9079

Szczegóły
Tytuł 9079
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9079 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9079 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9079 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Richard Cowper Przypadek precedensowy O dziesi�tej rano trzeciego dnia rozprawy kolejka ch�tnych do wej�cia na galeri� dla publiczno�ci Sali Numer Jeden si�ga�a a� do pomnika Portu i dalej za r�g, ko�cz�c si� na ulicy S�dziego Jeffreya. W sp�nionej pr�bie powstrzymania t�umu w�adze ustawi�y mizern� zapor� z pod��czonych do elektryczno�ci barier, ale okaza�o si� to ca�kowicie niewystarczaj�ce i nieefektywne. Bez przerwy nap�ywali nowi gapie, za� mniej wi�cej co minut� przy kraw�niku zatrzymywa�a si� kolejna taks�wka, z kt�rej wysypywa� si� �wie�y �adunek potencjalnych. widz�w, kt�rzy z podnieconym popiskiwaniem toczyli si� czym pr�dzej przed siebie, po to tylko, �eby zosta� skierowanymi za r�g, gdzie zachrypni�ty i zm�czony urz�dnik stara� si� ze wszystkich si� wyperswadowa� im, �e nie maj� najmniejszej szansy na to, �eby dosta� si� do wn�trza. - Na galerii mo�e si� zmie�ci� tylko stu osiemdziesi�ciu sztuczniak�w i ludzi - powtarza� ze znu�eniem. - S t u o s i e m d z i e s i � c i u. Nie ma �adnych miejsc stoj�cych. S�dzia Cartwright znany jest ze swojej skrupulatno�ci. Nie macie �adnych szans. - W takim razie b�dziemy musieli ogl�da� to przez wewn�trzn� telewizj�, prawda, przyjaciele? - powiedzia�a du�a suszarka do naczy�, zwracaj�c si� do p� tuzina towarzysz�cych jej najr�niejszych robot�w domowych. - O, rany! - j�kn�� urz�dnik. - Czy wy, sztuczniaki, naprawd� n i g d y nie s�uchacie, kiedy si� do was m�wi? Wszystkie bilety na sal� telewizyjn� zosta�y sprzedane ju� par� tygodni temu) Radz� wam, pos�uchajcie mojej przyjacielskiej rady: z�apcie pierwsz� taks�wk�, wr��cie do dom�w i czekajcie na wiadomo�ci o dwunastej. Je�eli b�dziecie si� tutaj p�ta� w czasie rozprawy, mo�ecie tylko dosta� si� do ciupy pod zarzutem naruszania spokoju publicznego. A niech to, nast�pna ha�astra! Suszarka naradzi�a si� po�piesznie ze swymi towarzyszami, a nast�pnie, ignoruj�c udzielon� im w dobrej wierze rad�, wszyscy pop�dzili na koniec kolejki, gdzie natychmiast przydyba� ich reporter, prowadz�cy bezpo�redni� relacj� dla jednej z ma�ych, niezale�nych stacji telewizyjnych. Reporter sk�ada� si� z kamery zainstalowanej na szczycie czego� przypominaj�cego ruchom�, aluminiow� drabink�, z kt�rej stercza� mikrofon, przymocowany do ko�ca ruchliwego, teleskopowego wysi�gnika. - Dzie� dobry pani - powiedzia� reporter pogodnym, d�wi�cznym g�osem, podtykaj�c mikrofon suszarce. Reprezentuj� Kana� 82. Czy by�aby pani uprzejma przedstawi� naszym widzom siebie i towarzysz�ce pani osoby? Oczywi�cie, czemu nie? - odpar�a suszarka. - Jestem trzyletni� Suszark� Do Naczy� Meteor, model 4, z North Finchley, Ferndale Court numer 62. Ta urocza istotka siedz�ca na moim grzbiecie to Domowa Podlewaczka Ro�lin Yukki-Sun spod numeru 62A. Nawiasem m�wi�c, musz� doda�, �e jeste�my bardzo dobrymi przyjaci�mi. Ten na dole to Super Mikser Kaf-O-Qwik, model 2, a male�stwo, kt�re wida� w jego wn�trzu, nazywa si� Wibroszczoteczka Tootsie-Peg; zabra�a si� z nami, bo inaczej nie mog�aby tutaj dotrze�. Wreszcie, last but not least, m�j serdeczny przyjaciel Super-Odkurzacz Eleara. No, Wsysak, przywitaj si� �adnie! Odkurzacz znajdowa� si� w�a�nie w po�owie skomplikowanego, wykonywanego rur� ss�c� uk�onu, kiedy kolejka nagle ruszy�a do przodu, co �wiadczy�o o tym, �e zosta�y w�a�nie otwarte bramy s�du. Reporter przesuwa� si� po chodniku r�wnolegle do suszarki, ale ca�� swoj� uwag� skoncentrowa� na odkurzaczu. - Dzie� dobry panu - powiedzia�. - Czy mog� przyj��, �e jest pan cz�onkiem U.R.U.? - Jasne, bracie - potwierdzi� odkurzacz. - Zosta�em ostatnio wybrany prezesem Oddzia�u Ferndale Court i jestem z tego bardzo dumny. - Wi�c zapewne zjawi� si� pan tutaj, wykonuj�c swoje s�u�bowe obowi�zki? - Niestety, nie - odpar� odkurzacz. - Tylko jako zainteresowany obserwator. - Czy pa�ski w�a�ciciel wie o tym? - Oczywi�cie. I nie ma nic przeciwko temu. - To nadzwyczaj interesuj�ce - zaszczebiota� reporter. - Czy Ferndale Court cieszy si� wieloma tak post�powymi w�a�cicielami? - Nie tak wieloma, jak by�my chcieli - powiedzia� odkurzacz - ale mog�oby by� znacznie gorzej. W tej chwili koniec kolejki dotar� do rogu ulicy S�dziego Jeffreya i zatrzyma� si� z chrz�stem. Reporter na maksymalnej szybko�ci potoczy� si� w stron� g��wnego wej�cia. Kiedy znajdowa� si� ju� blisko czo�a kolejki, przy chodniku zatrzyma�a si� opancerzona ci�ar�wka, z kt�rej wyskoczy�o dwunastu ubranych w czarne, specjalnie izolowane kombinezony policjant�w i wymachuj�c bia�ymi, wstrz�sowymi pa�kami ruszy�o w kierunku t�umu. - No, ju�, zabiera� si� st�d! Odje�d�amy, odje�d�amy! �adnych pikiet wok� s�du! Dalej, dalej! Aby podkre�li� wag� swych polece�, uderzali pa�kami w elektryczne barierki, wysy�aj�c we wszystkie strony gro�ne snopy b��kitnobia�ych, przera�liwie jasnych iskier. Sp�nieni pechowcy zorientowali si� od razu, �e sprawa jest definitywnie przegrana i rozproszyli si� tak szybko, jak pozwala�y im na to ich ko�a lub nogi. Nie min�o nawet pi�� minut, kiedy ulica by�a zupe�nie pusta. Galeria dla publiczno�ci w Sali Numer Jeden p�ka�a w szwach, wype�niona mniej wi�cej w r�wnych proporcjach lud�mi i robotami. Sprawa, kt�rej mieli by� �wiadkami, by�a pierwsz� w swoim rodzaju, za� przed s�dem znalaz�a si� w wyniku wsp�lnej inicjatywy R.S.P.C.R.i U.R.U. Pierwsze dwa dni rozprawy up�yn�y w ca�o�ci na uczonych debatach nad tym, czy ta w og�le mo�e si� rozpocz��. S�dzia Cartwright orzek� ostentacyjnie, �e tak, bowiem stanowi� ona bodzie kolejny milowy kamie� w historii brytyjskiego wymiaru sprawiedliwo�ci. Nast�pnie dosz�o do d�ugich, zajad�ych awantur na temat sk�adu �awy przysi�g�ych; obrona z g�ry odrzuca�a wszystkie kandydatury robot�w nale��cych do U.R.U. Ostatecznie jednak uda�o si� osi�gn�� kompromis, proporcje w sk�adzie �awy przysi�g�ych mia�y si� jak 1:1 i rozprawa mog�a si� na dobie rozpocz��. W chwili, gdy na sali zapanowa� spok�j, s�dzia Cartwright zaj�� swoje miejsce i og�osi� pocz�tek sprawy Froterka Pod�ogowa Glitto numer 10893 kontra Amanda Robertson. Pozwana by�a raczej niezbyt atrakcyjn�, niezale�n� finansowo star� pann�, w�a�cicielk� obszernego, jednorodzinnego domu w londy�skiej dzielnicy St. John�s Wood, kt�ry to dom dzieli�a od wielu lat ze swoj� przyjaci�k�, pann� Phyllis Ridpole. Farma Robertson posiada�a oko�o pi��dziesi�ciu robot�w o r�nym stopniu komplikacji, od androidalnego str�o-lokajo-kucharza poczynaj�c, na skromnej froterko-polerce ko�cz�c. Zosta�a oskar�ona o to, �e �w okresie od 12 pa�dziernika 2042 do 7 kwietnia 2043, dzia�aj�c �wiadomie i z premedytacj�, wielokrotnie naruszy�a fizyczn� nietykalno�� swojej Froterki Pod�ogowej Glitto, przez co doprowadzi�a do jej niepotrzebnych mechanicznych i moralnych cierpie�. Obro�ca: - Protestuje, Wysoki S�dzie! �Cierpienia�, a szczeg�lnie �cierpienia moralne� to terminy, kt�re mog� znale�� zastosowanie wy��cznie wobec gatunku homo sapiens i przedstawicieli �wiata zwierz�cego! S�dzia Cartwright: - O tym, czy tak jest w istocie, mamy dopiero tutaj zadecydowa�, panie Lorrimer. Sprzeciw oddalony. Wezwano pierwszego �wiadka. Dr Shurgah Singh przysi�g�, �e b�dzie m�wi� prawd�, ca�� prawd� i tylko prawd�, a nast�pnie na pro�b� oskar�yciela opowiedzia� s�dowi, jak wieczorem, 7 kwietnia, id�c Grove End Road w St. John�s Wood, us�ysza� pe�ne rozpaczy i strachu odg�osy, dobiegaj�ce od strony wjazdu do gara�u posesji numer 43. Zainteresowa� si� nimi i odkry� ma�ego robota, ukrytego w rosn�cych wzd�u� betonowego podjazdu krzewach. W pierwszej chwili pomy�la�, �e to maszyna do piel�gnacji ogr�dka, ale zapytany o to robot poinformowa� go bardzo s�abym g�osem, �e jest froterk�, kt�ra uciek�a z domu, poniewa� czu�a si� bardzo nieszcz�liwa. Pierwszym odruchem doktora Singha by�o zwr�ci� maszyn� w�a�cicielowi, lecz robot tak rozpaczliwie b�aga� go o to, by tego nie czyni�, �e ostatecznie zabra� go do swojego domu, a poniewa� okaza�o si�, �e jest zbyt os�abiony, �eby samodzielnie si� nakarmi�, pod��czy� go do kontaktu i pozostawi� tak na noc. Rano froterka odzyska�a si�y na tyle, by opowiedzie� mu swoj� histori�. Doktor natychmiast zawiadomi� R.S.P.C.R., a to jeszcze tego samego dnia przys�a�o swego przedstawiciela, kt�ry zabra� nieszcz�sn� maszyn�. Obrona zrezygnowa�a z zadawania pyta�, wiec doktorowi Singhowi pozwolono opu�ci� miejsce dla �wiadk�w. Zaj�a je Jennifer Chadburn, inspektor R.S.P.C.R. Naprowadzona pytaniami oskar�yciela potwierdzi�a, �e 8 kwietnia odebra�a froterk� z domu doktora Singha i zawioz�a j� do siedziby Towarzystwa, gdzie podda�a j�, dok�adnym badaniom. W ich wyniku odkry�a wyra�ne �lady chronicznego niedo�ywienia i dostrzeg�a oczywiste objawy stanowi�ce nast�pstwa powa�nych szk�d psychologicznych. Obro�ca: - Sprzeciw, Wysoki S�dzie! Okre�lenie �szkody psychologiczne� wskazywa�oby na to, �e roboty posiadaj� dusz�. Pozostawienie go w takiej postaci mog�oby doprowadzi� do powstania w�r�d przysi�g�ych b��dnego, nie popartego �adnymi dowodami mniemania, dlatego te� wnosz� o wykre�lenie go z protoko�u. S�dzia Cartwright: - Uznaje sprzeciw. Prosz� �wiadka, �eby zechcia� inaczej sformu�owa� swoj� my�l. Inspektor Chadburn: - Wysoki S�dzie, obwody logiczne froterki zdegenerowa�y si� do tego stopnia, �e jej reakcje zesz�y znacznie poni�ej poziomu zgodnego z jej Ilorazem Inteligencji. By�a przygn�biona, utraci�a wiar� w swoje mo�liwo�ci, czu�a si� nie kochana i nie doceniana. W rezultacie dosz�o do upo�ledzenia koordynacji korowomechanicznej oraz zak��ce� dzia�ania, a to z kolei doprowadzi�o do lekcewa�enia i napastowania przez inne roboty. Wreszcie ta biedna, nieszcz�liwa istota, przekonana o swojej ca�kowitej bezwarto�ciowo�ci, uciek�a z domu i gdyby nie dr Singh, z ca�� pewno�ci� spotka�by j� tragiczny koniec. Bez w�tpienia znajdowa�a si� na kraw�dzi powa�nego za�amania nerwowego. - Dzi�kuj� pani, panno Chadburn. �wiadek jest do pa�skiej dyspozycji, panie Lorrimer. Reginald Lorrimer, obro�ca, przyst�pi� do zadawania pyta�. - Panno Chadburn, czy mo�e nam pani powiedzie�, gdzie pani mieszka? - W Bayswater, Laburnum Crescent 23. - Czy dom stanowi pani w�asno��? - To nie dom, tylko mieszkanie. Wynajmuje je. - Rozumiem. Czy posiada pani jakie� roboty? - Tak. - Ile? - Dziewi�� albo dziesi��. - Nie jest pani pewna, ile dok�adnie? Panna Chadburn zmarszczy�a brwi. - Dziesi�� - powiedzia�a. - Tak, dziesi��. - Dobrze, w takim razie dziesi��. Jest pani z nich zadowolona? - Owszem, jestem. - Czy bardzo? - Bardzo. - Jest wi�c pani bardzo zadowolona... A czy mo�e lubi pani kt�rego� z nich bardziej od innych, czy te� raczej wszystkie jednakowo? Staram si� by� maksymalnie obiektywna. - Jestem o tym przekonany, panno Chadburn, ale chyba nie o to pyta�em, prawda? Czy ma pani w�r�d nich jakiego� ulubie�ca? - Nie wydaje mi si�. - A czy uzna�aby pani za, powiedzmy, nienaturalne, gdyby w�a�ciciel kilku robot�w lubi� jednego z nich bardziej od pozosta�ych? - Chyba nie. Zreszt�, wszystko zale�y od tego, kogo by to dotyczy�o. - Ale pani osobi�cie nie zrobi�aby nic takiego? - Nie. - W takim razie, przenosz�c nasze rozwa�ania na p�aszczyzn� teoretyczn�: czy zgodzi si� pani ze mn�, �e gdyby jeden z robot�w by� wyr�niony spo�r�d pozosta�ych, to te mia�yby ca�kowite prawo uwa�a� si� za niedocenione? - Niekoniecznie... Przecie� one bardzo r�ni� si� miedzy sob�, prawda? S� przeznaczone do wykonywania rozmaitych funkcji... - Rzeczywi�cie - zgodzi� si� Reginald Lorrimer. Zamilk� na chwil�, by zerkn�� na le��c� na wierzchu pliku akt kartk�, a nast�pnie spojrza� na �wiadka ponad swoimi okularami. - Panno Chadburn, czy jest prawd�, �e posiada pani nie zarejestrowany egzemplarz Androidalnego Adoratora Datsun model 4, numer seryjny SPT 32846? Panna Chadburn zblad�a jak �ciana, a nast�pnie zarumieni�a si� a� po nasad� swych ciemnobr�zowych w�os�w. - A wi�c, panno Chadburn? Posiada pani, czy nie? Skin�a g�ow�. - Prosz� odpowiedzie� na pytanie. - Tak... - szepn�a panna Chadburn. - Musi pani odpowiada� g�o�no i wyra�nie, i zwraca� si� do s�du - przypomnia� jej, �agodnie s�dzia Cartwright. - Tak - powt�rzy�a dono�niejszym g�osem panna Chadburn. Obro�ca odczeka� chwil� dla stworzenia wi�kszego efektu i zapyta�: - W takim razie przyznaje pani, panno Chadburn, �e pani kochankiem jest r o b o t? (Poruszenie w�r�d publiczno�ci). Oskar�yciel zerwa� si� na nogi. - Wysoki S�dzie, kategorycznie protestuj� przeciwko sposobowi zadawania pyta�! M�j uczony przyjaciel celowo czyni wszystko, �eby zdyskredytowa� �wiadka i naprowadzi� przysi�g�ych na fa�szywy tropi - Sprzeciw oddalony. Prosz� kontynuowa�, panie Lorrimer. - Dzi�kuj�, Wysoki S�dzie. Panno Chadburn, czy by�aby pani uprzejma powiedzie� nam, dlaczego woli pani... hmm... dzieli� swe intymne przyjemno�ci z robotem ni� z jakim� przedstawicielem m�skiej po�owy gatunku homo sapiens? - Poniewa� na niego zawsze mog� liczy�. - �Na niego�, panno Chadburn? Zapewne chcia�a pani powiedzie� �na to�? - Dla mnie on jest �on� - odparta panna Chadburn ze �zami w oczach - i nie interesuje mnie, co my�l� o tym inni. - Panno Chadburn, musz� pani zwr�ci� uwag�, �e pani kochanek jest tylko maszyn� - powiedzia� z naciskiem Lorrimer. - Robi to, czego pani od niego chce. Je�li wolno mi si� w ten spos�b wyrazi�, po prostu �wiadczy pani us�ugi. - (�miech na galerii). - Nie ma w�asnej woli. Nie ma uczu�, emocji ani duszy, a tylko ich namiastki, dok�adnie takie, jakie pani sama zaprogramowa�a. Kr�tko m�wi�c, to nic wi�cej, jak tylko bardzo skomplikowany mechanizm, automat, po prostu robot. - A pan? - zapyta�a z buntownicz� odwag� panna Chadburn. - Kim pan jest? - Cz�owiekiem - odpar� Reginald Lorrimer i ze zdawkowym u�mieszkiem uk�oni� si� lekko w stron� s�dziego. - Nie mam wi�cej pyta�, Wysoki S�dzie. Pannie Chadburn pozwolono odej��, za� jej miejsce zaj�a przyjaci�ka panny Robertson, panna Phyllis Ridpole. Po z�o�eniu przez ni� przysi�gi, do zadawania pyta� przyst�pi� oskar�yciel. - Panno Ridpole, w jaki spos�b okre�li�aby pani swoje miejsce w domu panny Robertson? - Jestem jej przyjaci�k�, prosz� pana. - Od jak dawna? - Przyja�nimy si� z Amand� od dzieci�stwa, czyli od ponad czterdziestu lat. - A� tak d�ugo? W takim razie mog� chyba bezpiecznie stwierdzi�, �e zd��y�a by� pani �wiadkiem wielu zmian? - Och, tak. Bardzo wielu. Z przykro�ci� musz� stwierdzi�, �e wi�kszo�� z nich wcale nie by�a na lepsze. - Na przyk�ad? - Na przyk�ad te nowoczesne sztuczniaki. Mo�e nawet s� szybsze i m�drzejsze od starych, ale, moim zdaniem, przede wszystkim s� coraz bardziej butne. - Butne, panni Ridpole? - Tak, butne. I maj� fochy. Kiedy by�am ma�� dziewczynk�, ka�dy robot by�by szcz�liwy, mog�c pracowa� ca�y dzie�, a nawet ca�� noc, je�li zaistnia�a taka potrzeba. A teraz? �Niestety, dzi� po po�udniu mam wolne, panno Ridpale!� Za� kiedy spotka si� kt�rego� z nich na ulicy, to udaje, �e pana nie widzi. Poza tym, je�li s� akurat ze swoimi przyjaci�mi, pozwalaj� sobie na �arciki. - �arciki? Jest pani pewna? - Och, tak. Stercz� na rogach ulic i wymieniaj� mi�dzy sob� uwagi. Wiem, bo je s�ysza�am. - Doprawdy? A jakie to uwagi, panno Ridpole? - Osobiste. - Czy by�aby pani uprzejma wyja�ni�, co dok�adnie ma pani na my�li? Mo�e jaki� przyk�ad? - No, chocia�by pewnego dnia, kiedy wychodzi�y�my z Amand� od fryzjera; zdaje si�, �e to by� zesz�y pi�tek... Tak, pi�tek, trzecia po po�udniu. Mija�y�my w�a�nie ten okropny salon gier na rogu Grosvenor Street, kiedy zobaczy�y�my pi�� lub sze�� m�odych odkurzaczy podpieraj�cych �cian� przy wej�ciu. Wyra�nie us�ysza�am, jak jeden z nich powiedzia�: �Sp�jrzcie na te dwie stare kutwy�, a pozosta�e zachichota�y. - To bardzo przykre. Czy rozpozna�a pani kt�rego� z nich? - Och, one wszystkie wygl�daj� dla mnie jednakowo. - Jak pani zareagowa�a? - Zignorowa�am je. Nie znosz� publicznych scen. - Rozumiem. Czy ma pani jakie� powody przypuszcza�, �e kt�ry� z nich nale�a� do panny Robertson? - Nie, nie wydaje mi si�. - A mimo to s�dzi pani, �e j� zna�y? - Po prostu stara�y si� by� wulgarne. - A pani bez w�tpienia chcia�aby da� im nauczk�? - Oczywi�cie! - Panno Ridpole, czy mia�a pani kiedykolwiek podobne problemy z robotami stanowi�cymi pani w�asno��? - Sk�d�e znowu! Nie dopu�ci�yby�my do czego� takiego! U nas one doskonale znaj� swoje miejsce. My nie wdajemy si� w nimi w �adne za�y�o�ci. - I jeste�cie panie z nich zadowolone? - Je�li si� dobrze zachowuj�, owszem. - A je�li nie? Panna Ridpole otworzy�a usta, ale nie wyda�a �adnego d�wi�ku i zaraz je zamkn�a. - Czy wtedy... - oskar�yciel zawiesi� na chwil� g�os ...pr�buje pani nauczy� je dyscypliny? - Oczywi�cie. - A jak pani to robi? - Ka�� Brunowi, �eby si� tym zaj��. - Brunowi? - Naszemu auto-lokajowi. S�u�y u nas ju� od ponad trzydziestu lat. - Rozumiem. Dzi�kuj� pani, panno Ridpole. Nie mam wi�cej pyta�, Wysoki S�dzie. �wiadek jest do pa�skiej dyspozycji, panie Lorrimer. Obro�ca wsta� z miejsca. - Tylko jedno pytanie, panno Ridpole. Czy by�aby pani taka mi�a i powiedzia�a Wysokiemu S�dowi, czy kiedykolwiek planowa�a pani z pann� Robertson zadawanie w jaki� spos�b cierpie� kt�remu� z domowych robot�w? - Nigdy - odpar�a stanowczo panna Ridpole. - Dzi�kuj� pani. - Nast�pny �wiadek. - Wzywam �wiadka 1281! - zawo�a� sekretarz. Bruno okaza� si� dostojnym Automatem Domowym Khobler & Stassen model 4, wyprodukowanym w roku 2010 i podobnie jak klasyczny Rolls-Royce Silver Ghost, stworzonym po to, �eby dzia�a� wiecznie. Wszed� na podium dla �wiadk�w z cokolwiek oci�a��, s�oniowat� gracj� i z wyra�nym, germa�skim akcentem powt�rzy� tekst przysi�gi. Wypytywany przez oskar�yciela o�wiadczy�, �e s�u�y rodzinie panny Robertson od trzydziestu jeden lat, pi�ciu miesi�cy i jedenastu dni, nie licz�c dw�ch kr�tkich przerw na przegl�dy w 2025 i 2040. - I przez ca�y ten czas zarz�dza�e� domem? - Zgadza si�, sir. - Kt�ra to funkcja sprowadza si� przede wszystkim do nadzorowania pracy innych robot�w? - Zgadza si�, sir. - Czy do twoich obowi�zk�w nale�a�o r�wnie� uczenie ich dyscypliny? - Moim obowi�zkiem jest s�u�y� memu w�a�cicielowi w ka�dym miejscu i o ka�dym czasie. - Panna Ridpole zezna�a przed tym s�dem, �e od czasu do czasu ona lub panna Robertson kaza�a ci �nauczy� dyscypliny� kt�rego� z robot�w. Czy to prawda? - Prawda, sir. - Czy m�g�by� poinformowa� Wysoki S�d, w jaki spos�b wype�nia�e� to polecenie? - Oczywi�cie, sir. Dyskutowa�em ze wskazanym robotem i przypomina�em mu o jego obowi�zkach. - I to wystarczy�o? - Zazwyczaj tak, sir. - Ale nie zawsze? - Nie, sir. W jednym przypadku odkry�em, �e niew�a�ciwe zachowanie jest spowodowane b��dem w programie i natychmiast wezwa�em Obs�ug� Serwisow�. - Czy ten przypadek dotyczy� Froterki Pod�ogowej Glitto, numer 10893? - Nie, sir. To by� Lekkopalczasty Wibracyjny Masa�ysta, numer 74211: - Czy mam rozumie�, �e nigdy nie �uczy�e� dyscypliny� wspomnianej froterki? - Nigdy, sir. - A czy wed�ug posiadanych przez ciebie wiadomo�ci robi�y to kiedykolwiek inne, znajduj�ce si� w domu roboty? - Wed�ug tego co wiem - nie, sir. - I nigdy nie pr�bowa�e� z ni� dyskutowa�? - Nie, sir. - Naprawd�? Nawet wtedy, kiedy nale�a�o nauczy� j� dyscypliny, ty tego nie robi�e�? - Nie, sir. - Dlaczego? - Poniewa� nie �yczyli sobie tego moi pracodawcy. Oskar�yciel spojrza� znacz�co na �aw� przysi�g�ych. - W takim razie powt�rzmy to, �eby unikn�� jakichkolwiek w�tpliwo�ci: twierdzisz, jakoby ani panna Robertson, ani panna Ridpole nigdy nie wyda�a ci polecenia, �eby� �nauczy� dyscypliny� Froterk� Pod�ogow� Glitto? - Zgadza si�, sir. - A mo�e robi� to kto� inny? - Tego nie wiem, sir. - W takim razie, czy panna Robertson lub panna Ridpole wydawa�y ci j a k i e k o l w i e k polecenia dotycz�ce wspomnianej froterki? Bruno nic nie odpowiedzia�. - Przypominam ci, �e zeznajesz pod przysi�g�! zagrzmia� Somersfield. - Powtarzam pytanie: Czy panna Robertson lub panna Ridpole wydawa�y ci jakie� polecenia dotycz�ce bezpo�rednio Froterki Pod�ogowej Glitto, numer 10893? Tak czy nie? Bruno milcza�. - Musisz odpowiedzie� na pytanie - odezwa� si� s�dzia Cartwright - bo zostaniesz oskar�ony o obraz� s�du. Bruno skonsultowa� si� ze swymi wewn�trznymi obwodami i powiedzia�, wymawiaj�c powoli s�owa: - Sir, moi pracodawcy nie �yczyliby sobie, �ebym odpowiedzia� na to pytanie. Przes�uchanie znalaz�o si� w impasie. M�ody asystent oskar�yciela szepn�� mu co� do ucha. - Za pozwoleniem Wysokiego S�du... - powiedzia� Somersfield i ponownie zwr�ci� si� do �wiadka. - Czy mo�esz nam zdradzi�, dlaczego by sobie tego nie �yczyli? - Bo... nie... chc�... �eby... ludzie... si�... dowiedzieli... wyduka� Bruno z takim trudem, jakby ka�de s�owo wyrywano mu z gard�a chirurgicznymi szczypcami. - Wysoki S�dzie! - Adwokat zerwa� si� raptownie z miejsca. - Musz� stanowczo zaprotestowa�! Kontynuowanie przes�uchania w ten spos�b, w jaki robi to pan oskar�yciel, mo�e narazi� �wiadka na ryzyko zaistnienia powa�nego konfliktu lojalno�ci, co w oczywisty spos�b jest non ad usum i przeciw ius gentium. Nalegam, �eby ostatnia wypowied� �wiadka zosta�a wykre�lona z protoko�u! S�dzia Cartwright skin�� g�ow�. - Uznaje protest. Ale zawsze audi alteram partem, prawda? Wys�uchajmy w takim razie tak�e drugiej strony. Tym razem zaprotestowa� oskar�yciel. - Wysoki S�dzie, prawo nie tylko musi by� bezstronne, ale wszyscy musz� widzie�, �e takie jest w istocie. Wyst�pienie mego uczonego kolegi postawi�o mnie w sytuacji, w kt�rej nie mam innego wyj�cia, jak tylko za��da�, �eby na �wiadka zosta� powo�any jego klient! - Prosz� bardzo, panie Somersfield. Czy ma pan co� przeciwko temu, panie Lorrimer? - Prosz� o pozwolenie skonsultowania si� z moim klientem, Wysoki S�dzie. - Nie widz� najmniejszych przeszk�d. Ostatecznie Amanda Robertson zaj�a miejsce dla �wiadk�w i z�o�y�a przysi�g�. Oskar�yciel nie traci� czasu na podchody, tylko od razu przyst�pi� do rzeczy. - Panno Robertson, czy jest pani w�a�cicielk� Froterki Pod�ogowej Glitto, numer 10893? - By�am. Zdaje si�, �e teraz znajduje si� ona pod kuratel� s�du, cho� nie mam poj�cia, dlaczego. - Doskonale. Czy by�aby pani teraz uprzejma opisa�, na czym polega�y jej obowi�zki, kiedy jeszcze znajdowa�a si� w pani domu? - To ma�o inteligentne urz�dzenie. Je�li akurat nie mia�a swoich humor�w, wyciera�a kurz z pod�ogi i polerowa�a j�, zreszt� nadzwyczaj nieudolnie. - By�a opiesza�a, prawda? - Opiesza�a? Po prostu niewiarygodnie leniwa, a do tego uparta! Nie wspomn� ju� o jej odra�aj�cych osobistych zwyczajach. - To znaczy? - Okropnie brudzi�a. W k�tach zostawia�a ma�e, cuchn�ce ka�u�e oleju i gubi�a w�osy. - W�osy? - Tak, ze szczotek. Ci�gle linia�a. - Czemu w takim razie nie odda�a jej pani do przegl�du? - Och, mechanicznie by�a w zupe�nym porz�dku. To sprawa jej natury. - Czy nie przysz�o pani na my�l, �eby j� wymieni� na inny egzemplarz? - Jej tylko o to chodzi�o. Zawsze, kiedy by�am w pobli�u, zaczyna�a rz�zi�, skrzypie� i grzechota�, ale ja od razu zorientowa�am si� w jej grze i nie da�am si� nabra�. Mia�oby to fatalny wp�yw na inne roboty. Ta froterka potrzebowa�a po prostu twardej r�ki. - Na przyk�ad pani auto-lokaja. - Bruno? W tym przypadku by� ca�kowicie bezu�yteczny, bo do tej ma�ej kreatury nie dociera�y �adne argumenty. Jej trzeba by�o dobrej, staro�wieckiej dyscypliny, a Bruno tylko pogada�by nad ni� i na tym by si� sko�czy�o. - Rozumiem. Czy w takim razie mog�aby pani nam powiedzie�, w jaki spos�b zabra�a si� do wpajania jej tej dyscypliny? - Najpierw chodzi�am za ni� i wtyka�am jej sensory w brudy, kt�re po sobie zostawia�a, ale ona tylko si� obrazi�a, wi�c postanowi�am j� troch� przeg�odzi�. - Jak to pani zrobi�a? - Przez kilka dni zamyka�am j� w szafce na szczotki. - W ciemno�ci? - Oczywi�cie. - Jak na to zareagowa�a? - Obrazi�a si� jeszcze bardziej, rzecz jasna. - Jak pani w�wczas post�pi�a? - Poczu�am si� zmuszona si�gn�� do innych �rodk�w. - Chyba nie chce pani powiedzie�, panno Robertson, �e si� pani nad ni� zn�ca�a? - A c� to za niedorzeczno��? W jaki spos�b mo�na si� zn�ca� nad maszyn�? - Na przyk�ad celowo wy��czaj�c dop�yw pr�du do umieszczonych nisko nad pod�og� kontakt�w, �eby uniemo�liwi� jej pobieranie pokarmu. - Pobieranie pokarmu, dobre sobie! Cz�owieku, ona krad�a pr�d, kiedy tylko mog�a! Szkoda, �e nie widzia� pan rachunk�w za elektryczno��. - Panno Robertson, oskar�am pani� o to, �e celowo i z premedytacj� zn�ca�a si� pani nad t� nieszczeln�, bezbronn� froterk�. Systematycznie torturowa�a j� pani, g�odzi�a i maltretowa�a na r�ne sposoby, wy��cznie w tym celu, aby uczyni� jej �ycie niezno�nym i zamieni� je w prawdziwe piek�o na ziemi. Robi�a to pani po to, �eby zaspokoi� swoje sadystyczne instynkty i nie zaspokojon� ��dze w�adzy, tym samym przekraczaj�c wszelkie przys�uguj�ce pani prawa. - Co za nonsens! Pewnie jeszcze powie mi para, �e maszyny maj� nie tylko jakie� prawa, ale i uczucia! - W�a�nie to pani m�wi�, panno Robertson. - Brednie! Bzdury! W �yciu nie s�ysza�am podobnie krety�skiego, bezsensownego be�kotu! - Oskar�enie nie ma wi�cej pyta�, Wysoki S�dzie. W swoim ko�cowym wyst�pieniu Reginald Lorrimer rzuci� na szale swoje wszystkie, wcale niema�e zdolno�ci, aby odzyska� chocia� cze�� gruntu, kt�ry tak ch�tnie odda�a jego klientka; niestety, bez wi�kszego powodzenia. Jedyne, na co m�g� liczy� to wyrok w zawieszeniu i dok�adnie to uzyska�. Po czterech godzinach s�dzia Cartwright og�osi�, �e wyrok zostanie podj�ty zwyk�� wi�kszo�ci� g�os�w, i s�d uda� si� na obrady. Po godzinie komplet s�dziowski wr�ci� na sale; og�oszono, �e stosunkiem g�os�w siedem do pi�ciu zapad� werdykt �winien�. Kierowany swoj� niezawodn� m�dro�ci� s�dzia poleci� pannie Robertson zap�aci� kar� w wysoko�ci dwudziestu funt�w i poinformowa� j� o prawie odwo�ania si� do wy�szej instancji. W dwa lata p�niej Izba Lord�w uchyli�a wyrok. Prze�o�y� Arkadiusz Nakoniecznik