8711
Szczegóły |
Tytuł |
8711 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8711 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8711 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8711 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ANNE MCCAFFREY
TODD MCCAFFREY
SMOCZA RODZINA
PRZE�O�YLI: MARIA I CEZARY FR�C
Dla mojego brata, Kevina McCaffreya,
Najmniejszego Smoczego Ch�opca
Anna McCaffrey
Dla Ceary Rose McCaffrey � oczywi�cie!
Todd McCaffrey
PROLOG
Kiedy ludzie pojawili si� w systemie Rukbat, gwiazdy typu G w sektorze Sagitari,
osiedlili
si� na trzeciej planecie i nazwali j� Pern. Uciekaj�c przed spustoszeniami
ostatnich wojen
Nathi, zamierzali stworzy� idylliczny, wiejski raj bez wysoko rozwini�tej
technologii.
Po�wi�cili niewiele uwagi s�siadom Pernu, bo ca�y uk�ad zosta� ju� zbadany i
uznany za
bezpieczny do kolonizacji.
Niespe�na osiem lat � czyli Obrot�w, jak zacz�li m�wi� Perne�czycy � po ich
przybyciu, z zewn�trznych obszar�w uk�adu planetarnego przyw�drowa�a kapry�na
siostrzana
planeta Pernu, Czerwona Gwiazda.
I wtedy z nieba spad�y Nici. Cienkie, srebrzyste pasma wcale nie wygl�da�y
gro�nie �
dop�ki nie zetkn�y si� ze sk�r� albo z li��mi czy z czymkolwiek �ywym, nawet z
gleb�.
W�wczas Nici ros�y, wysysaj�c sk�adniki od�ywcze z czego tylko si� da�o;
przekszta�ca�y
�yzn� gleb� w martwy py� i z�era�y cia�o a� do spopielonych ko�ci. Tylko metal,
ska�a i woda
� w kt�rej Nici ton�y � by�y na nie odporne.
Skutki pierwszego Opadu, kt�ry kompletnie zaskoczy� kolonist�w, okaza�y si�
katastrofalne. Tysi�ce ludzi ponios�o �mier�, znacznie wi�cej zosta�o
okaleczonych, zgin�y
nieprzebrane stada sprowadzonych z daleka zwierz�t.
Co gorsza, bliskie s�siedztwo Czerwonej Gwiazdy nie tylko sprowadza�o Opady
Nici, ale i
powodowa�o przemieszczanie p�yt tektonicznych Pernu, co skutkowa�o trz�sieniami
ziemi,
tsunami i wybuchami wulkan�w.
Koloni�ci, kt�rzy przetrwali te kataklizmy, postanowili si� przesiedli�.
Porzucili bogatszy,
ale sejsmicznie aktywny Kontynent Po�udniowy, i przenie�li si� na bardziej
stabilny
Kontynent P�nocny. Na zwr�conym ku wschodowi urwisku zbudowali Fort, kt�ry m�g�
zapewni� wszystkim ochron�.
To jednak nie wystarczy�o. Poniewa� sami pozbawili si� technologii, nie mogli
liczy� na
oczyszczenie gleby z Nici na tyle szybko, by zebra� do�� �ywno�ci niezb�dnej do
przetrwania. Potrzebowali innego rozwi�zania, jakiego� tutejszego �rodka, kt�ry
pozwoli�by
im unicestwia� Nici, zanim spadn� na ziemi�.
Biolodzy pod kierunkiem wyszkolonej na Eridani Kitti Ping przyst�pili do
modyfikowania
lokalnych jaszczurek ognistych, niewielkich lataj�cych stworze�, kt�re wygl�da�y
jak
miniaturowe smoki. U�ywaj�c in�ynierii genetycznej, Perne�czycy wyhodowali z
nich
wielkie smoki, kt�re �u�y ska�� zawieraj�c� fosfor, zwan� kamieniem, dzi�ki
czemu mog�y
zia� ogniem na Nici i zw�gla� je w powietrzu.
Smoki te, po��czone telepatyczn� wi�zi� ze swoimi ludzkimi je�d�cami, mia�y
stanowi�
podstaw� obrony kolonist�w przed Ni�mi.
W nast�pstwie eksperyment�w, kt�re w�wczas uznano za nieudane, c�rka Kitti Ping,
Wind Blossom, uzyska�a mniejsze, nadmiernie umi�nione, brzydkie stworzenia o
wielkich,
wra�liwych na �wiat�o oczach. Nazwane wherami�str�ami, nie nadawa�y si� do
walki z
Ni�mi w �wietle dziennym, ale za to doskonale widzia�y w ciemno�ci, na przyk�ad
w
jaskiniach, kt�re s�u�y�y za domy osadnikom, i w kopalniach.
Kolonist�w przybywa�o i wkr�tce Fort sta� si� zbyt ma�y, by wszystkich
pomie�ci�.
Dlatego je�d�cy smok�w urz�dzili sobie now� siedzib� w starej kalderze
wulkanicznej.
Nazwali j� Fort Weyr.
W miar� wzrostu liczby ludno�ci Perne�czycy stopniowo opanowywali P�nocny
Kontynent. Je�d�cy smok�w za�o�yli nowe weyry w wysokich g�rach; rolnicy i
pasterze
osiedlali si� na r�wninach wok� nowych warowni.
Pod kierunkiem Lord�w Warowni i w�adc�w Weyr�w powsta�o nowe spo�ecze�stwo,
oparte na umiej�tno�ciach mieszka�c�w. Niekt�re specjalno�ci, zw�aszcza te
wymagaj�ce
wielu lat nauki, zosta�y uznane za odr�bne rzemios�a: kowalstwo, g�rnictwo,
rolnictwo,
rybo��wstwo, uzdrowicielstwo i harfiarstwo. Poziom umiej�tno�ci w ka�dym z tych
rzemios�
okre�lano za pomoc� dawnych stopni cechowych: ucze�, czeladnik i mistrz. Ka�de
rzemios�o
mia�o jednego mistrza, kt�ry czuwa� nad wszystkimi sprawami cechu: by� wi�c
Mistrz
Kowali, Mistrz G�rnik�w, Mistrz Rolnik�w, Mistrz Rybak�w, Mistrz Uzdrowicieli i
Mistrz
Harfiarzy.
Po pi��dziesi�ciu Obrotach Czerwona Gwiazda, pos�uszna prawom mechaniki
gwiazdowej, odsun�a si� od Pernu i Nici przesta�y spada�. Zagro�enie
przemin�o, ale
dwie�cie lat p�niej Czerwona Gwiazda ponownie si� przybli�y�a i rozpocz�o si�
drugie
Przej�cie.
Smoki i ich je�d�cy znowu wzbili si� w niebo, �eby przemienia� Nici w w�giel.
Gdy
Czerwona Gwiazda oddali�a si� po pi��dziesi�ciu Obrotach, wr�ci�y lepsze czasy i
koloni�ci
ruszyli na dalszy podb�j Pernu.
Po trzeciej Przerwie, trwaj�cej dwie�cie Obrot�w, historia si� powt�rzy�a i Nici
znowu
spad�y.
Pod koniec Drugiej Przerwy, zaledwie szesna�cie Obrot�w przed powrotem Czerwonej
Gwiazdy i Nici oraz przed pocz�tkiem Trzeciego Przej�cia, zacz�� si� problem w
g�rnictwie.
Byt ludzi zale�a� od w�gla. Bez w�gla, zw�aszcza bez wysokoenergetycznego
antracytu,
kowale nie mogli uzyska� stali na p�ugi, obr�cze do k� i elementy uprz�y,
kt�rej u�ywali
je�d�cy zwalczaj�cy Nici. �atwo dost�pny w�giel, pojawiaj�cy si� na powierzchni
w
ogromnych, otwartych pok�adach, by� prawie na wyczerpaniu.
Mistrz G�rnik�w Britell, kt�rego cech mia� siedzib� w Warowni Crom, zrozumia�,
�e
chc�c nadal wydobywa� w�giel, g�rnicy musz� na nowo nauczy� si� dawnych technik
kopania chodnik�w i szyb�w. Na podstawie starych map geologicznych okre�li�
po�o�enie
kilku obiecuj�cych podziemnych z��, wybra� najzdolniejszych czeladnik�w i
wyznaczy� im
zadanie sprawdzenia nowych kopal�. Obieca�, �e ci, kt�rym si� powiedzie, zostan�
mistrzami,
a ich obozy g�rnicze przekszta�c� si� w sta�e kopalnie � ich mistrz za� b�dzie
dor�wnywa�
rang� w�adcom pomniejszych warowni.
Mistrz Britell nikomu nie powiedzia�, �e najwi�ksze nadzieje wi��e z
czeladnikiem
Natalonem i grup� pracowitych g�rnik�w, kt�rzy do��czyli do niego za jego
podszeptem.
Natalon okaza� ch�� udzia�u w eksperymencie, kt�ry mia� wy�oni� mistrza nowej
sztuki
kopania g��bokich szyb�w.
Postara� si� o whery�str�e, licz�c na wykorzystanie ich zdolno�ci do wykrywania
w��w
tunelowych i gaz�w wybuchowych oraz bezwonnego, �mierciono�nego tlenku w�gla,
kt�ry
m�g� zabi� ka�dego, kto nie zachowa ostro�no�ci.
Brittel s�ysza�, �e whery�str�e to do�� tajemnicze stworzenia o raczej
pospolitych
umiej�tno�ciach.
Zamierza� uwa�nie obserwowa� post�py w Obozie Natalona, a przede wszystkim mie�
oko
na prac� wher�w�str��w i ich opiekun�w.
ROZDZIA� 1
W �wietle poranka patrz�,
Jak z daleka przybywa m�j smok.
Kindan by� tak bardzo podekscytowany, �e a� podskakiwa�, biegn�c na szczyt,
gdzie przy
b�bnie i ognisku dy�urowali obserwatorzy Obozu Natalona.
� S�! S�! � zawo�a� z g�ry Zenor.
Kindan nie potrzebowa� zach�ty, i tak p�dzi� jak na skrzyd�ach. Zadyszany,
do��czy� do
przyjaciela. Ze szczytu wyra�nie zobaczy� wielkie platformy tocz�ce si� powoli
dnem doliny
w kierunku g��wnego obozu. Na czele jecha�y mniejsze wozy mieszkalne, pomalowane
w
weso�e kolory.
Z wysoka widzieli nie tylko drog� po drugiej stronie jeziora, nikn�c� w dali za
zakr�tem,
ale i niedawno odchwaszczone pola, gotowe do pierwszego obsiania ziarnem.
Niedaleko by�y
rozstaje: bardziej ucz�szczany szlak wi�d� do sk�adu, gdzie przechowywano w�giel
zapakowany w worki, a w�sza odnoga prowadzi�a ku domom g�rnik�w po bli�szej
stronie
jeziora.
Domy sta�y w trzech rz�dach, tworz�cych kszta�t litery U wok� centralnego
placu.
Otwarty, p�nocny kraniec U zwraca� si� ku drodze. Tam za�o�ono ogr�dki, w
kt�rych
uprawiano przyprawy korzenne. Na placu trwa�y przygotowania do wesela siostry
Kindana.
�aden z dom�w nie zapewni�by mieszka�com przetrwania Opadu, ale do Przej�cia
by�o
jeszcze daleko � szesna�cie Obrot�w � i g�rnicy nie mieli powod�w, �eby narzeka�
na
swoje osiedle, dostosowane do potrzeb nowej kopalni.
W po�owie drogi miedzy placem a wzg�rzem sta� samotny dom, a przy nim du�a
szopa. W
domu mieszka� Kindan, a szop� zajmowa� Dask, ostatni obozowy wher zwi�zany z
jego
ojcem.
Za wzg�rzem, niewidoczna z punktu obserwacyjnego na szczycie, znajdowa�a si�
znacznie
wi�ksza i mocniejsza siedziba � kamienna warownia Natalona, naczelnego g�rnika w
obozie. Na p�noc od niej, za ogrodzonym murkiem zielnikiem, sta� mniejszy, ale
r�wnie
solidnie zbudowany dom obozowego harfiarza, widoczny cz�ciowo ze szczytu.
Tu� za nim grzbiet wzg�rza, stanowi�cego cz�� zachodniej g�ry, skr�ca�
gwa�townie.
R�wnolegle do niego bieg�o drugie pasmo, oddalone mniej wi�cej o dwa kilometry,
a
pomi�dzy nimi le�a�a dolina. Dwie�cie metr�w od zakr�tu i sto na zach�d od
punktu
obserwacyjnego le�a�o wej�cie do kopalni.
Ch�opcy znali dolin� jak w�asn� kiesze�, cho� zmienia�a si� z dnia na dzie�, a
oni
przebywali tu zaledwie od sze�ciu miesi�cy. Nie zwracali uwagi na widoki. Dzi�
nie
interesowa�a ich nawet atrakcja w postaci przygotowa� do wesela. Obaj z
nat�eniem
wpatrywali si� w karawan� sun�c� kr�t� drog� wzd�u� brzegu jeziora.
� Gdzie jest Terregar? � zapyta� Zenor. � Widzisz go?
Kindan zmru�y� oczy i os�oni� je d�oni�, ale zrobi� to g��wnie na pokaz.
Odleg�o�� by�a
zbyt wielka, �eby rozpozna� jedn� osob� w ca�ej karawanie.
� Sam nie wiem � odpar� z lekkim rozdra�nieniem. � Ale musi gdzie� tam by�.
Zenor roze�mia� si�.
� Lepiej, �eby tak by�o, bo inaczej twoja siostra nas ukatrupi.
Kindan nastroszy� si�.
� Mo�e wr�cisz na d� i powiadomisz Natalona? � zaproponowa�.
� Ja? � zdumia� si� Zenor. � Jestem obserwatorem, nie pos�a�cem.
� Na skorupy! � j�kn�� Kindan. � Zenorze, nie mog� z�apa� tchu. � Ciszej doda�:
�
Wiesz przecie�, z jak� niecierpliwo�ci� Natalon czeka na wiadomo��.
Zenor szeroko otworzy� oczy.
� Jasne! Wszyscy wiedz�, �e mia� nadziej�, i� Sis zostanie w obozie.
� Zgadza si� � przyzna� Kindan. � Wyobra� wi�c sobie, jak si� w�cieknie, kiedy
to ja
go powiadomi�.
� Daj spok�j, Kindanie. Opr�cz z�ych wie�ci s� jeszcze dobre. Zbli�a si� nie
tylko wesele,
ale i ca�a karawana kupc�w.
� Kt�rych Natalon b�dzie musia� ugo�ci� � burkn�� Kindan i westchn��. � Skoro
nalegasz, pobiegn� na d�. � Zrobi� dramatyczn� pauz�, mierz�c wzrokiem ni�szego
przyjaciela. � Ale Sis powiedzia�a, �e wieczorem musz� umy� Daska.
Zenor zmru�y� oczy, rozwa�aj�c ten aspekt sprawy.
� Chcesz powiedzie�, �e je�li pobiegn�, we�miesz mnie do pomocy?
Kindan u�miechn�� si� szeroko.
� No w�a�nie!
� Naprawd�? � Zenor, pe�en nadziei, chcia� si� jeszcze upewni�. � Tw�j tata nie
b�dzie
mia� nic przeciwko?
Kindan pokr�ci� g�ow�.
� Nie, je�li o niczym si� nie dowie.
Zenorowi oczy rozb�ys�y na my�l o pope�nieniu takiego wykroczenia.
� Zgoda, pobiegn�.
� �wietnie.
� Rzecz jasna, mycie whera to nie to samo co nacieranie olejem smoka�
Naznaczenie smoka, czyli nawi�zanie telepatycznej wi�zi z jednym z wielkich,
dysz�cych
ogniem obro�c�w Pernu, by�o skrytym marzeniem ka�dego dziecka. Ale wydawa�o si�,
�e
smoki wol� dzieci z weyr�w: tylko garstka je�d�c�w pochodzi�a z warowni i z
cech�w. Nigdy
te� �aden smok nie odwiedzi� Obozu Natalona.
� Wiesz � powiedzia� Zenor � ja je widzia�em.
Wszyscy w obozie wiedzieli, �e Zenor widzia� smoki; uwielbia� opowiada� o tym
wydarzeniu. Kindan zdusi� j�k i chrz�kn�� zach�caj�co, jednocze�nie maj�c
nadziej�, �e
Zenor b�dzie si� streszcza�, bo w przeciwnym razie Natalon zacznie si�
zastanawia� nad
umiej�tno�ciami pos�a�ca � i mo�e go sobie dobrze zapami�ta�.
� By�y przepi�kne! Lecia�y w idealnym kluczu, bardzo wysoko. Wyobra� je sobie:
spi�owe, br�zowe, niebieskie, zielone� � G�os cich�, w miar� jak ch�opiec
przywo�ywa�
wspomnienia. � Wygl�da�y na takie �agodne�
� �agodne? � wtr�ci� Kindan z niedowierzaniem. � Jak mog�y wygl�da� na �agodne?
� Wygl�da�y! By�y zupe�nie inne ni� wher twojego ojca.
Kindan obruszy� si� w imieniu Daska, ale zdo�a� zapanowa� nad gniewem, bo wci��
pami�ta�, �e Zenor ma go wyr�czy� jako pos�aniec.
� Czy karawana si� zbli�a? � zapyta� z niedwuznaczn� aluzj�.
Zenor spojrza�, pokiwa� g�ow� i ruszy� z kopyta.
� Nie zapomnisz, prawda? � zawo�a� przez rami�.
� W �yciu! � Kindan cieszy� si�, �e b�dzie mia� pomocnika w czasie wyj�tkowo
dok�adnego mycia jedynego whera kopalni ostatniej nocy przed weselem.
Zgrzany po biegu Zenor przystan�� u st�p d�ugiego zbocza i obejrza� si� na
posterunek
obserwacyjny. W dolinie powietrze by�o cieplejsze i bardziej g�ste, g��wnie z
powodu
wilgoci znad p�l i jeziora, a tak�e przez dym, kt�ry ju� unosi� si� nad
ogniskami. Oddychaj�c
g��boko, ch�opiec odwr�ci� si�, �eby poszuka� g�rnika Natalona. Skierowa� si� w
stron�
najwi�kszej grupy, domy�laj�c si�, �e tam znajdzie przyw�dc� obozu. Mia� racj�.
Natalon by� smuk�y i wy�szy od przeci�tnego m�czyzny. Ojciec Zenora, Talmaric,
raz �
po cichu � nazwa� go �m�okosem�. Mimo najwi�kszych stara� Zenor nie potrafi�
wyobrazi�
sobie Natalona jako m�okosa. Wprawdzie naczelny g�rnik by� m�odszy od jego taty
� mia�
tylko dwadzie�cia sze�� Obrot�w � ale w por�wnaniu z jego dziesi�cioma r�wnie
dobrze
m�g�by mie� ich sto.
Zenor zastanawia� si�, czy nie zawo�a� g�o�no, ale mieszka�cy obozu wci�� mieli
w�tpliwo�ci co do sposobu tytu�owania Natalona. Je�li ob�z si� sprawdzi i
przekszta�ci we
w�a�ciw� kopalni�, w�wczas sprawa b�dzie jasna � naczelny g�rnik zostanie
w�adc�. Na
razie nikt nie wiedzia�, jak si� do niego zwraca�. Zenor uzna�, �e lepiej
przecisn�� si� przez
t�um i poci�gn�� Natalona za r�kaw.
G�rnik Natalon nie by� zachwycony, gdy w taki spos�b przeszkodzono mu w
rozmowie.
Popatrzy� z g�ry na l�ni�c� od potu twarz i pozna� syna Talmarica, nie m�g�
jednak
przypomnie� sobie jego imienia. Czasami t�skni� za spokojniejszym czasem sprzed
sze�ciu
miesi�cy, kiedy koczowa� tu tylko z kilkoma g�rnikami. Z drugiej strony
wiedzia�, �e
uwie�czone sukcesem poszukiwania w�gla spowoduj� powstanie ludnego obozu, kt�ry
mo�e
z czasem przekszta�ci si� w jego upragnion� kopalni�.
Syn Talmarica nie chcia� zostawi� go w spokoju.
� O co chodzi? � zapyta� Natalon.
� Zbli�a si� karawana, panie � zameldowa� Zenor, maj�c nadziej�, �e ta forma nie
urazi
naczelnego g�rnika obozu.
� Kiedy tu b�dzie? Nie wiesz, jak nale�y sk�ada� raport? � burkn�� kto� obcesowo
nad
jego g�ow�. Zenor odwr�ci� si� i zobaczy� Tarika, wuja Natalona. Mia� za sob�
kilka star� z
jego synem, Cristovem, i dot�d nosi� pami�tkowe siniaki po ostatniej b�jce.
Po obozie kr��y�a plotka, �e Tarik wpad� w wielk� z�o��, kiedy Mistrz G�rnik�w z
Warowni Crom mianowa� kogo� innego naczelnym poszukiwaczem w�gla. Inna pog�oska,
powtarzana szeptem w�r�d garstki ch�opak�w, m�wi�a, i� Tarik dos�ownie wy�azi ze
sk�ry,
aby udowodni�, �e Natalon nie nadaje si� do kierowania obozem i �e to on
powinien go
zast�pi�. Ostatnie siniaki Zenora by�y skutkiem paru uwag, kt�re w
nieodpowiedniej chwili
rzuci� pod adresem ojca Cristova.
� Kiedy tu b�d�, Zenorze? � zapyta� grzeczniejszy g�os. Nale�a� do Danila, ojca
Kindana
i opiekuna jedynego whera obozu.
� Zauwa�y�em ich przy wylocie doliny � odpar� ch�opiec. � Przypuszczam, �e za
cztery, mo�e sze�� godzin.
� Byliby pr�dzej, gdyby droga zosta�a lepiej utwardzona � mrukn�� Tarik, patrz�c
z
dezaprobat� na Natalona.
� Musimy m�drze planowa� prac�, wuju � wyja�ni� Natalon pojednawczym tonem. �
Uzna�em, �e wa�niejsze jest �cinanie drzew na stemple do kopalni.
� Nie mo�emy dopu�ci� do kolejnych wypadk�w � popar� go Danii.
� Ani do utraty ostatniego whera � doda� Natalon.
Zenor u�miechn�� si� p�g�bkiem, gdy zobaczy�, z jakim zapa�em ojciec Kindana
pokiwa�
g�ow�.
� Z wher�w nie ma wi�kszego po�ytku � warkn�� Tarik. � Dawali�my sobie rad� bez
nich. A teraz stracili�my dwa, i co z tego?
� O ile pami�tam, Tanku, wher Wensk uratowa� ci �ycie � przypomnia� Danii g�osem
piskliwym z rozgoryczenia. � Mimo �e wcze�niej zignorowa�e� jego ostrze�enia.
Poza tym
mam wra�enie, �e to twoje grubia�skie zachowanie sk�oni�o Wenera do odej�cia
razem ze
swoim wherem.
Tarik parskn��.
� Gdyby�my mieli do�� stempli, tunel by si� nie zarwa�.
� Ot� to! � wtr�ci� Natalon. � Ciesz� si�, wuju, �e si� ze mn� zgadzasz.
Tarik spojrza� na niego spode �ba i chc�c zmieni� temat, opryskliwie zapyta�
Zenora:
� Ile platform, ma�y?
Zenor zamkn�� oczy, �eby si� skupi�. Otworzy� je, gdy znalaz� odpowied�.
� Sze�� i cztery wozy.
� Ha! Ano, Natalonie, je�li ch�opak ma racj�, kupcy przyprowadzili o dwie
platformy za
ma�o � wymamrota� Tarik ponuro. � Wszystkiego nie zabior�. Przez ten czas, jaki
po�wi�cili�my na wydobycie w�gla, kt�rego i tak nie sprzedamy, mogliby�my
zbudowa�
porz�dn� warowni�. Co si� stanie, kiedy pojawi� si� Nici?
� G�rniku Tariku � wtr�ci� nowy g�os � Nici spadn� dopiero za szesna�cie
Obrot�w.
Moim zdaniem wystarczy nam czasu na rozwi�zanie problemu.
Zenor obejrza� si�, gdy czyja� lekka r�ka spocz�a na jego ramieniu. Zobaczy�
Jofriego,
obozowego harfiarza. U�miechn�� si� do m�odego cz�owieka, kt�ry od sze�ciu
miesi�cy uczy�
go co rano. Na Pernie harfiarze zajmowali si� nie tylko muzykowaniem, ale i
nauczaniem,
prowadzeniem archiw�w, dostarczaniem wiadomo�ci i niekiedy s�dzeniem. Jofri
sprawdza�
si� i jako muzyk, i jako nauczyciel.
Jofri by� czeladnikiem. Niebawem mia� si� uda� do Siedziby Harfiarzy, �eby
kontynuowa�
nauk� swojego rzemios�a pod okiem mistrza. Zenor uwa�a�, �e kiedy sam zostanie
mistrzem,
na pewno nie powr�ci do takiego ma�ego obozu. By� przekonany, �e trafi do
jakiej� wielkiej
warowni � mo�e nawet do samego Cromu � �eby wzi�� pod opiek� tamtejsze dzieci.
Jego
obowi�zkiem b�dzie r�wnie� czuwanie nad wszystkimi czeladnikami rozsy�anymi po
ma�ych
osadach i obozach, kt�re zak�adali ludzie wyruszaj�cy z macierzystych warowni na
podb�j
nowych ziem.
Zmiana harfiarza mia�aby te� dobre strony � mo�e nowy b�dzie znal si� lepiej na
uzdrawianiu. Jofri pogodzi� si� z faktem, �e w kwestii leczenia mistrzem jest
nie on, lecz
starsza siostra Kindana, Silstra. Zenor g�o�no prze�kn�� �lin�, kiedy
przypomnia� sobie, �e z
karawan� jedzie jej przysz�y m��. I �e Silstra, ju� jako �ona kowala, na zawsze
opu�ci Ob�z
Natalona.
� Starczy czy nie starczy � odpar� Tarik drwi�co � ciebie ju� tu nie b�dzie.
� Wuju � powiedzia� Natalon, przerywaj�c, by unikn�� kolejnej nieprzyjemnej
wymiany
s��w � niezale�nie od wyniku, to by�a moja decyzja.
Skierowa� uwag� z powrotem na Zenora.
� Biegnij do kobiet przy ogniskach i powiadom je, �e nadci�gaj� go�cie.
Zenor pokiwa� g�ow� i oddali� si� zadowolony, �e nie musi d�u�ej wys�uchiwa�
docink�w
Tarika. Us�ysza� jeszcze dono�ny g�os Danila.
� My�lisz, Jofri, �e z karawan� jedzie tw�j nast�pca?
Tylko nie to! � j�kn�� Zenor w duchu. Nie tak szybko.
Kindan z wysoka obserwowa� Zenora, p�ki ten nie znikn�� w t�umie m�czyzn. Z
niepokojem czeka�, a� przyjaciel znowu si� uka�e, i dopiero wtedy odetchn�� z
ulg� � skoro
Zenor nie wpad� w tarapaty, jemu te� nic nie grozi�o. Patrzy�, jak ch�opiec
skr�ca w stron�
le��cych ni�ej p�l i zabudowa�. Domy�li� si�, �e kazano mu uprzedzi� reszt�
mieszka�c�w
obozu o przybyciu karawany. Wieczorem mia�a si� odby� powitalna uczta.
Kindan zauwa�y�, �e Zenor zwalnia przy siedzibie harfiarza. Ze zdziwieniem
patrzy�, jak
staje, a potem biegnie chy�kiem na drug� stron� domu i znika z pola widzenia. Co
on
wyprawia? Kindan uzna�, �e kto� musia� go zawo�a�. Zanotowa� sobie w pami�ci,
�eby
wypyta� Zenora.
Potem jego uwag� przyci�gn�y pierwsze odg�osy zbli�aj�cej si� karawany.
Wiatr przyni�s� do domu harfiarza delikatny zapach sosnowego myd�a. Sosnowego
myd�a
i czego� innego � ta subtelna wo� sprawi�a, �e Nuella natychmiast pomy�la�a o�
� Zenorze, to ty? � wyszepta�a.
Tupot ucich� nagle, a po chwili zza okna dobieg� szmer st�p i szept:
� Co ty tu robisz?
Nuella �ci�gn�a brwi zirytowana jego tonem.
� Chod� do �rodka, to ci powiem � odpar�a cierpko.
� No dobrze � burkn�� Zenor. � Ale nie mog� siedzie� tu zbyt d�ugo, bo Goni�. �
Nuella odnios�a wra�enie, �e wypowiedzia� to s�owo z wielkiej litery. Wiedzia�a,
�e jest to
dzieci�cy skr�t okre�lenia, �jestem go�cem�.
Wstrzyma�a si� z nast�pnym pytaniem, dop�ki nie us�ysza�a krok�w na schodach. Z
kuchni na ty�ach przesz�a korytarzem do frontowych drzwi. Wiatr, pachn�cy
wilgoci� jeziora,
wpad� wraz z Zenorem do domu.
� My�la�am, �e Kindan jest go�cem, a ty obserwatorem.
Zenor westchn��.
� Zamienili�my si�. � Z o�ywieniem doda�: � Pomog� mu my� whera!
� Kiedy?
� Wieczorem. Przyjecha�a karawana�
� S�ysza�am � powiedzia�a Nuella, marszcz�c brwi. � Nie wiesz, czy przyby� nowy
harfiarz? Chcia�abym go pozna�.
� Naprawd�? Co powie tw�j ojciec?
� Nie obchodzi mnie to � odpar�a szczerze. � Musz� �y� w ukryciu, ale nie mam
zamiaru siedzie� z za�o�onymi r�kami. Chc� uczy� si� od harfiarza, �wiczy� gr�
na dudach�
� Co b�dzie, jak ludzie si� dowiedz�?
� Nadje�d�a karawana, prawda? Dzi� wieczorem b�dzie uczta, prawda? Idziesz
powiadomi� kobiety na placu, prawda? � Nie czekaj�c na potwierdzenie, m�wi�a: �
Wieczorem w�o�� str�j w jasnych i ciemnych kolorach, jak c�rka kupca, i nikt si�
nie
zorientuje.
� Kupcy si� zorientuj� � zaprotestowa� Zenor.
� Wcale nie. Pomy�l�, �e jestem st�d i �e wystroi�am si� w ten spos�b, by
sprawi� im
przyjemno��.
� A twoi rodzice? A Dalor?
Nuella wzruszy�a ramionami.
� Dopilnujesz, �eby trzymali si� z dala ode mnie, to nie powinno by� trudne.
Zw�aszcza
�e nie b�d� si� mnie spodziewa�.
� Ale�
Nuella z�apa�a go za rami�, odwr�ci�a i popchn�a w stron� drzwi.
� Id� ju�, bo kto� zacznie si� zastanawia�, dlaczego tak si� guzdrzesz.
Zanim kilka godzin p�niej przyby� zmiennik, Kindan zd��y� zapomnie� o dziwnym
zachowaniu Zenora. Zaburcza�o mu w �o��dku, gdy poczu� apetyczn� wo� pieczonego
mi�sa,
nap�ywaj�c� znad wielkich ognisk.
Zazwyczaj ka�da rodzina w Obozie Natalona jada�a we w�asnej kwaterze. Tego
wieczoru
mia�o by� inaczej. W do�ach wykopanych po�rodku placu p�on�y wielkie ogniska, a
wok�
nich ju� rozstawiono d�ugie drewniane sto�y i �awy.
Harfiarz Jofri wraz z kilkoma innymi muzykami gra� skoczne melodie, podczas gdy
mieszka�cy obozu i go�cie z karawany posilali si� przy suto zastawionych
sto�ach.
Kindanowi uda�o si� zdoby� jedzenie i miejsce na uboczu, z dala od ludzi, kt�rzy
mogliby
zap�dzi� go do pracy. Z zadowoleniem chrupa� pieczyste mi�so � przyrz�dzone
wed�ug
niezr�wnanego przepisu siostry � i pi� �wie�y sok z jag�d. Jednocze�nie pilnie
nadstawia�
ucha i wypatrywa� oczy, z jednej strony chc�c unikn�� przykrych obowi�zk�w, a z
drugiej nie
zamierzaj�c przegapi� interesuj�cego zdarzenia czy plotki.
U szczytu sto�u, kt�ry zajmowa� centralne miejsce w�r�d innych, wypatrzy� szefa
karawany i jego ma��onk�, jednak jego uwag� zaprz�ta�a inna para: Silstra i jej
narzeczony,
Terregar. Kowal, cho� �redniego wzrostu, by� dobrze zbudowany. Mia� starannie
przystrzy�ony ciemny zarost, twarz prawie zawsze rozja�nion� u�miechem i ogniki
w
niebieskich oczach. Kindan polubi� go od pierwszego wejrzenia.
Terregar i Silstra � jego zdaniem ich imiona �adnie brzmia�y razem, cho� dla
niego i dla
ca�ego obozu siostra na zawsze mia�a pozosta� Sis. Kindan zastanawia� si�, czy
przypadkiem
w Siedzibie Kowali w Telgarze nie ma jakiej� innej Sis. Mo�e tamta po�lubi�a
kogo� spoza
cechu kowali i teraz mieszka�cy potrzebowali kogo� na jej miejsce? Zastanawia�
si�, czy
Ob�z Natalona znajdzie kiedy� kogo� na miejsce jego Sis.
Stwierdzi�, �e �zawi� mu oczy. Uzna�, �e wiatr musia� si� zmieni� i teraz niesie
w jego
stron� popi� z ogniska. Postanowi� nie zwa�a� na smutek, kt�ry przygniata� mu
serce.
Wiedzia�, �e Sis b�dzie szcz�liwa; niejeden raz s�ysza�, jak to powtarza�a.
Mimo wszystko�
bez starszej siostry zrobi si� tu pusto; bez siostry, kt�ra od �mierci matki
zajmowa�a si�
rodzin�.
Wiatr naprawd� si� zmieni� i orze�wiaj�ce podmuchy przynios�y nowy zapach �
aromat
gor�cych ciasteczek. Kindanowi zaburcza�o w brzuchu, gdy wykry� jego �r�d�o. Ju�
wstawa�,
gdy czyja� r�ka pchn�a go na siedzenie.
� Nawet o tym nie my�l � warkn�� mu kto� prosto w ucho. By� to Kaylek,
najm�odszy z
jego starszych braci. � Tata kaza� ci� znale��. Masz natychmiast umy� Daska.
� Teraz?
� Oczywi�cie!
� Ale zaraz zjedz� wszystkie ciastka! � zaprotestowa� Kindan.
Kaylek pozosta� nieub�agany.
� Dostaniesz troch� jutro na weselu � powiedzia�, wzruszaj�c ramionami. �
Wyszoruj
go porz�dnie, bo inaczej tata przetrzepie ci sk�r�.
� Przecie� jeszcze si� nie �ciemni�o! � Dask, jak wszystkie whery, urodzi� si� z
wielkimi
oczami, kt�rym �wiat�o dzienne sprawia�o ogromny b�l. Jego oczy najlepiej
sprawdza�y si� w
ciemno�ci. W nocy nie by�o takiej rzeczy, kt�ra mog�aby skry� si� przed jego
wzrokiem.
Wielu g�rnik�w zawdzi�cza�o �ycie zdolno�ci wher�w do wypatrywania ludzkiego
cia�a pod
ska�ami zawa�u.
Wielka posta� pochyli�a si� nad nimi. Kaylek wzdrygn�� si�, a Kindan po jego
reakcji
natychmiast rozpozna� przybysza; starszy brat zawsze bardziej ni� on ba� si�
ojca.
� Zak��cacie spok�j � rzek� Danii niskim g�osem, ochryp�ym po latach pracy w
kopalniach. Po�o�y� wielk� r�k� na ramieniu Kayleka.
� Powiedzia�em mu tylko, �e ma umy� Daska � wyj�ka� ch�opak.
Kindan niewzruszenie spojrza� ojcu w oczy. Danii lekko skin�� g�ow�.
� To mo�e zaczeka�. Ciastka maj� pierwsze�stwo � oznajmi�. Potrz�sn�� wielkim
palcem przed nosem Kindana. � Wierz�, �e nie przyniesiesz nam wstydu i �e jutro
m�j wher
wzbudzi zazdro�� ca�ego Crom.
� Tak, ojcze! � zawo�a� Kindan z entuzjazmem. Przykry obowi�zek nag�e sta� si�
wyr�nieniem, oznak� wielkiego zaufania i szacunku. � Ma si� rozumie�.
Danii, wci�� z r�k� na ramieniu Kayleka, m�wi�:
� Chod�, synu, pewna dziewczyna chcia�aby ci� pozna�.
Nawet w gasn�cym �wietle Kindan zobaczy�, �e Kaylek poczerwienia� jak burak.
Dopiero
niedawno wszed� w pi�tnasty Obr�t. Nadal by� przewra�liwiony na punkcie
zmienionego
g�osu i bardzo si� wstydzi� w towarzystwie r�wie�niczek. Kindan zdo�a� si�
powstrzyma� od
g�o�nego �miechu, ale Kaylek dostrzeg� jego min� i �ypn�� na niego gniewnie.
Kindan
natychmiast spowa�nia� � spojrzenie wyra�nie grozi�o odwetem. Kusz�cy zapach
�askota� go
w nosie, odwr�ci� si� wi�c, �eby wytropi� ciastka. Zemsta Kayleka by�a kwesti�
przysz�o�ci
� w przeciwie�stwie do pysznych wypiek�w.
Wieczorna uczta na placu trwa�a jeszcze w najlepsze, kiedy Kindan ruszy� w
stron� szopy,
w kt�rej mieszka� Dask. Kiedy tak szed� powoli, umy�lnie omijaj�c ognisko i
t�umy, do��czy�
do niego niewysoki cie�.
� Idziesz my� whera? � zapyta� szeptem Zenor, zadyszany po biegu.
� Tak.
� Czemu mnie nie zawo�a�e�? � Jego g�os za�amywa� si� na my�l o takiej zdradzie.
� Przecie� jeste�, no nie? Gdybym zacz�� ci� szuka�, Kaylek m�g�by nabra�
podejrze� i
zrobi� co�, �eby nam przeszkodzi�.
� Aha. � Zenor nie mia� starszych braci i nie by� przyzwyczajony do podst�pnych
sposob�w osi�gania zamierzonego celu. Ch�opc�w dzieli�a nieznaczna, bo tylko
dwumiesi�czna r�nica wieku, ale poniewa� Zenor pragn�� mie� starszego brata tak
samo, jak
Kindan m�odszego, cudownie si� dogadywali.
Byli w po�owie drogi, kiedy Kindan zauwa�y� nast�pny cie� pod��aj�cy ich �ladem.
� Kto to? � zapyta�, zatrzymuj�c si� i wskazuj�c r�k�.
� Gdzie? � zapyta� Zenor. � Nic nie widz�.
Jedn� z cech Zenora, kt�re Kindan szczerze podziwia�, by�a umiej�tno�� �gania w
�ywe
oczy.
� Mo�e to ksi�yce p�ataj� nam figle � podsun�� jego przyjaciel, wskazuj�c dwa
satelity
Pernu, Timora i Baliora.
Kindan wzruszy� ramionami i ruszy� dalej. K�tem oka widzia�, �e cie� ci�gle ich
�ledzi. Po
chwili co� mu si� przypomnia�o.
� Z kim dzisiaj rozmawia�e� w domu harfiarza? � zapyta�.
Zenor stan�� jak wryty. Kindan z satysfakcj� spostrzeg�, �e podobnie zareagowa�
cie�.
� Kiedy? � Zenor zrobi� wielkie oczy.
� Kiedy po rozmowie z Natalonem szed�e� na plac. Widzia�em, jak si� zatrzyma�e�,
�eby
z kim� pogada�. Jofri sta� z Natalonem, wi�c na pewno nie z nim.
� Ja? Kiedy?
Kindan cierpliwie czeka� na odpowied�.
� Aha, wtedy! � Zenor powiedzia� to takim tonem, jakby naprawd� dopiero teraz
sobie
przypomnia�, a nie zmy�la� napr�dce. � Z Dalorem.
Dalor by� synem Natalona, mniej wi�cej w ich wieku. Kindan czasami mia� mu za
z�e, �e
zadziera nosa, bo jest synem za�o�yciela obozu, ale poza tym nie m�g� mu nic
zarzuci�. Dalor
na og� post�powa� uczciwie i niejeden raz obroni� go przed Kaylekiem. Kindan z
kolei
stawa� po jego stronie, kiedy Cristov, jedynak Tarika, zbyt mocno mu dokucza�.
Kindan popatrzy� na przyjaciela szacuj�cym wzrokiem, ale zanim zd��y� zada�
nast�pne
pytanie, Zenor powiedzia�:
� Tw�j tata nie wpadnie w sza�, jak si� dowie, �e pomog�em ci przy Dasku?
� Musimy dopilnowa�, �eby si� nie dowiedzia�.
Zenor machn�� r�k�, ka��c Kindanowi rusza� dalej.
� W takim razie zr�bmy, co trzeba, zanim moi rodzice zaczn� si� zastanawia�,
gdzie si�
podziewam.
Kindan chcia� go jeszcze podr�czy� w sprawie tajemniczego cienia, ale rozmy�li�
si�, gdy
zobaczy� min� przyjaciela.
� W porz�dku � mrukn��, wspinaj�c si� po stoku ku szopie Daska, zbudowanej przez
ojca przy chacie.
Szopa by�a na tyle du�a, �e wher m�g� si� wylegiwa� bez dotykania �cian. Pod�og�
za�ciela�a gruba warstwa s�omy. Kindan ostro�nie uchyli� dwuskrzyd�owe wrota i
zagwizda�.
� Dask? � zawo�a� cicho. � To ja, Kindan. Tata prosi�, �ebym ci� umy� przed
jutrzejszym weselem.
Wher zbudzi� si� i wysun�� g�ow� spod niewielkich skrzyde�. Jego oczy zaja�nia�y
niczym
ozdobione klejnotami latarnie w ostatkach dziennego �wiat�a, kt�re wpad�o przez
wej�cie za
plecami ch�opc�w.
Mrmph? � mrukn��.
Kindan podszed� do niego szybko, ale ostro�nie, pomrukuj�c cicho. Powoli
wyci�gn��
r�k�, �eby podrapa� brzydkie stworzenie po wydatnym pod�u�nym zgrubieniu nad
okiem.
Mrmph � mrucza� Dask z narastaj�cym zadowoleniem. Kindan dmuchn�� mu w nozdrza,
�eby m�g� rozpozna� go po zapachu. Kiedy wher parskn�� i kichn��, pog�adzi� go
po uszach.
� Grzeczny ch�opiec!
Dask wygi�� szyj� w �uk, wysun�� g�ow� spod r�k Kindana i popatrzy� na niego
wynio�le.
� Przyszli�my ci� umy� � powt�rzy� Kindan. Dask pochyli� si�, sapn��, podni�s�
g�ow� i
zajrza� za zas�on�, kt�ra wisia�a w drzwiach. Kindan zrozumia�, �e zobaczy�
Zenora. � Ja i
Zenor � powiedzia� uspokajaj�cym tonem. � Wejd�, Zenor.
� Strasznie tam ciemno � powiedzia� ch�opiec, wci�� stoj�c przed drzwiami.
� Pewnie. Dask lubi mrok, prawda, du�y przyjacielu?
Dask dmuchn�� nad jego g�ow�, a potem przekr�ci� szyj� i z ciekawo�ci� spojrza�
na
Zenora.
� S�o�ce ju� zasz�o � powiedzia� Kindan, wskazuj�c w stron� jeziora. � Mo�e si�
wyk�piesz, a my prze�cielimy ci ��ko?
Dask pokiwa� g�ow� i wyszed� z szopy. Zenor, wytrzeszczaj�c oczy, cofa� si� krok
po
kroku, by ust�pi� z drogi wherowi. Dask �wierkn�� z zadowolenia, zatrzepota�
skrzyd�ami i
znikn��. Zimny podmuch nap�yn�� z miejsca, gdzie sta� jeszcze przed chwil�.
� Kindan, on znikn��!
� Wszed� pomi�dzy � poprawi� Kindan. � Chod�, pomo�esz mi prze�cieli� jego
pos�anie. Obok ciebie le�y sterta �wie�ej s�omy.
� Pomi�dzy! Jak smoki? � Zenor przeni�s� spojrzenie na jezioro.
Kindan popatrzy� na niego z namys�em i wzruszy� ramionami.
� Chyba tak. Nigdy nie widzia�em, jak smok wchodzi pomi�dzy. S�ysza�em, �e
je�d�cy
m�wi� im, dok�d maj� si� uda�, ale Dask robi to sam, bez niczyich wskaz�wek. Nie
lubi
jasnych ogni na placu, dlatego zawsze wybiera drog� na skr�ty. No, chod� ju�,
pom� mi.
Dask zaraz wr�ci, a wtedy zacznie si� prawdziwa robota.
Kindan nie �artowa�. Zd��yli roz�o�y� �wie�� s�om�, kiedy kolejny zimny podmuch
oznajmi� powr�t Daska. Jego br�zowa sk�ra l�ni�a od kropelek wody. Otrz�sn�� si�
z
zadowolonym pomrukiem.
� Nie! � zawo�a� Kindan. � Nie otrz�saj si�! Najpierw musimy ci� namydli� i
wyszorowa�.
Z�apa� szczotk� na d�ugim trzonku i kostk� twardego myd�a, a Zenora pos�a� po
wiaderko z
piaskiem do szorowania. Wsp�lnymi si�ami wyszorowali whera od st�p do g��w, od
pyska do
ogona. Obaj byli w ko�cu mokrzy i spoceni, a wher � czysty i suchy.
� No prosz�, Dask � powiedzia� Kindan z dum�. � Wypucowany i przystojny. Tylko
si� nie wytarzaj przed jutrzejsz� ceremoni�.
Nawet w tym nik�ym �wietle zauwa�y�, �e w fasetkowatych oczach Daska wiruj�
ziele� i
b��kit zadowolenia.
� Jejku! � wysapa� Zenor, osuwaj�c si� na pod�og� przy drzwiach. � Mycie whera
to
ci�ka robota. Ciekawe, jak to jest ze smokami.
� Gorzej � odpar� Kindan. Widz�c pytaj�ce spojrzenie przyjaciela, wyja�ni�: �
Smoki
s� wi�ksze, prawda? I ich sk�ra si� �uszczy, wi�c trzeba j� naciera� olejem.
Podni�s� si�, u�ciska� whera i poklepa� go po karku.
� Dask nie ma z tym problem�w. Ma tward�, szorstk� sk�r�.
� Jestem wyko�czony � oznajmi� Zenor. � Nie wyobra�am sobie, jakbym si� czu�,
gdybym mia� go my� sam.
� Sprawiliby�my si� jeszcze szybciej, gdyby pom�g� nam tw�j przyjaciel �
powiedzia�
Kindan.
Zenor skoczy� na r�wne nogi.
� O czym ty gadasz? Nikogo pr�cz nas tu nie ma.
� Z kim rozmawiasz? � zawo�a� kto� na zewn�trz szopy. By� to Kaylek. � Kindan,
je�li
przyprowadzi�e� kogo� do pomocy, tata �ywcem obedrze ci� ze sk�ry!
Zenor znikn�� w cieniu, gdy Kaylek wszed� i rozejrza� si� podejrzliwie.
� O co ci chodzi, Kayleku? � zapyta� Kindan, udaj�c niewini�tko. � Nie widzisz,
�e
w�a�nie ko�cz�?
� O po�ow� szybciej ni� si� spodziewa�em � mrukn�� Kaylek, zagl�daj�c do k�t�w.
Kindan zobaczy�, jak Zenor ostro�nie usuwa z po�a widzenia szczotk�, kt�r� si�
pos�ugiwa�.
� Robota pali mi si� w r�kach.
� Od kiedy? � parskn�� starszy brat. � Jestem pewien, �e kto� ci pom�g�. Tata
spu�ci ci
lanie. Dobrze wiesz, �e nie lubi, gdy obcy p�osz� jego whera. � Kindan ju� dawno
zwr�ci�
uwag�, �e Kaylek nigdy nie nazywa Daska po imieniu.
� Ktokolwiek to by�, musi si� chowa� gdzie� tutaj � mrucza� Kaylek, strzelaj�c
oczami
po ciemnej szopie. � Znajd� go, a wtedy�
Przerwa� mu g�o�ny grzechot kamieni na zewn�trz.
� Aha! � wrzasn�� Kaylek i pop�dzi� w stron�, z kt�rej dobieg� ha�as.
Kindan zaczeka�, a� kroki brata ucichn� w dali.
� Chyba nic nam nie grozi, ale lepiej sp�ywaj � powiedzia�.
� Pewnie masz racj� � zgodzi� si� Zenor.
� I podzi�kuj swojemu przyjacielowi za to, �e odwr�ci� uwag� mojego brata.
Jestem
pewien, �e w ko�cu by ci� znalaz�.
Zenor nabra� powietrza w p�uca, jakby chcia� zaprzeczy�, ale wypu�ci� je z
westchnieniem
i wyszed�, kr�c�c g�ow�. Kindan przez chwil� s�ucha� cichn�cych krok�w, gdy
przyjaciel
szed� w stron� placu. Potem uk�oni� si� Daskowi, po�egna� si� z nim i zamkn��
szop�.
Przystan�� przed drzwiami i odwr�ci� g�ow� w kierunku, z kt�rego nap�yn��
grzechot. To
musia�o by� przy drodze ��cz�cej plac z kopalni�. Sta� przez d�u�szy czas,
staraj�c si�
przenikn�� wzrokiem ciemno�ci. Gdyby by� zwi�zany z wherem, jak jego ojciec,
poprosi�by
go, �eby zobaczy�, kto tam si� ukrywa�. Wreszcie si� podda�. M�g� si� opiera�
tylko na
domys�ach.
� Dzi�ki, Dalorze � powiedzia� g�o�no i odwr�ci� si�, �eby p�j�� do domu.
Po chwili w ciemno�ci zabrzmia� cichy �miech.
ROZDZIA� 2
Sk�r� ma br�zow�, a oczy zielone,
w �yciu nie widzia�em pi�kniejszego smoka.
� Wstawaj, �piochu! � zawo�a�a Sis. Kindan wkopa� si� g��biej w ciep�e koce.
Nagle
kto� wyszarpn�� mu poduszk� spod g�owy. J�kn��, przestraszony brutaln� pobudk�.
� S�ysza�e�, co m�wi Sis, wstawaj! � powiedzia� Kaylek, bezceremonialnie
wyci�gaj�c
go z ��ka.
� Wstaj�! Ju� wstaj�! � Chcia� pole�e� tylko troszk� d�u�ej, �eby zapami�ta�
sen.
Widzia� w nim mam�, by� tego pewien.
Kindan nigdy nie wspomnia� nikomu o swoich snach, ani razu. Wiedzia�, �e mama
umar�a
w po�ogu, daj�c mu �ycie; wiedzia�, bo rodze�stwo praktycznie obwinia�o go o jej
�mier�. Ale
Sis i zwykle ma�om�wny tata zapewniali, �e to nie jego wina. Sis powiedzia�a mu,
z jak�
rado�ci� u�miechn�a si� mama, gdy trzyma�a go w ramionach. �Jest pi�kny!� �
szepn�a do
ojca, a potem umar�a.
� Mama ci� chcia�a � o�wiadczy� kiedy� Danii, gdy Kindan przybieg� z p�aczem, bo
starsi bracia dokuczali mu, �e nikt go nie chcia�. � Rozumia�a, �e ryzykuje, ale
powiedzia�a,
�e b�dziesz tego wart.
� Mama m�wi�a, �e nie b�dziesz wymaga� nadzwyczajnej opieki � powiedzia�a Sis
innym razem � ale oka�esz si� wart wszystkiego, co dla ciebie zrobimy. Wart
ka�dego
dobrego s�owa.
Tego dnia rano Kindan nie czu� si� wiele wart. Wygramoli� si� z ��ka, ubra�,
ochlapa�
twarz zimn� wod� i pop�dzi� na �niadanie.
� Wylej wod� i wytrzyj misk� � burkn�� Jakris, chwytaj�c go za ucho i zawracaj�c
do
wsp�lnego pokoju. � Ty ostatni z niej korzysta�e�.
� Zrobi� to p�niej! � wrzasn��.
Jakris odwr�ci� si� i zatarasowa� wyj�cie.
� Nie. Albo zrobisz to teraz, albo Sis da ci po uszach.
Kindan skrzywi� si� i wr�ci� do umywalki. Stoj�c plecami do Jakrisa, pokaza�
j�zyk.
Starszy brat by�by mu przyla�, gdyby to zobaczy�.
Konieczno�� wyczyszczenia miski oznacza�a, �e stawi� si� na �niadanie ostatni.
Rozejrza�
si� za czym� do zjedzenia. Do picia by� klah, ju� wystyg�y. Zosta�o troch�
p�atk�w, niewiele,
bez jednej kropli mleka. Bracia ju� szykowali si� do wyj�cia, ale Sis zawr�ci�a
ich
burczeniem i gniewn� min�, �eby pozmywali po sobie naczynia i nie zostawiali
wszystkiego
na jego g�owie.
� Wieczorem sobie podjesz, braciszku � powiedzia�a, gdy z �a�osn� min�
wyskrobywa�
resztki. W jej oczach ja�nia� wyj�tkowy blask.
Kindan przez chwil� nie rozumia�, o co jej chodzi, ale zaraz sobie przypomnia� �
wieczorem odb�dzie si� wesele. Wesele Sis.
� A teraz zmykaj, masz obowi�zki � powiedzia�a, z dobrotliwym u�miechem
wyp�dzaj�c go z kuchni.
Kindan zatrzyma� si� zaraz za progiem. Sis nie wyznaczy�a mu obowi�zk�w, tak jak
zwykle. Odwr�ci� si� w chwili, gdy wypad�a z domu.
� Id� zapyta� Jenell� � przynagli�a opryskliwie, nim zd��y� otworzy� usta.
Jenella by�a �on� Natalona. Chodzi�a w ci��y, wi�c Sis zast�powa�a j� w roli
pierwszej
gospodyni obozu od sze�ciu miesi�cy, kiedy zjecha�y si� rodziny g�rnik�w.
Kindan wiedzia�, �e nikt nie potrafi z�o�ci� si� gorzej od jego siostry, dlatego
pop�dzi� co
si� w nogach. By� tak skoncentrowany na tym, by zej�� jej z oczu, �e zanim si�
spostrzeg�,
nogi zanios�y go przed wej�cie do kopalni. Zamiast zawr�ci�, zatrzyma� si� i z
zastanowieniem popatrzy� w g��b sztolni.
Zazwyczaj jeden z codziennych obowi�zk�w dzieci polega� na zmianie kosz�w z
�arami w
tunelach. Dzi� z powodu wesela w kopalni pracowali tylko pechowcy obs�uguj�cy
pompy.
Kindan zastanawia� si�, jakie jeszcze inne zadania zosta�y odwo�ane. Uzna�, �e
cho� tego dnia
nikt nie b�dzie kopa� w�gla, warto zmieni� �ary, �eby nazajutrz g�rnicy nie
musieli schodzi�
do ciemnej kopalni.
Us�ysza� g�osy p�yn�ce ze sztolni. Nie zrozumia� s��w, ale rozr�ni� niski m�ski
g�os i
drugi, dziewcz�cy.
� Witajcie! � zawo�a�, my�l�c, �e mo�e to kupcy z karawany wybrali si� na
zwiedzanie
kopalni.
G�osy ucich�y. Kindan przy�o�y� r�k� do ucha i wyt�y� s�uch, pr�buj�c u�owi�
d�wi�ki.
P�no w nocy, kiedy dopala�y si� obozowe ogniska i ch�odny wiatr z g�r zawodzi�
na placu,
starsi ch�opcy opowiadali niestworzone historie o duchach strasz�cych pod
ziemi�. Kindan
by� pewien, �e zas�yszane g�osy nie nale�a�y do duch�w, ale mimo wszystko nie
mia� zamiaru
samotnie zapuszcza� si� w g��b ciemnego tunelu.
� Kto tam? � zawo�a� z wahaniem. Zdecydowanie nie chcia� zaprasza� duch�w do
siebie.
Nie doczeka� si� odpowiedzi. Us�ysza� za to chrz�st but�w na kamienistym pod�o�u
sztolni. Odsun�� si� od wej�cia. Z mroku wy�oni� si� cie�, kt�ry po chwili
przybra� ludzkie
kszta�ty.
By� to siwow�osy, wymizerowany starzec, kt�rego nigdy dot�d nie widzia�. Oczy
mia�
puste, jakby uciek�a z nich ca�a rado�� �ycia. Kindan cofn�� si� o kolejny krok
i przygotowa�
do ucieczki. Co si� sta�o z dziewczynk�? Czy�by ten duch j� po�ar�?
� Hej, ch�opcze! � zawo�a� starzec.
S�ysz�c ten niski, g��boki g�os Kindan zrozumia�, �e nieznajomy nie jest duchem.
Akcent
wskazywa� na pochodzenie z Warowni Fort, a modulacja �wiadczy�a o wykszta�ceniu
odebranym w Siedzibie Harfiarzy.
� S�ucham, mistrzu � powiedzia�, nie maj�c poj�cia, jak� pozycj� zajmuje starszy
m�czyzna. Uzna�, �e lepiej zgrzeszy� zbytkiem ostro�no�ci, ni� pope�ni� gaf�.
Czy�by sam
Mistrz Harfiarzy z Cromu przyby� sprawdzi� post�py czeladnika Jofriego? A mo�e
by� to
harfiarz kupc�w?
� Co tutaj robisz? � warkn�� starzec.
� Przyszed�em sprawdzi�, czy nie trzeba wymieni� �ar�w.
Starzec �ci�gn�� brwi i zmarszczy� czo�o. Ju� odwraca� g�ow�, �eby rzuci� okiem
przez
rami�, ale zmieni� zamiar.
� S�ysza�em, �e dzisiaj nikt tu nie przyjdzie.
� Tak, dzi� jest wesele, ale nie mia�em pewno�ci, czy Natalon nie �yczy sobie
zmiany
�ar�w.
� Ha, z pewno�ci� mog�yby si� przyda�. � Starzec odwr�ci� g�ow�, s�ysz�c szmer
spadaj�cego kamyka. � Na dole bywa niebezpiecznie. Ale my�l� Zaraz, zaraz! Ty
jeste�
Kindan?
� Tak, panie � odpar� Kindan, zastanawiaj�c si�, sk�d starzec zna jego imi�. A
mo�e wie
r�wnie� o� Zd��y� przebiec w my�lach s��nist� list� swoich przewinie�, zanim
starzec
znowu si� odezwa�.
� Za niespe�na kwadrans masz si� stawi� w domu harfiarza, m�odzie�cze. � Gdy
Kindan
si� odwr�ci�, �eby pobiec do domku Jofriego, doda�: � Got�w do �piewu, i to bez
zadyszki!
� Ma si� rozumie�! � odkrzykn�� przez rami�, ju� p�dz�c co si� w nogach.
Gdy tylko ch�opiec znalaz� si� poza zasi�giem s�uchu, starzec odwr�ci� si� w
stron� tunelu.
� Mo�esz wyj��, odszed�.
Us�ysza� ciche st�panie niepewnie zbli�aj�ce si� do wylotu sztolni. Kroki
ucich�y, zanim
dziewczynka pojawi�a si� w polu widzenia.
� Znam skr�t, je�li chcecie.
� Pod g�r�? � zapyta�.
� Oczywi�cie. � Po chwili ciszy, wyczuwaj�c rezerw� starca, doda�a: �
Korzysta�am z
niego mn�stwo razy. Poka�� drog�.
Starzec z u�miechem wr�ci� do tunelu.
� Skoro b�dziesz moj� przewodniczk�, z przyjemno�ci� skorzystam ze skr�tu �
powiedzia�, k�aniaj�c si� lekko skrytej w mroku os�bce. � Czy mam racj�, s�dz�c,
�e
b�dziemy u celu przed ch�opakiem?
Dziewczyna w odpowiedzi za�mia�a si� psotnie.
Kindan stan�� przed domem harfiarza zupe�nie bez tchu. Zenor ju� czeka�.
� Kindan, w sam� por�. Gdyby� zjawi� si� par� minut p�niej� � Urwa�, a w oczach
mia� groz�.
� O co chodzi?
� Mistrz chce pos�ucha� naszego �piewu. Ju� oznajmi�, �e Kaylek nie wyst�pi na
weselu.
Kindan poja�nia� na my�l o reakcji brata. Nie by� zaskoczony werdyktem: starszy
brat
�piewa� g�osem, kt�ry przypomina� chrz�st �wiru, i mimo usilnych stara� okropnie
fa�szowa�.
Naciskany przez koleg�w, zarzeka� si�, �e wcale nie lubi �piewa�, chocia� przed
mutacj� by�
doskona�ym �piewakiem. Z opowie�ci starszych braci i Sis wynika�o, �e oba
stwierdzenia
mija�y si� z prawd�; Kaylek uwielbia� �piewa�, lecz robi� to tak, jakby smok
nadepn�� mu na
ucho.
Silstra chcia�a, �eby wszyscy jej bracia i siostry brali czynny udzia� w weselu.
Kaylek
zosta� wybrany na solist� zapewne wskutek zdenerwowania i wyczerpania si�
lepszych
pomys��w.
Zenor tr�ci� Kindana w �ebra.
� Nie kapujesz? Skoro Kaylek nie b�dzie �piewa�, to kto go zast�pi?
Oczy Kindana zrobi�y si� wielkie jak spodki, a usta przybra�y kszta�t litery O,
gdy
u�wiadomi� sobie straszne konsekwencje takiej decyzji mistrza.
W tej chwili otworzy�y si� drzwi.
� Wchod�cie, wchod�cie, nie marnujcie mojego czasu � burkn�� kto� z wn�trza
domu.
Nie by� to g�os czeladnika Jofriego, tylko g�os starca, kt�rego Kindan spotka�
przy wej�ciu do
kopalni.
Rozz�o�ci� si� na my�l, �e nieznajomy tak si� panoszy. Wpad� do pokoju jak
burza.
� A wy co tutaj robicie, panie? Zeszli�cie do kopalni bez zgody g�rnika
Natalona, a na
domiar z�ego wdzieracie si� do mieszkania harfiarza� � ugryz� si� w j�zyk i
zmartwia�.
Policzki piek�y go ze wstydu. Tylko nie to! � pomy�la�, czuj�c ssanie w do�ku.
On jest
nowym harfiarzem! Naszym nowym harfiarzem!
Starzec nie przeszed� do porz�dku nad jego wybuchem.
� A co ty tutaj robisz, jak my�lisz? � Jego g�os, silny i dono�ny, zahucza� w
pokoju.
� Przepraszam � wymamrota� Kindan, pr�buj�c palcami st�p wykopa� dziur� w
pod�odze. Wiele by da�, �eby uciec przez w�asnym zak�opotaniem i gniewem
harfiarza. �
Nie zdawa�em sobie sprawy, �e jeste�cie nowym harfiarzem.
� Nie pomy�la�e�, chcesz powiedzie� � rykn�� starzec ze z�o�ci�.
Kindan zwiesi� g�ow�.
� Tak, panie. � Je�li istnia�o co�, w czym Kindan by� dobry, to okazywanie
pokory pod
gradem oskar�e�. Mia� w tym du�e do�wiadczenie.
� Wydaje si�, �e najpierw robisz, potem my�lisz, prawda? � zauwa�y� starzec
zgry�liwie.
� Tak, panie � przyzna� Kindan, a �e g�ow� zwiesi� na piersi, odpowied� sp�yn�a
na
pod�og�.
Nowy harfiarz zmierzy� go wzrokiem.
� Nie jeste� przypadkiem spokrewniony z tym os�em, kt�rego odprawi�em st�d dzi�
rano?
Kindan poderwa� g�ow� i zacisn�� pi�ci. Dwa razy pope�ni� b��d i zb�a�ni� si�
okropnie,
ale to nie uprawnia�o harfiarza do obra�ania jego brata. Nikt spoza rodziny nie
mia� prawa
nazywa� Kayleka os�em!
� Hm � mrukn�� starzec � milczysz, ale twoja postawa wyra�nie mi m�wi, �e
obrazi�em twojego krewniaka.
Podni�s� si� od sto�u i podszed� do Kindana. Uj�� go pod brod�, zmuszaj�c do
spojrzenia
mu w oczy. Kindan, w�ciek�y, nie zamierza� przeprasza�. Zmierzy� si� wzrokiem z
harfiarzem.
Wreszcie starzec si� cofn��.
� Uparciuch z ciebie. Ale radzi�em sobie z gorszymi.
Kindan tylko rozd�� nozdrza ze z�o�ci.
Nie zwracaj�c na niego uwagi, harfiarz przeni�s� spojrzenie na Zenora.
� Wejd�, ch�opcze, nie gryz�!
Mina Zenora �wiadczy�a, i� jest rozdarty pomi�dzy ch�ci� podporz�dkowania si�
poleceniu a �wi�tokradcz� my�l�, �e mo�e jednak harfiarz k�amie. Popatrzy�
pytaj�co na
Kindana, lecz nie doczeka� si� odpowiedzi. Sta� sparali�owany, jak drobne
stworzonko, do
kt�rego podkrada si� drapie�nik, dop�ki harfiarz nie chrz�kn�� ostrzegawczo.
Zenor wpad� do
pokoju jak uk�uty.
� Harfiarz Jofri m�wi� mi, �e dobrze �piewacie � powiedzia� starzec, przenosz�c
spojrzenie z jednego delikwenta na drugiego. � Ale harfiarz Jofri jest
czeladnikiem, kt�ry
specjalizuje si� w balladach i grze na b�bnach. Ja natomiast� � wypowiedziane
niskim
g�osem s�owa odbija�y si� od �cian pokoju � ja natomiast jestem mistrzem i
specjalizuj� si�
w �piewie. W�a�nie dlatego poproszono mnie o przes�uchanie wykonawc�w wokalnych
popis�w.
Kindan poderwa� g�ow� zdumiony. Harfiarz Jofri cz�sto powtarza� ch�opcom i
dziewcz�tom z Obozu Natalona, �e je�li nie b�d� grzeczni, ucieknie si� do metod,
kt�re
stosowa� mistrz �piewu w Siedzibie Harfiarzy.
� Zachowujcie si� jak nale�y, bo inaczej prze�wicz� was tak, jak mistrz Zist
�wiczy� mnie
� ostrzega�.
Koszmar si� zi�ci�, gorzej by� nie mog�o. Sta� przed nimi mistrz Zist we w�asnej
osobie.
Zenorowi opad�a szcz�ka. Kindan k�tem oka widzia�, jak przyjaciel pr�buje co�
powiedzie�, ale by�o jasne, �e ca�e powietrze z p�uc posz�o mu w oczy, kt�re
dos�ownie
wyskakiwa�y z orbit.
� Jeste�cie� � Kindan u�wiadomi� sobie, �e jego te� zatyka z przera�enia. �
Jeste�cie
mistrzem Zistem?
Zenorowi uda�o si� zamkn�� usta.
� Aha � westchn�� mistrz Zist z zadowoleniem � wi�c s�yszeli�cie o mnie. Mi�o
mi, �e
harfiarz Jofri zapami�ta� moje lekcje. Musz� tylko sprawdzi�, ile was nauczy� �
oznajmi�,
ostrzegawczo wznosz�c palec. � Nie pozwol�, �eby m�j pierwszy dzie� w tym obozie
oraz
pierwsze tutejsze wesele zosta�o zepsute przez niewprawne g�osy.
Ruchem r�ki przywo�a� ch�opc�w bli�ej.
� Kiedy b�dziecie gotowi, chc� us�ysze� gam� od �rodkowego C wy�piewan� na
g�osy.
Kindan i Zenor popatrzyli na siebie; harfiarz Jofri uczy� ich gamy, odk�d
opanowali sztuk�
chodzenia. Oczy im rozb�ys�y. Odwr�cili si� w stron� mistrza, otworzyli usta i�
� Nie, nie, nie! � rykn�� mistrz Zist. Ch�opcy wstrzymali oddech i ze strachu
zako�ysali
si� na pi�tach. � Stan�� prosto. Wyprostowa� ramiona. Zaczerpn�� g��boko
powietrza i�
Wykonawszy polecenia, ch�opcy zacz�li �piewa�.
� Kto wam kaza� �piewa�? � rykn�� harfiarz. Gdy przera�eni zacisn�li usta,
doda�,
zjadliwie: � Nie przypominam sobie, �ebym o to prosi�. � Westchn�� pot�nie. �
To chyba
jasne, �e najpierw musicie nauczy� si� oddycha�.
Zenor i Kindan wymienili spojrzenia. Czy ju� tego nie umieli?
W po�udnie Kindan ledwo trzyma� si� na nogach. Nie zdawa� sobie sprawy, �e
�piewanie
mo�e by� tak� ci�k� prac�. Zamiast zwolni� ich na obiad, mistrz Zist zleci�
Zenorowi
dostarczenie po�ywienia oraz powiadomienie Jenelli, �e obaj b�d� �piewa� na
weselu.
Zenorowi rozb�ys�y oczy na t� wie��, Kindan jednak by� zbyt zm�czony, �eby si�
ucieszy�, a
poza tym nadal nie dowierza� nowemu harfiarzowi.
� Ty, ch�opcze � o�wiadczy� mistrz Zist po wyj�ciu Zenora � b�dziesz �wiczy�
hymn
weselny, kt�ry harfiarz Jofri wybra� dla twojego brata.
Kindan g�o�no prze�kn�� �lin�. Kaylek mnie ukatrupi, kiedy tylko si� dowie,
pomy�la�
ponuro. Poza tym ta pie�� naprawd� nie zalicza�a si� do �atwych.
Nim Zenor wr�ci� z posi�kiem � a min�a chyba ca�a wieczno�� � Kindan by� zlany
potem, a mistrz Zist dygota� ze z�o�ci.
� Zostaw jedzenie � poleci� szorstko � i zabieraj si� st�d.
Nie zarz�dzi� przerwy, tylko kaza� podj�� �wiczenia. Kindan dok�ada� wszelkich
stara�,
nie m�g� jednak opanowa� pie�ni.
W ko�cu mistrz Zist, czerwony ze z�o�ci, wyrzuci� r�ce w g�r� i rykn��:
� Nie s�uchasz mnie! Nie zwracasz najmniejszej uwagi na moje s�owa. M�g�by� to
zrobi�,
tylko ni