9134
Szczegóły |
Tytuł |
9134 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9134 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9134 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9134 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Avram Davidson
A wszystkie morza b�d� pe�ne ostryg...
(Or All the Seas with Oysters)
Avram Davidson, urodzony w Yonkers w stanie Nowy Jork, walczy� w Armii Izraelskiej w czasie wojny w latach 1947-1948. Jest jednym z bardziej oryginalnych pisarzy uprawiaj�cych gatunki science-fiction i fantasy. Utwory jego charakteryzuj� si� sarkastycznym poczuciem humoru, po��czonym z gotowo�ci� do eksperymentu i przypadkowo�ci�. W latach 1962-64 wydawa� (przez jaki� czas w Meksyku) �The Magazine of Fantasy and Science Fiction�. W tym czasopi�mie ukaza�a si� wi�kszo�� jego najciekawszych utwor�w. Wyda� tak�e kilka zbior�w opowiada�, z kt�rych najlepsze to: Jakie dziwne brzegi i morza [What A Strange Seas and Shores (1965)], Najlepsze utwory Avrama Davidsona [The Best of Avram Davidson (1970)], Zebrane fantasy Avrama Davidsona [The Collected Fantasies of Avram Davidson (1973)]. Wierni czytelnicy znaj� go jako mistrza formy i pragn�liby ujrze� jeszcze wiele jego opowiada�. Obecnie Avram Davidson jest krzepkim m�czyzn� po sze��dziesi�tce i nadal mo�e osi�gn�� laury, na kt�re w pe�ni zas�uguje.
�A wszystkie morza b�d� pe�ne ostryg...� jest typow� pozycj� dla jego stylu i zosta�a uhonorowana Nagrod� Hugo za najlepsze kr�tkie opowiadanie w roku 1958.
(Martin H. Greenberg)
Jestem cz�owiekiem, kt�ry nie wierzy, �e przedmioty mog� mie� dusz� i w�asne �ycie. Mo�e dlatego p�ata�y mi one r�ne psikusy, zar�wno te ma�e urz�dzonka jak i ca�e cia�a niebieskie.
W czasie jazdy samochodem zwyk�em zak�ada� okulary przeciws�oneczne. Jest to ten rodzaj, kt�ry w zale�no�ci od si�y �wiat�a albo si� otwiera, albo si� zamyka. Wi�c gdy s�o�ce chowa si� za chmury, to otwieram okulary, i sionce natychmiast wy�ania si� zza nich. Zamykam wi�c moje okulary, a kochane s�oneczko b�yskawicznie �apie jaka� chmurk� i zasiania si� ni�. I tak wko�o a� do znudzenia. Ja to osobi�cie nazywam �zjawiskiem okularowym�.
Podobnie sprawy maja si� z deszczem. Gdy wys�ucham w prognozie pogody, �e go nie b�dzie, i udam si� na d�u�sza wypraw�. to oczywi�cie leje jak z cebra. Deszcz posuwa si� nawet do tego, �e w razie potrzeby potrafi w ci�gu sekundy spa�� z kryszta�owo bezchmurnego nieba. Teraz, wyobra�cie sobie, upada wam spinacz biurowy w momencie, gdy pod r�k� akurat nie ma innego, a musicie go koniecznie u�y�. Szukacie go na pod�odze, a on jakby zapad� si� pod ziemi�. Po prostu znikn�� i mo�ecie go szuka� nawet z mikroskopem, ale go nie znajdziecie. Jego tam nie ma. Po wielu takich zdarzeniach zacznie do was dochodzi� to, co do mnie ju� dawno dosz�o: �e jest to zaplanowana przez jakie� nieludzkie si�y operacja maj�ca swoj� �elazn� logik� i upiorn� konsekwencj�.
Mam nadziej�, �e po tym kr�tkim wprowadzeniu maj� ju�, pa�stwo, odpowiedni nastr�j, aby zacz�� czyta� opowiadanie Avrama Davidsona.
(Isaac Asimov)
Pan Whatney wszed� do sklepu rowerowego F & O. Oscar przywita� go serdecznym �Cze��, nast�pnie przyjrza� mu si� uwa�nie, zmarszczy� czo�o, pstrykn�� palcami i g�o�no powiedzia�:
- Pan, pan... hm, mam pa�skie nazwisko na ko�cu j�zyka...- Oscar by� m�czyzn� o pomara�czowych w�osach i beczkowatej klatce piersiowej.
- Oczywi�cie, �e mnie pan zna - powiedzia� przybysz. - Sprzeda� mi pan damk� z przerzutkami dla mojej c�rki. Musimy porozmawia� o czerwonej francuskiej kolarz�wce, nad kt�r� pracowa� pana wsp�lnik.
Oscar ci�ko opu�ci� swoj� du�� �ap� na kas�, podni�s� g�ow� i spojrza� na przybysza.
- Pan Whatney! Jezu! Cz�owiek ma tak� kr�tk� pami��.
Obaj m�czy�ni udali si� do lokalu znajduj�cego si� po przeciwnej stronie ulicy, gdzie zam�wili po piwie.
- Jak si� miewa panna Whatney? Zgaduje? Zgaduj�, �e ten rower to by� angielski model. Musia� si� panu podoba�, inaczej by pana tu nie by�o z powrotem.
- Tak - powiedzia� pan Whatney. - Rower by� dobry. S�ysza�em, �e obecnie sam pan prowadzi interes. Pana wsp�lnik?...
Oscar spojrza� w d�, wyd�� wargi i skrzywi� si�.
- S�ysza� pan o tym?
- Taak. Rzeczywi�cie, jestem teraz sam w sklepie. To trwa ju� ponad trzy miesi�ce.
Ich wsp�praca zako�czy�a si� trzy miesi�ce temu, lecz nie by�a sielankowa na d�ugo przed tym faktem. Ferd lubi� ksi��ki, p�yty d�ugograj�ce i rozmowy �na poziomie�. Oscar lubi� piwo, kr�gle i kobiety. Ka�d� kobiet� w ka�dym czasie.
Sklep znajdowa� si� obok parku i robi� du�y obr�t na wypo�yczaniu rower�w dla ludzi, kt�rzy wypoczywali w parku. Je�eli kobieta mia�a tyle lat, �e mo�na j� by�o nazwa� ju� kobiet�, i z drugiej strony nie wygl�da�a na schorowan� emerytk�, i je�eli do tego pojawi�a si� w sklepie sama, to na pewno mog�a liczy� na to, �e Oscar si� ni� zainteresuje.
- Czy rower odpowiada pani? Czy aby wszystko jest w porz�dku?
- Eee, czemu pan pyta? Wydaje mi si�, �e tak - odpowiada kobieta.
- Taak - m�wi Oscar. - Mo�e wezm� drugi rower i przejad� si� kawa�ek z pani�, aby upewni� si�, czy wszystko w porz�dku. Wracam za chwil� - krzycza� do Ferda, kt�ry obrzuca� go ponurym spojrzeniem, poniewa� wiedzia�, �e to nie b�dzie chwilka.
P�niej Oscar zwyk� m�wi�:
- Mam nadziej�, �e bawi�e� si� w sklepie r�wnie dobrze co ja w parku.
- Tak - mrucza� Ferd. - Nie by�o ci� bardzo d�ugo.
- W porz�dku. Nast�pnym razem ty wyjdziesz, a ja zostan�, i zobaczymy, czy b�d� ci mia� za z�e t� odrobin� rozrywki - wybucha� Oscar. Oczywi�cie wiedzia�, �e chudy wy�upiastooki Ferd nie skorzysta z tej propozycji.
- Mo�e da� ci troch� w�os�w, aby� sobie je przymocowa� do twojej piersi? - kpi�co pyta� Oscar, klepi�c si� po mostku.
Ferd mamrota�, �e ma ich tam wystarczaj�c� ilo��. Zwyk� on delikatnie g�adzi� swoje r�ce pokryte g�stym czarnym w�osem. Natomiast jego klatka piersiowa by�a g�adka i bia�a. Czu� si� teraz jak w szkole �redniej, gdy jego koledzy z klasy �miali si� z niego, nazywaj�c go przy tym �Ferdi Ptaszyn��. Wiedzieli, �e sprawia mu to du�� przykro��, ale mo�e dlatego to robili. �Jak to jest mo�liwe? - zastanawia� si� i nigdy nie m�g� znale�� odpowiedzi. - Czemu ludzie uporczywie staraj� si� zrani� kogo�, kto w �adnym wypadku nie potrafi�by odp�aci� im tym samym?�
Ferda martwi�o prawie wszystko.
- Komuni�ci - potrz�sa� g�ow� nad gazet�. Oscar za�atwia� podobne problemy kilkoma lakonicznymi uwagami. Ferd natomiast lamentowa�.
- Jakie to straszne, gdy musz� gin�� niewinni ludzie.
- Takie to ju� pod�e szcz�cie tych facet�w - pointowa� Oscar.
Ferd przejmowa� si� r�wnie� zupe�nymi drobiazgami. Pewnego dnia w sklepie pojawi�a si� para z tandemem z koszykiem na dziecko. Gdy zmieniali pieluszk�, wypad�a im agrafka.
- Gdzie ona si�, u diab�a, podzia�a? - Kobieta zacz�a jej nerwowo szuka� po pod�odze.
- Dlaczego nigdzie jej nie ma? - �ali�a si� kobieta.
Ferd postanowi� jej pom�c. Poszed� do swojego biura. By� przekonany, �e ma w szufladzie pe�no agrafek. Ale pomimo �e przetrz�sn�� wszystkie k�ty, nie znalaz� ani jednej. A tymczasem pani odjecha�a z pieluszk� zawi�zan� w niezdarny w�ze�.
P�niej w czasie lunchu Ferd skar�y� si� na nag�e znikni�cie agrafek. Oscar, nic nie powiedziawszy, wbi� z�by w swoj� kanapk�, ugryziony k�s zacz�� majestatycznie �u� i wreszcie po�kn��. Ferd by� mi�o�nikiem wyszukanych dodatk�w do kanapek. Jego ulubion� kompozycj� by� ser topiony, oliwki, szprotki, odrobina avocado i to wszystko posmarowane cienk� warstw� majonezu. Oscar nie znosi� takich komplikacji, zawsze jad� kanapk� z mielonk�.
- Musz� mie� sporo k�opotu przez t� agrafk� - powiedzia� Ferd, delikatnie gryz�c swoj� kanapk�.
- Jezu, Ferd, przecie� co krok jest sklep, gdzie mo�na je kupi�. Nawet je�li s� analfabetami, to przez przypadek musz� trafi� do kt�rego� z nich.
- M�wisz, �e mo�na je dosta� wsz�dzie, Oscar? - zapyta� nie�mia�o.
- Tak! Pe�no ich w sklepach - machn�� r�k� Oscar.
- Niby s�, ale tak naprawd�, to gdy ich szukasz, to ich nigdzie nie ma - powiedzia� �ami�cym si� g�osem Ferd.
Oscar otworzy� piwo i przep�uka� pierwszym �ykiem usta.
- S�uchaj - powiedzia� po chwili. - W szafie jest zawsze pe�no wieszak�w na ubrania. Wyrzucam je regularnie raz w miesi�cu, ale one pojawiaj� si� tam z powrotem. Wi�c mam dla ciebie propozycj�: m�g�by� w swoim wolnym czasie wynale�� maszyn�, kt�ra by przerabia�a te wieszaki na tak potrzebne ci agrafki.
Zamy�lony Ferd, kiwaj�c g�ow�, powiedzia�:
- M�j wolny czas aktualnie wype�nia mi praca nad francusk� kolarz�wk�. To pi�kna maszyna, lekka, szybka, czerwona i b�yszcz�ca. Czujesz si� jak ptak, gdy na niej jedziesz.
Pomimo tego, �e jest ona taka dobra, Ferd wiedzia�, �e mo�e j� uczyni� jeszcze lepsz�. Pokazywa� j� wszystkim, kt�rzy trafili do sklepu.
Nie by�o to jednak ostatnie dziwactwo Ferda. Interesowa� si� r�wnie� przyrod�. Bardzo du�o o niej czyta�. Pewnego dnia dzieci, kt�re przechodzi�y ko�o sklepu pokaza�y mu z dum� puszk�, w kt�rej by�y salamandry i ropuchy. Wydarzenie to tak wstrz�sn�o Ferdem, �e porzuci� prac� nad kolarz�wk� i zaj�� si� czytaniem ksi��ek przyrodniczych.
- Mimikra - powiedzia� nast�pnego dnia po wej�ciu do sklepu - to cudowna rzecz!
Oscar podni�s� na niego wzrok znad gazety.
- Widzia�em wczoraj Ediego Adamsa w telewizji. Udawa� Marylin Monroe. Co za facet!
Ferd, zdenerwowany, trz�s� g�ow� i krzycza�:
- Nie ten rodzaj mimikry! Mam na my�li to, jak owady i paj�czaki mog� na�ladowa� kszta�ty li�ci i ga��zek, aby unikn�� zauwa�enia przez ptaki lub inne owady.
Oscar otworzy� z niedowierzaniem usta.
- Co ty mi tu wciskasz? Jak to mog� zmienia� swoje kszta�ty?
- To prawda - powiedzia� Ferd. - Czasami jednak mimikra s�u�y te� agresywnym celom. Jak na przyk�ad u po�udniowoafryka�skich ��wi, kt�re udaj� ska�� i gdy ryba przep�ywa ko�o nich, to j� �api�. Inny przyk�ad... - nie dawa� sobie przerwa� Ferd. - Paj�k na Sumatrze k�adzie si� na grzbiecie i udaje odchody ptak�w, i w ten spos�b �apie motyle.
Oscar zacz�� si� �mia� w spos�b bardzo niemi�y dla Ferda. Potem nagle przesta� i wr�ci� do swojej gazety. Zacz�� analizowa� ostatnie wyniki kr�gli.
- Gdzie jest m�j o��wek? - krzykn��. Po chwili wsta� i poszed� do biura, gdzie powyci�ga� wszystkie szuflady.
- Hej, Ferd, przyjd� no tutaj!
- Co si� dzieje? - spyta� Ferd.
- Patrz! - Oscar skierowa� sw�j palec na szuflad�. - Pami�tasz, jak m�wi�e�, �e nie ma nigdzie agrafek? Ta szuflada jest ich pe�na. No i co ty na to?
Ferd zacz�� si� drapa� po g�owie i niepewnie wybe�kota�, i� przecie� by� pewien, �e ich tu nie by�o.
- Jest tam kto? - mi�y kobiecy g�os przerwa� ich rozmow�. Oscar b�yskawicznie zapomnia� o agrafkach i o��wku.
- Ju� id� - odkrzykn�� i pomkn�� jak na skrzyd�ach do sklepu. Ferd wolno uda� si� za nim.
W sklepie sta�a m�oda kobieta. By�a do�� masywnie zbudowana, mia�a szerok� klatk� piersiow� i dobrze umi�nione nogi. Trzyma�a w r�ku siode�ko od roweru, kt�re skierowa�a w stron� Oscara. On wyda� z siebie kr�tkie �Ojej!� i gapi� si� na ni� z uwielbieniem.
- Chyba wysz�o troch� za daleko, co? - spyta�.
- Klucz, to wszystko, co potrzebuj�. To by�o g�upie z mojej strony, �e nie zabra�am ze sob� pude�ka z narz�dziami - wysapa�a kobieta.
- Nareperuj� to w sekundzie - powiedzia� Oscar i pomimo jej protest�w, �e zrobi to sama, przykr�ci� siod�o do roweru. Oczywi�cie, odm�wi� przyj�cia pieni�dzy i stara� si� przed�u�y� z ni� rozmow�. Po d�u�szej chwili kobieta jednak zdecydowa�a si� podzi�kowa� mu i wyj��.
- Czy teraz rower jest w absolutnym porz�dku? - chytrze zagadn�� j� Oscar.
- Tak - odpowiedzia�a zdziwiona kobieta.
- Powiem pani co�. Przejad� si� z pani� kawa�ek, aby... - Ferd nie musia� s�ucha� tego do ko�ca; wiedzia�, co b�dzie dalej.
Kobieta za�mia�a si�.
- Nie nad��y pan za mn�. M�j rower to kolarz�wka!
Oczy Oscara gwa�townie skr�ci�y w bok i Ferd ju� wiedzia�, o co mu chodzi. Oscar da� krok do przodu. Przez umys� Ferda przebieg�o gwa�towne �Nie!�
- Ta kolarz�wka chyba b�dzie wystarczaj�co szybka, aby pani nie zgubi� - powiedzia� triumfalnie Oscar.
Kobieta zachichota�a i powiedzia�a:
- Zobaczymy, czy da pan rad�? - i wysz�a ze sklepu.
Oscar wzi��, pomimo protest�w Ferda, francusk� kolarz�wk� i w radosnych podskokach wybieg� w �lad za kobiet�. Ferd, gdy wyszed� przed sklep, m�g� ju� tylko obserwowa� dwie ma�e sylwetki ludzi jad�cych obok siebie na rowerach.
By� wiecz�r, gdy Oscar powr�ci�. By� spocony, lecz u�miecha� si� szeroko. Gwa�townie gestykuluj�c i pogwizduj�c, zacz�� opowiada� o swojej przygodzie.
- Co za dziewczyna! - westchn��. - Cz�owieku, co za popo�udnie!
- Dawaj rower - ch�odno przerwa� mu Ferd.
- W porz�dku - powiedzia� Oscar i obr�ciwszy rower, poda� go Ferdowi, po czym poszed� si� umy�. Ferd tymczasem uwa�nie ogl�da� kolarz�wk�. Czerwony lakier pokryty by� kurzem i nie b�yszcza� tak jak dawniej. Wsz�dzie by�y powbijane grudki b�ota i pojedyncze �ody�ki trawy. Rower wygl�da� fatalnie i na pewno jazda na nim nie mog�a by� ju� �r�d�em dumy i g��bokiej satysfakcji.
Wr�ci� Oscar, czy�ciutki i pachn�cy. Chcia� szybko omin�� Ferda, rzuci� mu kr�tkie �Cze�� i ulotni� si�, aby unikn�� awantury, kt�ra wisia�a w powietrzu.
- Zosta� tu - lodowato powiedzia� Ferd, wymachuj�c no�em. Nast�pnie zacz�� z pasj� ci�� siode�ko.
- Czy� ty oszala�? Ferd, nie! Uspok�j si�! - krzycza� Oscar.
Tymczasem Ferd kontynuowa� swoje dzie�o zniszczenia. Poci�� opony, a nast�pnie ci�kim m�otkiem przemieni� ram� roweru w bezkszta�tn� kup� �elastwa.
- Ty nie tylko jeste� wariatem - gorzko powiedzia� Oscar. - Ty jeste� chorobliwie zazdrosny. Niech ci� piek�o poch�onie! - Sko�czywszy swoj� wypowied�, pocz�apa� do domu.
Ferd poczu�, �e robi mu si� niedobrze. Zamkn�� sklep i powl�k� si� do domu. Tam po�o�y� si� do ��ka, lecz nie m�g� zasn��. Przele�a� tak �adnych par� godzin, ws�uchuj�c si� w odg�osy miasta. G�owa hucza�a mu od nat�oku my�li.
Przez nast�pne kilka dni obaj wsp�lnicy prawie ze sob� nie rozmawiali. Wrak francuskiej kolarz�wki zosta� umieszczony na podw�rku za sklepem. Przez jakie� dwa tygodnie �aden z nich nie wychodzi� tam, chc�c zaoszcz�dzi� sobie przykrych widok�w i wspomnie�.
Pewnego ranka Ferd, przyjechawszy do pracy, zosta� z�apany przez swojego wsp�lnika, kt�ry zacz�� niespodziewanie sk�ada� mu gratulacje.
- Jak ty to zrobi�e�? Ch�opie, jak ty to zrobi�e�? - Oscar prawie pia� z zachwytu. - Jezu, co za cudo! Strasznie mnie wkurzy�e�, ale po czym� takim mo�na wszystko wybaczy� - doko�czy� Oscar.
Ferd cofn�� swoj� r�k�.
- Tak, tak, ale o co chodzi? - spyta�.
Oscar nic nie m�wi�c wzi�� go za r�k� i zaprowadzi� na zaplecze sklepu. Tam natomiast sta�a francuska kolarz�wka, tyle tylko, �e by�a w jednym kawa�ku, bez �ladu zadrapa� i innych zniszcze�. Ferd szeroko otworzy� oczy. Po chwili przykl�kn�� i zacz�� delikatnie dotyka� roweru. Nie by�o w�tpliwo�ci. To by�a dok�adnie to sama maszyna, kt�r� zniszczy�.
Wszystkie drobne ulepszenia i zmiany, tak pieczo�owicie przez niego wprowadzone, by�y w tej maszynie. Podni�s� si� powoli.
- Regeneracja!...
- �e co prosz�? - spyta� Oscar. - Hej, dzieciaku, jeste� blady jak �ciana. Co to, nie spa�e� ca�� noc? Wejd� do �rodka i usi�d�. Ale... ja dalej nie rozumem, jak ty to zdo�a�e� zrobi�?
Ferd usiad�. Obliza� spieczone wargi i wolno powiedzia�:
- S�uchaj mnie uwa�nie, Oscar.
- Taak?
- Oscar, czy ty wiesz, co to jest regeneracja? Nie? Wi�c pos�uchaj. Jest pewien rodzaj jaszczurek. Gdy je z�apiesz za ogon i go urwiesz, to im po pewnym czasie wyro�nie w tym miejscu nowy. Je�eli homar straci szczypce, to regeneruje nast�pne. Pewne rodzaje d�d�ownic i rozgwiazd, je�eli je potniesz na kawa�ki, to z ka�dego z nich odro�nie ca�e zwierz�.
- O cholera! Nie bujasz mnie, Ferd? - spyta� Oscar. - No tak! Si�y przyrody. To bardzo interesuj�ce. Ale ja dalej nie wiem, jak ty da�e� rad� tak dobrze j� naprawi� - powiedzia� Oscar.
- Nawet jej nie dotkn��em. Ten rower zregenerowa� si� tak jak traszka albo homar - wykrzykn�� Ferd.
Wydawa�o si�, �e Oscar wreszcie poj��, o co chodzi. Spojrza� spod swoich g�stych brwi.
- Taak! Czy wszystkie zepsute rowery to potrafi�? - spyta�.
- To nie jest zwyczajny rower! - wykrzykn�� Ferd. - To znaczy, to nie jest prawdziwy rower!... To prawda!
Krzyki Ferda zmieni�y podej�cie Oscara do ca�ej tej sprawy, ze zdziwienia w niedowierzanie.
- To znaczy: ca�a ta gadka o robalach i w�gorzach lub, o czym ty jeszcze m�wi�e�, to by�a prawda, ale to s� przecie� �ywe stworzenia, a rower nim nie jest - triumfalnie zako�czy� Oscar.
Ferd jakby w og�le nie przyj�� tego do wiadomo�ci.
- Kryszta�, no nie. We�my taki kryszta� - gor�czkowo szepta� dalej. - Zniszczony kryszta� mo�e si� zregenerowa� w odpowiednich warunkach... Oscarze, id� i zobacz, czy agrafki s� ci�gle w szufladzie. Prosz� ci�!
Oscar wolno ruszy� do biura. Da� si� s�ysze� stukot odsuwanych szuflad. Po chwili by� z powrotem.
- Wszystkie gdzie� znikn�y. Tak jak m�wi�a ta pani: gdy ich potrzebujesz, to ich nigdy nie ma - powiedzia�.
Ferd gwa�townie dopad� do szafy i otworzy� j�. Musia� odskoczy�; wysypa�y si� z niej z trzaskiem wieszaki na ubrania.
- Tak, nie ma agrafek, natomiast jest mn�stwo wieszak�w, tam gdzie ich przedtem nie by�o - powiedzia� Ferd.
- Nie bardzo wiem, o co ci chodzi. Lecz na pewno nikt tu si� nie dosta� i nie zamieni� agrafek na wieszaki. Ja to tylko mog�em zrobi�, ale tego nie zrobi�em. A mo�e to by�e� ty? - Oscar zmru�y� oczy. - Mo�e uczyni�e� to we �nie, nic o tym nie wiedz�c? Wydaje mi si�, �e dobrze by by�o, gdyby� poszed� do doktora. Nie wygl�dasz dzi� najlepiej.
Ferd cofn�� si� i usiad�.
- �le si� dzisiaj czuj�. Boj� si�, Oscar. Ale czego ja si� boj�? - Z�apa� si� za g�ow�. - Pos�uchaj! Tak jak ci to t�umaczy�em ju� wcze�niej: zwierz�ta na�laduj� otoczenie, kt�re si� wok� nich znajduje. Przypu��my, �e rzeczy, kt�re s� w otoczeniu ludzi w miastach, domach, te w�a�nie rzeczy mog� imitowa� inne rzeczy, kt�re s� w naszym otoczeniu.
Ferd zacz�� g�o�no oddycha�.
- W naszym otoczeniu. O rany! - wykrzykn�� Oscar.
- Mo�e one s� tylko innymi formami �ycia. Mo�e pobieraj� swoje po�ywienie z cz�stek powietrza. S�uchaj, Oscar, agrafki stanowi� ich poczwarki, potem przechodz� w formy larwalne, czyli wieszaki.
O, Bo�e! Nie, nie, to przecie� nie mo�e tak by� - �ka�. Oscar patrzy� na niego z ubolewaniem. Po paru minutach Ferd wydawa� si� nieco lepiej panowa� nad sob�.
- Te wszystkie rowery, kt�re znajduj� gliny, a potem szukaj� ich w�a�cicieli - sapa�. - A gdy ich nie znajd�, to wystawiaj� je na sprzeda� i my je kupujemy. One nie maj� w rzeczywisto�ci w�a�cicieli. One nie s� robione w fabrykach. One rosn�! Rosn�! S�yszysz, Oscar?! Rosn�!!! Mo�esz je zniszczy�, zgnie��, a one i tak si� zregeneruj�.
Oscar rozejrza� si� wko�o i wolno powiedzia�:
- Taak, ch�opie. M�wisz, �e najpierw jest agrafka, a potem zmienia si� w wieszak?
- Tak, najpierw jest kokon, a potem owad. Najpierw jest jajo, a potem ptak - m�wi� jednym tchem Ferd. - Lecz te rzeczy dziej� si� tylko w nocy. Dlatego my ich nie mo�emy zobaczy� ani us�ysze�. Pami�tasz te ciche odg�osy ka�dej nocy. To w�a�nie to.
- No dobrze - powiedzia� Oscar. - To czemu, do cholery, nie brodzimy po kolana w rowerach, je�eli powstaj� one z takiej masy wieszak�w.
Ferd mia� i na to odpowied�:
- Je�eli z ka�dego jajeczka ostrygi wyros�aby doros�a posta�, to mo�na by spokojnie przej�� ocean na piechot� po ich skorupach. Przecie� wi�kszo�� z nich ginie i tylko nielicznym udaje si� przemieni� w form� doros��.
Oczywi�cie, co by�o do przewidzenia, Oscar zapyta�, jak gin� wieszaki. Czy kto� je zjad�?
Ferd zogniskowa� sw�j wzrok na �cianach s�siednich budynk�w.
- S�uchaj! W szkole �redniej w czasie lekcji j�zyka francuskiego musieli�my wynajdywa� s�owa, kt�re wygl�da�y jak angielskie, ale w rzeczywisto�ci znaczy�y co innego. Nazywali�my je �fa�szywymi przyjaci�mi�, rozumiesz? Pseudoagrafki, pseudoodkurzacze - m�wi� Ferd z coraz wi�kszym rozgor�czkowaniem.
Jego wsp�lnik patrzy� na niego z coraz wi�kszym ubolewaniem.
- Oj, Ferd, Ferd! Czy ty wiesz, co ci dolega? Powiem ci co. Gadasz mi tu o ostrygach, a tymczasem zapomnia�e�, po co one s�. One s� do jedzenia. Za du�o czytasz ksi��ek. Ksi��ek o robalach, francuskich ksi��ek. Pos�uchaj mojej rady: wyskocz gdzie�, spotkaj si� z lud�mi. Wiesz co? Nast�pnym razem Norma, wiesz, ta dziewczyna, z kt�r� ostatnio by�em na francuskiej kolarz�wce... Gdy ona przyjdzie znowu, to ty tym razem we�miesz ten cholerny rower i przejedziesz si� z ni�. Nie obra�� si�. Ona te� nie.
Ferd gwa�townie potrz�sn�� g�ow� na znak, �e si� nie zgadza.
- Nie wsi�d� ju� nigdy wi�cej na ten rower. Boj� si� go.
Oscar pu�ci� jego uwag� mimo uszu. Schwyci� go znienacka i si�� posadzi� na czerwon� francusk� kolarz�wk�.
- To jest jedyny spos�b, aby� prze�ama� sw�j strach - powiedzia�, dumny ze swego pomys�u.
Ferd przez chwil� posiedzia� na kolarz�wce i nagle wylecia� z niej, i spad� na pod�og�. Ca�y obola�y, zacz�� krzycze�:
- Zrzuci�a mnie! Chcia�a mnie zabi�! Patrz: widzisz krew?
Wsp�lnik usi�owa� go przekona�, �e to by� przypadek, �e po prostu jest s�aby i dlatego spad�. Chcia� go tak�e nam�wi� do ponownej pr�by prze�amania strachu.
Niestety, Ferd zacz�� z minuty na minut� wpada� w coraz wi�ksz� histeri�. Krzycza�, �e �aden cz�owiek nie jest ju� bezpieczny, �e trzeba ostrzec ludzko�� przed zbli�aj�c� si� katastrof�. Oscar d�ugo m�czy� si� ze wsp�lnikiem, zanim uda�o mu si� go dotransportowa� do domu i po�o�y� do ��ka.
Nie opowiedzia�, oczywi�cie, tego wszystkiego panu Whatneyowi. W zasadzie to powiedzia� mu, �e jego wsp�lnik mia� ju� dosy� pracy przy rowerach.
- Nie jestem typem cz�owieka, kt�ry chce zmienia� �wiat. Bior� rzeczy takimi, jakie s� - obwie�ci� Oscar.
Pan Whatney powiedzia�, �e jest to r�wnie� jego filozofia �yciowa.
Zapyta� o to, jak mu si� obecnie powodzi i czy odej�cie Ferda du�o zmieni�o w jego �yciu.
- Nie najgorzej. W�a�nie si� zar�czy�em. Ma na imi� Norma. Zupe�nie zwariowana na punkcie rower�w - odpowiedzia� Oscar. - Mam, oczywi�cie, wi�cej pracy, ale za to mog� robi� w sklepie to, co uwa�am za s�uszne.
Pan Whatney przytakn�� g�ow� i rozejrza� si� po sklepie.
- Widz�, �e dalej produkowane s� damki - powiedzia�. - I dzieje si� to w czasach, gdy tak wiele kobiet nosi spodnie. Ciekawe, czy je to jeszcze obchodzi, czy rower jest damski czy m�ski?
- Nie wydaje mi si�, panie Whatney, ale dla mnie to wa�ne. Ja my�l�, �e rowery s� jak ludzie. To znaczy s� to jedyne urz�dzenia, w kt�rych mo�na wyszczeg�lni� rodzaj �e�ski i m�ski.
Pan Whatney w odpowiedzi zachichota� i powiedzia�, �e Oscar ma racj� i �e nigdy mu to wcze�niej nie przysz�o do g�owy.
- No, ale do rzeczy. Prosz� mi pokaza�, co pan tu ma. Urodziny mojego ch�opaka b�d� ju� wkr�tce - powiedzia� Whatney.
- Prosz� bardzo: oto ekstra towarek. Mo�e go pan dosta� tylko u nas... A tu... - Oscar wskaza� palcem - specjalno�� zak�adu: skrzy�owanie ameryka�skiego klasyka z francusk� kolarz�wk�. Robiona tylko u nas. Mamy j� w trzech wersjach: dzieci�cej, ch�opi�cej i dla doros�ych. Pi�kne, nieprawda?
Whatney uwa�nie obejrza� oferowany towar i zgodzi� si� z opini� sprzedawcy.
- No, ale co si� sta�o z czerwon� francusk� kolarz�wk�, kt�ra tu zazwyczaj sta�a?
Twarz Oscara na moment wykrzywi�a si� w niemi�ym grymasie, lecz szybko przybra�a pogodny i niewinny wygl�d.
- Ach, ta stara czerwona kolarz�wk�? Da�em j� do przerobienia na �yletki - odpowiedzia�.
I w tym momencie obaj wybuchn�li �miechem. Potem jeszcze opowiedzieli sobie kilka r�nych historyjek i w ko�cu ustalili warunki sprzeda�y, po czym udali si� do lokalu naprzeciwko, aby to obla�. Wypili po kilka piw. �miej�c si�, d�ugo rozmawiali. Pod koniec biesiady obaj doszli do wniosku, �e z biednym Ferdem to by�a jednak bardzo wstydliwa i dziwna sprawa, poniewa� zasta� on pewnego dnia znaleziony we w�asnej szafie z zadzierzgni�tym na szyi drucianym wieszakiem na ubrania.
T�umaczy� Andrzej Wieczorek