9135
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 9135 |
Rozszerzenie: |
9135 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 9135 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 9135 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
9135 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Uuk Quality Books
JACK de CRAFT
PANI �MIER�
Spis tre�ci
PROLOG
ROZDZIA� PIERWSZY
ROZDZIA� DRUGI
ROZDZIA� TRZECI
ROZDZIA� CZWARTY
ROZDZIA� PI�TY
ROZDZIA� SZ�STY
ROZDZIA� SI�DMY
ROZDZIA� �SMY
ROZDZIA� DZIEWI�TY
ROZDZIA� DZIESI�TY
ROZDZIA� JEDENASTY
ROZDZIA� DWUNASTY
ROZDZIA� TRZYNASTY
ROZDZIA� CZTERNASTY
ROZDZIA� PI�TNASTY
ROZDZIA� SZESNASTY
ROZDZIA� SIEDEMNASTY
ROZDZIA� OSIEMNASTY
ROZDZIA� DZIEWI�TNASTY
ROZDZIA� DWUDZIESTY
ROZDZIA� DWUDZIESTY PIERWSZY
ROZDZIA� DWUDZIESTY DRUGI
ROZDZIA� DWUDZIESTY TRZECI
ROZDZIA� DWUDZIESTY CZWARTY
ROZDZIA� DWUDZIESTY PI�TY
ROZDZIA� DWUDZIESTY SZ�STY
ROZDZIA� DWUDZIESTY SI�DMY
ROZDZIA� DWUDZIESTY �SMY
ROZDZIA� DWUDZIESTY DZIEWI�TY
ROZDZIA� TRZYDZIESTY
ROZDZIA� TRZYDZIESTY PIERWSZY
ROZDZIA� TRZYDZIESTY DRUGI
ROZDZIA� TRZYDZIESTY TRZECI
EPILOG
PROLOG
Port w Luxurze go�ci� wiele statk�w, cz�sto z najbardziej oddalonych kraj�w �wiata. Ale ten statek, kt�ry ze zrefowanymi �aglami sta� na redzie budzi� ciekawo�� gapi�w. W�ski, o niewysokich burtach, smuk�y dzi�b zako�czony g�ow� smoka wznosi� ponad wod�. Przy wios�ach siedzieli powa�ni, jasnow�osi i brodaci �o�nierze o bladych twarzach. Ka�dy z nich by� wysoki, o szerokich ramionach i wida� by�o na pierwszy rzut oka, �e to ludzie nawykli do topora czy oszczepu. Oni te� z ciekawo�ci�, cho� w milczeniu przygl�dali si� barwnemu t�umowi kr�c�cych si� po nabrze�u Stygijczyk�w. Wreszcie, gdy s�o�ce chyli�o ju� si� ku zachodowi, do burty statku podp�yn�a ��d�. Siedzia�o w niej dw�ch Stygijczyk�w, a mi�dzy nimi zgarbiony m�czyzna w czarnym p�aszczu. Nie by�o wida� jego twarzy, gdy� pochyla� g��boko g�ow� przyciskaj�c brod� do piersi. �eglarze jednak musieli si� go spodziewa�, gdy� zaraz dw�ch z nich wychyli�o si�, uj�o przyby�ego pod ramiona i wci�gn�o na pok�ad. Dow�dca �eglarzy, rudobrody olbrzym przycisn�� go do piersi i uca�owa�. Zobaczy� wyn�dznia�� twarz przybysza, przepask� na prawym oku, zmia�d�ony, a niestarannie z�o�ony nos i nagie, pozbawione z�b�w dzi�s�a.
� Zap�acicie za to � rzek� z nienawi�ci� patrz�c na Stygijczyk�w.
Jeden z nich roze�mia� si� pogardliwie.
� Bacz pilnie co m�wisz � powiedzia� � i pami�taj, �e nie opu�ci�e� jeszcze Stygii.
�eglarz splun�� przez z�by i zakl��, ale nie odezwa� si� wi�cej.
� A ty � Stygijczyk spojrza� na jednookiego � pami�taj o naszej �asce. Wiedz jednak, �e nic nie uratuje ci� przed �mierci�, je�eli spr�bujesz powr�ci�.
� Do�� tego � rozkaza� dow�dca �eglarzy � wyno�cie si� i niech was piek�o poch�onie.
ROZDZIA� PIERWSZY
Ymirsferd by� dumny zar�wno ze swego imienia, kt�re w j�zyku Vanir�w oznacza�o �miecz Ymira�, jak i si�y. Niczym by�o bowiem dla niego przer�banie na p� toporem rycerza w pe�nej zbroi czy zabicie tura uderzeniem pi�ci. Od kiedy jednak niechc�cy, w czasie zabawy zabi� swego najlepszego przyjaciela, stara� si� ostro�nie szafowa� si��. W�a�nie z powodu tego nieszcz�snego wypadku opu�ci� dw�r w stolicy Vanaheimu i na polecenie kr�la uda� si�, aby odszuka� pewnego cz�owieka. Pierwszy raz znalaz� si� tak daleko od kraju, przemierzy� Cimmeri�, znalaz� si� w Tauranie, a� wreszcie dobi� do celu czyli do Pogranicza Bosso�skiego. Odnalaz� ma�y kamienny zameczek i sta� teraz przed tym, kt�rego poszukiwa�. Musia� przyzna�, �e nigdy jeszcze nie widzia� cz�owieka takiej postury jak jego gospodarz. By� to bowiem m�czyzna jeszcze wy�szy od Ymirsferda i szerszy w barach, a ka�dy jego ruch znamionowa� nie tylko si��, ale i niebywa�� zr�czno��. Ymirsferd musia� z niech�ci� przyzna� przed samym sob�, �e nie chcia�by spotka� si� z tym olbrzymem na ubitej ziemi. Chocia� nie by� to ju� cz�owiek m�ody. Czarne w�osy mia� przypr�szone szronem siwizny, a wok� lodowato niebieskich oczu rysowa�y si� szerokie zmarszczki nadaj�c twarzy wyraz zm�czenia.
� A wi�c spotka�em ci� wreszcie Conanie Cimmeryjczyku � rzek� Ymirsferd z u�miechem na ustach � a nie by�o to, wierz mi, �atwe.
� Wiedzia�em, �e kiedy� tak si� stanie � odpar� Conan nalewaj�c go�ciowi wina do kubka � ale nie s�d�, �e w czymkolwiek ci pomog�.
Ymirsferd upi� �yk wina.
� Ty to m�wisz, Conanie? � spyta� � ty, kt�ry by�e� kr�lem Aquilloni, ty kt�ry zwyci�y�e� mag�w i kap�an�w, kt�ry powiod�e� pirat�w Kr�lowej Czarnego Wybrze�a na Stygi�, kt�ry uratowa�e� khaura�sk� Kr�low� Taramis...
� Znam moje dzieje lepiej ni� ty � warkn�� Conan � ale powiem ci, �e do�� ju� mia�em walk, bitew, tu�aczki. Kupi�em ten zamek i okoliczne w�o�ci. Mam �on�, dzieci, prowadz� leniwe, spokojne �ycie. Nie interesuj� mnie wie�ci ze �wiata, niech si� tam wali i pali, niech ludzie morduj� si� o w�adz� i z�oto. Ja pragn� ju� tylko odpoczynku nim Crom wezwie mnie do Valhalli.
� Nie uwierzy�bym, gdybym s�ysza� to z innych ust � pokr�ci� g�ow� Ymirsferd.
Zn�w upi� �yk wina z kubka.
� M�j w�adca zezwoli�, abym powiedzia� ci, �e otrzymasz wszystko czego pragniesz, pr�cz korony Vanaheimu. To szczodra oferta, przyznasz chyba.
Conan skin�� g�ow�.
� Nie byle jakie szykuje zadanie tw�j kr�l � rzek� zadumany � podejrzewam, i� to wyprawa, z kt�rej raczej si� nie wraca.
Ymirsferd roze�mia� si�.
� Nic nie wiem o tym, co mia�by� zrobi� � powiedzia� � ja tylko przyby�em, aby zabra� ci� do Vanaheimu. Tam dowiesz si� wszystkiego z ust kr�la.
� Nie pojad� z tob� cho�by� ofiarowa� mi wszystkie kr�lestwa i skarby �wiata.
Drzwi komnaty otworzy�y si� i do �rodka wesz�a m�oda, jasnow�osa kobieta o bladej, delikatnej twarzy i ogromnych zielonych oczach. Ymirsferd zachwycony powsta� na jej widok.
� To m�j �wiat � rzek� Conan obejmuj�c �on� � moje z�oto i kr�lestwo. I na Croma kln� si�, �e nie chc� nic poza tym.
� Zapro� naszego go�cia na obiad � powiedzia�a z leciutkim u�miechem � kaza�am kucharzowi specjalnie si� postara�.
Ymirsferd pochyli� g�ow�.
� Dzi�ki, o pani � odpar� � chyba rozumiem ju� � rzek� zwracaj�c si� do Conana � czemu nie chcesz opu�ci� domu.
Westchn�� i spojrza� na wychodz�c� kobiet�.
� Wygra�e� Conanie � mrukn�� � nie b�d� ci� ju� wi�cej namawia�.
Cimmeryjczyk poklepa� go po ramieniu i poci�gn�� za sob�.
� Chod�my na ten obiad � rzek� � czas ju�.
Ymirsferd id�c u jego boku zda� sobie spraw�, �e po raz pierwszy czuje si� ma�y i w�t�y.
ROZDZIA� DRUGI
Dru�yna Ymirsferda wesz�a ju� na po�udniowe obszary Cimmerii. Do tej chwili szcz�liwie nie byli przez nikogo niepokojeni i mieli nadziej�, �e spokojnie i bezpiecznie dojd� z powrotem do Vanaheimu. Obozowali w�a�nie na polanie, pod lasem. Mia�o si� ju� ku zmierzchowi, gdy Ymirsferd dojrza� na horyzoncie, wy�aniaj�c� si� z mroku i mg�y galopuj�c� na koniu posta�. Kiedy je�dziec by� ju� ca�kiem blisko, dostrzegli wreszcie jego twarz. Ale Ymirsferd wcze�niej pozna�, i� to musi by� Conan. Pr�no bowiem by�oby szuka� cz�owieka podobnego postaw� do Cimmeryjczyka. Teraz Conan zeskoczy� z chrapi�cego i okrytego pian� wierzchowca.
� Co si� sta�o? � spyta� Ymirsferd bacznie przygl�daj�c si� przybyszowi.
� Daj co� je�� i pi� � rozkaza� szorstko Conan i zwali� si� na ziemi� obok ogniska.
Vanir z podziwem przyjrza� si� temu olbrzymowi, teraz odzianemu w sk�rzan� zbroj� i p�pancerz na piersiach. U pasa Cimmeryjczyk mia� d�ugi, prawie pi�ciostopowy miecz o szerokiej klindze i zdobionej drogimi kamieniami r�koje�ci. Nawet le��c, zm�czony d�ug� podr�, Conan roztacza� wok� siebie atmosfer� niezwyk�ej si�y. �apczywie si�gn�� po podany mu sarni udziec. Ko�ci zatrzeszcza�y gdy wgryz� si� w porcj�. Vanirowie w milczeniu patrzyli jak si� posila i jak ci�gnie d�ugie �yki wina ze wci�� na nowo nape�nianego dzbana. Wreszcie odetchn�� ci�ko, obliza� palce z t�uszczu i wskaza� Ymirsferdowi, aby usiad� obok niego.
� M�w Conanie � poprosi� Vanir.
� Gdy wyjecha�em na kilka dni � zacz�� Conan � jacy� zbrojni napadli na zamek. Wyr�n�li w pie� moich ludzi, porwali �on�. Zostawili tylko dzieci i par� kobiet.
Pot�ne d�onie Cimmeryjczyka zacisn�y si� w pi�ci, a oczy nabra�y tak szalonego wyrazu, �e Ymirsferd a� odwr�ci� wzrok.
� Patrz co zostawili � Conan si�gn�� w zanadrze i poda� Vanirowi z�o�ony w czworo pergamin.
Ymirsferd wzruszy� ramionami.
� Nie umiem czyta� � rzek� � co tam jest?
� �Trzymaj si� z dala od Vanaheimu. Wzi�li�my twoj� �on�, a je�eli nie pos�uchasz rady zabijemy twoich syn�w�.
Vanir potar� knykciami brod�. Nagle Conan chwyci� go za rami� i przyci�gn�� do siebie. Ymisferd tu� przed twarz� dojrza� lodowato-niebieskie oczy Cimmeryjczyka teraz szalone i pe�ne gniewu. Wstrz�sn�� nim mimowolny dreszcz.
� Czego chce ode mnie tw�j kr�l? Kto m�g� si� ba� tej misji tak bardzo, �e porwa� moj� �on� i wybi� ludzi? M�w, na Croma, cz�owieku!
Ymirsferd wyrwa� rami� z u�cisku.
� Nie wiem, Conanie � rzek� � mog� tylko domy�la� si� pewnych rzeczy.
� M�w wi�c i nie dr�cz mnie d�u�ej � w g�osie Cimmeryjczyka zad�wi�cza�a gro�ba.
� W zesz�ym roku Hrodwig powr�ci� z wygnania, zabi� panuj�cego wtedy Aarda i obwo�a� si� kr�lem Vanaheimu. S�u�y�em mu od lat, wiem wi�c, �e jego brat by� przez dwadzie�cia lat wi�ziony przez Stygijczyk�w. Teraz, gdy Hrodwig zosta� w�adc�, m�g� ju� wykupi� brata z niewoli. S�dz�, wi�c, �e chodzi o zemst�, �e m�j pan pragnie aby� kogo� zabi�, a kto wie mo�e poprowadzi� wypraw� na Stygi�.
� Stygia � szepn�� Conan � zawsze Stygia i Stygijczycy, wyznawcy Seta z Khemi, magowie i kap�ani, okrutni w�adcy. Tyle kl�sk ponie�li, a jednak wci�� k�saj�. O na Croma, jak�e nienawidz� Stygii!
� S�ysza�em i ja co nieco o tym kraju � mrukn�� Ymirsferd � i powiem ci, �e nigdy nie chcia�bym tam si� znale��.
� Ja te� � odpar� Conan � lecz trudno. Musz� pom�ci� swych ludzi i uwolni� �on�. Nikt jeszcze nie zadrwi� z Conana Cimmeryjczyka bezkarnie. Tym co to zrobili wyrw� serca z piersi i rzuc� psom na po�arcie!
� Je�eli szpiedzy Stygii wiedzieli, �e ci� odwiedzi�em wiedz� te� zapewne, �e przyjecha�e� tu. Nie obawiasz si� wi�c, �e skrzywdz� twoj� �on� czy syn�w?
� Dzie�mi zaopiekowa� si� cz�owiek, kt�ry mo�e drwi� z pot�gi Stygii. W�dz bosso�skich najemnik�w. A Ylw� � Ymirsferd pierwszy raz us�ysza� jak Conan wymawia imi� �ony � b�d� trzyma� do ko�ca, aby ca�y czas m�c mnie straszy�. Zap�ac� mi za to, kln� si� na Croma! Ale wpierw � Conan utkwi� wzrok w Vanirze � wys�ucham twojego kr�la. Mo�e dzi�ki temu dojd� co wypada mi czyni�.
Ymirsferd szeroko u�miechni�ty wyci�gn�� obie d�onie.
� Ciesz� si� Conanie. Wierz mi, �e nie po�a�ujesz tego.
� �a�uj�, �e w og�le ci� spotka�em � odpar� Cimmeryjczyk � przywlok�e� nieszcz�cie do mego domu. M�dl si� do bog�w, aby moja �ona �y�a.
Ymirsferd opu�ci� d�onie i u�miech zgas� na jego twarzy. Wiedzia� kogo si�gnie zemsta Cimmeryjczyka, je�li straci �on�. Lodowaty strumyczek potu sp�yn�� mu po plecach.
ROZDZIA� TRZECI
Hrodwig by� ju� bardzo stary. Jego twarz przypomina�a pieczone jab�ko, siwe w�osy sp�ywa�y na ramiona, ale g�os nadal mia� jeszcze w�adcz� moc. Conan sta� przed nim i obaj my�leli o tym jak to si� uk�adaj� koleje �ycia, �e Cimmeryjczyk, kt�ry zawsze walczy� z Vanirami teraz sta� si� ich sprzymierze�cem.
� Wsp�czuj� ci Conanie � rzek� Hrodwig � i wiedz, �e pomog� ci odzyska� �on�, gdy� wiem, �e to moi ludzie sprowadzili nieszcz�cie do twego domu. A teraz siadaj i wys�uchaj co ja i m�j brat b�dziemy mieli do powiedzenia.
Otwar�y si� drzwi komnaty. Dw�ch m�czyzn wnios�o fotel, na kt�rym siedzia�a jaka� przera�liwie chuda posta�. Conanowi wydawa�o si�, �e to ko�ciotrup obci�gni�ty ��tym, pomarszczonym pergaminem, tak w�t�e by�y d�onie �ciskaj�ce por�cze. Ko�ci policzk�w zdawa�y si� przebija� sk�r�. S�udzy postawili fotel obok tronu Hrodwiga i wyszli.
� Oto m�j brat, Conanie � rzek� w�adca � dwadzie�cia lat sp�dzi� w lochach Stygii.
Cimmeryjczyk nie musia� nawet pyta� czy go torturowano. Przepaska na oku, �lad po zmia�d�eniu nosa i bezz�bne dzi�s�a m�wi�y same za siebie.
� Tak, Conanie � zaszepta� brat Hrodwiga jakby odgaduj�c jego my�li � torturowano mnie i to tak strasznie jak tylko mog� to czyni� kap�ani Seta. �amano mi ko�ci, rozci�gano stawy, wyrwano z�by i paznokcie, wy�upiono oko. Rwano mi cia�o rozpalonymi kleszczami, polewano p�ynn� siark�, zdzierano sk�r� ze st�p, w ko�cu nawet wykastrowano mnie.
Cia�em Conana wstrz�sn�� dreszcz.
� Za co to wszystko? � spyta� zaciskaj�c usta.
� To d�uga historia � wtr�ci� Hrodwig � opowiem ci j�, bo znam wszystko tak samo dobrze jak Rynherd, a jemu trudno jest m�wi�.
Odetchn�� g��boko, upi� �yk wina i otar� powoli usta. Milcza� chwil� zbieraj�c my�li.
� Rynherd by� zawsze dziwny � zacz�� w ko�cu � my Vanirowie jeste�my narodem wojownik�w i �eglarzy. Ma�o interesujemy si� magi�, a je�li ju�, to t� najprostsz�, wr�bami, przepowiadaniem pogody, leczeniem. Rynherda tymczasem zawsze ciekawi�o to co tajemnicze i niepoznane. Gdy mia� siedemna�cie lat opu�ci� Vanaheim i pop�yn�� do Zingary. Tam uczy� si� magii od kordavijskich kap�an�w. Po trzynastu latach...
� Czternastu � poprawi� Hrodwiga cichy szept.
� Tak, czternastu. A wi�c po czternastu latach uda� si� do Stygii. Tam zosta� schwytany w lochach pod �wi�tyni� Seta w Khemi i uwi�ziony. Dopiero po dwudziestu latach, gdy zosta�em kr�lem, mog�em go uwolni�.
� Co robi�e� w �wi�tyni Seta? � spyta� Conan � czego tam szuka�e�?
� Kr�lowej �mierci � wyszepta� Rynherd. Cimmeryjczyk zmarszczy� brwi.
� A c� to takiego?
� Szczeroz�oty pos�g bezimiennej bogini �mierci. Kap�ani Seta m�wi� na ni� po prostu Kr�lowa �mier� � wyja�ni� za brata Hrodwig. Sami od lat bezskutecznie szukaj� tego pos�gu. Wiadomo, �e jest on w Khemijskich podziemiach, ale to przecie� wiele setek, a mo�e i tysi�cy korytarzy. Istny, nieprzebyty labirynt.
� Po co komu ten pos�g? Czy�by kap�ani Seta mieli ma�o z�ota? Zreszt� jak chcia�e� wydoby� go z podziemi nawet, gdyby� go znalaz�?
� Tu nie chodzi o pos�g � wzruszy� ramionami Hrodwig � rzecz jest o wiele powa�niejsza. Pono� Kr�lowa �mier� trzyma w d�oni Czarny Kamie� Seta. Jego to wszyscy pragn�.
� Na pewno, a nie pono� � poprawi� Rynherd � ja wiem, bo jestem jedynym �yj�cym, kt�ry widzia� Czarny Kamie�.
� Dlaczego wi�c go nie zabra�e�? � zapyta� zdziwiony Conan.
� Pogo� sz�a moim �ladem, spieszy�em si� i nieuwa�nie st�pn��em, gdzie nie powinienem. Opad�a �ciana i oddzieli�a mnie od pos�gu. Potem mnie ju� z�apali.
� I mimo tortur nie powiedzia�e� im o niczym � Cimmeryjczyk ze szczerym podziwem spojrza� na Rynherda.
� Nie powiedzia�em � powiedzia� Vanir � cho� ile ju� razy mia�em wyznanie na ko�cu j�zyka. Ile razy chcia�em je wykrzycze�, aby tylko przerwa� b�l. Ale zawsze powtarza�em sobie: wytrzymaj jeszcze chwil�, potem im powiesz. A� w ko�cu uznali, �e nic nie wiem i przestali torturowa�. Zamkn�li w lochu, najpierw w Khemi, potem w Luxurze i dali mi spok�j.
Conan pokr�ci� g�ow�.
� Jeste� niezwyk�ym cz�owiekiem � stwierdzi� � zadziwi�e� mnie, a wierz mi, �e to nie zdarzy�o si� ju� od wielu lat. Powiedz jednak, co jest w tym kamieniu, �e tylu chce go znale��?
� To w�adza � odpar� cicho Hrodwig � niczym nie ograniczona w�adza nad umys�ami innych ludzi. �wiat b�dzie nale�a� do tego, kto posi�dzie Czarny Kamie�...
� I kto potrafi wykorzysta� jego moc � doda� Rynherd � a nie jest to proste.
� Dlatego Conanie zawrzyjmy umow�. Ty odnajdziesz Kamie� i oddasz go nam, a my maj�c za sob� jego si�� bez trudu uwolnimy twoj� �on�. A to co m�wi� Ymirsferd o zap�acie jest oczywi�cie nadal prawdziwe � rzek� Hrodwig.
� Zrobi� wszystko by ocali� Ylw� � powiedzia� ponuro Conan � nie wydaje mi si� jednak, aby dzie�o Seta mog�o komukolwiek przynie�� cokolwiek dobrego. Ale to ju� wasza sprawa i wasze zmartwienie.
� To prawda � przytakn�� Hrodwig � a wi�c zawarli�my umow�, Cimmeryjczyku. Poka�� ci najlepszych moich ludzi, a ty wybierzesz najlepszych z najlepszych. Wszystko jest na tw�j rozkaz. Ludzie, skarbiec, czego tylko za��dasz.
� Na razie odrobiny snu � mrukn�� podnosz�c si� Conan.
ROZDZIA� CZWARTY
Siedzia� zapatrzony w buzuj�ce na palenisku drwa, ws�uchiwa� si� w trzask p�kaj�cych szczap, wodzi� wzrokiem za bij�cymi wysoko snopami iskier. Machinalnie obraca� w d�oniach miecz my�l�c o tym ile krain z nim przew�drowa� i jak wiele krwi sp�yn�o po jego ostrzu. Krew Stygijczyk�w, krew barbarzy�skich Pikt�w, krew buntownik�w z Aquillonii, krew dzikich i walecznych Vanir�w. Krew, krew i krew. Na ca�ym kontynencie nie by�o chyba kraju, gdzie miecz Conana nie zebra�by obfitego �niwa. I teraz zn�w mia� zacz�� na nowo sw� mordercz� prac�. Conan wiedzia�, �e nie jest ju� tym samym cz�owiekiem co dwana�cie lat temu. Wtedy z grup� rozb�jnik�w przemierzy� Zingar� i Tauran �upi�c, pal�c i morduj�c a� dotar� na Pogranicze Bosso�skie. I tam w�a�nie zobaczy� j� � Ylw�, wyzwoli� z r�k handlarzy niewolnik�w i zabra� ze sob�. Zdoby�a jego mi�o�� natychmiast, jakby czarodziejskim sposobem. Rozpu�ci� swoj� band�, kupi� ma�y zameczek i tam zamieszka� nie wyjawiaj�c nikomu prawdziwego imienia. Po dwunastu latach kocha� j� tak samo gor�co i rozpaczliwie jak pierwszego dnia. A ona odwzajemnia�a mu si� spokojnym, mocnym uczuciem, daj�c to czego nigdy przedtem nie zazna� � ciep�o domowego ogniska. Wydawa�o si�, �e ju� tak potrwa do ko�ca ich dni. Jak�e by� g�upi my�l�c, �e ucieknie od swego imienia, od przesz�o�ci, od przeznaczenia. Dosta� od bog�w dwana�cie lat, dwana�cie cudownych lat i powinien by� im wdzi�czny. Teraz cho� �udzi� si� jeszcze nadziej�, �e wszystko b�dzie jak dawniej, w g��bi serca wiedzia�, �e wszystko si� zmieni�o. Zn�w mia� si� przeistoczy� w Conana Cimmeryjczyka � nieustraszonego barbarzy�c�, kt�rego imi� budzi�o jeszcze niedawno strach na ca�ym �wiecie. I strach zn�w si� zbudzi. Strach zapuka do wr�t Khemi, strach chwyci za gard�o Kap�an�w Seta, strach przyniesie �mier� i zniszczenie Stygii.
Nie zauwa�y� nawet, �e �cisn�� tak mocno ostrze miecza, a� krew pop�yn�a z rozci�tej d�oni. Od�o�y� or� i obliza� ran� jakby napawaj�c si� smakiem i widokiem w�asnej krwi. Przekl�� ten dzie�, w kt�rym Ymirsferd pojawi� si� u wr�t jego zamku. Jeszcze raz cofn�� si� my�l� do poranka, kilka dni po odje�dzie Vanira, kiedy powr�ci� do domu po dwudniowej nieobecno�ci. A tam by�y trupy. Wszyscy z ohydnie poder�ni�tymi gard�ami, wszyscy bezbronni, zamordowani we �nie. Wida� znalaz� si� zdrajca, kt�ry dosypa� czego� do wina, a potem stygijscy zab�jcy spokojnie przeszli przez mury. Conan wr�cz widzia� jak chodz� po zamku i chwytaj�c u�pionych za w�osy odginaj� im g�owy do ty�u i chlastaj� szerokimi, ostrymi no�ami po ods�oni�tych szyjach. Zosta�o tylko kilka kobiet i zostali dwaj synowie Conana. Potem napastnicy podpalili zamek i teraz nad w�o�ciami wznosi�y si� tylko wypalone, pokryte warstw� sadzy wie�e. Conan wiedzia�, �e musi si� zem�ci�, cho� z rado�ci� zrezygnowa�by z zemsty, gdyby oddano mu Ylw�. Nie zamierza� wcale szuka� Czarnego Kamienia dla w�adcy Vanaheimu. Chcia� tylko poprowadzi� wypraw�, uderzy� na Khemi i odzyska� �on�. By� bowiem pewien, �e kap�ani Seta uwi�zili j� w�a�nie w Khemi. �adnemu miejscu nie mogli tak ufa� jak swojej �wi�tyni. Hrodwig, rzecz jasna, b�dzie potem szuka� pomsty, ale Conan nie ba� si� ani jego ani Vanir�w. Tyle razy prowadzi� �upie�cze wyprawy na Vanaheim. A zreszt� kog� mo�e przera�a� taki wr�g, gdy wyzywa si� do walki stygijskich kap�an�w s�yn�cych z okrucie�stwa i chlubi�cych si� maj�c� tysi�ce lat magiczn� wiedz�? Conan nie rozumia� magii, ale za cz�sto mia� z ni� do czynienia, aby si� jej ba�. Tyle ju� razy zwyci�a� ludzi potrafi�cych si�ga� po pomoc nadprzyrodzonych mocy, �e przesta� odczuwa� strach.
Rozwin�� z�o�ony na czworo pergamin i przyjrza� mu si� uwa�nie. To by�a mapa khemijskich podziemi. Istny labirynt korytarzy, naje�ony pu�apkami, pe�en �lepych zau�k�w i dr�g prowadz�cych do nik�d. Rynherd z najwy�szym trudem odtworzy� t� map� � map� wart� dwadzie�cia lat niewyobra�alnych cierpie�, map�, kt�ra kosztowa�a go m�odo�� i zdrowie. Conan wiedzia�, �e b�dzie musia� nauczy� si� tego planu na pami��. B�dzie musia� pozna� ka�dy szczeg�, ka�d� pu�apk� i ka�dy korytarz. Nie wolno mu dopu�ci� do sytuacji, by brak jednej karty papieru zadecydowa� o �yciu. Cimmeryjczyk, bowiem, wcale nie mia� ochoty zapuszcza� si� do khemijskich podziemi, lecz wiedzia� doskonale, �e gdy zawiod� wszystkie �rodki ostatni� mo�liwo�ci� odzyskania Ylwy zostanie Czarny Kamie�.
ROZDZIA� PI�TY
Sartapis � arcykap�an Seta w khemijskiej �wi�tyni by� najpot�niejszym cz�owiekiem w Stygii. I doskonale zdawa� sobie z tego spraw�. Owszem, w Luxurze panowa� kr�l, ale w�adza kr�la by�a w�adz� pozorn�. Otoczony olbrzymim dworem pe�nym blichtru i przepychu by� jedynie marionetk�. A wszystkie nici zbiega�y si� w d�oniach Sartapisa. Mia� swoich ludzi w armii i w�r�d kr�lewskich doradc�w, nie istnia�y sprawy, o kt�rych wiadomo�� nie dotar�aby do jego uszu, nie istnia�y decyzje, kt�re mog�yby by� wydane bez jego zgody. Sartapis by� prawdziwym w�adc� Stygii. Teraz siedzia� w swej komnacie, tu� obok o�tarza Seta, i czeka� na przybycie go�ci. W pokoju by�o ciemno, mrok rozja�nia� jedynie lichtarz z trzynastoma p�on�cymi czarnymi �wiecami, ale Sartapis siedzia� w samym k�cie. Obok jego krzes�a zwin�� si� olbrzymi czarny pyton i kap�an od czasu do czasu niedba�ym ruchem g�aska� go po p�askim �bie. Wreszcie drzwi otworzy�y si�. Do �rodka wszed� szczup�y, czarnow�osy m�czyzna odziany w ceremonialny czerwony p�aszcz.
� B�d� pozdrowiony, Sartapisie, kap�anie Najwy�szego � rzek� k�aniaj�c si� do ziemi.
� I ty b�d� pozdrowiony Tutmosie � odpar� Sartapis i skin�� g�ow� zezwalaj�c, aby go�� podszed� bli�ej.
Tutmos by� kap�anem Seta w �wi�tyni w Luxurze, jednym z najbardziej zaufanych s�ug arcykap�ana. Teraz czekali ju� tylko na Narbona, praw� r�ka Sartapisa, cz�owieka bezgranicznie oddanego wierze Seta i nie maj�cego �adnych ambicji poza jak najwierniejsz� s�u�b� swemu bogu. Wreszcie zjawi� si� i Narbon. Nie wygl�da� na maga i kap�ana Seta, lecz raczej na zadowolonego z siebie mieszczucha. Pulchny, pucu�owaty, o dobrodusznej ogolonej twarzy i wylewaj�cym si� zza pasa brzuchu m�g� kojarzy� si� z ka�dym, ale z pewno�ci� nie z wyznawc� okrutnego i krwawego b�stwa Stygii.
� B�d� pozdrowiony Sartapisie, kap�anie Najwy�szego � powiedzia� k�aniaj�c si� tak g��boko na ile pozwoli� mu brzuch.
� I ty b�d� pozdrowiony Narbonie � odrzek� Sartapis.
Stali teraz obaj naprzeciw niego, jasno o�wietleni blaskiem �wiec, a arcykap�an pozostawa� w mroku. Nie pozwoli� im usi���. Zawsze wola�, aby podw�adni w ka�dej chwili odczuwali przepa�� jaka dzieli ich pozycj� od pozycji arcykap�ana.
� Conan Cimmeryjczyk � rzek� Sartapis.
� Conan � powt�rzy� jak echo Narbon � my�la�em, �e ten cz�owiek umar�. Od dwunastu lat nie by�o o nim s�ycha�.
� Vanaheim � rzuci� arcykap�an � Rynherd.
� O, Secie panie m�j! � krzykn�� Narbon � Conan na us�ugach Rynherda! A wi�c jednak ten Vanir odnalaz� Czarny Kamie�!
� Tak � potwierdzi� Sartapis � pope�nili�my b��d wypuszczaj�c Rynherda. Kt� m�g� jednak przypu�ci�, �e zatai prawd� mimo tylu miesi�cy tortur.
� Ucze� Zingary � warkn�� Narbon.
� Tak � westchn�� Sartapis � Rynherd by� uczniem kap�an�w Zingary. Powr�ci� do Vanaheimu i wynaj�� Conana, aby ukrad� dla niego Czarny Kamie�.
� My�la�em, �e ten upi�r sczez� ju� w nico�ci � rzek� z nienawi�ci� Narbon.
� Conan Cimmeryjczyk, o Secie, nie przypuszcza�em, �e jeszcze kiedykolwiek us�ysz� to przekl�te imi�. Conan to �mier�, Conan to strach, Conan pojawia si� jak duch i znika jak duch � Narbon pokr�ci� g�ow� � Conan to zag�ada, Sartapisie, m�j panie!
Arcykap�an trzasn�� pi�ci� w por�cz krzes�a.
� Conan jest stary! � rzek� � Conan to przesz�o��. Straszna, przyznam, przesz�o�� lecz to ju� nie ten sam cz�owiek, kt�ry walczy� ze Stygi� kilkana�cie lat temu!
� Panie m�j � Narbon zn�w zgi�� si� w uk�onie � wiem, �e go pokonamy, ale pomy�l jak lekcewa�yli tego barbarzy�c� inni i jak straszne to mia�o skutki. Prosz�, panie m�j, nie lekcewa� Conana Cimmeryjczyka.
Sartapis milcza� przez d�ug� chwil�. �mia�o�� Narbona zdumia�a go, ale wiedzia�, �e kap�anem kieruj� dobre intencje. Czy jednak nie za bardzo si� ba�?
� Nikt nie lekcewa�y tego barbarzy�cy � odpar� � przyb�dzie tu nied�ugo, a wtedy pozna jak bije miecz Stygii i jak straszny jest Set dla swoich wrog�w!
� Conan tu nie przyb�dzie � odezwa� si� pewnym g�osem Tutmos.
Arcykap�an patrzy� na niego przez chwil� w milczeniu.
� Nie rozumiem � rzek� w ko�cu.
� Ja te� wiedzia�em, panie m�j, gdzie uda� si� Conan. Wys�a�em wi�c do Vanaheimu kogo�, kto go zabije. Ju� nied�ugo rzuc� ci g�ow� Cimmeryjczyka do st�p!
Sartapis nie wytrzyma� i zerwa� si� z miejsca.
� Ty g�upcze! � rykn�� � jak �mia�e� przedsi�wzi�� cokolwiek bez mojej zgody?
Tutmos sp�oszy� si�.
� My�la�em, �e to ci� zadowoli, m�j panie � powiedzia� cicho.
� Ty przekl�ty g�upcze! � powt�rzy� arcykap�an � po co mi g�owa Conana, durniu? Ja chc� wiedzie�, gdzie Conan p�jdzie! Rynherd musia� mu powiedzie� jak znale�� pos�g Kr�lowej. Daj�c mu woln� r�k� i id�c po jego �ladach doszliby�my do Czarnego Kamienia. Jak �mia�e� mi to zrobi�?!
Tutmos przykl�kn�� i uderzy� czo�em w posadzk�.
� Wybacz mi, m�j panie � zaj�cza� � to wszystko tylko z ch�ci zadowolenia Pana Naszego Seta i aby przypodoba� si� tobie. Wybacz mi, b�agam.
� Nigdy nie wybaczam � odpar� zimno Sartapis � m�dl si�, aby ten tw�j zab�jca poleg� z r�ki Conana, bo je�eli Cimmeryjczyk zginie, zginiesz i ty.
Tutmos rozp�aszczy� si� na ziemi.
� Jestem wierny, panie m�j. Co rozka�esz to spe�ni�.
� Wierno�� nie usprawiedliwia g�upoty � warkn�� arcykap�an.
Przez chwil� w komnacie panowa�o milczenie. Z�owrogie milczenie. Pyton Sartapisa jakby czuj�c to wypr�y� si�, wyprostowa� i ko�ysa� g�ow� zimnymi oczami szukaj�c ofiary, kt�r� wska�e mu jego pan. Arcykap�an po�o�y� d�o� na g�owie w�a.
� Wsta� � rozkaza� Tutmosowi � wiecie ju� co zamierzam zrobi�. Conan musi trafi� do podziemi. Musi odnale�� pos�g Kr�lowej. A my tam b�dziemy.
� Zdrajca � szepn�� Narbon.
� Tak, zdrajca � przytakn�� Sartapis � ale nie znajdziemy go w�r�d Vanir�w. A je�li nawet, to nie znajdziemy nikogo, kto potrafi�by mu sprosta�. Jest tylko jedno wyj�cie. Zdrajca musi si� pojawi� w�r�d nich.
� Jak tego dokona�, m�j panie? � wtr�ci� Narbon � Conan jest przebieg�y i nieufny.
� Jak tego dokona�? � powt�rzy� u�miechaj�c si� arcykap�an � patrzcie!
Na dany przez niego znak uchyli�a si� szkar�atna zas�ona. Narbon i Tutmos utkwili wzrok w postaci, kt�ra wesz�a do komnaty i stan�a przygl�daj�c si� wszystkiemu oboj�tnym wzrokiem.
� Oto kto�, kto zyska zaufanie Cimmeryjczyka � obwie�ci� Sartapis � oto morderca szkolony od dziecka w jednym jedynym celu; jak najsprawniej i najszybciej zabi�. Conan to stary cz�owiek, ale cho� stary nie ma jeszcze sobie r�wnych w�r�d ludzi. Ale naszemu mordercy nie sprosta�by nawet za m�odych lat. P�jdzie z nim do ko�ca. A� do pos�gu Kr�lowej. A, gdy Conan odnajdzie Pos�g zostanie zabity. Sartapis da� znak i posta� znikn�a za kotar� tak szybko jak si� pojawi�a.
� Jak zamierzasz � o panie m�j � wprowadzi� morderc� do dru�yny Conana? � spyta� uni�enie Narbon.
� To proste � odpar� arcykap�an � �eglarze z Vanaheimu z pewno�ci� pop�yn� do Zingary, aby tam kupi� statki, kt�re nie b�d� rzuca�y si� w oczy. Przyp�yn� do Khemi jako spokojni kupcy, a nie na swoich okr�tach z dziobem w kszta�cie smoczej g�owy. Robili to ju� nieraz, gdy chcieli podst�pnie z�upi� wybrze�e. Jestem pewien, i� zatrzymaj� si� w Kordavie. Tam w�a�nie dostan� od nas w prezencie morderc�.
� Panie m�j � j�kn�� Tutmos � nie potrafi� wys�owi� czci jak� �ywi� dla twej m�dro�ci.
Sartapis spojrza� na niego z pogard�.
� Nikt i nic ci nie pomo�e, Tutmosie je�li tw�j zab�jca skrzywdzi Conana. A w�a�nie, kogo� tam pos�a�?
� Elkostasa Pytona � odpar� kap�an � najzr�czniejszego gladiatora Luxuru.
Arcykap�an cmokn�� i potar� knykciami brod�.
� No, c� zobaczymy jak te dwana�cie lat nier�bstwa wp�yn�o na sprawno�� barbarzy�cy.
ROZDZIA� SZ�STY
� Nie mog� odm�wi� temu cz�owiekowi, Conanie � rzek� zak�opotany Hrodwig � m�wi, �e spali�e� jego dw�r i wybi�e� rodzin�. Ustawy Vanir�w daj� mu prawo do wr�dy kimkolwiek by nie by� krzywdziciel. Przykro mi Conanie, ale musisz stawi� mu czo�a.
Cimmeryjczyk wzruszy� ramionami.
� Powtarzam ci, �e nigdy nie widzia�em tego cz�owieka. By� mo�e jednak kiedy� go skrzywdzi�em. Tyle w�drowa�em po �wiecie. Ale czuj�, w�adco Vanir�w, �e tu kryje si� jaka� zdrada. Kt� m�g� odnale�� mnie w Vanaheimie?
Hrodwig westchn��.
� Wiem, Conanie. I mnie wydaje si� to dziwne i niepokoj�ce. Najch�tniej wzi��bym go na spytki, ale wierz mi nie mog� tego uczyni�. Musisz z nim walczy�.
� Nie zabi�em cz�owieka od dwunastu lat � rzek� Conan patrz�c gdzie� ponad g�ow� kr�la.
� Najwy�szy czas aby� si� zn�w przyzwyczai� � odpar� szorstko Hrodwig.
Conan wsta�. Skrzywi� wargi w okrutnym u�miechu.
� Dobrze. Kiedy i gdzie?
� Dzi� wiecz�r � zadecydowa� kr�l � to mia�a by� uczta po�egnalna. B�dziecie si� potyka� w halli na oczach moich woj�w. Rzek�em.
Po chwili podszed� do Conana i po�o�y� mu d�onie na ramionach.
� Postaraj si�, Cimmeryjczyku � poprosi� � nie chcia�bym aby� straci� �ycie w�a�nie teraz.
� Jeszcze nie wybi�a moja godzina � odpar� Conan.
� Te� tak my�l�, ale pilnuj si�. Ten cz�owiek wygl�da na kogo�, kto umie trzyma� miecz w r�ku.
Halla kr�la Hrodwiga pe�na by�a ucztuj�cych woj�w. Siedzieli przy czterech, d�ugich d�bowych sto�ach, a po�rodku tak aby ka�dy m�g� dobrze widzie� przygotowano aren�. Pod�og� posypano piaskiem i rozrzucono s�om�, aby walcz�cy nie po�lizgn�li si� na rozlanym piwie. Conan i jego przeciwnik stan�li przed obliczem w�adcy.
� Chc� wiedzie� � rzek� dono�nym g�osem Hrodwig � czy twoja wola jest nieodwo�alna? � zwr�ci� si� do wroga Cimmeryjczyka � zap�ac� ka�d� sum�, je�eli tylko poniechasz wr�dy.
� O nie, kr�lu � warkn�� Conan nim jego przeciwnik zdo�a� odpowiedzie� � honoru nie da si� kupi� za z�oto. Ten �mie� mnie obrazi�, a wi�c da g�ow� przed tob� i tw� dzieln� dru�yn�.
� Tak! Tak jest! Dobrze gada! � rozbrzmia�y g�osy podpitych i chciwych widowiska woj�w kr�la Hrodwiga.
W�adca roz�o�y� d�onie.
� Skoro nie dosz�o do ugody, a dosz�o do zniewag, to i ja nic nie poradz�. A wi�c zaczynajcie i niech Thor sprzyja lepszemu!
Conan uwa�nie przygl�da� si� przeciwnikowi. By� on ni�szy co najmniej o g�ow�, ale za to szeroki w barach, a jego nogi i r�ce przypomina�y s�kate konary. Cimmeryjczyk wiedzia�, �e nie b�dzie mia� lekkiej przeprawy z tym cz�owiekiem zw�aszcza, �e pozna� po jego ruchach i po sposobie trzymania or�a, i� jest to kto�, kto ma na co dzie� do czynienia z walk�.
� Chod�, kochaniutki � poprosi� przybysz strasznie kalecz�c j�zyk Vanir�w � no chod�, chod� poznasz jak smakuje ostrze Elkostasa Pytona.
Conan milcz�c okr�ca� si� wok� w�asnej osi, tak aby by� zawsze twarz� zwr�conym w stron� wroga. Na razie czeka�. Wiedzia�, �e pojedynek dw�ch r�wnych sobie graczy jest cz�sto walk� cierpliwo�ci. Ale Elkostas te� nie by� pochopny. Kr��y� wok� Conana jak drapie�nik osaczaj�cy zdobycz, a na jego twarzy wci�� go�ci� radosny i triumfalny u�miech.
� No co jest, ta�cz� czy si� bij�? � krzykn�� pijanym g�osem kt�ry� z woj�w Hrodwiga.
I wtedy, gdy tylko zdo�a�y przebrzmie� te s�owa Elkostas zaatakowa�. Jego wypad by� tak szybki, i� Conan z najwy�szym tylko trudem zdo�a� odskoczy�. Ale ostrze zawadzi�o o jego lewe rami� i drasn�o lekko.
� Pu�ci�em ci troch� posoki, co? � spyta� szczerz�c z�by Elkostas � nie taki� znowu dobry jak m�wi�, Cimmeryjczyku.
Hrodwig z niepokojem przygl�da� si� tej walce.
� Na Thora, on jest ca�kiem zr�czny. Mo�e lepszy od Conana � szepn��.
Ymisferd dos�ysza� te s�owa i pokr�ci� g�ow�.
� Nie, m�j panie � rzek� � zobaczysz. Zginie zaraz.
Ale jak dotychczas nic na to nie wskazywa�o. Elkostas kr��y� wok� Conana, a jego miecz �miga� co chwila jak srebrna b�yskawica. Cimmeryjczyk nie da� si� ju� jednak zaskoczy�. Zr�cznie parowa� tarcz� uderzenia, ale sam jeszcze nie zada� ciosu. Walka przed�u�a�a si�. Woje Hrodwiga milczeli i tylko w zdumieniu popatrywali po sobie. Elkostas wci�� zadawa� ciosy, wci�� pr�bowa� sztych�w, kr��y�, skaka�, zmienia� nagle pozycje, markowa� uderzenia, ale nic mu to nie dawa�o. Tarcza Cimmeryjczyka wci�� uparcie wychodzi�a naprzeciw jego ostrzu, a on sam sta� spokojnie prawie bez ruchu, jak ska�a.
� Walcz psie! � wydysza� Elkostas.
Conan skrzywi� wargi w lekkim u�miechu i od niechcenia sparowa� uderzenie i sztych. Walka trwa�a. Coraz d�u�ej i d�u�ej. Ruchy stygijskiego gladiatora nie by�y ju� tak szybkie. Z piersi co chwila dobywa� si� chrapliwy oddech. Grube krople potu pokry�y jego czo�o. I nagle Ymirsferd wybuchn�� �miechem. Woje Hrodwiga przez chwil� patrzyli na niego w milczeniu, a� po chwili jeden, drugi i trzeci zawt�rowali mu. Nied�ugo ca�a halla rycza�a ze �miechu. Kilku przewr�ci�o si� pod sto�y i trzyma�o za brzuchy nie mog�c opanowa� d�awi�cej ich rado�ci z tak udanego widowiska.
� Ko�cz ju�, Conanie � zawo�a� �miej�c si� na r�wni z innymi w�adca.
Cimmeryjczyk skin�� g�ow�. Szybkim ruchem, wr�cz niezauwa�alnym dla oka odrzuci� tarcz� i pochwyci� nadgarstek prawej r�ki Elkostasa. Trzask �amanej ko�ci oraz ryk b�lu, kt�ry wydar� si� z gard�a gladiatora, zabrzmia�y prawie jednocze�nie. Miecz wypad� ze zgruchotanej d�oni Pytona i z hukiem uderzy� o pod�og�. Conan pchn�� przeciwnika w pier�, lekko i jakby od niechcenia, a ten zwali� si� na plecy jak kuk�a.
� Ot i wszystko � rzek� Cimmeryjczyk, a w jego g�osie nie by�o nawet cienia zm�czenia � mo�esz go teraz przes�ucha�, kr�lu.
Usiad� na �awie i wypi� jednym tchem dzban piwa. Potem obejrza� dra�ni�cie na ramieniu.
� Szybki by� ten �ajdak � mrukn��.
Nast�pnego dnia, gdy Elkostas zosta� ju� przes�uchany i pochowany, Conan, Hrodwig i Rynherd siedzieli w kr�lewskiej komnacie.
� To diabelstwo � stwierdzi� Hrodwig � on wyruszy� ze Stygii tego samego dnia, gdy przyby� do ciebie Ymirsferd.
� Kap�ani Seta widz� na odleg�o�� � szepn�� Rynherd � potrafi� te� b�yskawicznie przekazywa� wiadomo�ci. To wszystko magia i w dodatku nadzwyczaj kunsztowna.
� Tutmos � powiedzia� Conan, jakby chcia� zapami�ta� to imi�.
� Nie on jest gro�ny � rzek� Rynherd � cho� to naczelny kap�an w luxurskiej �wi�tyni. Ale zapami�taj sobie inne imi�. Sartapis � arcykap�an Seta w Khemi, w�a�ciwy w�adca Stygii. M�dry, m�ciwy, bezlitosny i sprytny. Jestem pewien, �e pozwoli aby� wszed� do podziemi, aby wy�ledzi� gdzie si� kierujesz. Uwa�aj na to.
Conan skin�� g�ow�.
� B�d� czujny. Ale dlaczego w takim razie pr�bowa� mnie zabi�? Rynherd wzruszy� ramionami.
� Mo�e Tutmos wys�a� Elkostasa bez jego wiedzy. Nie wiem.
� Nie podoba mi si� to zadanie � burkn�� Conan � nienawidz� Stygii, a w Stygii najbardziej nienawidz� Khemi, w Khemi najbardziej nienawidz� kap�an�w, a w�r�d kap�an�w obrzydzeniem napawaj� mnie wyznawcy Seta. Nigdy nie podj��bym si� tego zadania gdyby nie porwali mi �ony. Je�li ona ju� nie �yje � szcz�ki Conana zacisn�y si� drapie�nie, a oczy zn�w nabra�y wyrazu lodowatego okrucie�stwa � to przynajmniej pomszcz� jej �mier�. Krew poleje si� w Stygiii.
� Uwa�aj na Sartapisa � powt�rzy� Rynherd � to gro�ny cz�owiek.
� Nigdy nie spotka�em kogo� gro�niejszego od siebie � u�miechn�� si� zimno Cimmeryjczyk.
ROZDZIA� SI�DMY
W Zingarze nie dziwi�y nikogo w�skie, d�ugie �odzie o smoczych �bach. Vanirowie przybywali cz�sto na zingaryjskie wybrze�a, wyj�tkowo, w celach pokojowych, gdy� Zingara mia�a siln� flot� i nie dawa�aby si� bezkarnie napada�. Port w Kordavie by� silnie umocniony, a na morzu spokojnie p�ywa�y uzbrojone po z�by statki patrolowe.
Conan stoj�c na dziobie uwa�nie przygl�da� si� portowi. Nic si� nie zmieni�o od jego ostatniego pobytu w Zingarze. A kiedy to by�o? No tak, dwana�cie lat temu. Par� miesi�cy przed tym, gdy pierwszy raz ujrza� Ylw�. Ten sam p�katy bastion wznosi� si� nad portem, te same domy i magazyny na nabrze�u, to samo miasteczko mieszkalnych �odzi spokojnie ko�ysz�ce si� w zatoce. W Kordavie panowa� wieczny ruch i zgie�k, przybywali kupcy z najdalszych stron �wiata. Z Tunaru, z Iranistanu, ba nawet z odleg�ego Khitaju. Handlowano wszystkim. Z�otem, drogimi kamieniami, przyprawami, broni�, niewolnikami. W t�umie kr�c�cym si� w�r�d stragan�w mo�na by�o zobaczy� nie tylko smag�ych Zingaryjczyk�w, ale jasnow�osych Gunderlandczyk�w, czarnych Zamoryjczyk�w, a czasem nawet ��tosk�rych i sko�nookich przybyszy z Khitaju.
Conan wysta� Ymirsferda (kt�ry na rozkaz Hrodwiga musia�, acz niech�tnie, towarzyszy� Cimmeryjczykowi w wyprawie), aby porozumia� si� z kupcami w sprawie wynaj�cia b�d� nabycia statk�w, a sam w towarzystwie jednego tylko Vanira z za�ogi ruszy� w g��b miasta. Towarzysz Conana, kt�ry nigdy nie opuszcza� jeszcze granic Vanaheimu, wodzi� os�upia�ym wzrokiem po niewiarygodnie kolorowych i bogatych straganach. Ci�gle kto� go potr�ca� i popycha�, szarpano go oferuj�c mu, a to wino z po�udnia, a to stygijski miecz, a to m�od� niewolnic�. Vanir z trudem odgania� si� od wszystkich natr�t�w, bo na miejsce jednego odtr�conego ju� pojawia�o si� dw�ch nast�pnych.
� I jak ci si� podoba Roldygu? � spyta� g�o�no Conan, aby przekrzycze� zgie�k.
Vanir tylko w niemym podziwie rozdziawi� usta. Cimmeryjczyk poklepa� go po plecach.
� Przyzwyczaisz si� � mrukn��.
Weszli w boczn� uliczk�, nieco mniej obl�on� przez t�umy, a potem znale�li si� na placu, prawie pustym je�li by nie liczy� gar�ci �ebrak�w. Usiedli na murze przy fontannie. Conan zaczerpn�� d�oni� wod� i obmy� spocon� twarz. Wyci�gn�� buk�ak mocnego wina i �ykn�� z niego pot�nie. Potem poda� go towarzyszowi.
� Na Thora � rzek� ten wci�gaj�c ze �wistem powietrze � lepsze to ni� piwo w halli kr�la Hrodwiga.
� Pewnie, �e lepsze � przytakn�� Conan i opr�ni� do ko�ca buk�ak.
� Znam tu dobre miejsce dla takich jak my � odezwa� si� po chwili � mocne wino i du�o kobiet.
Vanirowi za�wieci�y si� oczy.
� Prowad� tam, Conanie, na Thora! � wykrzykn�� � tylko znajd� mi jak�� o czarnej sk�rze. Zawsze o tym marzy�em.
Cimmeryjczyk roze�mia� si� g�o�no.
� A niech�e ci�! W Kordavie mo�esz za�yczy� sobie czego tylko zapragniesz. Nawet dziewczyny z Khitaju albo Piktyjki.
� Piktyjki? � spyta� nieufnie Roldyg.
� Och, bardzo s� pi�kne � wyja�ni� Conan � troszk� tylko podobne do ma�p.
� Nie � powa�nie i stanowczo stwierdzi� Vanir � nie chc� w takim razie Piktyjki.
Ju� mieli wsta�, gdy nagle jaki� harmider, krzyki i zgie�k or�a przyku� ich uwag�. Zza progu ukaza� si� m�czyzna z mieczem w d�oni broni�cy si� przed trzema nacieraj�cymi zingaryjskimi stra�nikami. Za plecami m�czyzny kry�a si� dziewczyna.
� A to co? � spyta� Vanir k�ad�c d�o� na r�koje�ci miecza. Conan rozsiad� si� wygodnie.
� Ano popatrzymy � stwierdzi� � mo�e b�dzie na co.
Zingaryjczyk�w by�o trzech, ale m�czyzna zr�cznie dawa� sobie z nimi rad�. Opar� si� o �cian� lew� r�k� przytulaj�c dziewczyn�, a praw�, w kt�rej trzyma� miecz, rozdaj�c szybkie jak b�ysk ciosy. Stra�nicy przezornie starali si� nie atakowa� go zbyt energicznie. M�czyzna ten bowiem m�g� wzbudzi� zachwyt ka�dego, kto potrzebowa�by najemnika. By� wysoki, szeroki w barach, o silnych nogach i ramionach. D�ugi, ci�ki miecz chodzi� p�ynnie w jego r�ku, a z tak� szybko�ci�, �e czasem nie wida� by�o ostrza, a tylko srebrny b�ysk przecinaj�cy powietrze. Stra�nicy jednak wzi�li si� na spos�b i dw�ch z nich cisn�o w niego mieczami. Uskoczy� przed pierwszym ostrzem, odbi� drugie, ale na moment straci� r�wnowag�, wtedy ostatni stra�nik gruchn�� go r�koje�ci� w g�ow�. M�czyzna zala� si� krwi� i nieprzytomny upad� na ziemi�. Dziewczyna pr�bowa�a ucieka�, ale zaraz chwycili j� za r�ce i w�osy.
� St�j spokojnie suko � warkn�� jeden z nich wal�c j� na odlew w twarz � dosy� ju� narobi�a� k�opot�w.
� To mi si� nie podoba � rzek� Conan marszcz�c brwi i wsta�. Podszed� do stra�nik�w, a Vanir trzyma� si� jego boku.
� Czego od niej chcecie? � spyta� Cimmeryjczyk. Stra�nik�w by�o trzech, ale zm�czeni pogoni� i walk� nie mieli ochoty na zwad�. Zw�aszcza, �e pytaj�cy postaw� przypomina� nied�wiedzia, a jego towarzysz te� wygl�da� na cz�owieka umiej�cego zakr�ci� mieczem.
� Uciek�a z targu � wyja�ni� grzecznie dow�dca � ten cz�owiek � wskaza� zalanego krwi� m�czyzn� � chcia� j� kupi�, ale zabrak�o mu pieni�dzy, wi�c spr�bowa� porwa�. Musimy j� odprowadzi� z powrotem, a to �cierwo � tu tr�ci� nog� le��cego � te� p�jdzie na sprzeda�.
Conan przyjrza� si� dziewczynie, kt�ra teraz sta�a ju� spokojnie ocieraj�c tylko krew z rozbitego nosa i pochlipuj�c. Nie by�a pi�kna, zbyt na to mia�a ostre rysy, za mocno wystaj�ce ko�ci policzk�w, ale uwag� przykuwa�y g��bokie zielone oczy, ocienione d�ugimi rz�sami, a teraz nape�nione �zami. Cia�o te�, jak na gust Conana mia�a niezbyt poci�gaj�ce. Ma�e piersi, w�skie biodra, ch�opi�ce po�ladki. Cimmeryjczyk wyj�� z kieszeni par� sztuk z�ota.
� To za tego cz�owieka � powiedzia� � odniesiecie go na m�j statek. Przyda mi si�.
Dow�dca z g��bokim uk�onem przyj�� monety.
� Stanie si� jak ka�esz, panie.
� A co z ni� � zapyta� Vanir wskazuj�c dziewczyn�.
� Ile ona jest warta? � spyta� Conan stra�nika.
Ten chwil� pomy�la� i wymieni� du�� sum�, znacznie wy�sz� ni� mo�na by�oby dosta� za dziewczyn� na targu. Ale Conan zap�aci� bez opor�w.
� Kr�l Hrodwig p�aci � rzek� do siebie samego � a ja nie widz� powod�w, by przejmowa� si� stanem jego skarbca. No, zmykaj st�d � rozkaza� dziewczynie � a wy zabierajcie go. Statek ze smoczym �bem, prawie naprzeciw bastionu, tylko szybko, bo si� ocknie i zn�w b�dzie awantura.
Stra�nicy k�aniaj�c si� i dzi�kuj�c wzi�li nieprzytomnego za r�ce i nogi. Powlekli go w stron� portu.
� A my wreszcie mo�emy si� napi� i pobawi� z dziewcz�tami � rzek� Conan � no, idziemy.
� Panie, b�agam, nie zostawiaj mnie � poprosi�a dziewczyna.
Cimmeryjczyk, kt�ry w mi�dzyczasie zupe�nie ju� zapomnia� o jej istnieniu, zdziwi� si�.
� Id� sobie � powiedzia� � jeste� wolna. Mo�esz robi� co chcesz.
� Zn�w mnie z�api� i zawlok� na targ � poskar�y�a si� � Kordava to z�e miasto. Prosz�, zabierz mnie ze sob�. Jestem jeszcze dziewic� � powiedzia�a z dum�.
� �adna chwa�a � mrukn�� Conan � a mnie si� i tak nie podobasz.
� Zap�aci�e� za mnie!
� Tak, a teraz m�wi�, �eby� sobie posz�a � rzek� roze�lony ju� Cimmeryjczyk � bo zaraz sam zaprowadz� ci� na targ.
Dziewczyna usiad�a na murku fontanny i rozp�aka�a si�. Roldyg uj�� Conana za rami�.
� Mo�e we�miemy j� ze sob� � zaproponowa� cicho.
Conan westchn��.
� Chcesz j�? � spyta� � podoba ci si�? No to bierz sobie. Chod� tu � skin�� na dziewczyn�.
Ona podbieg�a uszcz�liwiona.
� No i szlag trafi� wino i dziwki � burkn�� Conan � wracamy na statek.
Ymirsferd by� zadowolony, gdy wniesiono na jego pok�ad krzepkiego nieznajomego, ale w�ciek� si�, kiedy zobaczy� dziewczyn�.
� Kobieta na statku to nieszcz�cie � rzek� � zabierajcie j� st�d.
� Od kiedy to tak przejmujesz si� przes�dami? � zakpi� Conan.
� Nie b�d� g�upi � warkn�� Vanir � nie wierz� w przes�dy i my�l�, �e bogowie maj� wiele wa�niejszych spraw na g�owie ni� przygl�da� si� czy kobiety p�yn� okr�tem. Ale czterdziestu wyg�odnia�ych wojownik�w kr�la Hrodwiga i ta dziewka, to pewne zwady. A ja nie chc�, �eby moi ludzie r�n�li si� mi�dzy sob�.
� Ja za ni� zap�aci�em � rzek� Conan � i nie radz� jej rusza�. Mo�esz to powiedzie� za�odze.
� Nadal mi si� to nie podoba � wzruszy� ramionami skwaszony Ymirsferd � do czego by to dosz�o, gdyby ka�dy chcia� sobie kupi� dziewk� i p�yn�� z ni� na wypraw�?
� Ja jestem dow�dc� � przypomnia� mu Cimmeryjczyk.
Vanir machn�� r�k�.
� Ile za ni� da�e�? � spyta� pogodzony ju� z sytuacj�. Gdy Conan wymieni� sum� Ymirsferd otworzy� szeroko oczy.
� Czy tobie si� wydaje, �e skarbiec Hrodwiga jest bez dna? � zapyta� � no ale to ju� twoja sprawa i kr�la. Nie s�dz� jednak by by� zachwycony.
Conan poklepa� go po ramieniu.
� Ten cz�owiek � rzek� wskazuj�c nadal nieprzytomnego nieznajomego � jest wart du�o wi�cej ni� da�em za nich oboje. Zobaczysz, przyda nam si�.
ROZDZIA� �SMY
Amanhotepis mia� zaledwie dziewi�tna�cie lat, a ju� od trzech by� w�adc� Stygii. Arcykap�an Seta z Khemi uwa�a� go za g�upca i nieudacznika. Tymczasem Amanhotepis nie by� ani jednym ani drugim. Oczywi�cie stara� si� sprawia� wra�enie, �e nie interesuje go nic poza turniejami, ucztami i kobietami, ale w rzeczywisto�ci bardzo pilnie pracowa� nad zneutralizowaniem wp�yw�w kap�an�w Seta. Otoczy� ich mistern� sieci� szpieg�w i dzi�ki temu zna� ka�de posuni�cie Sartapisa i Tutmosa. Mia� w armii oddanych dow�dc�w i w ka�dej chwili by� przygotowany, aby spr�bowa� zd�awi� si�� pot�g� wyznawc�w Seta, gdyby przysz�o ju� do najgorszego. Na razie nie czu� si� jeszcze przygotowany do ostatecznej walki, ale wiedzia�, �e ten czas nied�ugo mo�e nadej��. Amanhotepis nienawidzi� bowiem wiary w Seta. Krwawe obrz�dy tej religii nape�nia�y go obrzydzeniem, a czarna magia budzi�a nie tylko strach, ale i odraz�. Kr�l Stygii by� bowiem cz�owiekiem �agodnym, jak�e innym od swego ojca i dziada � fanatycznych wyznawc�w Seta i wiernych s�ug kap�an�w. Amanhotepis chcia� rz�dzi� i wiedzia�, �e nie �cierpi w kraju dwuw�adzy. Teraz zorientowa� si�, �e nadchodzi, by� mo�e, czas rozstrzygni�cia. Je�eli zamiary kap�an�w Seta powiod� si�, Stygia a wraz z ni� ca�y �wiat zsun� si� w otch�a� rozpaczy i niewyobra�alnego b�lu. Ale Amanhotepis mia� nadziej�, �e zatrzyma nadchodz�c� lawin�.
Do jego komnaty � pokoju wy�cie�anego kobiercami o niewiarygodnie d�ugim futrze � wesz�o dw�ch doradc�w. Sk�onili si� g��boko przed w�adc�, prawie �e bij�c czo�em o ziemi� i zastygli w bezruchu czekaj�c co rozka�e. Amanhotepis p�le�a� na wielkim pe�nym poduch �o�u. Da� im znak, a oni przykl�kn�li obok. Byli w komnacie sami, gdyby nie liczy� sze�ciu przepi�knych na�o�nic w�adcy, kt�re gaw�dzi�y z cicha w k�cie komnaty popijaj�c wino i zajadaj�c si� bakaliami. Amanhotepis mia� do nich absolutne zaufanie. By�y bowiem nie tylko jego kochankami, nadzwyczaj zreszt� bieg�ymi w sztuce mi�osnej, ale opr�cz tego, a mo�e przede wszystkim niewiarygodnie sprawn� stra�� przyboczn�. Umia�y zabija� na wszelkie sposoby: sztyletem, trucizn�, szpil� do w�os�w, mieczem, go�ymi d�o�mi. Szkoli� je s�dziwy przybysz z Khitaju, kt�ry sztuk� walki rozwin�� do nieprawdopodobnych wr�cz rozmiar�w. W�adca patrz�c na �agodne, roze�miane twarze dziewcz�t sam nie m�g� uwierzy�, �e te pi�kno�ci s� najsprawniejszymi maszynami do zabijania, jakie wymy�li�a natura. No, mo�e tylko pr�cz Conana Cimmeryjczyka.
� Dobrze, �e ju� jeste�cie � rzek� do doradc�w, s�dziwego Meltonokosa i du�o od niego m�odszego Sedranafala � nadszed� czas wielkich rozstrzygni��. Conan Cimmeryjczyk przybywa na czele Vanir�w, aby zdoby� Czarny Kamie� Seta dla Hrodwiga z Vanaheimu.
� A wi�c ten Vanir, kt�rego wi�zi� Sartapis zna� jednak miejsce gdzie stoi pos�g Kr�lowej � odezwa� si� po chwili Sedranafal � c� to za cz�owiek, kt�rego nie zmog�y tortury kap�an�w Seta!
� Zaiste, niezwyk�y � przyzna� Amanhotepis.
� Trzeba wi�c zabi� Conana � rzek� Meltonokos � pozw�l mi si� tym zaj��, panie.
� Nie � w�adca pokr�ci� g�ow� � Cimmeryjczyk zaprowadzi nas do pos�gu,
� Kap�ani ju� z pewno�ci� o tym pomy�leli � podda� Sedranafal.
� Z pewno�ci� � przytakn�� kr�l � i jestem przekonany, �e Conan ma ju� zdrajc� w swojej dru�ynie. Sartapis wpu�ci go do Khemi, a gdy Conan odnajdzie w podziemiach pos�g, morderca zabije go i zabierze kamie�.
� Nie tak �atwo zabi� tego barbarzy�c� � pokr�ci� g�ow� Sedranafal � w�tpi�, aby Sartapis znalaz� kogo� odpowiedniego.
� Ju� znalaz� � westchn�� kr�l � wierzcie mi, �e Cimmeryjczyk mo�e mie� spore k�opoty.
� Jest stary � mrukn�� Meltonokos � i zapewne nie tak silny jak dawnymi czasy.
� Zapewne � zgodzi� si� kr�l � ale wola�bym nigdy si� z nim nie spotka� nawet, gdybym mia� u boku te moje pi�kne tygrysice � spojrza� w stron� dziewcz�t.
� Co wi�c mamy zrobi�? � spyta� Sedranafal.
� To samo co Sartapis. Wprowadzi� zdrajc�. Dojdzie z Conanem a� do pos�gu i zabije wys�annika kap�an�w, a potem zabierze Kamie�.
� Cimmeryjczyk nie odda go bez walki.
� Wola�bym go prze