Mason Susan Anne - Irlandzkie łąki
Szczegóły |
Tytuł |
Mason Susan Anne - Irlandzkie łąki |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Mason Susan Anne - Irlandzkie łąki PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Mason Susan Anne - Irlandzkie łąki PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Mason Susan Anne - Irlandzkie łąki - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Mason Susan Anne
Irlandzkie łąki
Strona 2
Dla pana Guistini, mojego nauczyciela w klasie szóstej, pierwszej
osoby, która zachęcała mnie do napisania książki. Dziękuję za zasianie
tego ziarna, które zakorzeniło się we mnie.
Po prawie czterdziestu latach - udało mi się!
Strona 3
1.
MAJ 1911 LONG ISLAND, NOWY JORK
Chylące się ku zachodowi słońce rzucało długie cienie na podjazd,
którym Gilbert Whelan kierował się w stronę posesji państwa 0'Leary
Obrazy w jego wyobraźni popychały go i dodawały odwagi, by iść
naprzód, jednak zwolnił kroku, gdy dotarł do wybrukowanej ścieżki
prowadzącej do domu. Fala tęsknoty ścisnęła mu serce, a walizka w
jego ręku wydała się jeszcze cięższa.
Czy rzeczywiście była to ta wyczekiwana od trzech lat chwila? Gil
zdusił gorzkie poczucie winy, które go nękało, i skierował się w stronę
wielkich frontowych schodów. Postawił swoją wysłużoną torbę na
ziemi i objął wzrokiem znajomy widok - szeroką werandę i
dwuskrzydłowe drzwi wejściowe. Gdy był dzieckiem, po śmierci ojca
przyjechał tu z matką, która najęła się jako pomoc domowa państwa
0'Leary. Należał do rodziny... a jednaj był poza nią. Gil przesunął
dłonią wzdłuż szerokiej białej kolumny po lewej stronie, jakby
niepewnie, nieomalże z czcią. Czerwone cegły domu w Irlandzkich
Łąkach niewiele zmieniły się od czasu, kiedy wyjechał. Gdyby tylko to
samo można było powiedzieć o jego mieszkańcach.
Z westchnieniem pozwolił, by jego ręka opadła. Jeśli mógłby
wybierać, nie wracałby tutaj w ogóle - z wielorakich i skompliko-
wanych powodów. Ale zawdzięczał państwu 0'Leary zbyt wiele, aby
dłużej ich unikać. Zostanie więc tyle czasu, ile będzie trzeba, żeby
spłacić dług wobec swoich opiekunów, a potem rozpocznie własne
życie.
Strona 4
Panie, proszę, prowadź mnie. Daj mi siłę, abym wykonał to, co musi
być zrobione, i nie skrzywdził przy tym nikogo.
Gil wiedział, że za bogato zdobionymi drzwiami czeka cała rodzina,
by przyjąć go tak, jak wita się utraconego syna powracającego do
domu. Nie miał jeszcze ochoty na te wylewne powitania, dlatego
porzucił brukowaną ścieżkę i skierował się w stronę miejsca, gdzie
czuł się jak u siebie - ku stadninie państwa OTeary. Kiedy obszedł dom
i dostrzegł ogromną stajnię, poczuł dreszcz ekscytacji. Jakież miał
szczęście, że mógł pracować na jednej z najlepszych farm, hodując i
szkoląc najlepsze konie wyścigowe na wschodnim wybrzeżu. Przy
boku Jamesa 0'Leary'ego, Gil nauczył się wszystkiego, co było mu
potrzebne, aby któregoś dnia otworzyć swój własny interes.
Gdy tylko wszedł do środka, poczuł dobrze mu znany zapach siana,
koni i obornika. Tęsknił za pracą ze zwierzętami prawie tak bardzo jak
za rodziną OTeary. Manhattan był porywającym miejscem, ale Gil
dużo bardziej cenił sobie świeże powietrze, szerokie niebo i rozległe
łąki na Long Island. Szczególnie wiosną, gdy cała przyroda rozkwitała
na nowo.
Przebiegł spojrzeniem po nieskazitelnych mahoniowych boksach z
mosiężnymi, grawerowanymi tabliczkami dla każdego rasowego
konia. Czujne ucho wychwyciło ciche rżenie, odgłos dużo piękniejszy
niż cała symfonia. Gdy tylko jego wzrok przyzwyczaił się do
przyciemnionego pomieszczenia, Gil ruszył w stronę przegrody, którą
potrafiłby znaleźć nawet z zamkniętymi oczami. Kiedy podniósł
zasuwę, Monarcha Ciemności zarżał głośno na powitanie. Gil
natychmiast objął ramionami piękną czarną szyję i szeptał czułe słowa
do ucha swojego przyjaciela. Koń zarzucił głową i nosem strącił
kapelusz Gila, który zatoczył łuk i spadł na kupę słomy leżącą obok.
Gil roześmiał się głośno.
- Też za tobą tęskniłem, chłopcze. Ale już wróciłem do domu.
Strona 5
Przynajmniej na jakiś czas. Pogładził Monarchę po lśniącym boku.
- Wygląda na to, że dobrze o ciebie dbali, gdy mnie nie było. Twoja
sierść lśni jak nigdy.
- Codziennie go dla ciebie wyczesywałam.
Dłoń Gila znieruchomiała na grzbiecie Monarchy, a jego kręgosłup
zesztywniał.
Brianna. Ta, o której starał się nie myśleć, nie wyobrażać sobie
ponownego spotkania po trzech latach. Z trudem przełknął ślinę i
odwrócił się w stronę osoby stojącej w wejściu do boksu. Oddech
zamarł mu w piersi, a jego serce biło nierówno.
Ta figlarna dziewczyna, którą była, kiedy wyjeżdżał, zmieniła się w
piękną młodą kobietę. Ubrana w jasnozieloną suknię podkreślającą jej
talię, stała w milczeniu z rękami splecionymi na po-dołku. Jej
złocistorude loki upięte były wokół głowy i tylko pojedyncze kosmyki
opadały na smukłą szyję. Duże zielone oczy patrzyły na niego, jakby
chciały przejrzeć jego myśli.
- Brianna, dobrze cię widzieć. Wyglądasz... wspaniale.
Otarł dłonie o wełniane spodnie i podszedł, aby ucałować ją w
policzek. Poczuł jej delikatny zapach - połączenie aromatu zielonych
jabłek i róż.
Uśmiech rozjaśnił jej twarz.
- Dziękuję. Ty również dobrze wyglądasz.
Zerknął na swoją brązową, tweedową kamizelkę i lnianą koszulę.
- Chyba muszę się obmyć z kurzu po podróży pociągiem i drodze ze
stacji.
Jej lekko zmarszczone brwi połączyły się w jedną linię.
- Powinieneś był zadzwonić. Tata na pewno wysłałby po ciebie Sama.
Nieco zmieszany wzruszył ramionami.
- Chciałem się przejść. Dobrze jest pooddychać świeżym powietrzem
po brudach miasta.
Strona 6
Weszła do boksu.
- Cieszę się, że wróciłeś, Gil. Bardzo tęskniłam... tęskniliśmy za tobą.
Ta, i tak ciasna przestrzeń, w której się znajdowali, wydawała się
teraz jeszcze bardziej kurczyć. Gil zdobył się na krótki uśmiech.
- Ja także za wami tęskniłem. Bardziej, niżby ci się wydawało.
- Ale... jak ty wyrosłaś, kiedy mnie nie było.
Miał nadzieję, że jego głos zabrzmi beztrosko, choć daleko mu było
do swobody. Ta młoda dama sprawiała, że czuł się bardzo nieswojo.
Gdzie się podziała ta chłopczyca, z którą tak dobrze się rozumiał?
- Powiedz, kto jest tym szczęśliwcem zalecającym się do ciebie?
- Któż powiedział, że ktokolwiek się do mnie zaleca? Wetknął ręce do
kieszeni.
- Już niedługo będziesz miała osiemnaście lat. Prawie skończyłaś
szkołę. Myślałem, że...
- W takim razie źle myślałeś.
Ściągnięte linie wokół jej ust mówiły mu, że ten temat nie podlega
dalszej dyskusji. Odwróciła się, by podnieść źdźbło siana, i zaczęła je
skubać szczupłymi palcami.
- A zatem, jakie to uczucie ukończyć college? - zapytała pogodnie.
Przyglądał się jej przez chwilę i zdecydował pozwolić na tę zmianę
tematu. Już niedługo i tak dowie się wszystkich rodzinnych nowinek.
- Czuję, że nareszcie zaczynam własne życie. Będę robił coś, co się
liczy. - Schylił się, aby podnieść swój kapelusz z podłogi i strzepnął
brud z ronda.
Przechyliła głowę.
- A to, że otrzymałeś tytuł, w ogóle się nie liczy?
- To tylko środek wiodący do celu.
Strona 7
- Pójście do college'u byłoby najbardziej fascynującym doświad-
czeniem. Życie w mieście, pośród tych wszystkich ludzi i emocji. - Jej
oczy rozbłysły jaśniej niż gwiazdy, o których Gil śnił, odkąd opuścił
Irlandzkie Łąki.
Potrząsnął głową, śmiejąc się.
- Bree... Zawsze taka sama. Wiecznie marzysz o przygodzie. Dobrze
wiedzieć, że nie wszystko się zmienia.
Lekki rumieniec oblał jej policzki. Bardzo piękne policzki na bardzo
pięknej twarzy.
Odwrócił się i pogładził dłonią zad Monarchy.
- Widzę, że Sam go regularnie trenował.
Sam Turnbull, masztalerz, nauczył Gila wszystkiego, co wiedział na
temat szkolenia koni.
- Oczywiście. Sam zawsze dotrzymuje słowa.
Podeszła bliżej, zachodząc Gilowi drogę tak, że stał zaklinowany
pomiędzy Monarchą a ścianą, po czym położyła ciepłą dłoń na jego
ręce. Gil całkowicie znieruchomiał. Jeśli przesunąłby głowę, jego nos
otarłby się o kosmyki jej włosów, poczuł, że gardło wyschło mu jak
kurz pokrywający podłogę. Taka bliskość to było dla niego zbyt dużo.
Wysunął się zza dziewczyny i otworzył szerzej drzwi boksu.
- Powinniśmy iść. Jestem pewien, że twoja matka już czeka.
- Dobrze. - W jej głosie dało się wyczuć rozczarowanie, a z oczu
zniknął blask.
Gil liczył, że jej dziecięce zadurzenie w nim ulotni się do czasu jego
powrotu. To był główny powód, który kazał mu trzymać się z daleka -
dać jej czas dojrzeć i znaleźć odpowiedniejszego mężczyznę, który by
się nią zainteresował. I przysięgał sobie, że po powrocie do Irlandzkich
Łąk nie zrobi nic, co mogłoby dać jej jakąkolwiek nadzieję. Zresztą,
byli prawie rodziną.
Po raz ostatni pogładził Monarchę po pysku i zamknął za sobą
zasuwę. Przeszli razem parę kroków, kiedy nagle do ich uszu dotarł
Strona 8
odbity od otwartych drzwi stajni dźwięk silnika samochodu za-
trzymującego się przed domem. Brianna zamarła w bezruchu na końcu
korytarza. Odwróciła się gwałtownie z szeroko otwartymi oczami.
- To tata, muszę już iść.
Lecz zamiast do drzwi głównych, skierowała się szybko na tyły stajni.
Jej suknia zaszeleściła, wzbijając tumany kurzu.
- Poczekaj. - Gil zrobił krok za nią. Dopiero teraz zauważył, że jej
ubiór bynajmniej nie nadawał się do stajni. - Co ty tutaj właściwie
robisz?
Przystanęła, nieznacznie podniosła bezbronne oczy, a ich spojrzenia
spotkały się.
- Wiedziałam, że przyjdziesz najpierw tutaj. I chciałam być pierwszą
osobą, która przywita cię w domu. - Drzwi samochodu trzasnęły i
Brianna podskoczyła. - Proszę, nie mów tacie, że tu byłam.
Brianna 0'Leary wśliznęła się do rodzinnego domu drzwiami od
zaplecza i zeszła małym korytarzem do kuchni. Tylko w ten sposób
mogła się dostać do tylnych schodów i nie ryzykować natknięcia się na
któregokolwiek z rodziców. Oparła się o futrynę, by zorientować się w
sytuacji, zamknęła oczy i uspokoiła oddech.
Od tygodni marzyła o dniu powrotu Gila - wyobrażała sobie tę radość,
gdy znów będzie mogła go ujrzeć, mieć blisko siebie swojego
najlepszego przyjaciela. Jednak rzeczywistość daleka była od jej
oczekiwań. Ich związek - niegdyś tak silny i nierozerwalny -teraz
wydawał się ulotny niczym popołudniowe słońce prześwitujące przez
deski stajni. Gil zachowywał się tak powściągliwie, jakby był
skrępowany, a jej bliskość była dla niego kłopotliwa.
Strona 9
W jaki sposób mieli powrócić do dawnej relacji, skoro on wznosił
wokół siebie niewidzialny mur?
Brianna wyprostowała się w geście mocnego postanowienia.
Potrzebowała innego podejścia, aby odzyskać zaufanie Gila i tym
samym zapewnić sobie jego pomoc w przekonaniu taty, co do jej
przyszłości.
Ale najpierw musi dostać się bezpiecznie do pokoju. Tacie nie
spodobałoby się, gdyby dowiedział się, że nagabywała Gila w stajni.
Ojciec jasno dał jej do zrozumienia, że nie życzy sobie, by kręciła się
wokół stajni, i teraz mogła jeździć na swojej ukochanej Sophie tylko
wtedy, kiedy nie mógł jej strofować.
Brianna zerknęła za róg, w głąb kuchni. Pani Harrison wykrzykiwała
rozkazy pomywaczkom, które z pośpiechem wykonywały jej
polecenia. Z ogromnych garnków stojących na kuchni ze świstem
ulatywała para. Kuszący zapach świeżo pieczonego chleba sprawił, że
Briannie zaczęło burczeć w brzuchu. Przygotowania do kolacji szły
pełną parą, więc liczyła, że uda jej się przemknąć obok kucharki
niezauważenie.
Kiedy pani Harrison odwróciła się, aby zamieszać w garnku stojącym
na kuchni, Brianna podniosła poły sukni i na palcach ruszyła przez
wykafelkowaną podłogę.
- Czy mogę w czymś pomóc, panno Brianno? - Kobieta rzuciła
rozbawione spojrzenie sponad swojego ramienia.
Brianna zastygła bez ruchu na środku pomieszczenia, a następnie
przybrała niewinny wyraz twarzy.
- Mama zastanawiała się, jak długo jeszcze do kolacji. Pulchna
kucharka starła krople potu z czoła przysłoniętego
białym czepkiem i oparła pięści na biodrach.
- Ani na chwilę nie uda się panience mnie oszukać. Była panienka w
stajni zobaczyć się z panem Gilbertem i teraz próbuje się przemknąć z
powrotem.
- Skąd pani...
Strona 10
- Znam panienkę od dziecka. Nigdy nie umiała panienka nic przede
mną ukryć.
Brianna czuła, że jej policzki płoną.
- Musiałam zobaczyć się z Gilem - zanim Colleen dorwie go w swoje
szpony - zanim wszyscy zaczną się wokół niego kręcić.
Pani Harrison zachichotała.
- Stęskniłam się za tym chłopakiem prawie tak samo jak ty.
-Mrugnęła do niej. - Idź i odśwież się trochę. Kolacja będzie gotowa za
dwadzieścia minut.
- Dziękuję. - Brianna odetchnęła z ulgą i wybiegła z kuchni w stronę
tylnych schodów.
Kiedy tylko znalazła się bezpiecznie w pokoju, zamknęła drzwi i
opadła na przykryte kołdrą łóżko. Żelazna rama skrzypnęła pod jej
ciężarem. Sięgnęła pod materac i wyciągnęła swój pamiętnik, aby
odczytać słowa, które zapisała tego samego dnia rano.
Cel na lato: Namówić Gila, by pomógł mi przekonać tatę, żeby
pozwolił mi jesienią pójść do college u.
Westchnęła i zatrzasnęła pamiętnik. Niezbyt obiecujący start.
Spodziewała się, że jej relacja z Gilem nie będzie już taka sama jak
kiedyś. W zasadzie nawet nie chciała, by tak było. Jej głupie, szkolne
zadurzenie dawno odeszło w niepamięć, stało się tylko chwilowym
kaprysem niedojrzałej piętnastolatki. Teraz w centrum jej uwagi było
zdobycie wykształcenia i zwiedzenie kawałka świata poza Irlandzkimi
Łąkami. W jej życiu, w najbliższej przyszłości nie było miejsca na
romans.
Jedyne, czego chciała od Gila, to pomoc w przekonaniu ojca. Właśnie
dlatego jej priorytetem było odnowienie ich przyjaźni.
Przejrzawszy się w lustrze, Brianna skierowała się głównymi
schodami do holu. Gdy schodziła, jej ręka przesuwała się lekko po
wypolerowanej, mahoniowej poręczy, a ucho wyłapywało dźwięki
dobiegające z dołu. Zatrzymała się na chwilę przed wejściem do
salonu, rozkoszując się odgłosami chichotu młodszego
Strona 11
rodzeństwa i strzępami rozmów docierającymi aż do holu. Oczami
wyobraźni widziała ojca zasiadającego, jak zawsze, w swoim fotelu, z
nosem w gazecie, matkę przycupniętą na krawędzi kanapy obitej
brokatem. Adam stał przy drzwiach balkonowych, zapatrzony w głąb
ogrodu, a Colleen siedziała koło mamy, starając się nie reagować na
wygłupy dwójki młodszych 0'Learych - Connora i Deirdre.
Brianna wzięła głęboki wdech i weszła do eleganckiego salonu. Jej
oczy odruchowo przebiegły pomieszczenie w poszukiwaniu Gila.
Ignorując zawód serca, kiedy go nie dostrzegła, przybrała swój
najlepszy uśmiech i ruszyła do przodu.
Matka zerknęła na nią znad książki.
- Tutaj jesteś, Bree. Myśleliśmy, że zasnęłaś u siebie w pokoju.
- Gil jeszcze nie przyjechał? - zapytała i skierowała się w stronę
marmurowego kominka, starając się zachować jak najbardziej
swobodny ton.
- Pani Johnston powiedziała, że przyjechał wcześniej, ale oczywiście
poszedł najpierw zobaczyć konie. - Mama zaśmiała się i potrząsnęła
głową. - Przysięgam, że ten chłopak kocha bardziej zwierzęta niż swoją
rodzinę. >-
- On nie jest naszą rodziną. - W głosie Adama kipiała gorycz. Brianna
zadrżała w duchu. Miała nadzieję, że jej starszy brat do
tego czasu przemoże swoją niechęć do Gila, ale najwidoczniej nadal
ją w sobie pielęgnował. Tata złożył gazetę.
- Gilbert dorastał w naszym domu jako jeden z nas. Nie będę
tolerował jakiejkolwiek niechęci wobec niego.
- Oczywiście, że nie będziesz. - Adam z gniewną miną odwrócił się
do okna.
Parę sekund później odgłos kroków przełamał posępną ciszę. Gil
pojawił się w drzwiach salonu, wygładzając rękawy marynarki, którą
przywdział najwidoczniej w pośpiechu, zbiegając ze schodów.
Strona 12
Uśmiechnął się szeroko.
- Witajcie, wszyscy.
Brianna stała z boku, kiedy cała rodzina 0'Leary przymilała się do
niego, radując się z jego powrotu do domu. Mama przytuliła i
ucałowała go, by potem wycierać oczy chusteczką. Tata uścisnął mu
dłoń i poklepał mocno po plecach, cały rozpromieniony. W tym czasie
Deirdre i Connor także głośno domagali się uwagi Gila.
Brianna wciąż stała z tyłu, zadowolona, że może sycić się jego
widokiem. Czarne włosy Gila jak dawniej falowały nad czołem,
tworząc niesforne loki wbrew wszelkim staraniom doprowadzenia ich
do porządku. Oczy, osadzone pod ciemnym łukiem brwi, były nadal
tak samo intensywnie niebieskie jak niegdyś, kiedy przeszywały jej
serce niczym uderzenie prądem. Jedyną różnicą była szerokość ramion
i klatki piersiowej, co dało się wyraźnie zauważyć spod tweedowej
marynarki. Podczas swojej nieobecności zmężniał i bardziej
przypominał dojrzałego mężczyznę niż chłopca.
Poczuła przyspieszające tętno. Czy on także zauważył podobne
zmiany w jej wyglądzie? Czy dostrzegł, że nie jest już chłopczycą,
która codziennie biegała za nim dookoła stajni i na wybieg dla koni?
Zmarszczyła czoło i odepchnęła od siebie niepotrzebną myśl. Jakież to
teraz miało znaczenie, skoro zależało jej tylko na jego przyjaźni?
Gil podszedł do niej. Brianna zamarła. Czy zdradzi fakt, że była w
stadninie?
- Bree, dobrze cię znowu widzieć. - Pochylił się, by ucałować jej
policzek, tak jakby wcześniej się nie witali.
Mrugnął lekko rozbawiony, co uspokoiło ją i dało pewność, że nie
wyjawi jej tajemnicy. Uśmiechnęła się i podjęła grę.
- Ciebie też.
Gil skierował wzrok na prawo i uśmiech zamarł na jego ustach.
Strona 13
- Witaj, Adamie.
Adam z wyraźną niechęcią podszedł, aby podać Gilowi rękę na
powitanie, a następnie szybko się wycofał.
Brianna zesztywniała, kiedy pośród szelestu jedwabnych sukni
Colleen zbliżyła się rozkołysanym krokiem, przyciągając uwagę
wszystkich. Cudownie kasztanowe włosy podkreślały nieskazitelną
skórę jej starszej siostry oraz jej żywe niebiesko-fioletowe oczy. Przy
niej, piegowata twarz Brianny, nijakie złotorude włosy i chuda
sylwetka zawsze czyniły ją niezauważalną.
Colleen powitała Gila długim uściskiem.
- Witaj w domu, Gilbercie - powiedziała miękkim głosem, przy-
ciskając swój policzek do jego twarzy.
Gwałtowne uderzenie zazdrości wdarło się do serca Brianny. Colleen
ubrana była w wydekoltowaną suknię, która podkreślała jej walory
Czyż nie wystarczało jej, że połowa kawalerów z hrabstwa zabiegała o
jej względy? Czy musiała kokietować także Gila?
Kiedy cała rodzina przechodziła przez hol do jadalni, Brianna
zacisnęła mocno pięści, zdecydowana poskromić swoje emocje.
Jednak mimo wszystko dławił ją niewypowiedziany strach. Martwiła
się, że kiedy Gil powróci, zakocha się w Colleen i całkowicie zapomni
o jej istnieniu. Gil był jej przyjacielem. Łączyła, ich więź, która
wykluczała wszystkich innych, nawet jej rodzoną siostrę. W skrytości
serca Brianna cieszyła się świadomością, że Gil nigdy nie wykazywał
żadnego zainteresowania Colleen. Czy jednak nie zmieni się to teraz,
gdy rozkwitła jako tak zmysłowa kobieta?
Moja zazdrość - tłumaczyła sobie Brianna - nie ma nic wspólnego z
zawłaszczeniem Gila. Chciała tylko jego dobra. Fakt, że Colleen może
owinąć sobie wokół palca każdego mężczyznę, szybciej niż pająk łapie
muchę, sprawiał, że Brianna czuła się coraz bardziej niespokojna.
Będzie musiała zrobić coś, zanim Gil stanie się kolejną, Bogu ducha
winną ofiarą niecnego planu jej siostry.
Strona 14
- Gilbercie, mój chłopcze, dobrze, że jesteś znów w domu. - Ojciec
pomógł zająć mamie miejsce, a następnie gestem ręki wskazał Gilowi
krzesło obok swojego, u szczytu stołu.
Gil uśmiechnął się.
- Dobrze być z powrotem, sir. Nie mogę się doczekać chwili, kiedy
będę mógł zacząć pracę z końmi.
Ojciec zmarszczył brwi.
- Miałem nadzieję, że zaczniesz najpierw od ksiąg rachunkowych.
Chętnie zobaczę, jak w praktyce sprawdza się twój dyplom z
przedsiębiorczości.
Linie wokół ust Gila lekko się ściągnęły. Mama cmoknęła.
- Jamesie, pozwól chłopcu na parę dni odpoczynku, zanim zasypiesz
go pracą w papierach. - Jej delikatne upomnienie sprawiło, że twarz
taty oblała się rumieńcem. - Z pewnością Gil marzy o tym, by solidnie
potrenować z Monarchą. Poza tym zasługuje na trochę wolnego czasu.
Pracował każdego lata i nigdy nie miał żadnych wakacji. - Mama
szybkim ruchem nadgarstka rozwinęła serwetkę i rozłożyła ją na
kolanach.
Gil rzucił jej pełne wdzięczności spojrzenie.
- Przyda mi się parę dni wytchnienia.
Jego spojrzenie przesunęło się przez całą długość stołu i spotkało się
ze wzrokiem Brianny. Te żywe niebieskie oczy, za którymi od dawna
tęskniła, wydawały się ją przenikać. Dawniej Gil mógł przekazać jej
każdą myśl, każde uczucie, nie wypowiadając nawet najdrobniejszego
słowa.
Drzwi od pomieszczenia służby otworzyły się, przerywając ich
szczególne połączenie, i podkuchenne wniosły przykryte półmiski,
umieszczając je z rozmachem na kredensie.
- Dziś twoje ulubione danie, Gil - głośno wyszeptała Deirdre ponad
stołem. - Mama powiedziała, że jutro będzie moje ulubione. - Policzki
siedmiolatki pałały niewinnością oraz zdrowiem od zabaw na świeżym
powietrzu.
Strona 15
- Dziękuję ci, Dee-Dee. Muszę przyznać, że od tygodni marzyłem o
pieczonej wieprzowinie pani Harrison. Ślinka mi ciekła na samą myśl o
tym daniu. - Gil puścił dziewczynce oko, co sprawiło, że zachichotała.
- A na deser będzie ciasto czekoladowe.
- O ile zjesz całą porcję kolacji, młoda damo. - Mama próbowała
zachować surowość, która jednak bardzo szybko zmieniła się w lekki
uśmiech. - To dotyczy także ciebie, Connorze 0'Leary. Żadnych
resztek groszku zachowanego w kieszeniach na później.
Jedenastoletni Connor posłał matce szelmowski uśmiech.
- Dla ciasta czekoladowego mogę zjeść nawet dodatkową porcję
groszku.
Pogaduszki trwały w najlepsze, podczas gdy rodzina zajadała się
przepysznym posiłkiem przygotowanym przez panią Harrison
specjalnie dla Gila. Kiedy ciasto czekoladowe zostało już pokrojone i
podane razem z mlekiem, herbatą i kawą, Brianna poczuła odprężenie.
Jak dotąd sprawy szły dawnym, dobrze znanym torem - tak, jakby Gil
nigdy nie wyjeżdżał.
- Zanim zapomnę, mam dla was nowinę. - Matka mieszała herbatę,
dzwoniąc srebrną łyżeczką o delikatną porcelanową filiżankę. -
Otrzymałam dziś list od mojej kuzynki Beatrice z Irlandii. Pamiętasz
ją, Jamesie. To ta, której syn jest w seminarium.
Ojciec wycierał wąsy, delikatnie przykładając lnianą serwetkę do ust.
- Oczywiście. Czy to nie ten, który studiuje w Bostonie?
- Tak. Wkrótce przyjeżdża, na Long Island w ramach praktyki.
Będzie pracował przy kościele Świętej Rity.
- Popatrz, popatrz. Jaki ten świat mały. Musimy go zaprosić na obiad.
Mama odłożyła łyżeczkę i odkaszlnęła.
Strona 16
- W zasadzie, to właśnie dlatego Beatrice do mnie napisała.
Zastanawiała się, czy nie moglibyśmy go przyjąć na jakiś czas. Na
plebanii jest remont i nie ma dla niego miejsca.
Tata ściągnął brwi.
- Sam nie wiem, Kathleen. Nie jestem pewien, czy będę się dobrze
czuł z księdzem pod jednym dachem. Szczególnie w niedzielne
poranki.
Brianna spięła się, wyczuwając niezadowolony ton ojca.
- On jeszcze nie jest księdzem. Moglibyśmy umieścić go na drugim
piętrze, tak żeby Gil nie czuł się osamotniony.
Zapanowała cisza przerywana stukaniem widelczyków o talerze, gdy
Connor i Deirdre pałaszowali ostatnie okruchy ciasta.
- Jamesie, on należy do naszej rodziny. A poza tym, mamy mnóstwo
miejsca. - W głosie mamy coraz wyraźniej dawało się wyczuć prośbę.
Brianna ukryła uśmiech pod serwetką, wiedząc, że ojciec nigdy nie
potrafi odmówić matce, kiedy prosi go o coś tym tonem.
- Jednak to bardzo daleka rodzina. Czy Beatrice nie jest twoją
kuzynką trzeciego stopnia... albo jakoś tak?
- Rodzina to rodzina.
Posłał jej spojrzenie, które zmroziłoby krew w żyłach większości jego
współpracowników, ale mama tylko uśmiechnęła się łagodnie i
czekała. W końcu tata potrząsnął głową w geście kapitulacji.
- Dobrze... o ile nie będzie wymagał ode mnie chodzenia w niedzielę
do kościoła.
Matka splotła dłonie i rozpromieniła się.
- Doskonale, w takim razie jutro wyślę telegram, żeby ich po-
wiadomić.
Brianna zauważyła, jak teraz z kolei Colleen przewróciła oczami. Jej
siostra nie tolerowała niczego związanego z religią. Tylko gniew matki
sprawiał, że stosowała się do cotygodniowego
Strona 17
chodzenia do kościoła.
Mama oparła się wygodnie na krześle z pluszowym obiciem i raz po
raz popijała herbatę, rozkoszując się swoim małym zwycięstwem.
- A więc, Gilbercie, powiedz nam coś o twojej młodej damie. Jak się
rozwija wielka miłość?
Brianna wstrzymała oddech. Wiedziała, że Gil spotykał się z jakąś
dziewczyną podczas swojego pobytu na Manhattanie, ale spodziewała
się, że skoro już dawno nic o niej nie słyszała, to pewnie się rozstali.
Gil odchrząknął.
- Obawiam się, że mój... związek z panną Haskell dobiegł końca.
Filiżanka mamy brzęknęła o spodek.
- Och, Gil. Tak mi przykro. Miałam nadzieję, że w najbliższym czasie
będziemy mogli spodziewać się informacji o ślubie. - Gil skupił całą
uwagę na talerzu i tylko po jego szyi widać było, że się zaczerwienił. -
Jej ojciec to ten profesor, u którego pracowałeś na Uniwersytecie
Columbia? Ten, z którym spędzałeś każde wakacje?
Brianna przerwała mieszanie herbaty, słysząc poczucie krzywdy
wybrzmięwające w głosie matki. Ileż razy mama pomstowała na
człowieka, który zatrudniał Gila jako asystenta i sprawiał, iż ten był
zbyt zajęty, żeby wrócić do domu nawet na wakacje? Brianna zgadzała
się z nią całym sercem. Poza pierwszymi świętami Bożego Narodzenia
po jego wyjeździe nie odwiedził Irlandzkich Łąk ani razu.
Gil ściągnął usta.
- Tak, właśnie ten. Obawiam się, że profesor Haskell żywi do mnie
urazę po tym, jak zakończył się mój związek z Laurą. On także miał
nadzieję na zaręczyny.
Musiała upłynąć minuta ciszy, zanim wszyscy przetrawili ostatnią
wiadomość. Potem ojciec poklepał Gila po ramieniu. Na jego twarzy
malowała się ulga.
Strona 18
- Nie martw się, chłopcze. Jest mnóstwo wolnych kobiet w okolicy.
W zasadzie, mam nawet na oku jedną dla ciebie.
Napięcie w ramionach Brianny wzmogło się, uwierając nerwy u
podstawy jej szyi.
- Ależ, tato, jestem pewna, że Gil nie potrzebuje twojej pomocy w
szukaniu żony. - Słowa wyrwały się z jej ust, zanim cała myśl zdążyła
uformować się w głowie. Fala gorąca wypłynęła na jej szyję i policzki.
Ojciec spojrzał na nią gniewnie.
- To nie twoje zmartwienie, moja panno. - Odwrócił się do Gila.-
Przenieśmy się do gabinetu - powiedział, odsuwając krzesło. - Mamy
parę ważnych spraw do omówienia.
Delikatne, porozumiewawcze spojrzenie Gila, które posłał, mijając
Briannę, wcale nie złagodziło ukłucia, jakie spowodowały słowa ojca.
Tata zawsze ją lekceważył i tak samo teraz - po raz kolejny swoją
decyzją zepchnął ją na margines wydarzeń.
Strona 19
2.
Gil zapadł się w jeden z foteli w gabinecie pana 0'Learyego. Zapach
skóry i tytoniu objął go niczym stary przyjaciel. Poza stadniną,
najbardziej tęsknił właśnie za tym pokojem, przesyconym nutą
męskości, którą tworzyły: kamienne palenisko, olbrzymie mahoniowe
biurko pod oknem i niekończące się rzędy książek. Gil spędził tu wiele
czasu na długich rozmowach z panem 0'Learym, omawiając wszystko -
począwszy od świata wyścigów konnych, a na cenach siana kończąc.
Nie mógł się już doczekać, kiedy ponownie zagłębi się w interesy.
Pan 0'Leary skończył dokładać do ognia i zajął miejsce w wysokim
fotelu naprzeciw Gila. Zgarbił się nieco, gdy oparł się na poduszkach, a
jego zwykły hart ducha wydawał się przygasać.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że wróciłeś do domu, synu.
Te nowe przepisy antyhazardowe bardzo mnie martwią. Tory
wyścigowe są zamykane, tracimy dżokejów. Stadniny koni będą
cienko przędły, jeśli nie uda nam się odwrócić tego rozporządzenia. -
Podniósł swoją fajkę ze stolika przy fotelu i postu -kał nią o dłoń. -
Mam tylko nadzieję, że nie utoniemy, zanim to wszystko się uspokoi.
Gil zmarszczył brwi.
- Czy Irlandzkie Łąki mają problemy?
- Jeszcze nie. Ale kiedy całkowicie zakażą wyścigów, nie trzeba
będzie długo czekać, a pójdziemy z torbami. Zwłaszcza jeśli klienci
zaczną wycofywać swoje konie z naszej stadniny.
- Z pewnością nie posuną się aż tak daleko...
Strona 20
- Niektórzy już to zrobili. Zdołałem przekonać większość z nich, żeby
jeszcze chwilę poczekali. - Na twarzy starszego mężczyzny wyraźnie
odbijał się ciężar paru ostatnich miesięcy. Wokół jego oczu widać było
zmarszczki, a blask ognia mienił się w srebrnych pasmach
przetykających czarne włosy na jego skroniach. - Jutro pokażę ci nowe
konie i będziesz miał dzień dla siebie w stadninie, potem zajmiesz się
papierami. Mam nadzieję, że znajdziesz jakieś sposoby, żeby
zwiększyć naszą płynność finansową.
Gil stłumił westchnienie. Wiedząc, jak wiele pan 0'Leary zapłacił za
jego wykształcenie, czuł się zobowiązany odpłacić mu pomocą w
księgowości i finansach. Miał tylko nadzieję, że James 0'Leary nie
oczekiwał, że Gil pozostanie w Irlandzkich Łąkach na zawsze. Bardzo
pragnął wyjść do świata, uczynić nazwisko Whelan liczącym się wśród
innych. Przynajmniej tyle chciał zrobić dla swojego ojca. Powoli
odetchnął. Prędzej czy później, będzie musiał powiedzieć państwu
0'Leary, że planuje wyjechać. Jednak to może jeszcze poczekać...
Pan 0'Leary zapalił fajkę, zaciągnął się głęboko i wydmuchał
aromatyczny kłąb dymu.
- Gilbercie, masz już dwadzieścia jeden lat. Jesteś dorosły i nie
potrzebujesz opiekuna. Tak naprawdę nie mam prawa niczego od
ciebie żądać, ale potrzebuję twojej przysługi.
Gil poczuł ucisk w żołądku na widok ponurego wyrazu twarzy pana
0'Leary'ego.
- Jakiej przysługi?
- Poznałeś kiedyś Arthura Hastingsa, nieprawdaż? Pojawiał się u nas
wielokrotnie z różnych okazji.
- Bankier?
- Zgadza się.
- Co z nim?
Pan 0'Leary przyglądał się przez chwilę Gilowi.
- Chciałbym, żebyś zaczął spotykać się z jego córką, Aurorą.