Spiacy giganci - Sylvain Neuvel
Szczegóły |
Tytuł |
Spiacy giganci - Sylvain Neuvel |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Spiacy giganci - Sylvain Neuvel PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Spiacy giganci - Sylvain Neuvel PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Spiacy giganci - Sylvain Neuvel - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Tytuł oryginału: Sleeping Giants
Projekt okładki:
Faceout Studio, Charles Brock
Redakcja:
Dorota Kielczyk
Redakcja techniczna:
Anna Sawicka-Banaszkiewicz
Skład wersji elektronicznej:
Robert Fritzkowski
Korekta:
Elżbieta Steglińska, Daria Bednarek
Copyright © 2016 by Sylvain Neuvel.
Ilustracje na okładce
© RYGERSZEM/Thinkstock
© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2016
© for the Polish translation by Marcin Wawrzyńczak
ISBN 978-83-287-0431-2
Wydawnictwo Akurat
Wydanie I
Warszawa 2016
Strona 4
À Théodore.
Maintenant, on va t’apprendre
à lire . . . et l’anglais. [1]
Strona 5
Spis treści
PROLOG
CZĘŚĆ PIERWSZA
CZĘŚCI CIAŁA
DOKUMENT NR 3
WYWIAD DR ROSE FRANKLIN, STARSZY
PRACOWNIK NAUKOWY, INSTYTUT ENRICO
FERMIEGO
DOKUMENT NR 4
WYWIAD STARSZY CHORĄŻY KARA RESNIK, ARMIA
USA
DOKUMENT NR 7
WYWIAD DR ROSE FRANKLIN, STARSZY
PRACOWNIK NAUKOWY, INSTYTUT ENRICA
FERMIEGO
DOKUMENT NR 9
WYWIAD STARSZY CHORĄŻY KARA RESNIK, ARMIA
USA
DOKUMENT NR 17
WYWIAD CHORĄŻY RYAN MITCHELL, ARMIA USA
DOKUMENT NR 31
DZIENNIK OSOBISTY STARSZY CHORĄŻY KARA
RESNIK, ARMIA USA
DOKUMENT NR 33
ARTYKUŁ PRASOWY REPORTERKA CATHERINE
MCCORMACK, „THE ARIZONA REPUBLIC”
DOKUMENT NR 34
WYWIAD ROBERT WOODHULL, ASYSTENT
Strona 6
PREZYDENTA STANÓW ZJEDNOCZONYCH DO
SPRAW BEZPIECZEŃSTWA NARODOWEGO
CZĘŚĆ DRUGA
POŁAMANIA NÓG
DOKUMENT NR 37
WYWIAD DR ROSE FRANKLIN
DOKUMENT NR 39
ZAPIS GŁOSOWY Z EKSPERYMENTU STARSZY
CHORĄŻY KARA RESNIK, ARMIA USA
DOKUMENT NR 41
DZIENNIK OSOBISTY DR ROSE FRANKLIN
DOKUMENT NR 42
ZAPIS GŁOSOWY Z EKSPERYMENTU STARSZY
CHORĄŻY KARA RESNIK, ARMIA USA
DOKUMENT NR 47
WYWIAD VINCENT COUTURE, STUDENT
OSTATNIEGO ROKU
DOKUMENT NR 92
WYWIAD CHORĄŻY RYAN MITCHELL, ARMIA USA
DOKUMENT NR 93
RAPORT Z MISJI – OPERACJA „SPRZĄTANIE ŚWIATA”
STARSZY SIERŻANT DYLAN RODRIGUEZ,
SPECJALISTA DS. TRANSPORTU, ARMIA USA
DOKUMENT NR 94
WYWIAD ROBERT WOODHULL, ASYSTENT
PREZYDENTA DO SPRAW BEZPIECZEŃSTWA
NARODOWEGO
DOKUMENT NR 118
WYWIAD STARSZY CHORĄŻY KARA RESNIK, ARMIA
USA
CZĘŚĆ TRZECIA
Strona 7
ŁOWCY GŁÓW
DOKUMENT NR 120
WYWIAD VINCENT COUTURE, STARSZY DORADCA
DS. WYWIADOWCZYCH
DOKUMENT NR 121
WYWIAD DR PAVEL HAAS, ORDYNATOR ODDZIAŁU
CHIRURGII
DOKUMENT NR 126
WYWIAD DR ALYSSA PAPANTONIOU, GENETYK
DOKUMENT NR 129
WYWIAD ROBERT WOODHULL, ASYSTENT
PREZYDENTA DO SPRAW BEZPIECZEŃSTWA
NARODOWEGO
DOKUMENT NR 141
WYWIAD DOKTOR ROSE FRANKLIN
DOKUMENT NR 143
WYWIAD KAPITAN DEMETRIUS ROOKE,
MARYNARKA USA
DOKUMENT NR 161
WYWIAD STARSZY CHORĄŻY KARA RESNIK, ARMIA
USA
DOKUMENT NR 182
DZIENNIK OSOBISTY DR ROSE FRANKLIN
DOKUMENT NR 188
RAPORT WSTĘPNY – ZAGINIĘCIE LOTU ICELANDAIR
670
DOKUMENT NR 189
WYWIAD VINCENT COUTURE, STARSZY DORADCA
DS. WYWIADOWCZYCH
CZĘŚĆ CZWARTA
MOCNY CIOS
Strona 8
DOKUMENT NR 211
WYWIAD ROBERT WOODHULL, ASYSTENT
PREZYDENTA DO SPRAW BEZPIECZEŃSTWA
NARODOWEGO
DOKUMENT NR 229
WYWIAD STARSZY CHORĄŻY KARA RESNIK, ARMIA
USA
DOKUMENT NR 230
WYWIAD NN
DOKUMENT NR 233
WYWIAD INES TABIB, ASYSTENTKA PREZYDENTA
DO SPRAW BEZPIECZEŃSTWA NARODOWEGO
DOKUMENT NR 237
WYWIAD VINCENT COUTURE, BEZROBOTNY
DOKUMENT NR 239
WYWIAD ALYSSA PAPANTONIOU, PREZES, FIRMA
NR 462753, ZAREJESTROWANA NA BRYTYJSKICH
WYSPACH DZIEWICZYCH
DOKUMENT NR 249
WYWIAD VINCENT COUTURE, KONSULTANT, FIRMA
NR 462753, ZAREJESTROWANA NA BRYTYJSKICH
WYSPACH DZIEWICZYCH
DOKUMENT NR 250
WYWIAD STARSZY CHORĄŻY KARA RESNIK, ARMIA
USA
CZĘŚĆ PIĄTA
ZBROJNE RAMIĘ
DOKUMENT NR 251
POŁĄCZENIE GŁOSOWE – TRANSKRYPT STARSZY
CHORĄŻY KARA RESNIK, ARMIA USA
DOKUMENT NR 252
WYWIAD ALYSSA PAPANTONIOU, PREZES I
Strona 9
KIEROWNIK NAUKOWY, KONSORCJUM GAJA
DOKUMENT NR 253
OBSERWACJA SATELITARNA – TRANSKRYPT
SATELITA SZPIEGOWSKI KH-9 („Big Bird”)
DOKUMENT NR 254
WYWIAD VINCENT COUTURE, KONSULTANT,
KONSORCJUM GAJA
DOKUMENT NR 255
WYWIAD PAN BURNS, ZAWÓD NIEZNANY
DOKUMENT NR 256
POŁĄCZENIE GŁOSOWE – TRANSKRYPT STARSZY
CHORĄŻY RYAN MITCHELL, ARMIA USA
DOKUMENT NR 257
WYWIAD INES TABIB, ASYSTENT PREZYDENTA DO
SPRAW BEZPIECZEŃSTWA NARODOWEGO
DOKUMENT NR 263
WYWIAD STARSZY CHORĄŻY KARA RESNIK, ARMIA
USA
EPILOG
DOKUMENT NR 360
WYWIAD NN
PODZIĘKOWANIA
(W ODWROTNYM PORZĄDKU CHRONOLOGICZNYM)
Strona 10
PROLOG
To były moje jedenaste urodziny. W prezencie od ojca dostałam
nowy rower: biało-różowy, z frędzelkami na kierownicy. Rwałam
się do jazdy, ale rodzice nie chcieli, żebym wychodziła, kiedy są
u mnie przyjaciele. Tyle że tak naprawdę to nie byli moi przyjaciele.
Kumplowanie się z kimś nigdy nie było moją mocną stroną.
Lubiłam czytać; spacerować po lesie; być sama. I zawsze miałam
wrażenie, że nie bardzo pasuję do rówieśników. Gdy więc zbliżały
się moje urodziny, rodzice zwykle zapraszali dzieciaki z sąsiedztwa.
Mnóstwo dzieciaków, niektóre ledwie znałam po imieniu. Wszyscy
moi goście byli bardzo mili i przynieśli prezenty. Więc zostałam.
Zdmuchnęłam świeczki. Otworzyłam prezenty. Uśmiechałam się.
Nie pamiętam dokładnie, co jeszcze dostałam, bo myślałam tylko
o tym, żeby wsiąść na ten rower i się przejechać. Impreza
skończyła się mniej więcej w porze kolacji, więc nie mogłam czekać
ani chwili dłużej. Już się ściemniało. A wiedziałam, że po zmroku
ojciec nie puści mnie na dwór.
Wymknęłam się tylnymi drzwiami i co sił w nogach
popedałowałam na sam koniec ulicy, gdzie zaczynał się las. Minęło
z dziesięć minut, zanim zaczęłam zwalniać. Być może robiło się
trochę za ciemno i myślałam o powrocie. Może byłam tylko
zmęczona. Zatrzymałam się na chwilę; wiatr poruszał gałęziami.
Była jesień. Las stopił się z wielobarwnym krajobrazem, nadając
głębię stokom wzgórz. Nagle zrobiło się wilgotno i zimno, jakby
miało zacząć padać. Słońce zachodziło, a niebo za drzewami było
różowe jak frędzelki roweru.
Usłyszałam za plecami jakiś trzask. To mógł być zając. Coś
u podnóża pagórka przyciągnęło mój wzrok. Zostawiłam rower na
ścieżce i rozchylając gałązki, zaczęłam powoli schodzić po zboczu.
Strona 11
Niewiele było widać, bo liście nie opadły jeszcze, ale przez korony
drzew sączył się dziwny turkusowy blask. Nie potrafiłam określić
jego źródła. To nie rzeka; słyszałam ją w oddali, a światło było dużo
bliżej. Zdawało się, że dochodzi ze wszystkich stron.
Zeszłam na sam dół. Wtedy ziemia jakby usunęła mi się spod
stóp.
Niewiele więcej pamiętam. Byłam nieprzytomna przez kilka
godzin. Kiedy się ocknęłam, już świtało. Ojciec stał kilkanaście
kroków ode mnie. Mówił coś, ale nic nie słyszałam.
Dziura, w którą wpadłam, była idealnym sześcianem, wielkości
naszego domu. Ściany miała ciemne i równe, a przez misterne
rzeźbienia przeświecało jasne turkusowe światło. Światło było
wszędzie wokół. Pomacałam wokół dłońmi. Leżałam na usypisku
z piachu, kamieni i połamanych gałęzi. Ale pod tym rumowiskiem
powierzchnia była lekko wklęsła, gładka i zimna, jakby zrobiona
z metalu.
Dopiero wtedy zauważyłam stojących na górze strażaków
w żółtych kombinezonach. Zrzucili mi linę – dyndała nad moją
głową. Po chwili położyli mnie na noszach i powieźli w światło
wstającego dnia.
Ojciec nie chciał o tym potem rozmawiać. Gdy pytałam go, w co
wpadłam, wymyślał tylko kolejne sprytne wytłumaczenia. Jakiś
tydzień później zadzwonił dzwonek u drzwi. Zawołałam, żeby tata
otworzył, ale nie odpowiedział. Zbiegłam po schodach i sama
otworzyłam. Był to jeden ze strażaków, którzy wyciągali mnie
z dziury. Zrobił wtedy parę zdjęć i pomyślał, że chętnie bym je
zobaczyła. Słusznie. I oto ja – malutka istota leżąca w gigantycznej
metalowej dłoni.
Strona 12
CZĘŚĆ PIERWSZA
CZĘŚCI CIAŁA
Strona 13
DOKUMENT NR 3
WYWIAD DR ROSE FRANKLIN,
STARSZY PRACOWNIK NAUKOWY,
INSTYTUT ENRICO FERMIEGO
Miejsce: Uniwersytet Chicagowski,
Chicago, stan Illinois
Jak duża była dłoń?
Sześć i dziewięć dziesiątych metra długości, to jest około
dwudziestu trzech stóp; jedenastoletniej osobie oczywiście
wydawała się dużo większa niż w rzeczywistości.
Co pani robiła po tym, jak to się stało?
Nic. Nie rozmawialiśmy na ten temat zbyt wiele. Codziennie
chodziłam do szkoły jak inne dzieciaki w moim wieku. Nikt z mojej
rodziny nie studiował, nalegali więc, żebym kontynuowała naukę.
Zrobiłam dyplom z fizyki.
Wiem, co pan powie. Chciałabym móc stwierdzić, że poszłam
w przedmioty ścisłe z powodu tej dłoni, ale prawda jest taka, że
zawsze byłam z nich mocna. Rodzice wcześnie to zauważyli.
Pierwszego „małego elektronika” dostałam w wieku, zdaje się,
czterech lat. Budowało się telegraf czy coś w tym rodzaju, wciskając
końcówki przewodów w metalowe sprężynki. Czy dzisiaj
Strona 14
zajmowałabym się czymś innym, gdybym posłuchała wtedy ojca
i została w domu? Nie sądzę.
Skończyłam ogólniak i postanowiłam ciągnąć dalej to, na czym
już się znałam. Poszłam na studia. Pamiętam ojca, kiedy
dowiedzieliśmy się, że przyjęto mnie na Uniwersytet Chicagowski.
Nigdy w życiu nie widziałam, żeby kogoś aż tak rozpierała duma.
Trafienie szóstki w totka by go równie mocno nie uszczęśliwiło. Po
tym, jak zrobiłam doktorat, uniwersytet zaproponował mi pracę.
Kiedy ponownie odnalazła pani dłoń?
Ja jej nie odnalazłam. Bo jej nie szukałam. Trwało to
siedemnaście lat, ale chyba można powiedzieć, że to ona mnie
znalazła.
I co potem?
Z dłonią? Wojsko zajęło teren, kiedy sprawa wyszła na jaw.
To znaczy kiedy?
Wtedy kiedy wpadłam do dziury. Wojsko przybyło mniej więcej
po ośmiu godzinach. Pułkownik Hudson – chyba tak się nazywał –
dowodził akcją. Był z okolicy, więc praktycznie wszystkich znał. Ja
osobiście go nie znałam, ale ludzie mieli o nim jak najlepsze zdanie.
Czytałam to, co przetrwało z jego notatek po ingerencjach
wojskowej cenzury. Przez trzy lata dowodzenia akcją skupił się
przede wszystkim na znaczeniu tych rzeźbień. Sama dłoń, określana
zwykle jako „artefakt”, jest wymieniona mimochodem zaledwie
kilka razy, jako dowód, że budowniczy komory musiał mieć dość
rozwinięty system religijny. Myślę, że pułkownik miał dość jasno
sprecyzowany pogląd na całą sprawę.
A konkretnie jaki?
Strona 15
Nie wiem. Był zawodowym żołnierzem. Nie fizykiem. Nie
archeologiem. Nigdy nie czytał nic z zakresu antropologii,
lingwistyki, nic, co byłoby choć częściowo przydatne w tej sytuacji.
Jego pogląd musiał się brać z kultury popularnej, z oglądania
Indiany Jonesa i podobnych rzeczy. Na szczęście dla niego otaczali
go kompetentni ludzie. Mimo to musiał czuć się niezręcznie, kiedy
dowodził, a jednocześnie zasadniczo nie rozumiał, o co w tym
wszystkim chodzi.
Fascynujące, jak wiele wysiłku włożyli w negowanie własnych
odkryć. Pierwsze analizy wykazały, że komora ma około trzech
tysięcy lat. To wydało im się bez sensu, więc zaczęli badać materiał
organiczny metodą węglową. Ta pokazała, że komora może być
dużo starsza, że może mieć między pięć a sześć tysięcy lat.
To była niespodzianka?
Można tak powiedzieć. Trzeba pamiętać, że to wbrew
wszystkiemu, co wiemy o Ameryce prekolumbijskiej. Najstarsza
cywilizacja, jaką znamy, rozwinęła się w regionie Norte Chico
w Peru, a dłoń wydawała się o jakieś tysiąc lat starsza. A nawet
gdyby była z tego samego okresu, to raczej oczywiste, że nikt nie
przetransportował jej z Ameryki Południowej do Dakoty
Południowej, a w Ameryce Północnej podobny poziom
cywilizacyjny osiągnięto o wiele później.
W końcu ludzie Hudsona uznali, że radiowęglowy odczyt jest
błędny ze względu na zanieczyszczenie materiału. Po kilku latach
niezbyt intensywnych badań wiek znaleziska oszacowano na tysiąc
dwieście lat i zaklasyfikowano jako świątynię jakiejś podgrupy
cywilizacji Missisipi.
Czytałam te akta kilkanaście razy. Nie ma w nich nic, dosłownie
nic, na poparcie tej tezy, poza faktem, że to bardziej prawdopodobne
niż wszystko, co sugerowałyby wyniki badań. Gdybym miała
zgadywać, powiedziałabym, że Hudson nie widział tu nic ciekawego
z punktu widzenia wojska. Żałował pewnie, że jego kariera ugrzęzła
Strona 16
w podziemnym laboratorium badawczym i chciał zamknąć sprawę,
nawet ogłaszając kompletną bzdurę, byle się stamtąd wyrwać.
I co, udało mu się?
Wyrwać? Tak. Trwało to nieco ponad trzy lata, ale w końcu jego
życzenie się spełniło. Dostał udaru na spacerze z psem i zapadł
w śpiączkę. Zmarł kilka tygodni później.
A co się działo z projektem badawczym?
Nic. Nic się nie działo. Dłoń i rzeźbione płyty ścienne pokrywały
się kurzem w magazynie przez czternaście lat, aż wreszcie projekt
zdemilitaryzowano. Wtedy przejął go Uniwersytet Chicagowski
dzięki pieniądzom z Narodowej Agencji Bezpieczeństwa[2]
i w jakiś sposób znalazłam się na czele zespołu mającego badać
dłoń, w którą wpadłam w lesie jako dziecko. Nie wierzę
w przeznaczenie, ale to, że „świat jest mały”, jakoś mnie nie
przekonuje.
Dlaczego NSA miałaby się interesować projektem
archeologicznym?
Sama się nad tym zastanawiałam. Finansują rozmaite badania, ale
wydawało się, że akurat ten przypadek ma niewielki związek z ich
misją. Może zainteresował ich język w kontekście kryptologii; albo
materiał, z którego była zrobiona dłoń. W każdym razie przydzielili
nam spory budżet, więc nie zadawałam za dużo pytań. Dostałam
paru ludzi do pomocy, żeby przeanalizować twarde dane, zanim
przekażemy wszystko wydziałowi antropologii. Projekt wciąż był
ściśle tajny i, tak jak Hudsona, umieszczono mnie w podziemnym
laboratorium. Przypuszczam, że czytał pan mój raport, więc resztę
pan zna.
Tak, czytałem. Złożyła go pani po zaledwie czterech
Strona 17
miesiącach. Niektórzy uważają, że trochę zbyt
pospiesznie.
To wstępny raport. Ale nie sądzę, żeby był przedwczesny. No,
może odrobinę, ale poczyniłam znaczące odkrycia i uważałam, że
nie dowiem się wiele więcej na podstawie dostępnych mi danych,
więc po co czekać? W tej podziemnej komorze jest dość materiału
do analizy dla kilku pokoleń badaczy. Ale bez nowych danych nic
już stamtąd nie wyciśniemy.
„My” to znaczy kto?
My. Ja. Pan. Ludzkość. Ogólnie. W tym laboratorium są rzeczy,
których dzisiaj nie potrafimy zrozumieć.
To proszę mi opowiedzieć o tym, co rozumiecie. Proszę
mi opowiedzieć o tych płytach ściennych.
Wszystko zamieściłam w raporcie. Jest ich szesnaście, mniej
więcej trzy na dziesięć metrów każda, grube na cal. Wszystkie
wykonano w tym samym okresie, około trzech tysięcy lat temu.
Według nas…
Jeżeli mogę przerwać – rozumiem, że nie przekonuje
pani teoria o zanieczyszczeniu materiału badawczego?
Według mnie nie ma naukowego powodu, żeby nie wierzyć
datowaniu radiowęglowemu. Zresztą wiek tych rzeczy to tak
naprawdę nasze najmniejsze zmartwienie. Czy wspomniałam, że
symbole świecą od siedemnastu lat?
Każda ściana składa się z czterech płyt i zawiera kilkanaście
rzędów rzeźbionych symboli: od osiemnastu do dwudziestu
w każdym rzędzie, podzielonych na sekwencje po sześć albo
siedem. Naliczyliśmy łącznie piętnaście różnych symboli.
Większość pojawia się wielokrotnie, niektóre tylko raz. Siedem
Strona 18
symboli składa się z linii krzywych, z kropką pośrodku, siedem
z linii prostych, a jeden jest kropką. Prostota stylu, ale przy tym
duża elegancja.
Poprzedniej ekipie nie udało się rozszyfrować ich
znaczenia?
Jednym z niewielu rozdziałów raportu Hudsona, nienaruszonych
przez cenzurę, była analiza lingwistyczna. Porównali symbole
z każdym znanym systemem pisma, żywym lub martwym, ale nie
znaleźli żadnego interesującego związku. Założyli, że każda
sekwencja symboli stanowi zdanie, ale bez układu odniesienia nie
mogli nawet snuć domysłów na temat ich znaczenia. Byli dokładni
i dokumentowali każdy krok. Uznałam, że nie ma sensu robić drugi
raz tego samego, więc odrzuciłam propozycję i nie dołączyłam do
zespołu specjalisty od lingwistyki. Bez materiału porównawczego
nie było szans odczytać tych znaków.
Być może byłam stronnicza, bo wpadłam w tę dłoń, ale to
właśnie ona sama mnie przyciągała. Nie potrafiłam tego wyjaśnić,
ale każdym nerwem czułam, że to ona jest tu ważna.
To całkiem inaczej niż pani poprzednik. A zatem co mi
pani może o niej powiedzieć?
Cóż, jest absolutnie niesamowita, ale zakładam, że nie interesuje
pana aspekt estetyczny. Mierzy niecałe siedem metrów od przegubu
do końca środkowego palca. Wydaje się lita, zrobiona z tego samego
metalicznego materiału co płyty ścienne, ale ma co najmniej dwa
tysiące lat więcej niż one. Ciemnoszara, z refleksami brązu, lekko
opalizuje.
Jest otwarta, z palcami złączonymi i lekko zgiętymi, jakby
trzymała coś bardzo cennego albo próbowała nie przepuścić ani
ziarnka piasku. Tam, gdzie skóra naszej dłoni zwykle się fałduje,
znajdują się żłobienia, inne raczej pełnią funkcję wyłącznie
Strona 19
dekoracyjną. Wszystkie jarzą się tym samym turkusowym światłem,
które powoduje efekt opalizacji. Dłoń wygląda na silną, ale mnie
przede wszystkim wydaje się… subtelna, tylko takie określenie
przychodzi mi do głowy. Sądzę, że to dłoń kobieca.
Na obecnym etapie bardziej interesują mnie fakty.
Z czego jest zrobiona ta silna, lecz subtelna dłoń?
Nasze narzędzia praktycznie ledwo mogą naciąć czy w inny
sposób naruszyć materiał. Pozyskanie niewielkiej próbki z jednej
płyty ściennej wymagało wielu podejść. Analiza spektrograficzna
wykazała, że to stop kilku metali ciężkich, głównie irydu,
z dziesięcioprocentową zawartością żelaza i mniejszymi
domieszkami osmu, rutenu i innych metali z grupy platynowców.
Zapewne jest warta tyle złota, ile sama waży.
Zabawne, że pan o tym wspomina. Waży mniej niż powinna,
powiedziałabym więc, że jest warta o wiele więcej.
A ile waży?
Trzydzieści dwie tony… Wiem, to sporo, ale przy takim składzie
chemicznym – dziwnie mało. Iryd jest jednym z najgęstszych
pierwiastków, być może nawet najgęstszym, i nawet biorąc pod
uwagę domieszkę żelaza, dłoń powinna ważyć dziesięć razy tyle.
Jak pani to wyjaśniła?
Nijak. I nadal nie potrafię. Nie mam bladego pojęcia, jak coś
takiego można osiągnąć. Zresztą od kwestii masy o wiele bardziej
zastanawiająca była wysoka zawartość irydu. To nie tylko jeden
z najcięższych pierwiastków, ale także jeden z najrzadszych.
Widzi pan, metale z tej grupy – platyna też do niej należy – łatwo
łączą się z żelazem. Przed milionami lat, kiedy powierzchnia planety
Strona 20
była jeszcze płynna, większość irydu na Ziemi właśnie to zrobiła –
połączyła się z żelazem, a że iryd jest ciężki, zapadł się wiele
tysięcy kilometrów w głąb. Ten iryd, który pozostał w skorupie
ziemskiej, jest zwykle zmieszany z innymi metalami, a rozdzielenie
ich wymaga przeprowadzenia skomplikowanego procesu
chemicznego.
Jak rzadki jest w porównaniu z innymi metalami?
Bardzo, bardzo rzadki. Ujmijmy to tak: cała roczna produkcja
czystego irydu na świecie nie przekracza zapewne kilku ton. To
mniej więcej jedna duża walizka. Przy dzisiejszej technologii
zgromadzenie takiej ilości irydu, żeby to wszystko zbudować,
zajęłoby dziesięciolecia. To po prostu zbyt rzadki pierwiastek,
a podaż chondrytów jest wysoce niewystarczająca.
Przepraszam, nie rozumiem.
Przepraszam. Chondryty to meteoryty kamienne. Iryd jest tak
rzadki w skałach ziemskich, że często praktycznie niewykrywalny.
Większość używanego przez nas irydu pochodzi z meteorytów,
które nie spłonęły całkiem przy przejściu przez atmosferę. By
zbudować tę komorę – a wydaje się nieprawdopodobne, żeby to
było jedyne ich dzieło – trzeba by go szukać tam, gdzie jest go
o wiele więcej niż na powierzchni naszej planety.
Podróż do wnętrza Ziemi?
Juliusz Verne podsuwa jeden z możliwych tropów. By pozyskać
w dużych ilościach taki metal jak iryd, trzeba albo wydobyć go
z głębokości tysięcy kilometrów albo szukać w kosmosie. Z całym
szacunkiem dla pana Verne’a, ale nasze kopalnie nie są dość
głębokie. Najgłębsze z nich w porównaniu z tym, co było potrzebne,
to zwykłe dołki w ziemi. Eksploatacja w kosmosie wydaje się
o wiele bardziej realna. Już dzisiaj działają prywatne firmy, które