321
Szczegóły |
Tytuł |
321 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
321 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 321 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
321 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
tytu�: "Lovelock"
autor: Orson S. Card, Kathryn Kerr
prze�o�y�: Marek Cegie��a
Trylogia o Mayflowerze
Ksi�ga I
Pr�szy�ski i S-ka
Warszawa 1997
Copyright (c) 1994 by Orson Scott Card and Kathryn H. Kidd Projekt ok�adki:
Zombie Sputnik Corporation
Ilustracja na ok�adce: Piotr �ukaszewski
Redaktor prowadz�cy seri�: Dorota Malinowska
Opracowanie merytoryczne: Ewa Ta�andziewicz-Glebko
Opracowanie techniczne: Barbara W�jcik
Korekta: Ma�gorzata Ko�akowska
Sk�ad komputerowy: Waldemar Maci�g
ISBN 83-7180-102-5
Wydanie I Nak�ad 8 000
Wydawca: PR�SZY�SKI i S-KA, 02-651 Warszawa, ul. Gara�owa 7 Druk i oprawa:
Opolskie Zak�ady Graficzne
Opole, ul. Niedzia�kowskiego 8/12
* * *
Przedmowa
O WSPӣPRACY
Fantastyka naukowa szczyci si� tradycj� wsp�pracy mi�dzy znakomitymi autorami, kt�rzy razem tworz� dzie�a inne -a niekiedy nawet lepsze - ni� w�wczas, gdy pisz� osobno. Z takim udanym efektem wsp�pracy zetkn��em si� pierwszy raz czytaj�c wspania�� rzecz Larry'ego Nivena i Jerry'ego Pournelle'a "The Mote in God's Eye". P�niej przeczyta�em ich ksi��ki pisane samodzielnie, a wtedy ze zdumieniem odkry�em, �e styl "The Mote in God's Eye" nie jest po prostu wypadkow� styl�w obu pisarzy. Rezultatem ich wsp�pracy okazuje si� nowy "wirtualny autor", kt�ry nie jest ani Nivenem, ani Pournellem. �aden z nich nie stworzy�by takiej powie�ci sam. Od tego czasu w fantastyce naukowej pojawi�a si� jednak nowa forma wsp�pracy. Zda�em sobie z tego spraw�, gdy pewien ksi�garz podsun�� mi, bym przekazywa� swoje pomys�y, wraz z zarysem akcji, jej miejsca i g��wnych postaci, jakiemu� m�odemu, nieznanemu (a wi�c ch�tnemu) pisarzowi, kt�ry ubra�by to wszystko w s�owa. Ja mia�bym prawo do odrzucania lub zatwierdzania kolejnych rozdzia��w oraz wprowadzania dowolnych zmian. Ksi�garz �w argumentowa�, �e takie rozwi�zanie by�oby dobre nie tylko dla m�odych pisarzy, kt�rzy dzi�ki handlowej warto�ci mojego nazwiska zyskaliby wi�kszy roz-5
O wsp�pracy
LOVELOCK
g�os, ni� mogliby marzy�, ale r�wnie� dla mnie, poniewa� stale istnia�bym na rynku, a poza tym mia�bym dodatkowe honoraria bez wykonywania ci�kiej pracy, zwi�zanej z samym pisaniem. Chyba nie musz� m�wi�, jak bardzo ta propozycja mi pochlebia�a, cho� wcale nie by�em i nie jestem przekonany, �e moje nazwisko ma jak�� szczeg�ln� warto�� handlow�. W ka�dym razie firma American Express jeszcze nie zwr�ci�a si� do mnie z pro�b�, bym wyst�pi� w jej reklamie telewizyjnej. To, �e ksi�garz potraktowa� mnie tak, jakby moje nazwisko na ok�adce gwarantowa�o natychmiastow� sprzeda� ksi��ki, naturalnie po�echta�o moj� pr�no��. W dodatku jestem leniwy. Stale pragn�, �eby kto� inny pisa� za mnie moje ksi��ki. I czy� to nie przypomina�oby tradycji warsztatu renesansowego artysty? Pisarz- praktykant uczy�by si� od swojego (hm, hm) mistrza, a przy okazji troch� by mu ul�y�... S�k w tym, �e jako �wczesny recenzent magazynu "Fantasy & Science Fiction" czytywa�em ksi��ki, kt�re powsta�y w ten spos�b i pisywa�em o nich recenzje, m.in. pierwsz� powie�� z cyklu "Robot City" Isaaca Asimova. Jego m�ody wsp�pracownik, Michael Kube-McDowell, nie by� nowicjuszem - zd��y� ju� opublikowa� swoj� w�asn� trylogi� "Trigon Disunity", chwalon� przez krytyk�w i entuzjastycznie przyj�t� przez czytelnik�w. Ku memu zaskoczeniu, ich wsp�lne dzie�o okaza�o si� gorsze od indywidualnych produkcji obu autor�w, jakby �aden z nich nie czu� si� odpowiedzialny za jako�� ksi��ki. Kube-McDowell mo�e powiedzie�: "To nie m�j pomys�", Asimov za�: "Przecie� nie ja to napisa�em". W ka�dym razie rezultat moim zdaniem okaza� si� do�� s�aby. Jednak�e po kilku latach stwierdzi�em, �e "wsp�praca" Asimova i Kube-McDowella da�a stosunkowo najlepsze wyniki, je�li idzie o ksi��ki pisane na podobnej zasadzie. Ja nie chcia�em tego robi� w ten spos�b. Jednak�e bardzo pragn��em dokona� czego� w rodzaju tego, co opisa� Harlan Ellison w swoim wspania�ym zbiorze "Partners in Wonder". Mianowicie w latach siedemdziesi�tych zapropono-6
wa� wsp�prac� mi�dzy czo�owymi pisarzami SF, polegaj�c� na tym, by ka�dy z nich przygotowywa� szkic ksi��ki, a potem przekazywa� innemu do obr�bki. Poszczeg�lni autorzy musieliby wzajemnie szanowa� swoj� prac�, r�wnocze�nie jednak mieliby swobod� w rozszerzaniu i przekszta�caniu tego, co napisa� kolega. Przypomina�o to moje dawne do�wiadczenia teatralne, kiedy dramaturg, re�yser i aktorzy wsp�lnie pracowali nad tekstem, by nada� spektaklowi ostateczny kszta�t, nieosi�galny w pojedynk�. Nie pos�ucha�em ksi�garza, ale zacz��em si� zastanawia�, czy istnieje pisarz, kt�ry by mi si� bardzo podoba� i m�g�by zrobi� to, czego ja nie potrafi�. W wypadku fantastyki naukowej pod tym wzgl�dem nie napotka�em, oczywi�cie, �adnych trudno�ci - ch�tnie bym wsp�pracowa� z Johnem Kesse�em, Nancy Kress czy Karen Joy Fowler, lecz by�em prawie pewien, �e oni by si� nie zgodzili, a jestem do�� nie�mia�y, wi�c nie zdoby�em si� na odwag�, by ich spyta� (jedna z tych os�b da�a mi p�niej jasno do zrozumienia, �e mia�em racj�). Z autorami nie zajmuj�cymi si� fantastyk� naukow� moje szans� wygl�da�y jeszcze gorzej. Nie s�dzi�em, by Ann� Tyler, Henry Crews, Tom Gavin, Fran�ois Camoin, John Her-sey czy James Clavell chcieli ze mn� wsp�pracowa� przy pisaniu czegokolwiek w tej dziedzinie, a zw�aszcza powie�ci. Kiedy przesta�em fantazjowa�, u�wiadomi�em sobie, �e jednak znam osob�, kt�rej tw�rczo�� bardzo lubi� i kt�ra znakomicie robi to, czego ja nie umiem. Wiedzia�em r�wnie�, �e nie wybuchnie �miechem, gdy zaproponuj� jej wsp�prac�. Z Kathy Helms Kidd przyja�ni�em si� od czasu, gdy pracowa�a jako dziennikarka w "Desert News", a ja zajmowa�em stanowisko zast�pcy naczelnego "The Ensign" w Salt Lak� City. By�em nawet �wiadkiem na jej �lubie z Clarkiem Kiddem i to ja doprowadzi�em do tego, �e napisa�a powie�� o mormonach, kt�ra pomog�a mi uruchomi� ma�� firm� wydawnicz�, Hatrak River Publications. Pierwsza powie�� Kathy, "Paradise Vue", mia�a trzy wydania i nada�a nowy kszta�t mormo�skim publikacjom - zabawne by�o patrze�, jak inne firmy wypuszczaj� ksi��ki wyra�-7
LOVELOCK
O WSPӣPRACY
nie na�laduj�ce oryginalny humor, j�zyk i pomys�y Kathy, ale zawsze bez powodzenia, wydawnictwo Hatrak River Publica-tions za� prosperowa�o. Od tego czasu Kathy napisa�a inne �wietne ksi��ki dla Hatrak River, pracowa�a te� nad powie�ci� z g��wnego nurtu literackiego "Crayola Country". Kathy ma to, w czym jej nie dor�wnuj�: wrodzone poczucie humoru, umiej�tno�� tworzenia ca�ej plejady osobliwych, fascynuj�cych postaci i �atwo��, z jak� opisuje cierpienie. Chcia�em si� przekona�, co zdo�amy zrobi� razem, a wi�c przedstawi�em jej ten pomys� i zacz�li�my budowa� fabu�� od podstawowego za�o�enia - "ma�e miasteczka w przestrzeni kosmicznej". Nieustannie do tego wracali�my, kiedy ukry�em si� z ni� i Clarkiem, pisz�c inn� powie�� (cz�sto zmieniam otoczenie, gdy zaczynam pracowa� nad czym� nowym). �adne z nas nie pami�ta, kto wymy�li� to, czego postanowili�my si� trzyma�, ale wreszcie mieli�my gotowe postacie i sytuacje, kt�re przynajmniej nam wydawa�y si� interesuj�ce. Fabu�a rozros�a si� bardziej ni� w pierwotnym za�o�eniu - owe ma�e miasta wci�� tam s�, lecz akcja, cho� si� w nich toczy, w�a�ciwie nie ma z nimi nic wsp�lnego. Nasz narrator za�, genetycznie udoskonalona ma�pka kapucynka imieniem Lovelock, z obserwatora awansowa� na protagonist� i tak oto zrodzi�a si� powie��, kt�r� teraz trzymacie w r�ku. Powsta�a w procesie rzeczywistej wsp�pracy. Czytaj�c t� ksi��k�, nie spos�b si� zorientowa�, kt�re z nas napisa�o pierwszy szkic poszczeg�lnych rozdzia��w. W istocie sam tego nie pami�tam, aczkolwiek mam wra�enie, �e ka�de przygotowa�o mniej wi�cej po�ow�. Oboje mogli�my swobodnie zmienia� teksty partnera, niemniej wzajemnie szanowali�my sw�j wk�ad. Oboje r�wnie� czuli�my si� g��boko odpowiedzialni za ostateczny wynik. By� tylko jeden szkopu� - oboje doskonale znamy czytelnik�w SF. Je�li zobacz�, �e autorzy tej ksi��ki, to Orson Scott 8
Card, o kt�rym prawdopodobnie s�yszeli oraz Kathryn H. Kidd, o kt�rej najpewniej nie s�yszeli, poniewa� uprawia literatur� innego rodzaju, w�wczas naturalnie dojd� do wniosku, �e ta powie�� jest jeszcze jednym owocem wsp�pracy mistrza z praktykantem, a zatem chyba niezbyt dobra. C�, nie mo�emy by� pewni, czy uznacie j� za dobr�, cho� my j� za tak� uwa�amy, bo inaczej nie postanowiliby�my jej publikowa�. Pragniemy jednak, aby�cie wiedzieli, �e wszelkie ewentualne niedostatki tej ksi��ki wcale nie wynikaj� z tego, �e m�ody pisarz zrealizowa� pomys� starszego. To naprawd� by�a wsp�praca od pocz�tku do ko�ca. R�wnie� Ellison przestrzega�, �e praca we dw�jk�, je�li ma by� dobra, jest trudniejsza ni� pisanie samemu. Przypominam sobie, jak m�wi�, �e za podw�jn� robot� dostaje si� po�ow� pieni�dzy. Na pocz�tku naszej wsp�pracy wspomnia�em o tym Kathy i oboje si� roze�miali�my. S�dzili�my, �e z nami b�dzie inaczej. Jak w wielu innych wypadkach, Ellison mia� racj�, ale przecie� nie wsp�pracuje si� po to, by oszcz�dzi� czas czy unika� roboty. Celem wsp�pracy jest stworzenie czego�, co w pojedynk� jest nieosi�galne. (Pomy�l, Kathy - musimy to zrobi� jeszcze tylko dwa razy). Orson Scott Card Greensboro, 16 wrze�nia 1993 r.
8
Rozdzia� pierwszy
PO�EGNANIE
Gdybym wiedzia�, co si� zdarzy w Mayflowerze, chyba zosta�bym w New Hampshire. Mogliby sobie wo�a�, �eby si�� wyci�ga� mnie z naszego drewnianego domu, ale gdzie� bym si� ukry�, p�ki by nie wsiedli do wahad�owca. Carol Jeanne, oczywi�cie, d�ugo by mnie szuka�a, lecz nigdy by nie znalaz�a. Cho� pewnie ubolewa�aby nad t� strat�, jednak w ko�cu odlecia�aby beze mnie. Czeka� j� nowy �wiat, kt�ry mia�a obserwowa�, zbada�, zrozumie� i przekszta�ci�. To by�o jej marzenie. Czy� mi�o�� mog�a si� z tym r�wna�? I tak ju� j� straci�em, co powinienem przewidzie�. Kt� w sercu gajologa m�g�by konkurowa� z now� planet�? Wtedy jednak zbyt wielka naiwno�� nie pozwala�a mi zrozumie�, o co naprawd� chodzi. Moje przywi�zanie do Carol Jeanne by�o tak ogromne, �e gdybym nawet wiedzia�, do czego dojdzie na "Arce", jakie przera�aj�ce rzeczy tam zrobi� i jak straszne stanie si� moje �ycie, mimo to z najwi�ksz� ochot� polecia�bym z Carol Jeanne. Nie wyobra�a�em sobie, �ebym bez niej m�g� prze�y� cho� jeden dzie�. C� w�wczas znaczy�o dla mnie jakie� drobne morderstwo? By�em zupe�nie otumaniony. Od chwili, gdy otrzyma�a zaproszenie, wszystko wskazywa�o, �e je przyjmie. Ja te� z rado�ci� my�la�em o przeprowadzce Po�egnanie
LOVELOCK
do miasteczka Mayflower na pok�adzie "Arki", mi�dzygwiezdnego statku. Zapowiada�o to wielk� przygod�, a Carol Jeanne wydawa�a si� tak szcz�liwa, �e nie pozostawa�o mi nic innego, jak tylko cieszy� si� razem z ni�. Mia�em jeszcze osobiste powody: sztuczna atmosfera "Arki" oznacza�a dla mnie wi�cej ciep�a i �wiat�a ni� w Nowej Anglii. Jako �wiadek Carol Jeanne tak si� z ni� z�y�em, �e stanowili�my prawie jedn� istot�. Rankiem w dniu odlotu zanim wyci�gn�a z ��ka swojego m�a, obudzi�a najpierw mnie. - Lovelock - szepn�a pochylaj�c si� nade mn�. - Nie �pisz? Pora wstawa�. Natychmiast oprzytomnia�em, jednak nie otworzy�em oczu wiedz�c, �e zaraz po�o�y mi r�k� na czole. Robi�a to tak delikatnie. - Lovelocku, wiem, �e nie �pisz. Widz�, jak dr�ysz. Nic na to nie poradz� - moje cia�o zawsze mnie zdradza. Unios�em r�k� i chwyci�em Carol Jeanne za palec. Codziennie wita�em j� w ten spos�b. Kiedy otworzy�em oczy, u�miecha�a si�. - No, ju� dobrze, ty ma�y oszu�cie. Wkr�tce odje�d�amy. Zr�b sobie jakie� �niadanie, bo ja musz� powyci�ga� wszystkich z ��ek. Jeszcze przez moment le�a�em, gdy posz�a budzi� Reda -niewdzi�czne zadanie, poniewa� Red to okropny �pioch, kt�ry rano by� ospa�y, zgry�liwy i my�la� wy��cznie o sobie. Carol Jeanne zwykle pozwala�a, by budzi� si� sam po naszym wyj�ciu do pracy. Czasami w przyp�ywie dobrego humoru wstawa� wcze�niej i robi� �niadanie dla Lidii i Emmy. Codziennie po powrocie z pracy widzieli�my, jak si� zmienia w idealnego m�a i ojca, cho� podejrzewa�em, �e swoje prawdziwe oblicze pokazywa� rano, kiedy si� nie pilnowa�, a w�wczas by� wstr�tny i z�o�ci� si� o byle co. Je�li nawet pod koniec dnia udawa� mi�ego, mia� u mnie plus za to, �e si� stara�. S�ysza�em, jak Carol Jeanne budzi go w pokoju obok, ale mniej delikatnie ni� przed chwil� mnie. Wiedzia�a, �e si� r�nimy. 12
Red co� burkn�� i ci�kim krokiem ruszy� do �azienki. Wygl�da�o na to, �e powinienem go unika� co najmniej przez godzin�. Poszed�em do kuchni i na �niadanie obra�em sobie trzy banany. Kiedy wr�ci�em do sypialnej cz�ci domu, dziewczynki ju� si� obudzi�y. Emmy, jak wszystkie ma�e dzieci ludzi, by�a jeszcze ca�kowicie niesamodzielna, cho� ju� umia�a chodzi�. Zsiusia�a si�, lecz zamiast wyj�� mokr� pieluszk�, po prostu sta�a p�acz�c i nawet nie pomog�a matce, gdy ta j� przebiera�a. Ludzie rodz� si� tacy g�upi, ale to wina ich kodu genetycznego, wi�c nie pot�pia�em Emmy. Jako ch�odny, bezstronny obserwator nie mog�em nie zauwa�y�, �e w istocie najwi�kszy k�opot polega� na braku kompetencji Carol Jeanne w ubieraniu w�asnego dziecka. Cho� bardzo j� kocha�em musz� przyzna�, �e Red by� znacznie lepsz� matk�. Potrafi� w jednej chwili uspokoi� ma��, a jednocze�nie zmieni� jej ubranko tak szybko, jakby rozdawa� karty. Carol Jeanne za� robi�a to dwukrotnie d�u�ej, ni� nale�a�o, a p�acz Emmy tylko jeszcze bardziej j� irytowa�. Fakt, �e by�em �wiadkiem, nie oznacza� dla mnie zakazu udzielania pomocy. Kiedy matka przebiera�a Emmy, odwraca�em uwag� ma�ej, zagaduj�c j� i stroj�c do niej miny, dzi�ki czemu prawie natychmiast zapomina�a o swoich zmartwieniach. - Lovelocku, jeste� moim bohaterem - m�wi�a Carol Jeanne. Och, gdyby tylko naprawd� w to wierzy�a...
Starszej c�rki, Lidii, nie da�o si� tak �atwo spacyfikowa�. - Lovelock patrzy, jak si� ubieram - skar�y�a si�, gdy na ni� spojrza�em. - Ci�gle si� na mnie gapi. Powiedz mu, �eby przesta�. - S^rna mu powiedz, Lidio. Poza tym on si� na ciebie nie gapi, a tylko chce by� mi�y. Nie rozumiem, dlaczego ludzie s� tak obsesyjnie wstydliwi. Co te� ta Lidia sobie wyobra�a�a w tej swojej ma�ej g��wce, �e niby m�g�bym pragn�� niedojrza�ego cia�a przedstawicielki innego gatunku? Przecie� doskonale wiem, kiedy moja obecno�� jest niepo��dana. Odwr�ciwszy si� plecami do Lidii, zaj��em 13
po�egnanie
LOVELOCK
si� Emmy. Ma�a wyci�gn�a r�czki i niezdarnie mnie obj�a, a ja wstrzyma�em oddech w jej niebezpiecznym, entuzjastycznym u�cisku, kt�ry mia� przynajmniej t� zalet�, �e zawsze budzi� szalon� zazdro�� Lidii. - Ja te� chc� go przytuli� - j�kn�a.
- Lovelocku, daj�e spok�j. Nie prowokuj ich do k��tni - powiedzia�a Carol Jeanne. - Nie dzisiaj. Uwolni�em si� z obj�� Emmy i wdrapa�em si� na Carol Jeanne, by dotrze� do Lidii, a ta z triumfuj�c� min� wyci�gn�a do mnie r�ce. Biedactwo, pewnie my�la�a, �e to ona mn� manipuluje. Kiedy mnie przytuli�a, pozwoli�em sobie na g�o�ne westchnienie. Carol Jeanne zwykle nie zwraca�a uwagi, jak bardzo pragn� si� jej przypodoba�, a ja mimo wszystko ci�gle nie ustawa�em w zabiegach, by to spostrzeg�a. Ju� zd��y�em si� nas�ucha� burkni�� Reda, p�aczu Emmy i j�czenia Lidii, a przecie� rodzice Reda jeszcze spali. Nie po raz pierwszy przysz�o mi do g�owy, �e Carol Jeanne powinna si� przeprowadzi� na "Ark�" tylko ze mn�, bez swojej rodziny. Z pewno�ci� bym to jako� za�atwi�, gdybym tylko m�g�. Kiedy ona nieporadnie zajmowa�a si� dziewczynkami - karmi�a je przy stole zimn� papk� z p�atk�w zbo�owych, kt�r� rozchlapywa�y wok� siebie - ja usadowi�em si� w k�cie, by wykona� swoje zadanie: zapisa�, jak Carol Jeanne sp�dzi�a ostatni poranek na Ziemi. Uzna�em za w�a�ciwe odnotowa�, �e sama ubra�a si� i zjad�a �niadanie dopiero w�wczas, gdy ubra�a i nakarmi�a dzieci. By�a czo�owym naukowcem swoich czas�w, a mimo to stawia�a dzieci na pierwszym miejscu. Oto, jak najwi�kszy gajolog pokornie spe�nia� swoj� rol�, przypisan� przez gatunek. Kiedy� sama to powiedzia�a: "Gajologowie zawsze musz� uznawa� fakt, �e nale�� do �ywych organizm�w, a nie s� jedynie postronnymi obserwatorami, i �e nigdy, ani przez chwil�, niczego nie powinni traktowa� oboj�tnie". Chc�c jej pom�c, by zdo�a�a postawi� na swoim, ani razu nie napisa�em, �e to Red zajmuje si� rodzin� i domem, cho� w�a�nie on zwykle wykonywa�
te wszystkie prace. W�a�ciwie po c� mia�abym to robi�? Przecie� on ma swojego w�asnego �wiadka, no nie? Chocia� dziewczynki ledwie rozumia�y, co oznacza "Arka", to jednak czuj�c, �e dzieje si� co� emocjonuj�cego, sta�y si� kapry�ne i nerwowe - co u ludzkich dzieci nie za bardzo mi si� podoba - lecz doro�li, na sw�j spos�b, okazywali wcale nie mniejsz� nerwowo��. Tylko �e oni boleli w milczeniu, jakby pod�wiadomie �a�uj�c domu w New Hampshire i ca�ego mienia, jakie zostawiali. Na szcz�cie mnie brak gen�w, kt�re kaza�aby mi si� przywi�zywa� do martwych przedmiot�w. Owszem, mam poczucie w�asnego terytorium, tak jak ludzie, ale przenosz� si� bez �adnych sentyment�w. Umiem znale�� narz�dzia i potrafi� ich u�ywa� - wsz�dzie mog� zrobi� sobie gniazdo, lecz nigdy nie uwa�am, �e jest cz�ci� mnie samego. Zatem ciesz� si� wi�ksz� wolno�ci� ni� oni. Oczywi�cie nie musia�em tam sta� i rozgl�da� si� jak Red, kt�ry wyra�nie chcia� wszystko zachowa� w swojej �a�o�nie ograniczonej pami�ci. Od czego jest jego �wiadek? Kiedy ojciec Reda, stary Stef, wyszed� z sypialni dopinaj�c rozporek (czy�by starcy w ten spos�b przypominali nam o swojej m�sko�ci?), ju� papla� o wspomnieniach z tego domu. Na szcz�cie nie oczekiwa� ode mnie odpowiedzi, wi�c mog�em tego nie s�ucha�. Najgorsza okaza�a si� Mamu�ka, ludzka samica, kt�ra urodzi�a Reda. Zachowanie Stefa �wiadczy�o, �e przynajmniej opanowa� podstawy mowy, Mamu�ka za� kr��y�a i wszystkiego pieszczotliwie dotyka�a, jakby s�dzi�a, �e g�aszcz�c cynowy serwis do herbaty, stoj�cy na bufecie w jadalni, zdo�a go nak�oni�, by sam si� z nami zabra�. Iskanie i pieszczoty to ulubione zaj�cia naczelnych, ale nigdy nie przysz�oby mi do g�owy, �eby pie�ci� metalowy dzbanek. U Mamu�ki najbardziej irytowa�o mnie to, �e dotyka�a nie swoich przedmiot�w, jakby stanowi�y jej w�asno��, cho� na dobr� spraw� u niej wszystko mnie dra�ni�o. Jej poczucie teryto-15
po�egnanie
LOVELOCK
rium rozci�ga�o si� na rzeczy nale��ce do Carol Jeanne, Reda lub ich obojga. W ten spos�b zdradza�a sw�j stosunek do tego domu: we w�asnym mniemaniu wcale nie by�a tu go�ciem, lecz cich� w�a�cicielk� wszystkiego. ��cznie z lud�mi. Uwa�a�a, �e te� nale�� do niej. Kiedy� pr�bowa�em wyt�umaczy� to Carol Jeanne, jednak nie chcia�a mnie s�ucha�. S�dz�, �e w duchu przyznawa�a mi racj�, pragn�a jednak by� lojalna wobec Reda i wola�a nie s�ucha�, gdy kto� �le si� wyra�a� o jego ukochanej matce. �wiadczy to, �e z mi�o�ci cz�owiek zdolny jest kocha� nawet pijawki i paso�yty przyczepiaj�ce si� do osoby, kt�r� darzy uczuciem. My, ni�sze naczelne, podchodzimy do tego rozs�dniej: iskamy si� i zjadamy paso�yty. Obiekty naszej mi�o�ci uwalniamy od takich ma�ych, dokuczliwych krwiopijc�w, a przy okazji urozmaicamy nasz� diet� odrobin� zwierz�cego bia�ka. - Szkoda, �e nie mog� tego zabra� - westchn�a Mamu�ka, pieszcz�c kanap� w salonie. Zaledwie p� roku temu narzeka�a, �e jest niewygodna, bo pragn�a, by Red kupi� now� tylko po to, by zrobi� jej przyjemno��. W ten spos�b chcia�a sprawdzi� uczucie swojego ukochanego synka, a teraz uzna�a star� kanap� za bezcenn�. - Pi��set kilogram�w to stanowczo zbyt ma�o - stwierdzi�a. - Limit baga�u powinien zale�e� od wieku danej osoby. M�odzi ludzie po prostu nie zd��yli zapu�ci� tak wielu korzeni. Mia�a chyba na my�li macki.
Czeka�em, a� kto� zwr�ci Mamu�ce uwag�, poniewa� ju� uzbiera�a znacznie wi�cej ni� przys�uguj�ce jej p� tony. Przyw�aszczy�a sobie wi�kszo�� limitu Stefa, Lidii i Emmy, a tak�e nieco moich marnych dwudziestu pi�ciu kilogram�w. Zaw�adn�a r�wnie� ca�o�ci� wagi przyznanej �wiadkowi Reda, �wini Pink. Przypuszczam, �e chyba nikt nie opuszcza� Ziemi z tyloma rzeczami, ile chcia�a wzi�� Mamu�ka. W�a�ciwie wi�kszo�� mieszka�c�w tego globu nie mia�a a� takiej masy ruchomo�ci, jak� ona pragn�a zabra�. 16
Nikt jednak nic nie powiedzia� ani nie przywo�a� Mamu�ki do porz�dku. Wygl�da�o na to, �e Red uwa�a j� za idea�, Stef od dziesi�tk�w lat siedzia� pod jej pantoflem (prawdopodobnie podporz�dkowa�a go sobie w pierwszym miesi�cu ich ma��e�stwa), a Carol Jeanne unika�a konflikt�w. Zatem wszyscy odnosili si� do Mamu�ki z szacunkiem, kiedy kr��y�a po pokojach, wsz�dzie zostawiaj�c t�uste odciski palc�w i mdl�c� wo� perfum. Gdybym j� por�wna� do psa oznaczaj�cego swoje terytorium, Carol Jeanne pewnie by tego nie doceni�a, wi�c zachowa�em t� uwag� dla siebie. Poza tym owo por�wnanie w�a�ciwie mi si� nie uda�o, bo przecie� u ps�w to nie suki oznaczaj� teren. Op�akuj�c rzeczy, kt�re i tak do niej nie nale�a�y, Mamu�ka nie pomin�a niczego, co si� nie da�o zast�pi�, a Carol Jeanne zostawia�a swoj� siostr� Iren�, ta za� naprawd� by�a niezast�piona. �wietnie rozumia�em jej nieutulony �al - w owym czasie sam wola�bym umrze� ni� rozsta� si� z Carol Jeanne. Oczywi�cie nikt poza mn� nawet si� nie domy�la�, jak bardzo ona to prze�ywa. Co taki Red m�g� o tym wiedzie�? Nigdy nie mia� rodze�stwa. Je�li idzie o Stefa... No c�, w skryto�ci ducha podejrzewa�em, �e uwa�a krewnych za ludzi, z kt�rymi trzeba jako� wytrzyma�, kiedy s� obecni, ale si� za nimi nie t�skni, gdy ich nie ma. Mamu�ka zabiera�a ze sob� wszystkie osoby, kt�re uwa�a�a za swoje albo przynajmniej tak jej si� zdawa�o. Jedynie Carol Jeanne mia�a rzeczywiste powody do g��bokiego smutku czy �alu i tylko ona potrafi�a si� opanowa�, by zbytnio tego nie okazywa�. Wreszcie �niadanie si� sko�czy�o. W niewielkie podr�czne torby pakowano zapasowe ubranka i zabawki dla dziewczynek oraz bananowe chrupki, kt�re Carol Jeanne zawsze bra�a dla mnie, gdy nie by�o �wie�ych owoc�w albo pokarmu dla ma�p. G��wny baga� wys�ano wcze�niej do wa�enia i kontroli, kiedy wi�c nadesz�a pora odjazdu, wszystko odby�o si� zdumiewaj�co szybko. Jeszcze ostatnie spojrzenie na dom i wsiedli�my do pude�kowatego, lecz wygodnego poduszkowca. Kierowca zwi�k-17
LOVELOCK
Po�egnanie
szy� obroty, unie�li�my si� w powietrze i ruszyli�my. My�la�em o d�ugich zimowych miesi�cach w Nowej Anglii, ciesz�c si�, �e mnie omin�. Oczywi�cie, Carol Jeanne i Red z zamglonym wzrokiem trzymali si� za r�ce. Widz�c to, Mamu�ka zacz�a pochlipywa� i szybko odwr�ci�a uwag� Reda od �ony. Z ochot� wsadzi�bym jej palec w oko, a wtedy mia�aby prawdziwy pow�d do �ez. Zerkn��em na Stefa i zobaczy�em, �e lekko si� u�miecha. Ciekawe, czy chcia� zrobi� to samo, co ja. Pewnie wymy�li� co� du�o lepszego, bo przecie� �y� z ni� o wiele d�u�ej. Podr� do Bostonu nie odznacza�a si� niczym szczeg�lnym - mkn�li�my tymi samymi drogami, z kt�rych korzystali�my z Carol Jeanne, je�d��c na uniwersytet. Nie widzia�em na nich �niegu - ledwo spad�, rozdmuchiwa�y go cz�sto przemykaj�ce poduszkowce. Po obu stronach tworzy� jednak wysokie zaspy, tak �e ledwie wystawa�y czubki drzew. Zdawa�o si�, �e jedziemy tunelem. W �rodku pojazdu by�o bardziej interesuj�co. Lidia nieustannie pyta�a, czy ju� doje�d�amy na miejsce, a Emmy, kt�ra zawsze potrafi�a znale�� jaki� fizyczny spos�b wyra�ania swoich uczu�, dosta�a choroby lokomocyjnej i wymiotowa�a na pod�og�, rozsiewaj�c osobliw� wo� i brudz�c Mamu�ce obuwie. Zastanawiam si�, czy przypadkiem nie robi�a tego umy�lnie. Je�li tak, mo�e wyrosn�� na warto�ciow� os�bk�. Mamu�ka d�sa�a si� przez reszt� drogi. Kiedy przyjechali�my na lotnisko, za sw�j obowi�zek uzna�em odnalezienie Ireny. Stan��em wi�c na ramieniu Carol Jeanne i rozgl�da�em si� za szaroniebieskim habitem jej siostry, kt�r� zawsze �atwo by�o dostrzec. Zauwa�ywszy, �e siedzi przy oknie, w smudze ciep�ego �wiat�a s�onecznego, kilkakrotnie cichutko pisn��em i wskaza�em r�k�. - Jest tam. Lovelock j� znalaz� - powiedzia�a Carol Jeanne takim tonem, jakby ktokolwiek z nich rozumia�, ile j� kosztuje to, �e widzi Iren� ostatni raz.
Carol Jeanne te� nietrudno by�o dostrzec, bo siedzia�em na jej ramieniu. Nawet nie zd��yli�my zrobi� dw�ch krok�w w stron� Ireny, gdy wsta�a i w pozdrowieniu unios�a d�o�. W�wczas Carol Jeanne nie wytrzyma�a i pu�ci�a si� ku niej biegiem. Dostatecznie orientowa�em si� w sytuacji, by wiedzie�, �e nale�y si� przenie�� z ramienia na plecy. B�d� si� czu�y ze sob� swobodniej, je�li znikn� im z oczu. Czepiaj�c si� grzbietu Carol Jeanne, wszystko jednak widzia�em i s�ysza�em, bo przecie� do mnie nale�a�o rejestrowanie takich chwil. Mocny, ostentacyjny u�cisk, a potem obie nagle si� zmiesza�y. Nie wiedzia�y, co powiedzie� na po�egnanie. �adna z nich nie chcia�a rozp�aka� si� pierwsza. - Jed� ze mn� - odezwa�a si� Carol Jeanne. - Znajdziemy dla ciebie jakie� miejsce. Zdawa�em sobie spraw�, �e wcale nie oczekiwa�a od siostry zmiany decyzji. W taki zawoalowany spos�b prosi�a Iren� o przebaczenie za to, �e j� zostawia. Irena tylko pokr�ci�a g�ow�.
- Wiem, �e �lubowa�a� s�u�y� Bogu do ko�ca �ycia, ale nie s�dzisz, �e mog�aby� to robi� r�wnie� tam? Czy� w kosmosie ludzie nie b�d� ci� potrzebowa�? - spyta�a Carol Jeanne, a potem lekko �ami�cym si� g�osem powiedzia�a s�owa, kt�rych wym�wienie przysz�o jej z najwi�kszym trudem: - Nie uwa�asz, �e mo�esz by� potrzebna mnie? Irena u�miechn�a si� blado.
- Lata podarowane mi przez Boga'prze�yj � tam, gdzie On mnie umie�ci�. Domy�li�em si�, �e Carol Jeanne odebra�a to jako krytyk� ca�ej wyprawy kolonizacyjnej. Wystarczaj�co dobrze zna�em Iren�, by wiedzie�, �e nie o to jej chodzi�o, lecz Carol Jeanne tak to zrozumia�a, bo czu�a si� winna, zostawiaj�c siostr�. - Skoro B�g stworzy� wszech�wiat, w kt�rym funkcjonuje wzgl�dno��, trudno nas pot�pia� za to, �e wyprawiamy si� tam, gdzie B�g pozwala nam dotrze�.
19
po�egnanie
LOVELOCK
Irena znowu pokr�ci�a g�ow�.
- Wiem, �e robisz to, do czego zosta�a� stworzona, Jeannie. Fakt, �e ja nie mog� wyjecha�, wcale nie oznacza, �e kiedy si� zestarzej�, nie b�d� si� cieszy� na my�l o tym, �e jeste� gdzie� w kosmosie, szcz�liwa i wci�� m�oda, �e z nadziej� oczekujesz dokonania dzie�a swego �ycia. Mo�e to B�g chcia�, by� rozci�gn�a czas, podr�owa�a do gwiazd i �y�a ca�e wieki po mojej �mierci. By� mo�e ja po prostu nie pragn� odk�ada� mojego wej�cia na Jakubow� drabin�. Pr�bowa�a si� za�mia�, ale jej �miech przypomina� �kanie. Kiedy siostra wspomnia�a o �mierci, Carol Jeanne przesta�a nad sob� panowa� i ju� nie zdo�a�a powstrzyma� �ez. Irena po�o�y�a d�o� na jej ramieniu. Lu�ny r�kaw habitu wygl�da� jak skrzyd�o anio�a. Rozmawia�y ze sob� ostatni raz i ju� nigdy wi�cej si� nie zobacz�. - Przecie� nawet sam Jezus postanowi� nie oszukiwa� �mierci - doda�a Irena. Nie powiedzia�a tych s��w w z�ej wierze - czy� nie zwi�za�a swojego �ycia z Jezusem? - jednak Carol Jeanne ponownie odebra�a je jako krytyk�. - My nie oszukujemy �mierci, Ireno - odpar�a z wahaniem i bez przekonania. - Moje �ycie tylko na poz�r b�dzie d�u�sze od twojego, bo ze mn� nie polecisz, cho� mo�esz. Irena odwr�ci�a twarz. Kiedy znowu popatrzy�a na siostr�, tak�e mia�a �zy w oczach. - My�lisz, �e nie chc� by� z wami? - spyta�a. - Jeste�cie mi najbli�si i wiesz, �e bardzo was kocham... Ciebie, Lidi� i Emmy, a nawet Lovelocka, kt�ry te� w pewnym sensie nale�y do rodziny. Bardzo mi�o z jej strony.
- Jednak�e tu mam prac�. Mo�e to zabrzmi g�upio, ale uwa�am, �e B�g jest w�a�nie tutaj, cho� wiem, �e b�dzie r�wnie� z wami. Nie wiedzia�abym, jak go tam szuka�. Nie mog� opu�ci� Boga, nawet dla was.
- Nie powinnam ci� namawia� - cicho rzek�a Carol Jeanne.
- Ale� ja si� ciesz�, �e to zrobi�a�. �wiadomo��, �e pragn�a� zabra� mnie ze sob�, przyniesie mi ulg�, kiedy odlecicie i b�d� za wami t�skni�. U�cisn�y si� tak nagle, �e nie zd��y�em odsun�� ogona. Irena w pewnym sensie obj�a r�wnie� mnie. Spojrza�em na ni�, by sprawdzi�, czy to zauwa�y�a - jej twarz znajdowa�a si� tylko kilka centymetr�w od mojej. Okaza�o si�, �e tak. Otworzy�a oczy i mimo �ez mrugn�a do mnie, lekko si� u�miechaj�c. Przy�o�y�em d�onie do jej policzk�w i rozchylonymi wargami poca�owa�em j� w usta. Cmokn�a mnie, jakby ca�owa�a ma�e dziecko, a potem cofn�a r�k�, tak �e mog�em uwolni� ogon. Pewnie Carol Jeanne uzna�a, �e to sygna� do ko�czenia u�cisk�w, bo zacz�a si� odsuwa�. Nie mog�em na to pozwoli�. Wskoczy�em siostrom na ramiona i mocno je przytrzyma�em. Obie �mia�y si� do mnie, kiedy ponownie si� obj�y, ale wkr�tce ich �miech przeszed� w ciche �kanie. Nie puszcza�em si�str, p�ki nie zobaczy�em Mamu�ki, kt�ra p�dzi�a do nas, niew�tpliwie po to, aby "podnie�� je na duchu". Wiedzia�em, �e Carol Jeanne nie chcia�a, by kto� j� przy�apa� na okazywaniu uczu�, wi�c cichutko do niej zaskrzecza�em. Zrozumia�a ostrze�enie - chyba nawet nie zdaj�c sobie sprawy, �e to ja j� uprzedzi�em - odsun�a si� od siostry i wytar�a �zy r�kawem. Irena, oczywi�cie, u�y�a do tego chusteczki, bo by�a przygotowana - Carol Jeanne zawsze wszystko zaskakiwa�o. Odwr�ci�em si� na jej ramieniu i pos�a�em Mamu�ce w�ciek�e spojrzenie. Popatrzy�a na moje wyszczerzone z�by i prawdopodobnie zrozumia�a, �e nie jest tu mile widziana, bo zwolni�a kroku. Nie zwa�aj�c na obecno�� Mamu�ki, Carol Jeanne zn�w odezwa�a si� do Ireny: - Chyba nie mog� oczekiwa�, �e do mnie napiszesz.
21
po�egnanie
LOVELOCK
B�d� pisa�a, dop�ki nie zejdziecie z orbity oko�os�onecznej. I b�d� si� za was wszystkich modli�a, przez ca�e moje �ycie, kt�re potrwa, oczywi�cie. Tylko �e po kilku tygodniach waszej wyprawy umr� ze staro�ci, a wtedy zostaniesz sama. - Wr�cz przeciwnie. Zaczniesz mnie strzec, a ja b�d� wiedzia�a, �e si� mn� opiekujesz, �e mnie chronisz. - Tym zajmuj� si� �wi�ci - odpar�a Irena. - Czy� jednak nie by�oby cudownie, gdybym i ja mog�a to robi�? Czuwa�abym nad tob�, Lidi� i Emmy, a nawet nad Lovelockiem, do czasu, a� znowu spotkamy si� w niebie. Na to zaskrzecza�em w �w szczeg�lny spos�b, kt�re one bra�y za �miech. - Niew�tpliwie B�g i o tobie pami�ta - powiedzia�a do mnie Irena. Mia�em w�asne wyobra�enia o tym, co o mnie my�li B�g, je�li istnieje. Gdyby chcia�, �eby na �wiecie �y�y takie istoty, jak ja, sam by to za�atwi�. Kiedy Adam nadawa� zwierz�tom nazwy, nie by�o w�r�d nich ani jednego stworzenia, kt�re by�oby podobne do mnie. Je�li w mitycznym raju ktokolwiek mnie przypomina�, to tylko pewien gadatliwy w��. - Zapal za mnie �wieczk� - poprosi�a Carol Jeanne.
- Zapal� tyle �wieczek, �e zim� ogrzej� ko�ci�. Mamu�ka, oczywi�cie, bardzo by cierpia�a, gdyby si� nie wtr�ci�a. - Oj, nie musicie si� tak smuci�. Do pocz�tku wyprawy zosta�o jeszcze tyle miesi�cy, �e zd��ycie si� ze sob� nagada� przez telefon. Udawa�y, �e jej nie s�ysz�.
- �egnaj - powiedzia�a Irena. - Niech B�g ma ci� w swojej opiece. - Kocham ci� - szepn�a Carol Jeanne bardzo cicho, ledwie poruszaj�c ustami. Wiedzia�em, �e Irena to wyczu�a, je�li nawet nie s�ysza�a s��w siostry.
W tym czasie Stef z Redem przyprowadzili dziewczynki, wi�c Mamu�ka skorzysta�a z tej okazji. - Twoje �liczne male�stwa chc� si� po�egna� z cioci� Iren� - oznajmi�a. - Lepiej, �eby nie zobaczy�y tych twoich g�upich �ez. Dopiero wtedy Carol Jeanne i Irena zwr�ci�y uwag� na reszt� rodziny. Irena uca�owa�a Lidi� i Emmy, popchni�te w jej stron� przez babci�. Cho� to Mamu�ka zaaran�owa�a t� scen�, wida� by�o, �e Irena kocha dziewczynki, a one uwielbiaj� ow� dziwn� istot�, kt�ra pr�cz nich nie ma dzieci do kochania. Irena u�cisn�a Reda troch� niezgrabnie, ale chyba tylko dlatego, �e on uwa�a� obejmowanie zakonnicy za niezr�czno��. Szczerze go lubi�a i on j� tak�e. P�niej poda�a r�k� Mamu�ce i Stefowi. - Jeste� taka kochana - o�wiadczy�a Mamu�ka. - B�dzie nam bardzo brakowa�o twoich odwiedzin. Stef nic nie m�wi�, ale podaj�c d�o� Irenie, z szacunkiem sk�oni� g�ow�, jakby chcia� przekaza�, �e rozumie jej smutek oraz docenia jej powo�anie, cho� nale�a� do innego wyznania. Irena zn�w spojrza�a na siostr�, ale skoro ju� wszystko sobie powiedzia�y, te� nic nie m�wi�y, a tylko przed rozstaniem jeszcze raz si� u�cisn�y. Irena unios�a d�o� w po�egnalnym ge�cie, kiedy szli�my w stron� pojazdu, kt�ry mia� nas zawie�� do wahad�owca stoj�cego na niezwykle d�ugim pasie startowym. Carol Jeanne zachowa�a stoicki spok�j i nie chcia�a si� obejrze�, ale od tego by�em ja. Siedzia�em jej na ramieniu, trzymaj�c j� za w�osy, i patrzy�em na Iren� do chwili, gdy znikn�-�a mi z oczu. Wiedzia�em, �e za kilka tygodni lub miesi�cy Carol Jeanne poprosi, bym jej to pokaza�, do czego b�d� dobrze przygotowany, bo gdy tylko znajdziemy si� na pok�adzie "Arki", od razu umieszcz� t� scen� w pami�ci g��wnego komputera statku. Ogl�daj�c j� na swoim terminalu, Carol Jeanne zrobi zbli�enie twarzy siostry i wtedy zobaczy to, co ja widzia�em: kiedy Irena z u�miechem macha�a do nas jedn� r�k�, drug� zas�ania�a oczy, �eby ukry� �zy. 22
Na orbicie
Rozdzia� drugi
NA ORBICIE
Wahad�owiec wygl�da� identycznie jak stratosferyczne samoloty, kt�re w ci�gu godziny pokonywa�y odleg�o�� mi�dzy kontynentami. Panowa�a tam taka sama, wr�cz sterylna czysto��, a ostentacyjnie eleganckie stroje sprawia�y wra�enie, �e pasa�erowie wybieraj� si� na spotkanie z Bogiem, a nie na kolejn� konferencj�, jednak tym razem po wyj�ciu z g�stej warstwy atmosfery nie mieli�my p�niej zni�y� si� nad New Delhi, Zanzibarem czy Porto Alegre, lecz polecie� wy�ej, do stacji orbitalnej "Grissom". Ludzie latali wahad�owcem tylko z trzech powod�w. Po�ow� pasa�er�w stanowili bardzo bogaci tury�ci, kt�rzy woleli wyda� fur� pieni�dzy, by przez male�kie okienko spojrze� na Ziemi� z kosmosu, ni� za darmo, we w�asnym domu ogl�da� ten sam widok, i to znacznie wyra�nie j szy, na dwumetrowym ekranie o wysokiej rozdzielczo�ci. Po kilku minutach na "Grisso-mie" zaczynali si� nudzi� i przez ca�y tydzie�, do przylotu nast�pnego wahad�owca pili, le�eli albo pl�tali si� pod nogami. Reszta pasa�er�w to w wi�kszo�ci powa�ni ludzie, wybieraj�cy si� na ksi�yc, Marsa lub asteroidy - naukowcy, in�ynierowie czy niezbyt m�drzy wysoko kwalifikowani robotnicy fizyczni, kt�rzy po pi�ciu latach pracy wracaj� z takimi pieni�dz-
mi �e mog� za got�wk� kupi� apartament w Tokio albo wysp� na' Pacyfiku i do ko�ca swoich dni nie musz� pracowa�, cho� zwykle nie trwa to zbyt d�ugo wskutek uszkodze� organizmu spowodowanych przez nisk� grawitacj�. No i wreszcie s� tacy pasa�erowie jak my, najbardziej zwariowani ze wszystkich, zbieraj�cy si� na "Grissomie" po to, by wyruszy� w d�ug� podr� na "Ark�". "Arka" znajdowa�a si� w�wczas w odleg�o�ci zaledwie kilku miesi�cy drogi, w punkcie najbardziej oddalonym od orbit planetarnych. Jedynie my, arkowicze, jak nazywano nas na satelicie, mieli�my opu�ci� Uk�ad S�oneczny. Je�li znajdziemy planet� nadaj�c� si� do zamieszkania i za�o�ymy tam koloni�, ju� nigdy nie wr�cimy na Ziemi�. Gdyby�my za� zrezygnowali, to wzgl�dno�� czasu sprawi, �e na naszej rodzinnej planecie minie kilka stuleci i zajd� takie zmiany, �e po powrocie najpewniej niczego nie rozpoznamy. Przed dwustu laty Anglia pr�bowa�a zlikwidowa� handel afryka�skimi niewolnikami, Hiszpania traci�a swoje kolonie w Ameryce, a Rosja i Cesarstwo Otoma�skie walczy�y ze sob� o panowanie na Morzu Czarnym. Okr�ty budowano z drewna, para wodna stanowi�a ostatni krzyk techniki i jeszcze nikt nie s�ysza� triumfuj�cego szumu wody spuszczanej w toalecie. Jak wi�c b�dzie wygl�da�a Ziemia za nast�pne dwie�cie lat? Kto wie, mo�e ju� znajdzie si� spos�b na to, by takie istoty jak ja potrafi�y m�wi�? Mo�e wskutek post�pu �wiat zape�ni� superinteligentne kapucynki, pawiany, oposy, �winie i psy, ch�tnie i pos�usznie spe�niaj�ce wszystkie �yczeniach ich stw�rc�w, a ca�� prac� b�d� wykonywa�y jedynie bystre zwierz�ta, przechowuj�ce informacje w swoich rozro�ni�tych, genetycznie ulepszonych m�zgach? Za dwa stulecia ludzie wreszcie osi�gn� to, czego zawsze tak bardzo pragn�li: niewolnictwo, kt�rego nie trzeba si� wstydzi�. Przecie� stale udoskonalaj� s�u��ce im zwierz�ta. Jednak�e zbyt daleko wybiegam naprz�d, bo wtedy jeszcze o tym nie my�la�em. By�em naiwny - prawdziwa szko�a do-25
NA ORBICIE
LOVELOCK
piero mnie czeka�a. Kiedy weszli�my na pok�ad wahad�owca lec�cego do "Grissoma", zwraca�em uwag� jedynie na to, jak inni ludzie na nas patrz�. Zar�wno bogaci tury�ci, jak i powa�ni podr�nicy, od razu nas podsumowali: rodzina z dwojgiem dzieci, par� staruszk�w i ma�p�. Nikt nie by� nami zachwycony. Wiedzia�em, co my�leli: dzieci zaczn� p�aka�, staruszkowie zrz�dzi� i st�ka�, a ma�pa prawdopodobnie kogo� obsika. Mieli ca�kowit� racj�. Pocz�tek wypad� nie najgorzej. Lidia usiad�a z Redem, co przyj��em z ulg�, bo by�a dla mnie taka wstr�tna, �e wola�em siedzie� nawet obok Emmy i znosi� nieuchronn� zmian� pieluch. Ka� ludzi, zw�aszcza dzieci, rozmazany na pieluszce jest ohydny. Nie mo�na z tym nic zrobi�, lepi si� do wszystkiego i strasznie �mierdzi. A w og�le trzylatki powinny ju� dawno umie� korzysta� z toalety. Podejrzewam, �e takie "wypadki" to jedynie spos�b zwracania na siebie uwagi i s� cz�sto powtarzane, bo okazuj� si� skuteczne. Jednak�e mimo owych zapach�w Emmy, przynajmniej chwilami, potrafi�a by� mi�a. Lidia by�a rozpaskudzon�, kapry�n� istot�, kt�rej ka�dy oddech wydawa� si� gorszy ni� tysi�c pieluch jej siostry. Mamu�ka i Stef siedzieli razem, tak samo jak Red i Lidia. Pink z nami nie by�o. Wzi�li j� za ten jej �wi�ski ryjek i wsadzili do �adowni. S�usznie, bo to jej miejsce. Red pr�bowa� wprowadzi� j� na pomost jak zwyk�ego pasa�era, ale za�oga wahad�owca nie chcia�a si� zgodzi�. Wiem, �e z tego powodu Red czu� si� ura�ony - Carol Jeanne mog�a zatrzyma� przy sobie �wiadka, a on nie. Co jednak wolno Carol Jeanne, to nie Redowi, a Pink to nie to, co ja. Kilkunastokrotnie podr�owa�em suborbitolotami i ju� do tego przywyk�em. Przy wej�ciu zawsze troch� protestowali, ale Carol Jeanne pokazywa�a im dokument, wydany przez Agencj� Bada� Kosmicznych, uprawniaj�cy �wiadka do przebywania w kabinie. Wszystkim imponowa�o, �e kto� (nigdy my) p�aci za mnie ca�y bilet. Do wn�trza suborbitolotu wje�d�a�em na 26
ramieniu Carol Jeanne, a potem, gdy znalaz�a nasze miejsca, zeskakiwa�em na sw�j fotel. Steward sprawdza� mi szelki, przymocowywa� je do normalnych pas�w, upewniaj�c si�, czy sprz�czki s� poza moim zasi�giem, jakby nie wystarczy�o powiedzie�, bym ich nie rozpina�. Tym razem wszystko odby�o si� nie inaczej, cho� z jedn� r�nic�: ze wzgl�du na obecno�� Emmy siedzieli�my w rz�dzie z trzema miejscami zamiast, jak zwykle, z dwoma - Emmy z brzegu, Carol Jeanne w �rodku, a ja przy �cianie. Nie by�o tam �adnych okien, bo przy ponownym wchodzeniu w g�ste warstwy atmosfery powstawa�a tak wysoka temperatura, �e pow�oka rozpala�a si� do bia�o�ci i ten widok m�g�by wywo�a� panik� w�r�d pasa�er�w. Mocno przypi�ty pasami nie mog�em si�gn�� po ilustrowany magazyn. Na szcz�cie poda�a mi go Carol Jeanne. Steward to zauwa�y�. - Wygl�da, jakby czyta� - skomentowa� zachwycony moimi b�aze�stwami. - On naprawd� czyta - wyja�ni�a Carol Jeanne.
- Ale przecie� zbyt szybko przewraca kartki.
- Bo czyta dwa tysi�ce s��w na minut� - odpar�a.
Spojrza�em na niego, szczerz�c z�by w u�miechu. Ludzie zawsze uwa�aj�, �e �adnie si� u�miecham, p�ki nie zobacz�, jakie ostre mam z�by. Poszed� sobie. Start jak to start. Przejechali�my po ziemi ze trzy kilometry, nim wreszcie wzbili�my si� w powietrze. W chwil� p�niej le�eli�my na plecach - pilot skierowa� wahad�owiec pionowo w g�r�, albo przynajmniej tak si� wydawa�o. Widzia�em, �e Mamu�ka i Stef kurczowo zaciskaj� d�onie na por�czach - jeszcze nie latali w stratosferze i w trudniejszych momentach byli troch� zaniepokojeni. Nie wiedzieli tego, co ja - �e pocz�tek lotu to jeszcze nic. Kiedy znale�li�my si� na wysoko�ci dw�ch kilometr�w, pilot uprzedzi� nas przez g�o�niki, �eby�my si� nie ruszali i siedzieli 27
LOVELOCK
NA ORBICIE
prosto w czasie przy�pieszania. Zazwyczaj dok�adnie si� stosuj� do takich polece�, cho�by tylko po to, by za�oga mog�a sprawi� przyjemno�� Carol Jeanne, m�wi�c jej po wyl�dowaniu, �e jestem takim zdyscyplinowanym ma�ym pasa�erem. Tym razem pozwoli�em sobie na drobn� niesubordynacj� - unios�em g�ow� i ukradkiem zerkn��em na Mamu�k� i Stefa. Ona mocno zaciska�a powieki, a z k�cik�w oczu sp�ywa�y jej �zy. Mamu�ka Foxe Todd do�wiadcza�a czego� nowego i bardzo jej si� to nie podoba�o. - Oprzyj si�, Lovelocku - mrukn�a Carol Jeanne.
Sprawdza�a mnie. Przyjemnie wiedzie�, �e czuwa nade mn�, niemal tak troskliwie jak ja nad ni�. Poza tym mia�a racj�. Nie powinienem si� rusza� ani odwraca� g�owy. G�ow� mam wi�ksz� ni� zwyk�a ma�pa, poniewa� do m�zgu wszczepiono mi cyfrowy interfejs. Nie pomy�lano jednak o odpowiednim amortyzowaniu czaszki i wzmocnieniu szyi, wi�c z byle powodu miewam nieprzyjemne sensacje. Moje niepos�usze�stwo w czasie opuszczania atmosfery spowodowa�o, �e poczu�em mdl�cy b�l, a przeci��enie coraz bardziej ros�o, bo wchodzili�my na orbit�. "Jeste� niem�dry, Lovelocku", pomy�la�em. "Chcia�e� si� troch� ponapawa� strachem Mamu�ki i teraz przez ca�y dzie� b�dziesz si� podle czu�, dop�ki tego nie ode�pisz". R�ce mia�em tak unieruchomione, �e ledwie trzyma�em w nich czasopismo, wi�c tym bardziej nie mog�em zastosowa� akupresury, by z�agodzi� b�l. Lidia zacz�a narzeka�, �e przeci��enie uniemo�liwia jej zabaw�. Red potraktowa� c�rk� stanowczo - co mu si� zdarza�o mniej wi�cej raz do roku - i natychmiast si� uspokoi�a. Na szcz�cie nie wymiotowa�a, bo wtedy by�oby z ni� jeszcze trudniej wytrzyma� ni� zwykle. Wreszcie przeci��enie si� sko�czy�o i nagle znale�li�my si� w stanie niewa�ko�ci. Us�ysza�em �kanie pe�ne przera�enia. Nawet nie musia�em patrze� w tamt� stron�, by wiedzie�, kto tak szlocha. - Mamo, to tylko brak grawitacji - powiedzia�a Carol Jeanne. - Za chwil� si� przyzwyczaisz.
- Spadamy! - obstawa�a przy swoim Mamu�ka.
- To tylko takie wra�enie - wyja�ni�a jej synowa.
- Zaraz poczujemy si� lepiej, kochanie - zapewnia� Stef. -Ludzie zawsze tak reaguj�. - To po prostu straszne - o�wiadczy�a Mamu�ka. - Nale�a�oby co� z tym zrobi�. Takich ludzi, jak my, nie powinno si� na to nara�a�. Gdybym tylko umia� m�wi�, mia�bym dla niej odpowied�: "To s� prawa fizyki, Mamu�ku, i organizmy ludzi, nawet z najlepszych rodzin 'tak reaguj�, je�li nagle zaniknie grawitacja. Jedynym sposobem oszcz�dzenia ci niewygody by�aby ca�kowita anestezja, lecz wi�kszo�� podr�nik�w woli w pe�ni �wiadomo�ci dociera� do celu. Jednak�e w twoim wypadku, Mamu�ku, ca�kowita anestezja to raczej kwestia estetyki ni� medycyny i na ka�de �yczenie z przyjemno�ci� ci to zapewnimy". Nie umiej�c m�wi�, mog�em tylko zachowa� sw�j komentarz na p�niej, gdy z Carol Jeanne zostaniemy sami. Oczywi�cie, b�dzie chcia�a mi przerwa�, ale wy��cznie do chwili, gdy zacznie si� �mia�. Ona te� uwa�a�a, �e Mamu�ka jest komiczna, lecz nie zdawa�a sobie sprawy, jakie uczucia �ywi� do jej te�ciowej. Nigdy wi�c nie wspomina�em, �e nie mog� si� doczeka� pogrzebu Mamu�ki. Carol Jeanne mia�a zbyt dobre serce, �eby komukolwiek okazywa� z�o�liwo��, nawet zas�u�on�. Ja by�em pozbawiony tej wady. Z�o�liwo�� to jedyna rzecz, kt�ra nawet g�upiej, nieoswojonej kapucynce wychodzi ca�kiem dobrze, a mnie przecie� udoskonalono. W�a�ciwie nie �yczy�em Mamu�ce �mierci. Pragn��em tylko, by jej nie by�o z nami, ale skoro, p�ki �y�a, swojego ukochanego syna nigdy nie spuszcza�a z oka na d�u�ej ni� kilka godzin, �mier� wydawa�a si� jedynym sposobem na to, �eby si� jej pozby�. Mamu�ka dawa�a si� rozgry�� bez �adnych trudno�ci, przynajmniej mnie. Mia�a si� za osob� z tak dobrej rodziny, �e ledwie raczy�a zauwa�a� mi�dzynarodow� renom� Carol Jeanne -29
Na orbicie
LOVELOCK
s�aw� uznawa�a za jeszcze jeden ci�ar, jaki musz� d�wiga� ludzie "naszej" klasy. Jednak�e skwapliwie z owej s�awy korzysta�a, ca�y czas �a�uj�c, �e powszechn� uwag� budzi jej synowa z katolickiej rodziny, a nie wychuchany synalek. By�a wi�c uszczypliwa wobec Carol Jeanne, cho� wszystko, co Mamu�ka najbardziej ceni�a w �yciu, zawdzi�cza�a temu, �e Red tak dobrze si� o�eni�. - To niewa�ko��? Czy ju� mog� fruwa�? - zn�w odezwa�a si� Lidia za moimi plecami. - Dopiero na "Arce" - odpar� Red.
- Prawdopodobnie tak�e nie - powiedzia�a Carol Jeanne, kt�ra rozpi�a pasy i wsta�a. - Dlaczego mamie wolno, a mnie nie?! - wykrzykn�a Lidia. - Bo mama cz�sto przebywa�a w niewa�ko�ci i wie, jak si� porusza�, �eby nie rozbi� sobie g�owy i nikogo nie uderzy� �okciem w twarz - rzek�a Carol Jeanne. Wsun�wszy stopy pod fotel, sta�a w przej�ciu, mocno trzymaj�c si� por�czy. - Zdawa�o mi si�, �e przy wsiadaniu mign�� mi doktor Tuli - wyja�ni�a Re-dowi. - Je�li to on, pewnie wraca na Marsa. Chcia�abym zamieni� z nim par� s��w. - Nie widzia�a� go tyle lat - stwierdzi� Red. - Chyba ju� nie warto odnawia� tej znajomo�ci. W gruncie rzeczy mia� racj�. Poniewa� opuszczali�my Uk�ad S�oneczny, nigdy nie wr�cimy za �ycia tych ludzi, wi�c po co zawraca� sobie g�ow� podtrzymywaniem znajomo�ci z osobami, kt�re zostaj�? To nie ma sensu, tak samo jak odwiedzanie �miertelnie chorych, cho� ludzie to robi�. Carol Jeanne jednak ruszy�a naprz�d. Chwyta�a si� por�czy foteli tak zr�cznie, jak cz�onkowie za�ogi, z wdzi�kiem unosz�c si� w powietrzu. - Mama fruwa! - wykrzykn�a zachwycona Lidia. - Emmy, widzisz? Emmy, oczywi�cie, nie obchodzi�o, czy mama fruwa, czy nie. Spostrzeg�a tylko, �e jej nie ma, i zacz�a p�aka�, co by�o ca�-30
kiem zrozumia�e, bo to jeszcze ma�e dziecko. Trudno oczekiwa�, by pojmowa�a, �e mama wkr�tce wr�ci. - Emmy ryczy - oznajmi�a Lidia.
Wszyscy, naturalnie, doskonale zdawali sobie z tego spraw�. jjo c�, przecie� ona to tak�e jeszcze dziecko. - Wiem, �e p�acze, ale mama zaraz wr�ci - powiedzia� Red. Znam Reda. Nie mia� zamiaru uspokaja� ma�ej. Uwa�a�, ze wszystko jest w najwi�kszym porz�dku. Skoro pozwoli Emmy p�aka�, Carol Jeanne to us�yszy i szybko wr�ci, by si� ni� zaj��. Cho� lepiej opiekowa� si� dzie�mi ni� �ona, w podobnych wypadkach w og�le nie reagowa�. Widzia�em to ju� z tysi�c razy. Je�li w obecno�ci Carol Jeanne zadzwoni� telefon, gong u drzwi albo minutnik w kuchni, czy rozp�aka�o si� dziecko, Red po prostu udawa�, �e tego nie s�yszy i czeka�, a� �ona rzuci to, co akurat robi�a. Dopiero w�wczas, gdy opanowa�a sytuacj�, oznajmia�: "Oj, przecie� ja mog�em wsta�", a Carol Jeanne zawsze m�wi�a: "Nie przejmuj si�, kochanie. Ju� to za�atwi�am". Idealne ma��e�stwo. Trzeba przyzna�, �e Red wszystkim si� zajmowa�, kiedy nie by�o jej w domu, a to zdarza�o si� najcz�ciej. Jednak�e z powodu swojej nieobecno�ci mia�a poczucie winy. Moim zdaniem w pewnym sensie z zadowoleniem wykonywa�a owe drobne obowi�zki, poniewa� wtedy czu�a si� typow� matk�, kt�ra siedzi w domu i jest zwi�zana z rodzin�. Emmy wi�c dalej p�aka�a, lecz Carol Jeanne, poch�oni�ta rozmow�, chyba tego nie s�ysza�a. Pasa�erowie zacz�li si� rozgl�da�, rzucaj�c Redowi gniewne spojrzenia, �e nic nie robi, by uspokoi� ma��. Red czyta� i, oczywi�cie, nie zwraca� na nich uwagi. Mamu�ka jednak zwraca�a. Jak wielokrotnie zwyk�a podkre�la�, nie lubi�a, gdy kto� wystawia� j� na po�miewisko. Nie cierpia�a krytyki, a w�a�nie teraz wszyscy rzucali karc�ce spojrzenia na jej ukochanego syna, stwierdzi�a wi�c, �e powinna jako� zareagowa�. - Co ty wyprawiasz? - spyta� Stef.
31
NA ORBICIE
LOVELOCK
- Rozpinam pasy - odpar�a.
- Nie jeste� przyzwyczajona do niewa�ko�ci. Sied� i si� nie ruszaj. - Musz� si� zaj�� tym biednym, nieszcz�liwym dzieckiem.
M�wi�c to uwolni�a si� z pas�w i wsta�a. Natychmiast z wielk� szybko�ci� pomkn�a w g�r�. Pisn�a i tylko zd��y�a wyci�gn�� r�ce, dzi�ki czemu uderzenie w sufit nie pozbawi�o jej przytomno�ci. Odbiwszy si�, polecia�a przej�ciem mi�dzy rz�dami foteli, gdzie rozpaczliwie pr�bowa�a przytrzyma� si� por�czy. Chwyci�a jedn�, ale nie przysz�o jej do g�owy, �eby wsun�� stop� pod fotel i w ten spos�b si� zakotwiczy�, wi�c zacz�a si� obraca�. Gdyby tak zrobi�a umy�lnie, by�aby to pi�kna figura akrobatyczna. Wprawdzie g��wn� rol� odegra� tu g�upi zbieg okoliczno�ci, musia�em przyzna�, �e mimo swoich lat Mamu�ka mia�a niez�y refleks i zachowa�a jeszcze do�� si�y, by si� nie pu�ci�, chocia� wskutek inercji wykr�ca�o jej r�k�. Nim steward przyszed� Mamu�ce na pomoc, jako� jej si� uda�o zaj�� miejsce opuszczone przez Carol Jeanne, wi�c kiedy si� zjawi� kaza�a mu odej��. - Jak pan widzi, po prostu si� przesiad�am i uspokajam moj� biedn� wnusi� - oznajmi�a lodowatym tonem. Ju� zapomnia�a o swoich sportowych wyczynach, jakby przed chwil� nic si� nie zdarzy�o. Prawdopodobnie m�zg Mamu�ki pozwala� jej zapami�ta� jedynie to, �e porusza�a si� z wdzi�kiem. Nawet gdyby nast�pnego dnia obudzi�a si� z b�lem mi�ni, nie skojarzy�aby go ze swoimi akrobacjami, bo w jej przekonaniu nigdy ich nie by�o. Je�li za� idzie o uspokajanie Emmy, nic z tego nie wysz�o. Emmy, cho� to jeszcze dziecko, niew�tpliwie ju� potrafi�a odr�ni� swoj� mam� od innych kobiet, a zatem tak�e od Mamu�-ki, wi�c nie przesta�a p�aka�. - Musz� znale�� na ciebie jaki� spos�b, skarbie - powiedzia�a Mamu�ka spokojnie, mimo �e ju� traci�a cierpliwo��.
Po takich k�opotach z dotarciem do wnuczki przecie� nie mog�a okaza� si� nieskuteczna jako babcia. Zacz�a si� wi�c rozgl�da� za czym�, co mog�oby odwr�ci� uwag� dziecka. Stwierdzi�a, �e nie nadaje si� do tego ilustrowany magazyn, gryzak Emmy ani torebka na wymiociny. Zerkn�a na mnie. - Emmy, najdro�sza, nie chcia�aby� si� pobawi� ma�pk� mamusi? Nawet pozwol� ci j� nakarmi�. No, gdzie� Carol Jeanne w�o�y�a te smako�yki? Jestem �wiadkiem i mam obserwowa�, ale kiedy Mamu�ka - kt�ra nigdy w �yciu nie dotkn�a mnie z w�asnej woli -uzna�a, �e mog� si� przyda� w tak drobnej sprawie, natychmiast postanowi�em j� ugry��, jak tylko si� zbli�y. Poniewa� przeszkadzanie oficjalnie zarejestrowanemu �wiadkowi stanowi�o wed�ug prawa powa�ne przest�pstwo, �aden obcy nie �mia�by mnie uderzy�, ani nawet si� poskar�y�, gdybym go ugryz� za to, �e mnie dotkn��. Z drugiej strony Mamu�ka, jako te�ciowa Carol Jeanne, nie by�a osob� obc�, wi�c gdybym j� ugryz�, gada�aby o tym bez ko�ca. Zawaha�em si�. Niezgrabnie zacz�a odpina� moje szelki, lecz sz�o jej to niesporo. Wtedy w duchu przyzna�em, �e w�a�ciwie wpad�a na niez�y pomys�. Emmy dobrze na mnie reagowa�a, ja za� lubi�em si� z ni� bawi�, chocia� na wszelkie mo�liwe sposoby pr�bowa�a mnie w�wczas udusi� go�ymi r�kami, ale zr�czno�ci� nie dor�wnywa�a ostrydze, wi�c zawsze zdo�a�em si� wywin��. Wiedzia�em, �e uradowana Emm