3127
Szczegóły |
Tytuł |
3127 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3127 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3127 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3127 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
STEFAN CHWIN
Z�OTY PELIKAN
�wiat Ksi��ki
Projekt ok�adki Ma�gorzata Karkowska
Zdj�cie na ok�adce ZEFA
Redakcja
Krystyna Chwin
W ksi��ce tej znalaz�y si� g�osy i parafrazy g�os�w m.in. Leszka Ko�akowskiego, Arnolda Schwarzeneggera, Zbigniewa Herberta, Bridget Jones, kardyna�a Ratzingera, Ernesta Hemingwaya, polskich feministek, Winstona Churchilla, Neila Armstronga, Czes�awa Mi�osza, Stevena Spielberga, �w. Augustyna, Tadeusza R�ewicza, Theodora Adorno, Adama Zagajewskiego, Charlesa Darwina, Jan B�o�skiego, Fryderyka Nietzschego, ksi�dza J�zefa Tischnera, Tomasza Burka, Immanuela Kanta, ksi�dza Rydzyka, Wis�a wy Szymborskiej, Jacka Santorskiego, �redniowiecznych alchemik�w, mojej �ony oraz stu tysi�cy os�b, kt�re zna�em bli�ej lub dalej. Kto ciekaw, niech znajdzie.
Copyright � by Adam Chwin
�wiat Ksi��ki
Warszawa 2004
Bertelsmann Media Sp. z o.o.
ul. Roso�a 10, 02-786 Warszawa
Sk�ad i �amanie Wojciech Pogorzelski
Druk i oprawa Drukarnia Perfekt S.A.
ISBN 83-7391-408-0 Nr 4652
Jakub przychodzi na �wiat
Miasto, w kt�rym Jakub przyszed� na �wiat, by�o zburzone i puste.
Wielka armia, kt�ra nadci�gn�a ze Wschodu, ostrzeliwuj�c z tysi�cy armat po�piesznie wycofuj�ce si� na zach�d oddzia�y nadmorskiego garnizonu, zd��y�a przed dniem jego narodzin z wielk� staranno�ci� zmia�d�y� bombami prawie wszystkie barokowe kamienice, neogotyckie urz�dy i secesyjne domy towarowe. Wystarczy�o par� p�omiennych nocy, by stare dzielnice - chluba i duma dawnych pokole� - zmieni�y si� w co�, co przypomina�o skamienia�y las. Potem po�ary wygas�y, wiatr wiej�cy od strony morza wzbija� chmury �nie�nego py�u na pustych ulicach, w spalonych zajezdniach tramwajowych gwizda�y lodowate przeci�gi, rozbite okna postukiwa�y w zrujnowanych spichrzach, tylko wysoko nad wie�� spalonego dworca niestrudzone stado zg�odnia�ych wron - znak niezwyci�onej woli �ycia - raz po raz przecina�o t�czow� glori� zorzy, kt�ra od stuleci, bez wzgl�du na okoliczno�ci i por� roku, opromienia�a miasto wszystkimi odcieniami r�u, fioletu i z�ota.
Dawnych mieszka�c�w ju� w mie�cie nie by�o. Jedni zgin�li w po�arach, inni uciekli okr�tami za morze, reszt� wywieziono za g�ry i lasy. Zosta�o po nich troch� gotyckich szyld�w wymalowanych z pr�n� fantazj� nad drzwiami spalonych restauracji i troch� pustych mieszka� z zimn� po�ciel� na �elaznych ��kach, w kt�rej jeszcze par� tygodni po zdobyciu miasta przez �o�nierzy wielkiej armii mo�na by�o ogl�da� mi�kki, przypr�szony �niegiem �lad czyjej� g�owy lub cia�a skulonego we �nie.
Rodzice Jakuba przybyli do miasta z daleka.
Pewnego jesiennego popo�udnia, gdy s�o�ce sta�o ju� nisko nad ciemn� tafl� Zatoki, wysiedli z poci�gu na peronie spalonego dworca, po czym z dwiema tekturowymi walizkami w d�oniach poszli ku �r�dmie�ciu. Ale tam, gdzie kiedy� by�o �r�dmie�cie, czeka�y na nich tylko malownicze g�ry pokruszonych cegie�. Wi�c znu�eni d�ug� podr�, w porwanych p�aszczach, w zniszczonych butach, w czapkach naci�gni�tych na uszy, szerok� alej�, kt�ra wiod�a przez stare cmentarze, ruszyli w stron� p�nocnego przedmie�cia, ku ceglanym wie�om �redniowiecznej Katedry. S�o�ce ju� zachodzi�o. Po drodze mijali przewr�cone s�upy telegraficzne, spalone wraki taks�wek, k��by drutu kolczastego i zw�glone szkielety tramwaj�w.
Opuszczony dom, do kt�rego zd��yli wbiec par� chwil przed deszczem, mia� bia�e, wapienne �ciany z czarnym belkowaniem, blaszan� wie�yczk� z �elaznym kogutem na szczycie, oszklon� werand� z galeryjk�, czerwony spadzisty dach z holenderskiej dach�wki, cudem ocala� w�r�d ruin i nazywa� si� Tannenheim, co w j�zyku, jakim Jakub mia� m�wi� wkr�tce po urodzeniu, znaczy�o �Jod�owy Dw�r" - nazwa, kt�ra dawnym mieszka�com miasta przywodzi�a na my�l pos�pne lasy Schwarzwaldu, pe�ne widm, jaski� i kusz�cych przepa�ci oraz niezapomnian� fraz� Horst Wessel Lied.
Gdy Jakub szykowa� si� do przyj�cia na �wiat, s�awni uczeni z kraju, kt�ry rozpo�ciera� si� po drugiej stronie oceanu, odkryli, �e prawdopodobie�stwo powstania �ycia na
Ziemi r�wna�o si� mniej wi�cej jeden do pi�ciu bilion�w sze�ciuset miliard�w o�miuset milion�w dziewi�tnastu tysi�cy, prawdopodobie�stwo za�, �e w�r�d licznych form �ycia powstanie ta jedna, szczeg�lna, kt�rej zostanie nadane imi� Jakub, by�o sto milion�w razy mniejsze. Szcz�cie jednak u�miechn�o si� do matki Jakuba i oto kt�rej� nocy, gdy burza rozja�ni�a b�yskawicami czarne niebo nad miastem, z wiruj�cych proton�w u�o�y� si� w jej �onie zgrabny kszta�t ch�opca. Potem by� por�d kr�tki i szcz�liwy i Ziemia poja�nia�a z zadowolenia na widok nowej istoty o cudownie zar�owionych po�ladkach, w kt�re natychmiast wymierzono mocnego �yciodajnego klapsa - i nowy cz�owiek, chwyciwszy �apczywie g��boki haust nadmorskiego powietrza, przera�liwym okrzykiem rado�ci obwie�ci� �wiatu, �e jest gotowy do znoszenia trud�w istnienia.
O, pi�kne dni, w kt�rych Jakub zacz�� poznawa� urod� �ycia! Bia�e chmury odbija�y si� w morzu, na kt�re patrzy� z wysokich okien willi Tannenheim, jask�ki przelatywa�y nad Katedr�, kt�rej dwie wie�e strzeg�y go przed piorunami, blador�owe malwy kwit�y w ogrodach, kalafiory dojrzewa�y na grz�dkach, lipy odbija�y si� w stawach niedalekiego Parku i gdy tak zima mija�a za zim�, wiosna za wiosn�, czas z czu�� staranno�ci� przemienia� cia�o niemowl�cia w cia�o ch�opczyka, potem cia�o ch�opczyka w cia�o ch�opca, a� wreszcie cia�o ch�opca w cia�o m�odzie�ca. Mija�y lata, r�ce Jakuba by�y coraz sprawniejsze, paznokcie zdrowe i r�owe, w�osy jasne, z �adnym po�yskiem, oczy koloru ciemnego piwa, zachwycaj�cy meszek nad g�rn� warg�. Uda� si� Jakub swoim rodzicom. By� zwinny, gi�tki jak ga��� leszczyny, pi�knie skaka� do stawu przy m�ynie i dobrze si� zapowiada� na przysz�o��.
Dzieci�stwo mia� Jakub pi�kne. Dorasta� szybko. Smuk�y, smag�y, jasnow�osy, nabiera� si� przed zadaniami, jakie na niego czeka�y. Cyganka, kt�ra pewnego popo�udnia zapuka�a do drzwi willi Tannenheim, wywr�y�a mu, �e zosta� zrodzony do wy�szych przeznacze�, wi�c zachwycony i przera�ony t� wie�ci�, ju� do�� wcze�nie zacz�� zg��bia� zagadk� swego losu. Noc� s�ysza�, jak rodzice budz� si� z krzykiem. Po tym, co przeszli w latach wielkiej wojny, wci�� nie mogli poj��, dlaczego od wczesnych godzin porannych nikt do nich nie strzela, nikt ich nie torturuje, nikt ich nie wywozi w nieznanym kierunku towarowym wagonem, a �niadanie jest codziennie mniej wi�cej o tej samej porze i na dodatek smaczne. Kruche kajzerki, du�skie mase�ko, konfitura wi�niowa na spodeczku z zielonego szkl�, jajko na mi�kko w srebrnym kieliszku i pachn�ce kakao z dar�w UNRRY, a do tego na bia�ym obrusie haftowanym w listki jarz�biny srebrne �y�eczki z gotyckimi monogramami na r�czkach z ko�ci s�oniowej oraz porcelanowy dzban ze �wie�o naci�tymi, ciemnoczerwonymi daliami, za oknem za� wysokie niebo i spokojne morze z b��kitn� lini� P�wyspu na horyzoncie. Czeg� chcie� wi�cej? Wszystko to uwa�ali za cud, za kt�ry nie wiadomo by�o komu dzi�kowa�.
Miasto, w kt�rym Jakub przyszed� na �wiat, nale�a�o do Imperium. Na ulicach s�ycha� by�o wschodni� mow� oficer�w w futrzanych czapach, kt�rzy zatrzymywali si� tu przejazdem na dzie� lub dwa w drodze do baz na zachodzie, godzinami pl�cz�c si� po placach i skwerach w poszukiwaniu kobiet i papieros�w marki Camel, kt�rych, niestety, nie mogli naby� w samotnych sklepach na lesistych zboczach dalekiego Uralu. Wysoko, w�r�d szarych chmur, jak niewidzialne trzmiele bucz�ce we mgle, przelatywa�y nad will� Tannenheim ci�kie od broni i amunicji transportowce z zaopatrzeniem dla �wschodniej strefy okupacyjnej". Nocami, wtulaj�c g�ow� w poduszk�, Jakub ws�uchiwa� si� w zagadkowe, dobiegaj�ce z ciemno�ci odg�osy �wiata. D�ugie poci�gi towarowe z czo�gami ustawionymi na lorach powoli toczy�y si� po �elaznych prz�s�ach kolejowego wiaduktu wzniesionego przy willi Tannenheim, rytmicznie postukuj�c ko�ami, co zsy�a�o na niego kolorowe sny o podr�y i przygodzie, chocia� w czo�gach siedzieli �o�nierze o ��tawej cerze i sko�nych oczach, kt�rych ba� si� naprawd�.
Wkr�tce dowiedzia� si�, �e miasto, w kt�rym przyszed� na �wiat, mo�e zosta� zdmuchni�te w jednej chwili z powierzchni Ziemi. Wiadomo�� t� przyj�� ze spokojem, co dowodzi�o, �e dojrzewa� szybko. Egzotyczne s�owo �Hiroszima", kt�re na ca�ej planecie wzbudza�o pop�och, dla niego by�o tylko jednym z wielu hase� dzieci�cych zabaw, a my�l, �e wszystko, na co patrzy, mo�e w par� sekund znikn��, dodawa�a tylko smaku ka�dej rzeczy, kt�r� bra� w palce, by z rado�ci� kontemplowa� nieprzenikniony cud istnienia. W majowe dni, gdy g��wn� ulic� miasta przeci�ga�y wielotysi�czne pochody ze sztandarami w kolorze �wie�o obranej marchwi, ojciec bra� go na ramiona i maszeruj�c po mokrej jezdni, kt�r� o �wicie sp�uka�y polewaczki, z dum� pokazywa� dostojnikom Imperium, kt�rzy stali na trybunie ozdobionej ga��ziami �wierku i spokojnymi ruchami d�oni pozdrawiali lud pracuj�cy, jakby chcia� im pokaza� cudownie ocalony skarb, czego oni, niestety, zdawali si� nie dostrzega�, zaj�ci du�o powa�niejszymi sprawami.
Miasto, kt�rego g��wn� ulic� ni�s� go na ramionach ojciec, by�o podzielone. Jedni m�wili, �e jest �le, a nawet coraz gorzej, inni, �e jest dobrze, a nawet coraz lepiej. Jedni chodzili do ko�cio��w, inni chcieli ko�cio�y pozamyka� na zawsze. Jedni chorowali, inni byli zdrowi, jeszcze inni byli zupe�nie martwi i w tym fatalnym stanie czekali na podmiejskich cmentarzach na S�d.
Lecz Jakuba ma�o to wszystko obchodzi�o, cho� codziennie przed za�ni�ciem s�ysza�, jak matka i ojciec �ciszonymi g�osami przeklinaj� Imperium, kt�re odebra�o im wolno��. Zdrowy, szcz�liwy, ciekawy �ycia, z gor�c� krwi� w �y�ach, cieszy� si� nasturcjami w ogrodzie, �azi� po drzewach jak kot, �owi� ryby w stawie ko�o �luzy, p�ywa� w morzu, w kt�rego przybrze�nych wodach wci�� spoczywa�y zardzewia�e wraki rozbitej Kriegsmarine i podkrada� s�odkie jab�ka z ogrodu s�siad�w. Ojciec powtarza�, �e Imperium jest wieczne. Podobnie my�la�a wi�kszo�� mieszka�c�w miasta.
Do szk� chodzi� Jakub pilnie i uczy� si� dobrze, wi�c by� spokojny o przysz�o��. Wysoki, opalony, zwinny, popo�udniami w��czy� si� z przyjaci�mi po bukowych lasach za Katedr�. Lubi� te� czyta� o zmierzchu na �awce pod czarn� czere�ni� dawne i nowe ksi�gi, co nieco przygasi�o jego przyrodzon� rado��. Dopiero pewnego grudniowego dnia, gdy wyszed�szy wczesnym rankiem z domu, ujrza� na g��wnej ulicy wozy pancerne, poczu� na w�osach zimne tchnienie, jakby rozdar�a si� zas�ona, kt�ra dot�d odgradza�a go od �wiata. Nie by�o to przyjemne. Wozy p�dzi�y z �oskotem w stron� Stoczni, zgrzyta�y g�sienicami na oblodzonym asfalcie i mia�y na stalowych wie�yczkach znak bia�ego ptaka.
Po chwili zobaczy� na ulicy t�um. Ludzie w ��tych kaskach szli spod bramy Stoczni pod kamienny gmach Partii. Od strony kolejowego wiaduktu nadlecia�y wojskowe �mig�owce. Nad jezdni� unios�a si� chmura gazu �zawi�cego. Gdy pobieg� w stron� dworca, na oblodzonym asfalcie ujrza� kilka nieruchomych cia�. Mija�y lata, wielkie zmiany dokonywa�y si� na Ziemi i w kraju, w kt�rym �y�, nie brakowa�o nowych wra�e�, dusza rozwija�a si� i doskonali�a, on jednak nigdy nie zapomnia� widoku tych nieruchomych cia� skulonych przy kraw�niku. Wygl�da�y tak, jakby uciek�y w sen. Zas�ania�y twarz d�o�mi, �eby nie widzie� �wiata.
Potem Imperium upad�o, kraj Jakuba, kt�ry przez wiele lat nie figurowa� na �adnej mapie, zn�w si� na mapie pojawi�, rodzice, kt�rzy noc� przeklinali Imperium za to, �e odebra�o im wolno��, umarli nie doczekawszy wolno�ci i Jakub zosta� sam. Pomny niepokoj�cych s��w Cyganki, kt�ra wy-wr�y�a mu wysoki los, zda� na s�awny uniwersytet imienia Artura Schopenhauera i przez par� lat oddawa� si� pilnym studiom w pi�knym gmachu na Wyspie Spichrz�w. A gdy nadesz�a pora, sam zacz�� tam wyk�ada�. By� jeszcze m�ody, krzepki, mia� g�os dono�ny i czysty. W neogotyckiej sali, za kt�rej oknami p�yn�a rzeka przecinaj�ca miasto, m�wi� do m�odych kobiet i m�czyzn o prawie, wolno�ci i jej tajemnicach. Za swoje s�owa dostawa� kilka banknot�w, kt�re uprzejmie wr�czano mu co miesi�c. M�g� za nie kupi� kefir, jajka, owoce, warzywa, ryby, guziki, spodnie, buty, czapk�, skarpetki i temu podobne.
W pami�tnym roku, w kt�rym zacz�� wyk�ada� na prawie, tajemnicze znaki da�y si� widzie� na niebie i ziemi. Ca�a planeta �y�a w oczekiwaniu. Spodziewano si� wydarze� niezwyk�ych. Nowe �ycie puszcza�o zielone p�dy na trupie Imperium. W laboratoriach odkryto, �e cz�owiek niewiele si� r�ni od rzodkiewki i muszki owocowej, co jednych wprawi�o w rozpacz, innych w zachwyt, wi�kszo�� za�, jak zwykle, nie mia�a w tej sprawie �adnego zdania. Ludzki genom, niczym astrologiczna tarcza Zodiaku, ods�oni� sekrety przeznaczenia, wprawiaj�c w pop�och teolog�w, polityk�w i moralist�w, kt�rzy za��dali, by uczeni powstrzymali si� przed zrobieniem ostatecznego kroku. Z jednej kom�rki w�osa umiano ju� zrobi� owc� albo cz�owieka.
Co� umiera�o, co� si� rodzi�o, tylko nikt nie wiedzia� co. Wojny lokalne wybucha�y i gas�y, cho� bomby, kt�re podk�adano w restauracjach i ko�cio�ach, czasem udawa�o si� rozbroi�. Z odleg�o�ci trzydziestu tysi�cy kilometr�w umiano ju� bez trudu zabi� dziecko albo terroryst�. Tajemnicze sekty wrzuca�y gaz do tuneli podziemnych kolei, proponuj�c podr�nym szybki przejazd na drug� stron� czasu. Krowy szala�y na zielonych pastwiskach wzbudzaj�c lito�� i trwog�, lecz cho� palono je ca�ymi tysi�cami jak krwaw� danin� sk�adan� nieznanym bogom, ju� po tygodniu ma�o kto o tym pami�ta�.
Potem odrzutowce pe�ne biznesmen�w, laptop�w, dobrze od�ywionych kobiet, parasoli, Arab�w, walizek, dzieci, telefon�w kom�rkowych, stewardes i kart kredytowych, wbija�y si� w wie�e ze stali i szk�a wzniesione w pot�nym mie�cie nad wodami oceanu, eksploduj�c na oczach ca�ego �wiata czerwonym pi�ropuszem p�on�cej benzyny, ale i o tych ekscytuj�cych zdarzeniach, kt�re na moment przyci�gn�y uwag� ludzko�ci, szybko zapomniano, bo hojny Los, czerpi�cy pe�n� gar�ci� z niewyczerpanej studni Czasu, niczym s�ynny w owej epoce magik David Copperfield, szykowa� ju� wkr�tce niespodzianki du�o bardziej efektowne, o prawdziwie operowym rozmachu, do kt�rych wcale nie by�y potrzebne srebrzyste odrzutowce z terrorystami na pok�adzie.
Niezwyk�e zdarzenia posypa�y si� jak z�oto z rozdartego worka. Prze�roczysta paj�czyna internetu oplot�a wszystkie kontynenty, wyrzucaj�c w przestrze� oko�oziemsk� miliony wierszy, kt�re w swojej niewyobra�alnej cierpliwo�ci czyta�a tylko kosmiczna pustka. Bez wi�kszego trudu przeszczepiano serca. Znamiona epidemii przybra�a choroba duszy o pi�knej nazwie bulimia, kt�rej �r�d�a by�y r�wnie tajemnicze jak powody, dla kt�rych dobry B�g stworzy� nie tylko cz�owieka, lecz i bakteri� o poetycznym imieniu w�glik. Liczba m�odych kobiet, kt�re przesta�y je��, zbli�a�a si� ju� do o�miu milion�w, z czego wi�kszo�� stanowi�y delikatne, cienkie jak op�atek, bladosk�re dziewcz�ta przed osiemnastym rokiem �ycia, w�r�d kt�rych by�y te� studentki Jakuba, z �elazn� konsekwencj� unikaj�ce ��tych ser�w, jajek na twardo i cukru.
Przygotowuj�c �niadanie przed wyj�ciem do pracy, Jakub wystrzega� si� soli jodowanej i t�uszcz�w nasyconych, sprawdza� uwa�nie na kartonie, czy mleko jest chude, zamierza� bowiem �y� zdrowo i d�ugo. Gdy przed �sm� r�wnym krokiem rusza� w stron� tramwajowego przystanku, z kt�rego czerwona sz�stka jecha�a na Wysp� Spichrz�w, cieszy� si�, �e na p�nocnej p�kuli globu, na kt�rej zamieszkali on i jego rozumni przodkowie, tysi�c trzysta religii, barwnych jak pi�rka kolibra, za�ywa�o rozkoszy tolerancji, cho� nieco dalej, w sercu Afryki, jedno plemi� drugiemu wyrzyna�o t�pymi maczetami z taniej blachy p�tora miliona zupe�nie zdrowych m�czyzn w wieku rozrodczym, co jednak - musia� przyzna� - w �adnym stopniu nie obni�a�o og�lnego stanu �wiatowej populacji, kt�ra wci�� ros�a nieprzytomnie jak mleko kipi�ce w garnku.
Z wysoko�ci dziesi�ciu tysi�cy metr�w (�rednia wysoko�� lotu boeingiem 707, kt�rym podr�owa� od czasu do czasu) Ziemia wygl�da�a na dziewiczo niewinn�. Zachwycaj�ce rafy koralowe, ��te pustynie, lasy mieszane, szachownice p�l uprawnych, a gdzieniegdzie piramidy, Mur Chi�ski, Brama Brandenburska, Kreml, Bazylika �w. Piotra, Hollywood i Manhattan. Na wybrze�ach Australii wolontariusze nie�li pomoc rodzinom zb��kanych wieloryb�w, cho� co roku na pi�ciu kontynentach bez wi�kszych skrupu��w zabijano dwadzie�cia cztery miliardy zwierz�t na hamburgery i potrawki dla niemowl�t. Poza tym miliard ludzi nie mia�o pracy, czterysta milion�w cierpia�o na silny stres, trzysta siedemdziesi�t milion�w chorowa�o na depresj�, dwie�cie osiemdziesi�t osiem milion�w mia�o problemy z alkoholem, dwie�cie milion�w mia�o zaburzenia osobowo�ci, sze��dziesi�t milion�w boryka�o si� 2 chroniczn� nie�mia�o�ci�, czterdzie�ci pi�� milion�w cierpia�o na schizofreni�, a czterdzie�ci na epilepsj�.
W sumie jednak - cho� wszystkim dawa�y si� we znaki kapry�ne potwory o �e�skich imionach Recesja, Inflacja, Stagnacja - by�a to epoka spokoju, dosytu i r�wnowagi, o jakiej dawni mieszka�cy Ziemi, od stuleci przyzwyczajeni do du�o powa�niejszych k�opot�w, mogli tylko marzy�.
W takiej to w�a�nie epoce, tajemniczej i pi�knej, Jakub wi�d� w starym mie�cie nad zatok� zimnego morza �ycie prawie spokojne i prawie szcz�liwe. Cieszy� si� m�od� �on�, kt�r� poj�� na studiach, kupowa� co rano zdrow� �ywno�� w sklepie, kt�ry uroczy�cie otwarto na jego osiedlu, i radowa� si� mieszkaniem, kt�re kupi� za oszcz�dno�ci ca�ego �ycia, co dla wi�kszo�ci mieszka�c�w Ziemi by�o w owych czasach r�wnie osi�galne jak trzytygodniowe wakacje w luksusowym hotelu z odkrytym basenem na planecie Mars.
I pewnie cieszy�by si� takim �yciem jeszcze bardzo d�ugo, gdyby nie pewna letnia noc, kiedy to...
Jakub poznaje Hild�
A zacz�o si� ca�kiem zwyczajnie.
W niedziel� wieczorem Jakub jecha� do Krakowa (siedem godzin jazdy, konferencja Historia sztuki a historia medycyny, 5000 znak�w, honorarium). Na dworcu by� par� minut przed p�noc� - swobodny, rozlu�niony, pe�en najlepszych zamiar�w - a �e w�a�nie og�oszono, �e op�nienie poci�gu mo�e wzrosn�� o jak�� godzin�, co przyj�� 2e zrozumieniem, usiad� na plastikowym krze�le naprzeciw jasno o�wietlonej perfumerii Rossmanna, postawi� walizk� obok kolumny, otuli� si� starannie po�ami prochowca i spokojnie odda� si� czekaniu na nieuchronne spotkanie ma�ej wskaz�wki dworcowego zegara z rzymsk� cyfr� dwa.
A dworzec by� pi�kny. Jak kamienno-ceglana Arka wznosi� si� pod Gradow� G�r� prawie w samym �rodku miasta, ciesz�c oczy podr�nych widokiem �cian o cynamonowej barwie. Na wysokiej niderlandzkiej fasadzie pi�knie zieleni�o si� skrzydlate ko�o z miedzi, znak niew�tpliwego zwyci�stwa my�li ludzkiej nad czasem i przestrzeni�. Surowy wdzi�k p�nocnego baroku harmonijnie ��czy� si� w symbolicznych ornamentach z bezczeln� pych� stulecia pary, w�gla i elektryczno�ci. Pewien japo�ski biznesmen, przeje�d�aj�c przez miasto w drodze z Tokio do Pary�a (via Moskwa), tak zachwyci� si� t� zgrabn� budowl� z ��tawego piaskowca i pruskiej ceg�y, �e na dalekiej wyspie Kiusiu postanowi� zbudowa� jej dok�adn� kopi� z przeznaczeniem na pa�ac �lub�w. Kamienno-ceglany gmach, wzniesiony w kraju kwitn�cej wi�ni, mia� w jego sercu budzi� mi�e wspomnienia podr�y po niesko�czonych r�wninach Rosji i Mitteleuropy, gdzie natura - co zapami�ta� na zawsze - wci�� pozostaje natur�, a pola rzepaku s� ol�niewaj�co ��te jak nigdzie w �wiecie. Jakuba wcale to nie zdziwi�o, bo to by� rzeczywi�cie pi�kny dworzec i w pe�ni zas�ugiwa� na zwierciadlane odbicie w wodach oceanu.
Wielkie okno nad wej�ciem do dworcowej hali ozdabia�a szklana tafla witra�u ze stosown� scen� po�egnania. Przystojny m�odzieniec w stroju wiking�w, u�o�ony z rubinowych i niebieskich szkie�ek, wr�cza� czerwon� r�� smuk�ej kobiecie z liliami we w�osach, uczesanej jak Leni Riefenstahl w filmie Bia�e piek�o. W g��bi obrazu dymi� parow�z ze z�otym znakiem cesarskich kolei na czarnym tendrze.
Ta zagadkowa scena zawsze budzi�a w duszy Jakuba s�odkie niepokoje. Mo�e w�a�nie dlatego w latach dzieci�stwa lubi� przychodzi� tu z matk�. W wysokim wn�trzu dworcowej hali szklanym echem �adnie rozbrzmiewa�y kroki podr�nych, wystukiwane na granitowej posadzce obcasami z �elazn� blaszk�. Nad g�ow�, z gzymsu na gzyms, z mi�ym furkotaniem przelatywa�y go��bie. Zim� ludzie w grubych p�aszczach i czapkach, z walizkami okr�conymi sznurkiem, chuchali mro�n� mgie�k� w zzi�bni�te d�onie. Tylko zza m�tnych szyb w okienkach kasowych co kilka chwil dobiega�o g�uche, pe�ne nieodgadnionych znacze� stukotanie czarnych datownik�w, kt�rymi m�ode kobiety w kolejarskich mundurach, o melancholijnej urodzie sp�nionych licealistek, wybija�y na biletach z grubej br�zowej tektury nieusuwalne znaki mijaj�cego czasu.
Teraz jednak w okienkach kasowych bezszelestnie przesypywa�y si� ju� tylko roje cyfr na ekranach komputer�w. Za kryszta�ow� szyb� wystawy z czerwonym napisem ROSSMANN na bia�ych p�kach setk� barw l�ni�y szampony i body balsamy. M�ody m�czyzna o w�osach ufarbowanych na r�owo, podobny do anio��w Botticellego, na plastikow� szufelk� starannie zmiata� samotne, zgniecione nieuwa�n� stop� papierki po batonach Bounty.
S� takie chwile, gdy cia�o oddziela si� od nas i przysiada z niech�ci� na s�siednim krze�le. Dusza nie chce si� pogodzi� z twardym obowi�zkiem �ycia, wi�c w z�ej kondycji r�k i n�g znajduje �atw� wym�wk�. To by�a taka chwila. Czas leniwie przesypywa� minuty na �wietlnym zegarze, zupe�nie oboj�tny na dr�twienie n�g i mrowienie w plecach. Jakub drzema�. Noc mocowa�a si� nad dworcem z fal� zbli�aj�cego si� �witu. �wiat�a zorzy, nadci�gaj�ce z wolna od strony Moskwy, sun�y wielk�, rozp�omienion� rzek� nad niezmierzonymi przestrzeniami wschodniej p�kuli, odbija�y si� w zimnych jeziorach i rzekach Rosji, rozjarza�y si� w z�otych kopu�ach bia�oruskich cerkwi, ale jeszcze nie mia�y do�� si�, by przebi� si� przez ciemn� �cian� chmur, kt�ra ko�o p�nocy stan�a nad miastem. Krzy� z �ar�wek p�on�� na �ci�tej wie�y ko�cio�a Mariackiego. Kto� na pewno umiera� w szpitalu przy Nowych Ogrodach.
Prochowiec, kt�rym Jakub otuli� nogi - jasny, z bia�ymi guzikami i herbem wyszytym na podszewce, kupiony u Weissmanna na Kaertnerstrasse - spokojnie oddawa� si� rzece mijaj�cych godzin. Walizka z mosi�nymi okuciami i sk�rzan� r�czk� dyskretnie dawa�a do zrozumienia, �e odk�ada� na staro�� to tyle, co budowa� cywilizacj�. Buty z reniferowej sk�rki, rude, z cienk� zel�wk� i modnym t�pym noskiem, kupione u Jansena (lotnisko w Kopenhadze), drzema�y na stopach jak pos�uszne cocker-spaniele. Lecz tanie adidasy na nogach podr�nych, kt�rzy drzemali po obu stronach Jakuba, mog�y tylko marzy� o lepszym jutrze.
Ko�o drugiej Jakub zobaczy� tamt� kobiet�.
�ebracy, n�dzarze, bezdomni! Prawdziwe utrapienie Europy! Co innego Afryka, Azja, Ameryka �aci�ska. Tak, tam, w labiryntach miast Po�udnia, w kr�tych uliczkach Wschodu, w smrodzie gnij�cych banan�w i pomara�czy, tam �ebracy, n�dzarze, bezdomni s� na swoim miejscu. Bezczelni, pstrokaci, natarczywi - ile� to razy widzia� takie sceny na pami�tnej wycieczce do Egiptu - k��bi� si� wok� bladosk�rych Szwed�w, piegowatych Niemc�w i rudych Anglik�w, �apczywie chwytaj�c za r�kaw ka�dego turyst� w kolorowej koszuli ze srebrzystym aparatem Minolta dyndaj�cym na piersiach. Dla nich opieka �wiatowych organizacji zdrowia, zrzuty z samolot�w, pomoc stowarzyszenia �Lekarze bez granic" i akcje humanitarne z udzia�em ameryka�skich marines. G�oduj�ca Etiopia, Bangladesz, Bombaj, Afganistan, tak, tam s� na swoim miejscu. Ulubie�cy CNN, ogl�dani ze wzruszeniem przez ca�e rodziny z Baltimore, Sztokholmu i Berlina. Koloryt lokalny urlop�w na Karaibach i wyjazd�w na ugandyjskie safari.
Lecz tu, w Europie? W Europie - co Jakub zauwa�y� podczas swoich podr�y - �ebrak, n�dzarz, bezdomny nigdy nie wyst�powa� stadnie. W Europie �ebrak by� samotnym, zabiedzonym cz�owiekiem kl�cz�cym na chodniku z tekturow� tabliczk� w palcach, na kt�rej widnia�o wypisane czarnym flamastrem zwi�z�e jak inskrypcja nagrobna, przejmuj�ce, najg��biej osobiste CV, albo m�odzie�cem ze stereofonicznym magnetofonem, przygrywaj�cym na elektrycznych skrzypcach w tunelu metra przy placu Pigalle lub na placyku przed dworcem Zoologischer Garten, gdzie jego widok nikogo nie dziwi�.
�ebracy, jakich Jakub pami�ta� z dzieci�stwa, nie mieli z tym obrazem nic wsp�lnego.
Tabliczki z tektury? Stereofoniczne magnetofony?
Co niedziela, gdy szed� z rodzicami do Katedry, na ko�cielnym placu pod lipami wita�y go siedz�ce na go�ej ziemi smutne pami�tki wielkiej wojny: kad�ubki bez r�k owini�te w szmaty, beznogie korpusy przypi�te sk�rzanymi paskami do w�zeczk�w z jednej deski, �ywe pniaki odarte z kory. Ich widok rozdziera� serce. Podchodzi� do nich ze wstrzymanym oddechem, wrzuca� monet� do miedzianego kubka, a gdy moneta podzwania�a o miedziane dno, przez moment doznawa� s�odkiego ukojenia, �e spe�nia powinno��, kt�rej spe�nianie nakazywa�a Biblia. Ale ju� po chwili, wchodz�c z rodzicami do ch�odnego wn�trza Katedry, czu� si� tak, jakby jego zdrowe, m�ode stopy w sk�rzanych sanda�kach, kt�re tak lekko stawia� na kamiennej posadzce, drwi�y z ich oderwanych n�g i r�k! Czy� nie by� winny, �e nie dzieli ich losu? We �zach, kt�re roni� (matka ociera�a je �wie�o upran� chusteczk� pachn�c� r�owym myd�em Siedem Kwiat�w), bolesne wsp�czucie dla ubogich i nieszcz�liwych miesza�o si� z przera�eniem i grzesznym pragnieniem ucieczki. A wi�c takie rzeczy s� mo�liwe na tym �wiecie. I c� na to dobry B�g?
Wi�c kiedy zobaczy� t� kobiet�, poczu� w sercu znajome gor�ce uk�ucie.
By�a nawet m�oda. Tylko oczy, senne, przymkni�te, tusz na rz�sach, ciemna szminka o karminowym odcieniu, w�osy kr�tkie, postrz�pione, z ciemnymi odrostami pod jasno��t� farb�. Dryfowa�a powoli w stron� kas przez hal� dworca, racz�c ludzi w k�ko t� sam� opowie�ci�, �e nie ma na bilet, a musi jecha� do chorej matki. Gdy odp�dzano j�, sz�a dalej. Zab�ocone granatowe adidasy na grubej podeszwie z pomara�czowej gumy, w�ochata kurtka z koca i brudna, przewieszona przez rami�, czarna foliowa torba ze srebrnym napisem �Calvin Klein".
I pewnie uda�by, �e �pi na swoim plastikowym krze�le, gdyby nie ch�opak w kurtce z czarnej sk�ry, w wysokich glanach, kt�ry leniwie obrzuci� j� wyzwiskami. Zdawa�a si� nie s�ysze� jego g�osu, ale po chwili, patrz�c w bok, odpowiedzia�a mu z cicha takimi samymi przekle�stwami. Musia�a by� ostro na�pana i zapewne nie mia�a zdrowej krwi.
Ile razy wspomina� p�niej tamt� chwil�, tyle razy nie m�g� si� oprze� zdziwieniu, �e potrafi odtworzy� ka�dy szczeg� jej ubrania, ka�de drgnienie palc�w z ob�amanymi paznokciami, chocia� od tamtej chwili min�o wiele dni i wszelki �lad powinien znikn�� z prze�wietlonej kliszy pami�ci. Bo przecie� co tu by�o do pami�tania?
Podesz�a bli�ej.
Widzia� j� teraz przed sob� jak na policyjnej fotografii. Patrzy�a w bok, m�tne oczy, zaczerwienione, podkr��one, grudki tuszu na rz�sach, spierzchni�ta sk�ra na wypuk�ych ko�ciach policzkowych, chorobliwie zar�owiona cera, dolna warga opuchni�ta od nerwowego przygryzania, rude piegi, na kurtce napis �Atlantis", w torbie ze srebrnym nadrukiem �Calvin Klein" k��b burych swetr�w, plastikowa butelka coca coli, niebieska paczka podpasek, herbatniki, poplamione, zielone dresy.
Przymykaj�c oczy poprosi�a, by da� jej par� groszy na bilet, bo chce wr�ci� do matki, kt�ra na ni� czeka. Przygl�da� si� jej uwa�nie, tak jak ogl�da si� motyla, kt�ry nagle usiad� nam na d�oni. Gdyby chcia�a na chleb, to by da�. Ale na prochy - nie da. Z p�aczliwym zniecierpliwieniem wstrz�sn�a g�ow�. Na �adne prochy. Ju� od dawna nie bierze. Potrzebuje tylko na bilet do matki, niech da chocia� par� groszy. Chcia� jej da� nawet wi�cej, �eby tylko si� odczepi�a, ale � Zaczekaj - powiedzia� - jak masz na imi�? Spojrza�a przytomniej, nieufnie i chytrze. Powiedzia�a, �e nazywa si� Hilda. Poczu� nagle, �e m�wi do niej tak, jak do upad�ych dziewczyn m�wi� dobroczy�cy na ckliwych filmach wed�ug powie�ci Dickensa: - Pani Hildo, ma pani gdzie mieszka�? Mrukn�a, �e mieszka na Orzeszkowej. Zapyta�, czy ma m�a. Wzruszy�a ramionami - kto by tam chcia� tak� jak ona, ona jest ju� stracona. Powiedzia�a, �e mieszka z matk�, ale matka wyrzuci�a j� z domu, wi�c nie ma gdzie spa�. Nagle przerazi� si�, �e kto� mo�e pomy�le�, �e zaczepia dworcow� dziwk�. Chcia� ju� to przeci��. Chwia�a si� przed nim na mi�kkich nogach, z trudem otwieraj�c oczy: - Dla mnie i tak ju� nie ma �adnego �ycia. Ja si� zabij�.
- E, tam... - demonstracyjnie wyrazi� niewiar� w jej plany. Ale to, co powiedzia�a, wyda�o mu si� ciekawe. To by by�o dopiero, gdyby jutro, przegl�daj�c gazety, przeczyta� w kronice wypadk�w, �e samotna kobieta bez dokument�w, nocuj�ca na dworcu, skoczy�a ko�o trzeciej nad ranem pod lokomotyw� ekspresu wje�d�aj�cego z hukiem na peron pierwszy... Mo�e j� teraz widzi po raz ostatni? Obejrza� j� od g�ry do do�u, z ch�onn� ciekawo�ci� znawcy wyceniaj�cego klejnot, kt�ry wkr�tce zostanie zgnieciony na miazg� pod ko�ami poci�gu. Poczu� przyp�yw zniech�cenia i oboj�tno�ci. Ju� go troch� nudzi�a. W�a�ciwie c� by si� takiego sta�o, gdyby skoczy�a? Jedno nieszcz�cie mniej.
Tak w�a�nie wtedy pomy�la�: jedno nieszcz�cie mniej. Gdyby tak pochyla� si� nad ka�dym, serce by p�k�o, a serca musi przecie� starczy� na ca�e �ycie. Nikt na Ziemi nie wytrzyma�by takiej pr�by.
Przez moment chcia� j� nawet zabra� do McDonalda. Kupi pizz� albo hot doga. Ale gdy si�gn�� po walizk�, rozmy�li� si�. Je�li ona jest naprawd� na g�odzie, po co przed�u�a� jej m�ki? Niech �pa. Chwila ulgi te� co� warta. �wiat wyda� mu si� paskudnym miejscem, z kt�rego wszyscy uciekaj�; tyle �e jedni robi� to elegancko, inni wstr�tnie - ale jaka� w�a�ciwie r�nica? Si�gn�� do kieszeni. Otworzy� sk�rzan� portmonetk�. Wyj�� monet� o do�� wysokim nominale. W ko�cu jest doros�a. Niech robi, co chce, tylko niech wreszcie st�d zniknie. Zdziwiona wzi�a monet� w dwa palce jak hosti�, obejrza�a j� uwa�nie z obu stron, nie dowierzaj�c, �e pieni�dz jest prawdziwy, po czym, nawet nie spojrzawszy na niego, odesz�a w stron� Rossmanna, poprawiaj�c na ramieniu swoj� ci�k� torb� z czarnej folii.
Patrzy� na ni� jak na odlatuj�cego ptaka. Sz�a chwiejnie. Pochylona. Z g�ow� w ramionach, z postawionym ko�nierzem, skulona, na mi�kkich nogach, z d�o�mi w za d�ugich r�kawach w�ochatej kurtki, jakby marz�a, chocia� by� czerwiec. Potargane w�osy z odrostami �wieci�y na jej g�owie - ��te, nastroszone p�omyki. Na dworcowym zegarze du�a wskaz�wka przesun�a si� na drug� trzyna�cie. Zza �cian dobieg� st�umiony �oskot k�. To sp�niony krakowski wje�d�a� na peron pierwszy. Ludzie oci�ale zwlekali si� z krzese�, poprawiali na sobie zmi�te ubrania, sprawdzali zamki walizek, zapinali plecaki z aluminiowymi stela�ami jak nurkowie szykuj�cy si� do zej�cia pod wod�. Wsta� i poszed� za nimi do tunelu. Gdy by� ju� na schodach, obejrza� si�, ale kobiety, kt�rej da� monet� o do�� wysokim nominale, nie by�o ju� w hali dworcowej.
Wielkie drzwi dworca by�y otwarte i by�a za nimi noc.
Gmach prawa
Z Krakowa wr�ci� we �rod� wieczorem.
By�a dziesi�ta trzydzie�ci, wi�c zanim si� po�o�y�, troch� posiedzia� przy komputerze. �ci�gn�� z serwera par� e-maili, odpisa� na dwa (do Leonarda ze Sztokholmu, do doktora N.), a gdy zegar na ko�ciele cysters�w wybi� jedenast�, wzi�� si� do swego ulubionego zaj�cia.
Trudno to zreszt� by�o nazwa� zaj�ciem. Ot, po prostu od jakiego� czasu bawi�o go - jak to sobie �artem nazwa� w my�lach - magiczne oswajanie zdarze�. Pi�kny zamiar! Przy�apa� - taka formu�a przysz�a mu do g�owy - los na gor�cym uczynku. Zastawi� sie� na niewidzialnego motyla. - Co ty tam robisz? - Janka zagl�da�a do pokoju, w kt�rym siedzia� przy klawiaturze. - Zaraz b�dzie dwunasta! Chod� spa�! - Ach, nic takiego - odpowiada� niedbale, jakby robi� co� wstydliwego. - Co� jeszcze musz� doko�czy�. Postanowi�, �e co par� dni b�dzie wprowadza� do pami�ci komputera surowy, niepoddany �adnej selekcji materia� wra�e�, wspomnie� i obserwacji. Ot tak, na wszelki wypadek. Troch� �lad�w �ycia. Jakby wrzuca� do pud�a cz�stki rozsypanych puzzli. Kto wie, mo�e kiedy� da si� z tego u�o�y� jak�� ca�o��. Czyni� to nawet do�� systematycznie. Na dysku C par� folder�w. Zdj�cia ludzi, kt�rych w�a�nie pozna� (mia� dobry aparat cyfrowy, robi� zdj�cia przy ka�dej okazji). Wycinki z gazet. Plany miast, kt�re znalaz�y si� na trasie jego podr�y. Rozk�ady jazdy. Daty urodzin przyjaci� i znajomych. Rachunki. Numery telefon�w. Uwagi do przeczytanych ksi��ek. Listy, faksy. Zapisy sn�w i przej�zycze�. A nawet kolorowe fotografie chmur robione z balkonu i mapy pogody �ci�gni�te z Internetu.
Wi�c i teraz w paru s�owach opisa� nocne spotkanie na dworcu, do��czaj�c kolejne zdarzenie do chaotycznego dossier.
Rozbieraj�c si� rzuci� okiem na ekran telewizora. Suche, gor�ce powietrze - mile u�miechni�ty spiker pokazywa� p�ynnymi ruchami d�oni kierunek wiatr�w - nadci�ga�o z po�udnia. Mia�o dosi�gn�� miasta o �wicie. Wy� znad Sycylii jak r�owa plama egzemy powoli pe�z� przez zielone r�wniny Europy w stron� ciemnoniebieskiego Ba�tyku.
Wsta� o si�dmej. W pokoju by�o duszno. Janka ju� krz�ta�a si� w kuchni: - Chcesz kawy? Zobacz, jaka dzisiaj pogoda! Tylko i�� na pla��! A my gdzie? Do roboty! Spojrza� w okno. S�o�ce jeszcze nie wspi�o si� zbyt wysoko nad uj�ciem Wis�y. Szpiczaste wie�e Katedry, widoczne za drzewami Parku, przes�ania�a sinawa mgie�ka upa�u.
Tymczasem na zielonych r�wninach mi�dzy Renem a Dniestrem ros�a temperatura i liczba zawa��w. W��czy� telewizor. W Berlinie beczkowozy polewa�y jezdni� alei Unter den Linden, szklana kopu�a Reichstagu - na ekranie pojawi� si� szary gmach - l�ni�a jak prze�roczysta bania wielkiego saturatora z wod� sodow�, pokryta kroplami rosy, tylko czarnosk�rzy auslanderzy, wygrzewaj�cy si� na trawnikach Tiergartenu, oddychali z ulg�, �e �w tej Europie" nareszcie jest s�o�ce jak trzeba.
By� to wi�c jeden z tych zwyk�ych pi�knych dni lipcowych, kt�rych wielki kalendarz kosmosu ma w nadmiarze, cho� ludzko�� z zadziwiaj�cym uporem lubi w nich widzie� zapowied� rych�ego rozb�ysku gwiazdy Pio�un, kt�ra - jak m�wi� legendy - od milion�w lat cierpliwie p�onie nad Ziemi�, by w stosownym momencie spopieli� j� na proch.
Pami�ta�, �e �niadanie zjedli z Janka w kuchni. Kawa, kt�r� wypili bez po�piechu, by�a mocna i smaczna. Z domu - to te� dobrze zapami�ta� - wyszed� za pi�tna�cie �sma. Na dziedzi�cu gmachu s�awnego uniwersytetu imienia Artura Schopenhauera, do kt�rego kierowa� swoje kroki, gromadzi�y si� ju� pierwsze grupy m�odych ludzi. Ocierano pot z czo�a. Przegl�dano notatki. Gdy lipow� alej� szed� w stron� przystanku, rzucaj�c okiem na postrz�pione ob�oczki nad wie�ami Katedry, w Rzymie na roz�arzonym placu �w. Piotra trwa�y ju� ostatnie przygotowania do kolejnej audiencji dla pielgrzym�w z P�nocy. Papie� bra� w swoim apartamencie ch�odny prysznic.
Egzamin na prawie zaczyna� si� o dziewi�tej, mia� do �r�dmie�cia p� godziny, wi�c nie musia� si� �pieszy�. Wsiad� do czerwonej sz�stki i stan�� przy oknie.
Gmach prawa, do kt�rego jecha� - wielki budynek ze szwedzkiego granitu z dwiema wie�ami, zielonym dachem i szklan� kopu�� - wznosi� si� naprzeciw �urawia na p�nocnym kra�cu Wyspy Spichrz�w. Ci�ki, kilkupi�trowy, na fundamencie z czarnych g�az�w, dobrze widoczny z D�ugiego Pobrze�a, ju� z daleka przyci�ga� uwag� barokow� bram�, przez kt�r� od strony Zielonego Mostu i ulicy St�giewnej wchodzi�o si� na szeroki, brukowany dziedziniec. Na dziedzi�cu sta� kamienny pos�g Temidy w greckiej szacie, dzie�o s�awnego Abrahama van den B�ocka. Grecka bogini, wyrze�biona w bia�ym marmurze, trzyma�a w r�kach wag� i miecz b�yszcz�cy w s�o�cu jak z�ota iglica piorunochronu.
M�wiono, �e gmach prawa wzniesiono za cesarza Wilhelma, ale Jakub ilekro� patrzy� z D�ugiego Pobrze�a na kamienne mury o barwie ciemnej, mogunckiej czerwieni, tylekro� nie m�g� si� oprze� wra�eniu, �e ta budowla sta�a tu od zawsze. Dachy z zielonej miedzi, wykusze, p�askorze�by, attyki, galerie, kolumnady pi�trzy�y si� na kolejnych kondygnacjach niczym blanki niezwyci�onej cytadeli. Kto�, kto zbudowa� ten gmach, musia� z pewno�ci� lubi� ciemne witra�e z grubego szk�a w neogotyckich oknach, zawi�e sztukaterie nad d�bowymi drzwiami do audytori�w i spiralne schody z zimnego marmuru, po kt�rych mo�na by�o wej�� wysoko, a� pod sam� szklan� kopu�� z tysi�cem mosi�nych gwiazd na wkl�s�ej powierzchni, kt�ra w nocy, gdy w westybulu odbywa�y si� uniwersyteckie uroczysto�ci i koncerty dla go�ci z miasta, �wieci�a nad rzek� jak pod�wietlona od wewn�trz muszla.
Jakub mia� sw�j pok�j w lewym skrzydle gmachu i lubi� tam siedzie� do wieczora. Gdy zaczyna�a si� noc, znad swoich papier�w patrzy� na srebrn� powierzchni� rzeki. B�yski ksi�yca, odbite w wodzie, w�drowa�y po suficie i przep�ywaj�c leniwie z lustra do lustra, zapala�y iskr� �ycia w wygas�ych �renicach Schopenhauera, Heveliusa, Fahrenheita, Hegla i Nietzschego, wielkich nauczycieli ludzko�ci, kt�rych poczernia�e portrety wisia�y na �cianach. Kolekcja minera��w, kt�r� kiedy� u�o�y� pod szk�em na d�bowych p�kach pod oknem, wierz�c, �e ametysty przynosz� mu szcz�cie, w sennym migotaniu rzeki nabiera�a �udz�cych pozor�w �ycia. Akwarium pe�ne fosforyzuj�cych ryb. Monitory ustawione pod �cianami wy�wietla�y w pustk� nieko�cz�ce si� kolumny cyfr. Widok magnetycznych dysk�w, kt�re wiecznie obraca�y si� pod bia�ymi pokrywami, cierpliwie nawijaj�c na niewidzialne wrzeciono prze�roczyst� ni� Czasu, prawdziwie koi� nerwy.
Echo w g��bi korytarzy powtarza�o ka�dy krok nocnych stra�nik�w, kt�rzy powoli przechodzili pod drzwiami pokoju. W takich chwilach zdawa�o mu si�, �e granitowy gmach, poruszony ledwie wyczuwalnym dr�eniem, ju� za chwil� zsunie si� z fundament�w i pop�ynie z pr�dem rzeki, ku uj�ciu, jak zerwana z lin Arka, pe�na starych ksi�g, komputer�w, skaner�w, barometr�w i lunet astronomicznych. Nawet za dnia, gdy rzeka, widoczna z okna, rozja�nia�a si� w s�o�cu, jej leniwy nurt bardziej przypomina� mroczne rozlewiska podziemnego jeziora ni� wod� wytrwale zd��aj�c� ku morzu.
A przecie� miasto w swoich d�ugich dziejach zazna�o wielu b�ogos�awie�stw. Odwiedzi� je pono� nawet sam Jezus. Jakub dobrze pami�ta� s�awny obraz holenderskiego malarza zawieszony w g��wnej sali Ratusza, na kt�rym czarnow�osy B�g w czerwonej szacie rozmawia� z przechodniami na ulicy D�ugiej jak z dobrymi znajomymi. Scena ta zawsze go rozczula�a i budzi�a w sercu dobre uczucia. Lubi� o niej my�le�, gdy wraca� do domu przez pogr��one w mroku dzielnice.
Z�oty pelikan
Dziwne to by�y czasy.
Kto chcia� studiowa�, musia� podda� si� bolesnej pr�bie. Kto pr�by nie przeszed� pomy�lnie, spada� w poni�enie i wstyd. Gdy za� by� w wieku, w jakim cia�o m�czyzny prezentuje si� najlepiej, natychmiast trafia� w nieczu�e r�ce armii, co napawa�o prawdziwym przera�eniem m�odych wielbicieli Prousta, Umberto Eco, Tolkiena i Marqueza, kt�rzy woleli wytarte d�insy marki Levi Strauss i lu�ne swetry z powyci�ganymi r�kawami od mundurowej kurtki w kolorze zgni�ej zieleni, z metalowymi guzikami, na kt�rych widnia� wizerunek drapie�nego ptaka.
Pierwszego lipca na piaszczystej r�wninie, kt�ra rozci�ga�a si� mi�dzy lesistymi szczytami Karpat a brzegami zimnego Ba�tyku, wa�y� si� niepewny los setek tysi�cy m�odych kobiet i m�czyzn. Od rana niespokojne t�umy k��bi�y si� przed gmachami uniwersytet�w. Samotni desperaci, kt�rzy postawili wszystko na jedn� kart�, byle by tylko �dosta� si� na studia". Dziewczyny w bia�ych bluzkach ze sztucznego jedwabiu i skromnych plisowanych sp�dniczkach, kurczowo �ciskaj�ce w palcach notatki, jakby zapisana maczkiem kartka mia�a moc magicznego amuletu. Starannie uczesani synowie kolejarzy i stoczniowc�w w spryskanych wod� kolo�sk� garniturach z taniej we�ny, licz�cy na to, �e widok skromnej elegancji zmi�kczy nieub�agan� twardo�� komisji egzaminacyjnej.
A Jakub jednym kiwni�ciem palca decydowa� o ich losach.
Gdy oni z dr�eniem zbli�ali si� do gmachu prawa, wpatrzeni w surowy pos�g Temidy ze z�otym mieczem w marmurowej d�oni, on, odpr�ony, z lekka znudzony, spokojnie jad�c czerwon� sz�stk� w stron� Uniwersytetu, niedbale przegl�da� porann� gazet� i nawet nie my�la� o tym, �e podobny egzamin zdawa� w m�odo�ci.
Do gmachu prawa wszed� par� minut przed dziewi�t�. Niebo nad miastem by�o wysokie, czyste. Komisja zasiad�a ju� w sali numer IX za zielonym sto�em, na kt�rym, obok kryszta�owego wazonu z czerwonymi go�dzikami, sta�y krakersy w salaterce, woda mineralna Volvie, siedem fili�anek i srebrny termos do kawy. Uprzejmie powita� wszystkich, starannie roz�o�y� swoje papiery na zielonym suknie, wyj�� z�otego pelikana z czarnego etui, sprawdzi� pod �wiat�o, czy stal�wka jest czysta.
Egzamin rozpocz�� si� o dziewi�tej osiem. Komisja sk�ada�a si� z pi�ciu os�b, kt�re promieniowa�y �yczliwo�ci�, by majestatem urz�du nie p�oszy� tych, kt�rzy za chwil� mieli stan�� przed zielonym sto�em. Przewodnicz�cy, kud�aty profesor Mulda w lu�nej marynarce z rudego sztruksu. Smuk�a doktor Kublik o z�otych lokach, pi�knie spi�tych nad lewym uchem per�ow� klamerk�. Kulej�cy, wiecznie pochylony jak bocian szukaj�cy �ab, doktor Pawelski w srebrzystym swetrze z g�ralskimi motywami. Sekretarz komisji, suchy, skupiony magister Malecki w z�otych okularach i czarnej koszuli z bia�ym krawatem. Tajemniczy doktor Koterwa, zwalisty, szeroki w biodrach, w wymi�tej marynarce z granatowego pluszu, r�owy na twarzy, z wydatnym, okr�g�ym nosem, �agodnie u�miechni�ty, przyst�pny jak �wie�o przebudzony mi� koala.
Rytua� pr�by by� prosty. Najpierw ubrani w od�wi�tne stroje m�odzi ludzie losowali pytania wypisane na w�skich paskach papieru, kt�re wachlarzowato roz�o�ono na zielonym suknie. Po odpytaniu ka�dego kandydata Jakub wpisywa� obok nazwiska cyfr� arabsk� - znak zwyci�stwa b�d� kl�ski. D�uga kolumna nazwisk ci�gn�a si� przez ca�� kartk�.
Do jedenastej wszystko sz�o g�adko. Drobne komplikacje zacz�y si� po przerwie. Kto�, kto ju� zd��y� odpowiada� z historii, zajmowa� miejsce kogo�, kto nie zd��y� jeszcze odpowiada� z geografii. Kto�, kto by� na li�cie jedenasty, zdawa� jako dziesi�ty albo pi�tnasty, zajmuj�c miejsce kogo�, kto na egzamin nie przyszed�. Jakub uwa�nie przesuwa� z�ot� stal�wk� wzd�u� kolumny nazwisk, odnajdywa� stosowne nazwisko, po czym do stosownej rubryki starannie wpisywa� stosown� cyfr�. Raz pomyli� si� i cyfr� z rubryki 32 wpisa� do rubryki 33 - r�nica dw�ch milimetr�w - ale od razu poprawi� b��d. Wzm�g� czujno�� i zn�w wszystko posz�o g�adko.
Ko�o po�udnia otwarto okna. S�o�ce sta�o ju� nad Zielon� Bram�. Na skroniach profesora Muldy pojawi�y si� kropelki potu. Lipiec pra�y� z wysoka. Skrzyd�a wentylator�w bezsilnie wirowa�y pod sufitem. Zdj�to marynarki. Podwini�to r�kawy koszul. Rozlu�niono krawaty. Jakub czu� na plecach coraz mocniejsze dotkni�cia gor�ca. B�ysn�a obr�czka na palcu i z�ota stal�wka pelikana.
Kolejni kandydaci podchodzili do zielonego sto�u. Ich rysy zaciera�y si� w smugach s�onecznego �wiat�a. Mimo to stara� si� nie traci� w�tku. Z g�ow� opart� na d�oni uwa�nie ws�uchiwa� si� w ka�de s�owo, cho� gwar dobiegaj�cy od strony komisji geograficznej i historycznej rozprasza� uwag�. Jaka� dziewczyna w czerwonym sweterku dono�nie perorowa�a o gospodarce Niemiec z epoki Erhardta. Rudy ch�opak w czarnym garniturze �piewnie opowiada� o imperium Karola Wielkiego. Ufarbowana na niebiesko blondynka rozwodzi�a si� nad sprzeczno�ciami rewolucji Cromwella. Jakub zadawa� pytania dodatkowe, domaga� si� u�ci�lania poj��, sprawdza�, czy kandydaci my�l� samodzielnie, czy tylko powtarzaj� zdania z podr�cznika, s�ysza�, jak kto� m�wi o lady Macbeth, kto� inny omawia znaczenie Sokratesa, kto� inny mozolnie uk�ada klasyczn� definicj� prawdy, ale po jakim� czasie osobne g�osy zacz�y zlewa� si� w monotonny szum, w kt�rym my�l ton�a jak ��d� z przebitym dnem w sennych rozlewiskach tropikalnej rzeki.
Przy czterdziestym si�dmym kandydacie poczu� lekkie rozdra�nienie. Przez chwil� chcia� nawet poprosi� szefa komisji o par� minut przerwy, by troch� doj�� do siebie, poj�� jednak, �e nie mia�oby to sensu. Obie komisje - historyczna i geograficzna � wyra�nie przy�pieszy�y tempo. Doktor Pawelski i profesor Mulda chcieli sko�czy� dzisiaj przed trzeci�, upa� by� przecie� nie do zniesienia. Rzuci� okiem na swoj� list�. On tak�e powinien przyspieszy�.
Zrezygnowa� wi�c z pyta� u�ci�laj�cych. Postanowi� tylko s�ucha�. Domaga� si� zwi�z�ych odpowiedzi. Troch� to peszy�o niekt�rych kandydat�w, ale c�, takie jest �ycie: trzeba umie� zwi�le odpowiada� na zwi�z�e pytania. Kto� w seledynowej bluzce z bursztynow� broszk� zacz�� swoj� wypowied� w krasom�wczym stylu. Natychmiast uprzejmie, lecz stanowczo przerwa� ten popis. Tu nie miejsce na pr�no��. Nast�pne osoby m�wi�y ju� kr�tko i w�z�owato. Czu�, �e nada� sprawie dobry rytm. Je�li nie straci tempa, na pewno zd��y przed tamtymi. Uwa�nie wpisywa� arabskie cyfry przy kolejnych nazwiskach. Z�ota stal�wka pelikana mi�kko w�drowa�a po papierze. R�wne rz�dki niebieskich, pochylonych literek. I jak zawsze: przewaga dostatecznych, troch� dobrych, reszta niedostateczne.
Ko�o godziny czwartej by�o ju� po wszystkim. Ostatni kandydat znikn�� za drzwiami. Reszt� przepytaj� jutro. Zapachnia�o swobod�. Doktor Pawelski przeci�gn�� si�: - No, nareszcie... Profesor Mulda wytar� czo�o chusteczk�: -A teraz �yczek kawy i do domu! Jakub odpowiedzia� im u�miechem. Sko�czy� odpytywa� prawie r�wnocze�nie z nimi. Czekali na niego tylko trzy minuty. Wszyscy zgodzili si�, �e z uwagi na do�� wyj�tkowe okoliczno�ci papiery zdaj�cych komisja wype�ni jutro przed rozpocz�ciem egzaminu. Profesor Mulda przerzuca� ju� marynark� przez rami� i zapina� teczk�. Bardzo si� �pieszy� na wa�ne prywatne spotkanie, podobno z samym ministrem, koleg� ze szkolnych lat, kt�ry w�a�nie przyjecha� nad morze troch� wypocz��. Teraz w gmachu prawa nie spos�b oddycha�, a c� dopiero m�wi� o owocnej pracy. W takich warunkach o pomy�k� nietrudno. Do mi�ego zobaczenia zatem!
Nast�pnego dnia o ma�y w�os si� nie sp�ni�. Wbieg� po schodach na pierwsze pi�tro, wpad� do sekretariatu, by�o tu par� os�b, pachnia�o kaw�, u�miechn�� si� do pani Jarockiej, pomacha� panu Mosakowskiemu: - Dzie� dobry, dzie� dobry, si�gn�� do teczki - i zamar� z przera�enia. Protok� z wczorajszego egzaminu! Zostawi� w domu? Przecie� nawet nie otwiera� teczki! Zgubi�? Ale gdzie? Zacz�� gor�czkowo przewraca� papiery. Z teczki wysypa�y si� kartki maszynopisu, notatnik, grzebie�, okulary, przykl�kn��, zacz�� to wszystko zbiera� z pod�ogi i wtedy k�tem oka zobaczy� dziewczyn� w niebieskiej sukience z indyjskiej bawe�ny.
Podesz�a bli�ej. Obok swojej r�ki zbieraj�cej kartki ujrza� �ydk� oplecion� cienkim rzemykiem, bos� stop� w sanda�ku... Czego ona chce? Nie widzi, co si� dzieje? A dziewczyna przykl�kn�a, jakby chcia�a mu pom�c: - Prosz� pana - m�wi�a cicho - ja wczoraj zdawa�am u pana, ale na li�cie jest tylko 10 punkt�w. To musi by� jaka� pomy�ka, bo ja przecie�... Jakub poczu� ch��d w piersiach. Pomy�ka? O czym ona m�wi? Niecierpliwie machn�� r�k�: - �adna pomy�ka.
Je�li jest 10 punkt�w, to znaczy, �e pani nie zda�a. Czy pani to rozumie?
A dziewczyna odgarn�a w�osy: - To jaka� pomy�ka, na pewno, sama widzia�am, jak pan kiwa g�ow�, �e ja dobrze odpowiadam, a potem, kiedy odchodzi�am od sto�u, widzia�am, jak pan wpisuje ocen� dobr�. - O co pani chodzi? - my�la� teraz tylko o tym przekl�tym protok�le. W sali numer IX na pewno go nie zostawi�. Gdy wychodzi�, w�o�y� wszystkie papiery do teczki. Je�li teraz nie znajdzie... Oczywi�cie mo�e przepisa� punktacj� z wywieszonej listy. Wtedy nie b�dzie sprawy... Bo�e drogi - pokr�ci� g�ow� - jak m�g� w og�le o tym pomy�le�!
K�tem oka spojrza� na dziewczyn�. W�a�ciwie nic nadzwyczajnego, szczup�a, niezbyt wysoka, tylko te jasnopopielate w�osy, g�adkie, po�yskliwe, rozczesane na �rodku g�owy, ods�oni�ty �okie� i ten ruch r�ki... Wskazuj�cym palcem za�o�y�a kosmyk za ucho, r�owe paznokcie, szyja, mleczny odcie� cery... Wszystko lecia�o mu z r�k. Znowu co� do niego m�wi�a, pochylona, uprzejma, napi�ta, podnios�a o��wek, kalendarz, poda�a mu nakr�tk� od pelikana, widzia� jej palce, ale jej nie s�ucha�: - Prosz� pani�, ja zaraz zaczynam egzamin! Czy pani to rozumie?
Odsun�� j� i wyszed� z pokoju. Szed� korytarzem do sali numer IX jak na �ci�cie. Je�li go teraz Mulda zapyta o ten przekl�ty protok�... Przed drzwiami nabra� oddechu jak przed skokiem do g��bokiej wody, potem zn�w machinalnie si�gn�� do teczki, pogrzeba� w papierach i wtedy spod notatek o Heglu nagle wysun�a si� znajoma kartka. Jest! Po prostu sklei�a si� z maszynopisem. Gor�co zala�o piersi. Bo�e, co za ulga.
Otworzy� drzwi i z protoko�em wszed� do sali numer IX jakby wynurza� si� z podziemnych ciemno�ci ze z�ot� ga��zk� jemio�y w palcach. Ca�a sala numer IX, kt�ra noc� przypomina�a sal� w zamku Otranto, pe�n� nietoperzy i paj�czyn, teraz o�lepi�a go s�onecznym blaskiem. W otwartych oknach rzeka, wysokie niebo! A� zmru�y� oczy. Rozmigotane �wiat�a, kt�re ta�czy�y na �cianach, na suficie, na twarzach cz�onk�w komisji, za�amywa�y si� w szklankach, butelkach, kryszta�owych popielniczkach i wazonach, przeskakiwa�y na poczernia�ych ze staro�ci portretach. Nawet w zimnych �renicach Hegla, Schopenhauera i Nietzschego zapala�y si� ��te, weso�e ogniki, jakby surowe oblicza wielkich nauczycieli ludzko�ci z�agodnia�y na moment w tym koncercie jasno�ci. Usiad� przy zielonym stole, odetchn�� g��boko i przez d�u�sz� chwil� ws�uchiwa� si� w coraz spokojniejsze bicie serca.
Zacz�� sobie wyrzuca�, �e chyba jednak troch� za ostro obszed� si� z tamt� dziewczyn�. W ko�cu m�g� to za�atwi� bardziej elegancko. Niepotrzebnie si� uni�s�. Przez moment postanowi�, �e zaraz do niej wyjdzie i za�agodzi spraw�. Nawet zakr�ci� pi�ro i od�o�y� na zielone sukno. By�o ju� jednak za p�no: pierwsi kandydaci podeszli do sto�u i zacz�li losowa� zestawy pyta�. Zreszt� - mimowolnie wzruszy� ramionami - je�li ona ma do niego naprawd� uzasadnion� pretensj�, to zaczeka do przerwy.
Przerw�