Carey Jacqueline - Trylogia Kusziel (1) - Strzała Kusziela
Szczegóły |
Tytuł |
Carey Jacqueline - Trylogia Kusziel (1) - Strzała Kusziela |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Carey Jacqueline - Trylogia Kusziel (1) - Strzała Kusziela PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Carey Jacqueline - Trylogia Kusziel (1) - Strzała Kusziela PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Carey Jacqueline - Trylogia Kusziel (1) - Strzała Kusziela - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Kushiel’s Dart
Przekład Maria Gębicka-Frąc
2004
Strona 3
PODZIĘKOWANIA
Dziękuję moim rodzicom, Marty i Rob, za miłość i słowa
zachęty, oraz Julie, której wiara nigdy się nie zachwiała. Dla
mojej ciotecznej babci Harriett – wyjątkowe mahalo za
niezłomne wsparcie.
☟ SPIS TREŚCI ☟
Strona 4
DRAMATIS PERSONAE
DOMOWNICY DELAUNAYA
Anafiel Delaunay – szlachetnie urodzony
Alcuin nó Delaunay – uczeń Delaunaya
Fedra nó Delaunay – uczennica Delaunaya, anguisette
Guy – człowiek Delaunaya
Joscelin Verreuil – brat kasjelita (Siovale)
CZŁONKOWIE RODZINY
KRÓLEWSKIEJ TERRE D’ANGE
Ganelon de la Courcel – król Terre d’Ange
Genevieve de la Courcel – królowa Terre d’Ange (nieżyjąca)
Roland de la Courcel – syn Ganelona i Genevieve, delfin
(nieżyjący)
Izabela L’Envers de la Courcel – żona Rolanda, księżna
(nieżyjąca)
Ysandra de la Courcel – córka Rolanda i Izabeli, następczyni
tronu
Barquiel L’Envers – brat Izabeli, diuk L’Envers (Namarra)
Baudoin de Trevalion – syn Lyonetty i Marka, książę krwi
Bernadetta de Trevalion – córka Lyonetty i Marka, księżniczka
krwi
Lyonetta de Trevalion – siostra Ganelona, księżna krwi, Lwica
Strona 5
z Azalii
Mark de Trevalion – diuk Trevalion (Azalia)
CZŁONKOWIE RODZINY
KRÓLEWSKIEJ LA SERENISSIMY
Benedykt de la Courcel – brat Ganelona, książę krwi
Maria Stregazza de la Courcel – żona Benedykta
Dominik Stregazza – mąż Teresy, kuzyn doży La Serenissimy
Maria Celestyna de la Courcel Stregazza – córka Benedykta i
Marii, księżniczka krwi, żona syna doży La Serenissimy
Teresa de la Courcel Stregazza – córka Benedykta i Marii,
księżniczka krwi
ARYSTOKRACJA D’ANGELIŃSKA
Izydor d’Aiglemort – syn Maslina, diuk d’Aiglemort (Kamlach)
Maslin d’Aiglemort – diuk d’Aiglemort (Kamlach)
Solaine Belfours – markiza, sekretarz Tajnej Pieczęci
Rogier Clavel – szlachcic, członek świty L’Enversa
Childric d’Essoms – szlachcic, członek Sądu Kanclerskiego
Cecylia Laveau-Perrin – żona kawalera Perrina (nieżyjącego),
była adeptka Domu Cereusa, nauczycielka Fedry i Alcuina
Roxanna de Mereliot – Pani Marsilikos (Eisanda)
Quincel de Morhban – diuk de Morhban (Kuszet)
Lord Rinforte – prefekt Bractwa Kasjelitów
Edmee de Rocaille – narzeczona Rolanda (nieżyjąca)
Melisanda Szachrizaj – szlachetnie urodzona (Kuszet)
(Tabor, Sacriphant, Persja, Marmion, Fanchone – członkowie
rodu Szachrizajów, krewni Melisandy)
Strona 6
Ghislain de Somerville – syn Percy’ego
Percy de Somerville – hrabia de Somerville (L’Agnace), książę
krwi, dowódca wojsk królewskich
Tibault de Toluard – hrabia de Toluard (Siovale)
Gaspar Trevalion – hrabia de Fourcay (Azalia), kuzyn Marka
Luk i Mahieu Verreuil – synowie Miliarda, bracia Joscelina
Miliard Verreuil – kawaler Verreuil, ojciec Joscelina (Siovale)
DWÓR NOCY
Liliana de Souverain – adeptka Domu Jaśminu, matka Fedry
Miriam Bouscevre – duejna Domu Cereusa
Julietta, Ellyn, Etienne, Calantia, Jacynt, Donatien – uczniowie
z Domu Cereusa
Brat Louvel – kapłan Elui
Jareth Moran – zastępca w Domu Cereusa
Suria – adeptka Domu Cereusa
Didier Vascon – zastępca w Domu Waleriany
SKALDIA
Ailsa – kobieta z osady Guntera
Gunter Arnlaugson – pan osady
Evrard Ostry Język – woj z osady Guntera
Gerda – kobieta z osady Guntera
Harald Bezbrody – woj z osady Guntera
Hedwiga – kobieta z osady Guntera
Kolbjorn z Mannów – jeden z wodzów Seliga
Knud – woj z osady Guntera
Lodur Jednooki – kapłan Odina
Strona 7
Waldemar Selig – pan osady, wódz wojenny
Trygve – członek Białych Braci
Biali Bracia – wojowie Seliga
CYGANIE
Abhirati – babka Anastazji
Anastazja – marka Hiacynta
Csavin – bratanek Manoja
Gizella – żona Neciego
Hiacynt – przyjaciel Fedry, Książę Podróżnych
Manoj – ojciec Anastazji, król Cyganów
Neci – przywódca kompanii
ALBA I EIRE
Breidaia – najstarsza córka Necthany
Brennan – syn Grainny
Cruarcha Alby – król Piktów
Drustan mab Necthana – syn Necthany, książę piktyjski
Eamonn mac Conor – władca Dalriady
Foclaidha – żona cruarchy
Grainna mac Conor – siostra Eamonna, władczyni Dalriady
Maelcon – syn cruarchy i Foclaidhy
Moireada – najmłodsza córka Necthany
Necthana – siostra cruarchy
Sibeala – średnia córka Necthany
TRZY SIOSTRY
Strona 8
Gildas – sługa Pana Cieśniny
Pan Cieśniny – władca morza między Albą a Terre d’Ange
Tilian – sługa Pana Cieśniny
INNI
Vitalis Bouvarre – kupiec, sprzymierzeniec rodziny Stregazza
Pierre Cantrel – kupiec, ojciec Fedry
Camilo – uczeń Gonzago de Escabaresa
Danele – żona Taaviego, farbiarka
Emil – członek załogi Hiacynta
Maestro Gonzago de Escabares – aragoński historyk, dawny
nauczyciel Delaunaya
Fortun – marynarz, jeden z Chłopców Fedry
Heloiza Friote – żona Gavina
Purnell Friote – syn Gavina
Richelina Friote – żona Purnella
Aelric Leithe – marynarz
Jean Markhand – zastępca admirała Rousse
Thelesis de Mornay – nadworna poetka
Mieretta nó Orchidea – była adeptka Domu Orchidei
Remy – marynarz, jeden z Chłopców Fedry
Kwintyliusz Rousse – admirał floty królewskiej
Taavi – tkacz jezuicki
(Maja i Rena – córki Taaviego i Danele)
Mistrz Robert Tielhard – markarz
Ti-Filip – marynarz, jeden z Chłopców Fedry
Lelahia Valais – chirurg (Eisanda)
Jafet nó Dzika Róża-Vardennes – dramatopisarz
Seth ben Javin – nauczyciel jeszuicki
Strona 9
Strona 10
JEDEN
Ucinając wszelkie przypuszczenia, że jestem kukułczym
dzieckiem, spłodzonym po złej stronie łoża przez jurnego
wieśniaka, a następnie na przednówku sprzedanym do terminu,
od razu powiem, że urodziłam się w Domu i wychowałam w
Dworze Nocy, wynosząc stamtąd wszelkie możliwe korzyści.
Nie żywię urazy do rodziców, choć zazdroszczę im naiwności.
Nikt im nie powiedział, że nadali mi pechowe imię. Nazwali mnie
Fedrą i żadne z nich nie wiedziało, że to helleńskie imię,
przeklęte.
Przypuszczam, że zaraz po moim przyjściu na świat nie mieli
powodów do zmartwień. Moje oczy, rzadko otwarte, miały
jeszcze niezdecydowany kolor, ale przecież wygląd noworodka
zmienia się z tygodnia na tydzień. Jasne loczki mogą ustąpić
czarnym jak smoła kędziorom, bladość przechodzi w głęboki
odcień bursztynu i tak dalej. Ale kiedy moja przemiana dobiegła
końca, jedna rzecz stała się jasna.
Urodziłam się ze skazą.
To oczywiście wcale nie znaczy, że brakowało mi urody, nawet
gdy byłam oseskiem. Ostatecznie jestem D’Angeliną, a od kiedy
Błogosławiony Elua postawił nogę na naszej wspaniałej ziemi i
nazwał ją swoim domem, świat wie, co to oznacza. Moje
delikatna twarzyczka stanowiła perfekcyjną miniaturę pięknego
oblicza matki. Karnacja, zbyt jasna według kanonu Domu
Jaśminu, cieszyła oko idealnym odcieniem kości słoniowej.
Włosy, tworzące rozkoszny zamęt loczków, przybrały barwę
Strona 11
nocnego nieba, niezwykle cenioną przez niektóre Domy.
Kończyny miałam proporcjonalne i kształtne, a kościec delikatny,
lecz pełen cudownej siły. Nie, problem leżał gdzie indziej.
Chodziło o moje oczy, a właściwie o jedno.
Drobiazg, który decyduje o całym przeznaczeniu. Nic więcej
niż plamka, cętka, kropeczka. Może gdyby kolor był inny,
historia potoczyłaby się zupełnie inaczej. Barwa moich oczu
ustaliła się z biegiem czasu, zyskując odcień, który poeci zwą
bistrem, głęboki i świetlisty jak lustro leśnego stawu w cieniu
wiekowych dębów. Być może ktoś spoza Terre d’Ange nazwałby
go brązem, lecz niestety język, jakim opisują piękno ludy
mieszkające poza granicami naszego kraju, jest żałośnie ubogi. A
zatem bistr, bogaty i krystalicznie czysty – z wyjątkiem lewego
oka, gdzie w tęczówce, która okala czarną źrenicę, lśniła plamka
odmiennego koloru.
Lśniła czerwienią, choć w istocie to określenie nie oddaje jej
barwy. Nazwijmy ją szkarłatną albo purpurową, czerwieńszą niż
grzebień koguta czy pieczone jabłko w świńskim ryju.
Tak więc przyszłam na świat z pechowym imieniem i plamką
krwi w lewym oku.
Moją matką była Liliana de Souverain, adeptka Domu Jaśminu,
której ród od zarania służył Naamie. Mój ojciec, Pierre Cantrel,
był trzecim synem kupieckiego barona. Szkoda, że cała
przedsiębiorczość, jaka zapewniła jego ojcu status zasłużonego
emeryta w Mieście Elui, przypadła w udziale starszemu
potomstwu. Dla naszej trójki byłoby lepiej, gdyby namiętność
zawiodła go do drzwi innego Domu, może Przestępu, którego
adepci są szkoleni w machinacjach finansowych.
Ale w przypadku Pierre’a Cantrela słabą głowę równoważyły
silne namiętności, kiedy więc sakiewka u jego pasa napęczniała
Strona 12
od monet, a mieszek między nogami od nasienia, postanowił
pozbyć się jednego i drugiego w zmysłowo sennej atmosferze
Domu Jaśminu.
Tam, miotany przez odpływy rozsądku i przypływy chuci, na
domiar zgubił serce.
Być może na zewnątrz tego nie widać, ale Dworem Kwiatów
Rozkwitających Nocą, przez wszystkich prócz wieśniaków
zwanym Dworem Nocy, rządzą surowe prawa i ścisłe zasady.
Musi tak być, bo służymy – dziwne, że wciąż tak mówię – nie
tylko Naamie, lecz również wielkim izbom parlamentu,
potomkom Elui i jego Towarzyszy, a czasami nawet samej
rodzinie królewskiej. Szczerze mówiąc, obsługiwaliśmy jej synów
i córki częściej, niż skłonni byliby przyznać.
Ludzie z zewnątrz mówią, że adepci są krzyżowani jak
inwentarz, aby płodzić dzieci, które odpowiadają kanonowi
danego Domu. Prawda wygląda inaczej, a przynajmniej nie
gorzej niż w przypadku małżeństw aranżowanych z powodów
politycznych lub finansowych. Rzeczywiście, jesteśmy kojarzeni
z uwagi na estetykę, ale jak tylko sięgam pamięcią, nikt nie został
zmuszony do związania się z osobą, która budziłaby w nim
wstręt. Coś takiego byłoby pogwałceniem przykazań
Błogosławionego Elui.
Z drugiej strony, nie da się ukryć, że moi rodzice byli źle
dobrani, i kiedy Pierre Cantrel poprosił o rękę Liliany, duejn
Domu Jaśminu nie wyraził zgody. Nic dziwnego, bo moja matka
idealnie odpowiadała kanonowi Domu: skóra barwy miodu,
hebanowe włosy, duże ciemne oczy, błyszczące niczym czarne
perły. Mój ojciec, niestety, miał bledszą karnację, włosy jak len i
oczy w kolorze ciemnego błękitu. Czy ktoś mógłby przewidzieć,
co będzie owocem ich związku?
Strona 13
Jestem żywym dowodem słuszności zastrzeżeń duejna. Nigdy
się tego nie wypierałam.
Ponieważ ojciec nie mógł poślubić swej wybranki zgodnie z
dekretem Dworu Nocy, moja matka uciekła. Miała prawo, gdyż
ukończyła swoją markę w wieku dziewiętnastu lat. Uciekli
razem, mając podzwaniającą sakiewkę Pierre’a,
błogosławieństwo jego ojca oraz wiano, jakie matka uskładała po
zrobieniu marki.
Nie widziałam ich odkąd skończyłam cztery lata, nie mogłam
więc zapytać, ale jestem pewna, iż oboje wierzyli, że moja matka
urodzi idealne dziecko, prawdziwy skarb Domu, który duejn
przyjmie z otwartymi ramionami. Byłabym rozpieszczana i
wychowywana w miłości do Błogosławionego Elui oraz
przygotowywana do służby Naamie, a po zrobieniu marki Dom
wypłacałby dziesięcinę moim rodzicom. Jestem przekonana, że
byli tego pewni.
Brak wątpliwości to przyjemne marzenie.
Dwór Nocy nie jest przesadnie bezwzględny i Dom Jaśminu
przyjął matkę pod swój dach, kiedy zbliżał się termin
rozwiązania. Wyszła za mąż bez zgody duejna, dlatego jej mąż
nie mógł liczyć na wsparcie finansowe, ale samo małżeństwo
zostało uhonorowane, bo zawarli je przed obliczem jakiegoś
wiejskiego kapłana Elui. Normalną koleją rzeczy, jeśli moja
prezencja i charakter pasowałyby do kanonu tego Domu,
przyjęto by mnie na wychowankę; gdyby duejn innego Domu
uznał, że spełniam ich wymagania, pokryłby koszty mojego
wychowania i adoptował mnie formalnie w wieku dziesięciu lat.
W obu przypadkach, o ile decyzja należałaby do niej, matka
oddałaby się szkoleniu adeptów i pobierała pensję w zamian za
moją markę. Ponieważ trzos mojego ojca nie był bezdenny, z
Strona 14
pewnością wybrałaby takie rozwiązanie.
Niestety, gdy stało się jasne, że szkarłatna plamka w moim oku
jest cechą stałą, duejn nakreślił granice. Miałam skazę. Wśród
wszystkich Trzynastu Domów nie było ani jednego, którego
kanon dopuszczałby tego rodzaju wadę. Oświadczył, że Dom
Jaśminu nie wychowa mnie na swój koszt. Gdyby Liliana chciała
zostać, musiałaby służyć na ołtarzu Naamy, żeby zarobić na
nasze utrzymanie.
Mój ojciec miał niewiele zalet, ale za to dumą i namiętnością
nadrabiał wszystkie braki. Wziął moją matkę za żonę i nie
dopuszczał do siebie myśli, że mogłaby służyć również komuś
innemu. Zwrócił się więc do swojego ojca z prośbą o powierzenie
mu pieczy nad karawaną handlową, która udawała się do
Caerdicca Unitas, po czym zabrał matkę i mnie, wówczas
dwuletnie dziecko, na poszukiwanie szczęścia.
Nic dziwnego, że po długiej i uciążliwej podróży, w trakcie
której musiał układać się ze zbójcami i najemnikami – którzy się
niewiele różnili, odkąd Tyberium upadło i drogi przestały być
bezpieczne – handel nie przyniósł mu zysku. Caerdicci już nie
władają cesarstwem, ale są obrotnymi kupcami.
Przeznaczenie odnalazło nas dwa lata później, zmęczonych
podróżą i bez grosza przy duszy. Oczywiście niewiele pamiętam
z tego okresu. Najlepiej zapisała mi się w pamięci droga, jej
barwy i zapachy, i najemnik, który wziął na siebie ochronę mojej
małej osóbki. Należał do plemienia Skaldów z północy, był
większy od wołu i brzydki jak grzech śmiertelny. Lubiłam
ciągnąć go za wąsy, zwisające po obu stronach ust; uśmiechał się
wtedy, a ja chichotałam z zachwytu. Opowiedział mi, w
uniwersalnym języku gestów, że ma żonę i córeczkę w moim
wieku, i że bardzo mu ich brakuje. Kiedy drogi najemników i
Strona 15
karawany się rozeszły, tęskniłam za nim jeszcze przez wiele
miesięcy.
Co do moich rodziców, to pamiętam tylko, że zawsze byli
zajęci sobą i bardzo zakochani, nie poświęcając mi ani czasu, ani
zbytniej uwagi. W drodze ojciec miał pełne ręce roboty,
ochraniając cnotę swojej małżonki. Kiedy wychodziło na jaw, że
moja matka nosi markę Naamy, codziennie padały propozycje,
niektóre składane na ostrzu noża. Ale Pierre zdołał ochronić ją
przed wszystkimi – z wyjątkiem siebie. Kiedy wróciliśmy do
Miasta, jej brzuch zaczynał pęcznieć.
Ojciec, niezrażony pierwszą porażką, miał czelność błagać
swojego ojca o drugą szansę, tłumacząc się, że podróż trwała zbyt
długo, karawana była źle wyposażona, a on sam jeszcze nie miał
doświadczenia w rzemiośle kupieckim. Tym razem, przysiągł,
będzie inaczej. I tym razem mój dziadek, baron kupiecki,
postawił warunek. Owszem, da drugą szansę moim rodzicom, ale
pieniądze na towar muszą wyłożyć z własnej kieszeni.
Czy mieli inne wyjście? Nie, jak przypuszczam. Poza talentem
mojej matki, którym nie mogła kupczyć, stanowiłam ich jedyny
majątek. Na ich korzyść przemawia fakt, że wzdragali się
sprzedać mnie na wolnym rynku. W końcu i tak miało do tego
dojść, ale wątpię, czy któreś z nich spoglądało tak daleko w
przyszłość. Nie, zamiast tego moja matka, którą ostatecznie
muszę za to błogosławić, zebrała się na odwagę i wybłagała
posłuchanie u duejny Domu Cereusa.
Wśród Trzynastu Domów Kwitnący w Nocy Cereus jest i
zawsze był pierwszym. Został założony przez Enediela Vintesoira
jakieś sześćset lat temu i dał początek właściwemu Dworowi
Nocy. Od czasów Vintesoira duejnowie Domu Cereusa
reprezentowali Dwór w sądzie miejskim; podobno też wielu z
Strona 16
nich cieszyło się zaufaniem królów i królowych.
Może to prawda; z tego, co mi wiadomo, to całkiem możliwe.
Za życia założyciela Dom Cereusa służył tylko Naamie i
potomkom Elui. Od tamtych czasów, choć dwór królewski nie
stracił na znaczeniu, za sprawą rozwoju handlu klientela stała
się bardziej mieszczańska – vide mój ojciec. Ale w powszechnym
mniemaniu osoba kierująca Domem Cereusa wciąż była ważną
osobistością.
Jak wszystkim wiadomo, piękno porusza najbardziej wtedy,
kiedy zawisa nad nim zimna ręka Śmierci, grożąc rychłym
unicestwieniem. U podstaw sławy Domu Cereusa leżała
świadomość kruchości i przemijania istnienia. W duejnie tego
domu każdy mógł dostrzec echo piękna, którym zniewalała w
swoich najlepszych latach; przypominała zasuszony kwiat
włożony między kartki książki, cieszący oko dawnym kształtem,
choć pozbawiony esencji zapachu. Normalną koleją rzeczy, kiedy
piękno przemija, kwiat skłania głowę na łodyżce i obumiera, ale
czasami po opadnięciu płatków odsłania się szkielet z
hartowanej stali.
Taka była Miriam Bouscerye, duejna Domu Cereusa. Skórę
miała cienką i delikatną jak pergamin, włosy przyprószone
siwizną, ale te oczy... Siedziała na krześle nieruchomo, prosta jak
siedemnastolatka, a jej oczy, szare jak stal, przypominały świdry.
Pamiętam, jak stałam na marmurowych płytach dziedzińca,
trzymając za rękę matkę, która rwącym się głosem wypowiadała
swoją prośbę. Wspomniała o narodzinach prawdziwej miłości,
ucieczce, wyroku jej duejna, handlowej porażce i warunku
mojego dziadka. Pamiętam, jak miłością i podziwem mówiła o
moim ojcu, przekonana, że następna wyprawa przyniesie mu
fortunę. Pamiętam, jak śmiałym, choć drżącym głosem
Strona 17
powoływała się na lata swojej służby, na przykazanie
Błogosławionego Elui: “Kochaj, jak wola twoja”. Pamiętam też,
jak źródło jej głosu wyschło, a duejna poruszyła ręką. Nie uniosła
jej, niezupełnie; może tylko dwa palce, ciężkie od pierścieni.
– Przyprowadź dziecko.
Zbliżyłyśmy się do jej krzesła, moja matka cała roztrzęsiona, ja
zaś dziwnie spokojna; dzieci często zaczynają się bać dopiero w
ostatniej chwili. Duejna upierścienionym palcem uniosła moją
brodę i uważnie przyjrzała się mej twarzy.
Czyżby cień niepewności przemknął po jej obliczu, kiedy
zatrzymała spojrzenie na szkarłatnej plamce w lewym oku?
Nawet dziś nie jestem tego pewna, ale jeśli rzeczywiście odczuła
wahanie, to szybko się go wyzbyła. Cofnęła rękę i spojrzała na
moją matkę, surowo i rozkazująco.
– Jehan powiedział prawdę – rzekła. – Mała nie nadaje się do
służby w Trzynastu Domach. Jest jednak urodziwa, a po
wychowaniu w Dworze jej cena powinna być dość wysoka. W
uznaniu za lata twojej służby wysunę taką oto propozycję.
Duejna podała cyfrę, a ja poczułam, jak ekscytacja wprawia
matkę w drżenie. To drżenie stanowiło o jej uroku.
– Łaskawa pani... – zaczęła.
Patrząc na matkę wzrokiem jastrzębia, sędziwa duejna
przerwała jej ruchem dłoni.
– Są warunki – powiedziała bezlitosnym tonem. – Nikomu nie
powiesz i nie osiedlisz się w Mieście. W oczach świata dziecko,
które urodzisz za cztery miesiące, będzie twoim pierwszym. Nie
chcemy, żeby mówiono, iż Dom Cereusa przychodzi w sukurs
niechcianemu bękartowi dziwki.
Usłyszałam, jak matka wciąga powietrze, i zobaczyłam, że oczy
starej kobiety zmrużyły się z satysfakcji. Oto, kim jestem,
Strona 18
pomyślałam; niechcianym bękartem dziwki.
– Ona nie jest... – zaczęła matka drżącym głosem.
– Taka jest moja propozycja. – Stara duejna była nieubłagana.
Ona sprzeda mnie tej okrutnej starej kobiecie, pomyślałam,
spodziewając się miłego dreszczyku przerażenia. Już wtedy,
jeszcze nieświadoma, uważałam strach za podniecający. –
Wychowam tę dziewczynkę jak własną, dopóki nie skończy
dziesięciu lat. Rozwiniemy jej zdolności. Jej cena wzbudzi
szacunek. Tyle mogę obiecać, Liliano. Czy ty możesz dać jej
równie wiele?
Moja matka stała, trzymając mnie za rękę, i patrzyła na mnie.
Tak ją zapamiętałam. Spojrzenie jej dużych, ciemnych,
roziskrzonych oczy długo błądziło po mojej twarzy, by w końcu
spocząć na lewym oku. Czułam, jak walczy z przenikającym ją
dreszczem.
– Weź ją więc. – Puściła moją rękę i pchnęła mnie mocno.
Potknęłam się, upadłam na krzesło duejny, która wyciągnęła
rękę i szarpnęła jedwabny sznur dzwonka. W dali zadzwoniły
srebrne dzwoneczki. Zza parawanu niepostrzeżenie wysunęła
się adeptka, która pociągnęła mnie za rękę i podniosła bez
wysiłku. Obejrzałam się, chcąc ostatni raz popatrzeć na matkę,
ale stała odwrócona tyłem; widziałam tylko plecy wstrząsane
bezgłośnym płaczem. Słońce, które wpadało przez wysokie okna,
rozpalało błękitne błyski w hebanowej rzece jej włosów.
– Chodź – powiedziała adeptka kojącym tonem, chłodnym i
perlistym jak płynąca woda. Z ufnością spojrzałam w górę. Była
nieodrodnym dzieckiem Domu Cereusa, bladym i nieskazitelnie
pięknym. Weszłam do innego świata.
Czy więc może dziwić, że stałam się tym, kim jestem?
Delaunay twierdził, że to zawsze było moim przeznaczeniem, i
Strona 19
być może miał rację, ale ja znam prawdę: kiedy Miłość mnie
odrzuciła, ulitowało się nade mną Okrucieństwo.
Strona 20
DWA
Pamiętam chwilę, w której odkryłam ból.
Moje życie w Domu Cereusa szybko wpadło w niezmienny,
nieprzerwany rytm. Nas, dzieci, było tam pięcioro. Dzieliłam
pokój z dwiema dziewczynkami, delikatnymi i kruchymi niczym
figurki z wyjątkowo pięknej porcelany. Starsza, siedmioletnia
Julietta miała włosy barwy mosiądzu, dlatego przypuszczano, że
jej markę kupi Dom Dalii. Cechowała ją powaga i pełne rezerwy
zachowanie, nadawała się więc do służby w tym Domu.
Młodsza, Ellyn, miała pozostać w Domu Cereusa, co do tego nie
było żadnych wątpliwości. Miała eteryczną urodę i bladą
karnację, a skórę tak cienką, że przez zamknięte powieki, gdy
rzęsy łamały się niczym fale na delikatnych policzkach, niemalże
było widać oczy.
Miałam z nimi niewiele wspólnego.
Z pozostałymi też nie – ani ze ślicznym Etiennem o
jasnozłotych lokach cherubina przyrodnim bratem Ellyn, ani z
Calantią, mimo jej wesołego śmiechu. W przeciwieństwie do
mnie znali już swoją wartość i mieli zapewnioną przyszłość;
urodzili się z usankcjonowanych związków i byli przeznaczeni
jeśli nie dla tego, to dla innego Domu.
Nie sądźcie jednak, że żyłam w żalu. Mijały kolejne lata,
przyjemne i nie stawiające wymagań, spędzane w towarzystwie
wielu osób. Adepci byli mili i na zmianę uczyli nas poezji, śpiewu
i gry na instrumentach, a także nalewania wina,
przygotowywania komnaty sypialnej oraz pełnienia roli