11149

Szczegóły
Tytuł 11149
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

11149 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 11149 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

11149 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Malika Ufkir, Michele Fitoussi Uwięziona Przedmowa Dlaczego powstała ta książka To oczywiste. Nawet gdyby nasze drogi przypadkowo się nie skrzyżowały, Malika Ufkir i tak by ją kiedyś sama napisała. Odkąd opuściła więzienie, odczuwała potrzebę, by opo -wiedzieć o swoich przeżyciach i w ten sposób odprawić egzorcyzmy nad bolesną przeszłością, która nie przestawała jej nawiedzać. Lecz nie była jeszcze do tego gotowa. Dlaczego napisałyśmy ją razem To też oczywiste. Zadecydowało o tym przeznaczenie, które doprowadziło do naszego niespodziewanego spotkania. W końcu Malika odważyła się komuś zwierzyć. Ja zaś, odkładając na bok wszystkie swoje projekty, zgodziłam się ją wysłuchać i zaadaptować jej opowieść. Pierwszy raz zobaczyłyśmy się w lutym 1996 roku na przyjęciu zorganizowanym z okazji irańskiego Nowego Roku. Nasza wspólna znajoma wskazała mi ładną, szczupłą brunetkę, zagubioną w tłumie zaproszonych gości. - To Malika, najstarsza córka generała Ufkira. Podskoczyłam na dźwięk tego nazwiska, które kojarzyło mi się z niesprawiedliwością, grozą, z czymś nie do opisania. Dzieci Ufkira. Sześcioro dzieci, przez piętnaście lat więzionych wraz z matką w okropnych marokańskich kazamatach. Przywołuję w pamięci okruchy relacji prasowych. Jestem zbulwersowana. - Jak można okazywać pozory normalności po tylu latach cierpień Juk można żyć, śmiać się lub kochać, gdy tak niesprawiedliwie utraciło ttię swoje najpiękniejsze lata )# Patrzę na nią. Jeszcze mnie nie dostrzega. Zachowuje się jak osoba przywykła do świata, lecz w jej oczach odbija się trudna do ukrycia rozpacz. Będąc razem z nami w tym samym pomieszczeniu, jednocześnie wydaje się przebywać gdzieś indziej. Nie odrywam od niej wzroku, choć gdyby tylko zwróciła na mnie uwagę, mogłaby mi to poczytać za brak taktu. Lecz ona spogląda jedynie na swego towarzysza, lgnąc do niego jak do ostatniej deski ratunku. Nareszcie zostajemy sobie przedstawione. Wymieniamy banalne uwagi na temat naszych rodzinnych krajów, Maroka i Tunezji. Każda z nas stara się ocenić drugą według własnej miary. Obserwuję ją przez cały wieczór. Patrzę, jak tańczy, dostrzegam grację jej ruchów, wyprostowaną sylwetkę, osamotnienie wśród ludzi, którzy się bawią lub udają rozbawionych. Kiedy nasze spojrzenia się spotykają, wymieniamy uśmiechy. Ta kobieta mnie wzrusza, a jednocześnie onieśmiela. Nie wiem, co jej powiedzieć. Wszystko wydaje mi się banalne i mało znaczące. Byłoby niegrzecznie o cokolwiek ją wypytywać. A jednak płonę chęcią, by czegoś się o niej dowiedzieć. Przy pożegnaniu wymieniamy numery telefonów. Ponieważ przygotowuję właśnie zbiór opowiadań, który powinien się ukazać w maju, mam jeszcze przed sobą kilka tygodni pracy. Sugeruję, abyśmy się spotkały, jak tylko skończę. Malika wyraża zgodę, nie pozbywając się jednak rezerwy. Przez następne dni myślę o niej bezustannie, widzę jej smutną, piękną twarz. Próbuję postawić się na jej miejscu. A przynajmniej staram się wyobrazić sobie niewyobrażalne. Nachodzą mnie dziesiątki pytań. Kogo ona znała Co odczuwa dzisiaj W jaki sposób opuszcza się własny grób Doznaję wstrząsu, rozważając jej niezwykłe losy, cierpienia, które musiała znosić, to cudowne zmartwychwstanie. Jesteśmy niemal w tym samym wieku. Została wtrącona do więzienia, gdy miała dziewiętnaście lat, w grudniu 1972 roku - tego samego, w którym ja, z maturą w kieszeni, rozpoczęłam studia w Szkole Nauk Politycznych w Paryżu. Uzyskałam dyplom i zrealizowałam swoje dziecięce marzenia, zostając dziennikarką, a potem pisarką. Pracowałam, podróżowałam, kochałam, cierpiałam... jak wszyscy ludzie. Urodziłam dwoje wspaniałych dzieci, Wiodłam pełne i bogate życie, niewolne, od zmartwień, ale też pozwą- zaznać różnych postaci szczęścia. Ona tymczasem żyła wraz z ro-rdziną odizolowana od świata w strasznych warunkach, mając za horyzont cztery ściany celi więziennej. Im więcej myślę o Malice, tym silniej odczuwam pragnienie, w którym dziennikarska ciekawość i pisarskie podniecenie mieszają się z czysto ludzkim zainteresowaniem losem tej kobiety. Chcę, aby opowiedziała mi swoją historię, i chcę ją spisać razem z nią. Ten pomysł narzuca mi się z całą mocą, wręcz staje się obsesją. Na znak przyjaźni przesyłam jej moje książki, mając nadzieję, że za ich pośrednictwem przekażę tę chęć, która mną zawładnęła. Kiedy w końcu oddaję rękopis, telefonuję do Maliki, aby zaprosić ją na obiad. W słuchawce słyszę jej słaby głos. Mówi, że z trudnością akli-matyzuje się w Paryżu. Mieszka tu zaledwie od ośmiu miesięcy u Erica, swego przyjaciela. Dopiero w pięć lat po opuszczeniu więzienia w 1991 roku rodzina Ufkirów mogła uzyskać prawo opuszczenia Maroka. Stało się to za sprawą ucieczki Marii, jednej z młodszych córek, która poprosiła o azyl polityczny we Francji. Cała ta afera narobiła sporo hałasu. W telewizji często pokazywano małą, pełną napięcia twarz Marii wkrótce zaczęła jej towarzyszyć przybyła na francuską ziemię część rodziny Malika, jej siostra Sukajna i brat Rauf. Niedługo potem dołączyła do nich jeszcze jedna siostra, Miriam. Najmłodszy z dzieci, Abdellatif, i ich matka, Fa- tima, przebywali jeszcze w Maroku. Dowiedziałam się tego wszystkiego od Maliki w czasie obiadu, który przeciągnął się niemal do wieczora. Słuchałam jej zafascynowana. Malika opowiada w sposób wyjątkowy, typowo orientalny - niczym Szeherezada. Mówi pomału, czystym głosem, oszczędnie, gestykulując długimi rękoma dla podkreślenia treści. Jej oczy są niewiarygodnie ekspresyjne przechodzą niespodziewanie od melancholii do śmiechu. W jednej sekundzie z dziecka staje się młodą dziewczyną, a potem dojrzałą osobą. Przechodzi wszystkie okresy życia, w rzeczywistości nie doświadczając żadnego. Znam niewiele faktów z historii Maroka. Niewiele też wiem o przyczynach uwięzienia Ufkirów. Słyszałam jedynie, że sześcioro dzieci wraz z matką zamknięto na dwadzieścia lat, karząc ich w ten sposób za postępek ojca. Generał Muhammad Ufkir, druga osoba w królestwie, 16 sierpnia 1972 roku usiłował dokonać zamachu stanu i pozbawić życia króla Hasana II. Spisek się nie udał i generał został zastrzelony. Umarł 8 — z pięcioma kulami w ciele. Jego rodzinę król skazał na zamknięcie w ciężkim więzieniu, z którego właściwie nikt nie wyszedł żywy. Ab-dellatif, najmłodszy z rodzeństwa, miał wtedy trzy lata. Lecz dzieciństwo Maliki było jeszcze bardziej niezwykłe. W wieku pięciu lat została adoptowana przez króla Muhammada V i wychowywała się z jego córką, a swoją rówieśnicą, małą księżniczką Aminą. Po śmierci monarchy jego syn, Hasan II, sam zajął się wychowaniem dziewczynek, traktując je na równi z własnymi dziećmi. Malika spędziła jedenaście lat na dworze królewskim, w intymności seraju, prawie nigdy go nie opuszczając. Już wtedy była więźniarką, zamkniętą w przepięknym pałacu. W końcu udało jej się stamtąd wyrwać, aby w ciągu dwóch lat przeżyć u boku najbliższych złotą młodość. Po zamachu stanu dziewczyna utraciła dwóch ojców, których czule kochała. Tragedia Maliki Ufkir zawiera się w podwójnym smutku, który skrywała w sobie przez tyle lat. Kogo kochać, a kogo nienawidzić, skoro własny ojciec chce zabić ojca przybranego, ten zaś staje się nagle katem jej i rodziny To okropne. Rozdzierające. I jakże powieściowe Pomału zaczynam rozumieć, że myślimy o jednym. Malika ma ochotę opowiedzieć mi o tym, czego dotąd nie ujawniła. Podczas owego irańskiego wieczoru połączyła nas przyjaźń, od pierwszego wejrzenia, wzajemna i instynktowna. Nawet jeśli tyle nas dzieli, od edukacji poprzez środowisko, studia, sytuację rodzinną i zawodową, charakter aż po religię - ona jest muzułmanką, ja żydówką - należymy do tego samego pokolenia, mamy tę samą wrażliwość i to samo poczucie humoru, tak samo kochamy nasz rodzimy Orient i tak samo patrzymy na innych ludzi. Przyjaźń, którą nosimy w sobie i która nie przestanie się rozwijać, potwierdza intuicyjne wrażenia, jakich doznałyśmy podczas pierwszego spotkania. Razem napiszemy tę książkę. Lecz musi upłynąć jeszcze trochę czasu, zanim pragnienie Maliki stanie się prawdziwą wolą. Kontrakt z Grassetem podpisujemy w maju 1997 roku, lecz dopiero w styczniu następnego roku możemy rozpocząć pracę, otaczaną jak najściślejszą tajemnicą. Malika bowiem się boi, że jest szpiegowana. W ciągu pięciu lat, jakie Ufkirowie spędzili w Maroku po wyjściu z więzienia, codziennie byli ofiarami szykan ze strony policji. Dotyczyło to też nielicznych przyjaciół, którzy ich odwiedzali. Malice pozo- *i — 10 — ptał jeszcze nawyk, aby nigdy nie mówić o ważnych sprawach przez telefon. Idąc ulicą, raz po raz ogląda się nerwowo. Strach, który mieszka niej od dwudziestu pięciu lat, jeszcze nie opuścił jej w Paryżu. Chce, jżeby tam dowiedziano się jak najpóźniej, że spisuje swoją historię. Ja także muszę przestrzegać reguł dyskrecji. Jedynie niektórzy z mo-lich bliskich wiedzą o naszej pracy. Przez niemal rok prowadzę podwój-|ne życie. Z nikim nie rozmawiam o Malice. A przecież widujemy się zwykle trzy razy w tygodniu i dzwonimy do siebie codziennie. Reszta [jest kroniką przyjaźni, która utrwala się dzień po dniu w miarę pracy nad książką. Od stycznia do czerwca spotykamy się u mnie lub u niej. Mamy swoje małe rytuały, popijamy herbatę i jemy ciasteczka. Ona odbiera telefony od czule zaniepokojonego Erica. Czasem przerywają nam moje dzieci, które chcą porozmawiać. Korzystamy z dwóch magnetofonów, zabezpieczając się w ten sposób przed kradzieżą kaset. Potem biorę się do pisania, a Malika próbuje mnie odczytać, co nie zawsze okazuje się łatwe. Samo opowiadanie też nie jest sprawą prostą. Musi kilka razy zaczynać od nowa, aby odpocząć, zanim powierzy mi kolejne bolesne epizody. Ponowne przeżywanie koszmaru okazywało się często ponad jej siły. Czasem bałam się, że zrezygnuje, pokonana przez widma przeszłości. Ale ona trzymała się do końca. Opowieść Maliki, nieustannie pasjonująca, była bolesna, szokowała i budziła grozę. Wstrząsały mną dreszcze, współczułam jej. Razem z nią cierpiałam chłód, zimno i strach. Ale zdarzały się nam też liczne momenty szczerego rozbawienia. Maliki nie opuszczało bowiem poczucie humoru, które pozwoliło Ufki-rom przetrwać ten straszny okres. Słuchając jej wyznań, mogłam poznać całą rodzinę - braci i siostry, którymi się opiekowała i których wychowywała, oraz matkę, Fatimę, wciąż jeszcze piękną kobietę, którą można by wziąć za starszą siostrę Maliki. Początkowo byli dla mnie postaciami z powieści, kształtowanymi przez moją rozmówczynię. Ale kiedy poznałam ich osobiście, stwierdziłam, że Malika nie koloryzowała. Wszyscy oni są pełni godności, zabawni, szlachetni, wzruszający i silni. Tacy jak ona. Malika ocaliła życie. Odkąd jednak tak blisko zetknęła się ze śmier-iią, jak gdyby oderwała się od rzeczywistości. Brak jej poczucia zarów-lo czasu, jak i przestrzeni. Godzina, dzień, komizm sytuacji nie mają • , ... • - ,., • - • — 11 —,.-.. ..•• . •...• .. • .••••, ..• . i dla niej żadnego znaczenia. Nie przychodzi na umówione spotkania, spóźnia się, zupełnie nie orientuje w terenie, boi się metra, tłumu, techniki. Wszystko to do dziś mnie bawi i zdumiewa. Choć ze swym nieodłącznym telefonem komórkowym sprawia wrażenie kobiety nowoczesnej, czasami przypomina kosmitkę zagubioną na planecie Ziemia. Bez przyczyny wpada w panikę, nie pamięta kodów, nie potrafi znaleźć punktów orientacyjnych. W innych momentach imponuje mi swoimi sądami, intuicją, zdolnością analizy. Jest wzruszająca, krucha, często słaba, doświadczona przez choroby, niedostatki i izolację, a jednocześnie taka twarda. Dwadzieścia lat więzienia i cierpień wyrządziło szkody nie do naprawienia, ale z drugiej strony wyrzeźbiło godną podziwu postać o pięknej duszy. W końcu nie wiem, która z nas miała bogatsze przeżycia. Przez cały ten rok razem z nią śmiałam się i płakałam, służyłam jej za niańkę i doradczynię, pocieszałam ją, podtrzymywałam na duchu, wysłuchiwałam jej żalów, ale też musiałam przywoływać ją do porządku, co niekiedy wiele mnie kosztowało. Jednakże ta relacja nigdy nie była jednostronna. Tego, co dała mi Malika i co przetrwało we mnie na zawsze, nie sposób ująć żadną miarą. Nie mam przy tym wątpliwości, że uczyniła to zupełnie nieświadomie. To dzięki niej się dowiedziałam, że odwaga, siła woli, godność mogą przetrwać nawet w najbardziej skrajnych i najpotworniejszych warunkach, a nadzieja i wiara w życie są w stanie przenosić góry. Często mnie zmuszała, bym wejrzała w głąb samej siebie i podała w wątpliwość swoje koncepcje dotyczące życia. Sprawiła nawet, że zapragnęłam poznać to Maroko, o którym opowiadała tak ciepło i z taką pasją, bez cienia żalu wobec ludu, który ją opuścił. Na pewno pojadę tam z nią... kiedyś. Spisanie jej opowieści stanowiło dla mnie także możliwość zadenun-cjowania despotyzmu poprzez ujawnienie okrutnej gehenny matki i sześciorga dzieci. To, co musiała przejść ta rodzina, jest przecież tylko jednym z tak licznych na naszej planecie oburzających przypadków pogwałcenia praw człowieka. To zapewne kolejny oczywisty powód powstania niniejszej książki., Nie mogąc już bowiem słuchać o okropnościach tego świata, przymyka-*] my na nie oczy i zapominamy, iż każda oseba, która niezasłużenie cier- — 12 — , . .. ,, • si, jest kimś podobnym do nas, jest nam równa, że moglibyśmy być na [jej miejscu i że ona któregoś dnia mogłaby się stać naszym przyja-Icielem. Jednakże moja książka nie jest oskarżeniem. To historia osądzi popełnione zbrodnie. Nie jest także próbą dociekania prawdy. Zapisałam (jedynie to, co usłyszałam nagie świadectwo Maliki, nacechowane jej •wahaniami i niepewnością, lecz także bezlitosną precyzją. Ta historia, którą opowiadamy razem, przesycona jej uczuciami i na-ym wspólnym wzruszeniem, jest przede wszystkim opisem niepraw-jlopodobnych losów kobiety z mojego pokolenia, która od najwcześniej-fezego dzieciństwa musiała przebywać w zamknięciu - najpierw w pa-|łacu, potem w więzieniu - a teraz stara się żyć normalnie. Mam nadzieję, że towarzysząc Malice w tej podróży w przeszłość, |pomogłam jej - podobnie jak ci wszyscy, którzy ją dzisiaj otaczają i ko-|chają - odzyskać smak życia. Michele Fitoussi f a.. Część pierwsza Aleja Księżniczek Moja kochana mama J Z salonu dobiegają dźwięki mamba i czaczy przy wtórze gitar i perkusji napływają zaproszeni goście. Sale wypełniają się gwarem rozmów i wybuchami śmiechu, docierającymi do pokoju, w którym próbuję zasnąć. Przykucnąwszy przy uchylonych drzwiach, z palcem wetkniętym w usta, bacznie obserwuję kobiety w wieczorowych kreacjach wielkich dyktatorów mody, rywalizujące ze sobą urodą i elegancją. Podziwiam piękne fryzury, wyrafinowane makijaże i skrzącą się biżuterię. Zupełnie jukbym się znalazła w jednej z moich ulubionych baśni, wśród księżniczek, do których tak chciałabym być podobna, kiedy dorosnę. Jakże wtedy pragnęłam stać się jedną z nich... Nagle pojawia się ta najpiękniejsza, ubrana w białą suknię z szerokim dekoltem, podkreślającym smukłość szyi. Z bijącym sercem patrzę, jak uśmiecha się, pozdrawiając innych, jak ściska przyjaciół, jak pochyla kształtną głowę przed nieznajomymi w smokingach. Wkrótce będzie śpiewać, tańczyć, klaskać w dłonie, bawić się aż do świtu, tak jak zaważę, kiedy rodzice wydają przyjęcie. To moja mama. Zapomni o mnie na kilka godzin, podczas gdy ja, walcząc ze snem w moim łóżeczku, będę marzyć tylko o niej, o jej atłasowej skórze, miękkich włosach, w których tak dobrze jest ukryć twarz, o zapachu perfum, o jej cieple. W tym dziecięcym raju nawet przez myśl mi nie przejdzie, że któregoś dnia coś mogłoby nas rozdzielić. Jesteśmy z mamą złączone wspólnym przeznaczeniem, utkanym /. opuszczenia i samotności. Ona w wieku zaledwie czterech lat utraciła własną matkę, która wraz z dzieckiem zmarła przy kolejnym porodzie. Ja zaś, mając pięć lat, zostałam wydarta z jej opiekuńczych ramion 1 — 17 — . .. , . . . .-. i adoptowana przez króla Muhammada V1. Czy to nasze pozbawione matczynej czułości dzieciństwo, niewielka różnica wieku - miała zaledwie siedemnaście lat, kiedy się urodziłam - nieprawdopodobne podobieństwo psychiczne, czy też brutalne koleje życia wytworzyły między nami tak silną więź Tak jak i mnie, mamę zawsze cechowała powaga spojrzenia, właściwa dla tych, na których uwziął się los. Kiedy na samym początku wojny zmarła jej matka, ojciec, Abdelka-der Szenna, oficer armii francuskiej, otrzymał rozkaz wyjazdu do regimentu w Syrii. Nie mógł zabrać ze sobą małej córki i młodszego syna. Umieścił więc oboje w Meknesie, gdzie podówczas mieszkał, w klasztorze prowadzonym przez francuskie siostry zakonne, aby tam zdobyli dobre wykształcenie. Chłopiec umarł na dyfteryt. Moja matka, która bardzo kochała brata, mocno przeżyła jego śmierć. Została sama pośród obcych ludzi. Życie doświadczyło j ą ponadto innymi zmartwieniami. Dobre siostry postanowiły uczynić ze ślicznej Fatimy, którą zesłało im niebo, doskonałą chrześcijankę. Umiała już czynić znak krzyża oraz czciła Matkę Boską, Jezusa i wszystkich świętych, kiedy mój dziadek po powrocie z Syrii zabrał ją do domu. Ten praktykujący mu/ułmanin, który odbył już nakazaną obyczajem pielgrzymkę do Mekki, z wściekłości omal nie połknął wtedy swych medali... Było nie do pomyślenia, aby zawodowy oficer sam wychowywał małą dziewczynkę, toteż przyjaciele naciskali, żeby powtórnie się ożenił. Wybrał w końcu bardzo młodą kobietę z wysokich sfer, któnj poślubił ze względu na jej talent kulinarny. Chadidża nie miała sobie równych w przygotowywaniu pastilli2, na którą mój dziadek był s/czcgól-nie łakomy. Matka nie zamierzała dzielić się swym ukochanym ojcem z obcą kobietą, zaledwie kilka lat od niej starszą. Narodziny siostry Fawzji, potem zaś brata Azzedina, podsyciły jej zazdrość. Chciała jak najszybciej 1 Muhammad V (1909-1961), potomek Proroka, z dynastii Alawitow. Siillimciii /ostał w 1927 roku, za czasów protektoratu francuskiego, dziedzicząc tron po ojcu, sullnnic Jusufie Ben Jusufie. W 1957 roku, zaraz po odzyskaniu przez kraj niepodległości, /.niósł sułtanat i przyjął tytuł króla. Panował aż do śmierci. 2 Rodzaj francuskiego ciasta faszerowanego mięsem gołębi, posypanego cukrem i wanilią (przyp. tłum.). * 18 l opuścić dom rodzinny, gdzie - zamknięta przez ojca zgodnie z tradycją [wychowania młodych dziewcząt - czuła się nieszczęśliwa. Nie miała ijednak miejsca, w którym mogłaby odnaleźć brakujące ciepło. Rodzina |ej matki, bogaci Berberowie pochodzący z Atlasu Średniego, była już jardzo nieliczna. Pradziadkowie mieli cztery córki, słynące z urody na całą okolicę. Trzy z nich umarły młodo. Moja babka, Jamna, wyszła za ląż za swego sąsiada, przystojnego Abdelkadera Szennę, gdyż ich zie-lie graniczyły ze sobą. Jak w najpiękniejszej baśni, musiał ją porwać, &by rnóc poślubić. O babce wiem jedynie tyle, że była kobietą energiczną, nowoczesną i roztropną. Lubiła dobrze się ubierać, podróżować i prowadzić samochód. W wieku piętnastu lat została już matką. Trzy lata później otworzyła salon literacki w Syrii, dokąd dziadek podążył ze swym regimentem. Matka i jej młody wuj, owoc późnego związku mojego pradziadka z czarną niewolnicą, wkrótce pozostali jedyni z naszej rodziny. Ziemie pszenne i złoto nagromadzone przez pokolenia uczyniły z niej bogatą dziedziczkę, nie tak jednak bogatą jak jej wuj, który zgodnie z marokań-skim zwyczajem dziedziczył większą część fortuny. Składały się na nią kamienice, wille i cała dzielnica starego miasta w Sali1. Dopóki matka nie mogła sama dysponować swym majątkiem, zarządzał nim mój dziadek. Niestety, stracił więcej, niż udało mu się pomnożyć. Tego jednak, co przypadło na matkę w chwili uzyskania dojrzałości, było wcale niemało. Już w wieku dwunastu lat odznaczała się niezwykłą urodą. Jej duże czarne oczy, delikatne rysy twarzy, matowa skóra, drobne, ładnie ukształtowane ciało nie pozostawiały obojętnymi oficerów, którzy przyjaźniąc się z jej ojcem, bywali częstymi gośćmi w domu. Matce nie było to niemiłe, gdyż pragnęła wyjść za mąż i założyć rodzinę. Wtedy właśnie wrócił z Indochin, obwieszony medalami, pewien młody oficer. Mój dziadek, który znał go już przedtem, spotkał się z nim w mesie oficerskiej. Oczarowany jego inteligencją i zdobytą na froncie reputacją dzielnego żołnierza, zapałał doń sympatią i zaprosił do domu. Ukryta za kotarą, moja matka nie spuszczała z niego wzroku podczas obiadu. Oficer ją zauważył i ich oczy się spotkały. Uderzyła go siła jej 1 Starożytne ufortyfikowane miasto korsarzy, oddzielone od Rabatu rzeką Bu Raghragh. * — 19 — •.,., spojrzenia. Ona zaś nie mogła wyjść z podziwu, widząc, jak wspaniale się prezentuje w pięknym białym mundurze. Dziadek starał się przekonać nowego przyjaciela, by nie wracał do Indochin. Ten zaś wydawał się mile poruszony argumentami gospodarza, a także, niewątpliwie, urodą jego córki. Nie minęło kilka dni, kiedy mój ojciec, on to bowiem był, przyszedł prosić o jej rękę. Dziadek wyglądał na wielce zdziwionego, ba, wręcz zirytowanego. - Przecież Fatima jest dzieckiem - protestował. - Czy można myśleć poważnie o ślubie, mając piętnaście lat Nie otrząsnął się jeszcze z bólu po stracie Jamny, swej pierwszej żony, którą bardzo kochał, a której śmierć przypisywał przedwczesnym i zbyt szybko po sobie następującym ciążom. Dał się jednak szybko przekonać, zwłaszcza że moja matka z entuzjazmem zaakceptowała oświadczyny. Wprawdzie niewiele jeszcze wiedziała o pretendencie do jej ręki, ale chciała opuścić dom rodzinny, oficer zaś z uporem o nią zabiegał. Niewiele upłynęło czasu, a już się w nim zakochała. Był dwadzieścia lat od niej starszy. Muhammad Ufkir, mój ojciec, urodził się w Ain Szair1 w regionie Tafilalt, siedzibie Berberów z marokańskiego Atlasu Wysokiego. Jego nazwisko znaczyło tyle co zubożały . W rodzinie ojca przestrzegano zwyczaju, aby w domu zawsze było przygotowane posłanie dla żebraków i potrzebujących, licznych w tej surowej, pustynnej krainie. W wieku siedmiu lat stracił ojca, Ahmada, szefa wioski, później mianowanego przez Lyauteya2 paszą3 prowincji Bu Denib. Dzieciństwo miał samotne i bez wątpienia dość smutne. Uczył się w berberyjskim koledżu w Azru, niedaleko Meknesu. Później jego rodziną stała się armia. Mając dziewiętnaście lat, wstąpił do szkoły wojskowej w Dar Bajdzie4, natomiast 1 29 września 1920 roku. 2 Protektorat francuski został ustanowiony w 1912 na mocy traktatu w Fezie, który pozostawił pas północnego wybrzeża Hiszpanom. Sułtan zachował swój prestiż i władzę duchową, pozostawiając francuskiemu rezydentowi władzę legislacyjną i wykonawczą, którą kontrasy-gnował. Rezydent był mianowany we Francji przez Radę Ministrów. Reprezentował Maroko na scenie międzynarodowej, dowodził armią, zarządzał administracją, wydawał dekrety, decydował o prawach. Był odpowiedzialny za wspólnotę francuską w Maroku. Lyautey sprawował funkcję rezydenta od 1912 do 1925 roku. 3 Zarządca prowincji. 4 Najbardziej prestiżowa szkoła oficerska w Mafoku. Odpowiednik francuskiej Saint-Cyr. — 20 — ,v, .,,,. ,. ,r. dwa lata później jako podporucznik rezerwy zaciągnął się do armii francuskiej. Ranny we Włoszech, rekonwalescencję odbył we Francji. W Indo-chinach doshlżył się kapitańskich galonów. Kiedy poznał moją matkę, był adiutantem generała Duvala, komendanta oddziałów francuskich w Maroku. Życie garnizonowe zaczynało mu ciążyć. Tego zawodowego oficera, który odwiedzał domy publiczne i salony gry, do głębi poruszyła dziecięca niewinność wybranki. Od samego początku był wobec niej czuły, opiekuńczy i uprzedzająco wprost grzeczny. Muhammad Ufkir i Fatima Szenna wzięli ślub 29 czerwca 1952 roku. Zamieszkali w małym, skromnie urządzonym domu, na jaki pozwalał żołd kapitana. Dla mojej matki ojciec stał się odpowiednikiem Pig-maliona. Nauczył ją, jak ma się ubierać, zachowywać przy stole i w towarzystwie. Z doświadczeniem swych szesnastu lat bardzo poważnie potraktowała rolę żony oficera. Byli razem szczęśliwi i szalenie w sobie zakochani. Fatima, która marzyła o ósemce dzieci, niebawem zaszła w ciążę. Urodziłam się 2 kwietnia 1953 roku w szpitalu położniczym prowadzonym przez siostry zakonne. Ojciec wprost szalał z radości. Nie miało dla niego znaczenia, że jestem dziewczynką. Byłam jego oczkiem w głowie, jego małą królewną1. Podobnie jak moja matka, rodzinę zaw-B/e stawiał na pierwszym miejscu. Nie zgadzali się jedynie co do liczby potomstwa, które chcieli mieć. Ojcu bowiem marzyła się tylko trójka. Dwa lata później przyszła na świat moja siostra Miriam2, a trzy lata po niej brat Rauf3, pierwszy chłopiec na jego cześć wydano niezapomniane przyjęcie. Z wczesnego dzieciństwa zachowałam jedynie szczęśliwe wspomnienia. Rodzice otaczali mnie miłością i zapewniali spokój domowego ogniska. Ojca rzadko widywałam. Wracał późno, często bywał nieobecny. Szybko piął się po szczeblach wojskowej kariery4. 1 Malika to po arabsku królowa . j ( 2 20 stycznia 1955 roku. 3 30 stycznia 1958 roku. 4 Muhammada Ufkira mianowano szefem protokołu w siedzibie głównej rezydenta francuskiego w kwietniu 1953 roku. W sierpniu tegoż roku Muhammad V został zdetronizowany i skazany na wygnanie wraz z rodziną udał się na Korsykę, a później na Mada-jjHskar. Ufkir aktywnie się przyczynił do odejścia jego następcy na tronie, Ibn Arafa, Moje życie skupiało się wtedy wokół mamy. Kochałam ją i podzi- wiałam. Była piękna, wyrafinowana i subtelna doskonały wzór kobie- cości. Czuć jej zapach, dotykać jej ciała - wystarczało mi do szczęścia. Podążałam za nią jak cień. Uwielbiała kino. Oglądała filmy niemal codziennie, czasami bywała aż na dwóch lub trzech seansach. Od szóstego miesiąca życia towarzyszyłam jej w beciku. Moja pasja do dziesiątej muzy ma swój początek w tej przedwczesnej kinomanii. Prowadzała mnie również do fryzjera, którego prosiła, by zrobił mi trwałą. Pragnęła mieć dziewczynkę o loczkach a la Scarlett O Hara. Niestety, moja misterna fryzura nie wytrzymywała pierwszych podmuchów wiatru. Podążałam za nią do jej przyjaciół, na zakupy, na przejażdżki konne, a także do łaźni mauretańskiej, czego nie cierpiałam, gdyż trzeba tam było rozbierać się przed wszystkimi. Patrzyłam, jak się ubiera, czesze, robi sobie makijaż. Tańczyłam z nią w rytm szalonych rock n rolli naszego wspólnego idola, Elvisa Presleya. W tych czułych momentach życia wydawało się nam, że jesteśmy niemal rówieśnicami. Znajdowałam się w centrum zainteresowania. Byłam rozpieszczana, ubierana jak mała księżniczka w najelegantszych europejskich sklepach, Le Bon Genie w Genewie i La Chatelaine w Paryżu. W przeciwieństwie do ojca, którego nudziły sprawy finansowe, mama lubiła szastać pieniędzmi. Dosłownie paliły jej ręce. Potrafiła sprzedać dom, aby kupić sobie całą kolekcję Diora lub Saint-Laurenta, albo wydać dwadzieścia, trzydzieści tysięcy franków w jedno popołudnie na drobne przyjemności. Wkrótce opuściliśmy mały dom kapitana, aby przenieść się do dzielnicy Swissi1 w Rabacie f zamieszkać w Alei Księżniczek. Willę otaczał dziki ogród, w którym rosły drzewa pomarańczowe, cytrynowe i mandarynkowe. Bawiłam się tam z Lajlą, nieco starszą kuzynką, którą moja matka zaadoptowała. Kilka lat później, kiedy już nie mieszkałam z rodziną, ojciec, wtedy minister spraw wewnętrznych króla Hasana II, kazał wybudować inną willę, również w Alei Księżniczek. Rodzice mieli jeszcze dwie córki Munę Inan1, która w więzieniu stanie się Marią, i o rok od niej młodszą Sukajnę2. Moja rodzina była bliska rodzinie królewskiej. Rodzice, jako jedyni obcy, otrzymali prawo wolnego wstępu do pałacu, po którym mogli swobodnie się poruszać. Ojciec zdobył zaufanie Muhammada V, dowodząc królewskimi adiutantami. Mama zaś poznała monarchę jeszcze w dzieciństwie. Zanim jej ojciec ponownie się ożenił, przez pewien czas mieszkała w Meknesie u jednej z sióstr króla. Władca często bywał w tamtym domu i zwrócił uwagę na urodę dziewczynki, wtedy zaledwie ośmioletniej. Od pierwszej chwili okazywał jej wiele życzliwości, która przetrwała lata. Zobaczył ją ponownie, gdy świętował dwudziestą piątą rocznicę3 panowania. Z tej okazji odbyła się ceremonia, na którą zostali zaproszeni jego adiutanci wraz z żonami. To właśnie od tego czasu moja matka miała przywilej wolnego wstępu do pałacu. Król darzył ją całkowitym zaufaniem. Doceniał jej towarzystwo, lecz zbyt surowo respektował zasady, aby pozwolić sobie na jakąkolwiek dwuznaczność w stosunku do kobiety zamężnej. Matka stała się przyjaciółką dwóch królewskich małżonek, które pragnęły codziennie się z nią widywać. Połączyły ją z nimi bardzo intymne więzy. Królowe żyły zamknięte w haremie jak w klasztorze. Mama kupowała im ubrania, kosmetyki, relacjonowała wydarzenia na zewnątrz. Obie były spragnione detali z jej życia, opowieści o dzieciach i małżeństwie. Rywalizujące o względy króla kobiety różniły się od siebie w każdym calu. Pierwsza z nich, Lalla Aabla, którą nazywano królową matką lub Um Sidi4, wydała na świat następcę tronu, Mulaja Hasana. Druga, i powrotu króla w 1955 roku. W tym czasie opuścił armię francuską w stopniu komendanta, dowódcy batalionu, i został mianowany dowódcą adiutantów króla. W chwili śmierci Mu-hammada V, w lutym 1961 roku, był już od sześciu miesięcy szefem policji. 1 Dzielnica willowa. Przeprowadzka nastąpił^w 1957 roku. 1 1 7 stycznia 1 962 roku. 2 22 lipca 1 963 roku. 3 18 listopada 1 952 roku. 4 Matka Pana. Oprócz Hasana II Lalla Aabla dała królowi Muhammadowi V czworo innych dzieci Lallę Aiszę, Lallę Malikę, Mulaja Abdallaha i Lallę Nehzę. Muhammad V miał lukże z konkubiną niewolnicą córkę Lallę Fatimę Zohrę. Nie uznał jej od razu, lecz kiedy nwtka dziecka podążyła za nim dobrowolnie na zesłanie, przywiązał się do dziewczynki i wychował ją jak księżniczkę. Tytuły Lalla (księżniczka) dla kobiety i Mulaj (książę) dla — 22 23 Lalla Bahia, o dzikiej naturze i zadziwiającej urodzie, była matką drogiej sercu króla księżniczki Aminy. Urodziła ją podczas wygnania na Madagaskarze1, kiedy myślała, że nigdy już nie będzie mogła zajść w ciążę. O ile Lalla Aabla, biegła w haremowych intrygach, w sposób doskonały opanowała sztukę dyplomacji, o tyle Lalla Bahia za nic miała światowe maniery i wbrew obowiązującym na dworze zasadom nie ukrywała własnych poglądów. Obcując z tymi dwiema kobietami, mama bardzo wcześnie nauczyła się sztuki kompromisu, ponieważ w pałacu neutralność nie wchodziła w grę. Należało być albo w jednym, albo w drugim obozie. Mulaj Hasan, którego nazywano także Smijet Sidi2, mieszkał w sąsiednim domu i często nas odwiedzał, podobnie jak jego siostry, księżniczki, i brat, Mulaj Abdallah. Wymagano ode mnie, abym witała ich z oznakami szacunku. Pewnego wieczoru podczas ramadanu3, gdy moja matka, otoczona przyjaciółmi, przebywała w salonie, uganiałam się po całym domu, czyniąc straszliwą wrzawę. Nagle, przecinając korytarz, zobaczyłam nieznanego pana, który wychodził z kuchni. Zatrzymałam się, urzeczona jego okazałą sylwetką, on zaś się uśmiechnął i pocałował mnie. - Biegnij, powiedz swojej matce, że jestem tutaj. Popędziłam, aby ją uprzedzić. Mama natychmiast pochyliła się na znak szacunku przed owym mężczyzną. Był to król Muhammad V, który przyszedł bez zapowiedzi, jak mu się to czasami zdarzało. Oznajmił, że pozwolił sobie wejść do kuchni, ponieważ poczuł zapach spalenizny. Kucharka zapomniała wyłączyć gaz pod tzajnikiem, który zaczął się przepalać. Jego wysokość uratował nas przed pożarem. Miałam pięć lat, kiedy w towarzystwie mamy pierwszy raz przekroczyłam próg pałacu. Obie małżonki króla i wszystkie jego konkubiny bardzo chciały mnie poznać. Weszłyśmy w porze obiadowej do jednej mężczyzny były nadawane członkom rodziny królewskiej, potomkom Proroka, oraz używane w życiu codziennym na znak szacunku. 1 14 kwietnia 1954 roku. 2 Niemal Pan. 3 Miesiąc, w którym muzułmanie powinni przestrzegać, wśród innych nakazów, bezwzględnego postu pomiędzy wschodem a zachoHem słońca. ——— ~ ———— W 1 *- ^ - / z sal jadalnych, po której kobiety z haremu spacerowały z wdziękiem, ciągnąc za sobą długie, mieniące się treny kaftanów. Zarówno bogactwo kolorów, jak i nieustanny szczebiot przywodziły na myśl wolierę pełną egzotycznych ptaków. Była to ogromna sala. Nigdy nie widziałam pomieszczenia o podobnych rozmiarach. Na całej jej długości ciągnęły się balkony, a dekoracyjne mozaiki pokrywały ściany do połowy wysokości. W jednym końcu stał tron, majestatycznie wzniesiony na podwyższeniu. Z boku piętrzył się stos podarunków, otrzymanych z okazji świąt, ceremonii lub wizyt oficjalnych. W drugim końcu, w alkowie, przykuwał oko królewski stół, zastawiony na europejską modłę porcelanowymi talerzami, kieliszkami z kryształu i pozłacanymi lub srebrnymi nakryciami. Konkubiny, czekając na przybycie króla, siedziały na brunatnym dywanie, rozlokowane wokół prostokątnych stołów, przy których mogło zasiąść po osiem osób. Ich zastawa była dużo skromniejsza. Zdarzało się, że jadły ze zwykłych żelaznych naczyń potrawy, które niewolnicy przyrządzali specjalnie dla nich. Królowa matka przewodziła przy stole stojącym najbliżej królewskiego, otoczona aktualnymi konkubinami, które nazywano po arabsku mulet nuba, czyli te, na które przyszła kolej . Były z tego powodu lepiej ubrane i umalowane od innych, manifestowały też swoją wyższość. Te, które w przeddzień lub niedawno doświadczyły królewskich faworów, z zadowolonymi i pełnymi pogardy minami żuły głośno gumę arabską1. Speszona, trzymałam się kurczowo kaftana mamy, choć miałam straszliwą ochotę pobiegać. Nagle sala napełniła się radosną wrzawą. Kobiety witały kogoś, kogo nie mogłam zobaczyć. Przecisnąwszy się między nogami, dostrzegłam dziewczynkę w białej sukience z zawiązaną na plecach wielką kokardą. Było to niesłychanie piękne dziecko, z czarnymi włosami uczesanymi w anglezy, mleczną karnacją i kropeczkami piegów rozsianymi po figlarnej twarzyczce. Od razu moja matowa skóra i sztywne włosy wydały mi się zbyt pospolite. Odetchnęłam z ulgą, zobaczywszy rówieśnicę, lecz zatrzymałam się /.akłopotana. Dlaczego miała prawo do tylu honorów Przedstawiono nas sobie i ucałowałyśmy się, lekko zawstydzone. Ta piękna dziewczyn- 1 Wysuszony sok akacjowy (przyp. tłum.). . *# ka okazała się księżniczką Aminą, Lallą Miną, ukochaną córką króla i Lalli Bahii. Wkrótce na nowo zapanowało poruszenie. Król Muhammad V wkroczył do sali jadalnej, jak nakazuje zwyczaj, z lewej strony. Nastąpiła ceremonia powitalna. Kiedy przyszła kolej na mamę, ta ucałowała rękę monarchy, po czym przedstawiła mu moją skromną osobę. Król przyjaznym gestem wziął mnie w ramiona i powiedział mi kilka miłych słów. Zajęto miejsca przy stołach, jedynie król zasiadł sam przy swoim. Przedefiladowali niewolnicy, niosąc najbardziej wyrafinowane dania. Ledwo przełknęłam kilka kęsów, uciekłam od stołu, żeby się pobawić z Lallą Miną. Z początku świetnie się rozumiałyśmy. Nagle księżniczka ugryzła mnie w rękę. Odwróciłam się ze szlochem, szukając wzrokiem mamy. Zakłopotana, dała mi dyskretnie znak, że powinnam się uspokoić. Urażona tym brakiem zrozumienia, podbiegłam do Lalli Miny i ugryzłam ją w policzek. Teraz księżniczka zaczęła krzyczeć tak głośno, że cały dwór stanął na nogi. Poczułam rodzaj zagrożenia, jakby całe zgromadzenie miało się na mnie rzucić i wymierzyć mi karę. Mała na próżno rozglądała się za ojcem. Rzuciła się więc na ziemię, wrzeszcząc wniebogłosy. Zawstydzona, skryłam się w ramiona mamy. W końcu interweniował król. Wziął mnie na ręce i spytał, co było przyczyną zajścia. - Ona obraziła mojego tatę - odrzekłam płacząc - i ja też obraziłam jej tatę, a potem ugryzłam ją w policzek. Dwór był przerażony moimi słowami, króla jednak bardzo one rozbawiły. Kilka razy kazał mi powtarzać wszystkie świętokradcze określenia, których użyłyśmy. Potem nas rozdzielono, lecz księżniczka i ja ciągle patrzyłyśmy na siebie wilkiem. Pod koniec posiłku Muhammad V skierował się w stronę mamy. - Fatimo, chciałbym poprosić cię o coś, czego nie możesz mi odmówić. Myślę,-że nie znajdę lepszej towarzyszki dla Lalli Miny niż twoja córka. Byłyby jak siostry. Chciałbym adoptować Malikę. Ale przyrzekam, że będziesz mogła ją odwiedzać, kiedy tylko przyjdzie ci na to ochota. Adopcja była w pałacu na porządku dziennym. Bezdzietne konkubiny często przygarniały sieroty, ubogie dzieci czy ofiary trzęsienia ziemi. Dziewczynki dorastały, aby zostać paąnami do towarzystwa. Lecz rzad- -...• —26— ,^,,u,,, ko się zdarzało, by dziecko adoptowane przez władcę stało się, jak ja, niemal równe księżniczce. Te szczególne więzi, które łączyły mnie z Muhammadem V, a później z Hasanem II, zawdzięczam bez wątpienia mojej woli i charakterowi. Przez wszystkie te lata spędzone w pałacu postępowałam w taki Nposób, aby zdobyć przychylność i życzliwość monarchów. Pragnęłam wejść w ich życie, stać się kimś nieodzownym, a nie jakąś anonimową postacią. To, co nastąpiło potem, pozostało niewyraźne w mojej pamięci, zupełnie jakbym była ofiarą porwania. Pamiętam tylko, że mama nagle odeszła, mnie zaś zabrano, zapakowano do samochodu i zawieziono do willi Jasmina , gdzie mieszkała Lallą Mina ze swoją guwernantką, panną Jeanne Rieffel. Wydrzeć mnie mojej mamie znaczyło wydrzeć mnie z mojego życia. Płakałam, krzyczałam i tupałam. Siłą zostałam zaprowadzona przez guwernantkę do pokoju gościnnego i zamknięta na podwójny zamek. Łkałam przez całą noc. Rodzice nigdy ze mną nie rozmawiali o tamtych czasach. Jeśli mi coś tłumaczyli, to już tego nie pamiętam. Czy mama też płakała jak ja aż do świtu Czy otwierała od czasu do czasu drzwi mojego pokoju, aby odetchnąć zapachem ubranek, czy siadała na moim łóżku, czy tęskniła za mną Nigdy nie miałam odwagi, aby ją o to zapytać. Z czasem nasza rozłąka stała się dla mnie faktem dokonanym, który pomimo bólu zmuszona byłam zaakceptować. Tak bardzo kochałam moją mamę, tak bardzo cierpiałam z dala od niej, że każda jej wizyta była dla mnie okropną męką. Podczas tych rzadkich odwiedzin przyjeżdżała w południe i odjeżdżała o drugiej. Kiedy guwernantka oznajmiała mi przybycie mamy, radość, jaką wtedy odczuwałam, była niemal równa żalowi, który nieuchronnie jej towarzyszył. W noc poprzedzającą wizytę nie spałam. Rano nie mogłam wysiedzieć na lekcjach. Godziny ciągnęły się w nieskończoność. O dwu- nustej trzydzieści opuszczałam klasę i zaczynała się stała ceremonia. Mama już tu była. Pędziłam po schodach aż do salonu i zatrzymywałam *lt przed wejściem, gdy poczułam zapach perfum Je Reviens de Wor-llui. Te pierwsze chwile należały do mnie. Stojąc przed wieszakiem, tuliłam twarz do jej płaszcza. ,. .. -..,- , •• Mama siedziała na kanapie. Dlaczego przyjmowała mnie z takim spokojem Czyż nie powinnyśmy odnaleźć się we łzach Powściągałam więc emocje i całowałam ją chłodno. Ale zaraz potem, w ciągu tych kilku minut, kiedy guwernantka zostawiała nas zupełnie same, pospiesznie całowałam rękę mamy, dotykałam jej ramienia, tysiącami gestów okazywałam czułość i miłość, które stały mi się obce, a których tak bardzo byłam spragniona. Przy stole guwernantka zagarniała mamę dla siebie, przeszkadzając nam w rozmowie. Nie mogłam jeść. Kontemplując ją z dala, chłonęłam jej słowa, podążałam za ruchem jej warg. W pamięci rejestrowałam wszystkie detale, aby potem w samotności mojego pokoju sycić się nimi każdej nocy w oczekiwaniu na sen. Byłam tak dumna z jej urody, elegancji, młodości. Lalla Mina także ją uwielbiała i to napełniało mnie szczęściem. Lecz godziny upływały i musiałam wracać do klasy. Wizyty mamy stawały się coraz rzadsze, czułam się coraz bardziej od niej oddalona. Mój dom był już nie przy Alei Księżniczek, lecz w pałacu w Rabacie. Cały ten czas żyłam tam zamknięta, mając za horyzont tylko jego mury i mury innych pałaców królewskich, do których zabierano nas na wakacje. Oglądałam życie zwykłych ludzi, życie rzeczywiste, z okien drogich samochodów, którymi przewożono nas z miejsca na miejsce. Moje życie było luksusowe i chronione przed ingerencją zewnętrznego świata. Inny wiek, inna mentalność, inne zwyczaje. Potrzebowałam jedenastu lat, aby się z tego wyrwać. M f Pałac Sidiego (1958-1969) Czasy Muhammada V Sidi1 nie chciał, aby jego ukochana córka wychowywała się w dusznej atmosferze pałacu. Urządził więc dla niej willę Jasmina - dziecięcy raj odgrodzony od brutalności świata, posiadłość jak z bajki, gdzie można było pławić się w luksusie. To właśnie tam uczono mnie sztuki bycia księżniczką. Duży biały dom o doskonałych proporcjach stał przy drodze do Zae-ru, dziesięć minut jazdy samochodem z pałacu. Minąwszy bramę, wjeżdżało się na wąską drogę prowadzącą do głównego budynku, w którym mieszkały Lalla Mina i Jeanne Rieffel, jej guwernantka. Zajmowały dwa sąsiadujące ze sobą pokoje na pierwszym piętrze, gdzie miały do dyspozycji także kuchnię, łazienkę^ salon z fortepianem, jadalnię, salę telewizyjną, pokój gościnny. Całość była udekorowana nowocześnie i funkcjonalnie kanapami i zasłonami w barwne kwietne wzory oraz grubymi dywanami. Na parterze znajdowała się olbrzymia sala gier wypełniona najróżniejszymi zabawkami. Były tam rowery, bilardy, miniaturowe samochody, pluszowe zwierzątka, lalki ze wszystkimi dodatkami, przebrania i sala kinowa przeznaczona wyłącznie dla nas. Wokół domu roztaczał się wspaniały ogród z niezliczonymi odmianami kwiatów. Kwitły tam jaśminy, wiciokrzewy, róże, dalie, bratki, ka-pelie, bugenwille i groszek pachnący. Aleje były wysadzone drzewa- J Pan tu król. 29 — mi mandarynkowymi, pomarańczowymi, cytrynowymi oraz palmami. Z myślą o księżniczce ustawiono wśród nich portyki z drążkami, huśtawki i ławeczki. Lalla Mina uwielbiała zwierzęta, toteż miała własne zoo otoczone niedużym ogrodzeniem, za którym dokazywały małpy. Było tam stado owiec, wiewiórka przywieziona z podróży do Włoch, koza i gołębie. Z tyłu za domem ulokowano stadninę koni, nie zapominając też o torze wyścigowym. W głębi rósł wielki sad z setkami drzew owocowych. W willi Jasmina miałyśmy nawet małą szkołę podstawową. Prowadziła ją dyrektorka, pani Hugon, naszą nauczycielką zaś była panna Ca-pel. O tej ostatniej zachowałam bardzo miłe wspomnienia. Początkowo sypiałam w pokoju gościnnym, przylegającym do pokoju księżniczki. Rok przed śmiercią króla dołączyły do nas Raszida i Fawzja, dziewczynki z ubogich rodzin, wybrane spośród najlepszych uczennic kraju, aby wychowywać się razem z księżniczką Aminą. Zamieszkałam więc z nimi w małym domku, ustawionym w ogrodzie obok zoo. Dzieliłam odtąd pokój z Raszida. Wychodziło się z niego na patio przykryte jedynie szklanym dachem. l Nasz rozkład zajęć był niezmienny w okresie panowania Muhamma-da V i taki pozostał za rządów Hasana II. Każdego ranka około wpół do siódmej król przychodził nas budzić. Najpierw wstępował do Lal li Miny, po czym szedł do mojego pokoju, by wśród zabawy ściągać mnie za nogi z łóżka. Od samego początku nie czynił żadnej różnicy między swoją córką a mną, okazując nam obu tę samą czułą życzliwość. Uwielbiał małą księżniczkę. Nie był zbyt wylewny, ale spojrzenia, które ku niej kiero- wał, zdradzały, jak bardzo ją kochał. Towarzyszył nam stale i regularnie. Po wspólnym śniadaniu pozostawał z nami, dopóki nie musiałyśmy iść do klasy. Powracał około wpół do dwunastej, aby przysłuchiwać się lekcji arabskiego, po c/ym /.nowu nas opuszczał. Posiłki spożywałyśmy pod okiem panny Jeanne RicfTel, alzackiej guwernantki, poleconej królowi przez hrabiego Paryża, którego dzieci wcześniej wychowywała. Była apodyktyczną starą panni| /.e śladami dawnej urody miała duże, żywe niebieskie oczy, szare włosy i pięknie osadzoną głowę. Bałam się jej i nie cierpiałam. Nie była złośliwa, lecz miała niewielkie pojęcie o pedagogice, \ jeszcze mniejsze o psycholo- •• — 30 — gii. Trzymała nas krótko, nieustannie karała i zadręczała, uważając, że w ten sposób lepiej nas wychowa. Istota ludzka staje się kimś dzięki edukacji, a nie dzięki kulturze . Ta sybilińska maksyma, którą powtarzała nam codziennie ze swym teutońskim akcentem, dźwięczy mi W uszach do dzisiaj. Panna Rieffel wciąż prowadziła wojnę z naszą dy-Mektorką, panią Hugon, która łagodnie nas zachęcała do lepszych postępów w nauce. Muhammad V był królem surowym. Oczekiwał, że takie będą rów-Iftież obyczaje panujące w pałacu. Bardzo pobożny i czczony niczym bó-Mtwo przez swój lud, każdego piątku przed południem wyjeżdżał na ko-l|iu wielką bramą pałacową, aby udać się do meczetu. W białej dżelabie l i w czerwonym szaszu na głowie, niezwykle uroczyście prezentował się J poddanym. Niewolnicy trzymali ogromny, aksamitny baldachim nad j jego głową, aby chronić go przed słońcem. Przejeżdżał przez podwó-Ifzec w otoczeniu świty, która dosiadała najpiękniejszych ogierów z jego lltadniny, stąpających w rytm bębnów straży królewskiej. Zgromadzony I (»o obu stronach alei tłum wiwatował na cześć władcy. Ludzie byli mu | luk oddani, że rzucali się na ziemię, by zbierać odchody jego koni. Lalla Mina i ja przyjeżdżałyśmy samochodem, aby zobaczyć króla, II jak tylko się pojawiał, witałyśmy go z entuzjazmem. Po odbyciu modłów powracał do pałacu w karecie. Jednak najcu-Uowniej wyglądał, kiedy dosiadał konia. Tego widoku nigdy nie miałam j^osyć. Za rządów Muhammada V wszelkie ró/rywki należały do rzadkości. J Wakacje spędzałyśmy w pałacach królewskich w Fezie lub w Ifranie j w Atlasie Wysokim albo w Walidii położonej nad brzegiem morza. Ulu-(tłionym sportem króla była petanąue, czyli gra w kule, której się odda-jwał wraz ze swoim szoferem, dekoratorem oraz z intendentem, towa-fzyszącym mu wcześniej podczas wygnania na Madagaskarze. Po lek-j fjach chodziłyśmy im kibicować. Lalla Mina była wszakże dzieckiem bardzo rozpieszczonym. Za ży-u ojca otrzymywała od przywódców państwowych z całego świata | (ysiące zabawek, które wypełniały po brzegi salę gier. Na Boże Naro-r d/,enie dostawała ich tyle, że guwernantka konfiskowała część podarun-f ków, aby rozdawać je ubogim. Walt Disney wymyślił specjalnie dla niej fłfunoch