1909

Szczegóły
Tytuł 1909
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1909 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1909 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1909 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Lucy Maud Montgomery Emilka na falach �ycia Pozna� 1990 Rozdzia� I 1 "Nie b�d� ju� pija� rumianku". Te s�owa wpisa�a Emilia Byrd Starr do swego dziennika w dniu, w kt�rym wr�ci�a do domu, do Srebrnego Nowiu, uko�czywszy Wy�sz� Szko�� w Shrewsbury. Za sob� mia�a lata szkolne, a przed sob� - nie�miertelno��. By�o to symbolem. Ciotka El�bieta, pozwalaj�c Emilce na zwyk�� herbat� (stale, nie w drodze wyj�tkowej �aski!) uzna�a j� tym samym za doros��. Niekt�re osoby uwa�a�y Emilk� za doros�� panienk� ju� od d�u�szego czasu, na przyk�ad kuzyn Andrzej Murray i przyjaciel Perry Miller, kt�rzy kolejno o�wiadczyli si� o jej r�k� i jednocze�nie niemal dostali kosza. Dowiedziawszy si� o tym, ciotka El�bieta zrozumia�a, �e nie mia�oby celu dawanie Emilce rumianku. Ale mimo wszystko Emilka nie mia�a nadziei, �eby kiedykolwiek wolno jej by�o nosi� jedwabne po�czochy. Jedwabna halka "ujdzie" od biedy, gdy� jest ukryta, niewidzialna: wprawdzie szele�ci zalotnie... Ale jedwabne po�czochy s� stanowczo niemoralne. Tak wi�c Emilka (o kt�rej szeptali jej znajomi nieznajomym, i� "ona pisze") zosta�a uznana za jedn� z "pa� na Srebrnym Nowiu", gdzie nic si� nie zmieni�o od dnia jej przybycia, czyli od lat siedmiu; gdzie p�askorze�by na starym kredensie by�y zawsze te same, a dziwny cie�, rzucany na �cian� przez figurynk� etiopsk�, pada� w tym�e miejscu, w kt�rym zauwa�y�a go dziewczynka z najwy�sz� rozkosz�. Stary to by� dom, i dlatego cichy, m�dry i nieco tajemniczy. A tak�e nieco surowy, lecz niemniej mi�y. Wi�kszo�� mieszka�c�w Czarnowody i Shrewsbury s�dzi�a, �e jest to nudne miejsce dla m�odej dziewczyny, �e nieopatrznie post�pi�a Emilka, odrzucaj�c propozycj� panny Royal w sprawie posady w czasopi�mie nowojorskim. Wzgardzi� tak� sposobno�ci� zostania "kim�"! Ale Emilka, kt�ra mia�a bardzo jasny pogl�d na to, czym by� zamierza, nie uwa�a�a bynajmniej trybu �ycia w Srebrnym Nowiu za nudny, ani nie rezygnowa�a ze wspinania si� na upragnione szczyty dlatego tylko, �e pozosta�a w tym cichym zak�tku. Nale�a�a z woli Bo�ej do Starego a Szlachetnego Zakonu Poet�w. Gdyby si� by�a urodzi�a o tysi�c lat wcze�niej, czarowa�aby s�uchaczy, siedz�c po�rodku gromadki, zebranej przy ognisku i wpatrzonej w jej natchnion� twarz. W dzisiejszych czasach zmuszona by�a dociera� do swego audytorium po�rednio. Ale tematy opowie�ci s� zawsze te same bez wzgl�du na stulecie i na okolic�. Narodziny, zgony, ma��e�stwa, skandale - oto s� jedynie naprawd� ciekawe zdarzenia na �wiecie. Tak wi�c z mocnym postanowieniem w duszy przyst�pi�a Emilka do walki o s�aw� i fortun�... i o co� jeszcze, o co by�o najtrudniej. Ale pisanie nie by�o dla Emilii Byrd Starr �rodkiem do zdobycia walor�w �wiatowych ani wie�ca laurowego. By�o to co�, co ona czyni� musia�a. Zjawisko... pomys�... wszystko to, co by�o bardzo pi�kne, lub wybitnie brzydkie... dr�czy�o j�, dop�ki si� nie "wypisa�a". Z natury by�a obdarzona zmys�em humoru i poczuciem dramatycznym: komizm i tragizm �ycia przemawia�y do niej z r�wn� moc� i domaga�y si� wcielenia za pomoc� pi�ra. Ca�y �wiat nieziszczonych, a nie�miertelnych marze�, ukryty za kurtyn� rzeczywisto�ci, wzywa� j�, ��dny upostaciowienia i interpretacji..., wzywa� j� wielkim g�osem, kt�remu nie mog�a, nie �mia�a si� oprze�. Pe�na by�a m�odzie�czej rado�ci z samego faktu istnienia. �ycie poci�ga�o j�, dawa�o jej znaki zach�caj�ce i figlarne. Wiedzia�a, �e czeka j� ci�ka walka. Wiedzia�a, �e b�dzie ci�gle obra�a� uczucia s�siad�w z Czarnowody, kt�rzy chcieliby, �eby pisywa�a dla nich nekrologi i pomawiali j� o "pozowanie"; wiedzia�a, �e niejeden jej utw�r zostanie odrzucony, skrytykowany; wiedzia�a, �e nadejd� dni niemocy, podczas kt�rych nie b�dzie mog�a pisa�, kiedy daremne by�oby wszelkie usi�owanie w tym kierunku; dni, podczas kt�rych niemoc ta doprowadzi j� do takiego napi�cia nerw�w, �e za przyk�adem Marii Bashkirtseff wyrzuci za okno, wraz z gradem przekle�stw, zegar ze swego pokoju. W te dni wszystko, co przedsi�we�mie, b�dzie miernot� i banalno�ci�: w te dni chwia� si� b�dzie jej wiara w �ycie, w kt�rym wed�ug niej jest tyle� poezji co prozy; w te dni, echo owych "przypadkowych poszept�w" bog�w, w kt�re ws�uchana by�a od dzieci�stwa tak pilnie, to echo b�dzie j� tylko dra�ni� swym ��daniem nieosi�galnej doskona�o�ci i uroku, b�d�cego poza obr�bem tw�rczych mo�liwo�ci �miertelnika. Wiedzia�a, �e ciotka El�bieta toleruje, ale nie pochwala do dzi� dnia jej manii gryzmolenia. Podczas ostatnich dw�ch lat pobytu w Wy�szej Szkole Emilka, ku zdumieniu ciotki El�biety, zarobi�a sporo pieni�dzy swymi wierszami i nowelkami. St�d owa tolerancja. Ale �aden z Murray�w, �adna z Muray�wien, nie czynili nigdy niczego podobnego. A przy tym by� fakt, kt�rego zasadniczo nie lubi�a panna El�bieta Murray, fakt wyr�niania si� czym� spo�r�d otoczenia. Ciotka El�bieta niech�tnie patrzy�a na �w odr�bny �wiat Emilki, tak inny ni� �wiat Srebrnego Nowiu i Czarnowody, na to kr�lestwo bezkresne i gwiazdami usiane, w kt�rym dziewcz� zamyka�o si� nagle, do kt�rego nawet najbardziej stanowcza i najbardziej podejrzliwa z ciotek nie mia�a dost�pu! Przypuszczam, �e gdyby oczy Emilki tak cz�sto nie spogl�da�y t�sknie i smutno na otaczaj�cy �wiat, gdyby w nich by�o mniej utajonego marzenia, ciotka El�bieta odnosi�aby si� �yczliwiej do jej aspiracji. Nikt z was, nawet samowystarczalni Murrayowie ze Srebrnego Nowiu, nie lubi sta� za drzwiami, kt�re si� przed nim nigdy nie otworz�. 2 Ci z was, kt�rzy ju� towarzyszyli Emilce w jej zabawach w Srebrnym Nowiu i studiach w Shrewsbury* znaj� jej wygl�d zewn�trzny. Tym, kt�rzy witaj� j� teraz jako osob� obc� postaram si� zaprezentowa� jej sylwetk� jako panienki w siedemnastej wio�nie �ycia. Sz�a w�r�d klomb�w, na kt�rych z�oci�y si� chryzantemy, w �w jesienny dzie� nad brzegiem morza. By�o to czarowne ustronie, �w ogr�d w Srebrnym Nowiu. Zaciszne, pe�ne bogatych, ciep�ych barw i cudnych, cienistych alejek. Unosi�y si� tu zapachy r� i go�dzik�w, roje pszcz�, skarga wichru, dolatywa�y poszepty zatoki Atlantyku; z s�siedztwa dochodzi�y westchnienia �wierk�w z gaiku Wysokiego Jana. Emilka kocha�a ka�dy kwiatek, ka�d� pi�d� ziemi i ka�dy d�wi�k w tym ogrodzie, ka�de pi�kne, s�dziwe drzewo, a zw�aszcza jej umi�owane, zaprzyja�nione z ni� Trzy Ksi�niczki Lombardzkie, oraz wielk� sosn� po�rodku ogrodu, srebrzyst� topol� i m�odego �wierczka w k�ciku, kokietuj�cego swawolne wietrzyki. Kocha�a r�wnie� grup� bia�ych brz�z w gaiku Wysokiego Jana. * Patrz: "Emilka ze Srebrnego Nowiu" i "Emilka dojrzewa". Emilka cieszy�a si� stale, �e mieszka w�r�d tylu starych, prastarych drzew, zasadzonych i wypiel�gnowanych r�kami ludzi dawno zmar�ych, przepojonych rado�ci� lub smutkiem, kt�re kolejno przewija�y si� przez te istnienia. Smuk�a, dziewicza posta�. W�osy jak czarny jedwab. Szare oczy, podkr��one, pod kt�rymi fioletowe cienie pog��bia�y si�, ilekro� Emilka czuwa�a o niedozwolonej, ca�kiem nie-El�bieta�skiej porze, pisz�c nowelk�, albo opracowuj�c plan nowego utworu. Usta mia�a purpurowe, z Murrayowskimi do�eczkami w k�cikach. Uszy by�y spiczaste. Przypomina�y szekspirowskiego Puka. Mo�e te uszy w�a�nie i te k�ciki ust nasuwa�y niekt�rym por�wnanie z kociakiem. Prze�liczn� mia�a lini� szyi i podbr�dka. U�miech jej by� przedziwnie ujmuj�cy, powoli rozkwitaj�cy, znienacka promieniej�cy rado�ci� istnienia. A nogi by�y "skandalicznie �adne", jak je oceni�a ju� dawno stara ciotka Nancy z Ksi��ego Stawu. Policzki delikatnie zar�owione, z �atwo�ci� stawa�y si� szkar�atne. Byle co wywo�ywa�o na tej twarzyczce krwawy rumieniec: powiew wiatru od morza, nag�e ods�oni�cie si� przed jej wzrokiem b��kitnych wzg�rz na horyzoncie, czerwone maki na polu lub bia�e �agle na zatoce w cudny, wiosenny poranek, czy te� przy srebrnych blaskach ksi�yca lub wreszcie bia�y kwiatuszek w starym ogrodzie, albo cichy szept w gaiku Wysokiego Jana. Czy by�a �adna? Nie umiem powiedzie�. Nigdy nie wymieniano Emilki w szeregu pi�kno�ci czarnowodzkich. Ale kto raz jeden spoojrza� na jej twarzyczk�, ten nie zapomnia� jej ju� nigdy. Nikt nie powiedzia�by, spotkawszy Emilk� po raz drugi: "Hm... dziwnie znajom� wydaje mi si� pani..." Ca�e zast�py �licznych kobiet gas�y przy niej. �adna nie przypomina�a jej indywidualno�ci. By�a �ywa, poci�gaj�ca i czysta zarazem, jak woda. My�li nios�y j�, jak silny podmuch wiatru. Wzruszenie wstrz�sa�o ni�, jak burza krzewem r�anym. By�a jedn� z tych �ywotnych istot, o kt�rych powiadamy, gdy umar�y, �e to chyba niemo�liwe, aby one �y� przesta�y. Na tle swego praktycznego, rozs�dnego otoczenia rzuca�a blask, jak brylant. Wiele os�b j� lubi�o i r�wnie du�o jej nie lubi�o. Ale nikt nie by� w stosunku do niej oboj�tny. Razu pewnego, kiedy Emilka by�a bardzo male�ka i mieszka�a wraz ze swym ojcem w starym domku w Borze Majowym, gdzie umar� Douglas Starr, wysz�a z domu, aby przyjrze� si� t�czy. Bieg�a przez wilgotne pola i pag�rki, pe�na nadziei i wyczekiwania. Ale gdy tak bieg�a, zacz�� pada� deszcz, a cudna t�cza blad�a... nik�a... a� znik�a... Emilka sta�a sama po�r�d obcej doliny, niepewna, w kt�r� stron� si� zwr�ci�. Usta jej zadr�a�y, oczy nape�ni�y si� �zami. A� wtem podnios�a g��wk� i u�miechn�a si� pogodnie do opustosza�ego nieba. - Zjawi� si� inne t�cze - rzek�a. 3 Zmieni�o si� �ycie w Srebrnym Nowiu. Musia�a si� przystosowa� do tych zmian. Nieod��czne od nich by�o pewne osamotnienie. Ilza Burnley, nieodst�pna towarzyszka siedmiu lat wiernej przyja�ni, wyjecha�a do Szko�y Literatury i Deklamacji w Montrealu. Oba podlotki rozsta�y si� w�r�d �ez, �lubuj�c sobie wzajemnie dozgonn� przyja��. Nie spotkaj� si� ju� nigdy w tych samych warunkach. Bo kiedy przyjaciele, najbli�si bodaj, roz��cz� si� na czas d�u�szy, zawsze daje si� odczu� za ponownym spotkaniem pewn� obco��, pewne oddalenie. Jedno z dwojga uwa�a stale, �e to drugie nie jest takie samo. Jest to ca�kiem naturalne i nieuniknione. Cz�owiek zawsze posuwa si� naprz�d, lub si� cofa, nie stoi w miejscu. Ale kt� z nas zdo�a si� oprze� uczuciu przykrego rozczarowania stwierdzaj�c, �e nasz przyjaciel nie jest ju� i nie mo�e nigdy wi�cej sta� si� takim, jakim by� ongi; kt� z nas nie zmartwi si�, je�li nawet ta zmiana jest post�pem? Emilka przeczuwa�a to dziwn� intuicj�, kt�ra zast�puje do�wiadczenie, czu�a, �e �egna na zawsze Ilz� ze Srebrnego Nowiu i ze Shrewsbury. Perry Miller, dawniejszy "najemnik" ze Srebrnego Nowiu, odznaczony medalem Wy�szej Szko�y w Shwresbury, odrzucony, lecz nie daj�cy za wygran� konkurent Emilki, przedmiot wiecznego gniewu Ilzy, wyjecha� r�wnie�. Perry studiowa� teraz prawo w Charlottetown, gdzie jednocze�nie pracowa� w kancelarii adwokackiej. Dla Perry'ego nie istnia�y t�cze ani mityczne kopalnie z�ota. Wiedzia�, czego chce i zmierza� do tego wytrwale. Ludzie zaczynali wierzy�, �e on cel osi�gnie. Bo� nie wi�ksza przestrze� dzieli�a kancelari� pana Abla od S�du Najwy�szego i Ministerium, ni� ta, kt�ra dzieli ow� kancelari� od cha�upy ciotki Tomaszowej i jej bosonogiego siostrze�ca. Do typu poszukiwacza t�cz zbli�a� si� raczej Tadzio Kent. I on wyje�d�a� niebawem do Szko�y Rysunk�w w Montrealu. I on wiedzia�, wiedzia� od szeregu lat, ile rozkoszy, uniesie�, ile rozpaczy i trwogi poci�ga za sob� to d��enie do t�czy. - Nawet je�eli jej nigdy nie znajdziemy - rzek� do Emilki, gdy przechadzali si� o cudownym zmierzchu, w ogrodzie Srebrnego Nowiu pod fioletowym niebem, w ostatni wiecz�r przed jego wyjazdem - jest co� w samym poszukiwaniu, co wi�cej jest bodaj warte, ni� znalezienie. - Ale znajdziemy j� - odrzek�a Emilka, podnosz�c oczy ku gwie�dzie, b�yszcz�cej nad wierzcho�kiem jednej z Trzech Ksi�niczek. U�ycie przez Tadzia liczby mnogiej "my" nape�ni�o jej serce radosnym przeczuciem. Emilka by�a zawsze bardzo uczciwa w stosunku do siebie samej i nie zamyka�a oczu na fakt, �e Tadzio Kent by� jej bli�szy, ni� ktokolwiek na �wiecie. A ona, czy go obchodzi? Troch�? Bardzo? Czy wcale? Nie w�o�y�a kapelusza, lecz wpi�a we w�osy kokard� z ��tego jedwabiu. D�ugo rozmy�la�a nad wyborem sukni, a� w ko�cu zdecydowa�a si� na r�ow�, jedwabn�. Zdawa�o jej si�, �e wygl�da bardzo �adnie, ale co za r�nica, skoro Tadzio tego nie zauwa�y�? By� do niej tak przyzwyczajony, �e uwa�a� to za rzecz normaln�. Wywo�a�o to u niej pewien bunt. Dean Priest by�by ju� to spostrzeg� i by�by jej z pewno�ci� powiedzia� jaki� mi�y, subtelny komplemencik. - Nie wiem - odpowiedzia� Tadzio, spogl�daj�c ponuro na topazookiego kota Emilki, Pierwiosnka, kr�c�cego si� jak b�k w pogoni za w�asnym ogonem. - Nie wiem. Teraz, kiedy wyfruwam naprawd� w szeroki �wiat, czuj� si�... g�upio. Mo�e nigdy nie zdo�am zdzia�a� niczego, o czym warto by by�o m�wi�. Pewne zdolno�ci do rysunku... c� to wielkiego? Zw�aszcza dla cz�owieka, kt�ry budzi si� nagle z biciem serca o trzeciej w nocy?... - O, znam to uczucie - przyzna�a Emilka. - Zesz�ej nocy prze�uwa�am godzinami pomys� noweli i dosz�am do rozpaczliwego wniosku, �e nigdy nie zdo�am jej napisa�... �e nie warto si� wysila�... �e nigdy niczego nie zdzia�am. Posz�am wi�c do ��ka i obla�am poduszk� �zami. Obudzi�am si� o trzeciej godzinie i nawet p�aka� ju� nie mog�am. �zy wydawa�y mi si� r�wnie daremne, jak �miech, jak ambicja. By�am istnym bankrutem w stosunku do nadziei i do wiary w przysz�o��. A� wreszcie wsta�am o �wicie i zacz�am pisa� now� opowie��. Nie nale�y da� si� opanowywa� tym nocnym nastrojom. - Na nieszcz�cie, co noc jest godzina trzecia - odrzek� Tadzio. - A o tej nie�yczliwej godzinie zawsze jestem prze�wiadczony, i� zbyt wiele pragniemy wszyscy, �e nie osi�gniemy niczego. A dw�ch rzeczy pragn� jak szaleniec; jedn� z nich jest oczywi�cie wydoskonalenie si� w sztuce. Chc� zosta� wielkim artyst�. Nie uwa�a�em si� nigdy za tch�rza, Emilko, ale teraz si� boj�. A je�eli nie sprostam zadaniu? B�d� mnie wy�miewa�. Matka powie, �e z g�ry o tym wiedzia�a. Ona z nienawi�ci� odnosi si� do mego wyjazdu, wiesz? Pojecha� i nie da� rady!... Lepiej by�oby nie jecha�. - Nie, to nie by�oby lepiej - zaprzeczy�a Emilka gor�co, zachodz�c w g�ow� w tej�e chwili, jakiej drugiej rzeczy Tadzio pragnie "jak szaleniec". - Nie powiniene� si� ba�... W owej nocnej rozmowie, kt�r� prowadzi� ze mn� ojciec na tydzie�, przed �mierci�, powiedzia�, �ebym si� nie ba�a niczego w �yciu. Czy to nie Emerson m�wi: "Czy� zawsze to, czego si� boisz"? - Za�o�y�bym si�, �e Emerson powiedzia� to, gdy ju� przesta� ba� si� czegokolwiek, gdy ju� si� upora� z wieloma trudno�ciami. �atwo by� odwa�nym, gdy si� ju� zdj�o uprz��. - Wiesz, �e ja wierz� w ciebie, Tadziu - rzek�a Emilka �agodnie. - Tak, wiem. Ty i pan Carpenter. Jedynie wy dwoje wierzycie we mnie. Nawet Ilza jest zdania, �e Perry ma wi�ksze szanse przywiezienia do domu pieczonych go��bk�w. - Ale ty nie szukasz pieczonych go��bk�w. Ty gonisz za t�cz� z�ocist�. - A je�eli jej nie znajd�, je�li ciebie rozczaruj�... To b�dzie najgorsze... - Zwyci�ysz, Tadziu. Sp�jrz na t� gwiazd�, kt�ra b�yszczy w tej chwili nad najm�odsz� Ksi�niczk�. Zawsze j� kocha�am. Jest to moja najgor�cej umi�owana gwiazda. Czy pami�tasz, jak przed laty, kiedy siedzieli�my wszyscy doko�a ogniska, a kuzyn Jimmy gotowa� ziemniaki dla �wi�, snu�e� cudne opowiadania o tej gwie�dzie i o �ywocie, jaki tam, na niej wiod�e�, zanim przyby�e� na ziemi�? Na tej gwie�dzie nie by�o godziny trzeciej w nocy. - Jakimi szcz�liwymi, beztroskimi dzieciakami byli�my wtedy - rzek� Tadzio zm�czonym g�osem dojrza�ego m�czyzny, przygn�bionego ci�arem istnienia i wspominaj�cego z rozkosz� pogodne lata dzieci�ce. - Przyrzeknij mi - rzek�a Emilka - �e kiedykolwiek ujrzysz t� gwiazd�, b�dziesz pami�ta�, i� wierz� w ciebie, mocno! - A ty czy mi przyrzekniesz, �e ilekro� spojrzysz na t� gwiazd�, pomy�lisz o mnie? - spyta� TAdzio. - Albo jeszcze inaczej: przyrzeknijmy sobie nawzajem, �e ilekro� spojrzymy na t� gwiazd� oboje, pomy�limy o sobie wzajemnie... zawsze. Gdziekolwiek b�dziemy do ko�ca naszego �ycia. - Przyrzekam - rzek�a Emilka z bij�cym sercem. Cudownie by�o patrze� tak Tadziowi prosto w oczy. Romantyczny pakt. Co on oznacza�? Emilka nie wiedzia�a. Rozumia�a tylko, �e Tadzio odje�d�a, �e �ycie staje si� nagle zimne i puste, �e wiatr znad zatoki, szemrz�cy w�r�d drzew w gaiku Wysokiego Jana szepcze co� bardzo �a�osnego, �e lato odesz�o, �e nadesz�a jesie�. I �e owa z�ota kula, zako�czenie t�czy, znajduje si� gdzie�, het! na szczycie niedost�pnego, bardzo odleg�ego wzg�rza. Dlaczego ona powiedzia�a to o gwie�dzie? Dlaczego zapach �ywiczny, zmierzch i odblask zachodz�cego s�o�ca doprowadzaj� ludzi do m�wienia g�upstw? Rozdzia� II 1 Srebrny N�w, 18 listopada 19... "Dzi� nadszed� numer grudniowy "Lasu i Ogrodu" z moim wierszem pod tytu�em "Lec� li�cie z drzewa". Uwa�am to za rzecz godn� wzmianki, gdy� po�wi�cili memu utworowi oddzieln� stronic�, a przy tym jest to pierwszy m�j wiersz ilustrowany." Po raz pierwszy spotyka mnie podobny zaszczyt. Sam w sobie wiersz jest do�� marny, jak mi si� zdaje. Pan Carpenter sykn�� tylko par� razy, gdy mu go czyta�am i nie chcia� go komentowa�. Pan Carpenter nigdy "nie psuje pochwa�ami", ale umie zdruzgota� niem� nagan�. Ale m�j poemat wygl�da� tak uroczy�cie na tym poczesnym miejscu, �e powierzchowny czytelnik m�g� go wzi�� za utw�r warto�ciowy. Niech b�dzie b�ogos�awiony ten zacny wydawca, kt�remu przysz�o na my�l kaza� go zaopatrzy� w ilustracje. Podni�s� mnie na duchu niema�o. Ale same ilustracje nie podoba�y mi si�. Artysta nie odczu� moich intencji. Tadzio stokro� lepiej wywi�za�by si� z tego zadania. Tadzio uczy si� �wietnie w Szkole Rysunk�w. A nasza gwiazda �wieci stale. Ciekawa jestem, czy on doprawdy my�li o mnie codziennie, patrz�c na ni�. A mo�e nie widzi jej co wiecz�r? Mo�e j� za�miewaj� elektryczne latarnie Montrealu? S�dz�c z list�w, widuje cz�sto Ilz�. Jak im musi by� dobrze obojgu, �e s� razem i �e ka�de z nich ma bratni� dusz� w tym wielkim, obcym mie�cie, w�r�d obcych ludzi. 2 26 listopada 19... Dzisiaj by�o �liczne popo�udnie listopadowe, ciep�e jak w lecie, a jednak opromienione urokiem jesieni. Siedzia�am d�ugo na cmentarzu, nad jeziorem i czyta�am. Ciotka El�bieta uwa�a, �e jest to najbardziej ponure miejsce w okolicy, �e dziwactwem jest tam czyta�, a ciotka Laura twierdzi, �e we mnie jest pewien rys chorobliwy. Nie widz� w tym nic chorobliwego. Jest to pi�kne ustronie, dok�d wiatr przynosi wszystkie s�odkie zapachy z p�l poprzez Czarnowod�. Tak tam jest cicho i spokojnie w�r�d tych starych grob�w doko�a mnie! M�czy�ni i kobiety, nale��cy do mojej rodziny, spoczywaj� tam pod ziemi�. M�czy�ni i kobiety, kt�rzy w �yciu zwyci�ali, kt�rzy doznawali pora�ek, a kt�rych zwyci�stwa i pora�ki stopi�y si� obecnie w jedno. Tam nie czuj� si� nigdy bardzo pe�na zapa�u, ani bardzo przygn�biona. Kocham te stare p�yty przysypane czerwonym piaskiem, a zw�aszcza t� po�wi�con� Marii Murray z napisem: "Tu pozostan�", napisem, w kt�rym m�� jej wyrazi� ca�y jad, jaki si� w nim nagromadzi� za jej �ycia. Jego gr�b znajduje si� na prawo. Pewna jestem, �e przebaczyli sobie wzajemnie od wielu lat. A mo�e przychodz� czasami noc�, kiedy ksi�yc nie �wieci i �miej� si� razem, patrz�c na ten napis? Napis zaciera si� zreszt� powoli, bo wyrastaj� na grobie trawy i chwasty, kt�re kuzyn Jimmy pleni, o ile tylko mo�e nad��y�. Z czasem trawa pokryje zupe�nie napis, tak �e pozostanie tylko zielono-srebrzysto-czerwony kontur dawnej p�yty grobowej. 30 grudnia 19... Dzisiaj zdarzy�o si� co� mi�ego. Czuj� si� rozradowana. "Madison's" przyj�� moj� nowel�: "B��d w akcie oskar�enia"!!! tak, to zas�uguje na kilka wykrzyknik�w. Gdyby nie wzgl�d na pana Carpentera, napisa�abym to kursyw�. Kursyw�! Nie, wypisa�abym wszystkie te wyrazy wielkimi literami. Do "Madison" bardzo trudno jest si� dosta�. Czy� ja tego nie wiem! Czy� nie usi�owa�am kilkakrotnie, a za ka�dym razem spotyka�am si� z odpowiedzi�: "�a�ujemy niewymownie...". A� wreszcie otworzy�y si� przede mn� i te wrota. Dosta� si� do "Madison", to znaczy przeby� ju� pewn� cz�� drogi ku wy�ynom, ku szczytowi r�wnemu Alpom. Drogi wydawca by� tak uprzejmy i doda�, �e jest to �liczna opowie��. Przemi�y cz�owiek! Przys�a� mi czek na 50 dolar�w. B�d� mog�a wkr�tce zwr�ci� ciotce Ruth i wujowi Wallace'owi koszty mego pobytu w Shrewsbury. Ciotka El�bieta popatrzy�a na czek podejrzliwie, jak zwykle, ale po raz pierwszy nie wyrazi�a przypuszczenia, �e bank zapewne nie wyp�aci tej sumy ani nawet nie w�tpi�a, czy jest pokrycie. Pi�kne oczy ciotki Laury �wieci�y dum�. Jest ona z epoki wiktoria�skiej, tote� oczy jej b�yszcz� naprawd�. Edwardowskie oczy rzucaj� iskry, ale nigdy nie b�yszcz�, nie rzucaj� promieni. A ja lubi� te rozpromienione oczy, zw�aszcza gdy przyczyn� jest m�j sukces. Kuzyn Jimmy m�wi, �e "Madison" r�wna si� wszystkim innym czasopismom jankeskim razem wzi�tym. Przynajmniej wed�ug niego. Ciekawa jestem, czy Deanowi b�dzie si� podoba� "B��d w akcie oskar�enia". I czy si� do tego przyzna. On nigdy niczego nie chwali. To znaczy niczego, co ja pisz�. A ja tak pragn� wym�c na nim pochwa��. Czuj�, �e jego uznanie jest jedynym, kt�re si� liczy naprawd�, opr�cz uznania pana Carpentera, kt�re te� jest warto�ciowe. Dziwny jest ten Dean. Posiada tajemnic� odm�adzania si�. Jest po prostu coraz m�odszy. Przed kilku laty uwa�a�am go za starszego pana. Teraz wydaje mi si� tylko panem w wieku dojrza�ym. Je�eli tak dalej p�jdzie, to niebawem wyda mi si� m�odzie�cem. Przypuszczam, �e przyczyn� jest moje dojrzewanie. Zr�wnali�my si� prawie. Ciotka El�bieta w dalszym ci�gu nie lubi naszej za�y�o�ci. Ciotka El�bieta �ywi antypati� do ka�dego Priesta. A ja nie wiem, co bym robi�a bez przyja�ni Deana. Jest to dla mnie rdze� �ycia. 15 stycznia 19... Dzisiejszy dzie� by� burzliwy. Sp�dzi�am bezsenn� noc po czterech zwrotach z Mss. By�y to nowele, kt�re wydawa�y mi si� szczeg�lnie dobre. Zgodnie z przepowiedni� panny Royal, czu�am, �e post�pi�am idiotycznie, nie jad�c z ni� do Nowego Jorku, nie korzystaj�c ze sposobno�ci. Och, nie dziwi� si�, �e dzieci zawsze p�acz�, budz�c si� w nocy! tak cz�sto odczuwam wtedy potrzeb� �ez, ja tak�e! Wszystko mi ci��y, a �aden ob�ok nie jest przeci�ty srebrn� linijk�. By�am smutna i podekscytowana przez ca�y poranek i wypatrywa�am listonosza, jako jedynej ucieczki od beznadziejno�ci. Gdy zbli�a si� godzina poczty, tyle jest w nas wyczekiwania i niepewno�ci! Co mi ona przyniesie? List od Tadzia?... Tadzio pisuje najcudowniejsze listy. Mi��, cienk� kopert� z czekiem wewn�trz? Grub� kopert� ze zwrotem jakiego� r�kopisu? Jedne z przedziwnych bazgrot Ilzy? Nic podobnego. Otrzyma�am list pe�en irytacji od kuzynki Beulah Grant z G�siego Stawu. Wydaje jej si�, �e umie�ci�am j� w mej noweli: "G�upcy", kt�r� wydrukowa�o niedawno czasopismo nader rozpowszechnione po wsiach i folwarkach. Napisa�a do mnie list z gorzkimi wyrzutami. List ten przyszed� dzisiaj. S�dzi, �e "mog�am oszcz�dzi� star� przyjaci�k�, kt�ra zawsze dobrze mi �yczy�a." Nie jest przyzwyczajona do "o�mieszania jej osoby w czasopismach" i wyprasza sobie na przysz�o�� "podobnego u�ywania jej osoby do ostrzenia mego rzekomego dowcipu". Niekt�re szczeg�y w tym li�cie sprawi�y mi przykro��, inne wyprowadzi�y mnie z r�wnowagi. Nigdy nie my�la�am o niej ani razu nawet nie przysz�a mi do g�owy kuzynka Beulah podczas pisania tej noweli. Charakter "ciotki Katarzyny" jest wysnuty z fantazji. A gdybym nawet my�la�a o kuzynce Beulah, z pewno�ci� nie umie�ci�abym jej w noweli. Jest zbyt g�upia i banalna. Nie jest bynajmniej podobna do ciotki Katarzyny, kt�ra, pochlebiam sobie, jest bardzo �yw�, dowcipn�, pe�n� humoru starsz� dam�. Ale kuzynka Beulah napisa�a r�wnie� do ciotki El�biety, wi�c dosz�o zn�w do sceny familijnej. Ciotka El�bieta nie wierzy, �e jestem bez winy, o�wiadcza, �e ciotka Katarzyna jest wiernym obrazem kuzynki Beulah, prosi mnie wi�c uprzejmie (uprzejme pro�by ciotki El�biety s� rzecz� okropn�), abym w przysz�ych moich utworach nie umieszcza�a karykatur moich krewnych. - Nie jest to - doda�a ciotka El�bieta w sw�j najwynio�lejszy spos�b - co�, co mog�aby czyni� Murray�wna: zarabia� pieni�dze kosztem u�omno�ci swych przyjaci�. I zn�w sprawdzi�a si� jedna z przepowiedni panny Royal. Czy�by si� nie myli�a pod �adnym wzgl�dem? Je�eli tak... Ale najgorsze moje utrapienie pochodzi od kuzyna Jimmy'ego. Chichota�, czytaj�c "G�upc�w". - Mniejsza o star� Beulah, kurcz�tko - szepn��. - To jest pyszne. Naturalnie, �e ona pos�u�y�a ci za wz�r przy szkicowaniu postaci ciotki Katarzyny. Pozna�em, �e to ona od pocz�tku stronicy, od razu! Pozna�em j� po nosie. Na nieszcz�cie napisa�am, �e ciotka Katarzyna ma "d�ugi, zakrzywiony nos". A nie da si� zaprzeczy�, �e kuzynka Beulah ma nos d�ugi i zakrzywiony! takie zewn�trzne podobie�stwo wystarcza og�owi czytelnik�w. Na pr�no dowodzi�am z ca�� energi�, �e ani pomy�la�am o kuzynce Beulah. Kuzyn Jimmy kiwa� tylko g�ow� i chichota�. - Nie przyznawaj si� do tego, rzecz jasna. Zatrzymaj to przy sobie. Najsmutniejsze ze wszystkiego jest istotne podobie�stwo ciotki Katarzyny do kuzynki Beulah. A zatem nie uda�o mi si� stworzy� postaci, jak� sobie wyobrazi�am. Niemniej czuj� si� znacznie lepiej, ni� gdy te zwierzenia pisa� zacz�am. By� we mnie bunt, i zawzi�to��, i zniech�cenie, s�owem by�am bardzo biedna. Oto jest g��wny po�ytek dziennika; tak mi si� zdaje. 3 3 lutego 19... Dzi� jest wielki dzie�. Przyj�to trzy moje utwory w trzech redakcjach. A jeden z wydawc�w poprosi� o nades�anie mu kilku nowel. Niemniej nienawidz� tych pr�b o nowele. O wiele wi�ksze ryzyko, ni� przy nadsy�aniu utworu z w�asnej, nie przymuszonej woli. Bo gdy wydawca, kt�ry prosi� o nowel�, zwraca mi j�, jako "nie nadaj�c� si� dla naszego pisma", upokorzenie jest stokro� g��bsze, ci�sze. Gdy ja sama posy�am swoje dzie�o, jestem nieznan�, bezosobow� autork�... a tu rzeczy maj� si� ju� inaczej... A przy tym spostrzegam, �e nie umiem pisa� "na zam�wienie". Jest to piekielnie trudne zadanie. Spr�buj� jeszcze z czasem... Wydawca "M�odzie�y" prosi� mnie o nowel� o okre�lonej liczbie wierszy. Napisa�am j�. Odes�a� mi r�kopis, wykazuj�c "niekt�re usterki" i zalecaj�c mi poprawienie noweli, a�eby m�g� j� zamie�ci�. Poprawia�am, obcina�am, dodawa�am, a� wreszcie nowela moja przypomina�a m�j pierwotny pomys� li tylko ilo�ci� wierszy, kt�rej przestrzega�am wci�� gor�czkowo. Zniecierpliwiona, wrzuci�am j� do pieca kuchennego. Od tej pory postanowi�am, �e b�d� pisywa� tylko w miar� w�asnej wewn�trznej potrzeby, a wydawcy... niech zostawi� mnie w spokoju! Dzisiaj mamy zamglony n�w ksi�ycowy. 4 16 lutego 19... Moja nowela "Ile wart by� ten �art?" ukaza�a si� w dzisiejszym numerze "Home'u". Ale na ok�adce nale�� do rubryki "itd". Natomiast w przedmowie do noworocznego numeru "Panie�skich dni" zosta�am wymieniona jako "znana i popularna wsp�pracowniczka". Kuzyn Jimmy czyta� t� przedmow� ze dwadzie�cia razy, mrucz�c za ka�dym razem: "Znana i popularna". Po czym uda� si� do naro�nego sklepu i kupi� mi now� "ksi�g� Jimmy'ego". Ilekro� przebywam jaki� nowy etap drogi ku wy�ynom, kuzyn Jimmy upami�tnia ten moment, daj�c mi now� ksi�g� Jimmy'ego. Nigdy nie kupuj� sama zeszytu. To dotkn�oby go osobi�cie. On spogl�da zawsze na stosik ksi�g Jimmy'ego na moim biurku ze czci� i l�kiem nieledwie, i wierzy niezachwianie, �e w tych zeszytach mieszcz� si� wszelkiego rodzaju arcydzie�a literatury. Zawsze daj� Deanowi do czytania moje utwory. Nie mog� si� pozby� tego zwyczaju, chocia� on mi je stale odnosi bez s�owa krytyki lub, co gorsza, z nieszczerymi pochwa�ami. Jest to ju� dzi� istn� mani� moje pragnienie dowiedzenia Deanowi, �e umiem napisa� co� "porz�dnego". Gdyby to przyzna�, odnios�abym triumf. Ale zanim on to przyzna, wszystko w proch si� obr�ci. Bo on wie. 5 2 kwietnia 19... Z nadej�ciem wiosny przyje�d�a od czasu do czasu do Shrewsbury pewien m�odzieniec, kt�ry nie jest konkurentem, mog�cym si� podoba� rodowi Murray'�w ani, co wa�niejsza, Emilii Byrd Starr. Ciotka El�bieta bardzo krzywo patrza�a, gdy sz�am z nim na koncert. Czuwa�a jeszcze, gdy wr�ci�am do domu. - Jak widzisz, nie uciek�am z nim, ciotko El�bieto - rzek�am - przyrzekam ci, �e tego w og�le nie uczyni�. Je�eli kiedykolwiek wyjd� za m�� za kogokolwiek, uprzedz� ci� o tym, cho� mo�e wyjd� za m�� wbrew twej woli. Nie wiem, czy ciotka El�bieta posz�a do ��ka z l�ejszym sercem, czy nie. Matka moja uciek�a (Bogu dzi�ki!), a ciotka El�bieta nale�y do niezachwianych wyznawczy� teorii dziedziczno�ci. 6 15 kwietnia 19... Dzisiaj wieczorem posz�am na wzg�rze i przechadza�am si� przy �wietle ksi�yca nad Domem Rozczarowanym. Dom Rozczarowany zosta� wybudowany przed trzydziestu siedmiu laty (nie doko�czony jest zreszt�) dla m�odej �ony, kt�ra nigdy w nim nie zamieszka�a. Od tej pory stoi, surowy, zrozpaczony, nawiedzany przez nie�mia�e, odosobnione widma zjawisk, kt�re powinny by�y tu zaistnie�, a nie zaistnia�y. Tak mi zawsze go �al! tak mi �al jego biednych i �lepych oczu, kt�re nigdy nie przejrza�y, kt�re nie maj� nawet wspomnie�. �adne �wiate�ko domowe nie �wieci�o z nich nigdy, tylk raz jeden, bardzo dawno, blask ognia. A by�by to taki mi�y domek, przytulony do lesistych pag�rk�w, zas�oni�ty od wiatr�w gaikiem sosnowym. Ciep�y, go�cinny domek! A przy tym �yczliwy, �agodny. Nie taki, jak ten naro�ny dom, kt�ry buduje Tom Semple. Tamten jest niepoczciwym domem. Kapry�ny, o ma�ych oczkach i spiczastych �okciach. Dziwne, jak siln� indywidualno�� mo�e mie� dom, chocia� nigdy nie by� zamieszka�y! Przed laty, kiedy Tadzio i ja byli�my dzie�mi, czepiali�my si� palcami parapetu okiennego, wdrapywali�my si� do wn�trza i rozpalali�my ogie� na kominku. Siedzieli�my tam, snuj�c plany na przysz�o��. Zamierzali�my �y� razem w tym domku. Zapewne Tadzio zapomnia� o tych niedorzeczno�ciach dziecinnych. Pisuje cz�sto, a listy jego s� pe�ne tre�ci i �adne, takie Tadziowate. Opowiada mi wszystkie drobne zdarzenia ze swego �ycia. Ale ostatnie listy s� bardziej bezosobowe, tak mi si� przynajmniej wydaje. Mog�yby r�wnie dobrze by� napisane do Ilzy, jak do mnie. Biedny Domku Rozczarowany! Zapewne pozostaniesz rozczarowany po wsze czasy. 7 Zn�w wiosna! M�ode topole z�oc� si� na drodze. Zatoka burzy si� i pieni za piaszczystymi wydmami. Zima min�a nieprawdopodobnie szybko, mimo szeregu ponurych godzin trzecich w nocy, mimo samotnych, zniech�caj�cych zmierzch�w. Dean wr�ci niebawem z Florydy. Ale ani Tadzio, ani Ilza nie przyjad� tego lata. Z tego powodu sp�dzi�am dwie bezsenne noce. Ilza jedzie nad morze do jednej ze swych ciotek, do siostry swej matki, kt�ra dotychczas si� ni� nie zajmowa�a. A Tadziowi poszcz�ci�o si�: dosta� zam�wienie na ilustracje do pewnego wydawnictwa w Nowym Jorku i musi jecha� na p�noc po wzory z natury. Jest to ogromna wygrana w �yciu Tadzia i by�abym z tego powodu szczerze zadowolona, gdyby nie fakt, �e nie okazuje on najmniejszego �alu z powodu naszych zmarnowanych wsp�lnych wakacji w Czarnowodzie. Najmniejszego! Widocznie Czarnowoda i ten dawny tutejszy tryb �ycia s� dla niego pie�ni�, kt�ra ju� przebrzmia�a. Nie zdawa�am sobie sprawy, jak bardzo liczy�am na sp�dzenie lata z Ilz� i z Tadziem, ile sobie obiecywa�am rado�ci z tych letnich miesi�cy. Ta my�l podtrzymywa�a mnie przez ca�� zim�. Gdy sobie uprzytomni�, �e ani razu w ci�gu lata nie us�ysz� sygna�u Tadzia, gwi�d��cego w um�wiony spos�b w gaiku Wysokiego Jana, �e ani razu nie schronimy si� tam, aby si� nagada� do woli, �e ani razu nie zamienimy b�yskawicznych spojrze�, kiedy w�r�d gromady obcych ludzi zdarzy si� co� co ma szczeg�lne znaczenie dla nas dwojga, gdy to sobie uprzytomni�, zdaje mi si�, �e �ycie staje si� bezbarwne, �e jest ono stosem zgliszcz i gruzu. Pani Kent spotka�a mnie wczoraj na poczcie i przystan�a, a�eby porozmawia�, co czyni nader rzadko. Nienawidzi mnie po dawnemu. - S�ysza�a� chyba, �e Tadzio nie przyje�d�a na lato? - Tak - odrzek�am lakonicznie. W oczach jej by� wyraz dziwnego, bolesnego triumfu, gdy si� odwraca�a ode mnie: zrozumia�am. Jest nieszcz�liwa, bo Tadzio nie przyjedzie do niej, ale cieszy si�, �e on nie przyjedzie do mnie. To dowodzi wed�ug niej, �e on nie dba o mnie. Niestety, zdaje mi si�, �e ona ma s�uszno��. A jednak na wiosn� cz�owiek nie mo�e by� beznadziejnie smutny. Andrzej si� zar�czy�! Z pann�, o kt�rej ciotka Addie wyra�a si� z najwy�szym uznaniem. "Gdybym sama j� wybra�a, nie by�abym bardziej zadowolona, tak odpowiada mi wyb�r Andrzeja" - o�wiadczy�a dzisiaj w rozmowie z ciotk� El�biet�. Ja te� by�am obecna. Ciotka El�bieta umiarkowanie si� cieszy�a, a przynajmniej twierdzi�a, �e si� cieszy. Ciotka Laura pop�aka�a troszeczk�. Ciotka Laura zawsze p�acze, gdy si� dowiaduje o narodzinach, zgonie, lub ma��e�stwie. By�a przy tym troch� rozczarowana. Andrzej by�by takim "bezpiecznym" m�em dla mnie. Tak, dynamitu nie ma w nim na pewno. Rozdzia� III 1 Z pocz�tku nikt nie uwa�a� choroby pana Carpentera za niebezpieczn�. Miewa� ju� nieraz ataki reumatyczne w ostatnich latach i le�a� w ��ku po par� dni. A potem szed� do pracy ponownie, kulej�c, ponury i sarkastyczny, jak zawsze, z j�zykiem tym mocniej wyostrzonym. Zdaniem pana Carpentera nauczanie w Czarnowodzie ju� nie by�o tym, czym by�o dawniej. Teraz, m�wi�, s� tu same miernoty, same bezduszne zera. - Wszystko, co m�wi�, przelatuje przez te g�owy, jak przez sito - m�wi�. Tadzio i Ilza, Perry i Emilka, ci uczniowie, kt�rzy naprawd� korzystali z jego wskaz�wek, sko�czyli szko��. A mo�e by� pan Carpenter troszk� zm�czony... w og�le. Nie by� bardzo stary, to znaczy nie mia� bardzo wielu lat �ycia za sob�, ale przepali� si� przedwcze�nie. Drobna, nie�mia�a, zwi�d�a kobieta, jego �ona, umar�a zesz�ej jesieni, odesz�a niepostrze�enie, r�wnie cicho, jak �y�a. Nigdy nie zdawa�a si� odgrywa� wielkiej roli w domu pana Carpentera. Lecz po jej �mierci "pochyli� si�" bardzo. Da�o si� to zauwa�y� bezpo�rednio po pogrzebie. Dzieci w szkole dr�a�y przed zjadliwo�ci� jego j�zyka i przed jego coraz to cz�ciej powtarzaj�cymi si� napadami z�ego humoru. W�adze szkolne kiwa�y g�ow� i wspomina�y o konieczno�ci sprowadzenia innego nauczyciela z ko�cem bie��cego roku. Choroba pana Carpentera zacz�a si�, jak dawniej, od ataku reumatycznego. Potem okaza�o si�, �e serce niedomaga. Dr Burnley, kt�ry go odwiedzi� wbrew jego upartej odmowie zasi�gni�cia porady lekarskiej, przybra� min� powa�n� i przeb�kiwa� o "braku woli do �ycia". Ciotka Luiza Drummond z G�siego Stawu przyjecha�a, aby go piel�gnowa�. Pan Carpenter przyj�� to z rezygnacj�, nie wr�c� nic dobrego, jakby nic ju� go nie obchodzi�o. - Bylebym mia� spok�j. Ona mo�e krz�ta� si� doko�a, a ja my�l� o czym innym. Dop�ki jestem sam w pokoju, nie wiem o jej istnieniu. Oboj�tne mi, co ona robi. Nie chc� si� od�ywia� i nie chc� mie� prze�cie�anego ��ka. Nienawidz� jej w�os�w. Takie proste i b�yszcz�ce. Powiedz jej, �eby na to znalaz�a jak�� rad�. A dlaczego nos jej wygl�da zawsze tak, jak gdyby by�o wiecznie zimno? Emilka przybiega�a co wiecz�r i przesiadywa�a przy ��ku chorego. By�a jedyn� osob�, kt�r� ch�tnie widywa�. Niedu�o m�wi�, ale co par� minut otwiera� oczy i zamieniali u�miechy porozumiewawcze, jak gdyby oboje ubawili si� jednocze�nie jakim� �wietnym dowcipem, kt�rego finezj� oni tylko dwoje odczuwali. Ciotka Luiza nie wiedzia�a, co ma znaczy� ta wymiana spojrze� i ta mimika, tote� nie pochwala�a jej. By�a to poczciwa istota, o macierzy�skim sercu, zamkni�tym w jej staropanie�skiej piesi, ale dra�ni�y j� te niezrozumia�e, z�o�liwe u�miechy jej pacjenta, le��cego na �miertelnym �o�u. Uwa�a�a, �e lepiej zrobi�by my�l�c o zbawieniu swej duszy. Wszak nie by� cz�onkiem zboru ko�cielnego? Nie pozwala� nawet na odwiedziny pastora. A Emilka Starr by�a stale go�ciem mile widzianym, ilekro� przysz�a. Ciotka Luiza powzi�a pewne podejrzenia w stosunku do owej Emilki Starr. Przecie� ona pisuje! Przecie� jedn� ze swych kuzynek skarykaturowa�a w noweli! Prawdopodobnie szuka�a nowych wzor�w przy �miertelnym �o�u starego poganina. To t�umaczy jej interesowanie si� losami chorego, niew�tpliwie to! Ciotka Luiza patrzy�a ciekawie na t� zach�ann� m�od� dziewczyn�. Mia�a nadziej�, �e j�, Luiz�, ta ma�a oszcz�dzi w nast�pnej swej nowelce. Emilka przez d�ugi czas nie chcia�a wierzy�, �e jest to �miertelne �o�e pana Carpentera. On nie mo�e by� a� tak chory! Nie cierpi, nie skar�y si�. Wyzdrowieje, skoro tylko si� ociepli. Powtarza�a to sobie tak cz�sto, a� w ko�cu w to uwierzy�a. Nie mog�a sobie wyobrazi� �ycia w Czarnowodzie bez pana Carpentera. Pewnego razu, w pi�kny wiecz�r majowy pan Carpenter czu� si� znacznie lepiej. Oczy jego b�yszcza�y po dawnemu, g�os d�wi�cza� mocno. �artowa� z biednej ciotki Luizy, kt�ra nie rozumia�a nigdy jego �art�w, ale znosi�a je z chrze�cija�sk� cierpliwo�ci�. Chorzy powinni si� �mia�. Opowiedzia� Emilce zabawn� anegdotk� i �miali si� oboje na ca�y g�os. Ciotka Luiza pokiwa�a g�ow�. Wielu rzeczy nie wiedzia�a, biedaczka, ale zna�a sw�j skromny zaw�d piel�gniarki z amatorstwa. Wiedzia�a, �e takie odm�odzenie, taki niespodziewany powr�t si� jest z�ym znakiem. Emilka w swym niedo�wiadczeniu nie wiedzia�a o tym. Wr�ci�a do domu, rozradowana tym polepszeniem zdrowia ukochanego nauczyciela. Niebawem b�dzie on zn�w czynny w szkole, b�dzie ciska� gromy na uczni�w i uczennice, b�dzie si� snu� po drogach w zamy�leniu, czytaj�c jakiego� starego klasyka, krytykowa� jej r�kopisy ze zwyk�ym swym humorem. Emilka cieszy�a si�. Pan Carpenter by� przyjacielem, kt�rego straty nie mog�aby przebole�. 2 Ciotka El�bieta obudzi�a j� o drugiej w nocy. Pan Carpenter wzywa� Emilk�. - Czy jest mu gorzej? - spyta�a Emilka, zeskakuj�c ze swego wysokiego, czarnego ��eczka. - Umiera - odrzek�a ciotka El�bieta zwi�Le. - Dr Burnley m�wi, �e nie doczeka �witu. Co� w twarzy Emilki wzruszy�o ciotk� El�biet�. - Czy to nie lepiej dla niego, Emilko? - spyta�a z niezwyk�� �agodno�ci�. - Jest stary i zm�czony. �ona jego umar�a, na przysz�y rok odprawiliby go ze szko�y. By�by bardzo samotny na staro��. Najlepszym jego przyjacielem jest �mier�. - My�l� o sobie w tej chwili - za�ka�a Emilka. Posz�a do pana Carpentera. Sz�a w�r�d ciemnej, pi�knej nocy wiosennej. Ciotka Luiza p�aka�a, ale Emilka nie uroni�a ani jednej �zy przy �o�u chorego. Pan Carpenter otworzy� oczy i u�miechn�� si� do niej: u�miechn�� si� tym swoim chytrym u�miechem. - Nie p�aka� - szepn��. - Zabraniam wam p�aka� przy moim �o�u �miertelnym. Niech Luiza wyp�acze si� w kuchni. Mo�e w ten spos�b zarabia� r�wnie dobrze, jak w inny. Nic wi�cej nie mo�e uczyni� dla mnie. - A ja, czy mog� co� uczyni�? - spyta�a Emilka. - Usi�d� tutaj, �ebym m�g� ci� widzie�, to wszystko. Nikt nie lubi odchodzi� st�d... samotny. Ile starych pude� czeka w kuchni na moj� �mier�? - Tam s� tylko ciotka Luiza i ciotka El�bieta - odrzek�a Emilka, nie mog�c zapanowa� nad u�miechem. - Nie bierz mi za z�e, je�eli nie b�d� zbyt rozmowny. Du�o m�wi�em przez ca�e �ycie, a� do chwili obecnej. Tchu mi zabrak�o. Ale chc�, �eby� tu by�a, gdy b�d� my�la� o r�nych rzeczach. Pan Carpenter zamkn�� oczy i pogr��y� si� w milczeniu. Emilka siedzia�a spokojnie. Opar�a g�ow� o framug� okna, za kt�rym zaczyna� szarze� pierwszy brzask. Niewidzialna d�o� wietrzyku igra�a z jej w�osami. Zapachy kwiat�w czerwcowych wdziera�y si� do pokoju, s�odkie, jak dawno zapomniane motywy starych, pe�nych uroku melodii. W oddali widnia�y dwa pi�kne �wierki, wysmuk�e, ciemne, oba r�wnie wysokie. Stercza�y ku niebu jak wie�yce gotyckie, wy�aniaj�ce si� z k��b�w srebrzystej mg�y. Pomi�dzy nimi zawieszony by� na stropie b��kitnym wielki, okr�g�y ksi�yc, pi�kny, jak cisza wieczorna. To otaczaj�ce pi�kno by�o dla Emilki pocieszeniem i otuch� w t� dziwn� noc czuwania. Cokolwiek si� stanie, cokolwiek nast�pi, takie pi�kno jest wieczne. Od czasu do czasu ciotka Luiza zagl�da�a do swego starego pacjenta. Pan Carpenter zdawa� si� nie spostrzega� tych odwiedzin, ale ilekro� si� oddala�a, otwiera� oczy i mruga� do Emilki. Emilka w odpowiedzi mruga�a r�wnie�, co u�wiadamia�a sobie poniek�d ze zgroz�, gdy� by�a na tyle Murray�wn�, aby si� gorszy� mruganiem przy �o�u konaj�cego. Co by te� powiedzia�a na to ciotka El�bieta! - Doskona�y sporcik - szepn�� pan Carpenter po drugiej wymianie mrugni��. - Ciesz� si�, �e tu jeste�. O trzeciej godzinie zacz�� okazywa� pewien niepok�j. Ciotka Luiza znowu wesz�a. - On nie mo�e umrze�, dop�ki nie zacznie si� odp�yw, wiesz? - szepn�a Emilce na ucho. - Zaprzesta� twych idiotycznych zabobon�w - rzek� pan Carpenter g�o�no i wyra�nie. - Umr�, gdy przyjdzie na mnie pora, gdy b�d� got�w do zd...cia, podczas przyp�ywu, czy odp�ywu, mniejsza o to. Przera�ona, przeprasza�a ciotka Luiza Emilk�, t�umacz�c jej, �e duch chorego b��dzi i ju� przytomno�� mu nie dopisuje. - Daruj, �e by�em ordynarny - rzek� pan Carpenter do Emilki, gdy ciotka Luiza wysun�a si� z sypialni. - Musia�em j� wyrzuci�. Nie by�bym zni�s� obecno�ci tej starej baby, przygl�daj�cej si� moim ostatnim chwilom. Mam jej dostarczy� tematu do plotkowania do ko�ca jej �ycia. Ohydne... g�upie... A jednak... jest ona dobr� osob�. Nie ma w niej nic... pod�ego. A jednak... potrzebna nam... jest... opr�cz poczciwo�ci... pewna... indywidualno��. To jest ta... szczypta... soli, kt�ra dodaje...smaku... Milczenie. Po czym doda� powa�nie: - Szkoda, �e... Wielki Kucharz... dodaje cz�sto zbyt du�o soli... Niedo�wiadczony Kucharz... m�drzeje z czasem... o kilka wieczno�ci p�niej... Emilka pomy�la�a, �e istotnie duch chorego b��dzi w przestworzach, ale on u�miechn�� si� do niej. - Ciesz� si�, �e tu jeste�, ma�y druhu. Nie jest ci przykro, �e... Tu jeste�... co? - Nie - odrzek�a Emilka. - Gdy wnuczka Murray�w m�wi: nie, to znaczy: nie. Znowu milczenie. Po chwili zacz�� pan Carpenter znowu, tym razem do siebie raczej, jak si� zdawa�o. - Odejd� o brzasku. Zawsze my�La�em, �e b�d� si� ba�. Nie boj� si�. Dziwne. Pomy�l, ile b�d� wiedzia� m�dro�ci za par� minut, Emilko. B�d� m�drzejszy, ni� ktokolwiek z �yj�cych. Zawsze pragn��em wiedzie�... wiedzie�. Nigdy nie lubi�em zagadek. Przez ca�e �ycie... prze�ladowa�a mnie ciekawo��... czym jest �ycie. Teraz jestem ciekaw... czym jest �mier�. Poznam prawd�, Emilko, jeszcze par� minut, a poznam prawd�. Nie b�d� ju� zgadywa�. A je�eli przestan� zgadywa�... z t� chwil�... stan� si� zn�w m�ody... Ty nie mo�esz zrozumie�... co to znaczy. Jeste� zbyt m�oda... jeste� m�oda... nie mo�esz mie� poj�cia, co to znaczy... sta� si� m�odym ponownie. G�os jego przeszed� pod koniec zdania w niezrozumia�y be�kot, po czym rozbrzmia� znowu, dono�ny i wyra�ny. - Emilko, przyrzeknij mi, �e nigdy nie b�dziesz pisa�... aby zrobi� przyjemno�� komu�... Tylko z w�asnej potrzeby ducha... Emilka zawaha�a si�. Co mo�e znaczy� takie przyrzeczenie? - Przyrzeknij - szepn�� pan Carpenter z naciskiem. Emilka przyrzek�a. - Dobrze - westchn�� umieraj�cy z widoczn� ulg�. - Dotrzymaj... a b�dzie wszystko w porz�dku. Nie staraj si� przypodoba� nikomu. Nie staraj si� przypodoba� krytyce. �yj dla siebie samej. Nie daj si� unie�� temu pr�dowi... realizmu... Pami�taj... nie zwierzaj si� �wiatu. Nasza literatura traci urok w miar�, jak zatraca czar wszelkiej tajemniczo�ci. No, i czar dyskrecji. Jeszcze co� chcia�em powiedzie�... Ale... jako�... nie pami�tam. - Niech pan nie usi�uje sobie przypomnie� - rzek�a Emilka �agodnie. - Niech si� pan nie m�czy. - Nie... jestem... zm�czony. Czuj� si� ca�kiem... dobrze... zm�czenie mam za sob�... Umieram... jestem chybionym istnieniem... biedny jestem, jak �ebrak. Ale, mimo wszystko, Emilko, prze�y�em... niezwykle ciekawe �ycie. Pan Carpenter zamkn�� oczy i wygl�da� tak trupio, �e Emilka mimo woli poruszy�a si� niespokojnie. Podni�s� do g�ry kredowo bia�� r�k�. - Nie... nie wo�aj ich. Nie przywo�uj tej p�acz�cej damy. Tylko ty b�d� przy mnie. Ty, ma�a Emilko ze Srebrnego Nowiu. M�dra dziewuszko, Emilko. Co to ja chcia�em jej powiedzie�, Emilce? Po chwili otworzy� zn�w oczy i rzek� dono�nym mocnym g�osem: - Otw�rz drzwi... otw�rz drzwi... �mierci nie nale�y da� czeka�. Emilka pobieg�a do drzwi i otworzy�a je na o�cie�. Od morza zerwa� si� wicher, kt�rego mocny podmuch wpad� do pokoju. Ciotka Luiza wybieg�a do kuchni. - Odp�yw si� zacz��... On odchodzi wraz z wodami morza... Odszed�. Niezupe�nie. Gdy Emilka pochyli�a si� nad nim, otworzy�y si� �mia�e, m�dre oczy pod krzaczastymi brwiami, otworzy�y si� po raz ostatni. Pan Carpenter usi�owa� da� jej jaki� znak, ale nie zdo�a�. - O tym my�la�em... - szepn��. - Strze�... si�... kursywy... Czy przy ko�cu zdania zachichota� bezbo�nie? Wed�ug ciotki Luizy - tak. Niewierz�cy pan Carpenter umar�, �miej�c si�... m�wi�c co� o kursywie. Naturalnie majaczy�. Ale ciotka Luiza zachowa�a do ko�ca �ycia wra�enie, �e by�a to bardzo ma�o buduj�ca scena konania. Dzi�kowa�a Bogu, �e niewiele takich scen danym jej by�o ogl�da� w jej praktyce. 3 Emilka wr�ci�a do domu, og�uszona i op�akiwa�a swego starego przyjaciela w pokoiku swych marze�. Jak�� m�n� dusz� by� ten cz�owiek, kt�ry odszed� w za�wiaty, w blaski, czy w mroki, ze �miechem i z �artem na ustach. Jakie by nie by�y jego winy, nikt nie m�g� mu nigdy zarzuci� tch�rzostwa. Dla niej, wiedzia�a, �e �wiat stanie si� zimniejszym teraz, kiedy jego zabrak�o. Zdawa�o jej si�, �e du�o lat up�yn�o od tego dnia, kiedy opu�ci�a Srebrny N�w w ciemn� noc i posz�a do �o�a ci�ko chorego. Jaki� g�os wewn�trzny m�wi� jej, �e stoi na rozdro�u, wobec prze�omu. �mier� pana Carpentera nie b�dzie wa�y� wiecznie na jej �yciu, niemniej jest to zwrot w jej rozwoju, jeden z tych moment�w, o kt�rych m�wimy p�niej: - Od tej chwili wszystko by�o inaczej. Zdawa�o jej si�, �e dotychczas �ycie jej p�yn�o r�wno, bez wstrz�s�w. Miesi�ce i lata by�y do siebie podobne. Nagle spostrzeg�a, �e opuszcza ca�� sw� przesz�o�� i wkracza do "nowej �wi�tyni" duszy, obszerniejszej ni� ta, w kt�rej �y�a dotychczas. W pierwszej chwili wydaje nam si� zawsze w obliczu zmiany, �e tracimy, �e ponosimy niezawodn� strat�. Rozdzia� IV 1 Rok nast�pny up�yn�� spokojnie... spokojnie, cicho, mo�e troch� monotonnie, chocia� usi�owa�a odp�dzi� od siebie t� my�l. Nie ma Ilzy... nie ma Tadzia... nie ma pana Carpentera. Perry od czasu do czasu przyje�d�a. Ale podczas lata by� Dean Priest. �adna m�oda dziewczyna nie mog�a si� nudzi� z Deanem Priestem ani czu� si� samotn�, maj�c takiego przyjaciela. Byli wszak�e gor�co zaprzyja�nieni od owego dnia, kiedy Emilka o ma�y w�os nie uton�a, a uratowa� j� Dean. Wprawdzie kula� on lekko i mia� krzyw� �opatk�, ale to by�o bez znaczenia, a przy tym blask jego pi�knych, zielonych oczu kompensowa� tamte defekty. W�a�ciwie nie by�o nikogo na �wiecie, kogo lubi�aby tak jak Deana. My�l�c o tym, zawsze podkre�la�a wyraz "lubi�a". T� kursyw� uwa�a�a za usprawiedliwion�: pan Carpenter nie wiedzia� wszystkiego, by�y rzeczy nawet jemu nieznane. Ciotka El�bieta nigdy nie sprzyja�a Deanowi. Ale ciotka El�bieta w og�le nie lubi�a Priest�w. By�a najwidoczniej zbyt wielka rozbie�no�� charakter�w mi�dzy Murrayami i Priestami i nawet ma��e�stwa zawarte przez Murray�wny z Priestami nie z�agodzi�y tych r�nic. - Tak�e mi kto�, Priestowie! Tak mawia�a pogardliwie ciotka El�bieta, odrzucaj�c ca�y ten "klan" Priestowski w jeden k�t zamaszystym ruchem swojej suchej, Murrayowskiej, niepi�knej r�ki. - Murrayowie s� Murrayami, a Priestowie Priestami i nigdy si� nie spotkaj� w po�owie drogi - sparafrazowa�a Emilka bezwstydnie Kiplinga, kiedy Dean zada� jej pytanie, dlaczego �adna z jej ciotek go nie lubi. - Twoja babka cioteczna Nancy z Ksi�ego Stawu nienawidzi mnie - rzek� z tym sm�tnym u�miechem, kt�ry Emilka tak ch�tnie widywa�a na jego twarzy. - Panie Laura i El�bieta traktuj� mnie z lodowat� grzeczno�ci�. Zdaje mi si�, �e wiem dlaczego. Emilka zarumieni�a si�. Ona te� zaczyna�a podejrzewa�, dlaczego ciotka El�bieta i ciotka Laura by�y coraz bardziej loodowate wzgl�dem Deana. Nie chcia�a o tym my�le�. Zamyka�a drzwi swego m�zgu przed t� mo�liwo�ci�. Ale to co� stawa�o na progu jej domku wewn�trznego i nie dawa�o si� odp�dzi�. Dean, jak wszyscy i wszystko, zmieni� si� bardzo. Ale na czym polega�a ta zmiana? Emilka nie chcia�a odpowiedzie� na to pytanie. Jedyn� odpowiedzi� by�o co� nieprzyjemnego i niedorzecznego. Czy Dean Priest z przyjaciela stawa� si� zakochanym? Absurd. Nonsens. Nieprzyjemny nonsens. Bo ona nie chce, aby on si� w niej kocha�, a pragnie szalenie, aby by� jej przyjacielem. Nie mo�e utraci� jego przyja�ni. Jest jej ona zbyt droga, podniecaj�ca my�l i wyobra�ni�, cudna. Dlaczego zdarzaj� si� takie piekielne powik�ania? Dochodz�c do tego punktu swych rozwa�a�, zatrzymywa�a si� Emilka i odtwarza�a w duchu swoje posuni�cia, stwierdzaj�c z przera�eniem, �e ona w�a�ciwie godzi si� z faktem istnienia "piekielnych powik�a�", jako dokonanym lub dokonuj�cym si� w tera�niejszo�ci. Dozna�a cz�ciowo ulgi, gdy Dean o�wiadczy� w pewien wiecz�r listopadowy: - B�d� chyba musia� pomy�le� o mojej dorocznej w�dr�wce. - Dok�d pojedziesz w tym roku? - spyta�a Emilka. - Do Japonii. Nigdy tam nie by�em. Nie chce mi si� rusza� obecnie. Ale w jakim celu pozosta�bym? Czy� chcia�aby� przesiedzie� ze mn� ca�� zim�, przy kominku i rozmawia� w saloniku z ciotkami, jako �wiadkami naszych rozm�w? - Nie - odrzek�a Emilka, �miej�c si� i wzdrygaj�c zarazem. Przypomnia�a sobie pewien wiecz�r jesienny, kiedy pada� ulewny deszcz i nie mogli wyj�� do ogrodu. Zmuszeni byli pozosta� w mieszkaniu i siedzie� w tym samym pokoju, w kt�rym ciotka El�bieta cerowa�a, a ciotka Laura szyde�kowa�a przy stoliku. By�o to okropne wspomnienie. Po co je wznawia�? Dlaczego nie mogli rozmawia� swobodnie, dowcipnie i po przyjacielsku, tak jak to czynili w ogrodzie? Trudno by�o odpowiedzie� na to pytanie. Czy dlatego, �e rozmawiali o rzeczach, kt�rych ciotka El�bieta nie rozumia�a i dlatego je pot�pia�a? Mo�e. Ale bez wzgl�du na natur� przyczyn Dean m�g� z r�wnym powodzeniem by� na drugim ko�cu �wiata, gdy� wszelka rozmowa by�a zim� niemo�liwa. - A zatem odjad� - rzek� Dean, czekaj�c, aby ta urocza wysoka dziewczyna o�wiadczy�a, �e b�dzie jej go strasznie brak. Powiedzia�a to pewnej jesieni przed paru laty. Ale tym razem nie powie