10483

Szczegóły
Tytuł 10483
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

10483 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 10483 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

10483 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

The X Files ULECZENIE 10 X 1998 19:25 Washington Agentka Dana Scully weszła do swojego mieszkania i bezszelestnie zamknęła za sobą drzwi. Dzisiejszy dzień był okropny, ale Dana nie mogła pozbyć się wrażenia, że najgorsze dopiero się zdarzy. Odruchowo zdjęła płaszcz po czym bezradnie stojąc na środku przedpokoju rozmyślała nad tym co się stało. Najpierw Carsh (niech go wszyscy diabli!!!) zrobił jej awanturę o ubiegło tygodniowy pobyt w Virginii, który bynajmniej nie miał nic wspólnego z "rutynowymi sprawdzianami" . "Skąd właściwie on wszystko o nas wie????"- zadręczała się Scully. Nagle przypomniała sobie o implancie odczytującym jej myśli i zadrżała... "Nie, nie to niemożliwe..."- próbowała się uspokoić, ale czuła, że drży na samą myśl o TYM.... No i ta kłótnia z Mulderem... Czy do tego człowieka nie dociera żaden rozsądny argument? Skoro nas KONTROLUJĄ to wszystkie nasze działania kierujemy przeciw sobie. Trzeba TO przeczekać, uśpić ICH czujność... "Mam rację, ale nie powinnam WTEDY tak się zachować; wyładowałam na nim swoją złość, zwaliłam na niego winę, której nie ponosi żadne z nas"- Scully była wściekła na siebie. Znała Muldera od tak dawna, ufała mu bardziej niż samej sobie. Próbowała go nawet zrozumieć, ale on był zawsze o jeden krok do przodu, stawiał pytania, na które ona nie znała odpowiedzi. "Co ja właściwie tak w nim lubię"- zastanawiała się- "chyba jego wiarę w sprawiedliwość. On nigdy nie zwątpi. Ma siłę, której ja nie mam. W ogóle to jestem mu tylko zawadą. ONI przysłali mu mnie, żebym go zniszczyła. Mulder o tym wiedział, zaufał mi mimo to, a ja...". Łzy popłynęły jej po policzkach. Czuła się podle... "Zadzwonię do niego"- myślała gorączkowo -"Może mi wybaczy. Opowiem mu dokładnie co czuję. Zrozumie..." Poczuła jakby ktoś zdjął jej z pleców tonę węgla. Jednak nie była spokojna. Niepokój ani na chwilę jej nie opuszczał, wręcz przeciwnie- zdawał się z każdą chwilą wzrastać. Podeszła do telefonu i podniosła słuchawkę, ale nie wykręciła numeru... Poczuła, że serce podchodzi jej do gardła. Przełamując potworny, paraliżujący strach Scully odłożyła słuchawkę i odwróciła się.... ...W drzwiach KTOŚ stał. W bladym świetle lampki Scully widziała wysokiego, ciemnowłosego mężczyznę. Scully patrzyła w jego twarz jak zahipnotyzowana. WIEDZIAŁA, że go już gdzieś widziała... Oboje stali bez ruchu patrząc sobie wzajemnie w oczy... Nagle Dana przypomniała sobie... Pierwsze zamknięcie Archiwum... kiedyś gdy przyszła do biura Muldera (tak, pracowali przecież osobno)... ON TAM BYŁ. Mulder ją nawet przedstawiał... Pamiętała spojrzenie tego człowieka; uważne, oceniające, ale pełne smutku... Tak to było kilka dni przed... jak on się nazywał?... Nagle Scully olśniło- przecież to jest ALEX KRYCEK!!!! Scully drgnęła i cofnęła się odruchowo. Krycek uśmiechnął się. Równie bezszelestnie jak przed chwilą Dana zamknął drzwi i zaczął iść w jej kierunku... Scully momentalnie się opamiętała. Błyskawicznie wyciągnęła broń. - Ani kroku dalej- powiedziała spokojnie, ale ręka drżała jej lekko... Krycek znowu się uśmiechnął. Podniósł ręce w górę na znak, że się poddaje. Po czym powoli przesunął się w kierunku światła i drwiąco spojrzał jej w oczy - Strzelaj...-wyszeptał Scully utkwiła skupiony do maksimum wzrok w jego oczach i nagle broń wysunęła jej się z ręki.. Tęczówki Kryceka były całkowicie czarne... Scully wiedziała co TO oznacza. Krycek podszedł do niej i położył ręce na jej ramionach. Patrzył jej w oczy zachłannie, gorączkowo -Zawsze o tym marzyłem...- szepnął - Krycek możemy ci pomóc- odpowiedziała mu także szptem Scully- ONI... Nagle drzwi otworzyły się gwałtownie. Do mieszkania weszło czterech uzbrojonych mężczyzn ubranych na czarno. Jeden z nich wyszedł w ich kierunku trzymając w ręku długi cienki przedmiot przypominający igłę... - Chyba nie przeszkadzam?- spytał szyderczo Krycek zbladł. Jego oczy zaświeciły gorączkowo. Cofnął się i pociągnął za sobą Scully. Spojrzał na nią przelotnie. Scully wydawało się, że widzi w tym spojrzeniu coś jakby troskę i poczucie winy, ale szybko odrzuciła tę myśl- to nie byłby Krycek... Nagle z korytarza rozbłysło oślepiające, białe światło. Scully poczuła potworny ból. Zakręciło jej się w głowie. Wszystko dookoła niej zaczęło wirować w szaleńczym pędzie. Zdezorientowana Scully poczuła, że traci równowagę i że Krycek łagodnie ją obejmuje i odciąga do tyłu. Potem zapadła lepka, tłumiąca dźwięki ciemność... 10 X 1998 22:15 Washington Alex Krycek siedział pogrążony w kompletnych ciemnościach. Lubił ciemności, chodź teraz bał się ich.panicznie. Tysiące myśli dręczyło go swoimi miliwoltami. "To przez gorączkę"- pomyślał. Rzeczywiście miał gorączkę i to wysoką. Nie czuł nawet bólu poparzonych rąk. "Całe szczęście, że zdążyłem zasłonić twarz"- myślał Krycek- "muszę niczym się nie wyróżniać" Ile zmieniło się w jego życiu w ciągu ostatnich trzech dni... Syndykat chce ugody z Kolonizatorami (kimkolwiek oni są...). Krycek nie mógł się na to zgodzić. "Mamy przecież szczepionkę"- tłumaczył im- "Przy pomocy Rebeliantów pokonalibyśmy ich"... Czemu oni tego nie rozumieją? Pamiętał swoje ostatnie słowa z tej rozmowy "NIE BĘDĘ NICZYIM NIEWOLNIKIEM". Nie jest w istocie. Jest SAM. Od nikogo nie zależy... Nikomu nie może ufać, nikomu nie może się zwierzyć, nikt o nim nie myśli... Nie, TAMCI myślą z pewnością. Wiedzą, że żyje... a może nie? Zobaczą TO CO ZOSTAŁO i będą pewni, że ja i Dana też tam zginęliśmy... "Zabiłem jej siostrę"- pomyślał Krycek- "Musiała strasznie cierpieć" "Tylu ludzi... zabijałem dla NICH, a teraz ONI chcą zabić mnie" Wstał, zapalił świecę i postawił ją przy łóżku, na którym leżała Scully. Usiadł przy niej i patrzył smutno w jej twarz. Zdjął jej okład z czoła. Gorączka spadała i ona już niedługo się obudzi... Nienawiść do Muldera zastąpił żal. "Co on by zrobił na moim miejscu?"- pytał sam siebie Krycek- "Gdyby wiedział jak bliski jest prawdy... Ale ten żałosny głupek bawi się w Archiwum X i nie dociera do niego z czym ma do czynienia" Ale "ten żałosny głupek" nie ucieka teraz przed Syndykatem, ma kogoś w kim ma bezgraniczne oparcie i nie jest mordercą... "Prawda leży daleko"? PRAWDY NIE MA... Krycek wstał. Po raz ostatni spojrzał na śpiącą Scully i odwrócił się od łóżka... 10 X 1998 22:30 Washington Agent Mulder leżał na łóżku i z całej siły rzucał papierami w plakat z UFO. Myślał o tym co dziś rano powiedziała mu Scully. "Czyżby udało im się ją zastraszyć? Ale po tym co przeszła..." Nagle usiadł na łóżku "Jakim ja jestem egoistą"- pomyślał- "Tyle przeze mnie wycierpiała, a ja nie umiem tego uszanować. Mało tego, żądam od niej kolejnych poświęceń..." Tok myśli przerwał mu dzwonek telefonu. "To ona"- z ogromną radością pomyślał Mulder i włączył komórkę - Poznajesz?- usłyszał głos w słuchawce. - Ciebie trudno NIE poznać- odpalił Mulder- czyżbyś chciał mi przekazać pozdrowienia od Palacza? - Nie od kogoś znacznie ci bliższego. Bądź na West Point za godzinę.SAM.- odpowiedział z radosną drwiną Krycek- i uważaj na PRZYJACIÓŁ... -Zaczekaj!- krzyknął Muldetr- kogo masz na myśli? Odpowiedzi się nie doczekał... 10 X 1998 23:30 Washington Scully czuła łagodne kołysanie, ale nie miała siły otworzyć oczu. Coś miękkiego krępowało jej ruchy, ale nawet mimo tego nie byłaby w stanie zrobić czegokolwiek. Do jej świadomości docierał jakiś cichy jednostajny dźwięk. "Co to jest?"- myślała. Spróbowała przypomnieć sobie co się stało. Z toku rozmyślań wyrwał ją lekki wstrząs. Poczuła prąd zimnego powietrza na twarzy. Przemogła się i otworzyła oczy. Zobaczyła pochylonego nad nią Kryceka, który rozwijał ją z koca, w który była zawinięta. Jego twarz przez moment pełna troski przybrała maskę obojętności gdy tylko zorientował się, że Scully na niego patrzy. Spojrzał na nią ze smutkiem, którego już nie umiał ukryć - Chodź- powiedział łagodnie- muszę się spieszyć. Scully wysiadła z samochodu, ale momentalnie zachwiała się. Krycek objął ją ramieniem i poprowadził do przodu. Mulder dopiero teraz zobaczył Kryceka.(który wjechał od tyłu na wygaszonych światłach) Podbiegł do niego błyskawicznie. Krycek podał mu słaniającą się Scully. - Nic jej nie będzie AGENCIE MULDER- z cynicznym uśmieszkiem powiedział Krycek- to tylko osłabienie. Na Twoim miejscu lepiej bym dbał o SWOJĄ AGENTKĘ Mulder spojrzał w zupełnie czarne oczy Kryceka. Wyczytał w nich z pewnością więcej niż ich właściciel by sobie życzył. -Dziękuję- powiedział Mulder -O nie- odpowiedział Krycek- nie zrobiłem tego dla niej, ani dla ciebie, ani dla tego twojego żałosnego "Archiwum X". Zrobiłem to dla SIEBIE. Obaj spojrzeli sobie w oczy po raz ostatni i rozeszli się. Mulderowi gdy jechał do domu ciągle stała przed oczami twarz Kryceka. Spojrzał na siedzącą obok niego Scully. Dana otworzyła oczy. Popatrzyła na niego ciepło. -Przepraszam- szepnęła- nie chciałam cię zranić -Nigdy mnie nie zraniłaś Scully- odpowiedział Mulder- Rozpieszczasz mnie jak dziecko. Scully uśmiechnęła się słabiutko. 14 X 1998 20:42 Washington Krycek leżał na łóżku. Okład dawno mu wysechł, ale nie miał siły wstać po nowy. Już treci dzień miał 39 stopni gorączki. której niczym nie dało się zbić. Zastanawiał się ile jeszcze będzie tak leżał. "Oni mnie szukają"- myślał- "ale mam nadzieję, że nie znajdą dopóki moje ciało całkowicie się nie rozłoży..." Rozległo się cichutkie pukanie do drzwi. Krycek zadrżał. Wstał i zataczając się podszedł do drzwi. Otworzył je. Na wycieraczce leżała mała fiolka z przezroczystym płynem... Mulder i Scully patrzyli jak Krycek schyla się i podnosi fiolkę -Myślisz, że nie jest za późno?- szepnęła Scully patrząc z lękiem na wyniszczoną gorączką i zmęczeniem twarz Kryceka. -Nie wiem- odpowiedział także szptem Mulder- Z nim stało się coś dziwnego... Nagle Mulder przerwał. Ścisnął rękę Scully i pokazał jej Kryceka. Na chorobliwie bladej twarzy tajnego agenta rządowego; człowieka, który zabijał na rozkaz bez żadnych wątpliwości pojawił się wyraz strasznego cierpienia połączonego z jakąś radością. Wpatrującej się do bólu w twarz Kryceka Scully wydało się przez moment, że na zapadniętych policzkach agenta pojawiło się kilka kropli. "To niemożliwe"- pomyślała- " ON nie mógłby płakać"... Krycek błyszczącymi gorączką oczyma wpatrywał się w ciemność. Cały czas zadawał sobie pytanie, czy Mulder chce go upokorzyć, czy odwdzięczyć się. Wiedział jednak ile kosztowało Muldera zdobycie TEGO. Spojrzał na trzymaną w ręce buteleczkę... -Dziękuję- powiedział cicho, tak jednak by dwie ukryte w ciemności postacie mogły go usłyszeć- Może się pomyliłem Mulder, ale już za późno, żeby tą pomyłkę naprawić. Myślę, że spotkamy się... wkrótce. Otarł ręką twarz- była mokra. Czemu? Odwrócił się otworzył drzwi do mieszkania. Tak strasznie chciał wrócić, ale czuł, że to bez sensu. Wszedł do mieszkania i zamknął za sobą drzwi... Scully i Mulder spojrzeli na siebie. Spojrzenie Dany było smutne, Muldera zamyślone. Bez słowa wsiedli do samochodu. Żadne z nich nie mogło zasnąć tej nocy, mimo tego, że jutro czekał ich ciężki dzień... KONIEC