Putney Mary Jo - Pocałunek przeznaczenia

Szczegóły
Tytuł Putney Mary Jo - Pocałunek przeznaczenia
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Putney Mary Jo - Pocałunek przeznaczenia PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Putney Mary Jo - Pocałunek przeznaczenia PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Putney Mary Jo - Pocałunek przeznaczenia - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Romans historyczny Romans historyczny w W y d a w n i c t w i e ANBER MARY BALOGH GAELEN FOLEY Bez serca Jego Wysokość Pirat Nie do wybaczenia Książę z bajki Niedyskrecje Księżniczka Niezaffomniane lato SUSAN KING Noc miłości Całując hrabinę Pieśń bez słów Pojedynek MICHELLE MARTIN Tajemnicza kurtyzana Awanturnica Zauroczeni Diablica z Hampshire Złodziej marzeń Królowa serc ADRIENNE BASSO Lord kamerdyner Pocałunek Poślubić wicehrabiego Szalona panna Mathley Zakład o miłość MEAGAN McKINNEY Księżycowa Dama REXANNE BECNEL Lodowa Panna Nieodparty i nieznośny przeznaczenia Łowcy fortun Swatka Niegodziwa czarodziejka CONNIE BROCKWAY Uzurpator Kaprys panny młodej Zamek na wrzosowisku Ku światłu FERN MICHAELS Mój najdroższy wróg Duma i namiętność Miłość w cieniu piramid Niebezpieczny mężczyzna AMANDA O.UICK Sezon na panny młode Czekaj do północy Kontrakt MARSH A CANHAM Wynajęta narzeczona Honor klanu Jak błyskawica SUSAN ELIZABETH PHILLIPS W jaskini lwa Wyobraź sobie... Przekład Żelazna Róża JANET DAILEY MARY JO PUTNEY Pocałunek przeznaczenia Maria Głowacka Cienie przeszłości PEGGY WAIDE Słowa miłości w przygotowaniu PEGGY WAIDE Obietnica łotra & AMBER Strona 2 Prolog Harlowe Hertfordshire, Anglia listopad 1737 N i \iebo płakało jesiennym deszczem - pogoda wręcz idealna na po­ grzeb. Gwynne Owens była szczęśliwa, że zwyczaj zakazywał kobietom stać nad grobem; obawiała się, czy w najtrudniejszej chwili zdoła zacho­ wać zimną krew. Pod wilgotną darnią spoczął przecież jej ojciec. Jak zawsze szukała schronienia w bibliotece lorda Brecona. Jej ojciec, Robert Owens, przez ponad trzydzieści lat był bibliotekarzem jego lor- dowskiej mości i Gwynne dorastała pośród zebranych tu bezcennych wo­ luminów. Wodziła palcami po oprawionych w skórę grzbietach i tłoczonych zło­ tem literach. Ojciec zawsze powtarzał, że mądry człowiek poradzi sobie z samotnością. Miała nadzieję, że się nie mylił. Teraz jak nigdy potrzebo­ wała pocieszenia. Szła wzdłuż południowej ściany pokoju. Jej odbicie mignęło w wiszą­ cym nad kominkiem ogromnym lustrze. Odwróciła twarz, nie chcąc pa­ trzeć na wysoką sylwetkę i płomienne włosy. Jaka szkoda, że nie odzie­ dziczyła ani nadzwyczajnych zdolności ojca, ani urody matki. Ukojenie przyniosłaby jej zapewne szaleńcza jazda konna wśród wzgórz Harlowe. Niestety nie mogła sobie na to pozwolić. Wkrótce zejdzie na dół - będzie gospodynią na uroczystej stypie. Chcąc się czymś zająć, otworzyła drzwi do galerii, w której mieściły się gabinet i prywatna bi­ blioteka jej ojca. Delikatny, ledwo wyczuwalny dreszcz przeszył jej ciało, gdy weszła do środka. W obszernym, wysoko sklepionym pomieszczeniu zgromadzo­ no najwspanialszy w Anglii zbiór ksiąg i manuskryptów poświęconych 7 Strona 3 magii. Były tu również cenne woluminy opisujące historię najstarszych dował się poślubić Annę Wells wbrew woli obydwu rodzin. Rodzina Anny na Wyspach Brytyjskich rodów guardian. wyparła się jej. Owensowie, aczkolwiek niechętnie, w końcu zaakcepto­ Guardianie - klan jej ojca. Obdarzeni magiczną mocą od niepamięt­ wali ten związek. Guardianie zazwyczaj szukali sobie małżonka wewnątrz nych czasów, żyli wśród nieświadomych niczego śmiertelników. Gwynne, klanu, a Anna do niego nie należała. Chociaż piękna i łagodnego usposo­ chociaż w jej żyłach płynęła krew ojca, nie posiadała mocy. Mimo to bienia, nie posiadała magicznych mocy. należała do klanu. 1 cieszyła się z tego. Kobiety miały tu prawa, o jakich Mimo to związek był szczęśliwy i nagła śmierć Anny przed dwoma laty w normalnym świecie nie mogłyby nawet marzyć. A wszystko zaczęło zadała ich rodzinie straszny cios. Teraz, gdy odszedł ojciec, Gwynne zo­ się od królestwa magii, gdzie posiadały moc równą, a czasem nawet więk­ stała sama. Żałowała, że nie ma siostry ani brata, z którymi mogłaby dzie­ szą niż mężczyźni. « lić smutek. Guardianie przyjęli nazwę od przysięgi, zobowiązującej ich do niesie­ Ostatnia szuflada była już prawie pusta, gdy drzwi otworzyły się i stukot nia sobie pomocy i działania dla wspólnego dobra. Zadanie, którego się laski podpowiedział jej, że nadchodzi lord Emery Brecon. Wstała na jego podjęli, sprawiło, że z ogromną estymą odnosili się do historii, w nadziei, widok. Nienagannie ubrany, dystyngowany starszy pan miał gęste i tak bia­ iż pomoże im ona ustrzec się wcześniej popełnionych błędów. łe włosy, że nie wymagały pudrowania. Wokół lorda Brecona skupiało się I od czasu do czasu tak właśnie było. całe życie Harlowe. Jego wiedza i doskonałe maniery były wprost legen­ Jako strażnik wiedzy, lord Brecon odpowiadał za bezcenny zbiór ksią­ darne i zawsze był miły dla dziewczynki, która kochała książki. żek i rękopisów. Gwynne miała sześć lat, gdy zaczęła pomagać ojcu opie­ - A więc stało się, moja droga - powiedział cicho. kować się księgami. Najpierw tylko je odkurzała, ale robiła to tak ostroż­ - Moi rodzice, milordzie, są teraz razem. I będą razem na zawsze. nie, jakby były z najdelikatniejszej porcelany. Później przepisywała Uderzyła ją zawarta w tych słowach głęboka prawda. Od czasu do cza­ nadgryzione zębem teksty pergaminy i zabezpieczała je przed skutkami su miewała wizje, jedyny znak, że odziedziczyła coś z magii guardian. upływu czasu. Oczywiście, nie można było tego porównać do władania siłami przyrody Obrzuciła półki smutnym spojrzeniem, zdając sobie sprawę, że będzie czy uzdrawiania chorych. tęskniła za tymi książkami, kiedy już stąd wyjedzie. Ponieważ zbiór był - Wkrótce obydwoje powinniśmy zejść do błękitnego salonu. Mam bardzo cenny, nowy bibliotekarz powinien zjawić się tu jak najszybciej. jednak nadzieję, że pozwolisz mi tu chwilę odpocząć. Ta pogoda zmę­ Gwynne musi się do tego przygotować i usunąć stąd osobiste rzeczy ojca. czyła mnie trochę. Pocieszała się, że przynajmniej nie zostanie odprawiona bez grosza - - Cieszę się, że pada. Piękny dzień nie byłby odpowiedni na pogrzeb. guardianie dbają o swoich członków. A może znajdzie się jakieś miejsce - Nie ma odpowiednich dni na pogrzeb. - Jego spojrzenie zatrzymało dla córki Roberta Owensa? Przy odrobinie szczęścia zostanie w Har- się na wiklinowym koszu wypełnionym drobiazgami należącymi do jej lowe, jedynym domu, jaki kiedykolwiek miała. Na więcej nie śmiała li­ ojca. - Widzę, że solidnie się napracowałaś. Biblioteka wiele straci, kie­ czyć. dy stąd odejdziesz. Bura kotka, Athena, wylądowała miękko na biurku i zwinęła się w kłę­ A więc zostanie odesłana. Tak ją to przygnębiło, że odważyła się wy­ bek. Gwynne, pokrzepiona obecnością ulubienicy, usiadła na miejscu ojca stąpić z prośbą, która była ostatnią szansą na zrealizowanie jej najskryt­ i zaczęła przeglądać zawartość szuflad. Musiała się czymś zająć, jeśli nie szego marzenia. chciała opłakiwać tego, co było, i zamartwiać tym, co będzie. - Zawsze kochałam pracę w bibliotece - powiedziała. - Prawdę mó­ Z trudem powstrzymała łzy, gdy w środkowej szufladzie odkryła meda­ wiąc, milordzie, miałam... nadzieję, że po śmierci mego ojca pozwoli mi lion matki. Wewnątrz znajdowały się miniatury jej rodziców, namalowa­ pan tu pozostać. I chociaż nie pobierałam wszystkich niezbędnych nauk, ne, gdy postanowili się zaręczyć. Byli tacy młodzi i tak bardzo w sobie to dobrze mnie do tej pracy przygotowano. Zajmowałam się książkami zakochani. Ojciec najwyraźniej chciał mieć medalion przy sobie, aby czę­ przez całe życie. Mój ojciec twierdził, że jeśli chodzi o renowację i prze­ sto patrzeć na żonę i wspominać czasy, kiedy byli razem. pisywanie rękopisów, to nie zna nikogo, kto byłby lepszy ode mnie. Jeśli Zamknięty w sobie i oddany bez reszty pracy przez lata wiódł spokojne nie mogę objąć posady bibliotekarza, to przynajmniej proszę pozwolić życie w rezydencji w Harlowe. Zburzył ten spokój tylko raz, gdy zdecy- mi zostać jego pomocnicą. 8 9 Strona 4 - Masz dopiero siedemnaście lat, moje dziecko - odparł starzec, wy­ ranka budziła się z nadzieją, że rozwinęła się w niej moc. Na próżno. raźnie poruszony jej słowami. - Jesteś zbyt młoda, by zagrzebać się Posiadała jedynie pewną intuicję, ale tę mógł mieć każdy człowiek. w książkach. Życie musi toczyć się dalej. Nigdy nie wyjdziesz za mąż, - Bez względu na to, czy władasz mocą, czy też nie, jesteś cudowną, jeśli masz zamiar wieść takie życie. niepowtarzalną istotą. Nie zapominaj o tym. Z trudem powstrzymała śmiech. Jego lordowska mość nie przyjrzał się Pomyślała, że siedemdziesięcioletni starzec po prostu zachwyca się jej jej zbyt dokładnie, jeśli uważa, że ma szanse znaleźć męża. Nie jest prze­ młodością. Mimo to jego słowa dodały jej otuchy. cież ani majętna, ani urodziwa i miejscowi kawalerowie jej nie zauważa­ - Nauczył mnie pan, milordzie, że życie jest czymś rzadkim, bez wzglę­ ją du na to, czy należy do guardianina, czy zwykłego człowieka. Nigdy o tym - Nie spotkałam ani jednego młodego mężczyzny, który zaintereso­ nie zapomnę. wałby mnie bardziej niż książka czy dobry koń, milordzie. Starzec oparł dłonie na złotym uchwycie laski. Na jego twarzy pojawił Zmarszczył brwi. się cień zakłopotania. - Chciałem o tym porozmawiać z tobą trochę później, ale skoro już - Jest pewna możliwość, która, chociaż wciąż ją odrzucam, z uporem poruszyliśmy ten temat... Jakie są twoje plany na przyszłość? gości w moich myślach. Z pozoru wydaje się niedorzeczna, a jednak czu­ Podniosła głowę w geście urażonej dumy. ję, że to najlepsze wyjście, - Nie podjęłam jeszcze żadnej decyzji, ale proszę się nie obawiać, nie sprawię panu kłopotu. - Tak? - powiedziała, chcąc dodać mu odwagi. Sama myśl o tym, że właściciel Harlowe myślał o niej i jej przyszłości, była miła. - Co ty mówisz, dziecko?! Harlowe to twój dom i zawsze będziesz tu - Chciałbym, abyś została moją żoną. mile widziana. Jeśli jednak wolisz odejść...? Gwynne zamarła, nie mogąc wykrztusić słowa. - Krewny mojego ojca zaoferował mi gościnę. - Zawahała się, po czym - Widzę, że wstrząsnęło to tobą. - Uśmiechnął się krzywo. - Właści­ doszła do wniosku, że powinna być szczera, skoro od tego zależy cała jej wie wcale się temu nie dziwię. Dzieli nas ponad pięćdziesiąt lat. W tej przyszłość. - Nie mam nic przeciw temu, aby pracować na utrzymanie, sytuacji małżeństwo byłoby zapewne czymś gorszącym. Kobiety twier­ ale, szczerze mówiąc, wolałabym pomagać pańskiemu nowemu bibliote­ dziłyby, że wykorzystują twoją niewinność, a w wielu mężczyznach bu­ karzowi, niż być guwernantką dzieci mojego kuzyna. dziłbym zazdrość. I nie bez powodu. Jeśli ten pomysł budzi w tobie odra­ - Zasługujesz na znacznie więcej niż posada guwernantki czy poświę­ zę... - Sięgnął po laskę, chcąc wstać. cenie się książkom. -Jasnoniebieskie oczy wpatrywały się w nią uważ­ - Nie! - Zaprotestowała, widząc, jak bardzo jest zakłopotany. - Pań­ nie. - Ale nie jesteś gotowa do małżeństwa. Jeszcze na to za wcześnie. ska propozycja jest rzeczywiście niespodziewana, ale nie mogę powie­ Wyczuwając jakiś głębszy sens w jego słowach, z zaciekawieniem za­ dzieć, aby była mi wstrętna. Pan, milordzie, jest jednak jak słońce, gwiazdy pytała: i niebo nad Harlowe, a ja, cóż, zwyczajny wróbelek. Trudno mi więc - Czyżby znał pan moją przyszłość, milordzie? uwierzyć, że pan ze mnie nie żartuje. - Jedynie początek twojej drogi, reszta wciąż tonie we mgle. Ale za­ - To nie jest żart, Gwynne. Musisz się wiele nauczyć, zanim przezna­ równo ja, jak i moja siostra, Bethany, mamy przeczucie, że los wyznaczył czenie wyciągnie po ciebie dłoń. - Ponownie zacisnął palce na gałce la­ ci wielkie zadanie. Wielkie i trudne. ski. To nie będzie zwykłe małżeństwo. Niewiele mi już życia zostało, Los wyznaczył ci wielkie zadanie. tak więc wkrótce zostaniesz wdową. Młodą, majętną i niezależną. - Jak to możliwe, skoro nie posiadam mocy? - Pańskie dzieci z pewnością sprzeciwią się temu małżeństwu. Potraktu­ - Przeznaczenie i moc niekoniecznie muszą iść w parze. Zwykli ludzie ją jako obrazę pamięci ich matki i zakwestionują każdy legat, jaki zechce często zmieniali bieg historii. Ale ty jesteś niezwykła, Gwynne. Jesteś mi pan zapisać. - Pomyślała o trójce jego dorosłych dzieci. Gdy była jedy­ jak pączek róży, który czeka, by się rozwinąć. nie mało znaczącym domownikiem, traktowali ją uprzejmie, ale kto wie, - Mam nadzieję, że to prawda, milordzie. jak zachowaliby się, gdyby Gwynne Owens miała zostać ich macochą. Przymknęła oczy, po raz kolejny z trudem powstrzymując łzy. Jako dziec­ - Wciąż jestem panem Harlowe i mogę robić, co zechcę - odparł su­ ko marzyła o tym, żeby być wielkim magiem. Kiedy dorosła, każdego cho. - Kiedy z nimi porozmawiam, z pewnością się nie sprzeciwią. Nasz 10 11 Strona 5 ślub leży w interesie guardian, jeśli, oczywiście, zechcesz przyjąć moją propozycję. Usiłowała ukryć rozczarowanie. - A więc, milordzie, chce mnie pan poślubić jedynie w poczuciu obo­ wiązku względem klanu?! - Gdybym chciał jedynie przygotować cię na spotkanie twego prze­ znaczenia i zadbać o interesy guardian, mógłbym to zrobić bez koniecz­ ności wiązania się z tobą węzłem małżeńskim. Ale... zawsze lubiłem prze­ bywać w twoim towarzystwie, Gwynne - przyznał z wahaniem. - Po śmierci Charlotte czułem się bardzo samotny. Twój dowcip, serdeczność i wdzięk byłyby dla mnie prawdziwym błogosławieństwem. Czułbym się zaszczycony, gdybyś zechciała zostać moją żoną. Naprawdę tak uważał. Ten wspaniały mężczyzna, taki władczy i mą­ Część I dry, chciał, żeby za niego wyszła. Po raz pierwszy w życiu poczuła, co znaczy mieć w sobie moc. Moc tak starą jak świat, która sprawia, że mężczyzna staje się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Rozpromieniona wstała i wyciągnęła do niego ręce. Władca Piorunów - To dla mnie zaszczyt, milordzie, o jakim nigdy nie marzyłam. Jeśli pan tego pragnie, z radością zostanę pańską żoną. Z uśmiechem, który zapierał dech w piersiach, uścisnął jej dłonie. - To dobra decyzja dla nas obojga, Gwynne, wiem o tym. Ona była tego pewna, choć nie potrafiłaby tego wytłumaczyć w żaden rozsądny sposób. Pod wpływem nagłego impulsu podniosła złączone dło­ nie i przycisnęła usta do sękatych palców starca. Już czuła smutek na myśl o tym, jak niewiele czasu im pozostało. Zrobi wszystko, żeby lord Brecon nigdy nie żałował tej decyzji. Póki co trzeba zapomnieć o przeznaczeniu. Teraz musi zadbać o to, aby być dobrą żoną. Strona 6 1 Richmond, Anglia lato 1745 D uncan Macrae oddychał głęboko, upojony zapachem lata. Wczoraj wieczorem wrócił do Londynu po długiej i wyczerpującej podróży po Europie i nie ukrywał, że wolałby cały dzień spędzić w łóżku, ale jego przyjaciel, lord Falconer, namawiał go na wyjazd do Richmond. W koń­ cu mu uległ. I wcale tego nie żałował. Wraz z przyjacielem obszedł okazałą rezydencję i znalazł się w ogrodzie. Ujrzał damy w wytwornych sukniach, które przechadzały się po szmaragdo­ wej murawie, bezwstydnie flirtując z równie wytwornymi mężczyznami, - Kobiety w Londynie przypominają egzotyczny bukiet kwiatów - za­ uważył. Simon Malmain uśmiechnął się lekko. - Nie znajdziesz takich wśród twoich dzikich szkockich wzgórz. - Szkockie kobiety są równie piękne, a przy tym o wiele bardziej natu­ ralne. - Duncan spojrzał w niebo. - Lady Bethany wybrała dobry dzień na piknik. Ani jednej chmurki na niebie. - Jak wiesz, lady Bethany ma w żyłach trochę szkockiej krwi, nic wiec dziwnego, że nieźle sobie radzi z pogodą, chociaż w Anglii jest ona wy­ jątkowo kapryśna. - Simon delikatnie wygładził fałdkę na rękawie sur­ duta z błękitnego brokatu. - Gdyby miało padać, nigdy bym się tak nie ubrał. Ten surdut kosztował majątek. Duncan nie krył rozbawienia. Jego przyjaciel tak świetnie udawał fir- cyka, iż nawet on, który znał go od dziecka, czasem zapominał, że Simon był najgroźniejszym magiem w Wielkiej Brytanii. Poza, być może, sa­ mym Duncanem. 15 Strona 7 - A gdzież to nasza gospodyni? Powinienem złożyć jej moje uszano­ - Na dziesięć tysięcy! Więcej! Onajest jak antyczna czarodziejka, której wanie. Minęły lata od czasu, kiedy ją ostatnio widziałem. wzrok doprowadzał mężczyzn do szaleństwa. - Jakie to szczęście, pomy­ Simon przymrużył oczy. ślał, że lady Brecon nie zdawała sobie sprawy z tego, jak na nią patrzy. - - Jest tam, przy altanie. A więc to żona Brecona, tak? Jego lordowska mość ma dobry gust. Ruszyli w tę stronę. Gdy znaleźli się w pobliżu, usłyszeli kwartet smycz­ - To nie jest małżonka obecnego lorda, ale wdowa po jego ojcu. Pod­ kowy wykonujący nastrojowy utwór. różowałeś po Europie, kiedy się pobrali. Odbyło się to w atmosferze skan­ - Trudno uwierzyć, że groźba wojny domowej zawisła nad Anglią - dalu, ponieważ miała wówczas zaledwie siedemnaście lat, a on ponad zauważył cicho Duncan. siedemdziesiąt. Wydawała się wtedy dosyć pospolita. - Właśnie dlatego wielu z nas spędza ostatnio tyle czasu w Szkocji. - Pospolita? Ona? Wszystko może się jeszcze zdarzyć. Jeżeli guardianie potrafią zbudować - Rozkwitła w małżeństwie, bogaty małżonek często ma zbawienny mosty między naszymi narodami, może uda się zapobiec wojnie. wpływ na urodę żony. Tak czy owak, ona i Brecon byli sobie bardzo od­ - Być może, ale nie zapominaj, że Szkoci i Anglicy walczą ze sobą od dani. wieków i wrogość między nimi stała się już tradycją, a tę niełatwo zmie­ Dzięki Simonowi szybko poznał wszystkie plotki. Chociaż wydawało nić. - Duncan spojrzał na przyjaciela spod oka. - Pamiętasz? Kiedy spo­ się to niedorzeczne, w głębi duszy cieszył się, że piękna nieznajoma jest tkaliśmy się po raz pierwszy, zrobiliśmy wszystko, żeby się pobić. wdową. Zastanawiał się, kiedy stary Brecon zmarł. Chyba w zeszłym - To prawda, ale nie uważałem cię jeszcze wtedy za barbarzyńskiego roku... Teraz, kiedy minął już okres żałoby, musi mieć legion zalotników. Szkota - zauważył Simon. - Znienawidziłem cię, ponieważ zostałeś wpro­ - Ma wielu adoratorów, wśród nich również i mnie, ale nie zauważy­ wadzony do mojego pokoju podczas lekcji i natychmiast udowodniłeś, łem, żeby któregoś wyróżniała. - Simon uniósł brew. - Nie widziałem cię że twoja greka jest znacznie lepsza od mojej. w takim stanie od czasu, kiedy poszliśmy razem na koński jarmark, na Duncan uśmiechnął się krzywo na wspomnienie ich pierwszego poje­ którym wybrałeś swojego siwka. dynku. Rzeczywiście, kiedy szesnastoletni Duncan zobaczył wymarzonego - Myślę, że to lepsze niż nienawiść z powodu naszych narodowości. konia, jego reakcja była taka sama jak dziś, gdy ujrzał lady Brecon. Mu­ Podeszli do grupki otaczającej siwowłosą lady Bethany Fox. Pomimo siał ją mieć. siedemdziesiątki wciąż miała smukłą sylwetkę, dzięki której przez całe Odetchnął głęboko, uświadomiwszy sobie, że nie ma już szesnastu lat, życie uważano ją za piękność. Była namiętną ogrodniczką, kochającą a nieznajoma zapewne okaże się jędzą albo też, podobnie jak większość babcią i najpotężniejszą w Anglii wróżką. kobiet, uzna, że jest w nim coś przerażającego. Łatwo można zdobyć Lady Bethany roześmiała się z czegoś, co powiedziała stojąca obok wspaniałego konia, kobietę znacznie trudniej. niej kobieta. Duncan podniósł wzrok i zamarł, urzeczony towarzyszką - Jeśli była żoną Brecona, to musi być guardianką? starszej damy. Wysoka i elegancka, miała na sobie kremową suknię, któ­ - Tak, pochodzi z Owensów. Dorastała wśród książek biblioteki Har- ra, chociaż przesadnie skromna, nie zdołała ukryć wspaniałych, kobie­ lowe i ma ogromną wiedzę na temat historii guardian. Po śmierci męża cych kształtów zdolnych niejednego mężczyznę przyprawić o zawrót gło­ zamieszkała w Richmond w domu lady Bethany. Simon uśmiechnął się. wy. Słomkowy kapelusz podkreślał klasyczne rysy twarzy, a oczy skrzyły - Trudno uwierzyć, że młoda wdowa jest bratową lady Bethany. Wyglą­ się humorem i inteligencją. Tak, to była wyjątkowo niebezpieczna kobie­ da raczej jak jej wnuczka. ta. Jeśli młoda dama była molem książkowym, to jej wygląd zwiódłby każ­ - Dobry Boże! Prawdziwa Helena Trojańska! - Westchnął i w tej sa­ dego. Od upudrowanych włosów do zgrabnych pantofelków wyglądała mej chwili gdzieś w oddali rozległ się głuchy grzmot. absolutnie doskonale i mogła być ozdobą najświetniejszych salonów. - O kim mówisz? - Wzrok Simona podążył za wzrokiem Duncana. - Grzmot rozległ się znowu, tym razem bliżej. Duncan zmarszczył brwi. Ach, to lady Brecon, ale stać cię na tysiąc okrętów? Nie sądzę. No, może Otwartość w arystokratycznym londyńskim towarzystwie nie była mile na pięć, najwyżej sześć. widziana, ale nie mógł postąpić inaczej. 16 2 Pocałunek przeznaczenia 17 Strona 8 - Przedstaw mnie tej damie, Simon, chcę się przekonać, czy jest aż tak - To przyjemność dla mnie, lady Brecon. - Skłonił się nisko. doskonała, na jaką wygląda. Kiedy się wyprostował, chmura przesłoniła słońce i Gwynne wreszcie ujrzała jego twarz. Palące spojrzenie szarych oczu przeszyło ją niczym błyskawica. Przeznaczenie... To słowo wróciło do niej echem wraz ze zdumiewającym wrażeniem, że świat nagle się zmienił. Zbeształa się w myślach za wybujałą wyobraźnię. Świat wyglądał tak Gwynne z uśmiechem wysłuchała wyjątkowo słabego sonetu, który sir samo jak przedtem. Trawa była zielona, Bethany niezmiennie opanowa­ Anselm White wygłosił na jej cześć. na, a Falconer jak zawsze pozostawał bawidamkiem. Co do Ballistera - - Pochlebia mi pan, sir Anselmie. Moje oczy są jasnobrązowe, nie sza­ wyglądał dosyć normalnie. Chociaż jego wzrost i barczyste ramiona przy­ firowe. ciągały wzrok, to pokrytą bliznami twarz trudno było uznać za przystoj­ Rozmarzone spojrzenie mężczyzny wyostrzyło się, gdy studiował ko­ ną. Błękitny surdut i kamizelka, w porównaniu ze strojami innych lon- lor jej tęczówek. dyńskich arystokratów, nie były zbyt wyszukane. - Złote monety, których blask jest silniejszy niż słońce! Jedynie jego szare oczy zasługiwały na szczególną uwagę. Przypomniała Pomyślała złośliwie, że ta metafora najwyraźniej pomieszała mu zmy­ sobie pewną lekcję przyrody, podczas której wykładowca stwierdził, że sły w dzieciństwie i od tamtej pory nie może dojść do siebie. Obawiała elektryczność to dzika, tajemnicza siła, której nie można okiełznać i któ­ się już, że poezja sir Anselma będzie jej towarzyszyć przez cały wieczór, rej nikt nie pojmuje. Ta właśnie elektryczność iskrzyła teraz w oczach gdy usłyszała głos Bethany. Ballistera i w powietrzu, które krążyło między nimi... - Lordzie Falconer, jak miło znowu pana widzieć. Zbyt wiele czasu spędziła na słuchaniu sir Anselma. Jego metafory były Gwynne obdarzyła sir Anselma ostatnim uśmiechem, po czym odwró­ najwyraźniej wyjątkowo zaraźliwe. ciła się, aby powitać przybysza. - Był pan w Europie, lordzie Ballister? - zapytała uprzejmie. - Simon, ty nicponiu! - zawołała, wyciągając do niego rękę. - Zanie­ - Zaledwie wczoraj wróciłem do Londynu. Dziś rano Falconer wyciąg­ dbujesz mnie, niegodziwcze. nął mnie z łóżka, zaklinając się, że lady Bethany nie będzie miała nic Falconer, jeden z najprzystojniejszych mężczyzn w Londynie, jak zwy­ przeciw temu, jeśli zjawię się u niej niezaproszony. kle budził podziw. Włosy miał związane błękitną wstążką w tym samym - Miałby się z pyszna, gdyby cię nie przywiózł - odparła z powagą odcieniu co jego brokatowy surdut i znakomicie pasującą do jego lazuro­ Bethany. - Mam nadzieję, Ballister, że zostaniesz w Londynie przez jakiś wych oczu. Haftowana srebrem kamizelka z pewnością była bardziej godna czas? poematu niż jakakolwiek część ciała Gwynne. Pod tą nieskazitelną ele­ - Tak, chociaż nie kryję, że tęskno mi już do mojego domu w Szkocji. gancją krył się jednak dzielny mężczyzna i wspaniały przyjaciel. - Po chwili wahania dodał: - Znałem Brecona. Jeśli chodzi o wiedzę, - Ja nicponiem? - Westchnął dramatycznie. - Ranisz mnie, pani. - mądrość życiową i maniery, był dla nas wszystkich wzorem. I chociaż od Skłonił się ku jej dłoni, ale nie wyglądał na zasmuconego. - Pozwól, że jego śmierci minęło już tyle czasu, mam nadzieję, że obydwie panie przyj­ przedstawię ci mojego przyjaciela, lorda Ballistera. Musiałaś o nim sły­ mą ode mnie kondolencje. szeć, ale przez jakiś czas był za granicą i twierdzi, że nigdy nie mieliście Lady Bethany cicho dziękowała za wyrazy współczucia, Gwynne, wy­ okazji, aby się spotkać. raźnie poruszona, powiedziała: Wszyscy guardianie słyszeli o Ballisterze, przywódcy wielkiego rodu - Dziękuję za pańskie uprzejme słowa. Miałam to ogromne szczęście, Macrae'ów z Dunrath i największym magu pogody. Niektórzy twierdzili, że mogłam z nim dzielić jego ostatnie lata. iż jest potężniejszy niż jego słynny przodek, Adam Macrae, który rozpę­ Ballister pochylił głowę w pełnym szacunku geście, po czym zapytał: tał sztorm i zatopił hiszpańską armadę. - Lady Bethany, czy mogę porwać pani uroczą towarzyszkę, aby mi Ponieważ stał, mając słońce za sobą, poza imponującą sylwetką nie­ pokazała ogrody okalające posiadłość? wiele mogła dostrzec. - Bardzo proszę - odparła Beth. - A ja w tym czasie poflirtuję trochę - To prawdziwa przyjemność poznać pana, lordzie Bal li ster. z Falconerem. Gwynne, koniecznie pokaż Ballisterowi strzyżone partery. 18 19 Strona 9 Zadowolona, że nadarza się okazja, by porozmawiać nieco dłużej z in­ potężniejsze. Kiedy byłem na tyle duży, żeby chodzić, matka znalazła trygującym Szkotem, Gwynne ujęła go pod ramię. Była dość wysoka, ale mnie na szczycie wieży w samym środku straszliwej burzy. Wznosiłem przy nim poczuła się mała i krucha. ręce do nieba i zanosiłem się od śmiechu. - Uśmiechnął się do wspo­ - A więc mieszka tu pani z lady Bethany - rzekł, kiedy ruszyli przez mnień. - Uznałem, że złość mojej matki to trochę inny rodzaj burzy. aksamitny trawnik. Gwynne roześmiała się. - Tak, poprosiła mnie o to po śmierci Brecona. - A ponieważ należy pan do rodu Macrae'ów, podejrzewam, że pań­ - Pewnie trudno było pozostać w Harlowe? scy rodzice już wtedy wiedzieli, że jest pan magiem, władcą pogody. Zaskoczona, że tak doskonale ją rozumiał, podniosła głowę i znowu - Tak, w naszej rodzinie nie byłem wyjątkiem, a gdzież lepiej można znalazła się w pułapce jego wzroku. Szary kolor tęczówek nie był już tak się nauczyć panować nad aurą, jak nie w Szkocji, gdzie pogoda zmienia intensywny. Tym razem było w nim znacznie więcej ciepła. się co pięć minut niezależnie od pomocy maga? - Uśmiechnął się krzy­ - Rzeczywiście, chociaż nowy gospodarz rezydencji i jego małżonka wo. - Nikt nie dostrzegał moich sukcesów ani błędów, kiedy się uczy­ nie mieli na to wpływu. Mam prawo dożywotnio korzystać z domu, gdy­ łem! bym chciała pozostać w Harlowe. Jednak zarówno lady Bethany, jak i ja - Zastanawiam się, czy to zasługa szkockiego klimatu, że najwięksi potrzebujemy towarzystwa, z przyjemnością więc przyjęłam jej ofertę. magowie pogody to Macrae'owie. Pomimo różnicy wieku obydwie szybko owdowiały, i to bardzo je do - Możliwe. W powietrzu Dunrath jest coś takiego, co sprzyja temu ro­ siebie zbliżyło. dzajowi magii. - Skrzywił się nagle. - Coś, co nas jednocześnie osłabia. Im Kiedy Gwynne i jej towarzysz podeszli do parterów, ich niezwykły potężniejszy mag, tym szybciej traci siły, gdy dotyka żelaza, a to nie lada kształt zaintrygował Ballistera. Z uwagą przyglądał się wymyślnie przy­ problem. Dlatego rękojeści naszej broni wykonujemy z drewna albo brązu. ciętym krzewom, aby po chwili stwierdzić: - Czytałam o związku pomiędzy władaniem siłami przyrody a wrażli­ - Ten wzór nie pełni wyłącznie dekoracyjnej roli. Ma za zadanie potę­ wością na żelazo. Zastanawia mnie tylko, czy to ono jest źródłem tej gować moc. słabości, czy też raczej czegoś, co blokuje moc. Gwynne szybko rozejrzała się dookoła, aby sprawdzić, czy nie ma niko­ - To zależy odparł. Po czym, zmieniając temat, rzekł: - Falconer go w zasięgu słuchu. Klan przetrwał wieki jedynie dlatego, że jego człon­ powiedział mi, że nie ma nikogo, kto wiedziałby o guardianach więcej kowie ukrywali swe magiczne zdolności. Bycie innym nigdy nie jest bez­ niż pani. pieczne. Jedną z pierwszych rzeczy, której uczą się dzieci guardian, jest - Ponieważ mój ojciec opiekował się biblioteką w Harlowe, wcześnie umiejętność dochowania tajemnicy. Nie wolno im wspominać o mocy przy nauczyłam się korzystać z jej zasobów oraz pisać eseje o tajemniczych obcych. Ballister także o tym pamiętał; w pobliżu nie było nikogo. zdarzeniach i powiązaniach między nimi. - Uśmiechnęła się blado. - Wiem - Tak, w tym miejscu znajduje się punkt, zwany czakramem. Właśnie wszystko o mocy, poza jednym: jak to jest, kiedy się ją posiada. dlatego lady Bethany i jej małżonek kupili tę posiadłość. Koło pośrodku - Wiedza jest równie ważna jak sama moc - stwierdził z powagą Bal­ parteru może być używane do celów obrzędowych. lister. To znajomość naszej historii i naszych błędów pozwala nam unik­ - Czuję wydobywającą się z ziemi energię. A pani? nąć ich w przyszłości. Praca takich guardian jak pani w istotny sposób Wiedziała, o co pyta. pomaga wypełniać nasze zobowiązania. - Nie posiadam mocy. Wprawdzie wyczuwam atmosferę, przepływ - Miło mi to słyszeć. - Chcąc dowiedzieć się czegoś więcej o nim energii i emocje, ale potrafi to każdy wrażliwy człowiek. - Nawet szczęś­ samym, zapytała: - Czy dużo pan podróżował, lordzie Ballister? Jak się liwe lata małżeństwa i to, że została zaakceptowana przez guardian, nie zdaje, dosyć długo nie było pana w Szkocji. uśmierzyło tęsknoty za tym, czego tak bardzo jej brakowało. - A jak było - Zbyt długo. - Przez jakiś czas w milczeniu szli brzegiem rzeki, aby z panem, lordzie Ballister? Nazywają pana Władcą Piorunów lub Władcą w końcu zatrzymać się przy niewielkim pomoście. - Trzy lata temu rada Burz. Czy moc objawiła się w panu wcześnie? zasugerowała, że powinienem skontaktować się z członkami naszego klanu - Właściwie dopiero wtedy, gdy stałem się dojrzałym mężczyzną, ale w innych krajach. Moja podróż była ważna i interesująca, ale nie kryję, siły przyrody fascynowały mnie od zawsze, i to tym bardziej, im były że tęskniłem za domem. 20 21 Strona 10 Rada guardian, której przewodniczyła lady Bethany, składała się z naj­ Zawahała się, widząc, jak jej towarzysz zamyka oczy. Jego włosy i ubra­ większych magów w Wielkiej Brytanii i jej sugestie były właściwie rów­ nie były zupełnie mokre, a mimo to ogromna energia emanowała z niego noznaczne z poleceniem. niczym żar z płonącego ogniska. - Czy eksperymenty z pogodą w innych krajach zrekompensowały panu Wstrzymała oddech, gdy groźna chmura rozdarła się nagle i rozeszła na tak długą nieobecność w Dunrath? boki. W ciągu zaledwie kilku sekund deszcz ustał. Zdumiona obserwowa­ - Wiatr, chmury i deszcz w zasadzie wszędzie są takie same. Oczywi­ ła, jak chmury się rozpływają. Słońce pojawiło się znowu, a nad głową ście są również i różnice. Na przykład wiatr. Każdy śpiewa inaczej. - Ballistera zajaśniała tęcza. Miała przed sobą prawdziwego Władcę Burz. Głos Ballistera nagle zmatowiał. - Chciałbym, aby poznała pani włoskie Po chwili tęcza znikła i w ogrodzie ponownie rozległ się śmiech i gwar zefiry: ciepłe, zmysłowe i delikatne jak westchnienia kochanków. gości gotowych do dalszej zabawy. Gwałtowny podmuch wiatru wpadł między nich i zawirował jej suknią. Ballister otarł zalaną deszczem twarz. Gwynne wiele się nauczyła o flircie, od kiedy wyszła za mąż. Mężczyźni - Pogoda nie jest tu tak chimeryczna jak w Szkocji, ale wystarczająco chętnie asystowali młodej żonie Brecona i ta szybko nauczyła się, kiedy nieprzewidywalna, żeby odrobina deszczu mogła ujść uwagi - rzucił zdaw­ flirt jest tylko towarzyską grą, a kiedy prowadzi do czegoś o wiele po­ kowo, ale Gwynne nie dała się zwieść. ważniejszego. - Odnoszę wrażenie - powiedziała - że pan nie przegapił tej burzy. A lord Ballister był niepokojąco poważny. Pan ją wywołał, nieprawdaż? Puściła jego ramię pod pretekstem poprawienia sukni. Wyglądał na zakłopotanego. - Miałam nadzieję, że będę podróżować z moim mężem, ale stan jego - Jeśli moja uwaga jest skupiona na czymś innym, rzeczywiście tak zdrowia na to nie pozwolił. może się zdarzyć. - Proszę sobie wyobrazić, lady Brecon, że jest pani w Paryżu, Rzymie Wyraźnie rozbawiona przesunęła dłonią po zburzonych przez wiatr lub Atenach i być może te marzenia się spełnią. i deszcz włosach. Wiatr zerwał się znowu, kosmyki kruczoczarnych włosów opadły mu - Cóż mogłoby być aż tak interesujące, by rozpętać burzę? na twarz i Gwynne z trudem oparła się pokusie, aby ich dotknąć. Przy­ Jego oczy pociemniały i Gwynne patrzyła w nie jak urzeczona. Są na­ jemnie by było przesunąć palcami po tym śniadym policzku... prawdę niebezpieczne, pomyślała, można się w nich zatracić. Nagle uświadomiła sobie, że ta dziwna siła, która ich pchała ku sobie, - Pani, oczywiście. Jakaś siła nas do siebie przyciąga. Pani także ją to po prostu pożądanie, i zaniepokoiła się jeszcze bardziej. czuje, wiem o tym. - Dotknął jej wilgotnych pukli w miejscu, gdzie deszcz Niesiony wiatrem deszcz spłynął jej po twarzy i kompletnie przemo­ zmył warstwę pudru. Czubki jego palców musnęły jej szyję. - Jaki ma czył suknię. Z trudem uwolniła się od wzroku Ballistera i zauważyła pani naturalny kolor włosów? - wymruczał. ogromną, nabrzmiałą deszczem, burzową chmurę, która przemieszczała Poczuła, że trudno jej oddychać, jakby sznurówki gorsetu były zbyt się tuż nad rzeką. mocno zaciśnięte. Wcale jej się nie podobało, że jakiś mężczyzna zawró­ - Skąd ona się wzięła? Lady Bethany zapewniała, że dobra pogoda cił jej w głowie. Jako wdowa i guardianka posiadała znacznie więcej utrzyma się przez całe popołudnie. - Uniosła nieco rąbek sukni, szykując swobody niż większość kobiet i nie miała zamiaru z tego rezygnować. się do ucieczki. Ignorując jego pytanie, zauważyła: - Do licha! - Ballister spojrzał w niebo, strugi deszczu spływały mu - Ta siła to jedynie pożądanie, lordzie Ballister. - Odwróciła się, chcąc po twarzy. - Przykro mi, lady Brecon. Niestety, nie zwracałem dostatecz­ się uwolnić od jego wzroku. - Lubię z panem rozmawiać, milordzie, ale nej uwagi na to, co się dzieje dookoła. nie mam ochoty na romans. Do widzenia, sir. Najwyższa pora, abym po­ Jakie to zabawne, pomyślała. Władca Burz nie zauważył zmiany pogody! szła do siebie i zmieniła ubranie. Tymczasem pozostali goście, widząc nadciągające chmury, rzucili się w po­ - Proszę zaczekać! - Chwycił ją za przegub dłoni. szukiwaniu schronienia, a służba zaczęła pośpiesznie zbierać nakrycia. Gwynne poczuła, jak przenikają dreszcz. Chciała pozostać i uciec jed­ - Ja również - przyznała. -I moja suknia zapłaci za tę nieostrożność. nocześnie. Pragnienie ucieczki okazało się silniejsze. Wyrwała dłoń i po­ - Proszę zostać! - Dłoń Ballistera uniosła się we władczym geście. biegła w stronę domu, mając nadzieję, że nie będzie jej gonić. 22 23 Strona 11 Nie ruszył się z miejsca. Już przy domu odwróciła się. Wciąż stał przy goda z Ballisterem byłaby jednak nazbyt niebezpieczna. Musi się trzy­ pomoście, ale jego wzrok podążał za nią. Nie miała cienia wątpliwości, mać od niego z daleka. Wkrótce ten człowiek wyjedzie do Szkocji i wszyst­ że ten człowiek nigdy już nie odejdzie z jej życia. ko wróci do normy. Roztrzęsiona wbiegła do środka, minęła hol i skierowała się ku wiodą­ A jednak, gdy dzwoniła na pokojówkę, wydawało się jej, że znowu cym do jej pokoi schodom. Teraz, kiedy uwolniła się wreszcie od Balli- słyszy szeptem wypowiedziane słowo: „przeznaczenie". stera, trudno jej było pojąć, dlaczego tak ją przerażał. Jego zachowanie nie było niewłaściwe. Niebezpieczna mogła okazać się tylko moc, jaką władał, i to przed nią musiała uciekać. Weszła do sypialni i na widok swojego odbicia w lustrze stanęła jak 2 porażona. W ciągu tych kilku lat małżeństwa była kobietą godną swego małżonka: skromną, dyskretną i noszącą się tak, jak wymagała jej pozy­ cja. Emery szczycił się nią, był szczęśliwy, że darzą się przyjaźnią i oboje uwielbiają książki. D l—Juncan*szedł przez ogród. Mijał rozbawionych gości, ale nie zwra­ cał uwagi na ich głosy. Wszystkie swe myśli poświęcił lady Brecon, któ­ Ale kobieta w lustrze bardzo się od niej różniła. Jej oczy lśniły, policzki rej wdzięk i inteligencja dorównywały urodzie. Chociaż traktowała go płonęły, a mokra suknia nieprzyzwoicie opinała ciało. z wyraźną rezerwą, nie wyczuł w niej odrobiny niechęci. Wręcz przeciw­ Dotknęła wilgotnego pukla, który opadł jej na ramię, jakby niezadowo­ nie... lony z pokrywającej go ciężkiej pomady, niezbędnej, by puder trzymał - Teraz, kiedy dama już cię opuściła, najwyższy czas wracać do Lon­ się włosów. Nie lubiła pudrowania, ale kiedy wyszła za mąż, naturalny dynu. - Usłyszał za sobą głos Simona. kolor jej włosów okazał się zbyt jaskrawy i pospolity dla lady Brecon. Duncan skinął głową. Propozycja mu odpowiadała. Zbyt wiele miał do Upudrowane sprawiały, że wyglądała bardziej dystyngowanie i dojrzale. przemyślenia i gwar rozmów go rozpraszał. Poza tym czuł się wyczerpa­ Ballister zburzył jej spokój. Był intrygującym mężczyzną i patrzył na ny. Stracił mnóstwo energii, aby odegnać burzowe chmury. Co z niego za nią jak na najpiękniejszą kobietę na świecie. Pochlebiało jej to, a jed­ głupiec! Uśmiech lady Brecon tak go oczarował, że nawet nie zauważył, nak... iż ściąga deszcz. Athena zeskoczyła z łóżka i zaczęła ocierać się o kostki jej nóg, dopo­ Kiedy żegnali się z lady Bethany, ta cicho szepnęła: minając się o pieszczoty. Gwynne wzięła ją na ręce i mocno przytuliła. - To było z twojej strony wyjątkowo nieodpowiedzialne, Ballister. Masz - Wiesz, moja droga - szepnęła, drapiąc ulubienicę za uszami i po brzu­ chu. - Spotkałam mężczyznę, w którego obecności czuję się jak mysz szczęście, że przepędziłeś tę burzę. Nie wybaczyłabym ci, gdybyś znisz­ tropiona przez kota. Ale nie przez takie słodkie i przyjacielskie stworze­ czył moje przyjęcie. nie jak ty. On przypomina tygrysa. Zmieszał się pod jej przenikliwym spojrzeniem, podejrzewając, iż do­ Przeszła do saloniku, gdzie czekał na nią prawie tuzin książek. W tym skonale wie, dlaczego popełnił takie faux pas, po czym ukłonił się i ru­ jednym pokoju było ich więcej niż w niejednej rezydencji. Na biurku szył za Simonem do jego powozu. Zajął miejsce i już miał zapytać przy­ leżał dziennik maga z epoki elżbietańskiej, łacińska rozprawa naukowa jaciela o lady Brecon, gdy ten nieoczekiwanie wybuchnął: na temat magii napisana przez flamandzką czarodziejkę i częściowo znisz­ - Co zrobiłeś Gwynne, że uciekała przed tobą w takim popłochu? czony przez ogień podręcznik zielarza, który Gwynne usiłowała zrekon­ - Lady Brecon ma na imię Gwynne? - zdziwił się. struować. To wszystko wymagało czasu i iście benedyktyńskiej cierpli­ - To skrót od imienia Gwyneth i nie próbuj zmieniać tematu. - Powóz wości. Trudno sobie wyobrazić, by mogła zajmować się jednocześnie gwałtownie przechylił się i Duncan musiał złapać się klamki, aby utrzy­ książkami i Ballisterem, mać równowagę. - Jeśli ośmieliłeś się uczynić jej jakąś niedwuznaczną Czuła płonący w nim płomień pożądania, który przyciągał ją jak ćmę. propozycję, masz szczęście, że nie zepchnęła cię do rzeki. Ja byłbym Ale ten ogień mógł zniszczyć spokojne, uporządkowane życie, które tak mniej tolerancyjny. kochała. Wdowa może mieć romanse, jeśli tylko zachowa dyskrecję. Przy- Zbyt późno zorientował się, że Simon jest jednym z wielbicieli pięknej wdowy, a to, że używa jej imienia, sugeruje pewien stopień zażyłości. 24 25 Strona 12 - Wybacz, nie zdawałem sobie sprawy, że możesz być nią zaintereso­ i nie sądzę, aby to było złudzenie. - Po chwili milczenia dodał z waha­ wany. - Wiedział, że nawet gdyby tak było, nie potrafiłby się już wyco­ niem: - Chociaż nie mogę wykluczyć, że się mylę. fać. - Cieszę się, że zachowałeś resztki zdrowego rozsądku. - Nie staram się o jej względy, ale jest moją przyjaciółką i godną sza­ Simon wyciągnął z kieszeni kamizelki zegarek. Solidny złoty czaso­ cunku damą. Nie będę spokojnie patrzeć, jak ktoś usiłuje ją skompromi­ mierz oraz równie efektowną dewizkę otrzymał w spadku po ojcu. Ale to, tować, tym bardziej mój przyjaciel. co było najbardziej wartościowe, znajdowało się wewnątrz. Zamiast otwo­ Duncan czuł, jak narasta w nim złość. rzyć wieczko, przycisnął nakrętkę, po czym przekręcił ją w lewo. - Miałem prawo przypuszczać, że lepiej mnie znasz - rzekł. - Moje Tył koperty odskoczył, odsłaniając krążek wykonany z bladego opalu. intencje są uczciwe. Coś w rodzaju szklanej kuli, z której, jeśli się miało wprawę, można było Simon spojrzał na niego z niedowierzaniem. odczytać przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. - Mógłbyś poślubić kobietę, którą dopiero co poznałeś? Nikt, nawet Simon przez długą chwilę w skupieniu wpatrywał się w krążek. ty, nie podejmuje takiej decyzji pod wpływem impulsu. Wasze spotkanie wyzwoliło ogromną energię - odezwał się w koń­ Słowa przyjaciela ostudziły zapał Duncana. Małżeństwo?! Nie miał cu. Gwynne odegra w twoim życiu decydującą rolę, chociaż nie mogę zamiaru posuwać się aż do tego. Ledwie ją zobaczył, już chciał ją mieć... powiedzieć, czy będzie dla ciebie wielką miłością, czy śmiertelnym wro­ Ale małżeństwo? giem. - Zmarszczył brwi. - Być może i jednym, i drugim. A jednak nie wystarczyłaby mu przyjaźń ani przelotny romans. Nie - To brzmi złowieszczo. - Gwynne miałaby być jego śmiertelnym wro­ zachowałby się także niehonorowo wobec niej. A to znaczyło... giem? Niemożliwe! - Pobierzemy się? - Sądzę, że mógłbym. Czyżby ten pomysł cię dziwił? Starszyzna od lat Simon w milczeniu wpatrywał się w krążek z opalu. Nagle nerwowo ponagla mnie, abym się ożenił. Lady Brecon i ja pasujemy do siebie tak wciągnął powietrze. pod względem urodzenia, jak wieku i fortuny. Dlaczego nie miałbym się - Widzę nad wami cień wojny. To będzie kolejna rebelia jakobitów. jej oświadczyć? I to już wkrótce. Złość Simona ustąpiła miejsca zatroskaniu. - Mylisz się zaprotestował Duncan. Jakub III Stuart został uznany - Zaleca się, aby mag tak wielki jak ty, dla wzmocnienia krwi poślubił przez swoich zwolenników za prawowitego króla Wielkiej Brytanii, ale kobietę, która posiada moc. prawie sześćdziesiąt lat temu jego ojca pozbawiono tronu. - Jakobici usi­ - Zaleca się, ale nie zobowiązuje do tego. Sam powiedziałeś, że lady łowali doprowadzić do restauracji Stuartów, ale ponieśli klęskę. Nawet Brecon, Gwynne, posiada rozległą wiedzę z historii guardian i jest szano­ jeśli syn Jakuba III, Karol Edward, chce wzniecić rebelię, nie znajdzie wanym członkiem naszej społeczności. Nie zwiążą się z kimś pospolitym. niezbędnego poparcia. Simon z zasępioną twarzą wyglądał przez okno powozu. - Jeżeli Francuzi i Hiszpanie wyślą mu wojsko i okręty, to tylko po to, - Nawet jeśli będzie na tyle szalona, aby cię zaakceptować, nie potra­ by wywołać u nas ferment. Chociaż podejrzewam, że nawet jeśli książę fię jej sobie wyobrazić wśród dzikich szkockich wzgórz. Czy zechce za­ Karol Edward nie otrzyma tej pomocy, wystarczy, że zjawi się w Szkocji, mieszkać w Dunrath? Czy członkowie twojego rodu zaakceptują angiel­ a tysiące górali stanie u jego boku, by wziąć krwawy odwet na znienawi­ ską damę? dzonych Anglikach. Choć wątpliwości Simona były uzasadnione, Duncan zdawał się ich - Szkoci nie są aż tak zawzięci - zaprotestował Duncan. - Są po prostu nie podzielać. lojalni. Nie dbają o to, kto siedzi na tronie w Londynie. Jeśli przywódcy - Słuchasz głowy, mój drogi. Spróbuj posłuchać ducha. klanów opowiedzą się za księciem, oni zrobią to samo. - A ty próbowałeś? Simon zasępił się. - Nie sądzę, abym potrafił. Nie umiem też czytać ze szklanej kuli. Ale - Od pewnego czasu czuję, że wisi nad nami groźba wojny domowej, ale nawet gdybym mógł, to moje emocje z pewnością zakłóciłyby obraz. Od nigdy przeczucie to nie było tak silne jak dziś. I... jeśli wybuchnie kolejne pierwszej chwili, gdy ją ujrzałem, wiedziałem, że należymy do siebie powstanie jakobitów, to myślę, że ty i Gwynne odegracie w nim główne role. 26 27 Strona 13 - Nie rozumiem, w jaki sposób - zdziwił się Duncan. - Gwynne jest Nie żeby uważał się za szczególnie cywilizowanego. Ale jeśli ma to Angielką, ja, chociaż urodziłem się Szkotem, nie należę do jakobitów. pomóc w zdobyciu tej damy, zrobi, co tylko będzie w jego mocy. Jeśli wybuchnie kolejne powstanie, poprę króla Jerzego przeciwko Stu­ artom. Jakiż człowiek przy zdrowych zmysłach postąpiłby inaczej? - Przemawia przez ciebie rozsądek, ale co z sercem? Chociaż od dzie­ ciństwa uczymy się być obiektywni, wciąż jesteśmy ludźmi, ze wszystki­ mi ich ułomnościami. Bądź ostrożny, Duncan. Nadciąga burza, której Bethany weszła do pokoju śniadaniowego i, zasłoniając usta ręką, ziew­ nawet taki mag jak ty nie zdoła powstrzymać. nęła dyskretnie. Duncan poruszył się niespokojnie, zdając sobie sprawę ze znaczenia - Witam cię, moja droga. Masz ochotę na przejażdżkę? słów przyjaciela. Choć przyszłość Szkocji była związana z Anglią, to nie Gwynne napełniła herbatą porcelanową filiżankę i postawiła ją przy mógł zapomnieć, że on sam jest Szkotem, dumnym ze swojego narodo­ nakryciu przyjaciółki. wego dziedzictwa i przywiązanym do wolności. - Prawdę mówiąc, po wczorajszym przyjęciu mam ochotę na porząd­ - Jeśli burza się rozpęta, wiem, co jest moim obowiązkiem. Póki co ny galop. jednak bardziej interesują mnie sprawy sercowe. Starsza pani zajęła swoje miejsce przy stole i upiła łyk gorącego napoju. Twarz Simona rozjaśniła się. - Kolejny piękny dzień. Zirytował mnie twój nowy adorator. Nieźle - Gwynne nie będzie łatwą zdobyczą. by mu się dostało, gdyby nie rozpędził tej burzy. On się wyraźnie w tobie - Jeśli przegram, przynajmniej nie będę żałował, że nie próbowałem. zadurzył. - Nie wystarczy próbować. Ważne, aby robić to mądrze. Simon za­ - Będzie musiał wyleczyć się z tej przypadłości bez mojej pomocy. mknął kopertę i wsunął zegarek do kieszeni kamizelki. - Z tego, co wiem, Gwynne położyła pod stołem kawałek jajka dla Atheny, która cierpli­ Brecon odpowiednio ją zabezpieczył, a więc nie musi ponownie wycho­ wie czekała, aż sobie o niej przypomni. dzić za mąż. Zresztą nigdy nie czułem, żeby tego pragnęła. - Kąciki jego Bethany uniosła brwi. ust zadrżały. - Gdybym sądził, że jest inaczej, rozważyłbym, czy... nie - Myślałam, że to zainteresowanie było wzajemne. zmienić charakteru naszej znajomości. Chciała zaprotestować, ale szybko z tego zrezygnowała. Oszukanie Według słów Simona Gwynne była chłodną kobietą, ale Duncan odniósł Bethany było niemożliwe, chociaż Gwynne nie była pewna, czy to zasłu­ zupełnie inne wrażenie. Simon był zawsze taki zrównoważony i zimny, ga magii, czy raczej jej wieku, mądrości i tego, że wychowała czworo może dlatego pomiędzy nim a Gwynne nigdy nie pojawiło się uczucie. dzieci. - Wiesz, jak ją zdobyć? - Jest intrygujący, ale emanuje z niego wielka moc i dlatego czuję się Przyjaciel uśmiechnął się szeroko. przy nim zakłopotana. Może gdybym sama ją posiadała... - Wzruszyła - To proste. Podaruj jej książkę. ramionami. - Ale nie posiadam. Tak więc lord Ballister musi sobie zna­ - Świetny pomysł. Mam kilka cennych woluminów, które przywio­ leźć inny obiekt westchnień. złem z Europy. Bethany wyglądała na dotkniętą. Pomyślał o tytułach, zastanawiając się, który będzie najlepszy. - Nie zdawałam sobie sprawy, że moja obecność może działać na cie­ - Tylko nie próbuj miłosnych zaklęć. Gwynne natychmiast je wyczuje bie w ten sam sposób. Bardzo mi przykro z tego powodu. i z pewnością jej się to nie spodoba. Gwynne roześmiała się. - Żadnej magii - obiecał Duncan. - Przy tobie nigdy nie czuję się zakłopotana. Twoja magia jest kobieca Zaklęcie nie było potrzebne, mogłoby jedynie uczynić silniejszym za­ i subtelna jak pierwsze wiosenne kwiaty. uroczenie, któremu i tak się już poddali. Poza tym nie mógł ryzykować - - A Falconer, czy on też wydaje ci się zatrważający? To przecież wiel­ Gwynne wydawała się spłoszona faktem, że czuje do niego pociąg. Bę­ ki mag, a jednak jesteście przyjaciółmi. dzie ją więc zdobywał książkami, kwiatami, poezją i cierpliwością. Orę­ Bethany dołożyła plaster szynki do śniadania Atheny, co spotkało się żem, którego używają wszyscy cywilizowani mężczyźni. z pełnym wdzięczności mruczeniem kotki. 28 29 Strona 14 - Problem tkwi nie w mocy Ballistera, ale w nim samym - przyznała Wyjęła książkę z pudełka i zaparło jej dech w piersiach. Gwynne. - On jest... zniewalający, ale jednocześnie ma w sobie coś, co - Dobry Boże! To przecież rozprawa Runcula. Marzyłam o tym, żeby budzi we mnie niepokój. - Zawahała się, nie wiedząc, jak to wytłuma­ ją przeczytać, ale nie sądziłam, że jest jakaś kopia w Anglii. czyć. - Jestem zadowolona z mojego dotychczasowego życia i nie chcę - Ballister może jest nieprzewidywalny, ale nie głupi - powiedziała go zamieniać na rozpogodzenia i nawałnice, które zawsze będą towarzy­ lady Bethany, wstając od stołu. - Zawiadomię stajnię, że dziś zrezygno­ szyć człowiekowi nazywanemu Władcą Burz. wałaś z przejażdżki. - Życie z nim byłoby zupełnie inne - zgodziła się lady Bethany. - Ale Gwynne już jej nie słyszała. Drżącymi rękami otworzyła niewielki, czy naprawdę aż takie złe? Być może miałabyś dzieci. oprawiony w zniszczoną skórę tomik. Napisana po łacinie rozprawa li­ Gwynne spuściła wzrok i wziąwszy do ręki kromkę chleba, zaczęła czyła sobie prawie dwieście lat. Na szczęście Gwynne znała ten język jak smarować ją masłem. również kilka innych. Wyciągnęła z szuflady kredensu papier oraz przy­ bory do pisania i zagłębiła się w lekturze. - To niedorzeczne rozmawiać o małżeństwie z kimś, kogo dopiero co poznałam. Poza tym wątpię, żeby jego zainteresowanie moją osobą mia­ - Ma pani wyjątkowo upartego gościa, milady. - Głos lokaja przywo­ ło na celu małżeństwo. Gdy Ballister zechce się ożenić, wybierze kogoś, łał ją do rzeczywistości. kto będzie do niego bardziej pasował. Przybyłym okazał się lord Ballister. Athena spojrzała na niego nieufnie - Nie bądź taka pewna tego, że nie okazałabyś się właściwą osobą. i zniknęła pod kredensem. Nawet w dosyć swobodnym stroju, który bar­ Masz w sobie moc, której jeszcze nie odkryłaś. - Uśmiechnęła się. - dziej pasował do ziemianina niż lorda i wielkiego maga, Ballister przy­ Guardianie na ogół od razu wiedzą, że spotkali na swej drodze kogoś ciągał wzrok, i to nie tylko ze względu na imponującą sylwetkę. Prawdzi­ wyjątkowego. Mój ukochany Matthew poprosił mnie o rękę, zanim skoń­ wą przyczyną była jego pewność siebie. Wyglądał jak ktoś, kto wszędzie czył się nasz pierwszy taniec. I gdyby mi się nie oświadczył, to zrobiła­ czuje się dobrze, świadomy swej siły i inteligencji, które są w stanie spro­ bym to sama! stać każdemu wyzwaniu. Gwynne poczuła zazdrość. Oczywiście chciałaby posiadać moc dla niej Gwynne ze zdumieniem uzmysłowiła sobie, że tę swobodę obejścia samej, ale najbardziej tęskniła za jednością, którą odnajdywały niektóre jeszcze wczoraj uznała za arogancję. Chyba była dla niego zbyt surowa. małżeństwa guardian. Zdolność odwzajemniania uczuć, jaką posiadali, Spojrzała na stojący na kominku zegar. Minęły prawie dwie godziny od była wyjątkowa. Bethany i jej małżonek należeli do tych wybrańców, chwili, gdy sięgnęła po książkę. Czas przypomnieć sobie o obowiązkach Emery i jego pierwsza żona również. Mimo że Brecon był dla Gwynne damy. dobrym, kochającym małżonkiem, to ona tęskniła za czymś więcej. Zdjęła okulary i wstała. Zastanawiała się, co powiedzieć, gdy do pokoju wszedł lokaj. Na srebr­ - Dziękuję za prezent, lordzie Ballister. Wprawdzie nie powinnam nej tacy niósł elegancko zapakowane pudełko. Do wieczka przytwierdzo­ przyjmować czegoś tak rzadkiego i cennego, ale chyba nie potrafiłabym ny był bukiecik świeżych kwiatów. się zdobyć na jego zwrot. - Właśnie doręczono to dla pani, lady Brecon. Jego uśmiech zniewalał i Gwynne czuła, jak strumień ciepła ogrzewa Wzięła pudełko, zastanawiając się, kto mógł je przysłać. Powąchała jej ciało aż do stóp. bukiecik, po czym otworzyła przesyłkę. Wewnątrz leżała książka, do któ­ - Cieszę się, że książka sprawiła pani radość. Mam nadzieję, że miała rej dołączony był bilecik. pani wystarczająco dużo czasu, aby się zorientować, co zawiera? - To od Ballistera - oznajmiła z zakłopotaniem. - Przeprasza za swoje - Przyniósł pan tę książkę osobiście, zamiast wysłać ją przez posłań­ wczorajsze zachowanie i prosi, abym przyjęła ten drobiazg na znak przy­ ca? - zapytała, nie kryjąc zdumienia. - Dlaczego nie wręczył mi jej pan jaźni. sam? - Sprytnie pomyślane. Musiał wysłać posłańca o świcie, żeby tu dotarł - Podejrzewałem, że kiedy tylko zorientuje się pani, że to Runculo, w porze śniadania. z pewnością zapomni o całym świecie. Doręczyłem prezent i ruszyłem - Sama widzisz! Nie zrobił wczoraj nic, za co musiałby przepraszać, na przejażdżkę po okolicach Richmond, po czym zjadłem śniadanie Pod a tym bardziej przysyłać prezenty. Podwiązką, skąd mogłem podziwiać dolinę Tamizy. 30 31 Strona 15 - Obawiam się, że miał pan rację - przyznała ze smutkiem. - Nawet ślenia i ruszyć za nią w pogoń. Słyszał furkoczące na wietrze spódnice gdybym dostała ją z pańskich rąk, w chwili gdy przewróciłabym pierw­ i śmiech Gwynne. Jechała tak szybko i pewnie, że mógł jej tego pozaz­ szą kartkę, natychmiast zapomniałabym o ofiarodawcy. Teraz, kiedy za­ drościć niejeden mężczyzna. spokoiłam ciekawość, mogę spokojnie pełnić obowiązki gospodyni. Mam Oczekiwał, że kiedy ponownie ją zobaczy, nie będzie tak zachwycają­ zadzwonić, żeby przyniesiono nam herbatę, czy może woli pan filiżankę ca, jaką ją zapamiętał. Pomylił się. Okazała się bardziej kusząca niż jej kawy? wyobrażenie, które nie pozwoliło mu zasnąć przez pół nocy. Gdy wszedł Spojrzał na amazonkę, którą miała na sobie. do salonu i zobaczył ją pochyloną nad Runculem, jego serce ogarnęła - Zamierzała pani udać się na przejażdżkę. Czy mógłbym pani towa­ tęsknota. rzyszyć? Ruszył za nią, ponaglając ogiera do szybszej jazdy. Zastanawiał się, Gwynne zawahała się. Jeśli przystanie na jego propozycję, będzie to co sprawiało, że nie potrafił jej się oprzeć. Była piękną kobietą, ale on znaczyło, że zgadza się kontynuować znajomość, a przecież wczoraj zde­ nie należał do mężczyzn, których uroda powalała na kolana. Dla niego cydowała, że nie byłoby to mądre. Z drugiej strony jej klacz potrzebuje najważniejsze były inteligencja i wdzięk, a tych Gwynne nie brakowa­ ruchu, a Ballister wydaje się dziś mniej groźny. Mniej... drapieżny. Czy ło. ktoś, kto kocha książki, może być niebezpieczny? Pierwsza dotarła do zakrętu i zatrzymała klacz. Jej oczy błyszczały, - Mogę opowiedzieć pani o innych książkach, które odkryłem na kon­ a policzki były zaróżowione od galopu. tynencie. - Cieszę się, że dom lady Bethany znajduje się w Richmond. Nie cier­ Roześmiała się. pię miasta. Gdybym tam mieszkała, musiałabym zrezygnować z podob­ - Jak mogłabym z tego zrezygnować? - Wyjrzała przez okno. Poranne nych eskapad. niebo wciąż było zachmurzone. - Szczególnie jeśli słońce pokaże się za - Jeździ pani po mistrzowsku - zauważył Duncan, zatrzymując się przy chwilę i pogoda będzie idealna na przejażdżkę. niej. Uśmiechnął się szeroko. Uniosła brwi. - Odnoszę wrażenie, że niebo nad Richmond już wkrótce się wypogodzi. - Myślę, że pan i ten długonogi ogier mogliście nas pokonać. To pań­ Chichocząc, włożyła książkę, okulary i przybory do pisania do szufla­ ska galanteria pozwoliła nam zwyciężyć. dy kredensu. W towarzystwie Władcy Burz nie powinna się niczego oba­ Znowu go zaskoczyła. Szczerość nie była modna w towarzystwie. wiać! - Być może mogliśmy zwyciężyć, ale, szczerze mówiąc, nie jestem tego pewien. Pani klacz pędziła jak szalona. - Bella uwielbia galop. Gwynne czule pogładziła szyję konia. 3 Spojrzał na nią badawczo. - Czyżby potrafiła pani odgadnąć, co czuje pani klacz? Gwynne spochmurniała. - Niezupełnie. To tylko pewna forma rozmowy. D uncan wiedział, że Gwynne kocha książki, i musiał przyznać, że Już jako małe dziecko Duncan nie miał wątpliwości, że będzie wielkim wyglądała uroczo, gdy oderwana od traktatu Runcula uniosła głowę i spoj­ magiem. Co byłoby gdyby, osiągnąwszy dojrzałość, nie dostrzegł w so­ rzała na niego znad okularów. Na koniu także prezentowała się wspania­ bie... niczego? Żadnej mocy, wbrew wewnętrznemu przekonaniu, że ma­ le. Wszystko w niej było perfekcyjne: sposób trzymania się w siodle, gia jest jego przeznaczeniem? sylwetka i niezwykle szykowny kostium z zielonego jedwabiu. Ta myśl była tak wstrząsająca, że Duncan chciał wziąć Gwynne w ra­ - Ścigamy się do tego zakrętu! - zawołała, gdy znaleźli się na terenie miona i powiedzieć, iż ją rozumie. Jednak nie mógł tego zrobić. Nie chciał parku królewskiego w Richmond. jej spłoszyć. I chociaż cierpliwość nie przychodziła mu łatwo, wiedział, że Ledwie rzuciła te słowa, już była daleko. Jej klacz okazała się równie nie ma innej drogi. Jeśli mają zdobyć, musi działać rozważnie. Simon miał szybka jak piękna. Duncan potrzebował chwili, by otrząsnąć się z zamy- rację, kiedy twierdził, że książka będzie jego najlepszym sprzymierzeńcem. 32 3 - Pocałunek przeznaczenia 33 Strona 16 Był gotów podarować Gwynne każdy unikatowy egzemplarz, który przy­ no już powinienem był się ożenić, ale aż do wczoraj nie spotkałem kobie­ wiózł z Europy, jeśli tylko pomoże mu to osiągnąć cel. ty, którą mógłbym wyobrazić sobie u mego boku. Jego strategia najwyraźniej zaczęła przynosić rezultaty, ponieważ Gwynne Ścisnęła trzymane w ręku wodze i klacz poruszyła się nerwowo. była dziś mniej nieufna niż wczoraj. - Przecież pan mnie właściwie nie zna! Spojrzała w niebo. - Czyżby, Gwynne? - powiedział miękko. - Z pewnością pani wie, że - Wciąż jest zachmurzone. guardianie mają w tych sprawach szósty zmysł. - Ale już zaczyna się przejaśniać. - Bez wysiłku sięgnął do chmur - Ja jestem guardianką jedynie z nazwy. I nie pozwoliłam panu mówić i sprawił, że kilka z nich rozwiało się. Kiedy to zrobił, maleńki promień do mnie Gwynne. słońca oświetlił ziemię wokół Gwynne, po czym objął ich obydwoje. - A więc dobrze, lady Brecon - rzekł pojednawczo. - Ale w moich Gwynne podniosła twarz do słońca, przymykając oczy w zachwycie. myślach nazywam panią Gwynne. - Nie mogę wyjść z podziwu. Czy to trudne?! Wyraźnie zirytowana spięła konia ostrogami. - W porównaniu z rozpętaniem burzy to dziecięca igraszka. - Nagle - Nawet nie znam pańskiego imienia, lordzie Balhster - rzuciła. -Nie przyszła mu do głowy pewna myśl. - Podejrzewam, że pani sama potrafi­ żebym chciała go używać, nawet gdybym je znała. łaby to zrobić z którąś z tych małych chmur. Proszę wybrać jedną z nich - Duncan. To stare szkockie imię. - Uśmiechnął się szeroko. - Nie i spróbować ją rozproszyć. żeby musiała go pani używać. Gwynne zmarszczyła brwi, stosując się do jego wskazówek. Przez parę Kąciki jej ust zadrżały w uśmiechu. minut słychać było jedynie głuche uderzenia końskich kopyt. - Pańskie zainteresowanie to dla mnie zaszczyt, sir. Uważam jednak, - Chmura zniknęła! wykrztusiła, patrząc w niebo z niedowierzaniem. że powinien pan poszukać sobie innej partii. Nie mam zamiaru wycho­ - Po prostu się rozpłynęła. Jak to się stało? Przecież nie posiadam mocy, dzić za mąż. A nawet gdybym miała, to nie wybrałabym Szkota, który choć może płynie we mnie trochę krwi Macrae'ów. Ale żaden z Owen- wywiózłby mnie daleko od domu. sów nie zajmował się pogodą. Szkocja nie jest tak barbarzyńska, jak pani sądzi. Edynburg to cen­ - Każdy ma w sobie odrobinę mocy, nawet pozbawieni wyobraźni zwy­ trum wiedzy i kultury, gdzie z pewnością znalazłaby pani wielu przyja­ kli ludzie. Może los nie obdarzył pani magią dostępną innym członkom ciół. klanu, jednak z pewnością ma jej pani więcej niż odrobinę. Wystarczają­ Oczami wyobraźni widział, jaki sukces odniosłaby w salonach szkoc­ co dużo, aby dotknąć chmur. kich intelektualistów, urzekając wszystkich dowcipem i urodą. - Wspaniałe! Jej twarz promieniała. - To musi być cudowne uczu­ - Moja praca w Harlowe bardzo by na tym ucierpiała, gdybym musiała cie, kiedy z łatwością można kierować mocą! Chociaż nie powinnam była wyjechać tak daleko. zachęcać pana, aby używał jej pan w tak błahym celu. To sprzeczne z za­ - Dunrath posiada najwspanialszą bibliotekę w Szkocji i z radością sadami guardian. powitam żonę, która by poszerzyła zbiory. Przywiozłem z podróży wiele - Ma pani rację, ale to było niewielkie nadużycie. - Uśmiechnął się wspaniałych książek. No i oczywiście moglibyśmy regularnie odwiedzać krzywo. - A mężczyzna zrobi wiele, by wywrzeć wrażenie na kobiecie. Londyn. - Czy właśnie tego pan próbuje? Zauważył zainteresowanie w jej oczach, ale trwało to tylko chwilę. - Doskonale pani zna moje intencje. - Niech pan przestanie! - rzuciła ze złością. - Może pan uważać, że Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu i Duncan pomyślał, że mógł­ małżeństwo to dobry pomysł, ale nie podzielam pana opinii. by zatonąć w tych złotych oczach: głębokich, mądrych i zdumiewająco - Dlaczego? niewinnych. Uniosła brwi. - Traci pan czas, milordzie - powiedziała chłodno. - To, że jestem - Kiedy dama odrzuca oświadczyny, nie musi się tłumaczyć. wdową, nie znaczy, że interesuje mnie przygoda. - Pani dba o konwenanse nie bardziej niż ja - odparł. - Niech mnie - Dlaczego pani tak źle mnie ocenia? - Wahał się chwilę, po czym pani przekona, że to zły pomysł i odejdę bez słowa. Chociaż uważam, że doszedł do wniosku, że szczerość to najlepsza droga, więc dodał: - Daw- byłby to błąd, gdyż znakomicie pasowalibyśmy do siebie. 34 55 Strona 17 Zmrużyła oczy. Zaklął z bólu i puścił wodze. Przez chwilę patrzyli na siebie zaszoko­ - Niech pan zrozumie, nie mam zamiaru wychodzić za mąź. Jestem wani tym, co się stało. Początkowo zdumiony jej nieoczekiwanym za­ zadowolona z dotychczasowego życia. Dlaczego miałabym z niego zre­ chowaniem szybko je zrozumiał. Nie mylił się, podejrzewając, iż pod zygnować i podporządkować się woli męża? warstwą chłodu kryje się kobieta pełna namiętności. Granica między miło­ - Czyżby lord Brecon był aż tak wymagający, że zraził panią do mał­ ścią a nienawiścią jest bardzo cienka, musi więc mieć nadzieję, że złość, żeństwa? - zapytał ze zdumieniem. - Nigdy bym go o to nie posądzał. jaką dotychczas w niej budził, potrafi zamienić w jakieś cieplejsze uczucie. - Wręcz przeciwnie, był cierpliwym i bardzo wyrozumiałym partne­ Jej gniew zniknął równie szybko, jak się pojawił. rem - odparła, prowadząc klacz tak, aby ominęła rozmokły odcinek dro­ - Przykro mi, lordzie Ballister. - Patrzyła na trzymaną w ręku szpicru­ gi. - Brecon był wyjątkowym mężczyzną. Wątpię, abym ponownie mo­ tę, jakby nie mogła uwierzyć, że naprawdę jej użyła. - Jeszcze nigdy gła być równie szczęśliwa. nikogo nie uderzyłam. - U nas kobiety mają takie same prawa jak mężczyźni. To część naszej - Nie jest pani pierwszą osobą, którą moja obecność skłania do takich celtyckiej spuścizny. W Szkocji jest mnóstwo kobiet, które są w stanie czynów - stwierdził. - Uważa mnie pani za nawałnicę chcącą zniszczyć sprostać każdemu wyzwaniu. Myślę, że tam byłaby pani szczęśliwsza niż dom, w którym znalazła pani schronienie, lady Brecon. Tymczasem je­ gdziekolwiek indziej. stem mężczyzną, który pragnie zdobyć pani serce. Mogę być niecierpli­ - Kobieta może być równa mężowi dopiero wtedy, gdy ma własną moc. wy, ale są sprawy, które potrafię wyczuć. Istnieje jakaś więź między nami Ja jej nie mam, a pan jest największym magiem w Wielkiej Brytanii. Ten i jestem przekonany, że wie pani o tym równie dobrze jak ja. A może się związek nie miałby sensu. mylę? Zaniepokoiła go jej nieustępliwość. To nie była zwykła kobieca prze­ Skinęła niechętnie głową. kora, lecz przemyślana decyzja, by pozostać niezamężną. Zastanawiał - Ta więź to tylko pożądanie. się, jaka kobieta chciałaby naprawdę żyć samotnie? Fascynowała go. - Raczej namiętność. - Uwielbiałbym panią, uczynił władczynią Dunrath. Nigdy bym pani - A czym jest namiętność, jeśli nie inną nazwą pożądania? Jakkolwiek źle nie traktował. by pan nazwał to uczucie, sprawiło, że stałam się gwałtowna, a pan bru­ - Na pewno nie z rozmysłem. Czy burza pragnie zniszczyć dom? Czy talny. - Jeleń przebiegł przez drogę i wzrok Gwynne podążył za nim, wiatr myśli o drzewach, które za chwilę runą? - Uśmiechnęła się zagad­ jakby zazdrościła mu możliwości ucieczki. - Nie chcę tego. kowo. - Jest pan tym, kim jest, milordzie. A ja.., znam swoje słabości. Te słowa potwierdziły jego podejrzenia: małżeństwo lady Brecon było Kocham spokój i samotność. W pańskim domu rozpłynęłabym się ni­ związkiem, w którym brakowało namiętności. Nic więc dziwnego, że nie czym ta mała chmura przed chwilą. Nie rozmawiajmy już o tym. Dzięku­ znając tego uczucia, wpadła w panikę, gdy pojawiło się w jej życiu. Na­ ję za książkę i mam nadzieję, że miło spędzi pan czas w Londynie. miętność może budzić niepokój, a jednocześnie jest wspaniałym darem Stanowczość w jej głosie zaskoczyła go. Zwykle, kiedy zależało mu na i on musi ją o tym przekonać. względach jakiejś kobiety, ta szybko go nimi obdarzała. Był przekonany, - Pożądanie często zbliża do siebie dwoje ludzi - zauważył, starannie że Gwynne nie okaże się wyjątkiem. Ale ta kobieta była niepodobna do dobierając słowa. - Ale największy ogień z czasem się wypala. Prawdzi­ innych i czuł, że jej decyzja jest ostateczna. wy związek buduje się na wspólnych wartościach i zainteresowaniach. Kiedy zorientował się, że jego towarzyszka chce wracać do domu, po­ Chociaż nie mam aż takiej wiedzy jak pani, to tak samo kocham książki. chylił się i chwycił wodze jej klaczy. Jazdę konną również. Czy może być coś wspanialszego niż konna prze­ - Nie pozbędziesz się mnie tak szybko, Gwynne! Należymy do siebie, jażdżka wśród pięknych szkockich wzgórz, podczas której dyskutuje się jestem tego pewien. o historii guardian? - Tego się właśnie obawiałam! - zawołała z oburzeniem i nagle ude­ Skrzywiła się. rzyła go po ręku szpicrutą. - Proszę iść swoją drogą i trzymać się ode - Jest pan przekonywający, Ballister. - Skierowała klacz w stronę bra­ mnie z daleka! my wyjazdowej. Czy kiedykolwiek zastanawiał się pan jednak, jak różne 36 37 Strona 18 jest podejście mężczyzny i kobiety do małżeństwa? Dla mężczyzny żona - Mam więc nadzieję, że wkrótce spotka pan właściwą kobietę i oczy­ to coś w rodzaju obrazu czy posągu. Wybiera i przynosi do domu w na­ wiście życzę wiktorii. - Z gracją skłoniła głowę i ponagliła konia do ga­ dziei, że będzie pasowała do wnętrza. lopu. Uśmiechnął się. Podążył za nią, rezygnując z dalszej rozmowy. Gdyby miał odrobinę - To surowa ocena, ale przyznaję, że jest w niej trochę prawdy. rozsądku, wziąłby sobie do serca jej słowa i wycofał się z jej życia. - Proszę więc wyobrazić sobie, jak to wygląda, kiedy się jest kobietą. Na szczęście był wyjątkowo upartym Szkotem. Zostawia swój dom i przyjaciół, nawet swoje nazwisko, aby zamieszkać wśród zupełnie obcych ludzi. - W Szkocji kobieta zatrzymuje nazwisko. A ten, kto wydaje się obcy, może być przyjacielem, którego jeszcze nie znamy. - To tylko mrzonki - odparła. - Chociaż wśród członków klanu mał­ Jeśli Gwynne miała nadzieję, że Ballister pozwoli, by sama wróciła do żonkowie są sobie równi, to zgodnie z brytyjskim prawem zamężna ko­ domu, to bardzo się myliła. Dżentelmen eskortuje damę nawet wtedy, bieta nie może decydować o swoim majątku i tak naprawdę posiada nie­ gdy ta wcale sobie tego nie życzy. Żegnając ją, powiedział: wiele przywilejów. Jest traktowana jak sprzęt. Jak może się pan dziwić, - Do następnego razu, lady Brecon. że wolę być niezależna, milordzie? Czy chciałby pan mnie poślubić - Nie będzie następnego razu. i mieszkać w Anglii z dala od Szkocji i swoich bliskich? Jednak pomimo tych zdecydowanych słów, czuła, że spotkają się zno­ Zmarszczył czoło. wu. Miała tylko nadzieję, że stanie się to w bardzo odległej przyszło­ - Nie mogę zaprzeczyć, że to prawo jest niesprawiedliwe. I nie mam ści. nic przeciwko temu, aby mieszkać poza Szkocją. Ale pani uprzedzenia są Zdenerwowana zabrała z kredensu Runcula i udała się do swoich po­ efektem przemyśleń, mi lady, podczas gdy małżeństwo to sprawa serca. koi, aby zdjąć kostium dojazdy konnej. Historia i wiedza guardian uczy­ Jeśli mężczyzna i kobieta kochają się, pragną się nawzajem uszczęśliwić, ła, że przyszłość to wachlarz możliwości. Jedne są bardziej prawdopo­ i to pomaga zrównoważyć ujemne strony związku. dobne niż inne, a niektórych wprost trudno uniknąć. To właśnie przyjęło - Być może, ale my nie mówimy o miłości. Pożądanie i książki nie się nazywać przeznaczeniem. wystarczą. Musi pan pogodzić się z tym, że nasz związek nie miałby żad­ Jeżeli Ballister naprawdę był jej przeznaczeniem, zamierzała walczyć nej przyszłości, i wrócić do Szkocji. Tam znajdzie pan jakąś silną, nieza­ z nim z całych sił. To, co do niego czuła już od pierwszej chwili, było leżną Szkotkę, która będzie pełnić honory domu na pańskim zamku. To deprymującą mieszaniną przyciągania i lęku. Po dzisiejszej przejażdżce znacznie łatwiejsze niż próba uczynienia ze mnie takiej kobiety, jakiej uczucia te wzmogły się jeszcze. Ballister miał niezaprzeczalny urok, in­ pan pragnie. teligencję i... był atrakcyjny. Skłamałaby, gdyby stwierdziła, że zaintere­ Zacisnął wargi. Chociaż Gwynne była tak blisko, że mógł jej dotknąć, sowanie, jakie jej okazywał, nie ekscytowało jej. To, że ten właśnie męż­ to miał wrażenie, jakby nagle znaleźli się na innych kontynentach. czyzna oświadczył się jej już po pierwszym dniu znajomości, było - Twierdzi pani, że nie posiada żadnej mocy, ale to nieprawda. Jedno największym komplementem, jakim ją kiedykolwiek obdarzono. pani spojrzenie i każdy mężczyzna znajdzie się u pani stóp, milady. Myśl o małżeństwie nie mierziła jej aż tak bardzo, jak się wszystkim - Cóż za poezja! - Jej bursztynowe oczy były nieprzejednane. - Niech wydawało. Anglik, który posiadałby cechy jej zmarłego małżonka - wro­ pan przyzna, Ballister. Mój największy urok polega na tym, że odrzucam dzoną uprzejmość i łagodne usposobienie - byłby mile widzianym kon­ pana względy. Być może powinnam je odwzajemnić i w ten sposób uwol­ kurentem. Najbardziej odpowiadałby jej guardianin władający jakąś nie­ nić się od pana. wielką mocą. - Mężczyzna lubi polować, ale gdy spotka tę jedyną, łowy się kończą. Zadrżała na wspomnienie zachowania Ballistera i tego, jak zareagowa­ - Starał się, aby ton jego głosu był lekki. - Liczy się tylko zwycięstwo, ła. Używanie siły nie leżało w jej naturze. Jeśli namiętność odbierała milady. ludziom rozum, to mogła się bez niej obejść. 38 39 Strona 19 Spojrzała na książkę, którą od niego dostała. Szkoda, że Ballister nie Potrzebował rady, więc zdecydował się na szczerość. jest cywilizowanym człowiekiem jak Emery. - Gwynne nawet nie dopuszcza myśli, że mógłbym starać się o jej rękę. Ale czy wtedy uważałaby go za tak intrygującego?! Nie chce wyjść za mąż, nie chce przenieść się do Szkocji, a przede wszyst­ kim nie chce mieć nic wspólnego ze mną. Czyżby tak bardzo kochała zmarłego męża, że pragnie pozostać samotna aż do śmierci? - Gwynne rzeczywiście bardzo kochała mego brata i wniosła wiele 4 radości w ostatnie lata jego życia. Ale miłość pomiędzy starcem a mło­ dziutką dziewczyną to nie to samo co miłość między dwojgiem ludzi p1 ożegnawszy Gwynne, Duncan w ponurym nastroju ruszył długą aleją w kierunku bramy, zastanawiając się, co robić dalej. Na początku wizyta w kwiecie wieku. Nie przerywaj swych starań, Ballister, ale posuwaj się do przodu bardzo ostrożnie. - Jestem pewien, że jeśli ponownie złożę jej wizytę, to mnie nie przyj­ nastroiła go dosyć optymistycznie. Za to pożegnanie okazało się nader mie. - Uśmiechnął się krzywo. -Mógłbym ją porwać, jak to zrobił jeden chłodne. Może Simon podpowie mu, jaką taktykę zastosować. z moich szkockich przodków, ale wątpię, czy osiągnąłbym rezultat, o jaki Był już w pobliżu bramy, gdy odruchowo spojrzał w lewo. Lady Betha- mi chodzi. ny siedziała na kamiennej ławeczce pod rozłożystymi konarami dębu. Lady Bethany roześmiała się. Miał wrażenie, że starsza pani pragnie z nim porozmawiać. Podjechał do - Widzę, że nauczyłeś się już czegoś o mojej Gwynne. Jest w niej wię­ niej, ciekaw, co też od niej usłyszy. cej mocy, niż przypuszcza, a uporu tyle samo co w tobie. Ma jednak wspa­ - Witam panią, lady Bethany. - Zeskoczył z konia i przywiązał go do niałe i kochające serce i będzie niezrównaną żoną. oparcia stojącej w pobliżu ławki. - Czy chce mnie pani zachęcić do dal­ W jej głosie było coś, co zwróciło jego uwagę. szych zalotów, czy też poradzi, abym zostawił Gwynne w spokoju? - Lady Bethany, czy pani przeczuwa, że będziemy małżeństwem? Od - Od kiedy to wścibiam nos w sprawy innych? - zapytała niewinnym głosem. początku wiem, że Gwynne i ja jesteśmy sobie przeznaczeni, ale może Duncan roześmiał się. ten afekt zmącił mi rozum. - Jeżeli nic się nie zmieniło od czasu, gdy wyjechałem, to jest pani - Przeznaczenie kieruje krokami Gwynne od wielu lat. Czuję, że jesteś najbardziej wścibską osóbką w naszym klanie. Uchodzi to pani na sucho, jego częścią, chociaż nie potrafię w pełni odczytać, co się wydarzy. Wiem gdyż przynosi znakomite efekty. tylko, że musisz zabiegać ojej względy, i to zabiegać bardzo umiejętnie. Rozpromieniła się. - Wstała. - Jutro wieczorem Gwynne wybiera się z przyjaciółmi na bal - Wczoraj mieliśmy mało czasu, aby spokojnie porozmawiać, tak więc maskowy do New Spring Gardens. chcę teraz skorzystać z okazji i dowiedzieć się czegoś więcej o pańskich Duncan podniósł się również. podróżach. - Dziękuję pani. Ja też się tam wybiorę. W jakim będzie kostiumie? Usiadł przy niej i zaczął opowiadać o swoich podróżach po Europie. Lady Bethany uśmiechnęła się tajemniczo. Chociaż czasem interesy guardian mieszkających w różnych krajach sta­ - Jeśli nie potrafisz jej odnaleźć, to zawiedziesz zarówno jako kocha­ ły w sprzeczności z tym, co było najlepsze dla całego klanu, to i tak szyb­ nek, jak i guardianin. Życzę miłego dnia, lordzie Ballister! ciej dochodzili do zgody niż ich rządy. Wiązało ich to, że różnili się od Duncan pożegnał ją ukłonem, z trudem panując nad podnieceniem. Gdy innych ludzi. w grę wchodziło serce, po swojej stronie wolał mieć raczej lady Bethany - Oczywiście, jako głowa rady - powiedział Duncan, kończąc swą opo­ niż legion Rzymian. Podczas maskarady będzie mógł zbliżyć się do Gwynne, wieść z pewnością czytała pani raporty, które systematycznie przesyłałem. nie prowokując jej gniewu. Swobodna atmosfera z pewnością będzie - Tak, ale tych najsmakowitszych kąsków w raportach na ogół się nie sprzyjać... różnym możliwościom. umieszcza. - Spojrzała na niego z ukosa. - Czuję, że jeśli chodzi o zaloty, Nie martwił się o to, jak ją odnajdzie. Nawet gdyby nie był guardiani- to nie wiedzie ci się najlepiej. nem, rozpoznałby ją wśród tysiąca zamaskowanych kobiet. 40 41 Strona 20 New Spring Gardens i to, co robili, gdy byli młodzi i szaleńczo zakocha­ ni. Gwynne pomyślała ze smutkiem, że nigdy nie przeżyła takich chwil. Kochała Emery 'ego i żałowała, że ich związek trwał tak krótko, ale przy­ Gwynne, oparta o burtę łodzi, w zamyśleniu patrzyła na rzekę. Palce jej jemnie by było być znowu tak młodą i beztroską jak Sally. Chociaż dzie­ dłoni zanurzały się w chłodnej wodzie. Niechętnie przyjęła zaproszenie liło je zaledwie kilka lat, Gwynne czuła się o wiele starzej. Tuckwellów na bal maskowy. Nie chciała ich jednak urazić, pozostawali Łódź przybiła w końcu do pomostu. Przewoźnik i służący Tuckwella, jej najbliższymi przyjaciółmi spoza kręgu guardian, mimo że byli od niej Norcott, wyskoczyli z łodzi, aby ją umocować. Sir George wydostał się znacznie starsi. na brzeg, pomógł wyjść swojej małżonce, po czym wyciągnął rękę do Chciała zostać w domu ze swymi książkami i lady Bethany, ale w koń­ Gwynne. cu uświadomiła sobie, jak łatwo może stać się odludkiem, i uległa namo­ - Szczęście uśmiechnęło się do mnie, pozwalając mi towarzyszyć ta­ wom. To miała być jej pierwsza wizyta w New Spring Gardens. Teraz kim pięknościom - powiedział jowialnie. - Trzy piękne damy. Czego wszystkie wątpliwości rozwiały się. Może bal pozwoli jej chociaż na chwi­ więcej może pragnąć dżentelmen? lę zapomnieć o Ballisterze. Rozum mówił jej, że odprawiając go, postą­ - Brzmiałoby to bardziej wiarygodnie, gdybyśnfy nie nosiły masek piła słusznie, ale w sercu wciąż czuła dziwny niepokój. odparła Gwynne ze śmiechem, wyskakując z rozkołysanej łodzi na ląd. W oddali ukazały się światła pochodni i po chwili łódź skierowała się - Och, ale to pobudza wyobraźnię - odparła Annę Tuckwell. - Każda do brzegu. Od pomostu, przy którym cumowało już wiele łodzi, biegły kobieta w dominie i masce przeobraża się w tajemniczą, urzekającą pięk­ w górę pięknie oświetlone schody. Ubrani w domina goście wspinali się ność, a mężczyzna we wspaniałego księcia. po nich do głównej alei, skąd dobiegały dźwięki orkiestry. Wieczór był Gwynne uśmiechnęła się, ale w duchu musiała przyznać, że w słowach ciepły i prawie bezwietrzny - wymarzony na ogrodową maskaradę, pod Annę było dużo prawdy. Sir George, który nie lubił maskarad, miał na warunkiem że nie będzie deszczu. Przez głowę przemknęła jej myśl, jak sobie zwyczajny strój wieczorowy. Uzupełnił go maską, zakrywającą dobrze byłoby mieć teraz przy sobie Władcę Burz, ale szybko ją odrzuci­ twarz. Annę i Gwynne miały na sobie obszerne domina. Annę - zielone, ła. a Gwynne - szkarłatne. - Tak czekałam na ten wieczór - szepnęła z rozmarzeniem siedząca Kiedy Gwynne zakładała je po raz pierwszy, pomyślała, że nazbyt rzu­ obok Gwynne starsza córka Tuckwellów, Sally. Miała dziewiętnaście lat ca się w oczy, ale teraz ze zdumieniem stwierdziła, że czuje się w nim jak i była niepoprawną romantyczką. - Ciekawa jestem, czy William rozpo­ dojrzała, światowa kobieta, a nie jak książkowy mól. zna mnie w tym kostiumie i masce? Nie zdradziłam mu, w jakim będę Sir George opłacił wstęp i po chwili, przeszedłszy przez prowadzący stroju, chociaż bardzo mnie o to prosił. do ogrodów pasaż, znaleźli się na cudownie oświetlonej promenadzie, Gwynne z uśmiechem spojrzała na przebraną za pasterkę dziewczynę. która zdawała się nie mieć końca. Dookoła rozbrzmiewała muzyka - Pozna cię po pięknych jasnych włosach i ponętnej sylwetce. Jeśli i Gwynne miała wrażenie, jakby znalazła się w jakimś bajkowym świe­ nie, będziesz go mogła zaczepić kijem, który każda pasterka trzyma w rę­ cie. ku. Sally, śmiejąc się, chwyciła ją za rękę i pociągnęła za sobą. Sally roześmiała się. - To dopiero początek, moja droga - zawołała. - W parku jest mnó­ - Właśnie dlatego wybrałam ten kostium. Kij może jednocześnie słu­ stwo cudownych rzeczy: posągów, mostków, kaskad, obrazów i muzyki. żyć do ataku i obrony. Można tu spacerować przez wiele dni i nie zobaczy się wszystkiego. - Teraz, kiedy już jesteście zaręczeni, nie musisz się aż tak bardzo przed Gwynne odetchnęła głęboko. Nagle uświadomiła sobie, że kryjący włosy nim bronić - zauważyła Gwynne z uśmiechem. - Może nawet zwabi cię obszerny kaptur i zasłaniająca oczy czarna maska zapewniają jej całko­ w jakiś cichy kącik i skradnie całusa. witą anonimowość. Kiedy patrzyła na roześmiany tłum, po raz pierwszy Sally zamyślona spojrzała w dal. Kiedyś po latach, kiedy ona i William od śmierci matki poczuła, że wciąż jest młoda i że jeśli tylko zechce, będą już statecznym małżeństwem, zapewne z sentymentem wspomną może być tak samo wesoła i radosna jak Sally. Miejmy nadzieję, że flirt 42 43