11464

Szczegóły
Tytuł 11464
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

11464 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 11464 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 11464 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

11464 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

W�adimir Wasiljew OBOWI�ZEK, HONOR I TAUMA Zawsze tak by�o, �e jako pierwsi wyczuwali jego obecno�� d�ugowieczni i dzieci. Elf, w zamy�leniu spoczywaj�cy na �aweczce naprzeciwko bramy do warsztatu, nieoczekiwanie poderwa� g�ow� i wbi� spojrzenie w najbli�sze skrzy�owanie. Wyrostek-ork, kt�ry wraz z dwoma kolegami grzmoci� w�a�nie w bramie butelk� podw�dzonego przed chwil� portweinu, upu�ci� nagle na wp� pust� szklank�, a pozostali dwaj nawet go za to nie opieprzyli. Na skrzy�owaniu pojawi� si� starute�ki pikap, udomowiony chyba jeszcze przed Krymskim Podzia�em. Orki po�piesznie cofn�y si� w zbawczy p�mrok bramy. Elf zmieni� nieco pozycj�, oderwa� si� nawet od dawno niemalowanego oparcia �awki. Z pikapa wysiad� �ywy. Ubrany by� w wyblak�e d�insy i ci�kie krasnoludzkie buciory. Mia� ca�kowicie �ys� czaszk�; nawet z tej odleg�o�ci elf rozr�nia� tatua� na g�owie: czerpak koparki zawis� dok�adnie nad uchem. Obok widnia�a sylwetka �ywego - ni to elfa, ni to cz�owieka. A mo�e nawet niezbyt przysadzistego orka. Elf natychmiast domy�li� si�, �e nad drugim uchem wytatuowana jest ca�a koparka, a wysi�gnik z �uchw� ci�gnie si� przez ca�y wygolony ty� g�owy. Orki nie widzia�y tatua�y. Przede wszystkim z powodu innej budowy oczu. To znaczy - co� takiego ciemnego, co zdobi�o czerep przyby�ego widzia�y, ale ich uwag� przyku�a przede wszystkim bro�: przytroczony do kurtki pompowiec bez kolby. �ywy zarzuci� przez jedno rami� burego koloru bag i nie�piesznym krokiem skierowa� si� do bramy ozdobionej - o ile mo�na u�y� tego okre�lenia w stosunku do takich pozbawionych koloru liter - lakonicznym szyldem: "SCHOD. ROZWA�. WULKANIZACJA. CA�ODOBOWO" Przemaszerowa� obok elfa, nie po�wi�ciwszy mu ani jednego spoj- rzenia. Za bram� znajdowa�o si� niewielkie podw�rko, ograniczone z jednej strony szeregiem boks�w-gara�y. Na placyku, przed jedynym otwartym boksem, tkwi� truck marki Ingu� z sygnalizuj�c� chorob�, otwart� i przesuni�t� do przodu kabin�. Obok, nie mniej zamy�lony ni� ci�ar�wka, sta� leciwy ju� kobold w wytartym z powodu d�ugiego u�ywania sk�rzanym fartuchu, na�o�onym na kombinezon. Obuwia na stopach nie by�o. Kiedy �ysy podszed� bli�ej, kobold gwa�townie odwr�ci� si�, roz�o�y� skrzy�owane na piersiach r�ce: - Geralt? - zapyta� ze zdziwieniem. - Jakie wiatry ci� tu przywia�y? Witaj ! - Witaj, Schodzie Rozwa�yczu - odpar� nazwany Geraltem. Z tonu jego g�osu czu�o si�, �e darzy kobolda g��bokim i ca�kowicie szczerym uczuciem. Jak ojca czy nauczyciela. - Geralt - da� si� s�ysze� g�os, mog�cy nale�e� tylko do elfa. - Naprawd� jeste� wied�minem? Geralt odwr�ci� si� z lekka w stron� m�wi�cego i zerkn�� na� z ukosa. W bramie sta� elf, kt�ry zdecydowa� si� w ko�cu na porzucenie �aweczki. - Kto to, Schodzie Rozwa�yczu? - zainteresowa� si� wied�min po dzicsi�cio sekundowym namy�le. Kobold znowu roz�o�y� r�ce, ale tym razem nie zabiera� si� do powitalnego obejmowania. - Nie wiem. Zwie si� podobno Iland. Czeka na ciebie ju� si�dmy dzie�, a ja go uwa�a�em za sko�czonego idiot�, bo nie oczekiwa�em twojej wizyty. A ten si� powo�ywa� na jakie� tam nieznane mi prawo Shekleya i czeka� na ciebie. Wi�c w tym momencie to ja oczom nie wierz�. Co to za prawo takie, co kochaneczku? - A tam!.. - machn�� r�k� wied�min ze znu�eniem. - G�upia to zasada, ale czasem dzia�a. Kiedy� ci wyja�ni�. - I odwr�ci� si� do elfa: - Dlaczego na mnie czekasz? - Chc� ci� wynaj��. - Pracuj� wy��cznie za pieni�dze - uprzedzi� wied�min. - Przy tym, za niema�e. - Wiem o tym, wied�minie. Wiem nawet to, �e wy, wied�mini, pracujecie tylko za op�at� z g�ry. Ale i tak nie mamy wyj�cia. - C�... Gdzie mo�emy rozpatrzy� wasz problem? Tu nieopodal, na Turowskiej, jest wspania�y szynk. - Mnie jest wszystko jedno - odpowiedzia� elf - Schodzie Rozwa�yczu - wied�min znowu zwr�ci� si� do kobolda - zatrzymam si� tu, mo�e by�? Ale kobold nie zd��y� odpowiedzie� - w s�owo mu wpad� potencjalny zleceniodawca Geralta: - Nie ma takiej potrzeby - o�wiadczy� niedopuszczaj�cym protestu tonem. - Odjedziemy st�d najszybciej jak to mo�liwe. - Zobaczymy - zachowuj�c zimn� krew, odezwa� si� wied�min. - Zobaczymy. Na razie marz� tylko o jednej rzeczy, o dw�ch: o tutejszych kotletach siekanych i kuflu porteru. - B�d� siekane, b�dzie i porter - zapewni� go nachmurzony elf. - No to idziemy. I poszli. Skr�cili z Dolnego Wa�u w stron� Szczekawicy; elf wyra�nie wiedzia�, gdzie znajduje si� wspomniany przez Geralta szynk. "C� - my�la� wied�min. - Pocz�tek tej historii wyra�nie mi si� podoba. Zreszt�, prawd� m�wi�c, historii jeszcze nie s�ysza�em. Ale ka�da ma sw�j pocz�tek, kiedy nic jeszcze si� nie wyja�ni�o, kiedy zarysy przysz�ych wydarze� dopiero si� rysuj�, ale ju� powstaje pewien klimat. Tak wi�c - zaczyna mi si� podoba� klimat tej historii..." W szynku Geralt pozwoli� sobie na chwil� luzu: by� zbyt g�odny, by przed jedzeniem zastanawia� si� nad czymkolwiek. Elf nie zamawia� dla siebie nic do jedzenia, po prostu siedzia� milcz�cy naprzeciwko, leniwie i bez apetytu gmera� widelcem w sa�atce i s�czy� �z� Elendila z wysokiego pucharu na �ciemnia�ej ze staro�ci srebrnej n�ce. �za nale�a�a do tych napoj�w, kt�re mia�y tak zwan� "prost� cen�": gram hrywna. Tak wi�c tylko za sw�j drink elf wy�o�y� co najmniej setk�. To nader optymistycznie rokowa�o na przysz�o��. Nasyciwszy si�, Geralt duszkiem wycedzi� kufel Czernihowskiego porteru i chwyci� za drugi, ale ju� bez po�piechu, rozkoszuj�c si� piwem, oblizuj�c pian� z warg i smakuj�c nap�j drobnymi �yczkami. Organizm syci� si� rozkosz�. - No - nagabn�� elfa - co si� tam u was wydarzy�o? Podoba�o mu si�, �e elf nie forsuje wydarze�. Szczerze m�wi�c, to wied�min ju� nawet si� nieco niecierpliwi�, oczekuj�c na wyja�nienie przysz�ego zadania. Dlatego w ko�cu zapyta� sam. - Mamy cztery zgony - ponuro zakomunikowa� elf. - Zaczn� od prehistorii, dobrze? - Oczywi�cie. - Geralt rozwali� si� na krze�le. - I prosz� kaza� donosi� piwa... Elf strzeli� d�ugimi palcami o starannie wypiel�gnowanych paznokciach. Kelner pojawi� si� w mgnieniu oka. "No pewnie - pomy�la� Geralt. - Do takiego, co zamawia �z� Elendila kelnerzy wal� piorunem..." - W�a�ciwie powinienem, zacz�� od legend. Tak b�dzie najlepiej. "Od legend? - zdziwi� si� wied�min. - O matko, co to za zlecenie chc� mi wcisn��?" - Znasz si� na technice ��czno�ci specjalnej? - zapyta� elf. - No... - Geralt wzruszy� ramionami i zerkn�� w bok na rozm�wc�, na u�amek sekundy, nie d�u�ej. I ponownie natrafi� na lodowate spojrzenie elfa. - W og�lnych zarysach. Przecie� jestem wied�minem. - S�ysza�e� opowie�ci o b��dnych przekazach radiowych? - S�ysza�em. Kto nie s�ysza� tych bajd? - To nie bajdy, Geralcie. Wied�min starannie opr�ni� kufel. Puste naczynie zosta�o natychmiast zast�pione pe�nym. - To nie bajdy. Nasz przyw�dca, zw� go Findamiel, zajmuje si� b��dnymi sygna�ami radiowymi ju� ponad p�tora tysi�ca lat. - Ho, ho! - uczciwie zdziwi� si� Geralt. - To robi wra�enie. I do czego doszed�? - No, po pierwsze, wyr�ni� zakresy, na kt�rych te sygna�y pojawiaj� si� szczeg�lnie cz�sto. Po drugie, usystematyzowa� okresowo�� ich wyst�powania i d�ugo�� dzikich przekaz�w. - I? -Najcz�ciej pojawiaj� si� wiosn�, w okresie pierwszych burz. I niemal nigdy nie rozbrzmiewaj� zim�, w czasie opad�w i zalegania �niegu. Zreszt�, to nie jest takie wa�ne. Wa�ne jest co innego. W przedziale ostatnich pi�tnastu lat liczba dzikich przekaz�w wzros�a. - Wyra�nie? - Bardzo wyra�nie. Siedemdziesi�t razy. - Ho, ho! - skwitowa� mocno poruszony wied�min. - Co z tego wynika? - Wynika, �e b��dne sygna�y wykrywane s� teraz nie dwa - trzy razy do roku, a raz na dob�. No, mo�e troch� rzadziej, je�li mam by� szczery - sprecyzowa� elf - Pr�cz tego, sta�y si� one znacznie d�u�sze i niemal pozbawione zak��ce�. - Nie chcesz przypadkiem powiedzie�, �e wasz przyw�dca zdo�a� rozszyfrowa� te przekazy? Elf obdarzy� wied�mina lodowatym spojrzeniem d�ugowiecznego. - W�a�nie to chc� powiedzie�. Geralt wzdrygn�� si� - cz�ciowo z powodu mrozu we wzroku m�wi�cego, cz�ciowo z powodu tre�ci jego komunikatu. - Zawiera�y wsp�rz�dne - wyja�ni� nachmurzony ci�gle Iland. - Koordynaty w jakim� nieznanym nam systemie cyfrowym. Sze�� lat temu Findamielowi po raz pierwszy uda�o si� przypisa� te dane do realnie istniej�cych map. Rok temu uda�o si� deszyfrowa� drug� wsp�rz�dn� i przeliczy� j� na og�lnie przyj�te systemy. - Gdzie? - kr�tko rzuci� Geralt. - Pod Czerniowcami. Stary jak wszyscy diabli zamek. - Zbadali�cie go? - Usi�owali�my. Zgin�y dwa elfy. Od razu pierwszego dnia. Wied�min pokr�ci� z dezaprobat� g�ow�. - Jak zgin�li? - Jeden wpad� w pu�apk� na korytarzu - zosta� przeszyty przez metalowy pr�t. Drugi wpad� do podziemi. Jeszcze �y�, gdy zacz�y go po�era� szczury. Sam s�ysza�em jego wrzaski. Oczy elfa zbiela�y - o ile to w og�le mo�liwe - jeszcze bardziej. Geralt, sam b�d�c mutantem, mimo wszystko jednak kr�tkowiecznym cz�owiekiem, �wietnie wiedzia�, jaki jest stosunek do �mierci d�ugowiecznych elf�w. Jak wysoko ceni� �ycie braci. Wszak elf�w rodzi si� ma�o. Ka�dy nowo narodzony d�ugowieczny na obszarze Wielkiego Kijowa jest �wi�tem dla ka�dego doros�ego elfa. Ale okazje do �wi�towania zdarzaj� si� coraz rzadziej. - Nie mieli jeszcze nawet czterystu lat - odezwa� si� g�uchym tonem Iland. - Zgin�y, na dobr� spraw�, dzieciaki... "Ech, �ycie... - pomy�la� z mieszanymi uczuciami Geralt. - Nie mam jeszcze trzydziestu pi�ciu. Wed�ug elfich miarek jestem jeszcze embrionem... W�a�nie dlatego chc� wsun�� w trzewia piekielne mnie, cz�owieka, kt�rego �ycie nie jest warte ich zdaniem nawet srebrnego grosza. Zachowuj�c tym samym swoje drogocenne tysi�cletnie �ywoty..." - Po licho wam ten zamek - mrukn�� na g�os. - Czy�by- by� tak wa�ny? lland �ykn�� z pucharu. - W zamku znajduje si� jedno z odkrytych �r�de� dzikich sygna��w radiowych. Dok�adniej rzecz ujmuj�c, emitowane z zamku sygna�y po jakim� czasie powtarzaj� si� w eterze. Samodzielnie. Bez wsparcia �adnych nadawczych urz�dze�. Poza tym - to jasne - zamek nie znajduje si� w wykazie zarejestrowanych u Technika Wielkiego Kijowa oficjalnie udomowionych �r�de� sygna��w radiowych. Nawis�o nad nimi ci�kie milczenie. Jak i wszyscy dz�ugowieczni, elf m�g� milcze� ca�ymi godzinami. Ale ludzie �piesz� si� do �ycia, Iland chyba to rozumia�. - W ci�gu roku zgin�li jeszcze dwaj nasi. I niemal dwudziestu najemnych eksplorator�w, w wi�kszo�ci ludzi. Ani jednemu �ywemu nie uda�o si� przej�� poza hol. W�a�ciwie - to do holu ju� wchodzimy niemal bez ryzyka i strachu, ale dalej - niestety. A musimy dosta� si� do wie�y. - Dlatego postanowili�cie wynaj�� wied�mina - podsumowa� wied�min. - C�, to m�dre posuni�cie, chocia� mogli�cie wcze�niej podj�� tak� decyzj�. - Decyzja zosta�a podj�ta dawno temu - mrukn�� elf z przesadn� oboj�tno�ci�. - Szukali�my tylko odpowiedniej kandydatury. Geralt �ykn�� piwa i z wyrazistym stukni�ciem odstawi� kufel na st�. - Zadanie nie nale�y do �atwych - przyzna�. - S�ysza�em co nieco o budynkach - zab�jcach. Problem, jak s�dz�, le�y tylko w cenie. Ile mo�ecie zap�aci�? - A jak wysoko cenisz swoje �ycie? Wied�min roze�mia� si� szczerze, odrzuciwszy g�ow� do ty�u: - Czy �ycie mo�na wyceni� w hrywnach? - Mo�na - odci�� elf. - O ile si� �yje odpowiednio d�ugo. - Ale ja jeszcze tyle nie prze�y�em. - I nie prze�yjesz - westchn�� elf - Taki jest los organizm�w jednodniowych. Cho� i jeste� wied�minem, cho� poci�gniesz d�u�ej ni� wi�kszo�� ludzi, ale i tak nie wyjdziesz z okresu duchowego niemowl�ctwa. Dlatego chc� us�ysze�, jak� ustalasz cen�. Wiadomo, �e we�miesz j� z sufitu. A my por�wnamy j� z nasz� ocen� wied�miniej sk�ry. Je�li por�wnanie b�dzie dla nas interesuj�ce, to otrzymasz swoje pieni�dze i udasz si� do zamku. - Zabawne - Geralt pod�uba� w z�bach kolcem po�udniowej akacji �ci�tej z drzewa dwa lata temu i znakomicie sprawuj�cej si� od tej chwili w charakterze wyka�aczki. - Przypu��my, �e si� dogadali�my. Przypu��my, �e wlez� do tego zamku - zab�jcy. A co si� stanie, je�li nie przejd� poza hol? Co wam da m�j zgon? - Jeste� wied�minem - oschle zauwa�y� Iland. - Jeste� w ka�dym wypadku zobowi�zany do przej�cia poza hol. Idealnie by by�o, gdyby� doszed� do wie�y. I opowiedzia�, co tam zobaczysz. - Zobowi�zany... - z gorycz� u�miechn�� si� wied�min. - Zobowi�zany b�d� dopiero wtedy, gdy si�gn� po wasze pieni�dze. Nie wcze�niej. - Oczywi�cie - potwierdzi� elf. - Ale si�gniesz. Wiem to. No to twoja cena? Geralt usi�owa� do�o�y� lodu do swojego spojrzenia, ale szybko zrozumia�, �e z elfem w tej konkurencji nie ma szans. O�wiadczy� wi�c po prostu: - Dwadzie�cia pi�� tysi�cy. Z g�ry. - Zgoda - bez cienia wahania w g�osie wytchn�� elf. - Jeszcze piwa? - Jeszcze. - Ale pami�taj - uprzedzi� go d�ugowieczny. - Musimy wyjecha� jeszcze dzi�. Je�li przesadzisz, to po prostu za�adujemy ci� do limuzyny i wywieziemy. - Bo to nie wiem tego? - prychn�� Geralt i z przyjemno�ci� �ykn�� porteru. Ka�dy, kto mo�e zgin�� w ka�dej chwili, potrafi cieszy� si� ka�d� �ycia chwil�. Jak nikt inny. Ockn�� si� Geralt z powodu r�wnomiernego ko�ysania. Nie, nikt nim nie potrz�sa�, kiwa�o si� ca�e �o�e. Otworzy� oczy. Niewielkie ciasne pomieszczenie; sufitu mo�na si�gn�� r�k�, bez wstawania. Spu�ci� nogi z p�ki. Ni�ej by�a jeszcze jedna. Gdzie� z zewn�trz r�wnomiernie hucza� pot�ny silnik. "Za choler� nie jest to limuzyna" - pomy�la� Geralt ostro�nie zsuwaj�c si� na pod�og�. Pomieszczenie najbardziej przypomina�o pak� wielkiej ci�ar�wki; wzd�u� jednej burty - prycze w dwu pi�trach, zas�ane polowymi pledami w krat�. Wzd�u� drugiej - sto�y i stela�e z aparatur� techniczn� i naukow�. Geralt mia� wra�enie, �e aparatura wyra�nie ma zwi�zek z ��czno�ci� radiow�. W przedniej cz�ci paki znajdowa�y si� owalne drzwi, najpewniej do kabiny kierowcy. Przy �ciance tylnej, w k�ciku za p�kami, nowomodna chemiczna toaleta. Geralt prychn�� z zadowolenia. Ostatnie odkrycie by�o bardzo na czasie, poniewa� wypite onegdaj piwo w�ciekle rwa�o si� na zewn�trz. Kabina by�a ciasna, mie�ci�a si� tam tylko muszla i w�ska nierdzewna umywalka z chromowanym kranem. Kiedy Geralt, przy okazji dokonawszy ablucji, wr�ci� do pomieszczenia g��wnego, oczekiwa� go komitet powitalny. Dwa elfy, Iland i jeszcze jeden. Od Ilanda ten drugi r�ni� si� tylko ubraniem i niemal niewidoczn� blizn� mi�dzy brwiami. O jego wieku, to jasne, trudno by�o powiedzie� co� okre�lonego. Tylko jedna rzecz nie podlega�a dyskusji: elf nie by� ju� taki m�ody, na pewno mia� ponad p� tysi�ca lat. - Wyspa�e� si�? - osch�ym tonem poinformowa� si� Iland. - Tak. Dzi�kuj�. - Tw�j plecak i twoja strzelba s� tu. - Wyci�gn�� jedn� z szuflad. Rzeczywi�cie - le�a� niej wyp�owia�y bag wied�mina i jego wierny pompowiec. A poza tym Geralt niczego i tak nie mia� - chyba �eby wspomnie� o kilku kontach w paru bankach Wielkiego Kijowa. - Gdzie jeste�my? - Pod Winnic�. Mo�emy wyj�� i podelektowa� si� twoimi ulubionymi sznyclami. Ale zaleca�bym dzi� powstrzymanie si� od piwa. - Od piwa si� powstrzymam. W ko�cu jestem wied�minem - obieca� Geralt. - A co do jedzenia, to milsza mi dzi� jest solanka mi�sna. M�g�bym wych�epta� jej ca�� misk�. - Dobrze. Iland odwr�ci� si� do swego wsp�plemie�ca i zadysponowa�: - Powiedz Eranwaldowi, �eby zatrzyma� si� przy jakiej� knajpie. Przed wied�minem nie ukry�o si�, �e Iland zwraca si� do drugiego elfa nie jak prze�o�ony, a jak r�wny. Tak wi�c jego dyspozycja wygl�da�a raczej na pro�b� ni� na rozkaz. Elf z blizn� na twarzy poszed� do szoferki, a Iland zwr�ci� si� do Geralta: - Je�li chcesz jeszcze powylegiwa� si�, to jest twoje le�e. Zauwa�y�em, �e nauczy�e� si� korzysta� z wyg�dki. �wiat�o, je�li ci potrzebne, w��cza si� tu. Fotele s� w �cianach, trzeba je wyczepi�. Czego jeszcze mo�esz potrzebowa�? - Mo�e ��cze do Sieci? - zaproponowa� Geralt. - I jakie� �r�d�o zasilania do notebooka, bo moje przeno�ne si� wyczerpa�o. Iland dotkn�� kilku prze��cznik�w na najbli�szym panelu i odsun�� p�ask� za�lepk�. Wied�min od razu odnotowa� wszystkie potrzebne mu ��cza na cienkich, automatycznie wci�gaj�cych si� do wn�trza panelu przewodach. - Fajn� macie limuzyn� - pochwali�. - Szkoda tylko, �e baru tu nie ma. - Bar jest - oficjalnym tonem poinformowa� go jakby ura�ony Iland. - Ale, jak pami�tam, kto� tu obieca� powstrzyma� si� od piwa. - Ale nie obiecywa�em powstrzymywa� si� od mineralki! Czy mo�e w barze nie ma mineralnej? - Jest. Nawet kilka gatunk�w. Chod�my, wybierzesz sobie. W tym samym momencie "limuzyna" zwolni�a; wied�min i elf zmuszeni byli chwyci� si� za por�cze, przewiduj�co umocowane do prze�roczystego sufitu. - Chyba knajpa - powiedzia� elf. - Tam si� napijesz mineralki. Chod�my. Owalne drzwi prowadzi�y rzeczywi�cie do szoferki - przestronnej i wygodnej. Z lewej strony w kabinie znajdowa� si� fotel kierowcy, z prawej - podw�jna kanapa dla pasa�er�w. W chwili obecnej siedzenie by�o podniesione, a drzwi pasa�er�w otwarte. Elfy ju� wysz�y na zewn�trz. Geralt r�wnie� opu�ci� kabin�, z przyjemno�ci� zeskakuj�c na sta�y grunt. Odwr�ci� si�, �eby zlustrowa� od zewn�trz "limuzyn�". Wygl�da�a jak si� patrzy - pokryta kamufla�em ci�ar�wka, bardziej nawet podobna do autobusu ni� trucka, tyle �e bez okien. Ale wyposa�ona w prze�roczysty sufit nie potrzebowa�a ich. By�y - oczywi�cie - w kabinie. Knajpa by�a te� niez�a - modern a� do b�lu. Zapewne powsta�a ca�kiem niedawno. I nie�le w niej karmili. W ka�dym razie Geralt d�ugo waha� si�: wzi�� drug� porcj� paruj�cej, zawiesistej solanki czy nie bra�. Elfy nie jad�y, wypi�y tylko po kieliszku jakiego� swojego napitku z kupionej spod lady kraciastej butelki i zacz�y kopci� d�ugie, br�zowe cygara z kr�tkimi plastikowymi ustnikami. Kiedy Geralt zdecydowa�, �e jednak rezygnuje z drugiego talerza zupy i wsta�, elfy siedzia�y nieruchomo niemal jeszcze przez minut�. Ale w ko�cu podnios�y si� i ruszy�y do wyj�cia, zupe�nie nie zwracaj�c uwagi na to, �e wied�min skierowa� si� do lady. Geralt za� nie szuka� czego� szczeg�lnego, po prostu obrzuci� leniwym spojrzeniem wystaw�, spotka� si� wzrokiem z barmanem, w kt�rym wyra�nie p�yn�a krew wirg�w i wyszed� za elfami. Kierowca, Eranwald, stosunkowo m�ody elf, na razie bez Antarktydy w spojrzeniu, ju� siedzia� za kierownic�. Iland i drugi, kt�rego imienia Geralt jeszcze nie pozna�, przest�powali z nogi na nog� obok otwartych drzwi ci�ar�wki. Nie wiadomo, dlaczego truck z otwartymi drzwiami skojarzy� si� wied�minowi z oci�a�ym, dawno pozbawionym mo�liwo�ci lotu, ptakiem, stoj�cym ze smutnie wyprostowanym jednym skrzyd�em. Nie czekaj�c na zaproszenie, Geralt wskoczy� na stopie� i przemkn�� do paki. Niemal od razu "limuzyna" ruszy�a, stopniowo nabieraj�c szybko�ci. Iland zajrza� do wn�trza - wied�min akurat wyci�ga� z baga nie�le do�wiadczony przez los, ale wcale przez to nie gorszy specnotebook. T� wiern� i oddan� maszyn� wr�czono mu w Arzamasie-16, w wied�miniej szkole, kt�r� opuszczaj� albo zimnokrwi�ci i wyrachowani zab�jcy potwor�w, albo nie opuszczaj� w og�le. W zamy�leniu skin�wszy g�ow�, Iland zamkn�� drzwi i Geralt zosta� sam. Bez po�piechu po��czy� konektory, jednocze�nie g�aszcz�c notebook, jakby namawia� go, by kolejny raz pom�g� swemu w�a�cicielowi. Pom�g� samotnikowi i tu�aczowi, nieznaj�cemu ani mi�o�ci, ani lito�ci. Jednemu z najbardziej niezale�nych �ywych stworze� w ca�ej upstrzonej megapolisami Eurazji. System za�adowa� si� g�adko, jak po ma�le posz�o ��czenie z Sieci�. Geralt wszed� na wied�mini serwer i zamar� przed otwartym okienkiem systemu informacyjno wyszukiwawczego. "Czego potrzebuj�? - zastanawia� si�. - Spr�bujmy tak..." I wprowadzi�: "Radio". A potem klikn�� "Szukaj". Oczywiste, �e szperacz wywali� stert� odno�nik�w, nawet po przefiltrowaniu wyniku przez specyficzne skrypty wied�miniego serwera niemierzaln� i nie do wykorzystania. Westchn�wszy ci�ko, Geralt zacz�� metodyczny odsiew i precyzowanie, a potem zaj�� si� gmeraniem w wybranych odno�nikach, maj�c nadziej�, �e uda mu si� wy�owi� co� cennego, po�ytecznego, co si� przyda w aktualnym zleceniu. Wied�min - to nie tylko monstrum, obrzucaj�ce granatami zbiesiony buldo�er. Nie tylko wojownik, wal�cy ze strzelby do oszala�ego mechanizmu czy tropi�cy bojowego Ripa-espera. Wied�min to r�wnie� d�ugie godziny przed ekranem notebooka, to nieko�cz�ce si� b��dzenie po Sieci. To zaczerwienione z niewyspania oczy i odcisk na palcu wskazuj�cym, kt�rym je�dzi si� po prostok�ciku touchpada i po ekranie monitora. Ale najwa�niejsze, �e wied�min - to wiedza i umiej�tno�� wyszukania wszystkich danych, niezb�dnych do wykonania zlecenia, za kt�re ju� zosta�y wyp�acone pieni�dze. Ale przecie� wied�mini nigdy nie zawodz�. Albo wykonuj� swoj� prac�, albo gin�. Findamiel mia� dziwnie nie lodowate spojrzenie - wr�cz przeciwnie: jakie� t�skne, jakby przes�oni�te mgie�k�. Patrzenie w oczy starego elfa nie sprawia�o przyjemno�ci, dlatego Geralt, opar�szy si� o wysoki ty� rze�bionego fotela, roztargnionym wzrokiem b��dzi� po freskach na �cianach. - Dwadzie�cia pi�� tysi�cy? Hm... - Elf pomlaska� wargami, zupe�nie jak ludzcy starcy, mimo �e jego oblicze nie nabawi�o si� dotychczas ani jednej zmarszczki. - Niez�a fortuna! Mo�na za to d�ugo �y�. - Mo�na - zgodzi� si� Geralt. - Ale mo�na te� zgin��, zarabiaj�c na nie. - C� - Geralt wzruszy� ramionami. - Wtedy Arzamas-16 otrzyma ca�e moje honorarium, a nie zwyczajowy procent. - A jaki procent wied�mini p�ac� Arzamasowi-16? Geralt pozwoli�, by na jego ustach wykwit� niemal niezauwa�alny u�miech i mimo wszystko zajrza� w oczy elfa - jak w przepa��. - Przecie� �wietnie wiesz, czcigodny Findamielu. Na pewno zd��y�e� zapomnie� wielokrotnie wi�cej, ni� reszta tu obecnych kiedykolwiek wiedzia�a. Czy� nie tak? Elf jakby skamienia�, potem niech�tnie pochyli� g�ow� w bok: - Rzeczywi�cie - znany mi jest procent mar�y ka�dego wied�mina dla Arzamasu-16. - No to po co pytasz? - Musz� przecie� ci� sprawdzi�? - Sprawdzi�? Po co? Skoro nie ufasz mi, to nie prowad� ze mn� interes�w. A skoro ufasz - to po co te zb�dne pytania? - Interesuj� mnie kieruj�ce tob� motywy, wied�minie. Wy wszyscy zawsze si� r�nili�cie od zwyk�ych ludzi. - Oczywi�cie. Wszak jeste�my mutantami. Wszyscy, jak jeden m��. Inaczej nie mogliby�my wied�mini�. Elf ponownie skamienia� na chwil�. Potem w zamy�leniu, zwracaj�c si� gdzie� w pustk� ogromnej sali, oznajmi�: - Pi��dziesi�t procent! Po�owa tego, co ci p�ac� za ryzyko! Odpowiedz, wied�minie, dlaczego oddajesz te pieni�dze tym, kt�rzy zrobili z ciebie monstrum? - Jeste� pewien, �e chcesz to wiedzie�? - Pewien. - Zatem, dzieje si� tak, by tacy, jak ty mogli posy�a� na �mier� takich, jak ja. I nie wydaje mi si�, by oddawana cz�� by�a przesadn�. - Pos�usznie idziesz na �mier�? Dla pieni�dzy? Dla po�owy honorarium? - Id�. - Ale dlaczego? Dlaczeg�, odpowiedz mi? - Dlatego, �e w�a�nie za pi��dziesi�t procent od dochodu ka�dego id�cego na �mier� przede mn�, wied�minem Geraltem, nauczono mnie w�a�nie, jak pozosta� przy �yciu, id�c na �mier�. - Boisz si� �mierci? - Ka�dy boi si� �mierci. - Tym niemniej przyjmujesz oferty, gdzie szanse na powodzenie cz�sto s� nader mizerne? - Przyjmuj�. To moja praca. - Ale przecie� boisz si� �mierci. Nie rozumiem ci�. - Zacny Findamielu... Mo�e z powodu swego wieku, niepor�wnywalnego z wiekiem nawet jakiego� marnego orka, po prostu nie jestem w stanie u�wiadomi� sobie tej sformu�owanej przez ciebie sprzeczno�ci. W Arzamasie-16 nie uczono mnie nie ba� si� �mierci. Dlatego si� boj�. Ale uczono mnie jak prze�y�. Przecie� ju� to m�wi�em. Dlatego id� na �mier�, prze�ywam, ale przy tym ci�gle si� boj� �mierci. Gdzie tu sprzeczno��? Ja jej nie widz�. - Jakby� nie chodzi� na �mier�, nie musia�by� si� jej ba�. - Jakbym nie chodzi� na �mier�, nie mia�bym co je��. Ja i ci, co dopiero si� ucz�, jak by� wied�minem. - Dobrze! - Elf przyklasn�� jego s�owom uderzeniem w kolano. - Oto kontrakt. Zerknij, czy nie masz jakich� zastrze�e� co do poszczeg�lnych punkt�w. Geralt dwoma palcami uni�s� wydruk wykonany na cieniutkim herbowym papierze i zacz�� go czyta�. - Nie mam pretensji, czcigodny Findamielu - oznajmi� po jakim� czasie. - Ale mam dwie uwagi. Na przyk�ad, sformu�owanie "w mo�liwym do przyj�cia terminie" wydaje mi si� do�� rozmyte. Mo�liwy do przyj�cia termin przez kogo? Przez was? Mog� nie do�y�, dla mnie czas p�ynie inaczej. Albo to: "dowolnym sposobem odsun�� widmo �mierci..." i tak dalej. Nie boicie si� takich sformu�owa�? A je�li wysadz� w powietrze ca�y ten zamek wraz z jego tajemnic�? Formalnie wykonam zadanie, ale czy was to zadowoli? - Nie zrobisz tego - cicho powiedzia� Findamiel. - �aden wied�min nie wyrz�dzi krzywdy miastu, kt�re go przyj�o. Elf nagle odrzuci� g�ow� do ty�u i z charakterystycznym przyszeptem kazaln� intonacj� zacytowa�: - Albowiem krucha jest r�wnowaga miast i zniszczywszy dom, mo�na zniszczy� ca�� okolic�, a zmarnowawszy okolic�, mo�na zrujnowa� ca�e miasto. Pami�taj o Kartaginie... Wzrok elfa zm�tnia� i wyp�owia� ponownie, m�wi� jeszcze ciszej, a przyszept rozp�yn�� si� w zwyczajnym dla elf�w zmi�kczeniu sp�g�osek. - Wy nazywacie siebie tylko zab�jcami potwor�w. W rzeczywisto�ci sami jeste�cie potworami, potworami-sanitariuszami. Dlatego nie boj� si� tego drugiego sformu�owania. A co do pierwszego - zmie� je dowolnie, jak ci si� spodoba. Geralt zamy�li� si�, a potem zaproponowa�: - Mo�e punkt o terminach w og�le usu�my. Nie s�dz�, by�cie podejrzewali mnie o ch�� sp�dzenia reszty �ycia w tej dziurze... - Usuwamy - kr�tko zgodzi� si� Findamiel i po minucie Geralt trzyma� w r�ku nowy wydruk. Przejrzawszy go pobie�nie, wied�min odchrz�kn�� z zadowoleniem: - Kche-kche... No, teraz jest znakomicie. Podpisz prosz�, czcigodny Findamielu. Elf zamar� na chwil� ze stylowym pi�rem w szczup�ych palcach, potem zamaszy�cie podpisa� kontrakt. Geralt podni�s� si� z krzes�a, opar� si� o blat �okciem lewej r�ki i te� z�o�y� podpis. Teraz by� oficjalnie wynaj�ty do wykonania zlecenia. - Jak chcesz otrzyma� zap�at�, wied�minie? Got�wka? Przelew? - Wol� przelew. Jako� nie chce mi si� szwenda� z tak� gotowizn� w bagu poza Centrum... A, jak s�dz�, nie b�dziecie kwapili si� do odwiezienia mnie z powrotem swoimi �rodkami lokomocji. - Eranwaldzie! Przygotuj w�z. Pojedziemy do banku do Czerniowiec - poleci� Findamiel m�odziutkiemu elfowi - kierowcy. I zwr�ci� si� do Geralta:, - To nam nie zajmie du�o czasu. Jak, mam nadziej�, nie zajmie wiele czasu i twoja praca. - I ja mam tak� nadziej�, czcigodny Findamielu - ca�kowicie szczerze zapewni� go wied�min. I rzeczywi�cie, do banku i z powrotem uwin�li si� w nieca�e p�torej godziny. Geralt sprawdzi�, jak na jedno z jego kont w Gnomish Creditinvestment skapn�o r�wne dwadzie�cia pi�� tysi�cy hrywien i uspokoi� si� ca�kowicie. Nie by� przyzwyczajony do tego, �e elfy tak spokojnie p�aci�y ogromne pieni�dze za tak� niezwyk�� i nieokre�lon� prac�. Najpierw Geralt ponownie, z wyczerpuj�cymi sw� dok�adno�ci� szczeg�ami, wys�ucha� opowie�ci o poprzednich pr�bach przebicia si� do wn�trza zamku. Elfy wykaza�y si� niew�tpliwie du�ym sprytem: usi�owa�y przedosta� si� do wie�y i przez g��wne wej�cie, i przez kilka ma�ych, i przez okna, i nawet pr�bowa�y desantu ze �mig�owca bezpo�rednio na wie�yczk�. Bez rezultatu. Okna nie da�y rady otworzy�; �mig�owiec, zaledwie zbli�y� si� do zamku, wpad� w niewyt�umaczalne "odr�twienie" i run�� wraz z ochotnikami- orkami w po�o�ony nieopodal park. Uda�o si� otworzy� ma�e wej�cie w lewym skrzydle, nawet bez wi�kszych problem�w, ale dwaj eksploratorzy z najbli�szej okolicy, kt�rzy tam weszli, po prostu ju� nie wr�cili. Cierpliwie, krok po kroku, metr za metrem, elfy i ich naiwni pomocnicy z grona miejscowych, przybywaj�cy pod wp�ywem plotek o obfitej nagrodzie, niemal wylizywali j�zykami ka�dy z siedmiu korytarzy, odchodz�cych od holu za wej�ciem centralnym. Na pr�no. Ochotnicy gin�li, przy tym nawet nie wiadomo by�o, z jakiej przyczyny. Ani jeden z korytarzy nie mia� prostego odcinka d�u�szego ni� dwadzie�cia metr�w. Badacz znika� z oczu obserwatorom, a potem rozlega� si� straszliwy wrzask, czasem jaki� ha�as i koniec. A czasem - ani krzyku, ani ha�asu. Ochotnik po prostu znika� bez �ladu. Od czasu do czasu nocami w oknach g�rnych pi�ter migota�y ognie, m�tne i niepewne, nie maj�ce nic wsp�lnego ze zwyk�ymi lampami czy lampami luminescencyjnymi. Raczej przypomina�o to jarzenie czy martwe �wiecenie pr�chna w g�uszy zdzicza�ego parku. W�a�nie w takie noce odbiornik Findamiela wybucha� odg�osami dzikich przekaz�w. Geralt przes�ucha� nagrania - przekazy naprawd� mia�y dziki charakter. Nie wyczuwa� jakiego� sensownego tekstu - s�ycha� by�o tylko pochlipywanie, mamrotanie, szept. A i do g�osu, szczerze m�wi�c, nie by�o to specjalnie podobne, raczej brzmia�o, jak kakofoniczny opus jakiego� awangardowego minstrela, niegardz�cego w swej tw�rczo�ci ani odg�osami skrzypi�cych zawias�w, ani miauczeniem oburzonego kocura, kt�remu kto� przydepn�� ogon. P�tora tysi�ca lat zainteresowania dzikimi przekazami wyra�nie nie zosta�y zmarnowane przez Findamiela. Elf zarejestrowa� na przyk�ad moc przypadkowych audycji, za ka�dym razem inn�, od kilkunastu wat�w do sze�ciu z hakiem kilowat�w. Pierwszy z takich sygna��w raczej nie da�by si� wychwyci� w odleg�o�ci dziesi�ciu kilometr�w, drugi bez trudu by� odbierany nawet na wschodnich rubie�ach Wielkiego Uralu. Usi�owa� r�wnie� elf zlokalizowa� �r�d�o sygna��w; w tym celu zorganizowa� w okolicy trzy punkty radionamiaru. Za �r�d�o sygna��w mo�na by�o teraz uwa�a� mniej wi�cej kul� o �rednicy dziesi�ciu metr�w, w centrum kt�rej znajdowa�a si� podstawa szpili wie�y. Geralt osobi�cie przejrza� kilka peleng�w, na szcz�cie po drodze tu do�� dog��bnie przestudiowa� materia�y z wied�miniego site'u. Mimo sceptycyzmu - nie znalaz� w namiarach elfa b��d�w. Jedyn� rzecz�, jakiej nie pokaza� Findamiel Geraltowi, by�y odkodowane przekazy ze wsp�rz�dnymi pewnych miejsc w obr�bie Wielkiego Kijowa. Co to by�y za miejsca - Geralt wola� na wszelki wypadek nie pyta�. Ale zachowa� w pami�ci aluzj� do nich, poczynion� niechc�cy przez Ilanda,, szczeg�lnie �e Findamiel zr�cznie i bez wzbudzania zainteresowania postronnych "zepchn��" Ilanda ze �liskiego tematu i zacz�� m�wi� o czym� zupe�nie innym. Naturalnie, Geralt nawet mrugni�ciem oka nie da� po sobie pozna�, �e odnotowa� i lapsus Ilanda, i interwencj� Findamiela. Ale zapami�ta� to, zapami�ta�. W ko�cu, d��eniami takich jak stary elf poszukiwaczy kieruje ��dza czego� - w�adzy, zysku czy wiedzy. Findamiel nie wygl�da� na fanatycznego mi�o�nika czystej wiedzy. Co znaczy�o, �e po��da od �wiata .czego� innego. I usi�owa� osi�gn�� to poprzez rozszyfrowanie tajemnicy dzikich sygna��w. B��dnych przekaz�w. Przekazy, raz wychwycone, b��dzi�y po eterze ca�ymi latami. Findamiel skrupulatnie odnotowywa� ich okresowo��, oblicza� wygasanie, usi�owa� wykre�li� �r�d�a echa, ale nie doszed� do �adnego w miar� pewnego wniosku. Karmi� komputery megabajtami wynik�w obserwacji, ale i te nie potrafi�y uporz�dkowa� tego w jaki� sensowny system. W sumie, nik�e nadzieje Geralta na rozwi�zanie zagadki w trybie gabinetowo-analitycznym, nie spe�ni�y si�. Szczerze m�wi�c, w ci�gu ca�ej swej nied�ugiej na razie kariery wied�mina, ani jeden problem nie da� si� rozwi�za� metod� gabinetowo-analityczn�, ale Geralt ci�gle mia� nadziej�, �e kiedy� co� takiego si� stanie. Ale nie tym razem jeszcze. Tym razem trzeba b�dzie wej�� do zagadkowego i - co tu ukrywa�? - do�� z�owieszczego, porzuconego zamku. Geralt ju� wcze�niej nastawi� si� na paj�czyn� w k�tach, na nietoperze i zardzewia�e �a�cuchy na �cianach. Na kurz i strz�py gobelin�w. Na nieprzewidziane niebezpiecze�stwa i niebezpiecze�stwa znane z g�ry, takie jak wyskakuj�ce nieoczekiwanie �e �cian metalowe pr�ty czy piwnica wype�niona czekaj�cymi na �up szczurami, do kt�rej str�ca�y �mia�k�w sprytnie obracaj�ce si� kamienne p�yty w pod�odze. By� mo�e Findamiel oczekiwa�, �e wied�min po prostu obwiesi si� specekwipunkiem z plecaka, we�mie strzelb� i runie na �eb, na szyj� do zamku. Ale Geralta w Arzamasie-16 nauczono PRZE�YWA� w ka�dych okoliczno�ciach. A prze�yje tylko ten, kto jest ostro�ny, niczym stalker w Strefie. Kto nie wykona zb�dnego ruchu, je�li nie jest pewien, �e nie doprowadzi go to do �mierci. Dlatego przez ca�� reszt� dnia Geralt chodzi� doko�a zamku po omsza�ych kamiennych drogach, po dawno niestrzy�onych ��kach, nas�uchiwa�, w�szy� i my�la�. My�la�. - B�d� ostro�ny, wied�minie - powiedzia� na po�egnanie Findamiel. - Dzi�kuj� - odpar� Geralt i pomy�la�: " Ostro�ny... A pewnie - rzuc� si� pogwizduj�c w sedno piek�a..." Przed wyj�ciem prze�kn�� kilka tabletek stymuluj�cych i teraz w organizmie szala�o prawdziwe chemiczne piek�o. Ka�dy d�wi�k, ka�dy ruch wychwytywany przez wzrok, nabra�y z niczym niepor�wnywalnej wyrazisto�ci. �wiat sta� si� jaskrawy i nie�pieszny, w ka�de mgnienie oka Geralt m�g� wpakowa� teraz ca�� mas� czyn�w i my�li. Sprawdzi�, czy �atwo wychodzi z kabury strzelba, czy na miejscu jest n�, czy co� nie przeszkadza. Nic nie przeszkadza�o. N� by� na miejscu. Strzelba bez pud�a wskakiwa�a w r�ce. Ostatnia rzecz - sznur�wki. Pewnego razu w najmniej odpowiednim momencie rozwi�za�a si� niedbale zawi�zana sznur�wka i wied�min przekl�� wszystko na tym �wiecie, poniewa� akurat w tym momencie nie wolno mu by�o si� potkn��. Koniec. Czas. Odprowadzany spojrzeniami dwudziestu elf�w Geralt miarowo i - jak mu si� wydawa�o - wolno pomaszerowa� po �wirowej �cie�ce do zamku. Wchodzi� ju� dzi� do holu - rano, razem z Ilandem i Eranwaldem. Geralt mia� nadziej�, �e wied�mini w�ch podpowie mu co�, ale nic tego nie wysz�o. Zamek wydawa� si� by� martwy, �adnych mechanicznych potwor�w, �adnych naukowych niespodzianek czy pu�apek. Nie wyczu� NICZEGO, chocia� zazwyczaj wyczuwa� wrog� technik� od razu. Szczeg�lnie pod wp�ywem stymulator�w. Siedem dr�g do �mierci. Siedem korytarzy, a ka�dy z nich ju� pobra� swoj� krwaw� danin�. Elfy nie wchodzi�y do holu: Rozsiad�y si� na ��ce przed zamkiem, od czasu do czasu podnosi�y g�owy i odprowadza�y spojrzeniami przemykaj�ce ponad wie�yczk� �nie�nobia�e g�ry z chmur. Od czasu do czasu elfy puszcza�y w k�ko niewielk� manierk�, z kt�rej ka�dy upija� �yk. A jeszcze rzadziej kto� z tego kr�gu zerka� na widniej�c� nieopodal oficyn�, kt�r� obra� za swoj� rezydencj� Findamiel. Na oko do oficyny by�o ze cztery kilometry; od zamku oddziela�a j� p�aska, s�abo poro�ni�ta budynkami i drzewami nizina. Wied�min wypad� z holu, gdy od wej�cia min�y cztery i p� godziny. Przez ten czas �aden z oczekuj�cych nie wypowiedzia� ani jednego s�owa. Na oko wied�min wygl�da� nie�le, tylko by� nieco pomi�ty. Pas z �adownic� przesun�� si� na bok, prawy r�kaw kurtki by� oderwany poni�ej �okcia. Na policzku widnia� purpurowy i ju� czerniej�cy owalny siniec. Po kilku krokach wied�min run�� na kolana, a potem zwali� si� na plecy, z podkurczonymi nogami. Jak na komend� wszystkie elfy poderwa�y si� i rzuci�y do niego. - Pi�... - wychrypia� wied�min. Iland bez wahania poda� mu ow� manierk�. Geralt usiad� z widocznym wysi�kiem, chwyci� manierk� i przypi�� si� do w�skiej szyjki, ale zaraz zacharcza� i rozkaszla� si�. - A �eby was! Chcia�em si� napi�, a nie upi�! Eranwaid d�ugimi susami pogna� do wi�niowego wozu typu Cherkassy, kt�rym przywieziono wied�mina do zamku. Wr�ci� Eranwald z dwiema butelkami miejscowej wody mineralnej. Geralt wy��opa� obie, chciwie, nie zwracaj�c uwagi na wylewaj�ce si� na brod� i pier� s�onawe krople. - Uff! Ale zadanko mi wynale�li�cie, panowie d�ugowieczni! - Doszed�e� do g�ry? - szybo zapyta� Iland. Wied�min strz�sn�� do ust ostatnie krople i z �alem popatrzy� na pust� butelk� - Doszed�em - sapn��. - I do g�ry, i z powrotem. Chocia� by�o to cholernie trudne. - Jedziemy do szefa! - Iland chwyci� go za r�kaw, chc�c pom�c wsta�. - Poczekaj, Ilandzie. Mam do ciebie kilka pyta�. Wied�min w oczach odzyskiwa� si�y. Najpierw usiad�, patrz�c na zgrupowanych doko�a elf�w, �ywych o niema�ym wzro�cie, z do�u go g�ry. Potem z pewnym trudem wsta�, opieraj�c si� na swojej pot�nej strzelbie. Nawet teraz by� o g�ow� ni�szy od najni�szego z nich. - Sattae, Seidhe! - powiedzia� Iland do swoich. - Unn heda pas eonaltabitae... Wszyscy, pr�cz Eranwalda i samego Ilanda, pos�usznie odwr�cili si� i skierowali na drog�, biegn�c� od zamku do oficyny. - Chod�my do wozu - zaproponowa� Iland. - Chod�my - zgodzi� si� wied�min. Zanim usiedli na starannie utrzymane tapicerki siedze�, usi�owa� nawet oczy�ci� zabrudzone ubranie. Ale nie przesadza� w staraniach, czyni� to niech�tnie i bez wi�kszego efektu. - Siadaj - poleci� Iland. - Znajdzie si� kto� do oczyszczenia fotela. Geralt niemal z�o�y� si� we dwoje i wcisn�� na tylny fotel. Iland usiad� obok, mimo �e by� znacznie wy�szy od wied�mina, elf wpasowa� si� w ciasne wn�trze znacznie zr�czniej i z wi�ksz� gracj�. Eranwald usiad� za kierownic�. - Powiedz, Ilandzie...- Ale prosz�, m�w prawd�, bo od tego wprost zale�y to, co dla was robi�. Ty i pozosta�e elfy - pomagacie Findamielowi dobrowolnie? Czy zmusza was do tego? Iland nie nachmurzy� si�, po prostu jego wzrok spochmurnia�, jak s�oneczny od rana dzie�, na kt�ry nasun�y si� nie wiadomo sk�d przyby�e burzowe chmury. - Dlaczego o to pytasz, wied�minie? Geralt uni�s� g�ow�, poci�gn�� nosem i przymkn�� oczy. - Chc� zrozumie�, dlaczego pomagacie mu wyja�ni� tajemnic� niezarejestrowanych �r�de� sygna��w radiowych. Jaki macie w tym interes? Widz�c, jak elf odwraca spojrzenie, wied�min zrozumia�, �e trafi� dok�adnie w punkt. - To si� jako� wi��e z waszymi elfimi stosunkami, prawda? - napiera�. - S�ysza�em, �e istnieje w waszej spo�eczno�ci jakie� formalne przewodnictwo starszego nad m�odszym. I �e nie wolno wam nie pos�ucha� starszego. Czy tak jest naprawd�? Findamiel wi��e was tym rozkazem? - Tak - odpowiedzia� g�uchym tonem Iland. - Findamiel jest naszym ojcem. I moim, i Eranwalda, i wszystkich obecnych tu elf�w. Wied�min, got�w ju� do zadania kolejnego pytania, prze�kn�� s�owa. Przez kilka sekund siedzia� z otwartymi ustami. Potem powiedzia�: - O-ho-ho... I ponownie zamilk�. - W rodach elf�w mi�dzy rodzicami i dzie�mi stosunki s� zupe�nie inne ni� u was, kr�tko �yj�cych. - Iland m�wi� niech�tnie, ale jednak m�wi�. - U nas jest to opieka starszego, bardziej do�wiadczonego nad go�ow�sem i nieopierzonym. Findamiel, oczywi�cie, jest najbardziej do�wiadczony z nas wszystkich. Ale ja te� mam zakichane dwie�cie lat i zd��y�em zobaczy� niema�o. W sumie, nasze obyczaje wykluczaj� niepos�usze�stwo wobec ojca krwi. Nawet je�li wy�le ci� prosto pod ko�a dzikiej ci�ar�wki na autostradzie. - Wiesz, czym zajmuje si� ojciec tak naprawd�? - Domy�lam si�. - Czym wi�c? Iland d�ugo milcza�. Potem osch�ym tonem poleci� m�odemu elfowi: - Eranwaldzie! Id� na piechot�. Dogonimy ci�, ja poprowadz�. M�ody elf podporz�dkowa� si� bez cienia sprzeciwu czy niezadowolenia. Po prostu wysiad� z wozu, zatrzasn�� drzwi i miarowym krokiem pomaszerowa� przed siebie. - On te� musi si� podporz�dkowywa�, tobie? - zainteresowa� si� wied�min. - Jako m�odszy brat starszemu? - Eranwald jest moim synem - o�wiadczy� Iland. By� ju� znowu opanowany, znowu ca�kowicie kontrolowa� siebie, swoje czyny i s�owa. - Nie rozumiem - zdziwi� si� Geralt. - Przecie� powiedzia�e�, �e wszyscy jeste�cie synami Findamiela? Iland niemrawo wzruszy� ramionami: - M�wi�em, no to co? Tak to jest. Co ci za r�nica: Krew Findamiela poprzez mnie przekazana zosta�a Eranwaldowi. Wy, ludzie, nazwaliby�cie Findamiela dziadkiem Eranwalda. Elfy nazywaj� go ojcem. Skoro o to chodzi, to ja te� nie jestem synem wprost, a synem jego syna. - To znaczy, �e Findamiel nie jest dla Eranwalda dziadkiem - mrukn�� Geralt. - Dobrze, zrozumia�em istot� rzeczy. Tak wi�c rozkaz krewniaka z krwi jest dla was prawem? - Nie rozkaz - poprawi� go Iland. - Wezwanie. Skoro ojciec przyzywa syna, to syn przychodzi. W sumie s�owo "wezwanie" te� nie oddaje dok�adnie sedna, ale w waszym j�zyku nie ma dok�adniejszego odpowiednika. Po elficku to wezwanie nazywa si� "taimas". - Zatem p�ki Findamiel was nie zwolni, b�dziecie mu s�u�y� wiernie i bez wahania? - Tak. - I b�dziecie w�azi� do tego po trzykro� przekl�tego, naszpikowanego �mierci� zamku? - Tak. - I nie odst�picie od tego? - Nie. Wsp�plemie�cy nie zrozumiej� nas, je�li z�amiemy taimas. - Dzi�kuj�. To wszystko, co chcia�em wiedzie�. Chocia� nie, nie wszystko. Co� mi chcia�e� opowiedzie� o planach Findamiela. A mo�e to te� b�dzie z�amaniem taimas? Ponownie cie� przemkn�� przez, oblicze elfa. Wied�min zrozumia�, �e Iland z trudem zmusza siebie do zdradzania szczeg��w, jakby mia� �wiadomo�� przekraczania pewnego progu. - Findamiel rozszyfrowa� kilka b��dnych przekaz�w. Dok�adnie -zdo�a� zestawi� je w odpowiedniej kolejno�ci i rozkodowa� cz�� wielkiego komunikatu. O ile mog� s�dzi�, w tym komunikacie mowa jest o jakich� fundamentalnych naukowych wzorach budowy naszego �wiata. - To oznacza, �e po prostu Findamiel d��y do w�adzy i pot�gi - podsumowa� wied�min. Iland u�miechn�� si� sarkastycznie: - A czy na tym �wiecie jest co� innego, do czego warto d��y�? - Masz racj� - pokiwa� g�ow� Geralt. - Masz racj�, d�ugowieczny. Nawet ja to rozumiem. C�, jed�my... Iland przesiad� si� za kierownic� i Czerkassy �wawo run�� do biegu po g�adkim, wylizanym przez wiatry asfalcie. Geralt w zamy�leniu obserwowa�, jak zmniejsza si� w lusterku wstecznym z�owrogi, nafaszerowany prawdziw� �mierci� zamek. Eranwald nie zd��y� odej�� daleko. Dogonili r�wnie� i wyprzedzili pozosta�ych, id�cych drog� elf�w. Mimo �e w samochodzie by�y jeszcze dwa miejsca, Iland nie zabra� nikogo. Przy oficynie krz�ta� si� samotny elf, syn Findamiela czy jego prapra -prawnuk, czy to wiadomo? Wygl�da� tak samo m�odo, jak Eranwald, tylko spojrzenie mia� nieco twardsze. Chyba wi�c starszy od niego. Findamiel przebywa� w wielkiej sali oficyny, sta� przy oknie, nerwowo obracaj�c w palcach wytworne pi�ro, najpewniej przywiezione do Kijowa z Wielkiego Pary�a. Stary elf ma�n�� wied�mina b�yskawicznym spojrzeniem i znowu odwr�ci� si� do okna, przez kt�re patrzy�, jak si� wydawa�o, ju� do�� d�ugo. Na tle o�wietlonego zachodz�cym s�o�cem nieba wyr�nia�a si� wykutym konturem wie�a ze szpilem. Nawet okno wie�y mo�na by�o dojrze� bez trudu - okno, sk�d Geralt nie tak dawno temu popatrzy� na okolic�. - Tak wi�c, wied�minie? - nie odwracaj�c si�, zapyta� Findamiel. - Wszed�e� do wie�y? - Tak, czcigodny Findamielu. Wszed�em do wie�y. Ale, obawiam si�, nie mam dla was dobrych wie�ci. Nie zobaczy�em tam niczego takiego, co mog�oby istotnie wp�yn�� na rozwi�zanie tajemnicy przypadkowych przekaz�w. Stary elf odwr�ci� si� gwa�townie i wpi� si� spojrzeniem w Geralta. - Ach tak? - I wpad� w zamy�lenie. - W takim razie powiniene� nauczy� mnie, albo kt�rego� z moich �ywych, jak dociera� do wie�yczki ca�o. I, oczywi�cie, jak wraca� zdrowo, tak jak uda�o si� to tobie. Geralta jego ��danie nie poruszy�o. - Obawiam si�, czcigodny Findamielu, �e co� takiego si� nie uda. - Ciekawe, dlaczego? - Dlatego, czcigodny Findamielu - pos�usznie wyja�nia� Geralt - �e nie jest mi do niczego potrzebna tajemnica tego zamku. Dok�adniej rzecz ujmuj�c - zupe�nie mnie nie interesuje. Dlatego uda�o mi si� tam prze�y�. No, i na dodatek dysponuj� pewnymi specyficznymi odruchami. Ale zapewniam was: same nawyki i odruchy nie wystarczy�yby. Sekret powodzenia polega na tym, �e nie wchodzi�em tam po tajemnic�. - Po co wi�c ci� wys�a�em? - zdziwi� si� Findamiel. - Je�li wszystko dobrze rozumiem, to tu na stole le�y nasz kontrakt, zgodnie z kt�rym zobowi�zujesz si� rozwi�za� nasz problem i ustrzec od �mierci moich wsp�plemie�c�w na obszarze zamku. - Ca�kowicie si� z tob� zgadzam, czcigodny. W�a�nie zamierzam ustrzec od �mierci waszych wsp�plemie�c�w. Dlatego radz� wam: wyjed�cie st�d. Zapomnijcie o tym zamku, a jednocze�nie o problemie b��dnych przekaz�w radiowych. To, co tworzy ich istot� jest wiedz� niebezpieczn� nawet dla was. A tym bardziej niebezpieczny stanie si� posiadacz tej wiedzy, szczeg�lnie �e mo�e to by� elf, �yj�cy nie wiem nawet ile tysi�cy lat. - Dla kogo b�dzie niebezpieczny �w posiadacz wiedzy? - nie kryj�c ironii, zainteresowa� si� Findamiel. - Dla Wielkiego Kijowa - wcale nie trac�c kontenansu odpowiedzia� Geralt. - A, mo�liwe, �e i ca�ej Eurazji. Iland i Eranwald od samego pocz�tku rozmowy w milczeniu stali w otwartych drzwiach pokoju. Findamiel u�miechn�� si� zjadliwie: - Widz�, �e przygotowa�e� si� solidnie, wied�minie. Uda�o ci si� zrozumie� nawet to co�, czego oszcz�dzi�em swojemu starszemu synowi, Ilandowi. Ale czy naprawd� s�dzisz, �e wycofam si� z tego? - Nie - odpar� wci�� niewzruszony wied�min. - Nie s�dz�. Ale moim obowi�zkiem by�o zaproponowa� wam wycofanie si� i wyjazd z tej okolicy. Findamiel zrobi� krok naprz�d i zacz�� m�wi�; w ka�dej g�osce ulatuj�cej z jego ust rozbrzmiewa� metal. Nie spos�b by�o nie us�ucha� tego g�osu... Ale zwraca� si� stary elf nie do kogo� tam, a do wied�mina, a na niego to nie dzia�a�o. - Tak wi�c, wied�minie... Co nam wysz�o? Ju� ci powiedzia�em, �e na stole le�y kontrakt. Z twoim podpisem. Odm�wi�e� przekazania interesuj�cych mnie danych. Wystarczy teraz, bym wys�a� Eranwalda czy Godfreuda, czy innego z elf�w do zamku... Ten wybrany p�jdzie, mo�esz by� pewny. I na pewno nie wr�ci. Po czym �mia�o mog� zakomunikowa� o wszystkim do Arzamasu-16. Jak s�dzisz, ile zostanie ci wtedy �ycia, co wied�minie? Jak szybko odnajd� ci� i wyko�cz� twoi wierni wied�minim zasadom koledzy? Ciebie, odst�pc�, kt�ry podpisa�e� kontrakt, przyj��e� zap�at� i nie wykona�e� ci���cych na tobie obowi�zk�w? - Czcigodny Findamielu - cierpliwie kontynuowa� Geralt. - Musz� ci przypomnie�, �e twoje badania zagra�aj� bezpo�rednio najbli�szej okolicy. A to znaczy, �e i ca�emu Wielkiemu Kijowowi. - Odezwa� si� w tobie sanitariusz? - Findamiel zatar� d�onie. Geralt odruchowo odnotowa�, �e nawet nie zauwa�y�, kiedy i gdzie elf ukry� pi�ro, kt�re jeszcze przed chwil� obraca� w d�oniach. - Wspaniale! No to, wied�minie, musisz wybra� mi�dzy obowi�zkiem i honorem! Ust�pisz mi - zdradzisz miasto. Nie us�uchasz - zdradzisz wied�mini kodeks. Bardzo jestem ciekaw, co wybierzesz. A przy okazji, przypominam: kontrakt jest uwierzytelniony u notariusza z firmy "Selemesz i synowie". Mo�esz wi�c run�� do sto�u i podrze� le��ce tu dokumenty na strz�py. Niczego to nie zmieni. - Czy mam rozumie�, czcigodny Findamielu, �e nie zrezygnujesz z badania zamku, sk�d dopiero co wr�ci�em? - Oczywi�cie, �e nie zrezygnuj� - prychnl�� Findamiel. - W takim razie - westchn�� wied�min - przyjdzie mi z honorem spe�ni� sw�j obowi�zek. B�yskawicznym ruchem uni�s� sw�j pompowiec i wystrzeli�. Do Findamiela. Elfem cisn�o na plecy i przeci�gn�o dobre dwa metry - strzelba mia�a potworn� moc. Ale stary elf jeszcze d�ugich kilka sekund patrzy� na wied�mina, na krew chlustaj�c� z piersi na pod�og�; mia� jeszcze si�� unie�� g�ow� i trzyma� j� w powietrzu przez ca�y ten czas, a jego oczy przepe�nione by�y niezrozumieniem i poczuciem krzywdy. A potem Findamiel opu�ci� g�ow� na pod�og� i skona�. Geralt wycelowa� luf� w Ilanda, z przera�eniem wpatruj�cego si� w martwego przodka. - Mam nadziej�, �e ty nie b�dziesz wysy�a� swoich... syn�w do zamku? Iland przeni�s� szalone spojrzenie z cia�a Findamiela na czarn� niczym noc otch�a� lufy wied�miniego pompowca. - Nie b�d� - szepn��. - No to �wietnie. To oznacza, �e nikt wi�cej w zamku nie zginie. Dobrze pami�tam wszystkie punkty kontraktu, Ilandzie. Dok�adnie wiem, �e spe�ni�em wszystkie, na�o�one na mnie obowi�zki i ani na jot� nie naruszy�em �adnego z punkt�w. �a�uj�, �e przysz�o mi uciec si� do sposobu najbardziej skrajnego z mo�liwych... Ale, widzisz - �ycie, proponowa�em twojemu przodkowi, by zapomnia� o wszystkich tych nielegalnych przekazach. Teraz proponuj�, by� zapomnia� o nich i ty. I twoi wsp�plemie�cy. Wied�min twardym krokiem przeci�� pomieszczenie i podni�s� z kanapy sw�j wierny plecak-bambetlarz. - Jeste�cie zwolnieni z taimas, Ilandzie. Wasz szalony ojciec nikogo wi�cej nie po�le na �mier�. A to oznacza, �e mog� odej��. Odchodz� wi�c, Ilandzie. Geralt zbli�y� si� do trwaj�cych w os�upieniu elf�w, ramieniem odsun�� z drogi Eranwalda i chwyci� za klamk�. - Wied�minie - g�uchym g�osem odezwa� si� Iland. - Przysi�gam nie pcha� si� do zamku. Przysi�gam, �e nie b�d� bada� przekaz�w. Ale powiedz mi jednak - co zobaczy�e� w tej wie�yczce? Wied�min odwr�ci� si� z wolna. Popatrzy� w oczy elfowi. - Kr�tko �yj� - o�wiadczy� w zamy�leniu. - I zabior� tajemnic� ze sob� do grobu. Nast�pi to do�� szybko, jak na twoj� miar� czasu, d�ugowieczny. I, prosz�, nie pytaj mnie wi�cej o nic. Iland nie zapyta�. Ale pytanie elfa tkwi�o w g�owie Geralta przez ca�y czas, kiedy maszerowa� do szosy, i potem, kiedy sta� na stopie i �apa� okazj�. I dopiero kiedy wzi�� go do wozu weso�y, rumiany gnom, kierowca udomowionego trailera marki Kensworth, Geralt odwa�y� si� odpowiedzie� na to pytanie. W my�lach, rzecz jasna. "Co by�o w tej wie�yczce? Ale� nic. Po prostu nic. Tylko kurz i trupy paj�k�w. I to jeszcze umacnia mnie w przekonaniu, �e s�usznie post�pi�em". Kensworth p�dzi� na spotkanie nasuwaj�cej si� na Wielki Kij�w nocy, a rumiany gnom, jak si� okaza�o, mia� w pok�adowej lod�wce mas� piwa. Porteru. Geralt bardzo lubi� porter. 1

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!