Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie 146 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
TYTU�: "Zag�ada domu Utsherow"
AUTOR: Edgar Allan Poe
T�UM: Boles�aw Le�mian
OPRACOWA� : Gabriel Hasiuk (
[email protected])
-------------------------------------------------------------------------
Przez ca�y dzie� pewnej jesieni - dzie� zadymk� omglony, pos�pny i oniemia�y, gdy chmury ci�ko i nisko zwis�y na niebie, przebywa�em samopas i konno obszary niezwykle ponurej krainy i wreszcie, w chwili przep�ywu zmierzch�w wieczornych, stan��em przed melancholijnym Domem Usher�w. Nie wiem, jak to si� sta�o, ale od pierwszego wejrzenia, kt�re rzuci�em na ow� budowl�, uczucie smutku ponad si�y przenikn�o m� dusz�. M�wi�: ponad si�y, poniewa� tego smutku nie koi�o zgo�a najmniejsze �d�b�o owego nastroju, kt�remu istota poezji nadaje niemal barwy rozkoszy, a kt�ry zazwyczaj ogarnia dusz� wobec najpos�pniejszych widok�w natury, pe�nych spustoszenia i grozy.Ogl�da�em przeciwleg�y mi krajobraz i nic, jeno dom i charakterystyczna perspektywa tej miejscowo�ci, mury ch�odem przesycone, okna podobne do oczu, kt�re patrz�c nie widz� - kilka k�p j�drnego sitowia oraz kilka pni zbiela�ych i spr�chnia�ych drzew - samym swym widokiem zdzia�a�y, �e dozna�em owego ca�kowitego pogn�bienia ducha, kt�re w�r�d uczu� ziemskich najtrafniej mo�na przyr�wna� tylko przedocknieniowym majaczenia palacza o p i u m - jego bolesnym do codzienno�ci powrotom - straszliwemu a niech�tnemu pierzchaniu z jego oczu zas�ony. By�a w tym - dr�twota serca, zn�kanie, niemoc - niepokonany smutek zadumy, kt�rej �aden bodziec wyobra�ni nie m�g� o�ywi� ani spot�ni�.
C� to za przyczyna - my�la�em w duchu - c� to za przyczyna tkwi w moim wzruszeniu na widok Domu Usher�w? By�a to tajemnica zgo�a nieodgadniona i nie mog�em oprze� si� pochmurnym przeczuciom, kt�re gromadzi�y si� we mnie podczas rozmy�la�. By�em zmuszony uciec si� do tego niezbyt wystarczaj�cego wniosku, �e istniej� bardzo proste zestawienia szczeg��w natury, posiadaj�ce w�adz� wzruszenia nas w ten spos�b, i �e analiza tej w�adzy le�y w tej dziedzinie rozwi�za�, gdzie my�l nasza zgubi�aby wszelki w�tek. By� mo�e - my�la�em - �e prosta odmiana w uk�adzie przedmiot�w krajobrazu, w poszczeg�lnych cz�ciach ca�o�ci zdo�a�aby z�agodzi�, a nawet znicestwi� ow� w�adz� narzucania uczu� bolesnych - i, stosuj�c si� do tej my�li, skierowa�em konia ku urwistemu brzegowi czarnego i �a�obnego stawu, kt�ry na kszta�t nieruchomego zwierciad�a tkwi� przed budynkiem. Atoli z przenikliwszym jeszcze, ni� poprzednio, dreszczem strachu ogl�da�em odbite i odwr�cone widma szarego sitowia, z�owieszczych pni drzewnych i okien podobnych do oczu, kt�re patrz�, aby nie my�le�.A wszak�e w tym w�a�nie przybytku melancholii zamierza�em sp�dzi� kilka tygodni. W�a�ciciel jego - Roderick Usher - by� jednym z bliskich mi przyjaci� dzieci�stwa, lecz lat kilka up�yn�o od czasu naszego ostatniego spotkania.
Wszak�e niedawno w dalekim zak�tku kraju zaskoczy� mi� list jego - list, kt�rego ob��dnie nagl�ce s�owa nie dopuszcza�y innej odpowiedzi, jak osobiste moje przybycie. Pismo nosi�o �lady nerwowego niepokoju. Autor listu m�wi� o ostrej niemocy fizycznej - o gn�bi�cym go rozstroju umys�owym i o �arliwej ch�ci widzenia si� ze mn�, jako najlepszym i naprawd� jedynym przyjacielem, w tej nadziei, i� rado�� obcowania z moj� osob� sprawi poniek�d ulg� jego cierpieniom. I w�a�nie ton, nadany tym wszystkim i wielu jeszcze innym zdaniom, oraz b�agalna szczero�� serca wzbroni�y mi wszelkich namys��w. Skutek by� taki, �e niezw�ocznie uleg�em tym nawo�ywaniom, kt�re wszak�e uwa�a�em za bardzo osobliwe.
Chocia� w dzieci�stwie �yli�my w �cis�ej przyja�ni, zna�em mimo to mego druha jeno bardzo pobie�nie. Odznacza� si� zawsze wyj�tkow� niech�ci� do wynurze�. Wiedzia�em jednak, �e jest potomkiem bardzo starego rodu, kt�ry od czas�w niepami�tnych wyr�nia� si� niezwyk�� tkliwo�ci� serca.Tkliwo�� owa poprzez wieki skierowa�a si� w swym rozwoju ku licznym dzie�om najczystszej sztuki i przejawi�a si� od dawien dawna w cz�stych uczynkach mi�osierdzia tyle� szczodrego, ile bezimiennego oraz w �arliwym ukochaniu raczej trudno�ci, ni� tak �atwo zawsze dost�pnych zrozumieniu klasycznych powab�w sztuki muzycznej. Dowiedzia�em si� te� o tej wielce znamiennej okoliczno�ci, �e genealogiczne drzewo rodziny Usher�w, aczkolwiek tak chwalebnie staro�ytnej, nigdy, w �adnym okresie czasu nie wyda�o ga��zi roz�o�ystych, czyli innymi s�owy ca�y r�d utrwala� si� jeno w linii prostej, pomijaj�c kilka bardzo nieznacznych i bardzo przelotnych wyj�tk�w.Ten to w�a�nie brak, my�la�em, oddany ca�kowicie zadumie o doskona�ej zgodzie charakteru miejscowo�ci z przys�owiowym charakterem rodu i rozwa�aniom wp�ywu, kt�ry w d�ugim nast�pstwie wiek�w r�d i miejscowo�� wzajem na siebie wywrze� mog�y - ten to zapewnie brak ga��zi bocznych oraz nieustanny przekaz z ojca na syna ojcowizny i nazwiska przyczyni� si� z biegiem czasu do tak sp�jnego uto�samienia obojga, �e pierwotne miano d�br zapodzia�o si� w dziwnej i dwuznacznej nazwie D o m u U s h e r � w, nazwie rozpowszechnionej w�r�d ludu, a kt�ra w jego poj�ciu zdawa�a si� zawiera� zar�wno r�d, jak i siedzib� rodu.
Nadmieni�em, �e jedynym skutkiem mej nieco dziecinnej pr�by - mianowicie zajrzenia do jeziora - by�o pog��bienie pierwszych, a tak osobliwych wra�e�. Nie w�tpi�, �e �wiadomo�� wzrastaj�cego we mnie zabobonnego strachu - czemu� go nie mam nazwa� po imieniu - g��wnie przyczyni�a si� do przyspieszenia jego wzrostu. Wiedzia�em od dawna, �e jest to paradoksalne prawo wszystkich uczu� osnutych na strachu. I by� to zapewne jedyny pow�d, kt�ry zdzia�a�, �e gdy me oczy odwr�cone od widm stawu wznios�y si� ku samemu domowi, dziwna my�l powsta�a mi w g�owie - my�l, doprawdy, tak pocieszna, �e wspominam o niej tylko dla wykazania �ywotnej si�y t�ocz�cych mnie wra�e�. Wyobra�nia moja dzia�a�a tak mocno, �e wierzy�em naprawd� w to, i� wok� domostwa i ca�ej miejscowo�ci szerzy si� atmosfera wy��cznie im i najbli�szym okolicom przyrodzona - atmosfera nie spokrewniona z przestworem niebios�w, lecz wyzioni�ta przez spr�chnia�e drzewa, siwy mur i niemy staw - opar tajemniczy i d�umny, zaledwo widzialny, ci�ki, nieruchomy i o�owianego zabarwienia.
Stroni�em duchem od tego, co mog�o by� jeno majakiem, i uwa�niej j��em bada� rzeczywist� posta� budynku. G��wn� jego cech� by�a, zda si�, wyj�tkowa zamierzch�o��. Czas a� nadto go odbarwi�. Drobne liszaje przes�oni�y ca�� �cian� zewn�trzn� i, poczynaj�c od dachu, powlek�y j� jakby zwiewn�, wyszukanie haftowan� tkanin�. Ale to wszystko wcale nie by�o wynikiem szczeg�lnego zniszczenia. �adna cz�� muru nie run�a i zdawa�a si� istnie� dziwna sprzeczno�� pomi�dzy og�ln�, nienaruszon� t�yzn� wszystkich jego cz�ci a poszczeg�lnym stanem spr�chnia�ych kamieni, kt�re mi przypomnia�y najzupe�nie pozorn� ca�kowito�� starych boazerii, przez czas d�ugi pr�chniej�cych w jakiej� zapomnianej piwnicy, z dala od podmuchu �wie�ego powietrza. Pr�cz tej oznaki doszcz�tnego zniszczenia budowla nie zdradza�a �adnych znamion krucho�ci. By� mo�e, i� oko drobiazgowego badacza wykry�oby zaledwo pochwytn� szczelin�, kt�ra, poczynaj�c od dachu fasady, kre�li�a wzd�u� muru znak zygzakowaty i zanika�a w pos�pnych wodach stawu.Zauwa�ywszy te szczeg�y, przeby�em konno kr�tki go�ciniec, kt�ry mnie przywi�d� do domu. Lokaj uj�� mego konia i wst�pi�em pod gotyckie sklepienie przedsionka. S�u��cy chy�kiem i w milczeniu zaprowadzi� mnie poprzez mn�stwo ciemnych i zawi�ych korytarzy do pokoju swego pana. Sporo przedmiot�w, napotkanych po drodze, przyczyni�o si�, nie wiem czemu, do wzmo�enia chwiejnych uczu�, o kt�rych ju� m�wi�em. <BR>
Przedmioty dookolne - jak rze�by sklepie�, ciemne obicia �cian, czarne hebany posadzki i fantastyczne sztandary herbowe, kt�re szumia�y za ka�dym moim st�pni�ciem - wszystko to by�y dobrze mi znane rzeczy. Za czas�w dzieci�stwa przyzwyczai�em si� do widok�w podobnych i chocia� bez wahania stwierdzi�em w nich przedmioty znajome, podziwia�em jednocze�nie, jak niezwyk�� zadum� budzi�y we mnie te zwyk�e obrazy.
U jednych wschod�w spotka�em domowego doktora. Twarz jego, jak mi si� wyda�o, mia�a wyraz nikczemnej drwiny z domieszk� zak�opotania. Szybko omin�� mnie i przeszed�. S�u��cy otworzy� w�a�nie drzwi i wprowadzi� mnie do pokoju swego pana.
Pok�j, w kt�rym si� znalaz�em, by� bardzo obszerny i bardzo wysoki. D�ugie, w�skie okna tkwi�y na takiej odleg�o�ci od czarnej d�bowej pod�ogi, �e zgo�a by�y niedost�pne oku. S�abe promienie karmazynowego brzasku torowa�y sobie uj�cie poprzez zakratowane szyby i do�� rozwidnia�y g��wne przedmioty otoczenia, pomimo to oko nadaremnie usi�owa�o dojrze� dalekie zak�tki pokoju lub zag��bienia okr�g�o sklepionego i rze�bionego sufitu. Pos�pne draperie obleka�y �ciany. Sprz�ty przewa�nie by�y dziwaczne, niewygodne, staro�ytne i zniszczone. Stosy ksi�g i narz�dzi muzycznych le�a�y w bez�adnym rozproszeniu, lecz obecno�� ich nie mog�a o�ywi� og�lnego t�a. Czu�em, �e oddycham atmosfer� smutku. Fale uci��liwej, g��bokiej, nieuleczalnej melancholii szerzy�y si� wsz�dy i przenika�y wszystko. Na m�j widok Usher podni�s� si� z kanapy, na kt�rej le�a� wzd�u� wyci�gni�ty, i powita� mnie z zapa�em, maj�cym - takie przynajmniej by�o pierwsze wra�enie - nieodparte pozory przesadnej serdeczno�ci - pozory wysi�ku cz�owieka znudzonego, a czyni�cego zado�� okoliczno�ciom. Atoli rzut oka na jego twarz przekona� mnie o bezwzgl�dnej szczero�ci. Usiedli�my i przez chwil kilka, gdy trwa� w milczeniu, przygl�da�em mu si� na wp� z lito�ci�, a na wp� z przera�eniem. Doprawdy, nikt nigdy nie uleg� zmianie tak straszliwej i w tak kr�tkim czasie, jak Roderick Usher! Z wielkim jeno trudem mog�em wyczu� to�samo�� cz�owieka, kt�rego mia�em przed oczami, z towarzyszem mego dzieci�stwa. Charakter jego twarzy by� zawsze wybitny. Cera trupia, wysoko rozwarte, omglone i niepor�wnanie b�yskliwe oczy - wargi nieco w�skie i bardzo blade, lecz przedziwnie pi�knej fali - nos hebrajskiego kszta�tu, bardzo wytworny, lecz z szerokimi nozdrzami, kt�re rzadko towarzysz� tego rodzaju kszta�tom - podbr�dek czarownie zarysowany, lecz brakiem wydatno�ci zdradzaj�cy brak woli - w�osy mi�ksze i zwiewniejsze ni� tkanina Arachny - wszystkie te cechy z dodatkiem nadmiernej wybuja�o�ci czo�a sk�ada�y si� na ca�o��, kt�r� nie�atwo by�o zapomnie�. Lecz obecnie w jednolitym spot�gowaniu charakteru tej twarzy i w jej zwyk�ym wyrazie zasz�a taka zmiana, �em nie poznawa� cz�owieka, z kt�rym m�wi�. Przede wszystkim uderzy�a mnie, a nawet przerazi�a blado�� twarzy, kt�ra ju� sta�a si� blado�ci� widmow�, i po�ysk oczu, kt�ry ju� sta� si� po�yskiem nierzeczywistym. Ponadto bezwiednie pozwoli� swym w�osom na rozrost nieograniczony i poniewa� ta cudaczna zami�� paj�czynowych w��kien raczej powiewa�a, ani�eli spada�a wok� twarzy, nie mog�em nawet przy najlepszych ch�ciach znale�� w tej dziwnej gmatwaninie arabeskowej nic pokrewnego zwyk�ej istocie ludzkiej.
Uderzy� mnie na pocz�tku pewien bez�ad, pewna niezgoda ruch�w mego przyjaciela, i wkr�tce wykry�em, �e przyczyn� tego jest nieustanny zar�wno s�aby, jak dziecinny wysi�ek st�umienia na�ogowej drgawki - nadmiernej ruchliwo�ci nerwowej. Spodziewa�em si� zreszt� czego� w tym rodzaju i da� mi przedsmak w tym kierunku nie tylko jego list, lecz i wspomnienie niekt�rych cech z lat dziecinnych oraz wnioski, wysnute na mocy osobliwej jego budowy fizycznej tudzie� usposobienia. Jego ruchy by�y na przemian bystre i powolne. G�os b�yskawicznie przerzuca� si� od chwiejnej niepewno�ci, gdy w�adze �yciowe zdaj� si� zgo�a nieobecne - do tego rodzaju energicznych skr�t�w, do tych nag�ych, krzepkich, przerywanych i z g��bi dobytych d�wi�k�w, do tych gard�owych i szorstkich a doskonale r�wnowa�onych i cieniowanych ton�w, kt�re si� zdarzaj� u zawodowych opoj�w lub niepoprawnych palaczy opium w okresach najwy�szego podniecenia.
Tym w�a�nie tonem m�wi� o moich odwiedzinach, o p�omiennej ��dzy widzenia si� ze mn� i o pociesze, kt�rej si� spodziewa� ode mnie. Rozwodzi� si� nad tym do�� obszernie i t�umaczy� po swojemu tre�� swej choroby. - Jest to, m�wi�, choroba dziedziczna, choroba organiczna, choroba, dla kt�rej nie mam nadziei znalezienia lekarstwa, zwyk�y rozstr�j nerwowy - dorzuci� niezw�ocznie - kt�rego bez w�tpienia wkr�tce si� pozb�d�. Rozstr�j �w przejawia si� ca�� ci�b� nadzmys�owych wra�e�. Niekt�re z podczas jego opisu zaciekawi�y mnie i stropi�y. Wszak�e bardzo by� mo�e, i� zawdzi�cza�em to przewa�nie rodzajowi wys�owie� oraz tonowi jego opowiadania. Cierpia� dotkliwie na chorobowe zaostrzenie zmys��w. Znosi� jedynie najprostsze potrawy. W zakresie ubrania m�g� u�ywa� niekt�rych tylko tkanin. Dusi�y go wszelkie wonie kwiat�w. Nawet najs�absze �wiat�o sprawia�o m�ki jego oczom. I jeno kilka wy��cznych d�wi�k�w, a mianowicie strunowych, nie przejmowa�o go przera�eniem. Postrzeg�em, �e by� �lepym niewolnikiem pewnego rodzaju nadprzyrodzonych si� strachu.
- Umr� - rzek� - umrze� m u s z � pod wp�ywem tego op�akanego szale�stwa. Zgin� tak w�a�nie, a nie inaczej. Przera�a mnie przysz�o�� nie sama przez si�, lecz w swych skutkach. Dr�� na my�l o jakimkolwiek trafie, kt�ry mo�e przyprawi� mego ducha o to niezno�ne wzruszenie. Nie boj� si� w�a�ciwie niebezpiecze�stwa, boj� si� wy��cznie jego bezpo�redniego tworu - strachu. W tym stanie rozdra�nienia, w stanie godnym politowania, czuj�, �e pr�dzej czy p�niej nast�pi chwila, gdy �ycie i rozum opuszcz� mnie jednocze�nie w jakiej� nier�wnej walce ze z�owieszczym widmem - S t r a c h u!
Dorywczo, dzi�ki bez�adnym zwierzeniom, p�s��wkom i napomknieniom dowiedzia�em si� o innym szczeg�le jego stanu duchowego. Op�ta�y go pewne wyczucia zabobonne, zwi�zane z gmachem, w kt�rym mieszka�, a z kt�rego od kilku lat nie �mia� wychodzi�, zwi�zane z wp�ywem, kt�rego domniemane �r�d�o t�umaczy� mi w s�owach zbyt ciemnych, abym je tutaj przytacza� - z wp�ywem, kt�ry na umy�le jego, dzi�ki chorobie, wywiera�y pewne szczeg�y w samym kszta�cie i w budulcu dziedzicznego pa�acu - s�owem, t r e � � f i z y c z n a szarych mur�w, baszt i czerniawego stawu, gdzie si� ca�y gmach zwierciedli� - wycisn�y po pewnym czasie sw� piecz�� na t r e � c i d u c h o w e j jego istoty.Nie bez wahania dopuszcza� wszak�e, �e przewa�n� cz�� osobliwej a gn�bi�cej go melancholii mo�na przypisa� bardziej naturalnej i o wiele rzeczywistszej przyczynie, a mianowicie okrutnej i ju� przedawnionej chorobie, a wreszcie jawnie bliskiej �mierci g��boko ukochanej siostry, jedynej jego towarzyszki od lat wielu, ostatniej i jedynej krewnej jego na ziemi.- �mier� jej - rzek� z gorycz�, kt�rej nigdy nie zapomn� - osamotni mnie - s�abego i zrozpaczonego ostatniego potomka staro�ytnego rodu Usher�w.Gdy to m�wi�, lady Magdalana, tak jej by�o na imi�, krokiem wolnym przesz�a w oddalach komnaty i znik�a, nie zauwa�ywszy mojej obecno�ci. Przygl�da�em si� jej z wielkim zdziwieniem, w kt�rym tkwi�o nieco strachu, lecz zdanie sobie sprawy z mych uczu� wyda�o mi si� niemo�liwe. Przyt�oczy�o mnie uczucie dr�twego zdumienia, gdym patrzy� w �lad za jej odej�ciem. Gdy wreszcie drzwi si� za ni� zamkn�y, wzrok m�j bezwiednie i ciekawie pod��y� ku twarzy jej brata, lecz ten pogr��y� twarz w d�oniach, i mog�em jeno stwierdzi�, �e bardziej ni� zwykle blado�� rozla�a si� po jego wychudzonych palcach, poprzez kt�re s�czy�a si� rosa �ez �arliwych.
Choroba lady Magdaleny przez czas d�ugi ur�ga�a wiedzy jej lekarzy. Uporczywa apatia, stopniowy zanik si� i cz�ste, aczkolwiek kr�tkotrwa�e ataki niemal kataleptycznego charakteru by�y bardzo dziwnymi oznakami tej choroby. Dotychczas m�nie znosi�a brzemi� choroby i nie poddawa�a si� jeszcze musowi trwania w ��ku, lecz ku ko�cowi wieczoru w dzie� mego przybycia do pa�acu, jak powiedzia� mi noc� jej brat z niewys�owionym wzruszeniem, uleg�a mia�d��cej pot�dze kl�ski, i zrozumia�em, �e spojrzenie, kt�rym j� ogarn��em, by�o zapewno ostatnie, i �e nigdy, a w ka�dym razie �ywej tej pani nie zobacz�.Przez kilka dni nast�pnych ani ja, ani Usher nie wymieniali�my jej imienia. W tym okresie wyczerpywa�em wszelkie sposoby, aby ul�y� melancholii mego druha. Sp�dzali�my czas na wsp�lnym malowaniu i czytaniu lub te� nas�uchiwa�em, jak we �nie, jego dziwnych improwizacji na d�wi�cznej gitarze. W ten spos�b, w miar� jak coraz �ci�lejsze w�z�y przyja�ni przyczynia�y si� do coraz ufniejszego ods�aniania mi g��bi jego ducha, coraz bole�niej stwierdza�em nadaremno�� moich wysi�k�w ku odnowie jego istoty, z kt�rej noc, jak nieod��czna jej cecha, na wszelkie przedmioty cielesnego i duchowego �wiata zion�a nieustann� �un� ciemno�ci. Zawsze zachowam w pami�ci wielokrotne a uroczyste godziny, kt�re sp�dzi�em sam na sam z w�a�cicielem Domu Usher�w. Lecz nadaremnie stara�bym si� okre�li� dok�adny charakter studi�w lub zaj��, do kt�rych mi� nak�oni� lub wskaza� drog�. P�omienny, nadmierny, chorobliwy idealizm udziela� wszystkiemu swych siarkowych pobrzask�w. Jego d�ugie i �a�obne improwizacje wiecznie b�d� brzmia�y w mych uszach. Mi�dzy innymi wspominam bole�nie pewn� osobliw� parafraz�, odwr�cenie na wspak, ju� i pierwotnie dziwnej bardzo melodii ostatniego walca Webera. Co si� tyczy obrazk�w, wy�onionych z jego czynnej wyobra�ni, a kt�re z ka�dym p�dzla poci�gni�ciem wkracza�y w nieokre�lono�� budz�c� we mnie dreszcz - dreszcz tym przenikliwszy, �em dr�a�, nie wiedz�c czemu - co si� tyczy obraz�w tak �yciem dla mnie tchn�cych, �e kszta�ty ich dot�d jeszcze mam w oczach - daremnie bym usi�owa� wybra� odpowiedni� pr�bk�, kt�rej by mog�o sprosta� s�owo pisane. Bezwzgl�dn� prostot�, nago�ci� rysunku przykuwa�, ujarzmia� uwag�. Je�li kiedykolwiek �miertelnik p�dzlem na p��tnie odda� my�l, tym �miertelnikiem by� Roderick Usher. Dla mnie przynajmniej - w danych okoliczno�ciach - czyste abstrakcje, kt�re hipochondryk potrafi� rzuci� na p��tno, zion�y nat�on�, nieodpart� zgroz�, jakiej nawet cienia nie zazna�em przy ogl�daniu majacze� samego Fuselego, bez w�tpienia �wietnych, ale jeszcze zbyt konkretnych.
W�r�d cudacznych pomys��w mego przyjaciela znalaz� si� jeden, kt�rego duch abstrakcji nie ogarn�� tak wy��cznie i kt�ry mo�na, chocia� w s�abym stopniu, odda� opisem s�ownym. By� to ma�y obraz, przedstawiaj�cy wn�trze piwnicy czy te� podziemi niepomiernie d�ugich, prostok�tnych, o murach niskich, wyg�adzonych, bia�ych, bez �adnych ozd�b, bez �adnych przerw. Pewne szczeg�y dodatkowe kompozycji u�atwia�y zrozumienie tego, �e �w tunel znajduje si� niezwykle g��boko pod powierzchni� ziemi. Nie wida� by�o �adnego wyj�cia w ca�ej jego olbrzymiej rozci�g�o�ci. Nie wida� by�o �adnej pochodni, �adnego �r�d�a sztucznych �wiate�, a mimo to wylew wezbranych promieni snu� si� od ko�ca do ko�ca i zatapia� wszystko fantastycznym i niepochwytnym blaskiem.
Ju� wspomnia�em o chorobliwym stanie nerwu s�uchowego, dzi�ki kt�remu chory nie znosi� �adnej muzyki pr�cz niekt�rych d�wi�k�w strunnych. Zapewne ten ciasny zakres, w kt�rym uwi�zi� sw�j talent przymusem do gry na gitarze, przewa�nie nada� jego utworom fantastyczne cechy. Lecz co si� tyczy p�omiennej lotno�ci jego improwizacji, nie mo�na ich w ten sam spos�b rozwa�a�. Trzeba najwidoczniej uzna�, �e improwizacje owe mog�y by� i w rzeczy samej by�y, tak w muzyce, jak w s�owach jego dziwnych utwor�w fantastycznych - poniewa� cz�sto improwizowanymi i rymowanymi s�owami dope�nia� swej muzyki - by�y w rzeczy samej wynikiem usilnego skupienia i tego zogniskowania w�adz umys�owych, kt�re zdarza si�, jak ju� powiedzia�em, w wyj�tkowych razach najwy�szego podniecenia sztucznymi �rodkami. Przypominam sobie z �atwo�ci� s�owa jednego z tych rapsod�w. By� mo�e, i� wywar� na mnie wra�enie silniejsze, gdy mi go autor pokaza�, poniewa� wyda�o mi si�, �e w wewn�trznej i tajemniczej tre�ci utworu wykry�em po raz pierwszy, i� Usher posiada zupe�n� �wiadomo�� swego stanu, i� czuje, jak jego wysoki umys� chwieje si� na swym tronie. Wiersze owe, kt�re nosi�y tytu� Zamku Op�tanego, brzmia�y z bardzo ma�ymi odmianami tak, jak je tu podaj�: 1.
W najziele�szej z naszych dolin
Od anio��w zamieszka�y
Promienisty i pogodny
Niegdy� zamek by� wspania�y.
Tam - w krainie w�adcy My�li
Sta� �wietlany zamek �w:
�aden seraf nie nakre�li
Skrzyd�em takich cudnych sn�w.
2.
Ko�ysa� si� tam na dachu
Szereg z�otych fal bogaty:
Ach - to wszystko by�o dawno,
Przed dawnymi bardzo laty.
Z wietrzykami, co igra�y
W pos�oneczne owe dnie,
Przez omszone, jasne wa�y
Wonny eter w sale mknie.
3.
W�drownicy w tej dolinie
Przez dwa okna ja�niej�ce -
Widz� duchy - w takty liry
Melodyjnie ko�uj�ce,
Wok� tronu, l�ni�c wspaniale
I�cie, jak porphyro-gen,
W nale�ytej widnia� chwale
�wietny zamku w�adca ten.
4.
Promiennymi od rubin�w
�wietlanymi zamku wroty
P�yn� - p�yn� - ci�gle p�yn�
Muzykalne ech istoty,
Kt�rych s�odkim by�o losem
Wci�� kr�lowi nuci� �piew -
Ponad wszystko cudnym g�osem -
Wiedzy lud�w nios�c �piew.
5.
A� ci naraz w czarnych szatach
Spad�a chmura kl�sk obfita;
P�acz, bo nigdy z�ota zorza
Ju� nad zamkiem nie za�wita.
I �w pa�ac, co ja�nieje
Dot�d chwa�� - w mroki pad� -
I straszliwe jakie� dzieje
Z niepami�tnych d�wiga lat.
6.
A w�drowcy dzi� w dolinie
Przez dwa okna krwi� p�on�ce
Widz� kszta�ty rozd�wi�czone
Fantastycznie ko�uj�ce -
I, jak rzeki wir szalonej,
R�j zgrzytliwych p�ynie ech -
Poprzez wrota - wykrzywiony
Bez u�miechu w wieczny �miech.
Przypominam sobie bardzo dok�adnie, �e nastr�j, wywo�any ballad�, pchn�� nas w odm�t my�li, w kt�rego zakresie zaznaczy� si� pewien pogl�d Ushera. Przytaczam go nie tyle dla jego nowo�ci - i inni bowiem mieli pogl�dy podobne, ile dla owej stanowczo�ci, z kt�r� Usher przy nim obstawa�. Pogl�d �w w og�lnych zarysach by� jeno wiar� w zdolno�� czucia wszystkich istot ro�linnych. W zboczonej wyobra�ni Ushera pogl�d �w nabra� cech jeszcze zuchwalszych i wkracza� pod pewnymi wzgl�dami w dziedzin� �wiata nieorganicznego. Brak mi s��w, aby wyrazi� ca�� rozci�g�o��, ca�� powag�, ca�� b e z s p o r n o � � jego wiary. Wiara ta wszak�e by�a, jak ju� napomkn��em, zwi�zana z siwymi kamieniami domu jego przodk�w. W tym razie zdolno�� czucia powstawa�a, jak mu si� roi�o, w warunkach zale�nych od metody, kt�ra budow� kierowa�a - od stosownego rozk�adu tak kamieni, jak wszelkich przes�aniaj�cych je liszaj�w, i od spr�chnia�ych drzew, kt�re tkwi�y naok� - lecz przede wszystkim od niezmienno�ci tego uk�adu i od jego odwzor�w w sennych wodach stawu. - Dowodem widocznym tej czuciowo�ci, m�wi� Usher, a jam go s�ucha� z niepokojem, by�o stopniowe, lecz stanowcze zg�szcznie si� ponad wodami i wok� mur�w w�a�ciwej im atmosfery. Odno�ny skutek - dorzuci� - przejawi� si� w tym milcz�cym, lecz nieodpartym i straszliwym wp�ywie, kt�ry od wiek�w, rzek�by�, kszta�towa� przeznaczenie jego rodu i kt�ry z niego uczyni� cz�owieka takiego, jakiego mam obecnie przed oczami - takiego, a nie innego. Tego rodzaju pogl�dy nie wymagaj� wyja�nie� i nie mam zamiaru ich wyja�nia�. Wsp�lnie przez nas czytane ksi��ki - ksi��ki, kt�re od lat wielu stanowi�y przewa�ny podk�ad duchowego istnienia chorego - jak �atwo zgadn��, odpowiada�y �ci�le jego wizyjnemu usposobieniu. Zg��biali�my wsp�lnie utwory takie, jak "Vert-Vert" i "Kartuzja" Gresseta, "Belphegor" Machiawella, "Cuda niebios�w i piekie�" Swedenborga, "Podr� podziemna Nicholasa Klimma" Holberga, "Chiromancja" Roberta Fludda, Jana d'Indagine'a i De la Chambre'a, "Odjazd w b��kitno��" Tiecka i "Miasto S�o�ca" Campanelli.Jedn� z jego ulubionych ksi��ek by�o ma�e wydanie w �semce dzie�a dominikanina Eymerica De Gironne'a pt. "Directorium inquisitorium" oraz zdarza�y si� w dzie�ach Pomponiusza Melli ust�py o staro�ytnych satyrach afryka�skich i egipanach, nad kt�rymi Usher rozmy�la� ca�ymi godzinami.G��wn� rozkosz� jego ducha by�o czytanie wydanego in quarto, w stylu gotyckim, niezwykle rzadkiego i ciekawego zbioru zasad jakiego� zapomnianego ko�cio�a pt. "Vigiliae Mortuorum secundum Chorum Ecclesiae Maguntinae". Zastanawia�em si� mimo woli nad dziwnym rytua�em, zawartym w tej ksi�dze, i nad jej mo�liwym wp�ywem na melancholika, gdy pewnego wieczoru podawszy mi nag�� wiadomo�� o tym, �e lady Magdalena ju� istnie� przesta�a, wyjawi� ch�� przechowania zw�ok przez dni pi�tna�cie do czasu ostacznego pogrzebu w jednym z licznych podziemi, znajduj�cych si� pod ci�kimi murami zamku. Pow�d, kt�rym popiera� to dziwne post�powanie, by� tego rodzaju, �e nie czu�em prawa do zaprzecze�. M�wi� mi, �e jako brat powzi�� to postanowienie wobec niezwyk�ych cech zmar�ej, wobec pewnej zbyt natarczywej i niepow�ci�gliwej ciekawo�ci ze strony uczonych badaczy i wreszcie wobec odleg�ego i bardzo widocznego po�o�enia rodzinnego grobowca.Wyznam, �e przypomniawszy sobie z�owrogi wyraz twarzy cz�owieka spotkanego na schodach w dniu mego przybycia do pa�acu, straci�em ch�� przeciwienia si� tego rodzaju �rodkom ostro�no�ci, kt�re bez w�tpienia uwa�a�em za niewinne i stanowczo za bardzo uzasadnione.
Na pro�b� Ushera udzieli�em mu pomocy osobistej w przygotowaniach do tego tymczasowego poch�wku. Zawarli�my cia�o w trumnie i we dw�ch ponie�li�my je na miejsce spoczynku. Podziemie, w kt�rym z�o�yli�my zw�oki i kt�re by�o zamkni�te od tak dawna, �e nasze pochodnie, na wp� st�umione d�awi�cym zaduchem, nie pozwoli�y nam zbada� miejsca - by�o ma�e, wilgotne i nie dawa�o �wiat�u dziennemu �adnego dost�pu; tkwi�o bardzo g��boko pod t� cz�ci� budynku, gdzie znajdowa�a si� moja sypialnia. Za dawnych czas�w feudalnych przeznaczone by�o zapewne na straszliwy u�ytek wi�zienia, a w czasach p�niejszych na piwnic� do przechowywania prochu lub innych �atwo palnych materia��w, cz�� bowiem gruntu i wszystkie �ciany wzd�u� sieni, kt�r� przebyli�my, aby tam dotrze�, by�y szczelnie pokryte miedzi�. Drzwi z ci�kiego �elaza by�y tak samo �rodkiem ochronnym. Gdy ten ci�ar olbrzymi zako�ysa� si� na swych zawiasach, rozleg� si� dziwnie ostry i zgrzytliwy d�wi�k.W tym wi�c przybytku zgrozy z�o�yli�my na marach nasze brzemi� �a�obne. Uchylili�my nieco wieka trumny, kt�ra nie by�a jeszcze zabita, i zajrzeli�my w twarz trupa. Uderzaj�ce podobie�stwo pomi�dzy bratem a siostr� przyku�u przede wszystkim moj� uwag�, i Usher, zgaduj�c by� mo�e moje my�li - mrukn�� kilka s��w, z kt�rych wywnioskowa�em, �e oboje - zmar�a i on - byli bli�ni�tami, i �e pomi�dzy nimi istnia�a niewyt�umaczona niemal zgodno�� dusz. Wszak�e spojrzenia nasze nied�ugo tkwi�y na zmar�ej, gdy� nie mogli�my ogl�da� jej bez przera�enia.
Choroba, kt�ra lady Magdalen� w pe�ni m�odo�ci str�ci�a do grobu, pozostawi�a, jak to zazwyczaj si� zdarza we wszystkich chorobach czysto kataleptycznego pochodzenia, s�aby, niby na drwin�, rumieniec na piersi i na twarzy oraz udzieli�a wargom tego dwuznacznego i dr�twego u�miechu, kt�ry przera�a, gdy przynale�y �mierci. Zasun�li�my wieko i zabili�my je, po czym zamkn�wszy drzwi �elazne, wr�cili�my znu�eni do wy�ej po�o�onych komnat, gdzie nie mniejsza panowa�a melancholia.
W�wczas po up�ywie kilku dni, pe�nych najbole�niejszego smutku, sta�a si� zmiana widoczna w objawach chorobliwego stanu ducha mego przyjaciela. Zwyk�e jego na�ogi pierzch�y. Zaniedba� i zapomnia� swych zaj�� codziennych. B��ka� si� z pokoju do pokoju krokiem porywczym, nier�wnym i bezcelowym. Blado�� jego twarzy nabra�a by� mo�e bardziej jeszcze widmowych odcieni, lecz po�ysk, w�a�ciwy jego oczom, zgas� ca�kowicie. Nie s�ysza�em ju� tych ostrych ton�w g�osu, do kt�rych dawniej ucieka� si� chwilami, i dr�enie, sprawione, rzek�by�, najwy�szym strachem, cechowa�o zazwyczaj jego mow�. Czasem doprawdy przychodzi�o mi do g�owy, �e nieustannie zaniepokojony umys� jego trawi� jakie� zd�awione tajemnice i �e nie mo�e zdoby� si� na niezb�dn� odwag� ods�oni�cia tych tajemnic. Kiedy indziej by�em po prostu zmuszony podejrzewa� go o niewyt�umaczone wybryki szale�stwa, poniewa� widywa�em go wpatrzonego ca�ymi godzinami w pr�ni�, w ruchu najusilniejszej baczno�ci, jakby nas�uchiwa� d�wi�k�w urojonych. Nie dziw przeto, �e stan jego przera�a� mnie, a nawet zara�a�. Czu�em, jak dziwny wp�yw jego fantastycznych i zara�liwych zabobon�w przenika mnie stopniowo, lecz nieodparcie.By�a w�a�nie noc si�dma lub �sma od chwili, gdy�my lady Magdalen� z�o�yli w grobowcu - by� czas bardzo p�ny, gdy przed udaniem si� na spoczynek nocny odczu�em nagle ca�� przemoc tych wra�e�. Sen nie chcia� zbli�y� si� do mego �o�a. Godziny jedna za drug� mija�y, mija�y nieustannie. Stara�em si� wyt�omaczy� sobie nerwowy niepok�j, kt�ry si� we mnie panoszy�. Usi�owa�em wm�wi� w siebie, �e to, czego doznaj�, zawdzi�czam, je�li nie ca�kowicie, to cz�ciowo urocznym wp�ywom melancholijnego umeblowania komnaty oraz ciemnych poszarpanych draperii, kt�re, poruszane podmuchem nadchodz�cej burzy, chwia�y si� konwulsyjnie na �cianach, szumi�c bole�nie wok� ozd�b �o�a.
Wszak�e wysi�ki moje by�y nadaremne, niepokonany strach przenikn�� stopniowo ca�� moj� istot�, i wreszcie trwoga bezimienna, istna zmora przyt�oczy�a mi piersi. Dysza�em gwa�townie, zrobi�em wysi�ek i dopi��em tego, �em si� z niej otrz�sn��. Wyprostowany na poduszkach, �arliwie przenika�em okiem g�sty mrok komnaty. Nie umia�bym powiedzie� dlaczego, chyba pod wp�ywem instynktowego nakazu - j��em nas�uchiwa� jakich� cichych i niejasnych d�wi�k�w, wybieg�ych nie wiadomo sk�d, a dolatuj�cych mnie w d�ugich przerwach, poprzez nacichania burzy. Opanowany nat�onym uczuciem niewyt�omaczonego i niezno�nego strachu wdzia�em po�piesznie ubranie - poniewa� czu�em, �e nie b�d� m�g� tej nocy zasn�� - i wielkimi krokami chodz�c po pokoju, stara�em si� pozby� rozpaczliwego stanu, w kt�rym si� znalaz�em. Zaledwie kilka razy przeszed�em si� po pokoju, gdy nagle uwag� moj� przyku� odg�os lekkich krok�w na schodach s�siednich. Pozna�em wkr�tce, �e s� to kroki Ushera. W chwil� potem z cicha zapuka� do drzwi i wszed� z lamp� w d�oni. Na twarzy jego trwa�a, jak zawsze, blado�� trupia, lecz ponadto w oczach jego tkwi� wyraz niezrozumia�ej szale�czej uciechy, a ruchy jego by�y zaprawde rodzajem najwidoczniej t�umionej histerii. Przerazi� mnie jego widok, lecz wola�em wszystko ni� samotno��, kt�r� znosi�em tak d�ugo, i obecno�� jego sprawi�a mi ulg�.
- A ty� tego nie widzia�? - rzek� znienacka po kilku chwilach milczenia i po rzuceniu wok� siebie uporczywych spojrze� - nie widzia�e� tego? Zaczekaj! Zobaczysz zaraz!
M�wi�c to i pilnie os�aniaj�c d�oni� lamp�, rzuci� si� do jednego z okien i rozwar� je na o�cie� w burz�.
Rozp�dna w�ciek�o�� wichury unios�a nas niemal z ziemi. By�a to zaiste noc burzliwych a czarownych l�k�w, noc jedyna i dziwna w swej zgrozie i swym pi�knie. Zamie� skupi�a si� snad� w naszym pobli�u, gwa�towne bowiem by�y i cz�ste przerzuty wichru, a niezwyk�a g�stwa chmur, kt�re w tej chwili tak si� zni�y�y, �e wisia�y niemal na basztach zamkowych, nie wzbrania�a naszym oczom pochwycenia ruchliwej szybko�ci, z kt�r� p�dzi�y nawzajem ku sobie ze wszystkich oddali widnokr�gu, zamiast pierzcha� w przestworach. Ich wyj�tkowa t�yzna nie przes�ania�a naszym oczom tego zjawiska, chocia� nie widzieli�my ani �d�b�a ksi�ycowych lub gwiezdnych �wiate�, i ani jedna b�yskawica nie miota�a swych ol�nie�. Wszak�e �r�d tej obszernej gromady rozedrganych opar�w oraz wszelkich przedmiot�w ziemskich, tkwi�cych w obr�bie dost�pnego naszym oczom widnokr�gu, tli�y si� nadprzyrodzon� ja�ni� lotnych wyziew�w, kt�re zwisa�y nad domem, spowijaj�c go w �wietlisty niemal i dok�adnie widoczny ca�un.
- Nie powiniene� parze� na to zjawisko! Nie powiniene� go ogl�da�! - zawo�a�em do Ushera, dr��c na ciele, i nieznacznie a przemoc� odci�gn��em go od okna ku fotelowi. - Zjawisko, kt�re ci� pozbawia przytomno�ci, jest zjawiskiem czysto elektrycznym i bardzo zwyk�ym lub te� by� mo�e, i� zawdzi�cza ono swe �a�obne pochodzenie gnojnym miazmatom stawu. Zamknijmy to okno. Powietrze jest gro�ne i niebezpieczne dla twego zdrowia. Oto jeden z twych ulubionych romans�w. B�d� go czyta�, a ty b�dziesz s�ucha� i w ten spos�b sp�dzimy t� noc straszliw�.
Stary szparga�, kt�ry wzi��em do r�k, by� utworem Sir Lancelota Canninga pt. Trist op�tany, u�wietni�em go jednak nazw� ulubionej ksi��ki Ushera dla �artu. �art smutny, poniewa� w rzeczywisto�ci niedorzeczna i barokowa rozwlek�o�� utworu niewiele dostarcza�a strawy dla wysokiej umys�owo�ci mego przyjaciela. By�a to wszak�e jedyna ksi��ka, kt�r� mia�em tu� na podor�dziu, i �udzi�em si� p�onn� nadziej�, �e niepok�j, kt�ry dr�czy� melancholika, znajdzie ulg� (historia bowiem chor�b umys�owych pe�na jest tego rodzaju wybryk�w) w samej przesadzie szale�stw, o kt�rych mia�em mu czyta�. S�dz�c o dziwnie nat�onej uwagi, z kt�r� s�ucha� lub udawa�, �e s�ucha ich opowie�ci, m�g�bym powinszowa� sobie dobrych skutk�w mojego wybiegu.
Dotar�em do tej tak s�ynnej cz�ci opowiadania, gdy Ethelred, bohater ksi��ki, nadaremnie staraj�c si� przedosta� po przyja�ni do przybytku pewnego pustelnika, czuje si� zmuszony wej�� tam przemoc�. W tym miejscu, jak czytelnik sobie przypomina, autor m�wi te s�owa:
�I Ethelred, jako �e od urodzenia walecznego by� serca, a obecnie s�uszna, i� pod wp�ywem poch�oni�tego wina, pozyska� moc okrutn�, nie traci� przeto czasu na uk�ady z owym pustelnikiem, kt�ry zaiste ku uporowi i ku z�emu duchem si� sk�ania�, lecz, pluch� plecyma wyczuwszy tudzie� boj�c si� natarcia wichury, uni�s� ma�o-wiele swej maczugi i uderze� kilkorgiem utorowa� wkr�tce, poprzez deski drzwi, drog� swej d�oni, �elazn� r�kawic� strojnej - za czym on� d�o� ku sobie �ci�gaj�c, zdzia�a�, i� wszystko j�o trzaska�, kruszy� si� i drzazgami pierzcha� naok� tak, i� trzask suchego i echem dzwoni�cego drzewa zagrzmia� jak na trwog�, a� ci go b�r od ko�ca do ko�ca odg�osem powt�rzy��.
Przy ko�cu tego zdania zadr�a�em i zamilk�em, poniewa� mi si� wyda�o - chocia� niezw�ocznie zmiarkowa�em, �e jest to skutek przywidzenia - wyda�o mi si�, i� z bardzo odleg�ej cz�ci domu dolecia� niejasno mych uszu d�wi�k, kt�ry z powodu �cis�ego podobie�stwa by�, rzek�by�, st�umionym, zamar�ym echem owego trzasku i �omu, kt�ry tak pilnie opisa� Sir Lancelot. Oczywi�cie to, co przyku�o m� uwag�, by�o jeno zwyk�ym zbiegiem okoliczno�ci, poniewa� w�r�d potrzaskiwa� ram okiennych oraz wszelkich zawik�anych odg�os�w wci�� wzrastaj�cej burzy, d�wi�k �w sam przez si� nie mia� doprawdy nic takiego, co by mog�o mnie zastanowi� lub zatrwo�y�.
J��em czyta� dalej:
�Atoli Ethelred, rycerz nieugi�ty, przekroczywszy odrzwia, wielkiego dozna� gniewu i zdumiena, nie widz�c nijakich �lad�w z�o�liwego pustelnika, jeno na jego miejscu tudzie� w zast�pstwie ujrza� potwornych kszta�t�w smoka pokrytego �usk�, z d�ugim j�zorem ognistym, kt�ry to smok trwa� na stra�y z�otego pa�acu o srebrnej pod�odze, za� na murze wisia�a po�yskliwa tarcza mosi�na z takim oto wyrytym na niej napisem:
Kto tu wej�� potrafi, ten zwyci�zc� b�dzie -
Kto zabije smoka, ten tarcz� posi�dzie.
Na�wczas Ethelred podni�s� maczug� i uderzy� po �bie smoka, kt�ry pad� u jego st�p i wyzion�� swe tchnienie d�umne, zaprawiaj�c je porykiem tak straszliwym, tak ostrym i tak jednocze�nie przenikliwym, �e Ethelred by� znaglony do zatkania d�o�mi uszu, aby im przyda� �rodk�w ochronnych przeciwko tym d�wi�kom tak, ale to tak straszliwym, �e nigdy dot�d podobnych nie s�ysza��.
W tym miejscu nagle znowu zamilk�em i tym razem z uczuciem gwa�townego zdumienia, poniewa� nie mog�em nawet o tym w�tpi�, �e pos�ysza�em naprawd� (nie zdo�a�em odgadn�� - w kt�rej stronie) d�wi�k nadw�tlony i jakby daleki, lecz mimo to ostry, przeci�g�y, nadzwyczaj przenikliwy i zgrzytliwy - �cis�y odpowiednik nadprzyrodzonego krzyku smoka, opisanego przez autora romansu, w tej postaci, jak� mu wyobra�nia moja ju� nada�a.
Pomimo i� pod wp�ywem tego potwornego a wielce niezwyk�ego zbiegu okoliczno�ci najwidoczniej t�oczy�o si� we mnie tysi�ce sprzecznych wra�e�, w�r�d kt�rych g�rowa�o zdziwienie i strach bez granic, zachowa�em wszak�e do�� przytomno�ci umys�u, aby jak�kolwiek uwag� nie poruszy� nerwowej czujno�ci mego towarzysza.
Wcale nie by�em pewien, czy zauwa�y� wspomniane odg�osy, chocia� bezwarunkowo w jego zachowaniu w ostatniej chwili zasz�a dziwna zmiana. Dot�d siedzia� naprzeciwko mnie, teraz powoli przesun�� sw�j fotel tak, �e twarz� by� zwr�cony do drzwi komnaty w ten spos�b, i� nie mog�em widzie� rys�w ca�ej twarzy, chocia� zauwa�y�em dobrze dr�enie jego warg, jak gdyby szepcz�cych co� niepochwytnego. G�owa zwis�a mu na piersi, wiedzia�em jednak, �e nie �pi. Oko, kt�re widzia�em w profilu, by�o rozwarte i nieruchome. Zreszt� ruch jego cia�a te� zaprzecza� takiemu przypuszczeniu, poniewa� ko�ysa� si� na strony ruchem bardzo nieznacznym, lecz nieprzerwalnym i jednostajnym. Szybkim spojrzeniem ogarn��em to wszystko i znowu j��em czyta� opowie�� Sir Lancelota, kt�ra w dalszym ci�gu brzmia�a, jak nast�puje:- �I w�wczas rycerz zuchwa�y, uszed�szy straszliwym gniewom smoka, przypomniawszy sobie tarcz� mosi�n� tudzie� t� okoliczno��, �e zakl�cie, kt�re w niej tkwi�o, pierzch�o - usun�� trupa z drogi i po srebrnej posadzce pa�acu zbli�y� si� �mia�o do owego miejsca muru, gdzie wisia�a tarcza, kt�ra zaiste nie czeka�a, a� rycerz zgo�a do niej si� zbli�y, jeno spad�a do jego st�p na srebrn� posadzk� z pot�nym a straszliwym rozd�wi�kiem�.
Zaledwom tych s��w ostatnich dom�wi�, gdy nagle, jakby w�a�nie tarcza mosi�na spad�a na srebrn� posadzk�, pos�ysza�em wyra�nie g�uche, metaliczne echo, pe�ne rozd�wi�ku, lecz jakoby zg�uszonego. By�em do g��bi poruszony. Porwa�em si� na nogi, lecz Usher nie przerwa� swych miarowo rozko�ysanych ruch�w. Rzuci�em si� ku fotelowi, na kt�rym wci�� siedzia�. Oczy mia� utkwione prosto przed siebie, a ca�a twarz jego st�a�a w kamiennym zesztywnieniu. Wszak�e, gdym d�o� po�o�y� mu na ramieniu, gwa�towny dreszcz przebieg� ca�e jego cia�o. Chorobliwy u�miech drgn�� na jego wargach i stwierdzi�em, �e m�wi cicho, bardzo cicho, szeptem po�piesznym i zm�conym, jakby nie by� �wiadom mej obecno�ci. Schyli�em si� wr�cz ku niemu i j��em wreszcie ch�on�� uchem straszliw� tre�� jego s��w:
- Nie s�yszysz? S�ysz� za to ja, s�ysza�em od dawna - od dawna, od dawien dawna, od wielu chwil, od wielu godzin, od wielu dni, s�ysza�em, lecz nie �mia�em - o, biada mi nieszcz�snemu tch�rzowi! - nie �mia�em - n i e � m.i a � e m. p.o w i e d z i e �! P o g r z e b a l i � m y j � � y w c e m. w m.o g i l e! Czy� nie m�wi�em, �e mam zmys�y a� nazbyt czujne? M�wi� ci w t e j c h w i l i, �e s�ysza�em jej pierwsze s�abe poruszenie na dnie trumny. S�ysza�em ju� sporo dni temu, sporo dni, lecz nie �mia�em - n i e � m.i a � e m. p.o w i e d z i e �!
A teraz - tej nocy - Ethelred - ha, ha! - drzwi do pustelni z�amane - i rz�enie smoka - i rozd�wi�k tarczy! Powiedz raczej: pochrz�st �amanej trumny i zgrzyt �elaznych zawias jej wi�zienia i straszliwa walka w sieni mosi�nej! O, dok�d uciec? Czy� nie zjawi si� tu za chwil�? Czy nie zd��a, aby mi wyrzuca� m�j po�piech? Czyli� nie s�ysza�em jej krok�w na schodach? Czyli� nie rozr�nia�em straszliwego i ci�kiego bicia jej serca? Szalony!Tu ze w�ciek�o�ci� porwa� si� na nogi i, jakby chcia� ducha wyzion�� w tym ostatnim wysi�ku, zawy� te s�owa:
- Szalony! Powiadam ci �e ona w tej chwili jest tam, za drzwiami!
W tej samej chwili, jak gdyby nadludzku wysi�ek jego s��w pozyska� wszechpot�g� zakl��, szerokie i staro�ytne skrzyd�a, kt�re wskazywa� Usher, powoli rozwar�y sw� ci�k� hebanow� paszcz�k�. By� to skutek w�ciek�ego uderzenia wichury, lecz za tymi drzwiami trwa�a w�a�nie smuk�a, spowini�ta w ca�un posta� lady Magdaleny Usher. Na jej bia�ych szatach widnia�a krew i ca�a jej wyn�dznia�a osoba nosi�a widoczne �lady jakiej� straszliwej walki. Przez okamgnienie trwa�a dr��ca i chwiejna w progu, potem z �a�osnym i g�uchym krzykiem upad�a ci�ko przed si� - na brata i w gwa�townej a ostatecznej agonii poci�gn�a za sob� na ziemi� ju� trupa i ofiar� w�asnych, z g�ry i zawczasu powzi�tych obaw.
Uciek�em z tej komnaty i z tego pa�acu, zdj�ty strachem. Burza jeszcze szala�a w ca�ej pe�ni, gdy wkroczy�em w star� alej�. Znienacka dziwne �wiat�o pad�o na drog� i odwr�ci�em g�ow�, aby zobaczy�, sk�d mog�a wytrysn�� jasno�� tak osobliwa, poniewa� za sob� mia�em tylko obszerny pa�ac wraz ze wszystkimi jego cieniami. Brzask pochodzi� od pe�ni ksi�ycowej, kt�ra zachodzi�a, krwawo purpurowiej�c, i prze�wieca�a teraz jaskrawo poprzez zaledwo ongi widoczn� szczelin� biegn�c�, jak nadmieni�em, zygzakiem wzd�u� budynku od dachu a� do podstawy. Gdym si� przygl�da�, szczelina owa rozszerzy�a si� szybko. Raz jeszcze nadbieg� wicher, raz jeszcze zak��bi� si� wir szalony - i ca�y kr�g ksi�yca zal�ni� mi nagle w oczy. Dozna�em zawrotu g�owy, gdym ujrza�, jak pot�ne mury rozpad�y si� na dwoje. Zahucza�o co� przeci�gle, zagrzmia�o g�ucho jak odg�os tysi�ca wodospad�w - i g��boki sple�nia�y staw, u st�p mych tkwi�cy, pos�pny w milczeniu zawar� swe fale nad szcz�tkami Domu Usher�w.
KONIEC