8115
Szczegóły |
Tytuł |
8115 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8115 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8115 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8115 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jerzy Jesionowski
RAPORT Z PLANETY SOL-3
Poniewa� czytelnikami tego tekstu b�d� zapewne
r�wnie� osoby nie znaj�ce powodu naszej wyprawy i prze-
biegu przygotowa� do niej, postanowili�my zacz�� raport od
kr�tkiego wprowadzenia.
Nasza planeta, Loga, ju� wcze�niej wysy�a�a w ko-
smos statki badawcze. Prowadzono tak�e nas�uch radiowy.
Nie uda�o si� jednak napotka� �adnych istot rozumnych ani
odebra� sygna��w �wiadcz�cych o ich obecno�ci w prze-
strzeni jeszcze przez nas nie zbadanej. Zacz�o si� wi�c ro-
dzi� przekonanie, �e Loga jest jedyn� we wszech�wiecie
planet� zamieszka�� przez ludzi i �e �o�enie funduszy na
dalsze poszukiwanie podobnych istot nie ma sensu.
Przekonanie to okaza�o si� b��dne. Obali�o je znale-
zienie na morzu Aleora pojemnika pochodz�cego z uk�adu
Soi, a �ci�lej � z jego trzeciej (licz�c wed�ug oddalenia od
gwiazdy centralnej) planety. Pojemnik zosta� wyrzucony
z przelatuj�cej w pobli�u Logi sondy kosmicznej z owej pla-
nety. Zawiera� model planety (globus), dane o jej po�o�eniu
w kosmosie, figurki mieszka�c�w (m�czyzny i kobiety) oraz
inne materia�y informacyjne. �wiadczy�y one o istnieniu na
Sol-3 ludzi podobnych do nas, takiej�e przyrody i rozwini�tej
cywilizacji. Wys�anie za� sondy kosmicznej stanowi�o do-
w�d, �e technika Solot�w nie pozostaje w tyle za nasz�.
Po tym sensacyjnym znaku z kosmosu decyzja
0 wyprawie na Sol-3 zapad�a u nas natychmiast. Sporo
czasu jednak zaj�o zbudowanie odpowiedniego statku
1 przygotowanie wyprawy pod ka�dym wzgl�dem, tak by
przynios�a optymalny plon poznawczy. Zada� i trudno�ci wy-
magaj�cych pokonania wy�oni�o si� wiele. Wymienimy tylko
par� z nich.
Trzeba by�o opracowa� � koncepcyjnie i technicz-
nie � spos�b porozumiewania si� z Solotami w zakresie nie
tylko elementarnym. Dla pe�nego efektu poznawczego wy-
prawy nale�a�o pokusi� si� o metod� wzajemnej wymiany in-
formacji i my�li bez �adnych zaw�e� tre�ciowych. Podo-
bie�stwo Solot�w do nas pozwala�o domniemywa�, �e poro-
zumiewaj� si� oni ze sob� tak samo jak my, to jest za po-
moc� mowy. W tym wypadku rzecz sprowadza�aby si� do
przek�adania j�zyk�w. Takie te� zadanie otrzymali nasi lin-
gwi�ci i technicy.
Rozwi�zali je przez skonstruowanie elektronicz-
nego translatora mog�cego rozszyfrowa� ka�dy system
d�wi�kowego porozumiewania si� i przek�ada� tre�� na
nasz j�zyk, a tak�e dokonywa� t�umaczenia odwrotnego.
Technicy sporz�dzili te� kilkana�cie lekkich translator�w
do komunikowania si� z rozm�wcami u�ywaj�cymi j�zyka
ju� rozszyfrowanego. Takie uproszczone przyrz�dy by�y
potrzebne, gdy� plan wyprawy przewidywa� roz��czanie
si� jej uczestnik�w celem prowadzenia bada� indywidual-
nych.
Sk�ad osobowy wyprawy by� przedmiotem
wszechstronnych dyskusji. Wobec trudnych do przewidzenia
uci��liwo�ci fizycznych projektowano pocz�tkowo zestawie-
nie ekipy wy��cznie z m�czyzn. Zwyci�y�a jednak koncep-
cja zachowania w�a�ciwych naszej planecie proporcji p�ci.
Na zatwierdzonej ostatecznie li�cie znalaz�o si� wi�c trzech
m�czyzn i osiem kobiet. Oto zawodowy i imienny sk�ad eki-
py:
kierownik .... Herwig WTN 51467
pilot...... Katos AJW 76207
in�ynier......Pinor CHS 21083
lingwista .... Dewira DMB 82516
lekarz..... Alwina DBK 80934
przyrodnik .... Ledeta GRY 63595
socjolog..... Wereda LUC 19274
psycholog .... Selima ZEN 26380
historyk..... Rodoga POF 43749
gastronom .... Belewa RIM 31905
dokumentalista . . Mirena NSH 74281
Plan przewidywa� ewentualno�� pozostawienia na pla-
necie Sol-3 � je�li warunki �ycia b�d� tam odpowiednie �
pary Logot�w. Przy kompletowaniu ekipy wypad�o przeto pozy-
ska� dwoje ochotnik�w do tej roli. Przystali na ni� Pinor i Lede-
ta. Ich gotowo�� nie zosta�a jednak spo�ytkowana z przyczyn,
o kt�rych b�dzie mowa w ko�cowej cz�ci raportu.
Du�y zesp� naukowc�w uczestniczy� w ustalaniu ze-
stawu materia��w informacyjnych przeznaczonych dla Solot�w
w celu umo�liwienia im studi�w nad nasz� cywilizacj� i zapo-
znania si� ze stanem naszej wiedzy. Wesz�o do tego zestawu
wiele przeniesionych na mikrofilmy ksi��ek. Sporz�dzono te�
du�y komplet wideokaset s�u��cych przekazaniu wiadomo�ci
w postaci wizualnej, dost�pnej bez znajomo�ci j�zyka. Cz��
tych materia��w nie zosta�a Solotom udost�pniona z powod�w,
o kt�rych r�wnie� b�dzie mowa w ko�cowej cz�ci raportu.
Wobec niepewno�ci, czy �ywno�� Solot�w b�dzie
mog�a zaspokoi� w pe�ni potrzeby naszej ekipy, przygoto-
wano i zabrano odpowiedni zas�b podstawowych koncen-
trat�w. Lekarka wyprawy otrzyma�a asortyment medyka-
ment�w na wszelkie daj�ce si� przewidzie� przypad�o�ci.
Poniewa� zapad�a decyzja filmowego i d�wi�ko-
wego rejestrowania naszej wyprawy, wchodz�ca w sk�ad
ekipy dokumentalistka zosta�a zaopatrzona w niezb�dne do
tego �rodki.
Tyle o zasz�o�ciach i pracach poprzedzaj�cych start
naszej wyprawy. Jej przebieg b�dzie przedstawiony w po-
rz�dku chronologicznym � odnosi si� to jednak tylko do war-
stwy zdarze�. Suma wiedzy o planecie Sol-3, z jak� czytel-
nik zetknie si� w kolejnych rozdzia�ach raportu, jest owocem
nie tylko �wczesnych stwierdze�. Skumulowali�my w tych
rozdzia�ach wszystko, co na omawiane tematy jest nam wia-
dome dzisiaj, po przestudiowaniu przy wsp�pracy specjali-
st�w rozlicznych materia��w przywiezionych przez nas na
Log�. By�o to kilkaset mikrofilm�w z ksi��ek, wiele film�w
oryginalnych, fotografii, rycin, nagra� d�wi�kowych oraz in-
nych dokument�w i przedmiot�w. Ksi��ki i wszelkie prze-
kazy j�zykowe musia�y by� przet�umaczone, potem wnikliwie
zbadane, a cz�sto � w razie niejasno�ci � skonfrontowane
z innymi �r�d�ami. Wymaga�o to ogromu pracy � i st�d,
a nie z czyjejkolwiek opiesza�o�ci, wzi�o si� op�nienie
tego raportu. Uwa�ali�my, i� rzetelno�� naukowa nie da si�
pogodzi� z prowadz�cym do b��d�w i uproszcze� po�pie-
chem.
Na globusie planety Sol-3 oznaczone by�o (minia-
turk� statku kosmicznego) l�dowisko dla przybysz�w. Z za-
barwienia nale�a�o wnioskowa�, �e jest to piaszczysta pu-
stynia. Nasz pilot Katos osadzi� statek � rzecz jasna � na
tym w�a�nie obszarze.
By�a to rzeczywi�cie pustynia. Pierwsz� czynno�ci�,
jakiej musieli�my dokona�, by�o zbadanie atmosfery tej pla-
nety. Chemiczna analiza powietrza i pomiar jego ci�nienia
oraz temperatury mile nas zaskoczy�y. Wszystko by�o takie
samo jak na Lodz�. Planeta zapowiada�a si� jako bli�niacza.
Mogli�my wyj�� na zewn�trz bez �adnych zabezpiecze�.
Nim zd��yli�my � po d�ugiej podr�y � rozrusza�
si� na otwartej przestrzeni, nadlecia�y i zacz�y kr��y� nad
nami samoloty. Nasze l�dowanie musia�o by� uchwycone
przez obserwacyjne radary, samoloty za� przyby�y rozpoz-
na� nie przewidzianego w rozk�adach go�cia. Nadzorowanie
przez Solot�w ruchu lotniczego potraktowali�my jako rzecz
zwyk��. Dopiero p�niej dowiedzieli�my si�, �e wszystko to
nie mia�o nic wsp�lnego z komunikacj� powietrzn�. Znale-
�li�my si� w zasi�gu zainteresowania organizacji na Lodz�
nie istniej�cej: wojska. To obce nam poj�cie oznacza si�y
s�u��ce r�wnie obcemu celowi: wojnom. Piszemy o nich
w innych miejscach raportu.
Po wykonaniu swojego zadania wojskowe samo-
loty odlecia�y, a wkr�tce potem zjawi�y si� i obsiad�y nasz
statek woko�o �mig�owce. Te nale�a�y do o�rodka kosmo-
nautyki. Od ich przybycia zacz�� si� nasz bezpo�redni styk
z cywilizacj� Solot�w.
Nie wdaj�c si� w szczeg�y wypada stwierdzi�, �e
Soloci byli przygotowani do przyj�cia przybysz�w z kos-
mosu. Zaskoczenie i dezorientacj� wywo�a� w�r�d nich je-
dynie nasz wygl�d. Jak wyznali p�niej, wzi�li nas zrazu
za Solot�w z innego o�rodka kosmonautyki, kt�rzy pomy�-
kowo lub awaryjnie wyl�dowali na ich obszarze. Gdy wyja-
�ni�o si�, �e jeste�my jednak go��mi z obcej planety, za-
�ogi �mig�owc�w przyst�pi�y do zaplanowanych na taki wy-
padek operacji.
Zacz�o si� od profilaktyki sanitarnej, jakiej pod-
dano nas i statek. Na tym etapie Soloci komunikowali si�
z nami za pomoc� znak�w migowych. Dopiero potem ich
specjalista od porozumiewania si� poprosi� � ci�gle jesz-
cze migowo � o wskazanie spo�r�d nas osoby b�d�cej
jego odpowiednikiem. Zg�osi�a si� Dewira i zaprowadzi�a
koleg�-Solota do naszego statku, gdzie zademonstrowa�a
mu translator. Oboje przyst�pili bez zw�oki do swego zada-
nia, by jak najszybciej umo�liwi� nam � w podstawowym
zakresie � pos�ugiwanie si� mow�. Dewira nie wiedzia�a
jeszcze, �e trud parania si� obc� mow� przyjdzie jej pod-
czas tej wyprawy ponawia�. Na planecie Sol-3 jest w u�y-
ciu � cho� wydaje si� to bezsensem nie do wiary � a�
dwa tysi�ce osiemset j�zyk�w. Na szcz�cie w miejscach
naszego pobytu mieli�my do czynienia tylko z kilkoma.
Gdy lingwi�ci trudzili si� przy translatorze, pozostali
Soloci pofolgowali swej ciekawo�ci. Obejrzeli kolejno ca�e
wn�trze naszego statku. Urz�dzenia techniczne raczej ich
nie frapowa�y, natomiast �ywe zainteresowanie budzi�y
u�yte na niekt�re elementy metale: z�oto i platyna. Oba te
�atwo u nas osi�galne kruszce s� na planecie Sol-3 � jak
nam potem powiedziano � drogocenn� rzadko�ci�. Ta nie-
istotna z naszego punktu widzenia okoliczno�� wywo�a�a na
planecie powa�ne niepokoje finansowe; b�dzie o nich
mowa.
Tymczasem nie ustawa�a ��czno�� radiowa mi�dzy
l�dowiskiem a o�rodkiem kosmonautyki. Nadesz�a dyspozy-
cja przewiezienia nas do owego o�rodka wraz ze wszystkim,
z czym pragniemy podr�owa� po planecie.
Nasz statek by� wyposa�ony w kosmolot zwiadow-
czy, s�u��cy ju� wcze�niej do podr�y po odwiedzanych pla-
netach. Zamierzali�my pos�ugiwa� si� nim tak�e u Solot�w.
Ci oznajmili nam jednak migowo, �e to nie wchodzi w ra-
chub� ze wzgl�du na przepisy ruchu lotniczego. Po-
dr� po planecie mogli�my odby� tylko ich �rodkami komuni-
kacji. Pozosta�o nam prze�adowa� sprz�t i zasoby na �mig�o-
wiec, w czym zreszt� fizycznie nas wyr�czono.
Kiedy byli�my ju� gotowi do odlotu, na l�dowisko
przyby�y dwa du�e, dziwnie zbudowane �mig�owce. Ich za-
�ogi stanowili Soloci jednolicie ubrani i zaopatrzeni w sprz�t
o niezrozumia�ym dla nas w�wczas przeznaczeniu. Wyt�u-
maczono nam gestami, �e b�d� oni strzec statku, kt�rym
przylecieli�my. Nie mogli�my poj��, przed czym trzeba
strzec statku w og�le, a na pustyni w szczeg�lno�ci. Z dal-
szych obja�nie� Solot�w wynika�o, �e chodzi o jakich� perfi-
dnych wrog�w czerwonego koloru, ale nadal niewiele z tego
rozumieli�my. Wszystko sta�o si� klarowne dopiero w�w-
czas, gdy poznali�my natur� Solot�w i antagonistyczne sto-
sunki panuj�ce na ich planecie.
Po przylocie do o�rodka kosmonautyki zaprowadzono
nas najpierw do jadalni na posi�ek. Tu prze�yli�my wstrz�sa-
j�ce zaskoczenie. Po zupie podano nam na talerzach danie,
kt�rego g��wnym sk�adnikiem by�y � co natychmiast rozpoz-
na�a Belewa � sma�one kawa�ki cia�a jakiego� zwierz�cia,
przypuszczaj�c, �e to padlina, Ledeta omal nie zwymiotowa�a.
Prawda okaza�a si� jeszcze gorsza: by�o to cia�o specjalnie
w tym celu zabitego zwierz�cia. Takie okrucie�stwo zmrozi�o
nas. Poprosili�my o zabranie potrawy. W�r�d Solot�w zapano-
wa�a konsternacja. Nazwano nas �wegetarianami", talerze z
mi�sem uprz�tni�to, a potem przyniesiono danie z samych ja-
rzyn. Po posi�ku Belewa zapyta�a, czy Soloci spo�ywaj� r�w-
nie� cia�a ludzi. Skwapliwie zaprzeczono.
Podczas dalszego pobytu na planecie nie poda-
wano nam ju� potraw z zabitych stworze�. Inne rodzaje po-
�ywienia Solot�w odpowiada�y naszym potrzebom i nawy-
kom, tote� przywiezionych z Logi koncentrat�w nie musie-
li�my u�ywa�. Zaobserwowali�my du�e zami�owanie Solo-
t�w do rozmaitych wyszukanych potraw, dla zdrowia nie-
kiedy zgo�a szkodliwych, a jednocze�nie trudnych do spo-
rz�dzenia. Wi�kszo�� Solot�w znajduje w jedzeniu jedn�
z atrakcji �ycia. Prowadzi to do ob�arstwa, oty�o�ci i r�nych
zwi�zanych z tym schorze�. Kobiety objawiaj� z regu�y wol�
schudni�cia, bo oty�o�� uwa�ana jest za brzydk�, lecz wola
owa przegrywa z �akomstwem. Trudno to wszystko zrozu-
mie�. R�wnocze�nie istniej� na planecie Sol-3 obszary g�o-
du, gdzie ludzie umieraj� z wycie�czenia. Ale to innego ro-
dzaju zjawisko, ekonomiczne i spo�eczne.
Po posi�ku poproszono nas na spotkanie z kierow-
nictwem o�rodka kosmonautyki. Soloci, zajmuj�cy si� nami
dot�d, byli personelem wykonawczym. Teraz zetkn�li�my
si� ze sztabowcami. Nie by�o ju� objaw�w zdziwienia na-
szym podobie�stwem do Solot�w, od razu zacz�o si� co�
w rodzaju wst�pnego sondowania. Najwi�kszych trudno�ci
do�wiadczyli przy nim lingwi�ci. W kr�tkim czasie, jaki mieli
dot�d do dyspozycji, zdo�ali �za�adowa�" translator tylko
pierwocinami obu j�zyk�w. Teraz przysz�o im szybko uzupe-
�nia� je coraz nowymi poj�ciami. Znowu nie da�o si� przy tym
unikn�� znak�w migowych,, a niekiedy tak�e wspomagania
si� rysunkami. W rezultacie problemy j�zykowe zajmowa�y
wi�cej czasu ni� efektywna rozmowa.
Gospodarzy � rzecz jasna � zainteresowa�o
przede wszystkim, sk�d pochodzimy i jak zyskali�my wiado-
mo�� o ich planecie. Pytali te� o og�lny stan naszej wiedzy
o kosmosie. Kwesti� �ycia na Lodz� od�o�yli do spotka�
z badaczami cywilizacji. Dla czytelnik�w tego raportu najwa-
�niejsze jest, czego my si� na owym spotkaniu dowiedzieli�-
my.
Na planecie Sol-3 doba i rok s� d�u�sze ni� na Lo-
dz�, lecz niewiele. Przelicznik dla doby wynosi 1,09, dla roku
za� � 1,21. Nie musieli�my si� przeto przystosowywa� do
innnego rytmu �ycia, co przy du�ej r�nicy w d�ugo�ci doby
by�oby trudne. Wypad�o nam natomiast przyzwyczai� si� do
innego podzia�u czasu. U nas rok ma dziesi�� miesi�cy,
doba � dziesi�� godzin, godzina za� � sto minut. Soloci,
cho� na og� tak�e stosuj� system dziesi�tny, rok podzielili
na dwana�cie miesi�cy, dob� na dwadzie�cia cztery godzi-
ny, godzin� za� na sze��dziesi�t minut. Motyw�w tej gma-
twaniny nie potrafili nam poda�. Nasze zegarki sta�y si� na
czas pobytu na planecie Sol-3 bezu�yteczne. To gospoda-
rze za�atwili natychmiast. Zaoferowali nam zamian� zegar-
k�w, proponuj�c wzajemne potraktowanie ich jako pami�tek
tego historycznego spotkania.
Na globusie umieszczonym w zasobniku, kt�ry
spad� na Log�, nie by� zaznaczony �aden podzia� planety
Sol-3. Teraz dowiedzieli�my si�, �e nie stanowi ona gospo-
darczej ani spo�ecznej ca�o�ci, lecz pokawa�kowana jest na
sto kilkadziesi�t cz�ci zwanych pa�stwami. S� pa�stwa
du�e � jedno o przesz�o miliardowej ludno�ci � i ca�kiem
ma�e, w por�wnaniu z gigantami wr�cz �mieszne. Stosunki
mi�dzy pa�stwami okre�la si� mianem polityki zagranicznej.
Polityka ta (jak stwierdzili�my p�niej) jest mieszanin� chy-
tro�ci, szanta�u i nie cofaj�cej si� przed niczym przemo-
cy. Jej odwiecznym sk�adnikiem s� masowe rzezie, wojny,
0 kt�rych ju� napomkn�li�my. W tych wojnach miliony Solo-
t�w wyniszczaj� si� i zabijaj� nawzajem pod b�ahymi cz�sto
pretekstami. Do tego tematu b�dziemy jeszcze wraca� w dal-
szych rozdzia�ach raportu.
Geograficznie planeta Sol-3 dzieli si� na kilka du-
�ych l�d�w, par� ocean�w i wiele wysp oraz m�rz. L�dy, na
kt�rych byli�my, b�dziemy w raporcie okre�la� literowymi
symbolami Am, Az i Eu. Odwiedzone przez nas pa�stwa (r�-
�nie w poszczeg�lnych j�zykach nazywane) oznaczymy
symbolami l�du i numerami. Pustynia, na kt�rej wyl�dowali�-
my, jest cz�ci� du�ego pa�stwa Am-1, mianuj�cego si�
�Bastionem Wolno�ci" i pierwsz� pot�g� planety. W drugim
dniu naszego pobytu na Sol-3 dostali�my od gospodarzy
mapy obu p�kul planety, na kt�rych wszystkie pa�stwa by�y
wyodr�bnione liniami granic oraz kolorami. Otrzymali�my te�
mapy fizyczne obrazuj�ce ukszta�towanie teren�w.
Porozumiewanie si� trzema sposobami jednocze�-
nie szybko zm�czy�o nas i gospodarzy, a poza tym by�o ka-
lekie tre�ciowo. Tote� szef gospodarzy zaproponowa�, by
dalszy ci�g rozmowy prze�o�y� na nast�pny dzie�, co da lin-
gwistom czas na � do�adowanie" translatora. Na wiecz�r
1 noc zakwaterowano nas w go�cinnych pokojach o�rodka
i przydzielono personel got�w do us�ug na ka�de wezwanie.
Po rozstaniu z nami gospodarze przekazali agen-
cjom informacyjnym planety wiadomo�� o przybyciu go�ci
z kosmosu oraz kr�tk� relacj� z pierwszej rozmowy. Naza-
jutrz dowiedzieli�my si�, �e wzbudzi�o to sensacj� na miar�
dot�d nieznan� (co zreszt� zrozumia�e). Radiofonie i telewi-
zje przerywa�y programy, by podawa� co kilka minut nowin�,
gazety za� wstrzymywa�y druk, �eby zamie�ci� j� jeszcze
w najbli�szych wydaniach. Goszcz�cy nas o�rodek musia�o
w nocy obstawi� wojsko, aby powstrzyma� tabuny ci�gn�-
cych ze wszystkich stron dziennikarzy, ekip telewizyjnych
i fotoreporter�w, a tak�e p�dzonych zwyk�� ciekawo�ci�
niezawodowc�w. Uprzedzono nas, �e tak samo b�dzie na
pewno i p�niej, musimy wi�c by� przygotowani na trudno�ci
w podr�owaniu.
3
Rano, gdy spotkali�my si� z gospodarzami po raz
drugi, oznajmiono nam, �e mamy tylko dwie godziny na roz-
mow� w o�rodku. Potem polecimy do stolicy, gdzie przyjmie
nas prezydent pa�stwa. P�niej za� organizowaniem na-
szego pobytu na planecie zajmie si� formowany ju� w tym
celu sztab z�o�ony ze specjalist�w r�nego rodzaju.
Lingwi�ci poszerzyli ju� znacznie zdolno�� przek�a-
dow� translatora, tote� owe dwie godziny mogli�my spo�yt-
kowa� du�o efektywniej ni� poprzednie spotkanie. Jak do-
wiedzieli�my si� podczas tej rozmowy z grubsza (a dok�ad-
nie p�niej), podzia� planety Sol-3 polega nie tylko na istnie-
niu odr�bnych pa�stw. Podzia��w jest w istocie wiele, wyra-
zistych za� � kilka.
Pierwszy z nich ma charakter naturalny: Soloci nie
s� jednorodni, r�ni� si� rasami. Inaczej ni� na Lodz�, lu-
dzie nie wywodz� si� na planecie Sol-3 ze wsp�lnego pnia.
Odmienno�ci wyra�aj� si� fizycznie w kolorze i proporcjach
cia�a oraz wygl�dzie twarzy. Wyst�puj� te� mi�dzy rasami
r�nice psychiczne, lecz te powoli zanikaj�. Jest prawie pe-
wne, �e odmienno�ci rasowe b�d� coraz rzadziej powodem
konflikt�w na planecie.
�r�d�em innego rodzaju podzia��w s� religie. To nie-
znane na Lodz� poj�cie b�dzie om�wione w dalszej tre�ci
raportu. Tu ograniczymy si� do informacji, �e r�nice i fana-
tyzmy religijne prowadzi�y na planecie do dzia�a� okrutnych,
kt�re wielkie ilo�ci Solot�w przyp�aci�y �yciem. Nietolerancja
przejawia si� i dzi�, lecz intensywno�� poryw�w religijnych
s�abnie.
Kolejn� p�aszczyzn� antagonizm�w s� podzia�y na-
rodowo�ciowe. Pokrywaj� si� one w du�ym stopniu z pa�-
stwami, lecz nie ca�kiem. Narody � te� na Lodz� nieznane
� s� to (m�wi�c najpro�ciej) spo�eczno�ci o wsp�lnym ro-
dowodzie historycznym. Istniej� na planecie pa�stwa wielo-
narodowe i narody rozdzielone mi�dzy r�ne pa�stwa. Na
og� jednak przejawia si� w narodach tendencja do tworze-
nia w�asnych, odr�bnych pa�stw. Wojny prowadzone s�
przewa�nie pod has�ami narodowymi.
Wewn�trz wi�kszo�ci pa�stw i narod�w wyst�puj�
tak zwane podzia�y klasowe. Wynikaj� one z tego, �e do-
zwolona jest tam prywatna w�asno�� ziemi oraz przedsi�-
biorstw. Linie podzia�u biegn� mi�dzy posiadaczami a praco-
wnikami.
Naj�wie�szy historycznie podzia� jest skutkiem ufor-
mowania si� na planecie Sol-3 blok�w pa�stw o identyczym
ustroju i zbie�nych interesach. S� obecnie dwa takie bloki,
kt�rym przewodz� pa�stwa Am-1 i Eu-1. Bloki te skupiaj�
pot�ne si�y, a ich starcie mo�e zagrozi� �yciu na planecie.
Pa�stwa nie nale��ce do owych blok�w maj� na losy pla-
nety wp�yw tylko moralny.
Podzia�y, kt�re wymienili�my, s� zapewne dla czytel-
nik�w naszego raportu zdumiewaj�ce i niezrozumia�e. Zdu-
mienia rozproszy� nie spos�b. Postaramy si� natomiast za-
wrze� w dalszych rozdzia�ach informacje o�wietlaj�ce dok�ad-
niej te zbiorowe ob��dy istot sk�din�d rozumnych i maj�-
cych niema�e osi�gni�cia w nauce. Ich niezdolno�� do pod-
porz�dkowania si� wsp�lnym interesom planety jest tym bar-
dziej zadziwiaj�ca, �e szkodliwo�� podzia��w i antagoniz-
m�w jest na og� dostrzegana. Tego rodzaju niezgoda mi�-
dzy �wiadomo�ci� a post�powaniem jest u Solot�w cz�sta
tak�e w �yciu osobistym. B�dziemy te niezborno�ci kolejno
przedstawia�.
Po dw�ch godzinach gospodarze o�rodka kosmo-
nautyki po�egnali si� z nami. Na pobliskim lotnisku czeka�
ju� samolot maj�cy nas � wraz z ca�ym sprz�tem � prze-
wie�� do stolicy. Tak samo jak o�rodek, lotnisko obstawione
by�o wojskiem. Przelatuj�c na nie �mig�owcem widzieli�my
biwakuj�ce cierpliwie czeredy dziennikarzy, filmowc�w i fo-
toreporter�w. Nie tracili oni wida� nadziei, �e uda si� im zdo-
by� dla swoich pracodawc�w co�, co cho� o godzin� wy-
przedzi komunikaty oficjalne.
Dopiero w stolicy pofolgowano nieco tym �owcom
nowin. Byli dopuszczani na odleg�o�� umo�liwiaj�c� filmo-
wanie i fotografowanie ceremonii powitania. A by�y to rze-
czywi�cie ceremonie � wed�ug naszych miar cudaczne,
lecz u Solot�w (jak si� p�niej przekonali�my) powszechnie
urz�dzane, cho� uwa�ane za mord�g�.
Gdy zacz�li�my wychodzi� z samolotu, uderzy� w na-
sze uszy niezwyk�y, lecz u�adzony w swoim rytmie i brzmie-
niu jazgot. Jego sprawc� by�a grupa wojskowych dm�cych
i uderzaj�cych w instrumenty r�nych kszta�t�w, skonstruo-
wane celowo do wydawania g�o�nych d�wi�k�w. Taki zesp�
ludzi z instrumentami Soloci nazywaj� orkiestr�. Jazgot ten
trwa� na szcz�cie nied�ugo, wi�c da�o si� go znie�� bez
zm�czenia.
Na p�ycie lotniska oczekiwa�o na nas kilku ciemno
ubranych Solot�w. Zatrzymali�my si� naprzeciw nich. W�w-
czas wysuni�ty nieco do przodu m�czyzna (jak si� potem
dowiedzieli�my, minister) zacz�� czyta� z kartek przem�wie-
nie. Nic z niego nie rozumieli�my, gdy� nie zd��ono jeszcze
wy�adowa� z samolotu translatora. To wszak�e ministra nie
peszy�o, odczyta� sw� przemow� a� do ostatniej kartki.
Kiedy sko�czy�, by�o jasne, �e nale�y mu odpowiedzie�.
Uczyni� to kierownik naszej ekipy Herwig, wyra�aj�c zado-
wolenie z mo�no�ci poznania planety Sol-3 i jej mieszka�-
c�w. Gospodarze te� nie mogli nic z tego rozumie�, lecz s�u-
chali z pe�nymi udawanej uwagi twarzami.
Po przem�wieniach podbieg�y ma�e dziewczynki
i wr�czy�y nam kwiaty. Potem znowu zajazgota�a orkiestra,
a minister zaprosi� nas gestem do wyj�cia z lotniska. Szli�my
w szpalerze kamer i fotoaparat�w utrzymywanym w parame-
trowym oddaleniu przez jak�� stra�, do�� bezceremonialnie
poczynaj�c� sobie z niesfornymi.
I Kolumn� odkrytych samochod�w pojechali�my wraz
witaj�cymi do siedziby prezydenta. Pobocza ca�ej trasy za-
pe�nia�y szczelnie szpalery wiwatuj�cej publiczno�ci. Mie-
li�my widomy dow�d ogromnego zainteresowania, jakie
wzbudzi�o nasze przybycie na planet�.
Bi�o w oczy, �e na planecie Sol-3 nic nie mo�e si�
odby� bez wojska. Przed siedzib� prezydenta czeka�a na
nas nie tylko nast�pna orkiestra w mundurach, ale i r�wny,
d�ugi dwuszereg wyci�gni�tych jak struny �o�nierzy z tak
zwanymi karabinami. By�a to kompania honorowa do witania
szczeg�lnie cenionych go�ci. Prezydent u�cisn�� nam wszy-
stkim d�onie (to taki zabawny zwyczaj Solot�w towarzysz�cy
witaniu i �egnaniu). Potem zagrzmia�a jeszcze g�o�niejsza
ni� na lotnisku orkiestra. Prezydent przeszed� z nami przed
frontem kompanii honorowej, kt�ra wykona�a �mieszne ru-
chy karabinami.
Po gali na dziedzi�cu prezydent zaprosi� nas do
wn�trza swojej siedziby na rozmow�. Stwierdzili�my z ulg�,
�e dostarczono ju� z lotniska translator, nie grozi�o nam wi�c
s�uchanie i wyg�aszanie przem�wie� nawzajem niezrozu-
mia�ych. Soloci, jak wynika z naszych obserwacji, s� na ta-
kie mowy zahartowani. My jednak czuli�my si� w ich trakcie
g�upio i nie potrafili�my udawa� zainteresowania.
Prezydent wyrazi� rado�� z naszego przylotu, kt�ry
� powiedzia� � jest wielkim krokiem we wzajemnym pozna-
waniu si� kosmicznych cywilizacji. Uzna� za fortunne to, �e
wyl�dowali�my w jego kraju, bo pozwoli to nam zaznajomi�
si� z najdoskonalszym systemem gospodarczym i politycz-
nym planety Sol-3. Zapewni�, �e nasz pobyt b�dzie zorgani-
zowany z najwy�sz� staranno�ci� przez znakomitych facho-
wc�w. �yczy� przyjemnej i poznawczo owocnej podr�y.
Herwig podzi�kowa� za okazywan� naszej ekipie
trosk� i �yczliwo��. Podzieli� opini� prezydenta o wiekopom-
nym znaczeniu pierwszego kontaktu dw�ch kosmicznych cy-
wilizacji. Da� te� wyraz nadziei, �e w niedalekiej przysz�o�ci
b�dziemy mogli powita� na Lodze go�ci z planety Sol-3.
Po przem�wieniach prezydent zaprosi� nas do in-
nego pomieszczenia, gdzie � jak zapowiedzia� � nasze
przybycie b�dzie uczczone artystycznie. Co znaczy �artysty-
cznie", wyja�ni si� w dalszej tre�ci raportu. Jest to jedno
z tych nieprzet�umaczalnych s��w, kt�re musieli�my po pro-
stu przej�� z j�zyka Solot�w. W pomieszczeniu, do kt�rego
przeszli�my, sta�o ju� na schodkowym podwy�szeniu kilka
rz�d�w jednakowo ubranych ch�opc�w. Ich doros�y kierow-
nik oznajmi�, �e us�yszymy przygotowan� specjalnie na na-
sz� cze�� �kantat�".
Owa kantata by�a czym� podobnym do sztucznego
ha�asu wytwarzanego przez orkiestry, lecz w wykonaniu
ludzkich g�os�w, a nie d�tych lub uderzanych instrument�w.
Ch�opcy zbiorowo wykrzykiwali � modulowanymi g�osami
� tekst opiewaj�cy nasze przybycie. Z tym sposobem wy-
s�awiania tre�ci, nazywanym ��piewem", przysz�o nam spo-
tyka� si� jeszcze wiele razy; jest to na planecie Sol-3 zjawi-
sko powszechne. Trudno poj��, po co wyra�a si� przeci�gle,
ma�o komunikatywnie i z du�ym wysi�kiem strun g�osowych
to, co mo�na szybciej wyrzec normaln� mow�. Soloci jednak
bardzo si� w tym lubuj�, tak samo jak w du�ych i ma�ych
orkiestrach, a nawet w jednoosobowych popisach tego ro-
dzaju. Ci jednoosobowi ��piewacy" i �wirtuozi" ciesz� si�
szczeg�lnymi wzgl�dami s�uchaczy i s� na og� dobrze wy-
nagradzani. Za s�uchanie ich wyst�p�w na �ywo p�aci si�,
nieraz bardzo drogo. M�odzie� za� wprost uwielbia �piewa-
k�w wrzeszcz�cych ile gard�o wytrzyma i miotaj�cych si�
przy tym w drgawkach. Im tekst g�upszy, tym bardziej si� po-
doba. W przywiezionych przez nas na Log� nagraniach fil-
mowych s� popisy tych krzykaczy. Demonstrowali�my je na-
szej m�odzie�y, nie wytrzymywa�a ona jednak takiego ch�o-
stania d�wi�kiem; przyprawia�o j� o b�l g�owy i nerwowe
roztrz�sienie.
Po wyst�pie �piewaj�cych ch�opc�w prezydent po-
�egna� nas, jeszcze raz �ycz�c owocnej podr�y. Przed
opuszczeniem jego siedziby otrzymali�my eleganckie teczki
bogato ilustrowanymi wydawnictwami ukazuj�cymi demo-
kratyczny rozkwit i wspania�e osi�gni�cia pa�stwa Am-1.
Na obiad i dalszy pobyt zawieziono nas do rezyden-
cji dla rz�dowych go�ci. Do posi�ku dostali�my tam butelko
wany nap�j o nazwie �wino". Jest to wonny p�yn o do�� oso-
bliwym, lecz przyjemnym smaku. Jeszcze bardziej osobliwe
okaza�o si� jego dzia�anie na umys�. W miar� picia sp�ywa�o
na nas b�ogie poczucie zadowolenia i szcz�cia, a jedno-
cze�nie do�wiadczali�my czego� w rodzaju �agodnego ko�y-
sania. Gdy w takim mi�ym nastroju obiad dobieg� ko�ca, go-
spodarze przedstawili nam dwie mo�liwo�ci spo�ytkowania
popo�udnia. Sztab specjalist�w maj�cy organizowa� nasz
dalszy pobyt by� ju� uformowany i mogli�my si� z nim spot-
ka�. Gospodarze radzili jednak od�o�y� to do nast�pnego
dnia, popo�udnie za� po�wi�ci� na obejrzenie stolicy i okolic
ze �mig�owca, a potem odpoczynek na g�rnym tarasie naj-
wy�szego w mie�cie budynku.
Wino nastroi�o nas jednomy�lnie: nikt nie mia�
ochoty na dalsze trudzenie si� w tym dniu. Wybrali�my prze-
ja�d�k� i odpoczynek.
W �mig�owcu dalej czuli�my si� b�ogo i relaksowo,
niemniej spostrze�enia same cisn�y si� do oczu. Miasto
zbudowane by�o ciasno i wysoko, jak mrowisko. Towarzy-
sz�cy nam Soloci wyja�nili, �e obecnie buduje si� tak wszy-
stkie du�e miasta, gdy� grunty s� bardzo drogie, a ludzi co-
raz wi�cej. Jak dowiedzieli�my si� p�niej, na planecie Sol-3
� niewiele wi�kszej o� naszej � zamieszkuje prawie
pi�� miliard�w ludzi. W ostatnich czasach liczba Solot�w co
trzydzie�ci lat si� podwaja. Mimo szcz�liwo�ci po winie in-
formacja ta przyprawi�a nas o z�owr�bn� refleksj�. Co
czeka t� planet�, je�li jej mieszka�cy tak si� mno��?
Podczas wypoczynku na tarasie pod ob�okami
nasi gospodarze che�pili si�, �e w�a�nie w ich kraju wzno-
szone s� najwy�sze na planecie �drapacze chmur". Cz�-
sto lokator ma z parteru dalej do swojego pi�tra ni� na
s�siedni� ulic�. W og�le wszystko jest w ich kraju naj-
lepsze. Inni pozostaj� daleko w tyle, cho� si� nat�aj�.
Niebawem stwierdzili�my, �e nasze dobre samopo-
czucie s�abnie. Wino � doszli�my do wniosku � ma dzia�a-
nie kr�tkotrwa�e. Nadal jednak nie odczuwali�my ch�ci do
pracy, tote� tego dnia nie posun�li�my naszej badawczej mi-
sji dalej.
Nazajutrz rano spotkali�my si� ze sztabem maj�-
cym organizowa� nasz pobyt na planecie Sol-3. Przed bu-
dynkiem, w kt�rym spotkanie si� odby�o, trwali na swoich
posterunkach �owcy informacji. Przynajmniej niekt�rzy z nich
� jak si� przekonali�my � byli mistrzami w tym fachu. Zdo-
byli ju� jakim� sposobem nieco wiedzy o naszym j�zyku i po-
zdrawiali nas w nim okrzykami �Wiwat Loga" oraz �Serdecz-
nie witamy".
Sztab, naprzeciwko kt�rego zasiedli�my przy d�ugim
stole, by� dok�adnie tak liczny jak nasza ekipa: jedenastooso-
bowy. Mo�e przypadkiem tak to Solotom wypad�o, a mo�e
�wiadomie zadbali o t� r�wno��. Specjalno�ci obu stron nie
odpowiada�y sobie ca�kowicie, gospodarze byli jednak w sta-
nie podo�a� fachowo wszystkim naszym zainteresowaniom.
Ich przewodnicz�cy wyrazi� zaraz na wst�pie nadziej�, �e
nie b�dziemy traktowa� swej misji jednostronnie, wy��cznie
badawczo. Soloci pragn�liby dowiedzie� si� o �yciu na Lo-
dzie nie mniej, ni� my o ich cywilizacji. Odpowiedzieli�my,
�e takie jest za�o�enie naszej wyprawy, czego dowodem
b�d� bogate materia�y informacyjne, jakie przywie�li�my ze
sob� i przeka�emy uczonym z Sol-3. Lingwista, wsp�pracu
jacy z naszym przy translatorze, ju� otrzyma� obrazkowe ele-
mentarze, s�owniki opisowe oraz inne pomoce naukowe
umo�liwiaj�ce poznanie j�zyka i pisma Logot�w.
Po tym wst�pie wy�oni�a si� kwestia trasy naszei
podr�y. Wiedz�c ju�, �e planeta Sol-3 dzieli si� na wiele
pa�stw, pragn�li�my pozna� przynajmniej kilka z nich - i to
nie z jednego bloku. To nasze �yczenie spotka�o si� z wyra-
�n� niech�ci� gospodarzy. Skoro jeste�cie w pa�stwie o naj-
wy�szych osi�gni�ciach cywilizacyjnych � oznajmili nam �
nie powinni�cie traci� czasu na kraje op�nione w rozwoju.
B�d� b�d�ce na fa�szywej drodze. Poniewa� trwali�my przy
swoim �yczeniu, przewodnicz�cy Solot�w zaproponowa�, by
od�o�y� to do p�niejszych rozm�w, a na razie ustali� pro-
gram naszego pobytu w pa�stwie Am-1. Przystali�my na to.
Do�� szybko uzgodnili�my, �e nasze potrzeby poz-
nawcze b�d� zaspokajane trzema torami. Przede wszyst-
kim przez spotkania i rozmowy z r�nymi grupami Solot�w
� g��wnie naukowc�w, ale nie tylko. Po drugie � przez
uczestnictwo poszczeg�lnych cz�onk�w naszej ekipy w roz-
maitych formach �ycia Solot�w i zwiedzanie s�u��cych mu
urz�dze�. Po trzecie wreszcie � przez dostarczenie nam
materia��w informacyjnych, dobranych przez naukowc�w,
a maj�cych umo�liwi� pog��bione studia nad cywilizacj� So-
lot�w po naszym powrocie na Log�. Ustalili�my te�, �e przy
wszelkich spotkaniach z Solotami � a zw�aszcza specjali-
stami � b�dziemy udziela� im informacji o Lodz� i odpowia-
da� na pytania. Gospodarze przyj�li do wiadomo�ci, �e za-
mierzamy � na p�niejszy u�ytek � rejestrowa� wizualnie
i d�wi�kowo nasz pobyt na planecie.
Programy na kolejne dni gospodarze przyrzekli uz-
gadnia� z nami bie��co, w miar� post�pu podr�y i odpo-
wiednio do potrzeb. Pr�cz lingwisty, przydzielonego do na-
szej ekipy na sta�e, mieli nam towarzyszy� na zmian� cz�on-
kowie sztabu oraz osoby dobrane przez nich stosownie do
programu dnia.
Na popo�udnie gospodarze zaproponowali nam kon-
ferencj� prasow�, kt�rej domaga�y si� natarczywie wszyst-
kie �rodki informacji. Zgodzili�my si�. Tymczasem, ponie-
wa� do obiadu pozosta�o p�torej godziny, sztabowcy popro-
sili, by�my odpowiedzieli na ich pytania. Zgodzili�my si�
tak�e na to, bo przecie� zobowi�zali�my si� informowa� So-
lot�w o Lodz�.
Pierwsze pytanie odnosi�o si� do proporcji p�ci w na-
szej ekipie. Jak zd��yli�my ju� zauwa�y� podczas dotych-
czasowych spotka� i przejazd�w, na planecie Sol-3 m�-
czyzn jest mniej wi�cej tyle samo co kobiet. Na wa�niej-
szych funkcjach stanowi� oni wi�kszo��, a niekt�re s�u�by
s� ca�kowicie m�skie. Nic zatem dziwnego, �e naszych roz-
m�wc�w zainteresowa�o, dlaczego mamy w ekipie � wyko-
nuj�cej przecie� bardzo odpowiedzialne zadanie � trzy
czwarte kobiet.
Informacja, �e taka jest proporcja p�ci na Lodz�, za-
skoczy�a Solot�w. Milczeli przez d�ug� chwil�, a potem za-
dali ca�� seri� pyta� pochodnych: o zwi�zki rodzinne, roz-
rodczo��, wychowywanie dzieci. By odda� wiernie charakter
zdziwienia Solot�w i trudno�� zrozumienia przez nich na-
szych regu� oraz obyczaj�w, przytaczamy (wed�ug zapisu
magnetofonowego) niekt�re pytania i odpowiedzi. We
wszystkich tego rodzaju przytoczeniach b�dziemy wypowie-
dzi Solot�w oznacza� skr�tem SOL, nasze za� � skr�tem
LOG.
SOL: Je�li kobiet jest u was trzy razy wi�cej ni� m�-
czyzn, to co si� dzieje z tymi, dla kt�rych brakuje
m��w? Czy umiej� �y� samotnie bez z�ych skut-
k�w psychicznych?
LOG: Nie musz� �y� samotnie. Najcz�stsza jest u nas ro-
dzina, sk�adaj�ca si� z m�czyzny i trzech kobiet. S�
tak�e, cho� rzadko, rodziny wy��cznie kobiece. Os�b
�yj�cych samotnie jest ma�o.
SOL: Kobiety godz� si� na takie czw�rkowe uk�ady?
LOG: Te, kt�re si� nie godz�, nie musz� do nich wchodzi�
Ale, jak ju� by�o powiedziane, os�b samotnych jest
ma�o. Ma��e�stw dw�jkowych tak�e niewiele.
SOL: Czemu przypisujecie tak niekorzystn� proporcj� p�ci
na waszej planecie? Jakiej� skazie genetycznej?
LOG: Jest to proporcja przez nas wybrana. W przesz�o�ci
prowadzone by�y d�ugotrwa�e do�wiadczenia ze �ro-
dowiskami o r�nym sk�adzie p�ciowym. Okaza�o si�,
�e najlepiej funkcjonuje system patriarchalny o propo-
rcji jeden do trzech. Dlatego tak kierujemy obecnie roz-
rodczo�ci�.
SOL: Wynika�o by z tego, �e umiecie wp�ywa� na p�e� maj�-
cych si� urodzi� dzieci.
LOG: Tak, umiemy.
SOL: A je�liby rodzice chcieli wi�cej ch�opc�w?
LOG: Rodzice rozumiej�, �e potrzeba wi�cej dziewcz�t.
Podporz�dkowuj� si� spo�ecznemu interesowi.
SOL: Gdyby go jednak naruszali?
LOG: Wtedy pozbawi�oby si� ich statusu rodziny rozrodczej.
Ale to mo�liwo�� tylko teoretyczna, takich wypadk�w
nie ma. Status rodziny rozrodczej to przywilej i zasz-
czyt.
SOL: Nie rozumiem. Co to znaczy: �status rodziny rozrod-
czej"?
Prawo i zadanie p�odzenia dzieci.
Przecie� ka�demu wolno.
Nie. Tylko rodzinom rozrodczym.
SOL: Kto je ustanawia, po co i wed�ug jakich kryteri�w?
LOG: Genetycy, dla dobra gatunku, wed�ug kryteri�w fizycz-
nych i umys�owych. Rodzina rozrodcza to m�czyzna
i trzy lub cztery kobiety o doborowej warto�ci genety-
cznej. Rodziny takie korzystaj� z r�nych przywilej�w
i ciesz� si� wysokim powa�aniem.
SOL: Ile dzieci p�odzi taka rodzina?
LOG: Tyle, ile trzeba dla utrzymania sta�ej liczebno�ci poko-
le�. Ale nie wszystkie wychowuje sama. Wi�kszo��
niemowl�t przekazuje si� rodzinom nierozrodczym,
kt�re wyra�� takie pragnienie i wyka�� si� przygoto-
waniem pedagogicznym.
SOL: M�wi�c kr�tko: sterowana hodowla ludzi.
LOG: Mo�na to i tak nazwa�. Wychodzimy na tym dobrze.
SOL: Te stad�a wy��cznie kobiece to kto? Lesbijki?
LOG: Co to znaczy: lesbijki?
SOL: Kobiety wsp�yj�ce ze sob� erotycznie.
LOG: To przecie� niemo�liwe.
SOL: Mo�liwe. Nie ma u was tego?
LOG: Nie. Te kobiety rezygnuj� po prostu z �ycia seksual-
nego. Dla u�atwienia tego mog� by�, na w�asne �y-
czenie, poddane stosownym szczepieniom t�umi�-
cym.
SOL: Uwa�acie, �e ten wasz system jest humanitarny?
LOG: Uwa�amy, �e jest racjonalny i dobrze nam s�u�y...
Do obiadu znowu podano nam wino. Przynios�o to
skutek taki sam jak poprzedniego dnia: b�ogo�� i nastr�j re-
laksowy. Pinor i Ledeta, kt�rzy popadli w stan bliski rozrzew-
nienia, zaproponowali, by od�o�y� konferencj� prasow� do
nast�pnego dnia. Herwig, zaniepokojony takim oddzia�ywa-
niem wina na psychik�, poprosi� gospodarzy, by nie poda-
wano nam do dalszych posi�k�w tego napoju.
Sala wybrana na konferencj� prasow� by�a nabita
do ostatniego miejsca. A nawet wi�cej: przepe�niona, bo
dziennikarze t�oczyli si� r�wnie� w przej�ciach i drzwiach,
siedzieli na pod�odze przed pierwszym rz�dem foteli oraz na
parapetach okien. �lepia kamer i fotoaparat�w wycelowane
by�y w nas z r�nych miejsc sali.
Powt�rzy�y si� prawie wszystkie pytania zadane
nam przed po�udniem przez sztabowc�w. Widocznie wiado-
mo�� o dziwnych dla Solot�w regu�ach �ycia rodzinnego na
Lodz� zd��y�a ju� przenikn�� do niekt�rych dziennikarzy.
Ich ciekawo�� by�a jednak bli�sza zainteresowaniom tak
zwanych szarych ludzi ni� naukowc�w. Oto te z rozszerzaj�-
cych temat pyta�, kt�re podyktowa�y prawdopodobnie auto-
rom potrzeby redakcji zabiegaj�cych o, czytelnika.
SOL: W jakim okresie �ycia kwalifikuje si� Logot�w i Logotki
do rodzin rozrodczych?
LOG: W roku osi�gni�cia dojrza�o�ci p�ciowej, po odpowied-
nich badaniach biologicznych i umys�owych. Dodatni
wynik badania nie stwarza obowi�zku wej�cia do ta-
kiej rodziny, jednak odm�w jest ma�o. Osoby przyjmu-
j�ce propozycj� kierowane s� do specjalnych szk�,
kt�re przygotowuj� je do roli rodzic�w. Absolwenci
tych szk� tworz� swobodnie si� dobieraj�ce rodziny
cztero- lub pi�cioosobowe.
SOL: Czy rodziny rozrodcze nie opieraj� si� oddawaniu
cz�ci dzieci innym rodzinom?
LOG: Rodzina rozrodcza mo�e zatrzyma� u siebie tylko co
trzecie z urodzonych dzieci. Zbyt wielka liczba dzieci
w rodzinie utrudnia�aby ich wychowanie.
SOL: Czy dziecko adoptowane przez rodzin� nierozrodcz�
przywi�zane jest do jednej tylko kobiety, czy do ca�ej
wsp�lnoty?
LOG: Do jednej. Jednak�e wszystkie cz�onkinie rodziny
wspomagaj� si� i wyr�czaj� w czynno�ciach wycho-
wawczych, bo to u�atwia im �ycie i prac� zawodow�.
Rodzinom, kt�re mog�yby mie� trudno�ci wychowaw-
cze, nie powierza si� dzieci. Od ka�dej z kandydatek
na matk� wymagane jest uko�czenie rocznego kursu
przygotowawczego.
SOL: Czy dla wszystkich ch�tnych kobiet starcza dzieci?
LOG: Nie. Nie wszystkie zreszt� rodziny kwalifikuj� si� do
tego, �eby im dzieci powierzy�.
SOL: A je�li sp�odz� dzieci samowolnie?
LOG: Taka samowola nie zdarza si�.
SOL: Gdyby si� jednak zdarzy�a?
LOG: Trzeba by si� uciec do sterylizacji. Ale to rozwa�anie
czysto teoretyczne.
SOL: Jak czuj� si� te kobiety, kt�re chcia�yby mie� dzieci,
ale nie mog� ich urodzi� ani dosta�? Co je czeka w
staro�ci?
LOG: Instynkt macierzy�ski mo�e by� na �yczenie st�u-
miony, tak samo jak poci�g seksualny. Kobiety
o du�ych ambicjach zawodowych poddaj� si� temu
z ca�kiem swobodnego wyboru. Je�li za� chodzi
o opiek� nad lud�mi starymi, to jest ona na Lodz�
zagwarantowana ka�demu. Nikt nie jest zdany na
dzieci.
SOL: Chodzi mi nie tylko o zabezpieczenie bytu. Dzieci to
tak�e wi� uczuciowa, ochrona przed udr�k� samo-
tno�ci.
LOG: W rodzinach wieloosobowych samotno�� grozi rzadko.
SOL: Jak przedstawia si� w rodzinie wieloosobowej kwestia
wzajemnej akceptacji kobiet?
LOG: M�czyzna nie mo�e wprowadzi� do domu kobiety,
kt�rej sprzeciwi� si� pozosta�e.
SOL: A je�li rozd�wi�ki zrodz� si� p�niej?
LOG: Ka�dy pe�noletni cz�onek rodziny mo�e by� z niej usu-
ni�ty decyzj� wi�kszo�ci. Ma te� prawo odej�� z w�a-
snej woli. W obu wypadkach nale�y mu si� odpowied-
nia sp�ata ze wsp�lnego dorobku.
SOL: Co dzieje si� z rodzin� w razie �mierci lub odej�cia
m�czyzny?
LOG: Na og� rodzina nie rozpada si�, kobiety pozostaj� ze
sob� dalej. Rozstania s� rzadkie i to raczej tylko w m�o-
dym wieku, kiedy jest szansa wej�cia do innej rodziny...
Przez prawie trzy godziny konferencja toczy�a si�
�ywo i nikt nie opuszcza� sali. P�niej jednak zainteresowa-
nie Solot�w zacz�o szybko gasn��. Najpierw powymykali
si� ci z pobli�a drzwi. Potem pustosza�y fotele przy przej�-
ciach, a mniej wi�cej po kwadransie nie by�o ju� na sali na-
wet po�owy tak rozciekawionych do niedawna dziennikarzy.
Co dziwniejsze � jedynymi, kt�rych ten nag�y zwrot zdu-
mia�, byli�my my, Logoci. Gospodarze nie wygl�dali na za-
skoczonych, a prowadz�cy konferencj� og�osi� po prostu jej
zako�czenie. Uczyni� to w tak naturalny spos�b, jakby nic
niezwyk�ego nie nast�pi�o. Widz�c jednak nasze zdziwienie
wyja�ni�, �e za trzy kwadranse rozpoczyna si� wa�ny �mecz
pi�ki no�nej". I �e �w mecz wyludni� nie tylko nasz� konferen-
cj�. Najdalej za p� godziny opustoszej� tak�e ulice, gdy�
wszyscy b�d� siedzie� przed telewizorami.
Nie wiedzieli�my wtedy, co to znaczy �mecz", a tym
bardziej �pi�ki no�nej". U nas pi�ka jest zabawk� dzieci i ni-
czym wi�cej. Obecnie znamy ju� rozmiar i charakter zjawis-
ka, nazywanego na planecie Sol-3 �sportem", a b�d�cego
zwyrodnia�� postaci� uprawianych u nas �wicze� fizycz-
nych.
Owa �pi�ka no�na" jest szczeg�lnym przejawem
bezsensu. Gorzej nawet � zbiorowej histerii, powoduj�cej
cz�sto po�a�owania godne, nieproporcjonalne do przyczyny
skutki. Mecz polega na tym, �e wypuszcza si� na boisko
dwie jedenastoosobowe dru�yny i dostarcza im jedn� pi�k�.
Rozpoczyna si� w�wczas gonienie i kopanina tej pi�ki ma-
j�ca na celu wbicie jej do tak zwanej �bramki" przeciwnika.
Dru�yna, kt�ra dokona tego wi�cej razy, uznawana jest za
zwyci�zc�.
Ca�a ta kot�owanina (podlegaj�ca zreszt� �cis�ym re-
gu�om) mog�aby by� niegro�n� aberracj� umys�ow� biegaj�-
cych po boisku, gdyby nie rzesze poplecznik�w obydwu dru-
�yn zwanych �kibicami". Na trybunach wok� boiska siedzi
ich cz�sto po kilkadziesi�t tysi�cy, dopinguj�c graczy wrza-
skami jakby naprawd� sz�o o co� wa�nego. Po meczach do-
chodzi do awantur i bijatyk mi�dzy kibicami, a nieraz tak�e
do turbowania zwyci�skich graczy albo kieruj�cych meczem
s�dzi�w. Interweniuje policja, z zasady czuwaj�ca przy bois-
kach. Niekt�re mecze, budz�ce szczeg�lnie du�e emocje,
skupiaj� miliony kibic�w przy telewizorach. Kl�ska fawory-
t�w za�amuje cz�sto kibic�w tak, �e nast�pnego dnia nie s�
w stanie normalnie pracowa�. Ogromne nami�tno�ci budz�
spotkania reprezentacji pa�stwowych. Cho� trudno w to
uwierzy�, nami�tno�ci te przeradzaj� si� niekiedy w praw-
dziwe wojny z rannymi i zabitymi.
Na planecie Sol-3 uprawiane s� sporty nie tylko ab-
surdalne, ale i zab�jcze. Takim jest na przyk�ad �boks".
Dwaj przeciwnicy uderzaj� si� pi�ciami tak d�ugo, a� jeden
straci zdolno�� do dalszej walki. Bywaj� ciosy �miertelne.
Wypadki �miertelne zdarzaj� si� te� podczas wariackich
wr�cz wy�cig�w samochodowych. A wszystko to odbywa si�
Pod ob�udnym has�em �Sport to zdrowie". W rzeczywisto�ci
cz�� sportowc�w (s� to przewa�nie dobrze op�acani zawo-
dowcy, cho� uchodz� za amator�w) ko�czy sw� karier�
inwalidztwem.
Generalnie rzecz ujmuj�c sport jest doskonaleniem
niczemu nie s�u��cych umiej�tno�ci, by wykaza� si� w nich
wy�szo�ci� nad innymi. O to samo zreszt� chodzi na plane-
cie Sol-3 nie tylko w sporcie. O innych takich ambicjach i ja-
�owych wysi�kach b�dzie jeszcze w tym raporcie mowa.
Mecz, kt�ry skr�ci� konferencj� prasow�, by� spotka-
niem leprezentacji pa�stw Am-1 i Eu-1. Nasi gospodarze
przegrali je. Nast�pnego dnia kraj leczy� duchowe rany
i ogarni�ty by� frustracj� blisk� �a�obie.
Nasza konferencja prasowa, cho� uci�ta przez
mecz, przynios�a obfity plon. Ju� wieczorem stacje telewi-
zyjne nadawa�y jej wybrane fragmenty, szczupto jednak je-
szcze okraszone komentarzami. Te pojawi�y si� nazajutrz
w dziennikach, a w nast�pnych dniach � w tygodnikach.
Nasi opiekunowie dostarczali nam stosy wycink�w z publi-
kacjami b�d�cymi pok�osiem konferencji. Oto niekt�re na-
g��wki i cytaty.
�Konferencja z kosmitami interesuj�ca, ale w �le
wybranej porze."
�Marny los kobiet na Lodz�. Wyt�umianie instynktu
macierzy�skiego i poci�gu p�ciowego."
�Dyktatura genetyk�w. Wola jednostki nie liczy si�."
�Na Lodz� rozmna�anie ludzi zorganizowane jest
tak, jak u nas rozp��d rasowych zwierz�t."
�Trzy kobiety na m�czyzn�. Poligamia konieczno�-
ci�."
�Rozrodczo�� selektywna � warto zastanowi� si�
nad tym powa�nie, bez emocji ani uprzedze�."
�Niekt�rym naszym m�czyznom �ycie na Lodz�
wyda si� pewnie pon�tne. Nie potrzeba ukrywanych kocha-
� kilka kobiet w domu."
�Na Lodz� w�asne dziecko nagrod� za dobre geny."
�Podejrzewamy, �e spo�eczno�� Logot�w wi�cej ma
wsp�lnego z pszczo�ami i mr�wkami ni� z lud�mi naszego
pokroju. Czekamy na nast�pn� konferencj� prasow�."
�Je�li jest na Lodz� prostytucja, to damska czy m�-
ska? Kwestia do wyja�nienia."
W ostatnim cytacie pojawi�o si� poj�cie �prostytucja",
u nas nieznane. Wyja�niamy, �e jest to odbywanie stosun-
k�w seksualnych z przygodnymi partnerami za pieni�dze,
proceder u Solot�w bardzo stary i niezniszczalny, uprawiany
cz�sto przez nieletnie dziewcz�ta, a nawet dzieci.
Sceptyczny, a nawet k��liwy ton wi�kszo�ci przyto-
czonych g�os�w prasy wynika z przywi�zania Solot�w do pa-
nuj�cej u nich anarchii rozrodczej oraz (przypadkowej zresz-
t�) r�wnowagi p�ci. Na planecie mno�y si�, kto tylko chce �
r�wnie� jednostki zupe�nie zdegenerowane. Te maj� zazwy-
czaj wi�cej dzieci ni� ludzie o dodatnich cechach genetycz-
nych. Szko�y i wojskowe komisje poborowe stwierdzaj�
wzrost odsetka m�odzie�y z defektami cia�a i umys�u. Coraz
wi�cej jej trzeba umieszcza� w szko�ach dla dzieci upo�le-
dzonych oraz o�rodkach opieki spo�ecznej. Po doro�ni�ciu
osoby niedorozwini�te p�odz� kolejne dzieci z dziedzicznymi
skazami � i nie potrafi� ich przewa�nie utrzyma� ani wy-
chowa�. Pr�by powstrzymania tej degeneruj�cej rozrodczo-
�ci napotykaj� ha�a�liwy sprzeciw rozpanoszonych na plane-
cie humanist�w, nie dopuszczaj�cych my�li o ograniczeniu
)raw rozp�odowych jednostki � nawet zwyrodnia�ej.
Ale to tylko jedna, genetyczna strona �ywio�owej roz-
odczo�ci Solot�w. Nie mniej gro�na jest druga, demogra-
iczna. Wspomnieli�my wcze�niej o przeludnieniu planety
dalszym, szybko wzbieraj�cym przyro�cie jej mieszka�c�w.
S��d ju� jest, nadci�ga natomiast katastrofa: wyczerpanie
si� naturalnych zasob�w planety � paliw, rud oraz innych
kopalin. Bez nich cywilizacja Solot�w b�dzie musia�a zam-
ie�. �wiadomo�� tego istnieje, lecz bez �adnych konse-
kwencji praktycznych. W wielu krajach popiera si� i premiu-
je rozrodczo�� dla wzmocnienia narodu przez liczebno��.
Potem, gdy robi si� w skutek tego ciasno, kraje te wszczy-
naj� wojny dla powi�kszenia swej przestrzeni �yciowej.
Kiedy j� zdob�d�, mno�� si� dalej � p�ki nie trafi� na sil-
niejszego, kt�ry je rozgromi, a ludno�� przetrzebi. Tak
mniej wi�cej plecie si� jeden z g��wnych w�tk�w historii
planety.
Poinformowali�my Solot�w, �e na Lodz� wyliczono,
ilu mieszka�c�w mo�e �y� na planecie bez dewastacji przy-
rody oraz zasob�w, i �e nie dopuszcza si� do przyrostu lud-
no�ci ponad t� norm�. Nasi rozm�wcy odpowiedzieli, �e to
bardzo m�dre, ale u nich niewykonalne. S� biedne pa�stwa,
kt�re pr�buj� pohamowa� rozrodczo��, ale nie udaje si� im
to. Jedynymi korektorami s� � jak dot�d � umieralno�� z
g�odu, epidemie oraz wojny.
W nast�pnym po konferencji prasowej dniu zosta-
li�my powiadomieni, �e o rozmow� z nami zabiegaj� pe�no-
mocnicy pot�nego koncernu �General Metal Company".
Cz�onka sztabu, kt�ry przekaza� nam t� wiadomo��, zapyta-
li�my, jaki mia�by by� temat rozmowy. Odpowiedzia�, �e
pro�ba wi��e si� pewnie ze wstrz�sem na gie�dzie drogich
metali, jaki nast�pi� po naszym przylocie. Idzie zw�aszcza
o z�oto i platyn�, kt�rych � jak ju� si� dowiedziano � jest
na Lodz� pod dostatkiem. Ceny obu tych metali gwa�townie
spad�y, co mo�e poci�gn�� za sob� wiele bankructw, a na-
wet zachwianie si� systemu walutowego ca�ej planety.
Nie potrafili�my poj��, jak rzadko�� lub obfito�� jed-
nego czy dw�ch metali mo�e zachwia� system walutowy
ca�ej planety. By to wy�wietli�, przystali�my na rozmow�
z przedstawicielami koncernu.
Trzej nobliwie wygl�daj�cy panowie, kt�rzy zjawili
si� bardzo szybko, umkn�li nam w tej materii. O�wiadczyli
wykr�tnie, �e zajmuj� si� jedynie pozyskiwaniem i sprze-
da�� metali, a w kwestii systemu walutowego planety nie s�
dostatecznie kompetentni, by cokolwiek miarodajnie wyja�-
"� cnntkanie za� poprosili po to, by zaproponowa� nam
umow� o wy��cznej wsp�pracy w zakresie wymiany metali,
je�li nie w najbli�szych latach, to kiedy�, w przysz�o�ci.
Propozycja by�a tyle� zaskakuj�ca, co nierealistycz-
na. Pomijamy ju� to, �e � jako ekipa badawcza � nie by-
li�my upowa�nieni do zawierania jakichkolwiek um�w go-
spodarczych. Propozycja koncernu kwalifikowa�a si� do
sfery fantazji z powodu odleg�o�ci obu planet i gigantycz-
nych koszt�w ewentualnej komunikacji mi�dzy nimi. Jaka�
wymiana mog�aby by� przy takich kosztach op�acalna?
Powiedzieli�my to pe�nomocnikom koncernu. Argu-
ment nie stropi� ich. Oznajmili, �e op�acalno�� jest ich rze-
cz�, my za� mieliby�my jedynie zawrze� umow�. Nie widz�c
sensu dyskusji z marzycielami odprawili�my ich stwierdze-
niem, �e nie jeste�my uprawnieni do takiej umowy. Po�e-
gnali si� z nami nie ukrywaj�c �alu.
Nieco �wiat�a na ich koncept rzuci�a nasza p�niej-
sza rozmowa z Solotem ekonomist�. Wyja�ni� on nam, �e
koncern prawdopodobnie w og�le nie planowa� �adnego
handlu z Log�. Chcia� go tylko zablokowa� przed konkuren-
tami, by z�oto z Logi nigdy nie pojawi�o si� na planecie Sol-3.
A tym koncern jest �ywotnie zainteresowany ze wzgl�du na
w�asne kopalnie z�ota na planecie. Jest to � dowiedzieli�my
si� � analogia wykupywania przez koncerny zagra�aj�cych
im wynalazk�w, by uniemo�liwi� wykorzystanie ich przez
konkurent�w.
Tak wi�c � z braku uprawnie� do um�w � nie u-
spokoili�my gie�dy drogich metali na planecie Sol-3. Kiedy
opuszczali�my j�, cena z�ota nadal by�a zachwiana, a inte-
resy wielkich posiadaczy tego metalu zagro�one.
Po odej�ciu pe�nomocnik�w koncernu zg�oszono
nam kolejn� pro�b�. Pod wp�ywem wiadomo�ci o sterowaniu
przez nas rozrodczo�ci� Akademia Medycyny zapragn�a
zbada� cz�onk�w naszej ekipy oraz przedstawi� list� pyta�
tycz�cych