352

Szczegóły
Tytuł 352
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

352 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 352 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

352 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Andre Norton Statek Plag II tom z cyklu �Solar Queen" Prze�o�y�: Pawe� Kruk REBIS DOM WYDAWNICZY �REBIS' POZNA� 1992 Tytu� orygina�u: PLAGUE SHIP Copyright � 1956 by Andrew Norton For the Polish Edition Copyright � by REBIS Publishing House Ltd., Pozna� 1991 For the Cover Illustration Copyright � by Piotr Lein Ilustracja na ok�adce: Piotr Lein Opracowanie graficzne: Lucyna Tarasi�ska Redakcja: Marek Obarski ISBN 83-85202-37-4 Dom Wydawniczy �Rebis" ul. Noskowskiego 25 61-705 Pozna� Zak�ady Graficzne w Pile ul. Okrzei 5 Rozdzia� 1 Perfumowana Planeta Da� Thorson, zast�pca Szefa �adowni na Kr�lowej S�o�ca, statku kosmicznym nale��cym do Wolnych Po�rednik�w z portem macierzystym na Ziemi, sta� na �rodku ciasnawej �azienki statku, podczas gdy Rip Shannon, zast�pca Astronawigatora i jego prze�o�ony w S�u�bie Handlowej od oko�o czterech lat, wciera� mi�dzy okaza�e �opatki Dana olbrzymie ilo�ci jakiej� mocno pachn�cej ma�ci. Ma�e pomieszczenie wype�nia� ostry zapach, kt�ry Rip wci�ga� nosem, kiwaj�c przy tym z uznaniem g�ow�. � B�dziesz prawdopodobnie najpi�kniej pachn�cym Ziemianinem, jaki kiedykolwiek stan�� na powierzchni Sargolu. � Jego mi�kka, troch� niewyra�na mowa przesz�a w rubaszny chichot. Da� kichn�� i spr�bowa� oceni� wyniki nacierania na swym barku. � Czego to nie musimy robi� dla Bran�y. � W jego uwadze da�o si� odczu� za�enowanie. � Dobrze to wetrzyj, musz� mie� pewno��, �e starczy na d�ugo. Van twierdzi, �e Salarikowie potrafi� zagada� ci� na amen nie m�wi�c przy tym nic konkretnego. A my mamy siedzie� i wys�uchiwa�, dop�ki nie wyci�gniemy od nich jasnej odpowiedzi. Kichn�� i potrz�sn�� g�ow�. W tak ciasnym pomieszczeniu nawet przyjemny zapach troch� odurza�. � Musieli�my wybra� taki �wiat... Ciemne palce Ripa zastyg�y w bezruchu. � Da� � odezwa� si� ostrzegawczo. � Nie m�w nic przeciwko tej wyprawie. Ustalili�my ju� to, a wi�c powinni�my optymistycznie patrze� w przysz�o��. Da� jakby na przek�r obstawa� w my�li przy bardziej ponurej wizji najbli�szej przysz�o�ci. � Je�li � rzek� � ta propozycja z Sargolu zawiera istn� galaktyk� takich �je�li". Tobie �atwo tak m�wi�, wyl�dujesz i nie musisz ugania� si�, pachn�cy niczym fabryka przypraw korzennych, zanim dogadasz si� z jakim� tubylcem. Rip postawi� s��j z kremem. � Co �wiat to obyczaj � powt�rzy� utarte powiedzonko Bran�owc�w. � Ciesz si�, �e na tym akurat �atwo jest si� przystosowa�. Przypomina mi si� par� innych. No � zako�czy� masa� solidnym klepni�ciem. � R�wniutko ci� wymaza�em. Dobrze, �e nie masz cielska Vana. By jego wysmarowa�, potrzeba co najmniej godziny, nawet z pomoc� Franka. Twoje ubranie powinno by� ju� wyparzone i gotowe. Otworzy� ma�� szafk� �cienn� przeznaczon� do sterylizacji ubra� mog�cych ulec ska�eniu w kontakcie z organizmami szkodliwymi dla Ziemian. Z jej wn�trza wydoby� si� ob�ok pary o tym samym korzennym zapachu. Da� wyci�gn�� ostro�nie sw�j str�j Bran�owca. Gdy si� ubiera�, poczu� na sk�rze wilgo� br�zowej jedwabistej tkaniny, z kt�rej by� uszyty. Na szcz�cie na Sargolu by�o ciep�o. Kiedy stanie na jego czerwonawej powie-rzchni tego ranka, �aden najmniejszy nawet �lad zdradzaj�cy jego pochodzenie spoza tego �wiata nie b�dzie m�g� podra�ni� wra�liwych nozdrzy Salarik�w. Mia� nadziej�, �e przywyknie do tego. W ko�cu przechodzi� przez co� takiego po raz pierwszy. Nie potrafi� jednak pozby� si� odczucia, �e to wszystko jest bardzo g�upie. Tyle tylko, �e Rip mia� racj� � trzeba si� przystosowa� do zwyczaj�w cudzoziemc�w albo przesta� handlowa�. A wtedy musia�by robi� rzeczy, kt�re z pewno�ci� o wiele bardziej doskwiera�yby jego wybrednym gustom, kt�rych istnienia niewielu domy�la si� w tym wysokim chudym ciele. � Fe, wyno� si� � odezwa� si� Ali Kamil, zast�pca g��wnego mechanika. Na jego twarzy o zbyt regularnych rysach malowa� si� wyraz olbrzymiego obrzydzenia, gdy machaj�c r�k� mija� Dana w korytarzu. Chc�c ul�y� powonieniu swego towarzysza, Da� przy�pieszy� kroku w stron� lewej burty Kr�lowej po��czonej teraz ramp� z powierzchni� Sargolu. Tu jednak zatrzyma� si� czekaj�c na Van Rycka, kt�ry by� Szefem �adowni na statku i jego bezpo�rednim prze�o�onym. By� wczesny ranek i Da� pozostawiaj�c statek za sob� pozwoli�, by �wie�y poranny wiatr szemrz�cy w b��kitnozielonym trawiastym lesie uni�s� ze sob� spor� dawk� jego chwilowej irytacji. Ta cz�� Sargolu pozbawiona by�a g�r, najwy�szymi za� wzniesieniami by�y okr�g�e pag�rki g�sto pokryte wysok� na dziesi�� st�p traw�, kt�ra ros�a te� na r�wninach. Przez iluminatory Kr�lowej wida� by�o nieustanne falowanie traw, co sprawia�o wra�enie, �e planeta wy�cie�ana jest szemrz�cym i p�yn�cym dywanem. Na zachodzie mo�na by�o dostrzec morza � obszary p�ytkiej wody tak poci�te pasmami wysp, �e bardziej przypomina�y szereg s�onych jezior. I w�a�nie to, co mo�na by�o znale�� w tych morzach, zwabi�o Kr�low� S�o�ca na Sargol. W rzeczywisto�ci odkrycie to przypad�o innemu Kupcowi. By� nim Traxt Cam i on w�a�nie ro�ci� sobie prawo do Sargolu, maj�c nadziej� na spor� fortun� lub przynajmniej na niewielki zysk z wk�ad�w w�o�onych w handel wonno�ciami, kt�ry polega� g��wnie na eksporcie z pachn�cej planety jej najbardziej wonnych produkt�w. Znalaz�szy si� na Sargolu, Cam odkry� kamienie Kor os � nowy gatunek klejnot�w. Gar�� ich oferowana na targu jednej z planet uk�adu wywo�a�a nieomal bijatyk� w�r�d licytuj�cych si� handlarzy klejnotami. Tym sposobem Cam znalaz� si� na dobrej drodze do tego, by sta� si� jednym z handlowych potentat�w. Na przeszkodzie stan�o to, �e zwabiono jego statek w zdradliw� sie� pirat�w z Otch�ani i Jak wypad� z gry. A poniewa� za�oga Kr�lowej S�o�ca tak�e nie unikn�a pu�apki, jak� by�a Otch�a�, i mia�a sw�j do�� znaczny udzia� w rozbiciu tej diabelskiej instalacji, wi�c za��da�a w nagrod� handlowych przywilej�w Traxta Cama, kt�ry nie posiada� prawnych spadkobierc�w. Tak znale�li si� na Sargolu, maj�c za przewodnik notatki Cama i wt�oczon� do m�zg�w ca�� dost�pn� wiedz� o mieszka�cach zwanych Salarikami. Da� usiad� na skraju rampy, opieraj�c stop� na bogatej czerwonej glebie Sargolu, w kt�rej przeb�yski-wa�y okruszki z�ota. Nie mia� w�tpliwo�ci, �e jest obserwowany, lecz stara� si� nie okazywa�, i� jest tego �wiadom. Doro�li Salarikowie zachowywali w stosunku do kupc�w postaw� wynios�o�ci i oboj�tno�ci, m�odzie� za� swoj� w�cibsko�ci� dor�wnywa�a pogar-dzie starszych. Da� pomy�la�, �e jest mo�e w takiej postawie jaka� metoda. Van Ryck i kapitan Jellico prowadzili ju� wst�pne rozmowy, co zaj�o nieomal ca�y dzie�, a z czego nie wynik�o zupe�nie nic. Salarikowie, maj�cy kocich przodk�w � w swych kontaktach z przybyszami spoza ich w�asnego �wiata byli ceremonialnie ostro�ni i zupe�nie oboj�tni. A jednak Cam musia� jako� do nich dotrze�, inaczej nie przywi�z�by ze swej pierwszej wyprawy sakiewki pe�nej kamieni Koros. Chocia� z drugiej strony w�r�d jego zapisk�w odnalezionych na Otch�ani nie by�o najmniejszej nawet wzmianki o tym, jak uda�o mu si� pokona� niech�� tubylc�w do sprzeda�y. Dawa�o to do my�lenia, lecz po�rednikiem ka�dego Kupca jest cierpliwo��, a Da� ca�kowicie ufa� Yanowi. Pr�dzej czy p�niej Szef �adowni znajdzie spos�b na Salarik�w. W tym momencie, jakby wywo�any my�l� Dana, ukaza� si� sam Van Ryck ustrojony w nas�czon� wonno�ciami tunik�, kt�ra opina�a jego nie przyzwyczajony do takiego skr�powania byczy kark. W czapce wsuni�tej na swe blond w�osy zszed� po rampie, rozsiewaj�c wok� aromatyczn� wo�. Kiedy zbli�a� si� do swego asystenta, poci�gn�� mocno nosem i z uznaniem pokiwa� g�ow�. � Widz�, �e nasmarowany i gotowy. � Sir, czy kapitan te� idzie? Van Ryck zaprzeczy� ruchem g�owy. � Nie, to nasze zmartwienie. � Cierpliwo�ci, ch�opcze, cierpliwo�ci. Ruszy� przez przerzedzon� traw� po drugiej stronie wypalonego l�dowiska w kierunku dobrze ubitej drogi-Da� ponownie poczu� na sobie czyj� wzrok, co przypomnia�o mu, �e s� obserwowani. Przynajmniej nie musieli obawia� si� ataku. Kupcy byli tu nietykalni, stanowili tabu, a ich stanowiska znajdowa�y si� pod bia�� diamentow� tarcz� pokoju, kt�ry gwarantowa�a przysi�ga krwi sk�adana przez wszystkich klanowych wodz�w z ca�ego okr�gu. Nawet w czasie mi�dzykla-nowych utarczek �miertelni wrogowie spotykali si� zgodnie pod t� tarcz� i nie �mieli zwr�ci� ku sobie swych szponiastych no�y w dwumilowym promieniu zasi�gu tarczy. Trawiasty las szele�ci� zdradliwie, lecz Ziemianie nie wykazywali jakiegokolwiek zainteresowania tymi, kt�rzy ich �ledzili. Z �odygi trawiastego drzewa poderwa� si� owad o cieniutkich, l�ni�cych zielono skrzyd�ach i lecia� przed nimi, jakby by� ich oficjalnym heroldem. Z czerwonej, rozgniatanej butami gleby unosi� si� ostry zapach, zupe�nie r�ny od ich w�asnego. Da� prze�kn�� parokrotnie �lin�, maj�c nadziej�, �e jego prze�o�ony nie dostrzeg� tych oznak z�ego samopoczucia. Lecz Van Ryck mimo nastroju og�lnego zadowolenia i beztroskiej �yczliwo�ci mia� oko na wszystko, w��czaj�c najdrobniejsze nawet szczeg�y, kt�re mog�y mie� wp�yw na delikatne negocjacje w ramach galaktycznego handlu. To w�a�nie, �e nigdy nie pomin�� najdrobniejszego, ale cz�sto wa�nego szczeg�u, przynios�o mu w efekcie status wytrawnego zdobywcy Kargo. Teraz odezwa� si�, wydaj�c polecenie: � Za�yj znieczulacz! Da� si�gn�� do torebki zawieszonej u pasa, zbieraj�c si� w sobie i obiecuj�c, �e bez wzgl�du na to, jak bardzo tego dnia b�d� mu dokucza�y zapachy, nie podda si�. Prze�kn�� malutk� pigu�k�, jak� medyk Tau przygoto-10 wa� na tak� ewentualno��, i spr�bowa� skupi� si� na czekaj�cym ich zadaniu. Je�li w og�le b�dzie co� do zrobienia i nie b�dzie to kolejny d�ugi dzie� zmarnowany na bezowocne przem�wienia pe�ne wzajemnego szacunku, kt�re nie przynios� im wi�ks/ych korzy�ci poza kolekcj� pi�knych s��wek. � Hou...! � us�yszeli za sob� przy drodze okrzyk, kt�ry brzmia� jak zawodzenie lub mo�e butne ostrze�enie. Van Ryck nie zmieni� kroku. Nie odwr�ci� g�owy, ani nie da� pozna� po sobie, �e s�ysza� to ostrze�enie wys�ane wodzowi klanu. Szed� dalej, trzymaj�c si� dok�adnie �rodka drogi. Da� za� kroczy� regulaminowym krokiem z ty�u po lewej stronie, jak przysta�o oficerowi jego rangi. Hou! � temu okrzykowi, jaki wydoby� si� z gard�a jednego z Salarik�w, kt�rego wybrano ze wzgl�du na si�� jego p�uc, zawt�rowa�o teraz g�uche dudnienie wielu st�p. Ziemianie dalej szli �rodkiem, nie rozgl�daj�c si� i nie przy�pieszaj�c. Da� wiedzia�, �e by�o to uzasadnione. Przeczuleni na punkcie starsze�stwa cz�onkowie klanu Salarik�w uwa�ali, �e nie powiniene� ust�powa�, je�li nie chcesz okaza� swej ni�szo�ci, je�li za� z jakich� tam powod�w ju� to uczyni�e�, to nie masz co stawa� twarz� w twarz z ich wodzami. Hou! � okrzyk z ty�u informowa�, �e orszak skr�caj�cy drog� dostrze�e obu nie�wiadomych tego kupc�w. Da� nie m�g� si� doczeka� mo�liwo�ci odwr�cenia g�owy cho�by na tyle, by sprawdzi�, kt�rego to z lokalnych paniczyk�w blokuj�. Hou! � w tym krzyku da�o si� s�ysze� pytanie, a ci�kie dudnienie st�p usta�o. Ludzie z klanu zoba-11 czyli ich, lecz nie mogli si� zdecydowa�, by zepchn�� ich z drogi. Van Ryck i Da� posuwali si� miarowo do przodu. Nie mieli wprawdzie herolda o �elaznych p�ucach, ale za to swoj� postaw� okazywali, �e maj� ca�kowite prawo do zajmowania drogi tak, jak to robili. I w�a�nie ta niewzruszona postawa wp�yn�a na tamtych z ty�u. Szybki tupot przeszed� w marsz, utrzymuj�cy id�cych w bezpiecznej odleg�o�ci za Ziemianami. A wi�c poskutkowa�o. Salarikowie, a przynajmniej ci Salariko-wie, zaakceptowali ich zgodnie z w�asnymi zasadami; stanowi�o to dobr� wr�b� na p�niejsze rozmowy. Fakt ten doda� Danowi animuszu, lecz id�c za przyk�adem swego prze�o�onego, pozostawa� niewzruszony. By�o to w ko�cu tylko drobne zwyci�stwo, a czeka�o ich dziesi�� czy dwana�cie godzin uprzejmych, lecz taktycznych skrytych manewr�w. Kr�lowa S�o�ca wyl�dowa�a mo�liwie najbli�ej centrum handlowego zaznaczonego na prywatnej mapie Traxta Gama i teraz Ziemianie mieli przed sob� pi�� minut marszu. Musieli je pokona� �rodkiem drogi, id�c przed wodzem, kt�ry pewnie gotowa� si� z w�ciek�o�ci na ich widok, a� wreszcie dotarli do polany, na kt�rej ustawiona by�a okr�g�a, pozbawiona dachu konstrukcja, s�u��ca Salarikom zamieszkuj�cym ten okr�g jako targowisko oraz miejsce pokojowych rozm�w i �agodzenia klanowych spor�w. Na �rodku, ponad �odygami trawiastych drzew, wznosi�a si� umocowana na palu tarcza symbolizuj�ca handel. Gwarantowa�a ona siedz�cym pod ni� pok�j, tym za�, kt�rzy brali udzia� w pojedynkach lub wendecie � trzydniowy azyl, je�li zdo�ali tu dotrze� i po�o�y� swe d�onie na podtrzymuj�cym j� wyschni�tym palu. 12 Nie byli pierwszymi, kt�rzy tu przybyli, co r�wnie� dobrze wr�y�o. Pod �cian� miejsca spotka� usadowi�a si� stra�, orszak wojownik�w i m�odsi krewni czterech czy pi�ciu wodz�w klanowych. Da� dostrzeg� natychmiast, �e nie by�o tam ani jednej lektyki czy orgela. Nie zauwa�y� te� kobiet Salarik�w. Nie mog�y przyby� wcze�niej, zanim ich ojcowie, m�owie i synowie nie dobili targu. Wykazuj�c pewno�� kogo�, kto przewodzi w�asnemu klanowi, Van Ryck pomaszerowa� wprost do wej�cia w ogrodzeniu, nie zwracaj�c uwagi na ni�szych rang� Salarik�w. Dwu czy trzech m�odszych wojownik�w poderwa�o si�, powiewaj�c niczym skrzyd�ami swymi wspaniale zdobionymi p�aszczami, lecz gdy Van Ryck zignorowa� ich, nie patrz�c nawet w tamt� stron�, nie pr�bowali stan�� mu na drodze. Staraj�c si� oceni� bez uprzedze� Salarik�w przebywaj�cych w zasi�gu jego wzroku, Da� doszed� do wniosku, �e jako wojownicy mog� oni zrobi� wra�enie. Ich przeci�tny wzrost wynosi� oko�o sze�ciu st�p, a ich odleg�e kocie dziedzictwo widoczne by�o jedynie w paru szczeg�ach. Paznokcie u r�k i st�p Salarika mog�y si� chowa�, jego sk�ra by�a szara, g�ste za�, przypominaj�ce aksamitne futro w�osy porasta�y grzbiet oraz zewn�trzn� stron� dobrze umi�nionych ramion i n�g. By�y br�zowo��te, niebieskoszare lub bia�e. Zwr�cone teraz w stron� Ziemian twarze Salarik�w wydawa�y si� im zupe�nie bez wyrazu. Ich oczy by�y du�e i lekko sko�ne, przedziwnie pomara�czowoczerwone lub barwy zielononiebieskiego turkusu. Na biodrach nosili przepaski wykonane z jasno farbowanego materia�u z szerokimi pasami chroni�cymi ich szczup�e talie, na kt�rych to pasach po�yskiwa�y wysadzane kamieniami 13 r�koje�ci szponiastych no�y. Ich posiadanie oznacza�o status wojownika. Na ramiona narzucone mieli p�aszcze z�o�one na kszta�t skrzyde� nietoperza, r�wnie barwne, jak reszta stroju; ka�dego z nich spowija�a niewidzialna chmura wonno�ci. Podobnie jak i grupa wasali oczekuj�cych na zewn�trz, tak i zebrani w miejscu narad wodzowie tworzyli wielobarwny t�um otoczony r�nymi zapachami. Wodzowie siedzieli na drewnianych sto�kach. Przed ka�dym sta� st�, a na nim puchar z insygniami klanu, z�o�ony kawa�ek wzorzystego materia�u b�d�cy �handlow� tarcz�" i wysadzane kamieniami pude�ko, kt�re zawiera�o pachn�c� ma�� stosowan� przez wodza do od�wie�ania w czasie trud�w konferencji. Ca�e to towarzystwo siedzia�o bez ruchu w straszliwym milczeniu i tylko wiatr targa� po�ami ich p�aszczy i ko�cami pas�w. Wci�� nie pr�buj�c nawi�za� kontaktu, Van Ryck przeszed� do stoj�cego z boku sto�u oraz sto�ka i usiad�. Da� uczyni� to, co do niego nale�a�o. Ustawi� przed swym zwierzchnikiem plastykow�, kieszonkow� flaszk�, kt�ra kolorem dor�wnywa�a grubo ociosanym klejnotom Salarik�w. Wy�o�y� te� jedwabn� chustk� do nosa i wreszcie butelk� ziemskich soli otrze�wiaj�cych, kt�re przygotowa� medyk Tau jako �rodek wzmacniaj�cy, niezb�dny na d�ugie godziny wype�nione przem�wieniami i zapachami Salarik�w. Spe�niwszy swe obowi�zki, Da� m�g� sobie teraz pozwoli� na to, by spocz��. Usiad� ze skrzy�owanymi nogami na ziemi za swym wodzem, podobnie jak pozostali synowie, nast�pcy i doradcy skupieni za swymi panami. W�dz, kt�rego przybycie niejako op�nili, szed� za nimi i Da� spostrzeg�, �e by� to Fashdor � znowu 14 szcz�cie, gdy� by� to w�dz ma�ego klanu i odgrywa� ni wielk� rol�. Gdyby op�nili przybycie Halfera lub Pafta, sprawy przybra�yby pewnie ca�kiem inny obr�t. Gdy Fashdor zaj�� miejsce i roz�o�ono rekwizyty, Da� policzy� dyskretnie obecnych i upewni� si�, �e teraz rada jest ju� w komplecie. Traxt Cam zanotowa�, i� terytorium nadmorskie podzieli�o pomi�dzy siebie siedem klan�w i tylu w�a�nie by�o tam wodz�w. Wskazywa�o to na wag� spotkania, jako �e niekt�re klany poza zasi�giem tarczy pokoju toczy�y ze sob� obecnie krwaw� wojn�. Tak, by�o ich siedmiu. Mimo to po przeciwnej stronie Van Rycka wci�� pozostawa� wolny sto�ek. Wolny sto�ek � kto mia� si� jeszcze zjawi�? Odpowied� otrzyma� niemal w tej samej chwili, gdy przysz�o mu to na my�l. W drzwiach nie pojawi� si� �aden z pomniejszych wodz�w Salarik�w. Gdy dostrzeg� insygnia zdobi�ce tunik� nowo przyby�ego, tylko samokontrola pozwoli�a mu pozosta� na miejscu. Kupiec � i to Kupiec z Bran�y! Dlaczego? Sk�d? Kompanie interesowa�a tylko du�a zdobycz, a to by�a planeta pozostawiona Wolnym Po�rednikom, kt�rzy swobodnie podr�owali po gwiezdnych szlakach. Wed�ug oficjalnych danych nikt z Bran�y nie prowadzi� tu interes�w. Chyba, �e... � Da� stara� si� zachowa� r�wnie kamienn� twarz jak Van, cho� jego my�li mkn�y. Jako Wolny Po�rednik Traxt Cam ro�ci� sobie prawo do eksploatacji Sargolu, a g��wnym produktem eksportu mia�y by� wonno�ci � dla Bran�y by� to drobny interes. P�niej jednak odkryto kamienie Ko-ros i dla grubych ryb znaczenie Sargolu musia�o znacznie wzrosn��. Prawdopodobnie dowiedzieli si� o �mierci Traxta Cama, gdy tylko raport Patrolu 15 z Otch�ani dotar� do Kwatery G��wnej. Wszystkie Kompanie posiada�y �r�d�a prywatnych informacji i s�u�by wywiadowcze. Tote�, gdy Traxt Cam zmar�, nie pozostawiaj�c spadkobiercy, postanowili skorzysta� z okazji. Da�, zaciskaj�c z�by, pomy�la�, �e przecie� nie maj� najmniejszej nawet szansy. Zgodnie z prawem na Sargolu m�g� teraz przebywa� tylko jeden Statek Handlowy i by�a nim Kr�lowa S�o�ca, Kapitan Jellico mia� na to potwierdzone przez Patrol dokumenty. Jedyne, co ten cz�owiek z Inter-Solaru m�g� zrobi�, to uk�oni� si� nisko i spr�bowa� swych sztuczek gdzie indziej. Ten z Inter-Solaru wcale si� nie �pieszy�, by to uczyni�. Z aroganck� wy�szo�ci� usadowi� si� na wolnym siedzeniu, a ni�szy rang� w mundurze Inter--Solaru rozk�ada� przed nim taki sam zestaw, jaki Da� wy�o�y� przed Van Ryckiem. Je�li nawet obecno�� Eysie zaskoczy�a Szefa �adowni, to nie da� on tego po sobie pozna�. Jeden z m�odszych wojownik�w ze �wity Pafta wsta� i z�o�y� d�onie z kla�ni�ciem, kt�re z si�� jakiego� archaicznego strza�u odbi�o si� echem po milcz�cym zgromadzeniu. Salarik, ubrany w bogaty str�j wy�szej kasty i z pier�cieniem, zak�adanym je�com schwytanym w bitwie na szyje, wst�pi� w kr�g miejsca spotka�, trzymaj�c w d�oniach dzban. Prowadzony przez syna Pafta podchodzi� kolejno do ka�dego z zebranych i nalewa� ze swego dzbana do puchar�w stoj�cych przed ka�dym z wodz�w purpurowy nap�j. Zast�pcy Pafta uroczy�cie kosztowali napoju z ka�dego z puchar�w, zanim zosta�y one oferowane przyby�ym wodzom. Zatrzymawszy si� przed Van Ryckiem, dostojnik Salarik�w dotkn�� brzeg�w plastykowej flaszy. 16 Oznacza�o to, �e ludzie spoza tego �wiata musz� by� ostro�ni, pr�buj�c tutejszych wyrob�w, i wznosz�c Pierwszy Puchar Pokoju podczas ceremonii powinni to zrobi� symbolicznie. Paft uni�s� sw�j puchar, a pozostali z kr�gu uczynili podobnie; przemawiaj�c archaicznym j�zykiem swej rasy powt�rzy� formu�� tak star�, �e tylko nieliczni spo�r�d Salarik�w byli w stanie przet�umaczy� monotonnie wypowiedziane s�owa. Wypili i spotkanie zosta�o formalnie otwarte. Pierwszy jednak przem�wi� starszy Salarik siedz�cy po prawej r�ce Halfera. Nie mia� on szponiastego no�a, a jego ciemno��ty p�aszcz i pas stanowi�y stonowany akcent po�r�d przepychu szat pozosta�ych go�ci. M�wi� be�kotliwym kupieckim �argonem, kt�rego jego nar�d nauczy� si� od Cama. � Pod t� biel� � tu wskaza� na tarcz� w g�rze � zbieramy si�, by wys�ucha� wielu rzeczy. Lecz oto przybywaj� dwa j�zyki, by przem�wi�, podczas gdy na ich miejscu sta� kiedy� jeden ojciec klanu. Powiedzcie nam, przybysze, czyjej prawdy mamy wys�ucha�? Swe spojrzenie przeni�s� z Van Rycka na przedstawiciela Inter-Solaru. Szef �adowni z Kr�lowej nie odpowiada�. Wpatrywa� si� w siedz�cego po drugiej stronie cz�owieka z Kompanii. Da� czeka� w napi�ciu. Co tamten odpowie? I rzeczywi�cie, mia� ju� gotow� odpowied�: � To prawda, ojcowie klan�w, �e s� dwa g�osy tutaj, gdzie zgodnie z prawem i zwyczajem powinien by� jeden. To jednak musimy rozstrzygn�� mi�dzy sob�. Pozw�lcie nam oddali� si� i porozmawia� na osobno�ci. Ten, kt�ry wr�ci, b�dzie g�osem prawdziwym i nie b�dzie wi�cej podzia��w. 17 Zanim m�wca Halfera zd��y� odpowiedzie�, wtr�ci� si� Paft: � Chyba by�oby lepiej, gdyby�cie si� byli rozm�wili zanim przyszli�cie tutaj. Id�cie wi�c i pozosta�cie, p�ki nie zniknie cie� tarczy; potem wr��cie tutaj i m�wcie prawd�. Nie b�dziemy czeka� dla przyjemno�ci przybysz�w. Ten ostry komentarz skwitowany zosta� pomrukiem aprobaty. �P�ki nie zniknie cie� tarczy". A wi�c mieli czas do po�udnia. Van Ryck wsta�, a Da� pozbiera� przedmioty nale��ce do swego wodza. Okazuj�c wci�� t� sam� wy�szo�� zebranym jak w chwili przybycia, Szef �adowni opu�ci� miejsce spotka�. Za nim wyszli przedstawiciele Eysie. Oddalili si� spory kawa�ek od polany, id�c z powrotem na Kr�low�, nim tamci dwaj z Kompanii dogonili ich. � Kapitan Grange przyjmie was natychmiast � zacz�� Oficer Pok�adowy Eysie, lecz przerwa� powstrzymany piorunuj�cym spojrzeniem Van Rycka. � Pos�uchajcie, k�usownicy, je�li w og�le macie co� do powiedzenia, to powiecie to na Kr�lowej kapitanowi Jellico � o�wiadczy� spokojnie i ruszy� dalej. Nad wysokim ko�nierzem tuniki twarz tamtego obla�a si� purpur�, a z�by b�ysn�y z�owrogo, gdy przygryz� warg�, si�� powstrzymuj�c si� od odpowiedzi. Przez chwil� zawaha� si�, lecz zaraz ruszy� boczn� �cie�k�, a za nim jego zast�pca. Przeszli ju� mniej wi�cej jedn� czwart� cz�� drogi do statku, zanim Van Ryck otworzy� usta. � Wydawa�o mi si� to za �atwe � odezwa� si� ponuro. � Ale teraz ju� ugrz�li�my w tym, i to chyba po same silniki. Na k�uj�cy ogon Exola, to nie by� nasz szcz�liwy dzie�. 18 Przy�pieszy� kroku tak, �e w ko�cu prawie biegli truchtem. Rozdzia� 2 Rywale � Wystarczy, Eysie. Kupcy zgodnie z prawem i tradycj� nie nosili ju� broni osobistej kalibru wi�kszego � wyj�wszy okresy wielkich kryzys�w � od usypiaczy, kt�rych ogie� by� r�wnie nieprzyjemny, jak mocniejsze promienie. Gro�ba u�ycia takiej w�a�nie broni wystarczy�a teraz do powstrzymania trzech m�czyzn, kt�rzy podeszli do skraju rampy Kr�lowej i stan�li, widz�c pistolet niedbale trzymany przez Alego. Jednak w jego wzroku nie by�o ani �ladu beztroski. Wolni Po�rednicy posiadali opini�, z kt�r� rywale z Kompanii musieli si� liczy�. Tu�acze �ycie dawa�o im srogie lekcje, z kt�rych musieli wyci�gn�� nauk� lub zgin��. Spogl�daj�c ponad ramieniem zast�pcy mechanika, Da� przekona� si�, �e przyj�ta wcze�niej przez Van Rycka postawa op�aci�a si�. Up�yn�y zaledwie trzy kwadranse od chwili, gdy opu�cili miejsce handlu z Salarikami, a tu ju� sta� przed nimi obwieszony odznaczeniami kapitan statku I.S. wraz ze swym oficerem pok�adowym. � Chc� rozmawia� z waszym kapitanem � warkn�� oficer Eysie. Na twarzy Alego pojawi� si� lekki u�mieszek, kt�ry 19 u patrz�cych by� w stanie wywo�a� najgorsze instynkty. Da� zna� to uczucie z przesz�o�ci, gdy b�d�c jeszcze najmniej do�wiadczonym w�r�d za�ogi, sam by� raczony podobnym drwi�cym spojrzeniem. � Ale czy on �yczy sobie spotkania z tob�? � odci�� mu si� Kamil. � Pozosta�, Eysie, na swoim miejscu, p�ki nie upewnimy si� co do tego. Znaczy�o to, �e Da� mia� uda� si� jako pos�aniec. Odszed� w g��b statku i wspi�� si� �wawo po drabinie do sekcji dowodzenia. Mijaj�c kabin� kapitana Jellico, us�ysza� st�umione wrzaski wstr�tnego ulubie�ca dow�dcy, Queexa. Queex by� z rodzaju Hoobat�w �jest to ohydne po��czenie kraba, ropuchy i papugi o b��kitnym upierzeniu. Jest sk�onny do wrzask�w i plucia na ka�dego, kto si� do niego zbli�y. Da� domy�la� si�, �e Queex nie wydziera�by si� tak, gdyby by� z nim jego pan. Dlatego te� poszed� dalej, a� do kajuty sterowniczej, w kt�rej odbywa�a si� w�a�nie zamkni�ta narada z udzia�em kapitana, oficera pok�adowego i astro-nawigatora. � Co tam znowu? � Oszpecony blizn� od blastera lewy policzek Jellico drgn��, gdy zniecierpliwiony zwr�ci� si� do przyby�ego. � Sir, kapitan Eysie i jego oficer pok�adowy chc� si� z panem zobaczy�. Spojrzenie kapitana Jellico pe�ne by�o zawzi�to�ci, a linia ust tworzy�a niemal prost�. D�o� Dana instynktownie przesun�a si� w stron� kolby usypiacza, zawieszonego u pasa. Kiedy na twarzy Starego pojawia� si� tak wojowniczy wyraz twarzy, lepiej by�o mie� si� na baczno�ci. Znowu si� zaczyna � pomy�la�, zastanawiaj�c si� nad tym, co ich czeka. 20 � A chc�, pewnie, �e chc�! � Zaczai Jellico, lecz zaraz zdusi� z�o��, kt�r� w razie konieczno�ci potrafi� utrzyma� w stalowych ryzach. � Bardzo dobrze, powiedz im, by pozostali na miejscu! Van, zejdziemy tam. Przez chwil� oficer pok�adowy zawaha� si�, opuszczone powieki nadawa�y mu wyraz �pi�cego, wygl�da�, jakby ta uwaga do niego nie dotar�a. Skini�cie g�ow� wyra�a�o gotowo�� podj�cia kolejnego nudnego obowi�zku. � Tak jest, sir. � Wyswobodzi� swe cielsko zza ma�ego sto�u, poprawi� tunik� i na�o�y� czapk� z tak� troskliwo�ci�, jakby mia� wyst�powa� w imieniu Kr�lowej przed ca�� starszyzn� Sargolu. Da� po�piesznie zszed� po drabinach i stan�� przy Alim. Teraz z kolei m�czyzna stoj�cy na skraju rampy warkn�� niecierpliwie: � I co tam? (Czy by�o to jedyne s�owo w kapita�skim s�owniku?) � Czekajcie � odpowiedzia� Da�, nie sil�c si� na jak�kolwiek uprzejmo�� w stosunku do oficera Eysie. W ci�gu tego ziemskiego roku s�u�ba na pok�adzie Kr�lowej S�o�ca sprawi�a, �e zrodzi�o si� w nim poczucie dumy. Wolny Po�rednik odpowiada� tylko przed w�asnymi oficerami. Nikt inny na Ziemi czy w�r�d gwiazd nie m�g� mu rozkazywa�, bez wzgl�du na to, ile dyscypliny lub etykiety stosowano w Kompanii dla wzmocnienia ich w�adzy. Da� nie bardzo wierzy�, by oficerowie Inter-Solaru nie odeszli, otrzymawszy tak� odpowied�. Konieczno�� czekania na Wolnego Po�rednika musia�a przecie� dopiec do �ywego kapitanowi w s�u�bie Kompanii. Fakt, i� jednak czeka�, wskazywa� na to, �e mo�e 21 za�oga Kr�lowej mog�a mie� niewielk� nadziej� na przewag� w przysz�ych targach. Tak wi�c delegacja Eysie w�cieka�a si� tam na dole, podczas gdy Ali sta� niedbale u wyj�cia, zabawiaj�c si� swym usypiaczem, a Da� badawczo przygl�da� si� trawiastym lasom. Gdy jego but potr�ci� pozostawiony przy luku pakunek, spojrza� pytaj�co na Alego. � Okup za kota � otrzyma� odpowied� na swe nieme pytanie. � A wi�c to tak � zap�ata za powr�t Sinbada. � C� to jest dzisiaj? � Cukier, mniej wi�cej sto�owa �y�ka � odpowiedzia� zast�pca mechanika � a do tego dwukolorowe steelos. Jak dot�d nie podnie�li nam ceny. Wygl�da na to, �e �up rozdzielaj� r�wno, co wiecz�r inny smarkacz przynosi kota. Kr�lowa S�o�ca, tak jak i inne ziemskie statki, mia�a na pok�adzie kota, kt�rego uwa�ano za normalnego cz�onka za�ogi. Do chwili wyl�dowania na Sargolu dostojny Sinbad nie sprawia� najmniejszego k�opotu. Wykonywa� swe obowi�zki, kt�re polega�y na t�pieniu mniej lub bardziej niezwyk�ych utrapie� gnie�d��cych si� w przewo�onych przez statki towarach. Robi� to szybko i sprawnie. Gdy przybywali do portu obcego �wiata, nigdy nie pr�bowa� wymyka� si� poza pok�ad. Zapachy z Sargolu najwyra�niej jednak odurzy�y go, przyt�piaj�c jego niewzruszone dostoje�stwo i wiekow� dojrza�o��. Teraz ka�dego ranka Sinbad wypada� jak b�yskawica, gdy tylko otwierano luk, a wraca� pod wiecz�r, wydzieraj�c si� i drapi�c wyrostka, kt�ry przynosi� go, by odebra� niezmienn� nagrod� za jego dostarczenie. W ci�gu trzech dni nabra�o to cech sta�ej 22 r transakcji handlowej, kt�ra zadowala�a wszystkich z wyj�tkiem Sinbada. Stukot metalowych obcas�w na szczeblach drabiny by� znakiem, �e przybyli oficerowie. Ali i Da� wycofali si� w g��b korytarza, przepuszczaj�c Jellica i Van Rycka, lecz za chwil� byli ju� na swoich miejscach, by zobaczy� rezultat spotkania. Obie strony nie okazywa�y sobie specjalnej czu�o�ci, jak mo�na by si� spodziewa� po Ziemianach spotykaj�cych si� na planecie oddalonej o �wier� Galaktyki od miejsca, z kt�rego wszyscy pochodzili. Jellico z Van Ryckiem u swego boku zatrzymali si� nie schodz�c z rampy, tak by kapitan, oficer pok�adowy i ich eskorta, bez wzgl�du na to, czy chcieli, czy nie, zmuszeni byli patrze� w g�r� na dow�dc� Kr�lowej, kt�remu � jako pracownicy pot�nej Kompanii � okazywali afektowa-n� pogard�. Szczup�a, dobrze umi�niona posta� dow�dcy sprawia�a wra�enie ogromnej mocy powstrzymywanej si�� woli, podobnie jak i twarz, kt�ra pod grub� warstw� kosmicznego zm�czenia okazywa�a si� obliczem poszukiwacza przyg�d przywyk�ego do podejmowania decyzji w u�amku sekundy; m�wi�a o tym dobitnie szrama od blastera na policzku. Powierzchowny obserwator m�g�by wzi�� Van Rycka, kt�ry zd��y� si� ju� przebra�, za wy�szego rang� urz�dnika Kompanii. Lecz przyjrzawszy si� bli�ej, dostrzeg�by oczy pod sennie opadaj�cymi powiekami, czy te� wyczu� pewn� specyficzn� nut� w jego powolnym, spokojnym sposobie m�wienia. Przygl�daj�c si� obu starszym oficerom z Kr�lowej S�o�ca mo�na by powiedzie�, �e stanowili swoje przeciwie�stwo, lecz w akcji byli uzupe�niaj�cymi si� cz�ciami pot�nego 23 walca, o czym wielu nale��cych do S�u�by i b�d�cych na licznych planetach przekona�o si� w przesz�o�ci na w�asnej sk�rze. Jellico zbli�y� do siebie obcasy swych kosmicznych but�w, trzaskaj�c nimi ekstrawagancko, a jego d�o� pow�drowa�a do przedniej cz�ci kasku w ge�cie, kt�ry bardziej pasowa� do bohatera z Patrolu wyst�puj�cego w do�� starym serialu video. � Jellico, Kr�lowa S�o�ca, Wolny Po�rednik � przedstawi� si� kr�tko i doda�: � A to Van Ryck, nasz oficer pok�adowy. Na twarzy kapitana Inter-Solaru pozostawa�y jeszcze resztki rumie�ca. � Grange, ��d�o � M�wi�c to, nie pr�bowa� nawet udawa�, �e salutuje. � Inter-Solar, Kallee, oficer pok�adowy. � Trzeciego osobnika, kt�ry czai� si� z ty�u, nie przedstawi�. Jellico sta� wyczekuj�co, tak �e po d�ugiej chwili milczenia Grange zmuszony by� przej�� do rzeczy. � Do po�udnia musimy... Jellico z d�oni� wsuni�t� za pas po prostu czeka�. Czuj�c wci�� na sobie jego nieugi�te spojrzenie, kapitan Eysie zacz�� traci� grunt. � Dali nam czas do po�udnia � zacz�� ponownie � by�my si� porozumieli. G�os Jellica zabrzmia� zimno i obco: � Nie ma powodu do jakiegokolwiek �porozumiewania si�", Grange. Zgodnie z prawem mog� was oskar�y� o k�usownictwo przed Rad� Handlow�. Kr�lowa S�o�ca posiada wy��czne prawo handlowania tutaj. Je�li odlecicie w rozs�dnym terminie, to sk�onny jestem zapomnie� o tym. Nie powiem, by bardzo 24 r chcia�o mi si� gna� taki kawa� drogi do najbli�szego posterunku Patrolu z raportem na was. � Nie pr�bujecie chyba zastraszy� Inter-Solaru. Zaproponujemy wam... � By�a to replika Kalleego, kt�ry odezwa� si�, czuj�c, �e jego zwierzchnik nie mo�e znale�� wystarczaj�co ostrych s��w. Jellico, kt�rego mocn� stron� by�a bezpo�rednio��, spr�bowa� teraz w tonie zjadliwego sarkazmu: � No dobra, Eysie, dostali�cie chyba wystarczaj�c� lekcj�. Radzi�bym troch� lepiej zapozna� si� z Kodeksem, a nie tylko z drobnymi fragmentami ko�ca ta�my. Nikogo nie straszymy. W Centrum znajdziecie na ta�mach nasze uprawnienia do Sargolu. I my�l�, �e im szybciej si� wyniesiecie, tym lepiej � zanim oskar�ymy was o nielegalne przebywanie na planecie. Grange zdo�a� wreszcie opanowa� swoje emocje. � Jeste�my do�� daleko od Centrum � zauwa�y�. To stwierdzenie faktu zawiera�o podtekst, kt�ry potrafili w�a�ciwie oceni�. Kr�lowa S�o�ca by�a Statkiem Samodzielnym, samotnym w obecnym �wiecie, podczas gdy statki Inter-Solaru mog�y kr��y� razem, gotowe do �ci�gni�cia pomocy zar�wno w ludziach, jak i w sprz�cie. Da� wstrzyma� oddech. Eysie musz� by� pewni siebie, lecz to nie tylko o to chodzi. Musz� te� bardzo pragn�� tego, co Sargol ma do zaoferowania, i to tak bardzo, �e gotowi s� z�ama� prawo, by to otrzyma�. Kapitan Inter-Solaru post�pi� krok naprz�d. � My�l�, �e teraz si� rozumiemy � powiedzia� odzyskuj�c pewno�� siebie. Odpowiedzia� mu Van Ryck, a jego g�os zabrzmia� wyra�nie na tle wiatru j�cz�cego w trawiastym lesie: � Co proponujecie? 25 By� mo�e to nawi�zanie do sugerowanej przez nich gro�by wzmocni�o ich przekonanie o niezawodno�ci Kompanii, jak i wiar�, �e �aden Wolny Po�rednik nie b�dzie �mia� stawia� si� sile i pot�dze Inter-Solaru. Kallee odpowiedzia�: � Przejmiemy wasz kontrakt z zyskiem dla was, a wy opu�cicie planet�, zanim Salarikowie zupe�nie si� pogubi� w tym, z kim maj� handlowa�... � Jak wielki b�dzie zysk? � wtr�ci� leniwie Van Ryck. � Och � Kallee wzruszy� ramionami � powiedzmy dziesi�� procent ostatniego �adunku Cama. Jellico roze�mia� si�: � Eysie, c� za wspania�omy�lno��! Dziesi�� procent �adunku, kt�rego nie da si� oszacowa�, ta banda z Limbo nie zapisywa�a tego, co spl�drowali. � Nie wiemy, co przewozi�, gdy rozbi� si� na Otch�ani � zaoponowa� natychmiast Kallee. � Nasz� ofert� opieramy na tym, co przywi�z� on do Axolu. Van Ryck skwitowa� to cmokni�ciem. � Ciekawe, kto to obmy�li�? � Odwr�ci� si�, jakby pytaj�c wonnego wiatru. � Wida� dba o dobro Kompanii. Interesuj�ca oferta. S�dz�c po wyrazie b�ogiego zadowolenia, kt�ry pojawi� si� teraz na twarzach stoj�cych poni�ej ludzi Inter-Solaru, wydawali si� pewni odniesionego zwyci�stwa. Kr�lowa S�o�ca otrzyma par� groszy sp�aty i pod gro�b� zemsty ze strony Kompanii odleci z Sargolu, podczas gdy im przypadnie lukratywny handel kamieniami Koros, za co z pewno�ci� wynagrodz� ich sowicie zwierzchnicy. Da� zastanawia� si�, czy tamci kiedykolwiek mieli do czynienia z Wolnymi Po�redni-26 karni albo chocia� z takimi niezale�nymi poszukiwaczami przyg�d, jak za�oga Kr�lowej S�o�ca. Van Ryck poszpera� w sakiewce zawieszonej u pasa, po czym wyprostowa� r�k�. Na jego szerokiej d�oni le�a� p�aski, metalowy kr��ek. � Bardzo ciekawe � powt�rzy�. � B�d� strzeg� tego nagrania. Na widok kr��ka wyraz zadowolenia znikn�� z twarzy Eysie. Fala purpury pop�yn�a w g�r� od ciasnego ko�nierza tuniki, rozlewaj�c si� po ca�ej twarzy Gran-ge'a. Kallee zamruga�, a r�ka nie znanego im trzeciego osobnika opad�a do paralizatora, kt�rego to ruchu nie przeoczy� ani Da�, ani Ali. � Mo�na si� odmeldowa�! � Jellico rzuci� u�ywan� w Bran�y rutynow� komend� odej�cia. � Lepiej, �eby�... � Kapitan Eysie zacz�� poryw-czo, lecz popatrzywszy na kr��ek trzymany przez Van Rycka � czu�y kawa�ek plastyku i metalu, kt�ry nagrywa� t� rozmow� dla p�niejszego odtworzenia � zacisn�� mocno usta. � S�ucham? � Powiedzia� uprzejmie Szef �adowni Kr�lowej. Lecz Kallee ci�gn�� ju� rami� swego Kapitana, przynaglaj�c Grange'a do opuszczenia statku. � Macie czas na odlot do po�udnia � rzuci� na odchodne Jellico, gdy tr�jka z Kompanii zbiera�a si� do odwrotu. � Nie s�dz�, by to uczynili � doda� ju� po odej�ciu tamtych do Van Rycka. Szef �adowni przytakn�� mu. � Te� by� tego nie zrobi� na ich miejscu � zauwa�y� rzeczowo. � Z drugiej strony nie spodziewali si�, �e dostan� a� tak po nosie. Dawno pewnie nikt nie stawia� si� Grange'owi. 27 � Otrz�sn� si� z szoku. � Wzmog�a si� w nim zn�w nieufno�� wobec przysz�o�ci. � To � Van Ryck wsun�� kr��ek z powrotem do sakiewki � wytr�ci�o ich z kursu o jeden czy dwa parseki. Grange nie nale�y do tych silnych facet�w, kt�rzy natychmiast chwytaj� za blaster. Je�li Tang Ya popracuje troch� na pods�uchu, to mo�e b�dziemy mogli sprawi� im kolejn� niespodziank�, gdyby Grange pr�bowa� zwraca� si� o porad� do kogo� spoza tego �wiata. Tymczasem nie s�dz�, by pr�bowali wdawa� si� w interesy z Salarikami. Nie chcieliby by� zmuszeni odpowiada� na trudne pytania, gdyby�my nas�ali na nich statek patrolowy. A wi�c � przeci�gn�� si� i skin�� na Dana � wracamy do roboty. I tak Van Ryck i dwa kroki za nim Da� pomaszerowali do handlowego kr�gu Salarik�w. Od ich wyj�cia up�yn�o pi�� czy sze�� minut czasu statku, a wystarczy�o to, by tubylcy przestali interesowa� si� ich powrotem. Da� spostrzeg� jednak, �e teraz by� ju� tylko jeden st� i jedno wolne miejsce w kr�gu. Salarikowie spodziewali si� powrotu jednego kupca z Ziemi. Potem nast�pi�a kolejna runda ceremonii, wymiana rutynowych bana��w, �ycze� i powita�. Nikt nie wspomina� nic o kamieniach Koros ani nawet o wonnej korze i nikt nie oferowa� ich kupcom z innego �wiata. Nikt nie uchyli� nawet r�bka swego handlowego p��tna, pod kt�rym to, chc�c przyst�pi� do transakcji, ukryta d�o� sprzedaj�cego dotyka�a d�oni kupuj�cego tak, by tylko przez nacisk palc�w aprobowa� lub odrzuca� cen�. Niestety, takie nudne spotkania stanowi�y rytua� Handlu, wi�c Da� pr�buj�c zwraca� minimaln� uwag� na przemowy i �wsp�lne toasty" obserwowa� obecnych, chc�c pozna� ich bli�ej. 28 Salarik�w cechowa�a przezorna niezale�no��. Jedyn� tolerowan� przez nich form� rz�d�w by�a formacja rodzinnego klanu. Wendety i �miertelne pojedynki mi�dzy klanami lub osobnikami by�y na porz�dku dziennym, a ka�dy osobnik p�ci m�skiej po osi�gni�ciu wieku dojrza�ego chodzi� uzbrojony i got�w do walki do chwili, a� nie zosta� �Rzecznikiem przesz�o�ci", czyli nie by� ju� do�� stary, by nosi� bro�. Z powodu powszechnej wojowniczo�ci niewielu do�ywa�o tego etapu. Czasem dochodzi�o do kr�tkotrwa�ych sojuszy mi�dzy rodzinami; zdarza�o si� to wtedy, gdy mieli stawi� czo�o si�om pot�niejszym od obu stron. Wystarczy�a jednak k��tnia mi�dzy wodzami czy jaka� wymy�lona zniewaga, by w jednej chwili zniweczy� pok�j. Jedynie, tak jak teraz, Handlowa Tarcza pozwala�a spotyka� si� wszystkim siedmiu klanom bez wzajemnego skakania do ow�osionych garde�. Godzin� przed zachodem s�o�ca Paft odstawi� sw�j puchar do g�ry dnem, a zaraz po nim uczyni�a to reszta wodz�w. Oznacza�o to koniec rozm�w na ten dzie�. I, o ile Da� by� w stanie si� zorientowa�, nie osi�gni�to zupe�nie niczego � chyba tyle tylko, �e pozbywali si� Eysie. C� takiego odkry� Traxt Cam, co pozwoli�o mu nawi�za� handlowe kontakty z tymi podejrzliwymi cudzoziemcami? Dop�ki oni sami nie dowiedz� si�, co to jest, b�d� mogli gada� w niesko�czono��, a� wyga�nie kontrakt, a i wtedy nie posun� si� ani o krok dalej, ni� s� dzisiaj. Da� wiedzia� z przygotowa�, �e nawi�zanie kontakt�w z obc� ras� w chwilach wolnych wymaga�o d�ugich i cierpliwych manipulacji, lecz mi�dzy teori� a praktyk� istnia�a przepa�� i Da� pomy�la� ze smutkiem, i� jeszcze du�o musi si� nauczy�, zanim b�dzie w stanie 29 opanowa� tak� sytuacj� jak ta, z pewno�ci� siebie i cierpliwo�ci� Van Rycka. Szef �adowni nie wydawa� si� bynajmniej zm�czony kolejnym zmarnowanym dniem. Da� wiedzia�, �e Van znowu pewnie b�dzie siedzia� do p�na, po raz kolejny studiuj�c zapiski Traxta Cama i �ami�c sobie g�ow� nad tym, co osi�gn�� Traxt, a co dla nich wci�� stanowi�o mur nie do pokonania. Ci, kt�rzy orientowali si� w temacie, wiedzieli, �e zbieranie kamieni Koros jest trudnym zaj�ciem. Je�li chodzi o obszar l�dowy na Sargolu, to panowanie na nim Salarik�w by�o niezaprzeczalne; inaczej jednak rzecz si� mia�a na p�ytkich wodach m�rz. Tam panowa�y gorpy i nale�a�o wci�� mie� si� na baczno�ci przed ich przebieg��, gadzi� inteligencj�, tak obc� procesom my�lowym Salarik�w i Ziemian, �e wydawa�o si�, i� nie ma mo�liwo�ci kontaktu. Zbieracze kamieni Koros balansowali mi�dzy zdobycz� a utrat� �ycia. Mo�liwe, �e Salarikowie nie znajdowali w tej operacji �adnej korzy�ci. A jednak Traxt Cam wr�ci� z torb� klejnot�w, kt�re uda�o mu si� zatrzyma�. Van Ryck wspi�� si� na ramp� i wr�ci� po�piesznie na pok�ad, jakby obawia� si�, �e zabraknie mu czasu na studiowanie zapisk�w. Da� jednak pozosta� na miejscu, przygl�daj�c si� w zadumie trawiastej d�ungli. Zdawa�o mu si�, �e te wczesne popo�udniowe godziny to najlepsza pora na Sargolu. Z�ote �wiat�o wype�nia�o krajobraz, a nocne wiatry nie zacz�y jeszcze wia�. Nie lubi� zamienia� swobody otwartej przestrzeni na wi�zienie na statku. Gdy tak sta� niezdecydowany, z lasu wynurzy�o si� dw�ch m�odzie�c�w � Salarik�w. Nie�li mi�dzy sob� sie� �owieck�, a w niej spokojnego, cho� nieszcz�liwie 30 wygl�daj�cego wi�nia. Oczywi�cie by� to Sinbad, kt�rego dostarczano za codzienny okup. Da� si�ga� ju� po zap�at� dla zdobywc�w, gdy ku jego zaskoczeniu jeden z nich wysun�� si� do przodu, wskazuj�c szponiastym palcem na otwarte wej�cie. � Wejd� � stara� si� m�wi� wyra�nie, u�ywaj�c �argonu handlowego. Zaskoczenie Dana musia�o by� bardzo widoczne, gdy� m�odzian przytakn�� jego s�owom i postawi� nog� na rampie, by wyra�niej podkre�li� swe pragnienie. Salarikowie niezmiennie okazywali przekonanie, �e Ziemianie i ich statek s� czym� obra�liwym dla nozdrzy normalnych �ludzi". Dlatego te� fakt, �e jeden z nich pragn�� wej�� na statek, by� czym� zgo�a niespotykanym. A przecie�, bez wzgl�du na to jak ma�y, ka�dy pozytywny fakt, kt�ry m�g� przynie�� lepsze zrozumienie, powinien by� wykorzystany natychmiast. Da� odebra� mrucz�cego Sinbada i skin�� na ch�opca nie pr�buj�c go dotyka�: � Chod�! Tylko jeden z dw�ch m�odzie�c�w skorzysta� z zaproszenia. Drugi wyba�uszy� najpierw oczy, po czym umkn�� z powrotem do lasu. Ten ze statku krzykn�� co� do niego. Tamten nie mia� zamiaru zosta� schwytany w pu�apk�. Da� poszed� przodem w g�r� rampy, staraj�c si� nie okazywa� otwarcie zainteresowania m�odym Salari-kiem, ani nie pogania� go, gdy� ten zatrzyma� si� na d�u�sz� chwil� u wej�cia. Zast�pca Szefa �adowni gor�czkowo pr�bowa� przypomnie� sobie, jakie towary posiadali. C� takiego mieli, co mog�oby okaza� si� intryguj�cym prezentem dla ma�ego, tak bardzo ciekaw-31 skiego tubylca? Gdyby tylko mia� tyle czasu, by m�c skontaktowa� si� z Van Ryckiem. Salarik by� teraz w korytarzu, a jego rozszerzone nozdrza analizowa�y ka�dy zapach tego dziwnego miejsca. Nagle g�owa mu drgn�a, jakby targn�a ni� jedna z lin jego w�asnej sieci. Jego uwag� przyci�gn�� jaki� zapach wykryty przez czu�e zmys�y. Oczy patrzy�y pytaj�co na Dana. Ten natychmiast skin�� g�ow� przyzwalaj�co i pod��y� d�ugim krokiem za Salari-kiem, kt�ry pomkn�� na pok�ad Kr�lowej S�o�ca najwyra�niej tropi�c co� bardzo wa�nego. Rozdzia� 3 Nareszcie sukces � Co do... � Frank Mura, steward, magazynier i kucharz na Kr�lowej cofn�� si� w najbli�sze drzwi, gdy m�ody Salarik przemkn�� w d� drabiny i wpad� do jego sekcji. Da�, trzymaj�c wci�� pod pach� zrezygnowanego Sinbada, posuwa� si� za go�ciem i nadszed� w�a�nie w chwili, gdy tubylec zatrzyma� si� nagle przed jednymi z najwa�niejszych drzwi na statku � by�o to wej�cie do wodnego ogrodu, kt�ry odnawia� zasoby tlenu na statku i dostarcza� im �wie�ych owoc�w i warzyw maj�cych urozmaica� ich diet�, sk�adaj�c� si� g��wnie z koncentrat�w. Salarik po�o�y� d�o� na g�adkiej powierzchni szczelnie zamkni�tego pomieszczenia i przez rami� spojrza� na Dana b�agalnym wzrokiem. Wiedziony instynktem, 32 �e jest to wa�ne dla nich wszystkich, Da� spyta� Mur�: � Mo�esz go tam wpu�ci�, Frank? Nie by�o to rozs�dne, a mog�o nawet okaza� si� niebezpieczne. Jednak ka�dy z cz�onk�w za�ogi zdawa� sobie spraw� z konieczno�ci nawi�zania jakiego� kontaktu z tubylcami. Mura nie odpowiedzia� nawet, lecz przecisn�� si� obok Salarika i nadusi� przycisk. Poczuli powiew powietrza i �wie�y zapach rosn�cych tam ro�lin, pozbawiony odurzaj�cych wonno�ci zewn�trznego �wiata, buchn�� im w twarze. M�odzieniec pozosta� na miejscu z g�ow� wzniesion� i nozdrzami wch�aniaj�cymi najpe�niej, jak mog�y, nowy zapach. Po chwili ruszy� bezg�o�nie z niesamowit� szybko�ci� w�a�ciw� jego przodkom i pop�dzi� w�sk� �cie�k� w kierunku pl�taniny zieleni w drugim ko�cu pomieszczenia. Sinbad zacz�� mrucze� i wyrywa� si�. By�y to jego prywatne tereny �owieckie, kt�rych strzeg� przed intruzami. Da� postawi� kota. Salarik najwyra�niej znalaz� to, czego szuka�. Wspina� si� teraz na palce, by pow�cha� jak�� ro�lin�. Oczy mia� na wp� przymkni�te, a ca�e jego cia�o wyra�a�o ekstaz�. Da� popatrzy� na stewarda pytaj�co. � Frank, co go tak interesuje? � Kocia mi�ta. � Kocia mi�ta? � powt�rzy� Da�. Nic mu to nie m�wi�o, lecz Mura mia� w zwyczaju zbiera� r�ne dziwne ro�liny i hodowa� je w celach naukowych. � Co to jest? � Jeden z ziemskich rodzaj�w mi�ty, ziele � wyja�ni� Mura zbli�aj�c si� do obcego. Zerwa� li�� i zgni�t� go w palcach. 33 � Da� nie potrafi� wyczu� nowego zapachu, gdy� jego powonienie przyt�pi�y ostre zapachy, kt�re otacza�y go przez ca�y dzie�. M�ody Salarik odwr�ci� si� do stewarda, jego oczy wyra�a�y zdumienie, a nos bada�. Sinbad zamiaucza� przera�liwie i skoczy�, by otrze� si� g�ow� o pachn�c� teraz d�o� stewarda. � A wi�c o to chodzi�o, to by� klucz do sprawy. � Da� podszed� do tamtych. � Masz co� przeciwko temu, bym wzi�� par� li�ci? � spyta� Mur�. � Czemu nie? Hoduj� to dla Sinbada. Dla kota to co� takiego, jak trawka heemel lub kufel czego� mocnego. Obserwuj�c zachowanie Sinbada, Da� doszed� do wniosku, �e ro�lina ta oddzia�ywa�a na kota tak, jak stymulanty na ludzkie istoty. Zerwa� ostro�nie �odyg� z trzema listkami i wr�czy� j� Salarikowi, kt�ry najpierw wytrzeszczy� na niego oczy, a p�niej chwyci� ga��zk� i wypad� z wodnego ogrodu, jakby goni� go kto� z wrogiego klanu. Da� s�ysza� tupot n�g na drabinie � pewien by�, �e to m�odzieniec umykaj�cy ze swym cennym znaleziskiem. Jednak nie wygl�da� na zadowolonego. Z tego, co widzia�, by�o tam tylko pi�� podobnych ro�lin. � To ca�a mi�ta, jak� masz? Mura wsadzi� Sinbada pod pach� i popychaj�c przed sob� Dana wyszed� za nim z ogrodu. � Nie by�o potrzeby hodowa� wi�cej. Jemu odrobina tego starcza na d�ugo. � Postawi� kota na korytarzu. � Li�cie mo�na suszy�. Wydaje mi si�, �e jest to klucz, kt�ry umo�liwi nam handel kamieniami Koros. Zapasy ogranicza�yby si� do pi�ciu ro�lin i paru 34 suszonych li�ci! Mimo to trzeba zawiadomi� o tym jak najszybciej Van Rycka. Szef �adowni zbi� jednak Dana z tropu, nie zachwycaj�c si� zbytnio szczeg�ami ujawnionymi przez podw�adnego. Co wi�cej, znaj�cy Van Rycka potrafiliby wyczyta� z jego twarzy oznaki niezadowolenia. Wys�ucha� Dana i wsta�. Przyzywaj�c go palcem, wyszed� z kabiny, kt�ra by�a jednocze�nie jego kwater� prywatn� i biurem, i poszed� do pomieszcze� medyka Craiga Tau. � Co� dla ciebie, Craig � powiedzia� Van Ryck siadaj�c na wysuwanym ze �ciany krzese�ku, kt�re roz�o�y� dla niego Tau. Da� sta� w drzwiach pewny teraz, �e zamiast pochwa�y za swe odkrycie otrzyma reprymend�. Wci�� jednak nie pojmowa�, dlaczego. � Co wiesz o tej ro�linie, kt�r� Mura hoduje w ogrodzie, no, tej �kociej mi�cie"? Tau nie wydawa� si� by� zaskoczony pytaniem � medyk na wolnym statku niczemu si� nie dziwi�. Nadmiern� dawk� silnych wra�e� otrzyma� ju� w pierwszych latach swej s�u�by, tak �e p�niej wszystkie, najdziwniejsze nawet okoliczno�ci przyjmowa� ze stoickim spokojem. Ponadto Tau posiada� hobby, kt�rym by�a �magia", tajemna wiedza praktykowana przez szarlatan�w i ludzi medycyny innych �wiat�w. Posiada� bibliotek� sk�adaj�c� si� z zapisk�w, dziwnych skrawk�w informacji dotycz�cych po�wiadczonych wynik�w pewnych bardzo szczeg�lnych eksperyment�w. Co jaki� czas wysy�a� raport do Centrum, gdzie czyta�a go grupa niedowierzaj�cych gryzipi�rk�w i odk�ada�a do kolejnej szuflady. Z czasem nawet i to przesta�o go frustrowa�. � To ziele z rodziny mi�t na Ziemi � odpar�. � Mura hoduje je dla Sinbada, do�� mocno oddzia�y wuje 35 na koty. Frank pr�bowa� utrzyma� go na statku, pozwalaj�c mu tarza� si� w �wie�ych li�ciach. Sinbad robi to dalej, ale wci�� si� wymyka, gdy tylko nadarzy mu si� okazja. To przynajmniej wyja�nia�o co� Danowi, dlaczego, mianowicie dzisiaj m�ody Salarik tak bardzo chcia� wej�� na pok�ad Kr�lowej S�o�ca. Salarik odkry� zapach ro�liny, kt�ry zosta� na sier�ci Sinbada i chcia� dotrze� do jego �r�d�a. � Czy to narkotyk? � Spyta� Van Ryck. � W jakim� sensie s� nim wszystkie zio�a. Ludzie za�ywali je kiedy� regularnie w postaci herbaty parzonej z suszonych li�ci. To ziele nie posiada wi�kszych medycznych w�a�ciwo�ci. Dla kotowatych stanowi rodzaj �rodka pobudzaj�cego; tarzaj�c si� w nim i jedz�c jego li�cie, odurzaj� si� podobnie jak my pij�c alkohol. � W jakim� sensie mo�na powiedzie�, �e Salariko-wie nale�� do rodziny kot�w � zastanawia� si� Van Ryck. Tau wyprostowa� si�. � Wnioskuj�, �e Salarikowie odkryli koci� mi�t�. Van Ryck skin�� g�ow� na Dana i zast�pca Szefa �adowni po raz drugi z�o�y� sw�j raport. Gdy sko�czy�, Van Ryck zada� fachowe pytanie oficerowi medycznemu: � Jak ta kocia mi�ta mo�e oddzia�ywa� na Salari-ka? Dopiero wtedy Da� zda� sobie spraw� z wagi swego czynu. Nie by�o sposobu zbadania wp�ywu ro�liny z innego �wiata na przemian� materii w obcym organizmie. A co b�dzie, je�li pokaza� mieszka�com Sargolu jaki� niebezpieczny narkotyk i zapocz�tkowa� u tego 36 m�odzika proces uzale�nienia? Przeszed� go dreszcz. M�g� go nawet otru�! Tau wzi�� czapk� i, po chwili wahania, zestaw pierwszej pomocy. Danowi zada� tylko jedno pytanie: � Kim jest ten smarkacz, do jakiego klanu nale�y? Da�, teraz ju� porz�dnie przestraszony, nie m�g� udzieli� odpowiedzi. Co on narobi�? � Czy potrafisz go odnale��? � Van Ryck zwr�ci� si� do Tau, ignoruj�c Dana. Medyk wzruszy� ramionami. � Mog� spr�bowa�. W��czy�em si� troch� dzi� rano i spotka�em jednego z ich Kap�an�w Burzy, kt�rzy zajmuj� si� medycyn�. Nie mog� powiedzie�, �eby przyj�� mnie zbyt gor�co. No, ale w takiej sytuacji musimy spr�bowa�. W korytarzu Van Ryck wyda� Danowi polecenie: � My�l�, �e powiniene� trzyma� si� statku, Thor-son, dop�ki nie dowiemy si�, jak sprawy wygl�daj�. Da� zasalutowa�. Ta nuta w g�osie prze�o�onego by�a niczym smagni�cie batem, by�o to co� gorszego ni� zniewaga kogo� ni�szej rangi. Prze�kn�� �lin�, zamykaj�c si� w swojej ciasnej kajucie. To mog�o oznacza� koniec ich przedsi�wzi�cia. B�d� mieli szcz�cie, je�li nie cofn� im licencji. Niechby tylko ci z Inter-Solaru dowiedzieli si� o jego pochopnej decyzji, a Kompania raz-dwa �ci�gn�aby ich na dywanik Rady i pozbawi�aby wszelkich praw w Bran�y. I to z powodu jego w�asnej g�upoty, jego zadufanej pr�by prze�amania lod�w, kt�rych ani Van Ryck, ani Kapitan nie potrafili dot�d prze�ama�. Gorsza jednak od przysz�o�ci, jaka ewentualnie czeka�a Kr�low�, by�a my�l, �e mo�e swoim prezentem z tych paru li�ci pokaza� Salarikowi niebezpieczny narkotyk. Kiedy 37 wreszcie si� nauczy? Le�a� z