2050

Szczegóły
Tytuł 2050
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2050 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2050 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2050 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

�PIEWAJ�CA LIPKA BAJKI S�OWIAN ZACHODNICH �L�SK 1980 O JANKU, ANICZCE I O LISKU Dzia�o si� to nie wiadomo kiedy, gdzie� w siedemdziesi�tej si�dmej krainie, za czerwonym morzem i z tamtej strony szklanej g�ry, gdzie woda sypie si� jak piasek, a piasek p�ynie jak woda, tam, gdzie dachy kryj� po�ciami s�oniny, a p�oty splataj� z kie�basek. W takiej to krainie �y� pewien ubogi wie�niak, a mia� dwoje dzieci: ch�opcu na imi� by�o Janko, a dziewczynce Aniczka. �yli i utrzymywali si� z ma�ego poletka za cha�upk�. Rodzice tak m�wili do dzieci: - Tu orzcie, tu siejcie, i niech was �ywi ta ziemia! Dziewczynka, m�odsza, mia�a oko�o dziesi�ciu lat, ch�opiec mia� czterna�cie, gdy umarli im rodzice. Wtedy Aniczka powiedzia�a do brata: - Braciszku, zostali�my sami, b�dziemy teraz tak �y�, jak nam przykazali rodzice: b�dziemy ora� i obsiewa� nasz� rol�, a ona b�dzie nas �ywi�. Pewnego razu, gdy pracowali w polu, przybieg� do nich lisek. - Szcz�� Bo�e, Janku i Aniczko! Jak idzie robota? Wtedy dzieci zacz�y si� u�ala� na swoj� bied�, m�wi�y, �e nie maj� co je�� i w co si� ubra�. - Nie martwcie si�, zatroszcz� si� o was. Wkr�tce wr�c� - a na razie - trzymajcie si�! To powiedziawszy lisek pobieg� dalej. Po drodze by� strumyczek, w kt�rym w�a�nie k�pali si� m�czy�ni i kobiety. I co robi nasz lisek? - Jednemu zabiera spodnie, innemu koszul� i kapelusz, a ka�demu co� innego. Tak zebra� sporo rzeczy dla obojga rodze�stwa i zani�s� to do chatki. - No, Aniczko, martwi�a� si�, �e chodzicie go�o i boso. Tu jest co� dla ka�dego z was, ubierzcie si�! - Da� im rzeczy, a potem spyta�: - Hej, Janku, nie chcia�by� si� o�eni�? - Ale�, lisku, przecie� jestem jeszcze wci�� obdarty i biedny. Kto mnie zechce, skoro nie mam nawet porz�dnego ubrania. - Nie martw si�, wszystko b�dzie dobrze! - pocieszy� go lisek, potem po�egna� si� z nimi i pobieg� dalej. Przyszed� pod pewn� g�r�, gdzie spotka� zaj�ca. - Kumie, lisku, dok�d tak spieszno? - Ach, m�j drogi, wszystkim lisom poz�acali ogony, a ja si� sp�ni�em; teraz p�dz� do z�otnika, �eby mi tak�e poz�oci� moj� puszyst� kit�. - S�uchaj, kumie lisie! My�liwi do�� si� nauganiaj� za mn�, �eby z�apa� takiego �adnego d�ugoucha, ale gdybym mia� z�ote uszy, by�bym wtedy jeszcze wi�cej wart! - Owszem, masz racj�, ale przecie� tobie jednemu z�otnik nie b�dzie poz�aca� uszu! Gdyby was by�o wi�cej, to kto wie... Wiesz co! Przyprowad� cho�by ze dwana�cie zaj�cy, by� mo�e, w�wczas z�otnik zgodzi si� poz�oci� wam uszy. Zaj�c krzykn�� w kierunku g�ry i po chwili zebra�a si� spora gromada szarak�w. By�o ich oko�o dwunastu. Zaj�c ustawi� je parami w szeregu. Lisek wyskoczy� przed nich i ta�cz�c przywi�d� ca�� gromadk� przed kr�lewski pa�ac. Tu rzek� do zaj�cy: - No, to jeste�my na miejscu. Tu w�a�nie mieszka z�otnik. Poczekajcie, p�jd� i dowiem si�, czy zechce wam poz�oci� uszy. Szaraki czeka�y cierpliwie, a lisek pobieg� do pa�acu. M�oda ksi�niczka wygl�da�a w�a�nie oknem. Zdziwi�a si� niepomiernie, widz�c zaj�ce, i powiedzia�a do ojca: - Chod� pr�dko, ojcze, powiedz mi, jak si� nazywaj� te zwierz�tka! - To s� zaj�ce, c�reczko! Tymczasem liska przyprowadzono przed kr�la. Ten zapyta� go, czego sobie �yczy. Lisek o�wiadczy�, �e przysy�a go ksi��� Santokop jako podarunek wraz z pro�b� o r�k� ksi�niczki. Kr�l wys�uchawszy, poleci� przekaza� wzajemne pozdrowienia ksi�ciu Santokopowi, oraz pro�b� o cierpliwo��, bowiem ksi�niczka jest jeszcze za m�oda do ma��e�stwa. Lisek po�egna� si� i wr�ci� do zaj�cy. Tu powiedzia� im, �e z�otnik zgodzi� si� poz�oci� im uszy, ale �e on sam, niestety, musi jeszcze z poz�oceniem ogona poczeka� jaki� czas. Potem wprowadzi� zaj�ce do ogrodu, po�egna� si� z nimi i poszed� sobie. Wtem przysz�o mu na my�l, �e Janko i Aniczka mog� by� znowu g�odni. W�a�nie mija� g�r�, gdzie pracowali drwale. Podkrad� si� do nich, jednemu zabra� kawa�ek s�oniny, innemu chleb i - hop! - ju� by� u Janka i Aniczki. Dzieci pracowa�y na swoim poletku, ale - wyczerpane g�odem - ledwo si� rusza�y. Wraz z jedzeniem, kt�re im przyni�s� lisek, wst�pi�y w nie nowe si�y. Jad�y wi�c i jad�y, popijaj�c wod�. Po jakim� czasie lisek pyta: - No i co, Janku, jak tam z �eniaczk�? Namy�li�e� si�? - Ach, lisku, daj mi spok�j! Czy nie widzisz, �e nasza chata si� rozpada? Jak�e m�g�bym wprowadzi� do niej �on�? - Nie martw si�, Janku, postaram si� o wszystko! To rzek�szy lisek znik� znowu. Bieg�, bieg�, a� spotka� jelenia. - Lisku, kumie, dok�d tak p�dzisz? - Masz racj�, rzeczywi�cie si� �piesz�. Wszystkim lisom poz�acano ogony, a ja si� sp�ni�em. Teraz p�dz�, �eby i mnie poz�ocili moj� puszyst� kit�. - S�usznie! - przytakn�� jele�. - ... Hm, ciebie strzelcy widzieliby ju� z daleka, gdyby ci si� rogi �wieci�y od z�ota... - To prawda, ale jak by to by�o pi�knie! - westchn�� jele�. - No tak... ale dla jednego jelenia nie b�d� nawet zaczyna� z poz�acaniem. Gdyby was by�o wi�cej, to wtedy, kto wie... Jele� odwr�ci� si� w kierunku lasu i na jego zawo�anie przybieg�o zaraz dwana�cie innych jeleni. Lis stan�� na przedzie i, pi�knie ta�cz�c, powi�d� je prosto przed siebie, a one posz�y pos�usznie za nim, ustawiwszy si� parami. Tymczasem ksi�niczka ka�dego dnia wygl�da�a oknem i czeka�a na wiadomo�� od ksi�cia Santokopa. Nagle ujrza�a lisa krocz�cego na czele stada pi�knych jeleni. Zawo�a�a ojca: - Ojej, ojcze, popatrz, co to si� zbli�a! Czego� takiego jeszcze, jak �yj�, nie widzia�am! A jakie wielkie rogi! - To s� zacne zwierz�ta, moja c�reczko! Lis tymczasem zwr�ci� si� do jeleni: - Zaczekajcie tutaj, a ja p�jd� do z�otnika i rozka�� mu, �eby wam poz�oci� rogi. Gdy za� wszed� do zamku, rzek�: - Przynosz� waszej wielmo�no�ci pozdrowienia od ksi�cia Santokopa. Ksi��� pyta, czy dacie mu c�rk� za �on�. - Ale� naturalnie, dostanie j�, niech tylko troch� poczeka, bo ksi�niczka jest jeszcze za m�oda. - No, to wszystko w porz�dku. Chcieli�my tylko mie� pewno��! Teraz Lisek pobieg� do jeleni i powiedzia� im, �eby na razie posz�y do ogrodu i tam poczeka�y na z�otnika. Potem wr�ci� do zamku, gdzie spodziewa� si� pocz�stunku. Rozsiad� si� i rzek�: - W domu jest o wiele lepiej ni� tutaj. Tam ko�ysz� mnie nawet w z�otej ko�ysce! A tu nawet nie pocz�stuj�. Us�yszawszy to kr�lowa szepn�a do m�a: - S�ysza�e�, on ma w domu z�ot� ko�ysk�! To jaki� zaczarowany ksi���! Przyniesiono wi�c pr�dko z�ot� ko�ysk�, zawieszono j� nad sto�em, tam gdzie lampa, i lisek m�g� si� wygodnie pohu�ta�. Wreszcie zdecydowa� si� p�j�� do domu. Wtedy przygotowano mu na drog� mn�stwo r�nych smako�yk�w dla przysz�ego zi�cia i jego siostry. Lisek zabra� wszystko i pobieg� do Janka i Aniczki. Tam powiedzia� im, �e tego a tego dnia wypadnie im wybra� si� wsp�lnie w drog�, w swaty. Aniczk� pouczy�, jak ma si� zachowa� w wytwornym domu, a Janka - jak ma si� zachowa� wobec m�odej narzeczonej. Potem wybrali si� w drog�, w swaty. Id�, id�... Wtem - patrz� - a tu jaka� kareta ugrz�z�a w b�ocie i ludzie m�cz� si�, nie mog�c jej wyci�gn��. - Pomog� wam wyci�gn�� ten pow�z, ale za to musicie mi pozwoli� odci�� koniom ogony - zaofiarowa� si� lisek z pomoc�. Ludzie oczywi�cie zgodzili si� na to i lisek wyci�gn�� im karet� z b�ota, a potem poobcina� koniom ogony i da� je Jankowi: - Schowaj, b�d� nam p�niej potrzebne - poleci�. Potem jeszcze d�ugo szli i szli, a� napotkali huzar�w na koniach. Lisek zagadn�� ich: - Wojacy! Przez te g�ry nie przejedziecie na waszych koniach, je�li nie poobcinacie im ogon�w! Moi �o�nierze stoj� za tymi oto w�a�nie g�rami, ale ich konie ogon�w nie maj�! Jak tylko zobacz� wasze konie z ogonami, wezm� was za wroga, a wtedy - koniec z wami! Je�li jednak zobacz� wasze konie tak�e bez ogon�w, pomy�l� sobie, �e nale�ycie do mnie i spokojnie was przepuszcz�. Huzarzy us�yszawszy to, poobcinali koniom ogony i dali je Jankowi, po czym odjechali w swoj� stron�. Gdy Janko, Aniczka i lisek byli ju� niedaleko zamku, natrafili na wielkie moczary. Wtedy lisek wzi�� wszystkie ko�skie ogony i powtyka� je w grz�zawisko. Potem w pobliskiej wsi zakupi� mn�stwo r�nych kapeluszy, dobrych i byle jakich, a by� tego chyba pe�en w�z. Jankowi poleci�: - Teraz ja pobiegn� do zamku, a ty - jak tylko mnie tam ju� zobaczysz - wejdziesz na most i powrzucasz te wszystkie kapelusze do wody. I lisek pobieg� na zamek, a tam, udaj�c wielce strapionego, zacz�� opowiada�, �e oblubie�cowi przydarzy�o si� straszne nieszcz�cie. Oto wszyscy jego �o�nierze potopili si� w grz�zawisku, tak �e tylko ledwo jeszcze wida� im ogony. I: �Patrzcie, tam, dalej, gdzie p�ynie woda, tam potopili si� jego ludzie!� Kr�l z ma��onk� i ksi�niczka pe�ni przera�enia s�uchali tych wie�ci i tylko dr�eli ze strachu, czy aby oblubie�cowi nie sta�o si� co z�ego, czy si�, bro� Bo�e, nie utopi�! Tymczasem lisek opowiada� dalej, �e wszystko, co wie�li z sob�, r�wnie� zaton�o w bagnach: bogate stroje, potrawy, napoje, prezenty, s�owem - wszystko poch�on�y grz�zawiska. A teraz, ach, ten biedny m�odzieniec i jego siostra wstydz� si� tak obdarci i brudni pokaza� na zamku. Kr�lowa jednak powiedzia�a, �e to nie ma znaczenia, je�li tylko narzeczony uratowa� �ycie. Wkr�tce przyniesiono pi�kne szaty, zaprz�ono wspania�e konie do powozu i pos�ano po Janka. Oboje, Janko i Aniczka, bardzo uradowani, ubrali si� w te stroje i wsiedli do z�otej karocy. A lisek cieszy� si� ogromnie, �e tak im si� to wszystko pomy�lnie uda�o. Potem, pe�en dumy i zadowolenia, wprowadzi� na zamek Janka, przysz�ego zi�cia, i jego siostr�, Aniczk�. Jednak brat i siostra czuli si� onie�mieleni, nie bardzo wiedz�c, jak si� zachowa� w tak dostojnym gronie. Nie mogli pozby� si� tego uczucia i byli smutni, prawie chcia�o im si� p�aka� z �alu za tym, czego si� wyrzekli. Ale go�cie weselni czynili wszystko, aby ich rozweseli� i pocieszali, �e wszystko b�dzie dobrze. Za� m�oda pani by�a bardzo dumna ze swego oblubie�ca. Lisek tymczasem rozmy�la�, co zrobi�, gdzie i jak urz�dzi� m�odych. Wtem przysz�o mu na my�l, �e ma przecie� macoch�, kt�ra jest z�� czarownic�, a �yje ju� dziewi��dziesi�t lat. Dosy� z�a ju� naczyni�a, i je�li nie mo�e umrze�, wi�c trzeba obmy�li� plan, �eby si� powiesi�a. Wesele mia�o si� ku ko�cowi. Wypocz�ci go�cie postanowili p�j�� ku bagnom zobaczy� ogrom strat: zatopione konie i r�ne inne dobra. Wtedy to jaki� mocniejszy ch�opak chwyci� za ko�ski ogon, chc�c wyci�gn�� konia z grz�zawiska. Ledwo chwyci� - ju� ogon ma w r�ce, a konia nie ma! Tak si� przerazi�, �e a� oczy wysz�y mu na wierzch, i wrzasn�� na ca�y g�os: - Ludzie kochani! Jaki� potw�r po�ar� konie, a zostawi� tylko ogony! I tak, na szcz�cie, podst�p nie wyda� si�. Potem, po sko�czonych uroczysto�ciach weselnych, za�adowano na wozy wszystek dobytek i posag m�odej pani i ruszono w drog�. Lisek pobieg� naprz�d. P�dzi� i p�dzi�, a� natkn�� si� na wielkie stado �wi�. Rzek� do �winiark�w: - Hej, ch�opcy, b�dzie tu wkr�tce przeje�d�a� bogata dama. Gdy spyta was, czyje s� te �winie, powiedzcie, �e ksi�cia Santokopa. Wtedy ta dama da wam hojny napiwek. Po jakim� czasie przeje�d�a kr�lowa i pyta: - Czyje te �winie? - To s� �winie ksi�cia Santokopa! Wtedy sypn�a im gar�� pieni�dzy. Rzucili si� na nie �apczywie, gdy� ka�dy chcia� zagarn�� jak najwi�cej dla siebie. Lisek tymczasem bieg� ju� dalej i teraz spotka� stado kr�w. Zawo�a�: - Hej, pastuszki, b�dzie tu wkr�tce przeje�d�a� wytworna dama. Gdy spyta, czyje s� te krowy, powiedzcie: ksi�cia Santokopa. Wtedy ta dama da wam hojny napiwek. Tak te� si� sta�o. Gdy kr�lowa nadjecha�a, spyta�a ich: - Czyje s� te krowy? - To s� krowy ksi�cia Santokopa - odparli zgodnie. Dama si�gn�a znowu do kieszeni i da�a im pieni�dzy. A lisek bieg� ju� naprz�d, ile si� w nogach. Tak przyby� do swojej macochy, owej z�ej czarownicy, kt�ra mieszka�a we wspania�ym pa�acu o dwunastu bogatych komnatach, mia�a opr�cz tego mn�stwo �wi�, kr�w, koni i innego r�nego dobra. Gdy ju� liskowi to wszystko pokaza�a, ten rzek�: - I na co ci to wszystko? Ju� nadci�ga wojsko, posiekaj� ci� na kawa�ki! Czarownica przerazi�a si�: - Ojej, to ju� raczej sama si� powiesz�. Lisek szybko postara� si� o dobry stryczek i wyprowadzi� j� do dwunastego pokoju. Tam te� powiesi�a si� z�a czarownica. Wkr�tce potem nadjechali go�cie weselni i m�oda para. Lisek podarowa� Jankowi pa�ac: - Janku, odt�d b�dziesz tutaj �y� z twoj� ksi�niczk�, a ja z twoj� siostr�. Teraz jednak musisz wykona� jedno bardzo trudne zadanie. Zaprowadzi� Janka do jedenastej komnaty, tam wr�czy� mu miecz i rzek�: - Tym oto mieczem przetnij mnie na p�! - Ale� lisku, jak�e m�g�bym to zrobi�! - strapi� si� Janek. - Je�li ty tego nie zrobisz ze mn�, to ja zrobi� to samo z tob�! - Nie! To jest r�wnie� niemo�liwe! Przecie� nie m�g�bym si� cieszy� i by� szcz�liwy z moj� �on�, gdyby� mi �ycie odebra�! - To rzek�szy Janek chwyci� miecz i rozp�ata� liska. W tym momencie stan�� przed nim przepi�kny m�odzieniec. - Widzisz, Janku, gdy m�j ojciec o�eni� si� po raz drugi, wzi�� sobie za �on� t� w�a�nie z�� czarownic�. To ona zamieni�a mnie w lisa, �eby zagarn�� ca�y m�j maj�tek dla siebie. Teraz pojm� Aniczk� za �on� i b�dziemy oboje �y� szcz�liwie. Jeszcze tego samego dnia po�lubi� Aniczk� i zacz�o si� dla nich wszystkich szcz�liwe �ycie. Z�� czarownic� pochowali, a sami - je�li nie pomarli - to �yj� do dzi�. s�owacka O CH�OPIE, CO SZED� DO PIEK�A Z KIE�BAS� Byli raz biedni ludzie, kt�rzy nie mieli ani domu, ani niczego, tylko jedno prosi�, kt�re pasali po miedzach, Mieli te� pi�cioro dzieci, bosych i obdartych. Pewnego razu matka tak m�wi do m�a: - Wiesz co? Zabijemy prosi�, zrobimy pi�� kie�bas i zaniesiesz je do piek�a. Tam dostaniesz za to pieni�dze. By�o to dawno, kiedy jeszcze diab�y chodzi�y po �wiecie. No i ch�op poszed�, ale droga do piek�a by�a daleka. Idzie przez wielki las, a w �rodku tego lasu sta�a ma�a cha�upka. W te cha�upce mieszka� samotnie staruszek. Zachodzi tam ch�op z tym kie�basami, a staruszek pyta: - Ch�opku, dok�d idziesz? On mu na to: - Id� do piek�a, bo u nas wielka bieda. Staruszek powiada: - Czeg� chcesz tam za te kie�basy? Ch�op m�wi: - Mam dzieci, s� bose i obdarte, wi�c �ona wys�a�a mnie z tymi kie�basami do piek�a, �ebym dosta� za nie pieni�dze i m�g� kupi� dzieciom przyodziewek. Staruszek na to: - Nie chciej, ch�opku, pieni�dzy, nie chciej, bo ci te diabelskie pieni�dze przepadn�. Za��daj tego, co diab�y maj� na trzecim stole. Nie b�d� chcia�y ci tego da�, b�d� wola�y raczej worek pieni�dzy wynie�� ci a� za las. Dam ci tu lask�, id� do piek�a z tymi kie�basami i z t� lask�, tylko nie dawaj jej nikomu. Jak diab�y upr� si�, �eby nie da� ci tego, co maj� na trzecim stole, wtedy zamierz si� tylko t� lask�, a one ju� poznaj�, �e to laska ode mnie i zaraz po to pobiegn�. A b�dzie to bia�y obrus. Ch�op po�egna� si� ze staruszkiem i poszed� do piek�a. Zanim tam jednak dotar�, ju� diab�y nadlecia�y i zjad�y mu kie�basy. Ale obrusa nie chcia�y mu da�, tylko pieni�dze. Wtedy ch�op zamierzy� si� lask� i, trudno, musia�y da� mu obrus. Kiedy ju� wraca� z piek�a, staruszek czeka� na niego. - No, i co tam? Dosta�e� obrus? - pyta. Ch�op na to: - Starzyku, starzyku, diab�y nie chcia�y mi go da�, ale jak si� zamierzy�em wasz� lask�, zaraz mi go da�y. - G�odny jeste�? - pyta dalej staruszek. - To� g�odny, a do domu jeszcze daleko - m�wi ch�op. Staruszek poprosi� o obrus, roz�o�y� go pi�knie na trawie i zawo�a�: - Obrusku, rozwi� si�! I obrus si� rozwin��, a by�o na nim mn�stwo rozmaitego jad�a, tak �e obaj sobie dobrze podjedli. Potem staruszek powiedzia�: - Obrusku, zawi� si�! Obrusek strzepn�� z siebie okruszyny, �eby ptaki mog�y je pozbiera� i zawin�� si�. Potem staruszek m�wi do ch�opa: - Teraz id� do domu. Twoje dzieci nie b�d� ju� wi�cej g�odne, i jeszcze dla ptak�w zostanie. Ch�op podzi�kowa�, zabra� obrus i ruszy� dalej w drog�. Na skraju lasu by�a gospoda, a w niej z�a karczmarka. Ale �e noc ju� zapad�a, ch�op postanowi� tam zanocowa�. Karczmarka pyta go: - Gdzie by�e�? A ch�op, jako �e by� uczciwy i nie umia� cygani�, szczerze powiedzia�: - By�em w piekle, nosi�em tam kie�basy. Karczmarka pyta dalej: - I c� tam dosta�e�? - Ano, taki obrus, �e jak si� go rozwinie, to s� na nim rozmaite jad�a. Karczmarka da�a mu bardzo smaczn� wieczerz�, a potem powiedzia�a: - Id� ju� spa�! Gdy ch�op ju� zasn��, przysz�a i zabra�a mu jego obrus, a da�a mu inny, sw�j, te� bia�y. Przychodzi ch�op do domu, dzieci g�odne, wo�aj� je��. Ch�op wyjmuje obrus i m�wi: - Obrusku, rozwi� si�! Obrus nic, ani drgnie. �ona wzi�a obrus, z�o�y�a go i schowa�a, ch�op rozp�aka� si�, �e dzieci g�odne. W ko�cu m�wi do �ony: - Wiesz co? Daj mi jeszcze kie�bas, p�jd� i zanios� je diab�om. Baba da�a mu te kie�basy i ch�op wybra� si� drugi raz do piek�a. Po drodze zn�w spotka� staruszka. Ten da� mu znowu lask� i poradzi�, �eby nie chcia� pieni�dzy, tylko z trzeciego chlewika baranka. Poszed� ch�op dalej, ze swoimi kie�basami, a kiedy by� ju� przed piek�em, diab�y wyskoczy�y i zjad�y mu kie�basy. - Czego chcesz za te kie�basy? - Z trzeciego chlewika czarnego baranka! D�ugo nie chcieli mu go da�, wymawiali si�, ale jak tylko zamierzy� si� lask�, zaraz wypu�cili baranka. Ch�op wzi�� go, prowadzi i rozmy�la: Hm, czarny baranek. �eby to chocia� by�a owieczka, mia�bym jaki� po�ytek, bo to i wydoi� by mo�na. A baranek? Chyba tylko zabi� i zje��. Przyszed� z tym barankiem do staruszka i m�wi: - Starzyku, nie mam szcz�cia! A ten na to: - Podejd� tu bli�ej z tym barankiem. - Potem rzek�: - Baranku, otrz��nij si�! Baranek zacz�� si� trz���, a tu lec� z niego z�ote dukaty; by�o ich za� tak wiele, �e ch�op nie mia� ju� ich gdzie chowa�. Staruszek m�wi: - Baranku, przesta� si� trz���. Dzi�kuj� ci, baranku! Ch�op pozbiera� pieni�dze, a czego ju� nie m�g� zabra�, to u�o�y� na kupk�, �eby sobie m�g� zabra� ten, kto b�dzie przechodzi� lasem. Potem serdecznie podzi�kowa� staruszkowi i ruszy� w drog�. Kiedy mija� karczm�, zobaczy�a go karczmarka-oszustka, i m�wi: - Wst�p do nas na nocleg! Poda�a mu zaraz dobr� wieczerz� i wypyta�a o wszystko. On jej powiedzia�, co dosta� od diab��w. Kiedy zasn��, zabra�a mu jego baranka, a przyprowadzi�a innego, te� czarnego. Potem obudzi�a m�a: - Jochim, wstawaj, we� no tego baranka i powiedz: �Baranku, otrz��nij si�!� Karczmarz wsta� i, jak tylko wypowiedzia� te s�owa, natychmiast posypa�y si� pieni�dze z baranka. Wczesnym rankiem ch�op podzi�kowa� za nocleg i wraca do domu z barankiem, nie wiedz�c, �e prowadzi ju� innego, a nie tego od diab��w. W domu �ona m�wi: - Co nam po baranku, �eby to chocia� by�a owieczka! Mieliby�my przynajmniej mleko. Wtedy ch�op zacz�� wysypywa� z kieszeni pieni�dze. - Chod�cie no tu, dzieci, sko�czy�a si� nasza bieda! Jak ju� dzieci pozbiera�y pieni�dze, przyprowadzi� ch�op baranka i m�wi: - Baranku, otrz��nij si�! Baranek nic. - Baranku, otrz��nij si�! Baranek nic. - Baranku, otrz��nij si�! Baranek trzeci raz nic! Wi�c ch�op m�wi do baby: - Daj mi jeszcze tych kie�bas; wezm� je i p�jd� zn�w do piek�a. I z ostatkiem kie�bas pow�drowa� ch�op trzeci raz do piek�a. W lesie staruszek da� mu znowu lask� i znowu radzi�, �eby nie chcia� �adnych pieni�dzy, tylko to, co wisi na trzecim ko�ku. A jakby diab�y nie chcia�y tego da�, wtedy niech si� we�mie do bicia. Ch�op zrobi� tak, jak mu staruszek kaza� i dosta� to, co wisia�o na trzecim ko�ku. A by� to mieszek pe�en kij�w. Potem staruszek powiedzia� ch�opu, �eby poszed� do owej gospody na nocleg: �Bo ta karczmarka ma i obrusek, i baranka. Obrusek jest tw�j, baranek te� tw�j. Powiedz, �eby ci to odda�a, a jak nie zechce, wtedy rozwi�� worek i zawo�aj: ,Kije, hop na z�odziei!'� Tak te� si� sta�o. Ch�op poprosi� karczmark� o swoje rzeczy, ale ona powiada, �e niczego nie bra�a. Wtedy rozwi�za� mieszek i krzykn��: - Kije, hop na z�odziei! Zaszumia�o, jakby wiatr straszny si� zerwa�, albo burza. A to kije t�uk�y z�odziei, ile wlaz�o. Kiedy ju� karczmarka zacz�a lamentowa�, narzeka�, prosi�, �eby da� spok�j, �e ona wszystko odda, ch�op rozkaza�: - Kije, hop do mieszka! I zaraz wszystko ucich�o, i karczmarka odda�a obrus i baranka. Ch�op zabra� wszystko i poszed� do domu. Odt�d dobrze im si� wiod�o, a w kijach mieli swoich obro�c�w. Kiedy zb�je dowiedzieli si� o baranku i obrusie, i chcieli je ch�opu zabra�, wtedy on zawo�a� kije z mieszka. Kije wyskoczy�y i tak st�uk�y zb�j�w, �e ledwo uszli z �yciem. Od tego czasu z daleka omijali cha�up� ch�opa. polska O Z�OTYM RYSIU Raz pewien kr�l pojecha� na polowanie i z�apa� z�otego rysia. Wr�ci� do domu, wsadzi� go do osobnego pokoju, a klucz od niego da� �onie, przykazuj�c, �eby nikt tam nie zagl�da�. Potem porozpisywa� listy do innych kr�l�w, �eby przyjechali zobaczy�, jakiego to on z�apa� zwierza. Tak si� z�o�y�o, �e sam musia� gdzie� wyjecha�. A mia� �w kr�l jedynego syna. Jak ojciec wyjecha�, ch�opak wyj�� matce po kryjomu klucz z kieszeni i otworzy� pok�j, w kt�rym by� zamkni�ty ry�. Zwierz� od razu wyskoczy�o i uciek�o do boru. Wraca kr�l z podr�y, wkr�tce po nim zje�d�aj� si� zaproszeni kr�lowie. Kr�l bierze klucz, otwiera pok�j - rysia nie ma. Rozz�o�ci� si� strasznie. �onie za kar� za to, �e dawa�a komu� klucz od tego pokoju, ka�e si� ubiera�, siada� do karety i opu�ci� zamek. �ona, s�ysz�c to, mdleje, wi�c ch�opak idzie do ojca i m�wi: - Ojcze kochany, matka nic tu nie zawini�a; wszystko to ja zrobi�em. Poszed�em obejrze� rysia, otwar�em drzwi, a on mi nagle uciek�. Ojciec na to: - Wobec tego ty poniesiesz kar�! Ch�opak prosi: - Ojcze, nie czy� mi nic z�ego, daj mi tylko furmana, pow�z i par� koni. Pojad� w �wiat i nigdy wi�cej ju� si� tu nie poka��. Spodoba�a si� pro�ba syna zgromadzonym na zamku kr�lom i m�wi�: - Dobrze si� os�dzi�, dajcie mu to wszystko i niech sobie jedzie w �wiat. Zaraz te� zajecha� pow�z, ch�opiec wsiad� do niego, a kr�l rozkaza� furmanowi, �eby wywi�z� syna w dalekie kraje i zabroni� mu wraca� i przyprowadza� ch�opca z powrotem. Wyjechali, jad� i jad�, a� zajechali w takie miejsce, gdzie nie by�o nic, tylko g�ry i doliny, a i wsi �adnej nigdzie nie by�o. Konie os�ab�y z gor�ca, a� pyski pootwiera�y, im obojgu te� pragnienie dokucza�o, a tu nigdzie ni kropli wody. Wreszcie napotkali studni�, przy niej wiadro, ale bez �urawia. Wzi�li link� od karety, przywi�zali wiadro i wpu�cili do studni, niestety, linka by�a za kr�tka. Zdj�li wi�c jeszcze paski od spodni i przed�u�yli link�, ale i to nie pomog�o. Uradzili wi�c, �e jeden z nich musi wej�� do studni. Furman m�wi: - Wejd� ty! - Jakbym wszed�, toby� mnie nie wyci�gn�� - odpar� ch�opiec. - Wejd�, wyci�gn� ci� na pewno! Ch�opiec spu�ci� si� po lince, nape�ni� jedno wiadro, potem drugie, trzecie... Konie tak by�y spragnione, �e wypi�y po sze�� wiader, r�wnie� furman wypi� chyba ca�e wiadro. Jak ju� si� napi� do woli, m�wi: - Teraz sied� tam w tej studni, ja jad�! Ch�opak w p�acz i wo�a: - Wyci�gnij mnie, mo�esz sam sobie jecha�, tylko mnie wyci�gnij! Furman na to: - Jak przyrzekniesz, �e dasz mi swoje ubranie, a sam we�miesz moje i b�dziesz odt�d wo�nic� a ja kr�lewiczem, to ci� wyci�gn�. Musisz mi te� obieca�, �e nikomu o tym nie powiesz. - Dobrze, ale tylko tak d�ugo b�dziesz kr�lewiczem, dop�ki ja z martwych nie wstan�. Furman wyci�gn�� go, potem w�o�y� na siebie ubranie kr�lewicza, siad� do powozu; kr�lewicz za� ubra� si� w przyodziewek furmana, wszed� na kozio�, wzi�� lejce w r�ce, podci�� konie i pojechali. Po d�ugiej drodze przyjechali przed pa�ac pewnego kr�la. Furman wysiad� z powozu i poszed� na pa�skie pokoje, a kr�lewicz zajecha� ko�mi przed stajni�, wyprz�g� je i da� im obroku. U tego kr�la by�a �liczna c�rka. Zobaczy�a go i strasznie jej si� spodoba�, jeszcze bardziej ni� ten jego pan. Ale panna tak spodoba�a si� by�emu furmanowi, �e koniecznie chcia� si� z ni� o�eni�. Zosta� wi�c d�u�ej w go�cinie i tylko obawia� si� jednego: �eby kr�lewicz go nie wyda�. Postanowi� go jako� zg�adzi�. Kr�lewna tymczasem, jak tylko mog�a, biega�a do stajni, bo bardzo lubi�a porozmawia� z tym ch�opcem, chocia� powiedzia� jej, �e jest tylko ch�opskiego stanu. Furman dowiedziawszy si� o tym, poszed� do kr�la i m�wi: - Najja�niejszy panie, ten m�j furman potrafi zrobi� co� takiego, �e konie b�d� mia�y z�ote grzywy, z�ote ogony i z�ote kopyta. Kr�l si� ucieszy�: - A, to dobrze! Przywo�ali kr�lewicza i wypu�cili dwana�cie �rebak�w takich, co to nigdy jeszcze nie biega�y po dworze. Kr�l stanowczo i surowo rozkaza�: - Bierz kij do r�ki i id� za tymi �rebakami! Ale pami�taj, �eby� wieczorem przyprowadzi� je ze z�otymi ogonami, ze z�otymi grzywami i z�otymi kopytami. Kr�lewicz t�umaczy si� p�acz�c: - Jak�e ja mog� to zrobi�? - Id� i zr�b jak ci ka��, bo jak nie, to zginiesz. Idzie kr�lewicz za tymi �rebakami i p�acze rzewnymi �zami. Nie zd��y� si� jeszcze obejrze�, a tu �rebak�w jak okiem si�gn��, nie ma, gdzie� si� porozbiega�y. Przyszed� do boru - �rebak�w ani �ladu; siad� pod krzakiem i p�acze. Patrzy, a tu biegnie ku niemu ten sam z�oty ry�, kt�rego w�wczas wypu�ci�, i m�wi: - Dzie� dobry ci, m�j kr�lewiczu! - A, dzie� dobry, z�oty rysiu! Patrz, jaki mam k�opot przez ciebie: musz� do wieczora przyprowadzi� dwana�cie �rebak�w ze z�otymi grzywami, ze z�otymi ogonami i ze z�otymi kopytami! Nie wiem, co mam robi�! - No, nie martw si�! Si�d� tu i czekaj, przed wieczorem wr�c� tu do ciebie. Zbli�a si� wiecz�r, p�dzi z�oty ry�. - Dobry wiecz�r, kr�lewiczu! - Dobry wiecz�r, z�oty rysiu! Ry� zagwizda�, a tu �rebi�ta ju� biegn�. Dmuchn�� ry� na ka�dego z nich - ju� kopyta, ogony i grzywy - z�ote. Teraz poradzi� kr�lewiczowi: - Siadaj na kt�rego� z nich, wtedy pozosta�e p�jd� za tob�. Siad� kr�lewicz na jednego �rebaka i jedzie; jeszcze by�o daleko do zamku, gdy zobaczy� go kr�l i wybieg�, �eby sprawdzi�, czy �rebaki maj� z�ote grzywy, ogony i kopyta. Patrzy, a tu a� �una bije od szczerego z�ota. Furman r�wnie� spogl�da� z okna pa�acu i bardzo si� zatrwo�y�, zobaczywszy owe �rebce. Nazajutrz poszed� do kr�la i m�wi: - Najja�niejszy panie, podobno s� tu trzy takie wo�y, kt�re jeszcze nigdy nie by�y na dworze. M�j furman powiada, �e potrafi tak zrobi�, �e b�d� ca�e ze z�ota. Kr�l rozkaza� wypu�ci� wo�y, a one z wielkim rykiem pobieg�y do lasu. Zn�w przywo�ano ch�opca: - We� kij i id� za tymi wo�ami! Wieczorem przyprowadzisz je z�ote, bo jak nie - to zginiesz! Kr�lewicz rad nierad idzie. Zaszed� do boru, a tu wo��w ani �ladu. Usiad� pod krzakiem i zacz�� p�aka�. Wreszcie zasn�� ze zm�czenia. Wtedy zjawi� si� znowu z�oty ry� i wo�a do ch�opca: - Dzie� dobry, kr�lewiczu! - Dzie� dobry ci, z�oty rysiu! Widzisz, dzisiaj zn�w mam tyle k�opotu przez ciebie. - No, wiem ja dobrze o tym, ale si� nie martw! Si�d� tu i czekaj, a ja wr�c� do ciebie przed wieczorem. Kr�lewicz siad� i czeka. Nadchodzi wiecz�r, p�dzi z�oty ry�. - Dobry wiecz�r, kr�lewiczu! - Dobry wiecz�r, z�oty rysiu! Ry� zagwizda� i wszystkie wo�y przybieg�y. Dmuchn�� na nie i natychmiast zrobi�y si� ca�e z�ote. Teraz rozkaza� ch�opcu: - Bierz jednego z nich na sznurek, wtedy pozosta�e dwa p�jd� same za tob�. Boj� si� tylko, �e to nie koniec twojej biedy. Ty� mnie ocali�, to i ja ci pomog�. Masz tu taki pier�cie�: jak nim potrzesz o ubranie, zaraz b�dziesz mia� wszystko, co zechcesz. Dobrze go schowaj, by� go nie zgubi� i aby nikt ci go nie ukrad�! Kr�lewicz podzi�kowa� rysiowi, po�egna� si� z nim i zaprowadzi� wo�y do obory, a tam od razu zrobi�o si� tak widno, jakby pali� si� ogromny ogie�. Zbiegli si� wszyscy z pa�acu i bardzo si� dziwili, tylko jeden furman a� palce gryz� ze z�o�ci, i bardzo si� przel�k�. Postanowi� w duchu: �Trzeba go zg�adzi�, bo �le b�dzie ze mn��. Nazajutrz m�wi do kr�la: - Podobno jest tu takie wi�zienie, �e jak si� tam zamknie kogo�, to go z miejsca zjedz� gady. M�j furman przechwala si�, �e jemu nic takiego sta� si� nie mo�e. Trzeba by si� przekona�, czy to prawda. Kr�l pos�ucha� furmana i kaza� zamkn�� kr�lewicza w owym wi�zieniu. Kr�lewicz za�ama� r�ce z przera�enia, ale na szcz�cie przypomnia� sobie o pier�cieniu otrzymanym od rysia, wi�c �mia�o poszed� do tego lochu. Kr�lewna wcale nie mia�a ochoty i�� za m�� za owego furmana, kt�ry udawa� kr�lewicza. Wola�a tego, kt�ry siedzia� w wi�zieniu, podoba� jej si� bardzo i �al jej go by�o okropnie i ci�gle si� o niego martwi�a. Pewnego dnia przysz�a do kr�la i m�wi: - Ojcze, id�my do tego wi�zienia i zobaczmy, czy furman jeszcze �yje. Kr�l na to: - Jeste� niem�dra, tam ju� z niego nawet kosteczka nie zosta�a. Ale kr�lewna nie uwierzy�a ojcu i posz�a sama. Stan�a pod drzwiami i us�ysza�a wewn�trz muzyk�. Odwali�a jeden kamie� od drzwi, patrzy, a tu kr�lewicz siedzi sobie przy stole, gad�w ani �ladu, a jego obs�uguj� lokaje i znosz� mu r�ne potrawy i napoje. Otwar�a drzwi, zesz�a do lochu i zosta�a tam par� dni, po czym wr�ci�a do domu. Zaraz posz�a do kr�la; ten pyta j�: - Gdzie by�a� tak d�ugo? - Ach, przyjecha�a nasza ciotka, wsiad�am po prostu do powozu i pojecha�am z ni�. W�a�nie wr�ci�am i teraz bardzo bym chcia�a, �eby� zechcia� przej�� si� troch� ze mn�. Kr�l zgodzi� si� i poszli. C�rka jednak skr�ci�a w drog� prowadz�c� do wi�zienia i my�la�a g�o�no: - Ten furman wyszed� ju� chyba z wi�zienia... Kr�l by� ciekaw, czy to prawda. Przyszed�szy do lochu odwali� jeden kamie�, s�ucha - i s�yszy muzyk�. Odwali� drugi i zszed� z c�rk� do lochu. By�o tam wszystkiego w br�d, wi�c najedli si� i napili, a potem zabrali kr�lewicza i zaprowadzili go do pa�acu. Furman ujrzawszy kr�lewicza zdr�twia� ze strachu. Ch�opiec podszed� do niego i m�wi: - Tak d�ugo by�e� kr�lewiczem, dop�ki ja nie wsta�em z martwych. Teraz wr�ci�em, ju� koniec twoich �ajdactw, zn�w b�d� kr�lewiczem! Potem poszed� prosto do kr�la i opowiedzia� mu, jak si� rzecz mia�a. Furmana przep�dzili, a kr�lewicz o�eni� si� z kr�lewn�. I ja na tym weselu by�am, piwo pi�am, po brodzie mi kapa�o, w g�bie nie posta�o. polska D�UGI, GRUBY I BYSTROOKI �y� raz pewien kr�l, a by� ju� bardzo stary. Mia� tylko jednego syna. Przywo�a� go do siebie i tak rzek�: - Synu m�j kochany, znasz t� prawd�, �e gdy owoc dojrzeje, wtedy spada z drzewa, aby zrobi� miejsce nast�pnym. Moja g�owa jest jak ten owoc dojrza�y i mo�e ju� wkr�tce nadejdzie czas, �e s�o�ce ju� wi�cej nie za�wieci nade mn�. Ale zanim umr�, pragn��bym bardzo ujrze� jeszcze twoj� �on�. O�e� si�, synu! Kr�lewicz odpar�: - Ojcze, ch�tnie spe�ni�bym twoj� pro�b�, ale nie znam nawet �adnej dziewczyny! Ojciec si�gn�� do kieszeni, wyci�gn�� z niej z�oty kluczyk i da� go synowi: - Wejd� na wie��, rozejrzyj si� tam doko�a, a potem powiesz mi, kt�r� wybra�e�. Kr�lewicz niezw�ocznie spe�ni� rozkaz ojca. Nigdy dot�d jeszcze nie by� na wie�y. Gdy ju� si� znalaz� na najwy�szym pi�trze, spostrzeg� w sklepieniu �ciany male�kie �elazne drzwi. Otwar� je z�otym kluczykiem i wszed�. Znalaz� si� w du�ej, okr�g�ej komnacie; sufit by� b��kitny jak niebo w jasn� noc, a na nim b�yszcza�y srebrne gwiazdy. Na pod�odze le�a� zielony jedwabny kobierzec, za� woko�o, w �cianach, znajdowa�o si� dwana�cie wysokich okien w z�otych ramach i o kryszta�owych szybach. Na ka�dej szybie by�a namalowana �wietlistymi kolorami m�oda dziewczyna w z�otej koronie na g�owie, jedna pi�kniejsza od drugiej. Nic te� dziwnego, �e kr�lewicz nie m�g� od nich oderwa� oczu. Gdy si� tak na nie zapatrzy� pe�en podziwu, nie wiedz�c kt�r� wybra�, zacz�y si� lekko porusza� jak �ywe, i u�miecha� si�, jakby chcia�y co� powiedzie�. Wtem kr�lewicz spostrzeg�, �e jedno z okien jest zakryte bia�� zas�on�. Gdy j� odsun��, zobaczy� dziewczyn� w bia�ej sukni, opasanej srebrnym pasem, na g�owie mia�a koron� z pere�. Ta dziewczyna by�a najpi�kniejsza, lecz wygl�da�a tak blado i smutno, jakby wysz�a z grobu. Sta� d�ugo przed tym obrazem, a gdy tak sta� i patrzy�, poczu�, �e a� zabola�o go serce. Powiedzia�: - Chc� t�, i �adn� inn�! Wtedy ksi�niczka spu�ci�a g�ow� i sp�on�a jak r�a. W tym samym momencie znik�y wszystkie obrazy. Wr�ciwszy do ojca, opowiedzia� mu, co widzia�, i kt�r� sobie wybra�. Ojciec bardzo si� zasmuci�, zamy�li� si� i rzek�: - Synu, �le si� sta�o, �e� ods�oni�, co by�o zakryte; tw�j wyb�r narazi ci� na wielkie niebezpiecze�stwo, ta ksi�niczka jest bowiem w mocy z�ego czarownika, uwi�ziona w �elaznym Zamku. Nikt dot�d, kto tylko si� pokusi� o jej uwolnienie, nie wr�ci�. Ale co si� sta�o, ju� si� nie odstanie. Raz dane s�owo jest �wi�te. Id� zatem, spr�buj szcz�cia i wracaj zdr�w! Kr�lewicz po�egna� si� wi�c, osiod�a� konia i ruszy� w drog�. Przyby� do wielkiego lasu, d�ugo jecha� i jecha�, a� droga si� sko�czy�a. Potem ju� ca�kiem zab��dzi� w�r�d g�stwiny, ska� i grz�zawisk; wtedy us�ysza� za sob� czyj� g�os: �Hej, st�j!� Obejrza� si� i ujrza� przed sob� bardzo wysokiego cz�owieka. - Poczekaj, zabierz mnie z sob�! Je�li przyjmiesz mnie na s�u�b� - nie po�a�ujesz! - m�wi� obcy. - Co� ty za jeden? - spyta� kr�lewicz. - I co potrafisz? - M�wi� na mnie D�ugi, bo potrafi� si� rozci�ga�. Widzisz tam, na tej wysokiej jodle ptasie gniazdko? Przynios� ci je nie wchodz�c na drzewo! D�ugi zacz�� si� rozci�ga�, a trwa�o to dop�ty, dop�ki nie zrobi� si� taki wysoki, jak owa jod�a. Gdy ju� mia� gniazdko w gar�ci, wtedy posta� jego skurczy�a si� w oka mgnieniu. - Dobrze znasz si� na swojej sztuce, ale co mi po niej, co mi po gniazdku, je�li nie potrafisz wywie�� mnie z tego lasu. - Ach, drobiazg - odpar� D�ugi i zacz�� si� znowu wyci�ga�, a� sta� si� trzy razy wy�szy ni� najwi�ksze sosny w lesie. Potem obejrza� si� i wskaza�: - Id�c t�dy, najszybciej wydostaniemy si� z lasu! Zanim kr�lewicz zd��y� pomy�le�, ju� mieli las za sob�. Przed nimi rozpo�ciera�a si� szeroka r�wnina, za ni� wida� by�o wysokie, siwe ska�y, jakby mury jakiego� miasta. - Tam, panie, jest m�j towarzysz! - zawo�a� D�ugi, pokazuj�c w kierunku r�wniny. - Jego te� powiniene� zabra� z sob�. Jestem pewien, �e ci si� przyda! - Krzyknij na niego, niech przyjdzie, �ebym go sobie zobaczy�! - poleci� kr�lewicz. - Ach, panie, to jest zbyt daleko, on mnie z pewno�ci� nie us�yszy. Lepiej pobiegn� i przyprowadz� go tutaj. Powiedziawszy to, D�ugi zn�w wyci�gn�� si�, a� mu g�owa znik�a w chmurach, potem zrobi� trzy kroki, uj�� tamtego pod pachy i postawi� go przed kr�lewiczem. By� to niski, gruby ch�op, z brzuchem jak cztery s�dki. - Co� ty za jeden? - zapyta� kr�lewicz. - I co potrafisz? - M�wi� na mnie Gruby. Ale potrafi� si� zrobi� jeszcze grubszy. - No, to poka� t� sztuczk�! - Panie, ale wpierw usu� si�, wejd� szybko w las - zawo�a� Gruby - i zacz�� si� nadyma�. Kr�lewicz nie zrozumia�, dlaczego ma si� oddali�, ale gdy zobaczy�, �e D�ugi ucieka do lasu, da� koniowi ostrog� i pogalopowa� za nim. Nagle zrobi�o si� wsz�dzie tak pe�no, jakby si� tu jaka� g�ra zwali�a. Gdy potem Gruby wypu�ci� powietrze, to a� si� drzewa zako�ysa�y. Po chwili by� zn�w taki jak przedtem. - Przekona�e� mnie - rzek� kr�lewicz - takiego jak ty nie znajduje si� co dzie�. Chod� ze mn�! I udali si� w drog�. Gdy ju� zbli�ali si� do g�r, spotkali cz�owieka, kt�ry mia� oczy przewi�zane chustk�. - Panie, jest nas trzech, a to jest w�a�nie ten trzeci, jego te� powiniene� przyj�� na s�u�b�. - Co� ty za jeden? - spyta� kr�lewicz. - I dlaczego masz przewi�zane oczy? Przecie� nawet drogi nie widzisz! - Ej, panie, jest w�a�nie na odwr�t! Ja zbyt dobrze widz� i dlatego musz� sobie zakrywa� oczy. Gdy spojrz� ostro, tryskaj� p�omienie, a co si� wtedy nie spali, to rozlatuje si� w kawa�ki. Dlatego nazywaj� mnie Bystrooki. - To powiedziawszy zwr�ci� twarz ku ska�om, zdj�� chustk� i spojrza� na nie swoim p�omiennym wzrokiem. Ska�y natychmiast zacz�y p�ka�, a od�amki lecia�y na wszystkie strony; wkr�tce zosta�a z nich kupka piasku. W tym za� piasku �arzy�o si� co�, jakby ogie�. Bystrooki przyni�s� to i da� kr�lewiczowi. By�o to czyste z�oto! - Oho, takiego to nawet za pieni�dze si� nie kupi! Ale je�li masz taki bystry wzrok, to popatrz, jak daleko jeszcze do �elaznego Zamku i powiedz, co si� tam dzieje. - Gdyby�cie, panie, chcieli jecha� koniem, to nawet za rok jeszcze by�cie tam nie dojechali. Z nami b�dziecie tam jednak jeszcze dzi�! - I doda�: - W�a�nie zabieraj� si� do wieczerzy. - A co robi moja narzeczona? - dopytywa� si� kr�lewicz. - Za �elazn� krat�, na wysokiej wie�y, strze�e jej czarownik. Wtedy kr�lewicz powiedzia� do nich: - Je�li jeste�cie dobrymi lud�mi, to pom�cie mi j� uwolni�! Wszyscy trzej przyrzekli pomoc. Przeprowadzili kr�lewicza mi�dzy owymi siwymi ska�ami, przez jary i w�wozy, Bystrooki rozwala� ska�y, wysokie g�ry i nieprzebyte lasy, robi�c wygodne przej�cia. Gdy za� s�onko stan�o na zachodzie, ujrza� kr�lewicz �elazny Zamek. Gdy zasz�o zupe�nie, min�li �elazny most i bram�, kt�ra za nimi zatrzasn�a si� z wielkim hukiem. I tak znale�li si� w zamku jak w pu�apce. Kr�lewicz rozejrza� si� po dziedzi�cu zamkowym i zaprowadzi� konia do stajni, kt�ra wygl�da�a tak, jakby by�a na to przygotowana; potem udali si� na zamek. Tu, w wieczornym zmroku spostrzegli wsz�dzie: na dziedzi�cu, w stajni, w salonie, na pokojach, pe�no ludzi, bogato ubranych pan�w, s�u�b�, lecz nikt si� nawet nie poruszy�: wszyscy byli skamieniali! Kr�lewicz i jego towarzysze obejrzeli potem jeszcze wiele pokoi, a� w ko�cu znale�li si� w sali biesiadnej. By�o tu bardzo jasno, po�rodku sta� st�, a na nim mn�stwo �wietnych potraw i napoj�w; st� nakryty by� na cztery osoby. Czekali, a gdy nikt si� nie zjawi�, zasiedli do uczty, jedz�c i pij�c. Gdy ju� si� najedli do syta, zacz�li rozgl�da� si� za miejscem do spania. Wtem otwar�y si� drzwi i na progu stan�� czarownik. Mia� wygl�d zgrzybia�ego starucha, okryty by� czarnym p�aszczem, z go�� g�ow�, za� siwa broda si�ga�a mu do kolan. Zamiast pasa mia� trzy �elazne obr�cze wok� tu�owia. Prowadzi� za r�k� przepi�kn� dziewczyn�, ubran� na bia�o, przewi�zan� srebrnym pasem, i w koronie z pere� na g�owie. By�a jednak tak blada i smutna, jakby wysz�a z grobu. Kr�lewicz rozpozna� j� natychmiast, przyskoczy� do niej, ale zanim zdo�a� powiedzie� cho�by jedno s��wko, odezwa� si� czarownik: - Wiem, po co� przyszed�, chcesz j� uwolni� i zabra�! No, dobrze, dostaniesz j�, je�li przez trzy noce b�dziesz jej tak pilnowa�, �e nie b�dzie mog�a znikn��. Je�li jednak jej si� to uda, wtedy zamienisz si� w kamie� razem z twoimi towarzyszami, tak jak ci wszyscy, kt�rzy tu byli przed tob�. Kr�lewicz nie m�g� oczu oderwa� od niej, taka by�a pi�kna. Usiad� przy niej i postanowi� czuwa� ca�� noc. D�ugi, niczym rzemie� rozci�gn�� si�, jak tylko potrafi� i po�o�y� si� woko�o �cian komnaty Gruby siad� przy drzwiach, nad�� si� z ca�ej si�y i tak je zatarasowa� �e nawet mysz nie mog�aby si� przez nie przecisn��, za� Bystrooki stan�� jako stra� przy wej�ciu. Po jakim� czasie zachcia�o im si� jednak spa�; zmorzy� ich sen i tak przespali ca�� noc jak nie�ywi. Pierwszy zbudzi� si� kr�lewicz. Poczu� si�, jakby mu kto n� wsadzi� w serce: ksi�niczki znik�a! Natychmiast zbudzi� towarzyszy i radzi� si�, co robi�. - Nie martwcie si�, panie - rzek� Bystrooki i wyjrza� prze okno. - Ju� j� widz�! Sto mil st�d jest las, a po�rodku tego lasu stary d�b. Na jego wierzcho�ku znajduje si� �o��d�, a w tym �o��dziu jest w�a�nie ona! Jak mnie D�ugi we�mie na plecy, to j� zdob�dziemy! D�ugi posadzi� sobie Bystrookiego na barki, wyci�gn�� si� i ruszyli w drog�. A co krok - to dziesi�� mil! Bystrooki wskazywa� drog� i nawet nie min�o tyle czasu, ile trzeba, �eby obiec cha�up�, byli ju� z powrotem. D�ugi wr�czy� kr�lewiczowi �o��d�. � Panie, upu�� j� na ziemi� - poradzi�. Kr�lewicz tak zrobi� i stan�a przed nim ksi�niczka. Gdy s�o�ce ju� dobrze wzesz�o, otwar�y si� drzwi z wielkim hukiem i do pokoju wszed� czarownik, �miej�c si� zjadliwie. Gdy jednak zobaczy� ksi�niczk�, twarz mu si� zas�pi�a, zamrucza� co� i - trrach! - p�k�a jedna z jego trzech obr�czy i potoczy�a si�. Staruch chwyci� ksi�niczk� za r�k� i zabra� j�. Przez ca�y dzie� kr�lewicz nie mia� nic do roboty. Chodzi� wi�c po zamku, po dziedzi�cu i dziwi� si� wielu rzeczom. Wsz�dzie wygl�da�o tak, jakby w jednym oka mgnieniu zamar�o ca�e �ycie. W jednej z sal widzia� jakiego� ksi�cia, kt�ry trzyma� wyci�gni�ty miecz, ale cios ju� nie nast�pi�, ksi��� skamienia�. W innym pokoju sta� skamienia�y rycerz, kt�ry jakby chcia� w�a�nie uciec przed kim� ze strachu. Przy kominku siedzia� s�uga i trzyma� w jednej r�ce kawa�ek pieczeni, drug� r�k� wk�ada� w�a�nie k�s do ust, ale go nie zd��y� donie��, i tak skamienia�. Mn�stwo wspania�ych koni by�o r�wnie� skamienia�ych, w zamku i wsz�dzie wok� niego wszystko by�o zdzicza�e i martwe: by�y tam drzewa - lecz bez li�ci, ��ka - ale bez trawy, strumyk, kt�ry nie p�yn��, ani jednego �piewaj�cego ptaszka. Rano, w po�udnie i wieczorem kr�lewicz i jego towarzysze zastawali przygotowane bogate posi�ki. Po wieczerzy znowu rozwar�y si� drzwi i czarownik wprowadzi� ksi�niczk�. Kr�lewicz zn�w mia� jej pilnowa�. I chocia� wszyscy postanowili broni� si� wszelkimi si�ami, �eby ich nie zmorzy� sen, zn�w posn�li, tak jak za pierwszym razem. O �wicie kr�lewicz zbudzi� si� i spostrzeg�, �e ksi�niczka znowu znikn�a. Poderwa� si� i potrz�sn�� Bystrookiego za rami�: - Hej, Bystrooki, nie wiesz gdzie jest ksi�niczka? Ten przetar� sobie oczy, popatrzy� i rzek�: - Ju� j� widz�! Dwie�cie mil st�d jest g�ra, a w tej g�rze ska�a; w tej skale znajduje si� kosztowny kamie� - to w�a�nie ona! Zdob�dziemy j�! D�ugi wzi�� Bystrookiego na plecy, wyci�gn�� si� jak tylko m�g�, i ruszy� w drog� dwudziestomilowymi krokami. Bystrooki skierowa� sw�j p�omienny wzrok wprost na ow� g�r�; g�ra si� rozpad�a, ska�a za� rozprys�a si� w tysi�c kawa�k�w. W samym jej �rodku b�ysn�� kosztowny kamie�. Zabrali go i przynie�li kr�lewiczowi. Gdy po�o�y� go na ziemi, znowu stan�a przed nim ksi�niczka. W tym momencie wpad� czarownik. Zobaczy� ksi�niczk�, oczy zab�ys�y mu w�ciek�o�ci� i - trrach! - druga obr�cz opad�a z jego bioder. Czarownik zamrucza� co� i zabra� dziewczyn� z sob�. Tego dnia zn�w wszystko by�o tak jak przedtem. Po wieczerzy czarownik znowu przyprowadzi� ksi�niczk� do kr�lewicza, spojrza� mu gro�nie w oczy i rzek�: - Teraz si� rozstrzygnie, kto zwyci�y: ty, czy ja! - po czym oddali� si�. Tym razem kr�lewicz i jego towarzysze postanowili ze wszystkich si� broni� si�, �eby nie zasn�� za �adn� cen�. Nie chcieli nawet usi���, ca�� noc chodzili tam i z powrotem. Wszystko na pr�no! Posn�li w marszu, a ksi�niczka znik�a. Rano zn�w pierwszy obudzi� si� kr�lewicz. Spostrzeg�szy, �e jej nie ma, zbudzi� Bystrookiego: - Hej, Bystrooki, gdzie jest ksi�niczka? - O, panie - rzek� - tym razem jest daleko, bardzo daleko. Trzysta mil st�d jest morze, a na dnie le�y �upinka. W tej �upince znajduje si� z�oty pier�cie� - to jest w�a�nie ona! D�ugi musi tym razem zabra� jeszcze Grubego, bo b�dzie nam potrzebny. Wzi�� wi�c D�ugi Bystrookiego na jedno rami�, Grubego na drugie i ruszy� w drog�. A co krok - to trzydzie�ci mil! Gdy przybyli nad czarne morze, Bystrooki wskaza� D�ugiemu, gdzie trzeba si�gn�� po �upink�. D�ugi wyci�gn�� r�k�, ale dna nie dosi�gn��. - Poczekajcie, przyjaciele, ma�� chwilk�, pomog� wam! - zawo�a� Gruby i nad�� si�, potem po�o�y� si� na brzegu i zacz�� pi�. Po kr�tkiej chwili woda opad�a tak, �e D�ugi m�g� ju� z �atwo�ci� zabra� �upink�. Wyj�� z niej pier�cie�, wzi�� towarzyszy na barki i pobieg� z powrotem. Lecz po drodze Gruby zacz�� mu ci��y�, mia� przecie� p� morza w brzuchu! W jakiej� szerokiej dolinie upu�ci� go, i wtedy tak trzasn�o, jakby kto ogromny w�r rzuci� o ziemi�. W oka mgnieniu dolina zamieni�a si� w wielkie jezioro. Tymczasem na zamku kr�lewicz zacz�� si� coraz bardziej niepokoi�. Z niepokoju a� si� spoci�. Gdy na wschodzie ukaza� si� w�ski skrawek s�oneczka, drzwi otwar�y si� i na progu stan�� czarownik, a nie zobaczywszy ksi�niczki, za�mia� si� okropnym �miechem. A tu nagle - brzd�k! - okno rozprys�o si� w kawa�ki, z�oty pier�cie� spad� na pod�og� i w tym�e momencie stan�a przed nimi ksi�niczka. Zrobi� to Bystrooki, kt�ry widzia� ju� z daleka, co si� �wi�ci na zamku. Powiedzia� o tym D�ugiemu, ten zrobi� jeden krok i rzuci� pier�cie� przez okno. Czarownik zarycza� z w�ciek�o�ci i - trrach! � p�k�a trzecia, ostatnia �elazna obr�cz i potoczy�a si�. Za� czarownik zamieni� si� w kruka i wyfrun�� przez rozbite okno. Teraz wreszcie pi�kna dziewczyna odzyska�a mow�. W tym samym momencie na zamku wszystko woko�o od�y�o na nowo: rycerz trzymaj�cy w wyci�gni�tej d�oni miecz �wisn�� nim w powietrzu, �e a� gwizdn�o, ten, co potkn�� si� na progu wreszcie upad�, s�uga przy kominku w�o�y� sobie do ust sw�j k�s pieczeni i jad� dalej, i ka�dy czyni� to, co w�a�nie mia� zrobi�, zanim zamieni� si� w kamie�. Tymczasem w pokoju kr�lewicza zgromadzili si� wszyscy szcz�liwie uwolnieni panowie i ksi���ta, i dzi�kowali mu za swoje wybawienie. On jednak rzek�: - Nie mnie dzi�kujcie! Gdyby nie by�o ze mn� moich wiernych pomocnik�w, D�ugiego, Grubego i Bystrookiego, wtedy tak samo by�oby ze mn�, jak z wami. Potem, wraz ze swoj� narzeczon�, D�ugim i Bystrookim, wyruszy� w drog�, do ojca. Wszyscy mu towarzyszyli, Grubego te� w drodze zabrali z sob�. Gdy przybyli, kr�l rozp�aka� si� z rado�ci, bo ju� obawia� si�, �e syna nigdy wi�cej nie zobaczy. Wkr�tce potem odby�o si� pi�kne wesele, kt�re trwa�o trzy tygodnie. Wszyscy panowie i ksi���ta, kt�rych kr�lewicz w�wczas wybawi�, zostali r�wnie� zaproszeni. Po weselu zg�osili si� do m�odego kr�la D�ugi, Gruby i Bystrooki, i oznajmili mu, �e znowu id� w �wiat szuka� nowej roboty. M�ody kr�l gor�co ich namawia�, �eby zostali: - Dam wam wszystko, czego tylko zapragniecie, starczy do samej �mierci, nie b�dziecie ju� musieli pracowa�! Ale im nie u�miecha�o si� takie nudne �ycie, po�egnali si� i poszli. Odt�d w�druj� gdzie� po �wiecie... czeska �PIEWAJ�CA LIPKA Pewnego razu byli rodzice, kt�rzy mieli c�reczk�. Ale zanim doros�a, zmar�a jej matka. Gdy pewnego razu dziewczynka odwiedzi�a swoj� chrzestn�, ta powiedzia�a: - Popro� ojca, aby si� ze mn� o�eni�. B�d� ci� bardzo kocha�, nawet n�ki b�d� ci my�a w mleku! Ojciec poj�� j� za �on�. Pierwszego wieczora rzeczywi�cie umy�a swojej chrze�niaczce nogi w mleku, ale ju� nazajutrz tego nie zrobi�a. Tak te� i zosta�o. Z biegiem czasu przyby�y dziewcz�ciu cztery siostrzyczki: pierwsza mia�a jedno oczko, druga - dwa, trzecia - trzy, a czwarta mia�a cztery oczka. Pasierbica musia�a wykonywa� wszelk� brudn� robot�, a tak�e pa�� byd�o. Kiedy sz�a w pole, macocha dawa�a jej tylko suchy, twardy chleb i troch� cierpkiego sera. Mimo to z dziewcz�cia wyros�a przepi�kna panna, a buzia jej kwit�a tak� �wie�o�ci�, �e siostry nie mog�y si� z ni� r�wna�. Macosze nie dawa�o to spokoju. Koniecznie chcia�a si� dowiedzie�, jak to si� dzieje, �e chrze�niaczka jest taka pi�kna. Pos�a�a wi�c z ni� na ��k� Jednooczk�. Gdy ju� tam si� znalaz�y, Jednooczka rzek�a: - Sple� mi w�osy! Dziewczyna uczyni�a to, szepcz�c: �Za�nij, oczko!� I siostrzyczka zasn�a. Wtedy przysz�a pstra krowa i da�a dziewcz�ciu z jednego rogu pi�, a z drugiego je��. Gdy wieczorem wr�ci�y do domu, macocha spyta�a Jednooczki: - Co� tam widzia�a? Ale ta nie widzia�a nic. Nast�pnego dnia musia�a Dwuoczka pop�dzi� z dziewczyn� krowy na pastwisko. Gdy ju� si� tam znalaz�y, rozkaza�a: - Uczesz mi w�osy! Dziewczyna to zrobi�a, szepcz�c: �Za�nij oczko, za�nijcie oba!� Znowu przysz�a pstra krowa i da�a dziewcz�ciu z jednego rogu pi�, a z drugiego je��. Gdy nadszed� wiecz�r, rzek�a dziewczyna: - Zbud� si� siostrzyczko, p�dzimy krowy do domu! Macocha zapyta�a Dwuoczk�: - Co� widzia�a? Ale i ta nie widzia�a nic. Nast�pnego ranka Trzyoczka mu