Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie 155 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
TYTUL: Muzyka Ericha Zanna
AUTOR: Howard Phillips Lovecraft
TLUM.: Ryszarda Grzybowska
OPRACOWAL : Aleksander Szymczyszyn (
[email protected])
-----------------------------------------------------------------
----------
Muzyka Ericha Zanna
Przestudiowa�em mapy tego miasta z najwi�ksz� uwag�, ale na
�adnej nie odnalaz�em Rue d'Auseil. Nie by�y to tylko nowoczesne
mapy, bo przecie� zdaj� sobie spraw�, �e nazwy si� zmieniaj�.
Wr�cz przeciwnie, zag��bia�em si� we wszystkie najstarsze �r�d�a
i nawet osobi�cie przeszuka�em ka�d� dzielnic�, bez wzgl�du na
jej nazw�, kt�ra mog�a by ewentualnie odpowiada� ulicy znanej
mi jako Rue d'Auseil. Jest to dla mnie upokarzaj�ce, bo mimo
wszystkich podj�tych stara�, nie mog� znale�� domu, ulicy ani
nawet przybli�onej lokalizacji miejsca, w kt�rym, wiod�c ubogi
�ywot studenta metafizyki na uniwersytecie, s�ucha�em muzyki
Ericha Zanna. Nie dziwi� si�, �e pami�� moja uleg�a
zak��ceniu, bo w okresie, kiedy mieszka�em na Rue d'Auseil, moje
zdrowie, zar�wno fizyczne, jak i psychiczne, mocno podupad�o.
Przypominam te� sobie, �e nie utrzymywa�em kontakt�w z tymi
kilkoma osobami, z kt�rymi si� zaznajomi�em. Ale �ebym w og�le
nie m�g� odnale�� tego miejsca, to naprawd� zdumiewaj�ce i
niespotykane; z uniwersytetu sz�o si� na t� ulic� p� godziny,
a poza tym odznacza�a si� tak szczeg�lnymi cechami, �e kto raz
j� widzia�, nie m�g� zapomnie�. Ale nie spotka�em nikogo, kto
by widzia� Rue d'Auseil. Znajdowa�a si� po drugiej stronie
mrocznej rzeki, na brzegach kt�rej stromo wznosi�y si� zbudowane
z ceg�y magazyny o zamazanych oknach, bieg� te� ponad ni� ci�ki
most z ciemnego kamienia. Nad rzek� zawsze panowa� mrok, tak
jakby dym z okolicznych fabryk nigdy nie dopuszcza� tu s�o�ca.
Wody tej rzeki zion�y strasznym smrodem, z jakim jeszcze nigdy
w �yciu si� nie zetkn��em, my�l� jednak, �e to oka�e si� pomocne
i kt�rego� dnia j� odnajd�. Za mostem znajdowa�y si� w�skie,
brukowane uliczki z szynami, potem teren lekko si� wznosi�, ale
gdy dochodzi�o si� do Rue d'Auseil, wznosi� si� stromo.
Nie spotka�em ju� nigdy wi�cej tak w�skiej i tak stromej ulicy
jak Rue d'Auseil. By�o to niemal�e urwisko, niedost�pne dla
�adnych pojazd�w. W kilku miejscach znadowa�y si� schody, a na
ko�cu ulicy wysoki, obro�ni�ty bluszczem mur. Bruk by� nier�wny,
sk�ada� si� z kamiennych p�ytek i z okr�g�ych kamieni, a
gdzieniegdzie prze�wieca�a naga ziemia z zeschni�tymi chwastami.
Domy by�y tu wysokie, ze spadzistymi dachami, niewiarygodnie
stare, przechylone albo do ty�u, albo do przodu, albo na boki.
Zdarza�o si�, �e stoj�ce naprzeciwko domy pochyli�y si� do
przodu i prawie styka�y si� ze sob� ponad ulic� tworz�c �ukowe
sklepienie; by�o tu wi�c do�� mroczno. Znajdowa�o si� tu tak�e
kilka pomost�w nad ulic�, ��cz�cych przeciwleg�e domy.
Tutejsi mieszka�cy wywierali na mnie szczeg�lne wra�enie. Z
pocz�tku przypisywa�em to ich milczeniu i pow�ci�gliwo�ci, potem
doszed�em do wniosku, �e przyczyna le�y w czym innym -
mianowicie w tym, �e mieszkaj� tu wy��cznie starzy ludzie. Sam
nie wiem, jak to si� sta�o, �e wynaj��em pok�j na tej ulicy, ale
z chwil�, kiedy si� tutaj zjawi�em, chyba przesta�em by� sob�.
Mieszka�em w najrozmaitszych ubogich domach, z kt�rych mnie
eksmitowano, gdy� nie mia�em na zap�acenie komornego, a�
wreszcie trafi�em na rozpadaj�cy si� dom, w kt�rym str�owa�
paralityk Blandot. By� to trzeci dom od ko�ca ulicy i najwy�szy
ze wszystkich.
Pok�j m�j znajdowa� si� na pi�tym pi�trze, a by� to jedyny
zamieszka�y pok�j, ca�y bowiem dom prawie �wieci� pustkami. Jak
tylko si� sprowadzi�em, ju� pierwszej nocy us�ysza�em niezwykle
dziwn� muzyk� dochodz�c� z poddasza i nazajutrz spyta�em o to
Blandota. Wyja�ni� mi, �e to gra pewien stary Niemiec, skrzypek,
niemowa, kt�ry podpisuje si� Erich Zann, a gra wieczorami w
orkiestrze w jakim� tanim teatrzyku. Wynaj�� ten odosobniony
pok�j wysoko na poddaszu, z jednym tylko oknem wychodz�cym na
ulic�, z kt�rego roztacza� si� widok ponad murem obro�ni�tym
bluszczem na opadaj�cy w d� krajobraz - dlatego w�a�nie, �e
pragn�� noc� gra� na skrzypcach.
S�ysza�em jego gr� ka�dej nocy i cho� nie dawa� mi spa�, by�em
zafascynowany t� niezwyk�� muzyk�. W�a�ciwie wcale si� na muzyce
nie zna�em, ale by�em przekonany, �e d�wi�ki, dobywane przez
niego ze skrzypiec, nie mia�y nic wsp�lnego z muzyk�, jak�
dotychczas zdarzy�o mi si� s�ysze�. Uzna�em, �e jest to
kompozytor o zupe�nie niezwyk�ym talencie. Im d�u�ej si�
ws�uchiwa�em, tym wi�ksze robi�a na mnie wra�enie i po tygodniu
postanowi�em zawrze� znajomo�� z tym starym cz�owiekiem.
Kt�rego� wieczoru, kiedy powraca� z pracy, zatrzyma�em go na
korytarzu i powiedzia�em, �e pragn��bym si� z nim zaznajomi� i
pos�ucha� jego gry z bliska. By� niski, szczup�y, biednie
ubrany, prawie �ysy, mia� niebieskie oczy oraz groteskow� twarz
przypominaj�c� satyra. Z pocz�tku zdawa� si� by� oburzony i
przera�ony tak� propozycj�. Widz�c jednak m�j szczery,
przyjacielski stosunek rozpogodzi� si� i da� mi znak, abym
poszed� za nim po ciemnych, skrzypi�cych i uginaj�cych si�
schodach na poddasze. Jego pok�j, jeden z dw�ch znajduj�cych si�
na starym poddaszu, mie�ci� si� od strony zachodniej, a
wychodzi� w�a�nie na mur stanowi�cy zako�czenie tej ulicy. By�
to ogromny pok�j, ale wydawa� si� jeszcze wi�kszy przez to, �e
by� nie urz�dzony i bardzo zaniedbany. Znajdowa�y si� w nim
tylko w�skie �elazne ��ko, obdrapana umywalka, ma�y stolik,
spora szafa z ksi��kami, �elany pulpit do nut i trzy
staro�wieckie krzes�a. Nuty le�a�y rozrzucone po ca�ej pod�odze.
�ciany by�y z go�ych desek, nigdy zapewne nieotynkowane; wydawa�o
si�, �e nikt tu nie mieszka, wsz�dzie bowiem snu�a si� paj�czyna,
a kurz le�a� grub� warstw�. �wiat pi�kna dla Ericha Zanna to
niew�tpliwie �wiat wyobra�ni.
Gestem wskaza� mi krzes�o, a sam zamkn�� drzwi na wielk�
drewnian� zas�w�, po czym zapali� �wiece. Nast�pnie wyj��
skrzypce z podziurawionego przez mole pokrowca i usiad� na
najmniej wygodnym krze�le. Nie skorzysta� z nut i pulpitu, tylko
zacz�� gra� z pami�ci, przez godzin� racz�c mnie muzyk�, jakiej
w �yciu nie s�ysza�em; musia�a to by� raczej jego w�asna
kompozycja. Nie�atwo j� opisa�, je�eli si� nie jest znawc�
muzyki. By�o to co� w rodzaju fugi z powtarzaj�cymi si� pasa�ami
o brzmieniu wprost urzekaj�cym, ale najbardziej zadziwi�o mnie
to, �e nie s�ysz� tych dziwnych melodii, jakie dochodzi�y mnie
w moim pokoju.
Dobrze sobie zapami�ta�em i nawet cz�sto nuci�em je i
wygwizdywa�em, tote� kiedy od�o�y� skrzypce, spyta�em czyby nie
zechcia� ich zagr�. Na pomarszczonej twarzy satyra, tak
spokojnej podczas gry, pojawi� si� wyraz gniewu i l�ku, taki sam
jak wtedy, gdy go zagadn��em na schodach. Potraktowa�em to
lekko, jako kaprys staro�ci, i usi�owa�em go zach�ci�
zagwizdawszy urywki, jakie s�ysza�em ubieg�ej nocy. Kiedy niemy
muzyk rozpozna� melodi�, twarz jego przybra�a jaki� niesamowity
wyraz, a d�ug�, ko�cist� i zimn� d�o� po�o�y� mi na ustach, �eby
wyciszy� to niezbyt udane na�ladownictwo. Potem zachowa� si� jak
zupe�ny dziwak, bo rzuci� przera�one spojrzenie w stron�
zas�oni�tego okna, jakby si� ba� jakiego� intruza - spojrzenie
tym wi�cej absurdalne, poniewa� poddasze znajdowa�o si� wysoko
i by�o niedost�pne, g�rowa�o bowiem nad wszystkimi przyleg�ymi
dachami, nie m�wi�c ju� o tym, �e tylko z tego jednego okna, jak
powiedzia� dozorca, roztacza� si� widok ponad murem na opadaj�ce
wzg�rze.
Spojrzenie tego starego cz�owieka przypomnia�o mi s�owa
Blandota i mo�e to by� kaprys, ale przysz�a mi ochota, aby
popatrze� na rozleg�� i osza�amiaj�c� panoram� spowitych
blaskiem ksi�yca dach�w i o�wietlonego miasta za wzg�rzem,
kt�rej nikt z mieszka�c�w Rue d'Auseil poza tym dziwnym muzykiem
nie mia� mo�no�ci ogl�da�. Podszed�em do okna i ju� mia�em
odsun�� jakie� bardzo dziwne zas�ony, gdy podskoczy� do mnie
niemy lokator tego pokoju z jeszcze wi�kszym gniewem i l�kiem;
tym razem g�ow� wskazywa� na drzwi i obiema r�kami ci�gn�� mnie
nerwowo w tym kierunku. Oburzy�o mnie takie zachowanie
gospodarza i stanowczo za��da�em, aby mnie pu�ci�, sam bowiem
ch�tnie st�d wyjd� i to natychmiast. Zwolni� u�cisk, a widz�c,
�e jestem oburzony i dotkni�ty, wyra�nie si� uspokoi�. Znowu
mnie mocno uchwyci�, ale tym razem przyjacielsko, i kaza� mi
usi��� na krze�le; z wyrazem zatroskania na twarzy podszed� do
rozchwianego sto�u i o��wkiem napisa� kilka s��w starann�
francuzczyzn� cudzoziemca.
Kartka kt�r� mi wr�czy�, zawiera�a pro�b� o tolerancj� i
przebaczenie. Pisa�, �e jest stary, samotny, �e jest
rozkojarzony nerwowo i omotany r�nymi l�kami, co ma zwi�zek z
jego muzyk� i jeszcze innymi rzeczami. Mi�o, mu by�o, �e
s�ucha�em, jak gra�, i ucieszy si�, je�eli go jeszcze kiedy�
odwiedz� i nie b�d� zwraca� uwagi na jego dziwactwa. Nie mo�e on
jednak gra� tej tajemniczej melodii nikomu i nie mo�e te�
s�ucha� jej w niczyim wykonaniu; nie znosi r�wnie�, aby dotyka�
czegokolwiek w jego pokoju. Nie mia� poj�cia a� do naszej
rozmowy na schodach przed chwil�, �e s�ycha� jego gr� w moim
pokoju, tote� prosi, abym porozmawia� z Blandotem i wynaj�� pok�j
na ni�szym pi�trze, gdzie nie b�d� m�g� s�ucha� jego gry. Napisa�
te�, �e pokryje r�nic� w op�acie za komorne.
Kiedy siedz�c odczytywa�em t� niezr�czn� francuzczyzn�,
obudzi�o si� we mnie wsp�czucie dla tego starego cz�owieka. By�
ofiar� fizycznego i nerwowego za�amania, podobnie jak ja, a moje
metafizyczne studia usposobi�y mnie �agodnie do ludzi. Panuj�c�
cisz� zak��ci� jaki� ha�as od strony okna - to wiatr musia�
poruszy� okiennic�, ja jednak nie wiadomo dlaczego podskoczy�em
gwa�townie, podobnie zreszt� jak i Erich Zann. Tote� zaraz, gdy
sko�czy�em czytanie, u�cisn��em jego d�o� i wyszed�em w nastroju
przyjacielskim.
Nazajutrz Blandot wyznaczy� mi kosztowniejszy pok�j na trzecim
pi�trze, pomi�dzy mieszkaniem starego lichwiarza i pokojem
szacownego tapicera... Na czwartym pi�trze nikt nie mieszka�.
Wkr�tce przekona�em si�, �e Zann wcale tak bardzo nie pragn��
mojego towarzystwa, jak mi si� zdawa�o tego dnia, kiedy to
nak�ania� mnie do wyprowadzenia si� z pi�tego pi�tra. Ju� nie
poprosi�, abym go odwiedzi�, a kiedy sam do niego przyszed�em,
by� skr�powany i gra� apatycznie. Gra� zreszt� zawsze tylko
noc�, bo w dzie� spa� i nikogo do siebie nie wpuszcza�. Nie
darzy�em go zbytni� sympati�, cho� pok�j na poddaszu i tajemnicza
muzyka wci�� mnie fascynowa�y. Marzy�em, �eby wyjrze� przez to
okno ponad murem i zobaczy� niewidzialne zbocze wzg�rza, a tak�e
o�wietlone blaskiem ksi�yca dachy i wie�yce znajduj�cego si�
poni�ej miasta. Pewnego razu wspi��em si� tam po schodach, kiedy
Zann by� w teatrze, ale drzwi by�y zamkni�te. Uda�o mi si�
jednak pods�uchiwa� nocn� gr� tego niemego starca. Najpierw na
palcach wchodzi�em na moje dawne, pi�te pi�tro, potem zabrawszy
si� na odwag� wspina�em si� jak najciszej po skrzypi�cych
schodach na poddasze. Tam w w�skim korytarzu ws�uchiwa�em si�
poprzez zamkni�te drzwi z zakryt� dziurk� od klucza w d�wi�ki,
kt�re nape�nia�y mnie dziwna groz�... groz� pomieszan� ze
zdziwieniem i tajemnicz� melancholi�. Nie by�y to jakie�
straszne d�wi�ki, bynajmniej, ale towarzyszy�a im wibracja
zupe�nie niespotykana na naszym ziemskim globie, a w pewnych
momentach wydawa�o si�, �e jest to symfonia wykonywana nie przez
jednego muzyka. Doprawdy, ten Erich Zann to jaki� niespotykany
geniusz. W miar� jak mija�y tygodnie, gra� z coraz wi�kszym
zapami�taniem, ale jednocze�nie by� wymizerowany i przemyka� si�
ukradkiem, budzi� po prostu lito��. Teraz ju� mnie w og�le do
siebie nie dopuszcza�, a na schodach po prostu mnie nie
dostrzega�. Pewnej nocy, kiedy sta�em pod drzwiami,
us�ysza�em, �e pisk skrzypiec przerodzi� si� w chaotyczn�
kakofoni� d�wi�k�w; by�o to piek�o; zw�tpi�bym w moj� w�asn�
poczytalno��, gdybym nie mia� pe�nej �wiadomo�ci, �e odg�osy te
dochodz� z zaryglowanego pokoju i �e dzieje si� tam co�
strasznego - rozleg� si� przera�liwy, nieartyku�owany krzyk, jaki
tylko niemy cz�owiek mo�e z siebie wyda�, i to w chwilach
najwi�kszego przera�enia albo udr�ki. Zastuka�em do drzwi, ale
nie otrzyma�em odpowiedzi. Czeka�em w ciemnym korytarzu dr��c
z zimna i zdenerwowania, a� wreszcie us�ysza�em, �e biedny muzyk
podnosi si� z pod�ogi przytrzymuj�c si� krzes�a. Przekonany, �e
musia� zemdle� i w�a�nie odzyskuje �wiadomo��, zn�w zacz��em
stuka� do drzwi i zapewnia� go, �e to nie kto inny, tylko ja.
Pocz�apa� do okna, zamkn�� okiennic� i opu�ci� szyb�, po czym
dotar� do drzwi, kt�re z pewnym wahaniem w ko�cu otworzy� i
wpu�ci� mnie do �rodka. Tym razem wida� by�o, �e si� naprawd�
ucieszy� na m�j widok; chwyci� m�j p�aszcz, jak dziecko chwyta
si� sp�dnicy matki, a na jego twarzy pojawi�a si� prawdziwa
ulga. Dr��cy z emocji starzec kaza� usi��� mi na krze�le, a
sam opad� na drugie, obok kt�rego le�a�y na pod�odze skrzypce
i smyczek. Przez moment siedzia� zupe�nie biernie, kiwa� tylko
g�ow� sprawiaj�c paradoksalne wra�enie, �e intensywnie czego�
nas�uchuje. Po chwili na jego twarzy odmalowa�o si� zadowolenie;
przeni�s� si� na krzes�o przy stole i napisawszy na kartce kilka
s��w poda� mi, po czym znowu wr�ci� do sto�u, przy kt�rym zacz��
pisa� szybko i nieprzerwanie. W li�cie b�aga� mnie, abym okaza�
mi�osierdzie i cho�by dla zaspokojenia w�asnej ciekawo�ci,
zaczeka�, a� on opisze dok�adnie w j�zyku niemieckim wszystkie
niepoj�te zjawiska i l�ki, jakie go trapi�. Czeka�em wi�c, a
niemy starzec pisa�.
Po up�ywie godziny, kiedy wci�� jeszcze pisa� uk�adaj�c kartki
jedna na drugiej, a ja czeka�em, Zann drgn��, jakby czym�
przestraszony. Zacz�� si� wpatrywa� w zas�oni�te okno i
nas�uchiwa� w napi�ciu. Po chwili wyda�o mi si�, �e i ja co�
s�ysz�; nie by�y to co prawda jakie� nieprzyjemne odg�osy, ale
niezwykle subtelna, cicha, p�yn�ca z niezmierzonej dali melodia.
Mo�na by pomy�le�, �e jaki� muzyk jest w s�siednim domu albo w
jakim� mieszkaniu za wysokim murem, poza kt�ry nigdy jeszcze nie
zdo�a�em spojrze�. Na Zannie zrobi�o to straszne wra�enie,
rzuci� pi�ro, podni�s� si� i chwyciwszy skrzypce wype�ni� noc
najbardziej szalon� muzyk�, jaka kiedykolwiek dobywa�a si� spod
jego smyczka.
Na pr�no by opisywa� gr� Ericha Zanna tej strasznej nocy.
Jeszcze nigdy w �yciu nie s�ysza�em takiej muzyki, a do tego
wszystkiego widzia�em wyraz jego twazrzy , kt�ry �wiadczy�
dobitnie, �e powodem tej gry jest paniczny l�k. Usi�owa�
ha�asowa�, co� odstraszy� albo odp�dzi�... ale co, nie mia�em
poj�cia, wyczuwa�em jednak, �e musi to by� co� strasznego. Gra
by�a pe�na fantazji, nieprzytomna, histeryczna, ale do samego
ko�ca nosi�a znamiona najwy�szego geniuszu, kt�rym ten stary
cz�owiek by� obdarzony. Rozpozna�em melodi� - by� to taniec
w�gierski grywany cz�sto w teatrach. Nagle u�wiadomi�em sobie,
�e po raz pierwszy s�ysz�, aby Zann wykonywa� utw�r innego
kompozytora.
Coraz g�o�niej i g�o�niej, coraz bardziej szale�cze piski i
zawodzenia dobywa�y si� ze zrozpaczonych skrzypiec. Muzyk
ocieka� potem, wykrzywia� si� jak ma�pa, ca�y czas wpatruj�c si�
w zas�oni�te okno. Pod wp�ywem tej gry niemal�e widzia�em
dziwnych satyr�w i bachtanki wiruj�ce w oszala�ym ta�cu po�r�d
kipi�cych otch�ani chmur, dymu i b�yskawic. Wtem wyda�o mi si�,
�e s�ysz� przejmuj�cy, jednostajny d�wi�k, kt�ry nie m�g� si�
dobywa� ze skrzypiec; spokojny, �wiadomy, z okre�lonym celem,
szyderczy g�os gdzie� z dali.
Wtedy to zacz�y stuka� okiennice, poruszane wyj�cym wiatrem
nocy, kt�ry zerwa� si� jakby w odpowiedzi na niesamowit� muzyk�
rozlegaj�c� si� w pokoju. Nie mia�em poj�cia, �e skrzypce mog�
dobywa� z siebie takie d�wi�ki. Niedomkni�te okiennice wali�y
w okno coraz g�o�niej, a� nagle szyba rozpad�a si� w drobne
kawa�ki, a do pokoju wtargn�� lodowaty wiatr, od kt�rego zacz�y
skwiercze� �wiece i zaszele�ci�y kartki na stole, na kt�rych Zann
zacz�� spisywa� swoje tajemnice. Spojrza�em na Zanna, ale by�
jakby nieprzytomny, nic nie widzia�. Niebieskie oczy wychodzi�y
mu z orbit, by�y szklane i niewidome, a jego zapami�ta�a gra
przesz�a w orgi� niesamowitych d�wi�k�w dobywaj�cych si� jakby
mechanicznie, kt�rych �adne pi�ro nie zdo�a�oby opisa�.
Nag�y podmuch, silniejszy ni� wszystkie dotychczasowe, porwa�
r�kopis i poni�s� w stron� okna. Chcia�em z�apa� rozp�dzone
kartki, ale nim dopad�em st�uczonej szyby, ju� ulecia�y na
zewn�trz. Wtedy przypomnia�em sobie, �e ju� od tak dawna
pragn��em wyjrze� przez to okno, jedyne na Rue d'Auseil, z
kt�rego roztacza si� ponad murem widok na zbocze wzg�rza i le��ce
ni�ej miasto. By�o ciemno, ale przecie� latarnie zawsze si� pal�
noc�, mia�em wi�c nadziej�, �e ujrz� j� mimo deszczu i wiatru.
Kiedy jednak wyjrza�em z tego najwy�ej umieszczonego okna na
poddaszu, maj�c za sob� skwiercz�ce �wiece i oszala�e d�wi�ki
skrzypiec pomieszane z wyciem nocnej wichury, nie zobaczy�em
miasta ani przyjaznych �wiate� zapami�tanych ulic, tylko czer�
bezkresnej otch�ani... niewyobra�alnej, wype�nionej tylko ruchem
i muzyk�, nie przypominaj�cej niczego, co ma zwi�zek z ziemi�.
W tym momencie wiatr zdmuchn�� �wiece i znalaz�em si� po�r�d
dzikiej, nieprzeniknionej ciemno�ci wype�nionej chaosem i
piek�em, a tak�e demonicznym szale�stwem wyj�cych noc�
skrzypiec.
Cofn��em si� w mrok izby nie maj�c �adnych mo�liwo�ci
zapalenia �wiat�a, wpad�em na st�, przewr�ci�em krzes�o,
toruj�c sobie drog� tam, gdzie rozlega�y si� d�wi�ki
wstrz�saj�cej muzyki. Postanowi�em za wszelk� cen� uratowa�
siebie i Ericha Zanna, bez wzgl�du na przeciwstawiaj�ce mi si�
si�y. Wydawa�o mi si�, �e musn�o mnie co� lodowatego,
krzykn��em, ale straszny g�os skrzypiec wszystko zag�usza�.
Nagle uderzy� mnie smyczek, a wi�c by�em ju� blisko Zanna.
Dotkn��em jego w�os�w z ty�u g�owy, a nast�pnie potrz�sn��em go
za rami�, aby go przywo�a� do �wiadomo�ci. Nie zareagowa� na
to, gra� nadal, nie zwalniaj�c tempa. Po�o�y�em mu r�k� na
g�owie, powstrzymuj�c w ten spos�b jej mechaniczny odruch
kiwania, i wrzasn��em mu w same ucho, �e musimy ucieka� przed
nieznanymi istotami w�adaj�cymi noc�. Nie zareagowa�, nie
przerwa� swojej op�ta�czej gry, a wiatr w najdziwniejszych
porywach ta�czy� po ca�ym poddaszu. Kiedy dotkn��em jego ucha,
przeszy� mnie dreszcz, nie wiedzia�em dlaczego... dop�ki nie
dotkn��em jego twarzy... lodowatej, sztywnej, nieruchomej, kt�rej
szklane oczy wpatrywa�y si� bez celu w pustk�. Wtedy to jakim�
cudem odnalaz�em drzwi i wielk�, drewnian� zasuw� i wyrwa�em si�
z tej ciemno�ci wype�nionej upiornym wyciem przekl�tych
skrzypiec, kt�re jeszcze bardziej si� nasili�o, kiedy znalaz�em
si� na zewn�trz.
Skacz�c, zsuwaj�c si�, niemal w powietrzu zlatywa�em z tych
niesko�czenie d�ugich i ciemnych schod�w; wpad�em na w�sk�,
strom� star� ulic�, z chyl�cymi si� do ruiny budynkami i
pokonuj�c schody oraz bruk znalaz�em si� wreszcie na ni�ej
po�o�onych ulicach, przy cuchn�cej rzece p�yn�cej w kanionie
otoczonym wysokimi murami; pokona�em ciemny most i znalaz�em si�
po�r�d szerszych i zdrowszych ulic oraz bulwar�w; te straszne
wra�enia pokutuj� we mnie do dzisiaj. Pami�tam te�, �e wcale nie
by�o wiatru, �e �wieci� ksi�yc i �e ca�e miasto migota�o w
blasku latar�. Mimo usilnych poszukiwa� i bada� nie odnalaz�em
Rue d'Auseil. Ale nie jest mi z tego powodu przykro; nie �a�uj�
te�, �e zgin�y niepoj�te g��bie g�sto zapisanych kartek, kt�re
mog�y wyja�ni� tajemnic� muzyki Ericha Zanna.