojennym. W dniu 17 stycznia zrzekł się dyktatury, choć zachował dowództwo nad wojskiem. Dnia 19 stycznia znów się zebrał sejm. Powziął on 25 stycznia uchwale o detronizacji Mikołaja (tj. obalenia go jako króla) oraz o pozbawieniu prawa do polskiego tronu całego jego rodu, tj. dynastii Romanowów. Tym samym unia personalna między Królestwem Kongresowym a Rosją została zerwana, a Królestwo automatycznie znalazło się w wojnie z Rosją. Równocześnie sejm powołał pięcioosobowy Rząd Narodowy pod przewodnictwem Czartoryskiego, nie sprawujący jednak.władzy nad wojskiem. Wodzem 290 naczelnym został Radziwiłł. Ale Chłopicki stał się jego doradcą i faktycznie nadal wojskiem dowodził. Królestwo Kongresowe stało się tym sposobem państwem całkowicie niepodległym oraz wypowiedziało Rosji wojnę. WOJNA 1831 ROKU Trzeba rozróżniać między wypadkami „nocy listopadowej", tj. szczęciem rewolucji i doprowadzeniem (w niecałe dwa miesiące później) obalenia władzy królewskiej Mikołaja oraz do faktycznego wypowiedzenia osji wojny — a faktem tej wojny. Możemy oceniać ujemnie fakt, że powstanie listopadowe w ogóle wszczęto i że do niefortunnej wojny z Rosją doprowadzono — ale z chwilą, gdy wojna wybuchła, tj. gdy Królestwo Kongresowe stało się — na okres niecałych 10 miesięcy — całkiem niepodległym państwem i to państwo znalazło się w wojnie z Rosją, obowiązkiem członków polskiego narodu, a zwłaszcza żołnierzy polskiego wojska, było w wojnie tej mężnie się bić. Polscy generałowie i inni dobrze zorientowani oficerowie mogli zdawać sobie sprawę z tego, że wojna ta nie ma szans zakończenia się zwycięstwem, ale nie zmienia to faktu, że zadaniem ich było spełnić jak należy swój żołnierski obowiązek. Wojna ta — jak wszystkie wojny, wygrane i przegrane — należy do polskiej historii. Jest chlubą tej historii, że wojsko polskie biło się w tej wojnie mężnie. Że odniosło niejedno zwycięstwo — albo że ponosiło klęski w walce bohaterskiej. Śmierć generała Sowińskiego na szańcach Woli jest takim samym aktem polskiego bohaterstwa w walce do upadłego, jak śmierć księcia Henryka Pobożnego pod Legnicą albo hetmana Żółkiewskiego pod Cecorą. Jesteśmy z tej wojny dumni, mimo że wcale nie jesteśmy dumni z przebiegu „nocy listopadowej". Maleńka Polska niepodległa, obejmująca tylko cząstkę polskiego terytorium i licząca 4 miliony ludności, toczyła w tej wojnie walkę z Rosją, która liczyła jej z górą 50 milionów. Stosunek siły zbrojnej był, jak oblicza Kukieł, 40.000 do 400.000, czyli jak 1 do 10. Siła zbrojna polska zresztą szybko wzrosła przez powołanie do służby wysłużonych żołnierzy i przez masowy zaciąg ochotników. Największą trudnością było znalezienie dla nich uzbrojenia. Tworzono oddziały uzbrojone w kosy i broń myśliwską. Utworzono 16 nowych pułków piechoty i 8 nowych pułków jazdy. Wedle Kukiela doprowadzono polską siłę zbrojną — razem z oddziałami powstańczymi na Litwie i Rusi, z ochotnikami z Poznańskiego, z Krakowa i Galicji i z oddziałami tyłowymi -do 200.000 żołnierza. Wysiłek zbrojny maleńkiego polskiego państewka był imponujący. Ale ze strony rosyjskiej też siłę zbrojną wzmacniano. W szczegółach polsko-rosyjska wojna miała przebieg następujący. Wodzem armii rosyjskiej, przeznaczonej do wojny z Królestwem Kongresowym został marszałek Dybicz (Diebitsch), niedawny wódz rosyjskiej armii w wojnie z Turcją. Siły jego zgrupowały się na froncie Kowno- 291 i Drohiczyn. Poprowadził te siły po linii Białystok i Wyszków-Warszawa.* Ł°mża_ Ofensywie tej Radziwiłł, a właściwie Chłopicki, przeciwstawił zmaso polski front oporu na przedpolu Warszawy. Przed tym frontem dzT^ mniejsze zgrupowania polskie, atakując wysunięte, nieprzyjacielskie oddri k 14 lutego pod Stoczkiem generał Dwernicki na czele grupy polskiej jazdy noh- rosyjską dywizję generała Gejsmara. 17 lutego dywizja gener /* Skrzyneckiego pod Dobrem odniosła zwycięstwo nad korpusem litewskirn ? Dnia 19 lutego generał Żymirsld stoczył nie rozstrzygniętą bitwę pod Wawrem 25 lutego rano armia Dybicza zaatakowała główną masę armii polsk' ' pod Grochowem, na przedpolu Warszawy. (Dziś Grochów jest część? Warszawy.) Głównym ogniskiem bitwy była Olszynka Grochowska. Była t' największa i najważniejsza z bitew powstania listopadowego. Dybiczowi wodzowi rosyjskiemu, chodziło o to, by opór polski złamać i by w wynikń tego wkroczyć zwycięsko do Warszawy. Plan bitwy polskiego wodza Chłopickiego polegał na przeprowadzeniu bitwy obronnej, która by pochód rosyjski wstrzymała. W polskiej nauce historycznej istnieje spór co do tego, czy z polskiej strony poprowadzono tę bitwę w sposób należyty. Chłopicki prowadził tę bitwę metodą obronną. Jeden z głównych jego podkomendnych, generał Prądzyński, powziął śmiały plan działania zaczepnego, które — jeżeliby się udało — mogło było armię rosyjską zwycięsko pobić. „Manewr (Prądzyńskiego), (...) stawiający wszystko na jedną kartę, kategorycznie odrzucił Chłopicki. (...) Plan Prądzyńskiego był rzeczywiście bardzo ryzykowny, narażał bowiem armię polską na ewentualne odcięcie od Pragi, na uderzenie z boku rezerwy armii rosyjskiej i wreszcie na ugrzęźnięcie w terenie lesistym. Z drugiej jednak strony nie można zaprzeczyć, że zaskoczenie nieprzyjaciela i silne uderzenie taką masą piechoty górującej, jak wykazały już walki poprzednich dni, nad piechotą rosyjską, mogły zadać ogromne straty, a być może dać Polakom zwycięstwo" (Bloch). Chłopicki odrzucił ten plan — bo odrzucał związane z nim ryzyko. Wchodzą tu w grę różnice ogólnego strategicznego poglądu. „Wychodząc ze słusznego założenia, że małe Królestwo nie może prowadzić z Rosją wojny na wyczerpanie, wybrał Prądzyński drugą z podstawowych form strategii, mianowicie strategię < powalenia > przeciwnika. Cel ten zamierzał osiągnąć * Jak sie historia powtarza! Autor niniejszych słów, jako 17-letni ochotnik w szeregach 201 pułku piechoty i „dywizji ochotniczej" dowodzonej przez generała Zagórskiego, brał udział w lipcu i sierpniu 1920 roku w szeregu bitew opóźniających pochód nieprzyjaciela, pod Surażem niedaleko Białegostoku, pod Paprocią niedaleko Łomży, pod Wyszkowem i innych — na tej samej linii. • Korpus ten, złożony z Polaków, został po „nocy listopadowej" szybko przekształcony przw zarządzenia rosyjskie: jego korpus oficerski zosta) w całości usunięty i zastąpiony nadesłanym zastępem oficerów-Rosjan. Sprawcy „nocy listopadowej" nie próbowali nad tym korpusem w porę zapanować. „Cesarz Mikołaj (...) wysiał tara natychmiast trzystu oficerów gwardii; krok ten zachował dlań cały korpus litewski, złożony z ponad trzydziestu tysięcy ludzi" (Łojek). 292 zastosowanie kilku wielkich manewrów zaczepnych, zmierzających do y walnej z głównymi siłami armii rosyjskiej" (Bloch). prądzyński był niewątpliwie wybitnym talentem strategicznym. Nie uległ, prawda, sprawdzeniu jego talent wodzowski, to znaczy umiejętność nie lko obmyślenia planu, ale także i wykonania go, do czego potrzebna jest dolność szybkiego podejmowania decyzji oraz silne nerwy. Ale należy *rzypuszczać, że byłby dopisał i pod tym względem. Niestety, nie zajmował * armii powstańczej stanowiska naczelnego. Dopiero pod sam koniec wojny doceniono jego zdolności i usiłowano go obarczyć główną odpowiedzialnością. „Był Prądzyński przez kilka dni szefem sztabu i jeden jóeń wodzem naczelnym" (Bloch). Ale było to w czasach, gdy nie mógł już nic osiągnąć. Jest możliwe, że poprowadzenie bitwy pod Grochowem wedle jego planu mogło przynieść zupełne rozbicie armii rosyjskiej, a więc doraźne, wielkie zwycięstwo. Ale mogło także się nie udać, a więc przynieść wkroczenie Rosjan do Warszawy już w lutym 1831 roku, a więc klęskę zarówno całkowitą, jak kompromitującą. Chłopicki swoją ostrożniejszą strategią osiągnął swój cel: nie dopuścił do pobicia polskiej armii ani do zdobycia przez Rosjan Warszawy. Na ówczesną sytuację było to osiągniecie duże.* Bitwa pod Grochowem uchodzi za bitwę nie rozstrzygniętą. Rosjanie nie osiągnęli swego celu, ale pozostali na placu. Armia polska opuściła teren bitwy. Ale wycofała się (w nocy z 25 na 26 lutego) w porządku, ze wszystkimi działami, po jednym tylko moście, na zachodni brzeg Wisły i utrzymała przyczółek mostowy na brzegu wschodnim. Strategicznie, ta jedna z największych i najbardziej bohaterskich bitew polskiej historii była polskim zwycięstwem: mniej liczna polska armia odparła zwycięsko wszystkie nieprzyjacielskie natarcia i nieprzyjaciela do stolicy nie wpuściła. Pierwotny zamiar Rządu Tymczasowego przeniesienia się do innego miasta został uznany za nieaktualny. W bitwie tej polski wódz, generał Chłopicki, został ciężko ranny. W końcowym okresie dowództwo nad bitwą sprawował jego zastępca, generał Skrzynecki. Tak wiec generał Chłopicki, przeciwnik powstania, został dowódcą armii powstańczej z chwilą, gdy wojna stała się faktem nieodwracalnym — i sprawował to dowództwo sumiennie i mężnie. Jego następcą w roli wodza naczelnego — wobec jego rany — został mianowany generał Skrzynecki. Inicjatywa strategiczna przeszła z rąk rosyjskich w ręce polskie. Wojska rosyjskie częściowo się wycofały spod Warszawy. Wojska polskie wróciły na wschodni brzeg Wisły i pobiły poszczególne korpusy rosyjskie pod Wawrem 31 marca, pod Dębem Wielkim 3 marca, pod Iganiami 10 kwietnia. W dwóch pierwszych z tych bitew polskie dowództwo sprawował gen. Skrzynecki, w trzeciej — gen. Prądzyński. Był to najszczęśliwszy okres wojny. Wojsko polskie najwyraźniej było górą. Powodzenie strony polskiej było jeszcze powiększane przez to, że wielkie, w początkowej fazie zwycięskie powstania wybuchły, poczynając od połowy I * W bitwie tej straty rosyjskie wyniosły podobno 9400 ludzi, straty polskie 7000 ludzi (Leslie). 293 marca, na Litwie, najpierw na Żmudzi, a potem w reszcie Wielkiego Księstwa Wybuchło także, na mniejszą skalę, powstanie polskie na Ukrainie i Podolu gdzie dowodził 80-letni weteran kościuszkowski, generał Kołyszko — a[c zostało rozbite w bitwie pod Daszowem 14 maja. (Warto zauważyć, ze Daszów leży w linii powietrznej 2 razy dalej od Lwowa, a 3 razy dalej od Warszawy niż od Kijowa.) W bitwie tej uczestniczyło 1500 powstańców, z których 40 poległo (Leslie). Zaczęły się wtedy rodzić nadzieje, że wojsko polskie armię rosyjską w końcu pobije. Generał Prądzyński „nie pojmował prowadzenia jej (wojny) inaczej, jak po napoleońsku: przez szereg wielkich manewrów zaczepnych, zmierzających do walnej bitwy z główną armią rosyjską" (Kukieł). Ale wódź naczelny, Skrzynecki, miał koncepcję wojny obronnej, a więc czekania na atak nieprzyjaciela. „Nastąpił okres zastoju. (...) Polacy nie wyzyskali odniesionych świetnych powodzeń w tym najszczęśliwszym momencie wojny" (Kukieł). Spore zamieszanie spowodował nagły wybuch epidemii cholery, która silniej dotknęła armię rosyjską niż armię polską. W wyniku tej epidemii umarł wódz armii rosyjskiej Dybicz oraz wielki książę Konstanty. Umarł także, w Poznaniu, pruski marszałek August Gneisenau, były współuczestnik angielsko-pruskiego zwycięstwa nad Napoleonem pod Waterloo, a teraz dowódca czterech pruskich korpusów, zgromadzonych nad granicą Królestwa Kongresowego dla uderzenia na armię polską w wypadku, gdyby odnosiła ona zwycięstwo nad armią rosyjską. Wodzem rosyjskim na miejsce zmarłego Dybicza mianowany zostaj generał Paskiewicz. Po niejakiej przerwie w działaniach wojennych działania te zostały wznowione. Toczyły się teraz ze zmiennym szczęściem na Podlasiu i w Łomżyńskiem. Punktem szczytowym tych działań była bitwa pod Ostrołęką, 26 maja, druga pod względem wielkości i znaczenia bitwa w polsko-rosyjskiej wojnie 1831 roku. Była to bitwa dająca stronie polskiej szansę wielkiego zwycięstwa, w niektórych momentach mająca nawet rzeczywiście przebieg zwycięski — a przez cały czas bohaterski — ale zakończyła się wielką polską klęską. Główną przyczyną tej klęski było niedołęstwo i powolność Skrzyneckiego, który zresztą „podobnie jak w poprzednich bitwach wykazał odwagę osobistą, prowadził nawet bataliony do ataku, (...) narażał się jak żołnierz" (Bloch). Okazał jednak, że „nie mając większych zdolności, nie potrafi dać sobie rady. (...) Kierował bitwą nie jak wódz naczelny (...) lecz po prostu jak dawny dowódca 8 pułku piechoty" (Bloch). Prądzyński miał „myśl wciągnięcia nieprzyjaciela w rodzaj zasadzki" (Bloch), ale Skrzynecki „wcale nie myślał realizować planu zasadzki (...), nie myślał pod Ostrołęką przyjmować bitwy z Dybiczem. (...) Tej myśli nie wyjawił jednak Prądzyńskiemu. Doszło tu zatem do (...) rozdźwięku pomiędzy wodzem (Skrzyneckim) i kwatermistrzem (Prądzyńskim). (...) Ta różnica poglądów w ogromnym stopniu zaważyła na przebiegu bitwy" (Bloch). Bitwa pod Ostrołęką była klęską w wyniku złego dowodzenia. Wódz naczelny nie umiał nią pokierować. Generał Prądzyński, kwatermistrz, obmyślił plany trafne, ale nie miał władzy, by je wprowadzić w życie. 294 Odznaczył się w tej bitwie wybitny polski artylerzysta, generał Józef Bem, późniejszy węgierski wódz naczelny w wojnie 1848-49 roku. Od bitwy pod Ostrołęką zaczął się już stopniowy proces staczania się armii Królestwa Kongresowego ku klęsce. Trzeba tu jeszcze wspomnieć o przedsięwziętych próbach skierowania korpusów polskiej armii regularnej na Litwę i Ruś celem wsparcia wszczętych tam powstań. Trzy .niezależne od siebie korpusy, generała Chłapowskiego, generała Giełguda i generała Dembińskiego wkroczyły na Litwę. Zdobyły tam początkowo przewagę. „Wielka część kraju była w ręku polskim; (powstał tam litewski) Rząd Tymczasowy (...). Po przejściowych powodzeniach nastąpiła ofensywa na Wilno (...). Zakończyła się w bitwie na Ponarskich Górach, 19 czerwca, przegraną" (Kukieł)*. Po miesięcznych wysiłkach Giełgud i Chłapowski, pokonani, musieli przekroczyć ze swoimi korpusami granicę pruską i zostali przez Prusaków rozbrojeni. Dembiński zdołał przeprowadzić swój korpus kawalerii okrężną drogą do Warszawy. General Dwernicki, nieco wcześniej, wkroczył ze swoim korpusem na Wołyń, zaczął organizować tam powstanie, dnia 19 kwietnia pod Boremlem (na południe od Łucka) odniósł zwycięstwo nad wojskami rosyjskimi, ale w kilka dni potem osaczony i przyparty do granicy austriackiej (galicyjskiej) przekroczył tę granicę i został przez Austriaków rozbrojony. Także korpusy, bądź dywizje generała Sierawskiego i generała Chrzanowskiego, wysłane w ślad za Dwernickim, zostały w kwietniu i maju rozbite lub unieruchomione jeszcze w Lubelskiem. 15 sierpnia wybuchły w Warszawie rozruchy rewolucyjne, do złudzenia podobne do tych, które doprowadziły do wieszań ulicznych w czasie powstania Kościuszki. Tłum uliczny, podburzony przez agitatorów rewolucyjnych, powywlekał z aresztów lub mieszkań wielką liczbę osób oskarżonych o to, że są zdrajcami lub szpiegami i powywieszał ich na latarniach lub w inny sposób wymordował. „Tenże sam tłum żądał od rządu sprawozdania ze swej polityki — i rząd przed deputacją tłumu z postępowania swego się tłumaczył".* Na głównym froncie wojny wojska rosyjskie — pod wodzą Paskiewicza — przedsięwzięły, poczynając od początku lipca, wielką ofensywę, maszerując ku Warszawie, a potem obchodząc Warszawę i Modlin od północy i przechodząc Wisłę na południe od Torunia. Fronty się odwróciły tak, że wojska rosyjskie stanęły w końcu nad Bzurą, zagrażając Warszawie od zachodu. Generał Skrzynecki nie umiał temu rosyjskiemu marszowi przeszkodzić przez skuteczne ataki, póki Rosjanie byli rozciągnięci w długim pochodzie, * Dnia 5 kwietnia powstańcy ze Żmudzi zdobyli Połąge, a wiec dostęp do morza, ale 8 kwietnia wstali przez Rosjan z Polągi wyparci. Jaka była skala ruchu powstańczego na Litwie, dowodzi bitwa o miasto Oszmianę 6 kwietnia, w której „około 350 Polaków poległo, a kościoły i miejsca ś*iete zostały (przez Rosjan) zrabowane" (Leslie). Wedle polskiego spisu ludności z 1931 roku Mo w powiecie oszmiańskim 81 procent ludności polskiej. Cytata z innej mojej książki. 295 i pozostał bierny. Został w końcu ze swego stanowiska usunięty. W końcowej fazie wojny zmiany na stanowisku wodza naczelnego, a także rządu nastąpiły kilkakrotnie. Walna bitwa o Warszawę stoczona została 6 i 7 września. W bitwie tej zaznaczyła się duża nierówność sił: Rosjan było 80.000 z 390 działami, Polaków 35.000 z 220 działami. Obok tej nierówności liczebnej wielką rolę odegrał także i upadek ducha po polskiej stronie. Choć niemało też było i bohaterstwa: przykładem tego bohaterstwa był generał Sowiński, człowiek 54-letni o jednej nodze, który bronił się na szańcach Woli do upadłego i tam poległ. _ Bitwa była przegrana. Wojska spod Warszawy wycofały się na północ, w stronę Ziemi Płockiej. Był to w istocie koniec działań wojennych. Korpus polski pod wodzą generała Ramorino (narodowości włoskiej) w sile 20.000 żołnierza, wysłany poprzednio na południe Królestwa i w bitwie warszawskiej nieobecny, przekroczył granicę galicyjską i został przez Austriaków rozbrojony. Tak samo korpus Różyckiego w Kieleckiem oddał się w ręce Austriaków. Wreszcie 5 października też i siły główne przeszły granicę pruską i uległy rozbrojeniu przez Prusaków. Był to koniec wojny — i koniec niepodległości Królestwa Kongresowego. Klęska 1831 roku była pod wielu względami datą zwrotną w polskiej historii. Po pierwsze, przerwała ciągłość istnienia polskiego państwa, tego państwa, które w owej chwili, licząc od chrztu Polski, miało za sobą 865 lat istnienia. „Do roku 1831 państwo nasze i wszystkie gałęzie jego bytu żyły życiem nieprzerwanym, bo trudno jest brać w rachubę ową przerwę między 1795 i 1807 rokiem, tak krótką, że po jej upływie ci sami ludzie, zaledwie o 12 lata postarzeli, podjęli tę samą w odnowionym państwie pracę. Po roku 1831 państwo polskie zginęło na lat blisko 90 — a więc musiało się następnie budować jako twór nowy, z dotychczasowej, nieprzerwanej, żywej tradycji soków nie czerpiący. Dzięki powstaniu listopadowemu w naszym bycie państwowym nastąpiła blisko wiekowa przerwa; bo trudno jest mówić o tradycji polskiego bytu państwowego w tak nikłym szczątku politycznym, jakim było do roku 1846 wolne miasto Kraków albo tym bardziej w posiadającej w latach 1866-1918 pewien, dość zresztą szczupły zakres samorządu Galicji, opierającej wszak podstawy swego bytu nie na tradycji państwowej polskiej, ale na ugruntowanych w niej już od lat blisko stu insytucjach austriackich. Tak wiec, dzięki powstaniu listopadowemu z naszego tysiącletniego dorobku zachował się tylko naród, ale nie zachowało się państwo".* Po wtóre, została na parę pokoleń przerwana ciągłość tak ważnej instytucji narodowej, jaką jest wojsko. ,,W ten sposób naród pożegnał się ze swoim wojskiem. Bo wojsko polskie z powstania listopadowego było dalszym ciągiem drużyn piastowskich, rycerstwa jagiellońskiego, kwarcianego, wojska Sejmu czteroletniego, armii insurekcyjnej Kościuszki • Cytata z innej mojej książki. 296 j legionów Dąbrowskiego; była to ta sama armia, która za Chrobrego i Krzywoustego biła cesarzów niemieckich, pod Płowcami i Grunwaldem Krzyżaków, pod Kircholmem Szwedów, pod Kłuszynem Moskwę, pod Chocimiem i Wiedniem Turków, pod Beresteczkiem kozaków — ta sama armia, co pod Racławicami, Hohenlinden, Somosierrą itd. Z końcem powstania skończyła się ta nieprzerwana, prawie tysiąc lat trwająca ciągłość armii narodowej, pułki rozwiązano, sztandary zabrano do Moskwy" (Zamorski). Tak samo, choć nie tak całkowicie przerwała się ciągłość innych instytucji życia polskiego, szkolnictwa, uniwersytetów, sądownictwa, administracji i innych. Po trzecie, konsekwencją upadku powstania listopadowego było ogromne osłabienie polskości na polskich ziemiach wschodnich. Zwłaszcza na Rusi, to znaczy na Ukrainie, Podolu i Wołyniu, ale także i na Litwie. „Odrębność ziem polsko-ruskich (...) została uszanowana przez Rosję aż do czasu powstania listopadowego, a polegała na tym, że językiem piśmiennym i kulturalnym ludności tych ziem pozostał język polski, nawet według pojęcia rządu rosyjskiego. Nie tylko Kijów, który od czasów Sobieskiego nie należał do Polski, ale i Odessa, która nigdy do Polski nie należała, były z języka miastami pól polskimi; nie mówiąc już o Berdyczowie, Żytomierzu czy Kamieńcu, które były miastami polskimi. Syn mieszczanina, chłopa, popa, po ukończeniu szkoły zostawał Polakiem z języka, a coraz częściej z serca i przekonania. Taki był wpływ znakomitych szkół Komisji Edukacyjnej i kuratorium wileńskiego. Ludzie warstw niższych marzyli o zostaniu pełnymi Polakami z języka i stroju europejskiego. A gdy się doda, że ziemianie prawie wszyscy byli Polakami, że było tam mnóstwo szlachty czynszowej, którą dopiero uwłaszczenie 1864 uczyniło bezdomnym proletariatem, że mieszczaństwo i inteligencja wyrastająca z podłoża miejscowego była polska, zrozumiemy, iż Ruś południowa należała za zgodą rządu rosyjskiego do zasięgu polskiej cywilizacji i że po kilku pokoleniach działalności szkól polskich Ruś prawobrzeżna byłaby się duchowo i kulturalnie, a więc także i etnicznie spolszczyła. Klęska powstania przerwała tę pracę. Szkoły polskie zamknięto, prawosławni Polacy zostali przeważnie Rosjanami i polszczyzna ograniczyła się tylko do szlachty. Uwłaszczenie zrujnowało później szlachtę czynszową,* a bolszewizm ziemiaństwo polskie. Dziś (mowa o roku 1930 — J.G.) nie mamy już czego szukać za Smotryczem, a nawet za Zbruczem. Zmarnowanie kilkuwiekowej kolonizacji polskiej oraz pochodu cywilizacyjnego polskiego w tamte strony zaczyna się od klęski powstania listopadowego. Toteż zdarzenia historycznego, które zaprzepaściło dla Polski ziemię kamieniecką, braciawską, kijowską itd. nie można uznawać za zdarzenie radosne i dla Polski pożyteczne. 1 * „Rozkazem tajemnym z roku 1831 polecił Mikołaj wydalić z guberni litewsko-ruskich 45.000 rodzin szlachty polskiej w stepy czarnomorskie, besarabskie.nadwolzańskie i nadkubanskie. Czynił to pod pozorem poprawienia bytu materialnego tej szlachty, w rzeczywistości zaś w celu osłabienia żywiołu polskiego na Litwie i Rusi" (Smoleński). 45 tysięcy rodzin — to było dobrze powyżej ćwierć miliona głów. 297 Jeszcze lepiej niż na Rusi południowej było na Rusi północnej, zwane' Litwą. Tam liczba Polaków, w czym nie tylko miasta i szlachta zaściankowa ale i chłopi katolicko-polscy byli znacznym czynnikiem, była tak wielka t* nawet klęska powstania listopadowego i następujące po niej represje nie zdołały odebrać temu krajowi cechy wybitnie, wprost etnicznie polskiej Trzeba było jeszcze jednego powstania, mianowicie styczniowego, masowego wysiedlenia setek wsi i zaścianków, całej orgii tępicielskiej, aby z tych ziem polszczyznę wykorzenić — i to niezupełnie, bo powstała wyspa bialostocko- -wileńsica o większości polskiej. Ale przed powstaniem listopadowym polszczyzna etnicznie sięgała pod Witebsk i Smoleńsk do Lepla. I gdy się te ogromne straty policzy, przychodzi do głowy pytanie, kto kazał Polakom wywoływać te samobójcze powstania? Przecież ci zapaleńcy, którzy czasem w ekstazie ginęli na polu bitwy w przekonaniu, że służą Polsce] sprowadzili na Polskę skurczenie jej o dwie trzecie obszaru" (Zamorski)! Szczególnie wielką polską stratą narodową we wschodniej Polsce byta kasata tam cerkwi unickiej. Wcielono ją do cerkwi prawosławnej w roku 1839, w 8 lat po upadku powstania listopadowego. Przetrwała ona po tej dacie przez dalszych około 35 lat w Królestwie Kongresowym (diecezja chełmska) gdzie skasowano ją dopiero po powstaniu styczniowym oraz przez 107 lat na terenie byłej Galicji, gdzie skasowały ją władze sowieckie w roku 1946, a gdzie już nie miała wówczas charakteru polskiego.* Dziś trwa jeszcze w Ziemi Lwowskiej i Halickiej podziemnie oraz istnieje jawnie i oficjalnie jako cerkiew ukraińska na emigracji (np. w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie), a także w niejakim zakresie w Polsce w obecnych granicach. Istnieją Polacy, którzy uważają, że powstanie listopadowe miało szansę odniesienia wojskowego zwycięstwa nad Rosją i w związku z tym doprowadzenia do utrwalenia się całkowitej niepodległości Królestwa Kongresowego. Twierdzi to w szczególności Jerzy Łojek. Uważa on, ,,że Królestwo Polskie mogło Rosję pobić — miało większe szansę zwycięstwa nad Rosja niż Napoleon w 1812 roku — i że owocem tego zwycięstwa mogło być utrwalenie się niepodległości polskiej (...) na obszarze obejmującym ^trochę więcej niż podwojony obszar autonomicznego Królestwa z lat 1815-1830, z dostępem do morza w rejonie Żmudzi i Kurlandii, z ludnością przekraczającą osiem milionów> (Łojek). (...) Byłaby to niepodległość także i druga polowa tego narodu mogła się była do tego zwycięsko odbudowanego państwa przyłączyć. Cytata — przeważnie za Łojkiem — z innej mojej pracy. 299 Pociągającą efektowność tej wizji powiększa to, że Łojek udowadni iż przy innym prowadzeniu wojny z Rosją przez Królestwo Polskie w I8^i roku strona polska mogła była odnieść w tej wojnie militarne zwycicstw Rozważania jego na temat szans zwycięstwa w poszczególnych etapach t " wojny są godne uwagi i jest rzeczywistą zasługą Łojka, że sprawę czysto wojskowych szans rozważył, rzucając pod tym względem na historie powstania i wojny polsko-rosyjskiej nowe światło. Stwierdzam, że ( ) przekonał mnie, że w zmaganiu wyłącznie dwustronnym polsko-rosyj skirn mogliśmy byli (choć nie musieli) osiągnąć wtedy wojskowe zwycięstwo Wniosek taki budzi we mnie, a więc zapewne budzi we wszystkich innych czytelnikach, uczucie radosnej dumy. Okazuje się, że nie jesteśmy tacy słabi jak się niektórym z nas wydaje. Nawet w tak niewygodnym położeniu jak w latach 1830-31 (...) mieliśmy szansę na stoczenie zwycięskiej wojny z jednym z najpotężniejszych mocarstw ówczesnej Europy i świata. (...) A jednak — wizja Łojka jest błędna. Nie było warunków po temu, by wojna polsko-rosyjska 1831 roku pozostała w razie polskich zwycięstw wojną czysto dwustronną. I nie było warunków do narodzenia się w 1831 roku obejmującej -.(...) Powstanie listopadowe i wojna 1831 roku były nieuchronnie skazane na klęskę. Łojek dezorganizuje polską myśl polityczną i strategiczną, rysując przed nami wizję, która jest złudzeniem i fantasmagorią. (...) Wojna polsko-rosyjska 1831 dlatego nie mogła się zakończyć polskim zwycięstwem, że do zwycięstwa tego nie byłyby dopuściły Prusy. Dlaczego Prusy nie wkroczyły zbrojnie, uderzając walczącą z Rosją Polskę w plecy, podobnie jak w powstaniu kościuszkowskim? To bardzo proste: wojska rosyjskie dawały sobie radę same. Byłoby ze strony Prus aktem nieprzyjaznym wobec Rosji, a w każdym razie politycznie niezręcznym wkraczać zbrojnie na terytorium w przekonaniu rosyjskim będącym pod suwerennością rosyjskiego cara. Ale Prusy byłyby bez wszelkiej wątpliwości uderzyły na Polaków, gdyby Rosja tego od nich zażądała albo też gdyby Polacy stali się rzeczywistą, potężną siłą odnoszącą nad Rosją zwycięstwo. Prusy nie byłyby pozwoliły na to, by narodziło się odrodzone rzeczywiście silne, suwerenne państwo polskie. (...) Wyobrażać sobie, że byłyby w 1831 roku bezczynnie pozwoliły na zbudowanie silnego państwa polskiego, które zrzekając się Poznania, Torunia i Gdańska « miałoby szansę odzyskania ich za < piętnaście czy dwadzieścia lat> jest dowodem zupełnego niezrozumienia ani Prus, ani narodu niemieckiego, ani położenia Polski, ani w ogóle stosunków międzynarodowych. Czy p. Łojek naprawdę wierzy, że Prusy dałyby się oszukać owym mówieniem o < wiecznych czasach >1 Cztery pruskie korpusy — a siła ta mogła być jeszcze pomnożona i nie Judźmy się, wsparta także i przez Austrię (wszak żył jeszcze i był u władzy Metternich) — w połączeniu z tym, co by pozostało z pobitej armii rosyjskiej, byłyby zdolne pokonać nawet najbardziej rozbudowaną i najlepiej dowodzoną armię polskiego powstania. Do odbudowania niepodległej Polski potrzeba było poróżnienia się ze sobą państw zaborczych, co nastąpiło dopiero 300 w roku 1914, ale mogło nastąpić wcześniej, gdyby polska polityka powstańcza, cementująca obóz naszych zaborców, temu nie przeszkadzała. Wiemy przecież, że Prusy nie interweniowały. A jednak to nie Królestwo polskie, lecz Rosja odniosła w tej wojnie zwycięstwo. P. Łojek wykazał, że polskie zwycięstwo w tej wojnie (o ile nie utraciłaby ona cechy wojny dwustronnej) było możliwe. Ale nie wykazał on, że było ono pewne i nieuniknione. Że nie było ono ani pewne, ani nieuniknione, dowodzi prosty fakt, że to Rosja tę wojnę wygrała. (...) Pan Łojek, przypominając jakimi siłami dysponowało powstanie i zestawiając posiadane zasoby i atuty, wykazuje, co zostało lekkomyślnie postawione na kartę czy też na numer ruletki — i przegrane, a więc zniszczone. (...) Tych sil, które wojna 1830-31 roku zniszczyła i które pan Łojek wyliczył, zabrakło później polskiemu narodowi w chwilach, gdy mogły były być użyte 0 wiele skuteczniej."* Wojnę z Rosją mogliśmy byli być może wygrać — oczywiście przy wielkim wysiłku, nakładzie ofiar, energii i talencie wodzów i przy sprzyjającym nam szczęściu. Aleśmy jej jednak nie wygrali. Nie bylibyśmy jej tym bardziej wygrali, gdybyśmy musieli pokonać nie jedno państwo zaborcze, ale solidarny blok trzech państw. Jest oszukiwaniem polskiej świadomości narodowej przemilczać to i wychowywać polską opinię publiczną w duchu nierozumienia tego. Są Polacy i nie-Polacy, którzy wyobrażają sobie, że położenie byłoby inne, gdyby powstanie było rozwiązało sprawę chłopską, kasując pańszczyznę 1 wzmacniając swe siły przez entuzjazm mas chłopskich. „Prądzyński (...) przyznaje (...) jakby ze wstydem, że • (jak pisano w tamtych czasach) przemocą zabrały chorego jut beznadziejnie. Podróżą na pewno skrócili mu ostatki życia, no i męczarnie. (...) Galezowski i Januszkiewicz mieli też racje wyższego rzędu, by go tam nie zostawić. Groziło inne nieszczęście. Lelewel byl od młodości niewierzący, co więcej, ostro osądzał wpływ historyczny Kościoła, a wyklinał jezuitów jako sprawców upadku Polski. Teraz zaś, w ostatnich miesiącach życia, bywał w kościołach, modlił sie, a w zachowanym fragmencie zmienianego testamentu wypisał, że chce umierać w wierze katolickiej, w której byl wychowany i z pociechą religijną — i miał już rozmowy z jezuitą ks. Deschamps. < Porwanie >? do Paryża ten miało skutek, że żaden ksiądz nie miał do konającego dostępu. Pogrzeb zorganizowali Galezowski i Januszkiewicz. Mowy mieli nad grobem: Ludwik Wolowski w imieniu Instytutu Francuskiego, reprezentujący naukę, robotnik Chabaud jako reprezentant pracy, rabin Paryża Astruc jako symbol wolności sumienia. Oburzano sie bez względu na różnice polityczne, że na tym pogrzebie wielkiego patrioty słowa nie powiedziano po polsku i od Polski" (Kukieł). Dnia 17 czerwca 1861 roku nabożeństwo za zmarłego w poprzednim miesiącu Lelewela odbyło sie w synagodze na Nalewkach w Warszawie. 303 polskiego narodu; nowsze badania wykazują, że byt w niemałym stopni uczniem siedemnastowiecznego polskiego poety piszącego po łacinie Sarbiewskiego. Także Słowacki, Krasiński i Norwid mają w znacznym stopniu cechę pisarzy katolickich. O katolickim obliczu emigracji paryskiej świadczy i to, że na tej emigracji narodził się wybitny, nowy polski zakon- zmartwychwstańcy. Zakon ten założony został w roku 1836 w Paryżu -I zresztą przez ludzi, którzy byli przedtem węglarzami, i istnieje po dziś dzień działając w Polsce, ale głównie w skupieniach polskich poza Polską, a ma swoje centrum w Rzymie. Ale pod względem politycznym kierownictwo paryskiej emigracji było w rękach niekatolickich. Dzieliło się ono na dwa obozy, które później zaczęto nazywać „białymi" i „czerwonymi". Pierwszy z tych obozów był kierowany przez masonerię. Na jego czele stał książę Adam Jerzy Czartoryski, ten sam, który ongiś był ministrem spraw zagranicznych Rosji oraz kuratorem szkolnictwa na polskich ziemiach wschodnich i prowadził politykę opierania się o Rosję, a przeciwną Napoleonowi, a potem stał w latach 1830-31 na czele rządu powstańczego w Warszawie i prowadził naród polski w wojnie z Rosją. Stworzył on w Paryżu centrum polskiej polityki konserwatywnej i monarchistycznej. Zorganizował sieć polskiej służby dyplomatycznej, która była w świecie uznawana jako aparat polityczny niezależny, a miała swoje centrum w słynnym pałacu w Paryżu, zwanym Hotel Lambert. Jako kierownik tej politycznej akcji dożył późnego wieku, umierając w roku 1861 jako człowiek 91-letni. Polityka jego opierała się w dużym stopniu o Anglię, ulegając złudzeniu, że Anglia jest Polsce przyjazna. Niektórzy Anglicy uważali go za „jednego z najbardziej anglofilskich wśród kontynentalnych polityków" (Kukieł). „Marzył nieraz o Pax Britannica w Europie" (Kukieł). Był przez całe życie ukrytym (w wielu okresach jawnym) członkiem masonerii. Dopiero w czasach najnowszych odkryte zostało istnienie Polskiej Loży Narodowej (Polish National Lodge) w Londynie, założonej w roku 1846, a istniejącej po dziś dzień, choć nie mającej już dziś charakteru polskiego. Czartoryski był przypuszczalnie jednym z jej założycieli. Jej członkami byli, prócz niego (Adama Czartoryskiego), także Witold Czartoryski, (Władysław?) Zamoyski, (Narcyz?) Olizar, Marceli Lubomirski, (Ksawery?) Branicki oraz wsławiony wierszem Mickiewicza Ordon. Założycielom loży „chodziło (...) niewątpliwie o stworzenie tajnej, a opierającej się na zaufaniu platformy porozumienia z wysoko postawionymi osobistościami angielskiego świata politycznego, tkwiącymi głęboko w wolnomularstwie" (Danilewiczowa). Po śmierci Adama Czartoryskiego, względnie po powstaniu styczniowym, centrum polityczne konserwatywne, mające swoją bazę w Hotelu Lambert w Paryżu, przeniosło się do Krakowa, zlewając się z krakowskim stronnictwem „stańczyków" i być może przyczyniając się do nadania mu cechy masońskiej. „Czerwoni" byli pod wpływem węglarskim. Były to: Towarzystwo Demokratyczne, Gromady Ludu Polskiego i inne podobne organizacje. Ich czołowymi działaczami byli Stanisław Worcell, Ludwik Mierosławski, Józef Zaliwski, Szymon Konarski. 304 Oba kierunki, „czerwoni" i „biali", pierwsi w większym stopniu, drudzy mniejszym uważali, że jedyną właściwą drogą polityki polskiej jest *„veotowanie i przedsięwzięcie powstania. W Paryżu miało swoje źródło v łka przedsięwzięć powstańczych w Polsce, z których wszystkie zakończyły •J niepowodzeniem, a niektóre śmiercią tych, co je organizowali. CZASY MIEDZYPOWSTANIOWE Gtówne polskie centrum kulturalne wytworzyło się po 1831 roku w Paryżu, ale główna masa narodu żyła nadal w kraju, podtrzymując byt narodowy tak, jak umiała. W każdej dzielnicy życie polskie wyglądało nieco inaczej. W Królestwie Kongresowym życie publiczne zostało zdławione. Konstytucja tego Królestwa była skasowana, sejm, niezależny rząd i samodzielne polskie wojsko przestały istnieć. Uniwersytet Warszawski został zamknięty. Zapanował w całym kraju surowy ucisk policyjny. Literatura i prasa poddane zostały ostrej cenzurze. Ale Królestwo istniało nadal jako odrębny twór polityczny, zachowujący cechę całkowitej odrębności od Rosji. Administracja zachowała nadal charakter polski i posługiwała się językiem polskim jako urzędowym, choć poddana została surowemu rygorowi rządów samowładnych. Szkoły nadal były polskie, sądownictwo i prawo nadal było polskie (w niektórych dziedzinach napoleońskie, a więc francuskie przetłumaczone na język polski.) Prasa nadal mogła wychodzić, choć skrępowana była cenzurą. Organizacje i towarzystwa były skrępowane lub pokasowane. Chłopów nadal obowiązywała pańszczyzna. Literatura tliła się nieśmiało. Dla panowania nad Warszawą w sensie wojskowym car zbudował w Warszawie w 1834 roku cytadelę, potężną twierdzę, a zarazem więzienie. Na ziemiach wschodnich polskość była uciskana. Szczątkiem jakiej takiej polskiej niezależności było przez czas dłuższy, mianowicie przez dalszych 15 lat po powstaniu, wolne miasto Kraków. Było ono w latach 1836-42 okupowane przez wojska austriackie, ale zachowywało jaką taką niezależność na zewnątrz. Trwała w nim polska administracja, trwało polskie sądownictwo i szkolnictwo, trwał sędziwy Uniwersytet Jagielloński. Na niewielkim terytorium wiejskim, należącym do wolnego miasta przeprowadzono systematycznie wielkie reformy rolne: rozparcelowano 91 folwarków i 33 majątki parafialne, a wprowadzono czynsze zamiast pańszczyzny w 5580 gospodarstwach. Pańszczyznę skasowano stopniowo całkowicie. „To zaś określiło postawę chłopa krakowskiego za powstaniem polskim, zupełnie odmienną od postawy chłopów galicyjskich. Ten przebieg sprawy chłopskiej (na tym maleńkim, jako tako wolnym skrawku polskiej ziemi — J.G.) daje pojęcie o tym, jaki byłby jej przypuszczalny przebieg w całej Polsce, gdyby się utrzymała Rzeczpospolita z konstytucją 3 maja" (Kukieł). Wolne miasto Kraków zostało w 1846 roku skasowane i wcielone do Austrii, a mianowicie przyłączone do Galicji. 306 Sporym zakresem autonomii cieszyło sie Wielkie Księstwo Poznańskie. Język polski zachował tam przewagę w szkołach i sądownictwie. Namiestnikiem reprezentującym króla pruskiego został Polak, książę Antoni Radziwiłł, zresztą ożeniony z Luizą Hohenzollern, pochodzącą z rodu królewskiego pruskiego. Faktyczna zresztą władza w kraju znajdowała się w ręku dygnitarzy i urzędników niemieckich. W ważnej sprawie, jaką było zagadnienie chłopskie, rząd pruski wyszedł z założeń, stworzonych poprzednio przez rządy napoleońskie. Wolność chłopa została przez ten rząd uznana. Ale gospodarczo system rządów pruskich nie był dla chłopa lekki. Rząd pruski uznał, że chłopi są dzierżawcami dziedziców, obowiązanymi do płacenia za dzierżawę czynszem lub pańszczyzną. Znaczyło to, że stosunek między dziedzicem a chłopem przestał być stosunkiem dwustronnym o obowiązkach wzajemnych: szlachcic nie miał już obowiązku — jak ongiś w Polsce niepodległej — opiekować się chłopem, np. pomagać mu w razie nieurodzaju czy choroby. Zarządzenia pruskie regulowały warunki wykupywania posiadanych gospodarstw na własność. Rezultatem było, że powstała w Poznańskiem wielka masa stopniowo wykupionych, zamożnych gospodarstw chłopskich, ale równocześnie chłopi mniej zamożni lub mniej zaradni nie potrafili dać sobie rady ze spłatami i zostali ze swej ziemi usunięci, stając się bezrolnym, wiejskim proletariatem. Odpłynęli oni potem w znacznej części do przemysłu. Wielką działalność organizacyjną, gospodarczą i społeczną pod nazwą „pracy organicznej" przedsięwziął w Poznańskiem lekarz, były uczestnik wojny 1831 roku w Królestwie, Karol Marcinkowski. Głosił on: „zaniechajmy liczyć na oręż, na zbrojne powstanie, na pomoc obcych mocarstw i ludów, a natomiast liczmy na siebie samych, kształćmy się na wszystkich polach, pracujmy nie tylko w zawodach naukowych, ale także w handlu, przemyśle, rękodzielnictwie, stwórzmy stan średni, usiłujmy podnieść się moralnie i ekonomicznie, a wtenczas z nami liczyć się będą." Położył on podwaliny pod zorganizowanie Poznańskiego w silnie rozwinięte, zdyscyplinowane, solidarne społeczeństwo. (Umarł w 1846 roku.) Poznańskie było obok Królestwa Kongresowego oraz wolnego miasta Krakowa, trzecim terytorium uznawanym przez zaborców jako bezspornie polskie i cieszącym się sporym zakresem samorządu. Ale już w roku 1848 swojego rodzaju autonomia Księstwa Poznańskiego została skasowana: Poznańskie stało się zwykłą pruską „prowincją", rządzoną w duchu niemieckim, pod coraz ostrzejszym uciskiem. Poznańskie obejmowało tylko część zaboru pruskiego. Ale Toruń, Grudziądz, Lubawa i Ziemia Chełmińska, które w latach 1807-1815 stanowiły część Księstwa Warszawskiego, ani tym bardziej Pomorze, Ziemia Malborska i Warmia, które należały do Prus nieprzerwanie od pierwszego rozbioru, to jest od 1772 roku, już nie mówiąc o Śląsku, nie należały do Księstwa Poznańskiego i nie cieszyły się tą skromną autonomią co — do 1848 roku — ono. Panował tam stale i nieprzerwanie ucisk pruski. W zaborze austriackim, nie obejmującym jeszcze Krakowa z okolicą, panował nadal wielki ucisk, połączony z akcją germanizacyjną oraz z podsycaniem przez rząd — we wschodniej części kraju — separatyzmu 307 ruskiego. Gdy Kraków do Galicji przyłączono, rząd austriacki narzu j Uniwersytetowi Jagiellońskiemu język niemiecki jako język wykładowy t i! więc przez 24 lata (1846-70) był to uniwersytet w pewnym sensie niemieck choć z polskimi profesorami i młodzieżą. Tak więc w owych czasach — oj' z przerwą siedmioletnią (1862-69), gdy istniał polski uniwersytet pod nazw Szkoły Głównej w Warszawie — naród polski pozbawiony byl własnego uniwersytetu. Galicja pogrążona była w głębokim ubóstwie przez to, że system rządowy austriacki unicestwiał w niej postęp i rozwój gospodarczy „Właściciele ziemscy w Galicji płacili podatki 16 razy większe niż w Królestwie pod(rzekomym — J.G.) « Konarski przyjął te słowa jak wyrocznię i poszedł na śmierć." Napisałem o tym pół wieku temu: „Ze zwięzłych tych słów można wyłuskać kilka informacji niezmiernej wagi. A więc, po pierwsze, między Prusami a polskimi związkami powstańczymi musiały istnieć stale stosunki; inaczej trudno by zrozumieć, skąd mogło w ogóle dojść do rozmowy — skąd mógł Konarski mieć zaufanie do dygnitarza państwa zaborczego i zwierzać mu się z zamierzeń powstańczych, niewątpliwie ściśle zakonspirowanych oraz skąd Schón mógł mieć zaufanie do nieznanego spiskowca i wypowiadać wobec niego poglądy, które go jako pruskiego urzędnika kompromitowały wobec zaprzyjaźnionego z Prusami mocarstwa, jakim była Rosja. Po drugie, po powstaniu listopadowym Prusy podburzały Polaków do nowych wystąpień przeciw Rosji. (...) Trudno było przypuścić, by jego (Schóna) rozmowa z Konarskim była samowolnym wyskokiem z jego strony. Niewątpliwie była ona posunięciem przemyślanym i wypływającym z ogólnego kierunku polityki pruskiej. Po trzecie, opinie pruskie cieszyły się (widać) w polskich kołach powstańczych wybitnym autorytetem i wiarą, skoro przyjmowano je , które go do dalszej akcji przekonały.* Nową akcję powstańczą przedsięwzięto w roku 1846, a więc w 7 rozstrzelaniu Konarskiego. Zamierzano wszcząć powstanie równocze wszystkich trzech zaborach. Najwybitniejszym działaczem tego powsta był Mierosławski. Powstanie to miało się zacząć w zaborach pruskim'^ austriackim oraz w wolnym mieście Krakowie, a stamtąd koncentryczny ' pochodem oddziałów powstańczych, pomaszerować w głąb Królestw Kongresowego i zająć budującą się dopiero twierdzę Dęblin (po rosyjsk Iwangorod). W Krakowie utworzono tajny rząd narodowy z udziałem Mieroslawskiego, który przybył z emigracji. W zaborze pruskim władze pruskie, które wykryły przygotowania spiskowe, stłumiły próby powstańcze w zarodku, co nie przeszkodziło temu, że kaszubski działacz Florian Ceynowa wystąpił zbrojnie pod Starogardem, a Hipolit Trąmbczyński usiłował — bezskutecznie — zdobyć cytadelę w Poznaniu. W Królestwie Kongresowym — także bezskutecznie — spiskowcy usiłowali zdobyć miasto Siedlce. Większe rozmiary przybrało przedsięwzięcie tylko w wolnym jeszcze Krakowie i w zaborze austriackim. Ogłoszono tam wybuch powstania i zniesienie pańszczyzny i wezwano chłopów do udziału. W Krakowie powstanie było przez kilka dni zwycięskie. Wzięli w nim udział także i miejscowi chłopi. Wkraczające wojska austriackie zostały z miasta wyparte. Do powstania krakowskiego przyłączyła się Wieliczka. Oddział kilkuset powstańców krakowskich pomaszerował w stronę Bochni, ale został pobity przez wojsko austriackie pod Gdowem, a potem wyrżnięty przez proaustriackich chłopów, którzy wymordowali również powstańców, wziętych przez Austriaków do niewoli. AV zaborze austriackim próbowano zdobyć miasto Tarnów, co się nie udało. Powstanie góralskie pod wodzą miejscowych księdza i organisty, wybuchło w Chochołowie na Podhalu, ale nie mogło nic większego osiągnąć. Rząd austriacki poradził sobie z polską próbą powstańczą, a także z polskim programem rewolucyjno-reformatorskim (zniesienie pańszczyzny) w taki sposób, jakiego nie zdołał, ani nie próbował wtedy ani w żadnym innym czasie, przedsięwziąć żaden z dwóch pozostałych rządów zaborczych. Rzekomo katolicka i rzekomo konserwatywna Austria (wszak jeszcze był u władzy Metternich) zorganizowała w środkowej Galicji rewolucję społeczną polskich chłopów, zwróconą przeciwko polskiej szlachcie sprzyjającej powstaniu. Propaganda rządowa sprawiła, że chłopi nie uwierzyli, iż to powstańcy chcą dokonać uwłaszczenia, a przeciwnie, nabrali przekonania, że to ,, mają rżnąć chłopów". „Chłop rewolucję społeczną • Cytata z innej mojej pracy. Tamże: „Mimo, że (Górski) nazywa Schóna •, że uważa go za ojca duchowego polakożerczej polityki zarówno Flotwella, jak i Bismarcka, że opisuje jego zaciekłą nienawiść do polskości i Polaków i jego bezwzględną, antypolską politykę (...), rozmowę jego z Konarskim zdaje sie przypisywać jakiemuś liberalnemu kaprysowi." 310 ojmował po prostu jako rozprawę z <*panamie, a nie bardzo odróżniał ^laścicieli ziemskich od innych surdutowych" (Kukieł). Chłopi howali i palili dwory szlacheckie i ich mieszkańców oraz tłumnie, uzbrojeni «, kosy i widły, wspierali wojsko autriackie walczące z oddziałami owstańczymi. „Z mnóstwa świadectw wynika, że byli zupełnie pewni bezkarności i przekonani, że mają wolną rękę. Trupy i poranionych czy oobitych odstawiali do Tarnowa, gdzie starostwo (austriackie) odbierało te transporty i płaciło wynagrodzenie jakoby za czas stracony i za podwody. Nic dziwnego, że widziano w tym premie za mord, choć nie jest pewne, czy liczono od głowy i czy więcej płacono za trupy, jak za żywych. Liczbę ofiar rzezi. tj. pomordowanych liczono blisko 2000; było ich na pewno znacznie ponad 1000. Ilu zbitych i poranionych wydano Austriakom, obliczyć trudno, pogromu doznało 470 dworów, a bez śmiertelnych ofiar mało gdzie się obeszło" (Kukieł). Owa „rzeź galicyjska" czyli „rabacja" miała miejsce głównie w rejonie Tarnowa, Bochni i ziem okolicznych. Była to w tysiącletnich dziejach rdzennej Polski (nie licząc Ukrainy i innych ziem ruskich) jedyna rewolucja społeczna, tj. jedyne obrócenie się polskich chłopów przeciwko polskiej szlachcie. Nie była ona samorzutnym zwróceniem się polskiego ludu przeciwko polskiej górnej warstwie społecznej, ale rezultatem propagandy antypowstańczej i antyszlacheckiej zaborczego rządu, w dodatku posługującej się kłamstwem, mianowicie twierdzeniem, że to polska szlachta i polski obóz powstańczy są przeciwni skasowaniu pańszczyzny. „Chłopom sprawiły władze austriackie okrutny zawód. Gdy ruch powstańczy wygasi, przystąpiono do przywracania porządku; na chłopach kijami wymuszono powrót do pańszczyzny. (...) (Ale) gminy, które w rzezi wzięły udział, otrzymały w nagrodę sporo medali za wierność cesarzowi" (Kukieł). Wśród sprawców rzezi wybił się chłopski demagog i przywódca, Jakub Szela. Po rzezi, władze austriackie internowały go na krótko w Tarnowie, ale zaraz potem obdarzyły go folwarkiem na Bukowinie (kraju pod panowaniem austriackim, ongiś należącym do Turcji, a zamieszkanym głównie przez Rumunów i Rusinów) — zarazem usuwając go z Galicji. „Plon roku 1846 dla sprawy polskiej byl złowrogi. Rzeczpospolita krakowska wcielona do Austrii. (...) W Galicji potężny ruch narodowy złamany, element czynny wymordowany albo po więzieniach (...), w Poznańskiem represje, zwrot do polityki antypolskiej; masowy proces berliński Polaków oskarżonych o zbrodnię stanu (...). W zaborze rosyjskim, gdzie ruch byl najsłabszy, następują jednak srogie represje" (Kukieł). Ujmując rzecz bardziej szczegółowo, wyliczyć trzeba, że układem z 6 listopada 1846 roku Austria, Rosja i Prusy postanowiły skasować wolne miasto Kraków i wcieliły je do Austrii. W Galicji wielu ludzi uwięziono, niektórych powieszono. W zaborze pruskim uwięziono i wywieziono do Berlina liczny zespól działaczy. Odbył się tam wielki proces, w którym wydano osiem nie wykonanych zresztą wyroków śmierci przez ścięcie toporem oraz % wyroków na dożywotnie lub inne długie więzienie. Emisariusza emigracji, Babińskiego, rozstrzelano. W zaborze rosyjskim trzej organizatorzy ataku 311 ,przepędzeni n na Siedlce zostali powieszeni, niektórzy inni spiskowcy Kije . ,,Po tym pogromie kraj odwraca się od wszelkiej polityki dyktowa z emigracji; a że sam jednolitego kierownictwa wytworzyć nie jest zdol °J w miejsce polityki ogólnopolskiej dochodzą do głosu polityki dzielnicoJ^! (Kukieł). e W dwa lata po niedoszłym do skutku ogólnopolskim powstaniu 184fi roku i po „rzezi galicyjskiej" nastąpił wybuch rewolucyjny ogólnoeuropejski 1848 roku, zwany „wiosną ludów". We Francji nastąpiła „rewolucja lutowa", która obaliła, po 18 latach, rządy króla Ludwika Filipa zwanego „królem mieszczańskim" wprowadzonego na tron przez „rewolucję lipcową" 1830 roku. Ustanowiono we Francji republikę, przy czym prezydentem jej został bratanek Napoleona, Ludwik Napoleon Bonaparte (który zresztą w 4 lata potem, w roku 1852, ogłosi się cesarzem jako Napoleon III). Rewolucje wybuchły w szeregu państw włoskich, doprowadzając do wprowadzenia w nich ustaw konstytucyjnych. W szczególności w Rzymie Mazzini i Garibaldi zdołali obalić władzę świecką Papieża i Państwa Kościelnego, ustanawiając Republikę Rzymską, przy czym jednak wkroczenie wojsk francuskich przywróciło władzę papieską. (Papież uciekł do Królestwa Neapolitańskiego, skąd potem wrócił.) W Wiedniu wybuchła rewolucja, przy czym rząd Metternicha został obalony. Węgry oderwały się od Austrii, z czego wyłoniła się wojna Węgier z Austrią, w której wzięła także udział — po stronie austriackiej — i Rosja, której car wystąpił w obronie austriackiego cesarza i wybitnie przyczynił się wojskowo do stłumienia węgierskiego powstania. W wojnie tej jednym z wodzów węgierskich był Polak, generał Józef Bem, który dowodził armią węgierską w Siedmiogrodzie i odniósł tam szereg zwycięstw, a w ostatnich tygodniach był wodzem naczelnym całej armii węgierskiej. Także i generał Henryk Dembiński — jak i Bem uczestnik polskiej wojny 1831 roku — dowodził jedną z armii węgierskich w wojnie 1848 roku. Wielu polskich ochotników walczyło w armii węgierskiej. W Galicji utworzyły się gwardie narodowe w Krakowie i Lwowie oraz komitety (Rada Narodowa i Komitet Narodowy) domagające się autonomii Galicji i uwłaszczenia chłopów. W Krakowie wojska austriackie zbombardowały miasto (z Wawelu). Tak samo i Lwów został zbombardowany. We właściwej Austrii była wojna domowa, w której po stronie rewolucyjnej brał udział Bem (jeszcze przed wyjazdem na Węgry). Wiedeń, po ośmiodniowych walkach, został zdobyty przez „cesarskich", przy czym wielu rewolucjonistów, w tym i Polacy, zostało rozstrzelanych. Ostatecznie rządy austriackie były wszędzie górą, zarówno w Galicji, jak w Austrii i Czechach, a także i na Węgrzech. Na Węgrzech Austria zastosowała wielkie represje. „Były setki egzekucji (...) Powieszono w Aradzie 13 generałów" (Kukieł). Byli wśród straconych także i Polacy. W Prusach były wielkie rozruchy rewolucyjne w Berlinie, które doprowadziły do ogłoszenia konstytucji. Korzystając z osłabienia Prus, Polacy w Poznańskiem wszczęli powstanie, największe z polskich powstań w XIX wieku, poza powstaniami listopadowym i styczniowym. Utworzył się Komitet Narodowy, który obrał sobie siedzibę na ratuszu w Poznaniu. 312 I Korzystając z bezwładności władz pruskich zaczęło się formować polskie wojsko oraz organizować władze administracyjne, które w niektórych miejscowościach opanowały rządy. Prusacy początkowo paktowali z polskim ruchem wyzwoleńczym, a 11 kwietnia 1848 roku zawarli w Jarosławcu umowę kompromisową z Polakami, zezwalając Polakom na posiadanie 3000 wojska kwaterującego w czterech obozach. 24 kwietnia jednak król pruski ogłosił odłączenie od Księstwa Poznańskiego 17 powiatów, mających ludność w pewnej części niemiecką i pozostawienia jako księstwa już raczej gnieźnieńskiego niż poznańskiego, bo Poznań nie pozostał w jego granicach, tylko 9 powiatów ze skrawkami dalszych 6. 29 kwietnia wojsko pruskie zaatakowało obóz polski w Książu, gdzie oddział polski liczył 1000 ludzi. Prusacy mieli czterokrotną przewagę. W zaciętej bitwie 600 Polaków było zabitych lub rannych, w tej liczbie zabity polski dowódca, reszta w niewoli. Inne obozy toczyły walkę dalej. Pod Miłoslawiem Polacy pobili 30 kwietnia Prusaków. 2 maja, pod dowództwem Mierosławskiego, Polacy zdobyli Wrześnie. Tegoż dnia pod Sokołowem ciż sami Polacy pobili oddział pruski w sile 3000 żołnierza i 4 dział. (Polaków było też 3000, ale bez dział.) Polacy ponieśli wielkie straty od ognia działowego i karabinowego, ale polscy kosynierzy, wykazujący wielkie bohaterstwo, okazali się jednak zwycięscy. 6 maja jednak powstanie zostało stłumione, a częściowo skapitulowało. Rzecz ciekawa że Mierosławski, ujęty i uwięziony przez Prusaków, otrzymał paszport francuski i Prusacy przymknęli oczy na to, że wyjechał do Francji. Poprzednio, pod osłoną konwencji jarosławieckiej, Mieroslawski tak organizował wojsko, jakby celem powstania nie była walka z Prusami, lecz zaatakowanie Rosji. Próby powstańcze miały miejsce nie tylko w Poznańskiem, lecz i w południowej części Pomorza. Ruch polski — nie wojskowy — przejawił się także i na Śląsku: w parlamencie ogólnoniemieckim we Frankfurcie nad Menem poseł z Górnego Śląska, ksiądz Szafranek, wystąpił z petycją w imieniu 200 gmin w 8 powiatach — o pól milionie ludności — o język polski w szkole, sądach i urzędach. Ksiądz Józef Lompa rozpoczął na Śląsku działalność organizacyj no-oświatową. Mieroslawski zdążył jeszcze wziąć udział — na stanowiskach dowódczych — w powstaniu sycylijskim przeciwko królowi neapolitańskiemu, gdzie poniósł 6 kwietnia 1849 roku klęskę w bitwie pod Katanią oraz w Badenii w Niemczech, gdzie walczył z trzykrotnie liczniejszymi wojskami pruskimi i został 11 lipca 1849 roku wyparty do Szwajcarii. (Wielu badeńskich powstańców zostało przez Prusaków straconych.) W Piemoncie wojskiem tamtejszym dowodził polski generał Chrzanowski i został pobity przez wojska austriackie pod Novarą dnia 23 marca 1849 roku. Rewolucja „wiosny ludów", początkowo w tylu krajach zwycięska, została w końcu zdławiona. Gdyby wojsko Królestwa Kongresowego nie zostało przez wojnę 1831 roku zniszczone, a energia powstańcza w całej Polsce wypalona przez akcję Zaliwskiego i Konarskiego oraz próby powstańcze 1846 roku, jest możliwe, że wspólne wystąpienie armii polskiej i węgierskiej, poparte przez powstania w Galicji, Poznańskiem i na Litwie, byłoby przy osłabieniu państw zaborczych i ich sojuszniów przez rewolucje w Wiedniu i w Berlinie oraz przez powstania I I 313 i przewroty społeczne i narodowe w wielu krajach niemieckich, we Włoszech i we Francji, okazało się zwycięskie. Polska miała zapewne szansę odzyskania wolności w roku 1848, ale szansa ta została zmarnowana przez niewczesne nie mające szans powodzenia, poczynania powstańcze wcześniejsze. W roku 1853, w 5 lat po „wiośnie ludów" wybuchła „wojna krymska" będąca pierwotnie konfliktem rosyjsko-tureckim, ale powiększona przez I przystąpienie do niej, po stronie tureckiej, Anglii, Francji, a wreszcie Sardynii Flota angielska zajęła fort Bomarsund u brzegów Finlandii, ale przede! wszystkim główne siły morskie Anglii i Francji, za zgodą Turcji przepłynęły cieśniny tureckie i wysadziły wielki desant na Krymie. Wojna toczyła się odtąd przez kilka lat głównie na Krymie. W bitwach pod Balakławą, Inkermanem i Eupatorią sprzymierzeńcy pobili armię rosyjską, a po 11 miesiącach oblężenia zdobyli w 1855 roku Sewastopol, główną rosyjską bazę morską na Morzu Czarnym. Zdawało się, że właśnie teraz jest odpowiedni moment na wszczęcie polskiego powstania, skoro uważało się, że głównym wrogiem Polski jest Rosja i pomimo, że siły polskie były wyczerpane przez niedawne, nieudane próby powstańcze. Ale emigracja, a przede wszystkim czołowy wódz emigracyjny, Adam Czartoryski, głowa ośrodka w Hotelu Lambert i podlegającej mu, nieoficjalnie przez społeczność międzynarodową uznawanej polskiej dyplomacji, posyłał, czy też politycy emigracyjni w ogóle posyłali, do Polski dyrektywę, by akcji powstańczej nie wszczynać* i że sprawa polska wznowiona będzie w drodze dyplomatycznej. W istocie ani Francja, ani Anglia nie życzyły sobie polskiego powstania, gdyż wznowiłoby ono sprawę polską, gdy one chciały załatwić spór z Rosją w sposób ugodowy, nie rozszerzając przeciwieństwa na inne sprawy poza sporami rosyjsko-tureckimi. Czartoryski dążył do odbudowania niezależności Królestwa Kongresowego, może rozszerzonego o niektóre ziemie wschodnie w myś! traktatu wiedeńskiego z roku 1815, ale okazało się to niemożliwe. Rosja wyrażała (ustami ministra Orłowa) jakby gotowość do zgodzenia się na urzeczywistnienie takich zamiarów. Na kongresie pokojowym w Paryżu alianci sprawy polskiej nie poruszyli. Dnia 1 lutego 1856 roku podpisano pokój, w którym o sprawie polskiej mowy nie było. Nie było w Polsce powstania, ale zorganizowany został w Turcji, a oparty o Anglię rodzaj polskiego legionu. Dywizję polską utworzyli emigranci polscy • Pisałem w innej książce: „Nie chcę tu wchodzić w bezpłodne rozważania, czy powstanie przeciwrosyjskie w czasie wojny krymskiej należało zrobić, czy też dobrze się stało, że go nie zrobiono. (...) Argumenty Czartoryskiego uderzają swoją naiwnością, a naciski alianckie w sposób oczywisty na polską naiwność spekulowały. (...) Aliantom nie chodziło o totalne powalenie Rosji. (...) Myśleli oni z góry o tym, jak się z nią w końcu dogadają (...). Powstanie na ziemi polskiej, uzależnione od ośrodka politycznego i zbrojnego polskiego (...) było im nie na rękę. Organizacje polskiej emigracji, wydając instrukcję nierobienia powstania czyniły to nie dlatego, że przedsięwzięcie było zbyt wielkim ryzykiem, narażającym kraj na klęskę, ale dlatego, że takie było życzenie aliantów. (...) Z drugiej strony, bez względu na motywy, jakie powodowały radami alianckimi i na naiwność, z jaką tych rad słuchano, nie da się zaprzeczyć, że ryzyko powstania było wielkie." 314 z obozu Hotelu Lambert; jej dowódcą został siostrzeniec Czartoryskiego, zdaje się że członek Polskiej Loży Narodowej w Londynie, Władysław Zamoyski, oficer wojny 1831 roku, obecnie przez Turków mianowany generałem. Konkurencyjną formację tworzył Michał Czajkowski, noszący już wówczas nazwisko Sadyk Paszy, organizujący polski „pułk kozaków otomańskich". Adam Mickiewicz przyjechał w związku z tym w roku 1855 z Paryża do Konstantynopola, godzić powaśnione grupy polskie — i tam na cholerę umarł. Wobec zakończenia wojny, polskie formacje wojskowe częściowo się rozwiązały, a częściowo przeszły na stałe w służbę turecką. Niektórzy z ich dowódców i oficerów poprzechodzili na islam, porzucając chrześcijaństwo. Muzułmanami — teraz i wcześniej — pozostawali generał Józef Bem, Michał Czajkowski (Sadyk, mianowany przez Turków Paszą) i inni. Nawiasem mówiąc, ta łatwość, z jaką tylu wybitnych Polaków — z obozów, w istocie, vęglarskiego i masońskiego — przeszło na religię muzułmańską, porzucając Jchrześcijaństwo, świadczy, jakie było oblicze ówczesnej polskiej warstwy, Jeśli nie w pełni przywódczej, to więcej niż inni aktywnej. Polscy działacze ^dziewiętnastego wieku mieli w znacznej części oblicze antykatolickie lub w ogóle antychrześcijańskie — a w najlepszym razie zajmowali postawę religijnej obojętności. Nic dziwnego, że w niektórych środowiskach L katolickich w Europie w owym czasie sprawa polska nie cieszyła się ani pozumieniem, ani sympatią. Panuje w licznych kołach polskiej opinii publicznej oburzenie na Kościół katolicki i Stolicę Apostolską z tego powodu, że papież Grzegorz XVI wydał 9 czerwca 1832 breve „Cum primum" do biskupów polskich „z potępieniem ^pisków i powstań i zaleceniem lojalności monarsze" (Kukieł). Nie należy uważać tego breve za dowód nieprzyjaźni czy obojętności Kościoła wobec [sprawy polskiej. Było to bezpośrednio po upadku powstania listopadowego, Które sprawiło, że na długie lata sprawa polska stała się sprawą beznadziejną. Papież nie występował przeciwko polskiemu narodowi, ale przeciw spiskom vęglarskim i masońskim, które sprawie polskiej pożytku nie przynosiły, a yły obiektywnie niszczycielskie, co się w szczególności wyraziło w wywołaniu Tpowstania i jego opłakanych skutkach. „Papież, wciąż zagrożony rewolucją węglarską w swoich państwach, widział w rewolucji polskiej podobnego wroga wiary i porządku prawnego w Europie" (Kukieł). Myślę, że było obowiązkiem papieża, jako głowy Kościoła, a więc także i duchowego zwierzchnika polskiego, katolickiego narodu, zwrócić się do Polaków z apelem, by szkodliwego wichrzycielstwa powstańczego zaniechali. Taki apel wcale nie oznaczał przeciwstawienia się rzeczywistemu dążeniu do niepodległości wielkiego, katolickiego narodu. Kukieł uważa, że „breve było zredagowane z udziałem posła rosyjskiego Gagarina, a nie bez zachęty Metternicha" oraz że „tak udało się carowi wykopać przepaść między Rzymem a rewolucyjnym patriotyzmem polskim" (Kukieł). Nawet jeśli byłoby prawdą (nie są mi znane szczegóły sprawy), że czynniki rosyjskie czy austriackie miały jakiś wpływ czy udział w redakcji tekstu owego breve, nie zmienia to faktu rozstrzygającej roli papieskiego 315 I autorytetu. A twierdzenie, że to car „wykopaJ przepaść" między Rzym a polskim patriotyzmem jest absurdem. Czy Rosjanie coś doradzali czy ^ było zadaniem papieża z jakimś apelem do Polaków wystąpić. I POWSTANIE STYCZNIOWE Prawie dokładnie w osiem lat po zawarciu pokoju paryskiego, kończącego wojnę krymską, wybuchło w zabrze rosyjskim w Polsce powstanie zwane styczniowym, będące największym, obok powstania listopadowego, wystąpieniem zbrojnym Polaków przeciw Rosji w stuleciu między upadkiem Napoleona a pierwszą wojną światową. Przed opisaniem tego powstania trzeba omówić ówczesną sytuację międzynarodową. Mimo że do roku 1856 Francja była razem z innymi państwami w wojnie z Rosją — już w roku 1859, a wiec w trzy lata później, doszło między Francją a Rosją nie tylko do zbliżenia, ale do formalnego, tajnego układu, zawartego 3 marca 1859 roku. Inne państwa, a także światowa opinia publiczna, o tym układzie nie wiedziały, ale domyślały się jego istnienia. (Tekst tego układu znalazł w carskich archiwach sowiecki historyk Rewunienkow i ogłosił o nim pierwszą wiadomość w roku 1924, a pełne dane w roku 1938.) Było dla świata jasne, że Francja ma teraz w swej polityce światowej — trwałe czy też nietrwałe, ulegające czy nie ulegające wahaniom — poparcie rosyjskie. Wyraziło się to między innymi w tym, że Francja pod rządami cesarza Napoleona III przedsięwzięła z całą odwagą akcję, zmierzającą do zjednoczenia Włoch, uderzając (wespół z Piemontem- -Sardynią) na rządy austriackie we Włoszech i razem z armią piemoncką bijąc wojska austriackie w bitwach pod Magentą (4 czerwca 1859) i Solferino (24 czerwca), czego rezultatem było, że pod koniec 1859 i na początku 1860 roku szereg północno-wloskich ziem, będących pod władzą Austrii (Lombardia) lub tworzących odrębne księstwa (Toskania, Parma, Modena) lub też należących do Państwa Kościelnego (Romania), przyłączyło się do Piemontu- -Sardynii. Wkrótce potem, pod wodzą Garibaldiego, stronnicy piemonccy zdobyli także i królestwo Neapolu i Sycylii, a 14 marca 1861 roku król Piemontu został ogłoszony królem zjednoczonych Włoch. Natomiast Sabaudia i Nicea, dotąd należące do Piemontu, zostały 24 marca 1860 roku przyłączone do Francji. Wszystko to mogło mieć miejsce tylko dlatego, że Napoleon III, który to wszystko przeprowadził lub temu patronował, miał po swojej stronie przyjaźń Rosji, a więc Austria i popierające ją Prusy były wobec Francji (i Piemontu) bezsilne, gdyż musiały się liczyć z niebezpieczeństwem ataku rosyjskiego.* * Wśród wielu Polaków, i nie tylko Polaków, panuje przekonanie, ze w dziele zjednoczenia Wioch rozstrzygającą role odegrał rewolucjonista Giuseppe Garibaldi. W istocie odegra! on role tylko w niektórych — stosunkowo łatwych — operacjach wojskowych, będących wykonaniem 317 Fakt, że w roku 1860 odbył się w Warszawie zjazd trzech monarcho zaborczych (byli nimi Aleksander II, car rosyjski, i Franciszek J6zef austriacki; Prusy reprezentował regent, książę Wilhelm, dopiero w rOk następnym król pruski, a od roku 1871 cesarz niemiecki Wilhelm I, a w owe' chwili rzeczywista głowa państwa, nominalnie zastępujący swego brata, ciężk chorego króla Fryderyka Wilhelma IV, stojącego nad grobem) — ni umniejsza w niczym faktu istnienia rosyjsko-francuskiego zbliżenia, ty zjeździe warszawskim opinia polska widziała akt solidarności trzech państw zaborczych. W istocie, pomimo tego zjazdu, polityka rosyjska wobec Polski stała w obliczu wielkich przemian. Rosja chciała utrzymać i zacieśnić zbliżenie z Francją. Ale Francja od czasów napoleońskich przejęta była zacieśniającym się uczuciem sympatii dla Polski. Nie było dla Rosji możliwe rzeczywiście zaprzyjaźnić się z Francją równocześnie prowadząc politykę zawziętego ucisku narodu polskiego! Zbliżenie z Francją, o ile miało być trwałe, wymagało od Rosji zmiany polityki wobec Polaków i Polski. Uważano w Polsce współcześnie — i wielu Polaków uważa i dziś — te francuskie zbliżenie do Rosji, zarówno w owych czasach, poczynając od roku 1859, jak zwłaszcza później, poczynając od leciutkiego zbliżenia w roku 1891, aż do skrystalizowanego ostatecznie, formalnego francusko-rosyjskiego sojuszu w roku 1893, czyli w 30 lat po wybuchu powstania styczniowego i potem, nie bez zachwiań* i fluktuacji, ciągnącego się i utrwalającego w ciągu dalszych 21 lat aż do roku 1914 — było ze strony francuskiej jakby aktem zdrady wobec narodu polskiego. W istocie było ono praprzyczyną polskiej odzyskanej niepodległości. Niepodległość ta była możliwa tylko w wyniku rozejścia się dróg państw rozbiorczych i wojny między nimi, a to było możliwe tylko w wyniku odsunięcia się Rosji od Niemiec (bądź Prus i Austrii) i zbliżenia się do Francji. Niepodległość Polski stała się ostatecznym rezultatem wybuchu w 1914 roku wojny między Rosją a Niemcami i Austrią. (Także i w roku 1941 wybuch wojny między Rosją a Niemcami ułatwił wznowienie państwowości polskiej.) Francja zbliżyła się, zarówno w roku 1859, jak 1893 do Rosji zgoła nie troszcząc się o Polskę, a tylko powodując się uczuciem zagrożenia przez* Niemcy, a więc oceną sytuacji własnej. Ale zbliżenie francusko-rosyjskiel leżało w interesie narodu polskiego, gdyż oznaczało załamanie się solidarności | państw rozbiorczych. powziętych planów politycznych. Istotnym twórcą zjednoczenia Włoch był współdziałający z Napoleonem III premier Piemontu-Sardynii, a później premier Włoch, Camillo Cavour, którego akcja była przede wszystkim dyplomatyczna, a dopiero na drugim miejscu wojskowa. Trzeba jednak stwierdzić, że Garibaldi akcję Cavoura energicznie i lojalnie wspierał. • Największym zachwianiem sojuszu francusko-rosyjskiego było spotkanie cara Mikołaja II z cesarzem niemieckim Wilhelmem U w roku 1905 na jachtach wycieczkowych u wyspy Bjórko u brzegów Finlandii i podpisanie aktu rosyjsko-niemieckiego przymierza. Zwolennicy Francji a przeciwnicy Niemiec w aparacie państwowym rosyjskim zdołali doprowadzić do unieważnienia tego aktu. 318 W roku 1893, a także 1914, sprawa polska nie komplikowała już stosunków francusko-rosyjskich; dawna przyjaźń francusko-polska była już we Francji zapomniana, a nawet — w wyniku skutków powstania styczniowego — zastąpiona sporą wobec Polaków niechęcią. Ale w roku 1859 i potem była jeszcze bardzo żywa. Rosja musiała się z nią liczyć — i zbliżając się do Francji, musiała zdobyć się na jakieś posunięcia przyjazne wobec Polaków. Rosja po roku 1859 rozpoczęła politykę wycofywania się z poczynań burzących odrębność Królestwa Kongresowego. Istnieją dane — głównie dzięki rozmowie Władysława Czartoryskiego (syna Adama) 26 marca 1863 roku z Napoleonem III i relacji Napoleona III w tej rozmowie o tajnej naradzie u cara rosyjskiego — że Rosja nosiła się z zamiarem nadania Królestwu Kongresowemu niepodległości, nawet nie w unii z Rosją, ale tylko z wielkim księciem Konstantym (młodszym), bratem cara, jako królem.* Nawet jeśli przypuścimy, że zamiary rosyjskie nie szły może tak daleko jak to twierdził Napoleon III, nie ulega wątpliwości, że włączenie się Polaków do obozu rosyjsko-francuskiego rokowało nadzieje na wybitne posunięcie sprawy polskiej naprzód. Niepodległość czy też tylko autonomia samego tylko Królestwa Kongresowego, osiągnięta nie w walce, lecz we współdziałaniu z Rosją, byłaby wielkim krokiem na drodze do rzeczywistej niepodległości. Niestety, zarówno niepoczytalna polityka spisków powstańczych, jak i obranie sobie przez Rosję tak nieodpowiedniej osobistości jak Wielopolski na wykonawcę, od strony polskiej, polityki wyodrębnienia Królestwa Kongresowego sprawiły, że doszło do nieszczęsnego, żadnym polskim celom nie służącego powstania styczniowego, które przyniosło straszliwe, krwawe szkody narodowi polskiemu, śmiertelnie poróżniło ten naród z Rosją i usunęło „sprawę polską" na pół wieku z dziedziny czynnej polityki europejskiej. Emigracyjni i krajowi spiskowcy kierunku węglarskiego (zwani w owej chwili „czerwonymi") od dłuższego już czasu szykowali się do nowej próby powstańczej. Jednym ze szczegółów tych przygotowań było kształcenie kadry oficerskiej dla powstania. Powstańcza polska szkoła oficerska istniała w zjednoczonych już Włoszech, najpierw w Genui, a potem, w roku 1862, w • Na naradzie, wedle relacji Czartoryskiego i Napoleona III, obecny byl Wielopolski. Miał on na tej naradzie powiedzieć, że „należy pierwej oczyścić kraj z czerwieńców i anarchistów. To była pierwsza myśl rekrutacji" (cytuję słowa pamiętnika Władysława Czartoryskiego, wydanego w roku 1962). Widzimy z tego, jak dalece niefortunnym politykiem byl Wielopolski. Owa narada u rosyjskiego cara — o której Napoleon III mówił 26 marca 1863 roku, a więc w 63 dni po wybuchu powstania stycznioweg — miała miejsce jeszcze w roku 1862 (,,L'annće derniere" — w zeszłym roku). W protokole rozmowy Czartoryskiego z Napoleonem, ogłoszonym w tejże książce Czartoryskiego stwierdzone jest jeszcze dokładniej, że Wielopolski powiedział: ,,Avam de penser a un pareil changement dans la situation de la Pologne, ii fallait songer prealablement 4 debarasser le pays de tous les elements de desordre et d'anarchie. Ce fut la la premierę idee du reerutement exceptionnel" (zanim będzie można myśleć o takiej zmianie w położeniu Polski, trzeba będzie najpierw uwolnić kraj od wszelkich żywiołów nieporządku i anarchii. To byl Pierwszy pomysł poboru wyjątkowego). Napoleon III dowiedział się o owej naradzie u cara prawdopodobnie od rosyjskiego polityka Orłowa. " (Przyborowski).* Nieznany z nazwiska rabin, naoczny świadek wydarzeń, napisał w korespondencji do niemieckiej „National Zeitung": „autor (...) sądził, że ten lud (...) w rozpaczy szalonej schwyci za broń i za noże i miasto przemieni w pole bitwy, ale (...) ucisk długoletni i mistyka katolicka zrobiła z dawnych Polaków naród pragnący męczeństwa. (...) Zrzeszeni koło krzyża, stawiali czoła bezbronnie morderczym kulom, dopóki nie ulegli" (cytuję za Przyborowskim). Udział Wielopolskiego w rządach nie tylko nie przyniósł odprężenia, lecz już w dwunastym dniu załamał się w krwawej, a zawinionej katastrofie. „Stała się rzecz nieodwracalna: w opinii narodu on (Wielopolski) jest już gorszy od Moskala, a dla lewicy rewolucyjnej jest zdrajcą, który musi zginąć" (Kukieł). „Rosyjscy generałowie i urzędnicy brali teraz górę, nie bez racji uważając, że do rządzenia kulą i nahajką nie potrzeba im Wielopolskiego" (Kukieł). Zdawało się, że Wielopolski powinien teraz ustąpić lub być usuniętym. W aparacie rządowym rosyjskim w Warszawie zdobył przewagę kierunek zwolenników surowych represji. Nie był to jedyny wśród Rosjan kierunek; namiestnikiem został mianowany hrabia Karol Lambert, katolik francuskiego pochodzenia. Między nim a generałem-gubernatorem Gerstenzweigiem, wrogiem Polski, doszło do takiego zatargu na tle różnicy poglądów na spra polskie, że wynikiem jego był „pojedynek amerykański" oraz samobójstw* Gerstenzweiga. W społeczeństwie polskim przewagę zdobył kierune nieprzejednanej opozycji, wyrażającej się w manifestacjach. Ale Wielopolski utrzymał się przy władzy. „Bierze na siebie odpowiedzialność za < krwawe starcie >, w którym, jak twierdzi, < porządek publiczny został ocalony S>" (Kukieł). „Ruch rewolucyjny wyparty z ulic Warszawy, chronił się do kościołów, znajdował wyraz w pieśni i modlitwie; ale w organizacjach podziemnych przybierał charakter powstańczy (...). Stronnictwo Zamoyskiego (białych — J.G.) ochłonęło ze wzburzenia wywołanego wypadkami kwietniowymi, zawróciło z drogi do powstania, na którą już wchodziło (...). Zamoyski opanował sytuację zupełnie. Manifestacjom nie byl (jednak) w stanie zapobiec; były zresztą środkiem nacisku moralnego, pO którym spodziewano się rozszerzenia reform. (...) Gdy 15 października (1861) zapełniły się znowu kościoły (nabożeństwa za Kościuszkę i Poniatowskiego), otoczyło je wojsko. identyfikować ludzi i nazwiska. Jeżeli znane są nazwiska ludzi, którzy kolejno podnosili krzyż, to najwidoczniej byli to ludzie, którzy i sami sie dobrze znali miedzy sobą i otoczeni byli grupą ludzi dobrze ich znających, którzy ich zachowanie dostrzegli i zapamiętali. Byli to członkowie bojówki" (cytata z innej mojej książki). • Cytata z innej mojej książki. 326 publiczność nie chciała wychodzić z kościołów, zaczęło się oblężenie, a wreszcie wypędzanie ludzi kolbami i bagnetami. Tysiące aresztowanych, w tym wielu pobitych i poranionych, pognano do cytadeli, skąd prawie wszystkich uwolnił Lambert. (...) Na żądanie duchowieństwa administrator diecezji, ks. Bialobrzeski, zamknął sprofanowane najściem wojska kościoły, za co byl uwięziony i sądzony na śmierć; wyrok zamieniono jednak na zesłanie. Rabina Meizelsa uwięziono za patriotyczne nabożeństwa i wydalono z kraju. Suchozanet (generał, zastępca namiestnika — J.G.) zażądał usunięcia margrabiego. (...) Cesarz kazał go przysłać do Petersburga, a gdyby się wzbraniał, osadzić go w cytadeli" (Kukieł). Skomplikowało sytuację to, że poumierało kilka wybitnych osobistości, których nieobecność sprawiała, że władza dostawała się w ręce ludzi gwałtownych, a nie umiejętnych. Umarł namiestnik Gorczakow, umarł arcybiskup Fijałkowski, zaś namiestnik Lambert „ciężko chory na płuca i moralnie wstrząśnięty" (Kukieł) ustąpił. Car wprowadził w Królestwie i na ziemiach zabranych stan wojenny. Wielopolski pojechał do Petersburga. Rezultat tej podróży okazał się całkiem nieoczekiwany. Nie tylko, że nie doznał on niepomyślnych dla siebie skutków nieudania się jego dotychczasowej polityki, ale przeciwnie, całkowicie politycznie zwyciężył, otrzymując pełnomocnictwo do objęcia w Królestwie faktycznej, prawie pełnej władzy i do nadania Królestwu cechy organizmu politycznego autonomicznego, o obliczu polskim. Panuje w polskiej nauce historycznej przekonanie, że to Wielopolski zdołał przekonać cara i rząd rosyjski do programu, który obmyślił i którego celowość zdołał skutecznie czynnikom rosyjskim przedstawić. „W Petersburgu — pisze Kukieł — odzyskał zwolna cały utracony teren — i z okładem. Postawił się dumnie i zrobił wrażenie nie tylko na Rosjanach, ale i na dyplomatach zachodnich, którzy udzielili mu dyskretnego poparcia. U cesarza lody zostały stopniowo przełamane. (...) Zjednał sobie (ministra) Gorczakowa i liberalne koła dworskie perspektywą zażegnania kryzysu w Polsce; spodobał się reakcjonistom jako przeciwnik uwłaszczenia. Wyjednał przywrócenie Królestwu ... itd." Jestem skłonny do wytłumaczenia tego, co się stało, całkiem inaczej. Myślę, że w Petersburgu dojrzało przekonanie, że Królestwu należy przywrócić odrębność i że reformy, uważane za reformy Wielopolskiego, były w istocie reformami rosyjskimi, dla których wykonania szukano odpowiedniego Polaka i postanowiono posłużyć się Wielopolskim. Zwycięstwo Wielopolskiego w podróży do Petersburga polegało nie na tym, że narzucił rządowi rosyjskiemu swój program reform, ale że narzucił swoją osobę jako wykonawcę petersburskiego programu. To nie Wielopolski „zjednał sobie" Gorczakowa, ale to Gorczakow użył Wielopolskiego. Kukieł napisał (patrz wyżej), że Wielopolski zrobił wrażenie „na dyplomatach zachodnich", nie podał jednak, jacy to byli ci dyplomaci zachodni — Francuzi, Anglicy czy Prusacy. Feldman pisze, że „w ciągu swego pobytu nad Newą niejednokrotnie miał przyszły naczelnik rządu cywilnego (Wielopolski) możność zetknięcia się z przyszłym kanclerzem Rzeszy (posłem Bismarckiem). Obaj silni ludzie patrzyli na siebie z niewątpliwym uznaniem, 327 ale wzajemne ich uczucia znajdowały się na dwóch przeciwległych biegunach Margrabia widział w (Bismarcku...) pokrewną sobie naturę i do końca zyc' nie przestawał darzyć go sympatią. Bismarck oceniał walory (Wielopolskiego...) i odpłacał mu nienawiścią" (Feldman) (Bismarck późniejszy twórca zjednoczonej Rzeszy, był w czasie od 5 marca 1859 roku do 24 maja 1862 posłem pruskim w Petersburgu.) Na podstawie danych Feldmana i Olliviera napisałem: ,.Głównymi protektorami Wielopolskiego na gruncie petersburskim byli rosyjscy wrogowie Gorczakowa i polityki pro francuskiej, a przyjaciele Bismarcka i zwolennicy polityki propruskiej, rodowici Niemcy, Nesselrode i Meyendorff Wniosek, jaki należałoby z tego wyciągnąć, jest tylko ten, że koła propruskie w Petersburgu uważały Wielopolskiego za wygodnego dla siebie, a może wręcz uważały go za dogodne narzędzie do storpedowania polityki francusko- rosyjskiego zbliżenia, to znaczy polityki Gorczakowa i Napoleona III."* Oczywiście, jest to tylko przypuszczenie. Niejakim potwierdzeniem tego przypuszczenia jest jednak fakt, że Wielopolski był zawsze sympatykiem Prus, po powstaniu zamieszkał w Berlinie, „zwrócił się do władz pruskich z prośbą o roztoczenie nad nim (...) ochrony przed zamachami ze strony polskich rewolucjonistów" (Feldman) i że w czasie wojny francusko-pruskiej 1870-71 roku sympatyzował nie z Francją, lecz z Prusami. (,,W wojnie francusko- pruskiej (Wielopolski) był gorliwym zwolennikiem Prus i Bismarcka, zupełnie nie zdając sobie sprawy z konsekwencji klęski Francji. W lecie 1865 r. wysłał do Bismarcka depeszę z gratulacjami z powodu uniknięcia przez niego zamachu" — Cialowicz.) Car Aleksander II wydał dnia 8 czerwca 1862 r. „ukaz", który w sposób ostateczny ustanowił rządy Wielopolskiego w Królestwie i stworzył krótką, ale całkowicie odrębną „epokę Wielopolskiego" w dziejach Królestwa i Polski. „Reformy Wielopolskiego" czy też system polityczny Wielopolskiego polegały na tym, że Królestwo zostało silnie wyodrębnione i otrzymało ustrój podobny do ustroju Królestwa Kongresowego z lat 1815-1830, choć zresztą nie identyczny, bo pozbawiony takich cech państwowej odrębności, jak np. własne wojsko. Namiestnikiem został brat cesarski, wielki książę Konstanty, noszący przypadkiem akurat to samo imię, co namiestnik z lat 1815-30. Był to ten sam człowiek, o którym Napoleon III mówił młodemu Czartoryskiemu, że istnieje plan uczynienia go polskim królem. Nie był on zwyczajnym namiestnikiem, takim jak poprzednio Gorczakow i Lambert. Było w jego pozycji coś królewskiego. Sam Bismarck pisał w swoich pamiętnikach, że „w Petersburgu (...) brano w rachubę wielkiego księcia Konstantego z jego piękną małżonką jako wicekróla w Polsce — wielka księżna nosiła wtedy polski strój — możliwie przy przywróceniu polskiej konstytucji, która — nadana przez Aleksandra I — była za czasów starego wielkiego księcia Konstantego formalnie w mocy." Tettau, zastępca konsula pruskiego w Warszawie, pisał do Bismarcka 19 stycznia 1863 roku, a więc na trzy dni • Cytata z innej mojej książki. 328 przed wybuchem powstania, że „dwór wielkoksiążęcy traci z dnia na dzień swój charakter rosyjski i przybiera cechę polską (ein polnisches Geprage), ba, co jest jeszcze bardziej godne uwagi, otacza się etykietą, która normalnie właściwa jest tylko dworom panującym" (cytuję za Ibbekenem). Historyk niemiecki Zechlin twierdzi — na zasadzie informacji szczegółowych — że żona Konstantego „chciałaby być polską królową." Józef Feldman napisał: „Gdy jedni politycy rosyjscy myśleli tylko o tym, jak się pozbyć niewygodnego skrawka Królestwa, innym marzyło się niezawisłe państwo polskie, w skład którego wejdzie również zachodnia część Galicji i Poznańskie. Tego rodzaju mgliste plany i aspiracje ogniskowały się koło osoby brata carskiego Konstantego i jego ambitnej małżonki, wielkiej księżnej Heleny. Dwór ich stanowił punkt zborny żywiołów liberalnych, ku którym grawitował wicekanclerz Gorczakow." Przewrót spowodowany „ukazem" carskim z 8 czerwca 1862 roku polegał nie tylko na ustanowieniu namiestnika o aspiracjach królewskich, ale i na ustanowieniu w Królestwie odrębnego rządu. Rządzili odtąd Królestwem nie dygnitarze rosyjscy, ale ów polski rząd. Naczelnikiem tego rządu, czyli jakby premierem, został Wielopolski. Objął on w Królestwie, pod namiestnikiem księciem Konstantym, władzę o cechach w istocie dyktatorskich. Konsul pruski Tettau napisał we wspomnianym przed chwilą raporcie: „wszystkie instytucje, które dotychczas były wspólne z cesarstwem, zostają odsunięte i zastąpione instytucjami specyficznie polskimi" (cytuję za Ibbekenem). Józef Feldman napisał także: „Państwo Mikołaja, które przez trzy dziesięciolecia z największą bezwzględnością tępiło każde żywsze drgnienie polskiego życia, w każdym jego przejawie upatrywało ukryte niebezpieczeństwo, występuje oto w roli protektora polskości!" Wielopolski, objąwszy władzę, przeprowadził szereg reform. Przede wszystkim: zreorganizował aparat rządowy, nadając mu cechą polską. Nadał Królestwu „doskonałą ustawę szkolną (opracowaną przez Józefa Korzeniowskiego)" (Kukieł). Przeprowadził ustawę dotyczącą chłopów o oczynszowaniu z urzędu (bez uwłaszczenia, a więc niezbyt korzystną dla chłopów). Uzyskał zgodę rosyjską na mianowanie księdza Szczęsnego Felińskiego na osierocone przez śmierć arcybiskupa Fijałkowskiego arcybiskupstwo warszawskie. Osiągnął wznowienie — pod nazwą Szkoły Głównej — uniwersytetu warszawskiego. (Szkoła Główna utrzymała się przy życiu także i przez kilka lat po powstaniu, istniała 7 lat, 1862-69 i mimo krótkości swego bytu odegrała dużą rolę w rozwoju polskiej kultury. Została potem przekształcona w uniwersytet rosyjski, który dopiero w roku 1915, po 46 latach, stal się znów uniwersytetem polskim.) Przeprowadził także ustawę o równouprawnieniu Żydów — jedyną, która się utrzymała w sposób trwały, także i po jego dymisji. „Reforma ta dokonała całkowitego przewrotu w położeniu Żydów w kraju, ogromnie wzmacniając ich stanowisko."* * Cytata z innej mojej książki. 329 Ul s?"9 f: §KBn s.?;f?B I •o c — o. a. 3 fum 13 ?<33 § S*. * a er N r ft 40 i a n 3 2. :««o I ;sac3 3 » o<->o noszenie żałoby. To było noszenie i wywieszanie odznak, haseł, nan' •), które rozpętały kryzys w Królestwie Polskim, zakończony w dwa lata później powstaniem styczniowym? Czy był między bitwą pod Castelfidardo a wypadkami w Warszawie jakikolwiek, choćby najmniejszy związek? A przecież w bitwie pod Castelfidardo legł pokotem kwiat wykształconej, katolickiej młodzieży francuskiej, belgijskiej, zachodnioniemieckiej, austriackiej, hiszpańskiej, włoskiej, która zbiegła się z całej Europy, by przyjść z pomocą papieżowi i zapełniła szeregi ochotniczego korpusu generała Lamoriciere. Ciy naród polski w tym ogólnokatolickim przedsięwzięciu uczestniczył? Czy uczestniczył w nim kraj — lub przecież niedaleko obecna emigracja? Wiem tylko o jednym Polaku, który pod sztandary generała Lamoriciera pospieszył i w bitwie pod Castelfidardo brał udział; byl nim jeden z synów starego Pawia Popielą, założyciela krakowskiego . Drugi Polak, sławny później kaszubski poeta, Jarosz Derdowski, jechał do papieskiego legionu, ale nie dojechał, bo został po drodze aresztowany" (cytata z innej mojej pracy). Korpus generała Lamoriciera bronił ostatniej resztki Państwa Kościelnego przed podbojem przez wojska zjednoczonych pod sztandarem królów piemonckich Włoch. Został druzgocąco pobity. Francja Napoleona III przyszła wtedy papieżowi z pomocą i Państwo Kościelne, obejmujące już tylko sam Rzym, istniało dalszych 10 lat pod osłoną wojska francuskiego. Ale w roku 1870 wojska francuskie Rzym opuściły. Rzym został przez wojska włoskie zajęty. W latach 1870-1929 papież był przez 59 lat „więźniem Watykanu". W roku 1929 Państwo Kościelne zostało przez układ watykańsko-wloski przywrócone jako maleńskie „państwo watykańskie". Cytata z innej mojej książki 333 te nabożeństwa w manifestacje polityczne i obecnością Żydów starali ' okazać „pluralizm" i różnowyznaniowość tych demonstracji. 1? Wysoce znamienne jest ustosunkowanie się Wielopolskiego do tv h wszystkich manifestacji i aktów protestu. Uważał on je - zupełnie słuszn - nie tylko za przejaw uczuć i instynktu społeczeństwa, ale i za zorganizowarT robotę aparatu spiskowego. Postawił sobie za cel aparat ten zniszczyć Wyobrażał sobie, że doprowadzi ten aparat - i całą, tworzoną przezeń warstwę społeczną - do wszczęcia powstania i tym sposobem do wydobycia się na wierzch - i pozwoli mu przez to na wyłapanie tego aparatu i tej warstwy i zniszczenia ich, bądź przez śmierć w potyczkach, lub w wyniku wyroków śmierci, bądź przez poumieszczanie w więzieniach lub na wygnaniu. Nie tyle myślał on o Polsce i polskim narodzie, co o zwycięstwie swoim i swojej warstwy społecznej i o usunięciu z życia kraju żywiołów - całego prądu społecznego - będących dla niego i dla górnej warstwy społecznej zagrożeniem, może w stylu „rzezi galicyjskiej" sprzed 17 lat. Okazał tymi swoimi dążeniami wiele cech swego światopoglądu i charakteru: swój wąski, stanowy pogląd na sprawy polskie, swą niezdolność do zrozumienia potrzeby załatwienia spraw narodowych metodą pojednawczą, swój strach i nienawiść i swą zimną bezwzględność i okrucieństwo. „Wezbrał wrzód - mówił on do swoich przyjaciół z początkiem stycznia - i trzeba go przeciąć, zgniotę powstanie w ciągu jednego tygodnia, a wtedy będę mógł rządzić" (Rewunienkow). Za narzędzie do owego „przecięcia wrzodu" Wielopolski postanowił użyć zarządzony przez rząd rosyjski w dniu 6 października 1862 pobór rekruta. Pobór ten obejmował też i Królestwo Kongresowe. Po wojnie krymskiej armia rosyjska została zmniejszona liczebnie. Z tego powodu car zarządził, że przez cztery lata nie będzie w państwie rosyjskim poboru do wojska. Pobór w Królestwie został postanowiony w roku 1862, a więc w 6 lat po wojnie krymskiej. System wojskowy rosyjski był w owych czasach bardzo niesprawiedliwy dla tych, którzy byli do wojska powoływani. Służba wojskowa trwała 25 lat. Człowiek 20-letni, powołany do wojska, zostawał z tego wojska zwolniony dopiero po skończeniu lat 45-ciu. Przez ten czas jego bliscy powymierali, jego środowisko o nim zapomniało. On sam, spędziwszy młodość i wiek średni w wojsku, stawał się żołnierzem zawodowym, obcym swemu środowisku ojczystemu. Ówczesne warunki transportowe sprawiały, że nie mógł jeździć w strony ojczyste na urlopy. Armia rosyjska składała się w swej większości nie z młodych rekrutów, lecz ze starych wysłużonych żołnierzy. Ci, co dokonywali wyboru kandydatów na żołnierzy - z natury rzeczy chodziło o niewielką ich liczbę, jednego na wieś lub kilka wsi, może 2 lub 3 na bardzo dużą wieś czy miasteczko - starali się zwykle tak ich dobierać, by było to jak najmniejszym pokrzywdzeniem i nieszczęściem, a więc ludzi samotnych, bez obowiązków i powiązań rodzinnych; choć bywały i liczne nadużycia: powoływanie „w sołdaty" przez zemstę czy nienawiść.* Dopiero ustawą z • Rosyjski powieściopisarz Turgieniew opisuje w powieści „Zapiski ochotnika" (tj. zapiski 334 roku 1874 zaprowadzona została w Rosji służba wojskowa powszechna (dopuszczająca wiele wyjątków i ulg), w zasadzie trzyletnia. pobór, zarządzony w 1862 roku w Królestwie powinien był być przeprowadzony tak jak w Rosji: drogą rozłożenia go równomiernie na cały kraj. Ale Wielopolski postanowił użyć poboru („branki") dla usunięcia z Królestwa, na dwadzieścia pięć lat, całej warstwy znanych lub podejrzewanych amatorów powstania i ruchu manifestacyjnego. „Zarządził brankę ludzi imiennie wybranych, wyłącznie spośród młodzieży inteligenckiej i pracowniczej miejskiej, według specjalnych list i chwalił się wielkiemu księciu, bardzo niechętnemu temu projektowi, że to nie będzie konskrypcja, ale proskrypcja. Rozumiał, że taka branka może wywołać wybuch i do tego dążył świadomie: < wrzód zebrał i rozciąć go należy >. Nie liczył się z konsekwencją polityczną: gdy wrzód raz przyjdzie rozcinać, operację chirurgiczną przeprowadzać będą carscy generałowie i będzie to kres jego polityki i jego reform" (Kukieł). Zarządzenie branki w takiej postaci było przede wszystkim niemoralne. Służba wojskowa jest poświęcona obronie państwa, a nie jest środkiem karania za popełnione czy podejrzewane winy. Skoro Królestwo miało dostarczyć państwu rosyjskiemu, z którym było politycznie związane, pewnej liczby rekruta, i skoro służba wojskowa rosyjska nakazywała poszczególnemu żołnierzowi poświęcenie jej długich lat życia, należało, skoro poboru nie można było uniknąć, przeprowadzić ten pobór jak najsprawiedliwiej, rozkładając go równomiernie, może posługując się losowaniem, czyniąc go dla ludności kraju jak najmniej dotkliwym. Traktowanie go jako kary wykraczało przeciw zasadzie, że wina musi być rzeczywista, że trzeba ją udowodnić, trzeba dać winowajcom możność bronienia się i wykazania, że nie są winni, albo że wina ich nie jest tak wielka, by zasługiwała na karę tak ciężką. Łamanie opozycji przez branie na tak długie lata do wojska było aktem barbarzyńskim, o cechach azjatyckich („turańskich"). Ale branka Wielopolskiego była nie tylko aktem okrucieństwa i niesprawiedliwego pokrzywdzenia, była także i wielkim, politycznym błędem. Budziła w społeczeństwie oburzenie, a więc odbierała poparcie przez społeczeństwo reformom Wielopolskiego, które przecież były pożyteczne. Oraz prowadziła do owego „przecięcia wrzodu", którego skutkiem było powstanie, to znaczy wojna, której strona polska nie mogła wygrać. Pisałem przed dwudziestu laty: „Powstanie nie jest dziełem samych tylko «* czerwonych >. Jest wspólnym dziełem < czerwonych > i Wielopolskiego. To zadziwiające i trudne do uwierzenia, ale Wielopolski sam powstania chciał. Zarówno Wielopolski, jak - zapewne pod jego wpływem - wielki książę Konstanty, chcieli wybuchu powstania, bo chcieli się z nim rozprawić. myśliwego) umyślne przeszkodzenie wiejskiemu małżeństwu przez powołanie narzeczonego do wojska. 335 Rozumieli bardzo dobrze, że branka może być prowokacją do powstań' A jednak brankę zrobili. Bo właśnie o prowokację im chodziło. (...) Pogi^j Wielopolskiego o tym, że zbawi się Polskę wysyłając najaktywniejsze żywioł spośród jej młodzieży jako rosyjskich rekrutów na azjatyckie stepy, świadcz nie tylko o tym, że był to człowiek obcy polskiemu społeczeństwu instynktem moralnym, ale i o tym, że był to człowiek niemądry. Bo trzeba być niezmiernie naiwnym, prymitywnym i nie rozumiejącym zjawisk politycznych, by sobie coś takiego wyobrazić. Realny polityk wie, że nie należy igrać z ogniem. Powstanie - to była wojna Wojnę łatwo jest zacząć, ale trudno skończyć. Gadanina o skończeniu powstania w tydzień jest tylko dowodem braku poczucia odpowiedzialności Nigdy nie można przewidzieć reakcji psychicznych, jakie wybuch wojny wywoła. Cały naród polski mógł stanąć z miejsca po stronie powstańców. Cały naród rosyjski mógł się poczuć dotknięty powstaniem i mógł wymusić odwołanie reform. Jeśli Wielopolski tego nie rozumiał - złożył dowód, że nie był rzeczywistym mężem stanu. Prowadząc swoją politykę Wielopolski powinien był pozyskać społeczeństwo, a nie zrażać go sobie aktem tak oburzającym i okrutnym jak branka. Powinien byl trafić do serc społeczeństwa, pozyskać je przemówieniami, które by je przekonały, oświeciły i ujęły. Powinien był także szukać poufnego kontaktu ze spiskowcami, po to, by ich sobie zjednać i by podzielić się z nimi rolą w drodze do wspólnego celu. Groźba powstania była dla Wielopolskiego w jego rozgrywce z Rosją jak kula w karabinie. Gdy się raz tę kulę wystrzeli, karabin przestaje być«groźny. Powstanie było dla Wielopolskiego pożądane jako groźba, która ciągle wisi w powietrzu, ale która nie dochodzi do skutku. Ale on wolał -«wrzód przeciąć >"*. Pół wieku temu pisałem: „Aby ocenić wartość czyjejś polityki - trzeba brać w rachubę nie tylko teoretyczną wartość jej założeń, lecz i praktyczny sposób jej wykonania. Polityka margrabiego Wielopolskiego była tego rodzaju, że doprowadziła do wybuchu powstania styczniowego. Bo nie da się zaprzeczyć, że powstanie to nie byłoby zapewne doszło do skutku, gdyby nie było zarządzonej przez Wielopolskiego branki. Branka ta wydaje mi się faktem tak niepolitycznym, tak jaskrawo drażniącym, w takie zresztą położenie bez wyjścia stawiającym żywioły, stanowiące w ówczesnym Królestwie najpalniejszy materiał, tak jednym słowem nietrafnym i szkodliwym, że"* nasuwa się hipoteza, czy aby Wielopolski nie zarządził jej ulegając podszeptom jakichś czynników, świadomie wrogich Polsce. Nasuwa się tu jedna dalsza uwaga. Wielopolski nie tylko dokonał rzeczy niemoralnej, nie tylko dokonał rzeczy politycznie nierozumnej, ale także przeprowadził ją w sposób dziwnie niezdarny. Cytata z innej mojej pracy. * Cytata z innej mojej książki. 336 I Skoro już chciał zrobić galgaństwo, powinien był zrobić je tak, by mu się udało. W zasadzie, chodziło mu o wcielenie do rosyjskiego wojska żywiołów opozycyjnych. Umiejętni, a gałgańscy, okrutni dyktatorzy robią takie rzeczy ^ tajemnicy, a nagle. Gdyby Wielopolski zachował swoje plany w sekrecie, przygotował listę przyszłych rekrutów tak, by nikt się o tym z góry nie powiedział - i potem wszystkich niespodziewanie, równocześnie aresztował i oddał rosyjskim władzom wojskowym, byłoby to galgaństwo, ale byłby zapewne wygrał. Jego reformy pewnie by się wtedy utrzymały. Królestwo byłoby jakby osobnym, polskim państewkiem pod jego dyktatorską władzą. Może nawet, po kilku latach, można by uzyskać zwolnienie owych polskich rekrutów z rosyjskiego wojska. Społeczeństwo byłoby na Wielopolskiego oburzone. Ale osiągnięcia Wielopolskiego byłyby, pomimo jego niepopularności, faktem. Na zakończenie rozważań o Wielopolskim stwierdzić trzeba jeszcze jedno, w imię porządku i słuszności: byl on bardzo złym politykiem, ale dobrym administratorem. „Doszedłszy w Królestwie do władzy, Wielopolski okazał się znakomitym administratorem. Jego działalność reformatorska dała rezultaty nie byle jakie. W ciągu dwóch i pół lat swoich rządów zdołał Królestwo do gruntu przetworzyć, zamieniając je w twór politycznie odrębny. Nie należy się jego talentom administracyjnym dziwić. Właściciele majątków ziemskich, tak samo jak właściciele fabryk, są bardzo często dobrymi administratorami, bo zarządzanie własnymi interesami jest dobrą szkołą zmysłu praktycznego i umiejętności gospodarowania. Wielopolski dobrze przeprowadzał reformy i dobrze rządził. Jego sylwetka dobrego administratora przesłania nam jego sylwetkę polityka. A trudno wyobrazić sobie polityka gorszego niż on"* Wielopolski przeprowadził swoją brankę tak, że wszyscy zainteresowani z góry o tym wiedzieli. Toteż spiskowcy zdołali na czas porobić zarządzenia, które brankę sparaliżowały. BRANKA I POWSTANIE Spiskowcy wiedzieli o zarządzeniach i przygotowaniach Wielopolskiego. Przygotowywali się oni od dawna do wszczęcia powstania - ale nawet we własnym łonie różnili się w poglądzie na to, czy powstanie to zrobić szybko, czy też w jakiejś dalszej przyszłości. Sprawa branki przeważyła szalę. Rewolucyjny, tajny Centralny Komitet Narodowy w Warszawie postanowił odsunąć wybuch powstania co najmniej do maja, a zagrożonych poborem usunąć z miejsc ich zamieszkania i pochować ich w lasy, m.in. w Puszczy Kampinoskiej i w Górach Świętokrzyskich. Wkrótce jednak potem w Komitecie tym zwyciężyła dążność do powstania natychmiastowego. Cytata z innej mojej książki. 22 —Hist. Nar. Poi., t. II 337 „Posiadano informacje, że branka nastąpi 26 stycznia 1863. By • uprzedzić, a zagrożonych w porę wyprowadzić z miasta, przewidywano term wystąpienia na 22 stycznia. Przyszło zaskoczenie. Brankę w stolic przeprowadzono w nocy z 14 na 15 stycznia, gdy dopiero część zagrożone młodzieży wyszła do Puszczy Kampinoskiej i Lasów Serockich. (...) Dnia 16 stycznia Centralny Komitet (...) zarządził na dzień 22 stycznia rozpoczęcie powstania" (Kukieł). Pr^tanie nie było przedsięwzięciem małej skali jak wyprawa Zaliwskiego prt ymona Konarskiego, czy nawet akcja 1846 i 1848 roku. Było to zaró.no w zamiarze organizatorów, jak w wykonaniu, wielkie powstanie' To znaczy prawdziwa wojna. Obok wojny 1831 roku druga wielka wojna Królestwa Kongresowego z Rosją. Rozmiary, jakie ta wojna przybrała, spowodowane były nie tylko planami organizatorów - ostatecznie plany węglarzy emigracyjnych w wymienionych przed chwilą przedsięwzięciach, a zwłaszcza w roku 1846 nie były mniejsze - ale także i tym, że społeczeństwo od razu te plany poparło. Społeczeństwo to było psychicznie przygotowane do wielkiego wystąpienia przeciwko Rosji manifestacjami z lat 1861-1862. Pisałem przed laty, że manifestacje te były pożyteczne, bo wywierały nacisk na Rosję. Chcę ten pogląd teraz zmodyfikować. Manifestacje te szły za daleko. Były igraniem z ogniem. Wytworzyły one w narodzie polskim nastroje niebezpieczne, bo sprzyjające powstaniu. Spiskowcy, krajowi i emigracyjni, ponoszą winę nie tylko za wywołanie powstania, ale i za przygotowanie go przez wywołanie nastrojów niejako rewolucyjnych, owych upolitycznionych nabożeństw, modłów nie tyle pobożnych, co demonstracyjnych, żałoby, odznak i haseł, oraz pochodów ulicznych. Trudno tu wymierzyć, gdzie leży granica. Jakieś manifestacje były zapewne potrzebne. Ale granicę z pewnością przekroczono. Naród był tak wzburzony, że pragnął powstania. To znaczy pragnął wojny. A wiec gdy hasło wojny zostało rzucone - za tym hasłem poszedł. Oczywiście, Wielopolski swoją branką dopomógł do rzucenia tego hasła. To znaczy do materiału palnego przyłożył zapałkę. Ale materiał palny przygotowali spiskowcy. A tymczasem wojna była niemożliwa. Stosunek sił był taki, że wygrać tej wojny nie było można. Naród polski zdobył się w tej wojnie na osiągnięcia imponujące. Trzeba przyznać, że bohaterstwo polskie, okazane w tej wojnie, było wspaniale. Powtórzę tu to, co napisałem już z okazji wojny w roku 1831: że gdy jest wojna, to trzeba się bić. Musimy czcić bohaterstwo żołnierzy tej wojny tak samo, jak czcimy bohaterstwo żołnierzy 1831 roku. Ale politycznie, wojna ta była po prostu zbrodnią. Potępiamy tych, co tę wojnę wywołali. Bo nie wszczyna się wojny, nie mając warunków do jej rozegrania zwycięskiego. W chwili wybuchu „jako uzbrojenie liczono ogółem kilkaset strzelb i trochę kos, na sztorc postawionych" (Kukieł). „Przeciw armii z górą stutysięcznej wystąpiło na początku 5-6 tysięcy walczących" (Kukieł). „W pierwszych tygodniach siły powstania narosły do jakichś 20.000, a z gromad powstały zorganizowane jednostki bojowe" (Kukieł). „Wysiłkiem organizacji podziemnej sam zabór rosyjski wyłania nowe, duże siły walczące, odradzające sie ze strzępków dawnych oddziałów i nowo stworzone, dochodzące w maju do 35.000, a zasięg walki rozszerza się aż po dalekie rubieże dawnej Rzeczypospolitej, po Dniepr i Dźwinę" (Kukieł). Ale w sierpniu „generał - gubernator Berg wołał o nowe siły, choć na jakieś 30.000 powstańców, będących wtedy pod bronią, Rosja miała na obszarach, objętych powstaniem w kwietniu 275.000, w lipcu 340.000; oczywiście była to koncentracja w przewidywaniu wystąpienia trzech mocarstw z interwencją zbrojną" (Kukieł). Rosja liczyła się wtedy z możliwością, że Francja, Anglia, a może i Austria poprą powstanie - co było z jej strony obawą, a z polskiej strony złudzeniem całkowicie bezpodstawnym. Mocarstwa te wygłaszały trochę frazesów propolskich, ale czynnie Polakom pomagać zgoła nie miały zamiaru. Rosyjski autor (Rewunienkow) twierdzi, że pod koniec 1863 roku było w okręgu warszawskim 170.000 rosyjskiego żołnierza, w wileńskim 145.000 i kijowskim 90.000, razem więc w tych trzech okręgach 405.000. W samym końcu roku było w Królestwie i na Litwie bez okręgu kijowskiego, 360.000 żołnierza, w tym 259 batalionów, 129 szwadronów, 226 sotni kozackich, 442 działa. Trzeba tu dodać, że wojsko rosyjskie potężnie górowało nad powstańcami uzbrojeniem. To prawda, że w trakcie powstania, jego organizatorzy zdołali zakupić w Belgii, Anglii i Austrii i przemycić do Królestwa przez terytorium pruskie i austriackie wielką ilość dobrej, nowoczesnej broni. W późniejszej fazie powstania niektóre oddziały powstańcze były całkiem dobrze uzbrojone w broń palną ręczną. (Oczywiście, nie w artylerię.) Broń ta była lepsza od używanej przez wojsko rosyjskie, tak że niektóre oddziały rosyjskie zostały w końcu przezbrojone w broń, zdobytą na powstańcach. „Pod koniec powstania (...) wszystkie niemalże pułki kozackie uzbrojone były naszymi enfieldami lub sztucerami belgijskimi i wiedeńskimi" (Zaluski). „Jak się to stało, że powstanie wybuchło nie kiedy indziej, tylko w styczniu 1863 roku? (...) Oczywiście, odpowiedź bezpośrednia (...) jest prosta: że wybuch był dziełem organizacji < czerwonych >, it o wszczęciu powstania postanowił Centralny Komitet tej partii na posiedzeniu w dniu 16 stycznia 1863 roku, na którym obecni byli Stefan Bobrowski, Józef Jaworski, Jan Majowski, Karol Mikoszewski i Zygmunt Padlewski, że duszą tego Komitetu i istotnymi zwolennikami powstania byli Padlewski i Bobrowski, że na poprzednich posiedzeniach Komitetu zaznaczyła się opozycja przeciw projektowi powstania (...) oraz że datę rozpoczęcia powstania określiła wyznaczona przez Wielopolskiego branka. (...) Sprawcami wybuchu powstania byli Padlewski i Bobrowski".* „Roman Dmowski powiedział, że powstanie 1863 roku narzuciły Polsce dzieci. W chwili zgonu Bobrowski miał lat 22, a Padlewski 28 lat. Ich wiek i gest powiększają tragiczny patos owych straszliwych dni" (Stomma). „Czy odpowiedzialni wówczas za sprawy wojny i wojska: szef sztabu Stefan Bobrowski, lat 22 - zawód student, Władysław Daniłowski, lat 22 - zawód student, Bronisław Marczewski, lat 21 - zawód inżynier kolejowy posiadali * Cytata z innej mojej książki. 338 1 339 dostateczne ku temu kwalifikacje (...) kiedy z wojskiem nie mieli wspólnego, a o wojnie i jej formach chyba tylko słabe pojęcie" i cz) Lekkomyślność dwóch istotnych sprawców wybuchu powstań' podkreślona jest w szczególny sposób przez to, że wkrótce po tym wybuch'8 narazili się obaj lekkomyślnie na śmierć. Bobrowski wdał się w bezsensowi) spór ze znanym awanturnikiem, wyjechał w Poznańskie i zginął w pojedynku* w marcu, w dwa miesiące po wybuchu.* Drugi sprawca powstania, Padlewski' wybrał się jako „wojewoda płocki" w maju 1863, w 4 miesiące po wybuchu powstania, na defiladę nowo utworzonego oddziału i jechał bryczką, mając pod siedzeniem mundur i szablę. Kozacy go zatrzymali. Chciał ich przekupi dając im od razu 100 rubli. „Gdyby - zauważa Berg - dal rubla, może by Kozak zostawił go w spokoju, ale 100 rubli budzi jego zdumienie i oczywiście podejrzenie. Kontrola bryczki wszystko ujawnia" (Stomma). W parę dni później został rozstrzelany. To tacy lekkomyślni i nieodpowiedzialni ludzie spowodowali powstanie i pierwotnie nim dowodzili. A jednak naród za nimi poszedł. Bo był przygotowany przez dwa lata agitacji, wrzenia rewolucyjnego i manifestacji do tego, by stanąć do walki za wszelką cenę i bez myśli o tym, co ta walka ma przynieść. Bobrowski, jeszcze przed wybuchem powstania, powiedział: „Wywołując powstanie (...) spełniamy ten obowiązek w przeświadczeniu, iż dla stłumienia naszego ruchu Rosja nie tylko kraj zniszczy, ale nawet będzie zmuszona wylać rzekę krwi polskiej, ta zaś rzeka stanie się na długie lata przeszkodą do wszelkiego kompromisu z najeźdźcami naszego kraju" (Wrotnowski). Jasienica nie wierzy w prawdziwość tej relacji o Bobrowskim. Ale trzeba te wątpliwości Jasienicy odrzucić. Stomma pisze w związku z tym: „Słowa Bobrowskiego streszczają (...) dobrze istotny sens programu czerwonych w krytycznych latach przed powstaniem (...). Ideą przewodnią czerwonych był bezwarunkowy nakaz walki z Moskalami. Działało, jakieś przeświadczenie, może częściowo podświadome, że walka ta jest konieczna dla ocalenia narodu, rzekomo dla ocalenia duszy narodu. Zresztą, iluż później sprawę tę tak właśnie naświetlało. Powstanie miało jakoby ocalić ducha narodu. Działał strach przed jakimś wewnętrznym załamaniem, przed wewnętrzną kapitulacją. (...) Pogląd taki na powstanie pokutuje do naszych dni. W tej linii rozumowania walka była potrzebna dla walki i koniec. (...) Dlaczego ten żywiołowy, jakiś mistyczny prąd do walki właśnie z Rosją? Dlaczego ocalenie duszy narodowej nie wymagało walki 1 * „Pojedynek był prawie samobójstwem, bo Bobrowski byl krótkowidzem, bez żadnej wprawy w strzelaniu, natomiast przeciwnik jego byl znakomitym strzelcem, otrzaskanym z pojedynkami. (...)Bobrowski własną indywidualną decyzją przedłużył powstanie. (A przedtem razem z Padlewskim spowodował jego wybuch. 1 przez dwa miesiące sprawował dowództwo powstania - przyp. J. G.) Sam jeden kładąc podpis i pieczęć Rządu Narodowego, stal się nową władzł (...), wziął ster w swoje ręce. I w tej sytuacji przyjmuje pojedynek z awanturnikiem, opojem. (...) Przecież nawet w ramach tych głupich kodeksów honorowych możliwe było odroczenie pojedynku do końca powstania" (Stomma). 340 przeciwko Prusom lub Austrii? (...) Dlaczego (...) za czystość duszy w (samym tylko) zaborze rosyjskim płacić trzeba było hekatombą krwi? Nie ma na to odpowiedzi racjonalnej" (Stomma).* ,Nowe powstanie rozpoczyna się faktycznie bez wodza, podobnie jak tamto listopadowe. (...) Powstanie zaczyna się też i bez planu, bo z pierwszej koncepcji Padlewskiego pozostaje tylko chaotyczne, powszechne uderzenie na załogi rosyjskie bez jakiejkolwiek myśli przewodniej i bez postawienia sobie pytania " (Cialowicz). „Ze względu na brankę, jaka miała nastąpić 26 stycznia, załogi rosyjskie znajdowały się w 160 punktach kraju, po 200-300 żołnierzy". Ponadto „w samej Warszawie było 22 tysiące, a większe centra stanowiły miasta: Modlin, Zamość, Dęblin, Płock, Kalisz, Radom, Lublin" (Ciałowicz). „Z przeszło 160 miejscowości, w których stały wojska rosyjskie, zaatakowano zaledwie 18, staczając 33 potyczki" (Kukieł). „W sensie ściśle wojskowym powstanie było od pierwszego dnia kompletnym i oczywistym niepowodzeniem. Ani przez jedną chwilę nie miało ono charakteru regularnej wojny. Ani jedna z bitew powstańczych nie była czymś więcej niż drugorzędną potyczką i ani jedna nie przyniosła choćby lokalnego i chwilowego zwycięstwa.Jedynapróba zdobycia nieco większego miasta - Płocka - zakończyła się niepowodzeniem. Wedle planów tych, co powstanie wywołali (...) powstanie miało się stać od samego począku wojną regularną. A tymczasem było ono od pierwszego do ostatniego dnia < wojną mniejszych i większych samodzielnych oddziałów, czyli partii - tą wyklinaną (...) partyzantką**". (Kukieł)* Józef Piłsudski w swych pismach o roku 1863 uznał noc 22 stycznia za „przegraną taktyczną, ale zarazem duże zwycięstwo strategiczne powstania" (cytuję za Kukielem), a to dlatego, że po wybuchu powstania „Rosjanie musieli zarządzić koncentrację swych wojsk w najważniejszych ośrodkach administracyjnych i węzłach komunikacyjnych - ogółem ponad 40 miejscowości, co silą rzeczy oddawało w ręce powstania duże obszary, mnóstwo wsi i miasteczek" (Kukieł). i * Jest uderzające, że podobne słowa, wprawdzie nie o „rzece", ale o „potokach" krwi przyczyniły się także i do wybuchu powstania warszawskiego 1944 roku. Matłachowski, który uważa, że generał Leopold Okulicki był rzeczywistym sprawcą decyzji o wszczęciu powstania warszawskiego, podaje, wedle relacji płk. dypl. Pluta-Czachowskiego, że Okulicki oświadczył: „W Teheranie (...) alianci zachodni zdradzili Polskę. Przywódcy Zachodu okazali się małodusznymi. Musimy zdobyć się na wielki zbrojny czyn. Podejmiemy w sercu Polski walkę z taką mocą, by wstrząsnęła opinią świata. Krew będzie się lala potokami, a mury będą się walić w gruzy. I taka walka sprawi, że opinia świata wymusi na rządach przekreślenie decyzji teherańskiej, a Rzeczpospolita ocaleje." Jest to oczywiście pogląd naiwny. Ani potoki, ani rzeka krwi polskiej nie mogły mieć wpływu na decyzje państw zachodnich. Matłachowski przytacza także słowa Ciechanowskiego: „W poczynaniach krajowych dowódców było dużo mistycyzmu, romantyczności i pozy, ale nie było kalkulacji". * Cytata z innej mojej pracy. 341 „Nie można się żadną miarą z tym zgodzić. O zwycięstwie strategicznym można mówić tylko tam, gdzie to zwycięstwo do czegoś prowadzi. Gdyby wycofanie się Rosjan z rozległych obszarów poza 40 głównymi miejscowościami pociągnęło za sobą przeprowadzenie przez powstanie na tych obszarach powszechnej mobilizacji, wystawienie armii powstańczej w sile 200 lub 300 tysięcy ludzi (...) można by mówić, że pierwsze operacje powstańcze, mimo niepowodzeń taktycznych, przyniosły sukces strategiczny Ale jak wiemy, owo ogołocenie wsi i miasteczek z oddziałów rosyjskich nie przyniosło powstaniu żadnego pożytku. Przyniosło ono tylko chwilową złudę panowania oddziałów partyzanckich i administracji powstańczej tam, gdzie oddziały rosyjskie uznały za stosowne być nieobecne i tylko tak długo, dopóki nie powzięły decyzji ponownego wkroczenia".* Węglarski początek powstania sprawił, że powstanie splamiło się kilku cechami, które budzą w nas uczucie wstydu. W pierwszą noc powstania - powstańcy napadli na niektóre rosyjskie oddziały, spokojnie pogrążone we śnie i wymordowali je. „Żołnierze rosyjscy spokojnie spali na swoich kwaterach; około stu zostało zakłutych na śmierć w pierwszym ataku lub spłonęło w podpalonych domach, a około 300 zostało poranionych" (Heinrich von Sybel). W Rosji „cały naród widział w napadzie na śpiących żołnierzy zdradzieckie skrytobójstwo na wielką skalę i tysiąc głosów żądało od rządu krwawego odwetu" (von Sybel). „Wybuch powstania był wszczęciem wojny polsko-rosyjskiej. Była to wojna bez wypowiedzenia. Nie zaczyna się takiej wojny od napadu na ludzi śpiących i od mordowania ich i podpalania we śnie, gdy nawet nie wiedzą jeszcze, że wybuchła wojna. Sprzeciwia się takim metodom prawo międzynarodowe i sprzeciwia się naturalny instynkt rycerski. Trzeba przyznać, że oburzenie opinii publicznej rosyjskiej było uzasadnione i że nie zaczęliśmy powstania w sposób, odpowiadający naszym nieskazitelnym tradycjom rycerskości i honoru".* Inną plamą na honorze powstania był terror, stosowany wobec zdrajców, szpiegów, a także i przeciwników politycznych. Istniał w ramach organizacji' powstańczej aparat terroru, którego jednym z organów byli tzw. „sztyletnicy". Rzekomo aparat ten wykonał 500 skrytobójstw. (Dane wedle von Sybela.)* * Cytata z innej mojej książki. * Cytata z innej mojej książki. , , * Dmowski opowiada w jednej ze swoich książek następującą historię, dotyczącą „sztyletników". „Pewien człowiek ze starszego pokolenia opowiadał mi scenę, której byt świadkiem w roku 63 na ulicy w Warszawie. Do idącego chodnikiem mężczyzny podbiegi z tylu miody człowiek i wbił mu nóż między łopatki. Nieszczęśliwy padł na wznak. Tamten odwróci! się, spojrzał mu w twarz i wykrzyknął: - Ach, przepraszam, pomyliłem się; myślałem, że to Dąbrowski. I pobiegł dalej, zostawiając biedaka we krwi broczącego. 342 A jednak, powstanie styczniowe było piękną wojną i wspominamy je ze smutkiem, ale i z czcią. Polacy, wezwani do walki, stawili się do tej walki i bili się w tej walce po bohatersku. Mimo swoich początkowych stron ujemnych, była to wielka wojna, jedna z wielkich polskich wojen. Przybrała ona bardzo szybko szlachetne cechy polskiego narodu: ducha poświęcenia, rzeczywistej odwagi, posłuszeństwa i wierności Bogu. Nie zdobyto się w tej wojnie na stworzenie armii, która stoczyłaby choćby jedną, większą bitwę, stoczono jednak około 1200 mniejszych potyczek, z których niektóre, jak pod Malogoszczem 25 lutego 1863, były na tyle duże, że można je nazwać małymi bitwami. To samo można także powiedzieć o utarczkach pod Grochowiskami 18 marca 1863, doraźnie zwycięskich, ale „bez jutra, wobec wyczerpania amunicji i zagrożenia ze wszystkich stron" (Kukieł), pod Budą Zaborowską (11 kwietnia 1863), pod Kobylanką (28 kwietnia i 6 maja 1863), pod lgnacowem (8 maja 1863), pod Komorowem (20 czerwca 1863), pod Radziwiłłowem (2 lipca 1863), pod Żyrzynem (8 sierpnia 1863), pod Fojsławicami (24 sierpnia 1863), pod Opatowem (24 listopada 1863), pod Bodzechowem (16 grudnia 1863), pod Iłżą i pod Wierzbnikiem (w styczniu 1864), jeszcze raz pod Opatowem (21 lutego 1864). Mniej więcej w każdej z wymienionych bitew czy też potyczek brało udział po kilka tysięcy żołnierzy polskich - niestety słabo uzbrojonych, często w kosy, czasem w zakupione za granicą sztucery, nigdy jednak nie mogących przeciwstawić Rosjanom artylerii. W wielu z tych bitew Rosjanie wzięli do niewoli dowódców, nieraz wybitnych żołnierzy i działaczy politycznych. Wszystkich na miejscu wieszali, tak jak i szeregowych powstańców. Duże oddziały powstańcze utworzone zostały w zaborach austriackim i pruskim. Przedostały się przez granicę i brały wybitny udział w działaniach wojennych, bardzo się wykrwawiając. Rzeczą znamienną było, że powstanie ogarnęło w wybitnym stopniu także i Litwę, nie tylko ludność polską, ale i lud rdzennie litewski. Chłopi, mówiący po litewsku, przyłączyli się masowo do powstania, wyłonili z siebie duże, własne oddziały (np. księdza Mackiewicza), tak że przez pewien czas władze powstańcze panowały nad sporymi obszarami etnicznej Litwy. Nie wiem, jak ów ugodzony przyjął te przeprosiny, to wiem wszakże, że Polska w swych dziejach porozbiorowych dostawała przez omyłkę taki nóż w plecy od samych Polaków, z tą różnicą, że jej nie przepraszano, ale nawet kazano sobie dziękować". Bolesław Prus napisał w powieści „Dzieci": ,,W 1794 roku, w 1812 i 1831 o wolność walczyła armia i to z wrogiem zewnętrznym. Ale o żadnych sztyletnikach i brauningistach (...) nie słyszano. W 1863 już nie było armii, tylko partyzantka i zaczęli się pokazywać sztyletnicy, których, pamiętasz? nie przyjmowaliśmy do oddziałów. A dziś co? (mowa o 1905 roku - J. G.). Armii nie ma, nawet partyzantów. Za to mamy sztyletników, brauningislów, napaści na kasy i domy, mordowanie się rozmaitych partii. (...) Czy nie prawda, że galganiejemy?" Jako mały chłopiec znalem przed rokiem 1914 w Kielcach z widzenia, a bodaj że i osobiście, starego człowieka, z którym byłem z daleka spokrewniony, o którym dowiedziałem się po wojnie, że byl w roku 1863 „sziyleinikiem". 343 „Już w końcu marca działały na Litwie partie bohaterskiego ks. Antoni Mackiewicza, Feliksa Kołyszki (Śmiałyńskiego), Ludwika Narbutta, zesłany jako chłopiec za spisek w sołdaty dosłużył się stopnia kapitana i « .__•» J _ ... — 11,:. -Al»nł nt L-itriat niit i-ŁrtH HnU:__ z pierwszych wystąpił do walki; poległ w kwietniu pod Dubiczem Wileńszczyźnie. W drugiej połowie kwietnia walki na Żmudzi rozpaliły SS pod energicznym dowództwem przybyłego z Petersburga Zygmunt Sierakowskiego („Dołęgi") (...). Były zwycięstwa, oddział jego narósł do Sierakowskiego („Dołęgi) (...). Były zwycięstwa, oddział jego narósł do p^ tysięcy. Ale w maju Sierakowski został rozbity w Birżańskiem; ciężko ranny dostał się do niewoli i został powieszony w Wilnie. Na Żmudzi powstanie było naprawdę ludowe; w Grodzieńszczyźnie chłop białoruski licznie wstępował do partii Narbutta, Waleriana Wróblewskiego, Romualda Traugutta. Dalej na wschód, na Białej Rusi, w Inflantach, na Ukrainie chłopi poszli przeważnie przeciw powstańcom i doszło do tragicznych wydarzeń przypominających rok 1846 w Galicji. (...)Na Wołyniu działa przez czas dłuższy, odnosząc sukcesy, Edmund Różycki (świetne szarże pod Miropolem i pod Salichą). Jednakowoż i jego kampania w końcu maja dobiega końca" (Kukieł). W końcowym okresie powstania biły się już coraz mniejsze oddziały, staczając potyczki małej skali. „Ostatni z jego (Józefa Hauke-Bosaka) oddziałów stoczył 30 kwietnia (1864 raku) ostatnią potyczkę. Drobne grupy jeszcze ukrywały się po lasach i wśród chłopów przez cały rok; najdłużej na Podlasiu chłopski oddział ks. Stanisława Brzóski, jednego z pierwszych żołnierzy powstania i ostatnich (powieszony w maju 1865 w Sokołowie)" (Kukieł). Tak więc operacje wojenne powstania (wliczając do nich i najmniejsze) trwały z górą dwa lata. Walki powstania styczniowego wywarły wielki wpływ na polską świadomość historyczną i ideową. Wzmianki o tym powstaniu większe (jak powieść „Wierna rzeka" Żeromskiego) i mniejsze, jak dyskretne, ale zrozumiale dla czytelników (w licznych utworach Rodziewiczówny, Prusa i innych) - rozproszone są po całej polskiej literaturze. Może najbardziej przejmujące odbicie powstanie to znalazło w malarstwie, w obrazach Artura Grottgera. Bardzo wybitną cechą powstania było wytworzenie się centralnej władzy powstańczej - Rządu Narodowego i podległego mu aparatu administracji podziemnej. Królestwo Kongresowe, a wraz z nim duża część Ziem Wschodnich, miały dwie władze: oficjalną rosyjską i podziemną polską. Ta ostatnia była rzeczywistą władzą: była rzeczywiście słuchana nie tylko przez oddziały powstańcze, ale przez całe społeczeństwo. Wybierała podatki, skutecznie utrzymywała wszędzie łączność, wydawała słuchane nakazy i zakazy. Przeżywała ona szereg przemian wewnętrznych. Rząd Narodowy kilkakrotnie się zmieniał, czasami drogą zamachów stanu. Dwukrotnie, rząd, będący komitetem całego zespołu osób, zastępowany był przez „dyktaturę" jednoosobową, najpierw Mieroslawskiego, potem Langiewicza. Rząd powstańczy stale rezydował w Warszawie i przez długi czas nie był przez rządy 344 rosyjskie wykryty. Znakiem prawowitości tego rządu była słynna „pieczątka", przechodząca w wypadku zmiany rządu podziemnego prawidłowo z rąk do rąk. Najwybitniejszą zmianą w polityce powstańczej było przyłączenie się „białych", to znaczy obozu masońskiego, do powstania. Powstanie było dziełem „czerwonych", to znaczy węglarzy. „Biali" byli mu początkowo przeciwni, ale potem nagle zmienili stanowisko i przyłączyli się - dnia 12 kwietnia 1863 - do powstania, co bardzo wzmocniło powstanie, powiększając je o liczne siły społeczne. „Kanclerz rosyjski (Gorczakow) uprzedził krok trzech mocarstw (spodziewane opowiedzenie się z poparciem dla powstania - przyp. J. G.) przez ogłoszenie 12 kwietnia (1863) amnestii i uroczyste potwierdzenie manifestem carskim praw nadanych Królestwu" (Kukieł). Mocarstwa zachodnie przez swą interwencję „zrobiwszy akurat dosyć, by rozgniewać tych, którzy mieli władzę, nie zrobiły zgoła dosyć, by przynieść pożytek ofiarom" (Pierre de la Gorce). „Ukazał się dodatek nadzwyczajny (krakowskiego) < Czasu >, potem - już w poniedziałek wieczorem - zasadniczy artykuł. (...) amnestii nie przyjmował. (...) Car pozostawiał cztery tygodnie do namysłu, co samo przez się dowodzi, że nie spodziewał się błyskawicznej decyzji, skutku z dnia na dzień. Tymczasem krakowscy działacze z obozu Białych odrzucili jego ofertę nie poczekawszy nawet na wyjaśnienie, co mianowicie zawierają noty mocarstw" (Jasienica). „Nominację Murawiewa na wileńskiego generala-gubernatora podpisał (car) Aleksander w dniu wygaśnięcia amnestii - 13 maja" (Jasienica), czyli w miesiąc po oświadczeniu zarówno „białych", jak znajdującego się w ręku „czerwonych" Rządu powstańczego, że amnestię odrzucają. „Bez tej interwencji (mocarstw) powstanie byłoby wygasło bez większej szkody dla (...narodu polskiego); amnestia rosyjska i manifest cesarski dawały dogodną podstawę do likwidacji niefortunnego przedsięwzięcia i do powrotu do sytuacji, stworzonej przez reformy Wielopolskiego. Ale właśnie w pięć dni po manifeście i amnestii miała miejsce pierwsza interwencja mocarstw. Interwencja ta sprawiła, że powstanie nie tylko nie wygasło, ale uległo znacznemu rozszerzeniu. Mianowicie, stronnictwo , dotychczas powstaniu przeciwne, a od stronnictwa < czerwonych ? o wiele silniejsze i bardziej wpływowe, postanowiło się do powstania przyłączyć i całość swoich sił na szalę walki zbrojnej rzucić".* „Pierwszy etap to była samowolna awantura grupy niedowarzonych młodzieńców. Drugi - to był akces do akcji tych młodzieńców ze strony czynników, które uchodziły za czołowy ośrodek polityczny w narodzie i reprezentowały rzekomy autorytet, doświadczenie i wytrawność. W momencie, gdy powstanie ». Tylko stopniowo, drogą " Cytata z innej mojej książki. 345 wewnętrznej ewolucji aparatu rządowego powstańczego władza n powstaniem przeszła później w ręce żywiołów bardziej konserwatywnych które wyrosły w akcji < białych >, choć do nich właściwie nie należały ' przede wszystkim w ręce Traugutta".* ' a Zmiany i rywalizacje w rządzie powstańczym były odtąd przede wszystkim wyrażeniem różnic i dążeń między „czerwonymi" i „białymi". „Biali" w swej decyzji o przystąpieniu do powstania powodowali sie nadzieją, że Francja i Anglia (może i Austria) wystąpią zbrojnie dla poparcia powstania. Byli w nadziejach podtrzymywani nieroztropnymi i nieszczerymi obietnicami i namowami mocarstw zachodnich, np. słynnym słowem „durez" (trwajcie) Napoleona III. Oczywiście, były to złudzenia. „Jeszcze w czerwcu 1863 roku, a więc po znacznym zaostrzeniu się sytuacji i wzmożeniu powstania, (kanclerz) Gorczakow pisał do hrabiego Berga, od 29 marca naczelnego wodza wojsk rosyjskich w Królestwie, że cesarz nie chce skasować autonomii Królestwa, ale < skłonny jest jeszcze ją rozwinąć, gdy w kraju zostanie przywrócony porządek>." (Rewunienkow)* Ostatnim szefem Rządu powstańczego był Romuald Traugutt. Sprawował on ten urząd - z wielką umiejętnością i poświęceniem - przez pół roku (17 październik 1863 - 11 kwiecień 1864). Był to były pułkownik rosyjski, uczestnik kampanii węgierskiej i krymskiej, już nie czynny. Zorganizował on w kwietniu 1863 w powiecie kobryńskim na Polesiu „partię", z którą stoczył - na ogół pomyślnie - szereg potyczek. Odznaczał się on wybitną postawą katolicką, niemal bliską świętości. Z inicjatywy „białych" został ściągnięty do Warszawy do roli naczelnej. „Traugutt objął władzę 17 października. Rządu nowego nie powołał. Zbiorową władzę zastąpił swoją, osobistą, bezimienną; na zewnątrz używał nazwy i pieczątki . Od października do kwietnia rządził ze swojego konspiracyjnego mieszkania na Smolnej przez sekretarza stanu i naczelników wydziałów. Wnosi planowość, zmysł organizacyjny, porządek hierarchiczny i karność. Pospolite ruszenie, w zimie nierealne, odsunął do wiosny. (...). Z Paryża przywiózł (...) zapewnienie pomocy zbrojnej na wiosnę. Szło więc mu o to, by do tej chwili nie tylko wytrwać pod bronią, ale stworzyć silne kadry do szybkiego rozwinięcia w armię. Siłom powstańczym nadawał regularną organizację wojskową: pięć korpusów, ich dowódcom podlega bezwzględnie wszystko na ich terenie, < partie> tracą samodzielność, stają się częściami składowymi pułków czy dywizji" (Kukieł). Traugutt został aresztowany razem ze swoimi pomocnikami i uznany przez władze rosyjskie razem z nimi za Rząd Narodowy. W dniu 5 sierpnia 1864, wraz z uznanymi za Rząd pomocnikami (Rafałem Krajewskim, Józefem Toczyskim, Romanem Żulińskim, Janem Jeziorańskim) został wyrokiem rosyjskiego sądu wojskowego skazany na śmierć i powieszony na stokach warszawskiej cytadeli, na oczach śmiertelnie przygnębionego, warszawskiego tłumu. Cytata z innej mojej książki. Cytata z innej mojej książki. 346 Tym sposobem stracony został, przez nieprzyjaciela, ostatni polski rząd. Naród polski nie miał odtąd rządu przez lat 53, do roku 1917, gdy narodził się Polski Komitet Narodowy w Szwajcarii, będący faktycznie polskim rządem na wygnaniu. (Prawie w tym samym czasie - o 9 miesięcy wcześniej od powstania Komitetu Narodowego - Niemcy i Austria zapowiedziały utworzenie, a w miesiąc później rzeczywiście utworzyły podległy sobie polski rząd w Warszawie.) Nie miał też rządu - jeśli nie liczyć wolnego miasta Krakowa i prób w 1846 roku - przez 32 lata w latach 1831-1863. O Traugucie pisałem: „Powstanie leżało już nie tylko w gruzach, ale i w błocie. Traugutt uratował je o tyle, że przywrócił mu cechę wojny o pięknej i chlubnej karcie". Oraz: „Traugutt zasługuje w całej pełni na miano wielkiego bohatera narodowego. Jego zasługą jest, że nadal powstaniu charakter dość regularnej wojny, o cechach cywilizowanych i szlachetnych i zapobiegł jego degeneracji w ruch anarchiczny. (...) Sprawił, że powstanie stało się wspomnieniem historycznym, które narodowi wstydu nie przynosi i które świeci przykładem wysokich cnót bohaterstwa, honoru i poświęcenia. A mogło się stać inaczej: niezmiernie łatwo mogło dojść do przekształcenia się chaotycznej partyzantki w wojnę domową albo wręcz w pospolity bandytyzm. W takim razie, powstanie nie tylko przyniosłoby swoje znane, klęskowe skutki polityczne, ale ponadto skłóciłoby naród wewnętrznie i obniżyłoby poziom moralny życia polskiego, stając się przyczyną wewnętrznego załamania narodu i jego moralnego upadku. Przynajmniej jedno da się o powstaniu styczniowym powiedzieć: że było ono jako zjawisko zbiorowe kartą w naszej historii moralnie czystą. Dzięki temu epoka popowstaniowa (...) skrystalizowała się jako epoka wzniosłych pojęć o ojczyźnie i wzniosłych narodowych ideałów. A mogło być gorzej. Powstanie mogło było zamienić się w wielki skandal narodowy, którego musielibyśmy się wstydzić i który obniżałby pojęcie polskości i polskiej politycznej tradycji w oczach następnych pokoleń. (...) Jest zasługą Traugutta, że przekształcił węglarską ruchawkę w wojnę cywilizowaną, prowadzoną po europejsku i chrześcijańsku. Nie uratował przez to narodu od klęski. Ale uratował go od poniżenia i zdziczenia. (...) Traugutt jest jedną z wielkich postaci naszej historii. Należy on do naszych dziejów bohaterskich i chrześcijańskich. Jego śmierć na szubienicy - to jedna z kart polskiego poświęcenia i tragicznej chwały. Wielkość jego nie na tym polega, że odnosił zwycięstwa; odnosić ich nie mógł. Polega na tym, że ustrzegł on powstanie przed ześlizgnięciem się w błoto. I uczynił je wielką i chlubną narodową wojną. Skoro już ta wojna być musiała, bo wszczęto ją i już nie można jej było zatrzymać - niechże przynajmniej była wojną chwalebną i bohaterską".* Powstanie styczniowe przyniosło jeden skutek politycznie i społecznie dodatni: uwłaszczenie chłopów. Dekret powstańczy skasował pańszczyznę i nadał chłopom w Królestwie Kongresowym i na ziemiach wschodnich ziemię Cytata z innej mojej książki. 347 GO •s."S'K Ps-^ a n n 5T o tj o urn* i ^§fil§l!?ll!l°s^&&" HS-"S S o r 8|1|S|:|n i s' c §' 3- 3 -g " g "s; z i-= 1 * a S- S*s3i3 ^ - - " jh^ -3 ^. 2: PllllSilUP P S. M -^ N N "t - 3l§g- P S K ~ o' §• P- T - "O f P S N ^ g. I—' 3. N ?? <» 8 & 31^ b: S. ^ 3 n S O. -.3 PS- 3 14 2" o. (t IHIl n Milutinowi, jednemu z twórców dzieła emancypacji rosyjskich chło pańszczyźnianych" (Ollivier). w „Z jaką beztroską i swobodą to jest powiedziane: car zdecydował zrusyfikować kraj. I traktował to widać jako godziwe i rozumne zadan^? skoro powierzył je czcigodnemu reformatorowi. W oczach Francuza (Ollivi % sprawa nasza przestała być sprawą godną poparcia. Nic z nami nie zrobić; a więc nie ma rady, trzeba nam narzucić rozwiązanie pj dla nas, ale wobec naszego nierozsądku (rzekomo) nieuniknione".* Epoka Wielopolskiego się skończyła. Nie tylko rząd rosyjski, ale i naród rosyjski gwałtownym przewrotem uczuć i dążeń przerzucił się ku postawie zaciekle antypolskiej. Na okres lat z górą pięćdziesięciu (1863-1914, może z pewnym złagodzeniem po 1905, a więc lat 42) zapanował w Królestwie - a tym bardziej na kresach - system rusyfikatorski o wiele bezwzględniejszv niż w latach 1831-1860. Wielopolski wyjechał najpierw do Berlina, a potem do Drezna, a więc do Niemiec. W Królestwie „urząd namiestnika utrzymano do zgonu Berga w r. 1874. Po nim byli już tylko generał-gubernatorowie, na zasadzie stanu wojennego rządzący odtąd krajem bez przerwy lat czterdzieści" (Kukieł). Królestwo stało się zwykłą prowincją rosyjską. W roku 1865 język rosyjski stał się w Królestwie językiem urzędowym (którym w latach 1831-1860 nie był). W szkołach, poczynając od roku 1864, a w sposób ostateczny od roku 1869, wprowadzono wyłącznie (poza religią) język rosyjski. Zakazano zakładania także i prywatnych szkół polskich, oraz prywatnego nauczania po polsku, które stało się czynem karalnym. (Mimo to, jak ziemie polskie zaboru rosyjskiego długie i szerokie, rozwinęło się potajemne polskie nauczanie, prowadzone głównie przez kobiety, żony i córki ziemian i inteligencji.) W tymże 1869 r. zamknięta została Szkoła Główna, a miejsce jej zajął uniwersytet rosyjski. Powstanie zostało stłumione w sposób okrutny, środkami krwawych represji. A zarazem przyniosło jako skutek odebranie Królestwu wszelkich cech politycznej i narodowej odrębności; zrobiono z niego prowincję, poddaną - z dziwną skłonnością do rosyjskich, optymistycznych złudzeń - rusyfikacji. Jeden z rosyjskich dygnitarzy wyraził u początku tego okresu przeświadczenie, że przyjdzie taki czas, gdy matki w Królestwie śpiewać będą swoim dzieciom kołysanki w języku rosyjskim. Rząd rosyjski nie przyznawał powstańcom praw kombatanckich, to znaczy biorąc ich do niewoli, nie uważał ich za jeńców wojennych. Uznawał ich za buntowników, sądził ich w trybie doraźnym przed sądami polowymi i skazywał na śmierć, zwykle przez powieszenie. Powstańcy - lub ludzie, sprzyjający powstaniu - byli zresztą często wieszani także i bez sądu. „Liczono czterystu straconych z wyroków sądowych - ale musiały być setki rozstrzelanych czy powieszonych na prosty rozkaz wojskowych dowódców, nie mówiąc już o paru dziesiątkach tysięcy poległych czy pomordowanych. Na katorgę skazano 4 600, a 700 do rot aresztanckich, wiele tysięcy na Cytata z innej mojej książki. 350 zesłanie. Wysiedlono znowu dziesiątki tysięcy drobnej szlachty i chłopów z Litwy, całymi wsiami. Skonfiskowano 1660 majątków (ziemskich) w królestwie, 1800 na ziemiach zabranych. Dobra narodowe i poduchowne oraz skonfiskowane prywatne idą znów na donacje i majoraty dla < usmiritieli miatieża> (poskromicieli buntu). Miejsca usuwanych stopniowo urzędników, sędziów, nauczycieli Polaków zajmują napływający Rosjanie" (Kukieł) , Według obliczeń członka rządu powstańczego, Agatona Gillera, poległo w powstaniu 30 tysięcy powstańców, 1500 rozstrzelano lub powieszono, około 150 000 Polaków i Polek poszło do więzień lub na wygnanie; gotówką pochłonęło powstanie około 500 milionów złotych, a w konfiskatach majątków, zniszczonych budynkach itp. - przeszło półtora miliarda."* Arcybiskup warszawski, Szczęsny Feliński i dwóch biskupów, Popiel i Łubieński, zostało skazanych na wygnanie i niektóre diecezje (łacińskie) pozostały potem przez długie dziesięciolecia bez pasterzy. Cerkiew unicka, która po kasacie 1839 roku na ziemiach wschodnich utrzymała się jeszcze w Królestwie, mianowicie na Chełmszczyźnie i Podlasiu (diecezja chełmska), uległa kasacie całkowitej, setki tysięcy jej wyznawców zostały przymusowo wcielone do cerkwi prawosławnej i były potem przez 40 lat potajemnie wierne Kościołowi katolickiemu i w roku 1905 w liczbie 200 czy też 300 tysięcy wróciły do Kościoła katolickiego w obrządku łacińskim. Przy przejmowaniu cerkwi unickich (katolickich obrządku greckiego) dla cerkwi prawosławnej władze rosyjskie zastosowały siłę do pokonania oporu broniących swoich świątyń chłopów, np. we wsi Pratulin wojsko rosyjskie zabiło na miejscu 9 chłopów- unitów, a 180 ciężko poraniło. Represje były szczególnie bezwzględne na Litwie, gdzie władzę sprawował generał-gubernator Murawiew, ogólnie przez Polaków nazywany „Wieszatielem". Jak okrutne były rosyjskie metody tłumienia w latach 1863-1864 polskiego powstania, świadczy relacja człowieka na pewno nie sprzyjającego Polsce i Polakom, mianowicie kanclerza (premiera) niemieckiego w latach 1900-1909, księcia Bernarda Bulowa w jego pamiętnikach, zaczerpnięta z opowieści, uczynionej Biilowowi bezpośrednio przez rosyjskiego dygnitarza. Naczelnik policji wileńskiej doręczył Murawiewowi przy kolacji w Wilnie listę około 100 osób, podejrzewanych o sprzyjanie powstaniu. Murawiew na chybił trafił oznaczył krzyżykiem 20 nazwisk z tej listy i kazał ich powiesić. Naczelnik policji zauważył, że właśnie ci ludzie są najmniej winni. Murawiew odpowiedział: „Właśnie o to chodzi. Jeśli kara spada jak błyskawica z niebios, tak, że nie wie się ani skąd ona przyszła, ani dlaczego uderza, wywołuje ona największe przerażenie". Ludzi tych powieszono. Polki ozdobiły ich groby kwiatami. Gdy się Murawiew o tym dowiedział, kazał ich zwłoki wykopać, położyć na placu ćwiczeń i przysypać tylko cienką warstewką ziemi, a następnie kazał dwum pułkom kozaków ćwiczyć się konno na tym placu, aż się wszystkie zwłoki zamienią w pogruchotaną miazgę. „Odpowiedzią na takie okropności była w pół wieku później rewolucja i bolszewizm", pisze pruski i niemiecki, wrogi Polsce mąż stanu (Biilow). Cytata z innej mojej książki. 351 „Tragiczny był (...) los miasteczek, gdzie toczyły się walki -jak Węgrów, Siemiatycze, Miechów i inne. Wszędzie mścili się Rosjanie mordowaniem mieszkańców" (Kukieł). Także i w zaborach austriackim i pruskim spadały dotkliwe kary na tych którzy wzięli udział w powstaniu, lub z nim współdziałali. Cementowała się nadwerężona solidarność państw rozbiorczych. ,,W Galicji stan oblężenia zlikwidował organizację i oddziały powstańcze; wytoczono dochodzenia przeciw 8600 osobom, aresztowano ponad 3200" (Kukieł) „W zaborze pruskim represje za udział w powstaniu były bardzo poważne - 11 wyroków śmierci (co prawda zaocznych), 27 kar więzienia. Położyła temu kres amnestia po zwycięskiej wojnie z Austrią 1866" (Kukieł). Pisałem pół wieku temu: „Doraźnym jego (powstania styczniowego) wynikiem było zniweczenie porozumienia rosyjsko-francuskiego (...), a więc i zniszczenie nadziei na rychłe odbudowanie Polski; było zniszczenie reform Wielopolskiego, które dały Królestwu znowu pewien zakres samodzielności i swobody; było zniweczenie i tych pierwiastków odrębności, jakie istniały w Królestwie i przed epoką Wielopolskiego, oraz wydanie Królestwa - po raz pierwszy, gdyż po roku 1831 o rusyfikowaniu Królestwa nie myślano - na łup kilkadziesiąt lat mającej trwać polityki rusyfikacyjnej; było bezprzykładne cofnięcie zaboru rosyjskiego pod względem kulturalnym i społecznym,1 dzięki czemu dzielnica ta, która przed rokiem 1830 była jednym z najbardziej kwitnących krajów w Europie, w końcu wieku XIX stała się w niej jednym z krajów najbardziej zacofanych".* Warto dodać, że „w r. 1905 było w Kongresówce szkół mniej niż w r. 1832, a dwie trzecie ludności nie umiało czytać i pisać" (Koneczny). „W roku 1814 posiadała Kongresówka szkól średnich 48, w roku 1838 tylko 33, a w roku 1889 nawet tylko 31" (Wakar), „chociaż i ludność wzrastała ciągle i to znacznie, i dobrobyt powiększał się bądź co bądź, a poczucie potrzeby wyższego wykształcenia szerzyło się bardzo. (...) Rząd osiągnął swój cel: spustoszenie intelektualne wśród ludu rosło z roku na rok. Dogłupił rząd wreszcie Polskę do poziomu rosyjskiego. (...) Państwo karało surowo grzywną do 300 rubli i 3 miesięcy więzienia za bezpłatne nauczanie biednych dzieci w języku polskim. Z ochron warszawskich wyrzucono kilka tysięcy dzieci dlatego, że je tam uczono czytać po polsku; wyrzucono je na bruk ulicy, na głód i poniewierkę wielkomiejskiej ulicy" (Koneczny). W roku 1908 (przypadała) jedna szkoła (w Królestwie) na 2552 mieszkańców, gdy tymczasem przeciętna tycząca się całego państwa rosyjskiego wynosiła 1967. Wydatki skarbu publicznego wynosiły w r. 1906 na jedno dziecko w wieku szkolnym (8-11 lat) na głowę 1 rubla 70 kopiejek przeciętnie w całym państwie rosyjskim, ale w Kongresówce (...) zaledwie 69 kopiejek" (Koneczny). Pisałem 20 lat temu: „Powstanie było przedsięwzięciem niepotrzebnym i szkodliwym i (...) ci, co je wywołali, zasługują z tego powodu, jako winowajcy ściągnięcia na kraj wielkiej klęski, na potępienie. Cytata z innej mojej książki. 352 Istotą niepowodzenia powstania było zapomnienie przez jego sprawców, że Polska ma nie jednego wroga, ale dwóch: Rosję i naród niemiecki. Zachowali się oni tak, jakby Królestwo Kongresowe było od zachodu otoczone morzem, albo graniczyło z państwami przyjaznymi, a więc jakby operacja wypowiedzenia wojny - regularnej czy partyzanckiej - cesarstwu rosyjskiemu była operacją politycznie zupełnie prostą, podczas gdy w istocie położenie Polski, sprawy polskiej i powstania było politycznie niezmiernie i tragicznie skomplikowane. Nawet sytuacja strategiczna Królestwa była rozpaczliwa: nie mając własnego przemysłu zbrojeniowego było ono skazane na dostawy broni z zagranicy, a było odcięte od morza i nie graniczyło z żadnym państwem życzliwym. W istniejących warunkach powstanie udać się nie mogło, a więc wywołanie go było aktem zbrodniczej lekkomyślności. Konsekwencją powstania były ogromne straty w krwi, mieniu i dorobku kulturalnym, oraz była klęska polityczna w postaci ostatecznej inkorporacji Królestwa Kongresowego, dotąd zachowującego duży zakres odrębności, do Rosji. Było także ogromne podcięcie polskości na Ziemiach Wschodnich".* „Największą klęską, jaką powstanie na nas ściągnęło, było osłabienie polskości na Ziemiach Wschodnich. Jeżeli w Królestwie polityka rusyfikacyjna, mimo całej bezwzględności i iście moskiewskiej brutalności, z jaką została wprowadzona, namacalnych wyników nie przyniosła i wobec jednolicie polskiego oblicza kraju oraz jego wyższej niż rosyjska kultury przynieść nie mogła - o tyle na Kresachh Wschodnich przyniosła nam ona szkody niepowetowane. Na ziemiach południowo-wschodnich polskość została podcięta już przez powstanie listopadowe. Ale na obszarze byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego panowała ona wszechwładnie aż do powstania styczniowego. (...) Na Litwie, Białorusi, Polesiu i Inflantach aż do roku 1864 żadnego innegc czynnika prócz polskości (no i oczywiście prócz Żydów), który by w życiu miejscowym w jakiejkolwiek dziedzinie coś znaczył, po prostu nie było. Dc powstania styczniowego szli ochotnie chłopi żmudzcy, mówiący po litewsku. Duchowieństwo prawosławne mówiło w domu po polsku i niczym nie byłe związane z rosyjskością. Język polski miał w cerkwi mocne stanowisko. Szczupły samorząd miejscowy, a nawet niektóre gałęzie administracji, były w ręku polskim. Po powstaniu styczniowym wszystko to znikło. Mimo wszystko, ziemie zabrane były krajem, w którym tylko górna warstwa była wyraźnie polska; doły społeczne były pod wybitnym polskim wpływem, ale z pochodzenia i języka w przeważającej części polskie nie były. Kilkadziesiąt lat skrępowania polskości, wprowadzonego przez system Murawiewa, kilkadziesiąt lat ucisku, wyrażającego się nawet w tak bezprzykładnych, a zarazem po prostu groteskowych zarządzeniach, jak zakaz rozmawiania po polsku w miejscach publicznych, sprawiły, że doły społeczne w ziemiach zabranych zostały od polskiego wpływu odcięte. (...) Część z nich, w okolicach o ludności prawosławnej - zasymilowała się, przynajmniej powierzchownie, z Rosją, * Cytata z innej mojej książki. 23 —Hiat. INar. Poi., t. IT 353 część wytworzyła nowe narodowości: litewską, latgalską (katolicko-łotewską) i po części białoruską - i tylko część, głównie w okolicach Wilna, Grodna, Białegostoku, Kowna, Dyneburga i Słucka przylgnęła ostatecznie do polskości. Gdyby nie powstanie styczniowe, chłop litewski pod Szawląmi i Poniewieżem, chłop latgalski pod Rzeżycą, chłop białoruski pod Polockiem, Mińskiem, Leplem, Witebskiem i Mohylewem, chłop poleski pod Pińskiem i Mozyrzem, byłby takim samym polskim chłopem, jak mówiący wszak też odrębną, własną gwarą Kaszub, Kurp albo góral, a pop prawosławny na Białorusi czy Polesiu byłby takim samym Polakiem, jak pastor ewangielicki na Cieszyńskim Śląsku. (...). Istnieje jeszcze jeden czynnik (...), który na powstaniu styczniowym wiele zyskał. Są nim Żydzi. (...) Jeżeli np. w Pińszczyźnie są oni prócz garstki zadłużonego u nich ziemiaństwa, prócz biurokracji i prócz ciemnej, tkwiącej w analfabetyzmie i skrajnej nędzy masy chłopskiej, jedynym żywiołem, który w życiu kraju coś znaczy i który całemu temu krajowi, a nie tylko jego miastom (Pińsk ma 75 procent Żydów) nadaje piętno żydowskie, to jest to wynikiem powstania styczniowego. Dawniej czołowym żywiołem w tym kraju byli Polacy. Ale powstanie styczniowe stanowisko ich podcięło; na ich miejsce powstała próżnia. Ponieważ życie próżni nie znosi i ponieważ Rosja, zupełnie temu krajowi obca, wypełnić tej próżni nie mogła, więc wypełnił ją jedyny, posiadający ku temu zdolności żywioł miejscowy: Żydzi. Z kraju o obliczu przeważnie polskim Pińszczyzna zamieniła się w kraj o obliczu przeważnie żydowskim."* KONWENCJA ALYENSLEBENA I JEJ SKUTKI Powstanie styczniowe spowodowało stanowcze i gwałtowne odwrócenie się Rosji nie tylko od Polaków, ale i od Francji. Konsekwencją tego stało się zbliżenie Rosji z Prusami. Prusy naraz znalazły się w położeniu, gdy mając za sobą zaplecze rosyjskie mogły sobie pozwolić na przeprowadzenie - rękoma sternika swojej polityki, kanclerza (premiera) Bismarcka - wielkiej akcji imperialistycznej, która przekształciła je z państwa średniej skali w wielkie, panujące w Europie mocarstwo, mianowicie w rządzone przez Prusy cesarstwo niemieckie. W ciągu siedmiu lat od powstania styczniowego (1864-1871) Prusy pod wodzą Bismarcka przeprowadziły trzy duże wojny zaczepne i rozległą akcję1 dyplomatyczną i odniosły pełny sukces, stając się tym, czym w erze kongresu wiedeńskiego, mimo poparcia angielskiego, stać się jeszcze nie mogły. Mogły to teraz zrobić, bo Rosja była im życzliwa. A gdyby była wciąż w systemie polityki profrancuskiej, byłaby im w tym z pewnością przeszkodziła. I .1 Cytata i innej mojej książki. 354 Dmowski powiedział, że „cała kariera polityczna Bismarcka wyrosła na powstaniu styczniowym". Są Polacy, którzy ten pogląd wyśmiewają. Jasienica pisze: „Nie pomińmy czasem teorii, ogłaszającej powstanie za dobroczyńcę Bismarcka, niemal za rodzica jego kariery. Przyszły żelazny kanclerz (tak nazywano Bismarcka — J.G.) miał rzekomo skorzystać z jedynej i niepowtarzalnej okazji, jakiej mu dostarczył fatalny błąd Polaków, b> pozyskać cara i w piorunującym tempie, zanim się tamten połapał, pokonać Austrię oraz Francję".* Zważmy: powstanie skończyło się w istocie śmiercią Traugutta i jego towarzyszy na szubienicy 5 sierpnia 1864 roku, a jego ostatnie przebłyski, aż do ujęcia przez Rosjan oddziału księdza Brzóski, przetrwały do końca grudnia 1864. (Ks. Brzóska powieszony został w maju 1865.) A tymczasem, gdy powstanie jeszcze trwało, Prusy, razem z kilku innymi państwami niemieckimi (w tym także i Austrią), zaatakowały 1 lutego 1864 Danię, staczając z nią wojnę, a w niej kilka krwawych bitew, w których Duńczycy, bijąc się po bohatersku na lądzie i morzu, zostali druzgocąco pokonani. (W wojnie tej brało udział 43 500 Prusaków, 28 500 Austriaków i 30 000 Duńczyków. Na morzu flota duńska była od pruskiej - na Bałtyku - i austriackiej - na Morzu Północnym - silniejsza: ale w boju uległa.) Wojna ta skończyła się pokojem wiedeńskim, tymczasowym i ostatecznym, 1 sierpnia i 30 października 1864 roku, będącym całkowitą kapitulacją duńską, przy czym Dania odstąpiła państwom niemieckim prowincje Szlezwig i Holsztyn, dotąd należące do Danii, czego skutkiem było wcielenie tych prowincji 12 stycznia 1867 roku w całości do jednych tylko Prus. (Mówiło się pierwotnie o stworzeniu z tych prowincji nowego państwa niemieckiego, pod wspólnym wpływem pruskim i austriackim.) Prusy powiększyły swoje terytorium państwowe o 19 000 kilometrów kwadratowych, oraz o około półtora miliona ludności, niemieckiej i duńskiej. Dania musiała też zapłacić wysokie odszkodowanie wojenne. Dzięki zdobyciu tych dwóch prowincji Prusy ogromnie powiększyły swą potęgę: zdobyły one rozległy, długi dostęp zarazem do Bałtyku i do Morza Północnego, oraz południową część półwyspu Duńskiego (Jutlandzkiego). Na zdobytym terytorium jeszcze w roku 1887, a więc za czasów urzędowania Bismarcka, który był kanclerzem niemieckim do roku 1890, rząd pruski zaczął budowę Kanału Kilońskiego, łączącego najkrótszą drogą Morze Północne i Morze Bałtyckie. (Ukończonego w roku 1895.) Tym sposobem Dania, leżąca * Napisałem o tym: „Ton p. Jasienicy jest ironiczny. Ale wywodowi temu nie potrafi on przeciwstawić nic prócz gołosłownego, niczym nie popartego stwierdzenia, że •* powstanie styczniowe nie miało decydującego wpływu na politykę międzynarodową ? (...) oraz prócz uwagi, że (...) Oczywiście, ta ostatnia uwaga jest zupełnie słuszna: któż wątpi o tym, że przyjaźń rosyjsko- pruska istniała już w okresie rozbiorów i Świętego Przymierza? Rzecz jednak w tym, że od wojny krymskiej zaczęła się rodzić przyjaźń nowa, a z tamtą sprzeczna: rosyjsko-francuska. Jej konsekwencją miała się w dalekiej przyszłości stać wojna 1914 roku i odbudowanie Polski. Powstanie styczniowe zahamowało proces tworzenia się tej przyjaźni, oraz przedłużyło na długie lata przyjaźń rosyjsko-pruska" (cytata z innej mojej książki). 355 nad cieśninami oddzielającymi Skandynawię od kontynentu europejskiego, przestała być kluczem Morza Bałtyckiego: o wiele ważniejszym takim kluczem stały się Prusy (względnie Niemcy). Dzięki temu kanałowi Niemcy mogły następnie stworzyć wielką flotę wojenną, konkurencyjną wobec floty angielskiej, gdyż mogły już mieć jedną taką flotę, a nie dwie osobne: bałtycką i pólnocnomorską. Jest oczywiste, że zajęcie przez Prusy Szlezwigu i Holsztynu było niepożądane przede wszystkiem dla Rosji. Oznaczało ono zamkniecie Bałtyku przez Prusy-Niemcy, a przecież Bałtyk - to jest główne rosyjskie okno na świat. Mała, słaba Dania nie była takim zamknięciem. W interesie Rosji leżało, by Danię obronić. Ale Rosja stała się dzięki powstaniu styczniowemu nagle związana z Prusami. I milcząco zezwoliła Prusom na ich napad na Danię, na co nie zezwoliłaby im nigdy w innym czasie. Niemiecka encyklopedia pisze: „Napoleon III odrzucił zbrojne wmieszanie się po stronie Danii, które Anglia zaproponowała, ale Anglia sama jedna nie chciała nic zrobić, a Rosja była skrępowana polskim powstaniem, w którym w dodatku Prusy wyświadczyły jej ważne usługi" (Encyklopedia Meyera, rok 1907). Jest faktem bezspornym i ogólnie uznanym, że polskie powstanie umożliwiło Prusom atak na Danię. Bez tego powstania atak ten byłby niemożliwy, bo Rosja nie pozwoliłaby nań, a pociągnęłaby za sobą i Anglię, a może i Francję.* Ale na tym nie koniec. Dnia 18 czerwca 1866 roku, a więc w rok i 10 miesięcy po powieszeniu w Warszawie Traugutta z towarzyszami, w 2 lata i 4 miesiące po wybuchu wojny Prus i Austrii z Danią i w rok i 8 miesięcy po zakończeniu tej wojny, wybuchła wojna prusko-austriacka. W wojnie tej inne państwa niemieckie stanęły bądź po stronie Prus, bądź po stronie Austrii, była to niemiecka, krótka wojna domowa. Wojska pruskie błyskawicznie wkroczyły do Czech, czyli na terytorium austriackie i druzgocąco pobiły armię austriacką 3 lipca 1866 roku pod Sadową (po niemiecku Kóniggratz), a jeszcze wcześniej, 27 czerwca 1866 roku pobiły pod Langensalza armię hanowerską (Hanower był już od roku 1837, czyli od 29 lat, państwem niepodległym, a unia personalna angielsko-hanowerska skończyła się wraz ze śmiercią wspólnego króla Wilhelma i wstąpieniem na tron angielski królowej Wiktorii, która prawa do następstwa tronu w Hanowerze nie miała). Klęska Austrii była druzgocąca. Dnia 27 lipca, czyli w niewiele więcej niż w miesiąc po wybuchu wojny, zawarty został w Nikolsburgu pokój tymczasowy (preliminaryjny), przekształcony 23 sierpnia w Pradze czeskiej w pokój ostateczny. W wyniku tej krótkiej wojny Hanower został w całości wcielony do Prus. Tak samo przyłączone zostało do Prus miasto Frankfurt nad Menem oraz * Po pierwszej wojnie światowej, mimo że Dania nie brała w niej udziału, państwa alianckie uczyniły jej sprawiedliwość, postanowiły w traktacie wersalskim, że w Szlezwigu ma sie odbyć plebiscyt, który określi, czy ludność chce należeć do Danii, czy do Niemiec. Podzielono ten kraj na dwie strefy, z których pierwsza, północna, prawie jednomyślnie głosowała za Dania i została do Danii przyłączona, druga głosowała w większości za Niemcami i pozostała przy Niemczech. 356 państewka Nassau i Hesja Elektorska. Skończony został także i spór wewnętrznoniemiecki o to, co zrobić z oderwanymi przed dwoma laty od Danii Szlezwigiem i Holsztynem: zostały one wcielone ostatecznie do Prus. Prusy zrobiły się terytorialnie większe, a co ważniejsze, przestały być złożone z dwóch odrębnych części, przedzielonych przez Hanower, to znaczy stały się państwem terytorialnie jednolitym. Ale na tym nie koniec. Rozwiązany został luźny „Związek Niemiecki", któremu przewodniczył cesarz austriacki. Tym sposobem Austria została wyrzucona z Niemiec. Natomiast utworzony został - w dniach 18 sierpnia do 21 października 1866 roku - Związek Północno-Niemiecki, państwo, obejmujące całe Niemcy po rzekę Men, a więc bez Bawarii, Wirtembergii, Badenii i innych niemieckich państw południowych. Nie był to „związek państw", lecz „państwo związkowe", jedno, mocno związane, jednolite państwo, w którym części składowe, takie, jak Saksonia, Meklemburgia, czy Oldenburg stanowiły w istocie tylko prowincje autonomiczne, choć pod własnymi królami czy książętami. Hegemonię w tym państwie sprawowały Prusy; były one nie tylko największą z części składowych tego państwa, ale i miały w swoich ręku w tym państwie rzeczywistą władzę. Państwo to miało teraz (w roku 1866) 415 150 kilometrów kwadratowych powierzchni i blisko 30 milionów ludności. Ale i na tym nie koniec. 19 lipca 1870 roku, a więc w około 4 lat po utworzeniu Związku Pólnocno-Niemieckiego i pobiciu przez Prusy Austrii, w 6 lat po pobiciu przez nie Danii i tak samo w 6 lat po upadku w Polsce powstania styczniowego, wybuchła wojna francusko-pruska, a właściwie Francji ze Związkiem Północno-Niemieckim. Prusy, bądź ten Związek, prowadziły tę wojnę w sposób równie błyskawiczny, jak niedawno wojnę z Austrią. Dnia 2 września 1870 roku, a więc w półtora miesiąca po wszczęciu wojny, armia francuska została rozgromiona w bitwie pod Sedanem, a francuski cesarz Napoleon III dostał się do pruskiej niewoli. Po dość długim oblężeniu Paryż skapitulował i został 1 marca 1871 roku zajęty przez wojska pruskie. Dnia 10 maja 1871 roku zawarty został we Frankfurcie nad Menem pokój między Prusami a Francją, którego mocą Francja oddała Niemcom dwie swoje prowincje: Alzację i Lotaryngię oraz zobowiązała się zapłacić Niemcom 5 miliardów franków kontrybucji. Związek Północno-Niemiecki został przemianowany na Cesarstwo Niemieckie. Przyłączyły się do tego cesarstwa państwa południowo- niemieckie, z Bawarią na czele. Dnia 18 stycznia w gmachu dawnego pałacu' królów francuskich w Wersalu, król pruski Wilhelm I ogłosił się cesarzem niemieckim. Cesarstwo Niemieckie stało się największą potęgą na europejskim kontynencie, a jedną z największych w świecie. Zważmy: wszystko to się stało w ciągu około siedmiu lat, ściśle: sześciu lat i 9 miesięcy (od powieszenia Traugutta do pokoju we Frankfurcie). Najpierw wojna z Danią, zdobycie obszaru, będącego kluczem Morza Bałtyckiego. Potem wojna z Austrią i Hanowerem, zagarnięcie Hanoweru i innych niemieckich krajów, wyrzucenie Austrii z Niemiec i przekształcenie jej w pruskiego wasala oraz utworzenie Związku Północno-Niemieckiego. 357 r A wreszcie wojna z Francją, zagarnięcie Alzacji i Lotaryngii, utworzenie Cesarstwa Niemieckiego i przyłączenie do tego cesarstwa Bawarii i innych państw południowo-niemieckich. Prusy i ich wódz, Bismarck, okazali zdolność do błyskawicznego działania Okazali także wielką siłę wojskową. Potrafili pobić w sposób zarówno potężny, jak błyskawicznie szybki najpierw Danię, potem Austrię, a wreszcie Francję. Jak się to stało, że nikt im w tym nie przeszkodził? Przecież te zwycięstwa i te polityczne przemiany sprzeciwiały się interesom bardzo wielu państw Jak się to stało, że w wyniku zuchwałej polityki zaczepnej i zaborczej Bismarcka nie wybuchła wojna o wiele większej skali: jeśli nie światowa, to ogólnoeuropejska? Przyczyna tego jest bardzo prosta: postawę przyjazną Prusom lub co najmniej pobłażliwą wobec Prus, zajęła Rosja. Prusy mogły sobie pozwolić na swą politykę „blitzkriegu" (wojny błyskawicznej), bo miały zabezpieczone tyły od strony Rosji. Prusy były nieskończenie, nieporównywalnie silniejsze od wszystkich innych państw niemieckich, zarówno każdego z osobna, jak wziętych razem. Okazało się także, że były silniejsze również od Austrii. Okazało się wreszcie, że były silniejsze także i od Francji. Mogły sobie na wiele wobec tych wszystkich oaństw pozwolić, stojąc naprzeciw nich mniej więcej sam na sam. Oczywiście, przewaga ich nad tymi państwami to była nie tylko przewaga rzeczywistej siły: większego wojska czy większych pieniędzy. To była także przewaga sprawności, szybkości w działaniu, śmiałości i odwagi. Przewaga ta wisiała na włosku: gdyby układ międzynarodowy był inny, przewagi tej by nie było. Bismarck prawdopodobnie nie mógłby swej zuchwałej, siedmioletniej polityki przeprowadzić. Faktem kluczowym było jednak, że Rosja była w ogólnej polityce międzynarodowej po stronie Prus. Gdyby Rosja była po stronie Francji, to znaczy przeciwstawna Prusom, Bismarck nie mógłby ani zaatakować Danii, ani pokonać Austrii, ani zwyciężyć Francji. Cesarstwo Niemieckie pod hegemonią Prus nie byłoby powstało. Dlaczego Rosja porzuciła swą politykę profrancuską i przerzuciła się do polityki propruskiej? Dlatego, że popchnęło ją do tego powstanie styczniowe. Jest doprawdy brakiem rozumienia polityki międzynarodowej i historii politycznej tego nie pojmować. Dlaczego powstanie styczniowe wywarło na Rosję taki wpływ? Po pierwsze dlatego, że powstanie to wznieciło w Rosji żywiołową, irracjonalną, nie dbającą o żadne względy nienawiść do Polaków, a przy okazji także i do Francji. Po wtóre dlatego, że Prusy umiały się o to postarać, by pokazać się w oczach narodu rosyjskiego, oraz rosyjskiej warstwy rządzącej jako wierny, oddany przyjaciel, do którego należy się odnosić z głęboką przyjaźnią, życzliwością, a nawet wdzięcznością. Posunięciem politycznym, które w rządzie rosyjskim, a także i w narodzie rosyjskim wzbudziło takie uczucie, była tak zwana konwencja Alvenslebena. 358 Gdy wybuchło w zaborze rosyjskim powstanie styczniowe, Bismarck natychmiast wysłał z Berlina do Petersburga w roli przedstawiciela króla pruskiego, generała Gustawa von AWensIeben, celem oświadczenia carowi rosyjskiemu, że Prusy stoją całkowicie po stronie Rosji w sporze między państwem rosyjskim a powstańcami polskimi. Wynikiem tej wizyty pruskiego przedstawiciela było, że zawarta została w dniu 8 lutego 1863 roku - a więc dokładnie w dwa tygodnie po wybuchu - 22 stycznia - powstania styczniowego - prusko-rosyjska tak zwana Konwencja Alvenslebena, której mocą Prusy zobowiązały się do przychodzenia z pomocą wojskom i innym władzom rosyjskim w tłumieniu powstania. Rzeczywista pomoc pruska, zadeklarowana w tej konwencji, była błaha: sprowadzała się do takich spraw, jak udzielenie opieki rosyjskim komorom celnym w miejscowościach, odciętych przez powstanie od rosyjskiego zaplecza. Po prostu: Rosja żadnej większej pomocy nie potrzebowała. Konwencja pociągnęła za sobą pewne drobnej natury niedogodności dyplomatyczne i inne dla Rosji.* Ale istotą historyczną tej konwencji było to, że Prusy deklarowały się jako przyjaciel Rosji i wróg Polaków i że gotowe były Rosji w czym się da przeciw powstaniu pomóc.W czasie, gdy Francja i Anglia oświadczały się - zresztą tylko słowami, nie czynem - jako życzliwe powstaniu, gdy nawet Austria zdawała się w pewnym stopniu powstaniu sprzyjać - znalazło się państwo, mianowicie Prusy, które demonstracyjnie oświadczało się po stronie Rosji, a przeciw powstaniu. Rosja była za to wdzięczna. I od tej chwili, przez całe lata, odnosiła się do Prus z żarliwą życzliwością. Bismarck umieścił w swoich pamiętnikach osobny rozdział pt. „Konwencja AWenslebena" (Die Alvenslebensche Convention). W rozdziale tym napisał: „Konwencja ta była udanym posunięciem na szachownicy, które rozstrzygnęło partię, toczącą się wewnątrz rosyjskiego gabinetu między wpływem kierunku antypolskiego, monarchicznego i polonizującego, panslawistycznego''. A więc, wedle Bismarcka, konwencja AWenslebena była „udanym posunięciem na szachownicy" („war ein gelungener Schachzug"), która rozstrzygnęła partię wewnątrz rosyjskiego rządu. Czyli, że w Rosji istniało wewnętrzne zmaganie: kierunek profrancuski (a zarazem propolski) zmagał się z propruskim. Zwycięstwo kierunku propruskiego było wynikiem konwencji AWenslebena. Ale przecież ta konwencja nie zrodziła się z niczego: była wynikiem powstania. Gdyby nie było powstania, nie byłoby konwencji. Bismarck w istocie powiada między wierszami, że to powstanie styczniowe było rozstrzygającym posunięciem szachowym, które dało w rządzie rosyjskim zwycięstwo kierunkowi propruskiemu nad kierunkiem profrancuskim i propolskim i zapewniło neutralność rosyjską wobec późniejszej siedmioletniej polityki zaborczej pruskiej, poprowadzonej przez Bismarcka przeciw Danii, Austrii i Francji. Pruskie zwycięstwo nad Danią, Austrią, Hanowerem i Francją było owocem powstania styczniowego. * W mej książce „Kulisy powstania styczniowego" zanalizowałem skutki tej konwencji i jej ocenę przez światową naukę historyczną. 359 r Czy Bismarck tylko skorzysta! ze szczęśliwej okazji, jaką było dla niego niefortunne i bezmyślne polskie powstanie, które Polsce i Polakom nic nie dało - a raczej dało, ale tylko klęski i nieszczęścia - a poróżniło Rosję z Francją? Jego wyrażenie o udanym posunięciu na szachownicy rodzi podejrzenie o wiele straszliwsze: że Bismarck nie tylko skorzystał ze szczęśliwej okazji, ale postarał się o to, by tę okazję spowodować. Czy jest możliwe, by to Bismarck spowodował wybuch powstania styczniowego? Napisałem - 15 lat temu - w jednej z moich prac: „Co do dowodów na kontakty organizatorów powstania z Bismarckiem - domaganie się jest zaiste dziwne. Czyżby (...ktoś) chciał, bym mu przedłożył protokół rozmowy Bismarcka z organizatorami powstania, w której Bismarck powiedziałby: < żądam od was, byście zrobili powstanie ?, a Polacy odpowiedzieli ". Oraz: „Sprawa Berezowskiego to jakby powstanie styczniowe w miniaturze. (...) Zbliżenie francusko-rosyjskie stwarzało nową sytuację europejską, bardzo niebezpieczną dla Prus. Aby to zbliżenie rozbić, Prusy posługiwały się sprawą polską. (...) W roku 1867 zbliżenie od szeregu lat przekreślone, zaczynało dopiero slabiutko na nowo kiełkować; aby jego wątłą roślinkę zmrozić i zdeptać, wystarczyło drobiazgu takiego, jak zamach Berezowskiego" (cytaty z innej mojej książki). 361 Okolicznością, która rzuca na Prusy podejrzenie, że mogły w jakiś sposób na polskie ruchy powstańcze oddziaływać jest fakt niemieckiego poparcia, okazywanego niektórym powstańczym wodzom. Dyktatorem w pewnym okresie powstania był Marian Langiewicz. Po powstaniu, w roku 1867, osiadł on w Turcji i otrzymał posadę na kolejach tureckich, które jak wiadomo były własnością i dziełem kapitału niemieckiego. Pisałem w związku z tym: „Gdybyśmy przypuścili, że rząd pruski miał wobec Langiewicza jakieś obowiązki i chciał mu po zakończeniu powstania zapewnić egzystencję, by siedział cicho i nie był ponad miarę niezadowolony, to musielibyśmy przyjąć, że rozwiązanie musiałoby wyglądać właśnie tak: posada w dość odległym kraju, w firmie nieniemieckiej, ale od rządu niemieckiego zależnej".* W dziesięć lat potem sytuacja stała się jeszcze wyraźniejsza: w roku 1877 Langiewicz został reprezentantem słynnej niemieckiej fabryki zbrojeniowej Kruppa (w Essen) na Turcję i odtąd, zapewne aż do śmierci (w 1887 roku) zaopatrywał armię sułtańską w działa i inne materiały wojenne tej fabryki. Także i inny dyktator powstania styczniowego, Ludwik Mierosławski, wygląda na popieranego przez Prusy. Przekraczał, wraz z oddziałem wojskowym, granicę między Poznańskiem a Królestwem jakoś bez przeszkód ze strony władz pruskich. A jeszcze w roku 1848, w erze powstania w Poznańskiem, ujęty i uwięziony, dostał nagle paszport na wyjazd do Francji i szybko wyjechał. „Król pruski i Mikołaj I zgodnie wyrzekali, że się go nie powiodło powiesić" (Kukieł). Może byłoby się powiodło - gdyby mu nie dano paszportu. Na zakończenie podam jeszcze kilka cytat z dzieła znakomitego francuskiego historyka, Pierre de la Gorce, jeszcze z dziewiętnastego wieku. „W owym roku 1863 dwie wielkie komplikacje wybuchły w Europie Północnej: powstanie polskie i sprawa księstw duńskich. Nie sposób jest dość powiedzieć o tym, jaki wpływ te wydarzenia - także pierwsze z nich - wywarły na losy Prus. To były dla Bismarcka dwie niezwykłe łaski, jakie mu ofiarowała fortuna i bez których jego geniusz byłby pozostał spętany. Powstanie polskie było okazją cudowną, która zapewniła Prusom poparcie moralne Rosji wobec zachodu. Sprawa księstw duńskich była próbą generalną na polu ograniczonym do tego, co zostanie następnie spróbowane na teatrze rozszerzonym. (...) W oczach czasów przyszłych (...) te dwa epizody (także, powtarzam, ten pierwszy) zlewać się będą w jedną całość przewrotu, który, przekształcając północny wschód Europy, ustanowił przewagę pruską". „Byłaby to wielka zręczność ze strony berlińskiego gabinetu, gdyby ofiarował on carowi swoją najżarliwszą pomoc dokładnie w tej samej godzinie, w której inne mocarstwa występują z wylewami butnych lub niemiłych rad. Procedura polegałaby zwłaszcza na wykazaniu wartości przez kontrast i należałaby do tych, o których się nie zapomina". „Incydent, który obudził u współczesnych tylko uwagę przelotną, ukazuje nam się obecnie z przejmującą wypukłością. Od początku polskich Cytata z innej mojej książki. 362 komplikacji, p. von Bismarck (...) ustawił się bardzo rezolutnie po stronie cara. Akt, w którym ta dobra rola znalazła wyraz, był w gruncie rzeczy znaczenia dość nikłego. Ale czy o to chodziło, jaka jest istotna wartość pomocy? Chociaż gorliwość rządu berlińskiego wydawała się z początku trochę zbyt natarczywa i trochę przesadna, będą sobie potem przypominać w Petersburgu, i z nieskończoną wdzięcznością, tego skwapliwego przyjaciela, który przybliżył się do Rosji właśnie wtedy, gdy cały świat się od niej oddalał! Przez tę zręczną inicjatywę, szef gabinetu pruskiego ustawił swoją pierwszą tyczkę kierunkową. Nasi ojcowie mogli zapominać o skromnej, nic nie znaczącej konwencji z 8 lutego. Nasza generacja ma aż za dużo powodów, by o niej pamiętać" (wszystko de la Gorce). Ten sam autor stwierdza, że wypadki 1863-1871 roku ostudziły sympatie francuskie dla Polski. „Sympatie te ostygły dopiero w dniu, gdy z ziemi dużo bliższej napłynęli inni wygnańcy. W tym dniu, i w tym dniu tylko, Francja mając obok siebie swą własną Polskę (tj. Alzację i Lotaryngię - J. G.) musiała opuścić swoje ramię opiekuńcze i stawszy się mimo woli egoistyczną, trochę zapomniała o Polsce lat dawniejszych, która była stanowczo za daleko" (De la Gorce).* • Jeszcze kilka głosów historyków o wpływie powstania, bądź konwencji Alvenslebena na karierę polityczną Bismarcka i Prus pod jego rządami. „Nazywa się ją zwykle konwencją Alvenslebena. Ale to była konwencja Bismarcka i to było posuniecie mistrzowskie. (...) To był może najbardziej płodny czyn jego kariery" (Matter). „Bismarck wiedział, że żaden atak przeciwko Danii nie jest możliwy bez aprobaty cara. ( ) Dopomóc mu w tym przedsięwzięciu, i to dopomóc mu bez zwłoki, rezolutnie, w obliczu Europy to znaczyło zapewnić sobie wzajemność w przyjaznych stosunkach. (...) Prusy uzyskały poważny tytuł do (...) wdzięczności Aleksandra II przez konwencję z dnia 8 lutego" (Debidour). ,.Założenia jej (polityki Bismarcka) były biedne, wykonanie fatalne, a jednakowoż (...) wydala ona zbawienny dla Prus plon. (...) Gdyby stosunek Bismarcka do Polski zamykał się w granicach samej tylko konwencji Alvenslebena, wystarczyłoby to najzupełniej, by przeszedł do jej dziejów jako jeden z najbardziej złowrogich antagonistów, sprawca bezmiaru nieszczęść" (Feldman). „Jest zgodne z prawdą, że powstanie polskie 1863 roku było przyczyną całkowitego przegrupowania europejskiego, które wyszło na korzyść Bismarckowi i jego politycznym planom" (Eyck). 363 r CZASY POPOWSTANIOWE Po upadku powstania nastąpił w historii Polski długi, dokładnie pięćdziesięcioletni (1864-1914) okres, który nazywamy czasami popowstaniowymi. Był to okres pozornej ciszy i bezruchu. Ale byt to zarazem okres ogromnych przemian w życiu narodu i ogromnego wzmocnienia tego narodu. Nie rzucającą się w oczy, ale podstawowego znaczenia przemianą było rozwiązanie sprawy chłopskiej, w zaborze rosyjskim w wyniku powstania, w zaborze austriackim i pruskim nieco wcześniej. Chłopi przestali odtąd być warstwą społeczną uzależnioną przez pańszczyznę lub czynsz od warstwy szlacheckiej, władającej ziemią, także i chłopską i sprawującej dotąd przeważającą rolę w całym życiu polskim. Chłopi stali się właścicielami ziemi, takimi samymi, jak ziemianie-szlachcice, tyle tylko, że o mniejszym obszarze posiadanych gospodarstw. Wyrośli więc na niezmiernie liczną, przeważającą liczebnie w polskim narodzie warstwę - rolniczą, niezależną i spełniającą tę samą funkcję społeczną co ziemianie, mianowicie produkującą największe polskie bogactwo narodowe: żywność. Początkowo, różnili się od ziemian bardzo: byli bardzo biedni, a ziemianie byli bardzo lub przynajmniej jako tako zamożni; byli niewyksztalceni i politycznie bierni, a ziemianie byli wykształconą i bardzo aktywną częścią społeczeństwa.* Ale te różnice zaczynały się stopniowo zmniejszać, a wreszcie po prostu zacierać. Naród polski jako świadoma, solidarna zbiorowość naraz pomnożył się o wielomilionową, nową aktywną silę: o masę chłopską. Początkowo, masa chłopska, choć posiadająca własną ziemię, różniła się od warstwy szlacheckiej bardzo: była nadal uboga i niewykształcona. * Ziemianie różnili się od chłopów tym, że chłopi sami uprawiali ziemię, opiekowali się swoim bydłem itd., a ziemianie nie mogli robić tego samego, bo majątki ich były zbyt duże, by jedna rodzina mogła je sama uprawiać, musieli więc posługiwać się personelem wynajętym, to znaczy robotnikami rolnymi. Ale różnica ta nie miała charakteru powszechnego, bo także niektórzy zamożniejsi chłopi utrzymywali do pomocy w swym gospodarstwie po jednym lub kilku parobków, czy dziewczyn. Także w niektórych wypadkach nie było różnicy w ilości posiadanej ziemi: zdarzało się, zwłaszcza na Pomorzu, ale także i w Poznańskiem i gdzie indziej, te chłopi mieli, lub dokupywali tyle ziemi, że byli gospodarzami średnimi, „farmerami", czy „gburami" i gospodarstwa ich, po 100 czy 200 hektarów, były takie same jak folwarki zbiedniałych lub przez rozrodzenie rozdrobnionych szlachciców. Różnica nie tyle polegała na ilości posiadanej ziemi i na zamożności, co na odmiennej tradycji i kulturze, na poczuciu przynależności do odrębnych warstw, szlacheckiej i chłopskiej, może na wykształceniu. Ale to się zacierało. 364 Zależność jej od szlachty polegała przede wszystkim na tym, że szlachcice potrzebowali w pewnych okresach - zwłaszcza w czasie żniw czy kopania ziemniaków - dodatkowego, sezonowego robotnika oprócz swych stale zatrudnionych parobków i znajdowali go wśród chłopów-właścicieli, którzy chętnie gotowi byli parę groszy dodatkowo zarobić, podejmując się pracy sezonowej w majątkach dziedziców. Tak więc bywali okresowo pracownikami u ziemian, a ci bywali ich chwilowymi pracodawcami. Obok tego, przez przyzwyczajenie i tradycję, trwały związki między ziemianami i chłopami w formie niejakiej zależności tych drugich od tych pierwszych: szukanie we dworze pomocy i rady, traktowanie dworu jako tradycyjnego ogniska powagi i przewagi, a równocześnie niechęć i zawiść wobec niego. Stopniowo jednak coraz bardziej krystalizowała się niezależność i siła warstwy chłopskiej jako samodzielnego czynnika w polskim narodzie. W zaborze pruskim chłopi byli najzamożniejsi i najbliżsi ziemian, przede wszystkim przez poczucie narodowej solidarności w obliczu niemieckiego ciemiężyciela, ale także i gospodarczej solidarności rolniczej. W zaborze austriackim chłopi byli szczególnie biedni, ich gospodarstwa szczególnie drobne i nie dające często wystarczającej podstawy do gospodarczego istnienia. (Chłopi galicyjscy dawali szczególnie liczny kontyngent rolniczej emigracji sezonowej - na czas letnich robót w polu - głównie do Niemiec. Choć dużo emigrantów, raczej stałych, szło do Westfalii i Stanów Zjednoczonych, także i z zaboru pruskiego. A zabór rosyjski razem z austriackim też dużo dostarczał emigrantów do Stanów Zjednoczonych i Brazylii.) Chłopi w zaborze austriackim byli szczególnie dalecy od tamtejszych ziemian, a między obu warstwami panowało sporo wzajemnej nieufności i niechęci, być może podsycanej także i przez wspomnienie „rzezi galicyjskiej" z roku 1846. W zaborze rosyjskim, od czasu powstania, wytworzyła się między ziemianami a chłopami sytuacja jakby pośrednia, miejscami przypominająca stosunki poznańskie, miejscami galicyjskie. Chłopi stopniowo wyrastali na warstwę społeczną żywotną, rosnącą w dobrobyt, zwłaszcza w zaborze pruskim, gdzie do podniesienia się zamożności przyczyniała się rozwinięta sieć spółdzielczości, banków ludowych i kółek rolniczych, a do oświaty czytelnie ludowe i rozwój wszelkich polskich organizacji; ale także i w zaborze rosyjskim, a nawet w ubogiej, miejscami wręcz cierpiącej głód, ale też skutecznie się dźwigającej Galicji, gdzie spółdzielnie - np. tak zwane Kasy Stefczyka - oraz liczne inne organizacje również odgrywały swoją dobroczynną rolę. Wieś dźwigała się nie tylko gospodarczo, ale i kulturalnie. Wszędzie rosło czytelnictwo, docierały gazety i książki. Marzenie Mickiewicza, by polska książka docierała „pod strzechy", zaczynało się urzeczywistniać: coraz więcej dobrych książek - na przykład powieści Sienkiewicza - zaczynało być czytanych na wsi. Wieś została ogarnięta ruchami politycznymi. W zaborze pruskim rozwinął się wśród chłopów, w związku z potrzebami akcji patriotycznej i religijnej, ruch o charakterze najpierw ogólnopolskim i katolickim, bez zróżnicowania wewnętrzno-politycznego, który wkrótce zaczął jednak przybierać charakter narodowy w rozumieniu popierania narodowej partii. W Poznańskiem 365 rozwinęła się na wsi partia narodowa, solidarna z tą samą partią wśród ziemiaństwa i w mieście i raczej przez inteligencję miejską prowadzona. Na Pomorzu (także i na Warmii) warstwą przywódczą stali się głównie księża, też politycznie zabarwieni narodowo. (Ośrodkiem prądu o skłonnościach lewicowych stała się na Pomorzu „Gazeta Grudziądzka".) Prąd polski, najpierw tylko o obliczu kulturalnym, ale potem przekształcony w ruch polityczny tak samo o charakterze narodowym rozwinął się także i w dzielnicy, która do Polski bezpośrednio przedrozbiorowej nie należała: na Górnym Śląsku. Przewodzili tam temu ruchowi najpierw księża, a potem inteligencja miejska pochodzenia ludowego. W zaborze rosyjskim zrodził się między chłopami potężny ruch narodowy, organizowany planowo przez Ligę Narodową, a więc głównie przez inteligencję miejską, ale także przez ziemian i księży. Można powiedzieć, że wraz z początkiem XX stulecia chłop w Królestwie Kongresowym, ale także i w niektórych okolicach ziem wschodnich (np. na Wileńszczyźnie) był całkowicie - o ile nie był wciąż bierny, niewykształcony i obojętny - zdobyty przez ruch narodowy, to znaczy przez obóz Popławskiego i Dmowskiego. Prąd lewicowy, związany z socjalizmem, na ogół nie miał dostępu do chłopów w zaborze rosyjskim - jak zresztą i w innych zaborach - wytworzył jednak, kierowany przez lewicową inteligencję miejską, ruch zwany „ludowym", stopniowo przekształcony w stronnictwo pod nazwą „Wyzwolenie", nie wśród chłopów - wyjątkowo tylko wśród niektórych chłopów najuboższych - ale wśród robotników rolnych, to znaczy wśród pozbawionych osobistej własności pracowników w majątkach ziemiańskich. Osobnym ruchem wśród chłopów tzw. Chełmszczyzny i Podlasia, niezależnym i samorzutnym, choć popieranym przez obóz narodowy, był ruch samoobrony religijnej unitów, przymusowo, od roku 1869, a zwłaszcza 1875 wpisanych do cerkwi prawosławnej, którzy przez 30 i więcej lat, do roku 1905, bronili swej wiary potajemnie, a w roku 1905 i w latach następnych, po carskim akcie częściowej tolerancji, przeszli na katolicyzm w obrządku łacińskim i kształtowali się w organizacji kościelnej. W zaborze austriackim obozy polityczne ogólnonarodowe na ogół - poza wyjątkami - nie docierały na wieś. Wytworzył się tam natomiast potężny, samorzutny i niezależny ruch chłopski, zwany ludowym lub ludowcowym, nie podlegający wpływom narodowym ani lewicowym i kierowany przez działaczy chłopskich, którzy nie przestali być chłopami, albo wyjątkowo przez garść inteligentów miejskich, którzy byli chłopskimi synami. W sprawach ogólnopolskich zajmowali oni stanowisko pośrednie między narodowcami i lewicą. Z jego przywódców zaznaczył się w sposób szczególniejszy najpierw Jan Stapiński, zbliżony do lewicy, a potem przeciwny mu, bardzo umiarkowany i zbliżony do obozu narodowego, wielki wódz polskich chłopów, a w przyszłości wybitny polski mąż stanu, Wincenty Witos. O tym, jak wyglądało życie polskich chłopów, a potem, jaki wpływ polscy chłopi wywierali na polskie życie polityczne, świadczy w sposób dobitny ) przejmujący wielkie dzieło polskiej literatury, jakim są wydane już po drugiej wojnie światowej (w Paryżu) jego pamiętniki. Osobnym prądem w ruchu chłopskim w zaborze austriackim była Partia Ludowa, prowadzona przez 366 księdza Stanisława Stojałowskiego, która z czasem połączyła się z partią narodową. Szczególną cechą chłopów zaboru austriackiego był masowy pęd do kształcenia się. Tysiące chłopskich synów w Galicji pokończyło szkoły średnie i uniwersytety, wchodząc w szeregi inteligencji, zarówno na jej najwyższych szczeblach, np. jako profesorowie uniwersytetów, jak w zawodzie urzędniczym czy nauczycielskim, stając się główną kadrą galicyjskiej biurokracji. Inteligencja galicyjska stała się warstwą społeczną o szczególnie licznym wkładzie chłopskim. W zaborze rosyjskim i pruskim duża liczba synów chłopskich - choć mniejsza niż w Galicji - także pokończyła szkoły średnie i uniwersytety, nie miała jednak pola do pracy jako urzędnicy i państwowi nauczyciele, bo zawody te w obu zaborach były w zasadzie dostępne tylko dla Rosjan i Niemców. Stawała się więc głównie lekarzami i adwokatami, a także znajdowała pracę w polskich spółdzielniach, fabrykach i największych dworach ziemiańskich. Oczywiście, we wszystkich trzech zaborach i to jeszcze od czasów pańszczyźnianych, wielu synów chłopskich, zostawało ksieżami. W zaborze pruskim - w zaborze rosyjskim dużo mniej, a w zaborze austriackim jeszcze mniej - wielka liczba chłopskich synów szła do miasta po to, by zająć się handlem i rzemiosłem. Z małych straganów i sklepików robiły się tam stopniowo duże sklepy i hurtownie, z warsztatów rzemieślniczych - fabryczki. Wyrosła dzięki temu w zaborze pruskim nowa, silna polska warstwa społeczna nowego polskiego mieszczaństwa pochodzenia chłopskiego, skutecznie, dzięki solidarności narodowej wypierająca mieszczaństwo niemieckie. (W pozostałych dwóch zaborach rodzące się na o wiele mniejszą skalę nowe polskie mieszczaństwo wypierało kupców i kapitalistów żydowskich.) W wielkich miastach przemysłowych, w Łodzi i w wielu innych, napływający tam licznie w poszukiwaniu pracy synowie chłopscy stawali się liczną i coraz liczniejszą warstwą robotników przemysłowych. Tak więc, skasowanie pańszczyzny i chłopskich czynszów, a więc przejęcie* uprawianej przez chłopów ziemi przez nich na własność, dokonały w ciągu owego pięćdziesięciolecia popowstaniowego w całej Polsce ogromnej przemiany o charakterze społecznym. Inną wielką przemianą w życiu Polski jako kraju i narodu było uprzemysłowienie. Nowoczesny przemysł zaczął się w Polsce rodzić jeszcze za czasów stanisławowskich w okresie przedrozbiorowym, a także pod rządami Królestwa Kongresowego po roku 1815. Ale prawdziwy wybuch rozkwitu przemysłowego miał miejsce w całej Polsce - ale zwłaszcza w Królestwie i na Górnym Śląsku - w nieco późniejszych latach wieku dziewiętnastego i na początku wieku dwudziestego. Przyczyniło się do tego w dużym stopniu z jednej strony odkrycie dużych bogactw kopalnych - zwłaszcza węgla na Górnym Śląsku i w przyległych okolicach Królestwa Kongresowego i Galicji, oraz ropy naftowej w Galicji - z drugiej strony otwarcie się rozległych rynków zbytu w Rosji, zwłaszcza dla polskich wytworów tkackich oraz dla produktów ciężkiego przemysłu metalurgicznego, 367 zwłaszcza dla polskiej stali. Narodziły się na ziemiach polskich wielkie ośrodki przemysłowe. Łódź z małego miasteczka o kilku tysiącach mieszkańców zrobiła się wielkim miastem przemysłowym, które w roku 1900 liczyło już 350 000 ludności - mieszanej, w większości polskiej, ale z dużą przymieszką Żydów i Niemców, stanowiących łącznie mało co mniej niż połowę ludności. Przemysł łódzki, głównie tkacki, sprzedawał swoje wytwory nie tylko w Polsce, ale także w całej Rosji, a nawet w Chinach. Przemysł ten, zapoczątkowany za czasów Królestwa Kongresowego, rozwinął się głównie w latach już popowstaniowych i był głównie dziełem przedsiębiorców- Niemców, a potem też i przedsiębiorców-Żydów, a jednak z pewnym niewielkim, choć rosnącym udziałem przedsiębiorców-Polaków. Natomiast masa robotnicza, a także i znaczna część personelu inżynierskiego i administracyjnego w tym przemyśle była polska, przeważnie pochodzenia chłopskiego. Zmagały się w tej masie, w sposób zawzięty, wpływy obozu socjalistycznego i obozu narodowego. W potężny sposób rozwinął się przemysł, głównie hutniczy i górniczy, na Górnym Śląsku. Dzielnica ta stała się jednym z największych ośrodków ciężkiego przemysłu w Europie. Jej przemysł był pod względem inicjatywy, kapitału i administracji przemysłem całkowicie niemieckim. Ale robotnicy w tym przemyśle to była masa ludowa polska, głównie chłopska, z górnośląskiej wsi. Przedłużeniem terytorialnym przemysłu górnośląskiego był taki sam przemysł górniczo-hutniczy w Królestwie Kongresowym (wokół Dąbrowy Górniczej) i w Galicji (koło Jaworzna). Inicjatywa polska w rozwoju przemysłu w tych dwóch okręgach przemysłowych była większa niż na Górnym Śląsku, jednak i tam obecne były kapitały obce i obca aktywność organizacyjna. Do rozwoju przemysłu w okręgu Dąbrowy Górniczej przyczyniła się bardzo inicjatywa rządu Królestwa Kongresowego w latach 1815-1831. Rząd ten m.in. zachęcał kapitały francuskie do inwestowania w przemyśle Królestwa Kongresowego. Także i w rozwoju przemysłu naftowego w okręgu Borysławia i Drohobycza uczestniczyły niepolskie kapitały i inicjatywa, ale w dużym stopniu też i polskie. Na duże miasta przemysłowe wyrosły Bielsko-Biała na granicy Galicji i Śląska Cieszyńskiego, Białystok, Borysław i mniejsze, takie jak Pabianice, Zgierz czy Zawiercie. Na terenie obszaru węglowego wyrosły duże miasta, takie, jak Sosnowiec, o charakterze przeważająco polskim i Katowice, Gliwice, Bytom, Chorzów (Królewska Huta) i inne o charakterze przeważnie niemieckim. Polski przemysł, całkowicie niezależny od kapitału niemieckiego czy żydowskiego rozwijał się również. Całkowicie polski charakter miał przemysł związany z rolnictwem, np. cukrownie, które miały charakter czysto polski nawet na tak dalekich obszarach jak Ukraina naddnieprzańska. Rodził się także czysto polski przemysł w miastach, np. fabryka metalurgiczna Cegielskiego w Poznaniu i wiele innych mniejszych, we wszystkich trzech zaborach. Rozwój przemysłu sprawił, że pojawiły się w Polsce liczne, nowe miasta przemysłowe, powstałe z małych miasteczek lub z dawnych wsi, które skupiły 368 i wielkie masy polskiej ludności robotniczej, ale wytworzyły także środowiska mniej lub więcej zróżnicowane, zaczynające mieć polskie życie intelektualne, stowarzyszenia, początki wyższego szkolnictwa, teatry, gazety itd. Wśród miast tych wymienić trzeba przede wszystkim nowe polskie wielkie miasto: Łódź. Okres popowstaniowy był okresem wielkiego rozwoju polskiego życia miejskiego. W ostatnich wiekach Polski przedrozbiorowej życie polskie - zwłaszcza polityczne i kulturalne - skupiało się więcej na wsi niż w miastach, ale w Polsce XIX i XX wieku było już w znacznym stopniu zogniskowane w całym szeregu wielkich miast - nie tylko przemysłowych. Wprawdzie Gdańsk i Wrocław stały się do reszty niemieckie, życie polskie ledwie w nich tliło; i nawet Bydgoszcz stawała się coraz bardziej niemiecka. Ale Warszawa, Kraków, Poznań, Lwów, Wilno a wraz z nimi wymieniona już Łódź, to były wielkie, coraz bardziej rozwinięte, kwitnące kulturą, tętniące życiem wielkie miasta, mimo posiadania sporych grup ludności obcej, głównie niemieckiej i żydowskiej, miejscami też rosyjskiej i ruskiej, na wskroś polskie i polskością swoją wchłaniające także i dużą część przybyszów obcych, takich jak przemysłowcy, inżynierowie i kupcy niemieccy w Łodzi albo jak urzędnicy austriaccy pochodzenia niemieckiego w Galicji. Także i mniejsze miasta wyrosły na żywotne ogniska polskiego życia, o cechach prawdziwych małych stolic dzielnicowych, wśród nich Toruń, Gniezno, Cieszyn, Kalisz, Płock, Lublin, Stanisławów, Grodno, Kowno, Mińsk, Żytomierz, Kamieniec Podolski.* Ów pięćdziesięcioletni okres popowstaniowy był pomimo obcego ucisku okresem ogromnego rozkwitu polskiej kultury. Ogromnie rozkwitła polska literatura. Jeśli w latach po 1831 roku polska twórczość literacka skupiała się przede wszystkim na emigracji - głównie w Paryżu - i składała się głównie ze wspaniałej poezji, to w latach 1864-1914 wzniosła się do szczytów o randze światowej polska powieść, a tworzona była i ogłaszana, pomimo przeszkody ze strony zaborczej cenzury, głównie w kraju i to mianowicie w wielkich miastach, a zwłaszcza w Warszawie. (Wyjątkiem była twórczość powieściowa głównie emigracyjna T. T. Jeża i J. Ignacego Kraszewskiego.) Do najwyższych osiągnięć doszedł Henryk Sienkiewicz, twórca wspaniałego cyklu powieści historycznych, opiewających pełną chwały przeszłość Polski („Trylogia", złożona z „Ogniem i mieczem", „Potopu" i „Pana Wołodyjowskiego" oraz „Krzyżacy") i początki chrześcijaństwa („Quo vadis"), ale także i powieści i nowel współczesnych. Pisał on z myślą o „pokrzepieniu serc" i przyczynił się w wysokim stopniu do umocnienia patriotyzmu i dumy narodowej kilku kolejnych pokoleń we wszystkich trzech zaborach i do stworzenia mocnego pionu ideowego w tych, którym następnie wypadło budować odrodzoną Polskę. (Także i dziś kiepski to Polak, który nie czytał „Trylogii" * W niektórych z tych miast było więcej Żydów, niż Polaków, ale jednak miały one charakter polski, gdyż Żydzi byli żywiołem zamkniętym w sobie, który własnego oblicza miastom nadać nie potrafił. Np. Żytomierz miał 38 procent ludności polskiej, 32 żydowskiej, 30 ruskiej i rosyjskiej, a Kamieniec Podolski 30 procent polskiej, 50 procent żydowskiej i 20 procent rosyjskiej i ruskiej, oblicze tych kresowych miast było jednak polskie. 2ł — Hist. Nar. Poi., t. II 369 Sienkiewicza, tak samo zresztą, który nie czytał „Pana Tadeusza" Mickiewicza.) Obok Sienkiewicza wybitnymi, świetnymi powieściopisarzami w Warszawie lub opartymi o Warszawę byli tworzący razem znakomitą szkołę polskiej powieści Bolesław Prus, Władysław Reymont, Eliza Orzeszkowa, Stefan Żeromski, Józef Weyssenhoff. Innym, wielkim centrum polskiej literatury stal się Kraków, który wydał przede wszystkim wstrząsającego duszą zbiorową narodu poetę, Stanisława Wyspiańskiego. Powieściopisarz Jan Lam i należący właściwie do epoki nieco wcześniejszej komediopisarz Aleksander Fredro związani byli głównie ze Lwowem. Ten sam okres był także okresem ogromnego rozkwitu polskiego malarstwa. Należą tu wspaniały twórca polskich malarskich wizji historycznych Jan Matejko, wymieniony wyżej jako poeta Stanisław Wyspiański, malarz polskiego pejzażu Józef Chełmoński, a specjalnie zimowego pejzażu Julian Fałat, malarz starożytności Henryk Siemiradzki, malarz-batalista Józef Brandt, malarze koni i polskiego wojska, ojciec i syn, Juliusz i Wojciech Kossakowie, malarski piewca powstania styczniowego, zmarły zresztą w 3 lata po zaczęciu okresu popowstaniowego, Artur Grottger. Działali oni wszyscy głównie w Warszawie i Krakowie, a Grottger we Lwowie. Na polu rnuzyki odznaczył się autor oper, żyjący i działający najpierw w Wilnie, a potem w Warszawie, Stanisław Moniuszko. Kwitła w owym czasie polska nauka historyczna, która wydała liczny zastęp badaczy i pisarzy, oświetlających szczegółowo wszystkie epoki polskich dziejów. Kwitła także publicystyka polityczna, rzucająca światło, często z przeciwnych punktów widzenia, na położenie polskiego narodu, wśród nich krakowscy „stańczycy" (Tarnowski, Szujski, Koźmian, Bobrzyriski), szkoła narodowa reprezentowana przede wszystkim przez Popławskiego i Dmowskiego oraz liberałowie i pozytywiści (Świętochowski i inni). Pomimo doznanych poprzednio klęsk, naród polski żył w latach 1864-1914 życiem • wielkiego narodu, zarazem jednolitego i odrębnego od narodów ościennych, kwitnącego kulturalnie, twórczego na wszystkich polach życia, głęboko przepojonego patriotyzmem, niezłomnego w swoim narodowym duchu, nigdy nie tracącego wiary w odzyskanie wolności i bytu państwowego, dobrze zorganizowanego politycznie. Szczególną cechą polskiego społeczeństwa owej epoki była jego głęboka ideowość i cnoty moralne. Polacy nie tylko kochali ojczyznę, ale byli gotowi ofiarnie jej służyć, poświęcając jej dobru swoje życie i swoje interesy materialne. Pokolenie, które z czasem doczekało się niepodległości, było jednym z najideowszych, naj- szlachetniejszych, najpatriotyczniejszych pokoleń polskiej historii. POLSKIE ŻYCIE POLITYCZNE W EPOCE POPOWSTANIOWEJ Fakt rozbiorów sprawił, że polskie życie polityczne kształtowało się w każddym z trzech zaborów odmiennie. Wprawdzie polskie poczynania polityczne obejmowały jednolicie cały kraj: wysiłkiem działaczy politycznych 370 polskich - polskie ruchy polityczne były te same we wszystkich trzech zaborach, miewały wspólnych przywódców, wspólnie ujmowały swoje cele i nieraz miewały te same czytane - legalnie, lub nielegalnie - w całej Polsce gazety i inne wydawnictwa. Szczególnie jednolitym, ogólnopolskim, kierowanym przez tę samą organizację (Ligę Narodową) ruchem był obóz narodowy, zwany z tego powodu także i „wszechpolskim" (od wydawanego we Lwowie, a czytanego w całej Polsce „Przeglądu Wszechpolskiego"). Ale także i kierunek konserwatywny, mimo wszystkich w nim różnic (złożony ze „stańczyków" krakowskich i w ogóle galicyjskich, z dość ugodowych konserwatystów wileńskich i w ogóle zaboru rosyjskiego i z wpatrzonych w Kraków ziemiańskich konserwatystów poznańskich) był w istocie zjawiskiem jednolitym. Może najmniej jednolity był socjalizm, trochę związany z socjalizmem krajów zaborczych, inny w zaborze rosyjskim, inny w Galicji, a prawie nieobecny w zaborze pruskim. Ale fakt, że system, ustanowiony przez państwa zaborcze był inny w każdym z trzech zaborów sprawiał, że polskie życie polityczne w każdym z trzech zaborów kształtowało się odmiennie. Zabór rosyjski żył pod brzemieniem straszliwego ucisku rusyfikacyjnego, który przyniesiony został przez rosyjskie zwycięstwo nad powstaniem styczniowym. Królestwo Kongresowe, do niedawna będące jakby odrębnym państwem, tylko w unii z Rosją, i nawet w latach 1832-1861 zachowujące, choć administracyjnie uciskane, charakter polski, stało się, poczynając od 1864 roku prowincją poddaną rusyfikacji. Całkowicie wyrugowano w tej dzielnicy język polski z administracji, szkolnictwa i sądownictwa. Wprawdzie pewne cechy odrębności Królestwo Kongresowe zachowało do końca, to znaczy do roku 1915: inne były w Królestwie miary i wagi (np. w Królestwie „łokieć", w „cesarstwie", tj. także i na polskich ziemiach wschodnich „arszyn"). Inny obowiązywał kalendarz: w Królestwie, jak w całej Europie i jak w dawnej Polsce gregoriański, a w „cesarstwie" o 14 dni spóźniony „juliański".* Rzecz jednak najważniejsza - w Królestwie Kongresowym obowiązywało inne prawo niż w Rosji i na ziemiach wschodnich: sądy urzędowały po rosyjsku, sędziowie, adwokaci, świadkowie i oskarżeni musieli przemawiać przed sądem po rosyjsku, ale rządzili się przetłumaczonymi na język rosyjski poszczególnymi rozdziałami Kodeksu Napoleona, Kodeksu Królestwa Polskiego i polskim Prawem Małżeńskim. Ale poza tym rządy rosyjskie traktowały Królestwo - a tym bardziej polskie ziemie wschodnie - tak, jakby były częścią Rosji. Rządy rosyjskie usiłowały przymusić polską ludność do porzucenia języka polskiego i do przejścia na język rosyjski, co było oczywiście zamierzeniem niewykonalnym: język polski panował w Królestwie wszechwładnie. W szkołach karano uczniów za ' Ktoś urodzony w Królestwie 7 stycznia 1903 roku, mieszkając przez czas pewien w Petersburgu, uważany tam byl za należącego do innego rocznika, mianowicie za urodzonego w grudniu 1902 roku. Jadąc z Warszawy, choćby do Białegostoku - czy też do Grodna, Brześcia, Wilna czy Łucka - musiało się zmienić kalendarz o 14 dni; wyjechało się, przypuśćmy, 14 lutego,' a przyjechało sie 1 lutego. Dopiero Rosja rewolucyjna zaprowadziła u siebie w roku 1918 kalendarz gregoriański. 371 rozmawianie na pauzach ze sobą po polsku, ale jedynym rezultatem tego było, że rozmawiali oni ze sobą szeptem. Teatry warszawskie huczały polskim językiem, gazety były polskie, choć i jedne, i drugie skrępowane byty rosyjską cenzurą. Języka polskiego i polskiej historii uczono polską młodzież masowo, ale w sposób potajemny. Obowiązywał w Królestwie stan wojenny: wskutek tego można było skazywać ludzi opornych wobec panujących obcych rządów w skróconym trybie na karę śmierci. Na ziemiach wschodnich ucisk polskości był jeszcze większy. Np. nie wolno tam było rozmawiać głośno po polsku w miejscach publicznych. Miało to taki skutek, że np. przed Ostrą Bramą w Wilnie, gdzie był zwyczaj odprawiania Mszy świętej tak, że tłum uliczny mógł brać w niej udział, niektóre modlitwy, które dotąd mówione były po polsku, trzeba było odmawiać po łacinie: na wezwania litanii do Matki Boskiej tłum klęczący na ulicy zamiast „Módl się za nami" odpowiadał: „Ora pro nobis". Polakom w zaborze rosyjskim w granicach przedrozbiorowych, poza Królestwem Kongresowym (a więc po Dniepr i Dźwinę, a na dużych obszarach na Inflantach i na Białorusi także i za Dźwiną i Dnieprem) nie wolno było kupować ziemi, mogli ją tylko obejmować drogą dziedzictwa po rodzicach i innych krewnych lub w spadku. Ziemia sprzedana automatycznie przechodziła w niepolskie ręce. Stąd uporczywa walka o ziemię: sprzedawanie ziemi było aktem zdrady. Znalazło to interesujące odbicie np. w powieściach Rodziewiczówny. Ów zakaz był charakterystycznym objawem mimowolnego podtrzymywania przez Rosję świadomości politycznej odrębności całości ziem dawnej Polski: Polacy mogli kupować ziemię i rozmawiać głośno na ulicy po polsku w Ziemi Smoleńskiej, czy Poltawskiej, bo to nie była ich ojczyzna i Rosja nie uważała za potrzebne ich tam uciskać. Wielu polskich ziemian pokupowato tam sobie majątki ziemskie, skoro nie mogli ich kupować na Litwie, na Białorusi czy na prawobrzeżnej Ukrainie. Cechą odrębności od Rosji ziem dawnej Rzeczypospolitej było także i to, że tylko tam (a także na dawnych ziemiach tureckich np. w Odessie) wolno było mieszkać Żydom. „Granica osiedlenia" dla Żydów sprawiała, że we właściwej Rosji Żydom przebywać nie było wolno (poza otrzymującymi indywidualne zezwolenie itp.), ale w granicach dawnej Polski (i Turcji) mieszkali w dużych masach. Stosunki w zaborze rosyjskim, zarówno w Królestwie, jak na ziemiach wschodnich były tego rodzaju, że naród polski czul się tam głęboko uciśniony, upokorzony i pozbawiony podstawowych warunków wolności. A jednak życie polskie bujnie tam kwitło: nie tylko w Królestwie, ale i na Litwie, Inflantach, Białorusi i ziemiach ruskich, wokół Wilna, Grodna, Kowna, Mińska, Żytomierza, Kamieńca Podolskiego, a nawet Witebska, Białej Cerkwi czy Humania naród polski czuł się w całej pełni gospodarzem. Stosunki w zaborze rosyjskim nieco się poprawiły poczynając od rewolucji rosyjskiej w 1905 roku. Nadana całemu państwu rosyjskiemu konstytucja sprawiła, że także i na ziemiach polskich pod władzą rosyjską zapanowało 372 nieco wolności. Język polski odzyskał trochę ze swoich praw, cenzura prasy i książek złagodniała, w Wilnie i gdzie indziej można było znowu mówić głośno po polsku. Zezwolono na zakładanie polskich szkół prywatnych: dotychczasowe szkolnictwo, zruszczone po powstaniu styczniowym, wprawdzie pozostało nadal w ręku państwa i zachowało cechę rosyjską (protestował przeciwko temu od 1905 roku „strajk szkolny" młodzieży w tych szkołach, domagającej się ich spolszczenia); ale cały kraj zasypany został siecią nowo otwartych szkół prywatnych polskich, zarówno podstawowych, jak średnich. Ustanowiono także w Rosji parlament, pod nazwą Dumy (w Petersburgu). Dzięki temu Polacy w zaborze rosyjskim uzyskali polityczne forum zbiorowego działania, a także i możność politycznego organizowania się, mianowicie dla celów wyborczych. Wybory były pierwotnie (w latach 1906 1 1907) zbliżone do powszechnych,* a więc zapewniały możność poltycznego działania dla całej polskiej ludności. (Poczynając od czerwca 1907 roku zamach rządowy rosyjski zmienił ordynację wyborczą, ograniczając szerokość praw wyborczych, a zarazem zmniejszył przedstawicielstwo Królestwa Polskiego z 34 na 12 posłów.) Jaka była sita żywiołu polskiego w zaborze rosyjskim świadczą wyniki zwłaszcza wyborów do tak zwanej „pierwszej" Dumy w roku 1906, gdy poczucie wolności było największe, a nacisk rządowy, ograniczający tę wolność, najsłabszy. W Królestwie, na 34 posłów, obrano 32 Polaków i 2 Litwinów, tych ostatnich w guberni suwalskiej, z której jak wiadomo więcej niż polowa należała po roku 1918 do niepodległej Litwy. (Miasto Warszawa 2 posłów, miasto Łódź 1, gubernia warszawska 5, kaliska 3, kielecka 3, łomżyńska 2, lubelska 5, płocka 2, radomska 3, siedlecka 3 - wymieniona już wyżej suwalska tylko owych 2 Litwinów.) Natomiast ludność prawosławna nie brała udziału w wyborach ogólnych i głosowała osobno, wybierając własnego posła, jako rzekomego 35-go przedstawiciela ludności Królestwa. Na ziemiach litewsko-białoruskich na ogólną liczbę 42 posłów obrano 20 Polaków i 1 polonofilskiego katolika - Łotysza, który też zasiadał w Dumie • Od udziału w wyborach — jak w całej ówczesnej Europie — odsunięte były kobiety. Ponadto, odsunięci byli „koczownicy", to znaczy, na ziemiach polskich, Cyganie. Także i niektórzy, nie mający stałego miejsca zamieszkania, robotnicy rolni. Wszystkie inne warstwy ludności miały prawo do udziału w wyborach. Ale głosy ich miary niejednakową wagę. Robotnicy w miastach byli szczególnie upośledzeni. „Potrzeba było trzech głosów robotniczych dla zrównoważenia jednego głosu chłopskiego" (cytata z innej mojej książki). „Jeden glos wielkiego właściciela ziemskiego równał się trzem glosom burżuazji, 15 glosom chłopów i 45 głosom wyborców z kurii robotniczej" (Łukawski). ,Ale ziemianie i burżuje stanowią tak drobny ułamek liczby ludności, że danie ich głosom większego ciężaru nie mogło zrównoważyć przewagi liczebnej innych warstw, a zwłaszcza chłopów. (...) W istocie, decydującą rolę w wyborach odgrywali chłopi" (cytata z innej mojej książki). Wybory były dwu, a czasem nawet trzystopniowe. Ludność zwana „prawyborcami" obierała delegatów („wyborców"), którzy w każdej „guberni" zbierali się na zgromadzenie, na którym obierali posłów do Dumy. Oczywiście, chłopi mieli w tych zgromadzeniach przewagę nad przedstawicielami innych warstw, a w wielkich miastach robotnicy i drobni mieszczanie nad burżuazją i inteligencją. 373 w Kole Polskim, a więc równo połowę członków Kola Polskiego, a obok tego 7 Żydów, 6 Białorusinów, 4 Litwinów, 3 Rosjan i 1 Rusina. (Miasto Wilno 1 Żyda, gubernie: wileńska 6 Polaków i nikogo innego, mińska 7 Polaków, 1 Żyda i 1 Białorusina, grodzieńska 3 Polaków, 2 Żydów, 1 Rosjanina i 1 Rusina, kowieńska 1 Polaka, 4 Litwinów i 1 Żyda, witebska 2 Polaków, 1 propolskiego Łotysza-katolika, 2 Żydów i 1 Rosjanina, mohylewska 1 Polaka, 1 Rosjanina i 5 Białorusinów.) W mieście Wilnie w następnych trzech wyborach do Dumy, w roku 1907, drugi raz w 1907 i w 1912, wybierano stale posłów-Polaków.* Na ziemiach ruskich (Ukrainie, Wołyniu i Podolu) rola Polaków okazała się dużo mniejsza, ale i tam obrano do pierwszej Dumy 5 Polaków na 42 posłów. (3 na Wołyniu, 2 na Ukrainie, nikogo na Podolu. Posła-Polaka obrano natomiast do II Dumy na Podolu, natomiast nikogo na Ukrainie i Wołyniu.) W rosyjskim senacie, będącym przedstawicielstwem górnych warstw społecznych, mniej więcej wszyscy przedstawiciele z Litwy, Białorusi, Inflant i ziem ruskich byli Polakami. Wśród posłów polskich z Królestwa wszyscy byli narodowcami lub sympatykami narodowców, nikt - członkiem lub zwolennikiem innych stronnictw. Np. do pierwszej Dumy wybranych zostało w Królestwie 26 członków Ligi Narodowej lub Stronnictwa Demokratyczno-Narodowego, 5 członków innych organizacji, spokrewnionych z obozem narodowym i 3 bezpartyjnych sympatyków obozu narodowego, nikt - z przeciwników obozu narodowego. Układ sił politycznych dobrze ilustruje przykład Warszawy, gdzie na zebraniu wyborczym, wybierającym 2 posłów do Dumy w dniu 26 kwietnia 1906 roku, na ogólną liczbę 80 wyborców było 60 narodowców i 20 przedstawicieli innych kierunków. To prawda, że socjaliści bojkotowali wybory, a więc nie mieli przedstawicieli na zebraniach wyborczych. Ale w Warszawie głosowało 64,3 procent uprawnionych do głosowania. „Taka frekwencja wcale nie świadczy o bojkocie wyborów, przeciwnie, może się zdarzyć w każdym kraju o utrwalonym, demokratycznym ustroju, a tym bardziej w kraju, od dawna od wyborów odwykłym".* Z tych 64,3 procent głosowało na kandydatów narodowych 53 procent. Wyraźniejszy wpływ miał socjalistyczny bojkot na wybory w Łodzi. Głosowało tam tylko 32 procent osób uprawnionych (dane Łukawskiego). Od wyborów wstrzymywała się także część Żydów, co miało wpływ na wyniki wyborcze w Warszawie i Łodzi do I, II i III Dumy. * W innych guberniach w wyborach do II Dumy te samą co poprzednio liczbę Polaków obrano w guberniach wileńskiej, witebskiej i mohylewskiej, natomiast w guberniach grodzieńskiej, kowieńskiej i mińskiej liczba Polaków spadła z 11 do 1. W wyborach do III i IV Dumy wciąż obierano tylko Polaków na Wileńszczyźnie, ale gdzie, indziej przewaga polska na ziemiach litewsko-bialoriiskich została złamana. * Cytata z innej mojej książki. 374 Sytuacja gwałtownie się zmieniła w wyborach do IV Dumy. Solidarne wystąpienie żydowskie (w połączeniu z polską lewicą) i obecność polskich kandydatów nienarodowych, którzy zebrali część głosów polskich, sprawiły, że w Warszawie i Łodzi obrani zostali posłowie, będący w istocie kandydatami żydowskimi, w Warszawie Polak, komunista Jagiełło, w Łodzi mówiący językiem „jidysz" liberal-Żyd, dr Bomasz. Nie wstąpili oni w Dumie do Kola Polskiego, lecz do stronnictw rosyjskich, pierwszy do wspólnego koła bolszewicko-mieńszewickiego, drugi do rosyjskiej partii konstytucyjnych demokratów („kadetów"). Tak więc w wyborach do IV Dumy dwa największe miasta polskie obrały kandydatów, należących do stronnictw rosyjskich, a nie do reprezentacji politycznej polskiej. Stało się to dzięki postawie ludności żydowskiej. Wywołało to ogromny wstrząs w polskiej opinii publicznej. Jego skutkiem było ogłoszenie bojkotu gospodarczego Żydów i ostateczne zerwanie w zaborze rosyjskim z próbami pojednawczego ustosunkowania się do społeczności żydowskiej. Na ziemiach wschodnich w wyborach do Dumy obierani byli częściowo narodowcy, a częściowo polscy konserwatyści. Ważnym wydarzeniem w zaborze rosyjskim było ogłoszenie przez cara w 1905 roku aktu tolerancji religijnej. Nie była to tolerancja całkowita: nie oznaczała ona zezwolenia na wznowienie cerkwi unickiej. Wobec tego dawni unici wstąpili do Kościoła katolickiego w obrządku łacińskim. Było ich 200 czy też 300 tysięcy. Także i nieliczna kategoria dzieci z małżeństw mieszanych, katolicko-prawosławnych (np. dzieci urzędników rosyjskich, którzy się pożenili z Polkami-katoliczkami) mogła przejść otwarcie do Kościoła katolickiego. Rosjanie zbudowali w Warszawie na Placu Saskim, w najwyższym punkcie miasta, ogromny sobór prawosławny, nadający sylwecie miasta cechę bizantyńską. W roku 1878 zanosiło się - w związku z wojną rosyjsko-turecką 1877/78 roku - na wybuch wojny angielsko-rosyjskiej. W związku z tym, agenci wywiadu angielskiego, także i agenci tureccy, próbowali nawiązać kontakt z Polakami, by wywołać w zaborze rosyjskim nowe polskie powstanie dla dywersji w interesie Turcji i Anglii. „Pewne koła angielskie (...) w r. 1877 chciały wyzyskać polskie nastroje przeciwrosyjskie i wyrażały nawet gotowość udzielenia pomocy pieniężnej. (...) W 1878 roku (...) przez 6 tygodni był flirt, a potem od razu 400 tysięcy franków, oraz zapewnienie 10 milionów w ciągu 2 tygodni" (Pobóg-Malinowski, za przedstawicielem Piłsudskiego, Jodką). „W (...) 1877-8 roku zaczęto przygotowania powstańcze; istniała już organizacja, tylko została przez władze rosyjskie wykryta. Nawet później, na kilkanaście lat przed końcem stulecia, gdy się zanosiło na konflikt zbrojny Rosji z Anglią na tle rywalizacji w Azji Środkowej zjawili się w Warszawie jacyś nieznani ludzie, przepytujący się, czy nie dało by się zrobić powstania. Tym razem żadnego już materiału na powstanie nie było" (Dmowski). Minęły już czasy, gdy „Adam Czartoryski za wojny krymskiej, a jego syn Władysław za powstania styczniowego konferowali bezpośrednio z Napoleonem III, albo 375 z brytyjskimi mężami stanu. (...) Teraz partnerem dla Polaków był tylko agent brytyjskiej Intelligence Service" (Kukieł). Rzecz ciekawa, że Królestwem Kongresowym Rosja rządziła rękami niemieckimi. Niemal wszyscy wyżsi urzędnicy rosyjscy w Królestwie w 1914 roku to byli Niemcy.* Tyle o zaborze rosyjskim. * w zaborze pruskim wielką przemianę w położeniu żywiołu polskiego stanowiło zwycięstwo niemieckie nad Francją w 1870/71 roku i utworzenie cesarstwa niemieckiego, a wiec wielkie wzmożenie pruskiej i niemieckiej potęgi. Był to fakt, który nastąpił w niecałe 7 lat po zakończeniu powstania styczniowego. Bismarck i wszystkie inne czołowe czynniki pruskie poczuły się tak silne, że uznały za stosowne mocno uderzyć zarówno w polskość, jak w katolicyzm, co zresztą było także dodatkowym uderzeniem w polskość. Uderzeniem bismarckowskim w katolicyzm był tak zwany „Kulturkampf", czyli walka o zachowanie „czystości kultury niemieckiej", rzekomo zagrożonej przez Kościół katolicki. W maju 1873 roku Prusy wydały szereg ustaw, ograniczających prawa Kościoła. (To w wyniku tych ustaw narzucona została katolikom w Niemczech a także i w zaborze pruskim zasada, że ślub kościelny musi być poprzedzony ślubem cywilnym.) Ustawy te godziły w katolicyzm niemiecki, ale przede wszystkim godziły w społeczeństwo polskie. Między innymi spowodowały konflikt między rządem pruskim, a arcybiskupem gnieźnieńskim, wciąż przez Stolicę Apostolską uważanym za Prymasa Polski, Mieczysławem Ledóchowskim. Powodem konfliktu było, że rząd pruski nakazał, by nauka ' Niemal równocześnie, bo w roku 1925 i 1923 ogłosili spis tych urzędników Roman Dmowski i rosyjski generał A. A. Brusiłow. Spisy te nie są identyczne: jeden z autorów wymienia niektórych dygnitarzy, których drugi pominął. Jest to dowodem, ze sporządzili te listy niezależnie od siebie. Dmowski podaje, że general-gubematorem w Warszawie był von Skalon, luteranin pochodzenia francuskiego (hugenockiego), mówiący w rodzinie po niemiecku, jego zastępcami Essen, Uthof i Rausch von Traubenberg, gubernatorem warszawskim baron von Korff, jego pomocnikiem Gresser, prokuratorem Izby sądowej Herschelmann, jego pomocnikiem Hessen, dyrektorem filii Banku Państwa baron von Tiesenhausen, szefem policji warszawskiej Meyer, mianowanym przez rząd prezydentem miasta - Miiller. „Tylko kurator okręgu szkolnego nosił nazwisko rosyjskie" (Dmowski). Na liście generała Brusiłowa, pochodzącej zdaje sie z nieco wcześniejszej daty, figuruje 11 tych samych nazwisk: von Skałon, Essen, Uthof, Rausch von Traubenberg (określony jako baron), Korff, Gresser, Herschelmann, Hessen (podany jako Hesse), Tiesenhausen, Meyer i Miiller, z tym że kilku z nich sprawuje nieco inne funkcje. Natomiast Brusiłow podaje 6 nazwisk dodatkowych: naczelnik zarządu zamkowego Tisdel, naczelnik Izby Kontroli von Minzlow, prokurator Leiwin, oficerowie sztabowi przy generał-gubematorze Egestrom i Fechtner, naczelnik kolei nadwiślańskiej Gesket. „Byłem mianowany (...zastępcą Skalona jako dowódcy wojsk w Kongresówce - J. G.) i stanowiłem jakiś jaskrawy dyspnans: Brusiłow" (Brusiłow). O swoim zwierzchniku, generał-gubernatorze Skalonie, Brusiłow pisze: „był to więcej dworak niż żołnierz, Niemiec do szpiku kości. Odpowiadały temu jego sympatie. Uważał on, że Rosja powinna być w nierozerwalnej przyjaźni z Niemcami, przy czym uważał, że Niemcy powinni Rosją komenderować". 376 religii w szkołach wykładana była w języku niemieckim. Arcybiskup Ledóchowski zarządził, że ma ona być nadal wykładana po polsku. Wszyscy nauczyciele go usłuchali. Rząd pruski pozbawił ich posad. Arcybiskup ustanowił naukę religii poza szkołami. Rząd pruski uznał postawę arcybiskupa za przestępstwo. ,,W 1873 wytoczono prymasowi sprawę sądową. Skazano go na dwuletnie więzienie. Do więzienia poszli biskupi — poznański i gnieźnieński, a za nimi wszyscy niemal dziekani i wielu proboszczów. Około stu parafii było bez pasterzy. Sześć lat toczyła się walka między <żelaznym kanclerzem > (Bismarckiem) a katolikami polskimi i niemieckimi" (Kukieł). Uwięzionego prymasa papież Pius IX mianował kardynałem. Po dwóch latach więzienia został on zwolniony z więzienia, ale wygnany z Niemiec. Udał się do Rzymu i stamtąd zarządzał swoją diecezją. Walkę z Kościołem Bismarck ostatecznie przegrał. Zawarł on kompromis z nowym papieżem Leonem XIII, polegający na tym, że w istocie cofnął prawie wszystkie antykatolickie zarządzenia. Kościół katolicki, zarówno w Niemczech, jak na ziemiach polskich „wychodził z niej (tj. z walki) nie złamany, ale okrzepły" (Kukieł). Ale kompromis ten miał dotkliwą stronę, ujemną dla narodu polskiego: kardynał Ledóchowski zgodził się zrzec się w 1885 roku dobrowolnie swej godności arcybiskupiej, a w roku 1892 został głową papieskiej kongregacji rozpowszechnienia wiary („de propaganda fide"), czyli głową katolickiej akcji misyjnej w świecie, którym pozostał do śmierci (w 1902 roku). Natomiast arcybiskupem gnieźnieńskim i poznańskim został mianowany ks. Juliusz Dinder, zresztą zacny i życzliwy Polakom, mówiący po polsku, ale Niemiec, niemiecki Warmiak. Sprawował on potem tę godność bardzo krótko (1886-1890), gdyż wkrótce umarł. Następcą jćgo został znowu Polak, ks. Stablewski. W wyniku Kulturkampfu narodziło się w Niemczech wielkie, katolickie stronnictwo polityczne pod nazwą Centrum. Początkowo, było ono sprzymierzone z Polakami tak, że niektóre osiągnięcia Polaków w obronie Kościoła i religii osiągnięte zostały do spółki z Centrum. Przez długi czas parlamentarną reprezentację polskiego Górnego Śląska, a po części i Warmii, sprawowało Centrum. Ale z biegiem czasu zatarły się spory tej partii z rządami pruskim i niemieckim, stało się ono zwykłym niemieckim stronnictwem i znalazło się ono — właśnie głównie na Górnym Śląsku i na Warmii — z Polakami w zatargu i walce. Obok walki z katolicyzmem — zarówno polskim, jak niemieckim — rządy pruskie i niemieckie potężnie wzmogły, poczynając od 1871 roku, bezpośrednią walkę z polskością. We wszystkich dziedzinach zaostrzono ucisk polskości. Dążeniem niemieckim było całkowicie polskość wytępić, zmusić Polaków pod zaborem pruskim do tego, by stali się Niemcami. Jeden z niemieckich dygnitarzy określił to, że trzeba Polaków „ausrotten" (wytępić). Było to to samo, co w zaborze rosyjskim, ale stosowane rozumniej i z większą jeszcze bezwzględnością. Polacy w zaborze pruskim byli w dodatku w o tyle gorszym położeniu niż w rosyjskim, że nie działało na ich korzyść poczucie wyższości kulturalnej, jakie mieli Polacy wobec Rosjan. Niemcy przybierali postawę wyższości kulturalnej wobec Polaków — i co słabsi Polacy, zwłaszcza 377 na Śląsku, na Warmii, a nawet i miejscami na Pomorzu, zaczynali tę wyższość uznawać, co sprzyjało wynarodowieniu w środowiskach najbardziej słabych i biernych. Ze szczególnych aktów niemieckiej akcji antypolskiej wymienić należy następujące. W roku 1894 założono niemiecką organizację, nazwaną później oficjalnie ,,Ostmarkenverein" (związkiem kresów wschodnich), a przez Polaków nazywaną „Hakatą" (od pierwszych liter nazwisk założycieli, Hannemanna, Kennemanna i Tiedemanna), której jawnym, oficjalnym celem była walka z polskością i organizowanie sposobów szkodzenia polskości. Jednym z wyników działalności Hakaty było na przykład wprowadzenie zasady, że Niemiec, osiedlający się na ziemiach polskich np. jako rzemieślnik, kupiec, lekarz czy adwokat, otrzymuje specjalny, stały zasiłek pieniężny, po to, by móc w swoim zawodzie skuteczniej konkurować z Polakami. W roku 1886, uchwałą parlamentu pruskiego uworzona została Komisja Kolonizacyjna, z ogromnym budżetem, pochodzącym z pieniędzy podatkowych, a więc i z kieszeni Polaków, której zadaniem było wykupywanie ziemi z rąk polskich i osadzanie na nich kolonistów niemieckich. W roku 1908 wprowadzono w zaborze pruskim ustawę o wywłaszczeniu, pozwalającą na przymusowe zagarnięcie przez Komisję Kolonizacyjna ziemi, należącej do Polaków i przeznaczenie jej dla niemieckich kolonistów. (Zdążono zresztą — przed wybuchem wojny w 1914 roku — zastosować tę ustawę w praktyce tylko w nielicznych wypadkach). W szkołach w zaborze pruskim skasowano ostatnią resztkę roli polskiego języka: modlitwę w języku polskim przed lekcjami. Wstrząsnęły w roku 1901 całym narodem polskim i sporą częścią świata wypadki we Wrześni w Poznańskiem: dzieci w szkole oparły się nowemu zarządzeniu i mówiły pacierz głośno po polsku, nauczyciele odpowiedzieli na to okrutnym biciem i katowaniem dzieci, krzyki dzieci sprawiły, że zbiegli się rodzice, tłum wtargnął do szkoły i pobił nauczycieli. Rodzice ci zostali za to surowo ukarani w głośnym procesie. Sprawa odbiła się ogromnym echem, do czego przyczynił się w niemałym stopniu Sienkiewicz, głośny wtedy dzięki powieści „Quo vadis", apelując do opinii całego świata. Zabroniono Polakom budowania budynków na swojej ziemi bez każdorazowego, indywidualnego zezwolenia, a takiego zezwolenia z reguły odmawiano. Chłop Michał Drzymała pod Wolsztynem znalazł w roku 1904 wyjście z tego położenia, mianowicie kupił wóz cygański, ustawił go na swoim gruncie i zamieszkał w nim. Proces o to, czy ma prawo to zrobić, toczył się potem przez 10 lat. Pomimo wszechstronnego ucisku, Polacy w zaborze pruskim bronili się zawzięcie i z powodzeniem. Okazało się, że Polacy wykupują od niemieckich kolonistów więcej ziemi niż Komisja Kolonizacyjna i prywatni Niemcy razem kupują od Polaków. Wroku 1913polskiespółdzielniekredytowewzaborze pruskim liczyły 150000 członków, głównie chłopów. Główny organizator tych spółdzielni, ksiądz Wawrzyniak (zmarły w roku 1910), nazywany byl przez Niemców „polskim ministrem finansów". Spółdzielnie te w wybitnym stopniu przyczyniły się 378 do przeciwstawienia się kolonizacji niemieckiej i do wykupywania ziemi z rąk niemieckich. Jeszcze w dziewiętnastym wieku Bismarck drwił z Polaków z trybuny parlamentarnej, zachęcając ich, by sprzedawali swoje majątki i wyjeżdżali z pieniędzmi do domu gry w Monako. Ale w roku 1902 kanclerz niemiecki Biilow oświadczał, że Polacy „mnożą się jak króliki" (przyrost ludności polski byl trzy razy większy od niemieckiego) i Niemcy muszą się przed niebezpieczeństwem polskim bronić. Zniewaga Bismarcka wobec polskich ziemian, że sprzedają swoje majątki, by swoje zasoby pieniężne przegrać w Monako, okazała się nieuzasadniona: ziemianie, tak jak chłopi, okazali się solidarni narodowo i ziemi swojej bronili. Polacy w zaborze pruskim byli wciąż wielką potęgą, przez swoją solidarność, patriotyzm i gotowość do poświęceń oraz rosnącą zamożność i narodową oświatę. Dowodem siły żywiołu polskiego pod panowaniem pruskim i niemieckim były stale wyniki wyborów do sejmu pruskiego i parlamentu niemieckiego, te ostatnie odbywane wedle ordynacji bardzo liberalnej, tajne, powszechne i równe, w których uczestniczyły wielkie masy ludności. Na przykład w roku 1907 w wyborach w Poznańskiem do parlamentu niemieckiego obrano 11 posłów Polaków wobec 4 Niemców, a w tak zwanych Prusach Zachodnich, które obejmowały nie tylko polskie Pomorze, lecz i rozległe ziemie o ludności niemieckiej, wokół Gdańska, Elbląga, Kwidzyna i Człuchowa 4 Polaków wobec 9 Niemców. (Na Warmii, gdzie przedtem obierano czasem 1 Polaka, w roku 1907 Polaka nie obrano, a tylko 2 Niemców-centrowców). Godna uwagi zmiana nastąpiła na Górnym Śląsku. Dotychczas, Polacy pod zaborem pruskim stali na stanowisku uznawania granic przedrozbiorowych, to jest z roku 1772 i wskutek tego obierali do niemieckiego parlamentu tylko posłów z Poznańskiego i Prus Królewskich łącznie z Warmią. Górny Śląsk do Polski bezpośrednio przedrozbiorowej nie należał i wobec tego obóz polski kandydatów tam nie wysuwał, zostawiając przedstawicielstwo tamtejszej polskiej ludności niemieckiej katolickiej partii Centrum. (Polacy czytywali tam założone w roku 1869 przez bojownika o polskość Karola Miarkę pismo „Katolik", wychodzące w języku polskim i broniące polskiego języka i kultury, ale politycznie popierające niemieckie Centrum). Ale w roku 1901 założone tam zostało, pod redakcją Wojciecha Korfantego, Górnoślązaka, członka Ligi Narodowej, pismo „Górnoślązak", które zerwało z partią Centrum. Liga Narodowa uchwaliła, że trzeba zerwać ze sztywnym trzymaniem się prawowierności przedrozbiorowej i że Górny Śląsk ma się politycznie przyłączyć do Poznańskiego i Pomorza i wybierać odtąd nie centrowców, lecz posłów, którzy razem z Poznaniakami i Pomorzanami zasiądą w Kole Polskim. W myśl tego wskazania Wojciech Korfanty znalazł się w otwartej walce z Centrum i w wyborach do parlamentu niemieckiego w roku 1903 został wybrany jako pierwszy otwarcie polski poseł z Górnego Śląska. W roku 1907, w nowych wyborach, obrano na Górnym Śląsku 5 Polaków, wobec 7 Niemców, z czego 6 „centrowców", między którymi byli i zgermanizowani Polacy. Tak więc Koło Polskie w parlamencie niemieckim w roku 1907 liczyło 20 postów 379 (11 z Poznańskiego, 5 z Górnego Śląska i 4 z Pomorza — nikt z Warmii), a zabór pruski powiększył się p>olitycznie o dużą, nową prowincje: Górny Śląsk. (W ostatnich przed wielką wojną wyborach sytuacja uległa pewnemu pogorszeniu: wybrano 11 Polaków z Poznańskiego, 4 z Górnego Śląska, 3 z Pomorza i nikogo z Warmii — razem 18). Aby nadać polskim ziemiom cechę niemiecką, Niemcy w zaborze pruskim zmieniali nazwy miejscowości z polskich na niemieckie. Czynili to stopniowo, bo jednoczesna, masowa zmiana nie byłaby się przyjęła. Tak więc dopiero w roku 1904 InowrocJaw (po niemiecku dotąd Inowrazlaw) w Poznańskiem został przemianowany na Hohensalza, a dopiero w 1916 roku Zabrze na Górnym Śląsku na Hindenburg. W przeciwieństwie do ucisku, jaki znosić musieli Polacy w zaborze rosyjskim, a zwłaszcza pruskim, znacznej poprawie uległo w tymże samym okresie popowstaniowym położenie narodu polskiego w zaborze austriackim. W wyniku doznanych klęsk, a zwłaszcza przegranej wojny z Prusami w roku 1866 Austria uznała za stosowne dokonać przebudowy swego ustroju w kierunku decentralizacji. Przekształciła się więc w państwo tak zwane „dualistyczne", złożone z dwóch połów,będących w istocie dwoma osobnymi państwami, złączonymi unią: cesarstwo austriackie i królestwo węgierskie, czyli razem Austro-Węgry. Cesarz austriacki został więc zarazem osobnym królem węgierskim. Polski zabór austriacki, tak zwana Galicja, pozostał nadal częścią Austrii, ale uzyskał spory zakres autonomii. Tak więc utworzony został we Lwowie osobny rząd dzielnicowy galicyjski, zwany Wydziałem Krajowym oraz dzielnicowy sejm galicyjski. (Obok tego Galicja obierała posłów do parlamentu austriackiego w Wiedniu i uczestniczyła w rządach całym państwem austriackim, w ten sposób że czasami Polacy zostawali premierami rządu austriackiego - np. Kazimierz Badeni, namiestnik Galicji w latach 1888-1895 i premier austriacki w 1895-1897 — albo członkami rządu austriackiego — np. Agenor Gołuchowski, austriacki minister spraw zagranicznych w latach 1893-1906, Leon Biliński, austrowęgierski minister skarbu w latach 1912-1914, a polski w roku 1919, albo Stanisław Głą.biński, narodowiec, późniejszy minister i wicepremier w niepodległej Polsce, austriacki minister kolei w roku 1911).* W Wiedniu utworzone zostało osobne ministerstwo Galicji (z niemiecka nazwane ministerstwem dla Galicji). * Musiał on przyjąć tę godność w państwie zaborczym wbrew swej woli, zmuszony koniecznością polityczną. Pisał potem w swoich pamiętnikach, że „był to tragiczny dzień w moim życiu. Co niektórzy politycy uważali za ? zapytywałem. (...) Jadąc natrafiliśmy znowu w różnych punktach na ludzi, powieszonych masowo na drzewach. Przestaliśmy prawie rozmawiać ze sobą, gdyż to barbarzyństwo zamykało nam usta". "W dalszej części swych pamiętników Witos opowiada o masowym wieszaniu przez Austriaków w Galicji Środkowej w roku 1915 Polaków, sprzyjających koalicji antyniemieckiej. 384 części białoruskiego i latgalskiego na polskich ziemiach wschodnich w zaborze rosyjskim oraz w Galicji Wschodniej w zaborze austriackim. Odrodzenie się narodowości, pozostających w uśpieniu, było ogólnym zjawiskiem dziewiętnastego wieku. W pierwszym rzędzie obudzili się do narodowego życia i stworzyli sobie żywotne, wręcz potężne życie kulturalne i polityczne Czesi, pozostający dotąd przez dwa wieki w stanie zupełnej martwoty pod naciskiem austriackim oraz Flamandowie w Belgii, gdzie poprzednio wszechwładnie panowała francuszczyzna. Ale wkrótce po nich takie same ruchy narodowo-odrodzeńcze pojawiły się wśród Finów (doUd mieli w Finlandii przewagę miejscowi Szwedzi), Estończyków, Łotyszów, Słowaków, Słoweńców, Łużyczan, siedmiogrodzkich Rumunów, Basków, Bretończyków, Walijczyków, Retoromanów, także i wśród Polaków na Śląsku (Górnym i Cieszyńskim). Nic więc w tym nie ma dziwnego, że także i na ziemiach polskich grupy ludności, mówiące innymi językami niż polskim, zaczęły swoje języki pielęgnować, pisać w tych językach poezje, wydawać książki i gazety i organizować się w duchu językowej czy też narodowej odrębności. Odrębność ta mogła mieć dwojaki charakter. Z jednej strony, mogła oznaczać ukształtowanie się całkiem odrębnej narodowości, co w dalszym ciągu prowadzić mogło, lub musiało do narodzenia się pragnienia posiadania własnego, niepodległego państwa; przykładem takiego kierunku rozwoju narodowego są Czesi, Estończycy, Łotysze, a po części Słowacy i Słoweńcy. Z drugiej strony mogło oznaczać ukształtowanie się prądu odrębności regionalnej w obrębie innego narodu, nie stawiającego sobie programu odrębności politycznej. Szczególnie charakterystycznym przykładem są tu Walijczycy w obrębie Wielkiej Brytanii.* Prądy narodowe wśród ludności niepolskiej na historycznych ziemiach polskich przybrały przeważnie kierunek całkowicie odśrodkowy w stosunku do polskości i głoszący narodową odrębność. Częściowo było to wynikiem skłonności samorzutnych. Ale skłonności te były popierane przez planową akcję państw zaborczych, które zmierzały do osłabienia polskości, przez przeciwstawienie jej prądów separatystycznych ruskich, litewskich i innych. Najsilniej przejawiła się dążność odśrodkowa wśród Rusinów. Jest rzeczą naturalną, że Rusini — czyli Ukraińcy — na Ukrainie naddnieprzańskiej skrystalizowali się jako naród, nic nie mający wspólnego z polskością i zawzięcie jej wrogi: przyczyniły się do tego tradycje kozackie i kozackich * Pielęgnują oni swój język w literaturze, w odrębnych gazetach, w swoich — kilku — protestanckich Kościołach, w radiu, w zjazdach narodowych, po części w szkolnictwie, ale nie dążą do odrębności politycznej. Przykładem postawy walijskiej jest dziennikarz językowo walijski Dawid Lloyd George (1863-1943), który będąc Walijczykiem, był równocześnie patriotą ogómo- -brytyjskim i został ministrem (kilkakrotnie) i premierem (w latach 1916-1922) w Wielkiej Brytanii, stanowiącej całość, której Walia jest częścią. To prawda, że po II wojnie światowej narodził się w Walii prąd nacjonalistyczny o dalej posuniętych żądaniach odrębności. Prąd ten zdołał wybrać kilku posłów do brytyjskiego parlamentu. Ale w powszechnym głosowaniu w Walii na temat udzielenia jej skromnego zakresu autonomii, Walijczycy masowo głosowali przeciwko tej autonomii. 25—Hist. Nar. Poi., t. II 385 wojen, społeczne przeciwieństwo ruskich chłopów wobec polskich ziemian, a także odrębność wyznaniowa od Polaków i geograficzne oddalenie od rdzennej Polski. Nie było jednak taką samą koniecznością historyczną oddzielenie się Rusinów halickich (galicyjskich) od Polski: nie byló tam tradycji kozackich, a związek tej ziemi z Polską był szczególnie dawny i mocny. Prąd propolski wśród Rusinów był tam silny. Prądy odśrodkowe — staroruski, a potem ukraiński — zrodziły się tam samorzutnie, ale wzrosły do znacznej potęgi dzięki poparciu rządu austriackiego, bez czego takiej siły i powszechności nie byłyby przybrały. Nie ulega wątpliwości, że Ukraińcy w byłej Galicji są dziś całkowicie skrystalizowanym, odrębnym narodem.* Nieco inny charakter miało odrodzenie się narodowości litewskiej. Jeszcze w powstaniu styczniowym chłopi litewscy masowo uczestniczyli, przyjmując postawę patriotów polskich. Odrodzenie językowe nie stało ani wówczas ani nawet znacznie później w sprzeczności z poczuciem przynależności do narodu polskiego. Jeszcze w roku 1895 Roman Dmowski pisał we Lwowie w rozprawie, dotyczącej sprawy litewskiej: „Nie ma dwóch patriotyzmów: polskiego i litewskiego, ale jest jeden wspólny, jak jest jedna, wspólna wszystkim ojczyzna. Postęp cywilizacyjny ludu litewskiego leży w interesie całej Polski, a zatem obrona języka i popieranie rozwoju literatury litewskiej jest jednym z artykułów patriotyzmu polskiego. Język litewski, jako jeden z naszych języków narodowych, zasługuje na pielęgnowanie na równi z polskim". Język litewski był prześladowany przez rząd rosyjski, który w latach 1864-1905 zabraniał drukowania w tym języku czegokolwiek w alfabecie łacińskim i nakazywał używać alfabetu rosyjskiego, co Litwini jednomyślnie odrzucali. Drukowali oni swą literaturę i prasę, oczywiście w alfabecie łacińskim, na tak zwanej Litwie Pruskiej, pod władzą niemiecką, głównie w Tylży i Ragnecie (dziś do Litwy nie należących) i systematycznie przemycali ją i w sposób nielegalny po całej Litwie rozpowszechniali, w podobny sposób, jak polskie wydawnictwa narodowe, drukowane w Krakowie i zwłaszcza we Lwowie przemycane były do Królestwa Kongresowego. Jeszcze w roku 1919 prąd propolski i antypolski niemal się równoważyły na Litwie i ze strony polskiej występowano z projektem przyłączenia Litwy do Polski jako jednostki autonomicznej. Kierunek jednak antypolski, potężnie popierany przez Rosję Sowiecką i przez Niemców, zwyciężył tam i Litwa skrystalizowała się jako państwo odrębne, wrogie Polsce, przy czym ludność polska, szczególnie liczna w mieście Kownie i w jego okolicy była w tym państwie przez cale dwudziestolecie międzywojenne bezwzględnie uciskana. * Ale nie brak było Rusinów, też Ukraińców, takich, którzy uważali, że Ziemia Halicka powinna mimo wszystko należeć do Polski. Biskup unicki w Stanislawowie, ks. Grzegorz Chomyszyn, oświadczy) publicznie miedzy wojnami, że leży w interesie ludności ruskiej, czyli ukraińskiej pozostawać w granicach Polski, gdyż niepodległa Ziemia Halicka nie byłaby zdolna do życia, a przyłączenie się do Ukrainy Naddnieprzańskiej oznaczałoby dostanie się pod władze państwa ateistycznego. 386 Należy tu zauważyć, że Wilno i Wileńszczyzna, mimo że Litwini nieprzerwanie walczyli o przyznanie ich im, a poczynając od 1940 roku, z woli Rosji Sowieckiej, zostały one do Litwy przyłączone, wcale nie są częścią właściwej Litwy. Jest to kraj, podbity przez Litwinów, mianowicie około roku 1320 przez Giedymina, który przeniósł tam swoją stolicę. Był to kraj prawie bezludny, na pograniczu właściwej Litwy i Białorusi. Kolonizacja polska (przez jeńców wojennych i przymusowych przesiedleńców) zaczęła się tam za czasów jeszcze Litwy pogańskiej. Wileńszczyzna stopniowo całkowicie się spolszczyła. Wilno było zawsze częścią — i stolicą — Litwy historycznej, ale częścią Litwy historycznej były także Brześć Litewski, Mińsk Litewski, a nawet Witebsk, Połock i Mohylew. Częścią jednak Litwy etnicznej Wilno i Wileńszczyzna nigdy nie były.* Na Inflantach wytworzył się ruch „latgalski" podobny do litewskiego, lecz o wiele bardziej propolski. W latach 1906 i 1907 obrani na Inflantach posłowie do Dumy rosyjskiej, Latgalczycy, zasiadali w Kole Polskim. W okresie międzywojennym dawne polskie Inflanty należały do Łotwy. Nawet i dzisiaj, wśród Latgalczyków (Łotyszów-katolików) żywe są sympatie polskie. Na Białorusi ruch narodowościowy był pierwotnie bardzo słaby. Narodowcy białoruscy używali wówczas dwóch alfabetów: katolicy łacińskiego, prawosławni rosyjskiego. Dzisiaj wszyscy Białorusini posługują się alfabetem rosyjskim. Mówiąc o okresie popowstaniowym, powiedzieć trzeba o ważnym zjawisku, jakim była emigracja zamorska.' Warunki gospodarcze w Europie i w Ameryce sprawiały, że wielkie było w Ameryce zapotrzebowanie na ludzi do pracy w szybko rozwijającym się i dobrze swoim pracownikom płacącym przemyśle, a także do osiedlenia się na dziewiczej roli (na stepie i w wykarczowanych lasach); a równocześnie uboga ludność europejska poszukiwała lepszej pracy i chętnie do Ameryki wyjeżdżała, by tam pracę (i ziemię) znaleźć. Wyjeżdżały do Ameryki rokrocznie milionowe masy, zarówno z Polski i ziem przyległych (a więc także Rusinów, Litwinów, Słowaków i Żydów), jak z takich krajów, jak Niemcy, Włochy czy Szwecja. Emigranci najczęściej wyjeżdżali z myślą o zarobieniu większej sumy pieniędzy i powrocie. Tak się nieraz zdarzało, że polski chłop wyjeżdżał do Ameryki, pracował tam 8 lub 10 lat i wracał z zaoszczędzoną sumą pieniędzy, ? Wedle polskiego spisu ludności z roku 1931 było na Wileńszczyźnie 59,7 procent Polaków, 22,7 Białorusinów, 8,5 procent Żydów, 5,5 procent Litwinów i 3,4 procent Rosjan. W samym mieście Wilnie wedle tego samego spisu 65,6 procent Polaków, 28,2 procent Żydów, 3,5 procent Rosjan, 0,9 procent Białorusinów i 0,8 procent Litwinów. W roku 1916 władze okupacyjne niemieckie przeprowadziły na Litwie spis ludności, wedle którego było w mieście Wilnie 50,1 procent Polaków, 43,5 procent Żydów, 2,6 procent Litwinów, 1,4 procent Rosjan i 1,3 procent Białorusinów. (Rezultaty spisu niemieckiego poza Wilnem są nieporównywalne z rezultatem spisu polskiego, bo przeprowadzone na terytorium o innych granicach, wykazały jednak wszędzie na Wileńszczyźnie polską przewagę. Rosja carska nigdy na Wileńszczyźnie uczciwego spisu ludności nie przeprowadziła). 387 za którą kupował sobie kawa! ziemi, albo wkłada! swe dolary w ulepszenie gospodarstwa odziedziczonego. Ale częściej zdarzało się inaczej: emigrant przyzwyczajał się do życia w Ameryce, odkładał powrót do Polski z roku na rok, a w końcu wyzbywał się całkiem zamiaru powrotu, żenił się w Ameryce z rodaczką i osiadał tam na stałe. Wytworzyło się w Ameryce stałe skupienie polskiej ludności, liczące jakieś 5 czy 6 milionów głów. Żyli oni przeważnie obok siebie, gdyż w tym samym miejscu znajdowali pracę. Wspólnym wysiłkiem stworzyli całe mnóstwo organizacji, instytucji i szkól, zaczęli wydawać cały szereg polskich gazet, ale przede wszystkim pobudowali polskie kościoły. W samym tylko mieście Chicago skupiło się około 600 000 Polaków (największe polskie skupienie w Ameryce), przy czym Polacy ci zbudowali — w mieście i okolicy — 59 polskich parafialnych, katolickich kościołów.* Wiele z nich dotąd zachowało charakter polski, choć wiele obecnie przestało być kościołami polskimi wskutek przemieszania się w mieście różnych narodowości, lub wskutek wynarodowienia młodych pokoleń. Społeczność polska w Ameryce (nazywana Polonią amerykańską), stała się bardzo dużym odłamem polskiego narodu, a zarazem zorganizowaną siłą, podobną do społeczności polskich pod trzema zaborami i dlatego czasem określanym jako „czwarta dzielnica". Odegrała ona później, zwłaszcza w okresie pierwszej wojny światowej, wielką rolę polityczną, pomagając do odbudowania Polski niepodległej. Podobną polską społecznością zamorską, choć mniejszą liczebnie i głównie rolniczą stali się w tym samym czasie Polacy w Bra-?ylii, głównie w stanie Parana. Tak wiec życie polityczne polskie toczyło się w poszczególnych dzielnicach odrębnie, choć pod względem kulturalnym (literackim itd.) było jednolite. Ale jednak podskórny nurt polityczny obejmował, mimo odmiennych pozorów, cały naród polski. W roku 1887 założona została w Szwajcarii (przez Z. Miłkowskiego, znanego jako powieściopisarz pod pseudonimem T.T. Jeż i przez innych emigrantów) tajna organizacja Liga Polska, której zadaniem było kierować życiem politycznym polskim w całej Polsce. Wkrótce przeniesiona została do kraju. Głównymi jej przywódcami w Polsce byli L. Popławski i R. Dmowski. Z założeniem tej organizacji wiąże się założenie w roku 1886 w Warszawie pisma „Głos", które redagowali mniej więcej ci sami ludzie, a które głosiło ideę narodową i polskiego patriotyzmu, a także jedności nie • Obliczone wedle rocznika katolickiego amerykańskiego na rok 1947 (The Official Catholic Directory), wydawanego w Nowym Jorku. Tamże 12 kościołów litewskich. 388 tylko kulturalno-językowej, ale także i politycznej całego polskiego narodu oraz widziało głównego przeciwnika Polski w narodzie niemieckim.* W roku 1893 Roman Dmowski, zaniepokojony przenikaniem jakichś niebezpiecznych (w istocie masońskich) wpływów do Ligi Polskiej, spowodował jej rozwiązanie i założył nową tajną organizację pod nazwą Ligi Narodowej. Była to organizacja liczebnie niewielka (wydawcy dzieła Kozickiego, jej historyka, podają liczbę jej członków, wynoszącą 705 nazwisk, w rzeczywistości było ich zapewne nieco więcej), ale w istocie sprawowała ona polityczne panowanie nad większą częścią polskiego narodu we wszystkich trzech zaborach (także i w Ameryce). Członkowie jej — często lekarze, adwokaci itp. — osiadali w poszczególnych zakątkach Polski, np. w miastach powiatowych i w ciągu dziesiątków lat organizowali tam wszelkiego rodzaju organizacje i stowarzyszenia, prowadzili akcję oświatową i propagandę polityczną, stając się w ciągu lat przywódcami politycznymi danej okolicy. Jednym z poczynań Ligi Narodowej było nielegalne przemycanie i szerokie rozpowszechnianie w każdym zakątku zaboru rosyjskiego popularnego, czytanego zwłaszcza przez chłopów czasopisma „Polak" i stojącego na wysokim poziomie intelektualnym miesięcznika „Przegląd Wszechpolski", wychodzących we Lwowie, a w zaborze rosyjskim zakazanych. (W zaborach austriackim i pruskim, a po roku 1905 i w zaborze rosyjskim Liga Narodowa rozbudowała nadto rozległą swoją prasę o charakterze legalnym). Pod kierunkiem Ligi Narodowej zorganizowane zostało we wszystkich trzech zaborach (nie od razu, bo w zaborze rosyjskim przed 1905 rokiem nie było to możliwe) legalne stronnictwo polityczne pod nazwą Narodowo-Demokratycznego. Od nazwy tej kierunek narodowy w Polsce nosi popularne przezwisko „endecji". Nazwa ta pokazuje, że stronnictwo to zarazem było narodowe, to znaczy walczyło z kierunkiem klasowym i międzynarodowym oraz przeciwstawiało się konserwatywnemu kierunkowi ugodowemu, który nie był demokratyczny. Liga Narodowa i stronnictwo Narodowo-Demokratyczne (później nazwane po prostu Narodowym) prowadziły walkę zarówno z ruchem socjalistycznym i pokrewnymi mu dążeniami powstańczymi, jak z obecnym we wszystkich trzech zaborach kierunkiem ugodowym wobec zaborców. Stały na stanowisku katolickim. Akcją swoją prowadziły naród polski we wszystkich jego warstwach, budząc w nich uczucia patriotyczne, poczucie narodowego obowiązku, gotowość do politycznej pracy i do poświęceń. Obejmowało wielkie masy chłopów, ale także bardzo wiele inteligencji, a obok tego drobnych i dużych mieszczan, robotników, ziemiaństwa i księży. Odbywane we wszystkich trzech zaborach od czasu do czasu wybory parlamentarne • Popławski napisał w „Głosie" w słynnym artykule pt. „Środki obronne" w roku 1887: „Nasi politycy marzą jeszcze o Wilnie i Kijowie, ale o Poznań mniej dbają, o Gdańsku zapomnieli prawie zupełnie, a o Królewcu i Opolu nie myślą zgoła. Czas już zerwać z tą tradycją, która pasowała na bohaterów Jeremich Wiśniowieckich, a na pastwę niemieckim katom oddawała Kalksteinów. Czas już po tylu wiekach błąkania się po manowcach wrócić na starą drogę, którą ku morzu trzebiły krzepkie dłonie wojów piastowskich". Był to początek odwrócenia się polskiej polityki od walczenia przede wszystkim z Rosją ku walczeniu przede wszystkim z Niemcami. 389 wykazywały, że bezpośrednio przed wybuchem wojny światowej w zaborze rosyjskim i pruskim miało ono wśród polskiej ludności druzgocącą przewagę, natomiast w zaborze austriackim miało ono za sobą około polowy tej ludności — chwilami więcej niż połowę, a chwilami mniej. Drugim obok „endecji" ruchem, odgrywającym historycznie rolę ogólnopolską byli socjaliści. Socjalizm jako zjawisko międzynarodowe narodził się w pierwszej połowie XIX wieku w Europie Zachodniej. Jego głównym twórcą i głosicielem był Karol Marks (Mara), 1818-1883, filozof i ekonomista żydowsko- niemiecki, który najpierw mieszkał w Niemczech, Francji i Belgii, ale potem większą część życia spędził w Anglii. Był on autorem wielkiego, teoretycznego dzieła socjalistycznego „Kapitał", a przedtem, do spółki z Engelsem, „Manifestu komunistycznego". Założeniami socjalizmu (zwanego też komunizmem lub marksizmem) była więc międzynarodowość, to znaczy nieuznawanie dążeń narodowych i patriotyzmu poszczególnych narodów oraz klasowość, pogląd, że istotą życia ludzkości jest walka poszczególnych klas i że nadszedł czas na nastanie w świecie rządów proletariatu, czyli klasy robotniczej. Cechą poglądu socjalistycznego byl także materializm, przekonanie, że ludzkość rządzona jest naprawdę przez interesy materialne, a nie przez żadne idee, takie jak miłość ojczyzny czy wiara w Boga. Socjalizm był ruchem zawzięcie wrogim religii. Ruch socjalistyczny stal się szybko w całym świecie popularny, gdyż glosil wyzwolenie klasy robotniczej, bardzo w XIX wieku wszędzie uciskanej i wyzyskiwanej (najwięcej w Anglii, gdzie rozwinął się ogromny przemysł, budujący dużą część swego powodzenia na bezwzględnym ucisku robotników). Liczne zastępy zarówno robotników, jak widzących niedolę robotnika członków innych warstw, poddały się przekonaniu, że socjalizm jest drogą do poprawy losu ludu pracującego i wstąpiły do szeregów socjalistycznych. Rozrostowi socjalizmu sprzyjało także i to, że byl to ruch wrogi religii i ateistyczny, a wiele było w owym czasie w świecie ludzi, buntujących się przeciwko religii. A wreszcie, sprzyjało rozrostowi socjalizmu to, że we wszystkich krajach zdarzali się ludzie, których nic nie obchodziła ojczyzna i którym odpowiadał pogląd, że trzeba wszystkie narody zjednoczyć, w jedną całość, w której narodów nie ma. Do tej ostatniej kategorii należeli przede wszystkim ludzie pochodzenia żydowskiego, ci, co odeszli od religii żydowskiej i przestali być członkami narodu żydowskiego, ale nie potrafili stać się prawdziwymi Anglikami, Francuzami, Niemcami, Rosjanami czy Polakami, a więc odpowiadał im pogląd internacjonalny (międzynarodowy). W Polsce ruch socjalistyczny zaczął się szerzej, potajemnie rozwijać poczynając od założenia w roku 1882 w Królestwie tajnej organizacji „Proletariat", której głównym działaczem był Ludwik Waryński, ostatecznie wykryty przez rosyjską policję, skazany i zmarły (w 1889 roku) w rosyjskim więzieniu. Z początków, jakimi był ruch Proletariatu, wyłoniły się stopniowo dwa prądy: Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy, która z czasem przekształciła się w partię komunistyczną i Polska Partia Socjalistyczna. 390 SDKPiL głosiła hasło międzynarodowości. Wśród jej członków dużo było Żydów, a ci Polacy, którzy do niej należeli (np. F. Dzierżyński i J. Marchlewski) przeciwstawili się polskiemu patriotyzmowi i po pierwszej wojnie światowej okazali się bojownikami Rosji bolszewickiej i wrogami Polski. Działaczka i teoretyczka SDKPiL Róża Luksemburg, polska Żydówka, głosiła teorię, że nie powinno być niepodległej Polski i że polscy socjaliści i w ogóle Polacy powinni się zlać z Rosjanami i Niemcami.* Teoria ta zresztą jest dziś potępiana także i przez komunistów w Polsce i nazywana „luksemburgizmem". SDKPiL walczyła przede wszystkim o obalenie caratu i o rewolucję w Rosji, a także na ziemiach polskich jako części Rosji. Jej wpływy w zaborze rosyjskim (poza Żydami) były niewielkie. W innych zaborach w ogóle jej nie było. Polska Partia Socjalistyczna połączyła w swym programie i swej ideologii poglądy socjalistyczne z hasłem niepodległości Polski. Walczyła wprawdzie z caratem — to znaczy nie tyle z Rosją, co z rosyjskim ustrojem — i tym sposobem łączyła się z ruchem rewolucyjnym rosyjskim, ale zarazem stalą na stanowisku niepodległościowym polskim. Nawiązywała bardzo mocno do polskich haseł i dążeń powstańczych od czasów kościuszkowskich aż do próby 1878 roku. Prowadziła rozległą tajną akcję propagandową i rewolucyjną w zaborze rosyjskim, a zwłaszcza w Królestwie Kongresowym. Wydawała od roku 1894 tajne pismo pt. „Robotnik", które długo redagował Józef Piłsudski. (Wydawała nadto najpierw w Londynie, a potem w Galicji, jawne pismo teoretyczne „Przedświt"). Miała rozległe wpływy wśród robotników i inteligencji w zaborze rosyjskim, stanowczo przeciwstawiając się „endecji". Utrzymywała stałe, tajne stosunki z wywiadem angielskim, na tle wrogości do caratu. Szczególną rolę pod tym względem odegrali politycy socjalistyczni Jodko-Narkiewicz i Tytus Filipowicz. Piłsudski jeździł przed rokiem 1914 do Londynu siedem razy i czasem tam dłużej przebywał. W zaborze austriackim i pruskim istniały oddzielne organizacje PPS, związane z socjalizmem austriackim i pruskim. WOJNA ROSYJSKO-JAPOŃSKA I REWOLUCJA 1905 ROKU Dwa wielkie wydarzenia historyczne wstrząsnęły życiem polskim w zaborze rosyjskim, a pośrednio życiem całego polskiego narodu i wymagają osobnego omówienia: wojna rosyjsko-japońska 1904-1905 roku i będąca w znacznym stopniu jej skutkiem pierwsza rewolucja rosyjska 1905 roku. Wojna japońska wybuchła na tle rywalizacji Rosji z Japonią na Korei i na innych obszarach Dalekiego Wschodu. Dla celów tej wojny Rosja • Róża Luksemburg długie lala przebywała w Niemczech i była zarazem socjalisika i rewolucjonistką polską i niemiecką. Bojówka oficerska niemiecka zamordowała ją w roku 1919 jako współorganizatorkę rewolucji niemieckiej. 391 przeprowadziła szeroką mobilizację swego wojska, także i na ziemiach polskich zaboru rosyjskiego, wskutek czego wielu rezerwistów i rekrutów Polaków wywiezionych zostało na front walki na Dalekim Wschodzie. Wojna ta wykazała wielkie nieprzygotowanie i zacofanie wojskowe Rosji. Przyniosła ze sobą cały szereg druzgocących klęsk armii (głównie w bitwach w Mandżurii) i floty rosyjskiej i została przez Rosję przegrana. (Szczególnie znamienna stała się bitwa morska pod Cuszimą 27-28 maja 1905 roku, gdy potężna flota rosyjska, przywieziona długą podróżą z Bałtyku dookoła Europy, Afryki i Azji, została blisko brzegów japońskich przez flotę japońską w ciągu niewielu godzin prawie całkowicie, zniszczona. Bitwa ta w istocie rozstrzygnęła wojnę). Dwaj najwybitniejsi przedstawiciele dwóch czołowych obozów politycznych polskich, narodowego i socjalistycznego, Dmowski i Piłsudski, udali się do Japonii i przypadkowo spotkali się tam. (Znali się już ze sobą, bo poznali się w Wilnie przed laty). Przyjechali tam obaj przez Amerykę i Ocean Spokojny, Dmowski najpierw, a Piłsudski o dwa miesiące później. Dmowski, wysłany przez Ligę Narodową i za jej pieniądze, „pojechał do Japonii (...) dla nawiązania kontaktu z krajem, który był w stanie wojny z jednym z głównych państw zaborczych. Pojechał on tam jako do kraju zaprzyjaźnionego, by go zapoznać ze sprawami polskimi. (...) Uważał, że zmiany w położeniu sprawy polskiej nadchodzą, a więc trzeba się orientować w polityce i mieć w świecie stosunki — a czynnikiem w owej chwili aktywnym w polityce jest Japonia, więc trzeba z nią szukać stosunków".* Piłsudski jeździł do Japonii po to, by uzyskać pomoc japońską dla zorganizowania w zaborze rosyjskim polskiego powstania. Podróż Piłsudskiego była sfinansowana przez rząd japoński. Dopomogło do tego, zdaje się, współdziałanie wywiadu brytyjskiego. Dmowski podejrzewał jeszcze w Polsce, że polscy socjaliści mogą dążyć do wywołania polskiego powstania przy pomocy japońskiej, ale dowiedział się o tym konkretnie dopiero w Japonii. Uważał myśl o powstaniu za całkowicie szkodliwą. Był zdania, że powstanie takie żadnego pożytku narodowi polskiemu nie przyniesie. Udać się nie może, natomiast spowoduje nieobliczalne szkody, a przede wszystkim zacieśni związek Rosji z Niemcami. „Można bez wszelkiej przesady powiedzieć, że gdyby powstanie takie doszło było do skutku, to w 14 lat później, w roku 1918, nie nastąpiłoby odbudowanie państwa polskiego. (...) Zdaniem Dmowskiego powstaniu temu należało przeszkodzić".* „Gdy się Dmowski zorientował, po co Piłsudski i (towarzyszący mu) Filipowicz przyjechali, nie zaczął od zwalczania ich poglądów u Japończyków, ale usiłował ich przekonać, że zamiary ich są szkodliwe i skłonić do zaniechania tych zamiarów".* W dniu 9 lipca 1904 roku odbyła się w Tokio 9-godzinna rozmowa Dmowskiego z Piłsudskim, poświęcona zamiarowi wywołania owego powstania. Dmowski o tej rozmowie napisał: „Usiłowałem • Cytata z innej mojej prący. • Cytata z innej mojej książkj. • Tamże. 392 ich przekonać, że to, co chcą zrobić, jest nonsensem i zbrodnią wobec Polski. (...) W odpowiedzi dostałem porcję mętnych frazesów, wygłoszonych z ogromną pewnością siebie". Ani Piłsudski Dmowskiego, ani Dmowski Piłsudskiego nie przekonali. W rezultacie, zarówno Piłsudski, jak Dmowski złożyli władzom japońskim memoriały w języku angielskim, doręczone na najwyższym szczeblu rządowym i wojskowym, z których jeden wzywał Japończyków, by dopomogli do wywołania w zaborze rosyjskim polskiego powstania, a drugi, przeciwnie, przekonywał ich, że robić tego nie należy. Oczywiście, Dmowski nie tłumaczył Japończykom, że powstanie to przyniosłoby szkodę narodowi polskiemu: to byłoby mało skuteczne. Tłumaczył im, że przyniosłoby szkodę także i Japonii, bo Rosjanie szybko by to powstanie stłumili i mogliby wielką liczbę wojska, trzymaną na ziemiach polskich, przerzucić na japoński front. Tak więc pożyteczna jest dla Japończyków wisząca w powietrzu możliwość powstania, zmuszająca Rosję do gotowości wojskowej w Polsce, ale nie rzeczywisty wybuch powstania.* Treść obu tych memoriałów — Piłsudskiego i Dmowskiego — jest dziś nauce polskiej znana. Nie tylko z zachowanych w rękach polskich tekstów, ale i ze źródeł japońskich. Japończycy przyznali rację poglądowi Dmowskiego i odmówili poparcia planom Piłsudskiego. (Okazali Piłsudskiemu tylko drobną pomoc pieniężną na akcję szpiegowską i na zakup broni małokalibrowej dla celów akcji dywersyjnej mniejszej skali. Broń tę przewożono później do Polski z Anglii przez Hamburg). Dmowskiemu stawiane są obecnie zarzuty, że do wybuchu przy pomocy japońskiej polskiego powstania w roku 1904 nie dopuścił. Należy przypuszczać, że gdyby znalazł się był ktoś, kto przeszkodziłby wszczęciu powstania listopadowego i styczniowego w roku 1830 i 1863 oraz powstania warszawskiego w 1944, ściągnąłby na siebie tak samo ogromne zarzuty. Przegrana z Japonią wojna i spowodowane z nią kłopoty wewnętrzne, wywołane mobilizacją, później demobilizacją oraz kryzysem gospodarczym, przyniosły dla Rosji skutek w postaci wybuchu rewolucji 1905 roku. Rewolucja ta polegała na strajkach, w których wzięły udział miliony robotników i które sparaliżowały życie całego państwa, na rozruchach ulicznych, w czasie których zabite zostały wielkie liczby zarówno manifestantów, jak policjantów i żołnierzy i na zaburzeniach na wsi, w czasie których palone były dwory rosyjskich ziemian i zabijani byli ich mieszkańcy. Rewolucję tę rząd rosyjski stłumił, tak że resztki jej wygasły w 1906 i 1907 * „Przez skupienie wojsk (...) i przez zbudowanie potężnych fortec Polska rosyjska została zamieniona w duży obóz wojskowy. (...) Gdyby Rosja miała obecnie jakieś powstanie w Polsce i zgniotła je — co jest rzeczą dla każdego niewątpliwą — to nie potrzebowałaby już niczego się obawiać w naszym kraju i (...) mogłaby zabrać z Polski prawie wszystkie swoje wojska" (cytata z memoriału Dmowskiego). W memoriale Piłsudskiego godne uwagi jest powiedzenie, że celem polskiego powstania byłoby „rozbicie państwa rosyjskiego" i „usamowolnienie przemocą w skład imperium wcielonych krajów" (przekład na polski Pobóg-Malinowskiego). 393 r roku, Rosja jednak uległa wewnętrznemu przekształceniu, o którym już wyżej pisałem. Najważniejsze, trwałe skutki tej rewolucji to było ustanowienie Dumy, czyli rosyjskiego parlamentu, złagodzenie surowości i samowoli rządów, przywrócenie jakiej takiej wolności religijnej (możności przechodzenia na katolicyzm) i niejakie zwiększenie praw języka polskiego na ziemiach polskich, a między innymi zezwolenie na zakładanie polskich szkól prywatnych. Także i w czasie rewolucji 1905 roku zaznaczyło się ostre przeciwieństwo postawy politycznej między obozem Piłsudskiego i obozem Dmowskiego. Obóz socjalistyczny — w którym nastąpił rozłam, z którego wyłoniła się, pod wodzą Piłsudskiego, osobna organizacja o charakterze bojowym pod nazwą PPS - Frakcja Rewolucyjna — dożył do włączenia się ziem polskich zaboru rosyjskiego w rewolucję rosyjską, uczestniczył w rosyjskich strajkach i głosił walkę nie z Rosją, lecz z caratem. Obóz narodowy uważał, że trzeba korzystać z chaosu w Rosji, by jak najbardziej oddzielić się i odróżnić od Rosji, w rosyjskim ruchu rewolucyjnym nie brać udziału, a jak najbardziej, przez stwarzanie faktów dokonanych, wyodrębnić zabór rosyjski od Rosji. Wysiłkiem obozu narodowego w 1200 gminach — a więc prawie w całym kraju — chłopi odrzucili urzędowy język rosyjski i zaprowadzili język polski. Ogromną akcję przeprowadzono na polu oświatowym. Socjaliści kierunku komunistycznego „wierni teorii < organicznego wcielenia ? uchwalili, że niepodległość Polski -