163
Szczegóły |
Tytuł |
163 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
163 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 163 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
163 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
tytu�: "BIOLOGICZNE I MEDYCZNE PODSTAWY ROZWOjU i WYCHOWANIA" autor: Andrzej Jaczewski
Warszawa 1993
Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne
Ok�adka i strona tytu�owa
Jacek Tofil
Redaktor
Mieczys�awa Decewicz
Redaktor techniczny
Monika RudnikKulikowska
Korektor
Marek Biegalski
Tytu� dotowany przez Ministra Edukacji Narodowej
O Copyright by Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne
Warszawa 1993
ISBN 83-02-05210-8
SPIS TRE�CI
Przedmowa
I. Dziedziczno�� cz�owieka 11
II. Rozw�j fizyczny . 19
1. Czynniki determinuj�ce rozw�j . 23
2. Przemiany w rozwoju . 25
3. Rozw�j dziecka. . . . 30
Rozw�j wewn�trzmaciczny. . . 31
Por�d 39
Okres noworodkowy . 45
Wcze�niactwo. 51
Okres niemowl�cy. . 53
Okres poniemowl�cy . 61
Okres przedszkolny. . 63
Okresszkolny . . 6g
Okres dojrzewania. . 71
Zmiany w narz�dach. . . , g7
Problemy wsp�czesnego dojrzewania. . 90
Aktywno�� seksualna w okresie dojrzewania. . . 93
Kontakty heteroseksualne. . 96
Rozw�j motoryczny. 103
III. Uk�ady reguluj�ce i integruj�ce. 108
1. Uk�ad nerwowy. . . 109
Centralny uk�ad nerwowy . . 114
M�zg. . 117
Podwy�szona ciep�ota - "gor�czka". 122
Nerwy czaszkowe 124
Kresom�zgowie - p�kule i kora m�zgowa 127
Symetria - asymetria - dominacja i lateralizacja. . 130 Uk�ad autonomiczny. .,132 Budowa uk�adu autonomicznego * 132 Rozw�j uk�adu nerwowego. . 136 Urazy m�zgu. 141
Narz�dyzmys��w. . . 144
2. Uk�ad hormonalny. . 160
Przysadka m�zgowa. 163
Hormony nietropowe przysadki . 166
Szyszynka m�zgowa . 168
Gruczo� tarczowy . . 169
Gruczo�y przytarczyczne 170
Trzustka 171
Nadnercza. . . 172
Gruczotyp�ciowe. . . 174
Grasica 177
IV. Cz�owiek w �wiecie mikroorganizm�w. . . 179
1. Odporno�� - choroba 179
2. Zesp� nabytego braku odporno�ci - AIDS. . 190
3. Choroby przenoszone drog� p�ciow�. . 195
4. Wychowanie zdrowotne 199
V. �ywienie i choroby zwi�zane z wadliwym od�ywianiem. . . 201 1. Sk�adniki pokarmowe. 204
VI. Zdrowie psychiczne 215
I.Zaburzenia psychiczne 217
Nerwice 218
Postacie kliniczne nerwic. . 221
Nerwicowe zaburzenia zachowania.. 221
Nerwica l�kowa 222
Nerwice natr�ctw. .. 223
Hipochondria 223
Neurastenia. 224
Histeria. 224
Nerwice w r�nym wieku. 226
Nerwice narz�dowe 228
Leczenie nerwic. 230
Profilaktyka nerwic 231
Chorobypsychosomatyczne.. . 234
Upo�ledzenie umys�owe 239
Czynniki wrodzone wcze�nie nabyte 241
Niedorozw�j w wyniku konfliktu serologicznego czynnika Rh.. . 242 Upo�ledzenia wynikaj�ce z zaburze� metabolicznych o charakterze wrodzonym 244 Zaburzenia psychiczne zwi�zane z nieprawid�ow� budow� w zakresie chromosom�w p�ciowych 245 Zesp� Klinefeltera 245 Inne zaburzenia kariotypu m�skiego. . . 246
Zesp� Turnera. . . 247
Choroby psychiczne - psychozy. . . 248
Schizofrenia. . . 253
Paranoja 257
Psychoza maniakalnodepresyjna - cyklofrenia. . 259
Psychozy zaka�ne, psychozy toksyczne. . . 260
2. Uzale�nienia 260
Nadu�ywanie alkoholu 266
Nikotynizm. 273
Pi�miennictwopodstawowe. . . 276
Lektura uzupe�niaj�ca. . 276
PRZEDMOWA
Oddaj� do r�k Czytelnik�w podr�cznik, kt�ry przygotowywa�em z my�l� o studentach pedagogiki r�nych kierunk�w nauczycielskich uniwersytet�w i wy�szych szk� pedagogicznych, ale s�dz�, �e warto, by si�gn�li do niego i studenci psychologii, Instytutu Profilaktyki Spo�ecznej i Resocjalizacji, a tak�e rodzice. Cho� w Polsce zawsze pedagogom przekazywano wiadomo�ci o rozwoju somatycznym i zdrowiu, to dla praktyki niewiele z tego wynika�o. Pedagodzy, nauczyciele, wychowawcy cz�sto nadal nie rozumiej� fizycznych i psychicznych potrzeb dziecka - ucznia, a instytucje o�wiatowe i wychowawcze nie stwarzaj� mu optymalnych warunk�w rozwoju. Chcia�bym, aby ten podr�cznik wp�yn�� na zmian� tego stanu rzeczy. Przedmiot "biomedyczne podstawy rozwoju i wychowania" wprowadzono do program�w studi�w przed kilkunastu laty. Przeznaczono na� wiele godzin wyk�ad�w i �wicze�. Prace nad okre�leniem programu trwa�y kilka lat, zanim spotka� si� on z akceptacj� wyk�adowc�w. Podr�cznik jest napisany zgodnie z tym programem. Z przyczyn technicznych ksi��ka ukazuje si� w ograniczonych rozmiarach. Zaistnia�a konieczno�� dokonania daleko id�cych skr�t�w w tre�ciach ju� przygotowanych. Po licznych naradach i konsultacjach przyj��em za�o�enie, �e nie nale�y skraca� poszczeg�lnych rozdzia��w, ale dokona� ich selekcji. Ten podr�cznik jest jakby pierwsz� cz�ci�, za kt�r� - mam nadziej� - pojawi si� cz�� druga, zawieraj�ca: zarys wiedzy o biologii cz�owieka w uj�ciu filogenezy, om�wienie pedagogicznych aspekt�w ekologii, higieny pracy i wypoczynku ucznia, rozdzia� o wychowaniu zdrowotnym i promocji zdrowia, a tak�e cz�� po�wi�cona seksuologii. Dopiero obie ksi��ki b�d� stanowi� ca�o�� i pozwol� na wystarczaj�ce przygotowanie przysz�ych pedagog�w do pracy.
7
Jak wiadomo, szko�y wy�sze maj� obecnie znaczn� swobod� w okre�laniu programu studi�w. Na r�nych uczelniach przekazuj e si� wi�c r�ne tre�ci. Niekiedy przedmiot "biomedyczne podstawy rozwoju i wychowania" nabiera� - zgodnie z upodobaniem czy specjalno�ci� wyk�adowc�w - do�� zaskakuj�cego obrazu, by� mo�e dlatego, �e szeroki zakres wiedzy sprawia istotne trudno�ci z realizacj� takiego programu. Lekarze do realizacji tego przedmiotu s� na og� przygotowani niewystarczaj�co. W pe�nieniu funkcji wyk�adowc�w przeszkadza im to, �e ho�duj� zasadzie dzielenia cz�owieka na "kawa�ki" i nie s� w stanie zajmowa� si� nim jako ca�o�ci�. Ponadto w czasie kolejnej reorganizacji studi�w medycznych zlikwidowano specjalizacj� lekarza szkolnego, nie ma wi�c tak�e lekarzy, kt�rzy rozumieliby pedagog�w i mieli z nimi wsp�lny j�zyk. Biologom nie przekazuje si� w czasie studi�w wiedzy o cz�owieku przystosowanej do programu "biomedycznych podstaw rozwoju i wychowania". Brak im przy tym wiedzy praktycznej, co grozi zbytnim teoretyzowaniem i oderwaniem przekazu od �ycia. W tej sytuacji realizacja programu tego przedmiotu jest mozaik� dowolnych tre�ci i metod. Nie korzystaj� na tym studenci. By sytuacj� t� poprawi�, by przyczyni� si� do pewnej unifikacji - napisa�em ten podr�cznik. Pragn��bym, a�eby po jego lekturze organizatorzy zaj�� i czynniki opiniotw�rcze na poszczeg�lnych uczelniach wnikliwie przyjrzeli si� tre�ci i metodom realizacji programu "biomedycznych podstaw rozwoju i wychowania". A teraz niech Czytelnik pozwoli mi na osobist� refleksj�. Ot� przyj�� si� zwyczaj, �e podr�czniki powinno si� pisa� ma�o komunikatywnym j�zykiem, z zachowaniem naukowego nazewnictwa. Wi�kszo�� podr�cznik�w - i to ju� nawet szkolnych - to po prostu trudne lektury. Studiowanie staje si� wi�c zadaniem nie�atwym i pracoch�onnym. Aby da� praktyczny wyraz pogl�dowi, �e powinno by� inaczej, napisa�em ten podr�cznik. Je�eli wyda si� on komu� zbyt uproszczony, zbyt popularny - to w�a�nie tak mia�o by�. Chcia�bym, by ksi��k� czyta�o si� �atwo i z przyjemno�ci�. Czy mi si� to uda�o - studenci oceni� sami. Marzy mi si� prze�om w zakresie przygotowania materia��w dydaktycznych. Ile to by oszcz�dzi�o energii i pracy. W pracy swej wzorowa�em si� na osi�gni�ciach wspania�ego popularyzatora wiedzy medycznej - Anglika A. Smitha. Autor dwu t�umaczonych na j�zyk polski ksi��ek - Cia�o i Umyst - jest dla mnie niedo�cignionym idea�em. Ksi��ki te, zreszt� obowi�zkowe lektury uzupe�niaj�ce, zawieraj� ogromny zas�b wiedzy podanej syntetycznie i bardzo przyst�pnie. Nie ukrywam, �e z obu obficie korzysta�em. Urzeczony maestri� tego Autora, pragn� w�a�nie Jemu zadedykowa� ten podr�cznik. Z recenzji i konsultacji - cz�ciowo bezinteresownych, kole�e�skich - korzysta�em bardzo szeroko. Pomagali mi: prof. Zygmunt Janczewski (endokrynologia), dr med. J�zef Beck (neurofizjologia), doc. Irmina Mi�sowicz (antropologia), dr med. Olga Szwa�kiewicz (pediatria), dr med. Jerzy Radomski (psychiatria). Recenzentami ca�o�ci na zlecenie Wydawnictwa byli prof. dr Jerzy Rzepka oraz doc. dr Stanis�aw Krawczyk. Ich pomoc daleko wybiega�a poza zwyczajowe recenzje wydawnicze. Wszystkim wymienionym pragn� wyrazi� podzi�kowanie. W opracowaniu pomagali mi tak�e moi wsp�pracownicy mgr Beata Skrzy�ska oraz lek. med. S�awomir Skrzy�ski. Dzi�kuj� Im.
Kiedy ju� podr�cznik zacznie swoje niezale�ne �ycie, b�d� wdzi�czny za krytyczne uwagi, zar�wno wyk�adowc�w przedmiotumoich koleg�w, jak i, przede wszystkim, student�w.
Prof dr med. Andrzej Jaczewski
Warszawa - Ropki,1984-1991
8
I.
DZIEDZIGZNO�� GZ*,OWIEKA
Fakt dziedziczenia, czyli trwa�ego przekazywania pewnych cech potomstwu przez rodzic�w, jest znany od bardzo dawna. Nauka, kt�ra zajmuje si� tym fenomenem, jest znacznie m�odsza - liczy oko�o 150 lat. Najwi�ksze osi�gni�cia naukowe s� dzie�em ostatniego p�wiecza. Genetyka rozwija si� bardzo dynamicznie, r�wnie� ze wzgl�d�w praktycznych. Dzi�ki niej uda�o si� poprawi� warunki hodowli zwierz�t i ro�lin, co jest wa�ne, gdy� liczba ludno�ci gwa�townie wzrasta, a przyrost �ywno�ci pozostaje w tyle. Genetyka pozwoli�a tak�e wyja�ni� mechanizmy determinuj�ce niekt�re schorzenia i zaburzenia rozwoju. Oczekuje si�, �e mo�e pom�c w ich eliminacji. Mimo i� prawa dziedziczenia s� znane od niedawna, to praktycznie ludzie stosowali zabiegi hodowlane od niepami�tnych lat. By�a to selekcja materia�u u�ywanego do rozp�adzania. Takie metody okaza�y si� skuteczne, mia�y jednak wad� - by�a to jakby gra na loterii. Czasem si� udawa�o, czasem nie. Stopie� prawdopodobie�stwa wynikaj�cy z empirii by� do�� du�y, ale stanowi�o to wszystko spekulacje. Tw�rc� naukowej genetyki by� mnich czeski G. Mendel, kt�ry opracowa� zasady dziedziczenia. Do�wiadczenia swe opar� na hodowli nasion grochu, cechy dziedziczne �ledz�c na przekazywaniu ich kolor�w i budowy. Przekazy podaj�, �e po paru latach do�wiadcze� Mendel przewidywa� wyniki bezb��dnie. Przygotowywa� etykietki i ustawia� przy badanych egzemplarzach jeszcze przed ich kwitnieniem. Prawa Mendla pozwoli�y przewidywa� dziedziczenie prostych cech, przy czym Mendel nie mia� poj�cia ani o istnieniu chromosom�w, ani o teorii gen�w, nie m�wi�c ju� o biochemii DNA. W 1865 r. Mendel opublikowa� swe obserwacje, ale jak to cz�sto bywa, nikt si� nimi nie zainteresowa�. Zmar� ie doceniony, a jego
11
II
II I
Ii
odkrycia ponownie "odkryto" 30 lat p�niej. Wynik�w prac Mendla nie zna� nawet K. Darwin, kt�remu mog�y si� one przyda� do t�umaczenia zjawiska zmienno�ci. W pocz�tku XX w. przez mikroskop - prymitywny jeszcze, ale ju� do�� sprawny - spostrze�ono pewne struktury w j�drach kom�rek. Struktury te dawa�y si� barwi� w pewnej fazie rozwoju j�dra kom�rki - nazwano je chromosomami. Ustalono, �e chromosomy s� no�nikami cech dziedzicznych, ale oczywi�cie nadal istota zagadnienia nie by�a znana. Odkrycie chromosom�w pozwoli�o jednak wnikn�� w zjawisko przekazywania cech dziedzicznych. Szczeg�lne zas�ugi dla nauki odda�a niepozorna muszka, Drosophila, kt�ra ma tylko 8 chromosom�w w j�drze, a jej cykl rozmna�ania si� jest bardzo szybki. Mo�na wi�c bez trudu �ledzi� przemiany w kolejnych pokoleniach. Badania nie zawsze by�y �atwe - stosowano techniki mikroskopowe do�� prymitywne, a ogl�danie chromosom�w u innych zwierz�t okaza�o si� znacznie trudniejsze ni� u Drosophili. St�d pomy�ki. Obliczono i wierzono d�ugo, �e cz�owiek ma 48 chromosom�w, i dopiero po prawie 30 latach odkryto b��d: jest ich tylko 46, czyli 23 pary. Pomy�ka ta by�a utrzymywana przez lata, poniewa� inne Naczelne (ma�py) maj� w�a�nie 48 chromosom�w (ju� policzonych wielokrotnie i bezb��dnie), czyli wi�cej ni� cz�owiek. Gdyby jednak kto� chcia� wyci�ga� wnioski z liczby chromosom�w i ustali� jaki� szereg
"
rang" rozwojowych, to by si� pomyli�. Wprawdzie muszka owocowa ma 8 chromosom�w, pszczo�a 16, chomik 22, �aba 26, kot 38, mysz 40, ale ju� kura ma ich 78. Tak wi�c cz�owiek ze swymi 46 chromosomami nie stanowi ilo�ciowego szczytu mo�liwo�ci. Badania na* struktur� chromosom�w pozwoli�y na wyja�nienie dalszych, i to wa�nych, tajemnic. Okaza�o si�, �e chromosomy s� jakby motkami nici sk�adaj�cej si� z rusztowania zbudowanego z kwasu dezoksyrybonukleinowego. Chromosomy uk�adaj� si� parami i maj� w parach identyczne kszta�ty. Tylko dwa chromosomy nie daj� si� w ten spos�b identyfikowa�. S� po prostu inne. To chromosomy odpowiedzialne za p�e�. Nazwano je: X - chromosom odpowiedzialny za p�e� �e�sk� i Y - tzw. chromosom m�ski. W kom�rce m�skiej jednak wyst�puje zawsze jeden X. Kom�rka �e�ska ma wi�c dwa identyczne chromosomy XX, a kom�rka m�ska ma jeden X i jeden Y.
12
Sporz�dzono map� chromosom�w. Przy odpowiedniej hodowli kom�rki - w szczeg�lnej fazie jej rozwoju, przy pewnych okre�lonych metodach barwienia - mo�na dostrzec 46 pa�eczkowatych i iksowatych twor�w. Je�eli wykona si� w�wczas zdj�cie i powi�kszy je, z �atwo�ci� da si� wyci�� te 46 chromosom�w i pouk�ada� parami, wed�ug schematu. Otrzymamy tzw. kariogram kom�rki. Pary chromosom�w s� umownie ponumerowane; �ledz�c ich kszta�t i wygl�d, mo�na ustali� ich odpowiedzialno�� za poszczeg�lne zaburzenia uwarunkowane genetycznie. Na przyk�ad wiadomo, �e zesp� Downa jest spowodowany nieprawid�owo�ci� w obr�bie 21. pary chromosom�w. Mo�na tak�e znale�� uzasadnienie zaburze� rozwoju cielesnop�ciowego - zespo�u Klinefeltera i zespo�u Turnera. Na tym etapie wiedziano do�� du�o, by�a to jednak wiedza bardzo powierzchowna. Zdawano sobie spraw�, �e rozwojem steruj� owe chromosomy, �e s� one zbudowane z DNA, ale jak si� to dziejenie wiedziano. Dopiero kolejne odkrycie pozwoli�o na wyja�nienie mechanizmu przekazywania informacji genetycznej. Przeka�nikiem tej informacji jest swoista budowa DNA. Cz�stka DNA jest zbudowana stosunkowo prosto. Jest to spiralna ni�, na kt�r� jak koraliki s� nanizane zwi�zki zasadowe * I jest ich tylko cztery. Je�eli jednak ni� DNA jest d uga i obejmuje kilkadziesi�t tysi�cy cz�stek, to ju� uk�ad tych czterech wyst�puj�cych w r�nych konstelacjach decyduje o ogromnej liczbie wariant�w. Praktycznie jest tam jeszcze inny mechanizm zwi�kszaj�cy liczb� wariant�w - w�a�ciwie ka�da kom�rka ludzka ma niepowtarzalny i tylko dla niej charakterystyczny uk�ad. Uk�ad ten jest multiplikowany. W pewnej fazie rozwoju, jakby na matrycy DNA, tworzy si� jego kopia. Kopia ta jest wierna i zaczyna samodzielne �ycie jako podstawa swoistego bia�ka. W ten spos�b kom�rka ma jakie� kwantum informacji - replikuj�c si�, tworzy analogiczne DNA, a w konsekwencji swoiste bia�ko. Ale tu jest koniec naszej aktualnej wiedzy. Jak ta informacja dalej steruje rozwojem kom�rki i ca�ego ustroju - tego nie wiemy. To oczywi�cie by�oby ciekawe, ale jest na pewno bardzo z�o�one. Mo�emy tylko powiedzie�, �e rozw�j jest sterowany przez informacje genetyczne przekazane przez rodzic�w, zawarte w DNA chromosom�w. To du�o i ma�o zarazem.
13
Wiemy jednak jeszcze wi�cej. Tyle �e zn�w poruszamy si� nieco po omacku, kr��ymy w sferze hipotez i podejrze�, uzasadnionych do�wiadczeniem i obserwacj ami, ale nie wyj a�niaj �cych mechanizmu zjawisk. Chodzi o geny. Ot� chromosomy to pewne zespo�y gen�w. Geny to twory zbudowane z DNA, zawarte w chromosomach, ale decyduj�ce o okre�lonych prostych cechach dziedzicznych. Geny dzia�aj� jakby zgodnie z prawem "wszystko albo nic", znajduj� odbicie w rzeczywisto�ci lub nie. Odpowiadaj� za dziedziczenie prostych cech jako�ciowych, np. grupy krwi, koloru oczu, wzrostu (cho� tu ju� raczej mamy do czynienia z efektem zespo�u gen�w, programuj�cych nie tylko wzrost jako proces rozwojowy). Geny s� zwi�zane z okre�lonym chromosomem, a nawet z miejscem w chromosomie. Gen�w jest wiele, ale ile - tego nie wiadomo. Autorzy podaj� liczby od 2000 do 50 000. Nie s� to ma�e r�nice. . . Na og� przyjmuje si�, �e jest ich oko�o 10 000. Cz�owiek jest wypadkow� wp�yw�w, jakie przekazuj� mu rodzice. Kom�rki rozrodcze przed zap�odnieniem ulegaj� redukcji, czyli maj� o po�ow� mniejsz� ni� normalnie liczb� chromosom�w. Po zap�odnieniu w kom�rce znajduj� si� dwa komplety chromosom�w. Ka�da para chromosom�w sk�ada si� z jednego ojcowego i jednego matczynego. Dziecko jest wi�c wynikiem krzy�owki, jest wypadkow� wp�yw�w dwu istot, kt�re da�y mu �ycie. Je�eli i ojciec, i matka maj� piwne oczy, to dziecko tak�e b�dzie piwnooczne. Ale je�eli przekazane geny nie s� zgodne? Wtedy dochodzi do wyboru. Nie jest to wyb�r losowy, przypadkowy. Po prostu s� cechy (determinowane przez geny) maj�ce znaczenie dominuj�ce i te wygrywaj� konkurencj�. Wiemy na przyk�ad, �e s� takie dominuj�ce geny, kt�re decyduj� o piwnej barwie t�cz�wki. A co z genem, kt�ry zosta� "pokonany"? Jest to tzw. gen recesywny - on pozostaje w stanie zmagazynowania. Pozostaje, ale nie decyduje o cechach osobnika. Je�eli ten osobnik z kolei skrzy�uje si� te� z osobnikiem maj�cym niebieskie oczy, to pula gen�w recesywnych jest do�� du�a, kolejne pokolenie mo�e mie� oczy niebieskie. To w�a�nie dziedziczy si� zgodnie z prawem Mendla. Ostateczny wynik, jakim jest nowy organizm, stanowi wypadkow� bardzo wielu informacji oraz gry gen�w dominuj�cych i recesywnych. Tylko bardzo proste i jednogenowe cechy (jak grupy krwi) dziedzicz� si� w spos�b prosty. Inne cechy, np. budowa cia�a, wygl�d
14
zewn�trzny itp., s� wynikiem dziedziczenia cech z�o�onych, zale�nych od wielu gen�w. W tym miejscu nale�y podkre�li�, �e cz�owiek nie jest jedynie wynikiem deterzninacji genetycznej, ale tak�e wp�yw�w zewn�trznych. Te wp�ywy mog� by� bardzo znaczne. Niekiedy s� one decyduj�ce, a uwarunkowanie genetyczne pozostaj e j akby zamazane. Tylko nieliczne cechy nie podlegaj� wp�ywom �rodowiska. Do takich nale�y na przyk�ad wspomniana ju� grupa krwi. To, co jest zadecydowane genetycznie, to genotyp. Natomiast to, co w ostateczno�ci wynika z procesu rozwoju, nazywamy fenotypem. Warto jeszcze powiedzie�, �e ca�a informacja genetyczna jest zawarta w niebywale ma�ej ilo�ci materia�u. Obliczono, �e gdyby zebra� ca�y DNA wszystkich ludzi, jacy �yli od pocz�tku istnienia gatunku Horno sapiens, to ilo�� ta mog�aby si� zmie�ci� w tabletce wielko�ci aspiryny. . . Takiej minikomputeryzacji elektronicy niepr�dko si� dorobi�. Informacja genetyczna jest przetwarzaniem wielkiej liczby swoistych struktur. Okazuje si� jednak, �e niewielkie pomy�ki w odtwarzaniu mog� si� zdarza�. Czasem jest to pomy�ka bez znaczenia, czasem decyduje o innym rozwoju, w jej wyniku powstaje osobnik niezdolny do �ycia. I tak jest najcz�ciej. Wtedy dochodzi do poronienia lub cz�owiek ginie na jakim� bardzo wczesnym etapie rozwoju. Niekiedy pomy�ka taka przetrwa i rozwija si� osobnik maj�cy jak�� cech� zmienion�. Jest to tzw. mutant. Je�eli mutacja ta jest przekazywana dalszym pokoleniom, powstaje zmienno�� gatunku, oczywi�cie gdy mutant jest zdolny do �ycia. Czasem mutacja jest pozytywna, co wykorzystuje si� w hodowli, czasem jednak - i chyba cz�ciej - mutacje s� zjawiskiem niekorzystnym. Wiele mutacji powstaje bez znanych nam powod�w. Ale niekt�re czynniki mog�ce powodowa� mutacje znamy. Do nich nale�y zatrucie organizmu matki (czy ojca) przez niekt�re zwi�zki chemiczne, a tak�e dzia�anie energii jonizuj�cej. To bardzo powa�ny problem, ju� nie teoretyczny i naukowy. Nasza cywilizacja korzysta coraz szerzej z energii j�drowej i pewnie na to jest skazana. Je�eli tak, to spraw� zasadnicz� dla przysz�o�ci ludzko�ci jako gatunku jest ochrona ludzi przed niekorzystnym wp�ywem tej energii. St�d zreszt� obawy przed budow� elektrowni nuklearnych. Chodzi i o zabezpieczenie przed wp�ywem odpadk�w poprodukcyjnych, i przed awariami.
15
Mutacje mog� powstawa� tak�e przez oddzia�ywanie celowe. Je�eli uda si� zlokalizowa� gen odpowiedzialny za jak�� cech�, to mo�na pokusi� si� o jego zamian�. Mo�na pobra� gen determinuj�cy jak�� cech� korzystn� i wszczepi� go w miejsce analogicznego genu, kt�ry jednak decyduje o rozwoju nie tak korzystnym. Mo�na na przyk�ad pokusi� si�, by gen odpowiedzialny za odporno�� na niskie temperatury wszczepi� do kom�rki, kt�ra determinuje rozw�j bardzo plennego ziarna pszenicy wra�liwego na zimno; wtedy powstaje krzy��wka cech dodatnich. Takie dzia�ania s� teoretycznie mo�liwe. Dotycz� one raczej istot �ywych stoj�cych znacznie ni�ej ni� cz�owiek w rozwoju filogenetycznym (gatunkowym) i tego rodzaju zabieg�w dokonuje si�, jak dot�d, na bakteriach oraz organizmach mniej z�o�onych. Jest to tzw. in�ynieria genetyczna. Mo�liwo�ci tej dziedziny s� du�e, za du�e, je�li zwa�a� na poziom humanistyczny, etyczny i poczucie odpowiedzialno�ci ludzi. Nie ma co ukrywa�. Ludzie mog� pokusi� si� o wytworzenie osobnik�w, kt�rzy b�d� mieli w�a�ciwo�ci korzystne z punktu widzenia. . . No w�a�nie, z czyjego punktu widzenia? Gdyby takie mo�liwo�ci mieli zbrodniarze hitlerowscy czy stalinowscy (ci ostatni genetyki nie lubili i krwawo j � zwalczali), to mogliby pokusi� si� o hodowl� istot ludziopodobnych, ale na przyk�ad maj�cych jakie� szczeg�lne cechy - si�� fizyczn� i sprawno�� robot�w przy braku poczucia swej niepowtarzalnej warto�ci cz�owieka wolnego, tw�rczego itp. Na razie w laboratoriach intensywnie pracuj� uczeni i jedn� z ich trosk jest, by nic si� im z laboratori�w nie wymkn�o. Bo je�eli si� wymknie spod kontroli, skutki mog� by� nieobliczalne. Oto z pozoru niewinny eksperyment, jakiego dokonano w Argentynie na pszczo�ach. Ot� chc�c wyhodowa� gatunek pszcz� szczeg�lnie miododajnych, jako produkt uboczny uzyskano ogromn� agresywno�� tych owad�w. S� to pszczo�y mordercy. Po wydostaniu si� z laboratorium (a wi�c by�o to mo�liwe?) opanowa�y one wszystkie pasieki Ameryki Po�udniowej. . . i posuwaj � si� na p�noc. Toczy si� wielka walka o ich zatrzymanie, by nie dopu�ci� ich do Stan�w Zjednoczonych, no i do Europy. Czy to si� uda? Kto b�dzie szybszy: uczeni, kt�rzy teraz gor�czkowo usi�uj� naprawi� b��d genetyczny, czy owe wyzwolone pszczo�y? Oczywi�cie pszczo�y s� wa�ne. Ale mo�na sobie wyobrazi� tak�e
inne mutanty, kt�rych dzia�anie mo�e by� wprost nieobliczalne. By�a teoria, �e wirus HIV jest takim mutantem. Nikt tego nie potwierdzi� bez w�tpliwo�ci, ale przecie� i nie wykluczy�. Co mog� nam zafundowa� in�ynierowie genetyczni? Dobrze, �e ��da si� szczeg�lnej odpowiedzialno�ci, ograniczenia eksperyment�w. Ale czy to wystarczy?
16 2 - Biologiczne i medycz*e...
II.
ROZW�J FIZYCZNY
Kiedy� s�dzono, �e dziecko jest ma�ym cz�owieczkiem. Kszta�tu cz�owieka dopatrywano si� ju� w plemniku. Dzi� wiemy, �e droga od kom�rek rozrodczych - poprzez zap�odnienie i zygot�, kt�ra w jego efekcie powstaje - jest d�uga i skomplikowana. Rozw�j ten jest jednym z tych cud�w natury, przed kt�rym mo�emy tylko z pokor� sk�oni� g�ow�. M�dro�� programu rozwoju, jaka jest zdeterminowana genetycznie i zawarta w tych drobinach DNA, mechanizmy zapewniaj�ce bezb��dn� realizacj� tego programu, zdolno�� adaptacji do zmiennych warunk�w - wszystko to mo�e tylko budzi� najwy�szy podziw i zachwyt. Ale ani zachwyt, ani szacunek nie zmieniaj� naszej postawy, kt�ra polega na ch�ci poznawania tajemnicy �ycia i rozwoju. Pewnie (ale to ju� moja spekulacja) nigdy tej tajemnicy nie odkryjemy, stale jednak czego� si� uczymy, rozszerzamy nasze zrozumienie, poznajemy prawa rozwoju i - co wa�ne - potrzeby rozwij aj �cego si� organizmu. Cz�owiek nigdy nie jest zako�czonym tworem rozwoju. Zawsze si� zmienia i na ka�dym etapie rozwoju jest inny. T� inno�� trzeba pozna�, nauczy� si� widzie�, szczeg�lnie dziecko w ka�dym okresie rozwoju. Ta dynamika rozwoju, te przemiany dyktuj� r�ne na ka�dym etapie potrzeby rozwijaj�cego si� cz�owieka. Je�eli chcemy uczestniczy� w procesie tworzenia, wspomaga� rozw�j, to musimy pozna� specyfik� jego poszczeg�lnych okres�w. Ale cz�owiek to tak�e jednostka, jedno��. Ka�dy nast�pny etap jest konsekwencj� tego wszystkiego, co by�o przedtem. Doros�y cz�owiek jest taki, jakim zdeterminowa�y go czynniki genetyczne i rozw�j. I o tym te� trzeba pami�ta�. Dzieci nie zawsze stanowi�y przedmiot �ywszego zainteresowania doros�ych. Rodzi�o si� ich wiele, ale i wiele (niekiedy wi�kszo��) z* 19
umiera�o. Nikt si� tym zbytnio nie przejmowa�. Znalaz�o to wyraz w znanych przys�owiach, o kt�rych m�wimy, �e s� m�dro�ci� narod�w: "Co rok - prorok", "B�g da� - B�g wzi��". Nie by�o tu miejsca na sentymenty, na bli�sze zainteresowanie dzieckiem. Jak si� uchowa�o, wbrew trudno�ciom i chorobom, to �y�o. I kiedy ju� mog�o zacz�� uczestniczy� w jakiej� formie pracy, to zaczyna�o budzi� zainteresowanie otoczenia. W staro�ytno�ci dziecko mog�o �y�, je�eli po�o�one u st�p ojca, zosta�o przez niego wzi�te na r�ce. Dopiero w czasie Wielkiej Rewolucji Francuskiej powo�ano komisj�, kt�ra mia�a zbada� warunki �ycia w przytu�kach. Na czele komisji sta� wielki chemik A. Lavoisier, kt�ry po ogl�dzinach orzek�, �e przytu�ki to "jatki rodzaju ludzkiego". W warszawskim Domu Sierot ksi�dza Boduina w jednym roku zmar�o wi�cej dzieci, ni� zosta�o przyj�tych (zmar�y nie tylko wszystkie nowo przyj�te, ale tak�e kilkoro tych, kt�re przyj�to jeszcze przed Nowym Rokiem. . . ). Pediatria jako wyspecjalizowana dziedzina medycyny jest stosunkowo m�oda. Przedtem dzieci leczyli po�o�nicy. W 1860 r. powsta� pierwszy oddzia� szpitalny dla dzieci w Krakowie. W innych krajach dzia�o si� to mniej wi�cej w tym samym czasie. Prze�om XIX i XX w. by� okresem, w kt�rym "odkryto" dziecko. Pojawi�o si� wtedy wielu badaczy, lekarzy, pedagog�w, psycholog�w. Pojawi�y si� prace naukowe, powstawa�y instytucje zajmuj�ce si� dzie�mi. Koniec XIX w. to okres bujnego rozwoju nauk przyrodniczych, ale nauk o charakterze morfotycznym. Badano prostymi przyrz�dami, a badano przede wszystkim wielko�� - budow� i struktur�. Aparatura naukowa nie pozwala�a na wi�cej. St�d pierwsze prace dotycz�ce rozwoju by�y oparte na badaniach morfotycznych: budowa, wzrastanie, proporcje cia�a itp. Niestety, to zauroczenie wska�nikami morfotycznymi trwa do dzi�. Kolejnym etapem by�y badania fizjologiczne. Znacznie wa�niejsze ni� budowa jest odkrywanie czynno�ci, prawide� dzia�ania narz�d�w, tkanek i cia�a jako ca�o�ci. Te badania nadal si� rozwijaj�, cho� z oporami. Oczywi�cie, bez poznania budowy trudno zrozumie� funkcj�. Ale morfotyczny stosunek do cz�owieka tkwi g��boko w mentalno�ci. P�niej pojawi� si� etap wiedzy biochemicznej. To najg��bszy pok�ad wiedzy o cz�owieku, jaki jest nam dost�pny. Cho� post�py
20
w tym zakresie s� wielkie, na temat biochemii rozwoju wiadomo nadal �enuj�co ma�o. Jest to ta cz�� wiedzy, kt�ra czeka na odkrycie. Rozwojem i jego badaniem zajmuje si� kilka specjalno�ci. Niew�tpliwie du�y wk�ad maj� tu lekarze, zw�aszcza pediatrzy. I cho� lekarze zawsze bardziej interesuj� si� chorob� ni� zdrowiem, wielu bada�o rozw�j i dokona�o powa�nych odkry�. Poza lekarzami od kilkudziesi�ciu lat rozwojem zajmuj� si� biolodzy, zw�aszcza antropolodzy. Trzeba tak�e odnotowa� wk�ad wuefowc�w. W ostatnich dziesi�tkach lat r�wnie� psycholodzy, odk�d si�gn�li szerzej po wiedz� biologiczn�, zajmuj� si� rozwojem, zw�aszcza ma�ego dziecka - gdy m�wimy o rozwoju psychoruchowym, nie mo�na oddzieli� rozwoju fizycznego od psychicznego. Wyodr�bni�a si� ca�a ga��� wiedzy, kt�ra nawet dopracowa�a si� swej nazwy: auksologia. Nazwa ta jednak jest znana tylko w�skim kr�gom specjalist�w. Z historycznego obowi�zku nale�y wymieni� jeszcze dwa fakty, kt�re pedagog powinien zna�. Ot� cho� zainteresowanie dzieckiem w skali ca�ego spo�ecze�stwa by�o znikome, to indywidualnie o swe dzieci ludzie martwili si� i troszczyli. Zawsze byli ludzie, dla kt�rych potomstwo by�o czym� wa�nym, je�eli nie najwa�niejszym. Ile w tym by�o troski o dynasti�, dziedziczenie itp., a ile po prostu ludzkiego ciep�a? Trudno oceni�. Rozwojem interesowali si� pierwsi badacze okresu o�wiecenia. Encyklopedy�ci dostrzegali t� problematyk�. Najstarsze dane, ju� naukowe, pochodz� od wielkiego przyrodnika tego okresu J. Buffona, kt�ry w swej Historii naturalnej przytacza wykres rozwoju ch�opca - od urodzenia do 17. roku �ycia. Ot� wykres ten sporz�dzi� pierwszy znany nam badacz auksologiczny, baron B.G. Montbeillard, kt�ry co 6 miesi�cy mierzy� swego syna. Wykres, jaki sporz�dzono z tych pomiar�w, jest w�a�ciwie do dzi� aktualny i zdobi podr�czniki o rozwoju. Metoda bada� zastosowana przez tego badacza to tzw. metoda bada� ci�g�ych, jak m�wi� zakochani w obco brzmi�cych wyrazach nasi uczeni - bada� longitudinalnych. Ciekawe, �e dzi� jeszcze mo�na na tej krzywej �ledzi� prawid�owo�ci rozwoju osobniczego. Drugi fakt, kt�ry chcia�bym odnotowa�, to udzia� w rozwoju nauk o rozwoju polskiego uczonego i popularyzatora wiedzy, J. �niadeckiego.
21
m0 Syn de Montbelllarda
1759 -1777
160
* 12o
* 80
ur 7 6 10 !4 IH
* z0
* 16
* 8
� 4
* ur 2 6 10 lq ;8
Rys. I. Krzywe wzrostu i przyrostu wysoko�ci syna de Montbeillarda (wg J. Tannera)
Warto jeszcze podkre�li� wk�ad wybitnego pediatry J. Bogdanowicza, kt�rego zainteresowania dzieckiem zdrowym i jego rozwojem znalaz�y wyraz w publikacji Rozw�j fizyczny dziecka. Z ksi��ki tej wiedz� o dziecku, jego biologicznym rozwoju i potrzebach czerpa�y pokolenia pedagog�w. Jako ciekawostk� warto te� wspomnie�, �e wielki my�liciel, lekarz i znawca dzieci J. Korczak (H. Goldszmid), pracuj �c w domu dziecka, przez d�ugie lata dokonywa� regularnych cotygodniowych pomiar�w wysoko�ci i masy cia�a wychowank�w. Mo�na w�tpi�, czy tak cz�ste pomiary dzieci, kt�re nie znajduj� si� ju� w fazie dynamicznego rozwoju, s� konieczne i celowe. Materia��w tych Korczak nie wykorzysta�, chyba nawet nie opracowa�.
22
l. CZYNNIKI DETERMINUJ�CE ROZW�J
By� kiedy� w Warszawie znany badacz rozwoju - J. Tanner. Zaproszony na wyk�ad, d�ugo zastanawia� si�, co mo�na o rozwoju powiedzie� kr�tko, w ci�gu kilkudziesi�ciu minut. I przedstawi� studentom na tablicy wykres, daj�c mniej wi�cej taki komentarz (przytaczam z pami�ci, bo s�ucha�em tego wyk�adu): Dziecko i jego rozw�j mo�na przyr�wna� do lotu pocisku mi�dzyplanetarnego. Rakieta, kt�ra ma wynie�� pocisk, jest zaprogramowana. Uk�ad komputerowy wszystko przewiduje, programuje, determinuje. Teraz trzeba rakiet� wyposa�y� w �rodki energetyczne, mechanizmy, kt�re maj� dzia�a� sprawnie i wystrzeli�. Pocisk leci wedle zaprogramowanego toru. Ale po drodze napotyka r�ne nieprzewidziane czynniki: deszcz meteoryt�w, przyci�ganie innych cia�, awarie silnika itp. Te czynniki odkszta�caj� tor lotu. Je�eli nie dzia�aj� zbyt silnie i d�ugo, to pocisk wraca na sw�j tor, naprowadzony znowu programem komputera. Podobnie dziecko. Jest ono zaprogramowane w chwili pocz�cia przez materia� genetyczny rodzic�w, zawarty w kom�rkach rozrodczych. To program. Tam s� zawarte mo�liwo�ci tego dziecka. Ono rozwija si� i napotyka r�ne wp�ywy �rodowiska. Niedo�ywienie, bezmy�lne palenie papieros�w przez matk�, mniej lub bardziej powa�ne i d�ugotrwa�e choroby. To wszystko, co nie sprzyja rozwojowi (tu musz� wspomnie� o szkodliwym dzia�aniu szko�y, cho� o tym nie m�wi� Tanner - A.J.), zaburza tor rozwoju. Je�eli dzia�anie tych czynnik�w jest kr�tkotrwa�e, to p� biedy. Dziecko wyr�wna sobie chwilowe zahamowanie tempa wzrastania, nadgoni op�nienia. Ale je�eli czas dzia�ania i si�a szkodliwego bod�ca s� zbyt du�e, to nawet po ich ustaniu dziecko nie wyr�wna ju� odkszta�conej krzywej swego wzrostu czy rozwoju innych cech. I nie wykorzysta swych mo�liwo�ci genetycznie zaprogramowanych. To por�wnanie jest wyj�tkowo obrazowe, ale i bardzo s�uszne. Dzieci maj� wielk� zdolno�� adaptacji. Mog� przej�� z�e chwile, kt�re nie zostawi� trwa�ych �lad�w. Ale nie zawsze. Nawet bardzo ci�kie prze�ycia, d�ugotrwa�e niedobory pokarmowe (np. pobyt w obozie koncentracyjnym w czasie wojny) mo�e nie pozostawi� widocznych �lad�w w budowie, a nawet funkcjach cz�owieka doros�ego. Takie same okresy niedobor�w pokarmowych
23
u dzieci zawsze pozostawi� trwa�e nast�pstwa: zahamowany wzrost, zniekszta�cenia ko��ca wskutek krzywicy itp., kt�re nie zostan� ju� wyr�wnane. Tak wi�c w okresie rozwoju warunki �ycia musz� by� dostatecznie dobre, by zaprogramowane mo�liwo�ci, tkwi�ce w kom�rkach rozrodczych, by�y zrealizowane. Istnieje wiele schemat�w maj�cych obrazowa� wp�yw r�nych czynnik�w na rozw�j. Przed wielu laty spotka�em prosty schemat podany przez Amerykanina J. Bauera. Od tego czasu cytuj� go zawsze na wyk�adach i w ksi��kach, poniewa� wydaje mi si� s�uszny, a przy tym bardzo prosty. Ot� Bauer (rys. 2.) przedstawia dziecko jako okr�g. Wewn�trz tego okr�gu znajduj� si� czynniki endogenne, czyli wewn�trzpochod
c*yM* ee*eqe*ne
rmkun*ny ne W y
Rys. 2. Wp�yw r�nych czynnik�w na rozw�j osobniczy cz�owieka (wg J. Bauera)
ne, kt�re reguluj� rozw�j. Nale�� do nich: czynniki genetyczne, czyli to, co dziecko dziedziczy poprzez kom�rki rozrodcze, oraz uk�ad steruj�cohormonalny i uk�ad nerwowy. Znajduje si� tu jeszcze jeden element. Bauer okre�la go jako "end organs", co chyba nale�y przet�umaczy� jako "narz�dy i tkanki". Trzem pierwszym czynnikom po�wi�cam w tej ksi��ce wiele miejsca. Wyja�nienia wymaga tylko rola narz�d�w i tkanek. Aby dziecko rozwija�o si� prawid�owo, musz� prawid�owo funkcjonowa� jego uk�ady wewn�trzne. Niedoczynno��, wada budowy czy choroba jakiegokolwiek wa�nego narz�du mo�e ca�kowicie zaburzy� albo harmoni� rozwoju, albo rozw�j. W tym sensie do czynnik�w determinuj�cych rozw�j nale�y zaliczy� dobry stan zdrowia.
Na zewn�trz okr�gu znajduj� si� czynniki zewn�trzpochodne, czyli egzogenne. Wp�ywy te mog� by� bardzo r�ne - korzystne i niekorzystne, a nawet wprost zab�jcze. Przez wiele wiek�w cz�owiek �y� w warunkach wzgl�dnej harmonii ze �rodowiskiem. Ostatni wiek przyni�s� w tym zakresie zatrwa�aj�ce zmiany. �rodowisko sta�o si� zagro�eniem, a niestety nie wida� perspektyw, by technokraci, zapatrzeni w "post�p" techniczny, zechcieli dostrzec i potraktowa� powa�nie problemy ochrony �rodowiska. Cz�owiek znalaz� si� w sytuacji "ucznia czarnoksi�nika" - wyzwolone spod jego kontroii si�y, pocz�tkowo mu sprzyjaj�ce, sta�y si� �miertelnym zagro�eniem. S� to sprawy z�o�one, w naszym kraju szczeg�lnie tragiczne i �enuj�ce.
2. PRZEMIANY W ROZWOJU
W latach trzydziestych XX w. lekarze szkolni zauwa�yli, �e dzieci i m�odzie� s� wy�si, a masa ich cia�a wi�ksza ni� r�wie�nik�w sprzed kilkunastu lat. Ale dopiero po drugiej wojnie �wiatowej zainteresowano si� ponownie tym zjawiskiem i dzi� jest to jeden z lepiej poznanych fenomen�w rozwoju dzieci i m�odzie�y. Nazwano to trendem rozwojowym. Przyspieszeniu uleg�o te� dojrzewanie. Zar�wno akceleracja, jak i trend rozwojowy to zmiany z kategorii odczuwalnych, maj�ce znaczenie nie tylko teoretyczne. Na podstawie przemian, j akie stwierdzono w ostatnich kilkudziesi�ciu latach, mo�na przyj��, �e ka�de pokolenie dojrzewa o rok wcze�niej. Tak wygl�da to, je�eli jako kryterium rozwoju przyjmiemy miesi�czkowanie. Miesi�czkowanie, zw�aszcza jego pierwsze objawy, tzw. menarche, jest tym zjawiskiem, kt�re zawsze budzi�o wiele zainteresowania badaczy. Na og� dziewcz�ta, a potem doros�e kobiety pami�taj� do�� dobrze, kiedy po raz pierwszy miesi�czkowa�y. Jest to po prostu wydarzenie wa�ne w ich �yciu. Dlatego wi�kszo�� bada� dotycz�cych akceleracji opiera si� na oznaczeniu wieku menarche. Analogiczne zjawisko - pierwsze wytryski nasienia u ch�opc�w - nie jest tak dobrze zapami�tywane. Ch�opcy, nawet zupe�nie m�odzi, nie s� w stanie poda� nie tylko dok�adnej daty, ale nawet przybli�onego czasu, kiedy to si� zdarzy�o. Akceleracja dotyczy nie tylko dziewcz�t, ale tak�e ch�opc�w. Mo�na tak�e przyj�� dzi� ju� za pewnik, �e nie jest to tylko przyspie-24 25
szenie dojrzewania. Akceleracja dotyczy wszystkich wska�nik�w rozwoju i mo�na j� stwierdzi�, por�wnuj�c r�ne cechy niemowl�t czy ma�ych dzieci. Profesor, kt�ry uczy� mnie podstaw pediatr� - W. Szenajch - by� wspania�ym dydaktykiem. Na nasz u�ytek podawa� nam wiele formu�ek, kt�re u�atwia�y orientacj� w ocenie rozwoju. By�y to formu�ki proste, �atwe do zapami�tania i bardzo przydatne w praktyce lekarskiej - nie mo�na przecie� mie� przy sobie zawsze tabel, wykres�w i podr�cznik�w. Dzi� jeszcze pami�tam, �e: - niemowl� podwaja swoj� mas� w ci�gu pierwszych 5 miesi�cy �ycia, a potraja po roku, - pierwsze z�by wyrzynaj� si� w 6. miesi�cu, a potem co miesi�c dwa kolejne, - ci�ar dziecka mo�na obliczy�, mno��c jego wiek przez dwa i dodaj �c osiem, - pierwsze z�by sta�e pojawiaj� si� w 7. roku, a kie�, tzw. z�b trzeci, jest z�bem "dwunastego roku", gdy� w dwunastym roku ulega zamianie na sta�y. . . By�o tych formu�ek wi�cej, ale wszystkie one s� dzi� nieaktualne. Prosz� przyj�� je jako przyk�ad z historii i... nie uczy� si� ich na pami��. Po prostu dzieci rozwijaj� si� teraz znacznie szybciej. Badania wykaza�y, �e zmiany w tempie rozwoju i wysoko�ci dzieci, a potem m�odzie�y s� wi�ksze w miastach ni� na wsi. Im wi�kszy post�p urbanizacji, tym zjawiska te s� silniej wyra�ane. Akceleracja jest obserwowana zaledwie od ponad stu lat. Zupe�nie nie wiemy, czy trwa d�u�ej. Chyba nie, bo na przestrzeni wiek�w zmiany te musia�yby by� wyra�one, tak �e nie spos�b by�oby ich nie dostrzec na podstawie przekaz�w historycznych czy materia�u wykopaliskowego. Tak wi�c mo�emy przyj��, �e jest to zjawisko ostatniego p�tora wieku. Oczywi�cie, frapuj�cym zagadnieniem jest pr�ba wyja�nienia przyczyny. Ot� w literaturze przedmiotu podaje si� tak wiele t�umacze�, �e wszystkie one wydaj� si� w�tpliwe. Po prostu jest ich zbyt wiele, by by�y prawdziwe. Co si� wymienia? Najcz�ciej - popraw� jako�ci �ywienia. Autorzy na podstawie r�nych materia��w historycznych cytuj�, co te� to dzieci teraz jedz�, a co przedtem by�o spo�ywane w ma�ych ilo�ciach lub w og�le
nie spo�ywane. Jedni przytaczaj� dane liczbowe na temat wzrostu spo�ycia mi�sa, inni - cukru. Wszyscy zwracaj� uwag� na wi�ksz� poda� witamin i og�lnie bardziej racjonalne �ywienie. Teoria "�ywieniowa" jest bardzo popularna. W wi�kszo�ci podr�cznik�w i monografii podaje si� j� na pierwszym miejscu. Wydaje si�, �e wielu autor�w nie ma w�tpliwo�ci, �e to w�a�nie �ywienie, a �ci�le - jego poprawa zapewniaj� korzystniejsze warunki rozwoju. Jest jednak pewna w�tpliwo��. Ot� w latach trzydziestych opracowano tablice wysoko�ci cia�a i masy dzieci. Uczynili to na warszawskim materiale trzej pediatrzy - R. Bara�ski, J. Bogdanowicz oraz �omnicki. W roku 1943, czyli w samym "dnie" okupacji, te� w Warszawie, ekipy lekarzy szkolnych zmierzy�y i zwa�y�y ponad 50 000 dzieci szkolnych, a materia� ten opracowa� statystycznie �wczesny pracownik magistratu, Wanatowski. I okaza�o si�, �e dzieci te by�y przeci�tnie wy�sze i mia�y wi�ksz� mas� cia�a ni� te z tablic Bara�skiego, Bogdanowicza i �omnickiego. By�o to zjawisko wtedy niezrozumia�e. Wanatowski o akceleracji nigdy nie s�ysza�. Wynik�w swoich nie poda� do wiadomo�ci, obawia� si� bowiem, by nie zosta�y wykorzystane przez okupanta na u�ytek propagandowy. Jeszcze w kilka lat po wojnie inny wielki pediatra, K. Jonscher, wydaj�c swoj� prac� z zakresu pediatrii, waha� si�, czy dane Wanatowskiego mo�na publikowa�. Z ciekawo�ci zwr�ci�em si� przed laty do uczestnika tych bada�, K. Mitkiewicza. Okaza�o si�, �e prowadzi� on pami�tnik czy dziennik z okresu wojny i udost�pni� mi fragment dotycz�cy tych bada�. Pisa� tam, �e co prawda wi�kszo�� dzieci by�a bardzo zaniedbana, przewa�a�y sieroty i p�sieroty (przynajmniej chwilowe - spo�eczne), �e dzieci by�y brudne i �le ubrane, ale ekipy badaj�ce uderzy� fakt, �e by�y stosunkowo du�e i dobrze rozwini�te fizycznie. A warunki �ywieniowe by�y z ca�� pewno�ci� z�e. Poza gettem, gdzie w czasie g�odu i kra�cowej n�dzy by�y prowadzone badania naukowe - i zosta�y opracowane unikatowe na skal� �wiatow� materia�y na temat choroby g�odowej - na og� w z�ych warunkach ma�o kto podejmuje i prowadzi takie przedsi�wzi�cia, a jeszcze rzadziej publikuje wyniki. Cytuj�c te materia�y, mo�emy tylko sygnalizowa�, �e teoria o jedynym wp�ywie �ywienia nie jest a� tak oczywista, jak si� to niekiedy g�osi.
Zreszt� gdyby nie by�o w�tpliwo�ci, nie by�oby i innych teorii, kt�re w literaturze si� powtarzaj�. A wi�c jest teoria, �e zmiany w zakresie rozwoju s� powodowane dzia�aniem na�wietlania, po prostu d�u�szego oddzia�ywania �wiat�a. Opiera si� to na stwierdzeniu, �e w�a�ciwie dzie� zosta� sztucznie przed�u�ony, i to nie tak dawno - dzi�ki doskona�o�ci o�wietlenia elektrycznego. U�ywa si� tu por�wna� z ro�linami, kt�re na�wietlane rosn� szybciej (wykorzystuje si� to w szklarniach), a tak�e obserwacji z hodowli przemys�owej kur i innego drobiu. Jest te� teoria o wp�ywie heterozji. Heterozja to zjawisko wykorzystywane w hodowli zwierz�t, polegaj�ce na mieszaniu puli genetycznej. Obserwacje wykazuj�, �e miesza�ce s� na og� wi�ksze i lepiej rozwini�te ni� osobnicy z hodowli "wsobnych", czyli tych, kt�re powstaj� w wyniku krzy��wek materia�u genetycznego stale w tym samym �rodowisku, w tej samej, ograniczonej puli genetycznej. Zbadano "promie� ma��e�stwa", czyli odleg�o�� (w kilometrach) miejsca urodzenia rodzic�w. Okaza�o si�, �e promie� ten niepomiernie si� wyd�u�y� w ci�gu ostatnich dziesi�tk�w lat i �e teraz ludzie �eni� si� z osobnikami zupe�nie sobie "genetycznie obcymi". Podkre�la si� r�wnie� znaczenie higieny. Ju� Bara�ski, Bogdanowicz i �omnicki stwierdzili, �e dzieci z rodzin maj�cych wi�ksze mieszkania s� wy�sze i lepiej si� rozwijaj�. Ale czy jest to tylko kwestia metra�u? Czy wielko�� zajmowanego mieszkania nie jest te� kryterium og�lnej zamo�no�ci, a mo�e tak�e poziomu kultury rodziny? G�oszono pogl�d, �e dzieci, kt�re maj� wi�cej wra�e�, otrzymuj� wi�cej bod�c�w psychicznych ze �rodowiska - rozwijaj� si� lepiej i szybciej. Czy nie jest tak, �e warunki �ycia w zurbanizowanym �rodowisku dostarczaj� wi�cej bod�c�w? Czy nie by�oby to wyt�umaczenie tego fenomenu, kt�ry wynika z bada� Wanatowskiego? Problem jest otwarty. By� mo�e przyspieszenie rozwoju to wynik nie jednego, pojedynczego czynnika, ale ca�ego ich splotu. Mo�e jest to wp�yw og�lny warunk�w �ycia, na kt�re sk�adaj� si� i �ywienie, i higiena z opiek� lekarsk�, i wreszcie te inne czynniki, spo�r�d kt�rych dwa przytoczy�em. Jest ciekawe, �e na pocz�tku XIX w. obserwowano gwa�towne pogorszenie si� parametr�w rozwoju i zdrowia. By� to okres powstawania miast - migracji ze wsi do nowo tworzonych aglomeracji
28
przemys�owych. Kto chce, mo�e si�gn�� do tragicznych opis�w warunk�w, w jakich ci migranci �yli - pracowali od dziecka w przemy�le, po 14 godzin na dob�. Spos�b �ywienia uleg� gwa�townej anianie, na pewno nie na korzy��. Warunki mieszkaniowe by�y tragiczne. No i higiena. W tych w�a�nie czasach narodzi�a si� higiena komunalna, jako reakcja na wysok� zachorowalno�� i umieralno�� ludzi. Wtedy pojawi�y si� wielka epidemia gru�licy, kt�ra dziesi�tkowa�a miasta po�owy XIX w., oraz "angielska choroba", czyli krzywica, kt�ra w miastach angielskich by�a nagminna. . . Przy poborze rekruta musiano zmieni� wymagania. Doln� granic� wysoko�ci cia�a jako kryterium poboru obni�ono, bo odpowiednio wysokich rekrut�w po prostu brakowa�o. Czy wi�c nie jest tak, �e w pocz�tkach i pierwszej po�owie XIX w. mieli�my do czynienia ze zjawiskiem "retardacji", jako przeciwie�stwem akceleracji? W tym czasie wska�niki rozwoju pogarsza�y si�, co jest stwierdzone. Potem nast�pi�a poprawa sytuacji. Cywilizacja nabra�a bardziej ludzkiej twarzy. Ludzie pracy wywalczyli sobie popraw� warunk�w �ycia. Nast�pi�a adaptacja ludno�ci miejskiej do nowych warunk�w, kt�re poprzednio by�y po prostu bardzo z�e. Nast�pi� rozw�j medycyny - bakteriologii, higieny. Poprawi�y si� warunki leczenia. Rozwin�a si� profilaktyka spo�eczna. Akceleracja by�aby wi�c wyr�wnaniem "do�ka" retardacyjnego. Je�eli tak, to oczywi�cie obecne parametry rozwoju mog� by� lepsze ni� na pocz�tku XIX w., ale istnieje granica akceleracji. Dzieci w kolejnych pokoleniach nie b�d� dojrzewa�y o rok wcze�niej, doprowadzi�oby to bowiem ludzko�� do absurdu - dojrzewa�yby dzieci ju� kilkuletnie. A tak na marginesie, to przyk�ady kliniczne dzieci z zespo�em dojrzewania przedwczesnego, w wieku 3* lat, wskazuj�, �e istniej� takie mo�liwo�ci i by� mo�e cz�owiek biologicznie jest zdolny do dojrzewania znacznie wcze�niejszego, ni� to ma miejsce obecnie. - Oczywi�cie to wszystko, co poda�em wy�ej, to pr�ba historycznego wyja�nienia akceleracji i trendu rozwojowego. To tylko kolejne hipotezy. My�l�, �e jeste�my jeszcze przed wyja�nieniem istotnych przyczyn tych, sk�din�d pasjonuj�cych, zjawisk. � Je�eli przyj�liby�my za�o�enie, �e akceleracja jest przyspieszeniem tempa �ycia, to nie ma podstaw zak�ada�, �e dzieci dojrzewaj�
29
wcze�niej, czyli �e rozw�j jest przyspieszony, a potem to tempo maleje. Je�eli ca�e tempo �ycia jest szybsze, to mo�na by obawia� si�, czy ludzie nie b�d� wcze�niej si� starze�. Takie rozumowanie jest uzasadnione. Szcz�liwie badania wykaza�y, �e wiek przekwitania - klimakterium u kobiet - nie uleg� przyspieszeniu, ale op�nieniu. Okazuje si� wi�c, �e ca�a ta "przygoda naszego wieku" z rozwojem nie ma dla nas negatywnych nast�pstw w formie wcze�niejszego przekwitania. Ale jaka jest tu zas�uga innych czynnik�w, takich jak poprawa stanu zdrowia, lepsza opieka lekarska, lepsza higiena itp.trudno powiedzie�. Dla pedagoga, dla polityka, dla teoretyk�w i praktyk�w organizacji �ycia spo�ecznego zjawisko akceleracji jest wa�ne i znacz�ce. Wcze�niejsze dojrzewanie powinno poci�gn�� za sob� wcze�niejsze wchodzenie w �wiat doros�ych, wcze�niejsze przejmowanie r�l spo�ecznych itp. To oczywi�cie zale�y przede wszystkim od dojrzewania psychicznego i spo�ecznego. Ale przecie� dojrzewanie psychiczne i spo�eczne jest wynikiem systemu wychowania. Tak wi�c mo�na stwierdzi�, �e biologicznie ludzie dojrzewaj� obecnie wcze�nie, maj� mo�liwo�ci, ba, niekiedy potrzeb� (seks) wcze�niejszego stawania si� doros�ymi, tylko system wychowania temu przeszkadza. Przepisy prawne, system o�wiatowy itp. czas dojrza�o�ci psychicznej przesuwaj� na wiek p�niejszy. Jedynie pob�r wojskowy, przynajmniej w Polsce, uwzgl�dni� zjawisko akceleracji i do wojska id� dziewi�tnastolatkowie, cho� przed wojn� byli powo�ywani do s�u�by m�czy�ni 21letni. Programy szkolne, organizacj a systemu szkolnego, przepisy prawne i praktyka spo�eczna powinny uwzgl�dnia� zjawisko akceleracji, rozrasta si� nam bowiem kategoria obywateli zwanych m�odzie��, kt�ra przysparza wielu k�opot�w i na pewno nie nale�y do najszcz�liwszych.
3. ROZW�J DZIECKA
Dla cel�w praktycznych, a tak�e dydaktycznych rozw�j dziecka dzieli si� na kilka okres�w. Wielu autor�w opracowa�o w�asne koncepcje podzia��w, opartych na r�nych kryteriach, ale w zasadzie podobnych do siebie.
30
Zwykle w takich przypadkach przychodzi nam z pomoc� �wiatowa Organizacja Zdrowia. Opracowany przez uczonych ekspert�w podzia� jest powszechnie przyj�ty i obowi�zuje tak�e w Polsce. Klasyfikacja obowi�zuj�ca w nauce dzieli �ycie cz�owieka na dwa okresy g��wne: l. Okres rozwoju wewn�trzmacicznego. 2. Okres �ycia poza�onowego. Okres wewn�trzmaciczny dzieli si� na:
- okres embrionalny, czyli zarodkowy - pierwsze 8 tygodni, - okres p�odowy - od 9. tygodnia do porodu. Okres �ycia poza�onowego dzieli si� na: - okres noworodkowy - do 28. dnia �ycia, - okres niemowl�cy - do ko�ca 1. roku,
- okres poniemowl�cy, zwany niekiedy (strasznie!) ��obkowym - do ko�ca 3. roku, - okres przedszkolny - do ko�ca 6. roku, - okres wczesnoszkolny lub m�odszy wiek szkolny - o granicy p�ynnej, do pojawienia si� objaw�w dojrzewania p�ciowego, - okres dojrzewania, zwany niekiedy dorastaniem, - okres m�odzie�czy.
Rozw�j wewn�trzmaciczny
Okre�lenie to nie jest zupe�nie s�uszne. Pierwsza faza rozwoju, a wi�c zap�odnienie i pierwsze podzia�y zygoty (zap�odnionego jaja), odbywa si� zwykle w jajowodzie. Do macicy dociera ju� ca�a grupa kom�rek, kt�ra rozwin�a si� z zygoty; teraz zaczyna si� rozw�j wewn�trzmaciczny. Macica jest wspania�ym "pomieszczeniem" dla rozwoju nowego cz�owieka. Jest to w�r mi�niowy o ogromnej zdolno�ci do zmieniania swych wymiar�w. Wielko�ci ma�ego jab�ka w warunkach spokoju, dochodzi do takich rozmiar�w, �e zawarto�� przekracza 10 litr�w. Po porodzie bardzo szybko nast�puje inwolucja macicy i powr�t do rozmiar�w normalnych. B�ona �luzowa macicy pod wp�ywem hormon�w ulega przerostowi, rozpulchnieniu i przekrwieniu. Stanowi poduchowaty mi�kki tw�r, kt�ry stwarza idealne warunki do inplantacji embrionu. Pierw31
szy okres rozwoju nast�puje w warunkach wro�ni�cia embrionu w b�on� �luzow� macicy; od�ywianie odbywa si� poprzez bezpo�rednie op�ukiwanie przez krew matki. To trwa do czasu wytworzenia �o�yska. Od tego momentu m�wimy ju� o rozwoju p�odu, a nie embrionu (zarodka). �o�ysko jest wytworzone w 2. miesi�cu ci��y. �o�ysko to narz�d "sezonowy", kt�ry funkcjonuje do urodzenia dziecka. Rozwija si� z tkanek p�odu i matki, ale tak, �e chocia� powierzchnia stykania si� na�zy� krwiono�nych jest bardzo du�a, to �o�ysko stanowi nieprzenikliw� barier� dla cia� upostaciowanych (krwinek) i pe�ni funkcje wybi�rcze. Nie jest biernym filtrem. W �o�ysku nast�puje, poprzez dyfuzj� przez �ciany naczy�, przekazywanie substancji od�ywczych i tlenu z krwi matki do krwi p�odu. P��d oddaje dwutlenek w�gla i, z osocza krwi, substancje przemiany materii, kt�re s� mu niepotrzebne, a nawet szkodliwe. Poprzez barier� �o�yska przenikaj� hormony, kt�re steruj� rozwojem dziecka, a� jego w�asne gruczo�y podejm� dostatecznie efektywn� dzia�alno��. Potem, pod koniec ci��y, wsp�praca hormonalna jest ju� obustronna - niekiedy dziecko (np. w cukrzycy) wytwarza hormony w du�ych ilo�ciach, nie tylko na u�ytek w�asny, ale i matki. Po porodzie mo�e z tego wynikn�� powik�anie, dziecko jest bowiem nastawione na nadmiern� produkcj�, kt�ra dla niego samego jest niepotrzebna, a nawet obci��aj�ca. Poprzez �o�ysko nie przenikaj� drobnoustroje, po�a nielicznymi, kt�re mog� wywo�ywa� choroby wrodzone. Tak dziej e si� w przypadku ki�y wrodzonej, kiedy to kr�tki blade - stosunkowo du�e bakterie - s� w stanie sforsowa� barier� �o�yska. Dyskutuje si� obecnie, czy wirusy HIV (wywoluj�ce AIDS) mog� przez �o�ysko przenikn�� i czy mog� dawa� zaka�enie wrodzone. Bo inn� spraw� jest zaka�enie w czasie porodu, kiedy to struktury �o�yska ulegaj� mechanicznemu uszkodzeniu i wtedy drobnoustroje