Singer Isaak Bashevis - SPUŚCIZNA

Szczegóły
Tytuł Singer Isaak Bashevis - SPUŚCIZNA
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Singer Isaak Bashevis - SPUŚCIZNA PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Singer Isaak Bashevis - SPUŚCIZNA PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Singer Isaak Bashevis - SPUŚCIZNA - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 ISAAC BASHEVIS SINGER SPUŚCIZNA Przefożyfa Irena Wyrzykowska ROZDZIAŁ PIERWSZY I Daniel Kaminer nagle zachorował. Dostał gorączki i zaczął kaszleć. Celina dała mu herbaty z sokiem malino- wym, natarła kark i plecy terpentyną, to jednak nie pomogło. Z nastaniem ranka nie mógł się podnieść z łóżka. Zażądał lusterka. W ciągu nocy twarz mu zapadła, a kozia bródka jakby się skurczyła* — Celino, umieram! — powiedział. Celina się rozpłakała. Natychmiast posłała po lekarza do Skaryszewa. Chory dostał zapalenia płuc. Postawiono mu bańki, przystawiono pijawki, lecz każda godzina przynosiła pogorszenie. Jego córka Klara przebywała za granicą. Napisała z Paryża, że po kłótni Cypkin ją porzucił. Przegrała dużo pieniędzy w Monte Carlo. Potznała Żyda z Rosji, kupca pierwszej gildii, któremu wolno było się osiedlać poza obrębem getta. Pisała listy krótkie, pełne domyślników, kończąc zwykle zdania kilkoma kropkami. Dla Daniela Kamdnera jedno było jasne — jego córka wkroczyła na śliską drogę. Felusia, którą mu Klara zostawiła pod opie- ką, stanowiła teraz cząstkę jego własnej rodziny. Jednakże wszystkie sprawy traciły znaczenie w obliczu Strona 2 śmierci. Wyobrażenia Daniela Kaminera o przyszłym świecie nie były jasno sprecyzowane. Bóg musi istnieć, trudno jednak uwierzyć w nieśmiertelność duszy. Co się działo I duszami zmarłych? Dokąd podążały? Jak długo .dusza może krążyć nad cmentarzem czy też przebywać w zimnej syna* Strona 3 godzę? Poczucie humoru nie opuściło Daniela Kaminera. Żartował postękując. Mówił do Celiny, która już go opłakiwała: — Sza! Nie lamentuj! Zbudzisz Anioła Śmierci... — Co się z nami stanie? — Tyle jest wdów, będfeie o jedną więcej. — Co ja pocznę w razie czego sama z dziećmi? — Zamarynujesz je w occie... Mimo takich żartów Daniel Kaminer też się martwił 0 potomstwo. Nie zgromadził majątku, a kilka ostatnich ; lat okazało się niepomyślnych. Rosjanie są mu dłużni pieniądze, umarli jednak nie mogą się upomnieć o należność, fi Celina ma ptasi móżdżek. Nie będzie w stanie odebrać ani grosza. Teściową dotknął paraliż. Nie może dalej praco- 1 wać, trzeba ją utrzymywać. Jak poradzi sobie Celina 1 z -dziećmi? Gdyby Klara tu była, mógłby przynajmniej omówić z nią sytuację. Ona jednak znajduje się za grani- 1 cą. Całymi godzinami Daniel Kaminer o niczym nie my- 1 ślał. Usiłował zwalczyć flegmę wypełniającą mu gardło Jj 1 płuca. Wyobrażał sobie, że gdyby mógł się jej pozbyć | jednym potężnym kaszlnięciem, natychmiast by wyzdro- ^ wiał. Próby odkaszlnięcia przynosiły przeszywający ból Ą w boku. Głowa mu płonęła, stopy ścierpły, w palcach niej jg miał czucia. Celina, w przybrudzonym szlafroku, znoszonych papu- | ciach i brudnej chustce na głowie, kręciła się w pobliżu. ! Płakała i wciąż coś żuła. Od czasu do czasu przystawałaU u wezgłowia łóżka Daniela i potrząsała głową, wyrażając J tym znamiennym dla kobiet odwiecznym gestem głęboki gg żal. Danielowi przyszło na myśl, że. nim rok upłynie, ona 31 zapewne wyjdzie Strona 4 ponownie za mąz. Zawsze znajdzie się £ J ktoś, kto zajmie opuszczone miejsce. Rozmyślał o swym życiu — nie przeżył go dobrze. Kiedyś często słyszał, jak S starzy ludzie u schyłku życia wzdychają: “Gdyby raz jeszcze dane mi było przeżyć życie, wiedziałbym, co z nim ; arobić." Gdyby miał teraz lat czterdzieści, co by zmienił w swym postępowaniu? Czy zostałby ćhasydem i spędzał Strona 5 całe dni studiując pisma święte? Czy więcej by pił, lepiej jadł, posiadł więcej kobiet? Nie. Nie można przechytrzyć losu. Daniel Kaminer zapadł w sen. Śniło mu się, że Rosja prowadzi wojnę i car zlecił mu dostawy żywności dla armii. Pułki defilowały przed nim: Kozacy, Czerkiesi, Ta- tarzy, z karabinami, dzadami i mieczami. Śpiewali monotonną pieśń, bezbrzeżnie smutną, jakby z tamtego świata. Czy to umarli? Czy trupy mogą prowadzić wojnę? Atak kaszlu zbudził Daniela. Nagle powziął pewien zamiar. Wyśle depeszę do Warszawy nakazując Saszy natychmiastowy przyjazd. Był przekonany, że wnuk tylko z pozoru robi wrażenie nieokiełznanego. To prawda, że od chwili wyjazdu matki źle się sprawuje. Dyrektor szkoły skarżył się na niego. Ale przecież chłopak pozostał sam w dużym mieście, zdany jedynie na opiekę boską. Dlaczego nie miałby sobie pofolgować? Daniel Kaminer już dawno się zorientował, że Sasza zna życie i ludzi i ma obrotny język. Możliwe, że zdradza talent do interesów. Wnuk wdał się w rodzinę Kaminerów. Daniel posłał po pułkownika Szachowskiego, Rosjanina w podeszłym wieku, z którym prowadził interesy. Pułkownik, mimo częstych sporów z Kaminerem, przejął się widząc go w tak zmienionym stanie i nalegał, aby posłać po lekarza pułkowego. — Wasza wysokość — odezwał się Daniel Kaminer — jestem już jedną nogą na tamtym świecie. Wnuk Sasza zostanie moim spadkobiercą. — A, znam go. To przystojny chłopak. — On się zatroszczy o moje sieroty. W oku pułkownika Szachowskiego zakręciła się łza. Celina podała mu kieliszek wódki. Przyrzekł Kaminerowi, że we wszystkim przyjdzie Saszy z pomocą. Zjawił się Strona 6 lekarz pułkowy i znów zaordynował bańki, ale chory czuł się coraz gorzej. Oddech jego stał się rzężący jak skrzy- pienie piły po drzewie, z nosa puściła się krew. Członek Bractwa Pogrzebowego radził odbyć spowiedź, Kaminer | wszakże odmówił. —- Spowiedź nie dodaje sadła — zażartował. Strona 7 Wraz z nastaniem poranka Kaminer zakończył fcycłej Pułkownik Szachowski kazał orkiestrze wojskowej zagrać na pogrzebie. Kiedy jampolski rabin zaoponował przeciw- ko muzyce zabronionej na żydowskich pogrzebach, farma? ceuta Grajn przeciwstawi! mu się i nazwał rabina igno|| rantem. W Jampolu mieszkało obecnie sporo oświeconych; Żydów, którzy poparli farmaceutę. Chociaż pani Frenkiel? była schorowana, przyjechała z Warszawy i przywiozą! Celinie kapelusz z welonem z czarnej krepy. Bractwo Pogrzebowe zażądało nader wygórowanej sumy za miejsce na cmentarzu, lecz pułkownik Czachowski zagroził, że jeśli obciążą wdowę nadmiernymi kosztami, spowoduje zesłanie ich na Sybir. Rosjanie i heretycy zajęli się po-; grzebem. Pani Grajn, Tamara Szalit i Sonia Sorkes uszyły całun dla nieboszczyka. Orkiestra wojskowa grała marsze, a kompania żołnierzy szła za karawanem. Grajn, Dawid Sorkes i pułkownik Szachowski wygłosili na cmentarzu ^ mowy. Żony oficerów szlochały na widok Celiny z liczną/ gromadką sierot —r jedno dziecko mniejsze od drugiego — ustawionych według wzrostu. Wszyscy obecni znali Saszę. Mężczyźni poklepywali go po plecach, kobiety pocieszały. Każdy powtarzał to samo, że z pewnością byłoby lepiej, gdyby mógł ukończyć gimnazjum i wstąpić na uniwersytet. Skoro jednak ma prowadzić' interes dziadka, oni mu doradzą, pomogą, a Bóg roztoczy nad nim pieczę. Oficerowie jampolskiego garnizonu dotrzymali słowa.: Pułkownik Szachowski, zwykle ociągający się z płaceniem długów, szybko wyrównał wszystkie zadłużenia. Mejer- -Joel, zięć Kalmana, też został dostawcą pułkowym i rywalizował z Kaminerem; obecnie jednak wszystkie zamój wienia skierowano do Saszy. Strona 8 Okazało się, że chłopiec ma iście żydowski zmysł do interesów. Tak szybko się wszystkiego nauczył, że wprawił ludzi w zdumienie. Wiedział: nawet, kogo należy przekupić. Zapewnił zwyczajową opłatę zarówno pułkownikowi, jak i generałowi Hornowi* który zajął miejsoe generała Rittermajera. Początkowo Mejer-Joel próbował z nim walczyć. Miałi dzierżawę majątku i był właścicielem młyna* Mógł więc Strona 9 dostarczać produkty po cenie niższej niż Sasza. Zamierzał udać się do Warszawy, przekupić kogo trzeba łapówkami i odebrać Sąszy zawarte kontrakty. Wmieszał się jednak Kalman, który wciąż jeszcze -miał coś do powiedzenia. Wapienniki i bocznica kolejowa nadal należały do niego. Przypomniał Mejerowi-Joelowi,. że po pierwsze, Sasza to nie ktoś obcy, to jego, Kahnana, syn, a więc szwagier Joela. Byłby wstyd, zwłaszcza wobec chrześcijan, gdyby w rodzinie współzawodniczono ze sobą w sposób tak nie- honorowy. Po wtóre, Mejer-Joel jest bogaty. Ile mu potrzeba? Nie zabierze pieniędzy ee sobą do grobu. Po trzecie, Sasza musi dać utrzymanie wdowie i sierotom. Po czwarte, władze trzymają stronę Saszy. Kalman dobrze się orientował, z której strony wieje wiatr. Syn całe dni i noce spędzał w kasynie z oficerami, jeździł z nimi saniami, przebywał w towarzystwie ich żon i córek. Dopóki Sasza uczył się w Warszawie, nie przynosił wstydu Kalmanowi. Teraz zjawił się w Jampolu chyba tylko po to, aby go zniesławić. Jednak zerwanie stosunków nie przyniosłoby nic dobrego. Chłopak tego typu co Sasza zbyt mocno naciskany mógłby się wychrzcić na złość wszystkim. II Sonia dostała list od brata. Na znaczku był stempel poczty paryskiej. Cypkin zapełnił całe cztery strony drob- nym pismem: Droga Soniu! Jiuż od dawna chciałem do Ciebie napisać, ale nie miałem Twego adresu. Kiedy wyjeżdżałem i Warszawy, nie wiedziałaś, co zamierzasz robić, ani gdzie zamieszkasz. Słyszę od rodziców, że wciąż zmieniasz adresy, więc pod tym względem, wydaje się, jesteśmy do siebie podobni. W ciągu ostatnich paru miesięcy Strona 10 przebywałem w tylu hotelach i umeblowanych pokojach do wynajęcia, że mi się Strona 11 w głowie kręci. Przede wszystkim muszę Cię poinformo- wać, że rodzice nadal nie wiedzą, w jakich okolicznościach, nastąpił mój wyjazd za granicę, mimo że Klara domagała się, abym ich o tym powiadomił. Przeczucie mi mówiło,' że cała ta przygoda nie potrwa długo. Z ich listów wno*^ szę, żeś dotrzymała obietnicy i nie wyjawiła prawdy. Jestem Ci wdzięczny z całego serca. Obawiałem się, że Sabina może wszystko zdradzić, jednak i ona zachowała milczenie. Dobrze się stało, że nie zostali wciągnięci w to nasze błoto. Tak, droga Soniu, miałaś po tysiąckroć rację. Postępowałem jak szaleniec dążący do samounicestwienia. Zawsze się uważałem za mężczyznę z życiowym doświadczeniem, a Ciebie za młode romantyczne dziewczę przebywające w świecie ułudy. Muszę dziś przyznać, że znacznie lepiej ode mnie znasz się na ludziach. Nie potrafię opowiedzieć,! siostrzyczko, ile wycierpiałem. Wydaje mi się, że to już lata, nie miesiące minęły od czasu wyjazdu z Warszawy. Kubuś stał się dla mnie nierealny, chociaż tęsknię do niego dniami i nocami. Zjawia się w moich snach. Wiem, że nie powinienem przygnębiać Cię moimi powikłaniami życiowymi, muszę jednak przed kimś się wyżalić, żeby się nie udławić. Jestem rozbity zarówno psychicznie, jak fi~ zycznie. Wierząj, gdyby nie wzgląd na rodziców odebrałbym sobie życie. Chcąc opowiedzieć o wszystkich moich przeżyciach, o tym, co musiałem znieść — zapisałbym całą księgę. Po- staram się zatem jak najbardziej streszczać. Zaledwie opuściliśmy Polskę, postępowanie Klary zupełnie się zmieniło, jakby w nią wstąpił zły duch. Stała się okropnie nerwowa, narzekała, że brak jej dzieci, że się czuje chora, że zrobiła głupstwo i tak dalej. W Berlinie obraziła Strona 12 pokojówkę hotelową. Zachowała się tak ordynarnie, że nie wierzyłem własnym uszom. Zaczęła liczyć każdy grosz, wykłócała się z kelnerami i wszystkich podejrzewała. Wciąż mi wytykała, że nie mam własnych pieniędzy* Nagle oznajmiła, że chce najpierw jechać do Monte Carlo, a potem dopiero do Paryża. Tę zmianę planów wywołał Strona 13 niejaki Mir kin, rosyjski Zyd mieszkający w naszym ho- telu. Chcąc go opisać, trzeba by pióra Turgieniewa lub Bolesława Prusa. Potrafił wstać w środku nocy i kazać wbie podać pieczoną kaczkę. Podróżował z sekretarzem, będącym jednocześnie stręczycielem. Wybacz tę wzmiankę, ale tak było naprawdę. Pieniędzy miał bez liku. Zajmował się eksportem futer .syberyjskich do zachodniej Europy i wszędzie miał filie. Handlował również dywanami z Bu- chary i czort wie czym jeszcze. Ma co najmniej sześćdziesiąt pięć lat, nie widzi na jedno oko, zostawił gdzieś w świecie żonę i dorosłe dzieci. Trzeba byłp widzieć, jak tych dwoje szarlatanów, on i Klara, natychmiast przylgnęło do siebie. Z chwilą gdy się tylko poznali, przestałem dla niej istnieć. Już kiedyś Klara sprzedała się Kalmano- wi Jakobiemu. Mir kin jest jeszcze starszy i brzydszy. Kalman to przynajmniej człowiek uczciwy. Pewno się uśmiechasz, Soniu, czytając te słowa. Ostrzegałaś mnie. Gdybym wtedy Ciebie usłuchał! Powinienem był plunąć na nią, ale tak się czułem zgnębiony i wyczerpany, że wprost nie miałem sił na powzięcie decyzji. Powlokłem się za nią jak idiota do Monte Carlo i spotkała mnie zasłużona kara, nawet znacznie większa od mej winy. W Monte Carlo ten stary głupiec zaczął grać w ruletkę i stracił dużo tysięcy. Klara też próbowała szczęścia i przegrała ponad tysiąc rubli. Jestem pewien, że miała nadzieję odciągnąć Mirkina od żony i znów zostać milionerką, ale Mirkin to szczwany lis. Póki mu się to podobało, zabawiał się z nią, racząc kawiorem i szampanem. Pewnego dnia otrzymał depeszę (lub udawał, że ją dostał) i ulotnił się. Powiedział, że wróci do Monte Carlo, zostawił nawet swego sekretarza, czy jak go tam nazwać. Wreszcie i Strona 14 sekretarz zniknął. Diabli wiedzą, jakie naprawdę były jego zamiary, w każdym razie miał się później z Klarą gdzieś spotkać. Rozumiesz więc, że ta historia położyła kres naszym stosunkom. Dostrzegłem całą wulgarność tej kobiety. Nys uwierzysz, Soniu, ale bywały dni, kiedy faktycznie głodowałem. Tych paręset rubli, które miałem, poszło na opłacenie przejazdów. Mówiąc krótko, Strona 15 rozstaliśmy się i to nawet bez pożegnania, nie powie-" dziawszy sobie do widzenia. Później Klara usiłowała znówj się wkraść w moje łaski. Mogę być jako człowiek niewieljj wart, ale tak nisko nie upadłem. Odjechałem przeklinając nie ją — śmieć pozostanie śmieciem —tylko siebie i 6woj%: karygodną lekkomyślność. Długo nie miałem odwagi napisać do Sabiny. Kiedy wreszcie się na to zdobyłem, nie otrzymałem odpowiedzi na list i nie mogę jej za to winić. Zdradziłem wszystko i wszystkich: Sabinę, siebie i dziecko. Przekroczyłem gra- nice przyzwoitości. Zatraciłem kompletnie własną godność i to mnie najbardziej nęka. Odczuwam taką udrękę, jakiej Ty, mam nadzieję, nigdy nie zaznasz. Po co niepokoję Ciebie, Soniu? W czym możesz mi po- móc? Moja sytuacja tak się przedstawia: nie mam ani franka. Sprzedałem już złoty zegareik i wszystko, co mogło przynieść trochę grosza. Chcę albo wrócić do domu, albo wyjechać do Ameryki, nie mam jednak na balet. Jestem zadłużony w hotelu. Zazdroszczę nawet psu na ulicy, każdemu kotu, każdemu robakowi. Soniu, musisz zdobyć sto pięćdziesiąt rubli, chociaż nie mam pojęcia, gdzie możesz^ dostać taką sumę, i przysłać mi te pieniądze. Mówiłaś niegdyś o posagu odłożonym dla Ciebie przez rodziców," Zwrócę oczywiście tę pożyczkę i będę Ci dozgonni^ wdzięczny. Nie mam nikogo oprócz Ciebie. Jeśli i Ty się ode mnie odwrócisz, pozostanie mi już tylko jedno wyjście.| Nie gniewaj się, Soniu. Cierpię bezustannie. Nigdy sobie nie wyobrażałem, że można znosić takie męki. Nie mam ogrzewania w pokoju, a jest straszny ziąb. W duszy odczuwam jeszcze większy chłód. Mam ponadto taką profit bę: czy mogłabyś się zobaczyć z Sabiną i przedstawić jej moją sytuację? Nie chcę się narzucać Sabinie, ale skrzyw-1 dziłem ją Strona 16 strasznie i chciałbym spróbować to naprawić. Pomów z nią i z rozmowy wywnioskuj, czy będzie w stanie kiedykolwiek mi wybaczyć. Europa jest wspaniała, elegancka, wolna. Dla mnie jed^ nak cały świat stracił urok. Dobre przynajmniej jest to, że Żydzi mogą tutaj korzystać z bezpłatnej zupy W Strona 17 kuchni utrzymywanej przez Związek Izraelicki. Chodzę tam na obiady, żeby nie głodować. Tak, twój brat został żebrakiem. Trudno opisać typy, jakie się tu spotyka. Ni- gdy się nie spodziewałem, że mogą istnieć tacy pomy- leńcy. Droga moja, dosyć goryczy jak na jeden list! Całuję Ciebie tysiąckrotnie. Jeśli nie możesz mi pomóc, przynajmniej napisz. Już sam list będzie pociechą. Twój nieszczęśliwy Aleksander Kochany Aleksandrze, Najdroższy Mój Braciszku! Czy pamiętasz, co Ci powiedziałam owego ranka w mieszkaniu Klary? Cokolwiek się stanie, zawsze będę Cię kochała, Kiedy wymawiałam te słowa, nie przypuszczałam, że będą prorocze. Musiałam jednak coś przeczuwać. Pragnę powiedzieć, że od wczesnego dzieciństwa darzyłam Cię uczuciem ogromnej miłości. Może takie wyznanie jest grzechem, ale kochałam Ciebie bardziej niż rodziców. Nie wiem dlaczego. Może dlatego, że jesteś taki porywczy i nieokiełznany? Pamiętam, jak mnie raz uderzyłeś (jak dawno to- już było!), a ja Ci natychmiast przebaczyłam. Ale dość tych zwierzeń! Nie odpisałam od razu, próbowałam bowiem znaleźć jakąś drogę wyjścia. Uczyniłam wszystko, co w mej mocy, tutaj jednak, w Warszawie, nie udało się zebrać nawet stu pięćdziesięciu kopiejek, a cóż dopiero rubli. Mnie też dotknęło nieszczęście. Ale nie ma sensu pisać o tym w tej chwili. Chcę Ci tylko powiedzieć, że Mirełe wciąż leży w szpitalu ciężko chora i krążą uporczywe pogłoski, że osobą odpowiedzialną za ten stan jest jej najbliższy przyjaciel. Człowiek się wzdryga na myśl, że coś podobnego może się zdarzyć. On temu gwałtownie Strona 18 zaprzeczył, jednak- że uznał, że lepiej zniknąć ludziom | oczu. Nie mogę pojąć, jak to wszystko przeżyłam. Ty jesteś ateistą, lecz ja nadal wierzę w Boga i być może to mnie uratowało. Rozczarowałam się; rozczarowałam się okropnie nie do całej ludz Strona 19 kości, lecz do pewnych osób. Wciąż wierzę, że nadejdzie lepsze jutro i znów zaświeci słońce. Gdybym nie miała tej wiary, nie potrafiłabym oddychać. Mam tu w Warszawie posadę sprzedawczyni w sklepie. Tak, stoję za ladą w sklepie z galanterią męską, sprzedaję krawaty, spinki, skarpetki i tym podobne artykuły. Ciężko pracuję, muszę być na miejscu wczesnym rankiem, aby otworzyć sklep. Zamykamy o siódmej, ja zostaję dłużej, żeby posprzątać. Zanim dotrę do domu i zjem kolację, jest już jedenasta. Padam na łóżko i śpię jak zabita. :v Prawdziwe to szczęście, że Twój list nadszedł w piątek, bo w sobotę sklep jest zamknięty. Kochany, chcę Ci opowiedzieć po kolei wszystko. W sobotę rano poszłam zobaczyć się z Sabiną. Kubuś jest jeszcze bardziej rozkoszny, Sabina natomiast jak ocet kwaśna. Nie chciała mnie nawet wpuścić do mieszkania. Wyładowała na mnie całą swą złość, potem popatrzyła ironicznie i roześmiała się w nos. Jeśli wierzyć temu, co mówi, to jedytną rzeczą, której pragnie, jest otrzymanie od Ciebie żydowskiego świadectwa rozwodowego. Jej matka wyraźnie ją przeciw Tobie podburza. Czy wyobrażasz sobie, oo się zdarzyło potem? Wyszłam od Sabiny i szłam bez celu Krakowskim Przedmieściem. Naraz ktoś mnie zawołał, jakaś kobieta w ciężkiej żałobie. Ogromnie się przelękłam. I co się okazało? Była to Klara! Chciałam ją wyminąć, ale chwyciła mnie za rękę i tak mocno ścisnęła, że dotychczas mnie boli. Okazuje się, że umarł jej ojciec. Tłumaczyłam, że nie mamy sobie nic do powdedzenia, ale prosiła, abym nie odchodziła. Zaczęła płakać na środku ulicy, co było dla mnie żenujące. Weszłam z nią do kawiarni, gdzie przez bite trzy godziny łkając Strona 20 opowiadała swe dzieje. Na szczęście w kawiarni było pusto. Ja też płakałam i filiżanka z kawą podane przez kelnera wypełniły się naszymi łzami. Cóż Ci mogę powiedzieć, mój kochany? Znam jej wszystkie wady, jednak nie jest ona tak pozbawiona uczuć jak Sabina. Osoba ordynarna rteż może mieć duszę. Nie potrafię Ci powtórzyć wszystkiego, co mówiła. Najważniejsze jest to, że