Iwona Kienzler - Księżna Daisy. Pani na zamkach w Książu i Pszczynie
Szczegóły |
Tytuł |
Iwona Kienzler - Księżna Daisy. Pani na zamkach w Książu i Pszczynie |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Iwona Kienzler - Księżna Daisy. Pani na zamkach w Książu i Pszczynie PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Iwona Kienzler - Księżna Daisy. Pani na zamkach w Książu i Pszczynie PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Iwona Kienzler - Księżna Daisy. Pani na zamkach w Książu i Pszczynie - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Strona 3
WARSZAWA 2023
Strona 4
© Copyright by Lira Publishing Sp. z o.o., Warszawa 2023
Konsultacja: Sylwia Łapka-Gołębiowska
Redaktor prowadząca: Ewa Kubiak
Redakcja: Ewa Popielarz
Korekta: Roman Bąk, Ewa Popielarz
Skład: Igor Nowaczyk
Projekt okładki: Magdalena Wójcik
Retusz zdjęcia okładkowego: Katarzyna Stachacz
Redakcja techniczna: Kaja Mikoszewska
Zdjęcia na okładce i źródła ilustracji:
zbiory Muzeum Zamkowego w Pszczynie (obraz „Daisy von Pless z synem”,
autor: Ellis Roberts, olej na płótnie, 1902 r., nr inw. MP/S/1548),
domena publiczna, Wikimedia Commons
Zdjęcie autorki: © Maciej Zienkiewicz Photography
Producenci wydawniczy:
Anna Laskowska, Magdalena Wójcik, Wojciech Jannasz
Wydawca: Marek Jannasz
Lira Publishing Sp. z o.o.
al. J.Ch. Szucha 11 lok. 30, 00-580 Warszawa
www.wydawnictwolira.pl
Lira Publishing Sp. z o.o.
Wydanie pierwsze
Warszawa 2023
ISBN: 978-83-67654-50-0 (EPUB); 978-83-67654-51-7 (MOBI)
Wydawnictwa Lira szukaj też na:
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej
Strona 5
SPIS TREŚCI
Okładka
Strona tytułowa
Strona redakcyjna
Spis treści
***
Wstęp
Rozdział 1. Dziewczyna zwana Stokrotką
Rozdział 2. Żona, synowa i matka
Rozdział 3. Pani na Pszczynie
Rozdział 4. Stokrotka i wojna
Rozdział 5. W oparach skandalu
Rozdział 6. Echa dawnej świetności
Bibliografia
Przypisy
Strona 6
Daisy to nie tylko Stokrotka,
księżna, modna dama i trzpiotka.
To postać, co w pamięć zapadła,
serca i wdzięczność wielu skradła.
Brylowała w Książu na balach,
na cesarskich tańczyła salach,
słabym i rannym pomagała,
nawet gdy uboga się stała.
Zaznała biedy i choroby,
nie ma drugiej takiej osoby,
co od siebie tak dużo dała.
Do dziś jej legenda przetrwała.
Strona 7
Wstęp
Z amek Książ – perła Dolnego Śląska, a zarazem trzeci pod względem
wielkości kompleks zamkowy na terenie Polski – budzi zrozumiałe
zainteresowanie i jest jednym z magnesów przyciągających turystów
w te rejony. Majestatyczna budowla, wznosząca się nad wąwozem
rzeki Pełcznicy, jest interesująca sama w sobie, ale znacznie ciekawsza
okazuje się jej historia. Zamek niemal od zarania swego istnienia był
widownią wielu dramatycznych wydarzeń historycznych, w tym także
wojen. Władali nim Piastowie śląscy, czescy Luksemburgowie, a potem
warownia przeszła kolejno w ręce króla Jerzego z Podiebradów i króla
Węgier Macieja Korwina. Za panowania tego ostatniego zamkiem
zarządzał Georg von Stein, który przebudował gruntownie zamek,
zmieniając jego charakter z obronnego na rezydencjalny. W 1497 roku
obiekt przeszedł na własność polskiego króla Kazimierza Jagiellończyka,
który w 1508 roku przekazał go we władanie kanclerzowi
Haugwitzowi, a ten z kolei odsprzedał go rycerzowi Konradowi von
Hochberg. W ten właśnie sposób Książ stał się własnością rodu, który
zamieszkiwał w nim aż do czasu, kiedy zamek skonfiskowały władze
III Rzeszy. To Hochbergowie przyczynili się do największego rozkwitu
posiadłości.
Dziś zamek przyciąga nie tylko pięknem architektury i ogrodami,
malowniczo ulokowanymi na trzynastu tarasach okalających budowlę,
ale także aurą tajemniczości. Najwięcej emocji wśród turystów
i żądnych sensacji dziennikarzy, a także wszelkiego rodzaju
poszukiwaczy przygód i skarbów budzą jednak najnowsze dzieje
warowni, a zwłaszcza jej losy z czasu II wojny światowej. W planach
nazistów Książ miał wejść w skład jednego z najbardziej zagadkowych,
Strona 8
a zarazem największych projektów III Rzeszy – kompleksu Riese. Miał
to być system kwater wojskowych i obiektów strategicznych,
na którego realizację, jak współcześnie skrupulatnie obliczono, zużyto
znacznie więcej betonu niż na budowę schronów przeciwlotniczych dla
ludności cywilnej na terenie całej III Rzeszy. Setki więźniów obozu
wzniesionego w pobliżu pracowało ponad siły w zamkowych
podziemiach przy kopaniu tuneli oraz innych konstrukcji, których
przeznaczenia do dziś nie udało się ustalić. Jak twierdzą znawcy tematu,
współcześnie znane tunele i korytarze, o powierzchni 3 tysięcy metrów
kwadratowych, są jedynie częścią podziemnych konstrukcji
stworzonych tu przez hitlerowców – reszta została albo zniszczona, albo
umiejętnie zamaskowana. Trudno się zatem dziwić, iż podziemia
zamkowe obrosły całą masą legend, mitów i teorii spiskowych. Ponoć
pod Dziedzińcem Honorowym ukryty jest ogromny dworzec, w którym
znajduje się słynny Złoty Pociąg, a we wciąż nieodnalezionych
skrytkach, schowkach i tajemniczych pomieszczeniach mają się mieścić
archiwa z czasów II wojny światowej, a także zrabowane przez
hitlerowców skarby europejskiej kultury i sztuki, w tym słynna
Bursztynowa Komnata.
Ale do Książa turystów przyciąga nie tylko ponura sława kompleksu
Riese i dreszczyk emocji związany z ukrytymi tam ponoć skarbami.
Równie silnym magnesem jest najsłynniejsza lokatorka zamku –
księżna Daisy, a właściwie Maria Teresa Oliwia Hochberg von Pless,
bo tak brzmiało jej pełne nazwisko. Dziewczyna nie lubiła swych
chrzcielnych imion i na co dzień używała przezwiska nadanego jej przez
najbliższych – Daisy, czyli Stokrotka. Urodzona w angielskiej
arystokratycznej rodzinie Cornwallis-West, mogącej się poszczycić
królewskimi przodkami, ale niedysponującej funduszami
na zapewnienie młodej pannie stosownego posagu, zawitała na Śląsk
w 1892 roku, krótko po ślubie z Janem Henrykiem XV Hochbergiem,
synem i potencjalnym spadkobiercą olbrzymiej fortuny swego rodu.
Zawarte w grudniu poprzedniego roku małżeństwo było typową dla
owych czasów „transakcją wiązaną”. Daisy wnosiła do rodziny swego
męża królewskie pochodzenie, co znacznie podnosiło prestiż Jana
Henryka i jego krewnych, natomiast on miał zapewnić jej życie
w luksusie. I faktycznie tak było – przed Hochbergami stanęły otworem
Strona 9
wszystkie europejskie dwory, a sama księżna wiodła beztroskie życie
otoczonej zbytkami arystokratki. Przedsmak tego, co ją czeka, mogła
poczuć już w dniu ślubu, jako że do ołtarza szła w podarowanej jej
przez teścia koronie wysadzanej brylantami, a służba jej męża zwracała
się do niej per „Wasza Wysokość”. Obsypywana przez małżonka
kosztownymi prezentami, Daisy podróżowała po Europie, brylowała
na salonach i dworach, budząc podziw przedstawicieli obu płci.
Doskonale wpisująca się w kanony piękna obowiązujące na przełomie
XIX i XX wieku, księżna była celebrytką owych czasów i gdyby żyła
dzisiaj, zapewne nie schodziłaby ze szpalt tabloidów i głównych stron
portali internetowych. Słynęła z dobrego gustu, pięknych strojów,
na które nie szczędziła pieniędzy i które kupowała zazwyczaj
w najdroższych paryskich czy londyńskich salonach mody, oraz
ze wspaniałej biżuterii. Sporządzane co jakiś czas spisy posiadanych
przez nią klejnotów, naszyjników, diademów czy broszek do dziś mogą
przyprawić o zawrót głowy.
Czy jednak pozornie rozpieszczana przez męża księżna, której nie
brakowało ptasiego mleka, była szczęśliwa? Czy dane jej było poznać
smak prawdziwej miłości? Mogłoby się wydawać, że tak,
a przynajmniej takie wrażenie mogli odnieść postronni, ale były to
tylko pozory. Zawarte z rozsądku i wyrachowania małżeństwo nie było
szczęśliwe. Wkrótce po ślubie okazało się, że jedynym, co łączy Daisy
i jej męża, jest zamiłowanie do podróży i pasja do wydawania
pieniędzy. Na domiar złego kobieta bardzo źle się czuła w ojczyźnie
swojego małżonka i do końca życia nie nauczyła się dobrze władać
językiem Goethego i Schillera. Krewnych i rodaków Jana Henryka
gorszyła swoim nieszablonowym, a zdaniem wielu wręcz
skandalicznym zachowaniem. Jej nader swobodny styl życia, połączony
z wrodzonym poczuciem humoru i skłonnością do płatania figli, drażnił
poukładanych do bólu Niemców, od dziecka przyzwyczajonych
do sztywnych zasad pruskiego rygoru. Księżna nie była kobietą dającą
się zamknąć w czterech ścianach bogatego domostwa ani ograniczającą
swą rolę do towarzyskiej ozdoby bogatego małżonka. Podobnie jak
wiele dam z wyższych sfer realizowała się w działalności
charytatywnej, ale jej podejście do filantropii było rewolucyjne
i wyprzedzało epokę, w której przyszło jej żyć. Co więcej, w czasach,
Strona 10
gdy kobiety nie miały praktycznie żadnych praw, Daisy poważyła się
parać dziedziną od wieków zastrzeżoną dla mężczyzn – polityką. Jako
urodzona pacyfistka czynnie angażowała się w negocjacje pokojowe
z darzącym ją sympatią cesarzem Wilhelmem II, naiwnie wierząc,
że władca, tak samo jak zdecydowana większość Europy, pragnie
pokoju. A kiedy jej wysiłki spełzły na niczym, przywdziała mundur
pielęgniarski i pognała na front opiekować się rannymi żołnierzami.
Tej niebanalnej kobiecie życie nie szczędziło bolesnych razów. Daisy
straciła dwójkę dzieci: pierworodną córkę i najmłodszego syna, a sama
zmagała się z nieuleczalną chorobą, która w końcu skazała ją
na inwalidztwo. Musiała też znosić niewierność męża (choć ostatecznie
zdecydowała się na rozwód), liczne skandale gnębiące w dobie
międzywojnia jej rodzinę, a także poważne problemy finansowe,
bowiem na skutek poczynań Jana Henryka XV olbrzymia fortuna
Hochbergów stopniała niczym śnieg w promieniach wiosennego
słońca. Poznajmy zatem dzieje niezwykłej kobiety, przez bliskich
zwanej Stokrotką, której przyszło żyć w epoce wielkich zmian
historycznych i obyczajowych.
Strona 11
Patsy Cornwallis-West z dziećmi. Od prawej: Daisy, Shelagh i Georg; W&D Downey,
Londyn
Strona 12
Rozdział 1
Dziewczyna zwana Stokrotką
Strona 13
Książęce zmartwienia
Książę Jan Henryk XI z troską przyglądał się poczynaniom swojego
pierworodnego syna. Starał się wychować go na odpowiedzialnego,
rozsądnego człowieka – zasługującego na miano głowy rodu
Hochbergów, a zarazem pana na Pszczynie i Książu, który w przyszłości
przejmie jedną z największych fortun w ówczesnej Europie.
Jan Henryk (niem. Hans Heinrich) XV książę von Pless z rodu
Hochberg urodził się 23 kwietnia 1861 roku jako pierwszy syn Jana
Henryka XI. Chłopiec odziedziczył po ojcu nadane mu na chrzcie
imiona, a w przyszłości miał również odziedziczyć księstwo pszczyńskie.
W rodzie Hochbergów od XVII wieku istniała dość osobliwa tradycja
nadawania wszystkim męskim potomkom tego samego zestawu imion:
„Jan Henryk”, przy czym, jak wyjaśnia Jerzy Polak w swojej monografii
Poczet panów i książąt pszczyńskich. Od Fryderyka Erdmanna Anhalta
do Jana Henryka XV Hochberga, numeracja towarzysząca owym
imionom „oznaczała kolejność urodzeń synów o tym samym imieniu
w rodzie”1. Stąd też zauważalna niekonsekwencja w numerach
kolejnych hrabiów, a później książąt rodu Hochberg. I tak Jan Henryk
XI był wprawdzie synem Idy von Stechow i jej męża z rodu
Hochbergów, także noszącego imiona Jan Henryk, wraz z przysługującą
mu cyfrą rzymską X. Ale już jego dziadek po mieczu nie był, jak
wskazywałaby logika, Janem Henrykiem IX, tylko VI. Jak wyjaśnia
Jerzy Polak, Jan Henryk X, ojciec Jana Henryka XI, był dopiero
czwartym dzieckiem, a zarazem trzecim synem swoich rodziców. Jego
„dwaj starsi bracia zmarli zaraz po urodzeniu (Jan Henryk VIII urodził
się w sylwestra 1795 r. i zmarł w Nowy Rok, Jan Henryk IX w 1802 r.)”2.
Niestety w tym całym galimatiasie zagubił się Jan Henryk VII, którego
tożsamości nie udało się ustalić – być może zmarł zaraz po urodzeniu,
Strona 14
a może po prostu urodził się martwy. Zgodnie z tradycją rodzinną
trzeciemu synowi Jana Henryka VI i jego żony Idy, który notabene
pochodził z bliźniaczej ciąży i miał siostrę Charlottę, nadano
zwyczajowo dwa imiona i przeszedł do historii rodu jako Jan Henryk
X. Na szczęście tym razem zły los nie zabrał Idzie i jej mężowi
kolejnego dziecka i urodzony 18 grudnia 1806 roku chłopiec chował się
cało i zdrowo, a rodzice wiązali z nim niemałe nadzieje. Trzeba
przyznać, że Jan Henryk X spełnił je, i to z nawiązką, gdyż to właśnie
on położył podwaliny pod przyszłą potęgę rodu i sprawił, że kolejne
pokolenia rodziny znalazły się blisko tronu Prus i cesarzy niemieckich,
zaś jego prawnuk cieszył się przyjaźnią samego Wilhelma II. A przecież
w czasach, kiedy Jan Henryk X przejął księstwo, fortuna Hochbergów
była już mocno nadszarpnięta przez targające ówczesną Europą
zawirowania dziejowe: rewolucję francuską, wojny napoleońskie
i Wiosnę Ludów. Jak czytamy, majątek hrabiego Jana Henryka VI pod
koniec jego życia wyceniono „na ponad 430 tys. talarów. Jego długi
sięgały sumy prawie 0,5 mln talarów. Praktycznie oznaczało to
bankructwo. Aby ratować sytuację, część dóbr sprzedano [...]. Ostatnie
lata życia hrabia Hans Henryk VI spędził bez faktycznego wpływu
na majątek”3. Sytuacja uległa zmianie już w następnym pokoleniu,
właśnie za sprawą Jana Henryka X.
Początki, dziś już nieistniejącego, Księstwa Pszczyńskiego (niem.
Fürstentum Pless), ze stolicą rodową w Pszczynie, sięgają czasów
średniowiecza. Początkowo była to kasztelania, którą z czasem
włączono do księstwa opolskiego, a w 1517 roku tereny te stały się
prywatną własnością węgierskiego rodu Turzonów, by potem jeszcze
kilkakrotnie zmienić właścicieli. I tak ziemia pszczyńska przechodziła
kolejno do rąk Promnitzów i rodu Anhalt-Cöthen (Anhaltowie z linii
Cöthen, spotykana jest także pisownia Köthen), należącego do tak
zwanej wyższej szlachty Rzeszy i dzięki małżeństwom spokrewnionego
z Promnitzami. Za czasów Anhaltów król podniósł ziemię pszczyńską,
wcześniej mającą status wolnego państwa stanowego, do rangi
księstwa. Jego właściciele dodali wówczas do nazwiska „von Pless”,
czyli „z Pszczyny”, bowiem Pless to niemiecka nazwa tego miasta. Tak
się jednak nieszczęśliwie złożyło, że w połowie XIX stulecia ród
władający księstwem wygasł. Jego ostatni męski przedstawiciel,
Strona 15
Henryk von Anhalt-Cöthen, zdając sobie sprawę z tego, iż umrze
bezpotomnie, zawarł umowę sukcesyjną ze swoim siostrzeńcem, Janem
Henrykiem X Hochbergiem z Książa koło Wałbrzycha. Ściśle związany
ze Śląskiem ród Hochbergów, którego przedstawiciele przybyli na Śląsk
w XIII stuleciu z sąsiedniej Saksonii i służyli jako rycerze na dworach
piastowskich książąt, już w XIII wieku należał do najmożniejszych
rodzin w księstwie świdnicko-jaworskim. Dwieście lat później
Hochbergowie podzielili się na dwie linie: szlachecką z Dobrocina
(niem. Güttmannsdorf koło Dzierżoniowa) i hrabiowską z Książa
(Fürstenstein) koło Wałbrzycha oraz Roztoki (Rohnstock). Przez cztery
stulecia, a więc od czasów, kiedy w 1509 roku rycerz Conrad von
Hochberg kupił majątek Książ, siedzibą linii hrabiowskiej był zamek
Książ, pierwotnie zwany Książęcą Górą, a potem – Książęcym
Kamieniem. Co ciekawe, istniały trzy obowiązujące i równoprawne
wersje nazwiska: Hoberg, Hohberg i Hochberg, przy czym, jak ustalili
historycy, początkowo nazwisko rodu brzmiało Hoberg.
Ostatni, a przy tym bezdzietny władca Pszczyny z rodu Anhalt-
Cöthen przekazał księstwo swojemu krewnemu w zamian za roczną
rentę w wysokości 30 tysięcy talarów. Dla Hochberga bez wątpienia
był to interes życia. W 1847 roku Jan Henryk X przejął od swego
zmarłego wówczas wuja ziemie obejmujące znaczną część Śląska: miasta
Bieruń, Mysłowice i Mikołów, a także kilkadziesiąt wsi. W rezultacie
jego terytorium rozciągało się aż po dzisiejsze południowe dzielnice
Katowic i Rudy Śląskiej. Na terenie księstwa leżały nie tylko żyzne pola
uprawne oraz bujne i bogate w zwierzynę lasy, ale także dochodowe
przedsiębiorstwa: działający od 1613 roku i sukcesywnie
rozbudowywany browar, huta żelaza z wielkim piecem, którą
na początku XVIII stulecia założył Baltazar Erdmann Promnitz, oraz
huta szkła w Wesołej, skąd zresztą pochodziła część żyrandoli
zainstalowanych w pszczyńskim pałacu. Tuż obok w 1789 roku powstała
również huta cynku, gdzie produkowano ten metal metodą
opracowaną przez Johanna Christiana Ruberga. Pszczyńscy panowie
inwestowali także w górnictwo węgla kamiennego, zresztą na tym
terenie istniała jedna z pierwszych działających na Śląsku kopalni –
Emanuelssegen (późniejsza nazwa: Murcki). Janowi Henrykowi X
po śmierci wuja dostała się zatem istna żyła złota. Już w 1848 roku
Strona 16
otrzymał tytuł księcia Pszczyny, aczkolwiek stosowny dokument
potwierdzający owo nadanie został wydany dopiero dwa lata później.
W 1852 roku król powołał go do Izby Panów, czyli wyższej izby
pruskiego parlamentu. Podczas inauguracyjnego posiedzenia Jan
Henryk X został jej pierwszym przewodniczącym. Tytuł książęcy, Fürst
von Pless, podobnie jak samo księstwo, był dziedziczny – na zasadzie
majoratu4, czyli przechodził z ojca na jego najstarszego syna. Jan
Henryk X okazał się dobrym gospodarzem, ale prawdziwy rozkwit
księstwa nastąpił dopiero za czasów jego najstarszego syna
i spadkobiercy, Jana Henryka XI, który władzę w księstwie, oczywiście
wraz z tytułem, przejął po przedwczesnej śmierci swojego ojca w 1855
roku. Pomimo że miał zaledwie dwadzieścia dwa lata, okazał się
wyśmienitym gospodarzem, obdarzonym smykałką do biznesu. Dzięki
jego działalności majątek rodzinny jeszcze się powiększył –
na przełomie XIX i XX stulecia należały do niego nie tylko rozległe,
odziedziczone po przodkach posiadłości ziemskie, ale także dziewięć
kopalń węgla kamiennego, dwie elektrownie, trzy gorzelnie, cukrownia,
fabryka papieru, dwa kamieniołomy, wspomniany już browar
w Tychach oraz trzydzieści dwa procent akcji Browaru Obywatelskiego
w tym mieście. Nawiasem mówiąc, ten ostatni został wzniesiony
w latach 1895–1897 z inicjatywy spółki Brieger Aktien Brauerei-
Gesellschaft jako konkurencja dla należącego do księcia browaru. Jan
Henryk XI dość szybko uporał się z rywalem, wykupując akcje
przedsiębiorstwa. Tyskie browary były oczkiem w głowie tego
przedsiębiorczego arystokraty, a on sam uważał je za swój największy
życiowy sukces. Chcąc jak najlepiej poznać tajniki piwowarskiej
profesji, często przychodził na teren zakładu, ale bynajmniej nie po to,
by kontrolować proces produkcji, tylko by... pomagać fizycznie przy
pracach! Potrafił też skutecznie sprzedać produkowany przez siebie
trunek. Zadbał między innymi o to, by tyskie piwo było jednym
z napojów serwowanych w trakcie uroczystego otwarcia wieży Eiffla
w Paryżu. Pomimo braku ekonomicznego wykształcenia błyskawicznie
reagował na zmiany na rynku – kiedy w latach sześćdziesiątych
i siedemdziesiątych XIX stulecia wybuchł kryzys w światowym
hutnictwie, zlikwidował funkcjonujące na terenie jego włości huty
i zamiast inwestować w przemysł ciężki, postawił na gospodarkę leśną.
Strona 17
To właśnie dochody z tej działalności stały się jednym z filarów
książęcego budżetu. Jan Henryk XI nie zaniedbywał też rolnictwa:
na terenie księstwa funkcjonowały dwadzieścia cztery folwarki,
na bieżąco elektryfikowane. Książę był także jednym z nielicznych
magnatów niemieckich bez długów w bankach – dochody
z browarnictwa, a przede wszystkim z gospodarki leśnej wystarczały nie
tylko na życie w luksusie, ale i na pokrycie kosztów nowych inwestycji.
Pan na Pszczynie słynął też ze swojej działalności charytatywnej:
ufundował szpital joannitów w Pszczynie (dziś już nieistniejący) oraz
gimnazjum (obecnie Liceum im. Bolesława Chrobrego), a 24 tysiące
marek przekazał na budowę nowego kościoła katolickiego
w Bojszowach, pomimo iż sam był ewangelikiem.
Ponieważ pasją księcia były polowania, dbał o to, by w należących
do niego lasach nie zabrakło zwierzyny. W tym celu sprowadzał
do nich daniele czy egzotyczne jelenie sika z Japonii, które –
w przeciwieństwie do sprowadzonych z Berchtesgaden jeleni wapiti –
szybko się zaaklimatyzowały. Zainicjował także hodowlę żubrów –
w 1865 roku w zamian za dwadzieścia jeleni car Aleksander II ofiarował
mu żubry z Białowieży, a konkretnie byka i cztery krowy, które stały
się podwaliną pszczyńskiego stada. W efekcie, kiedy w Drugiej
Rzeczpospolitej zabierano się do restytucji żubra w Białowieży, gdzie te
piękne zwierzęta zostały wytrzebione, w lasach pszczyńskich bytowało
stado złożone z czterdziestu dwóch osobników. Do Pszczyny chętnie
zjeżdżali arystokraci i koronowane głowy z całej Europy – głównie
po to, by oddać się ulubionej rozrywce wyższych sfer, czyli
polowaniom. Zresztą sam książę w 1873 roku otrzymał dożywotni tytuł
wielkiego łowczego królewskiego, który wiązał się z obowiązkiem
organizacji królewskich polowań. Mianowano go też szefem cesarskiego
urzędu łowieckiego. Nie były to zresztą wszystkie zaszczyty i godności,
jakie spłynęły na Jana Henryka XI – w 1905 roku cesarz Wilhelm II
nadał mu, wprawdzie tylko dożywotnio, najwyższy niemiecki tytuł
książęcy: „Herzog” (wyższą rangę miał jedynie „Erzherzog” – arcyksiążę,
przeznaczony wyłącznie dla członków domu Habsburgów). Odtąd pan
na Pszczynie tytułował się „Herzog von Pless”.
Wprawdzie potomek Jana Henryka XI nie mógł odziedziczyć tego
ostatniego tytułu, ale za to miał przejąć ziemskie włości swojego
Strona 18
utytułowanego i wielce zasłużonego ojca. Zanim opowiemy
o pierworodnym synu księcia Jana Henryka XI, wyjaśnijmy, dlaczego
przy jego imionach widnieje rzymska cyfra XV, a nie – jak dyktuje
logika – XII, zwłaszcza że był synem pierworodnym i nie miał
starszych, przedwcześnie zmarłych braci. Otóż numery dwunasty,
trzynasty i czternasty nosili trzej młodsi bracia Jana Henryka XI:
urodzony w 1833 roku Jan Henryk XII, który zmarł zaledwie po czterech
miesiącach od przyjścia na świat; Jan Henryk XIII Konrad, który urodził
się w 1837 roku; oraz urodzony w 1843 roku Jan Henryk XIV Bolko
Hochberg – dyplomata i kompozytor. Nie wiadomo, czym kierowali się
członkowie rodu Hochbergów, nadając te same imiona swoim męskim
potomkom, ale z całą pewnością nie brali pod uwagę problemów, jakie
w przyszłości sprawi ta kwestia ich biografom.
Jan Henryk XI, mając na względzie nie tylko dobro swojego
najstarszego potomka, ale także przyszłość rodu i należących do niego
od pokoleń ziem, dołożył wszelkich starań, by jego następca i jedyny
spadkobierca otrzymał solidne wykształcenie. Początkowo, tak jak to
było w zwyczaju pruskiej arystokracji, przyszły książę pszczyński
korzystał z dobrodziejstw domowej edukacji, ucząc się pod okiem
starannie dobranych przez ojca guwernerów, ale z czasem trafił
do ekskluzywnego Gimnazjum św. Magdaleny we Wrocławiu. Tam też
jesienią 1879 roku zdał maturę. Jan Henryk wprawdzie nie błyszczał
w gronie uczniów owej szacownej placówki, ale był dobrym
i pojętnym uczniem. Już po maturze, również z woli ojca, rozpoczął
studia uniwersyteckie w Berlinie, Genewie i Bonn, gdzie zgłębiał nauki
ekonomiczne. Jan Henryk XI celowo obrał taką drogę dla swego
spadkobiercy – nauka na renomowanych uczelniach miała przygotować
młodego księcia do zarządzania olbrzymim majątkiem rodzinnym.
Niestety młodzieńca bardziej niż opasłe tomiska omawiające
zagadnienia gospodarki i ekonomii interesowało bujne życie
towarzyskie i trwonienie ojcowskich pieniędzy. Przyczyn owych
skłonności można upatrywać w dzieciństwie Jana Henryka, który
dorastał w atmosferze luksusu, pławiąc się w dostatkach. Jego ojciec
był jednym z najbogatszym ludzi nie tylko w Niemczech, ale wręcz
w całej Europie – majątek pana na Pszczynie szacowano na, bagatela, 95
milionów marek. W dodatku rocznie przynosił aż 1 milion marek zysku.
Strona 19
Jak podaje przywoływany wcześniej Jerzy Polak, bogactwo księcia
plasowało go na piątym miejscu zestawienia „najbogatszych ludzi
Niemiec. Na pierwszym miejscu był potentat finansowy Krupp von
Bohlen, na drugim książę Henckel von Donnersmarck, a na czwartym
baron Rotschild. Tym samym Jan Henryk XI był po Donnersmacku
najbogatszym człowiekiem na niemieckim Śląsku”5.
Wprawdzie Jan Henryk XV miał w przyszłości odziedziczyć
wspomnianą fortunę i rodowe dobra, ale ponieważ jego ojciec był
mężczyzną w sile wieku i nie zamierzał przechodzić w stan spoczynku,
trzeba było znaleźć młodemu człowiekowi jakieś zajęcie.
Przedsiębiorczy Jan Henryk XI postanowił, że jego syn zrobi karierę
w działalności publicznej. Pierwszym etapem miała być służba
wojskowa w armii cesarskiej, do której młody książę wstąpił w 1881
roku, by służyć jako tak zwany ochotnik jednoroczny w królewskim
regimencie huzarów, a następnie w elitarnym regimencie huzarów
gwardii, gdzie służbę odbywali wyłącznie synowie arystokracji.
Wprawdzie kariera wojskowa nie była powołaniem Jana Henryka, ale
do końca życia pozostał w nim pewien sentyment do armii – bardzo
lubił paradować w mundurze huzarów i podtrzymywał kontakty
z różnego rodzaju związkami wojskowymi oraz militarnymi.
Ukończywszy w 1882 roku służbę wojskową, młodzieniec wyruszył
w trwającą sześć lat podróż zagraniczną, w trakcie której odwiedził
Indie oraz Amerykę Północną. Nie tylko zwiedzał, ale także
romansował, uwodząc tamtejsze piękności, i trwonił majątek.
Wyjątkowo spodobało mu się w Stanach Zjednoczonych; nawet
zakochał się w pewnej Amerykance, z którą zapragnął się ożenić, ale
ojciec nie wyraził na to zgody. Nie uchodziło, żeby syn niemieckiego
księcia i jednego z najbogatszych ludzi w Europie żenił się z jakąś
amerykańską przybłędą. O ile jednak stary książę, jak zaczęto wówczas
nazywać Jana Henryka XI – pomimo że w 1885 roku skończył dopiero
pięćdziesiąt dwa lata – nie chciał, aby jego pierworodny żenił się
z Amerykanką, o tyle nie miał nic przeciwko temu, żeby objął on
niemiecką placówkę dyplomatyczną w USA. Ze zrozumiałych
względów młody człowiek, niemający żadnego doświadczenia
w dyplomacji, nie mógł od razu przejąć posady ambasadora. Dzięki
protekcji ojca i jego interwencji u samego kanclerza Bismarcka Jan
Strona 20
Henryk XV odbył więc staż w berlińskim Ministerstwie Spraw
Zagranicznych (niem. Auswärtiges Amt), gdzie zetknął się z księciem
Wilhelmem Hohenzollernem, późniejszym cesarzem Wilhelmem II.
Jako że syn Fryderyka III Hohenzollerna był starszy od arystokraty
z Pszczyny tylko o dwa lata, młodzieńców szybko połączyła przyjaźń.
Przyszły cesarz z pewnością nie towarzyszył Janowi Henrykowi w jego
podbojach miłosnych, bo kobiety w życiu Wilhelma odgrywały raczej
marginalną rolę. Był on wręcz podejrzewany o homoseksualizm,
podczas gdy dziedzic Pszczyny uchodził za typowego uwodziciela –
na zabawę i kobiety wydawał krocie, zaciągając przy tym długi, które
spłacał jego zamożny ojciec.
W 1886 roku, po zakończeniu stażu w ministerstwie, Jan Henryk XV
objął stanowisko attaché w poselstwie niemieckim w Brukseli, a rok
później – w ambasadzie w Paryżu, natomiast po zdaniu państwowego
egzaminu dyplomatycznego w 1888 roku i uzyskaniu tytułu sekretarza
został wysłany do ambasady niemieckiej w Londynie. Tam
przepracował kolejny rok, by w sierpniu 1891 roku udać się z misją
dyplomatyczną do Petersburga.
Wydawałoby się, że stary książę powinien być zadowolony
z takiego rozwoju wydarzeń, wszak jego syn robił karierę w dyplomacji.
Jednak pana na Pszczynie martwił hulaszczy tryb życia pierworodnego
i jego beztroski stosunek do wydawania pieniędzy, czego widomym
dowodem byli wierzyciele upominający się o spłatę długów
zaciąganych bez umiaru przez młodego dyplomatę. Jan Henryk XI
naiwnie sądził, iż małżeństwo skutecznie wyleczy jego syna z tych
nagannych skłonności, dlatego rozglądał się za odpowiednią
kandydatką na synową. Niestety książę nie palił się do ożenku,
pomimo że ojciec próbował go zeswatać z którąś z niemieckich
księżniczek. Żadna nie przypadła młodzieńcowi do gustu...
W tym czasie wśród niemieckiej arystokracji, a szczególnie w gronie
jej męskich przedstawicieli, panowała istna anglomania – noszono się
na angielską modłę, czytano angielską literaturę i zatrudniano
angielskie guwernantki. Samych Anglików nieco to śmieszyło, czego
dowodzi chociażby wzmianka zamieszczona w jednej z brytyjskich
gazet: „Tenis, golf, jazda na rowerze, żeglowanie, polowania –
w zasadzie każdy rodzaj aktywności na świeżym powietrzu – stały się