Miszewski_Stefan_-_Pożółkły_rękopis
Szczegóły |
Tytuł |
Miszewski_Stefan_-_Pożółkły_rękopis |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Miszewski_Stefan_-_Pożółkły_rękopis PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Miszewski_Stefan_-_Pożółkły_rękopis PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Miszewski_Stefan_-_Pożółkły_rękopis - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
– Ja też tak myślę. O co ci chodzi? – była wyraźnie zdener-
wowana.
– Och, nic. Wiesz, na lotniska w Warszawie ma mnie spo-
Gdy samolot oderwał się od płyty paryskiego lotniska tkać Perlik...
i skierowawszy się na wschód, z każdą chwilą zmniejszał od- – Kto?
ległość dzielącą Paryż od Warszawy, Janusz Jałoń odczuł – Czyżby moja dykcja w ostatnich czasach szwankowała?
lekki skurcz w gardle. A może to ty coś ze słuchem?...
– Co za bzdura! Tego tylko brakowało, żebym stał się sen- – Zupełnie, ale to zupełnie nie mam ochoty wysłuchiwać
tymentalny. twoich żartów... I wcale nie interesuje mnie twoje spotkanie
Sięgnął po papierosa i wtedy właśnie uwagę jego przyku- z Gustawem – dodała po chwili.
ła głowa kobiety siedzącej w przedniej części kabiny. Czyżby – Więc jednak go pamiętasz? To mnie cieszy...
to była Sylwia? Nie zauważył jej przedtem. Ale przecież wpadł Zamilkł i beznamiętnym wzrokiem wpatrywał się w przecho-
na lotnisko niemal w ostatniej chwili... Tak, to była Sylwia! dzących obok nich ludzi. W następnej chwili w oczach jego bły-
Sylwia Norkstein – jak zawsze elegancka, z fryzurą prosto od snęło zainteresowanie – mijały Ich dwie młode, zgrabne I ele-
fryzjera, z twarzą – Boże, jak te latka lecą! – prosto od kosme- ganckie kobiety. Jałoń odprowadził je wzrokiem pełnym uznania,
tyczki. po czym ze swobodą światowca wrócił do przerwanej rozmowy.
Poprawił się w fotelu nie spuszczając z niej oczu. Sylwia – O czym to mówiliśmy? Ach, Perlik! Wiesz, zajmuje się li-
w tym samolocie! Przypadek, czy też... Nerwy, nerwy... Po cóż teraturą... i żyje z literatury. Wyobraź sobie, że stał się nie-
miałaby lecieć specjalnie z nim? złym pisarzem. Podobno wydają go dość często.
Próbował zająć się gazetami, jednak co chwila zdawał so- – Skąd o tym wiesz?
bie sprawę, że czyta nie rozumiejąc treści. Niepokój nie ustę- – Dowiedziałem się całkiem przypadkiem. Zresztą obecna
pował. Początkowo przypuszczał, że Sylwia wysiądzie w Ber- profesja Gustawa nie Jest teraz rzeczą najistotniejszą. Uwa-
linie. Na lotnisku jednak szybko przekonał się, że dalszą żam, że ważniejsze jest, abyśmy zeszli na płytę lotniska w na-
podróż odbędą również wspólnie. Ukłonił się jej, gdy siedzia- strojach sprzed 25 lat. Jak przyjaciele... Zresztą to będzie
ła przy bufecie. Odpowiedziała mu lekkim skinieniem głowy, zgodne z prawią, nie uważasz?
a na jej twarzy odbiło się zaskoczenie i zmieszanie. Odstawi- – Jeśli chcesz... Jest mi to zupełnie obojętne – powiedzia-
ła filiżankę z niedopitą kawą i sięgnęła po papierosa. Niemal ła spokojnie i cofnęła swoją rękę, którą Jałoń z przesadną ga-
w tej samej chwili Jałoń stał przy niej z zapaloną zapalnicz- lanterią podnosił do ust.
ką, szarmancki i ugrzeczniony. – Zawsze wierzyłem, że jesteś rozsądną dziewczyną – się-
– Czy piękna pani udaje się również do naszej socjalistycz- gnął po filiżankę z kawą.
nej ojczyzny? Cieszę się wobec tego, że po 24 latach pierwsze – Zapasy mojego „rozsądku” są w stosunku do ciebie na
kroki na ziemi ojców naszych postawię w tak uroczym towa- wyczerpaniu.
rzystwie. – Byłem pewny, że spisuję się bez zarzutu. I dotychczas
– Odczep się! – ton jej głosu nie zachęcał do dalszych sądziłem, że w pełni to doceniasz.
grzecznostek. Do końca podróży więcej ze sobą już nie rozmawiali.
– Zabawna jesteś! – Jałoń uśmiechnął się ironicznie. – To Na lotnisku w Warszawie Perlik rzeczywiście oczekiwał Ja-
chyba, jasne, że nie zakłócam twego spokoju jedynie dla sen- łonia, jednak zanim uściskał przyjaciela, obserwował z nie-
tymentu, jaki niewątpliwie do ciebie żywię... dowierzaniem stojącą przy nim kobietę.
2 3
Strona 3
– No, tak, tak! To Sylwia! – odpowiedział Jałoń na milczą- – Autor, zawsze autor! – roześmiał się Jałoń. – Ale w pełni
ce pytanie Perlika. – Umów się prędko, bo tam na pewno cze- cię rozumiem. Gdy mowa o moich filmach, staję się natych-
kają już na nią wszystkie jej ciocie. miast nieznośnym egocentrykiem. No, no, nie obrażaj się za-
– Ogromnie się cieszę... – Perlik był wyraźnie wzruszony, raz... Ciebie o egocentryzm nie posądzam, mimo że byłby on
z trudem dobierał słowa. – Tyle lat... Ty już jesteś niemal staru- w pełni uzasadniony.
szek, ale ona... – wcisnął Sylwii do ręki swój bilet wizytowy. Perlik wprowadził przyjaciela da gabinetu i wskazawszy
Obiecała zatelefonować do niego w ciągu najbliższych dni mu fotel podszedł do stojącego pod ścianą barku.
i odeszła do oczekującej ją rodziny. Fontanny łez i nawałnica po- – Źle mnie zrozumiałeś – podał Jałoniowi napełniony kie-
całunków stały się centralnym akcentem lotniskowej scenerii. liszek. – Interesuje mnie po prostu, które z moich książek są
Perlik przeprowadził Jałonia pomiędzy grupkami witają- dostępne obecnie we Francji. Ostatecznie starałem się
cych się i załadował jego walizki do stojącej przed budynkiem w nich, bardziej lub mniej udolnie, zawrzeć obraz naszej pol-
lotniska szarej Warszawy. skiej rzeczywistości...
– Twój? – spytał Jałoń, wskazując na samochód. – Boże, jakiś ty serio! Twoje zdrowie! I za dalsze dziesiątki
– Tak. Stary, ale dobry gracik. twoich dzieł.
Po paru minutach zbliżali się do Mokotowa. Perlik w milczeniu spełnił toast i sięgnął powtórnie po bu-
Z alei Niepodległości skręcili w wąską uliczkę. Zatrzymali telkę z koniakiem.
się przed małą, jednopiętrową willą, otoczoną niewielkim – Powitanie typowo polskie! Czuję, że na drugi dzień po
ogródkiem. przyjeździe do ojczyzny obudzę się z kacem. No, ale skoro na-
– Fiuuu! – Jałoń świsnął z przesadnym podziwem – widzę, lane...
że twórcy kultury są w wielkiej estymie u władz! Jałoń uniósł kryształowy kieliszek i przyjrzał mu się
– Ten domek dostałem po Kłobudzkich. Zmarli przed pię- z uwagą.
ciu laty. – W naszej młodości korzystaliśmy z nieco innych, prymi-
Perlik wziął jedną z walizek Jałonia i pchnął żelazną furt- tywniejszych naczyń... Zawartość też była inna... Chociaż,
kę. moim zdaniem, jak pić, to tylko czystą. Oczywiście de gusti-
– Chodźmy! bus...
– Kłobudzcy? Zaraz... zaraz... Ach tak, to ten zacny, bur- – Jak wolisz – Perlik postawił na stoliku butelkę czystej
żuazyjny odłam twojej rodziny. Przyjemnie się urządziłeś – eksportowej.
Jałoń rozglądał się po obszernym hallu ozdobionym nowo- – Pas! – zaprotestował Jałoń. – Wolę ci zdać sprawę z lektu-
czesną metaloplastyką. – A ja już byłem pewny, że ten dach ry twoich książek. Przeczytałem dwie: „Czerwony feniks” i „Ci
nad głową to materialny wyraz wdzięczności społeczeństwa z Białej” – przyjrzał się uważnie twarzy Perlika – ale nie martw
dla wybitnego pisarza. się, że tylko tyle. Postanowiłem podczas pobytu w Polsce zapo-
– Nie gadaj głupstw. Z pisania wcale nie jest łatwo żyć. znać się z twoją twórczością od A do Z. Tym bardziej, że obie te
– No, no, nie przesadzaj. Nie widać, żebyś żył najskro- książki bardzo mnie zainteresowały. Bardzo.
mniej, a i sława pisarza też chyba się liczy. Nawet we Fran- – Myślę, że w Polsce czeka cię wiele atrakcyjniejszych za-
cji udało mi się zdobyć kilka twoich książek. jęć – uśmiechnął się Perlik.
– Których? – żywo zareagował Perlik. – Proszę cię na górę, – No... jeśli nie zdążę przeczytać wszystkiego, to wezmę
do gabinetu – wskazał schody wiodące na piętro. – A więc, książki ze sobą do Paryża i potem listownie zdam ci sumien-
które książki czytałeś? ną relację z moich wrażeń. Dobrze?
4 5
Strona 4
– Jestem pewny, że będziesz żałował straconego czasu. – Czy blisko jest z tobą spokrewniona? To bardzo miłe jest
– Nie bądź taki skromny. Już jutro sięgnę po pierwszy mieć tak przystojną siostrzenicę...
utwór mojego przyjaciela z lat młodości – Gustawa Perlika, – Ty jak zawsze myślisz o głupstwach, a to jest autentycz-
O ile się nie mylę, to twym debiutem były ,,Złamane drzewa”. na córka Mirki Różyckiej. Nie uśmiechaj się szatańsko, bo
Może mógłbyś od razu dać mi tę książkę? wiesz doskonale, że Mirka była moją bliską kuzynką. Przypo-
– Oczywiście, chętnie, ale – zawahał się – tak się złożyło, mnij sobie, jak pomagałem ci w nawiązaniu z nią flirtu.
że miałem ostatnio tylko jeden egzemplarz i właśnie przed- Wprawdzie bezskutecznie, ale to już twoja wina.
wczoraj wypożyczyłem go znajomym. Jutro postaram ci się Zeszli do hallu.
o drugi. – Jak się masz smarkula – witał wchodzącą Perlik. – Zde-
Spojrzał na zegarek. cydowałaś się przyjechać do starego?
– Chyba jesteś solidnie zmęczony, zatrzymasz się oczywi- – Och wujku, proszę już przestać kokietować otoczenie tą
ście u mnie. Chodź, pokażę ci twój pokój. starością. Odkąd pamiętam, uważa się wujek za zgrzybialca.
– Nie chciałbym ciebie krępować... Szczerze mówiąc my- – Nic szacunku dla starszych! Boże, co to za młodzież!
ślałem o hotelu... A w mankiet wujka! W mankiet! Zapominasz już zupełnie,
– Nie ma mowy! jak cię matka wychowywała.
– A więc krakowskim targiem. Pomieszkam u ciebie kilka Teresa nie zwracała już uwagi na dobrze jej znane formuł-
dni, a potem przeprowadzę się do hotelu. Nie gniewaj się, ale ki powitania i pytająco spojrzała na Jałonia.
tak będzie na pewno wygodniej. Również i dla mnie... – Poznajcie się. To mój przyjaciel. Niezawodna marka:
– No, skoro wolisz... – niechętnie zgodził się Perlik. – Z ca- przedwojenny. Paryżanin, a do tego – uważaj tylko – reżyser
łą pewnością czułbyś się u mnie zupełnie swobodnie. Mie- filmowy. No i| tak zupełnie prywatnie – były absztyfikant
szkam właściwie sam. Czasami zjawia się na kilka dni moja twojej mamusi.
siostrzenica, gosposia jest tylko przez kilka godzin w ciągu – Jak to miło już pierwszego dnia pobytu w Polsce spotkać
dnia. To wszyscy. W każdym razie czuj się tu jak u siebie, tak uroczą dziewczynę – Jałoń szarmancko witał Teresę,
a przede wszystkim wypocznij chociaż trochę, bo na wieczór przyglądając się jej z nietajonym zainteresowaniem.
proponuję spotkanie z przeszłością. – Świetnie zrobiłaś, że przyjechałaś już dzisiaj – mówił
– Cóż to za kryptonim? Perlik wprowadzając ich do pokoju – wieczorem przyjdzie tu
– Po prostu zawiadomiłem o twoim przyjeździe paru na- parę osób, będziesz więc gospodynią, kucharką, pokojówką
szych wspólnych przyjaciół sprzed wojny i zaprosiłem ich na i wybawisz starego – och, pardon – z ogromnego kłopotu.
dzisiaj. Nie masz chyba nic przeciwko temu? – Niestety, nic z tego. Robert ma dziś wolny wieczór
– Świetny pomysł. Ale teraz marzę o kąpieli. i przede wszystkim dlatego przyjechałam.
W tej chwili usłyszeli warkot samochodu, zatrzymującego – Ależ to się świetnie składa! Zaprosisz go także! Chyba
się przed willą. Perlik wyjrzał przez okno i mruknął: nie zostawisz mnie i moich przyjaciół na pastwę losu, bez
– Proszę, jak się pospieszyła... – po czym odwrócił się da opieki.
Jałonia: – przyjechała właśnie moja siostrzenica, o której ci – Ja sobie w ogóle nie wyobrażam dzisiejszego wieczoru
już wspominałem. Teresa Keler. bez pani – wtrącił Jałoń.
Jałoń zbliżył się do okna i ujrzał młodą, przystojną kobie- – Janusz, daj Teresie spokój, bo otrzymasz czarną polew-
tę, wysiadającą z taksówki. Porozumiewawczo mrugnął do kę, co byłoby zresztą dość typowym przykładem twego pecha
Perlika: do kobiet mojego rodu. Ona poza tym Robertem nie widzi
6 7
Strona 5
świata, a przy tym jest jedyną osobą, która wierzy, iż jest on waną ręką kieliszek i wpatrując się w jego zawartość, powie-
co najmniej polskim Olivierem. działa:
Teresa obrzuciła Perlika niechętnym spojrzeniem i powie- – Recepta, mój drogi Guciu, jest bardzo prosta. Miewam
działa wyniośle: kochanków.
– Oczywiście, przy pisarskim geniuszu wujka każdy inny Ogólny wybuch wesołości zagłuszył poważny glos Bożeny.
talent wydaje się niewart wspominania. A ja właściwie na – Ale... kochanków młodych – obrzuciła wyzywającym
złość wujkowi wcale bym dzisiaj nie została, gdyby nie nowo wzrokiem Jałonia i zwracając się do Perlika dodała – tobie
zawarta znajomość – kokieteryjnie uśmiechnęła się da Jało- Gustawie radzę robić to samo. Samopoczucie będziesz miał
nia. świetne i zadbasz o swój brzuszek, nie dając mu się za bar-
– Doskonale. Najważniejsze, że zgadzasz się mi pomóc. dzo rozrastać.
W kilka godzin później Teresa witała wraz z Perlikiem – Recepta znakomita. Ale jeśli zechcę ją realizować, będę
pierwszych gości. Jakby nagrane na płytę powtarzały się po- liczył tylko ta ciebie, na twoje długoletnie doświadczenie
witania i Jałoniem. „Janusz! Kopę lat!” „Świetnie wyglądasz!” i umiejętność motania sobie ludzi wokół małego palca.
„Ty także niewiele się zmieniłeś!” „Widocznie Paryż ci służy!”. – Tę umiejętność nabywa się, niestety, dopiero z latami.
Ostatnią partię gości stanowił Robert, aktor Wężecki oraz Przykład? Przecież się porządnie namęczyłam, by zatrzymać
jego przyjaciel – mecenas Góral. Spośród zebranych Robert przy sobie tego obieżyświata Jałonia.
znał jedynie Wężeckiego, który dyskretnym szeptem prezen- – Jak marny okazję naocznie się przekonać – bezskutecz-
tował mu gości Perlika. nie – wtrącił Jałoń.
– Ten łysawy, rozmawia z Perlikiem, to Zylbert. Szyszka – – To bagatelizowanie nic ci nie pomoże, Januszku. Trułam
dyrektor dużych zakładów przemysłowych. O, podchodzi do się gazem przez ciebie i jeszcze na łożu śmierci będą cię z te-
nich Borecki, inżynier. To nierozłączna para z Zylbertem. go powodu gryzły wyrzuty sumienia. Zresztą obiecywałam
Tamto małżeństwo to Sosiccy. Oboje są lekarzami. Jego sobie sprawić ci to łoże bardzo prędko. Niestety, wojna po-
znam bardzo mało. Właściwie dopiero od czasu, gdy Irena krzyżowała te nabożne plany. Ale co się odwlecze, to nie ucie-
przedstawiła go jako swego męża. Zaraz, kiedy to było... Tak, cze. Uważaj.
chyba w sześćdziesiątym roku. – Będę się miał na baczności. Twoje zdrowie, Bożenko!
– A ta ślicznotka? – Bardzo cię proszę – śmiał się Perlik – żebyś nie załatwia-
– Ślicznotka? Ach, Firlejówna... To dziennikarka. Tak, to ła swoich porachunków z Januszem w tak definitywny spo-
była rzeczywiście bardzo piękna dziewczyna. sób w moim mieszkaniu... Mimo że byłby to świetny temat
W tej chwili w przytłumiany gwar rozmów wdarł się dono- dla twojej gazety...
śny głos Perlika. – Nie żartuj, Guciu, bo nie znasz kobiet. Kobieta jest –
– To dla nas, mężczyzn, jest doprawdy szokujące, Bożen- oczywiście, zależnie od okoliczności – aniołem dobra lub de-
ko, że ty z roku na rok jesteś coraz młodsza i coraz piękniej- monem zła – mówiąc to Bożena Firlej stuknęła swoim kieli-
sza. Jak ty to robisz? szkiem o kieliszek Jałonia i wypiła trunek, przypieczętowu-
Bożena Firlej podniosła się z fotela i z miną modelki, pew- jąc toast serdecznym uściskiem.
nej sukcesu, zrobiła kilka tanecznych kroków, zatrzymując Teresa krążyła wśród gości nalewając wódkę, podawała
się dłużej przed Januszem Jałoniern. Płynnie wróciła do kanapki i napoje, ale robiąc to wszystko, ani na chwilę nie
opuszczonego przed chwilą fotela, ujęła ładną, wypielęgno- spuszczała wzroku z Roberta. Obawiała się, czy będzie czuł
się dobrze w tym gronie osób bliżej mu nieznanych, a przy
8 9
Strona 6
tym znacznie od niego starszych. Jednak Robert zachowywał II.
się swobodnie, a od kilku minut zajęty był ożywioną rozmo- Jałoń z rozmachem otworzył drzwi od gabinetu Perlika
wą z Jałoniem, która zakończyła się wypiciem kolejnego kie- i wymachiwał trzymaną w ręku książką.
liszka wódki. – Mam „Złamane drzewa”!
Około jedenastej całe towarzystwa było jut porządnie – Skąd je wytrzasnąłeś?! Przecież nakład jest dawno wy-
wstawione. Jałoń siedział samotnie w głębokim fotelu, obser- czerpany, a nowy jeszcze w drukarni. – Perlik niedowierzają-
wując czubki swoich butów. co wyciągnął rękę po trzymaną przez Jałonia książkę.
– No, jak ci się to wszystko podoba? – zabrzmiał mu nad – I ty pytasz o takie rzeczy? Czyż w tym kraju jest coś nie-
głową głos Perlika. – Nie za dużo wrażeń jak na jeden dzień? osiągalnego dla rodaka z zagranicy? Ja zresztą nie krytyku-
– Czuję się świetnie. Niezwykle udany wieczór. Jestem ci ję. To bardzo mile i wygodne. Nie omieszkam poinformować
bardzo wdzięczny, że tak ładnie to zorganizowałeś. To moje o tym naszych współziomków we Francji... Szczególnie tych,
spotkania i najbliższymi przyjaciółmi sprzed wojny... Słuchaj którzy się będą wybierać do naszego kochanego kraju płaczą-
Gustaw, czy tego Roberta od Teresy znasz dobrze? Co to za cych wierzb i uczynnych taksówkarzy... Ale, co ci jest? –
facet? przyjrzał się bliżej twarzy Perlika. – Źle się czujesz?
– Aktor. Miły. Przystojny jak widzisz, przyzwoity. Nie wiem – Nic, nic... Zaraz przejdzie. Serce mam nie w porządku
o co ci konkretnie chodzi. i po wczorajszym piciu...
– Czy można na nim polegać? No, czy jest solidny? – Czekaj, co tu zrobić?... Usiądź tu, w tym fotelu, przynio-
– No... chyba tak... Dlaczego o to pytasz? sę ci coś do wypicia. Pamiętasz nasze stare hasło: klin kli-
– Właściwie mogę ci powiedzieć. Żadna nadzwyczajna nem. Gdzie masz te twoje alkoholowe zapasy? – poszedł do
sprawa, tylko... – zniżył głos do szeptu. barku,
– A fe! Sekrety w towarzystwie! Do czego ta podobne! – – Zostaw. Po pierwsze wszystko zostało wypite...
przed nimi stała doktor Sosicka i groziła palcem. – Nie po- – Nie szkodzi, zaraz przyniosę. Wprawdzie będąc dzisiaj
zwałam! na mieście dowiedziałem się o pięknym zwyczaju niesprzeda-
– Już się stało, Irenko! Za późno interweniowałaś i zdąży- wania alkoholu w sobotę, ale przecież rodak z zagranicy
łem naplotkować na ciebie... wszystko dostanie...
– Gustaw! To prawda? – Sosicka udawała przerażenie, – – Siadaj i nie pleć trzy po trzy. Nie mam żadnego kaca, tyl-
Ja tego nie przeżyję! ko mi serce nawala i zamiast klina, chyba zadzwonię do So-
– Czekaj... – Perlik i roztargnieniem sięgnął po szklankę sickiej. To dobra lekarka.
z wodą. – Robert ci to na pewno załatwi. Ale pamiętaj, ja – Jak uważasz. Mogę i ja do niej zatelefonować,
o tym nic nie wiem. – Na razie nie trzeba. Już mi trochę lepiej.
– Oczywiście, mistrzu. Mistrzowi nie wypada zajmować się Jałoń przysunął sobie fotel, otworzył przyniesioną książkę
tak prozaicznymi sprawami – w głosie Jałonia wyczuwało się i podsunął ją Perlikowi.
nieukrywaną ironię. – Chodź, Irenko. Czuję, że masz wielką – Skoro ci lepiej, to wracajmy do przykrych obowiązków. Bo
ochotę zatańczyć ze mną. przecież nawet wieszczowie je mają. Nie należy o tym zapominać.
– Z takim uroczym chłoptasiem jak ty – zawsze. Tylko nie – Nie rozumiem...
przytulaj mnie za bardzo, bo mąż patrzy. – Mistrzu, błagam o autograf na wieczną rzeczy pamiątkę
– Zazdrosny? – Jałoń powiedział to z patosem podrzędnego aktora, trzyma-
– Trochę... jąc dłoń na sercu. – Nie odmawiaj, mistrzu!
10 11
Strona 7
– Czy ty zawsze musisz błaznować – roześmiał cię Perlik. ko on. No widzisz, staruszku, a tak się narzeka na brak ro-
– Tylko autograf na twoim pierwszym dziele może mnie mantyzmu u współczesnej młodzieży! – odwróciła się w stro-
z tego uleczyć. nę lustra i zaczęła przyczesywać swoje puszyste, jasne wło-
Perlik wziął podaną mu książkę. Chwilę trzymał pióro sy. – A to nieprawda. Najlepszy dowód...
w powietrzu, potem skreślił krótką dedykację. Ostatnich słów Perlik już nie słyszał. Cicho wycofał się do
– Dziękuję z całego serca. Nie rozstanę się z tą książką do gabinetu. Po chwili usłyszał trzask zamykanych drzwi wyj-
śmierci... Ach, prawda! Miałem być uleczony z błazeństwa... ściowych. Był znowu sam. Siedział chwilę bez ruchu z przy-
Wybacz, to już ostatni raz. mkniętymi oczyma, potem sięgnął do stojącego na biurku te-
– Dobrze, dobrze – Perlik uśmiechnął się słabo. – Jak za- lefonu.
planowałeś swój pobyt w kraju? – Z doktor Sosicką proszę – drżącą ręką zapalił papierosa.
– Przede wszystkim – sprawa mieszkania. – Dzień dobry, Irenko. Mam wielką prośbę do ciebie. Stra-
– To chyba już omówiliśmy? sznie marnie się czuję i gdybyś była tak dobra i wpadła do
– Tak, i zgodnie z naszą umową od dziś mieszkam w „Bri- mnie... Tak, serce... To świetnie, że możesz. Czekam.
stolu”. Udało mi się dostać pokój. Rozumiesz – dla rodaka Panującą w domu ciszę pięciokrotnie przerywał dzwonek
z zagranicy... U ciebie czuję się świetnie, ale sądzę, te tak bę- telefonu. Wszystkie rozmowy były niemal identyczne. Zarów-
dzie mimo wszystko wygodniej. I właśnie wobec zmiany ad- no Bożena Firlej, Wężecki, Zylbert, Borecki jak i Sylwia Nor-
resu muszę się skontaktować z Robertem Szyrgiem. kstein (ciągle w myślach nazywał ją Gacką) chcieli mówić
– To już ułatwi ci Teresa. Zajdź do jej pokoju, Zdaje się, że z Jałoniem, a następnie pytali, gdzie zamieszkał. Perlik nie
już wróciła z miasta. widział powodów, aby ukrywać przed przyjaciółmi jego adres,
– Świetnie! No więc na razie żegnam. Zadzwoń do tej So- ale potem powrócił myślami do wczorajszego wieczoru, do
sickiej, bo wyglądasz bardzo nietęgo. Jak się zadomowię, strzępów zasłyszanych rozmów i odczuł lekki niepokój...
w hotelu to zatelefonuję do ciebie. W dwie godziny później doktor Sosicka wsłuchiwała się
Pożegnali się uściskiem ręki i Perlik opadł i powrotem na fo- w rytm jego serca.
tel. Oddychał głośno i z trudem. Był bardzo zmęczony po wczo- – Rzeczywiście nie jest najlepiej. Podejrzewam, że to wczo-
rajszym przyjęcia. Goście wyszli dopiero o pierwszej w nocy, rajsza wódka tak ci zaszkodziła. A ostatnio wydawało mi się,
z nim odprowadził Jałonia do jego pokoju, sprawdził drzwi że na długo straciłam pacjenta. Wszystko powróciło do nor-
i pogasił światła, była już niemal trzecia. Mimo to długo nie my, a dziś...
mógł usnąć, przewracał się z boku na bok i wsłuchiwał w przy- Dobrze, że Teresa przyjechała. Gdybyś się w nocy źle po-
spieszone bicie swego serca. Rano czuł się fatalnie i z trudem czuł, niech mi natychmiast da znać.
zmusił się, aby po śniadaniu jak zwykle zasiąść do pracy. – Gdzieżbym cię w nocy niepokoi! Zresztą Teresa będzie
Gdy Jałoń opuścił willę, Perlik, po chwili odpoczynku, dziś u Roberta. Nie chciałem jej zawracać głowy swoją osobą.
zszedł na dół i zapukał do pokoju Teresy. Tak dawno się nie widzieli...
– Dobrze, że widzę wujka. Spieszę się bardzo, a właśnie – Mógłbyś być mniej subtelny... No cóż, zadzwonię do
chciałam uprzedzić, że wrócę, dziś bardzo późno – uśmiech- szpitala. Może siostra Drozdowska będzie wolna. To ta sama,
nęła się z lekkim zażenowaniem. – Może dopiero rano... która była u ciebie przed rokiem. Pamiętasz? Nie narzekałeś
– Będziesz u Roberta? – obojętnie zapytał Perlik. na nią.
– Wujku! Cóż za pytanie? Dobrze, że Robert nie słyszy! – Tak, pamiętam, przyjemna. Ale czy sądzisz, że to ko-
Oczywiście, że z nim, u niego, o nim, przez niego i w ogóle tyl- nieczne?
12 13
Strona 8
– Jeśli o tym mówię, to znaczy, że uważam to za koniecz- Miliony! – Sylwia jakby czytała w myślach starych pań.
ne. – Sosicka powiedziała to ostro i zaczęła nakręcać numer Miliony to znaczy mąż – stary Norkstein – apodyktyczny, de-
szpitala. Perlik tymczasem włożył kurtkę od piżamy i z wes- spota dla podwładnych, groźny dla wspólników i uległy tylko
tchnieniem ulgi wyciągnął się na tapczanie. wobec niej. Jak długo to jeszcze potrwa? Odruchowo spoglą-
– No widzisz – po krótkiej rozmowie telefonicznej zwróciła da w lusterko. Dotyka palcami skroni; przesuwa dłonie
się do niego Sosicka. – Wszystko świetnie się składa. Dro- w stronę oczu i policzków, jakby starała się sprawdzić czy
zdowska ma wolną noc. Będzie tu o siódmej. Lekarstwa przy- w ciągu ostatnich godzin nie przybyło jej nowych zmar-
ślę przez nią. Teraz się prześpij, ja zmykam. Jutra zadzwo- szczek. Jak długo Andrzej wytrzyma taką sytuację? Jak dłu-
nię. go będzie czekał? Wie, że ona musi czekać. Czekać na śmierć
Wrzuciła stetoskop do torby, poprawiła mu kołdrę, mu- człowieka, którego nazywa swym mężem... I do tego wieczna
snęła ręką po jego czole i szybko opuściła pokój. obawa przed skandalem i jego konsekwencjami. Widzi w my-
– Dziękuję, Irenko! – zdążył jeszcze za nią zawołać. ślach krzyczące tytuły brukowych gazet paryskich, artykuły,
Spojrzał na zegarek. Była szósta. Sięgnął po leżącą przy w których przewijają się tłustą czcionką dwa nazwiska: Syl-
tapczanie książkę i zaczął czytać. Tykaniu zegara towarzyszył wia Norkstein – żona paryskiego finansisty i Andrzej Kolecki
szelest przerzucanych kartek. Potem przekręcił gałkę radia. – młody polski naukowiec.
Z głośnika dobiegł głos spikera: „... sąd wojewódzki w trybie Znowu przypomina sobie o Jałoniu. Jest przecież tu,
doraźnym. Główny oskarżony Jerzy Gałek został skazany na w Warszawie, niemal na wyciągnięcie ręki.
karę śmierci. Pozostali bandyci...” Perlik szybko wyłączył ra- W uszy wwierca się natrętnie, wielokrotnie powtarzane
dio. O szyby zaczęły miarowo uderzać ciężkie krople jesien- jakieś pytanie ciotki. – Przepraszam, ciociu, zamyśliłam się.
nego deszczu. Czekał. – Merde, co ja tutaj właściwie robię w tym domu... No tak,
Kwadrans po siódmej siostra Drozdowska siedziała już przecież musiała mieć dodatkowy pretekst, aby wyjechać
w pobliża jego tapczanu, mieszając cukier w świeżo zaparzo- do Polski. Andrzej czeka tu na nią. Od miesiąca nie widzia-
nej herbacie. Czekała ją jeszcze jedna nieprzespana noc. ła go, ale teraz trzy tygodnie razem... Nie, już nie trzy. Dru-
gi dzień pobytu w Warszawie upływa, a jeszcze nie zamieni-
* ła z nim ani słowa. Przyszedł wprawdzie na lotnisko, ale
Myśl o wieczornym spotkaniu z Andrzejem już od rana zgodnie z umową nie podszedł nawet do niej. Po co ciotki
wprawiała Sylwię Norkstein w stan przyjemnego podniece- mają się czegoś domyślać. Jutro przeprowadzi się z tego do-
nia. Chwilami zapominała nawet o Jałoniu, o ich spotkaniu mu do hotelu...
w samolocie w drodze z Paryża do Warszawy. O pół do szóstej jest umówiona z Andrzejem w kawiarni
Miała już za sobą szczegółowe relacjonowanie swym w ,,Bristolu”... Miesiąc temu, w Paryżu, nie mogli przecież
trzech ciotkom przebiegu jej długoletniego pobytu we Fran- przewidzieć z Andrzejem, że Jałoń zatrzyma się w tym wła-
cji. Okazały się nawet na tyle delikatne, że nie domagały się śnie hotelu,
bliższych informacji na temat jej małżeństwa. Z żywo okazy- – Wyjdę już ciociu. Spóźnię się jeszcze na spotkanie z ko-
wanym podziwem przyjmowały wszystkie realia dotyczące leżanką.
życia paryskiej finansjery. Ich siostrzenica należy przecież do W kawiarni już od drzwi dostrzega czarną czupryną An-
tych górnych „dziesięciu tysięcy”! Potrafiła zdobyć sobie mę- drzeja. Jak zwykle czyta. Gdyby mógł, nie odrywałby się chy-
ża, pozycję, zapewne dobrobyt. Ba, dobrobyt – miliony! ba od tych swoich książek. Drażni ją, że Andrzej czeka na nią
z takim spokojem. Wie, że przyjdzie. Na pewno... Przez chwi-
14 15
Strona 9
lę ma ochotę zawrócić. I wtedy właśnie Andrzej podnosi na szcza. – Przepraszam, że tak zmarnowałam wieczór. Do jutra
nią oczy. Kochane, wielkie, niebieskie oczy... postaram się wykurować.
Przez dłuższą chwilę milczą. – Może to grypa?
– Cieszę się, że cię znów widzą – głos Andrzeja jest, jak – Ee, nie. Po prostu nadmiar wrażeń, nerwy. Nie wysiadaj
zwykle, cichy, spokojny. ze mną. Wróć do domu tą samą taksówką.
– Mhm – głaszcze jego dłoń, z trudem powstrzymując się, Sylwia zatrzymuje się w bramie. Patrzy na oddalającą się
aby nie dotknąć czarnej czupryny. taksówkę i powoli wychodzi na ulicę. Mija Kolumnę Zygmun-
– Widziałem cię w niezwykle Interesującym towarzystwie ta, kościół św. Anny, pomnik Mickiewicza. Neony Hotelu
na lotnisku. „Bristol” stają się coraz wyraźniejsze...
– Tak. Jałoń leciał ze mną jednym samolotem – przerywa Robert Szyrg wprawnymi ruchami ścierał z twarzy cha-
nagle i po chwili: – Mieszka tutaj – w „Bristolu”. rakteryzacją. Po drugim akcie sztuki był już wolny. Za dwa-
Znowu milczenie. Andrzej patrzy niespokojnie w jej oczy. dzieścia dziewiąta. Szybko włożył „cywilne” ubranie, zapiął
– Mówiłaś, ze chętnie obejrzałabyś któreś z warszawskich płaszcz i wyszedł z teatru. Na najbliższym postoju wsiadł do
przedstawień. Moglibyśmy dzisiaj pójść do Narodowego. To nie- taksówki.
daleko. Dają „Ryszarda III” z Holoubkiem. Warto go zobaczyć... – Hotel „Bristol” – rzucił kierowcy.
Rozmawiałaś z Jałoniem? Czy wie, że też jestem w Warszawie? O dziewiątej wchodził na wysłane chodnikiem schody.
– Sądzę, że jeszcze nie wie. Chodźmy już do tego teatru. – Cieszę się, że pana widzę – zamykając od wewnątrz
I ani słowa więcej o Jałoniu. drzwi na klucz, powitał go Jałoń. – Niech pan siada.
– Jest jeszcze dosyć wcześnie. Wyjął z walizki niewielki pakunek i rozwinął go. Rozłożył
– To nic. Pójdziemy na spacer. Do Ogrodu Saskiego. Boże, na stolika paczki z dolarowymi banknotami.
jak to brzmi romantycznie! – Proszę przeliczyć. Nie chciałbym, aby były jakieś niepo-
Andrzej dostrzega, że Sylwia jest z każdą chwilą coraz bar- rozumienia.
dziej zdenerwowana. Zdaje się nie słyszeć tego, co do niej – Nie będzie żadnych nieporozumień – Robert starał się
mówi. Odpowiada monosylabami. zachować spokój. – Mam nadzieję, że pan nie zwierzał się ni-
Kasy teatru. Spacer. Znowu powrót do teatru, Sylwia po- komu z naszych spraw.
prawia włosy, makijaż. – Oczywiście, że nie! – roześmiał się Jałoń.
– Szkoda, że nie załatwiłaś sobie hotelu już od dziś. Robert poślinił palec i zaczął powoli liczyć banknoty,
Sylwia na chwilę ożywia się. z trudem opanowując drżenie palców.
– Po prostu nie wypadało. Te dwa dni należą się mojej ro- – Napije się pan? – Jaloń odwrócił się i sięgnął po butel-
dzinie. Jutro – szepce, ściskając jego dłoń. kę. – To pomaga w liczeniu.
Antrakt. Palarnia zasnuta kłębami dymu. – Chętnie... – Robert spojrzał na pochyloną nad małym
– Nie będę paliła. – Andrzej wyczuwa lekkie drżenie jej rę- stolikiem z kieliszkami sylwetką Jałonia...
ki. – Nie gniewaj się, ale nie wysiedzę do końca przedstawie- W niecałe dziesięć minut później Szyrg opuszczał hotel
nia. Fatalnie się czuję. Marzę o tym, żeby położyć się do łóż- „Bristol”. Spoza podniesionego kołnierza płaszcza i osunię-
ka. Chodźmy stąd! tego głęboka na czoło kapelusza jego twarz była prawie
Na placu Teatralnym owionął ich zimny wiatr. niewidoczna. Na postoju przed kościołem Wizytek do-
– Chyba mam gorączkę. – Sylwia wciska się w oparcie sie- strzegł wolną taksówkę. Rozejrzawszy się bacznie wokoło
dzenia taksówki i wtula twarz w podniesiony kołnierz pła- zatrzasnął za sobą drzwiczki samochodu. Dojechali do alei
16 17
Strona 10
Jerozolimskich i skręcili w strunę mostu Poniatowskiego. – Pewnie jesteś głodny? Chodź, przygotowałam coś do je-
Po chwili zamajaczyła w dole ciemna wstęga Wisły. Z Ron- dzenia.
da Waszyngtona skręcili w prawo i wkrótce taksówka za- – A wiesz na co mam największą ochotę? – znowu przygarnął
trzymała się. ją da siebie i pochylając się do jej ucha szepnął. – Na ciebie.
Robert spojrzał na dobrze znajomą bramę, oświetloną nie- – Proponuję ci coś o wiele lepszego i pożywniejszego.
wielką żarówką i zagłębił się w jej ciemnym wnętrzu. Prze-
skakując po trzy stopnie wbiegł na pierwsze piętro. III
„Katarzyna Nierycka” przeczytał odruchowo wizytówką na Kazimiera Tylecha ze zdziwieniem dostrzegła na wieszaka
drzwiach. Nacisnął dzwonek. Otworzyła mu młoda kobieta. w holu nieznane jej damskie palto. Od czterech lat prowadzi-
Czarne włosy spływały w misternym nieładzie na jej ramio- ła gospodarstwo Perlika i żaden szczegół nigdy nie uchodził
na, okryta lekkim, przezroczystym szlafroczkiem. jej uwadze. Jeszcze bardziej ją zdziwiły odgłosy krzątaniny
– Jesteś nareszcie. Myślałam, że już nie przyjdziesz. Roz- w kuchni. Uchyliła drzwi.
bierz się – mówiła niskim, ciepłym głosem; dostrzegła jego – A, to siostra Drozdowska! Cóż to, pan Perlik znowu się
wahanie i szybko dodała: – Nie bój się, przecież się nie zjem... rozchorował? – z niepokojem zapytała pielęgniarkę. – Prze-
Zdjął płaszcz i wszedł za nią do pokoju. Owionął go znany cież ostatnio był już całkiem zdrowy.
zapach perfum. – Wczoraj trochę się źle czuł. Dziś już chyba jest lepiej.
– Po cóż dźwigasz tę teczkę. Zostaw ją w przedpokoju. Śpi teraz. A ja, niech no pani pomyśli, zdrzemnęłam się
– Chyba ci nie przeszkadza? – położył teczkę na krześle. nad ranem i zaspałam. Dostanę rugę w szpitalu, chyba że
– No chodź już, siadaj – wskazała mu miejsce obok siebie mnie pani doktor Sosicka wybroni. No, lecę już. Do widze-
na tapczanie... nia!
– Na pewno wybroni! – zawołała za nią gosposia i zabrała
* się do zwykłych codziennych porządków.
Wychodząc z mieszkania Katarzyny Robert spojrzał na ze- Koło ósmej wezwał ją Perlik.
garek. Zaklął cicho. Było piętnaście po dziesiątej. Na postoju – Nie wstanę dzisiaj. Bardzo źle się czuję... – oddychał
nie było żadnej taksówki. Czekał prawie dziesięć minut za- ciężko. – Jak przyjdzie Tereska, to niech do ranie zajrzy. Ale
nim dostrzegł nadjeżdżającą „Warszawę” i licznikiem nasta- jakby dzwoniła doktor Sosicka, to proszę powiedzieć, że czu-
wionym na „wolny”. ję się zupełnie dobrze i niech się dzisiaj nie fatyguje. Kropel-
Gdy wysiadał na Odyńca spojrzał w okna na trzecim pię- ki mogę łykać i bez niej.
trze. Były oświetlone. Teresa czekała na niego. – Dobrze, dobrze. Zaraz zrobię panu herbatki – zamknęła
– Dlaczego tak późno? – pytała już przy drzwiach, – Zaczę- cicho drzwi i poczłapała do kuchni.
łam się niepokoić, że miałeś jakiś wypadek. O dziewiątej rozległ się dzwonek przy drzwiach.
Nie odpowiadając przygarnął ją do siebie i długo całował – Pan do kogo? – zdziwiła się na widok mężczyzny
w usta, oczy, włosy... w mundurze oficera milicji i stojącego przed domem samo-
– Przepraszam cię, maleńka. Musiałem zostać w teatrze chodu MO.
do końca przedstawienia. Reżyser postanowił zmienić pewien – Czy zastałem pana Perlika?
drobiazg w mojej roli i uważał za stosowne zakomunikować – Jest, ale chory, leży. Miał wczoraj atak serca. Całą noc
mi o tym koniecznie dziś. – Uśmiechnął się. – No, ale najważ- była przy nim pielęgniarka... Jeśli to nic pilnego, ta może kie-
niejsze chyba, że twój chłopak jest już przy tobie. dy indziej...
18 19
Strona 11
– Niech mu pani powie, że to bardzo ważna sprawa. Nie – Jak to się stało? Niech pan mówi!
zajmę mu dużo czasu czasu. – Jałoń został zamordowany w swoim pokoju hotelowym.
– Proszę zaczekać. Zapytam. Wczoraj między 21 a 22 godziną.
Oficer rozglądał się po holu, gdy w drzwiach wejściowych – Wiecie już kto?
stanęła Teresa. Karwań uważnie spojrzał na chorego.
– Cóż to za nalot? Może wujka okradli? — wyciągnęła rękę do – Jeszcze nie – powiedział powoli, akcentując słowo „je-
oficera. – Moje nazwisko Keler. Jestem siostrzenicą pana Perlika. szcze”. – Prowadzą śledztwo w tej sprawie. Wydawało mi się,
– Karwań – uścisnął dłoń Teresy. – Ja właśnie na krótką że pan będzie mógł mi pomóc.
rozmowę do pani wujka... Ta pani – wskazał na powracającą – Proszę pytać.
– poinformowała mnie, że jest chory... – Z kim Jałoń skontaktował się w kraju? Czy miał tu ja-
– Proszę, niech pan wejdzie – Tylecha wskazała drzwi sy- kichś wrogów?
pialni. – Dzień dobry, panno Teresko. Pochorował nam się – Był w Polsce zaledwie dwa dni, ale trudno mi stwierdzić,
wujek. Ja to zawsze mówię, że zdrowie to największy skarb co robił godzina po godzinie. Kontakty... Znajomości... Już
dla człowieka. pierwszego dnia jego pobytu zaprosiłem naszych wspólnych
Karwań zapukał w uchylone drzwi i wszedł do środka. przyjaciół sprzed wojny. Sądzę, że to byli jedyni znajomi Ja-
– Słucham. O co chodzi? – cicho zapytał Perlik lekko uno- łonia, z którymi zdążył się widzieć. W przeciwnym razie chy-
sząc się z poduszki. – Proszę, niech pan siada. ba bym o tym wiedział. Zresztą może się mylę... Pyta pan
– Wiem, że jest pan chory i bardzo pana przepraszam za o wrogów? To był porządny człowiek... Takim go zachowałem
zakłócenie spokoju, ale muszę zasięgnąć u pana kilku infor- w pamięci... Zresztą jakież mogą być obecnie powody, aby za-
macji. Na temat pańskiego przyjaciela Janusza Jałonia. bijać człowieka?...
– Informacji? Jest w Polsce dopiero od dwu dni i już się – Czy Jałoń przywiózł do Polski jakąś większą ilość pienię-
nim interesuje milicja? Czy zdążył popełnić jakieś przestęp- dzy?
stwo? – uśmiechnął się lekko. Perlik zawahał się.
– Interesują nas wszystkie kontakty, jakie Jałoń miał – Niech pan mówi otwarcie. Nawet, jeżeli Jałoń chciał
w Polsce. O ile się orientujemy nie przyjechał załatwić tu żad- okpić nasze władze skarbowe, to już mu teraz to nie zaszko-
nych interesów. Chciał po prostu zobaczyć Polskę, spotkać dzi, a nam taka wiadomość może pomóc.
się z przyjaciółmi... – Wiem, że miał! dolary, które chciał sprzedać. Ale nie
– Niech pan mówi wyraźniej, panie poruczniku. Dlaczego wiem ile, ani też czy znalazł na nie kupca.
używa pan czasu przeszłego. Czyżby Jałoń nagle wyjechał? – Czy mógłby mi pan podać nazwiska tych przyjaciół,
– Nie chciałem pana denerwować, ale w ten sposób do ni- których zaprosił pan na spotkanie z Jałoniem?
czego nie dojdziemy... Jałoń nie żyje. – Nie sądzę, by moi przyjaciele byli mi za to wdzięczni, ale
– Nie żyje?! – Perlik uniósł się gwałtownie, potem opadł przecież i tek byście ich odnaleźli, nieprawdaż?...
z powrotem na poduszki i przymknął oczy. – Zapewniam pana, że tak. Nie powinien pan mieć żad-
– Może podać pana jakieś krople? – na szerokiej, jasnej nych tego rodzaju obiekcji... No i chodzi przecież o śmierć
twarzy Karwania malowała się szczera troska. pańskiego przyjaciela...
Perlik wskazał oczami stojącą na stoliku butelkę. Skrzy- – A więc... redaktor Bożena Firlej, doktor Sosicka, dyrek-
wił się wypijając podane lekarstwo. Po chwili spytał zmienio- tor Zylbert, inżynier Borecki, Bolesław Wężecki, aktor...
nym, chropawym głosem: – Czy tylko oni byli obecni?
20 21
Strona 12
– Ach, nie. Była jeszcze moja siostrzenica z narzeczonym, – Tak.
Robertem Szyrgiem... – O której godzinie przyszła pani do niego wczoraj?
– Szyrg? – O wpół do dziesiątej.
– Tak. Aktor. Sosicka przyszła z mężem, a Borecki z żoną. – Czekał na panią?
Poza tym Borecki przyprowadził naszego wspólnego przyja- Teresa podeszła do lustra, wzięła szczotkę do włosów i kil-
ciela, mecenasa Górala. kakrotnie szybko przeciągnęła nią po głowie.
– Gdzie mieszka pan Szyrg? ~ porucznik zdawał się nie – Może zechce pan łaskawie poinformować mnie wreszcie
słuchać ostatnich słów Perlika. o co panu chodzi – wybuchnęła niespodziewanie.
– Gdzieś w pobliżu. Na Mokotowie. Ale dokładny adres bę- – Niepotrzebnie się pani denerwuje. O co mi chodzi?
dzie mogła podać panu moja siostrzenica. O stwierdzenie, co robił pani narzeczony wczoraj wieczorem.
– Dziękuję panu. Obawiam się, że będę zmuszony jeszcze pa- Oczywiście nie mam zamiaru wnikać w intymne szczegóły –
na w przyszłości niepokoić. Na razie życzę powrotu do zdrowia. a zdaje mi się, że posądza mnie pani o to. A więc – czy Szyrg
– Dziękuję i powodzenia. był u siebie, gdy pani tam przyszła?
Teresa siedziała w swoim pokoju zastanawiając się nad – Nie. Przyszedł za piętnaście jedenasta.
niespodziewaną wizytą milicji, gdy rozległo się pukanie – A miał być wcześniej. Tak? O której?
i w progu stanął Karwań. – Po dziewiątej. Zatrzymali go w teatrze.
– Okazuje się, że również do mnie ma pan jakąś sprawę... – Dziękuję. Może zechce mi pani pokazać dom, w którym
Czym mogę służyć? mieszka pani narzeczony. Zastaniemy go teraz?
– Przede wszystkim chodzi mi o adres pani narzeczone- – Chyba tak. Ale niech mi pan wreszcie powie, po co to
go... wszystko?
– Mojego narzeczonego? Ależ... – Prowadzę śledztwo w sprawie zabójstwa Janusza Jałonia.
– Prośba wydaje się pani nieco... dziwna, Ale po prostu za-
oszczędzi mi pani nieco czasu spełniając ją. *
– Robert mieszka na Odyńca – Teresa nieufnym spojrze- Karwań kilkakrotnie naciskał dzwonek przy drzwiach za-
niem mierzyła Karwania. – Bywam tam wprawdzie często, ale nim usłyszał; szuranie męskich pantofli.
numeru domu nie pamiętam. Chyba jest jakoś zakonspiro- – Pan do mnie? – Szyrg lekko uchylił drzwi.
wany, skoro go do tej pory nie dostrzegłam. – Jeżeli pańskie nazwisko jest Szyrg, to rzeczywiście do
– Dziś rano wracała pani od pana Szyrga? pana – nie czekając na zaproszenie Karwań popchnął drzwi
– Dlaczego pan o to pyta? To są moje osobiste sprawy i nie i wszedł do małego przedpokoju.
powinny pana interesować. Szyrg starał się jedną ręką przytrzymać poły szlafroka,
– Zapewniam panią, że to nie jest wtrącanie się do pani drugą zaś bezskutecznie przygładzał zmierzwione włosy.
osobistych spraw. Zresztą obiecuję zupełną dyskrecją ~ – Przepraszam, że jestem w takim stanie, ale niedziela
uśmiechnął się pojednawczo. to dla mnie jedyna okazja, żeby trochę pospać i wypo-
– Nie mam nic do ukrywania. Zawsze robię to, co sama cząć...
uważam za właściwe... – Tym bardziej, że noc była męcząca – strzelił Karwań
– Bardzo słusznie. A więc... tę noc spędziła pani... i natychmiast zdał sobie sprawę z niestosowności tej uwagi.
– U Szyrga – jeśli panu tak na tej wiadomości zależy. – Co pan ma na myśli? – Szyrg przyglądał mu się ba-
– Mieszka sam? dawczo.
22 23
Strona 13
– Drobiazg, drobiazg – wycofywał się porucznik. – Może ze- prawdę. A więc ustalamy zgodnie, że wczoraj wieczorem był
chce pan zaprosić mnie do pokoju. Chciałbym z panem za- pan u Jałonia. Tak, czy nie?
mienić kilka słów. – A więc dobrze. Byłem u Jałonia. Czy ten fakt ma coś
– Ależ oczywiście, przepraszam... Proszę tylko nie zwracać wspólnego z pańską wizytą u mnie?
uwagi na bałagan – wprowadził Karwania do pokoju. – Niech – Proszę mi powiedzieć dokładnie co pan robił wczorajsze-
pan siada – wskazał fotel, a sam się usadowił na niezasła- go wieczora. Tylko bez fantazjowania. Chodzi mi głównie
nym tapczanie. o pana pobyt w hotelu „Bristol”.
– Chodzi o pańskiego znajomego, Janusza Jałonia... – po- – Przyszedłem do Jałonia o godzinie 21. Nie zamierzałem
rucznik zawiesił głos patrząc na Szyrga. Po twarzy jego przebiegł o tym początkowo panu mówić, ponieważ moja wizyta u nie-
skurcz, który nie uszedł uwagi oficera. Karwań spojrzał na ręce go miała charakter najzupełniej prywatny. Byłem u Jałonia
Szyrga. Trzymał je dotąd na kolanach, jakby pragnąc opa- no, nie patrzyłem na zegarek, ale chyba około 20 do 30 mi-
nować ich drżenie. Teraz zaczął nerwowo splatać palce. – nut. Potem wróciłem do domu...
Kiedy widział go pan po raz ostatni? – Taksówką?
– Po raz pierwszy i ostatni widziałem go na przyjęciu u pa- Szyrg zaciągnął się papierosem i przeciągle spojrzał na po-
na Perlika. Nie wiem czy pan go... rucznika.
– Znam, znam... – porucznik wyjął papierosy i wyciągnął – Nie – odpowiedział powoli. – Miałem ochotę trochę się
je w kierunku Szyrga. – Wprawdzie na czczo te niezbyt zdro- przejść. Do trolejbusu 56 wsiadłem dopiero przy ulicy Mar-
wo, ale może pan zapali? chlewskiego...
Porucznik zaciągnął się kilkakrotnie i z miną obojętną, – ... i w ten sposób wypełnił pan lukę, która powstałaby
patrząc z uśmiechem na Szyrga, zaczął powoli mówić: między pańskim wyjściem z „Bristolu” a przyjazdem na
– Jest mi doprawdy niewymownie przykro. Najpierw bu- Odyńca. Jak długo nie widział się pan z panią Teresą Keler?
dzę pana i przerywam zasłużony odpoczynek... – Widziałem się z nią na przyjęciu u jej wuja, czyli przed-
– Ależ to doprawdy nic nie szkodzi... – przerwał Szyrg. wczoraj.
– Wiem, wiem, że pan jest bardzo uprzejmy i niezwykle ce- – Chodzi mi o okres poprzedni, przed jej przyjazdem do
nię tę cechę. Ale mam jeszcze jeden powód do zmartwienia.. Warszawy.
I to pan właśnie mi tego powodu dostarcza... – Dwa tygodnie.
– Nie rozumiem... – Jest pan bardzo wstrzemięźliwy. Nie spieszył się pan do
– Pan. Albowiem prócz uprzejmości cenię u ludzi jeszcze domu, gdzie czekała na pana pani Keler...
między innymi prawdomówność, a pan... – tu Karwań pod- Szyrg w milczeniu bawił się pudełkiem od zapałek.
niósł głos wymawiając wyrazy szybko, ale dobitnie – pan kła- – Czy pana nie dziwi – podjął po chwili napiętego milcze-
mie, kłamie i jeszcze raz kłamie. Wbrew oczywistym faktom. nia porucznik – że w naszej rozmowie można dostrzec pewien
O której wrócił pan wczoraj do domu? charakterystyczny rys. Otóż nie zainteresował się pan do-
– Za dwadzieścia dziesiąta. tychczas, w jakim celu wałkuję z panem przebieg wczorajsze-
– Tak? Pani Keler czekała na pana od wpół do dziesiątej, go wieczoru. Dzieje się tak chyba tylko dlatego, iż obaj wie-
a przyszedł pan o godzinie dziesiątej czterdzieści pięć. Z Ja- my doskonale o co chodzi.
łoniem widział się pan wczoraj wieczorem w jego pokoju o go- – Zupełnie nie rozumiem do czego pan zmierza – na po-
dzinie 21. I mam nadzieję, że pan wyjaśni, co spowodowało, liczkach Szyrga wykwitł ciemny rumieniec. Żyły na jego szyi
że już na początku naszej rozmowy starał się pan ukryć nabrzmiały.
24 25
Strona 14
Porucznik podniósł się i zaczął powoli i systematycznie – Halo, kapitanie! – zawołał – Jak się miewa wasz ischias?
oglądać pokój. Potem odchylił materac na tapczanie; zajrzał – Wycofał się na z góry upatrzone pozycje. A ciebie jaszcze
do jego wnętrza; wyjął kilka książek z biblioteki, przerzucił bozia pokarze za żartowanie z dolegliwości przełożonych.
w nich kartki; wolno sprawdzał zawartość pólek z bielizną... – To nie żarty. Po prostu mówię: kapitan Gorzyk – a w do-
Szyrg w milczeniu wodził za nim oczyma. Kiedy Karwań pod- myśle ischias.
szedł do małej szafki stojącej w kącie pokoju i otworzywszy – Dobra, dobra.
drzwiczki wyjął z niej wypchaną teczkę – ze zduszonym – Czy będę mógł wpaść do ciebie na chwilę?
okrzykiem zerwał się z krzesła: – W sprawie Jałonia? Przyjdź o dziewiątej. Mam teraz tro-
– Jakim prawem?!... chę drobiazgów do załatwienia – klepnął Karwania w plecy. –
W ręku Karwania błysnął pistolet. Jak się zjawisz, to nie omieszkam pośmiać się z twojej nieu-
– Tylko bez głupich kawałów! Siadać! Ręce na stół – otwo- dolnej i partackiej roboty.
rzył teczkę i wytrząsnął na stół jej zawartość. – Skąd pan ma – Trudno, liczę się z tym. Cześć – pożegnał kapitana skrę-
te dolary? cając do swego pokoju.
– Dostałem je od Jałonia. O dziewiątej zameldował się u Gorzyka. Usiedli przy biur-
– Za co? ka i Karwań rozłożył na nim plik papierów.
– Dostałem je na przechowanie. – No więc jak sprawa wygląda, niedołęgo?
– Jeszcze jedno kłamstwo! – Karwań szybko ujął ręce Karwań zbył pytanie milczeniem. Wyjął papierosy i stając
Szyrga i po chwili zabłysły na nich stalowe kajdanki. – Are- na baczność zapytał:
sztuję pana pod zarzutem zamordowania Janusza Jałonia – Pozwolicie zapalić, obywatelu kapitanie?
i zrabowania mu jego pieniędzy! – Streszczaj się, bo muszę jeszcze coś przygotować dla sta-
– Ja... ja tego nie zrobiłem! Dał mi te dolary, bo chciał, że- rego.
bym je sprzedał... On przecież nie miał w Polsce żadnych – Dotychczasowe przesłuchania nie wniosły w zasadzie
znajomości... nic nowego – rozpoczął Karwań. – Szyrg podtrzymuje swoje
– A więc już nie do przechowania, lecz do sprzedania. Mamy pierwotne zeznania, twierdząc, że nie był jeszcze zdecydowa-
czas i sądzę, że w innych sprawach takie waleni pan zdanie. ny do kogo się zwróci, aby sprzedać dolary Jałonia.
– Wziął dolary nie wiedząc co z nimi zrobi?
IV. – Pośpiech tłumaczy obawą, że Jałoń mógłby zrezygnować
Karwań kończył w pośpiechu śniadanie, obserwowany z jego usług, a on chciał coś zarobić. To początkujący aktor
bacznie przez pięcioletnią córeczkę. i jego zarobki rzeczywiście nie są największe. Poza tym
– Spieszysz się i śpieszysz i dlatego ciągle zapominasz – sprawdziłem, że sporo kosztowało go spółdzielcze mieszka-
odezwała się po chwili. nie, które niedawno dostał.
– Zapominam? O czym? – No, a jak tłumaczysz jego długą podróż z „Bristolu” na
– O misiu. Odyńca?
Karwań roześmiał się. – Masz rację. Ale dziś już na pewno – Na razie nie wiem. Licząc na odrobinę szczęścia po-
nie zapomnę. Wieczorem miś będzie już jadł i tobą kolację. leciłem szukać taksówkarzy, którzy w sobotę między go-
Wybiegł i domu i wskoczył do ruszającego w przystania dziną 21 a 23 mieli kursy z okolic „Bristolu” lub na Odyń-
tramwaju. ca, bo nie wierzę zupełnie w ten spacer Szyrga aż do
Koło budynku Komendy dostrzegł znajomą sylwetkę, Marchlewskiego.
26 27
Strona 15
– Musisz znaleźć jakieś punkty zaczepienia. Od Szyrga łóżku, przykrytego kołdrą i odwróconego do ściany. Czło-
na pewno niczego więcej się nie dowiesz. Sfrajerowałeś, wiek, który za dużo wypił i poszedł spać... A teraz jest już
bracie, że nie nacisnąłeś go mocniej od razu u niego pewne, że w momencie wizyty zabójcy Jałoń nie był pijany.
w mieszkaniu. Sytuacja była taka, że facet na pewno czuł A więc... na łóżku ułożył go w ten sposób morderca...
się marnie... A zanim doszło do przesłuchania w Komen- – No... Dalej... – Gorzyk był trochę zniecierpliwiony.
dzie, zdążył się otrząsnąć i zastanowić. No, trudno... Co – Dalej – przyczyna śmierci. Otóż Jałoń nie zmarł, jak nam się
w „Bristolu”? początkowo wydawało, na skutek dwóch ran kłutych w plecy...
– Przesłuchałem recepcjonistę, portierów i telefonistkę. – Ooo!
Tego dnia był duży ruch w hotelu – przyjechała wycieczka – Właśnie. Stwierdzono na jego głowie guz od ciosu, który
z Wiednia i wszyscy byli nią zajęci. Nikt nie zauważył ani Ja- go prawdopodobnie ogłuszył, a zgon nastąpił w wyniku udu-
łonia, ani jego gości. Tylko telefonistka pamiętała, że kilka- szenia. Na szyi Jałonia są tego wyraźne ślady... O ich identy-
krotnie łączyła z pokojem Jałonia... fikacji niestety nie ma mowy.
– Czy to był jeden rozmówca? – A jak wyglądały osobiste rzeczy Jałonia?
– Panie kapitanie, po kolei – Karwań uśmiechnął się – Miał trzy walizki; dwie duże i neseser. Rozpakowany tyl-
i mówił dalej. – To nie był jeden rozmówca. Telefonistka ko neseser...
stwierdziła, że były to różne głosy. Również kobiece. Oczywi- – U Szyrga. znalazłeś dwa tysiące dolarów. To przecież ku-
ście nie przywiązywała do tych rozmów żadnej wagi i dlatego pa papieru. W jaki sposób udało mu się ominąć celników?
nie pamięta dokładnych godzin ani ilości rozmów. W każdym – Nie wiem. Chyba po prostu dużo tupetu i szczęścia...
razie było ich, jak twierdzi, około dziesięciu... – Powiedz no mi, dlaczego uczepiłeś się właśnie Szyrga?
– Kto to mógł dzwonić? Mam na myśli pierwsze twoje kroki właśnie do niego?
– O tym za chwilę. Jak się domyślasz, mój pobyt w hotelu – Oto kalendarzyk Jałonia. Zanotowana tu jest wizyta te-
nie ograniczył się do tych przesłuchań... go młodego człowieka na godzinę 21.
– Właśnie. Ślady, odciski palców? – Ale widzę tu również inne nazwiska...
– Tylko Jałonia. Klamka wytarta. Kieliszek od wódki rów- – Tak. Sosicka, Wężecki, Zylbert, Borecki... Ale spotkania
nież. z nimi są zaplanowane na inne dni.
– Jałoń był pijany? – Co masz zamiar robić dalej?
– Otrzymałem właśnie wyniki badań i chciałem o nich Porucznik Karwań udał, że nie zauważył ironii, która za-
mówić, ale nie dopuszczasz mnie do głosu... brzmiała wyraźnie w głosie jego zwierzchnika. Pogodnie cią-
– Och, bardzo przepraszam – uśmiechnął się Gorzyk. – Nie gnął swoje rozważania:
powiem już ani słowa. Słucham. – Porozmawiam z wymienionymi w kalendarzyku osoba-
– Badania wykazały, że we krwi Jałonia zawartość alkoho- mi. To znajomi Jałonia jeszcze sprzed wojny. Spotkali się
lu wynosiła 0,7 promille... u Perlika w związku z przyjazdem...
– Tyle co nic – mruknął Gorzyk. – Niecała, setka wódki... Zaterkotał telefon. Gorzyk po krótkiej rozmowie odłożył
– Tak. A więc nie był pijany. Czy potrafisz wyciągnąć z te- słuchawkę.
go jakieś wnioski? – Chce się z tobą widzieć pani Teresa Keler. Poleciłem wy-
– Wnioski ty wyciągaj. dać jej przepustkę. Na razie cześć!
– No tak. Więc było to dla mnie bardzo ważne stwierdze- Karwań opuścił gabinet kapitana w nienajlepszym nastro-
nie, bo przecież znaleźliśmy Jałonia leżącego w ubraniu na ju. Gdy usłyszał stuk damskich obcasów i obejrzawszy się
28 29
Strona 16
ujrzał Teresą Keler, zmierzającą w kierunku jego pokoju, po- – Na przykład? – Teresa była już na pozór opanowana.
witał ją nieco kwaśnym uśmiechem. – Na przykład mówiąc, że wracał bardzo długo do domu,
– Pani do mnie? Dzień dobry. Proszę – otworzył drzwi swe- gdyż część drogi odbywał piechotą.
go pokoju. – O, rozpadało się na dobre – pomagał zdejmować – Ach tak... Co więcej?
jej płaszcz. – Nie znoszę deszczowej pogody. Proszę, niech pa- – Niech to na razie pani wystarczy. Otóż, gdybyśmy znale-
ni siada. źli jego wspólników – chodzi o wspólników od handlu dolara-
– Aresztował pan mojego narzeczonego – Teresa Keler mi – to sytuacja jego uległaby pewnej poprawie, chociaż
z wysiłkiem panowała nad głosem. – Co on ma wspólnego podejrzenie o zabójstwo nie zostałoby automatycznie anulo-
z zabójstwem Jałonia? – nerwowo skręcała w dłoniach ręka- wane. Szyrg wymyślając bajeczkę o tym, że nie miał jeszcze
wiczki. kupca na dolary działa na swoją niekorzyść. Sądzę, że gdyby
– Może chwilowo zamienimy się rolami. Najpierw pani wy- pani zastanowiła się nad sytuacją to doszłaby pani do tego
jaśni mi pewne sprawy, a potem ja pani. Dobrze? samego wniosku i, być może, mogłaby pani pomóc zarówno
– Dobrze. narzeczonemu jak i nam...
Powiedziała to tonem małej, skarconej dziewczynki. Kelerówna w milczeniu patrzyła na Karwania.
– Jak długo zna pani Szyrga? – Nie wiem, nie wiem... – wyszeptała po chwili. – Znałam go
– Mniej więcej od roku... chyba dobrze i sądzę, że wiedziałabym o takich sprawach... Och
– Wśród jakich ludzi obraca się pani narzeczony? Boże, Boże... – ujęła głowę w obie ręce, a plecami jej wstrząsnął
– Przede wszystkim wśród aktorów. Ma kilka przyjaciół bolesny szloch. – To niemożliwe, żeby on to zrobił! Przecież bym
z czasów szkolnych, ale właściwie znam ich jedynie z opowia- poznała. Czy pan sądzi, że można się tak maskować, aby w pół
dań... godziny po dokonania morderstwa spotkać się z kobietą, która
– Jak przedstawiały się zarobki pani narzeczonego? go kocha i że ona niczego się nie domyśli?
– Raczej skromnie... Na razie... Ale może mi pan odpowie – Pan Szyrg jest aktorem.
wreszcie na moje pierwsze pytanie? Dlaczego pan go areszto- – Och, to zupełnie co innego – powiedziała ze zniecierpli-
wał? wieniem. Wytarła chusteczką oczy i twarz. – On tego nie zro-
– Robert Szyrg podejrzany jest o zamordowanie Janusza bił! Jestem tego pewna, choćby wszystko i wszyscy świadczy-
Jałonia i zrabowanie mu 2 tysięcy dolarów. li przeciwko niemu.
Kelerówna zaniemówiła. Szeroko otwartymi oczami pa- – Na razie jest właśnie tak, jak pani mówi.
trzyła na. Karwania. Wreszcie wykrztusiła zdławionym gło- – To się zmieni. Do widzenia!
sem: Wzięła z biurka przepustkę i szybko wyszła z pokoju.
– To... to potworne... To niemożliwe,.. Robert... W pół godziny później wchodziła do willi Perlika i nie rozbie-
– Przyznał się, proszę pani. rając się udała się wprost da gabinetu pisarza. Perlik na jej
– To kłamstwo! widok wstał z fotela.
– Niech się pani uspokoi. Przyznał się jedynie, że otrzymał – No o co z Robertem?
od Jałonia dolary do sprzedania. Trudno nam jednak w to – Niedobrze, och wujku, niedobrze – w krótkich, rwących
uwierzyć, gdyż nie może wskazać osób, którym miał te dola- się zdaniach opowiedziała przebieg rozmowy z Karwaniem.
ry sprzedać... – Co robić, wujku, co robić – była znowu na pograniczu
Mam nadzieję, że pani zrozumie... Przy tym w pierwszych płaczu.
swoich zeznaniach narzeczony pani kłamał... Perlik gładził w milczeniu jej dłoń.
30 31
Strona 17
– To rzeczywiście wygląda bardzo poważnie – powiedział dzieć, że... że to uczynił ktoś z naszych przyjaciół, których
wreszcie powoli. – Bo jeśli to rzeczywiście Robert... znaliśmy z Januszem od prawie trzydziestu lat? Jak możesz
– Wujku!... z taką łatwością rzucać tego rodzaju oskarżenia?
– Niestety wszystko za tym przemawia... – Nie ja sformułowałam to oskarżenie. Uczynił to wujek,
– Nie, nie... Nigdy w to nie uwierzę. W te dolary tak, ale a więc chyba nie jest ono tak bezpodstawne.
dlaczego nie chce wskazać ludzi, którym miał je sprzedać? Perlik sięgnął po stojący na stole syfon z wodą sodową.
Przecież oni trudnią się tym zawodowo, a on jeszcze nigdy... – Czy wujek obserwował tych wszystkich „przyjaciół” pod-
– Jesteś tego pewna? czas piątkowego przyjęcia? Ja miałam do tego doskonałą oka-
– Niezupełnie... Ale powinien powiedzieć... zję... Chwilami nie sprawiali wrażenia ludzi zadowolonych
Nerwowo chodziła po gabinecie. z prób powracania do wspomnień. A Jałoń w tym celował...
– Wiem, że ci to przyjdzie ciężko, ale uważam, że powin- – Dosyć. Jeśli nadal będziesz wałkowała ten temat nie bę-
naś się dostosować do mojej rady. Masz teraz pilną pracę dę w ogóle z tobą rozmawiał. Rozumiem, że możesz być zde-
w Krakowie. Jeżeli ją zawalisz, to może się to ujemnie odbić nerwowana, ale...
na twojej pozycji na Uniwersytecie. Tutaj Robertowi nic nie – Wujek nie chce mi pomóc? Przecież chodzi o Roberta!
pomożesz. A sprawa może się przeciągać. Posłuchaj ranie. – Więc co? Chcesz, abym oskarżył o morderstwo jedną
Gdy zajdzie potrzeba wezmę Robertowi dobrego adwokata. z tych osób?
Nie patrz na mnie w taki sposób. Przecież to oczywiste, że ad- – Firlejówna wspominała, że postanowiła Jałonia zabić...
wokat będzie potrzebny, bo nie ominie Roberta rozprawa o te – Dziecino, idź się połóż i prześpij, bo za chwilę wyprowa-
dolary... O wszystkim będę cię informował listownie, a gdy dzisz mnie z równowagi. Czy ty naprawdę nie masz za grosz
tylko go wypuszczą – bo przecież z powodu dolarów nie będą zdrowego rozsądku?
go trzymać – natychmiast do ciebie zadepeszuję. Ty tymcza- – Ja tylko głośno myślę... A Borecki, który natychmiast
sem zakończysz swoją pracę w Krakowie i przyjedziesz do storpedował próbę powrotu w rozmowie do lat przedwojen-
Warszawy już na stałe. Ale teraz wyjeżdżaj, Koniecznie! nych?... Tak samo Zylbert... A jak było z innymi? Przecież
Teresa zatrzymała się tuż przy Perliku. różne słowa i półsłówka, które dla nich były zupełnie przej-
– Nie wyjadę, wujku. Nie ma o czym dyskutować! Nie bę- rzyste, mogły ujść mojej uwadze...
dę siedziała bezczynnie podczas gdy Robertowi wmawiają ta- – Ta rozmowa jest ponad maje siły. Wybacz... Gdybym
kie koszmarne historie. miał choć cień podejrzenia, natychmiast bym o tym powie-
Perlik otworzył książkę, dając do zrozumienia, że wobec dział. Już nie tylko przez wzgląd na Roberta, bo jeśli on jest
takiego stanowiska uważa temat za wyczerpany. niewinny, to włos mu z głowy nie spadnie – wierzę w to głę-
– Jak uważasz. Przecież wiesz, że bardzo lubię kiedy boko – ale przez wzgląd na pamięć biednego Janusza...
u mnie mieszkasz. Perlik spuścił głowę i milczał chwilę. Po czym podjął:
– Ale wujek musi mi pomóc! – Zresztą możesz po prostu zwrócić się ze swymi sugestia-
– Ja? W jaki sposób? mi do tego oficera milicji, który prowadzi śledztwo.
– To proste. O przyjeździe Jałonia wiedzieli jedynie jego – Chciałabym, aby to zrobił wujek – cicho powiedziała Te-
przyjaciele, powiadomieni o tym przez wujka. Więc tylko ktoś resa. – Ja jestem za bardzo zainteresowana w przebiegu tej
z nich mógł... sprawy. Poza tym wujek zna przecież wszystkich tych ludzi,
– Czy ty udajesz sobie sprawę z tego, jakie głupstwa wy- mógłby podać wiele szczegółów dotyczących ich przedwojen-
gadujesz?! – Perlik aż się uniósł w fotelu. – Chcesz powie- nych kontaktów z Jałoniem...
32 33
Strona 18
Przez dłuższą chwilę w gabinecie panowało milczenie. – Nie tyle ludzie, ile kobieta. Młoda, brunetka.
– Nie – powiedział wreszcie Perlik stanowczo – nie zrobię – Chwileczkę – Karwań wyjął z szuflady niewielką fotogra-
tego. Na wszelką pomoc innego rodzaju możesz zawsze liczyć, fię i podsunął ją Nowackiemu. – Ta?
o tym nie muszę cię chyba jeszcze raz zapewniać. Sierżant spojrzał na kartonik. Był zdziwiony.
– Rozumiem. Wujek przypuszcza, że to jednak Robert. To – Ooo! To mi się podoba. Ta babka zresztą też. Ta sama,
smutne. Dobrze, pójdę sama do tego oficera. I to zaraz. Mo- nie ma dwóch zdań. Szybko!
że on potraktuje poważniej moje pomysły. – Drobiazg – zbagatelizował sprawę porucznik, nie widząc
widocznie potrzeby tłumaczenia sierżantowi, że fotografię
V. znaleziono po prostu w kieszeni Szyrga. – Więc co za dziew-
Gdy drzwi gabinetu zamknęły się za Kelerówną, Karwań czyna?
lekko wzruszył ramionami i z uśmiechem pobłażania zanoto- – Pozwoliłem sobie pofatygować ją tutaj do obywatelu po-
wał krótko przebieg rozmowy. Po chwili zameldowano mu rucznika. Bo prawdę mówiąc nie wiedziałem, czy obywatel
o przybyciu sierżanta Nowackiego. porucznik będzie jej zaraz wszystka wyjaśniał...
– Co? Już? – powitał go Karwań i skrzywił się lekko, gdy – Bardzo dobrze!
sierżant swoją ogromną ręką uścisnął mu dłoń. – Siadajcie. – W każdym razie z wstępnej rozmowy wynika, że Szyrg
Karwań ujął długopis i czekał na raport. Miał zwyczaj no- był u niej do około piętnaście po dziesiątej. I tu rozpoczął się
tować dosłowne sformułowania opowiadającego, które będąc drugi odcinek trasy pana Szyrga...
odbiciem podświadomych nieraz odczuć nasuwały nowe sko- – Łatwo żeście na to wpadli?
jarzenia i wnioski. – Mój Boże! Jeden robi buty, inny buduje domy, a ja się
– ... zgodnie z waszym poleceniem zaczęliśmy szukać zajmuję takimi sprawami. No więc z Saskiej Kępy Szyrg wy-
wśród taksówkarzy. Nie znalazłem żadnego, który by w sobo- lądował bezpośrednio na Odyńca około 23-ej. To wszystko.
tę wieczorem między dziewiątą i jedenastą wieczór miał kurs – Bardzo wam dziękuję, szczególnie za to, że załatwiliście
z okolic „Bristolu” na Odyńca. Zresztą od razu to przewidy- to tak szybko. Pracujemy ze sobą po raz pierwszy, ale mam
wałem i dlatego postanowiłem podzielić trasę „Bristol” – nadzieję, że nie ostatni.
Odyńca na dwa, a być może na trzy odcinki... Nowacki pokraśniał z zadowolenia.
– Jak to? – Nie ma o czym mówić, przecież to było głupstwo!
– Najpierw odszukaliśmy taksówkarza, który spod Wizytek Po chwili do pokoju Karwania weszła młoda brunetka. Ła-
wiózł młodego faceta około wpół do dziesiątej. Na Saską Kępę. two dało się zauważyć jej zdenerwowanie, które starała się
Nie myślałem, że ten Szyrg to taki frajer, ale na wszelki wypadek pokryć sztucznie swobodnym sposobem bycia. Świeżo przy-
sprawdziłem dom, przed którym kazał zatrzymać taksówkę... pudrowane policzki i równy rysunek warg były skutkiem za-
– Czy to na pewno był Szyrg? biegów wykonalnych przed chwilą na korytarzu.
– Obywatelu poruczniku, a po co bym wam to z przepro- – Nazwisko, imię, zawód? – szybko pytał Karwań.
szeniem chrzanił, gdyby nie o niego chodziło? – Katarzyna Nierycka, kosmetyczka.
– Dobra, mówcie dalej! – Karwań z uznaniem patrzył na – Od jak dawna ma pani Roberta Szyrga?
grubego sierżanta. – Od trzech lat.
– No i w jednym z mieszkań znają go. Był tam w sobotą – Narzeczony?
o tej porze. – No... nie. Poznaliśmy się przypadkiem. Potem często by-
– Co to za ludzie? waliśmy razem. W kinie. W lokalu. Pan rozumie...
34 35
Strona 19
– Kiedy widziała się pani z nim ostatnio? – Dobrze. Na razie umówmy się, że pani wierzę. Robert Szyrg
– Przeszło pół roku temu. jest aresztowany pod zarzutem zamordowania obywatela francu-
– I po upływie pół roku zapragnęła pani nagle z nim się zo- skiego Janusza Jałonia oraz przywłaszczenia sobie jego pienię-
baczyć? dzy, ściśle – dolarów. Twierdzi, że miał je sprzedać, natomiast nie
– O co panu chodzi? Co to ma za znaczenie, czy chciałam chce powiedzieć komu. Pani rozumie, że odpowiedzialność za
się widzieć z Robertem „nagle”? szwindel dolarami jest niewspółmierna w stosunku do odpowie-
– Proszą nie zadawać pytań. Mogę pani wyjaśnić, że uczu- dzialności za morderstwo. Przypuszczam, że pani wie, co Szyrg
cia pani zupełnie mnie nie interesują. Chodzi mi jedynie miał zamiar zrobić z tymi pieniędzmi. Więc?...
o ustalenie pewnych faktów. A więc?... – Niestety... Nie wiem...
– Proszę pana, przecież to zupełnie zrozumiałe. Z Rober- – Jeszcze jeden niewypał – skwitował w duchu przesłu-
tem skończyło się, gdy poznał tę swoją babkę. Zerwał ze mną chanie Nieryckiej.
i przestaliśmy się spotykać. Mimo że wtedy właśnie dostałam W ciągu kilku najbliższych godzin przez pokój Karwania
mieszkanie, a do tej pory on też nie miał... przesunął się korowód piątkowych gości Perlika. Pierwsza
– To rzeczywiście dziwne. Takie atuty... – Karwań zgłosiła się wydzwoniona z redakcji Bożena Firlej.
uśmiechnął się mimo woli. – Kochanka Jałonia – pomyślał Karwań patrząc na jej
– I dopiero w sobotę zadzwoniłam do niego do teatru, że- drobne, wypielęgnowane dłonie, na piękną jeszcze twarz, na
by do mnie przyszedł. Bałam się, że mi odmówi, więc powie- której jednak wyraźnie znaczyły się, mimo starannego maki-
działam, że jestem chora, że nie ma mi kto nawet podać her- jażu, oznaki przemijania. – Wybuch starych namiętności po
baty i że nie może być taką ostatnią świnią. I przyszedł. ćwierćwieczu? – uśmiechnął się na tę myśl.
– Co jeszcze mówił przez telefon? – Pyta mnie pan o moje kontakty z Jałoniem – mówiła Fir-
– Że po przedstawieniu ma jeszcze coś do załatwienia, ale lejówna spokojnym, równym głosem osoby przyzwyczajonej do
że to długo nie potrwa i że będzie o wpół do dziesiątej. publicznych wystąpień. – Jeśli ma to panu pomóc, chętnie
– I powiedział, że z tym Jaloniem to załatwi się bardzo opowiem wszystko, chociaż na dobrą sprawę nie ma tu zbyt
prędko? – szybko zapytał Karwań. wiele do opowiadania. Przez pewien czas, oczywiście jeszcze
Kobieta podniosła na niego zdziwione oczy. przed wojną, byłam blisko związana z Jałoniem. Sądziłam, że
– Z jakim Jałoniem? Nie mówił mi, co ma załatwić. wyjdę za niego za mąż i roiłam młodzieńcze marzenia o wiecz-
– ... a pani nie zechciała przechować mu tych dolarów. Po- nym szczęściu z ukochanym mężczyzną. Na krótko przed wy-
stąpiła pani bardzo słusznie. Przecież to i tak musiałoby się buchem wojny Jałoń mnie porzucił... Nawet nie dla innej ko-
wydać, a wówczas i pani miałaby nieprzyjemności. A nad biety. Po prostu znudziłam mu się. Wydawało mi się to ogrom-
Szyrgiem nie potrzebuje się pani litować... ną tragedią... Te możliwości wielkich wzruszeń i głębokich od-
– Dlaczego nie potrzebuję litować się nad Robertem? Co czuć to jeden z przywilejów młodości, nieprawdaż? No więc
się z nim stało? trułam się gazem, a potem... potem była wojna i o Jałoniu
– Niech pani będzie ze mną szczera. Przecież pani nic nie usłyszałam dopiero w zeszły czwartek, gdy Gustaw Perlik za-
grozi. A Szyrg? To przecież obecnie jest dla pani zupełnie ob- praszał mnie na spotkanie z Januszem. To wszystko.
cy człowiek... – Czy pani bardzo nienawidziła Jałonia?
– Co się z nim stało? – głos Katarzyny Nieryckiej zabrzmiał Firlejówna zawahała się.
niespodziewanie ostro. Ze zniecierpliwieniem, szorstko odsu- – Chyba tak. Ale to było bardzo dawno. Po tylu latach
nęła papierosy, którymi ją Karwań częstował. człowiek jest bardziej skłonny do pamiętania o rzeczach do-
36 37
Strona 20
brych i przyjemnych; łatwo zapomina o doznanych krzyw- łoń studiował historię sztuki. O ile pamiętam nie przykładał
dach. W mojej pamięci Jałoń pozostał jako czarujący młody zbyt dużej wagi do studiów, ale jak widać nie przeszkodziło
człowiek. Na przyjęciu u Perlika spotkałam starzejącego się mu to w zrobieniu kariery.
lowelasa, tyle, że o tym samym nazwisku. – O jakiej karierze pani mówi?
– Marzyła pani o tym, aby się zemścić na Jałoniu. Chcia- – No, jest przecież reżyserem filmowym.
ła go pani zabić... – Kto pani o tym mówił?
– Mój Boże, widzę że rzeczywiście ściany mają uszy... Ale – Perlik. A i Jałoń mówił trochę podczas piątkowego przy-
to prawda. Był czas, kiedy chciałam go dostać w swoje ręce. jęcia o swojej pracy.
– Jest pani obecnie usatysfakcjonowana. Gratuluję. – Jałoń rzeczywiście pracował w wytwórni filmowej, ale ja-
– Niech pan będzie poważny – w głosie jej zabrzmiała na- ko archiwista.
gana. – Pańskie stwierdzenie jest po prostu niesmaczne. – A to blagier! – roześmiał się Sosicki. – Od początku nie
– Co pani robiła w sobotę wieczorem? miałem do niego zaufania.
– Domyślam się, że chodzi panu o to, co robiłam między – Och, przesadzasz – zaoponowała. – Jałoń zrobił na wszy-
godziną dziewiątą a dziesiątą? stkich jak najlepsze wrażenie.
– Podziwiam domyślność. A więc? – Czy zawsze sprawiał takie „dobre wrażenie”?
– Kładłam się do łóżka. W kieleckim hotelu. Z ramienia – Raczej tak. Zawsze był bardzo miły i koleżeński. Należał
mojej gazety obsługiwałam naradę, która odbywała się do naszej „paczki”. To znaczy urządzaliśmy razem wieczorki,
w Kielcach w niedzielę. Wróciłam w niedzielę wieczorem. wycieczki, jak to bywało przyjęte.
– I sądzi pani, że Jałoń został zabity, gdyż... – Czy Jałoń wspominał komuś z państwa o posiadanej go-
– ... to chyba proste. Gdyż musiał komuś wypaplać, że ma tówce? Może robił na ten temat jakieś aluzje?
przy tobie większą ilość gotówki. To widocznie wystarczyło. – Mnie w każdym razie nie. A mężowi chyba tym bardziej.
– Czy Jałoń mówił pani o swoich pieniądzach? Ale Jak zdążyłam się dowiedzieć miał pewną ilość dolarów...
– Nie. – Kto pani mówił?
– Więc skąd to przypuszczenie? – Perlik wspominał mi o zatrzymaniu tego młodego człowieka,
– Zastanawiałam się nad motywami tego morderstwa i tyl- Szyrga. Martwił się, że to wielki cios dla jego siostrzenicy. Wpraw-
ko ten wydaje mi się prawdopodobny. dzie prosił mnie, abym nikomu na ten temat nic nie mówiła, ale
– Dziękuję pani. sądzę, że nie dotyczy to pana – uśmiechnęła się do Karwania.
Po wyjściu dziennikarki Karwań polecił nadać dalekopis do – Oczywiście. A co państwo robili w sobotę wieczorem?
Komendy Milicji w Kielcach z prośbą o sprawdzenie zeznań Fir- – W sobotę byliśmy z żoną w kinie – szybko odpowiedział
lejówny na temat jej pobytu w tym mieście. Uczynił to jednak je- Sosicki. – Czterogodzinna kolubryna – „Przeminęło z wia-
dynie i poczucia obowiązku, nie wierząc w żadne niespodzianki. trem”. Wszyscy ulegamy panującej modzie, więc trzeba było
Wkrótce potem zjawili się Sosiccy. ten film obejrzeć...
– Nie sądzę, abym mógł powiedzieć panu coś interesujące- – Byli państwo sami? – przerwał Karwań.
go na temat Jałonia. Widziałem go jeden raz w życiu – Sosic- – Tak. Dostaliśmy bilety zupełnie przypadkowo od inżyniera
ki mówił powoli, z rozmysłem. – Może raczej moja żona, która Boreckiego, który miał jakąś ważną pracę do wykonania.
znała go jeszcze w czasach studenckich... – Czy miała pani zamiar utrzymywać jakieś kontakty z Ja-
– To chyba nie ma nic do rzeczy – przerwała Sosicka. – loniem? – zwrócił się porucznik do Sosickiej, podchwytując
Znałam go dwadzieścia pięć lat temu, a zabito go teraz... Ja- zdziwione spojrzenie jej męża.
38 39