Gamble Terry - Tancerze wodni

Szczegóły
Tytuł Gamble Terry - Tancerze wodni
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Gamble Terry - Tancerze wodni PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Gamble Terry - Tancerze wodni PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Gamble Terry - Tancerze wodni - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Strona 2 Terry Gamble Tancerze wodni Latem 1945 osierocona szesnastoletnia Rachel Winnapee podejmuje pracę w letniej rezydencji nad brzegiem jeziora Michigan, która należy do zamożnego rodu Marchów. Dziewczyna, z pochodzenia Indianka, pozbawiona złudzeń co do swojego miejsca w świecie ludzi uprzywilejowanych, szybko wchodzi w rolę posłusznej służącej, cicho i bez sprzeciwów spełniającej życzenia pracodawców. Rzetelnie wypełnia swoje obowiązki aż do czasu, gdy przejmuje opiekę nad młodym dziedzicem - tragicznie okaleczonym i emocjonalnie rozbitym weteranem wojennym, Woodym Marchem. "Tancerze wodni" Jerry Gamble to nie tylko przenikliwy obraz konfliktów rasowych, kulturowych i społecznych, niczym nie złagodzonych komplikacji uczuciowych i najskrytszych pragnień ludzkiego serca, ale także dowód na wielki talent, jaki objawił się w nowym pokoleniu amerykańskich pisarzy. Strona 3 PROLOG 1942 B a b k a R a c h e l W i n n a p e e u m i e r a ł a . W p i e r s i a c h d u d n i ł o jej, j a k b y miała t a m kamienie. Dziewczynka znajdowała wcześniej kawałki skał w różnych miejscach - w kieszeni, w k u b k u , nawet w buzi. Może babka któryś z nich połknęła? L a t e m w M i c h i g a n p ó ź n o r o b i się c i e m n o , s ł o ń c e n i e z a c h o d z i prawie d o dziesiątej. N a d j e z i o r e m P o d k o w a trzask p ł o n ą c e g o d r e w n a i gotowanie zdobyczy pochodzącej z polowania albo kra­ dzieży - tak s a m o jak k a m y k i ciotki M i n n i e , k t ó r e c h o w a ł a p o d werandą, znalezione albo ukradzione, nie potrafiła tego powiedzieć. Nie m i a ł o to znaczenia, bo trzeba zacząć od tego, że szczep z n a d P o d k o w y z p l e m i e n i a O d a w a był tu dzikim l o k a t o r e m i nawet j e z i o r o , p l a ż a i las n a l e ż a ł y d o k o g o ś i n n e g o . N i m z a p a d ł a n o c , o d d e c h b a b k i stał się p o d o b n y d o w i a t r u gwiżdżącego zimą w kominie. Wysoki, słaby dźwięk - wdech, w y d e c h . D z i e w c z y n k a liczyła o d d e c h y , s ł u c h a ł a , j a k stają się c o r a z w o l n i e j s z e , o b s e r w o w a ł a , j a k s t o p y i d ł o n i e b a b k i r o b i ą się n i e b i e ­ skawe i z i m n e jak głaz. K i l k a b l a d y c h p r o m i e n i k s i ę ż y c a r z u c a ł o c i e n i e n a ściany, g d y R a c h e l k r z ą t a ł a się p o c h a ł u p i n i e , o t w i e r a ł a p u d ł a i s z u k a ł a k a m i e n i p o t r z e b n y c h d o o b c i ą ż e n i a c i a ł a b a b k i , k i e d y jej d u c h b ę d z i e się w z n o s i ł d o G i c z i - M a n i t u , b y s t a ć się n i e b e m . Z e b r a ł a t r z y s z t u k i i położyła je na piersi staruszki. - B a b c i u - m ó w i ł a , p o t r z ą s a j ą c nią na ł ó ż k u , k t ó r e dzieli­ ły. - B a b c i u . A l e s k ó r a b a b k i z a p a d ł a się, z u s t w y s u n ę ł y się w i e l k i e zęby. D z i e w c z y n k a c z e k a ł a . W p a t r y w a ł a się w jej k r t a ń , a l e n i e s ł y s z a ł a j u ż ż a d n e g o o d d e c h u . P o ł o ż y ł a o s t a t n i k a m i e ń n a p i e r s i starej k o - Strona 4 biety, w c z o ł g a ł a się i u ł o ż y ł a o b o k niej. P r z y t u l i ł a się j a k d o s k ó r y zwierzęcia. N a s t ę p n e g o r a n k a , k i e d y zjawił się w u j J e d d a , R a c h e l p r z e p ę d z i ł a go w r z a s k i e m . „To m ó j d o m ! - krzyczała. - M o j e ciało!". D w a d n i później rzuciła j e d n y m z k a m i e n i leżących na piersi staruszki w drzwi, w których stanęła ciotka M i n n i e . - W tej s k o r u p i e n i e m a j u ż i s k r y ż y c i a , R a c h e l . P o g ó d ź się z tym. - Wynocha! - Z a b a l s a m u j ją - d o d a ł a M i n n i e , w y c o f u j ą c się z w e r a n ­ dy. - O k r o p n y s m r ó d ! Na zewnątrz kadencja bzyczących w upale owadów, p o n u r e ude­ r z a n i e fal o b r z e g . Z a c z ą ł się śpiew. W c h a c i e p r z y p l a ż y w u j J e d d a p i ł . R a c h e l z a k r y ł a u s z y d ł o ń m i , ż e b y p o w s t r z y m a ć się o d w y c i a . T y m c z a s e m z j a w i ł a się z a k o n n i c a z k l a s z t o r u . W s z y s c y I n d i a ­ nie narzekali, że stara kobieta za bardzo cuchnie, by m o ż n a było p o c h o w a ć ją z g o d n i e z o b r z ą d k i e m , p o m a l o w a n ą , z pieśnią i b ę b ­ n a m i . M a t k a n i e żyje, w u j pijany, a c i o t k a M i n n i e t e ż n i e l e p s z a . Najprostszym rozwiązaniem byłoby zabranie małej do miasta, żeby zamieszkała w klasztorze z innymi dziewczynkami, p o r z u c o n y m i niczym niepotrzebne rupiecie. - S p a l i ć jej b u d ę - p o w i e d z i a ł k t o ś . Z a n i m z a k o n n i c a zdążyła ich p o w s t r z y m a ć , siłą odciągnęli Ra­ c h e l o d b a b k i i w y w l e k l i n a z e w n ą t r z . W k r ó t c e c h a t a z m i e n i ł a się w s t o s p o g r z e b o w y . D r e w n o zajęło się o g n i e m , t r z a s k a ł o , p ł o n ę ł o , s p o ś r ó d j ę z y k ó w c z e r w i e n i w y ł o n i ł się o t o c z o n y d y m e m z a r y s k o b i e t y , k t ó r y n i c z y m M a n i t u w z n o s i ł się c o r a z s z y b c i e j k u n i e b u . - Patrzcie! - krzyczała Rachel. - S ł o d k i J e z u - o d e z w a ł a się z a k o n n i c a , c h w y t a j ą c d z i e c k o i silnie je p r z y t r z y m u j ą c . Później będą mówili, że było to tylko złudzenie wywołane ś w i a t ł e m , r o z b ł y s k a m i s k w i e r c z ą c e j t r a w y , ale R a c h e l w i e d z i a ł a , ż e t o d u c h b a b k i w z n o s i ł się n a d o g n i e m , k i e d y jej p o p i o ł y s p a d a ł y w o k ó ł jak deszcz. Strona 5 Część pierwsza Strona 6 ROZDZIAŁ PIERWSZY 1945 R a c h e l p r a c o w a ł a w d o m u M a r c h ó w o d sześciu t y g o d n i - p r z e z c a ł y t e n c z a s w y k ł a d a ł a p a p i e r e m szuflady, w i e t r z y ł a u b r a n i a , n o s i ł a p r a ­ nie - i nadal nie u m i a ł a rozróżnić s c h o d ó w na tyłach d o m u . Jedne prowadziły z k u c h n i do jadalni, drugie na piętro do sypialni. Nawet k o r y t a r z e się jej myliły, n a g l e k o ń c z y ł y się l u b s k r ę c a ł y . W e r a n d y i skrzydła d o m u były nie do o d r ó ż n i e n i a . Drzwi u d e r z a ł y o siebie. D w a n a ś c i e sypialni na górze i nikogo, kto by z nich korzystał, p o z a starą kobietą, żywiącą nadzieję na p o w r ó t jednego syna, d u c h a m i drugiego i dziewczynki, która umarła w niemowlęctwie. Nawet pan M a r c h przyjeżdżał tu tylko p o d koniec sierpnia, jeśli w o g ó l e się zjawiał. Był t o d o m k o b i e t . O d p o c z ą t k u w o j n y t o one przygotowywały jedzenie, myły podłogi, prowadziły rachunki, wydawały polecenia, składały bieliznę pościelową, zeskrobywały ciasto ze stolnicy. No i jeszcze p r a s o w a n i e . Rachel przypaliła t r z y a d a m a s z k o w e s e r w e t k i , z a n i m n a u c z y ł a się d o b r z e t o r o b i ć . C h ł o d z i a r k a w spiżarni b u c z e n i e m d o p r o w a d z a ł a ją do szału. Piec ś m i e r d z i a ł b e n z y n ą . B e z p r z e r w y c o ś się g o t o w a ł o , o d c z e g o sta­ w a ł o się j e s z c z e p a r n i e j . K i e d y t e g o r a n k a w y c h o d z i ł a z k l a s z t o r u do pracy, p o w i e t r z e w d o r m i t o r i u m , gdzie spały dziewczęta, było a ż gęste o d z a p a c h u p o t u . - S i o s t r a p o w i e d z i a ł a n a m , ż e u m i e s z p r a s o w a ć - o d e z w a ł a się k u c h a r k a , Ella M a e . Jej s t a r e c z a r n e o c z y w p a t r y w a ł y się w w a r k o c z e Rachel, jakby ta m i a ł a w n i c h wszy albo coś gorszego. - P a m i ę ­ taj - m ó w i ł a d a l e j Ella, k i w a j ą c p a l c e m . Ich s p o j r z e n i a się s p o t k a ­ ły. - M a r c h o w i e wzięli cię z ł a s k i , są t w o i m i d o b r o c z y ń c a m i . D o b r o c z y n n o ś ć . Nawet siostra Marie postawiła to jasno na s a m y m początku. „Nasza kaplica, figura Marii - to wszystko d a r y Strona 7 Lydii M a r c h . P e w n i e myślisz, ż e o n a m a w s z y s t k o , ale f o r t u n a j a k kij ma dwa końce. M a r c h o w i e oddali Bogu syna i m a l e ń k ą córeczkę. Będą ci płacić cztery d o l a r y tygodniowo". U M a r c h ó w p a c h n i a ł o stęchlizną, kamforą, b z e m i gnijącymi rybami, które jezioro wyrzuciło na plażę m i n i o n e j nocy. Z d o m u u s y t u o w a n e g o na s a m y m k o ń c u cypla w kształcie zakrzywionego p a l c a r o z t a c z a ł się najlepszy w i d o k , j a k i e g o n i e m i a ł y p o z o s t a ł e z a b u ­ d o w a n i a w Beck's P o i n t . N i k t j u ż n a j w y r a ź n i e j n i e p a m i ę t a ł , k i m b y ł Beck, ale j e d n a d z i e w c z y n a z k l a s z t o r u p o w i e d z i a ł a R a c h e l , ż e k i e d y ś z n a j d o w a ł o się t u ś w i ę t e m i e j s c e , g d z i e z a m i e s z k i w a ł y d u c h y i n i k t n i e o ś m i e l a ł się o s i e d l i ć . T e r a z p e ł n o t u b y ł o l e t n i s k o w y c h d o m ó w , białych i ustawionych w rzędzie niczym perły w naszyjniku. N a p r z e c i w p o r t u m i a s t e c z k o M o s s Village r o z s i a d ł o się u p o d n ó ­ ż a p i a s k o w y c h klifów, p o z o s t a ł y c h p o i s t n i e j ą c y m w z a m i e r z c h ł y c h czasach słonym m o r z u . P o t e m nastał lodowiec, który wyżłobił i u f o r m o w a ł jezioro M i c h i g a n niby t o t e m p o ś r ó d lądu, z I n d i a n a m i na brzegu, a p ó ź n i e j F r a n c u z a m i , garstką c h ł o p ó w z Polski, księżmi, h a n d l a r z a m i futer, r y b a k a m i , d r w a l a m i i j e s z c z e p ó ź n i e j l e t n i k a m i . I zawsze stał kościół. Po p o ż a r z e pierwszego jezuici zbudowali drugi, p o t e m trzeci, k t ó r e g o wieża g ó r o w a ł a n a d wszystkim w o k o ­ licy. O b o k niej - w i e l k a b r y ł a c e g l a n e g o b u d y n k u , p e ł n e g o d z i e w ­ cząt, n i e k t ó r y c h j e s z c z e m a ł y c h , n i e k t ó r y c h s t a r s z y c h , w s z y s t k i c h o ciemnej skórze. Wszystkich przysłanych tu lub p o d r z u c o n y c h albo p r z y p r o w a d z o n y c h p r z e z z a k o n n i c e , b y n a u c z y ł y się ż y ć n a s p o s ó b a m e r y k a ń s k i i z a p o m n i a ł y o indiańskiej przeszłości. N i g d y więcej tańczenia dla d u c h ó w o podejrzanych imionach, na których m o ż ­ n a p o ł a m a ć język. N i g d y więcej u b r a ń z e s k ó r y jelenia. P r z y u c z y ć dziewczęta do pracy, a kiedy wystarczająco p o d r o s n ą , niektóre r o d z i n y l e t n i k ó w - n a j c h ę t n i e j k a t o l i c y - w e z m ą j e d o siebie. Z a c y p l e m w o d a r o z l e w a ł a się w z a t o k ę , w i d a ć b y ł o n i k ł e zarysy d r z e w i wzgórz za miasteczkiem Chibawassee na przeciw­ l e g ł y m b r z e g u . N a p o ł u d n i o w y m k r a ń c u z a t o k a r o z c i ą g a ł a się k u z a c h o d o w i a ż p o h o r y z o n t . N a p ó ł n o c y Beck's P o i n t z n a j d o w a ł się p o r t - p r z y s t a n i e i s t r z y ż o n e t r a w n i k i , w y g r a b i o n e p l a ż e , za­ c u m o w a n e łodzie - najlepsze miejsce do kotwiczenia p o m i ę d z y G r a n d Traverse a Mackinaw. Rachel widziała w o d ę z każdego okna, w y c z u w a ł a jej s m a k i z a p a c h , s ł y s z a ł a s z u m fal. J e z i o r o P o d k o w a b y ł o z u p e ł n i e i n n e , m a ł e , s p o k o j n e , n i e m a l staw. Strona 8 - Tyle t u w o d y - p o w i e d z i a ł a R a c h e l d o c ó r k i Elli M a e , p o m a ­ gającej jej p r z y o w o c a c h . - Jak w c z a s i e p o w o d z i - o d p a r ł a M a n d y , k t ó r a u m i a ł a p ł y ­ w a ć . - N a p ę d z a m i s t r a c h a . - D o d a ł a , ż e k i e d y ś u t o p i ł a się t u d z i e w c z y n a z k l a s z t o r u . W i e l e lat t e m u . - W i e m , j a k się p ł y w a - o z n a j m i ł a R a c h e l . T e g o d n i a p o m a g a ł y Elli M a e p i e c c i a s t o z w i ś n i a m i . K u c h a r k a z a g n i a t a ł a m ą k ę z m a s ł e m , a ż jej g r u b e , b r ą z o w e r a m i o n a p o k r y ł y się bielą. R a c h e l d r y l o w a ł a o w o c e . N a s t a ł lipiec i w i ś n i e p r z y w i e z i o ­ n e z T r a v e r s e C i t y b y ł y w p e ł n i d o j r z a ł e . S o k ś c i e k a ł jej p o r ę k a c h . Z a k a ż d y m razem, gdy kucharka odwracała wzrok, dziewczyna łakomie je oblizywała. Zawsze była g ł o d n a , nawet kiedy m i a ł a p e ł n y żołądek. Jako d z i e c k o l i z a ł a k a m i e n i e i z i e m i ę , c h c i w a i c h m i n e r a ł ó w , j a k b y b y ł a w s t a n i e zjeść c a ł y g l o b . - Ile m a s z lat? - M a n d y p r z y g l ą d a ł a się jej. - Szesnaście - o d p o w i e d z i a ł a Rachel, oblizując wargi. Nie do końca była tego pewna. - Szesnaście? M y ś l a ł a m , że jesteśmy w t y m s a m y m wieku. - A ile ty m a s z lat? - S i e d e m n a ś c i e - odpowiedziała Mandy. P a c h n i a ł o c u k r e m , m a s ł e m i wiśniami. O s t a t n i m i laty z p o w o d u w o j n y t r u d n o b y ł o o m a s ł o . I o b e n z y n ę . P o ń c z o c h y . Rzeczy, o k t ó ­ r y c h R a c h e l n a w e t n i e p o m y ś l a ł a b y , ż e t r u d n o się b e z n i c h o b y ć . - C z e k o l a d a - w t r ą c i ł a się Ella M a e , w y l i c z a j ą c r a c j o n o w a n e p r o d u k t y . - Spróbuj ją z d o b y ć . Ella M a e n a u c z y ł a R a c h e l w a ł k o w a n i a o c h ł o d z o n e g o c i a s t a i t a k i e g o p r z y c i n a n i a , b y j a k n a j m n i e j się z m a r n o w a ł o . R a c h e l p o d k r a d a ł a okrawki, w s u w a ł a je do kieszeni i p o t e m zjadała. Z a ­ s t a n a w i a ł a się, c z y k u c h a r k a s m a k o w a ł a b y c z e k o l a d ą , g d y b y p o l i z a ł a jej r a m i ę . T o s a m o d o t y c z y ł o M a n d y i J o n a h a , m ę ż a Elli M a e . M i e l i skórę ciemniejszą od niej, p r z y p o m i n a j ą c ą k a k a o z m l e k i e m . Na p o d w ó r z u pani March z siwymi włosami upiętymi na czubku g ł o w y w s k a z y w a ł a p a l c e m w y s c h n i ę t y s t a w r y b n y . Victor, o g r o d n i k , p o d ą ż y ł w z r o k i e m z a jej p a l c e m i w z r u s z y ł r a m i o n a m i . P o w o j n i e , w y d a w a ł się m ó w i ć , p o w o j n i e s t a w z a p e ł n i się r y b a m i , j e z i o r o łodziami, a d o m śmiechem. T e g o p o p o ł u d n i a s p o d z i e w a n o się g o ś c i a . - P r z e d w o j n ą z d a r z a ł o się, ż e w s z y s t k i e p o k o j e g o ś c i n n e Strona 9 b y ł y p e ł n e - p o w i e d z i a ł a Ella M a e . - S e n a t o r z O h i o b y ł t u c a ł y tydzień. M a n d y sięgnęła do miski i p o d k r a d ł a wiśnię. Rachel miała s t r a s z l i w ą o c h o t ę w y c i ą g n ą ć r ę k ę i d o t k n ą ć jej u s t , b o b y ł y t a k i e d u ż e , s z e r o k i e i c z a r n e . „ S k ą d się b i o r ą t a k i e usta?", m i a ł a z a m i a r z a p y t a ć , ale M a n d y o d e z w a ł a się p i e r w s z a , p o k a z u j ą c n a jej g r u b e , czarne warkocze: - Skąd masz takie w ł o s y ? - p o w i e d z i a ł a . - M o g ł a b y m je lepiej u c z e s a ć . Rachel d o t k n ę ł a swoich włosów. Rozplecione, o p a d a ł y l o k a m i na plecy i nie wyglądały na indiańskie. M o ż e m i a ł y coś francuskiego. Trafił się p r z e c i e ż h a n d l a r z f u t r e m , k t ó r y w z i ą ł s o b i e jej b a b k ę z a konkubinę. - Jesteś b r z y d k a - o r z e k ł a M a n d y . - C h o ć b y t w ó j n o s . S k ą d masz taki nos? N a w e t R a c h e l m u s i a ł a p r z y z n a ć , ż e jej n o s r ó ż n i ł się o d p ł a s k i c h i szerokich n o s ó w większości Odawa, był dłuższy i zakrzywiony niczym dziób drapieżnego ptaka. - A t w o j e p o l i c z k i ! - d o d a ł a M a n d y . N a d ę ł a w ł a s n e , aż s t a ł y się krąglejsze o d p o l i c z k ó w I n d i a n k i . R a c h e l p r z y j r z a ł a się g ł o w i e M a n d y - d w u d z i e s t u c i e n k i m w a r k o c z y k o m , k t ó r e p o r ó w n a ł a z e s w o i m i d w o m a g r u b y m i war­ k o c z a m i . O d t a k d a w n a n i k t jej n i e d o t y k a ł , n i e c z e s a ł jej w ł o s ó w . N a d z i e d z i ń c u k o ś c i o ł a stała figura M a t k i Boskiej trzymającej m a l e ń k i e g o J e z u s a . C z a s a m i d z i e w c z y n a m i a ł a o c h o t ę w ś l i z n ą ć się w r a m i o n a Marii o t w a r z y tak s m u t n e j , jakby wiedziała, że będzie musiała poświęcić własne dziecko. „Jezus u m a r ł za twoje grzechy", p o w i e d z i a ł y R a c h e l z a k o n n i c e . C ó r e c z k a M a r c h ó w u m a r ł a p o d c z a s e p i d e m i i grypy. W jednej z sypialni o stale zaciągniętych z a s ł o n a c h stało d z i e c i n n e ł ó ż e c z k o . C z y D z i e w i c a M a r y j a w i e d z i a ł a , ż e jej s y n e k o s ł o d k i e j b u z i u m r z e ? M o ż e r o z p a c z z a g ł u s z y ł a w niej b ł a g a n i a R a c h e l , b y o d e s ł a ł a j ą z p o w r o t e m do d o m u nad brzeg Podkowy. - Proszę b a r d z o - powiedziała Rachel, pozwalając M a n d y d o ­ t k n ą ć włosów. Ręce m i a ł a lepkie od wiśni. Jezus krwawi za m n i e , pomyślała, biorąc ręcznik i plamiąc go na czerwono. Strona 10 Buick w y j e ż d ż a ł o s p a l e z p o d j a z d u , a J o n a h i V i c t o r w n o s i l i b a g a ż e n a r z e c z o n e j . Kufer, d w i e w a l i z k i , t r z y p u d ł a n a k a p e l u s z e , b u t e l k i i buty. Ł o d z i e z a c u m o w a n e w p o r c i e t r z e s z c z a ł y w p o w i e w a c h b r y ­ zy, p o d c z a s g d y R a c h e l i M a n d y r o z p a k o w y w a ł y u b r a n i a , s o r t u j ą c je na d w a stosy - do o d ł o ż e n i a i do p r a s o w a n i a . - D z i e w c z y n o - o d e z w a ł a się M a n d y . - T e g o p r a s o w a n i a s t a r c z y ci do następnego wtorku. - To p r a w d a - o d p o w i e d z i a ł a Rachel. Przez o k n o widziała p o r t , a za n i m M o s s Village z jego redą, c e g l a n y m i b u d y n k a m i , wieżą katolickiego kościoła. Chciała zapytać M a n d y , w jaki s p o s ó b z g i n ą ł p i e r w s z y s y n i k i e d y d r u g i w r ó c i d o d o m u . D w i e flagi w i ­ siały w o k n i e s a l o n u , k a ż d a z g w i a z d ą - n i e b i e s k ą d l a s y n a n a d a l w a l c z ą c e g o n a P a c y f i k u , z ł o t ą d l a u t r a c o n e g o w Belgii. P r z y ł o ż y ł a do piersi k a s z m i r o w y sweter i wygładzała go ręką. - N i e ź l e cię o b s z t o r c u j e , j a k cię n a t y m p r z y ł a p i e - p o w i e d z i a ł a Mandy. W o d a niosła odgłos d z w o n ó w kościelnych t a m , gdzie niegdyś żyli O d a w a , a i c h w i o s k i c i ą g n ę ł y się k i l o m e t r a m i w z d ł u ż b r z e g u . P r z e d p o j a w i e n i e m się h a n d l a r z y futer, p r z e d k s i ę ż m i . M a n d y z a c z ę ł a m ó w i ć o c z y m ś i n n y m , ale w tej s a m e j c h w i l i d r z w i o t w o r z y ł y się g w a ł t o w n i e i d o ś r o d k a w e s z ł a n a r z e c z o n a . Była o d n i c h s t a r s z a , bliżej d w u d z i e s t k i , i m i a ł a b l o n d włosy. N a z y w a ł a się p a n n a E l i z a b e t h . - Czy któraś z was widziała mój k o s t i u m kąpielowy? Włosy jak masło. Rachel miała ochotę przeczesać je palcami, p o w ą c h a ć , żeby sprawdzić, czy są prawdziwe. W s k a z a ł a k o m o d ę . - Jest t a m . - Dziękuję. Paznokcie p a n n y Elizabeth błyszczały i były czerwone. O t w o ­ rzyła s z u f l a d ę , w y c i ą g n ę ł a k o s t i u m . W y c h o d z ą c z p o k o j u , z a w o ł a ł a przez r a m i ę do Rachel: - Jeśli c h o d z i o s w e t e r , k t ó r y t r z y m a s z , t o b ę d z i e k ł o p o t , jeśli nie o g r a n i c z y s z się j e d y n i e d o p a t r z e n i a n a n i e g o . - Też coś - p o w i e d z i a ł a M a n d y po wyjściu panny Eliza­ beth. - Jakby wszystko wiedziała. Ta d z i e w c z y n a ma więcej u b r a ń niż B a t s z e b a . - Jaki on jest? - Kto? Strona 11 - T e n , z a k t ó r e g o o n a m a wyjść. - Zgłupiał, od kiedy ją p o z n a ł - m ó w i ł a M a n d y , n u c ą c coś j e d n o c z e ś n i e . - Przyjechała tu któregoś lata z p a n n ą S e r e n ą Boyd i o d r a z u z a g i ę ł a p a r o l n a p a n i c z a W o o d y ' e g o . Tyle ż e M a r c h o m t o n i e p r z e s z k a d z a ł o . P o c h o d z i z P a r k e r ó w z St. L o u i s . M a m a m ó w i , ż e się z a w z i ę ł a j a k m u l i c a w r u i . - M u l i c a ? - R a c h e l r o z e ś m i a ł a się i p o k r ę c i ł a g ł o w ą . - Jest za ładna na mulicę. M a n d y , k t ó r a t e ż z a c z ę ł a się ś m i a ć , p o c i ą g n ę ł a j ą z a w a r k o c z . - A co ty możesz wiedzieć o urodzie? W k u c h n i p o ł o ż o n o n o w e l i n o l e u m , b ł ę k i t n e j a k j e z i o r o , ale d e s k i i t a k się z a p a d a ł y , a j e d n o o k n o b y ł o p ę k n i ę t e . S i e d z i a ł y n a k u c h e n ­ nej p o d ł o d z e , R a c h e l o p a r t a o n o g i M a n d y . G r z e b i e ń p r z e s u w a j ą c y się p o s k ó r z e g ł o w y p r z y w o d z i ł jej n a m y ś l c h ł o d n e d ł o n i e s a m e g o J e z u s a . Ella M a e p i e k ł a c i a s t o z w a r s t w a m i c z e k o l a d y c i e n k i m i j a k o p ł a t k i . W p o ł o w i e r a n k a d o m w y p e ł n i ł się z a p a c h e m c z e k o l a d y , b o g a t y m jak woń ziemi, słodko-gorzkim. M a n d y rozczesywała k o s m y k włosów. - W życiu n i e w i d z i a ł a m t a k p o k r ę c o n y c h w ł o s ó w , n o , c h y b a że u k o l o r o w e j d z i e w c z y n y . Jesteś k o l o r o w a ? - Indianka. Częściowo. - A p o z o s t a ł e części? Francuz babki. Niemiecki drwal, którego m a t k a poznała w ba­ rze. - Mieszanka - odpowiedziała. M a n d y podzieliła włosy Rachel na osiem pasm, zaplotła je w warkocze i zawiązała nićmi lub g u m k a m i . Wykonywała przy t y m r u c h y i d e n t y c z n e j a k jej b a b k a , g d y w y p l a t a ł a k o s z y k i . N a d z l e w e m r o z l e g ł się b r z ę c z y k . O c z y w s z y s t k i c h z w r ó c i ł y się w t a m t ą stronę, żeby sprawdzić, która klapka z n u m e r e m odsko­ czyła. - P a n n a E l i z a b e t h się o b u d z i ł a - p o w i e d z i a ł a M a n d y . - Jesteś załatwiona. P a n n a Elizabeth przebywała u nich już od prawie d w ó c h tygo­ d n i . K a ż d e g o r a n k a R a c h e l z a n o s i ł a jej h e r b a t ę i s ł o d k ą b u ł e c z k ę , p o d c z a s gdy dziewczyna leżała zwinięta w kłębek p o d kołdrą, Strona 12 a k i l k a p a s e m e k j a s n y c h w ł o s ó w w i ł o się n a p o d u s z c e . Z d a r z a ł y się d n i , k i e d y R a c h e l s ł y s z a ł a j ą ś m i e j ą c ą się z p a n i ą M a r c h . Ich śmiech ocieplał atmosferę w d o m u , gdy r o z m a w i a ł y o bieliźnie stołowej, porcelanie i czekały na p o w r ó t syna. Złote włosy p a n n y Elizabeth były zaczesane za uszy i p r z y p o m i n a ł y skrzydła. Na p e w n o jest a n i o ł e m , myślała Rachel - p i ę k n y m , b a ł a g a n i a r s k i m a n i o ł e m , który r o z r z u c a wszędzie swoją biżuterię, zostawia zapa­ lone papierosy w popielniczkach, rzuca ubrania na p o d ł o g ę . Rachel z b i e r a ł a j e p o t e m i u k ł a d a ł a , s t a r a j ą c się p r z y t y m i c h n i e p o ż ą d a ć . M i m o to przymierzyła pierścionek z zielonym oczkiem otoczonym maleńkimi perłami. P a n n a E l i z a b e t h r o z s t a w i ł a fotografie n a c a ł y m b l a c i e k o m o d y . Na jednej z nich trzymała głowę przechyloną, spojrzenie kierowała ku g ó r z e . M i a ł a c i e m n e rzęsy i b r w i , s z a r e oczy, a jej w ł o s y w y d a w a ł y się b i a ł ą c h m u r ą n a tle r o z m a z a n e g o n i e b a . M a n d y p o w i e d z i a ł a , ż e t o z a r ę c z y n o w e zdjęcie p a n n y Elizabeth. Z d a n i e m Rachel było piękne. K i e d y s t a w i a ł a t a c ę n a k o m o d z i e , jej u w a g ę p r z y c i ą g n ę ł o zdjęcie z a t k n i ę t e z a r a m ę l u s t r a . P r z e d s t a w i a ł o m ł o d e g o m ę ż c z y z n ę sie­ dzącego na przystani i beztrosko machającego n o g a m i w wodzie. K r o p l e w z b i j a ł y się w p o w i e t r z e . Z a n i m w i d a ć b y ł o z a c u m o w a n e lodzie, z u p e ł n i e jak teraz. M i a ł jasne oczy - m o ż e niebieskie albo zielone. To jego port, pomyślała Rachel, należy do niego. U ś m i e c h a ł się d o o b i e k t y w u , ale R a c h e l b y ł a n i e m a l p e w n a , ż e t e n u ś m i e c h j e s t p r z e z n a c z o n y d l a niej. C z u ł a w i l g o ć r o z b r y z g i w a n e j przez niego wody. To nie kradzież, w m a w i a ł a sobie, wyciągając zdjęcie z r a m y l u s t r a - s z y b k o , u k r a d k i e m , z a n i m p a n n a E l i z a b e t h się o b u d z i ł a . T y l k o j e p o ż y c z a m , t a k j a k się p o ż y c z a k u b e k c u k r u a l b o m a s ł a , które są racjonowane. S c h o w a ł a fotografię do kieszeni. Rozsuwając z a s ł o n y z t r i u m ­ fującą e n e r g i ą , R a c h e l m i a ł a o c h o t ę w s k a z a ć p a l c e m p o r t i p o w i e ­ d z i e ć p a n n i e E l i z a b e t h : C z y n i e jest p i ę k n y ? N i e d ł u g o c a ł y b ę d z i e panienki! Ale p a n n a E l i z a b e t h j e d y n i e m a m r o t a ł a c o ś p r z e z s e n . W p o k o j u u n o s i ł się z a p a c h p a p i e r o s ó w , p e r f u m u ż y w a n y c h p o p r z e d n i e g o wieczoru i pustej w p o ł o w i e szklanki b u r b o n a . Rachel p o d n i o s ł a z p o d ł o g i s w e t e r i ułożyła go na krześle. Strona 13 - Herbata gotowa, panienko. R a m i o n a p a n n y Elizabeth wychynęły s p o d przykrycia n i c z y m ze s k o r u p y ż ó ł w i a . D ł o n i e o d s u n ę ł y k o ł d r ę i n a d jej b r z e g i e m u k a z a ł o się d w o j e o c z u , z a m k n i ę t y c h i o p u c h ł y c h . P a s m a w ł o s ó w leżały r o z ­ rzucone niedbale na poduszce. Ostatniego wieczoru Rachel widziała p a n n ę Elizabeth wychodzącą z klubu p o d rękę z jakimś m ł o d y m mężczyzną, i na p e w n o nie był to syn M a r c h ó w . Mężczyzna śmiał się z d o w c i p u , k t ó r y w ł a ś n i e o p o w i e d z i a ł , a ś m i e c h p a n n y E l i z a b e t h b r z m i a ł , j a k b y d o b y w a ł się z p u s t e j p u s z k i u b r a n e j w p l i s o w a n ą s u k i e n k ę . P a n n a E l i z a b e t h p o t k n ę ł a się i b y ł a b y u p a d ł a o b o k R a c h e l , ale n a j w y r a ź n i e j w o g ó l e jej n i e z a u w a ż y ł a . Teraz p a n n a Elizabeth otwierała powoli oczy i mrugała powie­ k a m i , p a t r z ą c n a R a c h e l . A p o t e m się r o z e ś m i a ł a . - O r a n y ! Z t a k ą f r y z u r ą z r o b i ł a b y m f u r o r ę na p a r a d z i e ! R a c h e l o b r ó c i ł a się d o l u s t r a . P r z e k r z y w i ł a g ł o w ę i p r z y j r z a ł a się sobie b a r d z o u w a ż n i e . Miała gęste i c z a r n e b r w i , n i e m a l męskie, n a d z b y t d u ż y m i o c z a m i . Jej włosy, z a p l e c i o n e p r z e z M a n d y , t w o r z y ł y w z ó r r ó w n i e s k o m p l i k o w a n y j a k k o s z y k i , k t ó r e w y p l a t a ł a jej b a b k a . Z a s t a n a w i a ł a się, c z y ł a d n i e w y g l ą d a , p o m y ś l a ł a , ż e b y o t o z a p y t a ć , a l e p a n n a E l i z a b e t h p o n o w n i e z a g ł ę b i ł a się w p o ś c i e l i i n a k r y ł a kołdrą. Ella M a e k a z a ł a R a c h e l w y j ą ć d u ż e g a r n k i d o g o t o w a n i a o b i a d u . - Nie, nie te! - powiedziała, kręcąc głową, gdy Rachel wycią­ g a ł a g a r n k i z szafki. - T e s ą n a k u k u r y d z ę . D u ż e . Te, w k t ó r y c h gotujemy homary. Ś m i e c h p a n n y E l i z a b e t h n a d a l d ź w i ę c z a ł jej w u s z a c h , k i e d y Rachel z b r z ę k i e m stawiała garnki na k u c h n i . - N a k u k u r y d z ę , k u k u r y d z ę - p o w t a r z a ł a , n a ś l a d u j ą c g ł o s Elli Mae. - Te są na k u k u r y d z ę . - Co cię o p ę t a ł o ? Rachel usiadła na stołku naprzeciwko Mandy, szarpnęła g u m k i i zaczęła r o z p l a t a ć włosy. - P r z e z g o d z i n ę ci je z a p l a t a ł a m ! - k r z y k n ę ł a M a n d y . R a c h e l n i e w y p u s z c z a ł a w a r k o c z y z rąk. O s i e m g u m e k u p a d ł o n a p o d ł o g ę , w ł o s y r o z p l ą t y w a ł y się n i c z y m liny. P r z e c z e s y w a ł a p a l c a m i c z a r n e k ę d z i o r y . R o z p u s z c z o n e , w i ł y się s w o b o d n i e . Strona 14 M a n d y p o p a t r z y ł a n a nią. - Wyglądają jeszcze gorzej niż p r z e d t e m ! - To je uczesz! - k r z y k n ę ł a Rachel, strzelając w nią z gumki. M a n d y r o z e ś m i a ł a się. R a c h e l r z u c i ł a się n a n i ą , ale k u c h a r k a w e s z ł a p o m i ę d z y n i e , jej zęby, d z i ą s ł a , u s t a b y ł y t a k i e s a m e j a k u M a n d y . Ella M a e c h w y c i ł a R a c h e l , a o n a u s i ł o w a ł a j ą u g r y ź ć . - S k o ń c z te w y g ł u p y - p o w i e d z i a ł a Ella M a e . R o z l e g ł się d z w o n e k u d r z w i . M i m o t o k u c h a r k a jej n i e p u ś c i ł a . Miała m i ę k k i e i d u ż e piersi. - P o s ł u c h a j , m a ł a - m ó w i ł a . - Jesteś tu na ł a s c e . R a c h e l o d s u n ę ł a się o d n i e j . P r z e z o k n o d o s t r z e g ł a f u r g o n e t k ę W e s t e r n U n i o n . K i e d y J o n a h p o s z e d ł o t w o r z y ć , Ella M a e n a s t a w i ł a uszu. N a w e t M a n d y i Rachel przestały w y m i e n i a ć p o r o z u m i e w a w ­ cze s p o j r z e n i a i też n a s ł u c h i w a ł y . P o z a r a d i e m w s z y s t k o z d a w a ł o się m i l c z e ć . C i s z ę p r z e r w a ł a Ella M a e , k t ó r a p o w i e d z i a ł a „ C i i i " n i e b a r d z o w i a d o m o d o k o g o i c z e k a ł a n a p o w r ó t J o n a h a . N i s k i e głosy. Skrzypnięcie p e ł n e rezygnacji. Trzask d r z w i i głośny płacz, kiedy p a n n a Elizabeth biegła przez d o m . J o n a h p r z e c i s n ą ł się p r z e z k u c h e n n e d r z w i , o p a r ł o r a d i o i n i e spojrzał na nikogo. - N i e żyje? - Ella M a e p o ł o ż y ł a m u d ł o n i e n a r a m i o n a c h . Jonah zerknął na brzęczyki, jakby ktoś wzywał służbę. - Zaginiony. - Zaginiony? - Na M o r z u Filipińskim - o d p o w i e d z i a ł Jonah. D o d a ł coś o samolocie. Coś o wybuchu. - S a m o l o t ? - z d z i w i ł a się Ella M a e . - O n b y ł n a okręcie. P o w i a ł o m o r s k i m c h ł o d e m . R a c h e l p r z e s z y ł a fala g o r ą c a , p o ­ c z u ł a , ż e drży. D o t k n ę ł a w ł a s n e g o c z o ł a , p i e r s i , r a m i o n . N a m a c a ł a p a l c a m i zdjęcie w kieszeni. P r z e z c a ł e p o p o ł u d n i e Ella M a e p r z y g o t o w y w a ł a u d z i e c j a g n i ę c y . Z p o w o d u r a c j o n o w a n i a ż y w n o ś c i m i ę s o s t a ł o się t r u d n o d o s t ę p n e , dlatego rzeźnik sprzedawał je po k r y j o m u po pięć c e n t ó w za kawa­ łek, z a r a b i a j ą c n a b r a k a c h w z a o p a t r z e n i u . T e g o t y g o d n i a s z c z ę ś c i e d o p i s a ł o p a n i M a r c h . N i m n a s t a ł w i e c z ó r , w p o w i e t r z u u n o s i ł się Strona 15 z a p a c h tłuszczu i mięsa. M a n d y oglądała d o k ł a d n i e kieliszki do wina, gdy Rachel je rozstawiała. - Tata m ó w i , że p i c i e to w y n a l a z e k d i a b ł a - o d e z w a ł a się M a n d y r a d o s n y m , rześkim głosem. - M a r c h o w i e jak nic pójdą do piekła. Rachel p r z e s t a w i a ł a n i e k t ó r e kieliszki na w y s o k i c h n ó ż k a c h i o d p a r ł a , że gdyby to była prawda, p o ł o w a ludzi, których znała z d z i e c i ń s t w a , s m a ż y ł a b y się w s m o l e , i to s z y b c i e j n i ż M a r c h o w i e , którzy przynajmniej używali kieliszków. Jednak zdaniem M a n d y wszyscy katolicy byli g r z e s z n i k a m i . Papież, p o w i e d z i a ł a , to A n t y c h r y s t . A R z y m - wielka ladacznica. Rachel nigdy nie słyszała o papieżu ani o Rzymie. Wie­ działa tylko, że G i c z i - M a n i t u był wielkim d u c h e m , którego oczy s t a w a ł y się s ł o ń c e m z a d n i a , k s i ę ż y c e m w n o c y , a J e z u s k r w a w i ł za n i ą . M a n d y popatrzyła na Rachel z politowaniem. - N i e r o z u m i e s z ? T o p r z e z księdza. T o w ł a ś n i e k s i ą d z p r z y c h o d z i na o b i a d w każdy czwartek. Rachel wzruszyła r a m i o n a m i i ruszyła w s t r o n ę k u c h n i . Z a r ó w n o M a n d y , jak i p a n i M a r c h uważały, że Bóg jest po ich s t r o n i e , z t y m ż e M a n d y n a p o p a r c i e s w o i c h t w i e r d z e ń u ż y ł a Biblii, p o d c z a s g d y p a n i M a r c h m o d l i ł a się, u ż y w a j ą c r ó ż a ń c a . Ella M a e , s t o j ą c o b o k p i e k a r n i k a , u k ł a d a ł a p ł a t y mięsa w h o j n i e n a l a n y m na talerze sosie miętowym. Dekorowała je pulchnymi słonymi babeczkami miodo­ wego koloru, a robiła to w taki sam s p o s ó b jak ciotka M i n n i e , gdy kładła kamienie na zmarłych. Podczas obiadu p a n n a Elizabeth miała o p u c h n i ę t ą twarz i włosy zaczesane gładko do tyłu. Ojciec T o m p o d z i ę k o w a ł Bogu za posiłek i p o m o d l i ł się o b e z p i e c z n y p o w r ó t d o d o m u s y n a M a r c h ó w . - Amen - powiedziała pani March. - A m e n - powtórzyły Rachel i Mandy, podając zupę. Rachel zauważyła, że p a n n a Elizabeth rozluźnia i zaciska palce n a t r z o n k u n o ż a , d o s t r z e g ł a , ż e n ó ż n a d a l się c h y b o c z e , c h o ć g o o d ł o ż y ł a . P a n i M a r c h w p a t r y w a ł a się w z u p ę , j a k b y u m i a ł a c z y t a ć z s o c z e w i c y n i c z y m z h e r b a c i a n y c h fusów. R a c h e l nie p o t r a f i ł a c z y t a ć z h e r b a c i a n y c h liści, a l e w i e d z i a ł a j e d n o . C h ł o p a k z f o t o ­ grafii nie m ó g ł b y ć m a r t w y . Była t e g o t a k p e w n a j a k t e g o , ż e r a n o s p a d n i e d e s z c z a l b o t e g o , ż e gęsi z a w s z e k i e r u j ą się w l o c i e na południe. Strona 16 P a n i M a r c h j a d ł a z u p ę , ale r ę k a jej n i e d r ż a ł a , c h o ć w s z y s t k i e łyżki, n o ż e i w i d e l c e w o k ó ł niej w i b r o w a ł y . S p o g l ą d a j ą c p r z e z ra­ m i ę , R a c h e l z o r i e n t o w a ł a się, ż e p a n n a E l i z a b e t h u s i ł u j e z a c h o w a ć spokój i t r z y m a ć głowę r ó w n i e wysoko jak pani M a r c h . Pani M a r c h k o j a r z y ł a się R a c h e l ze s t a t u ą , z u w a g i na s p o s ó b , w j a k i s i a d a ł a p r z y b i u r k u , p i s a ł a listy, p o d p i s y w a ł a czeki, z p r o s t y m i j a k s t r u n a p l e c a m i . N a d jej ł ó ż k i e m w i s i a ł k r u c y f i k s z J e z u s e m , ale R a c h e l n i e p o t r a f i ł a sobie w y o b r a z i ć p a n i M a r c h klęczącej p r z e d k i m k o l w i e k . P ó ź n i e j , k i e d y R a c h e l i M a n d y s p r z ą t n ę ł y z e s t o ł u g ł ę b o k i e ta­ lerze i rozstawiały p ł y t k i e do d r u g i e g o dania, p a n i M a r c h zwróciła się d o ojca T o m a . - Victor o d m a w i a n a p e ł n i e n i a stawu. „Bo i po co?" zapytał mnie. Ksiądz prawie nie m i a ł p o d b r ó d k a i patrzył jasnymi, w o d n i s t y m i oczami. - Kazała mu p a n i z d o b y ć więcej ryb? - M ó w i , że t a m nie ma ż a d n y c h ryb. - U w a ż a m j e d n a k - p o w i e d z i a ł ojciec T o m , g ł a d z ą c nieist­ n i e j ą c y p o d b r ó d e k - ż e s t a w z n a c z n i e lepiej w y g l ą d a , k i e d y j e s t napełniony. P a n n a Elizabeth d r ż ą c ą ręką nalała sobie kolejny kieliszek w i n a i wypiła je od razu, rzucając p a n i M a r c h krótkie spojrzenie załza­ wionych oczu. Krople czerwonego wina splamiły obrus. Zmięła serwetkę w dłoni. - C z y n i e u w a ż a c i e . . . ? - z a c z ę ł a , ale z a r a z z a k r y ł a u s t a r ę k ą . - K o c h a n i e , m o ż e n a g ó r z e p o c z u j e s z się lepiej - p o w i e d z i a ł a pani March. P a n n a Elizabeth skinęła głową, o d s u n ę ł a krzesło od stołu i wstała d o wyjścia. K s i ą d z p o d n i ó s ł się r a z e m z nią, ale o n a g e s t e m n a k a z a ł a , by usiadł. - P r o s z ę nie w s t a w a ć - d o d a ł a jeszcze. R a c h e l s p o j r z a ł a n a g ó r ę m i ę s a n a d a l leżącą n a t a l e r z u j a s n o w ł o ­ sej d z i e w c z y n y . P a n i M a r c h u ś m i e c h n ę ł a się d o n i e j . - R a c h e l - o d e z w a ł a się s u c h y m g ł o s e m , ś w i a d c z ą c y m o z m ę ­ czeniu. P o r a z p i e r w s z y w y m ó w i ł a jej i m i ę . Ich s p o j r z e n i a s p o t k a ł y się w jednej chwili i złączyły w jedno. Rachel ledwie n a d sobą panowała. Chciała powiedzieć pani Strona 17 M a r c h , ż e jej s y n żyje. Jest r a n n y , t o p r a w d a , ale n i e z g i n ą ł . J o n a h mówił o wybuchu. Rachel mogła sobie to wszystko wyobrazić. Na d r u g i m k o ń c u świata, p o p r z e z r ó w n i n y i góry, p r z e z oceany, c z ł o w i e k z a t a c z a ł ł u k p o n i e b i e w kuli o g n i a . O c h , s ł y c h a ć b ę b n y ! O c h , ż a r l i w e z a w o d z e n i e p i e ś n i ! S e r c e z a b i ł o jej m o c n i e j , m i a ł a z a m i a r p o w i e d z i e ć : „ P a n i March", n i m j e d n a k otworzyła usta, twarz p r a c o d a w c z y n i z m i e n i ł a się w z i m n ą m a s k ę z e s k ó r ą p r z y l e p i o n ą d o kości. G d y s ł o w a R a c h e l u m y k a ł y w n i e b y t , c h m u r a p r z y p o m i n a j ą c a wielki grzyb u r o s ł a n a d głową p a n i M a r c h i została t a m na d o b r e . K s i ą d z m ó w i ł c o ś o w y ś c i g a c h ł o d z i , k i e d y R a c h e l z a m k n ę ł a oczy, by p o z b y ć się tej wizji. O t w o r z y w s z y j e p o n o w n i e , p r z e k o n a ł a się, ż e n i e w i d z i n i c s z c z e g ó l n e g o . Ż a d n e g o d y m u . N i e słyszy k r z y k ó w . N i e m a d e s z c z u ognia. - D o b r z e się czujesz? - s p y t a ł a p a n i M a r c h . W głowie Rachel n a d a l d u d n i ł y bębny, grzmiące n a d jakimś na w p ó ł z a p o m n i a n y m jeziorem, p r z y p o m n i a ł a sobie p ł o n ą c ą chatę, d u c h a u n o s z ą c e g o się k u n i e b u , d o t y k czyjejś d ł o n i n a w ł a s n y m ramieniu. - Tak - wyszeptała. P a n i M a r c h d ł u g o i u w a ż n i e się jej p r z y g l ą d a ł a . - B ą d ź t a k m i ł a - p o w i e d z i a ł a - i u p r z ą t n i j t a l e r z p a n n y Eli­ z a b e t h . I , R a c h e l ? P o w i e d z , p r o s z ę , Elli M a e , ż e m o ż e c i e p o d z i e l i ć się t y m , c o z o s t a ł o . R a c h e l s i e d z i a ł a w k u c h n i . J a d ł a z i m n e m i ę s o i r e s z t k i z u p y . O d tej chwili b ę d z i e r o z p o z n a w a ł a s m a k d o b r o c z y n n o ś c i w p o ł a m a n y c h jagnięcych kościach. P ó ź n i e j , k i e d y n a c z y n i a z o s t a ł y j u ż p o z m y w a n e , a w d o m u za­ p a d ł a cisza, d r o g ą o b o k p o r t u w r ó c i ł a d o k l a s z t o r u . N a h o r y z o n c i e w chmurach majaczyły odbicia błyskawic jakiejś dalekiej burzy. W s z y s t k i e p o z o s t a ł e d o m y w Beck's P o i n t b y ł y p o g r ą ż o n e w c i e m ­ n o ś c i , c z e k a n o w n i c h n a p o w r ó t s y n ó w . W b a r a c h M o s s Village n i e słychać było śmiechu, jedynie zachrypnięte głosy wspominających p r z e s z ł o ś ć s t a r c ó w , z a d o w o l o n y c h , ż e d a n o i m c o ś d o p i c i a . Jakiś s z a l e n i e c wył i r o z b r y z g i w a ł w o d ę , ale R a c h e l p r z e s t a ł a n a s ł u c h i w a ć , n a g l e z a n i e p o k o j o n a , j a k b y t o był z n a k . Strona 18 Niebieskie światła na k o ń c a c h przystani p u l s o w a ł y m i a r o w o w tę s i e r p n i o w ą n o c n i c z y m u d e r z e n i a serca. Rachel przebiegł dreszcz, ż a ł o w a ł a , ż e n i e m a n a s o b i e s w e t r a . M a r z y ł a , ż e u d a się jej w r e s z c i e w y g ł a d z i ć włosy. Tej n o c y b ę d z i e się m o d l i ł a n a d u k r a d z i o n y m zdję­ c i e m , a j u t r o w y z n a swoje g r z e c h y . P ó j d z i e d o o j c a T o m a i p o w i e : „ P r z e b a c z mi". P o w i e , ż e O n z a n i ą k r w a w i . Strona 19 ROZDZIAŁ DRUGI 1946 P o c i ą g k o ł y s a ł się n a t o r a c h , m k n ą c n i e s t r u d z e n i e n a p ó ł n o c . Lewa strona bolała Woody'ego od brzucha przez biodro, u d o aż do miejsca poniżej kolana, gdzie p o w i n n a być reszta jego nogi. Prze­ s i a d k a w C h i c a g o o k a z a ł a się p r z e p y c h a n k ą , n i e m i ł y m d o ś w i a d ­ c z e n i e m - p i e l ę g n i a r k a i b a g a ż o w i , d y r y g u j ą c y w s z y s t k i m ojciec. W o o d y p r ó b o w a ł w s t a ć z w ó z k a i n w a l i d z k i e g o , ale n i e z d o ł a ł w e j ś ć n a s c h o d y . L u d z i e się n a n i e g o gapili. K t o ś n a w e t z a s a l u t o w a ł - za­ salutował! M i n ę ł o pół roku, od kiedy ostatni raz pozdrowił w ten s p o s ó b oficera, z w a l n i a j ą c e g o g o z e szpitala. T e r a z W o o d y m ó g ł z d o b y ć się j e d y n i e n a m i z e r n e p o m a c h a n i e r ę k ą . W w a g o n i e pierwszej klasy p a c h n i a ł o c y g a r a m i i w y z i e w a m i diesla, skóra n a p o d ł o k i e t n i k a c h była w y t a r t a p r z e z u p r z e d n i c h pasażerów. Wjechali do Michigan po minięciu Gary w stanie Indiana. U p ł y n ę ł y trzy letnie sezony od czasu, gdy po raz ostatni o d w i e d z i ł Beck's P o i n t w lecie 1942 r o k u . P a m i ę t a ł t a ń c e w k l u b i e , obaj z b r a t e m w oficerskich m u n d u r a c h , E l i z a b e t h szeptała mu do ucha, że czapka dodaje mu dorosłości, a p o t e m o d r z u c i ł a do tyłu g ł o w ę , ś m i a ł a się. M y ś l e l i w t e d y , ż e w s z y s t k o s z y b k o się s k o ń c z y . Wiedzieli d o k ł a d n i e , jak będzie przebiegało. Lipscott Evans M a r c h , s t w o r z o n y d o o d z n a c z a n i a m e d a l a m i , s t a n i e się p o b r z ę k u j ą c y m orderami bohaterem, wracającym triumfalnie, by poprowadzić r o d z i n n y b a n k . W o o d y z a j m i e się c z y m ś m n i e j a b s o r b u j ą c y m . Może obligacjami. Ale Lip n i g d y n i e w r ó c i ł . A W o o d y b y ł t e r a z j e d y n y m d z i e d z i c e m i siedział n a p r z e c i w ojca w w a g o n i e j a d ą c y m na p ó ł n o c , mijającym fabryki p o ł u d n i o w e g o M i c h i g a n . E l i z a b e t h o d w i e d z i ł a g o d w u k r o t ­ n i e w s z p i t a l u w K a l i f o r n i i . T r z y m a ł a go za r ę k ę i w p a t r y w a ł a się Strona 20 w m i e j s c e , g d z i e k o ń c z y ł a się j e g o n o g a . „ M y ś l e l i ś m y , że zginąłeś", powtarzała, a do niego docierało powoli, że d a w n o już go p o c h o w a ­ ła. Z a p r z e c z a ł a g w a ł t o w n i e , ale o n u p i e r a ł się, ż e t a k w ł a ś n i e jest. N i e z m i e n i ł z d a n i a t a k ż e p o p o w r o c i e d o St. L o u i s p o d k o n i e c zimy, d o c z a r n y c h p o z b a w i o n y c h liści d r z e w i n i e z m i e n n y c h cegieł. „B o ż e, nawet nie mogę c h o d z i ć " , p o w i e d z i a ł d o Elizabeth. Przesuwał w palcach różaniec, który dostał od matki. Nad płach­ t ą „ J o u r n a l a " w i d a ć b y ł o t y l k o c z o ł o ojca. P a p i e r z a s z e l e ś c i ł , o j c i e c s p o j r z a ł n a r ó ż a n i e c . T a r z e c z , j a k n a z w a ł b y g o ojciec. A W o o d y c h ę t n i e b y się z n i m z g o d z i ł . C o k o l w i e k r ó ż a n i e c s y m b o l i z o w a ł , straciło to już dla niego znaczenie. Widział krzyże na polach, zna­ c z ą c e l e ż ą c y c h p o d n i m i p o l e g ł y c h . Ale u m a r l i p o z o s t a w a l i n i e ż y w i , a on p r z e s u w a ł p a c i o r k i różańca. Było to coś, co t r z y m a ł w d ł o n i , odrętwiałej od ciągłego d o t y k a n i a m e t a l u . Tak n a p r a w d ę widzieli zbliżający się s a m o l o t . W y d a w a ł się t a k i m a ł y , m o ż n a b y ł o p o m y ­ śleć, ż e w y s t a r c z y o p ę d z i ć się o d n i e g o j a k o d o w a d a . N i e w i e r z y ł własnym u s z o m - krzykom, działonowym ostrzeliwującym wodę. K i e d y r o z l e g ł się w y b u c h , o b r ó c i ł się d o ż o ł n i e r z a s i e d z ą c e g o o b o k i c h c i a ł s p y t a ć : „ W i d z i a ł e ś t o ? " ale t a m t e n w y p a d ł z a b u r t ę , a W o o d y t r z y m a ł się k u r c z o w o p o r ę c z y , k t ó r a s t a ł a się s t r a s z l i w i e g o r ą c a . - N a p i j e s z się c z e g o ś ? - z a p y t a ł o j c i e c . - M o g ę k a z a ć ci c o ś podać. - N i e ma p o t r z e b y - o d p o w i e d z i a ł W o o d y , o d w r a c a j ą c się i w s u ­ wając r ó ż a n i e c z p o w r o t e m d o k i e s z e n i . W s t y d z a w s z e t o w a r z y s z y ł w i e r z e j e g o m a t k i . D z i a d k o w i e z m u s i l i n a w e t ojca, b y o d c z e k a ł r o k , z a n i m o ż e n i ł się z Lydią F o r r e s t e r , j a k b y jej p a p i s t o w s k i e p r z e k o ­ n a n i a c z y n i ł y z niej k o g o ś n i e o d p o w i e d n i e g o d l a ich czystej, p r o t e ­ stanckiej krwi. R e l i g i a rynsztoka - t a k b a b k a z e s t r o n y ojca n a z y w a ł a K o ś c i ó ł r z y m s k o k a t o l i c k i , u p i e r a j ą c się p r z y w y c h o w a n i u jego i Lipa w wierze prezbiteriańskiej. Jednak katolicyzm jego m a t k i p r z e t r w a ł , n a w e t p o t y m , j a k z o s t a ł a ż o n ą b a n k i e r a . O g r a n i c z a ł się d o ich w s p ó l n y c h m o d l i t w n o c a m i i p o ś p i e s z n e g o , u k r a d k o w e g o ż e g n a n i a się. W y b a c z m i , m a t k o , p o m y ś l a ł W o o d y . Teraz r o d z i c e sypiali o d d z i e l n i e , ich m a ł ż e ń s t w o p r z y p o m i n a ł o w y p a l o n e p o g o r z e l i s k o . O j c i e c n a d a l zjawiał się na o b i a d a c h w t w e e - d o w y c h g a r n i t u r a c h i z a p a s z k ą p o d szyją, n a ś l u b a c h i p o g r z e b a c h zaś w g a r n i t u r a c h w p r ą ż k i . K i e d y Lip z g i n ą ł , o j c i e c p ł a k a ł w o d ­ d z i e l n y m p o k o j u , jeśli w o g ó l e u r o n i ł ł z ę .