Wicek Niecnota obrazek sceniczny dla dzieci i młodzieży

Szczegóły
Tytuł Wicek Niecnota obrazek sceniczny dla dzieci i młodzieży
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Wicek Niecnota obrazek sceniczny dla dzieci i młodzieży PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Wicek Niecnota obrazek sceniczny dla dzieci i młodzieży PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Wicek Niecnota obrazek sceniczny dla dzieci i młodzieży - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 = IIlllllllllllllllllllllllllllll{ IllllllllllllllllllllllllllllU lltlllllllIlllllllllllH IIH IIIIim illlll!lllllllim i!lllllllllH IIIIH H H IIIlllim ililllH m H H lllllim m iH H H T E A TR Z Y K W ILEŃSK I Nr. 14. M A R JA R E U T T Ó W N A . WICEK-NIECNOTA O BRA ZEK SCENICZNY DLA DZIECI 1 MŁODZIEŻY SZKOLNEJ W 2 O D SŁO N A C H . W Y D A N I E D R U G IE . y N A K Ł A D I DRUK JÓZEFA ZAW A DZK IEG O ^ WILNIE. Strona 2 Strona 3 A MARJA REUTTÓWNA WICEK-NIECNOTA O B R A Z EK SCE N ICZN Y DLA DZIECI I M ŁOD ZIEŻY S Z K O L N E J W 2-ch O D SŁ O N A C H . WYDANIE D RU GI E. NAKŁADEM I D R U K I E M J Ó Z E F A Z A W A D Z K I E G O W WI LNI E. Strona 4 OSOBYs W ICEK ŻALIŃSKI, lat 14. M A Ł G O R Z A T A , jego ciotka. JÓZEK STEFEK OLEK GRZEŚ Dzieci sz k o ln e lat 12—8. ZOŚKA JU LKA G E N IA N A U C ZY C IE LK A M ARCYSIA, m a tk a O lka. W A L E N T O W A , g o sp o d y n i. K A ZIM IERZ SU RÓ W K A , lat 20. JĘ D R E K , stró ż szkolny. B Ó B K O W A , żebraczka. CHA1MEK, uczeń sz k o ły pow szechn ej w sąsiedniej wsi, lat 12. G o s p o d a r z e i go spo d y n ie , dzieci szkolne. Rzecz dzieje się we wsi Stachy, w Ziemi W ileńskiej. Strona 5 ODSŁONA I. S c e n a I. Izba w chacie Wicka, duża, obszerna, czysto utrzymana, stó ł przykryty ob ru sem dom ow ej ro bo ty, ławy, stołki; obrazy święte i p o rtre t Kościuszki na wybielonych czysto ścianach. W głębi łó żk o czysto posłane, piec i przy nim na półce ró żne statki. Na o k n a c h kwiaty w doniczkach, zielone gałązki choiny za obrazami. Z bo k u pod o k n e m niewielki stolik, na nim p o ­ rządnie uło żo n e książki i zeszyty, w kącie przy łóżku duża skrzynia. M A Ł G O R Z A T A (sama, krząta się po izbie, zmiata okruszki, zasuw a piec, nakrywa garnki, rozmawiając ze sobą). N o, już i w szystko w p o rz ą d k u , za chw ilę z a ­ d zw o n ią n a n ieszp o ry , byle W icek w ró c ił to już będę m ogła iść. N a w ieczerzę są kluski, już o k ra sz o n e , to się je tylko przygrzeje i tyle. G dzież się ten ch ło p ak zapo d ział? S c e n a II. M AŁGORZATA i W ALENTOW A. W A L E N T O W A (w chodząc). P o ch w alo n y . A idziecież n a n ieszp ó r? Ju ż k o ś­ cielny poszed ł. M AŁGORZATA. Idę, idę, czekam tylk o na W icka.' Strona 6 W ALENTOW A. N a W icka N iecnotę... (śm ieje się ). M AŁGORZATA. J T y lk o bez p rzezw iska, p ro sz ę b a rd z o . C o wam i ten c h ło p a k z ro b ił, że g o śm iecie tak przezyw ać? ( W A L E N T O W A (w zru szając ram ion am i). J a g o tak nie p rzezw ała, a że p o całej wsi go tak w o łają, to już nie m o ja w ina. , \ M AŁGORZATA. , W stydziliby się ludzie, ta k sie ro tę poniew ierać, ' co o n k o m u z ro b ił z łe g o ? C h ło p a k jak się patrzy, 1 uczy się pilnie, sa m a nau czy cielk a jego chw ali, w d o - ^ m u też nie je d n o zro b i, ta k jak stary. N ie łże, nie ro zb ija się jak in n e ch ło p cy , cudzego nie tknie i ot, przezw ali g o N iecn o tą. W ALENTOW A. M usić taki n a to i zasłu ży ł, bez racji by ta k nie w o ła n o . N ie w eźm ie cudzego, b o sw ego m a dość, nie ro z b ija się, a taki um ie, oj um ie, lu d zio m dokuczyć... ( M AŁGORZATA. P o w ied zcież raz, co on w am z ro b ił już tak złeg o . Strona 7 W ALENTOW A. O jże, d ługo by b y ło teg o g ad an ia. I wy byście inaczej gadali, gdybyście jego ch leb a nie jedli. Ż eby to był biedny s ie ro ta , to b y ście jem u tak nie folgow ali, i ale bogacz, przy tu liliście się p rz y nim , to i jak że w am co n a n iego gadać. M A Ł G O R Z A T A (z pasją). ] A wy tu co zm yślacie? b o g acz przytulił to i n ijak na niego gadać. C o w am do m o jeg o u b ó stw a i d o W iekow ego b o g actw a. W as z a z d ro ść źre, że sie ro ta m a ch ału p ę jak się w idzi, że o n g ło d em nie m rze to i n a niego p y skujecie, i m n ie d o oczu rzucacie, żem b iedna. A co to ja, d ziad ó w k a, ż eb raczk a, żeby m nie Wicek przytu lał, z łask i u nieg o chleba nie jem . * Scena Ili. T E Ż i W ICEK. W ICEK (wchodząc). * I A co się w am cio tk o z ro b iło , co tak krzyczycie, ' o p ó ł w io rsty w as słychać. M AŁGORZATA. T o i d o b rze, że sły ch ać, jak k o m u trza d o ro - ( zum u trafić, to już szep tem nie pow iesz. D o b rz e żeś w rócił, chcę iść d o k o śc io ła , nijak b y ło ch atę z o s ta ­ wiać o tw o rem . Strona 8 W IC E K (podchodząc do stolika z książkami). T o idźcie, bo już dzwonili, ja będę się uczył. MAŁGORZATA. Oj! już przedzwonili m ówisz Wicek na Boga a CÓŻ ty m asz na sobie? (podchodzi do niego i załamuje ręce). Chłopcze, bój się Boga, a gdzież tw oja kurtka? W IC E K (trochę zakłopotany), A gdzież m a być, toć-że na m nie. Patrzcie, jak ludzie idą do kościoła (pokazuje przez okno). M A Ł G O R Z A T A (z gniewem). Już mię tylko nie zagaduj, gadaj mi zaraz coś zrobił ze swą kurtką. Skąd ta w yłojona, żydowska w atów ka? G adajże raz. (W alentowa przez cały czas sto i z boku i uśm iecha się złośliwie). WICEK. D ługo by tego gadania było. Idźcie d o tu c h n o na nieszpór, bo i tak się spóźnicie. M AŁGORZATA. Nie twój interes, czy się spóźnię, czy nie. Ty mi gadaj, kto cię tak ubrał? W IC E K . A to już powiem ... K rasnoludki... Strona 9 MAŁGORZATA. Kto taki?... WICEK. Mówię wam, że K rasnoludki, ot takie m aluśkie, tycie, tyciusieńkie ludki, co to wiecie: w lasach, w wo- dzie i w ziemi głęboko żyją, no i takie to psotne, że aż ha. W ALENTOW A. Ot, bajki plecie. M AŁGORZATA (jak wyżej). Co ty mi głowę zaw racasz, jakiem iś ludkam i głupiem i, myślisz, taka głupia, to i uwierzy. WICEK. T oście wy nigdy K rasnoludków nie widzieli? nam pani nauczycielka w szkole opow iadała o Kra­ snoludkach i M arysi sierotce, i jam też myślał, że to taka bajka. A ot, widzicie, poszedłem trochę w las, nazbierałem jagód i ździebko położyłem się na m chu. Tylkom oczy zm rużył, a tu jak się wysypią na mnie te m ałe ludki, jak myszy m ałe, szare, ten na głowę hyc, ten na rękę, ten na nogi, w m inutę zdarli ze m nie kurtkę i gdzieś ją ponieśli, chciałem ich gonić, porw ałem się na nogi, ale zaraz do kreciej nory to w skoczyło i tyło, patrzę, a tu koło m nie leży ot ta w atów ka, com m iał robić, włożyłem i przyszedłem . A wy jeszcze na m nie... Strona 10 M A Ł G O R Z A T A (kiwając głow ą). Wicku, Wicku i ty myślisz, że ja w bajki uwie­ rzę. Nie wstyd to ci tak łgać, obraza Boska. Niecnoto jakiś. W ALENTOW A. No, już ja idę na nieszpór. MAŁGORZATA. I j a z wami. A te n niecnota tu znowu jaką bajkę zmyśli. (W ychodzą). Scena IV. WICEK sam. W IC E K (siada przy stole, rozkłada książkę i mówi g łośn o). Niecnota i niecnota, niech tam, ale toby d o ­ piero była bieda, gdy się ciotka dowiedziała, com z tamtą kurtką zrobił, pfuj, ale ta watówka, to naprawdę śmierdzi. Muszę ją zrzucić, (idzie do skrzyni, otwiera wyj­ muje płócienną kurtkę, zdejmuje sw oją i wkłada tamtą). No a co z tym zrobić, jakbym do skrzyni, taką ele­ gancką kurtkę schować, dopiero byłby krzyk. Wsunę ją za piec, a jutro odniosę krasnoludkom , (zamyka skrzynię), no a teraz do roboty, bo nic z tego. Scena V. W IC E K i B O B K O W A (w łachmanach z dwoma torbami na ram ionach). B O B K O W A (otwiera nieśm iało drzwi i wsuwa głow ę). Pochwalony. Strona 11 _ g_ W IC E K . Na wieki, a to wy babulu, skąd to Pan Bóg prowadzi? B O B K O W A (pokornie). O t jak zwyczajnie, idę światem , od wsi do wsi, od chałupy, do chałupy. Mój dobry chłopczyku, pozwól mi tu wejść i spocząć troszkę. WICEK. Proszę, proszę, siadajcie. ( B o b k o w a w c h od zi siada p od le drzwi). BOBKOWA. .Jak mi się widzi, toś ty chyba chłopcze Ża- liński Wicek m usisz być? WICEK. A no tak, nie pomyliliście się babulu, ale ja was nie znam . BOBKOWA. Boś ty jeszcze m łodzik, to skąd ci znać, wszystkie stare żebraczki. A no toś ty chłopcze sie­ ro ta bez m atki i ojca. WICEK. T ak jak mówicie. Już dwa roki jak tu o s ta t­ nio byli bolszewicy, to tatulo poszli do w ojska p o l­ skiego i tam ci go zabili. Strona 12 BOBKOWA. A z kimże ty tu siedzisz chłopcze? bo w ch a­ łupie czysto, oprzątnięto, jakby tu była co się wie gospodyni. ' WICEK. A bo i jest. O jcow a siostra M ałgorzata, jesz­ cze przy tatulu tu żyli, a teraz ot m nie m atkujom . BOBKOW A (kiwając głow ą). O jcow a siostra, to twoja niby ciotka Wicecz- ku, to zawdy m asz w niej opiekę. Bóg łaskaw na sie­ rotę, bo choć bogactw a ty chyba m asz dość, bo ta- tulo był gospodarzem dobrym , ale ciężko by ci. było biedaku bez ojców. M atula tw oja to była dopiero k o ­ bieta. Świeć P anie Boże nad jej duszą, toż o n a była m oją dobrodziką. I tyś się w nią udał chłopcze. WICEK. T oście babulu znali m oją m am ę. BOBKOWA. Znałam ci ją, znałam i póki o n a żyła, to zawsze o Bobkowej pam iętała. Czasem w zim ie i ty­ dzień w chałupie przetrzym a i nakarm i i opatrzy. Za- to jak um arła, to tak jak po rodzonej płakałam i te­ raz wieczne odpocznienie codziennie za nią mówię. Oj d obra była i sprawiedliw a tw oja m atka Wiceczku. Strona 13 — u — WICEK. Babulu, a m oże wy i teraz głodni? BOBKOWA. G łód chłopcze, to mój brat, a bieda siostra ro d zo n a. Patrz sam e strzępy na starej, (pokazuje podar­ tą odzież) a no co robić, dawniej nie było takiej d ro ­ żyzny, to ten, to drugi coś ci dał, a teraz każdy łach­ m an ludzie sobie chow ają i żebraczce nie m a co dać. W IC E K , (przegląda garnki). Aha patrzcie są tu kluski, podjedzcież sobie b a­ bulu, (wykłada kluski na miskę, bierze łyżk ę i stawia jadło na Stole). Podejdźcie tu proszę, będzie wam wygodniej. BOBKOWA. Oj synku ty, synku kochany, dajże ci Boże zdrowie, żeś się nad m oją biedą użalił. (S iad a przy stole zajada. W IC E K (na stronie do siebie). N o chyba m am praw o do tej watówki, sko- rośm y się zamienili z tam tym . BOBKOWA. O t podjadłam jak grałini, daw nom takich klu­ sek nie jadła. Już nawet wszystkiego zjeść nie m ogę. Pozw ólże W iceczku, że to ze sobą zabiorę, do torby. Strona 14 W ICEK. Proszę, proszę bierzcie, a m oże i chleba wam dać, (dostaje z półki z pod ręcznika, pół bochenka chleba), bierzcie proszę. I ot m oże się wam ta stara kurtka przyda, stara, ale ciepła. BOBKOWA. Wiceczku, chłopcze drogi, niechże ci Bóg za wszystko zapłaci, za tę tw oją dobroć i litość, (chowa chleb i kluski do jednej sakwy, do drugiej kurtkę i wstaje). Pójdę już i m odlić się za ciebie będę rano i wieczór. WICEK. Pom ódlcie się babulu, za duszę ojców m oich. BOBKOWA. Wiecznie się m odlić będę. (W ychodzi). WICEK odstawia misę na m iejsce i idzie do stolika pod oknem ). Trzeba s ię uczyć. (Siada i rozkłada książki). Scena VI. WICEK, JÓ ZEK , ZO SIA , ST E FE K , GRZEŚ i GENIA. JÓ Z EK (wsuwając głow ę przez uchylone drzwi). Wicku, Wicku jesteś sam ? W IC E K (odwracając się do drzwi). A z kim m am być? Strona 15 — 13 — J Ó Z E K (jak wyżej). Ciotki niem a? W IC E K . P o sz ła na nieszpór. JÓZEK, S T E F E K , G R Z E Ś , Z O Ś K A i G E N IA (wbiegają do izby). D o sk o n a le . Wicusiu kochany, najlepszy, po rad ź tu n am . W ICEK (wstając). Cóż ta m z no w u? STEFEK. A b o widzisz n asza pani nauczycielka... G R Z E Ś (przerywa). T a k t ru d n o tłumaczy... J Ó Z E K (jak wyżej). Jeszcze czytać i pisać, to nic... Z O Ś K A (jak wyżej). A le z ra c h u n k ó w to nic, a nic pojąć nie m ogę. G E N I A (z płaczem). T a tu lo mówił, że m a m taką tępą głow ę, jak głąb ka p uśc ia n y. Strona 16 - 14 - WICEK. J a w as nic nie ro z u m ie m , Jó zek niech pow ie je­ den, czegoście tu przyśli. J Ó Z E K (drapiąc się w głowę). A n o tyś o d nas starszy i nauczycielka mówi, że ty najlepiej rozum iesz, to ty nam tę arytm etykę w ytłó m acz, b o ani ja, ani Stefek, ani G rześ ani w ząb nie r o z u m ie m y co tam stoi, a dziewczyny to te, tylko płaczą. W IC E K . Przecie pani n a m tłum aczyła. STEFEK. N o to tak, i zdało mi się, że już um iem , a tu ani w ząb zrobić. WICEK. P oka ż c ie sw o je zadania. G R Z E Ś (podając książkę). O t tu n a stron ic y 104, co to z a z n a c z o n o czer­ w o n y m o łó w k ie m . W I C E K (otwiera książkę i czyta głośno). F unt soli k osztuje 3 grosze, ile soli m o ż n a k u ­ pić za 21 groszy, ile za 36 i ile za 45 groszy. Strona 17 — 15 — STEFEK. J a k że ja to m o g ę zgadnąć? W IC E K (śm iejąc się). T e g o Stefku nie zgaduj, a po m y śl tylko dobrze, to i zro zum iesz. A ty Józek? JÓ Z E K . Nijak nie m ogę, już ja n ad tern m ęczył się całą godzinę, i ani rusz. WICEK. Ja k ż e w am tu wytłum aczyć, żeby to w szkole, tobym n a tablicy zrobił, a tu... Aha, już wiem. S łu ­ chajcie. W SZYSCY RAZEM Słucham y, słu ch am y . WICEK. Ż eby wiedzieć ile będzie fu n tó w soli za 21 g r o ­ szy, trzeba wiedzieć ile razy 3 mieści się w 21. P a tr z ­ cież teraz, CO ja robię. (B ier ze w ęgiel z p ieca i robi d zie­ len ie na białej śc ia n ie). Co ja robię? G R Z E Ś. A ha. Dzielisz 21 n a 3 części, to będzie siedem . T o o n kupił za 21 groszy aż 7 funtów s o li? Strona 18 — 16 — W ICEK. M ądryś Grzesiu. N o to teraz m o ż e dojdziecie sam i ile fu ntów soli było za 36 gro sz y , a ile za 45. STEFEK. T o już trudniej, bo to tak dużo. W ICEK. Poczekajcie, zobaczycie, że to nic tru dnego , (id zie do sto łu , o d su w a szu flad ę i w yjm uje stam tąd garść fasoli), i N o odlicz, Z o śka, trzydzieści sześć ziarnek. Z O Ś K A (liczy). Raz, dwa, trzy i t. d. | JÓZEK. Wicek to lepiej tłu m aczy o d naszej pani, więcej g o ro zum iem . W IC E K . B o ty Józek w szkole zbytkujesz i nie uważasz, a teraz strach. Z O ŚK A . J u ż policzyłam fasolę. WICEK. A teraz Stefek niech rozdzieli na 3 części rów- niuśk o, to i będziecie wiedzieli. (S te fek dzieli po jednem ziarnku, dzieci przyglądają się). Strona 19 — 17 — WICEK. A teraz G e n ia licz ile m a sz i Z o ś k a też, i Józek. ZOŚKA. Ja m a m d w anaście. G E N IA . I ja d w an aście. JÓ Z EK . I ja dw anaście. WICEK. A ile b y ło razem , pamiętacie? ZOŚKA. 36. WICEK. T o ile kup isz so li za 36 g r o s z y ? STEFEK, Ma się ro z u m ie ć, że trzy funty. WICEK. I z n o w u nie p o m y ś l a łe ś Stefku, przecie trzeba wiedzieć, ile razy 3 mieści się w 3 6-u . JÓZEK. Ja w iem — 12, i za 3 6 g r o s z y kupię 12 f untów soli. Strona 20 WICEK. No, kiedyś to zrozumiał, to idźcież teraz i d o ­ chodźcie sami, ile kupicie za 45 groszy. Bo i ja się I muszę uczyć. * JÓZEK. A tę fasolę możemy zabrać? j WICEK. Możecie. DZIECI. Dziękujemy ci Wicku, już chyba nas pani p o ­ chwali, że rozumiemy to zadanie. (W ych od zą). '[ i; S c e n a VII. WICEK (sam sied zi i czy ta z e sk u p ien iem p ocich u , po chwili O le k w pada i otw ierając drzwi w o ła ). OLEK. Ach Wicku, poradź mi, bo nic zrobić nie mogę l' WICEK (w staje). \ Nic ci nie poradzę. Wczoraj prosiłem cię, byś kociaka nie męczył, chciałem byś mi go darował, a ty coś z nim zrobił? OLEK. O wielka rzecz, ślepy był jeszcze, utopiłem go.