Ziemkiewicz Rafał - Dobra wróżka

Szczegóły
Tytuł Ziemkiewicz Rafał - Dobra wróżka
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Ziemkiewicz Rafał - Dobra wróżka PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Ziemkiewicz Rafał - Dobra wróżka PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Ziemkiewicz Rafał - Dobra wróżka - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Rafał A. Ziemkiewicz - fantastyka Dobra wróżka Powinieneś kiedyś zobaczyć, jak zdejmujemy z dziewczyny awatar. Niezapomniany widok: te rubinowe igły skanujących laserów, uwijające się w półmroku szybkim, migotliwym ściegiem po nagich udach i biodrach, pnące się coraz wyżej, przez pośladki, brzuch, ku piersiom... Zawsze wyobrażałam sobie, że modelki muszą to czuć, zazdrościłam im tej świetlnej pieszczoty, delikatniejszej i czulszej niż wszystko, co mógłby ofiarować mężczyzna. Dziewczyna pręży się w kolejnych nakazanych programem pozach, oddając skanerom każdy najintymniejszy skrawek ciała, a laserowe smugi punkt po punkcie przenoszą jej kształt do pamięci komputerów Pałacu. Najpierw w trójwymiarowych ekranach kontrolnych pojawia się tylko zgrubna, toporna siatka, potem jej oka wypełniają się centymetr po centymetrze, w miarę, jak komputer poznaje każdą fałdkę skóry i każdy włosek, każdy możliwy grymas. Aż wreszcie - voila! - w cyfrowej nierzeczywistości rodzi się druga kobieta, identyczna, tylko utkana jakby z księżycowego blasku. To ciało, które po wszystkim prostuje z ulgą zdrętwiałe ramiona i grzbiet, naciąga bez wdzięku bieliznę i odchodzi z zarobionymi pieniędzmi, by psuć się i starzeć, nie ma już znaczenia. Tak jak nie ma znaczenia moje ciało, którego nigdy nie zobaczysz. Liczy się już tylko to drugie, pozostawione w blokach pamięci wirtualnego Pałacu Madame O. - eteryczne, doskonałe i na zawsze młode. Na razie, zaraz po zeskanowaniu, przypomina suknię rozpiętą na niewidzialnym wieszaku. Muszę je długo wypełniać sobą, spinać mozolnie receptory widmowej skóry ze swoimi nerwami, uczyć się nowego kształtu i nowych źródeł rozkoszy. Poznaję je godzinami, powoli. Ta dziewczyna, której awataru użyję, gdy przyjdę spełnić twoje marzenia, miała w sobie coś z leśnej nimfy. Na pewno ci się spodoba. Bardzo smukła, o jasnej karnacji ciała, ze spływającą na łopatki gęstwą nieokiełzanych włosów - na pierwszy rzut oka wydają się jednolicie jasne, ale z bliska dostrzeżesz w nich pasma wszystkich odcieni, od spłowiałej słomy po miedzianorudy. Bardzo długo dobierałam godną tego ciała oprawę. Zdecydowałam się w końcu na suknie wiktoriańskiej damy - misterne koronki, ściągnięta ciasno gorsetem talia, szerokoskrzydłe kapelusze z piórami... I oczywiście cały stosowny do tego pejzaż. Uważam, że drobiazgi są szalenie ważne. Nie, nie myśl, że jestem pedantką - na przykład, takiej bielizny jeszcze wtedy nie używano. Nie chodzi mi o historyczną wierność, tylko o nastrój. Musi być romantyczny. Bo ja jestem romantyczna, przekonasz się o tym. Nigdy się nie dowiesz, dlaczego spośród tylu gości Pałacu wybrałam właśnie ciebie. Powiem ci szczerze: ja też tego do końca nie wiem. Na pewno miało to coś wspólnego ze sposobem, w jaki poruszałeś się w oknach głównego interfejsu. Już bez tremy, ale jeszcze bez rutyny. Nowicjusze zastanawiają się długo nad każdą z oferowanych przez Pałac rozkoszy, sięgają co i raz po program demonstracyjny. Rutyniarze, przeciwnie, jadą prosto do którejś z dziewczyn, które już sprawdzili, by załatwić sprawę bez cienia finezji. Nie interesują mnie ani jedni, ani drudzy. Ty jesteś akurat w tym dobrym momencie - poczułeś już tę dziwną pustkę, to męczące niezaspokojenie, ale jeszcze nie zdałeś sobie sprawy, czego właściwie, tak naprawdę, pragniesz. Gdybyś mnie nie spotkał, nie dowiedziałbyś się tego nigdy. Zabrnąłbyś tylko w szukanie coraz silniejszych podniet, coraz ostrzejszych perwersji. Uwierz, że nic by ci to nie dało - to tak, jakbyś sypał do wodnistej zupy coraz więcej przypraw, licząc, że uczyni ją to bardziej sytą. A poza tym, lubię spełniać marzenia właśnie takim jak ty, porządnym chłopcom, pełnym zasad, pracowitym, wykształcownym oraz cenionym w pracy. I poddanym bez reszty rygorom swojej sfery, z jej staroświeckimi kodeksami i sztywnymi obyczajami klasy panującej - przynajmniej na pokaz. Mozolna wspinaczka po szczeblach kariery wymaga nieskazitelnej reputacji w środowisku, trzeba o nią dbać - więc robisz to, odkąd pamiętasz. Tylko pewnego dnia uświadomiłeś sobie nagle, że też potrzebujesz odprężenia, rozładowania, zupełnie tak samo, jak jakiś prymityw ze społecznych nizin, trawiący pół życia w zarządzanej przez podobnych tobie przestrzeni wirtualnej. Ciekawe, jak się to dla ciebie zaczęło: znalazłeś nasze reklamy, buszując z ciekawości po zastrzeżonych obszarach sieci? Czy może któryś ze starszych kolegów, w męskiej rozmowie w cztery oczy, wyjaśnił ci, jak wszyscy te sprawy załatwiają? Pomyślałeś sobie wtedy, że będzie to twój pierwszy bunt, mały i bezpieczny. Bunt, na który zdobyłeś się tylko dlatego, że wydawał się tak zupełnie niezobowiązujący. Żadnych konsekwencji. Nikt nie będzie płakał, nikt nie zajdzie w ciążę ani niczym cię nie zarazi, nie musisz się nawet obawiać, że mógłby ci nie dopisać wzwód. Wszystko, o czym musisz pamiętać, zanim oddasz władzę nad swymi zmysłami komputerowi, to założenie prezerwatywy. Tylko dlatego, że to po prostu niemiłe, gdy pierwszą rzeczą, jaka przypomina o powrocie do rzeczywistości, jest mokra plama na spodniach. To nie może być takie, uwierz mi. Tak bezproblemowe, łatwe i nieprawdziwe. Sprowadzone do szybkiego konsumowania kolejnych fantomów z kolorowego światła. Gubi się wtedy cały sens. Następnego dnia przy śniadaniu napomknąłeś pewnie małżonce, że czas wreszcie kupić nieco lepszy sprzęt, i że musisz sobie wszczepić porządny, półprofesjonalny implant. Pracowicie wymyślałeś odpowiednią bajeczkę - o nowych obowiązkach, zmianach w pracy albo czymś takim. Przy okazji dodałeś, że będziesz musiał teraz więcej czasu spędzać w sieci, także wieczorami. Zupełnie niepotrzebnie się wysilałeś. Żona ma swoje zmartwienia, przecież nawet nie wiesz, co robi przy swoim terminalu, gdy zamyka się w pokoju z pracą. A co do implantów, tanieją z miesiąca na miesiąc, wszczepiają je już na prawo i lewo. Prawdę mówiąc, trochę mnie to martwi. Do Madame O., mimo naszych zaporowych cen, trafiają coraz okropniejsi klienci - ostatnio muszę się naprawdę porządnie naszukać, żeby znaleźć kogoś na poziomie. W każdym razie upatrzyłam cię już sobie i na pewno nie będę musiała długo czekać, aż pewnego dnia, dla odmiany, zamiast skorzystać z którejś ze stałych usług Pałacu, zechcesz połączyć na gorącej linii z jakąś równie jak ty anonimową i równie niezaspokojoną użytkowniczką naszych komnat. Komputer spyta tylko o preferencje i każe czekać, a potem dobierze połączenie. Reklamujemy tę usługę hasłem "zdaj się na los", ale tym razem losowi pomogę ja. Jeszcze o mnie nie wiesz, skrytej w komputerowej nierzeczywistości i czekającej cierpliwie na tę właśnie chwilę. O tym, że od pewnego czasu śledzę wszystkie zapisy twojego węzła sieci i znam już nie tylko godziny, o jakich nas odwiedzasz, ale zdążyłam też przekopać twoje wyciągi z konta oraz służbową korespondencję, poznać twoje obyczaje i przyzwyczajenia. Nie męczy mnie to czekanie, co mam zresztą lepszego do roboty? Prędzej czy później to się stanie. Decyzja, parę reklamowych klipów podczas ładowania software'u - i ze zdumieniem stwierdzisz, że pejzaż, w którym się znalazłeś, nie przypomina wcale standardowej oferty programu tych losowych schadzek. Staniesz nagle na zamglonej, londyńskiej ulicy, wśród otoczonych kręgami mokrego blasku gazowych latarń, przed uroczym, skrytym wśród róż dworkiem. Bardzo starannie przygotowywałam ten program - błyszczące wilgocią bruki, bramę z czarnych, żelaznych prętów i niosącego trójramienny świecznik kamerdynera, który poinformuje cię, że pani czeka już od dawna, i za którym podążysz ciemnymi, krętymi schodami do mej sypialni. Pomyślałam nawet o szeleście mojej sukni, gdy - jeszcze nieświadomy zasad tej gry - spróbujesz mnie po raz pierwszy dotknąć. Oczywiście, nie pozwolę na to. Będziesz wściekły. Podczas tego pierwszego spotkania w ogóle nie pozwolę ci na nic. No, może na kilka przelotnych pocałunków, jeśli będziesz bardzo miły. Może będziesz mógł dosłownie musnąć moje piersi, tylko na tyle, by poczuć, jak bardzo pragną i czekają twych pieszczot. Ale spotka cię coś lepszego. Poproszę, żebyś mi powiedział, jak chcesz to zrobić. Żebyś opisał dokładnie, krok po kroku, jak będziesz mnie brał, jakich pieszczot użyjesz, co pragniesz ze mną uczynić. Będziesz potem zdumiony, że spędziłeś ze mną tyle czasu tylko na rozmowie. To było pierwsze z twoich nieuświadomionych marzeń. Marzenie o zdobywaniu kobiety. Ten łatwy, komputerowy seks, jaki wymyśliły nasze czasy, odebrał mężczyźnie jego główną, odwieczną przyjemność: przyjemność odgrywania przed każdą kolejną ofiarą roli swego życia. Przyjemność tworzenia siebie samego, roztaczania uroku, natężenia wszystkich sił, by tylko okazać się w jej oczach dowcipnym, elokwentnym i czarującym. Oddam ci tę utraconą rozkosz - i pokochasz mnie za to. Nie od razu zdasz sobie z tego sprawę. Będę musiała dać ci trochę czasu, żebyś uświadomił sobie, jak bardzo pragniesz mnie jeszcze raz zobaczyć. Dam ci czas, żebyś zdążył uświadomić sobie, że to niemożliwe, i poczuć z tego powodu ból. Nikt nie może złamać anonimowości połączeń Pałacu, to podstawowa zasada jego funkcjonowania. Pozostanie ci tylko marzyć o mnie i o cudzie, że generator stochastyczny zetknie nas kiedyś raz jeszcze. Znowu będę czekała, śledząc twoje ruchy w sieci. Przez pierwsze dni będziesz szaleć po Pałacu, zaliczać co wieczór po kilka połączeń. Potem w ogóle zaprzestaniesz wizyt u nas na całe tygodnie, na przemian z okresami powrotu do gwałtownej aktywności. Ściągniesz też sobie profesjonalny program do budowy własnego awataru i zaczniesz pracować z nim godzinami w obszarach swojej prywatnej, zastrzeżonej pamięci. Nie wiesz, bo kto mógłby to podejrzewać, że umiem wejść i tam - wykradłam twoje personalne kody wprost z rejestrów podatkowych Madame O. Zaczniesz pracować nad sobą; coś, na co nigdy wcześniej nie miałeś czasu, zadowalając się którąś za standardowych wizualizacji Pałacu. Wskanujesz do pamięci swoje holograficzne zdjęcia; oczywiście, jak was znam, podretuszujesz je trochę, likwidując sobie brzuszek albo dodając parę centymetrów wzrostu. Mniejsza z tym; dla mnie najważniejsze będzie to, że zacząłeś siebie tworzyć. Następne spełnione marzenie. Któregoś dnia zobaczę, jak podczas przerwy w pracy albo wieczornego czasu, przeznaczonego w organizerze na relaks, zabawiasz się przerabianiem swego komputerowego odbicia na angielskiego lorda, przymierzaniem mu cylindrów i płaszczy, wybieraniem rodzaju zarostu... To będzie znak, na który czekam. Cud, o którym mogłeś tylko marzyć, zdarzy się. Znowu znajdziesz się na mojej ulicy, pośród gazowych latarń i gęstej, londyńskiej mgły. Znowu mój kamerdyner powiedzie cię po wąskich schodach na górę, a ty, postępując za drżącymi od ruchu płomieniami świec, nagle uświadomisz sobie ze zdumieniem rozsadzające piersi bicie serca, gorączkę i drżenie nóg, jakich nigdy dotąd nie zaznałeś. Tym razem pozwolę ci się posiąść - zadbam, abyś to zrobił dokładnie tak, jak mi opowiadałeś, wtedy, za pierwszym razem. Ale, ku twojemu zdziwieniu i niedowierzaniu, nie skończę na tym. Będziemy leżeć zmęczeni na białych, nakrochmalonych sztywno prześcieradłach, pieszcząc się delikatnie, aż zaczniesz mówić. Nie wyobrażasz sobie, jak doskonale potrafię słuchać. Pokochasz mnie za to jeszcze bardziej. Za to, że pozwolę ci się po prostu wygadać, tak naprawdę od serca. Być może po raz pierwszy w życiu zdarzy ci się ktoś, kto cię będzie słuchał tak uważnie i tak zupełnie bezinteresownie. Nie zamierzam cię ciągnąć za język. I tak zaczniesz prędzej czy później opowiadać o sobie. O sobie, jakim chciałbyś być. Zasmakujesz w tym; w podbarwianiu swojego życiorysu, w nadawaniu prostym wydarzeniom sentymentalnej nuty, a w końcu w wymyślaniu ich zupełnie, od zera. To się stanie rytuałem każdej kolejnej wizyty w moim buduarze na piętrze; kiedy już zaspokoimy swój głód, kiedy uspokoją się oddechy i rytm serc, zaczniesz opowiadać, coraz dłużej i barwniej. Jeśli nie różnisz się zanadto od swoich poprzedników, jeśli się co do ciebie nie mylę, na pewno uśmiercisz w tych opowieściach swoją żonę i dzieci, najlepiej w jakimś okropnym, krwawym wypadku. I będziesz się przy mnie pławił w smutku, w tęsknocie, będziesz oczekiwał ode mnie pocieszenia. Ależ wy uwielbiacie, by się nad wami litować... Może nawet w końcu zwierzysz mi się z nieuleczalnej choroby? To się zdarza częściej, niż mógłbyś przypuszczać. Ile to potrwa? Nie chcę zgadywać. Z tym mężczyzną, który nauczył mnie łamania kodów i haseł spotykałam się kiedyś prawie dwa lata, ale to było dawno, a on potrafił mnie nie nudzić. Nie spodziewam się po tobie dość oryginalności, aby bawiło mnie to dłużej niż kilka miesięcy. Pewnego dnia zaczniesz się powtarzać, albo szukać pretekstu do ograniczenia naszych spotkań. I to będzie znaczyło, że przyszedł już czas spełnić twoje ostatnie, skryte marzenie, tak skryte, że sam byś się do niego nigdy nie przyznał. Marzenie o pogrążeniu się w głębokim, kojącym śnie. Żeby było ci łatwiej docenić to szczęście, wcześniej będę musiała przeprowadzić cię przez strach i udrękę, ale nie bój się - to nie potrwa długo. Któregoś dnia dowiesz się nagle, że to, co opowiadałeś o strasznym wypadku na miejskiej obwodnicy, o śmierci swojej rodziny - stało się prawdą. Któregoś dnia okaże się, że w twoim komputerze medycznym rzeczywiście znalazł się zapis nieuleczalnej choroby, o której opowiadałeś... Zaczniesz mnie szukać, ale komputer będzie ci wmawiał, że adresu, który ci dałam, nigdy w sieci nie było. Postaram się dla ciebie wysilić, spełnić wszystko, wszystko, cokolwiek mówiłeś. Jeśli chciałeś stać się nędzarzem - strącę cię w nędzę. Jeśli uskarżałeś się na samotność - dam ci zaznać samotności. Najpierw będziesz się bał, szamotał, przeklinał mnie i Madame O., będziesz próbował znaleźć kogoś, kto cię uratuje... Przeczekam to. W końcu docenisz moje wysiłki. Zrozumiesz, że dzięki mnie udało ci się zdobyć skarb, który w tym naszym skomputeryzowanym do cna świecie jest cenniejszy niż wszystko: kawałek życia ponad wszelką wątpliwość prawdziwego i niepowtarzalnego. I dopiero, gdy to wreszcie zrozumiesz, pozwolę ci umrzeć - och, nie zawracajmy sobie teraz głowy szczegółami, jest tyle sposobów. Ważne będzie tylko to jedno, byś miał świadomość, że umierasz z miłości. Przyznaj, tak szczerze: czy nigdy nie marzyłeś o takiej śmierci? A ja przecież czekam tutaj na ciebie po to, aby spełnić twe marzenia. Najskrytsze i najgorętsze z twoich marzeń, kochanie.