8520

Szczegóły
Tytuł 8520
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8520 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8520 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8520 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Plik pobrany ze strony http://www.ksiazki4u.prv.pl lub http://www.ksiazki.cvx.pl Autor K.S. Rutkowski REINKARNACJA Przygl�da�a mu si� od kiedy tylko przysz�a. I wydawa�a si� jakby go zna�a. By�a m�oda, mia�a d�ugie czarne w�osy, zgrabne nogi i spory biust odznaczaj�cy si� pod ciasn�, wydekoltowan� bluzk�. I w�a�nie ten ostatni szczeg� podoba� mu si� w niej najbardziej. Mia� zajoba na punkcie kobiecych piersi. Najbardziej lubi� �rednie, pe�ne i z du�ymi sutkami. Jej cycki wydawa�y si� wi�c wprost stworzone dla niego. By�a tu �wie�ym, kusz�cym towarem i nie by�by sob� gdyby nie spr�bowa�. Przelecia� wszystkie �adniejsze kobiety, kt�re stale przychodzi�y do tej knajpy. To znaczy wi�kszo�� malarek, rze�biarek i poetek tego miasta. A nawet kilka, kt�re zjawi�y si� tu tylko raz czy dwa i kt�rych nigdy ju� potem nie widzia�. Nie by�y to bastiony moralno�ci i nie mia� z tym wi�kszego problemu. Zreszt� by� przystojny, a po za tym pisa� do�� dobre ksi��ki. I ta mieszanka wygl�du z intelektem zwykle wystarcza�a, �eby kobiety do�� szybko rozk�ada�y przed nim nogi. Liczy�, �e z t� b�dzie tak samo. Wygl�da�a na czyj�� znudzon� �on�. Albo na zdradzan� �on�, chc�c� z zemsty zrobi� to samo. By� got�w jej w tym pom�c. Przez jaki� czas prowadzi� z ni� gr� u�miech�w i spojrze� i kiedy uzna�, �e ju� czas, podszed� do niej. Z bliska wydawa�a si� jeszcze �adniejsza. -Cze��. -Witaj. -Mog� si�przysi��� ? -Ju� traci�am nadziej�, �e to zrobisz. -Naprawd�? -Owszem. Przysz�am tu specjalnie dla ciebie. -Znamy si� ? -Tak. Ale nie wiem czy pami�tasz. -Spr�buj. Mam dobr� pami��. -Rok 1924. Nowy Jork. Nazywa�am si� wtedy Trudy Dawis. -�artujesz? -Nie. -Eee...? -Naprawd� nie �artuj�. Nie wierzysz w reinkarnacje? -Nie. Ani w Raj i Piek�o. W �adne �ycie po �mierci. -Szkoda. Spotkali�my si� w poprzednim wcieleniu. Pami�tam je dobrze. Wariatka. Kompletna �wiruska. Mia� szcz�cie. Takie zawsze naj�atwiej zaci�gn�� do ��ka. Zagl�dn�� jej za dekolt, oszacowa� jej cudowne balony i postanowi� podj�� jej gr�. Dla tych cyck�w, kt�re mia� przed oczami, m�g� na poczekaniu przypomnie� sobie ka�de swoje poprzednie wcielenie, cofaj�c si� nawet do epoki lodowcowej, kiedy to ubiera� si� w zwierz�ce sk�ry i gania� za mamutami. -A ja jak si� wtedy nazywa�em? -Chris Milton. -A no co� mi teraz �wita. -Nabijasz si� ze mnie. -Sk�d�e. To nazwisko naprawd� mi co� m�wi. -Twoja pod�wiadomo�� je zna. Zna zreszt� wszystkie twoje wcielenia, wraz z ich najdrobniejszymi szczeg�ami. -Chris Milton. Chris Milton.... Wiesz, chyba masz racj�. -Mam. Ja pami�tam dobrze kim by�e�. -Czy co� nas wtedy ��czy�o? -Wiele V7Lczy. Uj�� jej d�o� i teatralnie przycisn�� j� do swojego serca. - Ciesz� si� wi�c, �e w ko�cu odnalaz�a� mnie po tylu latach - o�wiadczy� staraj�c si� �eby zabrzmia�o to jak najbardziej powa�nie. -Ja te� si� z tego ciesz�. -Zam�wi� Ci co� do picia? -Nie. Wola�bym, �eby�my ju� st�d wyszli. Na ulicy przyci�gn�� j� do siebie. By� ciep�y wiecz�r. Suchy. Jego obie d�onie spocz�y na jej ty�ku, a j�zyk sprawnie wsun�� si� w jej usta. Odepchn�a go. Ale nie by�a z�a. -Spokojnie - powiedzia�a - Widz�, �e nadal jeste� k�pany w gor�cej wodzie. Nic si� nie zmieni�e�. Wci�� m�g�by� to robi� nawet na ulicy. -Ten Chris Milton to chyba naprawd� by�em ja. Czy wtedy wygl�da�em tak samo? -Bardzo podobnie. Nosi�e� tylko inn� fryzur�. Zbli�y�a si� do niego i tym razem sama wsun�a j�zyk w jego usta. Zrobi�a to jednak znacznie delikatniej od niego. Ca�owali si� d�ug� chwil�. Podci�gn�� jej sp�dnic� i wsun�� r�k� w majtki. Tak, jej ty�ek wydawa� mu si� znajomy. J�drny, du�y, zgrabny. Mo�e wi�c mia�a racj� z t� reinkarnacj�. Mo�e on faktycznie nazywa� si� kiedy� Chris Milton, a ona Trudy Dawis i oboje mieszkali w Ameryce. Chocia� z drugiej strony wi�kszo�� kobiet, z kt�rymi si� pieprzy�, mia�a podobne ty�ki. Zgrabne, du�e i j�drne. Nie, to by�a tylko jeszcze jedna, szukaj�ca m�skiego towarzystwa laska, tylko �e ta zamiast w kolorowych g�upawych tygodnikach, zaczytywa�a si� w filozofii i religiach wschodu. Zwyczajna, napalona nimfomanka, kt�ra jednak ka�de swoje r�ni�cie lubi�a poprzedzi� odrobin� metafizyki. I szczerze m�wi�c, wychodzi�o jej to ca�kiem nie�le. Naprawd� by�a przekonuj�ca. I chyba rzeczywi�cie wierzy�a w to co m�wi. Podnieca�a go przez to jeszcze bardziej. Zawsze przecie� by�a to jaka� odmiana. To przecie� lepiej, kiedy kobieta w ��ku m�wi ci o rzeczach, o kt�rych nie masz zielonego poj�cia i kt�re na dodatek brzmi� jak fantastyka, ni� o nudnej pracy w biurze i molestowaniu przez szefa. A takich biurowych historii zna� ju� bez liku. Za rogiem z�apali taks�wk�. Poda� kierowcy sw�j adres. -Czyta�am twoj� ostatni� ksi��k� - powiedzia�a, gdy znowu sko�czyli si� ca�owa�. -O... A wi�c o to chodzi. Jeste� moj� wielbicielk�. - Nie. Jeszcze tydzie� temu w og�le nie mia�am poj�cia o twoim istnieniu. O twojej nowej reinkarnacji. Dop�ki nie zobaczy�am twojej fotografii na witrynie ksi�garni. Od razu ci� pozna�am. Wesz�am wi�c i kupi�a twoj� ksi��k�. I szczerze m�wi�c, nie podoba�a mi si�. Ale potwierdzi�a, �e to ty. Upewni�a mnie w tym. Ten sam styl. Te same tematy. Podobne tytu�y. Nie, nie mog�e� by� nikim innym. Dlatego teraz tu jestem. U�miechn�� si�. By�a naprawd� kopni�ta. I rzeczywi�cie uwa�a�a go za tego ca�ego Chrisa Miltona. I m�g� nim by�. Czemu nie. W ka�dym razie przez najbli�szych par� godzin. -A wi�c w swoim poprzednim �yciu te� by�em pisarzem? - zapyta� brn�c dalej w t� fars�. Tak. Pisa�e�. -By�em s�awny? -Nie. Ale by�e� czytany. Nie pisa�e� dla wszystkich. -To zupe�nie tak jak teraz - powiedzia� uwalniaj�c z dekoltu jedn� z jej piersi. Nie nosi�a stanika, wi�c nie by�o z tym problemu. Jej sutek smakowa� jak rodzynek. -Poczekajmy, a� dojedziemy do ciebie - poprosi�a, odpychaj�c go i poprawiaj�c bluzk�. - -Wtedy b�dziesz m�g� robi� ze mn� co zechcesz. Zabrzmia�o to bardzo obiecuj�co. -Po�piesz si� kole�! - krzykn�� wi�c na kierowc�, kt�ry wi�cej spogl�da� w lusterko ni� na drog�. - Jak chcesz si� podnieca� to wypo�ycz pornosa. Zrugany kierowca przycisn�� peda� gazu. Po paru minutach znale�li si� u niego. Odm�wi�a drinka, wi�c od razu zabra� si� do rzeczy. Do powolnego rozpakowywania tego prezentu, kt�ry podarowa� mu los. Usiad� obok niej na kanapie, przyssa� si� do jej ust i zacz�� g�adzi� jej piersi. Najpierw chwil� przez bluzk�, potem pom�g� jej j� zdj�� i ukaza�o si� jego oczom �wiadectwo Bo�ej Doskona�o�ci. Tak, niew�tpliwe w tym wypadku B�g, je�li istnia�, spisa� si� na medal. Na ten widok jego fiut natychmiast zacz�� domaga� si� uwolnienia. A ona, jakby odgaduj�c to, powoli rozpi�a mu spodnie i wydoby�a jego ptaka na powierzchni�. I d�ug� chwil� masowa�a go d�oni�. Odwzajemni� jej si� tym samym. Wsun�� r�k� w jej majtki i zacz�� bawi� si� jej szpark�. O dziwo, wci�� such�. Wida� nale�a�a do kobiety, kt�r� trzeba by�o rozgrzewa� o wiele d�u�ej. -Podoba ci si�? - w pewnej chwili szepn�a mu do ucha. -O tak podoba - j�kn��, uwalniaj�c na chwil� jej sutek z ust. -Chcesz wi�cej? -jej g�osik ponownie wbi� si� w sam �rodek jego seksualnej chcicy. -Chce, chce... - wyj�cza� z fiutem w jej d�oni rozpalonym do czerwono�ci. -Na pewno? - maltretowa�a go dalej. -Na pewno, Jezu, na pewno - wyst�ka� staraj�c wepchn�� palec w jej wci�� such� cipk� - W ko�cu nie pieprzy�em si� z tob� prawie osiemdziesi�t lat. -No to masz ! - krzykn�a odsuwaj�c si� nagle od niego i unosz�c z kanapy. I nim zd��y� si� zorientowa� co jest grane, na p� wype�niona butelka koniaku, z barku przy kanapie, kt�ra nagle pojawi�a si� w jej r�ku roztrzaska�a si� na jego g�owie. Najpierw poczu� zdziwienie. Wielkie zdziwienie. A dopiero potem b�l, pot�ny b�l, kt�ry odebra� mu przytomno��. Ockn�� si� nagi i skr�powany. Kl�cza� na pod�odze z tu�owiem i g�ow� na kanapie, taplaj�c si� we w�asnej krwi. Kanapie z prawdziwej sk�ry, za kt�r� nie tak dawno wybuli� kup� forsy. Co to wszystko mia�o znaczy�? . Nie wiedzia�. Nawet si� nie domy�la�. By� go�y, mia� solidnie zwi�zane nogi i r�ce i po raz pierwszy w �yciu naprawd� czu� si� paskudnie. Po jaki� dw�ch minutach bezowocnej szarpaniny odczu� t� kobiet� za sob�. Sta�a nad nim jak kat. Lodowaty dreszcz przeszed� mu po plecach i dupie wypi�tej wprost na ni�. Postanowi� jednak nie traci� zimnej krwi. Powiedzia� wi�c, staraj�c si� zapanowa� nad emocjami. -Trzeba by�o m�wi�, �e lubisz ostro. Sam da�bym si� zwi�za�. Nie musia�a� od razu rozwala� mi �ba. A tak w og�le to chyba co� ci si� pomyli�o. Chyba nie tak chcia�a� mnie zwi�za�, co? Gdybym le�a� na plecach, mia�aby� lepszy dost�p do fiuta. Moja obecna pozycja chyba nie bardzo nadaje si� do seksu. -Mylisz si�. Nadaje si� idealnie - us�ysza� za sob�. Jej g�os nie wr�y� niczego dobrego. Poczu� si�, jakby kto� przy�o�y� mu do ty�ka bry�� lodu. -Idealnie ! - zawo�a� ca�kowicie zapominaj�c o opanowaniu - O co ci chodzi ty pieprzona dziwko? ! Jeste� sadystk�? ! Masz tam pejcz? ! O co ci chodzi?! -O przesz�o�� - odpar�a spokojnie. -O jak�, kurwa, przesz�o��? -Odleg��. Dok�adnie sprzed 76 lat. -Mam dopiero trzydzie�ci, jebana suko ! Trzydzie�ci! 76 lat temu nie by�o jeszcze nawet mojego ojca, a m�j dziadek dopiero marzy� o wsadzeniu kutasa mojej babce. Rozwi�� mnie ! Natychmiast mnie rozwi�� ty chora dziwko!! - -76 lat temu nazywa�e� si� Chris Milton, mieszka�e� w Nowym Yorku i by�e� pisarzem. Widywa�am ci� w nocnych klubach i podkochiwa�am si� w tobie. W ko�cu uda�o mi si� ciebie pozna�. Mia�e� opini� uwodziciela, ale nie przejmowa�am si� tym. By�am w tobie zakochana i wierzy�am, �e i ty pokochasz mnie. Pewnego dnia, ku mojemu wielkiemu szcz�ciu, zaprosi�e� mnie do siebie. By�am w niebo wzi�ta. A tak�e bardzo g�upia i naiwna. Liczy�am na romantyczny wiecz�r przy kominku, mi�� rozmow�, ale ty chcia�e� mnie tylko przelecie�. Mia�am by� kolejn� panienk� do odhaczenia na twojej li�cie. Jednak nie chcia�am si� odda�, wi�c si� w�ciek�e�. Zgwa�ci�e� mnie, kilka razy uderzaj�c w g�ow� �ebym przesta�a si� opiera�. Ostatni tw�j cios by� jednak za mocny. Pod os�on� nocy wywioz�e� moje cia�o za miasto i zakopa�e�. Nigdy go nie znaleziono, wi�c usz�o ci to bezkarnie. Pami�tasz? Boja pami�tam to jak dzisiaj. -Przecie� to chore - wyj�cza�, d�awi�c szloch - To chore i niedorzeczne. Rozwi�� mnie! Natychmiast mnie uwolnij ty pieprzona kurwo! P�aka�. P�aka� jak dziecko. �zy lecia�y mu ciurkiem. Bo to nie by�y �arty. TO NIE BY�Y �ARTY!!! -Wiesz co m�wi Prawo Karmy? - zapyta�a -Nie wiem, ale za to wiem co m�wi nasze! M�wi, �e takie chore, pojebane, pierdol�ce g�upoty dziwki jak ty, wsadza si� do pud�a, lub zamyka u czubk�w! Rozwi�� mnie! Rozp�acz, ty nawiedzona zdziro! Jego g�os chwia� si� i �ama�. Brzmia� �a�o�nie. Ostre s�owa nie k�sa�y, a tylko wzbudza�y lito��. A po za tym skurczy� mu si� ze strachu cz�onek. A dziura w jego dupie zrobi�a si� ma�a jak szczelina w igle. -Prawo karmy mniej wi�cej m�wi, �e ofiary i ich kaci z jednego �ycia pr�dzej czy p�niej spotykaj� si� w nast�pnym - m�wi�a dalej wcale nie zwa�aj�c na jego krzyki i p�acz - Ci �li najcz�ciej staraj� si� ju� by� lepszymi, a skrzywdzeni przez nich staraj� si� im wybaczy�. Oczywi�cie robi� to nie�wiadomie, bo nie wiedz�, �e kiedy� ju� �yli i si� znali. Tylko bardzo nieliczni pami�taj� swoje wcze�niejsze wcielenia. Ja jednak je pami�tam i pami�tam te� ciebie. Wci�� jeste� takim samym draniem bez serca. Erotomanem i egoist�. Poprzednie �ycie niczego ci� nie nauczy�o. Nie mog� ci wi�c wybaczy�, bo nie poszed�e� nawet o krok. Wci�� stoisz w miejscu. Przykro mi. Ale mog� zrobi� co� innego. Co�, co utkwi w twojej pod�wiadomo�ci i w przysz�ym wcieleniu by� mo�e w ko�cu odmieni tw�j pod�y charakter. Poczu� jak mro�ne powietrze obejmuje jego ty�ek niczym szcz�ki rekina. Co, co chcesz zrobi� ty skretynia�a pizdo?!! - wydar� si� z przera�eniem, ale w wypowiedzi us�ysza� tylko jaki� szeleszcz�cy i dra�liwy d�wi�k. Chwil� p�niej chwyci�a go za g�st� czupryn�, unios�a g�ow� i zaklei�a mu ta�m� izolacyjn� usta. Zrobi�a to sprawnie, szybko i starannie. Jakby robi�a to miliony razy. W�osy na jajach stan�y mu d�ba. I w tym momencie pu�ci� mu jeden ze zwieraczy. Ciep�a struga sp�yn�a mu po skr�powanych udach. Pr�bowa� uwolni� z gard�a przera�liwy krzyk, ale przez knebel wydoby� si� tylko bulgocz�cy be�kot. Brzmia� jak kilka niezbyt g�o�nych pierdni��. Z niema�ym wysi�kiem przekr�ci� mocno g�ow� i kontem przera�onego oka zerkn�� za siebie. I zobaczy� co�, co przerazi�o go ju� do reszty. Co� co ta suka wyci�gn�a w�a�nie z torebki. Co� co mog�o mu si� tylko przy�ni� w najgorszym koszmarze. Co�, na widok czego zacz�� si� szarpa�, miota� i bezg�o�nie wy�...!!! Po chwili brutalnie wepchni�ty, monstrualnie gruby, plastikowy kutas ca�kowicie rozerwa� mu dup�. Kilka miesi�cy p�niej kobieta, kt�ra kiedy� by�a Trudy Dawis, wraca�a z pracy do domu. Przechodz�c obok jakiej� ksi�garni, ujrza�a na wystawie czyj�� twarz. Twarz, kt�ra r�wnie� mog�a by� twarz� Chrisa Miltona. Nale�a�a do debiutuj�cego pisarza, kt�rego ksi��k� w�a�nie reklamowano. Wesz�a wi�c do �rodka i j� kupi�a... Plik pobrany ze strony http://www.ksiazki4u.prv.pl lub http://www.ksiazki.cvx.pl