316

Szczegóły
Tytuł 316
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

316 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 316 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

316 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Andrzej Sapkowski Ostatnie �yczenie superNOWA Warszawa 1995 Opracowanie graficzne Ma�gorzata �liwi�ska Ilustracja na ok�adce Bogus�aw Polch Notka na IV stronie ok�adki Maciej Parowski ISBN 83-7054-061-9 Copyright (c) by Andrzej Sapkowski, Warszawa 1993 Copynght for this edition (c) by Niezale�na Oficyna Wydawnicza NOWA, Warszawa 1993 Komputerowy sk�ad i �amanie LogoScript sp. z o.o., Warszawa, ul. Miodowa 10 Druk i oprawa Drukarnia Wydawnictw Naukowych S.A., ��d�, ul. �wirki 2 G�OS ROZS�DKU l Przysz�a do niego nad ranem. Wesz�a bardzo ostro�nie, cicho, st�paj�c bezszelestnie, p�yn�c przez komnat� jak widmo, jak zjawa, a jedyny d�wi�k, jaki towarzyszy� jej ruchom, wydawa�a opo�cza, ocieraj�ca si� o nag� sk�r�. A jednak ten w�a�nie nik�y, ledwie s�yszalny szelest zbudzi� wied�mina, a mo�e tylko wyrwa� z p�snu, w kt�rym ko�ysa� si� monotonnie, jak gdyby w bezdennej toni, zawieszony pomi�dzy dnem a powierzchni� spokojnego morza, po�r�d faluj�cych leciutko pasemek morszczynu. Nie poruszy� si�, nie drgn�� nawet. Dziewczyna przyfrun�a bli�ej, zrzuci�a opo�cz�, powoli, z wahaniem opar�a zgi�te kolano o kraw�d� �o�a. Obserwowa� j� spod opuszczonych rz�s, nadal nie zdradzaj�c, �e nie �pi. Dziewczyna ostro�nie wspi�a si� na pos�anie, na niego, obejmuj�c go udami. Wsparta na wypr�onych ramionach musn�a mu twarz w�osami, kt�re pachnia�y rumiankiem. Zdecydowana i jakby zniecierpliwiona pochyli�a si�, dotkn�a koniuszkiem piersi jego powieki, policzka, ust. U�miechn�� si�, ujmuj�c j� za ramiona, bardzo wolnym ruchem, ostro�nie, delikatnie. Wyprostowa�a si�, uciekaj�c jego palcom, promieniuj�ca, pod�wietlona, zatarta swym blaskiem w mglistej jasno�ci �witu. Poruszy� si�, ale stanowczym naciskiem obu d�oni zabroni�a mu zmiany pozycji, lekkimi, ale zdecydowanymi ruchami bioder domaga�a si� odpowiedzi. Odpowiedzia�. Nie cofa�a si� ju� przed jego d�o�mi, odrzuci�a g�ow� w ty�, potrz�sn�a w�osami. Jej sk�ra by�a Andrzej Sapkowski 6 ch�odna i zadziwiaj�co g�adka. Oczy, kt�re zobaczy�, gdy zbli�y�a twarz do jego twarzy, by�y wielkie i ciemne, jak oczy rusa�ki. Ko�ysany uton�� w rumiankowym morzu, kt�re wzburzy�o si� i zaszumia�o, zatraciwszy spok�j. WIED�MIN I P�niej m�wiono, �e cz�owiek ten nadszed� od p�nocy od bramy Powro�niczej. Szed� pieszo, a objuczonego konia prowadzi� za uzd�. By�o p�ne popo�udnie i kramy powro�nik�w i rymarzy by�y ju� zamkni�te, a uliczka pusta. By�o ciep�o, a cz�owiek ten mia� na sobie czarny p�aszcz narzucony na ramiona. Zwraca� uwag�. Zatrzyma� si� przed gospod� "Stary Narakort", posta� chwil�, pos�ucha� gwaru g�os�w. Gospoda, jak zwykle o tej porze, by�a pe�na ludzi. Nieznajomy nie wszed� do "Starego Narakortu". Poci�gn�� konia dalej, w d� uliczki. Tam by�a druga karczma, mniejsza, nazywa�a si�- "Pod Lisem". Tu by�o pusto. Karczma nie mia�a najlepszej s�awy. Karczmarz uni�s� g�ow� znad beczki kiszonych og�rk�w i zmierzy� go�cia wzrokiem. Obcy, ci�gle w p�aszczu, sta� przed szynkwasem sztywno, nieruchomo, milcza�. - Co poda�? - Piwa - rzek� nieznajomy. G�os mia� nieprzyjemny. Karczmarz wytar� r�ce o p��cienny fartuch i nape�ni� gliniany kufel. Kufel by� wyszczerbiony. Nieznajomy nie by� stary, ale w�osy mia� prawie zupe�nie bia�e. Pod p�aszczem nosi� wytarty sk�rzany kubrak, sznurowany pod szyj� i na ramionach. Kiedy �ci�gn�� sw�j p�aszcz, wszyscy zauwa�yli, �e na pasie za plecami mia� miecz. Nie by�o w tym nic dziwnego, w Wyzimie prawie wszyscy chodzili z broni�, ale nikt nie nosi� miecza na plecach niby �uku czy ko�czana. Andrzej Sapkowski 8 Nieznajomy nie usiad� za sto�em, pomi�dzy nielicznymi go��mi, sta� dalej przy szynkwasie, godz�c w karczmarza przenikliwymi oczami. Poci�gn�� z kufla. - Izby na nocleg szukani. - Nie ma - burkn�� karczmarz, patrz�c na buty go�cia, zakurzone i brudne. - W "Starym Narakorcie" pytajcie. - Tu bym wola�. - Nie ma - karczmarz rozpozna� wreszcie akcent nieznajomego. To by� Riv. - Zap�ac� - rzek� obcy cicho, jak gdyby niepewnie. Wtedy w�a�nie zacz�a si� ta ca�a paskudna historia. Ospowaty dr�gal, kt�ry od chwili wej�cia obcego nie spuszcza� z niego ponurego wzroku,, wsta� i podszed� do szynkwasu. Dw�jka jego towarzyszy stan�a z ty�u, nie dalej ni� dwa kroki. - Nie ma miejsca, hultaju, rivski w��cz�go - charkn�� ospowaty, staj�c tu� obok nieznajomego. - Nie .trzeba nam takich jak ty tu, w Wyzimie. To porz�dne miasto! Nieznajomy wzi�� sw�j kufel i odsun�� si�. Spojrza� na karczmarza, ale ten unika� jego wzroku. Ani mu by�o w g�owie broni� Riva. W ko�cu, kto lubi� Riv�w? - Ka�dy Riv to z�odziej - ci�gn�� ospowaty, zion�c piwem, czosnkiem i z�o�ci�. - S�yszysz, co m�wi�, pokrzywniku? - Nie s�yszy. �ajno ma w uszach - rzek� jeden z tych z ty�u, a drugi zarechota�. - P�a� i wyno� si�! - wrzasn�� dziobaty. Nieznajomy dopiero teraz spojrza� na niego. - Piwo sko�cz�. - Pomo�emy ci - sykn�� dr�gal. Wytr�ci� Rivowi kufel z r�ki i jednocze�nie chwytaj�c go za rami�, wpi� palce w rzemie� przecinaj�cy skosem pier� obcego. Jeden z tych z ty�u wzni�s� pi�� do uderzenia. Obcy zwin�� si� w miejscu, wytr�caj�c ospowatego z r�wnowagi. Miecz zasycza� w pochwie i b�ysn�� kr�tko w �wietle kagank�w. Zakot�owa�o si�. Krzyk. Kto� z pozosta�ych go�ci run�� ku wyj�ciu. Z trzaskiem upad�o krzes�o, g�ucho mlasn�y o pod�og� gliniane naczynia. Karczmarz - usta mu dygota�y -patrzy� na okropnie rozr�ban� twarz ospowatego, kt�ry wied�min 9 wczepiwszy palce w brzeg szynkwasu, osuwa� si�, nikn�� z oczu, jak gdyby ton��. Tamci dwaj le�eli na pod�odze. Jeden nieruchomo, drugi wi� si� i drga� w rosn�cej szybko ciemnej ka�u�y. W powietrzu wibrowa�, �widruj�c uszy, cienki, histeryczny krzyk kobiety. Karczmarz zatrz�s� si�, zaczerpn�� tchu i zacz�� wymiotowa�. Nieznajomy cofn�� si� pod �cian�. Skurczony, spi�ty, czujny. Miecz trzyma� obur�cz, wodz�c ko�cem ostrza w powietrzu. Nikt si� nie rusza�. Zgroza, jak zimne b�oto, oblepi�a twarze, skr�powa�a cz�onki, zatka�a gard�a; Stra�nicy wpadli do karczmy z hukiem i szcz�kiem, we trzech. Musieli by� w pobli�u. Okr�cone rzemieniami pa�ki mieli w pogotowiu, ale na widok trup�w natychmiast dobyli mieczy. Riv przylgn�� plecami do �ciany, lew� r�k� wyci�gn�� sztylet z cholewy. - Rzu� to! - wrzasn�� jeden ze stra�nik�w rozdygotanym g�osem. - Rzu� to, zb�ju! P�jdziesz z nami! Drugi stra�nik kopn�� st�, nie pozwalaj�cy mu obej�� Riva z boku. - Le� po ludzi, Treska! - krzykn�� do trzeciego, trzymaj�cego si� bli�ej drzwi. - Nie trzeba - rzek� nieznajomy, opuszczaj�c miecz. - Sam p�jd�. - P�jdziesz, psie nasienie, ale na powrozie! - rozdar� si� ten rozdygotany. - Rzu� miecz, bo ci �eb rozwal�! Riv wyprostowa� si�. Szybko chwyci� kling� pod lew� pach�, a praw�, uniesion� do g�ry, w stron� stra�nik�w, nakre�li� w powietrzu skomplikowany, szybki znak. B�ysn�y �wieki, kt�rymi g�sto nabijane by�y d�ugie a� do �okci mankiety sk�rzanego kaftana. Stra�nicy momentalnie cofn�li si�, zas�aniaj�c twarze przedramionami. Kt�ry� z go�ci zerwa� si�, inny znowu pomkn�� ku drzwiom. Kobieta zn�w zakrzycza�a, dziko, przera�liwie. - Sam p�jd� - powt�rzy� nieznajomy d�wi�cznym, metalicznym g�osem. - A wy trzej przodem. Prowad�cie do grododzier�cy. Drogi nie znam. - Tak, panie - wymamrota� stra�nik, opuszczaj�c g�ow�. Ruszy� ku wyj�ciu, ogl�daj�c si� niepewnie. Dwaj po- 10 Andrzej Sapkowski zostali wyszli za nim, ty�em, pospiesznie. Nieznajomy poszed� w �lad, chowaj�c miecz do pochwy, a sztylet do cholewy. Gdy wymijali sto�y, go�cie zakrywali twarze po�ami kubrak�w. II Velerad, grododzier�ca Wyzimy, podrapa� si� w podbr�dek, zastanowi� si�. Nie by� ani zabobonny, ani boja�liwy, ale nie u�miecha�o mu si� pozostanie z bia�ow�osym sam na sam. Wreszcie zdecydowa� si�. - Wyjd�cie - rozkaza� stra�nikom. - A ty siadaj. Nie, nie tu. Tam dalej, je�li wola. Nieznajomy usiad�. Nie mia� ju� ani miecza, ani czarnego p�aszcza. - S�ucham - rzek� Velerad, bawi�c si� ci�kim buzdyganem le��cym na stole. - Jestem Velerad, grododzier�ca Wyzimy. Co mi masz do powiedzenia, mo�ci rozb�jniku, zanim p�jdziesz do lochu? Trzech zabitych, pr�ba rzucenia uroku, nie�le, ca�kiem nie�le. Za takie rzeczy u nas w Wyzimie wbija si� na pal. Ale ze mnie sprawiedliwy cz�ek, wys�ucham ci� przedtem. M�w. Riv rozpi�� kubrak, wydoby� spod niego zwitek bia�ej ko�lej sk�ry. - Na rozstajach, po karczmach przybijacie - powiedzia� cicho. - Prawda to, co napisane? - A - mrukn�� Velerad, patrz�c na wytrawione na sk�rze runy. - To taka sprawa. �e te� od razu si� nie domy�li�em. Ano, prawda, najprawdziwsza. Podpisane jest: j Foltest, kr�l, pan Temerii, Pontaru i Mahakamu. Znaczy, prawda. Ale or�dzie or�dziem, a prawo prawem. Ja tu, w Wyzimie, prawa pilnuj� i porz�dku! Ludzi mordowa� nie pozwol�! Zrozumia�e�? Riv kiwn�� g�ow� na znak, �e zrozumia�. Velerad sapn�� gniewnie. - Znak wied�mi�ski masz? Nieznajomy zn�w si�gn�� w rozci�cie kaftana, wygrzeba� okr�g�y medalion na srebrnym �a�cuszku. Na medalionie wyobra�ony by� �eb wilka z wyszczerzonymi k�ami. WIED�MIN Imi� jakie� masz? Mo�e by� byle jakie, nie pytam z ciekawo�ci, tylko dla u�atwienia rozmowy. - Nazywam si� Geralt. - Mo�e by� i Geralt. Z Rivii, jak wnosz� z wymowy? - Z Rivii. - Tak. Wiesz co, Geralt? Z tym - Velerad klepn�� w or�dzie otwart� d�oni� - z tym daj sobie spok�j. To powa�na sprawa. Wielu ju� pr�bowa�o. To, bracie, nie to samo, co paru obwiesi�w pochlasta�. - Wiem. To m�j fach, grododzier�co. Napisane jest: trzy tysi�ce oren�w nagrody. - Trzy tysi�ce - Velerad wyd�� wargi. - I kr�lewna za �on�, jak ludzie gadaj�, chocia� tego mi�o�ciwy Foltest nie dopisa�. - Nie jestem zainteresowany kr�lewn� - rzek� spokojnie Geralt. Siedzia� nieruchomo z r�kami na kolanach. -Napisane jest: trzy tysi�ce. - Co za czasy - westchn�� grododzier�ca. - Co za parszywe czasy! Jeszcze dwadzie�cia lat temu, kto by pomy�la�, nawet po pijanemu, �e takie profesje b�d�? Wied�-mini! W�drowni zab�jcy bazyliszk�w! Domokr��ni pogromcy smok�w i utopc�w! Geralt? W twoim cechu piwo wolno pi�? - Pewnie. Velerad klasn�� w d�onie. - Piwa! - zawo�a�. - A ty, Geralt, siadaj bli�ej. Co mi tam. Piwo by�o zimne i pieniste. - Parszywe czasy nasta�y - monologowa� Velerad poci�gaj�c z kufla. - Namno�y�o si� wszelkiego plugastwa. W Mahakamie, w g�rach, a� roi si� od bobo�ak�w. Po lasach dawniej aby wilki wy�y, a teraz akurat: upiory, borowiki jakie�, gdzie nie spluniesz, wilko�ak albo inna zaraza. Po wsiach rusa�ki i p�aczki porywaj� dzieci, to ju� idzie w setki. Choroby, o jakich nikt dawniej nie s�ysza�, w�os si� je�y. No i jeszcze to do kompletu! - popchn�� zwitek sk�ry po blacie sto�u. - Nie dziwota, Geralt, �e taki popyt na wasze us�ugi. - To kr�lewskie or�dzie, grododzier�co - Geralt uni�s� g�ow�. - Znacie szczeg�y? 12 Andrzej Sapkowski Velerad odchyli� si� na krze�le, spl�t� d�onie na brzuchu. - Szczeg�y, m�wisz? A znam. Nie to, �eby z pierwszej r�ki, ale z dobrych �r�de�. - O to mi w�a�nie chodzi. - Upar�e� si�. Jak chcesz. S�uchaj - Velerad popi� piwa, �ciszy� g�os. - Nasz mi�o�ciwy Foltest jeszcze jako kr�lewicz, za rz�d�w starego Medella, swojego ojca, pokazywa� nam, co potrafi, a potrafi� wiele. Liczyli�my, �e mu to z wiekiem przejdzie. A tymczasem kr�tko po swojej koronacji, zaraz po �mierci starego kr�la, Foltest przeszed� samego siebie. A� nam wszystkim szcz�ki poopada�y. Kr�tko m�wi�c: zrobi� dziecko swojej rodzonej siostrze Addzie. Adda by�a m�odsza od niego, zawsze trzymali si� razem, ale nikt niczego nie podejrzewa�, no, mo�e kr�lowa... Kr�tko: patrzymy, a tu Adda o, z takim brzuchem, a Foltest zaczyna gada� o �lubie. Z siostr�, uwa�asz, Geralt? Sytuacja zrobi�a si� napi�ta jak diabli, bo akurat Vizimir z Novigradu umy�li� wyda� za Foltesta swoj� Dalk�, wys�a� poselstwo, a tu trzeba trzyma� kr�la za r�ce i nogi, bo chce biec i l�y� pos��w. Uda�o si�, i dobrze, bo obra�ony Vizimir wypru�by z nas bebechy. Potem, nie bez pomocy Addy, kt�ra wp�yn�a na braciszka, uda�o si� wyperswadowa� szczeniakowi szybki �lub. No, a potem Adda urodzi�a, w przepisowym czasie, a jak�e. A teraz s�uchaj, bo zaczyna si�. Tego, co si� urodzi�o, wiele os�b nie widzia�o, ale jedna po�o�na wyskoczy�a oknem z wie�y i zabi�a si�, a druga dosta�a pomieszania zmys��w i do dzisiaj jest ko�owata. S�dz� zatem, �e nadb�kart nie by� specjalnie urodziwy. To by�a dziewczynka. Zmar�a zreszt� zaraz, nikt, jak mi si� zdaje, nie spieszy� si� zanadto z podwi�zywaniem p�powiny. Adda, na swoje szcz�cie, nie prze�y�a porodu. A potem, bracie, Foltest po raz kolejny zrobi� z siebie durnia. Nadb�karta trzeba by�o spali� albo, bo ja wiem, zakopa� gdzie� na pustkowiu, a nie chowa� go w sarkofagu "w podziemiach pa�acu. - Za p�no teraz na roztrz�sanie - Geralt uni�s� g�ow�. - W ka�dym razie nale�a�o wezwa� kogo� z Wiedz�cych. - M�wisz o tych wydrwigroszach z gwiazdkami na ka WIED�MIN 13 peluszach? A jak�e, zlecia�o si� ich z dziesi�ciu, ale ju� potem, kiedy okaza�o si�, co le�y w tym sarkofagu. I co z niego nocami wy�azi. A zacz�o wy�azi� nie od razu, o nie. Siedem lat od pogrzebu by� spok�j. A� tu kt�rej� nocy, by�a pe�nia ksi�yca, wrzask w pa�acu, krzyk, zamieszanie! Co tu du�o gada�, znasz si� na tym, or�dzie te� czyta�e�. Niemowlak podr�s� w trumnie, i to nie�le, a i z�by wyros�y mu jak si� patrzy. Jednym s�owem, strzyga. Szkoda, �e nie widzia�e� trup�w. Tak jak ja. Pewnie omin��by� Wyzim� szerokim �ukiem. Geralt milcza�. - Wtedy - ci�gn�� Velerad - jak m�wi�em, Foltest skrzykn�� do nas ca�� gromad� czarownik�w. Jazgotali jeden przez drugiego, o ma�o nie pobili si� tymi swoimi dr�gami, co to je nosz�, pewnie �eby psy odp�dza�, jak ich kto poszczuje. A my�l�, �e szczuj� ich regularnie. Przepraszam, Geralt, je�li masz inne zdanie o czarodziejach, w twoim zawodzie pewnie je masz, ale dla mnie to darmozjady i durnie. Wy, wied�mini, budzicie w�r�d ludzi wi�ksze zaufanie. Jeste�cie przynajmniej, jakby tu rzec, konkretni. Geralt u�miechn�� si�, nie skomentowa�. - No, ale do rzeczy - grododzier�ca zajrza� do kufla, dola� piwa sobie i Rivowi. - Niekt�re rady czarownik�w wydawa�y si� ca�kiem nieg�upie. Jeden proponowa� spalenie strzygi razem z pa�acem i sarkofagiem, inny radzi� odr�ba� jej �eb szpadlem, pozostali byli zwolennikami wbijania osinowych ko�k�w w r�ne cz�ci cia�a, oczywi�cie za dnia, kiedy diablica spa�a w trumnie, zmordowana po nocnych uciechach. Niestety, znalaz� si� jeden, b�azen w spiczastej czapce na �ysym czerepie, garbaty eremita, kt�ry wymy�li�, �e to s� czary, �e to si� da odczyni� i �e ze strzygi znowu b�dzie Foltestowa c�reczka, �liczna jak malowanie. Trzeba tylko przesiedzie� w krypcie ca�� noc, i ju�, po krzyku. Po czym, wyobra�asz sobie, Geralt, co to by� za p�g��wek, poszed� na noc do dworzyszcza. Jak �atwo zgadn��, wiele z niego nie zosta�o, bodaj�e tylko czapka i laga. Ale Foltest uczepi� si� tego pomys�u jak rzep psiego ogona. Zakaza� wszelkich pr�b zabicia strzy- Andrzej Sapkowski WIED�MIN 14 gi, a ze wszystkich mo�liwych zakamark�w kraju po�ci�ga� do Wyzimy szarlatan�w, aby odczarowa� strzyg� na kr�lewn�. To by�a dopiero malownicza kompania! Jakie� pokr�cone baby, jacy� kulawcy, brudni, bracie, zawszeni, lito�� bra�a. No i dawaj czarowa�, g��wnie nad misk� i kuflem. Pewnie, niekt�rych Foltest albo rada zdemaskowali pr�dko, paru nawet powiesili na ostrokole, ale za ma�o, za ma�o. Ja bym ich wszystkich powiesi�. Tego, �e strzyga w tym czasie zagryza�a co rusz kogo� innego, nie zwracaj�c na oszust�w i ich zakl�cia �adnej uwagi, dodawa� chyba nie musz�. Ani tego, �e Foltest nie mieszka� ju� w pa�acu. Nikt ju� tam nie mieszka�. Velerad przerwa�, popi� piwa. Wied�min milcza�. - I tak to si� ci�gnie, Geralt, sze�� lat, bo to si� urodzi�o tak jako� czterna�cie lat temu. Mieli�my w tym czasie troch� innych zmartwie�, bo pobili�my si� z Vizimirem z Novigradu, ale z porz�dnych, zrozumia�ych powod�w, posz�o nam o przesuwanie s�up�w granicznych, a nie tam o jakie� c�rki czy koligacje. Foltest, nawiasem m�wi�c, zaczyna ju� przeb�kiwa� o ma��e�stwie i ogl�da przesy�ane przez s�siednie dwory konterfekty, kt�re dawniej zwyk� by� wrzuca� do wychodka. No, ale co jaki� czas opada go znowu ta mania i rozsy�a konnych, by szukali nowych czarownik�w. No i nagrod� obieca�, trzy tysi�ce, przez co zbieg�o si� troch� postrzele�c�w, b��dnych rycerzy, nawet jeden pastuszek, kretyn znany w ca�ej okolicy, niech spoczywa w pokoju. A strzyga ma si� dobrze. Tyle �e co jaki� czas kogo� zagryzie. Mo�na si� przyzwyczai�. A z tych bohater�w, co j� pr�buj� odczarowywa�, jest chocia� taki po�ytek, �e bestia na�era si� na miejscu i nie szwenda poza dworzyszczem. A Foltest ma nowy pa�ac, ca�kiem �adny. - Przez sze�� lat - Geralt uni�s� g�ow� - przez sze�� lat nikt nie za�atwi� sprawy? - Ano nie - Velerad popatrzy� na wied�mina przenikliwie. - Bo pewnie sprawa jest nie do za�atwienia i przyjdzie si� z tym pogodzi�. M�wi� o Folte�cie, naszym mi�o�ciwym i ukochanym w�adcy, kt�ry ci�gle jeszcze przybija te or�dzia na rozstajnych drogach. Tyle �e ch�tnych zro 15 bi�o si� jakby mniej. Ostatnio, co prawda, by� jeden, ale chcia� te trzy tysi�ce koniecznie z g�ry. No to wsadzili�my go do worka i wrzucili�my do jeziora. - Oszust�w nie brakuje. - Nie, nie brakuje. Jest ich nawet sporo - przytakn�� grododzier�ca, nie spuszczaj�c z wied�mina wzroku. -Dlatego jak p�jdziesz do pa�acu, nie ��daj z�ota z g�ry. Je�eli tam w og�le p�jdziesz. - P�jd�. - Ano, twoja sprawa. Pami�taj jednak o mojej radzie. Je�eli za� ju� o nagrodzie mowa, ostatnio zacz�o si� m�wi� o jej drugiej cz�ci, wspomnia�em ci. Kr�lewna za �on�. Nie wiem, kto to wymy�li�, ale je�eli strzyga wygl�da tak, jak opowiadaj�, to �art jest wyj�tkowo ponury. Wszelako� nie zabrak�o durni�w, kt�rzy pognali do dworzyszcza galopem, jak tylko wie�� gruchn�a, �e jest okazja wej�� do kr�lewskiej rodziny. Konkretnie, dw�ch czeladnik�w szewskich. Dlaczego szewcy s� tacy g�upi, Geralt? - Nie wiem. A wied�mini, grododzier�co? Pr�bowali? - By�o kilku, a jak�e. Najcz�ciej, kiedy us�yszeli, �e strzyg� trzeba odczarowa�, a nie zabi�, wzruszali ramionami i odje�d�ali. Dlatego te� znacznie wzr�s� m�j szacunek dla wied�min�w, Geralt. No a potem przyjecha� jeden, m�odszy by� od ciebie, imienia nie pami�tam, o ile je w og�le poda�. Ten spr�bowa�. - No i? - Z�bata kr�lewna rozw��czy�a jego flaki na sporej odleg�o�ci. Z p� strzelenia z �uku. Geralt pokiwa� g�ow�. - To wszyscy? - By� jeszcze jeden. Velerad milcza� przez chwil�. Wied�min nie ponagla� go. - Tak - rzek� wreszcie grododzier�ca. - By� jeszcze jeden. Z pocz�tku, gdy mu Foltest zagrozi� szubienic�, je�eli zabije lub okaleczy strzyg�, roze�mia� si� tylko i zacz�� si� pakowa�. No, ale potem... Velerad ponownie �ciszy� g�os prawie do szeptu, nachylaj�c si� przez st�. - Potem podj�� si� zadania. Widzisz, Geralt, jest tu w 16 Wyzimie paru rozumnych ludzi, nawet na wysokich stanowiskach, kt�rym ca�a ta sprawa obrzyd�a. Plotka g�osi �e ci ludzie przekonali po cichu wied�mina, aby nie ba wia� si� w �adne ceregiele ani czary, zat�uk� strzyg�, kr�lowi powiedzia�, �e czar nie podzia�a�, �e c�reczka spad�a ze schod�w, no �e zdarzy� si� wypadek przy pracy. Kr�l, wiadomo, rozz�o�ci si�, ale sko�czy si� na tym, �e| nie zap�aci ani orena nagrody. Szelma wied�min na to, �e za darmo sami sobie mo�emy chodzi� na strzygi. No, CM by�o robi�... Z�o�yli�my si�, potargowali... Tylko �e nic i tego nie wysz�o. Geralt podni�s� brwi. - Nic, powiadam - rzek� Velerad. - Wied�min nie chcia� i�� od razu, pierwszej nocy. �azi�, czai� si�, kr�ci} po okolicy. Wreszcie, jak powiadaj�, zobaczy� strzyg�, zapewne w akcji, bo bestia nie wy�azi z krypty tylko po to, �eby rozprostowa� nogi. Zobaczy� j� wi�c i tej samej nocy zwia�. Bez po�egnania. Geralt wykrzywi� lekko wargi w czym�, co prawdopodobnie mia�o by� u�miechem. - Rozumni ludzie - zacz�� - zapewne maj� jeszcze te pieni�dze? Wied�mini nie bior� z g�ry. - Ano - rzek� Velerad - pewnie maj�. - Plotka nie m�wi, ile tego jest? Velerad wyszczerzy� z�by. - Jedni m�wi�: osiemset... Geralt pokr�ci� g�ow�. - Inni - mrukn�� grododzier�ca - m�wi� o tysi�cu. - Niedu�o, je�li wzi�� pod uwag�, �e plotka wszystko wyolbrzymia. W ko�cu kr�l daje trzy tysi�ce. - Nie zapominaj o narzeczonej - zadrwi� Velerad. - O czym my rozmawiamy? Wiadomo, �e nie dostaniesz tamtych trzech tysi�cy. - Sk�d to niby wiadomo? Velerad hukn�� d�oni� o blat sto�u. - Geralt, nie psuj mojego wyobra�enia o wied�minach! To ju� trwa sze�� lat z hakiem! Strzyga wyka�cza do p�l setki ludzi rocznie, teraz mniej, bo wszyscy trzymaj� si� z. daleka od pa�acu. Nie, bracie, ja wierz� w czary, niejedno 17 widzia�em i wierz�, do pewnego stopnia, rzecz jasna, w zdolno�ci mag�w i wied�min�w. Ale z tym odczarowywaniem to bzdura, wymy�lona przez garbatego i usmarkanego dziada, kt�ry zg�upia� od pustelniczego wiktu, bzdura, w kt�r� nie wierzy nikt. Pr�cz Foltesta. Nie, Geralt! Adda urodzi�a strzyg�, bo spa�a z w�asnym bratem, taka jest prawda i �aden czar tu nie pomo�e. Strzyga �re ludzi, jak to strzyga, i trzeba j� zabi�, normalnie i po prostu. S�uchaj, dwa lata temu kmiotkowie z jakiego� zapad�ego zadupia pod Mahakamem, kt�rym smok wy�era� owce, poszli kup�, zat�ukli go k�onicami i nawet nie uznali za celowe si� tym szczeg�lnie chwali�. A my tu, w Wyzimie, czekamy na cud i ryglujemy drzwi przy ka�dej pe�ni ksi�yca albo wi��emy przest�pc�w do palika przed dworzyszczem licz�c, �e bestia na�re si� i wr�ci do trumny. - Niez�y spos�b - u�miechn�� si� wied�min. - Przest�pczo�� zmala�a? - Ani troch�. - Do pa�acu, tego nowego, kt�r�dy? - Naprowadz� ci� osobi�cie. Co b�dzie z propozycj� rzucon� przez rozumnych ludzi? - Grododzier�co - rzek� Geralt. - Po co si� spieszy�? Przecie� naprawd� mo�e zdarzy� si� wypadek przy pracy, niezale�nie od moich intencji. Wtedy rozumni ludzie winni pomy�le�, jak ocali� mnie przed gniewem kr�la i przygotowa� te tysi�c pi��set oren�w, o kt�rych m�wi plotka. - Mia�o by� tysi�c. - Nie, panie Velerad - powiedzia� wied�min stanowczo. - Ten, kt�remu dawali�cie tysi�c, uciek� na sam widok strzygi, nawet si� nie targowa�. To znaczy, ryzyko jest wi�ksze ni� tysi�c. Czy nie jest wi�ksze ni� p�tora tysi�ca, oka�e si�. Oczywi�cie, ja si� przedtem po�egnam. Velerad podrapa� si� w g�ow�. - Geralt? Tysi�c dwie�cie? - Nie, grododzier�co. To nie jest �atwa robota. Kr�l daje trzy, a musz� wam powiedzie�, �e odczarowa� jest czasem �atwiej ni� zabi�. W ko�cu kt�ry� z moich poprzednik�w zabi�by strzyg�, gdyby to by�o takie proste. My�licie, �e dali si� zagry�� tylko dlatego, �e bali si� kr�la? 18 - Dobra, bracie - Velerad sm�tnie pokiwa� g�ow�. Umowa stoi. Tylko przed kr�lem ani mru-mru o mo�liwo�ci wypadku przy pracy. Szczerze ci radz�. III Foltest by� szczup�y, mia� �adn� - za �adn� - twarz, Nie mia� jeszcze czterdziestki, jak oceni� wied�min. Siedzia� na karle rze�bionym z czarnego drewna, nogi wyci�gn�� w stron� paleniska, przy kt�rym grza�y si� dwa, psy. Obok, na skrzyni siedzia� starszy, pot�nie zbudowany m�czyzna z brod�. Za kr�lem sta� drugi, bogato odziany, z dumnym wyrazem twarzy. Wielmo�a. - Wied�min z Rivii - powiedzia� kr�l po chwili jaka zapad�a po wst�pnej przemowie Velerada. - Tak, panie - Geralt schyli� g�ow�. - Od czego ci tak �eb posiwia�? Od czar�w? Widz�, �e. niestary. Dobrze ju�, dobrze. To �art, nic nie m�w. Do�wiadczenie, jak �miem przypuszcza�, masz niejakie? - Tak, panie. - Radbym pos�ucha�. Geralt sk�oni� si� jeszcze ni�ej. - Wiecie wszak, panie, �e nasz kodeks zabrania m�wienia o tym, co robimy. - Wygodny kodeks, mo�ci wied�minie, wielce wygodny. Ale tak, bez szczeg��w, z borowikami mia�e� do czynienia? - Tak. - Z wampirami, z leszymi? - Te�. Foltest zawaha� si�. - Ze strzygami? Geralt uni�s� g�ow�, spojrza� kr�lowi w oczy. - Te�. Foltest odwr�ci� wzrok. - Velerad! - S�ucham, mi�o�ciwy panie. - Wprowadzi�e� go w szczeg�y? - Tak, mi�o�ciwy panie. Twierdzi, �e kr�lewn� mo�na odczarowa�. 19 - To wiem od dawna. W jaki spos�b, mo�ci wied�minie? Ach, prawda, zapomnia�em. Kodeks. Dobrze. Tylko jedna ma�a uwaga. By�o tu ju� u mnie kilku wied�min�w. Velerad, m�wi�e� mu? Dobrze. St�d wiem, �e wasz� specjalno�ci� jest raczej zabijanie, a nie odczynianie urok�w. "o nie wchodzi w rachub�. Je�eli mojej c�rce spadnie w�os z g�owy, ty swoj� po�o�ysz na pie�ku. To tyle. Ostrit, i wy, panie Segelin, zosta�cie, udzielcie mu tyle informacji, ile b�dzie chcia�. Oni zawsze du�o pytaj�, wied�mini. Nakarmcie go i niech mieszka w pa�acu. Niech si� de w��czy po karczmach -Kr�l wsta�, gwizdn�� na psy i ruszy� ku drzwiom, rozrzucaj�c s�om� pokrywaj�c� pod�og� komnaty. Przy drzwiach odwr�ci� si�. - Uda ci si�, wied�minie, nagroda jest twoja. Mo�e jeszcze co� dorzuc�, je�li dobrze si� spiszesz. Oczywi�cie, bajania posp�lstwa co do o�enku z kr�lewn� nie zawiera s�owa prawdy. Nie s�dzisz chyba, �e wydam c�rk� za byle przyb��d�? - Nie, panie. Nie s�dz�. - Dobrze. To dowodzi, �e jeste� rozumny. Foltest wyszed�, zamykaj�c za sob� drzwi. Velerad i wielmo�a, kt�rzy dotychczas stali, natychmiast rozsiedli si� przy stole. Grododzier�ca dopi� w po�owie pe�ny puchar kr�la, zajrza� do dzbana, zakl��. Ostrit, kt�ry zaj�� fotel Foltesta, patrzy� na wied�mina spode �ba, g�adz�c d�o�mi rze�bione por�cze. Segelin, brodacz, skin�� na Geralta. - Siadajcie, mo�ci wied�minie, siadajcie. Zaraz wieczerz� podadz�. O czym chcieliby�cie rozmawia�? Grododzier�ca Velerad powiedzia� wam ju� chyba wszystko. znam go i wiem, �e powiedzia� pr�dzej za du�o ni� za ma�o. - Tylko kilka pyta�. - Zadajcie je. - M�wi� grododzier�ca, �e po pojawieniu si� strzygi kr�l wezwa� wielu Wiedz�cych. - Tak by�o. Ale nie m�wcie: "strzyga", m�wcie: "kr�lewna". �atwiej unikniecie takiej pomy�ki przy kr�lu... i zwi�zanych z tym przykro�ci. 20 - Czy w�r�d Wiedz�cych by� kto� znany? S�awny? - Byli tacy i w�wczas, i p�niej. Nie pami�tam imion. A wy, panie Ostrit? - Nie pami�tam - rzek� wielmo�a. - Ale wiem, �e nie| kt�rzy cieszyli si� s�aw� i uznaniem. M�wi�o si� o tym du�o. - Czy byli zgodni co do tego, �e zakl�cie mo�na zdj�� - Byli dalecy od zgody - u�miechn�� si� Segelin. - M ka�dym przedmiocie. Ale takie stwierdzenie pad�o. Mia� to by� proste, wr�cz nie wymagaj�ce zdolno�ci magicznych, i jak zrozumia�em, wystarczy�o, aby kto� sp�dzi] noc, od zachodu s�o�ca do trzecich kur�w, w podziemiu, przy sarkofagu. - Rzeczywi�cie, proste - parskn�� Velerad. - Chcia�bym us�ysze� opis... kr�lewny. Velerad zerwa� si� z krzes�a. - Kr�lewna wygl�da jak strzyga! - wrzasn��. - Jak najbardziej strzygowata strzyga, o jakiej s�ysza�em! Jej wysoko�� kr�lewska c�rka, przekl�ty nadb�kart, ma cztery �okcie wzrostu, przypomina bary�� piwa, ma mord� o ucha do ucha, pe�n� z�b�w jak sztylety, czerwone �lepia rude kud�y! �apska, opazurzone jak u �bika, wisz� jej d samej ziemi! Dziwi� si�, �e jeszcze nie zacz�li�my rozsy�a� jej miniatur po zaprzyja�nionych dworach! Kr�lewna niech j� zaraza udusi, ma ju� czterna�cie lat, czas pomy�le� o wydaniu jej za jakiego� kr�lewicza! - Pohamuj si�, grododzier�co - zmarszczy� si� Ostrit zerkaj�c w stron� drzwi. Segelin u�miechn�� si� lekko. - Opis, cho� tak obrazowy, by� w miar� dok�adny, a ( to chodzi�o mo�ci wied�minowi, prawda? Velerad zapomnia� doda�, �e kr�lewna porusza si� z niewiarygodn� pr�dko�ci� i jest o wiele silniejsza, ni� mo�na wnosi� z jq wzrostu i budowy. A to, �e ma czterna�cie lat, jest faktem. O ile to wa�ne. - Wa�ne - powiedzia� wied�min. - Czy ataki na lud zdarzaj� si� tylko podczas pe�ni? - Tak - odrzek� Segelin. - Je�eli napada poza starym pa�acem. W pa�acu, niezale�nie od fazy ksi�yca, ludzi gin�li zawsze. Ale wychodzi tylko podczas pe�ni, a i to nie ka�dej. 21Andrzej Sapkowski - Czy by� chocia� jeden wypadek ataku za dnia? - Nie. Za dnia nie. - Zawsze po�era ofiary? Velerad splun�� zamaszy�cie na s�om�. - Niech ci�, Geralt, zaraz wieczerza b�dzie. Tfu! Po�era nadgryza, zostawia, r�nie, zale�nie od humoru zapewne. Jednemu tylko g�ow� odgryz�a, paru wybebeszy�a, i paru ogryz�a na czysto, do go�a, mo�na by rzec. Taka jej ma�! - Uwa�aj, Velerad - sykn�� Ostrit. - O strzydze gadaj, co chcesz, ale Addy nie obra�aj przy mnie, bo przy kr�lu si� nie odwa�asz! - Czy by� kto�, kogo zaatakowa�a, a prze�y�? - spyta� wied�min, pozornie nie zwracaj�c uwagi na wybuch wielmo�y. Segelin i Ostrit spojrzeli po sobie. - Tak - powiedzia� brodacz. - Na samym pocz�tku, sze�� lat temu, rzuci�a si� na dw�ch �o�nierzy stoj�cych warcie u krypty. Jednemu uda�o si� uciec. - I p�niej - wtr�ci� Velerad - m�ynarz, na kt�rego napad�a pod miastem. Pami�tacie? IV M�ynarza przyprowadzono na drugi dzie�, p�nym wieczorem, do komnatki nad kordegard�, w kt�rej zakwaterowano wied�mina. Przyprowadzi� go �o�nierz w p�aszczu z kapturem. Rozmowa nie da�a wi�kszych rezultat�w. M�ynarz by� przera�ony, be�kota�, j�ka� si�. Wi�cej powiedzia�y wied�minowi jego blizny: strzyga mia�a imponuj�cy rozstaw szcz�k i rzeczywi�cie ostre z�by, w tym bardzo d�ugie g�rne k�y - cztery, po dwa z ka�dej strony. Pazury zapewne ostrzejsze od �biczych, cho� mniej zakrzywione. Tylko dlatego zreszt� uda�o si� m�ynarzowi wyrwa�. Zako�czywszy ogl�dziny, Geralt skin�� na m�ynarza i �o�nierza, odprawiaj�c ich. �o�nierz wypchn�� ch�opa za drzwi i zdj�� kaptur. By� to Foltest we w�asnej osobie. 22 - Siadaj, nie wstawaj - rzek� kr�l. - Wizyta nieoficjalna. Zadowolony z wywiadu? S�ysza�em, �e by�e� w dworzyszczu przed po�udniem. - Tak, panie. - Kiedy przyst�pisz do dzie�a? - Do pe�ni cztery dni. Po pe�ni. - Wolisz sam si� jej wcze�niej przyjrze�? - Nie ma takiej potrzeby. Ale najedzona... kr�lewna..., b�dzie mniej ruchliwa. - Strzyga, mistrzu, strzyga. Nie bawmy si� w dyplomacj�. Kr�lewn� to ona dopiero b�dzie. O tym zreszt� przyszed�em z tob� porozmawia�. Odpowiadaj, nieoficjalnie, kr�tko i jasno: b�dzie czy nie b�dzie? Nie zas�aniaj mi si� tylko �adnym kodeksem. Geralt potar� czo�o. - Potwierdzam, kr�lu, �e czar mo�na odczyni�. I je�eli si� nie myl�, to rzeczywi�cie sp�dzaj�c noc w dworzyszczu. Trzecie pianie koguta, o ile zaskoczy strzyg� poza sarkofagiem, zlikwiduje urok. Tak zwykle post�puje si� ze strzygami. - Takie proste? - To nie jest proste. Trzeba t� noc prze�y�, to raz. Mo�liwe s� te� odst�pstwa od normy. Na przyk�ad nie jedni noc, ale trzy. Kolejne. S� te� przypadki... no... beznadziejne - Tak - �achn�� si� Foltest. - Ci�gle to s�ysz� od nie kt�rych. Zabi� potwora, bo to przypadek nieuleczalny. Mistrzu, jestem pewien, �e ju� z tob� rozmawiano. Co? �eby zar�ba� ludojadk� bez ceregieli, na samym wst�pie, i kr�lowi powiedzie�, �e inaczej si� nie da�o. Kr�l nie zap�aci, my zap�acimy. Bardzo wygodny spos�b. I tani. Bo kr�l ka�e �ci�� lub powiesi� wied�mina, a z�oto zostanie w kieszeni. - Kr�l bezwarunkowo ka�e �ci�� wied�mina? - wy krzywi� si� Geralt. Foltest przez d�u�sz� chwil� patrzy� w oczy Riva. - Kr�l nie wie - powiedzia� wreszcie. - Ale liczy� si� tak� ewentualno�ci� wied�min raczej powinien. Teraz Geralt chwil� pomilcza�. - Zamierzam zrobi�, co w mojej mocy - rzek� po chwi 23 li. - Ale gdyby posz�o �le, b�d� broni� swojego �ycia. Wy, panie, te� si�. musicie liczy� z tak� ewentualno�ci�. Foltest wsta�. - Nie rozumiesz mnie. Nie o to chodzi. To jasne, �e zabijesz j�, gdy si� zrobi gor�co, czy mi si� to podoba, czy nie. Bo inaczej ona ciebie zabije, na pewno i nieodwo�alnie. Nie rozg�aszam tego, ale nie ukara�bym nikogo, kto zabi�by j� w obronie w�asnej. Ale nie dopuszcz�, aby zabito j�, nie pr�buj�c uratowa�. By�y ju� pr�by podpalenia starego pa�acu, strzelali do niej z �uk�w, kopali do�y, zastawiali sid�a i wnyki dop�ty, dop�ki kilku nie powiesi�em. Ale nie o to chodzi. Mistrzu, s�uchaj! - S�ucham. - Po tych trzech kurach nie b�dzie strzygi, je�li dobrze zrozumia�em. A co b�dzie? - Je�eli wszystko p�jdzie dobrze, czternastolatka. - Czerwonooka? Z z�bami jak krokodyl? - Normalna czternastolatka. Tyle �e... - No? - Fizycznie. - Masz babo placek. A psychicznie? Codziennie na �niadanie wiadro krwi? Udko dziewcz�cia? - Nie. Psychicznie... Nie spos�b powiedzie�... S�dz�, �e na poziomie, bo ja wiem, trzyletniego, czteroletniego dziecka. B�dzie wymaga�a troskliwej opieki przez d�u�szy czas. - To jasne. Mistrzu? - S�ucham. - Czy to jej mo�e wr�ci�? P�niej? Wied�min milcza�. - Aha - rzek� kr�l. - Mo�e. I co wtedy? - Gdyby po d�ugim, kilkudniowym omdleniu zmar�a, trzeba spali� cia�o. I to pr�dko. Foltest zas�pi� si�. - Nie s�dz� jednak - doda� Geralt - aby do tego dosz�o. Dla pewno�ci udziel� wam, panie, kilku wskaz�wek, jak zmniejszy� niebezpiecze�stwo. - Ju� teraz? Nie za wcze�nie, mistrzu? A je�eli... - Ju� teraz - przerwa� Riv. - R�nie bywa, kr�lu. Mo- 24 �e si� zdarzy�, �e rano znajdziecie w krypcie odczarowani kr�lewn� i mojego trupa. - A� tak? Pomimo mojego zezwolenia na obron� w�asn�? Na kt�rym, zdaje mi si�, nie bardzo ci nawet zale�a�o. - To jest powa�na sprawa, kr�lu. Ryzyko jest wielkie Dlatego s�uchajcie: kr�lewna sta�e musi nosi� na szyi szafir, najlepiej inkluz, na srebrnym �a�cuszku. Stale. dzie� i w nocy. - Co to jest inkluz? - Szafir z p�cherzykiem powietrza wewn�trz kamienia. Opr�cz tego, w komnacie, w kt�rej b�dzie sypia�a, nale�y co jaki� czas pali� w kominku ga��zki ja�owca, �arnowca i leszczyny. Foltest zamy�li� si�. - Dzi�kuj� ci za rady, mistrzu. Zastosuj� si� do nich, je�eli... A teraz ty pos�uchaj mnie uwa�nie. Je�eli stwierdzisz, �e to przypadek beznadziejny, zabijesz j�. Je�eli od-czynisz urok, a dziewczyna nie b�dzie... normalna... je�eli b�dziesz mia� cie� w�tpliwo�ci, czy ci si� uda�o w pe�ni, zabijesz j� r�wnie�. Nie obawiaj si�, nic ci nie grozi z mojej strony. B�d� na ciebie krzycza� przy ludziach, wyp�dz�| z pa�acu i z miasta, nic wi�cej. Nagrody oczywi�cie nie' dam. Mo�e co� wytargujesz, wiesz od kogo. Milczeli chwil�. - Geralt - Foltest po raz pierwszy zwr�ci� si� do wied�mina po imieniu. - S�ucham. - Ile jest prawdy w gadaniu, �e dziecko by�o takie, a nie inne, bo Adda by�a moj� siostr�? - Niewiele. Czar trzeba rzuci�, �adne zakl�cie nie rzuca si� samo. Ale my�l�, �e wasz zwi�zek z siostr� by� przyczyn� rzucenia czaru, a wi�c i takiego skutku. - Tak my�la�em. Tak m�wili niekt�rzy z Wiedz�cych, chocia� nie wszyscy. Geralt? Sk�d si� bior� takie sprawy? Czary, magia? - Nie wiem, kr�lu. Wiedz�cy zajmuj� si� badaniem przyczyn tych zjawisk. Dla nas, wied�min�w, wystarcza wiedza, �e skupiona wola mo�e takie zjawiska powodowa�. I wiedza, jak je zwalcza�. 25 - Zabija�? _ Najcz�ciej. Za to nam zreszt� najcz�ciej p�ac�. Ma�o kto ��da odczyniania urok�w, kr�lu. Z regu�y ludzie chc� si� po prostu uchroni� od zagro�enia. Je�eli za� potw�r ma ludzi na sumieniu, dochodzi jeszcze motyw zemsty. Kr�l wsta�, zrobi� kilka krok�w po komnacie, zatrzyma� si� przed mieczem wied�mina wisz�cym na �cianie. - Tym? - spyta�, nie patrz�c na Geralta. - Nie. Ten jest na ludzi. - S�ysza�em. Wiesz co, Geralt? P�jd� z tob� do krypty. - Wykluczone. Foltest odwr�ci� si�, oczy mu zab�ys�y. - Czy ty wiesz, czarowniku, �e ja jej nie widzia�em? Ani po urodzeniu, ani... potem. Ba�em si�. Mog� jej ju� nigdy nie zobaczy�, prawda? Mam prawo chocia� widzie�, jak j� b�dziesz mordowa�. - Powtarzam, wykluczone. To pewna �mier�. R�wnie� dla mnie. Je�eli os�abi� uwag�, wol�... Nie, kr�lu. Foltest odwr�ci� si�, ruszy� ku drzwiom. Geraltowi przez chwil� zdawa�o si�, �e wyjdzie bez s�owa, bez po�egnalnego gestu, ale kr�l zatrzyma� si�, spojrza� na niego. - Budzisz zaufanie - powiedzia�. - Pomimo �e wiem, jakie z ciebie zi�ko. Opowiadano mi, co zasz�o w karczmie. Jestem pewien, �e zabi�e� tych opryszk�w wy��cznie dla rozg�osu, �eby wstrz�sn�� lud�mi, mn�. Jest dla mnie oczywiste, �e mog�e� ich pokona� bez zabijania. Boj� si�, �e nigdy si� nie dowiem, czy idziesz ratowa� moj� c�rk�, czy te� j� zabi�. Ale godz� si� na to. Musz� si� zgodzi�. Wiesz, dlaczego? Geralt nie odpowiedzia�. - Bo my�l� - rzek� kr�l - my�l�, �e ona cierpi. Prawda? Wied�min utkwi� w kr�lu swoje przenikliwe oczy. Nie przytakn��, nie skin�� g�ow�, nie uczyni� najmniejszego gestu, ale Foltest wiedzia�. Zna� odpowied�. 26 III Geralt po raz ostatni wyjrza� przez okno dworzyszcza. Zmierzch zapada� szybko. Za jeziorem migota�y niejasni �wiate�ka Wyzimy. Dooko�a dworzyszcza by�o pustkowie -pas ziemi niczyjej, kt�rym miasto w ci�gu sze�ciu lat odgrodzi�o si� od niebezpiecznego miejsca, nie zostawiaj�c nic opr�cz kilku ruin, przegni�ych belkowa� i resztek szczerbatego ostroko�u, kt�rych wida� nie op�aca�o si� rozbiera� i przenosi�. Najdalej, bo na zupe�nie przeciwleg�y kraniec osiedla, przeni�s� swoj� rezydencj� sam kr�l -p�katy sto�b jego nowego pa�acu czerni� si� w dali na tle granatowiej�cego nieba. Wied�min wr�ci� do zakurzonego sto�u, przy kt�rym jednej z pustych, spl�drowanych komnat przygotowywa� si� niespiesznie, spokojnie, pieczo�owicie. Czasu, jak wiedzia�, mia� du�o. Strzyga nie opu�ci krypty przed p�noc�. Przed sob� na stole mia� niedu��, okut� skrzyneczki Otworzy� j�. Wewn�trz, ciasno, w wy�o�onych such� traw� przegr�dkach, sta�y flakoniki z ciemnego szk�a. Wied�min wyj�� trzy. Z pod�ogi podj�� pod�u�ny pakunek, grubo owini�ty owczymi sk�rami i okr�cony rzemieniem. Rozwin�� go i wydoby� miecz z ozdobn� r�koje�ci�, w czarnej, l�ni�cej pochwie pokrytej rz�dami runicznych znak�w i symboli. Obna�y� ostrze, kt�re rozb�ys�o czystym, lustrzanym blaskiem. Klinga by�a z czystego srebra. Geralt wyszepta� formu��, wypi� po kolei zawarto�� dwu flakonik�w, po ka�dym �yku k�ad�c lew� d�o� na g�owni miecza. Potem, owijaj�c si� szczelnie w sw�j czarny p�aszcz, usiad�. Na pod�odze. W komnacie nie by�o �adnego krzes�a. Jak zreszt� w ca�ym dworzyszczu. Siedzia� nieruchomo, z zamkni�tymi oczami. Jego oddech, pocz�tkowo r�wny, sta� si� nagle przyspieszony^ chrapliwy, niespokojny. A potem usta� zupe�nie. Mieszanka, za pomoc� kt�rej wied�min. podda� pe�nej kontroli, prac� wszystkich organ�w cia�a, sk�ada�a si� g��wnie z ciemi�ycy, bieluniu, g�ogu i wilczomlecza. Inne jej sk�adniki nie posiada�y nazw w �adnym ludzkim j�zyku. Dla 27 cz�owieka, kt�ry nie by�, tak jak Geralt, przyzwyczajony do niej od dziecka, by�aby to �miertelna trucizna. Wied�min gwa�townie odwr�ci� g�ow�. Jego s�uch, wyostrzony obecnie ponad wszelk� miar�, z �atwo�ci� wy�owi� z ciszy szelest krok�w na zaro�ni�tym pokrzywami dziedzi�cu. To nie mog�a by� strzyga. By�o za jasno. Geralt zarzuci� miecz na plecy, ukry� sw�j tobo�ek w palenisku zrujnowanego kominka i cicho jak nietoperz zbieg� po schodach. Na dziedzi�cu by�o jeszcze na tyle jasno, by nadchodz�cy cz�owiek m�g� zobaczy� twarz wied�mina. Cz�owiek - by� to Ostrit - cofn�� si� gwa�townie, mimowolny grymas przera�enia i wstr�tu wykrzywi� mu usta. Wied�min u�miechn�� si� krzywo - wiedzia�, jak wygl�da. Po wypiciu mieszanki pokrzyku, tojadu i �wietlika twarz nabiera koloru kredy, a �renice zajmuj� ca�e t�cz�wki. Ale mikstura pozwala widzie� w najg��bszych ciemno�ciach, a o to Geraltowi chodzi�o. Ostrit opanowa� si� szybko. - Wygl�dasz, jakby� ju� by� trupem, czarowniku - powiedzia�. - Pewnie ze strachu. Nie b�j si�. Przynosz� ci u�askawienie. Wied�min nie odpowiedzia�. - Nie s�yszysz, co powiedzia�em, rivski znachorze? Jeste� uratowany. I bogaty - Ostrit zwa�y� w r�ku spor� sakw� i rzuci� j� pod nogi Geralta. - Tysi�c oren�w. Bierz to, wsiadaj na konia i wyno� si� st�d!, Riv wci�� milcza�. - Nie wytrzeszczaj na mnie oczu! - Ostrit podni�s� g�os. - I nie marnuj mojego czasu. Nie mam zamiaru sta� tutaj do p�nocy. Czy nie rozumiesz? Nie �ycz� sobie, aby� odczynia� uroki. Nie, nie my�l, �e odgad�e�. Nie trzymam z Veleradem i Segelinem. Nie chc�, by� j� zabija�. Masz si� po prostu wynosi�. Wszystko ma zosta� po staremu. Wied�min nie poruszy� si�. Nie chcia�, aby wielmo�a zorientowa� si�, jak przyspieszone s� w tej chwili jego ruchy i reakcje. Ciemnia�o szybko, by�o to o tyle korzystne, �e nawet p�mrok zmierzchu by� zbyt jaskrawy dla jego rozszerzonych �renic. 28 - A dlaczego to, panie, wszystko ma zosta� po staremu? - spyta�, staraj�c si� wolno wypowiada� poszczeg�le s�owa. - A to - Ostrit dumnie podni�s� g�ow� - powinno ci� diabelnie ma�o obchodzi�. - A je�eli ju� wiem? - Ciekawe. - �atwiej b�dzie usun�� Foltesta z tronu, je�eli strzyga dokuczy ludziom jeszcze bardziej? Je�eli kr�lewskie szale�stwo do cna obrzydnie i wielmo�om, i posp�lstwu, prawda? Jecha�em do was przez Redani�, przez Novigrad. Wiele si� tam m�wi o tym, �e niekt�rzy w Wyzimie wygl�daj� kr�la Vizimira jako wybawiciela i prawdziwego monarch�. Ale mnie, panie Ostrit, nie obchodzi ani polityka, ani sukcesje tron�w, ani przewroty pa�acowe. Ja jestem tu, aby wykona� prac�. Nie s�yszeli�cie nigdy o poczuciu obowi�zku i zwyk�ej uczciwo�ci? O etyce zawodowej? - Uwa�aj, do kogo m�wisz, w��cz�go! - krzykn�� w�ciekle Ostrit, k�ad�c d�o� na r�koje�ci miecza. - Do�� ju� mam tego, nie przywyk�em dyskutowa� z byle kim! Patrzcie go, etyka, kodeksy, moralno��?! Kto to m�wi? Zb�j, kt�ry ledwo przyby�, pomordowa� ludzi? Kt�ry gi�� si� przed Foltestem w uk�onach, a za jego plecami targowa� si� z Veleradem jak najemny zbir? I ty o�mielasz si� zadziera� g�ow�, pacho�ku? Udawa� Wiedz�cego? Maga? Czarodzieja? Ty parszywy wied�minie! Precz st�d, zanim p�azem przez pysk przejad�! Wied�min nawet nie drgn��, sta� spokojnie. - To wy st�d id�cie, panie Ostrit - powiedzia�. - �ciemnia si�. Ostrit cofn�� si� o krok, b�yskawicznie doby� miecza. - Sam tego chcia�e�, czarowniku. Zabij� ci�. Nic ci nie pomog� twoje sztuczki. Mam przy sobie ��wi kamie�. Geralt u�miechn�� si�. Opinia o mocy ��wiego kamienia by�a r�wnie powszechna, jak b��dna. Ale wied�min nie my�la� traci� si� na zakl�cia, ani tym bardziej nara�a� srebrnej klingi na zetkni�cie si� z brzeszczotem Ostrita. Znurkowa� pod m�ynkuj�cym ostrzem i nasad� pi�ci, srebrnymi �wiekami mankietu uderzy� wielmo�� w skro�. 29 VI -Ostrit oprzytomnia� rych�o, wodzi� wko�o oczami w zupe�nej ciemno�ci. Spostrzeg�, �e jest zwi�zany. Geralta, kt�ry sta� tu� obok, nie widzia�. Ale zorientowa� si�, gdzie jest, i zawy�, przeci�gle, przera�liwie. - Milcz - rzek� wied�min. - Bo przyci�gniesz j� przed czasem. - Ty przekl�ty morderco! Gdzie jeste�? Rozwi�� mnie natychmiast, �ajdaku! B�dziesz za to wisia�, suczy synu! - Milcz. Ostrit dysza� ci�ko. - Zostawisz mnie jej na po�arcie! Zwi�zanego? - spyta� ju� ciszej, dorzucaj�c plugawe wyzwisko prawie szeptem. - Nie - rzek� wied�min. - Wypuszcz� ci�. Ale nie teraz. - Ty �otrze - zasycza� Ostrit. - �eby odci�gn�� strzyg�? - Tak. Ostrit zamilk�, przesta� si� miota�, le�a� spokojnie. - Wied�minie? - Tak. - To prawda, �e chcia�em obali� Foltesta. Nie ja jeden. Ale ja jeden pragn��em jego �mierci, chcia�em, by umar� w m�kach, by oszala�, by �ywcem zgni�. Wiesz, dlaczego? Geralt milcza�. - Kocha�em Add�. Kr�lewsk� siostr�. Kr�lewsk� kochank�. Kr�lewsk� dziewk�. Kocha�em j�... Wied�minie, jeste� tu? - Jestem. - Wiem, co my�lisz. Ale tak nie by�o. Uwierz mi, nie rzuca�em �adnych urok�w. Nie znam si� na �adnych czarach. Tylko raz w z�o�ci powiedzia�em... Tylko raz. Wied�minie? S�uchasz? - S�ucham. - To jego matka, stara kr�lowa. To na pewno ona. Nie mog�a patrze�, �e on i Adda... To nie ja. Ja tylko raz, wiesz, pr�bowa�em perswadowa�, a Adda... Wied�minie! Zamroczy�o mnie i powiedzia�em... Wied�minie? To ja? Ja? - To ju� nie ma znaczenia. 30 - Wied�minie? P�noc blisko? - Blisko. - Wypu�� mnie wcze�niej. Daj mi wi�cej czasu. - Nie. Ostrit nie us�ysza� zgrzytu odsuwanej p�yty grobowca ale wied�min tak. Pochyli� si� i rozci�� sztyletem wi�} wielmo�y. Ostrit nie czeka� na �adne s�owa, zerwa� si� niezgrabnie poku�tyka� zdr�twia�y, pobieg�. Jego wzrok na tyle ju� przyzwyczai� si� do ciemno�ci, �e widzia� drog� prowadz�c� z g��wnej sali do wyj�cia. Z hukiem wyskoczy�a z pod�ogi p�yta blokuj�ca wej�cie do krypty. Geralt, przezornie ukryty za balustrad� schod�w, dostrzeg� pokraczn� posta� strzygi, p�dz�c� zwinnie, szybko i nieomylnie w �lad za oddalaj�cym si� tupotem but�w Ostrita. Strzyga nie wyda�a z siebie najmniejszego d�wi�ku. Potworny, rozedrgany, op�ta�czy wrzask rozdar� noc, wstrz�sn�� starymi murami i trwa�, wznosz�c si� i opadaj�c, wibruj�c. Wied�min nie m�g� dok�adnie oceni� odleg�o�ci - jego wyczulony s�uch myli� - ale wiedzia�, �e strzyga dopad�a Ostrita szybko. Za szybko. Wyszed� na �rodek sali, stan�� tu� przy wej�ciu do krypty. Odrzuci� p�aszcz. Poruszy� barkami, poprawiaj�c u�o�enie miecza. Naci�gn�� r�kawice. Mia� jeszcze chwil� czasu. Wiedzia�, �e strzyga, cho� najedzona po ostatniej pe�ni, nie porzuci pr�dko trupa Ostrita. Serce i w�troba by�y dla niej cennym zapasem po�ywienia na d�ugie trwanie w letargu. Wied�min czeka�. Do jutrzenki, jak oblicza�, pozostawa�o jeszcze oko�o trzech godzin. Pianie koguta mog�oby go tylko zmyli�. W okolicy nie by�o zreszt� prawdopodobnie �adnych kogut�w. Us�ysza�. Sz�a powoli, cz�api�c po posadzce. A potem zobaczy� j�. Opis by� dok�adny. Nieproporcjonalnie du�a g�owa osadzona na kr�tkiej szyi okolona by�a spl�tan�, wij�c� si� aureol� czerwonawych w�os�w. Oczy �wieci�y w mroku jak dwa karbunku�y. Strzyga sta�a nieruchomo, wpatrzona w Geralta. Nagle otworzy�a, paszcz� -jak gdyby chwa- 31 l�c si� rz�dami bia�ych, spiczastych z�bisk, po czym k�apn�a �uchw� z trzaskiem przypominaj�cym zamykanie skrzyni. I od razu skoczy�a, z miejsca, bez rozbiegu, godz�c w wied�mina okrwawionymi pazurami. Geralt odskoczy� w bok, zawirowa� w b�yskawicznym piiruecie, strzyga otar�a si� o niego, te� zawirowa�a, tn�c powietrze szponami. Nie straci�a r�wnowagi, zaatakowa�a ponownie, natychmiast, z p�obrotu, k�api�c z�bami tu� przed piersi� Geralta. Riv odskoczy� w drug� stron�, trzykrotnie zmieni� kierunek obrotu w Turkocz�cym piruecie, dezorientowa� strzyg�. Odskakuj�c, mocno, cho� bez zamachu, uderzy� j� w bok g�owy srebrnymi kolcami osadzonymi na wierzchniej stronie r�kawicy, na knykciach. Strzyga zarycza�a potwornie, wype�niaj�c dworzyszcze dudni�cym echem, przypad�a do ziemi, zamar�a i pocz�a wy�, g�ucho, z�owrogo, w�ciekle. Wied�min u�miechn�� si� z�o�liwie. Pierwsza pr�ba, tak jak liczy�, wypad�a pomy�lnie. Srebro by�o zab�jcze dla strzygi, jak dla wi�kszo�ci potwor�w powo�anych do �ycia przez czary. Istnia�a wi�c szansa: bestia by�a jak inne, a to mog�o gwarantowa� pomy�lne odczarowanie, za� srebrny miecz, ostateczno��, m�g� gwarantowa� mu �ycie. Strzyga nie spieszy�a si� z nast�pnym atakiem. Tym fazom zbli�a�a si� wolno, szczerz�c k�y, �lini�c si� obrzydliwie. Geralt cofn�� si�, szed� p�kolem, ostro�nie stawiaj�c kroki, zwalniaj�c i przyspieszaj�c ruchy dekoncentrowa� strzyg�, utrudni� jej spi�cie si� do skoku. Id�c wied�min rozwija� d�ugi, cienki, mocny �a�cuch, obci��ony na ko�cu. �a�cuch by� ze srebra. W momencie gdy strzyga spr�y�a si� i skoczy�a, �a�cuch �wisn�� w powietrzu i zwijaj�c si� jak w��, w okamgnieniu opl�t� ramiona, szyj� i g�ow� potwora. Strzyga wali�a si� w skoku, wydaj�c przeszywaj�cy uszy wizg. Miota�a si� po posadzce, rycz�c okropnie, nie wiadomo by�o, z w�ciek�o�ci czy z pal�cego b�lu, jaki zadawa� jej nienawistny metal. Geralt by� zadowolony - zabicie strzygi, gdyby tego chcia�, nie przedstawia�o w tej chwili wielkiego problemu. Ale wied�min nie dobywa� miecza. Jak do tej pory nic w zachowaniu strzygi nie dawa�o powod�w 32 przypuszcza�, �e m�g�by to by� przypadek nieuleczalna Geralt cofn�� si� na odpowiedni� odleg�o�� i nie spuszcza j�� wzroku z kot�uj�cego si� na posadzce kszta�tu, oddycha� g��boko, koncentrowa� si�. �a�cuch p�k�, srebrne ogniwa, jak deszcz, sypn�y na wszystkie strony, dzwoni�c po kamieniu. Za�lepi w�ciek�o�ci� strzyga run�a do ataku wyj�c. Geralt czeka spokojnie, uniesion� praw� d�oni� kre�li� przed sob� Znak Aard. Strzyga polecia�a w ty� kilka krok�w jak uderzona m�otem, ale utrzyma�a si� na nogach, wyci�gn�a szpony, obna�y�a k�y. Jej w�osy unios�y si� i za�opota�y, jak gdyby sz�a pod gwa�towny wiatr. Z trudem, charcz�c, krok po powoli sz�a. Jednak sz�a. Geralt zaniepokoi� si�. Nie oczekiwa�, �e tak Znak zupe�nie sparali�uje strzyg�, ale i nie spo� si�, �e bestia pokona op�r tak �atwo. Nie m�g� trzyma� Znaku zbyt d�ugo, by�o to zbyt wyczerpuj�ce, a strzyga mia�a ju� do przebycia nie wi�cej ni� dziesi�� krok�w, Raptownie zdj�� Znak i odskoczy� w bok. Tak jak oczekiwa�, zaskoczona strzyga polecia�a naprz�d, straci�a r�wnowag�, przewr�ci�a si�, po�lizn�a po posadzce i stoczy�! w d� po schodach, w ziej�cy w pod�odze otw�r wej�cia do krypty. Z do�u rozleg�o si� jej pot�pie�cze wycie. Aby zyska� na czasie, Geralt skoczy� na schody prowadz�ce na galeryjk�. Nie przeby� nawet po�owy stopni, gdy strzyga wypad�a z krypty, p�dz�c jak ogromny czarny paj�k. Wied�min odczeka�, a� wbiegnie za nim na schody po czym przesadzi� balustrad�, zeskoczy� w d�. Strzygi zakr�ci�a si� na schodach, odbi�a i polecia�a na niego w nieprawdopodobnym, ponad dziesi�ciometrowym skoku Nie da�a si� ju� tak �atwo zwie�� jego piruetom - dwu krotnic jej szpony naznaczy�y sk�rzany kaftan Riva. Alf ponowny, rozpaczliwie mocny cios srebrnych kolc�w r�kawicy odrzuci� strzyg�, zachwia� ni�. Geralt, czuj�c wzbieraj�c� w sobie w�ciek�o��, zako�ysa� si�, wygi�� tu��w do ty�u i pot�nym kopniakiem w bok zwali� besti� z n�g. Ryk, jaki wyda�a, by� g�o�niejszy od wszystkich poprzednich. A� tynk posypa� si� z sufitu. 33 Strzyga zerwa�a si�, dygoc�c z nieopanowanej z�o�ci i ��dzy mordu. Geralt czeka�. Ju� doby� miecza, opisywa� nim w powietrzu ko�a, szed�, okr��a� strzyg�, bacz�c, by uchy miecza by�y niezgodne z rytmem i tempem jego krok�w. Strzyga nie skoczy�a, zbli�a�a si� powoli, wodz�c oczami za jasn� smug� klingi. Geralt raptownie zatrzyma� si�, zamar� z uniesionym mieczem. Strzyga, zdetonowana, stan�a r�wnie�. Wied�min opisa� ostrzem powolne p�kole, zrobi� krok w stron� strzygi. Potem jeszcze jeden. A potem skoczy�, wywijaj�c m�y�ca nad g�ow�. . Strzyga skuli�a si�, zrejterowa�a zygzakiem, Geralt by� znowu blisko, klinga migota�a mu w d�oni. Oczy wied�mina rozpali�y si� z�owrogim blaskiem, zza zaci�ni�tych z�b�w rwa� si� chrapliwy ryk. Strzyga zn�w cofn�a si� pchni�ta do ty�u moc� skoncentrowanej nienawi�ci, z�o�ci przemocy emanuj�cych z atakuj�cego j� cz�ow