Sowa Izabela - Zemsta
Szczegóły |
Tytuł |
Sowa Izabela - Zemsta |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Sowa Izabela - Zemsta PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Sowa Izabela - Zemsta PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Sowa Izabela - Zemsta - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Izabela Sowa
Zemsta
Na górze panuje porządek. Wszyscy posłusznie ustawiają się w długie kolejki. Nikt nie
narzeka, że trzeba czekać. Nikt nie przygląda się innym, nie szuka przyjaciół. Po co? Przecież zaraz i tak ich rozdzielą.
Stoją posłusznie w rzędach, podobni do siebie niczym zapałki. Krótko obcięte włosy, szczupłe kończyny, długie,
bladobłękitne koszulki. Znaków szczególnych brak. Zapracują na nie później. Wszystko zależy od karteczki, którą
każdy losuje, sam, żeby było sprawiedliwie. I której prawie nikt nie czyta; nie warto się denerwować czymś, co
nieuniknione. Czasami jednak zdarza się ktoś odważny, kto nie boi się zerknąć do kartki. Czyta jej treść i stara się
zapamiętać. Zjeżdżając szeroką rynną rozpaczliwie powtarza każde zdanie, potem nieliczne słowa, a na samym końcu
jeden wyraz - ten najważniejszy. Jeśli bardzo, bardzo się stara, zdoła go wykrzyknąć po raz ostatni w chwili przybycia.
Językiem, którego tu, na ziemi, nikt już nie pamięta.
***
- Dzieci, proszę znaleźć sobie pary. Które nie znajdzie, dostanie kijem. Już, już, robimy kółeczko!
Pani dobrze wie, że jedno z dzieci na pewno zostanie bez pary. I wie, że będzie to Blucha. Uderzy ją kijem z całej siły,
może nawet kilka razy. Nie poczuje skrupułów, bo to tylko Blucha, w swoich ciężkich okularach zakonnicy. Spojrzy
zezem, skrzywi się, ale nie zrobi nic. Nie pobiegnie na skargę, nie rozbeczy się jak inne dzieci. A panią będzie korciło,
żeby uderzyć jeszcze raz. I jeszcze.
***
Nikt nie pamięta jej imienia. Kiedy tam, na górze odważnie spojrzała na kartkę, znalazła tylko ten jeden wyraz:
"Blucha". Wtedy nie wiedziała, co to dokładnie oznacza. A teraz już nie pamięta. Może i lepiej.
***
- Kochane dzieci - zaczęła uroczyście pani - nasze przedszkole dostało śliczną lalkę. Prosto z Moskwy. Zobaczcie, jaka
piękna. Ma nawet imię. Natasza - wypowiada z namaszczeniem - I mówi "mama"! Jakie to wspaniałe! Cud techniki!
Ściska mocno lalkę z białą porcelanową twarzą i dwoma jabłuszkami rumieńców. Przechyla do tyłu, a wtedy ze środka
korpusu rozlega się głuche "ma-ma". Pani powtarza zabawę jeszcze raz. Blucha jest zachwycona. Ma wprawdzie w
domu lalki, ale zniszczone przez siostry. A tu, proszę, cudo w wykrochmalonej błękitnej sukni carewny, nowiutkie i
błyszczące, na wyciągnięcie dłoni.
- To bardzo droga lalka. Dlatego będzie stała tu, na szafie. Ale dzisiaj możecie się nią pobawić, każde dziecko pięć
minut. Które pierwsze?
Blucha wyciąga rękę najszybciej, jak tylko potrafi.
- Ty, Blucha? Nie ma mowy. To nie dla ciebie lalka. Tobie wystarczą szmacianki, tam w kącie. Tylko sobie
wyobraźcie: śliczna Natasza i brzydka Blucha, ale para.
Dzieci wybuchają śmiechem, a Blucha ma ochotę płakać. Ma ochotę powiedzieć, że pani też brzydko wygląda z
tłustymi włosami, ulizanymi na bok. Milczy i tylko się krzywi. Odchodzi w kąt i bierze szmaciankę. Jeszcze nadejdzie
ta chwila i powie pani. Wszystko jej powie, niech tylko skończy przedszkole.
Zaczęła się szkoła, a wraz z nią nowe przykrości. A przecież Blucha tak się stara, żeby ją lubili. Na plastykę zrobiła
rysunki za Kaśkę. Kaśka dostała pięć, a ona ledwie trzy. "Szare, niewyraźne, brak polotu" - oznajmiła nauczycielka -
"co innego praca Kasi; widać prawdziwy talent". Wszyscy się śmiali z pecha Bluchy, a najgłośniej Kaśka. Nie warto o
tym myśleć, trzeba robić swoje. Na zemstę przyjdzie czas. Na razie Blucha założyła zeszyt. W nim wpisuje nazwiska
wszystkich, którzy ją skrzywdzili. Jest tu i Kaśka, za śmiech. I pani Ela, która najpierw przez kwadrans pytała ją na
cztery, a potem stwierdziła: "No, ładnie się przygotowałaś, masz to trzy." "Jak to?" - dziwi się Blucha - "Przecież
miałam same czwórki i tylko jedną trójkę!" Klasa widzi pomyłkę pani Eli, ale nikt nie broni Bluchy, nie warto. Kiedy
Blucha to sobie przypomni, zaraz otwiera zeszyt i dopisuje wszystkich. Za to ich milczenie!
A potem mija podstawówka i gimnazjum. Zeszyt Bluchy nie ma już wolnego miejsca. Cały zapisany. Trzeba założyć
nowy, a ten schować bezpiecznie, żeby się nie zniszczył. Jeszcze nie pora na zemstę. Blucha nie może się zemścić na
Kaśce, bo pracuje u jej męża. Na reszcie klasy też nie, za wcześnie jeszcze. Blucha się najpierw odkuje, zostanie kimś.
Wtedy powie, jak ich przez te wszystkie lata nienawidziła. Wygarnie im każdą krzywdę. A jeśli zapomni, od czego są
zeszyty? Otworzy i przeczyta:
"Zośka - szefowa. Uszyłam jej bluzkę, za darmo. Następnego ranka wysłała mnie do archiwum, żebym sama
przerzuciła całą pocztę. To kara za to, że nie upiekłam sernika."
"Teresa - naskarżyła, że mam lewe zwolnienie. Nasłała na mnie komisję. Kiedy przyszli, leżałam w łóżku z gorączką
40 stopni. Wycofali się bez słowa przeprosin."
"Agata - prosiła, żeby kupić jej kurtkę. Wydałam ostatnie pieniądze. Anka nosiła ją przez miesiąc, a potem oddała.
Mam teraz przybrudzoną kurtkę, rozmiar 50, i długi."
"Helka - od jakiegoś czasu podkrada mi drugie śniadanie. Udaję, że wszystko w porządku. Wczoraj rozpowiedziała w
biurze, że jem tylko chleb z margaryną."
"Tadek - kierownik, prosiłam go, żeby pozwolił mi pracować pół roku dłużej. I tak najmniej zarabiam, a robię
najwięcej. Roześmiał się, że staruch im tu nie trzeba."
***
Blucha skończyła sześćdziesiąt lat, przeszła na emeryturę i nareszcie poczuła się wolna. Tyle lat czekała na tę chwilę.
Przed snem planowała, co wszystkim powie. Nie będzie się mścić ukradkiem. Teraz już nic nie mogą jej zrobić. Od
nikogo nie zależy. Nikogo się nie boi.
Postanowiła zacząć od Kaśki, bo pani z przedszkola dawno już nie żyje. Ale Kaśka żyje i niczego się nie spodziewa.
Blucha czeka na nią w niedzielę, w południe, kiedy Kaśka wraca z mężem ze spaceru. Jest, idzie. I choć Kaśka bardzo
się przez ostatnie czterdzieści lat zmieniła, Blucha od razu ją poznaje. Po raz pierwszy patrzy jej prosto w oczy.
Odważnie, wręcz bezczelnie. Ale Kaśka wymija Bluchę, potrąca nawet i idzie dalej. Blucha odwraca się i próbuje
krzyknąć. Próbuje i nie może. Z jej ust nie pada nawet bezsilny pisk. Kaśka znika w koszmarnym domu ozdobionym
kolorowymi szkiełkami. A Blucha stoi na środku ścieżki, bezradna i przerażona.
Trudno, Kaśka zawsze budziła w niej największy lęk. "Spróbuję z kimś mniej ważnym. Na przykład z Helką" - myśli
Blucha. Dla ułatwienia postanawia zadzwonić. Wykręca numer Helki. "Halo, kto mówi?" - słyszy jej niski, schrypnięty
głos, wciąż silący się na tanią kokieterię. "Teraz usłyszysz" - myśli i ... nic. Cisza. Blucha czuje, jak pot spływa jej po
plecach, a gdzieś z oddali słyszy natarczywe: "Halo! Halo!!? Co to za dowcipy? Proszę się odezwać!" I wreszcie
głuchy trzask. Blucha siedzi zgarbiona na wytartym fotelu. Wydaje jej się, że wszystko w pokoju: i stary zegar z
kukułką, i wyblakłe akwarele, i zakurzone radio śmieją się z jej słabości. Wybiega do łazienki, ochłodzić rozpaloną
twarz. Długo polewa ją lodowatą wodą. Potem powoli unosi głowę i przygląda się odbiciu w lustrze. Wtedy zauważa.
Zamiast ust ma bladą, ledwie widoczną bliznę.