8711

Szczegóły
Tytuł 8711
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8711 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8711 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8711 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ANNE MCCAFFREY TODD MCCAFFREY SMOCZA RODZINA PRZE�O�YLI: MARIA I CEZARY FR�C Dla mojego brata, Kevina McCaffreya, Najmniejszego Smoczego Ch�opca Anna McCaffrey Dla Ceary Rose McCaffrey � oczywi�cie! Todd McCaffrey PROLOG Kiedy ludzie pojawili si� w systemie Rukbat, gwiazdy typu G w sektorze Sagitari, osiedlili si� na trzeciej planecie i nazwali j� Pern. Uciekaj�c przed spustoszeniami ostatnich wojen Nathi, zamierzali stworzy� idylliczny, wiejski raj bez wysoko rozwini�tej technologii. Po�wi�cili niewiele uwagi s�siadom Pernu, bo ca�y uk�ad zosta� ju� zbadany i uznany za bezpieczny do kolonizacji. Niespe�na osiem lat � czyli Obrot�w, jak zacz�li m�wi� Perne�czycy � po ich przybyciu, z zewn�trznych obszar�w uk�adu planetarnego przyw�drowa�a kapry�na siostrzana planeta Pernu, Czerwona Gwiazda. I wtedy z nieba spad�y Nici. Cienkie, srebrzyste pasma wcale nie wygl�da�y gro�nie � dop�ki nie zetkn�y si� ze sk�r� albo z li��mi czy z czymkolwiek �ywym, nawet z gleb�. W�wczas Nici ros�y, wysysaj�c sk�adniki od�ywcze z czego tylko si� da�o; przekszta�ca�y �yzn� gleb� w martwy py� i z�era�y cia�o a� do spopielonych ko�ci. Tylko metal, ska�a i woda � w kt�rej Nici ton�y � by�y na nie odporne. Skutki pierwszego Opadu, kt�ry kompletnie zaskoczy� kolonist�w, okaza�y si� katastrofalne. Tysi�ce ludzi ponios�o �mier�, znacznie wi�cej zosta�o okaleczonych, zgin�y nieprzebrane stada sprowadzonych z daleka zwierz�t. Co gorsza, bliskie s�siedztwo Czerwonej Gwiazdy nie tylko sprowadza�o Opady Nici, ale i powodowa�o przemieszczanie p�yt tektonicznych Pernu, co skutkowa�o trz�sieniami ziemi, tsunami i wybuchami wulkan�w. Koloni�ci, kt�rzy przetrwali te kataklizmy, postanowili si� przesiedli�. Porzucili bogatszy, ale sejsmicznie aktywny Kontynent Po�udniowy, i przenie�li si� na bardziej stabilny Kontynent P�nocny. Na zwr�conym ku wschodowi urwisku zbudowali Fort, kt�ry m�g� zapewni� wszystkim ochron�. To jednak nie wystarczy�o. Poniewa� sami pozbawili si� technologii, nie mogli liczy� na oczyszczenie gleby z Nici na tyle szybko, by zebra� do�� �ywno�ci niezb�dnej do przetrwania. Potrzebowali innego rozwi�zania, jakiego� tutejszego �rodka, kt�ry pozwoli�by im unicestwia� Nici, zanim spadn� na ziemi�. Biolodzy pod kierunkiem wyszkolonej na Eridani Kitti Ping przyst�pili do modyfikowania lokalnych jaszczurek ognistych, niewielkich lataj�cych stworze�, kt�re wygl�da�y jak miniaturowe smoki. U�ywaj�c in�ynierii genetycznej, Perne�czycy wyhodowali z nich wielkie smoki, kt�re �u�y ska�� zawieraj�c� fosfor, zwan� kamieniem, dzi�ki czemu mog�y zia� ogniem na Nici i zw�gla� je w powietrzu. Smoki te, po��czone telepatyczn� wi�zi� ze swoimi ludzkimi je�d�cami, mia�y stanowi� podstaw� obrony kolonist�w przed Ni�mi. W nast�pstwie eksperyment�w, kt�re w�wczas uznano za nieudane, c�rka Kitti Ping, Wind Blossom, uzyska�a mniejsze, nadmiernie umi�nione, brzydkie stworzenia o wielkich, wra�liwych na �wiat�o oczach. Nazwane wherami�str�ami, nie nadawa�y si� do walki z Ni�mi w �wietle dziennym, ale za to doskonale widzia�y w ciemno�ci, na przyk�ad w jaskiniach, kt�re s�u�y�y za domy osadnikom, i w kopalniach. Kolonist�w przybywa�o i wkr�tce Fort sta� si� zbyt ma�y, by wszystkich pomie�ci�. Dlatego je�d�cy smok�w urz�dzili sobie now� siedzib� w starej kalderze wulkanicznej. Nazwali j� Fort Weyr. W miar� wzrostu liczby ludno�ci Perne�czycy stopniowo opanowywali P�nocny Kontynent. Je�d�cy smok�w za�o�yli nowe weyry w wysokich g�rach; rolnicy i pasterze osiedlali si� na r�wninach wok� nowych warowni. Pod kierunkiem Lord�w Warowni i w�adc�w Weyr�w powsta�o nowe spo�ecze�stwo, oparte na umiej�tno�ciach mieszka�c�w. Niekt�re specjalno�ci, zw�aszcza te wymagaj�ce wielu lat nauki, zosta�y uznane za odr�bne rzemios�a: kowalstwo, g�rnictwo, rolnictwo, rybo��wstwo, uzdrowicielstwo i harfiarstwo. Poziom umiej�tno�ci w ka�dym z tych rzemios� okre�lano za pomoc� dawnych stopni cechowych: ucze�, czeladnik i mistrz. Ka�de rzemios�o mia�o jednego mistrza, kt�ry czuwa� nad wszystkimi sprawami cechu: by� wi�c Mistrz Kowali, Mistrz G�rnik�w, Mistrz Rolnik�w, Mistrz Rybak�w, Mistrz Uzdrowicieli i Mistrz Harfiarzy. Po pi��dziesi�ciu Obrotach Czerwona Gwiazda, pos�uszna prawom mechaniki gwiazdowej, odsun�a si� od Pernu i Nici przesta�y spada�. Zagro�enie przemin�o, ale dwie�cie lat p�niej Czerwona Gwiazda ponownie si� przybli�y�a i rozpocz�o si� drugie Przej�cie. Smoki i ich je�d�cy znowu wzbili si� w niebo, �eby przemienia� Nici w w�giel. Gdy Czerwona Gwiazda oddali�a si� po pi��dziesi�ciu Obrotach, wr�ci�y lepsze czasy i koloni�ci ruszyli na dalszy podb�j Pernu. Po trzeciej Przerwie, trwaj�cej dwie�cie Obrot�w, historia si� powt�rzy�a i Nici znowu spad�y. Pod koniec Drugiej Przerwy, zaledwie szesna�cie Obrot�w przed powrotem Czerwonej Gwiazdy i Nici oraz przed pocz�tkiem Trzeciego Przej�cia, zacz�� si� problem w g�rnictwie. Byt ludzi zale�a� od w�gla. Bez w�gla, zw�aszcza bez wysokoenergetycznego antracytu, kowale nie mogli uzyska� stali na p�ugi, obr�cze do k� i elementy uprz�y, kt�rej u�ywali je�d�cy zwalczaj�cy Nici. �atwo dost�pny w�giel, pojawiaj�cy si� na powierzchni w ogromnych, otwartych pok�adach, by� prawie na wyczerpaniu. Mistrz G�rnik�w Britell, kt�rego cech mia� siedzib� w Warowni Crom, zrozumia�, �e chc�c nadal wydobywa� w�giel, g�rnicy musz� na nowo nauczy� si� dawnych technik kopania chodnik�w i szyb�w. Na podstawie starych map geologicznych okre�li� po�o�enie kilku obiecuj�cych podziemnych z��, wybra� najzdolniejszych czeladnik�w i wyznaczy� im zadanie sprawdzenia nowych kopal�. Obieca�, �e ci, kt�rym si� powiedzie, zostan� mistrzami, a ich obozy g�rnicze przekszta�c� si� w sta�e kopalnie � ich mistrz za� b�dzie dor�wnywa� rang� w�adcom pomniejszych warowni. Mistrz Britell nikomu nie powiedzia�, �e najwi�ksze nadzieje wi��e z czeladnikiem Natalonem i grup� pracowitych g�rnik�w, kt�rzy do��czyli do niego za jego podszeptem. Natalon okaza� ch�� udzia�u w eksperymencie, kt�ry mia� wy�oni� mistrza nowej sztuki kopania g��bokich szyb�w. Postara� si� o whery�str�e, licz�c na wykorzystanie ich zdolno�ci do wykrywania w��w tunelowych i gaz�w wybuchowych oraz bezwonnego, �mierciono�nego tlenku w�gla, kt�ry m�g� zabi� ka�dego, kto nie zachowa ostro�no�ci. Brittel s�ysza�, �e whery�str�e to do�� tajemnicze stworzenia o raczej pospolitych umiej�tno�ciach. Zamierza� uwa�nie obserwowa� post�py w Obozie Natalona, a przede wszystkim mie� oko na prac� wher�w�str��w i ich opiekun�w. ROZDZIA� 1 W �wietle poranka patrz�, Jak z daleka przybywa m�j smok. Kindan by� tak bardzo podekscytowany, �e a� podskakiwa�, biegn�c na szczyt, gdzie przy b�bnie i ognisku dy�urowali obserwatorzy Obozu Natalona. � S�! S�! � zawo�a� z g�ry Zenor. Kindan nie potrzebowa� zach�ty, i tak p�dzi� jak na skrzyd�ach. Zadyszany, do��czy� do przyjaciela. Ze szczytu wyra�nie zobaczy� wielkie platformy tocz�ce si� powoli dnem doliny w kierunku g��wnego obozu. Na czele jecha�y mniejsze wozy mieszkalne, pomalowane w weso�e kolory. Z wysoka widzieli nie tylko drog� po drugiej stronie jeziora, nikn�c� w dali za zakr�tem, ale i niedawno odchwaszczone pola, gotowe do pierwszego obsiania ziarnem. Niedaleko by�y rozstaje: bardziej ucz�szczany szlak wi�d� do sk�adu, gdzie przechowywano w�giel zapakowany w worki, a w�sza odnoga prowadzi�a ku domom g�rnik�w po bli�szej stronie jeziora. Domy sta�y w trzech rz�dach, tworz�cych kszta�t litery U wok� centralnego placu. Otwarty, p�nocny kraniec U zwraca� si� ku drodze. Tam za�o�ono ogr�dki, w kt�rych uprawiano przyprawy korzenne. Na placu trwa�y przygotowania do wesela siostry Kindana. �aden z dom�w nie zapewni�by mieszka�com przetrwania Opadu, ale do Przej�cia by�o jeszcze daleko � szesna�cie Obrot�w � i g�rnicy nie mieli powod�w, �eby narzeka� na swoje osiedle, dostosowane do potrzeb nowej kopalni. W po�owie drogi miedzy placem a wzg�rzem sta� samotny dom, a przy nim du�a szopa. W domu mieszka� Kindan, a szop� zajmowa� Dask, ostatni obozowy wher zwi�zany z jego ojcem. Za wzg�rzem, niewidoczna z punktu obserwacyjnego na szczycie, znajdowa�a si� znacznie wi�ksza i mocniejsza siedziba � kamienna warownia Natalona, naczelnego g�rnika w obozie. Na p�noc od niej, za ogrodzonym murkiem zielnikiem, sta� mniejszy, ale r�wnie solidnie zbudowany dom obozowego harfiarza, widoczny cz�ciowo ze szczytu. Tu� za nim grzbiet wzg�rza, stanowi�cego cz�� zachodniej g�ry, skr�ca� gwa�townie. R�wnolegle do niego bieg�o drugie pasmo, oddalone mniej wi�cej o dwa kilometry, a pomi�dzy nimi le�a�a dolina. Dwie�cie metr�w od zakr�tu i sto na zach�d od punktu obserwacyjnego le�a�o wej�cie do kopalni. Ch�opcy znali dolin� jak w�asn� kiesze�, cho� zmienia�a si� z dnia na dzie�, a oni przebywali tu zaledwie od sze�ciu miesi�cy. Nie zwracali uwagi na widoki. Dzi� nie interesowa�a ich nawet atrakcja w postaci przygotowa� do wesela. Obaj z nat�eniem wpatrywali si� w karawan� sun�c� kr�t� drog� wzd�u� brzegu jeziora. � Gdzie jest Terregar? � zapyta� Zenor. � Widzisz go? Kindan zmru�y� oczy i os�oni� je d�oni�, ale zrobi� to g��wnie na pokaz. Odleg�o�� by�a zbyt wielka, �eby rozpozna� jedn� osob� w ca�ej karawanie. � Sam nie wiem � odpar� z lekkim rozdra�nieniem. � Ale musi gdzie� tam by�. Zenor roze�mia� si�. � Lepiej, �eby tak by�o, bo inaczej twoja siostra nas ukatrupi. Kindan nastroszy� si�. � Mo�e wr�cisz na d� i powiadomisz Natalona? � zaproponowa�. � Ja? � zdumia� si� Zenor. � Jestem obserwatorem, nie pos�a�cem. � Na skorupy! � j�kn�� Kindan. � Zenorze, nie mog� z�apa� tchu. � Ciszej doda�: � Wiesz przecie�, z jak� niecierpliwo�ci� Natalon czeka na wiadomo��. Zenor szeroko otworzy� oczy. � Jasne! Wszyscy wiedz�, �e mia� nadziej�, i� Sis zostanie w obozie. � Zgadza si� � przyzna� Kindan. � Wyobra� wi�c sobie, jak si� w�cieknie, kiedy to ja go powiadomi�. � Daj spok�j, Kindanie. Opr�cz z�ych wie�ci s� jeszcze dobre. Zbli�a si� nie tylko wesele, ale i ca�a karawana kupc�w. � Kt�rych Natalon b�dzie musia� ugo�ci� � burkn�� Kindan i westchn��. � Skoro nalegasz, pobiegn� na d�. � Zrobi� dramatyczn� pauz�, mierz�c wzrokiem ni�szego przyjaciela. � Ale Sis powiedzia�a, �e wieczorem musz� umy� Daska. Zenor zmru�y� oczy, rozwa�aj�c ten aspekt sprawy. � Chcesz powiedzie�, �e je�li pobiegn�, we�miesz mnie do pomocy? Kindan u�miechn�� si� szeroko. � No w�a�nie! � Naprawd�? � Zenor, pe�en nadziei, chcia� si� jeszcze upewni�. � Tw�j tata nie b�dzie mia� nic przeciwko? Kindan pokr�ci� g�ow�. � Nie, je�li o niczym si� nie dowie. Zenorowi oczy rozb�ys�y na my�l o pope�nieniu takiego wykroczenia. � Zgoda, pobiegn�. � �wietnie. � Rzecz jasna, mycie whera to nie to samo co nacieranie olejem smoka� Naznaczenie smoka, czyli nawi�zanie telepatycznej wi�zi z jednym z wielkich, dysz�cych ogniem obro�c�w Pernu, by�o skrytym marzeniem ka�dego dziecka. Ale wydawa�o si�, �e smoki wol� dzieci z weyr�w: tylko garstka je�d�c�w pochodzi�a z warowni i z cech�w. Nigdy te� �aden smok nie odwiedzi� Obozu Natalona. � Wiesz � powiedzia� Zenor � ja je widzia�em. Wszyscy w obozie wiedzieli, �e Zenor widzia� smoki; uwielbia� opowiada� o tym wydarzeniu. Kindan zdusi� j�k i chrz�kn�� zach�caj�co, jednocze�nie maj�c nadziej�, �e Zenor b�dzie si� streszcza�, bo w przeciwnym razie Natalon zacznie si� zastanawia� nad umiej�tno�ciami pos�a�ca � i mo�e go sobie dobrze zapami�ta�. � By�y przepi�kne! Lecia�y w idealnym kluczu, bardzo wysoko. Wyobra� je sobie: spi�owe, br�zowe, niebieskie, zielone� � G�os cich�, w miar� jak ch�opiec przywo�ywa� wspomnienia. � Wygl�da�y na takie �agodne� � �agodne? � wtr�ci� Kindan z niedowierzaniem. � Jak mog�y wygl�da� na �agodne? � Wygl�da�y! By�y zupe�nie inne ni� wher twojego ojca. Kindan obruszy� si� w imieniu Daska, ale zdo�a� zapanowa� nad gniewem, bo wci�� pami�ta�, �e Zenor ma go wyr�czy� jako pos�aniec. � Czy karawana si� zbli�a? � zapyta� z niedwuznaczn� aluzj�. Zenor spojrza�, pokiwa� g�ow� i ruszy� z kopyta. � Nie zapomnisz, prawda? � zawo�a� przez rami�. � W �yciu! � Kindan cieszy� si�, �e b�dzie mia� pomocnika w czasie wyj�tkowo dok�adnego mycia jedynego whera kopalni ostatniej nocy przed weselem. Zgrzany po biegu Zenor przystan�� u st�p d�ugiego zbocza i obejrza� si� na posterunek obserwacyjny. W dolinie powietrze by�o cieplejsze i bardziej g�ste, g��wnie z powodu wilgoci znad p�l i jeziora, a tak�e przez dym, kt�ry ju� unosi� si� nad ogniskami. Oddychaj�c g��boko, ch�opiec odwr�ci� si�, �eby poszuka� g�rnika Natalona. Skierowa� si� w stron� najwi�kszej grupy, domy�laj�c si�, �e tam znajdzie przyw�dc� obozu. Mia� racj�. Natalon by� smuk�y i wy�szy od przeci�tnego m�czyzny. Ojciec Zenora, Talmaric, raz � po cichu � nazwa� go �m�okosem�. Mimo najwi�kszych stara� Zenor nie potrafi� wyobrazi� sobie Natalona jako m�okosa. Wprawdzie naczelny g�rnik by� m�odszy od jego taty � mia� tylko dwadzie�cia sze�� Obrot�w � ale w por�wnaniu z jego dziesi�cioma r�wnie dobrze m�g�by mie� ich sto. Zenor zastanawia� si�, czy nie zawo�a� g�o�no, ale mieszka�cy obozu wci�� mieli w�tpliwo�ci co do sposobu tytu�owania Natalona. Je�li ob�z si� sprawdzi i przekszta�ci we w�a�ciw� kopalni�, w�wczas sprawa b�dzie jasna � naczelny g�rnik zostanie w�adc�. Na razie nikt nie wiedzia�, jak si� do niego zwraca�. Zenor uzna�, �e lepiej przecisn�� si� przez t�um i poci�gn�� Natalona za r�kaw. G�rnik Natalon nie by� zachwycony, gdy w taki spos�b przeszkodzono mu w rozmowie. Popatrzy� z g�ry na l�ni�c� od potu twarz i pozna� syna Talmarica, nie m�g� jednak przypomnie� sobie jego imienia. Czasami t�skni� za spokojniejszym czasem sprzed sze�ciu miesi�cy, kiedy koczowa� tu tylko z kilkoma g�rnikami. Z drugiej strony wiedzia�, �e uwie�czone sukcesem poszukiwania w�gla spowoduj� powstanie ludnego obozu, kt�ry mo�e z czasem przekszta�ci si� w jego upragnion� kopalni�. Syn Talmarica nie chcia� zostawi� go w spokoju. � O co chodzi? � zapyta� Natalon. � Zbli�a si� karawana, panie � zameldowa� Zenor, maj�c nadziej�, �e ta forma nie urazi naczelnego g�rnika obozu. � Kiedy tu b�dzie? Nie wiesz, jak nale�y sk�ada� raport? � burkn�� kto� obcesowo nad jego g�ow�. Zenor odwr�ci� si� i zobaczy� Tarika, wuja Natalona. Mia� za sob� kilka star� z jego synem, Cristovem, i dot�d nosi� pami�tkowe siniaki po ostatniej b�jce. Po obozie kr��y�a plotka, �e Tarik wpad� w wielk� z�o��, kiedy Mistrz G�rnik�w z Warowni Crom mianowa� kogo� innego naczelnym poszukiwaczem w�gla. Inna pog�oska, powtarzana szeptem w�r�d garstki ch�opak�w, m�wi�a, i� Tarik dos�ownie wy�azi ze sk�ry, aby udowodni�, �e Natalon nie nadaje si� do kierowania obozem i �e to on powinien go zast�pi�. Ostatnie siniaki Zenora by�y skutkiem paru uwag, kt�re w nieodpowiedniej chwili rzuci� pod adresem ojca Cristova. � Kiedy tu b�d�, Zenorze? � zapyta� grzeczniejszy g�os. Nale�a� do Danila, ojca Kindana i opiekuna jedynego whera obozu. � Zauwa�y�em ich przy wylocie doliny � odpar� ch�opiec. � Przypuszczam, �e za cztery, mo�e sze�� godzin. � Byliby pr�dzej, gdyby droga zosta�a lepiej utwardzona � mrukn�� Tarik, patrz�c z dezaprobat� na Natalona. � Musimy m�drze planowa� prac�, wuju � wyja�ni� Natalon pojednawczym tonem. � Uzna�em, �e wa�niejsze jest �cinanie drzew na stemple do kopalni. � Nie mo�emy dopu�ci� do kolejnych wypadk�w � popar� go Danii. � Ani do utraty ostatniego whera � doda� Natalon. Zenor u�miechn�� si� p�g�bkiem, gdy zobaczy�, z jakim zapa�em ojciec Kindana pokiwa� g�ow�. � Z wher�w nie ma wi�kszego po�ytku � warkn�� Tarik. � Dawali�my sobie rad� bez nich. A teraz stracili�my dwa, i co z tego? � O ile pami�tam, Tanku, wher Wensk uratowa� ci �ycie � przypomnia� Danii g�osem piskliwym z rozgoryczenia. � Mimo �e wcze�niej zignorowa�e� jego ostrze�enia. Poza tym mam wra�enie, �e to twoje grubia�skie zachowanie sk�oni�o Wenera do odej�cia razem ze swoim wherem. Tarik parskn��. � Gdyby�my mieli do�� stempli, tunel by si� nie zarwa�. � Ot� to! � wtr�ci� Natalon. � Ciesz� si�, wuju, �e si� ze mn� zgadzasz. Tarik spojrza� na niego spode �ba i chc�c zmieni� temat, opryskliwie zapyta� Zenora: � Ile platform, ma�y? Zenor zamkn�� oczy, �eby si� skupi�. Otworzy� je, gdy znalaz� odpowied�. � Sze�� i cztery wozy. � Ha! Ano, Natalonie, je�li ch�opak ma racj�, kupcy przyprowadzili o dwie platformy za ma�o � wymamrota� Tarik ponuro. � Wszystkiego nie zabior�. Przez ten czas, jaki po�wi�cili�my na wydobycie w�gla, kt�rego i tak nie sprzedamy, mogliby�my zbudowa� porz�dn� warowni�. Co si� stanie, kiedy pojawi� si� Nici? � G�rniku Tariku � wtr�ci� nowy g�os � Nici spadn� dopiero za szesna�cie Obrot�w. Moim zdaniem wystarczy nam czasu na rozwi�zanie problemu. Zenor obejrza� si�, gdy czyja� lekka r�ka spocz�a na jego ramieniu. Zobaczy� Jofriego, obozowego harfiarza. U�miechn�� si� do m�odego cz�owieka, kt�ry od sze�ciu miesi�cy uczy� go co rano. Na Pernie harfiarze zajmowali si� nie tylko muzykowaniem, ale i nauczaniem, prowadzeniem archiw�w, dostarczaniem wiadomo�ci i niekiedy s�dzeniem. Jofri sprawdza� si� i jako muzyk, i jako nauczyciel. Jofri by� czeladnikiem. Niebawem mia� si� uda� do Siedziby Harfiarzy, �eby kontynuowa� nauk� swojego rzemios�a pod okiem mistrza. Zenor uwa�a�, �e kiedy sam zostanie mistrzem, na pewno nie powr�ci do takiego ma�ego obozu. By� przekonany, �e trafi do jakiej� wielkiej warowni � mo�e nawet do samego Cromu � �eby wzi�� pod opiek� tamtejsze dzieci. Jego obowi�zkiem b�dzie r�wnie� czuwanie nad wszystkimi czeladnikami rozsy�anymi po ma�ych osadach i obozach, kt�re zak�adali ludzie wyruszaj�cy z macierzystych warowni na podb�j nowych ziem. Zmiana harfiarza mia�aby te� dobre strony � mo�e nowy b�dzie znal si� lepiej na uzdrawianiu. Jofri pogodzi� si� z faktem, �e w kwestii leczenia mistrzem jest nie on, lecz starsza siostra Kindana, Silstra. Zenor g�o�no prze�kn�� �lin�, kiedy przypomnia� sobie, �e z karawan� jedzie jej przysz�y m��. I �e Silstra, ju� jako �ona kowala, na zawsze opu�ci Ob�z Natalona. � Starczy czy nie starczy � odpar� Tarik drwi�co � ciebie ju� tu nie b�dzie. � Wuju � powiedzia� Natalon, przerywaj�c, by unikn�� kolejnej nieprzyjemnej wymiany s��w � niezale�nie od wyniku, to by�a moja decyzja. Skierowa� uwag� z powrotem na Zenora. � Biegnij do kobiet przy ogniskach i powiadom je, �e nadci�gaj� go�cie. Zenor pokiwa� g�ow� i oddali� si� zadowolony, �e nie musi d�u�ej wys�uchiwa� docink�w Tarika. Us�ysza� jeszcze dono�ny g�os Danila. � My�lisz, Jofri, �e z karawan� jedzie tw�j nast�pca? Tylko nie to! � j�kn�� Zenor w duchu. Nie tak szybko. Kindan z wysoka obserwowa� Zenora, p�ki ten nie znikn�� w t�umie m�czyzn. Z niepokojem czeka�, a� przyjaciel znowu si� uka�e, i dopiero wtedy odetchn�� z ulg� � skoro Zenor nie wpad� w tarapaty, jemu te� nic nie grozi�o. Patrzy�, jak ch�opiec skr�ca w stron� le��cych ni�ej p�l i zabudowa�. Domy�li� si�, �e kazano mu uprzedzi� reszt� mieszka�c�w obozu o przybyciu karawany. Wieczorem mia�a si� odby� powitalna uczta. Kindan zauwa�y�, �e Zenor zwalnia przy siedzibie harfiarza. Ze zdziwieniem patrzy�, jak staje, a potem biegnie chy�kiem na drug� stron� domu i znika z pola widzenia. Co on wyprawia? Kindan uzna�, �e kto� musia� go zawo�a�. Zanotowa� sobie w pami�ci, �eby wypyta� Zenora. Potem jego uwag� przyci�gn�y pierwsze odg�osy zbli�aj�cej si� karawany. Wiatr przyni�s� do domu harfiarza delikatny zapach sosnowego myd�a. Sosnowego myd�a i czego� innego � ta subtelna wo� sprawi�a, �e Nuella natychmiast pomy�la�a o� � Zenorze, to ty? � wyszepta�a. Tupot ucich� nagle, a po chwili zza okna dobieg� szmer st�p i szept: � Co ty tu robisz? Nuella �ci�gn�a brwi zirytowana jego tonem. � Chod� do �rodka, to ci powiem � odpar�a cierpko. � No dobrze � burkn�� Zenor. � Ale nie mog� siedzie� tu zbyt d�ugo, bo Goni�. � Nuella odnios�a wra�enie, �e wypowiedzia� to s�owo z wielkiej litery. Wiedzia�a, �e jest to dzieci�cy skr�t okre�lenia, �jestem go�cem�. Wstrzyma�a si� z nast�pnym pytaniem, dop�ki nie us�ysza�a krok�w na schodach. Z kuchni na ty�ach przesz�a korytarzem do frontowych drzwi. Wiatr, pachn�cy wilgoci� jeziora, wpad� wraz z Zenorem do domu. � My�la�am, �e Kindan jest go�cem, a ty obserwatorem. Zenor westchn��. � Zamienili�my si�. � Z o�ywieniem doda�: � Pomog� mu my� whera! � Kiedy? � Wieczorem. Przyjecha�a karawana� � S�ysza�am � powiedzia�a Nuella, marszcz�c brwi. � Nie wiesz, czy przyby� nowy harfiarz? Chcia�abym go pozna�. � Naprawd�? Co powie tw�j ojciec? � Nie obchodzi mnie to � odpar�a szczerze. � Musz� �y� w ukryciu, ale nie mam zamiaru siedzie� z za�o�onymi r�kami. Chc� uczy� si� od harfiarza, �wiczy� gr� na dudach� � Co b�dzie, jak ludzie si� dowiedz�? � Nadje�d�a karawana, prawda? Dzi� wieczorem b�dzie uczta, prawda? Idziesz powiadomi� kobiety na placu, prawda? � Nie czekaj�c na potwierdzenie, m�wi�a: � Wieczorem w�o�� str�j w jasnych i ciemnych kolorach, jak c�rka kupca, i nikt si� nie zorientuje. � Kupcy si� zorientuj� � zaprotestowa� Zenor. � Wcale nie. Pomy�l�, �e jestem st�d i �e wystroi�am si� w ten spos�b, by sprawi� im przyjemno��. � A twoi rodzice? A Dalor? Nuella wzruszy�a ramionami. � Dopilnujesz, �eby trzymali si� z dala ode mnie, to nie powinno by� trudne. Zw�aszcza �e nie b�d� si� mnie spodziewa�. � Ale� Nuella z�apa�a go za rami�, odwr�ci�a i popchn�a w stron� drzwi. � Id� ju�, bo kto� zacznie si� zastanawia�, dlaczego tak si� guzdrzesz. Zanim kilka godzin p�niej przyby� zmiennik, Kindan zd��y� zapomnie� o dziwnym zachowaniu Zenora. Zaburcza�o mu w �o��dku, gdy poczu� apetyczn� wo� pieczonego mi�sa, nap�ywaj�c� znad wielkich ognisk. Zazwyczaj ka�da rodzina w Obozie Natalona jada�a we w�asnej kwaterze. Tego wieczoru mia�o by� inaczej. W do�ach wykopanych po�rodku placu p�on�y wielkie ogniska, a wok� nich ju� rozstawiono d�ugie drewniane sto�y i �awy. Harfiarz Jofri wraz z kilkoma innymi muzykami gra� skoczne melodie, podczas gdy mieszka�cy obozu i go�cie z karawany posilali si� przy suto zastawionych sto�ach. Kindanowi uda�o si� zdoby� jedzenie i miejsce na uboczu, z dala od ludzi, kt�rzy mogliby zap�dzi� go do pracy. Z zadowoleniem chrupa� pieczyste mi�so � przyrz�dzone wed�ug niezr�wnanego przepisu siostry � i pi� �wie�y sok z jag�d. Jednocze�nie pilnie nadstawia� ucha i wypatrywa� oczy, z jednej strony chc�c unikn�� przykrych obowi�zk�w, a z drugiej nie zamierzaj�c przegapi� interesuj�cego zdarzenia czy plotki. U szczytu sto�u, kt�ry zajmowa� centralne miejsce w�r�d innych, wypatrzy� szefa karawany i jego ma��onk�, jednak jego uwag� zaprz�ta�a inna para: Silstra i jej narzeczony, Terregar. Kowal, cho� �redniego wzrostu, by� dobrze zbudowany. Mia� starannie przystrzy�ony ciemny zarost, twarz prawie zawsze rozja�nion� u�miechem i ogniki w niebieskich oczach. Kindan polubi� go od pierwszego wejrzenia. Terregar i Silstra � jego zdaniem ich imiona �adnie brzmia�y razem, cho� dla niego i dla ca�ego obozu siostra na zawsze mia�a pozosta� Sis. Kindan zastanawia� si�, czy przypadkiem w Siedzibie Kowali w Telgarze nie ma jakiej� innej Sis. Mo�e tamta po�lubi�a kogo� spoza cechu kowali i teraz mieszka�cy potrzebowali kogo� na jej miejsce? Zastanawia� si�, czy Ob�z Natalona znajdzie kiedy� kogo� na miejsce jego Sis. Stwierdzi�, �e �zawi� mu oczy. Uzna�, �e wiatr musia� si� zmieni� i teraz niesie w jego stron� popi� z ogniska. Postanowi� nie zwa�a� na smutek, kt�ry przygniata� mu serce. Wiedzia�, �e Sis b�dzie szcz�liwa; niejeden raz s�ysza�, jak to powtarza�a. Mimo wszystko� bez starszej siostry zrobi si� tu pusto; bez siostry, kt�ra od �mierci matki zajmowa�a si� rodzin�. Wiatr naprawd� si� zmieni� i orze�wiaj�ce podmuchy przynios�y nowy zapach � aromat gor�cych ciasteczek. Kindanowi zaburcza�o w brzuchu, gdy wykry� jego �r�d�o. Ju� wstawa�, gdy czyja� r�ka pchn�a go na siedzenie. � Nawet o tym nie my�l � warkn�� mu kto� prosto w ucho. By� to Kaylek, najm�odszy z jego starszych braci. � Tata kaza� ci� znale��. Masz natychmiast umy� Daska. � Teraz? � Oczywi�cie! � Ale zaraz zjedz� wszystkie ciastka! � zaprotestowa� Kindan. Kaylek pozosta� nieub�agany. � Dostaniesz troch� jutro na weselu � powiedzia�, wzruszaj�c ramionami. � Wyszoruj go porz�dnie, bo inaczej tata przetrzepie ci sk�r�. � Przecie� jeszcze si� nie �ciemni�o! � Dask, jak wszystkie whery, urodzi� si� z wielkimi oczami, kt�rym �wiat�o dzienne sprawia�o ogromny b�l. Jego oczy najlepiej sprawdza�y si� w ciemno�ci. W nocy nie by�o takiej rzeczy, kt�ra mog�aby skry� si� przed jego wzrokiem. Wielu g�rnik�w zawdzi�cza�o �ycie zdolno�ci wher�w do wypatrywania ludzkiego cia�a pod ska�ami zawa�u. Wielka posta� pochyli�a si� nad nimi. Kaylek wzdrygn�� si�, a Kindan po jego reakcji natychmiast rozpozna� przybysza; starszy brat zawsze bardziej ni� on ba� si� ojca. � Zak��cacie spok�j � rzek� Danii niskim g�osem, ochryp�ym po latach pracy w kopalniach. Po�o�y� wielk� r�k� na ramieniu Kayleka. � Powiedzia�em mu tylko, �e ma umy� Daska � wyj�ka� ch�opak. Kindan niewzruszenie spojrza� ojcu w oczy. Danii lekko skin�� g�ow�. � To mo�e zaczeka�. Ciastka maj� pierwsze�stwo � oznajmi�. Potrz�sn�� wielkim palcem przed nosem Kindana. � Wierz�, �e nie przyniesiesz nam wstydu i �e jutro m�j wher wzbudzi zazdro�� ca�ego Crom. � Tak, ojcze! � zawo�a� Kindan z entuzjazmem. Przykry obowi�zek nag�e sta� si� wyr�nieniem, oznak� wielkiego zaufania i szacunku. � Ma si� rozumie�. Danii, wci�� z r�k� na ramieniu Kayleka, m�wi�: � Chod�, synu, pewna dziewczyna chcia�aby ci� pozna�. Nawet w gasn�cym �wietle Kindan zobaczy�, �e Kaylek poczerwienia� jak burak. Dopiero niedawno wszed� w pi�tnasty Obr�t. Nadal by� przewra�liwiony na punkcie zmienionego g�osu i bardzo si� wstydzi� w towarzystwie r�wie�niczek. Kindan zdo�a� si� powstrzyma� od g�o�nego �miechu, ale Kaylek dostrzeg� jego min� i �ypn�� na niego gniewnie. Kindan natychmiast spowa�nia� � spojrzenie wyra�nie grozi�o odwetem. Kusz�cy zapach �askota� go w nosie, odwr�ci� si� wi�c, �eby wytropi� ciastka. Zemsta Kayleka by�a kwesti� przysz�o�ci � w przeciwie�stwie do pysznych wypiek�w. Wieczorna uczta na placu trwa�a jeszcze w najlepsze, kiedy Kindan ruszy� w stron� szopy, w kt�rej mieszka� Dask. Kiedy tak szed� powoli, umy�lnie omijaj�c ognisko i t�umy, do��czy� do niego niewysoki cie�. � Idziesz my� whera? � zapyta� szeptem Zenor, zadyszany po biegu. � Tak. � Czemu mnie nie zawo�a�e�? � Jego g�os za�amywa� si� na my�l o takiej zdradzie. � Przecie� jeste�, no nie? Gdybym zacz�� ci� szuka�, Kaylek m�g�by nabra� podejrze� i zrobi� co�, �eby nam przeszkodzi�. � Aha. � Zenor nie mia� starszych braci i nie by� przyzwyczajony do podst�pnych sposob�w osi�gania zamierzonego celu. Ch�opc�w dzieli�a nieznaczna, bo tylko dwumiesi�czna r�nica wieku, ale poniewa� Zenor pragn�� mie� starszego brata tak samo, jak Kindan m�odszego, cudownie si� dogadywali. Byli w po�owie drogi, kiedy Kindan zauwa�y� nast�pny cie� pod��aj�cy ich �ladem. � Kto to? � zapyta�, zatrzymuj�c si� i wskazuj�c r�k�. � Gdzie? � zapyta� Zenor. � Nic nie widz�. Jedn� z cech Zenora, kt�re Kindan szczerze podziwia�, by�a umiej�tno�� �gania w �ywe oczy. � Mo�e to ksi�yce p�ataj� nam figle � podsun�� jego przyjaciel, wskazuj�c dwa satelity Pernu, Timora i Baliora. Kindan wzruszy� ramionami i ruszy� dalej. K�tem oka widzia�, �e cie� ci�gle ich �ledzi. Po chwili co� mu si� przypomnia�o. � Z kim dzisiaj rozmawia�e� w domu harfiarza? � zapyta�. Zenor stan�� jak wryty. Kindan z satysfakcj� spostrzeg�, �e podobnie zareagowa� cie�. � Kiedy? � Zenor zrobi� wielkie oczy. � Kiedy po rozmowie z Natalonem szed�e� na plac. Widzia�em, jak si� zatrzyma�e�, �eby z kim� pogada�. Jofri sta� z Natalonem, wi�c na pewno nie z nim. � Ja? Kiedy? Kindan cierpliwie czeka� na odpowied�. � Aha, wtedy! � Zenor powiedzia� to takim tonem, jakby naprawd� dopiero teraz sobie przypomnia�, a nie zmy�la� napr�dce. � Z Dalorem. Dalor by� synem Natalona, mniej wi�cej w ich wieku. Kindan czasami mia� mu za z�e, �e zadziera nosa, bo jest synem za�o�yciela obozu, ale poza tym nie m�g� mu nic zarzuci�. Dalor na og� post�powa� uczciwie i niejeden raz obroni� go przed Kaylekiem. Kindan z kolei stawa� po jego stronie, kiedy Cristov, jedynak Tarika, zbyt mocno mu dokucza�. Kindan popatrzy� na przyjaciela szacuj�cym wzrokiem, ale zanim zd��y� zada� nast�pne pytanie, Zenor powiedzia�: � Tw�j tata nie wpadnie w sza�, jak si� dowie, �e pomog�em ci przy Dasku? � Musimy dopilnowa�, �eby si� nie dowiedzia�. Zenor machn�� r�k�, ka��c Kindanowi rusza� dalej. � W takim razie zr�bmy, co trzeba, zanim moi rodzice zaczn� si� zastanawia�, gdzie si� podziewam. Kindan chcia� go jeszcze podr�czy� w sprawie tajemniczego cienia, ale rozmy�li� si�, gdy zobaczy� min� przyjaciela. � W porz�dku � mrukn��, wspinaj�c si� po stoku ku szopie Daska, zbudowanej przez ojca przy chacie. Szopa by�a na tyle du�a, �e wher m�g� si� wylegiwa� bez dotykania �cian. Pod�og� za�ciela�a gruba warstwa s�omy. Kindan ostro�nie uchyli� dwuskrzyd�owe wrota i zagwizda�. � Dask? � zawo�a� cicho. � To ja, Kindan. Tata prosi�, �ebym ci� umy� przed jutrzejszym weselem. Wher zbudzi� si� i wysun�� g�ow� spod niewielkich skrzyde�. Jego oczy zaja�nia�y niczym ozdobione klejnotami latarnie w ostatkach dziennego �wiat�a, kt�re wpad�o przez wej�cie za plecami ch�opc�w. Mrmph? � mrukn��. Kindan podszed� do niego szybko, ale ostro�nie, pomrukuj�c cicho. Powoli wyci�gn�� r�k�, �eby podrapa� brzydkie stworzenie po wydatnym pod�u�nym zgrubieniu nad okiem. Mrmph � mrucza� Dask z narastaj�cym zadowoleniem. Kindan dmuchn�� mu w nozdrza, �eby m�g� rozpozna� go po zapachu. Kiedy wher parskn�� i kichn��, pog�adzi� go po uszach. � Grzeczny ch�opiec! Dask wygi�� szyj� w �uk, wysun�� g�ow� spod r�k Kindana i popatrzy� na niego wynio�le. � Przyszli�my ci� umy� � powt�rzy� Kindan. Dask pochyli� si�, sapn��, podni�s� g�ow� i zajrza� za zas�on�, kt�ra wisia�a w drzwiach. Kindan zrozumia�, �e zobaczy� Zenora. � Ja i Zenor � powiedzia� uspokajaj�cym tonem. � Wejd�, Zenor. � Strasznie tam ciemno � powiedzia� ch�opiec, wci�� stoj�c przed drzwiami. � Pewnie. Dask lubi mrok, prawda, du�y przyjacielu? Dask dmuchn�� nad jego g�ow�, a potem przekr�ci� szyj� i z ciekawo�ci� spojrza� na Zenora. � S�o�ce ju� zasz�o � powiedzia� Kindan, wskazuj�c w stron� jeziora. � Mo�e si� wyk�piesz, a my prze�cielimy ci ��ko? Dask pokiwa� g�ow� i wyszed� z szopy. Zenor, wytrzeszczaj�c oczy, cofa� si� krok po kroku, by ust�pi� z drogi wherowi. Dask �wierkn�� z zadowolenia, zatrzepota� skrzyd�ami i znikn��. Zimny podmuch nap�yn�� z miejsca, gdzie sta� jeszcze przed chwil�. � Kindan, on znikn��! � Wszed� pomi�dzy � poprawi� Kindan. � Chod�, pomo�esz mi prze�cieli� jego pos�anie. Obok ciebie le�y sterta �wie�ej s�omy. � Pomi�dzy! Jak smoki? � Zenor przeni�s� spojrzenie na jezioro. Kindan popatrzy� na niego z namys�em i wzruszy� ramionami. � Chyba tak. Nigdy nie widzia�em, jak smok wchodzi pomi�dzy. S�ysza�em, �e je�d�cy m�wi� im, dok�d maj� si� uda�, ale Dask robi to sam, bez niczyich wskaz�wek. Nie lubi jasnych ogni na placu, dlatego zawsze wybiera drog� na skr�ty. No, chod� ju�, pom� mi. Dask zaraz wr�ci, a wtedy zacznie si� prawdziwa robota. Kindan nie �artowa�. Zd��yli roz�o�y� �wie�� s�om�, kiedy kolejny zimny podmuch oznajmi� powr�t Daska. Jego br�zowa sk�ra l�ni�a od kropelek wody. Otrz�sn�� si� z zadowolonym pomrukiem. � Nie! � zawo�a� Kindan. � Nie otrz�saj si�! Najpierw musimy ci� namydli� i wyszorowa�. Z�apa� szczotk� na d�ugim trzonku i kostk� twardego myd�a, a Zenora pos�a� po wiaderko z piaskiem do szorowania. Wsp�lnymi si�ami wyszorowali whera od st�p do g��w, od pyska do ogona. Obaj byli w ko�cu mokrzy i spoceni, a wher � czysty i suchy. � No prosz�, Dask � powiedzia� Kindan z dum�. � Wypucowany i przystojny. Tylko si� nie wytarzaj przed jutrzejsz� ceremoni�. Nawet w tym nik�ym �wietle zauwa�y�, �e w fasetkowatych oczach Daska wiruj� ziele� i b��kit zadowolenia. � Jejku! � wysapa� Zenor, osuwaj�c si� na pod�og� przy drzwiach. � Mycie whera to ci�ka robota. Ciekawe, jak to jest ze smokami. � Gorzej � odpar� Kindan. Widz�c pytaj�ce spojrzenie przyjaciela, wyja�ni�: � Smoki s� wi�ksze, prawda? I ich sk�ra si� �uszczy, wi�c trzeba j� naciera� olejem. Podni�s� si�, u�ciska� whera i poklepa� go po karku. � Dask nie ma z tym problem�w. Ma tward�, szorstk� sk�r�. � Jestem wyko�czony � oznajmi� Zenor. � Nie wyobra�am sobie, jakbym si� czu�, gdybym mia� go my� sam. � Sprawiliby�my si� jeszcze szybciej, gdyby pom�g� nam tw�j przyjaciel � powiedzia� Kindan. Zenor skoczy� na r�wne nogi. � O czym ty gadasz? Nikogo pr�cz nas tu nie ma. � Z kim rozmawiasz? � zawo�a� kto� na zewn�trz szopy. By� to Kaylek. � Kindan, je�li przyprowadzi�e� kogo� do pomocy, tata �ywcem obedrze ci� ze sk�ry! Zenor znikn�� w cieniu, gdy Kaylek wszed� i rozejrza� si� podejrzliwie. � O co ci chodzi, Kayleku? � zapyta� Kindan, udaj�c niewini�tko. � Nie widzisz, �e w�a�nie ko�cz�? � O po�ow� szybciej ni� si� spodziewa�em � mrukn�� Kaylek, zagl�daj�c do k�t�w. Kindan zobaczy�, jak Zenor ostro�nie usuwa z po�a widzenia szczotk�, kt�r� si� pos�ugiwa�. � Robota pali mi si� w r�kach. � Od kiedy? � parskn�� starszy brat. � Jestem pewien, �e kto� ci pom�g�. Tata spu�ci ci lanie. Dobrze wiesz, �e nie lubi, gdy obcy p�osz� jego whera. � Kindan ju� dawno zwr�ci� uwag�, �e Kaylek nigdy nie nazywa Daska po imieniu. � Ktokolwiek to by�, musi si� chowa� gdzie� tutaj � mrucza� Kaylek, strzelaj�c oczami po ciemnej szopie. � Znajd� go, a wtedy� Przerwa� mu g�o�ny grzechot kamieni na zewn�trz. � Aha! � wrzasn�� Kaylek i pop�dzi� w stron�, z kt�rej dobieg� ha�as. Kindan zaczeka�, a� kroki brata ucichn� w dali. � Chyba nic nam nie grozi, ale lepiej sp�ywaj � powiedzia�. � Pewnie masz racj� � zgodzi� si� Zenor. � I podzi�kuj swojemu przyjacielowi za to, �e odwr�ci� uwag� mojego brata. Jestem pewien, �e w ko�cu by ci� znalaz�. Zenor nabra� powietrza w p�uca, jakby chcia� zaprzeczy�, ale wypu�ci� je z westchnieniem i wyszed�, kr�c�c g�ow�. Kindan przez chwil� s�ucha� cichn�cych krok�w, gdy przyjaciel szed� w stron� placu. Potem uk�oni� si� Daskowi, po�egna� si� z nim i zamkn�� szop�. Przystan�� przed drzwiami i odwr�ci� g�ow� w kierunku, z kt�rego nap�yn�� grzechot. To musia�o by� przy drodze ��cz�cej plac z kopalni�. Sta� przez d�u�szy czas, staraj�c si� przenikn�� wzrokiem ciemno�ci. Gdyby by� zwi�zany z wherem, jak jego ojciec, poprosi�by go, �eby zobaczy�, kto tam si� ukrywa�. Wreszcie si� podda�. M�g� si� opiera� tylko na domys�ach. � Dzi�ki, Dalorze � powiedzia� g�o�no i odwr�ci� si�, �eby p�j�� do domu. Po chwili w ciemno�ci zabrzmia� cichy �miech. ROZDZIA� 2 Sk�r� ma br�zow�, a oczy zielone, w �yciu nie widzia�em pi�kniejszego smoka. � Wstawaj, �piochu! � zawo�a�a Sis. Kindan wkopa� si� g��biej w ciep�e koce. Nagle kto� wyszarpn�� mu poduszk� spod g�owy. J�kn��, przestraszony brutaln� pobudk�. � S�ysza�e�, co m�wi Sis, wstawaj! � powiedzia� Kaylek, bezceremonialnie wyci�gaj�c go z ��ka. � Wstaj�! Ju� wstaj�! � Chcia� pole�e� tylko troszk� d�u�ej, �eby zapami�ta� sen. Widzia� w nim mam�, by� tego pewien. Kindan nigdy nie wspomnia� nikomu o swoich snach, ani razu. Wiedzia�, �e mama umar�a w po�ogu, daj�c mu �ycie; wiedzia�, bo rodze�stwo praktycznie obwinia�o go o jej �mier�. Ale Sis i zwykle ma�om�wny tata zapewniali, �e to nie jego wina. Sis powiedzia�a mu, z jak� rado�ci� u�miechn�a si� mama, gdy trzyma�a go w ramionach. �Jest pi�kny!� � szepn�a do ojca, a potem umar�a. � Mama ci� chcia�a � o�wiadczy� kiedy� Danii, gdy Kindan przybieg� z p�aczem, bo starsi bracia dokuczali mu, �e nikt go nie chcia�. � Rozumia�a, �e ryzykuje, ale powiedzia�a, �e b�dziesz tego wart. � Mama m�wi�a, �e nie b�dziesz wymaga� nadzwyczajnej opieki � powiedzia�a Sis innym razem � ale oka�esz si� wart wszystkiego, co dla ciebie zrobimy. Wart ka�dego dobrego s�owa. Tego dnia rano Kindan nie czu� si� wiele wart. Wygramoli� si� z ��ka, ubra�, ochlapa� twarz zimn� wod� i pop�dzi� na �niadanie. � Wylej wod� i wytrzyj misk� � burkn�� Jakris, chwytaj�c go za ucho i zawracaj�c do wsp�lnego pokoju. � Ty ostatni z niej korzysta�e�. � Zrobi� to p�niej! � wrzasn��. Jakris odwr�ci� si� i zatarasowa� wyj�cie. � Nie. Albo zrobisz to teraz, albo Sis da ci po uszach. Kindan skrzywi� si� i wr�ci� do umywalki. Stoj�c plecami do Jakrisa, pokaza� j�zyk. Starszy brat by�by mu przyla�, gdyby to zobaczy�. Konieczno�� wyczyszczenia miski oznacza�a, �e stawi� si� na �niadanie ostatni. Rozejrza� si� za czym� do zjedzenia. Do picia by� klah, ju� wystyg�y. Zosta�o troch� p�atk�w, niewiele, bez jednej kropli mleka. Bracia ju� szykowali si� do wyj�cia, ale Sis zawr�ci�a ich burczeniem i gniewn� min�, �eby pozmywali po sobie naczynia i nie zostawiali wszystkiego na jego g�owie. � Wieczorem sobie podjesz, braciszku � powiedzia�a, gdy z �a�osn� min� wyskrobywa� resztki. W jej oczach ja�nia� wyj�tkowy blask. Kindan przez chwil� nie rozumia�, o co jej chodzi, ale zaraz sobie przypomnia� � wieczorem odb�dzie si� wesele. Wesele Sis. � A teraz zmykaj, masz obowi�zki � powiedzia�a, z dobrotliwym u�miechem wyp�dzaj�c go z kuchni. Kindan zatrzyma� si� zaraz za progiem. Sis nie wyznaczy�a mu obowi�zk�w, tak jak zwykle. Odwr�ci� si� w chwili, gdy wypad�a z domu. � Id� zapyta� Jenell� � przynagli�a opryskliwie, nim zd��y� otworzy� usta. Jenella by�a �on� Natalona. Chodzi�a w ci��y, wi�c Sis zast�powa�a j� w roli pierwszej gospodyni obozu od sze�ciu miesi�cy, kiedy zjecha�y si� rodziny g�rnik�w. Kindan wiedzia�, �e nikt nie potrafi z�o�ci� si� gorzej od jego siostry, dlatego pop�dzi� co si� w nogach. By� tak skoncentrowany na tym, by zej�� jej z oczu, �e zanim si� spostrzeg�, nogi zanios�y go przed wej�cie do kopalni. Zamiast zawr�ci�, zatrzyma� si� i z zastanowieniem popatrzy� w g��b sztolni. Zazwyczaj jeden z codziennych obowi�zk�w dzieci polega� na zmianie kosz�w z �arami w tunelach. Dzi� z powodu wesela w kopalni pracowali tylko pechowcy obs�uguj�cy pompy. Kindan zastanawia� si�, jakie jeszcze inne zadania zosta�y odwo�ane. Uzna�, �e cho� tego dnia nikt nie b�dzie kopa� w�gla, warto zmieni� �ary, �eby nazajutrz g�rnicy nie musieli schodzi� do ciemnej kopalni. Us�ysza� g�osy p�yn�ce ze sztolni. Nie zrozumia� s��w, ale rozr�ni� niski m�ski g�os i drugi, dziewcz�cy. � Witajcie! � zawo�a�, my�l�c, �e mo�e to kupcy z karawany wybrali si� na zwiedzanie kopalni. G�osy ucich�y. Kindan przy�o�y� r�k� do ucha i wyt�y� s�uch, pr�buj�c u�owi� d�wi�ki. P�no w nocy, kiedy dopala�y si� obozowe ogniska i ch�odny wiatr z g�r zawodzi� na placu, starsi ch�opcy opowiadali niestworzone historie o duchach strasz�cych pod ziemi�. Kindan by� pewien, �e zas�yszane g�osy nie nale�a�y do duch�w, ale mimo wszystko nie mia� zamiaru samotnie zapuszcza� si� w g��b ciemnego tunelu. � Kto tam? � zawo�a� z wahaniem. Zdecydowanie nie chcia� zaprasza� duch�w do siebie. Nie doczeka� si� odpowiedzi. Us�ysza� za to chrz�st but�w na kamienistym pod�o�u sztolni. Odsun�� si� od wej�cia. Z mroku wy�oni� si� cie�, kt�ry po chwili przybra� ludzkie kszta�ty. By� to siwow�osy, wymizerowany starzec, kt�rego nigdy dot�d nie widzia�. Oczy mia� puste, jakby uciek�a z nich ca�a rado�� �ycia. Kindan cofn�� si� o kolejny krok i przygotowa� do ucieczki. Co si� sta�o z dziewczynk�? Czy�by ten duch j� po�ar�? � Hej, ch�opcze! � zawo�a� starzec. S�ysz�c ten niski, g��boki g�os Kindan zrozumia�, �e nieznajomy nie jest duchem. Akcent wskazywa� na pochodzenie z Warowni Fort, a modulacja �wiadczy�a o wykszta�ceniu odebranym w Siedzibie Harfiarzy. � S�ucham, mistrzu � powiedzia�, nie maj�c poj�cia, jak� pozycj� zajmuje starszy m�czyzna. Uzna�, �e lepiej zgrzeszy� zbytkiem ostro�no�ci, ni� pope�ni� gaf�. Czy�by sam Mistrz Harfiarzy z Cromu przyby� sprawdzi� post�py czeladnika Jofriego? A mo�e by� to harfiarz kupc�w? � Co tutaj robisz? � warkn�� starzec. � Przyszed�em sprawdzi�, czy nie trzeba wymieni� �ar�w. Starzec �ci�gn�� brwi i zmarszczy� czo�o. Ju� odwraca� g�ow�, �eby rzuci� okiem przez rami�, ale zmieni� zamiar. � S�ysza�em, �e dzisiaj nikt tu nie przyjdzie. � Tak, dzi� jest wesele, ale nie mia�em pewno�ci, czy Natalon nie �yczy sobie zmiany �ar�w. � Ha, z pewno�ci� mog�yby si� przyda�. � Starzec odwr�ci� g�ow�, s�ysz�c szmer spadaj�cego kamyka. � Na dole bywa niebezpiecznie. Ale my�l� Zaraz, zaraz! Ty jeste� Kindan? � Tak, panie � odpar� Kindan, zastanawiaj�c si�, sk�d starzec zna jego imi�. A mo�e wie r�wnie� o� Zd��y� przebiec w my�lach s��nist� list� swoich przewinie�, zanim starzec znowu si� odezwa�. � Za niespe�na kwadrans masz si� stawi� w domu harfiarza, m�odzie�cze. � Gdy Kindan si� odwr�ci�, �eby pobiec do domku Jofriego, doda�: � Got�w do �piewu, i to bez zadyszki! � Ma si� rozumie�! � odkrzykn�� przez rami�, ju� p�dz�c co si� w nogach. Gdy tylko ch�opiec znalaz� si� poza zasi�giem s�uchu, starzec odwr�ci� si� w stron� tunelu. � Mo�esz wyj��, odszed�. Us�ysza� ciche st�panie niepewnie zbli�aj�ce si� do wylotu sztolni. Kroki ucich�y, zanim dziewczynka pojawi�a si� w polu widzenia. � Znam skr�t, je�li chcecie. � Pod g�r�? � zapyta�. � Oczywi�cie. � Po chwili ciszy, wyczuwaj�c rezerw� starca, doda�a: � Korzysta�am z niego mn�stwo razy. Poka�� drog�. Starzec z u�miechem wr�ci� do tunelu. � Skoro b�dziesz moj� przewodniczk�, z przyjemno�ci� skorzystam ze skr�tu � powiedzia�, k�aniaj�c si� lekko skrytej w mroku os�bce. � Czy mam racj�, s�dz�c, �e b�dziemy u celu przed ch�opakiem? Dziewczyna w odpowiedzi za�mia�a si� psotnie. Kindan stan�� przed domem harfiarza zupe�nie bez tchu. Zenor ju� czeka�. � Kindan, w sam� por�. Gdyby� zjawi� si� par� minut p�niej� � Urwa�, a w oczach mia� groz�. � O co chodzi? � Mistrz chce pos�ucha� naszego �piewu. Ju� oznajmi�, �e Kaylek nie wyst�pi na weselu. Kindan poja�nia� na my�l o reakcji brata. Nie by� zaskoczony werdyktem: starszy brat �piewa� g�osem, kt�ry przypomina� chrz�st �wiru, i mimo usilnych stara� okropnie fa�szowa�. Naciskany przez koleg�w, zarzeka� si�, �e wcale nie lubi �piewa�, chocia� przed mutacj� by� doskona�ym �piewakiem. Z opowie�ci starszych braci i Sis wynika�o, �e oba stwierdzenia mija�y si� z prawd�; Kaylek uwielbia� �piewa�, lecz robi� to tak, jakby smok nadepn�� mu na ucho. Silstra chcia�a, �eby wszyscy jej bracia i siostry brali czynny udzia� w weselu. Kaylek zosta� wybrany na solist� zapewne wskutek zdenerwowania i wyczerpania si� lepszych pomys��w. Zenor tr�ci� Kindana w �ebra. � Nie kapujesz? Skoro Kaylek nie b�dzie �piewa�, to kto go zast�pi? Oczy Kindana zrobi�y si� wielkie jak spodki, a usta przybra�y kszta�t litery O, gdy u�wiadomi� sobie straszne konsekwencje takiej decyzji mistrza. W tej chwili otworzy�y si� drzwi. � Wchod�cie, wchod�cie, nie marnujcie mojego czasu � burkn�� kto� z wn�trza domu. Nie by� to g�os czeladnika Jofriego, tylko g�os starca, kt�rego Kindan spotka� przy wej�ciu do kopalni. Rozz�o�ci� si� na my�l, �e nieznajomy tak si� panoszy. Wpad� do pokoju jak burza. � A wy co tutaj robicie, panie? Zeszli�cie do kopalni bez zgody g�rnika Natalona, a na domiar z�ego wdzieracie si� do mieszkania harfiarza� � ugryz� si� w j�zyk i zmartwia�. Policzki piek�y go ze wstydu. Tylko nie to! � pomy�la�, czuj�c ssanie w do�ku. On jest nowym harfiarzem! Naszym nowym harfiarzem! Starzec nie przeszed� do porz�dku nad jego wybuchem. � A co ty tutaj robisz, jak my�lisz? � Jego g�os, silny i dono�ny, zahucza� w pokoju. � Przepraszam � wymamrota� Kindan, pr�buj�c palcami st�p wykopa� dziur� w pod�odze. Wiele by da�, �eby uciec przez w�asnym zak�opotaniem i gniewem harfiarza. � Nie zdawa�em sobie sprawy, �e jeste�cie nowym harfiarzem. � Nie pomy�la�e�, chcesz powiedzie� � rykn�� starzec ze z�o�ci�. Kindan zwiesi� g�ow�. � Tak, panie. � Je�li istnia�o co�, w czym Kindan by� dobry, to okazywanie pokory pod gradem oskar�e�. Mia� w tym du�e do�wiadczenie. � Wydaje si�, �e najpierw robisz, potem my�lisz, prawda? � zauwa�y� starzec zgry�liwie. � Tak, panie � przyzna� Kindan, a �e g�ow� zwiesi� na piersi, odpowied� sp�yn�a na pod�og�. Nowy harfiarz zmierzy� go wzrokiem. � Nie jeste� przypadkiem spokrewniony z tym os�em, kt�rego odprawi�em st�d dzi� rano? Kindan poderwa� g�ow� i zacisn�� pi�ci. Dwa razy pope�ni� b��d i zb�a�ni� si� okropnie, ale to nie uprawnia�o harfiarza do obra�ania jego brata. Nikt spoza rodziny nie mia� prawa nazywa� Kayleka os�em! � Hm � mrukn�� starzec � milczysz, ale twoja postawa wyra�nie mi m�wi, �e obrazi�em twojego krewniaka. Podni�s� si� od sto�u i podszed� do Kindana. Uj�� go pod brod�, zmuszaj�c do spojrzenia mu w oczy. Kindan, w�ciek�y, nie zamierza� przeprasza�. Zmierzy� si� wzrokiem z harfiarzem. Wreszcie starzec si� cofn��. � Uparciuch z ciebie. Ale radzi�em sobie z gorszymi. Kindan tylko rozd�� nozdrza ze z�o�ci. Nie zwracaj�c na niego uwagi, harfiarz przeni�s� spojrzenie na Zenora. � Wejd�, ch�opcze, nie gryz�! Mina Zenora �wiadczy�a, i� jest rozdarty pomi�dzy ch�ci� podporz�dkowania si� poleceniu a �wi�tokradcz� my�l�, �e mo�e jednak harfiarz k�amie. Popatrzy� pytaj�co na Kindana, lecz nie doczeka� si� odpowiedzi. Sta� sparali�owany, jak drobne stworzonko, do kt�rego podkrada si� drapie�nik, dop�ki harfiarz nie chrz�kn�� ostrzegawczo. Zenor wpad� do pokoju jak uk�uty. � Harfiarz Jofri m�wi� mi, �e dobrze �piewacie � powiedzia� starzec, przenosz�c spojrzenie z jednego delikwenta na drugiego. � Ale harfiarz Jofri jest czeladnikiem, kt�ry specjalizuje si� w balladach i grze na b�bnach. Ja natomiast� � wypowiedziane niskim g�osem s�owa odbija�y si� od �cian pokoju � ja natomiast jestem mistrzem i specjalizuj� si� w �piewie. W�a�nie dlatego poproszono mnie o przes�uchanie wykonawc�w wokalnych popis�w. Kindan poderwa� g�ow� zdumiony. Harfiarz Jofri cz�sto powtarza� ch�opcom i dziewcz�tom z Obozu Natalona, �e je�li nie b�d� grzeczni, ucieknie si� do metod, kt�re stosowa� mistrz �piewu w Siedzibie Harfiarzy. � Zachowujcie si� jak nale�y, bo inaczej prze�wicz� was tak, jak mistrz Zist �wiczy� mnie � ostrzega�. Koszmar si� zi�ci�, gorzej by� nie mog�o. Sta� przed nimi mistrz Zist we w�asnej osobie. Zenorowi opad�a szcz�ka. Kindan k�tem oka widzia�, jak przyjaciel pr�buje co� powiedzie�, ale by�o jasne, �e ca�e powietrze z p�uc posz�o mu w oczy, kt�re dos�ownie wyskakiwa�y z orbit. � Jeste�cie� � Kindan u�wiadomi� sobie, �e jego te� zatyka z przera�enia. � Jeste�cie mistrzem Zistem? Zenorowi uda�o si� zamkn�� usta. � Aha � westchn�� mistrz Zist z zadowoleniem � wi�c s�yszeli�cie o mnie. Mi�o mi, �e harfiarz Jofri zapami�ta� moje lekcje. Musz� tylko sprawdzi�, ile was nauczy� � oznajmi�, ostrzegawczo wznosz�c palec. � Nie pozwol�, �eby m�j pierwszy dzie� w tym obozie oraz pierwsze tutejsze wesele zosta�o zepsute przez niewprawne g�osy. Ruchem r�ki przywo�a� ch�opc�w bli�ej. � Kiedy b�dziecie gotowi, chc� us�ysze� gam� od �rodkowego C wy�piewan� na g�osy. Kindan i Zenor popatrzyli na siebie; harfiarz Jofri uczy� ich gamy, odk�d opanowali sztuk� chodzenia. Oczy im rozb�ys�y. Odwr�cili si� w stron� mistrza, otworzyli usta i� � Nie, nie, nie! � rykn�� mistrz Zist. Ch�opcy wstrzymali oddech i ze strachu zako�ysali si� na pi�tach. � Stan�� prosto. Wyprostowa� ramiona. Zaczerpn�� g��boko powietrza i� Wykonawszy polecenia, ch�opcy zacz�li �piewa�. � Kto wam kaza� �piewa�? � rykn�� harfiarz. Gdy przera�eni zacisn�li usta, doda�, zjadliwie: � Nie przypominam sobie, �ebym o to prosi�. � Westchn�� pot�nie. � To chyba jasne, �e najpierw musicie nauczy� si� oddycha�. Zenor i Kindan wymienili spojrzenia. Czy ju� tego nie umieli? W po�udnie Kindan ledwo trzyma� si� na nogach. Nie zdawa� sobie sprawy, �e �piewanie mo�e by� tak� ci�k� prac�. Zamiast zwolni� ich na obiad, mistrz Zist zleci� Zenorowi dostarczenie po�ywienia oraz powiadomienie Jenelli, �e obaj b�d� �piewa� na weselu. Zenorowi rozb�ys�y oczy na t� wie��, Kindan jednak by� zbyt zm�czony, �eby si� ucieszy�, a poza tym nadal nie dowierza� nowemu harfiarzowi. � Ty, ch�opcze � o�wiadczy� mistrz Zist po wyj�ciu Zenora � b�dziesz �wiczy� hymn weselny, kt�ry harfiarz Jofri wybra� dla twojego brata. Kindan g�o�no prze�kn�� �lin�. Kaylek mnie ukatrupi, kiedy tylko si� dowie, pomy�la� ponuro. Poza tym ta pie�� naprawd� nie zalicza�a si� do �atwych. Nim Zenor wr�ci� z posi�kiem � a min�a chyba ca�a wieczno�� � Kindan by� zlany potem, a mistrz Zist dygota� ze z�o�ci. � Zostaw jedzenie � poleci� szorstko � i zabieraj si� st�d. Nie zarz�dzi� przerwy, tylko kaza� podj�� �wiczenia. Kindan dok�ada� wszelkich stara�, nie m�g� jednak opanowa� pie�ni. W ko�cu mistrz Zist, czerwony ze z�o�ci, wyrzuci� r�ce w g�r� i rykn��: � Nie s�uchasz mnie! Nie zwracasz najmniejszej uwagi na moje s�owa. M�g�by� to zrobi�, tylko ni