Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie 195 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
tytu�: "Wszelki wypadek"
autor: Joanna Chmielewska
tekst wklepa�:
[email protected]
- Wydawnictwo "Alkazar" - 1993.
Redaktor Julita Jaske
Projekt ok�adki i opracowanie graficzne Maria i Rados�aw Dylis
- Copyright by Joanna Chmielewska, 1993
- ISBN 83-85784-05-5
- Warszawa - 1993.
- Wydanie I
* * *
Agrafk�, kt�ra po trzeciej lekcji zast�pi�a guzik, Janeczka nagle poczu�a w sobie. Poranek w dniu dzisiejszym by� zdecydowanie pechowy. Dwie pary d�ins�w po wczorajszym praniu jeszcze by�y wilgotne, na trzeci� par�, kt�r� mia�a na sobie, jej brat, Pawe�ek, wyla� przy �niadaniu ca�� szklank� herbaty z mlekiem i z miodem Postanowi�a w�o�y� ulubion� sp�dniczk� i zupe�nie zapomnia�a, �e zamek b�yskawiczny w tej sp�dniczce zacz�� ostatnio grymasi�. Przebieraj�c si� w po�piechu, na ten guzik prawie nie zwr�ci�a uwagi, przypomnia�a sobie o nim dopiero, kiedy odpad� i okaza� si� wa�ny, bez niego bowiem zamek b�yskawiczny wcale nie chcia� si� trzyma�. Musia�a pos�u�y� si� agrafk�, kt�ra do tej pory zachowywa�a si� przyzwoicie i dopiero teraz odm�wi�a us�ug. Nast�pi�o to na ulicy. Janeczka wraca�a do domu od Beatki po wsp�lnym odrabianiu lekcji. Beatka prezentowa�a doskona�� t�pot� matematyczn�, w zamian umia�a �wietnie pisa� wypracowania, podzia� zaj�� zatem polega� na tym, �e Janeczka rozwi�zywa�a zadania matematyczne, Beatka za� pisa�a dwa r�ne wypracowania, jedno dla siebie, drugie dla niej. Dwa razy w tygodniu Janeczka prosto ze szko�y udawa�a si� do kole�anki, razem zjada�y obiad, po czym przyst�powa�y do pracy. Tego akurat popo�udnia zaj�cia nieco si� przeci�gn�y, w pierwszej kolejno�ci bowiem trzeba by�o obejrze� film na wypo�yczonej kasecie, kt�ra musia�a zosta� zwr�cona przed osiemnast�, a potem okaza�o si�, �e Beatka dosta�a od swojej prababci stare rodzinne zdj�cia, szalenie �mieszne. Panie mia�y na nich d�ugie suknie i kapelusze z pi�rami, a panowie dziwaczne, zabawnie zakr�cone w�sy i nie mo�na by�o na to nie popatrze�. W rezultacie Janeczka wraca�a do domu znacznie p�niej ni� zwykle. Noc to jeszcze nie by�a, zaledwie wiecz�r, wp� do �smej, ale ciemno�ci panowa�y kompletne, jak zwykle w ko�cu listopada. Latarnie �wieci�y �rednio, ulice zalega�o b�oto, a w powietrzu czu�o si� jakby lodowat� m�awk�, Janeczka zatem sz�a szybkim krokiem do przystanku autobusowego, chc�c jak najpr�dzej znale�� si� w domu. By�a ju� blisko ulicy Ciszewskiego, kiedy zastopowa�a j� w�a�nie ta agrafka. Wbi�a si� w ni� jako� dziwnie, nie z boku, tylko troch� z ty�u, i z ka�dym krokiem wbija�a si� porz�dniej. Zgad�szy, �e sp�dniczka przekr�ci�a si� nieco, Janeczka zatrzyma�a si� i spr�bowa�a dosi�gn�� zamka. Okaza�o si� to niemo�liwe. Agrafka wesz�a nie tylko w ni�, ale tak�e w rajstopy, kt�re ogranicza�y pole manewru. W dodatku obie r�ce Janeczka mia�a zaj�te, w jednej nios�a tornister, w drugiej do�� ci�k� torb� z ksi��kami, i musia�a najpierw pozby� si� balastu, a dopiero potem uporz�dkowa� garderob�. Rozejrza�a si�; b�oto by�o okropne, odrobina �niegu, kt�ra spad�a przedwczoraj, w�a�nie stopnia�a i zamieni�a si� w rzadk� brej�. Za nic w �wiecie Janeczka nie po�o�y�aby tornistra w czym� takim. Uczyni�a jeszcze kilka krok�w z nadziej�, �e to �wi�stwo troch� si� przesunie i przestanie tak mocno k�u�, ca�� postaci� wykona�a wij�cy ruch, podobny nieco do ta�ca brzucha, i rezultat by� okropny. Przypomnia�a sobie rozmiar agrafki i z irytacj� pomy�la�a, �e lada chwila zostanie przebita na wylot, a mo�e ju� ten ostry koniec wychodzi jej z przodu. Rozejrza�a si� ponownie, bo wyj�cie ju� by�o tylko jedno - znale�� kawa�ek suchego miejsca, od�o�y� baga�e i dosta� si� do tej obrzydliwo�ci. Agrafka po��czy�a sp�dniczk� z rajstopami, prawdopodobnie trzeba b�dzie zsun�� z siebie wszystko razem i dopiero wtedy przekr�ci�. Nie b�dzie przecie� rozbiera� si� na ulicy, musi wej�� do jakiej� bramy. W og�le do jakiego� domu, na klatk� schodow�... Budynki w tej cz�ci Ursynowa zaopatrzone by�y w domofony i do �adnej klatki schodowej nie mia�a dost�pu, ale przedsionki pozostawa�y otwarte. Wyobraziwszy sobie jeszcze jazd� autobusem z tym potwornym, ostrym kolcem, Janeczka otrz�sn�a si� ze zgroz� i skr�ci�a do najbli�szych drzwi. Wesz�a do oszklonego przedsionka. Na klatce schodowej by�o ciemno i �wiat�a oczywi�cie nie mog�a zapali�, ale z ulicy pada� blask latarni, nik�y, wystarczaj�cy jednak, �eby troch� widzie�. Posadzka przedsionka zadeptana i zab�ocona by�a tylko na �rodku, k�ty wydawa�y si� suche, Janeczka zatem od�o�y�a swoje ci�ary i przyst�pi�a do manipulacji ubraniowych. M�czy�a si� co najmniej pi�� minut, zanim uda�o jej si� wreszcie odwr�ci� odzie� na sobie i dosi�gn�� agrafki. Nie oznacza�o to jeszcze zwyci�stwa; agrafka przelaz�a za daleko, nie pozwala�a si� wyj��, z zaczepionych rajstop wychodzi�y nitki, sp�dniczka by�a z nimi po��czona na mur, szarpanie nie pomaga�o, obie rzeczy musia�y by� widocznie w doskona�ym gatunku. Na my�l, �e zostanie tu na zawsze, unieruchomiona idiotyczn� agrafk�, bez szans na normalne u�ytkowanie w�asnej odzie�y, Janeczka wpad�a w zimn� furi�. Zacisn�a z�by, przykl�k�a nad tornistrem i wyci�gn�a z niego pi�rnik, w kt�rym obok d�ugopisu, o��wka, gumki, temper�wki, kilku spinaczy, dw�ch koralik�w i z�amanego kolczyka kszta�tu koniczynki spoczywa�y malutkie no�yczki. Bez chwili namys�u pos�u�y�a si� nimi, wyci�a w rajstopach dziur� dooko�a agrafki i wreszcie mia�a te dwie sztuki garderoby oddzielnie. Dalej posz�o ju� �atwo. Rezygnuj�c z wyci�gania agrafki, zapi�a j� po prostu i przekr�ci�a sp�dniczk� tak, �eby zamek znalaz� si� prawie z przodu. Pozostawiania go na boku wola�a nie ryzykowa�. Odetchn�a g��boko, poprawi�a kurtk� i pochyli�a si�, �eby schowa� pi�rnik. W tym momencie gdzie� bardzo blisko, prawie przy samym budynku, rozleg�o si� przera�liwe, alarmowe wycie samochodu. D�wi�k by� jej doskonale znany, ale wybuch� tak nagle i tak g�o�no, �e poderwa�a si� gwa�townie, a pi�rnik wypad� jej z r�ki. Uderzy� o pod�og�, otworzy� si� i wszystko z niego wylecia�o. Zostawiaj�c pozbieranie szkolnych skarb�w na p�niej, wyjrza�a przez oszklone drzwi. Wy� samoch�d, stoj�cy po drugiej stronie ulicy. W�a�ciciel akurat otwiera� go i wsiada�, zapomniawszy najwidoczniej o wcze�niejszym wy��czeniu alarmu. -No! - powiedzia�a Janeczka szeptem pe�nym irytacji. - Zamkniesz mu g�b�, czy nie? Przez urywane dono�ne wycie przedar�y si� nagle jakie� inne d�wi�ki. Dochodzi�y sk�d� z g�ry i mo�na w nich by�o rozr�ni� szcz�kni�cie otwieranego okna i wrzeszcz�cy gniewnie g�os. Niepewna, czy jest w tym co� interesuj�cego, wy��cznie na wszelki wypadek, Janeczka uchyli�a swoje drzwi i popatrzy�a ku g�rze. Niczego mie zobaczy�a, ale za to wycie w�a�nie umilk�o i g�os z g�ry zabrzmia� pot�nie i wyra�nie.
-Won od tego wozu!!! - dar� si� jaki� osobnik. - Z�odzieje!!! Ludzie, on. to kradnie!! Won, ty palancie, bo b�d� strzela�!!! Cz�owiek w samochodzie nie zwraca� na krzyki �adnej uwagi. Zapali� silnik i zacz�� si� wycofywa� z parkingu. Janeczka zostawi�a wszystkie swoje rzeczy w przedsionku, wysz�a, oddali�a si� o kilkana�cie krok�w i z tej odleg�o�ci spojrza�a na budynek. W otwartych drzwiach balkonowych na czwartym pi�trze miota� si� facet ze s�uchawk� telefoniczn� przy uchu, wygra�aj�c pi�ci� w kierunku odje�d�aj�cego samochodu. Nie zni�a� g�osu i mo�na by�o doskonale us�ysze�, �e zawiadamia policj� o fakcie kradzie�y. - Odje�d�a, �cierwo, jeszcze go widz�! Panie, ja jestem na czwartym pi�trze! Golf, granatowy, numer rejestracyjny... Kradziony samoch�d wycofa� si� spomi�dzy innych woz�w i zacz�� skr�ca�, bo ulica nie mia�a przelotu. Osobnik na czwartym pi�trze rzuci� s�uchawk� i znik� z drzwi balkonowych. Janeczka z uwag� przyjrza�a si� kierowcy, okre�lanemu mianem z�odzieja. Przez chwil� pada�o na niego �wiat�o z jednego parterowego okna, wida� go by�o wyra�nie i postara�a si� na wszelki wypadek zapami�ta� jego profil. Nast�pnie wr�ci�a do przedsionka i po�piesznie pozbiera�a porozrzucane przedmioty z pi�rnika, co przysz�o jej o tyle �atwo, �e na klatce schodowej zap�on�o �wiat�o. Przez wewn�trzne drzwi, r�wnie� oszklone, ujrza�a owego osobnika z balkonu, jak pokonywa� ostatnie stopnie schod�w, zje�d�aj�c z nich na obcasach i chwytaj�c za por�cz, bo odrzuca�a go si�a od�rodkowa. Wypad� z budynku jak szaleniec, w og�le jej nie zauwa�ywszy. Janeczka porwa�a torb� i tornister i wybieg�a za nim. Granatowy Golf dociera� ju� do ko�ca ulicy. Mamrocz�c pod nosem r�ne niezbyt eleganckie wyrazy, osobnik z g�ry run�� do ma�ego fiata, zaparkowanego tu� obok pustego miejsca po Golfie, wyprysn�� nim do ty�u, zawr�ci� i pogna� za ukradzionym samochodem. -Ma�ym fiatem pojecha� gania� volkswagena? - zdumia� si� Pawe�ek, kiedy w trzy kwadranse p�niej siostra z�o�y�a mu relacj� z wydarze�. - Zwariowa�, czy co? - No owszem - przyzna�a Janeczka. - Wygl�da�, jakby zwariowa�. Ale wcale mu si� nie dziwi�, ten jego samoch�d by� chyba zupe�nie nowy. -I jak si� w�ama�? Widzia�a�?
- Wcale si� nie w�ama�. Otworzy� drzwiczki zwyczajnie, kluczykami. I te kluczyki potem wetkn�� gdzie trzeba i odjecha�. Tylko z alarmem mia� k�opoty, wy�o mu tak d�ugo, �e a� mnie zdenerwowa�. Pawe�ek z niedowierzaniem przygl�da� si� siostrze.
- Co� chyba musia�a� przeoczy�. Sk�d niby mia� te kluczyki? Najpierw mu ukrad� kluczyki, a potem samoch�d? - Uwa�am, �e to mo�liwe. Albo sobie dorobi�. Ciekawa jestem, czy go dogoni�. - Mowy nie ma, ale te� jestem ciekaw. I co mu zrobi�, je�li go dopad�. Ty tam jeszcze b�dziesz? - No pewnie, �e b�d�, Beata mieszka o cztery domy dalej.
- To spr�buj si� dowiedzie�. Rozejrzyj si� w og�le, czy ten Golf tam wr�ci�. Numer pami�tasz? - Pami�tam. Zapisa�am sobie w autobusie. Ale je�li ten z�odziej ma troch� oleju w g�owie... - to pewnie, zmieni� od razu. Ale gdyby wr�ci� do w�a�ciciela, numer b�dzie mia� ten sam. - I z�odzieja pami�tam. ByU �redniego wzrostu, �rednio gruby, na g�owie mia� du�o czarnych w�os�w, chyba kr�conych, i z profilu potrafi� go rozpozna�. Z frontu nie, bo jak go zobaczy�am, ju� zaczyna� wsiada� i g�b� mia� w �rodku. - To sk�d wiesz, �e si� nie w�ama�, tylko otworzy� kluczykami? - Tak wygl�da�o. Wyjrza�am prawie od razu, jak tylko zacz�o wy� i ju� sobie otwiera� drzwiczki. I m�wi� przecie�, �e zaczyna� wsiada�. Gdyby si� w�amywa�, by�by jeszcze w trakcie i co najmniej jedna szyba by�aby nie w porz�dku. A tu nic. I nawet si� zastanawiam, czy ten z g�ry si� nie pomyli�... Pawe�ek po�a�owa� g��boko, �e sam nie by� �wiadkiem wydarzenia i tym bardziej za��da� dalszego ci�gu. Kwestia owych kluczyk�w intrygowa�a go niezmiernie. Janeczka obieca�a poczyni� odpowiednie starania i z westchnieniem przyst�pi�a do przyszywania guzika i cerowania dziury w rajstopach. Na wszelki wypadek wola�a nie zwraca� si� w tej sprawie do babci. Ju� po dw�ch dniach mog�a zaspokoi� wymagania brata. Zniecierpliwiony Pawe�ek czeka� na ni� w ogrodzie, bawi�c si� z psem. Kaza� mu warowa� przy drzwiach, sam bieg� w najdalszy zak�tek, k�ad� specjalnie zaznaczony patyk obok licznych, bardzo podobnych, po czym wraca� i poleca� szuka�. Najm�drzejszy pies �wiata bez chwili wahania p�dzi� ku w�a�ciwemu miejscu i przynosi� w z�bach patyk Pawe�ka, nie dostrzegaj�c w tym zadaniu najmniejszej nawet trudno�ci. Pawe�ek doskonale wiedzia�, �e Chaber znajdzie jego patyk w�r�d miliona innych, absolutnie identycznych, ale, zdenerwowany oczekiwaniem na Janeczk�, nie umia� wymy�li� bardziej skomplikowanej zabawy. Ruszy� na drug� stron� domu, �eby schowa� ten patyk dwudziesty pi�ty raz, postanowi� nawet pomaca� jaki� inny, le��cy obok, ciekaw, czy pies przyniesie tak�e i ten drugi, kiedy po dw�ch krokach zatrzyma�o go radosne pi�ni�cie. Chaber skoczy� w kierunku furtki i Pawe�ek ju� wiedzia�, �e Janeczka wraca. Da� sobie spok�j z patykami, r�wnie� pop�dzi� ku furtce. - Ty, by�o gadanie, �e niepotrzebnie latasz sama po ciemku! - zawo�a�, zaledwie Janeczka zbli�y�a si� na s�yszaln� odleg�o��. - Babcia zacz�a! M�wi�, �e powinna� zabiera� ze sob� psa! - M�j pieseczek najdro�szy - powiedzia�a z czu�o�ci� Janeczka, tul�c i g�aszcz�c witaj�cego j�, uszcz�liwionego Chabra, po czym wyprostowa�a si�. - Gdzie niby mam go zabiera�? Do szko�y? Ruszy�a ku Pawe�kowi, kt�ry czeka� przed furtk�.
- Poza tym, do Beaty nie zabior� go za �adne skarby �wiata - oznajmi�a stanowczo. - Bo co? - zainteresowa� si� Pawe�ek. Janeczka dotar�a ju� do furtki i razem weszli do ogrodu. - Bo tam jest ma�e dziecko. Beata ma siostrzyczk�, prawie dwa lata, obrzydliwy bachor. By�am z Chabrem raz i nigdy wi�cej. -Bo co?
- Bo ten bachor do niego a� kwicza� i dziwi� si�, �e pies z tego nie wyszed� w kawa�kach. Nie pozwol� wyd�ubywa� mu oczu i wyrywa� ogona i uszu, i siada� na nim, i nie wiem co tam jeszcze, a Chaber jej przecie� nie ugryzie. W lecie m�g�by czeka� na zewn�trz, ale teraz gdzie? W tym b�ocie? -Troch� przesch�o...
- G�upi jeste�.
- No fakt - przyzna� Pawe�ek bez oporu. - O g�upotach tu gl�dz�, zamiast za�atwia� powa�ne sprawy. I co? Czego si� dowiedzia�a�? Janeczka sapn�a triumfuj�co i zatrzyma�a si� przed wej�ciowymi schodkami. - Wszystkiego! Rozmawia�am z tym facetem!
- Z kt�rym? Z tym okradzionym?
- No a co? My�la�e�, �e ze z�odziejem? Pawe�ek z pewnym trudem ukry� wybuch�y w nim podziw dla siostry. Takich uczu� okazywa� po prostu nie wypada�o.
-Jak? - spyta� kr�tko.
- Zwyczajnie. Wysz�am od Beaty, posz�am do tamtego domu, to jest po drodze, obliczy�am po oknach, kt�re to mo�e by� mieszkanie, i zadzwoni�am. Na tym jego balkonie si� �wieci�o, wi�c musia� by� w domu i wyobra� sobie, trafi�am od razu! - Co powiedzia�a�?
- Spyta�am, czy to jemu ukradli samoch�d dwa dni temu. Bardzo si� przej�� i otworzy� czym pr�dzej, i czeka� na mnie na schodach przed drzwiami. Powiedzia�, �e jestem jedynym �wiadkiem, kt�ry przyznaje si�, �e jest �wiadkiem, bo ca�a reszta o�lep�a, og�uch�a i nie istnieje, a policja podobno m�wi, �e najszybciej z miejsca przest�pstwa uciekaj� �wiadkowie. Jedna wypowied� Janeczki zawiera�a w sobie tyle atrakcyjnej tre�ci, �e Pawe�ek musia� to jako� przetrawi�. Milcza� chwil�. -Dobra, rozumiem. Ciekawa rzecz... I co dalej?
Janeczka nie mia�a w�tpliwo�ci, jakie kwestie interesuj� jej brata. Odda�a mu sw�j tornister, a Pawe�ek odruchowo przej�� ci�ar. Ci�gle stali na schodkach. - On m�wi, �e ten z�odziej rzeczywi�cie mia� kluczyki. M�wi, �e us�ysza� swoje wycie, a to by� pierwszy dzie�, no, wiecz�r... kiedy postawi� nowy samoch�d przed domem, bo przedtem trzyma� go u znajomych w gara�u. Wi�c us�ysza� wycie i natychmiast wyskoczy� na balkon, a telefon stoi obok, wi�c jednocze�nie wrzeszcza� na tego z�odzieja i dzwoni� na policj�. Straszy�, �e b�dzie strzela�, chocia� nie ma z czego. Widzia� wszystko od pierwszej chwili, m�wi, �e ten z�odziej musia� mie� dobre kluczyki, bo wcale nie pr�bowa�, tylko od razu wetkn�� jak w mas�o, bez �adnych trudno�ci. Tylko alarmu nie umia� wy��czy�, a to dlatego, �e alarm on sobie sam troszeczk� przerobi� natychmiast po kupieniu. Dlatego wy�o tak d�ugo. A co do reszty, to on m�wi, �e musi by� jaka� zmowa, ludzie kupuj� samochody, a do ka�dego ju� s� dorobione kluczyki, z�odziej te kluczyki dostaje razem z adresem tego, co kupi�. tylko sprawdza, ma gara�, czy nie. On m�wi, �e to jest mafia.
Pawe�ek s�ucha� w, skupieniu, co drugie s�owo �e zrozumieniem kiwaj�c g�ow�. - Dogoni� go?
- A sk�d! M�wi, �e to ju� by�o z rozpaczy. Tego starego ma�ego fiata jeszcze nie zd��y� sprzeda�, wi�c wsiad� i pojecha�, ale z g�ry wiedzia�, �e nic z tego nie b�dzie. Widzia� przed sob� swojego volkswagena nawet przez du�y kawa� drogi, ale potem znik� mu z oczu, pojecha� w og�le gdzie� na Prag�. Tras� �azienkowsk�. Za to spotka� policyjny radiow�z i okaza�o si�, �e wcale nawet nie wiedzieli, �e z�odziej ucieka ko�o nich kradzionym samochodem. Komunikat by�, ale oni nie s�uchali, bo byli zaj�ci. - Czym?
- Czym� tam. Jak�� awantur�, do kt�rej mieli pojecha� albo nie. No i ten samoch�d oczywi�cie przepad�. Otworzy�y si� drzwi i wyjrza�a z nich ich matka, pani Krystyna. - Dzieci, czy to ma by� wasza najnowsza przestrze� �yciowa? - spyta�a z wyrzutem. - Nie st�jcie na tych schodkach, jest za zimno. - No owszem, dosy� zimno - zgodzi�a si� Janeczka i wszyscy razem weszli do domu. - Ubezpieczony by� chocia�? - zapyta� Pawe�ek w holu, gdzie jego siostra zdejmowa�a kurtk� i buty. - Ubezpieczony. M�wi, �e to cud. Zwr�c� mu wszystko, tylko musi by� dochodzenie.
B�d� sprawdza�, czy mu rzeczywi�cie ukradli, bo m�g� go sam gdzie� schowa�, �eby dosta� pieni�dze i mo�liwe, �e ja mu si� nadzwyczajnie przydam. Mog� za�wiadczy�, co widzia�am. Pawe�ek westchn�� i ponownie po�a�owa�, �e go tam, przy tej kradzie�y, nie by�o. Nie zazdro�ci� Janeczce, szlachetnie przyzna�, �e nale�a�o si� jej, ostatecznie poprzednim razem to on uczestniczy� osobi�cie w najbardziej wstrz�saj�cych wydarzeniach, a nie ona. Odg�rna sprawiedliwo�� obdarowa�a teraz osob�, wcze�niej nieco pokrzywdzon�. Ca�a impreza jednak�e utkwi�a w nim na mur. Nazajutrz w drodze powrotnej ze szko�y wszystkie samochody ci�gn�y jego wzrok niczym magnes, prawie nie m�g� oderwa� od nich oczu. Szczeg�ln� uwag� po�wi�ca� tym stoj�cym, ko�o kt�rych kto� si� kr�ci�, chocia� ma�o by�o nadziei, �eby kradzie�y dokonywano w bia�y dzie� na g�sto zaludnionej ulicy. A jednak mia� szcz�cie! Warto by�o patrze�, chocia�by tylko na wszelki wypadek... Wpad� do domu mocno sp�niony, niecierpliwie kopn�� w k�t buty, byle jak powiesi� kurtk�, z rozp�du wrzuci� tornister do swojego pokoju i run�� do Janeczki. Janeczka siedzia�a przy biurku, ju� odwr�cona ku drzwiom, bo ha�asy w holu brzmia�y jednoznacznie. - No? - powiedzia�a, zanim brat zd��y� otworzy� usta.
- Ano w�a�nie! - odpar� z triumfem Pawe�ek i rzuci� si� na tapczan. - Jak znalaz�, trafi�em na takie co�, �e si� skicha� mo�na! Wcale bym nie zwr�ci� uwagi, �eby� mi o tamtym nie powiedzia�a, ale zwr�ci�em i specjalnie pods�uchiwa�em, i nawet potem pogada�em na ten temat Ale ubaw! S�uchaj�ca niecierpliwie Janeczka odwr�ci�a si� razem z krzes�em ty�em do biurka i popuka�a palcem w czo�o. - A mo�e by� tak zacz�� m�wi� z sensem, co? - zaproponowa�a cierpko. - Ja ci opowiadam porz�dnie. Nic nie rozumiem na razie i nie wiem, gdzie ten ubaw. - Dobra, zaraz ci wy�o�� na patelni�. Chwilowo stre�ci�em. No wi�c akurat jak wraca�em ze szko�y, policja z�apa�a faceta w samochodzie, dw�ch, �ci�le bior�c, ojciec i syn to byli. Tak si� tylko zatrzyma�em, na wszelki wypadek, i od razu wysz�o, �e s�usznie. Ten samoch�d by� kradziony. Ojciec si� strasznie z�o�ci�, a syn go uspokaja�... - Sk�d wiesz, �e kradziony? - przerwa�a Janeczka.
- Od policji. Us�ysza�em. Powiedzieli to wyra�nie. Panie, mamy zg�oszenie o kradzie�y tego wozu, powiedzieli, sk�d pan go ma? A on na to, ten syn, �e kupi�. Od znajomego, ale co� mi si� widzi, �e kr�ci�, bo nazwiska znajomego nie zna�, to co to za znajomy. Kupi� i je�dzi nim ju� �adne par� miesi�cy, nie ukrad� przecie�, wszystkie papiery im pokazywa�, mam na my�li dow�d osobisty i tak dalej. Ale umow� kupna mia� w domu i obiecywa�, �e te� im poka�e, na tym stan�o, pojechali z nim razem. Zagl�dali do silnika, numer sprawdzali, przebity, z tym �e byle jak, nawet si� ten z�odziej nie fatygowa�, �eby to zrobi� porz�dnie, i ten poprzedni odczytali. Par� os�b tam si� przygl�da�o, bo ten ojciec pomstowa�, ale bardzo elegancko. Tyle �e dosy� g�o�no. A syn m�wi�, cicho tatusiu i daj spok�j tatusiu, i wygl�da� jak og�uszony. - Ka�dy na jego miejscu by�by og�uszony - przyzna�a Janeczka. - I co dalej? Jaki to w og�le by� samoch�d? - Ford Fiesta. Nie wiem, co dalej, wsiedli i odjechali ogl�da� umow�. - I jak on si� nazywa?
-Kto?
-- Ten w�a�ciciel kradzionego samochodu.
- A sk�d ja mam to wiedzie�?
- Jak to? Nie podejrza�e�? Nie us�ysza�e�, jak
m�wili?
Pawe�ek zak�opota� si� nieco.
- Us�ysze�, mo�e i us�ysza�em, ale prawd� m�wi�c, nie zwr�ci�em uwagi. Bo co? Janeczka odwr�ci�a si� z powrotem do biurka, ale nie podj�a odrabiania lekcji. Wspar�a �okcie na blacie i brod� na d�oniach i z namys�em popatrzy�a w okno.
-Na wszelki wypadek -odpar�a po chwili milczenia. -- On zna takiego, kt�ry pewnie zna z�odzieja, chyba �e sam kradnie, ale to jeszcze lepiej. Co� mi si� w tym wszystkim nie podoba. To, co tamten m�wi�... Pan Zajrza�... - Co za pan i gdzie zajrza�? - przerwa� rzeczowo Pawe�ek, zsuwaj�c si� nieco z tapczanu i siadaj�c prosto. - Nigdzie nie zajrza�, on si� tak nazywa. Ten od Golfa. Nazywa si� pan Zajrza�. - A... To co ten pan Zajrza�?
- M�wi�, �e on uwa�a, �e policja ma to w nosie. Nawet nie pr�buj� szuka� samochod�w i �apa� z�odziei. Kichaj� kompletnie. - A to niby dlaczego? - oburzy� si� Pawe�ek i zjecha� z tapczanu na dywan. Obejrza� si�, si�gn�� po kolorow� poduszk� i pod�o�y� j� pod siebie. - On uwa�a, �e machn�li r�k�, bo nie daj� sobie rady. Maj� tego za du�o. A opr�cz tego, on uwa�a, �e mo�e nawet bior� �ap�wki od z�odziei, nie �eby wszyscy, ale niekt�rzy. I w og�le lekcewa��. - Ej �e! - zaprotestowa� Pawe�ek z wyra�n� uraz�. - Ci tutaj wcale sobie nie lekcewa�yli! Sprawdzali faceta, bo rzeczywi�cie na czerwonym �wietle przejecha�, to od ludzi s�ysza�em, sam przyszed�em, jak ju� sta�, a przy okazji, z miejsca, pierwsze co obejrzeli, to ten przebity numer. Nikt ich nie zmusza�, sami z siebie. I uczepili si� jak rzepy, chocia� grzeczni byli do nieprzytomno�ci. Prosz� bardzo, m�wili, i dzi�kuj� bardzo, i pan b�dzie �askaw...
- No to przecie� m�wi�, �e nie wszyscy! - zirytowa�a si� Janeczka. Porzuci�a okno i zn�w odwr�ci�a si� do brata. - Ci mo�e akurat nie. I wcale nie ja to m�wi�, tylko pan Zajrza�. - On przesadza, bo jest poszkodowany.
- No owszem, mo�liwe. Ale jednak ten radiow�z, do kt�rego dojecha�, ani nie s�ucha� komunikatu, ani nie ruszy� gania� z�odziei... - Bo to nie tak jest! - przerwa� energicznie Pawe�ek. - Tam ludzie m�wili mi�dzy sob� i ka�dy opowiada�, a ja tylko s�ucha�em. Tego jest zatrz�sienie! - Czego jest zatrz�sienie?
- Tego z�odziejstwa. Tych kradzie�y samochod�w. I najwi�cej kradn� Volkswagen�w Golf�w, nie by�o wiadomo dlaczego, ale teraz ju� wszyscy wiedz�. Wywo�� je do Zwi�zku Radzieckiego. - Ju� nie ma Zwi�zku Radzieckiego -
przypomnia�a sucho Janeczka.
- No to co? Nazwy nie ma, ale reszta zosta�a. Bez znaczenia jak si� nazywaj�, wszyscy tam chc� mie� Golfy i podobno nie tylko u nas kradn�, ale w og�le po ca�ej Europie. To jest szajka mi�dzynarodowa! - Bardzo dobrze. Je�eli to jest szajka i wszyscy wiedz�, �e to jest szajka, w dodatku mi�dzynarodowa, to w�a�ciwie policja co? Pawe�ek stropi� si� mocno. Pytanie Janeczki by�o mo�e nieco og�lnikowe, rozumia� jednak, o co tu chodzi. Rzeczywi�cie, w tym ca�ym dzia�aniu w�adzy nie dostrzega�o si� wielkiego zapa�u, raczej zniech�cenie i jakby brak nadziei. Potwierdza�o to przypuszczenie, �e maj� tego za du�o i nie daj� sobie rady. My�l, �e wobec tego powinno si� im pom�c, pojawi�a si� od razu. Odsun�� poduszk� i kiwn�� g�ow�. - No dobrze, zgadza si�. Kradn� na prawo i na lewo i policja si� nie rozszarpie na sztuki; zaczyna im by� wszystko jedno. Kumple m�wili to samo, znaczy ka�dy dok�ada�, a jeden zna takie wydarzenie, prawie by� przy tym, bo obok mieszka, facet z g�ry wrzeszcza� do swojego poloneza, tak jak ten tw�j. Zajrza�... - Nie rozumiem - przerwa�a z niesmakiem Janeczka. - Gdzie zajrza� z g�ry? -O rany... Nigdzie nie zajrza�, m�wi�, �e wrzeszcza� z g�ry tak jak pan Zajrza�! -A... I co?
- ten z�odziej z do�u powiada, ju� ju�, tylko sobie radyjko wezm�. Wymontowa� radio i zanim tamten z g�ry zlecia�, �ladu po nim nie by�o. Policja nawet przyjecha�a, owszem, bo kto� zadzwoni�, ale te� nic im z tego nie przysz�o... - No dobrze - przerwa�a mu zn�w Janeczka. Maj� z nimi za du�o zawracania g�owy i zatrute �ycie. Powinni chcie� si� pozby� tego. Szajka, wszyscy wiedz�, niechby nawet dwie szajki, to ile to mo�e by� sztuk? Dywizja? Ile os�b ma w sobie dywizja? Pawe�ek odruchowo dokona� w my�li po�piesznego obliczenia. -Pi razy oko od trzech tysi�cy do czterech i p�. Do czego ci ta dywizja?
- Do niczego. Niemo�liwe, �eby tych z�odziei by�a ca�a dywizja! A jak jest mniej, trzeba ich po prostu wy�apa� wszystkich i b�dzie �wi�ty spok�j. I najlepiej jest �apa� na gor�cym uczynku, bo wtedy wszystko wiadomo. I co? Dlaczego si� tego nie robi?
-Nie wiem, czy si� nie robi. Robi si� chyba, nie?
Janeczka ponownie odwr�ci�a si� do okna.
- Ale z tego co m�wisz, i co pan Zajrza� m�wi, wychodzi, �e idzie im to jako� niemrawo. No nie wiem... No w�a�nie, nie wiem i chc� wiedzie� R�b sobie, co chcesz, ale dowiedz si�, jak oni si� nazywaj�, ten ojciec i syn. I nie zadawaj g�upich pyta�, po co, bo jeszcze nie wiem, po co. Wy��cznie na wszelki wypadek... - S�uchajcie, dzieci - powiedzia�a przy kolacji pani Krystyna odrobin� jakby niepewnie.
- Jest taka sprawa... Dzwoni�a jedna moja znajoma, pani Basia... Znacie chyba pani� Basie? - Znamy - odpar� Pawe�ek. - Taka chuda i zawsze okropnie rozczochrana? - Ta, kt�rej si� uszy wyci�gn�y na p� metra od z�otych kolczyk�w? - upewni�a si� Janeczka. - Ta - przy�wiadczy�a z rozp�du pani Krystyna i zreflektowa�a si�. - To znaczy... -Znamy j� - przerwa�y dzieci. - I co?
- Dzwoni�a i chce zaprosi� Chabra. Do siebie, z wizyt�. Mo�e nawet kilka razy. - Bo co? - zainteresowa� si� podejrzliwie Pawe�ek.
- Te� ma psa, �ci�le bior�c suk�. Takiej samej rasy i chce j� za Chabra wyda� za m��, bo liczy na to, �e dzieci b�d� r�wnie m�dre. Wi�c w�a�ciwie on jest zaproszony z wizyt� do narzeczonej. Nie macie chyba nic przeciwko temu? - Nie - przyzwoli�a Janeczka �askawie. - Mo�e by�. Kiedy? - Najlepiej by�oby zaraz jutro. Rafa� z wami pojedzie, bo to jest w Powsinie, daleko od autobusu. Ju� z nim rozmawia�am, powiedzia�, �e mo�e. Od razu po obiedzie. W szczeg�y nie musicie si� wdawa�, bo m�� pani Basi jest weterynarzem i zaopiekuje si� psami. - Chaber �adnej opieki nie potrzebuje, ale niech b�dzie - zgodzi� si� Pawe�ek wynio�le. - W takim razie sprawa za�atwiona - rzek�a z ulg� pani Krystyna i podnios�a si� od sto�u. - Zaraz do niej zadzwoni�, �e jutro przyjedziecie... O czwartej robi�o si� ju� ciemno, Rafa� jednak�e, ich starszy cioteczny brat, poinformowany dok�adnie o sposobach dojazdu, trafi� bez pud�a. Wypuszczony z samochodu Chaber bez chwili namys�u skierowa� si� za dom, gdzie czeka�a ruda suka, troch� mniejsza od niego, ale poza tym identyczna. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e przypad�a mu do gustu od pierwszego wejrzenia i z wzajemno�ci�. Pani Basia zaprosi�a ich na herbat� z ciasteczkami do wielkiego, starego domu, stoj�cego w �ysym ogrodzie. Nie by�o tam drzew, tylko ma�e krzaczki i trawnik, a nowy, �wie�o posadzony sad dopiero zaczyna� rosn��. M�� pani Basi pozosta� na zewn�trz z psami, a reszta os�b usiad�a wok� owalnego sto�u. Ju� po dziesi�ciu minutach Janeczka wyra�nie poczu�a, �e d�ugo tego podwieczorku nie wytrzyma. Dorastaj�ca c�rka pani Basi, szesnastoletnia Jola, robi�a z siebie co�, na co wr�cz nie mo�na by�o patrze�. Wdzi�czy�a si� do Rafa�a w spos�b, trzeba przyzna�, urozmaicony. Na zmian�, to udawa�a ma��, kapry�n� dziewczynk�, to przemienia�a si� w wampa, do�wiadczonego i zuchwa�ego, przy czym trudno by�o oceni�, kt�re z tych wciele� jest gorsze, bo w og�le by�a wielka i gruba i �adne do niej nie pasowa�o. Rafa� mia� dziwny wyraz twarzy, nie odrywa� od niej zafascynowanego spojrzenia i najwyra�niej w �wiecie co� w nim p�cznia�o. Janeczka mia�a obawy, �e jest to zachwyt. Pawe�ek zaj�ty by� ciasteczkami i na nic innego nie zwraca� uwagi,. ale jego siostra zacz�a si� d�awi�. Odczeka�a z grzeczno�ci jeszcze nast�pne dziesi�� minut, po czym podnios�a si� od sto�u. - My si� troch� przejdziemy - powiedzia�a do pani Basi, usi�uj�c nie patrze� ani na Jol�, ani na Rafa�a. - Nie znamy tej okolicy, wi�c sobie j� obejrzymy. Pawe�ek chcia� zaprotestowa�, bo pani Basia wnios�a w�a�nie nowy p�misek, ale mia� pe�ne usta i nie uda�o mu si� wym�wi� �adnych zrozumia�ych s��w. Poczu� za to, �e siostra znacz�co puka go w plecy. -Po ciemku? - zdziwi�a si� pani Basia. - Nic nie zobaczycie! - Latarnie �wiec� - zauwa�y�a Janeczka. - I tam dalej jest jaki� dom, w kt�rym co� si� dzia�o, jak przeje�d�ali�my obok. P�jdziemy popatrze�. -Je�eli macie ochot�... Tylko nie zgi�cie przypadkiem! Mam nadziej�, �e nie zab��dzicie? - Nawet gdyby. Chaber nas znajdzie W og�le po ciemnych w�do�ach chodzi� nie b�dziemy... - O co biega? - spyta� z niezadowoleniem Pawe�ek, kiedy ju� znale�li si� poza domem. - W �yciu nie jad�em takich dobrych kruchych ciastek i ci�gle nie wiem, czy lepsze te z kremem, czy te z marmolad�. Po co mamy wyj��? - Nie po co, a dlaczego - skorygowa�a Janeczka. - Bo na t� Jol� ju� patrze� nie mog�am. Pawe�ek ze zdziwienia a� si� zatrzyma�.
- Jak to? Niby dlaczego? Co ona takiego zrobi�a? Wygl�da ca�kiem zwyczajnie! -Chyba �lepy by�e� - powiedzia�a wzgardliwie Janeczka i z energi� poci�gn�a go do przodu. - Podrywa ca�y czas Rafa�a, mizdrzy si�, chichocze, nadyma, oczami przewraca, prawie si� dziwi�, �e jej jeszcze do reszty nie wypad�y, i do tego cmoka. A ba�am si�, �e Rafa� zaraz do niej zacznie kwicze� i tego bym ju� ca�kiem nie znios�a! To kretynka. Patrze� na to nie mog� i wol� wyj��, zw�aszcza �e w tym domu po drodze rzeczywi�cie co� si� dzia�o. Pawe�ek spojrza� w kierunku, gdzie blisko bocznej szosy sta� dom za siatkowym ogrodzeniem, obficie o�wietlony latarniami na zewn�trz i �wiat�em z wn�trza. Nawet st�d by�o wida�, �e na wielkim dziedzi�cu przed nim panuje jakie� lekkie zamieszanie. Zainteresowa�o go to dostatecznie, �eby kruche ciastka nieco zblad�y. - Mo�na by�o za�atwi� jedno i drugie - mrukn��, w�a�ciwie dla zasady. - Dom nie zaj�c. - Ciastka tym bardziej - odpar�a zimno Janeczka.
Podeszli bli�ej i rozpoznali rodzaj zamieszania. Ca�y dziedziniec zastawiony by� i zawalony bardzo starymi i zniszczonymi meblami, kt�re r�ba� na kawa�ki jaki� cz�owiek. Dwoje m�odszych od nich dzieci zbiera�o rozpryskuj�ce si� drewno, a starszy ch�opiec uk�ada� pod �cian� budynku stos grubszych desek. �eby dotrze� do samej siatki i otwartej w niej bramy, musieli przebrn�� ma�y kawa�ek dojazdowej drogi, bardzo nier�wnej, pe�nej do��w, w dodatku zagrodzonej stoj�c� na �rodku wielk� ci�ar�wk�. Pawe�ek wspi�� si� na ko�o i stwierdzi�, �e na ci�ar�wce le�y jeszcze troch� jakich� rupieci i starych grat�w. Widocznie nie zosta�a roz�adowana do ko�ca i dlatego nie odstawiono jej w jakie� rozs�dniejsze miejsce. Okr��yli pojazd, �eby przej�� such� nog�, bo po ich stronie rozlewa�a si� wielka ka�u�a. Po drugiej za to ros�a g�sta k�pa wysokich krzak�w i udeptana �cie�ka bez b�ota przechodzi�a tu� przy nich. Szos� nadjecha� jaki� samoch�d i wykaza� wyra�ny zamiar skr�cenia w dojazdow� drog�. Kierowca dostrzeg� ci�ar�wk�, zatrzyma� si�, cofn��, zostawi� w�z na poboczu i wysiad�. Trzasn�y dwie pary drzwiczek, co oznacza�o, �e wysiad�y dwie osoby. Janeczka i Pawe�ek w�a�nie dotarli do suchej �cie�ki, wielkimi krokami prze�a��c przez b�otniste do�y i ka�u�e. - Ty kretynko! - wysycza� strasznie jaki� g�os
za krzakami, na skraju szosy. - Patrz, o�lico, on to r�bie...! - Sam kretyn jeste�, baranie g�upi! - odpar� g�os damski, okropnie zdenerwowany. - Trzeba by�o powiedzie�, sekret�w ci si� zachcia�o! Zask�rniaka chcia�e� mie�, co? - G�upia jeste�! M�wi�em, �e schowa�em chwilowo! Patrz teraz, kt�re nasze, rozpoznawaj! -On tu ma tego wi�cej! Jezus Mario...! �ebym by�a wiedzia�a, przyjecha�, zap�aci�, m�wi�, �e ma okazj�...! - Jazda...!
Dwie k��c�ce si� p�g�osem i szale�czo zdenerwowane osoby przecisn�y si� �cie�k�, prawie ocieraj�c si� o znieruchomia�e rodze�stwo. Obydwoje, pan i pani, tak wpatrzeni byli w zawalone drewnem podw�rze, �e nie dostrzegali niczego innego. Truchtem przebiegli przez bram�, a Janeczka i Pawe�ek po chwili ruszyli za nimi. - Tam! - wydysza�a dama w eleganckim futrze, pokazuj�c r�k�. - Poznaj�! Nasza szafa! - Dobry wiecz�r! - zawo�a� g�o�niej towarzysz�cy jej osobnik. - Panie, �ona panu meble dzisiaj wyda�a... - Meble? - zdziwi� si� cz�owiek z siekier� i przerwa� prac�, prostuj�c si� i ocieraj�c pot z czo�a. - Nie �adne meble, tylko drewno opa�owe. -Mo�e by� drewno. Kiedy� to by�y meble. Po�pieszy�a si�, a ja szafy nie opr�ni�em! -Ale pan sprzeda�. Co kupi�em, to moje.
- Pa�skie - zgodzi� si� przyby�y osobnik. - A co pan kupi�? Powiada pan, �e drewno opa�owe? Cz�owiek z siekier� odrobin� jakby si� zawaha�. - No drewno - przyzna�. - M�wi�em panu, �e na opa� stare graty skupuj�, nie? I zgadza si�, na opa�. Szklarnie mam, czym� pali� musz�, nie? Co pan, skleroz� pan masz? Trzy dni temu m�wi�em! - Znaczy to, co nie jest drewnem opa�owym, w sk�ad transakcji nie wchodzi - stwierdzi� osobnik, nagle si� uspokajaj�c. - Mnie nie by�o, znienacka pan przyjecha�, �ona panu towar wyda�a, a ja ksi��ek na przyk�ad nie zd��y�em wyj��. Te ksi��ki to dla pana te� drewno opa�owe? Cz�owiek na �rodku podw�rza wspar� si� na siekierzysku, podrapa� po g�owie i zacz�� my�le�. Jego rozm�wca przezornie ustawi� si� pomi�dzy nim a szaf�, �ona w futrze drobnymi kroczkami przesuwa�a si� w kierunku upragnionego mebla. Janeczka i Pawe�ek znajdowali si� ju� na dziedzi�cu, ukryci w cieniu za rupieciami. Ca�a scena zainteresowa�a ich nadzwyczajnie. - Jak mu chodzi o prawdziwe ksi��ki, to ja jestem chi�ski mandaryn - mrukn�� szeptem Pawe�ek. - A pewnie - odmrukn�a Janeczka i przemkn�a za nast�pny grat, bli�ej szafy. Cz�owiek z siekier� rozwa�y� spraw�. - Dobra, co nie drewno, to nie moje - zgodzi� si�. - Po�pieszy�em si�, fakt, ale jak raz mia�em transport i jednym ci�giem obje�d�a�em tych wszystkich sprzedawc�w. Bierz pan swoje ksi��ki, czy co tam jest, i nie ma o czym gada�. Ja jestem cz�owiek uczciwy. - Ja te� - rzek� sucho by�y w�a�ciciel mebli. - Zaraz zobaczymy... Jego �ona ju� przedar�a si� do szafy, sta�a obok i trzyma�a j� r�k�. M�� podszed� energicznym krokiem, usuwaj�c sobie z drogi rupiecie. Cz�owiek z siekier� zawaha� si�, po czym ruszy� powoli za nim, wlok�c za sob� narz�dzie pracy. Janeczka i Pawe�ek zbli�yli si� bokiem, ci�gle ukryci za zwalonymi gratami. Przyby�y osobnik otworzy� drzwi wielkiej, starej szafy z ozdobnym gzymsem i wysun�� jedn� z dolnych szuflad. Wetkn�� r�k� g��boko, czym� prztykn�� i pomi�dzy doln� p�k� szafy a w�a�ciw� szuflad� ukaza�o si� co� dodatkowego. Jakby jeszcze jedna, bardzo p�aska szuflada. Ca�a wype�niona by�a ciasno pouk�adanymi paczkami pieni�dzy. -Och...! - j�kn�a jego �ona i usiad�a na kawa�ku le��cego obok kredensu. Widocznie os�ab�a z ulgi. Od strony cz�owieka z siekier� dobieg�o jakby zach�y�ni�cie, ale s�owa �adne nie pad�y. By�y w�a�ciciel szafy wysun�� drug� szuflad� i powt�rzy� operacj� z prztykni�ciem. Wyci�gn�� r�k� w kierunku �ony. - Torb� dawaj!
Ma��onka odzyska�a si�y, zerwa�a si� z kredensu, wyszarpn�a z torebki dwie wielkie reklam�wki. M��, bez po�piechu i z zimn� krwi�, zacz�� przek�ada� pieni�dze. - A litr koniaku swoj� drog� si� panu nale�y - oznajmi� wspania�omy�lnie. Cz�owiek z siekier� robi� wra�enie og�uszonego.
- Powiem panu prawd� - wyzna�, wyra�nie wstrz��ni�ty. - Ja wcale nie wiem, czy bym si� tego dokopa�. Panie, ja mam du�y piec, mo�liwe, �e ten d� na po�ow� i posz�oby z dymem... - To i lepiej, �e zd��y�em. I dla mnie korzy��, i dla pana. Wszyscy byli tak przej�ci sytuacj� przy szafie, �e nikt nie zwr�ci� uwagi na ogromny samoch�d, przeje�d�aj�cy szos�. Samoch�d przejecha�, zwolni�, zatrzyma� si� i cofn��. Co� zacz�o si� dzia� w odleg�o�ci pi�tnastu metr�w za ogrodzeniem. Na dziedzi�cu pojawi�a si� �ona cz�owieka z siekier�. Druga �ona, poprzednia w�a�cicielka szafy, ze �zami w oczach opowiada�a jej, jak ten idiota, m��, schowa� wszystkie pieni�dze w skrytce, ukry� to przed ni�, nic nie wiedzia�a, w nowym domu ustawili nowe meble, a te stare sprzedali, bardzo tanio, to ka�dy musi przyzna�, za grosze, darmo prawie, nagle ten pan kupiec przyjecha�, m�a nie by�o, odda�a mu wszystko, a m�� dzi� wr�ci� i o ma�o jej nie zabi�, od baranic wyzywa�, gdzie sens, baranica to jest taki ko�uch dla str�a. A trzeba by�o tajemnicy nie robi�, tylko zwyczajnie powiedzie�, �e w szafie jest skrytka... - A pewnie, a pewnie - przy�wiadcza�a �ona cz�owieka z siekier�, staraj�c si� nie ujawnia� ci�kiego rozgoryczenia. - Oni wszyscy g�upie. Tyle dobra by si� zmarnowa�o, Bo�e� ty m�j... Dzieci cz�owieka z siekier� po�wi�ci�y si� ju� bez reszty penetracji rozmaitych szufladek, p�eczek i innych zakamark�w zwalonych na podw�rzu rupieci. Janeczka i Pawe�ek, zachwyceni wydarzeniem, powolutku zacz�li wycofywa� si� w kierunku bramy. Od strony szosy dobiega� rz�got podobny do ha�asu, jaki robi �mieciarka miejska, nieco tylko cichszy i mniej brz�kliwy. Osobnik z dwiema torbami pieni�dzy wyprostowa� si� nad pustymi szufladami.
- Ja tu jeszcze jutro wpadn� - obieca�. -
Fela, idziemy!
Janeczka i Pawe�ek przekroczyli bram� wcze�niej, nie komentuj�c jeszcze niezwyk�ej sceny. Przemkn�li obok ci�ar�wki, tward� �cie�k� przedostali si� za krzaki, wybiegli na szos� i stan�li jak wryci.
-Hej, a to co? - krzykn�� zdumiony Pawe�ek.
We wn�trzu olbrzymiego TIR-u znika� w�a�nie samoch�d. Dw�ch ludzi zamyka�o za nim wielkie wrota. Obejrzeli si�, zatrzasn�li zamek i pop�dzili ku szoferce.
- Zapami�taj numer! - zawo�a�a gor�czkowo
Janeczka. - Nie mam na czym zapisa�!
Bez namys�u Pawe�ek zacz�� szura� obcasem, mamrocz�c pod nosem i wydrapuj�c numer TIR-u na wilgotnym poboczu. Ogromne pud�o ruszy�o. Osobnik z torbami pieni�dzy w r�kach wyszed� zza krzak�w na szos� i skamienia�. TIR oddala� si�, nabieraj�c przy�pieszenia. Osobnik z torbami wyda� z siebie g�os podobny do piania. Dok�adnie w tym samym momencie u n�g Janeczki zmaterializowa� si� Chaber, �wiat�a reflektor�w Rafa�a o�wietli�y ca�� grup�, a ze �cie�ki wysz�a na szos� �ona w futrze. Rozejrza�a si�. - Gdzie samoch�d? - spyta�a z niepokojem. Osobnik z torbami rzuci� torby i dzikim p�dem ruszy� za widocznym jeszcze doskonale TIR-em. Po kilkunastu krokach zatrzyma� si� gwa�townie, zawr�ci�, porwa� torby, zn�w ruszy� przed siebie i zn�w si� zatrzyma�. Zamiast s��w, wci�� wydawa� z siebie chrapliwe pianie. Rafa� zatrzyma� swojego ma�ego fiata. - Chyba ukradli pa�stwa samoch�d - powiedzia�a ze wsp�czuciem Janeczka do os�upia�ej �ony w futrze. - Zabrali go tym wielkim potworem. Mamy jego numer. �ona w futrze otworzy�a usta, ale nie wyszed� z nich �aden d�wi�k. M�� z torbami wr�ci� biegiem, ujrza� Rafa�a, opanowa� pianie, z wysi�kiem przerzuci� torby do jednej r�ki a drug� szarpn�� drzwiczki.
- Za nimi!! Milion p�ac�!!!
zawy� dzikim g�osem.
Usi�owa� wepchn�� do samochodu swoje torby, ale ze zdenerwowania trz�s�y mu si� r�ce i nie m�g� sobie z tym da� rady, przeszkadza�y mu zag��wki. Rafa� najpierw zbarania�, a potem si� rozz�o�ci�.
- Panie, co pan...?! Ja nie jestem sam! Dzieci...!
- Jed� z nim - powiedzia� stanowczo Pawe�ek, nachylaj�c si� do okienka. - R�bn�li mu samoch�d, przed chwil�, na TIR-a za�adowali, mo�e go dogonisz. Numer PAW 1288. My sobie damy rad�. - Co tak wcze�nie? - spyta�a Janeczka niespokojnie. - Chaber porzuci� narzeczon�? - Nie, ja porzuci�em t� kretynk�, Jol�. Rany boskie, co si� tu dzieje...? -Nic, on ma racj�, jed� za nimi... Osobnik z torbami wepchn�� wreszcie torby i wbi� si� na siedzenie pasa�era, trzaskaj�c drzwiczkami. -Jed� pan!!! - wrzasn�� strasznie. - Dwa miliony! :!
Jego �ona sta�a na brzegu szosy z za�amanymi r�kami, niczym s�up soli. Rafa� wzdrygn�� si� silnie i ruszy� z gwa�townym przy�pieszeniem. Janeczka i Pawe�ek przez chwil� patrzyli za nim. -Na lewo skr�ci� - zauwa�y� Pawe�ek z trosk�. - Nie przez miasto jedzie, tylko od razu gdzie� tam. - Na po�udnie - przy�wiadczy�a Janeczka. - Ale mo�e jeszcze skr�ci� byle gdzie w ka�d� stron�. Trzeba zadzwoni� do policji. �on� w futrze wreszcie odblokowa�o.
-Policja...!!! - za�ka�a rozpaczliwie bardzo piskliwym g�osem. Za ni� wygl�da�a ju� na szos� ca�a rodzina cz�owieka z siekier�. Przybyli z lekkim op�nieniem, zauwa�ywszy widocznie, �e co� si� dzieje. Stali teraz i gapili si� w kierunku g��wnej ulicy, gdzie znika�y tylne �wiat�a Rafa�a. -No, to ju� niefart - zawyrokowa� cz�owiek z siekier�. - Pieni�dze m�� odzyska�, ale samoch�d straci�. Ukradli, s�ysz�, to jak to by�o? - -Co to za w�z? - spyta� ciekawie jego najstarszy syn. - Volkswagen! - wyszlocha�a �ona w futrze.
- Golf! Nowiusie�ki!
- Na biednego nie trafi�o - mrukn�a na stronie �ona cz�owieka z siekier�. - Na TIR-a za�adowali - obja�nia� Pawe�ek.
- Widzieli�my sam koniec. Obejrzeli si� na nas i gazu!
-Telefon...! - j�cza�a �ona w futrze.- Policja...! Zadzwoni�...! - Tu niedaleko, u jednych znajomych pa�stwa, jest telefon...! - zacz�a uczynnie Janeczka.
- Ja te� mam telefon - przerwa� cz�owiek z
siekier�. - Dobra, pan dzwoni...
Wszyscy po�piesznie wr�cili na zagracony
dziedziniec, tworz�c na w�skiej �cie�ce istn�
procesj�, a nast�pnie wbiegli do domu. �ona w
futrze kurczowo trzyma�a si� Janeczki i Pawe�ka, chaotycznie wykrzykuj�c, �e tylko oni s� �wiadkami. Janeczka zauwa�y�a nagle wyra�n� rozterk� Chabra. Wida� by�o, �e chce zosta� przy swojej pani, a jednocze�nie mia�by ochot� pop�dzi� zn�w do narzeczonej. Zdenerwowa�a si�, I niecierpliwie
przeczekiwa�a telefon do policji, sykn�a, kiedy
Pawe�ek przej�� s�uchawk�, dok�adnie relacjonuj�c, co widzieli.
-My ju� musimy i��! - rykn�a wielkim
g�osem, bo wszyscy m�wili razem i nikogo nie
by�o s�ycha�. - Nasz cioteczny brat tam pojecha�, za tymi z�odziejami! I teraz musimy wr�ci� bez niego!
- No co� ty`? - zdziwi� si� gniewnie Pawe�ek. - Mo�e oni tu przyjad�! Ja chc� zobaczy�, co b�d� robili!
-E tam, przyjad� - powiedzia� cz�owiek z siekier� i wreszcie odstawi� siekier� do k�ta. - Wezw� �wiadk�w, protok� spisz� i tyle, a i to nawet nie wiem... No dobra, odwioz� was.
-Ja koszty zwr�c�! - wyj�cza�a �ona w futrze. - Do taks�wki tylko, do Wilanowa. !
Graty z ci�ar�wki zosta�y zrzucone byle gdzie.
po czym od razu odjechali, Janeczka, Pawe�ek i
Chaber w pudle, a zap�akana �ona w futrze obok
kierowcy, w szoferce, do kt�rej wsiad�a z wielkim
trudem. W Wilanowie przesiedli si� do pojazdu bardziej ludzkiego.
-Ja was do samego domu zawioz�- powiedzia�a stanowczo �ona w futrze, przestaj�c p�aka�. - Dzieci kochane, tylko wy�cie widzieli, nikt inny, ja musz� wiedzie�, gdzie mieszkacie.
Jakby co, b�dziecie �wiadczy�. To jest nieszcz�cie
dopiero, Bo�e m�j, gadanie b�dzie, �e wszystko przeze mnie, po co ja mu da�am t� szaf�.
Nazajutrz, kiedy wr�cili ze szko�y, Rafa�a jeszcze nie by�o. Do szale�stwa zdenerwowana ciotka Monika pi�� razy kaza�a sobie powtarza� ca�� histori�, rw�c w�osy z g�owy i pchaj�c si� do
telefonu, �eby zawiadomi� policj� nie o �adnej kradzie�y samochodu, tylko o zagini�ciu syna.
- Goni� bandyt�w! - powtarza�a rozpaczliwie.
- A ten cz�owiek mia� przy sobie potworn� ilo�� pieni�dzy! Sami m�wicie! Bo�e drogi, obaj mog� gdzie� tam le�e�, zamordowani ! Katastrofa.
-Po pierwsze, Rafa� umie je�dzi� - powiedzia�a w ko�cu zirytowana t� histeri� Janeczka. - Po drugie, co maj� pieni�dze do katastrofy, przecie� im nie fruwa�y po samochodzie. A po trzecie, ma�ym fiatem nie dogoni niczego... - I po czwarte, harmoni� forsy mia� ten facet, a nie Rafa�, wi�c chybaby Rafa� napad� na niego - do�o�y� Pawe�ek. -I jeszcze po pi�te. Chaber s�owa nie m�wi, wi�c �adne nieszcz�cie si� nie sta�o. -Chaber mo�e by� w nie najlepszej formie - wtr�ci�a delikatnie pani Krystyna. - Jest zaj�ty narzeczon�. - Narzeczon� zaj�ty by� tam, a nie tu. Wi�c niech ciocia nie tego... Jednak�e pomys�y ciotki Moniki o�ywi�y ich wyobra�ni�. Sytuacja i bez nich wydawa�a si� interesuj�ca, na powr�t Rafa�a czekali niecierpliwie, teraz za� zacz�y im przychodzi� do g�owy rozmaite dodatkowe mo�liwo�ci. - Czeka� to i tak nie by�o na co, bo u tych ludzi nic si� nie dzia�o - rozwa�a�a Janeczka. - A Chaber si� denerwowa� i po co to komu. - Nic si� nie dzia�o! - prychn�� Pawe�ek. - Ha, ha!
-W dziedzinie kradzie�y samochodu! To z t� szaf� by�o bardzo �adne, owszem. Ale co do dalszego ci�gu... mo�e i rzeczywi�cie... My�lisz, �e Rafa� ich dogoni�? Pawe�ek zastanawia� si� nad tym przez wszystkie lekcje w szkole. - Powinien - rzek� bez wahania. - Znaczy, powinno by� tak: policja dosta�a numer i pu�ci�a
na ca�y kraj. Z�apa� TIR-a numer co� tam. Gdzie� go w ko�cu zatrzymuj�... - Jak? - przerwa�a zimno Janeczka.
- Ciemno ju� by�o. Machaj� czerwon� latark�...
- A on si� wcale nie zatrzymuje, tylko jedzie dalej. I co? - No, pod ko�a si� nie rzuc�... Robi� barykad�... Chocia� nie, barykad� robi�, jak ucieka morderca po zbrodni. Szkoda, �e nie powiedzieli�my, �e on kogo� zabi�... Nie wiem... Zale�y dok�d jad�... - Wszystko niepewne - skrytykowa�a Janeczka. - A w og�l� mo�e to wcale nie byli z�odzieje, tylko te s�u�by porz�dkowe, kt�re usuwaj� �le zaparkowane samochody. - Przecie� tam nie by�o �adnego zakazu!
- Ale mo�e on �le sta�. Zostawi� samoch�d na �rodku szosy, okropnie zdenerwowany, bo lecia� po te pieni�dze. Pawe�ek pokr�ci� g�ow�.
-Ej, chyba nie. Jakby on sta� na �rodku, to i oni, a stali z boku, sama widzia�a�. S�u�by porz�dkowe nie, odpadaj�. Poza tym, Rafa� by ju� dawno wr�ci�. Ale czekaj, niech b�dzie, �e ich dogoni� i przegoni�... No, nie podstawi pod TIR-a ma�ego fiata, nawet by nie zauwa�yli, �e co� przejechali... Ale gdzie� musz� chyba bra� benzyn�, nie? Znaczy, mam na my�li, je�li jad� daleko, bo je�li blisko...
- W jakie� Miejsce, gdzie przerabiaj� numery
i inne takie - podj�a Janeczka.
- Tam Rafa� m�g�by ich dogoni�.
- I co?
- I rzuci� si�. `?
- No co� ty, g�upi? Rzuca� to si� b�dzie ten facet z pieni�dzmi, ten w�a�ciciel. Rafa� mO�e Mu troch� pom�c, bo tamtych by�o dw�ch.
-Gdyby Mieli rozum w g�owie, Rafa� i ten facet, obejrzeliby tylko miejsce i zapami�tali adres.
Wcale im si� nie pokazuj�c na oczy.
- Nie wiem, czy maj� dosy� rozumu w g�owie.
Mogli jeszcze poczeka�, a� roz�aduj� tego TIR-a, zdejm� z niego samoch�d, ten w�a�ciciel by sobie wsiad� i spokojnie odjecha�...
-A Rafa�a z�apali i udusili. Rzeczywi�cie! Gdyby tak by�o, te� by ju� dawno wr�ci�!
Do kuchni, gdzie ci�gle jeszcze siedzieli po obiedzie i pozmywaniu naczy�, zajrza�a pani Krystyna.
-Dzwoni pani Basia - zawiadomi�a z
zak�opotaniem. - Ta narzeczona Chabra podobno czeka i wygl�da.
Umilkli obydwoje, popatrzyli na matk�. Sytuacja zaczyna�a si� komplikowa� coraz bardziej.
- Autobusem...? - zacz�� niepewnie Pawe�ek.
-Nie, wujek Andrzej pojedzie. Ju� zjad� obiad.
Ciotka Monika na wie�� o kolejnym wyje�dzie w to samo miejsce podnios�a wielki krzyk.
-Najpierw syna straci�am, a teraz m�a! - wo�a�a rozpaczliwie. - Czy wy sumienia nie macie?! Dlaczego mi nie pozwalacie zawiadomi� policji?! On znikn�� w okropnych okoliczno�ciach! - No dobrze, powiem cioci - zdecydowa� si� nagle Pawe�ek. - Bo tak naprawd�, to nie oni Rafa�owi mogli zrobi� co� z�ego, tylko Rafa� im. Razem z tym typem od pieni�dzy, on by� du�y i gruby jak byk. Wi�c lepiej spokojnie poczeka� i nie robi� szumu. - I niech ciocia popatrzy na Chabra - rozkaza�a Janeczka. - Pieseczku, gdzie Rafa�? Co si� dzieje z Rafa�em? Ciotka Monika zn�kany wzrok utkwi�a w psie. Chaber nie okaza� �adnego niepokoju ani zdenerwowania. Pow�szy� w kierunku drzwi wyj�ciowych, pomacha� ogonem i pisn�� rado�nie. - No prosz�, wszystko w porz�dku - przet�umaczy�a Janeczka. - Rafa� ju� jedzie do domu. Ciotka Monika j�kn�a, ale niespokojna rozpacz w jej twarzy odrobin� zel�a�a. Chaber by� psem niezwyk�ym, wiedzia� wszystko o wszystkich cz�onkach rodziny, bez wzgl�du na to, gdzie si� kto znajdowa�. Niew�tpliwie obdarzony by� talentem telepatycznym. Na Rafa�a rzeczywi�cie nale�a�o spokojnie poczeka�. - Chyba zaraz upiek� sernik - powiedzia�a z determinacj� pani Krystyna, kt�ra czu�a si� troch� winna, chocia� racjonalnych powod�w po temu nie by�o. - On z pewno�ci� wr�ci g�odny... - A swoj� drog�, co jest? - zastanawia� si� szeptem Pawe�ek, wsiadaj�c do samochodu wujka Andrzeja. - Dok�d ich mog�o zanie��? Bo tak naprawd�, to ciotka ma racj�, dawno powinien by� wr�ci�.
- Mog�o jeszcze by� tak, �e dogonili ich pod stacj� benzynow� - wysun�a przypuszczenie Janeczka. - Albo gdzie� tam, gdzie dojechali. Obaj si� rzucili, ten z pieni�dzmi i Rafa�, zostali pokonani i zamkni�ci w jakiej� piwnicy. Albo co� w tym rodzaju. - Przecie� Chaber nic nie m�wi? - zdziwi� si� Pawe�ek.
-Bo nic si� z�ego nie dzieje. Siedz� w piwnicy i nic im nie grozi, i Rafa� czuje si� bardzo dobrze, nawet kataru nie ma. Dla Chabra piwnica czy strych to mo�e by� wszystko jedno, wa�ne, �e nie ma niebezpiecze�stwa. A k�opot maj� z�odzieje, bo nie wiedz�, co z nimi zrobi�. - Mo�e by� - zgodzi� si� Pawe�ek. - I martwi� si�, bo teraz musz� zlikwidowa� melin�. No wi�c likwiduj� i przenosz� si� gdzie indziej, i wypuszczaj� ich, jak ju� wszystko za�atwi�, a wtedy szukaj wiatru w polu. Ale to ja nie wiem, policja powinna do nich trafi�. Rozumiesz, mieli numer, widzieli, kt�r�dy ten TIR jedzie... -Nic nie m�wi�, ale bardzo �a�uj�, �e nie pojechali�my razem z nim - wyzna�a pos�pnie Janeczka. - Chora jestem od tego czekania i umr�, je�li si� wszystkiego natychmiast nie dowiem! Boja nie wiem... Sam m�wi�e�, �e ludzie m�wili, �e kradn� do Zwi�zku Radzieckiego. Wi�c mo�e oni pojechali prosto do tego Zwi�zku Radzieckiego, kt�rego ju� nie ma. Przecie� ten samoch�d to by� Golf! - A wiesz, �e to ca�kiem mo�liwe! - ucieszy� si� nie wiadomo dlaczego Pawe�ek. - To jest pomys�! Rany kota, a teraz Rafa� gania ich po ca�ym Zwi�zku Radzieckim...! Kiedy wr�cili po psiej wizycie, Rafa� ju� by�. Siedzia� w ich kuchni i po�era� ciep�y sernik, a ciotka Monika patrzy�a mu w z�by ze �zami szcz�cia w oczach. Pani Krystyna, usi�uj�c ukry� bezgraniczn� ulg�, dok�ada�a na jego talerz nast�pne wielkie kawa�y. - Ej�e! - zaprotestowa� Pawe�ek, zagl�daj�c do kuchni, jeszcze z kurtk� w r�ku. - A my? - Starczy i dla was - uspokoi�a go matka. - Z rozp�du zrobi�am podw�jn� ilo��. - I co? - zawo�a�a zach�annie Janeczka, w po�piechu pozbywaj�c si� but�w. - Niech on nic nie m�wi bez nas! Co powiedzia�? Musi to powt�rzy� jeszcze raz! - Nie ma co powtarza� - powiedzia�a ciotka Monika. - Zd��y� nas zawiadomi�, �e by� daleko, i od razu rzuci� si� na jedzenie. Strasznie g�odny i wyczerpany. Niech si� zregeneruje. - Y umye - powiedzia� Rafa�. - B�udny jehkem jak chwynia. - Co� mu wysiad�o i naprawia�! - zgad� Pawe�ek. - Od samej jazdy by�by brudny
zwyczajnie, a nie jak �winia. Chyba si� ju�
na�ar�e�, nie?
-Nie - odpar� Rafa� stanowczo i napocz�� kolejny kawa�ek s