8717
Szczegóły |
Tytuł |
8717 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8717 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8717 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8717 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Autor: Tadeusz Oszubski
Tytul: Rycerz Gwiazdy Wigilijnej
Z "NF" 3/94
To przeczy naturze i nie znajdziesz w tym �ladu
mistycznej rado�ci z narodzin Odkupiciela. Spod ci�kiej,
szczeroz�otej korony, sadzonej ogromnymi per�ami nie wymyka
si� nawet jeden kosmyk. Ani �ladu w�os�w nad tym wysokim
czo�em - zbyt g�adkim i nienaturalnie bladym. To przecie�
porcelanowa figurka zagadkowego monstrum. Bez krzty �ycia, o
dziwacznym kszta�cie piersi wyp�ywaj�cej z rozsznurowanego
dekoltu sukni. Pr�dzej piersi ladacznicy ni� matki! Pos�g
spogl�daj�cy beznami�tnie na obezw�adnione smutkiem
niemowl�. Zdaje si�, �e lada chwila wyblak�e, nieludzkie
d�onie rozsun� si�, pozbawiaj�c dziecko oparcia i �ywot
Chrystusa zako�czy si� w miesi�c po Narodzeniu. Do tego
jeszcze t�o splecione z t�umu anio��w o cynobrowych
skrzyd�ach, cia�ach i szatach mahoniowych, chwilami wr�cz
zdaj�cych si� przybiera� barwy krwi. Dziwnie diabolicznych
twor�w z twarzami kar��w cisn�cych si� wok� tronu
niebezpiecznej, oszuka�czej Madonny. Od chwili, w kt�rej po
raz pierwszy ujrza�em ten wizerunek, postrzega�em jego
niepokoj�c� obecno�� w ka�dej napotkanej kobiecie.
Gdy z nieskrywan� pasj� m�wi�em o odrazie, jak� wzbudza
we mnie to zdobi�ce o�tarz malowid�o p�dzla Jeana Fouqueta,
m�j mistrz u�miecha� si� tylko i z roztargnieniem szepta�:
"Francois, jeste� stanowczo zbyt egzaltowanym m�odzie�cem".
By� mo�e, nie s�ucha� mnie zbyt uwa�nie i tre�� moich
s��w nie w pe�ni do niego dociera�a. David by� w�wczas
nazbyt zaprz�tni�ty przenoszeniem na p��tno swej drapie�nej
wizji �mierci Marata. Trudno przecie� zrozumie� takiemu jak
ja rzemie�lnikowi, wyrobnikowi p�dzla, drogi, kt�rymi
w�druje my�l artysty; geniuszowi za� ci�ko zni�y� si� do
topornych wyzna� nieudacznika. Jacques Louis David wznosi�
si� na wy�yny i tam, po�r�d kropli farb nieomylnie
pokrywaj�cych p��tno, na sw�j spos�b obcowa� z Bogiem. C�,
ja potrzebowa�em do tego d�ugich godzin �arliwej modlitwy.
Takiej, jak� uko�czy�em w�a�nie przed chwil�. Srebrny
krucyfiks, dar ksi�dza Gobbiusa, by� przera�liwie zimny, gdy
sk�ada�em na nim poca�unek. Mr�z zagnie�dzi� si� w
po�wi�conym metalu, promieniowa� z granitowych g�az�w wie�y.
Unios�em wzrok ku granatowiej�cemu niebu, w poszukiwaniu
Gwiazdy Wigilijnej. Gdy rozb�ys�a - po kwadransie czy te�
wielu godzinach, naprawd� nie wiem (w�r�d o�lizg�ych �cian
celi zatraci�em poczucie up�ywu czasu, a boj� si� si�gn�� po
zegarek) - odetchn��em z ulg�. Moja ofiara i trud nie posz�y
na marne. Ona jest zn�w, tam, na ciemnej oponie nieba!
Poczu�em na twarzy emanuj�c� z niej �wiat�o��. Dotyk
wiekuistej dobroci, dow�d Odkupienia. Po�r�d czarnych zr�b�w
wie�cz�cych baszt� ta male�ka plamka �wiat�a zda�a si�
ciep�ym u�miechem Boga, a cel�, w kt�rej sp�dzi�em ostatni
rok, zasnu�a poz�ocista paj�czyna niczym �lad p�dzla
Rubensa.
Czy�bym mia� dost�pi� obcowania z wszechogarniaj�c�
�wiat�o�ci�? Za przyczyn� �arliwej modlitwy w
b�ogos�awie�stwie nadziei wznie�� si� na trzydzie�ci �okci
ponad znienawidzony mur baszty!? Zerwa� niepoj�t� si��
�a�cuch ��cz�cy dot�d moj� praw� stop� z granitowym g�azem w
jedn�, niezaprzeczaln� ca�o��? Nie by�bym wyj�tkiem. Wszak
w�a�nie w Noc Wigilijn� zdarzy�o si� Katarzynie Colombini
lewitowa� w ekstatycznym zachwycie! Dost�pi� tej rado�ci
tak�e �wi�ty J�zef Desa z Copertino, a �wi�ty Alfons de
Liquori przed zaledwie osiemdziesi�cioma dwoma laty w
Foggii, podczas kazania, u st�p o�tarza, pod cudownie
rozjarzonym obrazem Madonny o Siedmiu Zas�onach lewitowa�
zachwycony wizj� Chrystusowych narodzin. Mo�e gor�co i
poczucie lekko�ci, trawi�ce moje cia�o, nie s� jedynie �ladem
dwunastu miesi�cy sp�dzonych w zrujnowanej baszcie s�u��cej
miastu Aachen za wi�zienie? Czy� �arliwo�� mych modlitw i
ogrom znaczenia pope�nionego czynu nie mog� da� mi nadziei
na cudowne ocalenie?
Nie opu�ci�em mego mistrza na wygnaniu - mimo ca�kowitego
braku zrozumienia z jego strony. Towarzyszy�em Davidowi a�
do dnia jego �mierci i dopiero w ko�cu 1825 roku wyjecha�em
z Brukseli. Poddaj�c si� woli Opatrzno�ci, po kilku
miesi�cach pozornie bezcelowej w�dr�wki trafi�em do Aachen,
wprost pod skrzyd�a dobrotliwego ksi�dza Gobbiusa. Jeden
tylko B�g wie, jak bardzo potrzebowa�em w tamtych chwilach
pe�nego mi�o�ci, �wiat�ego opiekuna. Zn�kany piekielnymi
wizjami, zrywaj�cymi ze snu jeszcze przed �witem,
wspomnieniami tryumf�w Szatana burz�cego Europ� stalowo
chrz�szcz�c� machin� wojny, dobywaj�cego z ludzkich serc
ca��, trawi�c� je zgnilizn�, przera�ony moc� z�a,
wypaczaj�c� cz�owiecze uczynki, nawet czyny ukochanego
Cesarza tak, by ur�ga� Chwale Bo�ej, szuka�em ukojenia
po�r�d rozm�w ze �wi�tobliwym starcem i w ci�kiej pracy nad
przywr�ceniem �wietno�ci rozpadaj�cemu si� ko�ci�kowi pod
wezwaniem Dzieci�tka Jezus. Po�r�d kadzide� s��w i artyzmu
dawnych mistrz�w malarskich udawa�o mi si� zapomina� o
p�on�cych miastach, �wi�tyniach strzaskanych armatnimi
kulami, mniszkach gwa�conych przez pijanych �o�dak�w,
handluj�cych szczeroz�otymi monstrancjami maj�cymi dla nich
warto�� beczu�ki wina. Zapomina�em o twarzach zabitych przeze
mnie niemieckich i rosyjskich �o�nierzy, o ca�ym �wiecie...
Pory snu i posi�k�w umyka�y mi, gdy oddawa�em si�
pieczo�owitemu odnawianiu malowid�a zdobi�cego o�tarz.
Sp�kana, poczernia�a farba w irytuj�cy spos�b obna�a�a
prostacko�� s�oj�w d�bowej deski. Jak�e wiele wysi�ku
po�wi�ci�em, by przywr�ci� zniszczonemu malowid�u �wie�o��
barw. Jednak moje zmagania niweczone by�y w niepoj�ty spos�b
- cho� uda�o mi si� rozp�omieni� karmazyn szaty spowijaj�cej
posta� �wi�tego J�zefa, rozjarzy� z�oto satyny, na kt�rej
spoczywa� male�ki Chrystus, to jednak obraz j�� nabiera�
niepokoj�cego klimatu. Ascetyczne twarze kl�cz�cych pasterzy
wyostrzy�y swe rysy, przybieraj�c z dnia na dzie� wyraz
s�piej drapie�no�ci. Rogata g�owa ospa�ego wo�u stawa�a si�
demonicznym wizerunkiem piekielnej bestii, a u�miechy
niewielkich anio��w unosz�cych si� w g�stym od ultramaryny
powietrzu niepokoi�y perwersyjn� z�o�liwo�ci�. W scenerii i
kolorycie obrazu, przypominaj�cego dot�d Adoracj� Dzieci�tka
z O�tarza Bladelin, dzie�a genialnego Rogera van der Weyden,
uleg�y dziwnemu zatarciu �lady b�ogos�awionego talentu
anonimowego mistrza z Aachen. Jakby mroczna pot�ga nocy
wypacza�a to, co za dnia odnowi� m�j p�dzel.
Pewnego listopadowego poranka porazi� mnie jadowity,
szyderczy u�miech, kt�ry wpe�z� na usta Madonny kl�cz�cej
nad Dzieci�tkiem. W czasie gdy spa�em niespokojnie, znu�ony
prac�, z ramion �wi�tej Matki sp�yn�a turkusowa szata,
obna�aj�c wyzywaj�co kr�g�e piersi. Porcelanowe cia�o,
pr꿹c si� lubie�nie grozi�o male�kiej figurce Naj�wi�tszego
Niemowl�cia. Straszliwa transformacja s�odyczy Madonny,
subtelno�ci Jej rys�w w demoniczn� wrogo��, przypomnia�a mi
odczucia, jakie niegdy� wzbudzi� we mnie obraz Jeana
Fouqueta. W�wczas zrozumia�em, �e zastawiono pa�ci na moj�
dusz�. Ma�o tego! Na dusze ca�ej ludzko�ci!
Odkrycie perfidnych, szata�skich plan�w porazi�o moj�
wol�. Dopiero �arliwe modlitwy i d�ugie rozmowy z ksi�dzem
Gobbiusem natchn�y mnie wiar� w zwyci�stwo. Starzec, ufaj�c
mi bezgranicznie, po�wi�ci� wiele nocy na czuwanie u st�p
sprofanowanego o�tarza. Dopiero w pierwsz� sobot� grudnia
dostrzegli�my dow�d dzia�ania piekielnych si�, niestrudzenie
niwecz�cych moj� prac�. Gdy przez wn�trze ko�ci�ka
przemkn�a ciemna posta� i niczym burzowa chmura przes�oni�a
na chwil� malowid�o, by rozwia� si� w siny dym,
zniekszta�caj�c przy tym rysy Madonny w jeszcze
potworniejszym stopniu, podj�li�my z ksi�dzem jedyn� mo�liw�
- ostateczn� decyzj�. Nie waha�em si�! Dot�d natyka�em si�
jedynie na symptomy dzia�ania wrogich si� i nader niejasno
przeczuwa�em cel szata�skich zabieg�w. Czy� pierwszym
sygna�em nie by� dla mnie zdegenerowany tw�r przypisywany
Jeanowi Fouquetowi? Ta straszliwa scena wzbudzaj�ca we mnie
niek�amany wstr�t? Czy�by w�a�nie ten mistrz prze�y� przed
czterystu laty nieobcy mi koszmar?
Teraz nareszcie mog�em zmierzy� si� ze z�em objawionym.
Tego domaga� si� m�j honor oficera i prawego chrze�cijanina!
Nabi�em pistolet srebrn� kul� odlan� z po�wi�conego medalika
i odst�puj�c od dalszej pracy nad odnawianiem obrazu,
sp�dza�em wszystkie noce siedz�c na �awce, kilka krok�w od
o�tarza ko�cio�a Dzieci�tka Jezus. Ksi�dz Gobbius, mimo
podesz�ego wieku i w�tpliwego zdrowia, towarzyszy� mi w
czuwaniu, nerwowo zaciskaj�c pergaminowe palce na
krucyfiksie. �pi�c za dnia, a noce trawi�c na stra�y w
ko�ciele, dotrwali�my do dnia Wigilii. R�wno z wybiciem
godziny osiemnastej w otworze po�rodku uszkodzonego witra�a
zap�on�a pierwsza gwiazda. Jednocze�nie na zakurzon�
pod�og� �wi�tyni pad� g�sty cie�. To jaka� mroczna posta�
sun�a od portyku wej�cia, bezszelestnie mijaj�c rz�dy
�awek.
Powia�o przera�liwym ch�odem, przenikaj�cym nie tylko
cia�o, ale i my�li. Nie wytrzyma�em rosn�cego napi�cia.
Wsta�em, by zagrodzi� drog� intruzowi, jednocze�nie kieruj�c
luf� pistoletu w czarn� sylwetk�. W oddali, za moimi
plecami, ksi�dz Gobbius ochryple �piewa� psalmy, a ja
desperacko zbli�y�em si� do intruza. Nie wiem, czy sp�oszy�y
go modlitwy starca, obecno�� krucyfiksu czy te� �wi�to��
kuli tkwi�cej w pistoletowej lufie. W ka�dym razie szata�ska
zjawa nagle cofn�a si�, po czym umkn�a ze �wi�tyni.
�nieg skrzypia� pod podeszwami, pie�ni raduj�cych si� z
Narodzin Pana wyp�ywa�y zza rozja�nionych �wiecami okien.
Po�r�d tej zadziwiaj�cej muzyki, w przyjaznym blasku gwiazd
- wszak jedna z nich powinna by� mi god�em! - �ciga�em
demona ulicami Aachen. Bezskutecznie kilkakro� naciska�em na
spust. Mechanizm zaci�� si�. Dopiero gdy dotarli�my w
pobli�e rogatek, bro� wypali�a, przeszywaj�c po�wi�conym
pociskiem cia�o piekielnego emisariusza. Zmaterializowany
z�y duch run�� mi pod nogi niczym k��b sparcia�ych szmat.
Takiego w�a�nie, pochylonego nad mrocznym kszta�tem, b�ogo
u�miechni�tego, z dymi�cym jeszcze pistoletem w d�oni,
zasta� mnie w kwadrans p�niej patrol �andarm�w.
W 1826 roku nikt z mieszka�c�w Aachen nie m�g� czu�
sympatii do Francuza, a tym bardziej do szalonego,
francuskiego malarzyny, kt�ry nie do��, �e zeszpeci�
�wi�tokradczo o�tarz starego ko�cio�a, to jeszcze w sam�
Wigili� Bo�ego Narodzenia zastrzeli� w�drownego mnicha -
ja�mu�nika. M�j proces ci�gn�� si� wiele miesi�cy, mia� na
to wp�yw r�wnie� fakt, �e nie znaleziono nikogo, kto by zna�
zamordowanego franciszkanina - w�a�nie taki kszta�t przybra�
w swej perfidii gin�cy emisariusz Szatana! Ksi�dz Gobbius,
niestety, nie m�g� z�o�y� zezna� oczyszczaj�cych mnie z
winy, bo po koszmarnych prze�yciach, wra�eniach zbyt silnych
dla w�t�ego starca, dozna� ataku i leg� bez przytomno�ci na
pod�odze ko�cio�a. Zmar� w tydzie� p�niej, nie mog�c
wypowiedzie� w mojej obronie nawet jednego s�owa. S�d w
Aachen, po d�ugim wahaniu, skaza� mnie na �mier�. Mam zosta�
stracony za godzin�, dok�adnie w rok od chwili pope�nienia
zbrodni.
Przez szczelin� w murze widz�, jak sylweta smuk�ej
szubienicy i stada zniecierpliwionych, g�odnych kruk�w
czerni� ca�un �niegu spowijaj�cy r�wnin�. Pozwolono mi
zachowa� zegarek - nie wiem, czy w odruchu
wspania�omy�lno�ci, czy te� jako dow�d z�owieszczej perfidii
- �ledz� wi�c szale�czy bieg wskaz�wki wlok�cej mnie ku
�mierci.
Z trudem odrywam si� od okrutnego instrumentu, by zn�w
spojrze� z nadziej� w oko Wigilijnej Gwiazdy. Czuj�
ogarniaj�c� mnie b�og� lekko��, tajemnicze ciep�o
rozlewaj�ce si� w sercu. Wszak to dzi�ki mnie rozb�ys�a zn�w
Gwiazda Przynosz�ca Rado��! Uratowa�em Chrystusa, ocali�em
ludzko�� przed utrat� mo�liwo�ci dost�pienia zbawienia! Czy�
beze mnie odby�oby si� Misterium Odkupienia?
Moje cia�o staje si� mg�� przepojon� ogniem mi�o�ci;
wznosz� si� ku czarnej kraw�dzi baszty - granicy ocalenia
mojej duszy.
Tadeusz Oszubski
TADEUSZ OSZUBSKI
Urodzi� si� 13 I 1958 r. w Bydgoszczy. Poeta i prozaik
wyr�niany w r�nych konkursach, wsp�pracownik Polskiego
Radia w Bydgoszczy, tak�e dziennikarz. Pracownik pisma
"Kujawy i Pomorze". Wa�niejsze publikacje fantastyczne:
"Sfora" (1992, Przed�wit, powie��), "Mesjasz" (1993, Wyd.
"Ceglarski", powie��), "Interregnum" (1992, w antologii
"Czarna msza", Rebis, minipowie��). Laureat pierwszej
nagrody za powie�� "Bia�a Bestia" w polskiej edycji konkursu
Andre Norton Ltd (Pozna� 1992). W portfelu powie�ci:
"Twierdza nienawi�ci" (1988) i "Demony" (1989).
Autor dla znawc�w i smakoszy - pisze proz� trudn�, g�st�,
statyczn�, pe�n� obraz�w i kulturowych odwo�a�. S� to
w�a�ciwie opowiadania-eseje, historyczne mistyfikacje i
prowokacje wywiedzione gdzie� od Borgesa (P�kci�skiego), a
stylistycznym nieumiarkowaniem przypominaj�ce troch�
Maszczyszyna (Marqueza?). �ywio�em Oszubskiego s� tajemnicze
momenty, w�z�owe sytuacje, rekwizyty i sekretne
prawid�owo�ci historii. Tomek Ko�odziejczak stwierdzi� na
Polconie '93, �e gdyby�my przedstawili Oszubskiego w "NF" -
s�aw�, z uwagi na zasi�g pisma, dor�wnywa�aby dzi�
Sapkowskiemu. Z zaciekawieniem podejmuj� taki eksperyment;
przedtem nie drukowali�my T.O., bo autor nam swoich tekst�w,
o ile pami�tam, nie proponowa�. Prezentowany "Rycerz
Gwiazdy Wigilijnej" (i ciut d�u�sze opowiadanie "G�owa
Heleny", kt�re na razie zatrzymuj� w teczce), zdoby�y
wyr�nienie w Konkursie Literackim im. Stefana Themersona
(P�ock '93).
(mp)