Valko Tanya - Arabska żona 05 -Arabska Krucjata
Szczegóły |
Tytuł |
Valko Tanya - Arabska żona 05 -Arabska Krucjata |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Valko Tanya - Arabska żona 05 -Arabska Krucjata PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Valko Tanya - Arabska żona 05 -Arabska Krucjata PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Valko Tanya - Arabska żona 05 -Arabska Krucjata - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Copyright © Tanya Valko, 2016
Projekt okładki
Agencja Interaktywna Studio Kreacji
www.studio-kreacji.pl
Zdjęcie na okładce
© Laila Jihad
Redaktor prowadzący
Anna Derengowska
Redakcja
Strona 4
Anna Płaskoń-Sokołowska
Korekta
Grażyna Nawrocka
ISBN 978-83-8097-562-0
Warszawa 2016
Wydawca
Prószyński Media Sp. z o.o.
02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28
www.proszynski.pl
Strona 5
Strona 6
PEŁNY SPIS TREŚCI
Przedmowa
I. BOLESNE WSPOMNIENIA
Prolog
Utracona miłość
Wieczne wyrzuty
Poszukiwanie swojego miejsca
Ech, ta młodość!
II. ŻYCIE PO ARABSKU
Nareszcie w domu
Palec boży
Damsko-męskie sprawy
III. ISLAMSKIE KUSZENIE
Zabójcze wakacje
Macki islamskiego państwa
Dżihad nie zna granic
IV. UCHODŹCY
Codzienność Damaszku
Zbrodnia w antycznym teatrum
Drogi ucieczki
Epilog
Słowniczek obcych słów, zwrotów i nazw
Tragiczne żniwo arabskiej wiosny
Najgroźniejsze organizacje terrorystyczne XX i XXI wieku
Strona 7
Jesteśmy świadkami
trzeciej wojny światowej
w kawałkach.
Homilia papieża Franciszka
na placu Rewolucji w Hawanie,
Kuba, wrzesień 2015
Strona 8
Przedmowa
Drodzy Czytelnicy,
Oto składam w Wasze ręce ciąg dalszy Arabskiej sagi, lecz książka ta jest
zupełnie inna niż Arabska żona i pozostałe części. Świat się zmienia, a wraz z nim
zmieniają się bohaterowie moich powieści. Jestem z nimi bardzo zżyta, więc
można ich oczywiście znaleźć również na kartach najnowszej książki. Do akcji
wraca Hamid Binladen, były bojownik z Al-Kaidą, a obecnie antagonista
dżihadystów z Państwa Islamskiego. Karim, azjatycko-arabski doktor Judym, znów
będzie ratował zdrowie i życie potrzebujących, tym razem pod patronatem Lekarzy
bez Granic. Zaś kobiety z rodu Salimich, Dorota, Marysia i Daria, spróbują
odnaleźć się we współczesnym groźnym świecie.
Arabska krucjata to thriller pełen momentów mrożących krew w żyłach,
miłosnych perypetii, bogactwa i ubóstwa oraz skrajnych uczuć – miłości
i nienawiści. To kryminał ukazujący, jak łatwo znaleźć się w złym miejscu o złej
porze i jak ciężko później z takiej sytuacji wybrnąć. Świat przedstawiony w mojej
powieści jest opanowany przez islamski fundamentalizm, ogarnięty strachem
i paranoją. Nie piszę tylko o odległych sprawach, dalekich krajach i problemach
obcych Europejczykowi. Obecna sytuacja dotyczy już bezpośrednio nas
wszystkich, bo uderza w nas i w nasz spokój, coraz częściej zagląda do naszych
domów. Czy jednak zastanawiamy się, co się dzieje w samym sercu zła? Jak
zwykli mieszkańcy arabskich krajów funkcjonują podczas wojny, jak bardzo się
boją, drżą o życie swoich najbliższych i swoje, a często są wyniszczani przez
własnych braci, przez rodaków? Co czują zwyczajni damasceńczycy? Czy marzą
o uchodźstwie? O ucieczce do obcych krajów i życiu na obczyźnie? Czy to takie
proste – opuścić własny dom?
Europa otworzyła granice dla milionów uchodźców z Bliskiego Wschodu,
wierząc w to, że jej potencjał zasilą szeregi nieszczęsnych, ale uczciwych
uciekinierów, którzy pomogą w budowie dobrobytu i ją odmłodzą. Po wstępnym
zalewie współczucia i euforii Europejczycy popadli jednak w strach i przerażenie.
Trudno się dziwić uczuciom ludzi, których serca na co dzień są przepełnione
litością, skoro zamiast wdzięczności spotykają się z agresją, niezrozumieniem
i wyobcowaniem przybyszy. Nie pomoże tu argument, że to pojedyncze przypadki,
Strona 9
kiedy pośród potężnej, milionowej rzeszy muzułmańskich uciekinierów przemknie
do nas groźny terrorysta, człowiek, który nas nienawidzi i którego życiowym celem
jest zabijanie niewiernych. Każdy z chęcią przygarnąłby pokrzywdzonego przez
wojnę bliźniego, bo przecież i nas w okresach licznych burz, które przetaczały się
przez Polskę, przyjmowano i goszczono, do nas też obcy ludzie wyciągali pomocną
dłoń. Opanowały nas jednak panika i niechęć, bo na światło dzienne wychodzą
historie oczerniające i szkalujące wszystkich przybyłych. Nikt nie traktuje złych
poczynań jako incydentu, lecz uogólnia się je, przekreślając tym samym większość
dobrych, życzliwych i przyjacielskich osób.
Chcąc naświetlić ten problem, ukazuję w Arabskiej krucjacie zarówno
zwykłych muzułmańskich ludzi, którzy są zaszczuci i wyniszczani we własnym
kraju, jak też przebiegłe lisy, które dostają się do Europy tylko po to, by ją
zniszczyć. Czy ktoś znajdzie złoty środek, aby temu zapobiec? Aby nie skrzywdzić
potrzebującego, a zarazem nie wpuścić za swój próg zabójcy? Przedstawiam dwie
strony medalu: walczących z terroryzmem, kalifatem i Państwem Islamskim
Arabów, Syryjczyków zabijanych przez swoich rodaków we własnym kraju oraz
przebiegłych dżihadystów, ogarniętych niewytłumaczalną nienawiścią do
innowierców i żądzą mordu, którą realizują już na całym świecie. Współczesny
terroryzm nie zna granic.
W powieści Arabska krucjata tragiczną prawdę, jak zawsze, umieszczam
w kokonie literackiej fikcji. Opowiadam o terrorystycznych aktach przedstawicieli
Państwa Islamskiego, przeprowadzanych pod różną długością i szerokością
geograficzną. Moja wyobraźnia podsunęła mi wizje przebiegu zamachów, które
miały miejsce w Paryżu czy w Bejrucie, imaginację fikcyjnego ataku w Tadż
Mahal oraz przeniesionego na grunt egipski mordu dokonanego na turystach
w Tunezji. Kiedy zobaczyłam zdjęcia i przeczytałam relacje z ludobójczego ataku
bronią chemiczną w Damaszku i okolicach, nie mogłam pominąć w mojej powieści
opisu masowych zbrodni przeciwko ludzkości oraz wyroków śmierci
wykonywanych na niewiernych w syryjskiej Palmirze. W starożytnym teatrum
zabito trzysta osób! Kto chciałby zostać w takim kraju? Kto chciałby tam żyć?
Jak zawsze staram się dogłębnie ukazać ludzkie charaktery i uczucia,
bowiem osobiście angażuję się w perypetie swoich bohaterów, których czasem
stawiam w ekstremalnej sytuacji bez wyjścia czy szans ratunku. Zawsze usiłuję
zrozumieć każdego i każdego wytłumaczyć i to samo czynię w mojej książce.
Zastanawiam się, co wpływa na człowieka – bo przecież każdy rodzi się dobry – że
staje się on zbrodniarzem i katem? Czemu nie ma w nim ludzkich uczuć, gdzie
i pod jakim wpływem je stracił lub kto go ich pozbawił?
Na te i wiele innych pytań, nawiązujących do obecnej sytuacji na świecie,
znajdziecie Państwo przynajmniej częściową odpowiedź na kartach mojej
powieści, którą trzymacie w ręku. Życzę ciekawej lektury, choć wiem, że nie
Strona 10
będzie ona łatwa.
Strona 11
I
BOLESNE WSPOMNIENIA
Zaprawdę, Bóg nie czyni ludziom niesprawiedliwości, lecz ludzie sobie
samym wyrządzają niesprawiedliwość1.
1 Koran, sura X, wers 44, tłumaczenie J. Bielawski, PIW, Warszawa 1986.
Strona 12
Prolog
Przed wyjazdem z Indonezji cała rodzina zebrała się w apartamencie
Karima al-Nadżdiego w Dżakarcie. Chcą wspólnie omówić swoją przyszłość, choć
decyzje już zostały podjęte. Zawsze jednak lepiej podzielić się nimi z najbliższymi
i skonsultować. Są tu Nowiccy – para po przejściach związanych z kryzysem wieku
średniego – w osobie Doroty, którą trawi nieznana choroba, oraz Łukasza,
psychicznie zniszczonego swoim niefortunnym związkiem z młodą Indonezyjką
Adindą. Ich syn Adaś, który musiał szybko dorosnąć, oraz dwie córki Doroty:
młodsza Daria, wydoroślała po tragicznych przeżyciach, i Marysia Salimi, była
pani Binladen, a obecna Al-Nadżdi. Jej twarz przypomina maskę, bez uczuć,
obojętną na wszystko, ale serce trzepocze w jej młodej piersi jak zraniony
uwięziony ptak.
– Zaprosiłem jeszcze jedną osobę, która jest nierozłącznie związana z naszą
rodziną – informuje Karim. – Hamida Binladena2.
Słysząc to, Dorota wybałusza wielkie błękitne oczy i chwyta się za włosy,
Marysia zaś spod ściągniętych brwi rzuca na męża szybkie strwożone spojrzenie.
– Człowieku, czyś ty oszalał?! – wykrzykuje teściowa. – Po co
rozgrzebywać stare rany? To już przeszłość!
– Nie tak do końca – spokojnie oświadcza Indonezyjczyk. – Hamid
i Marysia mają syna, którego moja żona kocha ponad życie. To chyba zresztą jest
naturalne.
– Ale już przepadło! – Dorota nie daje za wygraną, uważając pomysł zięcia
za wyjątkowo głupi. – Oddała swoje dziecko jego ojcu, nie wiem, dlaczego
i jak mogła to zrobić, ale tak się stało. Koniec, kropka, szlus.
– Zrobiła nieprzemyślany krok, ale to nie powód, żeby miała cierpieć do
końca życia. Teraz chłopiec nie ma matki, nawet tej przyszywanej, bo urocza
Zajnab zginęła w zamachu terrorystycznym na Bali, z którego my sami cudem
uszliśmy z życiem. Dlatego też jedziemy do Arabii Saudyjskiej, by Marysia mogła
zachować kontakt z dzieckiem – ogłasza mężczyzna zdecydowanym głosem.
– Co?! Saudia?! Znowu?!
Teraz już wszyscy się dziwią, a w ich oczach pojawiają się nieoczekiwane
błyski. Jedynie Marysia siedzi niewzruszona i nie zabiera głosu, tak jakby cała ta
sprawa jej nie dotyczyła.
– Ale bajzel! – stwierdza Daria. – Choć w sumie ja wspominam Rijad jako
miejsce mojej szczęśliwej młodości. Nie było tam tak źle… – zamyśla się.
Strona 13
– Fajnie było. – Adaś popiera przyrodnią siostrę. – I w szkole, i na osiedlu,
gdzie mieszkaliśmy. I kumpli miałem super, nie to co tutaj.
– Doroto, może pomyślelibyście o dołączeniu do nas… – Sygnał domofonu
przerywa wypowiedź Karima.
Po chwili słychać dzwonek do drzwi i gospodarz wprowadza do salonu
przystojnego wysokiego Araba, któremu po ostatnich tragicznych przejściach na
niby rajskiej wyspie Bali posiwiały skronie.
– Witam. – Mężczyzna jest zszokowany, widząc całą swoją byłą rodzinę
w komplecie. – Nie mówiłeś, że będzie tu tak liczne grono…
– Gdybym powiedział, zapewne byś nie przyszedł. A uważam, że konieczna
jest wspólna szczera rozmowa.
– Cóż, masz rację – przyznaje Hamid.
– Dość już tych kłamstw! – Nad wyraz spokojny i zawsze pogodny
Indonezyjczyk jest w tej chwili niezwykle poważny. Marysia tymczasem błądzi
niewidzącym wzrokiem po twarzach zebranych. Dochodzi do wniosku, że biedny
Karim nie ma pojęcia, co mówi i na co się porywa. Jakbyś wiedział, że cię z nim
zdradziłam i że nadal kocham tego człowieka, największą miłość mojego życia, to
nie wypowiadałbyś takich słów, dyskutuje z mężem w duchu. Nie chciałbyś takiej
szczerości! Ciężko wzdycha i z całej siły usiłuje nad sobą zapanować, żeby się nie
rozpłakać. Kolejny dobry facet, którego nabijam w butelkę. Kolejny, którego
niechybnie skrzywdzę. – Dlatego siadaj, przyjacielu, i posłuchaj, co już uradziliśmy.
– Indonezyjczyk uśmiecha się uprzejmie, wskazując staremu koledze fotel. – Może
przekażemy Adila naszej niani, która zajmuje się Nadią? – Bierze z jego rąk
roześmianego, zadowolonego bobasa i zanosi go do drugiego pokoju. Całe
towarzystwo czeka na niego w milczeniu. – My z Marysią wyjeżdżamy,
a w zasadzie wracamy do Saudi – oznajmia Karim po powrocie, patrząc Hamidowi
prosto w oczy. Ten szybko przenosi wzrok na swoją byłą żonę, która tylko zaciska
usta.
– Dlaczego? – pyta Hamid. – Nie rozumiem.
– No właśnie! Dlaczego?! – wtrąca Dorota, która jest przeciwna szalonym
planom, bowiem czuje matczynym sercem, że Marysia zgotuje tym porządnym
mężczyznom piekło na ziemi, a już na pewno nie wytrzyma dłużej w związku
z niekochanym Karimem, który – o dziwo – niczego się nie spodziewa.
– Dlatego że czuję się bardziej Saudyjczykiem niż Indonezyjczykiem.
Od trzeciego roku życia aż do niedawna mieszkałem w Królestwie Arabii i mam
ojca Saudyjczyka. Może nie wyglądam, ale bardziej jestem Arabem niż Azjatą
– kończy, uśmiechając się smutno, a jego ciemne brązowe oczy w kształcie
półksiężyców patrzą na wszystkich z taką szczerością i powagą, że słuchacze już
nie oponują, tylko ze zrozumieniem kiwają głowami. – Marysia też jest
pół-Arabką. Dobrze się czuje wśród nawoływań muezzinów do modlitwy, wśród
Strona 14
pustynnego pyłu w powietrzu. Azja zdecydowanie nam nie służy.
– Mnie też nie – dołącza Dorota.
– I mnie – popiera Daria. – Uwielbiam kraje arabskie. Spędziłam tam
większą część życia.
– A co byście powiedzieli, moi drodzy teściowie… – Karim waha się przez
chwilę, czy to na pewno dobry plan, ale jednak decyduje się skończyć myśl
– ...żeby razem z nami powrócić na stare saudyjskie piaski?
– Ja wiem... Może to nie jest głupi pomysł? Dobrze się tam pracowało,
wśród kompetentnych ludzi, którzy mnie doceniali. – Łukasz delikatnie się
uśmiecha. – Nie mówiąc już o zawrotnej pensji. – Aż nabiera kolorów,
wspominając dobrobyt i stabilizację, jaką jego rodzina osiągnęła podczas pobytu na
Bliskim Wschodzie.
– Czyżbyś zapomniał, mój drogi, że jakieś nieznane choróbsko żre mnie od
środka? – Dorota blednie na twarzy i aż cała drży, bo czuje, że tym razem nie
wywinie się kostusze.
– Właśnie, pamiętam o tym.
– W Rijadzie mamy szpitale na najwyższym światowym poziomie
– dorzuca milczący dotąd Hamid. – W jednym z nich długie lata pracował Karim
i zapewne tam powróci.
– Tak właśnie! W Szpitalu Gwardii Narodowej dokonuje się rzeczy
niemożliwych. Przecież to tam rozdzielono polskie bliźniaczki syjamskie Olgę
i Darię. Operację przez osiemnaście godzin prowadził sześćdziesięcioosobowy
zespół medyczny, w tym dwudziestu siedmiu chirurgów. Za etap plastyczny
odpowiedzialny byłem ja i operowałem wraz z trzema innymi kolegami.
– Nigdy się tym nie chwaliłeś. – Dorota nie kryje szoku. – Wiedziałam, że
zajmujesz się plastyką, ale myślałam, że raczej powiększasz piersi – żartuje,
a wszyscy, dotychczas spięci do granic możliwości, wybuchają rozładowującym
śmiechem.
– Nie ma czym się pysznić. Różne rzeczy w życiu robiłem i naprawiałem.
– Oto cały Karim – skromny jak nastolatka – podsumowuje Hamid. – Jeśli
mógłbym doradzić, to pomysł z pobytem w Saudi, szczególnie z uwagi na ciebie,
Doroto, jest znakomity.
– Tak, tak, wracajmy do domu! – wykrzykuje Adaś i aż skacze na równe
nogi.
– Może jeszcze ja bym się was uczepiła, choć jestem dorosła i powinnam
pójść własną drogą... – Daria błagalnie patrzy na matkę.
– Co ty mówisz? Zostań z nami!
– Zostań z nami! Zostań z nami! – zebrani skandują niczym uliczni
demonstranci.
– Poleć zatem z naszą dwójcą, bo zanim rodzice załatwią kontrakt
Strona 15
i wszystkie formalności, to może trochę czasu upłynąć i stracisz kolejny rok nauki.
– Marysia odzyskuje werwę i głos, bo widzi, że może nie będzie aż tak tragicznie,
kiedy znowu wszyscy będą razem, całą rodziną, rozumiejącą się i wspierającą na
dobre i na złe.
– Naprawdę? – Daria nie może się nadziwić i spoziera na Karima, chcąc
poznać jego opinię, a on tylko potakuje. – Razem zaczniemy studia, co ty na to? Co
ty na to, Maryniu?
– Na Uniwersytecie Księżniczki Nury. – Marysia z rozmarzeniem
wypowiada nazwę największego na świecie uniwersytetu dla kobiet. – Może
ostatecznie uda mi się je skończyć?
– Oczywiście! Teraz będziesz miała darmowego domowego korepetytora
– zupełnie naturalnie dodaje Karim, raniąc tym samym serce Hamida.
– To świetnie… – Saudyjczyk powoli podnosi się z fotela, zastanawiając
się, co miał na celu Karim, zapraszając go na ten rodzinny mityng. Przecież on nie
ma już z nimi nic wspólnego. Czyżby chciał mnie urazić?, zastanawia się w duchu.
Chce mi pokazać, że Marysia jest jego i tylko jego, że już dla mnie przepadła?
Przecież doskonale o tym wiem! Zdaję sobie z tego sprawę!, krzyczy w duchu,
mocno zaciskając szczękę, żeby nie dać ujścia emocjom. – Ja już się z państwem
pożegnam – mówi chłodno. – Do zobaczenia w Rijadzie. Jakbyście mieli
jakiekolwiek kłopoty, to służę pomocą – oferuje na koniec.
– Człowieku, siadaj jeszcze na chwilkę, bo wszystko pięknie ładnie, ale nie
doszliśmy do meritum sprawy dotyczącej ciebie. – Indonezyjczyk, który w ogóle
nie czuje niezręcznej sytuacji, w jakiej postawił swojego przyjaciela, znów słodko
się uśmiecha. – Zaraz mu ten uśmiech do gęby przybiję! W Hamidzie gotuje się już
arabska krew. Najchętniej rozwaliłbym mu łeb! Azjatycki śliski skurwysyn!
Z wielkim trudem panuje nad sobą, gryząc aż do krwi wargi, lecz pokornie opada
na fotel. – Zdecydowaliśmy się na pobyt w Arabii Saudyjskiej głównie z jednego
bardzo istotnego powodu… – Karim zawiesza głos, a Hamid patrzy na niego
uważnie. – Macie z Marysią wspólne dziecko, które ona w przypływie honoru, czy
nie wiem czego, dobrowolnie ci oddała. Jednak teraz okazuje się, że nie może żyć
bez swojego syna.
– Ja go nie oddam! – wybucha mężczyzna.
– Wiem i nie żądam tego od ciebie – włącza się sama zainteresowana.
– Chciałabym tylko czasami móc go widywać, pobawić się z nim, pomóc
w chorobie… Gdyby żyła twoja żona Zajnab, nie wtrącałabym się, nie wpychała
w wasze życie, ale teraz maluszek pozostał bez matki, bez kobiecego uczucia
i ciepła. Dziecku jest to niezwykle potrzebne!
– Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Adil płacze całymi nocami, a ja
mogę wyskoczyć ze skóry, a i tak nie jestem w stanie go utulić, podobnie jak
profesjonalna niania. Dla dobra dziecka… – Hamid nie ma pojęcia, jak miałoby to
Strona 16
wyglądać, ale teraz nie chce wdawać się w szczegóły. Jedno dla niego jest pewne
i istotne: Marysia, jego ukochana, będzie gdzieś w pobliżu, będzie mógł ją
widywać, słyszeć jej głos, czuć zapach jej ciała i lawendy, której od lat używa. Jak
on to przeżyje? Jak przetrzyma? Czy uda mu się zachowywać honorowo? Nie wie,
ale obecnie może zrobić tylko jedno. – Dla dobra dziecka zgadzam się na twój
kontakt z nim, na wizyty tak częste, jak tylko będziesz chciała.
– Zatem lecimy razem?! – Krępującą ciszę, która zapadła po wyznaniu
Hamida, przerywa lekkoduszna Daria. – Ja, Marysia, jej dwaj mężowie…
– Wybucha śmiechem, na co wszyscy spozierają na nią spode łba. – No i dwójka
jej dzieci – dodaje już ciszej, trochę jednak przestraszona, że jak dalej będzie się
tak obcesowo zachowywać, to do Saudi nie dotrze.
– Tak byłoby najlepiej – kończy organizator spotkania. – Dzieci łatwiej
przetrzymają długą drogę, a i nam w kompanii będzie raźniej. Teraz jednak
zapraszam wszystkich na obiad.
Karim odwraca się i kieruje swe kroki w stronę jadalni. Pozostali wciąż
spoglądają na siebie w osłupieniu. Marysia rzuca przelotne spojrzenie na swojego
byłego męża, paląc go wzrokiem, a w odpowiedzi otrzymuje żar i namiętność
płynące z jego oczu.
2 Bin Laden lub Binladen – pisownia oddzielna jest tradycyjna, obecnie
coraz częściej łączy się dwa człony nazwiska.
Strona 17
Utracona miłość
Duża wielonarodowościowa rodzina przyjeżdża na lotnisko w Dżakarcie
trzema samochodami i z typową dla podróżnych nerwowością wypakowuje
z bagażników stosy walizek. Jednym autem jechali Nowiccy z Adasiem i Darią,
drugim Marysia z Karimem i małą Nadią, a trzecim Hamid z Adilem. Wszyscy
mają bilety w klasie biznes, więc nie muszą się przejmować ilością bagażu czy
komfortem lotu. Emirackie Linie Lotnicze są wygodne nawet w klasie
ekonomicznej, a co dopiero przy podniesionym standardzie. Wszyscy razem lecą
do Dubaju, lecz tam ich drogi się rozdzielą. Według ustaleń Dorota z Łukaszem
i Adasiem skierują się w stronę Polski, cała reszta zaś prosto do Rijadu – stolicy
Arabii Saudyjskiej.
Na pokładzie samolotu po podaniu szampana i lekkich przekąsek
podenerwowani podróżni zaczynają się kręcić. Koniec końców kobiety siadają
razem, Karim z Łukaszem i Adasiem zajmują miejsca obok siebie, Hamid zaś
izoluje się od reszty, wciąż nie mogąc zaakceptować sytuacji. Sześć godzin lotu,
podczas których nikt nie zmrużył oka, mija jak z bicza trzasł. Wreszcie samolot
płynnie schodzi do lądowania w stolicy Emiratów Arabskich.
– Musicie się spieszyć, mamuś! – Marysia łapie reisefieber3 i goni
z obłędem w oczach. – Macie tylko półtorej godziny. Jak na to lotnisko to bardzo
mało. To największy port lotniczy na Bliskim Wschodzie, a chyba i na świecie, bo
wielkością przerósł nawet Heathrow. Szybciutko!
– To może państwo pognacie swoją drogą, a my spotkamy się już na
pokładzie. – Hamid wypisuje się z tej wariackiej grupy, bo nie wie, w imię czego
ma z nimi pędzić na złamanie karku.
– Pięć godzin oczekiwania na następny lot przeczekamy w lounge4
Marhaba. Jest bardzo dobry i wygodny – informuje go Karim. – Może jeszcze tam
zdążymy się spiknąć?
– Tak, na pewno. – Saudyjczyk oddala się z pochyloną głową. Jego serce
krwawi, a umysł wciąż podsuwa mu wspomnienia z czasów, kiedy to on był
mężem Marysi i osobiście był zaangażowany we wszystkie perypetie tej szalonej
polsko-arabskiej rodzinki. To jest nie do wytrzymania, wzdycha. A będzie jeszcze
gorzej.
Aby dostać się na lot do Europy, trzeba zmienić terminal. Tak jak mówiła
Marysia, zajmuje to dużo czasu. Najpierw jadą windą, przez której oszklone ściany
obserwują płynące po ścianach budynku na wysokości trzech pięter kaskady wody,
Strona 18
później czeka ich bezzałogowy pociąg, a następnie serie ruchomych schodów. Po
drodze przechodzą jeszcze przez odprawę dokumentów i bezpieczeństwa. Kiedy
docierają do swojej bramki, wszyscy są nieźle umordowani i spoceni, a Dorota po
prostu leci z nóg. Rany, które odniosła w zamachu bombowym na Bali, jeszcze się
dobrze nie zabliźniły, a niezdiagnozowana choroba też niezwykle ją osłabia.
Dumna kobieta nie chciała jednak się zgodzić na wynajęcie wózka inwalidzkiego,
na którym mogłaby wygodnie i bez wysiłku pokonać długą trasę. „Mam dopiero
czterdzieści parę lat!”, krzyczała, potrząsając swoją blond czupryną. „Nie będą
mnie wozić jak jakiegoś paralityka albo starego dziadunia. Nie ma mowy!”.
Przez swój upór teraz ledwo trzyma się na nogach, a jej czoło zrasza zimny
pot.
– Jak tylko wylądujecie w Warszawie, dajcie znać – prosi zmartwiona
Marysia. – To już żabi skok, bo ponad połowa trasy za wami.
– I od razu idźcie do lekarza – napomina również zaniepokojona Daria,
która ma wyrzuty sumienia, że nie leci z nimi i nie pomaga matce w trudnej dla niej
chwili. – A ty zaraz zabieraj się do szukania pracy w Arabii! – ostro nakazuje
swojemu ojczymowi, bo już chciałaby mieć ich przy sobie.
– Nic się nie martw, niedługo powinniśmy wylądować na starych
saudyjskich śmieciach – pociesza Łukasz, na co wszystkim rozjaśniają się twarze.
– Trzymajcie się! Uważajcie na siebie! Kochamy was! – Ostatnie okrzyki
rozlegają się na sali, kiedy Polacy zmierzają do odprawy.
***
– Idę zapalić – oznajmia Marysia, która na siedząco i tak nie jest w stanie
się zdrzemnąć, pomimo że sofy i fotele są wygodne i miękkie, a podnóżki
pozwalają wyprostować nogi. – Zostaniesz z Nadią? – pyta Karima, który i tak nie
może się ruszyć, przygnieciony ciałkiem śpiącej dziewczynki, ale widać, że nie
sprawia mu to kłopotu, wręcz przeciwnie – daje ogromne szczęście.
– Idź, idź – szepcze, machając do niej ręką. – Tylko nie kurz za dużo
– napomina jako dobry mąż i lekarz.
– W porządku. – Marysia uśmiecha się pod nosem na taką troskliwość.
Może jednak wszystko jakoś się między nami ułoży?, myśli, lecz gdy po chwili jej
wzrok pada na śpiącego Hamida, który tuli w objęciach ich synka, Adila, serce jej
trzepoce i już wie, że nie ma takiej możliwości. To, co wymyślił Karim, jest chore!
Kobieta błyskawicznie wpada w złość. To nie do zniesienia! Jak niby mam się
widywać z moim synem?! W moim byłym domu i pod okiem Hamida, którego nadal
kocham?! Jak mam utrzymywać poprawne stosunki z byłym mężem, kiedy
wystarczyłoby jedno jego skinienie, a już bym za nim poleciała. Rzuciłabym
wszystko, całe moje dotychczasowe życie, pogrzebałabym Karima, jego miłość do
Strona 19
mnie, cały świat, byleby być z pierwszym i jedynym mężczyzną, którego obdarzyłam
ogromnym, dozgonnym uczuciem. A po drodze oczywiście wszystko spieprzyłam!
Jak to ja! Wzdycha i ma już dość, bo nie potrafi sobie poradzić z przerastającą ją
sytuacją.
– Heja! – Kiedy Marysia wchodzi do palarni, Daria wita ją głupkowatym
uśmiechem, zaprawiona nadmierną ilością wypitego alkoholu, serwowanego gratis
w ramach wejściówki do ekskluzywnej poczekalni. – Ty widziałaś, jakie tu mają
gatunki win? I jakie piwa? Cała galeria! A dżin tylko z najwyższej półki!
Niesamowite!
– Może jednak trochę byś wyhamowała, bo nie dojdziesz do samolotu.
– Marysia zaciska usta, zawstydzona zachowaniem swojej siostry, na którą
międzynarodowe towarzystwo patrzy z pobłażaniem i lekką ironią, arabscy
mężczyźni zaś, których tutaj nie brakuje, na dnie oka mają wypisane pogardę
i złość.
– Ty patrz, jaki zbieg okoliczności! – Młoda niczym się nie przejmuje.
– Spotkałam mojego byłego szefa i zarazem przyjaciela z Anglii. – Przechodzi na
angielski, wskazując przystojnego Pakistańczyka o ciemnej karnacji. – Leci do
Karaczi, a jego kumpel Brytol z nami do Rijadu. Ale heca, no nie?
– Nie wiem, co w tym zabawnego, ale okej – Marysia szepcze po polsku do
swojej niesfornej siostry, besztając ją wzrokiem. – Kończ już i idź odpocząć
– nakazuje surowym tonem.
– Nie bądź taką mniszką, Maryniu! Najpierw poznaj moich znamkosi. Oto
John Smith. – Wskazuje na typowego mieszkańca Wysp, krępego mężczyznę, na
oko trzydziestolatka, o jasnoróżowej karnacji, ryżych włosach i błękitnych jak
bławatki oczach.
– Miło mi. – Marysia kurtuazyjnie wyciąga rękę, a niewychowany
mężczyzna, nie ruszając się z miejsca i nadal trzymając stopę na kolanie,
odwzajemnia uścisk.
– A to brytyjski Pakuś5 Moe. – Elegancki Pakistańczyk wstaje i usłużnie
wyciąga dwie dłonie na przywitanie.
– Pani siostra była moją najlepszą pracownicą – chwali Darię. – Nie dość że
szybka, solidna, to zawsze uśmiechnięta. Jak widzę, poczucie humoru nie opuściło
jej do dzisiaj. – Schyla głowę w ukłonie i składa ręce na piersi.
Typowy Azjata, służalczy aż do bólu. Ale tacy, z pieprzonym uśmiechem
przyklejonym do twarzy, też podkładają bomby. Marysia po dwuletnim pobycie
w Azji już nie da się zwieść. A w Pakistanie to już masakra, co wyprawiają! Są
bardziej muzułmańscy od Arabów. Tacy religijni, sami ortodoksi, a ten
pseudo-Brytyjczyk pakistańskiego pochodzenia nawet podał mi rękę, co według ich
zasad jest przecież kategorycznie zabronione. Oto zakłamanie i podwójne oblicze!
– Daria, idziemy – postanawia, zdecydowanie ciągnąc siostrę za sobą.
Strona 20
– John, widzimy się w samolocie. – Dziewczyna zwraca się do nowo
poznanego mężczyzny, który widać bardzo jej się spodobał.
– Mhm – odburkuje zagadnięty, biorąc duży łyk whisky i głęboko
zaciągając się papierosowym dymem.
W samolocie Daria robi takie zamieszanie, tyle szumu i hałasu, że koniec
końców John zamienia się miejscem z jakimś uprzejmym Saudyjczykiem i ląduje
na siedzeniu koło młodej rozrabiary.
– Szampana? – pyta uśmiechnięta stewardesa, pochylając się z tacą nad
każdym pasażerem klasy biznes.
Hamid odmawia gestem dłoni, bowiem usiłuje uspokoić wrzeszczącego
rozpaczliwie Adila, który za nic nie da się przypiąć pasami do siedzenia.
Zawodzenie dziecka jest rozdzierające i rani serce Marysi, ale postanawia się nie
wtrącać, bo sama wie, jak upokarzające jest takie ingerowanie. Poza tym zdaje
sobie sprawę, że ona też nic tu nie wskóra. Chłopiec jest tragicznie zmęczony
i rozdrażniony i podróż z nim na pewno nie będzie lekka. Nadia siedzi pomiędzy
rodzicami i ze zdziwieniem przygląda się niegrzecznemu maluchowi,
zastanawiając się, czy sama też nie powinna zacząć płakać. Jej zamiary hamuje
jednak obsługa, ofiarowując dziewczynce spory plecaczek z dziecięcymi skarbami
– kolorowankami, kredkami, puzzlami, a nawet małym modelem samolotu.
Daria, pogrążona w rozmowie z Johnem, co chwilę wybucha
niepohamowanym śmiechem.
– Ja poproszę szampana! – Macha do stewardesy, a ta patrzy na nią
z pewnym niezdecydowaniem, zaciskając wargi.
– Czy pani jest pełnoletnia? – pyta grzecznie, widząc młodą buzię,
sugerującą, że dziewczyna ma nie więcej niż szesnaście lat.
– Ha! No pewnie! – Uprzednio wypity alkohol daje się Darii we znaki, bo
zachowuje się głośno, oczy jej błyszczą, a język trochę się plącze. – Hej, mój
mahramie6! – zwraca się do Karima. – Jestem dorosła czy nie? – Znów chichocze,
na co Indonezyjczyk tylko kiwa głową, zastanawiając się w duchu, czy opieka nad
tą podfruwajką go nie przerośnie.
Po starcie, który przy wrzaskach Adila przedłużał się w nieskończoność,
Marysia postanawia jednak zainterweniować.
– Chcesz, żeby ci pomóc? – pyta Hamida, widząc jego spoconą twarz,
przerażone oczy i niezdarne ruchy.
– Zajnab nigdy nie dopuszczała do małego żadnej opiekunki – wyznaje, po
raz pierwszy od śmierci żony wypowiadając na głos jej imię. – Uważała, że
wszystkie są złe i że nie ma to jak opieka matki. W sumie miała rację. Na miejscu
będę jednak musiał kogoś wynająć, bo sam sobie nie dam rady. – Uśmiecha się
blado.
– Lecz teraz może mnie uda się go uspokoić, choć też nie obiecuję.