Kistler Julie - Dzwonie bo kocham
Szczegóły |
Tytuł |
Kistler Julie - Dzwonie bo kocham |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Kistler Julie - Dzwonie bo kocham PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Kistler Julie - Dzwonie bo kocham PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Kistler Julie - Dzwonie bo kocham - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Kistler Julie
Dzwonię, bo kocham
Strona 2
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Lipiec, 2000 roku
- Do diabła z braćmi Jones! - Neli McCabe, znana w Chicago jako wzór opanowania i łagodności
znakomita dziennikarka radiowa prowadząca audycję „Spytaj Neli", w której na żywo udzielała
słuchaczom mądrych rad, chwyciła kartkę papieru, rzuciła ją na podłogę, a następnie raz i drugi
przydepnęła obcasem. - Wszystko idzie coraz gorzej, odkąd bracia Jones kupili naszą stację.
- O, nie! My także zostałyśmy zwolnione? - Amy jęknęła ze strachu i wyrwała skrawek papieru spod
jej buta.
- Wolałabym takie rozwiązanie niż tę ciągłą niepewność - mruknęła Neli. - Chcą, żebym przyciągnęła
nowych słuchaczy do swojego programu. Jestem podobno zbyt poważna, ale do nowej reklamówki
potrzebne są moje zdjęcia. Zadziwiające! Kogo obchodzi, jak wyglądam? To przecież radio! Ci z
działu promocji twierdzą, że stacja dobrze na tym wyjdzie, jeśli słuchacze poznają moją twarz, więc
postanowiłam robić dobrą minę do złej gry i nie utrudniać im życia. Niepokój ogarnął mnie dopiero
wtedy, gdy pojawiła się charakteryzatorka i fryzjerka. Potem zobaczyłam tę okropną kieckę. Wolę nie
myśleć, jak
Strona 3
wyszłam na fotografii. Na pewno całkiem się ośmieszyłam.
- Jestem pewna, że tę sesję zdjęciową, twoją przemianę w zmysłowego kociaka i hasło reklamowe
wymyślił ten drań Drakę Witley, nowy szef działu promocji. Bracia Jones nie mają z tym nic
wspólnego. Nawiasem mówiąc, tutaj jest napisane, że Drakę zaprasza cię na zebranie swojego
zespołu. Powinnaś się z nimi spotkać i wszystko omówić. Dowiesz się, co jest grane, a jeśli zajdzie
taka potrzeba, będziesz interweniować wyżej. Czemu tak się uprzedziłaś do braci Jones?
- A kto zatrudnił tego padalca Drakę' a? To oburzające! Faks z informacją o zebraniu przyszedł o
czternastej dwadzieścia pięć, a tu jest napisane, że o drugiej mam być w sali konferencyjnej.
Spóźniłam się już pół godziny, bo nie raczyli mnie wcześniej poinformować o zebraniu. Domyślam
się, że zastawili na mnie pułapkę. Sami podejmą decyzje i narzucą mi swoje zdanie. Nie będę miała
nic do powiedzenia, bo przecież nieobecni nie mają racji. Jak mam się bronić, skoro przyjdę
spóźniona, gdy już będzie po sprawie? Ładnych mamy szefów! Bracia Jones słyną z tego, że potrafią
manipulować ludźmi.
- Dziewczyno, chyba ci odbiło!
W milczeniu pokręciła głową. Zdawała sobie sprawę, że jej styl nie pasuje do nowego profilu
radiostacji. W czasie programu „Spytaj Neli" słuchacze dzwonili do niej z prośbą o radę, jak
rozwiązać miłosne dylematy. Uważała za swój obowiązek słuchać ze współczuciem i zrozumieniem
ich skarg i narzekań. W reklamówkach zachęcała życzliwie: Spytaj Neli, co o tym myśli. Razem
poszukamy
Strona 4
wyjścia z sytuacji i mimo kłopotów odnajdziemy prawdziwą miłość.
- Daj spokój - przekonywała Amy. - To chyba normalne, że szefowie chcą się z tobą zobaczyć. Czemu
zakładasz, że coś knują?
- Przejrzałam ich grę. Postanowili tu zrobić szybkie, gorące radio. Mój program ma całkiem inny
klimat. Nikt się nie gorączkuje, nie szuka sensacji. Na tym polega cały jego urok.
Postanowiła, że nie pójdzie na zebranie. Niech się dzieje, co chce. Amy, realizatorka audycji
radiowych, była innego zdania i siłą wypchnęła ją do holu.
- Idź do nich i posłuchaj, co mają do powiedzenia - radziła. - Może zaproponują ci nowy, zabawny
program w letniej ramówce? A jeśli uznasz, że to dobry pomysł? Spójrz na to od innej strony. W
przeciwieństwie do paru kolegów nie wyleciałyśmy z pracy. Jeśli chcą zainwestować w ciebie sporo
forsy, żeby twój program stał się chwytliwy i emocjonujący, warto spróbować i podjąć wyzwanie. To
oznacza, że doceniają twoje możliwości, prawda?
- Oby tak było - wymamrotała Neli.
Co zrobię, jeżeli program zniknie z anteny, zastanawiała się, idąc korytarzem. Od dwudziestego roku
życia gawędziła na żywo ze słuchaczami, udzielając rad i lecząc słowem złamane serca. Do radia
trafiła przypadkiem. Gdy zaczynała studia, ktoś stwierdził, że ma ładny głos, i zaproponował, aby
została spikerką w uczelnianym radiowęźle. Wkrótce stworzyła własny program, a potem wysłała
taśmę do znanej radiostacji w Chicago. Kupili program natychmiast, więc rzuciła studia i na dobre za-
Strona 5
siadła przed mikrofonem. Nie potrafiła inaczej zarabiać na życie.
Skończyła dwadzieścia siedem lat, a to poważny wiek dla dziewczyny szukającej nowego zajęcia. A
jeśli dział promocji naprawdę chce zmienić charakter jej programu? Czy będzie w stanie iść na
ustępstwa? Jak dalece może nagiąć swoje zasady? Szkoda, że nie dali jej czasu na przemyślenie tych
spraw.
Pełna obaw stanęła przed drzwiami sali konferencyjnej, wsłuchując się w dobiegające stamtąd głosy.
Ktoś bardzo się niecierpliwił.
- Cholera jasna, dlaczego jeszcze nie przyszła? - syczał Drakę Witley, nie kryjąc złości. Trzeba wejść
do tej jaskini lwów. Gdy stanęła w otwartych drzwiach, dostrzegła przy oknie dwu nieznajomych. Od
razu się domyśliła, że to bracia Jones, chociaż po raz pierwszy widziała ich na oczy. Trudno nie
rozpoznać takiego rodzeństwa. Emanowali pewnością siebie i niespożytą energią. Obaj ubrani byli w
eleganckie garnitury, a jeden miał na nosie ciemne okulary, jakby próbował dać wszystkim do
zrozumienia, że nie zamierza długo przesiadywać w tym pomieszczeniu. Drugi nosił modnie przyciętą
bródkę w stylu młodych gwiazdorów z Hollywood. Zabawiali się, ciskając rzutkami w prowizoryczną
tarczę, którą był najnowszy plakat reklamowy ich stacji radiowej W-109. Na szczęście sala kon-
ferencyjna była obszerna, więc Neli mogła trzymać się od nich z daleka i zachować poczucie
bezpieczeństwa. Mniejsza z tym. Jej osobiste odczucia teraz się nie liczą. Ważne jest, co knują bracia
Jones.
Strona 6
Po namyśle uznała, że wyglądają jak typowi przedstawiciele klasy próżniaczej: silni, hałaśliwi,
przystojni. Do tej pory nie wierzyła, że istnieją ludzie, którzy potrafią sobie od razu wszystkich
podporządkować, ale ci dwaj byli tak pewni siebie, jakby uważali to za oczywiste. W ich obecności
trudno było nawet swobodnie oddychać.
Ten o ciemniejszych włosach i niebieskich oczach, z hiszpańską bródką, podniósł wzrok i uśmiechnął
się, gdy zamknęła za sobą drzwi. Znieruchomiała na moment, czując na sobie jego spojrzenie.
Wydawało jej się, że niespodziewanie chwycił ją za rękę i pociągnął w swoją stronę.
Dobry Boże, pomyślała z obawą, nic dziwnego, że ci dwaj zdobywają wszystko, czego pragną, skoro
tak działają na innych. Trudno się przeciwstawić mężczyźnie, który emanuje niespożytą energią i
zniewalającym urokiem.
Zresztą mniejsza o atuty braci Jones. Po co ją tutaj ściągnęli? Z drugiej strony jednak warto zadać
sobie pytanie, czemu pofatygowali się osobiście, choć wcześniej nie mieli takiego zwyczaju, a ich
przedstawiciele samodzielnie podejmowali wszelkie decyzje. Neli wiedziała, że za chwilę dowie się
prawdy. A tymczasem lepiej na nich nie patrzeć.
Zerknęła przelotnie na kilku pracowników działu promocji kręcących się po sali i przeniosła wzrok na
ich szefa, Drake'a Witleya, który uchodził za krętacza i drania, ale w każdej sprawie miał ostatnie
słowo. Stał za długim stołem z rękoma zaciśniętymi na oparciu krzesła. Rzucił Neli gniewne
spojrzenie, uśmiechając się równocześnie. Ten dziwny grymas sprawił, że zadrżała.
Strona 7
- Nareszcie, panno McCabe - powiedział przez zaciśnięte zęby. - Wszyscy na panią czekamy.
Uznała, że trzeba wyjaśnić, jak do tego doszło.
- Dopiero przed chwilą dostałam wiadomość.
- Mniejsza z tym - przerwał jej i machnął ręką. -I cóż?
- O co chodzi? - spytała zmieszana.
- Proszę spojrzeć! - burknął Witley i kciukiem wskazał ścianę.
Gdy Neli weszła do sali, popatrzyła od razu w stronę okna, więc nie zwróciła uwagi na monstrualny
plakat umieszczony po drugiej stronie. Zajmował całą ścianę i przedstawiał lekko pochyloną kobietę
w króciutkiej czerwonej sukience, odgarniającą długie jasne włosy. Siedziała wygodnie na aksamitnej
kanapie i szeptała coś czule do słuchawki.
- Rany boskie! - zawołała Neli, podchodząc bliżej, a potem cofnęła się odruchowo. To ma być jej
podobizna? Bzdura, pomyślała, krzywiąc się. Grzywa jasnych włosów, zamglone oczy, pełne wargi.
Zreflektowała się i popatrzyła raz jeszcze. „Playboy" zapewne nie kupiłby tego negatywu, ale było na
co popatrzeć. Gładka, jasna skóra otulona kawałkiem czerwonego jedwabiu. Neli od razu spłonęła
rumieńcem. Śmiały dekolt i piękny biust, który dzięki sztuczkom fotografa prezentował się znacznie
lepiej niż w rzeczywistości. Może to fotomontaż? Ktoś połączył jej głowę i cudzą sylwetkę?
- Czy to ja? Niemożliwe!
Przecież zapamiętała tę obcisłą czerwoną sukienkę i pozę wybraną przez fotografa; nawet kształt
słuchawki wy-
Strona 8
dawał się znajomy. A więc to naprawdę ona - Neli McCabe. Na miłość boską! Rodzona matka nie
poznałaby jej na tym zdjęciu przedstawiającym zmysłową kusicielkę.
- Dzięki za tyle starań - mruknęła ironicznie.
- Nie rozumiem - odparł zbity z tropu Drakę.
- Format jest imponujący - wykrztusiła z trudem.
- Naturalnie. Umieścimy przecież ten plakat na bocznej ścianie autobusu.
- Proszę? Wykluczone! Pan chyba nie mówi poważnie! Ta... ta karykatura ma być wątpliwą ozdobą
jakiegoś pojazdu?
- Źle mnie pani zrozumiała. Wkrótce rozlepimy plakaty na wszystkich miejskich autobusach, pojawią
się także na słupach ogłoszeniowych. Chcemy, żeby całe miasto o pani mówiło.
Rozległ się cichy, zmysłowy, nieco rozbawiony głos, a potem strzałka znów przebiła gruby papier.
Neli kątem oka zerknęła w stronę okna. Niebieskooki Jones z ujmującym uśmiechem i hiszpańską
bródką rozmawiał z bratem.
- Świetna fotka, co? - ciągnął uradowany Drakę Witley. - Ciekawe, jak osiągnęli taki rezultat. Nasz
fotograf to prawdziwy geniusz. Fachowo ustawił światło. A może poddał zdjęcie komputerowej
obróbce?
Chciał pewnie usłyszeć zdanie Neli, ale nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów. Po chwili okazało
się, że nie musi już nic mówić. Z głębi sali dobiegł głos Jonesa w ciemnych okularach, który przed
chwilą umieścił w tarczy kolejną strzałkę.
- Trafiłem! - krzyknął tak głośno, że wszyscy zebrani
Strona 9
aż podskoczyli. - Kończymy partyjkę, nieudaczniku. Przegrałeś, Griffin.
- Przyjrzyj się uważnie, Spencer. Ta strzałka jest na linii. Miałeś trafić tego byka w oko, nie w powiekę
- zaprotestował od razu niebieskooki Jones, starszy z braci.
- To nie moja wina, że brak tu prawdziwej tarczy i trudno ustalić zasady. Musisz się z tym pogodzić,
braciszku. Poniosłeś klęskę, a ja wygrałem. Pamiętasz, jaka była stawka? Zwycięzca dostaje setkę i
dom w Palm Beach.
Co za idioci! Zabawiają się grą w rzutki, jakby nie rozumieli, że ważą się tu moje losy, pomyślała
zagniewana Neli. Była niemal pewna, że pomysł rozlepienia plakatów na miejskich autobusach
zrodził się w ich głowach. Byłaby zachwycona, gdyby grom z jasnego nieba uderzył w tę salę, poraził
braci Jones i zniszczył jej karykaturę!
Daremnie łudziła się nadzieją.
- Dobrze, panie Witley - powiedziała oficjalnym tonem, starając się zachować spokój. - Zostałam tu
wezwana w celu obejrzenia plakatu. Zapoznałam się z nim, więc mamy to z głowy, prawda?
- Ależ nie! - Drakę uśmiechnął się, odsłaniając drobne, ostre zęby. Przypominał jadowitego węża. -
Mamy jeszcze asa w rękawie. - Poprawił druciane okulary, odsunął krzesło i skinął na sekretarkę oraz
podwładnych, którzy podeszli bliżej. Gdy wszyscy mieli już przed sobą foldery i wydruki, dodał
rozkazującym tonem:
- Niechże pani usiądzie! Musimy omówić kilka spraw. Nie miała wyboru. Odwróciła się plecami do
braci Jones i opadła na krzesło stojące naprzeciwko koszmarnego
Strona 10
plakatu. Witley z emfazą mówił o wynikach sondaży, tłumacząc, kto obecnie słucha jej programu, a
także jakich słuchaczy mogłaby przyciągnąć. Wspomniał też o metodach, które powinny do tego
doprowadzić. Najbardziej zależało mu na młodych ludziach, posiadaczach aut wyposażonych w
radioodbiorniki oraz wypchanych portfeli. Na zakończenie przypomniał, że w jej umowie o pracę
znajduje się specjalna klauzula, dająca rozgłośni pełną kontrolę nad treścią reklam nadawanych w
czasie programu oraz prawo do wykorzystania wizerunku dziennikarki w działaniach promocyjnych.
Neli miała związane ręce.
- A skoro mowa o promocji, zajmijmy się tym! - Rozpromieniony Drakę poklepał lśniącą okładkę
broszury podsuniętej skwapliwie przez jednego z podwładnych. -Na pewno spodobają się pani nasze
pomysły - zapewnił. - Jak wiadomo, wyniki sondaży były ostatnio fatalne. W-109 traci słuchaczy.
Uznaliśmy, że trzeba zmienić charakter programu, i natychmiast zabraliśmy się do pracy. Mamy już
plan działania. Ale to nie wystarczy. Za zgodą nowych właścicieli... - Ukłonił się, patrząc w stronę
braci Jones. Griffin i Spencer właśnie zaczęli kolejną rozgrywkę i nie zaprzątali sobie głowy nudnym
zebraniem, więc podjął wątek. - Mamy dla pani nową formułę audycji. Słuchacze będą zachwyceni.
- Co pan przez to rozumie? - spytała ostrożnie.
- Zmienimy wszystko. - Otworzył folder. - Przede wszystkim nowy tytuł: „Miłosne wyznania".
- „Miłosne wyznania"? - Neli była tak zbita z tropu, że musiała powtórzyć te słowa, żeby sobie
uświadomić ich znaczenie. - Co pan ma na myśli?
Strona 11
- „Spytaj Neli" to już przeszłość. - Drakę wzruszył ramionami. - Teraz słuchacze oczekują gorącej
atmosfery, namiętności, dramatyzmu! Od tych rozmów na antenie słuchawka rozgrzeje się do
czerwoności. Będzie pani musiała trzymać ją przez kuchenną rękawicę. Możemy je kupować
hurtowo, na koszt firmy. Dobre, co?
- Ja mam prowadzić taki program? - spytała z powątpiewaniem.
- Nie żądamy, żeby wszystko się zmieniło z dnia na dzień. - Spoważniał i zmarszczył brwi. -
Stopniowo będziemy wprowadzać większy luz, przyciągać rozrywkowych słuchaczy. Najpierw
musimy rozpocząć kampanię reklamową. A na koniec... - zawiesił głos, robiąc efektowną pauzę -
pozbędziemy się wszelkich zahamowań, zabawimy się w swatów i będziemy dobierać pary spośród
naszych słuchaczy, a żeby podkreślić romantyczny charakter „Miłosnych wyznań", chcemy
podgrzewać atmosferę aż do wielkiego finału, który nastąpi w lutym dwutysięcznego pierwszego
roku!
- Czemu wybraliście akurat luty? - Neli zamrugała powiekami.
- Mówię o dniu świętego Walentego - odparł z irytacją. - Program „Miłosne wyznania" przygotuje
imprezę, która zaćmi wszelkie bale organizowane w tym dniu. To będzie wielkie święto prawdziwej
miłości. Oczywiście dział promocji weźmie na siebie trud zorganizowania wyjątkowej uroczystości,
ale pani będzie gospodynią tego święta i stanie w blasku reflektorów, kiedy nadejdą walentynki 2001.
„Miłosne wyznania" pobiją wszelkie rekordy popularności.
- Cóż za rozmach! - Neli odetchnęła głęboko. Pro-
Strona 12
gram nie był dotąd tak reklamowany; żadnych plakatów, akcji promocyjnych, głośnych imprez z jej
udziałem. - To się ciekawie zapowiada.
- Ogromne napięcie, gwałtowne emocje, prawdziwa gorączka: tego właśnie oczekujemy. - Drakę
rozciągnął w uśmiechu wąskie usta.
- Naturalnie, rozumiem - mruknęła.
- Mamy jeszcze sporo czasu, by dopracować każdy szczegół - powiedział nagle i popatrzył na
współpracowników, jakby chciał im coś dać do zrozumienia. Wszyscy spoglądali na nią wyczekująco.
- Cieszę się, że gramy w jednej drużynie. „Miłosne wyznania" będą przebojem sezonu.
- Jestem bardzo wdzięczna, że zaprosiliście mnie do współpracy - odparła machinalnie, wstała i
ruszyła do wyjścia. Kto by pomyślał! Neli McCabe poprowadzi „Miłosne wyznania", najbardziej
ekscytujący program radia W-109, i zostanie gwiazdą największego balu Dnia Zakochanych. To
będzie impreza wszech czasów.
Dzień świętego Walentego. Spędzała go zwykle w swoim mieszkaniu. Otulona szlafrokiem jadła lody
oraz czekoladki nadziewane wiśniami i użalała się nad sobą. Nagle taki kontrast. Jak to mówią: mózg
się lasuje.
Otworzyła drzwi i machinalnie odwróciła głowę, by spojrzeć na niebieskookiego Jonesa z bródką i
jego brata w ciemnych okularach. To był błąd, ponieważ w tej samej chwili Griffin Jones podniósł
głowę, spojrzał jej prosto w oczy i mrugnął porozumiewawczo.
Poczuła się urażona. Na szczęście nie parsknął śmiechem. Zrobiło jej się gorąco, drżała niczym w fe-
Strona 13
brze, bo czuła się jak przyłapana na gorącym uczynku. Zerknęła raz jeszcze na Drake'a i mruknęła na
odchodnym:
- Dziękuję, że zaprosiliście mnie na dzisiejsze zebranie.
- Umowa stoi, panno McCabe - odparł radosnym tonem Drakę. - Będziemy razem pracować.
Zamierzam panią informować na bieżąco o wszystkich działaniach związanych z przygotowaniem
naszej imprezy roku. - Skinął na sekretarkę, która podbiegła do drzwi i zamknęła je pospiesznie.
Neli odetchnęła z ulgą, gdy znalazła się w korytarzu. Miała wrażenie, że przez kilkanaście minut
przebywała w domu wariatów. Stado oszalałych samców! Każdemu tylko jedno w głowie! Traktują
człowieka instrumentalnie, a potem emocje przeliczają na gotówkę. W pierwszej chwili zamierzała
natychmiast wrócić do Amy i zdać jej sprawę z tego, co przed chwilą usłyszała. Niewątpliwie
zainteresuje ją, że bracia Jones są w rozgłośni i zachowują się gorzej, niż można by przypuszczać, ale
za to prezentują się wspaniale: jeden przystojniejszy od drugiego. Nagle zmieniła zdanie i stanęła przy
drzwiach.
- Ona się nie nadaje - usłyszała głos Drake'a. - Brak jej entuzjazmu, ma niewłaściwie podejście do
sprawy. Trzeba zmienić prezenterkę. Na pewno znajdziemy podobną dziewczynę, a zdjęcie można
wyretuszować.
Coś podobnego! Przecież gramy w jednej drużynie! Neli podeszła bliżej i przysunęła ucho do drzwi.
Usłyszała obcy głos. Pewnie Griffin lub Spencer raczył się wreszcie odezwać.
Strona 14
- Mnie się podoba. Na plakacie wygląda świetnie. Sam bym zadzwonił, gdyby chciała pogadać na
antenie.
Neli doszła do wniosku, że w jej obronie stanął ten sam z braci Jones, który przed chwilą puścił do niej
oko. Od razu się zarumieniła.
- Marzy ci się romans w eterze? - odparł drugi z Jonesów. - Moim zdaniem, nie masz szans. Poza tym
należy ją zdjąć z anteny. Do tego programu dzwonią tylko nieudacznicy i prowincjusze, którzy nie
potrafią nikogo poderwać. Zamiast sentymentalnych pogaduszek możemy dać transmisje sportowe,
na przykład z turnieju zawodowych zapaśników.
- Spencer, pamiętaj, że tu jest radio! Chyba zupełnie ci odbiło. Zapaśników nie da się słuchać!
- Poszukaj dobrego komentatora.
- Dobra, ale ty zapłacisz jego honorarium.
- Wchodzę w to, stary. Wiesz, że lubię ryzyko. Jeśli nadamy transmisję z turnieju zapaśniczego,
zwrócę ci dom w Palm Beach, który przed chwila wygrałem. Gdy udowodnię...
- Panowie - wtrącił płaczliwie Drakę. - Bardzo proszę, trzymajmy się głównego wątku, zgoda?
Ustaliliśmy, że „Miłosne wyznania" pozostaną na antenie do lutego przyszłego roku. Przekonamy się
wówczas, czy nowa akcja promocyjna i wielki bal walentynkowy przysporzą nam słuchaczy. Taka
była umowa, prawda?
- Jasne - przytaknął pierwszy z braci - ale pod warunkiem, że dziewczyna zostanie. Żadnych
zastępstw.
- Zawracanie głowy - burknął drugi brat - ale trudno, ma czas do lutego. Chodź, Griffin, na nas już
pora. Moja
Strona 15
Dagmara czeka w Sztokholmie. Obiecałem, że zjemy razem śniadanie.
- Co to za uniki? - kpił z niego brat. - Przecież nie o to wam chodzi. - Obaj parsknęli śmiechem.
Neli była oburzona. Jak mogli rechotać, skoro ważyły się losy jej programu? Było dość
prawdopodobne, że za kilka miesięcy nie będzie już na antenie „Spytaj Neli", a raczej „Miłosnych
wyznań". Pobiegła w głąb korytarza, żeby bracia Jones nie przyłapali jej na podsłuchiwaniu, a potem z
ponurą miną ruszyła do swojego gabinetu. Mimo zmian, ulepszeń oraz akcji promocyjnej ukochany
program był zagrożony i miał pozostać w radiowej ramówce tylko do lutego. Niewiele zostało czasu
na przyciągnięcie nowych słuchaczy. „Miłosne wyznania" były dla Neli kołem ratunkowym. Jeśli uda
się podwyższyć wskaźniki, może zdoła dotrzeć do bezpiecznej przystani, podpisać nowy kontrakt i
nadal pracować przy mikrofonie.
Czuła się podle i była przekonana, że wszystkiemu winni są bracia Jones.
Strona 16
ROZDZIAŁ DRUGI
Sobota, 27 stycznia 2001 roku
- Niedługo będą walentynki - skarżyła się płaczliwie zawiedziona kobieta - a ja jestem sama jak palec
i nikt mnie nie chce.
Griffin Jones zacisnął zęby. Wrócił do Chicago przed kilkoma godzinami, lecz co najmniej trzykrotnie
słyszał już reklamy programu „Miłosne wyznania" i utwierdził się w przekonaniu, że są fatalne.
Można by pomyśleć, że przygotował je teatrzyk amatorski, a nie ambitny dział promocji radia W-109.
- Tom nie odpowiada na moje telefony - marudziła dziewczyna o piskliwym głosie. - Dick wyjechał na
Alaskę, a Harry... nie podoba mi się, bo jest taki owłosiony. Jak tak dalej pójdzie, w walentynki będę
sama. Co robić?
- Nie mów głupstw - odezwał się nieco przyjemniejszy damski głos, któremu właścicielka próbowała
nadać pełne nadziei, radosne brzmienie. - Dziewczęta, włączmy radio! Będzie gorąco, gdy na antenie
pojawią się znów „Miłosne wyznania"!
Griffin z rosnącą irytacją słuchał nudnej paplaniny. Zważywszy na wysokość pensji otrzymywanej
przez Dra-
Strona 17
ke'a Witleya, poziom tych zapowiedzi programowych był po prostu żenujący.
Z radioodbiornika dobiegł kolejny fragment ożywionego dialogu:
- Wiesz, o co chodzi w „Miłosnych wyznaniach", prawda? - odezwała się ponownie dziewczyna o
piskliwym głosie. - To program Neli McCabe. Dzwonią do niej wspaniali mężczyźni. Mówię wam,
radio się rozgrzewa do czerwoności, kiedy z nimi rozmawia. Ale to nie wszystko! „Miłosne
wyznania" wydają bal w hotelu Arkadia, który odbędzie się w dniu świętego Walentego. Dziewczyny,
musimy tam być!
- My?
- Jasne! - Dziewczyna mówiła coraz szybciej. - To największa impreza przełomu tysiącleci! Będzie
wspaniała muzyka, cudowne napoje i znakomite dania, a do tego mnóstwo nagród i prezentów:
kwiaty, czekoladki i bielizna. Najwięksi szczęśliwcy za darmo spędzą noc w hotelowych
apartamentach. Chcecie zmarnować taką szansę?
- Nie mamy chłopaków! - jęknęła kobieta, która na początku skarżyła się, że jest sama jak palec. -
Przecież w pojedynkę nie pójdziemy na wielki bal.
- Czeka nas wspaniała zabawa! - odezwała się znów trzecia rozmówczyni. - Neli McCabe z
„Miłosnych wyznań" znajdzie nam towarzystwo. W przyszłym tygodniu zacznie bawić się w swatkę.
Najlepsze zachowałam na koniec. Każda para otrzyma darmowy bilet na bal radia W-109. Wystarczy
jeden telefon, aby zdobyć przepustkę do krainy marzeń. Pierwsze walentynki nowego tysiąclecia
przetańczymy w ramionach cudownych mężczyzn.
Strona 18
- Ojej! To mi się podoba! Randka z przystojnym wielbicielem i bilet na wielki bal. Gdzie jest telefon?
- Griffin, bądź tak miły i wyłącz radio - błagał Spencer, który siedział w drugim końcu ogromnego
salonu. Od niedawna mieszkał w dawnej hali fabrycznej przerobionej na elegancką garsonierę.
Wybrał to pomieszczenie ze względu na jego metraż. - Paplanina tych bab działa mi na nerwy. To nie
do zniesienia.
Griffin nie zważał na skargi brata, a piskliwy głos perorował dalej ze sztucznym ożywieniem:
- Zostań w domu i włącz radio, słuchaj nas w samochodzie albo w pracy, gdziekolwiek jesteś! Nie
wolno ci zmarnować tej szansy. - Rozległ się zmysłowy szept wielu głosów, ale nie można było
zrozumieć, co mówią. - „Miłosne wyznania": wszystko się może zdarzyć.
- Końcówka nie jest zła - powiedział Griffin, wyłączając radio. Podszedł do brata. - Co słychać? Kto
dzwonił? - Spencer tylko się skrzywił. - Nie musisz nic mówić, źle się dzieje w Los Angeles.
- Owszem.
- Złe nowiny, tak?
Budowa uzdrowiska rokowała wielkie nadzieje: czysty interes, duże zyski. Mimo że prowadzone
równocześnie w Chicago negocjacje w sprawie zakupu stacji radiowej W-109 wniosły w życie braci
Jones sporo zamętu, bo do Los Angeles jest kawał drogi, wiele wskazywało na to, że nie wysilając się
zbytnio, zarobią grube miliony.
- Przygotowania idą pełną parą. Mam wszystkie dokumenty, zezwolenia, wykresy, umowy. Gdyby nie
ta jed-
Strona 19
na parcela. - Spencer zmarszczy! brwi. - Pensja panny Brody twardo się trzyma.
- Staromodna żeńska szkoła z internatem i z pięknym widokiem na ocean dokładnie tam, gdzie
zaplanowaliśmy tereny do gry w golfa. Ironia losu, prawda? Ten grunt to podstawa, Spencer. Musisz
go wykupić! Budynki się zburzy, teren zniweluje, a osiemnasty dołek będzie tam, gdzie znajduje się
teraz gabinet dyrektorki szkoły.
- Ona i uczennice nie ruszą się stamtąd.
- Kto nas powstrzyma? Ta stara jędza i jej pensjonarki? - spytał kpiąco Griffin. - Chcesz powiedzieć,
że wstrzymają budowę luksusowego osiedla wartego sześć rnilionów dolarów? Musisz się ich pozbyć.
Jeśli zajdzie taka trzeba, będziemy negocjować.
- Już próbowałem.
- Wiem - uciął Griffin. - Trzeba znaleźć lepsze argumenty. - Przyślij tam inspekcję sanitarną.
Przekonaj miejscowe władze, że w szkole źle się dzieje. Muszą być jakieś uchybienia; fachowcy
znajdą coś, jeżeli będą wytrwale szukać. Wystarczy udowodnić, że budynek jest zaniedbany i nie
spełnia podstawowych wymogów higieny: niewystarczająco dezynfekowany basen, dziury na boisku
do hokeja na trawie, szkolne mundurki z łatwopalnych tkanin. Chyba się rozumiemy? Aha, sprawdź,
jaka szkoła stanowi konkurencję dla pensji panny Brody. Jeśli mają wakaty, trzeba im podpowiedzieć,
aby zaproponowali wyższe pensje najlepszym nauczycielom tej staruchy. Możesz sypnąć groszem,
żeby mieli z czego płacić. To będzie hojna darowizna na rozwój oświaty. Odpiszemy ją sobie od
podatku. - Wzruszył ramionami. - Jedna żeńska szkół-
Strona 20
ka nie udaremni realizacji naszego projektu. Zbudujemy największe uzdrowisko na Zachodnim
Wybrzeżu.
- To mi się podoba. - Spencer opadł na wielkie łóżko, zrzucając na podłogę kilka aksamitnych
poduszek, którymi było zarzucone. Griffin pochylił się, by podnieść jedną z nich pokrytą materiałem
w kolorze bordo.
- Co to ma być?
- Ta poduszka? Wygląda jak bakłażan.
- Mówię o mieszkaniu. - Griffin rozejrzał się po salonie urządzonym w sposób dość kontrowersyjny.
Ilekroć wpadał do Chicago, zatrzymywał się tutaj. Z niedowierzaniem pokręcił głową. - Nigdy więcej
nie zgodzę się, żebyś sam pilnował remontu i decydował o wystroju wnętrza.
Z niesmakiem popatrzył na wielkie owalne łoże umieszczone na podwyższeniu w rogu ogromnego
salonu, zarzucone poduszkami w kształcie rozmaitych jarzyn.
- Tę halę dostaliśmy praktycznie za darmo przy zakupie hotelu i kamienicy. Zaoszczędziliśmy sporo,
więc przy urządzaniu stać nas było na odważne eksperymenty. Jeśli chcesz zamieszkać osobno, znajdę
ci inny lokal.
- I urządzisz go w podobnym stylu? - dopytywał się Griffin.
- Nie, znam twoje mieszczańskie gusta. Z drugiej strony, chyba nie warto kupować drugiego
mieszkania. Wkrótce stąd wyjedziemy, ale skoro mamy siedzieć w Chicago do końca lutego,
pomyślałem, że warto mieć życiową przestrzeń, i dlatego zdecydowałem się na odnowienie tej hali.
Lubię taki metraż! - Uśmiechnął się szeroko. - Mam pomysł! Jeśli zdejmiemy hamak i odsuniemy na
bok maszynę do wiosłowania, można będzie grać tu w tenisa.