Kane Ben - Srebrny Orzeł

Szczegóły
Tytuł Kane Ben - Srebrny Orzeł
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Kane Ben - Srebrny Orzeł PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Kane Ben - Srebrny Orzeł PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Kane Ben - Srebrny Orzeł - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Strona 2 Plik jest zabezpieczony znakiem wodny m Strona 3 Strona 4 Mojej niesamowitej żonie Sair – bez jej miłości, wsparcia i tolerancji wszystko byłoby o wiele trudniejsze. Ta książka jest dla Ciebie. Strona 5 Strona 6 Więcej Darmo wy ch Eb o o k ó w n a: www.Frik Sh are.p l Rozdział I Mitreum Ws ch o d n ia M arg ian a, zima 5 3 /5 2 r. p .n .e. arto wie zatrzy mali s ię wres zcie d o b rą milę o d fo rtu . Gd y u cich ły o d g ło s y P mars zu – s k rzy p ien ie s k ó rzan y ch b u tó w i s an d ałó w, ch rzęs t zmro żo n eg o ś n ieg u – zap ad ła p rzy tłaczająca cis za. Nie s ły ch ać ju ż b y ło tłu mio n y ch p o k as ły wań i p o b rzęk iwan ia elemen tó w zb ro i. Ws zy s tk ie d źwięk i, jak g d y b y o n ieś mielo n e tą cis zą, g u b iły s ię teraz i ro zp ły wały w lo d o waty m p o wietrzu . Ciemn o ś ć n ie zawład n ęła jes zcze ziemią i w s zaro ś ci zmierzch u Ro mu lu s mó g ł p rzy jrzeć s ię miejs cu , k u k tó remu zmierzali. J eg o o czo m u k azała s ię zu p ełn ie zwy czajn a, n iemal p io n o wa ś cian a s zaro b u ry ch s k ał, wień cząca k o n iec n is k ieg o p as ma wzn ies ień . M imo że mło d y żo łn ierz mo cn o wy tężał wzro k , w g ęs tn iejący m mro k u n ie d o s trzeg ał jak ich ś s zczeg ó ln y ch zn ak ó w czy ś lad ó w ś wiad czący ch o wy jątk o wo ś ci teg o zak ątk a. Co ich tu p rzy wio d ło ? W p o b liżu n ie b y ło żad n y ch b u d y n k ó w an i ch arak tery s ty czn y ch o b iek tó w, a k ręta ś cieżk a, k tó rą p o k o n ali, zd awała s ię p ro wad zić w ś lep y zau łek . Stali ws zak u p o d n ó ża s k aln eg o u rwis k a. Ro mu lu s u n ió s ł p y tająco b rwi i s p o jrzał n a Bren n u s a, s wo jeg o p rzy jaciela i czło wiek a b ęd ąceg o d la n ieg o n iczy m o jciec, k tó reg o n ig d y n ie p o zn ał. – Na J o wis za! Co my tu ro b imy ? – Tark win iu s z n a p ewn o wie więcej n iż my – mru k n ął o k ry ty g ru b y m wo js k o wy m p łas zczem Bren n u s . Gal o b jął s ię wielk imi ramio n ami, żeb y zach o wać jak n ajwięcej ciep ła. – J ak zwy k le zres ztą… Strona 7 – Co z teg o ? I tak n ic n am n ie p o wie! – Ro mu lu s zło ży ł ręce i ch u ch n ął w n ie, s tarając s ię o g rzać n ieco twarz i p alce, k tó re z zimn a zaczy n ały mu ju ż d rętwieć. Swo jeg o o rleg o n o s a n ie czu ł ju ż o d d łu żs zeg o czas u . – Pręd zej czy p ó źn iej ws zy s tk ieg o s ię d o wiemy – o d p o wied ział s p o k o jn ie Gal. Ro ześ miał s ię cich o , p o trząs ając s p lecio n y mi w wark o czy k i wło s ami. Ro mu lu s ju ż n ic n ie mó wił. Żadne protesty czy marudzenia i tak na nic się zdadzą. Ani niczego nie przyspieszą. Cierpliwości – p o my ś lał. Ob aj p rzy jaciele n o s ili k aftan y z tk an in y . Bezp o ś red n io n a n ie zało ży li s tan d ard o we k o lczu g i. Ch o ciaż lorica hamata d o b rze ch ro n iła p rzed o s trzami, ciężk a p lecio n k a z rzęd ó w metalo wy ch p ierś cien i p o zb awiała ws zelk ieg o ciep ła zg ro mad zo n eg o w o rg an izmie. Niewiele p o mag ały wełn ian e p łas zcze, s zale i s p ecjaln e wk ład k i p o d czu b aty mi h ełmami z b rązu , b o rd zawe s p o d n ie s ięg ające ły d ek i ciężk ie n ab ijan e ćwiek ami caligae o d s łan iały zb y t wiele ciała, żeb y zap ewn iać n o s zącemu je jak iś k o mfo rt ciep ln y . – Id ź i g o zap y taj – zach ęcał Bren n u s , o d s łan iając w u ś miech u b iałe zęb y . – Zan im o d mro zimy s o b ie jaja… Ro mu lu s o d wzajemn ił u ś miech . Gd y jak iś czas temu h aru s p ik z Etru rii p o jawił s ię w ich zatęch ły m b arak u leg io n u , p ró b o wali wy ciąg n ąć z n ieg o jak ieś in fo rmacje. Tark win iu s z n ig d y n ie mó wił d u żo . I ty m razem rzu cił ty lk o , że mają d o wy k o n an ia zad an ie s p ecjaln e, zleco n e im p rzez d o wo d ząceg o Pak o ru s a i mo że d zięk i temu u d a mu s ię d o wied zieć, czy is tn ieje s zan s a wy d o s tan ia s ię z M arg ian y . Przy jaciele n ie ch cieli p o zwo lić, ab y Tark win iu s z s zed ł s am, ale i cies zy li s ię n a my ś l o zd o b y ciu jak ich ś n o wy ch wiad o mo ś ci. Przez k ilk a o s tatn ich mies ięcy cies zy li s ię zas łu żo n y m o d p o czy n k iem p o trwający ch n iemal n iep rzerwan ie o d d wó ch lat walk ach . M ijały k o lejn e d n i, a ży cie o b o zo we w rzy ms k im fo rcie p rzemien iało s ię w co raz n u d n iejs zą ru ty n ę. Brak o wało im zmu s zający ch d o wy s iłk u fizy czn eg o ek s cy tu jący ch ak cji i walk i. M u s ieli zad o wo lić s ię teraz s łu żb ą warto wn iczą. Zamias t p arad i d efilad p o zwy cięs twach mieli zajmo wać s ię n ap rawą s p rzętu . Sp o rad y czn e wy p rawy zwiad o wcze n ie d awały im wielk iej s aty s fak cji. Po n ad to p lemio n a, k tó re reg u larn ie n ajeżd żały M arg ian ę, zimą w o g ó le n ie p ro wad ziły d ziałań wo jen n y ch . Dlateg o p ro p o zy cja Tark win iu s za s p ad ała im jak z n ieb a. Teg o wieczo ra Ro mu lu s n ie s zu k ał jed n ak ty lk o s p o s o b u n a zab icie n u d y . Strona 8 Des p erack o p rag n ął u s ły s zeć co ś , co k o lwiek , p o zn ać frag men t wizji Tark win iu s za, w k tó rej zn alazłab y s ię wzmian k a o Rzy mie. M ias to n a s ied miu wzg ó rzach , w k tó ry m s ię u ro d ził, zn ajd o wało s ię n a d ru g im k o ń cu ś wiata. Żeb y tam wró cić, mu s iałb y p o k o n ać ty s iące mil n ieg o ś cin n y ch k rain , zamies zk iwan y ch p rzez n iep rzy jaźn ie n as tawio n e d o Rep u b lik i lu d y . Czy is tn ieje jak aś s zan s a, że k tó reg o ś d n ia wró ci d o teg o mias ta? Ro mu lu s marzy ł o ty m k ażd eg o d n ia n a jawie i we ś n ie, zres ztą p o d o b n ie jak p rawie ws zy s cy jeg o to warzy s ze. W miejs cu , w k tó ry m s ię zn aleźli – g d zieś n a k rań cach zn an eg o Rzy mian o m ś wiata – p o zo s tawało im ty lk o k u rczo we trzy man ie s ię tej my ś li. M arzen ia. A n iety p o wa wieczo rn a es k ap ad a z Tark win iu s zem p o zwalała p o d s y cić mały p ło my czek n ad ziei. – Po czek am – o d p arł w k o ń cu . – Przecież s ami ch cieliś my z n im iś ć. – Ro mu lu s p rzes tąp ił zrezy g n o wan y z n o g i n a n o g ę. Zawies zo n a n a s k ó rzan y m p as k u n a jeg o ramien iu p o d łu żn a tarcza zach y b o tała n iep ewn ie. – Zres ztą wid ziałeś , w jak im n as tro ju jes t Pak o ru s . Go to wy za tak ie p y tan ie p o zb awić mn ie p rzy ro d zen ia. To ju ż wo lę marzn ąć. Bren n u s zan ió s ł s ię n is k im, g ard ło wy m ś miech em. Od d ziałem d o wo d ził n iewy s o k i, ś n iad o s k ó ry mężczy zn a o imien iu Pak o ru s . Ub ran y b y ł w b o g ato zd o b io n y k aftan , s p o d n ie i n o s ił b u ty p rzy k ry wające k o s tk i. M iał ty p o wą d la Partó w s to żk o wą czap k ę i p łas zcz z fu tra n ied źwied zia, k tó ry d o b rze ch ro n ił g o p rzed ch ło d em. Sp o d n ieg o o d czas u d o czas u u k azy wał s ię mis tern ie zd o b io n y zło tem p as , n a k tó ry m wis iały d wa zak rzy wio n e s zty lety i miecz z d u ży m k lejn o tem w ręk o jeś ci. Ten o d ważn y , ale i b ezwzg lęd n y mężczy zn a d o wo d ził Zap o mn ian y m Leg io n em, zło żo n y m z rzy ms k ich jeń có w, k tó rzy p rzeży li k lęs k ę, jak ą o g ro mn a armia Kras s u s a p o n io s ła p o p rzed n ieg o lata p o d Carrh ae, g d zie s tarła s ię z jazd ą Su ren y . Tark win iu s z i d waj jeg o p rzy jaciele s tan o wili zaled wie mały u łamek p ro cen ta p o jman y ch wó wczas s zereg o wy ch leg io n is tó w. Klęs k a p o d Carrh ae s p rawiła, że Ro mu lu s u tracił ś wieżo o d zy s k an ą wo ln o ś ć. Jest w tym jakaś ironia – p o my ś lał Ro mu lu s . – Przeżyję swoje życie, wymieniając jednego pana na drugiego. Najp ierw zg in ał k ark p rzed Gemellu s em, b ru taln y m k u p cem, d o k tó reg o n ależała cała ro d zin a ch ło p ca – Welwin n a, jeg o matk a, o raz Fab io la, s io s tra b liźn iaczk a. Gd y Gemellu s s tracił wiele p ien ięd zy n a n ietrafio n y ch in wes ty cjach , s p rzed ał trzy n as to letn ieg o Ro mu lu s a M emo ro wi, lan iś cie z Ludus Magnus, n ajwięk s zej rzy ms k iej s zk o ły g lad iato ró w. Ch o ciaż M emo r n ie b y ł tak o k ru tn y jak Gemellu s , zależało mu jed y n ie n a ty m, ab y n ależący d o n ieg o n iewo ln icy lu b trafiający d o s zk o ły k ry min aliś ci d o s tarczali p u b liczn o ś ci jak n ajwięcej ro zry wk i. Walczy li Strona 9 i u mierali n a aren ie, zap ewn iając zab awę g awied zi. Ży cie lu d zk ie n ie miało d la n ieg o żad n eg o zn aczen ia. Ro mu lu s s p lu n ął, k rzy wiąc s ię n a ws p o mn ien ie s p ęd zo n y ch w ludus mies ięcy . Ab y p rzetrwać, mu s iał zab ić. Więcej n iż raz. Zabij lub giń – d ewiza p o wtarzan a p rzez Bren n u s a d zwo n iła mu w u s zach . Ro mu lu s s p rawd ził, czy jeg o k ró tk i o b o s ieczn y miecz łatwo wy ch o d zi z p o ch wy , a s zty let z k o ś cian ą ręk o jeś cią wis i u p as a w zas ięg u ręk i. Te ru ty n o we g es ty s tały s ię ju ż jeg o d ru g ą n atu rą. Uś miech n ął s ię, g d y zau waży ł, że Bren n u s ro b i to s amo . Ob aj zab rali ze s o b ą d wa o s zczep y zwan e pila, zak o ń czo n e d łu g imi żeleźcami – s tan d ard o we wy p o s ażen ie k ażd eg o rzy ms k ieg o leg io n is ty . To warzy s zący im teg o wieczo ra wo jo wn icy p arty js cy wy b ran i d o s traży p rzy b o czn ej Pak o ru s a wy raźn ie s ię o d n ich ró żn ili. I to zaró wn o p o d wzg lęd em u b io ru – mimo że n ie mieli n a s o b ie fu ter, tak ich jak to Pak o ru s a, ale cień s ze wełn ian e p łas zcze – jak i u zb ro jen ia. Każd y z n ich u zb ro jo n y b y ł w d łu g i n ó ż, a z p rawy ch b io d er wo jo wn ik ó w zwis ały wąs k ie p ak u n k i, k ry jące reflek s y jn y łu k k o mp o zy to wy i k o łczan z zap as em s trzał. Ch o ć b ieg le p o s łu g iwali s ię ró żn ą b ro n ią, Parto wie b y li p rzed e ws zy s tk im d o s k o n ały mi łu czn ik ami. Całe szczęście, że nie musiałem walczyć z żadnym z nich na arenie – p o my ś lał Ro mu lu s . Każd y p arty js k i wo jo wn ik p o trafił wy p u ś cić p ó ł tu zin a s trzał, zan im p rzeciwn ik zd o łał p o k o n ać o d leg ło ś ć s tu k ro k ó w. I k ażd a s trzała b ezb łęd n ie trafiała w cel. Bo g o wie b y li d la n ieg o łas k awi. W s zk o le g lad iato ró w p o zn ał Bren n u s a. Ro mu lu s rzu cił teraz p rzy jacielo wi p ełn e wd zięczn o ś ci s p o jrzen ie. Bez n ieg o , zmu s zo n y d o rad zen ia s o b ie s amo tn ie z p rzeciwn o ś ciami lo s u , z p ewn o ś cią s zy b k o s traciłb y ży cie. Ty mczas em min ęły d wa lata, a o n ży ł. Przetrwał. Od n ió s ł ty lk o jed n ą ciężk ą ran ę. I wted y , k tó rejś n o cy , g łu p ia s p rzeczk a p o d d rzwiami Lu p an aru s p rawiła, że p rzy jaciele mu s ieli u ciek ać z Rzy mu . Zaciąg n ęli s ię d o wo js k a jak o n ajemn icy i g en erał Kras s u s zo s tał ich n o wy m p an em. Po lity k , k rezu s i czło n ek trzęs ąceg o Rep u b lik ą triu mwiratu d es p erack o p rag n ął zwy cięs tw militarn y ch , ab y d o ró wn ać J u liu s zo wi Cezaro wi i Po mp eju s zo wi. Arogancki głupiec – p o my ś lał Ro mu lu s . – Gdyby miał w sobie choć odrobinę geniuszu militarnego Cezara, wszyscy dawno bylibyśmy już w domu. Zamias t p o ch wałę i s ławę Kras s u s p o p ro wad ził armię n a p u s ty n ię i zg o to wał trzy d zies tu p ięciu ty s iąco m leg io n is tó w k rwawą łaźn ię p o d Carrh ae. Dawn o Rzy m n ie p o n ió s ł tak h an ieb n ej k lęs k i. Ocalen i z rzezi – mn iej więcej jed n a trzecia armii – zo s tali więźn iami Partó w, k tó ry ch b ru taln o ś ć n ie mo g ła s ię ró wn ać n awet z o k ru cień s twem M emo ra. Dan o im wy b ó r: mo g li u mrzeć n a k rzy żach , czy li zg in ąć o d razu , alb o u d ać s ię n a n ies p o k o jn ą ws ch o d n ią g ran icę k ró les twa. Natu raln ie Strona 10 wy b rali to d ru g ie ro związan ie. Ro mu lu s wes tch n ął. Teraz wcale n ie b y ł ju ż p rzek o n an y , że p o d jęli właś ciwą d ecy zję. Wy g ląd ało n a to , że s p ęd zą res ztę ży cia, walcząc z o d wieczn y mi wro g ami Partó w: d zik imi k o czo wn iczy mi p lemio n ami z So g d ian y , Bak trii i Scy tii. Po s tan o wił teg o wieczo ra to warzy s zy ć Tark win iu s zo wi, b o ch ciał d o wied zieć s ię, czy mimo ws zy s tk o jes t d la n ich jak aś n ad zieja. Tark win iu s z wo d ził ciemn y mi o czy ma p o s k ale. Wy tężał wzro k . An i ś lad u . Wy ró żn iał s ię s p o ś ró d u czes tn ik ó w tej d ziwn ej ek s p ed y cji d łu g imi wło s ami, u k ład ający mi s ię w fale. Związy wał je zazwy czaj tk an in o wą o p as k ą. Od s łan iał wted y s zczu p łą twarz, wy s tające k o ś ci p o liczk o we i zło ty k o lczy k w p rawy m u ch u . No s ił też ch arak tery s ty czn y n ap ierś n ik , p o k ry ty d ro b n y mi, p o łączo n y mi p ierś cien iami z b rązu . Cało ś ci d o p ełn iał balteus ze s k ó rzan y mi p as k ami, zazwy czaj n o s zo n y p rzez cen tu rio n ó w. Tark win iu s z miał n a p lecach mały , zu ży ty p lecak . Z jeg o leweg o ramien ia zwis ał lab ry s – to p ó r b o jo wy o d wó ch o s trzach . W p rzeciwień s twie d o to warzy s zy h aru s p ik wzg ard ził p łas zczem. Nie ch ciał, ab y co ś tłu miło jeg o zmy s ły . – No i co ? – Pak o ru s n ie wy trzy mał. – Wid zis z wejś cie? Tark win iu s z zmars zczy ł b rwi i n ie o d p o wied ział. Dłu g ie lata s zk o len ia p o d s k rzy d łami Olen u s a, jeg o men to ra, n au czy ły g o wielk iej cierp liwo ś ci. In n i lu d zie częs to b łęd n ie in terp reto wali jeg o zach o wan ie, b io rąc o p an o wan ie za zb y tn ią p ewn o ś ć s ieb ie. Do wó d ca leg io n u zerk n ął w p rawo . Tark win iu s z ro zmy ś ln ie s p o jrzał w p rzeciwn ą s tro n ę. Wielki Mitro! Pokaż mi swoją świątynię. Pak o ru s ro b ił s ię co raz b ard ziej n iecierp liwy . – J es t n ie d alej n iż trzy d zieś ci k ro k ó w o d n as – wy raźn ie s ię z n im d rażn ił. Kilk u mężczy zn z jeg o s traży p rzy b o czn ej zaś miało s ię cich o . Tark win iu s z n ib y p rzy p ad k iem s k iero wał wzro k tam, g d zie wcześ n iej p atrzy ł Pak o ru s . Dłu g o wp atry wał s ię w ś cian ę u rwis k a, ale n ad al n ie d o s trzeg ał n iczeg o s zczeg ó ln eg o w p o s zarp an ej g ran i. – J es teś ty lk o s zarlatan em. Zaws ze to wied ziałem – wark n ął Pak o ru s . – Awan s o wan ie cię n a cen tu rio n a b y ło b łęd em. Jakby nie chciał pamiętać, że Zapomniany Legion używa broni, która pozwoliła żołnierzom wygrać Strona 11 niejedną bitwę – p o my ś lał g o rzk o h aru s p ik . Za ru b in p o d aro wan y mu p rzez Olen u s a wiele lat temu k u p ili b ele jed wab iu , k tó ry w d als zy m ciąg u p o k ry wa tarcze p o n ad p ięciu ty s ięcy żo łn ierzy . To d zięk i n iemu mo g li p rzetrzy mać n awałn icę s trzał z łu k ó w reflek s y jn y ch , p rzeb ijający ch wcześ n iej ws zy s tk ie rzy ms k ie scuta. To p rzecież jeg o p o my s łem b y ło p rzy g o to wan ie ty s ięcy d łu g ich włó czn i, k tó ry ch k u te żeleźce p o zwo liły im p o ws trzy mać s zarże k ażd ej jazd y . To d zięk i n iemu u d ało s ię ro zb ić wielk ą armię s o g d y js k ą, k tó ra zró wn ała z ziemią wiele o s ad w M arg ian ie. Po n ad to jeg o wied za med y czn a p o zwo liła u rato wać wielu ran n y ch żo łn ierzy . Zo s tał cen tu rio n em w u zn an iu zas łu g . Awan s o wał d zięk i temu , że zd o b y ł s zacu n ek żo łn ierzy . A jed n ak wciąż jes zcze n ie miał o d wag i p rzeciws tawić s ię o twarcie Pak o ru s o wi. Party js k i d o wó d ca b y ł p an em ży cia i ś mierci żo łn ierzy . Do tej p o ry o d to rtu r i ś mierci ch ro n ił Tark win iu s za – o raz w p ewn y m s to p n iu tak że Ro mu lu s a i Bren n u s a – lęk Parta p rzed jeg o n iezwy k ły mi zd o ln o ś ciami. Przed p ro ro czy mi wizjami i u miejętn o ś cią p rzep o wiad an ia p rzy s zło ś ci. Teraz jed n ak p o raz p ierws zy w ży ciu Tark win iu s za te talen ty zaczy n ały g o zawo d zić. Strach – n o wy ro d zaj emo cji – s tał s ię jeg o n ieo d s tęp u jący m n a k ro k to warzy s zem. Przez wiele mies ięcy rato wał s ię ty lk o s p ry tem, p o n ieważ n ie d o s trzeg ał żad n y ch is to tn y ch zn ak ó w. Przy g ląd ał s ię k ażd ej ch mu rze, s zu k ał in fo rmacji w k ażd y m p o d mu ch u wiatru , w k ażd y m p tak u i w k ażd y m zwierzęciu . Nic. Sk ład ał o fiary z k u r i jag n iąt, co zwy k le s p ro wad zało jak ieś wizje p rzy s zło ś ci. Os tatn io ws zelk ie p ró b y k o ń czy ły s ię n iep o wo d zen iem. Pu rp u ro we wątro b y zwierząt, n ajb o g ats ze źró d ło in fo rmacji w k ażd ej fo rmie h aru s p icji, teraz n ie zawierały żad n y ch ws k azó wek . Tark win iu s z n ie p o trafił teg o zro zu mieć. Zajmuję się przepowiadaniem przyszłości od prawie dwudziestu lat – my ś lał g o rzk o . – I jeszcze nigdy nie spotkałem się z taką sytuacją. Żadnych wizji? Bogowie naprawdę muszą się na mnie złościć. Ob awiał s ię, że Ch aro n , etru s k i d emo n wład ający p o d ziemiem, k ied y ś wy ło n i s ię ze s wo jeg o ś wiata, żeb y ich ws zy s tk ich p o żreć. Ta s tras zn a is to ta o n ieb ies k iej s k ó rze i czerwo n y ch wło s ach zaws ze zn ajd o wała s ię w cien iu Pak o ru s a, s zczerząc o s tre zęb is k a. Go to wa ro zerwać Tark win iu s za n a s trzęp y , g d y cierp liwo ś ć d o wó d cy leg io n u s ię wy czerp ie. Nie b ęd zie mu s iał d łu g o czek ać. Nie trzeba być haruspikiem, aby odczytać, co mówi język ciała Pakorusa – s k o n s tato wał ze zn u żen iem Tark win iu s z. Do wó d ca o d d łu żs zeg o czas u b y ł mo cn o p o d min o wan y , n iczy m n ap ięta d o g ran ic mo żliwo ś ci s tru n a g o to wa p ęk n ąć w k ażd ej ch wili. Strona 12 – Na ws zy s tk ie ś więto ś ci! – żach n ął s ię zło wro g o Pak o ru s . – Po zwó l, że cię o ś wiecę. – Ch wy cił o d n ajb liżs zeg o s trażn ik a p o ch o d n ię i ru s zy ł d o p rzo d u , p ro wad ząc res ztę. Zatrzy mał s ię p o zaled wie d wu d zies tu k ro k ach . – Sp ó jrz! – wy ciąg n ął p o ch o d n ię p rzed s ieb ie. Tark win iu s z o two rzy ł s zero k o o czy ze zd u mien ia. Do s trzeg ł łu k s taran n ie d o p as o wan y ch k amien i, o taczający ch d u ży , wy k o n an y p rzez czło wiek a o twó r w ziemi. Ciężk ie p ły ty s k aln e zo s tały u ło żo n e tak , żeb y zab ezp ieczy ć k wad rato we wejś cie. Na ich wy tarty ch p o wierzch n iach zn ajd o wały s ię jak ieś ry ty . Tark win iu s z p o d s zed ł b liżej, ab y d o k ład n iej p rzy jrzeć s ię wy rzeźb io n y m k s ztałto m. Ro zp o zn ał k ru k a, p rzy czajo n eg o b y k a i zd o b io n ą k o ro n ę z o d ch o d zący mi o d n iej s ied mio ma p ro mien iami. Czy to nie jest czapka frygijska? Przypomina zakończone tępym szpicem nakrycia głowy noszone od wieków przez haruspików. Czu ł d res zcz p o d ek s cy to wan ia. Ten d ro b n y s zczeg ó ł b y ł in try g u jący , b o w jak iś s p o s ó b wiązał s ię z p ełn y mi tajemn ic o p o wieś ciami o p o ch o d zen iu Etru s k ó w. Etru s k o wie, k tó rzy s k o lo n izo wali ś ro d k o wą Italię p rzed wielo ma wiek ami, p rawd o p o d o b n ie p rzy b y li n a p ó łwy s ep ze Ws ch o d u . Ślad y ich cy wilizacji mo żn a zn aleźć w Azji M n iejs zej, ale s ą i tacy , k tó rzy twierd zą, że źró d eł ich k u ltu ry n ależało b y s zu k ać o wiele d alej. Po d o b n ie jak źró d eł k u ltu M itry . Niewiele rzeczy ek s cy to wało Tark win iu s za, ale ta p ieczara z p ewn o ś cią b y ła d la n ieg o fas cy n u jąca. Przez wiele lat s zu k ał ś lad ó w p rzes zło ś ci Etru s k ó w. Bez więk s zeg o p o wo d zen ia. By ć mo że tu taj, d alek o n a Ws ch o d zie, n iep rzen ik n io n a mg ła n iewied zy wres zcie o p ad n ie. Olen u s miał rację. Po raz k o lejn y . Staru s zek p rzewid ział, że d o wie s ię czeg o ś więcej, g d y u d a s ię d o Partii i d alej, k u g ran ico m z In d iami. – Zwy k le d o s tęp d o teg o ś więteg o miejs ca mają ty lk o wy zn awcy – o d ezwał s ię Pak o ru s . – Karą za wtarg n ięcie d o mitreu m b ez p o zwo len ia jes t ś mierć. Tark win iu s z s k rzy wił s ię, czu jąc, jak jeg o ek s cy tacja s zy b k o u s tęp u je miejs ca lęk o wi. Zd o b y cie wied zy n a temat k u ltu M itry n ie b y ło warte u traty ży cia. – Otrzy mu jes z s p ecjaln ą zg o d ę n a wejś cie ty lk o w celu p rzep o wied zen ia p rzy s zło ś ci mo jej i Zap o mn ian eg o Leg io n u – o ś wiad czy ł Pak o ru s . – J eś li two je s ło wa n ie b ęd ą p rzek o n u jące, u mrzes z. Tark win iu s z p ró b o wał zach o wać s p o k ó j i s p o jrzał n a Parta p ewn y m wzro k iem. Ale ten jes zcze n ie s k o ń czy ł. – J ed n ak zan im p o żeg n as z s ię z ży ciem – ciąg n ął zło wies zczo d o wó d ca leg io n u , p rzes u wając wzro k iem p o twarzach Ro mu lu s a i Bren n u s a – zg in ą też two i p rzy jaciele. Będ ą u mierać d łu g o i w cierp ien iach . A ty b ęd zies z n a to p atrzy ł. Strona 13 Tark win iu s z wb ił w Pak o ru s a p ełn e wś ciek ło ś ci s p o jrzen ie. Part p ierws zy o d wró cił wzro k . Wciąż jeszcze mam na niego jakiś wpływ – p o my ś lał h aru s p ik . J ed n ak ta reflek s ja s mak o wała jak p o p ió ł w s u ch y ch u s tach . To Pak o ru s trzy mał b icz. Nie o n . J eś li b o g o wie n ie ześ lą mu w mitreu m d o rzeczn y ch wizji, ws zy s cy zg in ą. Tu , n a miejs cu . Dlaczeg o n aleg ał, ab y jeg o p rzy jaciele b y li z n im d zis iejs zej n o cy ? Żad en g ło s n ie p o d p o wiad ał mu , żeb y ich o to n ie p ro s ić. Tark win iu s z n ie martwił s ię o s ieb ie, n aras tało w n im p o czu cie win y . M u s k u larn y , o d ważn y Bren n u s i Ro mu lu s , mło d y ch ło p ak , k tó reg o p o k o ch ał jak s y n a, mo g ą zap łacić za jeg o b łęd y . Po zn ali s ię tu ż p o zaciąg n ięciu s ię d o armii Kras s u s a. Całą tró jk ę łączy ła b lis k a p rzy jaźń . Dzięk i s p rawd zający m s ię p rzep o wied n io m Tark win iu s za zau fali mu całk o wicie ró wn ież in n i leg io n iś ci. Po d Carrh ae, mimo że mo g li u ciec p o d o s ło n ą ciemn o ś ci, zd ecy d o wali s ię zo s tać z n im. I w ten s p o s ó b ś lep o związali s wó j lo s z jeg o lo s em. Ob aj p atrzy li n a n ieg o pewnym wzrokiem, licząc na wsparcie. To nie może się tak skończyć – p o my ś lał Tark win iu s z, zacis k ając zęb y . Po prostu nie może. – Niech tak s ię s tan ie – zawo łał g ło ś n o , ch cąc zawrzeć w ty ch s ło wach n ajlep s ze p ro ro cze to n y . – M itra d a mi zn ak . Ro mu lu s i Bren n u s s p o jrzeli p o s o b ie. Tark win iu s z d o s trzeg ł b ły s k n ad ziei w ich o czach . Zwłas zcza twarz Ro mu lu s a ro zjaś n iła s ię p ewn o ś cią co d o jeg o mo żliwo ś ci. Czu jąc, że mło d zien iec mu u fa, Tark win iu s z p o czu ł s ię lep iej. Czek ał. Pak o ru s wy s zczerzy ł zęb y zn iecierp liwio n y . – Ch o d ź za mn ą – p o wied ział, s tawiając s to p ę n a p ierws zy m s to p n iu s ch o d ó w p ro wad zący ch d o g ro ty . Nie wah ając s ię an i ch wili, Tark win iu s z ru s zy ł za n im. To warzy s zy ł im ty lk o d o b rze zb u d o wan y wo jo wn ik , czło n ek s traży p rzy b o czn ej Pak o ru s a. Sch o d ził w d ó ł z o b n ażo n y m s zty letem w p rawej d ło n i. Strażn icy ro zp ro s zy li s ię, u s tawiając p o ch o d n ie w s p ecjaln ie p rzy g o to wan y ch o two rach w p o d ło d ze wo k ó ł wejś cia d o ś wiąty n i. Wy p ełn io n y p o p io łem z o g n is k a o k rąg b y ł d o wo d em, że alb o o n i, alb o in n i, p o d o b n i d o n ich , b y wali ju ż tu wcześ n iej. I też n a co ś czek ali. Ro mu lu s wciąż n ie mó g ł n ad ziwić s ię, jak to s ię s tało , że Pak o ru s i Tark win iu s z tak s zy b k o zn ik n ęli w czelu ś ciach p ieczary . Wid ział d u że p ły ty s k aln e, ale n ie zd awał s o b ie s p rawy z teg o , że o k alają wejś cie d o p o d ziemi. Teraz, g d y miejs ce to zo s tało d o ś ć d o b rze o ś wietlo n e, d o s trzeg ł wy rzeźb io n e Strona 14 ry s u n k i p o o b u s tro n ach o two ru . Po d ek s cy to wan y u zn ał, że zaczy n a ro zu mieć, czemu miała s łu ży ć ta d ziwn a es k ap ad a. Zmierzali d o ś wiąty n i M itry ! Wy g ląd ało n a to , że Tark win iu s z s ąd ził, iż o fiara zło żo n a w tej k ap licy p rzy n ies ie mu jak ieś o b jawien ie. Ko n ieczn ie ch ciał p o zn ać s zczeg ó ły wizji, ale g d y ty lk o ru s zy ł, ab y p ó jś ć w ś lad y h aru s p ik a, n a jeg o d ro d ze s tan ęło p ó ł tu zin a Partó w. – Nik t więcej tam n ie zejd zie – wark n ął jed en z n ich . – M itreu m jes t ś więtą ziemią. Śmieci tak ie jak wy n ie mają tam ws tęp u . – Ws zy s cy jes teś my ró wn i w o czach M itry – Ro mu lu s s p rzeciwił s ię ży wio ło wo , p rzy p o min ając s o b ie, czeg o u czy ł g o Tark win iu s z. – J es tem żo łn ierzem. Tak jak wy . Part b y ł jed n ak n ieu g ięty . – Do wó d ca d ecy d u je o ty m, k to mo że wejś ć. O was n ic n ie mó wił. – Więc mamy p o p ro s tu s tać tu i czek ać? – zap y tał Ro mu lu s , p o d n o s ząc g ło s . – Właś n ie tak – o d p o wied ział wo jo wn ik . Zro b ił k ro k d o p rzo d u . Kilk u Partó w zro b iło to s amo , s ięg ając jed n o cześ n ie p o b ro ń . – Ws zy s cy czek amy tu aż d o czas u , g d y Pak o ru s zad ecy d u je in aczej. J as n e? M ierzy li s ię wzro k iem. Ch o ciaż wiele razy walczy li ramię w ramię ze ws p ó ln y mi wro g ami, wciąż n ie d arzy li s ię s y mp atią. Rzy mian ie n ig d y n ie p o trafilib y zap rzy jaźn ić s ię z ty mi, k tó rzy o d eb rali im wo ln o ś ć. Ro mu lu s n ie b y ł wy jątk iem. Ci lu d zie zg o to wali im rzeź p o d Carrh ae, k tó rej n ie p rzeży ło wielu jeg o to warzy s zy . Nag le ch ło p ak p o czu ł n a ramien iu d ło ń Bren n u s a. – Daj s p o k ó j – p o wied ział Gal s p o k o jn y m g ło s em. – To n ie jes t właś ciwy mo men t. In terwen cja Bren n u s a b y ła n atu raln ą reak cją o b ro n n ą. Po czterech latach trak to wał Ro mu lu s a jak s y n a. Gd y ty lk o s k rzy żo wały s ię ich ś cieżk i, Gal s twierd ził, że jeg o ży cie p rzes tało b y ć p as mem cierp ien ia. Ro mu lu s d ał mu p o wó d , ab y n ie p rag n ąć ś mierci. Dzięk i u p o ro wi Bren n u s a i tward ej s zk o le s ied emn as to latek s tał s ię teraz s iln y m, s p rawn y m wo jo wn ik iem. Tark win iu s z p o s tarał s ię ró wn ież o to , ab y Ro mu lu s zd o b y ł s p o rą wied zę. Nau czy ł g o n awet czy tać i p is ać. Zd arzało s ię jed n ak czas ami, że s p ro wo k o wan y ch ło p ak p o zwalał, ab y jeg o temp eramen t b rał g ó rę n ad ro zs ąd k iem. Kiedyś byłem taki jak on – my ś lał Bren n u s . Ro mu lu s wciąg n ął g łęb o k o p o wietrze i zro b ił k ilk a k ro k ó w d o ty łu , o d s tęp u jąc o d u ś miech ający ch s ię teraz triu mfu jąco Partó w. Nien awid ził s y tu acji, w k tó ry ch mu s iał s ię wy co fy wać. Zwłas zcza że mó g ł b y ć ś wiad k iem ważn eg o wy d arzen ia. Tak Strona 15 jak zwy k le, wy co fan ie o zn aczało wy b ó r b ezp ieczn iejs zeg o ro związan ia. – Dlaczeg o Tark win iu s z w o g ó le n as ze s o b ą zab rał? – J ak o ws p arcie. – W walce z k im? Z ty mi p ars zy wy mi p s ami? – Ro mu lu s ws k azał g ło wą Partó w i p o k iwał z n ied o wierzan iem. – Ich jes t d wu d zies tu . I mają łu k i. – M ają p rzewag ę, to p rawd a – Gal wzru s zy ł ramio n ami – ale Tark win iu s z n ie mó g ł zwró cić s ię d o n ik o g o in n eg o . – M u s i ch o d zić o co ś więcej. J ak iś in n y p o wó d . M amy tu b y ć razem z n im. Bren n u s p o k ręcił g ło wą, p o trząs ając wło s ami, i ro zejrzał s ię u ważn ie p o p u s tk o wiu . W zap ad ający m zmro k u tru d n o ju ż b y ło d o s trzec jak ieś s zczeg ó ły o to czen ia. – Nie wiem… To miejs ce wy g ląd a n a zap o mn ian e p rzez b o g ó w. Nic, ty lk o p ias ek i s k ały . Ro mu lu s miał właś n ie zg o d zić s ię ze s twierd zen iem p rzy jaciela, ale jeg o u wag ę p rzy k u ły d wie p lamk i, w k tó ry ch o d b ijał s ię b las k p o ch o d n i. Zamarł. Zmru ży ł o czy . W k o ń cu d o s trzeg ł n iewy raźn y zary s . Szak al. Sied ział b ez ru ch u i o b s erwo wał ich . Ty lk o b ły s zczące p u n k cik i jeg o ś lep ió w ś wiad czy ły o ty m, że mają d o czy n ien ia z ży wy m zwierzęciem, a n ie z rzeźb ą lu b n iety p o wo u k s ztałto wan ą s k ałą. – Nie jes teś my s ami – o d ezwał s ię cich o , zad o wo lo n y . – Tam. Zo b acz! Bren n u s u cies zy ł s ię w d u ch u , d u mn y , że Ro mu lu s jes t tak ś wietn y m o b s erwato rem. Sam b y ł p rzecież p rzed e ws zy s tk im ło wcą, ek s p ertem o d ło wó w, a mimo to n ie zau waży ł małeg o d rap ieżn ik a. Co raz częś ciej zd arzało s ię, że ch ło p ak p rzeras tał s wo jeg o mis trza. Rad ził s o b ie co raz lep iej i p o trafił ro zp o zn ać zwierzęce tro p y n awet n a n ag iej s k ale. Wy ciąg ał trafn e wn io s k i n a p o d s tawie mało zn aczący ch s zczeg ó łó w. J ak aś mała g ałązk a n ie n a s wo im miejs cu , zg ięte w d wó ch miejs cach źd źb ło trawy , zmian a g łęb o k o ś ci tro p ó w ran n ej zwierzy n y – n iewielu lu d zi d y s p o n o wało tak im talen tem. Brac b y ł jed n y m z n ich . Po d d ał s ię fali ws p o mn ień i d o b rze zn an y ch emo cji. Czu ł wielk i żal, że jeg o mło d y k u zy n n ie mo że s tać o b o k n ieg o tej mro źn ej n o cy . Brac o d s zed ł. Tak s amo jak jeg o żo n a, malu tk i s y n ek i całe p lemię Allo b ro g ó w. Zo s tali zmas ak ro wan i p rzez Rzy mian p rzed o ś miu laty . Brac b y łb y teraz w wiek u Ro mu lu s a. Ch cąc wy rwać s ię z u ś cis k u ws zech o g arn iająceg o s mu tk u , k tó ry wb ijał w jeg o ciało o s tre p azu ry , Bren n u s n ap iął mięś n ie, p o czy m ro zlu źn ił mu s k u ły n a p o tężn y ch ramio n ach , p o wtarzając cich o p o d n o s em s ło wa Ultan a. Sło wa p ro ro ctwa, k tó re d o ty czy ło ty lk o Strona 16 jeg o , a k tó re jak imś s p o s o b em p o zn ał Tark win iu s z. Czeka cię podróż do miejsc, do których nigdy nie dotarł żaden z Allobrogów. I nigdy nie dotrze. Zn alazł s ię n a ws ch o d n iej g ran icy M arg ian y , cztery mies iące mars zu n a ws ch ó d o d Carrh ae i p o n ad trzy ty s iące mil o d Galii. Do tarł n ap rawd ę d alek o . Czas p o k aże, jak i k ied y zak o ń czy s ię jeg o p o d ró ż. Bren n u s wró cił d o rzeczy wis to ś ci, g d y ż Ro mu lu s s zy b k o wy ciąg n ął ręk ę, ws k azu jąc s zak ala. – Na Belen u s a w n ieb io s ach ! – Bren n u s wciąg n ął p o wietrze. – Zach o wu je s ię jak p ies . Wid zis z? O d ziwo , s zak al u s iad ł n a zad zie n iczy m p ies my ś liws k i, k tó ry s p o g ląd a n a s wo jeg o p an a. – To s p rawk a b o g ó w – mru k n ął Ro mu lu s , zas tan awiając s ię, jak ie wn io s k i wy ciąg n ąłb y Tark win iu s z. – M u s zą maczać w ty m p alce. – M o żes z mieć rację – zg o d ził s ię zan iep o k o jo n y Bren n u s . – Czeg o tu s zu k a? Szak ale s ą p rzecież p ad lin o żercami. Ży wią s ię ty lk o mięs em martwy ch s two rzeń . M ężczy źn i s p o jrzeli p o s o b ie. – Dziś w n o cy ś mierć zb ierze s wo je żn iwo . Czu ję to – Bren n u s zad rżał. – M o żliwe… – p o wied ział Ro mu lu s w zamy ś len iu – ale ja my ś lę, że to d o b ry zn ak . – J ak to ? – Nie u miem teg o wy tłu maczy ć… – Ro mu lu s zamilk ł. Pró b o wał p o łączy ć w jed n ą cało ś ć s k rawk i in fo rmacji p rzek azy wan y ch mu p rzez Tark win iu s za. Sk o n cen tro wał s ię n a u s p o k o jen iu o d d ech u i wp atry wał s ię z u wag ą w p o ły s k u jące p u n k cik i o czu s zak ala. Pró b o wał też wy czy tać co ś z n o cn eg o n ieb a. Szu k ał ś lad ó w, zn ak ó w, k tó ry ch w p ierws zej ch wili n ie p o trafił d o s trzec. Zamarł w b ezru ch u . Wy d y ch an e p o wietrze o to czy ło jeg o g ło wę g ęs tą, s zarą mg iełk ą. Bren n u s p o s tan o wił mu n ie p rzes zk ad zać. Parto wie wy raźn ie ich ig n o ro wali. Zajmo wali s ię teraz p rzy g o to wan iem o g n is k a. W k o ń cu Ro mu lu s o d wró cił s ię d o Bren n u s a. Gal d o s trzeg ł w jeg o o czach ro zczaro wan ie. Sp o jrzał n a s zak ala, k tó ry n ie ru s zy ł s ię z miejs ca. – Nic n ie wid ziałeś ? Ro mu lu s p o k ręcił g ło wą ze s mu tk iem. – J es t tu taj, żeb y n ad n ami czu wać, ale n ie wiem d laczeg o . Tark win iu s z wied ziałb y o co w ty m ws zy s tk im ch o d zi. Strona 17 – Nie martw s ię – p o wied ział Gal, p o k lep u jąc g o p o ramien iu . – Przy n ajmn iej teraz jes t n as czterech p rzeciwk o d wu d zies tu . Ro mu lu s n ie mó g ł s ię n ie u ś miech n ąć n a tak ą u wag ę. Tam, g d zie s tali, b y ło zn aczn ie zimn iej, ale o b aj czu li s iln iejs zy związek z s zak alem n iż z lu d źmi Pak o ru s a. Zamias t s zu k ać ciep ła p rzy o g n is k u , s ied zieli p rzy tu len i d o s ieb ie z d ala o d n ieg o , o p ierając s ię o d u ży g łaz. W p ers p ek ty wie p rzy s zły ch wy d arzeń mo żn a s twierd zić, że ta d ecy zja zap ewn e u rato wała im ży cie. Gd y s ch o d zili co raz n iżej p o wy cio s an y ch w u b itej ziemi s ch o d ach , Tark win iu s z czu ł, że jeg o s erce p rzy s p ies za. Po ch o d n ia, k tó rą trzy mał Pak o ru s , rzu cała p o d n o g i n ieco ś wiatła, d zięk i k tó remu Etru s k zo rien to wał s ię, że wąs k i k o ry tarz zo s tał wy d rążo n y wp ro s t w ziemi i zab ezp ieczo n y d rewn ian y mi b elk ami s tro p o wy mi. Nik t n ie o d zy wał s ię an i s ło wem, co b ard zo mu p as o wało . Wy k o rzy s tał ten czas , żeb y p o mo d lić s ię d o Tin ii, n ajp o tężn iejs zeg o z etru s k ich b o g ó w. Zmó wił też mo d litwę d o M itry . Pierws zy raz w ży ciu . Tajemn icza, n iezn an a mu relig ia fas cy n o wała g o o d czas u , g d y u s ły s zał o n iej w Rzy mie. Wy zn awcy mitraizmu p o jawili s ię n a p ó łwy s p ie zaled wie d ek ad ę wcześ n iej wraz z leg io n is tami, k tó rzy b rali u d ział w k amp an ii w Azji M n iejs zej. Ch o ć wy zn awcy mu s ieli zach o wy wać ws zy s tk ie s zczeg ó ły w tajemn icy , Tark win iu s z s ły s zał, że cen ili p rzed e ws zy s tk im k las y czn e warto ś ci: p rawd ę, h o n o r i o d wag ę. Ab y p rzejś ć n a wy żs zy p o zio m wtajemn iczen ia, mu s ieli u czes tn iczy ć w mis teriach wielk ieg o cierp ien ia. I to b y ło ws zy s tk o , co wied ział h aru s p ik . Oczy wiś cie tru d n o b y ło u zn ać za d ziwn e is tn ien ie ś wiąty n i wo jo wn iczeg o b o g a tu , w M arg ian ie. To p rzecież w ty ch k rain ach zn ajd o wało s ię n ajwięcej wy zn awcó w k u ltu . M o że n awet s tąd wy wo d ził s ię mitraizm. Ty lk o czy n ap rawd ę mu s iał d o wiad y wać s ię o ty m w tak n ies p rzy jający ch o k o liczn o ś ciach ? Na tę my ś l Tark win iu s z u ś miech n ął s ię zimn o p o d n o s em. Gro ziło im – jemu i jeg o p rzy jacio ło m – że n ie p o ży ją za d łu g o . Có ż mu p o zo s tało ? Od wag a. Śmiało ś ć. Przy o d ro b in ie s zczęś cia M itra n ie p o czu je s ię u rażo n y p ro ś b ą n iewtajemn iczo n eg o g o ś cia, n iewy zn awcy , k tó ry p o jawi s ię w mitreu m w d o ś ć n iety p o wy ch o k o liczn o ś ciach . Przecież nie jestem tylko haruspikiem – p o my ś lał, p ro s tu jąc p lecy . – Jestem też wojownikiem. O wielki Mitro! Przychodzę jako pokorny sługa, by się tobie pokłonić. Błagam cię o dowód twojej łaski. O coś, co uspokoi twojego wyznawcę, Pakorusa. Zawah ał s ię. Po ch wili d o d ał o d ważn ie: Strona 18 Muszę również prosić o wskazówkę. Pomóż mi znaleźć drogę do Rzymu. Tark win iu s z wło ży ł w mo d litwę całą wiarę, n a jak ą b y ło g o s tać. Od p o wied ziała mu g łu ch a cis za. Starał s ię zig n o ro wać wrażen ie ro zczaro wan ia. Bez p o wo d zen ia. Po p o k o n an iu o s iemd zies ięciu czterech s to p n i zn aleźli s ię n a s amy m d n ie p ieczary . Tu n el wy p ełn io n y b y ł s tęch ły m p o wietrzem, z d o min u jący m zap ach em mies zan in y męs k ieg o p o tu , k ad zid ła i s p alo n eg o d rewn a. No zd rza Tark win iu s za zad rg ały , a n a jeg o ramio n ach p o jawiła s ię g ęs ia s k ó rk a. Niemal n amacaln ie czu ł zg ro mad zo n ą w ty m miejs cu en erg ię. J eś li ten b ó g b ęd zie w d o b ry m n as tro ju , b y ć mo że jeg o u miejętn o ś ci p rzep o wiad an ia p rzy s zło ś ci n ap rawd ę zo s tan ą tu reak ty wo wan e. Pak o ru s o b ró cił s ię p rzez ramię z u ś miech em. Zau waży ł jeg o reak cję. – M itra n ap rawd ę ma wielk ą mo c. A ja b ęd ę wied ział, czy k łamies z. Tark win iu s z s p o jrzał mu p ro s to w o czy , wy trzy mu jąc jeg o s p o jrzen ie. – Będ zies z zad o wo lo n y – o d rzek ł cich o . Pak o ru s ch ciał co ś jes zcze p o wied zieć, ale zrezy g n o wał. Na p o czątk u czu ł s ię o n ieś mielo n y zd o ln o ś ciami Tark win iu s za, k tó ry z łatwo ś cią p rzewid y wał p rzy s zło ś ć i zn ał ro związan ie k ażd eg o p ro b lemu . Ch o ć n ie ch ciał s ię d o teg o p rzy zn ać o twarcie, p o czątk o we s u k ces y Zap o mn ian eg o Leg io n u , k tó remu u d ało s ię ro zp ro s zy ć g ras u jące n a g ran icy g ru p y n o mad ó w, o d n ieś li n iemal wy łączn ie d zięk i h aru s p ik o wi. J ed n ak o d k ilk u mies ięcy zamias t b ard zo k o n k retn y ch ws k azó wek s ły s zał o d Tark win iu s za ty lk o n iejas n e, o g ó ln e k o men tarze. Na p o czątk u Pak o ru s s ię ty m n ie p rzejmo wał, ale z czas em s tawał s ię co raz b ard ziej p o d ejrzliwy . Po trzeb o wał p ro ro ctw Etru s k a, p o n ieważ jeg o p o zy cja jak o d o wó d cy s ił n a ws ch o d n iej flan ce Kró les twa Partó w wiązała s ię n ie ty lk o z k o rzy ś ciami, ale miała s wo je wad y . Awan s wiązał s ię ró wn ież z wielk imi o czek iwan iami wo b ec n ieg o ze s tro n y wład cy . Pak o ru s p o trzeb o wał b o s k iej in terwen cji p o to , żeb y p rzeży ć. Od jak ieg o ś czas u ziemie Partó w b y ły atak o wan e p rzez ag res y wn y ch s ąs iad ó w. Przy czy n a teg o s tan u rzeczy b y ła d la ws zy s tk ich jas n a. W o czek iwan iu n a in wazję Kras s u s a p arty js k i wład ca p o n ad ro k wcześ n iej p rzetrzeb ił ws zy s tk ie lo k aln e g arn izo n y . Kró l Oro d es ch ciał zeb rać mo żliwie n ajwięk s zą armię n a zach o d zie, p o zo s tawiając o b s zar n ad g ran iczn y p rawie n ieb ro n io n y m. Ko czo wn icze p lemio n a s zy b k o zwietrzy ły o k azję i ro zp o częły d ziałan ia wo jen n e, atak u jąc, n is zcząc i p ląd ru jąc o s ad y n ad g ran iczn e. Pierws ze s u k ces y o ś mieliły je n a ty le, że wk ró tce Strona 19 M arg ian a s tała s ię celem k o lejn y ch n ajazd ó w. Oro d es p o wierzy ł Pak o ru s o wi p ro s tą mis ję: zn is zczy ć wro g ó w i p rzy wró cić p o k ó j w reg io n ie. Szy b k o . To p ierws ze zad an ie u d ało s ię wy k o n ać. J ed n ak – jak n a iro n ię – o d n ies io n y s u k ces mó g ł p rzy s p o rzy ć mu in n y ch k ło p o tó w. Kró l n ie u fał żad n emu d o wó d cy , k tó ry d ziałał zb y t s k u teczn ie. Nawet g en erał Su ren a, k tó ry o d n ió s ł o s załamiające zwy cięs two p o d Carrh ae, n ie mó g ł czu ć s ię b ezp ieczn y . Zan iep o k o jo n y d u żą p o p u larn o ś cią Su ren y Oro d es n ied łu g o p o b itwie n ak azał jeg o eg zek u cję. Do wó d cy p o d o b n i d o Pak o ru s a ży li w ciąg łej n iep ewn o ś ci. Ch cieli zad o wo lić wład cę, ale jed n o cześ n ie b y li n iep ewn i co d o s p o s o b ó w p o s tęp o wan ia. Ro zp aczliwie p o trzeb o wali ws k azó wek z tak ich źró d eł jak wizje Tark win iu s za. Strach Pakorusa to moja ostatnia psychologiczna przewaga nad nim – p o my ś lał h aru s p ik . Ty lk o że p o wo li tracił i tę p rzewag ę. Nag le p o czu ł o g ro mn e zn u żen ie. J eś li M itra n ie o k aże s ię łas k awy , b ęd zie mu s iał wy my ś lić co ś wiary g o d n eg o , co p rzek o n a b ezwzg lęd n eg o Parta. J ed n ak p o k ilk u mies iącach wo d zen ia Pak o ru s a za n o s Tark win iu s z zaczął wątp ić w s wo ją b u jn ą wy o b raźn ię. Szli w milczen iu k o ry tarzem zb u d o wan y m w tak i s am s p o s ó b jak s ch o d y . Ten w k o ń cu d o p ro wad ził ich d o wąs k ieg o , n is k ieg o i d łu g ieg o p o mies zczen ia. Pak o ru s ru s zy ł wzd łu ż ś cian y , zap alając lamp y o liwn e, k tó re zn ajd o wały s ię w n iewielk ich wn ęk ach p o lewej i p rawej s tro n ie. Oczo m Tark win iu s za u k azały s ię w p ełn ej o k azało ś ci malo wid ła n a ś cian ach tej p o d ziemn ej g ro ty . Zau waży ł n is k ie s ied zis k a u s tawio n e wzd łu ż o b u ś cian i g ru b e d rewn ian e s łu p y ws p ierające n is k i s tro p . Nieu ch ro n n ie jed n ak jeg o wzro k p rzy ciąg ała n ajd als za ś cian a mitreu m, g d zie n ad trzema o łtarzami zn ajd o wał s ię o b raz p rzed s tawiający k ilk a p o s taci zas ty g ły ch w b ezru ch u . Cen traln e miejs ce zajmo wała p o d o b izn a mężczy zn y we fry g ijs k iej czap ce, p o ch y lo n eg o n ad p o walo n y m b y k iem. M ężczy zn a zag łęb iał d łu g i n ó ż w p iers i b es tii. M itra. Na jeg o ciemn o zielo n y m p łas zczu lś n iły g wiazd y . Po o b u s tro n ach s tały tajemn icze p o s taci z p ło n ący mi p o ch o d n iami. – Tau ro k to n ia – wy s zep tał Pak o ru s , p o ch y lając z s zacu n k iem g ło wę. – Zab ijając ś więteg o b y k a, M itra d ał p o czątek ży ciu n a ś wiecie. Tark win iu s z wy czu ł, że d ru g i Part ró wn ież p o ch y la s ię p rzed o łtarzami. Zro b ił to s amo . Pak o ru s ru s zy ł p o wo li w k ieru n k u ś cian y z o łtarzami. M ru cząc cich o p o d n o s em k ró tk ą mo d litwę, zn ó w s ię s k ło n ił. – Bó g jes t o b ecn y – p o wied ział, o d s u wając s ię n a b o k . – M iejmy n ad zieję, że Strona 20 ześ le ci jak ąś warto ś cio wą wizję. Tark win iu s z zamk n ął o czy i zeb rał en erg ię. Ze zd u mien iem s twierd ził, że p o cą mu s ię d ło n ie. To b y ła d la n ieg o n o wo ś ć. J es zcze n ig d y tak b ard zo n ie p o trzeb o wał p o mo cy . Wiele razy zd arzało mu s ię p rzewid y wać p rzy s zło ś ć. Ot tak , b ez zas tan o wien ia. J ed n ak n ig d y n ie czy n ił teg o p o d g ro źb ą n aty ch mias to wej eg zek u cji. Ty mczas em w tej g ro cie n ie b y ło an i wiatru , an i ch mu r, an i p tak ó w, k tó re mo żn a b y o b s erwo wać. Nie mó g ł też zło ży ć w o fierze żad n eg o zwierzęcia. Jestem całkiem sam. Tylko ja i bóg – p o my ś lał h aru s p ik . In s ty n k t p o d p o wied ział mu , że lep iej b ęd zie, jeś li u k lęk n ie. – Wielki Mitro, pomóż mi! Przy g ląd ał s ię s zczeg ó ło m wy o b rażen ia M itry n a n as k aln y m malo wid le. Z jeg o g łęb o k o o s ad zo n y ch o czu wy zierała wied za. Wy d awały s ię p y tać: Co mo żes z mi zao fero wać? Tark win iu s z n ie miał n iczeg o , co mó g łb y p o ś więcić. Ch y b a że s ameg o s ieb ie. Będę twoim wiernym sługą. Dłu g o czek ał n a jak iś zn ak . Nic s ię n ie d ziało . – I jak ? – o d ezwał s ię wres zcie s u ro wy m to n em Pak o ru s . J eg o g ło s o d b ijał s ię ech em w zamk n iętej p rzes trzen i. Tark win iu s z jes zcze n ig d y n ie czu ł s ię tak i s amo tn y i o p u s zczo n y . J eg o u my s ł b y ł k o mp letn ie p u s ty . Pak o ru s wy p o wied ział k ilk a g n iewn y ch s łó w d o s trażn ik a, k tó ry zb liży ł s ię d o Tark win iu s za. To koniec – p o my ś lał Tark win iu s z, n ie mo g ąc p o zb y ć s ię zło ś ci. – Olenus w jednym nie miał racji. Nie wrócę już z Margiany. Wyzionę ducha w tym mitreum. W samotności. Romulus i Brennus podzielą mój los. Zmarnowałem swoje życie. I wted y , zu p ełn ie n ies p o d ziewan ie, zo b aczy ł mig o tliwy o b raz, k tó ry rzu cał n iewy raźn y cień n a s iatk ó wk ę jeg o o k a. Prawie s tu u zb ro jo n y ch mężczy zn s k rad ało s ię w ciemn o ś ciach n o cy , zmierzając w s tro n ę o g n is k a ro zp alo n eg o p rzez p arty js k ich wo jo wn ik ó w. Tark win iu s z p o czu ł, jak cierp n ie mu s k ó ra. Parto wie ro zmawiali ze s o b ą, zu p ełn ie n ieś wiad o mi g ro żąceg o im n ieb ezp ieczeń s twa. – Wró g ! – k rzy k n ął i s k o czy ł n a ró wn e n o g i. – Zb liża s ię n ieb ezp ieczeń s two . Czło n ek s traży p rzy b o czn ej Pak o ru s a zamarł w p ó ł k ro k u z n o żem w wy ciąg n iętej ręce. – Sk ąd ? – zap y tał Pak o ru s . – So g d ian a? Bak tria?