789

Szczegóły
Tytuł 789
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

789 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 789 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

789 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Maurice Druon Lew i lilie. Cz. 6 historycznego cyklu powie�ciowego "Kr�lowie przekl�ci" "Polityka poLega na woli zdobycia i zachowania w�adzy; wymaga wi�c dzia�ania drog� przymusu albo �udzenia umys��w... Istota polityki si�� rzeczy zmusza w ostateczno�ci do przeinaczania..." Paul Valery Cz�� pierwsza Nowi kr�lowie I �lub w styczniu Ze wszystkich miejskich parafii po obu stronach rzeki ze �wi�tego Dionizego, �wi�tego Cuthberta, �wi�tych Marcina i Grzegorza, �wi�tej Marii Starszej; �wi�tej Marii M�odszej, z Shambles, Tanner Grow - zewsz�d od dw�ch godzin nieprzerwanym sznurem ci�gn�a ludno�� Yorku ku Minster, pot�nej, jeszcze nie wyko�czonej w zachodniej cz�ci katedrze, wysokiej, d�ugiej, masywnej, osadzonej na wzg�rzu nad miastem. Zwarty t�um sta� na Stonegate i Deangate, dw�ch kr�tych ulicach wychodz�cych na Yard. M�okosi wspi�ci na kamiennych s�upkach widzieli jeno g�owy, nic tylko g�owy, po prostu �an g��w ca�kowicie pokrywaj�cy ogromny plac. Mieszczanie, kupcy, matrony z licznym potomstwem, u�omni na kulach, s�u�ebne, czeladnicy, klerycy w kapturach, �o�nierze w kolczugach; �ebracy w �achmanach zmieszali si� ze sob� jak �d�b�a w p�ku siana. Z�odzieje o w�cibskich palcach zarabiali tu na kr�g�y rok. Wy�ej w oknach zawis�y grona twarzy. Lecz czy� mo�na zwa� po�udniem �w mglisty, wilgotny p�cie�, ten zimny opar, we�niste k�aki spowijaj�ce ogromn� budowl� i drepc�c� w b�ocie ci�b�? T�um skupia� si�, by zachowa� w�asne ciep�o. 24 stycznia 1328 roku, przed Przewielebnym Williamem Meltonem, arcybiskupem Yorku i prymasem Anglii, niespe�na szesnastoletni Kr�l Edward III po�lubia� ledwie czternastoletni� kuzynk�, Pani� Filip� de Hainaut. Ani jednego pustego miejsca w katedrze zarezerwowanej dla dostojnik�w kr�lewskich, wysokiego duchowie�stwa, Parlamentu, dla pi�ciuset zaproszonych rycerzy, setki szkockich, w kraciastych szatach, szlachcic�w, przyby�ych ratyfikowa� przy tej sposobno�ci traktat pokojowy. Za chwil� zostanie odprawiona uroczysta msza z udzia�em stu dwudziestu �piewak�w. Ale na razie pierwsz� cz�� ceremonii, w�a�ciwy obrz�d �lubny, celebrowano przed po�udniowym portalem na zewn�trz ko�cio�a oraz na oczach ludu, wedle pradawnego rytua�u i zwyczaj�w obowi�zuj�cych w archidiecezji Yorku. Mg�a znaczy�a wilgotnymi smugami czerwony aksamitny baldachim wzniesiony przy progu, skupia�a si� na mitrach biskupich, lgn�a do futer na ramionach rodziny kr�lewskiej zgromadzonej wok� m�odej pary. - Here I take thee, Philippa, to my wedded wife, to have and to hold at bed and at board... Oto bior� ciebie, Filipo, za �lubn� �on�, aby ci� mie� i zachowa� w mym �o�u i domostwie... G�os kr�la dobywaj�c si� z m�odzie�czych warg i go�ow�sej twarzy zadziwia� moc�, czysto�ci� i g��bi� uczucia. Zaskoczeni byli: kr�lowa matka Izabela, a tak�e pan Jan de Hainaut, stryj panny m�odej, stoj�cy w szeregach hrabiowie Edmund Kent i Norfolk, i Lancaster Krzywoszyjek, przewodnicz�cy Rady Regencyjnej i opiekun kr�la. - ... for fairer for fouler, for batter for worse, in sickness and in health... na dol� pi�kn� i szpetn�, najlepsz� i najgorsz�, w chorobie i zdrowiu... Szept t�umu milk� powoli. Cisza rozszerza�a si� kolist� fal�, a pod�wi�k g�osu m�odego kr�la ni�s� si� ponad tysi�cami g��w, s�yszalny niemai�e a� na kra�cach placu. Kr�l wolno wypowiada� d�ug� �lubn� przysi�g�, kt�rej si� wczoraj nauczy�; lecz rzek�oby si�, �e sam j� u�o�y�, tak akcentowa� ka�dy wyraz, tak si� we� wmy�la�, aby go przepoi� najg��bsz�, najbardziej wa�k� tre�ci�. By�y to jakby s�owa modlitwy przeznaczonej; aby j� wypowiedzie� raz jedynie i na ca�e �ycie. Przez m�odzie�cze usta przemawia�a dusza dojrza�ego m�czyzny, prze�wiadczonego o mocy swego przyrzeczenia wobec Nieba, ksi�cia �wiadomego swego po�rednictwa mi�dzy ludem a Bogiem. Na �wiadk�w swej mi�o�ci, kt�r� przysi�ga� Pani Filipie, m�ody kr�l bra� swych krewnych, bliskich, wielkich dostojnik�w, baron�w, pra�at�w, ludno�� Yorku i ca�ej Anglii. Prorocy gorej�cy �arliw� mi�o�ci� ku Bogu, przyw�dcy narod�w przenikni�ci sw� jedyn� ide� potrafi� narzuci� t�umom w�asn� wiar�. Publicznie g�oszona mi�o�� tak�e posiada ow� moc - powoduje zespolenie wszystkich w uczuciu jednostki. Nie by�o w�r�d zebranych kobiety, bez wzgl�du na wiek, ani wdowy, ani dziewcz�tka, ani prababki, kt�ra by nie czu�a si� na miejscu panny m�odej; nie by�o m�czyzny, kt�ry by nie uto�samia� si� z m�odym kr�lem. Edward III jakby po�lubia� ca�� kobieco�� swego ludu; a ca�y nar�d wybiera� sobie Filip� na towarzyszk� �ycia. Wszystkie m�odzie�cze rojenia, rozczarowania wieku dojrza�ego, gorycze staro�ci kierowa�y si� ku nim jak ofiara wytrys�a z serc. Tego wieczoru na ciemnych ulicach oczy narzeczonych roz�wietl� mrok, a po wieczerzy nawet stare, zoboj�tnia�e stad�a wezm� si� za r�ce. Je�li od zamierzch�ych czas�w ludy cisn� si� na �luby ksi���t, czyni� to, by uczestniczy� w szcz�ciu, kt�re objawione na takich wy�ynach wydaje si� doskona�e. - ...till death us do part... p�ki �mier� nas nie roz��czy... �cisn�y si� gard�a; z placu doby�o si� g��bokie westchnienie zasmuconego zdziwienia, niemal nagany. Nie, w takiej chwili nie nale�a�o m�wi� o �mierci; niemo�liwe, aby te dwie m�ode istoty spotka� powszechny los, nie mo�na pogodzi� si� z tym, �e s� �miertelne. - ...and thereto I plight thee my troth... i to wszystko na m� wiar� tobie przyrzekam. M�ody kr�l czu� oddech t�umu, ale na� nie patrzy�. Jego jasnoniebieskie, prawie szare oczy o uniesionych tym razem rz�sach nie opuszcza�y opatulonej w aksamity i tiule rudej, okr�g�ej dziewuszki, kt�rej sk�ada� przysi�g�. Pani Filipa bowiem w niczym nie przypomina�a ksi�niczki z bajki i nie by�a nawet zbyt urodziwa. Odziedziczy�a po rodzinie Hainaut pulchn� twarzyczk�, ma�y nosek, kr�tk� szyj�, cer� piegowat�. Nie odznacza�a si� szczeg�lnym wdzi�kiem w ruchach, ale przynajmniej by�a skromna i nie usi�owa�a przybiera� majestatycznej postawy, kt�ra by do niej wcale nie pasowa�a. Bez insygni�w kr�lewskich mo�na by j� by�o wzi�� za byle jak� rud� pann� w jej wieku; podobne do niej liczy si� na p�czki w�r�d wszystkich p�nocnych narod�w. I to w�a�nie wzmaga�o tkliwo�� t�umu ku niej. By�a wyznaczona przez los i Boga, ale w swej istocie nie r�ni�a si� od kobiet, nad kt�rymi mia�a panowa�. Wszystkie rude i pulchne czu�y si� wyr�nione i zaszczycone. A� dr�a�a ze wzruszenia, mru�y�a powieki, jakby nie mog�c znie�� wpatrzonego w ni� wzroku ma��onka. Zbyt pi�kne by�o to wszystko, co j� spotyka�o. Tyle wok� niej koron, tyle mitr i te damy, i ci rycerze, kt�rych dostrzega�a we wn�trzu katedry za �wiecami, stoj�cych szeregiem jak wybra�cy w Raju, i ca�y ten lud wok�... kr�lowa, zostanie kr�low�, i to wybran� z mi�o�ci. Ach! Jak b�dzie mu s�u�y�a, pie�ci�a i wielbi�a tego �licznego ksi�cia o jasnych w�osach, d�ugich rz�sach i delikatnych d�oniach; przed dwudziestu miesi�cami jakby cudem przyby� on do Valenciennes towarzysz�c na wygnaniu matce, kt�ra zjecha�a prosi� o pomoc i opiek�. Rodzice wys�ali ich wraz z reszt� dzieci, aby si� pobawili w sadzie; on si� w niej zakocha�, a ona w nim. Teraz on zosta� kr�lem i o niej nie zapomnia�. Co za szcz�cie po�wi�ci� mu �ycie! L�ka�a si� tylko, �e nie jest do�� pi�kna, aby mu si� zawsze podoba�, ani do�� uczona, aby mu dzielnie towarzyszy�. - Podajcie, Pani, Wasz� praw� r�k� - rzek� do niej arcybiskup-prymas. Natychmiast Filipa wysun�a z aksamitnego r�kawa pulchn� r�czk� i �mia�o poda�a j� rozchylaj�c palce. Edward z zachwytem spojrza� na r�ow� gwiazdk�, kt�ra mu si� oddawa�a. Arcybiskup wzi�� z tacy, podanej przez innego pra�ata, p�ask� z�ot� obr�czk� wysadzan� rubinami, kt�r� pob�ogos�awi� i poda� kr�lowi. Obr�czka by�a mokra, jak wszystko czego tkn�a mg�a. P�niej arcybiskup zbli�y� �agodnie r�ce ma��onk�w. - W imi� Ojca - wypowiedzia� Edward przyk�adaj�c obr�czk� do koniuszka kciuka Filipy, lecz jej nie wsuwaj�c - w imi� Syna... Ducha �wi�tego... - m�wi� powtarzaj�c gest przy wskazuj�cym i �rodkowym jej palcu. Wreszcie wsun�� pier�cie� na serdeczny palec i wyrzek�: - Amen! Zosta�a jego �on�. Kr�lowa Izabela mia�a �zy w oczach, jak ka�da matka, kt�ra �eni syna. Usi�owa�a prosi� Boga, aby obdarzy� jej dziecko wszelkim szcz�ciem, lecz przede wszystkim my�la�a o sobie i cierpia�a. Minione dni przywiod�y j� do punktu, w kt�rym przesta�a by� pierwsza w synowskim sercu i domu. Nie, na pewno nie potrzebowa�a o cokolwiek si� obawia�, o autorytet na dworze, ani por�wnania swej urody z t� piramidk� aksamit�w i haft�w, kt�r� los jej przydzieli� jako synow�. Strzelista, szczup�a i z�otow�osa, o pi�knych warkoczach upi�tych po obu stronach jasnej twarzy, trzydziestosze�cioletnia kr�lowa Izabela wygl�da�a ledwie na trzydziestk�. Upewni�o j� o tym zwierciad�o, kt�rego d�ugo si� radzi�a tego� ranka, gdy wk�ada�a koron� na uroczysto��. A jednak�e pocz�wszy od tego dnia przesta�a by� po prostu kr�low�, aby zosta� kr�low� matk�. Jak to si� szybko sta�o! Czy w taki spos�b mia�o si� rozwia� dwadzie�cia lat �ycia tak bardzo burzliwych? My�la�a o w�asnym �lubie, akurat przed dwudziestu laty, jak i dzi� pod koniec stycznia r�wnie mglistego, w Boulogne, we Francji. Wychodzi�a za m�� wierz�c w szcz�cie, tak�� z g��bi serca wypowiada�a �lubn� przysi�g�. Czy wtedy wiedzia�a, z kim j� ��czono, aby zadowoli� interesy kr�lestw? Czy wiedzia�a, �e za mi�o�� i przywi�zanie, jakie wnosi�a, otrzyma w zamian jedynie upokorzenia, nienawi�� i pogard�, �e w �o�u swego ma��onka ujrzy nawet nie kochanki, ale m�czyzn, chciwych gorszycieli, �e zrabuj� jej posag, odbior� w�o�ci, �e b�dzie musia�a uciec na wygnanie, aby ocali� zagro�one �ycie i zebra� wojska, aby obali� tego�, kt�ry wsun�� na jej palec �lubn� obr�czk�? Ach! M�odziutka Filipa mia�a wielkie szcz�cie, nie tylko by�a po�lubiona, ale i mi�owana! Jedynie pierwsze zwi�zki mog� by� w pe�ni czyste i w pe�ni szcz�liwe. Nic ich nie zast�pi, je�li s� nieudane. Nast�pne mi�owanie nigdy nie osi�ga tej czystej doskona�o�ci; nawet gdy jest trwa�e jak ska�a, w jej marmurze biegnie �y�a innej barwy, niby zasch�a krew przesz�o�ci. Kr�lowa Izabela zwr�ci�a wzrok na Rogera Mortimera, barona na Wigmore, swego kochanka, cz�owieka, kt�ry tyle� dzi�ki niej, ile sobie, wszechw�adnie rz�dzi� Angli� w imieniu m�odego kr�la. �ci�gn�wszy brwi, z surow� twarz�, skrzy�owanymi na przepysznym p�aszczu ramionami w tej�e sekundzie na ni� patrzy� nie�yczliwie. "Zgaduje, o czym my�l� - rzek�a sobie. - Ale jakim�e on jest cz�owiekiem, �e sprawia wra�enie, jakby si� grzeszy�o, skoro na chwil� przestanie si� my�le� o nim?" Zna�a jego pos�pny charakter i u�miechn�a si� do�, aby go u�agodzi�. Czego� chcia� wi�cej ponad to, co posiada�? �yli ze sob� jak m�� i �ona, mimo �e ona by�a kr�low�, a on - �onaty, i ca�e kr�lestwo przygl�da�o si� ich jawnej mi�o�ci. Zarz�dzi�a, by mia� ca�kowit� kontrol� nad w�adz�. Mortimer mianowa� swych ludzi na wszystkie urz�dy; kaza� nada� sobie wszystkie lenna by�ych faworyt�w Edwarda II, a Rada Regencyjna tylko zatwierdza�a jego wol�. Mortimer nawet uzyska� jej zgod� na egzekucj� zdetronizowanego ma��onka. Wiedzia�a, �e z jego powodu niekt�rzy zowi� j� Wilczyc� z Francji! Czy m�g� wzbroni� jej my�le� w dzie� �lubu o zamordowanym ma��onku, zw�aszcza gdy kat znajdowa� si� tutaj w osobie Jana Maltraversa, �wie�o mianowanego seneszalem Anglii, a jego d�ugie, ponure oblicze jawi�o si� mi�dzy twarzami najdostojniejszych pan�w jak pami�� o zbrodni? Obecno�� ta by�a przykra nie tylko Izabeli. Jan Maltravers, zi�� Mortimera, by� stra�nikiem zamordowanego kr�la; nag�e wyniesienie na urz�d seneszala zbyt wyra�nie ujawnia�o us�ugi, za kt�re mu tym sposobem zap�acono. Oficjalnie Edward II zmar� �mierci� naturaln�! Ale kto na dworze wierzy� w t� bajk�? Hrabia Kentu, przyrodni brat zmar�ego, pochyli� si� ku kuzynowi Henrykowi o krzywej szyi i zaszepta�: - Zdaje si�, �e kr�lob�jstwo uprawnia teraz do wepchni�cia si� w szeregi rodziny. Edmund Kent dr�a�. Uwa�a� ceremonia� za zbyt d�ugi, rytua� Yorku - zbyt zawi�y. Dlaczego nie udzieli� �lubu w kaplicy londy�skiej twierdzy lub w jakim� zamku kr�lewskim, zamiast stwarza� sposobno�� do jarmarku ludowego. T�um napawa� go przykrym uczuciem. A na dobitk� widok Maltraversa... Czy to nie jest nieprzyzwoite, aby cz�owiek, kt�ry wyprawi� na tamten �wiat ojca, sta� teraz na tak poczesnym miejscu na �lubie syna? Krzywoszyjek z g�ow� przechylon� na prawe rami� - u�omno��, kt�rej zawdzi�cza� swe przezwisko - zamrucza�: - Drog� grzechu naj�acniej wkracza si� do naszej rodziny. Nasz przyjaciel pierwszy s�u�y nam dowodem... Owo "nasz przyjaciel" oznacza�o Mortimera, wobec kt�rego uczucia Anglik�w bardzo si� zmieni�y, odk�d wyl�dowa� by� przed p�tora rokiem na czele wojsk kr�lowej, witany jako wybawca. Mimo wszystko pos�uszna r�ka nie jest szpetniejsza ni� g�owa rozkazodawcy - my�la� Krzywoszyjek. - A Mortimer na pewno bardziej zawini�, a wraz z nim Izabela, ani�eli Maltravers. Ale i my wszyscy po trosze zawinili�my, wszyscy zawa�yli�my na ostrzu, gdy obalili�my Edwarda II. To si� nie mog�o sko�czy� inaczej". O owym czasie arcybiskup poda� m�odemu kr�lowi trzy z�ote monety z wybitymi na awersie herbami Anglii i Hainaut, a rewersem zdobnym w r�e - emblemat szcz�cia ma��e�skiego. Owe monety, zwane denarami �lubnymi, symbolizowa�y wiano - w dochodach, w�o�ciach i zamkach - jakie m�� ustanawia� dla �ony. Darowizny by�y ju� wpierw opisane i �ci�le ustalone, co troch� krzepi�o pana Jana de Hainaut, stryja, kt�remu wci�� nale�a�o si� pi�tna�cie tysi�cy liwr�w za �o�d rycerzy podczas kampanii w Szkocji. - Padnijcie, Pani, do n�g Waszego ma��onka, aby otrzyma� denary - rzek� arcybiskup do panny m�odej. Wszyscy mieszka�cy Yorku oczekiwali tej chwili ciekawi, czy miejscowy ceremonia� a� do ko�ca b�dzie respektowany, czy b�dzie obowi�zywa� kr�low� to, co i zwyk�� poddan�. Nikt jednak nie przewidzia�, �e Pani Filipa w porywie mi�o�ci i w podzi�ce nie tylko ukl�knie, lecz obur�cz obejmie nogi ma��onka i uca�uje kolana m�a, kt�ry wynosi� j� na tron kr�lewski. A zatem ta kr�glutka Flamandka zdolna by�a wzbogaci� ceremonia� pod wp�ywem porywu serca. T�um zgotowa� jej burzliw� owacj�. - My�l�, �e b�d� bardzo szcz�liwi - rzek� Krzywoszyjek do Jana de Hainaut. - Lud j� pokocha - powiedzia�a Izabela do Mortimera, kt�ry si� do niej przybli�y�. Kr�lowa matka czu�a si� poniek�d dotkni�ta; nie dla niej by�a przeznaczona ta owacja. "Teraz Filipa jest kr�low� - my�la�a. - Czas m�j si� sko�czy�. Tak, ale teraz mo�e b�d� mia�a Francj�". Przed tygodniem bowiem je�dziec w liberii z kwiatem lilii przycwa�owa� a� do Yorku, aby j� zawiadomi�, �e umiera ostatni jej brat, kr�l Francji, Karol IV. II Zabiegi o koron� Kr�l Karol IV zachorza� w �wi�to Bo�ego Narodzenia. Na Trzech Kr�li chirurdzy i lekarze ju� uznali go za straconego. C� by�o przyczyn� trawi�cej go gor�czki, rozrywaj�cego kaszlu, kt�ry wstrz�sa� wychud�� piersi�, krwawych plwocin? Medycy unosili ramiona bezradnym gestem. Przekle�stwo, wiadomo! Przekle�stwo dobija�o potomstwo Filipa Pi�knego. Wobec przekle�stwa wszelkie driakwie s� bezsilne. Dzieli� to mniemanie tak dw�r, jak i lud. Ludwik K��tliwy zgin�� ze zbrodniczej r�ki w dwudziestym si�dmym roku �ycia. Filip D�ugi skona� w dwudziestym dziewi�tym wypiwszy w Poitou wod� z zatrutej studni. Karol IV dotrwa� do trzydziestego trzeciego; osi�gn�� kres. Wiadomo, �e przekl�ci nie przekraczaj� wieku Chrystusowego! - A teraz my, bracie, winni�my przechwyci� w�adz� w kr�lestwie i mocno j� dzier�y� w gar�ci - rzek� hrabia de Beaumont, Robert d'Artois, do swego kuzyna i szwagra Filipa de Valois. - Ale tym razem - dorzuci� - nie damy si� prze�cign�� mojej stryjnie Mahaut. Zreszt�, ona nie ma ju� zi�cia, �eby go pcha� na tron. Ci dwaj stanowili okaz zdrowia. Robert d'Artois w czterdziestym pierwszym roku �ycia by� wci�� tym samym kolosem, kt�ry musia� si� schyla�, by przekroczy� pr�g, i m�g� powali� wo�u bior�c go za rogi. Celowa� w procedurze s�dowej, w kruczkach prawnych, intrygach, a umiej�tno�ci swych a� nadto dowi�d� rebeliami w Artois, rozp�taniem wojny w Gujennie i w wielu innych sprawkach. Ujawnienie skandalu w wie�y Nesle by�o po trosze jego dzie�em. Je�li kr�lowa Izabela i jej kochanek lord Mortimer mogli zebra� wojska w Hainaut, podburzy� Angli� i obali� Edwarda II, sta�o si� to poniek�d dzi�ki niemu. I nie czu� wstydu, �e ma na r�kach krew Ma�gorzaty Burgundzkiej. W ostatnich latach w Radzie s�abego Karola IV g�os jego brzmia� bardziej stanowczo ni� monarchy. Filip de Valois, o sze�� lat ode� m�odszy, nie by� tak genialny. Ale wysoki i silny, o szerokiej piersi, nobliwych ruchach, wygl�da� niemal na olbrzyma, gdy nie by�o przy nim Roberta; mia� okaza�� postaw�, kt�ra ol�niewa�a otoczenie. A zw�aszcza opromienia�a go pami�� po jego ojcu, s�ynnym Karolu de Valois, najbardziej wichrzycielskim i warcholskim ksi�ciu owych czas�w, goni�cym za mira�em tron�w, heroldem chybionych krucjat, ale znakomitym wodzem; usi�owa� na�ladowa� jego rozrzutno�� i wspania�o��. Cho� Filip de Valois a� dot�d nie zadziwi� Europy swymi talentami - obdarzano go zaufaniem. B�yszcza� na turniejach, kt�re kocha� nami�tnie; zapa�u, jakim si� na nich odznacza�, nie nale�a�o lekcewa�y�. - Filipie, b�dziesz regentem, ja ci por�czam - m�wi� Robert d'Artois. - Regentem, a mo�e i kr�lem, je�li B�g pozwoli... to znaczy, je�li za dwa miesi�ce kr�lowa, a moja siostrzenica, kt�rej brzuch ju� si�ga brody, nie urodzi syna. Biedny kuzynek Karol! Nie zobaczy tego dziecka, kt�rego tak pragn��. A je�eli nawet b�dzie ch�opak, to przecie� b�dziesz sprawowa� regencj� przez dwadzie�cia lat. Za� w ci�gu dwudziestu lat... Dalszy ci�g my�li wyrazi� szerokim ruchem r�ki, powokuj�c si� na wszelkie mo�liwe zbiegi okoliczno�ci, �miertelno�� dzieci�c�, wypadki na �owach, nieprzeniknione wyroki Opatrzno�ci. - Ty za� - m�wi� dalej olbrzym - bo� znam twoj� prawo��, zrobisz wszystko, �ebym odzyska� moje hrabstwo Artois, kt�re nies�usznie dzier�y Mahaut, z�odziejka, trucicielka, a tak�e z��czone z nim parostwo. Pomy�l, nawet nie jestem parem! Czy to nie kpiny? Wstyd mi za twoj� siostr�, a moj� ma��onk�. Filip z porozumiewawcz� min� dwukrotnie kiwn�� d�ugim, mi�sistym nosem i przymkn�� powieki. - Robercie, ja ci oddam nale�n� sprawiedliwo��, je�li b�d� w stanie j� sprawowa�. Mo�esz liczy� na moje poparcie. Na wsp�lnych interesach i budowaniu wsp�lnej przysz�o�ci buduj� si� najlepsze przyja�nie. Robert d'Artois, w kt�rym �adna sprawa nie budzi�a odrazy, podj�� si� uda� do Vincennes i da� do zrozumienia Karolowi Pi�knemu, �e dni jego s� policzone i winien wyda� kilka zarz�dze�, a mianowicie pilnie zwo�a� par�w i poleci� im Filipa jako regenta. A nawet, �eby wyra�niej podkre�li� wyb�r, czemu� by nie powierzy� ju� teraz rz�d�w w kr�lestwie Filipowi udzielaj�c mu pe�nomocnictwa? - Wszyscy jeste�my �miertelni, wszyscy, zacny m�j kuzynie - m�wi� tryskaj�cy zdrowiem Robert i pot�nym krokiem wstrz�sa� �o�em konaj�cego. Karol IV nie by� zdolny odm�wi�, a nawet odczuwa� ulg�, �e si� go uwolni od wszelkich trosk. My�la� tylko, jak zatrzyma� �ycie, kt�re ucieka�o mu przez usta. Filip de Valois otrzyma� wi�c pe�nomocnictwo od kr�la i wyda� rozkaz zwo�ania par�w. Robert d'Artois wnet rozpocz�� kampani�. Najpierw ruszy� do swego m�odego siostrze�ca d'Evreux; mia� on dwadzie�cia jeden lat, wdzi�czn� postaw�, lecz nie odznacza� si� przedsi�biorczo�ci�. By� �onaty z c�rk� Ma�gorzaty Burgundzkiej, Joann� Ma��, jak j� zwano nadal mimo uko�czonych siedemnastu lat, a pozbawion� praw do tronu po �mierci K��tliwego. W istocie z jej powodu wyszukano prawo salickie, aby j� odsun��, tym bardziej �e z�e prowadzenie si� matki podawa�o w znaczn� w�tpliwo�� jej prawe pochodzenie. Jako odszkodowanie i w celu za�agodzenia rodu burgundzkiego przyznano Joannie Ma�ej Nawarr�. Lecz wcale nie kwapiono si� z dotrzymaniem obietnicy i dwaj ostatni kr�lowie Francji zatrzymali tytu� kr�la Nawarry. Gdyby Filip d'Evreux cho� cokolwiek przypomina� swego wuja, Roberta d'Artois, mia�by wspania�� sposobno��, by wytoczy� wielki proces, podwa�y� ustaw� sukcesyjn� i ��da� w imieniu �ony obu koron. Ale wykorzystuj�c sw�j wp�yw Robert szybko owin�� sobie wok� palca ewentualnego rywala. - Otrzymasz nale�n� ci Nawarr�, zacny siostrzanku, skoro tylko m�j szwagier Valois zostanie regentem. To moja sprawa rodzinna i postawi�em j� jako warunek Filipowi w zamian za moje poparcie. B�dziesz kr�lem Nawarry! Taka korona jest nie do pogardzenia i radz� ci - z mej strony - szybko j� w�o�y� na g�ow�, nim zaczn� si� z tob� o ni� prawowa�. Bo, m�wi�c mi�dzy nami, Ma�a Joanna, twoja ma��onka, by�aby pewniejsza swych praw, gdyby jej matka mia�a mniej swawolne udko! W wielkim t�oku, jaki si� zrobi, musisz zaskarbi� sobie poparcie, masz nasze. I strze� si� s�ucha� twego burgundzkiego wuja; a�eby sobie wygodzi�, got�w ciebie wp�dzi� w matni�. Filip regentem, na nim si� oprzyj! Tym sposobem, w zamian za ostateczne opuszczenie Nawarry, Filip de Valois ju� dysponowa� - poza w�asnym - dwoma g�osami. Ludwik de Bourbon przed niewielu tygodniami otrzyma� tytu� diuka, a jednocze�nie w osobiste w�adanie hrabstwo Marchii. By� najstarszy w rodzie. W wypadku zbyt wielkiego zam�tu wok� regencji jego godno�� wnuka Ludwika �wi�tego mog�aby mu przysporzy� kilku g�os�w. W ka�dym razie jego stanowisko zawa�y w Radzie Par�w. Za� �w kulawiec by� tch�rzem. Podj�� si� wsp�zawodnictwa z pot�nym stronnictwem Valois by�oby przedsi�wzi�ciem godnym odwa�niejszego cz�owieka. Poza tym syn jego po�lubi� siostr� Filipa de Valois. Robert da� do zrozumienia Ludwikowi de Bourbon, �e im szybciej si� do��czy, tym szybciej zostan� zatwierdzone lenna i tytu�y zgromadzone przeze� podczas poprzedniego panowania. Trzy g�osy. Ledwie diuk Bretanii przyby� z Vannes i nie zd��y� jeszcze rozpakowa� kufr�w, a ju� zobaczy� Roberta d'Artois w swoim pa�acu. - Popieramy Filipa, nieprawda�? Zgadzasz si�... Jeste�my pewni, �e w Filipie tak pobo�nym, tak prawym b�dziemy mie� dobrego kr�la... chc� powiedzie�: regenta. Jan Breto�ski m�g� si� tylko opowiedzie� za Filipem de Valois. Czy� nie po�lubi� siostry Filipa - Izabeli? Wprawdzie zmar�a ona w �smym roku �ycia, lecz wi�zy uczuciowe trwa�y nadal. Robert chc�c poprze� swe zabiegi przyprowadzi� swoj� matk�, Blank� Breto�sk�, krewniaczk� diuka, stare�k�, malutk�, pomarszczon� i ca�kowicie wyzut� z rozumu politycznego, ale twardo obstaj�c� przy wszystkim, czego chcia� olbrzymi jej syn. Jan Breto�ski za� bardziej zajmowa� si� sprawami swego ksi�stwa ni� Francji. Niechaj b�dzie! Tak, Filip, czemu� nie, skoro wszyscy zdawali si� kwapi�, by go wybra�! By�a to jakby kampania szwagr�w. Wezwano do pomocy tak�e Wita de Chatillon, hrabiego de Blois, cho� wcale nie by� parem, a nawet Wilhelma de Hainaut; po prostu dlatego, �e po�lubili dwie inne siostry Filipa. Wielka parantela rodu Valois jawi�a si� niby prawowita dynastia francuska. Wilhelm de Hainaut w tym czasie wydawa� sw� c�rk� za m�odego kr�la Anglii; zgoda, nie ma przeszk�d, a nawet kiedy� mo�e si� to przyda�. Lecz �w roztropnie spostrzeg�, �e na �lubie winien go raczej reprezentowa� brat Jan, miast udawa� si� tam osobi�cie, bo w�a�nie tutaj, w Pary�u, nast�pi� wydarzenia wielkiej wagi. Czy Wilhelm Dobry ju� od dawna nie �yczy� sobie, aby scedowano na� w�a�ci Blaton, dziedzictwo korony francuskiej, enklaw� w jego pa�stwie? Da mu si� Blaton prawie za nic, za symboliczny wykup, je�li Filip obejmie regencj�. Wit de Blois za� by� jednym z ostatnich baron�w, kt�rzy zachowali prawo bicia monety. Na nieszcz�cie oraz mimo tego prawa brakowa�o mu pieni�dzy i dusi�y go d�ugi. - Drogi krewniaku Wicie, wykupi si� od ciebie twoje prawa mennicze. To b�dzie nasz� pierwsz� trosk�. W kr�tkim czasie Robert odwali� kawa� roboty. - Widzisz, Filipie, widzisz - m�wi� do swego kandydata - jak nam teraz dopomog�y ma��e�stwa skojarzone przez twego ojca. Powiadaj�, �e obfito�� c�rek to wielki k�opot dla rodziny; ten cz�owiek, wieczny mu odpoczynek, potrafi� celnie si� pos�u�y� wszystkimi twoimi siostrami. - Tak, ale trzeba doko�czy� sp�aty posag�w - odpar� Filip - kilku wyp�acono tylko po �wierci... - Pocz�wszy od drogiej Joanny, mojej ma��onki - przypomnia� Robert d'Artois: - Ale w�wczas b�dziemy mieli Skarb w gar�ci... Trudniejszy do zjednania by� hrabia Flandrii, Ludwik, pan na Crecy i Nevers. On bowiem nie by� szwagrem i ��da� czego� innego ni� w�o�ci czy pieni�dzy. Pragn�� odzyska� swe hrabstwo, sk�d go wyp�dzili poddani. Nale�a�o przyrzec mu wojn�, aby go przekona�. - Ludwiku, kuzynie, odzyskacie Flandri�, i to z broni� w r�ku, uroczy�cie przysi�gamy. Po czym Robert, my�l�c o wszystkim, zn�w pomkn�� do Vincennes, aby wym�c na Karolu IV uzupe�nienie testamentu. Z Karola pozosta� ju� tylko cie� kr�la: wypluwa� resztki p�uc. Mimo �e umiera�, przypomnia� sobie o zamierzonej krucjacie, kt�r� stryj Karol de Valois wbi� mu do g�owy. Zamierzenie to odk�adano z roku na rok; subsydia ko�cielne zu�yto na co innego; a wreszcie Karol de Valois umar�... Czy w trawi�cej go chorobie Karol IV nie powinien widzie� kary za niedotrzymanie obietnicy, nie spe�niony �lub? Krew z p�uc plami�ca prze�cierad�a przypomina�a mu czerwony krzy�, kt�rego nie naszy� by� na sw�j p�aszcz. Tedy w nadziei, i� przeb�aga Niebo i wytarguje cho� krzt� �ycia, kaza� dorzuci� do testamentu sswoj� wol� tycz�c� Ziemi �wi�tej... "moj� intencj� bowiem by�o uda� si� tam za �ycia - dyktowa� - a je�li nie b�dzie mi dane za �ycia, nale�y da� pi��dziesi�t tysi�cy liwr�w na pierwsz� powszechn� wypraw�, jaka ruszy". Nie ��dano ode� tyle ani obci��ania a� tak� hipotek� maj�tno�ci kr�lewskich potrzebnych na bardziej pal�ce cele. Robert si� w�cieka�. Ten p�g��wek Karol a� do ko�ca b�dzie miewa� swe bzdurne zachcianki. Po prostu ode� ��dano, aby zapisa� trzy tysi�ce liwr�w kanclerzowi Janowi de Cherchemont, po tyle� marsza�kowi Janowi de Trye i panu Miles'owi de Noyers, prze�o�onemu Izby Rachunkowej, za wiern� s�u�b� Koronie... i dlatego, �e zasiadali w Radzie Par�w. - A konetabl? - szepn�� konaj�cy kr�l. Robert wzruszy� ramionami. Konetabl mia� siedemdziesi�t osiem lat, by� g�uchy jak pie� i posiada� d�br bez liku. W tym wieku nie rozwija si� ��dza z�ota! Skre�lono konetabla. Natomiast Robert z wielk� uwag� pom�g� Karolowi IV u�o�y� list� wykonawc�w testamentu, lista owa bowiem ustanawia�a jakby kolejno�� pierwsze�stwa w�r�d mo�nych kr�lestwa: na czele Filip de Valois, hrabia Filip d'Evreux, a p�niej on sam, Robert d'Artois, hrabia de Beaumont-le-Roger. Po czym zaj�to si� jednaniem par�w duchownych. Wilhelm de Trye, diuk-arcybiskup Reims, ongi� by� preceptorem Filipa de Valois; a nast�pnie Robert d'Artois kaza� zapisa� w kr�lewskim testamencie na rzecz jego brata, marsza�ka, trzy tysi�ce liwr�w, kt�rymi potrafi� mile zabrz�cze�. Po tej stronie nie b�dzie niezadowolonych. Diuk-arcybiskup Langres od dawna by� pozyskany przez rodzin� Valois; tak�e przywi�zany by� do niej hrabia-biskup Beauvais, Jan de Marigny, najm�odszy �yj�cy brat wielkiego Enguerranda. Dawne zdrady, dawne wyrzuty, wzajemne us�ugi utka�y mocne wi�zy. Pozostali jeszcze biskupi Chalons, Laon i Noyon; ci - by�o wiadomo - murem stan� za Eudoksjuszem Burgundzkim. - Ach! Burgundczyka tobie pozostawiam, Filipie - rozk�adaj�c r�ce zawo�a� Robert d'Artois. - Z nim sobie nie poradz�. Ale po�lubi�e� jego siostr�, musisz mie� na niego jaki� wp�yw. Eudoksjusz w polityce or�em nie by�. Ale przypomina� sobie nauki zmar�ej matki, diuszesy Agnieszki, najm�odszej c�rki Ludwika �wi�tego, i pami�ta�, jak sam za uznanie Filipa D�ugiego uzyska� przy��czenie hrabstwa Burgundii do ksi�stwa Burgundii. Przy tej sposobno�ci po�lubi� o czterna�cie lat ode� m�odsz� wnuczk� Mahaut d'Artois i teraz nie uskar�a� si� na ni�, gdy dojrza�a do ma��e�stwa. Po przybyciu z Dijon pierwsz� spraw�, jak� poruszy�, by�o dziedzictwo Artois; zamkn�� si� z Filipem de Valois. - Oczywi�cie jasne, �e po �mierci Mahaut hrabstwo Artois przypadnie jej c�rce, kr�lowej Joannie Wdowie, a nast�pnie przejdzie na diuszes�, moj� ma��onk�? Bardzo na to nalegam, kuzynie, bo znam pretensje Roberta do Artois; a� nadto je rozg�asza�. Ci wielcy ksi���ta z nie mniejsz� zaciek�o�ci� broni� swych praw do dziedzictwa �wiartek kr�lestwa ni� synowe, gdy k��c� si� o kubki i prze�cierad�a w spadku po biedakach. - Dwukrotnie wydany wyrok przyzna� Artois hrabinie Mahaut - odpowiedzia� Filip de Valois. - Je�li �aden nowy fakt nie wesprze ��da� Roberta, Artois przejdzie na wasz� ma��onk�, bracie. - Nie widzicie �adnych przeszk�d? - Ale� �adnych. Przeto rzetelny Valois, prawy rycerz, bohater turniej�w, da� swym dw�m szwagrom dwie sprzeczne obietnice. Jednak�e uczciwy w swej dwulicowo�ci, powt�rzy� Robertowi d'Artois rozmow� z Eudoksjuszem, a Robert w pe�ni go popar�. - Najwa�niejsze - powiedzia� - to uzyska� g�os Burgundczyka, a ma�o wa�ne, �e wbi� sobie do g�owy prawa, jakich nie ma. Powiedzia�e� mu: nowe fakty? To dobrze, przedstawimy je, bracie, i nie dopuszcz�, by� z�ama� s�owo. Jazda, wszystko idzie jak najlepiej. Pozosta�o tylko czeka� na ostatni� formalno�� - zgon kr�la, pragn�c, aby nast�pi� do�� szybko, podczas gdy ta pi�kna koniunkcja ksi���t zebra�a si� wok� Filipa de Valois. Ostatni syn Kr�la z �elaza odda� ducha w wili� Gromnicznej, a wie�� o �a�obie dworskiej rozesz�a si� po Pary�u nazajutrz rano wraz z zapachem gor�cych nale�nik�w. Wszystko zdawa�o si� toczy� wedle planu pi�knie u�o�onego przez Roberta d'Artois, kiedy o �wicie, w dniu w�a�nie wyznaczonym na Rad� Par�w, zjecha� angielski biskup o niepozornej twarzy i zm�czonych oczach; wysiad� z okrytej b�otem lektyki; przyby� domaga� si� praw kr�lowej Izabeli. III Trup przewodniczy Radzie Bez m�zgu w g�owie, bez serca w piersi, bez wn�trzno�ci w brzuchu, pr�en kr�l. Wczoraj balsami�ci zako�czyli swe zabiegi przy zw�okach Karola IV. Lecz czym�e si� te zw�oki r�ni�y od s�abego, oboj�tnego, bezczynnego monarchy, kt�rym by� za �ycia? Dziecko op�nione w rozwoju, zwane przez matk� "g�si�tkiem", zdradzony m��, nieszcz�liwy ojciec pr�no sil�cy si� w trzech ma��e�stwach zapewni� po sobie nast�pstwo, monarcha ustawicznie kierowany najpierw przez stryja, p�niej kuzyn�w, s�u�y� wy��cznie za siedzib� zasadzie kr�lewskiej. I nadal s�u�y�. W ko�cu kolumnowej auli zamku Vincennes, na paradnym �o�u, spoczywa�y jego zw�oki przyodziane w lazurow� tunik�, p�aszcz tkany w kwiaty lilii, w koronie na g�owie. Zebrani w drugim ko�cu sali parowie i baronowie widzieli skrz�ce si�, o�wietlone lasem �wiec stopy w ci�mach ze z�otog�owiu. Karol IV mia� przewodniczy� ostatniej naradzie zwanej "rad� w komnacie kr�la", poniewa� rzekomo jeszcze rz�dzi�; dopiero nazajutrz zako�czy si� oficjalnie jego panowanie, w chwili gdy cia�o zst�pi do grobu w Saint-Denis. Podczas oczekiwania na sp�nionych Robert d'Artois wzi�� biskupa pod swe skrzyd�a. - Ile czasu jechali�cie? Nie zw��czyli�cie w drodze od�piewuj�c msze, panie biskupie... p�dzili�cie z szybko�ci� je�d�ca! Radosne by�o wesele m�odego kr�la? - S�dz�, �e tak. Nie mog�em uczestniczy�; by�em ju� w drodze - odpar� biskup Orleton. A lord Mortimer, czy dobrze si� czuje? To wielki przyjaciel, lord Mortimer, dobry przyjaciel; w czasie gdy przebywa� w Pary�u, dok�d si� schroni�, cz�sto opowiada� o Przewielebnym Orletonie. - Opowiada� mi, jak pomogli�cie mu uciec z londy�skiej wie�y. Ja za� przyj��em go we Francji i pomog�em wr�ci� do Anglii nieco lepiej uzbrojonym, ni� gdy stamt�d przyby�. Ka�dy z nas przeto wykona� po�ow� roboty. A kr�lowa Izabela? Och! Droga kuzynka! Zawsze taka urodziwa? Tym sposobem Robert zabawia� Orletona wzbraniaj�c mu wmiesza� si� w inne grupki, porozmawia� z hrabi� de Hainaut czy hrabi� Flandrii. Zna� Orletona z rozg�osu i mu nie dowierza�. Czy� to nie z jego us�ug korzysta� dw�r w Westminster w poselstwach do Stolicy Apostolskiej i czy nie by� on autorem - jak powiadano - s�ynnego listu o dwuznacznej tre�ci: "Eduardum occidere nolite bonum est... a kt�rym pos�u�yli si� Izabela i Mortimer wydaj�c rozkaz zamordowania Edwarda? Podczas gdy wszyscy francuscy pra�aci w�o�yli mitry, Orleton mia� na g�owie zwyk�� fioletow� jedwabn� czapk� podr�n� z nausznikami podbitymi gronostajem. Robert ten szczeg� zauwa�y� z zadowoleniem; umniejszy on powag� angielskiego biskupa, gdy ten zabierze g�os. - Dostojny Pan Filip de Valois b�dzie regentem - szepn�� do Orletona, jakby zwierza� sekret przyjacielowi. �w milcza�. Wreszcie wesz�a ostatnia osoba brakuj�ca do kompletu Rady. By�a ni� hrabina Mahaut d'Artois, jedyna kobieta wezwana na to zgromadzenie. Postarza�a si� Mahaut; nogi jakby z trudem d�wiga�y ci�kie, olbrzymie cia�o; opiera�a si� na lasce. Pod �nie�nymi w�osami rysowa�a si� twarz ciemnoczerwona. Nieznacznym skinieniem wita�a wszystkich wok�, pokropi�a wod� �wi�con� zmar�ego, ci�ko zasiad�a obok diuka Burgundii. S�yszano, jak sapie. Powsta� arcybiskup-prymas Wilhelm de Trye, wpierw obr�ci� si� ku zw�okom monarchy, powoli nakre�li� znak krzy�a, p�niej chwil� trwa� w medytacji skierowawszy wzrok ku sklepieniu, jakby prosi� Boga o natchnienie. Umilk�y szepty. - Szlachetni Panowie - rozpocz��. - Gdy zbraknie naturalnego nast�pcy, aby dziedziczy� w�adz� kr�lewsk�, owa zawraca ku swemu �r�d�u, a jest nim uchwa�a par�w. Taka jest wola Boga i �wi�tego Ko�cio�a, kt�ry s�u�y nam przyk�adem, gdy wybiera swego najwy�szego pasterza. G�adko m�wi� Przewielebny de Trye, z pi�kn� kaznodziejsk� swad�. Zaproszeni tu parowie i baronowie b�d� stanowi� o przekazaniu w�adzy doczesnej nad kr�lestwem Francji, zrazu aby sprawowa� regencj�, a nast�pnie - bo roztropno�� nakazuje przewidywa� - w�adz� kr�lewsk�, gdyby wielce szlachetna pani kr�lowa nie powi�a syna. Najlepszego w�r�d r�wnych - primum inter pares - nale�a�o wybra�, a tako� krwi� najbli�szego tronu. Czy� podobne okoliczno�ci ongi� nie przywiod�y par�w-baron�w i par�w-biskup�w do przekazania ber�a najm�drszemu i najpot�niejszemu w�r�d nich diukowi Francji i hrabiemu Pary�a, Hugonowi Kapetowi, za�o�ycielowi przes�awnej dynastii? - Nasz zmar�y suzeren, dzi� jeszcze przy nas - ci�gn�� dalej arcybiskup lekko sk�aniaj�c mitr� ku �o�u - raczy� nas o�wieci� polecaj�c nam w testamencie wybra� najbli�szego swego kuzyna, ksi�cia wielce chrze�cija�skiego i wielce m�nego, z wszech miar godnego rz�dzi� nami i panowa�, Dostojnego Pana Filipa, hrabiego na Valois, Maine i Andegawii. Ksi��� wielce m�ny i wielce chrze�cija�ski, z szumem w uszach ze wzruszenia, nie wiedzia�, jak� przybra� postaw�. Skromnie opu�ci� nos oznacza�oby, �e pow�tpiewa w siebie i swe prawo do rz�d�w. Wyprostowa� si� z min� zuchwa�� i pyszn� mog�oby zrazi� par�w. Wybra� postaw� zastyg��, z twarz� nieruchom�, wzrokiem utkwionym w z�ociste ci�my nieboszczyka. - Niech ka�dy si� skupi we w�asnym sumieniu - doko�czy� arcybiskup Reims - i wyrazi swe postanowienie dla dobra wszystkich. Przewielebny Adam Orleton ju� sta�. - Moje sumienie ju� mi doradzi�o - rzek�. - Przybywam tutaj, by zabra� g�os w imieniu kr�la Anglii, diuka Gujenny. Posiada� do�wiadczenie w tego rodzaju zebraniach, gdzie wszystko cichcem przygotowano, a jednak ka�dy si� wzdraga�, by pierwszy przemawia�. Spieszy� to wykorzysta�. - W imieniu mego pana - ci�gn�� dalej - mam o�wiadczy�, �e najbli�sz� krewn� zmar�ego kr�la Karola Francuskiego jest kr�lowa Izabela i tym samym jej winna przypa�� regencja. Na chwil� obecni os�upieli, pr�cz Roberta d'Artois czekaj�cego na podobne wyst�pienie. W czasie wst�pnych rozm�w nikt nie pomy�la� o kr�lowej Izabeli, ani przez chwil� nikt nie przewidywa�, �e mog�aby wyst�pi� z jak�kolwiek pretensj�. Po prostu o niej zapomniano. A oto wy�ania�a si� z p�nocnych mgie� zapowiadana g�osem niskiego biskupa angielskiego w futrzanej czapie. Czy�by naprawd� mia�a prawa? Zapytywano si� wzrokiem, naradzano. Tak, oczywi�cie, je�li �ci�le bra� pod uwag� lini� rodow�, to mia�a prawa; ale zda�o si� szale�stwem, by chcia�a z nich skorzysta�. Po pi�ciu minutach w Radzie zapanowa� zam�t. Wszyscy naraz m�wili, podnosili g�os bez respektu dla zmar�ego. Czy kr�l Anglii i diuk Gujenny w osobie swego pos�a zapomnia�, �e kobiety nie mog� rz�dzi� Francj� wedle obyczaju dwukrotnie w ostatnich latach potwierdzonego przez par�w? - Nieprawda�li, stryjno? - z�o�liwie rzuci� Robert przypominaj�c Mahaut czasy, gdy oboje tak uparcie si� �cierali w sprawie ustawy sukcesyjnej, wydanej, by uprzywilejowa� Filipa D�ugiego, zi�cia hrabiny. Nie, Przewielebny Orleton o niczym nie zapomnia�, zw�aszcza nie zapomnia�, �e diuk Gujenny nie by� obecny ani reprezentowany - niew�tpliwie dlatego, �e umy�lnie zbyt p�no go zawiadomiono - na zebraniach par�w, gdzie wielce samowolnie rozszerzono prawo salickie na prawa kr�lewskie, kt�rego to rozszerzenia w nast�pstwie diuk nigdy nie ratyfikowa�. Orleton nie posiada� pi�knej, namaszczonej wymowy Przewielebnego Wilhelma de Trye; m�wi� nieco chropaw� francuszczyzn� z archaicznymi zwrotami, kt�re mog�y wywo�a� u�miech. Natomiast by� zaprawiony w sporach prawnych i odpowiada� szybko. Pan Miles de Noyers, doradca czterech kr�l�w i g��wny redaktor - je�li nie autor - prawa salickiego, replikowa�. Poniewa� kr�l Edward II z�o�y� ho�d kr�lowi Filipowi D�ugiemu, nale�y przyj��, �e uzna� w nim prawowitego w�adc� i tym samym ratyfikowa� ustaw� sukcesyjn�. Orleton inaczej rzecz rozumia�. Ale� nie, panie! Sk�adaj�c ho�d Edward II li tylko stwierdzi�, �e ksi�stwo Gujenny jest lennem francuskiej korony, czemu nikt nie zamierza� zaprzecza�, chocia� granice tej zale�no�ci od przesz�o stu lat nale�a�o sprecyzowa�. Lecz ho�d wcale nie potwierdza praw do tronu. Przede wszystkim za� o czym si� debatuje, o regencji czy koronie? - O obu, o obu naraz - wmiesza� si� Jan de Marigny. - Bo s�usznie rzek� Przewielebny Pan de Trye: roztropno�� nakazuje przewidywa�; nie mo�emy po dw�ch miesi�cach nara�a� si� na podobn� debat�. Mahaut sapa�a. Ach! Jak�e j� gniewa�y odczuwane dolegliwo�ci i ten szum w g�owie, kt�ry jej przeszkadza� jasno my�le�. Nie odpowiada�o jej nic z tego, o czym m�wiono. Wroga by�a Filipowi de Valois, poniewa� popiera� Valois oznacza�o popiera� Roberta; wroga by�a Izabeli z powodu starej nienawi�ci, poniewa� Izabela zadenuncjowa�a jej c�rki. Wmiesza�a si� po niejakim czasie: - Je�li korona mog�aby przypa�� kobiecie, nale�a�aby si� nie waszej kr�lowej, Panie Biskupie, ani �adnej innej niewie�cie; tylko Pani Joannie Ma�ej, regencj� za� winien by sprawowa� jej ma��onek, tu obecny Dostojny Pan d'Evreux, albo wuj, siedz�cy obok mnie diuk Eudoksjusz. Ujawni�o si� naraz wahanie w postawie diuka Burgundii, hrabiego Flandrii, biskup�w Laon i Noyon, a nawet m�odego hrabiego d'Evreux. Rzek�oby si�, �e korona zawis�a mi�dzy sklepieniem a pod�og�, niepewna, gdzie upadnie, a kilka g��w ju� si� pod ni� podstawia�o. Od dawna ju� Filip de Valois wyzby� si� szlachetnej, nieruchomej pozy i dawa� znaki Robertowi d'Artois. Ten powsta�. - Hola? - wykrzykn��. - Zdaje si�, �e dzi� ka�demu spieszno, by si� zaprze�. Widz�, �e Pani Mahaut, moja umi�owana stryjna, ca�kiem gotowa przyzna� prawa Pani Nawarry... Zaakcentowa� "Nawarry" patrz�c na Filipa d'Evreux; by mu przypomnie� ich wsp�ln� ugod�. - ...prawa, kt�rych ongi� jej zaprzecza�a. Widz�, �e zacny biskup angielski powo�uje si� na dzia�ania kr�la, przeciw kt�remu spiskowa�, by zrzuci� go z tronu za s�abo��, niedbalstwo i zdrady... Rozwa�cie, Wielebny Orletonie, nie mo�na zmienia� ustawy przy ka�dej sposobno�ci, gdy si� j� stosuje, i ku zadowoleniu ka�dego stronnictwa. Raz s�u�y jednemu, innym razem - drugiemu. Wszyscy mi�ujemy i powa�amy nasz� krewniaczk� kr�low� Izabel�. Kilku z nas, tu obecnych, pomaga�o jej i s�u�y�o. Lecz ��dania, kt�rych tak pi�knie bronicie, zdaje si� s� nie do przyj�cia. Czy� nie takie wasze zdanie, Dostojni Panowie? - doko�czy� bior�c par�w na �wiadk�w. Odpowiedzia�y mu liczne s�owa uznania, najgor�tsze ze strony diuka de Bourbon, hrabiego de Blois, par�w-biskup�w Reims i Beauvais. Ale Orleton nie wypu�ci� swej ostatniej strza�y. Je�li nawet za�o�y si�, i� chodzi nie tylko o regencj�, lecz ewentualnie tak�e o koron�, je�li nawet za�o�y si� - by nie powraca� do stosowanej ju� ustawy - i� niewiasty nie mog� panowa� we Francji, tedy wnosi si� ��dania nie w imieniu kr�lowej Izabeli, lecz jej syna, jedynego m�skiego potomka w linii prostej. - Lecz je�li kobieta nie mo�e panowa�, nie mo�e panowania przekazywa�! - rzek� Filip. - A to dlaczego, Dostojny Panie? Czy kr�lowie Francji nie rodz� si� z kobiet? Replika wywo�a�a u�miech na kilku twarzach. Wielki Filip czu� si� przygwo�d�ony. Mimo wszystko niski biskup angielski wcale si� nie myli�! Zamierzch�y obyczaj wygrzebany przy nast�pstwie po Ludwiku X o tym milcza�. I logicznie rzecz bior�c, skoro trzech braci kolejno panowa�o i nie sp�odzi�o syn�w, czy w�adza nie powinna raczej przypa�� synowi �yj�cej siostry, a nie kuzynowi? Hrabia de Hainaut, dot�d w pe�ni przychylny Filipowi, ujrza�, �e nagle zarysowuje si� przed c�rk� nadspodziewana przysz�o��. Stary konetabl Gaucher zmru�ywszy ��wie powieki i zwin�wszy przy uchu d�o� w tr�bk� zapyta� swego s�siada Miles'a de Noyers: - Co? O czym m�wi�? Dra�ni� go zbyt zawi�y tok debaty. W sprawie nast�pstwa kobiet mia� swoje zdanie, od dwunastu lat niezmienne. W istocie on to og�osi� prawo m�czyzn ��cz�c par�w wok� s�ynnej formu�y: "Lilie we�ny nie prz�d�; Francja jest zbyt szlachetnym kr�lestwem, by popa�� w babskie r�ce". Orleton przemawia� usi�uj�c zagra� na uczuciach. Wzywa� par�w, by ocenili sposobno��, jakiej mo�e nigdy przysz�o�� nie nastr�czy: po��czenia obu kr�lestw pod jednym ber�em. To by�a jego zasadnicza my�l. Zako�czone nieustanne spory, niesprecyzowana zale�no�� lenna, wojny w Akwitanii, z powodu kt�rych cierpia�y oba narody; rozstrzygni�te handlowe wsp�zawodnictwo z Flandri�. Po obu stronach morza jeden i ten sam lud. Czy ca�a angielska szlachta nie wywodzi�a si� z tego samego pnia? Czy j�zyk francuski nie by� wsp�lny obu dworom? Czy wielu francuskich pan�w drog� dziedzictwa nie mia�o d�br w Anglii, jak baronowie angielscy - rezydencji we Francji? - Zatem zgoda, oddajcie nam Angli�, nie odm�wimy - zadrwi� Filip de Valois. Konetabl Gaucher s�ucha� wyja�nie�, jakie szepta� mu do ucha Miles de Noyers, i nagle pociemnia�a mu twarz. Jak to? Kr�l Anglii ��da regencji? A w nast�pstwie i korony? Na to wi�c mia�o pos�u�y� tyle kampanii, kt�re wi�d�� on, Gaucher, pod skwarnym niebem Gaskonii, tyle wypraw w p�nocnych b�otach przeciw niecnym flamandzkim sukiennikom zawsze popieranym przez Angli�, tylu zacnych rycerzy zabitych, tyle roztrwonionych podatk�w i subsydi�w? B�azenada. Nie wstaj�c krzycza� g��bokim, starczym g�osem ochryp�ym od gniewu: - Nigdy Francja nie przypadnie Angielczykowi, i to nie sprawa m�a czy niewiasty ani dochodzenia, czy �ono przekazuje koron�! Ale Francja nie przypadnie Angielczykowi, bo baronowie tego nie znios�. Naprz�d, Bretania! Naprz�d, Blois! Naprz�d, Nevers! Naprz�d, Burgundia! Zgadzacie si� to wys�uchiwa�? Mamy kr�la do ziemi z�o�y�, sz�stego z tych, co za mego �ycia skonali na moich oczach, wszyscy oni musieli zwo�ywa� wojska przeciw Anglii albo tym, kt�rych popiera�a. Kto ma rz�dzi� Francj�, winien mie� krew francusk�. I koniec ze s�uchaniem bzdur, z kt�rych by m�j ko� si� u�mia�. Wzywa� Bretani�, Blois, Burgundi� dono�nym g�osem, jak ongi� w bitwie, gdy do��cza� dow�dc�w chor�gwi. - Prawem najstarszego opowiadam si� za hrabi� de Valois, najbli�szym tronu; niech b�dzie regentem, str�em i rz�dzicielem kr�lestwa. Podni�s� si�, by zaznaczy� sw�j wyb�r. - S�usznie prawi - spiesznie pochwali� Robert d'Artois, podnosz�c szerokie �apsko i wzywaj�c wzrokiem stronnik�w Filipa, by go na�ladowali. Teraz prawie �a�owa�, �e usun�� starego konetabla z kr�lewskiego testamentu. - S�usznie prawi - powt�rzyli diukowie de Bourbon, i Bretanii, hrabia Flandrii, hrabia d'Evreux, biskup i wielcy dostojnicy, hrabia de Hainaut. Mahaut d'Artois spyta�a wzrokiem diuka Burgundii, zobaczy�a, �e �w podnosi r�k�, i spiesznie potwierdzi�a, aby nie by� ostatni�. Nie unios�a si� jedynie r�ka Orletona. Filip de Valois, nagle czuj�c si� wyczerpany, m�wi� sobie: "Za�atwione, za�atwione!" Us�ysza� s�owa arcybiskupa Wilhelma de Trye, by�ego swego preceptora: - Niech �yje nam regent Francji dla dobra ludu i �wi�tego Ko�cio�a! Kanclerz Jan de Cherchemont przygotowa� by� akt, kt�ry mia� zamkn�� obrady i zatwierdzi� postanowienie; pozosta�o do wpisania tylko imie. Kanclerz nakre�li� wielkimi literami: "Wielce mo�ny, wielce szlachetny, wielce pot�ny Pan Filip, hrabia de Valois", po czym da� do przeczytania dokument, kt�ry nie tylko powierza� regencj�, ale jeszcze wyznacza� regenta kr�lem Francji, gdyby maj�ce si� narodzi� dziecko okaza�o si� c�rk�. Podpisali u do�u dokument i przy�o�yli osobiste piecz�cie wszyscy obecni pr�cz diuka Gujenny, czyli jego przedstawiciela, Przewielebnego Adama Orletona; �w odm�wi� i rzek�: - Nigdy nie traci si� broni�c swych praw, nawet gdy wiadomo, �e nie mo�na zatriumfowa�. Przysz�o�� jest niezbadana i w r�ku Boga. Filip de Valois zbli�y� si� do katafalku i patrzy� na cia�o kuzyna, koron� opasuj�c� woskowe czo�o, d�ugie ber�o po�o�one wzd�� p�aszcza, skrz�ce si� ci�my. S�dzono, �e si� modli, i gest ten przysporzy� mu szacunku. Robert d'Artois podszed� do� i szepn��: - Gdyby tw�j ojciec widzia� ci� w tej chwili, by�by wielce szcz�liwy, drogi cz�owiek... Jeszcze dwa miesi�ce oczekiwania. IV Kr�l Znajdek W owych czasach posiadanie kar�a by�o obowi�zkiem ksi���t. Ubogie ma��e�stwa poczytywa�y sobie niemal za szcz�cie wydanie na �wiat u�omnego potomka; by�y pewne, �e kiedy� sprzedadz� go mo�nemu panu, a mo�e nawet kr�lowi. Nikt bowiem nie w�tpi�, �e karze� jest istot� po�redni� mi�dzy cz�owiekiem a zwierz�ciem domowym. Zwierz�ciem, bo mo�na by�o w�o�y� na� obro��, stroi� niby tresowanego psiaka i kopa� w po�ladki; jest cz�owiekiem, bo m�wi i ch�tnie zgadza si� pe�ni� poni�aj�c� rol� w zamian za p�ac� i wikt. Na rozkaz winien nadyma� si�, skaka�, b�aznowa� jak dziecko, nawet wtedy, gdy posiwiej� mu w�osy. Kar�owaty wzrost uwydatnia� wzrost pana. Przekazywano go sobie w dziedzictwie niby osobist� w�asno��. By� symbolem "poddanego", istoty z natury rzeczy zale�nej od w�adcy i zda si� umy�lnie stworzonej, by �wiadczy� o podziale rodzaju ludzkiego na dwie odr�bn� rasy, przy czym jedna mia�a w�adz� absolutn� nad drug�. Poni�enie przynosi�o korzy�ci; najmniejszy, najs�abszy, najszpetniejszy zasiada� mi�dzy najstrojniejszymi i najlepiej od�ywionymi. Wolno by�o, a nawet zalecano upo�ledzonemu m�wi� panu z wy�szej rasy to, czego by on nigdy nie zni�s� od nikogo. W imieniu wszystkich, niejako symbolicznie, karze� drwi�, beszta� i l�y�, podobnie jak czasem czyni w my�li ka�dy cz�owiek, cho�by najbardziej oddany swemu prze�o�onemu. Istniej� dwa rodzaje kar��w: z d�ugim nosem, smutn� twarz� oraz kr�tkim noskiem i olbrzymim torsem na kr�ciutkich, pa��kowatych n�kach. Karze� Filipa de Valois, Jasio Trefni�, nale�a� do drugiego rodzaju. G�ow� dorasta� akurat sto�u. Na spiczastej czapie mia� dzwoneczki, a na grzbiecie jedwabne szmatki. Pewnego dnia on to w�a�nie kr�c�c si� i szydz�c powiedzia� Filipowi: - A wiesz, M�j Panie, jak ci� zowie lud? Nazywa ci� "kr�lem znajdkiem". W Wielki Pi�tek bowiem 1 kwietnia 1328 roku Pani Joanna d'Evreux, wdowa po Karolu IV, odby�a po��g. Rzadko w dziejach z wi�ksz� uwag� �ledzono p�e� noworodka opuszczaj�cego matczyne �ono. A gdy niemowl� okaza�o si� dziewczynk�, wszyscy uznali to za objawienie woli boskiej i odczuli wielk� ulg�. Baronowie nie musieli ponownie rozwa�a� swego wyboru dokonanego na Gromniczn�. Na wnet zwo�anym zebraniu potwierdzili przekazanie korony Filipowi przy jednym z zasady sprzeciwie przedstawiciela Anglii. Lud z ulg� odetchn��. Przekle�stwo wielkiego mistrza Jakuba de Molay jakby wygas�o. Starsza ga��� rodu Kapetyng�w zako�czy�a si� trzema usch�ymi p�kami. W ka�dej rodzinie brak ch�opca uwa�a si� za nieszcz�cie lub oznak� ni�szo�ci. Tym bardziej w rodzie kr�lewskim. Owa niemoc syn�w Filipa Pi�knego, by sp�odzi� m�skich potomk�w, wydawa�a si� oznak� kary. Drzewo b�dzie mog�o odrosn�� od korzenia. Nagle gor�czki ogarniaj� ludy, a ich przyczyny nale�a�oby szuka� w przesuni�ciu gwiazd, tak bardzo wymykaj� si� innym wyja�nieniom: fala okrutnej histerii, jak� by�y krucjata "pastuszk�w" i rze� tr�dowatych, albo fala szale�czej euforii towarzysz�ca wst�pieniu na tron Filipa de Valois. Nowy kr�l by� s�usznego wzrostu i posiada� majestatyczn� barczyst� postaw�, niezb�dn� dla za�o�yciela dynastii. Pierwszym jego dzieckiem by� syn, obecnie ju� dziewi�cioletni, wygl�daj�cy na krzepkiego; mia� r�wnie� c�rk�, a by�o wiadomo - dwory nie czyni� z tego tajemnicy - �e prawie noc w noc zaszczyca� sw� kulaw� ma��onk�, i to z zapa�em, kt�rego nie umniejsza�y lata. Obdarzony dono�nym i d�wi�cznym g�osem, nie by� j�ka��, jak kuzynowie Ludwik K��tliwy i Karol IV, ani milczkiem, jak Filip Pi�kny czy Filip V, kto m�g� si� mu przeciwstawi�, kogo mo�na by�o mu przeciwstawi�? W szumnym �yciu Francji kto by chcia� s�ucha� jakich� doktor�w prawa op�aconych przez Angli�, aby wypowiada� bez przekonania obce pogl�dy. Filip VI wst�powa� na tron przy powszechnym aplauzie. A jednak�e by� tylko kr�lem z przypadku, bratankiem, kuzynem kr�lewskim, jakich by�o wielu, cz�owiekiem uprzywilejowanym przez parantel�; nie za� kr�lem przy urodzeniu wyznaczonym przez Boga, kr�lem w darze otrzymanym, a - kr�lem znajdkiem, gdy pewnego dnia zabrak�o nast�pcy tronu. Przezwisko wymy�lone na ulicznym bruku w niczym nie umniejsza�o zaufania i rado�ci; by�o tylko jednym z wyra�e�, jakimi t�um lubi os�ania� swe uczucia, a kt�re mu daj� z�udzenie spoufalania si� z w�adc�. Gdy Jan Trefni� wypowiedzia� to s��wko, zarobi� kuksa�ca i wyolbrzymiaj�c si�� uderzenia pociera� �ebra i wydawa� przera�liwe okrzyki; a jednak wypowiedzia� has�o losu. Filip de Valois bowiem, jak ka�dy parweniusz, chcia� dowie��, �e ze wzgl�du na wrodzone zalety w pe�ni dor�s� do ofiarowanej mu godno�ci i wiernie uosabia konterfekt wymarzonego kr�la. Poniewa� kr�l jest najwy�szym s�dzi�, po trzech tygodniach kaza� powiesi� skarbnika ostatniego kr�la, Piotra de Remy, kt�ry, jak zapewniano, nadto frymarczy� skarbem. Minister finans�w na stryczku zawsze cieszy lud. Francuzi sobie gratulowali. Oto kr�l sprawiedliwy! Z obowi�zku i urz�du ksi��� jest obro�c� wiary. Filip wyda� edykt zaostrzaj�cy kary na blu�nierc�w i wzmocni� w�adz� inkwizycji. Przeto pokrz