9420
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 9420 |
Rozszerzenie: |
9420 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 9420 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 9420 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
9420 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Christopher Paolini
Eragon
DZIEDZICTWA KSI�GA PIERWSZA
PROLOG : Cie� grozy
Wiatr zawodzi� w ciemno�ciach, nios�c ze sob� wo�, kt�ra mog�aby odmieni� losy �wiata. Wysoki Cie� uni�s� g�ow� i zacz�� w�szy� w powietrzu. Wygl�da� jak cz�owiek, tyle �e mia� szkar�atne w�osy i rdzawoczerwone oczy.
Wzdrygn�� si� zdumiony. Wiadomo�� okaza�a si� prawd�: byli tu. A mo�e to pu�apka? Rozwa�y� wszystkie za i przeciw, po czym rzek� lodowatym g�osem:
- Rozdzielcie si�, ukryjcie za drzewami i krzakami. Musicie zatrzyma� ka�dego, kto si� tu zjawi... albo sami zginiecie.
Otaczaj�ca go dwunastka urgali, uzbrojonych w kr�tkie miecze I okr�g�e �elazne tarcze pokryte czarnymi symbolami, rozbieg�a si�, g�o�no szuraj�c. One tak�e przypomina�y ludzi o krzywych nogach I grubych masywnych ramionach, jakby stworzonych do tego, by mia�d�y� w �miertelnym uchwycie. Znad ma�ych uszu wyrasta�y skr�cone rogi. Potworne istoty ukry�y si� w�r�d poszycia, pomrukuj�c g�o�no. Wkr�tce szelest li�ci ucich� i w lesie zn�w zapanowa� spok�j.
Cie� wyjrza� na szlak zza grubego pnia drzewa. �aden cz�owiek nie dostrzeg�by niczego w takiej ciemno�ci, dla niego jednak s�abiutka po�wiata ksi�yca by�a jasna niczym promienie s�o�ca, zalewaj�ce drzewa.
Widzia� wyra�nie i ostro najdrobniejszy szczeg�. Trwa� bez ruchu, nienaturalnie cicho, �ciskaj�c w d�oni d�ugi jasny miecz. Wzd�u� klingi bieg�o cieniutkie kr�te wy��obienie. Bro� by�a wystarczaj�co w�ska, by wnikn�� mi�dzy �ebra, lecz do�� solidna, by przeci�� nawet najtwardsz� zbroj�.
Urgale nie widzia�y tak dobrze jak Cie�, porusza�y si� po omacku niczym �lepi �ebracy, niezdarnie wymachuj�c broni�. Nagle cisz� przeszy�o dono�ne pohukiwanie sowy. Czekali w napi�ciu, a� ptak odleci. Potwory zadr�a�y w zimnym nocnym powietrzu. Jeden z nich nast�pi� ci�kim butem na ga��zk�, kt�ra p�k�a z trzaskiem. Cie� sykn�� gniewnie i urgale skuli�y si� przera�one. Z trudem zwalczy� niesmak - cuchn�y zepsutym mi�sem - i odwr�ci� g�ow�. To tylko narz�dzia, nic wi�cej.
Minuty zamienia�y si� w godziny, a Cie� z trudem opanowywa� zniecierpliwienie. Wo� musia�a daleko wyprzedza� swych w�a�cicieli. Nie pozwoli� urgalom wsta� ani si� rozgrza�. Sobie tak�e odm�wi� tego luksusu. Czuwa� za drzewem, nieustannie obserwuj�c szlak. Lasem zako�ysa� kolejny powiew wiatru. Tym razem wo� by�a silniejsza. Podniecony, uni�s� cienk� warg�, ods�aniaj�c z�by.
- Szykujcie si� - szepn��.
Ca�e jego cia�o wibrowa�o, czubek miecza zatacza� niedu�e kr�gi. Trzeba by�o wielu knowa� i wiele b�lu, by doprowadzi� go do tej chwili. Nie m�g� teraz przegra�, straci� wszystkiego.
G��boko osadzone oczy urgali rozb�ys�y pod nawisami masywnych brwi. Stwory mocniej chwyci�y bro�. Cie� pierwszy us�ysza� brz�k: co� twardego uderzy�o o kamie�. Z mroku wy�oni�y si� niewyra�ne plamy szaro�ci, kt�re zbli�a�y si� z ka�d� chwil�.
Trzy bia�e konie nios�y je�d�c�w wprost w pu�apk�. Dumnie unosi�y g�owy, ich grzywy falowa�y w blasku ksi�yca niczym �ywe srebro.
Na pierwszym rumaku siedzia� elf o spiczastych uszach i eleganckich uko�nych brwiach. By� smuk�y, lecz silny i gibki niczym rapier. Przez rami� przewiesi� pot�ny �uk. U boku, naprzeciw ko�czana pe�nego strza� o lotkach z �ab�dzich pi�r, zwisa� miecz.
Ostatni je�dziec mia� podobn� jasn� twarz i ostre rysy. W prawej d�oni trzyma� d�ug� w��czni�, u pasa wisia� bia�y sztylet. G�ow� okrywa� mu kunsztownej roboty he�m, zdobiony bursztynem i z�otem.
Mi�dzy nimi jecha�a kruczow�osa elfia dama. Zdawa�a si� promieniowa� spokojem; ciemne oczy p�on�y w okolonej czarnymi lokami twarzy. Str�j mia�a prosty, co jeszcze podkre�la�o jej niezwyk�� urod�. Do pasa przytroczy�a miecz, a przez plecy przerzuci�a d�ugi �uk i ko�czan. Przed sob� w siodle wioz�a sakw� - co chwila zerka�a na ni�, jakby upewniaj�c si�, �e wci�� tam jest.
Jeden z elf�w przem�wi�, zni�aj�c g�os; Cie� nie dos�ysza� jego s��w. Dama odpowiedzia�a w�adczo i jej stra�nicy zamienili si� miejscami: ten w he�mie wyjecha� naprz�d, pewniej chwytaj�c w��czni�. Bez �adnych podejrze� min�li kryj�wk� Cienia i kilku pierwszych urgali.
Cie� ju� czu� smak zwyci�stwa, gdy wtem wiatr gwa�townie zmieni� kierunek i powia� w stron� elf�w, nios�c ci�ki smr�d urgali. Konie parskn�y gniewnie, zarzucaj�c �bami. Je�d�cy zesztywnieli, rozejrzeli si� niespokojnie, b�yskawicznie zawr�cili wierzchowce i pogalopowali z powrotem.
Rumak elfiej damy wystrzeli� naprz�d, pozostawiaj�c stra�nik�w daleko w tyle. Porzucaj�c kryj�wk�, urgale wypu�ci�y w ich �lady deszcz czarnych strza�. Cie� wyskoczy� zza pnia i wykrzykn��:
- Garjzla!
Z jego r�ki wytrysn�� czerwony p�omie�, zalewaj�c drzewa blaskiem barwy krwi. Promie� trafi� wierzchowca elfki, kt�ry run�� na ziemi� z przeszywaj�cym kwikiem. Elfka z nieludzk� szybko�ci� zeskoczy�a mu z grzbietu, wyl�dowa�a lekko i obejrza�a si� przez rami�
na stra�nik�w.
�mierciono�ne strza�y urgali zd��y�y ju� powali� obu elf�w. Wojownicy spadli ze swych szlachetnych rumak�w i legli na ziemi w ka�u�ach krwi. Urgale rzuci�y si� ku nim.
- Za ni�! - krzykn�� Cie�. - To j� chc� dosta�!
Stwory wymamrota�y co� w odpowiedzi i pop�dzi�y �cie�k�. Na widok dw�ch martwych towarzyszy, z ust elfki doby� si� cichy krzyk. Post�pi�a krok ku nim, potem jednak przekl�a wrog�w i �mign�a w las.
Podczas gdy urgale miota�y si� w�r�d pni, Cie� wspi�� si� na stercz�c� ponad wierzcho�kami drzew granitow� iglic�. Widzia� stamt�d ca�y otaczaj�cy ich las. Uni�s� r�k�, powiedzia�: Beetq istarli! i �wier�milowy odcinek lasu stan�� w p�omieniach. Z ponur� determinacj� Cie� wypala� kolejne fragmenty, a� w ko�cu miejsce pu�apki otoczy� pier�cie� ognia o �rednicy p�torej mili - roz�arzona korona po�r�d ciemnych drzew. Zadowolony obserwowa� uwa�nie kr�g, pilnuj�c, by ogie� nie
przygas�.
Obr�cz ognia zacie�nia�a si�, zmniejszaj�c teren, kt�ry musia�y przeszuka� urgale. Nagle Cie� us�ysza� wrzaski i ochryp�y krzyk. Pomi�dzy drzewami dostrzeg� poruszenie: trzy �miertelnie ranione stwory run�y na ziemi�. Ujrza� te� elfk�, uciekaj�c� przed pozosta�ymi urgalami.
Z niewiarygodn� szybko�ci� bieg�a w stron� granitowej iglicy. Cie� obejrza� uwa�nie teren dwadzie�cia st�p ni�ej, po czym skoczy� i wyl�dowa� zr�cznie tu� przed ni�. Uskoczy�a gwa�townie i rzuci�a si� biegiem ku �cie�ce. Z jej miecza �cieka�a czarna krew urgali, plami�c trzyman� w d�oni sakw�.
Rogate potwory wynurzy�y si� z lasu i otoczy�y elfk�, odcinaj�c jej drog� ucieczki. Osaczona, rozgl�da�a si� gwa�townie w poszukiwaniu wyj�cia. Gdy go nie dostrzeg�a, wyprostowa�a si� i z kr�lewsk� wzgard� spojrza�a na prze�ladowc�w. Cie� podszed� do niej, unosz�c r�k�, napawaj�c si� bezradno�ci� zdobyczy.
- Bra� j�.
W chwili gdy urgale skoczy�y naprz�d, elfka otworzy�a sakw�, co� wyj�a i upu�ci�a j� na ziemi�. W d�oniach trzyma�a du�y szafirowy kamie�, w kt�rym odbija� si� gniewny blask po�ar�w. Podnios�a go nad g�ow�, jej wargi poruszy�y si�, formu�uj�c desperackie s�owa.
- Garjzla! - rzuci� gwa�townie Cie�.
Z jego d�oni wystrzeli�a kula czerwonego ognia i polecia�a ku elfce, chy�o niczym strza�a. Sp�ni�a si� jednak. Na moment las zala�a szmaragdowa po�wiata, kamie� znikn�� - a potem czerwony ogie� powali� j� na ziemi�.
Cie� zawy� z w�ciek�o�ci i ruszy� naprz�d, uderzaj�c gniewnie mieczem w drzewo. Klinga do po�owy zag��bi�a si� w pniu i tkwi�a tam, wibruj�c. Wystrzeli� z d�oni dziewi�� promieni energii, natychmiast zabijaj�c urgale, po czym uwolni� miecz i podszed� do elfki.
Z jego ust posypa�y si� proroctwa zemsty, wypowiedziane w potwornym, tylko jemu znanym j�zyku. Zaciskaj�c chude d�onie, spojrza� w�ciekle w niebo. Zimne gwiazdy patrzy�y na niego spokojnie niczym obserwatorzy z innego �wiata. Z niesmakiem wykrzywi� usta, po czym pochyli� si� nad nieprzytomn� elfk�.
Jej uroda, kt�ra zachwyci�aby ka�dego �miertelnika, dla niego nic nie znaczy�a. Sprawdzi�, czy kamie� znikn��, i przywo�a� czekaj�cego w�r�d drzew wierzchowca. Przywi�zawszy elfk� do siod�a, wskoczy� na grzbiet konia i ruszy� naprz�d.
Zgasi� p�omienie na swej drodze, ale reszcie pozwoli� p�on��.
Odkrycie
Eragon ukl�k� na zdeptanej, zbr�zowia�ej trawie i fachowym okiem zmierzy� �lady. M�wi�y mu, �e jelenie by�y na ��ce zaledwie p� godziny wcze�niej; wkr�tce zlegn� na noc. Jego cel, niewielka, wyra�nie ku�tykaj�ca na lew� przedni� nog� �ania wci�� w�drowa�a ze stadem. Dziwne, �e dotar�a tak daleko i nie pad�a ofiar� nied�wiedzia b�d� wilka.
Niebo by�o czyste i ciemne. Wia� lekki wietrzyk. Znad otaczaj�cych go g�r przyp�yn�� srebrzysty ob�ok. Promienie ci�kiego ksi�yca w pe�ni, usadowionego mi�dzy dwoma szczytami, zabarwi�y kraw�dzie chmury na pomara�czowo. Z g�rskich lodowc�w i �nie�nych czap na wierzcho�kach sp�ywa�y po zboczach po�yskliwe strumienie. Z dna doliny leniwie podnosi�a si� mg�a, do�� g�sta, by niemal przys�oni� mu stopy.
Eragon mia� pi�tna�cie lat, od osi�gni�cia wieku m�skiego dzieli� go nieca�y rok. Spod ciemnych brwi na �wiat spogl�da�y �ywe, br�zowe oczy. Ubranie mia� znoszone, u pasa wisia� w pochwie n� my�liwski � ko�cian� r�koje�ci�. Futera� z ko�lej sk�ry chroni� cisowy �uk przed ros�. Na plecy zarzuci� wzmocnion� drewnian� ram� torb�.
Jelenie zawiod�y go daleko w g��b Ko��ca, �a�cucha dzikich, niezbadanych g�r, biegn�cego wzd�u� krainy Alagaesii. O g�rach tych
kr��y�y niezwyk�e opowie�ci i pochodzi�o stamt�d wielu r�wnie niezwyk�ych ludzi. Otacza�a je z�owroga atmosfera, lecz Eragon nie l�ka� si� Ko��ca - by� jedynym my�liwym z okolic Carvahall, kt�ry odwa�y� si� tropi� zwierzyn� w�r�d poszarpanych g�rskich ska�.
Polowanie trwa�o ju� trzeci� noc, powoli ko�czy� mu si� prowiant. Je�li nie zdo�a zabi� �ani, b�dzie musia� wr�ci� do domu z pustymi r�kami. Rodzina potrzebowa�a mi�sa - zima nadchodzi�a szybkimi krokami, a nie sta� ich by�o na zakupy w Carvahall.
Eragon podni�s� si� i ruszy� naprz�d pewnym siebie krokiem przez sk�pany w krwistym ksi�ycowym blasku las. Pod��a� w stron� polany, na kt�rej z pewno�ci� spocz�y jelenie. Drzewa przys�ania�y niebo, rzucaj�c pierzaste cienie na ziemi� pod stopami. Jedynie od czasu do czasu spogl�da� na �lady; zna� drog�.
Na skraju polany wy�wiczonym gestem na�o�y� ci�ciw�, wyci�gn�� trzy strza�y, jedn� za�o�y�, dwie pozosta�e chwyci� w lew� d�o�. W promieniach ksi�yca widzia� oko�o dwudziestu nieruchomych plam w miejscach, gdzie zwierz�ta leg�y po�r�d trawy. �ania, o kt�r� mu chodzi�o, znajdowa�a si� na skraju. Lew� przedni� nog� wyci�ga�a niezgrabnie przed siebie.
Eragon powoli podkrad� si� bli�ej, unosz�c �uk. Wszystkie starania trzech ostatnich dni doprowadzi�y go do tej chwili. Po raz ostatni odetchn�� g��boko - i w tym momencie noc� wstrz�sn�a eksplozja.
Stado �mign�o naprz�d. Eragon rzuci� si� za nim, p�dz�c przez traw�. Ognisty wiatr oparzy� mu policzek. Ch�opiec zahamowa� z lekkim po�lizgiem i wypu�ci� strza��, celuj�c do uciekaj�cej �ani. Chybi� o palec. Strza�a ze �wistem polecia�a w ciemno��. Eragon zakl�� i obr�ci� si� gwa�townie, odruchowo nak�adaj�c kolejn�.
Za jego plecami, gdzie jeszcze przed chwil� le�a�y jelenie, widnia� kr�g osmalonych, dymi�cych drzew i traw. Wiele sosen straci�o szpilki. Trawa na zewn�trz kr�gu le�a�a p�asko przy ziemi. W powietrzu unosi�y si� smu�ki dymu; nios�ce ze sob� wo� spalenizny. Po�rodku czarnego kr�gu le�a� l�ni�cy, niebieski kamie�. W�r�d spalenizny zacz�y pojawia� si� pierwsze pasemka mg�y, si�gaj�ce bezcielesnymi palcami w jego stron�.
Eragon d�ug� chwil� czeka� w napi�ciu, lecz jedyn� rzecz�, jaka si� porusza�a, by�a mg�a. Ostro�nie zwolni� ci�ciw� i pomaszerowa� naprz�d, ci�gn�c za sob� blady ksi�ycowy cie�. Po chwili stan�� przed kamieniem. Tr�ci� go strza�� i odskoczy�. Nic si� nie sta�o, tote� ostro�nie podni�s� �up.
Natura nigdy nie zdo�a�aby do tego stopnia wyg�adzi� kamienia. Jego nieskazitelna powierzchnia mia�a barw� ciemnego b��kitu, przecinanego delikatn� siatk� bia�ych �y�ek. W dotyku kamie� by� zimny i �liski niczym stwardnia�y jedwab. Owalny, d�ugi na stop�, wa�y� kilkana�cie funt�w, cho� wydawa� si� l�ejszy, ni� powinien.
Eragon odkry�, �e kamie� fascynuje go i budzi l�k. Sk�d si� wzi��, do czego s�u�y? Nagle do g�owy przysz�a mu kolejna, bardziej niepokoj�ca my�l: czy znalaz� si� tu przypadkiem, czy te� mia� do mnie trafi�? Je�li stare opowie�ci nauczy�y go czegokolwiek, to tego, �e magi� i tych, kt�rzy si� ni� pos�uguj�, nale�y traktowa� z najwy�sz� ostro�no�ci�.
Ale co mia�bym z nim zrobi�? Noszenie przy sobie kamienia niezbyt go poci�ga�o. Istnia�a te� szansa, �e mo�e okaza� si� niebezpieczny. Lepiej by�oby zostawi� go tutaj. Przez chwil� waha� si� i o ma�o nie odrzuci� znaleziska. Co� jednak go powstrzyma�o. Mo�e przynajmniej zap�ac� nim za jedzenie, pomy�la� i wzruszaj�c ramionami, schowa� kamie� do torby.
Polana by�a zbyt otwarta, by na niej bezpiecznie pozosta�. Wcisn�� si� zatem z powrotem mi�dzy pnie i roz�o�y� koc w�r�d stercz�cych w g�r� korzeni powalonego drzewa. Po zimnym posi�ku z�o�onym z chleba i sera owin�� si� ciasno kocem i rozmy�laj�c o tym, co si� dzi� wydarzy�o, zasn��.
Dolina Palancar
Nast�pnego ranka s�o�ce wzesz�o w orszaku wspania�ych z�ocisto-r�owych �un, roz�wietlaj�cych niebo. Powietrze by�o rze�kie, s�odkie i bardzo zimne. Na brzegach strumieni pojawi� si� l�d, niewielkie ka�u�e ca�kiem zamarz�y. Po �niadaniu z�o�onym z miski owsianki Eragon wr�ci� na polan� i starannie obejrza� zw�glony kr�g. �wiat�o dnia nie ujawni�o �adnych nowych szczeg��w, tote� zawr�ci� i ruszy� w stron� domu.
Stary zwierz�cy szlak by� niezbyt wyra�ny, miejscami zupe�nie znika�. Poniewa� wydepta�y go zwierz�ta, cz�sto skr�ca�, lawirowa� i zatacza� p�tle. Lecz mimo swych wad nadal stanowi� najbezpieczniejsze przej�cie przez g�ry.
Ko�ciec by� jednym z nielicznych miejsc, kt�rych kr�l Galbatorix nie m�g� nazwa� swoimi w�o�ciami. Wci�� opowiadano historie o tym, jak po�owa jego armii znikn�a po wej�ciu w pradawn� puszcz�. Zdawa�o si�, �e nad g�rskim �a�cuchem na zawsze zawis�a aura nieszcz�cia, b�lu i cierpienia. Cho� drzewa wzrasta�y tu wysoko, a niebo ja�nia�o nad g�owami, tylko nieliczni mogli pozosta� w Ko��cu d�u�ej bez gro�nych wypadk�w. Eragon nale�a� do tej grupki. Nie sprawi� tego jaki� szczeg�lny dar, lecz nieustanna czujno�� i dobry refleks. Od
lat w�drowa� po g�rach, nadal jednak zachowywa� ostro�no��. Za ka�dym razem, gdy zdawa�o mu si�, �e pozna� ju� wszystkie ich sekrety, zdarza�o si� co�, co dobitnie pokazywa�o, jak bardzo si� myli - cho�by pojawienie si� kamienia.
Maszerowa� szybkim krokiem, pozostawiaj�c za sob� kolejne staje. P�nym wieczorem dotar� na skraj stromego jaru. Daleko w dole p�yn�a rzeka Anora, kt�ra zmierza�a do doliny Palancar. Zasilana setkami male�kich strumieni, rwa�a ostro naprz�d, uderzaj�c brutalnie o przegradzaj�ce jej drog� kamienie i ska�y. W powietrzu rozchodzi� si� g�uchy pomruk pr�du.
Eragon rozbi� ob�z w zaro�lach obok jam. Przed za�ni�ciem d�ugo wpatrywa� si� we wschodz�cy ksi�yc.
Przez nast�pne p�tora dnia robi�o si� coraz zimniej. Eragon podr�owa� szybko, nie widzia� zbyt wielu zwierz�t. W�a�nie min�o po�udnie, gdy us�ysza� pierwszy szum zwiastuj�cy blisko�� wodospadu Igualda. Stopniowo szum zag�usza� wszystko, ��cz�c w sobie tysi�ce plusk�w. Szlak wi�d� na wilgotne zbocze, z kt�rego sp�ywa�a rzeka, p�dz�c w d� po omsza�ych ska�ach.
Przed Eragonem rozci�ga�a si� dolina Palancar, widoczna niczym roz�o�ona w dole mapa. Podstawa wodospadu Igualda, le��ca ponad p� mili ni�ej, stanowi�a p�nocn� granic� doliny. Nieco dalej le�a� Carvahall, skupisko br�zowych budynk�w. Z komin�w ulatywa� bia�y dym, jakby osada rzuca�a wyzwanie otaczaj�cej j� g�uszy. Z tej wysoko�ci gospodarstwa przypomina�y niewielkie kwadratowe �aty, mniejsze ni� czubek kciuka. Otacza�a je ziemia -- p�owa b�d� z�ocista, w miejscach gdzie martwe trawy ko�ysa�y si� na wietrze. Rzeka Anora p�yn�a przez dolin� ku jej po�udniowemu kra�cowi. Woda po�yskiwa�a w promieniach s�o�ca. Hen daleko mija�a miasteczko Therins-ford i samotn� g�r� Utgard. Eragon nie wiedzia�, co le�y dalej, s�ysza� jedynie, �e potem Anora skr�ca na p�noc i wpada do morza.
Po kr�tkiej chwili cofn�� si� ze skalnego wyst�pu i ruszy� szlakiem w d�, krzywi�c si� ze zm�czenia. Gdy tam dotar�, zapada� ju� zmierzch, gasz�c otaczaj�ce go kszta�ty i kolory i zamieniaj�c �wiat w mas� szaro�ci. Nieopodal w p�mroku po�yskiwa�y �wiat�a Carvahall; domy rzuca�y d�ugie cienie. Poza Therinsfordem Carvahall by� jedynym miasteczkiem w dolinie Pa�ancar, le��cym na odludziu w�r�d surowych, pi�knych ziem. Odwiedza�o je niewielu podr�nych, opr�cz kupc�w i my�liwych.
Domy zbudowano z solidnych drewnianych bali i wyko�czono niskimi dachami - niekt�re pokryto dach�wk�, inne strzech�. Z komin�w ulatywa� dym o woni palonego drewna. Na du�ych werandach gromadzili si� ludzie, rozmawiali i dobijali targ�w. W kilkunastu oknach ustawiono lampy b�d� �wiece. Eragon s�ysza� nios�ce si� w wieczornym powietrzu ludzkie g�osy. Tymczasem kobiety krz�ta�y si� i w�drowa�y po miasteczku, zbieraj�c m��w, upominaj�c, �e siedz� do p�na.
Ruszy� szybko naprz�d, wymijaj�c domy. Jego cel stanowi� dom rze�nika, solidny, szeroki budynek z kominem, kt�ry wypluwa� z siebie k��by czarnego dymu.
Eragon pchn�� drzwi. Ciep��, przestronn� izb� o�wietla� ogie� na kamiennym kominku. Z jednej strony zbudowano szerok� lad�. Pod�og� pokrywa�a s�oma. Wszystko by�o niezwykle czyste, jakby w�a�ciciel ca�y wolny czas sp�dza� na d�ubaniu w nawet najw�szych szczelinach w poszukiwaniu cho�by drobinki brudu. Za lad� sta� rze�nik Sloan, drobny m�czyzna w bawe�nianej koszuli i d�ugim, zakrwawionym fartuchu. U jego pasa ko�ysa�a si� imponuj�ca kolekcja no�y. Twarz mia� blad�, pokryt� �ladami po ospie, oczy ciemne i podejrzliwe. W�a�nie wyciera� lad� szar� poszarpan� �cierk�.
Na widok Eragona wykrzywi� si� w pogardliwym grymasie.
- No prosz�, pot�ny my�liwy powraca w szeregi �miertelnik�w. Ile tym razem upolowa�e�?
- Nic - przyzna� kr�tko Eragon. Nigdy nie lubi� Sloana. Rze�nik zawsze traktowa� go z pogard�, jak kogo� nieczystego. Sloan, wdowiec, tolerowa� tylko jedn� osob� - sw� c�rk� Katrin�, kt�r� uwielbia�.
- Zdumiewaj�ce - odpar� teraz z udanym zaskoczeniem. Odwr�ci� si� plecami do Eragona, zeskrobuj�c co� ze �ciany. - I dlatego tu przychodzisz?
- Tak - mrukn�� niech�tnie Eragon.
- W takim razie poka� mi pieni�dze. - Gdy Eragon przest�pi� z nogi na nog� i nie odpowiedzia�, Sloan zab�bni� palcami o blat. - No dalej, masz je albo nie. I co?
- W zasadzie nie mam �adnych pieni�dzy, ale...
- Nie masz pieni�dzy? - uci�� ostro rze�nik. - I chcesz kupi� mi�so? Czy inni kupcy rozdaj� swe towary? Mam ci je wr�czy� bez zap�aty? Poza tym - doda� szybko - jest p�no. Wr�� jutro z pieni�dzmi. Dzi� ju� zamykam.
Eragon pos�a� mu gniewne spojrzenie.
- Nie mog� czeka� do jutra, Sloanie. Ale nie stracisz na tym, wierz mi. Znalaz�em co�, czym mog� zap�aci�. - Dramatycznym gestem wyci�gn�� z torby kamie� i po�o�y� go delikatnie na posiekanej ladzie. Znalezisko zal�ni�o w blasku ta�cz�cych p�omieni.
- Pr�dzej ukrad�e� - mrukn�� Sloan, pochylaj�c si� z zainteresowaniem.
Puszczaj�c t� uwag� mimo uszu, Eragon spyta�:
- Czy to wystarczy?
Sloan podni�s� kamie� i zwa�y� go w d�oni. Przesun�� palcami po g�adkiej powierzchni, ogl�daj�c bia�e �y�ki. W ko�cu od�o�y� go z namys�em.
- �adny. Ale ile jest wart?
- Nie mam poj�cia - przyzna� Eragon. - Lecz nikt nie zada�by sobie tyle trudu, by go obrobi�, gdyby nie mia� warto�ci.
- Niew�tpliwie - powiedzia� Sloan z przesadn� cierpliwo�ci�. - Ale jakiej warto�ci? Skoro nie wiesz, proponuj�, by� znalaz� kupca, kt�ry wie, albo przyj�� ofert�: trzy korony.
- To g�odowa oferta! Kamie� musi by� wart co najmniej dziesi�� razy tyle - zaprotestowa� Eragon. Trzy korony nie wystarczy�yby na zakup mi�sa nawet na tydzie�.
Sloan wzruszy� ramionami.
- Je�li nie podoba ci si� moja propozycja, zaczekaj do przyjazdu kupc�w. Tak czy inaczej zm�czy�a mnie ju� ta rozmowa.
Kupcy stanowili w�drown� grup� handlarzy, bajarzy i trefnisi�w, kt�rzy odwiedzali Carvahall ka�dej wiosny i zimy. Kupowali wszelkie towary, oferowane przez wie�niak�w i miejscowych rolnik�w, i sprzedawali to, czego trzeba, by prze�y� kolejny rok: ziarno, zwierz�ta, tkaniny, s�l i cukier.
Eragon jednak nie chcia� czeka� a� do ich przyjazdu. Mog�o to potrwa� jaki� czas, a rodzina potrzebowa�a mi�sa natychmiast.
- Zgoda, przyjmuj� - warkn��.
- Doskonale, przynios� ci mi�so. Nie chodzi o to, �e mnie to interesuje, ale sk�d masz ten kamie�?
- Dwie noce temu w Ko��cu...
-Wyno� si�! - rzuci� ostro Sloan, odpychaj�c kamie�. Odskoczy� w�ciekle na koniec lady i zacz�� �ciera� z no�a zeschni�te plamy krwi.
- Czemu? - spyta� Eragon. Przyci�gn�� do siebie kamie�, jakby chcia� obroni� go przed gniewem rze�nika.
- Nie chc� mie� nic wsp�lnego z czymkolwiek, co pochodzi z tych przekl�tych g�r. Zabierz sw�j czarnoksi�ski kamie� gdzie indziej. - R�ka Sloana ze�lizgn�a si� nagle. Skaleczy� palec, ale jakby tego nie zauwa�y�. Nadal wyciera� n�, plami�c go �wie�� krwi�.
- Odmawiasz mi sprzeda�y?!
- Tak. Chyba �e zap�acisz monet� - warkn�� Sloan i uni�s� w d�oni n�, odsuwaj�c si�. - Id�, bo ci� zmusz�!
Drzwi za nimi otwar�y si� gwa�townie. Eragon obr�ci� si� na pi�cie, oczekuj�c k�opot�w. Do �rodka wmaszerowa� Horst, pot�ny, ros�y m�czyzna. Za jego plecami drepta�a c�rka Sloana, Katrina, wysoka szesnastolatka. Jej twarz mia�a zaci�ty wyraz. Eragona zdumia� widok dziewczyny - zwykle nie miesza�a si� do spor�w swego ojca. Sloan zerkn�� czujnie na go�ci, po czym rzuci� oskar�ycielsko w stron� Eragona:
- On nie...
- Cisza - poleci� Horst gromkim g�osem. Z trzaskiem rozprostowa� palce. By� kowalem, �wiadczy� o tym pot�ny kark i przypalony sk�rzany fartuch. Podwini�te do �okci r�kawy ods�ania�y muskularne r�ce. Pod koszul� wida� by�o w�ochat�, umi�nion� pier�. Czarna, krzywo przystrzy�ona broda wi�a si� wok� kanciastego podbr�dka. - Sloan, co zn�w zrobi�e�?
- Nic. - Rze�nik pos�a� Eragonowi mordercze spojrzenie i splun��. - Ten... ch�opak przyszed� tu i zacz�� zawraca� mi g�ow�. Prosi�em, by wyszed�, ale si� nie zgodzi�. Nawet mu grozi�em, i wci�� mnie ignorowa�! - Zdawa�o si�, �e m�czyzna kuli si� na sam widok Horsta.
- To prawda? - spyta� g�o�no kowal.
- Nie - odpar� Eragon. - Ofiarowa�em mu kamie� jako zap�at� za mi�so. Zgodzi� si�. Gdy powiedzia�em, �e znalaz�em go w Ko��cu, nie chcia� go nawet dotkn��. Co za r�nica, sk�d pochodzi?
Horst spojrza� z ciekawo�ci� na kamie�, po czym z powrotem skupi� uwag� na rze�niku.
- Czemu nie chcesz dobi� targu, Sloanie? Sam te� nie kocham Ko��ca, ale je�li problem stanowi warto�� kamienia, wy�o�� pieni�dze.
Pytanie na moment zawis�o w powietrzu, w ko�cu Sloan obliza� wargi.
- To m�j kram - rzek�. - Mog� robi�, co zechc�.
Zza plec�w Horsta wyst�pi�a Katrina i odrzuci�a na plecy mas� w�os�w, ogni�cie rudych niczym stopiona mied�.
- Ojcze, Eragon chce zap�aci�. Daj mu mi�so, a potem zjemy kolacj�.
Sloan niebezpiecznie zmru�y� oczy.
- Wracaj do domu, to nie twoja sprawa. Powiedzia�em, id�! Twarz Katriny st�a�a, lecz dziewczyna pos�usznie wysz�a z izby, wysoko unosz�c g�ow�.
Eragon obserwowa� wszystko z aprobat�, nie �mia� si� jednak wtr�ca�. Horst szarpn�� si� za brod�.
- Doskonale - rzuci� z wyrzutem. - Mo�esz pohandlowa� ze mn�. Co chcia�e� kupi�, Eragonie? - Jego g�os odbi� si� echem w izbie.
- Co tylko zdo�am.
Horst wyci�gn�� sakiewk� i odliczy� stosik monet.
- Daj mi najlepsze pieczyste i steki. Do��, by nape�ni� torb� Eragona. - Rze�nik zawaha� si�, wodz�c wzrokiem pomi�dzy Horstem i Eragonem. - Odmowa sprzedania mi mi�sa by�aby kiepskim pomys�em - ostrzeg� �agodnie kowal.
Sloan znikn�� z w�ciek�� min� w s�siedniej izbie, z kt�rej po chwili dobieg�y odg�osy r�bania, pakowania i ciche przekle�stwa. Po kilku ci�gn�cych si� niemi�osiernie minutach wr�ci�, d�wigaj�c nar�cze opakowanego mi�sa. Jego twarz niczego nie wyra�a�a. Przyj�� pieni�dze Horsta i zacz�� czy�ci� n�, udaj�c, �e w sklepie nie ma nikogo.
Horst zebra� mi�so i wymaszerowa� na zewn�trz. Eragon po�pieszy� za nim, d�wigaj�c sw� torb� i kamie�. Twarze owia�o im rze�kie nocne powietrze, o�ywcze po st�ch�ej atmosferze kramu.
- Dzi�kuj� ci, Hor�cie, Wuj Garrow si� ucieszy. Horst za�mia� si� cicho.
- Nie dzi�kuj mi, od dawna chcia�em to zrobi�. Sloan to paskudny z�o�nik, odrobina pokory dobrze mu zrobi. Katrina us�ysza�a, co si� dzieje, i pobieg�a po mnie. Dobrze, �e przyszed�em, o ma�o nie dosz�o mi�dzy wami do r�koczyn�w. Niestety, w�tpi�, czy nast�pnym razem zechce obs�u�y� ciebie b�d� twoj� rodzin�, nawet je�li b�dziecie mie� monety.
- Czemu tak si� ze�li�? Nigdy nie byli�my przyjaci�mi, ale zawsze przyjmowa� pieni�dze. I nigdy nie widzia�em, by tak traktowa� Katrin�. - Eragon rozwi�za� torb�.
Horst wzruszy� ramionami.
- Spytaj wuja, wie o tym wi�cej ni� ja. Eragon schowa� mi�so do torby.
- Teraz mam jeszcze jeden dodatkowy pow�d, by po�pieszy� do domu: rozwi�za� t� zagadk�. Prosz�, nale�y do ciebie. - Uni�s� kamie�.
Kowal za�mia� si� cicho.
- Nie, zatrzymaj sw�j dziwaczny kamie�. Co do zap�aty, Albriech zamierza na wiosn� wyjecha� do Feinster, chce zosta� mistrzem kowalskim. B�d� potrzebowa� pomocnika. Mo�esz przyj�� i odpracowa� d�ug w wolnych chwilach.
Eragon, zachwycony, lekko pochyli� g�ow�. Horst mia� dw�ch syn�w, Albriecha i Baldora, obaj pracowali w ku�ni. Zast�pienie jednego z nich by�o doprawdy hojn� ofert�.
- Raz jeszcze ci dzi�kuj�! Ch�tnie b�d� u ciebie pracowa�. - Cieszy� si�, �e przynajmniej w przysz�o�ci odp�aci Horstowi. Wuj nigdy nie przyj��by ja�mu�ny. Nagle Eragon przypomnia� sobie, co powiedzia� kuzyn, gdy wyrusza� na �owy. - Roran chcia�, �ebym przekaza� Katrinie wiadomo��, ale nie mog�. Zechcesz zrobi� to za mnie?
- Oczywi�cie.
- Chce, �eby wiedzia�a, �e przyjedzie tu, gdy tylko przyb�d� kupcy, i �e wtedy si� spotkaj�.
- To wszystko?
Eragon, zak�opotany, potrz�sn�� g�ow�.
- Chce te�, �eby wiedzia�a, �e jest najpi�kniejsz� dziewczyn�, jak� kiedykolwiek widzia�, i �e my�li tylko o niej.
Twarz Horsta rozja�ni� szeroki u�miech. Kowal mrugn�� do Eragona.
- Uu, to powa�na sprawa, co?
- O tak - odpar� Eragon z u�miechem. - M�g�by� te� podzi�kowa� jej ode mnie? To mi�e, �e broni�a mnie przed ojcem. Mam nadziej�, �e jej nie ukarze. Gdybym wp�dzi� j� w k�opoty, Roran by�by w�ciek�y.
- Nie przejmowa�bym si� tym. Sloan nie wie, �e mnie wezwa�a, wi�c w�tpi�, by potraktowa� j� zbyt ostro. Zjesz z nami wieczerz�?
- Przykro mi, ale nie mog�, Garrow na mnie czeka - odpar� Eragon, z powrotem zawi�zuj�c torb�. Zarzuci� j� na plecy i ruszy� drog�, unosz�c d�o� w po�egnalnym ge�cie.
Ci�ar mi�sa zmusi� go do spowolnienia kroku. Bardzo chcia� ju� jednak dotrze� do domu, tote� maszerowa� ze zdwojon� energi�. Miasteczko sko�czy�o si� nagle, Eragon pozostawi� za sob� jego ciep�e �wiat�a. Per�owy ksi�yc wyjrza� zza g�r, zalewaj�c ziemi� upiornym mlecznym blaskiem. Wszystko zdawa�o si� wybielone i p�askie.
Pod koniec w�dr�wki Eragon skr�ci� z traktu, kt�ry nadal wi�d� na p�noc. Prosta �cie�ka bieg�a w�r�d si�gaj�cych pasa traw na szczyt pag�rka, niemal skrytego w cieniu pot�nych wi�z�w. Z g�ry Eragon ujrza� jasne �wiat�o domu.
Dom mia� dach kryty dach�wk� i ceglany komin. Okapy stercz�ce nad bielonymi �cianami rzuca�y cie� na ziemi� w dole. Przy jednej ze �cian zabudowanej werandy u�o�ono stos por�banych drew na opa�. Z drugiej ustawiono narz�dzia rolnicze.
Gdy wprowadzili si� tu po �mierci �ony Garrowa, Marian, dom sta� opuszczony przez p� wieku. Le�a� dziesi�� mil od Carvahall, dalej ni� jakikolwiek inny dom. Ludzie uwa�ali t� odleg�o�� za niebezpieczn�, bo w razie k�opot�w rodzina nie mog�a polega� na pomocy z miasteczka, lecz wuj Eragona nie chcia� ich s�ucha�.
Sto st�p od domu w szarobr�zowej stodole trzymali dwa konie, Birk� i Brugha, oraz kury i krow�. Czasami tak�e �wini�, w tym roku jednak nie sta� ich by�o na zakup prosiaka. Mi�dzy s�siekami sta� w�z. Na skraju p�l g�sty szpaler drzew znaczy� miejsce, w kt�rym p�yn�a rzeka. Gdy znu�onym krokiem dotar� do werandy, ujrza� �wiat�o poruszaj�ce si� za oknem.
- Wuju, to ja, Eragon, wpu�� mnie.
Niewielka okiennica trzasn�a cicho i drzwi otwar�y si� szeroko.
Na progu sta� Garrow. Znoszone ubranie wisia�o na nim niczym szmaty na strachu na wr�ble. W wychudzonej twarzy pod czupryn� siwiej�cych w�os�w l�ni�y ciemne oczy. Wygl�da� jak cz�owiek, kt�rego cz�ciowo zmumifikowano, nim odkryto, �e wci�� jeszcze �yje.
- Roran �pi - odpar� na nieme pytanie Eragona.
Latarnia migota�a na drewnianym stole, tak starym, �e w��kna drewna stercza�y z powierzchni niczym olbrzymi odcisk palca. Obok kuchni na �cianie, na domowej roboty gwo�dziach, wisia�y rz�dy naczy�. Drugie drzwi prowadzi�y do pozosta�ej cz�ci domu. Pod�og� wy�o�ono deskami, wypolerowanymi do po�ysku setkami tysi�cy krok�w.
Eragon zdj�� z plec�w torb� i wyj�� pakunki.
- Co to, kupi�e� mi�so? Sk�d wzi��e� pieni�dze? - spyta� ostro wuj na widok paczek.
Eragon odetchn�� g��boko.
- Nie, Horst je nam kupi�.
- Pozwoli�e� mu zap�aci�? M�wi�em ju�, nie b�d� b�aga� o jedzenie. Je�li nie umiemy wykarmi� si� sami, r�wnie dobrze mo�emy przenie�� si� do miasteczka. Nim si� obejrzysz, zaczn� przysy�a� nam stare ubrania i pyta�, czy przetrwamy zim�.
Twarz Garrowa poblad�a z gniewu.
- Nie przyj��em ja�mu�ny - warkn�� Eragon. - Horst zgodzi� si�, �ebym odpracowa� d�ug na wiosn�. Potrzebuje kogo� do pomocy, bo Albriech wyje�d�a.
- A sk�d we�miesz czas, by mu pom�c? Zapomnisz o wszystkim, co trzeba zrobi� tutaj? - spyta� Garrow, zmuszaj�c si� do zni�enia g�osu.
Eragon powiesi� na hakach obok drzwi �uk i ko�czan.
- Nie wiem, jak to zrobi� - przyzna� rozdra�nionym tonem. - Poza tym znalaz�em dzi� co�, co mo�e by� sporo warte.
Po�o�y� na stole kamie�.
Garrow pochyli� si� nad nim. Jego wychudzona twarz przybra�a jeszcze bardziej zach�anny wyraz, palce poruszy�y si� nie�wiadomie.
- Znalaz�e� to w Ko��cu?
- Tak - odpar� Eragon i wyja�ni�, co si� sta�o. - A co gorsza, straci�em najlepsz� strza��; b�d� musia� wkr�tce zrobi� kolejne. - D�ug� chwil� wpatrywali si� w pogr��ony w p�mroku kamie�.
- Jak tam pogoda? - spyta� w ko�cu wuj. Uni�s� znalezisko i zacisn�� na nim d�onie, jakby ba� si�, �e nagle zniknie.
- Mro�na - odrzek� kr�tko Eragon. - Nie pada�o, ale co noc przychodzi� mr�z.
Garrowa najwyra�niej zmartwi�a ta informacja.
- Jutro b�dziesz musia� pom�c Roranowi zebra� resztk� chmielu. Je�li zd��ymy te� pozbiera� dynie, mr�z nam nie zaszkodzi. - Odda� kamie� Eragonowi. - Zatrzymaj go. Kiedy przyb�d� kupcy, dowiemy si�, ile jest wart. Sprzeda� to pewnie najlepsze rozwi�zanie. Im mniej mamy do czynienia z magi�, tym lepiej... Czemu Horst zap�aci� za mi�so'?
Eragon potrzebowa� zaledwie chwili, �eby opisa� sw� k��tni� ze Sloanem.
- Zupe�nie nie rozumiem, co go tak rozz�o�ci�o,- = Garrow wzruszy� ramionami,
- Rok przed twoim przybyciem �ona Sloana, Ismira, rzuci�a si� z wodospadu Igualda. Od tego czasu Sloan nie zbli�a si� do Ko��ca i nie chce mie� z nim do czynienia. Ale to nie pow�d, by odm�wi� sprzeda�y mi�sa. Chyba chcia� ci zrobi� na z�o��.
Eragon zachwia� si� lekko i zamruga� ze znu�eniem oczami.
- Dobrze wr�ci� do domu.
Wzrok Garrow a z�agodnia�, wuj skin�� g�owa. Eragon. potykaj�c si�, pomaszerowa� do swej izby. wepchn�� kamie� pod ��ko i run�� na siennik Dom. Po raz pierwszy od rozpocz�cia polowania odpr�y� si� ca�kowicie, pozwalaj�c, by zaw�adn�� nim sen.
Smocze opowie�ci
O �wicie promienie s�o�ca wdar�y si� przez okno izby, ogrzewaj�c twarz Eragona. Ch�opak potar� oczy i usiad� na skraju ��ka. Pod stopami czu� ch�odne sosnowe deski. Wyprostowa� obola�e nogi i pomasowa� ramiona. Ziewn��.
Obok ��ka sta� rz�d p�ek pe�nych przedmiot�w, kt�re zgromadzi� przez te wszystkie lata. Le�a�y na nich wymy�lnie wygi�te kawa�ki drewna, dziwne muszelki, kamienie, kt�re po rozbiciu ukaza�y l�ni�ce wn�trze, i plecionki ze s�omy. Jego ulubionym znaleziskiem by� korze� tak wykr�cony, �e Eragona nigdy nie nu�y�o jego ogl�danie. Reszta izby by�a pusta, je�li nie liczy� niewielkiej kom�dki i stolika.
Naci�gn�� buty i zapatrzy� si� w pod�og�. To by� szczeg�lny dzie�.. Niemal o tej godzinie szesna�cie lat temu jego matka Selena przyby�a do Carvahall, samotna i ci�arna. Wcze�niej sze�� lat mieszka�a w miastach. Gdy wr�ci�a, mia�a na sobie kosztowny str�j i per�ow� siatk� we w�osach. Odnalaz�a brata Garrowa i spyta�a, czy mo�e z nim zosta� a� do narodzin dziecka. Po pi�ciu miesi�cach przyszed� na �wiat jej syn. Wszystkich zdumia�o, gdy Selena zacz�a b�aga� Garrowa i Marian, by go wychowali. Kiedy spytali czemu, zap�aka�a i odpar�a: �Musz� to zrobi�". B�aga�a tak �a�o�nie, �e w ko�cu si� zgodzili. Nazwa�a go Eragon, po czym wyjecha�a nast�pnego ranka i ju� nie powr�ci�a.
Eragon wci�� pami�ta�, co czu�, gdy Marian przed �mierci� opowiedzia�a mu t� histori�. Odkrycie, �e Garrow i Marian nie s� jego prawdziwymi rodzicami, wstrz�sn�o nim do g��bi. Wszystko, co pewne i niekwestionowane, sta�o si� nagle w�tpliwe. W ko�cu nauczy� sic z tym �y�, od tej pory jednak stale n�ka�o go podejrzenie, �e nie by� do�� dobry dla swej matki. Jestem pewien, �e istnia� pow�d, dla kt�rego tak post�pi�a. Chcia�bym tylko wiedzie� jaki.
Jeszcze jedno pytanie nie dawa�o mu spokoju: kim by� jego ojciec Selena nie powiedzia�a nikomu, a kimkolwiek by�, nigdy nie szuka� syna. Eragon chcia�by to wiedzie�, cho�by pozna� jego imi�. Mi�o by�oby zna� swe pochodzenie.
Westchn�� i podszed� do stolika. Wod� z miednicy ochlapa� twarz, dr��c, gdy zimne stru�ki sp�yn�y mu po szyi. Od�wie�ony wyci�gn�� spod ��ka kamie� i postawi� na p�ce. Poranne �wiat�o pie�ci�o go, rzucaj�c ciep�y cie� na �cian�. Eragon raz jeszcze musn�� palcami g�adk� powierzchni�, po czym ruszy� do kuchni. Nie m�g� si� ju� doczeka� spotkania z rodzin�. Garrow i Roran siedzieli przy stole i jedli kurczaka. Gdy Eragon ich powita�, Roran wsta� szybko i u�miechn�� si�.
By� dwa lata starszy od Eragona, muskularny, twardy i rozwa�ny w ruchach. Nawet gdyby byli bra�mi, nie mogliby by� sobie bli�si.
Teraz u�miechn�� si� szeroko.
- Ciesz� si�, �e wr�ci�e�. Jak wyprawa?
- Trudno - odpar� Eragon. - Czy wuj opowiedzia� ci, co si� sta�o? - Pocz�stowa� si� kawa�kiem kurczaka i poch�on�� go �apczywie.
- Nie - rzek� Roran i Eragon szybko zrelacjonowa� swe przygody. Na pro�b� Rorana wsta� od sto�u, by pokaza� mu kamie�. Kuzyn zareagowa� stosownym podziwem, potem jednak spyta� nerwowo:
- Czy zdo�a�e� porozmawia� z Katrin�?
- Nie, nie mia�em okazji, zw�aszcza po k��tni ze Sloanem. Ale b�dzie ci� oczekiwa�, kiedy zjawi� si� kupcy. Przekaza�em wiadomo�� Horstowi, powt�rzy jej.
- Powiedzia�e� Horstowi? - spyta� z niedowierzaniem Roran. -To by�a prywatna wiadomo��. Gdybym chcia�, �eby wszyscy o niej wiedzieli, rozpali�bym ognisko i u�y� sygna��w dymnych. Je�li Sloan si� dowie, nie pozwoli mi si� z ni� zobaczy�.
- Horst b�dzie dyskretny - zapewni� go Eragon. - Nie narazi nikogo na z�o�� Sloana, a ju� na pewno nie ciebie.
Roran sprawia� wra�enie nieprzekonanego, ale wi�cej nie protestowa�. Wr�cili do kuchni i doko�czyli �niadanie pod czujnym okiem Garrowa. Gdy sko�czyli, we tr�jk� wyszli i zabrali si� do pracy.
S�o�ce by�o zimne i jasne, nie grza�o zbyt mocno. W jego promieniach zerwali reszt� chmielu i z�o�yli w stodole. Nast�pnie zebrali �y�kowane dynie, brukiew, buraki, groszek, rzep� i fasol�, i schowali do piwnicy. Po wielu godzinach ci�kiej pracy rozci�gn�li obola�e mi�nie, zadowoleni z faktu, �e zbiory dobieg�y ko�ca.
Przez nast�pny dzie� marynowali, solili, obierali i suszyli jedzenie na zim�.
Dziewi�� dni po powrocie Eragona znad g�r nap�yn�a gwa�towna �nie�yca i osiad�a nad dolin�. �nieg sypa� si� z nieba g�stymi falami, pokrywaj�c ziemi� bia�� warstw� puchu. W czasie burzy odwa�yli si� wyj�� z domu tylko po drewno i aby nakarmi� zwierz�ta, l�kali si� bowiem, �e zab��dz� w�r�d skowycz�cego wiatru i zawiei. Przez reszt� dni kulili si� przy kuchni, s�uchaj�c, jak wiatr potrz�sa ci�kimi okiennicami. Kilka dni p�niej burza w ko�cu ucich�a, ukazuj�c obcy �wiat, pe�en mi�kkich, bia�ych zasp.
- L�kam si�, �e przy tak z�ych warunkach w tym roku kupcy mog� nie przyjecha� - mrukn�� Garrow. - i tak ju� s� sp�nieni. Damy im szans� i zaczekamy troch�. Je�li jednak si� nie zjawi�, ruszymy do Carvahall i kupimy zapasy od miejscowych - doda� z rezygnacj�.
Powoli mija�y dni, a kupcy nie przybyli. Garrow i m�odzie�cy czekali, niecierpliwi�c si� coraz bardziej. Rzadko rozmawiali, w domu panowa� nastr�j przygn�bienia.
�smego ranka Roran sprawdzi� trakt i wr�ci� z wie�ci�, �e kupcy jeszcze nie przybyli. Ca�y dzie� szykowali si� do wyprawy do Carvahall, z ponurymi minami szukaj�c wszystkiego, co nadawa�oby si� do sprzeda�y. Wieczorem zdesperowany Eragon raz jeszcze sprawdzi� drog� i ujrza� g��bokie koleiny w �niegu, a mi�dzy nimi liczne odciski kopyt. Rozradowany pop�dzi� z powrotem do domu, krzycz�c rado�nie.
Z nowym entuzjazmem powr�cili do przygotowa�.
Przed wschodem s�o�ca za�adowali wszystkie produkty na w�z. Garrow schowa� pieni�dze z ca�ego roku do sk�rzanej sakiewki i starannie przytroczy� j� do pasa. Eragon umie�ci� opakowany kamie� mi�dzy workami ziarna, by nie turla� si� na wybojach.
Po szybkim �niadaniu zaprz�gli konie i od�nie�yli dojazd do traktu Wozy handlarzy przetar�y drog�, co u�atwi�o im jazd�. W po�udnie ujrzeli przed sob� Carvahall.
Za dnia by�a to niewielka rolnicza osada, pe�na krzyk�w i �miech�w. Handlarze rozbili ob�z na pustym polu obok wioski. Ustawiono na nim rozrzucone w nieregularnych grupkach wozy i namioty, wok� p�on�y ogniska - barwne plamy na bia�ym tle �niegu. Od razu wyr�nia�y si� cztery namioty trubadur�w, przystrojone krzykliwymi proporcami. Mi�dzy obozem i wiosk� nieprzerwanie przelewa�a si� rzeka ludzi.
T�umy kr��y�y wok� kolorowych namiot�w i kram�w, ustawionych wzd�u� g��wnej ulicy. W powietrzu nios�o si� r�enie sp�oszonych koni. Ubity �nieg po�yskiwa�, w innych miejscach ogniska wy topi�y w nim ciemne kr�gi. Zewsz�d dobiega�a wo� pieczonych orzech�w.
Garrow ustawi� w�z, uwi�za� konie i wyci�gn�� z sakiewki par� monet.
- Kupcie sobie co�. Roran, r�b, co chcesz, tylko zjaw si� u Horsta na kolacj�. Eragon, zabierz kamie� i chod� ze mn�.
Eragon u�miechn�� si� szeroko do kuzyna i schowa� pieni�dze, planuj�c ju� w my�lach, na co je wyda.
Roran odszed� natychmiast ze zdecydowan� min�. Garrow poprowadzi� Eragona przez t�um, przepychaj�c si� mi�dzy lud�mi. Kobiety kupowa�y tkaniny, w pobli�u ich m�owie ogl�dali nowe zasuwy, haczyki, narz�dzia. Wsz�dzie wok� biega�y dzieci, krzycz�c z podniecenia. Tu kramarz demonstrowa� no�e, �wdzie przyprawy; obok sk�rzanych uprz�y le�a�y l�ni�ce rz�dy metalowych garnk�w.
Eragon z ciekawo�ci� przygl�da� si� kupcom. Sprawiali wra�enie mniej zamo�nych ni� rok wcze�niej. Ich dzieci by�y czujne, boja�liwe, mia�y po�atane stroje. Wychudzeni m�czy�ni nie rozstawali si� z dawniej niewidzianymi mieczami i sztyletami. Nawet kobiety mia�y u pas�w ostre pugina�y.
Co si� sta�o, �e tak si� zmienili, i czemu dotarli tak p�no, zastanawia� si� Eragon. Pami�ta� ich jako ludzi radosnych i weso�ych. W tym roku jednak owa rado�� znikn�a. Garrow przeciska� si� w g��b ulicy, szukaj�c Merlocka, handlarza specjalizuj�cego si� w dziwnych ozdobach i b�yskotkach.
Znale�li go za kramem; demonstrowa� w�a�nie brosze grupce kobiet. Ka�demu okazowi towarzyszy�y nowe okrzyki zachwytu. Eragon domy�la� si�, �e wkr�tce kilka sakiewek zmieni w�a�ciciela. Merlock zdawa� si� rozkwita� i rosn�� z ka�dym kolejnym komplementem. Mia� kozi� br�dk�, zachowywa� si� swobodnie i zdawa�o si�, i� spogl�da na reszt� �wiata z lekk� wzgard�.
W ca�ym tym zgie�ku Garrow i Eragon woleli nie podchodzi� do handlarza, tote� usiedli na stopniu i czekali. Gdy tylko kobiety znikn�y, po�pieszyli do niego.
- C� takiego pragniecie obejrze�, mo�ci panowie? - spyta� Merlock. - Amulet, b�yskotk� dla damy? - Dramatycznym gestem wyci�gn�� delikatn�, rze�bion� srebrn� r�� wspania�ej roboty. L�ni�cy metal przyci�gn�� uwag� Eragona, kt�ry zmierzy� ozdob� pe�nym uznania wzrokiem. - Kosztuje mniej ni� trzy korony, cho� to dzie�o przes�awnych rzemie�lnik�w z Belatony.
- Nie chcemy kupowa� - powiedzia� cicho Garrow - lecz sprzedawa�.
Merlock natychmiast schowa� r�� i spojrza� na nich z zainteresowaniem.
- Rozumiem. Mo�e je�li wasz przedmiot oka�e si� cenny, wymienicie go na par� pi�knych okaz�w. - Na chwil� zawiesi� g�os. Eragon i jego wuj poruszyli si� niespokojnie. -Przynie�li�cie chyba �w przedmiot? - spyta� w ko�cu.
- Owszem, ale woleliby�my pokaza� ci go na osobno�ci � oznajmi� stanowczo Garrow. Merlock uni�s� brwi, jego g�os jednak nie zdradza� zaskoczenia.
- W takim razie pozw�lcie, �e zaprosz� was do namiotu.
Zebra� towary i ostro�nie u�o�y� w skrzyni z �elaznymi obejmami. Zamkn�� j� szybko, potem poprowadzi� ich ulic� do tymczasowego obozowiska. Wymin�li kilka woz�w i dotarli do stoj�cego na uboczu namiotu, u g�ry szkar�atnego, u do�u ciemnobr�zowego; kolory w�skimi szpicami wbija�y si� w siebie. Merlock odwi�za� klap� i odrzuci� na bok.
Namiot wype�nia�o mn�stwo przedmiot�w i dziwne meble, cho�by okr�g�e �o�e i trzy siedziska wyrze�bione z pniak�w. Na bia�ej poduszce spoczywa� pokrzywiony sztylet z osadzonym w r�koje�ci rubinem.
Merlock zamkn�� klap� i odwr�ci� si� do nich.
- Prosz�, usi�d�cie. - Gdy to uczynili, doda�: - Teraz poka�cie mi. co tak ukrywacie.
Eragon odwin�� kamie� i po�o�y� go mi�dzy dwoma m�czyznami Merlock si�gn�� po niego z b�yskiem w oku. Nagle zamar�, pytaj�c:
- Mog�? - Gdy Garrow skin�� g�ow�, kupiec podni�s� kamie�. U�o�y� go na kolanach, si�gn�� na bok po cienkie puzderko. Kiedy je otworzy�, ujrzeli miedzian� wag�. Ustawi� j� na ziemi, ju� zwa�ony kamie� obejrza� uwa�nie przez lup� z�otnicz�. Postuka� lekko drewnianym m�oteczkiem, przesun�� po powierzchni kraw�dzi� male�kiego, przejrzystego klejnotu. Zmierzy� d�ugo�� i szeroko�� i zapisa� na tabliczce. Na chwil� zatopi� si� w my�lach.
- Wiecie, ile jest wart?
- Nie - przyzna� Garrow i zadr�a� mu policzek od nerwowego tiku Wuj Eragona poruszy� si� niespokojnie.
Merlock si� skrzywi�.
- Niestety, ja te� nie wiem. Mog� jednak powiedzie� wam tyle: bia�e �y�ki s� z tego samego materia�u co niebieska reszta, tyle �e maj� inn� barw�. Nie mam natomiast poj�cia, co to za materia�. Jest twardszy ni� jakikolwiek kamie�, jaki dot�d ogl�da�em. Twardszy nawet ni� diament. Ktokolwiek go oszlifowa�, u�y� narz�dzi, jakich nigdy nie widzia�em - b�d� magii. Poza tym jest pusty w �rodku.
- Co takiego?! - wykrzykn�� Garrow.
W g�osie Merlocka zabrzmia�a nuta rozdra�nienia.
- S�yszeli�cie kiedy�, by kamie� wydawa� taki d�wi�k? - Chwyci� le��cy na poduszce sztylet i uderzy� kamie� p�azem. W powietrzu rozesz�a si� czysta d�wi�czna nuta, kt�ra powoli ucich�a. Eragon wzdrygn�� si� niespokojnie, przestraszony, �e handlarz uszkodzi� kamie�. Merlock jednak pokaza� im go szybko.
- Nie ujrzycie tu najmniejszego zadrapania. W�tpi�, bym zdo�a� co� mu zrobi�, nawet gdybym uderzy� go m�otem.
Garrow spl�t� z nieprzeniknion� min� r�ce na piersiach. Otoczy�a ich �ciana ciszy. Eragon si� zamy�li�. Wiedzia�em, �e kamie� pojawi� si� wKo��cu dzi�ki magii, ale magia mia�aby go stworzy�? Po co, dlaczego?
- To ile jest wart? - rzuci� w ko�cu.
- Nie umiem okre�li� - odpar� Merlock zbola�ym g�osem. - Jestem pewien, �e s� ludzie, kt�rzy zap�aciliby za niego bardzo du�o, ale nie w Carvahali. Musieliby�cie szuka� kupca w miastach po�udnia. Dla wi�kszo�ci ludzi to zwyk�a ciekawostka, niewarta pieni�dzy potrzebnych do prze�ycia.
Garrow przez chwil� wpatrywa� si� w dach namiotu, niczym gracz wyliczaj�cy szans� wygranej.
- Kupisz go od nas?
Kupiec odpowiedzia� natychmiast:
- Niewart jest ryzyka. Mo�e na wiosn� zdo�a�bym znale�� maj�tnego nabywc�, lecz nie mam pewno�ci. Ale i tak nie dostaliby�cie pieni�dzy a� do przysz�ego roku. Nie, musicie poszuka� kogo� innego. Jestem jednak ciekaw... czemu nalegali�cie na rozmow� w cztery oczy
Eragon od�o�y� kamie�.
- Poniewa� - zerkn�� na m�czyzn�, zastanawiaj�c si�, czy tamten wybuchnie tak jak Sloan - znalaz�em go w Ko��cu, a tutejsi nie przepadaj� za tym miejscem.
Merlock pos�a� mu zdumione spojrzenie.
- Wiecie, czemu w tym roku zjawili�my si� tak p�no?
Eragon pokr�ci� g�ow�.
- Od pocz�tku nie mieli�my szcz�cia. W Alagaesii zapanowa� chaos, stale n�ka�y nas choroby, ataki i straszliwy pech. Z powodu wzmo�onych atak�w Varden�w Galbatorix zmusi� miasta, by wzmocni�y patrole graniczne. Wys�a� tam ludzi potrzebnych do walki z urgalami. Ostatnio potwory zacz�y migrowa� na po�udniowy wsch�d, w stron� Pustyni Hadaryckiej. Nikt nie wie dlaczego i zupe�nie nas to nie obchodzi, tyle �e w�druj� przez tereny zaludnione. Widywano je na traktach i go�ci�cach nieopodal miast. Co gorsza, kr��� pog�oski o Cieniu, cho� tych nie potwierdzono. Niewielu ludzi prze�y�oby podobne spotkanie.
- Czemu o tym nie s�yszeli�my?! - wykrzykn�� Eragon.
- Poniewa� - odpar� ponuro Merlock - wszystko zacz�o si� zaledwie kilka miesi�cy temu. Ca�e wioski musia�y porzuci� swe domy, bo urgale zniszczy�y pola i grozi� im g��d.
- Bzdura - warkn�� Garrow. - Nie widzieli�my �adnych urgali, z wyj�tkiem tego, kt�rego rogi wisz� na �cianie tawerny Morna.
Merlock uni�s� brwi.
- Mo�liwe, ale to ma�a wioska ukryta w�r�d g�r. Nic dziwnego, �e was nie zauwa�y�y. Nie oczekiwa�bym jednak, �e to b�dzie trwa� wiecznie. Wspominam o tym dlatego, �e tu te� musz� dzia� si� dziwne rzeczy, skoro znalaz�e� w Ko��cu taki kamie�. - To rzek�szy, po�egna� si� z nimi i uk�oni� z lekkim u�miechem.
Garrow pomaszerowa� z powrotem do Carvahall, Eragon drepta� tuz za nim.
- I co o tym s�dzisz? - spyta�.
- Nim podejm� decyzj�, musz� zasi�gn�� informacji. Zostaw kamie� na wozie, potem r�b, co chcesz. Spotkamy si� na kolacji u Horsta.
Eragon, wymijaj�c ludzi, rado�nie pobieg� do wozu. Widzia�, �e targi zabior� wujowi kilka godzin i mia� zamiar nacieszy� si� tym czasem. Ukry� kamie� pod workami, po czym energicznie pomaszerowa� do miasteczka.
W�drowa� od jednego kramu do drugiego, oceniaj�c towary wprawnym okiem, mimo i� nie mia� zbyt wiele monet. Ka�da rozmowa z kupcami potwierdza�a to, co m�wi� Merlock o chaosie w Alagaesii. Raz po raz powtarzali to samo: zesz�oroczny spok�j przemin��, pojawi�y si� nowe zagro�enia. Nic nie jest bezpieczne.
Nieco p�niej kupi� trzy lepkie cukrowe patyki i ma�y gor�cy placek z wi�niami. Godzinami sta� w �niegu, ale jedzenie rozgrza�o go natychmiast. Starannie obliza� syrop z palc�w, �a�uj�c, �e nie ma wi�cej, po czym usiad� na skraju werandy, chrupi�c cukierek. Nieopodal si�owa�o si� dw�ch ch�opc�w z Carvahall, nie mia� jednak ochoty si� do nich przy��cza�.
Robi�o si� p�no i handlarze coraz cz�ciej znikali w domach, dobijaj�c targ�w. Eragon nie m�g� si� ju� doczeka� wieczoru, gdy pojawi� si� trubadurzy opowiadaj�cy historie i pokazuj�cy sztuczki. Uwielbia� s�ucha� opowie�ci o magii, bogach i je�li dopisze szcz�cie, Smoczych Je�d�cach. W Carvahall tak�e mieszka� bajarz, Brom, przyjaciel Era-gona, lecz z czasem jego historie sta�y si� a� nadto znajome, podczas gdy trubadurzy zawsze mieli na podor�dziu co� nowego, ku zachwytowi s�uchaczy.
Eragon od�ama� w�a�nie sopel od kraw�dzi werandy, gdy dostrzeg� Sloana. Rze�nik go nie zauwa�y�, tote� ch�opak pochyli� g�ow� i �mign�� za r�g w stron� karczmy Morna.
Wewn�trz by�o gor�co; w powietrzu unosi� si� t�usty dym z tryskaj�cych iskrami �ojowych �wiec. Nad drzwiami wisia�y l�ni�ce, czarne kr�cone rogi urgala; ich rozpi�to�� dor�wnywa�a rozpi�to�ci ramion Eragona. Bar by� d�ugi i niski. Z boku le�a� stos kij�w, kt�rych struganiem zabawiali si� go�cie. Za barem krz�ta� si� Morn. R�kawy podwin�� do �okci, doln� cz�� twarzy mia� kr�tk� i wykrzywion�, jakby opar� podbr�dek o �arna. Ludzie t�oczyli si� wok� ci�kich d�bowych sto��w, s�uchaj�c dw�ch kupc�w, kt�rzy wcze�niej sko�czyli handel i zajrzeli do karczmy na piwo.
Gospodarz uni�s� wzrok znad czyszczonego kufla.
- Eragon! Mi�o ci� widzie�. Gdzie tw�j wuj?
- Kupuje. - Eragon wzruszy� ramionami. - Troch� mu to zajmie.
- A Roran tu jest? - spyta� Morn, przecieraj�c �cierk� kolejny kufel.
- Tak, tym razem �adne chore zwierz� go nie zatrzyma�o.
- To dobrze, dobrze.
Eragon skin�� r�k� w stron� dw�ch kupc�w.
- Kto to?
- Handlarze ziarnem. Kupili zbo�e od ludzi po �miesznie niskiej cenie, a teraz opowiadaj� szalone historie. Spodziewaj� si�, �e w nie uwierzymy.
Eragon natychmiast zrozumia�, czemu kramarz wygl�da na zaniepokojonego. Ludzie potrzebuj� pieni�dzy, nie poradzimy sobie bez nich.
- Jakie historie? Morn prychn��.
- Twierdz�, �e Vardeni zawarli pakt z urgalami i zbieraj� armi�, kt�ra ma nas zaatakowa�. Podobno tylko dzi�ki �asce naszego kr�la tak d�ugo cieszyli�my si� ochron� - jakby Galbatorixa obchodzi�o nasze istnienie. Id� ich pos�uchaj, mam do�� na g�owie, nie chce mi si� t�umaczy� tych k�amstw.
Pierwszy handlarz, pot�ny m�czyzna, ca�kowicie wype�nia� sob� krzes�o. Ka�dy najmniejszy ruch sprawia�, �e drewniany mebel protestowa� g�o�no. Na jego twarzy nie by�o ani �ladu w�os�w, pulchne r�ce mia� g�adkie jak niemowl�. Wydatne wargi wydyma�y si� w nad�sanym grymasie, gdy poci�ga� �yk piwa. Drugi m�czyzna mia� twarz czerwon�, sk�r� wok� twarzy such� i pomarszczon�, wype�niona grudkami stwardnia�ego t�uszczu, przypominaj�cymi zepsute mas�o. Reszta jego cia�a natomiast by�a nienaturalnie chuda.
Pierwszy na pr�no stara� si� usadowi� wygodniej na krze�le.
- Nie, nie - m�wi�. - Nie rozumiecie. Tylko dzi�ki niestrudzonym staraniom kr�la mo�ecie bezpiecznie toczy� z nami spory. Gdyby w swej m�dro�ci wycofa� ochron�, biada wam.
- Jasne! - krzykn�� kto� z t�umu. - Mo�e jeszcze nam powiesz, �e Je�d�cy wr�cili, a ka�dy z was zabi� stu elf�w? My�licie, �e jeste�my dzie�mi, by uwierzy� w takie bajki? Sami potrafimy o siebie zadba�.
Odpowiedzia�y mu �miechy.
Handlarz zacz�� co� m�wi�, w tym momencie jednak wtr�ci� si� jego chudy t