10690
Szczegóły |
Tytuł |
10690 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
10690 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 10690 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
10690 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Lois McMaster � Bujold
Paladyn Dusz
(Paladyn of Souls)
Prze�o�y�a Kinga Dobrowolska
Sylvi Kelso
Stra�niczce sk�adni
Zaciek�ej or�downiczce Isty
1
Ista wychyli�a si� spomi�dzy blanek wie�cz�cych szczyt wie�y. Blade d�onie wspar�a
o szorstki mur i odr�twia�a z wyczerpania przygl�da�a si�, jak ostatni �a�obnicy opuszczaj�
zamkowy podw�rzec. Ko�skie kopyta zgrzyta�y na starym bruku, a w �uku portalu roz-
brzmiewa�y echem s�owa po�egnania. Jej brat, prowincjar Baocji, wraz z rodzin� i orszakiem
odje�d�a� ostatni spo�r�d wielu, dwa tygodnie po tym, jak wieszczkowie zako�czyli uroczy-
sto�ci pogrzebowe i ceremoni� z�o�enia do grobu.
Dy Baocja wci�� jeszcze m�wi� co� z powag� do dow�dcy stra�y zamkowej, ser dy Fer-
reja, kt�ry kroczy� przy strzemieniu, zwracaj�c ku prowincjarowi powa�n� twarz i bez w�t-
pienia wys�uchiwa� ostatnich zalece�. Wierny dy Ferrej s�u�y� zmar�ej prowincjarze wdowie
przez ostatnie dwadzie�cia lat jej d�ugiego rezydowania w Valendzie. U pasa dow�dcy l�ni�
p�k kluczy do zamku i twierdzy. To klucze matki, kt�re Ista przej�a od niej i przechowywa�a,
by odda� starszemu bratu wraz z dokumentami, spisami oraz poleceniami, w nieunikniony
spos�b zwi�zanymi ze �mierci� wielkiej damy. A on powierzy� klucze pieczy nie w�asnej
siostry, lecz starego, dobrego i uczciwego dy Ferreja. Mia�y one zamkn�� bramy przed wszel-
kim niebezpiecze�stwem... a tak�e, je�li zajdzie potrzeba, zatrzyma� Ist� w zamku.
To tylko taki nawyk. Przecie� ju� nie jestem szalona, naprawd�.
Niespokojnymi palcami g�adzi�a szorstki kamie�. Nie chodzi�o o to, �e chcia�a odzyska�
klucze matki albo dawne �ycie. Sama w�a�ciwie nie wiedzia�a, czego chce. Wiedzia�a nato-
miast, czego si� boi � zamkni�cia w ciemnym, ciasnym miejscu przez ludzi, kt�rzy j� kocha-
j�. Wrogowi mo�e znudzi� si� nieustanna stra�, mo�e na chwil� odwr�ci� si� plecami, mi�o��
natomiast nie zawiedzie nigdy.
Je�d�cy dy Baocji zje�d�ali g�siego po zboczu wzg�rza, zag��biaj�c si� w ulice miasta
i wkr�tce znikn�li jej z oczu, zas�oni�ci g�stw� krytych czerwon� dach�wk� dom�w.
Ch�odny wiosenny wiatr poderwa� pasmo ciemnych w�os�w i zarzuci� je I�cie na twarz,
zatrzyma�o si� na wargach. Skrzywi�a si� i wepchn�a je z powrotem w starannie splecion�
koron� z warkocza. Spleciono j� tak ciasno, �e a� bola�o.
W ci�gu ostatnich dw�ch tygodni znacznie si� ociepli�o, za p�no jednak, by przynie��
ulg� starej kobiecie przykutej do ��ka. Gdyby matka nie by�a tak stara, z�amane ko�ci pewnie
szybciej by si� zrasta�y, a zapalenie p�uc nie zakorzeni�oby si� tak g��boko w jej piersi. Gdyby
nie by�a tak krucha, pewnie by nie po�ama�a ko�ci przy upadku z siod�a. A gdyby nie by�a tak
porywcza, pewnie wcale by na konia nie wsiad�a... Ista opu�ci�a wzrok i spostrzeg�a, �e jej
palce krwawi�. Szybko ukry�a je w fa�dach sukni.
W czasie ceremonii pogrzebowych bogowie dali znak, �e dusza starej damy zosta�a za-
brana przez Letni� Matk�, nader stosownie i zgodnie z powszechnym spodziewaniem. Nawet
bogowie nie �mieli naruszy� etykiety, kt�rej tak skrupulatnie przestrzega�a. Ista wyobrazi�a
sobie, jak stara prowincjara rz�dzi si� w niebie, i u�miechn�a si� nieco ponuro.
Nareszcie jestem sama.
Ale jaka pustka wi��e si� z t� samotno�ci�, jakie przera�aj�ce koszty trzeba by�o ponie��.
M��, ojciec, syn i matka � wszyscy po kolei poszli do grobu. O c�rk� upomnia�a si� rojalno��
Chalionu, kt�ra obj�a j� u�ciskiem cia�niejszym od mogi�y. Z tak wysokiego stanowiska ju�
nie powr�ci, podobnie jak nie powr�c� zmarli.
Z ca�� pewno�ci� dla mnie to ju� koniec. Obowi�zki, kt�re okre�la�y jej istnienie, wszyst-
kie si� dope�ni�y. Niegdy� by�a c�rk� swoich rodzic�w. Potem �on� wielkiego, nieszcz�snego
Iasa. Matk� swoich dzieci. A wreszcie opiekunk� matki.
Teraz ju� nie gram �adnej z tych r�l. Kim zatem jestem, kiedy przesta�y mnie otacza� mu-
ry mego �ycia? Kiedy wszystkie rozpad�y si� w py�?
C�, nadal by�a t�, kt�ra zamordowa�a lorda dy Luteza. Jest ostatni�, kt�ra pozosta�a przy
�yciu z owej z��czonej wsp�lnym sekretem tr�jki. Sama uczyni�a z siebie morderczyni�
i nadal ni� pozostaje.
Zn�w wychyli�a si� przez blanki, ocieraj�c o nie r�kawami lawendowej dworskiej szaty
�a�obnej. Jedwabne nitki zaczepi�y si� o szorstki kamie�. Pow�drowa�a wzrokiem po zalanej
porannym s�o�cem drodze, po �agodnym zboczu wzg�rza, w g��b miasta, potem wzd�u� rze-
ki... a dalej dok�d? M�wi�, �e wszystkie drogi to jedna i ta sama droga. Wielka, rozci�gni�ta
po ca�ym kraju sie� dr�g, rozbiegaj�cych si� i zn�w zbiegaj�cych ze sob�. Ka�da droga pro-
wadzi w dwie strony. Tak m�wi�.
A ja pragn� takiej, z kt�rej nie ma powrotu...
Odwr�ci�a gwa�townie g�ow�, s�ysz�c za sob� czyj� przyspieszony oddech. Na blankach
sta�a jedna z dworek, zasapana po wspinaczce, i przyciskaj�c d�onie do ust, wpatrywa�a si�
w ni� szeroko otwartymi z przera�enia oczyma. Teraz pos�a�a I�cie fa�szywie radosny
u�miech.
� Milady, wsz�dzie pani szukam. Prosz�... prosz�, oddalcie si� troch� od tej kraw�dzi...
Ista wykrzywi�a ironicznie usta.
� Uspok�jcie si�. Wcale nie pragn� jeszcze stan�� twarz� w twarz z bogami. � Ani dzi�,
ani jutro, nigdy wi�cej. � Zerwali�my ze sob� wszelkie kontakty.
Pozwoli�a uj�� si� pod rami� i poprowadzi� ku wiod�cym w g��b wie�y schodom. Za-
uwa�y�a, �e dworka ustawi�a si� przezornie pomi�dzy ni� a przepa�ci�.
Uspok�j�e si�, kobieto, nie poci�ga mnie ten bruk w dole.
Poci�ga mnie droga.
A� si� wzdrygn�a, kiedy to sobie u�wiadomi�a. By�a to zupe�nie nowa my�l! Wszystkie
dawne my�li wyda�y jej si� tak cienkie i wytarte jak kawa�ek dzianiny, wci�� od nowa dzier-
gany i pruty, a� ni� si� wystrz�pi i przetrze. Ale jakim�e sposobem mog�aby si� wyprawi�
w drog�? Drogi s� dla m�odych m�czyzn, nie dla kobiet w �rednim wieku. Biedny sierota
spakowa� sw�j w�ze�ek i ruszy� w drog� na poszukiwanie lepszego losu... Tysi�ce bajek tak
si� zaczyna. Nie by�a biedna, nie by�a ch�opakiem, a w jej sercu dawno ju� zabrak�o nadziei
na lepszy los, czy to za �ycia, czy po �mierci.
W ka�dym razie na pewno jestem sierot�. Mo�e to wystarczy?
Dosz�y za r�g blanki, zmierzaj�c w stron� okr�g�ej wie�yczki kryj�cej kr�te schody, kt�re
wychodzi�y na wewn�trzny ogr�d. Ista obrzuci�a po�egnalnym spojrzeniem poszarpane krze-
wy i kar�owate drzewa pod zewn�trznymi murami zamku. �cie�k� wiod�c� od p�ytkiej rozpa-
dliny pi�� si� w g�r� s�uga, ci�gn�c w stron� tylnej furty osio�ka objuczonego drewnem na
opa�.
Kiedy znalaz�y si� w ogr�dku kwiatowym zmar�ej matki, zwolni�a kroku i powiod�a
dwork� ku �awce w�r�d nagich jeszcze r�anych krzew�w.
� Jestem znu�ona � oznajmi�a. � Chc� odpocz��. Mo�ecie przynie�� mi tutaj herbaty.
Widzia�a wyra�nie, jak dworka analizuje w my�lach wszelkie ewentualne zagro�enia. Ista
zmrozi�a j� gniewnym spojrzeniem.
� Tak jest, milady � zgodzi�a si� dworka nieufnie. � Zaraz powiem kt�rej� ze s�u�ek. Za
chwileczk� wracam.
Ista odczeka�a, a� niewiasta zniknie za rogiem stra�nicy, po czym zerwa�a si� na r�wne
nogi i pobieg�a ku tylnej furcie.
Stra�nik w�a�nie wpuszcza� s�ug� z osio�kiem. Ista, krocz�c z wysoko uniesion� g�ow�,
min�a ich bez jednego spojrzenia. Uda�a, �e nie s�yszy stra�nika, kt�ry b�kn�� niepewnie:
�Milady...?�, i �wawo pomaszerowa�a w d� strom� �cie�k�. D�uga suknia i rozwiewany po-
dmuchami wiatru czarny aksamitny p�aszcz zaczepia�y si� po drodze o chwasty i kolczaste
krzewy je�yn, jakby to by�y szponiaste d�onie usi�uj�ce j� zatrzyma�. Kiedy wesz�a pomi�dzy
drzewa, jeszcze przyspieszy�a kroku. W dzieci�stwie zwykle zbiega�a t�dy ku rzece. Zanim
zacz�a pe�ni� oficjalne funkcje.
Nie by�a ju� m�oda, tyle musia�a przed sob� przyzna�. Zadysza�a si�, nim dostrzeg�a
w�r�d zieleni pierwsze przeb�yski wody. Skr�ci�a teraz i energicznie ruszy�a wzd�u� brzegu.
Tak jak zapami�ta�a, �cie�ka prowadzi�a do niewielkiego mostku, na drugi brzeg rzeki, a�
��czy�a si� wreszcie z jedn� z g��wnych dr�g, jakie okala�y wzg�rze i prowadzi�y do � albo
z � miasta Valenda.
B�otnisty trakt by� poryty �ladami ko�skich kopyt; mo�e w�a�nie t�dy przeje�d�a� nie-
dawno jej brat, kieruj�c si� do siedziby prowincjara w Taryoonie. W ci�gu ostatnich dw�ch
tygodni zmarnowa� mn�stwo czasu, pr�buj�c j� przekona�, aby uda�a si� tam wraz z nim.
Obiecywa� jej w�asne komnaty, s�u�b� i sw� �askaw� opiek�, jakby i tutaj nie mia�a do��
komnat, s�u�by i w�cibskich oczu. Ruszy�a w przeciwnym kierunku.
Nie by�a odpowiednio ubrana na w�dr�wk� po polnych drogach. Sp�dnica oblepia�a jej
nogi, jakby brn�a przez wod�. B�oto wsysa�o p�ytkie jedwabne pantofelki. Podchodz�ce co-
raz wy�ej s�o�ce pali�o przyodziane w czarny aksamit plecy, od czego spoci�a si� w spos�b,
jaki nie przystoi damie. Brn�a jednak dalej, cho� czu�a si� coraz gorzej i coraz bardziej g�u-
pio. To czyste szale�stwo. W�a�nie za co� takiego zamykano damy w wysokich wie�ach
w towarzystwie przyg�upawych s�u�ek, a czy nie do�� jej tego by�o w dotychczasowym �y-
ciu? Nie mia�a ubra� na zmian�, �adnego planu ani pieni�dzy, nawet z�amanej miedzianej
vaidy. Dotkn�a klejnot�w na szyi. By�y warte zbyt wiele � kt�ry z lichwiarzy w ma�ych mia-
steczkach b�dzie w stanie wyp�aci� ich r�wnowarto��? Nie stanowi�y �adnego zabezpiecze-
nia, co najwy�ej czyni�y z niej cel napa�ci, przyn�t� dla zb�jc�w.
Doszed� j� turkot wozu, podnios�a wi�c wzrok, dot�d wbity w ziemi�, bo wypatrywa�a
przej�cia w�r�d ka�u�. Jaki� wie�niak fur� zaprz�on� w krzepkiego konika wi�z� sfermento-
wany naw�z, kt�ry zapewne chcia� roztrz�sn�� na swoim polu. Obr�ci� si� za ni� zdumiony.
W odpowiedzi pos�a�a mu kr�lewskie skinienie g�owy � c� innego w ko�cu mia�a do zaofe-
rowania? Niemal�e wybuchn�a g�o�nym �miechem, lecz zdo�a�a st�umi� ten nieprzystojny
wybuch weso�o�ci i posz�a dalej. Nie ogl�da�a si� za siebie. Nie �mia�a.
Po godzinie nogi, kt�re przez ca�y czas toczy�y walk� z ci���c� jej sukni�, odm�wi�y po-
s�usze�stwa. Omal nie wybuchn�a g�o�nym p�aczem.
To si� nie uda, nawet nie wiem, jak si� do tego zabra�. Nigdy nie mia�am okazji si� na-
uczy�, a teraz jestem ju� na to za stara.
Us�ysza�a t�tent kopyt konia w galopie, potem krzyk. Przemkn�o jej przez g�ow�, �e po-
�r�d wielu innych rzeczy zapomnia�a tak�e zaopatrzy� si� w jak�kolwiek bro�, cho�by szty-
let, kt�rym mog�aby si� broni� w razie napa�ci. Wyobrazi�a sobie siebie, jak stawia czo�o
szermierzowi, i parskn�a ironicznie. Scenka by�aby raczej kr�tka i chyba niewarta zachodu.
Obejrza�a si� przez rami� i westchn�a. W �lad za ni� p�dzili drog�, bryzgaj�c b�otem
spod ko�skich kopyt, ser dy Ferrej oraz stajenny. Pomy�la�a, �e nie jest na tyle g�upia ani na
tyle szalona, �eby zamiast nich �yczy� sobie bandyt�w. Mo�e na tym w�a�nie polega pro-
blem, �e nie jest do�� szalona. Prawdziwy ob��d nie uznaje granic. Starcza jej szale�stwa, by
pragn�� niemo�liwego, ale nie, by po to si�gn�� � wyj�tkowo nieu�yteczne wariactwo. Serce
�cisn�o jej si� w poczuciu winy, kiedy ujrza�a przed sob� zaczerwienion�, spocon�
i przera�on� twarz dy Ferreja, kt�ry zdo�a� w�a�nie j� dogoni�.
� Roino! � zakrzykn��. � Milady, co wy tu robicie? � Zeskoczy� z siod�a, �ywo pochwyci�
j� za r�ce i zajrza� jej w twarz.
� Zm�czy� mnie smutek panuj�cy w zamku. Zdecydowa�am, �e przespaceruj� si�
w wiosennym s�o�cu, �eby zazna� nieco pocieszenia.
� Pani, przesz�y�cie ponad pi�� mil! Ta droga si� dla was nie nadaje...
Owszem, a i ja nie nadaj� si� na t� drog�.
� Bez s�u�by, bez stra�y... na pi�cioro b�stw, miejcie� na wzgl�dzie w�asn� pozycj�
i w�asne bezpiecze�stwo! � gani� j� dalej. � Miejcie na wzgl�dzie moje siwe w�osy! Przez was
stan�y mi d�ba z przestrachu.
� Sk�adam przeprosiny waszym siwym w�osom � odpar�a Ista, nie czuj�c wielkiej skru-
chy. � Nie zas�u�y�y sobie na takie traktowanie, podobnie jak reszta was, m�j dobry dy Fer-
reju. Po prostu... chcia�am si� troch� przej��.
� Nast�pnym razem powiedzcie mi o tym, a ja wszystko za�atwi�...
� Chcia�am by� sama.
� Jeste�cie roin� wdow� Chalionu � o�wiadczy� z moc� dy Ferrej. � Jeste�cie matk� samej
roiny Iselle, na pi�cioro b�stw! Nie mo�ecie w��czy� si� po drogach jak jaka� wiejska dziew-
ka.
Ista westchn�a na my�l o tym, jak to mi�o by� w��cz�c� si� wiejsk� dziewk� zamiast tra-
giczn� roin� Ist�. Cho� bez w�tpienia wiejskie dziewki miewaj� w�asne tragedie i nie budz�
przy tym tyle rozpoetyzowanego wsp�czucia co roiny. Lecz niewiele mog�a zyska�, wdaj�c
si� w k��tni� tu, na �rodku drogi. Dy Ferrej nakaza� stajennemu zsi��� z konia, a ona pozwo-
li�a usadzi� si� w siodle. W sp�dnicy nie by�o rozci�� stosownych do konnej jazdy, wi�c ma-
teria wzd�a si� niewygodnie wok� n�g, kiedy Ista pr�bowa�a wsun�� stopy w strzemiona.
�ci�gn�a gniewnie brwi, gdy stajenny wzi�� od niej wodze, �eby poprowadzi� konia.
Widz�c szkl�ce si� w jej oczach �zy, dy Ferrej wychyli� si� z siod�a, �eby w ge�cie pocie-
szenia uj�� j� za r�k�.
� Ja wiem � mrukn�� dobrotliwie. � �mier� waszej matki to wielka strata dla nas wszyst-
kich.
Przesta�am j� op�akiwa� dawno temu. Kiedy� poprzysi�g�a sobie, �e ju� nigdy nie zap�a-
cze ani si� nie pomodli, lecz wyrzek�a si� obu tych obietnic w czasie owych strasznych dni,
kt�re sp�dzi�a w komnacie chorej matki. Potem ju� nie by�o sensu ani si� modli�, ani roni�
�ez. Postanowi�a jednak, �e nie b�dzie obci��a� my�li wiernego s�ugi wyja�nieniem, �e p�acze
nad sob�, i to nie z �alu, ale ze z�o�ci. Niech sobie my�li, �e wytr�ci�a j� z r�wnowagi �a�oba
� �a�oba jak najbardziej jej przystoi.
Dy Ferrej, kt�rego wcale nie mniej um�czy�y ostatnie tygodnie smutku i podejmowania
go�ci, nie narzuca� si� z rozmow�, stajenny za� nawet by nie �mia� otworzy� do niej ust. Sie-
dzia�a wi�c na cz�api�cym w b�ocie koniu, pozwalaj�c, by droga zwin�a si� za ni� jak zrolo-
wany dywan, z kt�rego nie wolno jej korzysta�. Przygryz�a wargi i wpatrzy�a si� wprost przed
siebie, mi�dzy podryguj�ce rytmicznie ko�skie uszy.
Po jakim� czasie uszy te zastrzyg�y niespokojnie, ko� parskn��. Ista ujrza�a przed sob�
liczn� grup� je�d�c�w na koniach i mu�ach. Dy Ferrej uni�s� si� w strzemionach
i obserwowa� ich uwa�nie, lecz wkr�tce opu�ci� si� w powrotem na siod�o, uspokojony, gdy�
dojrza� na przedzie czterech je�d�c�w przyodzianych w b��kitne tuniki i szare p�aszcze ryce-
rzy zakonu C�rki, kt�rej pieczy powierzano zwykle bezpiecze�stwo podr�uj�cych po dro-
gach pielgrzym�w. Gdy grupa podjecha�a bli�ej, wida� by�o wyra�nie, �e sk�ada si�
z m�czyzn i kobiet przybranych w barwy wybranych przez siebie b�stw � na ile pozwala�y
na to zasoby ich szaf � i �e na r�kawach maj� r�nokolorowe wst�gi na znak, i� podr�uj� do
miejsc �wi�tych.
Dy Ferrej wymieni� uk�ony z czterema rycerzami zakonnymi, pow�ci�gliwymi
i sumiennymi jak on sam. Pielgrzymi zwr�cili zaciekawione spojrzenia ku I�cie i jej eleganc-
kim, cho� surowym w kroju szatom. Krzepka starsza kobieta o czerwonej twarzy (Na pewno
nie jest starsza ode mnie) pos�a�a jej weso�y u�miech. Po kr�tkiej chwili niepewno�ci Ista tak-
�e si� u�miechn�a, po czym odpowiedzia�a uk�onem na jej uk�on. Dy Ferrej ulokowa� si�
mi�dzy Ist� a pielgrzymami, lecz jego nadopieku�cze wybiegi spali�y na panewce, kiedy
krzepka kobieta zawr�ci�a i objecha�a go truchtem dooko�a.
� Niech bogowie obdarz� was dobrym dniem, pani � wysapa�a. Jej t�usty srokacz ugina�
si� pod ci�arem sakw podr�nych i dowi�zanych do nich niezliczonych work�w, kt�re pod-
skakiwa�y niebezpiecznie, podobnie jak ich w�a�cicielka. Po chwili ko� zn�w zacz�� i�� st�pa,
a siedz�ca na nim kobieta odzyska�a oddech i poprawi�a przekrzywiony s�omiany kapelusz.
Mia�a na sobie zielenie Matki, kt�re cokolwiek k��ci�y si� z ciemnymi barwami wdowiego
stroju, lecz splecione wst�gi na jej ramieniu prezentowa�y barwy wszystkich pi�ciu b�stw:
b��kit z biel�, ��ty z zieleni�, czerwie� z pomara�czowym, czer� z szaro�ci�, a biel z barw�
kremow�.
Po chwili wahania Ista jeszcze raz skin�a g�ow�.
� I was tak�e.
� Jeste�my pielgrzymami z ca�ej Baocji � oznajmi�a kobieta zach�caj�cym do pogaw�dki
tonem. � Podr�ujemy do �wi�tyni, w kt�rej nast�pi� cud �mierci kanclerza dy Jironala, wTa-
ryoonie. No, mo�e z wyj�tkiem dobrego ser dy Braudy. � Wskaza�a skinieniem g�owy m�-
czyzn� odzianego w stonowane br�zy z czerwono-pomara�czowymi wst�gami na ramieniu,
kt�re �wiadczy�y o przynale�no�ci do Jesiennego Syna. Jad�cy obok niego znacznie jaskra-
wiej przyodziany m�odzian wychyli� si� w siodle, by pos�a� kobiecie w zieleni karc�ce spoj-
rzenie. � Odwozi syna, tego tam. Niebrzydki z niego ch�opak, co?
M�odzieniaszek cofn�� si� gwa�townie i wbi� wzrok w drog� przed sob�, oblewaj�c si�
przy tym rumie�cem, jakby chcia� dopasowa� karnacj� do barwy wst�g na ramieniu; jego
ojcu nie do ko�ca uda�o si� powstrzyma� u�miech.
� Odwozi go do Cardegossu, gdzie m�odzieniec ma wst�pi� do zakonu Syna, tak jak to
przedtem uczyni� jego tato. Ceremoni� poprowadzi sam �wi�ty genera� zakonu, rojs ma��onek
Bergon we w�asnej osobie! Jak�e bym chcia�a go zobaczy�! Powiadaj�, �e jest bardzo przy-
stojny. Ibra�skie wybrze�e, z kt�rego pochodzi, jest podobno najlepszym miejscem, w jakim
mo�e dorasta� dorodny ch�opak. B�d� musia�a znale�� sobie jaki� pow�d do mod��w
w Cardegossie, �eby sprawi� starym oczom t� przyjemno��
� W rzeczy samej � skwitowa�a Ista niezobowi�zuj�co ten do�� zgodny z prawd� opis
swego zi�cia.
� Jestem Caria z Palmy. By�am �on� rymarza. Teraz owdowia�am. A wy, dobra pani? Czy
ten skwaszony osobnik to wasz m��?
Dy Ferrej, kt�ry z dezaprobat� przys�uchiwa� si� tej poufa�ej rozmowie, wykona� gest,
jakby zamierza� spi�� konia i odp�dzi� namoln� kobiet�, lecz Ista rozkazuj�co unios�a d�o�.
� Spokojnie, dy Ferreju.
Uni�s� w zdziwieniu brwi, ale pos�usznie trzyma� j�zyk za z�bami. Ista odpowiedzia�a
pielgrzymuj�cej kobiecie:
� Jestem wdow�... z Valendy.
� No prosz�, ja te� � odpar�a �ywo Caria. � Pochodzi� stamt�d m�j pierwszy m��. Po
prawdzie to pochowa�am ju� trzech � obwie�ci�a takim tonem, jakby to by�o nie lada
osi�gni�cie. � Och, nie wszystkich naraz, rzecz jasna. Ka�dego po kolei. � Przekrzywi�a
g�ow�, przygl�daj�c si� ci�kiej �a�obie Isty. � Czy i wy w�a�nie pochowa�y�cie swojego,
pani? Jaka szkoda. Nie dziwota, �e taka�cie blada i smutna. No c�, moja droga, to trudny
czas, zw�aszcza za pierwszym razem. Z pocz�tku chcia�oby si� umrze� � ja przynajmniej
chcia�am � ale to po prostu strach gada�. Wszystko si� jeszcze pouk�ada, nie martwcie si�.
Ista obdarzy�a j� przelotnym u�miechem i lekko potrz�sn�a g�ow� w niemym
zaprzeczeniu, lecz ani my�la�a wyprowadza� j� z b��du. Wida� by�o, �e dy Ferreja a�
�wierzbi, by ukr�ci� poufa�y ton kobiety, wyjawiaj�c nazwisko i pozycj� rozm�wczyni,
a przy okazji i w�asn�, i w ten prosty spos�b najprawdopodobniej od razu si� jej pozby�, ale
Ista z niejakim zdziwieniem u�wiadomi�a sobie, i� gadanina Carii nie budzi w niej niech�ci,
nie mia�a ochoty jej przerywa�.
Wygl�da�o zreszt� na to, �e nic podobnego jej nie grozi. Caria z Palmy wskazywa�a coraz
to nowych wsp�pielgrzym�w, racz�c Ist� niezbyt sk�adnym opisem ich pozycji spo�ecznej,
pochodzenia oraz �wi�tych miejsc, do kt�rych si� udaj�, a je�li kt�ry� jecha� za daleko, by
m�g� j� s�ysze�, dodawa�a gratis w�asne opinie na temat jego manier i moralno�ci. Poza
rozbawionym dedykatem Jesiennego Syna oraz jego sp�onionym potomkiem w sk�ad grupy
wchodzi�o czterech cz�onk�w bractwa tkaczy, kt�rzy pragn�li pomodli� si� do Zimowego
Ojca o pomy�lny wynik rozprawy s�dowej; m�czyzna nosz�cy barwy Letniej Matki, kt�ry
zanosi� mod�y o bezpieczny por�d dla c�rki; kobieta z b��kitem i biel� Wiosennej C�rki na
r�kawie, kt�ra chcia�a prosi� o m�a dla w�asnej. M�oda, szczup�a kobieta w elegancko
skrojonych zielonych szatach akolitki Letniej Matki, podr�uj�ca w towarzystwie pokoj�wki
i dw�ch s�u��cych, okaza�a si� nie po�o�n� ani lekark�, ale rewidentk� ksi�g. Kupiec winny
podr�owa�, by z�o�y� dzi�kczynienie i dotrzyma� �lubu, jaki z�o�y� Zimowemu Ojcu,
prosz�c o bezpieczny powr�t karawany, kt�ra o w�os zagin�aby podczas zesz�orocznej
przeprawy przez �nie�ne prze��cze g�rskie na szlaku do Ibry.
Ci z pielgrzym�w, kt�rzy jechali na tyle blisko, by to wszystko s�ysze�, zniecierpliwieni
wywracali oczyma na ten nieko�cz�cy si� potok s��w. Wyj�tkiem by� oty�y m�ody cz�owiek
w bia�ej szacie wieszczka B�karta, mocno zabrudzonej w czasie podr�y. Jecha� sobie
cichutko, zaczytany w opartej na brzuchu ksi�dze, pu�ciwszy luzem wodze ub�oconemu
mu�owi, i podnosi� wzrok tylko wtedy, kiedy przysz�o mu przewr�ci� stron� � mruga� wtedy
w spos�b typowy dla kr�tkowidz�w i u�miecha� si� troch� niem�drze.
Wdowa Caria wpatrzy�a si� w s�o�ce, kt�re zd��y�o wspi�� si� wysoko.
� Ju� nie mog� si� doczeka�, kiedy dotrzemy do Valendy. Jest tam s�ynna karczma,
podaj� w niej przepyszne pieczone m�odziutkie prosi�ta. � A� si� obliza�a w oczekiwaniu na
smako�yk.
Rewidentk� zakonu Matki z dezaprobat� �ci�gn�a wargi.
� Nie mam zamiaru je�� mi�sa � oznajmi�a. � Poczyni�am �lub, i� w tej podr�y moje
usta nie tkn� �adnych t�usto�ci.
Caria nachyli�a si� bli�ej i mrukn�a do Isty:
� Gdyby poczyni�a �lub, �e zamiast tych wszystkich sa�atek prze�knie w�asn� dum�,
bardziej przystawa�by do cel�w pielgrzymki. � Wyprostowa�a si� w siodle i u�miechn�a
szeroko, rewidentka za� prychn�a pod nosem i uda�a, �e nic nie s�yszy.
Kupiec z szaro-czarnymi wst�gami Ojca na r�kawie rzuci� w powietrze:
� Pewien jestem, �e bogom na nic si� nie przyda bezsensowna paplanina. Powinni�my
wykorzystywa� ten czas na dyskusje o sprawach wy�szych, �eby przygotowa� umys�y do
modlitwy, a nie brzuchy na czekaj�c� nas straw�.
� Tak, tak, a to, co poni�ej, na jeszcze wi�ksze przyjemno�ci? � rzuci�a szyderczo Caria. �
I w dodatku jedziecie z barwami Ojca na ramieniu! Wstyd�cie si�.
Kupiec a� zesztywnia� z oburzenia.
� Nie do tego bo�ego aspektu mam zamiar � albo potrzeb� � si� modli�, zapewniam was,
pani!
Wieszczek B�karta podni�s� wzrok znad swojej ksi�gi i rzuci� pojednawczo:
� Bogowie rz�dz� wszystkimi cz�ciami naszych cia�, od st�p to g��w. Dla ka�dego z nas
i ka�dego z naszych cz�onk�w istnieje w�a�ciwe b�stwo.
� Wasz b�g s�ynie z tego, �e gustuje w rzeczach niskich � odpar� kupiec wcale
nieudobruchany.
� Nikt, kto otwar� serce przed kt�rym� z cz�onk�w �wi�tej Rodziny, nie zostanie
odrzucony. Nawet zarozumialcy. � Kap�an pos�a� kupcowi uk�on znad wydatnego brzucha.
Caria wyda�a z siebie radosny rechot, kupiec prychn�� z oburzeniem, ale nie ci�gn��
tematu. Duchowny powr�ci� do swej ksi��ki.
� Podoba mi si� ten gruby, naprawd� � szepn�a Caria do Isty.
� Za wiele nie gada, ale jak ju� co� powie, to z sensem. Uczeni ludzie zwykle nie maj� do
mnie cierpliwo�ci, a i ja nie za bardzo ich rozumiem, to pewne. Ale ten tutaj ma urocze
maniery. Cho� tak naprawd� uwa�am, �e m�czyzna powinien znale�� sobie �on�, mie� z ni�
dzieci i pracowa� na ich utrzymanie. Z drugiej strony musz� przyzna�, �e m�j �wi�tej pami�ci
drugi m�� tego nie robi�, to znaczy nie pracowa�, tylko pi�. Zapi� si� ko�cu na �mier�, ku
wielkiej uldze tych, co go znali, �wie� pi�cioro b�stw nad jego dusz�. � Prze�egna�a si�,
dotykaj�c kolejno czo�a, wargi, p�pka, podo�ka, a na koniec serca, roz�o�ywszy szeroko d�o�
na pulchnej piersi. Unios�a podbr�dek i odezwa�a si� z ciekawo�ci�: � Ale tak mi w�a�nie
przysz�o do g�owy, �e wcale nam nie powiedzieli�cie, o co zamierzacie si� modli�, �wiat�y.
Wieszczek za�o�y� palcem czytan� w�a�nie stron� i podni�s� wzrok znad ksi��ki.
� Rzeczywi�cie, nie powiedzia�em � odpar� niezobowi�zuj�co.
� A przecie� wy wszyscy powo�ani modlicie si�, �eby spotka� swojego boga, czy nie tak?
� Cz�sto modl� si� o to, aby bogini dotkn�a mego serca � wtr�ci�a rewidentka zakonu
Matki. � To m�j najwy�szy duchowy cel: stan�� z ni� twarz� w twarz. W rzeczy samej,
czasem miewam wra�enie, �e wyczuwam jej obecno��.
Ka�dy, kto chce stan�� twarz� w twarz z bogami, musi by� sko�czonym g�upcem,
pomy�la�a Ista. Cho� z jej osobistych do�wiadcze� wynika, �e nie jest to warunek nie do
spe�nienia.
� O to nie trzeba si� wcale modli� � odpar� wieszczek. � Wystarczy umrze�. To nic
trudnego. � Potar� si� po podw�jnym podbr�dku. � Prawd� m�wi�c, to nawet nieuniknione.
� Zosta� tkni�tym przez bog�w za �ycia � obja�ni�a go ch�odno rewidentka. � To w�a�nie
jest najwi�ksze b�ogos�awie�stwo, kt�rego wszyscy pragniemy.
A wcale nie! Gdyby� zobaczy�a teraz przed sob� twarz Matki, pad�aby� z �kaniem w to
b�oto na drodze i nie mog�aby� si� podnie�� przez kilka nast�pnych dni. Ista u�wiadomi�a
sobie, �e wieszczek przygl�da si� jej ze skrywanym zaciekawieniem.
Czy i on zosta� tkni�ty przez boga? Mia�a ju� praktyk� w wykrywaniu takich os�b.
Niestety, dzia�a�o to w obie strony. A mo�e taki ciel�cy wzrok to zwyk�a oznaka
kr�tkowzroczno�ci? Zbita z tropu, obrzuci�a go chmurnym spojrzeniem.
U�miechn�� si� przepraszaj�co i zwr�ci� wprost do niej:
� Prawd� m�wi�c, podr�uj� w sprawach swojego zakonu. Dedykat, za kt�rego
odpowiadam, przez przypadek natkn�� si� na ma�ego zbieg�ego demona usadowionego we
fretce. Zabieram go do Taryoonu, aby tam arcykap�an zwr�ci� go bogu z ca�� nale�n�
ceremoni�.
Obr�ci� si� ku swoim przepastnym sakwom i grzeba� w nich przez chwil�, po czym
wyci�gn�� ma�� wiklinow� klatk�. W �rodku okr�ci�o si� raptownie smuk�e, szare zwierz�tko.
� Aha! A wi�c to tak skrz�tnie skrywali�cie! � Caria podjecha�a bli�ej i zmarszczy�a nos.
� Wygl�da jak ka�da inna fretka.
Zwierz� wspi�o si� przednimi �apkami po pr�tach klatki i przygl�da�o jej si�, poruszaj�c
w�sikami. Gruby kap�an obr�ci� si� w siodle w stron� Isty. Wierc�ce si� wewn�trz zwierz�tko
pod jej spojrzeniem nagle zamar�o; przez jedn� kr�tk� chwil� w paciorkach oczu b�ysn�o co�
wi�cej ni� tylko zwierz�ca inteligencja. Fretka spu�ci�a �ebek i wycofa�a si� jak najdalej
w g��b klatki. Wieszczek zerkn�� z ukosa na Ist�, wyra�nie zaciekawiony.
� Pewni jeste�cie, �e nieszcz�sny zwierzak nie jest po prostu chory? � spyta�a Caria
z pow�tpiewaniem.
� A wy co o tym s�dzicie, pani? � zwr�ci� si� wieszczek do Isty.
Sam doskonale wiesz, �e w �rodku jest prawdziwy demon, po co mnie pytasz?
� C�... s�dz�, �e arcykap�an z pewno�ci� b�dzie wiedzia�, co to jest i co z tym dalej
pocz��.
Wieszczek u�miechn�� si� leciutko, s�ysz�c t� wywa�on� odpowied�.
� �aden jeszcze z niego demon. � Schowa� klatk� z powrotem do sakwy. �
Powiedzia�bym, �e to na razie zwyk�a pierwocina, ma�a i nieukszta�towana. Wydaje si�, �e
niezbyt d�ugo przebywa na tym �wiecie, wi�c jest ma�o prawdopodobne, aby skusi�a kogo� do
czarnoksi�stwa.
Ista z ca�� pewno�ci� nie da�a si� skusi�, lecz rozumia�a, dlaczego kap�an musia�
zachowywa� ostro�no��. Posiadanie demona czyni�o z cz�owieka czarnoksi�nika, tak jak
posiadanie konia czyni�o ze� je�d�ca � lepszego czy gorszego, ale to ju� zupe�nie inna
kwestia. Podobnie jak ko�, demon m�g� ponie�� swego pana. Jednak w tym wypadku
nie�atwo by�o zsi���. Demon to ogromne zagro�enie dla dusz.
Caria ju� mia�a powr�ci� do swej paplaniny, lecz w tym akurat miejscu ich drogi si�
rozchodzi�y. Wdowa pomacha�a rado�nie na po�egnanie. Dy Ferrej stanowczo powi�d� Ist�
drog� prowadz�c� do zamku. Obejrza� si� jeszcze, kiedy ruszyli wzd�u� rzeki ku pierwszym
k�pom drzew.
� Co za prostaczka. Za�o�� si�, �e w jej g�owie nie postoi nawet jedna pobo�na my�l!
Wykorzystuje pielgrzymk� jako pretekst do w��cz�gi, �eby unikn�� dezaprobaty krewnych
i zapewni� sobie tanio zbrojn� eskort�.
� Wydaje mi si�, �e macie ca�kowit� racj�, dy Ferreju. � Ista tak�e obejrza�a si� przez
rami� na oddalaj�c� si� grup� p�tnik�w. Wdowa Caria namawia�a teraz wieszczka, by
�piewa� wraz z ni� hymny, niemniej ten, kt�ry proponowa�a, bardziej przypomina� pijack�
�piewk�.
� Nie wzi�a ze sob� ani jednego m�czyzny z rodziny � ci�gn�� z oburzeniem dy Ferrej.
� Nie ma m�a, ale chyba mog�a poprosi� jakiego� brata, syna albo przynajmniej siostrze�ca,
by jej towarzyszy�. Przykro mi, �e musia�y�cie to znosi�, roino.
Za ich plecami da� si� s�ysze� niezbyt mo�e harmonijny, lecz dobroduszny duet, kt�ry
wkr�tce ucich� w oddali.
� A mnie nie � odpar�a Ista z ledwie dostrzegalnym u�miechem.
2
Ista siedzia�a w r�anej altanie swej matki, skr�caj�c w palcach mu�linow� chusteczk�.
Dworka siedzia�a obok, dziobi�c jaki� haft ig�� w�sk� jak jej horyzonty, ale za to pewnie
ostrzejsz� od jej dowcipu. Przedtem Ista wielokrotnie obesz�a ogr�d dooko�a, spaceruj�c
w porannym ch�odzie, a� wreszcie dworka za�amuj�cym si� g�osem pocz�a j� b�aga�, by si�
zatrzyma�a. Teraz przesta�a na chwil� haftowa� i zapatrzy�a si� na d�onie Isty. Roina
poirytowana od�o�y�a kawa�ek udr�czonego mu�linu. W zamian jedn� obut� w jedwabny
pantofel stop�, ukryt� bezpiecznie pod fa�dami sp�dnicy, j�a wybija� nerwowy � czy raczej
w�ciek�y � werbel. Dooko�a krz�ta� si� ogrodnik; podlewa� kwiaty w donicach rozstawionych
przy wszystkich drzwiach dla uczczenia Pory C�rki, tak jak to czyni� przez lata ca�e pod
kierownictwem starej prowincjary. Ista ciekawa by�a, jak d�ugo przetrwaj� te wpojone s�u�bie
nawyki. Mo�e nigdy nie zanikn�, tak jakby skrupulatny duch starej damy nadal dogl�da� tu
wszystkiego? Ale nie, jej dusza zosta�a zabrana nale�ycie ze �wiata ludzi; w zamku nie by�o
�adnych nowych duch�w, inaczej Ista zaraz by je wyczu�a. Tutaj wszystkie oddzielone dusze
by�y stare, zm�czone i wyblak�e � sta�y si� zaledwie ch�odnym powiewem w�r�d zamkowych
�cian.
Sykn�a, zginaj�c i prostuj�c obie stopy. Odczeka�a kilka dni, zanim zwr�ci�a si� do
dow�dcy stra�y z pomys�em, �e w tym sezonie uda si� na pielgrzymk� � w nadziei, �e zd��y�
zapomnie� o wdowie Carii. Mia�a to by� pielgrzymka odbywana w pokorze, w niezbyt licznej
grupie: kilkoro s�u�by, niewiele sprz�t�w, a nie kr�lewski orszak z setk� jezdnych, co dy
Ferrej uzna� za niezb�dne minimum. J�� zaraz wysuwa� irytuj�co rzeczowe obiekcje, a tak�e
poda� w w�tpliwo�� szczero�� tego nag�ego pobo�nego zrywu. Zby� lekcewa��co twierdzenie,
�e Ista pragnie odpokutowa� za swoje grzechy, przekonany, i� pod jego troskliw� opiek� nie
mog�a pope�ni� nic na tyle z�ego, by by�o godne wzmianki. Przyzna� musia�a, �e gdyby
chodzi�o o prostackie grzechy cielesne, jakie bez w�tpienia mia� na my�li, nie myli� si�,
jednak dy Ferrejowi obce by�y wszelkie teologiczne subtelno�ci. Im bardziej nalega�a, tym
bardziej stawa� si� nieprzejednany i przezorny, a� w ko�cu musia�a zwalczy� w sobie
nieprzepart� ch��, by na niego nawrzeszcze�. Pewna by�a, �e im gwa�towniej b�dzie go
przekonywa�, tym bardziej zaszkodzi w�asnej sprawie. Irytuj�cy paradoks.
Przez ogr�d przebieg� truchtem pa�, w biegu obdarzaj�c Ist� do�� szczeg�lnym uk�onem
� czym� w rodzaju sk�onu w podskoku. Wkr�tce znikn�� we wn�trzu warowni, sk�d po kilku
minutach wy�oni� si� z powrotem w towarzystwie dy Ferreja. Dow�dca stra�y ruszy�
z powag� przez ogr�d. Przy pasku podzwania�y mu klucze, symbol piastowanego stanowiska.
� Dok�d to, dy Ferreju?! � zawo�a�a od niechcenia Ista.
Zatrzyma� si�, by z�o�y� przed ni� uk�on, odpowiedni dla jej rangi i jego w�asnej
godno�ci, a tak�e nakaza� paziowi, by wykona� sw�j, jak przysta�o.
� Powiadomiono mnie, �e przybyli je�d�cy z Cardegossu, roino. � Zawaha� si� na kr�tk�
chwil�. � Wasz argument, �e sk�adaj�c przysi�g� wam i waszej rodzinie, zobowi�za�em si�
nie tylko do obrony, ale i do pos�usze�stwa, da� mi do my�lenia.
Ach tak, wi�c przynajmniej tyle do niego dotar�o. Doskonale. Ista u�miechn�a si�
leciutko. Odpowiedzia� jej podobnym u�miechem, a na jego twarzy opr�cz ulgi malowa�o si�
co� w rodzaju triumfu.
� Poniewa� moje argumenty was nie przekonuj�, pos�a�em pismo na dw�r kr�lewski, aby
prosi� tych, kt�rych z pewno�ci� zechcecie wys�ucha�, aby dodali w�asny g�os do mojego.
Stary dy Ferrej istotnie nie ma prawa wtr�ca� si� w wasze plany, je�li pomin�� t�
wyrozumia�o��, jak� winni�cie mu � nie, jak� zechcecie go �askawie obdarzy� � za lata jego
s�u�by...
Nieczyste zagranie. Ista �ci�gn�a wargi.
� Roina Iselle i rojs Bergon s� teraz waszymi suwerenami, a do tego drogie jest im
bezpiecze�stwo w�asnej matki. Jestem ponadto przekonany, �e kanclerz dy Cazaril to
cz�owiek, z kt�rego opini� zechcecie si� liczy�. Je�li si� nie myl�, wys�a�cy przywie�li listy
z radami, kt�re powinny was nieco uspokoi�.
Ista zacisn�a z�by. Nie chcia�a miota� przekle�stw pod adresem Iselle, Bergona czy
Cazarila. Ani te� na �starego dy Ferreja�, jak mawia� o sobie, cho� by� starszy od niej raptem
o dziesi�� lat. Niemniej czu�a si� tak spi�ta, �e ledwie mog�a oddycha�. By�a niemal pewna,
�e w tej swojej nieustannej trosce, by ustrzec j� przed dawnym szale�stwem, opiekunowie
wp�dz� j� w nowe.
Na brukowanym zamkowym dziedzi�cu dwaj je�d�cy w strojach zakonu C�rki zsiadali
w�a�nie z koni pod przychylnym i go�cinnym okiem dy Ferreja. Wida� by�o, �e to nie
miejscowi ze �wi�tyni w Valendzie � stroje mieli nadzwyczaj gustowne, eleganckie,
z wygl�du wielkomiejskie. Od doskonale wypucowanych wysokich but�w, przez zgrabne
b��kitne spodnie i tuniki, czy�ciutkie, szamerowane z�otem kamizelki, a� po szare peleryny
z kapturem, b�d�ce znakiem zakonu, wszystko a� bi�o w oczy cardegosskim szykiem. Bro�
i pochwy by�y r�wnie czyste, doskonale zadbane � metal wypolerowany, a sk�rzane cz�ci
nasmarowane olejem � ale nie nowe. Jeden z oficer�w dedykat�w by� wzrostu nieco powy�ej
�redniego, szczup�y i �ylasty. Drugi, nieco ni�szy, by� doskonale umi�niony, a ci�ka szabla,
zwisaj�ca mu u pasa, z pewno�ci� nie by�a tylko dworsk� zabawk�.
Kiedy dy Ferrej zako�czy� kr�tk� mow� powitaln� oraz wyda� odpowiednie rozkazy
s�u�bie, Ista podesz�a bli�ej.
� Czy my si� przypadkiem nie znamy, panowie? U�miechaj�c si�, oddali wodze
gromadce stajennych i zamietli pelerynami ziemi� w dworskim uk�onie.
� Roino, to wielka przyjemno�� widzie� was ponownie � rzek� ten wy�szy i aby nie
wprawia� jej w zak�opotanie z powodu luk w pami�ci, doda� szybko: � Jestem Ferda dy Gura,
a to m�j brat Foix.
� Ach tak. Towarzyszyli�cie kanclerzowi dy Cazarilowi w czasie jego wielkiej ibra�skiej
misji trzy lata temu. Spotkali�my si� na inwestyturze Bergona. Kanclerz i rojs Bergon bardzo
was chwalili.
� Mi�o z ich strony � mrukn�� ten krzepki, Foix.
� To zaszczyt s�u�y� wam, pani. � Starszy dy Gura stan�� przed ni� idealnie na baczno��
i wyrecytowa�: � Kanclerz dy Cazaril przekazuje nas, wraz z najserdeczniejszymi
pozdrowieniami, jako wasz� eskort� na czas podr�y, roino. Uprasza przy tym, aby�cie
uzna�y nas za swoj� praw� r�k�. R�ce. � Ferda zaj�kn�� si� i napr�dce zaimprowizowa�: � Za
swoj� praw� i lew� r�k�, czy jak tam wypadnie.
Jego brat impertynencko uni�s� brew i mrukn�� pod nosem:
� Ale kt�ry b�dzie kt�r�?
Zadowolenie na twarzy dy Ferreja szybko ust�pi�o miejsca zaskoczeniu.
� Kanclerz aprobuje to... przedsi�wzi�cie?
Ista ciekawa by�a, jakie mniej pochlebne okre�lenie tak pospiesznie prze�kn��.
Ferda i Foix spojrzeli po sobie. Foix wzruszy� ramionami i pogrzeba� w sakwie.
� Lord dy Cazaril nakaza� nam z�o�y� w wasze r�ce to oto pismo, pani. � Pe�nym
dworskiej elegancji gestem rado�nie poda� jej list, opiecz�towany zar�wno wielk� piecz�ci�
kanclersk�, jak i osobist� piecz�tk� dy Cazarila odci�ni�t� na b��kitnym wosku,
przedstawiaj�c� przycupni�tego na literach CAZ kruka.
Ista przyj�a list z podzi�kowaniem, nie wiedz�c, co ma o tym wszystkim s�dzi�. Od razu
go otwar�a, rozsypuj�c po bruku okruchy wosku. Dy Ferrej z ciekawo�ci� wyci�gn�� szyj�,
wi�c odsun�a si� o kilka krok�w, aby w spokoju przeczyta�.
List by� kr�tki, napisany pi�kn� kanclersk� kaligrafi�. Dy Cazaril zwraca� si� do niej
z zachowaniem wszystkich nale�nych tytu��w � nag��wek d�u�szy by� od samej tre�ci listu,
kt�ry brzmia�: �Przekazuj� Wam tych oto poczciwych braci, Ferd� i Foixa dy Gura, aby
s�u�yli Wam jako kapitanowie i towarzysze podr�y, dok�dkolwiek Was droga zaprowadzi.
Ufam, �e b�d� Wam s�u�y� tak samo dobrze, jak s�u�yli mnie. Niech Was pi�cioro b�stw
prowadzi. Wasz pokorny i oddany� � po czym nast�powa� podpis Cazarila: p�okr�g
z ci�gn�cym si� za nim bazgro�kiem.
Tym samym paskudnym charakterem pisma � palce dy Cazarila by�y raczej silne ni�
subtelne, przypomnia�a sobie Ista � dopisano postscriptum: �Iselle i Bergon przesy�aj�
sakiewk� � na pami�tk� klejnot�w, kt�re posz�y w zastaw, aby sfinansowa� inn� wycieczk�,
a za kt�re wykupiono ca�y kraj. Powierzy�em j� Foixowi. Niech was nie niepokoi jego
rozbuchane poczucie humoru, jest mniej prostoduszny, ni� na to wygl�da�. Roina rozci�gn�a
wargi w u�miechu.
� S�dz�, i� to a� nadto jasne.
Wr�czy�a list kr�c�cemu si� przy niej dy Ferrejowi. Kiedy pospiesznie przebiega� linijki
wzrokiem, mina wyra�nie mu rzed�a, a usta ju� z�o�y�y si� do okrzyku, lecz zbyt dobrze zna�
swoje miejsce, by pozwala� sobie na pochopne komentarze. Ista podzi�kowa�a za to w duchu
starej prowincjarze. Dy Ferrej podni�s� wzrok na obu braci.
� Ale przecie� roina nie mo�e ruszy� w podr� w towarzystwie tylko dw�ch jezdnych,
cho�by i doskona�ych �o�nierzy.
� Z ca�� pewno�ci�, panie. � Ferda z�o�y� mu leciutki uk�on. � Przywiedli�my ze sob�
ca�y nasz oddzia�. Pozostawi�em ich w mie�cie, aby spustoszyli zakonne spi�arnie,
z wyj�tkiem dw�ch, kt�rych wys�a�em z innym zadaniem. Powinni do jutra wr�ci�
i uzupe�ni� nasze szyki.
� Z innym zadaniem? � powt�rzy� pytaj�co dy Ferrej.
� Marsza�ek dy Palliar wykorzysta� okazj� i zleci� nam przy okazji inn� przys�ug�. Wys�a�
z nami pi�knego roknaryjskiego ogiera, zdobytego w czasie kampanii w Gotorgecie zesz�ej
jesieni, a�eby pokryto nim klacze w naszej zakonnej stadninie w Palmie. � Twarz Ferdy
wyra�nie si� o�ywi�a. � Och, jaka szkoda, �e nie mia�y�cie okazji go zobaczy�, roino! Po
prostu unosi si� nad ziemi� i p�ynie w powietrzu... cudownie jedwabista okrywa... kupcy
b�awatni skr�caliby si� z zawi�ci. Kiedy uderza kopytami w ziemi�, s�ycha� d�wi�k
cymba��w, ogon powiewa mu jak sztandar, grzywa jak w�osy panny, to cud natury...
Jego brat odchrz�kn�� znacz�co.
� W ka�dym razie to bardzo pi�kny ko� � zako�czy� szybko Ferda.
� Moim zdaniem � odezwa� si� dy Ferrej, zapatrzony gdzie� przed siebie, z listem
kanclerskim w d�oni � mogliby�my napisa� do waszego brata, dy Baocji, w Taryoonie, aby
wys�a� nam dodatkowo oddzia� prowincjarskiej kawalerii. Oraz kilka ze swoich dam dworu,
aby wam us�ugiwa�y. A mo�e zechce si� wybra� tak�e wasza �askawa szwagierka lub kt�ra�
z siostrzenic b�dzie na tyle du�a, damy dworu szwagierki, no i oczywi�cie wasze, a tak�e ca�a
niezb�dna s�u�ba i stajenni. Trzeba te� pos�a� do �wi�tyni po stosownego przewodnika
duchowego. Nie, zrobimy inaczej. Napiszemy do Cardegossu, do arcykap�ana Mendenala,
aby osobi�cie poleci� jakiego� �wiat�ego duchownego.
� To zajmie kolejne dziesi�� dni � wtr�ci�a zaniepokojona Ista. Je�li dy Ferrej zdo�a
postawi� na swoim, nie tylko nie uda jej si� uciec, ale jeszcze b�dzie musia�a wlec si� przez
p� kraju, ci�gn�c za sob� armi� ludzi. � Nie �ycz� sobie takiej zw�oki. Pogoda i stan dr�g
znacznie si� poprawi�y � doda�a z desperacj�. � Wola�abym wykorzysta� ten czas, p�ki mamy
czyste niebo.
� Hm, mo�emy to om�wi� � odpar�, zerkaj�c w g�r� na bezchmurny b��kit, jakby wola�
przyzna� jej racj� w tej bezpiecznie ma�o istotnej sprawie. � Porozmawiam z dworkami
i napisz� do waszego brata. � Skrzywi� usta w zamy�leniu. � Ta sakiewka to z ca�� pewno�ci�
jakie� przes�anie od Iselle i Bergona. By� mo�e, roino, chcieliby, aby�cie podczas
pielgrzymki pomodli�y si� o wnuka? To by�oby wielkie b�ogos�awie�stwo dla Chalionu
i bardzo stosowny pow�d do pielgrzymki. � Pomys� wyra�nie przypad� mu do gustu, znacznie
bardziej ni� I�cie; sam niedawno ogromnie uradowa� si� z narodzin pierwszego wnuka. Ale
poniewa� by�a to pierwsza pozytywna uwaga, jaka pad�a z jego ust w kwestii tego...
przedsi�wzi�cia, zdecydowa�a, �e nie b�dzie mu si� przeciwstawia�.
Braci dy Gura oraz ich wierzchowce odprowadzono � odpowiednio � do go�cinnych
komnat zamku i do stajen, a dy Ferrej pospiesznie si� oddali� do swych obowi�zk�w. Dworka
Isty zacz�a papla� co� o problemach z doborem odzie�y na tak uci��liw� podr�, jakby Ista
mia�a zamiar przedziera� si� przez g�ry do Darthaki lub jeszcze dalej, a nie pobo�nie
i statecznie objecha� Baocj� dooko�a. Ista zastanawia�a si� przez chwil�, czy nie symulowa�
b�lu g�owy, �eby powstrzyma� jako� ten potok s��w, ale dosz�a do wniosku, �e nie przys�u�y
si� tym w�asnej sprawie, zacisn�a wi�c z�by i postanowi�a jako� to �cierpie�.
P�nym popo�udniem dworka wci�� jeszcze papla�a zatroskana. Ci�gn�c za sob� trzy
s�u�ki, biega�a tam i z powrotem po komnatach Isty i przek�ada�a w niesko�czono�� sterty
sukien, szat, p�aszczy i but�w w rozpaczliwej pr�bie pogodzenia kolorystycznych wymog�w
g��bokiej �a�oby Isty z przewidywaniem wszelkich mo�liwych ewentualno�ci. Ista siedzia�a
w niszy okiennej, sk�d rozpo�ciera� si� widok na dziedziniec przy bramie wej�ciowej,
i pozwala�a, by ten nieko�cz�cy si� potok s��w sp�ywa� po niej jak woda z rynny. W ko�cu
rozbola�a j� od tego g�owa.
Dobiegaj�cy od bramy stukot kopyt i nag�e poruszenie na dziedzi�cu obwie�ci�y
kolejnego przybysza. Przez bram� wjecha� z ha�asem wysoki gniadosz; je�dziec mia� na sobie
kaftan z god�em kr�lewskiej kancelarii � lampartem na tle zamku � a pod nim nieco wyblak�y
przyodziewek. Zsun�� si� zwinnie z siod�a, zeskakuj�c na palce... by�a to dziewczyna
o �wie�ej, m�odzie�czej twarzy i z d�ugim warkoczem na plecach. �ci�gn�a zza siod�a jaki�
tobo�ek i rozpostar�a go z trzaskiem; okaza�o si�, �e to sp�dnica. Podkasa�a tunik� i owin�a
sp�dnic� dooko�a smuk�ej kibici, zakrywaj�c spodnie, po czym rado�nie zarzuciwszy
biodrami, opu�ci�a r�bek na wysokie buty do jazdy.
Na dziedzi�cu pojawi� si� dy Ferrej; dziewczyna rozpiecz�towa�a kanclerski worek
pocztowy i przewr�ciwszy go do g�ry dnem, wytrz�sn�a jeden, jedyny list. Dy Ferrej otwar�
go niecierpliwie, z czego Ista wywnioskowa�a, �e jest to prywatne przes�anie od jego
ukochanej c�rki, Betriz, damy dworu kr�lowej Iselle. Mo�e zawiera�o nowiny o jego wnuku,
bo twarz wyra�nie mu si� rozpogodzi�a. Czy ju� czas na pierwsze z�bki? Je�li tak, Ista
w stosownej chwili us�yszy o tym osi�gni�ciu. Chc�c nie chc�c, musia�a si� u�miechn��.
Dziewczyna na dziedzi�cu przeci�gn�a si�, schowa�a worek, sprawdzi�a nogi oraz kopyta
konia i przekaza�a zwierz� zamkowemu stajennemu wraz z d�ugimi pouczeniami. Ista
u�wiadomi�a sobie, �e dworka stoi obok i wygl�da przez okno zza jej ramienia.
� Chc� porozmawia� z t� dziewczyn�. Przyprowad�cie j� do mnie � poleci�a wiedziona
nag�ym impulsem.
� Milady, przecie� ona mia�a tylko jeden list.
� W takim razie b�d� musia�a wys�ucha� nowin z dworu bezpo�rednio od niej.
Dworka prychn�a pogardliwie.
� Ma�o prawdopodobne, aby taka prostaczka cieszy�a si� zaufaniem dworskich dam
w Cardegossie.
� Tak czy owak przyprowad�cie j�.
Po jakim� czasie tupot pewnych krok�w wraz z silnym zapachem konia obwie�ci� I�cie
przybycie dziewczyny, zanim jeszcze dworka rzuci�a niepewnie: �Milady, oto kurier, tak jak
prosi�y�cie�. Ista, kt�ra wci�� jeszcze siedzia�a w okiennym wykuszu, gestem odprawi�a
dwork�.
Dziewczyna ni to sk�oni�a si�, ni to dygn�a niezgrabnie.
� Roino, jak mog� wam s�u�y�?
Ista nie mia�a zielonego poj�cia.
� Jak si� nazywasz, dziewczyno?
� Liss, milady. � Po chwili niezr�cznego milczenia doda�a: � To zdrobnienie od Annaliss.
� Sk�d przybywasz?
� Dzisiaj? Odebra�am swoj� przesy�k� ze stacji w...
� Nie, w og�le.
� Ach tak... hm... M�j ojciec ma niewielk� posiad�o�� w pobli�u miasta Teneret,
w prowincji Labra. Hodowa� konie dla zakonu Ojca oraz owce na we�n�. Nadal si� tym
zajmuje, o ile mi wiadomo.
Wynika�o z tego, �e by� do�� zamo�ny, nie uciek�a wi�c przed dotkliwym ub�stwem.
� Jak to si� sta�o, �e zosta�a� kurierem?
� Nawet bym o tym nie pomy�la�a, gdyby nie to, �e pewnego dnia z siostr�
dostarcza�y�my konie do �wi�tyni i zobaczy�am wtedy dziewczyn� w stroju kuriera, kt�ra
galopem wioz�a jakie� listy do zakonu C�rki. � U�miechn�a si� jak do szcz�liwego
wspomnienia. � Od tamtej pory ju� nie zazna�am spokoju.
Dziewczyna, cho� bardzo uprzejma, nie wydawa�a si� skr�powana w obecno�ci roiny, co
Ista odnotowa�a z wyra�n� ulg�.
� Nie boisz si� je�dzi� zupe�nie sama?
Dziewczyna zarzuci�a g�ow�, wprawiaj�c w ruch d�ugi warkocz.
� Jestem szybsza ni� wszystko, co mog�oby mi zagrozi�. W ka�dym razie jak dot�d.
Ista uwierzy�a w to bez trudu. Dziewczyna by�a od niej wy�sza, ale i tak ni�sza oraz
szczuplejsza od przeci�tnego m�czyzny, nawet od tych chudych, �ylastych, jakich zwykle
wybiera si� na kurier�w. Nie stanowi�a dla wierzchowca du�ego obci��enia.
� A... nie jest to zbyt trudne? Musisz je�dzi� w upale, w deszczu, przy ka�dej pogodzie...
� Nie jestem z cukru, nie rozp�yn� si� na deszczu. A kiedy jad�, jest mi ciep�o, nawet gdy
pada �nieg. Je�li musz�, �pi� pod jakim� drzewem, zawini�ta w peleryn�. Albo i na drzewie.
Wprawdzie prycze na stacjach pocztowych s� cieplejsze i mniej nier�wne... � W jej oczach
b�ysn�y iskierki humoru. � Ale tylko odrobin�.
Ista westchn�a w podziwie dla tak niezmiernej energii.
� Od jak dawna je�dzisz dla kr�lewskiej kancelarii?
� B�dzie ju� ze trzy lata. Odk�d sko�czy�am pi�tna�cie lat.
A co robi�a Ista w tym wieku? Pewnie przygotowywano j� do roli �ony wielkiego pana.
Kiedy zwr�ci� na ni� wzrok roj� Ias, a by�a w�wczas mniej wi�cej w wieku tej dziewczyny,
sukces tych przygotowa� przeszed� naj�mielsze oczekiwania ca�ej rodziny � dop�ki ten
spe�niony sen nie przeistoczy� si� w d�ugoletni koszmar Iasowej kl�twy. Teraz ju� dzi�ki
bogom i lordowi Cazarilowi przerwanej, przed trzema laty. Wtedy to znikn�a z jej my�li
d�awi�ca mroczna mg�a. Uci��liwa nuda, ju� w�wczas wierna towarzyszka, nadal pozosta�a.
� Czemu rodzina pozwoli�a ci opu�ci� dom w tak m�odym wieku?
Rozbawienie roz�wietli�o twarz dziewczyny jak prze�wiecaj�ce przez li�cie promienie
s�o�ca.
� Co� mi si� wydaje, �e zapomnia�am spyta�.
� A dyspozytor przyj�� ci� do s�u�by bez zgody ojca?
� Zdaje mi si�, �e i on zapomnia� spyta�, bo wtedy akurat brakowa�o mu je�d�c�w. To
zdumiewaj�ce, jak prawo potrafi si� zmieni� w okamgnieniu. Niemniej raczej si� nie
spodziewa�am, �e ojciec i bracia si�� powlok� mnie z powrotem, skoro trzeba wywianowa�
jeszcze cztery inne c�rki.
� Uciek�a� tego samego dnia? � zdumia�a si� Ista.
Dziewczyna b�ysn�a w u�miechu bia�ymi, zdrowymi z�bami.
� Oczywi�cie. Dosz�am do wniosku, �e oszalej�, je�li b�d� musia�a wr�ci� do domu
i uprz��� jeszcze jeden motek we�ny. Zreszt� matka nigdy nie by�a zadowolona z moich
motk�w. M�wi�a, �e s� bardzo nier�wne.
Ista doskonale wiedzia�a, jak to jest. Odpowiedzia�a dziewczynie niepewnym u�miechem.
� Moja c�rka doskonale je�dzi konno.
� Wie o tym ca�y Chalion, milady. � Oczy Liss rozb�ys�y. � Z Valendy do Taryoonu
w jedn� noc, i to unikaj�c wojsk wroga... Ja nigdy nie prze�y�am takiej przygody. Ani te� nie
otrzyma�am potem takiej nagrody.
� Miejmy nadziej�, �e skrzyd�a wojny nigdy wi�cej nie musn� Chalionu z tak bliska.
Dok�d udajesz si� teraz?
Liss wzruszy�a ramionami.
� Kto wie? Wr�c� do swojej stacji, �eby poczeka� na kolejny worek, kt�ry wyda mi
dyspozytor, a potem pojad� tam, dok�d mnie skieruj�. Szybko, je�li ser dy Ferrej napisze
jak�� odpowied�, lub wolno, �eby oszcz�dzi� konia, je�li nie napisze.
� Dzi� wieczorem raczej nic nie napisze... � Ista nie mia�a ochoty pozwoli� jej odej��,
lecz dziewczyna nadal by�a brudna i potargana po podr�y. Z pewno�ci� chcia�aby si� umy�
i posili�. � Wr�� do mnie jeszcze, Liss z Labry. Za godzin� czy dwie na zamku b�dziemy je��
obiad. Przyjd� do mnie i zjedz przy moim stole.
Dziewczyna unios�a brwi w zdumieniu. Zn�w wykona�a niezgrabny dyg.
� Jak rozka�ecie, roino.
G��wny st� w jadalni starej prowincjary by� zastawiony dok�adnie tak samo jak
dziesi�tki tysi�cy razy przedtem, kiedy �adne �wi�to nie mog�o zburzy� monotonii ponurych
dni. Owszem, by� wygodny, ustawiony w niewielkiej jadalni w nowszej cz�ci zamku,
z kominkiem i przeszklonymi oknami. Zasiada�o przy nim zawsze to samo towarzystwo: lady
dy Hueltar, kt�ra by�a wiekow� krewn� matki Isty oraz jej d�ugoletni� towarzyszk�, sama
Ista, wa�niejsze z jej dworek oraz powa�ny dy Ferrej. Za milcz�c� zgod� wszystkich krzes�o
prowincjary sta�o puste. Ista nie obj�a po matce g��wnego miejsca przy stole, nikt te� � mo�e
z powodu �le poj�tego szacunku dla jej smutku � na to specjalnie nie nalega�.
Przyszed� dy Ferrej, prowadz�c Ferd� i Foixa, kt�rzy prezentowali si� jak prawdziwi
dworacy. A do tego wygl�dali m�odo. Za nimi wesz�a dziewczyna kurier i sk�oni�a si�
uprzejmie wszystkim obecnym. Sam na sam z Ist� zachowywa�a si� �mia�o, jednak panuj�ca
tutaj st�ch�a atmosfera staro�ci zdolna by�a z�ama� najdzielniejszych nawet �o�nierzy. Bij�cy
od dziewczyny ko�ski zapach by� teraz znacznie s�abszy, niemniej lady dy Hueltar
zmarszczy�a nos.
Naprzeciwko Isty pozosta�o jeszcze jedno wolne miejsce, poza tym nale��cym niegdy� do
starej prowincjary.
� Czy spodziewamy si� go�cia? � zapyta�a Ista dy Ferreja. Pewnie kt�ry� z wiekowych
przyjaci� wiekowych domownik�w; nie �ywi�a nadziei na jak�� egzotyczn� niespodziank�.
Dy Ferrej odchrz�kn�� i skin�� g�ow� w stron� lady dy Hueltar. Pomarszczona twarz starej
damy rozja�ni�a si� w u�miechu.
� Zwr�ci�am si� z pro�b� do �wi�tyni wValendzie, aby przys�ano nam odpowiedniego
wieszczka, kt�ry zosta�by przewodnikiem duchowym w czasie waszej pielgrzymki, roino.
Je�li nie mo�emy pos�a� do Cardegossu po kszta�conego na dworze �wiat�ego, pomy�la�am
sobie, �e mogliby�my poprosi� o �wiat�� Tovi� z zakonu Matki. Mo�e nie jest na