Durham David Anthony - Trylogia Akacja 01 - Akacja
Szczegóły |
Tytuł |
Durham David Anthony - Trylogia Akacja 01 - Akacja |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Durham David Anthony - Trylogia Akacja 01 - Akacja PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Durham David Anthony - Trylogia Akacja 01 - Akacja PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Durham David Anthony - Trylogia Akacja 01 - Akacja - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
David Anthony Durham
AKACJA
Acacia
Przełożyła Agnieszka Sylwanowicz
Wydawnictwo MAG
Warszawa 2010
Strona 2
Dla Laughtona i Patricii
Strona 3
SPIS TREŚCI
SPIS TREŚCI ................................................................................................................. 3
PODZIĘKOWANIA ...................................................................................................... 6
KSIĘGA I ....................................................................................................................... 7
KRÓLEWSKA IDYLLA ............................................................................................... 7
ROZDZIAŁ 1 ................................................................................................................. 8
ROZDZIAŁ 2 ............................................................................................................... 12
ROZDZIAŁ 3 ............................................................................................................... 19
ROZDZIAŁ 4 ............................................................................................................... 24
ROZDZIAŁ 5 ............................................................................................................... 34
ROZDZIAŁ 6 ............................................................................................................... 38
ROZDZIAŁ 7 ............................................................................................................... 45
ROZDZIAŁ 8 ............................................................................................................... 53
ROZDZIAŁ 9 ............................................................................................................... 60
ROZDZIAŁ 10 ............................................................................................................. 65
ROZDZIAŁ 11 ............................................................................................................. 72
ROZDZIAŁ 12 ............................................................................................................. 77
ROZDZIAŁ 13 ............................................................................................................. 84
ROZDZIAŁ 14 ............................................................................................................. 92
ROZDZIAŁ 15 ............................................................................................................. 96
ROZDZIAŁ 16 ........................................................................................................... 102
ROZDZIAŁ 17 ........................................................................................................... 107
ROZDZIAŁ 18 ........................................................................................................... 112
ROZDZIAŁ 19 ........................................................................................................... 119
ROZDZIAŁ 20 ........................................................................................................... 125
ROZDZIAŁ 21 ........................................................................................................... 133
ROZDZIAŁ 22 ........................................................................................................... 139
ROZDZIAŁ 23 ........................................................................................................... 143
ROZDZIAŁ 24 ........................................................................................................... 148
ROZDZIAŁ 25 ........................................................................................................... 156
Strona 4
ROZDZIAŁ 26 ........................................................................................................... 162
ROZDZIAŁ 27 ........................................................................................................... 173
KSIĘGA II.................................................................................................................. 183
WYGNAŃCY ............................................................................................................ 183
ROZDZIAŁ 28 ........................................................................................................... 184
ROZDZIAŁ 29 ........................................................................................................... 190
ROZDZIAŁ 30 ........................................................................................................... 201
ROZDZIAŁ 31 ........................................................................................................... 214
ROZDZIAŁ 32 ........................................................................................................... 225
ROZDZIAŁ 33 ........................................................................................................... 239
ROZDZIAŁ 34 ........................................................................................................... 250
ROZDZIAŁ 35 ........................................................................................................... 260
ROZDZIAŁ 36 ........................................................................................................... 266
ROZDZIAŁ 37 ........................................................................................................... 271
ROZDZIAŁ 38 ........................................................................................................... 277
ROZDZIAŁ 39 ........................................................................................................... 283
ROZDZIAŁ 40 ........................................................................................................... 289
ROZDZIAŁ 41 ........................................................................................................... 296
ROZDZIAŁ 42 ........................................................................................................... 302
ROZDZIAŁ 43 ........................................................................................................... 309
ROZDZIAŁ 44 ........................................................................................................... 316
ROZDZIAŁ 45 ........................................................................................................... 321
ROZDZIAŁ 46 ........................................................................................................... 327
ROZDZIAŁ 47 ........................................................................................................... 339
ROZDZIAŁ 48 ........................................................................................................... 350
ROZDZIAŁ 49 ........................................................................................................... 359
ROZDZIAŁ 50 ........................................................................................................... 370
KSIĘGA III ................................................................................................................ 377
ŻYJĄCY MIT ............................................................................................................ 377
ROZDZIAŁ 51 ........................................................................................................... 378
ROZDZIAŁ 52 ........................................................................................................... 385
ROZDZIAŁ 53 ........................................................................................................... 394
ROZDZIAŁ 54 ........................................................................................................... 403
ROZDZIAŁ 55 ........................................................................................................... 408
Strona 5
ROZDZIAŁ 56 ........................................................................................................... 417
ROZDZIAŁ 57 ........................................................................................................... 424
ROZDZIAŁ 58 ........................................................................................................... 434
ROZDZIAŁ 59 ........................................................................................................... 440
ROZDZIAŁ 60 ........................................................................................................... 447
ROZDZIAŁ 61 ........................................................................................................... 454
ROZDZIAŁ 62 ........................................................................................................... 463
ROZDZIAŁ 63 ........................................................................................................... 469
ROZDZIAŁ 64 ........................................................................................................... 474
ROZDZIAŁ 65 ........................................................................................................... 479
ROZDZIAŁ 66 ........................................................................................................... 487
ROZDZIAŁ 67 ........................................................................................................... 496
ROZDZIAŁ 68 ........................................................................................................... 502
ROZDZIAŁ 69 ........................................................................................................... 508
ROZDZIAŁ 70 ........................................................................................................... 514
ROZDZIAŁ 71 ........................................................................................................... 524
EPILOG ...................................................................................................................... 531
Strona 6
PODZIĘKOWANIA
Chciałbym podziękować nie tylko mojej żonie Gudrun, lecz także Laughtonowi Johnstonowi
i Gerry’emu LeBlancowi za przeczytanie rękopisu oraz Jamesowi Patrickowi Kelly'emu za
wyrażenie aprobaty. Jestem wdzięczny Sloanowi Harisowi, gwieździe wśród agentów, a także
Geraldowi Howardowi za to, że jest prawdziwym redaktorem. Dziękuję także wszystkim
osobom związanym z programem Stonecoast MFA, a szczególnie ekipie sekcji Literatury
Popularnej za wsparcie przy przechodzeniu na ciemną stronę. Składam także podziękowania
wszystkim pracownikom wydawnictw Doubleday i Anchor. Może i napisałem tę historyjkę,
lecz do wydania powieści, którą trzymają Państwo w rękach, przyczyniło się więcej osób, niż
potrafię wymienić.
Strona 7
KSIĘGA I
KRÓLEWSKA IDYLLA
Strona 8
ROZDZIAŁ 1
Zabójca opuścił twierdzę Mein Tahalian przez wielką bramę główną, przeciskając się przez
szczelinę między okutymi jodłowymi balami. Wyjechał o wschodzie słońca, odziany jak
zwykły żołnierz Meinów. Miał na sobie szczelnie go okrywający płaszcz z jeleniego futra,
który zakrywał mu nogi i grzał jego wierzchowca. Pierś chronił mu napierśnik – dwie żelazne
płyty, podbite wydrzym futrem. Jechał na południe przez zaśnieżoną, skrzącą się od mrozu
krainę.
Panowało tak przejmujące zimno, że przez pierwsze dni oddech mężczyzny
krystalizował się, ledwie opuściwszy jego usta. Para wodna utworzyła dziwną narośl wokół
warg, przypominającą wejście do tunelu albo jaskini. Z brody zwieszały mu się grudki lodu,
które, ocierając się o siebie, podzwaniały niczym szklane dzwoneczki. Nawet kiedy
przejeżdżał przez skupiska budynków, spotykał niewielu ludzi. Na śniegu widywał tropy
białych lisów i zajęcy, lecz rzadko same zwierzęta. Raz ze szczytu głazu przyglądał mu się
śnieżny kot, niezdecydowany, czy uciekać przed jeźdźcem, czy go ścigać. Skończyło się na
tym, że mężczyzna przytroczył go sobie do pleców.
Kiedyś wjechał na szczyt wzniesienia i ujrzał na równinie przed sobą stado reniferów.
Był to od zamierzchłych czasów widok niezwykły. Początkowo sądził, że może trafił na
zgromadzenie mieszkańców świata duchów. Potem jednak wyczuł piżmowy zapach zwierząt.
To rozproszyło tajemniczą atmosferę. Zjechał w dół, w stado, uszczęśliwiony szybkością, z
jaką zwierzęta umykały przed nim. Grzmot ich kopyt odzywał mu się echem w głębi piersi.
Gdyby ziemie Meinów należały do nich, mógłby zapolować na te renifery tak jak jego
przodkowie. Lecz jego pragnienie nie zmieniło rzeczywistości. Rasa ludzi zwanych Meinami,
wysoki północny Płaskowyż Mein, wielka forteca Tahalian, królewski ród, który powinien
rządzić tym terytorium – wszystko to przez ostatnie pięćset lat podlegało Akacji. Zostali
pokonani, zdziesiątkowani i zmasakrowani, a następnie poddani rządom obcych
gubernatorów. Nakładano na nich nieuczciwe podatki i ograbiano z wojowników, z których
wielu wysyłano do służby w akacjańskiej armii w odległych krajach i pozbawiano kontaktu z
przodkami. Tak przynajmniej postrzegał to jeździec – jako niesprawiedliwość, która nie
powinna trwać w nieskończoność.
Dwa razy podczas pierwszego tygodnia zjeżdżał z głównej drogi, by uniknąć punktów
Strona 9
kontrolnych Północnej Straży. Dokumenty miał w porządku. Wedle wszelkiego
prawdopodobieństwa nie zostałby zatrzymany, lecz nie ufał Akacjanom, a myśl, że mógłby
udawać, że uznaje ich władzę, napawała go odrazą. Każde takie dodatkowe półkole
przybliżało go do Gór Czarnych, ciągnących się równolegle do jego trasy. Ich szczyty
sterczały ze śniegu niczym olbrzymie, ostre płyty obsydianu. Gdyby wierzyć starym
opowieściom, te szczyty były grotami włóczni, którymi rasa rozgniewanych olbrzymów
przebiła dach swego świata, leżącego pod powierzchnią ziemi.
Po dziesięciu dniach jazdy dotarł na skraj Methaliańskiej Krawędzi, południowej
granicy Meinu. Zatrzymał się na chwilę, by spojrzeć na bujne lasy rozciągające się tysiąc
metrów niżej, świadom, że już nigdy więcej nie odetchnie powietrzem płaskowyżu. Zdjął
wierzchowcowi osłonę z łba i rzucił ją na ziemię. Luźniej ułożył wodze, by nie zdradzały jego
pochodzenia. Mimo że wciąż było chłodno, a ziemię pokrywała warstewka szronu, rozpiął
płaszcz i też zrzucił go na ziemię. Wyjął sztylet i przeciął rzemień przytrzymujący hełm, po
czym cisnął go w krzaki i potrząsnął głową. Oswobodzone z ciasnoty kutego metalu jego
długie, brązowe włosy rozwiały się na wietrze. Niezbyt przypominały jasnoblond włosy
typowe dla większości przedstawicieli rasy Meinów, co zawsze wprawiało go w zakłopotanie.
Włożył bawełnianą koszulę, by ukryć pod nią napierśnik, i zjechał z wyżyny. Podążał
szlakiem wijącym się zakosami na tereny porośnięte liściastymi lasami i usiane ludzkimi
osadami; tworzyły one północne rubieże ziem zarządzanych bezpośrednio z Alesji,
biurokratycznej siedziby akacjańskiego rządu.
Ponieważ własne mistrzowskie opanowanie języka imperium napawało go wstrętem,
rzadko się do kogokolwiek odzywał, chyba że nie miał wyboru. Kiedy sprzedawał konia
handlarzowi na południowym skraju lasów, mamrotał, zakrywając usta dłonią. Jako zapłatę
przyjął monety królestwa, ubranie nieprzyciągające uwagi i solidne wysokie buty ze skóry,
jako że resztę drogi na wybrzeże zamierzał odbyć pieszo. W ten sposób po raz drugi zmienił
swój wizerunek.
Poszedł głównym traktem wiodącym na południe, przez ramię przewiesił sobie
pokaźny worek, powypychany tu i tam przedmiotami, których miał jeszcze potrzebować.
Noce spędzał skulony w zagłębieniach na skraju gospodarstw lub w zagajnikach. Chociaż
miejscowi uważali, że kraj tkwi w okowach zimy, jemu pogoda bardziej przypominała
tahaliańskie lato. Było mu tak ciepło, że się pocił.
Niedaleko portowego miasta Alesja jeszcze raz pozbył się ubrania. Zdjął napierśnik i,
obciążywszy go kamieniami, utopił w rzece, a potem wyjął płaszcz uszyty w zimnych
pomieszczeniach Meinów z nadzieją, że zostanie uznany za autentyczny. Kiedy go sobie
Strona 10
udrapował na ramionach, wyglądał jak Vadajanin. Chociaż Vadajanie byli pradawnym
zakonem, nie funkcjonowali już jako sekta religijna. Byli uczonymi, którzy badali i
przechowywali dawną wiedzę pod oficjalnym kierunkiem kapłanki Vady. Była to
powściągliwa grupa, gardząca sprawami imperium, i jako jej przedstawiciel nie będzie budził
zdumienia, że jest tak nierozmowny.
Dla dopełnienia wyglądu mężczyzna ogolił sobie głowę po bokach, a długie włosy na
czubku związał w ciasny węzeł opleciony cienkimi rzemykami. Ogolona skóra była blada i
różowa jak u świni, więc wtarł w nią barwnik używany do przyciemniania drewna. Po tych
zabiegach tylko najbystrzejsze oko mogłoby wykryć, że nie jest uczonym, którego udawał.
Tak naprawdę nazywał się Thasren Mein. Pochodził ze szlachetnego rodu i był synem
zmarłego Heberena Meina, młodszym bratem Hanisha, prawowitego wodza plemion
Płaskowyżu Mein, oraz Maeandera, dowódcy Punisarich, elitarnej gwardii i dumy jego
narodu. Takie pochodzenie przynosiło chlubę, lecz Thasren zrezygnował z tego wszystkiego,
by zostać zabójcą. Po raz pierwszy jego życie nabrało prawdziwego sensu. Jeszcze nigdy nie
był tak skoncentrowany, tak pełen przekonania o słuszności swych działań. Wypełniał misję,
której zaprzysiągł życie. Jak wielu ludzi wie, po co oddycha, i rozumie, co musi zrobić, zanim
przeniesie się w pośmierć? On miał wielkie szczęście.
Z pokładu statku transportowego patrzył, jak z jasnozielonego morza wyłania się
bezładny stos skał tworzących wyspę Akacja. Z daleka wyglądała niewinnie. Jej najwyższy
punkt znajdował się na południowym krańcu. W środku pofałdowane tereny uprawne i
łańcuchy wzgórz nieco opadały, lecz zaraz znów się wznosiły serią płaskowyżów, które
pokolenia osadników uformowały w teren odpowiedni do wzniesienia pałacu. Wyspę
porastały akacje z wielkimi pióropuszami listowia usianymi gdzieniegdzie białymi kwiatami.
Mimo długiej linii brzegowej wyspy stosunkowo niewielka jej część była łatwo dostępna –
nie miała wielu plaż i portów.
Przepływając obok wież strzegących portu, Thasren dostrzegł flagę imperium,
zwisającą bezwładnie w nieruchomym powietrzu. Znał jej kolory, więc wiedział, co by
zobaczył, gdyby się rozwinęła: żółte słońce wewnątrz kwadratu o czerwonych brzegach, a
pośrodku czarną sylwetkę drzewa, od którego wyspa wzięła swą nazwę. Każde dziecko w
Znanym Świecie rozpoznawało to godło, bez względu na to, gdzie się urodziło. Zabójca
musiał powstrzymać chęć odchrząknięcia i pogardliwego splunięcia flegmą.
Zszedł ze statku na nabrzeże w tłumie innych pasażerów – kupców, robotników,
kobiet i dzieci – przeskakujących nad pasmem krystalicznie czystej wody. Było wśród nich
kilku innych Vadajan, lecz Thasren unikał kontaktu wzrokowego z nimi. Stojąc na mocnym
Strona 11
kamiennym nabrzeżu pośród mijających go pasażerów, pojął, że za chwilę wejdzie w paszczę
wroga. Gdyby którykolwiek z otaczających go ludzi poznał jego imię, Thasren stałby się
celem wszystkich sztyletów, szabli i włóczni na wyspie. Odczekał chwilę, zaskoczony, że nikt
go nie rozpoznał.
Beznamiętnie patrzył na wielki mur z różowawego kamienia. Za nim sterczały w górę
iglice, wieże i kopuły. Były pomalowane na granatowo, ciemnoczerwono albo
rdzawobrązowo, a niektóre, pozłocone, lśniły w blasku słońca. Tarasowate budowle
wyglądały z daleka jak strome skały. Był to piękny widok; nawet Thasren musiał to przyznać.
Te budowle w niczym nie przypominały niskiego, ponurego domu zabójcy. Tahalian
był zbudowany z potężnych jodłowych bali, do połowy wkopany w ziemię dla ochrony przed
zimnem, pozbawiony ozdób, jako że długo w ciągu roku spowijał go zimowy mrok, a śnieg
zalegał wysoko na wszystkich płaskich powierzchniach.
Thasren ruszył powoli w stronę bram dolnego miasta. Musiał się dostać do samego
pałacu. Jeśli będzie trzeba, przebierze się, użyje podstępu, byleby dotrzeć do celu. Tam
odpowie na pytanie ledwie miesiąc wcześniej zadane od niechcenia przez drugiego brata. Jeśli
pragną zabić zwierza o wielu kończynach, powiedział wtedy Maeander, to może na początek
obciąć mu łeb? Potem będą mogli zająć się kończynami i tułowiem zataczającego się
stworzenia, pozbawionego wzroku i przywództwa. Wystarczy, by zabójca znalazł się
dostatecznie blisko głowy i zaczekał na odpowiedni moment, by ją ugodzić, i to publicznie,
by wieść o tym czynie, przekazywana z ust do ust, rozprzestrzeniła się jak zaraza.
Strona 12
ROZDZIAŁ 2
Żeby urozmaicić sobie monotonię porannych lekcji, dwunastoletnia Mena Akaran zawsze
siadała dokładnie w tym samym miejscu, na kępce trawy za rodzeństwem. Z tego
doskonałego punktu obserwacyjnego mogła patrzeć przez szparę w kamiennej balustradzie
okalającej dziedziniec na wielopoziomowe tarasy pałacu. Za zachodnim murem miasta teren
nieco opadał, a następnie przechodził w pofalowane pola uprawne. Najdalsze wzniesienie, a
zarazem najwyższe, stanowił cypel znany jako Skała Portowa. Mena wyprawiła się tam
kiedyś z ojcem i pamiętała smród i hałas, jaki czyniły mieszkające tam morskie ptaki, oraz
przyprawiający o zawrót głowy widok urwiska opadającego pionowo pięćset metrów prosto
w spienione fale.
Tego ranka Mena nie słuchała nauczyciela, błądząc myślami gdzieś indziej.
Wyobrażała sobie, że jest mewą i skacze ze skały. Runęła w dół i wyrównała lot nad
powierzchnią wody. Pomykała między żaglami łodzi rybackich i nad barkami handlowymi.
Na pełnym morzu fale były wyższe. Turkusowa woda zmieniła odcień na niebieski, a potem
na atramentową czerń. Mena leciała nad ławicami połyskujących sardeli i grzbietami
wielorybów, wypatrując nieznanego, które musiało w końcu pojawić się na białym od
grzywaczy horyzoncie...
– Meno? Jesteś z nami, królewno? – Patrzył na nią Jason, królewski nauczyciel, obaj
bracia i siostra. Dzieci siedziały na wilgotnej trawie, a Jason stał przed nimi z księgą w jednej
ręce, a z drugą wspartą na biodrze. – Słyszałaś pytanie?
– Oczywiście, że nie – stwierdził Aliver.
Miał szesnaście lat i był najstarszym z królewskich dzieci, a także prawowitym
następcą tronu. Ostatnio urósł i był już wyższy od ojca; zmienił mu się również głos. Na jego
twarzy malował się wyraz znudzenia – ta choroba dopadła go przed rokiem i wciąż nie
opuszczała.
– Znów myślała o rybach. Albo o morświnach – dodał Aliver.
– Ani ryby, ani morświny nie mają związku z omawianym przez nas tematem – rzekł
Jason. – A zatem powtórzę pytanie: kogo założyciel dynastii akarańskiej wysadził z siodła
pod Galaralem?
To tego pytania nie dosłyszała? Każdy umiał na nie odpowiedzieć! Mena nie znosiła
Strona 13
odpowiadać na proste pytania. Wiedza sprawiała jej przyjemność tylko wtedy, gdy dzięki niej
wyróżniała się spośród innych. Dariel, jej młodszy brat, wiedział, kto był pierwszym królem i
co zrobił, a miał tylko dziewięć lat. Przeciągała milczenie jak długo się dało, lecz kiedy
Aliver otworzył usta, by z niej zadrwić, wyrecytowała szybko:
– Założycielem dynastii był Edifus. Urodził się w cierpieniu i mroku w Krainie Jezior,
lecz zwyciężył w krwawej wojnie, która ogarnęła cały świat. Starł się z fałszywym królem
Tathem pod Galaralem i zmiażdżył jego siły dzięki pomocy Mówców Santoth. Edifus był
pierwszym w nieprzerwanej linii dwudziestu jeden akarańskich królów, z których
najmłodszym jest mój ojciec. Synowie Edifusa, Thalaran, Tinhadin i Praythos, rozpoczęli
umacnianie imperium poprzez ciąg kampanii nazywanych Wojnami Rozdziału...
– Dobrze – przerwał jej Jason. – To więcej, niż prosiłem...
– Mewa.
– Co takiego?
– Byłam mewą, a nie rybą czy morświnem.
Wykrzywiła się do Alivera, a potem posłała taką samą minę Corinn.
Jakiś czas później, po bezskutecznych próbach powrotu do swych ptasich wyobrażeń,
Mena zadowoliła się śledzeniem rozmowy. Omawiano kwestie geograficzne. Corinn
wymieniła wszystkie sześć prowincji – Ląd zaraz na północ od Akacji, satrapię Meinów na
dalekiej północy, Konfederację Candoviańską na północnym zachodzie, Talay na południu od
wyspy i górskie plemiona Senivalu na zachodzie; ostatnią prowincję tworzył łańcuch wysp o
wspólnej nazwie Archipelag Vumu, chociaż nie miał scentralizowanego rządu jak pozostałe –
i udało jej się powiedzieć coś o ich rodach panujących i ustroju.
Jason rozwinął na trawie mapę i kazał dzieciom przycisnąć jej krawędzie kolanami.
Mapy sprawiały szczególną przyjemność Darielowi. Pochylił się nisko i powtarzał wszystko,
co powiedział nauczyciel, jakby przekazywał te informacje jakiemuś innemu słuchaczowi.
Mena postanowiła mu przerwać.
– Dlaczego Akacja zawsze znajduje się na środku wszystkich map? – zapytała. – Jeśli,
jak nas uczyłeś, Jasonie, świat się zakrzywia i nie ma końca, jak jedno miejsce może być jego
środkiem, a nie inne?
Corinn uznała pytanie za niemądre. Zerknęła na Jasona z uniesionymi brwiami i
zaciśniętymi ustami. W wieku piętnastu lat – z jej oliwkową cerą i zaokrągloną twarzą – była
akacjańską pięknością. Odziedziczyła wiele cech po ich zmarłej matce, Aleerze.
– Akacja po prostu jest środkiem świata, Meno. Każdy to wie.
– Zwięźle powiedziane – przyznał Jason – lecz Mena ma rację. Wszystkie narody
Strona 14
uznają siebie za pierwsze. Pierwsze, główne i najważniejsze, tak? Kiedyś powinienem wam
pokazać mapę z Talay. Oni rysują świat zupełnie inaczej. I dlaczego nie mieliby siebie
uważać za środek świata? Także są wielkim narodem...
Aliver parsknął śmiechem.
– Bądź poważny! Ci ludzie chodzą półnadzy. Polują z włóczniami i czczą bogów,
którzy wyglądają jak zwierzęta. Nadal mają małe rządy plemienne – wodzów i tak dalej. Są
nie lepsi od ciągle się sprzeczających Meinów.
– I jest tam za gorąco – dodała Corinn. – Podobno przez pół roku ziemia jest
wysuszona na pył. Wodę biorą z wykopywanych w niej dziur.
Jason zgodził się, że talayski klimat jest surowy, szczególnie na dalekim południu.
Dobrze wiedział, że Talayanie zawsze będą uważać swoje obyczaje za gorsze od
akacjańskich. Akacja nie bez powodu kontroluje cały Znany Świat.
– Jesteśmy utalentowanym narodem – stwierdził. – Lecz jesteśmy także narodem
łaskawym. Nie powinniśmy pogardzać Talayanami ani żadnym innym...
– Nie powiedziałem, że nimi gardzę. Mają swoje obyczaje i kiedy zostanę królem,
postaram się je szanować. Ale dlaczego wyciągnąłeś tę mapę? Chcesz nas czegoś nauczyć czy
nie?
Jason usłyszał zniecierpliwienie w głosie Alivera, więc skinął głową, uśmiechnął się i
nie ciągnął już tematu. Owszem, był nauczycielem, lecz nigdy nie zapominał, że jest także
służącym. Czasami Menie wydawało się, że nie jest to najlepsze rozwiązanie. Jak mieli się
nauczyć prawdy o świecie, skoro mogli uciszać swoich nauczycieli samym podniesieniem
głosu?
Lekcja toczyła się dalej; słuchali Jasona, nie przerywając mu. Kilka minut później
wyszedł na dwór ich ojciec, król Leodan, aby odetchnąć porannym powietrzem. Jego twarz
przypominała wygarbowaną skórę. Skronie miał przyprószone siwizną, podkreślającą kolor
jego ciemnych włosów i zdradzającą jego wiek oraz królewskie obciążenia. Spojrzał na
dzieci, skinął głową nauczycielowi, a potem rozejrzał się po wyspie.
– Jasonie, zamierzam ci dzisiaj przeszkodzić – odezwał się. – Niedługo przybędzie
delegacja z Aushenii i w ciągu najbliższych tygodni nie będę miał dla moich dzieci tyle czasu,
ile bym chciał. Mam ochotę na przejażdżkę. Jeśli moje dzieci zechcą mi towarzyszyć, chętnie
je zabiorę...
Dzieci przystały na propozycję i nim upłynęła godzina, wszyscy wyjechali galopem
przez jedną z małych bocznych bram pałacu. Rodzeństwo jeździło konno od czwartego albo
piątego roku życia i wszyscy byli znakomitymi jeźdźcami, nawet Dariel. W dyskretnej
Strona 15
odległości za nimi jechało dziesięciu gwardzistów. Nikt sobie nie wyobrażał, że na Akacji
królowi zagraża jakieś niebezpieczeństwo, lecz jako monarcha dość często był zmuszony
ulegać obyczajom wywodzącym się z groźniejszych czasów.
Pojechali wysoko położoną drogą prowadzącą na zachód. Wąski szlak czasami
przecinał tak strome grzbiety, że można było z obu stron oglądać porośnięte jałowcami
zbocza, opadające aż do samego morza. Spomiędzy krzewów tu i tam strzelały w górę
kolczaste korony akacji; to one oczywiście dały nazwę wyspie i nieformalny tytuł dynastii
akarańskiej. Jednocześnie wyróżniały tutejszy krajobraz wśród pejzażu innych wysp Morza
Wewnętrznego, na żadnej innej bowiem nie rosły akacje.
Kiedy Mena była młodsza, te drzewa ją przerażały. Były sękate i kolczaste,
nieruchome, a mimo to groźne. Dopiero niedawno zaczęła się czuć w ich pobliżu swobodnie.
Do pokoju Dariela został przeniesiony stary, wygładzony i poskromiony okaz, służący
chłopcu jako zabawka do wspinania. To w dużym stopniu złagodziło niepokój Meny.
Zrozumiała, że akacje można ścinać, przenosić i przerabiać na zabawki dla dzieci; trudno
zatem bać się czegoś takiego.
Jeźdźcy zjechali na nierówną plażę południowego wybrzeża, pozostawioną w
naturalnym stanie, z której rozciągał się widok na przeciwną stronę zatoki, na urwiska tętnice
ptasim życiem. Przez chwilę jechali w luźnej grupie, omijając wielkie, wybielone przez
słońce konary drzew wyrzucone na brzeg, albo wjeżdżając wśród rozbryzgów piany do
turkusowej wody. Kiedy zsiedli z koni, Aliver zaczął rzucać muszlami w fole. Corinn stała z
rozpostartymi rękoma na próchniejącym pniu ogromnego drzewa i wystawiała twarz na
podmuchy chłodnego wiatru. Dariel uganiał się po piasku za krabami.
Mena szła obok ojca. Leodan krążył między dziećmi, zainteresowany wszystkim, co
robią, i roześmiany, ponieważ kiedy przebywał z nimi, bawiło go wiele rzeczy. Mena
trzymała gałązkę wyrzuconą na brzeg, wodząc opuszkami palców po wygładzonym drewnie.
Nie myślała o tym, czy taka sytuacja – król bawiący się ze swoimi dziećmi – jest czymś
niezwykłym. Tak po prostu zawsze było. Nie umiała wyobrazić sobie innej możliwości.
Zastanawiała się jednak, czy ktoś oprócz niej dostrzega napięcie pod maską ojcowskiej
wesołości. Okazywanie radości przychodziło mu nie bez wysiłku. Nadal odczuwał ból
spowodowany brakiem jednej osoby.
Tego wieczoru, znalazłszy się z powrotem w ciepłym ulu pałacu, Mena i Dariel
zwinęli się na jej łóżku, by wysłuchać ojcowskiej opowieści. Jak wszystkie pomieszczenia w
pałacu, pokój Meny był duży, z wysoko sklepionym sufitem i podłogą z polerowanego
białego marmuru. Mena nie nadała mu osobistego charakteru, w odróżnieniu od pełnego
Strona 16
koronek, rozmaitych poduszek i kolorów gniazdka Corinn. Meble Meny były antyczne,
zrobione z sękatego, twardego drewna i obite materiałem łaskoczącym skórę. Na ścianach
wisiały gobeliny przedstawiające postacie z akacjańskiej historii. Mena potrafiła wymienić
czyny tylko niektórych z nich, lecz odczuwała ich obecność w pokoju jako chroniącą ją siłę.
Pilnowały jej. Były przecież rodziną jej ojca. Jej rodziną.
Leodan siedział na stołku przy łóżku.
– Chyba dotarliśmy do punktu – powiedział – w którym muszę wam opowiedzieć o
Dwóch Braciach i o tym, jak zaczął się ich spór. Szkoda, że Corinn i Aliver są już za duzi na
opowieści. Tę kiedyś lubili, mimo że jest smutna.
I król zaczął opowiadać, że w dawno temu żyli dwaj bracia, Bashar i Cashen, którzy
byli sobie tak bliscy, że nie można było ich rozdzielić. Bardzo się kochali i czerpali wielką
radość ze swojego towarzystwa. A przynajmniej tak było do dnia, kiedy przybyła do nich
delegacja z pobliskiej wioski i oznajmiła, że ponieważ są tak dobrymi i szlachetnymi braćmi,
mieszkańcy wioski błagają, by jeden z nich został kimś, kto się nazywa „królem". Śniący
prorok powiedział tym ludziom, że jeśli będą mieli króla, zaznają dobrobytu. Bardzo go
potrzebowali, jako że od lat prześladowały ich głód i niezgoda. Nie potrafili zdecydować,
kogo spośród siebie wybrać, więc postanowili poprosić, by królem został jeden z braci.
Bracia zapytali, czy obaj mogą zostać królami, lecz wieśniacy odparli, że to
niemożliwe, że królem może być tylko jeden człowiek. Tak powiedział im prorok. Braciom
nadal podobał się pomysł królowania, oznajmili więc, że wieśniacy mogą wybrać jednego z
nich, a drugi zaakceptuje ich decyzję. A w sekrecie zawarli układ, że po stu latach zamienią
się rolami.
Tak więc wybrano na króla Cashena. Przez sto lat jego rządów ludowi dobrze się
wiodło. Lud prosperował. Bashar zawsze był u boku brata, lecz pierwszego dnia sto
pierwszego roku poprosił, by Cashen przekazał mu koronę. Ten zmierzył go zimnym
wzrokiem. Przyzwyczaił się do królowania, polubił władzę. Bashar przypomniał mu o
umowie, lecz Cashen stwierdził, że nigdy o czymś takim nie rozmawiali. Usłyszawszy to,
Bashar zawrzał gniewem i zaczął się mocować z bratem. Cashen powalił go i czując nagły
strach i wstyd, uciekł z wioski na wzgórza. Wyzbył się całej miłości do brata, a jej miejsce
zajęła gorycz. Bashar gonił go po wzgórzach, aż zapędzili się w góry. Tymczasem na niebie
zebrały się burzowe chmury, niebo rozświetliły błyskawice i lunął deszcz.
Dariel dotknął palcem ojcowskiego nadgarstka.
– Czy to prawda?
Leodan nachylił się ku niemu i szepnął:
Strona 17
– Każde słowo.
– Powinni byli rządzić po kolei – powiedział Dariel głosem, w którym brzmiało
znużenie.
– Kiedy Bashar dogonił brata, uderzył go w głowę laską. Pod Cashenem ugięły się
kolana, ale zaraz się otrząsnął i rzucił na brata. Bashar tym razem zakręcił laską i trafił
Cashena w kolana. Ten się przewrócił na plecy, więc Bashar odrzucił laskę, podniósł brata i,
trzymając go nad głową, ruszył w stronę przepaści. Tam zrzucił brata ze skał. Lecz Cashen
nie zginął. Na dole wstał i zerwał się do biegu. Przebył dolinę w poprzek wielkimi susami i
wspiął się po przeciwnym stoku. Kiedy stanął na szczycie góry, niebo przeszyła błyskawica.
Światło było oślepiające i Bashar musiał zakryć oczy. Kiedy odzyskał wzrok, spostrzegł, że
piorun trafił w Cashena. Nie padł on jednak martwy na ziemię. Cały drżał od krążącej w nim
energii, a po jego skórze i zwęglonym ciele przebiegały fale błękitnego światła. Znów ruszył
biegiem i teraz był jeszcze szybszy. Stawiając ogromne kroki, wspiął się na szczyt sąsiedniej
góry i przeskoczył go, nawet nie oglądając się na brata.
Po długiej chwili ciszy Mena zapytała:
– Czy to już koniec?
Leodan skinął głową w stronę uśpionego Dariela.
– Nie – odpowiedział, wsuwając ręce pod ciało chłopca – to nie wszystko, lecz to
koniec na dzisiaj. Bashar zrozumiał, że jego brata pobłogosławił jakiś bóg. Zrozumiał też, że
zostali wrogami i czeka ich długa i trudna walka. Prawdę mówiąc, oni wciąż walczą. –
Leodan wyprostował się z Darielem przewieszonym przez ręce. – Czasami, jeśli się wytęży
słuch, można usłyszeć, jak w górach rzucają w siebie kamieniami.
Patrząc, jak ojciec wychodzi przez otwarte drzwi, zwraca się w stronę żółtego światła
padającego od lampy w korytarzu i znika, Mena zwalczyła nagłą chęć zawołania do niego.
Przeraziła się, że ojciec na zawsze zniknie w tym korytarzu. Kiedy była młodsza, często
wołała go raz po raz, prosząc o pocieszenie, opowieści i obietnice, aż ojciec tracił cierpliwość
albo ona sama zasypiała ze zmęczenia. Później jednak zaczęła się wstydzić uczuć
towarzyszących jej przy rozstaniu z ojcem. To był ciężar, który musiała dźwigać.
Uświadomiła sobie, że zaciska dłonie na pościeli. Rozluźniła palce, próbując się
uspokoić. Powiedziała sobie, że to bezpodstawny strach. Leodan zapewniał ją przecież wiele
razy, że nigdy jej nie opuści. Obiecał to. Dlaczego nie mogła mu uwierzyć? Czy dlatego, że
mogłoby to być zniewagą jej nieżyjącej matki? Wiedziała, że wiele dzieci w jej wieku nie
doświadczyło utraty żadnego z rodziców. Nawet śpiący Dariel nie pamiętał matki na tyle, by
za nią tęsknić. Nie znał tego, co utracił. Jaka to dobra rzecz, taka niewiedza. Gdyby tylko
Strona 18
Mena urodziła się zamiast Dariela jako najmłodsza z rodzeństwa... Nie była pewna, czy to
podła myśl, krzywdząca jej brata, lecz długo się nad nią zastanawiała.
Strona 19
ROZDZIAŁ 3
Gdy Thaddeus Clegg wszedł do swojej komnaty, miał pewność że kobieta zaraz zemdleje z
wyczerpania. Stała pośrodku pomieszczenia oświetlonego blaskiem pochodni. Jej sylwetka
odcinała się na tle pomarańczowego światła padającego z kominka. Kobieta słaniała się ze
zmęczenia. Ubranie miała brudne jak wieśniaczka, lecz pod warstwą zaskorupiałego błota
Thaddeus widział błysk kolczugi. Na hełmie kobiety był osadzony kosmyk jasnego końskiego
włosia.
– Przepraszam cię, posłanniczko, że musiałaś na mnie czekać, stojąc – odezwał się
Thaddeus. – Moi służący są służbistami nawet wbrew rozsądkowi.
Oczy kobiety zapłonęły.
– Dlaczego zostałam zatrzymana tutaj, kanclerzu? Z rozkazu generała Leeki Alaina z
Północnej Straży moja wiadomość jest przeznaczona dla króla Leodana.
Thaddeus odwrócił się do służącego, który wszedł za nim do komnaty, i kazał
przynieść posłanniczce posiłek. Kiedy mężczyzna wyszedł, powłócząc nogami, Thaddeus
wskazał kobiecie jedną ze stojących za nim kanap, ale dopiero kiedy sam usiadł, kobieta
poszła za jego przykładem. Wyjaśnił jej, że została przyprowadzona do niego właśnie dlatego,
że wiadomość jest przeznaczona dla króla. Jako kanclerz pierwszy otrzymywał wszystkie
informacje.
– Z pewnością o tym wiesz – powiedział z lekką naganą w głosie.
W wieku pięćdziesięciu sześciu lat Thaddeus nie był już tak przystojny jak w
młodości. Palące słońce akacjańskiego lata wyryło na jego twarzy głębokie zmarszczki –
widział ich coraz więcej za każdym razem, kiedy spoglądał w lustro. Mimo to, kiedy tak
siedział wyprostowany w migoczącym blasku ognia, z rękami splecionymi na kolanach i
otulony zimowym ciemnoczerwonym płaszczem, kanclerz wyglądał bardzo na miejscu w
swojej roli powiernika władcy największego imperium Znanego Świata. Urodził się kilka
miesięcy po Leodanie Akaranie, w rodzinie o niemal równie królewskim rodowodzie, lecz
bardzo wcześnie powiedziano mu, że jego rolą jest służenie przyszłemu królowi, a nie
aspirowanie do jego stanowiska. Został powiernikiem króla i często widywał go takim, jakim
mogła go oglądać tylko najbliższa rodzina. Jego rola i pozycja zostały określone w chwili
jego narodzin, podobnie jak w przypadku każdego z dwudziestu dwóch pokoleń kanclerzy
Strona 20
przed nim.
Wrócił służący z tacą zastawioną talerzami z wędzonymi ostrygami i sardelami,
winogronami i dwiema karafkami, jedną z wodą z sokiem z cytryny, drugą z winem.
Thaddeus zachęcił gestem kobietę, by się częstowała.
– Nie chcę między nami nieporozumień – rzekł. – Widzę, że jesteś sumiennym
żołnierzem, a sądząc po twoim stroju, miałaś ciężką podróż. O tej porze roku Mein musi być
lodową pustynią. Napij się. Odetchnij. Pamiętaj, że znajdujesz się za murami Akacji. A potem
powiedz mi to, co musisz.
– Generał Alain przysyła...
– Tak, mówiłaś, że przysłał cię Leeka. A nie gubernator?
– Ta wiadomość pochodzi od generała Alaina – powiedziała wysłanniczka. – Przysyła
królowi i jego czworgu dzieciom wyrazy czci oraz umiłowania. Oby żyli długo. Ponawia
przysięgę lojalności i prosi, by król uważnie wysłuchał jego słów. Wszystkie są prawdziwe,
nawet jeśli jego wiadomość wyda się niewiarygodna.
Thaddeus zerknął na służącego. Kiedy mężczyzna wyszedł z komnaty, kanclerz
powiedział:
– Król słucha poprzez mnie.
– Hanish Mein planuje wojnę z Akacją.
Thaddeus się uśmiechnął.
– To nieprawdopodobne. Meinowie nie są głupcami. Jest ich mało. Imperium
Akacjańskie rozdeptałoby ich jak mrówki. Od kiedy Leeka stał się takim...
– Wybacz mi, panie, ale nie skończyłam raportu. – Wysłanniczka sprawiała wrażenie
zasmuconej tym faktem. Potarła powieki. – Musimy stawić czoło nie tylko Meinom. Hanish
Mein zawarł sojusz z ludem zza Pól Lodowych. Przeszli ponad dachem świata na południe,
do Meinu.
Kanclerz zrobił zafrasowaną minę.
– To niemożliwe.
– Przysięgam na moją prawą rękę, panie, że przybywają na południe całymi tysiącami.
Sądzimy, że posłuchali wezwania Hanisha Meina.
– Wypuścił się poza granice Znanego Świata?
– Widzieli ich zwiadowcy. To dziwny lud, barbarzyński i gwałtowny...
– Obce ludy zawsze są uważane za barbarzyńskie i gwałtowne.
– Przerastają normalnych ludzi więcej niż o głowę. Jeżdżą na wełnistych, rogatych
zwierzętach, które tratują ludzi. Przybywają nie tylko żołnierze, ale kobiety, dzieci i starcy, z