9792
Szczegóły |
Tytuł |
9792 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9792 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9792 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9792 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Marek Harny
URODZONY Z WIATRU
Copyright � Marek Luba�-Harny, 2003
Copyright � Pr�szy�ski i S-ka SA, Warszawa, 2003
Projekt ok�adki
R.S.R.
Fotografia na ok�adce
Adrian Fichmann
Redakcja
Jan Ko�biel
Redakcja techniczna
Ma�gorzata Kobuz
Korekta
Bogus�awa J�drasik
�amanie
Ma�gorzata Wnuk
ISBN 83-7337-294-6
Warszawa 2003
Wydawca
Pr�szy�ski i S-ka SA
02-651 Warszawa, ul. Gara�owa 7
Druk i oprawa
Drukarnia Naukowo-Techniczna Sp�ka Akcyjna
03-828 Warszawa, ul. Mi�ska 65
Wandzie, kt�ra nie zw�tpi�a
Po latach (wrzesie� 2000)
Wychodzi�em ju� z redakcji, kiedy kt�ra� z dziewczyn wybieg�a za mn�. Przechylaj�c si� przez barierk� schod�w, zawo�a�a:
- Wracaj! Masz telefon z Nowego Jorku.
- Mnie ju� nie ma - odpowiedzia�em przez rami�, ale w nast�pnej chwili zatrzyma�em si�. - Z Nowego Jorku? A kto dzwoni?
- Jaka� pani Nadir, czy co� takiego. Nic mi to nie m�wi�o, ale by�o intryguj�ce. Wr�ci�em.
- M�wi PaulaYadir - us�ysza�em w s�uchawce po polsku. -To ty?
- Tak, to ja.A pani to, kto?
Po tamtej stronie rozleg� si� kr�tki, nerwowy �miech.
- Kiedy� nazywa�am si� Paulina Rajska.Pami�tasz jeszcze tak�?
Chryste, czy pami�ta�em Paul� Rajsk�?Szczerze m�wi�c, kiedy� zrobi�em wiele, �eby zapomnie� o mej raz na zawsze.I o wszystkim, co mia�o z ni� jaki� zwi�zek. Prawie mi si� uda�o.Od dawna nie po my�la�em nawet przez chwil� ani o niej, ani o Andrzeju Kurniawie, ani o tym, co wydarzy�o si� latem 1971 roku w Nowym Targu. Ale te raz wszystko wr�ci�o.Jakby nagle zn�w zacz�� kr�ci� si� dawno za trzymany film.Powiedzia�a, �e za par� dni przylatuje do Krakowa, wi�c musimy spotka� si� i pogada�, bo ma dla mnie wiadomo�ci. - Od Andrzeja?
Nie uda�o mi si� ukry� emocji. W s�uchawce zapad�a kr�tka cisza.
- To nie wiesz, �e Andrzej Kurniawa nie �yje?
Nie wiedzia�em. Nawet tego nie wiedzia�em. Ale w tej chwili by�em ju� pewny, �e musz� od�o�y� na bok wszystkie plany i spotka� si� z Paul� Rajsk�.Cho� chyba wola�bym, �eby nie zadzwoni�a. Mo�e nie dowiedzia�bym si� o jej przyje�dzie i m�g�bym da lej nie pami�ta�.A teraz ju� nic nie mog�o uchroni� mnie przed powrotem do tej dawno pogrzebanej historii.
1
Nieznajomy pojawi� si� podczas wielkiego wiatru, kt�ry na pocz�tku wrze�nia 1971 roku wia� przez kilka dni.Andrzej Kurniawa ko�czy� w�a�nie dwadzie�cia pi�� lat.Ale ci, kt�rzy liczyli, �e z te go powodu urz�dzi wi�ksz� imprez�, zawiedli si�.Matka Andrzeja zmar�a na wiosn� i nie mia�, kto przypomina� mu o rodzinnych uroczysto�ciach.On sam najwyra�niej wola� o nich nie pami�ta�.Mieszka� teraz samotnie w dw�ch pokojach, kt�rych okna wychodzi�y na rynek.Od jakiego� czasu nie by� w towarzyskim nastroju.Oddali� si� od dawnych koleg�w, zrobi� si� dziwny.
Kiedy obcy wtargn�� w jego �ycie, by�o wczesne popo�udnie, gor�ce i duszne.Wiatr spada� z g�r na miasto nag�ymi podmuchami, miotaj�c po rynku li�cie, kt�re nie zd��y�y nawet po��kn��.Jarz�biny na skwerze by�y ju� prawie nagie i tylko ki�cie czerwonych jag�d wci�� trzyma�y si� mocno.
Andrzej by� w drodze na wie�.Um�wi� si� z pewnym cz�owiekiem; kt�remu mia� dostarczy� swoj� furgonetka lewy towar.Przeje�d�aj�c w�a�nie przez rynek, pomy�la�, �e dobrze by�oby wpa�� na chwil� do domu i napi� si� czego� zimnego.Zaparkowa� przed bram� i wyskoczy� z szoferki.Wtedy go zobaczy�.
W tamtych czasach na rynku w Nowym Targu zatrzymywa�y si� dalekobie�ne autokary.Przybysz musia� przyjecha� jednym z nich.Sta�, nie rusza� si� i tylko patrzy�.Jego oczu nie by�o wida�, zas�ania�y je du�e ciemne okulary.Jakby wyskoczy� z filmu o gangsterach.Od razu by�o wida�, �e przyjecha� z Ameryki.Wygl�da� jak przebrany.Oni wszyscy stamt�d wygl�dali jak przebrani.Ten przynajmniej nie mia� na g�owie kowbojskiego kapelusza.Ale i te okulary wystarczy�y.
Zaskoczony Andrzej zatrzyma� si� na �rodku jezdni i te� za gapi� si� na obcego.To by� cz�owiek z jego snu.Sta� naprzeciwko �ywy, z rozwianymi na wietrze w�osami.Wyj�� papiero�nic� i pr�bowa� zapali� papierosa, os�aniaj�c d�o�mi p�omie� zapalniczki.Podmuchy wiatru by�y jednak zbyt mocne i nic z tego nie wysz�o.Powoli ruszy� alejk� przez skwer, nie wypuszczaj�c z ust niezapalonego papierosa.R�ce wsun�� w kieszenie spodni i szed� prosto na Andrzeja, kt�ry pomy�la�, �e widocznie przysz�a chwila dowiedzie� si�, co w�a�ciwie ten facet robi� w jego �nie.
Ale obcy min�� go oboj�tnie.Na chodniku zatrzyma� si� znowu, jakby nie m�g� si� zdecydowa�, czy wej�� do bramy.M�g� mie� ko�o pi��dziesi�tki, mo�e troch� wi�cej, ale trzyma� si� po ameryka�sku.Troch� ni�szy od Andrzeja, suchy i �ylasty, bez �ladu brzucha.Dwa guziki ameryka�skiej koszuli by�y rozpi�te i w wyci�ciu wida� by�o siwiej�ce w�osy na piersiach.Twarz mia� opalon�, a na niej t� pewno�� siebie, kt�r� oni wszyscy pokazywali, przyje�d�aj�c do Starego Kraju.Dla nich Polska by�a wtedy tylko rosyjsk� koloni�.Ten z pewno�ci� nie by� wyj�tkiem, bo niby, dlaczego.
Wreszcie nieznajomy zdecydowa� si�.Kilka minut p�niej Andrzej wychyli� si� przez okno w kuchni, wychodz�ce na podw�rko i zobaczy� go znowu.Chwil� obserwowa� obcego z g�ry, popijaj�c powoli zimn� kryniczank�.Przybysz usiad� na pniaku do r�bania drewna, obok kom�rki, w kt�rej s�siadka Chowa�cowa trzyma�a kr�liki.Uda�o mu si� ju� zapali� papierosa.Andrzej po my�la�, �e siedzi i pali, jakby by� u siebie.
W tej chwili ogarn�a go trudna do wyt�umaczenia z�o��.Nieznajomy przypomnia� mu sny, o kt�rych po �mierci matki prawie ju� zdo�a� zapomnie�.Pojawi�y si�, kiedy by�o ju� wiadomo, �e matka nie wyjdzie z choroby.W�a�nie wtedy przyszed� ten list z Ameryki, a potem drugi i nast�pne.�adnego z nich nie pokaza�a nikomu, a tajemnic� ich tre�ci zabra�a ze sob� do grobu.Pod koniec podda�a si� chorobie.Ca�kiem przesta�a si� oszcz�dza�.Pali�a coraz wi�cej papieros�w i zacz�a nawet zn�w popija�, co dla niej by�o samob�jstwem.Jakby przesta�o jej zale�e� i tylko chcia�a mie� to ju� za sob�.
W snach Andrzeja matka wyci�ga�a r�ce przed siebie, jakby si� przed czym� broni�a.Ten w ciemnych okularach, kt�ry teraz siedzia� na podw�rku, podchodzi� do niej.Nic nie m�wi�, tylko szed� powoli, a ona powtarza�a: "Zostaw mnie! Zostaw mnie!", i cofa�a si� w stron� okna.Kiedy ju� mia�a przez nie wypa��, Andrzej si� budzi�.�ni�o mu si� to kilka razy, zanim umar�a.I jeszcze raz po jej �mierci.Potem przesta�o.
Nagle pomy�la�, �e widocznie co� niedobrego zaczyna si� dzia� z jego g�ow�, je�li spotyka na jawie postaci ze sn�w.I je�li w dodatku w to wierzy.Pocieszy� si�, �e to pewnie z tego upa�u i wiatru.I mo�e tak�e z tego, �e �ycie, jakie prowadzi�, tak bardzo go m�czy�o.Postanowi� wzi�� si� za siebie, a na pocz�tek nie zawraca� sobie g�owy jakim� obcym.Bo co on m�g� go obchodzi�.
Ale kiedy zbieg� na d�, tamten czeka� na niego w bramie.I nagle spyta�:
- Pan nie wie, kto wynajmuje pokoje tutaj?
Andrzej Kurniawa mia� si� p�niej nieraz zastanawia�, co by by�o, gdyby powiedzia�, �e w tej kamienicy nie ma �adnych po koi do wynaj�cia.Ale odruchowo rzuci� przez rami�: - Ja mog� wynaj��.
Zanim zd��y� si� zastanowi�, co zrobi�, nieznajomy odpowie dzia�:
- O, to �adnie ze strony pana.
Ju� nie chcia�o mu si� wszystkiego odwo�ywa�.Przy tej pogodzie by�oby to zbyt m�cz�ce.Zaprowadzi� obcego na g�r�, pokaza� mu pok�j i da� klucze.
- Thanks - us�ysza� za sob�, kiedy ju� zbiega� po schodach.I teraz naprawd� po�a�owa�, �e go tak g�upio podkusi�o.
Andrzej nie lubi� tych z Ameryki.Ostatnio w og�le ma�o, kogo lubi�.Mia� swoje powody, �eby nie przepada� za lud�mi.Ci z Ameryki dzia�ali mu dodatkowo na nerwy, bo nie do��, �e mieli tyle forsy, to jeszcze dawali odczu�, �e kto jej nie ma, jest �mieciem.A najbardziej go chyba z�o�ci�o, �e musia� z nimi kombinowa�, wchodzi� w jakie� podejrzane interesy.Tylko �e z dwojga z�ego wola� to, ni� bra� pieni�dze od ojczyma.
Tego dnia wybiera� si� z lewym towarem w�a�nie do jednego z tych, kt�rych serdecznie nie znosi�.Klient nazywa� si� Franek Mruga�a i mieszka� daleko w g��bi doliny, prawie pod Turbaczem.Niedawno wr�ci� po paru latach ze Stan�w i budowa� si�.By� to wie�niak prymitywny, ale z Ameryki przywi�z� du�o dolar�w, co mu dawa�o pow�d, �eby Andrzeja traktowa� z g�ry.A przy tym wci�� si� przechwala�, jak to kiedy� razem z jego starym wojowa� z komun� u Ognia.I jedno, i drugie bardzo Andrzeja wkurza�o.Mimo to wozi� mu jakie� rurki i kafelki, ukradzione z budowy nowego osiedla domk�w jednorodzinnych, kt�re w mie�cie nazywano Z�odziej�wk�.
Tego dnia jecha� do Mruga�y z jeszcze wi�ksz� ni� zazwyczaj niech�ci�.Chcia� mie� t� wizyt� jak najszybciej za sob� i �pieszy� si� z roz�adunkiem.A Mruga�a marudzi�, Cho� Andrzej zawsze wywi�zywa� si� solidnie z um�w, g�ral by� nieufny, jak za ka�dym razem.Drepta� naoko�o i sam wszystko dok�adnie sprawdza�.Patrz�c na niego, rozumia�o si�, dlaczego kiedy�, w partyzantce, Ogie� nada� mu pseudonim �miech.By� niewysoki, kr�py i nienaturalnie ruchliwy.Zamiast normalnie chodzi�, co chwila podbiega�, poruszaj�c ramionami, jakby na�ladowa� boksera w ringu.Mia� na sobie o wiele za du�e ubranie, a na g�owie, mimo gor�ca, w��czkow� czapk� z pomponem.Spada�a mu prawie na oczy, a du�e, zwisaj�ce w�sy zdawa�y si� wyrasta� tu� pod ni�.Wci�� poprawia� t� czapk� okr�g�ymi ruchami d�oni, jakby polerowa� sobie czaszk�.Robi� przy tym miny sko�czonego debila.Ale Andrzej wiedzia�, �e pod mask� g�upka kry� si� wyrachowany cwaniak, kt�ry tylko patrzy�, jak wykiwa� partnera.
W ko�cu g�ral uzna�, �e mo�e by� zadowolony z dostawy.Otrzepa� r�ce i zaproponowa�:
- No, to, co?Po kielichu, panie pan?
Taki mia� spos�b zwracania si� do ludzi, z kt�rymi nie by� po imieniu, a kt�rych nie uwa�a� za naprawd� godnych szacunku.Andrzej ch�tnie by si� napi�, ale mia� swoje zasady.Po pierwsze, nie pi� za k�kiem.Po drugie, nie pi� z byle, kim.A ju� zw�aszcza z kim� takim.Odm�wi�, wi�c, co bardzo nie spodoba�o si� Mrugale.
- Chyba nie gardzicie prostym g�ralem, co, panie pan?- spyta�, jakby w ten spos�b chcia� podw�jnie da� do zrozumienia, kto tu jest prawdziwym panem.
Andrzej musia� zdusi� z�o�� w sobie.
- Panie Mruga�a, pan wie, �e musz� uwa�a�, nie?Pan wie, �e mam na pie�ku z milicj�.I pan wie, dlaczego.
- Bez urazy, bez urazy - wycofa� si� g�ral. - Przecie� was znam.Tatu� zgin�� za Polsk� bez komunist�w, to i syn nie b�dzie gorszy, nie?Chwali si�, panie pan.Tylko tak dalej, to w ko�cu czerwonych szlag trafi.
I klepn�� go w plecy.Andrzej najch�tniej odwin��by, a� tam temu spad�aby czapka z pomponem.Ale �cierpia�! Mruga�a jeszcze nie zap�aci�.Poza tym by�y widoki, �e i w przysz�o�ci da za robi�.
- Nie to nie, b�dzie okazja drugim razem - zgodzi� si� Franek.- Pasowa�oby si� razem napi� za pami�� tatusia.No, mamusi te�.Te� by�a prawdziwa bohaterka, a jak! Dawa�o si� w dup�, komu nie.- U�miechn�� si� zwyci�sko, jakby w tamtych czasach by� samym Ogniem, a nie zwyk�ym ch�opkiem, kt�ry odda� swoj� cha�up� na punkt kontaktowy, bo gdyby odm�wi�, zarobi�by kul� w �eb.
Tym razem przytrzyma� d�u�ej d�o� na ramieniu Andrzeja, a ten a� zesztywnia�.Nawet nie, dlatego, �e taki kto� go poklepywa�.To by�o wliczone w koszty.Ale nie znosi�, kiedy wspomina�o si� o bohaterstwie jego rodzic�w.Przez to bohaterstwo nigdy nie mia� ich dla siebie.W dodatku Mruga�a mia� jaki� niejasny zwi�zek z aresztowaniem Wiktorii Kossakowskiej, matki Andrzeja.To w�a�nie w jego cha�upie bezpieka urz�dzi�a kocio�, w kt�ry wpad� kurier, m�ody g�upek z liceum.Znale�li przy nim tajne plany operacji przeciw oddzia�om Ognia i jeszcze bardziej tajn� list� cz�onk�w PPR z Nowego Targu, kt�rych Ogie� przeznaczy� do rozwa�ki.Ch�opaczek mia� g�ow� pe�n� heroicznych marze�, ale wystarczy�o, �e posadzili go tylko na par� minut go�ym ty�kiem na nodze od taboretu, a wy�piewa� wszystko, co wiedzia�.Przede wszystkim, od kogo dosta� papiery.Czy Mruga�a te� zdradzi�, nie wiadomo.W ka�dym razie wsypa zacz�a si� od niego.A teraz odstawia� nie tylko bohatera, ale i wielkie panisko, ze swoimi dolarami, kt�re gdzie� tam, w jakim� Chicago, zarobi� na szorowaniu kibli.
- Panie Mruga�a - powiedzia� Andrzej, hamuj�c si� resztk� si�.- Troch� mi si� �pieszy. Franek z �askawym u�miechem si�gn�� do kieszeni workowa tych spodni, kt�re krok mia�y prawie na wysoko�ci kolan.Andrzej spodziewa� si�, �e g�ral zechce go naci�gn��.I nie pomyli� si�.W�a�nie po to by�y te zaproszenia na kielicha i gadki o rodzicach.
- Chyba umawiali�my si� troch� inaczej?Ten towar jest kradziony - przypomnia�.- Za wyrzuty sumienia te� si� co� nale�y.
- Kradziony?U kogo?U komuny?U tych czerwonych z�odziei?Ukra�� z�odziejowi nie grzech.Z tego nie trzeba si� spowiada�.
- Panie Mruga�a, jak b�d� chcia� pos�ucha� my�li Lenina, to si� zapisz� na wieczorow� szko�� aktywu.Od pana chc� pieni�dzy.
G�ral przez chwil� si� zastanawia�, czy nie powinien si� obrazi�, ale do ko�ca budowy by�o daleko i w ko�cu postanowi� uzna� wszystko za �art.
- Ale�cie wygadani, panie pan.No, dobra, niech b�dzie moja strata, do�o��, bo was lubi�.Ale to, co robicie, to tylko Panu Bogu na chwa��.Mo�e si� przez to ta francowata komuna pr�dzej rozwali.Przecie� te� jej nie kochacie, co, panie pan?
U�miecha� si� protekcjonalnie, zadowolony z siebie, mieszaj�c w kieszeni i wyci�gaj�c z niej drug� gar�� wymi�tych banknot�w.Andrzej na szcz�cie umia� sobie powiedzie�, �e nie mo�e zwraca� uwagi na takich jak Mruga�a i ich gadanie.Musia� jako� kombinowa�, jako� sobie radzi�.Potrafi� zdoby� si� na wiele, �eby nie by� na �asce ojczyma. Wzi�� swoj� dol� i szybko po�egna� si� z Mruga�a.Musia� si� uspokoi�.Wraca� naoko�o, w�skimi i kr�tymi drogami pe�nymi dziur.Na tych pag�rkach dla jego �uka dziewi��dziesi�tka by�a pr�dko�ci� mordercz�.Ale tego dnia nawet wariacka jazda nie zdo�a�a mu pom�c.M�g� sobie wmawia�, �e to halny wytr�ca go z r�wnowagi.Wcale nie by� taki wra�liwy na pogod�.To nie wiatr, tylko Paula Rajska.Gra�a mu na nerwach ju� kt�ry� dzie� z kolei.Wygl�da�o na to, �e mi�dzy nimi psuje si� na dobre.Kiedy przed po�udniem zadzwoni� do niej z trasy, �eby um�wi� si� na wiecz�r, wykr�ci�a si� sesj� poprawkow�.Nie uwierzy�, �e musi siedzie� dzie� i noc, wkuwaj�c naukowy komunizm.Mog�a wmawia�, komu innemu, �e ca�� dob� chce sp�dzi� tylko z Marksem i Leninem.Raczej chodzi�o o to, �e by�o jej coraz bardziej nie po drodze z kierowc� z Samopomocy Ch�opskiej, kombinuj�cym na lewych kursach.By� tego �wiadomy i czu� coraz bardziej d�awi�cy �al do �wiata.Ostatnio trzyma� si� jako tako wy��cznie dzi� ki Paulinie.
Dopiero teraz sam si� przekonywa�, jak bardzo za�ama�o go wyrzucenie ze studi�w w marcu 1968 roku.Kiedy� mia� takie wielkie plany.Naprawd� przejmowa� si� nauk�.Jakby chcia� w ten spos�b oderwa� si� od Nowego Targu, od swojej rodziny i jej ponurej przesz�o�ci.No i jeszcze wtedy wierzy�, �e ten kraj da si� naprawi�.W�a�nie, dlatego postanowi� studiowa� prawo.A teraz sam musia� bawi� si� w g�wniane kombinacje.Nagle straci� wszystko.I to tak g�upio.
Nigdy wcze�niej nie pcha� si� do polityki.Nie interesowa�a go.Tylko po prostu szlag go trafi�, kiedy kierownikiem katedry zosta� pu�kownik docent Pollak-Schumacher, zwany Szuma�kiem, kt�ry przed laty zyska� ponur� s�aw� jako s�dzia Wojskowego S�du Rejonowego w Krakowie.P�niej partia skierowa�a go do pracy naukowej, ale teoretykiem prawa okaza� si� tak marnym, �e nawet zas�ugi w utrwalaniu w�adzy ludowej nie pomog�y mu si� wybi�.Dopiero w marcu doczeka� si� nagrody, krzycz�c przeciw �ydom g�o�niej ni� inni docenci.I to zrobi�o z Andrzeja opozycjonist�.Bo wiosn� 1947 roku w�a�nie Pollak-Schumacher przewodniczy� sk�adowi s�dziowskiemu w procesie jego matki.I by� bardzo gorliwy.Wiktoria Kossakowska dosta�a o trzy lata wi�cej, ni� za��da� prokurator.Szumasiek by� znany z tego, �e lubi� przy�o�y�.Kiedy partii zale�a�o, �eby zapad�y wyroki �mierci, powo�ywano go do sk�adu.Z najwi�ksz� przyjemno�ci� dawa� czapy, kiedy oskar�onymi o wrog� dzia�alno�� byli studenci.Raz nawet pos�a� na szubienic� dw�ch harcerzy z liceum. Dla Andrzeja nominacja Pollaka-Schumachera by�a, wi�c obelg�.Nie m�g� tego po prostu tak zostawi�.Towarzysze z patrolu robotniczego z�apali go w chwili, kiedy na murze Collegium luridicum przy Grodzkiej ko�czy� malowa� napis: "Cho� ma sk�rk� na kutasie, wi�kszym katem by� Szumasiek".Sens tej rymowanki by� wtedy dla wszystkich zrozumia�y, �wie�o po przem�wieniu Gomu�ki, w k�ko powtarzanym przez radio.Pierwszy sekretarz ju� otwarcie szczu� nar�d na �yd�w, a pos�u�y� si� do tego przyk�adem by�ego ubeka nazwiskiem J�zel �wiat�o, kt�ry uciek� na Zach�d i przez mikrofony Wolnej Europy plu� na komun� w audycji "Za kulisami bezpieki i partii".Gomu�ka krzycza�, �e ten zdrajca �wiat�o to najwi�kszy kat narodu polskiego, a jego prawdziwe nazwisko jest Izaak jaki� tam.Na nieszcz�cie Andrzej pami�ta� o tym, o czym inni woleli zapomnie�:, �e �wiat�o tylko �apa�, skazywa� Pollak-Schumacher.Tak czy inaczej, krety�ski wierszyk mia� jedn� zasadnicz� wad�.By� za d�ugi i Andrzej da� si� zaskoczy�.
Wci�� za to p�aci� i za ka�dym razem, kiedy sobie o tym przy pomnia�, wpada� w do�ek.K�opoty z Paulina te� by�y w jaki� spos�b skutkiem tamtego g�upstwa i teraz, kiedy zje�d�a� ostro w d� w�sk�, dziuraw� szos�, na moment zn�w zrobi�o mu si� wszystko jedno.Przestawi� d�wigni� bieg�w na luz i nie reagowa�, kiedy �uk, klekoc�c i podskakuj�c na wybojach, rozp�dza� si� coraz bardziej.Jakby to by�o w kinie, a on siedzia� na widowni i chcia� zobaczy�, co b�dzie dalej.Opami�ta� si� w ostatniej chwili.Nadepn�� na hamulec, a kierownica o ma�o nie wyskoczy�a mu z r�k.Ledwo nad ni� zapanowa�. Skr�ci� w poln� drog� na skraju ��k opadaj�cych ku rzece.Zatrzyma� furgonetk�, przeskoczy� przez r�w i rzuci� si� na ziemi�, �e by och�on��.Ale w trawie te� nie znalaz� ulgi.Na odwr�t.Koniec tego lata w g�rach by� niezwyk�y.Nagrzane powietrze w kotlinie dzia�a�o jak narkotyk.Kiedy wiatr uspokaja� si� na chwil�, z ��k bucha� gor�c, duszny od woni usychaj�cych ro�lin.Jakby przed �mierci� chcia�y jeszcze ostatni raz zapachnie� z ca�ej si�y.Tylko co Andrzej z tego mia�?Nie m�g� uwolni� si� od natr�tnej my�li, jak dobrze by�oby tu le�e� z Paulina.I ma�o od tego nie oszala�.
A do tego wszystkiego przypomnia� sobie, �e nawet wieczorem nie b�dzie mia� spokoju.W domu czeka� na niego obcy, kt�rego sam wpu�ci� pod sw�j dach.
2
Odstawi� �uka do bazy, ale nie mia� ochoty wraca� do domu.Jak prawie co wiecz�r wst�pi� do Podhalanki.W tamtych latach by�a to do�� mo�liwa knajpa, w stylu niby to regionalnym, z drewnianymi zydlami i sto�ami z grubych desek.Dopiero p�niej mia�a zmieni� si� w sko�czon� mordowni�.Andrzej wola� j� od innych lokali, bo zawsze by�o tu lane piwo i cz�sto trafia�y si� panienki, kt�re nie robi�y wielkich ceregieli.Odk�d zacz�� powa�nie kr�ci� z Paulina Rajsk�, ju� go nie interesowa�y, ale przyzwyczajenie zosta�o.
W szatni siedzia�a starsza pani Bukowska i jak codziennie ro bi�a na drutach skarpet� alpinistyczn�.By�a jak pomnik.Przed wojn� i za Niemc�w, a� do ko�ca okupacji, mia�a tu w�asn� restauracj�.Kiedy na lokalu po�o�yli �ap� komuni�ci, wola�a zosta� babk� klozetow� ni� odej��.Siedzia�a i robi�a te skarpety, odk�d Andrzej pami�ta�. Wszystko by�o niby jak zawsze, a jednak uderzy�o go co� dziwnego.Min�a chwila, zanim zorientowa� si�, �e to wra�enie wywo�uje muzyka z szafy graj�cej.Z automatu wydobywa�y si� zniekszta�cone przez marne g�o�niki d�wi�ki, w kt�rych rozpozna� ze zdziwieniem "Bia�y krzy�" Czerwonych Gitar, piosenk� niby to partyzanck�, napisan� na jak�� patriotyczn� rocznic�.Nawet nie przypuszcza�, �e jest w maszynie taka p�yta.W ka�dym razie w Podhalance nigdy wcze�niej jej nie s�ysza�.
- Piweczko?- spyta� kelner Staszek, z powodu swej przesz�o�ci zwany Krwawym Staszkiem, zamiataj�c stolik �cierk�, jakby odp�dza� muchy.
Zbli�a� si� do sze��dziesi�tki i dawno min�y czasy, kiedy mo�na by�o go nazwa� m�czyzn� pot�nie zbudowanym.Teraz przypomina� bry�� mi�sa niemal pozbawion� szyi.Chorowa� na kr�gos�up i kiedy chcia� odwr�ci� g�ow�, obraca� si� ca�y od pasa w g�r�.Przed laty by� �ledczym w Powiatowym Urz�dzie Bezpiecze�stwa.Ludzie cuda m�wili, czego to nie mia� na sumieniu.Mimo to ju� jakby o tym zapomnieli.Nawet nieraz stawiali mu w�dk�. Kiedy podawa� Andrzejowi kufel, jego wzrok uciek� na drugi koniec sali, jakby co� go tam �ci�gn�o bez jego woli.Dziwne by�y teraz oczy Krwawego Staszka - jakby r�wnocze�nie zdumione i wystraszone.Andrzej obejrza� si� przez rami� i zobaczy� tego z Ameryki.Obcy siedzia� we wn�ce nad kieliszkiem w�dki i butelk� mineralnej.W jego okularach odbija�y si� �ar�wki.
- Widzisz pan?Jaki bandzior?- wyrwa�o si� Staszkowi jakby niechc�cy.
Nazywa� bandziorem ka�dego, kto mu si� nie spodoba�.To mu zosta�o z czas�w, kiedy utrwala� w�adz� ludow� na Podhalu.By�y to najlepsze lata jego pi�knej m�odo�ci: trzyma� w �apie nagan zamiast kelnerskiej �ciereczki.Ma�o, kto potrafi� zrozumie�.jak Andrzej m�g� zadawa� si� z kim� takim, normalnie z nim rozmawia�, �artowa�, podawa� mu r�k�.Zdawa�o si�, �e w ten spos�b zdradza� pami�� swoich rodzic�w.
- Jaki tam bandzior - za�mia� si� Andrzej nieszczerze.- Zwyk�y Amerykan.Przebrany. Krwawy Staszek pokr�ci� g�ow�.
- Nie taki zwyk�y - powiedzia� z dziwnym przekonaniem.- Wcale nie.- A potem, jakby nagle poczu� nieprzezwyci�on� ch�� zwierzenia si�, poci�gn��: - Pos�uchaj pan tylko, panie Andrzeju.Zaraz, jak wszed�, wo�a mnie, pokazuje na grajszaf� i pyta, ile si� wrzuca.To ja m�wi�, �e dwa z�ote, a on, �ebym mu da� dziesi�� dwuz�ot�wek i wpycha mi pi�� dolc�w.Normalnie mnie zatka�o, panie Andrzeju i m�wi�: go� tu bank, czend� monej, mister, z tego wszystkiego gadam do niego po ameryka�sku, cho� on do mnie po naszemu, jakby ca�e �ycie prze�y� na Zaskalu.I wiesz pan, co mi odpowiedzia�, panie Andrzeju?Nie b�d� g�upi, ch�opcze, bierz, p�ki mo�esz.Per ch�opcze do mnie, bur�uj zasrany.
To fakt, trzeba by�o mie� du�o poczucia humoru, �eby Krwawego Staszka z jego byczym karkiem i sylwetk� mistrza rze�nickiego nazwa� ch�opcem.
- I co, nie wzi�� pan?
- Panie Andrzeju, w tym fachu jest taka zasada, �e si� bierze.Jak si� ju� zosta�o tym lokajem, to trzeba bra�.Ale jakby to by�o kiedy�, to by�my inaczej pogadali.
Oczy mu si� zapali�y, d�o� zacisn�a jakby na kolbie pistoletu.
- Wi�c co, ta muzyczka to jego pomys�?- spyta� Andrzej.
- No, chyba m�wi�.Apel poleg�ych sobie w knajpie urz�dzi�.Z graj�cej szafy po raz kolejny rozleg� si� g�os Krzysztofa Klenczona:
Gdy zap�on�� nagle �wiat,
bezdro�ami szli
przez pusty la-a-as...
- I tak w k�ko.- Krwawy Staszek a� si� gotowa�, jakby to by �o nie wiadomo, jakie wykroczenie przeciw porz�dkowi publicznemu.- Z nikim si� nie liczy.Trzeba mie� tupet, co?Ale to jeszcze nie wszystko, panie Andrzeju.S�uchaj pan, co by�o dalej.Za chwil� zn�w kiwa na mnie.My�la�em, �e mu chodzi o drug� w�dk�, ale on pyta: �adna piosenka, co?Ale nie tak normalnie, tylko jakby szuka� zaczepki.Nie wiem, o co go�ciowi chodzi, wiec m�wi�: Ju� niemodna, mister.A on: Dla pana te� ju� niemodna, panie sier�ancie?Przedtem per ch�opcze do mnie, teraz sier�ancie, co jest?Wi�c m�wi�: Czy my si� znamy, bo ja sobie nie przy pominam.A on: Ale Jakubka Zuckerberga to pan sobie chyba przypomina, co?Jakby mnie szlag trafi�, panie Andrzeju.
- Jakubka?Zuckerberga?- spyta� Andrzej zdziwiony.
- No, Jakubka, Zuckerberga.To przecie� by� synek tych �yd�w, co mieli t� kamienic� w rynku, no t�, co pan teraz mieszka.Dziadek panu nie opowiada�?No tak, was, m�odych, to ju� nie obchodzi.I mo�e s�usznie, panie Andrzeju, mo�e s�usznie.No, wi�c, ja w pierwszej chwili jak g�upi, stoj� i my�l�, co, w mord�, Jakubek zmartwychwsta� czy co?Patrz� na niego, ale on nawet w tych okularach bandziorskich wcale �yda nie przypomina.No, niech pan sam powie.
- Panie Staszku, ja naprawd� nie umiem odr�ni� �yda od nie-�yda, s�owo panu daj�. - Ale ja umiem.I panu r�cz�, �e to nie jest �yd.Wi�c co, my�l�, w mord�.A on, jakby mi chcia� pom�c: No, nie pami�ta pan?W maju, pod Ob�azow�.Kwit�y kacze�ce.No, ju� pan pami�ta, ju� pan pami�ta?Tak pyta�, jakby jaki� prokurator.
W oczach Krwawego Staszka pojawi�o si� co� dziwnego, czego Andrzej nigdy wcze�niej nie dostrzega�.Troch� mo�e i strach, ale przede wszystkim jakby �al i z�o��, i zaw�d, �e nagle wyp�yn�o na wierzch co�, o czym ju� my�la�, �e utopione na amen.Jego szept ochryp�:
- Poeta zasrany, kacze�ce mu si� przypomnia�y.On wie, �e ja tam by�em.Ale to znaczy, �e on te� by�.Bo inaczej sk�d by wiedzia�, �e w tym rowie, gdzie oni le�eli, naprawd� kwit�y kacze�ce?
- Kto le�a�?
- No, �ydzi, panie Andrzeju, �ydzi.Zabici �ydzi.
O Bo�e, pomy�la� Andrzej, zn�w si� zaczyna.Jak�e mu to wszystko obmierz�o, cmentarze, salwy honorowe, bia�e krzy�e.I ci ludzie, dla kt�rych czas si� zatrzyma� �wier� wieku wcze�niej.
- Kiedy to by�o - powiedzia�.- W innej epoce geologicznej.
- Dla pana w innej epoce, panie Andrzeju.A dla takich jak ja i on to jakby wczoraj. Amerykanin podni�s� si�, podszed� do graj�cej szafy i wrzuci� w szpar� kolejn� monet�.Wszyscy jeszcze raz us�yszeli:
W szczerym polu bia�y krzy�
nie pami�ta ju�
Kto pod nim �pi...
Andrzej zn�w si� obejrza�, cho� wcale tego nie chcia�.Pomy�la�, �e Amerykanin wysy�a� chyba jakie� promienie czy co, �e po prostu nie mo�na si� by�o opanowa�.G�owa sama si� odwraca�a.Wida� to by�o najlepiej po Krwawym Staszku.Poci� si�, a to je go ci�kie cia�o skr�ca�o si� w tamt� stron�, mimo �e stara� si� z ca�ych si� je opanowa�.A� zdawa�o si�, �e s�ycha�, jak trzeszcz� kr�gi w tym jego karku.
- A pan to, co w�a�ciwie robi� przy tym rowie z kacze�cami?- spyta� Andrzej. Krwawy Staszek ockn�� si�. - Ja?No jak to, co?Jechali�my tym �ydom na ratunek.By� cynk, �e maj� by� napadni�ci.Ale za p�no dojechali�my.Wszyscy ju� le�eli w tym rowie.A naoko�o pe�no pi�r z porozpruwanych poduszek.
Zn�w zapatrzy� si� przed siebie, jakby mia� w oczach t� scen� sprzed lat.Andrzej niemal s�ysza� coraz szybsze bicie w�asnego serca.Broni� si� przed t� my�l�, ale ona nie dawa�a si� odp�dzi�.Ba� si�, �e je�li od nowa zacznie si� nad tym zastanawia�, zwariuje.Wszystkie dost�pne �r�d�a podawa�y, �e nigdy nie znaleziono �ywych �wiadk�w napadu na �yd�w pod Ob�azow�.A tu tymczasem Krwawy Staszek, zwyk�y kelner z Podhalanki, m�g� zna� prawd�.Nigdy wcze�niej nawet o tym nie wspomnia�.Andrzej by� pewny, �e to pojawienie si� obcego sprowokowa�o dawnego ubeka do zwierze�.
- To pan pewnie tak�e wie, kto ich pozabija�?- spyta� przez �ci�ni�te gard�o.
- Pan si� pyta?Banda.
- Ale dok�adnie.Jaka banda?
Krwawy Staszek wzruszy� ramionami.
- No, banda - burkn�� niech�tnie.- Panu chyba nie musz� t�umaczy�.
Oczywi�cie, �e nie musia�.Nad pograniczem w okolicach Oblazowej panowa� oddzia� dowodzony przez Wawrzy�ca Kurniaw�.Nawet, je�li zap�dza�y si� tam inne zbrojne grupy, nie dzia�o si� to bez jego wiedzy.
- Niech pan od razu powie, �e banda G�rala - odezwa� si� Andrzej zaczepnie.
- Tego nie powiem, bo nie wiem.Bez urazy, panie Andrzeju, w bandach te� trafiali si� przyzwoici ludzie.Takie by�y czasy.
Ale Andrzej nie s�ucha� go ju�.Jego uwag� przyci�gn�� zn�w obcy.Klenczon w�a�nie po raz kolejny ko�czy� piosenk�:
Tylko w polu bia�y krzy�
nie pami�ta ju-u�,
kto pod nim �pi-i-i...
W tej samej chwili Amerykanin podni�s� kieliszek, jakby przepija� do Krwawego Staszka.Mo�e Andrzej chcia� widzie� wi�cej, ni� by�o naprawd�.Przez to, �e ju� kiedy� spotka� go we �nie.Ale Krwawy Staszek chyba te� tak to zrozumia�.
- A to bandzior - szepn�� ochryple.- Nie m�wi�em?I popatrz pan, nikt nawet s�owem nie pi�nie.
Rzeczywi�cie, towarzystwo w Podhalance, cho� nie�le ju� o tej porze podpite, siedzia�o cicho i s�ucha�o.
- Co pan chce - powiedzia� Andrzej.- To Podhale, kraina partyzant�w.Ale jak tak, to teraz my jemu zrobimy koncert �ycze�.Zobaczymy, jak mu si� spodoba nasza piosenka. Poszuka� w kieszeni dwuz�ot�wki, wrzuci� do szafy i nacisn�� guzik przy "The Unknown Soldier" Doors�w.Sam wiedzia�, �e nie by�o to �adne zagranie wobec mi�o�nika partyzanckich piosenek w tym kraju.Ju� w nast�pnej chwili zrobi�o mu si� troch� g�upio.Ale by�o za p�no.
W �rodku zachrobota�o i �zawe, s�owia�skie zawodzenie Czerwonych Gitar zast�pi� be�kotliwy, wibruj�cy Jim Morrison.�piewa� o tym nieznanym �o�nierzu, jakby mu ubli�a�.Andrzej patrzy�, czy Amerykanina ruszy.Ruszy�o, i to od razu.Kiedy tylko zabrzmia�y pierwsze takty, wargi mu si� zacisn�y.No, w ka�dym razie nie by� to jeden z tych ciemnych �wok�w, jakich zawsze by�o pe�no w tej polskiej Ameryce, niemaj�cych poj�cia, kto to Jim Morrison.Musia� zna� ten kawa�ek, od razu zrozumia�, �e to prowokacja.Wsta� znad niedopitej kryniczanki i podszed� do bufetu, do Krwawego Staszka.Szed�, jakby go mia� rozdepta�.Ale tylko powiedzia�:
Ja chc� p�aci�.
Morrison �piewa�:
Nieznany �o�nierzu,
wszystko sko�czone.
Sko�czone...
Teraz nie by�o mowy o gestach.Wyliczy� Staszkowi nale�no��, co do grosza i to w z�ot�wkach.Potem powiedzia�, nie ze z�o�ci�, ale jakby z �alem;
- Ci m�odzi my�l�, �e oni wiedz� lepiej wszystko.Ale oni tego nie wiedz�, co my.Prawda, sier�ancie, co?- A potem zwr�ci� si� prosto do Andrzeja: - My mo�emy w domu porozmawia� o tym, je�li chce pan.
M�wi� po polsku prawie bez akcentu, cho� troch� dziwnie.Odwr�ci� si�, �eby odej�� i prawie zderzy� si� z Bukowsk�.Nie zwa�aj�c na swe chore nogi, a� wysz�a z szatni, �eby mu si� przyjrze�.Patrzy�a na niego, jakby chcia�a mu zajrze� do duszy.
- M�j Bo�e - odezwa�a si�, jak to ona.- To pan si� pyta� o biednego Jakubka Zuckerberga?I po co pan si� o niego pyta�?
- Lepiej si� nie pyta�, co, pani Bukowsk�?
- A czy my si� znamy?- zdziwi�a si�, dok�adnie tak samo, jak wcze�niej Krwawy Staszek.- Bo ja jako� nie pami�tam.
A� si� wspi�a na palce, jakby mu chcia�a zajrze� pod okulary.
- Nie pami�ta� mo�e te� lepiej, mam racj�?- powiedzia� i chcia� j� omin��.Ale ona zast�pi�a mu drog�.
- Pan przecie� tak bez powodu by nie pyta� o Jakubka, prawda?Pan chce kusi� diab�a? - Zaraz diab�a?
- Ja my�l�, �e pan dobrze wie, co pan m�wi.Ten biedny Kubu�, takie mia� szcz�cie, takie cudowne szcz�cie.Uda�o mu si� Hitlera prze�y�.I po tym wszystkim, kiedy ju� my�la�, �e zn�w ma ca�y �wiat dla siebie, wtedy go �mier� dopad�a.Ma pan racj�, ja te� my�l�, �e to okropne.Ale, po co wilka wywo�ywa� z lasu po tylu latach?Jak to nigdy nie wiadomo, co komu przeznaczone.
- Pani Bukowsk�, przeznaczenie sp�nia si� czasem, mam racj�?
Starsza pani nagle zmiesza�a si�, machn�a r�k�.
- A tam, co pan gada?Ja nic z tego nie rozumiem.
- Pani rozumie, ja my�l�.Przecie� to pani w�asne s�owa s�.Te go pani te� nie pami�ta, co sama m�wi�a?
- Kiedy?
- Pani wie, kiedy.
Zostawi� j� oniemia��.Odszed� powoli, nie ogl�daj�c si� za siebie, jak szeryf z filmu "W samo po�udnie", niedbaj�cy o to, czy kto� nie strzeli mu w plecy.
Krwawy Staszek nie strzeli�.Zawo�a� tylko:
- Gut najt, mister.Jest pan u nas zawsze mile widziany.
Obcy znikn��.Podhalank� wype�nia� dym z papieros�w i krzyk Morrisona:
It�s all over!
Over!
Over! {Wszystko sko�czone! Sko�czone! Sko�czone! -The Doors "The Unknown Soldier").
- A czy ja mam pami�ta� wszystko, co m�wi�am �wier� wieku temu?- wzruszy�a ramionami Bukowsk�, jakby chcia�a si� usprawiedliwi�.Potem zamrucza�a pod nosem: - Przeznaczenie, widzicie go.�e major Ogie� nie lubi� �ydk�w, to jeszcze si� nie nazywa przeznaczenie.
- Jaki major - zez�o�ci� si� Staszek.- Kto mu da� majora?Zwyk�y bandzior i tyle. Bukowsk� popatrzy�a na niego wynio�le:
- To, �e nawet panu wolno mie� w�asne zdanie, panie Morek, jeszcze nie znaczy, �e si� pana kto� o nie pyta.
Krwawy Staszek by� mokry od potu.Kiedy starsza pani posz�a z powrotem, robi� swoj� skarpet�, zapyta� nieufnie:
- To pan go znasz, panie Andrzeju?
- A sk�d.Wynaj��em mu tylko pok�j.
- Chyba si� pan szaleju objad�e�.Takiego wpu�ci� do domu?
- Dobrze p�aci.Dolarami.
- Dolary, dolary, wszyscy tylko t�skni� za tymi dolarami - mrukn�� Krwawy Staszek.- A niejeden ju� si� przez nie przejecha�.Uwa�aj pan na niego, dobrze panu radz�.My�lisz pan, �e to przypadek?
Andrzej odpowiedzia� pytaniem:
- A pan?
- Ja jestem tylko kelner.K�aniam si� ho�ocie i bior� za to napiwki.I chcia�bym ju� tak doczeka� do emerytury.
Po latach (wrzesie� 2000)
Wieczorem po telefonie od Pauliny Rajskiej pr�bowa�em pracowa�, pisa� jaki� tekst na nast�pny pi�tek.Szybko jednak da�em sobie z tym spok�j.My�lami by�em ca�kiem gdzie indziej.W innej epoce.W innym �yciu.Tak si� z�o�y�o, �e siedzia�em tego dnia sam w domu, wi�c wypi�em w samotno�ci trzy drinki i dopiero wtedy przystawi�em drabin� do pawlacza w przedpokoju.W najdalszym, zasnutym paj�czynami k�cie sta�o nigdy nieruszane pud�o, a w nim na samym dnie spoczywa�a tekturowa teczka ze starymi notatkami.Nie zagl�da�em do nich ze dwadzie�cia lat.Ale teraz, przed przyjazdem Pauli, nie mog�em si� powstrzyma�.Cho�, B�g mi �wiadkiem, stara�em si�.
Nie jest przyjemnie wspomina� pora�ki.A spotkanie z Paul� musia�o prowadzi� do tego nieuchronnie.I wcale nie, dlatego, �e przed laty nie uda�o mi si� jej poderwa�.Nie zd��y�em zakocha� si� w Pauli Rajskiej, wi�c to bola�o najmniej.Nie chodzi�o o ni�, tylko o niego.O Andrzeja Kurniaw�.
Znali�my si� jeszcze ze szkolnych czas�w, kiedy obaj wspinali�my si� w Tatrach.Ale wtedy to by�o tylko takie lu�ne kole�e�stwo.Nasza bli�sza przyja�� zacz�a si� w czasie egzamin�w wst�pnych na Uniwersytet Jagiello�ski w lipcu 1965 roku.Postanowi�em zdawa� na histori�, cho� odradzali mi to najbli�si i wi�kszo�� przyjaci�.T�umaczyli mi, �e w komunizmie nie ma historii, tylko manipulacja.I b�d� musia� albo k�ama�, albo zosta� bez pracy.Mia�em dziewi�tna�cie lat i nie wierzy�em im.Przepe�nia�a mnie pewno��, �e ze mn� b�dzie inaczej.Znalaz�em sobie cel.Zaj�� si� staro�ytnym Rzymem i w ten spos�b uciec od ca�ego syfu historii najnowszej.Marzy�y mi si� zagraniczne stypendia, palmy, oliwki i ciep�e morza.Wiedzia�em, rzecz jasna, �e tacy cwaniacy byli ju� przede mn�, a w ko�cu i tak wyl�dowali w podstaw�wkach i robili dzieciakom wod� z m�zg�w, nabieraj�c coraz wi�kszej odrazy do samych siebie.Ale mnie mia�o si� uda�.
Na czas egzamin�w zamieszka�em w Nowym �aczku i tam zupe�nie przypadkowo wpad�em w hallu na Andrzeja Kurniaw�.Nie widzieli�my si� par� lat, ale obaj czuli�my si� troch� osamotnieni i wmeldowali�my si� do jednego pokoju.Potem poszli�my razem Pod Sz�stk�.By�a wtedy taka winiarnia przy S�awkowskiej, pod numerem sz�stym.Lokal pod�y, z toalet� w podw�rzu, ale podawano tam w�gierskie, rumu�skie i bu�garskie wina po cenach hurtowych.By�o, wi�c tanio, a w dodatku rodzaj serwowanych trunk�w zniech�ca� lump�w, kt�rzy kwasu nie pijali.Pod Sz�stk� przychodzili studenci, asystenci z UJ i dziennikarze.Do�� nam to wtedy imponowa�o.
Wspominali�my dawne czasy, jakie� g�rskie i narciarskie eskapady, kiedy co� mi si� przypomnia�o.
- S�uchaj - spyta�em - czy Wawrzyniec Kurniawa to jaki� tw�j krewny?
Zdziwi�em si�, bo Andrzej nagle zesztywnia�.Nie potrafi� tego ukry�.A przecie� posiadanie kogo� takiego w rodzinie mog�o by� dla dorastaj�cego ch�opaka tylko powodem do dumy.O Wawrzy�cu Kurniawie, partyzancie zastrzelonym w Nowym Targu pewnej wrze�niowej nocy 1946 roku, dowiedzia�em si� z ksi��ki pu�kownika Gniadosza "Beskidy w ogniu", kt�ra ukaza�a si� nie dawno.Wcze�niej tego rodzaju lektury w og�le mnie nie poci�ga�y.Ale m�j nauczyciel historii, kiedy dowiedzia� si�, gdzie b�d� zdawa�, z�ama� na chwil� swoje zasady i szepn�� mi, �ebym przejrza� te� wspomnienia starych ubek�w, bo na egzaminie mog� pyta� o utrwalanie w�adzy ludowej."Ale my�l swoje!" - upomnia� mnie, jakby mimo wszystko mia� mnie za g�upka.
Pu�kownik Gniadosz by� przed laty kapitanem UB i dowodzi� likwidacj� podziemia na Podhalu.Szczeg�lnie zas�u�y� si� dla komuny w walkach z Ogniem.Oczywi�cie, dla Gniadosza tacy jak Kurniawa byli bandytami.W ksi��ce znalaz�em fotografi� przystojniaka w rogatywce, z orlim nosem i jasnymi oczami.Podpis brzmia�: "Wawrzyniec Kurniawa ps.G�ral, dow�dca jednej z grup w bandzie Ognia.Zgin�� w niejasnych okoliczno�ciach, za pewne w wyniku bandyckich porachunk�w".Mo�e nie brzmia�o to pochlebnie, ale na og� wszyscy wtedy mieli �wiadomo��, kto to by� pu�kownik Gniadosz.I mo�na si� za�o�y�, �e wi�kszo�� czytelnik�w t�umaczy�a sobie jego s�owa na odwr�t.Tymczasem Andrzej odezwa� si� wr�cz wrogo:
- A co ci� to obchodzi?
Zrobi�o mi si� przykro.Chcia�em przecie� da� mu okazj�, �e by si� pochwali�.
- Startuj� na histori�, nie pami�tasz?- pr�bowa�em mu wy t�umaczy�.- Mam zamiar zaj�� si� antykomunistycznym podziemiem.To b�dzie temat mojego �ycia.
Wymy�li�em to w�a�nie w tej chwili.Nigdy wcze�niej nic podobnego nie przesz�o mi nawet przez my�l.Ale teraz zacz��em wierzy�, �e nigdy o niczym innym nie marzy�em.Tym bardziej dziwi�em si�, �e Andrzej przygl�da� mi si� znad kieliszka rumu�skiego wina z coraz wi�ksz� niech�ci�.Nagle wypali�:
- Wawrzek Kurniawa by� moim ojcem.Spojrza�em na niego zdumiony.
- Jakim cudem?Przecie��. .
- Nie zgadzaj� ci si� daty?A jednak.Nie zd��y� mnie ju� zobaczy�, ale zd��y� mnie jeszcze zrobi�.I co?Zadowolony?Znalaz�e� temat do swojej pracy magisterskiej?Opisz �adnie wszystkie jego zbrodnie, a karier� masz jak w banku.Mo�esz zosta� drugim Alfredem Braunem.
Wtedy nazwisko tego zaprzedanego komunie historyka, dzi� zupe�nie zapomnianego, m�wi�o jeszcze wiele.Wci�� mo�na by�o trafi� na jego k�amliwe podr�czniki, w kt�rych Katy� przedstawia� jako zbrodni� niemieck�, powstanie warszawskie jako faszystowsk� prowokacj�, a ca�� Armi� Krajow� jako band� szpieg�w kolaboruj�cych z Niemcami.Ale nie obrazi�em si�.W jednej chwili zrozumia�em wrogo�� Andrzeja.I od razu wyt�umaczy�em mu, �e to nieporozumienie, �e moim zamiarem jest zdemaskowa� k�amstwa, jakie rozpowszechniaj� na temat Ognia i jego partyzant�w re�imowi historycy.Patrzy� na mnie jak na wariata.
- I co?My�lisz, �e ci si� uda?Przed chwil� my�la�em, �e jeste� po prostu skurwysynem, a teraz widz�, �e masz nar�bane w g�owie.Dla czerwonych J�zek Kura� to wcielony diabe�.Nigdy nie pozwol� nikomu powiedzie� o nim nic innego.
Ale w miar�, jak ubywa�o wina, jego nieufno�� zacz�a mija�.Mo�e nareszcie mia� komu opowiedzie� o sprawach, kt�re go od dawna m�czy�y.O swoim dzieci�stwie sp�dzonym bez ojca i matki.Od razu wiele mi si� rozja�ni�o.Bo kiedy powiedzia� mi, �e jest synem Wawrzy�ca Kurniawy, zdumia�em si�, �e wcale nie wygl�da� na g�rala.Cho� jego uroda by�a rzeczywi�cie troch� wsiowa, m�wi� i zachowywa� si� jak inteligent od dziesi�ciu pokole�.Po kilku nast�pnych kieliszkach ca�a ta historia zacz�a wygl�da� bardziej wiarygodnie.
Tylko ojciec Andrzeja pochodzi� z g�ralskiej rodziny.Matka, Wiktoria z Kossakowskich, by�a c�rk� szanowanego przed wojn� w Nowym Targu nauczyciela historii i �aciny, Romana Kossakowskiego.W czasie wojny troch� konspirowa�a, jak wi�kszo�� m�odzie�y.Po wyzwoleniu, kiedy na Podhalu Ogie� zbuntowa� si� przeciw nowej w�adzy, a wielu jej koleg�w konspirowa�o nadal, tyle, �e teraz przeciw komunistom, ona zosta�a sekretark� w Powiatowym Urz�dzie Bezpiecze�stwa.Wygl�da�o, wi�c na to, �e zdradzi�a.Ale w tym samym czasie musia�a utrzymywa� do�� bliskie kontakty z le�nym bandyt� G�ralem, je�li pozwoli�a mu zrobi� sobie dziecko.Wszystko to by�o bardzo skomplikowane.Andrzej urodzi� si� kilka dni po �mierci swego ojca.Nied�ugo po porodzie, jeszcze w szpitalu, Wiktoria Kossakowska zosta�a aresztowana.Okaza�o si�, �e tajemnice bezpieki przekazywa�a do lasu.Za udzia� w spisku maj�cym na celu obalenie sil� ustroju pa�stwa s�d wojskowy w Krakowie skaza� j� na pi�tna�cie lat.Przesiedzia�a w Rawiczu prawie dziesi��.
Kiedy dowiedzia�em si� o tym wszystkim, po prostu nie mog�em nie zaprzyja�ni� si� z Andrzejem.Zawsze poci�gali mnie ludzie, kt�rych �yciorysy komponowa�y si� w ciekawe opowie�ci.A historia Andrzeja by�a najbardziej niezwyk�a ze wszystkich, jakie znalem.I ju� naprawd� wierzy�em, �e to temat mojego �ycia.Gadali�my a� do zamkni�cia knajpy, a potem jeszcze d�ugo w noc w pokoju w Nowym �aczku.To znaczy on gada�, a ja stara�em si� wszystko notowa� w pami�ci tak wiernie, jak tylko po zwala�o mi wypite wino.
A� dziw, �e nazajutrz nie oblali�my naszych egzamin�w.Obaj musieli�my by� naprawd� zdolni.Zdali�my jako jedni z najlepszych i dostali�my si� bez problem�w na nasze wymarzone studia.Poczuli�my si� panami sytuacji.Dopiero teraz spili�my si� jak koty Pod Sz�stk�.Ju� nie wspominali�my pieprzonej przesz�o�ci.Tego dnia byli�my pewni, �e je�li nawet nie podbijemy od razu ca�ego �wiata, to Krak�w i PRL na sto procent.
No i nie min�y trzy lata, a obaj byli�my za burt�.Albo, je�li kto� woli, na �mietniku.A dok�adnie w Ludowym Wojsku Polskim.Dali�my si� wyrolowa�.Polityczna zawierucha roku 1968 zasta�a nas zupe�nie nieprzygotowanych.Niby wybrali�my sobie do studiowania takie kierunki, �e powinni�my by� lepiej zorientowani, a byli�my �lepi jak ma�e pieski.Oczywi�cie, w marcowych awanturach wzi�li�my udzia� z ochot�.Co� si� przynajmniej dzia�o.Zawsze to by�a jaka� atrakcja: pogoni� si� z milicj� albo la� z g�rnych pi�ter wod� na niebieskich, kt�rzy zap�dzili si� w pu�apk� na dziedzi�cu Nowego �aczka.A przy okazji powrzeszcze� przeciw komunie.Z przekonaniem, jasne.Ale �eby�my mieli rozeznanie, o co w tym wszystkim chodzi�o, to nie, ani troch�.Komu wierzy�?Partyjnej propagandzie, �e studenci zostali wykorzystani przez niemieckich rewan�yst�w i �wiatowy syjonizm przeciwko Ojczy�nie?Czy plotce, kt�r� bardziej bywali koledzy przywie�li z Warszawy, a mo�e zas�yszeli od swych partyjnych ojc�w, �e ca�� grand� sprowokowa�a sama partia, �eby rozprawi� si� z �ydami we w�asnych szeregach?Co my�my wie dzieli o �ydach?Byli dla nas dziwacznym, prehistorycznym plemieniem, kt�re znik�o.Jak Prusowie.Jak Mohikanie.
Sko�czy�o si� wi�c tak, �e obaj wylecieli�my ze studi�w.Co prawda ka�dy z innych powod�w.Andrzej rzeczywi�cie organizowa� strajk na wydziale prawa i redagowa� jakie� ulotki.No i z�apali go, kiedy bazgra� po murze Collegium luridicum.Ja po prostu pozawala�em wszystko, co mo�na by�o zawali�.Przypadkiem zosta�em skre�lony z listy w�a�nie wtedy, wi�c ludzie my�leli, �e te� za polityk�, a ja nie prostowa�em.Potem wzi�li mnie do wojska z tymi marcowymi i r�wno z nimi dosta�em w ty�ek.Z tego powodu z biegiem czasu te� zacz��em uwa�a� si� za ofiar� komuny.
Razem z Andrzejem trafili�my do s�ynnego studenckiego batalionu w Drawsku Pomorskim.W wojsku nasza przyja�� bardzo si� umocni�a.Kiedy trzymali�my si� razem, by�o �atwiej.Andrzej przy bli�szym poznaniu okaza� si� gadu��.Pozna�em niezliczon� ilo�� opowie�ci z jego �ycia, niekt�re po kilka razy.
Wtedy jeszcze nie by�o w nich miejsca na Paul� Rajsk�.Znali si� od dziecka, bo jego ojczym i ojciec Pauli byli lekarzami.A ilu mo�e by� lekarzy w Nowym Targu?Pozna�em j� w Krakowie Pod Jaszczurami tu� przed naszym wyjazdem i zdziwi�em si�, �e Andrzej nigdy mi o niej nie opowiada�.Wed�ug mnie by�a pi�kna.Nie mia� prawa istnie� facet, kt�ry by si� na ni� z miejsca nie na pali�.Ale widocznie Andrzej przyzwyczai� si� do niej w dzieci�stwie, tak my�la�em.W�a�ciwie by�o mi to na r�k�.Nie musia�em z nim konkurowa�.A nie b�d� kry�, �e nabra�em ochoty na Paul� Rajsk�, kiedy tylko j� zobaczy�em.Tyle �e obaj z Andrzejem mieli�my ju� w kieszeniach bilety do wojska.W�a�nie �egnali�my si� w Jaszczurach z naszym dotychczasowym �yciem.
Nie mog�em przecie� zaci�gn�� jej natychmiast do akademika, przelecie� i zostawi�, �eby zd��y� na poci�g.Chocia�...Mo�e mog�em.Nigdy si� tego nie dowiem.Mo�e nawet powinienem tak zrobi�, kto wie.Ale ani ja nie by�em 2 tych szybkich, ani Faula nie wygl�da�a mi na tego rodzaju dziewczyn�.M�odsza od nas o trzy lata, by�a dopiero na pierwszym roku nauk politycznych.Wyda�a mi si� troch� dzieckiem, z kt�rym trzeba by delikatnie.Tak czy siak, przepad�o.
Bardzo si� zdziwi�em, kiedy dosta�em od niej list.By� chyba pocz�tek pa�dziernika 1968 roku, w ka�dym razie nasze bohaterskie wojsko u boku Armii Radzieckiej i innych sojuszniczych ar mii wci�� broni�o w Czechos�owacji socjalizmu przed Czechami i S�owakami.Nas, ze zrozumia�ych wzgl�d�w, na t� bratni� pomoc nie zabrano.Zamiast tego pe�nili�my s�u�b� wartownicz� przy obiektach opuszczonych przez bohaterskie pu�ki.Naszemu plutonowi przypad�a ochrona dywizyjnej �winiami w jakiej� wiosze pod Drawskiem.By�a to du�a chlewnia, cuchn�ca na par� kilometr�w i kiedy zawia�o, co bardziej wra�liwi rzygali nawet na posterunkach.A s�u�ba by�a odpowiedzialna, bo ch�opstwo z okolicznych pegeer�w tylko patrzy�o, �eby podpieprzy� �winiaka swym bohaterskim �o�nierzykom.Po paru dniach sami �mierdzieli�my nie gorzej od naszych podopiecznych, a zasn�� po s�u�bie pozwala�y tylko du�e dawki owocowego wina z pobliskiego geesu.
W tych okoliczno�ciach list od Pauli Rajskiej wydawa� si� wie�ci� z innego �wiata.Nosi�em si� z nim przez kilka godzin, ukrywaj�c przed innymi, a przede wszystkim przed Andrzejem.Wyobra�a�em sobie, �e zakocha�a si� we mnie od pierwszego wejrzenia i tak dalej.Wreszcie znalaz�em si� sam i otworzy�em.
Cze��!
Wybacz, �e zawracam Ci g�ow�, ale dowiedzia�am si�, �e s�u�ysz razem z Andrzejem, wi�c mam do Ciebie pro�b�.Napisz mi par� s��w, co u niego, bo nie odpisuje na moje listy.Czy ich nie dostaje, czy si� obrazi�, czy co?Chcia�abym mu jako� pom�c, podtrzyma� na duchu po tym �wi�stwie, kt�re mu zrobili.Kt�re zrobili Wam wszystkim.Jak si� zapewne domy�lasz, atmosfera na studiach jest parszywa.Jedyna nadzieja, �e kto� wreszcie przep�dzi t� band� starych ciemniak�w i pozwoli rz�dzi� m�odszym, z otwartymi g�owami.Mo�e wreszcie wtedy socjalizm b�dzie tym, czym mia� by�.Z g�ry Ci dzi�kuj� za par� s��w, co u Was s�ycha�.
Paulina Rajska
(ta czarna, z kt�r� Pod Jaszczurami rozmawia�e� o Che Guevarze)
PS Nis wspominaj Anrzejowi o tym li�cie; dobrze?Ale ie�li mo�esz, dowiedz si�, czemu si� do mnie nie odzywa.
To nie by�o to to, o czym marzy�em.Ale nie prze�y�em te� specjalnego rozczarowania.W ko�cu nie mia�em powodu, �eby liczy� na co� wi�cej ze strony Pauliny Rajskiej.Poza tym rola powiernika te� bardzo mi odpowiada�a.Mia�em do tego talent.Poma�u zacz��em ci�gn�� Andrzeja za j�zyk.Zreszt�, jak wspomina�em, nie by�o to wcale trudne.O babach te� lubi� sobie pogada�.I to z detalami.Narzeka� na kocmo�uchy z pegeeru, �e nawet s� ch�tne, ale nie lubi� si� my�.I wzdycha�, jak by to by�o fajnie, gdyby kt�ra� z dawnych panienek z Krakowa zechcia�a nas odwiedzi�.Ale jaka zechce przyjecha� do �winiami?
- A Paula Rajska?- spyta�em bardzo przebiegle.
Z miejsca si� naje�y�.
- Co Paula Rajska?
- Nie przyjecha�aby?
- A ona mi, po co?Sk�d ci to przysz�o do g�owy?
- Tak tylko pytam.Wygl�da�a na tak�, co nie przestraszy�aby si� �winiami.
Andrzej przyjrza� mi si� podejrzliwie.
- Niby sk�d to wiesz?Widzia�e� j� raz w �yciu.- I nagle zrozumia�.- Napisa�a do ciebie?
Nie by�o sensu zaprzecza�.Wiedzia�, �e trafi�, i by� w�ciek�y.Nie rozumia�em go.Czy�by udawa�, �e nic go do Pauli nie ci�gnie?
- Chcia�a si� tylko dowiedzie�, czy u ciebie wszystko w porz�dku.Nie odpisywa�e� na jej listy.
- I nie mam zamiaru.Co ona sobie my�li, g�wniara?�e mi potrzebne jej g�wniane wsp�czucie?
- Przesadzasz - powiedzia�em bez przekonania.
- Przesadzam?Ty wiesz, co ta g�upia pinda studiuje?A wiesz, kto tam teraz wyk�ada?Najgorsze szuje.Nas spacyfikowali, teraz pacyfikuj� Czechos�owacj�, a ona uwa�a, �e mo�e sobie spokojnie studiowa� nauki polityczne.I jeszcze mi wsp�czuje.Ona mnie!
Zrozumia�em, �e to niebezpieczny temat i nie ma sensu go ci�gn��.Chyba nie chodzi�o o to, co Paulina studiuje, tylko, �e w og�le.Nie mia�em zamiaru wkurza� Andrzeja.Na nim zale�a�o mi bardziej ni� na niej.
Teraz; wiele lat p�niej, kilka godzin po telefonie Pauliny Rajskiej trzyma�em w r�kach jej stary list i zastanawia�em si�, dlaczego dotychczas go nie wyrzuci�em.Czy tylko, dlatego, �e mia� zwi�zek z Andrzejem?Czy tak�e z innych powod�w?Przez kilka miesi�cy po wyj�ciu z wojska to ja cz�ciej j� widywa�em.I nic z tego nie wynik�o.Andrzej wr�ci� do Nowego Targu i ugrz�z� tam.Zdumia� wszystkich, zatrudniaj�c si� jako kierowca dostawczej furgonetki w Powiatowym Zwi�zku Gminnych Sp�dzielni Samopomoc Ch�opska, czyli w geesie, jak si� m�wi�o.Podejrzewa�em, �e po prostu si� podda�.Inni my�leli podobnie. To nie znaczy, �e przesta�em go zna�.
Sam by�em w nie lepszej sytuacji.Tylko wci�� wierzy�em, �e si�