9238

Szczegóły
Tytuł 9238
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9238 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9238 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9238 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jurij Krymow STATEK �DERBENT� KLUCZ Wieczorem na stacji nadawczej �eglugi Kaspijskiej dy�urowa�o ich dwoje: radiotelegrafista Tarumow i odpowiedzialna za Wymian� depesz Bielecka. Tarumow mia� dwadzie�cia lat, ale uwa�ano go za najlepszego specjalist�. M�wiono, �e potrafi nadawa� kluczem ponad sto sygna��w na minut�. Gdy go o to pytano, u�miecha� si�: �Przecie� cz�owiek nie jest maszyn�!� Zapozna� si� dok�adnie z aparatami i obchodzi� si� bez pomocy radiotechnik�w. Jak tylko zauwa�y jaki� defekt, gwizdnie, zacznie gry�� przez chwil� paznokcie, a potem wlezie za tablic� rozdzielcz� i naprawi. Bielecka �mia�a si�: � �Je�eli ci� pr�d zabije, Arsenie, ja tu umr� ze strachu. Zlituj si� przynajmniej nade mn�!� Byli w jednym wieku i od dawna pracowali razem. Bielecka odbiera�a i sortowa�a depesze. By�a to praca m�cz�ca, jednostajna, nie wymagaj�ca �adnej wiedzy. Lubi� j� obserwowa�, gdy pozostawali we dw�jk� w sali przy aparaturze. Pracowa�a szybko, niemal niepostrze�enie, porusza�a z lekka wargami, czytaj�c telegram. Kr�tkie w�osy opada�y jej na oczy � odrzuca�a je szybkim ruchem g�owy. W takich chwilach wydawa�a mu si� bardzo poci�gaj�ca. Pod-koniec zmiany robi�a wra�enie r�wnie wypocz�tej jak na pocz�tku pracy, jedynie r�ce jej dr�a�y nieco. Na stacji nadawczej nazywano j� Musi�. Wygl�da�a m�odziutko, lubi�a po�mia� si� i mia�a ostry j�zyczek. Czasami Tarumow odprowadza� j� po pracy, bra�a go w�wczas swobodnie pod r�k�. Wiedzia�, �e jest m�atk�, ale nie s�ysza� nic o jej m�u. Jak gdyby nie istnia� wcale. Pewnego razu, gdy szli przez bulwar nadbrze�ny, zobaczy� na �awce obejmuj�c� si� par� i odwr�ci� si�. � Po co si� ludzie ca�uj�? � szepn�a Musia, po �obuzersku zagl�daj�c mu w oczy. � Te� przyjemno��, pomy�la�by kto! Odpar� grubia�sko, �eby ukry� zmieszanie: � To ca�uj si� rzadziej ze swoim m�em. B�d� m�drzejsza od innych. Musia milcza�a przez chwil�. � Dawno go nie widzia�am � rzek�a z westchnieniem, czy mo�e by�o to po prostu ziewni�cie � sama ju� nie wiem jak dawno... � A to czemu? � spyta� nie rozumiej�c, czy �artuje, czy m�wi prawd�. � Odjecha� daleko-o � powiedzia�a przeci�gle � jest mechanikiem na statku �Derbent�. Wkr�tce stosunki mi�dzy Musi� i Tarumowem zacz�y ulega� zmianie... Chwyta� siebie na tym, �e nie przestaje o niej my�le� nawet wtedy, kiedy jej nie ma. Lubi� dotyka� przedmiot�w, kt�re by�y jej w�asno�ci�, lub jej ubrania i by�o mu przyjemnie, gdy imiona ich wymawiano razem, co cz�sto zdarza�o si� na stacji. Czasami z�y by� na siebie bez powodu: zakocha� si� jak uczniak w towarzyszce pracy, w cudzej �onie. I co mu to da opr�cz marze�? A kiedy widzia�, jak na jej stole ro�nie plik papier�w, ogarnia�o go nagle przera�enie: sprzykrzy jej si� ta robota, odejdzie � i wszystko si� sko�czy. Nie m�g� sobie wyobrazi�, �e inna kobieta usi�dzie na jej miejscu. Ale Musia nie odchodzi�a. By�a po dawnemu weso�a, niezmordowana i rozstaj�c si� z nim po pracy, na skrzy�owaniu ulic, wo�a�a za nim: � Dzi�kuj�, rycerzu! Nie wpadnij pod tramwaj. Owego wieczoru pracy by�o niewiele. O dwudziestej trzeciej Tarumow nada� komunikat meteorologiczny: �W rejonie rejdu astracha�skiego zachmurzenie �rednie bez opad�w. Wiatr nord-ost do trzech stopni. W rejonie Machacz-Ka�a � Krasnowodsk mo�liwe s� nieznaczne opady. Wiatr nord-ost nie przekraczaj�cy pi�ciu stopni. W ci�gu najbli�szej doby oczekiwane jest dalsze zmniejszenie si�y wiatru i lekkie zachmurzenie�. W dzienniku znalaz� porann� depesz� radiow� statk�w, kt�re naruszy�y wykres ruchu wskutek nie sprzyjaj�cej pogody. W ci�gu dnia raport�w nie by�o. Pas burz przesun�� si� ku po�udniowi, ale jego koniec ci�gn�� si� jeszcze gdzie� mi�dzy Krasnowodskiem a Baku. Pod wiecz�r w porcie zdj�to znaki sygnalizuj�ce burz�, a w porcie dla transportowc�w zatr�bi� zwyci�sko pierwszy statek opuszczaj�cy przysta�. Po wys�aniu komunikatu radiotelegrafista zaj�� si� odbiorem. S�dz�c z porannych depesz, nie nale�a�o oczekiwa� w ci�gu dwu najbli�szych godzin przybycia statk�w wioz�cych rop�. Na fali sygna��w rozpoznawczych panowa�a cisza. Przez s�uchawki przenika� �piew tak s�aby, �e ledwie dos�yszalny, tak nik�y, i� wydawa�o si�, �e male�ki, s�abiutki owad drapie �apkami membran�. Tarumow pokr�ci� korb� i d�wi�k okrzep�, wzm�g� si� na sile, wyra�niej uwydatni�a si� melodia spowita w akompaniament fortepianu. Jeszcze jeden obr�t i niezwykle czysty g�os kobiecy urwa� si� ust�puj�c miejsca odg�osom nie milkn�cych oklask�w. Radiotelegrafista w��czy� g�o�nik i zdj�� s�uchawki. Odbiornik sycza� wstrz�sany pe�nym trzask�w ha�asem, z kt�rego wyrywa�y si� poszczeg�lne g�osy, przenikliwe jak j�ki wzywaj�cych o pomoc. Bielecka wsta�a ze swego miejsca obok telefonu i zbli�y�a si� do niego. � Zwariowa�e�! � rzek�a przestraszona. � A je�li kto� b�dzie wzywa�? Opar�a si� o por�cz jego krzes�a, czu� na karku jej oddech. .. Oklaski umilk�y. Znowu g�os kobiecy za�piewa� t� sam� prost� i naiwn� ko�ysank�. � Ko�ysanka � szepn�a Musia. � �adnie �piewa, prawda? Posu� no si� troch�, Arsenie. Usiad�a na brze�ku krzes�a i by zachowa� r�wnowag� obj�a go ramieniem. Twarz jej by�a tak blisko, �e rozr�nia� wilgotny po�ysk jej z�b�w spoza na wp� rozchylonych warg. Nieznacznie pochyli� ku niej g�ow� i w�osy jej musn�y jego policzek. Nie zauwa�y�a tego patrz�c uwa�nie w czarny kr�g odbiornika. Tarumow nie s�ucha� muzyki; my�la� o tym, �e nigdy jeszcze nie siedzieli obj�wszy si�, �e zbli�aj� si� do siebie coraz bardziej i �e tak b�dzie nadal... a� stan� si� m�em i �on�. �Tak bywa � my�la� z rado�ci� � tak, w�a�nie �e tak bywa". Ockn�� si�, kiedy zn�w zagrzmia�y oklaski. � Dosy� � powiedzia�a Musia � kln� ci� gdzie� tam na morzu. Doczekasz si� nagany! Kr�c�c korb� patrza� z ukosa na Musi�. Skrzy�owawszy r�ce w tyle g�owy, przeci�gn�a si� ca�ym cia�em, oczy jej spogl�da�y; �agodnie i �yczliwie. Oto teraz ju� chyba wie, �e mu si� podoba, a nie odsuwa si�. Przeciwnie! Wyznanie jej swoich uczu� uzna� ju� za rzecz zupe�nie mo�liw�. -Na�o�y� zwolna s�uchawki, nastroi� aparat na morsk� fal� rozpoznawcz�. Milczenie. Musia siedzia�a ju� przy stole i r�ce jej przerzuca�y szybko stos papier�w, sortowa�y, spina�y. W sali z aparatur� by�o cicho, tylko piecyk gazowy hucza� za przepierzeniem. Spojrza� na zegarek: by�a pierwsza minut pi��dziesi�t w nocy. Nieoczekiwanie dla samego siebie pomy�la�: �Je�eli do godziny drugiej odezwie si� morska fala rozpoznawcza, trzeba b�dzie dzisiaj jeszcze pom�wi� z Musi�". Ogarn�� go raptem jaki� trwo�ny i weso�y nastr�j. Przypomnia�o mu si�, jak w dzieci�stwie rozstrzygali z kolegami najwa�niejsze sprawy rzucaj�c kij w g�r�. Robili to powa�nie, w g��bokim milczeniu ... Kij obraca� si� w powietrzu i spada� pionowo albo poziomo. � ... Pi��dziesi�t cztery minuty. Do godziny drugiej pozosta�o sze�� minut � szanse niewielkie. Lepiej my�le� o czym� innym. Ale o czym? M�� Musi jest na statku �Derbent", narobi� tam niedawno wiele ha�asu � to on wyst�pi� z ide� stachanowskiego rejsu i on j� pierwszy zrealizowa�. Ale �Derbent" wsp�zawodniczy z innym statkiem-cystern� �Agamali"; ten ostatni ma te� dobr� za�og�. I jeszcze wcale nie wiadomo, kto zdob�dzie pierwsze�stwo. Z rana �Derbent" przys�a� radiogram: holuje jaki� statek z zepsutym motorem ... Musia widzia�a radiogram i �eby cho� s�owo rzek�a! Przecie� wczoraj na morzu by�a burza! Nigdy nie wspomina o m�u. I nawet w dzie� stachanowskiego zwyci�stwa �Derbenta" nie posz�a na przysta� oczekiwa� go. Statki-cysterny stoj� w porcie nie d�u�ej ni� trzy godziny. Odwykli ju� od siebie nawzajem. Zdarza si�... Ciekawe, co to za cz�owiek? Mechanik okr�towy, nazwisko jego brzmi, zdaje si�, W�asow ... nie, Basow. Jest chyba niem�ody i milcz�cy jak wszyscy mechanicy okr�towi. A Musia lubi po�mia� si�... ... Pi��dziesi�t sze�� minut. �Na pewno w��czy�a si� jaka� stacja okr�towa: s�aby trzask, a nast�pnie jaki� zgie�k w s�uchawkach. Niechby ju� pr�dzej zacz�li wzywa�!" Umoczy� pi�ro i przysun�� dziennik. �Trzeba dzi� zagadn�� Musi�. Ale przy pracy jako� nieprzyjemnie; trzeba j� odprowadzi� i dopiero wtedy..." ... Pi��dziesi�t siedem minut. W ciszy g�o�no i natarczywie zadzwoni� telegraf. Zdziwi�y Tarumowa jednostajne sygna�y, inne ni� zazwyczaj, jak gdyby r�ka na kluczu oszala�a. Trzy kropki, trzy kreski, trzy kropki... SOS ... Poci�gn�� w d� sznury telefonu i stalowe p�kole �cisn�o mu ciemi�. W�ciekle zadzwoni�y w skroniach d�wi�czne kryszta�owe m�oteczki: � SOS ... SOS ... SOS ... Ja, �Uzbekistan", znajduj� si� na 42,36 i 18,02 na po�udnie od wyspy Czeczen. Na statku wybuch�; po�ar. Nie mo�emy zlikwidowa� ... SOS ... SOS ... Radiotelegrafista zacz�� zapisywa�. Dzia�o si� z. nim co�, co zdarza si� tylko we �nie: w�r�d leniwych obraz�w-my�li kto� nagle wykrzyknie nad uchem jakie� s�owo i wszystko doko�a staje si� niesamowicie z�owieszcze. M�oteczki stuka�y. � SOS ... SOS ... 42,36 i 18,02 na po�udnie od wyspy Czeczen, Samodzielnie p�yn�� nie mog�. Holuj�cy statek �Derbent" odci�� lin� holownicz�! Odchodzi w dotychczasowym kierunku. Na sygna�y nie odpowiada. Jeste�my w po�o�eniu bez wyj�cia ... SOS ... � Musiu, ratunkow�!... � krzykn�� Tarumow � pr�dzej,. Mu�ka! Przez s�uchawki g�ucho brzmia� jej g�os: � Co si� sta�o, Arsenie? � Nie m�w do mnie, tam masz depesz�. Wyci�gn�a r�k� zza jego ramienia i schwyci�a dziennik. S�ysza�, jak stuka�a wide�kami aparatu. � �egluga � rzek�a spokojnie � dajcie ratunkow�, szybko! Znowu zaterkota� telegraf. � SOS ... SOS ... SOS ... Ja, �Uzbekistan", mam na pok�adzie �adunek mazutu. Zbiorniki numer dziesi�� wybuch�y. Wskutek wybuchu pogr��am si� coraz g��biej. �odzie spu�ci� trudno, przeszkadza ogie� w tylnym kasztelu. 42,36 i 18,02. Statek �Derbent" odp�ywa nie odpowiadaj�c na sygna�y... SOS... SOS... Pauza. Musia nadaje depesz�. Odwr�ci�a si� i zas�oni�a r�k�. M�wi cicho, �eby nie przeszkadza� odbiorowi. Zuch Musia. Ale oto rzuca s�uchawk� na wide�ki i zbli�a si� do niego. � Dranie! � m�wi gniewnie � rzucili towarzyszy... Pos�uchaj, Arsenie! �Co chcesz? � Czy s�yszysz co�? � Nie. �Arsenie, dlaczego oni odchodz�? � Nie wiem. Maj� przecie� te� �adunek mazutu. Boj� si� sp�on��. � Dranie! W�asn� sk�r� ratuj�, prawda? � Aha... � Arsenie, ty s�uchasz? � Tak, nie m�w do mnie. Radiotelegrafista przycisn�� d�o�mi s�uchawki i poczu� b�l w uszach. Wielog�osym zgie�kiem sygna��w zahucza� zn�kany eter. � ... �Uzbekistan", ja, �Bolszewik", trzydzie�ci mil, id� do was ... Baku, Machacz-Ka�a, Krasnowodsk, wywo�ujcie transportowce 42,36 i 18,02 na po�udnie od wyspy Czeczen... Tarumow przestawi� korb� na nadawanie. Za przepierzeniem zawy�o dynamo zwi�kszaj�c - szybko�� obrot�w. Okna aparatu nadawczego zaja�nia�y ��tym �wiat�em lamp. Tarumow po�o�y� r�k� na kluczu i pocz�� wystukiwa�. Spod kontaktu klucza b�yska�y niebieskie iskry, gwizda� kontroluj�cy reproduktor. � Do wszystkich transportowc�w ... 42,36 i 18,02 ... Potem w��czy� znowu aparat odbiorczy. Zapiszcza�y raz i drugi radiostacje okr�towe i zamilk�y. Zapad�a skupiona cisza, pe�na napi�cia, w kt�rej* s�ysza� szcz�k �a�cuch�w kotwicowych, �wist pary, syk wody spienionej obrotami �ruby. I nagle za�wiszcza�o wyra�nie ochryp�e radio: � �Uzbekistan", �Uzbekistan", ja, �Derbent", id� do was. Podejd� do prawej burty, spuszczam szalupy. Zbierzcie ludzi, zachowajcie spok�j. Ko�cz� ... Wywo�uj� Baku, Machacz-Ka�a ... �Musiu, dzwo� do ratunkowej! � wrzasn�� Tarumow gubi�c �cis�� kolejno�� sygna��w � s�yszysz, Musiu ?... � Baku, Machacz-Ka�a, ja, �Derbent", id� z pomoc� za�odze �Uzbekistanu". Mam na pok�adzie pe�ny �adunek mazutu. Pomimo �rodk�w ostro�no�ci nara�am si� na po�ar. Wy�lijcie statek ratunkowy na 42,36 i 18,02 , Musia podbieg�a do sto�u. � Ratunkowa czeka przy aparacie � rzek�a � sko�czy�e�? Chwyci�a kartk� i podbieg�a do telefonu. Tarumow widzia�, jak przy�o�y�a s�uchawk� do ucha i spojrza�a na papier. Nagle opar�a si� o �cian�, zagryz�a wargi i przymkn�a oczy. Trwa�o to chwil�, par� sekund zaledwie. Potem otwar�a oczy i powiedzia�a do s�uchawki zwyk�ym zupe�nie g�osem: � Gotowe? Nadaj� radiogram: Baku, Machacz-Ka�a, ze statku �Derbent"... Tarumow odpoczywa�, ci�ko opieraj�c si� piersi� o st�. Znowu zaterkota�y stacje okr�towe. Ba� si�, �e ich zgie�k zag�uszy ochryp�y �wist radia. Dzwoni�o mu w uszach z nat�enia i my�li pl�ta�y si� w urywkach zda� telegrafowanych... � ... �le, �e w pobli�u nie by�o �adnego statku. Dlaczego przywo�uj� transportowce? Bo statki-cysterny mog� �atwo stan�� w p�omieniach, �Derbent" wiezie rop�... Odr�ba� holownik i odszed�, p�niej jednak wr�ci�! Jakie to dziwne! Teraz b�dzie mu trudniej uratowa� ludzi. Radiotelegrafista zeszed� z mostku ostatni... Kto jest radiotelegrafist� na �Uzbekistanie"? Wala �astik, m�ody ch�opiec, prawie dziecko. Mo�e udusi� si� w dymie? A mo�e wszyscy si� udusili ? Nie, �Derbent" spu�ci szalupy i we�mie wszystkich.. Ale dlaczego odszed�? I nie odpowiada� na sygna�y? I dlaczego wr�ci�? Wioz� niebezpieczny �adunek � krasnowodsk� rop�. Ta ropa ma du�o cz�ci lotnych, zapala si� jak benzyna. Go takiego m�wiono o tym statku? Aha, stachanowskie rejsy! . Przoduje innym w wype�nieniu planu przewozu. Na �Derbencie" jest m�� Musi, Basow, mechanik. Zl�k�a si�, kiedy przeczyta�a radiogram... Wiatr pi�� stopni roznosi iskry, morze jest wzburzone__Najwa�niejsza sprawa � nie przeoczy� sygna��w! Nadawano, �e statek zanurza si�, k�adzie si� na bok. Wi�c podczas gdy p�on� g�rne cz�ci i statkowi grozi przewr�cenie si�, w budce telegrafisty siedzi jeszcze przy kluczu Wala �astik. Ubranie ju� pali si� na nim, szeroko otwartymi, czarnymi ustami po�yka dym, gryz�cy, dusz�cy dym z p�on�cego mazutu i farby... m�ody ch�opiec... dziecko prawie ... Milkn� radia okr�towe. Znowu przenika do s�uchawek ledwie dos�yszalna muzyka. Tyflis, Erywa�? ... � �egnaj, taborze m�j, �piewam ostatni raz... � jakby spoza nieprzyst�pnego muru dochodzi za�amuj�cy si� po cyga�sku g�os �piewaczki. Z�y odbiornik, marna selekcja! Radiotelegrafista stara si� obrotem regulatora wy��czy� niepotrzebne d�wi�ki. Z�o�ci go to, �e cyga�ska �piewaczka �piewa i �e nic j� nie obchodzi ani szyfr Morsego, ani odleg�o�� od skalistych wa��w wyspy Czeczen. Ale oto zamilk�y oklaski i wszystko ucich�o. Na morskiej fali sygna��w rozpoznawczych zupe�na pustka. Tarumow odwr�ci� si� i spostrzeg� Musi�. Sta�a za jego krzes�em przycisn�wszy r�ce do piersi. By�a blada. Mia� wra�enie, �e lada chwila mo�e upa��. � Nie ma nic, Arsenie? � Nic. � Wiesz, nie mog� pracowa�. Postoj� tutaj... czy mo�na? � Mo�na � posun�� si� na krze�le, robi�c miejsce dla niej. � Siadaj tutaj ... Nie denerwuj si�. Czu� swoj� wy�szo�� nad ni�, gdy� by� bardziej opanowany. A jednocze�nie co� go gniewa�o, sam nie wiedzia� co. Musia usiad�a na brzegu krzes�a. Wstrz�sa�y ni� dreszcze jakby z zimna. � Trz�s� si� � poskar�y�a si� � zimno tutaj. � To ze zdenerwowania, Musiu. � Nie, tu naprawd� zimno. S�uchaj, Arsenie! � No co? � W zesz�ym roku sp�on�� statek do przewozu nafty, �Partyzant". Pami�tasz? Wie�li wtedy rop� krasnowodsk�. Ta ropa �atwo wybucha, prawda? � Banialuki! � Ale� powiedz prawd�! � M�wi� ci, �e banialuki! � Ach, k�amiesz, k�amiesz... Strasznie si� boj�, Arsenie � wyzna�a �a�o�nie � je�eli co� si� stanie... Obj�� j� i przyci�gn�� do siebie dziwi�c si�, �e nie odczuwa ju� wcale onie�mielenia. Widzia� obok siebie blad� twarz Musi, z pos�pn� oboj�tno�ci� wspart� na jego ramieniu, i pragn�c jej doda� otuchy rzek�: � Tw�j m�� nie bierze udzia�u w pracach ratunkowych. On jest w dziale maszyn, tam niebezpiecze�stwo jest mniejsze. � Ty o Basowie? Przecie� on nie jest ju� moim m�em. � Jak to? � A tak, po prostu. Rozstali�my si� z nim. Rozstali�my si� ostatecznie.... Milcza�a przez chwil�. � Wiesz, my�l�, �e on mnie nigdy nie kocha�. A mo�e i kocha� po swojemu... nie wiem doprawdy. On jest jaki� dziwny. Ale odjecha� i sko�czy�o si� wszystko. Nie, nie my�l, �e ja o niego si� boj�. Tam na �Derbencie" jest czterdzie�ci pi�� os�b i je�eli si� co� stanie... G�aska� jej rami� i my�la�, �e chyba tamten cz�owiek dotkn�� ja. czym� bole�nie, �e jest nieszcz�liwa i �e nie mo�e zapomnie�... Odczuwa� dum�, �e mu zaufa�a i szuka�a u niego wsp�czucia, jak gdyby jednocz�c si� z nim przeciwko tamtemu przykremu cz�owiekowi � jej by�emu m�owi. Potem wzrok jego pad� na stronic� dziennika i przebieg� s�owa depeszy: �odchodzi, nie odpowiada na ,sygna�y". Wyobrazi� sobie jaskraw� �un� po�aru i roztapiaj�c� si� w ciemno�ci zdradzieck� sylwetk� okr�tu.: Zdawa�o mu si�, �e w jaki� spos�b zamieszany jest w to mechanik Basow. Wyobrazi� go sobie, jak ogromny, czerwony na twarzy i w�ciek�y, stoi na rufie i pohukuj�c jak diabe� le�ny odr�buje lin� holownicz�. A na pok�adzie zebra�a si� za�oga; wszyscy s� zmieszani, ale nikt nie ma odwagi do niego podej��. Przypomina� sobie, �e na statku jest kapitan, kt�remu podlega r�wnie� i mechanik Basow, i inni marynarze, i zrodzi� si� w nim gniew, �e scena, kt�r� rysowa�a mu wyobra�nia, jest sprzeczna z rzeczywisto�ci�. Musia wyprostowa�a si� nagle i porywczo podnios�a si� z krzes�a. � Och, jaka m�ka ... � rzek�a niskim, z�ym g�osem. � Czy�by si� jeszcze nie sko�czy�o? Pami�taj, Arsenie, nie przeocz! Powlok�a si� na swoje miejsce przy stole, usiad�a i dotkn�a papier�w. Zrozumia�, �e zapomnia�a o nim, �e nie my�li wcale o tym, jakie wra�enie zrobi�y na nim jej s�owa. Odwr�ciwszy si� zobaczy� na lakierowanej powierzchni sto�u swoje odbicie: rozwichrzon� g�ow� z czarnymi ko�paczkami na uszach � i pomy�la�, �e nic. nie wyjdzie z jego marze� o Musi. A w uszach nie ucicha�a jednostajna, pos�pna wrzawa, jak gdyby przez s�uchawki przenika� gwa�towny morski wiatr. Raz i drugi Tarum�w drgn�� s�ysz�c trzask wy�adowa� atmosferycznych i chwyta� za o��wek, ale sygna��w nie by�o. Kwadraty okien zb��kitnia�y, a gwiazdy w nich powi�kszy�y si� i poblad�y � zaczyna�o �wita�. Za pustym wygonem zal�ni�a zielona b�yskawica i o�wietli�a dach piekarni � z portu naftowego wyjecha� pierwszy tramwaj. Nagle zaszcz�ka�y membrany telefon�w. Tarumow przycisn�� r�koma s�uchawki i chwyci� za pi�ro. Musia zerwa�a si� natychmiast z miejsca i pobieg�a do niego. Zd��y� pomy�le� kr�tko, ze zdziwieniem: �Jak�e ona si� dowiedzia�a?" G�o�no za�wiszcza�o radio. � Rejdy, rejdy, ja, �Derbent". Wycofajcie okr�t ratunkowy. Statek �Uzbekistan" zaton�� na 42,36 i 18,02. Za�oga uratowana i wzi�ta na pok�ad. Zapewnijcie pomoc lekarsk� w chwili przyjazdu. S� poparzeni. Sekunda przerwy i kr�tki, po�pieszny wiersz: �Zast�pca kierownika politycznego na statku �Derbent", Basow". � Zuchy ! � wrzasn�� Tarumow zrzucaj�c s�uchawki. � Uratowali za�og�. Rozumiesz, Mu�ka? Chwyci�a dziennik i szybko przeczyta�a poruszaj�c wargami. � Basow podpisa� � rzek�a cicho � widzisz, jaki on jest! Powiadam ci � jest bardzo dziwny... Tarumow odpar� bez namys�u: � Tw�j Basow to na pewno czyste z�oto, zuch ch�opak! Pomy�l tylko, przecie� wioz� w zbiornikach krasnowodsk� rop�. Zapala si� jak benzyna. � A ty� m�wi� � banialuki! � u�miechn�a si� bole�nie Musia. � Ech, czego si� nie m�wi. Rozpacza�a� przecie�. Teraz spotkacie si� i wszystko b�dzie dobrze. Posprzeczali�cie si� po prostu. Zdarza si�. Ale co za zuchy! Na morzu ba�wany, wiatr roznosi iskry, a oni podp�yn�li i zabrali za�og�. Tacy s� marynarze! Statek �Uzbekistan" zaton��, wielka szkoda, ale... ludzie s� wa�niejsi. � Tam s� poparzeni � rzek�a Musia cicho � by� mo�e, oni... jak my�lisz? � Nic strasznego, pewnie si� troch� tylko poparzyli. S�uchaj, kim on jest, ten Basow? � Wiesz przecie�, jest mechanikiem. � To dziwne. Dlaczego nie kapitan podpisa�. Zreszt� wszystko jedno. To nadzwyczajne! �Cofnijcie okr�t ratunkowy!" Tacy s� nasi marynarze! Dumna jeste�, Mu�ka? � Tak. Ale tam s� poparzeni. Boj� si�. � Ach, ty w k�ko to samo: boj� si�. Ech, Mu�ka, to takie ch�opaki, takie... U�miechn�� si�, szcz�liwy, targaj�c w podnieceniu czupryn�. Patrz�c na niego Musia tak�e u�miechn�a si�. Nagle Tarumow spojrza� na dziennik i zamy�li� si�. � Ale dlaczego oni najpierw odp�yn�li � po raz dziesi�ty zapyta� sam siebie � najpierw odp�yn�li, a potem wr�cili? ROZDZIA� I DOW�DCY Podobnie jak wielu starych marynarzy Eugeniusz Kubasow by� cz�owiekiem przes�dnym. Gdy wiosn� wyje�d�a� na statku �aglowym, by �owi� ryby u wybrze�y, pozostawia� na piasku szczypt� tytoniu, a�eby nie straci� sprz�tu rybackiego. Gdy ��d� dostawa�a si� w stref� zacisza i �agiel zwisa� na maszcie jak szmata, Kubasow gwizda� po cichu przez z�by, by przywo�a� wiatr. Zdarza�o si�, �e wiatr istotnie zjawia� si� i nadyma� �agiel na kszta�t p�cherza. ��d� przechyla�a si� na bok i pomyka�a zwinnie. Eugeniusz Kubas�w nie okazywa� szczeg�lnego zadowolenia i nie my�la� wiele o tym � przyszed� wiatr i koniec., Ale niekiedy l�ni�ce zwierciad�o bezwietrznego zacisza ci�gn�o si� a� po sam kraj widnokr�gu, zlewa�o si� z pogodnym niebem i �adne gwizdanie nie pomaga�o, nie zdo�a�o spowodowa� nawet najl�ejszego falowania powietrza. W�wczas Kubasow nie traci� animuszu i bra� si� do wiose�. Samotne przeja�d�ki by�y ulubion� rozrywk� kapitana Kubasowa. Przystaj�c obok kiosku z piwem kapitan Kubasow lubi� porozmawia� ze szturmanami holownik�w, lud�mi starszymi, o, swoim dawnym zawodzie. Sam on od dawna ju� nie odbywa� rejs�w morskich � s�u�y� w wydziale ewidencji �eglugi Kaspijskiej. Mia� zaj�cie spokojne; jego sze�ciogodzinny dzie� pracy uk�ada� si� zacisznie pomi�dzy d�ugimi skrzynkami kartoteki, pe�nymi przestarza�ych wiadomo�ci o zesz�orocznych transportach. Okna jego biura wychodzi�y na morze. Nad p�askimi dachami dom�w b��kitny pas rejdu spowity by� ob�oczkami okr�towych dym�w. Brz�czenie wentylatora, oczyszczaj�cego powietrze od archiwalnego kurzu, przypomina�o mu warkot maszyny parowej, ledwie dos�yszalny na mostku kapita�skim na statku. Ale zdarza�o si� tak�e inaczej. Gdy w wolne od pracy dni wyje�d�a� na wybrze�e, �ciga� oczami wyp�ywaj�ce na morze okr�ty, p�ki nie roztapia� si� na kra�cach widnokr�gu k�dzierzawy, przejrzysty ob�oczek. W�wczas Kubasow obejmowa� wzrokiem brzeg, od kt�rego dzieli� go w�ski pas brudnej wody, i ogarnia�o go jakie� niewyra�ne bolesne uczucie, jakby serce �cisn�a t�sknota za rodzinnym krajem. Jednak�e we wspomnieniach czai�o si� niebezpiecze�stwo, wi�c l�ka� si� patrze� w sw� przesz�o�� ... Pewnego dnia, siedz�c w domu przy herbacie, kapitan Kubasow zerwa� kartk� z kalendarza. Na zamazanym obrazku czerwono-armista w he�mie zamierza� si� bagnetem na statki odp�ywaj�ce na morze. Pod obrazkiem by� napis: �1920 r. Ustanowienie w�adzy sowieckiej w Odessie". Eugeniusz Kubasow spojrza� na �on�. Czyta�a ksi��k� i jej �wie�a, okr�g�a twarz tchn�a spokojem i zadowoleniem. Gdyby si� tak dowiedzia�a o wszystkim, co zasz�o owej nocy, akurat pi�tna�cie lat temu, czy by�aby r�wnie spokojna? Mo�e nie kocha�aby go wcale ? I zacz�� wspomina� po�piesznie, z przera�eniem i ze wstydem, z nik�� nadziej�, �e teraz mo�e znajdzie dla siebie jakie� usprawiedliwienie.. �Wega" sta�a w�wczas w porcie, czekaj�c na za�adowanie. Biali postawili wart� u wej�cia i s�ycha� by�o z pok�adu uderzenia kolb �o�nierskich o deski mola. Podczas kolacji w kajucie oficerskiej kto� wyrzek� s�owo �ewakuacja" i wszyscy zacz�li m�wi� jeden przez drugiego, ale tak cicho, jakby kto� obok spa� i jak gdyby bano si� go obudzi�. � Muru g�ow� nie przebijesz � przekonywa� Kubasow � je�eli nie zechcemy wie��, zabij� nas ... Ale� zamknijcie drzwi!... � Ja nie b�d� wi�z� � m�wi powoli mechanik Grewe bledn�c. � Zabij�? Niech tam! Pobito ich, wi�c mszcz� si� na kobietach �ydowskich, brudne �winie. Sam widzia�em. - � Grewe, na lito�� Boga! � Kubasow wzni�s� r�ce. � Wszyscy tu zgadzaj� si� z wami, wi�c po co ten krzyk? Przecie� � iluminatory... Starszy szturman wali d�oni� w st�. � Zwolni� za�og� � m�wi gniewnie i ochryple � otworzy� klapy i ju�! No? Grewe gryzie paznokcie. � Teraz nie mo�na. Oni zauwa��, a wtedy czeka nas marny koniec. Wi�c trzeba w nocy. S�yszycie, dzisiaj w nocy. Kubasow rozgl�da si�. Wszyscy dzi� jak gdyby zmys�y postradali, niespos�b ich przekona�. Rzek� z pokor�: � Dobrze, dzisiaj w nocy. Jego opas�e cia�o wstrz�sa�y obrzydliwe dreszcze. Pragn�� i�� do domu: napi� si� herbaty, uspokoi� si�, zobaczy� �on�. Na ulicach ciemno i pusto, wiatr gna po jezdni strumyki topniej�cego �niegu. Kubasow my�li o tym, jak ludzie zmieniaj� si� w oczach, nawet Grewe. Ale, wbrew oczekiwaniu, w domu tak�e nie ma spokoju. �on� nas�uchuje chwytaj�c uchem ka�dy d�wi�k dobiegaj�cy z ulicy, trwo�nie zagl�daj�c mu w oczy. C� on mo�e jej powiedzie�? �e dzisiaj w nocy zwolni za�og� i otworzy klapy �Wegi"? Na ulicy ju� si� co� dzieje. Przez okiennice dobiega �oskot krok�w, co� masywnego pe�znie po jezdni tak ci�ko, �e a� szyby d�wi�cz�. I ponad tym wszystkim powolne, ci�kie uderzenia, jak gdyby m�ot wali� w ku�ni o masyw �elazny. Kubasow ubiera si�, aby i�� do portu. Natalia uchwyci�a si� po�y jego kitla i r�k� kre�li nad jego ramieniem drobne, po�pieszne krzy�yki. On odrywa od siebie jej r�ce, patrzy na jej trz�s�c� si�, przera�on� twarz i czuje, jak nag�e zachwia�a si� jego decyzja. Wybieg� p�dem na ganek i nie pozna� ulicy. Mijaj�c go p�ynie w ciemno�ci potok ludzki. Ludzie id� spiesznie, w milczeniu, zape�niaj�c ca�� ulic�, grzmi�c po kamieniach tupotem setek n�g. To wycofuj� si� biali. Kubasow idzie chy�kiem za nimi po trotuarze, og�uszony i milcz�cy. Na przystani chwiej� si� na s�upach b�yszcz�ce kule latar�. Kubasow przedziera si� przez zwarty t�um �o�nierzy i uciekinier�w a� do schodk�w, gdzie konwojenci skrzy�owali bagnety. Jednak�e konw�j przepuszcza go � nosi przecie� czapk� z odznak� kapitana. Stoi na pok�adzie �Wegi", marynarze zbieraj� si� doko�a niego. Czekaj� rozkazu, ale on tylko mru�y oczy, aby nie widzie� w jaskrawym �wietle latarni l�ni�cych epolet�w konwoju... Nieoczekiwanie zjawia si� obok niego Grewe. Ma twarz zm�czon� ��tawoblad� i z��. � Zacz�o si� wcze�niej, ni� przypuszczali�my � m�wi zatroskany � trzeba st�d odej��, kapitanie. Ch�opcy czekaj� rozkazu. Kubasow drgn��. � Zaczekajcie, m�j drogi � mamrocze niezrozumiale � widzicie, co si� dzieje i .. .zastanawiam si�, czyby istotnie nie zawie��?... � Wi�c po co�cie tu przyszli? � m�wi Grewe ze smutkiem. �. Ech, kapitanie!. W tej samej chwili t�um stratowa� barier� obok schodk�w i strumie� ludzki rozp�yn�� si� po przej�ciach na pok�adzie, nape�niaj�c je gwa�townym tupotem p�dz�cego stada. Obok lewej burty przyczai�y si� ciemne postacie marynarzy. Jeden za drugim przerzucaj� zwolna nogi przez por�cz i skuleni spadaj� na przysta� bezszelestnie, niby mi�kkie t�umoki. Zgi�ci wp� skradaj� si� wzd�u� ciemnego brzegu. Kubasow wzdycha z ulg�. Za�oga opu�ci�a statek nie czekaj�c na rozkaz. Ale natychmiast skuwa go znowu lodowaty l�k, zrywa czapk� z g�owy i paznokciami zdziera z niej zdradzieck� odznak�. �. Kapitanie, do�� tej dezercji! Ten ostry okrzyk sprawia, �e Kubasow wtula g�ow� w ramiona. Jak zaczarowany wpija si� wzrokiem w okr�g�e ze w�ciek�o�ci oczy. � Nie jestem kapitanem � m�wi jakim� nie swoim, sepleni�cym, urywanym g�osem � i nie wiem nic a nic ... � Aha, ty nie wiesz? �rozlega si� g�os nad jego uchem. � Nie wiesz, draniu ? No, to dowiesz si�! Pot�ne uderzenie i Kubasow traci r�wnowag�; jego opas�e cia�o osuwa si� na pok�ad. Poprzez �zy, kt�re nabiegaj� mu do oczu, widzi l�ni�c� cholew� buta wznosz�cego si� do jego lampas�w i r�k� odmykaj�c� �piesznie sprz�czk� futera�u. � Nie trzeba! � krzyczy przera�liwie Kubasow chwytaj�c obiema r�kami za but, kt�ry szarpn�� si� przy jego dotkni�ciu. � Nie trzeba! � wrzeszczy przeci�gle, chwytaj�c wreszcie nog� i przywieraj�c do niej swoj� rozbit� twarz�. Le��c twarz� do ziemi i nie podnosz�c g�owy czuje, �e niebezpiecze�stwo min�o. � Gdzie jest kapitan? � ryczy oficer. � S�yszysz, ty fagasie!... � On jest tam ... � kl�cz�c Kubasow wskazuje gdzie� na tylny kasztel. Podnosi si� i przyciska r�ce do twarzy. Z takim wygl�dem � zmasakrowany, bez czapki � mo�e z �atwo�ci� opu�ci� statek. Kiedy schodzi na przysta�, dobiega go rosn�ca z ka�d� chwil� wrzawa, wi�c odwraca si� po raz ostatni, �eby zobaczy�, co si� dzieje na �Wedze". Od huku strza��w Kubasow dr�y na ca�ym ciele, jakby niewidzialny bicz zamaszystym uderzeniem sparzy� jego spocone plecy. Kubasow wie, co si� sta�o. Rozpychaj�c t�um, dusz�c si�, zas�aniaj�c chustk� rozbit� twarz odchodzi i przystaje, gdy tylko znalaz� si� za ogrodzeniem przystani. Opar�szy si� o s�up latarni, d�ugo p�acze trz�s�c si� ca�y, ogl�da swoje zawalane krwi� palce. B�l nie jest ju� tak bardzo dotkliwy, ale Kubasow udaje, �e cierpi bardziej, ani�eli to istotnie ma miejsce, j�czy przeci�gle i to pomaga mu zag�uszy� bezsilny wstr�t do samego siebie. G��wn� ulic� wlok� si� jeszcze resztki cofaj�cego si� t�umu. Kubasow s�yszy g�o�ne, nast�puj�ce po sobie uderzenia, dobiegaj�ce z ciemno�ci. � Poczekaj, ty draniu � mruczy odwracaj�c si� ku przystani. � Nie uciekniesz! � Bezsilna w�ciek�o�� obezw�adni�a go.. Ale tamto niewiadome, tamto, co nadci�ga�o od strony stepu, wstrz�saj�c przestw�r spi�owymi ciosami, mo�e okaza� si� jeszcze straszniejsze... Przecie� lada chwila mog� wtargn�� do jego domu, pobi� go, zniewa�y� Natali�, a on b�dzie m�g� tylko b�aga� albo przygl�da� si�- bezczynnie, jak j� zniewa�aj�. Wiedzia�, �e nie b�dzie mia� si�y przeciwstawi� si� temu. Dobrze by�oby pozosta� w cieniu, zrezygnowa� z kapita�stwa. W orzechowej bawialni jak zawsze pali si� lampa naftowa, tyka zegar �cienny. Jak gdyby w og�le nie wychodzi� z domu. Pytania Natalii zby� kr�tko, monosylabami. � Grewe zabili... Chcieli i mnie zabi�, ale si� ukry�em. Oskara Kar�owicza zabili.... Nie do zniesienia pali�o dusz� jej spojrzenie pe�ne mi�o�ci i oddania, ostro�ne dotkni�cie jej mi�kkich r�k, gdy robi�a mu opatrunek. Kilka dni sp�dzi� w domu, siedz�c w fotelu i nie ruszaj�c si� niemal. Czasem tylko podchodzi� do okna i odsuwa� firank�. Na ulicach panowa� spok�j. Pewnego razu spostrzeg� niezwyk�ego �o�nierza w he�mie i bez epolet�w, z malinowymi galonami na piersi. �o�nierz sta� rozstawiwszy po gospodarsku nogi i czyta� nalepion� na murze odezw�. Kubasow spojrza� na �o�nierza, na przechodni�w, kt�rzy wcale, nie zwracali na niego uwagi i potr�cali go �okciami, i zrozumia�, �e sko�czy�a si� wojna. L�k go opu�ci�, pozosta�a tylko apatia podobna do nie przemijaj�cego zm�czenia. Ale trzeba by�o �y�, wi�c pewnego razu, czerwieni�c si�, unikaj�c wzroku �ony, powiedzia� jej, jakby przyznawa� si� do czego� haniebnego: � Chcia�bym odjecha� st�d... na zawsze. Odrzek�a bez wahania: �Jak chcesz, m�j drogi. Ale dok�d pojedziemy? I popatrzy�a na niego spojrzeniem d�ugim i pe�nym wsp�czucia, kt�re zdradza�o, �e wszelkie wyja�nienia s�. zbyteczne. � Chocia�by nad Morze Kaspijskie � rzek� Kubasow. � My�l�, �e obr�t �adunku jest tam nie mniejszy chyba ni� u nas. I gor�co tam. A ja lubi� upa�y. Gdy tylko roztaja� �nieg i od morza powia� ciep�y wiatr, ruszyli w drog�. W Batumie spacerowali po Ogrodzie Botanicznym, kupili mandarynki zawini�te w zielone li�cie i Kubasow o�ywi� si�. Wydawa�o mu si�, �e. sta� si� bardziej niepozorny, �e nikt nie zwr�ci na niego uwagi. Do zarz�du �eglugi Kaspijskiej przyszed� nie ogolony, bez munduru, w binoklach i krawacie, kt�rego ko�ce rozchodzi�y si� w r�ne strony jak zwykli nosi� staruszkowie � typowy drobny urz�dniczyna ... S�uchaj�c wywod�w m�odego, weso�ego komisarza, m�wi�cego o znaczeniu ewidencji socjalistycznej, przytakiwa� statecznie g�ow�; bardzo mu si� spodoba� zar�wno komisarz jak i niezwykle jasne morze na rejdzie, a nawet sprawy, kt�rymi mia� si� zaj��. W ci�gu pi�tnastu lat, sp�dzonych na tym samymjrniejscu przy pracy siedz�cej, Kubasow zestarza� si�, utraci� ruchliwo�� i naby� ca�ego szeregu przyzwyczaje�. Ba� si� instynktownie tego nowego, z czym styka� si� na ka�dym kroku. Na przystani naftowej ogl�da� olbrzymie, o p�askim dnie statki-cysterny, w kt�rych wszystko wydawa�o mu si� nienaturalne, powik�ane, nie na swoim miejscu. Zamiast �adowni, ca�a przysta� �adunkowa rozci�ta na drobne prze- dzia�y-zbiorniki. Na pok�adzie tylko w�skie luki z okr�g�ymi okienkami. Podczas rejsu luki s� uszczelnione i ca�y statek jest zamkni�ty jak butelka z piwem. W dziale maszyn nie maszyna parowa, lecz motory Diesla. Ster porusza nie para, lecz elektryczno��, a urz�dzenia przeciwpo�arowe nie doprowadzaj� wody, ale dwutlenek w�gla. Niechby tamT Wydawa�o mu si�, �e na �Wedze" wszystko by�o urz�dzone bez por�wnania lepiej i bardziej celowo. Kiedy� �mia� si� z szypr�w analfabet�w i pierwszy spo�r�d .kapitan�w studiowa� maszyn� parow�. Teraz nie pojmowa�, po co i na co potrzebne s� na Morzu Kaspijskim spalinowce i radiotelefon zamiast stacyj iskrowych i d�wigary elektryczne zamiast parowych lewar�w. Pewnego razu w godzinach po�udniowych, gdy ucich� stuk arytmometr�w i nieg�o�na rozmowa w wydziale ewidencji zni�y�a si� do szeptu, -Kubasowa wezwano do naczelnika �eglugi Kaspijskiej, Go-dojana. Podczas gdy wchodzi� po schodkach ko�ysz�c si� rytmicznie jak ��d�, z�e przeczucia nie dawa�y mu spokoju. Mo�e pomyli� cos" W wykazach i teraz to si� wykry�o? Przed drzwiami gabinetu przystan�� i obci�gn�� marynark�. Godojan siedzia� przy biurku, pochylony nad papierami. Podnosz�c g�ow� b�ysn�� okularami. � Kapitan Kubasow? Siadajcie, kapitanie. Gdzie pracujecie? Mia� mi�kki, spokojny g�os i g�owa jego wydawa�a si� male�ka i krucha, obok kamiennej g�owy popiersia na stole. Kubasow nabra� otuchy. � Jestem inspektorem ewidencji, � Jeste�cie kapitanem dalekich rejs�w? � Tak. ~� Gdzie p�ywali�cie? � Na transportowcu �Wega", przez dziesi�� lat. � O, to kawa� czasu! S�dz�, �e�cie si� stali mistrzem w swoim zawodzie. Godojan poprawi� okulary i u�miechn�� si�. Kubasow odpowiedzia� mu u�miechem... Wida�, �e naczelnik �eglugi Kaspijskiej to bardzo uprzejmy cz�owiek. Z tym samym niezm�conym u�miechem naczelnik m�wi� dalej:. � Dobrze pracujecie, kapitanie. Praktyka szturmana przydaje wam si� pewnie znakomicie? � Nie-e, praktyka nie ma tu �adnego znaczenia. To przecie� zupe�nie co innego, tu chodzi o statystyk�. � No, je�li tak � wypali� Godojan z westchnieniem ulgi, jak s�dzia �ledczy, kt�ry zdo�a� ustali� g��wny punkt oskar�enia � je�eli tak, to nie ma potrzeby, by�cie siedzieli w kancelarii. To sprawa jasna. �A co mam robi�? � wymamrota� Kubasow wyl�k�y. Znowu przemkn�o mu przez g�ow� przypuszczenie, �e pomyli� si� gdzie� w wykazie. Godojan wsta� z krzes�a i uderzy� r�k� po papierach. � Robota znajdzie si�, kapitanie! Spalinowiec �Derbent" przechodzi teraz pr�b�. W tych dniach wyjdzie z dok�w. To b�dzie w sam raz miejsce dla was, prawda? Brak nam do�wiadczonych kapitan�w. Kubasow, oszo�omiony, odpowiedzia� nie od razu. Rozumia�, �e nale�y odm�wi� natychmiast, ale czu� na sobie spojrzenie Godojana i j�zyk odmawia� mu pos�usze�stwa. � My�l�, �e powinienem raczej zosta� tutaj � zacz�� tonem pro�by, staraj�c si� nada� swemu g�osowi serdeczn� mi�kko�� � ci�ko mi b�dzie, rozumiecie ... w moich latach ... Wyraz twarzy Godojana zmieni� si� natychmiast, sta� si� drwi�cy, jak gdyby Godojan zrozumia� nagle, �e ma przed sob� nie takiego cz�owieka, jakiego szuka�. � Pragniecie pozosta� w kancelarii? No, jak chcecie. � Zm�czonym wzrokiem spogl�da� jakby nie widz�c Kubasbwa i doda�: � Przecie� proponuj� wam robot� powa�n�, prawdziw�, wielk� robot�, kapitanie! Kubasow poczu�, �e si� czerwieni. Chcia� zaoponowa�. Czy�by �le wype�nia� prac�, kt�r� mu powierzono? Ale jednocze�nie pragn��, �eby ten impulsywny m�odzieniec znowu u�miechn�� si� do niego przyja�nie, niby r�wny do r�wnego. � Jaki �adunek mo�e wzi�� �Derbent"? � zapyta� Kubasow nieoczekiwanie, sam dziwi�c si� swojemu pytaniu. � �Jak gdybym ju� got�w by� zgodzi� si�" � pomy�la� z przera�eniem. Godojan u�miechn�� si�: � Osiem tysi�cy ton brutto. Ma�o wam tego? � N-n-nie, nie o to idzie, �e ma�o, ale trzeba przecie� wiedzie� ... � odrzek� Kubasow z wymuszonym u�miechem. Jeszcze i"az �cisn�o mu si� serce, gdy u�wiadomi� sobie, �e m�wi zupe�nie nie to, co trzeba. Ale Godojan wsta�, wyci�gn�� do niego r�k� i u�cisn�� j� z dziwnym po�piechem. � A wi�c zgoda! � rzek� weso�o. � No, �ycz� wam powodzenia. Inny uchwyci�by si� za to obiema r�kami, nie namy�laj�c si� wcale, a wy... Ech, kapitanie! Kubasow u�miecha� si� ocieraj�c spocone czo�o. Zaciszny pok�j w wydziale ewidencji, zestawienia i cyfry odsun�y si� dok�d� niezmiernie daleko, jak gdyby wywia� je z jego �wiadomo�ci szeroki, swobodny wiatr, kt�ry mu w uszach za�wiszcza�. ROZDZIA� II Cz�owiek ten jecha� z daleka i z nud�w zawiera� znajomo�ci w wagonie. M�odziutkiej dziewczynie w s�siednim przedziale ofiarowa� bukiet wczesnych wiosennych kwiat�w i pom�g� u�o�y� rzeczy na p�ce. � Lubi� podr�owa� � m�wi� swobodnie � nigdzie indziej nie zawiera si� tak ciekawych i r�norodnych znajomo�ci. W podr�y cz�owiek odpoczywa, a jednocze�nie czyni niejako co� po�ytecznego � zbli�a si� do celu. Tote� intelekt jego staje si� bardziej wra�liwy, budzi si� w nim zainteresowanie do ludzi. Ludzie staj� si� w podr�y bardziej towarzyscy. My oboje godzin� temu nie znali�my si� jeszcze, a teraz rozmawiacie ze mn�, jak gdybym by� waszym starym znajomym. A gdybym zagadn�� was na ulicy � obraziliby�cie si� mo�e. Nawiasem m�wi�c, ju� czas, bym si� wam przedstawi�: szturman Kasacki. Stali przy otwartym oknie. Na widnokr�gu majaczy�y ju� wie�e naftowe i dalekie morze l�ni�o jak stalowa wst�ga. Szturman Kasacki zaci�gaj�c si� dymem odsun�� si� grzecznie, �eby nie puszcza� dymu prosto w twarz towarzyszki podr�y. Ta spogl�da�a na niego z ciekawo�ci� i zarazem z obaw�. Z ciekawo�ci� dlatego, �e ruchy jego, podobnie jak jego mowa, by�y nieoczekiwane i szybkie, a tak�e i dlatego, �e nawet w przybli�eniu nie mog�a okre�li�, ile on ma lat. Z obaw�, poniewa� od czasu do czasu przypatrywa� jej si� badawczo, jak gdyby j� taksowa�, a gdy odwraca� si� i spogl�da� przez okno, zdawa�o jej si�, �e mimo to widzi j� i zwraca uwag� na ka�dy jej ruch. � Zwiedzi�em p� �wiata i wi�ksz� cz�� �ycia sp�dzi�em w drodze. I przekona�em si�, �e wszystkie my�li marynarza nastawione s� zawsze na ostateczny punkt �eglugi. Tam zaczyna si� nowa karta jego �ycia. C� mo�e by� pi�kniejszego ani�eli noc w nieznanym porcie na po�udniu? Przyje�d�asz od strony morza i obst�puj� ci� �wiat�a nadbrze�ne. Odbijaj� si� w wodzie i p�yn� z g��bi morza �wietlnymi potokami. Statek przybija do nadbrze�nego bulwaru, s�yszysz g�osy m�wi�ce w nie znanym ci j�zyku, widzisz fantastyczne zarysy dom�w, k�py nie znanych ci drzew. Chcia�by� jak najpr�dzej zapu�ci� si� w g��b tego miasta, gdzie s�dzone ci sp�dzi� jedn� tylko noc. I w�a�nie dlatego, �e masz tylko jedn� noc przed sob�, czujesz si� tak, jakby� dopiero co przyszed� na �wiat, i obce miasto wydaje ci si� cudown� zabawk�. Zapewniam was, �e zgo�a niezwyk�e uczucie ogarnia cz�owieka, tylko ciekawo�� i beztroska, nic ponadto. � Tak, to na pewno bardzo przyjemnie � rzek�a dziewczyna. Zmru�y�a oczy i obliza�a pulchne, krwiste wargi. � Opowiedzcie co� jeszcze. A mo�e jeste�cie poet�? Kasacki zerwa� czapk� z g�owy i d�ugimi palcami rozwichrzy� w�osy. Ze zdziwieniem zauwa�y�a, �e jest zupe�nie siwy. � W m�odo�ci pisa�em wiersze, ale zaniecha�em tego � za�mia� si� weso�o. � Podda�em je w�asnej krytyce i nie mog�em ich zaaprobowa�. Zaniecha�em ich jak wielu innych rzeczy, o kt�rych nie warto wspomina�. A wy lubicie wiersze? � Lubi�. Opowiedzcie jeszcze co�. B�dziecie je�dzi� po morzach, zazdroszcz� wam. � Nie ma czego. W naszej pracy, jak zreszt� w ka�dej innej, istniej� nie same tylko g�rne pi�tra, ale i piwnice. Obecnie b�d� musia� zej�� a� pod ziemi�, gdzie- jest najbrudniejsza robota. Jad� na Morze Kaspijskie. B�d� pracowa� na statku wioz�cym rop�. Morze Kaspijskie � to morze wewn�trzne; nie ma tam ani nieznanych miast, ani nowych rejs�w. Niezno�ne upa�y, pustynne wybrze�a i �atwopalny �adunek. Wyznaczono mnie na �Derbent� � jeden z ostatnio zbudowanych statk�w-cystern. To s�, wiecie, wielkie p�ywaj�ce cysterny. Swoiste morskie domy noclegowe. Nazywaj� je tak dlatego, �e marynarze nie pozostaj� d�ugo na tych statkach; uciekaj� pod najr�norodniejszymi pretekstami. Trudno jest wytrzyma� zab�jcz� jednostajno�� ci�gle tych samych przejazd�w, podczas kt�rych obowi�zki s� podzielone i wyuczone jak w sztuce teatralnej, nudnej a� do obrzydzenia. Antrakty s� kr�tkie � trzygodzinne postoje podczas nape�niania statku. Te� macie czego zazdro�ci� ! � �al mi was � odpar�a dziewczyna ze wsp�czuciem � lubicie przecie� dalekie w�dr�wki. Wi�c po c� jedziecie tam? � Tak, �egluga b�dzie ci�ka � Kasacki m�wi� dalej melancholijnie, jak gdyby nie dos�ysza� pytania � na l�dzie wydarzenia og�uszaj� ludzi. Kimkolwiek by nie byli, ka�dy nast�pny dzie� szykuje dla nich jak�� niespodziank�. A ja b�d� tylko s�ucha� radia i z rzadka czytywa� gazety. Zreszt� i mnie mo�e spotka� jaka� niespodzianka. Niedawno na Morzu Kaspijskim sp�on�� �Partyzant�, statek do przewo�enia ropy. S�yszeli�cie mo�e? Zdarza si�... M�wi� powoli, z na wp� przymkni�tymi oczyma i twarz jego mia�a wyraz smutku. Dziewczyna westchn�a. � Nie smu�cie si� � rzek�a dotykaj�c przyja�nie jego r�ki. Kasacki otrz�sn�� si� natychmiast. � W tej chwili wyobrazi�em sobie swoj� przysz�o��. W wielkie �wi�ta statek b�dzie przybija� do brzegu i czas postoju zwi�kszy si� mo�e o jakie p� godziny. B�dzie wi�cej ni� zwykle kobiet na wybrze�u. Ich jedyn� my�l� s� m�owie, ojcowie i bracia, kt�rych widuj� tylko w ci�gu trzech godzin jeden raz w tygodniu. Ale do mnie nikt nie przyjdzie. Jestem samotny. � Przez chwil� milcza�. � Samotny jak palec... Lecz wybaczcie, znudzi�em was zapewne? � Ale� nie, m�wcie dalej � odrzek�a. � Patrzcie, s�o�ce ju� zachodzi. S�o�ce opuszcza�o si� za brunatne pag�rki, ob�oczki nad nim por�owia�y. Dziewczyna opar�a si� o framug� okna i wiatr poruszy� jej w�osy. Kasacki patrzy� na ni� z boku uporczywie i badawczo. � Cz�owiek to takie dziwne stworzenie � zacz�� znowu � nigdy nie przestaje marzy�. I na morzu b�d� marzy� o l�dzie, jak gdyby tam kto� na mnie czeka�. - Z przedzia�u, kt�ry zajmowa�a m�oda dziewczyna, s�ycha� by�o uderzenia kamieni domina i g�o�ny �miech. Wyjrza� stamt�d ch�opak o �niadej twarzy i zawo�a�: � �eniu, chod� od. nas, u nas weso�o! Dziewczyna odpar�a niech�tnie: � Nie chce mi si�, grajcie sami! Kasacki rzek� �piesznie: � Mo�e przejdziemy si�, napijemy si� czego�. Tu tak gor�co. W milczeniu min�li kilka wagon�w. Na buforach mi�dzy wagonami podtrzymywa� j� �ciskaj�c mocno jej r�k� powy�ej �okcia. W restauracji zam�wi� wino i papierosy. Spokojnie wypi�a kieliszek. Spyta� j�, czym si� zajmuje. U�miechn�a si�. � Jestem studentk� Instytutu Przemys�u Naftowego � w�a�ciwie jestem ju� in�ynierem. Twarz jego wykrzywi� jakby skurcz zniecierpliwienia. Przez par� minut zdawa� si� zbiera� my�li. � Technika � och, jak�e zmienia ona oblicze, ducha zawodu. We�cie- chocia�by m�j zaw�d marynarza. �agiel wynale�li ludzie epoki br�zowej. By�a to zapewne ko�la sk�ra naci�gni�ta na z�o�one na krzy� drzewce. Ci ludzie byli �mia�ymi marynarzami. Rze-mios�o ich by�o niezwykle trudne i na pewno wydawa�o im si� bardzo pon�tne. Przez wiele tysi�cy lat doskonalono statki �aglowe, ale �agiel zale�ny by� ci�gle od woli wiatru. Ludzie walczyli z �ywio�em i morze by�o dla nich ci�gle istot� tajemnicz� i gro�n�; karmi�o ich, wyrzuca�o skarby na brzeg, niekiedy zabija�o. �ycie marynarza os�oni�te by�o zawsze tajemnicz� mg�� romantycznych przyg�d. Ale oto angielski mechanik Fulton ustawi� na szkunie �aglowej parowy silnik. Statki zacz�y p�yn�� przeciw wiatrowi. By�y wci�� jeszcze niezgrabne i porusza�y si� jak ��wie. �ruba okr�towa podobna by�a do korkoci�gu. Wyobra�ano sobie, �e maj�c tak� d�ugo�� b�dzie si� lepiej wkr�ca�a w mas� wodn� i szybciej ci�gn�a statek. Pewnego razu wydarzy�a si� katastrofa i od �ruby od�upa�y si� kawa�y gwintu. Wydarzy�o si� to na otwartym morzu i nie podobna by�o dokona� naprawy. Trzeba by�o porusza� si� resztkami gwintu i... szybko�� statku wzros�a niemal w dw�jnas�b. Tak powsta�y �ruby �migowe. Morze zacz�o kapitulowa�. Wraz z komunikacj� radiow� znik�y tajemnice katastrof morskich. Wystarczy spojrze� obecnie na nasze statki-cysterny. Nazwa okr�tu, kiedy o nich mowa, nie przechodzi przez gard�o. S� to raczej fabryki szybko�ci, �rodki transportowe. �eby je zatopi�, trzeba nie nawa�nicy i nie huraganu, ale wprost jakiej� katastrofy meteorologicznej. I za�oga, kt�ra na nich je�dzi, to nie marynarze, kapitanowie, szturmani, lecz robotnicy, technicy, in�ynierowie. Sto lat nie up�yn�o jeszcze od czas�w Fultona, a morze utraci�o ju� w�adz� nad lud�mi. Ot co! Kasacki pi� wino, oczy jego b�yszcza�y. Widzia�, �e przypadkowa towarzyszka chwyta w lot ka�de jego s�owo, wyczuwa� czar swojej �cis�ej, gi�tkiej mowy. Przypomnia� sobie ch�opaka o �niadej twarzy w tamtym przedziale i u�miechn�� si�. �Na pewno Tatar� � pomy�la�. � Wasi towarzysze podr�y czekaj� na was � rzek� nagle. � Mo�e chcecie powr�ci� do nich? Potrz�sn�a g�ow� przecz�co. � Nie, opowiadajcie dalej. M�wili�cie o duchu waszego zawodu. Czy zmieni� si�? Czy jego romantyka znik�a? � Tak. Technik� �eglugi morskiej tworzyli najpierw marynarze. Wszyscy oni sp�dzali �ycie na morzu, kochali morze i w ko�cu zapewne zach�ystywali si� na �mier� s�on� wod�. A tymczasem niemiecki in�ynier Diesel nigdy chyba nie je�dzi� po morzu inaczej ani�eli w kajucie pierwszej klasy. Lecz to nie przeszkadza �Der-bentowi� przy pomocy motor�w Diesla rozwija� szybko�� do trzynastu mil, gdy idzie pe�n� par�. Modele statk�w wypr�bowuje si� obecnie w specjalnych basenach ustawianych w laboratoriach. Tam tworzy si� sztuczne pr�dy, lilipucie fale. By� mo�e, ludzie siedz�cy w laboratoriach nie widzieli nigdy prawdziwej burzy morskiej, nie walczyli z ni� i nie do�wiadczali na sobie jej cios�w. A jednak projektowane przez nich �rodki transportowe nie boj� si� nawa�nic. Romantyka morza pozosta�a teraz na barkach rybackich i upajaj� si� ni� obecnie jedynie tury�ci z miast oddalonych od wybrze�a. A szkoda! Dopi� wina i odsun�� szklank�. � Nie zgadzam si� z wami � rzek�a nagle dziewczyna. � Na �aglowcach praca jest ci�ka, niewdzi�czna. Marynarze nie mog� opanowa� morza i ciesz� si�, gdy uda im si� na sucho wyj�� z wody. To jest wed�ug mnie ich romantyka. Ale przecie� rado�� ta jest kr�tka, a ich dzie� powszedni ci�ki i nudny. Wol� romantyk� osi�gni�� cz�owieka. Nurkowie podnosz� okr�ty z dna morskiego. �amacze lod�w p�yn� do Arktyku. To jest prawdziwe �ycie! A najwa�niejsze jest to, �e mo�liwo�ci ludzkie nie maj� granic. Dzi� na dnie morza, jutro pod oceanem albo na Biegunie P�nocnym. Mo�e ja tego dokonam ... mo�e wy. Kto wie? Nie, walka z przyrod� dopiero si� zaczyna. Ile jeszcze zwyci�stw nas czeka! Bardzo mi si� spodoba�o, kiedy m�wili�cie o �rubach. A potem zepsuli�cie wszystko � zako�czy�a z �agodnym wyrzutem. Kasacki opu�ci� g�ow�. � Macie racj� � rzek� z pokor� � jestem tylko nieokrzesanym, ciemnym marynarzem. � Wcale nie! Jeste�cie bardzo rozumni, bardzo! Tylko romantyk� widzicie nie tam, gdzie nale�y. Milczeli przez chwil�, spojrzeli po sobie i roze�miali si�. A w przedziale zajmowanym przez dziewczyn� grano w dalszym ci�gu w domino. Ch�opak o �niadej twarzy uderza� silnie d�oni� o �awk�, wyrzucaj�c kamienie. Uderzenia brzmia�y ostro, og�uszaj�co jak wystrza�y. � Nieco ciszej, Husejn � rzek� �agodnie staruszek, kt�ry roz�o�y� przed sob� kamienie na kszta�t parkanu � mo�e obok �pi�, a wy... � Nic a nic nie wida� � powiedzia� ch�opak zgarniaj�c kamienie. � Ciemno, sprzykrzy�o mi si�. Wsta�, splun�� przez okno i usiad� na swoim miejscu. Po chwili przysiad� si� bli�ej do staruszka. � Jeste�cie, zdaje si�, doktorem. Prawda? � Owszem, jestem doktorem. � No to powiedzcie mi, doktorze, co to jest na��g pijacki? � Jak to, na��g, macie na my�li alkoholizm? � No, niech b�dzie alkoholizm, jeden diabe�. Ale jest to choroba czy nie? Doktor pog�adzi� brod�. � Naturalnie �e choroba. W parze z przyzwyczajeniem si� organizmu do alkoholu idzie zatrucie, zwyrodnienie tkanek. Jest to ci�ka choroba, dziedziczna, we�cie pod uwag�! � A jak leczy si� t� chorob�? � Niestety, jeden jest tylko �rodek niezawodny � rzek� doktor u�miechaj�c si� � przesta� pi�. � Doskona�y �rodek. Ch�opak wyci�gn�� przed siebie nogi, opar� si� o �cian� i zamilk�. Ko�czy� pali� papierosa i w ciemno�ci wydawa�o si�, �e trzyma w z�bach �arz�cy si� w�gielek. � A wy pijecie na�ogowo? � zainteresowa� si� doktor. � Przypu��my. � Przesta�cie pi�, Husejn. � Bezwzgl�dnie przesta�cie! � Dajmy temu spok�j! Umilkli. Po chwili doktor wyci�gn�� koszyk z prowiantem. Skrupulatnie roz�o�y� na kolanach serwetk� i wyj�� z koszyka jaja na twardo, chleb, kurczaka. Namaca� butelk� z w�dk�, nie wyj�� jej jednak i szybko zamkn�� koszyk. � Pyszny ptaszek � rzek� gryz�c kurczaka � chcecie kawa�eczek? � Nie chc� � odrzek� Husejn. � Pos�uchajcie, doktorze... � No, co? � Czy mo�na odda� pod s�d cz�owieka za to, �e jest chory? � Nie rozumiem. � Sprawa zupe�nie jasna! Jeste�cie, przypu��my, na�ogowcem, czyli wed�ug waszego wyra�enia alkoholikiem, 'zwagarowali�cie dwa, trzy razy � i oto s�dzi was spo�ecze�stwo, z oskar�ycielem przy stole pokrytym czerwonym suknem itd. Czy to jest s�uszne? � Hm... Naturalnie, �e s�uszne. Przynajmniej tak og�lnie rzecz bior�c. Widzicie, Huse