2200

Szczegóły
Tytuł 2200
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2200 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2200 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2200 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Marta Tomaszewska Pan Tu i Pan Tam Polski Zwi�zek Niewidomych Zak�ad Wydawnictw i Nagra� Warszawa 1990 T�oczono w nak�adzie 10 egz. pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni PZN, Warszawa, ul. Konwiktorska 9 Pap. kart. 140 g kl. III_B�1 Ca�o�� nak�adu 50 egz. Przedruk z wydawnictwa "�l�sk", Katowice 1986 pisa�a J. Szopa Korekty dokonali: St. Makowski i K. Kruk Rozdzia� pierwszy Pan Tu siedzia� na pniu zwalonego drzewa i trzyma� przy ustach fujark�, z kt�rej jeszcze przed chwil� wydobywa� d�wi�ki najbardziej odpowiednie do tej pory dnia. Dzie� chyli� si� ku czerwcowemu zmierzchowi i ca�y ogromny las by� cichy, wi�c lekkie przecie� kroki kogo�, kto nadchodzi� od strony pobliskiej ��ki, rozlega�y si� bardzo wyra�nie. Pan Tu od�o�y� fujark�. - O, dziewczynka! - powiedzia� ze zdziwieniem. - Nie boisz si� chodzi� sama po lesie? - Nie - odpowiedzia�a dziewczynka. - O! - powiedzia� Pan Tu (kt�ry lubi� m�wi� "o!") - Nied�ugo zrobi si� ciemno, a ty... C� to? P�aczesz? - Ja nie p�acz�, ja jestem z�a - odpowiedzia�a dziewczynka i zmarszczy�a gniewnie brwi. Nie, co m�wi�, nie brwi. Ca�e czo�o. Dzi�ki temu jej zaskakuj�ca odpowied� sta�a si� bardziej prawdopodobna. Bo �zy rzeczywi�cie p�yn�y po nieco pyzatych policzkach. Ale ma�e gniewne zmarszczki nadawa�y twarzy taki wyraz, jaki ma na przyk�ad ma�y rozz�oszczony spanielek. Na tym zreszt� podobie�stwo ko�czy�o si�. Dziewczynka, kt�ra wy�oni�a si� nieoczekiwanie przed Panem Tu, wygl�da�a jak dziewczynka. Bardzo �ywa dziewczynka, pe�na temperamentu. Jaka� taka... taneczna. Ani chwili nie sta�a nieruchomo. Podskakiwa�a, przytupywa�a lub po prostu podrygiwa�a w miejscu (rzucaj�c na prawo i lewo badawcze spojrzenia), a wszystko to robi�a niezmiernie rytmicznie, jakby w takt muzyki. W kolorowej, d�ugiej do ziemi sp�dniczce ozdobionej falban�, z d�ugimi ciemnymi w�osami, kt�re niecierpliwie opada�y na to - teraz gniewnie zmarszczone czo�o - wygl�da�a zarazem bardzo dziecinnie i bardzo doro�le. Prawdziwa ma�a kobietka. - Dlaczego jeste� z�a? - spyta� z zainteresowaniem Pan Tu. - Mam wszystkiego do�� - odpar�a kr�tko. - To znaczy czego? - �ycia - wyja�ni�a doro�le. - Aha - powiedzia� Pan Tu. Czo�o dziewczynki znowu przeci�y gniewne zmarszczki. - Aha! - przedrze�ni�a ze z�o�ci�. - Zawsze m�wi� "aha". Jak gdyby wszystko rozumieli. A cz�owieka co� boli. Id� sobie. Zrobi�a taneczny p�obr�t, a� furkn�a kolorowa sp�dniczka i - ju� "sz�a sobie". - Zaczekaj! - zawo�a� Pan Tu. - Powiedz mi, prosz�, co ciebie boli. No, powiedz, co? - Pstro! - rzuci�a niegrzecznie dziewczynka, ale... przystan�a. Nie zawr�ci�a ca�kiem, tylko przystan�a, tak jako� bokiem, w p�obrocie wyra�nie daj�c do zrozumienia, �e naprawd� idzie sobie. Pan Tu podni�s� do ust fujark� i dmuchn�� w dzurki, jak gdyby wydmuchiwa� z nich kurz. - Bo, widzisz, mnie - rzek� na poz�r bardzo zaj�ty przedmuchiwaniem - mnie na przyk�ad boli to, �e nie mog� si� st�d ruszy�. Teraz dziewczynka zwr�ci�a si� ku niemu ca�kowicie. Bynajmniej nie ukrywa�a zaciekawienia. - Nie mo�esz si� ruszy� z tego lasu? - spyta�a zainteresowana. Pan Tu dmuchn�� w fujark� jakby wyj�tkowo wydmuchiwa� oporny py�ek. - Z tego miejsca - rzuci� lekko, po czym przy�o�y� fujark� do ust i zagra�. By�o to w�a�ciwie tylko kilka d�wi�k�w, przypominaj�cych kosa pr�buj�cego g�osu o �wicie. - Nie mo�esz si� st�d ruszy�? - wykrzykn�a ze zdumieniem. - Z tego miejsca gdzie teraz jeste�? - Tak - potwierdzi� ze smutkiem Pan Tu. - Musz� by� zawsze tu. Dziewczynka plasn�a w r�ce. Najwyra�niej zapomnia�a ju� o swoich zmartwieniach. Jej du�e, okr�g�e oczy zaokr�gli�y si� jeszcze bardziej i wyra�a�y najwy�sze zainteresowanie. - Ojejku, to okropne! Ja tam nigdy nie mog� usiedzie� na jednym miejscu. Chocia� (rozejrza�a si� zarazem krytycznie i po gospodarsku) tu jest fajnie. Nawet ca�kiem fajnie - doda�a pocieszaj�co. - Ja lubi� las - ci�gn�a w zamy�leniu. - Ale... �eby nie m�c chodzi� po lesie... Bo, widzisz, za ka�dym drzewem mo�e co� by�. Jaka� niespodzianka, rozumiesz? - A zreszt� - rzek�a z nag�� powag� - wiesz, chyba bym si� z tob� zamieni�a. Bo ty przynajmniej nie jeste� taki jak inni. A ja - g�os dziewczynki zadr�a� - jestem zwyczajna. Ca�kiem zwyczajna, rozumiesz? - O! - powiedzia� Pan Tu, odk�adaj�c fujark�. - I to w�a�nie ci� boli, tak? - Yhm - przytakn�a. - Nic nie umiem. To znaczy, nic nadzwyczajnego. Jestem... taka sama jak Wie�ka, Elka, Marzena. Kiedy id� po ulicy, to nikt nie wykrzyknie, patrzcie idzie ta Ewa... - Masz na imi� Ewa? - przerwa� Pan Tu. - Yhm - przytakn�a znowu. - A ty? Jak ty si� w�a�ciwie nazywasz? - Ja? - powt�rzy� z roztargnieniem Pan Tu. - Nazywam si� Tu. - Jak?! Wsta� i sk�oni� si� dwornie. - Jestem Pan Tu - powiedzia� i natychmiast znowu usiad�. Ewa, kt�ra najwidoczniej zapomnia�a o swoim zmartwieniu, usiad�a obok niego. Przez chwil� nic nie m�wili. Pan Tu od niechcenia przebiera� palcami po swojej fujarce, a Ewa, o kt�rej jak gdyby zapomnia�, przygl�da�a mu si� z uwag�. "Pan Tu - my�la�a - siedzi tu i nie mo�e si� st�d ruszy�. To dziwne. Dziwne, �e nikt nigdy mi o nim nie m�wi�. Jakby go nikt nie zauwa�y�? Oj! Ale przecie� on jest ca�kiem zwyczajny. Tak bardzo zwyczajny, �e mog�abym ko�o niego przej�� i nie zauwa�y� go! Jakby go w og�le nie by�o!" - A powiedz mi Ewo, co ty umiesz robi�? Dziewczynka wyrwana ze swych rozmy�la� drgn�a. Ale pytanie us�ysza�a. I od razu znowu si� nachmurzy�a. - M�wi�am ci ju�, �e nic - rzek�a chmurnie. - To co wszyscy. - To znaczy, co? Wzruszy�a ramionami. Pogardliwie skrzywi�a wargi. Przez chwil� wydawa�o si�, �e nic nie powie, bo po co, nie warto. - Nnoo - rzek�a w ko�cu - umiem robi� na drutach. Umiem zamiata�. Zagnie�� ciasto na zacierki. No i umiem rumieni� si� na zawo�anie. Bardzo mocno, robi� si� ca�a czerwona i mama m�wi �e po prostu pal� mi si� policzki. To tyle - zako�czy�a, po czym obr�ci�a na Pana Tu zagniewane oczy. - Sam widzisz, �e to nie wystarczy. - Do czego? - Do tego, �eby by� bohaterk� oczywi�cie. Pan Tu nie zd��y� powiedzie� "o" ani "aha" (raczej mia� zamiar powiedzie� "aha"), gdy� nagle, gdzie� mi�dzy drzewami rozleg� si� g�o�ny p�acz. Pan Tu i Ewa jednocze�nie spojrzeli. Lasem szed� ch�opiec tego samego wzrostu co Ewa, tyle �e du�o szczuplejszy, po prostu chudy. Szed�, potykaj�c si� o korzenie, i rozpaczliwie szlocha�. - Ja go znam - powiedzia�a Ewa. - To Wacek. Ma tylko babaci�, wiesz? S� chyba najbiedniejsi w ca�ym miasteczku. Tatu� m�wi, �e to skandal i �e spo�ecze�stwo powinno im naprawd� pom�c. Ch�opiec, kt�ry za�lepiony �zami i jakim� olbrzymim zmartwieniem najwyra�niej niczego woko�o nie dostrzega�, by� coraz bli�ej, a jego p�acz stawa� si� coraz rozpaczliwszy, po prostu nie do zniesienia. - Nie, no czego on tak beczy! - wykrzykn�a Ewa ze z�o�ci�. Wsta�a. - Wacek, Wacek! - zawo�a�a bardzo g�o�no. - Co ci si� sta�o? Ch�opiec przystan��. Mia� oczy zupe�nie nieprzytomne. - No, chod� tu! - rzek�a Ewa - i nie becz tak, tylko powiedz jak cz�owiek, co si� sta�o! Zbi� ci� kto? Ch�opiec (wydawa� si� bardzo malutki na tle niebotycznych sosen) spojrza� przytomniej. Post�pi� kroku. - Sze... szed�em do sklepu - powiedzia� w taki spos�b jakby to, co m�wi, m�wi� po wielokro� sam do siebie - babcia mnie pos�a�a. Powiedzia�a: kup olej, bia�y barszcz i p� chleba. A uwa�aj na portmonetk�. Listonosz przyniesie mi rent� dopiero dziewi�tnastego, dopiero pi�ty, a mamy ju� bardzo ma�o pieni�dzy. Spieszy�em si�. Poszed�em na skos przez ��k� i... i nadlecia� ptak. Czarny. Ogromny. I... i... wyrwa� mi portmonetk� z r�k. O Bo�e, o Bo�e, co ja zrobi�! Nadlecia� ptak i wyrwa� mi portmonetk� z r�k! - powt�rzy� �a�o�nie. Ledwo wym�wi� ostatnie s�owa, gdzie� w g�rze, zupe�nie niedaleko rozleg�o si� z�owr�bne krakanie; zabrzmia�o tak jakby jakie� z�o�liwe ptaszysko zanosi�o si� �miechem. - To on! To on! - zawo�a� Wacek przera�ony. - Go� go! - wykrzykn�a Ewa przej�ta. Wacek ani drgn��. - Ja si� go boj�! Ty go nie widzia�a�. Jest ogromnie wielki. Jak nie wiem co. Nigdy nie widzia�em takiego ptaka. Potw�r! O! Jest tam, tam! Nie musia� wskazywa� gdzie. Krakanie, jeszcze bardziej szydercze, jeszcze bardziej z�owieszcze rozlega�o si� dos�ownie nad ich g�owami, a zaraz potem - �opot skrzyde� tak silny jakby jednocze�nie stu furman�w strzela�o z bata. Jak na komend� unie�li g�owy: ptak siedzia� na szczycie najwy�szej w tym miejscu sosny. Sosna by�a wysoka na kilka pi�ter, ale, zapewniam was, nawet z tej odleg�o�ci wydawa� si� ogromny; Wacek wcale nie przesadza�. Czarny ptak siedzia� nieruchomo, jakby przyczajony, w rozwidleniu niebosi�nego konara przypomina� wielki l�ni�coczarny g�az: kamie� w wide�kach procy olbrzyma. Pot�ny dzi�b zdawa� si� celowa�, zawis� nad patrz�cymi niby gotowy do ciosu miecz. Z daleka trudno by�o dojrze� wyraz ma�ych b�yszcz�cych oczu, ale ptak siedzia� w ten spos�b, jakby napawa� si� pe�n� grozy cisz�. Potem wolno roz�o�y� swe olbrzymie czarne skrzyd�a. Wacek wci�gn�� g�ow� w ramiona, jakby pragn�� znikn��, sta� si� niewidzialnym. - Nie b�jcie si� - przem�wi� �agodnie Pan Tu. - To Omo - kruk Pana Tam. Kruk za�opota� skrzyd�ami (a wiatr si� taki uczyni�, �e zatrz�s� wierzcho�kiem sosny), kracz�c na�miewaj�co wzbi� si� ku szaroniebieskiemu niebu i - odlecia�. - Z�odziej! - wykrzykn�a Ewa bardziej oburzona ni� przestraszona. - Trzeba powiedzie� temu Panu Tam, �e jego kruk kradnie! Pan Tu u�miechn�� si� nieznacznie. - On nie kradnie. Omo tylko spe�nia polecenia - obja�ni�. - Polecenia? - wykrzykn�li jednocze�nie Wacek i Ewa. Pan Tu przytakuj�c skin�� g�ow�. - Tak. Omo spe�nia polecenia Pana Tam - sprecyzowa�. Tego ju� doprawdy by�o za wiele dla krewkiej dziewczynki. - Polecenia Pana Tam?! - zawo�a�a gniewnie. - To w takim razie ten Pan Tam sam jest z�odziejem! Trzeba zawiadomi� milicj�! - Nie, nie, nie trzeba - rzek� szybko Pan Tu. - Pan Tam nie kradnie. On tylko wystawia na pr�b�. Umilk�, a min� mia� tak� jak gdyby... walczy� ze snem. - Ju� wyja�niam - podj��, widz�c, �e czo�o Ewy marszczy si� w ma�e gniewne zmarszczki. - Pan Tam oddaje to, co kaza� zabra�. Ale pod jednym warunkiem: �e poszkodowany sam do niego przyjdzie po swoj� w�asno��. A musicie wiedzie� - ci�gn�� g�osem dziwnie sennym - �e to ci�ki warunek. Droga do Pana Tam czasem jest bliska, a czasem daleka, zawsze jednak naje�ona przeszkodami, kt�re trzeba pokona�. Cz�sto bardzo niebezpieczna. - Ojej! - pisn�� Wacek strachliwie. - Ojejej! - Zaraz, zaraz - przerwa�a te lamenty Ewa. - Chc� wiedzie�! Wi�c je�li Wacek p�jdzie po swoj� portmonetk�, to... - To Pan Tam mu j� odda, tak - doko�czy� Pan Tu - i zachwia� si� lekko jak kto�, kogo zaraz zmorzy sen. Ani Wacek, bo zbyt zmartwiony i przestraszony, ani Ewa, bo zbyt zaabsorbowana praktyczn� stron� tej zagadkowej sprawy nie zauwa�yli te�, �e g�os Pana Tu staje si� coraz bardziej senny, zanikaj�cy... - Ja nie p�jd�! Za nic! - powiedzia� si�kaj�c nosem Wacek. - Nie becz, g�upi! - ofukn�a go Ewa. - No to co, �e si� boisz. Musisz odzyska� portmonetk�! Bo nie b�dziecie mieli z babci� co je��. Wacek spojrza� prosz�co na Pana Tu. - Mo�e pan... Mo�e pan by ze mn� poszed�? - spyta� z nadziej�. - Chocia� kawa�ek... - On nie mo�e si� st�d ruszy� - objaa�ni�a Ewa. - Ale... - jej oczy b�ysn�y nag�� decyzj� - ja mog�! P�jd� z tob� do Pana Tam. - Nie boisz si�? - g�os Pana Tu zabrzmia� jak cichy, zamieraj�cy d�wi�k fujarki. - Przecie� Wacek musi odzyska� portmonetk�! - rzuci�a Ewa poirytowana - a widzisz, �e umiera ze strachu i sam nie p�jdzie. Powiedz, gdzie mieszka Pan Tam. - Tam, za zakr�tem - odpar� Pan Tu ledwie dos�yszalnym g�osem. - Za jakim zakr�tem? - spyta�a Ewa. Tu nie ma �adnej drogi. Nagle przetar�a oczy i energicznie potrz�sn�a g�ow�. Pana Tu nie by�o. - To ci dopiero! - wykrzykn�a zdumiona. - Gdzie� znik�! A m�wi�, �e nie mo�e si� st�d ruszy�! Zwin�a d�onie w tr�bk�. - Panie Tu, Panie Tu! Gdzie jeste�, Panie Tu? Do b�lu oczu wpatrywa�a si� w pie�, na kt�rym powinien siedzie� Pan Tu, ale widzia�a tylko... unosz�c� si� w powietrzu fujark� i palce sennie przesuwaj�ce si� po dziurkach. By�o to doprawdy niesamowite. - Jestem tu, jestem zawsze tu - powiedzia�a fujarka g�osem Pana Tu. - Jestem tu, a wy... - m�wi�a fujarka i urwa�a. Las pociemnia� i dalszy ci�g zdania zag�uszy�o znane ju� krakanie: - Kra_kra! Kra_kra! Kracz�c ur�gliwie, �opocz�c skrzyd�ami jakby sto furman�w jednocze�nie strzela�o ze stu bat�w olbrzymi czarny ptak przelecia� nisko, niemal nad ich g�owami, niby pikuj�cy samolot. Wacek poblad� i podni�s� r�ce do ust. Ale Ewa wcale si� nie przestraszy�a. Ona w tej chwili interesowa�a si� tylko jednym: gdzie podzia� si� Pan Tu? Musi im przecie� powiedzie�, gdzie szuka� Pana Tam. "Jestem tu, jestem zawsze tu" - przedrze�nia�a w my�li, bo by�a z�a. - Wacek, widzisz go gdzie�? - Kruka? - Nie, Pana Tu. Wacek przecz�co pokr�ci� g�ow�. Nie patrzy� na dziewczynk�. - Nnie - rzek�, wpatruj�c si� w co� intensywnie. - Ale widz� drog�. - Drog�? Gdzie? - zdziwi�a si� Ewa. Wacek wskaza� palcem. - Tam. Tam gdzie polecia�o to straszne ptaszysko. Ewa spojrza�a, gdzie wskazywa�, i nagle zda�a sobie spraw� z tego, �e wszystko naoko�o jest inne ni� by�o. Ni� powinno by�. Niby takie samo a inne. Las przypomina� las widziany we �nie. Drzewa i krzaki nie straci�y bynajmniej kolor�w, ale wyd�u�y�y si�, rozci�gn�y, rozchwia�y. Mia�o si� zabawne wra�enie, �e mo�na by wyci�gn�� r�k�, dotkn�� drzewa i - r�ka przesz�aby przez pie� jak przez powietrze! W miejscu, gdzie siedzia�, gdzie powinien by� siedzie� Pan Tu, ci�gle unosi�a si� podtrzymywana (widocznymi) palcami fujarka. Natomiast tam, gdzie wskazywa� Wacek, nie zmieni�o si� nic! Nic poza tym, �e przez las, zupe�nie zwyczajny las bieg�a droga, kt�rej przedtem nie by�o z pewno�ci�. A ponad drog�, hen na horyzoncie wida� by�o niebo przestronne i �wietliste jak zalana potokami �wiat�a niebia�ska komnata. Droga za�, przemykaj�ca mi�dzy drzewami niby weso�a jaaszczurka, to byy�a taka droga, powiadam wam, �e natychmiast chcia�o si� ni� i��. I Ewa bez wahania posz�a. - St�j! - zawo�a� Wacek oszo�omiony. - Dok�d idziesz? - Jak to dok�d? - rzuci�a Ewa przez rami�. - Pan Tu, zanim znik�, powiedzia�, �e Pan Tam mieszka za zakr�tem. Widz� drog�. A jak jest droga, to b�dzie i zakr�t. Idziemy! - Zaczekaj! - prosi� jeszcze Wacek. - Mnie si� ta droga nie podoba. Jest jaka�... obca... Ja wol� zosta� tu. Tu! Ewa zwolni�a kroku niech�tnie i w ko�cu przystan�a. Zmierzy�a Wacka od st�p do g��w srogim spojrzeniem. Ch�opiec nerwowo zacisn�� r�ce. Ci�gle by� bardzo blady. - Powiniene� by� Panem Tu, to by� nigdzie nie musia� si� st�d rusza� - rzek�a gniewnie, bo ju� na dobre by�a z�a. Wacek odwr�ci� oczy. - Kiedy by�em malutki i �y�a moja mamusia, ona zawsze m�wi�a: "nie chod� tam, chod� tu" - powiedzia� cicho, jakby do siebie. Ewa tupn�a nog�, po czym uj�a w r�ce brzeg d�ugiej sp�dnicy i zata�czy�a w miejscu. - Wielkie rzeczy! - wo�a�a przy tym. - Wielkie rzeczy! Ka�da mamusia zawsze tak m�wi: "Chod� tu. Nie id� tam i tak dalej". Ja tam tego nie cierpia�am! A poza tym idziemy po twoj� portmonetk�. No, ruszaj! Ju� bez s�owa, bardzo zdecydowanie posz�a drog�. Du�ymi zamaszystymi krokami. Wacek jeszcze si� waha�... Spojrzeniem zaj�ca osaczonego przez nagonk� popatrzy� na pie�, gdzie powinien siedzie� Pan Tu i... - Ja go widz�! - krzykn�� ogromnie podniecony. - Ewa, Ewa, widz� Pana Tu! Ale Ewa nawet si� nie obejrza�a... Ona ju� by�a w drodze. "Musz� odzyska� portmonetk� babci. Jak b�d� grymasi�, to ona mnie zostawi i kto ze mn� p�jdzie?" - pomy�la� Wacek zgn�biony i wreszcie pobieg� za tanecznie maszeruj�c� dziewczynk�. Kiedy si� z ni� zr�wna�, od ty�u dobieg�o granie fujarki. Wacek natychmiast przystan��. - S�yszysz? - spyta� z nadziej�. - S�ysz� - odburkn�a Ewa. - Czego stajesz? Chod�. Wacek niech�tnie podj�� drog�. - Ale s�yszysz s�owa? - spr�bowa� jeszcze. - On m�wi. - S�ysz�, �e gra - odpar�a Ewa nieuwa�nie. Sz�a ca�a poddana do przodu: wypatrywa�a zakr�tu. A Wacek, kt�ry ci�gle by� bardziej tu ni� tam, to znaczy ca�ym sob� obr�cony by� do ty�u, us�ysza� w tym oddalaj�cym si� graniu g�os Pana Tu. - Wracajcie zdrowo i szcz�liwie - m�wi� ten g�os. - Wracajcie tu... Rozdzia� drugi Szli, a niebo na horyzoncie stawa�o si� coraz bardziej niebieskie, tak� niebiesko�ci�, kt�ra sprawia, �e... �ycie widzi si� na... r�owo. Ewie ju� nie wystarcza� taniec, a ci�gle sz�a w tanecznych podskokach - i na ca�e gard�o za�piewa�a uk�adan� napr�dce pioseneczk�: Kruku, kruku, czarny kruku@ hop! lala!@ Pi�kna droga ta,@ ja si� �miej� do rozpuku,@ lataj sobie, czarny kruku,@ a ten, kto si� boi,@ niech mnie poca�uje w pi�t�.@ Znajd� Pana Tam za zakr�tem!@ Kos podchwyci� melodi� i gwizda� do wt�ru, dzi�cio� zielony, kt�ry wcale nie jest zielony i ma na g�owie czerwon� czapeczk�, stuka� w pie� drzewa do taktu. Nigdzie nie wida� by�o Pana Tam, ale zakr�t, jakby przywo�any t� dziarsk�, powtarzan� po wielokro� pioseneczk�, ukaza� si� szybko. Ewa triumfowa�a: - No widzisz, Wacek! Zakr�t ju� niedaleko! Jestem bardzo ciekawa Pana Tam, a ty? Wacek, kt�remu rado�� drogi, nieba, drzew z weso�o krz�taj�cymi si� ptakami jako� si� nie udzieli�a, skrzywi� si� niech�tnie: - Ja nie bardzo - odpowiedzia�. - Mnie si� podoba� Pan Tu. - Mnie si� te� podoba� Pan Tu - odparowa�a Ewa - ale jestem bardzo ciekawa Pana Tam - i przyspieszy�a kroku. A potem zacz�a wr�cz biec. Droga przed nimi zakr�ca�a w ten spos�b, �e ani rusz nie da�o si� zobaczy� tego, co jest za zakr�tem. Wida� by�o ostry zakr�t, kt�ry zabiera� drog� i tyle. Ewa bieg�a, bieg� Wacek (bo ba� si� zosta� nawet na sekund� sam), dobiegli do zakr�tu i - na zakr�cie oboje jednocze�nie wykrzykn�li: O!!!, jak gdyby zarazili si� tym od Pana Tu. Za zakr�tem bowiem nic nie by�o. To znaczy nie by�o �adnego domu, w kt�rym by ewentualnie m�g� mieszka� Pan Tam. W og�le nie by�o �adnego domu. Nic. Po prostu droga bieg�a dalej przez las. I znowu gdzie� zakr�ca�a. - Nic tutaj nie ma za zakr�tem - powiedzia� Wacek z wyra�n� ulg�. - Musimy wraca�. - Jak to! - oburzy�a si� Ewa. - Wraca�! Zwariowa�e�? Jak to nic? Jest drugi zakr�t! Nie widzisz go? Idziemy! Naprz�d marsz! - Pan Tu nie powiedzia�, �e za drugim zakr�tem - pr�bowa� jeszcze Wacek. - Tylko, �e za zakr�tem. Zakr�t jest, a... - Nie gadaj tyle, tylko chod� - ofukn�a go Ewa. Ruszy�a do przodu i na ca�e gard�o za�piewa�a: Kruku, kruku, czary kruku!@ Hop! lala!@ Pi�kna droga ta,@ ja si� �miej� do rozpuku,@ Lataj sobie czarny kruku,@ a ten, kto si� boi,@ niech mnie poca�uje w pi�t�,@ znajd� Pana Tam za zakr�tem.@ Znajd� Pana Tam za...@ Urwa�a, bo nagle, z niebieskiego przecie� nieba spad�o na las co� jakby wielka mi�kka chusta. Ta chusta w nies�ychanie szybkim tempie opatula�a ka�de drzewo, ka�dy najmniejszy krzak, wszystko. Wacek chwyci� Ew� za r�k�. Poblad� i ca�y si� trz�s�. - Jezu! Wszystko znika. M�wi�em, �eby wraca�. Znika ca�y �wiat! - Nie ca�y, bo droga jest - rzek�a Ewa bystro, wpatruj�c si� przed siebie. - I ju� widz�, �e jest co� tam za tym drugim zakr�tem. Chyba... dom?! Idziemy! Teraz szli jakby w tunelu. Nie, nie tak. Tunel zak�ada istnienie �cian, dachu, a oni szli drog�, kt�ra zdawa�a si� by� nigdzie. Istotnie wszystko opr�cz drogi znik�o jakby wymazane. Ca�y wi�c �wiat sta� si� po prostu drog�. Kt�ra gdzie� zakr�ca�a zakr�tem �agodniejszym ni� poprzedni. Tam, gdzie zakr�ca�a, daleko, majaczy� jaki� niezbyt wyra�ny kszta�t. - To musi by� dom - mrukn�a Ewa i znowu poderwa�a si� do biegu. - Ja tam nic nie widz� - dysza� Wacek (naturalnie r�wnie� bieg�). - Jest tylko droga i zakr�t. To nie dom! Ona si� wznosi, ta droga, i ju� taki ma kszta�t. Ewa zatrzyma�a si� tak nagle, �e Wacek, kt�ry depta� jej po pi�tach, zary� nosem w jej rami�. A ona sta�a i patrzy�a na strachliwego ch�opca, jak gdyby widzia�a go po raz pierwszy w �yciu. Jej oczy z wolna wype�nia�y si� politowaniem. - Wiesz co, Wacek - przem�wi�a dobitnie - ja ci co� powiem: jak b�dziesz mia� oczy z ty�u g�owy, to nigdy nie zobaczysz tego, co jest z przodu. A teraz patrz. Sp�jrz, ale uwa�nie sp�jrz tam, przed siebie. Przed siebie oczami z przodu, m�wi�! Wacek rad nierad pos�ucha�. - Wed�ug ciebie wi�c - ci�gn�a Ewa nieub�aganie - droga tam za zakr�tem si� wznosi, tak? - Tak - potwierdzi� krn�brnie Wacek, rozcieraj�c bol�cy nos. Ewa czupurnie wzi�a si� pod boki i wyci�a kilka ho�ubc�w. - Aha! A ja ci m�wi�, �e tam jest dom, tam jest dom, tam jest dom! Ja go widz�! Wacek rozejrza� si� bezradnie. W jego bladej twarzy nos, kt�ry tak dotkliwie zderzy� si� z ramieniem Ewy, zaczerwieniony wydawa� si� by� jedyn� �yw� jej cz�ci�. - Tu jest tak okropnie - szepn�� - nie ma nic. Nic, tylko droga. Nic z ty�u, nic po bokach, w og�le nic. Mia� tak zn�kany g�os, �e Ewie (przez chwil�) zrobi�o si� go �al. - No chod�! - powiedzia�a cieplej. - Tam jest dom, naprawd�. I na pewno jest to dom Pana Tam, wi�c ju� nied�ugo b�dziemy mogli wr�ci�. No! Biegiem! Raz dwa trzy, start! Pomkn�a, jakby droga ulatywa�a jej spod n�g. Jakby mia�a skrzyd�a. Wacek z trudem nad��a� i my�la� tylko o tym w�a�nie, �eby nad��y�, �eby nie zosta� samemu na tej strasznej, niesamowitej drodze. Dobiegli do zakr�tu, a tam za zakr�tem... Tak! Dom! - A widzisz! - wykrzykn�a Ewa triumfalnie i klasn�a w r�ce. - Dom! Wacek patrzy� na dom nieufnie. - Dziwny dom - rzek� powoli. - Przegradza ca�� drog� jak... jak zapora i nawet nie mo�na go omin��, bo po bokach wszystko znik�o i w og�le nie wiadomo, co tam jest. By�o dok�adnie tak, jak m�wi�. Droga �agodnie zakr�ca�a, a na zakr�cie od jednego zanurzonego we mgle pobocza do drugiego panoszy� si� drewniany dom z du�ym gankiem. Sta� nienaturalnie cichy, robi� wra�enie od dawna opuszczonego. - No to co, �e przegradza drog� - rzek�a Ewa rezolutnie. - Wcale nie musimy go omija�. Po co mamy go omija�? To na pewno dom Pana Tam. Musimy zapuka�. Wesz�a na ganek i zapuka�a do drzwi. Cisza. Zapuka�a mocniej. Cisza. Ewa zmarszczy�a brwi. - Mo�e Pana Tam nie ma w domu? - pomy�la�a g�o�no. - Musimy go poszuka�. - Ciekawe gdzie - burkn�� Wacek. - Tu nie ma niczego pr�cz tego domu i drogi. Pana Tam nie sppotkali�my. Po bokach nic nie wida�. Mg�a. Je�eli to jest mg�a. A do przodu nie mo�emy i��, bo dom przegradza ca�� drog�. - Racja - powiedzia�a Ewa, nakr�caj�c na palec kosmyk w�os�w. - Zaraz! A mo�e drzwi s� otwarte?! Chwyci�a klamk�, a Wacek z�apa� j� za r�k�. - Czekaj! A mo�e tam w �rodku siedzi ten okropny kruk? Przyczai� si� i... - i wyrwie ci portmonetk�, kt�rej nie masz - zaakpi�a dziewczynka. - Oj, Wacek, Wacek, my�l troch�. Mia� polecenie wyrwa� ci portmonetk�. Wykona� je. A teraz my mamy znale�� Pana Tam. Co rzek�szy, nacisn�a klamk�. Drzwi by�y otwarte. Ale otworzy� je! Nie takie to proste! Z trudem przesuwa�y si� w zardzewia�ych zawiasach, skrzypia�y jak pot�piona dusza i stawia�y op�r, najwyra�niej od dawna nie otwierane. Ewa a� poczerwienia�a z wysi�ku. Wacek nie pomaga� jej. Znowu nads�uchiwa� i ca�y si� trz�s�. Wewn�trz domu panowa�a nienaturalna cisza. Wreszcie drzwi ust�pi�y. Ewa bez wahania wesz�a do �rodka i nos Wacka o ma�o znowu nie zderzy� si� bole�nie z jej plecami, gdy� przest�piwszy pr�g natychmiast si� cofn�a. - Fuj! - rzek�a z obrzydzeniem. - Jak tu brudno! Nigdy w �yciu nie widzia�am takich paj�czyn. Czego mnie kopiesz, wariacie (to do Wacka). - Tam za paj�czynami - szepn�� Wacek, zaapuszczaj�c (przera�onego) �urawia w g��b domu. - Za kt�rymi? Paj�czyny s� wsz�dzie! - burkn�a Ewa, ale spojrza�a uwa�niej w k�t, gdzie by�y one po prostu jak g�sta, okropnie zakurzona firanka. - Tam kto� jest - szepn�� Wacek i skuli� si�. Ewa nie zd��y�a powiedzie� "raz wreszcie co� zobaczy�" (a mia�a wielk� na to ochot�), gdy paj�czyny zatrzepota�y jak skrzyd�a olbrzymiej (zakurzonej) �my. - A owszem, jest, a jest! - powiedzia� kto� spoza nich g�osem, w kt�rym brzmia�a niezrozumia�a uciecha. - Witajcie, mili go�cie! Co rzek�szy, �w kto� rozsun��, a raczej rozdar� g�st� firan� paj�czyn i wyszed�. Do tego wszak�e stopnia oblepiony paj�czynami i zakurzony, �e wprost trudno by�o sobie wyobrazi�, jak naprawd� wygl�da. - A c� to za dziwne stworzenie? - wykrzykn�a Ewa zdumiona. - Jak �yj�, czego� takiego nie widzia�am! Nieznajomy gro�nie potrz�sn�� g�ow�, w wyniku czego kurz w izbie zawirowa�, skrywaj�c go na moment ca�kowicie. - Tylko nie czego�, tylko nie czego�, moja panienko! Jestem Tops. Z bardzo dobrej rodziny! M�wi�c, w�ciekle wymachiwa� �apk� (r�k�?), co naturalnie podnosi�o nowe tumany kurzu. D�awi�y po prostu! Ewa na wp� uduszona wycofa�a si� na ganek, poci�gaj�c za sob�, na wp� uduszonego, Wacka i tam chwyci� ich istny atak kaszlu. - To nie jest Pan Tam - szepn�� Wacek odzyskawszy g�os. - Wracamy. Ale Ewa, zaczerpn�wszy g��boko powietrza wesz�a z powrotem do domu. - Bardzo nam mi�o ci� pozna�, Tops - powiedzia�a najgrzeczniej, jak umia�a. - Szukamy Pana Tam. Mo�e wiesz, gdzie on mieszka? - Wiem - odpar� Tops i kichn��. - Cudownie! - ucieszy�a si� Ewa. - Wi�c prosz�, powiedz nam, gdzie to jest i zaraz tam p�jdziemy. - Nigdzie nie p�jdziecie. S�owa by�y tak nieoczekiwane, �e Ewa niepewna, czy dobrze zrozumia�a, przez chwil� milcza�a. - Nigdzie nie p�jdziemy? - spyta�a wreszcie z niedowierzaniem. - Co to znaczy? Tops przysiad� na zakurzonym zydelku. Wygl�da� jak tobo�ek paj�czyny, ale spoza paj�czyn b�ysn�o czarne, z�e oko. - To znaczy, �e nie p�jdziecie. Droga jest po drugiej stronie mojego domu. T� drog� mo�na i�� dalej wy��cznie przez te oto drzwi. - Wskaza� palcem na kolejn� firan� paj�czyn. - S� zamkni�te na klucz. A klucz do nich mam ja. I nie dam go wam. - Ale� my musimy i�� do Pana Tam - powiedzia�a Ewa, zbli�aj�c si� do niego porywczo. - Zrozum! Omo, Kruk Pana Tam, zabra� Wackowi portmonetk� z pieni�dzmi. S� to jedyne pieni�dze jego babci do ko�ca miesi�ca. Pan Tu powiedzia�, �e aby odzyska� portmonetk�, musimy i�� do Pana Tam. - Nic mnie to nie obchodzi - rzek� opryskliwie Tops. Wacek dyplomatycznie wycofa� si� na ganek. Ewa za� patrzy�a na Topsa z niek�amanym oburzeniem. - Jak mo�esz m�wi� co� podobnego - zawo�a�a. - Przecie� ci wyt�umaczy�am! Dlaczego jeste� taki niedobry? I oto sta�o si� co� nieoczekiwanego. Tops podni�s� do oczu �apk� (r�k�?) tak osnut� paj�czyn�, �e wyda�a si� tkwi� w z�achmanionej, nieprawdopodobnie brudnej r�kawiczce. - To inni s� niedobrzy, nie ja, - rzek� p�aczliwie. - Ja - ci�gn��, zas�aniaj�c �apk� oczy i tak ledwo widoczne spod paj�czyn - ja jestem tylko okropnie nieszcz�liwy. Wsta�, post�pi� do przodu i uni�s� �apki w patetycznym ge�cie. - Bardzo, ponad wszystko na �wiecie uwielbiam towarzystwo - rzek� �arliwie. - A tymczasem - si�kn�� nosem - nikt nie chce do mnie przyj��. Chocia� zapraszam. Ka�dy, kto tylko wejdzie, od razu ucieka tamtymi drzwiami na drug� stron� drogi. Dlatego zamkn��em te drzwi na klucz i schowa�em klucz tak, �e nikt opr�cz mnie go nie znajdzie. Po... powiedzia�em sobie, �e je�eli jeszcze kto� przyjdzie, cho�by przypadkiem, to ja go ju� nie wypuszcz�! Och - zaszlocha� �a�o�nie - wszyscy, wszyscy s� niedobrzy. No bo dlaczego, powiedz, dlaczego nikt nie chce do mnie przyj��? Ewa s�ucha�a tej b�agalnej, p�aczliwym g�osem wypowiedzianej przemowy z rosn�cym zniecierpliwieniem. - Wcale si� nie dziwi�, �e nikt tu nie chce przyj�� - paln�a prosto z mostu. - Przecie� tu u ciebie jest okropnie, potwornie brudno! M�g�by� chocia� raz na tydzie� pozamiata�! - Kiedy ja nie umiem - powiedzia� Tops i zwiesi� sw� przyozdobion� paj�czynami g�ow�. - Nie umiesz zamiata�! - zdumia�a si� Ewa. - Nie umiem - potwierdzi� ze smutkiem Tops. - Ale nikt inny nie zapyta�, czy umiem, dopiero ty pierwsza! - doda� z pewnym zdziwieniem. - No sama widzisz, jacy s� niedobrzy! nawet nikt mnie nie zapyta�, czy umiem zamiata�! - Oj, bo nikomu nie przysz�oby do g�owy, �e mo�na nie umie� tak prostej rzeczy! A w og�le, to nie ma co biadoli�. Masz szczotk�? - Chyba mam... - rzek� niezdecydowanie Tops. - Kiedy�, zanim zosta�em sam, by�a. Zanim... zanim odesz�a moja siostra. - Odesz�a dlatego, �e tu tak brudno? - Sk�d! - obruszy� si� Tops. - Ona zajmowa�a si� wszystkim. Utrzymywa�a wzorowy porz�dek. Wysy�ali�my zaproszenia i wtedy wszyscy u nas bywali. By�o tak weso�o, tak weso�o... My�la�em, �e sp�dzimy razem ca�e �ycie... - Twoja siostra i ty? - Tak. - No wi�c, co si� sta�o? Umar�a? - Gorzej! - rzek� dramatycznym szeptem Tops. - Po�kn�a, przypadkiem zreszt�, przez pomy�k�, po�kn�a Konika Polnego. �ywego. Bardzo w dodatku z ni� zaprzyja�nionego. Nawet by�em troch� zazdrosny...Ale nie, nie, nie! Nie dlatego sp�dzi�em go z parapetu w�a�nie w momencie, kiedy ona przy oknie p�uka�a sobie gard�o. To by� przypadek. Najzupe�niejszy przypadek! Ewa zmarszczy�a brwi. - No zaraz, zaraz, przecie� m�wisz, �e ona nie umar�a. - Nie, nie! - wykrzykn�� Tops dziwnie wzburzony. - Ale on, ten Konik Polny by� wybitnym artyst�, pi�knie gra�. I ona po tym po�kni�ciu zupe�nie si� zmieni�a. Te� zacz�a gra�! Wyobrazi�a sobie, �e jest wielk� artystk� i... i posz�a w �wiat, zostawi�a mnie, zostawi�a i wszyscy mnie opu�cili... - Ciebie opu�cili, a ty zapu�ci�e� mieszkanie - uci�a Ewa, w kt�rej ch�� podj�cia dalszej drogi by�a silniejsza ni� zaciekawienie interesuj�c� sk�din�d histori� Topsa i jego siostry, kt�ra po�kn�a Artyst� Konika Polnego. - Id� po szczotk�. - Po co? Po co ci szczotka? - spyta� Tops z wyrazem zupe�nego zagubienia. - Naucz� ci� zamiata� - rzek�a weso�o Ewa. - Zobaczysz, to nic trudnego. Tylko najpierw otw�rz okna. Trzeba wypu�ci� kurz. Nie rozumiem, jak mog�e� w tym �y�! I nie udusi� si�! Przyda�aby mi si� jaka� chustka. Obwi��� sobie twarz. To b�dzie maska przed kurzem. Ja tam kurzem oddycha� nie umiem. Masz gdzie� chustk� albo jaki� cienki materia�? - Nie wiem - odpar� zaj�ty szukaniem szczotki Tops. - Mo�e w tej szafie za zielonymi paj�czynami - podpowiedzia� nieoczekiwanie Wacek. Ledwo go us�ysza�a. Wacek siedzia� bowiem na ganku i co chwila spogl�da� na drog�. Ci�gle nie by�o wida� niczego opr�cz tej drogi i przegradzaj�cego j� domu, za kt�rym mo�e co� si� znajdowa�o, a mo�e nic, ale ta droga by�a Drog� Powrotn�, to znaczy mo�na ni� by�o wr�ci�. I tylko to dla Wacka si� liczy�o. Patrzy� wi�c co chwila na Drog� Powrotn�, ale i do domu Topsa zagl�da� (by nie straci� z oczu Ewy). I zauwa�y� szaf�. - Za zielonymi paj�czynami - powt�rzy�a Ewa i spojrza�a tam, gdzie patrzy� Wacek. - To s� twoim zdaniem paj�czyny? - wykrzykn�a. - To raczej jakie� wodorosty! Ja si� tego bardzo brzydz�! - Znalaz�em szczotk� - powiedzia� Tops. - O ile to jest szczotka, bo nie jestem tego pewny. Nie znam si� na tym - doda� z nut� pretensji. - Jak to wytrzepiesz, to b�dzie to szczotka - stwierdzi�a Ewa. - Ale najpierw odgarnij to co�, co zas�ania szaf�. Ja tego nie dotkn�. - To szafa mojej siostry - rzek� z gorycz� Tops. - Zakry�em j� zielon� firank� zdj�t� z okna i... - Chcesz nauczy� si� zamiata� czy nie? - brutalnie przerwa�a ten wzbieraj�cy znowu lament Ewa. - Chc�, chc� - rzek� �piesznie Tops. Kijem od szczotki odsun�� zwisaj�c� w strz�pach firank�, po czym odwr�ci� g�ow� od szafy. - Ty otw�rz. Ja nie mog�... - powiedzia� kul�c si�, jakby mu by�o zimno. Ewa otworzy�a szaf� i a� krzykn�a ze zdumienia. W szafie panowa� idealny porz�dek i by�o w niej wszystko, co w szafie by� powinno. Dziewczynka nie mog�a oderwa� oczu od p�ki, na kt�rej le�a�y r�wniutko pouk�adane motki przepi�knej, kolorowej we�ny. W jednym motku - najpi�kniejszym - zatkni�te by�y druty. Ewa wzi�a go do r�ki i ogl�da�a z zachwytem. - Nigdy nie widzia�am takiej pi�knej we�ny! Tops znowu �apk� zakry� oczy. - Moja siostra, zanim... po�kn�a tego... Artyst� Konika Polnego stale robi�a na drutach albo szyde�kowa�a. Jak mog�a mnie zostawi�, ojejej! My�lisz, �e jak si� naucz� zamiata� - zmieni� temat z nadziej� - to przyjd� do mnie? Ewa z �alem od�o�y�a motek. - Przyjd� - rzek�a rezolutnie. - Przecie� jeste� towarzyski. No! Zabieramy si� do roboty. Otw�rz okna i wytrzep szczotk�. Tops, nie bez pewnego trudu, otworzy� dwa okna. Natychmiast do pokoju wp�yn�o �wie�e, orze�wiaj�ce le�ne powietrze. Wacek akurat w�wczas wpatruj�cy si� w Drog� Powrotn� zobaczy�, �e... po obu jej stronach zaczyna si� co� ukazywa�, niewyra�ne zarysy jakiego� krajobrazu! - Ewa, popatrz! - zawoa� uradowany, bo ta le��ca nigdzie droga budzi�a w nim l�k. - Co� si� ukazuje! - Gdzie? - spyta�a Ewa, odrzucaj�c z czo�a zakurzone w�osy. - Po obu stronach drogi. Tu gdzie powinien by� �wiat. Ewa wyjrza�a - Dziwne - rzek�a z namys�em. - Co� si� wy�ania. - Jak to dziwne? - zdziwi� si� Tops zaj�ty wytrzepywaniem szczotki. - Przecie� tam jest las. I osiedla Drzemaczk�w. - Chyba masz inne oczy - zakpi�a Ewa. - Lepiej popatrz! - Ach! - wykrzykn�� Tops zdumiony - co si� sta�o? Kiedy ostatni raz wygl�da�em przez okno, jeszcze wszystko by�o wida� wyra�nie. - A kiedy ostatni raz wygl�da�e� przez okno? Tops zwiesi� g�ow�. - Bo ja wiem - rzek� bezradnie. - Dawno. Najpierw stale wygl�da�em, czy kto� nie idzie. Potem jak mnie wszyscy... opu�cili, znienawidzi�em okna. Przesta�em nawet je otwiera�. - I zaaros�y brudem jak wszystko - skomentowa�a Ewa. Obwi�za�a sobie twarz a� po oczy batystow� chustk�. Drug� tak� sam� (obie znalaz�a oczywi�cie w szafie siostry Topsa) poda�a Wackowi. - Wacek! Chod� tutaj! B�dziesz potrzebny! Wacek wcale nie mia� ochoty oddala� si� od drogi! Uda� wi�c, �e nie s�yszy. - Przesta� ju� si� gapi� na drog�, tylko chod� pomaga�. Jest strasznie du�o roboty - pogoni�a go Ewa. Wacek spojrza� na ni� jako� tak chytrze. Potem przeni�s� wzrok na Topsa. I znowu popatrzy� na Ew�. - Przecie� - zacz�� wolno - je�eli tam po obu stronach drogi co� jest, a jest, bo zaczyna si� ukazywa�, to nie potrzebujemy jego klucza. Mo�emy po prostu okr��y� dom. - Nie mo�ecie! - zaw�a� piskliwie Tops. - Nie mo�ecie! Naprz�d mo�na i�� tylko przez m�j dom, bo droga przez m�j dom przechodzi. Chyba, �e chcecie straci� na podr� ca�e lata, cha, cha, cha! Tak, tak, ca�e lata musieliby�cie b��dzi�, �eby znowu wr�ci� na drog�, kt�ra prowadzi do Pana Tam! Je�eli w og�le uda�oby si� wam j� znale��. Cha, cha! A gdyby�cie tak trafili na osiedla Drzemaczk�w! Ojejej! Chcia� z�apa� si� za g�ow�, ale �apki naturalnie natrafi�y na peruk� z paj�czyny. Tops z wyrazem obrzydzenia na twarzy zerwa� j� �piesznie z g�owy. Ukaza�y si� nieprawdopodobnie rude, rosn�ce do g�ry i w g�rze opadaj�ce na kszta�t fr�dzli w�osy. Tops wygl�da� teraz jak modelowy strach na wr�ble! Wacek i Ewa zbyt byli jednak pod wra�eniem jego s��w, by przej�� si� tym zabawnym (i troch� niesamowitym) widokiem. - Ale dlaczego? Dlaczego nie mo�emy okr��y� domu? - spyta�a Ewa. - Nie wiem. Tak ju� jest - odpar� kr�tko Tops. - Nie interesowa�em si� tym - doda� jeszcze i obrzuci� dziewczynk� niech�tnym, ba, wrogim spojrzeniem. - Obieca�a�, �e nauczysz mnie zamiata�, a teraz... I ty, jak inni chcesz mnie zostawi� na pastw� losu! - G�upi jeste� i tyle! - zdenerwowa�a si� Ewa. - Wiem, wiem, jeste� z bardzo dobrej rodziny - dorzuci�a widz�c, �e Tops szykuje si� do d�u�szej przemowy. - Ale to nie przeszkadza, �e jeste� g�upi i ju�! Powiedzia�am, �e naucz� ci� zamiata� i zrobi�abym to nawet, gdyby mo�na by�o okr��y� tw�j zakichany dom. - On buja, na pewno mo�na okr��y�! - szepn�� Wacek. - Zawi�� sobie wreszcie t� chustk� i odkurzaj - ofukn�a go rozsierdzona na dobre dziewczynka. No, do roboty. Uwa�aj Tops. Patrz jak ja to robi� i ucz si�. Teraz ja, a potem ty. No. To nic trudnego, zobaczysz - doda�a �agodniej i ze zwyk�� sobie energi� rozpocz�a praktyczn� nauk� zamiatania. Tops by� poj�tny. A co najwa�niejsze chcia� si� nauczy� zamiata�. Ewa by�a nauczycielk� surow�. - Nie tak, nie tak - strofowa�a go - nie zostawiaj po k�tach - bezwiednie na�ladowa�a g�os swojej mamy. - Trzeba wymie�� wszystko, wymie��, a nie zmie�� do k�t�w. Go�cie zawsze w k�ty zajrz�. - Go�cie! - powiedzia� Tops zachwycony. - Znowu b�d� mia� go�ci? Robota sz�a, a�... si� kurzy�o. Oj kurzy�o si� kurzy�o! Wymietli kurzu i �mieci przer�nych ca�y kosz. - Trzeba to wynie�� - powiedzia�a Ewa. - Jest tu jaki� �mietnik? - Jest - odpar� skwapliwie rozja�niaj�cy si� coraz bardziej Tops. - W lesie. Po prawej stronie. Wynie�li kosz na ganek i - oniemieli z wra�enia. A w ka�dym razie oniemieli z wra�enia Wacek i Ewa. Po obu stronach drogi rozci�ga� si� las, przepi�kny, jasny, pachn�cy. Taki jak przedtem, jaki by� zanim nie wiadomo dlaczego znik�. - Znowu jest �wiat! - zawo�a� Wacek u ulg�. - Zawsze by� - powiedzia� niecierpliwie Tops. - �mietnik jest tam, za tymi podw�jnymi sosnami. Teraz Tops wyra�nie si� �pieszy�. Wyrzucili �mieci i wr�cili do domu. Ewa rozejrza�a si� krytycznie. - No, lepiej. Musimy si� umy�. Jest gdzie? - Jest, jest! Zaraz zagrzej� wody! - rzek� skwapliwie Tops. Znik� w s�siednim pomieszczeniu. Po paru minutach wyszed� zupe�nie odmieniony. Odkurzuny i prawie czysty. Dopiero teraz mo�na by�o zobaczy�, jak wygl�da. - O! - zawo�ali jednocze�nie Ewa i Wacek. - Co takiego? - nie zrozumia� Tops. - Co tak na mnie patrzycie? Umy�em si� troch�, a teraz wy mo�ecie si� my�. Myli si� wi�c w wielkiej porcelanowej misce, a Tops niecierpliwie czeka� pod drzwiami. - Mog� ju� zaprasza� go�ci? - spyta�, gdy tylko wr�cili.