630

Szczegóły
Tytuł 630
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

630 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 630 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

630 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

+gryfin01-02+ POWIE�� Michael Swanwick Jajo Gryfa (1) (Gryffin's Egg) Prze�o�y� Andrzej Pie�kowski Michael Swanwick zadebiutowa� w 1980 roku. Szybko sta� si� jednym z najpopularniejszych i najbardziej uznanych m�odych pisarzy dekady. Kilka razy dociera� do fina�u Nebuli, World Fantasy Award i John W. Campbell Award. Jego dzie�a zdoby�y Theodore Sturgeon Award, a tak�e nagrod� czytelnik�w Asimov's Magazine. Za entuzjastycznie przyj�t� przez krytyk�w powie�� "Stations of the Tide" uda�o mu si� otrzyma� Nebul�. Mieszka w Filadelfii wraz z �on� Marianne Porter i synem Seanem. We wspania�ej i zawik�anej mikropowie�ci "Jajo Gryfa" Swanwick zabiera nas na Ksi�yc. Naszkicowany jego pi�rem, jest zaskakuj�cym miejscem: to ogromny kompleks przemys�owy osza�amiaj�cy wielko�ci� i stopniem z�o�ono�ci, gdzie przeprowadzane s� tajne eksperymentalne projekty nowych technologii. Skomplikowane ksi�ycowe spo�ecze�stwo kieruje si� w�asnymi specyficznymi zwyczajami. Spo�ecze�stwo to wkr�tce b�dzie musia�o stawi� czo�o dziwnej i niespodziewanej gro�bie, nie tylko mog�cej sprowadzi� zag�ad� na siebie, ale tak�e trwale zmieni� ca�� ludzko��... lub zniszczy� j� na zawsze. Ksi�yc? To jajo gryfa, Co si� wykluje w jutrzejsz� noc. Wielki ten czas przyniesie Dla ma�ych ch�opc�w zachwyt�w moc. Skorupa p�knie i gryf Pope�znie po nocnym niebie. Gdy ch�opcy b�d� si� �mia�, Dziewczynki zap�acz� pewnie. Vachel Lindsay S�o�ce wyjrza�o zza g�r. Gunther Weil podni�s� d�o� w ge�cie pozdrowienia, po czym natychmiast zakry� ni� oczy, na chwil� chroni�c si� przed blaskiem, dop�ki wizjer jego he�mu nie spolaryzowa� si�. Przewozi� pr�ty paliwowe do kompleksu przemys�owego Chatterjee Crater, w kt�rym czterdzie�ci godzin przed �witem reaktor Chatterjee B osi�gn�� stan krytyczny, niszcz�c opr�cz siebie pi�tna�cie odleg�o�ciowych prze��cznik�w automatycznych i jeden przeka�nik mikrofalowy. Wytworzy� przy tym wystarczaj�ce przepi�cie, by uszkodzi� wszystkie fabryki w kompleksie. Na szcz�cie w projekcie przewidziano tak� mo�liwo�� i dlatego w chwili, gdy nad wy�yn� Rhaeticus wschodzi�o s�o�ce, sta� ju� tam nowy, gotowy do w��czenia reaktor. Gunther jecha� na automatycznym pilocie, mierz�c odleg�o�� od Bootstrap ilo�ci� �mieci wy�cie�aj�cych drog� przez Mare Vaporum. Blisko miasta szeregi zu�ytych i uszkodzonych maszyn konstrukcyjnych sta�y w otwartej pr�ni, oczekuj�c na dalszy los. Dziesi�� kilometr�w dalej eksplodowa� ci�nieniowy transporter, rozrzucaj�c po okolicy cz�ci urz�dze� i gigantyczne d�d�ownice pianki uszczelniaj�cej. Na dwudziestym pi�tym kilometrze droga zn�w si� pogarsza�a zawalona reflektorami i zdruzgotanymi �lizgaczami transportowymi. Czterdzie�ci kilometr�w dalej stawa�a si� jednak czystym, prostym rozci�ciem w pokrywaj�cym wszystko pyle. Gunther rozwin�� map� topograficzn�, ignoruj�c g�osy dochodz�ce z ty�u jego czaszki - pogaduszki innych kierowc�w oraz sygna�y bezpiecze�stwa, kt�re ci�ar�wka regularnie wt�acza�a do przeka�nika w jego m�zgu. Gdzie� tutaj. Skr�ci� z drogi Mare Vaporum i wjecha� na teren pokryty nienaruszonym py�em. - Opu�ci�e� zaplanowan� tras� - powiedzia�a ci�ar�wka. - Odchylenia od przyj�tego planu s� dozwolone tylko przy nagranym pozwoleniu twojego spedytora. - Ach, tak - g�os Gunthera zabrzmia� g�o�no w jego he�mie stanowi�c jedyny realny d�wi�k w�r�d paplaniny duch�w. Wyszed� ze swojej ci�nieniowej kabiny. Uszczelniaj�ce warstwy skafandra skutecznie wszystko wycisza�y, nawet trzeszczenie szw�w w kontakcie z panuj�c� na zewn�trz pr�ni�. - Obaj wiemy, �e je�li nie przekrocz� za bardzo terminu, Beth Hamilton nie b�dzie si� czepia�, gdy si� troch� pow��cz�. Przekroczy�e� mo�liwo�ci j�zykowe tej jednostki - stwierdzi� g�os w jego g�owie. - W porz�dku, niech wi�c ci� to nie obchodzi. - Zr�cznym ruchem zablokowa� prze��cznik transmisji radiowej za pomoc� kawa�ka kabla. G�osy w jego g�owie gwa�townie zamilk�y. By� teraz ca�kowicie odizolowany. - M�wi�e�, �e nie zrobisz tego wi�cej. - S�owa transmitowane tym razem bezpo�rednio do jego przeka�nika brzmia�y g��boko i d�wi�cznie jak g�os Boga. - Przepisy Pi�tej Generacji wyra�nie wymagaj� utrzymywania sta�ej ��czno�ci radiowej przez kiero... Nie marud�. To nudne. Przekroczy�e� mo�liwo�ci j�zykowe... Och, zamknij si� wreszcie. - Palec Gunthera w�drowa� w�a�nie po mapie, �ledz�c wykre�lon� poprzedniej nocy tras�: trzydzie�ci kilometr�w po dziewiczej ziemi, kt�rej nie przemierza� dot�d �aden cz�owiek ani maszyna, a potem na p�noc do szosy na Murchison. Je�li dopisze mu szcz�cie, mo�e si� nawet uda by� w Chatterjee przed czasem. Wjecha� na ksi�ycow� r�wnin�. Po obu stronach za oknami przep�ywa�y mijane ska�y. Przed nim powoli, prawie niedostrzegalnie wyrasta�y g�ry. Poza �ladami k�, kt�re pozostawia�a za sob� ci�ar�wka, nie istnia�o w zasi�gu wzroku nic, co �wiadczy�oby, �e ludzko�� kiedykolwiek istnia�a. Panowa�a doskona�a cisza. Gunther �y� dla takich w�a�nie chwil. Wje�d�aj�c w t� czyst�, bezludn� pustk� do�wiadcza� wewn�trznego wzrostu - jak gdyby wszystko, co ogl�da�: gwiazdy, r�wnina, kratery i ca�a reszta, w jaki� spos�b stawa�o si� cz�ci� jego. Miasto Bootstrap by�o jedynie blakniej�cym snem, odleg�� wysp� na �agodnie faluj�cej powierzchni kamiennego morza. Pomy�la�, �e nikt nigdy ju� nie b�dzie tu pierwszy. Tylko on. Pami�� podsun�a mu wspomnienie z dzieci�stwa. By�a wtedy Wigilia i razem z rodzicami jecha� samochodem do ko�cio�a na Pasterk�. Opadaj�ce w nieruchomym powietrzu p�atki �niegu przykry�y znajome ulice Dusseldorfu obfit� warstw� najczystszej bieli. Ojciec prowadzi�, a on, przechylony przez oparcie przedniego siedzenia, wpatrywa� si� w zachwycie w ten spokojny, odmieniony �wiat. Panowa�a doskona�a cisza. Samotno�� budzi�a jego wra�liwo�� i wprowadza�a w nabo�ny nastr�j. Ci�ar�wka przebija�a si� przez t�cz� pastelowych szaro�ci, bardziej odcieni ni� barw, kt�re sprawia�y wra�enie, jakby co� jasnego i uroczystego kry�o si� pod cienk� pow�ok� py�u. S�o�ce �wieci�o mu przez rami�, wyci�gaj�c do niesko�czono�ci cie� ci�ar�wki, gdy skr�ci� przedni� o�, �eby omin�� le��cy na drodze g�az. Prowadzi� bezmy�lnie, zauroczony surowym pi�knem przep�ywaj�cego krajobrazu. Pos�uszny my�lom komputer w��czy� w jego g�owie muzyk�. Wszech�wiat wype�ni� si� melodi� "Sztormowej pogody". * Zje�d�a� po prawie niezauwa�alnym stoku, gdy nagle manetki sterownicze zamar�y mu w r�kach. Ci�ar�wka zatrzyma�a si� i wy��czy�a silnik. - Do diab�a z tob�, krety�ska maszyno! - warkn��. - Co ci nie pasuje tym razem? - Teren przed nami jest nieprzejezdny. Gunther trzasn�� pi�ci� w desk� rozdzielcz�, a� le��ce na niej mapy zata�czy�y w powietrzu. Teren przed pojazdem by� r�wny i lekko pochy�y. Wszelkie elementy zr�nicowania powierzchni eony temu zd�awi�a eksplozja Mare Imbrium. Nic trudnego. Kopniakiem otworzy� drzwi i wygramoli� si� na zewn�trz. Przed ci�ar�wk� rozci�ga�a si� drobna dolinka ksi�ycowa: w�ski, w�owaty r�w meandruj�cy w poprzek obranej przez niego trasy, kt�ry ka�demu natychmiast skojarzy�by si� z wyschni�tym korytem rzecznym. Podszed� bli�ej. R�w mia� pi�tna�cie metr�w szeroko�ci i by� g��boki maksymalnie na trzy metry. Wystarczaj�co p�ytki, by nie umieszczono go na mapach topo. Gunther wr�ci� do kabiny, bezg�o�nie zamykaj�c za sob� drzwi. - Zobacz, te zbocza nie s� bardzo strome. Ze sto razy by�em w gorszej sytuacji. Pojedziemy sobie wolniutko i ostro�nie, OK? - Teren przed nami jest nieprzejezdny - odpar�a ci�ar�wka. Prosz� powr�ci� na wst�pnie przyj�t� tras�. W g�owie gra� mu teraz Wagner. Tannhauser. Zniecierpliwiony kaza� mu si� wy��czy�. Skoro jeste� taki cholernie m�dry, dlaczego nigdy nie chcesz s�ucha� zdrowego rozs�dku? Przygryz� warg� w z�o�ci, po czym zaraz potrz�sn�� g�ow�. - Nie ma mowy. Powr�t oznacza�by dla nas ogromne op�nienie. R�w na pewno sko�czy si� kilkaset metr�w dalej. Po prostu jed�my wzd�u� niego, a� b�dziemy mogli odbi� w kierunku Murchison. Ani si� obejrzysz, jak zajedziemy na miejsce. * Trzy godziny p�niej uda�o mu si� w ko�cu dotrze� do drogi na Murchison. Ca�y �mierdzia� potem, a ramiona bola�y go od d�ugotrwa�ego napi�cia. - Gdzie jeste�my? - spyta� cierpkim g�osem. - Skasuj to - rzuci� zaraz potem, nim ci�ar�wka zd��y�a mu odpowiedzie�. Gleba ksi�ycowa nagle zmieni�a barw� na czarn�. To mog�a by� smuga wyrzutowa z kopalni Sony-Reinpfaltz. Jej dzia�o skierowane by�o prawie idealnie na po�udnie, unikaj�c w ten spos�b okolicznych fabryk. Dlatego odpady napotyka�o si� na drodze jako pierwsze. Co oznacza�o, �e byli ju� blisko. Murchison stanowi�o niewiele ponad naznaczone �ladami k� wielu ci�ar�wek skrzy�owanie, gdzie prowizorycznie wzniesion� grobl� bieg�a pylista trasa oznaczona jedynie pojedynczymi ma�ni�ciami pomara�czowej farby na przydro�nych kamieniach. W kr�tkim czasie Gunther min�� seri� punkt�w orientacyjnych - by�y to smugi z fabryk Harada Industrial, Sea of Storms Manufacturing i Krupp Funfzig. Zna� je dobrze. Dla wszystkich automatyk� robi�o G5. Obok przemkn�a lekka lora przewo��ca buldo�er, wzbi�a chmur� py�u, kt�ra opad�a r�wnie szybko jak drobne kamienie. Kieruj�cy ni� zdalny zamacha� w pozdrowieniu chudym ramieniem. Gunther bezwiednie odwzajemni� gest zastanawiaj�c si�, czy by� to kto� znajomy. Teren woko�o by� skopany i zaorany, a g�azy usypane w niedba�e stosy. Gdzieniegdzie widnia�y, wci�ni�te w pr�g skalny, pojedyncze stacje obrabiarek i Platformy Awaryjnego Sk�adowania Oxytank. Przy drodze wisia� znak: SP�UCZKI TOALETOWE 1/2 KILOMETRA. Skrzywi� si�. Zaraz potem przypomnia� sobie, �e jego radio ca�y czas jest wy��czone i zdj�� p�tl� kabla. Pora powr�ci� do rzeczywisto�ci, pomy�la�. Natychmiast do przeka�nika wla� mu si� osch�y g�os jego spedytora. - ...insyn! Weil! Gdzie do cholery jeste�? - Jestem tutaj, Beth. Troch� sp�niony, ale dok�adnie tu, gdzie powinienem by�. - Sukin... - Nagranie urwa�o si� i us�ysza� tym razem Beth Hamilton na �ywo. - Lepiej dla ciebie, �eby� mia� naprawd� dobre usprawiedliwienie, z�otko. - O, wiesz jak to jest. - Gunther odwr�ci� wzrok od drogi, by spojrze� na g�ry barwy zamglonej zieleni. Mia� ochot� wspi�� si� na nie i nigdy nie wr�ci�. Mo�e znalaz�by jaskinie. Mo�e napotka�by potwory: pr�niowe trolle i smoki ksi�ycowe o metabolizmie tak powolnym, �e pokonanie odleg�o�ci r�wnej d�ugo�ci w�asnego cia�a zajmuje im stulecia - superg�ste istoty umiej�ce p�ywa� w skale jakby to by�a woda. Wyobra�a� sobie, �e nurkuj� g��boko, kieruj�c si� liniami si� pola magnetycznego, do �y� diamentu i plutonu, by potem powr�ci�. I �piewaj�. - Zabra�em autostopowicza i wyj�tkowo przypadli�my sobie do gustu - odpar�. - Spr�buj powiedzie� to E.Izmailovej. Jest na ciebie cholernie w�ciek�a. - Komu? - Izmailova. Nasz nowy spec od rozbi�rki przys�any tu w ramach zbiorowego kontraktu. Przylecia�a skoczkiem dopiero cztery godziny temu i od tamtej pory czeka na ciebie i Siegfrieda. Rozumiem, �e nigdy nie mia�e� z ni� do czynienia? - Nie. - Ja tak. I lepiej na ni� uwa�aj. Jest twarda i nie b�d� j� bawi�y twoje wyskoki. - O, daj spok�j, to tylko kolejny technik na us�ugach, nieprawda�? W dodatku nie jest moim prze�o�onym. Nie s�dz�, by mog�a mi co� zrobi�. - �nij sobie dalej, dziecinko. Odes�anie z powrotem na Ziemi� takiej zaka�y jak ty nie kosztowa�oby jej wiele zachodu. * S�o�ce sta�o ju� tylko o grubo�� palca nad g�rami, gdy w zasi�gu wzroku pojawi�o si� Chatterjee A. Gunther z rosn�cym niepokojem rzuca� okiem na tarcz� s�oneczn�. Jego wizjer, dostrojony do d�ugo�ci fali H-alfa, pozwala� mu widzie� rozpalon� do bia�o�ci kul� pokryt� kot�uj�cymi si� wolno czarnymi plamami - bardziej ziarnistymi ni� zwykle. Wygl�da�o na to, �e aktywno�� plam s�onecznych by�a wysoka. Zastanawia� si�, dlaczego Stacja Prognoz Promieniowania nie nada�a ostrze�enia dla pozostaj�cych na powierzchni. Faceci z Obserwatorium zwykle wiedzieli o tym najwcze�niej. Chatterjee A, B i C stanowi�y trzy kratery o prostej strukturze tu� pod Chladni. Dwa mniejsze nie mia�y znaczenia, ale Chatterjee A by� dzieckiem meteoru, kt�ry przebi� si� przez bazalty Mare Imbrium, ods�aniaj�c cudown�, jak ca�e te g�ry, �y�� rudy aluminium. Bootstrap, zainteresowane przyst�pno�ci� z�o�a, uczyni�o z krateru jeden ze swych klejnot�w przemys�owych. Gunther nie by� wi�c zaskoczony widz�c, �e Kerr-McGee robi wszystko, �eby reaktor zn�w zacz�� pracowa�. Parking a� roi� si� od maszyn je�d��cych i krocz�cych oraz robot�w monta�owych. Wszystkie intensywnie pracowa�y przy b�blowatych kopu�ach fabryk, hutach, rampach wy�adowczych i gara�ach pr�niowych. Rozbi�rce wi�kszych konstrukcji przemys�owych towarzyszy�y wzbijane w niebo konstelacje b��kitnych iskier. Ca�e floty prze�adowanych ci�ar�wek opuszcza�y kompleks, zalewaj�c r�wnin� ksi�ycow� szerokim wachlarzem pojazd�w, po kt�rym zostawa� ob�ok py�u. Gdy Fats Waller zacz�� �piewa� "Dzi� robota wre", Gunther wybuchn�� �miechem. Zwolni� prawie do zera, omijaj�c szerokim �ukiem p�ytark� gazow�, kt�r� w�a�nie wci�gano na transporter, po czym przeci�� dojazd do rampy Chatterjee B. Tu� pod szczytem krateru wyci�to tu w skale nowe l�dowisko, gdzie wok� skoczka odpoczywa� jeden cz�owiek i o�miu zdalnych. Jeden ze zdalnych w�a�nie co� m�wi�, gestykuluj�c zawzi�cie. Kilku sta�o nieruchomo, zupe�nie jak staromodne aparaty telefoniczne, odrzucone przez ziemskie w�adze, lecz pozostawione na wypadek, gdyby zwi�kszy�o si� zapotrzebowanie na us�ugi doradc�w. Gunther odwi�za� Siegfrieda od dachu kabiny i, trzymaj�c w jednej r�ce pilota, a w drugiej szpul� z kablem, podprowadzi� go do skoczka. Cz�owiek wyszed� im naprzeciw. - Hej! Co was zatrzyma�o? E. Izmailova ubrana by�a w krzykliwy pomara�czowo- czerwony kombinezon z butiku Volga Studio, ostro kontrastuj�cy ze standardowym uniformem z logo G5 na piersi. Przez z�ot� szyb� jej he�mu nie m�g� dostrzec twarzy. Lecz jej g�os m�wi� wiele o wygl�dzie: p�on�ce oczy i zaci�ni�te w�skie usta. - Z�apa�em gum�. Znalaz� odpowiednio g�adki g�az i po�o�y� na nim szpul�, nawijaj�c nadmiar kabla, by le�a�a r�wno. - Mamy chyba z pi��set jard�w ekranowanego kabla. Wystarczy wam? Kr�tkie, ostre skini�cie g�ow�. - W porz�dku. - Wyci�gn�� pistolet ko�kowy. - Odsu� si�. Kl�cz�c, przygwo�dzi� szpul� do ska�y. Nast�pnie przeprowadzi� szybki test funkcjonowania jednostki. - Wiemy, jak tam jest? Zdalny o�y�, zrobi� krok do przodu i przedstawi� si� jako Don Sakai z zespo�u kryzysowego G5. Gunther ju� kiedy� z nim pracowa�: przyzwoity facet, cho� wykazywa� typowy dla wi�kszo�ci Kanadyjczyk�w przesadny strach przed energi� j�drow�. - Pani Lang z Sony-Reinpfaltz wprowadzi�a tu swoj� jednostk�, lecz promieniowanie by�o tak silne, �e straci�a kontrol� zaraz po wst�pnym badaniu. Drugi zdalny kiwn�� g�ow�, lecz czas przekazu do Toronto by� zbyt d�ugi, by m�g� to us�ysze� Sakai. - Zdalny po prostu szed� dalej. - Zakaszla� nerwowo i doda� ca�kiem niepotrzebnie: - Uk�ady autonomiczne by�y zbyt wra�liwe. - C�, dla Siegfrieda nie powinno to stanowi� problemu. Jest t�py jak pie�. Na ewolucyjnej skali inteligencji maszyn zajmuje miejsce bli�sze �omu ni� komputera. - Min�o dwie i p� sekundy, zanim Sakai za�mia� si� uprzejmie. Gunther skin�� g�ow� do Izmailovej. - Poprowad� mnie tam. Powiedz, czego chcesz. Izmailova podesz�a do niego. Ich kombinezony na chwil� zetkn�y si�, gdy pod��cza�a ko�c�wk� przewodu kontrolnego do jego pilota. Jak cienie ze snu, na szybie jej he�mu zamigota�y niewyra�ne kszta�ty. - Czy on wie co robi? - zapyta�a. - Hej! Ja... - Zamknij si�, Weil - warkn�a Hamilton na prywatnym obwodzie. - Nie by�oby go tutaj, gdyby firma nie mia�a pe�nego zaufania do jego umiej�tno�ci - kontynuowa�a na otwartym kanale. - Jestem pewien, �e nigdy nie by�o �adnych w�tpliwo�ci... - zacz�� Sakai, po czym zamilk�, gdy dosi�g�y go z op�nieniem s�owa Hamilton. - Na skoczku jest pewne urz�dzenie - powiedzia�a Izmailova do Gunthera. - Id� i we� je. Pos�usznie przeprogramowa� Siegfrieda na ma�y �adunek o du�ej g�sto�ci. Robot nachyli� si� nisko nad skoczkiem, owijaj�c swoje du�e, wra�liwe d�onie wok� urz�dzenia. Gunther lekko zwi�kszy� nacisk. Nic si� nie sta�o. Ma�e ci�kie �wi�stwo. Powoli i ostro�nie podci�gn�� moc. Siegfried wyprostowa� si�. - Drog� w g�r�, potem do �rodka na d�. Reaktor, stopiony, skr�cony i owini�ty wok� samego siebie by� nierozpoznawaln� g�r� �u�lu, z kt�rej brzeg�w wystawa�y poskr�cane rury. Na pocz�tku awarii mia�a tu miejsce eksplozja ch�odziwa i fragment zbocza krateru b�yszcza� od rozpylonego na nim metalu. - Gdzie jest radioaktywny materia�? - zapyta� Sakai. Mimo �e by� trzysta kilometr�w stamt�d, jego g�os zdradza� napi�cie i obaw�. - Wszystko tu jest radioaktywne - odpar�a Izmailova. Czekali. - No... wiesz, o czym my�l�. Pr�ty paliwowe? - W tej chwili twoje pr�ty paliwowe s� zapewne trzysta metr�w pod nami i dalej si� zapadaj�. Mamy tu do czynienia z materia�em rozszczepialnym, kt�ry osi�gn�� mas� krytyczn�. W takim procesie bardzo wcze�nie ma miejsce stopienie pr�t�w w co� w rodzaju supergor�cej ka�u�y, kt�ra mo�e wpala� si� w ska��. Wyobra� to sobie jako g�st�, ci�k� kropl� wosku, powoli sp�ywaj�c� do j�dra Ksi�yca. - Bo�e, jak ja kocham fizyk� - skomentowa� Gunther. He�m Izmailovej zwr�ci� si� w jego stron� z nagle wygaszonym wizjerem. Po d�ugiej chwili w��czy� si� z powrotem i odwr�ci�. - Przynajmniej droga w d� jest czysta. Prowad� swoj� jednostk� a� do ko�ca. B�dzie tam stary szyb poszukiwawczy. Chc� sprawdzi�, czy wci�� jest otwarty. - Czy jedno urz�dzenie wystarczy? - zapyta� Sakai. - Znaczy si� - do uprz�tni�cia krateru. Uwaga kobiety skupiona by�a na post�pach Siegfrieda. Nieobecnym g�osem odpowiedzia�a: - Panie Sakai, przegrodzenie drogi dojazdowej kawa�kiem �a�cucha w zupe�no�ci wystarczy�oby do uprz�tni�cia tego terenu. �ciany krateru ochroni�yby od promieniowania gamma ka�dego, kto pracowa�by w pobli�u, a zmiana tras skoczk�w w celu unikni�cia napromieniowania pasa�er�w to �aden problem. Najwi�kszym biologicznym zagro�eniem ze strony stopionego reaktora jest promieniowanie alfa, emitowane przez pewne radioizotopy obecne w wodzie i powietrzu. Gdy substancje emituj�ce cz�stki alfa ulegn� skoncentrowaniu w organizmie, mog� spowodowa� znacz�ce uszkodzenia; gdzie indziej nie s� w stanie. Promieniowanie alfa zatrzymuje ju� kartka papieru. Dop�ki utrzymujesz reaktor z dala od swojego ekosystemu, jest bezpieczny jak inne du�e maszyny. Zakopywanie zniszczonego reaktora tylko dlatego, �e jest radioaktywny, jest niepotrzebne i, prosz� mi wybaczy� sformu�owanie, wynikaj�ce z przes�d�w. Lecz to nie ja ustalam polityk�. Do mnie nale�y rozwalanie. - Czy to jest ten szyb, o kt�ry ci chodzi? - spyta� Gunther. - Tak. Zejd� nim w d� a� do dna. To niedaleko. Gunther w��czy� reflektor umieszczony na piersi Siegfrieda i za�o�y� bloczek, �eby kabel si� nie zadzierzgn��. Zeszli w d�. W ko�cu Izmailova rzuci�a: - Stop. Jeste�my wystarczaj�co daleko. - �agodnie postawi� urz�dzenie, po czym zwr�cony w jej kierunku pstrykn�� prze��cznikiem aktywacji. - Zrobione - rzek�a Izmailova. - Wyprowad� swoj� jednostk�. Daj� ci godzin� na oddalenie si� od krateru. Gunther zauwa�y�, �e zdalni zacz�li ju� automatycznie odchodzi�. - Hmm... mam jeszcze za�adowa� prety paliwowe. - Nie, dzi� nie mo�esz. Nowy reaktor zosta� ponownie rozmontowany i odtransportowany poza stref� wybuchu. Gunther wyobrazi� sobie ca�� t� maszyneri�, jak jest rozbierana i wywo�ona z kompleksu, i po raz pierwszy uderzy�a go czysta rozrzutno�� tej operacji. Zwykle w takim przypadku usuwano tylko najwra�liwsze cz�ci wyposa�enia. - Moment! Jakiego� to strasznego materia�u wybuchowego zamierzasz tu u�y�? Izmailova wyprostowa�a si� dumnie. - �adnego, kt�rym nie umia�abym si� pos�ugiwa�. Jest to urz�dzenie klasy dyplomatycznej, identyczne do u�ytego przed pi�ciu laty. Prawie sto przypadk�w zastosowania i ani jednej mechanicznej usterki. To czyni je najpewniejsz� broni� w historii wojskowo�ci. Powiniene� czu� si� zaszczycony, �e mia�e� okazj� pracowa� z jednym z nich. Gunther poczu�, jak jego cia�o zamienia si� w l�d. - Bo�e Przenaj�wi�tszy - powiedzia�. - Kaza�a� mi nosi� bomb� atomow� w walizce. - Lepiej zacznij si� przyzwyczaja�. Westinghouse Lunar wprowadza w�a�nie te male�stwa do masowej produkcji. Z ich pomoc� b�dziemy kruszy� g�ry, przebija� drogami wy�yny, wysadza� �ciany kana��w, �eby sprawdzi�, co si� pod nimi kryje. - Przemawia�a niczym wizjoner. - A to dopiero pocz�tek. S� ju� plany p�l wzbogacania na Sinus Aestum. Strzela si� kilka bomb nad regolitem, a potem odzyskuje pluton z py�u. Staniemy si� dostawc� paliw dla ca�ego Uk�adu S�onecznego. Musia�o by� wida� po nim przera�enie, bo Izmailova roze�mia�a si�. - Pomy�l o tym, jak o broni dla pokoju. * - Powiniene� tam by�! - powiedzia� Gunther. - To by�o pieprzononiewiarygodne. Jedna ze �cian krateru po prostu znikn�a. Rozp�yn�a si� w nico��. Rozwalona na py�. I przez naprawd� d�ugi czas wszystko �wieci�o! Krater, maszyny, wszystko. M�j wizjer by� tak blisko prze�adowania, �e zacz�� migota�. My�la�em, �e si� spali, ale by�o ekstra. - Podni�s� swoje karty. - Kto rozda� ten szmelc? Krishna u�miechn�� si� nie�mia�o i skuli� si� w sobie. - Wchodz�. Hiro skrzywi� si� na widok kart. - W�a�nie umar�em i trafi�em do piek�a. - Podwy�szam - rzuci�a Anya. - Niech to, zas�uguj� na cierpienie. Byli w parku Noguchi, nad brzegiem g��wnego jeziora. Siedzieli na porozrzucanych w przemy�lny spos�b kamieniach, kt�re wyrze�biono tak, by wygl�da�y na wyerodowane przez wod�. Obok r�s� si�gaj�cy kolan las miniaturowych brz�zek, a czyj� jacht-zabawka p�ywa� wok� sto�ka impaktowego w centrum jeziora. R�j pszcz� szala� nad koniczyn�. - I wtedy, gdy �ciana zacz�a si� sypa�, ta zwariowana ruska dziwka... - Anya pokaza�a tr�jk�. - Uwa�aj, co m�wisz o zwariowanych ruskich dziwkach. - ...podrywa swojego skoczka, jak wystrzelona z procy... - Widzia�em to w telewizji - powiedzia� Hiro. - Wszyscy widzieli�my. To dopiero by�a wiadomo��. Facet, kt�ry pracuje dla Nissana, powiedzia� mi, �e BBC da�a na to trzydzie�ci sekund. - Z�ama� sobie nos �wicz�c karate, kiedy wpad� pod cios swojego instruktora. Kontrast pomi�dzy bia�ym kwadratem opatrunku i czarnymi, krzaczastymi brwiami nadawa� mu wygl�d grubia�skiego pirata. Gunther wyrzuci� kart�. - Brednie. Nic nie widzieli�cie. Nie czuli�cie, jak potem zatrz�s�a si� ziemia. - Ciekawe, jaki zwi�zek mia�a Izmailova z Wojn� Neseser�w? - spyta� Hiro. - Na pewno nie by�a kurierem. Mo�e pracowa�a w zaopatrzeniu lub w logistyce? Gunther wzruszy� ramionami. - Pami�tacie Wojn� Neseser�w, prawda? - zapyta� Hiro z sarkazmem. - Po�owa elit wojskowych na Ziemi ginie w ci�gu jednego dnia. �wiat unikn�� perspektywy bliskiej wojny dzi�ki �mia�ej akcji. Podejrzani o terroryzm uznani zostaj� globalnymi bohaterami. Gunther pami�ta� Wojn� Neseser�w ca�kiem nie�le. Mia� dziewi�tna�cie lat i bra� udzia� w pracach przy projekcie Finlandia Geothermal, gdy ca�y �wiat zamar� w nag�ym skurczu prawie si� unicestwiaj�cym. By� to jeden z g��wnych powod�w podj�cia decyzji o opuszczeniu Ziemi. - Czy nie mo�emy nigdy pogada� o czym� innym ni� polityka? Mam serdecznie dosy� wys�uchiwania o masowej zag�adzie. - Hej, czy nie powiniene� by� na spotkaniu z Hamilton? - zapyta�a nagle Anya. Spojrza� w g�r� na Ziemi�. Wschodnie wybrze�a Ameryki Po�udniowej w�a�nie przekracza�y lini� terminatora. - Do diab�a z tym, mamy jeszcze do�� czasu na jedno rozdanie. Wygra� Krishna tr�jk� dam. Rozdawanie przypad�o Hiro. Przetasowa� szybko, ciska� karty kr�tkimi, w�ciek�ymi machni�ciami r�ki. - W porz�dku - wtr�ci�a Anya. - Co ci� gryzie? Rzuci� jej gniewne spojrzenie, po czym spu�ci� oczy i st�umionym g�osem, jakby nagle sta� si� nie�mia�y niczym Krishna, odpowiedzia�: - Jad� do domu. - Do domu? - Masz na my�li Ziemi�? - Czy� ty oszala�? Teraz, gdy wszystko mo�e tam w ka�dej chwili wylecie� w powietrze? Dlaczego? - Bo jestem ju� cholernie zm�czony tym Ksi�ycem. To najbrzydsze miejsce we Wszech�wiecie. - Brzydkie? - Anya spojrza�a znacz�co na wielopoziomowe ogrody, na potoki spadaj�ce przez osiem pi�ter w o�miu mieni�cych si� kaskadach, by w ko�cu dotrze� do g��wnego jeziora, sk�d wpompowywano wod� z powrotem na g�r�, na zgrabnie pozawijane alejki. Pod wie�ami forsycji i wielkimi, zakr�conymi w pergole krzewami r�anymi, spacerowali ludzie. Ich charakterystyczny dla Ksi�yca posuwisty, spowolniony spos�b chodzenia, sprawia� wra�enie ruchu pod wod�. Inni wpadali i wypadali z tuneli biurowych, zatrzymuj�c si� na chwil�, by spojrze� jak �uszczaki wykr�caj� w powietrzu piruety nad grz�dkami og�rk�w. Na �rodkowym poziomie mie�ci� si� pchli targ, gdzie namioty w kt�rych emerytowani hobby�ci sprzedawali systemy fabryczne, koszyki trawy, przyciski do papieru z pomara�czowego szk�a, a tak�e kursy ta�ca postinterpretatywnego i analizy poezji el�bieta�skiej, tworzy�y mozaik� plam w odwa�nych barwach turkusu, szkar�atu i akwamarynu. - Jak dla mnie, to jest ca�kiem �adne. Mo�e nieco zat�oczone, ale to w�a�nie pionierska estetyka. - To wygl�da jak pasa� handlowy, ale nie o to mi chodzi�o. To jest... - zawaha� si� w poszukiwaniu w�a�ciwego s�owa. - To co� w rodzaju... Boli mnie to, co robimy z tym �wiatem. Chodzi o to, �e rozkopujemy go, rozrzucamy wsz�dzie �mieci, tniemy g�ry na kawa�ki - i po co to wszystko? - Dla pieni�dzy - zacz�a Anya. - D�br konsumpcyjnych, surowc�w, przysz�o�ci dla naszych dzieci. Co w tym z�ego? - Nie budujemy przysz�o�ci. Budujemy bro�. - Na Ksi�ycu nie ma nic poza paroma pistoletami. To strefa przemys�owa gwarantuj�ca wsp�lny rozw�j wielu przedsi�biorstw. Bro� jest tu nielegalna. - Wiecie, co mam na my�li. Wszystkie te rzeczy, jak zapalniki do bomb, systemy detonacji i korpusy pocisk�w rakietowych, budowane tutaj i przewo�one na nisk� orbit� ziemsk�. Nie udawajmy, �e nie wiemy do czego to wszystko s�u�y. - No i co z tego? - zapyta�a s�odko Anya. - �yjemy w realnym �wiecie. Nikt z nas nie jest tak naiwny, �eby uwierzy� w rz�dy bez armii. Dlaczego masz za z�e, �e te rzeczy s� budowane tu, a nie gdzie indziej?. - Mierzi mnie ta kr�tkowzroczna, egocentryczna chciwo��, z jak� wszystko robimy! Czy wygl�da�a� ostatnio na zewn�trz, �eby zobaczy�, w jaki spos�b rozpruwa si�, wyrywa i rozrzuca po okolicy powierzchni� Ksi�yca? Wci�� jeszcze istniej� miejsca, gdzie mo�na popatrze� sobie na surowe pi�kno w jego pierwotnym stanie - takie, jakie istnia�o w czasach, gdy nasi przodkowie bujali si� na ga��ziach. Lecz my je niszczymy. Za jedn�, najwy�ej dwie generacje, Ksi�yc nie b�dzie mia� w sobie wi�cej pi�kna ni�, nie przymierzaj�c, wysypisko �mieci. - Widzia�e�, co ziemski przemys� zrobi� ze �rodowiskiem? - odpar�a Anya. - Zatem usuni�cie go poza planet� to chyba dobry pomys�, nie? - Tak, ale Ksi�yc... - Nie posiada nawet w�asnej ekosfery. Niczym mu nie mo�na zaszkodzi�. Gapili si� na siebie. W ko�cu Hiro stwierdzi�: - Nie mam ochoty o tym gada� - i spos�pnia�y podni�s� karty. Pi��, mo�e sze�� rozda� p�niej podesz�a do nich kobieta i przysiad�a na trawie przy nogach Krishny. Cie� na jej powiekach mia� barw� elektryzuj�cej �ywej purpury. Na jej ustach p�on�� szalony u�mieszek. - A, cze�� - powita� j� Krishna. - Czy wszyscy obecni znaj� Sally Chang? Podobnie jak ja jest cz�onkiem zespo�u naukowego Centrum Technologii Samopowielaj�cych. Pozostali skin�li g�owami. Gunther przedstawi� si�: - Gunther Weil. Cz�onek Generation 5, b��kitny ko�nierzyk. Zachichota�a. Gunther mrugn�� do niej. - Wydajesz si� by� w dobrym humorze. - Zastuka� pi�ci� w st� - Czekam. - Jestem na psylce - odpar�a. - Jedn� kart�. - Psylocybinie? - spyta� Gunther. - By�bym zainteresowany odrobin� tego. Hodujesz j� czy wytwarzasz? Mam kilka fabryczek w pokoju - by� mo�e m�g�bym jednej u�y�, je�li zgodzi�aby� si� udost�pni� oprogramowanie? Sally Chang potrz�sn�a g�ow� zanosz�c si� bezwiednym �miechem. Po policzkach sp�ywa�y jej �zy. - Co�, chyba porozmawiamy o tym, jak wr�cisz do normy. - Gunther rzuci� okiem na swoje karty. - Tym rozdaniem �wietnie gra�oby si� w szachy. - Nikt nie grywa w szachy - stwierdzi� ponuro Hiro. - - To gra dla komputer�w. Gunther zgarn�� pul� z dwiema parami. Przetasowa�. Krishna nie chcia� prze�o�y�, wi�c zacz�� rozdawa�. - Wracaj�c do sprawy, ta zwariowana Rosjanka... Zupe�nie bez uprzedzenia, Chang zacz�a r�e� niby ko�. Dzikie paroksyzmy �miechu co chwila rzuca�y ni� do ty�u, by zaraz znowu zgi�� jej cia�o wp�. Zachwyt z w�asnego odkrycia ta�czy� w jej oczach, gdy skierowa�a palec na Gunthera. - Jeste� robotem! - wydusi�a z siebie mi�dzy kolejnymi atakami. - Co, przepraszam? - Na pewno jeste� robotem - powt�rzy�a. - Jeste� maszyn�, automatem. Sp�jrz na siebie! Nic poza bodziec-reakcja. Nie masz grama wolnej woli. Nic tam nie ma. Nie umia�by� uczyni� niczego sam z siebie, nawet gdyby� ratowa� w�asne �ycie. - Czy�by? - Gunther rozejrza� si� w poszukiwaniu inspiracji. Ma�y ch�opiec - to m�g� by� Pyotr Nahfees, jednak za daleko, by stwierdzi� na pewno - sta� nad brzegiem wody karmi�c karpia kawa�kami zapiekanki z krewetek. - A gdybym tak rzuci� tob� do jeziora? To by�by akt woli. �miej�c si� pokr�ci�a g�ow�. - Typowe zachowanie przedstawiciela naczelnych. Postrzegane zagro�enie wita si� kpi�c� agresj�. Gunther wybuchn�� �miechem. - Nast�pnie, gdy to zawodzi, naczelny cofa si�, okazuj�c uleg�o��. Roz�adowuje sytuacj�. Ma�pa demonstruje swoj� nieszkodliwo�� - widzicie? - Hej, to naprawd� nie jest �mieszne - ostrzeg� Gunther. - W zasadzie nawet to do�� obra�liwe. - I z powrotem do postawy agresywnej. Gunther westchn�� i podni�s� r�ce do g�ry w ge�cie rezygnacji. - Jak powinienem zareagowa�? Wed�ug ciebie wszystko, co m�wi� i robi�, jest niew�a�ciwe. - Znowu uleg�o��. W t� i z powrotem, od agresji do obrony. - Zacz�a na�ladowa� r�k� ruch t�oka. - Zupe�nie jak ma�a maszynka - widzicie? To wszystko zachowania automatyczne. - Hej, Krish, jeste� neurobio-co�-tam, nie? Powiedz co� w mojej obronie. Wydosta� mnie z tej konwersacji. Krishna spiek� raka. Unika� oczu Gunthera. - Musicie wiedzie�, �e panna Chang cieszy si� wysokim uznaniem w Centrum. Cokolwiek my�li o my�leniu, jest warte przemy�lenia. Kobieta przygl�da�a mu si� chciwie. B�yszcz�ce oczy. Zw�one �renice. - Wydaje mi si�, �e chodzi�o jej o to, w sumie, �e my wszyscy tak w zasadzie tylko dryfujemy przez �ycie. Jak na automatycznym pilocie. Nie tylko ty, ale my wszyscy. - Zwr�ci� si� bezpo�rednio do niej: - Tak? - Nie, nie i jeszcze raz nie - pokiwa�a przecz�co g�ow�. - Szczeg�lnie chodzi mi o niego. - Poddaj� si�. - Gunther od�o�y� swoje karty i wyci�gn�� si� na granitowej p�ycie, patrz�c przez szklane sklepienie na znikaj�c� w ciemno�ciach Ziemi�. Kiedy zamkn�� oczy, widzia� startuj�cego skoczka Izmailovej. By�o to do�� puryta�skie urz�dzenie - niewiele wi�cej ni� platforma z krzes�em umieszczona na czterech osadzonych blisko siebie butelkach gazowego paliwa, odzyskiwanego z odpadk�w, oraz kompletu zgrabnych n�g. Widzia�, jak podrywa�a go do g�ry w chwili, gdy rozkwit�a eksplozja. Gdy ju� by�a wysoko nad kraterem, wygl�da�a przez chwil� jak jastrz�b na szczycie gor�cego pr�du wznosz�cego. Ubrana w czerwony skafander siedzia�a z opuszczonymi r�kami, patrz�c na spektakl z jakim� nieludzkim spokojem. W odbitym �wietle p�on�a jasno jak gwiazda. W jaki� przera�aj�cy spos�b by�a pi�kna. Sally Chang kiwa�a si� w prz�d i w ty� obejmuj�c r�kami kolana. �mia�a si� i �mia�a. * Beth Hamilton by�a pod��czona do kontrolera zdalnej obecno�ci. Podnios�a jeden okular, gdy Gunther wszed� do jej biura, nie przesta�a jednak porusza� r�kami i nogami. Te drobne, ospa�e jak we �nie poruszenia zostan� odebrane i wzmocnione w jakiej� fabryce za horyzontem. - Znowu si� sp�niasz - by�o to stwierdzenie faktu, bez jakiegokolwiek akcentu emocjonalnego. Wi�kszo�� ludzi odczuwa�aby co najmniej niekt�re objawy skurczu rzeczywisto�ci, maj�c do czynienia jednocze�nie z dwoma otoczeniami. Hamilton by�a jedn� z nielicznych os�b, zdolnych do rozszczepienia swojej uwagi na dwa niezale�ne istnienia, i to bez zauwa�alnej utraty efektywno�ci w �adnej z nich. - Wezwa�am ci�, �eby porozmawia� o twojej przysz�o�ci w Generation 5. W szczeg�lno�ci chcia�abym przedyskutowa� mo�liwo�� przeniesienia ci� do innego oddzia�u. - Masz na my�li Ziemi�. - Widzisz? Nie jeste� takim g�upcem, jakiego z siebie robisz. - Opu�ci�a z powrotem okular, sta�a przez chwil� bardzo sztywno, po czym wykona�a skomplikowan� seri� ruch�w palcami d�oni ubranej w metalow� r�kawic�. - I co ty na to? - Na co? - Tokyo, Berlin, Buenos Aires - czy kt�rakolwiek z tych nazw poci�ga ci� w szczeg�lny spos�b? A mo�e Toronto? W�a�ciwy ruch w tej chwili mo�e znacznie przy�pieszy� twoj� karier�. - Wszystko, czego pragn�, to zosta� tutaj, robi� dalej swoj� robot� i wydawa� pensj� - powiedzia� ostro�nie Gunther. - Nie oczekuj� promocji, du�ej podwy�ki ani korzystnego przeniesienia. Jest mi dobrze tak, jak jest. - Z pewno�ci� tw�j spos�b okazywania tego jest zabawny. - Hamilton wy��czy�a r�kawice i oswobodzi�a r�ce. Podrapa�a si� po nosie. Z boku sta�o jej biurko - wypolerowany sze�cian czarnego granitu. Tu� obok gar�ci kryszta��w miedzi spoczywa� na nim jej komputer osobisty. Pos�uszny wydanemu my�l� poleceniu, przes�a� g�os Izmailovej do przeka�nika w g�owie Gunthera. - Z najwy�szym �alem zmuszona jestem zwr�ci� pani uwag� na brak profesjonalizmu w sposobie post�powania jednego z cz�onk�w waszego personelu - rozpocz�a. S�uchaj�c skargi Gunther do�wiadcza� zupe�nie niespodziewanego uczucia nadci�gaj�cego niebezpiecze�stwa i, co wi�cej, urazy do Izmailovej, �e o�mieli�a si� os�dzi� go tak ostro. Bardzo stara� si� nie pokaza� tego po sobie. - By� nieodpowiedzialny, niepos�uszny i niedba�y. Co gorsza, prezentowa� tak�e niew�a�ciw� postaw�. Zmusi� si� do wymuszonego u�miechu. - Chyba nie za bardzo mnie lubi. Hamilton pozostawi�a to bez komentarza. - Ale przecie� to nie wystarczy, �eby... - g�os nagle zamar� mu w gardle. - Wystarczy? - W normalnej sytuacji, Weil, wystarczy�oby. Spec od rozwa�ki nie jest "tylko technikiem na us�ugach", jak to malowniczo okre�li�e� - te licencje rz�dowe nie s� �atwe do zdobycia. Mo�esz nie zdawa� sobie z tego sprawy, ale masz bardzo niski wska�nik efektywno�ci. Du�y potencja�, z kt�rego niewiele wychodzi. M�wi�c szczerze, rozczarowa�e� nas. Jednak�e, szcz�liwie dla ciebie, ta damulka Izmailova upokorzy�a Dona Sakai, wi�c da� nam do zrozumienia, �e nie musimy przejmowa� si� jej zdaniem. - Izmailova upokorzy�a Sakai? Hamilton wlepi�a w niego wzrok ze zdziwieniem. - Weil, masz skleroz�, zdajesz sobie z tego spraw�? Wtedy przypomnia� sobie tyrad� Izmailovej na temat energii j�drowej. - W porz�dku, ju� wiem. Przypomnia�em sobie. - A zatem wybieraj. Mog� napisa� nagan�, kt�ra trafi do twoich sta�ych akt, razem ze skarg� Izmailovej, albo wybierasz przeniesienie na Ziemi�, a ja dopilnuj�, �eby te smrody nie zosta�y wpisane do systemu korporacji. Nie by�o w zasadzie �adnego wyboru. Zrobi� jednak dobr� min� do z�ej gry. - W takim razie wygl�da na to, �e masz mnie dalej na karku. - Tylko na chwil�, Weil. Tylko na chwil�. * Kolejne dwa dni zn�w sp�dzi� na powierzchni. Pierwszego dnia ponownie wi�z� pr�ty paliwowe do Chatterjee C. Tym razem trzyma� si� trasy, wi�c reaktor zosta� za�adowany dok�adnie o czasie. Nast�pnego dnia pojecha� kawa� drogi do Triesnecker po par� starych pr�t�w. Sze�� miesi�cy czeka�y w magazynie przej�ciowym, a� ludzie z Kerr-McGee przestan� si� spiera�, czy nale�y je przerobi�, czy wyrzuci�. Nie wyszed� na tym �le, bo chocia� cykl aktywno�ci s�onecznej mia� si� ku ko�cowi, nie odwo�ano jeszcze stanu podwy�szonego zagro�enia powierzchniowego. Oznacza�o to, �e otrzyma premi� za prac� w niebezpiecznych warunkach. Gdy dojecha�, powita� go zdalny jakiego� technika z Francji. Powiedzia� mu, �eby sobie darowa�. Odby�a si� kolejna dyskusja, wskutek kt�rej decyzj� zn�w od�o�ono na p�niej. Wyruszy� wi�c z powrotem do Bootstrap puszczaj�c sobie w g�owie now� wersj� a capella "Opery za trzy grosze". Brzmia�a okropnie s�odko, ra��c jego gust artystyczny, lecz tego w�a�nie zwykle s�uchali w domu. Pi�tna�cie kilometr�w dalej wska�nik nat�enia ultrafioletu gwa�townie podskoczy�. Gunther postuka� go palcem. Bez rezultatu. Czuj�c jak zimny dreszcz przebiega mu po karku, spojrza� na dach kabiny i wyszepta�: - O, nie. - Stacja Prognoz Promieniowania poda�a w�a�nie informacj� o podwy�szonym stanie zagro�enia powierzchni do Poziomu Najwy�szego Ryzyka - informowa�a spokojnie ci�ar�wka. - W zwi�zku z wyst�pieniem niespodziewanej protuberancji. Ostrze�enie wchodzi w �ycie natychmiast. Wszyscy znajduj�cy si� na powierzchni musz� niezw�ocznie uda� si� do najbli�szego schronu. Powtarzam: uda� si� niezw�ocznie do schronu. - Jestem osiemdziesi�t kilometr�w od ... Ci�ar�wka zwolni�a i zatrzyma�a si�. - Poniewa� pojazd nie jest opancerzony, zwi�kszone nat�enie promieniowania mo�e zak��ca� jego funkcjonowanie. W celu zapewnienia dalszego poprawnego funkcjonowania jednostki, wszystkie podzespo�y zostan� prze��czone na sterowanie r�czne, po czym komputer zostanie wy��czony. G�ow� Gunthera wype�ni�y nak�adaj�ce si� na siebie g�osy, gdy przesta�y dzia�a� uk�ady filtruj�ce ci�ar�wki. Promieniowanie zak��ca�o je jeszcze, zamieniaj�c w nonsens wszystko, co chcia�y przekaza�: Pozio***ajwy�s**go R**yka Powt****m: **an zag**�**ia ***ierzchni zwi�kszono d*****iomu ***wy�s**go ****ka. Wszys**ie ****ostki** pe**onel uda�***� n****hmiast do****bli**zego s**ronu. M***ymalny czas napromieniania dwadz***cia **nut.***hroni� si�*****chmiast. S�uchacie n**rania Sta*****rognoz P****eniowa**** Z po**du wys**pienia nies***ziewanej ****uberancji s**n ****o�enia p****rzchni**ego po**y�szon*****ta� do P***omu ***wy�szego Ryz **il! M�w***eth. Og***ili **a�nie ***iom****wy�sze** R*zyka**Z�a� z pow****chni! ****iab�a, s�****sz mnie? Ukr*j si�.*N** pr�buj jecha� do Bo*****ap. Usma�ysz si�**S**chaj, ni**aleko ***jsca, ****�rym jeste* znajd*****i� trz***abryki. S�**hasz mnie, durn****Jedna z nich**o Weis**opf A***poza tym Ni**** i Luna* M***ost**ct**al. Weil! Pr**z� **ail, jeste***am? Odez**jcie si*, d*bry Bo�e, da***i w�dki, Sabra, **ng** - chowa**ie ty�ki pod powi****hni�, ale ju�***ie chc�***ysze�, �e kto*****ta�, �eby zg**i� �wiat�***Kto jesz**e tam je**? Wrac**cie nat***miast. Ws***cy!***y kto� wie, **zie jes**Mikha? Hej **m, Misha, nie ws*yd� *i�***s. Zaszc**� nas**woi* g�osem, s�***ysz? Do**ali�my Ez - Beth, najbli�szy schron zostawi�em za sob� w Weisskopf - to p� godziny drogi st�d, jad�c z pe�n� pr�dko�ci�, a maksymaln� dawk� dostaje si� tu po dwudziestu minutach. Co mam robi�, powiedz mi! Pierwsza fala twardych cz�stek by�a jednak zbyt silna, by m�g� zrozumie� cokolwiek wi�cej. Jaka� r�ka, najwyra�niej jego w�asna, poszybowa�a w kierunku deski rozdzielczej i wy��czy�a radio. G�osy w g�owie zamilk�y. Wci�� brzmia�y tylko trzeszczenia spowodowane promieniowaniem. Ci�ar�wka trwa�a w bezruchu, o p� godziny drogi donik�d. Niewidzialna �mier� s�czy�a si� przez dach kabiny. Za�o�y� he�m i r�kawice, sprawdzi� dwukrotnie szczelno�� i odblokowa� drzwi. Otworzy�y si� z hukiem. Z kabiny wylecia�y strony instrukcji u�ytkownika, a potem r�kawica, kt�ra tocz�c si� z gracj� po powierzchni goni�a r�owe ko�ci do gry, prezent od Euridice otrzymany w t� ostatni� noc w Szwecji. Gar�� nie dojedzonych herbatnik�w w blaszanej puszce w jednej chwili zamieni�a si� w py� i wyfrun�a, poci�gaj�c puszk� za sob�. Wybuchowa dekompresja. Zapomnia� wyr�wna� ci�nienia. Gunther zamar�, uzmys�awiaj�c sobie z przera�eniem, �e pope�ni� tak podstawowy - tak niebezpieczny - b��d. Sta� na powierzchni z odchylon� do ty�u g�ow�, gapi�c si� na S�o�ce. By� w�ciek�y na wszystkie plamy s�oneczne i jedn�, niepodziewan� protuberancj�. - Umr� tutaj - pomy�la�. Przez d�ug�, parali�uj�c� chwil� smakowa� ch�odn� oczywisto�� tej my�li. Umrze tutaj. By� tego pewny, pewniejszy ni� czegokolwiek innego w ca�ym swoim �yciu. Oczami wyobra�ni widzia� �mier�, jak sz�a ku niemu, kosz�c ksi�ycow� r�wnin�. �mier� by�a jednorodn� czarn� �cian�, rozci�gaj�c� si� do niesko�czono�ci we wszystkich kierunkach. Przecina�a wszech�wiat na dwie po�owy. Po tej stronie by�o �ycie, ciep�o, kratery i kwiaty, marzenia, roboty g�rnicze, my�li - wszystko to, co Gunther zna� lub by� w stanie sobie wyobrazi�. Po drugiej stronie... co�? Nic? Czarna �ciana nie dawa�a �adnych podpowiedzi. By�a nieczytelna, enigmatyczna, absolutna. I wyra�nie obra�a sobie za cel w�a�nie jego. By�a ju� tak blisko, �e niemal m�g� jej dotkn��. Wkr�tce tu b�dzie. A on przejdzie i pozna odpowied�. Nagle uwolni� si� od tej my�li i skoczy� w kierunku ci�ar�wki. Wdrapa� si� na dach kabiny. Jego przeka�nik sycza� i trzeszcza�. Oderwa� magnetyczne pasy mocuj�ce Siegfrieda, chwyci� szpul� i pilota. Zeskoczy�. Wyl�dowa� niezgrabnie, osun�� si� na kolana i wtoczy� pod ci�ar�wk�. Izolacja pr�t�w paliwowych zatrzyma�aby ka�d� ilo�� twardego promieniowania - bez wzgl�du na jego �r�d�o. Chroni�a go w r�wnej mierze od S�o�ca, jak i od �adunku. Przeka�nik w jego g�owie zamilk�. Po chwili uzmys�owi� sobie, �e jego szcz�ki, zaci�ni�te do tej pory w napi�ciu, wreszcie si� rozlu�ni�y. By� bezpieczny. Pod ci�ar�wk� by�o ciemno. Mia� czas pomy�le�. Nawet ustawienie recyrkulacji na maksimum i wy��czenie ca�ego wyposa�enia skafandra nie zapewni�oby ilo�ci tlenu koniecznej do przetrwania burzy s�onecznej. A wi�c dobrze. Trzeba dojecha� do schronu. Weisskopf by�o najbli�ej, tylko pi�tna�cie kilometr�w st�d. Znajdowa� si� tam schron, na terenie montowni nale��cej do G5. To b�dzie cel. B��dz�c r�k� w ciemno�ci, odnalaz� stalowe wsporniki i za pomoc� pas�w magnetycznych Siegfrieda przywi�za� si� do spodu pojazdu. Nie by�a to �atwa do wykonania praca, lecz w ko�cu wisia� twarz� w d�, maj�c przed oczami nawierzchni� drogi. Wcisn�� kilka przycisk�w na pilocie i Siegfried wsta�. Po dwunastu wyczerpuj�cych minutach uda�o mu si� w ko�cu zdj�� Siegfrieda w ca�o�ci z dachu ci�ar�wki. Wn�trze kabiny nie by�o przeznaczone nawet dla dwukrotnie mniejszych obiekt�w. �eby zmie�ci� tam Siegfrieda musia� wpierw wy�ama� drzwi, a nast�pnie wyrwa� z pod�ogi fotel kierowcy. Pozostawiaj�c obie te rzeczy na poboczu, uda�o si� wcisn�� Siegfrieda do wewn�trz. Robot wygi�� si� w dw�ch miejscach, zrekonfigurowa�, zrekonfigurowa� ponownie i w ko�cu jako� dopasowa� si� do przestrzeni kabiny. Powoli i delikatnie Siegfried przej�� sterowanie i wrzuci� pierwszy bieg. Ci�ar�wka ruszy�a z �omotem. To by�a piekielna przeja�d�ka. Pojazd, kt�ry nigdy nie nale�a� do szybkich, teraz toczy� si� po drodze jak �eliwna �winia. Optyka Siegfrieda skierowana by�a na desk� rozdzielcz� i nie mo�na by�o jej podnie�� bez oswobodzenia r�k robota. Nie by� w stanie spojrze� przed siebie nie zatrzymuj�c pojazdu. Nawigacja polega�a wi�c na obserwacji drogi pod ko�ami. Gunther m�g� utrzyma� ci�ar�wk� mniej wi�cej na drodze dzi�ki oznaczeniom na powierzchni. Gdy zje�d�ali z jezdni, uruchamia� r�ce Siegfrieda, koryguj�c kierunek jazdy. Skutek by� taki, �e w�drowali powoli od jednego brzegu do drugiego, znacz�c drog� za sob� zygzakiem kolein. Przesuwaj�ce si� w sta�ym rytmie cienie i droga, jednostajnie p�yn�ca na Gunthera, wprowadza�y niebezpieczn� monotoni�. Buja� si� i wibrowa� w swym prowizorycznym hamaku. Po chwili zacz�� go bole� kark od ci�g�ego trzymania g�owy w podniesionej pozycji, by m�c widzie� drog�, ja�niej�c� przed ci�ar�wk� a� do miejsca, gdzie gin�a w cieniu przedniej osi. Oczy piek�y go od nu��cej powtarzalno�ci obraz�w. Ko�a ci�ar�wki wzbija�y chmur� py�u z drogi. Niewielki �adunek elektrostatyczny okaza� si� wystarczaj�cy, by mniejsze cz�steczki przywar�y do jego skafandra. Co jaki� czas wyciera� wizjer z cienkiej warstwy szarego py�u r�kawic�, kt�ra za ka�dym razem zostawia�a na nim d�ugie, rozmazane smugi. Przysz�y halucynacje. By�y to �agodne omamy wzrokowe, wyd�u�one plamy kolorowego �wiat�a, kt�re pojawia�y si� przed oczami i znika�y na kr�tk� chwil� powrotu koncentracji, gdy potrz�sa� g�ow� i zamyka� na chwil� oczy. Ka�da chwila ulgi dla wzroku kusi�a go, by zamkn�� oczy na d�u�ej, ale na to nie m�g� sobie pozwoli�. Przypomnia�o mu si�, jak po raz ostatni widzia� si� z matk� i co wtedy powiedzia�a. M�wi�a, �e najgorsz� rzecz� w owdowieniu by�o to, �e ka�dego dnia jej �ycie rozpoczyna�o si� od pocz�tku, nie lepsze ni� poprzedniego, z wci�� �wie�ym b�lem, z fizycznym faktem nieobecno�ci m�a trudniejszym do zaakceptowania ni� kiedykolwiek. "To tak, jak by� martwym" - powiedzia�a. - "W tym, �e nic si� nigdy nie zmienia". M�j Bo�e, pomy�la�, nie warto tego robi�. Wtedy nagle zauwa�y� g�az wielko�ci jego g�owy, zmierzaj�cy prosto na jego he�m. Oszala�e d�onie szarpn�y pilota i Siegfried dziko zawin�� ci�ar�wk�. Ska�a uskoczy�a i przelecia�a ko�o Gunthera. Co zako�czy�o �w ci�g rozmy�la�. Podstroi� komputer osobisty i uda�o mu si� z�apa� "St.James Infirmary". Niewiele pomog�o. No dalej, sukinsynie, pomy�la�. Uda ci si�. Bola�y go barki i ramiona, a tak�e plecy, gdy o nich pomy�la�. Na przek�r wszystkiemu jedna z jego n�g najwyra�niej posz�a spa�. K�t, pod kt�rym trzyma� g�ow� obserwuj�c drog� sprawia�, �e cz�sto musia� trzyma� otwarte usta. Po chwili zauwa�y� ko�ysz�cy si� kszta�t, kt�ry okaza� si� niewielk� ka�u�� �liny zgromadzonej w zag��bieniu wizjera. �lini� si�. Zamkn�� usta, prze�ykaj�c zawarto�� gard�a i wlepi� wzrok przed siebie. Niespe�na minut� potem z�apa� si� na tym samym. Powoli, z wysi�kiem zd��a� w kierunku Weisskopf. * Instalacja G5 w Weisskopf by�a typow� konstrukcj�: bia�a odblaskowa kopu�a chroni�a przed wahaniami temperatur w ci�gu d�ugiej doby ksi�ycowej, mikrofalowa wie�a przeka�nikowa umo�liwia�a zdalny doz�r, a ko�o setki p�autonomicznych podjednostek wykonywa�o zadan� prac�. Gunther przegapi� drog� dojazdow� i musia� si� cofn��, by potem skierowa� ci�ar�wk� prosto pod �cian� fabryki. Przy pomocy Siegfrieda wy��czy� silnik, po czym pozwoli� pilotowi upa�� na ziemi�. Przez ponad minut� po prostu wisia� z zamkni�tymi oczami, delektuj�c si� bezruchem. Potem uwolni� si� od pas�w i wype�z� spod ci�ar�wki. S�ysz�c ponownie trzaski wy�adowa� w g�owie, wkroczy� do fabryki. W przy�mionym �wietle, przefiltrowanym przez pow�ok� kopu�y, fabryka sprawia�a wra�enie podwodnej jaskini. Wydawa�o si�, �e �wiat�o z jego he�mu w jednakowym stopniu uwidacznia i zaciera. Maszyny w �rodku snopu reflektora puch�y, przybli�aj�c si� do niego jak w efekcie rybiego oka. Wy��czy� go i pozwoli� oczom przyzwyczai� si� do ciemno�ci. Po chwili zacz�� dostrzega� roboty monta�owe, mgliste jak duchy, poruszaj�ce si� z nieziemsk� delikatno�ci�. Zaktywizowa�a je burza s�oneczna. Ko�ysa�y si� niczym wodorosty, lekko rozsynchronizowane wzgl�dem siebie. Z wzniesionymi ramionami ta�czy�y kierowane przypadkowym programem radiowym. Na ta�mach monta�owych spoczywa�y pozosta�o�ci na wp� zbudowanych robot�w, wygl�daj�ce na wynicowane i obdarte ze sk�ry. Wyszukane ornamenty ich miedziano-srebrnych nerw�w zosta�y ods�oni�te i zoperowane w ca�kowicie przypadkowy spos�b. Pod d�ugim, zgi�tym w po�owie .T:grifin02 ramieniem zako�czonym elektrycznym p�omieniem, drga� metalowy tors. Wi�kszo�c z nich