2028

Szczegóły
Tytuł 2028
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2028 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2028 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2028 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Maria Nurowska Panny i wdowy Zniewolenie Tom Ca�o�� w tomach Zak�ad Nagra� i Wydawnictw Zwi�zku Niewidomych Warszawa 1995 T�oczono pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni Zak�adu Nagra� i Wydawnictw Zwi�zku Niewidomych, Warszawa, ul. Konwiktorska 9 Przedruk z wydawnictwa "Niezale�na Oficyna Wydawnicza", Warszawa 1991 Sk�ad komputerowy Logoscript Sp. z o.o. Korekty dokona�a K. Markiewicz Przystanek po drodze - pomy�la�a z lekk� ironi� - tylko... do jakiego �ycia. Czym by�o do tej pory jej �ycie? Zb�dnym luksusem, ci�kim obowi�zkiem czy te� mo�e wyst�pkiem przeciw boskim i ludzkim prawom... Co czeka j� u ko�ca tej drogi? Wyzwolenie z k�amstwa czy brni�cie w nie dalej. Wszystko czego do�wiadczy�a w ci�gu ostatnich dni, by�o jak ma�o realny sen. Narodziny dziecka Mani, rozpacz Karoliny, wyjazd z domu. I oto siedzi przy stoliku w ma�ej dworcowej restauracji gdzie� na granicy dw�ch �wiat�w, Europy i Azji... Rosja objawi�a jej si� jako obszar brudu i n�dzy. Ci wszyscy ludzie patrz�cy spode �ba, z ukryt� gro�b� w oczach. Tak to odbiera�a, nie daj�c si� zwie�� tej niby pokorze w twarzach. Nieokie�znany �ywio� - pomy�la�a, kiedy ci ludzie schodzili z drogi daj�c miejsce saniom. Siedzi teraz w pustej sali dworcowej restauracji. Od strony bufetu spieszy kelner, jaki� groteskowy na tle grozy czekaj�cej za oknem i grozy w niej samej. - Co ja�niepani sobie �yczy? - pyta po rosyjsku. Ewelina prawie nie zna tego j�zyka. Jak ma wi�c do niego m�wi�, po polsku? Po francusku? - Co imiejetie? - b�ka wreszcie. - Jest sa�atka z �ososia, ale przed tak� dalek� drog� trzeba zje�� co� gor�cego. Ewelina spogl�da na niego zaskoczona. On si� u�miecha. - Jak u nas pojawia si� prawdziwa dama, to znaczy, �e jedzie tam! Wskazuje za siebie, Ewelina odwraca si� i widzi, �e kilkoro oberwanych dzieciak�w przylepia nosy do szyby. U�miecha si� do nich. Dzieci znikaj�. Cz�sto zastawa�a twarz Karoliny w oknie swojego pokoju. Tak samo umorusana buzia. Karolina... zawsze by�y z ni� k�opoty. Ich ochmistrzyni, droga, nieoceniona Katarzyna, wzdycha�a: powinna urodzi� si� ch�opcem. Ale w ich rodzinie rodzi�y si� dziewczynki, a kiedy trafi� si� ch�opak, schodzi� z tego �wiata w tragicznych okoliczno�ciach, i to w wieku dzieci�cym. Zabija� go koklusz albo szkarlatyna, albo jaka� zupe�nie niegro�na choroba, na przyk�ad katar. Tak by�o z jej starszym bratem J�zefem. Przezi�bi� si�, kichn�� par� razy i ju� nie wsta� z ��ka. M�czy�ni pojawiali si� w Lechicach z zewn�trz, poza ojcem, ale on te� przecie� pojawi� si� w pa�acu jako staraj�cy si� o r�k� matki Eweliny. Pa�ac... prawie zobaczy�a go od strony alei wjazdowej. �amany spadzisty dach kryty gontem, bia�e ramy okien i pobielony ganek uk�adaj�cy si� w czterokolumnowy klasyczny portyk. Fronton pa�acu by� jednocze�nie frontonem jej �ycia, ono toczy�o si� przecie� w cieniu tych pobielonych kolumn, a tak�e w otoczeniu porozwieszanych na �cianach w hallu obraz�w przodk�w. To wszystko zobowi�zywa�o. Kiedy przesz�o dwadzie�cia lat temu wsun�a si� do pokoju matki pe�na obaw, a nawet buntu, tamta powiedzia�a zdecydowanym tonem: - Ewelino, �ycie to przede wszystkim obowi�zek, szczeg�lnie dla nas, kobiet... I Ewelina pos�ucha�a. Wysz�a za m�� za starszego o dwadzie�cia lat kuzyna, do kt�rego nie czu�a nic poza rodzinnym przywi�zaniem. Cyprian by� bardzo przystojny, wysoki, o wyrazistej twarzy, w kt�rej centraln� cz�� stanowi�y oczy, ciemne, na wp� przykryte powiekami. Sprawia�o to wra�enie, jakby Cyprian by� pogr��ony w my�lach, i nie bardzo wiedzia�, co si� dzieje dooko�a. Czasami wydawa�o jej si�, �e on nie bardzo orientuje si�, gdzie jest i kto stoi obok. Nie przeszkadza�o jej to, by�o jej nawet na r�k�. Lata, kt�re wsp�lnie prze�yli, nie potrafi�y niczego w niej zmieni�, jej serce nie zabi�o �ywiej na jego widok. Dopiero kiedy spotka�a Jana, zrozumia�a, czym jest mi�o�� kobiety do m�czyzny. To by�o takie dziwne, zupe�nie jakby los przys�a� go jej w prezencie. Lechickie konie posz�y do lasu, do powstania, i jeden z nich po bitwie, kiedy oddzia� zosta� doszcz�tnie rozbity, po prostu wr�ci� do domu, przywo��c ze sob� na siodle ci�ko rannego powsta�ca. Ewelina by�a wtedy w pokoju na g�rze, us�ysza�a jakie� zamieszanie i wyjrza�a przez okno. Zobaczy�a konia stoj�cego przed gankiem, z opuszczon� g�ow�. Przewieszony przez siod�o m�czyzna w burej, ch�opskiej sukmanie, wydawa� si� bez �ycia. Ta sukmana... Ewelina od razu wiedzia�a, kim jest ten cz�owiek. Zesz�a na d�, wyda�a dyspozycje: - Je�eli �yje, zanie�cie go na sam� g�r�. Oznacza�o to, �e nale�y zanie�� rannego do pokoiku na poddaszu, do kt�rego wchodzi�o si� przez strych. Trzymano tam jakie� rupiecie, zu�yte meble. S�u��cy w mig to uprz�tn�li, pozostawiaj�c tylko kanap�, na kt�rej po�o�ono powsta�ca. Ewelina nie zbli�a�a si� do niego, odczuwaj�c dziwny l�k. By�a pewna, �e jest ci�ko ranny i nied�ugo umrze. To Katarzyna zdejmowa�a z niego zakrwawione ubranie, Katarzyna obmywa�a jego rany. Potem d�ugo nie mog�a sobie tego darowa�... Kelner patrzy� wyczekuj�co. - Prosz�... tego �ososia... I jeszcze kieliszek w�dki... On u�miechn�� si� z aprobat�, odchodz�c w stron� bufetu. Po chwili wr�ci�, stawiaj�c przed Ewelin� talerze. W�dka by�a z lodu, szk�o pokry� szron. Ewelina po�o�y�a na tacy pieni�dze. - Prosz� wypi� za moje zdrowie... �eby mi si� poszcz�ci�o w drodze... Sk�oni� si� niemal do pasa, odszed� zaraz, bo w drzwiach stan�� brodaty ch�op w wielkim baranim ko�uchu, w r�ku trzyma� bat. - Czego tutaj? - spyta� ostro kelner. - Ja do ja�niepani, konie gotowe. Kelner wskaza� mu drzwi. - Tam czeka�. Ja�niepani wyjdzie, jak b�dzie czas. Ch�op wycofa� si� z tym pokornym wyrazem twarzy, za kt�rym kry�o si� co� mrocznego, wywo�uj�cego w Ewelinie nieokre�lony niepok�j. Ba�a si� tych ludzi, nie zna�a dobrze ich j�zyka, nie orientowa�a si�, co naprawd� my�l�. A mo�e to ta sytuacja tak kaza�a jej na nich patrze�? Sytuacja kt�rej nie potrafi�a sprosta�. Bo czy� w jej wieku mo�na zmieni� �ycie? Nie by�o wcale takie z�e. Dop�ki nie spotka�a Jana, czu�a si� zadowolona, otoczona zbytkiem, uwielbiana przez m�a i dzieci. By�a ozdob� wszystkich bal�w i zgromadze�, zabiegano o jej towarzystwo, chwalono jej urod� i dobre maniery. Tak, to z pewno�ci� by�o wygodne �ycie. Gdyby nie og�lna sytuacja mog�aby uwa�a� si� za kogo�, komu si� uda�o. Ale ta sytuacja... To dlatego jej �ycie przenios�o si� z wygodnego go�ci�ca na wyboist� drog�. Dok�d ta droga j� zaprowadzi... L�k przed w�asn� decyzj� by� jak dotkni�cie lodowatej r�ki. Co dalej? - pomy�la�a. To wszystko, czym �y�a do tej pory, wydawa�o si� na zawsze stracone. Stan�a jej przed oczami nocna rozmowa z c�rk�. Chodzi�a po pokoju pakuj�c rzeczy do podr�nego kufra. Karolina pojawi�a si� w drzwiach. - Dlaczego nie idziesz si� po�o�y�? - spyta�a c�rk�. - Bo ty nas opuszczasz! - w g�osie Karoliny by�o tyle tragizmu, �e poczu�a si� wstrz��ni�ta. Nie mog�a tego okaza�, odpar�a wi�c oschle: - Musz�. Karolina przypad�a do niej, histerycznie j� obejmuj�c. - Nie! Wcale nie! Nigdy go nie kocha�a�! Zawsze by� stary! C�rka podbieg�a do nocnego stolika, na kt�rym sta�a fotografia Cypriana i wrzuci�a j� do otwartego kufra. - Skoro wolisz jego, to zabierz ze sob� i t� podobizn�! - Karolino - rzek�a ostro - jeste� zbyt gwa�towna, jak zawsze. Po policzkach c�rki pociek�y �zy. - Mamo, ja ci� kocham. Ciebie jedn�, nie mo�esz mnie opu�ci�! Ramiona c�rki znowu j� obj�y, pr�bowa�a si� uwolni�, ale nie mog�a odczepi� r�k Karoliny. Wygl�da�o to tak, jakby ze sob� walczy�y. Chyba w tym momencie otworzy�y si� drzwi i wszed� doktor. Obie spojrza�y w jego stron�. - I po wszystkim - powiedzia�. - Mamy nast�pn� kandydatk� na pann� lub wdow�. My�l, �e oto zosta�a babk�, przej�a j� l�kiem. Czy nie za p�no na planowanie nowego �ycia. Sko�czy�a ju� przecie� trzydzie�ci osiem lat, przestawa�a by� m�oda. Wi�c po co ta mi�o��, ten b�l, ta t�sknota... Mania le�a�a spokojnie, mia�a zm�czon�, bardzo mizern� twarz. Usiad�a obok c�rki. - Szcz�liwa jeste�? - spyta�a. - Tak - odrzek�a s�abym g�osem - ale to dziewczynka. Wola�abym, �eby� inn� wiadomo�� zawioz�a tatusiowi. - W tym pa�acu zawsze rodzi�y si� dziewczynki - odpar�a - wi�c si� nie przejmuj. - Ale tatu� bardziej by si� cieszy� z wnuka. - I tak b�dzie si� cieszy�, �e wszystko dobrze posz�o. To najwa�niejsze. Mizernie wygl�dasz, mo�e chcesz, �ebym jeszcze zosta�a par� dni? - spyta�a z niejasnym uczuciem, �e sk�ada teraz sw�j los w r�ce Mani. Je�eli c�rka j� zatrzyma, nie pojedzie. - Jed� - odrzek�a. - On tam czeka. Biedak, jest zupe�nie sam. Ewelina poczu�a cie� zniecierpliwienia. Mania zawsze bardziej kocha�a ojca. I z pewno�ci� by�a jego c�rk�, tak jak jej c�rk� by�a Karolina. O ile� od Mani inteligentniejsza, obdarzona wyobra�ni� i polotem. Wsta�a i, przywo�uj�c u�miech, pochyli�a si� nad c�rk�. - Uwa�aj na siebie... i na malutk�. By�a przy drzwiach, kiedy dobieg� j� s�aby g�os Mani. Teraz powie, �ebym zosta�a - przebieg�o jej przez my�l, ale wiedzia�a ju�, �e tym razem c�rka nie mog�aby jej zatrzyma�. Tamten moment by� bezpowrotnie stracony. - Tak? - odrzek�a przystaj�c z r�k� na klamce. - Bardzo uca�uj tatusia. - Dobrze. Ewelina wysz�a przed dworzec. Sanie czeka�y, wo�nica sta� obok przytupuj�c od czasu do czasu. Pada� �nieg, a poniewa� nie by�o wiatru, p�atki obraca�y si� w powietrzu, kr�c�c m�ynka. Dope�nia�o to poczucia nierealno�ci, w jakim Ewelina znajdowa�a si� od czasu opuszczenia rodziny. Grupa dzieciak�w trzyma�a si� z daleka, zanim Ewelina wsiad�a do sa�, rzuci�a w ich stron� gar�� monet. - �eby�cie pami�ta�y o mnie, chocia� do wieczora - powiedzia�a po francusku. Nie ruszy�y si� z miejsca. Wo�nica otuli� Ewelinie nogi baranic�, zaci�� konie. Dopiero wtedy dzieciarnia rzuci�a si� wyszukuj�c w �niegu monety. Ewelina obserwowa�a to z przykro�ci�. Mign�a jej twarz dziewczynki, kt�ra przypomina�a ma�� Karolin�. Po�egna�y si� w gniewie... Kareta z herbem Lechickich na drzwiach sta�a za�adowana kuframi, na ganku zgromadzili si� wszyscy domownicy, s�u�ba, ochmistrzyni, doktor i kuzynki zamieszka�e w pa�acu. Przedtem by�y niewidoczne, Ewelina zdziwi�a si� wi�c, �e jest ich a� tyle. Niekt�rych nawet nie odr�nia�a i nie pami�ta�a, jak maj� na imi�, nie potrafi�aby powiedzie�, czy pochodz� ze strony ojca, czy matki. Wszystkie ubrane na czarno, jak i ona zreszt�. Bo taka by�a moda po ostatnich wydarzeniach, w ko�cu to jeszcze �wie�a data. By� rok tysi�c osiemset sze��dziesi�ty pi�ty... - Gdzie Karolina? - spyta�a, nie widz�c jej na ganku. - Poszukajcie. Jedna ze s�u��cych znikn�a w pa�acu, a Ewelina zwr�ci�a si� do ochmistrzyni: - Miej na ni� oko, Katarzyno, ona jest jeszcze taka nierozwa�na. Ochmistrzyni kiwn�a g�ow� na znak, �e b�dzie to mia�a na uwadze. Dobry, wypr�bowany przyjaciel. Ona jedna wiedzia�a, do kogo naprawd� jedzie Ewelina. Obaj zostali zes�ani, Cyprian i Jan, za udzia� w powstaniu. I to niemal w to samo miejsce... Z pa�acu wysz�a Karolina ubrana jak do drogi, z torb� podr�n� w r�ku. - A to co znowu? - spyta�a c�rk� ostro. - Jad� z tob�. - Nie mo�esz ze mn� jecha�. Nie masz poj�cia, co to za podr�, ja te� nie... Oczy c�rki spogl�da�y b�agalnie, jednocze�nie kry�a si� w nich determinacja, gotowo�� na wszystko. Poczu�a ucisk w gardle. Karolina by�a jej kim� bardzo drogim, w jej buncie, w niezgodzie na �ycie odnajdowa�a siebie z czas�w m�odo�ci. Mo�e dlatego tak cz�sto wchodzi�y ze sob� w konflikt, �e w gruncie rzeczy by�y bardzo do siebie podobne. W nag�ym odruchu zdj�a z szyi krzy�yk, kt�ry dosta�a od ojca. By�a na nim wyryta data: 1831. I to miejsce: Olszynka Grochowska. Tam walczy� ojciec Eweliny, zosta� nawet ranny w kostk�. Rana odnowi�a si�, utyka�. Kto wie, czy to mu�ni�cie kuli nie okaza�o si� mu�ni�ciem �mierci. Ojciec Eweliny umar� na gru�lic� ko�ci. Bardzo prze�y�a jego �mier�, bo bardzo go kocha�a. Mia� tubalny g�os, wsz�dzie go by�o s�ycha�: - Dawa� mi tu gazet�! - Siod�a� mi tu konia! Teraz nie mog�a znie�� niemal tych snuj�cych si� po pa�acu anemicznych, ubranych na czarno kobiet. Chcia�a zawiesi� c�rce krzy�yk na szyi, ale Karolina cofn�a si�. - Po co mi to dajesz? - spyta�a z nag�ym l�kiem. - Mam to po ojcu, a teraz chc�, �eby� mia�a to ty! - Przecie� jad� z tob� - odpowiedzia�a c�rka, ale w jej g�osie nie by�o nadziei. Patrzy�y na siebie, oczy Karoliny z wolna wype�ni�y si� �zami. Odwr�ci�a si� i wbieg�a do pa�acu. Ewelina posz�a w stron� karety. Kiedy wyjecha�a na drog�, zwr�ci�a si� do stangreta: - Odwiedz� rodzic�w. Konie skr�ci�y z g��wnej drogi i stan�y przed ogrodzeniem cmentarza, kt�ry zosta� uformowany w kszta�cie herbu rodu Lechickich. Ewelina wysiad�a. Id�c po�r�d grob�w nie umia�a ju� powstrzyma� �ez. Tragiczna twarz m�odszej c�rki majaczy�a jej przed oczami. Gdyby rzeczywi�cie udawa�a si� do Cypriana, by� mo�e by�oby jej l�ej, wype�nia�aby sw�j obowi�zek. Ale ona sz�a przecie� za g�osem serca, dopuszcza�a do siebie wyst�pn� mi�o��, krzywdz�c tym kilkoro ludzi. I by�o jej bardziej przykro z powodu c�rki ni� z powodu Cypriana, kt�ry przecie� traci� najwi�cej. Ewelina zatrzyma�a si� przed grobem rodzinnym wyr�niaj�cym si� spo�r�d innych. Kamienna muza wspiera�a na d�oni twarz w g��bokiej zadumie. Ewelina ukl�k�a opieraj�c czo�o o ch�odn� p�yt�. C� mam wam powiedzie� - pomy�la�a - wiem, co oznacza moja decyzja, nie potrafi� si� ju� cofn��... Ci�ko podnios�a si� z kl�czek i ruszy�a w stron� karety. Las si� sko�czy�, na jego skraju zobaczy�a grup� rosyjskich �o�nierzy wykopuj�cych bro� powsta�cz�. Ewelina odprowadzi�a ich wzrokiem, zamajaczy�a jej nawet my�l, �e takim obrazem �egna ojczyzn�... Cytadela, 20 wrze�nia 1864 Sprawa zosta�a wyja�niona, zaliczono mnie do drugiej kategorii przest�pc�w stanu, co oznacza wyw�zk� na Sybir. S�dzi�em, �e b�dzie gorzej i m�j los dope�ni si� na stoku Cytadeli. B�g zap�a� i za to. Niepokoj� si�, czy zabiegi podj�te przez Ewelin� zostan� uwie�czone sukcesem. By�bym niepocieszonym, gdyby mia�a straci� przeze mnie to, co ukocha�a ca�ym sercem. I wiem, �e nie us�ysza�bym od niej jednego s�owa skargi. Zbyt dumn� jest do tego, by okaza� po sobie jakow� b�d� zgryzot�. Kiedym j� po raz pierwszy zobaczy�, serce moje zamar�o w zachwycie, i tak jest do tej pory, to znaczy z g�r� lat dwadzie�cia. I nie opuszcza mnie zdumienie, �e takie przecudne zjawisko by�o mi dane poj�� za ma��onk� moj�. W oczach mi stoi jej czarowna posta�, kiedy wrze�niowego dnia w kaplicy lechickiego pa�acu �lub ze sob� brali�my, dzisiaj mija dwudziesta pierwsza rocznica tej daty. Ewelina mia�a wszystkiego siedemna�cie wiosen, a wi�c z g�r� ode mnie by�a lat dwadzie�cia m�odsz�. G��wka jasna, z�otopszeniczna, z misternie upi�t� fryzur�, bia�ymi r�yczkami przystrojon�. Twarz przepi�kna, bliska doskona�o�ci, o rysach najszlachetniejszych, oczach tak modrych, jakby farbami malowanych. Posta� jej obleczona w koronki najprzedniejsze doskona�� by�a w ka�dym szczeg�le, szyja przeszlachetnie sklepiona, gors zgrabniutki ciasno w biel tych�e koronek uj�ty. I szcz�cie wszechogarniaj�ce dusz� moj� i cia�o moje, �e oto tego do�wiadczam w �yciu, o czym bym w naj�mielszych snach nie marzy�. A teraz precz przyjdzie mi od niej jecha�, od tej ponad wszystko umi�owanej. Przecie�em jej na d�u�ej ni� dni kilka przez te lata nie pozostawi� by�, bom�e nie m�g�, sercem swoim osierocony zaraz b�d�c. I po c� to wszystko, po c� te wyrzeczenia dla sprawy tak od pocz�tku przegranej? Jakby z odkrytej karty czyta� by�o mo�na. Chocia� i takie g�osy by�y, �e szanse jako nar�d mamy. Uzbrojenie by�o nawet dobre, chocia� cz�� transport�w broni w�adze pruskie i rosyjskie rekwirowa�y. Wojsko nasze powsta�cze karno�� zachowywa�o i dyscyplin� wielk� oraz znajomo�� terenu lepsz� od naje�d�cy. Ale mia��eby on nam pozwoli� do wolno�ci doj�� przez krew nasz� i ofiarno��, mia��eby cofn�� si�, skoro ju� przeciw nam swoje armaty ustawi�? Ta moskiewska szatanica zawczasu wszystko tak przygotowywa�a, �eby�my na straconej pozycji byli. Kaza�a uczy� w�asn� m�odzie� rzeczy o Polakach najgorszych, pokazywa� same ich b��dy. Taki ich wizerunek w m�odych stworzy�a, �e im sama r�ka do szabli si� garn�a na d�wi�k naszego imienia. Jak� mieli�my szans�, skoro si�y naje�d�cy dosz�y do miliona i po�owy, a wi�c by�a to armia najpot�niejsza, jak� Rosja kiedykolwiek wystawi�a. Wszyscy zgin�li. Wszyscy... 13 maja pad� Ludwik Narbutt pod Dubiczami, 15 maja rozstrzelany w P�ocku Padlewski, pod koniec czerwca powieszony w Wilnie Zygmunt Sierakowski, przyw�dca Litwy, pod Kruszyn� leg� genera� Taczanowski, w listopadzie zabity przewaleczny genera� Czachowski. Jego nast�pca Zygmunt Chmieli�ski 19 listopada rozstrzelany w Radomiu. W Bo�e Narodzenie leg� pod Kockiem genera� Kruk_Heidenreich, w Kownie powieszono ksi�dza Mackiewicza. Dziw bierze, �e mnie taka �aska z ich strony nie spotka�a, �e moje przest�pstwo wycenili tak nisko, nie ka��c wymazywa� go krwi�. Czasem taka my�l nachodzi jednak, �e ja tam z nimi by� powinienem. Jak z wojskiem moim, kozackimi szablami posieczonym... Wi�c jed� sobie - pomy�la�a Karolina m�ciwie, id�c po schodach na g�r�. Po raz drugi napotka�a oczy matki, tym razem na portrecie. Mia�y inny wyraz, by�y spokojne, jakby nic si� nie wydarzy�o, jakby nie by�o sceny przed gankiem. Przez chwil� wyda�o si� nawet Karolinie, �e oczy na portrecie s� kpi�ce. Przyspieszy�a kroku. Za drzwiami pokoju poczu�a nagle przyp�yw rozdzieraj�cej t�sknoty za matk�. To by�o jak atak duszno�ci, Karolina �apa�a ustami powietrze w poczuciu, �e jaki� przedmiot utkn�� jej w krtani. Pot wyst�pi� jej na czo�o, niemal po omacku dotar�a do ��ka i po�o�y�a si�. Spr�bowa�a nabra� powietrza, tym razem mi�nie szyi pu�ci�y. Le�a�a tak, oddychaj�c g��boko w obawie, �e za chwil� co� takiego znowu si� powt�rzy. Po raz pierwszy w �yciu Karolina pomy�la�a o �mierci. Nawiedzi�o j� niejasne przeczucie, �e �mier� przesz�a gdzie� blisko. Niemal w tym samym momencie us�ysza�a czyj� przera�liwy krzyk. Zerwa�a si�, ale nie mia�a odwagi zej�� na d�. Mo�e co� si� sta�o mamie - pomy�la�a - mo�e konie ponios�y... Czeka�a w uczuciu odr�twienia, niemal rezygnacji. By�a pewna, �e za chwil� dowie si� czego�, co zmieni ca�e jej �ycie. Bo skoro mia�oby w nim zabrakn�� matki... Na dole by�o s�ycha� krz�tanin�, kto� wbieg� po schodach, ale min�� drzwi pokoju Karoliny. Potem wszystko ucich�o. Karolina siedzia�a na skraju ��ka nie maj�c jednak odwagi zmieni� pozycji. Nie wie, jak d�ugo to trwa�o. S�o�ce o�wietla�o t� �cian� pa�acu, na kt�rej znajdowa�o si� jej okno, znaczy�o to, �e jest ju� dawno po po�udniu. Promie� wsun�� si� do jej pokoju, uko�nie o�wietlaj�c parapet i fragment pod�ogi, wygl�da�o to jak ja�niejsza plama. By�o co� pocieszaj�cego w tej drgaj�cej na deskach plamie s�onecznej. Karolina zapatrzy�a si� w ni�. Min�o jeszcze troch� czasu, promie� przesun�� si� teraz na �cian�, potem znikn��. Pok�j powoli pogr��y� si� w mroku. Karolina nie poruszy�a si�, kiedy drzwi si� otworzy�y. Nie odwr�ci�a g�owy. Ochmistrzyni usiad�a obok i obj�a j� ramieniem. - Tutaj si� ukry�o nasze biedactwo - powiedzia�a ciep�o. - Co� si� sta�o na dole? - spyta�a Karolina. Ochmistrzyni nie odpowiedzia�a, wi�c poczu�a l�k. - Czy mama... - Ja�niepani w drodze, droga przecie� daleka... - Kto� krzycza� na dole. - To dziewucha z kuchni, g�upie stworzenie. - Ale dlaczego krzycza�a? Ochmistrzyni namy�la�a si� chwil�, a potem powiedzia�a wolno: - Siostra ja�niepanienki zesz�a z tego �wiata. - Mania? Kobieta skin�a g�ow�, ale nawet takie potwierdzenie nie zmieni�o w Karolinie poczucia niedorzeczno�ci tego, co przed chwil� us�ysza�a. Przecie� Mania urodzi�a c�reczk�. Le�a�a w ��ku, by�a taka szcz�liwa. Mo�na z ni� by�o porozmawia�. Dlaczego nagle mia�aby umiera�. I to teraz, kiedy mama wyjecha�a tak daleko. - Nie mia�a zdrowia - powiedzia�a cicho ochmistrzyni. - Niby urodzi�a dziecko, ale pu�ci�a si� z niej krew... Po tych s�owach Karolina rzuci�a si� na ��ko i wybuchn�a p�aczem. Poczu�a si� nagle zupe�nie sama, jakby nikt opr�cz niej nie pozosta� ju� na tym �wiecie. Ochmistrzyni g�adzi�a j� po plecach, a w Karolinie wywo�ywa�o to jeszcze wi�ksze uczucie �alu. - Ja mam trzyna�cie lat - poskar�y�a si� �kaj�c. Ochmistrzyni podnios�a j� i przytuli�a do siebie. Karolina przywar�a do tego ciep�ego rozleg�ego cia�a z uczuciem, �e by� mo�e znajdzie w nim ratunek. Uko�ysa�o j�, jak zawsze, ilekro� dzia�o si� co� nieprzyjemnego, kiedy piek�o st�uczone kolano albo zosta�a zraniona duma. Tym razem jednak by�o to co� du�o gorszego i Karolina niejasno zdawa�a sobie spraw�, �e ulga jest chwilowa, przyjmowa�a j� jednak skwapliwie, niemal z pokor�. To by�o jak przerwa w samotno�ci, kt�rej tak naprawd� Karolina do�wiadcza�a po raz pierwszy tego ranka. Cytadela, 6 grudnia 1864 Ta cisza za murem dotkliwsza mi si� zdaje, jakby ca�y nar�d na marach le�a�. Znik�a wszelka nadzieja wskrzeszenia pa�stwa. Polska wymazana z mapy Europy. Trzydzie�ci pokole� jednym poci�gni�ciem z bytu swojego wyzutych zosta�o. I do czyjej sprawiedliwo�ci si� odwo�ywa�? Boskiej czy ludzkiej, jednako �adnej nadziei stamt�d oczekiwa� nie mo�na. Francja, co tak� przyjazn� zdawa� by si� mog�a, odwr�ci�a jednak od nas swoje oczy, przestraszy�a si� cara. Thiers ma dla nas jedn� rad�: "Enrichissez vous". Kiedy si� jeszcze ukrywa�em w wiosce, dzieci� nieletnie siedz�c na progu tak� oto pioseneczk� za�piewa�o: O Polska kraino, gdyby ci rodacy,@ co za ciebie gin�, wzi�li si� do pracy@ i po garstce ziemi z ojczyzny zabrali,@ ju� by d�o�mi swemi Polsk� zbudowali.@ Dziwne to by�o, lekcji takiej od dzieci�cia wys�uchiwa�, b�d�c samemu jak wieprzek przywalonym snopkiem jakowego� �yta. Wiara w nasze si�y za�ama�a si� wraz z upadkiem mitu ko�ciuszkowskiego, �e w ludzie polskim widzie� trzeba wskrzesiciela. I ja go w nim widzia�em, w wojsku w kosy uzbrojonym. �o�nierz to by� waleczny, daniny krwi nie �a�uj�cy. M�wiono mi, �e teraz Rosja urz�dnik�w swoich nasy�a, �eby klin pomi�dzy nas wbi�. Podobno "jedn� �cian� chaty budynku parobcza�skiego przyznaj� chwilowemu mieszka�cowi izby, a drug� pozostawiaj� przy dworze". W maju tego� roku deputacja polskiego ch�opstwa przyby�a do Petersburga do cara, a P�atonow mow� do nich wyg�osi� po polsku, dzi�kuj�c im za wierno��, oni za� krzyczeli, �e b�d� wierni carowi i "kr�lowi polskiemu". I brali udzia� w bankiecie, jaki car na ich cze�� wyda�. Dziwnym mi si� to wyda�o, przeciem ja te ch�opskie sukmany po zakamarkach le�nych widzia�, po uroczyskach. I mi�o�� do wolno�ci te� �em widzia�... A teraz mia��eby ten sam ludek ta�cowa� z carem i zapomnie� tak szybko, �e w innych obj�ciach ta�cowa� z jego przyczyny, tyle �e w zimnych... M�wi si�, �e pod koniec miesi�ca rusz� kibitki spod bramy Cytadeli. Kierunek: Syberia... By�a u mnie Ewelina, mieli�my kr�tkie pi�ciominutowe widzenie, tyle tylko pozwolono mi moje oczy obliczem ma��onki nacieszy�. Smutna mi si� wyda�a, jak tak sz�a w sukni czarnej, z tak�� krynolin�, odbijaj�cej od jej jasnych w�os�w. Pod wiecz�r niebo por�owia�o, a potem pojawi�y si� na nim bladoniebieskie smugi, kolory intensywnia�y z nastaniem mroku, pojawi� si� ostry amarant, fiolet i odcie� granatu. By�o to czym� tak zadziwiaj�cym, �e Ewelina na chwil� zapomnia�a, gdzie si� znajduje. Nigdy nie widzia�a takiego zestawu barw, zupe�nie jakby malarzowi pomiesza�y si� wszystkie farby. �nieg le��cy doko�a z pora�aj�cej bieli stawa� si� coraz bardziej niebieski. Sanie wjecha�y na g�rk� i w dole Ewelina zobaczy�a nagle jakby odbicie wszystkich kolor�w nieba, przez chwil� nie wiedzia�a, co to takiego, potem dotar�o do niej, �e tak wygl�da olbrzymia tafla wody. Po jej bokach wida� by�o igie�ki �wiate�, tam gdzie przycupn�y ludzkie osiedla. Wiedzia�a, �e po drugiej stronie tej wody znajdowa�a si� ostatnia wi�ksza miejscowo�� na jej syberyjskim szlaku. B�dzie musia�a tutaj zanocowa�, by przeprawi� si� na drug� stron� statkiem. Czy s� jakie� regularne kursy? Trzeba b�dzie si� dopyta� u miejscowej ludno�ci. Nocleg znalaz�a do�� �atwo, rozliczywszy si� przedtem z wo�nic�, kt�ry te� tutaj gdzie� na noc stan��. Zaprowadzono j� do schludnej, chocia� zimnej izby, ale na ��ku le�a�a wysoka pierzyna. Wsun�a si� pod ni� z uczuciem ulgi, czu�a, jak z jej cz�onk�w powoli uchodzi zm�czenie. Zaraz zmorzy� j� mocny sen. Spa�a twardo do rana. Patrz�c na uciekaj�c� za statkiem wod� usi�owa�a przypomnie� sobie sen, kt�ry j� dziwnie prze�ladowa�. Jakie� bia�e wn�trze, bia�y korytarz, na ko�cu kt�rego wida� drzwi. Ewelina by�a pewna, �e te drzwi zaraz si� otworz� i stanie w nich kto� dobrze znajomy. Wpatrywa�a si� z napi�ciem, ale drzwi ci�gle by�y zamkni�te. Czeka�a do�� d�ugo, wreszcie ruszy�a korytarzem, ju� chcia�a uj�� za klamk�, kiedy gdzie� z ty�u us�ysza�a g�os Mani: - Nie wchod� tam, mamo - zawo�a�a ostrzegawczo c�rka. Ewelina obejrza�a si� i zobaczy�a taki sam d�ugi korytarz i identyczne drzwi, kt�re tym razem by�y otwarte. W progu sta�a Mania w d�ugiej bia�ej sukience, mia�a rozpuszczone w�osy, a na nich wianek z margerytek, trzyma�a za r�czk� swoje nowo narodzone dziecko. By�o jeszcze niemowl�ciem, ale dziwnie umia�o ju� chodzi�. Trzyma�o si� w pionie, przebieraj�c t�ustymi n�kami. Sprawia�o to wra�enie, jakby oboje p�yn�li w powietrzu. Mania u�miechn�a si� do Eweliny, a potem uj�a za klamk�. Zanim zamkn�a drzwi, powiedzia�a dobitnie: - Tylko tam nie wchod�... - Drzwi si� za ni� zamkn�y. Ewelina pozosta�a sama po�rodku d�ugiego korytarza... Patrzy�a na wod�, kt�ra k��bi�a si� i bulgota�a za burt�, tysi�ce drobnych p�cherzyk�w uchodzi�o gdzie� w g��b. Sprawia�o jej to przyjemno��, to spogl�danie wstecz za siebie, bo wida� by�o, jak szybko porusza si� na wodzie parowiec. Mo�na by�o powiedzie�, �e �wiat ucieka� w ty�. Kiedy spojrza�a wreszcie do przodu, ze zdumieniem stwierdzi�a, �e prawie przybijaj� do brzegu. Mo�na by�o przeczyta� litery na przystani: Tobolsk. Ewelina z �atwo�ci� znalaz�a tragarzy, kt�rzy wynie�li na brzeg jej kufry, byli zwinni i do�� grzeczni. Pozostawi�a rzeczy na przystani i uda�a si� do miasta, niezdecydowana jeszcze, czy zostanie tu na noc, czy te� tego samego dnia uda si� dalej. Do miejsca przeznaczenia by�o oko�o dwudziestu wiorst, to znaczy do wioski, w kt�rej przebywa� Cyprian. Chcia�a potem wyruszy� w dalsz� drog�... Ale jak mu o tym wszystkim powiedzie�, od czego zacz�� t� bez w�tpienia najtrudniejsz� w jej �yciu rozmow�. Przecie� to, co za�atwi�a ze sob�, by�o nie mniej trudne, musia�a sam� siebie przekona�, �e ma prawo do mi�o�ci. Przecie� na dobr� spraw� mog�aby by� jego matk�, by� tylko o dwa lata starszy od jej c�rki Mani. Jak do tego dosz�o, �e uczucie do Jana przes�oni�o jej �wiat? Stara�a si� nie my�le�, �e on tam le�y na g�rze, chocia�by z tego powodu, �eby mie� "naturalny wyraz twarzy" w razie nieproszonej wizyty �andarm�w z pobliskiego posterunku. Ci�gle szwendali si� w okolicy, widywa�a ich myszkuj�cych w pobli�u pa�acu, na folwarku. Teraz, kiedy ranny le�a� w pokoiku za strychem, te wizyty nabiera�y innego znaczenia i inaczej nale�a�o je traktowa�. Poleci�a nawet, aby zaprasza� ich do kuchni na pocz�stunek, a rz�dcy, aby by� dla nich nader uprzejmy i cz�stowa� tytoniem, ale korzy�� z tego by�a taka, �e ci�gle mia�o ich si� teraz na oczach. Tyle �e nie pchali si� dalej, na pokoje. Tak wi�c Ewelina na strych nie zachodzi�a, dopytywa�a si� tylko o zdrowie porucznika Darskiego. Wys�ana te� zosta�a tajemna wiadomo�� do jego matki, �e �yje, jest w bezpiecznym miejscu. Natomiast wizyt� rodzicielki odradzano ze wzgl�d�w konspiracyjnych. Po raz pierwszy Ewelina posz�a na g�r�, kiedy Jan dosta� nagle gor�czki. Nie by�o ku temu wyra�nej przyczyny, bo rana si� ju� prawie zagoi�a. Katarzyna przysz�a do niej zaniepokojona, podobno chory nawet majaczy�. Popatrzy�y po sobie zmartwione. Ewelina poleci�a pos�a� po doktora, a sama uda�a si� za Katarzyn� na g�r�. Kiedy tam wesz�a, uderzy� j� nieprzyjemny zapach, jakby gnij�cego mi�sa. By� to od�r choroby i gor�czki, kt�ry bi� od rozpalonego cia�a m�odego m�czyzny. Katarzyna rozchyli�a mu koszul� na piersi i pokaza�a Ewelinie do�� poka�ne ci�cie od szabli, kt�re wygl�da�o jak zgrubia�a ciemnoczerwona kreska. Zaczyna�a si� w po�owie piersi i schodzi�a pod pach�. I tam znalaz�y co� niepokoj�cego, sporej wielko�ci guz podesz�y rop�. - Jak to si� mog�o sta� - spyta�a przestraszona Ewelina. - Nie zauwa�yli�cie tego? - Wczoraj jeszcze by�o w porz�dku - odrzek�a ochmistrzyni. - Musia�o nabra� przez noc. Jan by� nieprzytomny, usta mia� spieczone, nie pomaga�o zwil�anie ich wilgotn� szmatk�. Rzuca� si� niespokojnie, Ewelina usiad�a i wzi�a na kolana jego g�ow�. G�adzi�a go po w�osach. To wszystko powodowa�o w niej dziwny zam�t, nie wiedzia�a, czy przera�a j� choroba tego cz�owieka, czy to, �e trzyma na kolanach jego g�ow�. Przyszed� doktor i zacz�to przygotowania do operacji. Tym razem Ewelina ju� nie odchodzi�a. I by�o tak, jakby nagle przesz�a na drug� stron� swojego �ycia, nie potrafi�c ju� odnale�� drogi powrotnej. Wszystko przesta�o si� liczy�, to �e by�a �on�, matk�, �e mia�a obowi�zki. Istnia� tylko ten cz�owiek, jego twarz trawiona gor�czk�, zamglone oczy, jego czepiaj�ce si� jej r�ce. Trzyma�a je w swoich d�oniach, okrywaj�c poca�unkami. Nie wstydzi�a si� tego, nie ukrywa�a swoich uczu� ani przed doktorem, ani przed Katarzyn�. A oni taktownie milczeli. Kt�rego� dnia, kiedy przysz�a na g�r�, powita�y j� przytomne oczy Jana. Zatrzyma�a si� w drzwiach, nie wiedzia�a, co pami�ta� z przesz�o dwutygodniowej maligny, czy dociera�o do niego to, kto przy nim jest, co m�wi, jak si� zachowuje. Ewelina z pewno�ci� zachowywa�a si� jak szalona... - Jak si� pan czuje? - spyta�a zmieszana. Milcz�c patrzy� jej w oczy. Wolno, bardzo wolno podesz�a do ��ka, a on wyci�gn�� w jej stron� r�k�. Byli nagle blisko siebie, obejmowa�a r�koma jego g�ow�. Dotyk jego warg by� elektryzuj�cy, wszystko w niej dr�a�o z niepokoju i szcz�cia. Rozbiera� j� jedn� r�k�, poddawa�a si� temu, uwa�aj�c, by nie sprawi� mu b�lu. Wsun�a si� pod ko�dr�. To cia�o obok niej by�o jak co� najdro�szego na �wiecie, jak relikwia, gotowa by�a si� do niego modli�. Dotyk jego r�k by� jak szcz�cie, jak co� niewyobra�alnego, co si� w�a�nie stawa�o. Jan uni�s� si� na boku, a potem wzi�� j� pod siebie. Ich cia�a splot�y si� w nierozerwalnym u�cisku, pomiesza�y si� ich gor�czkowe oddechy, s�owa, kt�rymi siebie przywo�ywali. Ewelina uczy�a si� fizycznej mi�o�ci do m�czyzny... Miasto by�o do�� rozleg�e, po�o�one nier�wno, niekt�re ulice pi�y si� w g�r�, inne opada�y zakolami. Sta�y przy nich drewniane domy, w�a�ciwie wille z pi�knie rze�bionymi gankami i okiennicami. Sprawia�o wra�enie miejscowo�ci letniskowej w niezbyt sprzyjaj�cej porze. Po ulicach hula� ostry wiatr, by�o bardzo �lisko. Ewelina musia�a uwa�a�, �eby nie upa�� i nie z�ama� nogi. To by�aby w jej sytuacji katastrofa. Na jednym z dom�w zauwa�y�a tabliczk� z nazwiskiem w�a�ciciela sklepiku. Nazywa� si� H. Kaufmann. Jaki� Niemiec albo �yd - przemkn�o jej przez my�l, a poniewa� o wiele lepiej zna�a niemiecki ni� rosyjski, postanowi�a tam wst�pi�. Powita� j� pot�ny m�czyzna o rozleg�ej klatce piersiowej i nieproporcjonalnie ma�ej g�owie. Mia� spor� �ysin�, jasny zarost na twarzy i bardzo niebieskie oczy. Wi�c jednak Niemiec. - Witam wasz� wielmo�no�� - sk�oni� si� za lad�. - Od razu czu� dam� na kilometr. Perfumy z Francji rodem, nie myl� si�? - Nie myli si� pan - u�miechn�a si� Ewelina. - W�a�nie, u mnie tak wytwornych rzeczy nie ma, ale mo�na znale�� co� ciekawego. Jak si� umie szuka�... - W�a�ciwie nie wiem, co mog�oby mi si� przyda�. Mo�e jaki� upominek dla... starszego pana. - Starszy pan... Mog�aby wielmo�na pani wyra�a� si� ja�niej? - Lat sze��dziesi�t. - W dobrej kondycji zdrowotnej? - wypytywa� sprzedawca. - My�l�, �e tak. Mo�e kupi�abym fajk�. - �wietnie - ucieszy� si�. - Mam du�y wyb�r fajek. Si�gn�� za siebie, k�ad�c potem na ladzie fajki r�nego kroju i zabarwienia. Wida� by�o, �e nie wszystkie s� z tego samego drewna. Ewelina spogl�da�a na nie bezradnie. - A kt�r� by mi pan poleca�? Sklepikarz zrobi� zafrasowan� min�. - No c�, wybra� fajk� to jak wybra� narzeczon�, z kt�r� chcia�oby si� sp�dzi� ca�e �ycie... a to nale�a�oby czyni� osobi�cie, ale skoro narzeczona ju� jest, spr�bujemy dobra� do niej fajk� - u�miechn�� si� chytrze. - My�l�, �e najlepsza by�aby ta - wskaza� na le��c� po�rodku, ciemnowi�niow�, o szczeg�lnie fantazyjnie wygi�tej szyjce. Ewelina wzi�a j� do r�ki, obejrza�a ze wszystkich stron. - Podoba mi si� - rzek�a. M�czyzna u�miechn�� si�. - Przy fajce to rzecz najmniejsza. Wa�ne jest, jak smakuje, a ta, zapewniam pani�, ma smak boski. Ewelina kupi�a jeszcze kilka drobiazg�w, mi�dzy innymi czajniczek do herbaty. O ma�y w�os nie kupi�a tak�e samowara do tego czajniczka, bo sprzedawca posiada� szczeg�lny dar przekonywania. Powstrzymywa� j� tylko wyj�tkowy brak miejsca w baga�ach. Wydawa� by si� mog�o, �e �ycie dojdzie do jakiego� punktu i musi si� zatrzyma�, a ono toczy si� dalej, chocia� przeczy to wszystkim prawom ludzkiego rozs�dku. Ot, chocia�by i ja, cz�owiek ju� niem�ody, znalaz�em si� nagle tysi�ce wiorst od domu, od tego wszystkiego, co nadawa�o moim poczynaniom sens. Pozbawiony widoku �ony, dzieci. A jednak i tutaj uda�o mi si� dzie� z noc� pozlepia�, znale�� jakie� nici, kt�re by chocia� w cz�ci potrafi�y to sito we mnie powi�za�. Ju� i umarli tak cz�sto nie zagl�daj� do mojej izby. Gdym tak le�a� pod �wierkiem, o par� krok�w ode mnie dzicz kozacka twarze moich przyjaci� masakrowa�a, by ich w razie odnalezienia rodziny nie rozpozna�y. A potem do do�u ich wrzucali, jak popad�o, pod ramiona, za nogi. I ziemi� ubijali, �eby �lad �aden nie zosta�. Nikt si� za nami nie uj��, zawsze byli�my sami. Sprawa polityk�w r�ne przymierza zawi�zywa�, ale wida� nigdy dobrych m��w stanu nie mieli�my, zawsze przegrywali przy stole to, co wywalczyli�my w polu. Tyle razy powtarza�a w my�lach, co powie Cyprianowi, ale kiedy go w ko�cu zobaczy�a, s�owa stan�y jej w gardle. Przywita�a si� z nim, ci�gle jak �ona. I jak �ona zauwa�y�a, �e bardzo zmizernia�, posiwia�. Plecy mu si� pochyli�y. - Zmarz�a�? - spyta�. - Nie, kwater� mia�am dobr�. Ludzie bardzo tutaj �yczliwi... w drodze wydawa�o mi si�, �e b�dzie gorzej... - Ja te� my�la�em, �e b�dzie gorzej. Nie s�dzi�em te�, �e do mnie przyjedziesz. Odradza�em ci nawet taki pomys�, cho� wiem, �e m�g� ci posta� w g�owie... - Nie do ciebie przyjecha�am, Cyprianie - rzek�a cicho. Przez chwil� wydawa�o jej si�, �e nie zrozumia�, ale powoli jego twarz zacz�a zmienia� wyraz. Twarz Cypriana zapada�a si�, stawa�a si� p�aska. To j� przerazi�o. - Co ci jest? - spyta�a, ujmuj�c go za r�k�. Patrzy� na ni�. Ewelina si�gn�a do kieszeni i wyj�a stamt�d fajk� i paczk� tytoniu. Poda�a mu. - To dla ciebie - rzek�a zmienionym g�osem. Pokiwa� g�ow�, uwa�nie ogl�daj�c fajk�, jakby co� takiego widzia� po raz pierwszy w �yciu - Co w domu? - spyta�. - Dobrze - odrzek�a prze�ykaj�c �lin�. - Mania urodzi�a c�reczk�. Obie s� zdrowe, ale Henryk ci�gle w areszcie, nie wypu�cili go nawet na po��g �ony... - On? - zdziwi� si� Cyprian. - Przecie� do niczego si� nie miesza�. - Im wystarczy, �e kto� jest Polakiem. Zapad�a cisza. Ewelina poczu�a si� nagle bezradna wobec sytuacji, kt�rej w �aden spos�b nie potrafi�a sprosta�. Przejecha�a tyle kilometr�w po to, by zmieni� swoje �ycie, a ono w �aden spos�b zmieni� si� nie dawa�o. Na ko�cu tej drogi spotka�a Cypriana. - Ewelino - powiedzia� cicho - jeste� moj� jedyn� nadziej�. �zy nap�yn�y jej pod powieki. Jak odej��, jak pozostawi� m�czyzn�, kt�ry przez tyle lat by� jej m�em, teraz o wygl�dzie starca. Przecie� to by�oby zbyt okrutne. Ale ju� raz zrobi�a mu z siebie prezent, nie mo�e uczyni� tego po raz drugi. Mo�na udawa� mi�o��, ale nie mo�na udawa�, �e si� jej nie czuje. Wszystkie my�li Eweliny, wszystkie jej t�sknoty by�y skierowane w stron� Jana. By�a ju� tak blisko, czy powinna rezygnowa�, w�a�nie teraz. - Cyprianie - powiedzia�a wreszcie - ja ju� nie umia�abym by� z tob�. - By�a� ze mn� dwadzie�cia lat. - Ale wtedy by�am kim� innym. Ja... kocham innego m�czyzn�. Cyprian podszed� do okna, widzia�a jego plecy. To by� moment, kiedy mog�a wyj��. A jednak sta�a jak wmurowana w pod�og�. Co� jeszcze powinna powiedzie�, co� wyja�ni�. Ale ka�de s�owo, kt�re teraz pad�oby mi�dzy nimi, by�oby zbyt okrutne. - Wybacz mi - odrzek�a cicho. Potem odwr�ci�a si� i wysz�a. Wo�nica czeka� przy saniach za�adowanych jej kuframi. Wsiadaj�c pomy�la�a, �e w �yci