90
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 90 |
Rozszerzenie: |
90 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 90 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 90 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
90 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
TYTUL: Szampan, opowiesc drapichrusta
AUTOR: Antoni Czechow
TLUM.: Natalia Galczynska
----------------------------------------------------------------
---------
W roku, od kt�rego zaczyna si� moje opowiadanie,
pracowa�em jako
zawiadowca na jednej z naszych po�udniowo-zachodnich linii
kolejowych.
Weso�e czy nudne by�o moje �ycie na przystanku, zrozumiecie
pa�stwo,
gdy powiem, �e w promieniu dwudziestu wiorst nie znale�liby�cie
tam ani
jednego domu, ani jednej, ani jednego porz�dnego szynku, a ja
w owe lata
by�em m�ody, krzepki, zapalczywy, narwany i g�upi. Jedyn�
rozrywk�
stanowi�y okna poci�g�w pasa�erskich. I ohydna w�dka, kt�r�
�ydzi
mieszali z blekotem. Nieraz mignie w oknie wagonu kobieca g��wka,
a ty,
cz�owieku, stoisz jak s�up, nie oddychasz i patrzysz, a�
poci�g
zamieni si� w ledwo widoczny punkcik; albo wypijesz wstr�tnej
w�dki, ile
si� zmie�ci, zdurniejesz i nie czujesz, jak p�yn� d�ugie
godziny i dni.
Mnie, pochodz�cego z p�nocy, step przygn�bia� jak widok
opuszczonego
tatarskiego cmentarza. Latem step z jego uroczystym spokojem
- to
monotonne brz�czenie �wierszczy, to przejrzyste natr�tne
ksi�ycowe
�wiat�o - nawiewa� pos�pny smutek, a zim� nie tkni�ta biel,
ch�odne dale,
wycie wilk�w i d�ugie noce przyt�acza�y jak ci�ki koszmar.
Na przystanku mieszka�o kilka os�b: ja i �ona,g�uchy skrofuliczny
telegrafista
i trzech dozorc�w. M�j zast�pca, cz�owiek m�ody, suchotnik
je�dzi� na
kuracj� do miasta, gdzie sp�dza� ca�e miesi�ce, zdaj�c na
mnie swoje
obowi�zki z prawem korzystania z pensji. Dzieci nie mia�em,
go�ci do
siebie chybabym par� koni nie zaci�gn��, a sam mog�em
odwiedza� najwy�ej
koleg�w z innych stacji, a i to nie cz�ciej ni� raz na miesi�c.
W og�le
arcynudne �ycie.
Pami�tam, jak witali�my z �on� Nowy Rok. Siedzieli�my przy
stole,
leniwie jedli�my i s�uchali, jak w przyleg�ym pokoju
g�uchy
telegrafista monotonnie postukiwa� na swoim aparacie. Wypi�em
ju� z pi��
kieliszk�w w�dki z blekotem i teraz, podpieraj�c pi�ci�
ci�k� g�ow�,
rozmy�la�em o tej rozpaczliwej, niepokonanej nudzie, a �ona
siedzia�a
obok i nie odrywa�a oczu od mojej twarzy.. Patrzy�a na
mnie tak,
jak mo�e patrze� tylko kobieta, kt�ra opr�cz �adnego m�a nie
ma nic na tym
�wiecie. Bo kocha�a mnie szale�stwa, niewolniczo i nie tylko
moj� urod�
czy dusz�, ale r�wnie� moje grzechy i z�o��, i nud�, i nawet
okrucie�stwo,
kiedy w pijackim rozjuszeniu nie wiedz�c na kim wy�adowa� gniew,
dr�czy�em j�
wyrzutami.
Mimo nudy, kt�ra mnie �ar�a, Chcieli�my bardzo uroczy�cie powita�
Nowy Rok i
oczekiwali�my p�nocy z pewn� niecierpliwo�ci�. Bo mieli�my
w zapasie dwie
butelki szampana z etykiet� wdowy Cliquot; ten skarb wygra�em
w zak�ad
od zawiadowcy odcinka, kiedy hulali�my u niego na chrzcinach.
Zdarza
si�, �e na lekcji matematyki, gdy powietrze a� t�eje z
nud�w, do
klasy wlatuje motyl; ch�opcy podrzucaj� glowami i z
ciekawo�ci�
obserwuj� lot, jakby to nie motyl fruwa�, lecz co�
przedziwnego,
niebywa�ego; nas tak samo bawi� zwyk�y szampan, kt�ry przypadkiem
zaw�drowa�
na ma�� stacyjk�. Milczeli�my i spogl�dali�my to na zegar,
to na butelki:
Kiedy wskaz�wka zbli�a�a si� do dwunastej, zacz��em powoli
odkorkowywa�
butelki. Nie wiem, czy os�ab�em od w�dki, czy mo�e
butelka by�a
zbyt wilgotna, pami�tam tylko, �e gdy korek g�o�no strzeli�
w sufit,
butelka wysun�a mi si� z r�k i spadla na pod�og�. Wina
wyla�o si�
niedu�o, najwy�ej szklanka, poniewa� zd��y�em z�apa� butelk�
i zatkn��
sycz�c� szyjk� palcem.
- No, du�o szcz�cia w Nowym Roku! - powiedzia�em
nalewaj�c szampana
do dw�ch szklanek. - Pij!
�ona wzi�a szklank� i utkwi�a we mnie wystraszone oczy.
Jej twarz
zblad�a i przybra�a wyraz przera�enia.
- Upu�ci�e� butelk�? - zapyta�a.
- Tak, upu�ci�em. No i co z tego?
- Niedobrze - powiedziala stawiaj�c szklank� na stole i
jeszcze bardziej
bledn�c. - Niedobra wr�ba. To znaczy, �e w tym roku
spotka nas co�
z�ego.
- Jaka z ciebie baba! - westchn��em - M�dra niby kobieta; a
bredzi jak stara
nia�ka.
- Daj Bo�e, �ebym bredzi�a, ale... co� si� stanie. Zobaczysz!
Nawet nie dotkn�a szklanki, odesz�a na bok zamy�li�a si�.
Powiedzia�em
kilka utartych frazes�w na temat zabobon�w, wypi�em p�
butelki,
przespacerowa�em si� z k�ta w k�t i wyszed�em.
Na dworze roz�o�y�a si� cicha mro�na noc w ca�ej swej zimnej
samotnej
krasie. Ksi�yc i dwa bia�e puszyste ob�oczki wisia�y
nieruchomo
przyklejone tu� nad przystankiem i jakby na co� czeka�y. Z g�ry
p�yn�� lekki
przejrzysty blask i delikatnie, jakby boj�c si� urazi�
wstydliwe uczucia,
dotyka� bia�ej ziemi, o�wietlaj�c wszystko - �niegi, nasyp...
By�o cicho.
Szed�em wzd�u� nasypu.
"G�upia kobieta! - my�la�em, patrz�c na niebo usiane jaskrawymi
gwiazdami.
- Przypu��my nawet, �e wr�by czasem si� sprawdzaj�, to c� z�ego
mo�e nas
jeszcze spotka�? Nieszcz�cia, te, kt�re ju� by�y, i te, kt�rych
doznajemy
teraz, s� tak wielkie, �e trudno sobie wyobrazi� co�
gorszego.
Jakie z�o mo�na jeszcze wyrz�dzi� rybie, kt�ra jest ju�
z�owiona,
usma�ona i podana w sosie do sto�u?"
W granatowej mgle ukaza�a si� topola, wysoka i pokryta
szronem, niby
wielkolud ubrany w ca�un. Spojrza�a na mnie surowo,
pos�pnie, jakby ona
te� czu�a si� samotna. D�ugo patrza�em na ni�.
M�odo�� moja przepad�a marnie, jak wyrzucony niedopa�ek -
my�la�em w dalszym
ci�gu - Rodzice umarli, kiedy by�em jeszcze dzieckiem,
przep�dzono mnie
z gimnazjum. Urodzi�em si� w szlacheckim domu, ale nie
otrzymalem �adnego
wychowania ni wykszta�cenia, wi�c wiedzy mam akurat tyle,
co pierwszy
lepszy dr�nik... Nie mam gdzie si� schroni�, nie mam ani
najbli�szych,
ani przyjaci�, ani ukochanej pracy. Nie jestem do niczego
zdolny i oto
w pe�ni si� przyda�em si� jedynie na to, by wetkni�to mnie
na posad�
zawiadowcy. Opr�cz niepowodze� i trosk niczego w �yciu nie
zazna�em. C�
jeszcze z�ego mo�e mi si� sta� ?"
W dali ukaza�y si� czerwone �wiat�a. Nadje�d�a� poci�g. U�piony
step s�ucha�
jego dudnienia. M�j rachunek sumienia by� pe�en goryczy, a�
wydalo mi si�, �e
my�l� glosno, a j�k telegraficznych drut�w i huk poci�gu te�
wypowiadaj�
moje my�li.
C� zlego jeszcze mo�e si� sta�? Strata �ony? - pyta�em sam
siebie. -
I to nie takie straszne. Przed w�asnym sumieniem nie mo�na si�
ukry�; nie
kocham �ony. O�eni�em si� jako m�okos. Teraz jestem silny,
m�ody, a ona
skapcania�a, zestarza�a si�, zg�upia�a, od st�p do g��w jest
nabita
przes�dami. C� poci�gaj�cego w jej ckliwej mi�o�ci, w
zapadni�tej piersi,
w ospa�ym spojrzeniu? Tyle �e j� znosz�, ale jej nie kocham.
Wi�c co mo�e
si� sta�? M�odo�� przepada, jak to m�wi�, za nic. Kobiety migaj�
tylko
przede mn� w oknach poci�g�w jak spadaj�ce gwiazdy. Mi�o�ci
nie by�o i
nie ma. Ginie moja m�sko�� odwaga, serdeczno��... Wszystko
ginie jak
dym, a moje bogactwa tutaj, na stepie, z�amanego grosza nie s�
warte..."
Poci�g min�� mnie z hukiem, oboj�tnie po�wieci� czerwonymi
oknami. Widzialem,
jak zatrzymuje si� przed stacj�, posta� chwil� i pojechal dalej.
Przeszed�szy
ze dwie wiorsty, zawr�ci�em. Pos�pne my�li nie opuszcza�y
mnie. Czulem
gorycz w sercu, ale pami�tam, �e jeszcze jakby specjalnie
stara�em si� o
to, by moje my�li by�y szczeg�lnie pos�pne i mroczne. Wiecie
pa�stwo, �e
ludzie ograniczeni i ambitni miewaj� chwile, gdy �wiadomo��,
�e s�
nieszcz�liwi, sprawia im pewne zadowolenie, nawet lubi�
popisywa� si� przed
sob� w�asnymi cierpieniami. W moich my�lach by�o sporo
prawdy, ale te�
sporo nonsensu i popisywania si�; co� szczeniacko wyzywaj�cego
kry�o si�
w pytaniu: "C� jeszcze z�ego mo�e mnie spotka�?"
"Tak, co si� stanie? - pyta�em siebie w drodze powrotnej. - Chyba
wszystkiego
si� zazna�o. I chorowa�em, i pieni�dze traci�em, i wym�wki
od
zwierzchnik�w dostaj� co dzie�, i nie dojadam, i nawet
w�ciek�y wilk
zajrza� na podw�rko stacyjne. C� jeszcze? Zniewa�ano mnie
i deptano...
i ja niejednokrotnie zniewa�a�em ludzi. Tyle, �e nigdy nie
pope�ni�em zbrodni,
ale do zbrodni chyba nie jestem zdolny, natomiast nie boj�
si� s�du."
Dwa ob�oczki ju� odsz�y od ksi�yca i stan�y opodal, zupe�nie
jakby szepta�y
do siebie co�, czego ksi�yc wiedzie� nie powinien. Lekki
wietrzyk
przelecia� po stepie, przynosz�c st�umiony huk oddalaj�cego
si� poci�gu.
U progu domu czeka�a na mnie �ona. Oczy jej �mia�y si� wesolo,
a z
twarzy bi�o zadowolenie.
- Wielka nowina! - szepn�la. - id� pr�dzej do swojego pokoju
i w��
nowy surdut. Mamy go�cia.
- Jakiego go�cia?
- Tym poci�giem przyjecha�a ciocia Natalia Pietrowna!
- Jaka Natalia Pietrowna?
- �ona mojego wuja Siemiona Fiodorycza. Ty jej nie znasz. Ona
jest taka mi�a
i dobra.
Musia�em si� mocno skrzywi�, bo zona zrobi�a powa�n� min� i
powiedzia�a
szeptem:
- To oczywi�cie dziwne, �e przyjecha�a do nas, ale ty,
Nikolaju, nie
gniewaj si�, b�d� wyrozumia�y. Ona przecie� jest bardzo
nieszcz�liwa.
Wuj Siemion Fiodorycz to po prostu tyran i z�o�nik, trudno z nim
wytrzyma�.
Ona m�wi, �e sp�dzi u nas najwy�ej trzy dni, dop�ki nie doczeka
si� listu od
brata.
�ona jeszcze d�ugo szepta�a mi jakie� brednie o wujku
tyranie, o
u�omno�ciach ludzkich w og�le i o m�odych �onach w szczeg�lno�ci,
o obowi�zku
niesienia pomocy wszystkim, nawet wielkim grzesznikom itp. Nie
zrozumiawszy
ani s�owa, w�o�y�em nowy surdut i poszed�em wita� "cioci�".
Przy stole sidzia�a drobna kobieta z du�ymi, czarnymi
oczami. M�j
pok�j, szare �ciany, niezdarna kanapa... chyba wszystko a�
do
najdrobniejszego py�ku odm�odnia�o i powesela�o w obecno�ci tej
istoty
innej, m�odej, pachn�cej jakim� przedziwnym zapachem, pi�knej
i grzesznej.
A �e by�a grzeszna - wyczu�em w lot z jej u�miechu, z
woni perfum,
ze szczeg�lnego sposobu patrzenia i wachlowania rz�sami,
z g�osu,
jakim m�wi�a do mojej �ony - uczciwej kobiety...
Nie musia�a mi opowiada�, �e uciek�a od m�a, �e jej m�� to
stary tyran,
a ona jest mi�a i weso�a. Wszystko zrozumia�em od
pierwszego
spojrzenia, bo czy� istnieje w Europie jeszcze cho� jeden
m�czyzna,
kt�ry od pierwszego spojrzenia nie rozpozna kobiety o wiadomym
temperamencie?
- Nie wiedzia�am, �e mam tak du�ego siostrze�ca -
powiedzia�a ciocia
podaj�c mi r�k� i u�miechaj�c si�.
- A ja nie wiedzia�em, �e mam tak �adn� cioci�! - odpar�em.
Zn�w zasiedli�my do kolacji. Korek hucznie wystrzeli� z
drugiej butelki
i ciocia wypi�a duszkiem p� szklanki, a kiedy �ona na chwilk�
wysz�a, ciocia
ju� nie certotwa�a si� i wychyli�a ca�� szklank�.
Upi�em si� - winem i blisko�ci� kobiety. Pami�tacie
pa�stwo romans
cyga�ski?
Oczy czarne,
Oczy ogromne
I p�on�ce,
I nieprzytomne...
Nie pami�tam, co si� dalej dzia�o. Kto chce wiedzie�,
jak zaczyna
si� mi�o��, ten niech czyta powie�ci i d�ugie nowele, a ja
powiem pokr�tce
s�owami tego samego g�upiego romansu:
Oczy czarne, szalone -
Ca�e �ycie stracone...
Wszystko diabli wzi�li, wszystko polecia�o do g�ry nogami.
Pami�tam tylko
straszliwy, w�ciek�y wicher, kt�ry kr�ci� mn� jak pi�rkiem.
A kr�ci�
d�ugo i star� z powierzchni ziemi i �on�, i sam� cioci�, i
moj� si��. Ze
stacyjki stepowej przerzuci� mnie, jak pa�stwo widzicie, na
t� ciemn�
ulic�.
A teraz prosz� mi powiedzie�: co z�ego mo�e mnie jeszcze
spotka�?
-----------------------------------------------------------------
--
K O N I E C K O N I E C K O N I E C K O N I E C K O N I
E C
-----------------------------------------------------------------
--