2345
Szczegóły |
Tytuł |
2345 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2345 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2345 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2345 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Norman Vincent Peale
"Sztuka tw�rczego �ycia"
Oficyna Wydawnicza Logos
Warszawa 1996
ISBN 83-86941-08-1
"Ksi��k� t� dedykuj� Johnowi M. i Elizabeth P. Allenom - mojemu zi�ciowi
i c�rce - jako wyraz wdzi�czno�ci za ich pomoc przy jej tworzeniu i mi�o��,
kt�r� zawsze mi okazywali."
Podzi�kowania
Ksi��ka, kt�r� trzymasz w swoich r�kach, nie jest dzie�em jednej osoby.
Wielu ludzi s�u�y�o mi swoj� pomoc� i im pragn� wyrazi� szczer�
wdzi�czno��.
Nigdy nie napisa�bym tej ksi��ki bez entuzjastycznej i rzeczowej
wsp�pracy mojej sekretarki, Sybil Light. Jestem jej wdzi�czny za wszystkie
cenne uwagi na temat r�kopisu.
Wyra�am podzi�kowania Richardowi H. Schneiderowi, starszemu redaktorowi
magazynu "Guideposts", za wnikliw� analiz� poruszanych w ksi��ce problem�w,
za interesuj�cy i wa�ki materia� �r�d�owy oraz pomoc redakcyjn�. Dzi�kuj�
mu za cenny wk�ad do tej ksi��ki.
Ericowi Fellmanowi, Roccowi Murano i Rickowi Cox, cz�onkom zarz�du
fundacji Fundation for Christian Living i odpowiedzialnym za magazyn
"Plus", pragn� gor�co podzi�kowa� za ich rady i wskaz�wki.
Mojemu zi�ciowi Johnowi Miltonowi Allenowi i c�rce Elizabeth Peale Allen
sk�adam podzi�kowania za ich wsparcie i m�dre rady, jakich ca�y czas mi
udzielali.
Gor�co dzi�kuj� mojej �onie, Ruth Stafford Peale, kt�ra udzieli�a mi
wielu cennych uwag redakcyjnych, a swoj� wiar� i entuzjazmem podtrzymywa�a
mnie na duchu w trakcie pisania.
Dzi�kuj� tak�e Pat Kossmann, starszej redaktorce w wydawnictwie Doubleday
Publishers i redaktorce tej ksi��ki, za wykorzystanie jej umiej�tno�ci, za
m�dry os�d i entuzjazm, kt�re doprowadzi�y to przedsi�wzi�cie do pomy�lnego
zako�czenia.
Wszystkim tym osobom, a tak�e wszystkim cytowanym w tej ksi��ce, sk�adam
gor�ce podzi�kowania.
Norman Vincent Peale
Wst�p
Wi�ksza cz�� mojego �ycia up�yn�a w niezm�conym szcz�ciu, lecz, jak to
zwykle bywa, pewne lata by�y mniej udane. Doceniam je, poniewa� smutek i
przeciwno�ci s� wielkimi nauczycielami. Bez nich nie m�g�bym w pe�ni
docenia� moich szcz�liwych lat.
Jednak zasadniczo rzecz bior�c, jestem szcz�liwym cz�owiekiem - nie
jestem rozczarowany �yciem, nie do�wiadczam poczucia pustki i apatii.
Staram si� by� bardzo aktywny. Czasami zastanawiam si�, czy nie dzieje si�
ze mn� co� z�ego. Czy to mo�liwe, abym zachowa� optymizm w tych czasach,
przesyconych atmosfer� negatywnego my�lenia?
Mo�e dzieje si� tak dlatego, �e naprawd� kocham moj� �on�. Pozw�lcie, �e
podziel� si� z wami wa�nym dla mnie wspomnieniem. Pami�tam, jak pewnego
pogodnego pa�dziernikowego dnia w 1927 roku rozmawia�em ze studentami przed
budynkiem Syracuse University Methodist Church. Nagle otworzy�y si� drzwi i
na spotkanie z�ocistego jesiennego poranka wysz�a pi�kna blondynka. Moje
serce zacz�o �ywiej bi�. Nigdy przedtem jej nie widzia�em, nie wiedzia�em,
jak ma na imi�, lecz by�em pewny, �e ta dziewczyna jest dla mnie.
Przekonanie jej o tym zabra�o mi ponad dwa lata. Dzisiaj jeste�my
ma��e�stwem od sze��dziesi�ciu lat i mimo wielu przypadk�w separacji i
rozwod�w ludzi w starszym wieku nadal jeste�my w sobie zakochani. C�
takiego dzieje si� ze mn�? Z ni�?
To, �e jestem szcz�liwym cz�owiekiem, jest jednym z g��wnych powod�w,
dla kt�rych troszcz� si� o ludzi, kt�rzy nie do�wiadczaj� szcz�cia. Martwi
mnie r�wnie�, �e moi nieszcz�liwi bli�ni nie pracuj� z ca�ych si�, by
odmieni� sw�j los. W konsekwencji, nie wykorzystuj� w ca�ej pe�ni swojej
kreatywno�ci, na czym traci ca�e spo�ecze�stwo.
Dlatego postanowi�em jeszcze raz zrobi� co� w tej sprawie. Jednak, c�
ja, jeden cz�owiek, mog� zrobi�? Wyg�asza� odczyty? Oczywi�cie, nadal
podr�uj� z wyk�adami, lecz musz� przyzna�, �e ka�da mowa przemija z
wiatrem w momencie, gdy schodz� z m�wnicy.
Pomy�la�em, �e m�g�bym napisa� kolejn� ksi��k�. Ksi��ka przetrwa d�u�ej
ni� mowa. Poza tym wiem, ile dobrego mo�e zdzia�a� ksi��ka, napisa�em ich
przecie� ponad trzydzie�ci pi��. Ksi��ki s� jak stary wiersz Longfellowa:
Wystrzeli�em strza�� w niebo,
Upad�a na ziemi�, nie wiedzia�em gdzie...
D�ugo, d�ugo p�niej, w pniu d�bu
Znalaz�em j� nie z�aman�...
Wierz�, �e gdy dokonujemy wielkiego odkrycia, naszym obowi�zkiem, nie za�
jedynie przyjemno�ci�, jest podzieli� si� nim z innymi.
Dlatego na kartach tej ksi��ki opisuj� odkrycia, kt�re pomog�y mi
odwr�ci� bieg mojego �ycia. Jestem pewien, �e ta sama cudowna rzecz mo�e
przydarzy� si� tobie. Mam nadziej�, �e moja ksi��ka odmieni twoje �ycie, a
kiedy, czytaj�c, odkryjesz nowy sens, osi�gniesz pe�ni� �ycia i prawdziwe
szcz�cie, cel, jaki przy�wieca� mojemu pisaniu, zostanie spe�niony.
Wierz�, �e uda ci si� to wszystko osi�gn��, mo�e nawet jeszcze wi�cej. Z
ca�� moc� pozytywnego my�lenia, �ycz� ci wszystkiego najlepszego.
Norman Vincent Peale
Rozdzia� 1
Zasady pozytywnego
my�lenia zawsze aktualne
Pewnego niezapomnianego dnia dokona�em prze�omowego odkrycia. Opowiem o
nim, poniewa� mo�e ono pom�c ka�demu. Dzie� rozpocz�� si� ca�kiem
zwyczajnie. O godzinie dziewi�tej rano mia�em zaj�cia z ekonomii, kt�re
prowadzi� profesor Ben Arneson. Jak zwykle, chy�kiem w�lizgn��em si� do
sali i usiad�em na wolnym miejscu w ostatnim rz�dzie, maj�c gor�c�
nadziej�, �e nikt mnie nie zauwa�y.
Musicie wiedzie�, �e by�em straszliwie nie�mia�ym m�odzie�cem. Je�li sam
by�e� kiedy� nie�mia�y i zak�opotany, na pewno rozumiesz m�ki, jakie
prze�ywa�em. Z powodu z�ego obrazu siebie i niskiego poczucia warto�ci
mia�em bardzo ma�o pewno�ci siebie. Na ka�de wyzwanie reagowa�em postaw�
"nie potrafi� tego zrobi�". Do tamtego pami�tnego dnia szed�em przez �ycie
robi�c uniki - u�ywaj�c przeno�ni - raczkuj�c. A� nagle odkry�em co�
wielkiego, co�, co odmieni�o ca�e moje �ycie.
Ku mojemu wielkiemu niezadowoleniu profesor wywo�a� mnie do odpowiedzi -
zosta�em poproszony o wyja�nienie pewnego zagadnienia, kt�re trzeba by�o
opracowa� na zaj�cia odbywaj�ce si� tego dnia. Poniewa� zawsze ci�ko
pracowa�em i pilnie przygotowywa�em si� do lekcji, dobrze orientowa�em si�
w temacie. Jednak by�em przera�ony na sam� my�l o tym, �e b�d� musia�
publicznie zabra� g�os. Wsta�em do odpowiedzi z dr��cymi kolanami. Ca�y
czas przest�powa�em nerwowo z nogi na nog�, a� w ko�cu straci�em r�wnowag�.
Mia�em przykre uczucie, �e nie tylko fatalnie przedstawi�em omawiany
problem, lecz tak�e zrobi�em z siebie widowisko.
Na koniec zaj�� profesor odczyta� kilka og�osze� i powiedzia�:
- Peale, prosz�, aby� zosta� w sali. Chc� z tob� pom�wi�.
Ca�y roztrz�siony czeka�em, a� wszyscy studenci wyjd�. Gdy zostali�my
sami, zapyta�em dr��cym g�osem:
- Chcia� pan ze mn� rozmawia�, profesorze?
- Tak. Podejd� tutaj i usi�d� po drugiej stronie biurka - powiedzia� dr
Arneson. Profesor siedzia� za biurkiem, bawi�c si� ma�� okr�g�� gumk� do
�cierania - unosi� j� w g�r� i w d� - i patrzy� na mnie przeszywaj�cym,
jak mi si� w�wczas wydawa�o, wzrokiem. Cisza stawa�a si� coraz bardziej
przyt�aczaj�ca.
- Co si� z tob� u licha dzieje, Peale? - zapyta�. - Dobrze sobie radzisz
z tym przedmiotem, prawdopodobnie dostaniesz sz�stk�. Jednak gdy prosz� ci�
o zabranie g�osu, sprawiasz wra�enie okropnie zak�opotanego i mamroczesz
co� bez sensu, a nast�pnie opadasz na krzes�o z wypiekami na twarzy. Co ci
jest, synu?
- Nie wiem, profesorze - wydusi�em z siebie �a�o�nie. - S�dz�, �e mam
kompleks ni�szo�ci.
- Czy chcesz si� go pozby� i zachowywa� jak prawdziwy m�czyzna?
Potwierdzi�em skinieniem g�owy.
- Da�bym wszystko, aby pozby� si� nie�mia�o�ci, lecz nie wiem, jak tego
dokona�.
Twarz profesora z�agodnia�a.
- Norman, mo�esz pokona� nie�mia�o�� robi�c to samo, co ja zrobi�em, aby
uwolni� si� od podobnych uczu�.
- Pan? - wykrzykn��em zdumiony.- Czu� si� pan tak samo jak ja?
- W�a�nie dlatego zauwa�y�em u ciebie te symptomy - odpar� profesor.
- Jak si� panu uda�o to przezwyci�y�? - zapyta�em.
Odpowiedzia� cicho, lecz wyczu�em w jego s�owach ukryt� moc.
- Poprosi�em Boga o pomoc, uwierzy�em, �e On mo�e mi pom�c i...
rzeczywi�cie to uczyni�.
W sali przez chwil� panowa�a cisza. Profesor wpatrywa� si� we mnie.
- Nie poddawaj si� Peale, nigdy nie przestawaj wierzy� w Boga i w siebie
- powiedzia�. Po tych s�owach da� mi znak, �e mog� odej��, i zacz�� zbiera�
swoje notatki.
Przeszed�em przez hall i szerokimi schodami wydosta�em si� na zewn�trz
budynku uniwersyteckiego. Zatrzyma�em si� na czwartym stopniu od ko�ca. O
ile wiem, stopie� ten nadal znajduje si� w tym samym miejscu. Stoj�c na nim
wypowiedzia�em s�owa modlitwy. Jeszcze dzisiaj, siedemdziesi�t lat p�niej,
dok�adnie pami�tam s�owa, kt�re w�wczas wypowiedzia�em: - Panie, Ty mo�esz
pijaka uczyni� trze�wym, a z�odzieja zmieni� w uczciwego cz�owieka. Czy
mo�esz tak�e przemieni� takiego biednego, nie�mia�ego ch�opaka jak ja i
uczyni� go takim jak inni? Prosz�, pom� mi. Amen.
Gdy tak si� modli�em na stopniach schod�w, nagle do�wiadczy�em
niezwyk�ego uczucia pokoju. Oczekiwa�em, �e wydarzy si� cud, i tak si�
rzeczywi�cie sta�o. Jednak, jak to si� zwykle dzieje w przypadku powa�nych
�yciowych zmian, dokona� si� on w ci�gu okre�lonego czasu.
Kilka dni p�niej inny profesor, kt�ry wyk�ada� m�j g��wny przedmiot,
zaprosi� mnie do swojego biura i wr�czy� ksi��k� zatytu�owan� "The Sayings
of Ralph Waldo Emerson" ("My�li Ralpha Walda Emersona") ze s�owami: "Czytaj
Emersona, a przekonasz si�, jak wielkich rzeczy mo�na dokona� dzi�ki
w�a�ciwemu my�leniu". P�niej jeszcze inny profesor da� mi ksi��k� pt.
"Meditations" ("Medytacje") Marka Aureliusza, kt�ry naucza�, i� �ycie
cz�owieka jest takie, jakie s� jego my�li. Do ko�ca �ycia b�d� wdzi�czny
moim nauczycielom za to, �e starali si� pom�c m�odemu cz�owiekowi, kt�ry
got�w by� zadowoli� si� tym, co nie by�o dla niego najlepsze. Poniewa�
umia�em ci�ko pracowa�, na pewno doszed�bym do czego� w �yciu. Jednak we
w�asnych oczach mia�em si� za nieudacznika. My�li cz�owieka tak silnie
determinuj� jego �ycie, �e nawet pilna praca nie kompensuje niew�a�ciwego
my�lenia.
Na szcz�cie, dzi�ki pomocy moich profesor�w, mog�em czerpa� z systemu
warto�ci, kt�re po pewnym czasie pomog�y mi zapanowa� nad poczuciem
ni�szo�ci i niewystarczalno�ci. Uczucie ulgi, jakiego dozna�em, by�o tak
radosne i cudowne, �e musia�em powiedzie� innym ludziom, r�wnie nie�mia�ym
jak ja, �e i oni mog� wyzwoli� si� ze swej niedoli. G��wn� my�l�, kt�r� mi
wpojono, by�o przekonanie o nieograniczonej mocy pozytywnego my�lenia.
Stosuj�c zasady pozytywnego my�lenia odkry�em, �e nawet ja sam, zwyk�y,
przeci�tny cz�owiek, mog� radzi� sobie w �yciu o wiele lepiej ni� przedtem.
Wyzwolenie kryj�cego si� we mnie osobowego potencja�u da�o tak zdumiewaj�ce
efekty, �e zapragn��em, by wszyscy zwyczajni ludzie mogli dowiedzie� si� o
tym, i� mog� sta� si� nadzwyczajni.
Jednak opr�cz pozytywnego my�lenia odkry�em inn� bardzo wa�n� zasad�, bez
kt�rej pierwsza ma niewielk� warto��. Zasad� t� jest pozytywna wiara.
My�lenie stanowi korpus rakiety, wiara za� jednostk� nap�dow�, kt�ra wznosi
j� do gwiazd. My�lenie rodzi dzia�anie, wiara powoduje, �e wszystko staje
si� mo�liwe.
W ostatnim numerze "Harvard Business Review" przeczyta�em raport, w
kt�rym szef oddzia�u firmy ubezpieczeniowej Metropolitan Life Insurance
Company pisze, �e agenci ubezpieczeniowi, dzia�aj�cy w warunkach ostrej
konkurencji, osi�gaj� lepsze wyniki od swoich koleg�w dzia�aj�cych w
warunkach charakteryzuj�cych si� mniejszym stopniem rywalizacji. W celu
zbadania prawdziwo�ci tej tezy autor artyku�u przydzieli� sze�ciu
najlepszych agent�w ubezpieczeniowych najlepszemu asystentowi od
zarz�dzania. W swym raporcie pisze o nast�puj�cych rezultatach tego
posuni�cia: "Nied�ugo po stworzeniu tego zespo�u inni pracownicy agencji
ubezpieczeniowej zacz�li nazywa� jego cz�onk�w "superpersonelem", w
dzia�aniu zespo�owym odznaczali si� oni bowiem wysokim |esprit "de |corps.
Wyniki pracy zespo�u osi�gni�te w ci�gu pierwszych dwunastu tygodni
znacznie przewy�szy�y nasze najbardziej optymistyczne oczekiwania (...)".
Dlaczego tak si� sta�o? Odpowied� jest prosta. Agenci ubezpieczeniowi
wchodz�cy w sk�ad zespo�u wiedzieli, �e s� uwa�ani za "superpracownik�w"
uwierzyli w to, �e s� najlepsi, i walczyli, by sprosta� temu wyobra�eniu.
To, co si� sta�o, przypomina teori� "samospe�niaj�cego si� proroctwa"
g�osz�c�, �e wszyscy ludzie - doro�li i dzieci - staj� si� takimi, jak si�
po nich oczekuje.
Zobaczmy teraz, co si� sta�o z inn� grup� agent�w pracuj�cych w tym samym
biurze, i kt�rych uwa�ano za "przeci�tnych". W normalnych warunkach mogliby
oni w dalszym ci�gu osi�ga� przeci�tne wyniki sprzeda�y. Jednak dynamiczna
kobieta odpowiedzialna za ich prac� wierzy�a, �e ona i jej personel s�
r�wnie uzdolnieni, jak mened�er "supergrupy" i jego pracownicy. Uda�o si�
jej przekona� swoich agent�w ubezpieczeniowych, �e mog� uzyska� lepsze
wyniki sprzeda�y od tamtych. Wychodz�c naprzeciw wyzwaniu, "przeci�tni"
agenci uwierzyli, �e mog� tego dokona�, i zwi�kszyli sprzeda� bardziej ni�
ich koledzy "superagenci". Ich szefowa spowodowa�a, �e spe�nili jej
przewidywania - osi�gn�a to poprzez okazanie swojej wiary w ich
mo�liwo�ci.
Takie w�a�nie s� skutki wiary.
Dokonaj �wiadomego wyboru, aby wierzy�. Pami�taj, �e pracownicy uznawani
za przeci�tnych nigdy nie zwi�kszyliby sprzeda�y, gdyby nadal wierzyli w
to, �e s� przeci�tnymi agentami.
Przyk�ady takie jak wy�ej opisany sprawiaj�, i� rozumiem, jak dziwnym i
skomplikowanym tworem jest ludzki umys�. Niekt�rzy ludzie s� stali i godni
zaufania, od dzieci�stwa a� do staro�ci. Rzadko popadaj� w konflikt z sob�.
W szkole ludzie ci dostaj� dobre stopnie, p�niej osi�gaj� dobre wyniki w
pracy, dobrze im si� wiedzie, niekt�rym nawet bardzo dobrze. Inni ludzie s�
mniej zorganizowani i trwoni� swoje zdolno�ci tak, �e m�wimy o nich ze
smutkiem: "Bardzo �le sko�czyli, a kiedy� mieli przed sob� takie wspania�e
mo�liwo�ci".
Jeszcze inni, kt�rych �ycie psychiczne i emocjonalne wydaje si�
uporz�dkowane, z czasem staj� si� lud�mi pozbawionymi wewn�trznego �adu i
niszcz� jedn� okazj� po drugiej, pomimo swoich wrodzonych talent�w. Jeszcze
inni, hojnie obdarowani przez natur� szlachetnymi cechami charakteru,
wydaj� si� nie mie� �adnego okre�lonego celu albo brak im zdolno�ci do
podejmowania rozwa�nych decyzji. W ko�cu prze�ywaj� za�amanie psychiczne.
Wszyscy s�yszeli�my o wybitnych finansistach z Wall Street, kt�rzy trafili
do wi�zienia, o dygnitarzach, z kt�rymi nikt wa�ny nie chcia� si� spotka�,
poniewa� wysz�o na jaw, �e s� pozbawieni podstawowych zasad moralnych.
Historia jest pe�na takich ludzkich wrak�w, a przecie� wielu z tych ludzi,
gdyby tylko potrafili sprawowa� nad sob� w�a�ciw� kontrol�, mog�oby sta�
si� wybitnymi przyw�dcami politycznymi czy dyrektorami wielkich firm.
Dlaczego jedna osoba odnosi sukces, a druga doznaje pora�ki? Dlaczego
jeden cz�owiek mile nas zaskakuje, a drugi sprawia nam zaw�d? My�l�, �e
znam odpowiedzi na te pytania.
Pozw�lcie, �e opowiem wam o m�czy�nie, kt�rego pozna�em kilka lat temu.
Przypomnia�em sobie o nim pewnej nocy, kt�r� sp�dzi�em w Columbus, w stanie
Ohio, gdzie wyg�asza�em cykl odczyt�w. Z okien mojego pokoju, znajduj�cego
si� na dwudziestym �smym pi�trze hotelu, rozci�ga�a si� szeroka panorama
miasta. Podziwiaj�c widok zauwa�y�em grup� starych budynk�w z kamienia, w
kt�rych, jako dawny mieszkaniec Columbus, rozpozna�em wi�zienie stanowe.
Nigdy nie zapomn� koleg�w i kole�anek z czas�w mojej m�odo�ci, kt�rych
pozna�em mieszkaj�c w r�nych miastach stanu Ohio - Cincinnati, Columbus,
Bellefontaine, Delaware - i jestem szcz�liwy, i� mog� powiedzie�, �e
praktycznie wszyscy oni wyszli na porz�dnych ludzi, a niekt�rym powiod�o
si� wr�cz doskonale. Lecz gdy patrzy�em z g�ry na gmach wi�zienia stanowego
Ohio, przypomnia�em sobie o pewnym m�czy�nie, kt�remu si� nie uda�o. By�
on obdarzony ujmuj�c� osobowo�ci� i umys�em tak bystrym, �e m�g�by uko�czy�
uniwersytet z wyr�nieniem - by� ostatni� osob�, o kt�rej pomy�leliby�my,
�e sko�czy w wi�zieniu. Pochodzi� z uroczej ma�ej wioski, po sko�czeniu
szko�y zosta� jednym z g��wnych urz�dnik�w miejscowego banku i by�
powszechnie szanowanym obywatelem. By� cz�owiekiem sukcesu, kt�ry tak
przyci�ga� do siebie ludzi, �e uwa�ano, i� powinien kandydowa� do Kongresu.
M�wi�o si� o nim, �e w wyborach b�dzie si� powa�nie liczy�.
P�niej po�lubi� pi�kn� i bogat� dziewczyn� z Chicago. Ta atrakcyjna para
sta�a si� niebawem dusz� lokalnego �ycia towarzyskiego. On ub�stwia� swoj�
�on� i dawa� jej wszystko, czego chcia�a. Ona najwyra�niej s�dzi�a, i� jej
m�� ma wi�ksze zasoby finansowe, ni� rzeczywi�cie posiada�. Prowadzili
luksusowe �ycie, je�dzili na drogie wycieczki i rejsy i wkr�tce jego
wysokie wynagrodzenie przesta�o wystarcza� na pokrywanie wydatk�w.
Pewnego wieczoru, gdy pracowa� sam w banku, przez g�ow� przemkn�a mu
my�l, �e m�g�by przecie� "po�yczy�" troch� got�wki. W nast�pnym miesi�cu
nie planowano �adnej kontroli bankowej. Na gie�dzie w�a�nie zacz�to gra� na
zwy�k�, a ceny akcji mia�y wzrosn�� jeszcze bardziej. Nie dawa�a mu spokoju
my�l, �e m�g�by zainwestowa� pieni�dze banku i szybko na tym zarobi�.
P�niej zwr�ci�by "po�yczone" pieni�dze i dysponowa� wi�ksz� got�wk�.
Jednak by� cz�owiekiem uczciwym, honorowym i odrzuci� tak� my�l.
Thomas Carlyle, s�awny angielski poeta, powiada: "My�l jest przodkiem
czynu". To g��boka �yciowa prawda! Innego wieczoru, gdy m�czyzna sam
pracowa� w banku, powr�ci�a ta sama my�l. Tym razem op�r woli by� s�abszy -
wyci�gn�� r�k� i zrobi� to, co owa my�l mu podsun�a.
Sytuacja na gie�dzie nie u�o�y�a si� tak dobrze jak my�la�, a rutynow�
kontrol� bankow� przeprowadzono wcze�niej ni� planowano. "Po�yczka" zosta�a
odkryta i wielkie �elazne wrota wi�zienia stanowego zatrzasn�y si� za
dobrym cz�owiekiem, kt�ry �le my�la�.
Wiele lat p�niej c�rka tego bankiera um�wi�a si� ze mn� na spotkanie w
moim biurze w Nowym Jorku.
- Zawsze smuci�am si� z powodu mojego ojca - powiedzia�a. Podziwia�am go
i kocha�am. Dlatego chc� wiedzie�, czy by� s�abym cz�owiekiem. Czy by� z�y?
Zna� go pan. Prosz� mi powiedzie�, jaki by�.
- Pani ojciec nie by� z�ym cz�owiekiem - odpowiedzia�em. - Nie uwa�am
te�, by jego g��wnym problemem by�a s�abo�� charakteru. By� inteligentny,
lecz mia� problem ze swoim my�leniem.
Stara�em si� pocieszy� jego c�rk� i jestem szcz�liwy mog�c powiedzie�,
�e po sp�aceniu d�ugu wobec spo�ecze�stwa ten cz�owiek i jego rodzina na
nowo si� po��czyli.
M�wi�c, �e cz�owiek ten mia� problem ze swoim my�leniem, uwa�a�em, i�
postrzega� �wiat w kategoriach negatywnych. Niejako z za�o�enia traktowa�
swoj� �on� jak delikatnego, wyperfumowanego, pi�knego lekkoducha. Gdyby
my�la� o niej bardziej pozytywnie, zobaczy�by j� tak�, jak� by�a naprawd� -
inteligentn� i siln�. Dowiod�o tego jej post�powanie, gdy zosta� skazany i
osadzony w wi�zieniu. Gdyby tak my�la�, powiedzia�by jej o prawdziwym
stanie ich finans�w i z pewno�ci� we dwoje poradziliby sobie z tym
problemem. Jestem o tym przekonany, poniewa� naprawd� si� kochali, a nie ma
rzeczy niemo�liwych dla dwojga kochaj�cych si� ludzi.
Ka�dy, kto wybiera niew�a�ciw� drog�, napotyka problemy. Droga na skr�ty
mo�e wydawa� si� �atwiejsza i bardziej odpowiednia. Jednak Jezus Chrystus
naucza: "(...) szeroka jest brama i przestronna ta droga, kt�ra prowadzi do
zguby..." (Ew. Mateusza 7,13). Ludzie, kt�rzy czyni� z�o, zwykle odznaczaj�
si� sprytem i niekiedy, na jaki� czas, udaje si� im unikn�� konsekwencji
�amania prawa. Zasadniczo jednak s� g�upi, gdy� w ko�cu zostaj� z�apani, o
czym �wiadczy cho�by niedawno ujawniona historia pewnego finansisty z Wall
Street, kt�rego kiedy� uwa�ano za jednego z najsprytniejszych inwestor�w.
Carlyle mia� racj�: "My�l jest przodkiem czynu". Pierwsza my�l, je�li
tylko damy jej schronienie w naszym umy�le, stanie si� iskr�, kt�ra wywo�a
okre�lone post�powanie. Nasz sukces czy pora�ka zale�y od tego, czy ta my�l
jest pozytywna, czy negatywna.
Jednak to, co nast�puje po pojawieniu si� pierwszej my�li, jest r�wnie
wa�ne jak ona. Nazywam to "procesem rozwa�ania" - czyli sposobem, w jaki
podchodzimy do danego problemu czy nadarzaj�cej si� okazji.
Na biurku w moim gabinecie stoi miniaturowa replika s�ynnej rze�by Rodina
"My�liciel". Zawsze, gdy pojawia si� problem, przypominam sobie: "B�d�
my�licielem. Przemy�l wszystko dok�adnie, dokonaj ch�odnej, intelektualnej
analizy". Zaklinam samego siebie: "Normanie, na lito�� bosk�, pami�taj, aby
nie podejmowa� decyzji w spos�b emocjonalny".
Tak, ta male�ka rze�ba uchroni�a mnie przed wieloma g�upimi posuni�ciami.
Oczywi�cie mia�em r�wnie� swoje mniej szcz�liwe momenty. Ka�dy, kto nie
chce si� do tego przyzna�, narobi sobie k�opot�w, �ycie uczy bowiem, i�
nawet najbystrzejsza osoba mo�e dokonywa� zdumiewaj�co g�upich rzeczy.
Jedynym zabezpieczeniem przed pope�nieniem b��du jest my�lenie - zawsze
nale�y my�le�.
Pozw�lcie, �e opowiem wam histori� o tym, w jaki spos�b my�lenie
spowodowa�o radykaln� r�nic� w karierze pewnego cz�owieka.
Cz�owiek ten nazywa� si� Lee Buck. Jeden z najbardziej prze�omowych dni
jego �ycia rozpocz�� si� pewnego kwietniowego popo�udnia 1974 roku. Lee
Buck siedzia� za biurkiem w swoim gabinecie, w biurze firmy New York Life
Insurance Company na Manhattanie. W pewnej chwili sekretarka powiedzia�a,
�e kto� z rady nadzorczej chce si� z nim spotka�.
Lee by� podekscytowany. Od dawna czeka� na ten telefon. By� pewny, �e
otrzyma propozycj� pracy, o kt�r� stara� si� od dawna: stanowisko
wiceprezydenta firmy odpowiedzialnego za dzia�alno�� marketingow�.
By�o to jego celem ju� dwadzie�cia lat temu, gdy przy��czy� si� do firmy
jako agent zajmuj�cy si� sprzeda�� ubezpiecze�. Ci�ko pracowa� i z czasem
awansowa� na obecnie zajmowane stanowisko wiceprezydenta odpowiedzialnego
za sprzeda� ubezpiecze� we wschodnich stanach Ameryki. Oczekiwa�, �e na
nowym stanowisku b�dzie kierowa� prac� dziesi�ciu tysi�cy agent�w
sprzedaj�cych ubezpieczenia w ca�ych Stanach Zjednoczonych, a wi�c
najwa�niejszym dzia�em operacji prowadzonych przez New York Life. By�
pewny, �e cz�onek zarz�du wie, i� on jest najlepszym kandydatem na to
stanowisko.
Biuro jego prze�o�onego znajdowa�o si� na nast�pnym pi�trze, wi�c by
zaoszcz�dzi� czasu poszed� schodami. Gdy by� ju� prawie na miejscu,
zatrzyma� si� i zrobi� najwa�niejsz� rzecz, jak� mo�na zrobi�. Przystan��
na moment, by pomy�le� i pomodli� si�. Poprosi� o m�dro�� i wewn�trzny
pok�j niezb�dny do przyj�cia wszystkiego, co mo�e si� wydarzy�, i jak
najlepszego tego wykorzystania.
Po kilku minutach wszed� do du�ego, wy�o�onego dywanami biura cz�onka
rady nadzorczej, w kt�rym ci�kie zas�ony t�umi�y ha�asy dochodz�ce z
Madison Avenue. Siwow�osy m�czyzna u�cisn�� mu d�o�, wskaza� fotel, a
nast�pnie oznajmi�:
- Lee, George zostanie wiceprezydentem odpowiedzialnym za marketing. Ty
b�dziesz wiceprezydentem odpowiedzialnym za sprzeda� ubezpiecze�. Czy
zgodzisz si� na to? - zapyta�.
M�czyzna ten by� lekko zdenerwowany, Lee Buck mia� bowiem opini�
cz�owieka impulsywnego.
Lee spojrza� na niego zaszokowany. Wed�ug niego, departament ubezpiecze�
grupowych by� najmniej wa�nym dzia�em, przez wielu uwa�anym za przybrane
dziecko firmy. Zajmowano si� w nim sprzeda�� grupowych polis
ubezpieczeniowych, a wszystkie jego operacje stanowi�y jedynie ma�� cz��
interes�w, kt�rymi zajmowa� si� pot�ny dzia� marketingu.
Czu�, �e narasta w nim rozczarowanie i gniew. Lecz by�o tak tylko przez
chwil�. Dzi�ki wcze�niejszej chwili skupienia Lee potrafi� odchyli� si�
spokojnie na krze�le i powiedzie�: "W porz�dku".
Cz�onek rady nadzorczej by� zaskoczony. Rozmawiali jeszcze chwil� o tym,
czego mo�na dokona� w departamencie ubezpiecze� grupowych. Chocia� wielu
m�czyzn i kobiet uzna�oby to za degradacj�, Lee postanowi� potraktowa�
swoje nowe stanowisko jako okazj�.
Pami�ta� o radzie, kt�rej udzieli� mu do�wiadczony agent ubezpieczeniowy,
gdy rozpoczyna� prac� w ubezpieczeniach. "Wykorzystuj ka�d� okazj�, synu",
powiedzia� mu ten do�wiadczony pracownik. "Po czym poznam, �e jaka�
sytuacja stanowi okazj�?", zapyta� wtedy. "Nie mo�esz tego pozna�",
us�ysza� w odpowiedzi. "Musisz stale pr�bowa� r�nych mo�liwo�ci".
Lee postanowi� spr�bowa�. Analizuj�c mo�liwo�ci rynkowe, rysuj�ce si�
przed ubezpieczeniami grupowymi, odkry� nowe perspektywy, kt�re nigdy
przedtem nie by�y dostrzegane. Zainspirowa� swoich pracownik�w i osobi�cie
przeprowadzi� setki rozm�w telefonicznych. W ci�gu pierwszego roku podwoi�
wyniki osi�gane w poprzednich latach. Po up�ywie zaledwie kilku lat jego
oddzia� by� odpowiedzialny za najwi�ksz� emisj� polis ubezpieczeniowych od
pocz�tku istnienia New York Life.
Po czterech latach od przej�cia tego traktowanego po macoszemu
departamentu i uczynieniu ze� jednego z najwa�niejszych filar�w firmy Lee
zosta� awansowany na stanowisko wiceprezydenta odpowiedzialnego za ca�y
marketing.
Jak potoczy�yby si� wypadki, gdyby Lee Buck nie zatrzyma� si� na chwil�,
by pomy�le� i poprosi� o m�dro��? Gdyby podda� si� swojemu pierwszemu
impulsowi i wybuchn�� gniewem, kt�rego wszyscy do�wiadczamy, gdy czujemy,
�e niesprawiedliwie nas potraktowano, bardzo �atwo m�g�by zamkn�� przed
sob� drog� prowadz�c� na najwy�sze szczeble kariery. Jednak Lee zastanowi�
si� przez chwil�; jego dalsza kariera w ubezpieczeniach, kt�ra by�a niejako
tego rezultatem, powinna s�u�y� za przyk�ad dla wszystkich m�odych m�czyzn
i kobiet, kt�rzy maj� zamiar po�wi�ci� si� karierze zawodowej.
Wszystkie moje dotychczasowe rozwa�ania prowadz� do wskazania tego, co
sk�oni�o mnie do napisania jednej z moich najwa�niejszych ksi��ek -
ksi��ki, kt�ra w oczywisty spos�b pomog�a wielu ludziom. Gdy podejmowa�em
decyzj�, �e zostan� duchownym, uzna�em, �e moim �yciowym celem b�dzie
pomaganie ludziom w znalezieniu szcz�cia i sukcesu w �yciu.
Jednak do czasu, gdy napisa�em t� ksi��k�, min�o wiele lat od tego
pami�tnego dnia, kiedy by�em nie�mia�ym, zak�opotanym uczniem drugiego roku
Ohio Wesleyan i gdy profesor Arneson zach�ci� mnie, abym wierzy� w Boga i w
siebie.
Po zako�czeniu nauki w Ohio Wesleyan i w Boston University zacz��em
pracowa� jako duchowny i przez kr�tkie okresy pracowa�em w Berkeley (Rhode
Island), Brooklynie i Syracuse. Nast�pnie, w roku 1932, powr�ci�em do
Nowego Jorku, gdzie mieszkam do tej pory.
Gdy by�em duchownym w Marble Collegiate Church na Fifth Avenue, jednym z
moich przyjaci� by� dr John Landale, w latach trzydziestych znany
naukowiec, kt�ry mia� biuro swojej redakcji na tej samej ulicy.
- Napisz ksi��k�, kt�ra by�aby wyk�adni� tego, czego uczysz z m�wnicy -
poradzi� mi.
Popatrzy�em na niego bez entuzjazmu. Pomys� napisania takiej ksi��ki
nigdy nie przyszed� mi do g�owy.
- Ale� John - odpar�em.- Dzisiaj tylko znani naukowcy pisz� ksi��ki z
dziedziny religii i psychologii, a ja w �adnym wypadku nie mog� uchodzi� za
naukowca.
Jednak moje s�owa nie powstrzyma�y Johna Langdalea. Zawsze gdy mieli�my
okazj� ze sob� rozmawia�, naciska� na mnie w tej sprawie.
W ko�cu wyja�ni�em mu, �e nie znam fachowej terminologii, jak� pos�uguj�
si� naukowcy, i doda�em, �e mam wielki szacunek dla nauki, lecz interesuje
mnie wy��cznie komunikowanie si� z prostym cz�owiekiem z ulicy.
Kontynuuj�c m�j wyw�d, powiedzia�em, �e owszem, kiedy� troch� pisa�em,
lecz by�o to w czasach, gdy pracowa�em jako reporter dla gazet.
Oczy Johna za�wieci�y si�, pochyli� si� do przodu.
- Normanie, opowiedz mi o tym.
- No c�, przez trzy lata pracowa�em w Findlay, w stanie Ohio, dla gazety
"Morning Republican" (p�niej wychodzi�a pod zmienionym tytu�em, jako "The
Courier"). Nast�pnie przeszed�em do "Journal" z Detroit, gdzie pracowa�em
pod kierownictwem Grove'a Pattersona.
John Langdale odchyli� si� do ty�u na krze�le i u�miechn�� szeroko.
- Tak, s�ysza�em o nim, Grove Patterson jest jedn� z najwi�kszych postaci
w historii ameryka�skiej �urnalistyki - powiedzia�.
- Tak, to by� naprawd� kto� - przytakn��em. - Nigdy nie zapomn� mojego
pierwszego dnia w nowej redakcji. Kiedy opowiedzia�em mu o mojej pracy dla
gazety z Findlay, powiedzia�: "Zosta�e� wyszkolony przez Hemingers�w, co?
Nie ma lepszych od nich. Mia�e� najlepsz� szko��, jak� mo�na mie�".
Nast�pnie wyci�gn�� du�y arkusz ��tego papieru i swoim pi�rem narysowa�
punkt na �rodku. "Co widzisz?", zapyta�. "Punkt", odpar�em zastanawiaj�c
si�, do czego zmierza. "�le, to kropka", warkn��. "Najwi�kszy �rodek
literacki znany cz�owiekowi. Gdy zobaczysz kropk�, Peale, nigdy nie pisz
ju� nic wi�cej".
John Langdale, siedz�cy po przeciwnej stronie mojego gabinetu, roze�mia�
si�.
- To rzeczywi�cie brzmi jak s�owa Grovea Pattersona, w porz�dku. Czego
jeszcze ci� nauczy�?
- C�, nauczy� mnie, bym u�ywa� najprostszych s��w. Na przyk�ad, zamiast
sprokurowa� - otrzyma�. M�wi� mi: "Normanie, dla kogo piszesz? Powiedzmy,
�e masz tu profesora uniwersytetu, a tam robotnika kopi�cego do�y. Dla
kt�rego z nich b�dziesz pisa�?" "Dla robotnika", odpowiedzia�em. "Wtedy
zrozumie mnie profesor i zwyk�y robotnik". Grove Patterson pokiwa� g�ow�.
"Hemingersowie z Findlay dobrze ci� nauczyli".
Gdy sko�czy�em swoj� opowie��, by�em pewny, �e dr Langdale zrezygnuje z
nak�aniania mnie do napisania ksi��ki naukowej. On jednak zareagowa� w
najbardziej nieoczekiwany spos�b.
D�ugimi krokami przeszed� przez pok�j, poklepa� mnie po ramieniu i
powiedzia� pe�nym entuzjazmu g�osem:
- To wspaniale, Norman. Nadszed� czas, aby kto� napisa� ksi��k� dla
zwyk�ych ludzi. Normanie, ty mo�esz tego dokona�. Napisz prostym,
bezpo�rednim, ameryka�skim angielskim, najwi�kszym j�zykiem porozumiewania
si�, jaki zna �wiat, a ja opublikuj� to, co napiszesz!
By�em zdumiony, �e uznany naukowiec m�wi w taki spos�b. Lecz ju� zarazi�
mnie swoim entuzjazmem. Zabra�em si� do pisania i... sze��dziesi�t lat
p�niej nadal si� tym param.
Moja pierwsza ksi��ka nosi�a tytu� "The Art of Living" ("Sztuka �ycia"),
taka ksi��ka literacka. Wydanie w twardej oprawie sprzedawano po zawrotnej
cenie jednego dolara.
Drug� ksi��k� by�a rzecz motywacyjna, zatytu�owana "You Can Win" ("Mo�esz
zwyci�y�"). Nie musz� chyba dodawa�, i� nadal wierz�, �e ka�dy, kto my�li
o sobie, �e potrafi, mo�e by� zwyci�zc�. P�niej by� bestseller, ksi��ka
zatytu�owana "A Guide to Confident Living" ("Przewodnik po �yciu
nacechowanym pewno�ci� siebie").
Nast�pnie, w latach 1950-1952, stara�em si� zawrze� wszystko, czego si�
nauczy�em przez te lata, w innej ksi��ce zatytu�owanej "The Power of Faith"
("Pot�ga wiary"). Gdy pokaza�em jej r�kopis wydawcy z Nowego Jorku,
przeczyta� go i prychn�� pogardliwie:
- Ta ksi��ka nie sprzeda si� nawet w nak�adzie dziesi�ciu tysi�cy
egzemplarzy. Moja rada jest nast�puj�ca: skr�� j� troch�, dodaj nieco
innego materia�u i nazwij j� "How to Live Twenty-Four Hours a Day" ("Jak
�y� dwadzie�cia cztery godziny na dob�").
Jego propozycja zbytnio mnie nie zainteresowa�a i, maj�c tego wszystkiego
po dziurki w nosie, na jaki� czas od�o�y�em r�kopis ksi��ki na p�k�, gdzie
le�a�a przez rok. Kiedy� Ruth, moja �ona, znalaz�a go, odkurzy�a i zanios�a
do Myrona L. Boardmana, wtedy wiceprezydenta wydawnictwa. Ksi��ka mu si�
spodoba�a i w kilka dni p�niej Ruth i ja siedzieli�my w jego biurze.
- Norman, proponuj� inny tytu�. Zauwa�y�em, �e w twoim r�kopisie ca�y
czas powtarza si� pewne zdanie.
Spojrza�em na niego pytaj�co.
- Nie jestem pewien, czy wiem, co masz na my�li, Myron.
- Nie wiesz - odpowiedzia�. - Nie s�dz�, �e jeste� tego �wiadomy, lecz
pod�wiadomie, bez przerwy powtarzasz je. My�l�, �e taki te� powinien by�
jej tytu�.
Ruth i ja spojrzeli�my po sobie pytaj�co. Potem zwr�ci�em si� do Myrona:
- Powiedz, jaki, twoim zdaniem, powinien by� jej tytu�?
Patrzy� na mnie przez d�ug� chwil�, a nast�pnie powiedzia�:
- "Moc pozytywnego my�lenia" ("The Power of Positive Thinking").
Wtedy pierwszy raz us�ysza�em ten tytu�. Tego samego dnia ponownie
przeczyta�em r�kopis i przekona�em si�, �e stwierdzenie to rzeczywi�cie
pojawia�o si� tam wiele razy.
Myron i Ruth zgodzili si�, �e nowy tytu� wyra�a to samo, co stary "The
Power of Faith" ("Pot�ga wiary"), kt�ry zdaniem Myrona interesowa�by
jedynie ograniczony kr�g czytelnik�w.
Przysta�em na dokonanie tej zmiany, ksi��ka ukaza�a si� drukiem i
dzisiaj, po trzydziestu o�miu latach, nadal si� j� sprzedaje, chocia�
ca�kowicie nowym odbiorcom. Sprzeda� tej ksi��ki na ca�ym �wiecie osi�gn�a
poziom dwudziestu milion�w egzemplarzy, co sprawia, jak mi m�wi�, �e jest
jedn� z najlepiej sprzedaj�cych si� ksi��ek wszystkich czas�w.
Pocz�tkowo martwi�em si� tym tytu�em. Czy czasem nie przeczyta�em gdzie�
tej frazy i nie zapad�a ona w moj� pod�wiadomo��? Bardzo skrupulatnie to
zbada�em, lecz po wielu miesi�cach bada� przekona�em si�, �e tytu� "The
Power of Positive Thinking" ("Moc pozytywnego my�lenia") nie by� nigdy
przedtem u�ywany.
Jako cz�owiek prostej wiary doszed�em do wniosku, �e Wszechmog�cy B�g,
najlepszy we wszech�wiecie ekspert w dziedzinie czasu w�a�ciwego na
wszystko, podsun�� mi pomys� tej ksi��ki, bym przekaza� jej przes�anie
czytelnikom na ca�ym �wiecie. Dlaczego spo�r�d wszystkich ludzi wybra�
akurat mnie? Czy nie m�g� wybra� sobie lepszego po�rednika? Oczywi�cie.
Zauwa�y�em jednak, �e do spe�nienia swojej woli B�g zwykle wybiera najmniej
prawdopodobnego kandydata. A mo�e On wybiera ludzi z przeci�tnymi
zdolno�ciami i grub� sk�r�, kt�rzy potrafi� znie�� krytyk� innych? Tej
bowiem, wierzcie mi, mia�em bardzo wiele.
Niekiedy odnosi�em wra�enie, �e ka�dy erudyta, o jakim s�ysza�em, i
wielu, o kt�rych nie mia�em poj�cia, atakowa�o j�. Ksi��k� wy�miewano jako
"zbyt prost�", "przedk�adaj�c� umys� ponad materi�", "instrument, dzi�ki
kt�remu mo�na si� wzbogaci�". Im bardziej moja ksi��ka stawa�a si�
popularna, tym bardziej j� krytykowano. Uznany naukowy komentator napisa�
bardzo surow� recenzj� w modnym magazynie literackim. Kto� inny nazwa� j�
"wypaczeniem religii chrze�cija�skiej". Za� bardzo znana posta� ze �wiata
polityki wyg�osi�a bystr� uwag�: "�w. Pawe� apeluje, Peale bulwersuje".
Naturalnie, chwia�em si� pod tymi ciosami. Okaza�o si� jednak, �e na
jednego wrogo nastawionego krytyka przypadaj� setki tysi�cy zwyczajnych
czytelnik�w, kt�rzy pisali mi, �e ksi��ka odmieni�a ich �ycie na lepsze. Co
najwa�niejsze, wielu powiedzia�o, �e ksi��ka pomog�a im odnale�� Boga.
Stopniowo fraza "pot�ga pozytywnego my�lenia" przenikn�a do j�zyka, a
nast�pnie do ca�ej kultury ameryka�skiej, i w ko�cu sta�a si� znana w
�wiecie. Ksi��k� przet�umaczono na czterdzie�ci osiem j�zyk�w.
W dalszym ci�gu otrzymuj� listy od czytelnik�w. Oto kilka przyk�ad�w
list�w, kt�rych autorzy wyrazili zgod� na ich opublikowanie:
"Drogi doktorze Peale. Bardzo mi Pan pom�g� w ci�gu kilku ostatnich lat.
Pragn� podzieli� si� niekt�rymi z tych cudownych rzeczy, jakie spotka�y
mnie i moj� rodzin�... S�dzi�em, �e sprawi to Panu rado��, gdy dowie si�
Pan, jak pomog�y mi zasady pozytywnego my�lenia.
Na lustrze w mojej �azience umie�ci�em kartk� z wymienionymi celami. U
do�u znajdowa� si� napis "Oczekuj na cud".
1.Jestem obecnie dyrektorem do spraw operacji regionu sz�stego.
2. M�j roczny doch�d wynosi dzisiaj sto tysi�cy dolar�w.
3. M�j dom nie ma obci��onej hipoteki.
Traktowa�em te cele tak, jakby ju� by�y zrealizowane i trzyma�em si� tej
wiary w dobrych i z�ych czasach, pomimo kilku ca�kiem powa�nych trudno�ci.
W czerwcu pierwszego roku zrealizowa�em cel numer 1. W pa�dzierniku
nast�pnego roku zosta�em wiceprezydentem mojej firmy. Moje wynagrodzenie
przekroczy�o kwot� wskazan� jako cel numer 2. Firma odkupi�a ode mnie m�j
dom, co spowodowa�o, �e jest on wolny od jakichkolwiek obci��e�. (Domy�lam
si�, �e powinienem by� by� nieco bardziej ostro�ny formu�uj�c cel numer 3;
mo�e nie musia�bym si� przeprowadza�. Jak m�wi stare przys�owie - lepiej
b�d� ostro�ny wyg�aszaj�c �yczenia, gdy� prawdopodobnie zostan� one
spe�nione.)
Teraz wiedzie mi si� nawet jeszcze lepiej. Nasza firma po��czy�a si� z
inn�. W wyniku tych zmian, w nowo powsta�ej firmie zosta�em mianowany
regionalnym wiceprezydentem na p�nocno-wschodni� cz�� Stan�w
Zjednoczonych i mam jeszcze wi�kszy doch�d.
Na pocz�tku tego roku razem z �on� zacz�li�my dawa� dziesi�cin� na
ko�ci� i prosz� zgadn��, co si� sta�o? Nie stracili�my tych pieni�dzy.
Mamy ich teraz nawet wi�cej ni� przedtem. Dawanie dziesi�ciny naprawd�
dzia�a.
Pisz� o tym wszystkim, poniewa� naprawd� pom�g� pan mnie i mojej rodzinie
poprzez swoje wyk�ady na ta�mie, przez The Positive Thinkers Club (Klub
ludzi pozytywnie my�l�cych), magazyn "Guideposts" i swoje ksi��ki. Jeszcze
dziesi�� lat temu mia�em pewne, bardzo z�e, nawyki, kt�re omal nie
spowodowa�y rozpadu mojego ma��e�stwa. Na szcz�cie dostrzeg�em �wiat�o.
Niech Panu B�g b�ogos�awi za tak wiele cudownych rzeczy, jakie Pan zrobi�
dla mnie, dla mojej rodziny i milion�w ludzi na ca�ym �wiecie. Szczerze
oddany - Jim McComas."
A oto list od innego m�czyzny, kt�rego tak niewiele dzieli�o od
osobistej tragedii.
Drogi doktorze Peale. Po wyj�ciu z wojska zapu�ci�em korzenie, o�eni�em
si� i poszed�em do pracy, aby osi�gn�� sukces, zarobi� mn�stwo forsy,
udowodni� moim te�ciom, jak� szcz�ciar� by�a ich c�rka wychodz�c za
m�czyzn� mojego formatu, pokaza� rodzicom, �e ich wyrzeczenia zwi�zane z
pos�aniem mnie do Georgetown University mia�y sens. Bardzo si� spieszy�em.
C�, sytuacja w mojej firmie nie by�a zbyt dobra. Ci�ko pracowa�em, lecz
nie wiedzia�em czemu, im bardziej si� stara�em, tym gorzej si� wszystko
uk�ada�o. Nie by�em przyzwyczajony do ponoszenia pora�ek. Nie wiedzia�em,
jak sobie z nimi poradzi�. W tym okresie zacz��em wiele czasu sp�dza� w
miastach po�o�onych na p�nocy stanu - Batavii, Veronie, Hamburgu i
Canandaigua. Wszystkie te miejsca ��czy�o to, �e znajdowa�y si� tam tory
wy�cigowe.
Sta�em si� cz�owiekiem uzale�nionym od hazardu. Nast�pna dekada to by�a
opadaj�ca w d� spirala, prawdziwy koszmar senny. W ci�gu tych dziesi�ciu
lat straci�em prac�, m�j rachunek bankowy, sprzeda�em nasze samochody, a
nawet nasz dom, by m�c finansowa� moje uzale�nienie.
W ko�cu pojecha�em nad brzeg rzeki Genesee. Siedzia�em nad wod� i
rozmy�la�em o przesz�o�ci - o wszystkich okazjach, jakie mia�em - i o
tera�niejszo�ci. By�em bez pracy, mia�em sto tysi�cy dolar�w d�ugu, nie
dysponowa�em �adnymi aktywami i ca�kiem straci�em wiar� w siebie. Odkry�em,
�e zadaj� sobie pytanie: "Czy �wiat beze mnie nie by�by lepszy? Czy dla
ka�dego, nawet dla mnie samego, nie by�oby lepiej, gdybym po prostu wszed�
do wody i nigdy z niej nie wyszed�?" Z jakiego� powodu tego nie zrobi�em.
Zamiast tego poszed�em na spotkanie anonimowych hazardzist�w. Organizacja
ta zosta�a za�o�ona przez by�ego alkoholika i by�a wzorowana na organizacji
anonimowych alkoholik�w. W tym czasie dopiero rozpoczyna�a dzia�alno�� na
p�nocy stanu Nowy Jork.
Anonimowi hazardzi�ci nauczyli mnie, jak zaprzesta� uprawiania hazardu, a
wi�c czego�, co od dawna bez powodzenia usi�owa�em zrobi�. R�wnie wa�ne
by�o to, �e uczono mnie wierzy�, i� chocia� robi�em z�e rzeczy, ja sam
by�em warto�ciow� osob�.
P�niej, pewnego dnia, odkry�em zupe�nie "przypadkowo" �wiat pozytywnego
my�lenia. W rezultacie lektury pana ksi��ek zacz��em w siebie wierzy� i, ku
w�asnemu zdumieniu, zacz��em zdawa� sobie spraw�, �e nie jestem ju� d�u�ej
zwi�zany z w�asn� przesz�o�ci�, �e mog� sta� si� tym, kim chc� by�.
Anonimowi hazardzi�ci nauczyli mnie, jak zerwa� z hazardem. Pan nauczy�
mnie, jak zacz�� �y�.
Dzisiaj jestem wiceprezydentem i skarbnikiem firmy ubezpieczeniowej. Mam
teraz wszystkie rzeczy materialne, za kt�rymi kiedy� goni�em, pi�kny dom,
pieni�dze w banku, mam te� rzecz jeszcze cenniejsz� od wymienionych -
szacunek dla samego siebie. Wiem, �e jestem warto�ciow� jednostk�, �e
zawsze mia�em w sobie du�o dobra (i Boga), chocia� nie wykorzystywa�em
w�wczas tego, jak powinienem. Szczerze oddany - Michael Feller.
Takie listy ucz� mnie pokory. Fakt, �e ja, kt�ry nigdy nie zdoby�em
�adnych laur�w w nauce, zosta�em wybrany, by zakomunikowa� to proste
przes�anie o sztuce pozytywnego �ycia, jest niewiarygodny.
R�wnie� pocz�tkowa krytyka mojej ksi��ki jest zrozumia�a. Wi�kszo��
nowych idei zosta�a pocz�tkowo odrzucona. Taka jest historia ca�ego
ludzkiego post�pu w nauce - w rzeczy samej nawet naturalna droga
dokonywania post�p�w w ka�dej dziedzinie dzia�alno�ci cz�owieka. Najpierw
pojawia si� opozycja, szyderstwo i podsycany krytycyzm, nast�pnie stopniowa
akceptacja, kt�ra staje si� powszechna, a w ko�cu uznanie. Poniewa� �y�em w
czasach wynalezienia telefonu, samochodu, radia i telewizji, wiem, w jaki
spos�b natura ludzka reaguje na rzeczy ca�kiem nowe.
Dziewi�tnastowieczni eksperci przepowiadali, �e poci�g pasa�erski
poruszaj�cy si� z pr�dko�ci� dwudziestu pi�ciu mil na godzin� spowoduje
utrat� orientacji jad�cych nim ludzi. Obawa, �e nowo odkryty telefon mo�e w
pewnych warunkach �miertelnie porazi� swego u�ytkownika, budzi�a swego
czasu powszechny l�k. Nie tak dawno temu wielu ludzi l�ka�o si� u�ywania
kuchenki mikrofalowej z powodu "niebezpiecznego promieniowania
elektrycznego".
Oczywi�cie, znaczenie roli my�lenia w naszym �yciu nie jest niczym nowym.
Jak powiedziano - "Cz�owiek jest taki, jakie s� jego najskrytsze my�li..."
* (Cytaty z Biblii pochodz� z nowego przek�adu Pisma �wi�tego wydanego
przez Brytyjskie Towarzystwo Biblijne w 1975 r. - przyp. t�um.) Wieki temu
Gautama Budda powiedzia�: "Umys� jest wszystkim. Stajemy si� takimi, jakimi
s� nasze my�li". Za� rzymski cesarz i filozof Marek Aureliusz napisa�:
"�ycie nasze jest takie, jakim uczyni�y je nasze my�li".
William James, profesor filozofii, psychologii i anatomii na
Uniwersytecie Harvarda, dzia�aj�cy na prze�omie dziewi�tnastego i
dwudziestego wieku, powiedzia�: "Najwi�kszym odkryciem mojego pokolenia
jest, �e istota ludzka mo�e odmieni� swoje �ycie poprzez zmian� orientacji
swojego umys�u".
Naprawd� zdumiewa mnie, jak bardzo wsp�czesna nauka potwierdza pogl�d o
wielkim walorze pozytywnego my�lenia.
Dr Christopher Peterson z University of Michigan potwierdza, �e uparci
pesymi�ci dwukrotnie cz�ciej choruj� na mniej powa�ne dolegliwo�ci (np.
gryp� czy zapalenie gard�a) ni� niepoprawni optymi�ci.
Dr Martin Seligman, psycholog z University of Pensylvania, powiada, �e
optymizm przynosi r�norodne korzy�ci, takie jak dobre zdrowie,
d�ugowieczno��, sukces zawodowy i wy�sze wyniki w testach na osi�gni�cia.
Pesymizm, jego zdaniem, nie tylko powoduje przeciwne efekty, lecz r�wnie�
odgrywa wa�n� rol� w powstaniu takich zaburze� psychicznych, jak skrajna
nie�mia�o�� i depresja. "Nasze oczekiwania wp�ywaj� nie tylko na to, jak
postrzegamy rzeczywisto��, lecz r�wnie� oddzia�uj� na sam� rzeczywisto��",
m�wi dr Edward Jones, psycholog z Princeton University.
Ze wsp�czesnych odkry� na temat pozytywnego my�lenia, dokonywanych
ka�dego dnia, wy�oni�a si� nowa nauka znana pod �ami�c� j�zyk nazw�
"psychoneuroimmunologia". Zajmuje si� ona badaniem wp�ywu, jaki my�li,
emocje i wierzenia wywieraj� na nasz� podatno�� na choroby. Wydaje si�, �e
naukowcy maj� taki sam problem jak ja z wym�wieniem s�owa
"psychoneuroimmunologia", wi�c, dzi�ki Bogu, nazywaj� j� w skr�cie PNI.
Tak si� szcz�liwie sk�ada, �e nowa nauka potwierdza r�wnie� ogromn�
warto�� poczucia humoru. Oczywi�cie, zawsze w ko�cu powracamy do Biblii,
gdzie w Ksi�dze Przys��w czytamy: "Radosne serce czyni tak dobrze, jak
lekarstwo". Je�li chodzi o znaczenie radosnego usposobienia, dr William
Fry, psychiatra z Stanford University, pisze, �e �miech stymuluje
wydzielanie hormon�w czujno�ci, kt�re uwalniaj� endorfiny do m�zgu. To za�
nie tylko przyczynia si� do uczucia zrelaksowania i dobrego samopoczucia,
lecz nawet t�umi odczuwanie b�lu. Wyobra�cie to sobie!
A kt� by nie chcia� by� pacjentem szpitala �w. J�zefa w Houston, w
Teksasie, gdzie piel�gniarki wprowadzi�y zwyczaj codziennego opowiadania
ka�demu pacjentowi �miesznych historyjek.
Jestem doprawdy zdumiony, a jednocze�nie pe�en pokory, widz�c, �e
praktyczna metoda zdobycia lepszego, szcz�liwszego �ycia, kt�rej nauczam i
o kt�rej pisz� od czterdziestu lat, jest obecnie uznan�, naukow� teori�
wspieran� przez najwybitniejsze umys�y naszych czas�w.
Sytuacja taka sprawia, �e dziewi��dziesi�t dwa lata, kt�re prze�y�em w
tym cudownym kraju, maj� dla mnie tym wi�ksz� warto��.
* Prze�omowe zdarzenie mo�e mie� miejsce ka�dego dnia. B�d� na nie
przygotowany.
* Od pozytywnego my�lenia wa�niejsza jest pozytywna wiara.
* Pami�taj, �e my�l mo�e ci� zniszczy�, lecz mo�e ci� r�wnie� obdarzy�
wspania�� przysz�o�ci�.
Rozdzia� 2
Wierzy� znaczy zwyci�a�
Gdy zaczniesz w siebie wierzy�, b�dzie to znaczy�o, �e znalaz�e� si� na
drodze prowadz�cej tam, dok�d pragniesz dotrze�. G��boka wiara nie jest
rzecz� �atw�, odgrywa jednak wa�n� rol� w �yciu.
Wiara przychodzi nam �atwo, gdy stykamy si� z rzeczami powszechnie
znanymi. Naciskamy przycisk i wierzymy, �e zapali si� �wiat�o. Dokonujemy
rezerwacji w hotelu i wierzymy, �e pok�j b�dzie na nas czeka�. Listownie
zamawiamy jaki� produkt i wierzymy, �e go nam dostarcz�.
Wydaje si�, �e prawdziwy problem mamy w�wczas, gdy musimy okazywa� wiar�
w sprawach, kt�re maj� dla nas du�e znaczenie. S�ownik obja�nia, �e s�owo
wiara oznacza "ufno��, pewno��, poleganie na kim�".
Tak, wiara naprawd� czyni ogromn� r�nic�. Filozof F. W. Robertson
napisa�: "Wierzy�, to znaczy by� cz�owiekiem szcz�liwym, w�tpi� za�, to
by� zdruzgotanym. Wierzy�, to znaczy by� silnym, w�tpliwo�ci bowiem
poch�aniaj� nasz� energi�. Wiara jest wielk� pot�g�. Cz�owiek mo�e by�
szcz�liwy i robi� co�, co przedstawia jak�� warto��, tylko o tyle, o ile
silna jest jego wiara".
Jedna z najwspanialszych obietnic Jezusa brzmi: "Wszystko mo�liwe jest
dla tego, kto wierzy" (Ew. Marka 9,23).
Ca�kiem niedawno, lec�c samolotem, siedzia�em obok m�odego aktora, kt�ry
zmaga� si� z w�tpliwo�ciami, czy rozpocz�� karier� zawodow� w Nowym Jorku.
By� bardzo podniecony tym, �e on i jego �ona maj� swoje pierwsze dziecko -
ma�� sze�ciotygodniow� dziewczynk�, jak mi powiedzia�. "Wiesz,
zdecydowali�my si� wr�ci� do Minnesoty, sk�d oboje pochodzimy. Wiem, �e
nigdy nie zostan� tam wielkim aktorem, lecz jako� sobie poradz�. Jaka� rola
tu, jaka� tam..."
Jego g�os s�ab�, lecz ja dobrze wiedzia�em, co ma na my�li. Tutaj w gr�
wchodzi�y warto�ci, kt�re wpojono mu w dzieci�stwie. By�y one tak wa�ne, �e
by� got�w zrezygnowa� z obiecuj�cej kariery, aby ich dziecko mog�o si�
wychowywa� w ich atmosferze.
Powiesz, �e jeste�my jak ma�e �d�b�a trawy unoszone przez wiatr. By�
mo�e. Lecz s� te� inne �d�b�a. W naszym kraju obserwujemy szybki wzrost
wiary i zjawisko to ma bardzo szerok� skal�. W jednym z czo�owych magazyn�w
napisano: "Od najmniejszej wioski po najwi�ksze miasto, w telewizji i w
�yciu prywatnym wiara staje si� coraz pot�niejsz�, poruszaj�c� wszystko
si��". Dlaczego? Poniewa� ludzie ponownie wracaj� do stabilno�ci, kt�r�
zapewni� mog� jedynie niezmienne warto�ci. Oni ich potrzebuj�. Warto�ci
potrzebuj� tak�e ich dzieci.
We wsp�czesnych teoriach edukacyjnych filozofia przyzwalania na wszystko
znajduje si� w odwrocie. Powoli wracaj� dawne standardy. Marva Collins z
Chicago jest jednym z takich niezwyk�ych nauczycieli. Przygarn�a ona
garstk� biednych dzieci ze slams�w i zrobi�a z nich szkolnych prymus�w,
odwo�uj�c si� do ich dumy i uparcie powtarzaj�c im, �e mog� wykona� ka�de
zadanie, jakie zostanie przed nimi postawione. Stale m�wi�a swoim uczniom:
"Nie pozwol�, aby�cie odnie�li pora�k�".
Dzisiaj w ca�ym kraju nauczyciele podnosz� wymagania, ucz� swoich
student�w odpowiedzialno�ci, wymagaj� ci�kiej pracy i udaje im si� to
uzyska�.
Wiara dostarcza mocy do prowadzenia pozytywnego �ycia. To ona sprawia, �e
osi�gamy wyznaczone cele. To ona przemienia niepowodzenie w sukces. Ludzie,
kt�rzy wierz�, maj� osi�gni�cia.
Niech b�dzie dla nas przyk�adem historia Rona Guidry, z dru�yny New York
Yankees. Ron by� jednym z najlepszych miotaczy w pierwszej lidze
baseballowej. Musia� jednak zacz�� w siebie wierzy�, by osi�gn�� tak wielki
sportowy sukces.
Guidry przeszed� na emerytur� w lipcu 1989 jako jeden z najwi�kszych
graczy wszechczas�w, lecz we wczesnej fazie swojej kariery mia� okres
g��bokiego zniech�cenia. Jego pewno�� siebie zosta�a poddana tak wielkiej
pr�bie, �e za�ama� si� i postanowi� zrezygnowa� z kariery sportowej.
W 1976 roku Guidry zosta� odes�any do drugiej ligi. Kiedy dowiedzia� si�
o tej decyzji, by� zdruzgotany. Powiedzia� swojej �onie, Bonnie: "Wracamy
do naszego domu w Luizjanie".
Guidry m�wi� powa�nie. Spakowali swoje rzeczy i wyruszyli na po�udnie.
Musisz jednak wiedzie�, �e wspaniale jest mie� dobr� �on�. Pani Guidry nie
zrz�dzi�a, ani nie narzeka�a na m�a. Przeciwnie, zach�ca�a go swoj�
pozytywn� postaw�. Gdy tak jechali na po�udnie, po prostu m�wi�a mu:
"Jeste� wspania�ym zawodniki