9213
Szczegóły |
Tytuł |
9213 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9213 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9213 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9213 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Andrzej Drzewi�ski
Symultana
�Staro�� to okropna rzecz�, mawia�a jego babka, kiedy zmog�a j� choroba i le�a�a przykuta do ��ka. Tak, mia�a racj�, pomy�la� Karpicz i bezmy�lnie spojrza� przez okno na park. Najgorsze, �e by�o mu to ca�kowicie oboj�tne. Siedzia� na fotelu otulony w koc i wodzi� wzrokiem po go�ych ga��ziach drzew za oknem. Latem, a jeszcze lepiej wiosn�, kiedy wsz�dzie by�o zielono, dom �Z�oty wiek� m�g� uchodzi� za przyjemne miejsce. Oczywi�cie, pod warunkiem, �e mia�o si� te siedem krzy�yk�w na karku. Stukanie do drzwi sprawi�o, �e niech�tnie obr�ci� g�ow�.
- Prosz�! - zawo�a� o ton wy�ej ni� zamierza�, niestety, ostatnio gorzej panowa� nad g�osem.
Nowicki zalicza� si� do najm�odszych pensjonariuszy, wiecznie ruchliwy, pe�en nowych pomys��w.
- Przyjdziesz? - spyta�, dopinaj�c koszul� na swoim wystaj�cym brzuchu. - Robimy szybki turniej, m�wi�em ci.
Mo�e i m�wi�. Karpicz mimo woli spojrza� na szachy roz�o�one przy ��ku.
- Nie - otuli� si� szczelniej kocem. - �le si� czuj�, mo�e nast�pnym razem.
Jego go�� �ypn�� z dezaprobat�.
- Wo�owina - mrukn�� pod nosem i wyszed�, swoim zwyczajem nie domykaj�c drzwi.
By� z�o�liwy, lecz mia� racj�. Od kiedy powsta� szum wok� choroby szalonych kr�w, zauwa�alnie zmieni�o si� menu obiadowe w ich domu. Pewnie kto� wzi�� sobie do serca informacj�, �e wo�owina stania�a, a choroba w pe�ni rozwija si� dopiero po kilkunastu latach od zara�enia, wi�c nikt z pensjonariuszy nie zd��y na ni� umrze�.
Przez uchylone drzwi do pokoju w�lizgn�� si� pies. Karpicz nie zdziwi� si�, zna� dobrze zwierzaka Boleskiego. Razem grywali w szachy. To znaczy Boleski gra�, a pies nosi� wetkni�te za obro�� karteczki z kolejnymi posuni�ciami.
- Id� w choler� - powiedzia�, lecz Reks tylko pomacha� ogonem. Jego futro L�ni�o dzisiaj jak nigdy. Wida� kto� go wreszcie wyk�pa�.
Nachyliwszy g�ow�, pies zbli�y� si� do fotela, aby m�czyzna m�g� go podrapa� za uchem. Nie potrafi� odm�wi�, tak samo jak nie potrafi� odm�wi� Boleskiemu, praktycznie uwi�zionemu w czterech �cianach swego pokoju. Wylew, jaki przeszed� rok temu, skaza� go na w�zek i pomoc innych. Jego pok�j by� dwa pi�tra ni�ej, lecz dzi�ki Reksowi mogli si� kontaktowa� na odleg�o��. Szkoda tylko, Karpicz westchn��, �e Boleski okaza� si� tak s�abym graczem.
Wykona� zapisany przez koleg� ruch, przesun�� swego pionka, a potem wcisn�� karteczk� za obro��. Pies bezszelestnie znikn�� za drzwiami. Odk�adaj�c d�ugopis, m�czyzna potr�ci� gazet� le��c� na kraw�dzi l�ka. Ze z�o�liwo�ci�, typow� dla przedmiot�w martwych, spad�a, ods�aniaj�c znany mu artyku�. �Nagonka czy naga prawda�, odczyta� kolejny raz nag��wek, zanim nie wkopn�� kartek pod ��ko. Trz�s�cymi si� d�o�mi �ci�gn�� po�y szlafroka i, pr�buj�c si� uspokoi�, zatopi� wzrok w prostok�cie okna. Jednak, kiedy po chwili co� lodowacie zimnego dotkn�o jego d�oni, nie potrafi� powstrzyma� okrzyku trwogi. Pies spojrza� z niewinn� min�, jakby wiedz�c, �e uniesiona do ciosu d�o� i tak zaraz opadnie. O w�a�nie... i podrapie go za uchem.
Kiedy bicie serca wr�ci�o do jako takiej normy, Karpicz wykona� posuni�cie Boleskiego, bez namys�u odpowiedzia� w�asnym, a potem znowu zapad� w odr�twienie typowe dla ostatnich tygodni. Regularne, w odst�pach kilku minut, wizyty psa nawet mu specjalnie nie przeszkadza�y. Pozwala� my�lom kr��y� gdzie� wok� starych, banalnych zdarze�, potem na chwilk� bezbole�nie przesun�� si� z refleksjami w stron� c�rki i jej dw�jki dzieci. Co� w nim musia�o si� wypali�. Uczucia by�y, ale md�e jak woda w butli, z kt�rej dawno uciek� gaz. Psi chwost znowu znikn�� za drzwiami. Karpicz opu�ci� wzrok i t�po spojrza� na wystaj�cy spod ��ka r�g gazety. Tak, przed pewnymi problemami trudno jest uciec...
Wro�ski w czasie wojny pracowa� w granatowej policji. Dzi�ki temu nieraz z wyprzedzeniem wiedzia� o �apankach, przeszukiwaniach czy innych sprawach, kt�re cz�sto decydowa�y o �yciu b�d� �mierci. Wielu go za to nienawidzi�o, a jedynie trzy osoby wiedzia�y, �e tak naprawd� jest wtyczk� podziemia. K�opoty Wro�skiego wzi�y si� st�d, �e dwie z nich zgin�y w Powstaniu, a trzecia nie chcia�a si� w nic miesza�. Pech Wro�skiego, �e nawet o niej nie wiedzia�.
Dotkni�cie psiego nosa sprawi�o, �e wr�ci� do rzeczywisto�ci. Odczyta� zapisek, przesun�� skoczka i, po raz pierwszy od rozpocz�cia partii, przyjrza� si� uwa�niej szachownicy. Ale� tak! Oczywi�cie, �e zna� te posuni�cia. Atak z czterech pion�w w obronie kr�lewsko-indyjskiej - tak typowy dla agresywnego stylu walki Fishera. Odruchowo powtarza� ka�de posuni�cie partii. Spojrza� na psa, kt�ry - s�dz�c z miny - czeka� na kolejn� wiadomo��.
- Sk�d tw�j stary to wzi��, hmmm...?
Reks tylko zastrzyg� uchem i z nadziej� spojrza� na d�ugopis. Karpicz zna� rozgrywk� na pami��, wi�c nie kaza� mu d�u�ej czeka�. Roze�mia� si� po raz pierwszy od d�u�szego czasu. Sk�d u licha Boleski wytrzasn�� ten zapis? Przecie� by� ca�kowitym amatorem. No tak, kto� musia� po�yczy� mu jak�� ksi��k�, mo�e da�. Zdaje si�, �e mia� ostatnio urodziny. Cholera, zakl��, to by�y osiemdziesi�te urodziny, chcia� go odwiedzi�, ale zapomnia�. Szczerze m�wi�c, ostatnio zapomina� o wielu rzeczach. Nachyli� si� i si�gn�� po kolejn� karteczk� przyniesion� przez czworono�nego pos�a�ca. �adnych w�tpliwo�ci! To by�a s�ynna partia ze Spasskim z walki o mistrzostwo �wiata, kt�r� swego czasu poddawano tylu analizom. Wniosek by� jeden: �smy ruch przed ko�cem partii przes�dza� spraw�. Po nim ju� �adna si�a nie by�a w stanie uchroni� czarne figury przed pora�k�. Karpicz przesun�� swego czarnego go�ca. Do ko�ca partii mia� jeszcze sporo ruch�w. W�a�nie zacz�o si� lawirowanie.
Co� mu zaszele�ci�o pod stop�, opu�ci� wzrok i spochmurnia�. Wiele razy zastanawia� si�, czy dobrze wtedy uczyni�. Wtedy - przed z g�r� czterdziestu laty - kiedy nie zg�osi� si� sam do prokuratury. Ba� si�, �e i jego w co� zapl�cz�. Przekl�ta wojna, wycisn�a go jak cytryn� z odwagi, z wiary w cz�owieka, z dobroci... tak, z niej chyba tak�e. Jak mu powiedzia�a c�rka? �Tato, ty zara�asz wszystkich swoj� chorob� duszy�.
- W�adek dosta� pi�� lat, ale nawet po�owy nie odsiedzia� nieoczekiwanie odezwa� si� na g�os.
Obj�� g�ow� r�koma i bolesnym wzrokiem obserwowa� wchodz�cego psa. Na poduszkach swoich �ap szed� nad wyraz cicho, jakby unosi� si� nad pod�og�. Karpicz na moment przymkn�� powieki. K�opot wzi�� si� st�d, �e wnuk W�adka zaanga�owa� si� w polityk�. Dobry, uczciwy cz�owiek, kt�rego g��wny b��d polega� na tym, �e zgodzi� si� kandydowa� na wa�ne stanowisko. To wystarczy�o, przeciwnicy zacz�li grzeba� w �yciorysie jego i ca�ej rodziny. No i dogrzebali si�, dziadek granatowy policjant, zdrajca, to by�a gratka nie lada.
Pies musia� kilka razy szturcha� go nosem, zanim przesun�� figur� na szachownicy. To bez sensu, pomy�la�, ju� dawno jest za p�no, aby to wszystko odkr�ca�. Aby stan�� twarz� w twarz z jego �on�, jego synem i wnukiem, i powiedzie�: �Wiedzia�em, �e by� niewinny, lecz nic nie zrobi�em�. Podejrzewa�, �e dla nich od tej ca�ej polityki wa�niejsze by�o oczyszczenie Wro�skiego. Moralne zado��uczynienie, potwierdzenie tego, co przypuszczali, lecz nie potrafili udowodni�. Zacisn�� pi�ci i tylko widok wchodz�cego psa powstrzyma� go od rozrzucenia figur po ca�ym pokoju.
- Przecie� ju� dawno jest za p�no - wychrypia� - prawda Reks?
Pies jak to pies, wykrzywi� zabawnie pysk, a potem, wachluj�c ogonem, znikn�� za drzwiami. Karpicz wbi� wzrok w szachownic�, jakby spodziewa� si� ujrze� na niej rozwi�zanie swego dylematu. �smy ruch, a mo�e si� myli, a mo�e wszyscy analizuj�cy parti� pope�niali jaki� b��d? Mo�e jednak i potem mo�na unikn�� pora�ki? Kud�aty pomocnik wraca� i odchodzi�. Hetman, potem pionek, jeszcze wie�a, ruch za ruchem i w ko�cu ten ostatni, zwrotny moment. Reks szczekn��, wi�c Karpicz d�u�ej nie zwleka�. Przesun�� pionek i ju� nie mia� drogi odwrotu. Jak w �yciu, za�mia� si� p�aczliwie, jak w �yciu.
Niespodziewany promie� �wiat�a bole�nie uderzy� go w oczy i dopiero po chwili stary cz�owiek ustali� jego pochodzenie. S�o�ce. Po raz pierwszy tego dnia przebi�o si� przez chmury i o�wietli�o fasad� domu. Jego w�ska smuga pad�a na szachownic�, nadaj�c figurom ostrych kontur�w. Karpicz wsun�� d�o� pod �wiat�o, przyjrza� si� plamom, pomarszczonej sk�rze i zawi�ej pl�taninie nabrzmia�ych �y�. S�oneczny blask zgas� i do pokoju wsun�� si� pies. W jego spojrzeniu by�o co� przykuwaj�cego uwag�. M�czyzna odwr�ci� si� gwa�townie ku bia�o-czarnej powierzchni. Tylu ludzi o wiele lepiej graj�cych w szachy od niego, tyle t�gich umys��w g�owi�o si� nad t� rozgrywk�. A mo�e jest jednak szansa?
Wysun�� d�o� i lekko trz�s�cymi si� palcami przesun�� jedn� z figur: Nic nowego, ten sam si�dmy ruch od ko�ca z zapisu partii. Jednak teraz znajdowa� w sobie ca�kowit� pewno��, �e tak nale�y uczyni�. K�tem oka zarejestrowa�, �e pies opuszcza pok�j, lecz skupiony na szachownicy nawet nie drgn��. W ko�cu dobrze wiedzia�, jakim posuni�ciem odpowiedz� bia�e. Jego umys�, cia�o i dusz� przenika�o co� niepoj�tego. Jaka� niewa�ka,. eteryczna substancja wype�ni�a go ca�ego, sprawiaj�c, �e zas�ona spad�a z umys�u, a my�li wyostrzy�y si� do granic szale�stwa. My�li i wola nale�a�y do niego, ale ta moc, ta przejrzysto��... Wtedy dojrza�, poj�� i ju� wiedzia�, jak mo�na zremisowa� t� parti�. Wygra� - nie, to niemo�liwe, kiedy zasz�o si� tak daleko, ale wbrew utartym pogl�dom nie musi dozna� pora�ki. Wystarczy�o po�wi�cenie tak nieoczekiwane, �e nikomu wcze�niej nie przysz�o do g�owy.
Spojrza� na psa, mrugn�� i zdecydowanym ruchem przestawi� hetmana pod bicie bia�ym pionkiem, co uaktywni�o par� go�c�w, a zarazem.:. w jaki� zagadkowy spos�b widzia� te wszystkie ruchy przed sob� i widzia�.sytuacj� patow�, do kt�rej prowadz�. Wiedzia�, �e teraz ju� nie przegra. Pies szczekn�� kr�tko i kiedy Karpicz wsun�� mu karteczk�, znikn�� bez �ladu jak duch.
M�czyzna odwin�� koc z n�g, wsta� i przeszed� do okna. Chwil� sta� z twarz� przy szybie, a potem zerkn�� za siebie. Mimo szumu w uszach poczu� si� szcz�liwy. Wspar� d�onie o parapet i przygl�daj�c si� sk��bionym chmurom, co� cicho zanuci�. Dopiero po jakim� czasie zorientowa� si�, �e to jedna z piosenek, kt�re �piewali nad Wis��. W�adek mia� doskona�y s�uch, a i g�os niczego sobie, wi�c dziewczyny lgn�y do nich jak do miodu. Bo�e, jak to dawno by�o...
Zauwa�y�, �e pies d�ugo nie wraca. Przez ca�� parti� pojawia� si� z powrotem w kilka minut i a� dziw, �e Boleski potrafi� tak szybko notowa�. Karpicz podszed� do ��ka, ko�o kt�rego wci�� na pod�odze le�a�a gazeta. Nachyli� si�, uj�� kartki i po�o�y� na fotelu. Psa dalej nie by�o. Czy�by Boleski ju� spostrzeg�, �e przegra�? U�miechn�� si�. Zna� dobrze umiej�tno�ci swego kolegi od szach�w. Pewnie zaskoczony pierwszym odmiennym ruchem nie wie, co teraz uczyni�. Chce czy nie, musi zej�� do niego. Raz jeszcze zerkn�� na szachownic�. Naturalnie, �e czu� rado�� z rozwi�zania zagadki, ale... Chwil� pr�bowa� nazwa� stan swego ducha. Co� nowego, co�... pojawi�o si� w jego duszy. Wiedzia�, �e pragn�� tego przez ca�e �ycie, lecz nigdy nie odwa�y� si� ruszy� w tamt� stron�. Ba� si� tego, co nale�a�oby zap�aci�, ofiarowa� czy nawet po�wi�ci�.
Wsta� i wyszed� z pokoju. Schodami w d�, a potem korytarzem do aparatu telefonicznego wisz�cego na �cianie. Notes mia� ze sob�.
- Tak, Maria Wro�ska - powt�rzy� kobiecie z informacji. - Tak...
Zanotowa�, podzi�kowa� i od�o�y� s�uchawk�. Musia� oprze� si� o �cian�, gdy� inaczej by upad�.
- Ho, ho, wyszed�e� ze swojej jaskini - us�ysza� czyj� g�os za plecami.
Odwr�ci� si�, machinalnie wyjmuj�c kart�. Nowicki przypomina� doktora Dolittle, o kt�rym bajki czytywa� kiedy� wnuczkom.
- Ano, wyszed�em. Sko�czyli�cie sw�j turniej?
- Nie, dopiero si� rozkr�camy - w�a�ciciel korpulentnej sylwetki u�miechn�� si� chytrze. - Mo�e do��czysz?
- Mo�e, ale najpierw chc� zadzwoni� - obr�ci� kart� w palcach. - I jeszcze musz� na moment wpa�� do Boleskiego. Nowicki machn�� r�k�.
- Boleskiego mo�esz sobie darowa�. Wczoraj rodzina zabra�a go na tygodniow� przepustk�. Pami�tasz chyba, �e pies mu zdech� i chcieli ch�opa jako� rozrusza�.
Karta wypad�a z palc�w Karpicza i frun�a po posadzce. Zapomnia�, jak on m�g� zapomnie�?! Przecie� m�wi� mu to kto� przy obiedzie.
- To co, przyjdziesz? - Nowicki mrugn�� figlarnie. - Mo�e trafi ci si� jaki� ciekawy partner.
Wolno, bardzo wolno skin�� g�ow�.
- Przyjd�, tylko mam jeden wa�ny telefon.
Tamten obr�ci� brzuch ku sali telewizyjnej i ruszy� ku jej drzwiom. Karpicz odprowadzi� go wzrokiem, wsun�� kart� i zacz�� wybiera� numer. Nie martwi� si�, jak zacz�� rozmow�. Nie dzisiaj.
??
??
??
??
1